Mechaniczne Serce
Mechaniczne drzewa w parku rozwijały i zwijały swe liście i kwiaty w towarzystwie kakofonii technologicznych trzasków i chrzęstów; obłoki pary wybuchały spod ich korzeni, odstraszając mosiężne motyle, w których skrzydłach kłębiły się setki maleńkich stukających rytmicznie miedzianych trybików i tłoczków.
On - Mechaniczny Książę - przechadzał się po tym mecha-parku w swoich pobrudzonych smarem i technicznymi odpadami ubraniach, oglądając skryte w sterowalnych mchach wskaźniki. Stukał w nie w rytmie wielkich kołowrotów, sprawdzając pomiary i temperaturę. Jeszcze niedawno rozkoszował się wybuchami kłębów gorącej pary i kołataniem wielkich mechanizmów w ogromnych, metalowych drzewach, ale teraz monotonia stukających części stawała się dla niego nie do wytrzymania. Wgryzała się w uszy, nie pozwalając zapomnieć; nie dając wytchnienia. To co jeszcze niedawno było tak wspaniałą muzyką, straciło swoje piękno, zupełnie jak zapach smaru – kiedyś tak doskonały, a teraz… obrzydliwy i drażniący.
Książę nie mógł pojąć, skąd ta nagła zmiana. Wiedział jedynie, że świat stał się taki sztuczny, a mechanizacja i industrializacja przerosła jego marzenia. Pragnął odrobiny naturalności, pozbawionej chrzęstu metali i turkotu parowych silników.
Nagle, zupełnie bez powodu, zatrzymał się i spojrzał w przestrzeń. Po chwili rzucił się biegiem w stronę domostwa, z wyrazem konsternacji i niepewności na twarzy. Jakby szukał utraconej „prawdziwości”.
Jego dom, maleńki, ale z wielkim kominem, stał na skraju tego dyszącego parku, wypluwając sporadycznie ciężki obłok czarnego dymu w powietrze, by płynął z innymi. Wszedł przez drzwi, skrzypiące niesfornie, co natychmiast naprawił tłustym, płynącym powoli smarem, którego buteleczkę miał zawsze w tylnej kieszeni pantalonów. Mocne zawiasy opierały się jeszcze chwilę zbawiennemu wpływowi oliwy, ale po chwili zaprzestały buntu i zamknęły się jedynie z cichym trzaskiem mechanicznego zamka, w którym kołowroty ledwie przysłonięte płytką obracały się szybko, szczękając i bucząc. Mały silniczek parowy wmontowany w ścianę zasyczał gniewnie niemal, wypluwając z siebie obłok brutalnie gorącej pary, wprost w twarz Księcia.
Ten zaśmiał się jedynie i pokręcił głową lekko, to w jedną to w drugą stronę jakby tak zaprogramowany, chichocząc cały czas z niesforności małego silnika. Obrócił się jednak po chwili, nader szybko podążywszy do salonu. Usiadł na fotelu, rozglądając się wokoło po trzaskającym ze wszystkich stron domostwie. Stukanie i pukanie dobiegało z każdego kąta, czy to był mechaniczny zegar samonakręcający się, który wisiał na ścianie obok skomplikowanej maszyny do wytwarzania energii elektrycznej czy donica pełna automatycznie poruszających się industrialnych kwiatów.
Twarz Mechanicznego Księcia przybrała wyraz niezadowolenia z braku miejsca, w którym mógłby zaznać wytchnienia. Dręczyły go już te nie dające o sobie zapomnieć stukania. Zajmowały cały jego zegarowy mózg nie dając odpocząć przepływającym przez niego świecącym olejom.
Zdenerwowany chwycił donicę cynkowych roślin o pozłacanych kwiatach, w których metalicznych łodygach, tysiące maleńkich mechanizmów połączonych w jeden pracowało nad tym, by płatki tego mecha-kwiatu, poruszały się równomiernie, w spokojnym, przemysłowym rytmie otaczającego świata. Nie czekając postanowił zniszczyć, rozprawić się z tłustymi smarami i pobłyskującymi elementami wypełniającymi wnętrze tych pseudo-roślin.
Mechaniczny Książe powstrzymał się dopiero, gdy za plecami do jego uszu dobiegł cichy śmiech, przedzierający się poprzez postukiwania maszynerii.
Pan Mechanik wielki w swej urodzie i wdzięku stał w progu małego salonu, zanurzonego w cynkowej kakofonii kolorów i mechanicznej barwie dźwięków. Książę otrząsnął się z tej chwilowej synestezji zanim znów spojrzał na Pana Mechanika tak dostojnie wchodzącego do pokoju i tak delikatnie sięgającego jego dłoni. Piękny mężczyzna wyjął z jego sparaliżowanych uwielbieniem rąk chrzęszczące kwiaty i postawił je na miejscu, tymczasowo układając truchła ich poległych przyjaciół wydających ostatnie postukiwania, obok tytanowej donicy.
- Nie znoszę ich – odezwał się Mechaniczny Książę wciąż wpatrzony w Pana Mechanika. Ten uśmiechnął się jedynie pod nosem, spoglądając w szklane oczy Księcia z powątpiewaniem.
- Jeszcze wczoraj nie mogłeś przestać się nimi zachwycać, mój przyjacielu. Choć ze mną – wyciągnął do niego dłoń.
- Nienawidzę tego hałasu
- Dwa księżyce temu mówiłeś, że to twoja najulubieńsza muzyka – Pan Mechanik chwycił jego ludzkie, ale nadzwyczaj delikatne ciało w swoje objęcia, uważając, by go nie uszkodzić. Poprowadził Mechanicznego Księcia przez wypełniony maszynerią dom. Do sypialni Książe wszedł już o własnych siłach i usiadł na łóżku wśród mechanicznego zgiełku.
- To hałas. Nienawidzę go! – wykrzyczał tupiąc energicznie nogami i machając rękami jak gdyby odganiał od siebie stado chrzęszczących much, równie mechanicznych co kwiaty w donicach i cały otaczający ich uprzemysłowiony świat.
Pan Mechanik natomiast, po chwili krótkiego, ale dostojnego – jak wszystko co robił – wahania i wpatrywania się w mechanicznego chłopca, uśmiechnął się i zachichotał pod nosem. Wkrótce jego chichot przeszedł w urywany śmiech, w pewnym sensie złączony z mechatroniczną resztą domu.
Mechaniczny Książę pochylił głowę w ciszy, zły na Pana Mechanika. Po jego zaróżowionych, ludzkich policzkach potoczyły się oleiste łzy. Pan Mechanik co prawda przestał się śmiać, ale mały, uporczywy uśmieszek wkradł się na jego twarz odważnie i nie chciał jej opuścić. Podszedł do Mechanicznego Księcia i uniósł jego głowę, przytulając ją do swojej piersi i przy okazji wycierając smar z jego policzków.
- No i po co ten płacz? Ubrudziłeś się, muszę teraz cię przebrać mój mały – szepnął Pan Mechanik i odsunął się, szukając czegoś zapamiętale w mechanicznej, stalowej, ocynkowanej szafie, która powitała go złośliwym szczęknięciem.
- Kocham pana, Panie Mechaniku – powiedział nagle Książę, pociągając nosem.
Mężczyzna chwilę stał w konsternacji nim roześmiał się rozbawiony i podszedł do niego, ściągając z niego koszulkę.
Na piersi Księcia nieustannie pracował mechanizm, skomplikowany i ciekawy; złożony z setek, jeśli nie tysięcy, ocynkowanych kół zębatych, połączonych w całość z najróżniejszymi tłokami i małym, parowym silniczkiem w centrum, który raz po raz wyrzucał z siebie obłok pary w towarzystwie cichego sapnięcia.
- To niemożliwe – powiedział z uśmiechem Mechanik, patrząc w szklane oczy swojego wynalazku – masz przecież Mechaniczne Serce!
Chwilę nastała cisza pomiędzy nimi, brutalnie gwałcona hałasem technologii i małego serca tkwiącego w piersi Mechanicznego Księcia. Mechanik zdziwiony tym milczeniem przestał się nawet uśmiechać, nieco zdezorientowany tą innowacją.
Oczy Księcia, smutne i puste jakby, nagle zasnuły się parą, a małe, furkoczące, mechaniczne serduszko przełamało się na pół. Bezwładne ciało upadło w ramiona zdezorientowanego i przerażonego Mechanika, któremu uśmiech już nigdy nie zagościł na twarzy.
Odkąd hałaśliwe serduszko przestało działać w domu Pana Mechanika zapanowała dziwna, szaleńcza cisza, której nie był w stanie wypełnić żaden inny wynalazek. Mężczyzna nie poradził sobie już nigdy z tą ogromną stratą spowodowaną swoją bezmyślnością. I choć wiele razy próbował naprawić maleńkie, mechaniczne serduszko to trudził się na próżno. Nigdy więcej nie chciało już bić, a szklane oczy już nigdy nie spojrzały na niego z uwielbieniem i miłością.
R.Q. Lipiec 2012 r.