Bohaterki filmu "Cześć Tereska"
' Katarzyna Surmiak-Domańska
2002-05-03, ostatnia aktualizacja 2002-05-08 15:21
Po ucieczce Ola skontaktowała się z asystentką Glińskiego. Od niej dowiedziała się, że dostała nagrodę amerykańskiej fundacji. - Dzwoniłam do Falenicy, obiecali, że ci wybaczą. Wracaj tylko, to polecisz do Hollywood - namawiała asystentka. Ola pomyślała, pomyślała i powiedziała. - Aa, pierdolę Hollywood, wolę do Pabianic. Zarzuciła plecak na ramię i tyle ją widzieli. Reportaż o bohaterkach filmu Robertu Glińskiego "Cześć Tereska"
Sama się zdziwiłam, że nas wpuszczono. Mieliśmy szczęście, że drzwi otworzyła młodsza siostra Oli i że w kuchni obok matki stał akurat urzędnik z gazowni z wielką księgą, z którym Ewa była zajęta rozmową. A kiedy po minucie wyszedł, my - można powiedzieć - byliśmy już zadomowieni. Ewa wyciągnęła rękę w moją stronę, prawdopodobnie by machnąć na szczekającego psa, ale ja przyjęłam to jako gest powitania i rzuciłam się z uściskiem. Po mnie to samo zrobił Jacek - fotograf. Wymieniliśmy nazwiska, nazwę gazety i jeśli nawet Ewa miała ochotę spuścić nas ze schodów, to po tych kilku nieważnych wydarzeniach już jej po prostu nie wypadało.
Ewa to matka Oli Gietner, odtwórczyni tytułowej roli w głośnym filmie Roberta Glińskiego "Cześć, Tereska". Na początku marca Ola uciekła z poprawczaka z Falenicy pod Warszawą, od tej pory była ścigana przez policję.
Pierwszą osobą, z którą Ola skontaktowała się po ucieczce, była Karolina Bendera, asystentka Glińskiego z planu "Tereski". Od niej dowiedziała się, że dostała nagrodę amerykańskiej fundacji Young Artist Awards i że 7 kwietnia ma ją odbierać w Los Angeles razem z innymi laureatami, między innymi z Ruppertem Grintem grającym Rona w filmie "Harry Potter".
- Już dzwoniłam do Falenicy, obiecali, że ci wybaczą tę ucieczkę. Wracaj tylko zaraz, to polecisz do Hollywood - namawiała Bendera.
Ola pomyślała, pomyślała i powiedziała. - Aa, pierdolę Hollywood, wolę do Pabianic.
Zarzuciła plecak na ramię i tyle ją widzieli.
Uciekinierka
Pabianice to rodzinne miasto Oli. Policja podejrzewała, że ukrywa się w tutejszych melinach. Wiedziałam, że czasem odwiedza matkę, tylko że ta zwykle zatrzaskuje dziennikarzom drzwi przed nosem i jeszcze dorzuci grube słowo. Tak więc bez większej nadziei nacisnęłam dzwonek.
Teraz stoję w kuchni skromnego mieszkanka w oficynie przedwojennej kamienicy. W zmęczonych oczach Ewy jak na ekranie wyświetla się wszystko, co już o niej wiem. Życie ubogiej szwaczki, które zupełnie się rozłazi. Dwie córki z dwoma mężczyznami. Pierwszy porzucił ją zaraz po urodzeniu dziecka, drugi po trzynastu latach pożycia. Jedyna pociecha to grzeczna młodsza córka, a ta druga - skaranie boskie. Gdzieś tam błąka się poczucie winy, że może nie okazywała tej trudniejszej dość serca, ale jest i poczucie krzywdy, kiedy czyta w brukowcach, jak jej matka Aniela zrzuca całą winę na nią. A niech ktoś spróbuje wychować takiego diabła jak Olka! A jakby tego było mało, za dwa tygodnie musi wyprowadzić się z mieszkania. I dokąd pójdzie? Do mamy? - Wszystko, tylko nie to - powie mi potem, przymykając ze zgrozą oczy.
Na razie patrzy na mnie mdło, jak snuję wywody, że trzeba o Olce jeszcze raz napisać, pomóc jej, że taka zdolna, że pan Gliński się niepokoi...
- Olka, choć tu! - woła nagle ostro. Za chwilę o framugę drzwi kuchennych opiera się kruche dziewczątko. Chudziutkie, niewysokie. Wygląda na trzynaście lat (ma siedemnaście). Nawet farbowane na kruczo włosy, srebrny cień na powiekach, kolczyk w nosie i w uchu oraz długie paznokcie obcięte w szpic i pomalowane tylko do połowy na srebrno nie dodają jej dorosłości ani nie budzą respektu.
Mała uciekinierka, niegrzeczna dziewczynka. Zła dziewczynka.
Zanudzam Karolinę
Nagrodę Young Artist Awards dostała też Karolina Sobczak (osiemnaście lat), która zagrała u Glińskiego koleżankę Tereski - Renatę. Odnalazłam ją na skraju Kutna w czworaku postawionym przed wojną dla robotników dawnej cukrowni. Podwórko zapełnione komórkami na węgiel. Ani jednego drzewa. Gdyby nie kolorowe ciuchy suszące się wszędzie na sznurkach, można by sfotografować to miejsce na czarno-białej kliszy i prawie nie byłoby różnicy. Dom Karoliny stoi przy samych torach. Kilkanaście razy dziennie pod jej oknem przewala się z hukiem pociąg.
Podjeżdżam samochodem. Karolinę rozpoznaję z daleka, siedzi z papierosem na schodkach przed sklepem w towarzystwie dwóch chłopaków. Bystrzaki. Na mój widok natychmiast wstają. Bo samochód z warszawską rejestracją rzadko tu przyjeżdża, a jeśli już, to na pewno do Karoliny.
Krótko się naradzają i Karolina rusza pewnie w moją stronę. - Do mnie? Potwierdzam.
- Kasę masz? - pyta, patrząc w ziemię.
- Jaką kasę?
- To nie wiesz, że ja za wywiad biorę sześćset, najmniej pięćset?
- Nie.
- Po prostu jest taka sytuacja, że dziennikarze już mnie tak nudzą, że jeśli mam z tobą rozmawiać, to coś z tego muszę mieć.
- Nie mam pieniędzy.
- Aha - Karolina odwraca twarz w bok, myśli intensywnie przez trzy sekundy. - No dobra, to już trudno. Chodź na górę.
Całe życie Karoliny
Karolina ma ładną twarz, regularne rysy. Jest niewysoka i bardzo chuda, mikroskopijne dżinsy zwisają z biednych bioder. Podobnie jak Ola fizyczną niepozorność nadrabia ostrym makijażem, farbą na włosach i dużą ilością biżuterii.
Prowadzi mnie mrocznym korytarzem, obok zbiorczych ubikacji, obok zbiorczej łaźni, w której stoją zardzewiałe wanny, drewnianymi pofałdowanymi schodami na górę.
Jej pokój jest jasny i świeżo odmalowany. Stoją w nim meblościanka, wersalka, na której śpi Karolina ze swoim chłopakiem, i łóżeczko ich ośmiomiesięcznego syna Norwida. Zlew, piecyk na węgiel, dwupalnikowa kuchenka, lodówka, pralka podobna do Frani, ale z podgrzewaczem. Na półce kilka książek Paula Coelho - prezent od Roberta Glińskiego. Wysprzątane, aż lśni.
Robert Gliński opowiadał mi, że widział zdjęcie tego pokoju z czasów, gdy mieszkała tu matka Karoliny: - Czarno, parchy, zacieki na ścianach. Melina. Prawie czuło się smród.
Ja siadam na kanapie, Karolina na pralce. Częstuję ją papierosem.
- Rodzice zmarli. Ojciec na raka mózgu sześć lat temu, mama na marskość wątroby w zeszłym roku - opowiada Karolina. Wysysa bibułkę z filtra, przegryza na pół, pół wypluwa, pół wpycha językiem z powrotem. - Jak byłam mała, moja babcia pozbawiła rodziców praw rodzicielskich i zabrała mnie i brata do siebie. O tu, do tego domu obok. Tylko że potem się rozchorowała i poszła do szpitala, a my z bratem trafiliśmy do domu dziecka.
- Kochałaś babcię?
- Bardzo.
- Ale dlaczego babcia zabrała was rodzicom. Byli źli?
- Dobrzy byli. Tylko że nas nie chcieli - wzrusza ramionami. - Zresztą w domu dziecka też było dobrze, tylko że ja ciągle uciekałam do domu i za to mnie skierowali do poprawczaka w Otwocku. Tam poznałam Olkę i tam Gliński nas wybrał do filmu. A potem po filmie uciekłyśmy raz z dziewczynami przez okno na festyn i za karę mnie przenieśli do poprawczaka w Łodzi. No i tam dopiero zaczął się koszmar. Wychowawcy byli jacyś niedojebani. Bezsensowny regulamin, nie można się było bić ani bluźnić, ani nic.
- A gdzie urodziłaś Norwida?
- Ojca Norwida poznałam na dyskotece, jeszcze długo przed filmem. Przyjechałam kiedyś z Łodzi na przepustkę, zaszłam w ciążę. Potem zamienili mi poprawczak na kuratora i zamieszkałam tutaj. W sierpniu urodził się Norwid. I to wszystko. Co jeszcze chcesz wiedzieć? - bębni nogami o pralkę.
Tereska
"Cześć, Tereska" to opowieść o cichej, nieśmiałej nastolatce ze skromnej (ale nie patologicznej) rodziny z blokowiska. Tereska marzy, żeby zostać projektantką mody, więc zdaje do zawodówki krawieckiej. W szkole poznaje przebojową i zdemoralizowaną Renatę. Ta namawia ją na alkohol, papierosy, seks z przypadkowymi chłopakami, kradzież. Tereska coraz bardziej oddala się od rodziny. Pijany ojciec sikający w windzie traci w jej oczach autorytet, a matka i tak nie ma cierpliwości do rozterek okresu dojrzewania, więcej czułości okazuje drugiej córce - młodszej i grzeczniejszej. Bohaterka zaczyna się lepiej czuć z nowymi przyjaciółmi, z chłopakiem. Tylko że szybko się okazuje, że utrata cnoty nie miała nic wspólnego z miłością, "przyjaciółka" Renata ukradła jej portfel, a sparaliżowany "przyjaciel" Edzio, taki niby biedny i wrażliwy, próbuje się przy niej tylko zaspokoić seksualnie. I nagle Tereska zdaje sobie sprawę ze swojej przeraźliwej samotności. Dostaje ataku furii i zatłukuje Edzia na śmierć żelazną rurką.
Czarno-białe zdjęcia, świetne dialogi improwizowane przez Karolinę i Olę, które w filmie zagrały po prostu siebie - to znaczy były sobą, a to też nie jest proste. Posypały się laury: Nagroda Specjalna w Karlovych Varach, FIPRESCI, Złote Lwy w Gdyni. Nagrody YAA dla Oli i Karoliny i dodatkowo dla Oli nominacja za główną rolę kobiecą do przyznawanej przez filmowców nagrody Orłów.
Powie, że tak, ja się obrócę, a jej już nie będzie
Siedzę w willi Roberta Glińskiego, w bibliotece, w miękkim fotelu. Nad głową gospodarza albumy: Bosch, Dali. - One są w życiu takie jak w filmie: piją, przeklinają, palą - potwierdza reżyser. - Tylko że Karolina piła, bo w jej otoczeniu wszyscy pili. A Ola pije dla szpanu. Ola nie jest ze środowiska patologicznego. Nie ma co prawda ojca, ale ma normalną mamę, normalną babcię. Miała szanse inaczej pokierować swoim życiem. Dla Karoliny nie było innego życia.
Z początku Karolina wydała mi się bardziej zdemoralizowana. Bezczelna, miała gotowe odzywki na każde pytanie. Jej świat był jasno podzielony: ta wychowawczyni to kurwa, tamta jest fajna, szkoła jej nie interesuje, interesują ją pieniądze.
Ola była spokojna, skryta. Inne dziewczyny mizdrzyły się na castingu, a Olka siedziała cicho. To intrygowało: co tam może być pod spodem.
Wychowawcy powiedzieli mi, że Ola jest dużo gorsza niż Karolina. Po Karolinie wiadomo czego można się spodziewać. A Ola powie grzecznie, że tak, a jak się obrócisz, jej już nie będzie.
Tydzień przed rozpoczęciem zdjęć Ola ograbiła magazyn w poprawczaku, ukradła czekoladę. O mały włos zabroniono by jej wystąpić. Nie mogłem tego zrozumieć. Zależy jej na filmie, wie, że za tydzień zaczyna zdjęcia, i kradnie jakieś głupie słodycze, wiedząc, że przez to może wszystko stracić.
Gdy dowiedzieliśmy się o amerykańskiej nagrodzie, rozpoczęliśmy starania o paszporty i wizy dla dziewczyn. Ilu ludzi zrobiłoby wszystko, żeby być na ich miejscu. A Ola to olała. A przecież mogłaby wrócić do Falenicy, pojechać do Hollywood, a po powrocie znowu uciec. Ona zachowuje się irracjonalnie. Dla niej ważne jest iść dzisiaj na piwko.
Po kilku tygodniach czekania na Olę dyrekcja poprawczaka zdecydowała, że gdyby nawet wróciła przed odlotem do USA, to za karę i tak jej nie puszczą.
Zepsuta
- Niepotrzebne całe to zamieszanie. Olka jutro wraca do Falenicy. Obiecała mi - mówi Ewa.
- To może Ola pojedzie dzisiaj z nami, samochodem - proponuję. - Ola, po co masz się tłuc pociągiem?
- Sama pojadę.
Ewa macha ręką. - Nic na siłę. Dorosła jest, jak mówi, że pojedzie, to pojedzie. No choć tu bliżej, porozmawiaj.
- A po co? - Ola na to.
- Dlaczego nie chciałaś pojechać do Hollywood? - pytam.
- A ja nic nie wiedziałam. Co ja, wróżka jestem, żeby przewidzieć?
- Olka, po co kłamiesz! - denerwuje się matka.
- Żałujesz, że nie pojedziesz? - dociekam.
- A co mi tam - Ola wstaje i wchodzi za zasłonkę w kuchni, gdzie nad umywalką wisi lustro. Zaczyna się czesać.
- Ona jest zepsuta. Strasznie zepsuta - szepce Ewa. - Z młodszą nie ma żadnych kłopotów. Dobrze się uczy, nie pyskuje. A ta? Jak to możliwe, siostry rodzone.
- Ale z innego ojca - dochodzi burknięcie zza zasłonki.
- No i co z tego, Olka, że z innego ojca! Co z tego!
Ola
Pierwszy raz Ola trafiła na policję w wieku ośmiu lat. Przyprowadziła ją tam zdesperowana Ewa, bo Ola regularnie kradła pieniądze jej konkubentowi. Po paru latach matka oddała córkę do sióstr pod Poznaniem, ale zakonnice też nie mogły sobie dać z nią rady. Sąd przyznał opiekę nad dzieckiem babci Anieli i dodatkowo opiekę kuratora. Ola raz po raz uciekała z domu, przyjaźniła się z notowanymi przez policję. Kiedy miała czternaście lat, sąd skierował ją do poprawczaka. Powód? Postępująca demoralizacja.
Jeszcze przed filmem kilkakrotnie uciekała z ośrodka. Po filmie także. Zwykle trafiała do Karoliny Bendery, która odwoziła ją z powrotem. Po ucieczce na festyn Ola została relegowana z poprawczaka. Nie było dla niej miejsca w innym, więc mieszkała trochę u Bendery, trochę na melinach, a trochę u babci. Policja zainteresowała się nią, gdy spacerowała po Pabianicach z wózkiem z supermarketu wypełnionym skradzionym jedzeniem. Trafiła do ośrodka w Falenicy, ale po paru miesiącach, ze względu na dobre sprawowanie, pozwolono jej na próbę wrócić do babci. Któregoś dnia babcia, wracając do domu, zastała splądrowane mieszkanie. Oli zaczęła szukać policja. W tym czasie na ekrany kin wszedł film "Cześć, Tereska". Aniela i Ewa mogły teraz oglądać Olę w telewizyjnych wywiadach. Podczas kręcenia jednego z nich złapała ją policja. Wróciła do poprawczaka. Po pięciu miesiącach uciekła.
Dyrektorka okrada Olę
Hanna Oknińska, była wicedyrektorka Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Otwocku, pamięta, że Ola bardzo chciała imponować otoczeniu, pozowała na "twardzielkę", na "numerantkę". - Raz wypiła mleczko do czyszczenia mebli, innym razem zaparzyła sobie do picia tytoń z papierosów. Dziewczyny miały ją za błazna, stała najniżej w ich hierarchii.
Robert Gliński: - Zrobiła sobie kropki na dłoniach między palcami, tak zwane garowe. Karolina, która lepiej się orientuje w symbolice świata przestępczego, wyśmiewała się z niej, że Olka nie wie, co to znaczy.
- Na klasówce szturchała jednego chłopaka, żeby jej dał ściągę. A on nie chciał, to wyjęła zapalniczkę i zaczęła mu podpalać spodnie. Nienormalna jakaś - wyśmiewa się kolega Oli ze szkoły.
Karolina Sobczak: - Kiedy jechałyśmy pociągiem na festiwal do Gdyni, a wtedy szukała jej już policja, Olka wyjęła artykuł o sobie z wielkim zdjęciem i tytułem "Gwiazda na gigancie" i zaczęła czytać przy wszystkich w przedziale. Ona jest po prostu głupia.
O Karolinie mówi się cieplej.
Hanna Oknińska: - Sama niewiele miała, ale zawsze podzieliła się z innymi. Kiedy dałam jej czekoladę, to potem widziałam, że wszystkie dziewczyny ją jedzą. Ola, która jako jedna z nielicznych miała pieniądze, bo babcia jej ciągle coś przysyłała, ostentacyjnie kupowała sobie różne rzeczy, żeby wzbudzić zazdrość. Karolina miała charakter, dziewczyny ją szanowały. Potrafiła na przykład wpłynąć na dziewczynę, która się regularnie cięła, tak, że tamta przestała.
Kiedyś jej powiedziałam: "Jesteś piękna dziewczyna, i to obrzydliwe, kiedy tak straszliwie przeklinasz. Czy możesz dla mnie przez tydzień nie kląć?". Obiecała. I przez siedem dni nie przeklęła ani razu. Karolina jest honorowa. Nigdy by mnie nie okradła, nigdy swojego. Można było przy niej portfel otwarty zostawić.
A Olka ukradła mi kiedyś z torebki pięćdziesiąt złotych. Powiedziałam jej: "Nie doniosę policji, ale musisz nauczyć się odpowiedzialności. Oddasz mi te pieniądze. Zgadzasz się?". "Zgadzam" - odpowiedziała Ola. Babcia przysyłała jej po dziesięć, dwadzieścia złotych. Otwierałam przy Oli kopertę i mówiłam: "To twoje pieniądze i ja ci je teraz zabieram na konto długu". Potem się dowiedziałam, że powiedziała dziewczynom: "Ta Oknińska to mi moje pieniądze kradnie!".
- Powinna pani porozmawiać z babcią Oli - radzi Gliński. - Wydaje mi się, że to osoba pełna oddania i miłości dla niej. Przyjeżdżała często na plan. Latała za wnuczką: "Może herbatki, może czekoladki".
Babcia
Babcia Oli, Aniela, w rozmowie przez telefon dostała ataku płaczu. Szlochała o rozdrapywaniu ran, o krwawiącym sercu, o bezwstydnym wywlekaniu przez dziennikarzy brudów, o córce i wnuczce, które wycisnęły z niej ostatni grosz i wyrzuciły jak cytrynę, wreszcie o biedzie emerytki, która ledwie wiąże koniec z końcem za trzysta złotych, i co chwilę powtarzała, że nie będzie ze mną rozmawiać.
Ale słuchawki nie odłożyła.
- Dziennikarze najpierw osaczą skołowanego człowieka, a potem zostawią bez pomocy - westchnęła wreszcie.
- A na jaką pomoc pani by ewentualnie liczyła?
Aniela błyskawicznie się uspokoiła.
- Zapłacisz, buziuchna, wszystko ci o nich opowiem.
- Ile?
- A ile możesz?
- Sto złotych...?
W słuchawce parsknięcie. - Najczęściej biorę czterysta.
Nie ma miejsca dla Oli
Aniela oczekiwała mnie w oknie. Wysoka, potężnie zbudowana kobieta po pięćdziesiątce, ciągle przystojna, co podkreśla ostrym makijażem.
- Właśnie kupiłam nowy dywan, więc proszę, kapciuszki - powiedziała, podając mi różowe kapcie. - To Olesi - dodała łamiącym się głosem.
- Jakie to było mądre, kochane dziecko, najukochańszy mój skarb. A co się z nią zrobiło! - rozpoczęła opowieść. - Ojciec jej umarł, gdy Olunia miała dziesięć lat, ale zostawił je, gdy miała pół roku. Nigdy go nawet nie widziała. Miała go tylko na papierku, dał jej nazwisko. Wkrótce Ewa miała już drugiego, zaszła w ciążę. I temu drugiemu Ola była na przeszkodzie, nienawidził jej. Jak ja sobie to uzmysłowię, to się nie dziwię Olce.
Więc ja Olę zabrałam do siebie. Do piątego roku życia wychowywała się u mnie. A potem Ewa znowu mi ją zabrała. Jak ja tęskniłam za tym dzieckiem! A tamten tylko swoją Paulinkę kochał. Na Olę warczał, nigdy nie przytulił. Ewa mówi, że to przez to, że Olka mu kradła pieniądze. To u nich tak się popsuła. Oni długo w pracy siedzieli, a Olczątko całymi dniami po podwórku z łobuzami latało. Ola jest dokładnie taka jak jej matka. Żadnych skrupułów.
Nadeszła komunia Paulinki. Ewa zaprosiła gości do lokalu. Widzę - tyle dzieci siedzi przy stole, a Olci nie ma. Paulinkę biorę na bok, a ta mi mówi: "A to ty, babcia, nic nie wiesz? Mama odwiozła Olę do Poznania, do sióstr, bo bała się, że gości okradnie". Powiedziałam córce: "Zaraz mi Olkę przywieziesz z powrotem. Ja się nią zajmę". Długo nie czekałam. Bo siostry same napisały do Ewy, żeby Olę zabrać. Założyłam sprawę w sądzie i mnie przyznano opiekę nad dzieckiem.
Wolność
Od pół godziny stoję w kuchni Ewy, balansując na granicy wyrzucenia, i próbuję skłonić Olę do powiedzenia o sobie czegoś ważnego.
- Podobał ci się film?
- Tak sobie.
- A jakbyś miała opowiedzieć, o czym był?
- Tobym pokazała recenzję.
- Ola, a co byś chciała robić w życiu?
- A bo ja wiem? Odpoczywać. Na emeryturę pójść.
- Dlaczego uciekłaś z Falenicy? Czy ktoś cię tam skrzywdził?
- Nie, ale mnie wszyscy wkurzali.
- A co jest dla ciebie najważniejsze?
- Wolność.
- A co to jest wolność?
- O Jezu, no żeby nie siedzieć w zamknięciu.
- Nie chcesz zostać aktorką?
- A po co?
Ola wali w materac
W "Tygodniku Powszechnym" ukazał się niedawno felieton Józefy Hennelowej na temat Oli.
"Co to za pomysł, żeby kazać Oli grać samą siebie?... zaproponować jej coś tak bardzo groźnego: fikcję będącą naśladownictwem rzeczywistości niedobrej, ciemnej i prowadzącej ku złemu moralnie zakończeniu?... czy komuś tak skrzywdzonemu jak ta dziewczynka... nie pomogłaby rola kogoś, kto uosabia dobro, wciela jakieś postawy budzące podziw i wzruszenie?... czy Ola zmarnuje się, bo nam się podobało mieć czarny film wysokiej klasy?" - pyta autorka.
Czy Ola rozumiała w ogóle, kogo gra? Karolina Bendera twierdzi, że nie. - Ona nawet nie przeczytała scenariusza. Reżyser nie pracował z nią nad rolą. Nie powiedział jej: "Teraz masz zabić Edka, bo on się zachował tak i tak, a tobie przed chwilą zdarzyło się to i to, więc wyobraź sobie, co byś czuła w takiej sytuacji". Robert wręczył jej żelazny pręt i powiedział: "Teraz będziesz nim walić w materac". Waliła tak długo, aż się zmęczyła i na jej twarzy pojawiły się wściekłość i łzy. Jak się tę scenę ogląda na ekranie, to każdy myśli: "Ale zagrała!".
Komentarz Oli po obejrzeniu filmu: - Nie bardzo. Taka rozczochrana byłam, nie podobało mi się. Wyglądałam jak menelica.
Nikt nie widział "Tereski"
Z pieniędzy za film Karolina kupiła meblościankę, odmalowała pokój, kupiła łóżeczko, trochę ubrań. Pieniądze Oli odebrała babcia.
- Co Ola kupiła?
- Ano kupiła mi łańcuszek z krzyżykiem, złoty, rower mi kupiła, kupiła mi pierścionek złoty z brylancikiem i perfumy piękne mi kupiła za 67 złotych - to tylko do kościoła używałam, za uszkami lekko, taki zapach piękny. No i sobie rower, trochę malowideł i kurtkę. Ale jej rower zabrał kolega, a te perfumy też przepadły, bo kiedyś Olka przywlekła tu do mnie jakieś dziewuszysko i ono mi te perfumy ukradło. I tak się wszystko rozeszło - mówi Aniela.
- Widziała pani ten film?
- Nie. U nas tylko przez jeden dzień puszczali. Pan z telewizji dał mi nawet taśmę wideo z filmem, ale co mi po taśmie, jak nie mam w co włączyć.
Ewa i koledzy Oli też nie widzieli filmu. Kiedy Ola chciała się pochwalić w szkole, że grała, nikt jej nie uwierzył. Musiała przynieść zdjęcia z planu.
Samowolka
Karolina opowiada o swojej przygodzie z filmem.
- Oknińska powiedziała, że przyjechał do nas reżyser i szuka dwóch osób do filmu. Wszystkie dziewczyny poleciały z piskiem się malować. Olka to pierwsza, strasznie była napalona na ten film. Ja poszłam tak sobie, na totalnym luzie, bluza, dres. Spodobałam się Glińskiemu, bo byłam otwarta i nie pozowałam.
W ten dzień, kiedy Gliński miał przyjechać do Otwocka i powiedzieć, kogo wybrał, siedziałam od rana w kiblu. Wypaliłam dwie paczki papierosów. Ręce mi się pociły i myślałam: "Jak mnie wybiorą, to...".
- No właśnie, co?
- No, będzie samowolka! Że nie będę siedzieć w tym ośrodku, robić w kółko tego samego. Wstajesz, myjesz się, szkoła, wracasz, siedzisz bezczynnie w pokoju, odrabiasz lekcje, o 17.30 kolacja, po kolacji telenowela, mycie i o 9.10 spać. I codziennie to samo. A na planie bluźnić mogłam i nie musiałam chodzić do szkoły. Wszyscy wpatrywali się w nas jak w obrazek. Taki facet z produkcji wszystko nam fundował. To my z Olką w restauracji specjalnie zamawiałyśmy najdroższe dania, takie nawet po pięćdziesiąt złotych, i potem nawet do połowy nie jadłyśmy, tak dla jaj, żeby go naciągnąć. Albo wołałyśmy na niego "Gruby" i on nam kupował różne fajne rzeczy, żebyśmy przestały go przezywać. Fajny koleś był, i żonę miał fajną. Jeszcze do dziś kartki do siebie na święta piszemy.
- Pochwaliłaś się w domu, że dostałaś rolę?
- Po co? Wiedziałam, że mi nie uwierzą.
- A jak już zagrałaś, to powiedziałaś?
- Wtedy tak.
- I co?
- Nie uwierzyli. Matka mnie wyśmiała.
Zwierzątko
- Karolina miała matkę taką potworną alkoholiczkę, że to się nie chce wierzyć - mówi Hanna Oknińska. - Przepijała dosłownie wszystko. Karolina dostała u nas dużo ciuchów z darów. Pojechała kiedyś do domu i wróciła bez niczego. Matka wszystkie jej rzeczy wymieniła na wódkę, nawet stanik. Ale Karolina chciała tam jeździć. Kiedyś wróciła po świętach do Otwocka dumna i szczęśliwa. - Mama przestała pić - powtarzała z błyskiem w oku. Ale to nie trwało długo.
Matka nigdy jej nie odwiedziła.
Kiedy poznałam Karolinę, była dzikim zwierzątkiem. Na byle drobnostkę reagowała agresją. Było w tym nastroszenie, strach przed zranieniem, niska samoocena. Przez film wreszcie się dowartościowała. Niektórzy mówią nawet, że jej odbiło. Ale ja myślę, że nawet za tę cenę dobrze się stało.
Cieszyłam się, że pan Gliński wybrał Karolinę, zdziwiłam się, że wybrał Olę.
Kupię sobie maturę
- Myślę, że na początku ani do jednej, ani do drugiej nie dotarło, że dostały od życia szansę - mówi Gliński. - Potraktowały to jako doraźną atrakcję. Kiedyś wspomniałem przy nich o Robercie de Niro. Nie wiedziały, kto to jest. Albo Zbyszek Zamachowski - one nie miały tremy przed spotkaniem ze znanym aktorem, bo one nie znają znanych aktorów.
Potem w Karolinie coś drgnęło. Podsunąłem jej jakieś książki, zaczęła się uczyć angielskiego, wróciła do szkoły. Zależy jej, żeby znowu w czymś zagrać. Olka nic! Film nic w niej nie zmienił, ani na lepsze, ani na gorsze. Nie zgłupiała bardziej. Ona jest dokładnie taka sama, jak była przed filmem. Zebrała lukier, poszpanowała trochę przed kolegami, pojeździła po festiwalach i koniec. Zapomniała. Nie przyszło jej do głowy, że z tego może mieć coś więcej. Nadal uważa, że szczytem szpanu jest obrobić sklep, bluznąć starszemu, wypić piwko.
Kupiliśmy jej na gwiazdkę adidasy. Obejrzała i powiedziała, że jej się nie podobają. Zawołała koleżankę, która miała na nogach koszmarne kozaczki na srebrnym obcasie, i oświadczyła, że ona chce takie. Tłumaczymy: "Twoje pokolenie nosi sportowe buty, a takie kozaczki noszą stare kurwy". Nic z tego, ona chce tamte.
Po kradzieży w supermarkecie wziąłem ją na poważną rozmowę. Mówię: "Co chcesz w życiu robić, przecież jeśli dalej będziesz tak postępować, to wylądujesz w więzieniu albo w burdelu". I ona przytomnie mi odpowiedziała: "Ja chcę być aktorką". Więc ja na to: "Fantastycznie! To musisz iść do szkoły teatralnej, my cię przygotujemy, proza, wiersze, wszystko. Jest tylko jeden warunek - musisz mieć maturę". Olka jest kilka lat do tyłu. Zastanowiła się chwilkę i wypaliła: "Aa, maturę to ja sobie kupię".
Interesy
Gdy Jacek wyjmuje aparat fotograficzny, Ola odwraca twarz. Nie pozwoli zrobić sobie zdjęcia, bo jest już umówiona na sesję z profesjonalnym fotografem, który ma na nią wyłączność. Okazuje się, że to tylko wstęp do negocjacji. Jeśli chcemy zdjęcie, musimy zapłacić za zerwanie warunków umowy. Ile? Trzydzieści złotych wystarczy.
Płacimy, Ola trochę się rozchmurza. Zainteresował ją aparat cyfrowy. Bierze go do ręki, śmieje się, pyta, ile kosztował.
Opowiadam jej o Karolinie, że układa sobie życie, że ma dziecko, że nie jest sama.
- No i co z tego, przecież jej chłopaka mogą w każdej chwili zamknąć. Zostanie sama i co zrobi? Ja swojego ojca nawet na oczy nie widziałam. Może dlatego taka jestem.
To było jedyne, co powiedziała sama z siebie.
Wielki świat jej nie obchodzi. Tu, w Pabianicach, zna ludzi, którzy nigdy jej nie zawiedli.
Pytałam, czy jest ktoś, kogo kocha, czy ma chłopaka.
- Mam przyjaciela. On dba o moje interesy. Wolę z nim być.
- A jak zamierzasz z nim być, skoro jedziesz jutro do Falenicy? - pytam chytrze.
Olka uśmiecha się z pobłażaniem.
Przerywa nam dzwonek do drzwi. Babcia Aniela. Wpada do kuchni i zaczyna wygrażać Oli.
Ola ani drgnie. - No już, leć, leć z tym do "Życia Pabianic" - ucina spokojnie.
Niestety, za chwilę traci cierpliwość. - No dobra, koniec z tym, do widzenia, bo już nie mam czasu - fuka na nas.
- Jedź z państwem do Falenicy - proszą Ewa i Aniela.
Olka bierze się pod boki: - Przecież powiedziałam, że pojadę sama. Czy wy nie rozumiecie, jak się do was mówi po ludzku? Szczekać chyba zacznę!
W towarzystwie 55-letniego mężczyzny...
Czy to możliwe, żeby młodemu człowiekowi było tak wszystko jedno? Hanna Oknińska ma na to wytłumaczenie: - Ola to typowa charakteropatka. Nie ma żadnych hamulców. Cierpi na absolutny chłód uczuciowy.
Robert Gliński po długim zastanowieniu przypomina sobie pewien epizod.
- Jest jedna rzecz, która ją boli. To było jeszcze przed filmem, gdy rozmawiałem z dziewczętami, zastanawiając się, którą wybrać do roli. Pytałem Olę o jej matkę. Najpierw próbowała mnie zbyć, wzruszała ramionami, odpowiadała, że matka o nią nie dba, obojętnie, jak to ona, że niby "co mi tam". Ja drążyłem. Ola dostała wypieków, wreszcie się rozryczała.
W poniedziałek, dwa dni po wizycie u Ewy i Oli, usłyszałam w radiu: "Dziś w nocy policja zatrzymała podczas włamania do sklepu spożywczego w Pabianicach Olę Gietner, odtwórczynię głównej roli w filmie Roberta Glińskiego "Cześć, Tereska". Była w towarzystwie 55-letniego mężczyzny, znanego policji z licznych kradzieży. Zostanie odwieziona do zakładu poprawczego w Falenicy, z którego uciekła miesiąc temu".
To była właśnie ta noc, kiedy w Hollywood rozdawano nagrody.
Zadzwoniłam do Anieli. Była załamana, ale nie płakała. - W sobotę w południe wzięła pieniądze od matki na bilet i wyszła z domu, niby na dworzec. Jeszcze mówię Ewie: "Odprowadź ją przynajmniej", ale gdzie tam. W poniedziałek rano miałam dzwonić do Falenicy, a tu telefon z policyjnej izby dziecka.
- Szkoda dziewczyny.
- Mnie już nie szkoda! - wybucha babcia. - Nie chcę jej znać! Po tym, jak wyszliście, jak się na mnie z pięściami rzuciła, jak zaczęła wyzywać! A ja ją wtedy chwyciłam za gardło, przycisnęłam do podłogi i powiedziałam: "Jak jeszcze raz rękę na babkę podniesiesz, to cię ścisnę, o tak jak teraz, i nie puszczę, aż się ruszać przestaniesz".
Policjant z izby dziecka powiedział Anieli, że Ola chce z nią rozmawiać. Olka krzyknęła do słuchawki: "Przynieś mi tu żarcie, podpaski i papierosy. Ale raz-dwa!".
Nici z Hollywood
Karolina Sobczak też nie pojechała do Hollywood. W ten piątek, gdy ja byłam u Oli, Karolina miała jechać rano do Warszawy, na samolot. Była już spakowana, kiedy w czwartek wieczorem zawołał ją sąsiad, który ma telefon. Dzwoniła Karolina Bendera. - Nie lecisz, sponsor wycofał się w ostatniej chwili i nie mamy na bilet - oznajmiła.
- Jezuu! Jak ja tam chciałam pojechać! Wszystko bym oddała! - Karolina wznosi błagalnie ręce do nieba. - Tego angielskiego zasranego się uczyłam, ciotka miała zostać z Norwidem, wszystko było załatwione.
Połowa jej ciasnego pokoju zajęta jest teraz przez suszące się na sznurze ubrania. Kupione na wyjazd spodnie za dwieście złotych ktoś jej ukradł z podwórka.
- Nic to, kurwa, jeszcze pojadę, zobaczysz. Będę grała w filmach, Gliński mnie za granicę weźmie. Już nie popuszczę, wyrwę się stąd.
Prezydent Kutna obiecał wstawić się za Karoliną w komisji przyznającej mieszkania komunalne w blokach.
Andrzej Kostenko zaangażował ją do znaczącego epizodu w swoim nowym serialu "Zaginiona".