Szkoła jest seksistowska

Szkoła jest seksistowska

[podpis] ROZMAWIAŁ MACIEJ CZARNECKI

[ DLO TO ] - Strony Lokalne Toruń nr 9, wydanie z dnia 11/01/2013Gazeta Toruń, str. 6

ROZMOWA Z PEDAGOŻKĄ Z UMK

Wtłaczamy dzieciom stereotypy, a potem dziwimy się, że kobiety nie garną się do władzy czy nie idą na politechniki - mówi prof. Mariola Chomczyńska-Rubacha *

MACIEJ CZARNECKI: Na czym polega ten seksizm?

PROF. MARIOLA CHOMCZYŃSKA-RUBACHA: Zacznijmy od tego, że sama struktura szkoły odtwarza patriarchalny porządek. Zawód jest sfeminizowany - 80 proc. nauczycieli to kobiety - ale dyrektorami są częściej mężczyźni. Mamy do czynienia z piramidą: im większe prestiż i pieniądze, tym więcej mężczyzn. Podobnie jest na uniwersytecie, także na moim wydziale, który ma we władzach dziekańskich czterech panów.

Podręczniki też są seksistowskie. Analizowaliśmy je ze studentami i studentkami na wszystkich etapach kształcenia, szukając przekazów dotyczących męskości i kobiecości. Okazało się, że większość zawiera ukryte przekazy dotyczące porządku świata, organizacji życia społecznego, podziału ról w społeczeństwie, które utrwalają stereotypy i uprzedzenia.

Na przykład?

- Zadanie z podręcznika do przedsiębiorczości dla liceów ogólnokształcących, w którym podano przykładowy budżet miesięczny czteroosobowej rodziny: tata, mama, córka, syn. Pensja mamy wynosi 1540 zł, taty - 2287 zł. Po stronie wydatków są: czynsz, woda, gaz, żywność, telefon, obuwie, używki, samochód, kieszonkowe córki, syna, rower dla syna, książki dla córki, wędka dla taty. A dla mamy nic. Mama nie ma potrzeb, zainteresowań. Albo zadanie z matematyki z innego podręcznika, w którym tata zastanawia się, jaki kupi samochód, ile musi wziąć kredytu. Czyli on w domu rządzi kasą. Matki w zadaniach z matematyki wysyłają po chleb, ziemniaki, mają w porywach 20 zł. Z kolei dziewczynki mają problemy typu: ile kupić tasiemki, by obszyć serwetkę lub obrus, jakby jeszcze ktoś to robił. Wykonują trywialne czynności o niskim prestiżu.

Podobnie jest z podręcznikami do nauczania początkowego, które badała pedagożka Dorota Pankowska. Kobiety najczęściej występują w roli mamy. Jednak w roli ojca występuje tylko co dziesiąty mężczyzna. Czyli z kim one te dzieci robią? Dla kobiet zarezerwowano tylko kilkanaście zawodów, np. pielęgniarki, nauczycielki czy bibliotekarki, dla mężczyzn ok. 140. To przenosi się później na wybory życiowe, stereotypy w dorosłym życiu.

To też pani zbadała?

- Niedawno poprosiłam studentów, by napisali krótkie charakterystyki fikcyjnych nieznajomych. Np. "Anna, lat 30. Kim jest, co robi, jak wygląda". Charakterystyka kobiet zaczynała się od tego, czy jest żoną, matką, ile ma dzieci. Czasem bywała przedszkolanką, dentystką. Zwykle miała niebieskie oczy i blond włosy, była odpowiedzialna, życzliwa dla ludzi i uprzejma. Z kolei mężczyźni byli mechanikami, budowlańcami, szefami firm. Też wciskano ich w ciasny kulturowy gorset.

Ciekawie jest też analizować ilustracje w podręcznikach. Np. gdy przedstawia się dziecięcych bohaterów, to zwykle chłopców.

Dlaczego?

- Bo stereotypowo to chłopcy są aktywni. Występują jako przewodnicy i działacze. Podobnie jest z dorosłymi: kobiety rzadko pojawiają się na ilustracjach, a jeśli już, to jako żony, krewne, matki. Nawet w przypadku Katarzyny II podpis pod ilustracją mówi: "zwróć uwagę na jej wygląd". Czyli kobieta ma przede wszystkim wyglądać lub stanowić tło. Obecne podręczniki historii faworyzują mężczyzn.

Cóż, nie da się ukryć, że najczęściej to oni pełnili najważniejsze funkcje w państwie.

- Ale dlaczego koncentrujemy się na historii politycznej: wojnach, sojuszach, rozejmach? Dlaczego nie pisze się historii życia codziennego, przemiany obyczajów, mody? W tych obszarach kobiety odgrywały większą rolę. W literaturze anglojęzycznej jest gra słów: obok "his-story" mamy też "her-story". W Polsce takie alternatywne podręczniki do historii, dowartościowujące wkład kobiet w historię, pisze pedagożka i historyczka Anna Wołosik, ale to raczej ewenement.

Podręczniki to jedno, a prowadzenie lekcji przez nauczyciela - drugie.

- Na tym poziomie też widać seksizm. Mnóstwo badań pokazuje, w jaki sposób nauczyciele nieświadomie różnicują swoje zachowanie zależnie od płci ucznia. Np. dziewczynkom każe się sprzątać, chłopcom przestawiać ławki. To oni obsługują sprzęt elektroniczny. Poza tym dziewczynki są postrzegane jako lepiej przygotowane do szkoły, zdatne do nauki, pracowite, sumienne. Chłopcy są mniej "szkolni".

Dlatego trzeba poświęcać im więcej uwagi?

- I dlatego dziewczynki są pozostawiane samym sobie. Nie daje im się instrukcji, jak wykonać zadanie, bo sobie poradzą. Chłopcy są znacznie częściej adresatami nauczycielskiej krytyki niż dziewczęta, ale krytykuje się ich za zupełnie inne rzeczy. Staranne i zdyscyplinowane dziewczynki gani się za jakość pracy. Chłopcy zaś dostają komunikaty w stylu: "gdybyś nie grał tyle w piłkę, tylko trochę przysiadł do nauki, to ho ho...". Skutek jest taki, że gdy coś nie wyjdzie dziewczynce, myśli, że to przez brak zdolności. Chłopiec zaś jest przekonany o własnej wartości. Stąd bierze się późniejsza "bezradność" kobiet.

Inne badania pokazują, że nauczyciele inaczej traktują wypowiedzi obu płci. Gdy dziewczynka czegoś nie wie, wskazują kolejną osobę do odpowiedzi. Natomiast od chłopców częściej wyciąga się odpowiedź, rzadziej im się przerywa. Ponadto dziewczynkom i chłopcom daje się inne zadania. Pierwsze mają sobie coś przypomnieć, zdać relację z tego, co oczywiste i bezdyskusyjne. Drudzy, jak ustalił pedagog Krzysztof Konarzewski, dostają problemy do samodzielnego rozwiązania.

Czy nauczyciele są tego świadomi?

- Nie. Nawet gdy podczas szkolenia poinformowano ich, że mają uważać, jak dystrybuują swój czas i uwagę, i tak było inaczej. Nauczyciele zarzekali się, że poświęcili równą ilość czasu dziewczynkom i chłopcom, ale sami uczniowie zgodnie stwierdzili, że więcej poświęcono go chłopcom. Ostatnio ministerstwo zaprosiło mnie, by zrobić spotkanie dla rzeczoznawców podręczników. Prowadziliśmy burzliwe dyskusje, bo twierdzili, że podręczniki są wolne od stereotypów, indoktrynowania. Gdy podawałam im konkretne przykłady zadań, machali ręką: to przesada!

Właśnie, naprawdę musimy z tym wszystkim walczyć?

- Jeśli przypisujemy zachowania, zajęcia, cechy osobowości ludziom określonej płci, to ograniczamy ich indywidualne szanse rozwoju, bycia tym, kim chcieliby być. Patrzymy na organizację szkół, podręczniki, sposób traktowania przez nauczycieli uczniów i uczennic, a później dziwimy się, że kobiety nie biorą tyle władzy, ile by mogły, że nie mają równej reprezentacji we władzach, nie idą na politechniki.

Co więc należy zmienić?

- Najprościej zacząć od podręczników. Pokazujmy w nich tatusiów przygotowujących śniadanie dzieciom i wyprawiających je do szkoły, obsadzajmy ludzi naprzemiennie w różnych rolach. Tak zresztą bywa w życiu: nawet w mojej tradycyjnej rodzinie ojciec, jak było trzeba, robił nam śniadanie. Rzeczywistość jest mniej stereotypowa niż świat podręczników.

Co jeszcze?

- Kształcenie nauczycieli. Trzeba cały czas uświadamiać im, że stosują na lekcjach kulturowe klisze. Innej drogi nie ma. Oczywiście, będzie ciężko...

Dlaczego?

- Choćby z uwagi na język, który dyskryminuje płeć żeńską. Przecież zwykle używamy rodzaju męskiego: uczeń, nauczyciel, minister...

Ostatnio mamy i ministrę.

- O sobie mówię "pedagożka". Jakiś czas temu brzmiało to dziwnie, potem się przyjęło. Gdy poprosiłam, żeby na moich drzwiach wisiało "Kierowniczka Katedry Pedagogiki Szkolnej", pani z administracji zapytała: "Na pewno pani tego chce?!". Potem toczyłam bój, by być "redaktorką" "Przeglądu Badań Edukacyjnych".

"Kierowniczka" kojarzy się raczej ze sklepem mięsnym.

- Otóż to, w języku polskim rodzaj żeński ma niższy status. Jednak nasi lingwiści mówią, że język jest żywy, to niech się rozwija. Kiedyś słowo "posłanka" brzmiało dziwnie, dziś już nie. A co zrobić z "kierowcą"? To słowo niby rodzaju żeńskiego, a zaanektowane przez rodzaj męski. Mamy wprowadzić "kierowczynię"? To trudna materia, a szkoła nie pomaga w jej przezwyciężaniu. Weźmy podręczniki: większość poleceń formułuje się w rodzaju męskim: "co zrobiłbyś...?", "jak pewnie zauważyłeś..." - zupełnie jakby dziewczynki nie istniały. Dlaczego nie używać formy neutralnej, np. "Jakie są twoje pomysły na wymarzone ferie?".

Wszystkie te kwestie można by przedyskutować na wychowaniu do życia w rodzinie.

- Ależ przekazy dotyczące płci w podręcznikach to przy tym drobiazg! Edukacja seksualna w Polsce to uprzedzenia, etykietowanie, piętnowanie różnych grup, rozpoczynając od orientacji seksualnej po rodziny zrekonstruowane. Sama żyję w takiej rodzinie i mogę przeczytać np., że jak się ją założy, to człowiek już nigdy nie będzie szczęśliwy. Stosuje się bardzo brzydkie chwyty, manipulacje, sakralizacje. Mówi się o miłości osobowej, jakby była pospieszna albo ekspresowa, o stosunku małżeńskim, nie seksualnym. Wie pan, że w ogóle nie zakłada się, że inicjacja seksualna może być dobrym doświadczeniem? Musi zostawiać zadrę, uraz psychiczny (śmiech). Nie wiem, czemu wszyscy wmawiają uczniom, że seks jest odrażający i strasznie niemiły. Na dodatek stosuje się podwójne normy w stosunku do chłopców i dziewcząt: ci pierwsi są przedstawiani jako zwierzęta, które tylko czyhają na cnotę. Po zawarciu sakramentalnego związku małżeństwa te bestie cudownie przemieniają się jednak w kochających mężów, przy których kobiety powinny trwać, nawet jeśli są bite. Nie łudźmy się więc, że to edukacja seksualna zmieni płciowe stereotypy.

Pani głos przebija się w środowisku?

- Nie, ale wzmacnia się, bo obowiązują nas różne konwencje międzynarodowe. Mamy przestrzegać równości płci w edukacji, więc ministerstwo musi podejmować pewne działania. Mam jednak wrażenie, że robi to trochę z przymrużeniem oka. Jesteśmy tak bardzo przywiązani do stereotypów, że nie chce nam się wierzyć, że mogą szkodzić. Do nauki jednego przedmiotu mamy dziś po 25 podręczników. Przy ich wyborze nauczyciele w ogóle nie biorą pod uwagę aspektów genderowych. Inaczej jest np. w Skandynawii, gdzie bardzo pilnuje się równości płci i analizuje pod tym względem każdą pomoc dydaktyczną. W Anglii w latach 80. i 90. nauczyciele przeszli szereg szkoleń, jak analizować podręczniki pod względem seksistowskich przekazów. Chciałbym, by podobnie było w Polsce.

ROZMAWIAŁ MACIEJ CZARNECKI

* Prof. Mariola Chomczyńska-Rubacha - kierowniczka Katedry Pedagogiki Szkolnej na Wydziale Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Bada m.in. nierówności społeczne w edukacji, dyskryminację ze względu na płeć, edukację seksualną. Jest pierwszą osobą zajmującą się gender studies w pedagogice, która uzyskała tytuł naukowy profesora. Pracowała też dla Ministerstwa Edukacji Narodowej jako specjalistka od dyskryminacji, szkoląc rzeczoznawców i recenzentów podręczników szkolnych

- Jeśli przypisujemy zachowania, zajęcia, cechy osobowości ludziom określonej płci, to ograniczamy ich indywidualne szanse rozwoju, bycia tym, kim chcieliby być - mówi prof. Mariola Chomczyńska-Rubacha

[autor fot./rys] NADESŁANE


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2013 01 14 Polska szkoła jest seksistowska
Szkola jest dla mnie waznym mie Nieznany
Szkoła jest jak
Dowody na to że szkoła jest filmem
Dowody na to że szkoła jest filmem
Szkoła jest jak
Dowody na to ze szkoła jest jak program telewizyjny
Szkoła jest dla mnie
Lekcja 2- Co to jest szkoła wyższa, studia różne
Prawdziwa sztuka jest zawsze współczesna, SZKOŁA, język polski, ogólno tematyczne
sprawdzian Dziwny jest ten świat, SZKOŁA PODSTAWOWA, LEKTURY- SPRAWDZIANY
Jest Boże Narodzenie, Gimnazjum i szkoła średnia
Celem życia ludzkiego jest szczęście tylko jak je osiągnąć, SZKOŁA, język polski, ogólno tematyczne
Twórczość Juliusza Słowackiego była i jest szkołą uczuć i myśli patriotycznych
sprawdzian Dziwny jest ten świat 2, SZKOŁA PODSTAWOWA, LEKTURY- SPRAWDZIANY
Który Jeszua jest PRAWDZIWY, Szkoła życia Feliksa

więcej podobnych podstron