Wyznanie premiera, że „klnie jak szewc”, nie było deklaracją bez pokrycia. Tak zdenerwowanego Tuska jego współpracownicy chyba jeszcze nie widzieli. Olechowski, Kwaśniewska, dziwne sondaże, sprawa „ciecia” Grasia, zamieszanie wokół TVP – takiej czarnej serii rząd jeszcze nie miał. Nerwowość Tuska udzieliła się także członkom jego gabinetu, wśród których krążą mrożące krew w żyłach plotki dotyczące materiałów, jakie na temat PO szykować mają wspierający dotąd tę partię dziennikarze. Jakkolwiek groteskowo by to brzmiało, Platforma przestraszyła się... układu.
Co najbardziej zdenerwowało liderów popularnej wciąż PO? Oprócz wymienionych wyżej głośnych wydarzeń przede wszystkim częsta obecność w TVN 24 Stronnictwa Demokratycznego Pawła Piskorskiego. Partia ta zaczęła być wyraźnie faworyzowana przez media koncernu ITI, dotychczas wspierające tylko PO.
W tym samym czasie w innych mediach zaczęły pojawiać się zaskakujące sondaże. Według tego zamówionego przez „Gazetę Wyborczą”, gdyby Jolanta Kwaśniewska zdecydowała się kandydować w wyborach prezydenckich, wygrałaby w drugiej turze z Tuskiem 57:43. To pierwszy przypadek w czasie rządów PO, by w jakimś sondażu Tusk nie wygrywał. Wyniki innego badania dotyczącego wyborów prezydenckich (bez Kwaśniewskiej) przedstawiły „Wiadomości”. Donald Tusk uzyskał 22 proc. poparcia, zapomniany przez opinię publiczną Włodzimierz Cimoszewicz 15 proc., Andrzej Olechowski 11 proc., a Lech Kaczyński 9 proc.
Tak się złożyło, że zarówno zadziwiająco niski wynik Kaczyńskiego, jak i nie mniej zaskakująco słaby rezultat Tuska (zamiast 50 proc. tylko 22 proc.) wzmocniły pomysłodawców wykreowania na scenie politycznej nowej, trzeciej siły.
Koniec monopolu na przyjaźń z układem
Powodem prawdziwego zdenerwowania liderów Platformy nie są jednak same podane wyżej fakty, lecz ich interpretacja. Wśród zwykłych posłów PO można było usłyszeć komentarze, że skończył się miesiąc miodowy i że odwróciła się karta.
Natomiast liderzy tej partii ciężko zdenerwowani byli zmianą sympatii... układu. Linia propagandowa, zgodnie z którą „układ” to projekcja obsesji wobec Jarosława Kaczyńskiego, to jedno, a strach przed „układem” to drugie. Liderzy PO, SLD czy PSL wierzą bowiem znacznie silniej od elektoratu PiS w istnienie układu, gdyż jest to wiedza z pierwszej ręki.
Wśród liderów PO pojawianie się w mediach informacji o aferach czy niekorzystnych dla rządu sondaży odnotowywane jest z trwogą właśnie jako dowód na to, że „układ” stawia na kogoś innego. Jedną lekcję poglądową na temat możliwości „układu” PO już dostała – po nominacji słabo akceptowanego przez salony ministra Czumy. W kilka dni ukazało się kilkanaście materiałów atakujących ministra.
Tym razem liderów PO szczególnie zaniepokoił fakt, że publikacje niepożądane (zarówno teksty, jak i sondaże) pojawiły się w mediach antypisowskich, jak TVN, „GW” czy „Super Express”. Na temat kolejnych, rzekomo już przygotowywanych, krążą w kręgach rządowych niepokojące plotki. Przykładowo jako tego, który „szykuje coś na Platformę”, wymienia się najczęściej pewnego nagradzanego w latach 90. dziennikarza śledczego, laureata nagrody Grand Press.
Rząd Tuska boi się wszelkich objawów powstawania jakiejkolwiek politycznej konkurencji wspieranej – jak dotąd PO – przez postkomunistyczną oligarchię. Bo liderzy PO mają świadomość, że rząd tak długo będzie cieszył się wsparciem wielkich mediów i biznesu, dopóki zagrożeniem będzie dla niego PiS, a nie inni przyjaciele „układu”.
Tymczasem elity medialno-biznesowe nie kierują się wykreowanym przez siebie różowym obrazem rządów Tuska, lecz realnym stanem rzeczy. Wiele wskazuje, że właśnie zaczęły spodziewać się przyspieszenia zużywania się rządu PO i zabrały się za kreowanie dla niego alternatywy.
Polowanie na agentów Piskorskiego
Stworzenie takiej alternatywy ułatwia fakt, że najbliższe wybory nie będą rywalizacją partii politycznych, lecz osób – kandydatów na prezydenta. Mając w rękach media, łatwiej wylansować przy takiej okazji kandydatów niemających zaplecza ani poglądów, a za to wyróżniających się „prezydencką” prezencją i niewielkim elektoratem negatywnym. Stąd odkurzenie Olechowskiego i Kwaśniewskiej. Olechowskiego użyć postano-wił Paweł Piskorski, który przejął wcześniej martwe, ale za to dysponujące sporym majątkiem Stronnictwo Demokratyczne.
Olechowski, zarejestrowany jako TW „Must”, hałaśliwie wystąpił z PO i został szefem rady programowej SD. Sam Piskorski staje się powoli pozytywnym bohaterem mediów. Jego partia zaś jest wyraźnie lansowana przez media wspierające dotychczas tylko PO. Partia ta chce przyciągać zarówno osoby o przeszłości komunistyczno-agenturalnej, jak i solidarnościowej. Korzysta z tego, że przy okazji ataków na PiS media i politycy PO skutecznie zniechęcili znaczną część elektoratu do antykomunizmu czy walki z korupcją. A skoro przestały się one liczyć, to czemu nie wrócić do sprawdzonych kadr sprzed afery Rywina?
Piskorski, który był niegdyś politycznym nauczycielem Grzegorza Schetyny, budzi dodatkowo obawy liderów PO jako polityk, który nie tylko zna wiele ich tajemnic, ale także wielu lokalnych działaczy tej partii. Jak opowiadają nasi informatorzy, w partii tej zaczynają się już polowania na „agentów Piskorskiego”, bo fakt, że ma on w PO swoje „wtyki”, nie ulega dla jej władz najmniejszej wątpliwości.
Na liście podejrzanych obok byłych współpracowników Piskorskiego jest wielu posłów siedzących w ławach PO w dalszych rzędach. W przyszłości, w razie utraty popularności przez PO, to oni nie dostaną się do parlamentu i mogą mieć interes w tym, by „czmychnąć” do Piskorskiego.
O ile SD silnie lansowane jest przez TVN, o tyle dla „GW” SD nie jest ugrupowaniem marzeń – wszak gazeta ta była w przeszłości z nim skłócona. Piskorskiemu nie mogła bowiem darować dawnego zwycięstwa nad Bronisławem Geremkiem w warszawskiej UW, będącego naruszeniem nieformalnej hierarchii obowiązującej w tym środowisku.
Lansowanie przez „GW” Kwaśniewskiej, która kandydować nie chce, jest demonstracją ze strony środowiska „GW”, że też liczy się w tej grze. Publicysta tej gazety Piotr Pacewicz napisał przy tej okazji komentarz „Kobieta na prezydenta!”. Jeśli kobieta, to nie Olechowski, więc może była szefowa jego kancelarii Jolanta Szymanek-Deresz? Tak się złożyło, że z opinią Pacewicza, że prezydentem powinna być kobieta, na łamach „GW” polemizowała autorka TVN-owej „Kropki nad i” Monika Olejnik.
Cieć Graś, kumpel Farfał
W pewnym momencie głównym powodem zdenerwowania w PO była bardzo realna groźba utraty kontroli nad TVP, która zaczęła wymykać się z rąk duetowi Schetyna–Giertych. Sytuacja ta zmusiła ministra Grada do zademonstrowania z otwartą przyłbicą skrywanego dotąd wstydliwie wsparcia dla prezesa Farfała.
Dzięki poniedziałkowej decyzji Krajowego Rejestru Sądowego zagrożenie zostało oddalone, ale tylko na chwilę, bo nowe rady nadzorcze mogą znów wybrać do władz publicznych mediów ludzi bliskich PiS. Tym razem skutecznie. Aferą, która uderzyła w najbliższego współpracownika Tuska, była sprawa jego rzecznika Pawła Grasia. Jak napisał „Super Express”, rzecznik od prawie 13 lat mieszka w zabytkowej willi w Zabierzowie pod Krakowem. Jej właścicielem jest spółka Agemark, należąca do niemieckiego przedsiębiorcy Paula Roglera. Graś nie płaci Niemcowi za wynajem willi ani grosza, a w zamian... opiekuje się domem, czyli wypełnia zadania dozorcy. „Wstyd mi, że rzecznik polskiego rządu jest, co tu ukrywać, cieciem” – tak ujawnione fakty skomentował poseł PiS Joachim Brudziński.
Dziennikarze ustalili też, że spółka Niemca płaci rachunki Grasia za energię elektryczną, wodę, ścieki, a także podatek od nieruchomości. Prezesem spółki Agemark jest – od niedawna – żona rzecznika. Z kolei „Rzeczpospolita” napisała, że według akt KRS Graś pozostawał członkiem zarządu firmy Niemca jako... koordynator służb specjalnych w rządzie Tuska. Zrezygnował dopiero w marcu 2009 roku, gdy został rzecznikiem rządu.
Buzek jako kobieta z brodą
PR-owcy rządu Tuska robią wrażenie całkowicie nieprzygotowanych na zakończenie medialnej sielanki wokół rządu PO. Nauczyli się skutecznie – przy aplauzie mediów – zwalczać PiS, ale zachowanie podobnej skuteczności w czasie, gdy media mogą zacząć wyciągać kolejne afery politykom PO, przekracza ich możliwości.
Brak jednolitego frontu w PO widać było już przy okazji sprawy Grasia – o ile bronił go premier Tusk, o tyle Grzegorz Schetyna, Hanna Gronkiewicz-Waltz czy Julia Pitera byli zdecydowanie bardziej powściągliwi.
Także ryzykowna PR-owska zagrywka Sławomira Nowaka w sprawie NBP, polegająca na skopiowaniu pomysłu Andrzeja Leppera, nie spotkała się z jednolitym poparciem reszty liderów PO. „Sławomir Nowak posunął się za daleko” – mówił w Radiu Zet Zbigniew Chlebowski.
Nadzieję na odpędzenie złych wiatrów liderzy Platformy widzą w wyborze Jerzego Buzka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wydarzenie to ma być podniośle sprzedawane jako sukces Polaków, który zawdzięczają oni PO, a w szczególności premierowi Tuskowi. Mniej oficjalnie politycy PO mówią o tym w nieco mniej podniosłym tonie. „Buzek w kampanii prezydenckiej Tuska obwożony ma być jak małpa w klatce albo kobieta z brodą” – to żart pochodzący z kół rządowych.
Piotr Lisiewicz