STANISŁAW KĘTRZYŃSKI
POLSKA X-XI WIEKU
Mieszko
I O zaginionej metro-
polii
czasów Bolesława Chrobre-
go
• Kazimierz Odnowiciel 1034—
—1058
• O imionach piastowskich
do
końca XI wieku
WARSZAWA
1961
PAŃSTWOWE
WYDAWNICTWO NAUKOWE
Wydano
z zasiiku
Komitetu
Obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego
Opracował
i postowiem opatrzyt
ALEKSANDER
GIEYSZTOR
PAŃSTWOWE
WYDAWNICTWO NAUKOWE
Redaktor
A. Mazurowa. Redaktor
techn. W. Trehicka.
Wydanie
I. Naktad 5009 + 250 egz. Arft.
wyd. 35. Ark. druk.
Wli
+ 13 wkładek. Papier ilustr. kl. V 70 g 82 X 104. Oddano
do
składu S. VIII. 1960. Podpisano do druku l. XII. 1960.
Druk
ukończono
w grudniu 1960. Żarn. nr 1167. W-i. Cena zl 55,—,
DRUKARNIA
TECHNICZNA, BYTOM, PRZEMYSŁOWA 2
MIESZKO I
1.
WARUNKI POLITYCZNE SŁOWIAŃSZCZYZNY
MIĘDZY
ŁABĄ A ODRĄ
Śledząc
od czasów najdawniejszych historię Europy
na
północ od Wału Alpejskiego nietrudno zauważyć,
że
prócz okresów sporadycznych ruchów i przesunięć
ze
wschodu na zachód, ruchów wywodzących się
zwykle
z głębokiej Azji Wschodniej, kiedy stamtąd
wylewają
się do Europy hordy ludzkie, jak Hunów,
Awarów,
Madziarów czy później Mongołów, mamy
również
do czynienia z ruchem odwrotnym, idącym
od
zachodu ku wschodowi, ruchem uwarunkowanym
względami
geograficznymi. Są w tym zjawisku prze-
suwania
się pewnych czynników czy pewnych grup
etnicznych
z zachodu na wschód momenty chwilowych
zastojów,
okresy, kiedy ekspansja Zachodu słabnie
wobec
wschodnich sąsiadów, kiedy na Zachodzie jest
raczej
brak elementu, który by mógł objąć w posia-
danie
czy nawet kolonizować obszerne wschodnie
tereny,
kiedy wreszcie Wschód wobec agresywnego
Zachodu
silniej się organizuje, by stawić opór parciu
Zachodu.
Ale zasadą, którą można uważać jako zja-
wisko
stałe i powszechne, jest, że wszystkie granice
Mieszka l
mniej
czy więcej silnie i wyraźnie przesuwają się
z
zachodu na wschód, a nie na odwrót.
W
ciągu wieków była Łaba granicą pomiędzy
światem
germańskim a słowiańskim, z tym oczywiście
zastrzeżeniem,
że w wielu miejscach przekraczała
ludność
słowiańska znacznie lewy brzeg tej rzeki.
Przekraczała
ją i na północy, przekraczała ją w środ-
kowym
jej biegu, zajmując częściowo kraj nad Salą,
rozlewając
się częściowo na Turyngię i wschodnie,
do
Czech przylegające strony Bawarii. Sięgała też
ludność
słowiańska na południu, w Alpach po Brenner,
stykając
się tam nie tylko z elementem germańskim,
ale
i romańskim. Ta linia graniczna Łaby w wieku
VII
czy VIII była oczywiście terenem ustawicznych,
walk
między plemionami słowiańskimi a germań-
skimi,
czy byli nimi Sasi, Turyngowie, czy Bawarzy.
Sąsiedzkie
porachunki były tu na porządku dziennym.
Z
wyjątkiem jednak krótkotrwałego tzw. Państwa
Samona
w pierwszej połowie VII w. nie znamy żad-
nego
większego skupienia słowiańskiego dla zorgani-
zowania
na szerszą miarę zakrojonego oporu. Ale
też
i plemiona germańskie, przylegające do terenów
słowiańskich,
nie były również na tyle lepiej i silniej
zorganizowane,
by mogły myśleć o stałych zdobyczach
na
wschodzie. W każdym razie stan walki na odcinku
pogranicza
germańsko-słowiańskiego był stanem życia
codziennego,
załatwianiem silą porachunków codzien-
nych.
Potężniejszy zaś ośrodek zachodnich Franków,-
państwo
Merowingów, był zbyt daleko, by mógł się
stale
interesować żywiołem słowiańskim. Ponadto było to państwo zbyt
zajęte swymi sprawami wewnętrz-
nymi,
dalej swym stosunkiem do Burgundów, do nie-
WarunTw, polityczne 9
zwykle
groźnego parcia arabskiego od strony Pół-
wyspu
Iberyjskiego i Pirenejów, wreszcie stosunkiem
swym
do państwa longobardzkiego i Włoch. Stąd nie
mogło
stać się na przestrzeniach między Renem
a
Łabą tym czynnikiem, który by zdołał podjąć na
szerszą
miarę zakrojoną działalność wobec Słowian
zachodnich.
Nawet
wytworzenie się i skonsolidowanie państwa
Karolingów
postawiło tylko w ciasnych ramach spra-
wę
Wschodu słowiańskiego na porządku dziennym,
Karol
Wielki, uporawszy się z Sasami i. Bawarami,
znalazł
się co prawda już w bezpośrednim sąsiedztwie
z
obcymi etnicznie żywiołami, zamieszkującymi te
strony
Europy. Ale dla monarchii Karola Wielkiego
sprawą
najważniejszą było przeciwstawienie się orga-
nizacji
państwowo-militarnej Awarów, siedzących na
równinach
Panonii, których hordy niszczyły wschod-
nie
dzielnice państwa, docierając zarówno do połud-,
niowych
Niemiec, jak do północnych Włoch. Dopiero
po
stanowczym rozbiciu państwa Awarów w samym
końcu
VIII w. można było pomyśleć o zabezpieczeniu
także
całej długiej granicy wschodniej od strony
świata
słowiańskiego. Pierwszym do tego krokiem.
było
bezpośrednio po rozbiciu Awarów utworzenie
w
r. 798 arcybiskupstwa i prowincji kościelnej salz-
burskiej,
która miała nie tylko pełnić opiekę religijną
nad
bawarskimi stronami imperium Karolowego, ale
również
zadania misyjne, apostolskie, skierowane mię-
dzy
innymi na sąsiadujące z Bawarami kraje słowiań-
skie
jakimi były w tych stronach Czechy, a na połud-
niu
Słowianie alpejscy, tzw. Koruntańcy. Podobnym
celom,
skierowanym ku północy, na Skandynawię, ale
10
Mieszka I
częściowo
także na kraje słowiańskie za dolną Łabą,
miała
służyć o pół wieku późniejsza, metropolia
bre-
meńsko-hamburska.
Prócz
tego zadania kościelnego, zwróconego zresz-
tą
częściowo ku południowemu wschodowi, gdzie się
krzyżowały
wzajemnie interesy i wpływy cesarstwa
zachodniego
i wschodniego, działalność lat następnych
Karola
Wielkiego szła również w kierunku zabezpie-
czenia
granicy wzdłuż Łaby, od strony Słowian, jak
i
na północy, gdzie należało się liczyć z tworzącą się
właśnie
potęgą ludów skandynawskich, w pierwszym
rzędzie
z Danią. Wyprawy wojenne Karola Wielkiego,
prowadzone
w ostatnim dziesięcioleciu jego życia,
zatem
wyprawy przeciwko Czechom, na Słowian za-
łabskich,
gdzie miał dotrzeć daleko na Wschód (bo
źródła
mówią nawet o podbojach nad Wisłą), a gdzie
mógł
dotrzeć może do Odry i dotknąć prawie granic
plemion
lechickich, noszą raczej charakter wojen
prewencyjnych.
Zmierzały one do okazania tym
zawsze
nieprzyjaźnie nastrojonym sąsiadom, bliższym
czy
dalszym, całej siły i potęgi państwa Karolowego,
by
odstraszyć ich od ustawicznego wdzierania się
we
wschodnie ziemie niemieckie, do kraju Sasów,
Turyngów
czy Bawarów. Dla tego też celu buduje
Karol
Wielki na wschodniej granicy swego imperium
wiele
fortec, punktów oporu, jak Magdeburg czy
Halla,
aby utrudnić wdzieranie się w terytorium nie-
mieckie.
Z biegiem czasu będą te punkty oporu
punktami
wypadowymi, skoro tylko stanie się racją
stanu
Niemiec posunięcie granic od Łaby ku Odrze,
a
zatem kiedy się zjawi na porządku dziennym spra-
wa
podbicia tych plemion słowiańskich, które okre-
ślamy
ogólną, konwencjonalną nazwą Słowian po-
WarMłifci polityczne
11
łabskich.
Na razie siły ekspansji państwa Franków
ku
wschodowi były zbyt słabe, by można było myśleć
o
zrealizowaniu tak wielkiego programu. Wiemy
zresztą,
ile zużyto później na przeprowadzenie tego
planu
sił, krwi i czasu, wiemy, że przy całej potędze
niemieckiej
zabrało to dzieło bez mała trzy wieki
walk
i trudów. Na taki program było za czasów
Karola
Wielkiego za wcześnie. Za to walki pogra-
niczne,
wzajemne, przykre i dotkliwe sąsiedzkie na-
pady
nie ustawały, ale nie wyczerpywały one sił bio-
logicznych
żadnej ze stron. Ani ze strony niemiec-
kiej
nie można było nakreślić planu podboju i zaboru
ziem
leżących za Łabą, ani też połabscy Słowianie,
rozbici
na liczne, słabo zresztą zorganizowane ple-
miona,
nie czuli się niczym zmuszeni do stworzenia
w
większych rozmiarach poważniejszej i silniejszej
organizacji
państwowej obronnej, która by zapewniła
im
niezależność, a chociażby zdolność w przyszłości
do
skutecznego
odporu na nacisk niemiecki.
Ten
nacisk germański na linię obronną Łaby staje
się
rychło po śmierci Karola Wielkiego słabszy, nie-
bezpieczeństwo
maleje, a z tym zmniejsza się czyn-
nik
grozy i przymusu, który by oddziaływał na ludy
słowiańskie
połabskie w kierunku stworzenia własnej,
silnie
zorganizowanej państwowości. Monarchia Ka-
rolingów
ulega podziałom, przesileniom wewnętrznym.
Czynniki
partykularyzmów szczepowych i plemiennych
germańskich
wybijają się, grożąc rozprężeniem, roz-
kładem
i rozpadem na czynniki składowe, nie spojone
dostatecznie
organicznie ze sobą. Zarówno rozbicie
w
czasach Karola Wielkiego państwa Awarów, jak
obecnie
osłabienie i upadek imperium. Karolowego,
pozwalają
na utworzenie w środkowej części obszaru
12
Mieszka I
słowiańskiego
Państwa Wielkomorawskiego, opierają-
cego
się wcale skutecznie i pomyślnie naporowi Za-
chodu.
Wzór i przykład tego państwa mógłby być
ważną
pobudką dla innych szczepów i plemion sło-
wiańskich.
Państwo to jednak rychło ginie, starte
w
pierwszych latach X w. najazdem nomadów, Wę-
grów,
groźnych przez pół wieku również i dla Nie-
miec.
Równocześnie prawie ziemie dawnego państwa,
Karolingów
ulegają od północy niezwykle niszczyciel-
skim
napadom skandynawskich Normanów, wdzierają-
cych
się w poszukiwaniu łupów i zdobyczy korytami,
rzek
głęboko w kontynent.
Wszystkie
te czynniki, a zatem rozkład i rozpad
wewnętrzny,
groza madziarskich najazdów i rabun-
kowe
wyprawy piratów skandynawskich, podkopały
siły
tej części państwa Karolowego, która obejmowała
plemiona
wschodnioniemieckie, sąsiadujące ze Sło-
wiańszczyzną
połabską. W tych warunkach jakaś po-
lityka
o szerszych zamierzeniach, ogólnopaństwowa,
skierowana
ku wschodowi, wymierzona przeciw Sło-
wianom,
nie mogła mieć miejsca. Ale jeżeli potom-
kom
Karola Wielkiego i Ludwika Pobożnego brako-
wało
po temu i sił, i środków, to nie przeszkadzało to
temu,
że szczęk oręża nie ustawał po obu stronach
Łaby.
Z jednej strony szczepy niemieckie, saskie czy,
turyngskie,
napadały na słowiańskich sąsiadów,
z
drugiej strony czynili to samo Słowianie, wyprą- -
wiając
się na ziemie niemieckie po jeńców i łupy czy
w
odwet za jakiś na nich napad poprzedni. Z biegiem
czasu
zgromadziło się po jednej i po drugiej stronie
tyle
krwi, krzywd i łez, tyle poczucia doznanych nie-
sprawiedliwości,
tyle goryczy, że mowy być nie mogło"
o
porozumieniu się czy też o jakim takim wygładze-
13
niu
stosunków. Ze strony niemieckiej była nienawiść
połączona
z głęboką pogardą dla słowiańskich sąsia-
dów,
a w miarę postępu czasu przekonanie, że ma się
szczególną
zasługę wobec Boga i chrześcijaństwa
tępiąc
i mordując obrońców pogaństwa, jak i nie do-
trzymując
słowa i układów barbarzyńców. Słowianie
załabscy
odpłacali tym samym uczuciem nienawiści
i
zemsty saskiemu chrześcijaństwu.
Plemiona
saskie są przekonane, że jedynym spo-
sobem
rozwiązania tych ciężkich stosunków ze sło-
wiańskimi
sąsiadami jest ich doszczętne wytępienie
i
opanowanie całej przestrzeni między Łabą i Odrą.
Broniący
się zaś Słowianie, spędzający całe swe ży-
cie
na ustawicznej walce, nie mając już możności po-
głębienia
w jakikolwiek bądź sposób swego życia dla
zorganizowania
go i dostosowania do warunków pro-
wadzonej
przez nich walki o byt i istnienie, przy-
pisują
wszystko zło swym sąsiadom, a z tym także
religii
przez nich wyznawanej. Wszystkie podłości
były
usprawiedliwione, zdrada, podstęp, niedotrzy-
manie
słowa i przysięgi, pogarda dla zasad ogólnie
uznawanych
i szanowanych, jak prawo i obowiązki
gościnności,
mordowanie ludzi w gościnę zaproszo-
nych.
Wszystko było uznawane za dobre i moralne,
o
ile chodziło o Słowianina-poganina, o.,,psa" słowiań-
skiego,
która to nazwa pogardliwa i obelżywa daje
się
stwierdzić źródłowo od Fredegara po wiek XI.
Okres
X w. jest pełen opisów najdzikszych tu po-
pełnianych
okrucieństw. Co dziwniejsze, że najbar-
dziej
z moralnością niezgodne zdarzenia i postępki
nie
znajdują wśród duchowieństwa niemieckiego, któ-
re
nam o nich donosi, ani słowa już nie potępienia,
ale
choćby zastrzeżenia. Raczej cieszą się one po-
14
Mieszka I
chwałą,
zgodą i budzą radość, jeżeli chodzi o obrzy-
dłego
Bogu słowiańskiego poganina. Czyż można się"
dziwić,
że taki stosunek, taka moralność, nie mogły
pociągać
do siebie słowiańskiego pogaństwa. Stąd nie-
wątpliwie
na fakcie dobrze zaobserwowanym opiera
się
opowiadanie o owym słowiańskim żebraku w Mer-
seburgu,
który nie chciał uwierzyć, by jemu, Sło-
wianinowi,
chciał -pomóc chrześcijański, to znaczy
w
jego oczach niemiecki święty.
Siła
polityki naporu, skierowanego przeciw Sło-
wiańszczyźnie,
zaczyna się powiększać, rośnie, przy-
biera
na intensywności z chwilą, gdy w r. 918 przy-
chodzi
w Niemczech do władzy dynastiasaska Ludol-
fingów.
Nie było jej dane uzyskać od razu większych.
sukcesów,
ale postawi ona jako rację stanu zabór ziem
słowiańskich
na wschód od Łaby, a częściowo program
ten
potrafi urzeczywistnić. Samo ukazanie się ener-
gicznego
władcy, jakim był Henryk I, pohamowało
elementy
rozpadu, który zagrażał państwu wscho-
dniofrankońskiemu,
niemieckiemu. Nie brakło też
tej:
saskiej
dynastii pomyślnej koniunktury, przysłowio-
wego
łuta szczęścia. Bo normańskie najazdy stają się
rzadkie
i mniej dokuczliwe, raz dlatego, iż w tym za-
sięgu,
który był im dostępny na północy, tak już
wszystko
doszczętnie zniszczyli i złupili, że nie było
tam
dla nich większego zysku, a po wtóre z tej przy-
czyny,
iż po zajęciu przez nich we Francji Normandii
wyprawy
ich morskie mają w X w. na celu Anglię
i
powoli przygotowują zabór tej wyspy przez Swena
i
Kanuta.
I
na południowym wschodzie sytuacja strasznych
najazdów
węgierskich powoli się wyjaśnia, chociaż
zamknie
ten okres dopiero wielkie zwycięstwo nad
Warunki polityczne
15
rzeką
Lech w r. 955. Węgrzy w swych łupieżczych
wyprawach
do Niemiec, Włoch, na Bałkany, nawet
do
Szwajcarii, Francji i aż Hiszpanii stracili tyle
krwi,
tak się wyczerpali biologicznie, że należało tyl-
ko
czekać, kiedy sami będą zmuszeni się uspokoić, by
nabrać
sił nowych. Wędrówki rozbójnicze po całym
świecie
nauczyć ich musiały, choćby poglądowo, wie-
lu
rzeczy. Dużo nie znanych im urządzeń dostać się
mogło
do ich świadomości, pozwalając im może i łat-
wiej
następnie przeskoczyć pewne etapy rozwoju
państwowego,
społecznego i kulturalnego — od hor-
dy
nomadów do osiadłego życia — niż innym lu-
dom,
z dawna osiadłym, przykutym do gleby, kon-
serwatywnym
zatem i stąd powolniej nasiąkającym
obcymi
sobie pierwiastkami. Tak samo i łupy brane
w
rozmaitych stronach świata, a służące także jako
towar,
czy tysiące jeńców, chrześcijan, którzy zasilali
na
ich terytoriach żywioł chrześcijański, częściowo
już
istniejący, przyczyniały się do ich zbliżenia do
cywilizacji
europejskiej. Złamanie ich klęską r. 955
sprawiło,
że można było patrzeć spokojniej na po-
łudniowo-wschodnią
granicę z Madziarami.
Na
zachodzie, za Renem, państwo zachodniofran-
końskie
wygasających Karolingów jest w pełnym
rozkładzie
i nie jest w możności niczym zagrozić
państwu
niemieckiemu. Słabe królestwo Burgundii
czy
też rozbite na części Włochy, za Alpami leżące.,
również
groźnymi być nie mogły. Południe Włoch,
leżące
w orbicie Bizancjum czy islamu i Arabów, stać-
się
miało dopiero w przyszłości, w drugiej połowie
X
w. i w w. XI, terenami pewnych zainteresowań
i
wpływów niemieckich zdobywców Włoch i Rzymu,
a
następnie, jak się okazało, i czynnikiem politycz—
16
Mieszka I
nym
wobec królestwa niemieckiego i złączonego
-z
nim Cesarstwa Rzymskiego. Stąd ponieważ prze-
ważna
część granic niemieckich była zabezpieczona,
spokojna,
ponieważ najpoważniejsi wrogowie ze-
wnętrzni
wyczerpywali swe siły, by ponieść w końcu
klęskę,
ponieważ wreszcie dynastia saska wyszła
szczęśliwie
ze wszystkich wewnętrznych kryzysów
i
buntów, zatem można było całą żywą siłę narodu
skierować
ku wschodowi, stawiając jako racje stanu
zarówno
dynastii, jak i narodu, i państwa niemieckie-
go,
posunięcie granic na wschód na razie za Łabę, do
Odry.
To
parcie na Wschód staje się odtąd, w różnych
zresztą
postaciach, stałym czynnikiem wschodniej po-
lityki
niemieckiej, lubo prawie w samych począt-
kach
już krzyżuje się ono z innym czynnikiem mu
przeciwstawnym,
hamującym, a mianowicie z polity-
ką
włoską, rzymską, imperialną. Nie tu jest miejsce
dla
rozważania i oceniania tego problemu, korzyści
czy
strat, jakie polityka cesarsko-rzymska przynosiła
wobec
zadania uzyskania między Łabą a Odrą, na
wschodzie,
na ziemiach słowiańskich, przestrzeni ży-
ciowej.
Wystarczy stwierdzić, że w okresie od X do
XIII
w. skutkiem tej polityki włoskiej cesarstwa było
to,
że władcy niemieccy wielokrotnie i nieraz na wie-
le
lat tracili z oczu zagadnienie Wschodu słowiańskie-
go.
Energia narodu niemieckiego nie mogła zawsze
w
pełni wyczerpywać się na tym tak dla siebie waż-
nym
odcinku, skoro była skierowana różnymi wzglę-
dami
i koniecznościami za Alpy, na południe, do
Włoch,
do Rzymu, do Neapolu i Sycylii.
Była
zatem ta polityka włoska także pewną ko-
rzyścią
dla ludów, które żyjąc na słowiańskim Wscho-
Warunki politycznie
17
dzie
miały być z biegiem lat i wieków ofiarami ger-
mańskiej
zaborczości.
Taka
tendencja zaborcza we wschodnim kierunku
zjawi
się bardzo wcześnie, jeszcze za rządów Hen-
-ryka
I. Głównymi jej wykonawcami, z ramienia Hen-
ryka
I i jego syna Ottona I, będą tu przez lat wiele
książę
saski Herman Billung i markgraf Gero. Znane
są
sposoby i środki, stosowane przez Henryka I
i
Ottona I dla przeprowadzenia tego dzieła.
Nie
wchodząc w szczegóły parcia niemieckiego na
Wschód
słowiański, można przypomnieć tu osadzanie
zbójów
i zbrodniarzy w okolicach Merseburga, któ-
rym
wolno było mordować i łupić ile chcą Słowian
okolicznych,
byle tylko nie tykali Niemców. Wolno
przypomnieć
wymordowanie w r. 939 przez mark-
graf
a Gerona trzydziestu książątek czy też wielmożów
słowiańskich
zaproszonych przez niego na ucztę,
wbrew
uświęconym obyczajem prawom gościnności
1
nietykalności gościa, czy wycięcie w pień na polu
bitwy
nad Rzeknicą w r. 955 z rozkazu Ottona I kil-
kuset
wziętych do niewoli rycerzy słowiańskich wraz
z
księciem obodrzyckim Stoigniewem. Jeżeli obok
działania
brutalnej siły, gwałtu, podstępu i zdrady za-
kładał
też Otto I w podbijanych przez siebie stronach
Słowiańszczyzny
biskupstwa, klasztory i kościoły, to
•
miały one raczej służyć niemieckiemu osadnikowi, czę-
;
ściowo uzupełniać marchie i wojskową ochronę pogra-
nicza
niż prowadzić dzieło chrystianizacji, misji apo-
stolskiej
wśród pogan. Z całego tego okresu znamy
tylko
jeden wypadek wysłania przez Ottona I du-
chownego
mnicha Bouzona (po r. 955), który rzeczy-
wiście
zajmuje się gorliwie pracą apostolską wśród
Słowian.
Bo kler niemiecki, a przede wszystkim kler
2 Polska X — XI wieku
18
Mieszka I
WaranAa polityczne
19
świecki,
żonaty i obarczony obowiązkami rodzinny- f
mi,
niewysoko stojący pod względem wykształcenia,
nie
nadawał się zupełnie do pracy misyjnej. Ducho-
wieństwo
zaś zakonne, nie zawsze samo wyżej sto- g,
jące,
niełatwo rzucało swój cichy klasztor, zabezpie- 31
czający
życie, zapewniający spokój i utrzymanie, dla
trudnej,
a tak bardzo niebezpiecznej pracy wśród po-
gan.
Pamiętamy pod tym względem narzekania na-
wet
bardzo wybitnych duchownych zakonnych nie-
mieckich,
choćby takiego Adalberta, mnicha klasz-
toru
św. Maksymina w Trewirze, późniejszego arcy-
biskupa
magdeburskiego, kiedy z polecenia Ottona I
wybrał
się na Ruś do księżnej ruskiej Olgi, który nie
może
wybaczyć cesarzowi, że wysłał go w celach mi-
syjnych
aż do ruskich pogan. Idea misji, ewangeliza- ł
cji
i chrystianizacji pogańskich Słowian nie leżała
w
sferze ambicji kościoła niemieckiego, za to po-
wszechnie
był uznawany podbój połączony z przele-
wem
krwi i wytępieniem mieczem znienawidzonych
i
pogardzanych Słowian, pogan. Bo miało to być Bo-
gu
miłe, jeżeli się wymordowało pewną ilość nieprzy-
jaciół
Chrystusa, był przy tym także nieraz i znaczny
zysk
i dochód, jeżeli się sprzedawało Żydom jeńców,
zwłaszcza
młodych skastrowanych chłopców słowiań-
skich,
do haremów arabskich w Hiszpanii. Ten proceder był wcale szeroko
rozpowszechniony i widocznie
zyskowny.
Jest
rzeczą jasną, że taki stosunek do ludności sło-
wiańskiej
nie tylko wywoływał u Słowian odruch
oporu
i niewiary w intencje niemieckie, ale utrudniał
samym
kościelnym czynnikom niemieckim możność
skutecznego
działania wśród pogan. Zanadto blisko
łączyła
się ze sobą działalność eksterminacyjna z re-
ligią,
którą Niemcy wyznawali i którą by może chcie-
li
ci czy inni przeszczepić na grunt słowiański pogan,
•stąd
Słowianie stronili jak najdalej od akcji chry-
stianizacyjnej
swych okrutnych ciemięzców. Było to
to.
samo zjawisko, które obserwujemy w stosunkach
polsko-pomorskich
za czasów Bolesława Krzywouste-
go,
kiedy po ćwierćwieczu zaciętych i okrutnych
zmagań
o zdobycie Pomorza nie można było myśleć
o
tym, by misja apostolska do Pomorzan wyszła z Pol-
ski.
Tu raczej niemiecki misjonarz, Otto bamberski,
mógł
liczyć na powodzenie niż Polak. Tak samo było
na
Połabiu, jeżeli chodzi o Niemców.
Stosunek
wzajemny
sił Słowian zachodnich, połab-
skich,
do sił saskich przede wszystkim w ciągu X w.
zmienia
się na niekorzyść dla ludów między Łabą
a
Odrą mieszkających. Sasi mają widoczną przewagę.
Mimo
to jednak dziś pokonani Słowianie jutro zry-
wają
się do nowego buntu, powstania, zwykle rów-
nież
niepomyślnego, opłaconego nowymi krwawymi
ofiarami.
Starają się wykorzystywać momenty nie-
rzadkich
kryzysów wewnętrznych w obrębie pań-
stwa
niemieckiego. Ale ostatecznie przy braku sil-
niejszej
spójni wewnętrznej, przy urządzeniach pań-
stwowych
zwykle bardzo pierwotnych i nie wyrobio-
nych,
czasami graniczących z formą, którą można by
określić
jako republikańsko-teokratyczną, przy trud-
nościach
wytworzenia bardziej silnej, sprawniejszej
i
doskonalszej władzy naczelnej, a zwłaszcza wobec
trudności
zjednoczenia drobnych plemion w jedną
potężniejszą
całość, nie jakąś luźną federację, nie mo-
gą
się oprzeć naciskowi niemieckiemu. Muszą z bie-
2*
20
Młeszfeo I
giem
czasu ulec, by w końcu zaginąć, zostać pochło-
niętymi
przez żywioł silniejszy militarnie, a wyższy
też
niewątpliwie i kulturalnie.
Połowa
X w. jest tu słupem granicznym. Królowie
niemieccy
mogą się uważać za mniej lub bardziej
realnych
władców nad obszarami za Łabą, aż po Odrę.
Oczywiście
w praktyce są wtedy i będą przez lat pra-
wie
dwieście terytoria, które się z tej zależności wy-
łamują,
które są tylko bardzo luźnie, często tylko
chwilowo,
złączone z państwem niemieckim. Przez
długie
czasy będą tu na porządku, dziennym bunty,
gwałtem
tłumione siłami cesarstwa, jak chwile osła-
bienia
ze względów politycznych nacisku germań-
skiego
na plemiona słowiańskie. Ale los ich był już
przesądzony.
Opanowanie całego terytorium między
Łabą
i Odrą przez potęgę niemiecką było tylko za-
gadnieniem
czasu. Uratować się one nie mogły.
Rola
dziejowa polegała na tym, że opóźniały one
pochód
niemiecki na Wschód, że ofiarą swej krwi
i
istnienia pozwalały innym ludom słowiańskim, za
nimi
mieszkającym, więc na wschód od Odry, prze-
być
pewne stadia rozwoju, takie, na jakie same, za-
jęte
wyczerpującą walką o byt i istnienie, nie miały
czasu.
To pozwoliło ich wschodnim pobratymcom
i
sąsiadom na lepsze zorganizowanie się, a z tym na
stworzenie
takich warunków, które umożliwiały sta-
wianie
skuteczniejszego oporu dalszemu posuwaniu
się
Niemców we wschodnim kierunku. Było zaś zrzą-
dzeniem
zawistnego losu, że ci Słowianie, którzy mieli
możność
organizowania się pod osłoną swych połab-
skich
pobratymców, nie mogli nigdy zdobyć ich za-
ufania,
że Połabianie woleli nawet wspólnie z pań-
stwem
niemieckim zwalczać swych braci na wschód
Warunki polityczne
21
od
Odry, że z brakiem wszelkiego instynktu politycz-
nego
dawali się wyzyskiwać przez Niemców, częścio-
wo
nawet przez Czechów.
Ale
smutny obowiązek okrywania swym ciałem
Słowian
dalej na wschodzie siedzących spełnili. Speł-
nili
go przede wszystkim wobec swych najbliższych
sąsiadów,
siedzących na wschód od Odry, wobec ple-
mion
lechickich.
II. ROD PIASTOWSKI
Cilemne
są dla nas początki tego rodu. Istnieją roz-
maite,
wzajemnie wykluczające się poglądy badaczy
na
to zagadnienie. Pierwszy kronikarz polski, tzw.
Anonim-Gall,
cudzoziemiec, który pisał swą kromkę
w
czasach Bolesława Krzywoustego, około r. 1113,
przytacza
trzech bezpośrednich przodków Mieszka I.
Ojcem
jego miał być Ziemomysł, dziadem Leszko,
pradziadem
zaś Ziemowit, ten zaś miał być synem
Piasta,
skromnego rataja książęcego, mieszkającego
na
podegrodziu gnieźnieńskim. Pytanie zatem, czy
w
początkach XII w. mogła żyć w Polsce, na dworze
książęcym,
w rodzinie książęcej, tradycja imion
przodków
tak dalekich, bo sięgająca do wieku IX,
z
górą zatem lat dwieście wstecz. I o wierze w tak
dawną
tradycję wyrażano pewne wątpliwości. Wątpli-
wości
tych nie podzielamy. Nie widzimy powodu, by
posądzić
kronikarza o zmyślenie trzech czy czterech
generacji,
poprzedzających pierwszego Piasta histo-
rycznego,
jakim jest Mieszko I. Tradycja jednego
Ród piastowski
23
imienia,
Ziemomysła, jest wyraziście potwierdzona
w
wieku XI, w r. 1047 przez księcia pomorskiego te-
goż
imienia, potomka Mieszka I. To pozwala nam
przypuszczać,
że i inne imiona poprzednich pokoleń
są
realne, odnoszą się do osobistości historycznych,
nie
są wymyślone. Nie znając wreszcie źródeł, z któ-
rych
czerpał nasz pierwszy kronikarz przy pisaniu
początkowych
rozdziałów swej kroniki, nie możemy
nawet
wyłączyć i tego, że takie imiona mogłyby być
wtenczas
nie tylko w tradycji ustnej, rodzinnej, na-
dwornej,
ale mogły były być także jako choćby gołe
imiona
gdzieś dla pamięci zapisane, zapisane więc
wcześniej,
może jeszcze w XI w. Sądzić wypada, że
nic
nie stoi na przeszkodzie, by uznać je jako realny
ślad
-istniejącej tradycji rodowej, która wyprowadzała
dynastię
Piastów jeszcze z mroków IX w. Bo jeżeli
pierwszą
postacią historyczną będzie dopiero Miesz-
ko
I, zjawiający się przed r. 965, to na trzy czy cztery
pokolenia
poprzednie należałoby odliczyć okrągło lat
sto,
co nas prowadzi już w drugą połowę IX w. Tra-
dycja
zatem polska czy domowa piastowska wywodzi
ród
ten z Polski, z Gniezna.
Ale
prócz sceptyków, patrzących nieufnie na rząd
przodków
Mieszka I, jest jeszcze pewna liczba ba-
daczy,
przeważnie historyków niemieckich, którzy
doszukują
się w Mieszku pochodzenia germańskie-
go
— nie niemieckiego co prawda, lecz skandynaw-
skiego.
Teoria
ta opiera się na następujących założeniach.
"Wiadomą
jest rzeczą, że podbój był niejednokrotnie
ważnym
czynnikiem przy tworzeniu państw pierwot-
nych.
Tak na Bałkanach po podboju tamtejszych Sło-
wian
przez plemiona turskie powstało państwo buł-
24
, Mieszfco I
garskie.
Wiadomo także, że żywioł skandynawski, wa-
reski,
wywarł pewien wpływ na tworzenie się państwa
ruskiego.
Ten element skandynawski założył państwo
normandzkie
we Francji, prężność tego żywiołu do-
.prowadziła
po długich walkach do podboju Anglii
przez
Duńczyków. Z Normandii dzięki awanturniczo-
ści
i waleczności skandynawskiego żywiołu nastąpił
zabór
Anglii przez Wilhelma Zdobywcę, jak i prze-
rzut
do południowych Włoch, gdzie w ciągu XI w.
założyli
Normanie Królestwo Neapolu i Sycylii.
W
ciągu XI, XII, a nawet jeszcze w XIII w. znane są
ich
zapędy zdobywcze na brzegach południowego
Bałtyku,
sięgające do Pomorza, Prus i dalej na
wschód.
Jeżeli zatem ci skandynawscy piraci okazali
tyle
prężności i energii, jeżeli potworzyli tyle państw
silnych
i potężnych, to można by dopuścić hipotezę, że
i
państwo polskie zawdzięczać mogło tym dzielnym
rozbójnikom
morskim swe powstanie i swą pierwotną
organizację.
Bo wedle zdania badaczy niemieckich,
zdania
utrzymującego się jako aksjomat od czasów
Herdera,
Słowianie nie mieli żadnych talentów pań-
stwowotwórczych,
zatem jeżeli je okazali w budowie
państwa
polskiego, musieli je zawdzięczać pomocy
z
zewnątrz, a taką mogli otrzymać jedynie ze strony
świata
germańskiego, reprezentowanego w danym
wypadku
przez Skandynawów, Waregów. Pominąć
można
sprawę, że o ile Normanowie okazali rzeczy-
wiście
duże zdolności państwowotwórcze, to Niemcy
wykazali
ich brak zupełny w ciągu dziesięciu wie-
ków.
Teoria
ta, nazwana przez znakomitego polskiego
badacza
Al. Brucknera “herezją normańską", nie
była
nowością w samej Polsce. Potrącił już o nią
Ród piastowski
25
w
początkach XIX w. T. Czacki, był jej zwolennikiem
W.
Maciejowski. Szerzej pragnął ją uzasadnić K. Szaj-
nocha,
po nim pośrednio co prawda, postawił teorię
runiczną,
związaną z pochodzeniem rycerstwa pol-
skiego
i herbów, Fr. Piekosiński. W najnowszych zaś
czasach
wystąpił z takim przypuszczeniem, nie pod-
boju
wprost ze Skandynawii, ale przez Waregów
T.
Rusi pochodzących, K. Krotoski. Ale każde takie
odnowienie
się “herezji normańskiej" kończyło się
szybko,
nigdy nie przeżyło ono swego twórcy. Czasa-
mi
odrzucone przez polskich badaczy argumenty sta-
wały
się tylko podstawą dla niemieckich teorii o skan-
dynawskim,
wareskim, zatem w zasadzie germańskim"
początku
państwa polskiego
i jego dynastii.
To
byłoby ogólne, raczej teoretyczne, podłoże
,tezy,
wysuwanej przez badaczy niemieckich. Oczywi-
ście
takie ogólne podłoże, dające się sprawdzić czę-
ściowo
na Rusi, w Anglii czy Normandii, wymagałoby
bliższego
i dokładniejszego uzasadnienia, o ile chodzi
o
Polskę. Uczynili też to badacze niemieccy, dorzu-
cając
tu jeszcze pewną liczbę argumentów, mających
świadczyć
o normańskim pochodzeniu Mieszka I i je-
go
państwa.
Jest
tych argumentów niewiele, wszystkie bardzo
słabej,
nie przekonywającej wartości. Pewien podróżnik
arabsko-żydowski,
który w latach 965 i 966 bawił
w
Niemczech i był na dworze Ottona I, Ibrahim-ibn-
-Jakub,
podaje na podstawie otrzymanych informa-
cji,
że władca Polski, największego, jak twierdzi, kra-
ju
słowiańskiego, posiada siłę zbrojną pozostającą na
jego
żołdzie i utrzymaniu, liczącą 3000 ludzi, a tak
sprawną
i dzielną, iż jeden członek takiej drużyny
starczy
za dziesięciu. Taka organizacja wojskowa, zda-
26
Mieszfoo I
niem
uczonych niemieckich, świadczy o jej ware-
skim,
skandynawskim pochodzeniu. Przy jej pomocy
podbito
szczepy i plemiona lechickie i trzymano je
siłą
i przemocą, aż zrosły się na tyle, by stworzyć
jednolity
organizm państwowy ze scentralizowaną
silną
władzą. Ten argument, bardzo powierzchowny,
opiera
się o wiadomość zasłyszaną przez podróżnika,
wiadomość
niewątpliwie mocno przesadzoną. Nie
świadczy
ona, by drużyna Mieszka I zawdzięczała swe
powstanie
czy organizację czynnikom skandynawsko-
-wareskim.
Mamy też prawo żywić dużo nieufności
do
samej wiadomości o siłę i wartości tej drużyny.
Cyfra
3000 uzbrojonych ludzi, zdatnych w każdej
chwili
do boju, czyniłaby Mieszka władcą bardzo po-
tężnym.
Tymczasem wiemy, że Mieszko jest w tych
czasach
dwukrotnie pobity przez saskiego awantur-
nika
hrabiego Wichmana z garstką pomagających mu
Słowian,
że swe zwycięstwo w r. 967 nad tymże
Wichmanem
zawdzięczał Mieszko pomocy konnicy
czeskiej
pospiesznie sprowadzonej, że ciężko walczył
z
plemionami słowiańskimi mieszkającymi w okoli-
cach
dolnej Odry i że zużył lat wiele na ostateczne
opanowanie
Pomorza, gdy parę lat miało mu starczyć
na
podbicie całej Polski. Jest również rzeczą zwra-
cającą
uwagę, że ze strony rzekomo podbitego kraju
i
społeczeństwa nie spotkał się ani Mieszko, ani jego
syn
Bolesław Chrobry nigdy z oporem, z buntem, co
musiałoby
być nieuchronnym następstwem, gdyby
obcy
element siłą zapanował na szerokich przestrze-
niach
nad Odrą, Wartą i Wisłą, od Morza Bałtyckie-
go
po Karpaty. Stąd ani w tej tzw. drużynie Miesz-
ka
I, ani w tak nam ciemnej organizacji życia pań-
stwowego
ówczesnego, rzekomo centralistycznie urzą-
Ród piastowski
27
dzonego,
trudno jest dopatrzyć się jakichkolwiek śla-
dów
obcego podboju, jakichkolwiek w szczególności
wpływów
skandynawskich.
Inne
argumenty badaczy niemieckich
tyczą się
drugiego
imienia, którego używał Mieszko I. Imię to
jest
nam znane z jedynego zabytku, który je prze-
chował,
ze streszczenia darowizny Polski Stolicy
Apostolskiej,
dokonanej około r. 990. Streszczenie to
przechowało
się w zbiorze kanonicznym, ułożonym
w
końcu XI w. przez kardynała Deusdedita i docho-
wanym
tylko w późniejszych odpisach. Brzmi to
imię,
raz tylko jeden w ogóle występujące, zależnie
od
odpisu bądź Dagome, bądź Dagone, co badacze
niemieccy
łączą z imieniem skandynawskim Dag,
Dago.
Ale ten przekaz jest bardzo niepewny. Tekst
jego
wydaje się popsuty przez późniejszych kopi-
stów,
a związek między Dag i Dagome trudno też
uznać
za niewzruszony. Dalej wysuwa się argument,
że
córka Mieszka I, a siostra Bolesława Chrobrego,
wydana
za mąż do Szwecji, a następnie do Danii,
nosi
w źródłach skandynawskich imię Sygrydy. Je-
żeli
imię Dagome zdaje się być zepsute przez później-
szych
kopistów, to imię Sygrydy nie świadczy bynaj-
mniej
o skandynawskich tradycjach Mieszka I i dy-
nastii.
Było bowiem w zwyczaju, że księżniczki, wy-
dawane
za -mąż do obcych krajów, przyjmowały imio-
na
zgodnie ze zwyczajami miejscowymi swej nowej
ojczyzny.
I ta Piastówna zmuszona była zapewne
zmienić
swe imię słowiańskie, polskie, na imię skan-
dynawskie,
tak dobrze znane w Szwecji i w Danii.
Córce
zaś swej dała mimo wszystko imię polskie
Swiętosławy,
świadczące, jak silnie żyła w niej tra-
dycja
jej polskiego, nie skandynawskiego pochodze-
28
Mieszko I
nią.
Ostatnim wreszcie argumentem zwolenników
“herezji
normańskiej" jest fakt, iż jak te wykazały
badania
polskich historyków — dwa rody, Łabędziów
i
Awdańców, są może pochodzenia skandynawskiego.
Wiemy,
że w warstwie rycerskiej polskiej tkwiły roz-
maite
etniczne elementy. Wiemy, że do tej warstwy
weszli
w ciągu wieków średnich, czy to dla kariery
i
poprawienia sobie warunków bytu, czy ze wzglę-
dów
politycznych, nieraz jako, emigranci polityczni,
ludzie
z rozmaitych stron świata, Niemcy, Czesi, Łu-
życzanie,
Węgrzy, Rusini. Toteż fakt, iż dwa możne
rody
miałyby swe początki w Skandynawii, byłby
bardzo
ciekawy, ale nie uprawnia do twierdzenia, że
pierwotnie
przeważna część tej warstwy społecznej
przybyła
do nas zza morza i że ci Skandynawowie do-
konali
podboju kraju. Tym mniej, by skandynaw-
skiego
pochodzenia byli nasi Piastowie, względnie
sam
Mieszko I. Nie widać u nich jakichkolwiek tra-
dycji
skandynawskich, podczas gdy u Rurykowiczów
na
Rusi roi się od imion pochodzenia wareskiego, od
Ruryków,
Ingwarów, Olegów i Rogwoldów, od Inge-
borg,
Malfryd, Olg i Rognied. Tam przetrwała ta
tradycja
domowa, rodzinna, wcale długo, bo silną jest
jeszcze
w XIII w., tak jak silnymi są stosunki rodzin-
ne
i polityczne Rurykowiczów ze Skandynawią. Nasze
zaś
stosunki z tymi stronami są nadzwyczaj słabe.
Zjawiają
się przelotnie, ilekroć razy tylko staje Pol-
ska
silniejszą nogą nad Bałtykiem, ilekroć razy opa-
nuje
Pomorze. Tak było za czasów Mieszka I i Bo-
lesława
Chrobrego, tak było w XII w. za Bolesława:
Krzywoustego.
Tak było w końcu XIII w., tak wresz-
cie
za Jagiellonów, kiedy ostatecznie Pomorze
i
Gdańsk wróciły do Polski. Ale są całe wieki, kiedy
Ród piastowski
29
polityka
polska jest od Bałtyku odcięta i Polska nie
czuje
potrzeby, by wiązać się •czymkolwiek z tymi
“zamorskimi"
krajami.
Zupełną
zaś fantazją uczonych niemieckich, np.
A.
Brackmanna, zresztą bardzo wybitnego i znako-
mitego
historyka niemieckiego, jest twierdzenie, że
Mieszko
I Wareg ze swą wareską drużyną podbił
Polskę
około r. 960 i w niej się usadowił. Dokonanie
takiego
dzieła w ciągu lat paru jest samo przez się
niemożliwością,
jak też spokojne, bez trudności i opo-
ru,
rządzenie przez Mieszka i jego potomków tym
rzekomo
podbitym krajem. Długie lata walk zużywa
Mieszko
na podbicie samego Pomorza, gdy na pod-
bicie
całej Polski starczyłoby mu lat kilka. Tenden-
cja
tych uczonych była tu przejrzysta. Chodziło o wy-
kazanie,
że jeżeli nie niemieckiemu, to w każdym ra-
zie
germańskiemu żywiołowi zawdzięczała Polska swe
początki.
Toteż badacze ostatniej doby, już z okresu
obecnej
wojny, jak np. H. Ludat, porzucili tezę “he-
rezji
normańskiej". Ale trzeba też zaznaczyć, że ze
względów
politycznych uznali już za zbędne powoły-
wanie
się na rzekomo germańsko-skandynawskie po-
chodzenie
państwa polskiego i jego pierwszej dy-
nastii.
Tu
jeszcze należy zrobić parę uwag ogólnej na-
tury.
Jeżeli Ruś w pewnym stopniu zawdzięczała Wa-
regom
swe powstanie, jeżeli turscy Bułgarowie na-
rzucili
swe imię Bułgarom na Bałkanach i stworzyli
tam
potężne państwo, to przecież państwa: wielko-
morawskie,
czeskie, kroackie czy serbskie powstały
i
zorganizowały się bez pomocy zewnętrznej, germań-
skiej
czy skandynawskiej. W tym świetle nie ma też
konieczności
przyjmować, by państwo polskie mu-
30
Mieszka I
siało
z takiej czy innej podobnej pomocy korzystać.
Gdyby
taki podbój miał w Polsce miejsce, to jego
tradycja
nie wygasłaby tak łatwo i szybko, by Ano-
nim-Gall
w XII w. czy w końcu tegoż wieku mistrz,
Wincenty
o tym nie wiedzieli i jakiejś wiadomości
nam
nie przekazali. Toż samo można powiedzieć
o
kronikarzach obcych. Tak niezwykłe zdarzenie zna-
lazłoby
jakieś echo u obcych. Tymczasem nic o tym
nie
wie ani kronikarz Regino, ani jego kontynuacja,
ani
Widukind i jego Kronika Saska, ani Thietmar.
Nie
wiedzą też o tym ci kronikarze, którzy specjalnie-
zajmowali
się dziejami ludów słowiańskich czy skan-
dynawskich,
jak Adam Bremeński, Helmodl czy An-
nalista
Saxo. O tak wybitnym zdarzeniu, jak zabór
bliskiej
Niemcom Polski przez Skandynawów, za-
chowałby
się jakiś ślad w tych zabytkach. Brak wszel-
kich
wiadomości jest argumentem co prawda nega-
tywnym,
jednak przemawiającym silnie przeciw “he-
rezji
normańskiej".
Nie
świadczy o tym wreszcie i język, i archeolo-
gia.
Zapożyczenia nasze z języków skandynawskich
są
prawie żadne, a znaleziska pochodzenia skandy-
nawskiego
tak nieliczne, że i one nie świadczą o ja-
kichkolwiek
bliższych stosunkach Polski z Skandyna-
wią.
Te, które są i które znamy, dadzą się łatwo wy-
tłumaczyć
ruchliwością kupiecką Skandynawów.
Badania
niemieckie odrzucały oczywiście tradycję
polską
najstarszej naszej kroniki, jakoby ojcem Miesz-
ka
I był Ziemomysł, dziadem Leszko, a pradziadem
Ziemowit.
Jest rzeczą zrozumiałą, że twierdząc, iż:
Mieszko
był Waregiem, nie można było dawać mu
przodków
noszących polskie imiona. Odrzucając nor-
mańskie
pochodzenie dynastii a przyjmując jej poi-
Ród piastowski
31
skość,
zarazem wzmacniamy naszą wiarę w auten-
tyczność
genealogii przodków Mieszka I. -
Eponimem
rodu miał być bajeczny Piast. Pół wie-
ku
temu zwrócił uwagę znakomity uczony polski
T.
Wojciechowski, że imienia Piast nie było w Pol-
sce,
że w bogatym skarbcu staropolskich imion prze-
chowanych
w naszych źródłach daremnie by było go
szukać.
Istnieją zaś wyrażenia piastun, piastunka,
piastować,
pieścić, tak iż słowo “piast" oznacza raczej
kogoś,
kto zajmuje się piastowaniem, niżby mogło
być
imieniem własnym. Otóż wiadomo, że istnieli
w
średniowieczu na Zachodzie tacy urzędnicy, któ-
rzy
kierowali wychowaniem dzieci królewskich. Zna-
ni
są na dworze merowińskim jako “baiulus", czyli
dosłownie
tłumacząc “piast". Na Rusi takim dygni-
tarzem
dworskim był “kormilec", zatem ten, który
karmi,
wychowuje, piastuje potomstwo monarchy.
Jeszcze
w Polsce w XIII w. na dworze księcia mazo-1
wieckiego
Konrada są urzędnicy noszący tytuł “pe-
dagogus"
lub “nutritor" tj. ten, który karmi, wy- ,
chowuje,
piastuje dzieci książęce. Stąd przypuszcze-
nie
— nic więcej jak tylko przypuszczenie — czy ów,
bajeczny
Piast, założyciel dynastii, nie był po prostu
piastem
u poprzednika swego Popielą. Takie bowiera
imię
podają źródła jako tego władcy, który na ko-
rzyść
nowej dynastii został zlikwidowany cudowną
mocą
bożą przez myszy, które go wraz z całą ro-
dziną
pożarły. Jednym słowem piastun dzieci Popio-
łowych
siebie czy swych potomków osadził na tronie,
tak
jak Merowingów zdetronizowali potomkowie ma-
jordomów.
Czy tak się miały sprawy przejścia
w
Gnieźnie władzy monarszej z rąk Popielą do rąk
pierwszego
Piasta, Ziemowita, względnie tego nie
32
Mieszka I
znanego
nam z imienia “piasta", tego już nie doj-
dziemy.
Hipoteza o “piaście" Piaście jest pociąga-
jąca,
pięknie pomyślana, ale poza krąg możliwości
wyjść
nie potrafimy.
Sama
legenda, spisana w początkach XII w., nic
o
tym nie mówi. Twierdzi ona, że ubogi rataj książę-
cy,
siedzący na podegrodziu gnieźnieńskim, urządził
postrzyżyny
swego syna w tym samym czasie, kiedy
podobną
uroczystość odprawiano w grodzie książę-
cym.
Zdarzyło się, że dwu podróżnych szukało go-
ściny.
Wbrew uświęconym zwyczajem prawom go-
ścinności
odpędzono obcych od progów książęcych.
Natomiast
znaleźli oni przytułek u biednego kmiotka.
Wywdzięczając
się mu za gościnę rozmnożyli cu-
downie
napoje, piwo i przygotowane mięsiwo, po
czym
postrzygli mu syna Ziemowita. Następnie ksią-
żę
Popiel został wygnany, uciekł jak wiadomo do
Kruszwicy,
gdzie myszy go pożarły.
Znana
jest i szeroko rozpowszechniona w wiekach
średnich
legenda o myszach pożerających zbrodniarzy.
Legenda
ta doczepiła się do postaci owego Popielą
dla
wyjaśnienia początku nowej dynastii. Sam- Bóg
zesłał
karę myszy na niegodziwego władcę poprzed-
niego,
by wynagrodzić tronem i dostojeństwem władzy
człowieka
skromnego, cnotliwego, gościnnego wobec
obcych,
szukających pomocy, pokrzepienia ciała i da-
chu
nad głową. Tylko by biedny, skromnej kondycji
rataj
książęcy mógł sięgnąć po tron, to jest w le-
gendzie
bardzo nieprawdopodobne. Ale i tu jest nie-
wątpliwie
zużytkowany rozpowszechniony motyw
wędrowny.
Znamy taką, legendę bardzo zbliżoną
do
naszej, o św. Germanie, biskupie Auxerre, który
również
został odpędzony od dworca jakiegoś królika
Posążek
drewniany rogatego bóstwa z Ostrowa na jeziorze
Lednicy,
zapewne X-XI w.
.Ród piastowski 33
brytyjskiego.
Znalazłszy gościnę u pastucha królew-
skiego
ożywił zabitą dla gości sztukę bydła, następne-
go
zaś dnia wypędził nie uznającego praw gościn-
ności
króla i na jego miejscu osadził pastucha jako
króla.
Jest to zatem motyw legendowy wędrujący,
przyczepiany
tu i tam, zależnie od okoliczności, z któ-
rego
trudno by było wyłuskać jakiekolwiek ziarno
prawdy
czy prawdopodobieństwa.
Jeszcze
mniej
wątku realnego można by wydobyć
z
cyklu podań i legend krakowskich, które spisane
zostały
w końcu XII w. czy w początkach XIII w.
w
kronice mistrza Wincentego, tzw. Kadłubka. Le-
gendy
te o Kraku założycielu Krakowa i Wandzie,
smoku
wawelskim, o Leszkach noszą cechy takiej
sztuczności
i roboty częściowo literackiej samego
kronikarza,
że trudno by było zużytkować je jako
materiał
historyczny, a częściowo nawet folklory-
styczny.
Jedno,
co można uważać za rzecz jako tako uza-
sadnioną
i prawdopodobną, to że gdzieś w IX w., mo-
że
już w połowie tego wieku, zjawił się na horyzon-
cie
ród piastowski, który rozpoczął pracę zbierania
i
skupiania w swym ręku poszczególnych plemion
i
szczepów polskich, lechickich, i że proces ten trwał
z
górą sto lat, bo ostatecznie dokonał się już w koń-
cu
X w. za czasów Mieszka I.
Krótko
i pobieżnie dotknąć nam wypadnie strony
fizycznej
najdawniejszych Piastów. Uwagi te mu-
szą
być z konieczności raczej tylko powierzchowne,
bo
nie przechował się żaden grobowiec zawierający
ich
szczątki, tak jak nie mamy ich autentycznych po-
dobizn,
które by, częściowo oczywiście, mogły za-
stąpić
to, co mógłby nam dać zachowany kościec. Ma-
3 Poisha X — XI wieku
34
Mieszka I
my
co prawda zachowaną- podobiznę Mieszka II
w
tzw. kodeksie księżnej lotaryńskiej, Matyldy szwab-
skiej,
ale wolno wątpić, czy portrecik ten, zdzia-
łany
daleko za Renem, może mieć jakiekolwiek pre-
tensje
do oddania nam fizycznej strony tego mo-
narchy.
Stąd właśnie płynie szczupłość i powierzchow-
ność
naszych spostrzeżeń. Niemniej trudno uchy-
lić
się od obowiązku zestawienia tego, co do strony
fizycznej
tych postaci się odnosi, a co równocześnie
się
wiąże i łączy z ich działalnością władców i bu-
downiczych
państwa.
Przede
wszystkim wypada zwrócić uwagę na wiek
przeciętny
pierwszych Piastowiców. Bolesław Chrobry
zmarł
mając lat pięćdziesiąt dziewięć, nie dożył
sześćdziesiątki.
Jego syn Mieszko II zmarł mając lat
czterdzieści
cztery. Kazimierz Odnowiciel żył lat
czterdzieści
dwa. Bolesław Śmiały zmarł licząc lat
około
czterdziestu dwóch. Władysław Herman liczył
zapewne
pełnych lal sześćdziesiąt. Z tych Mieszko II
i
Bolesław Śmiały zginęli, jak się zdaje, śmiercią
gwałtowną,
zamordowani, i stąd ich wiek jest niski.
Z
innych Piastowiców zarówno parę lat starszy od
Mieszka
II jego brat przyrodni Bezprym, jak Otto,
urodzony
w r. 1000, zginęli zdaje się również śmier-
cią
gwałtowną, Bezprym licząc lat około czterdziestu
czterech,
Otto trzydziestu trzech. Dwu synów Kazi-
mierza
Odnowiciela zmarło młodo, mając może po
dwadzieścia
parę lat życia.
O
jednym tylko Mieszku I istnieje przypuszczenie,
że
zmarł w wieku naprawdę podeszłym, licząc około
siedemdziesiątki,
a może i więcej. Kronikarz nie-
miecki
Thietmar, biskup merseburski, który pisał swą
kronikę
w lat dwadzieścia po śmierci Mieszka, a,za-
.Ród piastowski
35
tem
w czasie, kiedy mógł mieć jeszcze dobre i do-
kładne
informacje, podaje, że był Mieszko w chwili
swej
śmierci “senex", starcem. Dlatego znakomity
autor
Genealogii Piastów O. Balzer kładzie jego uro-
dzenie
na czas około r. 920. Dawałoby to Mieszkowi
wiek
wyjątkowo wysoki, około lat siedemdziesięciu,
a
wiadomo, że w dynastii , piastowskiej zaledwie
Mieszko
Stary i Władysław Łokietek - przekroczyli
siedemdziesiątkę.
Musimy pamiętać, że jeżeliby
Mieszko
rodził się około r. 920, to w r. 965, kiedy
żenił
się z Dobrawą, liczyłby lat około czterdziestu
pięciu,
a kiedy około r. 979 żenił się z pdą, miałby
pod
lat sześćdziesiąt i doczekałby się z tego późnego
małżeństwa
jeszcze trzech synów. Ale co jest tu rze-
czą
najważniejszą, to to, że trzeba by przyjąć, iż
w
r. 965, w chwili małżeństwa z Dobrawą, czterdzie-
stoparoletni
Mieszko winien mieć jakieś dzieci zro-
dzone
z małżeństwa czy małżeństw poprzednich, i to
dzieci
dorosłe, tak iż obok synów zrodzonych z Do-
brawy
i Ody, powinni byli się zjawić ich bracia przy-
rodni,
i to bracia znacznie starsi od Chrobrego.
A
braci takich nie można by było usunąć od dzie-
dziczenia
dlatego, że Bolesław rodził się z księżniczki
chrześcijanki
(boć ojciec w chwili jego poczęcia był
prawdopodobnie
jeszcze nieochrzczony), gdy oni zro-
dzeni
byli w okresie pogaństwa. Gdyby tacy synowie
Mieszka
istnieli, byliby wystąpili jako pretendenci
do
spadku. Może też mielibyśmy o nich wiadomości
jeszcze
z okresu życia ojca, skoro wiemy o dwu je-
go
braciach, o tym, który zginął -w walkach z Wich-
manem,
i o Cideburze, który pobił w r. 972 markgrafa
Hodona.
Tymczasem nic nam nie wiadomo o jakich-
kolwiek
dzieciach Mieszka I z okresu przed rokiem
36
Mieszko I
965,
a to budzi wątpliwości co do dokładności infor-
macji
Thietmara. Raczej wygląda wszystko tak, że
Mieszko
około r. 965, kiedy zjawia się na widowni,
był
jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Małżeństwo
z
Dobrawą byłoby jego pierwszym małżeństwem,
a
syn Bolesław Chrobry byłby rzeczywiście jego sy-
nem
pierworodnym. W takim wypadku należałoby
przesunąć
datę urodzin Mieszka o lat dwadzieścia czy
nawet
dwadzieścia parę, na okres między 940 a 945 r.
Zmarłby
przeto ten pierwszy historyczny Piastowie
nie
jako starzec trzęsący się, febricitans, lecz w sile
wieku,
lat mając może niecałych pięćdziesiąt. Miałby
zatem
pierwszy raz się żeniąc lat może coś więcej
niż
dwadzieścia, nie dochodziłby czterdziestki, kiedy
żenił
się z Odą. Dalszy stąd wniosek, że niewiele lat
przed
r. 965 należałoby położyć śmierć jego ojca Zie-
momysła.
Tak
więc przeciętna życia książąt piastowskich X
i
XI w. nie jest długa. O ile nie przyczyniały się do
skrócenia
im życia zamachy, to nie bez wpływu na
długość
życia musiały pozostawać braki higieny, nie-
dostatki
ówczesnej medycyny, wyczerpywanie sił
fizycznych
ustawicznymi podróżami po państwie dla
doglądania
osobistego spraw państwowych, wojny,
polowania,
wreszcie nieumiarkowanie w jedzeniu
i
piciu. I wiek kobiet nie był zbyt wysoki, chociaż tu
też
spotykamy parokrotnie osoby, które przekroczyły
czasami
nawet znacznie sześćdziesiątkę (Rycheza, Do-
broniega,
Gertruda). Bardzo wczesne wydawanie
dziewcząt
za mąż, wczesne macierzyństwa, liczne po-
łogi,
wyczerpywały ich siły fizyczne.
O
Bolesławie Chrobrym wiemy, że był duży
i
ciężki, tak że się koń pod nim uginał, ale był silny,
Ród piastowski
37
wytrzymały,
łatwo znoszący trudy. Dopiero o Wła-
dysławie
Hermanie zachowała się wiadomość, że był
w
wieku późniejszym ociężały i chory na nogi, latami
osłabiony
i chorobą. Czy była to podagra, czy jakieś
inne
cierpienie, odbijające się na nogach i utrudnia-
jące
mu poruszanie się, nie wiemy. Wiemy tylko, że
z
nogami nie byli Piastowicze w porządku. Takie
przezwiska
między dalszymi potomkami Hermana,
jak
Laskonogi, Plątonogi, coś mówią, chociaż trudno
by
było wnioskować coś więcej.
Jeżeli
byli Piastowicze może niezbyt silni w no-
gach,
to trzeba przyznać, że głowy to nie były słabe.
Przez
cały okres wieku X, XI, XII po wiek XIII
mamy
osobistości pierwszorzędne jako inteligencja,
.
jako umysłowość, jako monarchowie kierujący losa-
mi
swego państwa i swego narodu. Mieszko I, Bo-
lesław
Chrobry, Mieszko II, Kazimierz Odnowiciel,
Bolesław
Śmiały, to przecież indywidualności, rysu-
jące
się wyraziście na tle dziejów tego okresu. Mogą
być
bardziej świetni, mogli więcej i silniej pobudzać
fantazję
Chrobry czy Śmiały, pierwszy swą osobą
wyrastającą
ponad miarę wieków, drugi zaś korzy-
stający
z dogodnej i szczęśliwej dla siebie koniuktury
politycznej,
jakiej nie miał jego imiennik Chrobry.
Ale
walory Mieszka II czy Kazimierza Odnowiciela
raczej
powiększają się i uwypuklają w świetle klęsk
i
trudności, które stały się ich udziałem. Nawet okrzy-
czany
jako władca niedołężny Władysław Herman
zasługiwałby
może na sąd inny i odmienny. Ze
uzdolniony,
energiczny i monarsze oddany palatyn
Sieciech,
którego sobie dobrał Herman jako swoje
narzędzie,
nie podobał się opozycji i Zbigniewowi,
że
ten ostatni razem z bratem, Bolesławem Krzy-
38
Mieszko I
woustym,,
paraliżował działalność księcia, palatyna
i
dworu, unicestwiał ich politykę, przez co obaj opóź-
nili
i zmarnowali wiele spraw świetnie zaczętych, to
z
tego nastawienia kroniki Anonima-Galla, skierowa-
nego
przeciw księciu i Sieciechowi, należałoby się
uwolnić.
Nie było to panowanie tak haniebne, jak
się
wielu wydaje; hańbą tylko był bunt synów prze-
ciw
ojcu.
I
jeszcze jednej sprawy należy dotknąć, choćby
powierzchownie.
Niejednokrotnie wyobrażamy sobie,
że
książęta owych czasów bywali nieraz dobrymi
wodzami,
dzielnymi zabijakami, wytrwałymi myśli-
wymi
łowiącymi grubego zwierza, którego było pełno
w
lasach i puszczach. Sądzimy, że prości ci ludzie za-
pełniali
sobie czas poza obowiązkami panującego, po-
za
wojną czy polowaniem, ucztami, pijaństwem, mi-
łostkami
wreszcie, ale że nie miały do nich dostępu
cywilizacja
i kultura, książka czy sztuka, a poro-
zumienie
się ich z obcymi, z cudzoziemcami, było
w
ręku tłumaczy. Takie wyobrażenie byłoby nie-
wątpliwie
w dużej mierze błędne. Trudno by było
sobie
wyobrazić, by książę w tej epoce mógł dobrze
zarządzać
swym obszernym państwem, nie mając
choćby
tylko w części pewnych wiadomości, pewnego
wykształcenia,
które by przygotowywało go nie tylko
praktycznie,
ale teoretycznie, naukowo do wykony-
wania
obowiązków monarszych. Prawdą jest, że
w
sprawach wykształcenia książąt mamy wiadomości
zwykle
mało. A jest też prawdą, że mamy pozytywne
wiadomości
o takich władcach, którzy żadnego wy-
kształcenia
nie otrzymali. Wiemy, że król niemiecki
Henryk
I nie umiał czytać. Również syn jego Otto I,
wielki
i znakomity monarcha, był analfabetą, a łacinę
Ród piastowski
39
znał
bardzo słabo. Wiemy również, że pierwszy król
niemiecki
z dynastii salickiej Konrad II nie umiał
ani
czytać, ani pisać. Ale Otto II i Otto III byli bar-
dzo
wysoko wykształceni. Henryk II, przeznaczony
zdaje
się pierwotnie na duchownego, także odznacza
się
wysokim poziomem. Henryk III i Henryk IV byli
również
bardzo starannie kształceni. Na dalszym Za-
chodzie
wykształcenie panujących było na ogół po-
wszechne.
Nie było również gorzej na Wschodzie,
gdzie
przykładano do niego wartość dużą, choćbyśmy
mogli
posądzać tu czasem te środowiska książęce
o
pewien snobizm, by nie być gorszymi, a raczej lep-
szymi
do innych. Pobudki mogą być dla nas osta-
tecznie
obojętne. Faktem jest częste spotykanie
wśród
książąt europejskiego Wschodu ludzi wykształ-
conych,
którzy otrzymali naukowe przygotowanie dla
swego
przyszłego zawodu.
Wychowanie
takie składało się ż trzech części,
z
wychowania fizycznego, językowego i naukowego.
Wychowanie
fizyczne było niezbędne dla młodego
księcia.
Książę w owych czasach bierze przeważnie
osobiście
udział w bitwach na czele swego rycerstwa,
od
chłopca zatem zaprawia się w sztuce strategii
i
kierowania walką, jak i w robieniu bronią. Wczesny
.udział
w polowaniach na grubego zwierza był też;
przygotowaniem
dla działalności w bitwie, dla wy-.-
robienia
zmysłu orientacji, jak i należytej wytrzy-
małości
i siły fizycznej. Anonim-Gall, opowiadając
lata
wczesnej młodości Bolesława Krzywoustego, nie
daje
nam co prawda wiadomości o kształceniu go
w
sztuce pisania czy czytania, za to długo i szeroko,
z
dużą zresztą w poszczególnych wypadkach przesa-
dą,
opisuje jego udział w wyprawach wojennych, jak
40
Mieszteo I
w
polowaniach. I ruski Monomach w swym Poucze-
niu
dla synów opowiada,
jak łowił własnymi rękoma
dzikie
konie, jak nosił go na rogach rozjuszony tur,
jakie
miał przygody myśliwskie z łosiami czy z dra-
pieżnymi
zwierzętami. To przygotowanie fizyczne do
zawodu
księcia, rycerza i wodza zabierało lata
chłopięce
książątka. Bo trud fizyczny staje się w cią-
gu
lat męskich księcia stałym czynnikiem jego życia
i
rzeczą codzienną, kiedy walczy po kniejach z gru-
bą
a niebezpieczną zwierzyną, kiedy na czele ry-
cerstwa
ściera się z wrogami czy buntownikami, lub
kiedy
broni swego własnego życia przed zamachami.
I
znajomość obcych języków bywała rozpowszech-
niona
na dworach. Przede wszystkim uczono łaciny
jako
tego języka międzynarodowego, zrozumiałego
powszechnie,
który w owych czasach zastępował ję-
zyk
francuski czy dzisiaj angielski. W tym języku
duchowni
dworscy, kapelani, przeważnie na wschod-
nich,
niedawno schrystianizowanych przestrzeniach,
cudzoziemcy,
udzielali młodemu potomstwu książę-
cemu
zasad wiary i religii i tą drogą przenikała lep-
sza
czy gorsza jego znajomość. Matki takich książą-
tek
były przeważnie cudzoziemkami, zwykle posia-
dały
swych własnych kapelanów-spowiedników, swą
własną,
zaufaną, przywiezioną ze sobą służbę i w tym
otoczeniu
uczył się mały książę języka swej matki.
Można
śmiało przypuścić, że Bolesław Chrobry na-
uczył
się, a przynajmniej dobrze się zapoznał z bar-
dzo
pokrewnym językiem czeskim swej matki. Kiedy
miał
lat siedem i został zakładnikiem w Niemczech,
zapoznał
się z językiem niemieckim, którym mówiły
następnie
jego macocha Oda, jego żona Niemka, córka
Ród piastowski
41
Rygdaga,
którym mówiło dużo osób na dworze, któ-
rymi
mówiła jego synowa Rycheza, żona Mieszka II,
i
którym mówiła jego ostatnia żona Oda. Można więc
przypuszczać
śmiało, że Chrobry prócz polskiego ję-
zyka
znał o tyle, o ile łacinę, język niemiecki i cze-
ski.
O jego synie Mieszku II wyraża się współczesne
źródło
z zachwytem, że “choć w własnym i łacińskim
języku
możesz Boga godnie wielbić, nie dość ci tego,
wolałeś
dodać jeszcze język grecki". Mieszko II za-
tem
znał i łacinę, i grekę, nie licząc języka nie-
mieckiego,
który był mu niewątpliwie znany, jako
język
chociażby żony. I Kazimierz Odnowiciel mu-
siał
znać język swej matki, niemiecki, i język łaciń-
ski.
Synowie Beli węgierskiego, zrodzeni z siostry
Odnowiciela
i wychowani w Polsce, znali język pol-
ski.
Władysław, król następnie węgierski, wydawał
się
Polakom Polakiem zarówno z języka, jak i z oby-
czaju.
Można przypuścić, że jak Mieszko, syn Bo-
lesława
Śmiałego, kiedy spędzał swe chłopięce lata na
Węgrzech,
miał w swym otoczeniu rówieśników Po-
laków,
tak i synowie Beli mogli mieć jako towarzyszy
małych
Węgrów, którzy nauczyli się po polsku. Ale
mogli
się i Polacy, między nimi bracia cioteczni
św.
Władysława, Bolesław Śmiały i Władysław Her-
man,
nauczyć po węgiersku. A to tłumaczyłoby nam
łatwość,
z jaką obraca się Śmiały w środowisku wę-
gierskim.
Bo znajomość obcych języków była uzna-
wana
za rzecz wielce potrzebną l zaszczytną dla
władcy.
Świadczy o tym Pouczenie Monomacha, któ-
ry
synom swym zaleca pilne przykładanie się do
nauki
obcych języków i daje im jako przykład włas-
nego
ojca, który znał pięć języków! Bo “...stąd jest
42 Mieszka I
cześć
u obcych", jeżeli książę może się porozumie-
1
-wać z cudzoziemcami sam, bez; pomocy i. pośred-
nictwa
tłumacza.
I
naukowo bywali kształceni książęta krajów
świeżo
nawróconych. W Czechach wiemy o kształceniu szkolnym w naukach św.
Wacława, zatem w samym początku X w. Współczesny Kazimierzowi
Odnowicielowi Gotszalk, później książę obodrzycki, zo-
stał
oddany przez ojca do klasztoru w Luneburgu na
wychowanie,
które się składało z poznania łaciny
i
nauki czytania i pisania. Stefan węgierski i jego
syn
Emeryk byli ludźmi wykształconymi, byli —
ie
jak się mówiło w owym czasie — litterati. Podobne
wiadomości
mamy o jednym z następców Stefana, sy-
nowcu
Władysława, Kolomanie (1095—1116). Anonim-
-Gall
nie znajduje słów pochwały dla jego znakomi-
tego
wykształcenia i nauki, czym przewyższał wszyst-
kich
współczesnych sobie królów. Król Kanut duń-
sko-angielski,
wnuk Mieszka I, był również człowie-
kiem
wykształconym. I na dworze ruskim nie było
gorzej.
Raczej za wzorami wysoko wyrobionego dwo-
ru
bizantyńskiego było nawet lepiej niż na Zacho-
dzie.
W ruskich kronikach czytamy nieraz o wy-
kształceniu
książąt i o ich zamiłowaniu do książek.
Tzw.
kronika Nestora tak pisze o Jarosławie: “I lu-
bił
Jarosław ustawy cerkiewne, kapłanów lubił bar-
dzo,
a zwłaszcza zakonników, i do ksiąg się przykła-
dał,
i czytał je często w noc i we dnie. I zebrał mno-
gich
piszących, i przekładał z greckiego na słowiań-
ski
język i pismo, i spisali wiele ksiąg, i zdziałał, że
wierni
ludzie rozczytując się w nich, budują się
nauką
Bożego głosu". “Ten tedy Jarosław... lubił
księgi,
mnóstwo napisawszy złożył w cerkwi św.
Zo-
Ród piastowski
43
fii,
którą sam założył". Tak zatem Jarosław, znając
język
grecki, zajmował się przekładaniem pewnych
dzieł
z greckiego na język słowiański. Co więcej,
stworzył
przy cerkwi św. Zofii, zapewne za wzorem
konstantynopolitańskim,
coś w rodzaju biblioteki pu-
blicznej,
dostępnej dla pragnących czytać, w czasie
kiedy
na Zachodzie ani Rzym, ani Paryż, ani Ak-
wizgran
takich publicznych, chętnym czytania do-
stępnych
bibliotek nie posiadały. Podobnie pozosta-
wił
po sobie owoc swej pracy pisarskiej jego wnuk
Monomach
w postaci pięknego pamiętnika. Praca pi-
sarska,
autorska panujących była wcale rozpo-
wszechniona
na Wschodzie między cesarzami bizan-
tyńskimi.
Na Zachodzie należy do największych rzad-
kości
przez całe wieki średnie.
Jak
było jednak z wykształceniem naszych pierw-
szych
Piastów? O Mieszku I nie mamy bliższych do-
kładniejszych
wiadomości, które by wskazywały, że
pobierał
jakieś nauki. Co się tyczy Bolesława Chrob-
rego,
to nie mamy informacji o latach, w których
mógłby
poświęcić się nauce. Można tylko powie-
dzieć,
że Dobrawa, jak jej siostra Mlada, była za-
pewne
czytająca, znająca choćby powierzchownie ła-
cinę,
i stąd nie byłoby niemożliwością, by pod jej
"okiem
nie starano się o pewne wykształcenie jej sy-
na.
Z lat późniejszych dowiadujemy się, że Bolesław
Chrobry
dla zbadania pewnych przewinień i zapo-
znania
się z przepisami kanonów poleca sobie przed-
kładać
księgi prawa kanonicznego. Nie wynika stąd
jasno,
czy czytał je sam i rozumiał, czy też że czytali
mu
i tłumaczyli je inni, tacy, którzy mogli mu słu-
żyć
tłumaczeniem, ale bliskie byłoby przypuszczenie,
że
może i sam mógł z ksiąg korzystać. W każdym ra-
44
Miesztoo I
zie
zwraca uwagę fakt, że Chrobry rozumie znacze-
nie
i wartość książki, że wie, że w książkach można
rozmaitych
rzeczy się dowiedzieć, że wie, iż księgi
prawa
kanonicznego mogą mu rozwiązać pewne
wątpliwości
z tego zakresu. Wydaje się być czło-
wiekiem
z książką obytym. Za to wiemy pozytywnie,
że
jego syn Mieszko II był, niewątpliwie za wolą oj-
ca,
wysoce wykształcony, co było znane szeroko
w
świecie. Jego wnuk Kazimierz Odnowiciel także
przeszedł
nauki, umieszczony w wieku lat dziesięciu
w
jakimś klasztorze. O wykształceniu Bolesława
Śmiałego
i Władysława Hermana nie przechowały się
wiadomości.
Wolno tylko przypuszczać, że wzorem
ojca
i dziada nie byli pod tym względem zaniedbani.,
Jeżeli
chodzi o księżniczki, to te bywały bardzo
starannie
wychowane i kształcone, nieraz lepiej i głę-
biej
niż młodzi książęta, których broń, walka, koń
i
polowanie mogły często odrywać od książki i łaciny.
Księżniczki,
nawet jeżeli nie były przeznaczone do
stanu
duchownego, często spędzały młode lata do za-
mążpójścia
w klasztorze, jak np. Matylda, żona Hen-
ryka
I, którą Henryk wprost z klasztoru powiódł do
ołtarza.
W każdym razie księżniczki ówczesne miały
przed
sobą otwarte tylko dwie drogi w życiu — albo
wychodziły
za mąż, albo szły do klasztoru. W tym
ostatnim
wypadku była im niezbędna znajomość ła-
ciny,
czytania i pisania. Ale i w pierwszym wypadku
pewne
przygotowanie naukowe nie mogło być im
zbędne.
Niejednokrotnie wychodziły za mąż daleko,
w
obce strony, których języka nie znały. Wielokrotnie
we
własnej, najbliższej rodzinie spotykały się z cu-
dzoziemcami
czy cudzoziemkami, stąd była im zna-
jomość
łaciny tym, czym się stała później znajomość
Ród piastowski
45
języka
francuskiego. Ale jeżeli i ta trudność nie za-
chodziła,
to często się zdarzało, że panie te po
owdowieniu
wstępowały do zakonu, do klasztoru
rodzinnej
fundacji, gdzie im znajomość łaciny i pi-
sma
była potrzebna. Wychowanie klasztorne dawało
tym
kobietom polor, zamiłowanie piękna, sztuki, za-
pełnienie
czymś życia, które mężczyzna wypełniał
wojną,
polityką, polowaniem, pijaństwem nierzadko.
Księżniczki,
następnie księżne, zapełniały je książką
nabożną,
psałterzem, sztuką, chociażby stosowaną
a
tak rozpowszechnioną w klasztorze i na dworach,
jak
hafciarstwo.
Zdaje
się, że już Adelaida, siostra Mieszka I, była
wykształcona.
Wiemy, że wykształcona była Rycheza,
żona
Mieszka II. Córka jej Gertruda, żona Izasława
kijowskiego,
umiała zapewne wzorem ojca i matki
czytać
i pisać. Znamy psałterz, który był jej włas-
nością,
a wiele modlitw do tego psałterza wpisanych
jest
jej autorstwa. Pisane są one oczywiście po ła-
cinie.
Jest ona zatem pierwszą autorką polską. Do
połowy
XV w. przechowywano w katedrze gnieź-
nieńskiej
jakąś szatę kościelną przez nią haftowaną,
z
napisem jej kompozycji. Nie można wątpić, że i in-
ne
kobiety rodu piastowskiego były starannie wycho-
wane
i kształcone.
Dodać
tu trzeba dla dopełnienia obrazu, że prze-
chowały
się do naszych czasów dwa rękopisy, które
swego
czasu znajdowały się w rękach Mieszka II
i
Rychezy. Jednym jest Pseudo-Alkuina Ordo Roma-
-nus,
dziś zatracony, ofiarowany Mieszkowi przez
księżnę
Matyldę szwabską. Drugim znany i znakomi-
ty
Psałterz Trewirski z końca X w., zawierający tzw.
modlitwy
Gertrudy, czyli Codex Gertrudianus, prze"
46
Mieszfoo I
chowany
do dziś dnia w Cividale koło Udine, we
Włoszech.
Byłby to ślad zapewne większego księgo-
zbioru,
jakiejś bibliotheca palatina, stworzonej w po-
czątkach
XI w. a świadczącej o stopniu kultury i wy-
sokim
poziomie naszych pierwszych Piastów histo-
rycznych.
Była
to rasa książąt nieprzeciętnych, wysoko stojących, która nie
wyczerpała się fizycznie i umysło-
,-wo
szeregiem wybitnych indywidualności XI w.,
a
która swe cechy i zalety przekazała następnym
pokoleniom.
Bo przecież taki Bolesław Krzywousty,
a
zwłaszcza Mieszko Stary w XII w., Henryk Bro-
daty
w XIII w., dalej Władysław Laskonogi, Prze-
myśl
II, Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki wy-
rośli
z tego samego pnia, wykazują zalety i talenty,
jak
i żywotność, i świeżość odziedziczoną po przod-
kach.
Działali w rozmaitych, tak różnych i dalekich
warunkach
od tych, w których żyli Chrobry
-5
i Śmiały, i dlatego w wielu wypadkach rezultaty ich
działalności musiały być inne. Przede wszystkim nie
starajmy
się tym postaciom podsuwać naszych dzi-
siejszych
uczuć, pragnień czy dążeń i robić z tego
akt
sądu nad nimi. Jest zawsze skrzywieniem obrazu
historycznego,
gdy mówi się, że nie przewidzieli te-
go,
co stanie się za lat sto czy dwieście. Nam łatwo
się
o tym dowiedzieć z podręcznika historii. Ale jak
my
dzisiaj nie możemy przewidzieć przyszłości, tak
i
oni patrzyli w przyszłość z podobną nam możliwo-
ścią
jasnowidzenia.
Był
ród piastowski w ciągu XI w. dwukrotnie
bliski
wymarcia. Raz, kiedy po Mieszku II został Ka-
zimierz
jedynym, jak się zdaje, przedstawicielem dy-
nastii
i drugi raz, kiedy Bolesław Krzywousty wal-
Ród piastowski
czył
ze Zbigniewem. Zabezpieczył jednak Bolesław
Krzywousty
przyszłość dynastii, ale w sposób wy-
soce
obosieczny, zostawiając z dwu żon kilkanaścioro
dzieci,
w tym zaś pięciu synów żyjących w chwili
zgonu
ojca. Oni przedłużyli życie dynastii, w Wielko-
polsce
i Małopolsce do śmierci Kazimierza Wielkiego,
na
Mazowszu i na Śląsku do XVI i XVII wieku.
Istniał
przeto ten ród lat 800. Przeżył wiele dynastii,
które
tak długim trwaniem pochlubić się nie mogą.
III. SPRAWA PRZYJĘCIA CHRZEŚCIJAŃSTWA
Jest
zagadnieniem rzeczywiście niezwykłym, a trud-
.
nym dla objaśnienia i zrozumienia, że Polska do
połowy
X w. to państwo, kraj, naród zupełnie
jakby
nie znany, przez nikogo do tej pory nie wy-
mieniony.
A kiedy się zjawia, występuje od razu ja-
ko
duże, silne państwo, i to tak, że od r. 965 płyną
coraz
to liczniejsze o niej wzmianki i w ten sposób
do
schyłku X w. mamy liczbę wiadomości o Polsce
o
tyle już znaczną, że pozwalającą na opisanie dzia-
łalności
i losów pierwszego historycznego Piasta,
Mieszka
I, Tworzący się w ciągu długiego czasu —
stulecia,
jeżeli nie więcej — organizm polityczny
Polski.
winien był budzić żywsze zainteresowa-
nie,
choćby niemieckich kronikarzy i roczni-
karzy.
Że Niemcy nie graniczyły przez długi czas
bezpośrednio
z Polską, nie może tu być wyjaś-
nieniem,
boć przecież trudno sobie wyobrazić, by
nawet
w tych odległych czasach nie było jakichś bez-
pośrednich
stosunków Zachodu ze słowiańskim
Płyta
z ornamentem plecionkowym z wykopalisk na Wawelu
w
Krakowie, w. XI.
Przyjęcie chrześcijaństwa 49
Wschodem.
Była to przecież droga handlowa wiążąca
daleki
Wschód z Zachodem. Wiemy też, że rozmaite
państwa
zachodnie interesowały się słowiańskimi lu-
dami
między Łabą a Dnieprem, że od czasu do czasu
na
dworach władców zachodnich zjawiają się nawet
poselstwa
rozmaitych wschodnich barbarzyńców, po-
gan.
Musiał też Niemców interesować fakt, że za ple-
cami
Słowian połabskich, w bliskim sąsiedztwie do-
brze
im znanych Czech, tworzy się większy organizm
polityczny,
taki, który prędzej czy później stanie się
pozytywnie
czynnikiem także polityki wschodniej ce-
sarstwa.
Mimo to wszystko głucho jest w źródłach
niemieckich
tego czasu o Polsce. Nagły przypływ
wiadomości
o niej od r. 965 świadczy co prawda
o
dużym, rosnącym zainteresowaniu świata zachodnie-
go
tym nowym czynnikiem politycznym, który się
zjawił,
ale nie tłumaczy nam zupełnie braku star-
szych
wiadomości. Przecież granice biskupstw nie-
mieckich
przypierały, prawda, że w dużej mierze
teoretycznie,
już od r. 949 do Odry, zatem do granic
polskich,
chociaż w praktyce właściwie zabór Łużyc
i
kraiku Słupian (Selpuli) przez markgrafa Gerona
w
r. 963 zbliżył dopiero do Polski całą potęgę nie-
miecką
i Rzymskiego Cesarstwa. Niełatwo byłoby
wierzyć,
że naraz dopiero w r. 963 otworzyły się oczy
niemieckim
politykom i wodzom, iż po prawej stro-
nie
Odry znajduje się duże państwo Mieszka I.
Trudno
też przypuścić, iż Mieszko dopiero wtedy
również
dostrzegł, że u jego granic, w najbliższym
już
sąsiedztwie, zjawiła się nowa dla Polski potęga,
z
którą liczyć się od tej chwili należy. Trzeba sądzić,
że
zarówno tak wybitny władca, jakim był Otto I,
jak
i jego pomocnicy najbliżsi, jak książę saski Her-
4 Polska X—XI wieku
50
Mieszko I
mań
Billung czy markgraf Gero oraz wielu biskupów
niemieckich,
których działalność była skierowana na
ziemie
słowiańskie, musieli się dobrze orientować
w
sprawach ludów słowańskich, żyjących nie tylko
między
Łabą i Odrą, ale i za Odrą. Przecież nie mo-
gła
być im obojętna sprawa, jakie stanowisko może
to
nad Odrą leżące państwo zajmować wobec ludów
połabskich,
czy można liczyć na jego neutralność
wobec
zaborczej polityki niemieckiej, czy może na
współdziałanie,
czy wreszcie na poparcie walczących
z
Niemcami Słowian. Tak samo musiał ich intereso-
wać
stosunek Polski do państwa czeskiego, które po
śmierci
Wacława w r. 929 stawiało przez długi czas
opór
królestwu niemieckiemu, zanim się ugięło pod
jarzmo zależności.
Nie
można przeto wątpić, że polityka wschodnia
niemiecka
od wielu lat dziesiątków wiedziała o Pol-
sce
i jej władcach i nie mogła pomijać tego potężne-
go
czy potężniejącego w stronach za Odrą czynnika.
Trudno
też przypuszczać, by Polska Ziemomysła nic.
nie
wiedziała o wieloletnich bojach, które prowadzili
Niemcy
dla zdobycia i ujarzmienia ludów słowiań-
skich
między Łabą a Odrą. Musiała zdawać sobie
sprawę
z ich potęgi, jak i z następstw, jeżeliby
w
miejsce licznych, często skłóconych a słabych ple-
mion
połabskich cała moc cesarstwa oparła się
o
brzegi Odry, gdyby królestwo niemieckie stało
się
bezpośrednim sąsiadem Polaków. Mimo to nie ma-
my,
niestety, dowodu żywszego wzajemnego zaintere-
sowania.
Stąd trudno wytłumaczyć fakt, że po r. 965
z
każdym niemal rokiem rośnie po stronie nie-
mieckiej
zainteresowanie dla Polski.
Mówiąc tu o czasach Mieszka I czy też jego na-
Przyjąde chrześcijaństwa
51
stępców
trzeba zaznaczyć, ze obraz stosunków i wa-
runków,
w których żyją oni i działają, jest bardzo
jednostronny
i niewątpliwie tą jednostronnością
skrzywiony.
Mamy do tych czasów przede wszystkim
źródła
niemieckie, zatem współczesnego Mieszkowi I
mnicha
klasztoru Nowej Korbei, Widukinda, parę
roczników
niemieckich, wreszcie kronikę biskupa
merseburskiego
Thietmara, zmarłego w r. 1018. Ze
źródeł
polskich mamy tylko parę zapisek bardzo la-
konicznych
z roczników polskich, ułożonych zresztą
w
obecnej formie w XII i XIII w., niewątpliwie wia-
rogodnych,
opartych o jakieś dawne pierwotne wpi-
sy.
Najstarsza kronika polska tzw. Anonima-Galla,
powstała
w półtora wieku później, podaje nam, jak
i
późniejsi polscy kronikarze, wiadomości mocno już
tracące
legendą. Tak więc nie mamy możności spraw-
dzić
przekazu źródeł niemieckich polskimi. Toż samo
można
powiedzieć o źródłach czeskich i ruskich. Cze-
ska
kronika Kosmasa i ruska tzw. Nestora są i późne,
niewiele
lat po Anonimie-Gallu spisane, i bardzo
małomówne,
częściowo nawet błędne. Węgierskie źró-
dła
są jeszcze późniejsze i jeszcze mniej pewne. Skan-
dynawskie
sagi islandzkie przy wielkiej ich gadatli-
wości
są tak mało wiarogodne, jeżeli się weźmie pod
uwagę,
że romansowe ich opisy pochodzą przeważnie
już
z XIII w., tj. są o trzy wieki późniejsze. Stąd
właśnie,
z konieczności rzeczy, musimy się opierać
w
przeważnej mierze na wiadomościach kronik
i
roczników niemieckich. Ten jednostronny materiał
uczyni
przedstawienie dziejów tych czasów uciążliwe.
Bo
i z materiału tego wynikałoby, jakoby Polska
Mieszka
I miała przed sobą tylko jedno jedyne za-
sadnicze
zagadnienie, a mianowicie swój stosunek do
5?,
Niemiec,
do cesarstwa, gdy w rzeczy samej tak duże
państwo
miało niewątpliwie na długich odcinkach swych
granic
wiele równie ważnych problemów politycz-
nych.
Jeżeli stosunek Mieszka I i Polski do Słowiań-
szczyzny
zachodniej wiązać się mógł i musiał z poli-
-
tyką tego księcia wobec cesarstwa, to istniało
przecież
zagadnienie
stosunków z ludami skandynawskimi, ze
Szwecją
i Danią, a nawet Norwegią, Prusami, a może
z
Litwą, z Jaćwingami, z Rusią, Węgrami i z Czecha-
mi,
ze wszystkimi zatem sąsiadami Polski, a stosunki
takie
mogły czasami zazębiać się o politykę wobec
Niemiec
czy Czech, czasami mogły iść w parze
z
Polską czy Niemcami. Niestety, nie potrafimy. dzi-
siaj
uchwycić wyraźniej tych nici, jak i nie zdo-
łamy
ustalić wyraźnej polityki Polski wobec jej są-
siadów
czy sąsiadów wobec Polski.
Pierwszą
wiadomością, jaką mamy o Mieszku, jest
opis
jego postrzyżyn i cudownego przywrócenia śle-
pemu
od urodzenia dziecku wzroku. Kronikarz Ano-
nim-Gall,
który barwnie i obszernie opisuje to legen-
darne
wydarzenie, dorzuca tu, jakoby objaśnienia
świadków
tego wydarzenia, że uszczęśliwiony tym
cudem
ojciec chłopca Ziemomysł, jak i obecni wi-
dzieli
w tym wróżbę, iż chłopiec jest przeznaczony
przez
los do wielkich czynów, że jak on cudownie
przejrzał,
tak i kraj, którym ma rządzić w przyszło-
ści,
cudownie się zmieni i przejrzy. Że jest to aluzja
do
znacznie późniejszego przejścia do chrześcijaństwa,
nie
może ulegać wątpliwości. W pojęciach duchow-
nych
chrześcijańskich poganin czy społeczeństwo po-
gańskie
byli ślepi. Dopiero wiara chrześcijańska
przywracała
im wzrok, wzrok duszy oczywiście, któ-
rym
mogli oglądać prawdę, oglądać Boga. Tak też
Przyjęcie chrześcijaństwa
53
legenda,
antycypując fakty, “ślepego poganina" już
w
wieku lat 7 obdarzyła wzrokiem, którym jako do-
rosły
człowiek miał swą prawdę poznać i miał nią
,,ślepych
pogan" zrobić widzącymi chrześcijanami.
Sprawa
daty, kiedy mogły odbyć się postrzyżyny
7-letniego
Mieszka, jest nam obojętna. Jeżeli O. Bal-
zer,
jak o tym była mowa wyżej, kładzie urodzenie
się
Mieszka na czas około r. 920, miałby ten wypadek
miejsce
około r. 930. Jeżeli zaś uwzględnimy powy-
żej
wypowiedziane zastrzeżenia, tyczące się wieku,
Mieszka
i przenoszące jego narodzenie na lata 940 do.."
945,
to zapewne postrzyżyny miałyby miejsce dopiero- ,
około
r. 950.
Tak
samo trudno coś bliższego powiedzieć, kiedy
Mieszko
objął władzę, tj. kiedy mógł zemrzeć jego
ojciec
Ziemomysł. Jeżeli rzeczywiście Mieszko w la-
tach
965 i 966 wydaje się być jeszcze młodym czło-
wiekiem,
mającym młodszych braci, to wolno przy-
puszczać,
że zgon Ziemomysła nastąpić mógł wzglę-
dnie
późno, na lat może parę czy kilka przed pierw-
szą
znaną , pewną datą, jaką nam podają źródła
o
Mieszku; Ale i to musi pozostać przypuszczeniem,.*
mało
zresztą istotnym, skoro nie posiadamy w ogóle
wiadomości
wcześniejszych o losach czy czynach
Mieszka
I, skoro pierwsze daty pewne z jego życia ,
będą
z lat 965 i 966, a tylko przypuszczalnie można
by
cofnąć je wstecz, może do roku 964.
Koło
r. 965 zjawia się na widowni Mieszko I.
Niewątpliwie
w tym czasie ojciec jego Ziemomysł już
nie
żył. Mieszko nie był jedynym synem Ziemomy-
sła,
miał braci, jednego, którego imienia nie znamy,
a
który poległ w jednej z walk z grafem Wichma-
nem,
zapewne w latach 964 lub 965, w każdym razie,
54
Mieszka I
przed
r. 967 i drugiego Cidebura, czyli Czcibora lub
Scibora,
który żyje w r. 972 i bierze udział w zwy-
cięskiej
rozprawie pod Cidini-Cedzyną (Cydzyną),
a
umiera w nie znanym nam czasie po tej dacie. By
zostawili
oni potomstwo, nie wiadomo. Posiadał także
Mieszko
siostrę Adelaidę. Czy były to dzieci z jednej
matki,
nie wiemy. Nie wiemy również, kto mógł być
żoną,
względnie żonami Ziemomysła. Ze taką żoną
mogła
być nawet chrześcijanka, nie może być wyklu-
czone.
Mieszko przecież dostał żonę chrześcijankę, cho-
ciaż
nie był ochrzczony. Włodzimierz miał w r. 981
żonę,
księżniczkę grecką, chrześcijankę, chociaż przy-
jął
chrzest dopiero w r. 989.
Wspominaliśmy
już powyżej, że wedle później-
szej
źródeł tradycji Adelaida była wykształcona. Mo-
głoby
to być wskazówką, że matka jej nie była po-
ganką.
Czy z poprzednich generacji rodu piastow-
skiego,
potomstwa Leszka czy Ziemowita, jeszcze żył
ktoś
za czasów Mieszka, nie mamy śladów. Ani współ-
czesne
źródła obce, ani dużo późniejsze źródła pol-
skie
nie dają nam o tym wiadomości.
Jest
tylko jedna wskazówka, trzeba przyznać, że
mało
budząca zaufanie, zawarta w źródle bardzo póź-
nym,
belgijskim z XIV w., w kronice Jana de Preis.
Kronikarz
ten twierdzi, że biskup leodyjski Ewra-
ker
rządzący tą diecezją w latach, kiedy Mieszko I
przechodził
na chrześcijaństwo, był synem księcia
polskiego
i księżniczki saskiej. Można by mniej przy-
kładąc
wiary do wiadomości, że matka Ewrakera była*
księżniczką
saską, bo mogłaby być córką może jakiegoś
tylko
hrabiego. Ale wiadomość, że ojcem biskupa jest
książę
polski, jest wysoce zastanawiająca. Gdyby tak
było,
byłby może ten Ewraker synem Leszka, czyli
Przyjęcie chrześcijaństwa
55
stryjem
Mieszka I, bo musiałby być jako biskup
w
tym czasie już starszym człowiekiem. Niestety,
trudno
jest czymkolwiek sprawdzić tę późną wiado-
mość.
Nie można jej bezwzględnie odrzucać jako nie-
możliwą
i nieprawdopodobną, ale też trudno by było
przyjąć
ją, bo zbyt jest późna, by jej ufać było
można.
Raczej traktować ją należy z dużym scepty-
cyzmem.
A
gdyby udało się przy bliższym zbadaniu tego
belgijskiego
przekazu wykazać, że jest coś prawdy
w
wiadomości o Ewrakerze i jego piastowskim czy
choćby
polskim pochodzeniu, rzuciłoby to snop świa-
tła
na nasze ciemne dzieje początkowe pierwszej po-
łowy
X w. Może kiedyś da się to zagadnienie wy-
jaśnić.
W obecnym stanie wolno tylko zaznaczyć
istnienie
takiej legendy, której sprawdzenie czy
choćby
największymi zastrzeżeniami opatrzona moż-
liwość
są nam niedostępne. Możemy ją tylko tu za-
pisać
bez przykładania do niej jakiejkolwiek wagi.
Pierwszą
datą, którą się zwykle wymienia, gdy
mowa
o Mieszku, zatem też pierwszą datą z dziejów
Polski,
jest r. 963. Trzeba jednak zaznaczyć, że data
ta
jest tylko kombinacją badaczy i to prawdopodob-
nie
błędną. Różnica, błąd nie będą duże, może rok
lub
dwa, ale zapewne należy r. 963 wykreślić z obli-
czeń
historycznych. Opowiada nam bowiem Widu-
kind
w swej historii saskiej, że w r. 963 markgraf
Gero
swego krewniaka hrabiego Wichmana, buntow-
nika
i mocno skompromitowanego wobec cesarza ,
i
księcia saskiego Hermana, odesłał do barbarzyńców,
Słowian.
Ten zatem Wichman, do spółki razem
z
owymi Słowianami, a było to lutyckie plemię Re-
darów,
rozmaitych “dalej siedzących barbarzyńców •
56
.Mieszko I
częstymi
wyprawami wojennymi trapił". Między in-
nymi
“Mieszkę króla,- w którego władzy byli Słowia-
nie,
którzy nazywają się Licykawiki (Licikaviki), dwu- ,
krotnie
zwyciężył, brata tegoż Mieszka zabił, wielką
zdobycz
od niego wydusił". Z tekstu tego nie wy".
nika
zupełnie, by w roku, w którym Wichman został
przez
Gerona odesłany do Redarów, miała miejsce —
i
to dwukrotna — wyprawa Wichmana na Mieszka
i
dwukrotna jego klęska. Również nie jest wiadome,
czy
śmierć tego brata Mieszkowego zaszła podczas
pierwszej
czy drugiej wyprawy Wichmana. Powodem
zamieszania
jest tu przekaz o pół wieku późniejszego
Thietmara,
który korzystał z kroniki Widukinda i —
streszczając
swe źródło niestarannie — połączył wia-
domość
Widukinda o Mieszku z wiadomością, którą
podał
ten sam kronikarz o zaborze w r. 963 przez
Gerona
Łużyc i kraju Słupian (Selpuli). Na tej pod-
stawie
powstało przypuszczenie, że wyprawa Wich-
mana
na Mieszka była współczesną wyprawie Gero-
na,
tj. przypadała na połowę r. 963, i że była to zrę-
czna
gra markgrafa, który pobiwszy Łużyczan i sta-
nąwszy
na granicach Polski zmusił pobitego przez
Wichmana
Mieszka do przyjęcia zwierzchnictwa nie-<
mieckiego,
uznania się trybutariuszem cesarskim. Jak
widzimy,
samo źródło tej wiadomości nic o tym nie
wie.
Raczej wynika z Widukinda, że dwukrotne wy-,
prawy
Wichmana na Polskę musiały mieć miejsce.
i
później, i w pewnych odstępach czasu, skoro to
były
wyprawy w serii wypraw przeciwko rozmaitym
,,barbarzyńcom".
Tak zapewne te dwie wyprawy na
Mieszka
będą one i nieco późniejsze, i zapewne roz-
łożą
się na dwie ; po sobie następujące ekspedycje
wojenne,
może więc na lata 964 i 965 dałyby się po-
Pfsy jecie chrze6ct}anstwa
57
łożyć.
Żeby zaś Gero mógł wyzyskać taką koniunktu-
rę,
gdybyśmy chcieli utrzymać datę r. 963, to i to
wydaje
się wysoce nieprawdopodobne: podczas wy-
prawy
na Łużyce markgraf Gero sam odniósł ciężką
ranę,
która zapewne nie pozwoliłaby mu dokonać de-
monstracji
zbrojnej przeciwko Mieszkowi, siedzącemu
za
Odrą, tak trudną do przebycia. Także niełatwo
przypuścić,
by w tych warunkach drogą nacisku dy-
plomatycznego
mógł Gero uzyskać poddanie się
Mieszka.
Ciężko ranny Gero wraca do siebie, a po
wyleczeniu
się z rany jesienią tego roku udaje się do
Rzymu
z pobożną pielgrzymką. Rychło po powrocie
w
r. 965 umiera. Tak, zdaje się, ani Gero, ani dwu-
krotne
zwycięstwo Wichmana nad “królem Licikavi-
ków"
Mieszkiem nie były w bezpośrednim związku
z
przyjęciem, przez tegoż zwierzchnictwa niemieckiego.
Jeżeli
lata 963 i 964 nie mogą być uznane bez za-
strzeżeń
za pierwsze znane nam daty z - dziejów
Mieszka
I i Polski, to pewne są lata 965 i 966. Jest to
czas,
w którym bawił w Niemczech; po długoletnim
pobycie
we Włoszech cesarz Otto I i wówczas musiał
być
zadzierzgnięty stosunek zależności trybutarnej
pomiędzy
Mieszkiem a cesarstwem. W tych latach
także
zaszły dwa zdarzenia pierwszorzędnej wagi,
które
zapisały polskie źródła, roczniki, krótkimi sło-
wy;
pod r. 965: “Dubrowka venit ad Miskonem", Do"
brawa
przybyła do Mieszka, a pod r. 966: “Mysko
dux
baptizatur", książę Mieszko się ochrzcił. Dwie te
daty
oznaczają największy przewrót, jaki się dokonał
w
dziejach Polski. Polska, nawiązując swe stosunki
z
cesarstwem, zjawia się z tą chwilą jako od początku
ważny
i poważny czynnik polityczny w Europie,
58
Mieszko I
a
przez przyjęcie chrześcijaństwa staje się Mieszko I
i
dynastia piastowska twórcami procesu, którego
skutki
i następstwa żyją po dziś dzień, lat zatem bez
.mała
tysiąc.
Przyjdzie
przeto splot wypadków przypadających
na
te lata przełomu rozpatrzyć dokładniej. 2eby
sprawy
te wyrozumieć, trzeba sięgnąć głębiej, w wie-
lu
wypadkach poruszyć zagadnienia pozornie mające
mało
związku ze sprawą małżeństwa z Dobrawą
i
ochrzczeniem się Mieszka.
Musimy
pamiętać, że przy ocenianiu przez nas
wysiłków
i rezultatów pracy, działalności, jak i ten-
dencji
politycznych naszych pierwszych Piastów X i
i
XI w., zbyt mało bierze się pod uwagę, jak to
względnie
duże państwo mogło być ze sobą we-
wnętrznie
spojone, skoro zostało ono nie tak dawno
stworzone
z odrębnych jednostek plemiennych czy
"
szczepowych. Nie jest nam prawie znany poprzedni -
okres,
przedmieszkowy, kiedy to pierwsi Piastowie —
zapewne
w krwawych zapasach — łączyli ze sobą po-
szczególne.
plemiona i szczepy lechickie. O sposobach
wiązania
ich między sobą nie wiemy nic. Wolno tu
wywieść,
raczej na postawie rozumowej, że okres
ten
nie znał innych sposobów wiązania ze sobą takich
części
czy cząstek, jak siłę i gwałt. Krew była ce-
mentem
w budowie. Nie istniały wówczas -jeszcze ani
urządzenia
administracyjne, ani prawne, które by
.
przyspieszały proces asymilowania się i łączenia orga-
;
nicznego zmuszonych do współżycia części składo-
wych.
Tak ostatecznie sprawa zjednoczenia musiała
być
pozostawiona czasowi, który miał dopiero powoli
wytworzyć
bliższe związki, poczucie pewnych wspól-
nych
interesów, wspólnych korzyści. Bo nawet wspól-
Przyjęcie chrześcijaństwo.
59
na
mowa, obyczaj mało i słabo łączą ludzi i ludy tych
czasów,
a poczucie wspólności narodowej kształtuje
się
bardzo wolno i zjawia się dopiero na pewnym po-
ziomie
kultury, zwykle po wiekach współżycia. Pro-
ces
ten musiał być długi, wolno działający, hamowa-
ny
choćby ustawicznymi podziałami, wyznaczaniem
dzielnic
apanażowych, nietrwałością państw średnio-
wiecznych.
Ta słabość wewnętrzna, organiczna, tłu-
maczy
nam tak rzucające się w oczy okresy wytężo-
nej
działalności i następujące po nich okresy zastoju
i
osłabienia. A zbyt często, zapominając o tych wa-
runkach
bytowania zresztą przeważnej części państw
europejskich
wcześniejszego średniowiecza, oceniamy
wyniki
tych czasów ze stanowiska nie zawsze realne-
go,
gdy przypisujemy jednym władcom wielkie plany
i
zamiary, których mieć nie mogli, a innym zagubie-
nie
takich chrobrych idei i zatracenie gnuśne rzeko-
mego
obowiązku dziejowego, historycznego posłan-
nictwa.
Niestety, większa część takich wielkich idei
i
dziejowych posłannictw, które urzeczywistnione zmie-
niłyby
bieg koła historii, należy do pomysłów nowo-
czesnych
historyków, w których odbija się duch
i
atmosfera życia bieżącego, ideologia chwili, marze-
nia
czy pozytywne dążenia pewnych środowisk, prze-
rzucone
samowolnie w daleką przeszłość.
Jeżeli
takie były braki organiczne państwa śred-
niowiecznego,
w danym wypadku państwa piastow-
skiego,
to istniała jedna spójnia, którą można było
takiemu
organizmowi narzucić, a tym była religia,
i
to religia chrześcijańska, z całym jej aparatem
ad-
ministracyjnym,
kościelnym, wyrobionym od wie-
ków.
Ten czynnik porządkujący życie był zatem
czynnikiem
nie tylko religijnym, moralnym, ale
60
Mieszka I
i
czynnikiem cywilizacyjnym, kulturalnym, stapiają-
cym
w jedną całość te pierwiastki pierwotnej kultury
narodowej,
które wykształciły u siebie poszczególne
narody,
z tą cywilizacją, której piastunem był kościół
oparty
o tradycję czy to grecką, bizantyńską, czy ła-
cińską,
rzymską. W niemałym też stopniu okazywało
się
chrześcijaństwo i jego ustrój ważnym również
czynnikiem
politycznym.
Sprawa
przyjęcia chrześcijaństwa przez Mieszka I
rozpatrywana
jest zwykle pod ciasnym kątem widze-
nia
małżeństwa księcia polskiego z Dobrawą i stosun-
ków
Polski z Czechami i Niemcami. Wczesne, bo
tylko
o lat pięćdziesiąt późniejsze, już anegdotyczno-legendowe
opowiadania Thietmara i o półtora wieku
późniejszego
Anonima-Galla, zaciemniają nam raczej
obraz
tego wydarzenia, przenosząc go na płaszczyznę
spraw
wyłącznie religijnych, kiedy to Mieszko pod
Wpływem
pobożnej małżonki przyjął nie tylko
chrzest,
ale i zmusił cały pogański naród do wyrze-;
czenia
się pogaństwa i przyjęcia wiary chrześcijań-
skiej.
Już dawniej (Wł. Abraham w pracy; o Organi--
• -zacji
kościoła w Polsce do połowy XII wieku) zwró-
cono,
ogólnikowo co prawda, uwagę, że warunki
przejścia
w owym czasie Polski na wiarę chrzecijań-
ską
musiały być wyjątkowo korzystne i że nie mogło
się
to stać wyłącznie dlatego, że taką była wola mo-
narchy.
Inicjatywa księcia i zgoda narodu musiały
posiadać
jako swe tło warunki pozwalające chrześci-
jaństwu
zakorzenić się w Polsce.
Jest
rzeczą zastanowienia godną, że chrześcijań-
stwo
w Polsce przyjmuje się nie znajdując wyraźne-
go
oporu. Wiemy z licznych przykładów, że jeżeli
władca
jakiś jest zmuszony przyjąć chrzest warun-
Przyjęcż.e chrześcijaństwa
61
karni,
politycznymi, np. poniesioną klęską na polu
bitwy,
a w społeczeństwie brak jest zrozumienia dla
takiej
zmiany, to albo sarn monarcha po krótkim cza-
sie
porzuca przyjętą wiarę, albo też bywa wypędzany
z
kraju przez własne, przywiązane do wiary ojców,
.
społeczeństwo. Niczego podobnego nie widzimy
w
Polsce. Pisze co prawda o pierwszym polskim bis-
kupie
Jordanie Thietmar, że “...multum cum eis su-
davit",
że bardzo się napocił, ale jest to ogólny, ba-
nalny
frazes. Każdy biskup “bardzo się poci", by
grzeszne
swe owieczki wprowadzić do winnicy pań-
skiej.
Ale w Polsce nie słychać nic o oporze przeciw
chrześcijaństwu.
Nie zrywa się pogaństwo do walki
o
swe istnienie w chwili, kiedy Mieszko chrzest przy-
jął,
ani wtedy, kiedy po śmierci Ottona I oswobadza
się
ten książę na wiele lat z zależności od Niemiec.
Nie
słychać nic o elemencie pogańskim wtedy, kiedy
w
najbliższym Polsce sąsiedztwie wybucha wielkie
powstanie
pogańskie w r. 983, skierowane przeciwko
Niemcom
i chrześcijaństwu. Przeciwnie, Mieszko I
i
Bolesław Chrobry nie wahają się zwalczać osobiście
i
skutecznie tego ruchu i to w łączności z cesarstwem.
Nie
wybucha siła pogaństwa w Polsce, kiedy w pierw-
szych
latach po śmierci Mieszka I Bolesław walczy
z
macochą i przyrodnimi braćmi o jedność państwa.
,
Nie korzysta ono z wielkich i wyczerpujących siły
wojen
Chrobrego, kiedy pogańscy Lutycy walczą po
stronie
Henryka II. Nie ma śladu, by za Mieszka II
element
pogański skorzystał z przykładu ruchu anty-
chrześcijańskiego
u zachodnich Słowian, by wykorzy-
stał
walki tego króla z braćmi, klęski jego polityczne
czy
wojenne. Przeciwnie, wszystko, co wiemy o tych
czasach,
przedstawia nam Polskę jako kraj chrze-
62
Mieszka I
ścijański.
Skierowywanie misji Wojciecha czy Bruno-
na
do Prus, nie na działanie wewnętrzne, świadczyło-
by
również o tym. Pisma Brunona nie zdają się też
świadczyć
o istnieniu jakiegoś silniejszego, rzucające-
go
się w oczy obozu pogańskiego w Polsce, a w cza-
<sie
walk z Niemcami i Lutykami obrońcy oblężonego
grodu
wystawiają krzyże, jako najskuteczniejszą
obronę,
z tej strony fortyfikacji, gdzie siedzą ze swy-
mi
bożkami lutyccy poganie. Tak samo jako arcy-
chrześcijańskiego
monarchę traktuje Mieszka II
szwabska
Matylda. Dopiero w lat siedemdziesiąt po
przyjęciu
chrześcijaństwa, po urzędowym przyjęciu
chrztu
przez Mieszka I, w czwartej już z kolei ge-
neracji
książąt chrześcijańskich, w okresie zupełnego
załamania
się władzy naczelnej za Kazimierza Od-
nowiciela,
podczas ruchu rewolucji społecznej, która
kraj
ogarnęła, przyszedł do głosu także i czynnik po-
gański,
jednakże jako tylko dodatkowy współczyn-
nik
ruchu socjalnego. Był to jednak już ostatni
błysk
gasnącej lampy polskiego pogaństwa. Więcej
o
poganach w Polsce nie słyszymy, chociaż sądzić
wolno,
że istnieli i tylko powoli roztapiali się
w
chrześcijańskim żywiole coraz to przybierającym
na
sile. Bądź co bądź manifestacja pewnej żywotno-
ści
elementu pogańskiego w Polsce miała miejsce
wcale
późno, w lat siedemdziesiąt po chrzcie Miesz-
ka
I.
Trzeba
stąd przyjąć, że jeżeli ten żywioł pogański
nie
wystąpił od początku czynnie do walki o swe
istnienie,
jeżeli pozwolił W tym czasie na zorgani-
zowanie
dwu prowincji kościelnych w Polsce i odpo-
wiedniej
liczby biskupstw, jeżeli dopuścił do wy-
stawienia
setek kościołów i kaplic, klasztorów i erę-
Przyjęcie chrześcijaństwa
63
mów,
jeżeli Polska wchodzi w bliższe stosunki z pa-
piestwem,
a społeczeństwo nabiera cech społeczeń-
stwa
chrześcijańskiego, to widocznie nie było w tym
społeczeństwie
polskim X w. sił, które byłyby zdolne
przeciwstawić
się chrześcijańskiemu kursowi polityki
Mieszka
I i brakowało też takiego czynnika, który
by
był w stanie zorganizować silniejszy opór woli
książęcej.
Są zatem do przewidzenia dwa problemy —
jednym
z nich jest słabość polskiego pogaństwa,
a
drugim, zresztą z pierwszym blisko złączonym, jest
brak
organizacji czy jej nieudolność do ratowania
dawnej
religii.
Powodem
osłabienia polskiego pogaństwa było
zapewne
to, że Polska ówczesna X w. była już dość
mocno
przetkana elementami chrześcijańskimi
w
tych warstwach przede wszystkim, na których
opierać
się musiał Mieszko I. W samej dynastii
w
przeszłości chrześcijaństwo nie mogło być czymś
obcym.
Trudno przypuścić, by Mieszko na długo
przed
swym małżeństwem nie był o nim uświado-
miony.
Imię Swiętopełka, które zjawia się między sy-
nami
Mieszka I, żywo wskazuje na jakieś bliższe
stosunki,
które łączyły w przeszłości dynastię piastow-
ską
z wielkomorawskimi Mojmirowicami, chrześci-
janami
zatem. Może babka lub prababka Mieszka I
była
córką Swiętopełka wielkomorawskiego. Byłaby
więc
gdzieś w końcowych dziesięcioleciach IX w. już
jedna
z księżnych polskich chrześcijanką. Czy przez
nią
chrześcijaństwo nie zyskało w dynastii, względnie
w
kołach do dynastii zbliżonych, swych wyznawców,
jawnych
czy utajonych, byłoby próżno i daremnie
dochodzić.
Kim mogła być matka Mieszka, a żona
Ziemomysła,
nie wiemy. Późniejsze, może mało bu-
,64
Mieszka I
dzące
zaufania, wiadomości o córce jej Adelaidzie
głoszą,
że była wykształcona, a wykształcenie uzys-
kać
by mogła jedynie przy matce chrześcijance i od
d-uchownego
przebywającego na dworze, kapelana
matki. Stąd można by przypuszczać, że -i Mieszko
-mógł
znać zasady wiary, którą przyjął w r. 966, i nie
.potrzebował
być o nich pouczony przez Dobrawę.
Zwraca
też uwagę fakt, że Mieszko, rzekomy poganin
“i.
barbarzyńca, zaraz w początkach swej chrześcijań-
skiej
kariery tak łatwo obraca się w kulcie świętych,.
;czy
to św. Lamberta, czy św. Udairyka, jakby to nie
był
dwór świeżo ochrzczonego poganina, lecz jakby
,,to
czynił od wielu pokoleń chrześcijański książę nie-
miecki
czy francuski hrabia.
;,
Wiemy również, że około r". 8 7 5 dotarło chrześci-
jaństwo
do tzw. ziemi Wiślan, tj. do późniejszej Kra-
kowszczyzny.
Nie znany nam z imienia książę Wi-
ślan
czynił “zbytki" chrześcijanom, oczywiście przede
wszystkim
własnym, bo o chrześcijan wielkomorawskich upomniałby się nie
Metody, lecz Swiętopełk.
.
Wiemy też, że książę ten Wiślan, pobity przez Swię-
topełka,
został zmuszony do przyjęcia chrztu po nie-
woli,
jak mu to przepowiedział Metody. Zabytki też
archeologiczne
stwierdzają, że kult chrześcijaństwa
w
Krakowie musiał być wcale silny i dawny. Toteż
-kiedy
w r. 960 Adalbert, późniejszy arcybiskup mag-
:•
deburski, wyprawiał się z polecenia Ottona I na Ruś,
-obrał
drogę przez księstwo libickie Sławnika, zatem
przez
Czechy, stąd zaś zapewne przez Kłodzko, Kra-
ków,
Sandomierz zwykłą drogą do Kijowa. Nie użył
krótszej
niewątpliwie drogi przez Łużyce, bo ta,
w
przeddzień walk w tych stronach markgrafa Ge-
rona,
mogła nie być dostatecznie bezpieczna. Za to
Przyjęcie chrześcijaństwa
65
droga,
którą obrał, mogła być tym łatwiejsza dla
biskupa
— misjonarza, że po stu latach infiltracji
w
tych stronach chrześcijaństwa mogła przedstawiać
znaczne
dogodności, jeżeli na niej spotykał większe
czy
mniejsze skupiska chrześcijańskie. Od r. 949 gra-
nica
biskupstwa braniborskiego opierała się o Odrę
i
tędy, na wiele lat przed przyjęciem chrztu przez
Mieszka,
mogły przenikać wyprawy misyjne. Mogły
się
one również przedostawać w głąb Polski od strony
Braniborza,
za czasów księcia Tugomira, i od strony
Czech
z księstwa libickiego, jak wreszcie i od strony
Krakowa.
Chrześcijańskie elementy mogły również
przenikać
przez kupców, bo nie wszyscy kupcy byli
żydami,
czy mahometanami, przez rzemieślników,
których
i w tych czasach potrzebowano i sprowadza-
no,
przez wreszcie emigrantów politycznych, takich,
jakim
był u Słowian połabskich graf Wichman. Emi-
granci
ci szukający schronienia, przygód lub poprawy
losu
mogli być liczni i mogli również odgrywać
pewną
rolę w tym skomplikowanym procesie wnika-
nia
chrześcijaństwa w pogański ustrój Polski.
Zapewne
zatem — obracamy się tu w kole tylko
pewnych
prawdopodobieństw — zarówno na dworze
książęcym,
w wyższych warstwach społecznych, jak
i
w ważniejszych ośrodkach istniała już pewna ilość
wyznawców
chrześcijaństwa, obok nich byli tacy,
którzy
z chrześcijaństwem i chrześcijanami się już
zetknęli,
tacy, którzy byli chrześcijaństwu życzliwi
albo
wobec chrześcijaństwa obojętni. Nie można
twierdzić,
by byli oni liczni, w każdym razie zapewne
dość
liczni i znaczni, by książę mógł się na nich opie-
rać,
i dość wpływowi, by mieć ich skuteczną pomoc
lub
zapewnioną neutralność. Należy także podkreślić,
5 polska X — XI wieku
66
. Mieszka I
że
takiej żywiołowej nienawiści, jaką pałali do chrze-
ścijaństwa,
wprowadzanego między Łabą a Odrą
przez
Niemców, zachodni Słowianie, nie mogło być
nad
Wartą i Wisłą, i stąd to uczucie mogło tylko
słabo
działać na polskim terenie. Mogła to być raczej
pewna,
zrozumiała zresztą, forma ksenofobii. "
Można
też sądzić, że strony zachodnie ówczesnej
Polski
były bardziej z chrześcijaństwem obyte i li-
czące
więcej osób, którym chrześcijaństwo było blis-
kie,
niż wschodnie, do których dostęp chrześcijaństwa
był
utrudniony. Jak opornie w te odległe strony
wdzierało
się chrześcijaństwo, przykładem może być
tu
Mazowsze, nie mówiąc o etnograficznie różnych
terenach
Prusów, Jaćwingów czy Litwy, terenach tak
jałowych
przez wieki dla działalności misji chrześci-
jańskich.
Nie
jesteśmy prawie zupełnie poinformowani ani
o
podstawach i formach pierwotnego kultu pogań-
skiego
wśród plemion polskich, ani o tym, czy była
lub
jaką być mogła tego kultu organizacja. Wszystko,
co
nam o tym mówi o pięćset lat późniejszy zacny
Jan
Długosz, nie może mieć jakiejkolwiek wartości
dla
X czy XI w. Możemy mieć o tych sprawach je-
dynie
jak najogólniejsze wyobrażenia. Jeżeli najbliżsi
nasi
pobratymcy, Słowianie połabscy, mieli swój kult
religijny
wcale wysoko rozwinięty i wyrobiony, je-
żeli
dla tego kultu istniały świątynie, jeżeli istnieli
kapłani,
jeżeli stosowano ustalone zwyczajem obrzę-
dy,
jeżeli niektóre z tych plemion wytworzyły formy
życia
teokratyczne czy teokratyczno-republikańskie,
to
można przypuszczać, że religia szczepów lechickićh
i
jej formy organizacyjne były zapewne do tamtych ,
zbliżone,
chociażby były prostsze, prymitywniejsze,
Przyjęcie chrześcijaństwa
67
mniej
wyrobione i rozwinięte. Otóż wiemy, że powaga.
stanu
kapłańskiego na Połabiu i formy teokratyczne-
tam
wyrobione były jedną z przyczyn, jedną
z
głównych trudności dla stworzenia silniejszych
form
państwowych, dla wytworzenia tam władzy
zwierzchniej,
dziedzicznej, a z tym zrodzenia się idei
złączenia
i zlania rozbitych a pokrewnych sobie ple-
mion,
samodzielnie żyjących, w całość • polityczną,
zdolną
do życia i do utrzymania niezależności. Obraz
ten
jest przeciwny temu, co widzimy w Polsce. -•
W
Polsce ród piastowski przez kilka pokoleń, za-
pewne
w obrębie więcej niż stu lat (znamy zaledwie,
koniec
tego okresu), w krwawych niewątpliwie
i
okrutnych zapasach przeprowadza swój program
złączenia
wszystkich plemion i szczepów lechickićh
pod
władzą Piastów. Wśród tych walk tępią wszystko,
co
było wyrazem partykularyzmów szczepowych czy
plemiennych.
Giną rody zarówno drobniejszych czy
większych
dynastów, jak ich popleczników, a z tym
zapewne
i przedstawiciele tego kierunku, który
w
zachodniej Słowiańszczyźnie tyle znaczył w ustro-.
ju,
t j. teokratyczny stan kapłański. Nie podcinało to
jeszcze
religii, ale osłabiało organizację i utrudniało
opór
w jej obronie. W chwili, kiedy Mieszko prze-
prowadzał
swą reformę religijną, nie stawało już tego
czynnika,
który by był powołany i był w możności
zorganizować
opór i stanąć na czele zapewne jeszcze
licznych
zwolenników starego porządku. To tłuma-
czyłoby
fakt, że ruch antychrześcijański zbudził się
do
walki dopiero wtedy, kiedy podjęto walkę pod
hasłem
społecznym. Ale w tej walce odgrywało już
pogaństwo drugorzędną rolę. Element pozbawiony od
dawnych
czasów kierownictwa i więzi organizacyjnej
68
Mieszka l
już
w połowie X w. nie miał dość sił, by się opierać
skutecznie
wkraczającemu chrześcijaństwu.
Tak
prawdopodobnie na tego rodzaju zmaganiach
nie
• tylko z partykularyzmami, ale i z elementami
zachowawczymi,
do których zaliczyć należy w pierw-
szym
rzędzie ustrój religijny pogański, budowały się
podwaliny
państwa piastowskiego. Jest to oczywi-
ście
tylko przypuszczenie, oparte o pewne analogie
i
pewne możliwości, sądzić można jednak, że nie po-
winno
być ono zbyt dalekie od rzeczywistości.
Jak
wspomniano powyżej, w r. 965 nastąpiło mał-
żeństwo
Mieszka z Dobrawą, w r. 966 jego chrzest.
Dwa
te fakty, następujące po sobie, mają swe obli-
cze
i polityczne, i religijno-kościelne, które-z kolei
-przyjdzie
nam poznać.
IV.
PAŃSTWO MIESZKA I
I
PIERWSZE LATA RZĄDÓW
C<zym
była Polska, czym władał jej książę Miesz-
ko,
kiedy przez zabór Łużyc i kraiku Słupian stanęła
bezpośrednio
u granic polskich cała potęga Cesarstwa
Rzymskiego?
Odpowiedź na takie pytanie nie może
być
ani dokładna, ani też pewna, będzie tu zawsze
sporo
spraw spornych, rozmaicie tłumaczonych, wza-
jemnie
się nieraz wyłączających.
Zydowsko-arabski
podróżnik, który w latach 965
na
966 bawił w Niemczech, a był na- dworze cesar-
skim
i rozmawiał z Ottonem I, Ibrahim-ibn-Jakub,
twierdzi,
że kraj Mieszka jest najobszerniejszym
spośród
krajów słowiańskich (zachodniej Słowiań-
szczyzny)
i że obfituje w zboże, mięso, miód i ryby.
Inne
jego wiadomości o kraju Mieszka mniej budzą
zaufania.
Donosi on, że Mieszko pobiera daniny ze
swego
państwa w bitym pieniądzu, co wobec pier-
wotnej,
naturalnej gospodarki jest trudne do wiary,
że
z danin tych wypłaca żołd co miesiąc swej dru-
żynie,
składającej się z 3000 ludzi, a setka takich
70
Mieszka I
drużynników
starczy za tysiące, że wreszcie ze swe-
go
skarbu dostarcza owym ludziom ubrań, koni
i
uzbrojenia. Podaje dalej, że dzieci tych drużynni-
ków
są również na utrzymaniu panującego, a kiedy
dzieci
te się żenią albo wychodzą za mąż, cenę kupna
żony
ponosi skarb książęcy. Te wiadomości, tak szcze-
gółowe,
a pozwalające na przypuszczenie bardzo wy-
robionej
gospodarki pieniężnej, za wczesnej w Pol-
sce
na wiek X, skłaniają do bardzo krytycznego sądu
o
przekazie Ibrahima. Wiemy przecież, że Mieszko I
jest
dwukrotnie pokonany przez zapewne nie tak
wielkie
siły hrabiego Wichmana, że swe nad nim
zwycięstwo
zawdzięczał pomocy konnicy czeskiej
w
r. 967. Zatem tak znaczna wedle relacji Ibrahima
potęga
chyba nie była tak silna, jak twierdzi ten po-
dróżnik.
Twierdzi on także, że na zachód od kraju
Ruś
(Rusi) leży państwo kobiet, Amazonek, a wiado-
mość
tę uznaje za prawdziwą bezwzględnie, gdyż nie
-dostarczył
mu jej nikt inny jak Huto król Rumu, tj.
Otto
I cesarz rzymski. Trudno zatem mieć pełne zau-
fanie
do opowiadań tego żydowskiego podróżnika,
,
bardzo naiwnego, jak widać, wierzącego wszelkim
opowiadaniom,
wszelkim bajeczkom i anegdotom,
krążącym
na dworze niemieckim. Jedyną wiadomo-
ścią,
która w pewnej mierze może być uznana za
.prawdziwą,
względnie do prawdy zbliżona jest, że
kraj
Mieszka zaliczał się do rzędu największego
•w
tych stronach państwa, większego zatem od Czech,
państwa
Bolesława I.
Otóż
mówiąc o Bolesławie (Buislaw), nazywa go
królem
Fraga (Pragi), Czech i Krakowa. Podaje, że
z
Pragi do Krakowa podróż trwa trzy tygodnie, że
z
tego Krakowa przybywają do Pragi Rusini (Ruś)
Pierwsze lata
71
i
Słowianie ze swymi towarami. Poza tym opowia-
danie
całe uzupełnione jest szczegółami anegdotycz-
nymi,
jak o tokowaniu cietrzewi na wiosnę czy
o
szpakach imitujących mowę ludzką. W tych warun-
kach
wolno się zastanowić, o ile można ufać wiado-
mości
Ibrahima-ibn-Jakuba, czy aby wiadomość, że
Kraków
w r. 965—966 należał do państwa czeskiego,
jest
dostatecznie uzasadniona. Pozornie wiadomość tę
potwierdzałby
czeski kronikarz Kosmas, piszący swe
dzieło
około r. 1125, który zapisuje, że Kraków został
odebrany
Czechom w r. 999, po śmierci Bolesława II,
przez
Bolesława Chrobrego. Wiemy jednak, że w tym
roku
Kraków został już podporządkowany jako bi-
skupstwo
pod metropolitalną władzę arcybiskupa
gnieźnieńskiego,
że zatem musiał już od dłuższego
czasu
wchodzić w skład państwa polskiego. Niepodob-
na
bowiem pomyśleć, by w chwili ostatniej przyłą-
czono
Kraków do ustalonego zapewne dawno przed
r.
999 planu utworzenia prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej.
Dlatego też badacze, wierzący Ibrahimowi-
-ibn-Jakubowi
i Kosmasowi, cofali datę zaboru Kra-
kowa
głębiej wstecz, w czasy walk polsko-czeskich
około
r. 990. Jeżeli jednak data podana przez Kos"
masa
nie budzi zaufania i trzeba tu wprowadzić bar-
dzo
znaczną poprawkę, by ją uczynić o tyle o ile
możliwą
do przyjęcia, to to samo narusza też w pew-
nej
mierze i nasze zaufanie do merytorycznej treści
przekazu.
A jak widzimy i wiadomość podana przez
Ibrahima-ibn-Jakuba
nie jest tego rodzaju, by można
było
uważać ją za bezwzględnie pewną. Przede wszy-
stkim
samo nazwanie Bolesława I królem Pragi
i
Czech wydaje się być pewnym nieporozumieniem,
bo
arabski podróżnik mógł go nazwać bądź królem
72
Mieszka I
Pragi,
wedle stolicy, bądź Czech. Ale Praga i Czechy
są
tu pewnym pleonazmem, zatem formą zbyteczną,
dowodzącą
nieorientowania się Ibrahima w stosun-
,kach
politycznych czeskich. Czy więc w tych warun-
kach
dodatek do Pragi i Czech Krakowa jest pewnym
świadectwem,
trudno by było rozstrzygnąć pozytyw-
nie.
Mógł może Kraków być rzeczywiście przez pe-
wien
czas zagarnięty przez Czechów, ale mógł też
przylgnąć
do Pragi i Czech tym sposobem, że był
wybitniejszym
centrum handlowym, z którym Praga
utrzymywała
żywsze stosunki kupieckie. Słabo orien-
tujący
się podróżnik żydowski mógł łatwo wywnio-
skować,
że i Kraków należy do państwa Bolesława
Okrutnego.
Poniżej jeszcze znajdą swe miejsce inne
spostrzeżenia,
które popierałyby pogląd, że Kraków
i
ziemia krakowska nie należały do Czech. Zastrzec
jednak
trzeba, że są to racje wyrozumowane, naka-
zujące
brać z pewną krytyką i nieufnością przekaz
Ibrahima-ibn-Jakuba,
ale że pisarz ten, współczesny,
twierdzi
przeciwnie, że Kraków w tych latach sta-
nowił
część państwa czeskiego Przemyślidów.
Większe
jeszcze wątpliwości panują co do Śląska.
I
o nim nie posiadamy bliższych wiadomości. Jest
wcale
rozpowszechniona opinia, że z Krakowem
i
Śląsk należał do Czech, że dopiero przed r. 990,
kiedy
się toczy wojna między Polską a Czechami
o
jakieś “regnum ablatum" (odebrany kraj), Śląsk
został
przyłączony siłą do państwa Mieszka I. Ale tu
zwrócić
należy uwagę na to, że Przymyślidzi czescy
nie
posiadali Czech w całości. We wschodniej połaci
Czech
istniało wcale duże i potężne państwo książąt
na
Libicy, Sławnikowiców (Sławnik był ojcem
św.
Wojciecha). Zlikwidował je dopiero w r. 995 Bo-
Pierwsze lata
73
lesław
II czeski przez zdobycie Libicy i, wymordowa-
nie
w pień wszystkich braci św. Wojciecha. Narzuca
się
zatem pytanie, jakim cudem potężny książę cze-
ski,
władający także Krakowem i Śląskiem, ująwszy
więc
w kleszcze księstwo libickie, nie starł go z po-
wierzchni
ziemi około r. 965 i czekał z tym jeszcze
lat
trzydzieści. Bo nie sposób wyobrazić sobie, by
takie
księstwo mogło się utrzymać, otoczone ze wszy-
stkich
stron przez ziemie należące do wrogów. I tu
można
więc mieć wątpliwości, do kogo mógł Śląsk
należeć.
A jeżeli nie należał do Czech, to i władanie
czeskie
w Krakowie opierałoby się na wąskiej bar-
dzo
podstawie, która łączyłaby ziemię krakowską
z
Czechami. Złączyłaby się w takim razie tzw. Bramą
Morawską,
zatem dzisiejszą Opawszczyzną. Byłaby
to
bardzo wiotka nić wiążąca ze sobą Kraków i Pragę.
Nie
znały wieki średnie pomiarów przestrzeni tak
dużych,
jak kraje i państwa, ocena zatem wielkości
jest
względna. Ale gdyby Bolesław czeski posiadał
w
r. 965 prócz Czech i Moraw także ziemię krakow-
ską
i Śląsk, to może na kilometry kwadratowe po-
siadałby
mniej ziemi niż Mieszko, ale jako potęga
byłby
co najmniej tak silny i potężny, jak książę
polski.
Czy byłoby tak łatwo ocenić Ibrahimowi-ibn-
-Jakubowi,
że Mieszko jest panem największego pań-
stwa
słowiańskiego? Byliby mniej więcej sobie równi.
To,
co Mieszko w tym czasie posiadał, da się
określić
w sposób następujący: posiadał przede wszy-
stkim
ziemię szczepową Polan, tj. późniejszą Wielko-
polskę.
Był to ośrodek krystalizacyjny państwa, któ-
ry
swą nazwę narzucił całości złączonych szczepów
i
plemion lechickich. Posiadał niewątpliwie Kujawy.
Zarówno
szczep Polan, jak Kujawian były zapewne
74
Mieszka I
włączone
ze sobą bardzo dawno, jeżeli późniejsza le-
genda
każe uciekać zagrożonemu Popiołowi z. Gniez-
na
do Kruszwicy. Bliskie sąsiedztwem z krajem Po-
lan
ziemie Łęczycan i Sieradzan musiały być rów-
nież
dość dawno już związane z ośrodkiem polańskim.
Nie
można też wątpić, że Mazowsze było również, nie
wiadomo
od jak dawna, we władaniu Piastowiców.
Bo
bez wątpienia należała do Mieszka I część tzw.
później
Małopolski, z Sandomierzem, skoro w r. 981
.traci
Mieszko na rzecz Włodzimierza ruskiego Prze-
myśl,
Czerwień i inne grody położone na wschodzie
pomiędzy
Sanem a górnym Bugiem. Posiadanie tych
stron
bez odpowiedniej podstawy geograficznej, za-
tem
bez władania Sandomierszczyzną i Mazowszem
jest
niemożliwe, tak iż można być pewnym, że Miesz-
ko
posiadał w r. 965 sandomierską ziemię, Mazowsze,
Przemyśl
i Grody Czerwieńskie, w owych czasach
zasiedlone
przez żywioł lechicki.
Pozostaje
jeszcze sprawa Pomorza. Wiemy, że
w
początkach swych rządów nie posiadał Mieszko ca-
łego
Pomorza, że dopiero po wielu latach walk zdo-
łał
przyłączyć do swego państwa Zachodnie, Nad-
odrzańskie
Pomorze. Zdaje się jednak, że Pomorze
Wschodnie,
Gdańskie, Nadwiślańskie, znajdowało się
już
we władaniu Mieszka, skoro w latach następnych
dokonał
on ostatecznego
zaboru najtrudniejszego od-
cinka
zachodnio-pomorskiego.
W
jakim porządku po sobie łączyli przodkowie
Mieszka
te dzielnice ze sobą, nie wiemy. Jak już
wynika
z powyższych uwag, zapewne Wielkopolska
i
Kujawy byłyby spadkiem po poprzednikach Pia-
stowiców,
Popielidach, czyli należałby ten fakt do
głębokiego
jeszcze wieku IX. Dalsze zdobycze, za-
Pierwsze lata
75
pewne
już piastowskie, następowałyby później, w ja-
kim
porządku, nie wiemy. Jedynie jeżeli chodzi
o
ziemię Wiślan, księstwo krakowskie, można stwier-
dzić,
że posiadało ono w IX w. własnego księcia, że
znalazło
się około r. 875 w zależności od księcia wiel-
komorawskiego
Swiętopełka i dopiero potem, może
po
upadku Wielkich Moraw w r. 906 mógł się Kra-
ków,
a za nim może i Śląsk, znaleźć w rękach Pia-
stowiców.
Zapewne też podporządkowanie Mazowsza,
ziemi
chełmińskiej, Sandomierszczyzny, Przemyśla,
Grodów
Czerwieńskich, Wschodniego Pomorza i tzw.
ziemi
lubuskiej, będzie jeszcze dziełem pokoleń
przedmieszkowych.
Można by tu podnieść jedną wąt-
pliwość,
wyrozumowaną: czy w obrębie stu lat, mię-
dzy
połową IX w. a czasami Mieszka I, da się po-
myśleć
przeprowadzenie dzieła tak dużego, w cza-
sach
prymitywnych środków administracyjnych,
w
okresie kiedy podziały między spadkobierców bu-
rzyły
często do szczętu to, co stworzył z trudem
spadkodawca.
Ale tak nie znamy warunków tego pro-
cesu
jednoczenia, że trudno by było budować cośkol-
wiek
na tej rozumowej podstawie, a źródła wcześ-
niejsze,
czy jest to tzw. Geograf Bawarski, czy Alfred
anglosaski,
zdają się jeszcze nic nie wiedzieć o ja-
kimś
silniejszym skupieniu ziem nad Wartą i Wisłą.
Można
tylko przypuszczać, że przykład Wielkich Mo-
raw
i Mojmirowiców, a dalej i Czech, mógł tu być
częściowo
wzorem i podnietą dla praojców naszej
pierwszej
dynastii.
Że
w całym tym okresie budowania państwa i jed-
noczenia
szczepów i plemion lechickich dynastia twór-
ców
musiała mieć stosunki z otaczającym ją światem,
nie
może ulegać wątpliwości. Wiemy, że nie tylko za
76
Mieszka I
Karolingów,
ale i za Merowingów ludy barbarzyń-
skie,
pogańskie, utrzymywały stosunki z dalekim Za-
chodem.
I Polska przedmieszkowa, a może i przed-
piastowska,
musiała utrzymywać najrozmaitszego ro-
dzaju
stosunki ze światem. Czy pewne formy orga-
nizacyjno-administracyjne
naszego najdawniejszego
ustroju
nie były brane ze wzorów obcych, może je-
szcze
karolińskiej proweniencji, nie jest do dnia dzi-
siejszego
dokładnie zbadane. Ale już w tych daw-
nych,
ciemnych czasach musiała dynastia, dwór, a tą
drogą
i społeczeństwo, chłonąć pewne pierwiastki ob-
cej
kultury, tak jak niewątpliwie w pewnej mierze
zapoznawało
się ono z najważniejszym pierwiastkiem
tej
kultury, z chrześcijaństwem.
Polska
Mieszka I, zasłoniona dotychczas pasem lu-
dów
słowiańskich, połabskich, od bezpośredniego ze-
tknięcia
się z barbarzyństwem Sasów i z okropnościa-
mi
ich systemu eksterminacyjnego, nie posiadała za-
pewne
w tak dużym stopniu uprzedzeń do nowego
sąsiada
niemieckiego, jakie mieli z własnych przeżyć
zachodni
Słowianie do Niemców. Ta nienawiść, to za-
trucie
wzajemnych stosunków, jakie cechują połab-
skich
Słowian, nie są prawdopodobne w Polsce, któ-
ra
na względnie niewielkiej przestrzeni na razie miała
graniczyć
z niemieckim sąsiadem. Nie może to zna-
czyć,
by wzajemne stosunki miały być pełne życzli-
wości
i zaufania, bo, jak wiadomo, między sąsiadami
rzadko
panuje zgoda i miłość, a tylko sąsiedzi na-
szych
sąsiadów są naszymi przyjaciółmi. Nie można też
wątpić,
że polityk, taki jak Mieszko musiał mieć już
w
r. 963, kiedy markgraf Gero po pokonaniu Łuży-
czan
i Słupian stanął nad granicami Polski, jasną
świadomość,
że zjawiła się tu pod bokiem Polski no-
Pierwsze lata
77
wa
siła, nowy czynnik, który o ile się utrzyma
w
swoich zaborach, będzie odgrywać poważną rolę
w
polityce polskiej. Zdawał sobie sprawę także i z te-
go,
że w tym stanie rzeczy trzeba się będzie liczyć
z
koniecznością nie tylko utrzymywania pewnych sto-
sunków
z nowym sąsiadem, ale i z nieodzownością
prowadzenia
odpowiedniej polityki, takiej, którą by
zabezpieczał
się przed wszystkimi z tej strony możli-
wymi
niespodziankami. Bo można być przekonanym,
że
jeżeli Mieszko nie zetknął się do tej chwili bezpo-
średnio
z państwem niemieckim (wyznaczona w r. 949
granica
biskupstwa braniborskiego na rzece Odrze
była
raczej teorią), to jednak musiał sobie dobrze
zdawać
sprawę z tego, kim są Niemcy i jaką siłę
przedstawia
Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckie-
go
lub reprezentant w tych stronach cesarza, mark-
graf
Gero.
Jeżeli
daty klęsk czy porażek Mieszka zadanych
mu
przez Wichmana nie dają się dokładniej ozna-
czyć,
jeżeli zdają się one być nieco późniejsze niż za-
jęcie
Łużyc przez Gerona, jeżeli też nie znamy do-
kładnie
daty, kiedy Mieszko uznał swą zależność od
cesarstwa,
to już w niedługim czasie po tym zaborze
Gerona
spotykamy daty, które zdają się być pewne.,-
I
jeżeli poprzednio brak nam wiadomości o Polsce,
to
od r. 965 mamy ich sporo. Wcale licznie płynące
od
r. 965 wiadomości o nie znanej dotychczas Polsce
świadczą
o coraz to rosnącym zainteresowaniu, które
budziło
u Niemców pojawienie się nowego sąsiada,
a
zarazem nowego czynnika w ich polityce wschod-
niej.
Wolno też przypuszczać, że podobne zaintereso-
wanie
musiało istnieć także ze strony polskiej.
Pod r. 965, jak to już wspomniano powyżej, do-
78
Mieszka I
wiadujemy
się o małżeństwie Mieszka I z Dobrawą,
w
r. 966 o chrzcie Mieszka. W r. 967 podczas nowego,
trzeciego
z rzędu napadu Wichmana na Mieszka, tym
razem
zakończonego klęską i śmiercią awanturnika,
Mieszko
jest nazwany “amicus imperatoris", przyja-
cielem
cesarza. Wreszcie w r. 968 pojawia się wia-
domość,
że Polska “cepit habere episcopum", że po-
siadła
własnego biskupa, i że biskupem tym jest
Jordan.
Co
może oznaczać ten cykl wiadomości, uzupeł-
niony
częściowo obszerniejszymi opowiadaniami Wi-
dukinda,Thietmara,
a z późniejszych polskiegp Ano-
nima-Galla
i czeskiego kronikarza Kosmasa?
Zdaje
się, że przytoczone fakty winny wzajemnie
się
wiązać, uzupełniać i objaśniać, gdy w rzeczywi-
stości
przedstawiają one wiele zapytań, na które nie
jesteśmy
w stanie dać wystarczającej odpowiedzi.
Skąpość
źródeł, które ledwie zaczynają płynąć, nie
starczy
na jakie takie wyjaśnienie narzucających się
pytań
czy wątpliwości.
W
związku z wypadkami po r. 963, tj. po zaborze
Łużyc
przez Gerona, gdy może w latach 964 czy 965
Wichmąn
z lutyckim plemieniem Redarów urządził
dwie
wyprawy na ziemie Mieszka i dwukrotnie za-
dał
mu klęskę, gdy w walkach tych zginął nieznany
nam
z imienia brat Mieszka, a Wichmąn wydusił, jak
się
zdaje, od księcia polskiego “magnam predam",
łup,
zapewne okup, natykamy się na pierwszy dość
tajemniczo
wyglądający fakt związku małżeńskiego
z
Dobrawą, córką księcia czeskiego Bolesława, w r. 965.
Przede
wszystkim parę słów o samym tym imie-
niu.
Wiadomo, że często używa się formy nie Dobra-
wy,
ale Dąbrówki. Wiadomo też, że językoznawcy są
Pierwsze lata
raczej
zwolennikami tej drugiej formy. Nie można tu
wchodzić
dokładniej w wywody w tym względzie językoznawców, ale dla
historyków są -inne względy
przekonywające
i świadczące raczej za pierwszą for-
mą,
za Dobrawą. Bo przede wszystkim forma Dąbrów-"
ka
w tym znaczeniu, jakie starają się imieniu temu
przydać
językoznawcy, byłaby raczej przezwiskiem
nie
imieniem. Dalej imiona urobione od przymiotni-
;ka
dobry znane są we wszystkich językach europej-
skich,
w greckim, łacińskim, w pochodzących z łaciny
językach
romańskich, w językach germańskich, sło-
wiańskich.
Znamy bardzo dużo imion takich, jak Do-
bromir,
Dobrogost, Dobromiega czy Dobrosława itp..,
niewątpliwie
urobionych od przymiotnika dobry. Pi-
sarz
niemiecki, biskup Thietmar, mówiąc o Dobrawie
tłumaczy
jej imię na “bona", tj. Dobra. Jej pra-
wnuczka
W Szwecji nosząca zapewne jej imię nazy-
wana
jest Gudą, tj. Dobrą, Dobrawą. Jest wreszcie
w
otoczeniu Rychezy w XI w. Polka, nosząca imię
Doueraua,
tj. Dobrawą, wskazujące również na po-
prawność
imienia i formy Dobrawy. Dla tych wzglę-
dów
używamy tu imienia Dobrawy, zaznaczając, że
językoznawcy
ze swej strony podnoszą poważne wąt-
pliwości,
przez nich naukowo uzasadniane, iż forma
tego
imienia winna by brzmieć Dąbrawa, Dombrawa
czy
też Dąbrówka.
Mówiąc
o małżeństwie Mieszka z Dobrawą należy
odrzucić
przede wszystkim narosłe z biegiem czasu
o
tym fakcie legendy, które krążyły już za czasów
Thietmara,
zatem już w pięćdziesiąt lat później, jak
i
u późniejszego o półtora wieku, odległego od cza-
sów
Mieszka — Anonima-Galla. Faktem jest, że wy-
szła
Dobrawą za mąż za Mieszka poganina, a nie
80
Mieszka I
mogło
być pewności, czy poganin ten przyjmie chrzest,
czy
nie. Żeby przekwitłe wdzięki Dobrawy tak sku-
,
siły młodego, zdaje się. Mieszka, że dla niej przyjął
chrzest,
że ona, jak twierdzi Thietmar, jadała w post
mięso,
by się przypodobać mężowi, czy jak to przed-
stawia
Anonim-Gall, tak długo odmawiała mężowi
-
łask małżeńskich, aż ten się ochrzcił, wszystko to są
piękne
i pobożne a naiwne opowiadania i wymysły,
którym
kłam zadaje rodak Dobrawy Kosmas. Ten
czeski
kronikarz na podstawie niewątpliwie realnej,
domowej,
dworskiej tradycji Przemyślidów stwier-
dza,
że była to “mulier", zatem kobieta zamężna,
.wdowa
czy rozwódka, “provecte etatis", więc już
w
pewnym wieku, nie młoda, która wychodząc za
księcia
polskiego udawała młódkę, bo “tanta erat
dementia
mulieris", takie było szaleństwo, głupota
tej
kobiety. Wreszcie dodaje, że była “ multum, im-
proba",
zatem nie nienagannej moralności. Nie było to
więc
małżeństwo sentymentu, bo tego nie można
szukać
w małżeństwach dynastycznych. Był to zwią-
zek
czysto polityczny, dyktowany interesem zapewne
jednej,
jak i drugiej strony. W splocie tych interesów
politycznych
sprawa przyjęcia chrztu, jeżeli w ogóle
była
omawiana czy przedstawiana, stała zapewne na
szarym
końcu.
Jeżeli
chodzi o losy Dobrawy przed jej małżeń-
stwem
z Mieszkiem, to podkreślono już powyżej, że
wychodząc
za Mieszka była ona “mulier" kobietą, ża-
rtem
nie panną, dziewicą. Musiała mieć poprzednio
męża,
Mieszko byłby więc jej drugim mężem. Otóż
zwrócono
już dawniej uwagę na wiadomość, którą
parokrotnie
podaje merseburski Thietmar, że w po-
Pierwsze lata.
Sl
czątkach
XI w. żyje w Niemczech niejaki Guncelin,
gorący
przyjaciel i zwolennik Bolesława Chrobrego.
Ten
Guncelin, syn margrabiego miśnieńskiego Gun-
tera,
jest parokrotnie nazwany przez Thietmara bra-
tem
Bolesława Chrobrego. Otóż Guncelin nie mógłby
być
bratem rodzonym Bolesława, skoro ojcem jego
był
Gunter, ale mógłby być jego bratem przyrodnim,
po
matce. Ponieważ, ów Gunter umiera dopiero
w
r. 982, a Dobrawa w r. 965 wychodzi za mąż za
Mieszka,
to widać z tego, że musiałaby być przez
męża
odtrącona, byłaby rozwódką, zawierając drugie
związki
małżeńskie. Tak by się najprawdopodobniej
tłumaczyło
braterstwo Guncelina z Bolesławem. Było
to
również w zgodzie z informacją Kosmasa, że Do-
brawa
Mieszkowa nie była panną, ale starszą damą,
która
udając młódkę zdjęła z głowy zasłonę, ozna-
czającą
kobiety zamężne, a nałożyła sobie dziewiczy
wieniec.
Gdyby
ze strony czeskiej był postawiony postulat
chrztu
przy pertraktacjach o małżeństwo Dobrawy,
to
porządek rzeczy byłby odmienny, na czele stałby
chrzest,
a po spełnieniu tego warunku przyszłoby
małżeństwo,
nie odwrotnie. Nie po to wreszcie posyłał
Bolesław
czeski swą córkę do Polski, by ta odma-
wiała
mężowi łask małżeńskich tak długo, dopóki
chrztu
nie przyjmie, bo takiej małżonki nie przyjął-
by
sam Mieszko. Można też wątpić, czy sama Do-
brawa
po to wiązałaby się z Mieszkiem, by w razie
oporu
być odesłaną na dwór ojcowski. Musiały być
jednak
inne, poważne powody skłaniające obie uma-
wiające
się strony do zawarcia tego rodzinnego ukła-
du,
który w owych czasach bywa zwykle łączony
•> Polsk-i x - XI wieku
82
Mieszka I
z
układami politycznymi, z sojuszem, z przymierzem,
a
choćby tylko ze współpracą na pewnych politycz-
nych
odcinkach.
Nie
wiemy dobrze, po czyjej stronie była inicja-
tywa
tego rodzinnego układu, chociaż uważa się za
rzecz
prawdopodobniejszą inicjatywę polską Miesz-
ka
I. Ale konieczności takiego wniosku nie ma. Rów-
nie
często książęta prosili o rękę czyjąś, jak propo-
nowano
pozbawionym żon, samotnym książętom cór-
ki
czy siostry w małżeństwo. Tak raczej stwierdze-
nie
większej czy mniejszej korzyści czy to po stronie. •
Mieszka,
czy po stronie Bolesława czeskiego mogłoby
nas
uświadomić, kto mógł być tym, który pierwszy
zaczął
rokowania. Ale pod tym względem jest bar-
dzo
dużo niejasności, sporo wątpliwości nie pozwa-
lających
na pewne stwierdzenie i rozstrzygnięcie.
Jest
bowiem rzeczą budzącą duże zdziwienie i za-
stanowienie,
jak i niełatwo zrozumiałą, jakim sposo-
bem
mogło dojść do porozumienia między Mieszkiem
a
Bolesławem, jeżeli byłoby prawdą, że Bolesław za- •
garnął
i trzymał w swych rękach Kraków. Jeżeli tak
by
było, byłoby sprawą wręcz niezwykłą, gdyby
Mieszko
zapomniał o stracie Krakowa czy choćby
o
sprawie przyłączenia tej dzielnicy w przyszłości do
swego
państwa, gdyby na wiele może lat wykreślił to
zagadnienie
z listy swej racji stanu. Popularne i roz-
powszechnione
tłumaczenie, że Mieszko był do tej
rezygnacji
zmuszony klęskami wojennymi doznanymi l
w
walkach z Wichmanem, nie wytrzymuje krytyki,
Klęski
mogły być dotkliwe, przykre, ale chyba za-
skoczenie
przez niewielkie siły Wichmana, wspoma-
ganego
przez plemię Redarów, nie mogło być tego
rodzaju,
by zachwiało władaniem Mieszka w Polsce
Pierwsze lata
83
i
aby miało temu zaradzić tak duże poświęcenie.
Można
śmiało przyjąć, że sam Widukind przecenił
znaczenie
powodzeń swego bohatera, hrabiego Wich-
mana.
Zresztą w swych wiadomościach nie daje ni-
gdzie
do zrozumienia, by klęski były dla Mieszka
groźne.
Ibrahim-ibn-Jakub podaje również wiadomość
o
ludzie Ubaba, mieszkającym nad morzem na pół-
nocny
zachód od państwa Mieszkowego, u ujścia za-
tem
Odry, który walczy z Mieszkiem, a którego “po-
tęga
jest wielka". Ale Ł te walki, których szczegółów
zupełnie
nie znamy, nie mogły zachwiać Mieszka,
który
mimo wszystko posiada dość sił, by prowadzić
długą
i wytężającą walkę o Pomorze i w końcu je
podbić.
Gdyby klęski te były rzeczywiście bardzo
poważne,
to byłby sam Bolesław może mniej skłonny
do
wiązania się z Mieszkiem, spodziewając się więk-
szych
zysków terytorialnych po jakimś możliwym
kryzysie
w państwie Mieszkowym. Również nie wy-
jaśnia
nam tego zagadnienia wysuwane czasami tłu-
maczenie,
że poświęcenie Krakowa było konieczne
dla
Pomorza, którego zabór miał Mieszko na oku.
Bo
przecież nadzieje opanowania ujść Odry i Wisły
opierać
się mogły i musiały o szeroką bazę teryto-
rialną,
jaką dawało posiadanie i władanie górnym
biegiem
Odry, tj. Śląskiem, i górnym biegiem Wisły,
Krakowem.
Zapewne, byłoby wygodne dla Bolesława,
gdyby
Mieszko wchodząc w stosunki polityczne
,,
• z Czechami i zostając zięciem księcia czeskiego zre-
zygnował
choćby czasowo z ambicji krakowskich. Ale
patrząc
się w ten sposób na te sprawy należałoby
stwierdzić,
że wszelki zysk płynący z układu rodzin-
nego
zagarnął Bolesław; gdy Mieszko mógł mieć mo-
że
niewiele więcej jak wdzięki Dobrawy.
Bo chyba
84
Mieszka I
Mieszka
i Bolesława nie wiązało w tej chwili ze sobą
jakieś
bezpośrednie, grożące im wspólnie niebezpie-
czeństwo
zewnętrzne. Był przecież Bolesław czeski
od
lat już wielu podległy królowi niemieckiemu, któ-
remu
wiernie i lojalnie służył. Cesarz, który zresztą
rzadko
w ostatnich latach i zwykle krótko bywał
w
Niemczech, zbyt był zajęty sprawami włoskimi,
a
wcale potężny książę czeski, wierny cesarzowi, nie
potrzebował
się obawiać jakiegoś zamachu na siebie
i
swe państwo ze strony niemieckiej. Tym więcej, że
było
tendencją polityki Ottona I unikać zawikłań na
północy,
co by go mogło zmusić do porzucenia na
czas
dłuższy interesów włoskich. Sam Mieszko I, o ile
sądzić
wolno, nie był do r. 965 zaatakowany przez
cesarstwo.
Wiemy już, że zbrojne zetknięcie się Ge-
rona
z Mieszkiem w r. 963 jest w wysokim stopniu
nieprawdopodobne.
Nie wiemy nic, źródła o tym nie
podają
wiadomości, by w latach następnych nastąpiła
jakaś
wyprawa niemiecka na Polskę. Współczesny
Widukind
mówi o dwu samodzielnych i samowol-
nych
wyprawach Wichmana ze Słowianami na zie-
mie
Mieszka, a byłby chyba coś wspomniał, gdyby
taka
wyprawa nastąpiła od zachodu, od strony Nie-
miec,
z ramienia cesarza, i gdyby tym sposobem siłą
i
przewagą niemiecką był Mieszko zmuszony do ule-
głości.
Raczej zatem mimo zaboru Łużyc, po ustąpie-
niu
z areny życia Gerona, po jego rychłej śmierci
i
podziale jego marchii na mniejsze jednostki, nic
wyraźnie
nie groziło Mieszkowi ze strony niemie-
ckiej.
Nie wydaje się przeto, by po stronie czeskiej
czy
polskiej, a tym mniej po stronie czeskiej i pol-
skiej,
przewidywano jakieś niebezpieczeństwo, które
by
zmuszało obu władców do porozumienia. Był co
Pierwsze lata
85
prawda
jeden punkt, który mógłby być równie draż-
liwy
dla Polski jak dla Czech, a tym było zajęcie
przez
Niemców, przez Gerona, Łużyc i kraju Słupian.
Był
to dotkliwy cios dla Czechów, którzy, jak wie-
my,
mieli w X i XI w., nie mówiąc już o czasach
późniejszych,
oczy zwrócone na ten kawałek ziemi.
Wiemy,
że i Polska konkurowała" do tego skrawka.
Zabranie
go przez trzeciego i to bardzo potężnego
partnera
mogłoby być pomostem do wzajemnego po-
rozumienia.
Czy jednak ta, wcale doniosła sprawa,
była
w ówczesnych warunkach, przy potędze i po-
wadze
cesarstwa, naprawdę wystarczającym czynni-
kiem,
by Mieszko płacił choćby chwilowymi ustęp-
stwami
w sprawie Krakowa?
Te,
zapewne tylko wyrozumowane, zastrzeżenia
i
wątpliwości utwierdzają w pewnej mierze w nie-
wierze
w dokładność przekazu Ibrahima-ibn-Jakuba
o
władaniu czeskim w Krakowie. Z drugiej strony
czynią
porozumienie polsko-czeskie trudno zrozumia-
łe,
mało się tłumaczące. Pozostaje zatem osamotniony
fakt, iż do porozumienia takiego doszło. Nie wiado-
mo,
czy wobec zapewne równoczesnego zawarcia
układu
Mieszka z cesarstwem, przy ułożeniu stosun-
ków
z Czechami i zawarciu małżeństwa z Dobrawą,
można
posądzać,, czy to Bolesława o jakiś udział
w
dziele oddania się jego zięcia pod protekcję ce-
sarską,
czy może Mieszka o nadzieję, że przez sojusz
i
związek z księciem czeskim zyska szczególnie życz-
liwe
przyjęcie swych ofert na dworze niemieckim.
Całkiem
wyłączone to być nie może. Sam Bolesław
mógłby
się obawiać, by jego układ z potężnym księ-
ciem
polskim nie był w podejrzeniu u czynników
politycznych
niemieckich, że jest to zapowiedź z je-
86
Mieszka I
go
strony próby usamodzielnienia się. Stąd może
przywiedzenie
do cesarskiego tronu księcia polskiego
mogłoby
rozpraszać podejrzenia i- zyskiwać lojalne--
mu
księciu czeskiemu łaskę monarszą i inne korzyści
z
tej łaski płynące. Mieszkowi zaś, jeżeli już dla za-
pewnienia
sobie spokoju ze strony niemieckiej posta-
•
nowił wejść w stosunek zależności od cesarza, układ
z,
Czechami zapewniał pomoc i poparcie na dworze
niemieckim,
i to niewątpliwie bardziej w tych wa-
runkach
doświadczonego i zorientowanego Bolesława.
W
każdym razie zadzierzgnięciem stosunków
z
Czechami stwarzał Mieszko dla siebie i swego pań-.
stwa
pewne nowe warunki, które krzepiły jego po-
łożenie
na zewnątrz i pozwalały może nawiązać łat-
wiej
takie stosunki z zagranicą, o których nie miał
dotąd
powodu myśleć. A w związku z zamiarem
przyjęcia
chrztu stawały się takie stosunki potrzebą
nie
chwili, lecz stałą. Niewątpliwie eliminował on
na
wiele lat tym sposobem same Czechy z rzędu
swych
ewentualnych przeciwników. Było to pewną-
korzyścią,
zwłaszcza wobec stałej przyjaźni Czech
z
Lutykami, wrogami Polski., Nie usuwał co prawda
tej
tradycyjnej przyjaźni, ale zmniejszał zapewne
jej
skutki. Zwycięstwo ostateczne nad Wichmanem
w
r. 967 zawdzięczał przecież pomocy czeskiej. A nie-
długo
później porozumienie się tych dwu państw
słowiańskich
wypłynie na szersze wody przez wmie-
szanie
się ich w najważniejsze sprawy wewnętrzne
samych
Niemiec, po śmierci Ottona I i Ottona II.
Tak
więc trudno wywnioskować, jakie korzyści
czy
cele polityczne związały Polskę i Czechy, Miesz-
ka
I i Bolesława I. Faktem pozostanie to tylko, że
nastąpił
przez małżeństwo z -Dobrawą sojusz dwu
Pierwsze lato
87
wcale
potężnych państw słowiańskich i że nie widać,
by
zainteresowane tym państwo niemieckie czuło się
takim
porozumieniem zagrożone. Przeciwnie, Niemcy
zyskują
tą drogą nie tylko dawno już utwierdzoną
zwierzchność
nad Czechami, ale i nad Polską, do-
tychczas
niezawisłą. Wydawać by się mogło, że po-
litycznie
największe korzyści osiągnął tu Otto I, któ-
ry
opuszczając w r. 966 na lat wiele Niemcy mógł
odjeżdżać
do Włoch spokojnie, pewny, że nie będzie
poważnych
zawikłań na wschodzie, chociaż od maja
r.
965 zabrakło najczynniejszego stróża porządku
i
bezpieczeństwa granicy wschodniej, markgrafa Ge-
rona.
Mimo to wszystko trudno posądzić cesarza
o
czynny udział w porozumieniu się obu władców
słowiańskich,
bo tu polityka raczej nakazywała mu
zasadę
“divide et impera". Może więc tylko Otto I
zręcznie
wyzyskał taki obrót sprawy i obrócił go na
własną
korzyść i pożytek, robiąc z Mieszka I przy-
jaciela.
Sprawa
samego ostatecznego motywu przyjęcia
chrześcijaństwa,
jak wybór momentu jego przyjęcia
jest
zagadnieniem osobnym. Jak zaznaczono to dość
dobitnie
powyżej, nie możemy żywić zaufania do le-.
gendą
już tracącego przekazu Thietmara czy Ano- -
nima-Galla,
by czy to wdzięki Dobrawy, czy jej po-
bożne
starania odegrały w tym jakąkolwiek rolę,
wpłynęły
na zasadniczą decyzję. Gdyby przyjęcie
chrztu
nie leżało na linii polityki Mieszka, Dobrawą
nie
wskórałaby nic. Musiały być inne powody, silne
i
poważne, które skłoniły Mieszka do tego kroku.
Mieszko
musiał rozumieć, że z chwilą, kiedy w r. 963
wskutek
zdobycia Łużyc przez markgrafa Gerona gra-
nice
polityczne, realne nie idealne, połączyły Polskę
88
Mwszho I
i
Niemcy, kiedy stanęło przed nim wyraźnie już nie-
bezpieczeństwo
potęgi cesarstwa, należy zabezpie-
czyć
się na wszystkie możliwe przypadki na przy-
szłość.
Do tego mogło mu służyć, na pewien czas przy-
najmniej,
przymierze czeskie i małżeństwo z Dobra-
wą.
Starał się również oddalić to, co mogło mu
utrudniać
działalność na bliższą metę, mianowicie
konsolidowanie
zbudowanego państwa i dokończenie
zaboru
Pomorza. Nf.e mógł być bowiem -w tych latach
pewny
Mieszko, czy zaborcza polityka niemiecka.
której
wykładnikiem był do r. 963 markgraf Gero,
zatrzyma
się na zajęciu Łużyc, czy nie zechce sięgnąć
dalej
i w ten sposób pokrzyżować bądź unicestwić to,
co
miało być celem jego działania w latach najbliż-
szych.
Akcja niemiecka skierowana przeciw Polsce
mogła
takie plany przekreślić, a dokonane prace
około
budowy państwa mocno podkopać i naruszyć.
Jeżeli
Bolesław czeski mógł się z niepokojem pa-
trzeć
na opanowanie przez cesarstwo Łużyc, to
i
Mieszko mógł czuć potrzebę porozumienia się
z
Niemcami, skoro ci pojawili się na horyzoncie pol-
skim.
Ponieważ porozumienie księcia polskiego z ce-
sarzem
jako równego z równym było niemożliwe,
nastąpiło
zapewnienie sobie życzliwości cesarskiej sy-
.
stemem odpłatnym, wejście w stosunek trybutarny.
Za
roczny czynsz, trybut, za pewne świadczenia rze-
czowe
czy ograniczenia polityczne, zyskiwał sobie
książę
polski spokój i życzliwy stosunek ze strony
potężnego
cesarza, podlegających mu książąt i mark-
grafów.
A cesarz, zajęty sprawami włoskimi, tylko
przelotnie,
na krótki czas, przebywający na ziemi
niemieckiej,
od lat wielu w trudzie zwalczając pię-
trzące
się przeszkody, zmierzający do stworzenia or-
Pierwsze lata
89
ganizacji
kościelnej w postaci metropolii magdebur-
skiej,
dążył również do tego, by w tych stronach,
między
Łabą a Odrą, panował spokój. Naruszanie spo-
koju
mogłoby przekreślić plany kościelne cesarza,
a
nadto zmusić go do porzucenia spraw włoskich, by
spiesznie
podążyć na północ dla uspokojenia walczą-
,
cych i ubezpieczenia -zagrożonych granic i terenów na
wschodzie.
Mieszko zaś, stając się trybutariuszem ce-
sarskim,
zabezpiecza się raczej protekcją cesarską
przed
prepotencją markgraf ów. Nie wiemy, czy
Mieszko,
korzystając z pobytu w Niemczech Ottona I
w
latach 965 i 966, nie przedstawił się osobiście ce-
sarzowi,
jakby się należało tego spodziewać. Źródła
o
tym nie piszą, ale byłoby zrozumiałe, że czy to
wybierając
się do cesarza, czy mając taki zamiar
nie
urzeczywistniony, postanowił definitywnie zerwać
2
pogaństwem i przyjąć chrzest. Potężny książę pol-
ski,
chrześcijanin, byłby inaczej traktowany niż ksią-
:
że poganin. Wytwarzałaby się też pewnego rodzaju
równość
“towarzyska", wreszcie pewne, względne
oczywiście,
warunki osobistego bezpieczeństwa, bo
wobec
pogan miano pod tym względem mało skru-
pułów.
Nie można wątpić, że prócz tych dość pozio-
mych
względów, które mogły wpływać na moment
przyjęcia
chrztu, rozumiał też Mieszko i inne walory
i
korzyści płynące z zerwania z pogaństwem. Takie.
wartości,
jak wyższość moralna religii chrzęści jań-
<
skiej, sentyment, uczucie, religijność, wiara, jak prze-
konanie
czy przeświadczenie, że tym krokiem łączy
się
Polska z wielką i; z wiekową kulturą łacińsko-
rzymską,
że tym samym wchodzi się w związki cy-
wilizacyjne,
duchowe, z rodziną ludów zachodniej
Europy,
były niewątpliwie zupełnie obce, niezrozu-
90
MiSszko I
miałe
i niedostępne Mieszkowi i jego współczesnym.
Ale
rozumiał on zapewne, że tą drogą może łatwiej
wejść
jako czynnik polityczny w koło spraw i inte-
resów
świata chrześcijańskiego, z którym współżycie
jest
dla niego i jego państwa koniecznością nie-
uniknioną,
skoro ten do tego czasu tak daleki i obcy,
mu
świat zbliżył się nagle do niego, że przedstawia
dla
niego zarówno pewne niebezpieczeństwo, jak
i
w niejednym wypadku realne korzyści. Może i te
wszystkie
względy nie są zbyt idealne, wzniosłe, ale
Innego
poglądu od realnego, pozytywnego monarchy,1
odpowiedzialnego
przed przyszłością za przeszłość
zbudowaną
krwią i trudem przodków, w tych czasach
wymagać
nie można.
Dziwnie
łatwo i szybko przechodziła ta rzekomo
pogańska,
rzekomo nikomu nieznana, rzekomo bez
stosunków
w świecie Polska przez pierwsze etapy
swego
religijno-kościelnego rozwoju. Wiemy i w wia-
domość
tę możemy w pełni wierzyć, bo jest ona
i
pośrednio potwierdzona, że już w r. 968, zatem
w
dwa lata po chrzcie Mieszka, “Polonia cepit habere
episcopum",
Polska otrzymała swego własnego, osob-
nego
biskupa, któremu było na imię Jordan. Czechy,
chrześcijańskie
od dawna, czekały na własnego bis-
kupa
lat niemal sto, a dostały go w końcu jako
.sufragana
niemieckiego metropolity, gdy poprzednio
tworzyły
jedynie część niemieckiej diecezji w Ra-
tyzbonie.
Polska od razu, widocznie bez czekania, bez
trudu
i wysiłku uzyskuje własnego i to od nikogo
nie
zależnego biskupa. Wiemy już dzisiaj, że nie
ustanowiono
w r. 968, kiedy ostatecznie zorganizo-
wano
metropolię magdeburską, żadnego biskupstwa
poznańskiego
podległego Magdeburgowi. W tym
Pierwsze lata
91
punkcie
swego opowiadania sfałszował Thietmar hi-
storię
podając, że Jordan został zaliczony do sufra-
ganów
metropolii magdeburskiej, gdyż wschodnie
granice
magdeburskiej prowincji kościelnej opierały
się
o zachodnie brzegi Odry, nie przekraczając jed-
nak
nigdzie linii tej rzeki. Terytorium podległe
Mieszkowi,
terytorium państwa polskiego, nie nale-
żało
kościelnie do prowincji kościelnej magdebur-
skiej.
To
spostrzeżenie, tyczące się ustanowienia pierw-
szego
w Polsce biskupa, pozwala sądzić, że zaintere-
sowanie
Ottona I nowym krajem trybutarnym, ja-
kim
była dla cesarza Polska, było niespodziewanie
i
niezwykle małe. Bo gdyby Otto I chciał był wciągnąć
w
obręb prowincji metropolitalnej magdeburskiej
Polskę
całą, czy choćby jej jakąś część z biskupem
Jordanem,
to takiej woli cesarza nie mógłby się oprzeć
Mieszko.
Były prawa, które, jak to określa Anonim-
Gall,
“in ecciesiasticis honoribus ad imperium pertine-
bant",
należały do imperium. Papież również nie miał-
by
powodu sprzeciwiać się takim zamiarom i chęciom
cesarza.
Stąd przypuszczenia badaczy niemieckich, że
nie
włączenie Polski i Jordana do prowincji kościel-
nej
magdeburskiej nastąpiło wskutek oporu Miesz-
ka
popartego przez papieża, są dowolnością i nie opie-
rają
się o jakiekolwiek dane prawdopodobieństwa czy
możliwości.
Ani świeży, wczorajszy chrześcijanin
Mieszko
nie mógł mieć w tej sprawie żadnego po-
ważnego
głosu, ani tym mniej papiestwo, tak słabe
i
tak zależne od dobrej woli cesarza. I jakie mógłby
przeciwstawić
takiej woli cesarza realne argumenty
papież,
sam zapewne mało co o Polsce wiedząc, gdyby
życzeniem
Ottona I było włączenie Polski czy Jor-
92
Mieszka J
dana
w obręb wielkiej, wspaniałej budowy kościel-
nej
magdeburskiej, z takim trudem, wysiłkiem i na-
kładem
materialnym stworzonej. Jeżeli zatem
w
r. 968 cesarz nie wciągnął Polski w orbitę kościoła
niemieckiego
metropolii magdeburskiej, to znaczy, że
mało
interesował się Polską. Może i sam mało wie-
dział
o tym kraju i jego władcy, tak świeżo ochrzczo-
nym
i od tak niedawna uznającym zależność od króla
niemieckiego.
Wynikałoby stąd, że żywsze zajęcie się
Polską
wywołał dopiero w r. 972 napad na Polskę
markgrafa
Hodona, a przede wszystkim fakt klęski,
jaką
poniósł Hodo na polach Cidini.
Należy
nadto zauważyć, że sam Mieszko w nie-
całe
dwa lata po swym chrzcie odczuwa już potrzebę
skrzepienia
swej działalności kościelnej w Polsce
przez
uzyskanie dla celów wewnętrznych własnego
biskupa.
Świadczy to, że nowochrzczeniec Mieszko
dobrze
rozumie i należycie się orientuje w sprawach
kościelnych,
że pod tym względem czuje się dość
samodzielny
i że ze strony cesarstwa i kościoła nie-
mieckiego
nie przewiduje dla swej inicjatywy prze-
szkód
czy trudności. Dla takiego samodzielnego kro-
ku
była potrzebna nie tylko pewna zdolność, dość
niespodziewana
u Mieszka, myślenia kategoriami ka-
nonicznymi,
kościelnymi, a chociażby ich zrozumie-
nia,
ale również pewna siła i powaga na gruncie
międzynarodowym,
które pozwoliły, mu taki plan po-
wziąć
i szczęśliwie przeprowadzić. ,
Widać
ze wszystkiego, że ani ze strony Niemiec,.
cesarza,
ani ze strony Magdeburga, ani ze strony pa-
piestwa
nie było trudności czy zastrzeżeń. Rzuca się
tu
w oczy różnica między Polską a Czechami, które
dopiero
w kilka lat po Polsce uzyskują dwu własnych
Pierwsze lata
93
biskupów,
praskiego i morawskiego. A uzyskują ich
głównie
dzięki przypadkowi, koniunkturze, potrzebie
wynagrodzenia
i odszkodowania arcybiskupa mo-
gunckiego
za straty kanoniczno-prawne, jakie po-
niósł
przez założenie metropolii magdeburskiej. Wten-
czas
odłączono Czechy i Morawy od związku kościel-
nego
z Bawarią i poddano je dalekiej Moguncji.
Był
w tym zapewne i cel polityczny, usunięcie księ-
cia
czeskiego spod wpływów bawarskich, opozycyj-
nych
wobec Ottonów, i oddanie go pod kontrolę bis-
kupów
zależnych od metropolity mogunckiego,
a
przyjmujących inwestyturę z rąk cesarza jako kró-
la
niemieckiego. Widocznie tego rodzaju względy nie
były
brane pod uwagę przy sprawie Mieszka I, Pol-
ski
i Jordana.
Ten
pierwszy biskup polski nie był biskupem die-
cezjalnym,
w szczególności biskupem poznańskim,
jak
powszechnie przyjmowano do niedawna. Włączo-
ny
do normalnej organizacji kościelnej musiałby
mieć
nad sobą metropolitę, a trudno by przypusz-
czać,
by był to “episcopus exemptus", wyjęty spod wła-
dzy
metropolitalnej, bo takiego nie uczyniono by dla
kraju
świeżo, częściowo nominalnie, chrześcijańskiego.
Mógł
to być zatem jedynie biskup misyjny, bez wy-
znaczonej
diecezji, działający czasowo, czy to do-
żywotnio,
czy tak długo, jak była tego potrzeba. Tu
jednak
badacze nasi, zgadzający się z tym, że Jordan
był
biskupem misyjnym, stawiają twierdzenie, które
idzie
niewątpliwie za daleko. Byłby to biskup mi-
syjny
przeznaczony dla całego terytorium ówczes-
nego
państwa polskiego Mieszka I, tj. że był to bis-
kup
tracący władzę nad takimi terytoriami, jak np.
Grody
Czerwieńskie, jeżeli tracił je Mieszko, bądź
94
Mieszka :I
zyskujący
nowe, np. Pomorze czy inne, jeżeli książę
przyłączył
jakieś zdobycze do swego państwa. Zdaje
się,
że to przypuszczenie idzie zbyt daleko. Byłoby
rzeczą
dziwną, w praktyce tak ciężką, że niewykonal-
ną,
gdyby jednemu biskupowi dano pod opiekę du-
chowną
tak duże przestrzenie. Byłby taki biskup
zmuszony
rozproszyć się w swej działalności, a od-
biłoby
się to na wynikach jego pracy, która musiała-
by
być niezmiernie mała, słaba i niewydajna. Był
zapewne
Jordan pierwszym biskupem w Polsce, ale
wolno
wątpić, by miał on być równocześnie jedynym.
Jeżeli
ze strony cesarstwa i papiestwa nie było trud-
ności
i sprzeciwu, by zainstalować tam w r. 968 jed-
nego
biskupa, to wolno sądzić, że nie byłoby ich dla
drugiego
czy trzeciego, jeżeliby takich potrzebował
Mieszko
i jeżeli takich chciał u siebie utrzymywać.
Ponieważ
wiemy, że następcą Jordana był Unger,
którego
w r. 1000 ograniczono do biskupstwa poznań-
skiego,
ponieważ — jak to jasno wynika ze sprawo-
zdania
kroniki Thietmara — przyjmuje on cesarza
Ottona
III w katedrze gnieźnieńskiej, którą Unger
uważa
za swą własną katedrę, ponieważ jego opozy-
cja
w r. 1000 wiąże się z Gnieznem, przemianowanym
na
stolicę arcybiskupią dla Radyma-Gaudentego,
sądzić
można, że Unger miał sobie wyznaczoną pier-
wotnie
jako teren jego działalności kościelnej właści-
wą
Polskę, tj. Wielkopolskę. Główną siedzibą biskupa
misyjnego
było Gniezno, gdy Poznań mógł być
jego
drugą rezydencją albo mógł mu być wyznaczony
później,
gdy prymat kościelny. Gniezna został usta-
lony
wraz z ciałem św. Wojciecha i osobą Radyma.
Zapewne
te stosunki z r. 1000 odziedziczył już Unger
po
swym poprzedniku Jordanie, którego działalność
Pierwsze lata
95
kościelna
rozciągałaby się na Gniezno i krainę szcze-
pową
Polan. Inne strony mogły mieć może i własnych
biskupów
misyjnych, o ile była taka wola książęca.
Jest
to zatem sprawa istnienia w Polsce w czasie
przed
r. 1000 większej liczby biskupów misyjnych,
którzy
opiekowali się wyznaczonymi sobie przez księ-
cia
terytoriami, które przez to, że miały biskupa, nie
mogą
być uważane z punktu widzenia. prawa kano-
nicznego
za biskupstwa.
Ze
sprawą biskupa Jordana-łączy sięi zagadnienie,
gdzie
i jak wyszukał sobie Mieszko kandydata na
biskupa.
Bo trudno przypuścić, by w kraju, choćby
nawet
był ten kraj już jako tako przygotowany
w
przeszłości na przyjęcie chrześcijaństwa, czy
w
krótkim okresie od przybycia Dobrawy i przyjęcia
chrztu
przez Mieszka, znajdowali się w otoczeniu
księcia
duchowni, wśród których można by było zna-
leźć
bez trudu odpowiedniego kandydata do infuły.
Wiemy,
że wśród ówczesnego duchowieństwa czeskie-
go
trudno by było takich się doszukać — przynajmniej
lepiej
nam znany okres biskupowania św. Wojciecha
nie
upoważnia do zbyt optymistycznych sądów w tym
względzie.
Zapewne też “aparat" kościelny, z którym
miała
przybyć na dwór polski Dobrawa, składał się
z
paru mnichów, kapelanów księżnej. Z tych zatem
nie
tak licznych duchownych, których można było
znaleźć
w tych czasach w Polsce, zapewne trudno
by
było dobrać osobistość, zdatną do sprawowania
czynności
i obowiązków biskupa. Sądzić zatem ra-
czej
należy, że Jordana sprowadzono do Polski gdzieś
z
Zachodu i że tam na Zachodzie należałoby szukać
środowiska,
z którego wyszedł pierwszy polski bis-
kup.
96
Mieszka I
W
ogóle nie zdajemy sobie dostatecznie jasno
sprawy
z tego, z jakimi trudnościami walczono wte-
dy,
w X wieku, jeżeli chodzi o wprowadzenie do ja-
kiego
chrystianizującego się kraju potrzebnej ilości
duchownych.
Znajdowano tu i ówdzie po klasztorach
mnichów
skłonnych i chętnych do przeniesienia się
indywidualnie
czy w grupach po kilku w inne strony
dla
misji i ewangelizacji. Ale wymagało to wysłań-
ców,
ajentów, korespondencji, wreszcie i dużego na-
kładu
pieniężnego, jeżeli taka grupa zwerbowanych
mnichów
(świeckie duchowieństwo, żonate, do tego
rodzaju
pracy się nie nadawało) miała przebyć da-
leką
drogę i przywieźć ze sobą to wszystko, co do
pracy
kościelnej było potrzebne, zatem naczynia ko-
ścielne
i księgi, szaty liturgiczne, relikwie, książki do
nauczania,
nawet wino do mszy. Wszystko to musiało
być
nabyte, tak jak i zapewnione warunki życia
w
kraju, który ich wzywał. W tej sytuacji nie mógł
być
przypływ takich duchownych bardzo liczny,
zwiększał
się on w miarę postępu czasu i pewnego
rozgłosu,
który to czy inne środowisko zyskuje. Du-
chowni
tacy po przybyciu do obcego kraju przez
dłuższy
czas walczyli z trudnością języka, który mu-
sieli
poznać. Narybek zaś między miejscową ludnością
rekrutowany
także zwiększał się powoli, a w dużej
mierze
nie nadawał się jeszcze długo do piastowania
wyższych
godności kościelnych.
Ponieważ
wiadomo, że Polska przez wiek X, XI,
nawet
XII posiada, zwłaszcza na wyższych stanowi-
skach
kościelnych, licznych cudzoziemców, którzy
przybywają
nawet chętnie do Polski, by tu robić ka-
rierę
kościelną lub zbijać za naukę pieniądze, jest
zatem
rzeczą ciekawą; stwierdzić, co czasem daje się
Pierwsze lata
97
wyszukać,
z jakich strony przybywają do nas cl
obcy
przybysze. W długim łańcuchu takich cudzo-
ziemców
pierwszy
jest Jordan i sprawa jego pocho-
dzenia.
Ale
taki ośrodek, z którego przybył Jordan, wo-
bec
braku wszelkich danych źródłowych nie może
być
wskazany inaczej, jak jedynie hipotetycznie, jed-
nak
z dużym prawdopodobieństwem. Imię Jordan
jest
niezwykle rzadkie. Jedno, co się da powiedzieć
z
dużą pewnością, jest, że nie wskazuje ono na nie-
mieckie
pochodzenie Jordana. Duchowni niemieccy
X
i XI w., biskupi, opaci, mnisi, noszą prawie bez
wyjątku
T. imiona pochodzenia germańskiego, nie-
mieckiego.
Imion innego pochodzenia, nawet takich,
pozornie
najpospolitszych, jak np. imiona apostołów
czy
najstarszych świętych, nie spotykamy wśród kle-
ru
niemieckiego. Takie imiona jak Jordan używane
bywają
w stronach bizantyńsko-greckich i w krajach
romańskich.
Natomiast wszędzie tam, gdzie pewne
siły
zachował żywioł germański, jak w Lombardii,
w
Burgundii i u zachodnich Franków, w wizygockiej
Hiszpanii,
nawet w od wieków zawojowanej przez
islam
Afryce Wandalów, przeważa jeszcze używanie
imion,
germańskiego pierwiastka przed świętymi ko-
ścioła.
To spostrzeżenie zmusza nas do szukania
ojczyzny
Jordana poza Niemcami, chociaż badacze
niemieccy
uznają, jako rzecz samo przez się zrozu-
miałą
i nie wymagającą dowodu, że pierwszym bis-
kupem
w Polsce nie mógł być nikt inny jak Niemiec.
Imię
Jordan trafia się, bardzo zresztą rzadko, w po-
łudniowych
Włoszech, może pod wpływem bizantyń-
skim.
Natomiast tego typu imiona, brane z Biblii, są
częściej
używane u mnichów anglosaskich i irlandz-
7 Polska X — XI wieku
98
Mwszko I
kich,
mających nieraz swe klasztory i klasztorne ko-
lonie
w, północnej Europie, w krajach pobliskich
Wyspom
Brytyjskim, wzdłuż arterii Renu i Mozy.
Sądzić
więc można, że Jordan był nie Niemcem, lecz
raczej
Iryjczykiem lub AnglosaseYn.
Ale
jest jeszcze
jeden szczegół tyczący się Jor-
dana,
także tylko hipotetyczny, na który należałoby
zwrócić
uwagę, bo pośrednio mógłby nam służyć
jako
wskazówka co do osoby Jordana. Wiadomo jest,
jak
wczesny i jak był silny w dynastii pierwszych
naszych
Piastów kult św. Lamberta. Kult ten musiał
być
bardzo wcześnie zaszczepiony, skoro po raz
pierwszy
pojawia się imię Lamberta w rodzinie Pia-
stowskiej
koło r. 980. Można więc sądzić, że kult tego
świętego
nie jest wiele późniejszy od chrztu Mieszka.
Byłby
więc współczesny Jordanowi, a trudno przy-
puszczać,
by mógł być obcy biskupowi, którego Pol-
ska
miała od r. 968. Raczej nawet zaszczepienie tego
kultu,
objawiającego się czterokrotnym użyciem
imienia
Lamberta w najbliższej rodzinie Mieszka I,
należy
wiązać właśnie z postacią Jordana, osoby du-
chownej,
najbliższej księciu.
Sw.
Lambert, biskup Maestrichtu, umęczony
w
r. 696, spoczywał w Leodium, które stało się ośrod-
kiem
jego kultu, czemu też zawdzięczało w znacznej
części
i mierze swój rozwój i znaczenie. W drugiej
połowie
X w. kwitła tam znakomita szkoła, kwitły
nauki
i literatura, sztuki i architektura. Wielu znako-
mitych
biskupów leodyjskich przysparzało sławy
Leodium,
a ze szkoły leodyjskiej wyszło sporo wy-
bitnych
duchownych niemieckich. Było równocześnie
Leodium
jednym z najżywszych ośrodków ascetycz-
nego
kierunku reformy benedyktyńskiej. Można się
Pierwsze lata
99
zatem
dorozumiewać, że zapewne ktoś silnie z Leo-
dium
związany, bądź stamtąd pochodzący lub przy-
najmniej
stamtąd przybyły, przesiąknięty kultem
św.
Lamberta, przeniósł ten kult z Leodium do Pol-
ski
na dwór Mieszka I. Dynastia uważała widocznie
św.
Lamberta za swego szczególniejszego patrona.
Był
więc ktoś w Polsce, kto ten kult wprowadził
i
silnie rozwinął. Możemy widzieć właśnie w Jor-
danie,
bliskim dworowi i Mieszkowi, tego, któremu
kult
św. Lamberta nie był obcy, który był tego kultu
propagatorem.
Popiera tę myśl fakt, że z tymi właśnie
stronami
za Renem przez Leodium i Kolonię jest
Polska
najbliżej i najsilniej związana przez cały
wiek
XI i głęboko w wiek XII, a pierwszym ogni-
wem
w tym łańcuchu stosunków jest właśnie kult
św.
Lamberta.
.
Jeżeli przyjmujemy, że Jordan przeniósł kttit
św.
Lamberta z Leodium do Polski, zaszczepił go
w
dynastii piastowskiej, to musimy sobie równo-
cześnie
postawić pytanie, komu mógł zawdzięczać
Jordan
dostanie się do Polski albo czy j emu po-
średnictwu
zawdzięczał Mieszko osobę pierwszego
biskupa.
I na to pytanie można odpowiedzieć tylko
hipotetycznie,
pewnymi spostrzeżeniami ogólnymi,
bez
możności ustalenia rzeczy
pewnych, stwierdzo-
nych.
Leodium
należało do prowincji kościelnej koloń-
skiej,
a arcybiskupem kolońskim w chwili zjawienia
się
na widowni Mieszka I był Bruno,- brat Ottona I.
Zmarł
on jednak 11 października 966 r., tak iż trudno
przypuszczać,
by mógł odegrać jakąś większą i po-
ważniejszą
rolę w tym czasie w stosunkach z Pol-
ską,
zarówno w sprawie przejścia Polski i dynastii na
100
Mieszka I
chrześcijaństwo,
jak i przy organizowaniu kościoła
W
Polsce. Biskupem leodyjskim był, w owym czasie
wspomniany
już powyżej Ewraker, ale i o nim nic
nie
wiadomo, by miał jakieś bliższe stosunki ze sło-
wiańskim
Wschodem i Polską. Późna legenda XIV w.
twierdziła
co prawda, że biskup ten był Polakiem,
synem,
polskiego księcia i księżniczki saskiej, ale tru-
dno
by było cośkolwiek na niej budować. Było to
może
tylko jakieś wspomnienie dawnych, do XII w.
tak
żywych i bliskich stosunków biskupstwa leodyj-
skiego
z Polską. Ale sam fakt posądzenia Ewrakera
o
polskie, piastowskie pochodzenie pozwala nam są-
dzić,
że w Leodium żyła tradycja, iż stosunki tego
biskupstwa
z Polską uważano za prastare, sięgające
połowy
X w.
Jeżeli
ośrodkiem kultu św. Lamberta było Leo-
dium,
jeżeli wolno przypuszczać, że kult ten zawędro-
wał
stamtąd do Polski i przyjął się w dynastii pia-
stowskiej,
jeżeli trudno by było wątpić, by kult ten
mógł
być obcy biskupowi Jordanowi, prawdopodobnie
Iryjczykowi
czy Anglosasowi, to trzeba też zaznaczyć,
że
w Leodium i w jego najbliższym okręgu znajdowały
się
wcale liczne klasztory insularnego pochodzenia.
Jeżeli
zatem Jordan, sam pochodzący z Irlandii czy
Anglii,
przeszedł przez jakiś klasztor iryjskich czy
anglosaskich
mnichów w diecezji leodyjskiej, to prze-
niesienie
przez niego kultu św. Lamberta tłumaczy-
łoby
się samo przez się. A przypomnieć tu wypada
szczególny
pęd i,, niezmierne zasługi, jakie mieli
mnisi
wyspiarscy w dziele prowadzenia misji wśród
pogan
i w krajach świeżo nawróconych. Być więc mo-
że,
że jeszcze przed r, 968 ten ośrodek tak żywej
myśli
religijnej w Leodium nie był zupełnie obcy
Pierwsze lata
101
Mieszkowi
ani też Polska nie była zupełnie niezna-
na
klasztorom leodyjskim. Może na takiej drodze
zetknęli
się ze sobą Mieszko i Jordan i tym sposo-
bem
dostał się Jordan do Polski.
O
działalności kościelnej Jordana me wiemy nic
prawie.
Możemy tylko stwierdzić, że nie należał do
biskupów
podległych Magdeburgowi, że ;me był bis-
kupem
poznańskim, bo takie biskupstwo stworzono
dopiero
później w latach 999 i 1000, że jemu wresz-
cie,
jak się zdaje, zawdzięczamy kult ś-sy. Lamberta.
Thietmar
pisze ogólnikowo, że biskup ten “bardzo się
pocił",
by owieczki swe napoić wiarą chrześcijańską.
Banalnemu
temu frazesowi możemy wierzyć, biskup
“pocił
się" popierany zapewne przez księcia Mieszka,
który
mu niewątpliwie swego poparcia nie skąpił.
Zmarł
zaś po latach kilkunastu pracy w Polsce, około
r.
982.
Stosunki z cesarstwem
103
V. STOSUNKI MIESZKA Z CESARSTWEM.
TRYBUT
POLSKI. “..,.
STOSUNKI
Z CESARSTWEM ZA OTTONA II
rrzejdziemy
obecnie od ważnych zagadnień zwią-
zanych
z przejściem Mieszka I na wiarę chrześcijań-
ską,
do warunków politycznych, w których znalazło
się
państwo polskie i jego władca Mieszko w okresie
pierwszego
dziesięciolecia.
Jak
już było powiedziane wyżej, nie ma dosta-
tecznej
podstawy do przyjęcia przekazu Thietmara,
opartego
o błędne i niestaranne, streszczenie źródła
Thietmarowego,
Widukinda, że w r. 963 markgraf
Gero,
pobiwszy Łużyczan i Słupian, także zmusił
i
Mieszka do uległości cesarstwu. Tekst Widukinda,
współczesnego
Mieszkowi kronikarza, nic o tym nie
wie.
Za to daje do zrozumienia, że hrabia Wichman
w
tym roku dostał się do Słowian, u których lat kil-
ka
przebywał. Był ten hrabia Wichman bratankiem
księcia
saskiego Hermana. Skłócony z nim przy po-
dziale
majątku, buntował się przeciw stryjowi, jak
przeciw
Ottonowi I. W tej karierze malkontenta
i
buntownika popierał bunty wewnętrzne w Niem-
czech,
a ponieważ te tłumił Otto szczęśliwie, zbiegał
za
granicę ja,ko emigrant polityczny.. -Oczywiście
zbiegał
przede wszystkim do krajów, które same mia-
ły
takie czy inne porachunki z królem niemieckim.
Stąd
właśnie bliższe stosunki Wichmana z Duńczy-
kami,
jak i ze Słowianami załabskimi. W Niemczech
miał
on pewne oparcie u markgrafa Gerona, którego
syn
był szwagrem Wichmana. Otóż w r. 962 przeby-
wał
Wichman jakiś czas u Gerona, który poręczył za
niego,
że będzie się zachowywał spokojnie i lojalnie.
Ale
okazało się, że pobyt Wichmana u Gerona
nie
może trwać dłużej, bo wyszły na jaw niespodzie-
wanie
intrygi hrabiego przeciw państwu niemieckie-
mu.
Jakiś kupiec niemiecki, który bawił w Danii,
przyniósł
wiadomość, że Wichman namawiał króla
duńskiego
Haralda Błękitnozębnego do napadu na
ziemie
saskie, korzystając zapewne z nieobecności
cesarza
Ottona. Harald jednak zażądał od Wichmana
wykonania
czynu, który by uniemożliwił mu pogo-
dzenie
się z cesarzem, a równocześnie związał go na
zawsze
z królem duńskim. Zażądał, by zamordował
swego
stryja, księcia Hermana lub jakiegoś innego
księcia
niemieckiego. Takie wiadomości doszły księ-
cia
Hermana, który polecił stracić jakichś towarzy-
szy
czy wspólników swego bratanka. Wichmana zaś
Gero
pozbył się czym prędzej, odsyłając go do Sło-
wian,
“od których go otrzymał". Słowianami tymi
byli
zapewne Redarowie, jedno z plemion lutyckich.
Przynajmniej
z nimi następnie odbywa Wichman wy-
prawy
wojenne. I tu pisze Widukind: “...przez nich
ochoczo
przyjęty częstymi wyprawami gnębił dalej
-*
mieszkających barbarzyńców. Króla Mieszka (Misa-
ca),
w którego władzy są Słowianie, zwani Licikaviki,
104
.Mieszka I
dwoma
razami
(dwoma wyprawami) zwyciężył, brata
jego
zabił, wielką zdobycz na nim wydusił".
Wiemy,
że Gero odesłał Wichmana w r. 962 do
owych
Słowian lutyckich. Z wiadomości powyższej
widać,
że działalność hrabiego nie ograniczała się do
wypraw
na Mieszka, lecz że awanturnik ten saski ze
swymi
przyjaciółmi Słowianami urządzał w roz-
maite
strony wyprawy łupieskie, z których wymienia
saski
kronikarz tylko dwie wyprawy na Mieszka.
Wynikałoby
z tego, że te wyprawy nie wiążą się ni-
czym
z wyprawą Gerona na Łużyce latem 963 r., że
są
one od wyprawy Gerona późniejsze. Zapewne
pierwsza
z nich (nie wiemy, czy w pierwszej, czy
w
drugiej wyprawie zginał ów brat Mieszka) miała
miejsce
nie prędzej, jak w r. 964. Tak zatem po-
rażki,
które poniósł Mieszko od Wichmana, pocho-
dzą
już z czasu, kiedy Gero po wyleczeniu się z ran
odniesionych
podczas wyprawy na Łużyce przebywał
na
pobożnej pielgrzymce do Rzymu, a w r. 965 krót-
ko
po powrocie markgraf, tępiciel okrutny Słowian,
umiera.
Trudno więc wierzyć dość rozpowszechnionej
opinii
badaczy, że napady Wichmana na Mieszka były
ukartowane
przez Gerona, który starał się tym spo-
sobem
zmusić Mieszka do przyjęcia zależności od ce-
sarza.
Miała to być również, według niektórych, ze
strony
Gerona próba rehabilitacji buntowniczego hra-
biego
w oczach cesarza.
Walki,
które w tych czasach prowadził Mieszko
z
Wichmanem i jego słowiańskimi sprzymierzeńcami,
zdaje
się potwierdzać Ibrahim-ibn-Jakub, bawiący
w
początkach r. 966 na dworze Ottona I i na podsta-
wie
tam zasłyszanych opowiadań dający parę, dość
zresztą
mętnych i przecenianych, informacji o Miesz-
Stosunki z cesarstwem
105
ku
i Polsce. Stwierdziwszy, że kraj Mieszka jest
największym
między krajami słowiańskimi, że grani-
czą
z Polską na wschodzie Rusini (Ruś), a na pół-
nocy
Prusacy (Brus), opowiedziawszy wreszcie ba-
jeczkę
o państwie kobiet Amazonek, której auten-
tyczność
potwierdził mu cesarz Otto, donosi, że na
północny
zachód od kraju Mieszka, w bagnistych oko-
licach,
mieszka słowiańskie plemię, nazywające się
w
arabskim przekazie Ibrahima “Weltaba", że należy
do
niego wielkie miasto nad morzem, z portem
i
urządzeniami. Walczą oni z Mieszkiem, “a siła ich
jest
wielka". Nie mają króla, władza u nich spoczywa
w
rękach starszych. Relacja Ibrahima daje się do-
brze
zastosować do walk Wichmana i Redarów
z
Mieszkiem. Nie jest wykluczone, że sam Mieszko
mógł
wywoływać konflikty w tych stronach, jeżeli
dążył
do opanowania Pomorza Zachodniego. Mogły
jednak
wojowiczne plemiona słowiańskie siedzące
u
ujść Odry same wywoływać starcia z potężnym są-
siadem
polskim, zwłaszcza jeżeli ten miał zamiar
usadowić
się także w tamtych stronach Odry.
.-Po
tych dwu walkach, porażkach, nastąpiła jesie-
nią
r. 967 trzecia wyprawa Wichmana na Polskę,
tym
razem nieszczęśliwa dla Wichmana. Saski Wi-
dukind
opowiada ją wcale szeroko i dokładnie, po-
dając
szczegóły wielce interesujące, prawdopodobnie
uzyskane
z poważnych ust, może jakiegoś świadka
.
naocznego. Tym razem byli sojusznikami Wichmana
wraz
z Redarami nadodrzańscy Wielunianie (Vuloini,
zwani
także przez niektórych badaczy Wołynianami),
i
z nimi razem postanowił Wichman napaść na Miesz-
ka
“przyjaciela cesarza". Mieszko został niewątpli-
wie
wczas uprzedzony przez wywiad o zamierzonej
106
Mieszka l
wyprawie,
bo posłał do księcia czeskiego Bolesława
z
prośbą o pomoc. Bolesław przysłał mu dwa oddziały
konnicy,
której widocznie brakowało Mieszkowi. Na-
stępnie
opisuje Widukind dokładnie taktykę, jaką
zastosował
Mieszko wobec Wichmana, który widocznie
nie
wiedział nic o przysłanych polskiej stronie posił-
kach
konnych czeskich. Mieszko wysłał przeciw na-
stępującemu
Wichmanowi swe wojska piesze, każąc
im
cofać się przed naciskiem nieprzyjaciela. Wich-
man
ze swoimi podążał za cofającymi się, kiedy
w
odpowiednim momencie wystąpiła konnica, od-
cinając
wojskom hrabiego odwrót. W tej krytycznej
sytuacji
Wichman, walczący konno, pragnął skorzy-
stać
ze swego rumaka, by uciec. Ale towarzysze
obrzucili
go zarzutami, że sam ich zachęcał do na-
padu
i walki, a skoro wpadli w pułapkę, zostawia ich
na
łaskę losu i mając konia chce ratować życie
ucieczką.
Wichman wobec tego zsiadł z konia i jak
był
ciężko Uzbrojony, cofając się, walczył pieszo.
Walka
przeciągnęła się przez noc do rana, kiedy
śmiertelnie
znużony bojem, ciężkim uzbrojeniem
i
brakiem pokarmu wyczerpany, zatrzymał się w ja-
kiejś
spotkanej na drodze chacie. Tam go znaleźli
przedniejsi
z oddziału Mieszka, “optimates", a po
broni
poznali, że jest to ktoś znaczniejszy. Zapyta-
ny,
kim jest, przyznał, że jest hrabią Wichmanem.
Wezwano
go do złożenia broni, dając przy tym za-
ręczenie,
że przywiedziony będzie nietknięty do
Mieszka,
by go ten oddał cesarzowi. Wichman, cho-
ciaż
był w tak ciężkim położeniu, nie chciał się pod-
dać.
Prosił tylko, by zawiadomić o nim Mieszka,
któremu
złoży broń. Kiedy ci “optimates" odeszli,
by
Mieszka o odnalezieniu Wichmana uwiadomić,
Stosunki z -cesarstwem
107
zagrodę
otoczył tłum, “vulgus", i zaatakował zbiega.
Zaczęła
się walka, w czasie której uległ ostatecznie
wyczerpany
rycerz. Przedniejszemu z obecnych od-
dał
swój miecz ze słowami: “Weź ten miecz i odnieś
go
twemu panu, niech go trzyma jako znak zwycię-
stwa
i odeśle swemu przyjacielowi cesarzowi — niech
cieszy
się cesarz z zabitego wroga albo niech opłacze
bliskiego".
Po czym zwrócił się ku wschodowi, w ję-
zyku
niemieckim, “patria voce", modlił się i oddał
ducha.
Było to 22 września 967 r.
Cesarz
rzeczywiście otrzymał mecz i broń Wich-
mana,
posłane mu do Włoch widocznie przez Mieszka,
i
wysłał w styczniu r. 968 list skierowany do książąt
niemieckich.
Zaznacza w nim, że skoro Redarowie
ponieśli
tak wielką klęskę, należy ją wykorzystać
i
nie dać im zażyć pokoju, kiedy tyle razy złamali
wiarę
i tyle krzywd wyrządzili. Sasi jednak nie usłu-
chali
cesarza. Groziła im wojna z Danią, nie chcieli
komplikować
sytuacji walką na słowiańskim froncie.
Zostawili
w ten sposób wyzyskanie zwycięstwa nad
Wolinianami
i Redarami Mieszkowi.
Taki
przebieg miały na północnym odcinku walki,
których
głównym bohaterem był saski hrabia Wich-
man.
Gdzie stoczono te bitwy, nie wiadomo, nie-
wątpliwie
trzykrotnie na terytorium polskim, po
przekroczeniu
przez Wichmana Odry. Czy działo się
to
pod Santokiem, gdzie był gród X w. spalony
w
tym okresie, pozostanie na zawsze pytaniem bez
odpowiedzi.
Trzeba tu także zaznaczyć, że w spra-
wozdaniu
Widukinda o walce w r. 967 jest dwu-
krotnie
podkreślony stosunek Mieszka I do cesarza
Ottona
I: Mieszko jest “amicus imperatoris", przyjacielem cesarza.
108
Mieszka I
Trzy
spotkania z Wichmanem nie mogła być uwa-
żane
za walki Mieszka z Niemcami. Należą one do
grupy
wydarzeń złączonych z północną, bałtycką- po-
lityką
polską, zmierzającą do opanowania Pomorza.
Dwie
pierwsze poniesione przez Mieszka porażki; któ-
rych
znaczenia nie należy przeceniać, mogły być mil&
widziane
przez Sasów, dopatrujących się w nich za-
równo
korzyści, że buntownik Wichman nie bruździ
wewnątrz
Niemiec, jak i tego, że nowy sąsiad cesar-
stwa,
Mieszko, dzięki Wichmanowi stanie się bardziej
skłonny
do porozumienia się z cesarstwem. Trzecie,.
tym
razem zwycięskie spotkanie z Wichmanem zo-
stało
przyjęte raczej radośnie i życzliwie przez sfery
niemieckie.
Jak widzieliśmy, sam Otto I wzywał
książąt
niemieckich, by ze zwycięstwa polskiego sko-
rzystać
i zgnębić Redarów. Czy bezpośrednim na-
stępstwem
zwycięstwa z r. 967 było zdobycie czy
zdobywanie
Pomorza Zachodniego, nie wiemy, bo
wiadomości
żadnych o tym nie posiadamy. W każdym
razie
zwycięstwo nad Wichmanem mogło raczej po-
głębić
życzliwy i spokojny stosunek Niemiec i cesar-
stwa
do Polski.
Ale
już w parę lat później, w r. 972, zaszedł wy-
padek,
który znacznie zamącił dotychczasowe stosun-
ki
niemiecko-polskie. W tym roku w czerwcu, bo
główne
spotkanie miało miejsce na św. Jana, mark-
graf
Hodo, jeden z następców Gerona, z nie znanych
nam
powodów napadł na Mieszka, “imperator! fide-
lem",
wiernego cesarzowi. Brał w tej wyprawie udział
także
hrabia Siegfried, ojciec kronikarza Thietmara,
biskupa
merseburskiego, i na podstawie opowiadania
ojca
podaje o tym wiadomości Thietmar. Na teryto-
rium
polskim, podlegającym władzy Mieszka, przy-
Siósunki z- cesarstwem
109
szło
do- walki, która zaczęła się dla Hodona szczęśli-
*
wie, zwycięsko. Ale następnie widocznie przybyły
Mieszkowi
posiłki i zwycięstwo zmieniło się w zu-
pełną
klęskę niemiecką. Brat Mieszka, nazwany
przez
kronikarza Cidebur, dokonał zupełnego rozgro-
mu
najeźdźców niemieckich. Wszyscy najlepsi i naj-
znaczniejsi
rycerze, biorący udział w wyprawie, zgi-
nęli.
Uratował się markgraf Hodo i hrabia Siegfried.
Książę
Mieszko odniósł zwycięstwo, “upokorzona py-
cha
teutońska runęła, waleczny markgraf Hodo uciekł
z
poszarpanymi sztandarami", Jak to wspomina póź-
niej
Bruno z Kwerfurtu.
Było
to, o ile wiemy, pierwsze zetknięcie się
Polski
z potęgą niemiecką, zapewne z nie tak du-
żymi
siłami Hodona, ale zetknięcie się dla niej szczę-
śliwe,
zwycięskie. Cesarz Otto I bawiący jeszcze we
Włoszech
był wiadomościami tymi mocno poruszony,
“turbatus".
Wysłał zatem z Włoch pośpiesznie po-
słańców
do Hodona i Mieszka, nakazując im, pod
utratą
łaski, spokojne zachowywanie - się aż do cza-
su,
kiedy sam przybędzie do Niemiec i sprawę mię-
dzy
obu stronami rozsądzi.
Zapewne
klęska poniesiona przez Hodona wy-
wołała
nie tylko silny odgłos, ale i żywsze zaintere-
sowanie
się zarówno cesarza, jak książąt niemieckich
tym
władcą, który nie bacząc,..na potęgę-cesarską ani
na
blask korony niemieckiej urządził krwawą łaźnię
i rzeź na polach Cydzyny.
Przekaz
podany nam przez Thietmara, wcale do-
kładny
i niewątpliwie wiarogodny, chociaż spisany
w
łat czterdzieści po zdarzeniu, nasuwa też pewne
problemy,
wymagające wyjaśnień, a dotąd w nauce
zarówno
naszej, jak niemieckiej wykładane rozmaicie.
110
Mieszka I
Przede
wszystkim chodzi o interpretację pierwszego
zdania
relacji Thietmara, który brzmi: “Interea Hodo,
venerabilis
marchio, Miseconem imperatori fidelem
tributumque
usque in Vurta fluvium solventem
exercitu
petivit collecto", co przetłumaczone do-
słownie
na język polski daje: “Tymczasem Hodo, czci-
godny
markgraf, Mieszka cesarzowi wiernego i try-
but
aż do Warty rzeki płacącego wojskiem gonił ze-
branym".
Dalej chodzi o wyjaśnienie imienia Cide-
bur,
a przede wszystkim miejsca bitwy Cidini.
Otóż
wynika z tego tekstu, że w r. 972 Mieszko był
uznawany
za “wiernego cesarzowi", w czym upatry-
wać
wolno, że nie uczynił on nic takiego, co by
uwłaczało
cesarzowi. Stroną napastującą, odpowie-
dzialną
za najazd i klęskę, był raczej Hodo. Wynika
dalej,
że był w tym czasie Mieszko trybutariuszem.
cesarskim,
płacącym trybut z kraju po Wartę, “usque
in
Vurta fluvium". Tu dodać należy, że w r. 967,
w
czasie ostatniej
walki z Wichmanem, jest Mieszka
dwukrotnie
nazywany przyjacielem cesarskim, “amicus,
imperatoris".
Tych
kilka słów rodzi wiele zapytań, zagadnień,.
wątpliwości,
sprzecznych odpowiedzi, przeciwstawia-
jących
się sobie poglądów. Jedno, co nie może być za-
czepione,
to fakt, że był Mieszko uważany za “przy-
jaciela
cesarskiego", że uznawano go w r. 972 lojal-
nym,
“wiernym" cesarzowi i że był trybutariuszem.
cesarskim.
Od kiedy, nie wiemy. Daty zadzierzgnięcia.
tego
stosunku należałoby szukać zapewne przed r. 967.
Ze
zaś Otto I bawił krótko w Niemczech w r. 965-
i
966, zatem najłatwiej przypuścić, iż wówczas zostały-
te
stosunki nawiązane.
W ostatnich czasach dzięki pracom uczonych pol-
Stosunki z cesarstwem
111
skich
(Z. Wojciechowski, M. Z. Jedlicki) ustalono,
że
był
to stosunek trybutarny, który trwał, z pewnymi
zresztą
przerwami, a może i z pewnymi zmianami
-warunków,
do r. 1000, kiedy to Otto III Bolesława
Chrobrego
“tributarium faciens dominum", robiąc
z
trybutariusza pana, zmienił zasadniczo wzajemne
obu
państw do siebie stosunki. Różnią się tu od pol-
skich
badaczy niemieccy historycy w tym, że przyj-
mując
w zasadzie na początku stosunek trybutarny,
doszukują
się jednak dla czasów późniejszych, jeszcze
za
Mieszka, w okresie jego zbliżenia się do rządu re-
gencji
cesarzowej Theofanu za małoletności Otto-
na
III w latach 985 i następnych, raczej stosunku len-
nego.
Nauka nasza odrzuca ten pogląd nie znajdując
dla
niego dostatecznych podstaw w źródłach współ-
czesnych
i stoi na stanowisku trwania wyłącznie za-
leżności
trybutarnej po rok 1000. Na tym stanowisku
należy
pozostać i uznać je za usprawiedliwione. Róż-
nice
mogą być jedynie w szczegółach tłumaczenia te-
go
stosunku. A mogą się one okazać wcale znaczne,
wątpliwości
mogą być bardzo wielkie i poważne,
rozwiązanie
różne, niezgodne u poszczególnych ba-
daczy.
Przede
wszystkim wysuwa się na pierwszy plan
zagadnienie,
jakim i z jakiego obszaru trybutariuszem
był
Mieszko. Do niedawna zarówno polscy, jak nie-
mieccy
badacze byli mniej więcej między sobą w zgo-
dzie,
opierając się na tak poważnej i wiarogodnej
podstawie,
jaką jest zachowana w oryginale kronika
Thietmara.
Tam w opisie najazdu Hodona na Miesz-
ka
I w r. 972 stwierdzono przecież, że Mieszko płacił
cesarzowi
trybut z obszaru “usque in Vurta fluvium",
do
Warty. Wynikałoby stąd, że rzeka Warta na
112
Mieszka I
większej
czy całej przestrzeni swego biegu jest gra-
nicą
trybutarnego obszaru. Ziemie zatem leżące po
lewym
brzegu tej rzeki byłyby terytorium, z, którego
należał
się trybut królowi niemieckiemu. Reszta więc
kraju
na wschód od Warty, po prawym jej brzegu,
podlegać
mogła Mieszkowi, ale nie ciążyła nad nią
ani
zwierzchność niemiecka, tak czy inaczej pojęta, ani
obowiązek
opłacenia trybutu. Jest to tłumaczenie
najprostsze,
nie wymagające innych dodatkowych wy-
jaśnień.
Mamy tu wniosek wypływający z dosłownego
wyrozumienia
tekstu. Nie wzięto jednak pod uwagę
jednego,
arcyważnego względu, a mianowicie że rze-
ka
Warta nie była nigdy granicą ani szczepowych,
ani
plemiennych podziałów i wskutek tego nie była
nigdy
granicą administracyjną. Nie widać zatem po-
wodu,
dla którego miano by wyznaczyć tą rzekę
granicą
obszaru trybutarnego. Bo wzgląd geogra-
ficzny,
wyrazistość tej rzeki na dzisiejszych np. ma-
pach,
dziwny i niczym nie usprawiedliwiony dla tych
odległych
czasów nie mógł być kryterium przy
określeniu
tych bądź co bądź bardzo ważnych spraw,
jak
ułożyć stosunek dwu państw do siebie.
Sprawa
tłumaczenia zwrotu “usque in Vurta flu-
vium"
jest wysoce skomplikowana i inaczej być nie
może.
Ten fakt musi już sam przez się nastręczać
pewne
wątpliwości. Jeżeli sąd badaczy niemieckich
jest
symplicystyczny i ostać się nie może wobec po-
wyżej
wyrażonych zastrzeżeń, to zbytnia złożoność
problemu
w ujęciu badaczy polskich budzi również
wątpliwości,
jest słabą stroną ich tezy.
Teza
ta głosi: granicy tej nie należy szukać na
lewym
brzegu Warty, lecz na prawym. Granica ta
obejmuje
drobny odcinek dolnej Warty, od jej złą-
§kafb
fhonet sfebfmych z długiej połowy Xl w.,
odkryty
w Stuszkowie, pow.
Kalisz.
Stosunki z cesarstwem 113
czenia
się z Notecią do ujścia Warty do Odry. Ten
"zatem
nieduży skrawek tej rzeki jest podstawą rów-
nież
niewielkiego terytorium, leżącego już na północ
od
Warty, więc już pomorskiego, tworzącego kąt
między
Wartą i Odrą, ziemię, którą zasłużony badacz
tych
stron i czasów (J. Widajewicz) utożsamia z okrę-
giem
plemiennym Licikavików, znanych jedynie kro-
nikarzowi
Widukindowi. Z tego to terytorium Licika-
vików,
terytorium bardzo szczupłego, bo nie liczące-
go
2000 km kw., zobowiązał się Mieszko płacić try-
but
Ottonowi I, czynić z niego służby królowi nie-
mieckiemu
jako trybutariusz.
Wynikałoby
z tego, że Mieszko przyjął na siebie
obowiązki
trybutarne, zatem zarówno zobowiązania
finansowe,
jak polityczne, z bardzo nieznacznej prze-
strzeni
swego państwa, gdy reszta obszaru, kilkadzie-
siąt
razy co najmniej większa od obszaru trybutar-
nego,
nie była niczym związana z cesarstwem czy
państwem
niemieckim. Gdyby więc Mieszko stracił
to
trybutarne terytorium, to równocześnie i cesarz
straciłby
trybutariusza Mieszka, nie miałby prawa
wymagać
od władcy polskiego jakichkolwiek umó-
wionych
służb czy świadczeń. Mieszko, tracąc to te-
rytorium,
odzyskiwałby zupełną swobodę, stawałby
się
znów władcą niezależnym, do którego prawnie
ani
cesarz, ani jego markgrafowie nie mogą pod-
nosić
roszczeń ani praw. Trzeba by, przyjmując pa-
radoks,
sądzić, że byłoby to terytorium zupełnie nie-
zwykłej,
nieprawdopodobnej wartości nie tylko dla
Mieszka,
ale i dla cesarza. Trzeba by zapytać się,
w
jaki sposób, gdyby np. Pomorzanie odebrali Miesz-
kowi
ten mały kraik, mógłby cesarz zmusić Pomorzan
do
takich samych świadczeń, jakie otrzymywał od
e Polska X — XI wlekli
114
Mieszka I
księcia
polskiego. Bo najpoważniejszą stratą, wolno
sądzić,
dla królewskiej władzy niemieckiej byłoby
ustanie
w tych warunkach zawisłości monarchy du-
żego
państwa polskiego od cesarstwa. Wynikłaby stąd
konieczność
wojny i to może nie tyle czy tylko z Po-
morzem,
aby przywrócić trybutarną zależność z tego
małego
kraiku rzekomych Licikavików, ale i z dużym
państwem
polskim, aby narzucić mu nowe warunki
zwierzchnictwa.
Inni badacze polscy (Z. Wojciechow-
ski
i M. Z. Jedlicki idąc śladami J. Widajewicza) roz-
szerzają
to trybutarne terytorium, w kierunku pół-
nocnym,
robiąc z tego w ten sposób pas częściowo
Zachodniego
Pomorza. Ale i takie powiększenie ob-
szaru,
powiększenie kilkakrotne chociażby, nasuwa
te
same, teoretyczne co prawda, zapytania i podobne
wątpliwości.
Rozpatrując
tę sprawę musimy przede wszystkim
omówić
zagadnienie, dlaczego, na jakich podstawach
w
tym kącie właśnie Odry i Warty, na ziemi nie wia-
domo
czy już w tych latach zdobytej przez- Mieszka
na
Pomorzu, umieścili badacze polscy to trybutarne
terytorium,
skąd wreszcie wiążą go oni z
plemie-
niem
Licikavików?
Przyjmują
oni na podstawie przekazu Thietmara
współczesność
wyprawy łużyckiej Gerona z napadem
hrabiego
Wichmana na Mieszka w r. 963. Mieszko,
rozgromiony
przez Wichmana, zmuszony byłby, czy
to
siłą, czy naciskiem dyplomatycznym Gerona, do
wejścia
w stosunek trybutarny z cesarstwem. Gero,
jednym
słowem, wyzyskałby klęskę zadaną Mieszko-
wi
przez banitę Wichmana i triumfalnie, niewielkim
wysiłkiem
przywiódłby księcia polskiego jako trybu-
tariusza
do tronu cesarskiego, zamykając tym swą
Stosunki z cesarstwem
115
karierę
polityczną. Otóż staraliśmy się już powyżej
wskazać,
że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa
wyprawa
Gerona na Łużyce w r. 963 nie była współ-
czesną
wyprawom Wichmana, które miały miejsce
zapewne
nieco później, w latach następnych. Miesz-
ko
w r. 963 nie był pobity przez Wichmana, a Gero,
wyczerpany
walką, sam ciężko ranny, musiałby ry-
zykować
trudną przeprawę przez Odrę, by zetrzeć się
z
Mieszkiem. O takim starciu Gerona z Mieszkiem
nie
wiedzą nic współcześni i prawdopodobnie dopiero
w
latach następnych poniósł Mieszko porażki w wal-
Jsach
z Wichmanem. Nie jest też pewne, w jakich
stronach
państwa polskiego nastąpiło starcie Mieszka
z
Wichmanem. Stąd trzeba wyłączyć wszelki udział
Gerona
w uzależnieniu Mieszka od cesarstwa, a z tym
także
i sprawa terytorium trybutarnego, tego, na któ-
rym
miał ponieść porażki Mieszko, staje się konstruk-
cją
sztuczną, mniej prawdopodobną.
Bo
badacze ci przyjmują, że jeżeli wyprawa Wich-
mana
i Redarów na Mieszka miała dotrzeć do ziem
polskich,
to musiała od punktu swego wyjścia skiero-
wać
się na południowy wschód. Dlatego każą Wich-
manowi
przekroczyć Odrę gdzieś na północ od złą-
czenia
się jej z Wartą. W tym zakątku Odry i Warty
Mieszko
zostaje rzekomo pokonany, tam traci życie
jego
brat i z tego terytorium płaci Mieszko cesarzowi
trybut.
Ale nie ma najmniejszej pewności, a choćby
prawdopodobieństwa,
że w tym właśnie kącie, na
północ
od Warty, miały miejsce porażki Mieszka.
Są
możliwości, że taką drogą posuwał się Wichman,
ale
czy starcie miało miejsce na północ od Warty,
czy
na południe od niej, tego nie wiemy. Z przy-
wiedzionych
źródeł nie wynika również, by zakątek
s*
U6
Mieszko
Odry
i Warty, na północ od tej ostatniej, należał
w
tym czasie do Mieszka i by było to terytorium
Licikavików.
Bo przytoczony już wyżej tekst Widu-
kinda
o “królu Mieszku, w którego władaniu są Sło-
wianie,
którzy zowią się Licikaviki", nie zdaje się
świadczyć
o tym, że mieszkają oni w kącie Odry
i
Warty. Nie ma najmniejszej wskazówki, która by
pozwalała
utożsamiać siedzibę owych Licikavików
z
zakątkiem Odry i Warty i twierdzić, że na ich te-
rytorium
nastąpiły starcia z Wichmanem. Natomiast
sądzić
można, że określenie “Slavi" jest ogólniko-
we,
dotyczy ogółu plemion słowiańskich znanych Wi-
dukindowi,
a ci Słowianie, którymi włada “król"
Mieszko,
zostali nazwani przez kronikarza Licikavi-
kami.
Wolno
domyślać się, że prawdopodobnie gdzieś
na
wschód od Odry nastąpiły dwie porażki Mieszka,
jak
i ta trzecia bitwa, w której poległ Wichman
w
r. 967. Twierdzenie jednak, że miało to miejsce na
północ
od Warty, a nie np. na południe, jest dowolno-
ścią,
która poważnymi względami, czy to źródłowy-
mi,
czy wyrozumowanymi, nie daje się uzasadnić.
Ale
opinię o tym, że kraik Licikavików leżał
u
spływu Odry i Warty i że to było miejsce starcia
Mieszka
z Wichmanem, postarano się poprzeć jeszcze
tekstem
Thietmara, opisującym najazd markgrafa
Hodona
na Mieszka I w r. 972. Wedle badań naszych
historyków
tam się kryje wskazówka, gdzie bitwa
w
r. 972 miała miejsce. To zaś rzuca, zdaniem ich,
światło
na pytanie, gdzie nastąpiły starcia poprzednie
z
Wichmanem. Wiążąc zaś Wichmana z Geronem sta-
rają
się wywieść, że tam był kraik Licikavików i że
Stosunki z cesarstwem
117
z
tego to terytorium był Mieszko trybutariuszem
ce-
sarskim.
Już
bardzo dawno, bo sto lat temu, wydawcy kro-
niki
Thietmara w pomnikowym wydawnictwie źródeł
niemieckich
(Monumenta Germaniae Historica)
określili
owe Cidini, gdzie Hodo poniósł tak haniebną
klęskę,
jako miejscowość Zehden, leżącą na Pomorzu
Zachodnim
w pobliżu wschodniego, prawego brzegu
Odry,
na północ od zbiegu Odry z Wartą, zatem
;w
tym kącie, w którym poszukują dzisiejsi polscy
badacze
przypuszczalnych pobojowisk Wichmana.
Identyfikacja
Cidini-Zehden utwierdza ich w przeko-
naniu,
że jeżeli w tych stronach walczył z Mieszkiem
markgraf
Hodo, to musiał tam walczyć także i Wich-
man.
Ale takie przekonanie nie jest niczym uza-
sadnione.
Dalej przyjmuje się, że owe Cidini-Zehden,
znane
w późniejszych czasach jako kasztelania
cydzyńska,
było grodem czołowym Licikavików. Otóż
cała
ta konstrukcja opiera się, zresztą słabo, na iden-
tyfikacji
Cidini-Zehden z Cydzyną. Pewne tylko wąt-
pliwości
i trudności znajdują ci zasłużeni badacze
w
wytłumaczeniu kierunku wyprawy Hodona, która
wynikałaby
z takiej identyfikacji. Jeden z tych bada-
czy
pisze: “Hodo był spadkobiercą jednej z 6 części,
na
jakie marchia Gerona została podzielona po jego
śmierci,
nadzorowi jego podlegały żupy Zytyców,
Niżyców
i Serbiszcze. Jeżeli zatem chodziło o ude-
rzenie
stąd na Polskę, najbliżej i najdogodniej było
je
wykonać w stronie Krosna, przez które prowadził
najbardziej
uczęszczany szlak znad Łaby do Polski,
lub
choćby dalej na północy koło Lubusza..." Tym-
czasem
Hodo “...zdąża właśnie najdłuższą, jaką można
118
Mieszka I
było
wynaleźć, mianowicie okrąża Lubusz od północy
i
uderza na Cydzynę". Dla wyjaśnienia tego “...upa-
truje
w najechanej przez Hodona krainie zhołdowa-
ną
w r. 963 ziemię" (J. Widajewicz), co bynajmniej,
jak
wiemy, nie jest udowodnione. Inny badacz, za-
służony
dla sprawy zależności trybutarnej Polski od
Niemiec,
(M. Z. Jedlicki) sądzi nawet, by wytłu-
maczyć
ten tak dziwny i mało zrozumiały kierunek
wyprawy
Hodona, że gdyby markgraf w innej stro-
nie
przekroczył granice Polski, naruszyłby “suweren-
ność"
Mieszka, a tym samym wywołałby “casus bel-
li",
a przez to surową odpowiedzialność przed ce-
sarzem.
Jeżeli zaś wkroczył na terytorium trybutame,
podlegające
rzekomo jego nadzorowi, to takie postę-
powanie
byłoby prawnie usprawiedliwione. Tu trze-
ba
zaznaczyć, że powoływanie się na pojęcie suweren-
ności
dla wieku X jest anachronizmem, podobnie jak
tłumaczenie
postępku Hodona całkiem niespodziewa-
ną,
nieprawdopodobną na owe czasy subtelnością
w
zakresie stosunków międzynarodowych czy mię-
,
dzypaństwowych. W każdym razie przyjęcie, że Ci-
dini
to Zehden-Cydzyna na Pomorzu, nasuwa duże
i
poważne wątpliwości co do kierunku drogi obranej
przez
Hodona. Wszystkie znane nam wyprawy nie-
mieckie
do Polski Henryka II, Konrada II, Henryka V
czy
Fryderyka Barbarossy szły zupełnie innymi szla-
kami,
co również pozwala wątpić w, identyfikację Ci-
dini
z Zehden.
•A
trzeba tu również zauważyć, że Thietmar w tym
samym
zdaniu, w którym wymienił Cidini, wspomniał
równocześnie
brata Mieszkowego Cidebura. Imię te-
go
brzmienia nie jest znane w Polsce, znane jest na-
tomiast
Czcibor lub Scibor. Otóż jeżeli Cidebur jest
Stosunki z cesarstwem
119
Thietmarową
próbą oddania łacińskim alfabetem na-
zwy
Czcibor czy Scibor, to można by się zapytać, jak
brzmieć
mogła forma Cidini?-Nie można jej bez da-
leko
idących zastrzeżeń tłumaczyć na Zehden wzglę-
dnie
na Cydzynę. Należałoby poszukać jeszcze innej,
inaczej
brzmiącej nazwy miejscowej, bardziej zbliżo-
nej
brzmieniem do Scibora czy Czcibora, a pozosta-
jącej
w lepszej zgodzie ze zwykłymi drogami wypraw
niemieckich
na Polskę.
Zwrócić
też należy uwagę na to, że forma Cidini
wskazuje
raczej na jakąś nazwę urobioną w liczbie
mnogiej,
tymczasem Zehden-Cydzyna świadczy
o
miejscowości noszącej miano żeńskie liczby poje-
dynczej.
I ten wzgląd warto by wziąć pod rozwagę.
Z
tych powodów trudno przyjąć zrównanie Cidi-
ni-Cydzyna-Zehden.
A jeszcze trudniej pogodzić się
z
wywodem, że owe Cidini-Zehden leżą w ziemi Li-
cikavików,
bo po temu brak jakichkolwiek wskazó-
wek.
Sprawę Licikavików uważać należy w dalszym
ciągu
za otwartą. Ponieważ z brzmienia tekstu Widu-
kinda
wynikałoby, że nazwa ta odnosi się do całości
owych
“Sclavi", których królem jest Mieszko, może
najbardziej
przemawia dawny domysł znakomitego
badacza
A. Brucknera, który Licikavików tłumaczył
jako
Lestkowiców, potomków Lestka, czyli Leszka.
“Nazwa
panującego dziada Mieszka, Lestka i rodu je-
go,
została przeniesiona na szczep cały, jak to się tyle
razy
działo u Słowian (końcówka —- avici wskazuje
z
koniecznością na nazwę rodową)". ,
Cała
ta obszerna argumentacja służy dla dowodu,
że
zarówno opieranie się dosłowne na przekazie Thiet-
mara,
jakoby Mieszko I był trybutariuszem cesarskim
,,usque
in Vurta fluvium", z kraju po lewym brzegu
120
Mieszka I
Warty,
jak kombinacja, że tyczy się to rzekomego
niedużego
kraiku tzw. Licikavików, nie daje się utrzy-
mać.
Jak z następnych jeszcze wywodów o trybucie
i
stosunku trybutąrnym wyniknie, przyjął Mieszko I
od
samego początku zobowiązanie nie za jakąś część
swego
państwa, ale za całość. Ale z tym pozostaje,
i
z tego zdać sobie należy sprawę, w sprzeczności
przywiedziony
już tekst kroniki Thietmara, słowa
“usque
in Vurta fluvium". A trzeba wiedzieć, że tekst
Thietmara
jest pierwszorzędny, bo zachowany, co się
rzadko
zdarza w źródłach średniowiecznych, w ory-
ginale,
i stąd nie można go podejrzewać o omyłki czy
nawet
poprawki późniejszych kopistów. Pełni szacun-
ku
dla kronikarza i przechowanego tekstu, nie idzie-
my
tak daleko, by nie doszukiwać się nawet w tak
szacownych
przekazach pomyłek, tzw. lapsus calami,
błędów
pióra, i nam się zdarzających tyle razy przy
pisaniu.
Stąd sądzimy, (za St. Zakrzewskim), że
w
zdaniu tym Thietmar źle uszeregował słowa, prze-
rzucił
je. Frazes “usque in Vurta fluvium" powinien
się
był znaleźć o słowo dalej, a wtenczas sens zdania
byłby,
że czcigodny margraf Hodo Mieszka, wierne-
go
cesarzowi i trybut cesarzowi płacącego, pędził ze-
branym
wojskiem “usque in Vurta fluvium", aż do
Warty,
i tu dopiero, gdzieś nad Wartą, zadał mu klę-
skę
brat Mieszka Cidebur, koło miejscowości Cidini.
Wolno
stwierdzić, że tak sformułowane zdanie zawie-
ra
wszystko, co było istotne dla dalszego opisu bitwy.
By
wiadomość o płaceniu trybutu “usque in Vurta
fluvium"
w opisie tego zdarzenia mogła była się zna-
leźć,
tego wyłączyć nie można, ale byłaby to wiado-
mość
nieistotna, zbędna. Bo istotną sprawą jest, że
markgraf
napadł na kogoś, kto był cesarzowi “fidelis",
Stosunki z cesarstwem
121
kto
był cesarskim trybutariuszem i gdzie poniósł
klęskę.
Inni
polscy
badacze (Z. Wojciechowski, M. Z. Je-
dlicki)
rozszerzają nieco to trybutarne terytorium Li-
cikavików,
powiększając je o skrawek północno-za-
chodniego
Pomorza. Starają się w ten sposób zyskać
nową
konstrukcję na poparcie poglądu, że z tego tyl-
ko
zakątka stworzonego przez Odrę i Wartę uznawał
Mieszko
I_ swą zależność--od cesarstwa. Nie wiemy
w
ogóle, czy terytoria te na północ od Warty posia-
dał
w owych latach Mieszko, czy też miał je na oku
jako
swą przyszłą zdobycz. Otóż wedle zdania tych
badaczy
Mieszko, nawet nie posiadając tej ziemi, wy-
kupywał
od cesarstwa te prawa, które rzekomo czy
teoretycznie
przysługiwały cesarzowi rzymskiemu,
tj.
idealne prawo do wszystkich ziem będących w rę-
,
kach pogańskich. Cesarz uważał się za pana tych
stron,
a prawo do nich czy do urządzenia ich pod
względem
kościelnym leżało w jego władzy. Za odpo-
wiednią
rentę, trybut, odstąpił cesarz swe cesarskie
prawa
Mieszkowi. Ponieważ z czasów wcześniejszych
czy
też z X i XI w. nie znamy wypadku, by cesarz
takie
swe idealne prawa sprzedał komukolwiek za ren-
tę
czy gotówkę, ani nie słyszymy, by ktoś chciał na-
,
być od cesarza tego rodzaju tytuły prawne, powołano
się
na znany fakt z lat pierwszych Zakonu Nie-
mieckiego
w Prusiech, kiedy to Fryderyk II scedował
Krzyżakom
swe idealne prawa do ziem pogańskich,
które
Zakon zdobędzie. Przywodząc późniejszy o dwa
i
pół wieku przykład można by się zastanowić, czy
przy
zawarciu układu trybutarnego z Mieszkiem w la-
tach
965 lub 966, zatem w okresie, kiedy Mieszko był
jeszcze
poganinem lub co najwyżej świeżo ochrzczo-
122
Mieszka I
nym,
wypadałoby cesarzowi sprzedawać takiemu księ-
ciu
prawa do ziem pogańskich, prawa cesarsko-chrze-
ścijańskie.
Nie ma potrzeby wydobywania para-
doksalnych
konsekwencji, które by wynikały z
pod-
trzymywania
tego stanowiska.
Poza
tym wysunięto w związku z tym następującą
myśl,
spostrzeżenie (T. Tyć i M. Z. Jedlicki). W r. 1135
był
książę polski Bolesław Krzywousty zmuszony przy
hołdzie
złożonym cesarzowi w Merseburgu do zapła-
cenia
trybutu za lat dwanaście wstecz, zatem za cały
okres
od chwili ostatecznego podboju Zachodniego
Pomorza.
Otóż badacze ci doszukują się prawnej pod-
stawy
uznanego przez Krzywoustego stosunku do Po-
morza
w tym, że taki trybut obowiązywać miał już
Mieszka
I i od tego czasu, przez lat 170, żyły jeszcze
zawsze
tytuły prawne cesarstwa, jak i żyło w Polsce
przekonanie,
że tytuły takie z zaborem ostatecznym
Pomorza
spadają jako obowiązek na Polskę. W każ-
dym
razie przez lat dwanaście tytułów tych nie uzna-
wał
Krzywousty i dopiero ciężką sytuacją został zmu-
szony
do ich uznania. Jeżeli jednak w r. 1135 uznał
je
Krzywousty, to widocznie było rzeczą wiadomą
i
notorycznie znaną, że przed r. 1123 książęta pomor-
scy
płacili trybut cesarstwu, a przynajmniej taki obo-
wiązek
uznawali.
Otóż
trudno by się było ważyć na cofnięcie ta-
kiego
stosunku Pomorza do cesarstwa w czasy Miesz-
ka
I, który nie zmuszony ani siłą, ani naciskiem ku-
powałby
w początkach swego zetknięcia się z Niem-
cami
idealne prawa bez wartości. Sądzić wolno, że
prawa
cesarstwa do Pomorza nie mogą sięgać bardziej
wstecz,
jak do czasów Konrada II i Mieszka II, kiedy
to
cesarz podzielił państwo polskie między Mieszka II,
Stosunki z cesarstwem
323
Ottona
i Dytryka, a Dytrykowi przypadło w udziale
Pomorze.
Już poprzednio w r. 1031 uznał Mieszko II
zwierzchność
cesarską nad sobą. Dalej jeszcze poszedł
brat
jego Bezprym. Taką zależność uznawał i Dytryk,
zawdzięczający
swój udział w podziale cesarzowi.
Uznawał
zatem zwierzchnictwo niemieckie i zapewne
trybut
na niego nałożony. Wiemy zaś, że Ziemomysł
pomorski,
zapewne syn Dytryka, jest zależny od ce-
sarstwa,
skoro wzywa go Henryk III w r. 1046 przed
swój
trybunał, by rozsądzić zatargi jego i Brzetysła-
wa
czeskiego z Kazimierzem Odnowicielem. Widocz-
nie
w tym czasie wykonywał Henryk III prawa
zwierzchnie
nad Pomorzem, jak je wykonywał nad
księciem
czeskim i polskim.
O
ile z praw tych korzystali następcy Henryka III
lub
o ile uznawali je i wykonywali książęta zachod-
nio-pomorscy,
nie wiemy. Jednakże podstawa prawna
tych
stosunków tkwiła zapewne w podziale państwa
polskiego
z r. 1032 i w tym czasie musiał powstać
stosunek
trybutarny Pomorza, na który powołano się
W
hołdzie merseburskim w r. 1135. Nie sięga on z ca-
łym
prawdopodobieństwem ani do czasów pierwszych
lat
Mieszka I, ani do wspomnień zjazdu gnieźnień-
skiego.
Jeżeli
badacze polscy, jak zresztą na innej podsta-
wie
i badacze niemieccy, twierdzą, że Mieszko I pła-
cił
cesarstwu trybut z części swego państwa, wedle
polskich
z kraiku Licikavików, a niemieckich z ob-
szaru
po Wartę, to przyznają oni, że z biegiem cza-
su
nastąpiła zmiana w tym sensie, że trybut był osta-
tecznie
płacony z całości państwa. Nie umieją co
prawda
wyjaśnić, kiedy, pod wpływem jakich wy-
padków,
przyjął Mieszko także zobowiązania za
ca-
124
Mieszka I
łość
państwa, kiedy mógł być siłą zmuszony do tego,
by
zamiast zmałego kraiku rzekomych Licikavików
płacić
trybut z całego dużego kraju. Powołują się tu
uczeni
polscy na tekst podsunięty im przez wykładnię wyraźnie
tendencyjną historyków niemieckich. Roczniki kwedlinburskie
mianowicie donoszą,
że Bolesław Chrobry podczas zjazdu gnieźnieńskiego
w
r. 1000 przyjął Ottona III i obdarzył go podarunkami, dosłownie
tłumacząc gościńcami (,,xeniis") naj-
rozmaitszej
wartości (“omnigeni census"), zebranymi
;
z rozmaitych stron świata (,,ubique terrarum studio-
sissime
quaesiti"). Otóż historycy niemieccy pominęli
słowo
“xenia", podarunki, gościńce, a położyli nacisk
na
słowo “census", które może mieć też znaczenie
,;
czynszu, a zatem trybutu, a tak tłumacząc to wyra-
;
żenię wyłożyli koniec tego zdania, że trybut ten zbie-
rany
był ze wszystkich ziem, które należały do Bo-
lesława
Chrobrego, tj. z całości jego państwa. Taką
interpretację
przejęli polscy badacze od niemieckich.
Otóż
zastanawiając się nad znaczeniem tego tekstu
trzeba
stwierdzić, że gdyby tu naprawdę chodziło
o
trybut, to cesarzowi, jak i rocznikarzowi niemiec-
kiemu
było rzeczą zupełnie obojętną, którą by po-
minął,
z jakich źródeł czerpał trybutariusz, by uiścić
się
z trybutu. Byle go zapłacił. Stąd frazes “ubique
terrarum",
ze wszystkich stron, ziem, jest zupełnie
niezrozumiały.
Bo nie do pomyślenia jest, by w wie-
ku
X mógł istnieć jakiś plan finansowo-podatkowy
rozłożenia
ciężaru opłaty trybutu na wszystkie zie-
mie,
którymi włada trybutariusz. Nie wiemy, jak du-
ży
trybut płacił Mieszko. Wiemy, że książęta czescy
płacili
500 grzywien srebra i 120 wołów rocznie. Ale
przypuszczać
można, że cesarz nie dbał o to, by wie-
StosuTifci z cesarstwem
125
dzieć,
być poinformowanym, czy książę bierze tych
500
grzywien ze swego skarbca, z zapasów, czy wydo-
bywa
je z kopalń srebra, czy z opłat targowych ód
kupców.
Tak samo musiało być z Polską. Sens zatem
tej
zapiski, zgodnej zresztą z tym, co wiemy o zjeź-
dzie
gnieźnieńskim z Thietmara i Anonima-Galla,
jest,
że Bolesław Chrobry obdarował cesarza poda-
runkami
zakupionymi w różnych stronach świata. Nie
ma
zaś tu mowy o trybucie ani o przestrzeni, z któ-
rej
ten trybut się należał.
Z
tym wszystkim nie mamy ani jednego przekazu
pewnego
i wyraźnego, z czego płacił Mieszko i Bo-
lesław
Chrobry do r. 1000 trybut cesarzowi. Skoro
odrzucimy
tłumaczenie, że teren trybutarny był
ograniczony
korytem rzeki Warty, jako pozbawione
podstaw,
skoro odrzucimy równocześnie próbę utoż-
samienia
go z prawdopodobnie w ogóle nie istnieją-
cym
plemionkiem Licikavików, nie pozostaje nic in-
nego,
jak przyjęcie, że zapewne dobrowolny trybu-
tariusz
cesarski Mieszko, “amicus imperatoris", “fide-
lis",
uznawał swą zależność od królestwa niemiec-
kiego
z całości swego państwa.
W
bogatym memoriale, zebranym dla oświetlenia
spraw
związanych z trybutem i stosunkami trybu-
tarnymi
(M. Z. Jedlicki) nie znajdujemy ani jednej
wskazówki,
która by nam objaśniała, z czego bywał
płacony
czynsz w licznych wypadkach stosunków
trybutarnych.
Z powołanych źródeł jedne wymieniają
imię
trybutariusza, inne tylko nazwę ludu czy pań-
stwa,
opłacającego trybut. Sądzić więc można, że try-
but
jest określoną daniną obowiązującą
(dziedzicznie)
trybutariusza,
bądź też (wieczyście lub bezterminowo)
związaną
z pewnym terytorium tworzącym jednostkę
126
MieszJoo I
państwową.
W każdym razie nie znamy wypadku,
przynajmniej
nie wynika to ze źródeł, by tylko ja-
kaś
część terytorium państwowego gdziekolwiek pod-
legała
trybutowi, a reszta była swobodna. Już wyżej,
mówiąc
o tzw. ziemi Licikavików i rzekomym czyn-
szu
z tego terytorium, przedstawiliśmy paradoksalne
skutki,
które by nastąpiły, gdyby na przykład Miesz-
ko
utracił ten skrawek ziemi. Znamy tylko dwa wy-
padki,
rzekome wyjątki od ogólnej reguły, które nie-
wątpliwie
słusznie kwalifikuje się jako tylko pozorny
trybut.
Pierwszym jest układ z r. 1054, zawarty za
pośrednictwem
Henryka III między Kazimierzem
Odnowicielem
a Brzetysławem czeskim. Kazimierz
obowiązuje
się płacić Czechom czynsz za odebrany im
siłą
Śląsk. Uznano to jednak nie za trybut, ale za ro-
dzaj
renty wieczystej, odszkodowania. Po drugi po-
dobny
przykład trzeba sięgnąć do XIII w., do układu
szkocko-norweskiego
kupna wyspy Mań. Te dwa za-
tem
wypadki tylko pozornie, zewnętrznie przypomina-
ją
formy trybutarne. Istota tych dwu przykładów
tkwi
w innych prawnych założeniach. Jeżeli zaś, jak
sądzić
można po tak bogatym materiale zebranym
i
zużytkowanym dla wyjaśnienia sprawy trybutu,
wszystkie
znane nam wypadki stosunków trybutar-
nych
łączą się bądź z osobą księcia-trybutariusza,
bądź
z całością władanego przez niego terytorium, to
i
w wypadku Mieszka I i Bolesława Chrobrego będzie
tak
samo. Nie ma potrzeby ani powodu doszukiwać
się
czy to na lewym, czy na prawym brzegu Warty
granicy
takiego trybutarnego rejonu. Tym samym
zyskuje
na sile przypuszczenie o błędzie, przerzuce-
niu
paru słów ze znanego nam cytatu tekstu Thiet-
mara.
Stosunki z cesarstwem
127
Jest
tu jeszcze jedna wiadomość, a raczej drobny
szczegół,
który warto poruszyć.
Wiemy,
że pierwsze wiadomości o Mieszku za-
wdzięczamy
Widukindowi, który mówi nam o po-
rażkach,
jakie poniósł książę polski od hrabiego Wich-
mana.
Wiemy także, że wedle Thietmara markgraf
Gero,
pobiwszy w r. 963 Łużyczan i Słupian, podpo-
rządkowa! Mieszka I “cum sibi subiectis", z podległy-
mi
sobie, cesarzowi. Powyżej już wytłumaczyliśmy,
że
Thietmar oparł tu całe swe opowiadanie na prze-
kazie
Widukinda, a streszczając go niestarannie i nie-
udolnie
zniekształcił myśl swego źródła, łącząc ze so-
bą
to, czego na podstawie Widukinda nie wolno było
łączyć.
Nie jest tu zatem Thietmar źródłem samo-
dzielnym,
jeżeli czerpie z Widukinda. Ale nasuwa
się
pytanie, czy Thietmar nie mógł mieć przecież ja-
kiejś
samodzielnej wiadomości. Upatrywać ją można
by
właśnie w słowach: “cum sibi subiectis",
dodatku
nieznacznym,
wiążącym się zresztą zapewne z fra-
zesem
Widukinda o Słowianach, którzy nazywają się
Licikaviki,
a których królem jest Mieszko. Powszech-
nie
tłumaczy się słowo “subiecti" przez “poddani"
Mieszka.
Jeżeli ktoś takie znaczenie uważa za wła-
ściwe,
to ten frazes jest zupełnie obojętny. Ale zna-
czenie
“poddani" byłoby dość dziwne: co mogli zna-
czyć
lub ważyć w układzie trybutarnym “poddani"
Mieszka,
ludzie wolni czy niewolni, którzy przecież
nie
mieli prawa “ratyfikowania" umowy swego
władcy.
Samo przez się było zrozumiałe, że władca,
w
danym wypadku Mieszko, przyjmuje pewne zobo-
wiązania
charakteru publicznego, międzynarodowego,
osobiście,
ale równocześnie obciążają one i terytorium
mu podległe, a z tym i ludność owego terytorium.
.128
Mieszka I
O
tym. nie było potrzeby mówić, to się rozumiało sa-
mo
przez się. Zatem frazes ten albo nic nie znaczy,
albo
musi mieć inne znaczenie niż przydawane mu
“poddani".
Otóż zdaje się, że takie inne znaczenie
-można
tu przyjąć i że będzie to częściowo samodziel-
ny
przydatek Thietmara, może pewne objaśnienie fra-
zesu
Widukinda o Licikavikach.
W
jakim wypadku mogłyby powstać wątpliwości,
że
poddanie się Mieszka tyczy się jego tylko osoby,
a
owi “subiecti" mogliby się uważać za stojących poza
ramami
układu, gdyby nie byli wyraźnie wymienie-
ni?
Tylko w tym, jeżeliby w obrębie państwa Mieszko-
wego
znajdowali się obok księcia seniora także pod-
legli
mu juniorowie. Mogłaby bowiem istnieć wątpli-
wość,
tak wyraźna dla ludzi przywykłych dla stosun-
ków
lennych, czy uznanie się trybutariuszem odnosi
się
do samego księcia zwierzchniego i tego terytorium,
którym
on włada bezpośrednio, czy też do tych tery-
toriów,
którymi z jego ramienia zarządzają inni. Są-
dzić
można, że takie stosunki miał na myśli Thiet-
mar,
gdy pisał o owych “subiecti". Wiemy zaś, że
Mieszko
miał przynajmniej dwu braci, jednego, który
zginął
w walkach z Wichmanem, i drugiego Cidebura.
Obaj
musieli być ludźmi dorosłymi i zapewne, wedle
zwyczaju,
musieli mieć wyznaczone sobie dzielnice
pod
zwierzchnią władzą seniora. Nie można nawet
wyłączyć
istnienia. w tych czasach jakichś książąt ple-
miennych,
jeżeli współcześnie w Czechach widzimy,
obok
Przemyślidów Sławnikowiców, a na Pomorzu,
bodajże
w Gdańsku, rezydował także jakiś książę dy-
nasta.
Takie tłumaczenie byłoby w zgodzie ze stosun-
kami
powszechnie panującymi, a tak dobrze nam
znanymi
z czasów późniejszych. Byłoby to także
Sierp jeździecki w oprawie kościanej, XJ w,
Stosunki z cesarstwem 129
w
zgodzie z powyższym wywodem, że ciężar zobowią-
zań
przyjętych przez Mieszka jako trybutariusza od-
nosi
się do -całości państwa, ogarnia całą ówczesną
Polskę,
rządzoną czy władaną przez Mieszka I bezpośrednio czy pośrednio.
Byłaby
to częściowo zatem własna wiadomość
Thietmara,
,a nie widzę powodu, by twierdzić kate-
gorycznie,
że kronikarz ten, popełniający tu i ówdzie
błędy
przy niedbałym streszczeniu wiadomości swych
źródeł,
nie mógł mieć od czasu do czasu też własnych,
pozytywnych
informacji. Jeżeli je miał bardzo do-
kładne
dla wypadków z r. 972, to mógł je mieć i dla
okresu
poprzedniego dziesięciolecia. Wolno go nawet
posądzać
o pragmatyzowanie. Mógł sądzić, że taki
musiał
być sens układu. Mógł rozumieć, że jeżeli
Mieszko
miał juniorów, to i ich musiał obejmować
zawarty
układ. Ale czy osądzimy wiadomość Thiet-
mara
jako pragmatyzowanie, czy jako pozytywną
osobną
wiadomość, to wolno mniemać, że Mieszko,
mając
rodzeństwo, braci, wydzielił im dzielnice, a ja-
ko
senior miał nad tymi juniorami władzę zwierz-
chnią.
Układ zatem trybutarny cesarstwa z Mieszkiem
liczyć
się musiał z tym, żeby nie tylko trybut był
płacony
przez Mieszka, ale by wszelkie warunki po-
lityczne
umowy obowiązywały zarówno Mieszka, jak
i
podległych
seniorowi juniorów.
Ze
zaś Mieszko był seniorem, świadczy nie tylko
późniejsza
tradycja polska, która z generacji synów
Ziemomysła
zna jedynie Mieszka, ale i to, że do r. 992
jedyną
osobistością w Polsce działającą jest Mieszko,
jak
i to, że jest on wedle określenia Widukinda “rex".
Stosunek
trybutarny powstaje przez układ ze sobą
dwu
stron, przy czym jedna ze stron ma znaczną
9 Polska X — XI •.vie.-:u
130
Mieszka I
przewagę
siły i dyktuje warunki. Stąd jest to foedus
iniquum
(układ nierówny), gdzie strona słabsza ma
sobie
narzucone obowiązki, gdy silniejsza zapewnia
jedynie
słabszego o swojej protekcji. O ile ten słab-
szy
wykonuje swe zobowiązania, może się cieszyć za-
pewnieniem
bezpieczeństwa, pokoju, ze strony sil-
niejszego.
Jak sama nazwa trybutariusz wskazuje,
a
liczne wiadomości o płaconym trybucie poświadcza-
ją,
słabsza strona płaci silniejszej pewną określoną
stałą
sumę rocznie. Jak była ona określona w ukła-
dzie
z Mieszkiem, nie wiemy. Były nadto pewne umó-
wione
warunki, ograniczające swobodę działania try-
butariusza.
W zakresie polityki zewnętrznej trybu-
tariusz
nie mógł prowadzić zbyt samodzielnej poli-
tyki,
a przede wszystkim polityki sprzecznej z polityką
swego
zwierzchnika lub skierowanej przeciw zwierz-
chnikowi.
Pewne zatem sprawy z tego zakresu wy-
smagały
uzgodnienia między trybutariuszem a jego
zwierzchnikiem.
W zakresie spraw wewnętrznych swego terytorium
miał
trybutariusz zdaje się dość dużą swobodę. Przy-
najmniej
nie widać, by tymi sprawami interesowano
się
stale, jakkolwiek oczywiście chętnie wyzyskiwano
kryzysy
wewnętrzne i swary rodzinne, które były"
zwierzchnikowi
na rękę. Zwykle trybutariusz dostar-
czał
w określonych, należy sądzić, wypadkach pewne-
go
kontyngentu zbrojnego, dalej zobowiązany był
stawiać
się na zawołanie na dwór zwierzchnika, czy
to
dla wysłuchania jego poleceń, czy dla usprawiedli-
wienia
się z zarzutów mu postawionych, czy dla sądu,
jeżeli
popadł w konflikt czy spór z innymi zwierz-
chnikowi
również podległymi. W zamian za te prawa,
które
zyskiwał zwierzchnik, trybutariusz ma właści-
Stositłiki z cesarstwem
131
wie
tylko jedną korzyść, zresztą względną, a tą jest
zapewnienie
bezpieczeństwa i spokoju ze strony
zwierzchnika.
Jeżeli trybutariusz swych obowiązków
nie
dotrzymuje, zwierzchnik ma prawo siłą wymusić
dotrzymanie
warunków układu czy podyktować nowe.
Wątpić
można, czy trybutariusz ma prawo żądania
opieki
czy pomocy od zwierzchnika, bo taki obowią-
zek
zbyt często wciągałby zwierzchnika w zawikłania,
.na
polach dalekich nieraz od jego istotnych
intere-
sów.
Byłoby np. dla cesarstwa ciężarem, gdyby miało
ono
obowiązek wobec Mieszka zajmować się obroną je-
go
spraw, interesów czy granic wobec Rusi czy Pru-
sów
albo interesować się jego polityką bałtycką wo-,
,
bęc Szwecji czy Danii. Wiemy, że w r. 990, podczas
zatargu
zbrojnego Mieszka z Bolesławem II czeskim,
zażądał
Mieszko, “postulat", pomocy regentki Theo-
fanu,
której mu ona rzeczywiście udziela. Trudno by
jednak
było na podstawie jednego słowa “postulat"
wyciągać
tak daleko idące wnioski, że Mieszko miał
prawo
żądania pomocy, bo słowo to ma szeroką skalę
znaczeń,
od żądania, wymagania do prośby. Wobec
braku
pozytywnych wiadomości o obowiązku pomocy
ze
strony zwierzchnika przyjąć raczej należy, że ce-
sarzowa
udzieliła pomocy na prośbę Mieszka, ponie-
waż
leżało to w tym wypadku w interesie państwa
niemieckiego.
Trzeba tu także podkreślić, że obie
walczące
w owym czasie ze sobą strony były podległe
królowi,
który miał prawo spór między nimi osą-
dzić
lub jedną z nich poprzeć siłą.
Jakie
warunki
wiązały Mieszka z cesarzem, nie
wiemy.
Trudno je wydedukować na podstawie, tak
skąpego
materiału źródłowego. Nie wierny zgoła
nic
o wysokości płaconego trybutu l rozmiarze świad-
132
Mieszka I
czeń
materialnych., Nie przechowały się bliższe wia-
domości
o bywaniu Mieszka na dworze cesarskim.
Bo
nie wiemy nawet, czy Mieszko osobiście przedsta-
wił
się Ottonowi I przy nawiązaniu stosunku trybu -
tarnego,
czy nie. Źródła o tym milczą, chociaż tak
chętnie
zaznaczają bytność i czołobitność rozmaitych
książąt
czy ich poselstw na dworze cesarskim. Miał
Mieszko
osobiście stawić się przed cesarzem w r. 973,
by
wysłuchać jego wyroku w sprawie z markgrafem
Hodonem.
Ale czy był tam osobiście, można by mieć
pewne
wątpliwości. Bywał bądź co bądź od czasu do
czasu
w Niemczech, jak świadczy Thietmar, mówiąc
z
przekąsem o jego stosunkach z Hodonem... Za cza-
sów
Ottona II nie ma wzmianki o widzeniu się Miesz-
ka
z cesarzem. Dopiero za małoletności Ottona III
wiemy
o paru wypadkach spotkania się Mieszka z kró-
lem,
głównie na wyprawach wojennych. Toż samo
jest
z Bolesławem Chrobrym i Ottonem III do zjazdu
gnieźnieńskiego.
Jeżeli
chodzi o prawo sądu nad trybutariuszem, to
pozytywnie
wiemy, że wykonywał takie uprawnienie
Otto
I, kiedy rozsądzał sprawę Mieszka i Hodona.
W
latach Ottona III podczas tłumienia wielkiego
powstania
słowiańskiego zarówno Mieszko, jak Bo-
lesław
Chrobry wielokrotnie zjawiają się ze swymi
wojskami
przy boku królewskim. Czy jednak robią
to
z obowiązku, czy może z własnej woli i we własnym interesie,
wyjaśnić się nie da. Sądzić można, że
jedno
i drugie zapewne wchodziło tu w grę.
Ale
stosunek ten Polski do cesarstwa ulegał
przerwom,
zastojowi. Wiemy, że po śmierci Ottona I
w
r. 973 Mieszko zerwał swe stosunki z Niemcami
i
że cesarz, lubo bez powodzenia, starał się siłą zmu-
Stosułiki z cesarstwem
133
sić
księcia polskiego do uznania swego zwierzchnic-
twa.
Jeżeli, jak się zdaje, zawiązał Mieszko w latach
965
lub 966 swój trybutarny stosunek z cesarzem do-
browolnie,
nieprzymuszony, to w r. 979, kiedy zawieś
rał
z Ottonem II “pacem necessariam", pokój nie-
-
zbędny dla Niemiec, zawierał go również we wzglę-
dnie
korzystnych warunkach. Podobnie być musiała •
"w
pierwszych latach rządów regencji za Ottona III,
kiedy
wycofanie się Mieszka z koalicji przeciwne.}
Ottonowi
III musiano powitać radośnie na niemiec-
kim
dworze. W tych warunkach, wolno sądzić, sto-
sunki
prawne, trybutarne, podporządkujące Mieszka
Ottonom,
nie mogły być zbyt uciążliwe. Było to za-
tem
“feedus iniquum", które pod pewnymi względa-
mi
ograniczało trybutariusza mniej czy więcej silnie,
zależnie
przede wszystkim od siły, którą sam trybun
tariusz
przedstawiał, i od nakładu sił, które byłby
zmuszony
zużyć jego zwierzchnik, by w razie potrze-
by
zmusić go do posłuszeństwa. Nie stanowił jednak
ten
stosunek trybutarny z punktu widzenia prawnego
i
praktycznego tak silnego zespolenia, jak związek
lenny
obracający się w już ustalonych zupełnie ra-
mach
prawa feudalnego. W tym znaczeniu stosunek
trybutarny
był formą lżejszą i dogodniejszą dla try-
butariusza,
system lenny zaś był o tyle korzystniej-
szy,
że w dużo większym stopniu stwarzał pomiędzy
lennikami
wspólność obrony praw i interesów po-
szczególnych,
praw i interesów opartych o prawo wo-
bec
ich wspólnego pana lennego. Takiej wspólności
nie
mogło być w grupie trybutariuszy, raz z po-
wodu
różnorodności warunków prawnych, po wtóre
z
powodu tylko luźnego związku z władzą zwierzchnią
pod
względem ustrojowym, wreszcie w X w. trybu-
t34
Mieszka I
tariuszami
bywały w znacznej mierze kraje i ich
władcy,
przeważnie nie Niemcy, Słowianie rozmaitego.
pochodzenia,
których stosunki wzajemne opierać się
mogły
na podstawach politycznych, zatem o doraźną,
a
więc zmienną koniunkturę chwili.
Jak
to już wskazano, nawiązanie stosunków Miesz-
ka
z Ottonem I przypada zapewne na lata 965 lub
966,
kiedy Otto I bawił w Niemczech między jednym
a
drugim długim pobytem we Włoszech. Czy odwie-
dził
Mieszko w tym czasie osobiście cesarza, czy sam
mu
się przedstawił i z nim ułożył swe stosunki z ce-
sarstwem,
nie wiemy. Nie wiemy również, czy uczy-
nił
ten krok jeszcze jako poganin czy już chrześcija-
nin.
Ponieważ źródła niemieckie nie notują wyprawy
wojennej
na Polskę, można sądzić, że nie był Mieszko
zmuszony
do tego kroku siłą niemiecką. Raczej do-
browolnie
z takich czy innych względów politycznych
nawiązał
swój stosunek z Ottonem. W każdym razie
jest
Mieszko w r. 967 nazwany “amicus imperatoris",
a
w r. 972 jest określony jako cesarzowi “fidelis"
i
płacący mu trybut.
Jeżeli
klęska pod Cidini, której doznał tam mark-
1
graf Hodo z rąk Cidebura, rozeszła się szerokim echem
po
Niemczech, jeżeli wstrząsnęła wzajemnymi sto-
sunkami,
utrzymywanymi jak dotąd bez zarzutu
z
jednej i drugiej strony, jeżeli tym wypadkiem był
bawiący
we Włoszech Otton I “turbatus", to przyczyna
tego
wszystkiego tkwiła nie w tym, że “czcigodny
markgraf
Hodo" napadł na Mieszka, lecz w tym, że
został
on sromotnie rozgromiony. Gdyby Hodo pobił
Stosunki z cesarstwem
135
na
głowę Mieszka, zapewne cesarz nie byłby tym
poruszony.
Mógłby spokojnie widzieć w tym zdarze-
nie
dla siebie i interesów państwa niemieckiego ra-
czej
korzystne, bez względu na to, czy słuszność nie
stała
po stronie “przyjaciela", “wiernego"
cesarzowi
trybutariusza
Mieszka. Ale psotny los dał zwycięstwo
księciu
polskiemu. Pycha niemiecka została poniżona,
a
z tym padł też prestiż królewski wobec licznych
trybu
tariuszy niemieckich, licznych ludów słowiań-
skich
mających swe porachunki z Niemcami. Toteż
mógł
być rzeczywiście Otto I “turbatus" i dlatego za-
żądał,
by obie strony zachowywały się spokojnie, by
Hodo
nie próbował rehabilitować swej nadwerężonej
sławy
wojennej jakąś odwetową wyprawą, na którą
mógłby
Mieszko może powtórzyć wyczyn spod Cidini.
Bo
jakie mogłyby być dalsze skutki, zwłaszcza wśród
tych
Słowian, którym w r. 968 urządzono metropolię
magdeburską
i wiele biskupstw, mających swą dzia-
łalnością
obejmować znaczną część Słowiańszczyzny
między
Łabą a Odrą? Cesarz miał zresztą niedługo
pojawić
się sam w Niemczech, a wtenczas osądzi spra-
wę
Mieszka i Hodona, przystąpi do pacyfikacji sto-
sunków
z Polską i Mieszkiem.
Rzeczywiście
na Wielkanoc 973 r., która przy-
padła
na dzień 23 marca, przybył do Kwedlinburga
stary
Otto I z synem, też cesarzem Ottonem II, przy-
były
obie cesarzowe, Adelaida i młoda Greczynka
Theofanu,
przybyli liczni książęta niemieccy, zjawił
się
też Bolesław II czeski, szwagier Mieszka I. Przy-
były
również z czołobitnościami dla cesarza liczne
poselstwa,
miały tam być poselstwa greckie, bene-
wentańskie,
bułgarskie; duńskie, węgierskie i jakieś
określone
ogólnikowo słowiańskie, Sclavorum, może
136
Mieszka I
zatem
polskie. Niektóre źródła,. zresztą późniejsze,
dorzucają
jeszcze poselstwo ruskie.
Wszystkie
przybyły tu z podarkami dla powra-
cającego
do Niemiec cesarza. Był fo więc zjazd nie-
zwykle
liczny, wspaniały, ostatni zresztą taki zjazd
za
życia Ottona I.
Zjazd
ten miał bardzo duże znaczenie polityczne,
a
napływ obcych gości i poselstw świadczył o potędze
i
szacunku cesarstwa, czy może raczej o osobistym auto-
rytecie
starego cesarza. Zdaje się, że w tym mniej
więcej
czasie zapadło postanowienie utworzenia dwu
biskupstw,
w Pradze i na Morawach, i przyłączenie
ich
do związku metropolitalnego mogunckiego. Istnie-
je
też przypuszczenie, że posłowie węgierscy przy-
byli
również z pewnymi sprawami tyczącymi się
chrystianizacji
Węgier. ,
Ze
spraw politycznych miała się tu znaleźć sprawa
zeszłorocznego
starcia się Hodona z Mieszkiem.
Współczesna
zapiska Roczników hildesheimskich nic
o
tym nie mówi, nie wspomina o Mieszku. O lat 40
późniejszy
Thietmar twierdzi, że z polecenia cesarza.
“imperatoris
edictu", przybyli tam książęta Mieszko
i
Bolesław czeski. Dużo jeszcze później ostatecznie
zredagowane
Roczniki altaheńskie, tzw. większe, mó-
wią,
że Bolesław II, przybywszy do Kwedlinburga
osobiście,
obdarzył cesarza licznymi darami. Co się
zaś
tyczy Mieszka, to nie wspominają wyraźnie, czy
Mieszko
był sam obecny na zjeździe, twierdzą tylko,
że
Mieszko lękiem poruszony — “terrore compulsus" —
przysłał
swego syna cesarzowi jako zakładnika. Z ze-
stawienia
tego wynikałoby raczej, że Mieszka, wbrew
zdaniu
Thietmara, nie było w Kwedlinburgu i że
Stosunki z cesarstwem
13T
tylko
syn jego Bolesław, w owym czasie 7-letni chło-
pak,
przybył na dwór jako zakładnik.
Oddanie
przez Mieszka
cesarzowi w zakład Bo"
lesława,
najstarszego syna, ma związek z wypadkami
roku
poprzedniego. Thietmar, który zapisał wiadomość
ó
bitwie pod Cidini i zanotował, że Otton zakazawszy
Hodonowi
i Mieszkowi prowadzenia walki polecił im
czekać
na swój powrót i rozstrzygnięcie sporu przed.
cesarskim
majestatem, w opowiadaniu wypadków
o
rok późniejszych zadowala się prostą zapiską, opartą
w
dużej części na Rocznikach hildesheimskich. Samo-
dzielnie
wymienia tylko imiona Mieszka i Bolesława
czeskiego,
nie dodając nic o sądzie cesarza w sprawie
Hodona.
Jedynie z Roczników altaheńskich domyślać
się
możemy, że sprawę tę cesarz rozsądził. Ale jak
"nie
znamy podstaw i powodów napaści Hodona, bo
o
tym nie mówi nam Thietmar, tak i nie znamy praw-
nych
podstaw wyroku cesarskiego. Nie możemy ocenić,
czy
wyrok był słuszny i sprawiedliwy, to znaczy,
czy
wina była po stronie księcia polskiego. Bo pod
tym
względem są widoczne niedomówienia Thietmara.
Twierdzi
on, opowiadając :o wyprawie Hodona, za
książę
polski był “fidelis", że płacił trybut, czyli że pod
tym
względem był bez zarzutu. O innych powodach
napadu
Thietmar w ogóle milczy. Wydawałoby się,
że
słuszność była raczej po stronie Mieszka. Tymcza-
sem
wyrok dotknął nie Hodona, lecz księcia polskiego.
Otóż
bądź Otto nie chciał poświęcać autorytetu
markgrafa
w oczach Mieszka, Słowian i innych za-
leżnych
trybutariuszy i dlatego usiłował sterrory-
zować
Mieszka, bądź też źródła pominęły milczeniem
sąd
Ottona o postępku markgrafa, a zaznaczyły jedy-
ł38
Mieszka J
nie
żądanie cesarza, by Mieszko wydał mu syna Bo-
lesława
jako zakładnika. Może zatem było to nie tyle
karą,
ile środkiem zabezpieczenia się na niedaleką
przyszłość,
skoro bitwa pod Cidini pokazała, że ten
dotychczas
potulny i mało brany w rachubę trybu-
tariusz
może być wcale niebezpiecznym przeciwni-
kiem.
Jest ten fakt także zarazem pierwszą oznaką
żywszego
zainteresowania, się-"Polską ze strony Otto-
na
I i cesarstwa.
Można
sobie łatwo wyobrazić, z jakim uczuciem
oddawał
Mieszko i Dobrawa pierworodnego syna jako
zakładnika
w ręce cesarskie. Było to rozstanie się
w
niepewności jutra, czy dziecko nie ucierpi z powodu
polityki
ojca, pełne troski, że dziecko wychodzi, może
na
długo, spod opieki ojca i wpływów dworu, a na
obczyźnie
może się stać łatwo wykładnikiem obcych
interesów,
tak jak to się działo niejednokrotnie
z
książątkami słowiańskimi zmuszonymi żyć zbyt
długo
w środowisku niemieckim. Ale największą
troską
było życie syna, tak przecież kruche, tak łatwe
do zatraty w warunkach zakładnika. ,
-
Otóż
Mieszko, który kilka lat temu przyjął chrzest,-
okazuje
w tej sprawie wcale dużą zapobiegliwość
i
widząc niechęć i brak życzliwości ze strony czyn-
nika
świeckiego, cesarstwa, zwraca się o pomoc,
o
opiekę nad synem, do czynnika kościelnego, do pa-
piestwa.
Wiadomość o tym pochodzi wyjątkowo ze
źródła
polskiego i, zdaje się, zasługuje mimo swej
lakoniczności
na wiarę. Istniał jeszcze do XVIII w.
-w
katedrze poznańskiej nagrobek Bolesława Chro-
brego
opatrzony wierszowanym łacińskim napisem.
Kiedy
ten pomnik został wystawiony, a zatem też
kiedy
mógł powstać napis na pomniku, nie ma dotąd
Stosunki 2 cesarstwem
139
zgody
w nauce mimo wcale bogatej literatury, tyczą-
cej
się tego zabytku. Dużą trudnością jest fakt, że
znamy
tylko pewne bardzo niedokładne szkice ry-
sunkowe
tego pomnika, nie pozwalające na dokładną
i
naukową ocenę cech stylowych. Co się tyczy napisu,
to
kopia jego znana jest od końca XV w., ale także
nie
ma pewności, czy tekst, który nas doszedł, jest
pełny
i jakie jest następstwo wierszy po sobie.
,
Otóż
w tym napisie grobowym jest jeden wiersz
odnoszący
się do r. 973, ważny dla poruszonego za-
gadnienia.
Brzmi on: “Precidens comam Septenni
tempore
Romam", co znaczy — obolawszy mu włosy
w
wieku lat siedmiu, przesłano je do Rzymu. Otóż
wiemy,
że siedem lat liczył Bolesław w r. 973, właśnie
w
czasie, gdy był wysłany jako zakładnik do Niemiec.
Tak
byłyby to trzecie postrzyżyny znane nam
u
Piastów. O obu pierwszych postrzyżynach: Ziemo-
wita
przez dwu gości Piasta i o postrzyżynach rzeko-
mo
ślepego Mieszka przez jego ojca Ziemomysła,
opowiada
Anonim-Gall. O postrzyżynach Bolesława
dowiadujemy
się z napisu grobowego.
Postrzyżyny
są znane u wszystkich ludów aryj-
skich
i trwał ten zwyczaj długo, nawet w okresie
chrześcijańskim.
U ludów słowiańskich na Bałkanach
zwyczaj
ten starożytny, pierwotny, przetrwał nawet
do
naszych czasów. Były rozmaite terminy postrzyżyn,
termin
lat siedmiu zdaje się jednak być najpowszech-
niejszy.
Okres to w życiu dziecka ważny fizjologicznie
ze
względu na zmianę zębów i ważny umysłowo, bo
dziecko
wychodzi z dzieciństwa i zaczyna się jego
szybszy
rozwój umysłowy i fizyczny. Chłopiec prze-
chodzi
spod opieki matki pod opiekę i kierownictwo
ojca,
by się przygotować do życia i do wstąpienia
140
Mieszka I
w
świat z czasem jako pełnoprawny, dorosły młodzie-
niec,
mężczyzna. Nie tutaj jest miejsce na dochodze-
nie
początków tego zwyczaju i jego pierwotnego
znaczenia
czy pierwotnej symboliki. Wystarczy
stwierdzić,
że w1 zasadzie wykonywał obrzęd postrzy-*
żyn
ojciec, a sam fakt postrzyżyn wprowadzał dziecko
do
rodu, do związku rodzinnego albo nawet, za czasów
pogaństwa,
do religii domowej. Wtenczas zapewne
otrzymywał
też syn imię rodowe, w rodzie używane,
a
zarzucał poprzednie, które było raczej nie imie-
niem,
ale przezwiskiem dziecięcym. Już jednak wcze-
śnie,
oczywiście w wyjątkowych wypadkach, prze-
ważnie
w wielkich rodach dynastycznych, zdarza się,
że
ojciec dziecka odstępuje swe prawo postrzyżenia
syna
osobie czy osobom trzecim, które w ten sposób
symbolicznie
nabywają pewnych uprawnień wobec
dziecka,
wchodzą w stosunek do niego idealny, stają
się
jakby przybranymi dziecka ojcami, opiekunami
podobnie
jak przez kumostwo przy chrzcie. Tą drogą
wytwarzała
się nawet forma adopcji przez postrzy-
żyny.
Symbolika tego sztucznego pokrewieństwa jest
wcale
wyraźna. Wiemy, że na prośbę rodziców po-
strzygli
św. Wacława książęta czescy czy naczelnicy
wielkich
rodów czeskich. Weszli oni przez to w bliższy
stosunek
do Wacława nakazujący im opiekę nad ma-
łym
książątkiem, a później pomoc, życzliwość, przy-
jaźń
dla dorosłego już księcia. Karol Martel posyła
Pepina
do króla Longobardów Liutpranda, który
postrzygłszy
Pepina stał się tym samym jego ojcem
przybranym.
Inny wypadek skończył się tragicznie,
Egzarcha
bizantyński we Włoszech zwabił do siebie
pod
pretekstem postrzyżyn i adopcji synów księcia
Friulu,
ale zamiast włosów kazał im podstępnie uciąć
Stosunki z qesarstwem
141
głowy.
W taką formę adopcji wszedłby i Ziemowit,
jeżeli
jego rzekomy ojciec, bajeczny Piast, odstąpił
prawo
postrzyżenia syna owym dwu gościom, których
przyjął
wedle legendy u siebie.
Ale
ewolucja pojęć o adopcji przez, postrzyżyny
poszła
jeszcze dalej. Przesłanie komuś włosów po-
strzyżonego
również oznaczać mogło nawiązanie ta-
kiego
symbolicznego stosunku ojcostwa, a stąd pły-
nęła
opieka i protekcja ze strony tego, komu włosy
zostały przesłane. W r. 685 cesarz Konstantyn Po-
gonatos
przesłał uroczystym poselstwem do Rzymu, do
papieża
Benedykta II, włosy swych synów Herakliusza
i
Justyniana, przyjęte uroczyście przez papieża, kler
i
wojsko i złożone w kaplicy Lateranu. Źródła nie
wyjaśniają
nam w tym wypadku znaczenia symboliki
przesłania
włosów, ale nie będziemy dalecy od prawdy
uważając,
że cesarz nawiązywał tą drogą bliższe sto-
sunki
swych synów z papieżem czy papiestwem; Inny
wypadek
bardzo podobny, a wcale już wyraźny, ma
miejsce
w drugiej połowie IX w. w Bułgarii, kiedy to
król
Bułgarów Bogorys (Borys) przyjął chrzest w Kon-
stantynopolu.
Nowy chrześcijanin nawiązał równocześ-
nie
stosunek z cesarzem zachodnim Ludwikiem i z pa-
pieżem
Mikołajem I. Wtenczas, w r. 866, na jakimś
.zebraniu
ludowym własną ręką obciął sobie Bogorys
włosy
i oddał je obecnym wysłańcom papieskim ze
.słowami:
“Niech wiedzą wszyscy wielmoże i wszystkie
ludy
bułgarskie, że od dnia dzisiejszego jestem sługą
(servus)
po Panu Bogu św. Piotra i jego zastępcy",
to
jest, że uważał się odtąd za sługę papieża.
• W
tym świetle posłanie do Rzymu włosów po-
strzyżonego
w wieku lat siedmiu Bolesława, który
miał
się udać jako zakładnik do Niemiec, oznaczać
142
Mieszko I
się
zdaje, że Mieszko i Dobrawa tą symboliczną czyn-
nością
oddawali swego syna pod opiekę św. Piotra
i
jego następcy i wikariusza na ziemi, papieża. Nie
byli
co prawda papieże X w. tą potęgą, którą będą
za
czasów Grzegorza VII, ale bądź co bądź w trudnej
sytuacji,
w jakiej znalazł się Mieszko wskutek • wy-
roku
cesarskiego, opieka papieża nad losami dziecka,
którego
życie mogło być bardzo niepewne w rękach
niemieckich,
mogła łagodzić jego los. A przy tym
ciekawi
i zwraca uwagę — zaufanie, z jakim nie-
dawny
poganin Mieszko zwraca się o ratunek, pomoc
i
opiekę do tak dalekiego i nowego dla Polski czynni-
ka,
jak papież i papiestwo. "-
Jak
długo bawił Bolesław w Niemczech, nie wie-
my.
Chyba krótko. Bo już niedługo potem staje Mie-
szko
w obozie wrogim. Niemcom ottoniańskim, wi-
docznie
nie obawia się o życie syna. Może go jakimś
sposobem
wydobył i do domu sprowadził.
Już
w parę tygodni po świetnym zjeździe kwe-
dlinburskim
zmarł Otto I. Początek rządów jego na-
stępcy
Ottona II, chociaż koronowanego królem i ce-
sarzem,
zaczął się od ciężkiego przesilenia wewnętrz-
nego.
Henryk Kłótnik, książę bawarski, a bratanek
cesarza
Ottona I, podniósł bunt, by chwycić władzę
w
swe ręce. Pod r. 974 podają kroniki niemieckie
wiadomość,
że Henryk bawarski i biskup Fryzyngi
Abraham
zawiązali spisek przeciw Ottonowi II, że do
tego
spisku wciągnęli Bolesława czeskiego i Mieszka.
A
wydawał się ten układ sił tak groźnym, że — jak
się
jedno z tych źródeł wyraża — “prawie cała Europa
uległaby
klęsce i zniszczeniu". Zwraca tu uwagę
fakt,
iż Mieszko idzie tu ręka w rękę ze swym szwa-
grem,
Bolesławem II Pobożnym. Czy czyni tak Mie--
StosuTiłci z cesarstwem
143
szko
samodzielnie, c2y w ślad za Czechami, czy wynik
to
porozumienia i przymierza zawartego przy mał-
żeństwie
z Dobrawa, czy też własny rachunek poli-
tyczny
Mieszka, trudno osądzie. Ale rychło się poka-
jało,
że Henryk nie znalazł wśród książąt niemieckich
silniejszego
poparcia. Otto mógł liczyć na bardzo
przeważającą
ich część. Siły jego są takie, iż wyma-
gałyby
długiej, uporczywej walki, której wynik nie
był
do przewidzenia. Henryk rychło musiał się uko»-
rzyć
przed cesarzem, niebezpieczeństwo buntu zostało
zażegnane.
Bunt księcia bawarskiego, gdyby znalazł
zwolenników
w Niemczech, mógł zachwiać silnie po-
tęgą
państwa niemieckiego. Bo miał po swojej stronie
współdziałanie
dwu potężnych książąt słowiańskich,
a
może i uczestnictwo także Haralda Błękitnozębnegó,
króla
duńskiego, gdyż zdaje się groziła i z tej strony,
od
północy, wojna. W każdym razie dwaj monarcho-
wie
słowiańscy, uważani za barbarzyńskich trybuta-
riuszy
cesarstwa, mieszają się jako ważny czynnik
polityczny,
militarny, w najbardziej istotne i zasadni-
cze
sprawy królestwa niemieckiego, a pośrednio Ce-
sarstwa
Rzymskiego, arogując sobie na równi z ksią-
żętami
niemieckimi prawo głosu przy obsadzaniu
tronu
królewskiego. Była taka koniunktura, że losy
państwa
niemieckiego mogły były się dostać w ręce
książąt
nieniemieckich, władców Czech i Polski.
Ale
chociaż upadła rychło sprawa Henryka, to
jednak
nie tak łatwo było przywrócić Ottonowi II
status
quo ante, jeżeli chodzi o Bolesława i Mieszka.
W
latach najbliższych po buncie Henryka słyszymy
o
wyprawach cesarza przeciw Czechom, by ich zmusić
do
posłuszeństwa i uległości cesarstwu. O wyprawach
przeciw
Polsce nie słychać. Jeżeli trzeba było robić
144
Mieszka I
Wyprawy
na Czechy, to widocznie Czechy nie poszły
śladami
księcia bawarskiego, były oporne, nie płaciły
trybutu,
nie chciały ulegać cesarzowi. Jeżeli Czechy
trzeba
było dopiero siłą zmusić do uległości, to nie
mogło
być inaczej z Polską. Mieszko wyswobodził się
na
jakiś czas, nie płacił więc trybutu, nie uznawał
zwierzchnictwa
niemieckiego. Kiedy jednak uległy
Czechy,
kiedy -w r, 977 zmarła Dobrawa, a przez jej
śmierć
zapewne zaczęły się rozluźniać więzy łączące
go
z Bolesławem II, musiał się czuć Mieszko politycz-
nie
osamotniony. Zdaje się, że doszło nawet do walki
z
cesarstwem. Źródło nie mówi co prawda wyraźnie
pod
r. 979, że wyprawa cesarska była skierowana
przeciwko
Polsce. Mówi ogólnikowo o Słowianach
i
o niepowodzeniu tej wyprawy z powodu niewygód
jesiennych
i przymrozków, które z.musiły Niemców
do
wycofania się. Jeżeli nie możemy być całkiem
pewni,
czy wyprawa ta cesarska była skierowana
przeciw
Słowianom za Łabą, czy przeciw Polsce, to
o
tym, że z Polską były jakieś walki, dowodzi fakt,
że
Mieszko zwraca następnie jeńców niemieckich.,
Obecność
ich w Polsce świadczy, że istniał stan wo-
jenny
między Polską a Niemcami. Dowodzi tego
również
zawarty w ~Tynr~czasie pokój z Mieszkiem,
jak
stwierdza Thietmar, przypieczętowany małżeń-
stwem
Mieszka z Odą “dla zbawienia ojczyzny" (nie-
mieckiej)
i dla “umocnienia pokoju". Jak widać, mu-
siały
być jakieś walki z Polską, walki ciężkie i mało
dla
cesarstwa pomyślne. To popiera myśl, że wyprawa
W
r. 979 na Słowian była skierowana przeciwko Pol-
sce.
Doszło więc, zapewne w r. 980, do pokoju
z
Mieszkiem. Zęby go silniej związać z Niemcami,
ożeniono
wtenczas Mieszka z Odą, córką markgrafa
Stosunki z cesarstwem
145
Dytryka
z rodu Wettynów.
Aby ten plan przeprowadzić, trzeba byłopodeptać przepisy prawa
kano-
nicznego,
wydobyć mniszkę Odę z klasztoru w Calbe
i
mimo oporu biskupów wprowadzić ją kościelnie
w
łożnicę księcia, niedawnego poganina. Wszystko to
się
działo dla “miłego pokoju" potrzebnego “niemiec-
kiej
ojczyźnie". Dowodzi to, że warunki pokoju mu-
siały
być raczej korzystne dla Mieszka. Zatem i wa-
runki
odnowionego stosunku do cesarstwa nie mogły,
być
gorsze niż przed r. 975 — 976. Mówi się o licznych
jeńcach
niemieckich, których zwrócono Niemcom dzię-
ki
małżeństwu Mieszka z Odą, o trybucie nic nie
słychać.
Ze Bolesław czeski i Mieszko od wybuchu
buntu
Henryka nie płacili trybutu, można śmiało
przypuszczać.
Jak zostały te sprawy ułożone z Polską
w
latach 979 czy 980, nie wiemy. Może zwolnienie
jeńców
wojennych przez Mieszka zastępowało opłatę
trybutu,
czy zaległego, czy bieżącego.
Jeszcze
w r. 977 uległo przymierze polsko-czeskie
pewnemu
rozluźnieniu przez wspomnianą już śmierć
Dobrawy,
osierocającą zapewne jedenastoletniego syna
Bolesława
Chrobrego. Utorowało to drogę do Polski
Odzie
i pewnym wpływom jej rodziny, a te wpływy
niemieckie
uwydatniają się jeszcze następnie w krót-
kotrwałym
małżeństwie Chrobrego z córką Rygdaga
(985)
oraz w przybyciu biskupa Ungera, następcy.
Jordana.
Śmierć Dobrawy nie zrywa od razu pewnej
nawet
współpracy politycznej polsko-czeskie j. Ale,
zdaje
się, większą rolę odgrywa tu czynnik coraz to
wyrabiającej
się samodzielności politycznej Mieszka
niż
współpraca oparta o przymierze "płynące z za-
wartych,
a już nie istniejących związków rodzinnych.
W r. 983 i 984 powtarza się to samo, co dziesięć
10 PoiskaX — XT wieku , ••
146
Mieszka I
lat
przedtem. Umiera niespodziewanie w Rzymie
młody
jeszcze cesarz Otto II zostawiając tron trzy-
letniemu,
już koronowanemu królem niemieckim, sy-
nowi
Ottonowi III. Opiekunką syna i regentką państwa
stała""
się matka Ottona III, Greczynka, -cesarzowa
Theofanu.
I teraz ten sam Henryk bawarski wystę-
puje
powtórnie jako pretendent do korony, by usu-
nąć
dziecko i kobietę od władzy. Popierają ten zamach
znów
obaj książęta, czeski Bolesław II i Mieszko,
prócz
nich książę obodrzycki. Trzech zatem książąt
słowiańskich
pragnie obalić Ottona III, wprowadzić
i
narzucić Henryka i zdobyć sobie drogą siły własne,
decydujące
stanowisko w obrębie królestwa niemiec-
kiego.
Tym razem pobyt Mieszka w obozie przeciw-
nym
Ottonowi III trwał krótko. Inne ważne zagad-
nienia
odciągnęły go od związku z nieudałym zresztą
buntem
Henryka. Mieszko szybko przechodzi na stro-
nę
Ottona i regentki, tam szukając oparcia dla swych
-
zamierzeń czy obowiązków politycznych. Przez lat
prawie
dwadzieścia następnych, do śmierci Ottona III,
polityka
Mieszka I i Bolesława Chrobrego opierać się
będzie
na najbliższej współpracy z cesarstwem. Z tego
.
bliskiego stosunku wyciągną oni dla siebie korzyści
i
zyski rzeczywiście realne, duże i ważne.
VI.
WSPÓŁPRACA Z REGENCJĄ CESARZOWEJ THEOFANU.
SPRAWA
ZAJĘCIA POMORZA
W
r. 982 poniósł Otto II klęskę niezmiernie ciężką
w
południowych Włoszech z ręki Arabów, siedzących
wtenczas
silnie w Sycylii i południowych Włoszech,
w
Kalabrii i Apulii. Wiadomość o klęsce tej, z której
cesarz
cudownie się sam uratował, a która kosztowała
życie
wielu znakomitych rycerzy i lenników cesar-
skich,
rozeszła się szybko po świecie, wytwarzając
nastroje
mało życzliwe tam wszędzie, gdzie gniotła
życie
przewaga królewsko-niemiecka czy rzymsko-
-cesarska.
Żywioły uciskane nabrały nadziei odzyska-
nia
swobody, widząc w tej klęsce pierwsze poważne
zachwianie
się tak dotąd szczęśliwej, jeżeli chodzi
o
wojowniczego Marsa, dynastii saskiej. Do tego do-
szła
rychła wiadomość o śmierci cesarza. Tron po nim
miał
objąć jego syn, Otto III, w chwili zgonu ojca
zaledwie
trzyletnie dziecko. Prawda, że był on właśnie
prawie
w chwili, kiedy go ojciec w Rzymie odumarł,
koronowany
w Akwizgranie królem niemieckim, i stąd
posiadał
prawną podstawę do objęcia tronu. Ale
148
Mieszko I
•wiemy
już, że dziesięć lat przedtem sam Otto, chociaż
także
za życia ojca i koronowany królem niemieckim,
i
uwieńczony diademem cesarskim, spotkał się z opo-
rem,
ze współzawodnictwem Henryka Kłótnika, księ-
cia
bawarskiego.. Teraz w r. 983 sytuacja była-po-
ważniejsza
jeszcze. Otto II był dorosłym mężczyzną,
gdy
musiał zwalczać bunt Henryka, tu było królem
małe
dziecko, które miało dorosnąć do władzy pod
opieką
matki regentki, cesarzowej Theofanu. Theo-
fanu
była mądrą kobietą, obrotną, politykiem nie-
przeciętnej
miary. Ale była kobietą, Greczynką, obcą
społeczeństwu
niemieckiemu, zdaje się mało wyrozu-
miałą
dla tego społeczeństwa, które uważała za bar-
barzyńskie
w porównaniu z Bizancjum i Grekami.
Nie
była, zdaje się, popularna, jakkolwiek miała
pewne
oparcie w episkopacie niemieckim z powodu
swego
oddania się kościołowi. Drugą obok niej była
cesarzowa
babka Adelaida, również mądra i bardziej
popularna
od synowej, która jednak wystąpi jako
opiekunka
wnuka i regentka znacznie później, po
śmierci Theofanu w r. 991.
Jak to wspomniano już wyżej, wystąpił i teraz
z
roszczeniami do władzy Henryk bawarski, a zna-
lazł
oparcie u władców słowiańskich, Mieszka pol-
skiego,
Bolesława II czeskiego i Mściwoja obodrzyc-
kiego.
Prędko jednak zrezygnował ze swych zamiarów
Henryk,
a jednym z pierwszych, który pogodził się
•z regentka, był Mieszko.
Otóż
bezpośrednim skutkiem klęski Ottona II we
Włoszech,
śmierci cesarza i wewnętrznych zawikłań
.
tronowych w Niemczech była wielka reakcja pogań-
ska, która ujawniła się wśród łudów słowiańskich
mieszkających
między Łabą a Odrą. Gmach władzy
Zajęcie Pomorza
149
nad
tymi stronami, z takim
trudem zbudowany przez
Henryka
I i Ottona I, wraz z organizacją kościelną
runął.
Trzeba było uspokajać siłą i orężem bunt
tych
plemion, kłaść nowe podstawy dla zniszczonego
zupełnie
życia kościelnego, zresztą jeszcze bardzo
słabego
i wątłego. Gnębienie pogańskiego ruchu siłą
trwało
lat kilkanaście, do śmierci Ottona III, a cho-
ciaż
jedynie częściowo zdołano ten ruch poskromić,
to
stało się to tylko dzięki pomocy Polski. Mieszko I
i
jego syn Bolesław Chrobry byli w tych wysiłkach
regencji
i Ottona III magna pars. Można śmiało,
twierdzić,
że gdyby nie oni, byłyby rezultaty - nie-
mieckie
zapewne bardzo nieduże.
Były
niewątpliwie najrozmaitsze powody, które
skłoniły
Mieszka do szybkiego zwrotu w polityce,
do
przejścia z obozu Henryka bawarskiego do partii
małego
Ottona III i regencji.
Pierwszym
było szybkie załamanie się akcji Hen-,
ryka.
Nie miało celu trwać przy nim, skoro on sam
uznał
w r. 985 małego Ottona i we Frankfurcie nad
Menem
upokorzył się przed królem. Ale ten fakt mógł
decydować
o stosunku Mieszka do Henryka, nie po-
trzebował
koniecznie pchnąć go do popierania re-
gencji.
Mógłby był Mieszko wyzyskiwać czas dłuższy
słabość
władzy w Niemczech, która miała zbyt dużo
najrozmaitszych
kłopotów i trudności, by siłą, orę-
żem
zmusić go do uległości. Mimo jednak tej rze-
komo
korzystnej sytuacji występuje Mieszko już
w
r. 985 jako stronnik regencji, jako jeden z najpo-
ważniejszych
czynników wspierających politykę Otto-
na
III i cesarzowej regentki Theofanu. Musiały być
zatem
inne jeszcze powody, które, skłoniły Mieszka
do
tego kroku.
150
Mieszko I
Sądzić
wypada, że był to cały splot zagadnień
politycznych,
które wziął Mieszko pod uwagę.
W
r. 984, kiedy to Mieszko stał po stronie Henryka,
ożenił
on swego syna, Bolesława Chrobrego —
w
owym. czasie osiemnastoletniego młodzieńca —
z
nie znaną nam z imienia Niemką, córką markgrafa
Miśni
Rygdaga. Było to zapewne dzieło Ody, z którą
markgraf
Rygdag był spowinowacony. Chciała zatem
Oda
może tą drogą uzyskać pewien wpływ na pa-
sierba
i wytworzyć warunki korzystniejsze dla wła-
snych
małoletnich synów. Jakie stanowisko zajmował
Rygdag
wobec przesilenia wewnętrznego niemieckiego,
nie
wiemy dokładnie. Zdaje się, że nie był zbyt
życzliwy
regencji i może dlatego ustępuje w r. 985
z
marchii miśnieńskiej. Przy nawiązaniu z powrotem
stosunków
Polski z Niemcami mogło być to małżeń-
stwo
Chrobrego raczej pewnym obciążeniem, polityki
Mieszka.
Dlatego też trwa ono krótko, w r. 985 lub
986
następuje zerwanie tego związku. Oczywiście był
w
tej sprawie Mieszko, jako głowa rodu i kierownik
polityki,
instancją decydującą. On żenił syna czy •
.Wydawał
córki za mąż, on synom, polecał porzucać
małżonki,
jeżeli takie związki z tych czy innych
względów,
zwłaszcza politycznych, mu nie odpowia-
dały.
Tak by i na stosunkach rodzinnych odbiła się
zmiana
linii politycznej, jaką widzimy w latach 984
-i
985, kiedy Mieszko porzuca sprawę Henryka i prze-
chodzi
do obozu regentki i małego Ottona III.
Można
też przypuszczać, że pośpiech Mieszka był
dyktowany
obawą, by go nie ubiegł w uzyskaniu
łask
regentki jego były szwagier, Bolesław II czeski.
I
on pogodził się z. regencją, ale zdaje się powodowany
raczej
koniecznością, bez głębszej wiary w trwałość
Zajęcie Pomorza
151
tego
stosunku. W każdym, razie przejście jego do
obozu
regencji przyniosło mu pewien zysk w postaci
Miśni,
którą zajął może i z wiedzą regentki. Sądzić
można,
że antagonizm czesko-polski pogłębiał się
i
obie strony, zarówno polska, jak i czeska, pragnęły
zaskarbić
sobie zaufanie i życzliwość regencji.
Ale
najważniejsze,
jak się zdaje, były dla Mieszka
sprawy
północne. Wiemy już, że w tych czasach Wo-
lin
znajdował się w rękach duńskich, Jomsborczy-
ków,
że Mieszko szukał przeciw Danii pomocy
w
Szwecji, wydając , córkę za króla Eryka. Dalej zaś
wielkie
powstanie pogaństwa w Słowiańszczyżnie
połabskiej
musiało być w wysokim stopniu niebez-
pieczne
dla państwa Mieszkowego. Chrześcijaństwo,
dopiero
od lat 20 oficjalnie uznane i popierane, mogło
mieć
już liczniejszych zwolenników. Ale trzeba się
było
też z tym liczyć, że powłoka chrystianizmu była
jeszcze
bardzo cienka, że chrześcijaństwo nie mogło
było
zapuścić głębszych korzeni, chociaż sądzimy, że
nie
było ono nowością w chwili, kiedy Mieszko chrzest
przyjmował.
Wielki ruch pogański, antychrześcijań-
ski,
mógł oddziaływać destrukcyjnie zwłaszcza na
Pomorzu
niedawno przyłączonym. Tu, jak wiemy,
pogaństwo
było bardzo silne, lepiej zorganizowane
i
dlatego wpływ ruchu pogańskiego na Połabian mógł
był
się odbić silnym echem na Pomorzu. Wolno więc
sądzić,
że zwalczanie przez Mieszka ruchu pogań-
skiego
do spółki z Niemcami było tym dyktowane.
Były
bowiem plemiona lutyckie wrogami Polski,
a
ich wrogie nastawienie zwiększyło się nie tylko
przez
to, że Polska zagarnęła Pomorze im bliskie,
ale
i tym, że była ona teraz przedstawicielką chrze-
ścijaństwa,
tak im nienawistnego przez metody
152
Mieszko I
eksterminacyjne
niemieckie. Były zaś te plemiona
równie
tradycyjnie w stałych przyjaznych związ-
kach
z Czechami, z którymi bliższe stosunki Polski
przerwała śmierć Dobrawy.
Może
miał Mieszko nadzieję, że przy okazji poma-
gania
cesarzowej regentce zyska też i pewne zdoby-
cze
terytorialne. W pierwszym jednak rzędzie cho-
dziło
mu o opanowanie i stłumienie ruchu, niebez-
piecznego
dla wewnętrznych stosunków polskich lub
pomorskich.
Pamiętać bowiem należy, że do tej
chrześcijańskiej
Polski czy pewnych jej części chry-
stianizujących
się przylegały ludy pogańskie, jak
Prusowie
i Jaćwingowie. Ruś dopiero w r. 989 została
ostatecznie
chrześcijańska, Węgry również dopiero
przechodzą
powoli do chrześcijaństwa, nie mówiąc
już
o Pieczyngach. Toteż podniesienie głowy przez
pogan
na Połabiu mogło być dostatecznie silnym
bodźcem
dla Mieszka, by dusić pogaństwo do spółki
z
cesarzową. Nie ma potrzeby dodawać, że odgrywały
tu
rolę przede wszystkim względy polityczne, sprawa
religii
stała zapewne na szarym końcu. Nie można
też
wątpić, że krok Mieszka był przyjęty na dworze
regentki
z radością. Odnowienie przez niego dawnych
stosunków
było powitane z zrozumieniem, że w tych
warunkach
sojusznika i sprzymierzeńca nie można
niczym
zrażać, nie można mu narzucać warunków,
które
by go mogły odstręczać od współpracy.
Już
pod r. 985 podają roczniki niemieckie wia-
domość,
że gdy Sasi wkroczyli na Połabie, pospieszył
im
z pomocą Mieszko, “z wielkim wojskiem", i wspól-
nie
całą tę stronę zniszczyli pożarami i mordami.
W
r. 986 wyprawił się na Słowian za Łabę sam
siedmioletni
Otton III, a do niego dołączył się Miesz-
Zajęcie Pomorza
153
ko,
znów “z tłumem bardzo wielkim" wojsk swoich.
Ofiarował
małemu królowi liczne podarki, między
innymi
wielbłąda. Znowu niszczono kraj wrogów
ogniem
i mieczem. Nieco późniejszy Thietmar, powta-
rzając
częściowo te wiadomości za rocznikami nie-
mieckimi,
dodaje, że Otto spędził Wielkanoc w Kwed-
linburgu
i tu zjawili się oprócz licznych książąt
niemieckich
także Mieszko i Bolesław II czeski.
O
księciu polskim notują roczniki niemieckie, że
“poddał"
się władzy króla. Wedle Thietmara Mieszko
“dał
siebie królowi", w czym historycy niemieccy
dopatrują
się tzw. kommendacji lennej. Ze strony
polskiej
(Z. M. Jedlicki) słusznie zauważono, że w tej
małomównej
wzmiance trudno upatrywać nawiązania
stosunku
lennego, tym więcej, jeżeli wiemy, że jeszcze
w
r. 1000 był Bolesław Chrobry trybutariuszem.
Było
to zatem odnowienie uroczyste zwierzchnictwa
trybutarnego
nad Mieszkiem. Przypuszczać wolno, że
w
tych warunkach było ono utrzymane w formie
lekkiej,
łagodnej, co najwyżej takiej, jak poprzednio.
Thietmar
dodaje, ze Mieszko odbył z Ottonem dwie
wyprawy
wojenne. Czy miał na myśli wyprawę
z
r. 985 i 986, czy jakąś następną, nie wiadomo.
Bo
wiemy, że w r. 987 urządzili Niemcy najazd na
Słowian
połabskich, którzy poddali się, zapewne
częściowo
czy chwilowo, tak że warownie nad Łabą
można
było odnowić. Czy i w tej wyprawie brał
udział
Mieszko, jak w poprzedniej, źródła milczą.
W
r. 990 ma miejsce dwukrotnie wyprawa saska
na
Obodrytów. Mieszko nie bierze w niej udziału,
bo
w tym czasie zajęty jest wojną z Czechami. Za to
w
r. 991 cesarzowa Theofanu krótko przed swą
śmiercią
odprawia uroczystość Wielkiejnocy z OttÓ-
154
Mieszka I
nem
III w Kwedlinburgu, gdzie przybyli najprzed-
niejsi
panowie “Europy", z których imiennie wymie-
niono
dwu, potężnego markgrafa Tuscji Hugona,
znakomitą
podporę władzy cesarskiej w środkowych
Włoszech,
i, księcia polskiego Mieszka. Znowu znoszą
ci
goście wspaniałe podarunki królowi i sami obda-
rowani,
przy czym imiennie wymieniono tylko Mie-
szka,
powracają do siebie. Tegoż roku, zapewne pod
koniec
lata, jak to było w zwyczaju, Otto z wielkim
wojskiem
saskim i kontygentem polskim Mieszka
wyprawił
się znowu na Słowian. Otto i Mieszko zwy-
cięsko
oblegają Branibor (Brandenburg). Była to
ostatnia
wyprawa wojenna Mieszka I, ale i po śmierci
Mieszka
był jeszcze Bolesław Chrobry uczestnikiem
kilku
innych podobnych
pochodów przed r. 1000.
Odbył
zatem Mieszko parę wypraw. Pozytywnie
można
mówić o wyprawie z r. 985 i tych z r. 986 i 991,
w
których brał udział osobiście nieletni Otto III..
,W
tych dwu latach stwierdzony jest również pobyt
Mieszka
podczas świąt Wielkanocnych na dworze
królewskim.
Mógł w tych wyprawach czy wizytach
na
dworze brać także udział dorosły syn Mieszka,
Bolesław
Chrobry. Mógł więc już wcześnie poznać
Ottona,
dać się mu poznać samemu, tak jak później
w
r. 995 weźmie udział w innej wyprawie już pełno-
.
letniego króla na Słowian. Znaliby się zatem dawno
i
dobrze. Boć każda z takich wypraw trwała po kilka
.tygodni
i dawała zapewne niejedną sposobność do
pogłębienia
znajomości, do wzajemnego poznania się
i
wzajemnej oceny. Nie poznali się zaś, jakby można
sądzić
z przekazu Anonima-Galla, dopiero w r. 1000
podczas
zjazdu gnieźnieńskiego. Można twierdzić, że
znali
się już dawno i dobrze, a wolno by też przy-
Zajęcie Pomorza
155
puszczać,
że mógł Chrobry znać Ottona jeszcze
dzieckiem,
chłopcem, przed dojściem króla do pełno-
letności
i władzy. Dawna, głębsza znajomość tych dwu
ludzi
tłumaczyłaby nam może niejedno, co by nas
mogło
zastanawiać w stosunku ich wzajemnym do
siebie.
Terytorialnie
zdaje się Mieszko nie zyskał nic na
współpracy
z państwem niemieckim. Ale widać, że
taka
współpraca była koniecznością, zapewniała mu
panowanie
na długiej linii Bałtyku, chroniła jego
państwo
przed przedarciem się do niego czynników
ruchu
antychrześcijańskiego, który mógłby zniszczyć
to,
co było zrobione kościelnie, a rozbić tę spójnię,
którą
w ciągu wielu pokoleń związali ze sobą Piasto-
wie,
szczepy, plemiona lachickie, polskie, w jedną
dużą
całość polityczną. Związanie tych części ze
sobą
było słabe, raczej mechaniczne. Toteż trzeba
było
przez wiele lat dziesiątków, o ile nie wieków,
unikać
wszystkiego, co by związek ten mogło osłabić
czy
unicestwić, zanimby nie wytworzyło się głębsze
i
silniejsze poczucie wspólnego interesu, konieczności
współżycia
w złej czy dobrej doli. Dalej dawała
współpraca
z regencją i Ottonem III pewne korzyści
polityczne,
które częściowo zdoła wyzyskać sam
Mieszko,
a po nim Bolesław Chrobry, jego wielki
i
znakomity następca, niewątpliwie też uczeń i kon-
tynuator
planów politycznych ojca.
Tak
się układały stosunki Polski do Niemiec,
de
cesarstwa. Należy jednak pamiętać, że -tak duże
i
obszerne państwo jak Polska musiało mieć wiele
jeszcze
zagadnień politycznych zewnętrznych, które
156
MieszKo I
w
ciągu prawie trzydziestu lat, kiedy możemy śledzić
rządy
Mieszka, musiały być przedmiotem zaintereso-
wania
księcia, jego trosk, o ile nie nawet walk i wojen.
A
stan wojny bywał w owych wiekach stanem nor-
malnym.
Jeżeli nie zawsze chodziło o zabór teryto-
rium,
to często o łupy, o dostarczenie rycerstwu czy
drużynie
książęcej, której utrzymanie było kosztowne,
okazji
do grabienia. Często szukano jeńców, niewol-
ników,
których osadzało się w pustkowiach we wła-
snym
kraju bądź też prowadziło się nimi zyskowny
handel.
Czasami po prostu głód, niedostatek, nieuro-
dzaj
zmuszały do szukania zapasów w kraju sąsiednim,
zasobnym.
Ruch zatem, na pograniczach zwłaszcza,
bywał
znaczny i nie można wątpić, że w ciągu lat
trzydziestu
musiał Mieszko nie jeden raz dobywać
miecza,
czy to by bronić się przed obcym najazdem,
czy
to wdzierać się samemu w kraje pograniczne
dla
zdobyczy, dla pomszczenia i karania za najazd
dokonany,
czy też prewencyjnie, by nie dopuścić
do
zamierzonego lub przewidywanego wdarcia się
sąsiada
w terytorium polskie.
A
przecież obszerne państwo Mieszka posiadało
liczne
odcinki swej długiej, mało zresztą zabezpie-
czonej
granicy, na której w każdej chwili mogły zajść
zawikłania
zmuszające księcia do zwrócenia uwagi
na
zagrożony okrąg lub rozdzielenia swych sił, jeżeli
z
dwu czy więcej stron był on atakowany. Cała długa
,
linia Odry średniej i dolnej z ludami połabskimi,
przeważnie
mało życzliwymi, a często wręcz wrogimi
.chrześcijańskiej
Polsce, była kryta jedynie korytem
rzeki.
Dalej na południe państwo czeskie z Morawami
nie
zawsze mogło mieć z Polską stosunki przyjazne.
Od
południa wielki wał górski Karpat zakrywał
Zajadę Pomorza.
157
Polskę
od napadów madziarskich. Ale już na po-
łudniowym najdalszym wschodzie siedzieli koczow-
nicy
Pieczyngowie, z którymi stosunki sąsiedzkie nie
musiały
być łatwe zwłaszcza do czasu, kiedy do
Polski
należał Przemyśl i tzw. Grody Czerwieńskie.
Dalej
na wschód ku północy szła wzdłuż Bugu gra-,
nica
Rusi, były siedziby Jaćwingów, a na samej
północy
Prusów. Wreszcie między dolną Wisłą a dolną
Odrą
było Pomorze.
Chociaż
o przeważnej części odcinków tej granicy
nie
mamy z tych czasów żadnych lub prawie żadnych
wiadomości,
wolno sądzić, że milczenie pokryło wiele
drobnych,
a może i poważnych starć i zatargów.
Zaledwie
o paru zdarzeniach zanotowały nam źródła-
wiadomości,
czasami nawet bardzo ważne i doniosłe,
ujęte
w parę słów lakonicznych, ale wymownych -
swym
ciężarem. Z tych urywków zdarzeń trudno
:zbudować
obraz pełny i jasny. Stąd względna zresztą"
obfitość
wiadomości o stosunkach polsko-niemieckich
skrzywia
nam obraz Polski Mieszkowej, jakoby to,
było
jedyne wielkie zagadnienie polityczne, które
stało
przed Mieszkiem. Takich zagadnień było nie- •
wątpliwie
więcej, tylko brak źródeł nie pozwala na
ich
przedstawienie.
Ale
było jedno zagadnienie, wobec którego stałą
Polska
Mieszka I, zagadnienie "ostatecznie szczęśliwie
rozwiązane,
jakkolwiek i o nim mamy nadzwyczaj
mało
pozytywnych, źródłowych danych, a tym jest
zdobycie
i zajęcie Pomorza. Trudności dokonania tego
dzieła,
jak już poprzednio wspomniano, były nie-
zmierne
z powodów w pierwszym rzędzie geograficznych, fizycznych.
Przebrnięcie przez błota, bagna
i
puszcze wzdłuż koryta Noteci i Warty było bardzo
158
Mieszka I
trudne,
a po opanowaniu tej krainy utrzymanie jej
w
związku organicznym z resztą państwa było możli-
we
tylko na drodze długiego współżycia. A wiemy dziś,
że
Pomorze między Odrą a Wisłą, od Szczecina do Gdań-
ska,
znajdowało się tylko krótko w rękach Mieszka I
i
Bolesława Chrobrego. Potem, i to tylko połowicznie,
bo
z zachowaniem książąt pomorskich, przyłączone
zostało
przez Bolesława Krzywoustego. Synowie zaś
jego
stracili wcześnie władzę nad Zachodnim, a wnu-
kowie
nad Wschodnim Pomorzem. W końcu XIII w.
na
lat niewiele odzyskano Pomorze Gdańskie, ale stra-
cono
je na półtora wieku na rzecz Zakonu, by odzy-
skać
je znowu za czasów wojny trzynastoletniej za
Kazimierza
Jagiellończyka. Dodać trzeba, że główny
ośrodek
Pomorza w czasach Mieszka i Bolesława był
nie
w Gdańsku, lecz leżał właśnie przy ujściu Odry,
w
Wolinie. Szczecin, niewątpliwie już ważne i wy-
bitne
centrum, nie
jest jeszcze wymieniony w X w.;
wiadomości o nim zaczynają nam płynąć dopiero
znacznie później.
Dążenie
do odzyskania brzegu morskiego, ujść
Odry
i Wisły, leżało w naturze rzeczy. Naród, zorga-
nizowany
przez Piastów w jedność polityczną, w pań-
stwo,
dzierżący bieg górny i średni obu tych rzek,
musiał
dążyć do opanowania także biegu dolnego
i
ujść tych rzek z portami i z całym pobrzeżem,
leżącym
między ujściem Odry i Wisły. Jeżeli dy-
nastia
piastowska, zapewne od kilku pokoleń, w tru-
dzie
i walce zbierała plemiona i szczepy sobie najbliż-
sze,
to nie można było pominąć tu i plemion
pomorskich,
najbliższych językowo Polsce, a stano-
wiących
przejście do plemion pomorszczyżnie brat-
nich,
siedzących już po lewym brzegu dolnej Odry,
Zajęcie Pomorza
1.5&
jak
niektóre plemiona Związku Wielookiego, lutyc-
kiego.
Dążenie zatem do zjednoczenia w jednym
organizmie
politycznym wszystkich tych plemion,
które
mówiły tym samym językiem, musiało być od
dawna
silne u Piastów i niewątpliwie od dawna mu-
siały
istnieć próby urzeczywistnienia tego planu. Może
najsilniej
jednak działały na zaborcze tendencje
Piastów
w stosunku do Pomorza zagadnienia natury
gospodarczej.
Kraków, Sandomierz, Przemyśl, Grody
Czerwieńskie
były tak cenne, że tędy szła droga
lądowa
łącząca Zachód ze Wschodem, prowadząca do
przebogatych
rynków Kijowa, dalej Chazarów, do
ujścia
Donu i Wołgi, czy też do Konstantynopola.
Podobnie
ujście Odry, a częściowo zapewne i Wisły,
było
ośrodkiem żywego bardzo ruchu handlowego,
którego
opanowanie dawałoby monarsze, władające-
mu
nad portami tych rzek, ogromne dochody i środki
materialne,
pozwalające na utrwalenie swej władzy
i
uzyskanie potęgi zabezpieczającej przed zewnętrzną
napaścią.
Bo i w X w. pierwszym warunkiem posia-
dania
odpowiedniej siły zbrojnej, pierwszym warun-
kiem
myśli w zwycięskim zakończeniu zaczętej wojny,
był
pełny skarb. Z niego czerpano środki materialne
dla
zaspokojenia potrzeb związanych z koniecznością
utrzymania
sił zbrojnych i pokrywania wydatków
łączących
się z wojną. A należy pamiętać także o tym,
że
Polska kontynentalna mogła być zasobna, jak to
twierdzi
Ibrahim-ibn-Jakub, w zboże, mięso, ryby,
miód,
zatem też w tak cenny wosk i skóry, ale poza
solą
w solankach nie posiadała bogactw naturalnych.
Nie
posiadała kopalń srebra ani złota, inne też me-
tale,
które by się nadawały do eksportu czy prze-
róbki
na miejscu, nie były znane. Co najwyżej zatem
160
Mieszka I
można
było prowadzić handel skórami, futrami tak
cennymi;
jak bobrowe czy sobolowe ł wydrowe, ale
z
tego trudno by było zapewne pokryć koszta gotów-
kowe,
pieniężne państwa. -Dochodziły tu oczywiście
jeszcze
zyski ze zdobyczy wojennej, dochody z handlu
jeńcami
i niewolnikami, dochody z targów i opłaty od
obcych
kupców, ale to wszystko nie dało się zapewne
porównać
z bogactwem wielkich targowisk morskich
u
ujścia Odry. O takim Wolinie (zwanym także Juli-
nem,
w źródłach skandynawskich Jomsborg, u Thiet-
mara
Livilni, u Adama Bremeńskiego Jumne) wiemy,
że
było to wielkie miasto, targowisko międzynaro-
dowe,
gdzie obok ludności słowiańskiej bywali Grecy,
Rusini,
kupcy skandynawscy, zapewne i Prusacy,
bywali
także i niemieccy kupcy. Znane są drogi han-
dlowe,
które łączyły to miasto ze światem. Drogą
lądową
do Hamburga jechało się dni siedem, morska
droga
do Hamburga prowadziła na Szlezwik. Dni
czternaście
płynęło się z Wolina do ruskiego Nowo-
grodu,
największego targowiska w północnej Rusi,
mającego
swe połączenie ze Wschodem, a przede
wszystkim
z Południem, Morzem Czarnym i wspa-
niałym
Konstantynopolem. Wreszcie — gdy chodzi
o
wielkie drogi kontynentalne — trzeba przypom- -
nieć,
że z Wolina prowadził trakt handlowy przez
Hobolin
lub Braniborz do Magdeburga, a z Magde-
burga
szły drogi handlowe w rozmaite strony Nie-.
mieć.
Między innymi był szlak, o którym pisze już
w
r. 966 Ibrahim-ibn-Jakub, do Pragi, również
znacznego
miasta handlowego. Oczywiście stała przed
kupcami
i żeglarzami otwarta droga do krajów
morskich,
zatem do Szwecji, Danii i Norwegii, do
Anglii,
może do normańskiej Normandii.
Zajęcie Pomorza
161
Opanowanie
zatem na stałe Pomorza z takimi
ośrodkami
handlowymi, jak Wolin, jak nie wymie-
niony
w tych czasach, chociaż niewątpliwie istnie-
jący
i również znaczny Szczecin, czy mniejsze ma-.
jacy
zapewne znaczenie Kołobrzeg, a nad Wisłą
Gdańsk,
którego rozwojowi w owych czasach może
przeszkadzało
sąsiedztwo Prusów, a może też kon-
kurencja
targowiska w Truso w Prusiech, mogłoby
dać
monarchom polskim dochody bardzo wielkie
.z
opłat targowych i portowych. Nie sposób tu prze-
widywać,
jaki wpływ na kształtowanie się społeczne
i
cywilizacyjne Polski ówczesnej miałoby wchłonięcie
na
stałe dużego szczepu pomorskiego, opierającego
się
nie tylko na sile swego miecza, ale i na podstawach
gospodarczych,
tak różnych od Polski kontynentalnej.
Byłoby
to otwarcie okna na szeroki i daleki świat,
czerpanie
nie tylko bogactw materialnych, ale i dóbr
moralnych,
pierwiastków cywilizacyjnych szybszych,
głębszych
i donioślejszych, które by przenosił do nas
i
których pośrednikiem byłby nie tylko wytwarza-
jący
się stan rycerski, ale i kupiecki, tak zresztą
często
w owych czasach zmieniający się z kupca
w
korsarza, rozbójnika morskiego, a tym samym,
przeinaczający
się w razie potrzeby z handlarza pły-
wającego
po morzu we flotę wojenną, jeżeli władca-
takiej
floty potrzebuje dla swych politycznych
celów.
Takie
horoskopy stały u kolebki państwa polskie-
go
od chwili, kiedy pierwsi Piastowie postawili sobie
za
cel włączenie Pomorza do budowanego przez siebie
państwa.
Niestety, plan ten nie dał się urzeczywistnić.
Połączenie
całości Pomorza z Polską trwało krótko.
Bolesław
Krzywousty dokonał go powtórnie, ale ro-
związanie
problemu było połowiczne, nie przetrwało
11 Polska X — X l ".ieku
162
Mieszka I
•też
następnej generacji. W XV w. zaś tylko wschod-
nia
część Pomorza została uratowana, a stało się to
b
cztery wieki za późno, gdyż zmieniły się bardzo
zasadniczo
i głęboko warunki. Tych walorów, które
mogło
przynieść Polsce stałe posiadanie słowiańskiego,
polskiego
Pomorza między Odrą a Wisłą w wieku X
czy
XI, nie posiadał już niemiecki, hanzeatycki
Gdańsk
w w. XV, chociaż w życiu gospodarczym
Polski
przyszło mu odgrywać poważną rolę. Właściwy
moment
minął, nie mógł już być wyzyskany.
Jeżeli
na niedoskonałe, luźne, pełne niebezpie-
czeństw
na przyszłość spojenie Pomorza z Polską
zużył
Bolesław Krzywousty lat dwadzieścia, a wła-
ściwie
lat trzydzieści, bo to jego ojciec Władysław
Herman
i wojewoda Sieciech są prawdziwymi inicja-
,
torami zdobycia Pomorza na nowo, to musimy przy-
znać,
że było to snadż zadanie niezwykle ciężkie,
trudne
i wyczerpujące. Jeżeli takie było ono w XII w.,
to
nie mogło być lżejsze, łatwiejsze w X w.
Można
przypuszczać, że akcję w tym kierunku
zaczęli
już przodkowie Mieszka i że czasy tego księ-
cia
dają nam jedynie obraz zakończenia owego pro-
cesu
dziejowego. Obraz jakiż słaby, niewyraźny. Bo
naprawdę
poza stwierdzeniem, że Mieszko zdobył
i
zajął Pomorze, niewiele więcej pewnego, pozytyw-
nego
można ze źródeł wydobyć. Mało nas ratują tutaj
tak
skwapliwie przez badaczy polskich (K. Wachow-
ski,
St. Zakrzewski, L. Koczy) zgłębiane sagi skandy-
nawskie,
islandzkie, mówiące bardzo dużo o grodzie
Jomsborgu
u ujścia Odry, w którym osiedliła się
drużyna
korsarzy normańskich. Tym korsarzom nor-
"
mańskim dodano wiele następujących po sobie wodzów,
naczelników.
Słyszymy również nie tylko o ich sto-
Zajęcie Pomorza
163
sunkach
do Danii zwłaszcza, ale także do władcy
słowiańskiego
tych ziem imieniem Burislaifr. Jest
to
oczywiście imię Bolesława. Pod tym imieniem
kryje
się w skandynawskich sagach zarówno Mie-
szko
I, jak Bolesław Chrobry, a może i inne osobi-
stości.
Imię własne było tu na dobrej drodze do
zmieniania
się w pojęcie władzy, tak jak imię Cezara ,
czy
Karola przeszło w nazwę cesarza i króla. Ale te
sagi,
poematy, pieśni bohaterskie, utrzymywane w cią-
gu
wieków w pamięci ludzkiej przez śpiew czy de-
klamację
sagmanów, zwracające przede wszystkim
uwagę
na cudowność wyczynów swych bohaterów,
romantyczne
w wysokim stopniu, łączyły w sobie
tak
różne pierwiastki opowiadania, tak mieszały ze
sobą
bohaterów i ich czyny, tyle tu dodawała fan-
tazja,
że trudno już dziś oddzielić nieliczne ziarna
prawdy,
wiadomości realne, od tego, co jest wytworem
fantazji
poetyckiej. Nadto przekazy na piśmie tych
sag
pochodzą już przeważnie z XIII w., są zatem co
najmniej
o 250 do 300 lat późniejsze od czasów Mie-
szka
I. Budzą przeto takie zaufanie, jak opowieści
mistrza
Wincentego o Leszkach, o zwycięskich wal-
kach
naszych przodków z Aleksandrem Wielkim czy
Cezarem.
Ale w wielu obfitych nieraz wiadomościach
z
tych sag można wykazać niehistoryczność bądź też
stwierdzić,
że są one tak pomieszane z wiadomościami
niehistorycznymi,
z osobami nieraz i historycznymi,
ale
widocznie wplecionymi w romantyczne czy ro-
mansowe
opowiadania, że trudno by było opierać się
na
takim poetyckim, z rozmaitych elementów zło-
żonym
i w rozmaitych czasach kompilowanym opo-
wiadaniu.
Nęcą te sagi swą rzekomą pełnością, są jednak
materiałem
tak niepewnym, że może lepiej wyzbyć
ii*
164
Mieszka I
się
iluzji, iż mogą nam dać coś pozytywnego, niż
wypaczać
cały obraz tych czasów w oparciu o tak
kruchą,
niepewną podstawę. Może dalsze badania sag
pozwolą
kiedyś oddzielić od siebie wątek czysto poe"-
tycki,
legendarny czy mityczny, od pewnych wia-
domości,
które by się dały uratować jako fakty histo-
ryczne
lub prawdopodobne, możliwe do zindywidua-
lizowania
i zlokalizowania. Na razie wydaje się to
bardzo dalekie od urzeczywistnienia. Stąd mało można
liczyć
na pomoc ze strony sag islandzkich.
Tak
kierują nas w stronę Bałtyku, ku ujściom Odry
trzy
pierwsze starcia Mieszka z hrabią Wichmanem,
zarówno
te dwie porażki, które poniósł Mieszko z ręki
saskiego
awanturnika i sprzymierzonych z nim Re-
darów
w latach zapewne 964 i 965, jak i ta, w które.]
poniósł
Wichman śmierć w r. 967. W tej ostatniej
brali
udział Redarowie z Wolinianami. Ale Redarowie
nie
należeli do Pomorza, a Wolinianie byli zapewne
też
bliżsi plemionom lutyckim. Mimo to jednak można
by
tłumaczyć ich wojowniczość w stosunku do Mie-
szka
tym, że zwalczali Polskę i jej księcia z powodu
niebezpieczeństwa,
jakie groziło im ze strony polskiej.
Ale
trzeba tu dodać wiadomość Ibrahima-ibn-Jakuba
o
ludzie nazwanym przez niego “Ubaba". Wedle
Ibrahima
“kraj jego jest błotnisty i leży w północno-
-zachodniej
stronie od państwa Mieszka. Prowadzą
walki
z Mieszkiem, a siła ich wielka. Nie mają oni
króla
i nie podlegają jednej osobie, a rządcami ich
bywają
starsi". Odnosi się ta wzmianka niewątpliwie
do
Wieletów, których organizacja państwowa przy-
brała
formy republikańsko-teokratyczne. Ale ich wrogi
stosunek
do Polski i Mieszka mógł płynąć zarówno
z
obawy zagarnięcia Pomorza i ujść Odry, jak też
Zajęcie Pomorza
165
i
z innych jeszcze względów. Wiemy, że Wieleci,
Lutycy,
byli stałymi sprzymierzeńcami Czech, z któ-
rymi
stosunki polskie bywały zwykle dość napięte
i
dopiero małżeństwo Mieszka I z Dobrawą przy-
niosło
pewne uspokojenie i wyrównanie. Z tym
Związkiem
Wieleckim były Niemcy, szczep saski
przede
wszystkim, w stałym stosunku wrogości
-i
walki, więc i Polska Mieszka mogła korzystać
z
tego zwłaszcza od chwili, kiedy Mieszko stał się
trybutariuszem
cesarskim. Interes Sasów i Mieszka
szedł
tu tą samą drogą, wywołując walki polsko-wie-
leckie.
Tak mogły być, poza sprawą pomorską, takżę
inne
przyczyny, które skłaniały Wieletów, przy
udziale
Wichmana, do zwalczania Mieszka. Ale wolno
domyślać
się, że od dawna wykazywana dążność
Polski
do zawładnięcia brzegami Bałtyku odgrywała
tu,
obok innych czynników, swą rolę dla wytworzenia
się
atmosfery wrogości wobec Polski.
Żeby
następstwem klęski, jaką w ;r. 967 ponieśli
Redarowie,
Wolinianie i Wichman, było zajęcie Za-
chodniego
Pomorza przez Mieszka, wydaje się mało,
prawdopodobne.
Twierdzenie to opiera się na tej
podstawie,
że wedle zdania niektórych badaczy klę-
ska,
którą poniósł markgraf Hodo w r. 972, miała
miejsce
pod Cidini, a jak wiemy, utożsamia się to
Cidini
z Zehden, miejscowością leżącą na północ od
Warty,
na terytorium pomorskim. Stąd przypuszcze-
nie,
że jeżeli w tych stronach stoczono tę bitwę,
to
terytorium pomorskie musiało już od pewnego
czasu
należeć do państwa polskiego. Jak już wyżej
wskazaliśmy,
identyfikacja Cidini z Cydzyną jest
bardzo
wątpliwa, mało prawdopodobna, tak jak po-
zbawiona
jest cech prawdopodobieństwa hipoteza, by
166
Mieszko I
był
to kraj Licikavików czy w ogóle by to była
część
Zachodniego Pomorza. Również mało prawdo-
podobne
wydaje się przypuszczenie, by Hodo szukał
Mieszka
pod Cidini-Zehden dlatego, że wtenczas
właśnie
uderzył Mieszko na Zachodnie Pomorze, aby
je
ostatecznie przyłączyć do swego państwa.
Być
może, że w latach tych prowadził Mieszko
walki
o Pomorze, ale o tym nie mamy żadnych wia-
domości.
A równie trudno byłoby się oświadczyć za
jakąkolwiek
datą, tyczącą się ostatecznego podboju.
Wydaje
się rzeczą prawdopodobną, chociaż tylko wy-
;rozumowaną,
że jeżeli w samych już początkach swych
;rządów
Mieszko kieruje uwagę na Pomorze Zachodnie,
Nadodrzańskie,
to musiał w tym czasie posiadać Po-
morze
Wschodnie, Gdańskie, Nadwiślańskie. Nie moż-
na
bowiem było zaczynać zdobywania Pomorza ze
strony
najtrudniejszej. Jak wiemy, wielka puszcza
i
moczary Noteci i Warty przeszkodą tu były nie-
zwykłą.
Natomiast od strony Wisły dostęp do Pomorza
Wschodniego
był dużo łatwiejszy, stąd łatwiejsze
było
jego zajęcie i utrzymanie. W ten sposób Pomorze
Wschodnie
mogło być bramą wypadową w stronę
Pomorza
Przyodrzańskiego, co by uzupełniały ataki
z
południa, przez dolny bieg Noteci i Warty. Jakkol-
wiek
jest to argumentacja czysto rozumowa, wydaje
się
jednak rzeczą wysoce prawdopodobną, że tak,
nie
inaczej, miały się te sprawy. Można tylko jedno
jeszcze
stwierdzić na podstawie porównania zaboru
Pomorza
przez Mieszka ze sprawą podboju tegoż
kraju
przez Bolesława Krzywoustego, że zapewne
nie
była to rzecz łatwa i łatwo mogła zabrać Mieszko-
wi
wiele lat życia. W każdym razie pewne całkiem
wskazówki
tyczące się Pomorza płyną nam z czasów
Zajęcie Pomorza.
167-
znacznie
późniejszych, bo dopiero na kilka lat przed-
datą
znanego zabytku Dogome iudex, ustalaną po-
wszechnie
na czas około r. 990. W tym czasie zatem
wymieniono
tam Pomorze, “longum marę" (tj. wła-
ściwie:
długie morze, sądzę jednak, że należy to
tłumaczyć
jako kraj wzdłuż morza, tj. Pomorze).
Zatem
około r. 990 Pomorze jest notorycznie częścią
państwa
polskiego. Sięgając bardziej wstecz, zwrócić
należy
uwagę na wiadomość, podaną zresztą przez
źródło
dobrze co prawda poinformowane, pochodzące
jednak
z drugiej połowy XI w., mianowicie na kro-
:
nikę arcybiskupstwa hamburskiego, napisaną przez
Adama
Bremeńskiego. Adam w jednym z dodatków
do
swej kroniki, w tak zwanej scholii, przypisywanej
;
jednak samemu kronikarzowi, powiada, że “Eryk,
król
szwedzki zawarł przymierze z przepotężnym
królem
polskim Bolesławem. Bolesław dał (w małżeń-
stwo)
Erykowi córkę albo swą siostrę. Dzięki (takiemu)
przymierzu
Duńczycy zostali nawiedzeni wojną przez
Słowian
i Szwedów. Bolesław, król arcychrześcijań-
ski,
związany przymierzem z Ottonem III podbił całą
Słowiańszczyznę
i Ruś, i Prusów, przez których zo-
.
stał umęczony św. Wojciech, którego relikwie wtedy
Bolesław
przeniósł do Polski". Taką ciekawą wiado-
mość
podaje Adam Bremeński. Otóż, zdaje się, w wia-
domości
tej pomieszano osobę Bolesława z osobą
Mieszka,
bo wszystko wskazuje, że małżeństwo
szwedzkiego
Eryka miało miejsce jeszcze za życia
Mieszka
I, czyli że Mieszko wydał do Szwecji swą
córkę.
Sama niepewność Adama, czy była to córka,
czy
siostra Bolesława, wskazuje na pomieszanie osób
Bolesława
i Mieszka. Otóż wiemy, że ta księżniczka
polska,
znana w Skandynawii pod imieniem Sygry-
168
Mieszka I
dy,
jeszcze za życia swego ojca wydana została za
mąż,
skoro na kilka lat przed śmiercią Mieszka przy-
szedł
na świat syn jej z małżeństwa z Brykiem, mia-
nowicie
Olaf. Rok co prawda jego urodzenia nie jest
znany,
ale literatura historyczna skandynawska twier-
dzi,
że urodził się on najpóźniej w r. 989. Małżeństwo
więc
musiało być zawarte najpóźniej w r. 988. A jest
to
najpóźniejszy termin, nie możemy wykluczyć daty
o
rok czy parę lat nawet wcześniejszej. Nic bowiem
nie
upoważnia do twierdzenia z całą pewnością, że
Olaf
był pierwszym dzieckiem Eryka i Sygrydy.
Inne
względy nakazują również uważać tę datę rze-
czywiście
za termin najpóźniejszy. Olaf buntuje się
między
r. 998 a 1000 przeciw ojczymowi swemu, dru-
giemu
mężowi swej matki, Swenowi Widłobrodemu,
królowi
duńskiemu, a trudno przyjąć, by bunt pod-
niósł
dziesięcioletni czy dwunastoletni wyrostek. Mu-
siał
być więc w czasie tego buntu Olaf młodzieńcem
kilkunastoletnim,
a to uprawniałoby nas do cofnięcia
daty
jego urodzin, a przez to i daty zawarcia mał-
żeństwa
jego rodziców. Czy cofniemy tę datę od r. 988
o
dwa, trzy czy cztery lata wstecz, jest rzeczą obo-
jętną.
Najważniejszą tu sprawą jest fakt, iż Mieszko
szukał
w tych latach sprzymierzeńca przeciwko Duń-
czykom
i znalazł go w osobie króla szwedzkiego Ery-
ka,
z którym wspólnie wojował przeciw Danii. Otóż
to
przymierze polsko-szwedzkie pozwala przypusz-
czać,
że w tym czasie musiała być Polska już potęgą
morską.
Musiała mieć zapewne już od wielu lat Po-
morze
i na tle takiego władania wynikła sprawa prze-
ciwstawienia
się największej potędze owych czasów
na
Morzu Bałtyckim i Północnym, Danii, która
w
ćwierć wieku później zawładnęła Anglią. Widocz-
Za.ięcie Pomorza
169
nie
polityka morska Polski skrzyżowała się gdzieś na
Bałtyku
z ekspansją duńską. By ją unieszkodliwić,
rozbić,
poszukał Mieszko sprzymierzeńca w osobie zię-
cia
Eryka. Musiały również istnieć poważne jakieś
nieporozumienia
króla szwedzkiego z królem duń-
skim,
jeżeli ten złączył się przymierzem z Polską
przeciw
Danii. Zapewne też i polityka niemiecka
•była
zagrożona ze strony duńskiej potęgi. Zresztą an-
tagonizm
duńsko-niemiecki trwał od dawna, a chwi-
lowe
powodzenie oręża niemieckiego nad Danią nie
zażegnało
jego głębszych powodów.
Tak
zatem przymierze polsko-szwedzkie skierowa-
ne
przeciw Danii musiało mieć swoją przyczynę w sto-
sunku
Danii do Polski i Szwecji. Otóż pewna grupa
faktów
pozwala wytłumaczyć, wyjaśnić powody zwią-
zania
się Mieszka z Erykiem. Eryk szwedzki miał
przeciwnika,
pretendenta do korony w królewiczu
szwedzkim
Styrbjórnie, popieranym przez króla duń-
skiego
Haralda Błękitnozębnego. Wiemy, co prawda na
podstawie
sag, ale dość zgodnych między sobą, że
Jomsborg
— tak nazywali Skandynawowie Wolin —
został
opanowany przez Haralda i że naczelnikiem tam.
był
przez czas jakiś Styrbjórn. Wynika z tego, że
Wolin
został opanowany przez Duńczyków i to po-
pchnęło
Mieszka do szukania przymierza i pomocy
w
Szwecji. Dalej zaś, że Wolin-Jomsborg musiał być
w
posiadaniu polskim niewątpliwie już od pewnego
czasu.
Jak dawno, oczywiście trudno określić. Nie-
wątpliwą
zdaje się być bowiem rzeczą, że nie tylko
Wolin,
ale i Szczecin oraz całe Zachodnie Pomorze
i
Wschodnie, Gdańskie, stało się własnością polską,
zdobyczą
Mieszka. Musiało nią być około r. 980, a mo-
że
już i przedtem, może przed śmiercią Dobra-
170
Mieszko I
wy,
w czasie zatem, kiedy Lutycy nie mogli li-
czyć
na życzliwość czy pomoc księcia czeskiego.
Tym
sposobem dokonał Mieszko zjednoczenia wszyst-
kich
plemion lechickich, stał się rzeczywiście panem
największego
słowiańskiego państwa zachodniej Sło-
wiańszczyzny.
Jak wynika wreszcie z przytoczonego
powyżej
tekstu Adama Bremeńskiego, Dania została
przez
połączone siły Mieszka i Eryka zmuszona do
ustąpienia
z Wolina. Koło r. 990 całe Pomorze, zdaje
się,
jest już z powrotem w rękach Polski. Polska pa-
nuje
na całym pobrzeżu, od Odry po Wisłę, od Związ-
ku
Wielookiego po ziemie Prusów.
Oczywiście opowiadania sag są dużo wielomówniej-.ft:
sze,
dają wiele imion i masę szczegółów, których nie<.
stety
niczym sprawdzić nie umiemy. W przeważnej
części
wydają się one wymyślone, zlepione z najroz-
maitszych
wątków, częściowo zupełnie legendarnych,
romansowych.
Jak już było powiedziane, trudno w tych
opowiadaniach
doszukiwać się realnych, pozytywnych-
wiadomości.
Może taki czy inny szczegół mógłby być
i
prawdziwy, niestety, brakuje nam środków wykazania jego
wiarygodności. Jak jest tu wszystko ze sobą
pomieszane
i poplątane, dowodzi fakt, że trzej cesarze
Ottonowie
są w sagach tych jedną osobą. Również
Mieszko
nie jest znany, jego postać zlewa się z Bo-
lesławem
i występuje jedynie pod imieniem syna.
Olaf,
brat Eryka szwedzkiego a ojciec Styrbjórna,
miesza
się z Olafem Trygessonem, królem norweskim.
Bolesław,
a raczej jego ojciec Mieszko, ma wedle sag-
liczne
córki, nieznane w jego genealogii. Jedną jest-
:.Astryda,
wydana przez ojca za rzekomego przywódcę
Jomsborga
Sygwalda. Druga, Gunhilda, ma być żoną
króla
duńskiego Sorna, trzecia zaś, Geire, żoną Ola-
Zojęcie Pomorza
171
fa.
Sam Mieszko żeni się wedle sag z siostrą Swena,
Tyra,
wdową po Styrbjórnie, pretendencie do tronu
szwedzkiego.
Takie są pozornie niezwykle dokładne,
a
w rzeczywistości wymyślone, błędne wiadomości sag.
Stąd
też płynie brak zaufania do tych późnych bar-
dzo
i tak poplątanych, zupełnie fantastycznych opo-
wiadań.
Wbrew opinii niektórych historyków sądzą-
cych,
że w sagach tych podanie miesza się na każdym
kroku
z historią, można raczej powiedzieć, że legenda
tu
miesza się na każdym kroku z legendą, wymysł
następuje
po wymyśle. Chociaż prawdopodobnie oku-
powanie
przez Danię, przez Jomsborczyków, Wolina,
nie
trwało dłużej, jak lat kilka, to mino to sagi znają
co
najmniej paru po sobie następujących naczelników
Jomsborga.
Pierwszym miał być Styrbjórn, syn Olafa,
brata
króla szwedzkiego Eryka. Był dalej Palmatoki,
postać
zdaje się zupełnie legendarna, niehistoryczna.
Ten
Palmatoki nie był w przyjaznych stosunkach
z
Danią i królem Haraldem, który zresztą wedle sag
w
walkach ze swym synem Swenem szukał schronie-
nia
w Jomsborgu i tam miał zginąć z ręki Palma-
tokiego.
Stosunki zaś Palmatokiego z Polską, z Miesz-
kiem
— Burisleifrem miały być dobre. Wedle sag
Jomsborg
byłby czymś w rodzaju okręgu podległego
Polsce,
którego rządcą, namiestnikiem, był Palma-
toki.
Przed swą śmiercią uzyskuje on od Mieszka po-
twierdzenie
następcy. Miał być nim Sygwald, który
bierze
udział w walkach Swena Widłobrodego, syna
Haralda,
z Burisleifrem, porywa dalej podstępnie
Swena
i trzyma go w Jomsborgu, wreszcie pośredni-
czy
w zawarciu pokoju między Swenem a Mieszkiem,
za
co otrzymuje córkę księcia polskiego Astrydę za
żonę.
Z sag tych wynikłaby długoletnia zależność
172
luieszka I
Wolina
bądź od Danii, bądź od Polski, tu i tam przy
pomocy
siedzących w Wolinie piratów skandynaw-
skich.
Jeżeliby Harald brał w opanowaniu Wolina
udział,
to musiałoby to mieć miejsce przed r. 986,
kiedy
umiera. A jeżeliby Styrbjórn był naczelnikiem
Jomsborga,
to chyba nie prędzej, jak po r. 970, kie-
dy
Eryk został królem Szwecji i kiedy mogły wy-
niknąć
spory i walki o tron i następstwo. Stąd też
ci
historycy, którzy w oparciu o ten niepewny ma-
teriał
pragnęli z niego wydobyć użyteczne wiadomo-
ści,
sądzili, że może opanowanie Wolina przez Joms-
borczyków
miało miejsce wcześniej, że z ich pomocy
korzystał
w swych walkach z Mieszkiem już Wich-
man,
że może nawet był wodzem Jomsborczyków
przed
Styrbjórnem. Ale dobrze poinformowany Wi-
dukind
mówi tylko o spółce hrabiego Wichmana z Re-
darami.
Dopiero przy wyprawie z r. 967 zjawiają się
z
nim także i Wolinianie. O posiłkach duńsko-jomsbor-
skich
Widukind nic nie wie, chociaż w tych czasach
stosunki
sasko-duńskie były wrogie i jak wiemy
właśnie
w r. 965 był Harald Błękitnozębny zmuszony
siłą
niemiecką do przyjęcia chrztu. Wynikałoby z te-
go,
że zabór Pomorza ze strony polskiej był bardzo
niedoskonały,
skoro by Dania sprzątnęła Mieszkowi"
najtłustszy
kąsek w postaci Wolina. I po wahaniach,
między
Danią a Polską, ostatecznie dopiero przymierze
Mieszka
z Erykiem przechyliłoby szalę na stronę pol-
ską,
zapewniając Mieszkowi pewniejsze władanie ,
w
Wolinie. Opowiadanie tych poetyckich sag jest je-
szcze
pełniejsze niż to, co powiedziano powyżej. Zna-
ją
one nawet rozmowy rzekomych córek Burisleifra
z
ojcem, bardzo zresztą mądre i pełne politycznego
wyrobienia.
Córka Mieszka — Burisletfra Astryda na
Zajęcie Pomorza
173
wiadomość,
że Sygwald się oświadczył o jej rękę, po-
wiada:
“Wierzę, ojcze, jak bardzo przykre były dla
twego
królestwa przedtem częste napady, które
obecnie,
dzięki Jomsborczykom, się uspokoiły, jeżeli
pozwolisz
im odejść, bez wątpienia broń z ich strony
czy
ze strony innych łupieżców nie będzie ci groźna".
Prawdziwa
szkoda, że nie miał takiej córki Mieszko
ani
że nie posiadał niezwykłej piękności córki Geiry,
która
wedle sag była z ramienia ojca zarządczynią,
królową
prowincji nadmorskiej. Panowała zatem za
ojca
na Pomorzu, a ponieważ w sąsiedztwie jej rezy-
dencji
stał Olaf ze swą flotą, więc już jako wdowa
piękna
Geire wyszła za mąż za Olafa.
Jak
widzimy, sama pełność informacji i wiado-
mości
tych sag, rozwijanych przez wieki w ustach
sagmanów
i skialdów, budzi nieufność. Podobnie i to,
co
nam opowiada o początkach państwa polskiego
Anonim-Gall,
jakżeż rośnie i rozszerza się u Kadłubka
i
wszystkich jego następców do Długosza, a nawet
dalej,
chociaż ci opierali się tylko na Kadłubku, który
nic
więcej nie wiedział prawie jak to, co wyczytał
w
kronice Anonima-Galla. Ale przecież byli to ludzie,
którzy
pisali historię. Sagi zaś były ustnymi opowie-
ściami,
opowieściami “sensacyjnymi", opisującymi nie
dla
historii, ale dla zabawy przygody rycerskie, roz-
bójnicze,
morskie. Występują w nich co prawda wie-
lokrotnie
postacie historyczne, czasami sobie nie
współczesne,
zwykle dziwnie ze sobą poplątane i po-
mieszane.
Bo piewcom tych romantycznych przygód
chodziło
o nadzwyczajność i bohaterstwo, o wątek
heroiczny,
o zaciekawienie słuchaczy, bynajmniej nie
o
utrwalenie prawdy, o uszeregowanie zdarzeń w ja-
kimś
związku, porządku i następstwie chronologicz-
174
Mżeszko I
nym.
I stąd tak trudno wyzyskać to źródło. Nie mo-
żna
zaprzeczyć, że są w tych opowiadaniach wątki hi-
storyczne.
Ale jesteśmy dziś jeszcze dalecy od tego,
by
umieć wyselekcjonować to, co by mogło uchodzić
za
jako tako ustalony pewnik, czy choćby jakie ta-
kie
prawdopodobieństwo. Dlatego też zrozumiała jest
wstrzemięźliwość
w korzystaniu z sag, tak nęcących
nas
swą pełnością i szczegółowością.
Posiadamy
prócz podanych powyżej wiadomości
nawet
statut zasadniczy “ związku" Jomsborczyków.
Czy
jest on autentyczny, prawdziwy, czy może
w
części czy w całości zmyślony, nie wiemy. Można
przypuszczać,
że takie bywały zwyczaje, praktyko-
wane
w rozmaitych grupach piracko-rozbójniczych
wareskich,
włóczących się po świecie i szukających
chleba
bądź to rozbojem, bądź też oddaniem się
w
służbę temu, który tego rodzaju pomocy potrzebo-
wał.
Przytaczamy tu zatem pełny tekst (wedle tłuma-
czenia
St. Zakrzewskiego). Statut ten obejmuje 12 ar-
tykułów.
l. “Nie wolno przyjmować do związku Joms-
borczyków
nikogo, kto nie dojdzie roku piętnastego
i
kto przekracza rok pięćdziesiąty. 2. Nie może się
zapisać
do Jomsborczyków, kto ucieka przed kimkol-
wiek
równym lub nieco wyższym siłą i orężem..
3.
Każdy musi się zobowiązać mścić zgon drugiego
(członka
drużyny) jak brata. 4. Nie wolno uprawiać
donosicielstwa
i siać kłótni wśród obywateli. 5. Co-
kolwiek
zajdzie nowego, należy naprzód donieść wo-
dzowi.
6. Kto zabije ojca, brata czy krewnego innego
członka
drużyny i to się odkryje już potem, jak zo-
stał
przyjęty do drużyny — odłożywszy prywatną
nienawiść
i zemstę, ma oddać sprawę wodzowi na
jego
rozstrzygnięcie. 7. Kobiet nie wolno przyjmować
Zdjęcie Pomorza
175
do
drużyny po wieczne czasy. Jomsborczycy mają
wieść
życie bezżenne. 8. Nikomu nie wolno przeby-
wać
poza grodem dłużej ponad trzy dni bez pozwole-
nia
wodza. 9. Łup wojenny i zdobycz po zabitych ma-
ją
być wystawiane na publiczną sprzedaż (podział)
i
dzielone między rycerzy według losu. 10. Nie wolno
obrażać
drugiego słowami; a gdy powstanie kłótnia,
nie
wolno do niej się mieszać obraźliwymi słowy.
11.
Nikt nie może być przyjęty do drużyny na pod-
stawie
bogactw, pokrewieństwa czy przyjaźni. Ci są
tylko
godni Jomsborga, którzy imię swe dzielnością
polecą
śmiertelnym. 12. Kto zaś prawo zgwałci lub
przekroczy,
z największą hańbą zostanie wyrzucony
z
drużyny".
Powyższy
statut mógłby być dobrze przepisem dla
jakiegoś
zakonu rycerskiego, aż do bezżenności, wzglę-
dnego
oczywiście celibatu, włącznie. Ten przepis o ko-
.“bietach
kłóci się co prawda z wiadomościami o mał-
żeństwach
zawieranych przez Styrbjórna czy Olafa,
ale
o takie drobiazgi poetycka legenda dba mało.
W
każdym razie tego rodzaju przepis o kobietach nie
zachęcał
w owych czasach do przyłączenia się do ban-
dy.
Było to zatem stowarzyszenie bardzo dobrane, bar-
dzo
wyłączne, i dlatego nie mogło być bardzo liczne,
o
ile w ogóle przepisy takie istniały i były szanowa-
_ne i przestrzegane.
ii
Można tu zatem stwierdzić jedno tylko, a mianowicie że Mieszko
dokończył w nie znanym nam bliżej
czasie
zaboru Pomorza, że władał zarówno jego czę-
ścią
zachodnią, nad Odrą, jak wschodnią, nad Wisłą.
.Następnie,
że zabór ten został częściowo unicestwiony
przez
Waregów duńskich, którzy opanowali najważ-
niejszy
handlowo ośrodek na zachodzie, Wolin, i tu
176
Mieszka l
w
Wolinie-Jomsborgu mieli swą fortecę. TU stali
Jomsborczycy
jako załoga, wspierana przez własną
flotę
i przez posiłki duńskie Haralda, a następnie Swe-
na.
Przeciwko tym Jomsborczykom i Danii szuka
Mieszko
I pomocy potęgi morskiej, tak mu dla od-
zyskania
utraconego Wolina potrzebnej, i znajduje ją
w
Szwecji, u swego zięcia króla Eryka. Kiedy zawarte
zostało
to przymierze, nie wiemy dokładnie. Zdaje
się,
że jeżeli Mieszko i Eryk wyparli Danię z Wolina
już
po śmierci Haralda, za rządów Swena, to stać się
to
mogło nie prędzej, jak w r. 986, kiedy umiera Ha-
raid.
W każdym razie koło r. 990, w przypuszczalnym
czasie
darowizny ziem polskich papiestwu, całe już
pobrzeże
pomorskie należy do Polski, która w r. 1000
urządza
dla tegoż Pomorza osobne biskupstwo w Ko-
łobrzegu.
•
Jeden
z faktów najdonioślejszych zatem w tym
tak
obfitym w epokowe zdarzenia panowaniu kryje
się
w głębokim mroku, pozbawiony jest dat pewnych.
Obracamy
się w ramach domysłów, bo prawdziwy
stan
nie został przez współczesnych przekazany po-
tomności.
VII:
WOJNĄ POLSKO-CZESKA R. 990. SPRAWA
PRZYNALEŻNOŚCI
KRAKOWA
Jeżeli
lata regencji cesarzowej Theofanu zapełnił
Mieszko
wyprawami z Niemcami dla stłumienia ruchu
pogańskiego
między Łabą a Odrą, to w r. 990 słyszy-
my
o wojnie pomiędzy Czechami i Polską, Bolesła-
wem
II Pobożnym a Mieszkiem I. Od chwili mał-
żeństwa
Mieszka z Dobrawą w r. 965, zatem w cią-
gu
lat dwudziestu pięciu, po-raz pierwszy dowiadujemy się o
nieprzyjaznych, wojennych stosunkach
obu
władców."
Wypadki
wojenne z r. 990 znamy wyjątkowo do-
brze.
Są one opisane z podaniem bardzo interesu-
jących
szczegółów. Thietmar jest tu dla nas źródłem
głównym,
a daje nam relacje swą niewątpliwie na
podstawie
jakiegoś opowiadania uczestnika i naoczne-
go
świadka tych zdarzeń. Ale dużym i niepoweto-
wanym
brakiem opowieści Thietmara — podobnie
jak
w jego relacji o wyprawie markgrafa Hodona
w
r. 972 — jest zamilczenie powodów konfliktu i je-
go
skutków. Powodów i skutków możemy się tylko
domyślać.
178 Mieszko I
Jak
zapisały krótko roczniki niemieckie pod
r.
990, “Mieszko i Bolesław w ciężkich walkach ze
sobą
się starli". Thietmar zaś opowiada, co następuje:
“W
tym czasie Mieszko i Bolesław szkodzili sobie
nawzajem,
będąc zwaśnieni. Bolesław przyzwał na
pomoc
Lutyków, wiernych zawsze jemu i jego ro-
dzicom.
Mieszko odwołał się (postulat, żądał lub pro-
sił)
do pomocy cesarzowej. Cesarzowa bawiła wówczas
W
Magdeburgu i wysłała Gisilera arcybiskupa, Ekke-
harda
(później markgrafa Miśni), Esikona, Binizona
(obydwaj
grafy z Merseburga) z ojcem swoim i jego
imiennikiem
(pierwszy z Walbeck, drugi z Nordheim),
z
Brunonem i Odonem (grafem ze Stade?) i wieloma
innymi.
Ci ruszyli zaledwie z czterema legiami ku
okolicy
Selpuli (Słupianie, zwani też Slepuły, nad
górną
Sprewą, między Odrą a Nysą). Tu zasiedli we-
dle
błota, przez które ciągnął się długi most. Pod-
czas
nocnej ciszy jeden z towarzyszy Willona, który
poprzedniego
dnia pragnąc obejrzeć swoją posiad-
łość
został pojmany przez Czechów, uciekł i pierwszy
zawiadomił
o niebezpieczeństwie Binizona. Pod wpły-
wem
przestrogi Binizona nasi szybko powstawali,
wysłuchali
mszy z nastającym rankiem — jedni sto-
jąc,
inni siedząc już na koniach, o wschodzie słońca
wyszli
z obozu ciekawi, jak się skończy walka. Wów-
czas
13 lipca nadszedł Bolesław w szyku bojowym;
z
obydwóch stron byli wysłani posłowie. Ze strony
Bolesława
niejaki rycerz imieniem Slopan przystą-
pił
dla zobaczenia naszych szyków i po powrocie
stamtąd
był pytany przez pana (Bolesława), jakie to
wojsko
tam jest, czy można z nim walczyć, czy nie.
Otoczenie
bowiem jego namawiało go, by nikomu
z
naszych nie pozwolił ujść z życiem. Ten (Slopan)
Wojna, polsko-czeskd
179
mu
powiedział: Wojsko to małe jest co do ilości,
jakości
jednak najlepszej i całe jest w żelazie. Możesz
z
nim walczyć, jeżeli jednak zwyciężysz, tak się
osłabisz,
że uchodząc następującego na ciebie wręcz
Mieszka
nie unikniesz, a w Sasach będziesz miał wro-
gów
na wieki. Jeżeli zaś będziesz pobity, koniec z to-
bą
i całym twoim królestwem. Nie pozostanie bo-
wiem
żadna nadzieja. na opór, ponieważ wróg okrąży
cię
ze wszystkich stron. W tego rodzaju rozmowach
uspokoił
się gniew jego, zawarto pokój (Czechów
z
Niemcami, raczej zawieszenie broni), po czym (Bo-
lesław)
zwrócił się do książąt naszych, by ci, którzy
przybyli
przeciw niemu, podążyli z nim na Mieszka
i
chcieli mu pomóc u Mieszka w odzyskaniu jego
rzeczy
(posiadłości). Nasi to pochwalili, a Gisiler ar-
cybiskup
z Ekkehardem, Esikonem i Binizonem ru-
szyli
z nim (Bolesławem), reszta zaś w pokoju wra-
cała
do domu. Z nadchodzącym już zmierzchem ode-
brano
wszystkim broń i natychmiast po złożeniu
przysięgi
zatwierdzającej (zawarty układ) oddano.
Bolesław
z naszymi przybył nad Odrę, wysłany został
poseł
do Mieszka, który powiedział, że ma on (Bo-
lesław)
w swej władzy jego sprzymierzeńców. Je-
żeli
odda zabrane mu królestwo (regnum ablatum),
pozwoli
im (Niemcom odejść cało, jeżeli nie, wszyst-
kich
wytraci. Mieszko na to odpowiedział: jeżeli
król
(Otto III) zechce odzyskać swoich całych lub po-
rzucić
zgubionych, zrobi (jak zechce), on (Mieszko)
jednak
nie chce dla nich niczego w ogóle stracić. Gdy
to
Bolesław usłyszał, co mógł w okolicy złupił i spa-
lił,
nasi jednak wszyscy ocaleli".
,,Wróciwszy
(znad Odry) miasto jedno zajął i od-
dał
je, jakkolwiek mieszkańcy nie stawiali oporu, wraz
180
Mieszka I
z
panem miasta Luty kom na szczęście. Ci ofiarowali,
natychmiast
tę obiatę bogom opiekuńczym, po czym
zaczęto
radzić o powrocie, i Bolesław widząc, że
nasi
bez jego pomocy nie mogą bezpiecznie wracać
do
domu ze względu na Lutyków, puścił ich następ-
nego
dnia o zmierzchu, nagląc do pośpiechu. Co
kiedy
wymienieni wrogowie (Niemców, Lutycy) zro-
zumieli,
usiłowali ich gonić tłumną gromadą. Bo-
lesław
zaledwie ich uciszył słowami: Uważajcie —
wy,
którzyście przybyli tutaj z pomocą dla mnie,
byście
spełnili to dobre, coście zamierzali, wiedzcie,
że
nie zniosę, by ci, którym dałem wiarę i odpuści-
łem
w pokoju, ucierpieli coś złego. Nie jest dla nas
ani
honor, ani - rada, by dotychczasowych zażyłych
przyjaciół
uczynić jawnymi wrogami. Wiem, że mię-
dzy
wami (Niemcami i Lutykami) panuje wielka
nieprzyjażń,
żeby ją pomścić przyjdą dla was czasy
wiele
sposobniejsze. Tymi wywodami uspokojeni Lu-
tycy
zostali zatrzymani przez dwa dni przez Bo-
lesława
i odeszli po odnowieniu starego, przymierza.
Wówczas
ci niewierni, którzy byli w pościgu za na-
szymi,
ponieważ ich mało było, wybrali dwustu ry-
cerzy.
Doniesiono nam o tym od razu przez pewnego
towarzysza
graf a Hodona. Przyśpieszając ucieczkę,
Bogu
dzięki, przybyli cało do Magdeburga, a wrogo-
wie
pracowali na próżno".
Tak
brzmi to obfite w szczegóły opowiadanie
Thietmara
o przebiegu walk polsko-czeskich, a wła-
ściwie
o epizodzie z przesłaną Mieszkowi pomocą
cesarzowej
pod dowództwem arcybiskupa magde-
burskiego
Gizylera. Wynika z niego, że napadającym,
stroną
zaczepną, był tu Bolesław II czeski, któremu
pomagali
zwołani przez niego Lutycy “wierni zaw*-
Wojna polsko-czeska
181
sze
jemu i jego rodzicom". W myśl więc starej tra-
dycji
przymierza, skierowanego, jak sądzić można,
stale
przeciwko Polsce, stawili się u jego boku. Te-
renem
spotkania się armii czeskiej z posiłkami lu-
tyckimi
był kraj Milczan i Słupian, na zachód od
Odry.
W każdym razie główna część opisanych przez
Thietmara
wypadków rozegrała się w pobliżu Odry,
bo
osiągnąwszy brzegi Odry posyła Bolesław par-
lamentariuszy
do Mieszka, stojącego — jak widać —
ze
swym wojskiem po prawym brzegu Odry i broniącego przeprawy przez
rzekę. Jeżeli Bolesław miał pomoc ze strony lutyckiej, to Mieszko
miał ją otrzymać
od
cesarzowej regentki Theofanu. Widocznie o go-
"tującym
się na tym froncie napadzie czeskim był
Mieszko
dostatecznie wcześnie uprzedzony, skoro mógł
o
tym uwiadomić bawiącą w pobliskim Magdeburgu
regentkę,
a ta miała też dosyć czasu, by posłać cztery
oddziały
wojsk pod wodzą arcybiskupa magdebur-
skiego
i przy udziale kilku grafów niemieckich. Za-
znaczyć
też należy, że posiłki te przybyły na czas
na
miejsce. Niemal miały się już spotkać z Miesz-
kiem,
były zaledwie oddalone o jeden dzień drogi od
Odry
i księcia polskiego.
Powód,
dla którego cesarzowa Theofanu udzieliła
pomocy
Mieszkowi, tłumaczy się dość jasno. Mieszko.
był
od lat kilku wiernym i bardzo cennym sprzymierzeńcem cesarstwa w
walkach z buntem pogańskim
na
zachodniej Słowiańszczyźnie i musiał mieć duże
,mznanie
i dobre stanowisko na dworze regentki.
Jeżeli
regentka potrzebowała pomocy Mieszka,
to
nie mogła jej odmówić, kiedy potrzebował jej
Mieszko.
A pomoc taka narzucała się choćby dlatego,
że
Bolesława mieli wspomagać Lutycy, zwalczani
182
Mieszka I
przez
regencję. Dalej wiemy, że w tych czasach, na
parę
lat wcześniej, Bolesław czeski zajął Miśnię.
Czy
zrobił to z wiedzą cesarzowej, czy bez jej wiedzy,
nie
wiemy, ale i ten wzgląd mógł był tu odgrywać
pewną
rolę. Zatarg zaś polsko-czeski był zatargiem
pomiędzy
dwoma książętami — trybutariuszami króla
niemieckiego.
Z tego tytułu mógł podlegać sądowi
regentki
lub regentka czuła się uprawniona do udzie-
lenia
jednej ze stron swej pomocy wojskowej. Jak
widzimy,
postanowiła udzielić jej księciu polskiemu.
Trzeba
tu jednak zaznaczyć, że Gizyler i panowie
niemieccy
postąpili widocznie wbrew instrukcjom
i
życzeniom cesarzowej. Nie dając pomocy wojskowej
Mieszkowi,
weszli w rokowania wielce nielojalne z Bo-
lesławem,
po czym część sił niemieckich odeszła
-do
domu. Reszta zaś, z głównymi dowódcami, została
następnie
przez Bolesława rozbrojona i miała służyć
jako
szantaż w rękach księcia czeskiego przeciwko
Mieszkowi.
Bardzo charakterystyczne jest stanowisko
w
tej sprawie Mieszka, dowodzące pewności siebie
i
przekonania o życzliwym do siebie stosunku Otto-
na
III i regentki. Bo kiedy Bolesław cynicznie grozi
mu,
że jeżeli mu nie zwróci owego “regnum ablatum",
zagarniętego
kraju, to wymorduje wszystkich Niem-
ców
z arcybiskupem na czele, których przeciągnął na
swą
stronę, Mieszko z największym, a również cynicz-
nym
spokojem odpowiada, że jest to mu obojętne.
Sprawa
ta tyczy się króla i jego matki. Jak będą
się
na taki krok Bolesława zapatrywać, czy zechcą
pomścić
swoich pomordowanych, czy mu tę zbrodnię
przebaczyć
Mieszko nie wie. Nie widzi jednak po-
wodu,
by dla ocalenia życia panów niemieckich, przy-
słanych
mu ku pomocy, miał tracić to, co zdobył. Na
Wojna polsko-czeska
183
taki
argument nie znalazł odpowiedzi książę czeski.
Nie
śmiał tknąć Gizylera i grafów niemieckich, bo
było
rzeczą pewną, że oznaczałoby to wojnę z Niem-
cami,
a niewątpliwie po stronie cesarskiej stanąłby
Mieszko.
Jak widać podstęp księcia czeskiego był
za
gruby, by na niego dał się schwytać Mieszko.
Zaś
nielojalni Gizyler i grafowie niemieccy, osłabieni
przez
odesłanie części swego wojska, nie mogli, a za-
pewne
i nie chcieli, iść tak daleko, by pomagać Cze-
chom
i próbować zawsze bardzo trudnej przeprawy
przez
Odrę, bronioną przez wojska Mieszka. W tych
warunkach
nie próbował tego i Bolesław, musiał się
on
zadowolić zniszczeniem okolic na lewym brzegu
Odry.
Wiemy też, że jakiś gród w tych stronach le-
żący
oddał książę czeski pod miecz pogańskim Luty-
kom,
co wcale barwnie opisuje Thietmar, jakoby
z
tego grodu zrobili Lutycy ofiarę swoim bogom.
Jest
rzeczą prawdopodobną, że grodem tym była
Niemcza
łużycka, o której zachowało źródło czeskie,
tzw.
Mnich Sazawski, wiadomość, że tegoż roku
“Niemcza
przepadła".
Ale
ogólne tło tej wojny jest ciemne. Nie znamy
jej
powodów, nie wiemy nic o jej skutkach. Dadzą
się
tu jedynie pewne wyrozumowane uwagi wysunąć,
pewników
ustalić nie możemy.
Na
wiele lat przedtem, w r. 982, został biskupem
praskim
Wojciech syn Sławnika, księcia na Libicach.
Księstwo
to, jak wykazano powyżej, pokrywało znacz-
ną
część wschodnich Czech, przylegając długą górską
granicą
do Śląska. Był to już ostatni przeżytek cza-
sów
dawno minionych, okresu już w Czechach zam-
kniętego,
istnienia księstw i książąt dzielnicowych,
plemiennych.
Jak w Polsce przez Piastów, tak
.184
Mieszka I
w
Czechach przez Przemyślidów wytępieni, dawno,
już
zniknęli wobec przewagi i siły dynastii; Ksią-
żęta
na Libicach utrzymali się jednak, a zawdzię-
czali
to niewątpliwie poparciu dynastii saskiej,
z
którą się spokrewnili i która ich podtrzymywała.
Zapewne
odgrywali rolę, w tym wewnętrznym usto-
sunkowaniu
się sił do siebie i Polski, Piastowie,
którym
milszy i wygodniejszy był sąsiad czeski
słabszy
niż władca zjednoczonych Czech. Tym spo-
sobem
książęta na Libicach przetrwali do końca X w.,
do
r. 995, gdy inne tego rodzaju państewka od dawna
już
przeszły pod władzę Przemyślidów. Po bitwie
nad
rzeką Lech w r. 955, kiedy Otto I rozbił Ma-
dziarów,
Czesi korzystając z ich klęski opanowują
znowu
Morawy, bardzo zdaje się spustoszone i wy-
ludnione
przez Węgrów. Nie tykają jednak księstwa
libickiego
Sławnika. Widocznie uważają takie zadanie
za
zbyt trudne i ryzykowne i nie chcą z tego względu
wchodzić
w konflikt z tymi, którzy by mieli interes
w
bronieniu niezależności czy odrębności tego księ-
stwa.
W związku z tym posłanie syna Sławnika na
biskupstwo
praskie jest dowodem, że Bolesław II szu-
kał
w tym czasie pewnego porozumienia ze Sławni-
kowicami,
osadzając na pierwszym w Czechach dyg-<,
nitarstwie
kościelnym członka rodu dynastycznego,
niewątpliwie
mało przyjaznego i życzliwego Prze—"1;;
myślidom.
Była to także jedyna okazja, z której
korzystał
Bolesław Pobożny, by osadzić na stolcu •.-,
biskupim
Czecha a nie Niemca. Bo Czech ten jako "
wychowaniec
szkoły katedralnej magdeburskiej i spo-,:"
krewniony
z dynastią saską miał dane uzyskania po--
twierdzenia
przez cesarza. A jeżeli nie on będzie
Wojna polsko-czeska
185
biskupem,
to cesarz
narzuciłby kogoś innego, Niemca •
oczywiście.
,
Ale
tą drogą miał Bolesław II w swych rękach jakby
zakładnika
Sławnikowiców, tym sposobem mógł wy-
wierać
również pewien wpływ na stosunek do siebie
.braci
św. Wojciecha. Jak wiemy, stanowisko Wojcie-
cha
w Pradze było bardzo ciężkie i trudne. Jego
żywoty
kładą co prawda nacisk na to, że owieczki
biskupa
okazały się kozłami, ale sądzić można, że
i
strona polityczna jego biskupiego stanowiska była
niełatwa
i wymagałaby większej giętkości, niż ją
posiadał
Wojciech. Książę nie udzielił dostatecznego
poparcia
biskupowi w jego pracy pasterskiej, może
i
umyślnie, by w ten sposób dyskredytować i ród,
którego
członkiem był Wojciech. Otóż po kilku la-
tach
bezsilnego i bezowocnego szamotania się z trud-
nościami
— a trzeba wiedzieć, jak nieżyciowym,
pozbawionym
zmysłu rzeczywistości był święty —
rzuca
on w r. 989 swe biskupstwo i, udaje się do
Rzymu,
by tu. oddać papieżowi Janowi XV pastorał.
Zdaje
się zatem, że trudności, które spotkał św. Woj-
ciech
w Czechach, były nie tylko kościelnej, reli-
gijnej
natury, ale i politycznej. Wyjazd jego do Rzy-
mu,
opuszczenie Czech i Pragi następuje w r. 989,
Zatem
w chwili, kiedy konflikt polsko-czeski musiał
być
już na porządku dziennym, kiedy już się przera-
dzał
w wojnę. Jakie było tu stanowisko książąt libic-
kich,
nie wiemy. Można przypuszczać, że Bolesław im
nie
ufał, a zatem nie miał też zaufania do biskupa
To
byłby zapewne polityczny motyw, który skłonił
św.
Wojciecha do porzucenia Pragi i Czech. Tak
zapewne
już w r. 989 były stosunki Czech i Polski za-
ognione.
Prawdopodobnie zagarnięcie owego tajem-
186
Mieszka I
niczego
“regnum ablatum" miało miejsce jeszcze
w
r. 989, gdy na rok następny przypada wyprawa
odwetowa
Bolesława, by zapewne odebrać to, co
Mieszko
poprzednio zagarnął.
W
każdym razie wyprawa Bolesława przeciw
Mieszkowi
skończyła się niepowodzeniem. Bolesław.
nie
czuł się widocznie dość silny, by spróbować wraz
z
Lutykami przeprawy przez Odrę. Czuł, że za Mie-
szkiem
stoi cesarzowa regentka, że wreszcie o jego
stosunek
do wysłanego na pomoc oddziału Gizylera
może
mieć słuszne pretensje Otto III i jego matka.
I
to zapewne musiało hamować księcia czeskiego, skoro
udało
mu się tylko połowicznie pozyskać Gizylera
i
panów saskich, i to w sposób dla samych Niemców
mało
honorowy i zaszczytny, raczej im ubliżający.
Można
przypuszczać — chociaż o tym Thietmar nie
mówi
— że sami panowie niemieccy wpływali na
Bolesława,
by się najśpieszniej wycofał z kraju Mil-
czan.
Wątpić bowiem można, czy byłoby dla nich
bezpiecznie
znaleźć się pomiędzy walczącymi ze sobą
wojskami
czeskimi i polskimi. O przejściu ich w razie
walki
na stronę polską, jak to było zlecone im przez
cesarzową,
nie mogło być mowy, zbyt silnie trzymał
ich
w swej dłoni Bolesław. Walczyć zaś po stronie
czeskiej
przeciw Mieszkowi byłoby jaskrawym zlek-
ceważeniem
danej im instrukcji. W ich interesie
leżało
zakończenie najspieszniejsze działań wojennych
i
możność szybkiego powrotu do Magdeburga, bez
komplikacji,
jaką dla nich byłaby walka stron obu
i
obecność po stronie czeskiej Lutyków.
Ale
wszystko to nie wyjaśnia nam zasadniczego
pytania,
najważniejszego, o co właściwie toczyła się
walka
w r. 990, gdzie należy szukać owego “regnum
Wojna polsfco-czeska
187
ablatum"?
W rozmaity sposób starano się to wytłu-
maczyć,
przeważnie przypuszczeniem, że mogło tu
.chodzić
o Kraków, względnie o Kraków i Śląsk. Wo-
bec
braku wszelkich wiadomości pozostaje nam tylko
rozumowanie.
Gdyby tu chodziło o Kraków, byłoby
rzeczą
wcale dziwną, że Bolesław wyprawia się na
-Łużyce,
by odzyskać Kraków. Lutycy mogli mu
zawsze
pomagać, choćby dywersją na północy zmusić
księcia
polskiego do rozdzielenia sił, by bronić się na
północnym
i południowym zachodzie. Także i owa
zdobycz
na Czechach wydaje się być świeżej daty.
Trudno
także przypuścić, by Bolesław dopominał się
zwrotu
jakiegoś terytorium dawno już utraconego.
Ale
jeżeli Czesi nie najeżdżają ani ziemi krakowskiej,
ani
śląskiej, a wkraczają do ziemi łużyckiej, do kra-
iku
Milczan i Słupian, jeżeli tu odgrywa się scena
opisana
przez Thietmara, jeżeli te strony łupi osta-
tecznie
i niszczy Bolesław do spółki z Lutykami,
jeżeli
tu stracono Niemczę łużycką, zapewne iden-
tyczną
z tym grodem, którego mieszkańców pozwolił
wyciąć
w pień książę czeski Lutykom, to raczej sądzić
wolno,
że właśnie o te strony toczył się spór Bo-
lesława
z Mieszkiem. Wiemy, że był to teren, na
który
były zwrócone oczy zarówno Czechów, jak
Polaków
i Niemców, że tu dokonał podboju w r. 963
markgraf
Gero. Wiemy, że te strony były kościelnie
włączone
do biskupstwa w Miśni, skąd Niemcy uwa-
żały
je za teren, jeżeli nie do nich należący faktycznie,
to
jednak dla nich zastrzeżony. Wiemy również, że
Bolesław
II po powstaniu 983 r. zajął Miśnię dla
siebie,
w jakim obszarze nie wiadomo. Otóż te strony
były
również ważne i pożądane nie tylko dla Czech,
ale
i dla Polski. Trudno jednak powiedzieć coś pew-
i-,-188
Mżeszfco I
-hiejszego
w tej sprawie. Trudno zgadywać, czy
w
okresie rozprzężenia na Połabiu wskutek buntu
pogańskiego
zajął kraj Milczan i Słupian Mieszko
i
w ten sposób przekreślił rachuby czeskie, czy też
strony
te odebrała Czechom Polska. Także i stosunek
do
tych spraw cesarzowej regentki nie jest jasny.
Nie
jesteśmy w stanie sądzić, czy np. akcja Mieszka
dla
zajęcia tego “regnum ablatum" nie nastąpiła
w
porozumieniu z cesarzową. Bo mogłoby to być bądź
pewnym
odszkodowaniem księcia polskiego za jego
zasługi
w sprawie uspokojenia ruchu na Połabiu,.
bądź
też cesarzowa pozwoliła mu na tymczasowe;
opanowanie
Milczan, by ułatwić mu stworzenie wy-
padowej
bazy przy walkach z powstaniem pogańskim.
-
Jak reagowała cesarzowa Theofanu na stanowisko
Bolesława
wobec Mieszka lub jakie zajęła stanowisko
wobec
Gizylera i grafów niemieckich, którzy mając
obowiązek
pomagać Mieszkowi nie spełnili nałożonego
.
na nich zadania,
nie wiemy. Wiemy tylko, że
w
r. 991 otrzymał Gizyler trzecią część trybutu cze-
skiego,
przez co dostał się książę czeski w pewnego
rodzaju
zależność i nadzór arcybiskupa magdebur-
skiego.
Nie wiemy także, jakie stanowisko zajęła
cesarzowa
wobec w każdym razie nielojalnego sto-
sunku
Gizylera do jej polecenia pomagania Mieszkowi,
Na
Wielkanoc 991 r. zjawił się u małego króla i
ce-
sarzowej-regentki
w Kwedlinburgu sam Mieszko. Miał
zatem
sposobność poskarżyć się osobiście cesarzowej
zarówno
na księcia czeskiego, jak na arcybiskupa, któ-
ry
nie był w łaskach u cesarzowej. Mógł więc ze swej
strony
sprawy te oświetlić. Ale jeżeli Mieszko zwró-
cił
uwagę cesarzowej na nielojalne zachowanie się
wodzów
kontygentu przesłanego mu na pomoc, to nie
Sprawa Krakowa
189
dało
to żadnego skutku. Już w parę tygodni później.
zmarła
cesarzowa matka, a opiekę nad małoletnim
Ottonem
III objęła cesarzowa-babka Adelaida, mając
do
pomocy arcybiskupa mogunckiego Willigisa. Sam
jednak
Mieszko nie stracił łask na dworze, skoro,
tegoż
roku razem z Niemcami oblegał Braniborz- -
Sprawą
niezwykle ciemną z czasów pierwszego
historycznego
Piasta, kartą niewątpliwie najtrud-
niejszą
do rozświetlenia, jest zagadnienie, czy Kraków
i
Śląsk lub czy tzw. później Małopolska należały
do
Mieszka, czy też były własnością czeską. Dalej,
nasuwa
się pytanie, kiedy mogły się te ziemie dostać
we
władanie Piastów, czy jeszcze za Mieszka, czy
dopiero
za czasów jego syna Bolesława Chrobrego
w
r. 999.
Pozornie
istnieje nawet pewna obfitość źródeł.
i
dawnych wiadomości, w rzeczy zaś samej wszystkie
one
pozwalają na najrozmaitsze tłumaczenie. I dla-
tego
istnieje tak duża rozmaitość zdań, od stwierdze-
nia
o przynależności tych ziem do Mieszka do po-
glądów,
że nie stanowiły OĄe części państwa Mieszko-
wego,
że były w tym czasie w związku z Czechami,
przez
nich zabrane, zajęte czy zdobyte. •
Źródeł
do tego zagadnienia mamy czt&ry, nieza-
leżne
od siebie, i stąd wydawałoby się Wcale wiaro-
godne.
Pierwszym z rzędu jest relacja podróżnika
i
dyplomaty arabsko-żydowskiego Ibrahima-ibn-Ja-
kuba,
który bawił w r. 966 na dworze Ottona I i opi-
sywał
następnie kraje Europy środkowej, podając-
przy
tym wiele informacji o Czechach i Polsce. Dru-
gim
źródłem jest wspomniany już znany zabytek
190
Mżeszko J
Dagome
iudex, pochodzący z czasów papieża Jana XV,
988—996,
przechowany w zbiorze tekstów kanonicz-
nych
kardynała Deusdedita z końca XI w., a prze-
kazany
w późniejszych jeszcze odpisach. Trzecim by-
łaby
notatka zapisana pod r. 999 w kronice czeskiej
Kosmasa,
pochodzącej z pierwszej ćwierci XII w»
Czwartym
źródłem jest dokument Henryka IV
z
r. 1086, od lat 70 wielokrotnie omawiany przez ba-
daczy
czeskich, niemieckich i polskich.
Te
cztery źródła mówią o Krakowie. Chodzi jed-
nak
o to, jak niektóre z nich tłumaczyć, do czego
i
do jakiego czasu mogą się one odnosić, i czy mamy
tu
do czynienia z pozytywnymi wiadomościami, które
by
uprawniały do przyjęcia za prawdziwe tego, co
zdają
się głosić. Nad całą tą sprawą, tak zawiłą
i
trudną, przyjdzie nam się tu choćby w krótkości
zastanowić.
Nie sposób bowiem bez głębszego i dokładniejszego uzasadnienia
zająć tu. stanowisko po-
zytywne
czy negatywne i stwierdzić, jaki mógł być
stan
rzeczy w X w. Bo pozytywnie stwierdzić można
rzecz
tylko jedną, że w latach 999 i 1000, w okresie
Gniezna,
Śląsk i Kraków należał do Bolesława Chro-
brego,
skoro w tym czasie stworzono biskupstwa
we
Wrocławiu i w Krakowie pod władzą metropoli-
tów
gnieźnieńskich. Ale wszystko, co może się odno-
sić
do czasów wcześniejszych niż r. 1000, wymaga
już
odpowiedniejszego stwierdzenia, podlega krytyce
i
dokładnemu rozbiorowi.
Należy
jednak podkreślić, że jakikolwiek będzie
rezultat
poniższych rozważań, będzie on zawsze je-
dynie
przybliżony do prawdy. Jeżeli w badaniach
historycznych
z natury samego przedmiotu i z natury
samego
materiału historycznego, źródeł historycznych,
Sprawa Krdfcowa
191
możemy
mówić tylko o względnym zbliżeniu się do
obiektywnej
prawdy, to w tym wypadku pozostaną
zapewne
na zawsze dwie sobie przeciwstawione opi-
nie,
ze sobą niezgodne i wzajemnie się wykluczające.
Rozwiązania,
na które mogłaby być powszechna
zgoda,
zapewne nie znajdziemy. Od subiektywnego"
osądu
zależy, czy ktoś uzna jedną czy drugą grupę
argumentów
za wystarczającą, czy będzie się odnosił
do
całego tego zagadnienia pozytywnie czy negatywnie;
Zaznaczyć
tu należy, że najsłabiej jest umotywo-
wana
przynależność Śląska do Czech w X w., bo
o
Śląsku w ogóle nie mamy na całej przestrzeni
X
w. pozytywnych wiadomości, poza zabytkiem Da-
gome
iudex. Przyjmuje się na ogół dość wyrozumo-
waną
podstawę, że jeżeli dzielnica krakowska w swych
najdalszych
granicach należała do Czech, to nie mogła
być
związana z Czechami wąską podstawą tzw. Bra-
my
Morawskiej. Musiała mieć szerszą podstawę, a tą
mogłaby
być jedyna równoczesna przynależność Ślą-
ska
do państwa Przemyślidów. Jak widzimy, podstawa
takiego
twierdzenia jest czysto rozumowa, nie jest
konieczna
i brak tu wszelkiej wskazówki źródłowej.
Najprostszą
i najłatwiejszą do rozwiązania trud-
nością
będzie notatka Kosmasa pod r. 999 podana,
że
“książę polski Mieszko (t j. Bolesław Chrobry, Ko-
smas
miesza ojca z synem), nad którego nie było
chytrzejszego
człowieka, odebrał podstępem Kraków,
wszystkich
tam znajdujących się (Czechów) wygu-
biwszy
mieczem". Już przed wielu laty oceniając tę
wiadomość
jeden z najznakomitszych polskich uczo-
nych,
K. Potkański, zauważył, że “względy za i prze-
ciw
prawie się równoważą. Kosmas mógł nie chcieć
powiedzieć,
nawet gdyby wiedział, że to jego ulu-
192
Mieszka I
bieniec,
Bolesław II, utracił Kraków — to osłabia
wiarogodność
jego opowiadania. Ale również i to, że
w
cztery lata później, w 1003 roku, książę czeski do
tego
samego Krakowa przyjeżdża jako gość i przyja-
ciel
Bolesława. Z drugiej znów strony w owych cza-
sach
śmierć księcia zwykle była hasłem napadów,
czyhali
na nią nieraz sąsiedni władcy jako na spo-
sobność
zagrabienia czegoś lub przynajmniej obło-
wienia
się łupem. Bolesław Chrobry mógł istotnie
w
tynT czasie Kraków zająć... Innych wewnętrznych
znamion
autentyczności brak opowieści naszego kro-,
nikarza.
Szczegół o zamordowaniu załogi grodowej,
nie
wiadomo, czy jest echem rzeczywistego zdarze-
nia,
czy też wymysłem samego Kosmasa. Mówi on
przecież
o Bolesławie Chrobrym, że nie było nad-
niego
podstępniejszego człowieka;; ludzie zaś pod-
stępni
używają podstępów, a więc skoro Bolesław
zdobył
Kraków, mógł tylko podstępem tego doko-
nać".
Ale naszą wiarę w podaną przez Kosmasa datę
r.
999 zachwiewa przede wszystkim to, że przecież
W
tymże roku 999 na synodzie w Rzymie było uchwa-
lone
utworzenie prowincji kościelnej gnieźnieńskiej,
a
tym samym Gnieznu jako metropolitalnej stolicy
miało
podlegać także biskupstwo krakowskie, czyli
przy
ówczesnych środkach komunikacyjnych trudno
by
było włączyć taki świeży nabytek do tworzonej
.właśnie
organizacji kościelnej. Budowa tej prowincji
kościelnej,
jej podział, granice poszczególnych bis-
kupstw,
częściowo sprawa ich uposażeń, musiała być
"
już od pewnego czasu przedmiotem narad i rokowań
Bolesława
Chrobrego lub jego wysłańca, zapewne
Radyma-Gaudentego,
arcybiskupa gnieźnieńskiego
•i
brata św. Wojciecha, zarówno z papieżem Sylwe-
Sprawa Krakowa
193
strem
II (o ile nie jeszcze z jego poprzednikiem
Grzegorzem
V), jak i z cesarzem Ottonem III. Ten
wzgląd,
że już w r. 999 stworzono prowincję gnieź-
nieńską,
czyni datę zajęcia Krakowa przez Polskę,
r.
999, niemożliwą, a z tym bądź należałoby cofnąć
datę
zaboru o wiele lat wstecz, bądź też uznać całą
wiadomość
za wymysł.
Dalej
w związku z tym trzeba by rozpatrzyć też
sprawę
przynależności kościelnej Krakowa do tego
czasu,
tj. do r. 999. Przyjąć by bowiem wypadało,
jak
się też na ogół przyjmuje, że jeżeli stworzono
w
latach 973—975 dla Czech i Moraw dwa biskup-
stwa,
które zależały kościelnie od arcybiskupa
metropolity
mogunckiego, to zapewne i Kraków,
jeżeli
należał politycznie do Czech, zależeć musiał
kościelnie
od biskupstwa morawskiego. Kiedy zaś to
morawskie
biskupstwo zostało zlikwidowane i połą-
czone
z praską diecezją, należałby do Pragi, a przez
Pragę
zależałby od arcybiskupstwa mogunckiego.
Otóż
w latach 999 i 1000, kiedy tworzono prowincję
kościelną
gnieźnieńską, a z nią biskupstwo w Krako-
wie,
trzeba by było zwalniać ten Kraków nie tylko
od
zwierzchności praskiego biskupa, ale i mogun-
ckiego
metropolity. A wiemy, jak było to trudne
z
punktu widzenia obowiązującego w owych cza-
sach
prawa kanonicznego. Tymczasem nic nie słyszy-
my,
by w latach 999 i 1000 czy to biskup praski, czy
potężny
Willigis, arcybiskup moguncki, walczyli
o
swoje prawa czy podnosili jakiekolwiek roszczenia
do
Krakowa, czy wreszcie by jakichkolwiek zrzekali
się
uprawnień. I to spostrzeżenie zwraca się przeciw
czeskiemu
władaniu w Krakowie w obrębie ostatnich
25
lat X w. Bo jeżeli biskupstwa praskie i moraw-
13 Polska X _ xi wieku
194
Mieszka I
skie powstały w latach 973 i 975, a nie władały koś-
.
ciemię ani w Krakowie, ani na Śląsku, trzeba by ra-
czej
sądzić, że ziemie te nie były w owym czasie
w
posiadaniu Czech. Chyba, że przyjmiemy założenie
-
mało prawdopodobne, że zostawiono je poza organi-
zacją
kościelną czeską.
Tak
zatem data podana przez Kósmasa, r. 999,
jest
niemożliwa, a dalsze konsekwencje stawiają pod
znakiem
zapytania możność przyjęcia sądu, że przez
czas
dłuższy należał Kraków politycznie do państwa
[czeskiego.
Pierwszym
chronologicznie źródłem do zagadnie-
nia
Krakowa jest wspomniany tu już kilkakrotnie
Ibrahim-ibn-Jakub.
Ibrahim mówi w swej relacji
trzykrotnie
o Krakowie. Raz nazywa Bolesława I
Okrutnego
księciem Pragi, Czech i Krakowa. Drugi
raz
określa odległość Pragi od Krakowa na trzy
tygodnie
podróży. Trzeci raz powiada, że przybywają
do
Pragi z Krakowa kupcy z towarami, a mianowicie
Rusini
i Słowianie.
,
Wydawałoby się zatem, że mamy tu już sporą
liczbę
wiadomości i informacji o Krakowie i to dość
wczesnych,
skoro pobyt Ibrahima na dworze cesarza
Ottona
daje się dokładnie określić na wiosnę r. 966.
Nie
można też zaprzeczyć, że z wiadomościami przez
niego
podanymi należy się do pewnego stopnia liczyć.
Jest
co prawda Ibrahim na ogół źródłem trzeciorzęd-
nym,
niewątpliwie przecenionym. Łatwowierność jego
graniczy
z naiwnością, gdy opowiada o Amazonkach
mieszkających
między Polską a Rusią, a każe nam
w
to wierzyć, bo opowiadał mu to sam cesarz Otto I.
Z
takich anegdotycznych szczegółów składa się prze-
ważna
część jego opisu krajów Europy środkowej.
Sprawd KteSsowa
195
Jeżeli
można sądzić, że wcale dokładnie opisał drogę
do
kraju Nakona, Obodrytów, od Magdeburga, to
już
trasa, jaką kreśli z Magdeburga do Pragi, jest dość
niewyraźna,
zwłaszcza jeśli chodzi o terytorium sa-
mych
Czech. Trudno stąd też wywodzić, czy Ibrahim
sam
odwiedził Pragę, czy w niej był, czy nie. A nawet
jeżeliby
był w Pradze, trudno osądzić, jak się w tam-
tejszych
stosunkach orientował. Mówi co prawda, że
Praga
jest zbudowana z kamienia, mówi o handlu
skupiającym
się na targowisku praskim, ale są to
wszystko
wiadomości, które sam mógł łatwo pozbie-
rać
od kupców żydowskich, bez konieczności oso-
bistego
zwiedzenia Czech i Pragi. Bo już w określeniu,
że
Bolesław jest panem Pragi, Czech i Krakowa, tkwi
jakieś
nieporozumienie czy niezrozumienie, które
badacze
starają się w najrozmaitszy sposób wytłu-
maczyć.
Odnosi się to zwłaszcza do zrównania Pragi
i
Czech. Wolno przeto z pewnym sceptycyzmem za-
patrywać
się na informację Ibrahima
o Krakowie.
Następna
wiadomość, tycząca się Krakowa, przy-
nosi
nam regestr, streszczenie zapisu Polski Stolicy
Apostolskiej,
tzw. Dagome iudex. Zabytek ten, po-
chodzący
z czasu około r. 990, opisuje granice kraju
darowanego
papiestwu. Od opisu tych granic wyma-
ga
się pewnej konsekwencji, takiej, jaką dziś stosu-
.
jemy nawet na elementarnym poziomie nauki geo-
grafii.
Konsekwencji tej zapewne trudno żądać od
tego,
kto redagował to pismo w końcu X w., następnie,
streszczane
i zapewne w niejednym miejscu w końcu
XI
w. tak zniekształcone, iż myślano nawet, że zapis
ten
odnosi się do Sardynii. Otóż w zapisie tym wy-
znaczono
granice ziemiami niepolskimi, jak Prusów
i
Rusi, następnie dodano “usque in Craccoa", aż
13*
196
Mieszka I,
do
Krakowa, a
dalej rzeką Odrą. Niektórzy badacze,
biorąc
asumpt z określenia, że Prusy i Ruś są grani-
cą,
czyli że Prusy i Ruś, słusznie, należy traktować
jako
leżące poza Polską, tłumaczą analogicznie wy-
znaczenie
Krakowa granicą. Znaczy to, że Kraków
znajduje
się jeżeli nie poza obrębem państwa Mie-
szkowego,
to przynajmniej poza obrębem darowizny
uczynionej
Stolicy Apostolskiej. Otóż nie mamy naj-
mniejszej
pewności, że redaktor aktu darowizny rze-
czywiście
trzymał się konsekwentnie zasady tego, co
ma
być wyrażone inclusive, włącznie, a co exclusive,
wyłącznie,
jak Prusy i Ruś. Raczej pod tym wzglę-
dem
można mieć poważne wątpliwości, o których
będzie
jeszcze mowa poniżej przy omawianiu tego
zabytku.
Gdyby było tak, jak to chcą tłumaczyć nie-
którzy
z naszych badaczy, że Kraków był wyznaczony
jako
dzielnica Bolesławowi Chrobremu, gdy reszta
kraju,
ofiarowana Stolicy Apostolskiej, miała ulec
podziałowi
między synów Mieszka z drugiego mał-
żeństwa,
to byłoby rzeczą dziwną, że dzielnicy Bo-
lesława
Chrobrego nie włączył Mieszko do aktu da-
rowizny.
Tym sposobem przecież zyskiwałby utwier-
dzenie
podziału nie tylko powagą własną seniora
rodu,
ale i cennym autorytetem czynnika zewnętrz-
nego,
jakim było bądź co bądź papiestwo, a z nim
w
związku i władza cesarska. Dlatego też zbyt sub-
telne
tłumaczenie, że mowa tu o Krakowie: wy-
łącznie,
to znaczy, że Kraków, a z nim zapewne zie-
mie
południowe Polski, znajdują się • poza obrę-
bem
państwa Mieszkowego, czy to wydzielone
Chrobremu,
czy należące do -Czech, jest tylko próbą
tłumaczenia,
próbą opartą o bardzo subiektywną in-
terpretację
tego źródła i mało przekonywającą.
Sprawa Krakowa,
197
Jeszcze
inaczej przedstawia się sprawa informa-
cji,
które, czerpiemy z przywileju Henryka IV
z
r. 1086. W dokumencie tym, przechowanym tylko
w
kopii i w przekazie czeskiego kronikarza Kosmasa,
którego
autentyczność jest broniona przez specjali-
stów,
powołuje się kancelaria cesarska na świadectwo
cesarza
Ottona I i papieża Benedykta, tyczące się
założenia
biskupstwa praskiego, które rzekomo od
początku
miało obejmować Czechy i Morawy. A wie-
my,
że na początku ustanowiono dwa biskupstwa,
osobne
dla Czech i dla Moraw, i że stało się to już po
śmierci
Ottona I, chociaż plany ich utworzenia mo-
gły
były powstać jeszcze za jego życia. Dalej w tym
dokumencie
opisane zostały granice owego biskup-
stwa
praskiego. Są one określone bardzo ciekawie,
w
niektórych odcinkach nawet bardzo dokładnie. Mu-
siały
być wzięte z jakiegoś bardzo dawnego źródła
czy
raczej dawnych źródeł. Ale szczegóły tego opisu
tracą
dużo dawniejszymi czasami i sposobami, które
.dawno
wyszły z użycia, nie były stosowane w XI w.,
a
niejednokrotnie wydają się nawet nie dostosowane do
drugiej
połowy X w. Jest też tam ustęp zastanawia-
jący,
wymienia on jako granice biskupstwa praskiego
na
wschodzie rzeki Bug i Styr z miastem Krakowem.
Twierdzi
również, że należy tu prowincja, której na-
zwa
jest Wag, zatem nad rzeką Wag na Węgrzech,
ze
wszystkimi ziemiami należącymi do rzeczonego
miasta
Krakowa w obrębie Bugu, Styru i Wagu.
“Dalej
(kraj ten) od granic węgierskich ciągnie się
do
gór, którym miano jest Tritri", tj. Tatry.
Otóż
nie jest nam wiadome, by kiedykolwiek bis-
kupstwo
praskie rozciągało swą zwierzchność kościel-
ną
od granic bawarskich aż do Bugu i Styru, daleko
198
Mieszka I
na
wschodzie. Tak samo trudno by było pojąć, by
mogły
to być kiedykolwiek granice polityczne pań-
stwa
Przemyślidów. Nie może ulegać wątpliwości,
że
biskup praski Gebhard, kiedy za czasów Henry-
ka
IV zbierał materiały dla przedłożenia tytułów
prawnych,
tyczących się swych roszczeń do granic
swego
biskupstwa i jego potwierdzenia, robił jakieś
poszukiwania
biblioteczne. Znalazłszy pewne wiado-
mości,
świadomie czy może raczej nieświadomie,
przez
niemożność ich ocenienia i zrozumienia z punk-
;
tu widzenia
prawnego, jak historycznego, włączył je
wszystkie
do swego elaboratu i przedstawił kancelarii
, cesarskiej, której był kanclerzem. Byłyby tu zużytko-
wane
przez niego rozmaite zapewne wiadomości, z roz-
maitych
pochodzące czasów, z różnych, zapewne
ze
sobą
nie łączących się i nie wiążących się źródeł.
Zlepione
razem w dokumencie z r. 1086 tworzą stek
zagadek,
nad którymi od lat kilkudziesięciu na próżno
głowią
się historycy czescy, polscy i niemieccy. Za-
znaczyły
się na ogół trzy tendencje, trzy próby roz-
wiązania
tego problemu. Jedni uważają, że jest to
ślad
stosunków wieku IX, z czasów Państwa Wielko-
morawskiego,
kiedy to Swiętopełk, pokonawszy księ-
cia
Wiślan, posunął granice Wielkich Moraw daleko
na
wschód. Może nawet Bug i Styr nie były fak-
tycznymi
granicami Państwa Wielkomorawskiego, ale
mogłyby
być granicami ich zamierzonej ekspansji i ich
wpływów
kościelnych. Tak więc część badaczy twier-
dzi,
że znajdujemy tu odbicie stosunków z ostatniej
ćwierci
IX w., które przeniesiono do dokumentu
o
200 lat późniejszego, a mającego świadczyć o cza-
sach
założenia biskupstwa w Pradze. Druga teza
przyjmuje,
że chodzi tu o granice z czasów fundo-
Sprawa Krakowa
199
wania
biskupstwa praskiego. Stwierdza zatem, że
państwo
czeskie za Bolesława I i II władało ziemiami
po
Bug i Styr, graniczyło z Rusią. Więc i Kraków
znajdowałby
się w obrębie czeskiego władania.
Wreszcie
trzecie tłumaczenie głosi, że po ustąpieniu
i
ucieczce Bolesława Śmiałego Wratysław II czeski
zajął
Kraków, a może i dalsze strony, i w ten spo-
sób
przeniesiono stan rzeczy z r. 1086 wstecz, do
czasów
X w. i założenia biskupstwa praskiego, by
tym
sposobem uzasadnić i umocnić prawa polityczne
i
kościelne czeskie do ziem rzekomo po ucieczce
Śmiałego
zajętych przez Czechów.
W
ten sposób te trzy
grupy przypuszczeń, do-
mysłów
wzajemnie się wykluczających, w dwu wy-
padkach,
pierwszym i trzecim, nie odnoszą się zupeł-
nie
do sprawy, czy Kraków należał do Czech za
czasów
Mieszka I. Zaledwie druga hipoteza, że ma-
my
tu odbicie czasów Bolesława II, mogłaby świadczyć
o
przynależności Krakowa do Czech. Tylko nasuwa
się
pytanie, dlaczego mielibyśmy więcej wierzyć tej
hipotezie
niż innym, jednej o dziewiątym wieku
i
drugiej o XI w., równie zresztą słabo uzasadnionym
jak ta dla X w.
Tak
można mieć poważne wątpliwości co do zu-
żytkowania
wiadomości podanych przez dokument
z
r. 1086. Jeżeli są w tym dokumencie wiadomości
bardzo
ważne i ciekawe, niejednokrotnie dużo mówią-
ce
i godne zaufania, to ten ustęp o Krakowie, któ-
rego
granicami na wschodzie są rzeki Bug i Styr,
do
którego należy Poważę (prowincja Wag), gdzie
Tatry
dzielą łączność Poważa z Krakowem, wydaje
się
sztucznym zlepkiem kilku różnych wiadomości.
A
nie wiadomo, do czego się one odnoszą i z jakich
200
Mwszko I
czasów
każda z nich pochodzi. Związano tu ze sobą
różnorodne
elementy źródłowe, stworzono tym sposo-
bem
pewną całość. Połączenie zaś takie można
usprawiedliwić
tylko tym, że kompilator sam nie ro-
zumiał
znaczenia materiału, który miał pod ręką,
a
obawiał się opuścić cokolwiek, bo może to mieć ja-
kieś
nie znane mu znaczenie i wartość. Powstał przez
to
niewątpliwy nonsens, który na próżno starają się
badacze
uratować. Ponieważ mamy tu stopione w je-
dną
całość może trzy czy cztery nawet różne i rozbie-
żne
wiadomości, raczej należałoby je traktować każdą
osobno.
I tak zresztą nie uniknie się dużych trudno-
ści,
by je odpowiednio umieścić, choćby tylko w ja-
kimś
chronologicznym związku.
Próbowano
także, bez powodzenia, doszukiwać się
Styru
i Krakowa nad Wagiem, na Słowacczyżnie.
Pomysł
ciekawy, niestety wynika z brzmienia do-
kumentów,
że chodzi tam o polski Kraków i o rze-
ki
Bug i Styr leżące na granicy ruskiej, na wscho-
dzie.
Oceniając
wszystkie podane tu źródła można są-
dzie,
że o Krakowie w X w. mamy tylko bardzo nie-
jasne
i niewyraźne wiadomości. Przekazu przekony-
wającego,
że należał on do Czech za czasów Miesz-
ka
I, nie ma. Są tylko pewne możliwości pozwalające
na
takie tłumaczenie. Zdaje się być jedynie pewne,
że
w samym końcu X w. należał do Polski, skoro
Bolesław
Chrobry utworzył tam w latach 999 i 1000
biskupstwo.
Najprawdopodobniej też zabytek Dago-
me
iudex mówi około 990 r. o Krakowie jako le-
żącym
w obrębie granic Polski. Znalezienie zaś takiej
daty,
kiedy by Kraków mógł być odebrany Czechom
przez
Mieszka, nastręcza nieprzezwyciężone prze-
Sprawa Krakowa
201
szkody.
Trudno też usprawiedliwić dostatecznie ja-
kąkolwiek
datę tego wydarzenia podawaną czasami
przez
badaczy jako też wyjaśnić warunki i okoliczno-
ści,
w których zdarzenie takie miałoby miejsce.
Wspomniano
już poprzednio, że w r. 965, w chwi-
li
kiedy się żenił Mieszko z Dobrawą i kiedy został
zawarty
układ polityczny między księciem polskim
a
czeskim, musiałby być Mieszko przytłoczony jakąś
•niezwykle
ciężką sytuacją polityczną, by zapomnieć
o
Krakowie znajdującym się od lat zapewne niewielu
w
rękach czeskich poza obrębem jego państwa. Am-
bicją,
racją stanu Mieszka i jego poprzedników było
łączenie
w rękach Piastowiców wszystkich szczepów
i
plemion lechickich. Zdaje się, że on dokończył już
tej
pracy zbierania ziem, przyłączając do swego pań-
stwa
ostatecznie Pomorze. Miałżeby Mieszko tak za-
pomnieć
o tym obowiązku, że wchodząc w układy
ż
Bolesławem I i biorąc jego córkę za żonę, wykluczał
tym
samym na długi czas odebranie dzielnicy kra-
kowskiej?
Czy naprawdę mógł być tak zgnębiony-
dwoma
porażkami, zadanymi mu przez Wichmana,
jak
się tego nieraz dorozumiewają badacze? Trudno
by
było przypuszczać, by książę, który w r. 967 pobił
Wichmana,
Redarów i Wolinian, który w r. 972 zadał
ciężką
klęskę Hodonowi pod Cidini, który wiele lat
poświęcił
dla zdobycia Pomorza i obronienia go przed
Danią,
zrezygnował w r. 965 z sprawy krakowskiej
dla
ręki Dobrawy i jak się zdaje dość niewyraźnych
korzyści
politycznych, płynących z nawiązania sto-
sunków
rodzinnych z Bolesławem I.
Jeżeliby
w tych czasach Kraków i Śląsk należały
do
Czech, gdyby czeskie granice sięgały na wscho-
dzie
po Bug i Styr, czy mógłby Ibrahim-ibn-Jakub
202
Mieszka I
twierdzić
— a temu chyba można o tyle o ile wie-
rzyć
i ufać — że państwo Mieszka I jest największym
państwem
w Słowiańszczyźnie zachodniej, w każdym
razie
większym niż Czechy. Czechy z Krakowem
i.
Śląskiem byłyby nie mniejszym państwem, a nie-
wątpliwie
potężniejszym, mocniejszym niż Polska.
I
jakim cudem przetrwałoby do r. 996 państewko
libickie
Sławnikowiców, otoczone ze wszystkich
stron
posiadłościami Bolesława? Przystąpiłby on bez
zwłoki
do jego likwidacji nie oglądając się na ni-
kogo.
Zniknąłby Sławnik i jego potomstwo już za-
pewne
koło r. 960, a z nim i syn jego św. Wojciech*,
.Stracilibyśmy
tę postać, która tyle miała zaważyć
.
w przyszłości. Nie byłoby jego męczeństwa, nie mie-
libyśmy
jego żywotów, entuzjasty dla jego osoby
• w
postaci Ottona III ani naśladowców jak św. Bruno
z
Kwerfurtu.
Nie
są to względy, które by świadczyły bez-,
względnie
o niewiarogodności przekazu Ibrahima-ibn-i
Jakuba.
Jednak — sądzić wolno — osłabiają one wia-
rę
w dokładność jego informacji o Krakowie.
,
A trzeba też podkreślić, że nie znamy również
i
daty, momentu, kiedy by Mieszko mógł odzyskać
Kraków.
W ogólnym splocie wypadków taka trudność
podkopuje
naszą wiarę w czeskie władanie Kra-
kowem.
:
Datę
rzekomego zajęcia Krakowa w r. 999 już
oceniliśmy.
Odrzuciliśmy ją jako nieprawdopodobną,
.niemożliwą.
W r. 990 podczas wojny czesko-polskiej
chodziło
o jakieś “regnum ablatum", które — jak
•wskazano
już powyżej —• pokrywa się raczej z krai-
kiem
Milczan i Słupian. Wydaje się natomiast mało
Sprawa, Krakowa,
prawdopodobne,
by była to zapiska o Kraków czy
Kraków
i Śląsk.
Ogólnikowo
się twierdzi, że przyłączenie Krako-
wa
do Polski mogło nastąpić dopiero po śmierci Do-
brawy,
tj. w lat kilka po r. 977, jeżeli jest to dokładna
data
jej śmierci. Otóż już poprzednio zaznaczono, że
gdyby
Kraków należał do Czech, byłby kościelnie
zależny
od biskupstwa morawskiego czy praskiego,
a
dalej od metropolii mogunckiej. W r. 999 i 1000 na-
leżałoby
więc zwolnić te tereny kanonicznie od tego
zwierzchnictwa,
by poddać je Gnieznu. O takich
trudnościach
nie wiemy nic. Tak i z tego względu za-
bór
Krakowa przez Mieszka po śmierci Dobrawy bu-
dzi
zastrzeżenia.
W
r. 981 następuje zabór Przemyśla i Grodów
Czerwieńskich
przez Włodzimierza ruskiego, zdaje
się
już sprzymierzonego z Czechami, jeżeli miał
w
tych czasach za żonę księżniczkę czeską. Gdyby
w
tym czasie nie posiadał Mieszko Krakowa, byłby
prawie
odcięty od południa, od strony Węgier, z kró-
rymi
ma przecież stosunki, bo łączność tych stron
bez
Krakowa, przez Karpaty, była bardzo trudna,
nie
praktykowana. Główny szlak szedł dolinami Du-
najca
i Popradu na stronę węgierską, zatem od Kra-
kowa.
Zastanawiano się także, czy niepowodzenie
Mieszka
na południowym wschodzie, brak — Jakby
się
wydawało — reakcji z jego strony przeciwko Ru-
si,
nie było spowodowane faktem, że był w tym cza-
sie
zajęty czymś innym i gdzie indziej, jak nie-
którzy
przypuszczają może odbieraniem właśnie Cze-
chom
Krakowa. Byłaby zatem w tym wypadku peł-
na
powodzenia wyprawa Włodzimierza dywersją na
204
Mieszfco J
rzecz
Bolesława II, by ulżyć księciu czeskiemu. Miesz-
ko
zaś tracąc Przemyśl i Grody Czerwieńskie odzy-
skiwałby
Kraków. Ale tak niewiele wiemy o tych
czasach
ani o istotnych powodach najazdu ruskiego,
ani
o tym, czym mógł być Mieszko zajęty, że trudno
tu
wiele więcej stwierdzić, jak sam fakt zaboru Gro-
dów
i Przemyśla. Już tylko domysłem nie dającym
się
poprzeć niczym i uzasadnić będzie przypuszcze-
nie,
że Mieszko się bronił, lecz się nie obronił, czy
się
nie bronił w ogóle, bo był czymś innym zajęty.
Żeby
zaś właśnie o Kraków chodziło, jest to już do-
wolnością,
której nie uzasadnia nawet małżeństwo
Włodzimierza
z Czeszką. Mieszko i Bolesław II są
w
r. 983 razem w obozie politycznym dobijającego się
korony
niemieckiej Henryka bawarskiego. Można by
się
raczej spodziewać pewnej wstrzemięźliwości z&
strony
Mieszka. Gdyby bowiem wypadki w Niemczech
rozwinęły
się tak, jak można się było spodziewać
w
r. 984, tj. gdyby Bolesław II wplątał się w wal-
kę
o koronę w Niemczech, byłby to może właściwy
moment,
by skorzystać z chwilowego zatrudnienia
byłego
szwagra i odebrać mu to, co rzekomo zagar-
nął
jego ojciec. Ale jest przeciwnie. Mieszko i Bo-
lesław
współdziałają w sprawie Henryka, chociaż nie
wiemy,
czy są ze sobą w przyjaznych czy wrogich sto-
sunkach.
W latach następnych jest Mieszko zajęty
częściowo
sprawami bałtyckimi, zatargiem z Danią,
Jomsborczykami,
częściowo tłumieniem do spółki z ce-
sarzową
regentką powstania pogańskiego na Poła-
biu.
Trudno myśleć, by mógł w tych czasach zaj-
mować
Kraków. A zdaje się być też wyłączone, by
w
okresie małżeństwa z Dobrawą odebrał Mieszko
Kraków.
Sprawa Krakowa
205
Ale
z tym wszystkim nie wiemy nic o Krakowie
względnie
o Krakowie i Śląsku. Nie można bezwzględ-
nie
twierdzić, że wiadomość podana przez Ibrahima-
-ibn-Jakuba
jest błędna czy wymyślona. Może być
jedynie
oparta o jakieś nieporozumienie, mamy co
do
niej jedynie poważne wątpliwości, które pewni-
kiem
nie są. Wyrażone powyżej uwagi i spostrzeże-
nia
nie pozwalają w ciągu całego wcale długiego okre-
su
rządów Mieszka na określenie choćby w przybliże-
niu
tej chwili, którą by z całym prawdopodobień-
stwem
można uznać za moment powrotu tej dzielni-
cy
do Polski. To również jeszcze zmniejsza nasze
zaufanie
do przekazu tego arabskiego podróżnika.
Ale
jeśliby ktoś pragnął w pewnej mierze urato-
wać
przekaz Ibrahima-ibn-Jakuba o czeskim włada—
niu
w Krakowie, to mógłby wysunąć jeszcze jedną
kombinację,
niczym oczywiście bardziej realnym,
pozytywnym
nie dającą się poprzeć. Zapewne też nie
będzie
ona gorsza od tylu innych wypowiedzianych
na
temat Krakowa i jego przynależności do państwa
Przemyślidów.
Jeżeli
Ibrahim-ibn-Jakub zdaje się stwierdzać, że
Kraków
był w tych czasach -— zatem w r. 965 czy
966
— we władaniu Bolesława I, to dałoby się po-
myśleć,
że gdzieś koło tego czasu Czechy Kraków
utraciły.
A utracić go mogły w chwili przed małżeń-
stwem
Mieszka z Dobrawą. Mogłoby małżeństwo
z
księżniczką czeską być przypieczętowaniem zawar-
tego
pokoju, kiedy Mieszko odebrał siłą Bolesławowi
ziemię
krakowską, a Dobrawą stawałaby się tym spo-
sobem
gwarantką pokoju, poręczycielką, że jej ojciec
nie
przystąpi do walki o odzyskanie Krakowa. Na-
pady
Wichmana do spółki z Redarami na Mieszka,
206
Mieszka I
w
latach jak przypuszczamy 964 i 965, tłumaczyłyby
się
dość jasno. Plemiona Związku Wieleckiego, stali
sprzymierzeńcy
czescy, dokonywałyby wraz z Wich-
manem
i pod jego kierownictwem skutecznej dywersji
na
północy, kiedy Mieszko był zajęty odbieraniem
Krakowa
na południu. Tylko trzeba by przy-
jąć,
że w relacji Ibrahima-ibn-Jakuba jest chociaż
drobna
niedokładność. Bądź nie wiedział, że w chwila
kiedy
uzyskał swą wiadomość o czeskim Krakowie,
Kraków
zmienił właściciela, bądź też szczegół ten po-
minął,
opuścił albo o nim zapomniał.
Nie
jest to oczywiście nic więcej jak jeszcze jedno
przypuszczenie
tyczące się tej sprawy, przypuszcze-
nie,
które może nam się dobrze tłumaczyć w świetle
.stosunków
następnych, ale którego niczym więcej po-
przeć
nie umiemy. Przeciw przemawiać będzie tekst
Ibrahima,
twierdzący czy zdawający się świadczyć,
że
w chwili, kiedy bawił u cesarza w początkach
r.
966, sądził, że Bolesław I jest władcą Pragi, Czech
i
Krakowa. Mimo wszystkie zarzuty postawione re-
lacji
Ibrahima nie mamy możności sprawdzić, czy
i
o ile wiadomości ó Krakowie i czeskim w nim wła-
daniu
są dokładne, czy nie zawierają jakiejś niedo-
kładności
czy pomyłki. Tak w tej tak ciemnej i naj-
trudniejszej
sprawie zapewne nie będziemy nigdy
wiedzieli,
jak było w rzeczywistości, komu można tu
wierzyć.
Stąd nie rozstrzygnięte musi pozostać pyta-
nie,
czy lub kiedy Kraków znajdował się w obrębie
państwa
czeskiego.
W
każdym, razie można sądzić, że w czasie mał-
żeństwa
Mieszka z Dobrawą mógłby być Kraków tyl-
ko
bardzo świeżą zdobyczą Przemyślidów. Dopiero
po
bitwie nad rzeką Lech w r. 955, po klęsce Madzia—
Sprawa Krakowa
207
rów
z rąk Ottona I, mógł przystąpić Bolesław I do
odzyskania
zniszczonych przez Węgrów Moraw. A do-
.piero
po opanowaniu Moraw mogłoby nastąpić zajęcie
ziemi
krakowskiej, do której dostęp jedyny prowadził
przez
tzw. Bramę Morawską. Zatem zapewne do-
piero
w lat parę, może kilka, po bitwie nad rzeką
Lech
można by mówić o zaborze czeskim w tych stro-,
nach.
Gdyby zaznaczone wyżej przypuszczenie, ze
Mieszko
I koło r. 965 w przeddzień swego małżeń-
stwa
z Dobrawą odebrał Bolesławowi Kraków, dało,
się
czymś silniej poprzeć, byłoby rzeczą jasną, że
Czechy
nie zdołały się jeszcze umocnić w nowej zdo-
byczy.
Jak ją łatwo zajęły, tak też i łatwo utraciły
ją,
zapewne jeszcze bez dużego przywiązania się do
zdobytej
ziemi krakowskiej. Zęby zaś zdobycze cze-
skie
objęły całe południe, po Przemyśl, Grody Czer-
wieńskie
i rzeki Bug i Styr, to należy uważać za
rzecz
zupełnie niemożliwą. Ze względu na prze-,
strzenie
(bo granice czesko-morawskie od Styru są
odległe
o 500 km), utrzymanie takiego kraju w tych
pierwotnych
warunkach było niewykonalne, tak że
wcale
znaczna siła Czech w tym czasie nie starczyłaby
ani
-na opanowanie takich przestrzeni, ani tym wię-
cej
na utrzymanie ich przy władzy Bolesława.
VIII.
UTRATA PRZEMYŚLA I GRODÓW CZERWIEŃSKICH.
STOSUNKI
Z WĘGRAMI.
RODZINNE
STOSUNKI DYNASTII
W
roku 977 lub w najbliższych latach potem zmarła
Dobrawa.
Fakt
ten miał mieć doniosły wpływ na dalszą po-
litykę
Mieszka. Mieszko, tracąc żonę, rozluźniał zara-
zem
więzy przyjaźni, które łączyły go do tego czasu
z
Czechami, z teściem Bolesławem I Okrutnym i ze
szwagrem
Bolesławem II Pobożnym. Odtąd, chociaż
pewna
współpraca dworu polskiego i czeskiego nie
zanika
w zupełności, chociaż można stwierdzić, że
•parokrotnie
znajdują się oni w tym samym obozie
politycznym,
to jednak drogi ich polityczne wyraźnie
zaczynają
się rozchodzić. Zaczyna ujawniać się an-
tagonizm
polsko-czeski, z wolna narastają problemy
sporu
pomiędzy tymi dwoma słowiańskimi państwa-
mi.
Mieszko zaczyna także powoli przechodzić do
pewnej,
dla siebie -i swego państwa widocznie po-
trzebnej,
a jak miała okazać przyszłość, nawet owoc-
nej
współpracy z cesarstwem. Czechy zaś, chociaż
powstrzymywane
przez potęgę niemiecką, chociaż
Grody Czerwieńskie
209
związane
z Niemcami nawet kościelnie przez włącze-
nie
ich do archidiecezji mogunckiej, chociaż z pewnym
oporem
uznające polityczną zależność od cesarstwa,
zaczną
prowadzić politykę skierowaną przeciwko Pol-
sce.
Dwa były zapewne czynniki, które tu odgrywały
rolę.
Jednym było odżycie tradycyjnej czeskiej po-
lityki
przyjaźni z trwającym w pogaństwie Związ-
kiem
Wieleckim, Lutykami, wrogami zarówno Pol-
ski,
jak i Niemiec. Drugim była tendencja dynastii
Przemyślidów,
by dokonać ostatecznego zjednoczenia
ziem
czeskich, a tu stała na przeszkodzie panująca we
wschodnich
Czechach, przylegających do Śląska, dy-
nastia
Sławnikowiców. Sławnikowice ci, książęta na
Libicach,
byli ostatnim przeżytkiem liczniejszych
dawniej
książąt plemiennych czeskich. Utrzymywali
się
tak długo dzięki swym stosunkom z Niemcami,
dzięki
swemu pokrewieństwu z dynastią saską Lu-
dolfingów,
i — jak można sądzić — dzięki pewnym
związkom
z Polską, która miała interes w tym, by
w
Czechach nie doszło do zupełnego zjednoczenia.
Przemyślidzi
byli zmuszeni liczyć się z Sławnikowica-
mi
mającymi tak potężne stosunki. Stąd płynęła też i
ich
polityka,
pozwalająca w pewnym momencie osadzić
.na
biskupstwie praskim syna księcia Sławnika,
św.
Wojciecha, który w ten sposób stał się czymś
w
rodzaju zakładnika w rękach Bolesława II. Mało
wiemy
o stosunku wzajemnym książąt czeskich i pa-
nów
na Libicach. Można tyle powiedzieć, że ani
Bolesław
I, ani Bolesław II nie wyzyskali okresu
przymierza
polsko-czeskiego, by zlikwidować to ostat-
nie
księstwo plemienne. Bliskie pokrewieństwo Sław-
nika
z Ottonem I, którego ciotka, siostra Henryka I,
była
zapewne matką Sławnika, stanowiło może jedną
14 Po; ska X—XT wieku
210
Mźeszfco J
z,
trudności. Ale prawdopodobnie i Mieszko starał.
się
powstrzymywać politykę czeską od kroków skie-
rowanych
przeciw Sławnikowi.
Pozornie,
przynajmniej na razie, nie dostrzegamy
zmian
zasadniczych w stosunkach Polski i Czech. Do-
piero
koło r. 980 godzi się Mieszko z Otonem II i żeni,
się
równocześnie z córką margrafa Dytryka, Odą. Po
śmierci
Ottona II w r. 983 znajduje się on wraz
z
książętami czeskim i obodrzyckim przez krótki zresz-
tą
czas w jednym obozie antycesarskim, przeciwnym
Ottonowi
III i regentce Theofanu, popierając Henry-
ka
księcia bawarskiego. Henryk zjechał na Wielkanoc
r.
984 do Kwedlinburga, gdzie odbył się wielki zjazd
panów
niemieckich, na którym uznano go królem.
Przybyli
tam i trzej książęta, Mieszko, Bolesław
i
Mściwej, ofiarowując Henrykowi swą pomoc pod
przysięgą
jako królowi i panu. Można by sądzić,
że
jeszcze wiąże ich ze sobą ten sam stosunek, który
kazał
im dziesięć lat przedtem, w r. 973 i następnych,
opierać
się Niemcom, a popierać Henryka Kłótnika.
Ale
mógł tu Mieszko być samodzielniejszy niż
w
r. 973, mógł sam trafić do Henryka albo mógł Hen-
ryk
sam pamiętać o Mieszku jako o dawnym sprzy-
mierzeńcu.
W danym wypadku niekoniecznie musiał.
być
Bolesław czeski tym, za kim Mieszko by szedł
wobec
nowego wewnętrznego przesilenia w Niem-
czech.
Już
w roku następnym przesilenie to zostało za-
żegnane.
Henryk ukorzył się przed małym Otto-
nem
III, regencja cesarzowej okrzepła, nabrała siły.
Jednym
z pierwszych, którzy przeszli na stronę Otto-
na
i regentki Theofanu; był nikt inny jak książę
polski
Mieszko. O Bolesławie me mamy bliższych
Grody CzerwwAskw
211
informacji.
Zapewne i on musiał się pogodzić z Otto-
nem,
ale z pewnością bez entuzjazmu, przynajmniej
o
serdeczniejszych jego stosunkach z dworem cesa-
rzowej
nie słychać. Wiemy tylko tyle, że korzystając
z
okazji w tych właśnie latach zajął Miśnię, której
mieszkańcy
natychmiast wykorzystali okazję i powró-
cili
do pogaństwa. Za to Mieszko, staje się najbliższym
i
najcenniejszym współpracownikiem cesarzowej przez
wiele
lat, niemal rok po roku słyszymy o pomocy,
której
udziela regencji.
Ale
już w tych czasach, jak się zdaje, rozeszły
się
bardziej wyraźnie drogi polityki Mieszka i Bo-
lesława
II. Mamy z lat wcześniejszych wiadomość,
że
jeszcze przed śmiercią Ottona II zdarzył się wypa-
dek,
w dziejach Polski bardzo brzemienny. Przypusz-
cza
się, że nie była w nim obca może intryga czeska,
zatem
byłaby to oznaka, że drogi polityczne Mieszka
i
Bolesława II się rozeszły. Pod r. 981 zapisała ruska
kronika
tzw. Nestora, co następuje: “Idie Wołodimier
k
Liachom i zaja grady ich, Peremyszl, Czerwień i iny
grady,
iże sut i do sego dne pod Rusju". (Poszedł
Włodzimierz
ku Lachom i zajął grody ich Przemyśl,
Czerwień
i inne, które są do dzisiejszego dnia pod
Rusią).
Tyle mówi ta krótka, a tak niezmiernie • waż-
na
wiadomość o stracie przez stronę polską Prze-
myśla
i tzw. Grodów i Ziemi Czerwieńskiej. -,
Otóż
znany jest nam dobrze gród Przemyśl, le-
żący
na prawym brzegu Sanu, który, jak widać,
należał
w tym czasie do Mieszka. Co do położenia
Grodów
Czerwieńskich, przez długi czas była nie-
pewność
w zapatrywaniach. Ostatnio otrzymuje się
jako
pewnik, że chodziło o Czerwień nad Huczwą,
w
pobliżu Hrubieszowa, że do tych grodów liczył się
212
Mieszka I
także
Busk i Dźwinogród. Prawdopodobnie zatem
ziemie
te wraz z Przemyślem obejmowały całe do-
rzecze
Sanu i Bugu, opierając się częściowo o górny
bieg
Dniestru. Co ważniejsze tu jeszcze, że były to
strony,
jak wykazują najnowsze badania (Wł. Sem-
kowicz,
J. Widajewicz), zamieszkałe rzeczywiście przez
Lachów,
polskie, jak to pokazuje wiele zachowanych
nazw
miejscowych, i to częściowo najstarszych nam
znanych
z tych okolic.
Otóż
uczyniono już w nauce naszej uwagę, że
Włodzimierz
w chwili zaboru Przemyśla i Grodów
Czerwieńskich
był żonaty z nie znaną nam z imienia.
księżniczką
czeską. Stąd przypuszczenie, że Włodzi-
mierz
pozostawał w bliższych związkach, przymierzy,
z
Czechami, gdy przymierze polsko-czeskie wygasło
ze
śmiercią Dobrawy. Tak więc Czechy zastąpiłyby so-
bie
byłego przyjaciela nowym sprzymierzeńcem Wło-
dzimierzem.
Jest przy tym widoczne, że przymierze
z
Rusią kieruje się przeciwko tym, którzy siedzą
między
Czechami i Rusią, tj. przeciw Polsce. Bo nie
mógł
mieć pożytku z ruskiej pomocy Bolesław, gdyby
się
wplątał w walkę z Niemcami, jak i nie był przy-
datny
Bolesław Włodzimierzowi w dalekich stronach
Rusi.
Równocześnie widzimy w Czechach wyraźny
nawrót
do ułożenia stosunków ze Sławnikiem i Sław-
nikami.
Właśnie św. Wojciech przebywa w tym czasie
w
Pradze, a w roku następnym, 982, za zgodą księcia
Bolesława
zostaje wybrany biskupem praskim. Widać
w
tym chęć zbudowania mostu porozumienia między
Pragą
a Libicami, chęć przeszkodzenia temu, by ksią-
żęta
libiccy w razie jakiegoś konfliktu z Polską nie
znaleźli
się w obozie Mieszka I. Widoczny jest pewien
lęk
czeskiego księcia przed Mieszkiem. Zabezpiecze-
Grody Czerwieńskie
213
niem
byłoby przymierze z Rusią przez małżeństwo
Włodzimierza
z Czeszką i porozumienie z Libicami
przez
praską infułę Wojciecha. Do tego dochodzą
stosunki
Czech z ludami słowiańskimi między Łabą
a
Odrą, przede wszystkim ze Związkiem Wieleckim,
z
Lutykami, wrogami Polski.
Utrata
Przemyśla i Grodów Czerwieńskich nie
musi
być uważana za brzemienną w następstwa. Za-
pewne
uważano stratę tę za chwilową. Wiemy, że
wiele
lat potem odzyskał je Bolesław Chrobry
w
r. 1018, ale utracone one zostały powtórnie za jego
syna,
Mieszka II. W stosunkach polsko-ruskich była •
zawsze
jedna sprawa, jedno zagadnienie niezwykłej
wagi
i doniosłości dla polityki polskiej, a tym był
problem
bliższego porozumienia się Rusi z zachodni-
mi
sąsiadami Polski, z Niemcami w pierwszym rzę-
dzie,
a dalej z Czechami. Jest to problem uwarunko-
wany
geograficznym położeniem Polski pomiędzy,
dwoma
dużymi kompleksami politycznymi, wielokrot-
nie
liczniejszymi ludnością i większymi obszarem
od
Polski. Zjawisko to występuje wcale wyraźnie
w
w. XI i XII. Kanonem zatem polityki polskiej było
zawsze
unikanie takich kombinacji politycznych,
które
by pozwoliły sąsiadom ze wschodu i zachodu
porozumieć
się ze sobą, bo porozumienie takie koń-
czyło
się zawsze niekorzystnie dla Polski. Stąd po-
chodzi
wrażliwość Polski i jej polityki w tych mo-
mentach,
kiedy zarysowuje się choćby możliwość
takiego
porozumienia.
Kiedy
w r. 959 zwróciła się Olga z prośbą do
Ottona
I, by. przysłał jej na Ruś misjonarzy, którzy
by
podjęli tam pracę chrystianizacyjną, fakt ten
musiał
wywołać pewne poruszenie, pewien niepokój
21.4
Mieszko I
w
Polsce w otoczeniu czy Mieszka, czy może jeszcze
jego
poprzednika. Wiemy, żewyszukanie takiego mi-
sjonarza
nie było łatwe. Dopiero w r, 961 znalazł
Otto
I zakonnika z klasztoru św. Maksymina w Tre-
wirze,
Adalberta, który został wyświęcony na biskupa •
i,
lubo bardzo niechętnie, ruszył z towarzyszami do
Kijowa.
Wiemy, że przejeżdżał wtedy przez księstwo
•
libickie Sławnika i przy tej sposobności bierzmował
iam
syna Sławnika, św. Wojciecha. Badacze niemieccy
twierdzą,
że miał już wtedy Otto I daleko sięgające
zamiary
wciągnięcia także Rusi w obręb organizacji
kościelnej
niemieckiej. Można jednak w takie ambicje
Ottona
nie wierzyć, skoro cesarz stworzywszy w kilka
lat
później, w r. 968, metropolię magdeburską, nie
pomyślał
o włączeniu do niej nawet Polski — czy
choćby
biskupa Jordana. Zapewne zatem w latach
959
— 961 tym mniej mógł marzyć o Rusi. Domysł
jednak,
że w Polsce wiedziano o poselstwie Olgi
i
o wyprawie biskupa Adalberta na Ruś, jest nie-
wątpliwie
słuszny, jak i to, że wiadomość o tym
mogła
była wywołać pewien niepokój, czy poza sprawą religijną nie
kryje się polityczne zbliżenie Rusi
do
państwa niemieckiego. Ale zapewne rychło mu-:,
siało
to zaniepokojenie minąć. Otto I podążył sam,
do
Włoch po koronę cesarską i opuścił Niemcy na
resztę
swego życia. Do r. 973 spędził tylko krótki
względnie
czas w latach 965 i 966 w Niemczech,
a
w r. 973 przybył, by na ziemi niemieckiej umrzeć.
Misja
zaś Adalberta skończyła się zupełnym niepo-
wodzeniem.
Z niebezpieczeństwem życia wydostali się
Adalbert
z towarzyszami z Kijowa i Rusi. Kościół
zachodni-i
łaciński obrządek nie miały na Rusi zwo-
lenników.
Syn Olgi, Swiatosław, był chrześcijaństwu
Grody Czerwieńskie
215
w
ogóle niechętny, a politycznie zdaje się mało
interesował
się Polską, skoro krótkie jego panowanie
było
skierowane ku zagadnieniom dalszego Wschodu.
Wiemy
również, że miał on zamiar, mocno zresztą
fantastyczny
i mało realny, przeniesienia stolicy pań-
stwa
na południe, za Dunaj, do Bułgarii, zatem prawie
pod
mury Bizancjum, które by nigdy się nie zgodziło
ha
takie niewygodne i pełne niebezpieczeństw są-
siedztwo.
Tak więc sprawa stosunków niemiecko-ru-
skich
za czasów Olgi mogła wywołać pewien niepokój,
ale
chyba nie oddziałała na późniejsze stanowisko
Mieszka
do Niemiec. Nie potrzebował się zabezpieczać
przed
Rusią, wchodząc w stosunki trybutarne z Niemcami, nie stąd płynęło
jego małżeństwo z Dobrawą
czy
przyjęcie chrztu. Sprawa ruska nie występuje na
jaw,
zdaje się nie odgrywać roli. Kiedy w r. 970
umiera
Swiatosław, następuje okres walk wewnętrz-
nych,
z których wreszcie wychodzi na widownię
młody
Włodzimierz. W tym czasie, w r. 973, w chwili
napięcia
stosunków między Polską a Niemcami po
klęsce
markgrafa Hodona pod Cidini, przyjmuje
Otto
I w Kwedlinburgu liczne poselstwa, między
Winnymi,
zdaje się, także ruskie, zapewne następcy
Swiatosława,
Jaropełka. Najdawniejsze co prawda
źródła
mówią tylko ogólnikowo o poselstwach słowiań-
skich
“Sclavorum", ale kronikarz XI w., Lambert,
wymienia
także poselstwo ruskie “Russorum". Jed-
nakże
Ruś ówczesna, szarpana walkami wewnętrz-
nymi,
nie mogła być zbyt groźna dla Mieszka. Było
to,
sądzić wolno, raczej poselstwo kurtuazyjne, nie
mogłoby ono mieć jakichś bardziej pozytywnych
celów
politycznych na oku. Zresztą rychła śmierć
Ottona
I i następne walki z Ottonem II
Henryka
216
Mieszka l
9 •
Kłótnika,
stanowisko, jakie zajmują w tym zatargu
Bolesław
czeski i Mieszko, dowodzą, że nie było tu
•miejsca dla jakiejś współpracy niemiecko-ruskiej;
Ze
strony wschodniej niczego się więc Mieszko nie
obawiał.
Także i bliżej nie znany okres walk o Po-
morze,
zdaje się, nie był wyzyskany politycznie przez
Ruś.
Otóż w samych początkach rządów Włodzimierza,
•vy
okresie — jak wspomniano powyżej — małżeństwa"
jego
z czeską księżniczką, następuje zabór Przemyśla
i
Grodów Czerwieńskich. Badania ostatnie starają się
objaśnić
to zdarzenie w ten sposób, że Włodzimierz,
zawiązując
w początkach swych rządów układ z Bi-
zancjum,
zobowiązał się nie dopuścić Waregów, któ-
rym
zawdzięczał tron, do wyprawy na Konstantyno-
pol.
Żeby jednak zaspokoić tych Waregów, zapewnić
im
łupy, poprowadził ich na ziemie Mieszkowe. Tym
sposobem
także, jak się przypuszcza, szukał może
Włodzimierz
nowej, bezpieczniejszej drogi na Bałka-
ny,
bo dotychczasowa przez siedziby Pieczyngów
między
dolnym Dunajem, Dniestrem i Dnieprem nie
zawsze
była pewna.
Nie
można zaprzeczyć, że przytoczona powyżej
wzmianka
tzw. Nestora o zaborze Przemyśla i Gro-
dów
Czerwieńskich jest bardzo lakoniczna, m. in. nie
mówi
wyraźnie, by Włodzimierz odebrał te ziemie
Mieszkowi.
Że to Mieszko został pobity i stracił te
strony,
jest tylko konstrukcją myślową, rozumowaniem
przyjmującym,
że władca największego państwa sło-
wiańskiego,
władający w tym czasie — co zdaje się
być
pewnikiem — także Mazowszem, mógł posiadać
również
i Grody Czerwieńskie. Ale nie brak w nauce
innych
tłumaczeń. Jedni, " na podstawie dokumentu
Grody - Czerwieńskie
217
Henryka
IV z r. 1088, zawierającego wiadomości
o
rzekomych granicach czeskich z okresu założenia
biskupstwa
praskiego, mających się opierać o Bug
i
Styr na wschodzie, przyjmują jako pewnik, że
Kraków
należał do Bolesławów czeskich. Przyjmują
zatem,
że zdobycz Włodzimierza została dokonana
nie
na Polsce, lecz na Czechach. Ale byłoby dość
dziwne,
gdyby Włodzimierz właśnie Czechom odbie-
rał
tę krainę w chwili, kiedy małżeństwo z Czeszką
spowinowaciło
go widocznie z Przemyślidami i kiedy
prawdopodobnie
łączyły go z Czechami bliższe węzły
politycznego
porozumienia. Inni wysuwali możliwość,
że
Przemyśl i Grody Czerwieńskie tak łatwo uległy
zaborowi,
bo może nie należały do Mieszka, były
jeszcze
pod władzą udzielnego, własnego, plemien-
nego
czy szczepowego księcia. Ale i takie rozwiąza-
nie
nie daje nam nic więcej jak pewną tylko możli-
wość.
Jeżeli jednak Mieszko był potężnym władcą,
jeżeli
w tym czasie zapewne panował już nad zawo-
jowanym
przez siebie Pomorzem, najłatwiej przyjąć,
że
władał także tymi stronami i że je utracił.
W
każdym razie małomówna wzmianka tzw. Nestora nie daje nic więcej,
jak goły fakt, że Włodzi-
mierz
“zajął grody ich Przemyśl, Czerwień i inne",
bez
zaznaczenia, czy były o nie walki, czy nie. Sądzić
wypada,
że brak wiadomości o walkach, nie znaczy,
że
terytoria zostały zagarnięte bez walki. A stąd
dowolne
jest też przypuszczenie, że Mieszko musiał
być
w tym czasie silnie zajęty na jakimś innym
froncie.
Bo przy takim rozumowaniu dobywalibyśmy
z
tzw. Nestora więcej, niż w nim jest. To zaś, co
wiemy
o tych latach, nie uprawnia nas do tak daleko
idących
wniosków. Lepiej więc jest wiedzieć mniej,
218
Mieszka. I
a
o tyle o ile
pewniej. Przypuszczamy więc, że Mie-
szko
władał tymi stronami, jak to przyjmują naj-
nowsi
badacze, że bronił ich i że uległ wreszcie
orężowi
Włodzimierza i jego-wareskiej drużynie.
W
każdym razie dużo daje do myślenia fakt,
że
w ciągu wielu lat następnych ani Mieszko, ani
Bolesław
Chrobry nie przystępują do akcji rewindy-
kowania
tej straty. Wiemy, że w r. 992 w chwili
śmierci
Mieszka I groziła wojna z Rusią. Czy do wojny tej doszło, nie
wiemy. Jeżeli miała ona miejsce,
to
rezultatem jej nie było odzyskanie Przemyśla i Grodów
Czerwieńskich.
Ale
po roku 981, po klęsce ruskiej, przez lat
dziesięć
następnych jest Mieszko zajęty innymi,
bardzo
dla siebie ważnymi sprawami. Po jego śmierci
też
same sprawy dziedziczy jego syn, mający jeszcze
porachunki
z macochą i braćmi przyrodnimi. Nie-
długo
później przychodzą kilkunastoletnie wojny
z
Henrykiem II. Cały zatem okres od r. 981 aż po
r.
1018 zajęty jest zagadnieniami pierwszorzędnej
dla
Mieszka i Chrobrego doniosłości i tym zapewne
tłumaczy
się brak bezpośredniej reakcji na ponie-
sioną
stratę.
Odosobniona,
bez wyraźnej łączności z resztą
zagadnień
politycznych czasów Mieszka I jest mała
i
mało wyrazista grupka wiadomości tyczących się
stosunków
tego księcia z Węgrami. Są to wiadomości
i
nieliczne, i niepewne, i bardzo jednostronne. W każ-
dym
razie świadczą, że i w tym południowym kie-
runku
okazywał Mieszko pewne zainteresowanie. Czy
zainteresowanie
to Mieszka wiązało się z polityką
Stosunki z Węgrami
219
jego
wobec Czech, jeżeli byłoby prawdą, że dzierżyli
oni
jakiś czas Kraków, czy miało być ono tylko za-
bezpieczeniem
w razie potrzeby przed Czechami, da-
remnie
byłoby się zastanawiać. W XII w. za Bo-
lesława
Krzywoustego są przymierza polsko-węgier-
skie
stale skierowane przeciw cesarstwu i jego so-
jusznikom Czechom. Jeżeli chodzi o wiek X, tp
-o
politycznej stronie tych stosunków nie mamy bez-
pośrednich
wskazówek, a wszelkie wyrozumowane
wnioski
utykają na ubóstwie źródeł zarówno do dzie-
jów
polskich, jak węgierskich.
Pierwsza
wiadomość tyczy się Adelaidy, prawdo-
podobnie siostry Mieszka I, zatem zapewne jeszcze-
córki
Ziemomysła, zwanej Białą Knieginią, czyli
piękną
księżną, która miała być wydana za mąż około
.r.
972 za księcia węgierskiego Gejzę. O tym
Gejzie,
półchrześcijaninie
a półpoganinie, który uważał się
za
“dostatecznie bogatego", by i bogom pogańskim
składać
ofiary, wiadomo, że był później żonaty z Są-
roltą,
córką księcia siedmiogrodzkiego Gyulii. O Ade-
laidzie
zachowały się jedynie anegdotyczne szczegóły,
,
jakoby była wykształcona i świętymi naukami prze-
pojona.
Późna ta wiadomość nie wydaje się niemożli-
wa.
Ale bliższy jej Thietmar twierdzi, że ta piękna
księżna
polska była niewiastą bardzo energiczną.
Rządziła
zarówno mężem, jak państwem, lubiła dalej
pijać
“ponad miarę", konno jeździła jak rycerz, a raz
w
uniesieniu gniewu zabiła jakiegoś człowieka. “Skala-
na
ta dłoń raczej by kądziel, wrzeciono dzierżyła,
a
umysł hamowała powściągliwością" — dorzuca zgor-
-
szony kronikarz. Jak widzimy, była ta piękna pani po-
:
stacią niebanalną. Jeżeli Adelaida, chrześcijanka nie-
wątpliwie,
była rzeczywiście kształcona i starannie
220
Mieszka I
wychowana,
to mogła być ona pewnym czynnikiem
odgrywającym
poważniejszą rolę na Węgrzech, gdzie
właśnie
w tych czasach zaczyna się uwydatniać sil-
niej
akcja kościelna zmierzająca do chrystianizacji
zachodnich
stron Węgier. Na te mniej więcej czasy
przypadają
pewne wysiłki biskupów bawarskich, np.
Piligrima
z Passawy, tak że zabiegi te mogły mieć
pewne
oparcie w Adelajdzie. Mogła być też pewnym
czynnikiem
pośredniczącym z Bawarią w sprawach
politycznych
w niedługi czas po przesileniu wewnętrz-
nym
Niemiec po śmierci Ottona I, kiedy przy Hen-
ryku
Kłótniku opowiedzieli się Bolesław i Mieszko.
Prawda,
że o stanowisku w tej sprawie Gejzy nie ma
wiadomości.
Taka rola chrystianizacyjna księżniczki,
pochodzącej
z dynastii tak niedawno pogańskiej,
byłaby
bardzo znacząca. Niestety, poza domysłami
opierającymi
się na współczesności Adelaidy na Wę-
grzech
z pierwszymi próbami zorganizowania tam
szerszej
akcji kościelnej nic więcej o niej i o jej
pobycie
i działalności w- tym kraju nie potrafimy
powiedzieć.
Jak
wyżej wspomniano, pierwszą żoną Bolesława
Chrobrego
była Niemka, córka Rygdaga. Rygdag był
spowinowacony
z rodziną Ody Mieszkowej i można
przypuszczać,
że właśnie Oda miała pewien interes
w
tym, by syna swego męża, pasierba, bliżej ze sobą
związać
w interesie własnych dzieci. Gdy jednak
Rygdag
rychło zmarł, a małżeństwo straciło wskutek
tego
swą polityczną wartość w okręgach marchii
przylegających
do Polski, nastąpiło też usunięcie tej
pierwszej
małżonki Chrobrego. Czy był tu inicjatorem
Bolesław,
nie wiemy, ale bez zgody i zezwolenia
ojca
nastąpić to nie mogło. Chrobry za zgodą, z po-
Stosunkż z Węgrami
221
lecenia
ojca, zawiera drugie małżeństwo, tym razenL-
z
jakąś księżniczką węgierską, której ani imię,
ani
pochodzenie
nie jest nam znane. Ale i to małżeń-
stwo
było krótkotrwałe, nie przetrwało zapewne roku.
Czy
i tu odgrywały rolę względy polityczne, nie wiemy.
Porzuca
Bolesław tę Węgierkę, chociaż dała mu syna,
zatem
syna pierworodnego. I co jest tu charaktery-*
styczne,
ten najstarszy syn nie otrzymuje żadnego
z
imion używanych przez dynastię Piastowską czy —
jak
sam Bolesław — imię dynastyczne czeskie, lecz
obce
językowo imię węgierskie Bezprym, jak się
przypuszcza
związane z węgierskim grodem Wesz-
prymem.
Przypuszczać wolno, że imię to miało
świadczyć,
iż syn ten stoi poza członkami rodu pia-
stowskiego,
nie ma praw przysługujących członkom
dynastii.
Tak rozbiło się i to małżeństwo świadczące
b
chwilowym zbliżeniu się Mieszka do Węgier, być
może,
że w krótkim czasie niepotrzebne, zbędne.
Koło
r. 988, zatem za życia ojca, pojmuje Bo-
lesław
Chrobry trzecią z kolei żonę, Emnildę. Była
ona
Słowianką, córką nie znanego nam księcia Do-
bromira.
Tyle tylko można powiedzieć, że państewko
tego
Dobromira musiało leżeć gdzieś w obrębie wpły-
wów
świata germańskiego, skoro córka jego nosiła
takie
imię. To trzecie małżeństwo okazało się trwałe,
a
pierwszy syn zrodzony w r. 990 z tego małżeństwa
nazwany
został Mieszko jak jego dziad, a na chrzcie
otrzymał
imię szczególniejszego patrona dynastii,
Lamberta.
Nadanie temu drugiemu z kolei synowi
imienia
używanego w dynastii predestynowało go
w
przyszłości do rządów i następstwa. Odbija się
w
nim przeciwstawienie
do imienia, danego synowi
pierworodnemu,
Bezprymowi.
222
Mieszko I
Ale
i Mieszko I z drugiej żony swej Ody ma trzech
synów.
Po zawarciu tego małżeństwa w r. 979/980
rodzą
się po kolei synowie Mieszko, Lambert i Świę-
topełk.
Są to zatem bracia przyrodni Bolesława
Chrobrego,
w myśl zwyczaju prawnego mający
w
przyszłości na równi z pierworodnym Bolesławem
swój
udział w spadku po ojcu. Groził więc w dalszej
przyszłości
podział kraju między sukcesorów, między
najstarszego
syna i młodszych o lat kilkanaście jego
braci
przyrodnich. Mógł Mieszko już za swego życia
wydać
w tej sprawie zarządzenie, nawet częściowo
je
przeprowadzić, nie unikało się tym jednak w przy-
szłości
zawikłań, sporów i przesileń. Przewidywała
.je
zapewne i Oda. Jak wspomniano już, ożenek Bo-
.lesława
z córką Rygdaga był zapewne inspirowany
przez
Odę i miał na celu zbliżyć pasierba do ma-
cochy.
W każdym razie tkwiły tu zawiązki następnego
konfliktu
rodzinnego. Takie zdarzenie miało się
powtórzyć
w półtora wieku później, kiedy po Bole-
sławie
Krzywoustym pozostał syn pierworodny Wła-
-
dysław, rodzący się z Rusinki Zbysławy, i czterej
synowie
znacznie młodsi od Władysława, częściowo
jeszcze
dzieci, z drugiej żony, Niemki Salomei. Wie-
my,
jakie były tego skutki. Trzeba jednak zaznaczyć,
że
Salomea, wdowa po Krzywoustym, miała wi-
docznie
większe i głębsze wpływy w społeczeństwie
polskim
XII w. i zapewne też większe talenty poli-
tyczne,
niż miała je w X w. mniszka Oda. W każdym
razie
już w ostatnich latach życia Mieszka, od r. 980,,
wysuwał
się konflikt przyszły rodzinny, gdzie jedną
stroną
był syn najstarszy Mieszka Bolesław, a drugą
była
jego macocha Oda, która myślała o zapewnieniu
swemu
potomstwu udziału w spadku i — to może,
Stosunki rodzinne
223
być
jedynie przypuszczeniem — pozbyciu się tą czy
inną
drogą niebezpiecznego i niewygodnego seniora.
Ten
konflikt rodzinny wewnętrzny zapewne, nie
jawny,
rósł w miarę przybywania potomstwa z dru-
giego
małżeństwa, w miarę jak ci synowie, bracia
przyrodni
Chrobrego, podrastali. W chwili śmierci
Mieszka
najstarszy nie miał zapewne jeszcze pełnych
lat
dwunastu. Wiek ten nie mógł być dużym niebez-
pieczeństwem
dla Bolesława liczącego lat dwadzieścia
sześć,
który łatwo mógł sobie już od dawna zyskiwać
stronników
i popleczników. Ale wiemy, że rezultat
ostateczny
tego konfliktu rodzinnego zakończył się
dopiero
w, 3 lata po śmierci Mieszka wypędzeniem
macochy
i usunięciem braci przyrodnich. Bolesław,
Chrobry
oparty o przyjaźń z cesarzem Otonem III,
oparty
widocznie o swą przewagę w społeczeństwie
opolskim,
w zdrowym instynkcie zachowania całości
i
jedności państwa w swych rękach, rozwiązał siłą
te
trudności, które w Polsce, jak i wielu stronach
ówczesnego
świata, nastręczał zwyczaj dzielenia pań-
stwa
między sukcesorów.
W
r. 991, jak już wiemy, odwiedził Mieszko cesa-
rzową
Theofanu na krótko przed jej śmiercią. W roku
następnym
25 maja zmarł Mieszko w chwili, kiedy
groziła
na wschodzie wojna z Rusią. Sądzić można,
że
był w tym czasie Mieszko zobowiązany wobec re-
gencji
do udziału w nowej wyprawie niemieckiej na
Słowian,
skoro posłał tam swe posiłki Bolesław
Chrobry.
Tylko tym razem Bolesław nie wziął oso-
biście
udziału w wyprawie, bo sprawy ruskie kazały
"mu
pilnować granicy na wschodzie. Czy w tej nie
znanej
nam komplikacji na wschodzie nie brał ja-
kiegoś
udziału Bolesław II czeski, nie wiemy. Można
224
Mieszka. I
by
tylko posądzić, że mógł mieć w tym interes, by
przy
pomocy Rusi próbować może odzyskać -owe
“regnum
ablatum". Ale wydaje się, że Chrobry nie
liczy
się z zawikłaniami na zachodzie od strony cze-
skiej,
skoro posyła posiłki Ottonowi III. Może tym
sposobem
uniemożliwia Lutykom pomoc dla księcia
czeskiego.
Ale są to tylko domysły, przypuszczenia,
bo
wiemy jedynie, że groziła wojna z Rusią. Nie
wiemy,
czy do niej doszło, czy
nie.
IX. STOSUNKI KOŚCIELNE.
STOSUNKI
Z PAPIESTWEM. DAGOME IUDEX.
OŚRODKI
ŻYCIA KOŚCIELNEGO
A
POLSKA
.Biskup
Jordan zmarł koło r. 982, a jego następcą
został
teraz niewątpliwy Niemiec, niejaki Unger.
Dzięki
bystremu spostrzeżeniu znakomitego niemiec-
kiego
badacza P. Kehra, przyjętemu przez polskich
historyków
(Wł. Abrahama, St. Zakrzewskiego i na-
stępnych),
można przyjąć, że jest ten Unger w r. 991
biskupem,
ale równocześnie jest on opatem opactwa
w
Memleben w Turyngii. Wymieniony jest bowiem
w
dokumencie z r. 991 jako biskup i opat równocześnie, gdy już w
roku następnym spotykamy
w
Memleben innego opata. Stąd wniosek słuszny, że
Unger
w ciągu roku 991 na 992 ustąpił z opactwa
i
pozostał następnie tylko biskupem, i to niewątpli-
wie
biskupem w Polsce. Imię bowiem Unger jest
wcale
rzadkie i trudno by było przyjąć, by mogło
być
równocześnie dwu biskupów Ungerów, a żaden
z
nich nie zasiadałby na regularnej katedrze, biskup-
stwie
w Niemczech. Drugim wnioskiem P. Kehra —
jednak
sądzić wolno niekoniecznym — jest, że stano"
15 Polska X - XT y.ieku
226
Mieszka I
wisko
biskupie po śmierci Jordana, a przed r. 991 —
992,
a więc przez wiele lat nie było obsadzone. Ten
wniosek
nie jest niemożliwy, ale nie można sądzić,
by
był konieczny, jedyny. Jeżeli dokument z r. 991
wymienia
Ungera równocześnie jako biskupa i opata,
to
trzeba przyjąć wedle ówczesnych zwyczajów X w.,
że
był on w tym czasie wyświęcony na biskupa,
a
równocześnie jest on też urzędującym opatem
w
Memleben. Stąd istnieje możliwość, że i przedtem,
przed
rokiem 991, zatem po śmierci Jordana, mógł
być
Unger równocześnie i opatem, i biskupem, za-
chowałby
opactwo przy biskupim tytule, może jako re-
zerwę
dla siebie na przyszłość, gdyby miał pracę bi-
skupa
misyjnego porzucić. Taką interpretację popie-
rałaby
informacja Thietmara, który — podając datę
śmierci
Ungera w r. 1012 — każe umierać mu w lat
trzydzieści
od wyświęcenia na biskupa, a to pozwala
nam
cofnąć się do czasu około r. 982. Jednym słowem
możliwe
są dwa rozwiązania: albo mamy tu okres
prawie
lat ośmiu, kiedy nie było wyznaczonego na-
stępcy
po Jordanie, tak iż dopiero w r. 991 zdecydo-
wał
się Mieszko naznaczyć nowego biskupa, a bisku-
pem
tym był opat memlebeński, który udając się do
Polski
złożył laskę opacką i stąd w r. 992 spotykamy
już
jego następcę na opactwie, albo też takiej przerwy
nie
było. Unger przez wiele lat od śmierci Jordana jest
biskupem,
ale zachowuje sobie równocześnie i opactwo
i
dopiero w okresie lat 991 i 992 jest zmuszony nie
znanymi
nam bliżej powodami do oddania swego sta-
nowiska
innemu opatowi. W jednym i drugim wy-
padku
narzucają się pewne zapytania dość poważne,
które
należy sobie postawić, chociaż odpowiedzi nie
mogą
być inne jak tylko wyrozumowane. Dlaczego
Stosunki kościelne
227
mógłby
Mieszko • przez czas tak długi nie sprowadzać
następcy
po Jordanie? Co mogłoby być powodem, że
Unger,
jeżeli przez wiele lat był i opatem, i bisku-
pem,
zrzekł się intratnego opactwa na rzecz infuły
biskupiej,
ale misyjnej. Takie pytania, wzajemnie się
wykluczające,
wynikają z wzajemnie wyłączających
się
dwu wyżej zaznaczonych alternatyw, tyczących się
następstwa
Ungera po Jordanie.
Jeżelibyśmy
przyjęli, że Mieszko zwlekał wiele
lat
ze sprawą postarania się o następcę Jordana, to
pamiętać
należy, że nie było prawnej kanonicznej po
temu
konieczności. Nie istniało bowiem biskupstwo,
które
w myśl prawa kanonicznego musiało albo po-
winno
było być obsadzone. Chodziło tylko o to, czy
jest
potrzeba, by dać po biskupie misyjnym następcę,:
który
by kontynuował zaczętą przez swego poprzednika pracę.
Konieczności takiego następstwa nie było.
Ale
w danym wypadku byłoby rzeczą wcale dziwną,
gdyby
Mieszko, który okazał tyle gorliwości w swych
początkach
dla zorganizowania życia kościelnego
w
Polsce, właśnie w chwili, kiedy praca ta była bar-
dziej
rozwinięta, a kiedy w najbliższym sąsiedztwie
zaczynał
się silny ruch pogański skierowany przeciw
chrześcijaństwu,
pozbawiał się takiego instrumentu
działania,
jakim był biskup, chociażby misyjny. Trze-
ba
by przyjąć, wobec niemożności posądzenia Miesz-
ka
o odwrót od założeń roku 966 i 968, że chwilowo
przydzielił
sprawy kościelne tego terytorium, którym
zawiadywał
Jordan, jakiemuś innemu duchownemu,
może
nie biskupowi, a może i biskupowi, oczywiście
także
misyjnemu, który może działał gdzieś na in-
nym
terytorium w Polsce w służbie Mieszka. Bo jest
rzeczą
jasną, że jeżeli Mieszko miał biskupa misyjne-
228
Weszko I
go
dla terytorium polańskiego, gnieźnieńsko-poznań-
skiego,
to mógł ich mieć jeszcze paru innych, którym
zlecił
opiekę nad innymi stronami. Jest również rze-
czą
zrozumiałą, że jeżeli ze strony zarówno cesarza,
jak
episkopatu niemieckiego czy wreszcie papiestwa
nie
było widocznie zastrzeżeń przeciwko biskupowa-
niu
w Polsce Jordana, czy później Ungera, jako bisku-
pów
misyjnych, to nie mogło być i trudności przeciw
-
drugiemu, trzeciemu czy czwartemu biskupowi mi-
syjnemu,
jeżeliby takich biskupów Mieszko powołał
i
chciał ich z własnej szczodrobliwości utrzymywać.
Jak
Jordan czy Unger mieli zlecone sobie terytorium
polańskie,
tak i inne strony państwa Mieszka I mo- :
głyby
być oddane w opiekę jakimś innym podobnym
biskupom
misyjnym. Traf zrządził, że tego Jordana
świadomie
fałszywie robi Thietmar już w r. 968, kie-~
dy
mówi o założeniu arcybiskupstwa w Magdeburgu,
biskupem
poznańskim zależnym od Magdeburga i że
interesuje
się opozycyjnym wyraźnie stosunkiem Un-
gera
do fundacji metropolii gnieźnieńskiej. Co się ty-
czy
innych podobnych spraw nie widać u Thietmara
powodu,
dlaczego miałby się nimi interesować i o nich
pisać.
Jeżeli
byli tacy biskupi i jeżeli mieli sobie wyzna-
czone
okręgi swej działalności misyjnej, to nie były
to
oczywiście diecezje. Były one wyznaczane w mia- •
rę
potrzeb, arbitralnie, przez panującego. Ale mogły
to
być zalążki przyszłych diecezji. Okręg taki pod
opieką
biskupa misyjnego musiał posiadać swój ośro-
dek,
gdzie był kościół, uważany za własny biskupa,
.gdzie
żyło kilku mnichów przy kościele jako pomocni-
•ków
biskupa. Tam musiała być szkoła dla kształcenia
przyszłych
duchownych. Jednym słowem taki zalążek
Stosunki kościelne
229
przyszłej
diecezji był także zalążkiem przyszłej sto-
licy
biskupiej, przyszłej katedry, przyszłego kleru
kapitulnego
i przyszłej szkoły katedralnej. Takie ele-
menty
podbudowy dla przyszłej regularnej kanonicz-
nej
organizacji kościoła istnieć musiały niewątpliwie
na
wiele lat przed r. 1000 i jesteśmy w zgodzie z ty-
mi,
którzy przyjmują, że przed r. 1000 istnieli w Pol-
sce
liczniejsi biskupi, chociaż nie było zorganizowa--
nych
biskupstw. Można by się zastanawiać, czy
wszystkie
argumenty — dawniej wypowiedziane i te,
które
dziś dałyby się przytoczyć — są wystarczające,
czy
przechylić mogą szalę rozumowania, ale rozumo-
wo
rzecz biorąc nie staje tu nic na przeszkodzie, nic
nie
świadczy przeciw. Istnieje bądź co bądź źródłowy
przekaz
roczników polskich, oparty o tradycję zwią-
zaną
z jakimiś biskupami, których ze względu na kra-
kowskie
pochodzenie tych roczników łączy się z Kra-
kowem.
Tak rozumiano już dawno, kiedy średnio-
wieczne
katalogi biskupów krakowskich zaliczały tych
biskupów,
Prohora i Prokulfa, wymienionych pod la-
tami
970 i 986, do rzędu biskupów krakowskich. Otóż
trudnością
w ocenianiu tej wiadomości jest to, że nie
wiemy,
czy Kraków w X w. należał do Czech, czy
do
Polski, lub jeżeli był przez jakiś czas przy Cze-
chach,
kiedy do Polski powrócił. Ci, którzy twierdzą,
że
Kraków dopiero późno dostał się w ręce Mieszka
czy
nawet Bolesława Chrobrego, zwykli tłumaczyć
pojawienie
się tych dwu biskupów tym, że nie są
to
biskupi z Krakowem związani, lecz biskupi moraw-
.
scy, pod których władzę poddano także Kraków. Byłby
zatem
Kraków wraz z Morawami i biskupstwem
w
Pradze — jak już wyżej to naznaczono — przyna-
leżny
do prowincji kościelnej mogunckiej. Gdyby
230
Mieszka I
jednak
tak było, to trzeba by było w latach 999 ilOOO
zwalniać
kanonicznie Kraków nie tylko od Moraw czy
Pragi,
ale i od zależności od metropolity mogunckiego.
A
o takich trudnościach, ciągnących się latami, jak
wiadomo
choćby ze sprawy między tą samą Moguncją
a
Magdeburgiem z lat przed rokiem 968, a bardzo
ciężkich
z punktu widzenia prawa kanonicznego, nie
-słyszymy
nic w chwili zakładania i organizowania,
prowincji
kościelnej gnieźnieńskiej. Nieżyczliwy dziełu,
Ottona
III i Bolesława Chrobrego biskup merseburski
Thietmar,
manifestujący swe pełne rezerwy wobec*
rezultatów
kościelnych Gniezna stanowisko słowami
“ut
spero. legitime" (jak się spodziewam, prawnie),
byłby
choć słowem wspomniał o prawach Moguncji do
Krakowa
i o życzliwym czy opornym stanowisku arcy-
biskupa
mogunckiego Willigisa. Jeżeli ci dwaj bis-
kupi,
Prohor i Prokulf, mylnie niewątpliwie uznawani
za
biskupów krakowskich, bo nawet nie możemy
stwierdzić
konieczności łączenia ich z Krakowem,
wydają
się raczej biskupami misyjnymi, takimi, ja-
kimi
byli Jordan czy Unger, to mógł tym samym
i
Mieszko posiadać tu i ówdzie jakiegoś biskupa, który
czasowo
zajął się osieroconą przez Jordana owczarnią.
Stąd mógł się Mieszko i nie spieszyć z wyznaczeniem
następcy.
Ale
luka taka bynajmniej nie jest rzeczą pewną,
konieczną.
Sądzić raczej wypada, że jest ona nawet
mało
prawdopodobna. Jak już powyżej wskazano,
sprzeciwia
się jej gorliwość Mieszka I w organizowa-
niu
życia kościelnego w Polsce, sprzeciwia się ogólna
sytuacja
polityczna, wymagająca raczej wzmocnienia
wysiłków
chrystianizacyjnych, sprzeciwia się wreszcie
sam
przekaz Thietmara, twierdzący, że Unger zmarł
Stosu-nfcż. kościelne
231
w
lat trzydzieści po osiągnięciu sakry biskupiej. A był-
by
to błąd duży, nie tłumaczący się, gdyby pomyłka ty-
czyć
się miała lat ośmiu, bo Thietmar był zapewne
-dobrze
poinformowany o osobistości, która zmarła te-
go
samego dnia, co arcybiskup magdeburski Taginon,
i
zapewne w Magdeburgu. Więcej wagi należy przykładać do tego
tłumaczenia, że Unger objął opiekę
nad
terytorium wyznaczonym Jordanowi bezpośrednio
po
tegoż śmierci i że przez wiele lat, do r. 991—992,
sprawował
równocześnie czynność opata w Memle-
ben.
Byłby
zatem Unger czynnikiem reprezentującym
raczej
pewne interesy niemieckie, saskie, przybyłym
ze
stron bliskich Polsce, z Turyngii, wtedy jeszcze
dość
silnie przetkanej elementami słowiańskimi. Może
nabyta
znajomość na tym terenie języka słowiań-
skiego
zalecała go jako kandydata na następcę Jor-
dana.
Także trudno domyślić się, kto mógł Ungera
Mieszkowi
nastręczyć. Czy nie była to Oda lub ktoś
z
jej rodziny, pozostanie pytaniem bez odpowiedzi,
chociaż
narzuca się tu myśl silniejszych w tych cza-
sach
wpływów saskich, skoro krótko przedtem żeni
się
Mieszko z Niemką, a niedługo potem bierze
i
Chrobry Niemkę za żonę. Wybór Ungera na biskupa
pociągnął
wiele zawikłań i trudności, które należą
jednak
już do czasów Bolesława. Zapewne duże am-
bicje
Ungera, zawód, który go spotkał, kiedy Gnie-
zno
otrzymał brat św. Wojciecha, zrobił z niego wro-
ga
samodzielności kościelnej polskiej i dzieła
zjazdu
gnieźnieńskiego.
Można nawet przypuszczać, że może
z
początku nie był Unger wrogi polityce kościelnej
Mieszka,
że zmienił go dopiero zjazd gnieźnieński.
Zdaje
się, że Unger miał jedną zasługę, a tą było
232
Mieszki} I
przysporzenie
pracy misyjnej w Polsce
osobistości
tak
wybitnej, znanej nam zresztą dopiero z czasów
Bolesława
Chrobrego od r. 1000, a mianowicie Rein-
berna,
później biskupa kołobrzeskiego, wybitnego
działacza
kościelnego. Przypuszczać można, że nie
przybył
on do Polski dopiero w tych czasach, kiedy
tworzono
prowincję kościelną gnieźnieńską, lecz
wcześniej,
może jeszcze za czasów Mieszka, zatem
równocześnie
z Ungerem. Jest rzeczą zastanowienia
godną,
że spośród biskupów, których Thietmar wymie-
nia
z okazji zjazdu gnieźnieńskiego, znamy dwóch,
którzy
pochodzą z tych samych stron. Unger, jak
wiemy,
jest jeszcze w r. 991 opatem w Memleben,
w
Turyngii. Reinbern zaś, wymieniony w r. 1000 jako
biskup
kołobrzeski, pochodzi także z Turyngii, z Hes-
segau,
z bliskiego sąsiedztwa Memleben. Ten zbieg
okoliczności,
by dwaj biskupi polscy z r. 1000 pocho-
dzili
ze stron sobie tak bliskich, nie może być czystym
przypadkiem.
Trzeba sądzić, że zapewne jeden po- ,
ciągnął
drugiego, w danym wypadku zapewne opat
i
biskup Unger pociągnąłby za sobą mnicha Rein-
berna.
Kiedy? Trudno przypuścić, by za protekcją
.Ungera
przed r. 1000 Bolesław sprowadził Reinberna
jako
kandydata na biskupstwo kołobrzeskie. W tym.
•
czasie stanowisko opozycyjne Ungera wobec Gniezna
musiało być zbyt dobrze znane, by Chrobry chciał
wziąć
z rąk oponenta kandydata na biskupstwo, który
niedostatecznie
znany Chrobremu mógłby wzmocnić -
nielojalną
opozycję Ungera. Jeżeli zaś Chrobry przyj-
muje
Reinberna, to znaczy, że zna dobrze tego mni-
.cha.
Przybył on zapewne dawniej już do Polski z po- ,
ręki
co prawda Ungera, prawdopodobnie jako mnich
z
Memleben, ale jego wierność i lojalność miał spo-
Stosunkz kościelne
233
sobność
władca już wypróbować i zdawał sobie do-
brze
sprawę z jego zalet osobistych i kościelnych. Nie
byłoby
zatem dziwne, gdyby Reinbern przybył do";
Polski
może razem z Ungerem albo przez niego zo- ;1
stał
sprowadzony, gdyby na wiele lat przed r. 1000-,:
pracował
na zdobytym Pomorzu może nie tylko jar"
ko
misjonarz, ale jako biskup misyjny. Ile razy po
r.
1000 spotykamy Reinberna w relacjach Thietmara,
tyle
razy zawsze w służbie politycznej Chrobrego.
Budzi
to pokusę, by przenieść wcale obfite wiado-
mości
Thietmara o jego działalności kościelnej na Po-
morzu
głębiej wstecz, jeszcze przed r. 1000.
Przechodzimy
do odpowiedzi na drugie postawione ,
sobie
pytanie tyczące się Ungera opata i biskupa. Je-
żeli
Unger przez wiele lat był biskupem w Polsce,
a
równocześnie był opatem w Memleben, i dopiero
w
latach 991—992 złożył laskę opacką, to trzeba przy-
znać,
że powody, dla których rozstał się ze swym
opactwem,
nie są jasne. Bo zapewne nie mogły to być
skrupuły
formalne, np. że są trudności zarządzania
równocześnie
opactwem, kiedy opat siedzi w dalekich
stronach
na misjach, działając jako biskup. Przypusz-
czać
należy, że skumulowanie tych dwu godności mu-
siało
nastąpić za zgodą zainteresowanych stron i czyn-
ników.
A powodem tej kumulacji była ze strony Un-
gera
zapewne chęć zabezpieczenia się na wypadek,
gdyby
okoliczności kazały mu porzucić pracę misyj-
nego
biskupa. Jeżeli zatem w latach 991 czy 992.
Unger
zrzeka się swego opactwa, to wolno sądzić,
iż
uważał on swe stanowisko biskupie w Polsce za
ustalone,
liczył, że nie ma potrzeby już ubezpieczać
się
na przyszłość opactwem. A wtedy ze względu na
datę
991 czy 992 należałoby szukać może jakiegoś
234
Mieszka I
związku
pomiędzy tymi faktami a rokowaniami Pol-
ski
z papiestwem i Janem XV, które miały miejsce
gdzieś
około r. 990, a których odbiciem jest znany
zabytek
Dagome iudex.
Zabytek
ten, o
który parokrotnie już powyżej po-
trącano,
posiada dziś swą całą literaturę, która stara
się
go tłumaczyć i zużytkować jako niezwykle ważne
.źródło
historyczne. Jest rzeczą zrozumiałą, że w po-
szczególnych
zagadnieniach, które się tu nastręczają,
są
zapatrywania badaczy różne, rozbieżne, sprzeczne
i
sobie przeciwstawne. Ale inaczej być nie może,
zwłaszcza
wobec formy, w której zabytek przeszedł
do
naszych czasów.
Wspomniano
tu już powyżej, że zabytek ten prze-
chował
się w zbiorze rozmaitych pism kanonicznych,
zebranych
w końcu XI w. przez kardynała Deusdedita,
a
mających służyć jako dowody pewnych praw i ty-
tułów
posiadania Stolicy Apostolskiej. Tam po-
mieszczono
nasz zabytek z uwagą, że znaleziono go
w
tomie regestrów papieża Jana XV, 985—996.
Czy
zdawał sobie sprawę Deusdedit, do czego się on
odnosi,
nie wiemy. W każdym razie wciągnął go do
swego
zbioru uznając widocznie jego wartość. W jed-
nej
z późniejszych kopii zbioru Deusdedita przepi-
sywacz
tak się nie orientował w tym zapisie i jego
znaczeniu,
że przypisał go Sardynii.
Tekst
dziś nam znany nie jest kopią oryginalnego
tekstu,
którego zapewne już odbiciem był wpis w re-
gestrach
(ksiąg kancelaryjnych) Jana XV. Jak wy-
glądał
oryginał tego zapisu, nie wiemy. Nie wiemy,
czy
był spisany może w Polsce, czy przez upełno-
mocnionych
wysłańców spisany lub podyktowany
w
Rzymie. Nie wiemy też, czy dostał się do regestrów
Stosunki kościelne
235
kancelarii
papieskiej Jana XV w odpisie całkowitym,
czy
może już w streszczeniu, czy wreszcie nie jest
wyjątkiem
już z jakiegoś pisma papieskiego mówiącego
o
tej darowiźnie. W końcu XI w. zrobiono z tych
regestrów
odpis albo streszczenie dla kardynała
Deusdedita.
Ten włączył go do swego zbioru, z któ-
rego
robiono znowu kopie późniejsze. Z nich znany
nam
jest tekst obecnie. Jak widzimy, teksty dziś
znane
są bardzo odległe od tekstu pierwotnego, ory-
ginalnego,
ulegały wielokrotnie przepisywaniu czy
streszczeniu
i przeróbkom. Stąd może kryć się w nich
sporo
błędów i pomyłek, zwłaszcza jeżeli przepisywa-
cze nie zdawali sobie sprawy, do jakiego kraju i ja-
kich
osobistości ten tekst się odnosi. Tak samo stresz-
czenie,*
bez względu na to, czy uczynione zostało
w
X w. dla pomieszczenia go w regestrach Jana XV,
czy
też może w końcu XI w. dla zbioru Deusdedita,
w
dużej mierze musiało zależeć od inteligencji stresz-
czającego,
od tego także, czy i jak orientował się
w
tym, co jest jego treścią, kim są osoby w nim
wymienione.
Tekst więc przechowany, daleki od
pierwotnego
wzoru, oryginału, musi posiadać swe
błędy
i niedostatki, zapewne niedomówienia, może
i
pewne luki. Dlatego też, choć tyle razy był przez
badaczy
omawiany, jest tyle opinii sprzecznych, tyle
wątpliwości,
tyle tłumaczeń wzajemnie się wyklucza-
jących.
Dosłowne,
o ile to możliwe, tłumaczenie tej za-
piski,
liczącej w tekście łacińskim niecałą setkę słów,
brzmi:
“Następnie w innym tomie pod Janem XV
papieżem.
Dagone (w innych tekstach także Dagome)
sędzia
(iudex) i Ota (Oda) senatorka (senatrix), i sy-
nowie
ich Misica (Mieszko) i Lambert ofiarowali bło-
236
Mieszka I
gosławionemu
Piotrowi jedno miasto w całości, które
nazywa
się Schinesghe, ze wszystkimi jego przyna-
leżnościami
w obrębie takich granic, jak, zaczyna się,
z
jednej strony długie morze, granice Pruzze aż do
miejsca,
które nazywa się Russe i od granicy Russe
rozciągając
aż do Craccoa i od samego Craccoa aż do
rzeki
Oddera prosto do miejsca, które nazywa się Ale-
mure,
i od samej Alemure aż do ziemi Milze, i od
granicy
Milze wprost w obrębie Oddera i stąd wzdłuż
prowadzącej
rzeki Oddera aż do powyższego miasta
Schinesghe".
Jest
jasne, że nazwa “Pruzze" oznacza kraj Pru-
sów,
“Russe" oznacza Ruś, “Craccoa" jest to
Kraków,
“Oddera"
jest Odra, a “Milze" jest kraikiem Milczan.
Za
to miejscowość “Schinesghe", “Alemura" wraz
z
ogólnikowym “longum marę", długim morzem, wy-
magałyby
wyjaśnienia. Jest tu zresztą, jak zobaczy-
my,
jeszcze wiele zagadnień, na które nauka histo-
ryczna
zwróciła uwagę, nie zawsze znajdując odpo-
wiedź,
najczęściej wywołując kontrowersje, mniej czy
więcej
usprawiedliwiony sprzeciw.
Zapis
ten nie posiada daty. Wiemy tylko tyle, że
zapisano
go w regestrach papieża Jana XV, czyli że
pochodzi
z czasów rządów tego papieża, zatem z lat
985
— 995. Jeżeli jednak możemy słusznie sądzić, że
ów
tu wymieniony Dagone czy Dagome musi być
Mieszkiem
I, bo miał żonę Odę (Otę) i synów z Ody
Mieszka
i Lamberta, to wobec tego zamknąć wypada
ten
zapis na śmierci Mieszka I, która miała miejsce
25
maja 992. Trzeba zatem sądzić, że zapis swój zro-
bił
Mieszko wcześniej, tak że granicami chronolo-
gicznymi
są lata 985 do 991. Stąd ogólnikowo, kon-
wencjonalnie
mówi się, że zapis został zdziałany około
Stosunki fcościeirte
237
r.
990, bo dokładniejszej już daty nie jesteśmy- w sta-
nie
ustalić.
Jeżeli
w zapisie tym występuje Dagone — Miesz-
ko
I, jego żona i synowie Mieszko i Lambert, to
zwraca
uwagę brak wymienienia trzeciego syna
Mieszka
i Ody, Swiętopełka, jak i najstarszego syna,.
-zrodzonego
z Dobrawy, Bolesława Chrobrego. Co się
tyczy
Swiętopełka, najprostszym tłumaczeniem by-
łoby,
że urodził się później, że nie pisano o nim,
bo
go jeszcze na świecie nie było. Ale brak osoby
Bolesława
Chrobrego jest trudny do wyrozumienia.
.Niełatwo
byłoby sądzić, że jest on przypadkowo
pominięty,
jak i domyślać się, że zapis ten pomijał
umyślnie
Chrobrego, najstarszego syna, że skierowany
był
przeciw Chrobremu na korzyść dzieci z drugiego
małżeństwa.
Do takiego sądu nie ma żadnej pod-
stawy.
Wiemy, że Chrobry bawi w tych czasach.
w
Polsce, że ojciec żeni go trzykrotnie, że w r. 990
rodzi
mu się syn Mieszko II. Wiemy wreszcie, że po
śmierci
Mieszka Bolesław Chrobry osiąga władzę,
.reprezentuje
państwo polskie jako senior i jako taki
w
995 r. wypędza macochę i braci przyrodnich. Wi-
docznie
objął następstwo bez trudności, które by się,
::
niechybnie zjawiły, gdyby przez ojca, przez intrygi
macochy
został od dziedzictwa odsunięty czy ogra-
niczony.
To zatem nie mogło być powodem pomi-
nięcia jego imienia w tym streszczeniu, które dziś
mamy
przed sobą. Wyrozumienie znaczenia tego
streszczenia
przedstawia też znaczne trudności.
Przede
wszystkim, jeżeli chodzi o tytulaturę
Mieszka
jako sędziego i Ody jako senatorki. Użycie
i
przydanie takich tytułów Mieszkowi i Odzie w Pol-
sce,
gdyby tekst taki był spisany -xw Polsce, wydaje
238
Mieszka I
się
bardzo mało prawdopodobne. We współczesnych
źródłach
niemieckich nosi Mieszko u Widukinda tytuł
.rex,
król, najczęściej przydają mu źródła tytuł “dux",
książę,
czasami, wyjątkowo, “comes", hrabia, lub
“marchio",
markgraf. Gdyby zatem oryginalny tekst
zapisu
został sporządzony w Polsce, nazwano by
Mieszka
i jego żonę księciem i księżną, nie szukano
by
dla nich dziwacznych tytułów “sędziego" i “sena-
torki".
Stąd albo pierwotne pismo, oryginał, obywał
się
bez tytułów (co jest możliwe), posiadał tylko
gołe
imiona, a tytuły sędziego i senatorki byłyby
dodatkami
późniejszymi, wtrąceniami, interpolacjami,
albo
też w Rzymie, w kancelarii papieskiej, przy
finalizowaniu
układów i redagowaniu pisma zjawiły
się
wątpliwości, jakimi tytułami opatrzyć donata-
riusza
i jego małżonkę. I na terenie Rzymu, i kan-
celarii
papieskiej jest co prawda tytuł “iudex" mało
zrozumiały,
ale tytuł “senator" i “senatrix" był
w
Rzymie jednym z najzaszczytniejszych i najwyż-
szych.
Z tego powodu sądzić wolno, że redakcja
pierwotna
tego pisma miała miejsce raczej w Rzymie ,
niż
w Polsce i że był w tym czasie ktoś upoważniony
przez
księcia polskiego do prowadzenia na miejscu
rokowań
i do złożenia w imieniu księcia polskiego
Mieszka
I obowiązującej deklaracji. Kto to mógł być,
nie
wiemy. Wyrażono przypuszczenie, że był to syn
Mieszka
Lambert. Ale takie przypuszczenie wydaje się
zupełnie-
nieprawdopodobne. Lambert miał około r. 990
niecałych
lat 10. Trudno przypuścić, by dziecko takie
stało
na czele poselstwa przeznaczonego do tak waż-
nych
rokowań ze Stolicą Apostolską. Lambert jest
w
późniejszych czasach we Włoszech, jest mnichem
w
Rawennie u św. Romualda, ale dzieje się to już
Stosunki kościelne
239
pod
sam koniec X w. Jeżeli nie był to Lambert,
to
może tak ważną sprawę zlecił Mieszko swemu
pierworodnemu
synowi • Bolesławowi Chrobremu.
A
wtedy może by było nieco łatwiej zrozumieć, dla-
czego
streszczenie dziś nam znane nie wymienia
Chrobrego.
Mogło się imię jego znajdować w samym.
piśmie,
ale nie potrzebowało być koniecznie w związ-
ku
z tym, co streszczającemu wydawało się istotną
treścią
regestru. W regestrze, w streszczeniu mógł
streszczający
łatwo pominąć osobę Bolesława działa-
jącego
w imieniu ojca. Jest to rzeczywiście tylko przy-
puszczenie,
którym musimy się zadowolić, skoro nie
znamy
warunków, w których
prowadzono rokowania..
Przechodzimy
do sprawy “Schinesghe". Są dwie
interpretacje.
Jedna, która twierdzi, że jest tu mowa
o
Gnieźnie, i druga, że miano tu na myśli Szczecin.
Ta
druga opinia opiera się na domniemaniu, że jeżeli
opis
granic Polski zaczyna się od morza, powinien
się
on też kończyć na morzu. A przy morzu, u ujść
Odry,
leży właśnie Szczecin. Otóż kłopot jest w tym,
że
Szczecin w X i XI w., chociaż niewątpliwie istniał
i
był zapewne znaczniejszym ośrodkiem, jest zupełnie
nieznany.
Na pierwsze miejsce wysuwa się Wolin,
znamy
Kołobrzeg, znamy Gdańsk, nie znamy Szcze-
cina.
Drugą wątpliwość budzi przyznanie Szczecinowi
całej
Polski jako jego pertynencji, do niego przyna-
.
leżnej. Trzecim wreszcie argumentem jest, że można
zrobić
z dziwacznego Schinesghe Gniezno, ale zrobić
ze
Schinesghe Szczecin nie sposób. Bo to, że Schine-
sghe
i Szczecin zaczynają się na tę samą literę, nie
jest
przekonywające.
Co
się tyczy Schinesghe — Gniezno, łatwiejszą
jest
rzeczą wytłumaczyć w ten sposób pisownię tej
240
Mieszka I
nazwy
miejscowości. Wiemy, jakie były trudności ,
przy
transkrybowaniu słów słowiańskich języków ;|
alfabetem
łacińskim. Wiemy, że z takimi trudnościa-
mi
walczyła także na pozór prosta nazwa Gniezna,
której
pisownia do XIII w. była tak nieustalona, że
istnieje
do tego wieku koło trzydziestu odmianek,
.pisanych
rozmaicie, przez literę G, K i Ch na po-
czątku,
a lub o na końcu. W tekście powyższym zaczyna
się
ta nazwa wyjątkowo przez literę S, ale już na-
stępne
chinezghe odpowiada zupełnie dobrze Gnieznu.
A
trudno coś powiedzieć, jak radził sobie w Rzymie
w
końcu X w. pisarz, zapewne Rzymianin, z trud-
nością
fonetyczną zasłyszanego słowa Gniezna. Jedna
strona
zapewne mówiła, a druga miała napisać to,
co
mówiono. A nawet jeżeliby przywieziono z Polski
elaborat
lub projekt tekstu już napisany, to i tam ;
mógł on być dziełem tylko obcego mnicha, Wallona,! ;
Flamanda,
Niemca, może Irlandczyka czy Anglosasa, & i
który
walczył z takimi samymi trudnościami, jak.
Włoch
czy Rzymianin. Stąd też, odrzucając tłumacze-
nie
Szczecin jako sztuczne i niczym poważnie nie
uzasadnione,
przyjmujemy zrównanie Schinesghe —
Gniezno,
niewątpliwie w tych czasach najważniejsze
centrum
życia politycznego i państwowego Polski,
a
w niedalekiej przyszłości pierwsza stolica metropo-
litalna
tytułu św. Wojciecha. A to, co wiemy o two-
rzeniu
się państwa polskiego, jest z tym w zgodzie.
Stamtąd
wyszła na podboje dynastia piastowska
i
można było słusznie uważać, że wszystkie dzielnice,
szczepy
i plemiona zawarte w granicach zabytku Da-
gome
iudex są pertynencjami Gniezna.
Te
pertynencje mają od północy jako granice
“longum
marę", tłumaczone zwykle jako “długie
Stosunki kościelne 241
morze".
Określenie “długie morze" wydaje się być
jakimś
nie bardzo zrozumiałem dziwolągiem. Co to
być
może za miara “długie", “nie długie" czy “krót-
kie"
morze? Wydaje mi się, że należy szukać innego
tu
znaczenia. Nie chodzi tu o “długie" morze, ale
o
kraj, który leży wzdłuż morza, co w języku pol-
skim
i innych słowiańskich wyraża się przez złączenie
Z
przyimkiem “po" tego określenia geograficznego,
Wzdłuż
którego leży omawiana ziemia. Jednym sło-
"wem
“longum marę" jest Po-morze, jak strony leżące
,nad
Wisłą nazywają się Powiśle, a to, co leży nad
brzegiem,
jest- pobrzeże. Zapewne takie znaczenie
było
w użyciu i we Włoszech w związku z przymiot-
nikiem
longus. W włoskim języku np. strony leżące
;nad
Arno nazywają się Lungarno, a nad Tybrem
Lungo
Tevere. I ten szczegół, tłumaczenie Pomorza
na
“longum marę", świadczyłby również raczej za.
tym,
że tekst pisma był redagowany na terytorium
rzymskim.
Pomorze zatem jest od północy ową per-
tynencją
polską. Dalej granicą jest ziemia pruska,
następnie
znów dzierżawy ruskie. Od Rusi granica
idzie
do Krakowa, a stąd do Odry. Otóż tu jest pewna
niejasność.
O ile powyżej była wyraźnie zaznaczona
granica
etnograficzna pruska czy ruska, to tu mamy
tylko
ogólnikowo powiedziane, że Kraków jest gra-
nicą.
I stąd rodzi się pytanie, w jakim znaczeniu ma
być
Kraków granicą? Bo przy tłumaczeniu tego za-
gadnienia
zaznaczyły się dwa rozbieżne stanowiska.
Kiedy
jedni pragnęli widzieć Kraków z przyległo-
ściami
jako należący do terytorium opisywanego, to
drudzy
sądzą, że Kraków jest tu traktowany wyłącz-
nie,
ekskluzywnie. Tak jak zaznaczono, że kraj Pru-
sów
i Ruś są poza obrębem państwa Mieszkowego;
16 Polska X — XI wieku
242
Mieszka I
a
ich granice są granicami opisywanego kraju, tak
i
Kraków i jego ziemie wymienione jako granice nie
leżą
w obrębie państwa. Jedni starali się to spostrze-
żenie
łączyć z rzekomym posiadaniem Krakowa przez
-Czechów,
drudzy dopatrywali się w Krakowie osobnej
dzielnicy,
wyłączonej z państwa Mieszkowego, a przy-
dzielonej
Chrobremu jako jego uposażenie. Już wyżej
omówiliśmy
rzekome w tych czasach panowanie
czeskie
w Krakowie. O tym, by tu był Chrobry wy-
posażony
przez ojca, także nic nie wiemy. A byłoby
rzeczą
też dość dziwną, gdybyśmy wymagali od X w.
dokładności
i systematyczności w opisywaniu granic
takiego
i tak dużego terytorium. Dlatego też nie prze-
mawia
do przekonania twierdzenie, że mamy tu liczyć
Kraków
wyłącznie, skoro “longum marę", czyli Po-
morze,
tłumaczymy włącznie. Bo Kraków od po-
łudnia,
od strony kotliny panońskiej, był odgrani-
czony
pasmami gór i olbrzymią puszczą, nie zamiesz-
kałą
po jednej, jak i drugiej stronie Karpat. Przestrzeń
dziesiątków
tysięcy kilometrów kwadratowych była
•
właściwie res nullius, o którą nikt nie dbał, i gdzie
w
pierwszych już lasach tej puszczy gubiła się gra-
nica.
Istotną sprawą była przynależność Krakowa do
państwa,
granicą od południa nie interesował się nikt.
Następnie
także bardzo ogólnikowo wymieniono
rzekę
Odrę i zagadkową miejscowość czy okolicę
Alemure.
Oznaczenie jej jest niemożliwe. Tłumacze-
nie,
że ma to być Ołomuniec, nie przemawia do prze-
konania
raz dlatego, że Alemura i Ołomuniec zdają
się
być sobie bardzo obce i dalekie, a po wtóre wątpić
należy,
by morawski gród Ołomuniec był wtedy
w
rękach polskich lub by można go było uważać za
pograniczny
gród morawski od strony polskiej. Co
Stosunki kościelne
243
się
tyczy wymienionej już Odry, pamiętać należy, że
rzeki
w owych czasach nie stanowią granicy. Są czyn-,
nikami
łączącymi, wzdłuż których posuwa się całe
pierwotne
zasiedlenie, ale nie są czynnikami dzie-
lącymi.
Stąd jeżeli mowa o Odrze i owej tajemniczej
Alemure,
a następnie o kraju Milczan, to rozumieć
należy,
że całe dorzecze Odry do kraju Milczan, tj.
cały
Śląsk, jest tu zaznaczony jako granica, nie-
wątpliwie
polska, od strony Czech. A rzeczywiście
-dopiero
od kraju Milczan Odra nie przyjmuje dopły-
wów
z lewej swej strony i stąd staje się ona granicą
aż
do swego ujścia. Jedynym tu szkopułem jest to,
że
Odrą nie dojdziemy “do wyżej wymienionego
Tniasta
Schinesghe". Ale tu będzie jakieś zniekształ-
cenie,
może tego, co pismo to streszczał, a może już
jakieś
nieporozumienie w samym oryginalnym tekście.
W
ten sposób w obrębie opisywanych w tym-
przeglądzie
geograficznym krajów, składających około
r.
990 państwo Mieszka I, znajdowały się Wielko-
polska,
czyli ziemia Polan z Gnieznem, Pomorze,
ziemia
chełmińska, Mazowsze, późniejsza część Ma-
łopolski
z Sandomierzem, bez Przemyśla jednak i Gro-
dów
Czerwieńskich, Kraków z ziemią krakowską,
Śląsk,
może ziemia Milczan, ziemia wreszcie lubuska,
której
istnienia po lewym brzegu Odry zabytek ten
nie
przewiduje, chociaż niewątpliwie należała ona do
Polski.
Oczywiście wchodzą tu ziemie leżące wewnątrz
pasa, jak Kujawy, ziemia łęczycka czy sieradzka.
Jaka
jest treść prawna tego zabytku? Mieszko
oddaje
św. Piotrowi, to jest jego następcom, papie-
żom,
całą tę opisaną przestrzeń na własność, Gniezno,
jak
się wyrażono, z przyległościami. Idealnym, teo-
retycznym
właścicielem tego kraju staje się papie-
16*
244
Mieszka I
stwo,
w imieniu papieży zarządzają tym krajem książęta polscy, zatem
Mieszko I i jego następcy. Z tym
w
związku pozostają wiadomości płynące nam z cza-
sów
późniejszych, od czasów Bolesława począwszy,
że
Polska zobowiązała się płacić papiestwu czynsz,
który
następnie przerodził się w świętopietrze.
Staje
się zatem Polska trybutariuszem zarówno
króla
niemieckiego, jak papieża. Jedno drugiemu nie
przeszkadzało,
bo papiestwo nie mogło mieć żadnych
interesów
politycznych w Polsce. Interesy cesarstwa
i
papiestwa w Polsce pod tym względem nie mogły
doprowadzić
do kolizji, przynajmniej w stosunkach
X
w. Można też przypuszczać, że o kroku Mieszka I
była
uprzedzona cesarzowa regentka, że sprawy te
uzgodnił
z nią Mieszko, że miał jej aprobatę.
Ale
jeżeli Mieszko oddał swój kraj na własność
św.,
Piotrowi, jeżeli przyjął pewne zobowiązania wier-
ności
wobec św. Piotra, jeżeli się zobowiązał do pła-
cenia
czynszu papieżom, to nie mogło to wynikać
tylko
z jakiegoś dewocyjnego nastawienia księcia pol-
skiego,
z tego że przyjąwszy chrześcijaństwo pragnie
z
całym narodem trwać przy przyjętej wierze. Musiał
się
Mieszko spodziewać ze strony Rzymu i papiestwa
jakiejś
rekompensaty, jakichś specjalnie dużych do-
brodziejstw,
które by zrównoważyły to poświęcenie,
które
sam poniósł, to jest utratę, choćby idealną, ty-
tułu
własności i pełnej swobody, jak nowy ciężar
finansowy
w postaci czynszu. Trzeba sobie raczej
wyobrazić,
że Mieszko wystąpił wobec Jana XV z pew-
nymi
żądaniami i propozycjami, że papież postawił
ze
swej strony swoje warunki, tak że może zabytek
powyższy,
tzw. Dagome iudex, jest w pewnej mierze
odzwierciedleniem
stanowiska i życzeń papieskich lub
Stosunki kościelne
245
tego,
co ofiarował Janowi XV Mieszko, nie zaś do-
wodem
pokornego oddania się Mieszka św. Piotrowi
i
jego wikariuszom, biskupom rzymskim. Brak zaś
nam
wiadomości, czego za swą ofiarę żądał od pa-
pieża.
Już powyżej dotknęliśmy zagadnienia poprzednich
stosunków
ówczesnej Polski z papiestwem. Mówiło
się,
że jest do przewidzenia, iż koło r. 968, kiedy
Jordan
został biskupem misyjnym w Polsce, musiała
być
o tym uwiadomiona Stolica Apostolska, że za-
pewne
musiał uzyskać aprobatę papieską, dostać tzw.
licentiam
evangelizandi, pozwolenie na prowadzenie-
misji.
Tak samo musiało być i następnie przy Ungerze
czy
przy innych ewentualnych biskupach, jeżeli miał
ich
Mieszko na usługach w kraju. O posłaniu włosów
Chrobrego
w r. 973 do Rzymu mówiliśmy powyżej.
Jest
rzeczą symptomatyczną to zaufanie świeżego
chrześcijanina
dla osoby głowy kościoła, wiara w jego
opiekę.
A było papiestwo czasów Ottonów bardzo da-
lekie
od tej władzy, którą okażą w sto lat później
Grzegorz
VII i jego następcy. Nie posiadali papieże
w
swej dłoni tych gromów, którymi ciskali w Henry-
ka
IV czy jego sukcesorów. Czasy ottoniańskie wnio-
sły
co prawda pewną poprawę w stosunki papieskie.
Osoby
niegodne nie zjawiają się na tronie papieskim,.
ale
zawiść wielkich rodów rzymskich, obsadzających
swoimi
krewniakami papieską godność, nie prędko
będzie
wykorzeniona. Niemoralność, świętokupstwo,
rnord,
które były tak częste w owym czasie w Rzymie,
obniżyły
znacznie powagę tej instytucji, prawie lat
tysiąc
w owym czasie istniejącej. Podniesienie jej
powagi
i uznania w świecie mogło się odbywać tylko,
powoli,
a jednym z tych, którzy mieli poczucie tej
246
Mieszka l
godności,
był właśnie Jan XV. Czasy jego działalności
.przypadają
na okres, kiedy za małoletności Ottona III
rządziła
regencja kobiety bardzo oddanej kościołowi.
Dzięki
zapewne dużo mniej sztywnemu stosunkowi,
Theofanu
zwłaszcza, do papiestwa, niż za czasów
Ottona
I i II, mógł Jan XV może mieć nieco więcej
od
swoich poprzedników swobody działania. I pewne
zagadnienia
polityczne układały się dla takiego kie- ;
runku
wysiłków korzystniej. Znalazł też Jan XV
współpracowników,
którzy wysoko podnieśli powagę
papiestwa.
Byli to z jednej strony kluniacy, z drugiej
strony
zaś Leon opat klasztoru św. Bonifacego i Alek- ,
sego
na Awentynie, ten, u którego bawił około tych
lat
św. Wojciech. Z tym papieżem zatem, zacnym, lu-
bo
bardzo jeszcze skrępowanym i narzuconą papie-
stwu
władzę cesarską, i intrygami, i zawiściami rodów
rzymskich,
Krescencjuszów i hrabiów Tuskulańskich,
zawiązał
Mieszko jakieś bliższe stosunki. Rezultat
znamy
tylko częściowo, tyle, co nam daje tekst Da-
gome
iudex. Znamy zatem to tylko, co zyskało papie-
stwo.
Nieznane nam są te korzyści, których miał pra-
wo
spodziewać się Mieszko.
Zagadnienie
to, ciemne i nieznane, może być roz-
wiązane
jedynie domysłem. Jeżeli Mieszko oddał swe
państwo
papiestwu, jeżeli zobowiązał się do płacenia
czynszu,
trybutu, papieżowi, to oczywiście w zamian
za
to miał nadzieję otrzymać to, czym papiestwo roz-
porządzało,
co było od niego zależne. Mogło zatem
chodzić
o regularną, kanoniczną organizację kościoła
w
Polsce. Polska dojrzała do tego, by posiadać nie
biskupów
misyjnych jak dotychczas, lecz zyskać wła-
sne,
stałe, kanonicznie urządzone biskupstwa. Sądzić
można,
że to był cel, do którego dążył Mieszko.
Stosunki kościelne
247
Ze
musiały temu stać na przeszkodzie trudności
bardzo
duże, możemy łatwo wyrozumować. Pozy-
tywnie
świadczyłby o tym fakt, iż nie Mieszko, ale
dopiero
syn jego Bolesław Chrobry w r. 1000 urze-
czywistnił
ten plan. Trudności mogły być najrozmait-
.szej
natury. Przede wszystkim, zaś należy zwrócić
uwagę,
że było to zagadnienie także polityczne, nie
tylko
kościelne. Iz tego powodu mogły istnieć pewne
przeszkody.
Sprawa urządzenia stałego, kanonicznego kościoła
w
Polsce, nie misyjnych biskupów, lecz regularnych
biskupstw,
mogła być rozwiązana w dwa sposoby.
Pierwszym
byłby program maksymalny, zatem ten,
który
był wysunięty niewątpliwie przez Mieszka, ja-
ko
jedynie korzystny dla niego i jego państwa. Zmie-
rzał
ten program zatem do stworzenia samodzielnej
prowincji
czy samodzielnych prowicji kościelnych,
z
arcybiskupstwem czy arcybiskupstwami na czele
i
odpowiednią ilością biskupstw. Jeżeli Mieszko był
zmuszony
okolicznościami do uznawania zwierzchno-
ści
niemieckiej jako trybutariusz, jeżeli forma tej
zależności
— jak możemy sądzić — była raczej lek-
ka,
łagodna, bo więcej może cesarzowa regentka po~
trzebowała
pomocy Mieszka niż Mieszko cesarzowej,
jeżeli
interesy w tym okresie Niemiec i Polski były
raczej
zgodne, to samodzielność kościelna Polski gwa-
rantowałaby
również to, że Niemcy nie mieliby moż-
ności
wnikać głębiej w stosunki wewnętrzne polskie.
Ale
mogła istnieć także i przeciwna koncepcja, mini-
malny
program, a mianowicie urządzenia kościoła
w
Polsce w łączności z Niemcami. Pod bokiem Pol-
ski
na przestrzeniach między Łabą, Salą a Odrą urzą-
dził
Otto I wielką organizację kościelną w postaci
248
Mieszko I
prowincji
metropolitalnej magdeburskiej, z sufraga-
niami
w Braniborze (Brandenburgu), w Hobolinie
(Hawelbergu),
w Zytycach (Zaitz), Merseburgu i Mi-
śni,
a prowincja ta została w dużej części rozgromio-
na
wielkim powstaniem pogańskich żywiołów w r. 983.
Wiemy,
że odbudowa życia kościelnego trwała tu wie-
le
lat dziesiątków. Mogło zatem arcybiskupstwo mag-
deburskie
wysuwać, jako swój dezyderat, przyłącze-
nie
stron leżących za Odrą w Polsce do swej zrujno-
wanej
prowincji. Mogło się też ono powoływać na swe
przywileje,
gdzie w dokumentach Jana XII z r. 962
jest
mowa o prawie arcybiskupstwa do zakładania in-
nych
biskupstw w krajach słowiańskich, nawróco-
nych.
W kilku dokumentach r. 968 mówi się o zakła-
daniu
w miarę potrzeby innych biskupstw “ultra Al-
biam
et Salam", za Łabą i Salą, i przyłączeniu ich
do
archidiecezji
magdeburskiej. Prawda, że nie ma tam
mowy,
by miały to być ziemie “za Odrą", bo — jak
wynikałoby
z treści dokumentów — prawa te były
właśnie
ograniczone linią Odry. Ale ponieważ nie
było
to dość wyraźnie powiedziane, zatem mógł się
metropolita
magdeburski Gizyler nawet opierać na
brzmieniu
posiadanych dokumentów i sądzić, że by-
łoby
celowym włączenie Polski, w części czy w cało-
ści,
do Magdeburga. Taki minimalny program, ko-
rzystny
dla Niemiec, a zwłaszcza dla Magdeburga,
byłby
niekorzystny dla Mieszka, bo uczyniłby całą
organizację
kościelną w Polsce zależną od metropolity
obcego,
magdeburskiego, a zatem politycznie byliby
biskupi
w Polsce zmuszeni liczyć się z cesarstwem,
od
którego braliby zapewne, jak biskupi prascy i inni
niemieccy,
inwestyturę. Mogłyby zatem ścierać się tu
Stosunki kościelne
249
dwa
odrębne poglądy, projekty, jeden polski, drugi
magdeburski.
Trzeba
tu dodać, że jeżeli Mieszkowi zależeć mu-
siało
na przemienieniu dotychczas prowizorycznej,
misyjnej,
akcji kościelnej na stałą organizację, to
stworzenie
jej w formie samodzielnej miało niezwykle.
-doniosłe
znaczenie na przyszłość. Nie tylko unicest-
wiało
to możliwość wpływów niemieckich wewnątrz
kraju,
czyniąc kościół, biskupów i całą wewnętrzną
strukturę
zależną od polskiego monarchy, ale mogło
to
być w przyszłości drogą do wyswobodzenia się
spod
zależności politycznej. Bo tylko władcy państw
posiadających
własną niezależną organizację kościel-
ną
z metropolitą na czele mogli myśleć o uzyskaniu
korony
królewskiej, o tym symbolu niezawisłości,
który
równał ich z innymi koronowanymi panujący-
mi,
jak król francuski, angielski, jak władcy skan-
dynawscy,
jak w niedługiej przyszłości król węgier-
ski.
Nawet władca Niemiec nie był niczym więcej jak
królem,
o ile papież nie uwieńczył go diademem ce-
sarskim.
Przyłączenie zatem polskiego kościoła do
związku
z metropolią niemiecką przekreślałoby na
wieki
wszelkie nadzieje na niezależność polityczną..
Tak
się stało z Czechami, które chociaż uzyskały ko-
ronę
królewską z łaski cesarzy rzymskich, nie wy-
swobodziły
się do XIV w. spod zależności od Nie-
miec,
bo biskupstwa czeskie podlegały dalekiej Mo-
guncji.
:
Takie
sąwnioski, które można wysnuć na podsta-
wie
tekstu Dagome iudex. Wnioski te są tylko czę-
ściowo
wyrozumowane, częściowo jednak opierają się
o
pewne wskazówki źródłowe. Jeżeli chodzi o utwo-
350
Mieszka I
rżenie
osobnej, niezależnej organizacji kościelnej, to
4ie
tylko utwierdza nas w tym wiara w rozum i zmysł
polityczny
Mieszka, ale też i fakt, że w dziesięć lat
mniej
więcej potem realizuje się ten program w zjeź-
dzie
gnieźnieńskim. A rezultaty Gniezna nie zjawiły
.się
nagle, nie były, wyskokiem nieprzemyślanym
entuzjasty
Ottona III, lecz musiały być w porę pod-
jęte
i wymagały czasu dla ich przeprowadzenia. Je-
żeli
chodzi o plany, które, jak sądzić można, żywił
•Magdeburg,
to znamy je również dobrze, bo po zjeź-
dzie
w Gnieźnie jest właśnie Magdeburg zasadniczym
wrogiem
tego wszystkiego, co zdziałano w r. 1000.
Wiemy,
że po r. 1004, za czasów zapewne arcybiskupa
magdeburskiego
Taginona, powstał falsyfikat doku-
mentu,
przyznającego Poznań Magdeburgowi, że
Thietmar,
kiedy w latach 1012 do 1018 pisał swą kronikę, również tę
zawisłość Jordana od Magdeburga "
podkreślał,
wiemy też, że w połowie XI w. powoływał
się
Magdeburg na swe prawa, które rzekomo zatwier-
dził
papież Leon IX, że w latach 1131 i 1133 papież
Innocenty
II występował jeszcze przeciw niezależno-
ści
kościoła polskiego na żądanie arcybiskupa magde-
burskiego,
św. Norberta. Świadczy to o nieprzerwanej
ciągłości
roszczeń magdeburskich. Ponieważ spotyka-
my
już przy samym zjeździe gnieźnieńskim ślady
opozycji,
zatem zapewne sięgała ona głębiej wstecz.
Wiązałaby
się ona więc przypuszczalnie jeszcze z ty-
mi
planami, których odbiciem jest Dagome iudex.
A
jeżeli była opozycja, jeżeli Magdeburg wysuwał
sprawę
uzależnienia kościelnego Polski od siebie, to
musiał
istnieć i drugi projekt, projekt polski, Miesz-
ka
I, a ten w stosunku do tamtego mógł żądać tylko
własnej,
całkowitej i niezależnej organizacji kościel-
Stosunki kościelne
251
nej.
Byłoby to w zgodzie z tym, co widzimy w naj-
bliższym
sąsiedztwie. Węgry również dążą do uzys-
kania
własnej organizacji z dwoma katedrami metro-
politalnymi
na czele i one ofiarowują swe państwo
jako
własność św. Piotrowi i papiestwu. Będą jeszcze-
pewne
inne wskazówki świadczące, że już w tych koń-
cowych latach życia Mieszka były postawione pro-
jekty
zorganizowania kościoła w Polsce.
Mieszko
I, jak wiemy, był trybutariuszem cesar-
stwa.
Był nim i syn jego Bolesław Chrobry, jak
świadczy
Thietmar, do r. 1000. Trudno przypuszczać,
by
akcję swą prowadził trybutariusz Mieszko poza
plecami
regentki, cesarzowej Theofanu. Trzeba przy-
jąć,
że cesarzowa o zamiarach Mieszka wiedziała i na
nie
się godziła. Bo gdyby z jej strony był sprzeciw,
papiestwo
nie śmiałoby tu okazać swej samodzielno-
,
ści, a tym samym Mieszko nie miałby powodu dla od-
dania
swego państwa św. Piotrowi. Jeżeli istnieje taka
darowizna,
to trzeba też przyjąć, że musiała ona mieć
..pozytywne
skutki i następstwa, to znaczy, że około
;.t"r.
990 było postanowione, że Polska otrzyma własną
,1-
organizację kościelną. Zimę roku 989 na 990 spędza
cesarzowa
w Rzymie i można przyjąć, że o planach
tych
wiedziała regentka i była z nimi w zgodzie, i że
o
zgodzie na to był poinformowany papież Jan XV.
W
r. 990 podczas jej pobytu w Magdeburgu prosi
Mieszko
regentkę o pomoc przeciw Bolesławowi cze-
skiemu.
Pomoc tę uzyskuje, a na czele wysłanych od-
działów
staje Gizyler, arcybiskup magdeburski. Nie
był
Gizyler w łaskach u cesarzowej, jak i następnie
u
Ottona III. Przeszedł on niekanonicznie, acz za zgo-
dą
Ottona II, z biskupstwa merseburskiego na arcy-
biskupstwo
magdeburskie, przy czym uśmiercił bi-
252
Mieszka I
skupstwo
merseburskie, znosząc je i włączając do
archidiecezji.
Tę krzywdę wyrządzoną św. Wawrzyń-
cowi,
patronowi katedry merseburskiej, odczuła bar-
dzo
boleśnie Theofanu. Miewała nawet sny, w których
widywała
zagniewanego na Ottona II patrona Merse-
burga.
Toteż stanowisko Gizylera jest zachwiane, jak-
kolwiek
swą zręcznością i rozmaitymi prawnymi
kruczkami
i wybiegami potrafił się, mimo wytoczenia
mu
kanonicznego procesu, utrzymać na metropolii
magdeburskiej
aż do śmierci. Otóż znane jest nam
nielojalne
zarówno wobec cesarzowej, jak przede
wszystkim
wobec Mieszka stanowisko arcybiskupa
w
wojnie czesko-polskiej w r. 990. Narzuca się tu
zatem
domysł, czy nielojalność ta nie była dyktowana
może
stosunkiem Gizylera do zamiarów kościelnych
Mieszka?
Może liczył na to, że Mieszko, rozgromiony
przez
Czechów i Lutyków, stanie się mniej cennym
sprzymierzeńcem
i przyjacielem cesarzowej i że bę-
dzie
można łatwiej w takich warunkach utrącić pol-
skie
projekty, a własne plany wprowadzić w życie.
W
r. 991 umiera niespodziewanie młoda jeszcze ce-
sarzowa
Theofanu. Regencja przechodzi na babkę Ot-
tona
III, wiekową już cesarzową Adelaidę, której
prawą
ręką jest arcybiskup moguncki Willigis. Je-
żeli
Theofanu miała swe zobowiązania wobec Miesz-
ka,
to Adelaida takich zobowiązań nie miała, zaś do
Willigisa
było zapewne też łatwiej trafić arcybisku-
powi
Gizylerowi. Następnie było wiadomo, że regen-
cja
długo już nie potrwa. Otto III podrastał, za parę
lat
miał już zostać ogłoszony pełnoletnim. Był to więc
okres,
kiedy zapewne wiele bardziej zasadniczych
spraw
odkładano do czasów pełnoletności króla, nie
chcąc
ich przesądzać samemu. Może więc i tę sprawę
Stosunki kościelne
253
polską
wstrzymano, by uzyskać w przyszłości taką
czy
inną decyzję młodego króla. W roku następnym
zabrakło
i Mieszka, a jego następca, Bolesław Chrobry, miał zużyć trzy
lata na spory o dziedzictwo
z
macochą i braćmi przyrodnimi. A to mogło być
,
nowym dalszym powodem dla odkładania ostatecz-
nej
decyzji.
Ale
jeszcze około r. 990—991 liczono się zapewne,
że
plany polskie zostaną lada dzień zrealizowane. Tak
moglibyśmy
sobie tłumaczyć zrzeczenie się przez Un-
gera
opactwa w Memleben, a zatrzymanie tylko ty-
tułu
biskupa misyjnego. Liczyłby on na katedrę
w
Polsce, może na arcybiskupstwo w Gnieźnie. Jego
późniejsza
opozycja w r. 1000 tym by się tłumaczyła,
że
konkurentem do pastorału arcybiskupiego stały
się
złożone w Gnieźnie zwłoki św. Wojciecha i osoba
brata,
świętego, Gaudentego-Radyma, którego za-
równo
Chrobry, jak cesarz wysunęli jako kandydata
na
arcybiskupstwo. Do tego doszło jeszcze to, że posta-
nowiono
ziemię Polan podzielić na dwie części. Gnie-
zno,
dotychczasowa siedziba Ungera, miała zostać ar-
cybiskupstwem,
Ungerowi zaś wyznaczono Poznań.
Sądzić
można więc, że zawiedzione ambicje Ungera
odegrały
dużą rolę w jego stanowisku opozycyjnym.
A
mogły być inne warunki dziesięć lat przedtem. Są-
dzić
można, że następca pierwszego w Polsce biskupa,
Jordana,
mógł śmiało kandydować około r. 990 na
przodujące
stanowisko w zamierzonej organizacji ko-
ścielnej.
Ze skromny mnich, towarzysz świętego mę-
czennika,
uczestnik w misji do pogańskich Prusaków,
wyrośnie
nagle — jako symbol — na kandydata do
arcybiskupstwa,
to był przypadek, ale przypadek bo-
lesny
dla zasłużonego zapewne Ungera, od lat osiem-
254
-Mżeszfco I
aastu.
prawie działającego jako biskup misyjny
w
Polsce.
Słabo
się orientujemy dotąd w tym, co było kościelnie zrobione w
Gnieźnie w r. 1000. Z tego, co można wnioskować o terytorialnym
układzie prowin-
cji
kościelnej gnieźnieńskiej, wynika, że miano już
wtenczas
na oku założenie niedługo potem jeszcze
drugiej
prowincji kościelnej z drugim arcybiskup-
stwem
na czele. Takie plany były przygotowane przed
r.
1000, mogły zatem istnieć i za Mieszka. Nie można
by
się dziwić, gdyby władca dużego i potężnego pań-
stwa
organizując kościół u siebie uważał, że jedno ar-
cybLskupstwo
z czterema biskupstwami nie jest wy-
starczające
dla tak znacznego obszaru. Zapewne mu-
siały
być równocześnie zrobione i projekty uposa-
żenia
tych biskupstw, czego wymagało papiestwo, by
nowe
fundacje miały swe oparcie materialne, by nie
były
zależne od łaski monarszej. Ale pod tym wzglę-
dem
nie mamy żadnych wskazówek. Zaledwie
w
XII w., w bardzo różnych od schyłku X w. warun-
kach,
zaczynają płynąć pewne wiadomości.
Z
projektami biskupstw i ich uposażeń łączyła się.
też
sprawa ich granic. I ta sprawa, na pozór trudna,
zostać
musiała rozwiązana przy rokowaniach ze Sto-
licą
Apostolską.
Podniesiono
przy omawianiu zagadnienia Dagome
iudex,
że może myślał już Mieszko o koronie królew-
skiej.
Może i marzył, wątpić jednak wypada, by tak
realny
polityk, jakim był Mieszko, starał się marze-
nia
takie urzeczywistnić. Na to byłoby za wcześnie,
Theofanu
nie mogłaby takiej myśli popierać, a z wy-
sunięciem
sprawy korony można by. było obawiać się
o
losy projektów kościelnych. Wiemy, że realnie zja-
Sfosułiki kościelne
255
wiła
się taka idea za Ottona III i Bolesława Chrobre-
go,
w tak różnych warunkach w porównaniu z czasa-
mi
Mieszka i Theofanu. A wiemy również, że i wtedy
nie
udało się myśli tej zrealizować, tak że dopiero
przed
samą śmiercią Chrobrego osiągnięto koronę. Ko-
ronę
krótkotrwałą. Nie było, jak to podkreślił jeden
z
najznakomitszych polskich historyków, narodu, któ-
ry
by, z większymi trudnościami walcząc, zdobył so-
bie
ten symbol niezależności politycznej dopiero po,
trzech
wiekach, koronacją Władysława Łokietka
w r. 1320.
Oddanie
się Mieszka i jego państwa papiestwu jest
jednym
z najważniejszych kroków, jakie ten historycznie pierwszy władca
Polski dokonał. Nie można.
•wątpić,
że był z nim w zgodzie, współpracował w tym -
dziele
jego syn Chrobry, chociaż o nim nie wspomina
zabytek
Dagome iudex. Ale właśnie Chrobry z tego
kroku
ojca wyciągnie dla siebie największe korzyści,
Właśnie
on zaznaczy w niedalekiej przyszłości, że zo-
bowiązania
ojca są i jego zobowiązaniami. Był Chro-
bry
synem Mieszka, ale był też jego uczniem, a nie-
można
wątpić, że i jego współpracownikiem. Mogła -
mu
bruździć macocha Oda, liczne jej potomstwo nie
mogło
budzić jego zachwytu, ale na kim miał się opie-
rać
Mieszko, jak nie na synu najstarszym, dorosłym
i
pełnoletnim, a zapewne już wcześnie zapowiadają-
cym
się dobrze na przyszłość, przerasta jacy na o gło-
.
we wszystkich, wyrastającym ponad miarę wieków..
Brak
wzmianki o Chrobrym będzie zawsze zastana-
wiającym,
budzącym wątpliwości. Jakkolwiek będzie-
my
sobie ten brak tłumaczyć, zawsze stwierdzimy, że
jest
Bolesław wiernym kontynuatorem polityki ojcow-
skiej,
którą podniósł swoim geniuszem, czarem i uro-
256
Mieszka I
kiem
swojej osoby, szerokością poglądów, jasnością
projektów
i zdolnością wyzyskiwania dla nich właści-
wej
chwili, sposobnego momentu.
Ten
zatem zabytek, zwany Dagome iudex, jest
kartą
prehistorii zjazdu gnieźnieńskiego z r. 1000.
Sądzić
można, że lat trzydzieści wytrwałej i" syste-
matycznie
prowadzonej pracy chrystianizacyjnej, pod
opieką
władcy tak życzliwego i oddanego dla nowej
wiary,
zasiliło znacznie istniejący już w Polsce ele-
ment
chrześcijański. W każdym razie syn Mieszka,
Bolesław
Chrobry, skierowuje już przedsięwzięcia
misyjne
na zewnątrz. Widocznie wewnętrznie wystar-
cza
zgromadzony zastęp duchownych przeznaczony
dla
prowadzenia pracy ewangelizacyjnej w obrębie
kraju.
Skąd brał dla tej tak trudnej, ciężkiej i odpo-
wiedzialnej
pracy w misji wewnętrznej ludzi zarówno
Mieszko,
jak Bolesław Chrobry, możemy mieć wska-
zówki
tylko cząsteczkowe i pośrednie, małomówne,
którymi
wobec braku źródeł musimy się zadowolić.
Bo
jeżeli chodzi o wpływy kościelne, z zewnątrz
płynące,
to dla X w. znamy dziś następujące fakty,
świadczące
o krzyżowaniu się na ziemiach polskich
następujących,
częściowo rozbieżnych czynników.
Jednym
jest sprawa kultu św. Lamberta, wskazują-
cego
na wpływy leodyjskie, inaczej mówiąc koloń-
sko-leodyjskie,
z okolic dolnego Renu, Mozy i Skal-
dy.
Wczesność tego kultu pozwala sądzić, że wpływy
te
przybyły do Polski współcześnie z biskupem Jor-
danem
i pod jego opieką rozwinęły się na dworze
i
w dynastii. Z tych stron za Renem musiał zapewne
czerpać
materiał ludzki Jordan, by tworzyć w
Polsce
Moneta
królewska Bolesława Śmiałego: w awersze popiersie
z
koroną na głowie i mieczem w ręce. (Powiek, l: 5).
Stosunki kościelne 257
kadry
potrzebnego mu duchowieństwa. Że byli to
przeważnie
mnisi, benedyktyni, nie może ulegać wąt-
pliwości.
Nisko stojące, obarczone rodziną duchowień-
stwo
świeckie nie nadawało się do takiej pracy.
Drugą
wskazówką jest znany, lubo dotychczas
traktowany
raczej ze strony anegdotycznej, cud
św.
Udairyka. W opisie tego cudu powiedziano, że
“dux
Wandalorum" Mieszko, raniony zatrutą strzałą,
zrobił,
w obawie utraty życia, ślub św. Udairykowi
przez
ofiarowanie mu votum ze srebrnej ręki. Miesz-
ko
następnie za łaską św. Udairyka cudownie wy-
zdrowiał.
Otóż w tym interesującym opowiadaniu jest
rzeczą
najistotniejszą stwierdzenie istnienia na dwo-
rze
książęcym tak wczesnego śladu kultu św. Udai-
ryka.
W lat kilkanaście zaledwie po przyjęciu chrze-
ścijaństwa
zwraca się pełen ufności Mieszko do chrze-
ścijańskiego
cudotwórcy, i to do takiego, który dopie-
ro
od bardzo niedawna był przedmiotem modłów
i
czci wiernych, a który dopiero po śmierci Mieszka I,
miał
być ogłoszony świętym. Otóż jest rzeczą szcze-
gólnie
ciekawą, skąd Mieszko I mógł coś wiedzieć
o
Udairyku i kto mógł zagrożonemu księciu podsu-
nąć
myśl oddania się pod opiekę tego świątobliwego,
niedawno
zmarłego biskupa. Trudno bowiem przy-
puścić,
by Mieszko sam znał Udairyka, by sam żywił
dla
niego cześć i nabożeństwo, by sam wpadł na myśl
odwołania
się do jego opieki. Musieli jednak znajdo-
wać
się wówczas w najbliższym otoczeniu księcia lu-
dzie,
którzy mieli dla Udairyka kult i nabożeństwo
i
żywili przekonanie, że ten pobożny biskup może
działać
cuda. Oni zatem przedstawiali opinię szwab-
sko-bawarską
na dworze Mieszka o Udairyku i oni
przynieśli
ze sobą zawiązki kultu dla tego świętego.
17 Polska X — XI wieku
258
Mieszka. I
Musieli
się więc znajdować na dworze Mieszka I du-
chowni
z dalekich południowo-zachodnich Niemiec, ze
Szwabii
czy Bawarii, zapewne więc tacy, który przy-
byli
do Polski za pośrednictwem czeskim, może za
pośrednictwem
dworu czeskiego i Dobrawy. Że tu
działały
jakieś wpływy czeskie, dowodziłoby szcze-
gólne
nabożeństwo, jakie miała dynastia czeska do
św.
Udairyka, bo czeski książę Udałryk nosił swe
imię
dla pamięci tego biskupa. To pozwoliłoby nam
może
na określenie ram chronologicznych tego zda-
rzenia,
musiało to mieć miejsce już po śmierci Udai-
ryka,
zatem po roku 973, a zapewne niewiele później
jak
po śmierci Dobrawy. Po jej śmierci obecność du-
chownych
związanych z nią i z wpływami czeskimi
staje
się z każdym rokiem w miarę postępu czasu
i
rosnącego naprężenia polsko-czeskiego mniej praw-
dopodobna.
Należy też wziąć pod uwagę, że z chwilą
ustanowienia
biskupstwa praskiego, 973—975, rosnąć
muszą
w samych Czechach wpływy mogunckie, gdy
zaczynają
zmniejszać się wpływy kościelne południo-
wo-niemieckie.
Tak zatem ten objaw kultu św. Udai-
ryka
jest zjawiskiem bardzo wczesnym, wskazującym
nam
na jakieś bliższe w początkach samych stosunki
kościelne
między Polską a Szwabią lub Bawarią. Te
bawarskie
strony Niemiec, np. Ratyzbona, wywierają
•i
później pewien wpływ na Polskę, przede, wszystkim
w
tych okresach, kiedy bywały bliższe stosunki
z
Czechami, np. za czasów Władysława Hermana. Za
to
trudno by było mówić o jakimś bezpośrednim, sil-
niejszym
i aktywniejszym wpływie czeskim. Na pod-
stawie
Anonima-Galla piszącego, że Dobrawa przy-
była
do Polski w r. 965 z “wielkim aparatem"
świec-
ko-kościelno-religijnym,
twierdzi się, że Czechy ode-
Stosunki kościelne
259
grały
tu poważniejszą rolę, przy czym dodaje się
wpływ
czeszczyzny na język kościelny polski. Te
ostatnie
wpływy mogą być jedynie późniejsze, i to
może
znacznie. Kult św. Jerzego, rozpowszechniony
w
Czechach X w., jest tak ogólny w Europie ówcze-
snej,
zarówno zachodniej, łacińskiej, jak i wschodniej,
bizantyńskiej,
że trudno by było sądzić, że kościółki
św.
Jerzego, wcześnie już w Polsce się zjawiające, są
odbiciem,
kultu, który do nas miał z Czech zawędro-
wać.
Sądzić też wypada, że Czechy ówczesne, połowy
X
w., nie posiadające jeszcze własnych biskupów,
kościelnie
i religijnie, jak można przypuszczać na
podstawie
żywotów św. Wojciecha, bardzo zaniedba-
ne,
nie mogły odgrywać w tym procesie większej
.
i poważniejszej roli. Tylko pośrednio, drogą przez
Czechy,
mogły docierać do Polski pewne wpływy
z
Zachodu. Czynnika zatem czeskiego nie należy
przeceniać.
Mógł być i istnieć w pewnej mierze, ale
był
to wpływ raczej bardzo skromny.
Za
to niewątpliwie donioślejszy okazuje się wpływ
kościelny
z wybitnym, jak się zdaje, obliczem politycznym, który zaznacza się
po r. 982, kiedy następcą
Jordana
został Unger, opat klasztoru w Memleben,
a
obok niego zjawił się zapewne i Reinbern. Byłaby
to
zatem ekspozytura interesów saskich. Dawniej, na
,
podstawie pochodzenia zawiązków naszych roczni-
ków,
doszukiwano się stosunków ówczesnej Polski
z
wielkimi klasztorami saskimi, Nową Korbeją i Ful-
dą.
Dziś, skoro, przesunięto przybycie tych roczników
.
do XI w. i do innych ośrodków, stracił ten argument
swą
moc dowodową. Ale być może, że ślady jakichś
-stosunków
ź Korbeją kryją się w nazwie miejscowo-
,sci
wielkopolskiej, Krobii, z bardzo starożytnym ko-
260
Mieszko I
ściołem.
Mogła tam istnieć jakaś zaginiona osada be-
nedyktyńska,
oczywiście X lub początków XI w.
Wreszcie
od samego już końca X w., zatem już w cza-
sach
Bolesława Chrobrego, należą stosunki z kołami
eremickimi
św. Romualda z Rawenny i te, które za-
pewne
już po śmierci św. Wojciecha przez Gauden-
tego-Radyma
i Astryka-Anastazego wiążą Polskę
z
opactwem św. Bonifacego i Aleksego na Awentynie
w
Rzymie i św. Benigna w Dijon, :
Są
to zatem liczniejsze, lubo oczywiście nie wszy-
stkie,
ale rozmaite wpływy, które krzyżują się do
końca
X w. na ziemiach Polski. Z nich niewątpliwie
najsilniejszy,
najbardziej trwały okazał się ten, któ-
ry
— z Leodium pochodząc — zaszczepił w dynastii
kult
św. Lamberta.
Były
oczywiście i stosunki z Rzymem, z papie-
stwem,
o których już była mowa. Ale niełatwo by-
łoby
przypuszczać, by ślady tych stosunków, tyczące
się
spraw prawno-organizacyjnych albo politycz-
nych,
mogły wywierać większy i głębszy wpływ na
pracę
wewnętrzną, kościelną w Polsce, na pracę tego
rodzaju,
o jaką mamy prawo posądzać np. ośrodek
leodyjski.
Rzym ówczesny, z papiestwem i ducho-
wieństwem
mało wyrobionym i słabo wykształconym,
zbyt
był pogrążony w walkach wewnętrznych, w la-
wirowaniu
między prepotencją cesarsko-niemiecką
a
zachłannością i politycznymi walkami wielkich ro-
dów
Rzymu i Kampanii o tiarę papieską, by ośrodek
rzymski
mógł czynnie przyczynić się do akcji chry-
stianizacyjnej
w Polsce. Dopiero po śmierci Mieszka
nastąpi,
jak to już wspomniano, nawiązanie bliższych
stosunków
z Rawenną i Awentynem. Tą drogą może
Stosunki kościelne
261
dojdzie
i do stosunków prawie niedostrzegalnych
z
metropolią włoskich klasztorów benedyktyńskich,
z
opactwem na Monte Cassino. Z tych później tylko
uwidoczniających
się związków warto przypomnieć,
że
podczas wędrówki w r. 996 św. Wojciecha po Fran-
cji,
po klasztorach benedyktyńsko-kluniackich, może
nawiązały
się pewne stosunki z tą grupą zakonną.
Przez
Astryka-Anastazego, opata w Brzewnowie
w
Czechach, a następnie u P. Marii na łęczyckim gro-
dzie,
może zrodziły się pewne stosunki z opactwem
św.
Benigna w Dijon i z opatem św. Wilhelmem
z
Yolpiano. Zadziwia w każdym razie brak wszelkich
bezpośrednich
wiadomości o stosunkach Polski z Ciu-
ny,
które chyba musiały istnieć, skoro znakomity opat
Ciuny,
Odiio, utrzymuje stosunki ze Stefanem wę-
gierskim.
Jedynie zatem pośrednio można się ważyć
na
twierdzenie, że takie stosunki musiały mieć miej-
sce.
Część
wymienionych stosunków kościelnych po-
chodzi
jednak z tego okresu, kiedy rzucano już pod-
waliny
pod regularną, kanoniczną budowę kościoła
w
Polsce. Na ogół widać, że Polska sięga raczej do
źródeł
myśli kościelnej, leżących dalej na zachodzie,
niezależnych
od bliższych a politycznie podejrzanych
ośrodków
saskich, prowincji kościelnej magdeburskiej.
Szwabia
ze św. Udairykiem była daleka od Polski,
nie
miała wobec Polski bezpośrednich interesów, tak
jak
Leodium, którego polityczne nastawienie było zu-
pełnie
obce dążeniom niemieckim, saskim, w krajach
między
Łabą i Odrą, nie mówiąc już o przestrzeniach
za
Odrą leżących. Tam nie sięgały aspiracje ludzi sie-
dzących
w okręgach ujść Renu i Mozy. Stąd dziwić
262
Mieszka I
się
nie można, że w tym leodyjskim ośrodku szukali
Mieszko
I i jego następcy elementu ludzkiego dla za-
silenia
nim swej organizacji kościelnej. Tylko wyjąt-
kowo
sięgał, czy był zmuszony sięgnąć, Mieszko I
w
strony bliższe, do prowincji kościelnej magdebur-
skiej.
Ale i Memleben należało kościelnie nie do Mag-
deburga,
a do biskupstwa halberstadzkiego, podleg-
łego
Moguncji. Jednak już Bolesław Chrobry po
smutnym
doświadczeniu z Ungerem zerwał z tą prze-
lotną,
na chwilowej widocznie koniunkturze opartą
praktyką.
Z
tego małomównego materiału, którym rozporzą-
dzamy,
możemy jedynie wywnioskować, że ruch
i
stosunki w zakresie związków kościelnych polskich
były
wcale duże, większe niewątpliwie niż to, co
o
tych sprawach przekazały nam źródła. Widać, że
zarówno
Mieszko, jak Bolesław Chrobry szukają sto-
sunków
i związków kościelnych nie tylko w stronach
najbardziej
obojętnych dla mało życzliwej słowiań-
skości
polityki sasko-cesarskiej, ale zarazem tam,
gdzie
biło najwyższe i najbardziej czyste źródło
ówczesnej
myśli kościelnej. I to jest może najcie-
kawsze,
jak ten świeżej daty chrześcijanin orientuje
się
łatwo w tych zawiłych sprawach, które miały swe
oblicze
polityczne mniej zapewne jasne, jawne i do-
strzegalne
obok oblicza religijnego, kościelnego.
Ze
okres od urzędowego uznania chrześcijaństwa
w
Polsce, zatem od r. 966, zaznaczał się każdego ro-
ku
budową kilku czy z biegiem czasu może i kilku-
nastu
kościołów i kaplic, potrzebnych dla kultu, nie
może
ulegać wątpliwości. Nie można też wątpić, że
za
rządów Mieszka ilość kościołów wzrosła znacznie,
Stosunki kościelne
263
że
wszystkie większe i poważniejsze ośrodki, znako-
mitsze
grody, miejscowości częściej przez księcia
i
dwór nawiedzane, otrzymały świątynie, kościoły czy
kaplice.
Nie trzeba sobie wyobrażać, by przy tego
rodzaju
kościółkach czy kaplicach istnieli stale prze-
bywający
duchowni. Nabożeństwa i nauki dla wier-
nych
miały miejsce od czasu do czasu, a długi okres
miał
jeszcze minąć, zanim miały i mogły się wy-
tworzyć
parafie, a nawet jaka taka obsługa poszcze-
gólnych
kościółków w osobie duchownego Polaka. Na
to
było w X w. jeszcze za wcześnie. Ale w miarę na-
pływu
obcych duchownych, w miarę jak pod ich kie-
runkiem
kształcili się także i księża narodowości pol-
skiej,
mogący łatwiej przemawiać do ludu, katechi-
zacja
postępowała. Kościół zyskiwał na liczbie “na-
wróconych",
“ochrzczonych", może nie zawsze za-
mienionych
na prawdziwych chrześcijan, ale powoli
z
biegiem czasu, a zapewne i pokoleń, wsiąkających
coraz
to silniej w ustrój chrześcijański.
Kościółki
ówczesne bywały zapewne przeważnie
drewniane,
ich budowa nie była trudna ani kosz-
towna.
Rzadko tylko stosowano kamień, trudny do ob-
robienia,
a w niektórych stronach kraju trudny do
otrzymania.
Toteż mało mamy wiadomości o kościo-
łach
w tych czasach. Wiemy, że w Krakowie były
-kościoły
na Wzgórzu Wawelskim dawniejsze niż cza-
sy
Mieszka, budowane z kamienia, bardzo ciekawe
swą
architekturą, zawleczoną jak się zdaje z Przed-
niej
Azji. Są na jeziorze Lednicy, opodal Gniezna,
ruiny
kościoła, który tam został wybudowany za cza-"
sów
Mieszka. Wiemy, że w czasach Dobrawy i Miesz-
• ka wybudowano kościół, bazylikę, w Gnieźnie, w kto-
264
Mieszka I
rej
następnie złożył Bolesław Chrobry zwłoki św.
Wojciecha.
Podobno i kościółki pod wezwaniem
św.
Jerzego w Gnieźnie i w Krakowie pochodziły
z
tych czasów, jak kościół, następnie katedralny, pod
wezwaniem
św. Piotra i Pawła na Ostrowiu Warty
w
Poznaniu, gdzie znalazł przytułek grobowy naprzód
Mieszko,
a po nim syn jego Chrobry.
X.
SKUTKI SPOŁECZNE, POLITYCZNE
I
KULTURALNE
PRZYJĘCIA
CHRZEŚCIJAŃSTWA.
Zęby
przedstawić dość wyraziście rozmiar zmian,
jakie
przyniosło Polsce panowanie Mieszka I, a zwła-
szcza
jego rewolucyjny krok przez przyjęcie chrze-
ścijaństwa,
nie można ograniczyć się do samego wie-
ku
X, do czasów życia tego księcia. Musimy zapuścić
się
też nieco w wiek XI, w czasy przed wielką reakcją
pogańską
za rządów Kazimierza Odnowiciela. Cały
łańcuch
przemian, które się uwidocznią, sięga do cza-
sów
Mieszka jako początku tego przełomu dziejowego,
który
był jego dziełem, który on stworzył.
Przyjęcie
przez Polskę chrześcijaństwa, i to chrze-
ścijaństwa
zachodniego, rzymskiego, miało swe skutki,
i
to skutki trwałe. Nie było u nas wahania w wy-
borze
między obrządkiem wschodnim i zachodnim.
Od
razu wysunęło się wyznanie łacińskie jako jedyne
dla
nas rozwiązanie. Ponieważ sąsiadująca z nami
Ruś,
niedługo po nas, wzięła swe chrześcijaństwo
z
wysoko stojącego Bizancjum, z ośrodka przewyższa-
jącego
pod każdym względem życia umysłowego
266
Mieszka I
i
kulturalnego bardzo znacznie ówczesny Rzym, zy-
skała
tym samym na razie wielką nad nami prze-
wagę,
jeżeli chodzi o kulturę, o czynniki cywiliza-
cyjne.
Trudno było przewidzieć, że ta świetność kul-
tury
grecko-bizantyńskiej nosiła już wtenczas zarodki
swego
upadku, co odbić się miało w niedalekiej przy-
szłości
na Rusi.
Polska
była ostatnią wielką zdobyczą kościoła
zachodniego.
Po niej przyszły jeszcze Węgry, podległe
zresztą
w swych początkach także pewnym wpływom
Bizancjum,
pewnemu wahaniu się między Wschodem
a
Zachodem. Dopiero w dalszej przyszłości miały
ulec
chrystianizacji z Zachodu ludy niesłowiańskiego
pochodzenia,
nadmorskie, bałtyckie, od Prus po
Finlandię.
Niezwykle
szybko wchodzi chrześcijańska Polska,
dotąd
Zachodowi jakby nie znana, obca źródłom
sprzed
połowy X w., w związki i stosunki z całym
światem.
Od chwili jej pierwszego pojawienia się
w
źródłach zaczynają się mnożyć o niej wiadomości.
Do
końca X w. jest. już ich tak spora liczba, że
przedstawienie
całości okresu rządów Mieszka I jest
bogatsze
w wiadomości źródłowe niż o wiek od niego
późniejszego
Bolesława Śmiałego. I tu podkreślić
należy,
że w tej najstarszej dobie swego historycznego
bytu
jest Polska nie tylko przedmiotem, ale i podmio-
tem
historycznego i historyczno-prawnego życia, zja-
wia
się od razu jako wybitny i poważny czynik po-
lityczny
europejskiego świata. Liczba zdarzeń, które
od
r. 965 notują źródła o Polsce, jest w porównaniu
z
okresem stu lat poprzednich bardzo znaczna. Wi-
docznie
zainteresowanie tym nowym, świeżym skład-
nikiem
świata chrześcijańskiego rośnie z każdym
Skutki chrześcijaństwa
267
dziesięcioleciem.
Wykazuje to,, ze czynnik ten wywie-
ra
pewien wpływ na" bieg wypadków, że Polska nie
jest
biernym, lecz czynnym elementem w układzie
ludów europejskich.
Nikomu dotąd nie znana Polska, z nie znaną
nikomu
dynastią wchodzą szybko w środowisko więk-
szych
czy mniejszych kół ówczesnego życia. Zawią-
zują
się stosunki rodzinne z Przemyślidami, z Arpa-
dami,
z Wettynami, z wielu drobniejszymi dynastia- -
mi
niemieckimi, jak Ekkehardyni i panowie jaą Hal-
densleben,
z królewskimi rodami Szwecji i Danii,
a
z biegiem czasu w XI w. rozszerzają się te związki
na
ruskich Rurykowiców, na potężnych palatynów
Dolnej
Lotaryngii, na panów na Schweinfurcie, wre-
szcie
na cesarską dynastię salijską. Tą drogą przez
.
pokrewieństwa czy powinowactwa wchodzi dynastia
piastowska
w stosunki z różnymi dworami i doma-
.
mi — stosunki te sięgają od Kijowa po Francję i Nor-
mandię,
a od fiordów Norwegii po Bizancjum. Imię
Polski
i jej władców znane jest daleko na wschodzie
i
zachodzie, od stepów koczowniczych Pieczyngów
po
anglosasko-duńską Anglię, po brzegi Islandii. Je-
żeli
Mieszko I w okresie swych pierwszych wystać
pień
na “wielkim świecie" nie śmiał wejść do domu
mizernego
markgrafa Hodona “crusinatus" (w kołnie-
rzu
futrzanym) ani siedzieć, gdy ten się podniósł, to
już
syn jego Bolesław i jego następcy mogli się uwa-
żać
za równych wobec dynastów innych krajów.
Takie
były pierwsze, zewnętrzne, rzucające: się
w
oczy skutki przystąpienia Polski do grupy państw
europejskich
łacińsko-rzymskiej kultury.
Z
dziwną łatwością obraca się w tych tak nowych,
pozornie
przynajmniej, warunkach Mieszko. Zarówno
268
Mieszka I
jego
stosunki do Czech, jak do Niemiec, dwukrotna
wmieszanie
się w najistotniejsze wewnętrzne sprawy
cesarstwa,
jego stosunki do Rzymu i papiestwa, wska-
zują
na szerokie poglądy i na zmysł i dar orientacji.
Mieszko,
czy to sam uczy się łatwo, czy może już
dziedziczy
pewne doświadczenie polityczne w spadku
po
poprzednikach, jako swą rację stanu, w każdym
razie
przedstawia się jako wyrobiony i wytrawny
polityk,
a zdolności swe przekazuje swemu genialne-
mu
synowi. I sto lat następnych możemy śledzić tę
samą,
konsekwentnie prowadzoną politykę monarchów
polskich,
w miarę postępu czasu i rozwoju stosunków
coraz
to subtelniejszą, coraz to bardziej dostosowaną
do
warunków otaczających Polskę, do stosunków na-
rzucanych
przez.świat, w którym jest Polska jednym
z
czynników.
Postanowienie
schrystianizowania całego społeczeń-
stwa
polskiego w obrębie ówczesnego państwa Mie-
szkowego
miało jako swój skutek, zapewne w swych
początkach
nieprzewidziany albo mało zrozumiały, że
tą
drogą, powoli acz systematycznie, cementowano to
społeczeństwo,
wytwarzano poważny czynnik współ-
życia
plemion i szczepów związanych dotąd ze sobą
jeno
brutalną siłą. Chrześcijaństwo łączy ze sobą
wspólnością
naprzód tych wszystkich, którzy to chrze-
ścijaństwo
przyjęli, wszystkich, którzy mogli się czuć.
.zagrożeni
reakcją pogańską, dalej w miarę wzrostu
sił
chrześcijaństwa rodzi się dążenie do przeciągnię-
cia
na swoją stronę reszty społeczeństwa, czy to ze •
względów
religijnych, czy też dla naturalnej dąż-
ności
wyrównania różnic, częstokroć groźnych i nie-
bezpiecznych.
Tą drogą zwalcza się, bez bezpośredniej
świadomości,
i partykularyzmy tkwiące w tym krwią
Skutki chrześcijaństwa
269
i
siłą zbudowanym państwie, kiedy sprawa wspólnej
wiary,
obowiązującej wszystkich, stała się zasadą
ogólną.
Co prawda urządzenia administracyjne i na
ich
tle organizacje kościelne nie mogą się wyswobo-
dzić
od więzów narzuconych przez przeszłość, od wię-
zów
dawnego szczepowego czy plemiennego ustroju,
a
z tym od poczucia partykularyzmów szczepowych
czy
plemiennych. Ale wszystko to zaczyna się stapiać
zarówno
wytwarzającymi się nowymi warunkami współ-
życia,
jak tymi więzami, które coraz to silniej każą
się
rachować z istniejącą potrzebą łączenia się między
sobą
elementu chrześcijańskiego, czy to dla likwi-
dacji
jeszcze istniejącego pogaństwa, czy to wobec
okolicznych
pogan, Pomorzan, Prusów czy Jaćwin-
gów,
czy też później chrześcijan, ale innego obozu,
takich,
jakich znajdowano na sąsiedniej Rusi.
Z
biegiem czasu staje się chrześcijaństwo przez
swą
regularną organizację kościelną jeszcze silniej-
szym
czynnikiem łączącym. Utworzenie arcybiskupstw
-i
biskupstw stwarza obok zwykle mało sprawnego,
a
często i mało pewnego aparatu administracyjnego
państwowego
swój własny aparat administracyjno-
.
kościelny, niezależny od czynników lokalnych, za to
bardzo
silnie związany z władzą centralną, z monar-
chą.
Monarcha może dla swoich celów osobistych,
nieraz
bardzo świeckich, mało mających do czynienia
z
tym, co powinno być zadaniem kościoła, wyzyskiwać
czynniki
kościelne. Poczucie, że te czynniki kościelne
zawdzięczają
wszystko monarsze i państwu, tworzą
z
kościoła i jego przedstawicieli zaufanych ludzi mo-
narchy,
którzy pilnują zarówno interesów kościelnych,
jak
monarszych. Biskupi i kler, przeważnie obcy na-
rodowo,
zakony, klasztory czy osady klasztorne, tak
270
Mieszka I
niezbędne
w tych czasach i w tym ustroju dla uzu-
pełnienia
organizacji kościelnej, są nie tylko wykład-
nikami
zadań kościelnych, ale i monarszych, stają
się
ważnymi składnikami życia państwowego. Biskup
czy
opat, cudzoziemiec, był zawsze pewniejszy od
miejscowego
świeckiego dygnitarza, podlegającego czy
to
nastrojom i uczuciom partykularyzmów dzielni-
cowych,
czy też lokalnym interesom.
W
ten sposób chrystianizacja i organizowanie
życia
religijnego spajały nie tylko kraj i całe jego
społeczeństwo
ze światem zewnętrznym, chrześcijań-
skim,
ale i wewnętrznie wytwarzały więź niewidzial-
ną,
mało dostrzegalną, a z biegiem czasu, dziesięcio-
leci,
coraz to silniejszą, dla stworzenia pewnej jed-
nolitości,
poczucia pewnej łączności, która z luźno
spojonych
ze sobą plemion i szczepów miała wytwo-
rzyć
naród i państwo narodowe. Nie można oczywiście
twierdzić,
by poczucie jedności narodowej nie mogło
się
wyrobić i bez tego czynnika, wolno jednak sądzić,
że
czynnik chrześcijaństwa i organizacji kościelnej
wpływał
dodatnio,. przyspieszająco na te sprawy.
Jeżeli
chrystianizm w tym wypadku działał wią-
żąco,
to niewątpliwie dzielące, niszcząco odbijał się
na
instytucji prawa rodowego. Organizacja rodowa
chyliła
się już do upadku jako przeżytek minionych
czasów,
nie dostosowany do nowych wymagań życia.
Ale
chrystianizm mógł poczynić tu znaczne szczerby,
jeżeli
np. ród dotąd żyjący jako wyodrębniona jed-
nostka
prawna i gospodarcza opowiedział się przy
chrześcijaństwie,
a część pragnęła pozostać przy wie-
rze
ojców. Następowało z konieczności głęboko wni-
kające
w strukturę rodu rozdarcie. Co więcej, chrze-
ścijaństwo
z pojęciem rodziny chrześcijańskiej prze-
Skutki chrześcijaństwa
271",
ciwstawiało
się samo przez się pojęciu rodu. Taka
rodzina
ma tendencje wyswobodzenia się od więzów ;
rodowych,
dąży tym samym do zindywidualizowania
się
także materialnie, gospodarczo, tak iż chrześcijań-
stwo
z jego ustrojem niszczyło z wolna, ale systema-
tycznie
ustrój rodowy na korzyść zindywidualizowa-
nej
prawnie i gospodarczo rodziny.
Jeżeli
chrześcijaństwo przyczyniło się skutecznie
do
nawiązywania stosunków z łacińskim Zachodem
czy
nawet z grecko-słowiańskim Wschodem, to z po-
.
ganskimi stronami, sąsiednimi Polsce, wytwarzało ono
uczucie
tym silniejszych nastrojów wrogości. Wieki
Walk
o tak bliskie pochodzeniem, językiem i obycza-
jem,
urządzeniami Pomorze, walki z Prusami i Jac-
wingami
świadczą o tym, jak trudne było porożu-
,
mienie między chrześcijańską Polską a jej pogańskimi
sąsiadami.
Akcje misyjne ze strony polskiej na Po-.
morzu,
do Prusów, czy późniejsze plany misyjne
wobec
Rusi rozbijały się o te uprzedzenia. Zwykle.
robi
się tu kościołowi w Polsce niesłuszne zarzuty,
że
kościół ten, zostawiony sam sobie, nie dorósł do
wysokości
zadania stojącego przed nim i przed Polską;
•Niemieccy
badacze, mówiąc np. o skutecznej dzia-
łalności
św. Ottona bamberskiego za Bolesława Krzy-
woustego
na Pomorzu, podkreślają silnie, że kościół
w
Polsce w początkach XII w. nie był dość wyrobiony,
by
sam prowadzić w zagarniętym kraju pracę
chry—-,
stianizacyjno-misyjną.
Brakowało rzekomo Polsce -
wyszkolonego,
odpowiednio wysoko stojącego pod
względem
ideowym duchowieństwa, trzeba było do
tego
dzieła powołać niemieckiego biskupa. Inaczej
by
się ta sprawa przedstawiała, gdyby Otto III zamiast
usamodzielnić
kościół polski poszedł po jedynie roz-
272
Mieszko I
sądnej
linii dążeń magdeburskich i poddał go i bi-
skupstwo
polskie pod opiekę Magdeburga i Niemiec,
które
by potrafiły podnieść odpowiednio wysoko życie
kościelne
i zrobić je skutecznym instrumentem dla
pracy
misyjnej na europejskim Wschodzie. Jest to
niewątpliwie
tylko bardzo powierzchowne tłumacze-
nie.
Jak Niemcom było trudno w X w., mimo utwo-
rzenia
bardzo potężnej i bogatej organizacji prowincji
kościelnej
magdeburskiej, prowadzić pracę misyjną
wśród
ludów zachodniej Słowiańszczyzny, które zbyt
dobrze
znały swych ciemięzców, Sasów, tak też misja
polska
nie miała większych możliwości skutecznego
działania
na terenie Pomorza, gdzie przelano tyle
potoków
krwi, gdzie pamiętano wylane łzy, gdzie pa-
miętano
krzywdy, które zapełniały ostatnie dwudzie-
stolecie
przed opanowaniem Pomorza przez Krzywo-
ustego.
Powołanie Ottona, starego przyjaciela dynastii
piastowskiej,
na apostoła Pomorza, nie świadczy by-
najmniej
o tym, by kościół polski stał tak nisko, że
do
pracy misyjnej sił nie posiadał (przecież niedługo
potem
wychodzi z kół kościelnych polskich inicjatywa
misji
na Rusi), lecz żyło głębokie przeświadczenie,
że
dla powodzenia pracy misyjnej nie nadaje się
etykieta
polska, tak jak niemieckość misjonarzy na
Połabiu
była tam największą, zasadniczą trudnością
w
X w. A to uczucie, że religia zasadniczo dzieli ludy
chrześcijańskie
od pogańskich, to uczucie, do którego
wyrobienia
się przyczynili w tak dużej mierze sami
Niemcy,
rodzi się w stosunkach polsko-pogańskich
z
chwilą, kiedy Mieszko I przechodzi na wiarę chrze-
ścijańską.
Władca Polski staje się w tym najbardziej
na
wschód wysuniętym bastionie zachodniego chrze-
ścijaństwa
czynnikiem, który jest obowiązany to
Skutki chrześcijaństwa
273
chrześcijaństwo
rozszerzać, oczywiście krzyżem, Ewan-
gelią,
misją, ale w razie potrzeby i siłą, mieczem,
tępieniem
obrońców bogów i bożków. Doświadczenie,
płynące
ze stosunku świata germańskiego do pogań-
skiej
Słowiańszczyzny, nie mogło życzliwie usposa-
biać
tychże Słowian do chrześcijańskiej Polski. Duża
też
część energii narodowej bujającej na tle świeżego
chrześcijaństwa
wyczerpuje się z obu stron na usi-
łowaniach
tak mało skutecznych, a tak krwawych
i okrutnych.
Przyjęcie
zatem chrześcijaństwa przez Polskę wew-
nętrznie
ją, w powolnym niewątpliwie tempie, łą-
czyło
i cementowało. Zewnętrznie zaś, doraźnie,
stwarza
ze wszystkich pogańskich sąsiadów wrogów,
z
niepokojem patrzących się na przedstawiciela
wiary
chrześcijańskiej,
tak osławionej okrucieństwami
nie-
mieckimi.
Przyjęcie
chrześcijaństwa przez Mieszka I pozwo-
liło
Polsce wejść w rodzinę ludów zachodniej, łac.iń-
skiej
kultury. Dzięki temu mogli pierwsi już Piasto-
wice
nawiązywać stosunki rodzinne i polityczne ze
światem.
Z organizacją kościelną wdzierać się muszą
do
Polski także przeróżne pierwiastki cywilizacji
obcej,
zachodniej, które w miarę postępu czasu mniej
czy
więcej silnie wpływają również i na wzmocnienie
się
nowej wiary i na rozwijanie stosunków ze świa-
tem.
Nie można jednak przy tym wszystkim zapom-
nieć,
nie docenić znakomitego faktu w naszych dzie-
jach,
że w lat 30 po urzędowym przyjęciu chrześci-
jaństwa
i po rzuceniu pierwszych podwalin pod
przyszłą
organizację kościoła Polska zyskała w r. 997
swego
pierwszego świętego, św. Wojciecha. Do niego
doszło
w r. 1003 tzw. Pięciu Braci męczenników,
•S8 PoisKa X — XT wieku
274
Mieszfco J
w
r. 1009 św, Bruno z Kwerfurtu, prócz takich, jak
Zoerard-Swierad,
jego towarzysz Benedykt, na pół
legendarni.
Wolno nam sceptycznie się patrzyć na lek-
komyślnie
i bezużytecznie przelaną krew św. Woj-
ciecha,
z dużą powściągliwością traktować napad
bandycki,
rabunkowy, nic z religią nie mający do
czynienia,
któremu ulegli bracia Benedykt, Jan z to-
warzyszami
w eremie międzyrzeckim, czy ocenić
również
nierealne starania i pracę misyjną św. Bru-
nona
zakończone śmiercią męczeńską. Ale ta krew,
bez
potrzeby i bez rezultatu przelana przez tych
marzycieli
i entuzjastów idei misji do pogan, miała
swe
doniosłe i głębokie skutki zarówno dla Polski,
jako
całości politycznej, jak dla społeczeństwa i jego
dalszego
rozwoju. Tą drogą Polska w pojęciach ówcze-
snych
ludzi zyskuje własnych orędowników przed
tronem
boskim, gdy do czasów Mieszka musieli być
nimi
obcy święci, jak św. Lambert czy św. Udairyk
augsburski.
Zyskuje ona takich opiekunów, którzy
spoczywając
na ziemi polskiej i z Polską związani,
mają
swe obowiązki i powinności, zobowiązania wobec
kraju
udzielającego im gościny grobowej. Oni swym
udziałem
w niebieskim obcowaniu z Bogiem, swoimi
cudami,
które działają, a w które wierzy społeczeń-
stwo,
starają się wywdzięczyć za gościnę i cześć im
okazywaną
i służą, jak najlepiej umieją, nie tylko
kościołowi
i religii, ale i społeczeństwu, państwu
i
monarsze, tym zatem, którzy przygarnęli ich do-
czesne
szczątki. Teraz już Polak nie potrzebuje szu-
kać
pomocy obcych świętych, którzy mogą mu być
mało
życzliwi, obojętni, nie mający obowiązków dla
obcego
sobie kraju, ma własnych, którzy czują się
z
krajem i społeczeństwem polskim związani. Z tym
Skutki chrześcijaństwa
275
wszystkim
jest to zarazem pierwszy, zapewne skrom-
ny,
wkład Polski do cywilizacji europejskiej. Jeżeli
kult
świętych polskich, zresztą na Zachodzie dość
silnie
ograniczony niechęcią czy wręcz wrogością ce-
sarza
Henryka II, miał swe doniosłe wpływy przy
budzącym
się do życia chrześcijaństwie, to zabłysnąw-
szy
postacią św. Wojciecha jasnym, lubo krótkotrwa-
łym
blaskiem, spowodował i to, że Polska staje się
znana
na szerokim świecie. Po św. Udairyku aug-
sburskim
jest św. Wojciech drugim z kolei świętym,
ogłoszonym
publicznie, decyzją papieża kanonizowa-
nym.
Kult św. Wojciecha, dzięki Ottonowi III, który
się
związał z postacią i pamięcią tego niezwykłego
i
nieszczęśliwego marzyciela, obejmuje nie tylko
Polskę,
gdzie zwłoki jego spoczywają w gnieźnień-
skiej
katedrze, ale rozszerza się i na Niemcy. Mogły
się
one chlubić tym tak znakomitym uczniem mag-
deburskiej
szkoły archikatedralnej, który zaliczał się
przecież
jako biskup praski do episkopatu niemieckiego,
który
był przyjacielem Ottona III, który miał założo-
ny
zaraz po śmierci kościół pod swym wezwaniem
w
Akwizgranie, stolicy Karola Wielkiego, a na cześć
którego
pisali wiersze mnisi z Reichenau. Dzięki
Ottonowi
III otrzymują Włochy kilka kościołów pod.
wezwaniem
św. Wojciecha, a we Włoszech była postać
męczennika
dobrze znana i zapisana w pamięci. Kult
jego
przekracza granice Niemiec, dostając się słabszą
falą
do Francji i Akwitanii, nie jest też obcy Węgrom
i
Danii. Rozumiemy stąd też i wartość, jaką przy-
wiązywali
Czesi do zwłok św. Wojciecha, gdy je prze-
nosili
z Gniezna do Pragi w r. 1038. Duża literatura,
pisana
zresztą przez znakomite pióra, wzmocniona
jeszcze
pismami św. Brunona, literatura, która ro-
is«
276
Mieszfco I
zeszła
się po całym ówczesnym świecie, głosiła sławę
tych
świętych męczenników. Ale przede wszystkim
była
to w najlepszym tego słowa znaczeniu literatura
propagandowa
dla tego kraju i monarchy, który
udzielił
im poparcia w dziele misji i zapewnił im schro-
nienie
grobowe. Nie tyle była znana archikatedra
w
Polsce dlatego, że ją wybudował Mieszko I i że
powstała
przy osobistym udziale tak niezwykłej po-
staci,
jaką był Otto III, ile cudotwórcze zwłoki nowego
świętego,
spoczywające w Gnieźnie, szeroko rozniosły
po
świecie nazwę nowej metropolitalnej stolicy.
Z
różnych stron świata zgromadzone w Gnieźnie
duchowieństwo,
pozostające pod władzą brata świę-
tego
męczennika, było dumne ze swego obowiązku
stróżowania
tak znakomitej świętości i ono również
swymi
stosunkami rozszerzało znajomość Gniezna
i
Polski w świecie. Jak wielkie wrażenie zrobiła po-
stać
świętego biskupa w ówczesnym świecie, biskupa,
który
porzuca godność i zaszczyty, by głosić Ewangelię
poganom
i ponieść śmierć męczeńską, świadczą jej
skutki.
Krąg uczniów św. Romualda z Rawenny myśli,
by
pójść śladami świętego biskupa męczennika. I to
nie
tylko św. Romuald, św. Benedykt i Jan czy
św.
Bruno z Kwerfurtu, ale sam w purpurze urodzo-
ny
rzymski cesarz Otto III marzy o złożeniu korony
cesarskiej,
o cichym eremie w Polsce, o misji do po>-
gan
z ramienia Bolesława Chrobrego i o śmierci
męczeńskiej.
Jeżeli
od Wojciechowego słabszy był kult na-
stępnych
po nim świętych, Pięciu Braci, Brunona
z
Kwerfurtu, hamowany wraz z kultem św. Wójcie-"
cha
polityką wrogą Polsce Henryka II, to jednak i one
przyczyniły
się do silniejszego zainteresowania się
Skutki chrześcijaństwa
277
świata Polską, a do pogłębienia chrześcijaństwa
w Polsce.
Takie
włączenie się Polski do rzędu państw chrze-
ścijańskich
tworzyło dla niej pod wielu względami
nowe
warunki bytowania. W języku łacińskim zna-
lazła
Polska instrument porozumiewania się ze świa-
tem.
Można sądzić, że język ten znał Bolesław Chrobry,
a
znali go dobrze i niewątpliwie jego syn i wnuk.
Był
to język międzynarodowy, którym na szerokiej
arenie
świata, na dworze cesarskim czy w Rzymie,
można
się było z obcymi porozumieć. Znało oczy-
wiście
ten język i używało go różnonarodowe du-
chowieństwo
w Polsce. Ono służyło państwu w pośred-
nictwie
polityczno-dyplomatycznym, jak to widzimy
na
osobach Astryka-Anastazego czy opata Tuni, czy
w
propagandzie polityczno-dyplomatycznej, jak znane
pismo
św. Brunona do Henryka II, jego “list otwarty".
W
tym języku pisze się te liczne żywoty św. Wojcie-
cha,
które mówią nie tylko o Czechach, ale i o Polsce,
jak
i te, które opisują dzieje Pięciu Braci czy Bru-
nona.
W tym języku wreszcie porozumiewa się mię-
dzy
sobą to obce, do Polski sprowadzone duchowień—
stwo
o tylu sprawach własnych, które wymagały
porozumienia,
korespondencji nieraz z zagranicą.
A
z tym rozszerza się także świadomość roli, jaką
odgrywa
ten tak dotąd jeszcze mało znany kraj
w
tych stronach Europy. W tym języku na koniec
,ci
przybysze z różnych stron wychowują młodą gene-
rację
duchownych Polaków, a może i świecką młodzież.
W
ten sposób w ciągu wielu lat zwiększa się zasób lu-
dzi,
którzy przez znajomość łaciny mogą czerpać ze
skarbów
cywilizacji zachodniej, a świat łaciną mają
przed
sobą otwarty. Już w końcu X w. są tacy du-
Mieszka I
chówni
polscy, Polacy nam znani. Takim jest Bene-
dykt-Bogusza,
towarzysz św. Wojciecha w misji do
Prusów,
takich paru znamy z Żywota Pięciu Braci
św.
Brunona. Są w Poznaniu w samych początkach
XI
w. nawet mniszki Polki. Wychowawczej polityce
Bolesława
Chrobrego zawdzięczać należy pojawienie
się,
obok niższego polskiego duchowieństwa, także du-
chownych
wyższej rangi, jak świadczy imię Lamberta
biskupa
krakowskiego, syna Mieszka, a brata przy-
rodniego
Chrobrego, jak tego dowodzi imię Bossuty-
-Bożęty,
arcybiskupa. Zatem i duchownych zdatnych
na
wyższe godności, Polaków z urodzenia, umiano
w
tych wczesnych czasach wyselekcjonować. Nie-
mniej
system rekrutowania obcych dla zasilenia du-
chowieństwa
w Polsce trwa nadal, jak było za Miesz-
ka,
przez cały wiek XI i XII. Powodem tego były nie-
wątpliwie
i te szczerby, które wywołało wielkie prze-
silenie
kościelne po śmierci Mieszka II, ale także i to,
że
więcej było pożytku dla monarchy z cudzoziem-
skiego
biskupa, niezależnego od wpływów miejsco-
wych
niż z Polaka, który może niejednokrotnie chciał
służyć
nie tylko księciu, ale i interesom własnym, ro-
dowym
czy dyktowanym lokalnymi, ciasnymi wska-
zaniami.
Ale może najważniejsze w tym systemie mo-
gło
być to, iż cudzoziemcy przynosili ze sobą z Za-
chodu
własne swe myśli, ideały, zaczyny cywilizacyj-
nego
postępu, czego trudno było wymagać od Polaka
wychowanego
w Polsce, a nieczęsto nawet od takiego,
któremu
dane było spędzić lat kilka gdzieś w jakiejś
szkole
na Zachodzie. Żywsza, skuteczniejsza była wy-
miana
walorów kościelno-cywilizacyjnych przy udzia-
le
obcych przybyszy. Nie wszystko oczywiście mogło
przenikać
równie szybko i równie głęboko w pier-
Skutki chrześcijaństwa
279
wotne
stosunki polskie, choćby nawet tylko kościelne.
Wiemy,
że poji tym względem istniało duże u nas
opóźnienie,
a częściowo i zacofanie. Ale nie może ule-
gać
wątpliwości, jak wiele zawdzięczaliśmy tym ob-
cym,
cudzoziemcom, kiedy nimi budowało się pod-
waliny
pod organizację kościelną.
Kościół
i jego instytucje, przez prawo kanoniczne
i
zwyczaj kościelny przewidziane, i dwór monarszy
były
tymi alembikami, przez które obce wpływy,
wpływy
cywilizacyjne, wkraczały najsilniej do pier-
wotnej
Polski. Instytucja dworu, ośrodka władzy mo-
narszej,
była silnie przetkana elementami obcego po-
chodzenia.
Wiemy, że na dworze Mieszka I bywali,
cudzoziemcy.
Liczniejsi bawili na dworze Chrobrego,
bo
nawet emigranci polityczni szukali tam schronie-
nia.
Dwór i książę potrzebowali najrozmaitszych lu-
dzi
dla zadań najrozmaitszych specjalnych. Byli po-
trzebni
kapelani, których także przyprowadzały ze
sobą
obce księżniczki wychodzące za mąż do Polski.
Przybywała
z nimi ich własna, zaufana służba. Spro-
wadzano
też niewątpliwie i licznych specjalistów ob-
cych,
w swym zakresie wykwalifikowanych. Przyno-
sili
ze sobą znajomość kunsztów czy rzemiosł, a dwór
monarszy
czy dworce biskupie, czy opactwa przez ta-
kich
specjalistów przemieniały się w coś, co można by
uznać
za rodzaj szkoły zawodowej, w której wyrabiali
się
także przy cudzoziemcach i specjaliści krajowi,
polscy.
Jeżeli w samych początkach może mniejszą
rolę
odgrywali ci, którzy umieli stawiać świątynie ka-
mienne,
bo te najczęściej były budowane z drzewa, to
jednak
kościół potrzebował tylu rzeczy, które musiał
sprowadzać
z zagranicy, że trzeba przypuszczać, iż
bardzo
już wcześnie zaprowadzić musiano znajomość
380
Mieszko J
pewnych
kunsztów. Jeżeli dla niezbędnych ksiąg ko-
ścielnych
przy corocznym przyroście nowych świą-
tyń
potrzebny był pergamin, można przypuszczać, że
sztukę
wyrabiania pergaminu rychło przeniesiono do
Polski.
Zapewne i z tej znacznej ilości dzwonów ko-
ścielnych,
które wywieźli Czesi w r. 1038 z Polski,
nie
wszystkie były sprowadzone z zagranicy, ale już
w
Polsce znano sztukę odlewania. Wino do mszy ho-
dowano
w Winiarach, a wyrobami naczyń kościelnych
dla
kultu zajmowały się Złotnik!. Niewątpliwie
znaczna
część ludzi tymi i takimi pracami zajętych
pochodziła
ze sprowadzonych z zagranicy specjali-
stów.
Ze byli oni u nas czynnikami nie tylko samej
materialnej
kultury, ale i cywilizacyjnym elemen-
tem,
głębiej wnikającym w pierwotne Polski spo-
łeczne
i gospodarcze stosunki, trudno wątpić, mimo
braku
pozytywnych świadectw.
Ale
największe potrzeby miał niewątpliwie książę
i
dwór. Na dworze książęcym, przy ówczesnym pier-
wotnym
ustroju, gromadziło się tyle spraw i tyle in-
teresów
i potrzeb, że dwór ten był zmuszony d® ich
zaspokojenia
przy pomocy odpowiednich ludzi. Kape-
lani
książąt i księżnych nie tylko zajmowali się swy-
mi
zadaniami religijnymi. Byli oni również nauczy-
cielami
i wychowawcami młodego pokolenia, nieraz le-
karzami,
często sekretarzami utrzymującymi kores-
pondencję
lub lektorami. Zwłaszcza sam książę po-
trzebował
często takich ludzi. Wiemy, że Bolesław
Chrobry
otrzymywał informacje polityczne z zagra-
nicy,
że pieniędzmi zyskiwał sobie zaufanych i odda-
nych.
Stąd zapewne nie tylko prowadził ożywioną ko-
respondencję,
ale musiał posiadać przy swym boku
takich,
którzy znając świat i jego stosunki mogli mu
Skutki chrześcijaństwa,
281
służyć
objaśnieniami, potrzebnymi dla zrozumienia
uzyskanych
drogą wywiadu wiadomości.
Inne
ważne sprawy, które skupiały się na dworze
książęcym,
to były sprawy handlowe, bo państwo
ówczesne
było wielkim eksporterem i importerem
najrozmaitszych
towarów. Wymagało zatem dla tych
celów
ludzi zarówno biegłych, znawców, jak i rach-
mistrzów,
więc znów ludzi o tyle o ile wykształco-
nych,
cudzoziemców w dużej mierze. Skarb książęcy
otrzymywał
w tych czasach tyle danin i miał tyle do-
chodów
iii natura, że był tym samym zmuszony do
handlu,
by czy to wymienić zebrane zapasy na towary
potrzebne,
czy też uzyskać w zamian środki pieniężna,
lub
odpowiednie ilości srebra. Były to znów stosunki
przeważnie
z kupcami zagranicznymi, a w tym ważną
rzeczą
była zarówno znajomość obcych języków, jak
sprawa
kalkulacji i rachunku. Przy kalkulacji zaś
trzeba
było zarówno doświadczenia kupieckiego, je-
żeli
stosowano system wymiany, jak i odpowiednich
wiadomości,
gdy trzeba było ocenić istotną wartość
srebra
czy waluty, tak łatwo ulegającym zmianom
zależnie
od stopy aliażu srebra. I tą drogą stosun-
ków
kupieckich, zdaje się wcale żywych, rozchodziły
się
o Polsce wiadomości w świecie, ale może i więcej
ich
przybywało. Bo można sądzić, że i wtedy już by-
ła
to okazja do uzyskiwania potrzebnego wywiadu.
Bo
najmniej w wywiadzie zwracał uwagę kupiec ja-
dący
z wozami towaru lub mnich podróżujący sa-
motnie,
od klasztoru do klasztoru. -•.".,
W
związku z stosunkami handlowymi pozostaje
też
sprawa monety. Można sądzić, że do czasów bliż-
szych
stosunków Mieszka z Zachodem, z Niemcami
przede
wszystkim, nie posiadała Polska własnej mo-
282
Mieszka I
nety.
Zastępowała ją moneta obca, a częściowo srebro
ważone.
Wiemy, że w Czechach najdrobniejszą miarą
wartości
bywały kawałki płótna, stąd nazwa “płacić"
pochodzi
od płatów płóciennych. Zapewne i inne tego
rodzaju
surogaty pieniądza, jak np. skórki futer, były
w
użyciu. Wykopaliska z okresu przedmieszkowego
wykazują
przewagę monet arabskich, zostawionych
zatem
u nas przez kupców arabsko-żydowskich, któ-
rzy
dążyli na wschód lub ze wschodu na zachód. Wy-
kopaliska
drugiej połowy X w., więc czasów Miesz-
ka
I, zawierają już przeważnie monety niemieckie.
Obok
nich zjawiają się już w mniejszych ilościach
monety
czeskie, anglosaskie i bizantyńskie. Jeżeli
świadczy
to o rozwoju w X w. mennictwa w samych
Niemczech,
to dowodzi to również silniejszej wy-
miany
handlowej Polski z Niemcami, skoro pozosta-
wiły
one swój ślad w postaci niemieckiego pieniądza.
Zapewne
też już Mieszko zaczął bić w Polsce własną
monetę
za wzorem zagranicy.
Ibrahim-ibn-Jakub
twierdzi, że Mieszko opłacał
swą
drużynę pieniędzmi, które uzyskuje z opłat, z po"
datków.
Jest rzeczą mało prawdopodobną, by wpła-
ty,
poza targowymi kupców obcych, były uiszczane
gotówką,
jak również jest wątpliwe, by żołd owej
drużyny
mógł być płacony pieniędzmi, chyba dość
wyjątkowo
i częściowo. W każdym razie zjawia się
w
gospodarstwie ówczesnym nowy czynik, pieniądz,
czynnik
ważny także społecznie, pozwalający wy-
swobodzić
się z więzów nie tylko gospodarki natu-
ralnej,
ale i z więzów spoino ty rodowej, przejść do
indywidualizacji
życia.
Ale
wejście Polski w obręb ludów chrześcijańskich
miało
jeszcze jeden skutek, którego przemilczeć nie
Skutki chrześcijaństwa
283
można,
lubo trudno go nam ocenić dokładnie i ob-
liczyć
jego wagę. Obok prawa zwyczajnego, obowią-
zującego
w Polsce, chociażby z różnicami większymi
czy
mniejszymi, wynikającymi z partykularnych
urządzeń
ustrojowych poszczególnych szczepów czy
plemion,
obok urządzeń prawnych czy prawno-admi-
nistracyjnych,
które dla swego państwa wprowadzali
czy
to Mieszko I, czy Bolesław Chrobry, stanęło pra-
wo
kościelne, kanoniczne, pisane już, wysoko wyro-
bione,
jako to, którym rządził się kościół. Jeżeli było
to
prawo, które miało zastosowanie w obrębie dzia-
łalności
i zadań kościoła, to jednak tylokrotnie za-
zębiało
się ono o życie wiernych, że państwo było
zmuszone
liczyć się także z postanowieniami tego pra-
wa.
Monarcha, pod którego protekcją znajdowała się
religia,
kościół i jego działalność, czuł się zobowiąza-
ny,
czasami zmuszony, do udzielenia temu prawu
swego
poparcia. Tym samym monarcha musiał uzna-
wać
w szerszej czy węższej mierze postanowienia pra-
wa
kanonicznego. Wiemy, jak trudna i drażliwa była
_
w Czechach dla św. Wojciecha sprawa święcenia nie-
dzieli
czy też sprawa sprzedawania chrześcijańskich
niewolników
Żydom. Słyszymy również, że Chrobry
zmuszony
jest surowymi przepisami, wybijaniem zę-
bów,
utwierdzać w Polsce kościelne przepisy tyczące
się
przestrzegania postów. Słyszymy, że on sam każe
sobie
przedkładać księgi kościelne dla wyrozumienia
przepisów
i kar kościelnych. Najgłębiej jednak wcho-
dziły
tu przepisy prawa kościelnego w sprawy prawa
rodzinnego.
Dla pierwotnego społeczeństwa, mało za-
pewne
skrępowanego pod tym względem prawem
zwyczajowym,
musiały być one najmniej zrozumiałe,
a
najbardziej dotkliwe w wykonaniu dla współczes-
284
Mżeszko Z
nych.
Wiemy, że św. Wojciech przeżył niejedną ciężką
i
gorzką chwilę, gdy walczył z tym, co Czesi uważali
za
swój zwyczaj, a co nie było w zgodzie z prawem
kościelnym.
Walka taka o przestrzeganie tu przepi-
sów
kościelnych, kanonicznych, trwać musiała długo,
zanim
przepisy te znalazły, jeżeli nie pełne, to choćby
o
tyle o ile pełniejsze zrozumienie i zastosowanie.
Mieszko
I wbrew prawu kanonicznemu, mimo oporu
biskupów,
bierze za żonę mniszkę. Bolesław Chrobry
zmienia
dwie po kolei żony, nie oglądając się na pra-
wo
kościelne żeni się z trzecią, a z czwartą wszedł
w
związek w czasie przez kościół zakazanym. Ale już
za
Mieszka II istnieje “divortium", rozwód, zapewne
nie
formalny, istnieje pojęcie legalnej małżonki,
prawda,
że królewskiej, w odróżnieniu od konkubiny,
nałożnicy.
Za Władysława Hermana zjawia się już
syn
nieślubny, obok prawego syna, a Bolesław Krzy-
wousty,
zawierając małżeństwo w stopniu zakazanym,
zwraca
się już o dyspensę kanoniczną do Rzymu. Tak
było
w dynastii, może i w wyższych warstwach.
W
niższych zapewne minęło sporo czasu, zanim idea
rodziny
chrześcijańskiej i jej prawnych, kanoniczno-
-kościelnych
podstaw znalazła zastosowanie. A jak to
już
wspomniano, idea rodziny chrześcijańskiej przy-
czyniała
się również do osłabiania i rozbijania orga-
nizacji
rodowej, coraz to mniej mającej racji bytu
w
nowych warunkach.
Tak
zatem i w prawie rodzinnym, jak w. sprawach
tyczących
się sakramentów, postów, dni świętych;
dziesięcin,
zdobył sobie powoli kościół, przy pomocy
państwa,
monarchy, własne drogi we wpływie na spo-
łeczeństwo.
Przyzwyczajał zarówno państwo, monar-
chę,
jak i społeczeństwo do tego, że obok monarchy»
Skutki chrześcijaństwa
285
obok
państwa, rozwija się i istnieć może instytucją
osobna,
o tyle o ile niezależna, istnieć może prawo
niezależne,
obce, którego zmienić nie może czynnik
wewnętrzny,
a które musi być szanowane i uznawane.
Zbyt
mało miał w swych początkach samodzielności
i
poczucia siły kościół, opierający się na autorytecie
monarchy,
zdany wyłącznie na jego opiekę i potęgę,
by
wieczysta walka kościoła i państwa mogła wy-
buchnąć.
Wiemy co prawda o jakiejś klątwie czy in-
terdykcie,
który rzucił na kraj z nie znanych nam po-
wodów
pierwszy arcybiskup gnieźnieński Radym-Gau-
denty.
Prawie też nic nie wiemy o zatargu św. Sta-
nisława
z Bolesławem Śmiałym. Pierwszy zatarg,
o
charakterze walki ze sobą dwu tych władz, będzie
dopiero
w początku XII w., kiedy to Bolesław Krzy-
wousty
za Paschalisa II zabrania arcybiskupowi
gnieźnieńskiemu
złożenia przepisowej przysięgi wier-
ności
papieżowi, związanej z udzieleniem paliusza.
Takimi,
nieraz niewątpliwie małymi, drobnymi
strumykami
sączyły się elementy chrześcijańskie cy-
wilizacji
zachodniej w pierwotne Polski społeczeń-
stwo.
Tymi drogami na odwrót poznawał i świat ota-
czający
Polskę coraz to dokładniej tę ostatnią na
Wschodzie
plantację chrześcijańską. Poznawał ją
również
z sukcesów wojennych zarówno tych, które
osiągał
Mieszko I, jak i tych, które w uporczywych
bojach
z królem niemieckim i cesarzem rzymskim od-
niósł
Bolesław Chrobry.
Ziarna
cywilizacji zachodniej przybywały do Pol-
ski
ówczesnej nie tylko przez cudzoziemców. Mu-
siały
być w tych warunkach nie tak małe zastępy Po-
laków,
którzy widzieli i mieli sposobność poznać da-
lekie,
obce sobie strony świata. Bywały wyprawy wo-
286
Mieszka I
jenne,
w których brały udział zapewne tysiące ludzi,
na
tereny zachodniej Słowiańszczyzny, nad Łabę, na
Ruś,
do Kijowa, do Czech czy Węgier. Bolesław
Chrobry,
z licznym niewątpliwie otoczeniem, dotarł
w
r. 1000 do Akwizgranu. Jego brat Lambert wycho-
wywał
się w Rawennie, a trzystu rycerzy, których
Chrobry
ofiarował Ottonowi III, zaszło zapewne z ce-
sarzem
do Włoch, widziało Rzym, poznało Lombar-
dię
i bagna rawennateńskie. Posłowie, wysłańcy,
agenci
rozmaici, którzy mieli zapewne w swym oto-
czeniu
i Polaków, o ile sami nie byli może Polakami,
ze
swych dalszych czy bliższych wypraw poza gra-
nice
kraju ojczystego przywozili ze sobą pewne po-
znanie
świata i jego urządzeń, pewne choćby wraże-
nia
mniej czy więcej głębokie. I to musiały być czyn-
niki,
które również wpływały na te przemiany, któ-
rym
uległa Polska, a z nią i dusza ówczesnego Po-
laka
wskutek rewolucyjnego kroku Mieszka. I te ty-
siące
ludzi, Polaków, którzy w rozmaitych okazjach
otarli
się o Niemcy, Rzym czy Kijów, ważyć musiały
-,,w
zagadnieniu chłonięcia przez Polskę cywilizacji
_i
kultury chrześcijańskiej, łacińskiej, zachodniej.
Niestety,
poszczególne elementy czy fazy tego
wewnętrznego
przewrotu, który sprowadziło wejście
Polski
w obręb świata chrześcijańskiego i cywilizacji
•zachodniej,
łacińskiej, dają się tylko wyrozumować.
Brak
źródeł, zwłaszcza własnych, rodzimych, unie-
możliwia
badanie.
Ale
nie można wątpić, jak dużym, znakomitym
czynnikiem,
przetwarzającym plemienne i szczepowe
partykularne
elementy, składające państwo polskie
w
pewną jedność, całość, wprzągniętą w jarzmo za-
chodniej
cywilizacji, wytwarzającym naród, były ta-
Skutki chrześcijaństwa
287
kie
osobistości, jak Mieszko I, jak jego syn Bolesław
Chrobry,
jak ich następcy.
Mało
możemy powiedzieć o samym Mieszku. Po-
stać
ta, zapewne wysoce znamienna, okryta jest cier-
niem.
Zręczny polityk, pełen inicjatywy, znakomity
jeżeli
chodzi o przeprowadzenie radykalnego kroku,
jak
przyjęcie chrześcijaństwa, wielki wykonawca pla-
nu
złączenia wszystkich szczepów lechickich w jedną
całość,
zaborem Pomorza otwierający państwu swe-
mu
dostęp do morza i szerokie w świecie horyzonty,
był
niewątpliwie tego narodu, który dopiero miał
uzyskać
swą pełną świadomość narodową, symbolem.
Takim
symbolem był w rozmiarach zapewne więk-
szych
jeszcze jego syn Bolesław Chrobry. Ta duma
osiągniętych
zwycięstw i powodzeń, która rozpierała
pierś
Bolesława, pozwalała mu ocenić nie tylko swo-
ją
własną wartość, ale i wartość narodu i jego wy-
siłku
— może i inną miarą niż ta, którą mógł mierzyć
pół
wieku przedtem siebie i swoje siły jego znakomity
ojciec.
Chrobry uznawał siebie równym najwięk-
szym
tego świata, kiedy groził Magdeburgowi i kiedy
dumnie
odpowiedział posłom niemieckim, proponu-
jącym
mu zaczęcie rokowań na niemieckiej ziemi;
“Nawet
przez most ten nie przejdę!" Chociaż korona
królewska
nie zdobiła wtedy jego skroni, nie czuł się
-niczym
gorszy od króla niemieckiego, francuskiego
czy
angielskiego, nie mówiąc już o innych. A duma
ta,
to poczucie siły i potęgi, to przeświadczenie, mó-
wiąc
słowami Brunona, że monarcha Polski jest pra-
wym
następcą chrześcijańskich ideałów Konstantyna
i
Karola Wielkiego, że on, jak tamci, walczy i dąży
do
zjednania chrześcijaństwu pogaństwa, a nie łączy
się
z poganami przeciw państwom i ludom chrześci-
288
Mieszka I
jańskim,
były niewątpliwie także jednym z czynni-
ków
najistotniejszych, które przetwarzały pierwotne,
na
starych tradycjach oparte społeczeństwo polskie
w
nowe, w obrębie rzymskiego świata myśli rosnące
państwo.
.,.
Troską na przyszłość mogło być jedynie pytanie,
czy
forma utworzona dla takiego dzieła wytrzyma
gorąco
metalu, z którego miano odlać postać osta-
teczną,
wyrzeźbioną przez Mieszka I i Bolesława
Chrobrego.
O
ZAGINIONEJ
METROPOLII CZASÓW
BOLESŁAWA
CHROBREGO
Jest
rzeczą zastanowienia godną, jak mało miejsca
zajmuje
w nauce naszej zagadnienie tak poważne, ja-
kim
winna być sprawa istnienia czy nieistnienia ta-
kiej
drugiej, obok gnieźnieńskiej, metropolii w Pol-
sce
za czasów Bolesława Chrobrego. Bo jeżeli istniała
."taka
druga metropolia wraz z podległymi jej biskup-,
śtwami
— a nie -widzę dostatecznych powodów dla
odrzucenia
tej wiadomości — to przecież w póź-
niejszej
budowie naszego kościoła powinny były
przechować
się pewne jej ślady, ślady sztucznego
ze
sobą związania różnego pochodzenia terytoriów,
jak
również i w rozmieszczeniu uposażeń poszcze-
gólnych
biskupstw prowincji gnieźnieńskiej mogłyby
być
wskazówki, dowodzące rożnego ich pierwotnie
przeznaczenia.
Tymczasem
literatura nasza tycząca się naj-
dawniejszych
dziejów kościoła w Polsce nie daje
nam
prawie nic, co by było użyteczne i przydatne dla
19-
292
O saolnwnej metropolii
rozwiązania
tego zagadnienia. Nie dotknęli tej spra-
wy
ani Wł. Abraham, ani K. Potkański, jeżeli chodzi
o
biskupstwo krakowskie, ani St. Zakrzewski, gdy
badał
stosunki majątkowe Gniezna, ani W. Kętrzyń-
ski,
B. Ulanowski, K. Potkański, St. Arnold czy
M.
Gębarowicz, gdy pisali o Płocku. Zaledwie dwu
dawniejszych
badaczy, A. Małecki w Studium o bulli
Innocentego
II i St. Laguna w szkicu Pierwsze wieki
kościoła
polskiego, rzuciło, jak na stan w owym cza-
sie
badań, wcale śmiało, chociaż bez dokładniejszego
czasami
uzasadnienia, parę interesujących myśli i spo-
strzeżeń
tyczących się niepierwotności znanych nam
granic
biskupstwa krakowskiego czy arcybisk.upstwa
gnieźnieńskiego.
Ten
brak żywszego zainteresowania naszej nauki
zagadnieniem
pierwotności czy pochodności teryto-
rialnego
rozmieszczenia diecezyj prowincji kościelnej
gnieźnieńskiej
wiąże się także z tym, że nigdy nie
zastanawiano
się poważniej nad sprawą istnienia na
terytorium
państwa Bolesława Chrobrego jakiejś dru-
giej,
obok Gniezna, prowincji kościelnej. Czasami tłu-
maczono
to nieporozumieniem, mianowicie przeby-
waniem
w Polsce św. Brunona z Kwerfurtu, arcybis-
kupa,
lub interpretowano jedyną pozytywną wiado-
mość
kroniki Anonima-Galla o istnieniu takiej dru-
giej
metropolitalnej prowincji kościelnej w sposób ne-
gatywny.
Czy warto zatem było zajmować się spra-
wą,
która została wytłumaczona, odrzucona, uznana
nie
jako fakt historyczny, ale jako pewnego rodzaju
Wykrętny
dowcip, którym pierwszy polski kronikarz
pragnął
uświetnić czasy Bolesława Chrobrego? Także
powierzchowne
tłumaczenie wiadomości podanych
nam
przez współczesnego zjazdowi gnieźnieńskiemu
Źródła
293
Thietmara,
a zbytnie zapatrzenie się w stosunki ko-
ścielne
późniejsze, nie pozwalało badaczom na zgłę-
bienie
tego problemu.
Anonim-Gall
pisząc koło r. 1113 swą kronikę po-
daje,
że “... suo tempore (za czasów Bolesława Chrob-
rego)
Polonia duos metropolitanos cum suis suffra-
"ganeis
continebat" 1, co znaczy, że Polska “trzymała
w
sobie" dwie odrębne prowincje metropolitalne,
z
arcybiskupstwami na czele i z pewną ilością pod-
ległych
im biskupstw
2.
Tekst
ten, jasny, prosty i zrozumiały, został wy-
tłumaczony
w ten sposób, że wobec tego, iż biskup-
stwo
poznańskie należało do związku metropolital-
nego
magdeburskiego, miał Anonim-Gall tutaj na
myśli
arcybiskupów gnieźnieńskiego i magdeburskie-
go.
Takim tedy pomysłem, konceptem, pragnął nasz
kronikarz
uświetnić czasy Chrobrego 3. Nic jednak
takiego
tłumaczenia nie usprawiedliwia: pisał prze-
1 Lib. I c. 11.
2
Jedynie Wł. Abraham Organizacja kościoła w Polsce
do
potowy w. XII Kraków 1893 s. 85 i tenże Gniezno i Mag-
deburg
Kraków 1921 s. 21 uw. l oraz St. Laguna Pierwsze
wieki
kościoła polskiego Kwart. Hist. 1891/5 s. 561 wiążą spra-,
wy
tej drugiej metropoliii z osobą św. Brunona z Kwerfurtu,
i
to raczej osobowo, niżby wniknąć głębiej w istotę
zagadnie-
nia.
Bór. również R. Gnoidecki Gali tzw. Anonim Kromka Pol-
ska
s. 80 uw. l, A. Małecki Studium nad bullą Innocentego II
Z
r. 1136. Z przeszłości dziejowej Kraków 1897 I s. 111.
3
Nie poruszam tu oczywiście sprawy dzisiejszego nasze-
go
stosunku do zagadnienia zależności biskupstwa, poznań-
skiego
od Magdeburga po badaniach P. Kehr.a i Wł. Abra-
hama,
bo mógłby ktoś w miejsce Poznania i Magdeburga po-
stawić
np. Pragę, należącą przecież przez krótki czas do Pol-
ski,
i twierdzić, że Anonim-Gall miał tu na myśli nie Mag-
deburg,
ale Moguncję itd.
m
O zaginione! -metropolii •
Źródła
295
cięż
Anonim-Gall -w czasach, kiedy tradycja okresu
Bolesława
,była jeszcze żywa i silna, a byłoby mało
celowe
opowiadanie księciu i episkopatowi polskiemu
tego
rodzaju wykrętnych opowieści o nie tak dawnej
przeszłości.
W epicznp-heroicznym stylu traktowane
przez
kronikarza panowanie Chrobrego nie potrzebo-
wało
taniej ozdoby w postaci fikcyjnej wiadomości
o
takiej drugiej, niczym nie usprawiedliwionej pro-
wincji
kościelnej. Nie usprawiedliwiałoby tego i to,
że
ilekroć Anonim-Gall mówi o czasach Bolesława,
tyle
razy, jeżeli podaje fakty, wytrzymuje ostrze kry-
tyki.
Byłoby zresztą ze strony kronikarza, tak zabie-
gającego
o łaskę arcybiskupa Marcina i episkopatu
polskiego,
niczym nie. usprawiedliwioną niezręczno-
ścią,
brakiem taktu, , jttóry by go dużo kosztował
w
oczach metropolity, a zapewne i biskupa poznań-
skiego,
niewątpliwie również w ©czach panującego ;•
księcia,
gdyby przypomniał im, w ten sposób choćby, ::|
smutny
epizod z biskupem Ungeręm i jego stosun-
kiem
do zjazdu gnieźnieńskiego w r. 1000, a następnie
do
metropolity magdeburskiego. Stoi wreszcie takie
tłumaczenie
w zasadniczej i rażącej sprzeczności
z
tym, co jedynie wynika z dosłownego oddania
przy-;
toczonego
tekstu: Polska czasów Bolesława Chrobre—
go
mieściła w sobie dwie prowincje metropolitalne,-,
jedną
gnieźnieńską, z podległym jej - Kołobrzegiem, -",
Poznaniem,
Wrocławiem i Krakowem, i drugą, nie
znaną
nam, z pewną ilością należących, do niej bis-
kupstw,
zapewne nie mniej licznych jak przy Gnie-
źnie.
Miałaby zatem Polska tych czasów może do.;.
dziesięciu
biskupstw. • • ;;•;.
Inny
wniosek, który się. tu narzuca, jeżeli przy j-J.
mujemy
przekaz Anonima-Galla, jest,i że metropolia
gnieźnieńska,
która powstała w latach 999—1000, mu-
siała
być starsza, co znaczy, że ta druga, nie znana,
a
rychło zagubiona prowincja powstała później, po
r.
1000, a przed r. 1025. Oczywiście wiadomość, że
powstała
ona i istniała suo tempore, nie wyznacza
nam
jeszcze terminu, kiedy przestała ona istnieć.
-
Trudno by było przyjąć, by miała ona zniknąć razem
ze
swym twórcą: przecież po nim rządził Polską
arcy-
chrześcijański
król Mieszko II, którego zasługi dla
kościoła
tak wychwala szwabska Matylda. Były co
prawda
ostatnie lata jego rządów politycznie bardzo
nieszczęśliwe,
ale wątpić wolno, by wtedy upaść miała
•
Jta prowincja kościelna. Źródła zaś zarówno polskie,
,>Jak
obce przenoszą dopiero na początkowe lata panowania Kazimierza
Odnowiciela duże klęski wew-
:;nętrzne,
podczas których kościół w Polsce uległ kata-
>
strofie, czy to ze strony wrogów zewnętrznych, napadów i najazdów
sąsiadów, czy też ze strony
zbuntowanej
czerni, wśród której objawiły się siły
antychrześcijańskie,
pogańskie. Sądzić przeto wypada,
że
dopiero w tych latach, zapewne zatem w latach
.1037
i 1038, uległa ta drugą polska prowincja ko-
ścielna
takiemu rozgromowi, że nie potrafiła się już
nigdy
odrodzić i odbudować.
Jest
przytoczony tekst kroniki Anonima-Galla
jedną,
zarazem jedyną wzmianką
o istnieniu w Pol-
sce
takiej drugiej metropolii.
Jest
oczywiście poza tym jeszcze kilka wskazówek
pośrednich,
ale te mogą być wydobyte jedynie drogą
rozumowania,
częściowo należą do tego rodzaju wia-
domości,
które w związku z powyżej postawionym
zagadnieniem
tłumaczą się lepiej i jaśniej. Przy tak
zatem
szczupłym, częściowo tylko pośrednim mate-
296
O zaginionej metropolii
riale
źródłowym, nie można mówić o pełnym obrazie
dziejów
tej metropolii; "w dużej mierze będziemy
zmuszeni
opierać się o pewne prawdopodobieństwa,
uzasadnione
jedynie logiką faktów. Ale w tym wzglę-
dzie
nie znajdujemy się może w gorszym położeniu,
niż
gdybyśmy chcieli w tym okresie dziejów przed-
stawić
sprawy wielu innych biskupstw polskich.
I
o nich posiadamy niezwykle mało pozytywnych da-
nych,
a często brak nam nawet i tych pośrednich
wiadomości,
z których tu kilka będzie dość wymow-
nych,
by nam rzucić choćby trochę światła na pewne
momenty
istnienia tej drugiej, tajemniczej, metropo-
litalnej
prowincji czasów Bolesława
Chrobrego.
Na
tym miejscu omówię jeszcze jeden przekaz,
który,
jak sądzę, odnosi się do tej drugiej, zaginionej
metropolii.
Stoi on na przełomie między wiadomo-
ściami
pozytywnymi a pośrednimi.
W
Roczniku kapitulnym krakowskim4 mamy pod
latami
1027 i 1028
dwie ciekawe zapiski, których po-
chodzenia
i źródeł nie znamy5. Weszły one do tej
kompilacji
z jakiegoś niewątpliwie dawnego źródła,
a
raczej może z dawnych źródeł, jak sądzić wolno.
Brzmią
zaś te zapiski:
1027
Ypolitus archiepŁscopus obiit. Bossuta
successit.
1028
Stephanus archliepisoopus obiit.
Zapiski
te dwie przypisuje się prawie powszechnie
arcybiskupom
gnieźnieńskim. Rzeczywiście polskie
imię
Bossuta = Bożęta świadczy o tym, że takiego
4 MPH II s. 794.
5
Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku-Ana-
stazym
(Polska a Dijon). Dodatek pt. O dwu metropoliach
w
Polsce Przegl. Hist. 1905/1.
Źródła
297
arcybiskupa
należy szukać w Polsce, poza tym stwier-
dzić
można, że w latach tu podanych, 1027 i 1028,
na
żadnej ze znanych nam stolic arcybiskupich nie
było
ani arcybiskupa Hipolita, ani Stefana. Tacy arcy-
biskupi,
jeżeli ich zapisało źródło polskie, mogli być
arcybiskupami
jedynie w Polsce.
Ale
jeżeliby obie te zapiski odnosiły się do pa-
sterzy
tego samego arcybiskupstwa, to trzeba by
przyjąć,
że zapisujący je opuścił tu dwie ważne
wiadomości,
których należałoby się spodziewać, jednej
o
śmierci arcybiskupa Bożęty-Bossuty, i drugiej, skoro
zapisał
śmierć Stefana, o objęciu przez niego stolca
arcybiskupiego.
Te dwie luki w tych dwu zapiskach,
rok
po roku zapełnianych, są bardzo rażące, nie tłu-
maczą
się dostatecznie dla pisarza, który by je zapisał.
Bo
w takim razie, jeżeli obie one dotyczą tej samej
katedry,
należałoby sądzić, że w obrębie tych dwu
lat,
zatem może tylko kilkunastu miesięcy, zmarło
aż
trzech po sobie arcybiskupów tej samej stolicy,
•że
dalej było dość czasu na dwa pełne sediswakanse
,
i na początek trzeciego, na naznaczenie dwu po
.Hipolicie
następców, na ich zapewne wyświęcenie,
wreszcie
na najkrótsze ich rządy. Można mieć naj-
bardziej
usprawiedliwione wątpliwości, czy w obrę-
bie
tak niedługiego, ograniczonego czasu dałoby się
tyle
faktów pomieścić. Taki zbieg tych trzech śmierci
w
ciągu niecałych dwu lat wydawał się już dawniej
tak
nieprawdopodobny, że już w naszych średnio-
wiecznych
zabytkach rocznikarskich przekładano datę
śmierci
Stefana na czas znacznie późniejszy 6. W inny
sposób
starali się ominąć tę trudność uczeni nasi,
6 MPH II s. 794 uw. 2 i III s. 406.
298
O zaginionej metropolii
jak
St. Laguna i T. Wojciechowski,
którzy przyjmo-
wali,
że Bossuta-Bożęta jest tą samą osobą co Stefan,
który
miał nosić, wedle ich przypuszczenia, dwa imio-
na,
jedno imię własne, rodowe, i drugie, chrzestne
czy
zakonne. W ten sposób zamiast nieprawdopodob-
nego
faktu śmierci trzech arcybiskupów mielibyśmy
tylko
dwa zgony, rzecz, która nie może wywoływać
zastrzeżeń.
Tłumaczenie St. Laguny i T. Wojciechow-
skiego
nie może być oczywiście niczym udowodnione,
ale
tłumaczenia takiego nie można a limine odrzucić:
takie
podwójne imiona bywały
w użyciu 7, moglibyśmy
się
jedynie zastanawiać, dlaczego pisarz tych zapisków
zapisał
tę samą osobistość pod dwoma imionami, dla-
czego
w r. 1027 męczył się, by oddać polskie Bożęta
przez
zlatynizowane Bossuta, kiedy mógł bez trudu
oba
razy napisać łatwe, powszechnie znane imię
Stephanus?
Wreszcie jeżeli raz napisał Bossuta, czemu
.imienia
tego nie powtórzył w r. 1028? ...
-"
To są zapytania i wątpliwości, na które wyjaśnie-
nia
i odpowiedzi nie znajdujemy. • •".
Lat
temu czterdzieści zaproponowałem inne toż- •
wiązanie
tej trudności8. Wobec przyjętego przeze
mnie
faktu istnienia w tych czasach dwu stolic
arcybiskupich
w Polsce,, wydaje mi się być rzeczą
wysoce
możliwą, prawdopodobną, że jedna z tych
Zapisek
odnosi się do katedry gnieźnieńskiej, druga
.7
Por. niżej: St. Kętrzyński O imionach piastowskich do
końca
XI wieku; Fr. Bajak Studia nad osadnictwem Małopol-
ski
RAUhf 1905/47 s. 207; por. St. Laguna Pierwsze.. wieki
kościoła
polskiego s. 562 uw. l; T. Wojciechowska. Szkice hi-
staryczne
XI wieku Kraków
1904, indeks.
8 St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku- Anastazym.
Źródła
299
zaś
do tej drugiej, zaginionej, jest zaś rzeczą nie bu-
dzącą
żadnej wątpliwości ani trudności przyjęcie
śmierci
dwu arcybiskupów dwu różnych stolic
w
obrębie dwu lat po sobie następujących, gdy śmierć
trzech
arcybiskupów jednej katedry w ramach tak
krótkiego
czasu będzie budzić zawsze usprawiedłiwione niedowierzanie.
Gdybyśmy
to tłumaczenie przyjęli, to znaczy, że
każda
z tych zapisek jest dla siebie samoistną cało-
ścią,
może z dwu różnych, odrębnych źródeł pocho-
dzącą,
mielibyśmy tłumaczenie, dlaczego nie mamy
wiadomości
o śmierci Bossuty,, dlaczego wreszcie nie
podano
nam wiadomości o objęciu tronu arcybiskupiego... przez Stefana.
Bossuta zmarłby w wiele lat
dopiero
po r. 1027, gdy Stefan zostałby arcybiskupem na lat wiele przed r.
1028. Czy źródło tych wiadomości Rocznika kapitulnego zawierało
o tym za-
piski
i tylko pominięto je następnie, sprawdzić dziś
już
nie sposób. Raczej jednak, wolno sądzić, takich
wiadomości
tam nie było.
Spostrzeżenie
powyższe, że zapiski z. lat 1027
i
1028 odnoszą się prawdopodobnie do tych dwu polskich metropolii,
pozostaje w zgodzie -ze zdaniem
powyżej już. postawionym, że ta druga metropolia
przeżyła
Chrobrego i zaginęła po Mieszku II dopiero
w
pierwszych latach rządów Kazimierza Odnowiciela.
Za
to nie widzę dziś potrzeby zastanawiania się,
która
z tych dwu zapisek odnosi się do tej czy do
tamtej
stolicy metropolitalnej. Przed laty czterdzie-
stu
pragnąłem pierwszą z nich przypisać arcybiskupstwu
gnieźnieńskiemu, jako że rząd i ciąg dalszy
arcybiskupów
jest tam zachowany — brak jednak
300 O zaginionej metropolii
wiadomości
o następcy Stefana, ale może być tłuma-
czony,
że takiego następcy nie było.
Czy
arcybiskup
Stefan jest tą samą osobistością,
co
Stefan mnich międzyrzecki, na co wskazał T. Wojciechowski9,
odpowiedzi trudno dostarczyć. Wyklu-
czone
to być nie może, lubo różnica lat dwudziestu
między
wiadomością z Vita Quinque Fratrum a za-
piską
Rocznika kapitulnego może budzić powątpie-
wanie.
9 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. s. 17.
II
Odzież
jednak mogła się mieścić w obrębie ówcze-
snej
-Polski czasów Bolesława Chrobrego taka druga,
obok
gnieźnieńskiej, prowincja kościelna?
Odpowiedź
jest prosta, lubo mimo prostoty nie-
łatwa
— leżała ona tam, gdzie nie było prowincji
kościelnej
gnieźnieńskiej. Otóż o budowie kościoła
w
Polsce, o terytorialnym rozmieszczeniu archidie-
cezji
gnieźnieńskiej i zasięgu jej władzy metropoli-
talnej
jesteśmy nadzwyczaj słabo poinformowani,
bo
opierać się tu możemy jedynie, o ile chodzi o czasy
najdawniejsze,
o krótką i małomówną notatkę współ-
czesnego
Thietmara, podaną przy sposobności opisu
zjazdu
gnieźnieńskiego 10. Źródła polskie, nawet naj-
dawniejsze,
nic zdają się nie wiedzieć o tych spra-
wach.
Z tego powodu sądzimy wielokrotnie o kon-
strukcji
prowincji kościelnej gnieźnieńskiej na pod-
stawie
tego, co wiemy o niej z czasów późniejszych,
10 Lib. IV c. 28.
302
O żagwiom, ej metropolii
z
XII, XIII czy XIV
wieku, przenosząc te wiadomości
w
czasy najdawniejsze, do r. 1000. Przyjmujemy co:
.
prawda nawet dość znaczne zmiany granic, kiedy
w
czasach późniejszych tworzono nowe biskupstwa,
jak
płockie, kujawskie czy lubuskie, ale zmian, które
są
konieczne w związku z utworzeniem jeszcze dru-
giej
prowincji kościelnej, nie brano nigdy pod uwagę.
•A
zmiany takie trzeba przyjąć jako pewnego rodzaju
konieczność,
jeśli obok Gniezna mamy pomieścić.
drugą
w Polsce metropolię.
To, co podaje nam Thietmar, jest niezwykle ogól-
•nikowe
— nie daje on nam żadnych wiadomości
o
granicach diecezjalnych, wszystko, co o tych gra-
nicach
wiemy, pochodzi z czasów znacznie później-
szych.
Z przedstawienia spraw, kościelnych, urządzo-
• nych w r. 1000, tyle można wywnioskować na podsta-
• wie
relacji biskupa merseburskiego, że brak tam
spodziewanych
biskupów dla Kujaw i Mazowsza —
spodziewanych
i koniecznych, gdyby prowincja gnieźnieńska miała była objąć
całość terytorium państwa
•-.
Bolesława Chrobrego. Stąd jednak rodzi się pytanie,
.
czy w r. 1000 zostawiono te strony pod opieką któ-
regoś
z już utworzonych biskupstw, np. arcybiskupstwa
gnieźnieńskiego,
czy też pozostawiono je poza orga-
nizacją
prowincji gnieźnieńskiej, tak by następnie
na
takich kanonicznie nie zajętych przestrzeniach na
wschodzie stworzyć w przyszłości nowe stolice i okrę-
gi
biskupie. Bo w ten sposób unikano by kanonicznych
•"trudności,
które by mogły się zjawić, gdyby okazała
się
potrzeba parcelowania, już prawnie, kanonicznie
istniejących
terytoriów biskupich, a miano by zu-
pełną
swobodę takiego czy innego urządzenia kościel-
nego
tych stron.
Obszar
303
Otóż
rozpatrując te dwie możliwości, tj. czy pier-
wotna
budowa prowincji kościelnej gnieźnieńskiej
była
przeznaczona dla całości państwa Chrobrego,
czy
też dla jego połaci zachodniej, należy się raczej oświadczyć za
tą drugą. Nie tłumaczyłaby się sprawa pozostawienia np. poza
organizacją kościelną Kujaw??-
i
Mazowsza, gdyby strony te miano w przyszłości."
przyłączyć
do Gniezna. Gdyby takie były plany, pow-
stałyby
tam katedry już w r. 1000, a nie zostawiono
by
tęgo dalszej przyszłości. Trzeba też przyjąć, że
Bolesław
Chrobry przedstawił Rzymowi plany ko-
ścielne
dostatecznie przemyślane i dojrzałe, takie,
które
mogły nastręczać dużo trudności materialnych
dla
ich urzeczywistnienia, ale nie mogły się w nich
kryć
ani błędy, które by w przyszłości utrudniały
lub
uniemożliwiały pewne następne osiągnięcia roz-
budowy
organizacji kościelnej, ani nie mogły być ,
przewidziane
jakieś poprawki czy dopełnienia. Jeżeli, jak to sądzić należy,
przed r. 1000 stworzono w Polsce plan utworzenia prowincji kościelnej
gnieźnieńskiej, i jeżeli, jak to zobaczymy, niedługo po r.
1000
przystąpiono
do realizowania projektów tyczących się.
tej
drugiej metropolii, to trzeba przyjąć, że już przed
r.
1000 była na porządku dziennym sprawa utworze-
nia
dwu stolic metropolitalnych, czyli że plan bu-
dowy
prowincji kościelne j,gnieźnieńskie j, zrealizowany
w
r. 1000, przewidywał i uwzględniał także i plany
tyczące
się stworzenia z czasem tej drugiej prowincji.
Innymi
słowy granice wytknięte w r. 1000 dla Gnie--
zna
były równocześnie i granicami dla tej przyszłej
fundacji
kościelnej, dla Gniezna były to granice
wschodnie,
dla tej drugiej zamierzonej metropolii
były
one granicami zachodnimi.
304
O zaćmionej metropolii
Obszar
305
Te
względy należy mieć na uwadze rozpatrując
przekaz
Thietmara o założeniu biskupstw w Polsce
podczas
zjazdu gnieźnieńskiego w r. 1000.
Wedle
zatem Thietmara Pomorze otrzymało swego
biskupa
w Kołobrzegu, Polska (Wielkopolska) została
podzielona
między Poznań i Gniezno. Śląsk miał
swego
biskupa we Wrocławiu, było wreszcie biskup-
stwo
w Krakowie. Te strony zatem tworzyły tery-
torium
prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, co było
poza
tym, należałoby do tamtej drugiej, zaginionej
metropolii.
Ale takie postawienie sprawy nie roz-
wiązuje
bynajmniej trudności.
Bo
jeżelibyśmy przyjęli, że biskupstwa prowincji
gnieźnieńskiej
zajmowały w państwie Chrobrego ten
obszar,
który dowodnie znamy z czasów następnych,
późniejszych,
to trudno by było myśleć o wykrojeniu
.na
terytorium np. późniejszych biskupstw mazowiec-
kiego
i kujawskiego dostatecznej przestrzeni dla po-
.
mieszczenia tam całej osobnej prowincji kościelnej.
Jeżeli
przyjmujemy fakt, że Bolesław Chrobry w przemyślanym przez siebie
projekcie postanowił dać Pol-
sce
dwie prowincje kościelne, to trzeba sądzić, że
podzielił
swe państwo na dwie części — dwie części
mniej
czy więcej sobie równe pod względem obszaru.
Stąd
płynie dalszy wniosek, że ta pierwotna pro-
wincja
kościelna gnieźnieńska musiała się mieścić
w
ciaśniejszych granicach, czyli że wschodnia granica
tej
prowincji, zatem wschodnia granica arcybiskupstwa
.
gnieźnieńskiego i biskupstwa krakowskiego, nie po-
krywa
się z późniejszymi tych biskupstw granicami.
Jednym
słowem wschodnia granica pierwotna z r. 1000
musiała
być inna, że już w latach 999 i 1000, gdy
obmyślano
utworzenie prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej,
brano pod uwagę, że obok tej prowincji
miano
w niedalekiej przyszłości stworzyć drugą i że
dla
niej należało zostawić dostateczne miejsce na
obszarach
państwa Bolesława Chrobrego.
Jeżeli tego rodzaju wyrozumowane wnioski mamy
.prawo
wysunąć, powstaje zapytanie, czy wnioski takie
dadzą
się poprzeć i usprawiedliwić, nie to faktami
i
źródłami, bo o tym w ogóle mówić nie można, ale
przynajmniej
spostrzeżeniami, które by je popierały
i
były z nimi w zgodzie. Sądzę, że tak, sądzę, że takie
,
spostrzeżenia dadzą się przytoczyć. Przede wszystkim
należy
zaznaczyć, że to, co mówi nam o budowie
kościelnej
prowincji gnieźnieńskiej użyteczny acz ma-
łomówny
Thietmar, pozwala sądzić, że podstawą tej
budowy
była zgodność tworzonej jednostki admini-
stracyjno-kościelnej
z odpowiednią jednostką admi-
nistracyjno-szczepową
11. Przy wybieraniu zaś miej-
sca
na stolice biskupie były brane także pod uwagę
względy
praktyczne, centralnego położenia takich
stolic
na obszarze biskupstwa. Pomorze jako silnie
wyodrębniona
jednostka administracyjno-szczepowa
otrzymuje
osobne biskupstwo, ze stolicą biskupią nie
w
Wolinie czy Szczecinie na zachodzie lub w Gdań-
sku
na wschodniej rubieży, miejscowościach bardzo
znacznych
i wybitnych zarówno politycznie, jak go-
spodarczo,
lecz w Kołobrzegu, w ośrodku zatem dru-
gorzędnym,
za to centralnie położonym. Polska wła-
ściwa,
podzielona na dwie diecezje, gnieźnieńską
i
poznańską, otrzymuje swe stolice w dwu miejsco-
11
Doszukiwanie Się zasady budowy diecezji polskich na
podstawie
administracyjno-szczepowej jest u nas powszech-
nie
przyjęte. Pewne zastrzeżenia wysuwa K. Buczek Biskup-
stwa
polskie Kwart. Hist. 1938/42.
306
O zaginionej metropolii
wościach,
najpoważniejszych niewątpliwie politycznie
i
administracyjnie, a położonych względnie central-
nie,
chociaż nie tak dobitnie środkowych, jak Ko-
łobrzeg.
Dla bardzo wydłużonego obszaru Śląska był
Wrocław
nie tylko grodem największym, ale również
bardzo
centralnie położonym. Ten wydłużony obszar
Śląska,
oczywiście niewygodny, jednak jako jedno-
stka
administracyjno-szczepowa otrzymał swe biskup-
stwo,
a nie uległ jakiejś całkowitej czy częściowej
parcelacji.
A Kraków? Gdybyśmy przyjęli, że diecezja
krakowska
posiadała od r. 1000 te ogromne obszary,
które
posiada później, w wiekach następnych, to
trzeba
by sądzić, że zbudowano ją na zupełnie innych,
odmiennych
zasadach i podstawach niż tamte, że
zbudowano
ją wreszcie wbrew zrozumiałej zasadzie
ekonomii
sił i wbrew zadaniom, które były związane
z
tworzeniem organizacji administracyjno-kościelnej.
Bo
stolica tego obszaru, Kraków, przypadłaby na za-
chodni
skrawek tej diecezji, tak iż biskupowi trudno
by
było doglądać i pamiętać o dalekich wschodnich
ziemiach
jego diecezji, wierni zaś i duchowieństwo
byłoby
skazane na trudności często nie do przewal-
czenia,
by dotrzeć do swego pasterza. Budowa zatem
diecezji
krakowskiej, taka, jaką znamy z czasów póź-
niejszych,
stoi w rażącej sprzeczności z tym, co widzi-
my
w innych diecezjach prowincji gnieźnieńskiej.
Pozwala
to nam też wątpić, czy obszar tej diecezji
jest
zgodny z tym stanem, który został stworzony
w r. 1000.
Jest
tu do poruszenia
jeszcze jedno spostrzeżenie,-•-
na
które zwrócić należy uwagę, a mianowicie na bardzo rażące
różnice, jakie widzimy między budową.
organizacji
kościelnej na północy i na południu Pol-
Obszar 307
ski.
Kiedy na północy widzimy duże zagęszczenie bi-
skupstw,
bo mamy tu obok siebie w r. 1000 biskup-
stwa:
kołobrzeskie, poznańskie i gnieźnieńskie, a w wie-
ku
następnym wolińskie, lubuskie, poznańskie, gnieź-
nieńskie,
kujawskie i mazowieckie, nie licząc enklawy
czerskiej,
to na południu mamy tylko jedną diecezję,
krakowską,
największą obszarem w Europie, sięga-
jącą
od źródeł Wisły po Bug, prawie od granic morawsko-czeskich po Ruś
i Jaćwingów. To samo już
Wskazuje,
że ten stan rzeczy na południu jest wytwo-
rem
innych założeń niż te, które były miarodajne dla
biskupstw
tworzonych w latach 999 i 1000 — powiedzmy, że były one wynikiem
innego, różnego pro-
cesu
historycznego. Podobnie wszystkie funkcje ko-
ścielne
klasztorne, benedyktyńskie (jak nawet póź-
niejsze
cysterskie XII w.) prawie nie przekraczają
biegu
Wisły, karta ich rozmieszczenia jest biała pa
prawym
brzegu Wisły. A świadczy to nie tylko o głę-
bokim
zniszczeniu, jakim uległy te strony wschodnie
w
latach klęsk za Kazimierza Odnowiciela, ale i o tym, że w czasach
późniejszych może mniej tu dbano
o
podbudowę kościelną: odgrywały tu zapewne dużą
rolę
względy ekonomiczne, ale może i kościelnie uwa-
żano
te strony jako niepewną własność. Wolano je
zakładać
na własnym pierwotnym terytorium niż tam,:
gdzie
posiadanie nie było kanonicznie dostatecznie
ustalone.
Stąd
dalej wniosek, że biskupstwo krakowskie
musiało
być pierwotnie przeznaczone dla ziemi kra-.
kowskiej,
dla terytorium plemiennego Wiślan. Dla
takiego
terytorium był Kraków nie tylko miejsco-
wością
najwybitniejszą, ale zarazem bardzo centralnie
położoną.
Z tym odpadałoby z przestrzeni późniejszej
20*
308
O zaginian.ej metropolii
diecezji
krakowskiej wszystko, co nie jest ziemią
Wiślan,
Krakowszczyzną, zatem Wiślica, Sandomierz
i ziemie między Wisłą l Bugiem.
Jest
, może rzeczą trudną oswoić się z tą myślą
tak
znacznego obcięcia diecezji krakowskiej, z której
obszarem
przywykliśmy się liczyć od wielu wieków.
Tu
jednak zwrócić wypada uwagę, że późniejsze
księstwo
krakowskie było w IX w. ziemią, księstwem
Wiślan,
odrębne zawsze od Sandomierszczyzny — że
w
XI w. odróżnia się między sobą dwie “regni sedes
principales"
12, Kraków i Sandomierz, że w XII w.
sankcją
pragmatyczną Bolesława Krzywoustego pod-
niesiono
to księstwo krakowskie do organu prawno-
publicznego
nadrzędnego, gdy Wiślica i Sandomierz
pozostały
osobno, bez związku z Krakowem, że
w
XII w. mistrz Wincenty Odróżnia między sobą
bardzo
dobitnie i skrupulatnie Cracovitae i Sandomi-
ritae
13, że w XII i XIII w. żyją te dwie dzielnice
wielokrotnie
oddzielone swym własnym życiem pań-
stwowym,
nie wykazując między sobą bliższych i głęb-
szych
związków organizacyjno-ustrojowych, że wre-
szcie
pozostał po tych czasach i stosunkach wyraźny
ślad
w tytulaturze książęcej, a następnie królewskiej:
“Dux
Cracovie et Sandomirie", gdy nie wyrobiło
się
nigdy
pojęcia, które by wiązało ze sobą bliżej księ-
stwo
krakowskie z sandomierskim.
Z
tych powodów, sądzę, należy przyjąć nie tylko
zmniejszenie
przestrzeni biskupstwa krakowskiego do
ram,
które nam daje obszar księstwa krakowskiego,
do
jednostki zatem takiej, jaką widzimy w innych
i2
Gall-Anoniim, lib. II
c. 8, 16.
"
MPH II s. 744. ,
Obszar
309
biskupstwach,
na Pomorzu, Śląsku czy Kujawachli,
ale
i granice arcybiskupstwa gnieźnieńskiego na
wschodzie,
a- częściowo na południu winny się zga-
dzać
z granicami administracyjno-szczepowymi Po-
lanł
s.
W ten sposób otrzymujemy, poza terytorium
objętym
przez prowincję kościelną gnieźnieńską, do-
statecznie
duży obszar dla pomieszczenia na nim
drugiej
prowincji, krótkotrwałej.
Obejmowałaby
ona zatem Kujawy z ziemią cheł-
mińską,
Mazowsze, Łęczycę z Sieradzem, Sandomierz
z
Wiślica, w czasach od r. 1018 może i ruskie nabytki
14
M. Gębarowicz, Mogilno, Płock, Czerwinsk. Studia nad
organizacją
kościola na Mazowszu w XI i XII w. Prace hi-.-
storyczne
w 30-lecie działalności profesorskiej Stanisława
Zakrzewskiego
Lwów 1934 s. 157, pisze, że “... charaktery-
styczną
cechą polskiej mapy kościelnej jest jej niezgodność
,z
podziałem politycano-admiinistracyjnym. Czy przyczyny tego
szukać
należy w dawnym ustroju plemiennym, orzec trudno, i
gdyż
wiemy o nim równie mało, jak i o pierwotnym rozgra-
,
"niczeniu kościelnym... na ogół jednak stwierdzić można,
że
granice polityczne wykazują -więcej logiki w wyzyskiwaniu
warunków
naturalnych aniżeli kościelne. Jedne i drugie po-
-
-krywają się z sobą wzajemnie jedynie na Śląsku, w ziemi
krakowskiej oraz na Kujawach, zresztą każda z pozostałych
dzielnic
historycznych podlega pod względem kościelnym dwom
lub trzem biskupstwom".
15
M. Gębarowicz Mogilno, Ptock, Czerwinsk s. 153. “Bis-
kupstwo
pierwotnie mazowieckie, później płockie,, powstało
nie
przez okrojenie części biskupstwa poznańskiego... ale
przez
wydzielenie
z archidiecezji gnieźnieńskiej, czego śladem jest
kanonikat
stały arcybiskupa w kapitule płockiej. Biskup-
stwo
mazowieckie do r. 1124 obejmowało prawdopodobnie
cały
prawy brzeg Wisły aż do granic diecezji krakowskiej,
•
ponadto zaś po lewym brzegu rzeki w granice jego wchodziła
ziemia
gostyńska i północna część sochaczewskiej i warszaw-
310
O zaginionej metropolii
z
Przemyślem le. Jeżeli dla prowincji kościelnej
gnieźnieńskiej
byłaby Odra osią krystalizacyjną, z tym,
że
diecezja kołobrzeska opierałaby się o lewy brzeg
dolnego
biegu Wisły, a tylko biskupstwo krakowskie
obejmowało
dorzecze górnej Wisły, to dla tej drugiej
byłaby
taką osią średnia Wisła po jej bieg dolny.
Nie
jest mi jasne, czy ziemia chełmińska tworzyła
w
tych czasach silniej wyodrębnioną jednostkę
admi-
nistracyjno-plemienną,
czyli czy wolno by było przy-
puszczać,
że stworzono wtenczas dla niej osobne bi-
skupstwo.
Nie można za to wątpić, że takie biskup-
skiej;
ziemia Czerska należała do archidiecezji, której obszar
od
południowego wschodu określały rzeki Pilica i Wisła.
Sztuczność
granic archidiakonatu czerskiego jest wynikiem
jego
późnego powstania". A. Małecki Studium o bulli In-
nocentego
II z r. 1136. Z przeszłości dziejowej l s. 110, pisze:
“Ą
jednak kto się dziwnej konfiguracji tego arcybiskupstwa
ma
karcie przypatrzy... trudno pewnie, żeby uwierzył, iż to
stan
pierwotny, a jeżeliby był pierwotny, żeby bez
jakiegoś
szczególnego
powodu wytyczony w granicach przez swego fun-
datora...
tym skłonniejszymi czujemy się przypuścić, że ta,
tak
niepomiernie
szeroka rozległość południowego obszaru (nb.
arcybiskupstwa
gnieźnieńskiego), mieć musi jakieś specjalne
powody,
które zajść mogły czy to później (przy erekcji
innych
biskupstw),
czy może przy pierwszej fundacji arcybiskupstwa,
w
taki sposób, iż wcielono do niego kompleks ziem przyna-
leżnych
albo przeznaczonych dla innej organizacji kościelnej".
Tamże
s. 112 twierdzi: “... zgadzam się zupełnie na to, że die-
cezję
kujawską wykrojono z obszaru pierwotnej
archidiecezji
gnieźnieńskiej..."
St. Laguna, Pierwsze wieki kościoła polskiego,
s.
561, mówiąc o św. Brunonie sądzi, że ..,,wschodnia zaś kra-
ina
zawierająca Sieradz, Spicymierz, Małogoszcz, Rozprzę,
Łęczycę,
Zamów i Skrzynno mogłaby wskazywać zakres ar-
chidiecezji
powierzonej Brunonowi".
16
T. Wojcieóhowski, Szkice historyczne XI w. s. 133,
kombinując,
jakie mogłyby być biskupstwa projektowane
Obszor
311
stwa
musiały otrzymać Mazowsze i Kujawy 17. Co
się
tyczy Kujaw, Kruszwicy, zachowała się tradycja,
że
biskupstwo kruszwickie było fundacją Mieszka II18,
co
już A. Małecki tłumaczył, że musiało być ono ra-
w
r. 1075, co można by bez zastrzeżeń zastosować do
czasów
Bolesława
Chrobrego, wymienia: Gniezno, Poznań, Kraków,
.
"Wrocław, Kruszwicę, Płock, następnie Kalisz, o którym
wspo-
•;~.mina
Ebbona Żywot św. Ottona I, II c. 8, jako o biskupstwie,
ii-
dalej wymienia T. Wojciechowski Sieradz, uważając że
"••
“... wskazówką byłaby okoliczność, że w bulli 1136 r. jest
wy-
.
"zmieniony Sieradz na samym czele grodów wielkopolskich
aa-
.liczonych
do grodów archidiecezji gnieźnieńskiej i w r. 1075
mogła
być z tych grodów osobna diecezja aż nadto obszerna".
Następnie
wymiienia Zarwfichost “...opisany w bulli z roku 1148:
ecciesia
Sancte Marie m Zawichost cum Castro Lagow et de-
cima
eius aliisoue suis appendicias; jest rzecz niesłychana,
żeby
kościół parafialny był uposażony grodem i kasztelanią".
Na
koniec wymienia jako możliwość biskupstwo ruskie. Mam
oczywiście
pewne zastrzeżenia, co się tyczy Kalisza, co się
tyczy
również Sieradza, w miejsce którego biorę pod uwagę
raczej
Łęczycę. Trudno by było również myśleć o Zawichoście,
raczej
bystre spostrzeżenia T. Wojciechowskiego należałoby
wiązać
z Sandomierzem. Bliższe zbadanie stosunków uposaże-
nia
Sandomierza i Zawichostu rooże by dało tu pewne wska-
zówki.
Uwagi powyższe T. Wojciecbowskiego są propozycjami
rzuconymi
jakby od niechcenia przez niego, ale te propozycji?
zbiegają
się dość wyraziście z taklimi, przeważnie także
wyro-
zumowanymi
propozycjami powyższymi. Nawet dziewięć bis-
kupstw,
których domyśla się T. Wojciechowski, zbiega się
z
ilością biskupstw przeze mnie proponowanych. Różnica po-
lega
na tym,, że ja przenoszę te sprawy w czasy Bolesława
Chrobrego
i w ramy dwu prowincji metropolitalnych, a pro-
jekty
reform z czasów Bolesława Śmiałego i Grzegorza VII
uważam
za nawrót do stosunków pierwotnych, aniszcaonycn
burzą za Kazimierza Odnowiciela.
17
Bez
względu na dawniejsze poglądy na te sprawy
A.
Małeckiego czy W. Kętrzyńskiego i Wł. Abrahama.
ISMPH II s. 482. Kronika Wielteop, c. 11.
312
O zaginionej metropolii
czej
dziełem Chrobrego, a może tylko budowa pier-
wotnej
katedry wiązała się z imieniem jego syna la,
Dalej
narzuca się Łęczyca z opactwem, gdzie już
St.
Laguna sadowił św. Brunona z Kwerfurtu jako
arcybiskupa
20. Co się tyczy Sieradza, to można mieć
wątpliwości,
czy był to dość ważny i obszerny teren,
by
na nim pomieścić osobne biskupstwo, czy zatem
nie
był włączony gdzie indziej, np. do Łęczycy. Wre-
szcie
wchodziły tu w grę Sandomierz, nie licząc je-
szcze
możliwości istnienia jakiegoś biskupstwa dla
stron
pogańskich, a uzależnionych od Chrobrego21,
czy
jakiegoś biskupstwa dla następnych zdobyczy
ruskich,
gdzie już T. Wojciechowski doszukiwał się
w
Przemyślu biskupstwa lubuskiego22. W ten sposób
liczyłaby
ta prowincja kościelna cztery, może i pięć
diecezji,
zatem tyle czy prawie tyle, co jej starsza
siostrzyca,
metropolia gnieźnieńska.
Gdzie
jednak mogło się znajdować to drugie obok
Gniezna
arcybiskupstwo?
19 A. Małecki Z dziejów i literatury Lwów 1896 s. 2.21.
20
St. Laguna Pierwsze wieki kościoła polskiego S. 561.
Podobnie
sądzi o Łęczycy A. Małecki Studium o bulli Jn.-
nocentego
II. Z przeszłości dziejowej I s. 112, gdzie podkreśla,
że
Łęczyca wygląda tak, jakby to była osobna fundacja bis-
kupia
pochłonięta przez Gniezno albo że było zamiarem utwo-
rzenie
tam biskupstwa. K. Potkański, Opactwo na łęczyckim
grodzie
RAUhf 1902/43 s. 120, wyraża się z pewną rezerwą
w
tej sprawie, jest raczej negatywny.
21
Por. Anonim-Gall, lib. l c. 6: “... ecciesias ibi magni-
ficas
et episcopos per apostollcum, immo apostolicus per eum
ordinavit".
Tamże
c. 11: “Gentes vero barbarorum... ad verae
religionis
incrementum ooercebat. Insuper etiam ecciesias i!bi
de
proprio construebat, et apiscopos bonorłfioe clericosque
canonice
cum rebus necessariis apud incredulos ordinawit".
22 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w, s. 31 n.
Obszar
Sądzę,
że z góry spośród przypuszczalnych bis-
skupstw
wykluczyć należy Kruszwicę i Płock; gdyby
w
tych grodach, które w XII w. miały znowu swoich
biskupów,
było kiedyś w XI w. arcybiskupstwo, to
tradycja
o tym nie mogłaby zaginąć, przetrwałaby
i
dotarłaby do naszych czasów. O Łęczycy myślał, nie
uzasadniając
tego bliżej, St. Laguna sadowiąc tam jako
arcybiskupa
św. Brunona 23. Ale Łęczyca wydaje się
być
zbyt małym ośrodkiem, a byłoby też dziwne,
gdyby
pomieszczono obok siebie w bliskim sąsiedz-
twie
dwu arcybiskupów, jednego w Gnieźnie, dru-
giego
w Łęczycy. Pozostałby zatem Sandomierz24,
niewątpliwie
na południu państwa Bolesławowego
najpoważniejszy
po Krakowie ośrodek, a w obrębie
rozpatrywanego
terytorium ważniejszy politycznie,
wojskowo
i gospodarczo od Łęczycy czy Płocka. Je-
żeli
metropolia gnieźnieńska mieściła się na północ-
nym
zachodzie państwa, to Sandomierz byłby ośrod-
kiem
kościelnym na południowym wschodzie 25.
23 St. Laguna Pierwsze wieki kościoła polskiego- s. 5fil,
24 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w, s. 133,,;]e-
go uwaga o Zawichoście. .
25
Rzucono myśl, czy w związku ze sprawą hipotetycz-
nego
określenia tego drugiego arcybiskupstwa nie należałoby
wziąć
pod uwagę wiadomości najstarszego Katalogu biskupów
krakowskich,
MPH III s. 328: “Aaron archiepiscopus V,
tj.
uczynić Kraków stolicą tej drugiej metropolii. Gdyby przy-
jąć
tę kombinację, wynikałoby, że już w samym początku
XI
w. biskupstwo krakowskie zostało odłączone od
prowincji
gnieźnieńskiej,
podniesione do godności arcybiskupiej i po-
stawione
na czele organizującej się nowej prowincji kościel-
nej.
Nie zdaje mi się, by taki domysł, także
hipotetyczny,.
przedstawiał
się korzystmiej. Pamiętać należy, że Chrobry
musiał
w Rzymie przedstawić projekt rozbudowy kościoła
dojrzały
i przemyślany, czyli byłoby rzeczą dziwną, gdyby
314
O zag-inwnej metropolii
Poniżej
jeszcze postaram się poprzeć to przypusz-
czenie
pewnym spostrzeżeniem, które w związku
•Ł
Sandomierzem tłumaczy się lepiej niż tym, którym
bywa
zwykle opatrywane.
już
w parę lat po r. 1000 miał sam burzyć to, co zrobił po-
przednio,
wprowadzając tak głębokie zmiany w konstrukcji
prowincji
kościelnej, wykonanej z takim trudem. Bo zmiana
tego
rodzaju mogła go narazić nawet na przeszkody poważne,
natury
kanonicznej. Dalej nie mamy żadnej możności stwier-
dzenia
powyższej zapiski Katalogu: czy znaczyć to ma, ze
Aaron
był piątym z rzędu arcybiskupem w Krakowie, czy
też,
że piąty z rzędu biskup krakowski Aaron był arcybisku-
pem.
Ponieważ był on rzeczywiście od r. 1000 piątym bisku-
pem
krakowskim, ponieważ żadnemu z jego poprzedników.
tradycja
nie dała zaszczytnego tytułu arcybiskupiego, zatem
.należy
postawić przecinek raczej po archiepisoopus niż przed.
.Wreszcie
trudno by było wytłumaczyć, jakiej katastrofie uległ,
po
pół wieku z górą przewodniczenlia takiej
metropolitalnej
prowincji,
Kraków po śmierci Aarona w r. 1059, że tytuł ten
utracił
i wrócił pod zwierzchność Gniezna. Bo gdyby Aarori
był
metropolitą po swym poprzedniku na stolcu krakowskim,
to
znając jego zalety i energię, byłby zapewne dość zapo-
biegliwy,
by starać się, choćby częściowo, o odbudowanie tycti
biskupstw,
które jego władzy podlegały. Tej zatem kombi-
nacji
Q Krakowie nlie podzielam, notując tylko myśl luźno
rzuconą
w dyskusji.
Teren,
wyznaczony powyżej jako przypuszczalnie
zajęty
przez tę drugą polską prowincję kościelną,
musiał
być obszarem dużo słabiej podlegającym
wpływom
chrześcijaństwa niż strony zachodnie po-
krywające
się z prowincją kościelną gnieźnieńską.;
Strony
te, przylegające do Rusi, graniczące z •po-
gańskimi
budami Prusów, Litwy czy Jaćwingów,
oddzielone
od bezpośredniego współżycia z chrześci-
jańskim
Zachodem, zawsze bardziej zacofane i konserwatywne w porównaniu z
zachodnimi ziemiami
Polski,
musiały przeżyć dłuższy okres pracy kościel-
nej,
częściowo zapewne noszącej jeszcze charakter
misyjny,
zanimby tradycje pogańskie zostały tam wy-
plenione.
Nie można się przeto dziwić, jeżeli w tych
stronach,
w chwili kiedy zawaliło się sklepienie bu-
dowy
państwowej za Kazimierza Odnowiciela, kiedy
prawowity
władca był zmuszony opuścić kraj, kiedy
wybuchły
ruchy ludowe o charakterze społecznym,
jak
i bunty możnowładców w rodzaju Miesława ma-
316
O zaginionej metropolii
zowieckiego,
element pogański nabrał tego rodzaju
prężności,
"iż przystąpił do zniszczenia istniejącej tam
organizacji
kościelnej 26. Mogły się tu jeszcze do-
łączyć
napady i wojenne wyprawy sąsiadów, o czym
nie
dają nam źródła bliższych wiadomości2T, ale
działalność
niszczycielska Pomorzan, Prusów, Jać-
wingów
czy Litwinów, wreszcie może Rusi czy ple-
mion
koczowniczych z południowego wschodu, ko-
rzystających
z braku władzy w Polsce i stąd z braku
zorganizowanego
oporu, da się pomyśleć i wyrozu-
mieć.
Te czynniki, działające destruktywnie w obrę-
bie
dwu czy trzech lat, mogły tak silnie wstrząsnąć
budową
kościelną w tych wschodnich stronach, że po
dziele
Bolesława Chrobrego nie pozostało śladu.
Kościoły
na tych połaciach, zapewne przeważnie
drewniane,
uległy spaleniu, duchowieństwo, o ile nie
zostało
wytępione, o czym pisze ogólnikowo Anonim-
-Gall
2S i tzw. Nestor 29, ratowało swe życie ucho-
dząc
na daleki zachód, szukając schronienia w swych
macierzystych
klasztorach. Stąd między tym ducho-
wieństwem,
z różnych stron świata rekrutowanym,
łatwo
zrywały się więzy organizacyjne, a z tym i cią-
głość
organiczna biskupstw, kleru katedralnego czy
zakonnego,
klasztornego, uległa zatracie. Kto zresztą
miał
myśleć i pracować w latach następnych po ka-
tastrofie
nad odbudowaniem tego, co w latach rozgro-
mu,
rewolucji i zamętu zaginęło? Kazimierz Odnowi-
ciel
po swym powrocie do kraju był zmuszony przez
26
Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel (1034 —1058)
RAUhf
1899/38 s. 295 n, -
• 27 Gall-Anonim, lib. I c. 19.
28 Lib. I c. 19.
29 MPH I s. 697. ••
Losy
317
wiele
lat walczyć o Śląsk, o Mazowsze, a nie wiemy,
czy
tak od razu był w stanie opanować główne Polski
dzielnice.
Musiał ponadto pamiętać o zatarciu śladów
zniszczenia
w Gnieźnie, Poznaniu czy Krakowie, co
było
zapewne ciężkim wysiłkiem dla zrujnowanego
skarbu
książęcego. Mogło nie starczyć środków dla
podjęcia
prac około przywrócenia do życia tej dru-
giej,
tak doszczętnie zrujnowanej prowincji kościel-
nej.
Jeżeli Brzetysław czeski mało dbał o utrzymanie
przy
życiu biskupstwa wrocławskiego, bo trudno by
mu
było ścierpieć na Śląsku biskupa zależnego od
metropolity
gnieźnieńskiego, a tym samym podlega-
jącego
wpływom polskiego księcia, to to samo tyczyło
się
Mazowsza i Miesława. Miesław, niewątpliwie
chrześcijanin,
bo trudno przypuścić, by wysoki dygni-
tarz
dworu Mieszka II był poganinem, mógł być opór-
tunistą
wobec ruchu społecznego i pogańskiego, który
wyzyskał
na własną korzyść. Nie miał on więc żadne-
go
powodu pamiętać o sprawach Kościoła, a tym.
mniej
o przyjęciu czy osadzeniu biskupa, wykładnika
obcych,
księcia Kazimierza, interesów. A nie wiemy,
czy
takich Miesławów nie było więcej. Tym sposobem
sprawa
odnowienia organizacji kościelnej w tych
wschodnich
stronach odkładała się na dalszą przy-
szłość,
do czasów szczęśliwszych, spokojniejszych, bo-
gatszych,
a z tym ginąć musiały resztki organizacji
kościelnej,
gdzie się ona przechowała. Sam Kazimierz
Odnowiciel,
tak dbały o sprawy kościelne, nie był
widocznie
w możności przeprowadzenia tego zadania.
Ale
po pierwszych powodzeniach na wschodnim
odcinku,
zatem zapewne po przyłączeniu do Polski
Mazowsza,
trzeba było jednak pomyśleć o pewnym,
choćby
tylko prowizorycznym urządzeniu kościelnym
318
O zaginionej metropolii
na
tych wschodnich ziemiach, o zabezpieczeniu im
jakiej
takiej obsługi duszpasterskiej, która by była
w
przyszłości podstawą dla odrodzenia zatraconej or-
ganizacji
kościelnej. Wtenczas, zatem zapewne koło
r.
1046 30, oddano dla tego celu te strony pod paster-
ską
opiekę sąsiadujących biskupstw, t j. Gniezna
i
Krakowa, i wtedy zapewne dopiero diecezja kra-
kowska
osiągnęła granicę Bugu na wschodzie. Gniezno
znów
równocześnie posunęło się równie daleko na
wschód.
Nie można wątpić, że uważano krok ten za
prowizorium,
skoro z terytorium kujawskiego i mazo-
wieckiego
wykrojono. później duże osobne diecezje,
odszkodowując
arcybiskupstwo pewnymi nabytkami
leżącymi
poza terytorium polańskim, a które, o ile są-
dzić
wolno, nie należały pierwotnie ,do arcybiskupstwa.
Tu
jednak nasuwa się jedna sprawa, jedna wątpli-
wość,
którą należy wyjaśnić.
Wedle
powszechnie przyjętego
zdania, którego
twórcą
jest Wł. Abraham 31, Polska tych czasów-
miała
posiadać tylko jednego biskupa, a tym był bis-
kup
krakowski. Śląsk był w , rękach czeskich, a jak
już
wspomniałem, ani Brzetysław, ani praski biskup-
Sewer
nie mieli ochoty dbać- o biskupstwo wrocław-
skie.
Wedle Anonima-Galla Gniezno i Poznań były
tak
zniszczone przez Czechów, że w ich kościołach ka-
tedralnych
dzikie zwierzęta znalazły dla siebie lego--
wisko
32. Jeden zatem Kraków przetrwał burzę i po-
30
Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 335. Jest
możliwość,
że likwidacja księstwa mazowieckiego i Miesława.
miała
miejsce w r. 1045, nie 1046.
31 Wł. Abraham Organizacja s. 128.
32 Gall-Anonim, Ub. I c. 19.
Losy
319
został
czynny, a biskup krakowski Aaron przyswoił
sobie,
w spadku po Gnieźnie, tytuł arcybiskupi. Przeciw temu dziś ogólnie
przyjętemu i powtarzanemu
zdaniu
odezwały się tylko dwa głosy protestu —
pierwszy
był w r. 1891 St. Laguna, który w swej pra-
cy
Pierwsze wieki kościoła polskiego wyraził wcale
kategorycznie
swój sąd negatywny o stosunku do tezy
Wł.
Abrahama 33, drugim byłem ja, starając się argu-
mentami
mi dostępnymi. dowieś.ć niesłuszności tezy
Wł.
Abrahama 34.
Otóż
trzeba tu kategorycznie zaznaczyć-i stwier-
dzić,
że nie ma ani jednego pozytywnego dowodu,
który
by popierał tezę Wł. Abrahama. Bo nie jest
w
żadnej mierze pozytywnym dowodem fakt zniszcze-
nia
katedry gnieźnieńskiej i poznańskiej, bo takich
kościołów
katedralnych, zrujnowanych czy to klęskami
elementarnymi,
czy też działaniami wojennymi, było
w
świecie, wtedy, przed tym czy po tym, wiele, ale
zniszczenie
takiego kościoła nie pociąga za sobą zni-
szczenia
organizacji kościelnej, biskupstwa. Nie jest
żadnym
pozytywnym dowodem, że przez wiele lat przed r. 1038 nie posiadamy
żadnych wiadomości o biskupach poznańskich i arcybiskupach
gnieźnieńskich, bo
o
nich nie mamy żadnych danych na wiele lat przed-
tem,
a i z okresu późniejszego o nich, jak i o innych
biskupach
polskich, chociaż bezwątpienia istnieli, brak
nam
wszelkich pozytywnych wiadomości. Nie jest tu
żadnym
pozytywnym dowodem, że zachowały się je-
dynie
spisy biskupów krakowskich i liczniejsze
33 St. Laguna Pierwsze wieki
34
St. Kętrzyński Kazimierz
Ó
palliuszu biskupów polskich
s. 200 n.
kościoła
polskiego s. 562 ni,
,0dnoioicielt
ś. 354;7 tenże
XI
wieku. RAtthf 1902/43.
32p,
O zaginionej metropolii
o.
nich wzmianki rocznikarskie. Nie jest również ża-
dnym
pozytywnym argumentem zapiska rocznikar-
ska
z r. 1064, że w tym roku dopełniono konsekracji
katedry
gnieźnieńskiej 3B — świadczy ona raczej, że
obok
księcia był w owym czasie w Gnieźnie taki
czynnik,
który miał obowiązek czuwać nad odbudo-
wą
zniszczonej świątyni. A czynnikiem takim byłby
w
pierwszym rzędzie arcybiskup. Nie można wreszcie
powoływać
się tu na znany list Grzegorza VII do Bo-
lesława
Śmiałego 3e, bo wiążąc go ze sprawą powyższą
czyta
się w nim więcej, niż w nim jest, czyta się to,
czego
tam nie ma.
Ale
za pozytywny dowód przeciw tezie Wł. Abra-
hama
uważać należy to, że kiedy w r. 1050 odzyskał
Kazimierz
Odnowiciel Śląsk, przystąpił bez zwłoki do
odnowienia
przerwanego ciągu biskupów wrocław-
skich.
Taka gorliwość o Wrocław byłaby bardzo dzi-
wna,
gdyby ten książę, posiadając w swych dłoniach
od
lat dwunastu Gniezno i Poznań, nie pamiętał o ich
katedrach.
Jako pozytywny wreszcie argument należy
przypomnieć
fakt, że niedługo przed r. 1050 jakiś ar-
cybiskup
polski, zatem niewątpliwie gnieźnieński,
udzielił
święceń biskupich Osmundowi, biskupowi
w
Scara, w Szwecji 37.
Z
tych względów, sądzę, jest usprawiedliwione
i
uprawnione mniemanie, wniosek, że Polska czasów
35 MPH II Rocznik Traski S. 831.
s6 MPH I s. 367.
317
St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 356; tenże
O
palliuszu biskupów polskich s. 240. Por. Wł. Abraham Or-
ganizacja
s. 82. Ostatnio bronił kazuistycznie
a obszernie tej
tezy
O. Balzer Stolice Polski 963—1.138. Studia nad historia.
prawa
polskiego VI s. 370 n. (40 n.).
Losy
321
Kazimierza
Odnowiciela zachowała trzy biskupstwa,
Gniezno
metropolitalne, Poznań i Kraków, zniszczo-
ne,
ale" trwające, a od r. 1050 Wrocław. Jeżeli zaś
źródła
podają wiadomości o dużym zniszczeniu ko-
ścioła
w. Polsce, to jest to szczera prawda, sądząc cho-
ciażby
po opisie wyprawy Brzetysława czeskiego, jak
po
losie biskupstwa wrocławskiego. Ale największe,
do
gruntu i podstaw, zniszczenie dotknęło tę drugą,
wschodnią
prowincję kościelną.
Stąd
wreszcie wniosek, że tymi wschodnimi stro-
nami
mogły się kościelnie zaopiekować tylko te bis-
kupstwa,
które do nich przylegały, tj. Gniezno i Kra-
ków.
-
A najwyrażniejszym tego śladem jest wykroczenie
zarówno
gnieźnieńskiej, jak i krakowskiej diecezji-
poza
ich pierwotne granice na wschodzie, poza te gra-
nice,
które były w zgodzie z zasadą szczepowo-admi-
nistracyjnego
podziału.
W
związku z tym pozostaje jeszcze do rozpatrze-
nia
sprawa tytułu arcybiskupiego, przydawanego
przez
późniejszą tradycję do imienia Aarona, biskupa-
krakowskiego.
Gdzie tradycja ta ma swe źródło
i
czym może się ona wiązać?
Wł.
Abraham, jak to zaznaczyłem już poprzednio,
sądził,
że wskutek zatracenia się Gniezna jedyny bis-
kup
w Polsce, krakowski, przejął tytuł arcybiskupi,
a
potwierdza to otrzymanie przez Aarona paliusza,
oznaki
przyznawanej w zasadzie arcybiskupom me-
tropolitom,
jako plenitudo pastoralis officii.
Przede
wszystkim zaznaczyć należy, że nie może
być
mowy o kanonicznym, prawnym podniesieniu
biskupstwa
krakowskiego do godności arcybiskup-
stwa,
metropolii. Źródła późniejsze polskie twierdzą,
21 Polska X—?S:I wieku
322 O zaginionej metropolii
r.że
następca Aarona biskup Lambert Żuła utracił tę
godność,
nie postarawszy się o paliusz arcybiskupi
“neglexit...
petere palium" 38. Otóż gdyby biskup-
stwo
krakowskie zostało kanonicznie arcybiskupstwem,
to
mogłoby ono być kanonicznie zniesione, zdegrado-
wane,
ale sam fakt zaniedbania starań o paliusz mógł
tylko
umniejszać prawa związane z wykonywaniem
urzędu
metropolity, ale niczym nie mógł dotknąć sa-
mego
arcybiskupstwa. Zatem jeżeli w ogóle Aaron
używał
tytułu arcybiskupiego, o czym nie mamy
żadnych
wiadomości, jak tylko późniejszą tradycją,
to
używał go bez odpowiedniej podstawy prawnej,
jedynie
jako wyraz pewnych roszczeń czy ambicji.
Wiemy
już, że ambicje takie nie mogły mieć swego
źródła
w Gnieźnie — ale jeżeli nie w Gnieźnie, to
wolno
by było dopatrywać się ich w tym, że w za-
wiadywaniu
biskupa znalazły się niezmierzone ob-
szary
tej zaginionej prowincji kościelnej, a w obrębie
tych
terytoriów mogła się znajdować także i dawna
stolica
arcybiskupia. Jeżeli wyżej drogą eliminacji
wskazywałem
na Sandomierz, jako przypuszczalną
stolicę
tej zaginionej prowincji, to fakt, że ten San-
domierz
znalazł się we władaniu biskupa krakowskie-
go,
byłby dostatecznym wytłumaczeniem jego am-
bicji.
Fakt, zdaje się, dosyć pewny, że Aaron postarał
się
u papieża Leona IX o paliusz, dawany czasami ja-
ko
odznaka honorowa zwykłym biskupom, mógłby
również
świadczyć o takich ambicjach, a z wiadomo-
ści
p tym, że Aaron paliusz otrzymał, mogli późniejsi
38 MPH III s. 66 n. i in.
Losy
323
łatwo
wyciągnąć wniosek, że Aaron był arcybisku-
pem
39.
Przyszłość
zatem tej drugiej, zaginionej prowin-
cji
kościelnej spoczywała w rękach najrozmaitszych
czynników
— papieża jako najważniejszego czynnika
kościelnego
— monarchów polskich, którzy by takiej
do
życia wskrzeszonej instytucji udzielili swej po-
mocy,
chociażby materialnej. Ale leżała ona także.
w
rękach arcybiskupa gnieźnieńskiego i biskupa kra-
kowskiego,
którzy faktycznie dzierżyli te terytoria,
w
nie wkładali swe trudy i siły i mogli po pewnym
czasie
uważać się za dostatecznie silnie związanych
z
tymi świeżymi nabytkami, by być niechętnie uspo-
sobionymi
dla myśli wypuszczenia ich ze swego
dzierżenia
i władzy.
89 Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 356 n.;
tenże
O Palliuszu biskupów polskich, s. 240 n.; W. Kętrzyński
Czy
Aaron był arcybiskupem krakowskim Przew. Nauk.-Liter.
1877/5
s. 282—288. Por. również O. Balzera Stolice Polski
s.
370 n. (40 n.), który tam broni tytułu arcybiskupiego Aarona.
21*
IV
Iliedyż jednak powstać mogła ta druga zaginiona
prowincja kościelna?
Jak
już wspomniałem powyżej, wszystko wskazu-
je,
że plany utworzenia tej prowincji muszą być
równoczesne
z planami prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej,
skoro w latach 999 i 1000 zostawiono dużą
część
kraju poza jej obrębem, dla pomieszczenia tam
odpowiedniej
liczby diecezji. Jeżeli późniejsze roz-
miary
diecezji gnieźnieńskiej, a zwłaszcza krakow-
skiej,
mącą nam jasność obrazu stosunków terytorial-
nych
kościoła w Polsce w r. 1000, to przecież z sa-
mego
przekazu Thietmara wynika, że dla Kujaw, zie-
mi
chełmińskiej, Mazowsza nie stworzono nic takie-
go,
co by im mogło służyć kościelnie, że pozostawiono
je
poza obrębem metropolitalnego, gnieźnieńskiego
związku.
Wynikałoby z tego, że program kościelny
Bolesława
Chrobrego, a może już za Mieszka I zro-
dzony,
w każdym razie stworzony już pod koniec
X
w., przewidywał wypełnienie jakąś organizacją ko-
Geneza
325
ścielną
pusto pozostawionych obszarów na wschodzie,
zatem,
jak sądzić należy, przez utworzenie jeszcze
drugiej
prowincji kościelnej, tej więc, o której mówi
Anonim-Gall.
Tylko wykonanie tego obszernego,
trudnego
i kosztownego planu rozłożono na raty —
na
pierwszym miejscu miała być dokonana budowa
prowincji
kościelnej gnieźnieńskiej, a dopiero po jej
zrealizowaniu
miano przystąpić do stworzenia tego
drugiego
arcybiskupstwa i podległych mu diecezji.
Otóż
możemy tu dziś stwierdzić z wszelką pożą-
daną
dokładnością, że w najbliższym czasie po fun-
dacji
Gniezna przystąpił Bolesław Chrobry do prac
około
uruchomienia i zrealizowania planów tej dru-
giej
prowincji kościelnej.
Dnia
4 kwietnia 1001 r. zjawia się w Rawennie
w
otoczeniu papieża Sylwestra II i cesarza Ottona Ul
osobistość
tak ciekawa, a tak zawsze dla nas ciemna
i
tajemnicza, jak Astryk-Anastazy, opat “sancte Ma-
rie
Sclavanensis provintie"40. Przy osobie cesarza
znajdują
się takie osobistości, jak św. Bruno z Kwer-
furtu,
jak Benedykt i Jan z cyklu Pięciu Braci Mę-
czenników
w Polsce, jak wreszcie przedstawiciele wy-
sokich
kół kościelnych północno-włoskich i burgundz-
kich.
Zdarzyło się zatem, że znalazł się Astryk-Ana-
stazy
w kole ludzi, jak cesarz, którzy znali już Pol-
skę,
jak papież i św. Romuald, którzy byli z nią
w
bliższych stosunkach, jak wreszcie takich, których
dalsze
losy miały być z Polską i jej monarchą zwią-
zane.
Ten tytuł “abbas sancte Marie Sclavanensis pro-
40
MGH DD O III 396. Por. St. Kętrzyński Kitka uwag
o
opacie Astryku-Anastazym s. 36 n., s. 172 n.
326
O zaginionej metropolii
vintie",
który nosi w tym czasie Astryk-Anastazy, do-
wodzi,
że był on jeszcze związany z Polską, że cieszył
się
jeszcze pełnym zaufaniem Chrobrego, że było to
jeszcze
przed jego opuszczeniem Polski i przeniesie-
niem
się do Węgier, gdzie miał zostać arcybiskupem.
Niewątpliwie
słusznie twierdził już przed laty
M.
Łodyński 41, że jest to ślad poselstwa, które odpra-
wiał
on z ramienia Bolesława Chrobrego do papieża
i
cesarza. Rozmaitych celów tego poselstwa możemy
się
jedynie domyślać, o jednym jednak jesteśmy do-
statecznie
poinformowani przez późniejszego co
prawda
pisarza, Piotra Damianiego, w jego żywocie
św.
Romualda42, pośrednio zaś wersja ta znajduje
potwierdzenie
w Vita Quinque Fratrum, przez pióro
w
tym czasie obecnego w Rawennie św. Brunona
z
Kwerfurtu.
Piotr
Damian! podaje, że Bolesław prosił przez po-
słów
cesarza Ottona III, by przysłał mu do Polski
mnichów
dla założenia tam przy ich udziale klasz-
toru.
Takie poselstwo mogło mieć miejsce jedynie
w
r. 1001. W r. 1000, w okresie dłuższego przebywa-
nia
Bolesława w otoczeniu Ottona III, nie potrzebo-
wałby
Chrobry posłów, a ponieważ cesarz zmarł już
w
styczniu r. 1002, zatem poselstwo takie przypaść
może
jedynie na r. 1001. Z tym rokiem w zgodzie
jest
zresztą relacja Brunona z Kwerfurtu. Skoro zaś
w
kwietniu r. 1001 spotykamy w otoczeniu cesarza
Astryka-Anastazego,
zatem mamy prawo sądzić, że
to
właśnie on był upoważniony przez Chrobrego do
41
M. Łodyński Węgry lennem Stolicy Apostolskiej Kwart.
Hist.
1910/24 s. 36 n.
2
MPH I s. 330.
Geneza
327.
przedłożenia
cesarzowi jego prośby o mnichów dla
mającego
być założonym klasztoru-eremu w Między-
rzeczu.
Wiemy również na podstawie relacji współ--
czesnej
św. Brunona, który nie wspomina jednakże
p
udziale w tej sprawie Astryka-Anastazego, że spra-
wą
tą był najżywiej zainteresowany sam Otto III. Ży-
.wi
on w tym czasie zamiar złożenia za lat trzy koro-
ny
cesarskiej, by po odbyciu pielgrzymki do Zie-
mi
św., po złożeniu ślubów zakonnych przybyć do Pol-
ski
i tu w założonym klasztorze, “...ubi pulchra silva
secretum
daret", spędzić czas jakiś, by po odpo-
wiednim
przygotowaniu się, idąc śladami św. Wojciecha, udać się na
misję do pogan, głosić im Ewangelię
i
jeżeli Bóg udzieli mu swej łaski, uzyskać koronę
męczeńską
43. Bracia zakonni, których wysłał z Rawenny na prośbę Chrobrego
Otto III, mieli, jak można
sądzić
z relacji Brunona, oczekiwać przybycia cesa-
rza,
przygotowywać dzieło misji, którą mieli prowa-
dzić
z Ottonem wśród sąsiednich pogan. Wynika z te-
go,
że Otto III miał zamiar •złożyć koronę za lat trzy,
to
jest w r. 1004, rok należałoby doliczyć na piel-
grzymkę
do Jeruzalem, czyli nie prędzej jak w r. 1005
można
by oczekiwać cesarza w Polsce, a zapewne nie
prędzej
jak w rok później mógłby Otto wyprawić
się
z towarzyszami do pogan na misje. Zapewne też
mieli
oni czekać przybycia cesarza dla zaczęcia pracy
apostolskiej.
Te wszystkie plany unicestwiła przed-
wczesna
a niespodziewana śmierć młodego cesarza.
Jak
wiemy na podstawie przekazu Brunona i Pio-
tra
Damianiego, mnichami przeznaczonymi przez ce-
MPH VI s 392. Vita Qui.nque Fratrum c. 2, s. 398
c. 3.
328 O zaginionej metropolii
sarza
dla przyszłego
eremu w Polsce byli dwaj
uczniowie
św. Romualda, przebywający w Pereum
pod
Rawenną, Benedykt i Jan, serdeczni przyjaciele
św.
Brunona. Wedle obliczenia poważnego badacza
dziejów
św. Brunona H. G. Voigta wyruszyli oni
w
listopadzie r. 1001 z Rawenny do Polski 44, zatem
z
górą siedem miesiący po pobycie tam Astryka-
-Anastazego.
Wiemy, że pobyt ich w Rawennie się
przewlekł
i mieli żal do cesarza, że zmuszeni są cze-
kać,
zamiast udać się jak najspieszniej na północ 45.
H.
G. Voigt dalej sądzi, że prócz Benedykta i Jana
miał
być im dodany jako trzeci towarzysz św. Bruno
z
Kwerfurtu. Ten jednak miał chwilowo przez cesarza
zlecone
inne sprawy46, które go zatrzymały czas
dłuższy
we Włoszech, tak że dopiero w samym koń-
cu
r. 1002, zatem w rok po odejściu Benedykta i Ja-
na
47, już po śmierci Ottona III mógł Bruno ruszyć do
Polski,
by się tam ze swymi ukochanymi przyjaciółmi
i
towarzyszami z rawennateńskiego eremu połączyć.
Taka
opinia, że tym trzecim mnichem, przezna-
czonym
dla Międzyrzecza był św. Bruno, opiera się,
pozornie
przynajmniej, na wcale silnych podstawach.
Wiemy
z wynurzeń samego Brunona, jak gorąca mi-
łość
i przyjaźń wiązała go ż Benedyktem i Janem,
44
H. G. Voigt Brun von Querfurt, Monch, Eremit, Erz-
bischof
der Heiden und Martyrer Stuttgart 1907, zestawienie
chronologiczne.
45
MPH VI s. 396 Vita Quinque Fratrum c. 3.
48
MPH VI s. 395 Vita Quinque Fratrum c. 3: “... nunc,
in
bać terra egra volantas imperatoris tenet" —-odpowiada
Bruno
niecierpliwiącemu się Benedyktowi.
47
H. G. Voigt Brun von Quer{urt, zestawienie chronolo-
giczne.
Geneza
329
jak
pałał pragnieniem znalezienia się w ich gronie,
by
dzielić ich losy. Znamy jego kult dla osoby
św.
Wojciecha, a z tym jego entuzjazm dla sprawy
misji
do pogan. I to nie tylko z okresu późniejszego,
kiedy
sam prowadził pracę ewangelizacyjną. Sw. Bru-
no
był przecież uczniem szkoły magdeburskiej, zatem
nie
tylko wspomnienia postaci św. Wojciecha dzia-
łały
na jego umysł i nastroje, ale i praktycznie mu-
siał
się w Magdeburgu stykać z zagadnieniem chry-
stianizacji
pogan załabskich. I on mógł również jak
Otto
III, jak Benedykt i Jan marzyć o misjach do po-
gan,
zwłaszcza jeżeli takie plany mieli na oku jego
serdeczni
przyjaciele. —
Ale
obawiam się, czy nie jesteśmy złudzeni senty-
mentem
Brunona dla Benedykta i Jana. Mam przeko-
nanie,
że on sam, pisząc zapewne w r. 1008 swoją
Vita
Quinque Fratrum, może zbyt wiele kładzie na-
cisku
na własne natchnienia i pragnienia misyjne,
a
nie docenia, częściowo przemilcza, tę rzeczywistość,
która
stała przed nim, w której żył w r. 1001 i 1002.
Nie
docenia jej czy ją przemilcza, gdyż częściowo
plany
tyczące się jego osoby rozwiały się, zaś urze-
czywistniły
się jedynie jego marzenia misyjne.
Bo
jest sporo spraw wcale zagadkowych w życiu
św.
Brunona, właśnie w okresie lat 1001 i 1002, które
trudno
by było wyjaśnić czy wyrozumieć, gdyby ce-
lem
jego jedynym było udanie się do eremu między-
rzeckiego,
by tam żyć w towarzystwie Benedykta
i
Jana, z myślą chociażby o działalności misyjnej.
Taką
wątpliwością, pytaniem, jest wytłumaczenie
powodu,
dla którego Bruno, zamiast udać się z braćmi
w
listopadzie 1001 r, do Polski, pozostaje jeszcze z gó-
rą
rok we Włoszech, przeważnie bezczynnie, bez wi-
330
O zaginionej metropolii
doczniejszych
zajęć tego rodzaju, które by przeko-
nywająco
tłumaczyły konieczność jego pobytu w Ra-
wennie.
Przynajmniej powody, których dopatruje się
badacz
niemiecki, trudno by było powiązać z po-
trzebami
i celami mającego być dopiero założonym
klasztoru.
Odpowiedzi i wyjaśnienia, które tu daje
H.
G. Voigt, nie mogą być uznane za wystarczające,
chociaż
opiera się on w swym rozumowaniu o własne
słowa
św. Brunona.
Sądzi
zatem H. G. Voigt, że Bruno pozostał w Ra-
wennie
dla dwu przyczyn, raz, by uzyskać od papieża
licentiam
evangelizandi, a po wtóre, by zostać wy-
święcony
na biskupa czy arcybiskupa gentium, misyj-
nego,
by jako taki prowadzić z towarzyszami dzieło
ewangelizacji
pogan.
Otóż
co się tyczy pierwszej sprawy, owej licencji,
to
byłoby rzeczą dość dziwną, by mnisi jeszcze nie
istniejącego
klasztoru, którego przyszłe losy, istnie-
nie,
rozwój, były tak niepewne, by mnisi, których
kwalifikacje
apostolskie miały się dopiero w dalszej
przyszłości
wyrobić, potrzebowali już takiej licencji
w
chwili, kiedy udawali się do Polski dla założenia
tam
klasztoru. Ale gdyby rzeczywiście taka licencja
była
im niezbędnie potrzebna już w r. 1001, to można
przyjąć
jako pewnik, że Sylwester II nie odmówiłby
cesarzowi
dania Benedyktowi i Janowi licencji, skoro
ta
z punktu widzenia czy to religijnego, czy prawne-
go
nie mogła wywoływać żadnego zastrzeżenia czy
sprzeciwu,
choćby się zdawało, że sprawa jest sta-
nowczo
przedwczesna. A sądzić wolno, że Benedykt
i
Jan mieli oczekiwać przybycia do Polski Ottona,
tak
iż dopiero przez rychłą śmierć cesarza zwolnieni
ostatecznie
od wszelkich zobowiązań wobec jego osoby
Geneza
331
mogliby
spieszniej potrzebować owej licencji. Rzeczy-
wiście
w r. 1003 mnisi międzyrzeccy oczekują licencji,,
a
chociaż Bruno wkłada w usta Benedykta upomnie-
nie,
by Bruno mu przyniósł licencję48, sądzę? że
jeżeli
ten frazes został przez Benedykta w r. 1001
wypowiedziany,
nie należy sprawy takiej łączyć
z
powodami, dla których pozostał Bruno w Rawennie.
Ale
H. G. Voigt znajduje jeszcze drugi powód,
dla
którego Bruno nie udał się z Benedyktem i Janem
do
Polski. Bruno ma zostać biskupem czy arcybi-
"
skupem i dla tego powodu pozostaje w rawennateńskim
eremie
rok jeszcze. I tu musimy postawić to samo
pytanie,
które postawiliśmy przy sprawie licencji: dla
jakiego
powodu należało czekać tak długo? Przecież
przy
poparciu cesarza nie odmówiłby Sylwester II
promowania
Brunona biskupem, Brunona, osobistego
przyjaciela
Ottona III, tak że Bruno, czy to jako konsekrowany przez papieża
biskup, czy z poleceniem
papieskim
na konsekrację, mógłby był wyruszyć
w
listopadzie r. 1001 na północ. Na to pytanie nie
znajdujemy
odpowiedzi u H. G. Voigta. Twierdzi
on
tylko, że Bruno miał zostać biskupem w klasztorze
międzyrzeckim,
by następnie jako biskup czy arcy-
biskup
gentium działać na misjach z ramienia kla-
sztoru.
Otóż
cała ta koncepcja niemieckiego badacza wy-
daje
mi się zbudowana na bardzo kruchych podsta-
-
wach. H. G. Voigt przenosi w lata 1001 i 1002 to, co,
miało
miejsce znacznie później, kiedy to konsekro-
48
MPH VI s. 397 Vita Qulnque Fratruim e. 5. Benedykt
napomina
Brunona “... uf linguam Sclavonicam discerem...
ne
sine licentia apostolica, venirem".
332
O zaginionej metropolii
wany
w r. 1004 Bruno prowadzi misyjną pracę w da-
lekich
stronach Europy jako biskup.
.Nie
może ulegać najmniejszej, wątpliwości, że
z
osobą św. Brunona były już w r. 1001 związane
jakieś
plany, w których miał on otrzymać infułę.
On
sam opowiada, że Benedykt i Jan w chwilach we-
sołości
i żartów przydawali mu tytuł “domine epi-
scope"
49. Nie było to oczywiście żadne wieszcze
przewidywanie
przyszłości — przed listopadem r. 1001
musiało
być wiadome, że jest projekt, niewątpliwie
wcale
pewny i realny, wyświęcenia Brunona biskupem.
Żeby
Bruno miał zostać biskupem w obrębie klasztoru
międzyrzeckiego,
jak się przyjmuje i jak sądzi
H.
G. Voigt, wydaje się wysoce nieprawdopodobne.
Byłoby
rzeczą wręcz paradoksalną, gdyby jeszcze
nieistniejący
klasztor dla celów, które dopiero w dal-
szej
przyszłości, za parę czy kilka lat może, mogły
się
okazać realne, miał uzyskać już z góry, od po-
czątku,
własnego biskupa. Nieistniejący,- zamierzony
klasztor
dostaje własnego biskupa, kiedy w Ciuny ani
Odo,
ani Maiolus, ani Odiio, tak święci, wielcy, po-
tężni
i czczeni, nigdy dla siebie infuły nie szukali.
To
byłoby rzeczą niezwykłą. Przebywali w klaszto-
rach
wielokrotnie biskupi (by nie szukać licznych
przykładów
wystarczy chociażby pobyt w klasztorze
awentyńskim
św. Wojciecha) — bywały nawet kla-
sztory,
które chętnie wyzyskiwały obecność takich
biskupów
(jak świadczy o tym stosunek klasztoru
na
Monte Cassino do św. Wojciecha), ale nie znam
z
tych czasów wypadku, by klasztor z ramienia Sto-
49 MPH VI s. 396 Vita Quinque Fratrum c. 4.
Geneza
333
licy
Apostolskiej otrzymywał własnego, pro foro inter-
no,
biskupa. Ale gdyby tych wszystkich względów
nie
brano pod uwagę, to wola i protekcja cesarska
przełamałaby
wszelkie trudności i zastrzeżenia. Mimo
to
przyjaciel cesarski, powiernik jego myśli, Bruno,
pozostaje
w Rawennie. Dlaczego, nie wiadomo; wy-
sunięte
przez H. G. Voigta przypuszczenia sprawy
nie wyjaśniają.
Jako
pewnik uważać należy,; ze w-r. 1001 miano
zamiar
zrobić Brunona biskupem i że celem jego była
Polska.
Za to wątpić należy, wydaje się to niepraw-
dopodobne,
by miał się on oprzeć-o klasztor między -
rzecki,
czy to jako mnich, czy jako biskup. Jego
tęsknota
do ukochanych przyjaciół, niepokój Bene-
dykta
i Jana, że Bruno się nie zjawia, że nie przy-
wozi
obiecanej licencji, podnosi tylko pozornie wra-
żenie,
że sprawa biskupa Brunona wiąże się z planami
klasztornymi
i misyjnymi Benedykta i Jana. Otóż,
zdaje
mi się, sprawy te należy od siebie oddzielić:
osobnym
zagadnieniem jest licencja dla Benedykta
i
Jana, a osobną jest sprawa stanowiska, które miał
Bruno
objąć w Polsce, tak jak późniejszej działalności
apostolskiej
Brunona nie należy przenosić wstecz, do
r.
1001, i stwierdzać, że już wtenczas stanowiła ona
realnie
przewidziany. program jego życia na przy-
szłość.
Jeżeli
zatem jest rzeczą pewną, że Bruno miał
uzyskać
infułę biskupią, i jeżeli również pewnikiem
jest,
że jego celem była Polska, jeżeli jest rzeczą
nieprawdopodobną,
by miał być biskupem w kla-
sztorze
międzyrzeckim, to wynika stąd, że musiała
być
mowa o obdzieleniu Brunona jakąś katedrą
334
O zaginionej metropolii
w
Polsce. Otóż wiemy, «że katedry w Gnieźnie, Ko-
łobrzegu,
Poznaniu i Krakowie nie wakowały
w
r. 1001, bo ich biskupi pomarli znacznie później,
nie
znany jest jedynie rok śmierci biskupa wrocław-
skiego
Jana, ale byłoby to dość dziwnym zbiegiem
wypadku,
gdyby biskup ten już w kilka miesięcy
po
zjeździe gnieźnieńskim osierocił swą diecezję.
Byłby
to chyba i Thietmar zapisał, mówiąc o Wrocła-
wiu
i Janie pod r. 1000, czy o późniejszych kolejach
życia
św. Brunona. Jeżeli zatem nie widzimy w ka-
tedrach
prowincji gnieźnieńskiej takiej, którą by
mógł
św. Bruno objąć, to musiały chyba istnieć
w
r. 1001 plany tyczące się jakiejś innej, poza pro-
wincją
gnieźnieńską, katedry, zatem takiej, która
mogła
leżeć jedynie w obrębie tej drugiej, zaginionej
prowincji
kościelnej.
Otóż
wiemy, że dopiero latem 1002 r., zatem
w
jakieś osiem miesięcy po opuszczeniu eremu przez
Benedykta
i Jana, udaje się Bruno do Rzymu. Tu
od
papieża, wedle wiarogodnej relacji Thietmara,
otrzymuje
Bruno pozwolenie na uzyskanie sakry bi-
skupiej,
a oprócz tego obietnicę nadania mu paliusza 50.
Paliusz
bywa, co prawda, w tych czasach jeszcze
niekiedy
dawany bardzo wybitnym biskupom lub
ordynariuszom
bardzo znakomitych biskupów, ale
za
taką wybitną osobistość nie mógł jeszcze uchodzić
młody
Bruno ani tym więcej przeznaczona dla niego
katedra.
Ale w tych czasach jest paliusz stałą ozdobą
przyznawaną
arcybiskupom, metropolitom, stąd wnio-
sek,
że jeżeli papież przyznawał paliusz Brunonowi
50 Lib. VI c. 58.
.Geneza
335
po
otrzymaniu sakry, to Bruno udawał się do Polski,
by
tam objąć stanowisko tego drugiego metropolity,
obok
Radyma-Gaudentego — arcybiskupa gnieźnień-
skiego.
Wynikałoby
z tego, że już w kwietniu 1001 r.
Astryk-Anastazy,
oprócz prośby o przysłanie mni-
chów
dla założenia nowego w Polsce klasztoru, miał
też
polecenie omówienia z papieżem, a zapewne
i
z cesarzem, pewnych spraw kościelnych, przede
wszystkim
tyczących się zorganizowania tej drugiej
prowincji
kościelnej. W związku z tym musiało wy-
płynąć
imię Brunona z Kwerfurtu. To by tłumaczyło
nam,
dlaczego Bruno nie jedzie razem z Benedyktem
i
Janem do Polski, lecz rok jeszcze czeka na coś
we
Włoszech. Musiał bowiem Bruno czekać, kiedy
papież
z synodem, jak to było w zwyczaju, prze-
prowadzi
kanoniczne utworzenie nowej prowincji
kościelnej,
co wobec wygnania papieża z Rzymu mo-
gło
przedstawiać pewne trudności. Z drugiej strony
sama
osoba Brunona mogła być pewną trudno-
ścią
formalną. Trudno by bowiem było przyjąć, że
propozycja
uczynienia Brunona metropolitą, arcybi- ,
skupem
tej nowej prowincji była dziełem Bolesława
Chrobrego.
Bolesław nie mógł znać w tym czasie
Brunona,
stąd trudno przypuścić, by była to inicja-., •
tywa
monarchy polskiego. Mogła taka myśl, propozycja, wyjść jedynie od
przyjaciela Brunona, cesarza
Ottona
III, a ten mógł liczyć na to, że jego inicjatywa
będzie
przyjęta życzliwie przez Chrobrego. Otóż po- :
nieważ
w roku poprzednim, podczas zjazdu gnieź-
nieńskiego,
cesarz zrzekł się na rzecz Bolesława
wszystkiego,
co “...in ecciesiasticis honoribus ad impe-
336
O zaginionej metropolii
rium
pertinebat", a co papież
Sylwester II swym
dekretem
potwierdził 51, zatem choćby formalnie pro-
pozycja
cesarska (jeżeliby Chrobry dał do niej impuls,
prosząc
cesarza o pomoc przy obsadzaniu katedr no-
wej
prowincji) czy nawet możliwa samorzutna ini-
cjatywa
cesarska musiały uzyskać zgodę Bolesława.
Bo
można się było liczyć z tym, że nie spotka się
cesarz
z trudnościami ze strony monarchy polskiego,
tak
serdecznie związanego z cesarzem. Ale jeżeli
Bruno
ze względów formalnych czy prawnych musiał
uzyskać
zgodę Bolesława, to prócz sprawy kanonicz-
nego
ustanowienia nowej metropolii musiał on rów-
nież
czekać na zgodę Chrobrego. Rychła śmierć ce-
sarza
mogła też wpłynąć na pewne opóźnienie sprawy,
tak
kanonicznej, jak i odpowiedzi Bolesława. Tak
zapewne
dopiero w połowie r. 1002 obie te trudności
zostały
usunięte, skoro dopiero wtedy, w pół roku
po
śmierci Ottona III, udaje się Bruno z Rawenny
do
Rzymu, by uzyskać od papieża pozwolenie na
sakrę
i obietnicę paliusza. Było to zatem w tym cza-
sie,
kiedy następstwo po zmarłym cesarzu zagarnął
już
energicznymi, zdecydowanymi, a z niczym nie
liczącymi
się posunięciami Henryk II, kiedy również
całkiem
wyraźnie zarysowały się kontury polityki
nowego
władcy, sprzeczne zasadniczo z linią polityki
Ottona
III. Musiało być widoczne, że polityka nowego
władcy
niemieckiego w stosunku do Polski, w stosunku
do
układów płynących ze zjazdu gnieźnieńskiego,
podąży
innym szlakiem niż dotychczasowa, od lat
dwudziestu
uprawiana polityka cesarzowej Theofanu
51 Anonim-Gall, lib. l. c. 6.
Geneza
337
i
Ottona III.
Z tych zmian musiał sobie chyba jasno
zdawać
sprawę polityk tak doświadczony i obrotny,
jakim
był Sylwester II, gdy zgłosił się do niego
św.
Bruno przed swym wyjazdem do Polski. Ale wi-
docznie
plany, tyczące się tej drugiej metropolii,
jak
i osoby Brunona, musiały być wtedy ustalone,
może
jeszcze między zmarłym cesarzem a papieżem,
że
Sylwester II nie oglądając się na osobę Henryka II,
który
musiał być w tych sprawach bezpośrednio
zainteresowany,
nie tylko udzielił Brunonowi zezwolenia na sakrę, ale obiecując mu
równocześnie udzie-
lenie
paliusza tym samym zaznaczał swą zgodę na
uruchomienie
tej drugiej, niezależnej prowincji ko-
ścielnej.
Tym
samym, sądzić wolno, uzyskują poparcie
powyższe
wnioski tyczące się braku podstaw do za-
szeregowania
św. Brunona do mnichów przeznaczonych
dla
Międzyrzecza. Tęsknił Bruno do Benedykta i Jana,
pragnął
ich widzieć, z nimi- obcować, ale przeznaczo-
••
ny był dla objęcia godności metropolity.
Projekty
zatem i plany, tyczące się uruchomienia
tej
prowincji kościelnej, były już na porządku dzien-
nym
w Rawennie wiosną 1001 r. Projektodawcą byłby
Bolesław Chrobry, jego mężem zaufania i pośredni-
kiem
opat P. Marii na łęczyckim grodzie Astryk-Ana-
stazy,
a duchownymi patronami Sylwester II, św. Ro-
muald,
Odiio z Ciuny i Otto
III.
Jak
widzieliśmy, po wyjeździe do Polski Bene-,
dykta
i Jana pobyt Brunona w Rawennie, a następnie
w
Rzymie, przewlekł się o rok cały, a skutkiem tego
było,
że wszystkie te plany, związane z jego osobą,
uległy
radykalnej zmianie, po prostu unicestwieniu.
Kiedy
Bruno “post multos labores de grandi via
22 Polska X—XI wieku
338
O zaginionej metropolii
maris
et terrae" 52 przybył w końcu do Ratyzbony,
było
już za późno. Nowy król niemiecki wykonał czy
spowodował
zamach na życie Bolesława Chrobrego,
ten
zaś, zrywając stosunki z królem, zajął Czechy.
Wisiała
zatem wojna między Henrykiem II a polskim
monarchą.
Grzechy, jak zaznacza św. Bruno, zatrzy-
mały
go w Ratyzbonie, w drodze do Polski. Wolno
sądzić,
jak to przyjmuje T. Wojciechowski 53, nie tyle
grzechy,
ile twarda wola Henryka II zatrzymała
Brunona
niemal u granic państwa Chrobrego. Tym
krokiem
pragnął król niemiecki uniemożliwić czy
choćby
utrudnić dalszą rozbudowę dzieła zjazdu
gnieźnieńskiego.
Zdaje się jednak, że Henryk II nie
całkiem
ufał Brunonowi, nie był pewien, czy nie
wyłamie
się i czy skrycie wbrew woli królewskiej
nie
podąży on do Polski na miejsce swego kościel-
nego
obowiązku. Tak zrozumiałbym udanie się wiosną
r.
1003 Brunona do Węgier — czuć w tym rękę
Henryka
II, który skierowując entuzjazm Brunona
dla
dzieła misji do pogan, jego uwielbienie dla osoby
św.
Wojciecha, apostoła-męczennika, na tereny mi-
syjne
węgierskie, oddawał tym samym podejrzanego
przyjaciela
Ottona III pod dyskretny nadzór króla
Stefana,
zatem szwagra Henryka
II.
Czy
już w tym czasie bądź Bruno, bądź Chrobry
doszli
do przekonania, że liczyć nie można, by przy-
szły
arcybiskup mógł dotrzeć do miejsca swego urzę-
dowania,
nie wiemy.
Ale
jeżeli takie rozchwianie się wszelkich złudzeń
w
tym względzie nie nastąpiło w r. 1003, ta nastąpić
B2
MPH VI s 404 Vita Quinque Fratrum c. 10.
63
T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. s. G.
Geneza
339
to
musiało nie później jak w roku następnym. W roku
tym,
w lecie, przybył w swe strony rodzinne, do Tu-
ryngii,
św. Bruno. Taż wola królewska, która w roku
poprzednim
nie pozwoliła mu udać się z Ratyzbony
do
Polski, kazała mu teraz przyjąć w obecności Hen-
ryka
II święcenia biskupie z rąk arcybiskupa magde-.
burskiego
Taginona, który wziął w spadku po Gizy-
lerze
nienawiść do wszystkiego, co zdziałał w Gnieź-
nie
w r. 1000 Otto III. Sakra udzielona Brunonowi
przez
Taginona w Merseburgu miała oznaczać prawo
jedynie
korony niemieckiej do urządzania stosunków
kościelnych
na Wschodzie, była wyrazem tych dążeń,
których
wykładnikiem częściowo już było, a częścio-
wo
już się stawało arcybiskupstwo magdeburskie84.
Jakiego
rodzaju naciskiem zmusił Henryk Brunona
do
tego kroku, nie wiemy 5E>. Krwawa tragedia Pięciu
Braci
męczenników z r. 1003, wśród których śmierć
znaleźli
Benedykt i Jan, odejmowała Brunonowi je-
den
z poważnych, wewnętrznych motywów chęci do-
tarcia
do Polski — przygnębienie wywołane tym
faktem
mogłoby tłumaczyć zwycięstwo Henryka II
nad
poczuciem obowiązku kościelnego Brunona. Bru- ,
no
do Polski nie jedzie, udaje się na dalekie wyprawy
misyjne.
54
por. p. Kehr Das Erzbistum Magdeburg und die erste
Organisation
der christichen Kirche in Polew. Abh. d. preuss.
Ak.
d. Wissensch. Phil. Hist. Kl. l. Berlin 1920.
BB
przytaczam tu jako pewnego rodzaju curiosum, że tak
poważny
badacz jak H. G. Voigt w swej cennej pracy o Bru-
nonie
powiada, że tak patriotycznie nastrojony Niemiec, jak
Bruno,
tak “koenigstreu", nie mógt marzyć o niczym innym,
jak
by być wyświęconym wobec swego króla i przez niemiec-
kiego
arcybiskupa.
22
340
O zaginionej metropolii
Tym
sposobem jednak miał Bruno dla siebie
zamkniętą
drogę do Polski: Bolesław Chrobry nie
mógł
przyjąć u siebie arcybiskupa wyświęconego
przez
metropolitę magdeburskiego, z poręki , i roz-
kazu
króla niemieckiego.
Tak
rozchwiać się musiała sprawa obsadzenia tej
drugiej
metropolii osobą św. Brunona. Bruno do
Polski
nie dotarł, spędził lat parę na misjach na
Węgrzech,
na Rusi, u Pieczyngów. Między Bolesła-
wem
a Brunonem stanęła wola Henryka II, jak
i
sakra przyjęta z rąk Taginona. Chrobry, zapewne
z
żalem, musi się rozstać z myślą osadzenia na
stolcu
metropolitalnym
przyjaciela Ottona III, wielbiciela
św.
Wojciecha, towarzysza Benedykta i Jana, a ucz-
nia
św. Romualda. Zapewne musiał pomyśleć o kimś
innym
— i to była pierwsza trudność, na którą nat-
knęła
się młoda organizacja nowej metropolii. Nie
znamy
imienia tego arcybiskupa, którego osadził Bo-
lesław,
ale chyba rok 1004, chwila sakry Brunona
w
Merseburgu, musiała być tym momentem, kiedy
Chrobry
czekać już dłużej nie mógł.
Ale
kiedy pojawił się w końcu w Polsce Bruno,
nastąpiło
między nim a Bolesławem wyrównanie
stosunków.
Jak, w jaki sposób, nie wiemy — jedno
powiedzieć
wolno, że nie mógł mieć Bolesław przy-
jaciela
bardziej oddanego, pełnego większego entu-
zjazmu
i uwielbienia jak Bruno. Nie można wątpić,
że
było to wzajemne. Bruno otrzymuje teraz jakieś
biskupstwo
w Polsce, zapewne wakujące, a niewąt-
pliwie
leżące w granicach tej nowej prowincji. Świad-
czą
o tym słowa Wiperta o episcopatu unacum grege56,
ss MPH I s. 229.
Geneza
341
jak
i wzmianka Thietmara o dzieleniu przez Brunona
dochodów57,
co jak słusznie wskazał Wł. Abraham,
jest
starym systemem podziału środków między bi-
skupa,
kler, katedrę i biednych 58. Bruno mógł być
w
ramach planów politycznych Chrobrego o tyle cen-.
niejszym
nabytkiem, że w jego pieczy znajdowały
się
dalekie misje kościelne na Wschodzie i Północy,
u
Pieczyngów, z którymi będzie w późniejszych nieco
czasach
Bolesław w sojuszu przeciw Rusi, i w Szwecji,
na
którą ze względu na Pomorze i swą politykę
bałtycką
zwracać musiał baczną uwagę. Także sto-
sunki
osobiste Brunona, choćby tylko ze Stefanem
węgierskim
i Włodzimierzem ruskim, mogły być dla
Bolesława
cenne. Takie wartości przynosi ze sobą
Bruno,
a do nich dołączała się znajomość świata,
ludzi
i narodów, od Rzymu i Renu począwszy, koń-
cząc
na dalekich stepach czarnomorskich. Mogło to
wszystko
być pomostem do zgody, drogą do zapom-
nienia
przeszłości, jeżeli przyjęcie sakry w Merseburgu
.mogło
budzić nieufność czy zastrzeżenia.
Praca
Brunona
jako biskupa — to by nam bowiem
tłumaczyło,
dlaczego on sam i część źródeł nazywa
go
biskupem, nie arcybiskupem — trwała krótko Bt>.
87 Lib. VI c. 58.
58 Wł. Abraham Organizacja s. 79.
69
H. G. Voigt Brun von Querfurt każe opuścić Bruno-
nowi
dwór Włodzimierza w lipcu 1008 r. Przebywałby on za-
tem
,:w Polsce może nie więcej jak pół roku. Na ten krótki
czas
pobytu przypada: a) II redakcja Zywotu św. Wojciecha;,
b)
Vita Quinque Fratrum; c) list do Henryka II; d) zaginioną,
Passie
s. Adalberti martyris, o której mówi Anonim-Gall, por.
St.
Kętrzyński O zaginionym żywocie sw. Wojciecha RAUhf
1902/43
s. 259 n.
H. G. Voigt, Die róm. Vita des hl. Adalbert. Prag 1904,
342
O zaginionej metropolii
Przejęty
do głębi ideami św. Romualda, św. Wojcie-
cha,
Ottona III, pamięcią Benedykta i Jan&, entuzja-
sta,
mistyk, czuł się zapewne w nieswoim żywiole,
postawiony
na czele diecezji i administracji diece-
zjalnej.
Jego usposobienie i nastrój ducha popychały
go
do misji wśród pogan, której poświęcił tyle sił swego
życia.
Czuł zawsze pęd do szukania Chrystusa
w
śmierci, którą ostatecznie znalazł w r. 1009 “di-
misso
episcopatu".
To
byłby zatem jeden, a zapewne jedyny znany
nam
z imienia biskup tej prowincji. Jeżelibyśmy
zaś
tu włączyli jedną z zapisek Rocznika kapitulnego
krakowskiego,
z r. 1027 czy 1028, byłaby to wzmianka
ostatnia.
Pod r. 1030 dają nam roczniki wiadomość
który
tymi samymi argumentami, niezależnie ode mnie, do-
wodzi
autorstwa Brunona. Poza tymi czterema dziełami li-
terackimi
na okres pobytu św. Brunona w Polsce przypada
przyjęty
przez Wł. Abrahama i przeze mnie “episcopatus
cum
grege", którego H. G. Voigt w ogóle nie bierze w rachu-
bę
i nie uwzględnia, dalej nawiązanie serdecznej przyjaźni
z
Bolesławem Chrobrym, jak wreszcie zdaje się wcale dobre
poznanie
kraju i wżycie się w jego stosunki, jak by wynikało
z
Vita Quinque Fratrum. Jasne jest, że tego wszystkiego nie
pomieścimy
w obrębie sześciu miesięcy. Sądzę, że na to
wszystko
odliczyć należy lat parę. St. Zakrzewski, Bole-
slaw
Chrobry Wielki Lwów 1925 s. 220, przyjmuje r. 1006
jako
przypuszczalną datę przybycia św. Brunona do Polski,
zaś
T. Wojciechowski, Szkice historyczne XI w. s. 5, przyj-
muje
r. 1008. Sądzę, że St. Zakrzewski jest tu niedaleki praw-
dy,
w każdym razie nie przybył później jak w r. 1007. Mimo
dużych
zalet pracy H. G. Voigta o Brunonie z Kwerfurtu, wy-
daje
mi się, że cały okres jego życia poczynając od r. 1001 wi-
nien
być dziś na nowo opracowany. Błędem H. G. Voigta jest,
że
materiał źródłowy nie datowany starał się
symetrycznie
rozdzielić
na lata puste żyda Brunona.
Geneza
343.
o
dwu zmarłych w tym roku biskupach, Lambercie
i
Romanie 60, ale co by to być mogli za biskupi, •
nie
wiemy. Nie znamy bowiem z tych czasów ani;,
biskupów
poznańskich, ani wrocławskich, nie mówiąc; -
o
kołobrzeskich, jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę,
że
o poznańskich i wrocławskich biskupach roczniki
krakowskie
w ogóle nie podają wiadomości i że dwa “,
czy
trzy lata wstecz zapisano notatkę tyczącą się
wedle
wszelkiego prawdopodobieństwa arcybiskupa
czy
arcybiskupów tej zaginionej metropolii, że wre-
szcie
biskupstwo krakowskie" było prawdopodobnie
sukcesorem
dużej części tej archidiecezji, to byłaby
pewna
możliwość, że ci dwaj nieznani biskupi na-
leżeli
do tej zaginionej prowincji i weszli do naszych
roczników
z jakiegoś źródła z tą prowincją związa-
nego.
- ,
,
W MPH II s. 794. Por.?; David Les Benedwtins et l0r-
dre
de Ciuny dans la Powgne medieyale Paris 1,939 s. 39.
v
l
ak żyła ta zaginiona 1 metropolia " lat może nieco
więcej
jak trzydzieści.
Odrodzenie
się państwa i kościoła pod rządami
Kazimierza
Odnowiciela i Bolesława Śmiałego znane
jest
nam jedynie w ogólniejszych zarysach. Nie można
wątpić,
że Kazimierz zajmował się gorliwie spra-
wami
kościoła, przede wszystkim prowincji metropo-
litalnej
gnieźnieńskiej, której część znaczną trzymał
w
swych rękach od chwili powrotu z wygnania. Ale
też
nie można wątpić, że po odzyskaniu Mazowsza
i
tych terenów, które podlegały tej drugiej metro-
polii,
musiało leżeć w jego planach odnowienie tam
i
utwierdzenie chrześcijaństwa — aż tym, by nie
myślał
o zorganizowaniu życia kościelnego na gru-
zach
poprzednio istniejącej tej drugiej polskiej me-
tropolii.
To, co można uważać za rzecz pewną, jest,
że
za jego czasów nie został wysunięty program
odbudowy
zniszczonej na wschodzie organizacji. Być
może,
że droga ta wydawała się chwilowo zbyt trud-
Plany Śmiałego
345
na
wobec zadania odnowienia całokształtu życia ko-
ścielnego
w prowincji gnieźnieńskiej, być może, że
stosunki
polityczne i polityczno-kościelne nie pozwą-,
lały
na taki wysiłek. Bo mogły być nawet trudności
ze
Strony papiestwa, nie zawsze Polsce życzliwego
-za
czasów Benedykta IX 61 czy Leona IX, jeżeli praw-
.
da Jest, że ten ostatni ogłosił jakiś akt nieprzyjazny
czy
wręcz wrogi samodzielności kościelnej Polski82.
Plany
zatem odnośnie tej drugiej metropolii trzeba
było
odłożyć na później, a tymczasem zaspokoić po-
trzeby
kościelne przez przyłączenie bezpańskich stron
do
innych, istniejących w tych czasach diecezji. By.
sprawy
te były załatwione na stałe decyzją Stolicy
Apostolskiej,
można poważnie wątpić, raczej miało-
to
być prowizorium, do czasu kiedy będzie można
odnowienie
biskupstw tej prowincji metropolitalnej
postawić
znowu na porządku dziennym. Części pół-
nocne,
Kujawy, Mazowsze, zapewne Łęczyca, dostały
się
prawdopodobnie pod władzę i opiekę Gniezna,
a.
są ślady, ze znacznymi cechami prawdopodobień-
stwa,
że w tych czasach, za Kazimierza Odnowiciela
i
Aarona, przyłączono do Krakowa także i Sandomierz,.
a
zapewne również znaczne terytoria za Wisłą leżące,
Taki
stan rzeczy miał trwać lat wiele, a jeżeli
był
on uważany za tymczasowość, to z biegiem lat
-
dziesiątków tymczasowość ta stawała się powszednio-
ścią.
Biskupi mogli uważać przyłączone do ich die-
cezji
ziemie za stale już z nimi związane.
-
Ale znowu żywszy ruch na polu pracy kościelnej
zaczyna
się za rządów Bolesława Śmiałego, kiedy to
61 St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel &. 326.
62 KDWP I 6.
346
O zaginionej metropolii
stosunki
polityczne zbliżają do siebie Polskę i pa-
piestwo.
Bolesław Śmiały korzystając z koniunktury
politycznej,
korzystając z nawiązanych bliższych sto-
sunków
z Grzegorzem VII, z jego wielkiej życzliwości
dla
planów politycznych polskiego monarchy, jak też
z
coraz to silniej zarysowującego się konfliktu
pa-
piesko-cesarskiego,
wystąpił wobec Stolicy św. z pro-
jektem
pewnych reform i zmian w kościele polskim,
którego
odbiciem, zresztą bardzo małomównym, jest
znany
list papieża do Bolesława Śmiałego z r. 1075 63.
Pisze
tam Grzegorz VII, że “...inter tantam hominum
multitudinem
adeo pauci sunt episcopi". Zdanie to
nie
bardzo zrozumiałe, jeżeli bierzemy pod uwagę
istnienie
tylko prowincji gnieźnieńskiej na obszarze
całego
państwa z jej czterema biskupami, ale
jeżeli
sobie przypomnimy, że za czasów poprzednich,
do
Kazimierza Odnowiciela, było ich w dwu prowin-
cjach
może ośmiu albo dziewięciu, to jasne się staje,
że
Bolesław i Grzegorz VII mogli uznawać liczbę
czterech
biskupów za niedostateczną, że byli oni
,,pauci".
Także inne zdanie tego pisma, że “...episcopi
terrae
vestrae non habentes certum metropolitanae se-
dis
locum, nęć sub aliquo positi magisterio, huc et
iiłuc
pro sua quisque ordinatione vagantes, -ultra re-
gulas
et decreta sanctorum patrum liberi sunt et abso-
luti",
wydaje się jaśniejsze i bardziej zrozumiałe.
Jeżeli
bowiem biskupi poznańscy, w myśl tradycji
Ungera,
mogli się boczyć na Gniezno64, to i kra-
kowscy
mieliby zgodnie z tym, co było wyżej po-
63 MPH I s. 367—368.
64
M. • Gębarowicz Mogilno — Płock — Czerwinsk s.
150.
“Poznań...
uchodzący ongiś za sufraganię magdeburską miał
w
swych tradycjach tendencje odśrodkowe w stosunku do
Plany Śmiałego
347
wiedziano, dosyć powodów, by się także wyłamywać
spod
zwierzchności gnieźnieńskiego metropolity. Je-
żeli
zaś rzeczywiście ze strony papieża Leona IX było
coś
powiedziane, co podrywać mogło autorytet arcy-
biskupów
gnieźnieńskich, to byłoby dosyć powodów
dla
rozluźnienia stosunków w archidiecezji. Nie można się dziwić, że
ten stan rzeczy wielce niepokoi Bo-
lesława
Śmiałego, który pragnął mieć stosunki kościelne przed
zamierzoną koronacją uporządkowane ,
i
że został on surowo oceniony przez Grzegorza VII.
Mijało
lat czterdzieści od katastrofy pomieszko-
wej,
dość czasu, by wiele ran zagoić, dość też czasu,
by
o wielu sprawach zapomnieć, a wiele zmian uznać
za
stałe i niewzruszone. Poruszenie sprawy tradycji ko-
ścielnej
czasów Bolesława Chrobrego mogło budzić.
zrozumiały
zresztą opór tych, którzy przywykli do
stosunków
późniejszych. Książę widocznie postawił,
żądanie
znacznego powiększenia ilości biskupstw
w
Polsce, jak też uregulowania ostatecznie sprawy
władzy
metropolitalnej. Jeżeli chodzi o pierwsze za-
gadnienie,
to trudno przypuścić, by projekty Bolesła-
wa
Śmiałego mogły się zasadniczo różnić od tego
stanu
rzeczy, który istniał w Polsce za czasów Bo-
lesława
Chrobrego. Jeżeli chodzi o władzę metropo-
litalną,
to oczywiście w pierwszym rzędzie musiało
zależeć
na dokładnym określeniu, które biskupstwa
podlegają
władzy arcybiskupa gnieźnieńskiego, ale nie.
można
wykluczyć, że w myśl tradycji zamierzano
także
odnowienie tamtej, zatraconej metropolii. Jedna
idei
jedności i samodzielności kościelnej Polski... Tradycje te
mogły
w głowie ambitnego prałata odżyć... wnosiły niepożą-
dany
ferment".
348
O zaginionej metropolii
i
druga sprawa mogły się wydawać Bolesławowi pil-
ne,
potrzebnie i pożyteczne, ale jedna i druga mogły
natrafić
na opór i sprzeciw zainteresowanego tym
episkopatu
polskiego. Przy sprawie nowych czy
odnawianych
biskupstw wysuwało się zagadnienie
ich
granic i obszaru, a zatem też i tego, który z bi-
skupów
umniejszy obszar przez siebie administro-
wany
na rzecz świeżo powstających biskupstw. Spra-
wa
uregulowania jednej czy obu metropolii, przecięcie
nieporządku
oraz unicestwienie ambicji, mogła rów-
nież
wywołać sprzeciwy i niezadowolenia. A prawo
kanoniczne,
obowiązujące w owych czasach, dawało
biskupom
dużą moc oporu przeciw wszelkim zakusom
umniejszenia
terytorium biskupiego czy innych praw
biskupstwu
przysługujących. A opór taki, choćby
nie
całkiem prawnie, kanonicznie, usprawiedliwiony,
nierzadko
nawet ułatwiony brakiem zaginionych,
pierwotnych
dokumentów fundacyjnych, bywał często
bardzo
trudny do przełamania, mógł stąd wynikający
zatarg
przedłużać w nieskończoność. Otto I, wielki
gwałtownik,
który nie wahał się strącać papieży
z
tronu, jeżeli mu nie dogadzali politycznie, przez lat
kilkanaście
nie mógł się uporać z opozycją dwu bi-
skupów
niemieckich, między nimi własnego syna,
którzy
widzieli w planach utworzenia arcybiskupstwa
magdeburskiego
uszczerbek dla interesów własnych
diecezji.
I Henryk II, który nie wiedział, co to są
skrupuły,
a wierzył jedynie w brutalną - siłę, na
kolanach
błagał biskupów niemieckich, by mu nie
stawiali
przeszkód przy fundowaniu przez niego bi-
skupstwa
bamberskiego.
Podobne
trudności
musiały się zjawić, gdy arcy-
chrześcijański
król Bolesław Śmiały, założyciel zna-
Plany Śmiałego
349
komitego
opactwa w Mogilnie, poparty gorąco przez
Grzegorza
VII, pragnął powiększyć liczbę katedr bi-
skupich,
a co więcej — uregulować sprawę zwierz-
chnictwa
metropolitalnego. -
Trudności
musiały być niezmierne i o nie za-
pewne
rozbiły się wielkie plany kościelne Bolesława
-
"Śmiałego. Z planów tych, o ile sądzić wolno, wyszło
czy
utrzymało się ostatecznie biskupstwo płockie,;
dowodnie
istniejące
w końcu XI w.65. Biskupstwo
kujawskie
odżyło dopiero znacznie później, o innych
również
nie słychać. Nie słychać też już więcej o dru-
giej
w Polsce metropolii.
Ale
jeżeli powyżej wypowiedziane zdanie ma za
:
sobą pewne dane prawdopodobieństwa, że dopiero za
Aarona
biskupstwo krakowskie zawładnęło Sando-
mierzem
i ziemiami za Wisłą, jeżeli z zawiadywaniem
!
i trzymaniem tych ziem były związane wysokie ambi-
cje
Aarona, to najgłówniejszym oponentem przeciwko
powrotowi
do status quo ante musiał być nie kto
inny,
jak biskup krakowski. On bowiem miałby ponieść
największe
ofiary na rzecz odnowionego porządku.
Któż
inny jak on był więcej zainteresowany, by
plany
króla i wola papieża nie doszły do skutku.
A
biskupem tym nie był nikt inny jak św. Sta-
nisław.
Takie
uwagi nasuwają się w związku z zagadnie-
niem
istnienia drugiej metropolii w Polsce w po-
czątkach
XI w. Wynika z tych uwag, że przy badaniu
60 Por. M. Gębarowiez Mogilno—Płock—Czerwinsk s. 133:
“Czasy
Bolesława Śmiałego przynoszą założenie biskupstwa
na
Mazowszu".
350
O
zaginionej metropolii
t
tego
wieku uwzględniamy zbyt mało, niedostatecznie
fakt
istnienia takiej drugiej, zorganizowanej prowincji
kościelnej.
Badania,tak w ostatnich latach rozwinięte,
nad
sprawą zjazdu gnieźnieńskiego z r. 1000, nie
dotykają
w ogóle tego zagadnienia — a poza Wł. Abra-
hamem
nie starano się wniknąć głębiej w sprawę
stosunku
Bolesława Chrobrego do Brunona z Kwer-
furtu,
w sprawę, która z fundacją tej prowincji ko-
ścielnej
zdaje się wiązać. Nad rolą tej prowincji
kościelnej
za czasów Bolesława Chrobrego czy Mie-
szka
II nie zastanawiano się zupełnie, jak również
jest
głucho o tym, jakie zmiany zajść musiały, gdy
w
pierwszych latach rządów Kazimierza Odnowiciela
runął
cały gmach tej organizacji. A przecież skutki
tej
katastrofy odbić się musiały w jakiś, widoczny
acz
dotąd nie wyśledzony sposób na następnej orga-
nizacji
terytorialnej kościoła w Polsce, takiej, jaką
znamy
w wiekach następnych. Siady przecież istnieć
muszą,
chodzi o to, w jakim stopniu dadzą się one
wydobyć
i wyjaśnić. Nie wątpię, że poszukiwania
prowadzone
w tym kierunku dadzą w pewnej mierze
realne,
pozytywne wyniki 66. Nie wątpię również, ze
moglibyśmy
tą drogą i pod tym kątem widzenia uzy-
skać
trochę stwierdzeń oświetlających tak dotąd ciemne
68
Przestrzegałbym przed traktowaniem tego zagadnienia
.
na jednym tylko, odrębnym odcinku. Należałoby, w mym
;
zrozumieniu, zacząć od zbadania geograficznych i geograf
iczno-
;,-ustrojowych
podstaw budowy kościoła u nas, jak i zasad wpó-
,.sażenia
biskupstw w Polsce, biorąc tu jako punkt wyjścia
i
porównania sprawy uposażenia biskupstwa
wrocławskiego,
wykazującego,
jiak mi się zdaje, najwięcej cech pierwotności
oraz
najmniej zmian późniejszych. Takie badanie dałoby nam
zapewne
kilka obserwacji użytecznych dla spraw związanych
z
pierwotnymi granicami, jak z pierwotnym uposażeniem, któ-
Plany Śmiałego
351
czasy
Bolesława Śmiałego (jego polityka kościelna),
czasy
Władysława Hermana ( w związku z dokumen-,
tem
z r. 1086) i Bolesława Krzywoustego (w związku
z
jego polityką kościelną i legać ją kardynała Idziego).
Może
powyższe uwagi do tego się przyczynią.
Aby
nam posłużyły dla dokładniejszego zbadania zarówno
pierwotnych
granic, jak i pierwotnego uposażen-ia innych pol-
skich
diecezji, a w pierwszym rzętoie diecezji gnieźnieńskie]
i krakowskiej.
KAZIMIERZ
ODNOWICIEL
1034—1058
WSTĘP
JMieszko
II, ukochany syn Chrobrego, był bardzo
starannie
i troskliwie wychowany. Dano mu wykształ-
cenie,
jakie się spotyka rzadko w tych czasach w ro-
dach
panujących. Znał łacinę i grekę 1, zatem język,
.który
był jeszcze wtedy bardzo mało na Zachodzie
rozpowszechniony,
znał zapewne i języki żywe, naj-
pewniej
niemiecki.
Wykształcenie
książąt wśród ludów niedawno na-
wróconych
nie było też wcale rzadkim zjawiskiem.
Przy
boku matek, zwykle cudzoziemek, uczyli się oni
obcego
języka, a że dwory te były pełne cudzoziem-
ców,
zatem, praktycznie poznawanie obcych języków.
nie
przedstawiało zasadniczych trudności.
Mieszko
II znał zapewne dobrze język niemiecki,
jak
by dowodziły jego poselstwa do Niemiec. Był to
zresztą
język jego żony, Rychezy, przy której poznał
język
swej matki i jej otoczenia syn Kazimierz.
i
MPH I s. 323. List Matyldy do -Mieszka II: Quis iri
laudem
dei totidem coadunavit linguas? cum in propria et
im
latina deum digne venerari posses, m hoc tlbi non satis,
grecam
superaddere maluisti".
356
Kazimierz Odnowiciel
Nie
można wątpić, że jego małżonka, Rycheza,
otrzymała
również staranne wychowanie. Księżniczki
ówczesne,
nawet jeżeli nie były przeznaczone do stanu
duchownego,
często spędzały młode lata, do zamąż-
pójścia,
w klasztorze, jak np. Matylda, żona Henry-
ka
I, którą - Henryk wprost z klasztoru zawiózł do
ołtarza.
Zapewne,
że jeżeli sześć sióstr Rychezy -przyjęło
welon
i spędziło całe życie w murach klasztornych,
to
i Rycheza otrzymała takież jak one wychowanie:
znała
prócz języka niemieckiego a może i walońskiego
łacinę
w słowie i pisaniu, znała to wszystko, co dać
jej
mógł klasztor. W jakim klasztorze pobierała nauki,
nie
wiemy — może to był jakiś klasztor żeński w po-
bliskim
Akwizgranie, a może w Kwedlinburgu, gdzie
abbatysą
była jej ciotka Adelaida, córka Ottona II.
W
każdym razie córka Rychezy, Gertruda, żona Iza-
sława
ruskiego, była czytająca i pisząca, a z pracy
jej
rąk przechowywano jeszcze w XV wieku w ka-
tedrze
gnieźnieńskiej jakąś szatę kościelną, “pallium",
przez
nią haftowaną 2. Wykształcenie córki może być
świadectwem
o matce. Byłaby zatem i Rycheza obok
swego
małżonka kobietą wyższego wykształcenia —
jedno
i drugie musiało kochać się w książkach, skoro
Matylda
szwabska ofiarowała Mieszkowi egzemplarz
Ordo
Romanus i skoro z Rycheza i jej córką Gertrudą
wiąże
się słynny psałterz X wieku, tzw. Codex
Ger-
trudianus.
Losy małżeńskie Rychezy i IMieszka II są nam na
2
Por. Codex Gertrudianus [praca zaginiona w r. 1945,
streszczenie
wyników w Po),. Słów. Biogr. Kraków 1948 ~
—1958
pod Gertruda}. A Lewichi Napis na paliuszu Kwart.
Hist.
1893/7.
Dzieciństwo i młodość
357
ogół
mało znane. Mieszko II, w chwili kiedy się ożenił,
miał
lat 23, urodził się bowiem w r. 990. Rok urodze-
nia
Rychezy nie jest nam bliżej znany. Przyjąć na-
leży,
że była młodsza o kilka lat od męża, że zatem
urodzić
się musiała w ostatnich latach X wieku.
Wiek
lat 23 dla Mieszka nie był specjalnie późny
dla
małżeństwa, ale nie może być uważany za wcze-
sny.
Chrobry nie miał lat 18, kiedy się po raz pierwszy
ożenił,
Krzywousty był jeszcze młodszy, kiedy pojął
Zbysławę,
jego synowie Bolesław Kędzierzawy i Mie-
szko
Stary zaledwie wyszli z lat chłopięcych, kiedy
otrzymali
żony. Kazimierz Odnowiciel ożenił się ma-
jąc
lat około 24, niewiele więcej nad 20 miał Wła-
dysław
Śląski. Stąd też nie mogłoby być całkiem
wyłączone,
by Mieszko II przed swym małżeństwem
z
Rycheza nie był już raz żonaty, na co jednak brak
nam
jakiejkolwiek wskazówki. Thietmar, wcale dobrze
poinformowany
o stosunkach rodzinnych Chrobrego,
nie
wspomina o jakimś innym, poprzednim małżeń-
stwie
Mieszka. Tak więc raczej należałoby uważać
małżeństwo
Mieszka z Rycheza za jego pierwsze
małżeństwo.
O
dzieciach zrodzonych z tego związku jesteśmy
dość
słabo poinformowani: pierwsze dziecko, o którym
mamy
źródłową wiadomość, tj. syn Kazimierz, rodzi się
dopiero
w r. 1016, to znaczy w pełne trzy lata po
zawarciu
małżeństwa. Znamy poza tym jeszcze dwie
córki,
jedną imieniem zdaje się Rycheza, która wyszła
za
mąż za Belę węgierskiego, wedle obliczeń O. Bal-
zera
w latach 1039 do 1041, to znaczy, że musiała się
urodzić
nie później jak w r. 1025, a raczej może
wcześniej,
i druga, Gertruda, która wyszła za mąż
za
Izasława ruskiego w r. 1043, czyli urodzić się
358
Kazimierz Odnowiciel
musiała
nie wcześniej jak w r. 1025, a może nieco
później,
na co by okazywała data jej śmierci, bardzo
późna,
bo w r. 1108. Te szczegóły o dzieciach Ry-
chezy
wskazują nam dwie rzeczy: raz, iż Rycheza, któ-
ra
urodziła w ciągu lat około 13 troje dzieci, mogła
mieć
ich (biorąc pod uwagę płodność jej matki, Ma-
tyldy,
która miała dziesięcioro żyjących dzieci) wię-
cej
nieżyjących — po wtóre, że pożycie małżeńskie
Rychezy
i Mieszka trwało przynajmniej do r. 1025,
t
j. do śmierci Chrobrego, skoro najmłodsza ich cór-
ka
urodziła się nie prędzej jak w r. 1025. Wiadomo,
że
Bolesław Chrobry “antiquus fornicator", jak go
nazywa
Thietmar, nie był wzorem cnót małżeńskich
i
przykładnej moralności. Świadczyć o tym mogą
dwukrotne
jego małżeństwa, krótkie, zakończone na-
pędzeniem
małżonek, świadczy o tym jego zdobycz
miłosna
w postaci córki Włodzimierza w r. 1018,
chociaż
pozostawił w domu młodą, dopiero co poślu-
bioną
żonę Odę. Ale można przypuszczać, że jeżeli
Chrobry
sam nie dochowywał wiary małżeńskiej,
jeżeli
może patrzył się przez palce na miłostki na
dworze,
to jednak wymagał, by pozornie przynaj-
mniej
panowała harmonia w najbliższej rodzinie
i
stąd, by syn jego Mieszko nie zaniedbywał swej
żony.
Ale kiedy Chrobry zamknął oczy, kiedy Mie-
;szko
II, koronowany król, stał się szefem domu i se-
niorem
rodu, zmienił się też jego stosunek do żony;
dowiadujemy
się, że w tym czasie posiada Mieszko II
nałożnicę,
“która wywiera silny wpływ na króla",
tak
iż “per odium et instigationem cuiusdam suae
pellicis",
następuje divortium, rozstanie się małżon-
ków,
z czym w związku jest wyjazd Rychezy do Nie-
miec,
rzekome wydanie koron i insygniów królew-
Dzżecmstwo i roiłodość
359
skich
Konradowi II i pozwolenie przez tegoż ostatniego
używania
przez Rychezę dożywotnio “quoad viveret"
tytułu
królewskiego 3.
Musiało
to nastąpić w kilka lat zapewne po śmierci
Chrobrego,
najprawdopodobniej w r. 1030 lub 1031,
3
MPH I s. 346. Fundatlio
n-ion. Brurwil. “Hermannus, Pili-
gri.iro
archiepi&oopo transmigrante... sainctae Ooloniae
archi-
pontificatum...
adeptus est. Bodem
temperę Richeza regina,
facto inter se et regem coniugem suum divortio, per odium
et
Łnstigationem
cuiusdam su.ae pellicis, cum ei liam pepe-
risset
Gazimerum, cuius gencrosa postecitas diyitiis et po—
testate
nohiliter insignis permanet usque hodie, yeste mulata,
paucis
se fugam danculo agentem adiuyantibus, ut pose
fastus
eius mtolerabiles simul et barbaros Sclayorum per-
taesa
ritus, venlt a.d imperatorem Conradum in Saxoniaim,.:
a
quo et venerabiliter ipsa susoepta est, et ipse nihilominus
gloriosis
ipsius xenus magnifice honorificatus est. Accepit
namque
ab ipsa duarum ipsius regisque sui coniugis
corona-
TT.irn
insignia, conce6sitque ei eadem in suo, sicut in regino
proprio,
quoad viveret, auctoritate potiri semper eademque
•
gloria, congrua pianę sibi reddita yicissitudine; cuius totum
venit
ex munere, quicquid isuum. extra limitem Romanum
imperium
magnificentiae eius ad sese contraxit in tempore.
Nam
patrata inox super Polonos expeditione, triumphatoque
sub
tributo Misech.one cum tota Sclavorum gente, vi.ctoriae
trophaeum
duplici quoque sub corona sortitus est. Sed hac
in
brevi functus sicque
de functus est, et Henrioo filio eius
.summam
rerum agere concessum est etę". Sąd
i krytyka tego
ustępu
pozornie jest trudna; redakcja tych wiadomości jest
wysoce
bałamutna, a fakty chronologicznie pomieszane ze
sobą,
niezgodne. Autor miał niewątpliwie sporo wcale pozy-
tywnych
wiadomości, których kolejności nie był w stanie
ustalić.
Ustęp “Eodem temperę" odnosi się do śmierci arcy-
biskupa
Piligrima (24 lub 25 sierpień 1036), i początków
arcy-
biskupowania
Herimana, brata Rychezy (początek 1037). Wten-
czas
jednak nie żył już Miesako II. “Nam patrata mox
super
Polonos expeditioine" wskazuje, że autor pamiętał te
360
Kazimierz Odnowiciel
jak
świadczy łączenie ucieczki Rychezy ze sprawą
koron
i tytułu królewskiego.
Te rozterki rodzinne musiały zatruć? atmosferę
wypadki
z ,r. 1031 z dziejów lat 1036—1037. Wynikałoby
także
z tego,, że roik divortium Rychezy należy pomieścić
w
związku z r. 1031, a zatem okres niesnasek małżeńskich
Mieszka
II i Rychezy winien przypaść na lata między 1025
a
1030. Szczegół, że Konrad II przyznał Rychezie prawo uży-
wania
tytułu królewskiego, zasługuje na wiarę, fakt ten
stwierdzony
jest dokumentami, w których Rycheza używa
tego
tytułu, bądź tak jest nawet przez cesarza tytułowana.
Natomiast
mniej zaufania budzi sprawa oddania koron pol-
skich
Konradowi, a łączenie powyższej wiadomości
Kroniki
Brauweilerskiej
z zapiską Annales Hildesh. SS RR Germ. in
us.
schol. (ex MGH recusi contulit G. Waitz Haiiinoverae
1878)
s. 37 pod r. 1031: “Sed idem Bezbrimo imperatori co-
ronam
cum uliis regialibus, quae :sibi frater eius iniuste usur-
paverat,
transimisit", jak to uczynił A. Lewicki,. Mieszka II
RAUhf
1876/5 s. 173. 194, nie wydaje mi się usprawiedliwione.
Mamy
tu dwie rozbieżne i zdaje się, wykluczające się
wzajemnie
relacje. Zatem uczynić to mógł albo Bezprym, albo
Rycheza.
Trudno by było pomyśleć, by Rycheza, mimo roz-
terki
z mężem, była wspólniczką Bezpryma przeciw intere-
som
własnym i własnego syna. Sądzę zatem, że jest tu słusz-
ność
raczej po stronie relacji Roczników hildesheimskich,
źródła
poważniejszego i dawniejszego niż Fundatiio, pisana
.prawie
pół wieku po wypadku. A. Pospieszyńska, Mieszka II
a
Niemcy Rocz. Tow. Mił. Hist. w Poznaniu t. ;14 Poznań
1938
,s. 282, stara się z zastrzeżeniami wątpliwości wytłuma-
czyć
i pogodzić obie relacje. Nie sądzę, by można było przyjąć
bez
zastrzeżeń datę wypędzenia Rychezy z Polski, tej, która
wynika
z Fundatio, którą przyjmuje O. Balzer Genealogia
Piastów
Kraków 1896 s. 68—a to z dwu względów, raz, gdyż
data
1036 —1037 jest stanowczo za późna dla wypędzenia Ry-
chezy.,
bo jak niżej wskażę, znajdują się już wcześniejsze
ślady
pobytu wypędzonej Rychezy w Niemczech — po wtóre,
ponieważ
całe to opowiadanie odnosi się wyraźnie tylko do
czasów
Mieszka II. Ze
słów zaś “in quo
sicut in regno pro-
Dziecinstwo i młodość
361
dworu
polskiego i życia w najbliższym otoczeniu
Mieszka
II i Rychezy. Jej dwie córki były zbyt małe,
by
rozstanie się ojca i matki mogło było wywrzeć na
prio"
wynika; że teoretycznie był przewidziany powrót•-Ry-
chezy
do Polski, w czym najniespodziewaniiej widzimy po-
twierdzenie
opowieści Anonima-Galla o pobycie Rychezy
.w
Polsce za czasów Kazimierza. Jednym słowem należy brać
:
pod uwagę dwukrotne opuszczenie Polski przez Rychezę: za
;
czasów Mieszka II, kiedy ona sama opuściła męża, udając
•
się do Niemiec, i drugi raz za czasów Kazimierza, kiedy wy-
f
padkami była zmuszona do ucieczki. Wiadomość Anonima-
-Galla,
lib. I c. 18: “Mortuo igitur Mescone, qui post obitum
regis
Bolezlawi parum vixit, Kazimirus cum matre impe-
riali
puer paryulus remansit. Quae cum libere filium educa-
ret,
et pro modo femineo regnum honorifice gubernaret, tra-
ditores
eam de regno propter inyidiam eiecerunt, puerumąue
suum
secum in regno quasi deceptionis obumbraculum te-
nuerunt".
Ustęp ten, jakby wzorowany na jakimś opisie re-
gencji
Angieszki za czasów Henryka IV, nie jest bez zarzu-
tów,
owszem, wskazuje wiele sprzeczności. Nie był bowiem
Kazimierz
“puer parvulus", bo w chwili śmierci ojca miał
lat
prawie 18, nie potrzebował zatem ani opieki, ani regencji
matki,
ani kierownictwa możnych. Wszystko to jest zatem
dowolną
kombinacją kronikarza, opartą o fałszywe obliczenie
wieku
Kazimierza, tym dziwniejsze, że w rocznikach mógł
był
znaleźć dokładną datę urodzin Kazimierza. Szczegół jed-
nak,
że usunięto Rychezę z Polski już. po wstąpieniu Kazi-
mierza
na tron, dowodzi, że Rycheza wróciła z Niemiec do
Polski
i że dopiero w jakiś czas potem zmuszona została kraj
powtórnie
opuścić i pozostawić tam samego syna. Dalsze ustę-
py
kroniki zawierają jeszcze wiele szczegółów niewątpliwie
nie
oddających wiernie rzeczywistości— ciekawych z tego
powodu,
że tu, może najwyraźniej w całej kronice, można
poznać
robotę samego kronikarza, jak on obchodził się ze
swym
materiałem i w jaki sposób pragmatyzował posiadane
przez
siebie wiadomości. Co się tyczy sprawy samych insy-
gniów
por. O. Balzer Skarbiec ż archiwum koronne w
dobie
przedjagiellonskiej
Lwów 1917 s. 11 n.
362
Kazimierz Odłio:ioiciel
nie
wpływ i wrażenie, syn Kazimierz był również
odsunięty
od tych spraw w taki sposób, jaki był uży-
wany
w owych czasach często — musiał pójść do
•szkoły,
w której miał nabrać wiadomości potrzebnych
przyszłemu
władcy.
Stało
się to w r. 1026, kiedy Kazimierz miał lat
dziesięć4.
Urodził się bowiem Kazimierz
25 lipca
1016
r. 5.
Na
chrzcie otrzymał Kazimierz dwa imiona, dru-
gie
z nich Karol jest potwierdzone źródłami, z któ-
rych
najpoważniejszym jest kronika Anonima-Galla,
źródło
zatem pisane zaledwie w pół wieku po śmierci
Kazimierza,
kiedy mogła żyć na dworze żywa trady-
cja
dziada panującego księcia. Imię Kazimierza po-
jawia
się tu po raz pierwszy w rodzie piastowskim
i
jest zapewne świeżym nabytkiem, zapożyczonym z ob-
cego,
może nawet nie polskiego środowiska6. Imię
drugie,
które otrzymał Kazimierz, jest wysoce zastana-
wiające.
Było zwyczajem bardzo rozpowszechnionym,
że
książęta na Rusi, w Polsce, Czechach, na Węgrzech
czy
w Skandynawii, zatem w krajach niedawno na-
wróconych,
używali podwójnych imion, własnych,
4 O. Balzer Genealogia tab. II 11.
5
MPH II s. 793. Rocz. kap. krak. 1016:
“Kazim,irus dux
natus
est 8 Kalendas Augusti, luna 16". Przypuszczenie
St. Za-
krzewskiego
Bolesław Chrobry Wielki Lwów 1925 s. 421
i
tegoż Czeski charakter Krakowa za Mieszka I w świetle
krytyki
źródeł Kwart. Hist. 1916/30 przyjęty przez J. Dąbrow-
skiego,
O kolebkę kultury polskiej. Studia staropolskie. Księga
pamiątkowa
ku czci Al. Brucknera Kraków 1927 s. 15, jakoby
Kazimierz
Odnowiciel urodził się w Krakowie, nie ma pod-
stawy
źródłowej.
6
Por. niaej: O imionach piastowskich
do końca XI wieku
s.
616--619.
Dzieciństwo ż młodość
363
rodowych,
narodowego charakteru, i dodanych, bra-
nych
ze środowiska obcego, czy to dla uzyskania pa-
trona
w postaci świętego, dla którego dynastia miała
specjalny
kult i nabożeństwo, czy też dla względów
kurtuazyjnych,
kiedy pożyczano takie imię z obcej
dynastii,
z którą ród był związany czy politycznie,
czy
też rodzinnie. Tak wpłynęły do Rurykowiców
imiona
świętych patronów, jak Dymitr, Piotr, Mi-
chał
i inne, do Arpadów Stefan, do Piastowica Lam-
bert,
gdy Henryk-Emeryk na Węgrzech, a Otto
w
Polsce są imionami przybranymi na cześć Hen-
ryka
II czy Ottona III. Niestety mamy tylko ułamkowe
i
przypadkowe wiadomości o tych podwójnych imio-
nach,
używanych w tych krajach w rodach dynastycz-
,
nych.
W Polsce wiemy tylko o Mieszku II, że miał
drugie
imię Lamberta, wiemy, że jego syn Kazimierz
otrzymał
imię Karola i że jego znów syn Władysław
"używał
drugiego imienia Hermana. Imię Lamberta
-wskazuje
na żywość kultu św. Lamberta z Liege
na
dworze polskim, imię Hermana otrzymał Włady-
sław
po bracie Rychezy. Trudniejsze do wytłuma-
czenia
jest imię Karola. Nie było bowiem w owym
czasie
takiego świętego, którego kult mógłby zawę-
drować
do Polski, a w rodach dynastycznych owych
czasów
imię to jest prawie nie znane. Nawet w wyga-
słej
już dynastii karolińskiej rzadko używamy tego
i
imienia. Skąd zatem zjawia się to cesarskie imię w dy-
nastii
piastowskiej? Na innym miejscu starałem się
wyjaśnić
7, że w r. 1000, podczas pobytu Ottona III
i
Bolesława Chrobrego w Akwizgranie, zetknął się
Bolesław
ze szczególnym kultem, który żywił Otto III
7 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 654-
-659.
364
Kazimierz Odnowiciel
dla
osoby i pamięci Karola Wielkiego. Chrobry przy
sposobności
otwarcia grobu Karola Wielkiego, przy
czym
był prawdopodobnie obecny, otrzymał w darze
od
Ottona III tron grobowy Karola Wielkiego.: sądzę
przeto,
że te wspomnienia wytworzyły na dworze
Chrobrego
specjalny kult pamięci wielkiego cesarza,
pielęgnowanie
ideałów Karolowych, ideału chrze-
ścijańskiego
cesarstwa na Wschodzie Europy, a ży-
wym
odbiciem tego kultu było nadanie Kazimierzowi
imienia
Karola Wielkiego.
Liczył
zatem lat prawie dziesięć mały Kazimierz,
kiedy
zmarł jego dziad, Bolesław Chrobry. Początki
więc
jego życia wypadły na okres ostatnich lat
Chrobrego,
w jego otoczeniu musiał się nieraz znaj-
dować,
otaczała go atmosfera wielkiego władcy i wo-
dza,
żył wśród ludzi, których ukształtował i wyrobił
Chrobry.
Jako chłopak może brał udział w uroczy-
stości,
kiedy to po śmierci Henryka II włożył sobie
Bolesław
koronę królewską na głowę i może zasiadł
na
tronie Karola Wielkiego, trzymając w ręku za-
miast
berła włócznię św. Maurycego, dar Ottona III.
Niedługo
potem widział zapewne koronację własnego
ojca
i matki. Ceremonie te musiały zapaść głęboko
w
duszę dziecka, które kiedyś, w przyszłości, jako
następca
dziada i ojca, powinno było z kolei uwień-
czyć
swą skroń diademem królewskim.
Do
tego czasu wychowywał się mały Kazimierz na
dworze,
przeważnie zapewne pod opieką matki.
Dumna
królowa Rycheza nauczyła niewątpliwie swe-
go
syna języka niemieckiego, co było prawdopodobnie
tym
łatwiejsze, że był to również język ostatniej żo-
ny
Bolesława Chrobrego, Ody. Mówić musiało tym
językiem
wiele osób na dworze Chrobrego, bo prócz
Dzieciństwo i młodość
365
rycerzy
niemieckich, których utrzymywał Chrobry,
musiały
Oda i Rycheza mieć własną zaufaną służ-
bę,
przywiezioną z kraju rodzinnego, musiały mieć
własnych
kapelanów, spowiedników, także obcokra-
jowców.
Tak więc Kazimierz wraz ze swymi towarzy-
szami,
rówieśnikami, a synami polskich wielmożów,
w
zabawie i ćwiczeniach fizycznych, potrzebnych
przyszłemu
księciu, poznawał też pewne języki, za-
tem
obok języka polskiego zapewne niemiecki,
a
może i łaciński. Ale z biegiem czasu trzeba było
pomyśleć
o staranniejszym wychowaniu syna, o wy-
kształceniu
go głębszym, takim, jakie otrzymywali
już
wtenczas młodsi książęta dynastycznych rodów na
Zachodzie,
Czasami posyłano takie książątko do ja-
kiegoś
klasztoru na naukę, czasami brał je na wy-
chowanie
jakiś biskup, jak to bywało z królewiczami
niemieckimi.
Pod r. 1026, zatem kiedy Kazimierz
miał
lat prawie dziesięć, donoszą roczniki, że Ka-
zimierz
“traditur ad discendum" 8, zaś późniejszy
a
niewątpliwie wiarogodny Anonim-Gall opowiada,
.
że rodzice oddali małego Kazimierza do klasztoru, by
tam
został wykształcony w świętych naukach9.
By
miało to być oddanie na mnicha, nie jest prawdo-
podobne,
bo jeżeliby nawet, jak chce późna legenda,
ojciec
pragnął usunąć niewygodnego mu syna, by za-
pewnić
następstwo komu innemu, to przecież Ano-
nim-Gall
nie tylko o tym nic nie wie, ale wyraźnie
stwierdza,
że posłanie syna na naukę do klasztoru
stanęło
za zgodną wolą ojca i matki. A trudno przy-
8 MPH II s. 794;
9
Lib. I c. 21: “...qui inaonasterio parvulus a parentibus
est
oblatus, ibi sacris litteris liberaliter, eruiditus1. Por.
poni-
żej:
Dodatek II.
366
Kazimierz Odnowiciel
puścić,
by Rycheza nawet przy największej pobożno-
ści
i oddaniu się Bogu poświęciła jedynego syna, dzie-
dzica
korony, służbie Bożej, wyświęceniu na mnicha,
i
szła w tym na rękę ciemnym machinacjom swe-
go
małżonka. Gdzie, w jakim klasztorze miał odbyć
swe
nauki Kazimierz, nie wiadomo. M. Peribach, ba-
dając
zawiązki naszych roczników 10, które wywodził
z
Dijon 1:1, wskazywał na klasztor św. Benigna, gdzie
siedział
jeszcze jako opat św. Wilhelm z Volpiano,
o
którym można powiedzieć, że były pewne nici,
które
go wiązały z Polską Bolesława Chrobrego 12.
Ale
ta kombinacja wydaje się bardzo wątpliwa, tak
jak
późna legenda o zakonnym pobycie Kazimierza
w
Ciuny. Wątpliwy musi być także pobyt w klasz-
torze
w Brauweiler, założonym dopiero w r. 1024
przez
Ezzona. Klasztory te leżały na terytorium
wpływów
niemieckich, a jak wiemy, stosunki Miesz-
ka
II z Konradem II były od samego początku wy-
soce
napięte, choćby tylko samą sprawą koronacji.
Można
więc mieć wątpliwości, czyby ojciec w tych
warunkach
miał zamiar umieścić syna w Dijon czy
Brauweiler,
zatem w stronach, gdzie sięgały wpły-
wy
czy władza wrogiej korony niemieckiej. Wątpić
też
wolno, czy Rycheza chciałaby dziesięcioletniego
10
Por. T. Wojciechowski O Kazimierzu Mnichu Pam.
AUhf
1885/5 s. 13—17, M. Peribach Die Anfange der pol-
nischen
Awnalistik, N. A.rohiv. 1899 s. 271 — 272. Wywody
M.
Peribacha nie mogą być uznane za wystarczające. —
11
Por. P. David Les sources de 1histoire de Pologne
a
Vepoque des Piasts (963—1386) Paris 1895 s. 5 n.
12
Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku-
-Anastazym
(Polska a Dijon) Przegl. Hist. 1905/1.
Dzieciństwo i młodość 367
jedynaka wysłać tak daleko od siebie. Stąd raczej;
należy
sądzić, że był to jakiś klasztor polski, może,"
taki,
w którym mógł roztoczyć opiekę nad królewi-.
czem
Lambert, biskup krakowski, zatem stryj Miesz-
ka
II. Jakie mogły być w tym czasie klasztory bene-
dyktyńskie
czy to w Krakowie, czy też w diecezji
-krakowskiej,
nie wiemy, bo najbardziej znane klasz-
tory
benedyktyńskie tej diecezji są zapewne nieco
późniejszego
pochodzenia. Ale nie można wątpić, że
i
tu były jakieś osady benedyktyńskie wcześniejsze,
mogła
sama katedra krakowska być obsługiwana
przez
benedyktynów i mogła nosić popularne miano
monasterium,
jak się to niejednokrotnie zdarzało.
Jeżeli
nie umiemy, jak tylko drogą przypuszczenia,
wskazać,
gdzie odbywał swe nauki dziesięcioletni
Kazimierz,
tak również nie mamy wskazówek, jak
długo
je pobierał ani też czego się uczył. Przypuścić
należy,
ż,e zacząwszy te studia w r. 1026, ukończył
je,
zanim objął tron po śmierci ojca. Anonim-Gall
daje
mu miano “homo literatus"13 i “vir eloquens
et
peritus" 14, wiemy wreszcie, że udzielono mu hoj-
nie
nauk świętych, takich zatem, jakich środowisko
klasztorne,
benedyktyńskie, udzielało swym wycho-
wankom.
To pewne zdaje się być także, że nie za-
niedbywano
udzielania mu ćwiczeń fizycznych tak
potrzebnych
dla zdrowia — zapewne pod okiem do-.
danego
mu piastuna-pedagoga 15. Słynie bowiem Ka-
zimierz,
jak świadczy Anonim-Gall, niedługo późnie|
• " Lib. l c. 19.
14 Lib. I c. 21.
15
por. T. Wojciechowski O piaście i o Piaście Kraków-
1895.
368
Kazimierz Odnowiciel
podczas
swego pobytu w Niemczech czynami rycer-
skimi
16, wychwala również jego męstwo podczas
późniejszych
jegO bojów z Miesławem i Pomorza-
nami17.
,
Takie
było przygotowanie Kazimierza na przy-
szłego
władcę Polski.
Z
czasów przed śmiercią Mieszka II nie posiada-
my
więcej wiadomości o Kazimierzu. W r. 1031, kie-
dy
Mieszko musiał uchodzić z Polski i przed Bezpry-
mem,
czy uciekł także Kazimierz, nie wiadomo. Mo-
żna
wątpić, czy klasztor polski, jak przypuszczamy,
był
dostatecznie bezpieczną przystanią dla królewicza
przed
zbrodniczą ręką uzurpatora. Jeżeli Kazimierz
;był
zmuszony do opuszczenia kraju, to to oznaczałoby
zapewne
przerwanie studiów w klasztorze, które by
się
w ten sposób zamykały w obrębie lat 1026 i 1031.
Czy
spędził ten czas takiego wygnania z ojcem w Cze-
chach,
czy też u matki w Niemczech, czy może na
Węgrzech,
o czym pisze Anonim-Gall, przenosząc to
jednak
na czas późniejszy, około daty śmierci św.
Stefana,
nie da się wyjaśnić. Można być tylko jednej
-rzeczy
dość pewnym, tj. że w r. 1034, w chwili śmier-
ci
Mieszka II, musiał być w kraju i objął natychmiast
spadek
po ojcu. Najstarsza przynajmniej kronika pol-
ska,
pisana za życia jego wnuka, w czasie kiedy
o
tych wydarzeniach mogła żyć na dworze Krzy-
woustego
tradycja mało jeszcze zmącona, nic nie wie
o
tym, by trzeba było szukać gdzieś Kazimierza po
szerokim
świecie, by trzeba go było sprowadzić, aby
16
Lib. I c. 19: “....ma.gnamque famam ibL miUtariis
gloriae
consecutus".
Tamże
c. 18: “...in actu militari miles audacissi-
mus".
17 Lito. I c. 20.
Moneta
królewska Bolesława Śmiałego: w rewersie archi-
tektura
kościelna o trzech kopułach. (Powiek, l: 5).
Dzieciństwo • imłodość 369
objął
dziedzictwo. Legenda o sprowadzeniu go z klasz-
toru,
z Ciuny, jest znacznie późniejsza, dostosowana
swym
opowiadaniem do opowieści o jego mnichostwie
w
obcym, zagranicznym klasztorze.
Jakie
mogło być stanowisko i rola Kazimierza
w
tragicznych, rozgrywających się wówczas wy-
-padkach
w ostatnich latach rządów "Mieszka II, nie
wiemy.
A był on przecież w tym czasie młodym
człowiekiem,
w r. 1031 miał lat piętnaście, był za-
tem
w pojęciach ówczesnych pełnoletnim, zdatnym do
czynu,
do rady, do pomocy ojcu.
W
niezwykle ciężkich warunkach przyszło Kazi-
mierzowi
obejmować rządy, gdy 10 maja 1034 r. za-
kończył
życie Mieszko II. Krótko i zwięźle mówią
o
tym zdarzeniu źródła polskie, niektóre późniejsze
zresztą
dodają, iż Mieszko II popadł w szaleństwo
przed
śmiercią. Niemieccy rocznikarze nazywają je-
go
śmierć przedwczesną, co by nie było dziwne, bo
zmarł
mając zaledwie lat 44. Ale jeden z kronikarzy,
prawda
że późny, bo z XII wieku, opierający się nie-
wątpliwie
na jakimś, dziś nam już nie znanym źró-
dle,
Gotfryd z Viterbo, kapelan i notariusz cesarzy
Konrada
II, Fryderyka I i Henryka VI, zapisał
w
swoim dziele Pantheon następującą wiadomość:
Mieszko.-został zabity przez swego giermka ls. Czy
ls
MGH SS XXII s. 2.42. “Ipse
vero Misico post hec
a
suo armigeno occisus est. Ab
illo temperę provincia Polo-
norum
imperio nostro soli it tributum".
Wiadomość
ta, nie po-
twierdzona
żadnym innym źródłem, schodzi się z nieco tajem-
niczo
brzmiącymi słowami Roczników hildesbeimskich, SS
RR
Germ. lin usum schol. s. 38: “Misacho Polianorum dux
immatura
morte interiiit". Sądzę, żie nic nie stoi na przeszko-
dzie
uznania prawdziwości przekazu Got-fryda z Viterbo.
24 Polska X—XI wieKu
370
Kazimierz Odnowiciel
giermkiem
tym nie był Miesław, którego Anonim-
-Gall
nazywa cześnikiem Mieszka II 19, nie wiado-
mo,
można by. tylko sądzić, że zabójstwo takie mogło
być
w związku z pewnym Miesławem i jego buntem.
Tak
czaiła się śmierć wokoło potomków Chrobrego.
Bezprym
zginął w roku 1033 podobnie jak jego brat,
zdaje
się, nie bez wiedzy Mieszka II, wreszcie sam
Mieszko
II padł pod ciosami spiskowca czy buntownika.
Z
całej dynastii pozostał jeden Kazimierz, na jego
osobie
opierała się przyszłość gasnącej dynastii.
Dziwnie
szybko zniknęło wielkie dzieło Bolesła-
wa
Chrobrego. Świadczy to może, że w budowie te-
go
państwa odegrała może większą rolę znakomita
indywidualność
Bolesława niż faktyczne elementy
siły,
na których rozwinięcie i ustalenie nie starczyło
mu
życia i czasu.
Polityka
Mieszka I i Bolesława Chrobrego po pró-
bach,
w łączności zresztą z Czechami, oporu przeciw
cesarstwu,
poszła wreszcie w kierunku współpracy
z
Ottonem III. Jaką drogą, jakimi sposobami, realista
polityczny,
jakim był Bolesław Chrobry, potrafił
związać
ze sobą marzyciela politycznego, którym był
Otton
III, staram się oświetlić na innym miejscu —
można
tylko powiedzieć, że to dwie indywidualności
wzajemnie
się uzupełniały, rozumiały się i działały
do
śmierci Ottona III w zupełnej harmonii. Trzeba
też
i to zaznaczyć, że Bolesław Chrobry potrafił wy-
ciągnąć
z tego niezwykle bliskiego stosunku wielkie
korzyści
dla swego państwa, jak swobodę i bezpie-
19 Lłb. I.
Dzieło Chrobrego
371
czeństwo
ze strony zachodniej, trzymanie na wodzy
czeskiego
księcia, poskromienie północno-zachodnich
sąsiadów
Polski, na których cesarz wraz z Bolesła-
wem
tylokrotnie się wyprawiają. Bezpieczeństwo od
zachodu
zapewniało też większe bezpieczeństwo od
wschodu,
gdzie pod bokiem Polski tworzył Włodzi-
mierz
wielkie państwo ruskie. Te warunki pozwoliły
Chrobremu
na uporządkowanie spraw wewnętrznych,
zatem
na zjednoczenie podzielonego wśród sukceso-
rów
przez Mieszka I państwa, pozwoliły wreszcie na
zwrócenie
uwagi na sprawy kościelne, między któ-
rymi
były na porządku także zagadnienia misyjne,
których
pierwsza próba zakończyła się śmiercią św.
Wojciecha
w Prusiech. Dalszym etapem współpracy
Bolesława
Chrobrego z Ottonem III była sprawa osta-
tecznego
zorganizowania kościoła w Polsce, której
pierwszym
aktem było utworzenie samodzielności ko-
ścielnej
na zjeździe gnieźnieńskim w r. 1000. Bolesław
wyciągnął
z tego zjazdu nie tylko korzyści w postaci
ustanowienia
metropolii w Gnieźnie, ale i bardzo
znamienne
korzyści polityczne, zwolnienie od zależ-
ności
“tributarium faciens dominum", włożenie ko-
rony
na głowę, tytuł “cooperatoris imperii" i “ami-
ci
populi Romani", dar świętej włóczni św. Mauryce-
go,
dar symboliczny tronu Karola Wielkiego. Bo-
lesław,
który spodziewał się dalszych łask i° dobro-
dziejstw
ze strony swego młodego cesarskiego przy-
jaciela,
był na dobrej drodze do uzyskania tytułu
i
korony królewskiej. Musiał być i Bolesław nie-
zwykle
zręcznym politykiem, człowiekiem wielkiego
czaru
i uroku, jeżeli Otto III, młodzieniec wielkiego
wykształcenia,
dużego polotu i szerokich horyzontów,
został
tak opanowany przez władcę polskiego, iż wbrew
21*
.372
Kazimierz Odnowiciel
opinii
kół niemiecko-saskich potrafił dać tyle swemu
polskiemu
przyjacielowi.
Ale
rychło bardzo skończyły się wielkie sny
i
marzenia Ottona III i Bolesława Chrobrego. Śmierć
w
r. 1002 Ottona III zmieniła zupełnie sytuację,
Henryk
II, także realista polityczny, spotyka się te-
raz
na terenie polityki z równej miary realistą, ja-
kim
był Bolesław Chrobry. Zamach na życie Bolesła-
wa
dokonany w Merseburgu, który Chrobry może nie
bez
racji przypisywał Henrykowi II, wytworzył
atmosferę
nieufności, która nie miała już nigdy ustą-
pić
w stosunkach wzajemnych tych dwu potężnych
indywidualności.
Chrobry pragnął utrzymać stanowi-
sko
niezależnego władcy, które osiągnął w r. 1000,
Henryk
II zaś postanowił przywrócić stan po-
przedni.
W tych warunkach wynikły długoletnie woj-
ny,
które z Henrykiem II prowadził ten “lis chytry",
ten
“gad jadowity", “lew ryczący", “Słowianin
okrutny",
ten wreszcie “niszczyciel większej części
cesarstwa".
Wszystkie te epitety, które przydaje
Thietmar
Chrobremu, świadczą nie tylko o nienawi-
ści
kronikarza merseburskiego względem Bolesława,
ale
o niezwykłych zaletach, które wykazał Chrobry
w
walkach z tak potężnym przeciwnikiem, jakim był
Henryk
II i królestwo niemieckie. Realnym wyni-
kiem
wojen Bolesława Chrobrego z Henrykiem II
było
wykazanie, że przy zręcznej polityce Polska jest
w
stanie oprzeć się skutecznie całej potędze cesar-
stwa,
potędze kilkakroć większej i silniejszej od niej.
Ale
warunkiem tego powodzenia wojennego była od-
powiednia
polityka zewnętrzna, nie pozwalająca na
to,
by atakujące Polskę Niemcy poruszyły przeciw
niej
prócz frontu zachodniego także inne odcinki, ,
Dzieło Chrobrego
373
a
przede wszystkim, by nie dopuścić do równoczesne-
go
zmobilizowania przeciw niej frontu wschodniego.
Polityka
zatem Bolesława Chrobrego zręcznie wy-
zyskiwała
wszystkie trudności, jakie zjawiają się we-
wnątrz
ogromnego a słabo skonsolidowanego państwa
.niemiecko-rzymskiego.
Było zaś tych elementów roz-
kładu w obrębie Niemiec i Włoch więcej niż gdzie-
kolwiek
indziej, dawał sobie z nimi radę, wśród cią-
głych
zresztą walk, spisków i buntów, Otto I, ale
Henryk
II, choć zręczny polityk i także człowiek
skrupułami
nie obarczający sumienia, miał pod tym
względem
dużo trudniejsze zadanie, wobec tego prze-
de
wszystkim, że na nim, bezdzietnym, wygasała
boczna
linia tak znakomitej i tak dla Niemiec za-
służonej
dynastii saskiej Ludolfingów. Za to Bolesław
Chrobry
raz w początkach swych rządów załatwiwszy
się
z przyrodnimi braćmi, których wygnał z Polski,
zdaje
się, że przez lat trzydzieści miał trwały spokój
wewnętrzny
— silną dłonią dzierżył cugle władzy
nie
pozwalając na wewnętrzne walki, hamując par-
tykularyzmy
plemienne i narzucając swemu państwu
nowe
więzy administracyjno-prawne, choćby w po-
staci
rozbudowywanej systematycznie organizacji
kościelnej.
W ten sposób krzepło wewnętrznie pań-
stwo
Bolesława Chrobrego, gdy przyszłe losy Niemiec,
wobec
wewnętrznych przesileń, wobec niepewności
dalszych
losów z powodu bezdzietności króla, mimo
całej
jego energii i zręczności, dawały pole Bolesła-
wowi
do gry politycznej i wyzyskiwania słabych
stron
konstrukcji państwa niemieckiego. Zręcznie też
prowadził
Chrobry swą politykę wobec państw z Pol-
ską
sąsiadujących, tak iż mimo intryg Henryka II,
mimo
tworzenia przez niego koalicji skierowanych
374
Kazimierz Odnowiciel
przeciwko
Polsce, Chrobry umiał wyjść zawsze z po-
wodzeniem
z tego rodzaju opresji, tym więcej że, jak
to
było; już powiedziane, nie zdołał Henryk rozbić
wewnętrzne]
jednolitości państwa, nie znalazł we-
wnątrz
społeczeństwa nikogo, kto by był śmiał stawić
czoło
monarsze. Ostateczny rezultat długoletnich
zmagań
się Bolesława Chrobrego z potęgą niemiecką
usymbolizowała
jego koronacja w r. 1024, którą zda-
wał
się kłaść kres “niemieckiemu uniwersalnemu pa-
nowaniu
nad wschodnią Słowiańszczyzną".
Znaczenie
Bolesława dla Polski i w ówczesnym
świecie
było bardzo wielkie także przez jego pracę
cywilizacyjno-kościelną.
Przyjaciel świętych, Wojcie-
cha,
Brunona, Pięciu Braci Męczenników, w związ-
kach
ze św. Romualdem, a zapewne też z pewnymi
przedstawicielami
ruchu kluniackiego 20, uczynił Pol-
skę
ścieżką apostołów. “Był Bolesław światłem i po-
chodnią
cywilizacji zachodniej, rzymskiej, którą
rozpraszał
cienie pogaństwa nie tylko tam w Polsce,
gdzie
się jeszcze ono kryć mogło, ale myślał o krze-
wieniu
chrześcijaństwa wśród Prusów i Jaćwingów,
wśród
pogańskich Słowian zachodnich, wśród których
Niemcy
zaniedbali misje — owszem, przeciwnie, ra-
czej
tolerowali ten stan rzeczy, byle tylko wśród nich
znaleźć
sprzymierzeńców przeciw chrześcijańskiemu
władcy
Polski. Niezmiernie duża, wytężająca a kosz-
towna
praca około zorganizowania kościoła w Pol-
sce,
niedostatecznie dotąd znana i oceniona, jest
świadectwem,
jak głęboko Chrobry wnikał w za-
gadnienie
przetworzenia Polski w państwo, mócar-
20
Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku-
-Anastazym.
Rządy Mieszka II
375
stwo
chrześcijańskie, europejskie, które by się stało
wałem
obronnym przed zalewem germańskim".
Już
najdawniejsze nasze kroniki, nie mówiąc tu
o
kronikach współczesnych niemieckich, mówią
z
uwielbieniem i zachwytem o jego znakomitej gos-
podarce,
o jego dbałości i troskliwości o dobrobyt
"poddanych,
o bogactwie kraju, o niezmiernym prze-
pychu
jego dworu, czym zadziwiał obcych i zachwy-
cał
samego Ottona III, o skarbach, którymi rozpo-
rządzał.
W dużej mierze działał tymi skarbami Bo-
lesław
na terenie polityki kupując nimi zwolenników
w
Niemczech. W dalekich wyprawach wojennych
wpadało
mnóstwo kosztownej zdobyczy, między in-
nymi
i tłumy jeńców, którymi kolonizowano liczne
pustkowia.
Koroną tego rodzaju finansowych operacji
musiała
być kijowska wyprawa w r. 1018, kiedy to
Bolesław
wypróżnił skarbiec książęcy ruski i wy-
wiózł
do Polski przebogate łupy.
Tak
stała się Polska, dzieło Bolesława Chrobrego,
najpotężniejszym
mocarstwem zachodniej Słowiań-
szczyzny,
a równocześnie posterunkiem kultury za-
chodniej,
chrześcijańsko-rzymskiej, w tej części Eu-
ropy.
Ze śmiercią jednak Bolesława prędko zniknęła
aureola,
która opromieniała dotąd Polskę Chrobrego.
Syn
jego Mieszko II nie miał zapewne tego oriego
lotu,
który niósł jego ojca do zwycięstw, ale zawsze
był
to wielki i dzielny wojownik, wychowany w zna-
komitej
szkole ojca, pracujący nad obszernym, za-
możnym
i obfitującym w siły państwem. Był on za-
razem
wytrawnym politykiem i dyplomatą, zapra-
wionym
do tego przez ojca, który zalecał mu paro-
krotnie
ważne i trudne misje dyplomatyczne w Cze-
376
Kazimierz Odnowiciel
calach
i Niemczech. Odznaczał się nieprzeciętnym na
owe
czasy wykształceniem, głębokim zrozumieniem
spraw
kościelnych, utwierdzaniem w Polsce wiary
i
kościoła, o czym wystawia mu Matylda szwabska
tak
pochlebne świadectwo w swym liście. Przy tych
wszystkich
zaletach mógł być Mieszko niewątpliwie
wielkim
monarchą, takim, który by stanął godnie
w
pamięci potomnych obok swego znakomitego ojca.
Lecz
ułożyły się inaczej stosunki zarówno te w kra-
ju,
jak tamte za granicą. Obok niego przebywali bra-
cia
jego i krewni po mieczu, starszy od niego brat
przyrodni
Bezprym, urodzony z Węgierki, i młodszy,
rodzony,
Otto, nadto Dytryk, brat stryjeczny, urodzo-
ny
z jednego z przyrodnich braci Chrobrego. Sprawa
z
tymi była trudniejsza niż za czasów Bolesława
Chrobrego,
gdy ten wypędził macochę z synami, tam
bowiem
miało się do czynienia z bardzo młodymi lu-
dźmi,
dziećmi prawie, gdy tu Bezprym na przy-
kład
był starszy wiekiem od Mieszka II i zapewne
nie
od dziś starał się o zyskanie sobie zwolenników
i
sprzymierzeńców. I oni rościli sobie prawo do
dziedzictwa
i władzy, bo korona królewska, jakkol-
wiek
niepodzielna, nie chroniła , jeszcze całkowicie
;
od podziału kraju między sukcesorów. Niezadowole-
;,
ni pretendenci do spadku zbiegli na Ruś i stąd za-
IL
częli tworzyć koalicję, skierowaną przeciw Mieszko-
-
wi. Niemcy, po wstrząsie, jaki przeszły po wygaśnię-
ciu Ludolfingów, po złamaniu
pewnych czynników
-•;oporu,
na który natrafiła dynastia salijska, szybko
wracały
do sił. Najlepiej o tym świadczy rychłe osią-
:-
gniecie korony cesarskiej przez Konrada II (1027),
na
którą jego poprzednik czekał z górą lat dziesięć.
Takim
sposobem regeneracja potęgi niemieckiej,
Rządy Mieszka II
377
wzmocnionej
niedługo nabytkiem królestwa bur-
gundzkiego
i przymierzem z potęgą duńsko-angielską
Kanuta,
przyszła zbyt szybko, tym więcej że równo—:
cześnie dodać należy wzmocnienie się Rusi, która pa-.-;
miętała
zdobycie Kijowa w r. 1018 pod rządami Jarosława. Stąd okazało
się, że nietrudno było wygna—
nym
czy zbiegłym braciom poruszyć sąsiadów Poi--;
ski
przeciw Mieszkowi. Doszło w końcu do najnie- -
bezpieczniejsze
j...-.politycznej dla"Polski" —komłlina-
cji,
tj. do porozumienia niemiecko-ruskiego, koniecz-
ności
walki na dwa fronty. Z tym zaczęły się utraty-
krajów
i prowincji. Słowaczyzna odpadła, może
w
tych czasach, do Węgier, Morawy do Czech. Po-
morze
przestało należeć do Polski, Grody Czerwień-
;skie
zabrali Rusini. Bronił się dzielnie Mieszko,
,
zwłaszcza cesarzowi, któremu dwukrotnie zniszczył
kraj
ogniem i mieczem. W końcu jednak cesarz
zwyciężył,
a Mieszko stracił na Zachodzie wszystkie -
zdobycze
Bolesława, o które tyle krwi przelano, Mil-
sko
i Łużyce. Stracił także koronę wydaną cesarze-..
wi.
Wkrótce powrót własnych braci wypędził go
2
kraju. Na okrojonym dziedzictwie Bolesława rżą-
•-dził teraz krwawo i okrutnie Bezprym.
Wkrótce
co prawda powrócił Mieszko do kraju,
i
objął tron krwią Bezpryma zbroczony, lecz Kori-
rad
II nie dał mu się utrwalić na odzyskanej ojco-
wiźnie
i podzielił kraj na trzy części, między Miesz-
ka
II, Ottona—i-Dytryka.
Przypadek
czy zbrodnia wydarła życie Ottonowi
w
r. 1033, a to dało Mieszkowi sposobność raz jeszcze,
spróbować
szczęścia. Udało mu się złączyć dzie-
-dzictwo
ojcowskie, by móc" je przekazać jedynemu
synowi,
Kazimierzowi.
378
Kazimierz Odnowiciel
Miał
to być pan pełen najpiękniejszych przymio-
tów,
gorliwy krzewiciel chrześcijaństwa, fundator
licznych
kościołów, znany ze swej hojności daleko za
granicami
swego królestwa, “...mąż wdów, ojciec sie-
rot,
niezachwiany obrońca ubogich i potrzebujących
pomocy"21,
tak jak przystało na chrześcijańskiego
koronowanego
monarchę. Pozostawił po sobie pamięć
dzielnego
rycerza i wojownika, “hic vero Mescho mi-
les
probus fuit" 22, charakteryzuje go Anonim-Gall.
Nie
służyły mu tylko okazje, które umiał tak zręcznie
wyzyskiwać
jego wielki ojciec. Może też brakło mu
w
początkach rządów tej bezwzględności wobec ry-
wali,
którą w tych krwawych czasach utrzymywano
jedność
państwa wobec zakazów podziału ojcowizny:
jeżeli
Bezprym i Otto padli, prawdopodobnie nie bez
wiedzy
Mieszka II, to ta zbrodnia bratobójstwa, po-
pełniona
dla idei jednolitości państwa, spełniona zo-
stała
za późno23. Może w r. 1025 lub 1026 mogła była
21
Por. List Matyldy, MPH I s. 323—324,
Z2
Lib. I c. 17. " ; • •
23
Inne powody katastrofy przytaczają Niemcy, np. Al.
Brackirnann
Die Anfdnge des polnischen Staates, Gesammelte
Aufsatze
Weimar 1941 s. 162 n. Sądzi on, że wielkość Chro-
brego
wypływa więcej z takiego nastawienia historyków pol-
skich
niż z realnych rezultatów, przypomina mu on “...die
lange
Reihe der sturmisch vordrangenden Staatengrunder
jener
Jahrhunderte", tylko że tamci trafiali na grunt
lepiej
przygotowany,
gdy “...die Bedingungen fur eine Staaitenbildung
waren
daher uberall, sonst m Europa sehr viel gunstiger als
im
slawisohen Osten"., Powód tego upatruje ten badacz w mi-
.łości
kultury rolnej, prymitywności narzędzi rolniczych
i
w tym, że: “Freie und Untreie unterschieden sich kaum
.io
den Formen ihrer Wirtscnaft und in denen ihrer Lebens-
fuhruing".
“Ań
diesem primitiven Zustand der Beyolkerung
—
konkluduje Al. Brackmann
— i,st Bol.eslaus als Staatsmann
Rządy Mieszka II
379
uratować
dziedzictwo Chrobrego przed katastrofami,
które
je spotkały następnie.
gescheitert.
Mit solchen Bauern lasst sich kein grosses Reich
fur
die Dauer sichern". Są
w pewnym ułamku te naiwności
Al.
Brackrnanna do przyjęcia — naiwności wynikające z
po-
wierzchowności
jego zetknięcia się z historią Polski — nio
można
wątpić, że stanowić one mogą tylko cząstkę czynni-
ków,
które tu należy wziąć pod uwagę. Przede wszystkim
chodzi
tu o prymitywność organizacji państwa, tę prymityw-
ność,
która spowodowała degenerację państwa Karola Wiel-
kiego,
a która wywoływała ustawiczne ciężkie przesilenia
następnie
w państwie niemieckim, okazującym tak mało
zdolności
na odpowiedni postęp i zorganizowanie się. Była
też
taka prymitywność udziałem Polski Chrobrego, a rozwój
późniejszych
stosunków, zwłaszcza w XII i XIII wieku, utrud-
niał
niepomiernie zadanie zmian i przetwarzania się.
I.
1034—1037. ODJAZD RYCHEZY. REAKCJA
TZW.
POGAŃSKA, BUNT M1ESŁAWA, NAJAZDY.
POMORZAN.
UCIECZKA KAZIMIERZA.
W
zupełnych ciemnościach kryje się początek rzą-
dów
Kazimierza. Wiadomości przekazane nam: przez
źródła
polskie jak obce są nadzwyczaj skąpe i ogól-
nikowe,
a w dużej mierze bałamutne. Dwa zaś za-
bytki,
po których można by się najwięcej spodziewać,
t
j. Fundatio monasterii Brunyilarensis i kronika
Anonima-Galla,
pełne są anachronizmów i niekon-
sekwencji
24, tak iż tylko z pewnymi zastrzeżeniami
można
z nich korzystać.
W
ostatnich latach rządów Mieszka II, kiedy ten
“zapomniawszy
o koronie i całej ozdobie królewskiej"
poddał
się w Merseburgu cesarzowi Konradowi II,
musiało
wzrosnąć na dworze polskim znaczenie kró-
lowej
Rychezy. Mamy prawo bowiem sądzić, że Ry-
cheza,
która w początkach rządów syna znajduje się
w
Polsce,przybyła tam wcześniej, zatem może jesz-
cze
w r. 1032 po śmierci
Bezpryma i powrocie Miesz—
24 Por. wyż. s. 517.
Rządy Rychezy
331
ka
II lub też w r. 1033 po śmierci Ottona i po ostat-
nim
zjednoczeniu państwa przez Mieszka. Mieszko, •
przygnieciony
nieszczęściami i klęskami, a zapewne
l
kalectwem, bo chyba można tu ufać informacji Ano-
nima-Galla
25, miał pod koniec życia postradać zmy-
sły.
Niewątpliwie pragnęła Rycheza wywierać swój
wpływ
na rządy i za panowania syna, zaledwie osiem-,
nastoletniego
młodzieńca. Ale niechęć książącego oto-
czenia
wobec królowej matki zmusiła ją niedługo do
opuszczenia
Polski, na zawsze26. Przynajmniej nie
mamy
wiadomości, by kiedykolwiek jeszcze przybyła *
do
Polski dla odwiedzenia syna, chociaż mogła czę-
ściej
przesiadywać w Saalfeid, w Turyngii, posiadłości
Ezzonidów,
zatem nie tak
daleko od granic Polski.
Jak
już wyżej wskazałem, najprawdopodobniej sam
Mieszko
II padł pod- ciosem mordercy, nie znanego
nam
z imienia giermka książęcego — Bezprym miał
być
również zamordowany, a A. Lewicki o śmierci
Ottona
wyraża się domysłem, iż może i on zeszedł
ze
świata nienaturalną śmiercią. Kilka tych śmierci
książąt
polskich, tak nagłych i tajemniczych, choć-
byśmy
mieli prawo posądzać, że działy się one, o ile
chodzi
o Bezpryma i Ottona, za wiedzą Mieszka II,
nasuwa
przypuszczenie, że na dworze książęcym był
zastęp
ludzi, który nie potrzebował się na nic oglądać,
z
nikim liczyć, który miał środki i w środkach nie
przebierał
i który mógł terroryzować księcia, dwór
i
partię sobie przeciwną, byle dopiąć zamierzonego
celu.
Można przypuszczać, że silne więzy, które łą-
26 Liib. I c, 17: “...genitalia, ne gignere pósset, carrigiis
aśteictus". • " •
26 Lib. I c. 18: “...traditores eam de regno propter in-
yidiam elecerunt".
382
Kazimierz Odnowiciel
czyły
monarchę z jego otoczeniem za czasów Bole-
sława
Chrobrego i w pierwszych latach rządów Mie-
szka
II, bardzo osłabły pod wpływem klęsk zewnętrz-
nych
i wewnętrznych walk, sporów, niesnasek ro-
dzinnych.
Prestiż, który otaczał króla, upadł, a ko-
rzyść
z tego stanu rzeczy starali się wyzyskać ci lu-
dzie,
którzy stali dotąd blisko tronu. Do nich należał
zapewne
i Miesław, który niedługo wystąpi jako
udzielny,
niezależny książę Mazowsza. Był on zatem
poprzednikiem
Sieciecha, Skarbimira i innych major-
domów
piastowskich, jednym, a także jedynym, który
osiągnął
cel swych pragnień i ambicji. Miesław, był,
jak
twierdzi Anonim-Gall, cześnikiem króla Mie-
szka
II 27, a z racji swego dworskiego urzędu wpły-
wowym
dygnitarzem i możnym panem, i trudno
wątpić,
by w ostatnich latach Mieszka i pierwszych
.
Kazimierza nie był Miesław, zanim zawładnął mazo-
wiecką
dzielnicą, jedną z najpotężniejszych osobi-
stości
w państwie. Sądząc z jego następnych czynów
musiał
wyzyskiwać słabość rządów, musiał być prze-
ciwnikiem
silnej władzy książęcej, może jedną z głów
stronnictwa
antydynastycznego. Przecież Kazimierz
był
właściwie ostatnim z Piastów. Ludzie tego po-
kroju
mogli do pewnego stopnia liczyć się z młodym
księciem,
którym pragnęli kierować, ale zapewne wie-
dzieli
dobrze, że Rycheza i jej niemieckie otoczenie
musiało
być wrogami myśli likwidacji dynastii, rozu-
mieli,
że na matce i jej ludziach, jej stosunkach
i
wpływach mógł się Kazimierz najsilniej opierać,
mógł
przy tych czynnikach nawet wybrnąć z trud-
27
Lib. I c. 20: “Meczzlaus... pincerna patris sui Mescho-
nis
et minister".
Rządy Rychezy
383
nego
położenia, mógł się wzmocnić i ustalić. Kim byli
ci
ludzie, na których się mogła opierać Rycheza, nie
wiemy;
nie można wątpić, że po przeszło dwudziestu
latach
pobytu w Polsce musiała posiadać swe wpływy
i
grupę ludzi sobie oddanych. Zapewne też jej zwo-
lennikami
jak zwolennikami dynastii był episkopat,
duchowieństwo,
tyle zawdzięczające opiece i szczo-
drobliwości
Bolesława Chrobrego i Mieszka II. Po-
bożna
pani, jaką była Rycheza, musiała mieć w tych
kołach,
częściowo składających się z obcokrajowców,
zwolenników
zdecydowanych a wpływowych. Na dwo-
rze
musiała posiadać królowa jak i jej syn również
oddanych
ludzi, częściowo zapewne cudzoziemców.
Jednym
z nich był wierny sługa królowej Embry-
cho,
“minister" Rychezy ożeniony z Polką imieniem
Dobrawa
28, drugim zaś Romer Starkhar, również jej
podwładny
2E>. Musiała mieć też Rycheza swą własną,
oddaną
i wierną służbę, swych kapelanów, którzy sta-
nowili
dla niej i dla Kazimierza grupę łudzi najściślej
28
Th. J. Laoomblet Urkundenbuch fur die Geschichte des
Niederrheims
Dusseldori. 1840
I 189, dokument Rychezy z 7
września
1054: “...ąuoniam lam dictus minister meus Embri-
cho...
paenitentia ductus, possessionis, suae quae Geldesdorp
dicitur,
quam ipse et uxor eius Douerauua me donante pro-
priam
habebant etę". Słowiańskie
imię żony Embrycha wska-
zuje,
że ten dworzanin Rychezy ożenił się w Polsce, za cza-
sów
pobytu tamże królowej, może z jakąś panną dworską
Rychezy.
29
Tamże I 192, dokument Annona, arcybiskupa koloń-
akiego
z r. 1057: “Stakhare... vir iingenuus et comes, miles
ipsius
Reginę". Może i ten Starkhar był dawnym dworzani-
nem
Rychezy, lubo tytuł “comes" i określenie “miles
Reginę"
mogłyby
wskazywać na jakiś lenny stosunek do Rychezy,
oczywiście
na terenie niemieckim.
384 Kazimierz Odnowiciel
z
nimi związanych. Przeciwko zatem Rychezie i jej
domowi
zwróciła się przede wszystkim, jak świadczy,
Ąnonim-Gall,
akcja partii przeciwnej. Jak się te
•sprawy
rozegrały, nie wiadomo, zapewne wkrótce po
śmierci
męża, gdzieś może już w końcu r. 1034 czy
początku
następnego, opuściła Rycheza Polskę, zabie-
rając
ze sobą zapewne swój dwór oraz małoletnie
córki,
Rychezę i Gertrudę. Towarzyszyła jej prawdo-
podobnie
także najmłodsza córka Bolesława Chro-
brego,
Matylda z Ody zrodzona 30, której pobyt-
w
Niemczech może być dla nas wskazówką równo-
czesnego
tamże pobytu królowej 31.
Według
późniejszych, wiarogodnych wskazówek
udała
się ona do Saksonii32, prawdopodobnie na dwór
cesarza,
który właśnie w Goslarze obchodził święta
Bożego
Narodzenia 33. Dłuższy czas mogła spędzić
w
Niemczech, umieszczając swe córki w jednym
z
licznych klasztorów zarządzanych przez jej sio-
stry,
by w ten sposób dać królewnom odpowiednie
wykształcenie,
zanim przyjdzie czas wydać je za mąż.
Zielone
Świątki r. 1035 spędziła zapewne w Bambergu
30 O. Balzer Genealogia s. 72.
31-Najprawdopodobniej
Rycheza mogła być tą osobą,
z
którą Matylda mogła się znaleźć na cesarskim dworze,
Przez
Rychezę też spokrewnioną z Ludolfmgami i przez jej
.wpływy
rodzinne mogła Matylda odgrywać swą rolę na dwo-
rze
niemieckim,
32
MGH SS XVI s. 170. Annal. Magdeb. pod r. 1034: “Ka-
zimier
cum matre sua a Polanis... expulsus diu in Saxonia
exulavit".
Połączono
tu niewątpliwie późniejszą ucieczkę Ka-
zimierza
z wypędzeniem. Rychezy. Data jedna w stosunku
oczywiście
do Rychezy wydaje się prawdopodobna. Pobyt
.Kazimierza,
jak zobaczymy niżej, nie trwał tak długo.
33 SS RR Germ. in us. schol. s. 39, Annal. Hildesh.
Rządy Rychezy 385
na
cesarskim dworze, gdzie ułożono dwa związki ro-
dzinne,
Gunhildy, córki Kanuta Wielkiego, z mło-
dziutkim
synem cesarza Henrykiem III i Matyldy,,
córki
Bolesława Chrobrego, z Ottonem ze Schwein-
furtu
si. Gunhilda i Matylda były bliskimi sobie
kuzynkami,
bo Gunhilda była prawnuczką, Matylda
zaś
wnuczką Mieszka I. Lecz nie tylko pod tym
względem
są ciekawe dla nas zaręczyny Matyldy
z
Ottonem ze Schweinfurtu, rzucają one bowiem
Światło
zarówno na obecność w owym czasie Rychezy
w
Niemczech, jak na
ówczesne stosunki polityczne
Polski.
Z
panami na Schweinfurcie pozostawała Polska
od
dawna w bliższych, dość ożywionych stosunkach.
Był
to znakomity ród bawarski, z którego wybiła się
boczna
linia margrabiów austriackich Babenbergów.
Ojciec
Ottona, Henryk, był jednym z najpotężniej"
szych
panów bawarskich, posiadał nadto wiele lenn
nadanych
mu przez cesarza Ottona II. W r. 1003
wszczął
ten Henryk bunt przeciw Henrykowi II, obra-
żony
o to, że ten nie chciał mu dać obiecanego du-
kata
bawarskiego za poparcie udzielone królowi przy
elekcji.
W buncie tym znalazł Henryk poparcie w oso"
bie
nieubłaganego wroga Henryka II, w ojcu Matyldy,
w
Bolesławie Chrobrym. Powstanie Henryka zostało
jednak
złamane, a on sam, przywrócony do łaski króla
i
dóbr swych alodialnych, utracił wszystkie lenna.
Mimo
tego jednak znaczenie Henryka ani syna jego
84
SS RR Germ. in us. schol. s. 39, Annal. Hildesh. “Et
Otto
de Suirwordi. ibidem Mathildem, fillam Bolezlavonls
Polianorum
ducis sibi desponsavit". Por.
H. Breslau Jahrbii-
cher
des deutschen Reichs unter Konrad II Leipzig 1879 —1884
II
s. 147—149.
25 Polska X—XI wieku
386
Kazimierz Odnowiciel
Ottona
nie zmalało — w r. 1029 wychodzi za mąż
za
Brzetysława, wówczas księcia morawskiego, Judyta,
siostra
Ottona, po słynnej romantyczno-rycerskiej
wyprawie
Brzetysława po oblubienicę. To małżeństwo,
choć
może nie całkiem po myśli panów ze Schwein-
furtu,
wciągało ich w obręb interesów dynastii cze-
skiej,
bądź co bądź szerokich, dotykających także.
poważnie
i spraw polskich. W każdym razie związek
ten
przyczyniał się bez wątpienia do podniesienia
jeszcze
politycznego znaczenia tego rodu. Jak znaczne
stanowisko
w ówczesnym świecie zajmował Otto ze
Schweinfurtu,
świadczy, jak to słusznie zauważył
H.
Bressiau, dokument cesarzowej Gizeli z r. 1033, -
w
którym notariusz pomieścił Ottona po Ezzonie,
palatynie
lotaryńskim, ojcu naszej Rychezy, a przed
margrabią
austriackim Albrechtem35. Teraz zatem
miały
się odnowić dawne związki Bolesława Chrobrego
z
Henrykiem w postaci małżeństwa ich dzieci. Otóż
to
małżeństwo musiało mieć na celu wzmocnienie
Kazimierza
— politycznie tym sposobem zyskiwał
on
powinowatego, potężnego i wpływowego pana nie-
mieckiego,
który obok bliskich mu Ezzonidów miał
być
rzecznikiem spraw polskich wobec Konrada II.
Z
drugiej strony przez związek Judyty z Brzetysławem-
mógł
spodziewać się także Kazimierz, że niebezpie-
czeństwa
grożące osłabionej Polsce ze strony czeskiej
będą
złagodzone. Równocześnie zaręczyny Henry-
ka
III z Gunhildą zbliżały do siebie dwór cesarski
i
polski, Kazimierza i Henryka, a Matylda mogła tu
być
ogniwem łączącym oba dwory ze sobą. Stąd
36
H. Breslau Jahrbiicher des deutschen Reichs unter
Konrad
II, II s. 149. Por.
Monumenta Bolca XXIX as. 40.
Rządy Rychezy
387
właśnie
sądzić , wolno, że całej tej kombinacji
matry—
monialno-politycznej
nie obca była Rycheza.
Poza
tym wszystkim małżeństwo Matyldy wska-
zywałoby,
że Polska i Kazimierz przedstawiały wtedy,
zatem
w r. 1035, jeszcze istotne wartości dla możnych
panów
ze Schweinfurtu. Otto miał wziąć za żonę
księżniczkę
znacznego i możnego księstwa, nie wy-
gnankę
bez kraju i ojczyzny. Zdaje się to wskazywać,;,
że
sytuacja w tym czasie Kazimierza i Polski wyda-;
wała
się być raczej pomyślna, że nie szalał jeszcze,;.
ogień
wojny domowej ani buntu, że nie zwalił się na,;
kraj
potop klęsk i nieszczęść. ,
:
Małżeństwo to jednak nie przyszło do skutku?
Synod
w Trybur, który się zebrał w pierwszych
dniach
maja 1036 r., unieważnił zaręczyny Ottona
z
Matyldą, narzeczony musiał się wyrzec polskie j.
księżniczki
pod przysięgą36. "., ,.-
Co
było powodem tak ostrego wyroku synodu,
trudno
wyrozumieć. Istniało co prawda pewne powi- -
nowactwo
między Ottonem a Matyldą, ale było ono
tak
dalekie, że nawet przy surowym przestrzeganiu
przepisów
kanonicznych nie mogło chyba być prze-
szkodą.
Albowiem Lotar Stary z Walbeck był przez
swą
córkę Eilę pradziadkiem Ottona, Matyldy zaś
ciotka
Ludgarda, siostra jej matki Ody, wyszła za mąż
za
Wernera z Walbeck, wnuka po synie Lotarze
Lotara
Starego s7. Prawdopodobnie zatem trzeba szu-
kać
powodów politycznych, które wpłynęły na wyrok
36
SS RR Germ. in us. schol. s.. 40, Anin.al. Hildesh. “Ib1
dem
etiam predictus Otto oogente sinodo M.abthildem sibi
desponsatam.
iuramento a se abaligenayit". Por. H. Breslau
Jahrbiicher
des deutsch. Reichs
u. Konrad II, U s. 161—162.
ST Tamże II s. 161 uw. l.
251-
388
Kazimierz Odnowiciel
synodu.
Przede wszystkim narzuca się przypuszczenie,
że
zaczynający się rozkład wewnętrzny Polski i anty-
polska
polityka Brzetysława mogły skłaniać Ottona
do
wycofania się z projektów małżeństwa z Matyldą,
małżeństwa,
którego wartość realna i polityczna
zmniejszała
się ż każdym dniem w oczach Ottona.
Pewną
też rolę mogły tu odegrać i inne czynniki,
a
mianowicie polityka włoska Konrada II, w którą
starał
się wciągnąć panów niemieckich. Niedługo potem
bowiem
pojął Otton ze Schweinfurtu za żonę Irmgar-
dę
Immulę, córkę margrabiego Manfreda z Turynu,
a
z nią otrzymał on część alodiów Manfreda II 38.
Obaj
mężowie córek Manfreda byli podporami Kon-
rada
II podczas jego włoskiej wyprawy, tak iż zna-
czenie
tych związków było bardzo ważne dla cesarza.
Możliwe
jest przeto, że wyrok synodu w Trybur był
częściowo
wynikiem polityki włoskiej cesarza, czę-
.ściowo
zaś dyktowany interesem materialnym Ottona,
który
zamiast księżniczki polskiej dostać miał bogatą
dziedziczkę
włoską. W każdym razie dowodzi to też
tego,
że upadek wewnętrzny Polski już się zaczął
.1
że małżeństwo z Matyldą straciło wszelką wartość
dla
Ottona. Było to więc także znacznym osłabieniem
pozycji
politycznej Polski i Kazimierza zarówno na
terenie
Niemiec, jak i w stosunku do Czech.
W
Polsce tymczasem rządził Kazimierz. Jeżeli
przed
ustąpieniem Rychezy musiały mieć znaczenie
na
dworze polskim głosy otoczenia królowej-matki,
to
teraz postać rzeczy musiała się zmienić. Nie wiemy,
W
jaki sposób oddaliła się z Polski Rycheza, czy było
38
H. Bpeslau Jahrbiicher des deutsch. Reichs u. Kon-
rad
II, II. s. 189—190.
Tzw. reakcja pogańska
389
to
wynikiem gwałtu, czy dobrowolnym wyjazdem,
toteż
trudno zdać sobie sprawę, jakie było tu stano-
wisko
Kazimierza. Nie wiemy, czy z jego strony był
jakiś
opór przeciwko tym wypadkom, czy też starał
się
pogodzić z przeciwnikami matki i sprawcami jej
wyjazdu,
by tą drogą opanować sytuację. Teraz po
ustąpieniu
królowej-matki, po załamaniu się tych
grup,
które z nią trzymały, przyjść musiało do naj-
większego
znaczenia stronnictwo przeciwne39, wśród
którego
przywódców mamy prawo szukać Miesława.
W
tych warunkach katastrofa dynastyczna łatwo
mogła
grozić młodemu, niedoświadczonemu monarsze,
zdanemu
na łaskę i niełaskę ambitnej grupy ludzi,
a
pozbawionego silniejszego oparcia w kraju.
Liczne
klęski, które zwaliły się w tym czasie na
Polskę,
uważać należy za przyczynę ucieczki Kazi-
mierza
na obczyznę. Były nimi tzw. reakcja pogańska,
powstanie
Miesława i napady nieprzyjaciół na bez-
bronny
kraj. Jak świadczy Anonim-Gall i Kosmas 4",-
nie
było Kazimierza w Polsce, gdy przedsięwziął swą
łupieską
na Polskę wyprawę Brzetysław czeski, a że
39
Nie potrzebuję dodawać, iż opowiadanie Anonima-.
-Galia,
lib. I c. 18, o, ragencji możnych w dziecięcych latach
Kazimierza
jest podobnie błędne, jak wiadomość o regencji
Rychezy.
Wynikło to z przypisania błędnie Kazimierzowi
wieku
zbyt młodego. Podobnie błędna musi być wiadomość
o
wypędzeniu Kazimierza, co, jak łatwo dostrzec można, wy-
nikło
z poprzednio już popełnionych błędów kronikarza. Co.
najwyżej
w wersji o regencji Rychezy i możnych można by
się
dopatrywać odgłosu wpływów Rychezy i jej otoczenia,
jak
znaczenia przeciwnego, antydy na stycznego
stronnictwa.
40
Anonim-Gall, lib. I
c. 19, kładzie czas pobytu Kazimie-
rza
na Węgrzech na okres wyprawy Brzetysława w r. 1038.
Kosmas
zaś sądzi, że Kazimierz wtedy już nie żył.
390
Kazimierz Odnowiciel
miała
ona miejsce w połowie r. 1038, zatem ucieczkę
Kazimierza
przenieść należy na czas przed wyprawą
•Brzetysława.
Ucieczka Kazimierza miała więc miejsce
zapewne
nie później jak w końcu r. 1037. Ponieważ
zaś
w r. 1035 odbyły się w Niemczech zaręczyny
Matyldy
z Ottonem ze Schweinfurtu, raczej sądzić
wolno,
że w tym czasie było położenie Kazimierza
jeszcze
pozornie wcale dobre, skoro dopiero w na-,
stępnym
roku przyszło do rozchwiania się tych mał-
żeńskich
projektów, skoro jeszcze w r. 1037 odbywały.
się
normalnie ważne funkcje kościelne, jak wyświę-
canie
kapłanów41, zatem przyjąć należy, że ruchy
rewolucyjne
w Polsce zjawiły się dość późno, główne
ich
natężenie należy położyć na lata 1036 i 1037,
i
one to były powodem następnej ucieczki Kazimierza
w
r. 1037.
Przede wszystkim chodzi o charakteri rozmiary
•tz,w. reakcji pogańskiej. ; -•" • ;
.
Jest rzeczą zastanowienia godną, że ta tzw. rea-
kcja
pogańska zjawiła się w Polsce dopiero w lat
siedemdziesiąt
po urzędowym. terminie przyjęcia
chrześcijaństwa.
Nie znaczy ta uwaga, bym kwestio-
nował
charakter antychrześcijański, który wybuchnął,
sądzę
tylko, że nie był to wyłącznie ruch pogański,-
ale
że. w bardzo znacznej mierze musiał być wypeł-
niony
pierwiastkami społecznymi, które złączyły się
z
tamtymi w chwili i momencie załamania się autd-
•rytetu
władzy monarszej. Bo że były w Polsce za-
burzenia
o charakterze pogańskim, świadczy kilka
źródeł.
Roczniki niemieckie, zatem Rocznik hildes-
heimski,
a za nim magdeburski, podając wiadomości
41
MPH II s. 794 Rocz. kap. krak; 1037: -“Ordinatus est
Sula
presbiter". ••• ; " ;:
Tzw. reakcja pogańska
391
o
śmierci Mieszka II, mówi, że chrześcijaństwo, tak
pięknie
się w Polsce rozwijające, po jego zgonie
zostało
zniszczone 42, Kosmas pod r. 1022 43, a tzw.
Nestor
pod r. 1030 44 mówią również o prześladowa-
niu
chrześcijan i chrześcijaństwa w Polsce, ponieważ
zaś
ani za czasów Chrobrego, ani za Mieszka nie
słychać
o jakichkolwiek ruchach pogańskich, przeto
obie
te daty uznać należy za mylne (zdarza się to
w
tym okresie Kosmasowi i Nestorowi niejednokrot-
nie)
i odnosić się muszą obie te wiadomości do lat
1036—1037,
do rozruchów za czasów Kazimierza.
Ale
jak wspomniałem to wyżej, jest rzeczą dającą
do
myślenia, że reakcja pogańska zjawiła się w Pol-
sce
tak późno. Z okresu wcześniejszego nie słychać
nic
o walce żywiołu pogańskiego z wdzierającym się
do
kraju chrześcijaństwem. Biskup Jordan co prawda
bardzo
się podobno trudził około rozszerzania wiary 45,
ale
o oporze przeciwko zmianie religii nic nie wiado-
mo.
Tak minęło lat siedemdziesiąt od chwili przyjęcia
chrześcijaństwa,
a prawie lat czterdzieści od osta-
tecznego
zorganizowania kościoła przez ustanowienie
42
SS RR Germ. in us. schol. s. 38, Annal. Hildesh. pod
r.
1034: “Misacho Polianorum dux inmatura morte internt,
et
cristianitas ibidem a suis priorabus bene inchoata et a se
melius
roborata, flebiliter, proh dolor! disperiit". Por. MGH
SS
XXIV s. 170. Annal.
Maigdeb. wypisują dosłownie Annał.
Hildesh.
-13 FF RR Btfti. II s. 63: “Annio dorniinfeae incarnationiis
1012 in Polonia facta est persecutiio christianorum".
44
MPH I s. 697—698 pod r. 1030. “Tegoż czasu -umarł
Bolesław
Wielki w Polsce. I było zaburzanie wielkie w zie-
miach
Polski: powstawszy ludzie pozabijali biskupów i ka-
płanów,
i panów swoich, i było u nich zaburzenie".
-*s Tbietmar Chroń, lib. IV c. 56. -
392
Kazimierz Odnowiciel
metropolii
gnieźnieńskiej; Przeminęły trzy generacje
Piastów,
rządzące Polską jako krajem chrześcijańskim.
Praca
nad wzmocnieniem kościoła w Polsce nie za-
kończyła
się Gnieznem, trwała przez całe rządy Bo-
lesława
Chrobrego, znalazła swój wyraz w dalszej,
nie
znanej nam dokładniej rozbudowie organizacji
kościelnej,
w ustanowieniu obok Gniezna drugiej
metropolii,
w wprowadzeniu do Polski mnichów
i
tworzeniu klasztorów, w akcji wreszcie misyjnej,
,
i to nie wewnątrz kraju, lecz na zewnątrz, jak tego
dowodzą
prace misyjne Wojciecha i Brunona z Kwer-
furtu
czy zamierzone i nie spełnione plany misyjne
Pięciu
Braci. Stosunek Mieszka I do kultu św. Lam-
berta
i św. Udairyka 46 świadczy, jak silnie wrosło
chrześcijaństwo
w dwór i dynastię, posłanie włosów
Bolesława
Chrobrego do Rzymu oraz oddanie Polski
Stolicy
Apostolskiej przez znany nam zabytek Da-
gome
iudex uwidoczniają nam, jak już wcześnie
liczyła
się polityka polska z kościołem i papiestwem.
I
Bolesław Chrobry prowadzi dalej tę samą politykę
wobec
Rzymu, uznaje się trybutariuszem Stolicy
Apostolskiej,
płaci czynsz, świętopietrze, utrzymuje
stosunki
z papiestwem, chociaż było ono w tym okresie
bardziej
zależne od cesarstwa niż kiedykolwiek, utrzy-
muje
stosunki z głowami ruchu kościelnego, choćby
tu
tylko wymienić św. Romualda. Politykę tę prowa-
dzi
dalej i Mieszko II, o którego gorliwości w roz-
szerzaniu
chrześcijaństwa i budowaniu kościołów mó-
wi
z takim uznaniem Matylda szwabska, a o którym
twierdzi
Rocznik hildesheimski, że chrześcijaństwo
przez
jego przodków już silnie ugruntowane, zostało
46 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 629—636.
Tsw. reakcja pogańska
393
przez
niego mocniej jeszcze utwierdzone. Skąd zatem
zebrało
się dość materiału dla wybuchu buntu o cha-
rakterze
antychrześcijańskim, antykościelnym, pogari-*
skim?
Dlaczego wreszcie w ciągu lat siedemdziesięciu
nie
spotykamy się z wiadomościami o wcześniejszych
objawach
oporu, kiedy w okolicach nad Łabą zostało
pogaństwo
w r. 983 wielkim powstaniem prawie do-
szczętnie
wykorzenione, a i później nie brakło tam
ruchów,
które swym przykładem mogłyby były służyć
elementom
pogańskim w Polsce.
Byłoby
zapewne dalekie od prawdy, gdybyśmy
sądzili,
że wybuch rewolucyjny w Polsce w latach
1036
i 1037 nie posiadał cech pogańskich, antychrze-
ścijańskich,
o których mówią nam źródła. Ale zdaje
mi
się, że będziemy bliżsi prawdy, jeżeli charakter
tego
ruchu uznamy za częściowo tylko dążący do
zwalczania
kościoła, a częściowo osądzimy go jako
ruch
socjalny, związany zresztą w dużej mierze z wal-
kami
politycznymi, to jest z buntami wewnętrznymi,
mającymi
ostrza skierowane przeciwko dynastii, jak
i
z napadami zewnętrznymi, mającymi na celu zni-
szczenie,
rabunek, wyczerpanie sił i zasobów państwa
i
społeczeństwa; oderwanie wreszcie od organizacji
pewnych
terytoriów dla osłabienia całości. Tak zatem
rola
ruchu pogańskiego ogranicza się do wykorzysta-
nia
słabości księcia i kraju, jest tylko jedną z sił,
które
spowodowane rozwojem wypadków nabrały
w
tym. momencie większej prężności, wybuchły ko-
rzystając
z tego, że i inne siły rozkładowe, przy
upadku
władz; i jfj autorytetu, wybiły się na po-
wierzchnię
jako elementy działające. Nie były to
zapewne
ruchy ze sofą planowo współdziałające, każ-
da
z tych sił działała osobno, nie związana ze sobą,
394
Kazimier;? Odnowiciel
ale
z dużą siłą burzącą, bo działały one obok siebie
równolegle
i co więcej współcześnie.
-
Jeżeli ten ruch o charakterze pogańskim wybuchł
tak
późno, jeżeli za Mieszka I czy później nie sko-
rzystał
nigdy ze zdarzających się niewątpliwie spo-
sobności,
by okazać swą siłę, to powodem tego były
nie
tylko moc, zwartość i autorytet władzy, którą
dzierżyli
Mieszko I czy Bolesław Chrobry, ale za-
pewne
i to, że już od początku istnienia urzędowo
chrześcijaństwa
w Polsce znajdowało się pogaństwo
polskie
w stanie daleko posuniętego rozkładu. Chrze-
ścijaństwo
nie mogło być w Polsce nowością, gdy je
przyjmował
Mieszko I. Jak w końcu IX wieku nie
było
ono nowością nad Wisłą, tak zapewne i nad
Wartą
istniały od dawien dawna zawiązki kultu chrze-
ścijańskiego.
W samej rodzinie panującej, piastow-
skiej,
mogły być chrześcijanki żonami książąt, tak
jak
można podejrzewać, że jeden z przodków Mie-
szka
I był żonaty z córką Świętopełka wielkomoraw-
skiego47.
Mogli tacy książęta żenić się z chrześci-
jańskimi
księżniczkami, mogli utrzymywać stosunki
z
chrześcijańskimi dworami przez swe żony, to mogli
oni
mniej czy więcej jawnie przyjmować nawet wiarę
chrześcijańską,
by ją następnie, jeżeli okoliczności
tego
wymagały, porzucać. Za przykładem dworu
miały
iść sfery z dworem książęcym związane — dalej
reprezentantami
chrześcijaństwa mogli być przyby-
sze,
częściowo emigranci polityczni z Zachodu, kupcy
i
rzemieślnicy, których się sprowadzało, w pewnej
mierze
nawet jeńcy wojenni i niewolnicy. Za nimi
47 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 626.
Tzw. reakcja ipiagdnska
395
szła
pewna liczba duchownych, których ludzie ci
potrzebowali.
W ciągu wieku czy kilkudziesięciu lat
przed
r. 965 mogło tą drogą chrześcijaństwo przygo-,
tować
grunt pod następną, bardziej już intensywną
działalność,
spowodować, że późniejsza praca Jordania
czy
Ungera była łatwiejsza, szybsza, głębsza, bo na-
trafiająca
na glebę już podatną. Toteż kiedy w r. 960
zwraca
się Ruś do Ottona I o przysłanie misjonarzy,
Adalbert,
późniejszy arcybiskup magdeburski, prze-
jeżdża
bez trudności przez rzekomo pogańską Polskę.
Można
stąd sądzić, że Adalbert przy przejeździe przez
Polskę
nie tylko nie miał żadnych obaw, ale że miał
tu
pewne oparcie, zapewne w takich, może nie
bardzo
licznych, skupiskach chrześcijańskich, które
spotykał
na swej drodze. Taka wolna, systematyczna
w
ciągu wielu dziesięcioleci infiltracja chrześcijań-
stwa
przyczynić się musiała w pewnej mierze do
rozkładu
elementu pogańskiego.
Był
jednak jeszcze jeden powód, który, mym
zdaniem,
zdziałał, że rozkład ten był wcale głęboki,
tak
iż reakcja pogańska, o której jest mowa, wybuchła
bardzo
późno, i to tylko jako dodatkowy sojusznik
ruchu
społecznego i politycznego. Kraje północno-
zachodniej
Słowiańszczyzny posiadały, zdaje się, wcale
rozwinięty
i wyrobiony kult pogański, z pewną ilo-
ścią
przedstawicieli tego kultu, czymś w rodzaju
stanu
kapłańskiego. Niektóre takie organizacje noszą
wprost
charakter teokratyczny. O niczym podobnym,
mimo
bliskiego pokrewieństwa i sąsiedztwa, nie sły-
chać
w Polsce. Wolno jednak przypuszczać, że kult,
pogański
w Polsce musiał kiedyś posiadać swą własną
organizację
mutatis-mutandis zbliżoną do tamtych,
396
Kazimierz Odnowiciel
choćby
nawet mniej wyrobioną i doskonałą. Otóż
wiemy,
że u tych zachodnich Słowian właśnie w ele-
mentach
pogańsko-teokratycznych tkwiły najgłów-
niejsze
przeszkody do zorganizowania tam władzy
silnej,
naczelnej, książęcej. Przypuszczać trzeba, że
te
same elementy musiały być i w Polsce przeciwni-
kami
silniejszej władzy, a zwolennikami partykula-
ryzmów,
plemiennego rozbicia. Otóż kiedy przodko-
wie
Mieszka I zaczęli tworzyć swe państwo, kiedy
siłą
i gwałtem podbijali poszczególne plemiona, łą-
cząc
je ze sobą w większy organizm polityczny, wten-
czas,
musieli staczać zaciętą, długoletnią, krwawą
walkę
z przedstawicielami starego porządku, przed-
stawicielami
poszczególnych partykularyzmów. Jak
w
tych okrutnych niewątpliwie zapasach, o których
nie
mamy żadnych wiadomości, ulegli w końcu
drobni
dynastowie plemienni, tak uległy zapewne
zniszczeniu
i wytępieniu kadry tych, których uwa-
żać
by można za przedstawicieli dawnego porządku
pogańskiego.
Tak przodkowie Mieszka I siłą rzeczy
musieli
być przeciwnikami czynnika pogańskiego i. wa-
runki
wewnętrzne pchały ich do objęcia tego, co było
przeciwieństwem
pogaństwa.
W ten sposób w ciągu wieku przed urzędowym:
przyjęciem
chrześcijaństwa przez MieszkaI nie tylko
religia
chrześcijańska powoli rozwartymi drogami
wciskała
się w społeczeństwo polskie, ale, co może
być
donioślejsze, polityka jednoczenia i tępienia par-
tykularyzmów
plemiennych dezorganizowała i syste-
matycznie
osłabiała pogaństwo jako żywioł narodowy.
Gdy
wreszcie Mieszko zdecydował się na krok osta-
teczny,
na urzędowe i jawne przyjęcie chrześcijan—
• Tsw. reakcja pogańska
397
stwa,
miał za sobą nie tylko odpowiednią siłę jako
władca,
ale także niewątpliwie i pewne oparcie w spo-
łeczeństwie,
przede wszystkim oczywiście w wyższych
warstwach
społeczeństwa; miał oparcie w pewnej ilo-
ści
wiernych i pewnej ilości kościołów czy kaplic
już
istniejących. Ale więcej jeszcze: nie czuł się
skrępowany
jakąś zorganizowaną opozycją, bo taka
opozycja
przeciwko polityce jednoczenia z wszelkimi
jej
dalszymi konsekwencjami była od dawna zła-
mana.
Autorytet bowiem władzy książęcej zniweczył
dynastów
plemiennych i wszelkich adherentów.
To
tłumaczyłoby nam łatwość i spokój okresu rze-
komej
chrystianizacji Polski w X w. Gdyby chrześci-
jaństwo
nie miało w Polsce podstawy i poparcia,
gdyby
pogaństwo istniało jako zorganizowany element,
można
wątpić, czy eksperyment Mieszka I wytrzy-
małby
próbę życia. Prawdopodobnie, jak to bywało
u
Słowian zachodnich czy w Skandynawii, po paru
latach
Mieszko I, wygnany z kraju, żałowałby lek-
komyślnie
przyjętego chrześcijaństwa.
Uwagi
powyższe nie mogą mieć w dzisiejszym
stanie
badań innego poparcia jak. -wyrozumowanie
na
podstawie podobieństw, analogii i logiki, wynika-
jącej
z oceny pewnych faktów, zjawisk czy obserwacji.
Sądzę
jednak, że1 nie odbiegają one od rzeczywistości,
są
do niej zapewne zbliżone. Pozwoliłem je sobie
tu
wyrazić dlatego, by wyjaśnić, iż rzekoma reakcja
pogańska
z lat 1036—1037 była tylko jedną z sił
składowych
ruchu, który zniszczył budowę państwa
Chrobrego,
częścią składową, nawet zapewne nie naj-
większą,
najsilniejszą i nie najdonioślejszą.
Że jednak ruch zwrócony przeciw chrześcijaństwu
398
Kasiwwz Odnowiciel
miał
miejsce, nie może ulegać wątpliwości. Pewną
zdaje
się być rzeczą, że postępy znaczne musiało zro-
bić
chrześcijaństwo od lat siedemdziesięciu. Wykład-
nikami
tego postępu była organizacja kościoła, zakła-
danie
klasztorów, budowa kościołów. Ze chrześcijań-
stwo
w ciągu tego czasu nie było w możności
przeniknąć
całości społeczeństwa, od jego szczytów
do
podstaw, zdaje się, że nie ulega wątpliwości, bo
i
w krajach dużo dawniej chrześcijańskich żyły długo
i
trwały przez wieki resztki pogaństwa. Naturalnym
porządkiem
rzeczy chrystianizowały się przede wszy-
stkim
klasy wyższe, związane z dworem, można być
pewnym,
że do dworu Bolesława Chrobrego czy
Mieszka
II, do godności i zaszczytów, do łaski monar-
szej
mieli dostęp wyłącznie chrześcijanie. Okolice
w
pobliżu biskupstw, klasztorów, kościołów ciągle bu-
dowanych
podlegały w dużej mierze zapewne wpływom
kościoła,
a im byli dalej od tych widomych ośrodków
kultu
chrześcijańskiego, tym praca chrystianizacji mu-
siała
być trudniejszą — a była ona tak trudna, gdyż
tylko
wolno, bardzo powoli można było tworzyć kler
zdolny
przemawiać do ludu w jego własnym języku.
Stąd
musiały być liczne zakątki kraju, w których
chrześcijaństwo
było tylko bardzo powierzchownym
nalotem,
jak i takie, do których misjonarz i nowa
wiara
w ogóle jeszcze nie dotarli. Prawdopodobnie daw-
ny
kult pogański, osłabiony już przedtem innymi
przyczynami,
żył jeszcze i był przechowywany wśród
ludu.
Zapewne taki pogański Polak czy północni pol-
scy
sąsiedzi odwracali się z niechęcią od głosicielstwa
Bożego,
bo “dla takich ludzi (misjonarzy i duchow-
nych)
ziemia nasza nie wyda owoców, drzewa nie
Tzw. reakcja pogańska
399
obrodzą,
trzody rozpładniać się nie będą, stare zaś
bydło
wyginie" 48. Dziwić się temu nie można, skora
w
dużo dawniej schrystianizowanych Czechach żyje
jeszcze
pogaństwo w XI wieku, skoro pogan spoty-
kamy
w tym czasie jeszcze na terytorium niemiec-
kim,
bretońskim i skoro u nas jeszcze w XV wieku
znajdują
się pewne ślady pogaństwa i jego zwyczajów,
oczywiście
w formie przeżytków pomiędzy ludem.
W
każdym razie znalazły się w tym okresie pew-
ne
czynniki, które wpłynęły na pobudzenie elementu
pogańskiego
do dużej prężności. Rozszerzanie się
żywiołu
chrześcijańskiego, bogactwo i znaczenie,
które
zyskały w organizmie państwa biskupstwa,.
klasztory
i kościoły, ich akcja rozszerzania chrześci-
jaństwa,
pomoc, jaką dawała władza monarsza przy
zmuszaniu
ludności do wykonywania przepisów reli-
gijnych
czy też dla przeprowadzenia świadczeń na
rzecz
kościoła, spowodowały, że zaczynało być już
ciasno
stronnikom pogaństwa. To wywoływać musiało,
dążność
do odzyskania dawnych granic, do zepchnięcia
chrześcijaństwa
na stanowisko podrzędne, i to nadało
pogańskim
żywiołom tak ekspansywny charakter.
Następnie
gdy Mieszko II uległ zewnętrznym
i
wewnętrznym nieprzyjaciołom, żywioł pogański żyr
skał
na sile wobec osłabionego władcy i zaczął wybi-
jać
się na wierzch. Widzimy nadto samego Mieszka II
łupiącego
za Łabą na czele pogańskich tłumów nieokre- •
słonej
narodowości — możliwą więc jest rzeczą, że
MPH
I s. 214. Brunona Żywot św. "Wojciecha: “Propter
•tales...
homines terra nostra non habebit fructum, arbores
non
partupiuntur,
nova non mascuntur anumalia, vetera mo-
riuntur".
400
Kazimierz Odnowiciel
taki
sojusz z poganami mógł oddziałać ożywczo
na
pogaństwo polskie. Łączył się co prawda Henryk II
z
pogańskimi Lutykami, ale to nie mogło mieć wpły-
wu
na chrześcijańskie rycerstwo niemieckie. Bez
odpowiedzi
musi pozostać pytanie, czy przypadkiem
jeden
z braci Mieszkowych nie powołał polskiego
pogaństwa
do świadomości politycznej, opierając się
na
tym żywiole w walce z bratem. Czy miały wre-
szcie
te dążenia reakcyjne więź z prądem, który
prawie
równocześnie okazuje się wśród Słowian za-
chodnich,
nadłabskich? Trudno to stwierdzić, wolno
jednak
przypuścić, że pragnienia i dążenia jednych
mogły
wywierać pewien wpływ na drugich.
Ten
ruch mas pogańskich, zatem przede wszy-
stkim
warstw niższych, przybrał pewne cechy ruchu
socjalnego,
cechy może nawet silniejsze, bardziej wy-
raziste
i terytorialnie szersze niż tamte. Anonim-Gall
mniej
pisze o walce pogaństwa z chrześcijaństwem,
za
to cały nacisk kładzie na sprawę socjalną, na walkę
klasy
bogatej i lepiej prawem opatrzonej z klasą
upośledzonych.
Wskazuje na to opowiadanie Anoni-
ma-Galla,
które mimo pewnych reminiscencji z lite-
ratury klasycznej musi być uznane za wiarogodne:
“Służebnicy
powstali przeciw swoim panom, wyzwo-
leńcy
przeciw szlachetnym mężom, a czyniąc się sami
panami,
przygniatali na odwrót niewolą drugich,
mordowali
ich, żony cudzołożnic, zaszczyty zbrodni-
czo
wydzierali" 49.
Takie przesilenie socjalne mogło wystąpić w spo-
49
Lib. I c. 19: “Nam in dominos servi, contra nobiles li-
befati,
se ipsos in dominium extulerunt, aliis in seryitio versa
vice
delentis, aliis peremptis uxores eorum incestuose ho-
noresgu"
sceleratissime rapuerunt".
Tzw.. reakcja pogańska
401
sób
bardzo ostry, jeżeli zważymy, że czasy Bolesława
Chrobrego
z tworzącą się organizacją kościelną, z ro-
zwijającym
się stanem rycerskim musiały wywołać
bardzo
znaczne przesunięcia społeczne zarówno przez
wyciąganie
pewnych grup ludności w górę, jak przez
spychanie
innych w dół. Musiały też w tym okresie
czasu
różnice materialne rosnąć i zaznaczać się coraz
to
silniej, a to przeciwstawienie się warstw posiadają-
cych
ubogim, wolnych niewolnym, a wybijających się
upadającym
musiało wytworzyć ferment społeczny,
którego
następstwem był ruch rewolucyjny, który
teraz
wybuchł.
Do
tego dodać należy warunki polityczne. Po klę-
skach
Mieszka II, po walkach, które król ten musiał
prowadzić
z braćmi i pretendentami, autorytet władzy
musiał
być w upadku. Młody Kazimierz nie miał
dużo
sił, środków, doświadczenia ani czasu, by móc
go
podnieść. Koło tronu zaś znaleźli się ludzie bez-
względni,
którzy postanowili wyzyskać słabość władzy
młodego
monarchy. Przypuszczać trzeba, że na te
czasy
przypada bunt Miesława, który objął Mazow-
sze,
a który z niego zrobił osobne, udzielne, niezależ-
ne
księstwo. Mogły być i inne tego rodzaju bunty,
o
których nie wiemy, a które przy ruchu pogańskim
i
socjalnym uczyniły pobyt Kazimierza w Polsce
niemożliwy.
Ze już na ten czas zapewne musiały
przypaść
także pewne zawikłania zewnętrzne, zdaje
się
być rzeczą wysoce prawdopodobną. Nie można
sobie
wyobrazić, by sąsiedzi Polski pozostali bezczynni
w
chwili walk wewnętrznych i rewolty. Nie słyszymy
co
prawda, by Ruś i Węgry czy Czechy wystąpiły
z
napadem, nie słyszymy też nic o Pomorzu, ale ci
ostatni
późniejsi sprzymierzeńcy Miesława chyba ta-
26 Polska X—XI wieku
402
Kazimierz Odnowiciel
kiej
sposobności nie zaniedbali, by nie zrobić paru
łupieskich
napadów. W ten sposób uległ Kazimierz,
zagrożony
z wewnątrz i zewnątrz, pozbawiony po-
mocy,
nie mogący stawić czoła żywiołowej sile, która
się
rozpętała nad dziedzictwem Bolesława Chrobrego
i
Mieszka II. Nie pozostało mu nic innego, jak rato-
wanie
życia i poszukanie za granicą Polski kogoś, o
kto
by mu udzielił pomocy
dla powrotu na tron.
Trudno,
by było określić dokładniej, jakie dziel-
nice
ówczesnej Polski były ośrodkiem tego ruchu,
a
które przy tym uległy zniszczeniu podczas buntu
i
rewolty. Nie mamy o tym pozytywnej wskazówki.
Można
więc sięgnąć jedynie do argumentów pośred-
nich,
takich, które tylko słabo mogą ważne to zagad-
nienie
oświetlić. Znamy zatem jedno tylko ognisko
buntu
politycznego, którym było Mazowsze. Dzielnica
ta,
w rozmiarach zresztą nam nieznanych, należała do
r.
1046 do Miesława. Wedle anegdotycznego opowia-
dania
Anonima-Galla cieszyć się miało Mazowsze
ciszą
i spokojem, tam rzekomo chroniła się ludność"
z
innych stron, zagrożonych, szukająca za Wisłą schro-
nienia
50.
Ta
zatem dzielnica, pod względem urządzeń
i
ustroju zacofana w porównaniu z innymi stronami
Polski,
miała być oazą zaciszną i spokojną. Trudno
to
sobie wyobrazić, ale taki jest przekaz z poważnego
źródła
pisany w trzy ćwierci wieku później. W Kra-
kowie,
zniszczonym dopiero przez Czechów w r. 1038,
odbywały
się jeszcze w r. 1037 ważne ceremonie
kościelne,
jak wyświęcanie kapłanów51. Także no-
80
Lib. I. c. 20.
s1
MPH II s. 794.
Tzw. reakcja pogańska.
403
tuje
się tu ważne zapiski do rocznika, w każdym
razie
ten nieznany pisarz nie wciągnął pod r. 1036
wiadomości
o buntach czy rozruchach. Zamek kró-
lewski
i skarby tam złożone stoją nietknięte i nie-
naruszone,
dostaną się dopiero w r. 1038 w ręce cze-
skie.
Tak więc w tym, co prawda obronnym, grodzie
płynie
życie względnie spokojnie i normalnie. Kar-
tedra
gnieźnieńska ze swymi przebogatymi skarbami
tam
nagromadzonymi zostanie dopiero złupiona i zni4-
szczona
w r. 1038, podobnie zdaje się, ma się rzecz
z
Poznaniem. Brzetysław w r. 1038 idzie przez Pol-
skę
drogą otwartą, bez oporu, ale idzie przez kraj
nie
zniszczony, zatem przez Kraków, dalej na północ
przez
Giecz, Gniezno do Poznania, dalej zaś do Czech,
zapewne
przez Wrocław. Można przypuszczać, że łu-
pieżcza
wyprawa Brzetysława, która zatoczyła wielkie
półkole,
omijała raczej okolice objęte buntem jako
te,
które już nie przedstawiały wartości pod względem
łupów,
bo buntownicy dawno je zrabowali, a które
musiały
przedstawiać duże trudności aprowizacyjne
jako
kraj zniszczony i wyczerpany. Wynikałoby z te-
go,
że ogniska buntu i przewrotu należałoby szukać
gdzieś
poza tym półkolem; zapewne nie wewnątrz
tego
półkola, lecz zewnątrz, tam zatem, gdzie leżała
ta
druga, nie znana nam bliżej metropolia kościelna62.
Czy
ruch pogański objął całość tej drugiej pro-
wincji
kościelnej, jak wynika z poprzednich wywo-
dów,
obejmującej także Mazowsze, czy w świetle
52
Por. wyżej: O zaginionej metropolii. J. Dąbrowski
O
kolebkę kultury polskiej. Studia staropolskie s. 17,
uważa
Wielkopolskę
jako ośrodek ruchu pogańskiego, opierając się
na
spustoszeniu katedry gnieźnieńskie,), złupionej przez Cze-
chów.
28*
404
•,Kazimierz Odwowżcżel
opowiadania
Anonima-Galla Mazowsze nie było na-
wiedzone
tą klęską, nie da się rozstrzygnąć, faktem
pozostanie,
że ta druga metropolia z biskupstwami
do
niej należącymi przestała istnieć i że jej zatrata
może
być związana jedynie z katastrofą tych czasów.
Mniej
się wydaje prawdopodobne, by większe ruchy
pogańsko-społeczne
miały miejsce wewnątrz tego pół-
kola,
bo tam nie ma śladów takiego zniszczenia, a ele-
ment
chrześcijański musiał być w tych stronach sil-
niejszy.
Widać z tego wszystkiego, że ruch ten nie
objął
całości kraju — raczej tylko pewne jego części
znalazły
się w stanie zapalnym, jednak na tyle silnym,
że
zniszczył on w tych stronach wszelkie ślady po-
przednio
tu działającej organizacji kościelnej. Mo-
gły
być poza tym, nawet musiały, tu i ówdzie mniej-
sze,
drobniejsze rozmiarami wybuchy. Ze przy tej
walce
musiały ucierpieć znacznie kościoły i klasztory
istniejące,
że były zrabowane i zniszczone siedziby
możnych,
nie może ulegać wątpliwości. Ze były licz-
ne
ofiary, że mordowano i palono, to i to uważać
możemy
zapewne za rzecz mającą miejsce zwykle
przy
tego rodzaju ruchach. Anonim-Gall pisząc o tych
zaburzeniach
podkreśla walkę niższych warstw
z
wyższymi, dodaje także, że “...i spod wiary katolic-
kiej
się wyłamując, czego bez lamentu powiedzieć
nie
możem, przeciwko biskupom i kapłanom Bożym
się
podnieśli, jednych, jakby zaszczytnie j, mieczem
gładzili
ze świata, drugich zaś, niby śmiercią pod-
lejszą,
kamieniowali" 53.
Tzw.
Nestor zaś pisze: “I było
zaburzenie wielkie
w
ziemiach polskich, i powstawszy ludzie pozabijali
••-a Lib. l c. 18.
Klęska ntOTiarchii
405
biskupów
i kapłanów, i: panów swoich" s4. W każdym
razie
nie mamy żadnego śladu, by zginął w tym
czasie
jakikolwiek biskup polski. Nie przechowała się
tradycja
ani o jednym zamordowanym w tym cza-
sie
kapłanie czy biskupie, chociaż w r. 1037 zapisano
w
rocznikach wiadomość o wyświęceniu Żuli Lam-
berta
na kapłana. Zapisano by zatem może i śmierć
tego
czy innego biskupa, gdyby stracił życie w obro-
nie
wiary i kościoła, jako męczennik i ofiara obo-
wiązku.
Ta obserwacja mogłaby świadczyć, że w ca-
łym
tym ruchu była przewaga elementu socjalnego
nad
religijnym.
Sam
ten ruch, zdaje się, nie był tak silny, by
jemu
tylko przypisać wygnanie Kazimierza z kraju.
Nie
obejmował całości państwa, miał mimo wszystko
raczej
lokalny, prowincjonalny charakter. Lecz obok
niego
stanęła druga siła, wojna domowa, o wiele
groźniejsza
i niebezpieczniejsza, bo zorganizowana
i
świadoma celów. Znamy jednego z głównych jej ak-
torów:
był nim Miesław, były cześnik króla Miesz-
ka
II, pan zapewne możny, dążący do uwolnienia się
od
zawisłości od domu Piastowiców. Po opuszczeniu
Polski
przez Rychezę poczuł się prawdopodobnie je-
szcze
pewniejszy siebie, a korzystając z okoliczności
s1
MPH I s. 697. Sądzę, że opowieść Nestora o zabijaniu
biskupów
jest przejaskrawieniem sprawy przez kronikarza.
Anonim-Gall
mówi o powstaniu przeciwko biskupom, o mor-
dowaniu
mówi ogólnikowo, bez pozytywnego stwierdzenia, żs
mordowano
także biskupów. Łączenie zaś zapiski roczników
naszych
z r. 1030 o śmierci dwu biskupów z wypadkami la-t
1036
i 1037 wydaje mi się wiązaniem ze sobą wiadomości
nie-
współmiernych.
Por. także tzw. Żywot Mojżesza Węgrzyna,
MPH
IV s. 815 i 816, gdzie są pewne wiadomości o buncie
w
Polsce, ale już zupełnie legendowego charakteru.
406
Kazimierz Odnowiciel
podniósł
bunt i oderwał od państwa Kazimierzowe-
go
Mazowsze s5. Niepodobna przypuścić, by Kazi-
mierz
nie reagował przeciwko buntowniczemu Mie-
sławowi,
lecz widocznie bez powodzenia. Miesław
utrzymywał
się na Mazowszu, Kazimierz zaś zgnę-
biony
klęskami musiał opuścić Polskę.
Dodać
tu należy, że prócz ruchu socjalno-pogań-
skiego,
prócz Miesława (a takich Miesławów mogło
być
więcej), na ten czas położyć należy także i część
napadów
sąsiadów, zagranicznych nieprzyjaciół. An-
nales
Magdeburgenses 56, Anonim-Gall 57 podają, że
“reges
et duces in circuitu" uderzyli na Polskę, po-
niszczyli
i pozabierali rozmaite grody. Pewną jest
rzeczą,
że najgłówniejszym najeźdźcą był dopiero
w
r. 1038 sam Brzetysław czeski, lecz polegając na
66
Anonim-Gall, Mb. I c. 20. “Erat namque quidam
Meczzlaus
nomine, pinoerna patris sui Meschonis et minister;
post
mortem ipsius Mazoyłae gentis sua persuasione prin-
ceps
existebat et signifer".
Ze
słów: “Erat enim eo tempore
Mazoyia
Polonis iiłuc antea fugientibus, ut dictum, in tantum
populosa",
i ze zdania, lib. I c. 19: “Uli vero qui de manibus
hostium
evadebant, vel qui suorum seditionem devitabant,
ultra
fluvium Wyślą in M.azoyiam fugiebant", można sądzić,
że
rebelia Miesława może nawet była wcześniejsza od pow-
stania,
ze ruch cały zacząć się mógł od buntu Miesława.
"W
każdym raziie, jak wynika z c. 20, musiało to mieć miejsce
przed
ucieczką Kazimitirza.
s6
MGR SS XVI s. 170, pod r. 1034: “Interim Polonia a vi-
ciinis
natiomibus et m.axime a Bioemis multum deyastata est".
07
Liib. I c. 19. “Interea reges et duces in circuitu Polo-
niam
quisque de parte sua conculoabiat sUJoque dominio civi-
tates
quisque castellaque conttgua vel applicabat
vel vm-
cendp
terrae coa.equabat". Jest w tym zdaniu niewątpliwie
nieco
pragmatyzacji kronikarzia.
Kieska monarchii
407
świadectwie
Anonima-Galla już poprzednio miała być
Polska
polem łupieskich najazdów sąsiadów. Co się
nich
tyczy, to posiadamy -bardzo niepewne dane.
Anonim-Gall
wymienia tylko dwa obce narody,
które
Kazimierz wypędzał z Polski po swym powro-
cie,
tj. Czechów i Pomorzan 58.
Jednym
zatem z okolicznych ludów byli Pomorza-
nie,
zawsze gotowi rabować i łupić, ile razy w Pol-
sce
nadarzyła się sposobność. Tym łatwiej to przy-
jąć,
że byli oni następnie stałymi sprzymierzeńca-
mi
Miesława. Pogaństwo, którego się mimo starań
Bolesława
Chrobrego stale trzymali, mogło ich po-
pychać
do wdzierania się do Polski trawionej walką
żywiołu
pogańskiego z chrześcijaństwem. Kronika
Anonima-Galla
przedstawia nam pasma ustawicznych
walk
Pomorzan z Kazimierzem, Bolesławem Śmia-
łym,
Władysławem Hermanem i Bolesławem Krzy-
woustym,
nie można wątpić, że tak bywało i dawniej,
zwłaszcza
gdy książę polski był zajęty wewnętrznymi
trudnościami.
Jaki jednak mógł być inny napastnik?
Anonim-Gall
mówi o “reges i duces", reges, królo-
wie,
to mogliby być tylko król węgierski i wielki
książę
ruski, zwykle królem na Zachodzie nazywany.
Ale
by Stefan węgierski czy Jarosław ruski
w tym
58
Ze napady, o których mowa, i bunt pogański były rze-
czywiście
przed najazdem czeskim, świadczą słowa Anonima-
-Galla,
lib. I
c. 19: “Ad extiremum autem tam ab extraneis
quam
ab mdigenis ad tantam Polonia desolationem est re-
dacta,
quod ex toto paene dmtiis et hominibus est exacta.
Eo
tempore etc." I
tu następuje dopiero wiadomość o napa-
dzie
z r. 1038, gdy poprzednio jest mowa o napadach i bun-
cie
pogańskim.
408
Kazimierz Odnowiciel
czasie
na Polskę napadli, nie da się poprzeć żadnym
źródłowym
dowodem59, owszem, cały splot następ-
nych
wypadków zdaje się raczej świadczyć przeciwko
temu.
Można by wreszcie myśleć jeszcze o napadach
pruskich,
nie niemożliwych, ale i tu brak nam ja-
kichkolwiek
wiadomości.
Rozmiary
klęski, która wtedy nawiedziła Polskę,
nie
dadzą się określić i ocenić. Źródła, skłonne zaw-
sze
zresztą w takich okolicznościach do pewnej prze-
sady,
twierdzą, że chrześcijaństwo zupełnie upadło,
kraj
został wyniszczony, bogactwa zostały zrabowa-
ne,
a ludność częściowo wytępiona, częściowo zaś
uprowadzona
w niewolę. Nie można wątpić, że straty
musiały
być bardzo duże — zwłaszcza można się ich
dopatrywać
na terenie działalności kościoła: z okresu
przed
Kazimierzem Odnowicielem mamy bądź co
bądź
trochę, bardzo niewiele zresztą wiadomości
rocznikarskich,
tyczących się spraw kościelnych
w
Polsce. Od r. 1017 przez lat dwadzieścia następnych
zapisano
jedną • tylko notatkę tyczącą się biskupa
krakowskiego
Aarona. Nie świadczy to oczywiście
o
zaginięciu całej organizacji kościelnej, ale o tym,
że
zabrakło ludzi, którzy by się interesowali spra-
wami
kraju i kościoła i którzy by takie wiadomości
59
Rychło po powrocie do kraju małżeństwo Kazimierza
z
Dobroniegą ruską otwiera pole do domysłów, iż może
już
wcześniej
istniały w tej sprawie jakieś rokowania między
Kazimierzem
a Jarosławem. Gdyby tak było, można by łatwiej
zrozumieć,
dlaczego nie wymieniono Rusi między napadają-
cymi.
Argumentem przeciw temu jest to, że w takiej kombi-
nacji
mógłby się Kazimierz najłatwiej spodziewać pomocy
ruskiej
i powinien by zbiec na Ruś dla zyskania posiłków od
Jarosława.
Kieska monarchii
409
opisywali.
Wiele klasztorów musiało ulec w tych cza-
sach
zniszczeniu, by się już nie podnieść — niewąt-
pliwie
zniszczono też wiele kościołów i kaplic. Za-
pewne
ucierpieć musiała także niejedna katedra,
zwłaszcza
tamtej drugiej prowincji kościelnej, bo
katedry
leżące w prowincji gnieźnieńskiej dotknięte
zostały
wielką klęską dopiero w r. 1038 podczas na-
jazdu
czeskiego. Toteż dopiero najazd czeski dopełnił
ostatecznie
dzieła zniszczenia kraju i wyczerpania je-
go
sił i środków.
Jest
rzeczą zwracającą uwagę, że środek kraju,
przestrzeń
od Krakowa do Gniezna, ta część, którą
nawiedził
w r. 1038 najazd Brzetysława, znajdował
się
wtenczas we względnym porządku. Grody są nie-
tknięte,
w Krakowie jest chroniony i zabezpieczony
skarbiec
królewski, w Gnieźnie bogactwa katedry są
nienaruszone,
kościoły i groby świętych nietknięte,
życie
zdaje się płynąć tu zupełnie swobodnym kory-
tem.
Widocznie strony te nie tylko nie były terenem
ruchów
rewolucyjnych czy większych jakichś walk,
lecz
co więcej, musiała tu istnieć jakaś władza, ja-
kaś
opieka, jakaś siła, która pozwoliła tej części kra-
ju
dotrwać względnie spokojnie i pomyślnie do lata
1038,
i że te strony poniosły dopiero wtedy klęski
w
postaci rabunku, zniszczenia i uprowadzenia jeń-
ców,
nie mniejsze zapewne od tych, które w innych
stronach
były dziełem reakcji pogańskiej, ruchów
społecznych,
buntów możnowładców czy najazdów pod-
morskich.
Jeżeli chodzi o pytanie, czyja to mogła być
władza,
która chroniła tę część kraju, to można by
sądzić,
że tu kryły się jeszcze resztki władzy ksią-
żęcej,
jak by na to wskazywały skarby monarsze
przechowywane
na zamku w Krakowie: zapewne za-
410
Kazimierz Odnowiciel
tem
opuszczenie
kraju przez Kazimierza nastąpiło
późno,
a i po jego wyjeździe dla szukania pomocy
została
tu pewna siła, która z nim trzymała i w jego
imieniu
rządziła tymi stronami.
Przy
końcu zatem r. 1037 widzimy rozbicie Polski
doznającej
od r. 1031 ustawicznych klęsk i niepowo-
dzeń.
Klęski te i niepowodzenia musiały być tak duże
i
tak głęboko sięgające, że Kazimierz uznał za wła-
ściwe
opuścić kraj, by szukać schronienia i pomocy za
granicą.
Mazowsze dzierżył Miesław, część kraju była
opanowana
przez łupiące pospólstwo, pogranicza ule-
gały
bezkarnym najazdom. Środek kraju był, jak
widzimy,
względnie spokojny, zawdzięczając to może
resztkom
władzy i autorytetu monarchy.
IŁ
1038. NAJAZD BRZETYSŁAWA.
POBYT
KAZIMIERZA NA OBCZYŹNIE
I
POWRÓT
DO KRAJU
ZiC
stanu rzeczy w Polsce po ucieczce Kazimierza
za
granicę postanowił korzystać książę czeski Brze-
tysław.
Wstąpił on na tron czeski po nagłej śmierci
Udairyka,
dnia 9 listopada 1034 r. 60, w następnym
roku
podczas zjazdu w Bamberdze zyskał uznanie ce-
sarza
Konrada II, a wkrótce potem zdobył sobie imię
dzielnego
wodza i wojownika w wyprawie cesarza na
Lutyków.
Jego wojenne szczęście czy zdolności znane
były
od dawna, on to odebrał Morawy Polsce, jeszcze
za
życia Mieszka II, a jego skłonność do awanturni-
czych
wypraw maluje się najlepiej w romantycznym
porwaniu
Judyty, siostry Ottona ze Schweinfurtu..
60
Przyjmuję tę datę za Gfessbrecihtem, Mullerem, Lo-
sertem
i H. Bressiauem, wbrew czsskim uczonym, którzy
kładą
tu datę 1037 r. na podstawie Kosm.asa. KoSmas sam
jednak
popiera wiadomości źródeł memiecikich o roku 1034,
podając,
że wyprawa na Polskę odbyła się czwartego roku
rządów
Brzetysława, a za miała ona miejsce w r. 1038, zatem
śmierć
Udairyka przypaść musi na r. 1034.
412
Kazimierz Odnowiciel
W
chwili kiedy Polska była pogrążona w najgłębszym
upadku,
datuje się wzrost potęgi państwa czeskiego
pod
Brzetysławem do większego niż kiedykolwiek
w
X czy XI wieku znaczenia, krótkotrwałego jednak
i
przemijającego. Czas największej świetności Brze-
tysława
przypada na lata 1038 i 1040.
W
Polsce, gdzie Kazimierza nie było, gdzie
wszelka
władza, jeżeli jej szczątki gdzieś pozostały,
musiała
być bardzo słaba, gdzie nikt nie mógł myśleć
o
zorganizowaniu oporu, każda wyprawa wojenna
miała
łatwe zadanie, mogła liczyć na zdobycze bądź
to
terytorialne, bądź też na łupy, skarby i na jeńców.
Dla
Brzetysława wyprawa do Polski przedstawia się
ponętnie
— można było bowiem liczyć, że rycerstwo
czeskie
nie znajdzie oporu — książę czeski, stojący
na
czele państwa obszernego, bogatego i ludnego, bę-
dzie
w możności bez trudu i ryzyka przeprowadzić
swe
plany. Jedynym hamulcem mógłby być dla Brze-
tysława
sam -cesarz, który by wolał mieć na wscho-
dzie
słabą Polskę i niezbyt potężne Czechy, a który
zawsze
z niechęcią patrzył na to, by czy Polska,
czy
Czechy rosły zbytnio w siły, a zwłaszcza by oba
te
kraje nie połączyły się ze sobą pod jedną, wspólną
władzą.
Niebezpieczeństwo takie groziło już raz po-
tędze
niemieckiej, gdy w r.~1003 Bolesław Chrobry
opanował
Czechy, dlatego też nie żałował Henryk II
sił
i środków, by zarysowującą się na wschodzie po-
tęgę
Polski rozbić i zniszczyć. Takie niebezpieczeń-
stwo
mogło grozić Konradowi II w r. 1037, gdyby
osłabiona
Polska stała się zdobyczą czeską. Sytua-
.cja
bowiem ogólna była w tym czasie wcale korzystna
dla
Brzetysława. Zwierzchnik ówczesny Czech i Pol-
ski,
cesarz Konrad II, był człowiekiem mocno starze-
Najazd czeski
413
jącym
się, gdy jego następca król Henryk III za-
ledwie
wyszedł z lat chłopięcych. Przewidywać mo-
żna
więc było rychłą zmianę tronu w Niemczech, po-
łączoną
jak zwykle z dużymi trudnościami. Od
r.
1037 bawił cesarz we Włoszech, mocno zajęty
rozmaitymi
sprawami, zwłaszcza lombardzkimi, tłu-
•miąc
zamieszki i rozruchy, których było tam zawsze
dużo.
Zwłaszcza przedmiotem troski i wysiłków ce-
sarza
była sprawa prawie buntu arcybiskupa Medio-
lanu,
najpotężniejszego pana duchownego północnych
Włoch,
Ariberta, który połączył się z dawnym orężem
dynastii
salijskiej i jej potęgi, ugruntowanej od nie-
dawna
w Burgundii, z Odonem z Champagne, który
napadł
właśnie na Lotaryngię i ją spustoszył. Miał
zatem
cesarz dużo ważnych a nie załatwionych, trud-
nych
i niebezpiecznych spraw, tak na południu, jak
na
północy, wiele kłopotów i wielu poważnych prze-
ciwników.
To- pozwalało Brzetysławowi, dotychczas
wiernemu
i zasłużonemu lennikowi cesarskiemu, na
większą
swobodę ruchów. Mógł słusznie liczyć, że
cesarz
nie będzie w stanie rychło wmieszać się
w
sprawy północno-wschodniej Europy, że zanim ce-
sarz
pozbędzie się trudności na wschodzie i we Wło-
szech,
to on, Brzetysław, wyciągnie wielkie korzy-
ści,
jakie, spodziewać się było wolno, przedstawiała
słabość
Polski. W najgorszej chwili, przy tych wszyst-
kich
trudnościach władzy cesarskiej nie można było
wątpić,
że drogą targów będzie mógł Brzetysław wie-
le
od cesarza uzyskać, który nie rad byłby, by do
licznych
jego przeciwników dołączył się jeszcze ksią-
żę
czeski.
Plany
Brzetysława, który nie był spadkobiercą
wielkich
aspiracji Bolesława Chrobrego ani tradycji
414
Kazimierz Odnowiciel
Wielkich
Moraw, były względnie skromne, a w na-
stępstwie
tego może bardziej realne, bliższe urze-
czywistnienia.
Brzetysławowi bynajmniej nie chodziło
ó
stworzenie wielkiego zachodnio-słowiańskiego pań-
stwa;
działał on jedynie i wyłącznie w interesie włas-
nym,
czeskim, a to, co w tym kierunku zdziałał, dało
wynik
jedynie ujemny. Rezultatem bowiem ostatecz-
nym
było to tylko, że zdobyczy polskich utrzymać
nie
był w stanie, a dawna nienawiść polsko-czeska,
dawniejsza
zresztą niż zabór Czech przez Chrobre-
go,
stała się, ku wielkiej szkodzie zarówno Czech,
jak
Polski, jak całej zachodniej Słowiańszczyzny,
czynnikiem
stałym polityki polskiej i czeskiej. Po-
pchnęło
to wszystko rychło i skutecznie Czechy
w
objęcia Niemiec, które to Czechy robiły swą dal-
szą
karierę polityczną, chwilami wielką i wspaniałą,
w
ścisłym już związku i oparciu się o cesarstwo, ja-
ko
jego część składowa i stała. Bądź co bądź wtedy,
kiedy
Brzetysław obliczał swe siły i możliwości, miał
jeszcze
na celu usamodzielnienie się od Niemiec, ale
bez
przewidywania przyszłości, bez myśli o tym, że
osłabiona
Polska i wydana na łup germaństwu Sło-
wiańszczyzna
załabska będą dla Czech czynnikami
osłabiającymi
również oporność tego organizmu, któ-
ry
kosztem Polski pragnął wzmocnić. Brzetysław,
jak
to wskazują późniejsze jego posunięcia, pragnął
uwolnić
Czechy od zwierzchności niemieckiej,
a
pierwszym do tego krokiem miało być podniesie-
nie
biskupstwa polskiego do godności siedziby me-
tropolitalnej,
do zwolnienia Czech od związku ko-
ścielnego
z Moguncją. Popierał go i utwierdzał w tych
ambicjach
biskup praski Sewer i on był zapewne in-
Nd jazd cze.iki
415
spiratorem
tych myśli Brzetysława. Zapewne że na
dalszym
planie przyświecało mu uzyskanie dla sie-
bie
i swoich następców tytułu królewskiego, godności,
którą
nosił Bolesław Chrobry i Mieszko II, jak i inny
sąsiad
Brzetysława, Stefan węgierski. Brzetysław za-
pewne
czuł i wiedział, jak i jego doradca Sewer, że
bez
oporu ze strony Niemiec się nie obejdzie, liczył
zaś
na własne siły, na trudności, w których znajdo-
wało
się cesarstwo, jak i na to, że rozbita Polska nie
będzie
mogła odegrać żadnej roli w walce przewidy-
wanej
w przyszłości. Polityka niemiecka w tych stro-
nach
Europy wygrywała stale antagonizmy wzajemne
państw
słowiańskich, zatem też Polski przeciwko Cze-
chom
i Czechów przeciwko Polsce. Interesem przeto
w
tej chwili Brzetysława było doprowadzenie Polski
do
takiego stanu, by na lat wiele Polska przestała
istnieć
jako czynnik, który by Niemcy byli w możno-
ści
zużytkować przeciwko ambitnej polityce Brze-
tysława.
Żeby więc samemu się względnie wzmocnię
na
przyszłe zapasy z Niemcami, postanowił w tej tak
sprzyjającej
i dogodnej chwili uderzyć na Polskę,
zniszczyć
kraj, zabrać taką część Polski, która bezpo-
średnio
przylegała do Czech, to jest Śląsk, zrabować
sfearby,
zabrać ciało św. Wojciecha, które dało ka-
tedrze
gnieźnieńskiej tytuł arcybiskupi, by na tej
podstawie
żądać tego samego dla Pragi, uprowadzić
wreszcie
z Polski co najwięcej ludności, by tą drogą
ją
osłabić, a samemu zyskać siłę zaborczą i rządniczą,
W
ten sposób wedle planów Brzetysława Polska mia-
ła
być do reszty rozgromiona, a w razie niespodzie-
wanego
powrotu Kazimierza i odrodzenia się kraju,
musiałby
być cały naród zajęty odzyskiwaniem
od-
416
Kazimierz Odnowiciel
padłych
dzielnic, odbudowywaniem swego gospo-
darstwa.
W następstwie tego miałyby wzmocnione
•Czechy
tylko jednego poważnego przeciwnika, cesar-
stwo,
Polska zaś mogła odgrywać tylko rolę trzecio-
rzędnego
dywersanta, mało na razie groźnego.
Plany
te Brzetysława nie były chimerą, przy-
szłość
wykazała, że spoczywały one na wcale real-
nej
podstawie. Polityczne trudności nie pozwoliły
Niemcom
wystąpić przeciwko ambitnym dążeniom
Brzetysława
prędzej jak w r. 1040, a wiadomo, że
wyprawa
ta Henryka III skończyła się jego klęską.
Polska
przez wiele lat nie mogła wyleczyć się z ran
zadanych
przez Czechy, przez lat dziesięć musiała
walczyć
o odzyskanie Mazowsza, a przez lat szesna-
ście
była zwrócona uwaga Kazimierza na Śląsk.
Służyła
wreszcie Brzetysławowi jeszcze jedna okazja:
.była
nią śmierć Stefana węgierskiego i długie lata
walk
wewnętrznych i znacznego osłabienia sił pań-
stwa
madziarskiego za Piotra Wenecjanina. Tą dro-
gą
ubył Brzetysławowi jeden możliwy przeciwnik,
silny
i niebezpieczny. Za to niewątpliwie nie docenił
on
potęgi cesarstwa; Henryk III, choć bardzo młody,
okazał
się przeciwnikiem i politykiem, który rozpo-
rządzał
środkami tak dużymi, że choć ze znacznymi
trudnościami,
których nigdy nie brakło w obrębie
władzy
królów niemieckich, ostateczny rezultat nie-
równej
walki był dla Czech negatywny. Nie dodał
siły
Czechom, osłabił Polskę, jak i własny kraj, po-
głębił
zawiść polską i czeską wzajemną, był jednym
z
tych, którzy mimo pozornych, bardzo znacznych
powodzeń
kładli podwaliny pod wpływy niemieckie
w
Czechach, pod przewagę żywiołu niemieckiego nad
tymi
odwiecznie słowiańskimi stronami Europy.
Najazd czeski
417
Wyprawa
Brzetysława, zgodnie z niepodejrzany-
mi
źródłami polskimi, miała miejsce w r. 103861.
Zebrała
się na nią bardzo znaczna liczba rycerstwa
czeskiego,
gdyż Brzetysław — tak przynajmniej
twierdzi
Kosmas •— zagroził opieszałym karą śmier-
ci
62. Ruszyć musiał z Czech wiosną, gdyż dnia
23
sierpnia widzimy już zwycięskiego księcia czeskie-
go
z powrotem
pod murami Pragi.
;Do
znanych celów wyprawy Brzetysława był też
dostosowany
sposób wojowania czeski, nie obcy
zresztą
i zachodniemu rycerstwu, w którym, trzeba
to
przyznać, Słowianie przewyższali innych, a Czesi
wśród
nich zajmowali najpierwsze miejsce. “Taka
81
MPH II s. 794. Rocz.
kap. krak.: “1038 Corpus sancti
Adalberti
trainslatum est". Udowodnił
słuszność tej daty bez
potrzeby
dodania czegokolwiek O. Balzer, Genealogia s. 83,
przeciw
Kosmasowi, podającemu datę 1039 i obcym, badaczom,
przyjmującym
ten przekaz. Nie wchodzę tu już w szczegóły
tej
sprawy rozstrzygniętej przez O. Balzera, jak wyjaśnionej
cennymi
uwagami T. Wojciechowskiego O Kazimierzu Mnichu.
Data
r. 1038 jest przyjęta przez całą naukę polską. Uczeni
czescy,
dawniejsi, Palacky, Dudik, by pogodzić przekazy pol-
skie
z czeskimi, stworzyli hipotezę dwu wypraw Brzetysława
do
Polski, jednej z r. 1038, drugiej z r. 1039. Sprzeciwiają
się
temu źródła polskie, które całkiem wyraźnie i
stanowczo
identyfikują
wyprawę z r. 1038 z tą wyprawą, którą Kosmas
umieszcza
pod r. 1039.
62
FF RR Boh. II
s. 70: “...dux Bracialaus... territoilem
dictat
senłentiam, totius Boemiae per proyinciam mittens in
signum
suae iussionis torquem de subere tortum, ut ąuicun-
que
exienit &n oastra sepius dato signaciulo, sciret procuł
dubio
tali torque ise suspendendum in patibulo". Celowość
tego
zarządzenia wydaje się mało realna, wyprawa na
Polskę
przedstawiała
się zapewne tak łatwo i korzystnie, że postra-
chem
nie było potrzeby nikogo do niej zachęcać.
2T Polska X—XI wieku
418
Kazimierz Odnowiciel
sama
jest broń u Polaków i Czechów — pisze Hel-
mold
— i podobny sposób prowadzenia wojny. Ile
razy
bowiem powoła się ich na wojny poza granice
kraju,
dzielni są w spotkaniu, lecz niezmiernie okrutni
w
łupieży i mordach; nie oszczędzają ni klasztorów,
ni
kościołów lub cmentarzy. Lecz nie inaczej ruszają
na
wojny za granicę, jak pod warunkiem, że bogactwa
kryjące
się pod osłoną miejsc świętych zostaną im
na
łup wydane. Stąd pochodzi, że dla żądzy zdoby-
czy
obchodzą się nieraz ze sprzymierzeńcami jak
z
wrogiem, i dlatego tylko bardzo rzadko bywają
wzywani
o pomoc w wojennej potrzebie 63. Tak opi-
suje
sposób wojowania Polaków i Czechów Helmold,
piszący
swą kronikę w drugiej połowie XII wieku,
a
znawca tych stosunków znakomity. Co się zaś Cze-
chów
tyczy, to najlepszy obraz ich sposobu wojowania
i
ich wojennych zwyczajów daje nam Anonim-Gall,
który
za czasów Bolesława Krzywoustego miał spo-
sobność
poznać ich dobrze. Nazwał ich “wilkami, któ-
re
porwały zdobycz w nieobecności pasterza", twier-
dzi,
że “przyzwyczajeni są żyć z łupieży i rabunku",
których
“kryją tacy przyjaciele złodziei". Nie mo-
żna
twierdzić, by opinia Anonima-Galla była pisana
sine
ira, ale liczne inne wzmianki ją potwierdzają.
I
z takim braniem zdobyczy i łupów, jeńców i skar-
bów,
obracaniem w perzynę grodów i siół, burzeniem
i
niszczeniem kościołów, klasztorów i cmentarzy była
połączona
wyprawa księcia czeskiego. Z opisu Kos-
masa
i z wiadomości, które podaje Anonim-Gall, mo-
żna
dość dokładnie i wiernie odtworzyć pochód Brze-
tysiawa
i ważniejsze wydarzenia. Przede wszystkim
es MGH SS XX s. 12.
Najazd czeski
419
jednak
wynika z relacji Kosmasa, że Brzetysław
w
swej wyprawie do Polski nie spotkał się nigdzie
z
poważniejszym oporem — o oporze i tego rodzaju
trudnościach
nie posiadamy jakiejkolwiek wiadomo-
ści
— jednym słowem, że brakowało w tym czasie-
Jlie
tylko księcia, naturalnego przywódcy sił zbrój-.
nych,
ale że nie było nikogo, kto by się poczuwał
do
zastąpienia go w tym obowiązku, prawnie czy sa-
mozwańczo.
Jeżeli w pewnej części kraju, jak przy-
puszczamy,
były jakieś resztki władzy, która utrzy-
mywała
jaki taki ład i porządek, to widocznie była
ona
zbyt słaba, by zorganizować opór. Widać z tego,
że
lata poprzednie wprowadziły zupełny rozkład
władzy
książęcej, brakło autorytetu, który by opór
zarządził
i o oporze myślał.
Brzetysław,
zebrawszy na wiosnę 1038 r. rycerstwo
czeskie,
wkroczył do Polski jak “huragan", niszcząc
wszystko
przed sobą. “Wsie burzy, mordując, łupiąc
i
paląc, miejsca obronne siłą zdobywa"64. Kraków
zburzył
do szczętu, uwożąc stąd bogate skarby w zło-
cie
i srebrze, złożone tamże przez przodków Kazi-
mierza
65.
61 FF RR Boh. II s. 70.
«s
FF RR Boh. II s. 70—71. “Kraków autem eorum me-
tropolim
ingressus a culmine sufcwartit, et spolia eius obti-.
nuit;
insuper et veteres thesauros ab antiquis ducibus in
.aerari.o
absconditos evolvit, soilicet auruim ac argentum in-
finitum
ntmis". O.
Balzer Stolice Polski 963—1138, Studia
nad
historią prawa polskiego VI z. 4, s. 19, przyp. 4. O Bal-
zer,
Skarbiec i archiwum koronne s. 47 przyp. l, uważa
wiadomość
Kosmasa o skarbcu w Krakowie za “gruby ana-
chronizm".
Według teorii O. Balzera Kraków nie mógł po-,
siadać
skarbca, bo do r. 1038 nie był stolicą, “...nie wiadomo...
przez
kogo zgromadzony i komu służący, skoro do tego czasu
27*
420
Kazimierz Odnowiciel
Z
Krakowa zwrócił się Brzetysław na północ,
a
niszcząc wszystko po drodze swego pochodu i paląc
doszedł
do Giecza66 grodu, jak świadczy Anonim-
-Gall,
jednego z największych i najludniejszych
w
owe czasy w Polsce 67. Giedczanie wraz z tłumem
okolicznej
ludności, która się schroniła do grodu
gieckiego,
zwątpiwszy o skuteczności oporu, postano-
wili
się poddać zwycięskim Czechom. Wyszedłszy za-
tem
naprzeciw Brzetysława, niosąc na znak poddania
się
złotą gałązkę, prosili księcia, by ich z całym ich
mieniem
przeniósł do Czech i w Czechach osadził.
Z
ochotą postanowił Brzetysław wysłuchać tych próśb,
osadził
zatem Gdeczan w ziemi czeskiej pozwalając
nie
przebywali tam. władcy Polski". To postawienie sprawy,
służące
jedynie jako jeden z argumentów dla teorii stolic
O.
Balzera, omija sprawę, że przechowywanie skarbów nie
było
zupełnie związane z rezydencją czy stolicą, że odgrywa-
ła
tu pierwszą rolę sprawa bezpieczeństwa i obronności. Nie
mając
Innych wskazówek źródłowych dopuścić można, że
miejsc
przechowywania skarbów było więcej, co nakazywało
zarówno
ich zabezpieczenie, jak i możność ich użycia prak-
tycznego,
by w razie potrzeby nie było koniec zności szukać
ich
abyt daleko. Ale nie można uznać za argument przekony-
wający
twierdzenaa, że skoro wedle teorii O. Balzera stolicą
Polski
do r. 1038 było Gniezno, to tylko w Gnieźnie mogły się
kryć
skarby, nigdy w Krakowie. Dlatego sądzę, ze przeka -
Kosmasa,
późny, bo z XII wieku, jest bądź co bądź wcze-
śniejszy
niż rozumowanie O. Balzera. Jeżeli O. Balzer uwa-
ża,
że nazwanie przez Kosmasa Krakowa metropolis jest
anachronizmem,
w stosunku do czasów Kazimierza, to zwró-
cić
należy uwagę na to, że nazywa on i Gniezno tak samo.
Mię
tyle chodzi o określenie stołeczności, ile o podkreślenie
ważności
tych grodów, Krakowa czy Gniezna.
es
py RR Boh. II
s. 71: “Cumaue perveniss©nt ad castrum
Gedec...".
OT Lito. I. c. 8.
Najazd czeski
421
im
rządzić się nadal prawem polskim, do którego
przywykli.
Gród zaś sam kazał zburzyćG8, tak że
już
nigdy warowna ta miejscowość nie wróciła do
dawnej
świetności. ,
Z
Giecza udali się Czesi do niedalekiego Gniezna.
Było
ono “położeniem miejsca i murami warowne,
lecz
łatwe do zdobycia z powodu małej ilości miesz-
kańców"
69, to jest z braku załogi. I tu zatem silny -
gród
był nie zaopatrzony zarówno dlatego, że nie
było
komu o niego dbać, jak z tego powodu, iż ci,
którzy
mieli obowiązek bronienia Gniezna, nie czując
nad
sobą władzy opuścili zapewne Gniezno, chro-
niąc
się w strony bezpieczniejsze. Zatem i w Gnieźnie
nie
znaleźli Czesi oporu, zajęli bez trudu stolicę
pełną
niezmiernych skarbów, wśród których znaj-
dowały
się relikwie świętych, przede wszystkim zwło-
ki
św. Wojciecha, Radyma-Gaudentego, pierwszego
arcybiskupa
gnieźnieńskiego, i ciała Pięciu Braci
Męczenników.
Zabranie
zwłok św. Wojciecha, niewątpliwe A zus-
pełnie
pewne, potwierdzone zarówno przez Kdsmasa,
• 68
FF RR Boh. II
s. 71: “...castellani et simul qui iiłuc can-
fugerant,
villan.i, nion valentes fenre impetum ducis, exeunit
ei
obviam auream gestantes virgam, quod erat signum de-
dicionis,
et ut eos pacifice cum suis pecoribus et ceteris re-
rum
appendicłis transferat in Boemliam, suppliciter rogant,
Quorum
dux petitionibus adquiescens, postquam perduxit eos
in
Boemiam... constituens... ut sub legę quam in Polonia ha-
buerant,
tam ipsi quam eorum pasteri in sempiternum vivant,
ataue
nomine ab •urbe depiyato usque hodie nuncupantur
Gedcane".
69
FF RR Bob. II s. 71: “...metropdlim Gn.ezden, natura
loci
et antemurali firmam, sed facilem capi ab hostibus, ra-
ris
eam inhabitanfibus ciyibus..."
422
Kazimierz, Odnowiciel
jak
przez naszą najdawniejszą kronikę i rocznik,
było
najboleśniejszą stratą, jaką poniosła Polska
w
skarbach moralnych, których pozbawiła ją wyprawa
Brzetysława.
Kult świętych, często bardzo materia -
listycznie
pojęty, i cuda, które się -działy przy ich
grobach,
kult relikwii, uważanych za skarby równe
zlotu,
a które broniły wierzących przed wszelkimi
nieszczęściami
i niepowodzeniami, zsyłanymi na ludzi.
przez
odwiecznego ich wroga, szatana, był w owych
czasach
jednym z bardzo ważnych elementów wiary,
przywiązania
do kościoła, a z tym wszystkim przyna-
leżności
do wielkiej cywilizacji, którą reprezentował
kościół
i chrześcijaństwo. Z pamięcią św. Wojciecha
była
złączona sprawa metropolii gnieźnieńskiej, orga-
nizacji
kościoła w Polsce, której on był prawdziwym
patronem.
On był tą polską świętością narodową, któ-
rą
swego czasu pogardzili Czesi, on symbolizował po
-części
ambicje Bolesława Chrobrego do stworzenia
Wielkiego
państwa słowiańskiego, w skład którego
miała
też wchodzić ojczyzna św. Wojciecha, Czechy.
Zabranie
zatem zwłok św. Wojciecha miało nie-
zmiernie
doniosłe znaczenie: było to odebranie Polsce
największej
jej świętości narodowej, takiej, z której
była
dumna katedra gnieźnieńska, dynastia piastow-
ska
— świętość, która czyniła stolicę gnieźnieńską
znaną
w całym świecie. Zabierano symbol kościoła
polskiego.
Z wywiezionymi zwłokami św. Wojciecha
-wiązały
się także wspomnienia tysiącznego roku, piel-
grzymki
Ottona III do grobu jego świętego przyja-
ciela,
wspomnienie wielkich wypadków, które wtedy
miały
miejsce w Gnieźnie, a które zrobiły z Bolesła-
wa,
trybutariusza cesarskiego, niezależnego władcę.
Najazd czeski
423
Lecz
teraz wszystkie te dobrodziejstwa które przy-
pisywano
św. Wojciechowi, a które wiązały jego
imię
z Gnieznem i Polską, miały spłynąć na Cze-
chy.
Praga miała być odtąd schronieniem tych re-
likwii,
Praga miała się starać, by tam, gdzie są jego
zwłoki,
była stolica arcybiskupia jak w Gnieźnie,
-a
Czechy mogłyby marzyć, uwolniwszy się od zależ-
ności
kościelnej mogunckiej, o uniezależnieniu się od
Niemiec,
tak jak to było celem działalności i poli-
tyki
Bolesława Chrobrego. To, co Polska traciła, mia-
ły
sobie zdobyć Czechy, a jednym z ważnych czynni-
ków
miało być posiadanie zwłok św. Wojciecha.
Nie
można wątpić, że w r. 1038 rozumiano do-
brze
znaczenie faktu przeniesienia zwłok św. Woj-
ciecha,
skoro tak pojmowano ten wypadek w począt-
kach
XII wieku. Sami Czesi oplotli to zdarzenie baś-
nią
i legendą. Cuda miały się dziać, kiedy Czesi
chcieli
ruszyć zwłoki swego rodaka. Bóg doświadczał
grzesznych
Czechów i dopiero zarządzenie trzydnio-
wego
postu i wyrzeczenia się błędów i złych oby-
czai,
które były powodem tylu trosk św. Wojciecha
i
jego dwukrotnego opuszczenia Pragi, pozwoliły Cze-
chom
na ruszenie z miejsca i zabranie relikwii. Prócz
zwłok
św. Wojciecha zabrano także ciało Radyma-Gau-
dentego
oraz zwłoki Pięciu Braci Męczenników, spo-
czywające,
jak twierdzi Kosmas, w innym kościele
gnieźnieńskim
70.
TO
p? RR Boh. II s. 71—76. Ciała Pięciu Męczenników
“...qui
in eadem ciwitate sed m alla ecciesia quiescebant",
były,
wedle Brunona, Viita Quinque Fcatrum, pochowane nią
miejscu
męczeństwa. Jeżeli zatem ta wiadomość jest prawdzi-
wa,
to po r. 1008—1009, kiedy Vita była pisana, musiano
424
Kazimierz Odnowiciel
Ale
oprócz tych relikwii zabrano z kościołów
polskich,
zwłaszcza z katedry gnieźnieńskiej, wszystko,
co
było cenne, a co pochodziło w znacznej części
z
darów i wotów panujących. Dowiadujemy się z re-
lacji
Kosmasa ciekawego szczegółu zabierania z ko-
ściołów
polskich dzwonów, których znaczna liczba
na
stu wozach wieziona, świadczy o wielkiej liczbie
złupionych
świątyń. W katedrze gnieźnieńskiej znaj-
dował
się krzyż szczerozłoty, tak ciężki, iż dwunastu
ludzi
niosło go z trudnością, ważył bowiem trzy razy
tyle
co Bolesław Chrobry 71. A wiemy, że Chrobry
był
duży i ciężki, tak iż koń się pod nim uginał.
Koło
ołtarza i grobu św. Wojciecha stały trzy złote
tablice,
bogato drogimi kamieniami sadzone, z których
większa
miała pięć łokci wysokości, a dziesięć piędzi
szerokości.
Na brzegu tablicy był napis:
Ter centum libras apponderat hoc opus auri.72
Wszystkie
te skarby, a zapewne i wiele innych,
jak
naczynia kościelne, paramenta, ozdoby, bibliote-
ka,
wpadły w ręce Czechów.
Z Gniezna zwrócili się Czesi na Poznań, który
dokonać
translacji zwłok do Gniezna. Możliwe jest, że zaszła
tu
pomyłka. Kosmas mógł rozumować, że skoro Czesi zabrali
zwłoki
Pięciu Męczenników z innego kościoła niż katedralny,
to
kościół ten musiał być mimo wszystko w Gnieźnie.
71
FF RR Boh. II
s. 77: “...electi XII presbiteri, vis
sustentantes
pondus aurei crucifixi, secuntur. N.am dux Mesco
ter
isemetipsum boć apponderatoat auro". Kosmas
nie zna
Bolesława
Chrobrego, podaje zawsze zamiast niego Mieszka I.
72
FF RR Boh. II
s. 77: “(tabulae) quae circa altare, ubi
sanctum
corpus quievit, positae fuerant. Erat enim maior ta-
bula
quinque uinarum
in longitudine et deoem palmarum in
latitudine,
valde adornata lapidibus prełiosis et cristallinis
sachis
etc.".
N&wzd czeski
425
złupili
wraz z katedrą św. Piotra 73, po czym udano
się
na Śląsk, zabrano Wrocław74, który pozostał
potem
przez wiele lat w rękach czeskich. Wątpić na-
leży,
czy Czesi zatrzymali coś więcej nad Śląsk
w
swym posiadaniu, przynajmniej to, co w latach
1040
i 1041 słyszymy, nie da się odnieść do niczego
więcej
jak do Śląska. Zapewne i Brzetysław nie
bardzo
myślał o obarczaniu się krajem zniszczonym,
pełnym
niepewnych elementów i oddalonym od
wpływów czeskich 75.
Wyprawa czeska skończyła się dość prędko, co
73
Anonim-Gall, lib. I
c. 19. “Eo tempore Bohema. Gneznen
et
Poznań destruxerunt... et tam diu civitates praedictae in
solitudine
permanserunit, quod in ©elegia sancti Adalberti mar-
tur.is
&anctique Petri apostoli sua ferae cubilia posuerunt".
74
Oczywiście nie da się wyłączyć, że Brzetysław roz-
dzielił
swe siły i że jedna część jego wojska przeznaczona
“
była na opanowanie Śląska, i to na stałe, uderzając wprost
od
strony Czech. Źródła czesibie i polskie o tym nie wiedzą,
•ale wydaje się to wysoce prawdopodobne.
76 Zdanie Anonima-Galla, lib. I c. 19. “(Kazimirus) pau-
latim
tam wirtute quam ingenio totaim Poloniam a ,Pomoira-
nis
et Bohemis iallisque finitimis nationibus occupatam libe-
ravit",
tłumaczyć, jakoby Czesi całą Polskę w r. 1038 zajęli,
byłoby
niewłaściwe, przeciwnie, prędki powrót Kazimierza,
szybkie
przez niego odzyskanie kraju, jak i wypadki lat naj-
bliższych
wskazują, że Czesi całego kraju nie opanowali.
Sprzeciwia
się to całej następnej sytuacji w Polsce. Zajęcie
natomiast
przyległego Czechom Śląska było dla nich praw-
dziwym
zyskiem, leżało dalej w granicach ich możliwości, było
ich
celem, który osiągnęli w XIV wieku. Vita Guntheri. eremi-
tae,
MGH SS XIII s. 278, co prawda pisze, że “...dux... Bre-
•ciziaus,
cum Poloniam gloriose sibi subiugasset, victorque
cum
pace ad sua redisset...", ale zdanie to nie może przewa-
żyć
innych świadectw tak naszych, jiak niemieckich, jak
wreszcie
samego Kosinasa, który zdaje się nic nie wiedzieć
o
podboju całej Polski przez Brzetysława.
426
Kazimierz Odnowiciel
świadczy
o braku poważniejszego oporu. Już w sier-
pniu
opuścił Brzetysław Polskę, bo 23 tegoż miesiąca
widzimy
go w pobliżu Pragi. W ogóle terminy tej
wyprawy
są dość niezwykłe — miesiące sierpień
i
wrzesień, zatem późne miesiące letnie, były zwykle
czasem
wypraw wojennych, np. wypraw Henryka II
na
Polskę — wtenczas bowiem, zaraz po zbiorach,
najłatwiejsza
była aprowizacja armii, ta najtrudniejsza
sprawa
dla każdej armii. Stąd zastanawia wczesność
wyprawy,
zapewne wskutek ufności, że opór będzie
bardzo
małoznaczny, jak i prawdopodobieństwo łat-
wości
zaaprowiantowania armii, widocznie rok po-
przedni
musiał być rokiem dobrego urodzaju i można
się
było spodziewać pewnych zapasów. Ale również
zastanawia
szybkie cofnięcie się Brzetysława z Polski.
Budzi
to domysł, że musiały być jakieś poważniejsze
po
temu przyczyny. Jedną z nich mogła być wia-
domość
o spodziewanym rychło powrocie Kazimierza,
inną,
łączącą się zresztą z tamtą, to wiadomości, które
zaczęły
zapewne napływać z Niemiec 76. Cesarz Kon-
rad
II bawił co prawda jeszcze we Włoszech, lecz
musiał
być uwiadomiony o tym, jak wzrasta w siłę
jego
czeski wasal i jakie taki stan rzeczy może mieć
następstwa
dla stanowiska cesarstwa na wschodzie.
Musiało
to zmuszać cesarza do zajęcia się tymi spra-
wami,
zatem do rychłego powrotu do Niemiec. Dnia
11
sierpnia był on jeszcze w Brescji 77, a we wrześniu
są
już ślady
jego pobytu w Niemczech78, pewne jest,
T6 Zwrócił już na to Tirwagę O. Balzer Genealogia Piastów
s. 83, 84.
77 Stumipf ReichskaTizler nr. 2115;
78
H. Bressiau Jahrbuctter des deutschen Reichs u. Kon-
rad
II,. II
s. 321. • -
Najazd czeski
427
że dnia ,10 grudnia cesarz był już w Nierstein nad
Renem79.
Zapewne napad Brzetysława na Polskę, zabór
Śląska
i niewątpliwe skargi Kazimierza, poparte przez
jego
potężną rodzinę z Herimanem, arcybiskupem
kolońskim
na czele, musiały być przedmiotem uwagi,
jak
i pewnych zarządzeń ze strony cesarza.
Dnia
23 sierpnia, w wigilię św. Bartłomieja, roz-
biło
zwycięskie wojsko czeskie obóz nad rzeką Ro-
kitnicą
w pobliżu Pragi80. Duchowieństwo praskie
wraz
z tłumami ludu pospieszyło naprzeciw zwy-
cięzców,
by powitać księcia i uczcić święte skarby
w
Polsce zdobyte. Dopiero l września odbył Brze-
tysław
uroczysty obchód przeniesienia relikwii do
Pragi,
połączony z wjazdem tryumfalnym. Na czele
pochodu
kroczył książę i biskup praski Sewer, niosąc
na
barkach “słodki ciężar męczennika Chrystusowego
Wojciecha",
za nimi opaci nieśli relikwie Pięciu Braci
•Męczenników,
dalej zaś arcyprezbiterowie “radowali
się
ciężarem Radyma arcybiskupa". Następnie dwu-
nastu
co tęższych kapłanów uginało się pod ciężarem
złotego
krzyża, daru Chrobrego, niesiono również trzy
ogromne
tablice zabrane z katedry gnieźnieńskiej.
Po
nich na więcej niż stu wozach wieziono dzwony
i
skarby w Polsce zdobyte, a w końcu szły tłumy jeń-
ców,
ze skrępowanymi rękoma i szyjami zakutymi
•w
żelazo. Byli tam i panowie, i lud prosty, i duchowni,
przykuci
do wspólnego łańcucha. Między wziętym
do
niewoli duchowieństwem znajdował się pewien
w Stumpf Reichsfconzier nr. 2118.
80
FF RR Boh. II
s. 76: “...m yigilia s. Bartholamei apos-
toli
prope metropolim Pragam oastna metal;! sunt...".
428
Kazimierz Odnowiciel
ksiądz
polski, dziad pierwszego czeskiego kronikarza
Kosmasa
81.
Brzetysław
szczęśliwą wyprawą osiągnął tylko
część
swych ambitnych zamysłów. Zniszczył znaczną
część
Polski, zabrał jej obszerną dzielnicę śląską, za-
ludnił
swój kraj licznymi jeńcami polskimi, których,
jak
Giedczan w lesie Cyrminie 82, osadzał po licznych
pustkowiach.
Zabrał Polsce relikwie świętych, mnogie
skarby,
którymi wzbogacił swój skarbiec, a przy
pomocy
których umiał się potem wywinąć z najtrud-
niejszych
okoliczności. Pozbawił poza tym Polskę
tak
cennego elementu ludzkiego, jak ci duchowni
polscy,
których zawlókł do Czech. Ale pozostały do
rozwiązania
jeszcze inne sprawy z wyprawą tą zwią-
zane,
przede wszystkim stosunek Brzetysława do
cesarstwa.
Lecz tu pokazać się miało, że pomyślna
wyprawa
polska była podstawą wcale kruchą, pod-
stawą
rozbitą W r. 1041 przez Henryka III w imię
niemieckiego
nad Czechami zwierzchnictwa. Wyprawa
z
r. 1038 była ciężkim ciosem dla Polski, nie dała
korzyści
politycznych państwu czeskiemu.
Kazimierz
tymczasem przebywał zapewne od koń-
ca
r. 1037 za granicą, na obczyźnie. O fakcie tym
istnieją
dwa przekazy — jeden polski, Anonima-Gal-
la
83, pisany zaledwie w lat pięćdziesiąt po śmierci
Kazimierza,
za życia jego wnuka, i drugi niemiecki
z
końca XII w. znajdujący się w Annales Magdebur-
•genses
84.
81 FF RR Boh. II s. 76—77.
.
s2 FF RR Boh. II
s. 71: “...(dux) dat eis partem silvae,
quae
yocatur Cirnin, non modicam etę.".
83 Li.b. I. c. 18.
84 MGH SS XVI s. 170.
Powrót Kazimierza
429
Pierwszy
z tych przekazów opowiada, iż Kazimierz
wypędzony
z Polski udał się na Węgry, na dwór
króla
Stefana. Stefan jednak, będąc w dobrych sto-
sunkach
z Czechami, którzy właśnie wyprawiali się
na
Polskę, zatrzymał u siebie Kazimierza, jakby
jeńca,
i nie chciał go wypuścić na wolność. Dopiero
śmierć
Stefana, 15 sierpnia 1038 r., zmieniła poło-
żenie
Kazimierza. Następca bowiem Stefana, Piotr
Wenecjanin,
mimo prośby Brzetysława wypuścił Ka-
zimierza
na wolność, dał mu orszak stu rycerzy,
broń
i bogate szaty. Kazimierz udał się spiesznie do
Niemiec,
do matki i do cesarza, tu odznaczył się ry-
cerskimi
czynami i pozyskał wielką sławę. Postanowił
tedy
Kazimierz powrócić do kraju, do dziedzictwa
swych
przodków, mimo odradzań matki i cesarza.
Rycheza
radziła mu, by osiadł na dziedzictwie po
matce
i wujach, Konrad chciał mu nawet dać jakieś
znaczne
księstwo niemieckie w lenno. Kazimierz
jednak
dumnie odrzucił te namowy, powrócił do
Polski,
by się tu dobijać spadku po ojcu i dziadach.
Roczniki
magdeburskie o wiele krócej opowiadają
o
losach wygnanego Kazimierza. Piszą one: “Kazi-
mierz
z matką przez Polaków wypędzony, długo błą-
kał
się u Sasów na wygnaniu" 85.
Jak widzimy obie relacje są od siebie bardzo różne,
lubo
zasadniczo nie ma między nimi sprzeczności.
Relacja
Anonima-Galla uderza bogactwem szczegó-
łów.
Annales Magdeburgenses podaje bardzo skąpe
wiadomości,
które jednak dałyby się pomieścić w obrę-
bie
opowiadania Anonima-Galla. Jeżeli nie mówią
85
MGH SS XVI s. 170. “Kaaimer,
cum matre sua a Po-
lanis...
expulsuis, diu in Saxoma exulavit".
430
Kazimierz Odnowiciel
nam
nic o StefanieI, Piotrze Wenec Janinie, jeżeli nie
wspominają
o ich stosunku do Czech ani o zamiarach
Konrada
II względem Kazimierza, to jednak nie za-
wierają
nic takiego, co by było w zasadniczej sprzecz-
ności
z tamtą relacją. A zastanawiając się nad wia-
domościami
podanymi przez Anonima-Galla trzeba
zaznaczyć,
że budzą one duże zaufanie dokładnymi
danymi.
Bo śmierć Stefana wypadła pod koniec wy-
prawy
Brzetysława, czyli jeżeli był Kazimierz
w
r. 1038 na Węgrzech, musiał z konieczności mieć
do
czynienia ze Stefanem i jego następcą Piotrem.
Chronologii
faktów nie można nic zarzucić, raczej
budzi
ta relacja duże zaufanie.
Stąd
wynika, że posiadamy tylko jedną właściwie
wersję
o okresie wygnania Kazimierza, to jest tę,
którą
podaje Anonim-Gall, i że ona tylko może być
poddana
krytyce, gdyż ta druga o pobycie Kazimierza
w
Saksonii z całą pewnością wytrzyma wszelkie
próby
krytyki.
Zanim
przystąpimy do oceniania wiarogodności
przekazu
kroniki Anonima-Galla, zastanówmy się nad
datą
powrotu Kazimierza do Polski. Niestety, data ta
nie
da się dokładnie określić — próbował to zrobić
swego
czasu O. Balzer, ale jego wywód nie może być
uznany
za bezwzględnie przekonywający. Opiera się
on
na tym, że rychło po powrocie do Polski ożenił
się
Kazimierz z księżniczką ruską Dobroniegą, że
w
r. 1040 urodził mu się już drugi syn Władysław
Herman,
czyli że starszy syn, Bolesław Śmiały, mu-
siał
się urodzić w r. 1039, a zatem że małżeństwo
rodziców
musiało przypadać jeszcze choćby na koń-
cowe
miesiące r. 1038 — czyli że powrót Kazimierza
Powrót Kazimierza
431
do
Polski musiał nastąpić jeszcze w r. 1038, bezpo-
średnio
po ustąpieniu z kraju Brzetysława 86.
Wywód
ten ma swe bardzo słabe strony, bo
twierdzenie,
że urodziny Hermana muszą przypadać
na
rok 1040, opierają się jedynie na tym, że taką wia-
domością
zastępuje O. Balzer inną notatkę, błędnie
pod
tym rokiem zapisaną. Nie ma pewności, że
Herman
musiał się w tym roku urodzić, a zatem nie
ma
pewności, że urodzenie Śmiałego przypada na
r.
1039, a ślub ich rodziców na r. 1038. Co więcej:
małżeństwo
zawarte w r. 1038 wykluczałoby od razu
opowiadanie
Anonima-Galla o pobycie Kazimierza na
Węgrzech;
nie starczyłoby czasu, by pomieścić w obrę-
bie
czterech końcowych miesięcy 1038 r. takie fakty,
jak
zwolnienie Kazimierza przez Piotra, układy
Piotra
z Brzetysławem, jazdę Kazimierza do cesarza
i
matki, powrót do kraju, odzyskane dziedzictwo, po-
selstwo
dwukrotne na Ruś, małżeństwo z Dobroniegą,
z
którego urodzić się miał w roku następnym Bole-
sław.
Niewątpliwą wydaje się rzeczą, że małżeństwo
Kazimierza
nie nastąpiło w r. 1038, lecz później, tak
jak
nie można wątpić, że dwaj starsi synowie Kazi-
mierza
porodzili się również później. Ale w ten spo-
sób
tracimy też podstawę, na której opierano się do-
tychczas
dla oznaczenia daty powrotu Kazimierza 87.
86 O. Balzer Genealogia s. 84.
87
W r. 1899 przyjmowałem cały wyżej cytowany wywód
O.
Balzera. Por. St. Laguna Rodowód Piastów Kwart. Hist.
1897/11
s. 760, który również odrzucając kombinację O. Bal-
zera,
sądzi, że jeżeli... “...nie iść za Długoszem, który ślub
Do-
brortiegi
pod r. 1041 podaje, to imniemam, że dalej jiak do
r.
1040 cofać go nie należy". Laguna nie bierze jednak waż-
nego
względu pod uwagę, sytuacji politycznej Kazimierza.
432
Kazimierz Odnowiciel
Jeżeli
jednak powrót Kazimierza wydaje się być
wysoce
nieprawdopodobny w r. 1038, to trzeba przy-
puścić,
że nie zwlekał z nim zbyt długo wygnany
Kazimierz.
W jesiennych miesiącach r. 1038 powrócił
do
Niemiec cesarz Konrad II i — trzeba to przypu-
ścić
— było cesarzowi równie spiesznie posłać księcia
polskiego
do Polski jak samemu Kazimierzowi. Można
przeto
przyjąć, że powrót Kazimierza nastąpić musiał
niedługo
potem, to jest zapewne nie później jak
w
pierwszej połowie r. 1039.
Ale
jak zatem przedstawia się w tym świetle
sprawa
krytyki powyższego ustępu kroniki Anonima-
-Galla
o pobycie Kazimierza na wygnaniu? Polscy ba-
dacze
bez wyjątku przyjmują z dobrą wiarą opowieść
Anonima,
niemieccy przeważnie ją odrzucają nie po-
dając
powodów. Uważają ją po prostu za anegdotyczne
opowiadanie.
A jest to opowiadanie nie tylko budzące
duże
zaufanie swą dokładnością, ale i pewnymi szcze-
gółami,
niewątpliwie dobrze zaobserwowanymi na
Węgrzech,
i dlatego wymaga ono dokładniejszego
.
zbadania.
Otóż
można tu tyle powiedzieć, że stosunki wę-
giersko-czeskie
owych lat, o ile z fragmentarycznych
wiadomości
można sądzić, były wprost przeciwne te-
mu,
co nam Anonim-Gall przedstawia. Albowiem
Gizela,
żona Stefana, po śmierci syna Emeryka,
w
r. 1031, zmusiła swymi intrygami i knowaniami
boczną
linię Arpadów, Andrzeja, Belę i Lewentę,
do
opuszczenia Węgier i do schronienia się do Czech —
a
jak długo przebywali oni w Czechach, poucza nas
wywód
O. Balzera, który kładzie datę zaślubin zbie-
głego
z Czech do Polski Beli z córką Mieszka II na
Powrót Kazimierza
433
lata
1039—1042 88. Nie przybyli przeto ci preten-
denci
czescy do Polski zapewne przed r. 1039, a do-
póki
byli w Czechach, trudno by było mówić o do-
brych
stosunkach między Stefanem a Brzetysła-
wem.
Piotr,
następca Stefana, pogardza, wedle Anonima-
-Galla,
przyjaźnią czeską, odprawia wzgardliwymi
słowy
poselstwo Brzetysława, Kazimierza zaś z wszel-
kimi
honorami i hufcem rycerzy odsyła na dwór
cesarski.
Pod względem chronologii, jak wiadomo,
wytrzymuje
to podanie wszelką krytykę. Inaczej jest
jednak,
jeżeli chodzi o treść tego przekazu. O ile
bowiem
przyjaźń Stefana dla Brzetysława wydaje się
całkiem
wątpliwa, o tyle znowu życzliwość Piotra
dla
księcia czeskiego jest stwierdzona źródłami
i
faktami. W obronie księcia Brzetysława nie wahał
się
Piotr, nie bez pewnego zysku dla siebie, napaść
na
Niemcy i nieść im tym sposobem pomoc. W r. 1040
udziela
Czechom pomocy przeciw Henrykowi III,
zaś
pretendenci węgierscy, Andrzej, Bela i Lewenta,
przenoszą
się z Czech do Polski. Wszystko to świadczy
o
uczuciach, jakie żywił Piotr dla Kazimierza, i o kie-
.
runku jego polityki w latach 1038 do 1040, świadczy
to,
że stosunki Piotra i Brzetysława musiały być
bardzo
dobre i bliskie? gdy Kazimierz, który użyczył
schronienia
węgierskim pretendentom, musi być za-
liczony
do tych, którzy stali w obozie Piotrowi prze-
ciwnym.
A stał Kazimierz wtenczas w obozie cesar-
skim,
do którego nie należał oczywiście Brzetysław,
ale
nie należał również do niego Piotr Wenecjami!
88 O. Balzer Genealogia s. 90.
28 Polska X,-XI wieku
434
Kazimierz Odnowiciel
Tak
więc i ta wiadomość Anonima-Galla okazuje się
błędna89.
O
szczegółach pobytu Kazimierza w Niemczech,(
u
cesarza i matki, nic nam bliżej nie wiadomo, nie-
trudno
jednak ocenić dokładność podanych przez na-
szego
kronikarza wiadomości. Ze był dzielnym ryce-
rzem,
przypuszczamy — można by dopuścić myśl,
że
mógłby szukać prawa do dziedzictwa alodialnego
w
Niemczech. Ale już “ducatus satis magnificus",
który
miał mu ofiarować cesarz w miejsce księstwa
polskiego,
jest zupełnie nieprawdopodobny. Na taki
krok
nadania słowiańskiemu księciu chorągwi lennej
niemieckiej
nie zdobyłby się ani tak gwałtowny nie-
raz
panujący jak Konrad II, ani tak potężny despota,
jakim
był Henryk III. Z drugiej strony wiemy, jak
trudne
do zniesienia było dla cesarstwa to wzmoc-
nienie
się na siłach Brzetysława i ile trudów poniósł
Henryk
III, by zgnieść zuchwałego księcia czeskiego.
Jest
zatem zupełnie nieprawdopodobne, by Konrad
zatrzymywał
Kazimierza w Niemczech, bo interesem
89
Wobec jednak pewnej dokładności szczegółów podanych
przez
Anonima-Galla przypuszczać można, że jest coś prawdy
.
w tym opowiadaniu o stosunkach Kazimierza ze Stefanem-
i
o pobycie
jego na dworze cesarskim. Byłoby tylko umiesz-
czenie
tego faktu w okresie śmierci Stefana błędne zapewne,
czyli
należałoby szukać tego zdarzenia w czasach wcześniej-
szych
niż r. 1038. Otóż już powyżej zaznaczyłem, że kiedy.
w
r. 1031 Miesako II toył zmuszony do ucieczki z kraju, mu-
siał
zapewne opuścić Polskę młodziutki Kazimierz i wtedy
mógłby
był znaleźć się na Węgrzech. To ratowałoby częścio-
wo
przekaz Anonima-Galla — ale trzeba tu podkreślić, że
kombinacja
taka, nie niemożliwa, nie da się niczym poprzeć
i
usprawiedliwić.
Powrót Kazimierza
435
polityki
niemieckiej, w myśl zasady divide et impera,
było
stworzenie co najprędzej w Polsce ośrodka oporu
przeciwko
księciu czeskiemu, zyskanie zatem sąsiada,
który
by paraliżował Brzetysława i zachował silną
pozycję
czeską. Było to tym potrzebniejsze i spiesz-
niejsze,
jeżeli sprzymierzeńcem Brzetysława miał być
nowy
król węgierski. Tak zatem żywotnym interesem
cesarza
był powrót Kazimierza do Polski, i to powrót
szybki
— dlatego sądzę, że nastąpił on niezbyt długo
po
powrocie Konrada II z Włoch.
I
ta zatem wersja Anonima-Galla o “ducatus satis
magnificus"
mym zdaniem nie wytrzymuje ostrza
krytyki.
Gdy
wiadomość Roczników magdeburskich jest
całkiem
ogólnikowa, a przekaz Anonima-Galla nie
do
użycia z powodu braku cech wiarogodności, nie
pozostaje
nam nic innego do stwierdzenia, jak że
Kazimierz,
opuściwszy zapewne w końcu r. 1037
Polskę,
spędził rok następny prawdopodobnie w Niem-
czech.
Cesarz bawił w owym czasie we Włoszech,
tamże
bawił też wuj Kazimierza Heriman, od r. 1036
arcybiskup
koloński, gdzie bawiła. Rycheza, nie wiemy,
godzi
się jednak przypuszczać, że Kazimierz widział
się
z matką.
Jak
się rozwinęła jego sprawa w Niemczech, nie
wiadomo.
Uwzględniając szybki powrót Konrada II
w
jesieni r. 1038 do Niemiec, jak i rychły dość po-
wrót
Kazimierza do Polski, przypuszczać można, że
Kazimierz
widział się z cesarzem, jeżeli nie na ziemi
włoskiej,
to w każdym razie w Niemczech. I tu le-
genda
Anonima-Galla jest niewątpliwie prawdziwa:
Konrad z chęcią udzielił Kazimierzowi pomocy, która
28«
436
Kazimierz Odnowiciel
miała
wynosić 500 żołnierzy90. Obietnica dalszego
poparcia
przeciw Brzetysławowi jest całkiem prawdo-
podobna.
Z
niemieckimi posiłkami wkroczył Kazimierz do
Polski,
zajął gród pograniczny i stąd zaczął dzieło
odzyskania
dziedzictwa przodków.
Nasuwa
się tu zagadnienie, czy powrót z pomocą
cesarską
Kazimierza do Polski nie wiąże się z przy-
jęciem
zawisłości lennej wobec cesarstwa, w myśl
tradycji
cesarskich, jak i świeżej całkiem tradycji
Mieszka
II 91. Nie mamy o tym przekazu źródłowego,
90
Lato. I c. 19. “Et laissumptis secum miilltibus 500 Poloniae
fines
intromt, ulteriusque progrediens, castrum quoddam
a
suis sibi redditum iacq.uisi.wt etc". Liczba
500 żołnierzy jest
stałym
kontyngentem, takiej ilości rycerzy dostarcza Henryk II
Bolesławowi
Chrobremu na wyprawy ruskie.
91
Obszerniej omówił to zagadnienie O. Balzer, Skarbiec
i
archiwum koronne, s. 4-4 i 45, uw. l. W. uwadze tej, którą
w
znacznej części pomieszczam poniżej, podał on argumenty
na
poparcie tego prawdopodobnego przypuszczenia. Zazna-
czyć
muszę, że zgadzając się z j.ego tezą, że zawisłość
lenna
Kazimierza
“...staje w świetle największego prawdopodobień-
stwa",
nie sądzę, by argumenty O. Balzera były silne —
silniejszą
jest tu logika faktów wynikająca z oceny isytuacji.
To,
na co powołuje się O. Balzer, może wynikać ze stosunku
lennego,
ale może też być rezultatem warunków a. stosunków
politycznych;
rezultatem silnego państwa niemieckiego wo-
bec
słabej Polski. O. Balzer tak sprawę tę przedstawia, tamże s. 45
uw. l: “Tak w razie potrzeby Kazimierz otrzymuje
pomoc
od swego zwierzchnika dlatego na odzyskanie Polski Konrad II daje mu
1038 oddalał 500 rycerzy,
a
Henryk III 1039 podejmuje wyprawę zbrojną przeciw Cze-
chom
celem odzyskania dlań Śląska". Oba te argumenty za-
wierają
w sobie tak dużo pierwiastku politycznego, pier-
wszorzędnej
wagi dla państwa niemiecfciego, że imekoniecz-
Powrót Kazimierza
437
który
by świadczył, że Kazimierz złożył Konradowi
hołd
z Polski i że tenże dokonał inwestytury lennej,
nie
musiały się one wiązać z Obowiązkiem pomocy pana len-
nego
dla lennika. To samo można powiedzieć o dyploma-
tycznym
poparciu roszczeń Kazimierza wobec Brzetysława
z
r. 1039 i w preliminariach z r. 1041. “Na odwrót wykonuje
.Kazimierz
wobec Henryka służbę wojenną (Heerfahrt),
posiłkując
go nie tylko w wspomnianych co dopiero walkach
z
Czechami, ale także w wojiinie węgierskiej z 1051". -Oba
te
fakty również tłumaczyć można wyraziście interesami
po-
litycznymi
Kazimierza — podczas gdy o udziale Polski
w
innych wyprawach wojennych cesarza, np. do Włoch, nic
nam
nie wiadomo. “Jeszcze wyraziściej, w całym. szeregu
wiadomości
źródłowych, występuje obowiązek służby dwor-
skiej
(Hoffałirt) Kazimierza wobec władców niemieckich. Tak
w
1050 r., kiedy książę zaczął sobie swobodniej postępować
i
przez to ściągnął na siebie gniew Henryka III, wezwany
zostaje
do Goslaru, gdzie usprawiedliwiwszy się, odzyskuje
łaskę
cesarską... R. 1054, dla ostatecznego załatwienia
sporu
polsko-czeskiego
o Śląsk, Henryk, bawiący w Kwedlinburgu,
.
ad se ducem Bcieamicum et Bolaimcum evocat, losque...
inter
se pacatos domum remittit..., prawo wywołania na
dwór
wyraźnie tu podkreślone, a zarazem stwierdzony fakt,
iż
zwierzchnik występuje jako ro zjem c a czy
sędzia
między podwładnymi sobie książętami". I ten fakt
można
tłumaczyć stosunkami politycznymi, bez (konieczności
przyjmowania
związku lennego, “Jeszcze zaś wcześniej, pod
1046,
poświadczony mamy inny wypadek podobny, przybycie
Kazimierza
na dwór cesarski w Merseburgu, gdzie znaleźli
się
także Brzetysław czeski i Ziemomysł pomorski znowuż
dla
załagodzenia wzajemnych sporów". Jak zobaczymy
później,
znaczny
konflikt polsko-czesk.o-pomorski pacyfikowany przez
Henryka
III interesować musiał też politycznie Henryka.
“Najjaskr.awiej
występuje cała -ta rzecz w wiadomości tego
samego
źródła o wypadkach z r. 1042. Do bawiącego podów-
czas
w Goslarze Henryka III Kazimierz, zajęty sprawami
polskimi,
nie przybył sam, jeno wysłał posłów z darami; ale:
438
Kazimierz Odfootoiciel
wydaje
się to jednak w związku powyższych wypad-
ków
rzeczą wysoce prawdopodobną. Trudno sobie wy-
obrazić,
by cesarz, korzystając z tego, że Kazimierz
• Bulanici ducis nuncii cum muneribus isuis reiećti nęć pre-
senciam
casaris aut
af fatum meruerunt, quia ipse, iuxta
u
o d iussus e r a t, noluerat v e n i r e... Podkreślony
tu
zatem obowiązek osobistego jawienia się księcia na
dworze
zwierzchnika,
odpowiadający ściśle ustalonym zasadom ów-
czesnego
prawa lennego". I tu jednak jest możliwość tylko,
że
roszczenia Henryka III opierały się o przepisy lenne, ale
i
o politycznej stronie sprawy nie należy zapominać. “Ważną
wiadomość
przynosi dalszy ustęp tegoż źródła, opisujący za-
• kończenie wynikłego stąd zatargu pod r. 1043: Kazimierz
.
przez nowe poselstwo do cesarza usprawiedliwił tu swoją
nieobecność
w poprzednim roku ważnymi powodami, et iu—
siurandum
promittęndo c o n firm a v i t... Na ten
ostatni
ustęp nie zwrócono dotąd należytej uwagi dla obja-
śnienia
głównego zagadnienia, jiakie nas tu obchodzi. Stwier-
dzono
w nim wyraźnie, że Kazimierz ponowił przy-
•s
l eg ę. Nie można chyba domyślać się tu czego innego,
jafc
przysięgi
wierności (lennej)". Można mieć poważne wątpliwoś-
ci,
czy ustęp ten w tan sposób można tłumaczyć. Kazimierz
nie
stawił się osobiście przed Henrykiem, by się wytłumaczyć
z
powodów nieprzybycia, przysłał tylko poselstwo nowe i wol-
,
no sądzić, nie Kazimierz, lecz jego posłowie złożyli przysięgą
.
oświadczenie, że miał ich władca poważne powody niestawie-
nia
się przed królem. Chodziło o oczyszczenie Kazimierza
z
posądzenia, podrzuconego zapewne przez Brzetysława, że
Kazimierz
jest nieżyczliwy królowi. Oczywiście nie wyklucza
to,
że obowiązek i stawienia się na dworze, i lojalności mógł
.się
opierać 10 stosunek zawisłości lennej. “Jeżeli ją w r.
1043
ponawiał,
to kiedyż złożył ją po raz pierwszy? Nie umiemy
tu
wskazać stosowniej.szej chwili jak właśnie rok 1038,
kiedy
Kazimierz
wybierał się z Niemiec z powrotem do Polski". Ten
wniosek
O. Balzera jest niewątpliwie bardzo prawdopodob-
ny,
nie idę tylko tu tak daleko, by w powyżej przytoczonych
faktach
i obserwacjach widzieć argumenty przemawiające
bezwzględnie
za tą tezą. Świadczą one jedynie o bardzo znacz-
Powrót Kazimierza
439
potrzebuje
jego pomocy, nie zabezpieczył
w ten spo-
sób
swoich praw do Polski i powracającego do kraju
Kazimierza.
nej
zależności politycznej Polski, o tym, że osłabiony Kazi-
mierz
liczył się bardzo z cesarstwem, Konradem II czy Hen-
rykiem
III, i z tego powodu przyjmuję jako rzecz bardzo
prawdopodobną,
że Kazimierz w r. 1038 był zmuszony oko-
licznościami
do złożenia cesaraowf hołdu lennego.
.
II. 1039—1041. PIERWSZE KROKI W KRAJU.
MAŁŻEŃSTWO
Z DOBRONIEGĄ I PRZYMIERZE Z RUSIĄ.
DZIAŁALNOŚĆ
W RZYMIE I NIEMCZECH.
WOJNY
HENRYKA III Z BRZETYSŁAWEM
I
ICH SKUTKI
rozostaje
w ciemności cały początkowy okres zdo-
bywania
kraju przez Kazimierza. Tyle przekazał
nam
pierwszy, najstarszy kronikarz, że Kazimierz
zajął
jakiś gród, który stał się dla niego podstawą
działania,
i stąd, wypierając nieprzyjaciół, odzyskał
państwo
i władzę. Późniejsza legenda dodaje o ra-
dosnym
witaniu powracającego księcia przez ludność.
O
tych sprawach tyle da się powiedzieć, że po-
moc
cesarska, która, jak twierdzi Anonim-Gall, miała
się
składać z 500 rycerzy, była znaczną pomocą i że,
z
nią można było się kusić o zajęcie części kraju. Mo-
gło
to być o tyle łatwiejsze, że zapewne obszerne po-
łacie
kraju były “bezpańskie", złupione czy zniszczone,
ale
przez nikogo nie zajęte, pozbawione wszelkiej
organizacji,
która by mogła stawić opór. Śląsk znaj-
dował
się w rękach czeskich, tam zapewne musiał
Brzetysław
obsadzić silne grody śląskie załogami
czeskimi,
i stąd nie mógł Kazimierz myśleć o ata-
Pienrsze kroki w 1039 r.
441
kowaniu
tu tak potężnego przeciwnika. Mazowsze
znajdowało
się we władaniu Miesława i sądzić wolno,
że
ono było na tyle zorganizowane, by stawić opór
skuteczny
Kazimierzowi. Pozostałyby zatem dzielnice,
jak
Wielkopolska i Małopolska, dalej Kujawy, Sie-
radz
i Łęczyca, gdzie tu i ówdzie mógł być jakiś -
gród
w rękach Pomorzan lub tu i ówdzie mógł się
trzymać
jakiś potężniejszy pan na swoim grodku,
ale
gdzie akcja zdobycia kraju była względnie nie-
trudna.
W wielu wypadkach sama ludność, zwłaszcza
warstwy
rycerskie, musiały radośnie witać powrót
prawowitego
władcy, z którym, łącząc się, ratowali
swe
życie i mienie, zagrożone przez zbuntowane tłu-
my.
Zresztą i sama rebelia i ruch pogański musiały
się
wypalić i gasnąć — a napady czeskie i pomorskie,
biorące
licznych jeńców, mordujące opornych i pa-
lące
wsie, musiały się również silnie do tego przy-
czynić,
że ruchy te zaczęły słabnąć i że zapewne
Kazimierz
nie spotkał większego, zorganizowanego
oporu.
Pewien bezwład, który po kilku latach klęsk,
rozruchów
i rabunkowych przemarszów musiał za-
panować
w społeczeństwie, musiał spowodować, że
słaba
i niewystarczająca w normalnych warunkach
władza
księcia pozornie przynajmniej mogła sprostać
zadaniom chwili.
Ale w tych warunkach powodzenia początkowe
Kazimierza
mogły się załamać, być unicestwione każ-
dym
atakiem silniejszym kogokolwiek z sąsiadów.
Gdyby
Brzetysław był się zdobył na nową wyprawę,
tym
razem na Kazimierza, można wątpić, czy Kazi-
mierz
byłby w stanie się utrzymać. Ale o takim
kroku
Brzetysława nie mamy wiadomości, a był to
z
jego strony błąd duży. Zapewne czując pomoc i ży-
442
Kazimierz Odtiowicłel
człiwość
cesarza dla Kazimierza nie chciał prowo-
kować
Niemców, licząc może na jakiś układ z ce-
sarstwem.
Nie skorzystał też ze śmierci Konrada II,
4
czerwca 1039 r., i chwili przejścia władzy do rąk
Henryka
III. W ten sposób, sądził Brzetysław, nie
występuje
on czynnie przeciw cesarstwu pomagają-
cemu
Kazimierzowi, lecz zapomniał o tym, że w razie |
rozgrywki
z Niemcami zostawia on na swych tyłach,
od
strony zajętego Śląska, księcia, który, choć słaby,
może
być dla niego trudnością, gdy będzie trzeba
skupić
wszystkie siły przeciwko potędze niemieckiej.
Podobnie
musiał oceniać swe położenie Kazimierz.
Musiał
on czuć i rozumieć, że nie tyle jest dla niego
groźna
słabość wewnętrzna jego władzy, ile że każdy
poważniejszy
konflikt zewnętrzny mógłby go zmu-
sić
do nowego opuszczenia kraju. Obok wrogiej mu
potęgi
czeskiej miał pod bokiem jeszcze księstwo ma-
zowieckie,
gdzie Miesław musiał patrzeć się z dużym
niepokojem
na pierwsze kroki Kazimierza. W tym
położeniu
mógł Kazimierz liczyć jedynie na życzli-
wość
niemiecką, ale te interesy bliższe ograniczały
się
przede wszystkim do zagadnienia czeskiego. Była
to
pomoc cenna i poważna, nie była ona jednak w moż-
ności
udzielić poparcia tak skutecznego, które by
Kazimierza
chroniło przed innymi niebezpieczeństwa-
mi.
W dużej bowiem mierze zależała przyszłość Ka-
zimierza
od tego, by Brzetysław nie znalazł sobie
takiego
sprzymierzeńca, który by skutecznie w pew-
nym
momencie uderzył na Kazimierza od tyłu. Mo-
żemy
być przekonani, że w tych warunkach miał
Brzetysław
przeciwko Polsce dwu sprzymierzeńców,
na
których mógł liczyć, to jest Miesława i Pomorzan.
Pozytywnie
nie mamy wiadomości, by się z nimi po-
Sa]usz ruski
443
rozumiewał,
by z nimi zawierał przymierza, ale łączył
ich
wspólny interes, wyraźny i niewątpliwy. Czasy
późniejsze
pozwalają sądzić, że było między nimi
współdziałanie.
Pomoc węgierska była cenna dla
Brzetysława,
ale chwiejna wobec niepewnej sytuacji
króla
Piotra na Węgrzech —• była ona bądź co bądź
.ważniejsza
dla Czech na froncie niemieckim niż pol-
skim.
Z tego powodu Kazimierzowi poza pomocą
i
oparciem się o cesarstwo pozostawała tylko jedna
kombinacja
polityczna, t j. przymierze z Rusią, z Ja-
rosławem.
—
Było zawsze kanonem polityki polskiej, by nie
-być
równocześnie zagrożoną z obu stron, od strony
zachodniej
i wschodniej ściany. Uniknął szczęśliwie ta-.
kiego
niebezpieczeństwa Bolesław Chrobry, uległ poro-
zumieniu
niemiecko-ruskiemu Mieszko II w r. 1031.
Teraz miał co prawda Kazimierz dzięki polityce
-czeskiej
pewność opieki i pomocy niemieckiej, ale
w
obecnej sytuacji, jak i na dalszą przyszłość potrze-
bował
niezbędnie porozumienia z Rusią. Postanowił
przeto
przeciągnąć sąsiada na swoją stronę, by za-
bezpieczyć
się z dwu stron, od zachodu i wschodu.
Tym
sposobem Mazowsze, wzięte w kleszcze polsko-
-ruskie,
byłoby mniej groźne, a przy współdziałaniu
Kazimierza
z cesarstwem przeciw Czechom dywersja
mazowiecka
mogła być skutecznie paraliżowana przez
Ruś.
Kombinacja
ta polityczna Kazimierza,
zabezpie-
czająca
Polskę, kombinacja ruska, przetrwała bardzo
długo,
bo z pewnymi przerwami czy wahaniami żyła
do
czasów Bolesława Krzywoustego. Zabezpieczyła qna
Polskę
nie tylko przed Czechami, ale i przed Niem-
cami,
była podstawą liczniejszych związków rodzin-
444
Kazimierz Odnowiciel
So}usz ruski
445
nych
między dynastią polską a Rurykowicami, pozwo-
liła
wreszcie przede wszystkim swemu twórcy na
zorganizowanie
i skupienie sił, na odrodzenie kraju
po
klęskach, a w miarę postępu czasu i rozwoju oko-
liczności
nawet na bardziej samodzielną politykę
wobec
Niemiec i cesarstwa, stojącego w owym czasie
w
pełni sił i największego rozkwitu.
Podwaliną
tego porozumienia polsko-ruskiego mia-
ło
być małżeństwo Kazimierza z Dobroniegą Marią.
Źródła
ruskie twierdzą jednogłośnie, że była ona sio-
strą
Jarosława, a córką Włodzimierza. O ile nie ma
tu
pomyłki, to jest, że była nie siostrą, a córką Ja-
,
rosława, to musiałaby być znacznie starsza od Kazi-
mierza
liczącego przsecież w r. 1039 lat dwadzieścia
trzy.
Bo byłoby rzeczą dość dziwną, gdyby Kazimierz
brał
za żonę osobę, wedle ówczesnych pojęć leciwą.
Byłoby
również rzeczą wcale niezwykłą, gdyby księ-
,
żniczka taka, licząca około lat trzydziestu, żyła jako |
panna
na wydaniu przy boku brata, a nie znalazła
się
jako mniszka w klasztorze. Takie można by wy-
sunąć
zastrzeżenia co się tyczy przekazu źródeł
ruskich
92.
Zapewne
zatem jednym z pierwszych czynów
Kazimierza
po powrocie do kraju było wysłanie po-
selstwa
dziewosłębnego na Ruś. Musiało to być jedną
z
pierwszych jego czynności dlatego, że po pierwsze
sam
był już w wieku, w którym książęta zwykle od
dawna
już założyli rodziny, po wtóre był on ostatnim
z
rodu i z tego powodu musiał myśleć co prędzej
o.
prawnej kontynuacji dynastii, wreszcie pośpiech
był
wskazany dlatego, by Ruś nie dostała się pod
wpływy
czeskie, które by odebrały Polsce tego jedy-
nego
możliwego poza Niemcami sprzymierzeńca.
Z
tego powodu, sądzę, sprawa małżeństwa ruskiego
i
przymierza z Jarosławem musiała być pierwszą
troską
i najpewniejszym zadaniem polityki Kazimie-
rza.
Świadczyć to wreszcie może, że Kazimierz przy
odzyskiwaniu
kraju nie napotkał większych przeszkód
i
trudności, skoro mógł prosić o rękę Dobroniegi, bo
zapewne
Jarosław niechętnie by widział łączenie się
,
ze zbyt słabym i niepewnym swych losów księciem.
Małżeństwo
to przypadłoby zatem prawdopodobnie
jeszcze
na r. 1039, zapewne jednak później nieco, niż
to
obliczał O. Balzer, który kładł je na koniec r. 1038
lub
na początek r. 1039 9S. Księżniczka ruska przybyła
-
do Polski opatrzona bogatym posagiem94, zapewne
dobrze
widzianym w Polsce z powodu zrabowania
przez
Czechów skarbca książęcego w Krakowie. “Ka-
zimierz
dał za wiano (Dobroniedze) 800 ludzi, których
jeńcami
zabrał był Bolesław zwyciężywszy Jarosła-
wa"
95. Tak pewna ilość jeńców (w ten sposób przy-
najmniej
rozumiem tę wiadomość ruską) wróciła po
latach
przeszło dwudziestu na Ruś, a jest rzeczą za-
stanowienia
godną, że jeńcy ci byli trzymani do tego
czasu
w Polsce, że nie uciekli korzystając z rozprę-
żenia
za czasów Mieszka II czy z rozruchów w pier-
wszych
latach Kazimierza. Istniała przeto jakaś siła,
92 O. Balzer Genealogia s. 89.
•s O. Balaer Genealogio s. 89.
94
Anoniim-Gall lib. I
c. 19. “Postea vero de Rusią tiobi-
lem.
cum maginis diyitiis ugorem, accepit". MGH
VI s. 683.
Annalista
Saxo: “HŁs temporibus Kazimer, tilius Miseconis...
reyersus
in patriam, a Polanis libenter su&cipitur, duxitque
uxorem regis Rusoiae filiam".
95 MPH I s. 703. Kronika tzw. Nestora.
446
Kazimierz Odnowiciel
która
ich trzymała na ziemi jako niewolników, roz-
przężenie
jednak nie było zapewne tak głębokie, jak
by
to wynikało z relacji Anonima-Galla.
Równocześnie
z zawarciem małżeństwa musiało
dojść
do porozumienia politycznego między Kazi-
mierzem
a Jarosławem, którego wartość dla Polski
była
niezmiernie doniosła. Miało ono mieć też swą
wartość,
i znaczną, w niedalekiej przyszłości i dla
Rusi,
gdzie wobec postępującego wieku Jarosława,
wobec
znacznej ilości synów, których trzeba było
urządzić
i zaopatrzyć, wobec przewidzianego podziału
państwa,
i Ruś potrzebowała zabezpieczenia pewnego
od
zachodniej strony. Wartość zaś tego przymierza
dla
Polski miała się okazać już w najbliższej przy-
szłości
zarówno w sprawie czeskiej, to znaczy w spra-
wie
odzyskania Śląska, jak w sprawie mazowieckiej,
przeciwko
Miesławowi.
Utrwalony
podwójnym sojuszem z cesarstwem
i
Rusią mógł teraz Kazimierz zwrócić swą całą uwagę
na
Śląsk i Mazowsze. Zejdzie jednak wiele lat, nie-
ledwie
całe życie Kazimierza, na ciężkiej walce o te
dwie
dzielnice oderwane od całości — w końcu do-
piero
zdołał złączyć to, co krótkotrwała burza roz-
darła
na części. Przeciwko zatem Brzetysławowi
i
Miesławowi skierował książę polski wszystkie swe
siły
i środki. Naprzód jednak przyszła kolej na za-
gadnienie
czeskie, nie dlatego, by było ono najłat-
wiejsze
— było ono, jak się okazać miało, najtrud-
niejsze
— ale ta sprawa była najpilniejsza nie tylko
dla
Kazimierza, ale dla następcy Konrada II, Henry-
ka
III.
Kazimierz poruszył wszelkie sprężyny, by zgnieść
DziaW.noś6 w Rźrymie
447
potężnego
i niebezpiecznego sąsiada, jakim był Brze-
tysław,
zmusić go do zwrotu Śląska jak i do najdalej
idących
ustępstw, jak wreszcie, by mu nie pozwolić
wyzyskać
tych środków, które dzięki złupieniu Polski
miał
w ręku, a z których pragnął teraz skorzystać.
Miał
zatem Kazimierz przed sobą dwie drogi, którymi
musiał
pójść Brzetysław, a na których miał się spotkać
ze
swym przeciwnikiem. Były nimi papież i cesarz,
dwie
największe powagi w świecie chrześcijańskim,
z
których cesarz rozporządzał też wielką potęgą ma-
terialną.
Tak zatem zarówno w kurii rzymskiej, jak
na
dworze Henryka III kołatał Kazimierz o pomoc
przeciwko
księciu czeskiemu, tu i tam starał się
o
krzyżowanie zamierzeń Brzetysława.
Na
stolicy
rzymskiej zasiadał wtenczas osławiony
Benedykt
IX. Za pośrednictwem zapewne jednego
ze
swych biskupów, wysłanych w poselstwie do Rzy-
mu,
oskarżył Kazimierz Brzetysława i biskupa pra-
skiego
Sewera, że burzyli w Polsce kościoły i klasztory,
że
zrabowali ciała świętych i relikwie, że chrześcijan
nie
tylko rabowali i brali w niewolę, ale “jak bydło
sprzedawali"
9R. Z początku panowało w Rzymie
wielkie
oburzenie tak na Brzetysława, jak na Sewe-
86
FF RR Boh. II s. 78: “...inprobus delator non defuit,
qui
apostolico uti gęsta haec erant retulit, droinas sanctiones
et
sąnctomm patrum traditłones vi.olas.se ducem Boemiae et
episcopum
promulgayiit etę". Tamże s. 79 z mowy papieża do
posłów
czeskich: “Magnum anim poccatum est aliena rapare,
sed
maius obristianos
non solum spoliare, verum etiam capti-
ware
et captivos ceu bruta animalia vendere, mmis est abho-
mmabile:
quod vos perpetrasse m Polonia, nobis relatum est
•per. yeri.dica nuncia".
448
Kazimierz Od-reowiciel
ra
— obu grożono karami kościelnymi, jak zapewnia
Kosmas
97. Jednak w tych trudnychchwilach dał
sobie
radę książę czeski i Sewer, poselstwo czeskie
bogato
zaopatrzone w złoto udawszy się do Rzymu 9 8 -
i
stanąwszy przed papieżem prosiło o przebaczenie.
Owocześni
prałaci rzymscy, nie wyłączając samego Be-
nedykta
IX, nie pogardzali złotem, toteż w noc po-
przedzającą
ogłoszenie wyroku posłowie czescy prze-
kupili
kardynałów i otoczenie papieża ", tak iż sprawa
cała
przechyliła się na korzyść Czechów. Papież nie
mógł
co prawda uniewinnić całkowicie Brzetysława
i
Sewera, uznał zatem, że działali w dobrej wierze,
kazał
im, niby za pokutę i dla zadośćuczynienia, wy-
stawić
klasztor i sowicie go wyposażyć 100.
Ale
posłowie czescy nie zadowolili się otrzymanym
przebaczeniem,
mieli oni jeszcze inne a wielkiej do-
niosłości
polecenia, które chcieli przeprowadzić u pa-
pieża.
Brzetysław dążył do uwolnienia się od zależ-
97
FF RR Boh. II s. 78. “Dux et episcopus, quamvis ab-
sens,
de pr.aesumptione arguitur; alii duoem omni dignitate
priyatum
per trefi annos in escilium decernunt, alii episco- p
pum
,ab amni pontiti.ciali officio suspensum, quaad usque
vivat,
in olaustro monachorum dagere iudicant, alii ambos
gladfo
_ anathematis feriendos ciamant". Oczywiście,
trudno
brać
na serio wszystkie te groźby
podane tu przez Kosmasa.
98
FF RR Bab. II
s. 78. “Interea legali ducis et episcopi
Boemorum
ex parte totiuś populi iet ipsonum Romam adve-
munt,
ferentes miandata magis muneribus oblita, quam fa-
•cundiiae
verbis polita".
99
FF RR Boh. II s. 78—79. “Illa autem
nocte ducis
missi
et episcopi, oircuentes oorruperunt pecunia cardinalium
aatutiam,
auro subplantant iustitiam, mercantur pretio cle-
miantiam,
muneribus lemunt iudicłalem sententiam".
100 FF RR Boh. II s. 79.
Działalność w Rzymie
449
ności
od Niemiec, a pierwszym do tego krokieni
miało
być usunięcie zależności kościelnej Czech od
• Moguncji.
Posłowie czescy przeto prosili Benedyk-
ta
IX o nadanie Sewerowi paliusza, a dalej o erygo-
•;
wanie. w Pradze arcybiskupstwa, metropolii, czyli
o
zrobienie w obrębie państwa czeskiego osobnej
prowincji
kościelnej. Przecież spoczywały teraz w Pra-
•
dze zwłoki św. Wojciecha, z którymi wiązała się
!i;
godność arcybiskupstwa dla Polski w Gnieźnie —
f
dlaczegożby Praga nie miała uzyskać tego samego
"
zaszczytu. Te starania jednak Brzetysława i Sewera
spełzły
na niczym — zapewne Benedykt IX nie śpię"
szył
się z załatwieniem tej sprawy, w którą musiał
być
wciągnięty autorytet Henryka III i głos Bardona,
arcybiskupa
mogunckiego101. Bez nich nie śmiałby
Benedykt
IX wysłuchać życzeń księcia czeskiego
i
biskupa Sewera. Tu zatem nie tyle starania polskie,
ile
autorytet Henryka III i względy kanoniczne nie
dopuściły
do zrealizowania planów Brzetysława.
,W
każdym razie papież wolał czekać i zobaczyć,
Jaki
obrót wezmą stosunki czeskie z Niemcami —
czy
książę czeski potrafi utrzymać swą polityczną
niezależność
wobec króla niemieckiego.
Tyle
opowiada o tych sprawach Kosmas. Pytanie
tylko,
kiedy miało miejsce to poselstwo polskie,
które zaniosło do Rzymu skargę na Brzetysława i Se-
wera,
i kiedy było tam poselstwo czeskie. I tu nie
io1
MGH SS VI s. 685. AnnaUsta 9axo opowiada pod
r.
1041, że podczas ostatniej wyprawy Henryka III ma Cze-
chy."
“...Severus Pragensis episcopus conperit, Bardoneinoi...,
sinodali
iure eum
velle inquietare... pallium autem apud apos-
tolicum-oonitra
ius et fas sibi usurpare vellet".
29 PolsKa X—XI wieku
450
można
wątpić, że skarga Kazimierza na Czechów,
na
łupienie kościołów i klasztorów, na zabór relikwii
oraz
na sprzedawanie w niewolę jeńców, musiała być
jedną
z pierwszych czynności Kazimierza po powrocie
do
kraju. W każdym razie rokowania czeskie o pa-
liusz
dla Sewera i o tytuł arcybiskupi dla Pragi
musiały
mieć miejsce jeszcze przed drugą wyprawą
czeską
Henryka III, która odbyła się w sierpniu
i
wrześniu 1041 r., bo wtenczas Bardo, arcybiskup mo-
guncki
podnosi sprawę, że Sewer “contra fas et ius"
pragnął
uzyskać dla siebie paliusz. W tym świetle wy-
słanie
polskiej skargi do Rzymu mogło mieć miejsce
jeszcze
w r. 1039 102, poselstwo polskie zjawiłoby się
w
Rzymie zapewne nie prędzej jak w początkach
,
r. 1040 albo na początek roku 1041 przypadałoby posel-
;
stwo czeskie, rokowania w Rzymie, a zapewne też pobyt
.{tam
jakiegoś agenta polskiego, który pilnował tych
"
spraw, tak arcyważnych dla kościoła w Polsce, jak
dla
całej wreszcie polityki Kazimierza. Nie można
zresztą
wątpić, że po klęsce, która spotkała kościół
w
Polsce, było wiele jeszcze spraw, które w Rzymie
musiało
omówić poselstwo Kazimierza.
Nie
można powiedzieć, by akcja ta Kazimierza
u
Benedykta IX była uwieńczona powodzeniem: nie-
powodzenie
akcji czeskiej miało miejsce w tych za-
gadnieniach
tylko, w których miało głos cesarstwo.
W
tych zaś, które interesowały bezpośrednio Polskę,
"
stroną zyskującą był tylko Brzetysław.
Widzieliśmy już, jak- Kazimierz szukając pomocy
102
Taka data również [popierałaby powyżej wypowie-
dziane
przypuszczenie, żepowrót Kazimierza do Polski mu-
siał
nastąpić prawdopodobnie w pierwszej połowie r. 1039.
Dzidlalwość w Rzymie
451
na
obczyźnie porozumiał się z Konradem II, który
udzielił
mu wydatnej pomocy dla odzyskania kraju.
Była
ta życzliwość wobec księcia polskiego względna —
chodziło
oczywiście więcej Konradowi o pohamowanie
tym
sposobem wzrostu potęgi Brzetysława niż o istotne
interesy
Kazimierza. Konrad byłby się niewątpliwie
sam
upomniał o najazd księcia czeskiego na podległą
mu
Polskę, jak o dążenie do usamodzielnienia Czech,
ale
zaskoczyła go śmierć w pierwszych dniach czer-
;wca
1059 r. Henryk; III, jakkolwiek 7 już dawniej
-koronowany królem niemieckim, choć był zajęty;
,
pierwszymi krokami swych rządów i pierwszymi
.
trudnościami, nie zwlekał:- z upomnieniem się u Brze-,.
tysława o swe prawa i o krzywdy Kazimierza.
Mamy
w każdym razie ślady, że Kazimierz- zwracał
się
z skargami na Brzetysława do króla niemieckie-
go,
skoro pisze Kosmas, że “fama, nad którą nie ma:
nic
gorszego na świecie, która bawi się fałszami,, a roz-
chodząc
się, rośnie przez mieszanie rzeczy ważnych
-z
drobnymi, a prawdy z. kłamstwem dochodzi do •
uszu
cesarza Henryka III, jakoby Czesi stokroć razy
więcej
zabrali złota i srebra z Polski, niż było w rze-
-..
czywistości" 108. Zapewne nie, była to tylko fama“.
ale
Bardzo dokładne relacje; które otrzymał Hen-
ryk
III, i to wprost z Polski, a zawierające wiadomo-
ści
nie tylko o złocie i srebrzę. Jasne jest, że w tej
sprawie
politycznej nie tyle odgrywały rolę skargi--
,
Kazimierza, ile własny interes Henryka III, zagrożo-
na
na wschodzie powaga niemieckiej racji stanu. Do>
stanowczego
działania skłaniał go nie tylko
Kazi-
; mierz, ale arcybiskup moguncki Bardo, pragnący uka-
103 FF RR Boh, II s. 80.
20*
452
Kazimierz Odnowiciel
Interwencja, niemiecka
453
ranią"
księcia czeskiego i biskupa Sewera za wymykanie się spod władzy
jego metropolitalnej. Popierał ?|
zapewne
te zamiary potężny arcybiskup koloński He-
riman,
którego do działania w tym kierunku popy-1
chała
niewątpliwie jego siostra, królowa Rycheza. |
Mądra
ta i wpływowa pani* wraz z bratem musiała
niejednokrotnie
działać na terenie Niemiec i w in-:
teresie
jedynaka jako jego najbardziej oddany agent •
polityczny.
Rezultatem tych zbiegających się w rę-
kach
Henryka III rozmaitych interesów politycznych;
było
zwrócenie się jeszcze w r. 1039 do Brzetysławaj
z
żądaniem zwrotu .zabranych z Polski skarbów t04,!
do
czego można by jeszcze dodać, jako prawdopodobnie już w owym
ezasie_ stawiane warunki późnię j—j
szego
pokoju ż r. 1041, tj. zwrot jeńców, relikwii i od-|
dania
Śląska Kazimierzowi. Żądaniom tym jednaki
Brzetysław
odmówił; wobec tego późną jesienią :
r., 1039 rozpoczął Henryk III wojnę105. • -.
Widać stąd, że rokowania bezskuteczne niemiecko-czeskie musiały się toczyć w lecie tegoż roku,
104
yp RR Boh. II s. 80. “Tunc imperator coepi-t q.uaerere
oocasiones
iadver,sus eos, quoquoimodo ato eis, qupd sibi dic-
tum
fuerat, eriperet aurum. Et mandans per, quaestionarios,
ut
argentum, quod in Poloniia • raipuerant rosi infra
statutum
terminum
usque ad unum- obułam gilbi nlittanł, niiinatur
bellum".
IOB
y lopisie wojen
nieiniecko-czeskich kieruję się • pracą
M.
Peribacha Die Kriege Heinrichs III gegen Bohmen, 1039—
—1041,
Forecibungenzur-deutsch.en Geisch. X s. 427—465.
Ponieważ
wojny te zajmują nas tylko ubocznie,, opuszczam
tu
przeważnie cytacje źródłowe, odsyłając czytelnika do pracy
M.
Peribacha — powołuję się na źródła do tej sprawy je-
dynie
wyjątkowo, w takich tylko wypadkach, jeżeli różma
się
w czymś z wyżej wymiienlioną" pracą.
oczywiście
już na skutek relacji Kazimierza, których
tenże
dostarczył czy jeszcze Konradowi II, czy już
.Henrykowi
III. I ten. f akt dowodzi również, że Kazi-
mierz
w połowie r. 1039 musiał być już jako tako
utrwalony
w Polsce ,i że już zaczął szerszą akcję dy-
plomatyczną
skierowaną przeciw Brzetysławowi.
Dnia
10 października znajdował się Henryk III
w.
Naumburgu i zamierzał z tamtej strony wkroczyć
do
Czech. Brzetysław jednak, czy to nie czując się na
siłach
i pragnąc się lepiej przygotować, czy też licząc
na
inne kombinacje polityczne, wewnętrzne zatrudnie-
nia
młodego króla, których nigdy nie brakło, wszedł
z
królem w układy, w wyniku których posłał swego
najstarszego
syna Spitygniewa jako zakładnika do
Niemiec,
obiecując się poddać wszelkim żądaniom
Henryka.
Król dał się uwieść obietnicom Brzetysława,
rozpuścił
wojska i udał się do Ratyzbony, gdzie ob-
chodził
święta Bożego Narodzenia.
Brzetysław
przez ten zyskany czas pozorną uleg-
łością
dla króla przygotowywał się jak najspieszniej
do
wojny. Najpierwszym dla niego zadaniem było
uzyskanie
pomocy zewnętrznej, sprzymierzeńca
znacznego,
złączonego z nim wspólnymi interesami.
Naturalnym
sojusznikiem jego, mógł być w owym
czasie
tylko król węgierski, Piotr Wenec Janin. Wia-
domo,
jak się czuł niepewny na tronie węgierskim
ten
następca Stefana, któremu grozili prawowici
pretendenci,
pochodzący po mieczu z bocznej linii
Arpadów.
Pretendenci ci przebywali dotychczas od
dłuższego
czasu w Czechach na dworze czeskim.
Około
r. 1039, jak to udowodnił O. Balzer 106, książęta
1M O. Balzer Genealogia s. 90 n.
452
Kazimierz Odnowiciel
ranią
księcia czeskiego i biskupa Sewera za wymy-
kanie
się spod władzy jego metropolitalnej. Popierał
zapewne
te zamiary potężny arcybiskup koloński He-
riman,
którego do działania w tym kierunku popy-
chała
niewątpliwie jego siostra, królowa Rycheza.
Mądra
ta i wpływowa pani wraz z bratem musiała
niejednokrotnie
działać na terenie Niemiec i w in-
teresie
jedynaka jako jego najbardziej oddany agent
polityczny.
Rezultatem tych zbiegających się w rę-
kach
Henryka III rozmaitych interesów politycznych
było
zwrócenie się jeszcze w r. 1039 do Brzetysława
ż
żądaniem zwrotu zabranych z Polski skarbów 104,
do
czego można by jeszcze dodać, jako prawdopo-
dobnie
już w owym czasie stawiane warunki później-
szego
pokoju z r. 1041, tj. zwrot jeńców, relikwii i od-
dania
Śląska Kazimierzowi. Żądaniom tym jednak
Brzetysław
odmówił; wobec tego późną jesienią
r.
1039 rozpoczął Henryk III wojnę ltf5.
Widać
stąd, że rokowania bezskuteczne -niemiec-
ko-czeskie
musiały się toczyć w lecie tegoż roku,
104
p? RR Boh. II s. 80. “Tunc imperator coepit quaerere
occaaiones
adversus eos, quoquoimodo ab eis, quod sibi dic-
tttm
fuera-t, eriperet aurum. Et mandans per. quaestionarios,
ut
airgentum, quod in Polonia • rapuerant nisi infra statutum
terminum
usque ad ununr obulum sibi miittan-t, minatur
helium". •
105
w opisie wojen nieimieicko-czeskich kieruję się. pracą
M.
Parl.bacha Die Kriege Heinrichs III gegen Bóhmen, 1039 —
—1041,
Foreohungen żur deutachen Gesch. X.
s. 427—465.
Ponieważ
woJny te zajmują nas tylko ubocznte,. opuszczam
tu
przeważnie cytacje źródłowe, odsyłając czytelnika do pracy
M.
Perl.bacha — powołuję się na źródła do tej sprawy je-
dynie
wyjątkowo, w takich tylko wypadkach, jeżeli różnią
się
w czymś z wyżej wymienioną- pracą. • •
Interwencja niemiecka
453
oczywiście już na skutek relacji Kazimierza, których
tenże
dostarczył czy jeszcze Konradowi II, czy już
Henrykowi
III. I ten fakt dowodzi również, że Kazi-
mierz
w połowie r. 1039 musiał być już jako tako
utrwalony
w Polsce ,i że już zaczął szerszą akcję dy-
plomatyczną
skierowaną przeciw Brzetysławowi.
Dnia
10 października znajdował się Henryk III
w
Naumburgu i zamierzał z tamtej strony wkroczyć
do
Czech. Brzetysław jednak, czy to nie czując się na
-
siłach i pragnąc się lepiej przygotować, czy też licząc
na
inne kombinacje polityczne, wewnętrzne zatrudnie-
nia
młodego króla, których nigdy nie brakło, wszedł
z
królem, w układy, w wyniku których posłał swego
najstarszego
syna Spitygniewa jako zakładnika do
Niemiec,
obiecując się poddać wszelkim żądaniom
Henryka.
Król dał się uwieść obietnicom Brzetysława,
rozpuścił
wojska i udał się do Ratyzbony, gdzie ob-
chodził
święta Bożego Narodzenia. ,
Brzetysław
przez ten zyskany.. czas pozorną uleg-
łością
dla króla przygotowywał się jak najspieszniej
do
wojny. Najpierwszym dla niego zadaniem było
uzyskanie
pomocy zewnętrznej, sprzymierzeńca
znacznego,
złączonego z nim wspólnymi interesami.
Naturalnym sojusznikiem jego-, mógł być w owym
czasie
tylko król węgierski, Piotr Wenec Janin. Wia-
domo,
jak się czuł niepewny na tronie węgierskim
ten
następca Stefana, któremu grozili prawowici
pretendenci,
pochodzący po mieczu z bocznej linii
Arpadów.
Pretendenci ci przebywali dotychczas od
dłuższego
czasu w Czechach, na dworze czeskim.
Około
r. 1039, ]ak to udowodnił O. Balzer loe, książęta
lo(i O. Balzer Genealogia s. 90 n.
454
Kazimierz Odnowiciel
ci
przenoszą się z Czech do Polski. Ich usunięcie
się
z Czech było zatem zapewne jednym z warun-
ków
zawartego między Braetysławem a Piotrem po-
rozumienia,
a ich przejście do Polski107 oznacza
równocześnie
pogłębienie się dalsze konfliktu polsko-
-czesko-niemieckiego.
Pewne objawy skutków poro-
zumienia
czesko-węgierskiego spostrzegamy już
w
zimie r. 1039 na 1040, kiedy widzimy hordy węgierskie niszczące
marchię wschodnią i Bawarię108,
w
lecie zaś r. 1040 spotykamy w Czechach posiłki
węgierskie
walczące z Niemcami. ,. • :
Nie
można tu wątpić, na co nie ma jednak dowo-
dów
źródłowych, że zapewne musiał się Brzetysław.
również
porozumiewać w tych czasach z Miesławem.
i
jego stałymi sprzymierzeńcami ,Pomorzanami jako ,|
naturalnymi
wrogami Kazimierza.
Nie
zaniedbał też Brzetysław w ciągu tego okre- •
su,
jakby zawieszenia broni, opatrzenia granic, cze-
skich.
Zasieki w pogranicznych lasach poprawiono
i
wzmocniono, wąwozy i przesmyki
górskie obwaro-
wano
109
W
sierpniu 1040 r., kiedy okazało się, że Brze-
tysław
nie ma; zamiaru dotrzymać obietnic, po-
przednich,
wkroczyły dwie armie niemieckie do
;
Czech. Jedną z nich dowodził sam Henryk. III, cłą-
107MGH
XXIX s. 540. SimoMs
de Keza De Gestis Hunga-
SarUm:
“Dum autem ista ita fierent, Andreas, Bela et Leyfinta
cfe
Boemia in Poloniam transeuntes a Misoa etc".
108
M. Peribach Die Kriege Heinrichs III s. 446, E. Stein-
ri
,dorfl Jahrbilcher des Deutschen Reichs unter Heinrich ,111
Leipzsig
1874—1881 I s. 77.
109
M. Peribach Die KnegeHeinrichs III s. 446 i UW. 8 te]
strony.
Interwencja niemiecko
455
gnąc
od bawarskiej granicy, drugą zaś Ekkehard, mar-
grabia
Miśni, wkraczając do Czech od północy. Jak
wiadomo
ta pierwsza wyprawa skończyła się bardzo
prędko
i bardzo niepomyślnie dla wojskowej sławy
Henryka
III: wojsko królewskie doznało dwu dotkli-
wych
porażek, klęsk, w dniach 22 i 23 sierpnia, w któ-
.rych
padł kwiat rycerstwa niemieckiego, o czym pi-
szą
z boleścią roczniki i nekrologi niemieckie. Wsku-
tek
zaciętego oporu Czechów w górskich wąwozach,
król
zmuszony był się cofnąć, podobnie jak i margrabia Ekkehard,
przeciwko któremu skupiono prócz
wojsk
czeskich także posiłki węgierskie. Mar-
grabia
jednak, przekupiwszy dowódcę czeskiego, zdołał się wycofać bez
strat110. O możliwym, prawdopodobnym współdziałaniu Kazimierza
na, froncie śląskim nie posiadamy wiadomości.
Tak tego roku wojska królewskie nic nie wskórały
przeciwko
koalicji czesko-węgierskiej, armia Henryka III wyszła z dużymi
stratami, pod wrażeniem klęski. Brzetysław nie dopuścił do
połączenia się obu
atakujących
Czech armii, co by było dla niego nie-
zwykle
groźne. Ale w następnym roku powiodło się
Henrykowi
niespodziewanie dobrze. Tym razem
wszystko
się sprzysięgło przeciw Brzetysławowi. Prze-
de
wszystkim wewnętrzne sprawy węgierskie dopro-
wadziły
do załamania się Piotra, tak iż w ten sposób
ubył
Brzetysławowi potężny sprzymierzeniec. Prze-
ważające
siły niemieckie wdarły się do Czech nie •
znaną
tubylcom czy też przez nich nie pilnowaną
drogą,
co oddało od razu cały kraj w ręce najeźdźców,
kiedy
wojska czeskie, nie zdając sobie sprawy z sy-
11° M. Peribach Dte KriegU Heinrichs III s. 445—452.
456 Kazirmerz Odnowiciel
tuacji,
bezczynnie stróżowały wciąż przy niezdoby-
tych
górskich przesmykach. Król niszcząc i, paląc po-
sunął
się pod samą Pragę, a; stanowcze zwycięstwo
przechyliło
się na jego stronę przez przejście do obo-
zu
królewskiego licznych magnatów czeskich, a zwła-
szcza
przez ucieczkę i poddanie się Niemcom biskupa
praskiego
Sewera, który obawiał się inkwizycji swe-
go
metropolity Bardona 111. Teraz musiał Brzetysław
prosić
Henryka III o pokój. Pośrednikami między
królem
a Brzetysławem byli Ekkehard, margrabia
Miśni112,,!
i Otto ze Schweinfurtu, dziewierz Brzę-
tysława
113, zwrócił się także książę czeski o wstawie-
nie
się za nim u króla do innych znaczniejszych oso-
.
bistości z otoczenia królewskiego 114. W końcu wrze--
śnia,
około 29 tego miesiąca, ułożono preliminaria,.
pokojowe.
Warunki były bardzo ciężkie i upokarzają-;;!
ce:
obiecał książę pod przysięgą udać się do Ratyzbony“j
i
tam złożyć przysięgę wierności115, boso, podszedłszy Ą
M. Peribaoh Die Kriege Heinrlchs III is. 445—462.
112
MGH SS V.I s. 686. Amnal. Saxo pod r. 1042: “Dux
namque
Boemicus quantocius se fidei marchionis Eck.ihardi
conmittens
etc". " ..
113 MGH SS XVII s. 647. Annales Gradicensęs pod r. 1041:
“Dux
Bracizialus reidrt im @ius gicatiaim (Henryka III) per co-
niugem
suam".
l14
SS RR Germ. in us. schol. (ex MGH recudi fedt "G.H.
Parte,
Hannoverae 1868) s. 29-30 Annal. Altah.
mai:
“...dux...
legałoś
ex. aniimio supplices mittit, om.nium famfl.ia
rum
purpuratorum auxirium ac opem implorat, ut liceret,
sese
cum omni regno... suisque pl-aceret, quaerere".
315 SS RR Germ. m us. schol. s. 30 Annal. Altah. mai.:
“Pr.oinisiit
quidem sub iuramento, se Radisbonam venturtim
et
omnis subiectionis humilitate caesari subditurum".
Interwencja niemiecka
437
do
tronu królewskiego116. Dalej miał zapłacić kró-
lowi
8000 królewskich grzywien117, uiścić zaległą da-
ninę
w wysokości 1500 grzywien118, zwrócić wszyst-
kich
jeńców zabranych w Polsce podczas wyprawy
w
r. 1038 i wynagrodzić wszelkie szkody i straty
uczynione
królowi lub komukolwiek z jego pod-
ległych
119, zatem i Kazimierzowi. Nadto miał na-
tychmiast
zburzyć obwarowania i zasieki uczynione
w
lesie Czerkden, wyciąć tam bardzo szeroką i wy-
godną
drogę, którą obładowane zdobyczą wojska
niemieckie
miały się udać do Ratyzbony 120. Jako
zakład
dotrzymania obietnic dał Brzetysław kró-
lowi
swego syna i czterech synów swych- moż-
116 SS RR Germ. m us. schol. s. 30 AininaŁ Altah. mai.;
“...procidit
ille (Brzetysław) ante ponicessmm illotrum idiscal-
ciatus,
ut poscebat honor iregius, iam plus huiriiliiaitus quam
arrtea supra se fuerit exaltatus". * , ,
117 SS RR Germ. in us. schol. s. 30 Annal. Altah. imali.:
“...octo.
milli,a semis.ses pon.dere regio pensurum",
.
"8
FF RR Boh. II
is. 85 Ko&mas: “Insuper ei promittit
(Brzetysław)
mi.lle et q"ui]ngentas Lmarcas denariorum, quod
erat
tributum
trium annorum lam praeteritorum". MHG SS VI
s.
686 Annala.sita Saxo: Diux “...ocuit ad regem offereins
cansum
Boemiaie
tenae cum m:axiiroa ihonorificautia regalium diono-
rum".
<
•
119 SS RR Germ. in us. achol. s. 30. Annial.
Altah. mai.:
“...ommes
oaptivos de Boilaniiia reddituBum et qu!icquid cae-
sari
vel cuiąuam purpuratorum vi vel fraude suibtiraxisset,
totam •et intsgrum restituturum".
10
SS RR Germ. iin us. schoil. s. 30. Annal..
Altah. mai.:.
“Ipse
etiam munitiones sylyarum iussit
aperiiri, qui antea
fecerat
eas muniri, et viam latiSiSiman planayit, pięr quam
totus
exercitus sine yi et elade cum honore et maxima pra-eda
repatriavit".
,
458
Kazimierz Odnowiciel
nych
121. Znaczenie tych preliminarii, jak i następnego
pokoju
ułożonego i utrwalonego w Ratyzbonie, rozumie
Się
dostatecznie dopiero wtenczas, gdy się przyjmie sto-
sunek
i czynny udział Kazimierza w tej wojnie, któ-
ra
przecież była prowadzona nie tylko w interesie
, Niemiec, ale i Polski. Nie podają nam co prawda źró-
.
dła żadnej wiadomości ani wskazówki o tym, że
w
działaniach wojennych tych lat brała też udział
Polska,
zapewne od ściany śląskiej, ale na taki ,1
udział,
narzucający się jako logiczne następstwo całej
sytuacji
politycznej, wskazują wyraźnie wzmianki tyczące się Polski w
warunkach podanych powyżej prę""
•"liminarii
pokojowych, wskazuje na to i interwencja
Bardona,
arcybiskupa mogunckiego, pozywająca Se--
wera
o -świętokradztwo popełnione w Polsce 122, jak
i
inne wzmianki potwierdzające, że wyprawa
z
r. 1041 była także odwetem za napad na Polskę 12S. -
Interesy
polskie były tu ściśle związane z interesami yj
królewskimi,
iż wprost nie można przypuścić, by ze
strony
polskiej zachowywano się biernie i obojętnie.
Nie
może ulegać wątpliwości, że Kazimierz w latach
1040
i 1041 zaatakować. Czechy że strony Śląska
121 SS RR Germ. in us. schol. s. 30.. Annal. AMah. mai.:
“Et
huius rei quiiinque dedit oibsides, filium scilieet suum et
puaros
quattuor principum, quos caesar morte, qua liberet,
perderet,
nisi ipse condicta perfioe;ret"J ,
122 MGH SS VI s. 685. Annalista Saxo: “...quod destruc—
•tor esset eccle&iarum Poloniae et reliquiias sancti Adalberti et
•aliorum
sanctorum ibi quiescentiurn raptu transtuliaset in
Boemliam".
128
MGH SS VI s. 684. Annalista Saxo:
“Rex... expedi-
c»onem
suam Ań regionem. Boemiiae ipnio vastatione Polaniae
destm.av.it".
Interwencja niemiecka
459
l
i
taką dywersją pomagał Henrykowi 124. Pośrednią
tego
wskazówką byłaby wyprawa Jarosława w r. 1041
na
Miesława, która odciążając Kazimierza pozwalała
mu
na większą swobodę ruchów na froncie zachod-
nim.
Do jakich rezultatów wojennych doszedł tu Ka-
zimierz,
nie wiadomo — zapewne nie były one zna-
czne,
bo gdyby był zdołał w tym czasie opanować
cały
Śląsk, byłby go już utrzymał na stałe. To pewne,
że
preliminaria pokojowe z r. 1041 przyznawały mu
zwrot
zabranej w niewolę ludności i oddanie zagar-
niętego
przez Czechy Śląska 125.
Wkrótce
jednak obróciły się losy na korzyść Brze-
tysława
ze stratą dla najsłabszego, to jest dla Kazi-
mierza.
W październiku stawił się boso Brzetysław
przed
królem w Ratyzbonie126, złożył mu hołd
i
przysięgę wierności, zapłacił zaległy trybut i przy-
wiózł
bogate, wedle zwyczaju, podarki. Lecz i tu,
przy.
bliższym omawianiu warunków pokojowych,
okazało
"się, jakie wpływy posiadał Brzetysław na
dworze,
U papieża dał sobie radę książę czeski pie-
niędzmi,
zdaje się, że złote argumenty miały również
znaczenie
na dworze niemieckim. Otoczenie królew-
skie
doradziło Henrykowi, by okazał łaskawość po-
124
przypuszcza to już E. Steimdorff Jah,rb. d. de-utsch,.
Reichs
u. Heinrich III, l s. 113. To
może miał na myśli Ano-
nim-Gall,
lib. I c. 19, gdy pisze, że Kazimierz “...totam Polo-
niam
,a Pomoranis et Bohemis... occupatam liberavit".
125 •Wynikia to.z przytoczonego już cytatu •z Annal. Alteh.
mai. -.
126 Struimpf. or 2220, 22 pażdz. Por. SS RR Germ. to ,us.
schol.
s. 30. Annal. Altah. mai.: “Dehinc duarum hebdomada-
rum
ispaoio peracto, venit dux die condicto", ti. TOniej
więcej
koło
połowy października, w dwa tygodnie po św. Michale.
460
Kazimierz Odnowiciel
tęźnemu
księciu czeskiemu 127. Po złożeniu zatem hoł-
du
darował Henryk Brzetysławowi połowę nałożonej
na
niego kontrybucji, a nadto, co już dotykało Kazi-
mierza
i Polskę, pozwolił mu zatrzymać dwa okręgi
polskie,
tj. prawdopodobnie: Śląsk z Wrocławiem yajj
i
Opolem 12s•
Warunki
zjazdu w Ratyzbonie były zatem ciężką J
porażką
dla Kazimierza. Kazimierz zapewne nie brał |
udziału
w zjeździe ratyzbońskim, bo nie mógłby g
zdążyć
na jego rychły termin. Nie było więc prawdo-J,
podobnie
nikogo na dworze królewskim, który by
mógł
bronić tam interesów księcia polskiego. Tak
więc,
o ile preliminaria pokojowe zawierały warunki
.bardzo
korzystne dla Polski, o tyle sam pokój był
klęską
jej polityki. Śląsk pozostawał w rękach Brze-
tysława,
o zwrocie jeńców również nie słychać —
w
każdym razie Giedczanie żyli w Czechach za cza-
sów
Kosmasa. Nie ma też już mowy o zwrocie za-
branych
skarbów, jak pozostałe w Czechach zrabowa-
ne
przedmioty kultu, a przede wszystkim ; zwłoki
św.
Wojciecha.
Ten
rezultat układów ratyzbońskich szedł po od-
wiecznej
linii polityki niemieckiej wobec państw
słowiańskich.
Pozostawiając Śląsk przy Czechach za-
pewne
nie łudził się Henryk III, że Kazimiera będzie
się
na to patrzeć spokojnie i że pogodzi się z tym
127 SS RR,G-erm. m us. schol. s. 30 Annal. Alitaih. mai.:
“Primiates
er@o niostri, eius nuseniae oompassii, suum illi prae-
buere
auxilium, regi decenter dant oonsiMum, ut supplicieim.
olementer
susicliiperet et priorem dominatum illi redderet".
12S SS RR Germ. iiin us. schol. s. 30 Annal. Altah. mai.:
,,Quem
utoi r.ec.epił, liusiurandum regi fecit, ut tam fidelis
illi
maneret,
quani miles seniora. •esse
deberet, omnibus amicis
Interwencja niemiecka
461
stanem
rzeczy. Dla niemieckich
racji stanu było do-
godne,
by między sąsiadującymi z Niemcami pań-
stwami
słowiańskimi tkwiło zawsze zarzewie walk
i
niesnasek, w których królowie niemieccy byli arbi-
trami.
W danym wypadku zawsze jedna z dwu stron
powaśnionych
musiała trzymać się Niemiec i używać
króla
jako. rozjemcę i opiekuna. ,
W
tej wojnie zatem Polska nie zyskała prawie
nic,
nie można jednak powiedzieć, by nie miała ona
znaczenia
dla Kazimierza. Groźna dla Polski oraz
Niemiec
koalicja czesko-węgierska została rozbita,
niebezpieczny
Brzetysław znacznie osłabiony, Cze-
chy,
zniszczone wojną, przeszły w następnym roku
przez
okres ciężkiego głodu, który zabrał trzecią
część ludności czeskiej 12a.
Teraz, kiedy Brzetysław podupadł na siłach, mógł
Kazimierz ufniej patrzeć w przyszłość.-
eius
fore se amicum, inimicis ilAnicum, et iHtolil plus Bolionaae
vel
ultius regialis prcwinciae sibimet submittere,- nisi duas re-
giones,
q.uas ibi meruit susCiiipere". Przypuszczenie M. Periba-
riha,
Die Kriege Heinrichs Ul s. 464, ze te dwa okręgi,
to Śląsk
a.
Kraków, S&e jest iniczym poparte. Wiemy tylko o Śląsku,
i
o ten tylko Śląsk prowadzi w czasach późniejszych-walki
Kazimierz
z, Brzetysławem. Tak też pojmuje to nowsza nauka
polska,
por. R. Gródecki Dzieje polityczne Śląska do r. 1290.
Historia
Śląska od najdawniejszych czasów do r. 1400 Kraków
1933
—1936 I s. 158, 159, który przyjmuje opanowanie przez
Czechów
Śląska przeważnie po lewiej stronie Odry, w myśl
mych
dawniejszych wywodów, por. St. Kętrzyński Kazimierz
Odnowiciel. RAUhf 1899/38 s. 332 uw. 3..
129 FF RR Boh. H s. 85 Kosmias: “Anino Dorrtinica.e incar-
niatiorris
1043 tanta fames ruit in Boemia, ut tertia pars po-
puli
interiret famę. Kosmas
wypadki lat 1038, 1040, 1041
kładzie
pod latami 1039, 1041, 1042, podobnie zapewne pod
r.
1043 kładzie głód, który był w r. 1042.
IV. 1041—1047. WIESŁAW,
MAZOWSZE
I JEGO STOSUNKI Z POMORZEM.
WOJNY
KAZIMIERZA Z POMORZANAMI.
ODZYSKANIE
MAZOWSZA
Wedle
tradycji, nie bardzo późnej, bo spisanej
w
początkach XII wieku przez Anonima-Galla, Pol-
ska
właściwa miała być wyniszczona walkami we-
wnętrznymi
i najazdami sąsiadów, ludność wyginęła
lub
częściowo poszła w niewolę, gdy równocześnie
Mazowsze,
za Wisłą leżące, cieszyło się spokojem, ła-
dem
i dobrobytem. Ta tradycja, lubo zapewne prze-
sadza
i złupienie, i zniszczenie Polski, i prawdopo-
dobnie
koloryzuje pomyślne warunki bytowania
-w
owym czasie na Mazowszu, opierać się jednak musi
na
jakichś realnych wspomnieniach — choćby na
tym,
że na Mazowszu rządził Miesław, że potrafił
tam
utrzymać pewien ład i spokój, że pozostawał
w
przyjaznych stosunkach z Pomorzem, tak że z tej
strony
nic nie groziło Mazowszu, że wreszcie krót-
kotrwająca
rabunkowa wyprawa czeska; nie dotknęła
Mieslaw i Mazowsze
463
Mazowsza.
Można by też sądzić, że jeżeli Brzetysław
nie
miał zamiaru zagarnąć całej Polski, tylko oder-
wać
od niej Śląsk, to mógł mu być niezależny książę
mazowiecki
czymś w rodzaju sojusznika — w razie
bowiem
powrotu Kazimierza będzie ten ostatni ska-
zany
na walkę na dwa fronty, od strony Śląska i Ma-
.
zowsza. Pozostawiając w spokoju Mazowsze przygo-
-
towywał sobie Brzetysław sojusz skierowany przeciw
Kazimierzowi,
składający się z Czech, Mazowsza i Po-
- morza, nie licząc tu Węgier, które miały, choć na
-
bardzo
krótki czas, stanąć w jednym szeregu z Czo-
chami.
Taka też kombinacja polityczna okazała się na
wiele
lat następnych całkiem realnym czynnikiem po-
lityki czeskiej wobec Polski.
Stąd
sądzić wolno, że część dalszych wywodów,
które
Anonim-Gall wyprowadza z założenia, że
w
tych czasach, kiedy reszta Polski była srodze zni-
szczona
rewoltą wewnętrzną i najazdami, Mazowsze
zaznawało
spokoju i dobrobytu pod władzą Miesława,
może
mieć w pewnej mierze swe uzasadnienie i być
bliskie
prawdy. Anonim-Gall twierdzi, że pod skrzy-
dła
Miesława uciekały się tłumy tych, którzy chcieli
życie
i mienie ukryć i zachować. Widać stąd, że na
Mazowszu
nie obawiano się, przynajmniej w pewnej
jego
części, tzw. reakcji pogańskiej, bo uciekali tam
przede
wszystkim przedstawiciele klas wyższych, za-
tem
z chrześcijaństwem już dobrze zrośnięci, którzy
tu
z dobytkiem i rodzinami pragnęli przeczekać
groźne
dni nasilenia kryzysu. “W tym czasie było
Mazowsze
— pisze Anonim-Gall — z powodu chro-
niących
się tamże Polaków tak bardzo ludne, iż rol-
nikom
pola, trzodom pastwiska, mieszkańcom sioła
464
Kazimierz Odnowiciel
nie
były dość przestronne" Jest oczywiście w tym
opisie
Arkadii mazowieckiej, jak zwykle w takich
opowiadaniach,
zapewne duża doza przesady, z którą,
licząc
się, wolno twierdzić, że w pewnym może okre-
sie
dużych niepokojów w innych stronach Polski Ma-
zowsze
było spokojnym zakątkiem, gdzie można było
znaleźć
schronienie. Można też sądzić, że ten stan
rzeczy
był także korzystny dla Mazowsza, jak i dla
niewątpliwie
energicznego władcy, którym stał się ha
Mazowszu
Miesław.
Powrót
Kazimierza do kraju, jego, jak się zdaje,
.bez
większych trudności usadowienie się w tej części
Polski,
która nie była obsadzona przez Czechów, za-
warcie
związków rodzinnych i politycznych z Rusią,
wreszcie
klęska, która spotkała Brzetysława, musiały
być
serią groźnych zapowiedzi na przyszłość dla księ-
cia
mazowieckiego. Zwłaszcza przymierze polsko-ru-
skie
było dla niego niebezpieczne — w tych warun-
kach
niekorzystny dla Kazimierza obrót sprawy ślą-
skiej
w pokoju ratyzbońskim był dla Miesława zda-
rzeniem
niezwykle pomyślnym- Miesław uzyskawszy
-kilka
lat przedtem władzę na Mazowszu, nie myślał
o
oddaniu tej dzielnicy Kazimierzowi131 -— zapewne
też
nie siedział z założonymi rękami, lecz starał się
130
Anoniim-Ga1!, lib. I c. 20. “Erat ©nim eo tempore. Ma-
a>via
Polonia iiłuc antea fuientibus, ut dictum, m tam tum po-
puliosa,
quod agricolis rura, amiimalibus pascua, habitatoribus
lecą
spaciosa". -,
isi
Anonim-Gall, lib. I c. 20. “Unde Meczzlaus in audacia
suae
militiae confisus, limmo anabitrone pernitiosae
cupiditatis
eK.cecatus,
nisus est i0bti.nere per praesumptioms audatiana,
quod
sibi non cedebat per ius aliquod vel naturam".
Miesław i Mazowsze
465
szkodzić
Kazimierzowi, “armia et insidiis"132. Mo-
żna
by z tego sądzić, że w czasie kiedy Henryk III
atakował
Brzetysława w Czechach, a kiedy Kazi-
mierz,
jak się wolno domyślać, dokonywał dywersji
od
śląskiej ściany, to od strony Mazowsza i zapewne
Pomorza
musiała być dokonana podobna dywersja
przeciw
Kazimierzowi. Być tedy może, że zapewne
niezbyt
silne uderzenie Kazimierza na Śląsk i małe
rezultaty
jego akcji wojennej na zachodzie, co może
i
wpłynęło ostatecznie na warunki pokoju ratyzboń-
skiego,
były tym spowodowane, że sam Kazimierz był
zmuszony
do prowadzenia walki na froncie mazo-
wieckim
i pomorskim.
W
każdym razie w zagadnieniu mazowiec-
kim
było przymierze z Jarosławem dużym odcią-
żeniem
dla Kazimierza. Wiemy, że w r. 1041, to jest
wtedy,
kiedy Henryk III prowadził wojnę z Brzetysławem i zadał mu cios
ostateczny, a kiedy Kazimierz, jak należy sądzić, dokonywał
dywersji od strony Śląska, wrzała też od wschodu wojna z
Miesławem, w której brał udział Jarosław ruski. Pisze bowiem
tzw. Nestor, że “szedł Jarosław w łodziach na
Mazowszany"133.
Rusini zatem, zapewne Bugiem,
skoro
na łodziach, wdarli się do Mazowsza.
By
Kazimierz brał czynny udział w tej akcji swego ruskiego
sprzymierzeńca, nie mamy wiadomości,
źródła
ruskie nic nie mówią o udziale w walce Polaków — można by nawet
przypuszczać, że Kazimierz był zajęty przede wszystkim walką na
Śląsku
132
Anoniim-Gall, lib. I
c. 20. “ladę etiam in tantum su-
perbiae
fastum conscenderat, quod obedire Kaaaimiro reimue-
bat,
linsuper etiam ei annis et insidtis resistebat".
"s MPH I s. 702.
466 Kazimierz Odnowiciel
albo
na pograniczu pomorskim, zaś wyprawa ruska
miała
znaczenie dywersji, by odciągnąć Miesława,
który
miał zamiar wznieść swe siły na Polskę, ale
mogło
mieć miejsce i współdziałanie na Mazowszu
sił
polskich i ruskich. Nie znany jest nam wynik tej
wyprawy,
w każdym razie nie pokonano Miesława,
bo
strzymał się on jeszcze lat sześć na Mazowszu. ;
Były
też walki, bliżej nam nie znane, z Pomorza-•i
nami,
ślad takiej jednej z czasów około roku 1041;
wykazał
O. Balzer134. W czasie jakiejś bliżej nie
określonej
wyprawy pomorskiej zabił książę węgier-
ski
Bela jakiegoś księcia pomorskiego, w nagrodę
za
co, jak chce romantyczne podanie, dał mu Kazi-
mierz
siostrę za żonę.
Koło
r. 1046 musiał być wplątany Kazimierz
w
jakieś poważniejsze powikłania, może nawet zbroj-
ne,
z Czechami, Pomorzanami, zapewne więc z Mie-
sławem
13a. Nie posiadamy jednak o tym żadnych
pewnych
i wyraźnych wiadomości. Wiemy jedynie,
że
na św. Jana, 24 czerwca 1046 r., gdy Henryk III
bawił
w Merseburgu, stanęli przed nim z bogatymi
darami
trzej powaśnieni ze sobą książęta, a miano-
wicie
Brzetysław, książę czeski, Kazimierz polski
131
O. Balzer Genealogia, s. 90 — 92. Wywody
O. Balzera
opierają
się na "wiadomości Szymona de Keza, który kładzie
ten
wypadek na czasy Mieszka II, co jest niemożliwe, odnieść
się
to może Jedynie do czasów Kazimierza, kiedy Bela prze-
bywał
w Polsce, i to do czasu po powrocie Kazimierza, a przed
powrotem
Beli na Węgry w r. 1048. Ponieważ synowie Beli,
Gejza
i Władysław, urodzeni w Polsce, byli w r. 1057 już
pełnoletni,
zatem małżeństwo ich rodziców mogło być zawarte
najpóźniej
w r. 1042.
i3S
po,)-. E, Steindorff Jahrbiicher des deutsch. Reżchs
u.
Heinrich III s. 298—299.
Miestaw i Mazowsze
467
i
Ziemomysł-Zemuził, książę pomorski136. Spory
między
nimi załagodził król Henryk w parę dni póź-
niej
w Miśni, w dniu św. Piotra i Pawła 137. Ponie-
waż,
jak mówią Roczniki altaheńskie, król sprawy
sporne
“pacificavit", można by przypuszczać, że była
to
pacyfikacja jakiegoś zbrojnego zatargu. Wynikało-
by
to też także, że był to zatarg nie lokalny, ale ja-
kiejś
szerszej natury, skoro bierze w nim udział
także
książę pomorski. Bo widocznie jest Ziemowit
sprzymierzeńcem
Brzetysława, skoro zjawia się wraz
z
Brzetysławem, obok Kazimierza, przed obliczem
królewskim.
Można też przypuszczać, że nie mógł
być
obcy tym sprawom Miesław, którego interesy
wiązały
ze wszystkimi przeciwnikami Kazimierza.
Jest
jednak rzeczą zwracającą uwagę, że w Miśni
nie
było Miesława.
Kazimierz
załagodził zatem w sposób nam bliżej
nie
znany swe również bliżej nie dające się określić
spory
z Brzetysławem i Ziemomysłem. Upewniwszy
się
w ten sposób, tak przynajmniej wynika to z ogól-
nej
sytuacji, z jednej przynajmniej strony, tj. cze-
skiej,
postanowił przy pomocy Jarosława kijowskie-
go
13 s rozprawić się ostatecznie z Miesławem. To
bo-
138
SS RR Germ. in us. schol. s. 47 Annal. Altah.
mai.
pod
r. 1046: “Illus (aic Meraiburc) etiam Brattziao dux Boemo-
rum
Razimir Bolaniorum, Zemuził Bomeraniorum advenerunt
atque
regem donis decentibus
honi0mverunt".
137 SS RR Germ. łn us. i&ohol. s. 47 Annal. Altah. mai.:
“Inde
discedens apostolorum Petri et Pauli festa Mihsina ce-
letorayit,
ubł etiam conv©ntionam secundo babens duces prae-
fatos
imter se pacificavit".
iss
MPH I s. 703 Nestor: “...lat-a
6555 (1047) Jarosław szedł
na
Mazowsaany, i zwyciężył ich; i zabił księcia ich Mojsława,
i
upokorzył ich Kazimierzowi".
30*
.468
Kazimierz Odnowiciel
wiem
zdaje się być w swych następstwach wynikiem
i
rezultatem tej pacyfikacji Henryka III. Główne i
siły,
które wystąpiły przeciw Miesławowi, stanowili ;
Rusini — tak też tzw. Nestor przypisuje zwycięstwo ;
wyłącznie
siłom ruskim, zaś Anonim-Gall stwierdza,
że
siły Kazimierza były znacznie słabsze i mniej }
liczne
od mazowieckich139. Kazimierz i Jarosław -i
wkroczyli
na Mazowsze, połączyli się prawdopodobnie |
ze
sobą i wydali Miesławowi bitwę, uprzedzając
przybycie
posiłków pomorskich, które spieszyły Miesławowi z pomocą110. “
Nastąpiła bardzo krwawa i
mordercza bitwa, padło mnóstwo Mazowszan, mie-
• 13S* Anoniiim Gali, liiłb. I c. 20. “In illo enim certamine
30
acies ordinatus Mazovienses babuerunt, Kaaimirus vero vix
tres
acies beUiatorum plenais habebat ouoniam, nit dictum est,
•tota
Polonia paene deserta iacebat". Zapewne,
że i tu je?t
pewna
przesada, jeżeli chodzi o wzajemny stosunek sil, moż-
na
tylko sądzić, ze liczebnie był Kazimierz słabszy od Miesła-
wa.
Ze Kazimierz miał też pomoc ruską, Anonim-Gall zdaje
się nie wiedzieć.
140
Anonim-Gall, lib. I
c. 21. “Pomoranorum exercitui
iti
auxilium. Meczziao v©nienl!i, Kazimirus cum paucis Łndubi-
tanter
obwiam properayit. Nuntiatum niamgue prius illud ei
falenat,
ipsosąue auxilium inunicis adv©nire pra.asidieib.at. Unde
prudenter
disposuit singulaniter prius cum Mazoviensiibus
diffinire..."
Kroniki późniejsze mistrza "Wincentego, Wielko-
•polstea
i Długosza wymieniają piosiłki dla Miesława, Prusaków,
Litwinów
i in. CMaritimi. Getae, Daci, Rutheni,PB?ussł), czemu
brak
wszelkich realnych podstaw, bo kronikarze ci czerpali
bezpośrednio lub pośrednio z Anonima-Galla. Wzmianka o rus-
•faich
posiłkach dla Miesława charakteryzuje tę robotę później-
szą
mistrza Wincentego. (Por. J. Linniczenko Wzaimnyja ot-
i
noszenija Rusi i Polszi do połowiny XIV stoletia Kiew 1884
s. 105.
Niesław ł Mazowsze
469
dzy
innymi zginął i Miesław141. Sam Kazimierz miał
się
znajdować w wielkim niebezpieczeństwie, zawdzię-
czał
podobno uratowanie życia jednemu z prostych
żołnierzy 142.
Miejsce bitwy z Miesławem, dziś nie znane143,
było
w pamięci ludzi jeszcze w początkach XII w.,
jak
świadczy Anonim-Gall144. Sądząc z nadchodzą-
i41
Anonim-Gall, lib. I
c. 20. “Kazimirus... Meczsiawo...
YlictarSam
et pacem totamque patriam triumphaliter est adep-
tus":
.142
Anonilm-Gall, lib. I
c. 20.
148
Wiadomości Kroniki Polskiej, MPH III
s. 622, o bitwie
Kazimierza
z Miesławem pod Ostrowem i wyszukanie przez
M.
Sokołowskiego, Riwiy na Ostrowie LedTwcy. Studium
•n.ttd
budownictwem
w przedchrześcijańskich i pierwszych chrześ-
cijańskich
wiekach w Polsce. Pam. AU 1876/3 s. 27, wsi Po- -
•
biedziska, jako śladu tego zwycięstwa, co przyjął T.
Wójcie-,
;cbowski,
O Kazimierzu Mnichu s. 12, wydaje mi się ze wszech
,tniiar
wątpliwe. Przede wszystkim późny przekaz tej kroniki nie:
. zasługuje już na dużą wiarę — podczas gdy tradycja wcześ-
-
ńaejsza wskazuje wyraźnie na Mazowsze jako miejsce
walki.
Przyjmując
Ostrów i Pobiedziska trzeba by sądzić, ze Miesław
dziiałał
zaczepnie, ze miał inicjatywę w swych rękach, a w tych
warunkach
ani pomoc Jarosława, ani opóźnienie się Pomorzan ,
.
inie byłyby zrozumiałe. Źródła nasze i ruskie dają do
zro-
zumienia,
że stroną zaufaną, działającą, mającą inicjatywę
była
Polska albo Ruś — dlatego wydaje mi się, że polem
walki
mogło być tylko Mazowsze i tam jedynie można by
szukać
miejsca stoczonej walki. Jeżeli cokolwiek z tradycji
o
Ostrowie mogłoby być prawdą, to nazwa sama miejscowości,
• nazwa
bardzo częsta i pospolita. Mogłoby to przemawiać o bi-
twie
nad Bugiem, od którego w odległości [mili leży również
Ostrów, na drodze dogodnej zwłaszcza dla Rusi.
144
Liib. I c. 20. “Ibi namque tania caedes; Mazoyitarum
facta
fulsse memomitur, sicut adhuc locus certaminis et
pEaiecipitium
ripae fluminis protestatur".
470
Kazimierz Odnowiciel
cej
pomocy Pomorzan i obecności Rusinów stoczono
tę
bitwę gdzieś zapewne nad jedną z rzek Mazowsza,
może
nad Bugiem lub nad Wisłą.
Wprost
z pola bitwy z Miesławem pospieszył Ka-
zimierz
ze swym wojskiem, czy i z posiłkami ruski-
mi
nie wiadomo, przeciw Pomorzanom ciągnącym
z
pomocą Miesławowi. I tu przewaga liczebna mia-
ła
być po stronie nieprzyjaciół 145, lecz Kazimierz
“...z
pomocą Bożą zaczął bitwę i odniósł wielkie zwy-
cięstwo"
146.
Tak
się przedstawia w świetle wielomównych,
a
w istocie swej bardzo skąpych źródeł polskich
i
wzmianek ruskich zakończenie sprawy o Mazowsze,
połączone
z likwidacją krótkotrwałego osobnego księ-
stwa
mazowieckiego pod rządami Miesława. Tu jed-
nak
można by zrobić jedno zastrzeżenie; tak się ta
sprawa
przedstawia o tyle, o ile wypadki omówione
miały
miejsce rzeczywiście w r. 1047. Wiemy jednak,
że
daty podawane przez tzw. Nestora nie są zawsze
całkiem
pewne, częstokroć zdarzają się tu zmyłki
o
rok, tak iż byłoby rzeczą kuszącą cofnąć datę tych
wypadków
o rok i związać w ten sposób wiadomość
źródeł
niemieckich z tego roku z tym, co mówią źró-
dła
ruskie pod r. 1047. Trzeba by wtedy przyjąć, że
wojna
o Mazowsze miała szersze podstawy, bo brałby
w
niej udział po stronie Miesława także i Brzetysław,
i że ostateczna rozgrywka miała miejsce wczesną
145
Anon.im-G.all, lib. I c. 21. “Ula enim vice Pomorani
quattuor
legiones miliUum in arma ducebant, Kazinairi vero
mililtes
nęć unam diimidiam adimplebant".
146
Anonim-Gall, lib. I c. 21: “...cum adiutorio1 Dei proe-
lium
introi.vit magnamaue v:ictoriam acquisivit".
Mieslow i Mazowsze
471
wiosną
r. 1046, skoro w końcu czerwca Brzetysław,
Kazimierz
i Ziemomysł mogą być już w Merseburgu
i
Miśni przed Henrykiem III. Byłoby też rzeczą zro-
zumiałą,
dlaczego nie ma na tym zjeździe Miesława,
bo
ten uczestnik wypadków już by nie żył. Nie ma nie-
stety"
możności poparcia silniej tej ponętnej kombina-
cji,
którą tu zaznaczam jako pewnego rodzaju możli-
wość.
Zwycięstwo
nad Miesławem i Pomorzanami zaw-
dzięczał
Kazimierz w znacznej mierze pomocy swego
ruskiego
sprzymierzeńca Jarosława. Odzyskanie w tych
warunkach
Mazowsza poszło łatwiej, gdyż główny
czynnik
niezawisłości i władzy na Mazowszu, sam
Miesław,
poległ w tej rozprawie. W te czasy, mniej
więcej,
zdaje się, można też przenieść zagarnięcie
przez
Kazimierza części Pomorza, które otrzymał
w
spuściźnie Bolesław Śmiały, ale które rychło utra-
cił
147. Było to zapewne Wschodnie Pomorze, to samo
prawdopodobnie,
które zdobył w r. 1090 Władysław
Herman,
by je utracić znowu w r. 1091 148. •
Tak
skończyła się sprawa o Mazowsze, sprawa,
która
zatrudniała siły Kazimierza lat prawie dziesięć.
Dłuższy
czas podlegało ono osobnemu księciu i posia-
dało
dość sił, by opierać się koalicji polsko-ruskiej.
147
Wynika to z następujących słów Anonima-Galla, lib.
I
c. 22, o Bolesławie Śmiałym “N:am cum in prinoipio sui re-
giminis
Polonis et Pomoranis imperaret..." Ponieważ Pomorze
utracono
za Mieszka II, a Bolesław Śmiały w samym początku
swych
rządów znowu traci Pomorze, zatem za Kazimierza Od-;
nowiciela musiano ]e zdobyć na nowo. •
148 por. O rzekomej wyprawie Wtodzistdwo. Hermana na
Szczecin w r. 1091. Kwart. Hist. 1900/14.
Kazimierz Odnowiciel
Z
odzyskaniem Mazowsza, ze zgnębieniem Pomorza,
z
rozbiciem konstelacji czesko-pomorsko-mazowieckiej,
wzrasta
samopoczucie Kazimierza, wzrastają siły i zna-
czenie
Polski — toteż od tego czasu zmienia się
dotychczasowa
polityka polska uległości względem
Niemiec
na bardziej swobodną i niezależną, dążącą
wytrwale
do odzyskania utraconego Śląska.
V.
1039—1054. STOSUNKI KAZIMIERZA
Z
HENRYKIEM III DO R. 1046.
WALKA
O ODZYSKANIE
ŚLĄSKA
W
niezwykle ciężkich i trudnych warunkach, w któ-
rych
znalazła się Polska w ostatnich latach życia
Mieszka
II i w pierwszych latach po jego śmierci,
nie
było dla Kazimierza innej drogi dla utrzymania
się
na tronie i dla odzyskania strat, które wynikły,
•jl
jak trzymanie się protekcji niemieckiej, opieki Koń-
1,."
rada II i Henryka III. Ci dwaj władcy niemieccy byli
v
?; potrzebni Kazimierzowi dla ochronienia go przed
.»;
gwałtami Brzetysława, przy ich pomocy mógł liczyć,
że
będzie starta zbyt potężna siła, którą zdobył jedną
wyprawą ten Przemyślida, a dalej, że będzie rzeczą
możliwą
doprowadzić do odzyskania zagarniętej przez
Czechy dzielnicy śląskiej. Uznawał przeto Kazimierz
zwierzchność
niemiecką, zapewne nie w mniejszym
zakresie
jak jego ojciec, kiedy w r. 1032 na zjeździe
w
Merseburgu “...zapomniał o koronie i całej ozdobie
królewskiej".
Nie mamy wiadomości o tym, czy i kie-
dy
złożył hołd Konradowi II czy Henrykowi III, za-
pewne
jeżeli tego nie uczynił natychmiast po śmierci
474
Kazimierz Odnowiciel
ojca,
to był do tego zmuszony wtedy, kiedy z pomocą
cesarską
miał wyruszyć do Polski. Służył zatem ce-.
sarzowi,
zjawiał się na jego wezwanie na dworze
niemieckim,
popierał cesarza w miarę sił i środków, :
tam
zwłaszcza szczerze i chętnie, gdzie jego interes
szedł
w parze z interesami Konrada i Henryka, podlegał wreszcie
politycznie cesarzowi, ilekroć ten za-
bierał
głos w sprawach, które interesowały cesarstwo,
jak
wskazują to przykłady. Dlatego również możemy
być
pewni, że w czasie, kiedy Henryk III wysyła
trzy
po kolei wyprawy do Czech przeciw Brzetysła-
wowi,
wyprawy pomyślane w pierwszym rzędzie jako
sposób
zmuszenia do uległości krnąbrnego lennika
korony,
musiał i Kazimierz, pamiętając o własnych
interesach
i o własnych z księciem czeskim porachun-
kach,
brać czynniejszy udział w tych walkach. W sto-
sunkach
zatem między Kazimierzem a Henrykiem III,
między
Polską a Niemcami, panuje pod tym względem
daleko
posunięta współpraca, chociaż interesy dwu
tych
państw bynajmniej się ze sobą nie godzą, nie
pokrywają,
nie są nawet jednakowe, o ile chodzi
o
Czechy i zabrany Polsce Śląsk. Niewątpliwie i Cze-
chom,
i Polsce przyświeca myśl uzyskania niezależ-
ności
od Niemiec, gdy Niemcy pragną i jedno, i drugie
państwo
utrzymać w najdalej idącym związku z ko-
roną
niemiecką, a jeżeli w pewnych wypadkach po-
pierają
Polskę przeciwko Czechom, czy w innych
Czechy
przeciwko Polsce, to była to tylko gra dyplo-
matyczna,
by nigdy nie zostawić dwu tym narodom
swobody
i możliwości porozumienia się, by istniało
zawsze
zarzewie niezgody między nimi, by rosła ry-
walizacja
między obiema dynastiami. Można było
spokojnie
patrzeć się, jeżeli Czechy powiększały się
Henryk III
475
jakąś
polską dzielnicą, gdyż było rzeczą jasną, że
strona
przeciwna nie puści tego płazem, że o to będą-
wojny,
które będą wyczerpywały przeciwników, i że
ostatecznie
pacyfikacja tych stosunków, pacyfikacja,
która
rzadko zadowoli obie strony, znajduje się
w
rękach cesarza. Tą drogą idąc liczyło cesarstwo,
że
nie dopuści do takiego wzmocnienia się jednego
z
dwu tych państw, by mogło ono wyjść z opieki
cesarskiej
— opieka ta trwać miała zawsze. Politykę
tę
stosowano zresztą nie tylko wobec Polski i Czech,
stosowano
ją w dużej mierze i wobec zachodnich
Słowian,
z którymi był w tak przyjaznych stosunkach
Henryk
II, byle nie dopuścić, by nie nastąpiło jakie-
kolwiek
ich zbliżenie się do Bolesława Chrobrego.
Henryk
III. szeroko i skutecznie stosował tę po-
litykę
na wschodzie Europy; wpływy jego obejmowały
Polskę,
Czechy, Pomorze i Węgry, przez co zyskał
znaczenie
i potęgę tak dużą w tych stronach ówcze-
snego
świata, jakiej nie posiadał w czasach swego.
największego
powodzenia Otto I. Siła ta wpływów
i
dyplomatycznych posunięć ówczesnej polityki nie-
mieckiej
przykuwała te państwa silniej i skuteczniej
do
rydwana niemieckiego niż kiedykolwiek przedtem.
Czyniło
to także oderwanie się ich od zależności nie-
mieckiej
bardzo trudnym, co widzimy choćby na
przykładzie
Brzetysława.
Ale
Kazimierz, który prócz problemu śląskiego
miał
do rozwiązania również zagadnienie Mazowsza,
nie
mógł się opierać jedynie i wyłącznie na życzli-
wości
Henryka III. Zapewne rozumiał Kazimierz, że
Henryk
nie pozwoli Brzetysławowi wzrastać zbyt
w
siły, ale też wiedział, że dla Polski nie zrobi król
niemiecki
żadnych poświęceń swych interesów, jak
476:
Kazimierz Odnowiciel
i
to, że sprawa, czy Mazowsze podlega Kazimierzowi,
czy
też jest rządzone przez własnego, osobnego księcia,
jest
dla niego sprawą obojętną, dla której nie poświęci
ani
jednego rycerza niemieckiego. Dla Henryka spra-
wa
Mazowsza mogła przez jakiś czas komplikować
sprawę
skutecznego upokorzenia Brzetysława, ale
z
chwilą, kiedy ten w Ratyzbonie poddał się Henry-
kowi
i od tego czasu wiernie i oddanie służył Niemcom,
nie
widział król dostatecznej podstawy, by ułatwiać
Kazimierzowi
odbudowanie państwa, które Niemcy
zawsze
uważali za barierę rzuconą ich pochodowi na
wschód,
a które dało już za Bolesława Chrobrego
dowody,
że może się przeciwstawić potędze niemiec-
kiej.
Dlatego też, by nie być zależnym tylko od jed-
nej
strony, by mieć ręce swobodniejsze na zachodzie,
związał
się Kazimierz z Rusią i wyciągnął z tego
związku
wszelkie spodziewane korzyści. Korzyści te
możemy
tym ocenić, że jeżeli zwycięstwo Henryka III
nad
Brzetysławem nie dało w ostatecznym wyniku
żadnego
pozytywnego rezultatu dla Kazimierza, je-
żeli
musiał on czekać na powrót Śląska jeszcze lat
wiele,
to dzięki przymierzu z Rusią dobił się Mazow-
sza
już prawie w dziewięć lat po powrocie do kraju.
Przymierze
to wreszcie dawało Kazimierzowi tego
rodzaju
poparcie, że i polityka wewnętrzna, uspoko-
jenie
i odrobienie strat musiało być łatwiejsze. Było
to
zatem bardzo cenne, skuteczne i doniosłe posunię-
cie
polityczne Kazimierza, któremu zawdzięczał znacz-
ną
część swoich powodzeń.
Jeżeli
do r. 1041, do chwili pokoju ratyzbońskiego,
możemy
uważać Kazimierza za tego, który wywiera
silniejszy
wpływ na politykę wschodnią Henryka III,
to
od chwili, kiedy Brzetysław złożył hołd lenny
Henryk III
477
Henrykowi
i od kiedy stał się najwierniejszym i naj-
bardziej
oddanym sługą królewskim, nie Kazimierz,
::ale
raczej Brzetysław jest tym, który wyzyskuje na
swą
korzyść politykę w tych stronach Europy Hen-
ryka
III. Starania Kazimierza, by odzyskać utracone
-stanowisko,
by zdobyć sobie większe wpływy na te
sprawy,
by sparaliżować intrygi czeskie, spełzły prze-
ważnie
na niczym.
W r. 1042 obchodził Henryk III święta Bożego
Narodzenia
w Goslarze 149, dokąd zjechało się wielu
możnych:
był między innymi i Brzetysław, który
przywiózł
królowi wspaniałe podarunki180, byli także
posłowie
ruscy Jarosława i polscy Kazimierza. To
pojawienie
się obok siebie równocześnie posłów pol-
skich
i ruskich jest bardzo znamienne. Dowiadujemy
się
bowiem, że posłowie ruscy prócz darów, które,
jak
to było w zwyczaju, przywieźli od Jarosława dla
króla
Henryka, mieli sobie zwierzoną inną, bardzo
delikatną
misję, a mianowicie ożenienie owdowiałego
już
Henryka III z jedną z córek Jarosława. Król
przyjął
przesłane mu dary, odwdzięczył się również
hojnie
i wspaniale, ale małżeństwa odmówił 151, miał
119 SS RR Germ. in us, soból, s. 36 Annal Altah. mai.
pod 1043 r.: “Rex nalała Domini Goslare peregit".
150
SS RR Germ. in us. soból, s. 36 Annal. Alth.
mai.
“Inter
alios principes adfuit Braitisla.v dux Boem.iaie, qtii de-
oentia
numera regi detuliit, iipseque magnatice traetatus perac-
tis diebus redut, regiis donis honoriatus".
151 SS RR Germ. in us. scbol; s. 36 Annal. Altah. mai.:
“Le@a"bi
quoque Ruaorum magna dana tulerunt, sed matora
reoipientes
iabiarunt". SS RR Germ. in us. schol. (ex MGH
recudi
feoit G. H. Pertz, Hannoverae 1874) s. 27 pod r. 1043,
w
Lamberti Hersfeldensis Annales: “Ibi inter diversarum pro-
478
Kazimierz Odnowiciel
już
bowiem na oku związek z Agnieszką z Poitou ls2,
córką
księcia Akwitanii, Wilhelma
V.
Nie
pomylimy się twierdząc, że w planach prze-
prowadzenia
tego małżeństwa musiał mieć udział
także
i Kazimierz — być może, że projekt ten wyszedł
nawet
od niego. Współczesność poselstwa polskiego
z
ruskim świadczy o tym. Sam Kazimierz był oże-
niony
jeżeli nie z córką Jarosława, to z jego siostrą
(jak
wyżej mówiłem, są wątpliwości, czy Dobroniega
była
siostrą Jarosława), pierwsza żona Henryka III
Gunhilda,
córka Kanuta Wielkiego, była prawnuczką
Mieszka
I, którego również prawnukiem był sam
Kazimierz,
Jakkolwiek było to już dość odległe po-
krewieństwo,
to jednak mogło ono coś znaczyć, tak
długo
przynajmniej, jak długo żyła Gunhilda. Teraz
zaś
wysunięto plan ożenienia Henryka III z jedną
z
córek Jarosława, a w takim razie byłaby przyszła
cesarzowa
bądź siostrą, bądź też siostrzenicą księżny
polskiej,
rzecz, która by dawała już znaczne wpływy,
znaczenie
i pozycję księciu polskiemu na dworze
niemieckim.
Kombinacja nie była za śmiała — władcy
Rusi,
nazywani na Zachodzie królami, władcy naj-
większego
państwa w Europie, znani z bogactw,
z
wysokiej osobistej kultury i wykształcenia, łączyli
się
sami nie tylko z cesarzównymi bizantyńskimi,
ale
wydawali też córki za królów i potężnych książąt,
jedna
z córek Jarosława wydana została za króla
yinciarum
legatos, legali Ruscorum tristes redierunt, quia de
filia
regis sui, quam re@i Hetnrico nupturam speraverant,
certum
repudium reportabant".
"2
por. E. Steindorff Jahrb. d. deutsch. Reichs. u. Hein-
rich
III, I s. 153, 164, 176, 186.
Henryk III
479
Norwegii,
druga
za króla węgierskiego, trzecia wresz-
cie
za króla francuskiego. Było zatem nie tylko am-
bicją
Jarosława wydanie córki za potężnego władcę
Niemiec,
ale i żywotnym interesem Kazimierza, by
tą
drogą zacieśnić węzły łączące go z królem Hen-
rykiem.
Przy planach na przyszłość, przy sprawie
odzyskania
Śląska i Mazowsza takie bliskie spowino-
wacenie
się z dynastią galijską mogło być bardzo
cenne
i korzystne. Plan ten się jednak nie powiódł,
już
bowiem w okresie Zielonych Świąt 1042 r. wysłał
Henryk
poselstwo do Akwitanii i rozpoczął starania
o
rękę Agnieszki. Możemy też być pewni, że obecny
w
Goslarze książę czeski nie patrzył życzliwym okiem
na
dziewosłębne poselstwo ruskie i na stosunek do
tej
sprawy poselstwa polskiego.
Prócz
tej porażki poniósł Kazimierz równocześnie
drugą,
którą należy przypisać głównie obecnemu na
dworze
Henryka III Brzetysławowi. Kazimierz był
zobowiązany
stawić się w Goslarze, widocznie był
wezwany
na dwór królewski. Zajęty jednak rzekomo
ważnymi
sprawami wysłał tylko poselstwo z darami,
które
miało go z powodów nieprzybycia wytłumaczyć.
Można
domyślać się, że po świeżej porażce w pokoju
ratyzbońskim
nie »chciał Kazimierz spotkać się na
dworze
w Goslarze z Brzetysławem, gdyż Brzetysław,
przywrócony
do łaski królewskiej i skarbiący sobie
względy
młodego króla i jego otoczenia, pragnąłby
zapewne
pod auspicjami Henryka uzyskać formalne
uznanie
ze strony Henryka czeskiego zaboru Śląska.
To
był zapewne powód, dlaczego Kazimierz znalazł
ważne
sprawy w domu, dla których nie skorzystał z za-
proszenia
królewskiego. Henryk uczuł się jednak do-
480 Kazimierz Odnowiciel
tknięty
nieobecnością Kazimierza, odmówił wysłucha-
nia
jego posłów i przyjęcia podarunków "s. Była to
wyjątkowo
ostra reakcja na choćby podejrzaną wy-
mówkę
księcia polskiego, tym więcej że wobec roz-
bieżności
między preliminariami pokojowymi a układem ratyzbońskim musiał
sam Henryk III czuć, że
nie
jest całkiem w porządku wobec Kazimierza. Ale
obecność
na dworze w Goslarze Brzetysława, najbar-
-
dziej zainteresowanego
teraz w tym, by stosunki
księcia
polskiego i króla były naciągnięte, tłumaczy
nam
ostrość odprawy danej poselstwu polskiemu.
Posłowie
polscy zatem wrócili do księcia donosząc mu
o
gniewie i niełasce królewskiej. Widocznie sam Ka-
zimierz
oceniał zatarg ten jako rzecz wcale poważną,
wymagającą
załagodzenia, gdyż w niewiele tygodni
-
później, w pierwszej połowie lutego 1043 r.15-1, zja-
wiło
się w Goslarze nowe poselstwo polskie, które
pod
przysięgą wytłumaczyło i stwierdziło ważność
powodów
nie stawienia się poprzednio Kazimierza.
Kazimierz
w ten sposób odzyskał utraconą łaskę kró-
lewską
155, sam się jednak i tym razem nie stawił.
15S
SS RR Germ. in us. soból, s. 36 Annal. Altah. mai.
pod
r. 1043: “Biulaniioi dudis minion cum mua-ieribus suis re-
.
iecti, o,ec praesentiam caesaris aut aff.aitum meruerunt, quia
Sipse,
iuxta quod iussus enat, noluerat yeraire". :
164
Datę tę opieram na Annal. Altah. niai. SS RR Germ.
in
us. soból, s, 36, które mówiąc o powtórnym przybyciu po-
słów
polskich do Goslaru dodają: “Isdem temporiibis Gifila
•im--
peratrix
o-nater caesaris, est defunota". Gizela umarła w Go-
,
i "siarze 14 lutego 1043 r.
155 SS RR Germ. Łn us. schol. s. 36 Annal. Altah. mai:
• "Missa
tamen denuo legatione se excusat et, quia veniii?e non
potuerit,
iusiurandum promittend.o confia-mawit, gicque gra-
•tiam
recipere regis meruit".
Henryk III 481
Dodać
należy, że tym razem nie było Brzetysława
w
Goslarze.
Najbliższy
znany nam pobyt Kazimierza w Niem-
czech,
na dworze Henryka, był w r. 1046 w Merse-
burgu
i w Miśni, kiedy to, jak już wyżej była o tym
,
mowa, pacyfikował Henryk III Kazimierza z Brze-
tysławem
i Ziemomysłem-Zemuzilem pomorskim. -
Wkrótce
jednak zaczęły się psuć dotychczasowe
stosunki
Kazimierza z dworem niemieckim. Zakoń-
czenie
sprawy mazowieckiej, odzyskanie części Pomo-
rza,
poprawienie się w miarę upływu lat od klęski
stosunków
wewnętrznych, dodawało siły Kazimierzowi
i
pozwalało mu na prowadzenie samodzielniejszej po-
lityki,
mniej liczącej się z Henrykiem i interesami
niemieckimi.
Trzeba tu także dodać, że zaczęły się
psuć
pewne sprawy w Niemczech, a trudności stąd
rosnące,
zajęcie się cesarza sprawami włoskimi i pa-
pieskimi,
przyczyniały się również do podniesienia się
poczucia
samodzielności polityki polskiej.
Stosunki
wewnętrzne Niemiec, tak na pozór świet-
ne
pod bardzo autokratycznymi rządami Henryka III,
człowieka
bardzo wykształconego i niewątpliwie nie-
,
przeciętnej inteligencji, nosiły już wtenczas zarodki
.ciężkiego
kryzysu, który miał wybuchnąć w wiele
lat
później i podkopać siły cesarstwa. Autokratyzm
Henryka,
często sprzeczny z interesami książąt,
z
utrwalającą się zasadą dziedziczności lenn, z pro-
cesem
wytwarzania się wielu potężnych rodów dy-
nastycznych,
wytwarzał nieraz atmosferę wrzenia,
wybuchy
buntów, tak korzystnych dla wszystkich
państw
słowiańskich, tylko słabo związanych przysięgą
lenną
czy trybutem z koroną. Z drugiej strony wolne
wzrastanie
w siły niektórych państw graniczących
31 Polska X — XI wieku
482
Kazimierz Odnowiciel
z
Niemcami lub wchodzących w sferę ich interesów
pracowało
też korzystnie dla tych krajów. Tak po-
wolne
przychodzenie do sił Polski, wzmacnianie się
Czech,
odradzanie się po latach zamętu Węgier,
utrwalenie
się Kapetyngów we Francji, osadowienie
się
Normanów w południowych Włoszech, odżycie,
zresztą
pod opieką samego Henryka III, papiestwa,
budowało
obok potęgi niemiecko-burgundzko-włoskiej,
przykrytej
koroną cesarską, nowe siły, z którymi
cesarstwo
musiało się liczyć, a które stawały się
z
wolna barierą, która kładła tamę preponderacji nie-
mieckiej
w Europie zachodniej i środkowej. Cesar-
stwo,
zbyt rozbudowane, było organizmem ciężkim,
trudnym
do rządzenia i administrowania, podkopy-
wanym
wewnętrznie, a spotykającym coraz to wię-
cej
nowych a nie zawsze spodziewanych na zew-
nątrz
trudności czy zagadnień.
Z
zakresu czynników, na które mógł w dużej
mierze
liczyć Kazimierz za czasów Henryka III,
trzeba
tu podkreślić znaczenie, jakie miała wciąż
w
Niemczech rodzina Rychezy, Ezzonidzi, marzący
jeszcze
w połowie XI w. o koronie królewskiej. Arcy-
biskup
koloński, Heriman, brat Rychezy, był nie
tylko
drugim z kolei największym księciem kościoła
niemieckiego,
ale zarazem piastował godność arcy-
kanclerza
dla Włoch i arcykanclerza papieskiego.
Była
to zatem potęga faktyczna i niezwykła indy-
widualność,
z którą Henryk III musiał się liczyć.
Toteż
zapewne w wuju Herimanie, jak i w swej
matce
Rychezie mieć musiał Kazimierz ludzi sobie
oddanych,
którym mógł ufać i u których mógł znaleźć
niejeden
raz pomoc. W r. 1049 został duktem ba-
warskim
Konrad, syn Ludolfa, zatem bratanek Heri-
Walka o Śląsk
483
mana
i Rychezy, brat więc cioteczny Kazimierza.
Zyskał
zatem książę polski krewniaka w potężnym
księciu
bawarskim. Konrad, człowiek ambitny, ale
umysł
niezwykle niespokojny, rychło sobie zraził
cesarza,
popadł z nim w konflikt, który zakończył
się
buntem. Fakt buntu Konrada nie mógł natchnąć
cesarza
zaufaniem do tych, którzy byli związani węz-
łami
rodzinnymi z Ezzonidami, ale nie okazał się
ostatecznie
niekorzystny dla Kazimierza, choćby przez
to,
że cesarz miał wewnątrz państwa poważne kło-
poty.
Liczne wojny, które w tym czasie wybuchły
między
Niemcami a Węgrami, nie zawsze zresztą
szczęśliwe
dla oręża niemieckiego, podkopywały rów-
nież
w pewnej mierze znaczenie i autorytet Niemiec
na
wschodzie. Były to zatem wydarzenia pomyślne
dla
Kazimierza, który zapewne opierając się na nich
postanowił
przystąpić ostatecznie do zrealizowania
planu
odebrania Czechom Śląska.
Rzeczywiście
w r. 1050 napadł Kazimierz na
Śląsk,
odebrał go Czechom156 i natychmiast zajął
się
tam urządzeniem czy raczej odnowieniem bi-
skupstwa,
które po latach katastrofy czy to przestało
istnieć,
czy też nie miało siedziby we Wrocławiu 157.
Jasne
jest, że ten napad na wiernego sługę cesar-
skiego,
jakim był od r. 1041 Brzetysław, że takie
naruszenie
usankcjonowanych na zjeździe w Ratyzbo-
nie
warunków pokoju, wywołało niepokój na dworze
Henryka
III, a na skargi Brzetysława nawet posta-
186
SS RR Gemn. in us. schol. s. 53 Aranal. Altah. mai.
pod
r. 1050: “Tum aoousatur Kazemer dux Dolariiorum, quod vi
aibi
•usurpanit proyinciam, datam ab imperatore Bolemlorum
dutfi".
157 MPH VI s. 538, 560. Katalogi biskupów wrocławskich.
484
Kazimierz Odnowiciel
nowienie
zbrojnej interwencji. Cesarz przygotował
wyprawę
na Polskę na jesieni r. 1050 15S, lecz ciężka
choroba
przykuła go do łoża, tak iż wojny, na razie
przynajmniej,
musiał zaniechać 159. Kazimierz zagro-
żony
przygotowaniami wojennymi cesarza udał się
osobiście
do cesarza, który przebywał w listopadzie
W
Goslarze 160, i tu zawarł z nim układ, obiecując,
iż
wedle woli cesarskiej naprawi wszystko, jeżeli
w
czymkolwiek postąpił wbrew słuszności 161. Po
tym
przyrzeczeniu obdarzony przebaczeniem i łaską
cesarską
powrócił do domu.
Podkład
tej akcji Kazimierza nie jest jasny. Nie
wiadomo,
na co liczył. Cesarz po powrocie z Włoch
był
w Niemczech, stosunki wewnętrzne Niemiec po-
zornie
przynajmniej nie ośmielały Kazimierza do
ataku
na Brzetysława. Musiała być zatem jakaś
szczególna
sposobność, którą wyzyskał Kazimierz,
może
jakiś bunt na Śląsku, który dał mu asumpt
188 Czas wyprawy zamierzonej jest ograniczony datami:
po
22 września nastąpiło oskarżenie Kazimierza (Por. SS
RR
Germ.
in us. schol. s. 46 Annal. Altah.
mai.), a przed 24 listo-
pada,
kiedy cesarz bawił w Goslarze ii kiedy Widział się z
Ka-
zimierzem.
Stąd zabór Śląska musiał nastąpić jeszcze w pierw-
szej
połowie r. 1050.
169
MGH SS VII s. 129. Herimanni
Augiensis Chroń, pod
r.
1050: “Imperator contra Gazmerum ducem Bolanorum,
rebellionem
molientem, exped.itionein
parat, gravique infir-
mlitate
detentus, pacem eum paotumque petentem susciiptens,
discessit".
•
160 Strumpf nry 2393, 2394 (24 listopada).
161 SS RR Germ. in us. schol. s. 53 Annal. Alfcah. mai.:
•“In
villa regia Gosolarae ad imperatorum venit et obieetum
iureiurando
excusavit: in quibus culpabilas fuit, noc iuxta pla-
citum
imperatoris correxlit, accepta gratla domum; redut".
Walka o Śląsk
485
do
uderzenia i odebrania tej dzielnicy. Bo nie mógł
się
łudzić Kazimierz, że cesarz będzie całkiem obo-
jętny
w tym sporze polsko-czeskim.
Wedle
układu goslarskiego winien był Kazimierz
zwrócić
Śląsk Brzetysławowi — godzi się jednak
wątpić,
czy obietnicy dotrzymał. Na rok bowiem 1050
przypada
odnowienie biskupstwa wrocławskiego, na
rok
1051 ordynacja biskupa wrocławskiego Hieronima,
co
katalogi biskupie przypisują zgodnie Kazimierzo-
wi
1G2. Można więc z wielką pewnością stwierdzić,
że
Kazimierz władał w r. 1051 Wrocławiem. Mimo
tego
jednak, że Kazimierz nie dotrzymał warunków
układu,
nie utracił łaski cesarskiej, polityczne bowiem
warunki
lat następnych nie pozwoliły cesarzowi wy-
stąpić
stanowczo przeciw Kazimierzowi. Przede wszy-
stkim
na r. 1051 wypada okres największego zna-
czenia
i potęgi tak w cesarstwie, jak u papieża,
Herimana
arcybiskupa kolońskiego, zatem wuja Ka-
zimierza
163. Wpływy więc Herimana mogły para-
liżować
starania Brzetysława. Następnie wojny wę-
gierskiej
nie bardzo szczęśliwe dla Henryka III,
wymagają
ze strony cesarza znacznych wysiłków.
Kazimierz
bierze udział w tych wyprawach cesar-
skich
na Węgry, posyła posiłki, nie można było zatem
drażnić
w takiej chwili sąsiada, a tym więcej myśleć
o
wyprawie przeciw niemu. Nadto wybucha niedługo
potem
bunt księcia bawarskiego Konrada 164, który
162 MPH VI s. 558, 560,
los
por. E. Steindorif Jahrb. d. deutsch. Reidis
u. Hein-
rich
III, II s. 141. -
164
Tamże s. 218 UW. l. (Steindorff. początków nieporozu-
mienia
cesarza z Konradem doszukuje się już w r. 1050.
486
Kazimierz Odnowiciel
łączy
się z Węgrami:: przeciw cesarzowi. Te wojny
i
zawikłania wewnętrzne były dla Henryka III ha-
mulcem;
musiał cesarz patrzeć się przez szpary na
sprawę
zatrzymania Śląska przez Kazimierza, by nie
narazić
sobie cennego i użytecznego sprzymierzeńca,
który
by, łącząc się z Konradem i Węgrami, mógł
postawić
cesarza w bardzo krytycznym położeniu.
W
r. 1046 powstały na Węgrzech antyniemieckie
i
antychrześcijańskie żywioły, których ofiarą były
słabe
od początku rządy Piotra Wenecjanina. Za-
wdzięczał
on tak długie trzymanie się na Węgrzech
swym
stosunkom z Henrykiem III, poprawionym
znacznie
od r. 1041, zatem od klęski Brzetysława.
Andrzej,
następca Piotra, starał się, na próżno jednak,
zyskać
i łaskę, i spokój ze strony Henryka III. W Niem-
czech
wzięła ostatecznie w stosunku do Węgier górę
partia
wojenna z biskupem Ratyzbony Gebhardem
na
czele. Już w r. 1050 zaczęto kroki zaczepne z obu
stron,
które przerodziły się w roku następnym
w
wielką wojnę. Henryk wyruszył na Węgry ze znacz-
ną
armią, postępując wzdłuż południowego brzegu
Dunaju,
podczas gdy biskup Gebhard, książę karyncki
Wolf
i Brzetysław czeski pustoszyli kraj na północ
od
Dunaju. Wśród wojsk pomocniczych znajdował się
także
oddział polski, co wskazuje na dobre stosunki,
jakie
panowały między Polską a cesarzem. Wyprawa
Henryka
III skończyła się jednak klęską, naprzód
ulewne
deszcze, potem brak żywności doprowadziły
cesarza
i jego armię do takiego niedostatku, że zmu-
.szony
był on spiesznie się cofać. Węgrzy jednak prze-
cinali
mu odwrót, zajmując brody i mosty, które
trzeba
było siłą opanowywać. Węgrzy pokładali naj-
Walka o Śląsk
487
większą
nadzieję w moście, który był na rzece Repcze
(Rabanica),
gdzie spodziewali się wstrzymać cesarza
i
zniszczyć. W tej krytycznej chwili oddział złożony
z
Burgundów, Sasów i Polaków przebył mimo nie-
bezpieczeństwa
rzekę, zdobył broniony most, położył
trupem
jego obrońców i w ten sposób otworzył drogę
cesarzowi
16&. Tak musiał Henryk zawdzięczać także
posiłkom
polskim ocalenie swego wojska. Czy Kazi-
mierz
brał osobiście udział w tej wyprawie, nie
wiadomo,
nie jest on między obecnymi wymieniony,
w
każdym razie było jego staraniem zaskarbić sobie
łaski
cesarza, zapewne z myślą, że wisi ciągle między
nim
a Brzetysławem nie załatwiona sprawa Śląska,
której
mimo obietnicy danej Henrykowi nie dopełnił.
Śląsk
trzymał w dalszym ciągu, narażając się na
dalsze
skargi Brzetysława.
W
następnych latach zajęty był cesarz przedłu-
żającymi
się walkami z Węgrami, dalej niebezpiecz-
nym
buntem Konrada bawarskiego, wreszcie niepo-
165
MGH SS VII s. 130 Heriiinannii Attgiensis
Chroń, pod
r,
1051: “...ad pontem Rabaniza flumimis structam, in qua ma-
-ximam
hostie tiduoiam hiabebat, quidam ex Burgundionibus
Saxonibus
et Bolanis milites, non sine sui pecrculo flumine
transito,
in brevi expuignatam capiunt... reliquo exercitui viam
pandunt".
Por.
W. v. Giesebrecht, Gesch. der deutsch. Kaiser-
zeit
V. Aufl. II
s. 478—480. Zwraca uwagę, że Polacy są na
prawym
brzegu Dunaju, przy cesarzu, nie na lewym. Zrobiono
to
zapewne celowo, by posiłki polskie nie stykały się z cze-
skimi,
oo mogłoby było doprowadzić do starcia. Dlatego za-
pewne
posiłki karynckAe przerzucono na północny brzeg Du-
naju,
polskie widocznie przerzucone na południowy, zastępo-
wały
oddziały karynckie. Byłoby to wskazówką naprężonych
stosunków
polsko-Cizeskich w r. 1051.
Kazimierz Odnowiciel
kojami
we Włoszech, walką papieża Leona IX
z
Normanami, jego przegraną pod Civitate i uwię-
zieniem
w Benewencie. Do tych przeciwności i kło-
potów
dołączył się jeszcze jeden: dalej trwający
Spór
Kazimierza z Brzetysławem o Śląsk i Wrocław.
,
Henryk potrzebował w tych warunkach pacyfikacji
na
wschodzie, potrzebował tego w sytuacji wewnętrz-
nej
cesarstwa, wobec wojen z Węgrami, w których
pomoc
zwłaszcza czeska, jak częściowo i polska, były
:
dla niego cenne, wreszcie w związku z koniecznością
zwrócenia
bacznej uwagi i siły na sprawy we Wło"
szech
i w papiestwie. Musiało mu zależeć na załago-
dzeniu
sporu polsko-czeskiego. Na przywrócenie stany,
"
poprzedniego, wytworzonego układem ratyzbońskim
z
r. 1041, była niezbędna siła, wojna z Kazimierzem,
to
jest skomplikowanie stosunków na wschodzie. Zostawić te sprawy
rozprawie orężnej między Brzety-
sławem
a Kazimierzem to była nie tylko strata pre-
stiżu
i praw korony niemieckiej, ale także strata
posiłków,
których jeden i drugi dostarczali. Na ta-
kie
rozwiązanie tych trudności nie mógł sobie po-
zwolić
Henryk III. Dlatego postanowił pogodzić
zwaśnionych
ze sobą książąt, tak by jednemu nie
odbierać
tego, co posiadał, a drugiego wynagrodzić
odpowiednio.
W ten sposób mógłby Kazimierz za-
trzymać
Śląsk, co byłoby też wynagrodzeniem za je-
go
neutralność w buncie Konrada i za usługi w woj"
nie
węgierskiej. Do takiej umowy doszło w końcu za-
•
pewne po przełamaniu oporu Brzetysława. Na Zie-
,
lone Święta r. 1054 22 maja, które cesarz obchodził
w
Kwedlinburgu, stawili się na rozkaz cesarza książę
czeski
i polski i tu po długich naradach stanął wre—-
szcie
między Kazimierzem a Brzetysławem układ po-
Walka, o Śląsk 403
kojowy166
na następujących warunkach: Śląsk
.z
Wrocławiem zostają przyznane Polsce z tym wa-
runkiem,
że Polska zobowiązuje się płacić Brzetysła-
wowi
i jego następcom 500 grzywien srebra i 30 grzy-
wien
złota tytułem odszkodowania 167. Źródła nie-
,
mieckie mówiąc o tym układzie wyrażają się tak, jaky
-by
Śląsk z Wrocławiem dopiero wtedy przeszedir-
z
rąk czeskich do polskich, wydaje się to mało praw-
dopodobne
w świetle wypadków z r. 1050 i 1051,
• trudno
też sobie wyobrazić, by Brzetysław korzysta-
jąc
z trudnej sytuacji Henryka tak bez czynnego opo-
ru
zgodził się na oddanie Śląska, gdyby go w owym
czasie
posiadał. Raczej zatem Kazimierz już dzierżyi
Śląsk
i on to był zmuszony naciskiem cesarza do
dania
Brzetysławowi odszkodowania -pieniężnego 16?.
166
SS RR Germ. in us. soból, s. 57 Annal. Altah. mai. pod
r.
1054:-“Penteoos.ten
Quitilingunburch impenator celebravit, quo
ad
se ducem Boiemicum ac Bolanicum ewcat eosque post
longissimąm
disceptaitionem i-niter se pacatos domum renrittit".
is7
FF RR Boh. II s. 86 Kosmao pod r; 1054: “...urbs
Wratiziav
et aliae oiyitates a duce Braciziao redditae sunt Po-
loniis
•ea conditione, ut quam sibi tam suis successoribus quiin-
gentas
marcas argenti •et 30 auri annuatim solverent".
le8
Por. M. Łiodyńshi, Recenzja dzieła Bretholza, GescJt.
Bohmens
Kwart. HŁst. 1913/27 s. 341—348, gdzie wykazał
dowiodnte,
że opłata ta nie miała charakteru trybutu, zatem
nie
pociągała za sobą zależności politycznej, a nosi
charakter
odszkodowania
aa odebrane Czechom “urbs Writiziay et alie
cmtates".
Przyjmuje to również R. Gródecki Dzieje polityczne
Śląska
do r. 1290. Historia Śląska I s. 159. Por. jeszcze dla
okrealenia
prawnego takiego wyjątkowego obciąienia trwałą
daniną
pewnego terytorium opinię M. Z. Jedlickiego Stosunek
prawny
Polski do cesarstwa do r. 1000. Poanań, Tow. Przyj.
Nauk,
Prace Kom. Hist. XII
z. 2 s. 390.
490
Kazimierz Odnowiciel
Dzielnica
opawska, przedpole Bramy Morawskiej,
ważna
ze względów strategicznych dla Czech, pozo-
stała
w rękach Brzetysława 169.
169
Dojść można do tego wniosku na podstawie kroniki
Anonima-Galla,
lib. I c. 22, który pisze, że Bolesław wsparty
przez
podległych mu Pomorzan na początku swych rządów,
zdobywał
Grodzicie koło Opawy "aa Czechach. “Nam cum w
pirinoipa.o
sui regiminis iet Polonis et Pomioraims imperaret, eo-
numque
multitudmiem ad casbrum Gradec obsidendium innume-
.rabitem
cang.regaret, suae contumaciae negligentia non solum
castrum
inon habuiiit, werum etiam Bohemarum insidias vix
evasit..."
Wynika z tego, że te strony należały do Czech, a że
po
r. 1054 nie mamy śladu jakichkolwiek starć z Czechami,
trzeba
uznać, że taki stan rzeczy był w r. 1054 i trwał za-
pewne
dawno, jeszcze od czasów Mieszka II.
VI.
“ODNOWICIEL". STRATY I KLĘSKI POLSKI
W
PIERWSZYCH LATACH RZĄDÓW KAZIMIERZA.
PRACA
WEWNĘTRZNA KAZIMIERZA ODNOWICIELA.
KOŚCIÓŁ
POLSKI ZA CZASÓW KAZIMIERZA
Ogarniając
rzutem oka całość okresu panowania
Kazimierza
Odnowiciela łatwo stwierdzić można, że
rozpada
się ono na dwie mocno od siebie różniące
się
części, przecięte rokiem 1038. Pierwsza część obej-
muje
powstanie pogańskie i ruchy rewolucyjne o cha-
rakterze
społecznym, rebelię Miesława i może bunty
innych
wielmożów, najazdy wreszcie sąsiadów, zakoń-
czone
wielką łupieżną wyprawą Brzetysława. Kraj
uległ
zniszczeniom, pożarom, mordom, wreszcie pla-
nowemu
rabunkowi wszystkiego, co uważano za cen-
ne.
Od chwili kiedy Kazimierz, jak sądzić wolno
w
r. 1039, powraca do kraju, zaczyna się okres po-
wolnego
co prawda odradzania się upadłego państwa.
Dąży
Kazimierz w ciągu wielu lat do zjednoczenia
tego,
co odpadło, do podniesienia powagi państwa na
zewnątrz,
ale niewątpliwie do naprawienia tych klęsk
i
strat, które spowodowały zubożenie kraju zarówno
pod
względem materialnym, jak i moralnym. Zadania
tego
nie potrzebował sobie stawiać Kazimierz, na-
492
Kazimierz Odnowiciel
rzucało
się ono samo przez się, a jeżeli tradycja od-
grywa
w rodach dynastycznych jakąś rolę, to tu tra-
dycja
ojca, dziada i pradziada wskazywała mu wy-
raźnie
drogę i kierunek. Od ciężaru tej tradycji, któ-
ra
nie była niczym innym, jak racją stanu polską,
reprezentowaną
od prawie wieku przez dynastię pia-
stowską,
nie mógł się wyłamać Kazimierz: całą jego
działalnością
po r. 1038 jest nawiązywanie przerwa-
nych
katastrofą lat ubiegłych związków z tym, co
zdziałali
poprzednio w Polsce Mieszko I, Bolesław
Chrobry
czy Mieszko II. Różnica, jaka była i jaką
można
dostrzec, to słabość inicjatywy, brak wydat-
niejszych
sił i środków, ale też żaden z jego poprzed-
ników
nie gospodarował w Polsce w takich warun-
kach,
w jakich przyszło odbudowywać kraj Kazimie-
rzowi
Odnowicielowi.
Ale
rok 1038 stanowi nie tylko epokę w rządach
Kazimierza,
zdaje mi się, że może być uważany za
pewnego
rodzaju punkt zwrotny w dziejach ówczes-
nej
Polski. Bez dostatecznego zrozumienia katastrofy,,
która
wtedy spotkała Polskę, a którą tylko ułamko-
wo
możemy ocenić, nie będziemy w możności dość
jasno
określić różnic, które dzielą okres Bolesława
Chrobrego
od czasów Śmiałego czy Krzywoustego.
Działali
oni niejednokrotnie w warunkach korzyst-
niejszych
i dogodniejszych niż Chrobry, a jednak
zawsze
i wszędzie można dostrzec, że brakuje im
tchu,
że po krótkotrwałych chwilach świetności na-
stępuje
wyraźny upadek sił, wycieńczenie. Że żaden
z
nich nie dorównał pierwowzorowi, że żaden wiel-
kich
pomysłów i idei Chrobrego nie był w możności
podtrzymać,
by je doprowadzić do zamierzonego,
Straty,! Klęski 493
szczęśliwego
końca,- to zdaje się tkwić w okresie
burzy,
która przeszła wtenczas nad Polską.
•
Realne określenie rozmiarów tej katastrofy oraz
jej
skutków j&st zadaniem nie dającym się należycie
rozwiązać.
Stąd też i trudne będzie określenie, co
zdziałał
ten książę, któremu potomność dała przy-
domek
“Odnowiciela".
Wszystko
bowiem, co o Polsce Bolesława Chrobre-
go
przekazały nam źródła, jest bądź bardzo szczupłe,
bądź
też nosi charakter wyidealizowanej legendy, to
zaś,
co wiemy o czasach późniejszych, z ostatnich
sześćdziesięciu
lat XI w., jest również małomówne,
często
również tchnące pewną przesadą, chęcią wy-
wołania
wrażenia, jak było pięknie, dobrze i bogato
za
czasów Chrobrego, jak jest źle i trudno za jego na-
stępców
i do czego doprowadzi Polskę godny następca
Chrobrego,
jego praprawnuk, na którego cześć pisze
Anonim-Gall
swoją kronikę.
Mamy
bowiem dla określenia rozmiarów tej kla-
ski
prawie tylko jedno jedyne źródło, a tym jest
właśnie
kronika Anonima-Galla. Z niej jedynie, za-
tem
z ustępów zabarwionych mocno legendą i prze-
sadą,
czerpać możemy pewne wskazówki o tym, co
zaszło
w Polsce, o doniosłości klęski, o zniszczeniu
kraju
i jego zubożeniu. Główny nacisk kładzie tu
nasz
kronikarz na fakt zmniejszenia się bardzo znacz-
nego
liczby mieszkańców w Polsce właśnie w tych
latach,
w porównaniu ze stanem rzeczy poprzednim.
Oczywiście,
że i w tym kierunku posądzić należy
kronikarza
o dodawanie ciemnych kolorów do obrazu
przed
nami roztaczanego. Gniezno i Poznań tak wedle
niego
opustoszały, że dziki zwierz leśny miał tam swe
494
Kazimierz Odnowiciel
legowiska
1T0, frazes zatem od wieków powtarzany,
literacki,
ilekroć • razy pisarze opisywali jakieś wiel-
kie
zniszczenia. Kraj cały uległ spustoszeniu, zuboże-
niu
i wyludnieniu 171.
Gdy
Kazimierz wybiera się na wyprawę przeciw
Miesławowi,
może zabrać tylko małą garstkę ludzi,
bo
brakło zdolnych do noszenia broni172. Anonim-
-Gall
opowiada cuda o gęstości zaludnienia Polski za
czasów
Bolesława Chrobrego, a przy tej sposobności
porównywa
Polskę Chrobrego z Polską o wiek póź-
niejszą
Krzywoustego: “Więcej miał król Bolesław
żołnierzy
pancernych niż ma w naszych czasach cała
Polska
tarczowników, za czasów Bolesława było pra-
wie
tyle rycerstwa, ile za naszych czasów jest ludzi
płci
obojga" 173.
:
1TO Anonim-Gall, lib. I
c. 19. “Eo tempore Bohemi Gnez-
n.en
et Poznań destruxenmt... Uli vero qui de manibus ho-
stium
evadebant, vel qui suorum seditionem ds?vitabant, u; trą
fluyium
Wyślą in
Mszoyiam fugiebant, et tam diu civitates
praedictae
in solitudine permanserunt, quod in ecciesia sancti
Adalberti
martiris sanctique Petri apostoli sua ferae cubilia
posuerunt".
171
Anonim-Gall, lib. I c. 18. “...ad desolationem et deva-
stationem
Poloniae redeamus". Tamże
c. 19: “Ad extremum
autem
tam iab extraneis quam ato indigenis ad tantam Polonia
desiolationem
est redacta, qluQd ex, toto paene dwitiis et ho-
minibus
est exacta".
312
Anonim-Gall, lib. I c. 20: “Kazimirus... collecta pauca
quidem
numero manu bellatorum... In illo enim certamine 30
acies
ordinatas Masoyienses habuerant. Kazimirus vero vix
tres
aoies bellatorum plenas habebat... ut :dTctum est, tota Po-
lonia
paene deserta iacebait", a dalej, lib. I c. 21: “Pomorano-
ruiH
exercitui... cum paucis lindubitainter obviam properavit".
173
Anonim-Gall, lib. I c. 8: “Plunes namque habebat rex
Bolezlaus
milites loricatos, quam hebeat nostro tempore tota
Straty i klęski
495
Przesada
tego przedstawienia rzuca się w oczy, na
tej
podstawie nie możemy wyciągnąć innego wniosku
jak
ten, że głos ogółu uważał Polskę Chrobrego za
Polonia
clipeatos; temperę Bolezlayl totkiem terę in Polonia
milites
habebantur, quot homines cuissque generis nostro
-tempore
continentuir". W
innym nieco świetle zdaje się wi-
"
dzieć
to zdarzenie Fr. Bujak, Studia nad osadnictwem Mało-
polski
RAUhf 1905/47 s. 134, gdy pisze: “Z drugiej strony or-
ganizacja
państwa bolesławowskiego musiała być dostosowa-
na
do potrzeb monarchii wojennej, a więc z pewnością
.zbyt
jednostronnie się zapatrywała na swych poddanych i sta-
rała
się ich wyzyskiwać, wydobywając z kraju wszystkie soki
żywotne,
tj. zasoby materialne i materiał ludzki, nie dla jego
normalnego
rozwoju, ale czysto dla celów dla kraju szkodli-
wych.
Monarchia wojenna z natury swej przez niepohamowaną
ekspansję
dąży do wyczerpania swych ••sil przez zużywanie
,
zasobów i tego ludu, na którym się głównie opiera, i. budzi
opór
ogółu poddanych. Toteż periodycznie Występuje usiłowa-
nie
zerwania, przez społeczeństwo tego, nad czym przez szereg
lat
monarchia wojenna pracowała". Nie wątpię, że są pewne
racje
pozytywne w tych spostrzeżeniach Fr. Bujaka, lubo zdaje
mi
się, że są one przejaskrawione, przy przenoszeniu ich na
grunt
gospodarczy. Zresztą sprawy tej dotyka Bujak tylko
mimochodem,
służy mu ona jako punkt wyjścia dla innych
rozważań,
które przyjmuję w całej rozciągłości ii na które mam
równie
optymistyczny pogląd jak Fr. Bujak. Pisze on następ-
nie:
“Ponieważ w ogóle monarchia wojenna raczej korzysta
...z
istniejących
sił i zasobów kulturalnych, niż je rozwija, mu-
simy
przyjąć, że również monarchia piastowska musiała zastać
na
ziemiach polskich pewną kulturę, że rozwój kulturalny
Polski
aż do XIII wieku nie może być wyłączną jej zasługą,
raczej
przeciwnie można by powiedzieć, że jeżeli podnosił się
poziom
kulturalny ludności polskiego państwa, to działo się
to
mimo wojowniczości monarchów". Oczywiście nie
podzielani
antymilitarnej
tendencji Fr. Bujaka, ale nie wątpię, że pier-
wiastki
kultury, na których oparło się pierwotne państwa
piastowskie,
były znacznie wyższe i głębsze, niż się to zwykle
przyjmuje.
Kazimierz Odnowiciel
kraj
ludny, który następnie poniósł pod tym wzglę-
dem
bardzo ciężkie straty. Rewolta oraz bunty mu-
siały
pociągnąć za sobą dużo ofiar. Napady zewnę-
trzne
były zawsze połączone z mordowaniem bezbron-
nej
ludności, a zwłaszcza z braniem w niewolę. Wie-
my,
że Czesi uprowadzili dużo ludności, którą u sie-
bie
osadzili. Sam Kazimierz żeniąc się z Dobroniegą
jr
urządzając swe stosunki z Rusią zwrócił Jarosła-
wowi
800 jeńców, których wziął do niewoli i osadził
w
Polsce jeszcze Bolesław Chrobry. Takie straty mu-
siały
być bardzo znaczne i w dziesięcioleciach na-
stępnych
brak było tych ludzi jako siły roboczej oraz
•elementu
rozrodczego. Jeżeli weźmiemy pod uwagę,
.Że
zwykłym następstwem tego rodzaju wypadków
były
głody, pomory i zarazy, to i ten czynnik trzeba
przyjąć,
że się przyczynił do wyludnienia kraju; nie
mamy
co prawda o tym żadnej pozytywnej wska-
zówki
źródłowej, można jednak przypuścić, że bez
głodu
i zarazy się nie obyło — po r. 1041, kiedy Hen-
ryk
III zniszczył ogniem i mieczem część kraju cze-
skiego,
wybuchł w następnym roku w Czechach głód,
który
miał zabrać, jest w tym zapewne też gruba
przesada,
-prawie trzecią część ogółu ludności cze-
skiej.
: _
,
Tych klęsk zniszczenia i wyludnienia, wedle rela-
cji,
Anonima-Galla, relacji niewątpliwie w tym szcze-
góle
przesadzonej, nie zaznało Mazowsze, które mia-
ło
kwitnąć i cieszyć się spokojem pod władzą Miesła-
wa.
Miało się ono zaludnić uciekającymi z dotknię-
tych
klęskami innych dzielnic Polski, którzy tam się
przenosili
ratując życie i mienie. Przesadą zapewne
będzie,
że była to dzielnica spokojna, bo tu przecież
najwidoczniej
zostały w tym czasie zniszczone ślady
Bóstwo pogańskie ze Słupska.
- Straty i fclęsfcż 487
organizacji
kościelnej. Być zaś może, że jeżeli Mie-
sławowi
udało się uspokoić burzę wewnętrzną, to
może
Mazowsze być przelotnym schronieniem tych,
którzy
np. uchodzili przed najazdem czeskim. Mogli
tam
się chronić i tacy, którzy mieli porachunki oso-
biste
z Kazimierzem. Wszystko to jednak było ele-
mentem
przelotnym, przez który Mazowsze nie mo-
gło
zyskać wielu mieszkańców na stałe, co zresztą
gospodarczo
było niemożliwe — przejściowy pobyt
tam
się chroniących zapewne odpowiada prawdzie.
Tak
stwierdzić można, nie tylko na podstawie
Anonima-Galla,
a częściowo Kosmasa, ale również
na
podstawie rozumowania, że te ciężkie lata, obej-
mujące
prawie dziesięciolecie, dały jako wynik silne
wyludnienie
Polski. To wyludnienie jest zasadniczą
różnicą
dającą się dostrzec w czasach Kazimierza
i
jego następców w porównaniu z okresem poprzednim.
Kazimierz,
jak i władcy po nim nie mieli już tej
siły,
jaką dawały Chrobremu liczniejsze, spokojnie
i
pożytecznie pracujące różne, chociażby niewolne,
warstwy
społeczeństwa. Wiele stron musiało być tak
zniszczonych
i wyludnionych, że dopiero powoli mo-
głyby
być na nowo skolonizowane. Przykładem tu
może
być gród Giecz, o którego wielkości i znacze-
niu
opowiada Anonim-Gall w związku z czasami Bo-
lesława
Chrobrego, a który już nigdy nie podniósł się
z
ruiny i upadku, od czasu kiedy go Czesi w r. 1038
zburzyli,
a ludność przenieśli do Czech. Można też
sądzić,
że częściowo siła faktyczna okresu Chrobrego
opierała
się o gęstszą ludność, a słabość czy osłabie-
nie
późniejsze będzie w związku przyczynowym ze
zubożeniem
kraju, z jego wyludnieniem.
Wojny ówczesne, połączone z braniem w niewolę
32 Polska X — XI wieku
498
Kazimierz Odnowiciel
ludności,
miały zawsze charakter ogólnego rabunku,
czasami
mniej lub więcej zorganizowanego. Aprowi-
zacja
armii opierała się w pierwszym rzędzie na ra-
bunku
zboża, bydła i zapasów żywnościowych, które,
o
ile nie były skonsumowane na miejscu, przeważnie
ulegały
zniszczeniu, dalej szło rabowanie mienia pry-
watnego,
wreszcie tych wszystkich skarbów, które
kryły
w sobie dworce i zamki książęce, kościoły
i
klasztory, budowane w owych czasach zapewne prze-.
ważnie
przez panującego. Co z mienia prywatnego
stało
się łupem zbuntowanej tłuszczy czy wypraw
wojennych
postronnych, nie dowiemy się nigdy —
wiemy
natomiast, że skarbiec książęcy ukryty
w
zamku w Krakowie stał się łupem czeskiego na-
jazdu,
wiemy z Kosmasa, że skarby chronione w ko-
ściołach,
przede wszystkim wiemy to o Gnieźnie, zo-
stały
przez Czechów zabrane i przewiezione do Pra-
gi.
Z opisu wspaniałości i bogactwa dworu Chrobre-
go,
który dał nam współczesny Chrobremu Thietmar,
czy
z opisów niewątpliwie koloryzowanych później-
szego
o wiek Anonima-Galla, możemy sobie uzmysło-
wić
bogactwo władcy, skarby, które posiadał, ilość
środków
materialnych, którymi rozporządzał. Prze-
pych
dworu i wspaniałość darów złożonych w r. 1000
cesarzowi
wprawia w podziw obcych, jak świadczy
Thietmar,
a złoto Bolesława kupowało mu przychyl-
ność
niejednego pana niemieckiego podczas wojen
Chrobrego
z Henrykiem II. Większa część tych skar-
bów,
zebranych przez Bolesława, a częściowo udzie-
lana
kościołom, zniknęła teraz w zawierusze, w pe-
wnej
mierze bogacąc Czechy i skarbiec księcia Brze-
tysława.
Te straty dotknęły Polskę i Kazimierza,
który
zapewne w początkach swych musiał silnie od-
Straty i klęski
499
czuwać
brak środków najskuteczniejszych przy od-
budowywaniu
państwa i wskrzeszaniu życia gospo-
darczego
— brak złota i srebra, Z tym wszystkim
musiało
być w związku osłabienie tętna życia gos-
podarczego,
trudności w handlu, przede wszystkim
trudności
w zakupach zagranicznych, dalej w tych
wszystkich
sprawach, które z zakupywaniem za gra-
nicą
były związane. Zatem zarówno z zakupami bro-
ni,
którą częściowo nabywano za granicą, jak ze
sprawami
kościelnymi, związanymi z zagranicą. Prze-
cież
wszystko, co się łączyło z kościołem, można było
dostać
jedynie za granicą, i to za pieniądze, czy to
były
paramenty, czy naczynia kościelne, czy książki,
liturgiczne,
czy wreszcie duchowni, których sprowa-
dzenie
pociągało za sobą duże koszta. Każdy wyjazd
księcia
na dwór cesarski, każde poselstwo pociągało
za
sobą wydatki i koszty bardzo znaczne i zapewne
ciężkie.
Toteż trudności organizowania życia kościel-
nego
tłumaczyć się częściowo mogą i trudnościami
finansowymi,
gdyż książę odbudowując życie kościel-
ne
musiał nie tylko myśleć o budowie kościołów czy
kaplic,
zapewne w dużej mierze chronionych, ale
o
zaopatrzeniu ich w to wszystko, co trzeba było za-
kupić
za granicą, a na co środki czerpało się przecież
ze
skarbu książęcego. Jeżeli skarb ten, przy zniszcze-
niu
dawnych zapasów, przy spustoszeniu kraju, nie
mógł
być zasobny, to był on zapewne przez lat wiele
obciążony
wydatkami na wojny czeskie, pomorskie,
mazowieckie
— mogło nie starczyć już na szerokie
i
całkowite odbudowanie tego w zakresie kościoła, co
zrobiły
tu zasobne trzy poprzednie generacje Piastów.
W
związku ze zubożeniem się skarbu książęcego, zu-
bożeniem
społeczeństwa, musiało iść w parze też,
SP
500
Kazimierz Odnowiciel
przez
pewien czas przynajmniej, zmniejszenie się
obrotów
z zagranicą, tych także, które polegały na
eksporcie.
Nie mamy o nich wyraźnych wskazówek,
zapewne
były to przede wszystkim futra, może też
częściowo,
towary przechodzące transito przez Pol-
skę,
które w okresie walk, wojen i buntów zapewne
omijały
terytorium polskie, tak iż z tego tytułu
przypływ
gotówki do skarbu czy do społeczeństwa
musiał
być zahamowany. Strat tych materialnych
nie
można obliczyć, nie można ich wtłoczyć w dzi-
siejsze
pojęcie bilansu, wolno tylko sądzić, że mu-
siały
być one niezmiernie duże i że trudności odbu-
dowania
tego, co zrobiono w ciągu ostatnich lat sie-
demdziesięciu,
tkwią zapewne także w tym, że siła
ekonomiczna
i finansowa dynastii i społeczeństwa
została
na lat wiele bardzo osłabiona.
Najcięższe
straty, które poniosła Polska w tych
latach,
to były jednak straty moralne. Dzielą się one
Ha
dwie części, od siebie różne: są to straty poli-
tyczne
i straty kościelne, religijne. O pierwszych mo-
żemy
powiedzieć wiele wyrozumowanych uwag, do
drugich
źródła przynoszą nam trochę, bardzo zresztą
małomównych
wskazówek. ,
Pierwszą,
którą tu na naczelnym miejscu należy
zapisać,
jest cofnięcie się, już bezpowrotne, z drogi,
którą
wytknął swego czasu Polsce Bolesław Chrobry.
Polska
została odsunięta od polityki zachodniej, od
terenów
Miśni i Łużyc, od silniejszego usadowienia:
się
w zachodniej Słowiańsźczyżnie, dla stworzenia
tam
potęgi, do której grawitowałyby drobniejsze
ludy
słowiańskie, mieszkające między Łabą a Odrą.
Mieszko
II był zmuszony do zejścia z tej drogi, ale
Straty i klęski
501
zło
to można było naprawić — dopiero od czasów
katastrofy
za Kazimierza trzeba było uznać ideę
Chrobrego
za pogrzebaną. Czechy wyrastają jako
czynnik
odgrywający od czasu do czasu na terenie
Łużyc
i Miśni pewną, zawsze zresztą krótkotrwałą
rolę,
Polska ogranicza się, walcząc z niezmiernymi
trudnościami,
do zagadnienia pomorskiego, zagadnie-
nia,
które przerasta jej siły i które stanie się stałym
czynnikiem
jej życia dopiero w wieku XV. Przez te
cztery
wieki braku dostatecznego oparcia na granicy
zachodniej
nastąpi w tych stronach przesunięcie sił:
Polska
nie posuwa swych granic i wpływów na za-
chód,
lecz przeciwnie cofa się. Cofają się zarówno
jej
granice, jak i jej znaczenie i wpływy, wolno, lecz
systematycznie.
Od czasu do czasu, w wieku XI czy
w
wiekach następnych, zjawiają się pewne dążności
w
kierunku rozwinięcia w tych stronach bardziej
czynnej
działalności politycznej, ale są to chwile
pewnego
przypływu energii, spowodowanej najczęściej
załamywaniem
się niemieckiego parcia na wschód.
Każde
dziesięciolecie znaczące się tępieniem żywiołu
słowiańskiego
między Łabą a Odrą, znaczące się ko-
"łonizowaniem
tego kraju elementem obcym, nie-
mieckim,
czyniło odrodzenie idei Bolesława Chrobre-
go
coraz, to bardziej nierealne. :
Za
to myśl usamodzielnienia się Polski od cesar-
stwa
nie upadła. Nie upadła, ale stała się_ bądź co
bądź
dużo trudniejsza do urzeczywistnienia. A trud-
ności,
które w tym kierunku trwały przez cały
wiek
XI i XII, wyrosły niewątpliwie za czasów Kazi-
mierza.
Ze korona królewska, której musiał się wy-
rzec
Mieszko II, ozdobiła dopiero skroń jego wnu-
502
Kazimierz Odnowiciel
ka
174, że trzeba było znów czekać na następną z gó-
rą
lat dwieście, że ostatecznie dopiero Władysław Ło-
kietek
zdobył ją dda Polski na stałe, wszystko to
miało
swe źródło w nieszczęsnych latach ostatnich
rządów
Mieszka II i w pierwszych Kazimierza Odno-
wiciela.
-
Bardzo ciężkie straty moralne przyniosła ze sobą
rewolta
pogańska, ruchy społeczne i bunty. Elementy
chrześcijaństwa
w Polsce dotknięte zostały najgłębiej
tymi
klęskami. Pod ciosami najazdu czeskiego padły
cztery
główne ośrodki życia kościelnego w Polsce,
jak
Gniezno, Kraków, Poznań i Wrocław, zniknęła
również
z powierzchni ta druga metropolia, przez
Chrobrego
stworzona, by się już nigdy nie podnieść.
Upaść
musiały, w tym- czasie zapewne liczne klasz-
tory,
zburzono, spalono i złupiono kościoły. Wielu
chrześcijan
musiało zginąć w okresie powstania
po-.
174
Późniejsze źródła polskie XIII l XIV w. a od Długo-
sza
prawie wszyscy historycy powtarzali wiadomość o koro-
.
nacji Kazimierza, bądź to podczas pobytu w Niemczech przez
Henryka
III (obie kroniki śląskie), bądź też zaraz po powro-
cie
do Polski (Długosza). Że Kazimierz nie był nigdy korono-
wany,
na to zwrócił uwagę A. Małecki Rewizja dziejów pols-
kich.
Z przeszłości dziejowej Kraików 1897 I s. 71 uw. l.
Oświadczył
on: “Choć wręcz nie. twierdzę, iiż Kazimierz nie był
królem
koronowanym, rozumiem jednak, że jego koronacja
jest
rzeczą raierówinie więcej wątpliwą, aniżeli
przypuszczenie
przeciwne".
Dowody A. Małeckiego są następujące: Źródła
współczesne
niemieckie wiedzą i mówią o koronacji Bolesława
Chrobrego,
Mieszka II, Bolesława Śmiałego, o jednym Kazi-
mierzu
nie_ ma Wiadomości, owszem, jak Wipo MGH SS XJ
s,
270, mówiąc:. Defuncto
Misicone, Gazmerus filius eius fide-
liter
s.eryiebat huc usque imperatoribus nostris". Anomm-Gaill
i
Rocznik Kap. Krak. nazywają Bolesława I, Mieszka II i Bo-
lesława
II królami, dla Kazimierza tytulaturę dux (Rocz. Kap.)
Straty i klęski
503
gańskiego,
wielu duchownych zostało zamordowanych
jak
dziad Kosmasa, dostało się do niewoli lub uszło
za
granicę bezpowrotnie. Nie dziwne jest przeto
twierdzenie
niemieckich kronikarzy, ze po śmierci
Mieszka
II upadło prawie zupełnie w Polsce chrze-
ścijaństwo.
Wielkie
straty poniosło chrześcijaństwo w Polsce
przez
uwięzienie z Gniezna zwłok św. Wojciecha; jak
i
innych zmarłych, za świętych uważanych. Kult
św.
Wojciecha czy Pięciu Braci Męczenników wiązał
się
tylu wspomnieniami z kościołem polskim i ka-
tedrą
gnieźnieńską, że był on niewątpliwie silnym
spoidłem
dla chrześcijaństwa tak jeszcze młodego,
płytkiego,
jak w Polsce. Zabranie dzwonów kościel-
nych,
rabunek kosztowności kościelnych, nie tylko
cennych
jako metal, złoto czy srebro, ale niezbędnych
dla
kultu, symbolizujących wyższy porządek rzeczy
zachowując
lub pomijając ją milczeniem, jiak Anonim-Gall.
Tradycję
o koronacji późniejszej można słusznie pominąć.
Odsyłając
czyteiraiitaa do wspomnianej pracy A. Małeckiego,
dodać
można, że w ciągu całego panowania Kazimierza nie
daje
się. wyszukać stosowna chwila dla spełnienia aktu koro-
nacji.
By chciał ją spełnić Henryk III dla księcia bez ziemi,
jest
już samo przez się wersją niewiarogiodną, by się sam po
powrocie
koronował, licząc jedynie na poparcie Henryką III,
jest
zupełnie nieprawdopodobne. A nie wydaje się także moż-
liwą
rzeczą, by skorzystał ze zgonu Henryka III, bo chybaby
liczne
kroniki! i roczniki niemieckie nie zaniedbały podkre-
ślić
takiego zuchwalstwa księcia polsteiego, korzystającego ze
zgonu
cesarza, małoletnościi Henryka IV i regencji cesarzowej
wdowy.
Pytanie także się nasuwa, dlaczego by czekał Bolesław
Śmiały
tak długo z koronacją, gdyby Kazimierz Odnowiciel
koronował
się jaki rok przed śmiercią. Sądzę, że sprawę tę
można
uważać za wyczerpaną.
504
Kazimierz Odnowiciel
w
świecie, było również ciężkim ciosem, obniżeniem
autorytetu
nowej religii, która miała się krzewić na
zwaliskach
dawnego pogańskiego ustroju.
Z
upadkiem tego, co było z chrześcijaństwem złą-
czone,
trzeba też zaznaczyć cofnięcie się kultury,
którą
czerpaliśmy z chrześcijańskiego łacińskiego Za-
chodu.
Zniszczenie kościołów, katedr i klasztorów
pociągnąć
musiało zniszczenie pewnej liczby szkół,
bibliotek
katedralnych i klasztornych, a z tym za-
pewne
i stratę naszych najdawniejszych zabytków
historycznych.
Część ich zabrali Czesi, jak zawiązki
roczników,
żywoty św. Wojciecha, legendę o Pięciu
Braciach
Męczennikach. Reszta zaginęła zapewne bez-
powrotnie.
Na
całej zatem linii widzimy cofnięcie się i upa-
dek.
Wedle tego należy tedy mierzyć drugą część
rządów
Kazimierza, tę, która mu nadała miano “Od-
nowiciela".
Z tego punktu widzenia należy patrzeć
na
jego działalność, oceniać rezultaty jego panowa-
nia,
oceniać częściowo wyniki działań jego< następców.
Zapewne
sprawa odbudowy zniszczenia nie może być
brana,
jakoby były to rzeczy nie do odrobienia, bez-
powrotnie
stracone, w każdym razie była to przerwa
głęboko
sięgająca w rozwoju tak szczęśliwie zaczę-
tym
przez Mieszka I i Bolesława Chrobrego.
Jaka zatem była praca “Odnowiciela"?
“Odnowienie"
Polski odbywało się w dwu kie-
runkach
— raz, by zjednoczyć całe dziedzictwo, całe
rozdzielone
państwo, w jednym ręku, by nadać mu
wreszcie
warunki trwałości i jednolitości — po wtó-
re,
by podnieść kraj wewnętrznie.
Przedstawiliśmy
już poprzednio dzieje zjednocze-
nia
Polski za Kazimierza. Wraca on w r. 1039, od-
Odbudowa na zewnątrz
505
biera
główne, środkowe dzielnice, zatem Poznań,
Gniezno,
dzielnicę krakowską, może też łęczycką, sie-
radzką
i kujawską, wypierając stamtąd Pomorzan
czy
Czechów, jeżeli tam jeszcze siedzieli — lub też
.
tłumiąc ruchy buntownicze. W latach 1040 i 1041
walczy
o Śląsk, lubo zdaje się, bez znaczniejszych
"rezultatów.
Widzimy go też w walce z Miesławem
o
Mazowsze, które zdobywa w końcu r. 1047, poko-
nując
równocześnie sprzymierzonych z Miesławem
Pomorzan.
Od r. 1050 toczą się między Kazimierzem
a
Czechami walki i spory o Śląsk, który ostatecznie
przypada
Polsce układem z r. 1054, którym Kazi-
mierz
obiecuje dawać z tego Śląska daninę roczną
Brzetysławowi.
Za jego rządów wreszcie, w czasie
bliżej
nam nie znanym, dostaje się w jego władanie
także
część Pomorza. W ten sposób zdołał Kazimierz
w
ciągu lat kilkunastu złączyć ze sobą wszystkie za-
sadnicze
dzielnice polskie, odzyskać na zachodzie
Śląsk,
na wschodzie Mazowsze.
W
tych walkach o zabranie straconych dzielnic
polskich
musiał Kazimierz iść ręka w rękę z cesar-
stwem,
które miało go zasłaniać przed chciwością i za-
borczością
sąsiadów, przede wszystkim Czechów,
z
tego też powodu musiał się starać unikać kolizji
z
cesarstwem, z którym starcie mogło było bye
zgubne
do osłabionego dziedzictwa Kazimierzowego;
Wiemy
jednak, że uległość ta, spowodowana słabo-
ścią,
nie była ślepa ani służalcza, była ona kierowa-
na
rozumem politycznym, dokładnym obliczeniem
sił
jednej i drugiej strony, sięgała tak daleko, jak
daleko
szły razem interesy Polski i Kazimierza z in-
teresami
cesarstwa i Niemiec; gdy tylko się wzmoc-
nił,
umiał Kazimierz postąpić wbrew woli cesarskiej,
506
Kazimierz Odnowiciel
jeżeli
interesy te okazały się rozbieżne. O jednym
takim
zderzeniu się sprzecznych kierunków mamy
wiadomość,
kiedy omalże nie doszło do wojny z Hen-
rykiem
ITI — zręczny Kazimierz wyzyskał wszystkie
słabości
cesarstwa i własne stosunki, uśmierzył gniew
cesarza,
ale powodu rozdwojenia nie porzucił, zatrzy-
mał
zdobyty Śląsk i w końcu uzyskał nań aprobatę
Henryka
III.
Polityka
zatem zmierzająca do odrodzenia pań-
stwa
w jego pierwotnych granicach opierać się mogła
w
tych warunkach na łasce cesarskiej i bliskich sto-
sunkach
z Henrykiem III. Ale ta łaska cesarska była
zawsze
niepewna; wahała się zawsze między Polską
a
Czechami wyzyskując jedną stronę przeciw dru-
giej.
Tym sposobem, często bez potrzeby dobywania
oręża,
starało się cesarstwo utrzymać swój autory-
tet
na Wschodzie. Pomoc cesarska była niezmiernie
cenna
dla Kazimierza, ale jak się rzekło, łaska ce-
sarska
zależała od koniunktury politycznej i była
rzeczą
ciężką, obowiązkiem zaprzedania się jedno-
stronnego.
Bo cesarz mógł pomagać księciu przeciw
Czechom,
ale ważne sprawy związane z wschodnimi
granicami
Polski były mu zupełnie obojętne. A do-
świadczenie
uczyło, że największe niebezpieczeństwo
groziło
państwu, jeżeli atak prowadzono równocześnie
od
strony Niemiec i Rusi. W tych warunkach zaini-
cjował
Kazimierz politykę zbliżenia się do Rusi za-
wierając
małżeństwo z Dobroniegą, wydając w r. 1043
siostrę
Gertrudę za Izasława, syna Jarosława. 175.
Znamy rezultaty polityczne tego zbliżenia się pol-
175 O.. Balzer Genealogia tabl. II 13.
Odbudowa na zewnątrz
507
skiego
i ruskiego dworu do siebie, wiemy wreszcie,
że
przez dwór ruski myślał Kazimierz o uzyskaniu
szerszych
wpływów w Europie. Ten cel miała pro-
pozycja
wydania za mąż. jednej z córek Jarosława za
Henryka
III, tą drogą przez drugą jego córkę Ana-
stazję
uzyskiwał on wpływy na Andrzeja węgier-
skiego,
jak przez własną siostrę Rychezę na Belę,
pretendentów
do tronu węgierskiego,, siedzących
zresztą
przez dłuższy czas w Polsce pod opieką Ka-
zimierza.
Tą drogą miał pewne koligacje w Skandy-
nawii,
gdzie inna córka. Jarosława była wydana za
króla
norweskiego Haralda, tą drogą sięgały stosun-
ki
Kazimierza do Francji, gdzie w r. 1050 wydano
Annę,
córkę Jarosława, za króla francuskiego Henry-
ka.
A były one wszystkie jeżeli nie siostrami, to bra-
tanicami
Dobroniegi, tak iż Kazimierz mógł rozpo-
rządzać
stosunkami w Niemczech przez rodzinę
matki
potężnych Ezzonidów, a przez kobiety własne-
go
rodu czy przez córki Jarosława mieć związki
z
Rusią, Węgrami, Norwegią i Francją. Zapewne
związki
te nie zawsze mogły mieć praktyczną polity-
czną
wartość dla Kazimierza, bo w zagadnieniach
najbardziej
palących, tych, które były najżywotniej-
sze
dla niego, siły norweskie czy słaba jeszcze po-
tęga
pierwszych Kapetyngów mogły tylko małą od-
grywać
rolę, ale dawało to dworowi polskiemu i dy-
nastii
pewien blask uznawany w Europie. Ale bliskie
stosunki
z Rusią czy następnie z Węgrami były nie-
wątpliwą
korzyścią. W sprawach o Mazowsze była
przyjaźń
ruska cennym nabytkiem i musi być uzna-
na
za zręczne pociągnięcie polityczne. Miała ona swą
wielką
wartość choćby w znaczeniu negatywnym, że
508
Kazimierz Odnowiciel
sąsiad
ruski nie mógł być zużytkowany przeciw Ka-
zimierzowi
ani przez cesarza, ani przez Czechy, ani
przez
Miesława.
• To
ruskie przymierze, wraz ze związkiem z cesar-
stwem
zabezpieczające Polskę przed napaściami ze-
wnętrznymi,
dające Kazimierzowi możność odbudo-
wywania
kraju wewnętrznie, jest jeszcze pod jednym
względem
wielce znamienne. Polska Mieszka I, Bo-
lesława
Chrobrego i Mieszka II jest, o ile sądzić mo-
żna,
zorientowana politycznie w kierunku zachodnim.
Tam
są jej najżywotniejsze interesy, siła jej ekspan-
sji
idzie w kierunku Czech i Moraw, ku Miśni i Łu-
życom,
ku ujściu Odry, z perspektywami na skupiska-
Słowian
zachodnich. Te ambicje zdają się być od
czasów
Kazimierza Odnowiciela wykreślone z listy
dążeń
państwa, następuje długi okres wahania się,
przy
czym już nie polityka względem • ruskiego
wschodu
jest oparciem się dla czynnej akcji na za-
chodzie,
lecz coraz to silniej zagadnienia wschodnie
ważą
na Polsce, zmniejszając coraz to znaczniej jej
działalność,
a nawet jej zainteresowania na zacho-
dzie.
Zapewne nie samo tylko załamanie się państwa
za
czasów Kazimierza spowodowało to zjawisko —-
przyczyniły
się do tego i inne czynniki, jak osłabnię-
cie
naporu cesarstwa, jak późniejszy chaos w stosun-
kach
ruskich, jak wreszcie i wewnętrzne stosunki
polskie.
Ale faktem jest niezaprzeczonym, że Polska
schodzi
od tego czasu z drogi, po której kroczył Bo-
lesław
Chrobry, i że zainteresowania wschodnie za-
czynają
brać górę nad orientacją polityczną za-
chodnią.
Trzymanie
z Niemcami i Rusią miało na celu od-
zyskanie
straconych dzielnic. Z Czechami toczyła się
Odbudowa na zewnątrz
509
długa
i zacięta, z przerwami prowadzona walka
o
Śląsk. Prowadził też Kazimierz przeciwko Brze-
tysławowi
i biskupowi Sewerowi większą akcję dy-
plomatyczną
na terenie Rzymu. Jest to właściwie
pierwsza
działalność polska u papieża, o której coś
-wiemy
pozytywnie i której znamy szczegóły. Akcja
ta
dała tylko połowiczny rezultat, bo negatywny dla
Kazimierza,
który nie odzyskał zabranych relikwii
ani
skarbów kościelnych, ale negatywny także dla
Brzetysława
i Sewera, którzy zapewne nie tyle przez
nacisk
posłów polskich, ile przez interwencję nie-
miecką
nie uzyskali tytułu arcybiskupiego dla Pragi.
I
z Mazowszem i Pomorzem załatwił się szczęśli-
wie
Kazimierz. Pomorzan wygnał z kraju, potem
w
kilkakrotnych z nimi walkach wyszedł zwycięsko,
przekazując
nawet synowi swemu część, zapewne
wschodnią
Pomorza. Za mniej pomyślne uważać na-
leży
rolę sędziego, którą spełnia Henryk III w spra-
wach
Kazimierza z Ziemomysłem.
Jakie
były w tych czasach stosunki z Węgrami,
tym
południowym Polski sąsiadem, nie wiadomo.
Wiemy,
że za czasów Bolesława Chrobrego stosunki
ze
Stefanem, stojącym wytrwale po stronie swego
szwagra
Henryka III, nie były najlepsze. Zdaje się,
że
takimi były częściowo za Mieszka II. Z Węgrami,
w
bliskich i dobrych przeważnie stosunkach pozosta-
wał
Bolesław Śmiały, bo z potomkiem Beli wiązała
go
krew i znajomość od dziecka, w ich stosunkach
interweniował
niejednokrotnie na Węgrzech. Także
Władysław
Herman i Bolesław Krzywousty pozosta-
wali
przeważnie w przyjaznych stosunkach z Węgra-
mi
opierając się na układach wzajemnej pomocy,
zwłaszcza
gdy chodziło o stosunek do Czech i cesar-
510
Kazimierz Odnowiciel
stwa.
Za to o stosunkach Kazimierza z Węgrami da
się
bardzo mało powiedzieć. Za życia Stefana sto-
sunki
te zapewne się nie zmieniły, były może ra-
czej
obojętne. Król Piotr, sprzymierzeniec Brzetysła-
wa,
musiał być równocześnie przeciwnikiem Kazi-
mierza,
łubo nic nam nie wiadomo o jakimś orężnym
starciu
Polski z Węgrami. O nie bardzo życzliwych
następnie
wzajemnych stosunkach świadczy pobyt
w
Polsce, na dworze Kazimierza, pretendentów wę-
gierskich,
Andrzeja, Beli i Lewenty, i połączenie się
węzłem
małżeńskim Beli z siostrą Kazimierza.
Andrzej
i Lewenta przenoszą się następnie na dwór
Jarosława116,
co oznacza, że w polityce wobec Wę-
gier
był w zgodzie i współdziałaniu Kazimierz z Ja-
rosławem.
Po r. 1041 Piotr, zawdzięczający utrzyma-
nie
się na tronie Henrykowi III, wchodzi w orbitę
polityki
cesarskiej wraz ze swym dawnym sprzymie-
rzeńcem
Brzetysławem, co oczywiście nie zmienia je-
go
stosunku do Kazimierza. Za Andrzeja, 1046—1061,
stosunki
polsko-węgierskie są nam zupełnie niezna-
ne.
Można wątpić, czy w powrocie na tron węgierski
Arpadów
mógł brać Kazimierz czynny udział. Jego
spory
w tym czasie z Czechami, Pomorzem, walki
o
Mazowsze nie pozwalały mu zapewne na rozprasza-
nie
sił. Bardziej prawdopodobne, że Andrzej uzyskał
pomoc
swego teścia Jarosława. Źródła węgierskie
wspominają
co prawda o pobiciu za czasów Andrze"
ja
Polaków przez Węgrów i o trzyletnim płaceniu
l78
MGH SS XXIX s. 540. Simonis
de Keza De Gestis Hun-
gairorum:
“Andreas et Leyenta... de In Polonia In Rutheniam
transilerilint",
mb. wskazuje wymienieme tylko tych dwóch-,
że
trzeci, Bela, pozostał w Polsce.
Odnowienie wewnętrzne
511
z
tego tytułu trybutu Andrzejowi t77, jednak źródła
to
nie jest dość poważne ani też ogólna znajomość
stosunków
w tych czasach Węgier i Polski takiego
zdarzenia
nie potwierdza. Wersja cała opiera się
prawdopodobnie
na nieporozumieniu wynikającym
z
wiadomości o pomyślnym przebiegu dla Węgier
.wojny
z Henrykiem III w r. 1051, w której to woj-
nie
brały udział także hufce polskie.
Tak
się przedstawia praca Odnowiciela około
odzyskania
strat i odbudowania powagi państwa na
zewnątrz.
Rozumna, celowa, wytrwała polityka pozba-
wiona
cech ryzyka oraz względnie pomyślne okolicz-
ności
pozwoliły mu tego zadania w znacznej części
dokonać.
Nie był tylko w możności uwolnić się od
zależności
niemieckiej, bo to stanęło na porządku
dnia
dopiero później, kiedy za Henryka IV zaczął
się
wewnętrzny rozkład państwa niemieckiego. Po
wielu
dopiero latach mógł syn Odnowiciela, Bo-
lesław
Śmiały, otrząsnąć z siebie zależność od ce-
sarstwa
i pomyśleć o koronie królewskiej.
Niewiele
można powiedzieć o wewnętrznych rzą-
dach
Kazimierza, o pracy nad zatarciem śladów
zniszczenia,
które pozostały po rozruchach, buntach
i
łupiestwie wojennym. Zapewne raczej czas niż
jakaś
akcja odbudowy miała zatrzeć ślady. Powoli
i77
MGH S:S XXIX s. 541. StazonŁs de Keza De Gestis Hun-
garorum:
“Cum iigitur Andreas diadema
regni suscepisset, cum
Moricis,
Boemis et Polonis guerram dicitur tenuisse, quos su-
Iperains
debellaindo tribus annis fecisse diicitur censuales". Uwa-
ga
wydawców tego pomnika w Monumenta Germaniae brzmi:
“Autor
zdaje się wskazywać na wyprawę na r. 1051. Wia-
domości,
które mamy o tych zdarzeniach na podstawie źródeł
niemieckich,
nie potwierdzają opisywanego faktu". : ,
512
Kazimierz Odnowiciel
wyrównywały
się straty, powoli mógł rosnąć pewien
dobrobyt
zniszczony w tych latach.
• Zapewne
zagadnieniem bardzo poważnym dla Ka-
zimierza
po jego powrocie do kraju musiał być brak
środków
materialnych, skoro jak świadczy Kosmas,
skarb
książęcy, leżący w Krakowie, dostał się w ręce
Brzetysława,
a inne zasoby, może gdzie indziej prze-
chowywane,
ulec musiały równie smutnemu losowi.
Te
zatem zasoby i rezerwy były zapewne wyczerpane.
Mógł
co prawda Kazimierz w swych początkach,
podczas
powrotu do kraju, korzystać z pewnej po-
mocy
materialnej płynącej z Niemiec; jeżeli wedle
zapewnień
Anonima-Galla uzyskał zbrojną pomoc od
cesarza,
to mógł też uzyskać pewną pomoc mate-
rialną
choćby ze strony swej bardzo bogatej rodziny.
Rycheza
przebywając w Niemczech posiadała zapew-
ne
ze sobą swe własne skarby, w ciągu lat dwudziestu
zebrane
i prawdopodobnie w czas wywiezione, roz-
porządzała
też pewną ilością włości po ojcu — dalej
Ezzonidzi
byli bardzo bogaci, wuj Heriman jako
arcybiskup
koloński należał do najbogatszych książąt
kościoła
niemieckiego, a sześć sióstr Rychezy, prze-
ważnie
ksień najbogatszych klasztorów żeńskich, także
musiało
rozporządzać znacznymi środkami. Tu za-
pewne
mógł Kazimierz zdobyć pewną ilość znacz-
niejszych
nawet środków, które posłużyć mu mogły
w
pierwszych niewątpliwie trudnych a kosztownych
początkach,
kiedy zminowany kraj nie był w stanie
dać
tyle, ile było potrzeba, ile. potrzebował książę
,
na odbudowanie swej własnej władzy, na zatarcie
zniszczeń,
na wojny z Brzetysławem, Miesławem
i
Pomorzanami, na utrzymanie dworu, tego centrum
władzy
i administracji państwa, na odnowienie wre-
Odnowienie wewnętrzne
513
szcie
organizacji kościelnej, tak związanej już od
wieku
prawie z władzą książęcą, z potrzebami chrze-
ścijańskiego
państwa, jakim była Polska. Rychło po
powrocie
do Polski małżeństwo Kazimierza z Ru-
sinką
było nie tylko podporą dla niego polityczną,
ale
i posag Dobroniegi musiał w tych warunkach
odgrywać
poważniejszą rolę. Zapewne też poprawa
tych
stosunków nastąpiła względnie dość rychło: pod-
czas
zjazdów Kazimierza z Henrykiem III czy po"
selstw
wysyłanych do króla słyszymy zawsze o boga-
tych
podarunkach, a w końcu jego rządów może już
przyjąć
Kazimierz na siebie zobowiązanie wypłacania
księciu
czeskiemu 500 grzywien srebra i 30 grzywien
złota.
Za Bolesława Śmiałego zaś istnieje na zamku
krakowskim
nowy, bogaty skarbiec książęcy.
Cofnięcie
się znaczne od tego, czym były szczę-
śliwe
i pomyślne czasy Bolesława Chrobrego, do
upadku
zamożności, do zubożenia kraju, którego tylko
śladów
się doszukujemy w skąpych źródłach czasów
Kazimierza
Odnowiciela, jak w całym okresie na-
stępnym,
możemy również obserwować rozpatrując
się
w monetach i rzeczy menniczej owego czasu.
Wedle
specjalnych badań tego okresu czasy rządów
Bolesława
Chrobrego, wykazujące już znaczny wzrost
obiegu
monety polskiej, cechuje obok tej polskiej mo-
nety
także istnienie obiegu ogromnej ilości monet
obcego
pochodzenia, przede wszystkim niemieckich,
zwłaszcza
saskich, dowodzących żywego ruchu han-
dlowego
Polski, która tylko drogą handlu otrzymy-
wać
mogła te obce monety. Próba tych monet nie-
mieckich
co prawda się obniża, wywołując w skutku
także
obniżenie stopy w okolicznych krajach, a przede
wszystkim
w Polsce. Odbija się to na monetach
33 Polska X — XI wieku
514
Kazimierz Odnowiciel
Mieszka
II i Kazimierza Odnowiciela, których próba
srebra
wykazuje już
znaczne obniżenie. Wedle opinii
M.
Gumowskiego 178 najazd Brzetysława i zrujno-
wanie
kraju spowodowało znaczny upadek handlu,
odczuty
dotkliwie za granicą, zwłaszcza w Niemczech.
Prawie
wszystkie mennice południowoniemieckie,
wielka
część mennic frankońskich, lotaryńskich i sa-
skich
przestaje naraz w drugiej ćwierci XI w. istnieć179.
Z
tym w związku ma być omijanie przez Niemcy
rynków
w Polsce, nie przedstawiających dla kupców
z
powodu zubożenia kraju interesu, a zwrócenie się
ku
ujściom Odry, ku wielkim, bogatym i ruchliwym
targowiskom
słowiańskim.
Wprowadzenie
bicia własnej monety miało na
celu
wyparcie z kraju monety obcej, tak silnie krą-
żącej.
Ta obca moneta, o ile nie była tezauryzowana,
bywała
przebijana na monetę krajową, a w związku
z
tym była tendencja do ciągnięcia z tego przebijania
zysków
przez obniżenie stopy i przez psucie i de-
prawację
w ten sposób monety. Wedle M. Gumow-
skiego
tzw. krzyżówki, bite w ogromnych ilościach
za
czasów Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela,
“...zdobyły
sobie przewagę w handlu i wyparły pra-
wie
zupełnie obce monety, zwłaszcza niemieckie.
Z
bicia tych monet w tak olbrzymiej ilości, jaką spo-
tykamy
w wykopaliskach, miał przede wszystkim
178
M. Gumowsk.i Wykopaliska monet polskich X i XI W.
RAUhf
1906/48 s. 191. •
1T9
Wedle M. Gumowskfiego Wykopaliska i H. Dannenber-
ga
Die deutschen Milnzen der sachsischen und frankischen
Keiserzeit
1876—1906 znaczna ilość mennic, które powstały
w
(końcu X i początkach XI w., pracowały dla handlu z Polską
•i
ich produkcja przez kupców przechodziła do Polski.
Odnowienie wewnętrzne
515
monarcha
ogromny dochód, krzyżówki bowiem
w
późniejszych typach schodzą często do VII nawet
próby...
Ponieważ ta polska moneta traciła coraz
bardziej
na wartości, musiała każda inna, o ile była
lepszą,
jak najdalej się Polski trzymać, inaczej po-
szłaby
wprost do tygla 180". “Deprawacja monety
tak
krajowej jak i zagranicznej musiała naturalnie
obudzić
w ludności czujność i chęć przekonania się,
w
jakim stopniu dane srebro jest gorsze lub lepsze
od
innego181", jednym słowem wywołać nieufność
do
monety i związaną z tym zwyżkę cen. Możemy
jednak
sądzić, że przy pomocy takich środków, nie-
wątpliwie
gospodarczo szkodliwych i niezdrowych,
i
Kazimierz ratował się- z trudności finansowych
i
wydobywał ze zubożonego społeczeństwa środki po-
trzebne
mu dla innych, choćby tylko politycznych
i
kościelnych celów.
W
okresie omawianym obok monet polskich zja-
wiają
się w miejsce monet niemieckich denary cze-
skie,
węgierskie, angielskie i duńskie. Pierwsze z nich,
czeskie,
dopływają zapewne przez Śląsk, przez lat
kilkanaście
z Czechami związany, węgierskie ozna-
czają
pewien ruch handlowy z Węgrami. Monety
duńskie
i angielskie dostawały się do Polski prawdo-
podobnie
przez bardziej ożywione, stosunki z Pomo-
rzem,
skąd przez porty bałtyckie mogły się te pie-
niądze
przedostawać do Polski. Jeżeli zatem handel
niemiecki
skierowuje się ku ujściom Odry, można
przyjąć,
że i dla Polski te same strony stawały się
przyciągające.
Jak dalej stwierdza na podstawie swych
badań
M.
Gumowski: “Stosunki polityczne i handlowe
- iść M. Gumowski Wykopaliska s. 192.
i81 Tamże.
33*
SI6
Kazimierz Odnowiciel
były
naturalnie z Niemcami i teraz, zdaje się jednak,
że
miały charakter wprost przeciwny niż przedtem.
Wykopaliska
krzyżówek samych w "Łużycach, nad
Hawelą,
w Meklemburgii, a nawet w samej Saksonii
świadczą,
że handel szedł teraz z Polski na zewnątrz,
na
zachód, a nie jak pierwej z Niemiec na wschód" 182.
Inaczej
mówiąc, kupiec niemiecki rzadziej przybywał
do
Polski, szukając tu towaru, a sprzedając własny
w
bogatym i zasobnym kraju, lecz przeciwnie, kupiec
polski
jeździł do Niemiec, by tu nabywać pewne nie-
zbędne
dla siebie artykuły i tu zostawiał swe pie-
niądze.
"
Jak
widzimy, czasy Kazimierza tymi nieznacz-
nymi
śladami, które wydobyć może rzecz mennicza,
pozwalają
stwierdzić i tu zubożenie kraju, depra-
wację
monety, zmianę zainteresowań gospodarczych.
Poprawa
pod tym względem warunków gospodar-
czych
Polski mogła postępować tylko powoli, naj-
ciekawszym
tu zjawiskiem, bardzo zresztą trudnym
dla
realnej oceny, byłaby zmiana charakteru wymiany
handlowej
i pewne zwrócenie zainteresowań w kie-
-runku ujść Odry.
- O społecznym układzie stosunków za Kazimierza
-nie
mamy żadnych wiadomości. Można tylko stwier-
dzić,
że bunty zarówno wielmożów, w rodzaju Mie-
sława,
jak pospólstwa o charakterze społeczno-po-
gańskim,
winny były wytworzyć pewne bliżej nie
dające
się określić przesunięcia klasowe, społeczne —
z
jednej strony było to ostrzeżeniem władzy ksią-
żęcej,
jakie niebezpieczeństwo może jej grozić ze
strony
zbyt; potężnych rodów magnackich, z drugiej
182 M. Gumiowski Wykopaliska s. 192.
Odnowienie wewnętrzne
strony,
jak niebezpiecznym może być ruch warstw-
niższych,
jeżeli dynamicznie wybuchnie. Może chwilowo
oceniano,
że z jednej i drugiej strony, wyczerpanych
i
podupadłych, nie grozi poważniejsze niebezpieczeń-r
stwo.
Czy jednak przesunięcia takie wpłynęły w tym
czasie
na rozwój stosunków wewnętrznych w Polsce"
albo
w jakiej mierze i w jakim kierunku, na takie py--
tania
nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, nie mamy
żadnej
możności zagadnień tych sprawdzić i ocenić..
Można
tylko powiedzieć, że ze względnie dobrze,
i
dokładnie nam znanych, dzięki kronice Thietmara
z
Merseburga, czasów Bolesława Chrobrego nie jeste-
śmy
w możności wymienić ani jednej osobistości
w
Polsce, której siły, znaczenie,-, powaga, wpływy-
wyrastałyby
obok osoby monarchy. Pierwszym tego
rodzaju
przykładem jest dopiero osoba Miesława przy-
Mieszku
II i Kazimierzu, za Bolesława Śmiałego mamy
już
spór św. Stanisława z królem, by za Hermana
spotkać
się z osobami Sieciecha, Wojsława, Magnusa,
a
za Bolesława Krzywoustego ze Skarbimirem, Pio-
trem
Włastem i tylu innymi. To mogłoby świadczyć,
że
w tym kierunku przesunięcia społeczne, pozosta-
jące
w związku z katastrofą państwa, były wcale
silne
i głębokie i że, może chwilowo stłumione, wy-
dały
• przecież w niedługim czasie owoce.
W
związku z wewnętrznym przesileniem, jak
i
w związku ze zmianą polityki zewnętrznej przez
przymierze
z Rusią, należy tu pokrótce omówić jedno
zagadnienie,
poruszone przez O. Balzera. W obszer"
niejszej
pracy183, tendencyjnej, bo starającej-się za
wszelką
cenę wykazać, że Kraków był od czasów
i83 O. Balzer Stolice Polski pass.
518
Kazimierz Odnowiciel
najdawniejszych
głównym ośrodkiem Polski piastowskiej, dowodzi,""że po
r. 1038, skutkiem zniszczenia
Gniezna
przez Czechów,.-.. stolica- ówczesne j Polski
przeniesiona
została z Gniezna "do Krakowa. Nie
przywiązując
do terminu “stolica" znaczenia nowo-
żytnego,
trudno by było dla tych czasów dopatrywać
się
w Polsce czy to istnienia stolicy, czy choćby takiej
rezydencji
monarszej, w której władcy z upodoba-
nia
czy ważnych spraw swej władzy stałej i trwałej
przebywali.
Za Gnieznem w czasach Chrobrego prze-
mawia
pozornie istnienie tam arcybiskupstwa, przy
czym
jednak zapomina się o tym, że prócz gnieźnień-
skiej
liczyła ówczesna Polska jeszcze drugą siedzibę
metropolitalną.
Zapomina się też o tym, że wszystkie
wiadomości,
które mamy o Bolesławie Chrobrym
i
jego państwie czerpiemy z Thietmara, kronikarza
niewątpliwie
dobrze poinformowanego, dla którego
jednak
ciężar spraw polsko-niemieckich leżał w tych
ziemiach,
które graniczyły z cesarstwem. Stąd siłą
rzeczy
możemy łatwo ulegać złudzeniu, że Poznań
czy
Gniezno wysuwają się przed innymi na plan
pierwszy.
Podobnie i dla okresu od Kazimierza Odno-
wiciela
aż do sankcji pragmatycznej Krzywoustego
możemy
przytoczyć wiele faktów wiążących się
z
Krakowem (zebrał je wszystkie starannie O. Balzer),
ale
żaden z nich ani wszystkie skupione razem nie
są
w możności przekonać, że stolicą ówczesnej Polski
stał
się Kraków. Nie można wątpić, że Kraków,
ważny,
politycznie kutufido ośrodek, z obronnym
zamkiem,
“sedes regni principalis" (ale na równi
z
innymi) 1&4 był jedną z. ważniejszych rezydencji
is-i Anonim-Gall, lib. I.
Kościół
519
książęcych
XI w., żeby jednak był tym, co rozumie
O.
Balzer pod nazwą stolicy, trudno wierzyć. Raczej
trzeba
przypuszczać ze względu na zachodnie i pół-
nocne
zainteresowanie zarówno Odnowiciela, jak jego
synów,
a nawet jego wnuka, Krzywoustego, iż prze-
waga
północy nad południem, Gniezna nad Krakowem
dawała
się odczuwać jeszcze za czasów tego ostat-
niego.
Z tym zastrzeżeniem oczywiście, że nie tyle
tu
chodzi o pojęcie stolicy, ile rezydencji monarszej,
najczęściej
przez władcę nawiedzanej, przez co w niej
skupiały
się siłą faktu sprawy najrozmaitsze całości
państwa.
Dlatego, podkreślając tu te zapatrywania
O.
Balzera, zaznaczam, iż całość pomysłu O. Balzera,
przyjętego
zresztą bez zastrzeżeń przez St. Zakrzew-
skiego
w jego Bolesławie Chrobrym-Wielkim wydaje
mi
się anachronizmem.
Najważniejsze
ślady- odnowicielskłej działalności
Kazimierza
widzimy w. “dziedzinie kościelnej. Już
Anonim-Gall
świadczy o jego wielkiej troskliwości
o
dobro kościoła, zwłaszcza klasztorów 185. Roczniki
zaś
polskie, katalogi biskupie, wreszcie nieliczne
zresztą
i małomówne źródła niemieckie, podają nam
drobną
wiązankę wiadomości, z których ze znacznymi
zresztą
trudnościami można odtworzyć i stan ówczesny
kościoła
w Polsce, i pracę tych lat około jego
odro-
dzenia.
Reakcja
pogańska była oczywiście w pierwszym
rzędzie
zwrócona przeciw kościołom -i-duchowieństwu.
185
Anonim-Gall, Ub. I c. 21. “Dicitur quoque sanctam
ecciesiam
affectu magno pietaitis honorasse, sed praecipue
monachos
sanctarumque momalium oongregationes augmen-
tasse".
Branie
tego zdania dosłownie prowadzałoby zapewne
za
daleko, prawdopodobnie, jeżeli kronikarz wspomina tu
520
Kazimierz Odnowiciel
Wedle
relacji Anonima-Galla ofiarą jej padły ko-
ścioły
i klasztory, dalej przedstawiciele duchowień-
.Stwa
mieli też poginąć śmiercią męczeńską, obok
nich
zaś zapewne i liczni przedstawiciele tych klas,
w
których chrześcijaństwo zapuściło głębsze
korzenie.
Potwierdzają
to źródła niemieckie, mówiąc, że chrze-
ścijaństwo
po śmierci Mieszka II, dobrze przez niego
i
jego poprzedników ugruntowane, upadło prawie
zupełnie.
Musimy jednak, jak to wynika z powyższych
wywodów,
postawić pewne zastrzeżenia tyczące ,się
rozmiarów
zniszczenia i z przeciwstawienia wypad-
ków
lat 1036, 1037 i 1038 wynika, że w niektórych
stronach
przetrwały kościoły do r. 1038 i nie przez-
pogan,
lecz przez Czechów zostały zniszczone. Wiemy
już,
że w r. 1037 był wyświęcony na kapłana Lam-
bert,
późniejszy biskup krakowski, czyli że w tym
czasie,
w momencie zawieruchy pogańskiej, dokony-
wano
normalnie i bez przeszkód ważnych czynności
kościelnych.
Co więcej, byli tacy, którzy takie zda-
rżenia zapisywali. Świadczy to, ze biskupi byli na
miejscu
i że organizacja kościelna działała jak zwykle,
nie
przerywając ciągłości swych obowiązków. W r. 1038
podczas
najazdu czeskiego stają się ich łupem liczne
kościoły,
z których zabiera się np. dzwony do Czech,
czyli
kościoły te stały nie zniszczone, nie spalone,
do
użytku wiernych. Kościoły katedralne w Krakowie,
Gnieźnie,
Poznaniu są również nie tknięte, mimo
wielkich
bogactw w złocie i srebrze; zatem i one,
stojące
co prawda po grodach, nie stały się łupem
o
klasztorach żeńsikioh, to może miał na myśli te klasztory
w
Niemczech, w których przebywały jego ciotki, siostry
Rychezy.
I te klasztory przez wzgląd na stosunki rodzinne
mogły
być przedmiotem troskliwości i pamięci Kazimierza..
Kościót
521
pogańskiej
tłuszczy. Między jeńcami uprowadzonymi
do
Czech są także księża, a zatem i ich nie zmiotła
pogańska
zawierucha. Duża część kraju musiała być
od
niego wolna, a przede wszystkim, jak widać, ruch
ten
nie dotknął głębiej centrów religijnych prowincji
kościelnej
gnieźnieńskiej. I tu mogły być drobniejsze
ruchawki
charakteru społecznego, o połączeniu nawet
z
pewnymi elementami pogańskimi, ale nie miały
.
one już większej siły i większego, szerszego znaczenia.
Stąd
trzeba sądzić, że tylko część Polski uległa du-
żemu
zniszczeniu pod względem kościelnym, ta mia-
nowicie,
w której chrześcijaństwo było młodszym
nalotem,
więc przeważna część drugiej prowincji
kościelnej.
Prowincja kościelna gnieźnieńska uległa
także
dużym zniszczeniom, zwłaszcza podczas najazdu
z
r. 1038, ale jeżeli uległy złupieniu liczne kościoły,
to
jednak Czesi nie mieli tu możności tak radykał-
nego
wytępienia chrześcijaństwa ani zniszczenia orga-
nizacji
kościelnej. Mogły być i tu podstawy życia
kościelnego
zachwiane i podkopane, nie można jed-
nak
przypuszczać, by kościół uległ tu zupełnej likwi-
dacji.
W—tych warunkach musiało być zadaniem
Kazimierza
i jedną z jego trosk najpoważniejszych
odrodzenie
kościoła,-wzmocnięnie chrześcijaństwa tak
silnie...
zagrożonego. —-.-..
Przede
wszystkim trzeba tu zaznaczyć, że przez
czas
dłuższy działalność w tym względzie Kazimierza
była
ograniczona granicami jego władania. Śląsk, któ-
ry
należał do Czech, Mazowsze pod Miesławem,
Mazowsze
w granicach zresztą dla nas nie całkiem
wyraźnych,
bo może i szerszych niż dzielnica ma-
zowiecka,
znajdowały się przez wiele lat poza zakresem
jego
władzy, a zatem i poza zakresem jego działał-
522
Kazimierz Odnowiciel
ności.
W ten sposób zapewne przede wszystkim mu-
siało
być zwrócone jego zainteresowanie do tych
ośrodków
życia kościelnego, które znalazły się w obrę-
bie
jego władzy, a zatem do biskupstw prowincji
kościelnej
gnieźnieńskiej, do Gniezna, Poznania i Kra-
kowa.
To
także tłumaczy nam łatwość zatracenia orga-
nizacji
tej drugiej prowincji kościelnej, jeżeli ona
w
znacznej zapewne części znalazła się na wiele lat
poza
granicami władania Kazimierza.
Dalej
jest
rzeczą jasną, że kościół polski, jakkol-
wiek
istniejący urzędowo od lat siedemdziesięciu,
a
w niektórych stronach mający niewątpliwie długą,
półtorawiekową
tradycję, nie miał sił i możności speł-
nienia
zadania swego odrodzenia, które przed nim sta-
nęło.
Trzeba było myśleć przede wszystkim o obcej
pomocy,
która zresztą miała już od dawna swe wyżło-
bione
koryta, którymi spływała do Polski, gdyż i po-
przednio,
za czasów Mieszka I, Bolesława Chrobrego
i
Mieszka II, bywał kościół w Polsce wspomagany i za-
silany
obcymi elementami, zanimpy na gruncie polskim
wyrosła
dostateczna liczba własnych duchownych, wła-
snych
szkół katedralnych i klasztornych, przy pomocy
których
zaspokajałby kościół polski w swym zakresie
wszystkie
swe potrzeby związane z duszpasterstwem
i
organizacją kościelną. Kazimierz zatem musiał się
zwracać
o pomoc tam, skąd i poprzednio czerpała
Polska
materiał ludzki dla potrzeb kościoła. Przy-
puszczać
można, że były to koła związane z archi-
diecezją
leodyjską 186, możliwe też koła uczniów
św.
Romualda la7. Sprawy to są ciemne, bo nie
188
Por. imiżej: O imionach piastowskich s. 636—637.
187
T. Wojciechowski Szkice s. 23, 24.
Kościół
523
posiadamy
do tego zagadnienia wiadomości bezpo-
średnich,
źródła o tym milczą, bo dla ludzi owoczesnych
były
to sprawy banalne, niegodne, by je przekazywać
potomności.
Można też przypuszczać, że nie było też
łatwo
w początkach o chętnych na pobyt w Polsce,
która
właśnie przeszła przez głębokie wstrząsy wew-
nętrzne
i przez prześladowanie chrześcijan.
W
r. 1000
otrzymał kościół polski część swej
organizacji
w postaci prowincji kościelnej gnieźnień-
skiej.
Niedługo potem powstała jeszcze druga taka
prowincja
wraz ze swymi sufraganami188. Otóż jest
rzeczą
zastanowienia godną, że w końcu XI w. istnie-
ją
w Polsce tylko te biskupstwa, które powstały
w
r. 1000, nie ma śladu tych, które składać musiały
tę
drugą prowincję. Z tą tylko różnicą, że nie istnieję
już
biskupstwo kołobrzeskie dla Pomorza, a jest bi-
skupstwo
płockie, którego nie było w r. 1000. Tak
więc
początek XII wieku odbija nam wiernie stan
Sprzed
stu lat, z czasu zjazdu gnieźnieńskiego. Można
by
z tego sądzić, że biskupstwa gnieźnieńskie, poz-
nańskie,
wrocławskie i krakowskie istniały bez przer-
wy,
że przetrwały burzę — wreszcie że później do
tej
prowincji kościelnej dołączono jeszcze biskupstwo
płockie.
Jak
wiemy, istnieje jednak opinia, że znaczna
część
wymienionych biskupstw zaginęła za czasów
Kazimierza
Odnowiciela i dopiero później, za czasów
jego
syna, zostały one odbudowane.
Trzeba
tu przede wszystkim
zaznaczyć, że m&
istnieje
ani jedna pozytywna wiadomość o tym, by
biskupstwo
takie czy inne prowincji kościelnej gnież-
188 por. wyżej: O zaginionej metropolii.
524
Kazimierz Odnowiciel
nieńskiej
zaginęło w ciągu XI w., jak też by w takim
czy
innym roku tego wieku zostało wznowione.
Trzeba
też i to podnieść, że w pewnych, długich
nawet
okresach tegoż wieku, a nawet następnego,
brak
jest nam również pozytywnych dowodów na
to,
że wszystkie te wyżej wymienione biskupstwa
istniały.
Możemy jednak stwierdzić nieprzerwane
istnienie
biskupstwa krakowskiego. O innych mamy
tylko
grupę wiadomości tyczących się ich początków,
przeważnie
z czasu około r. 1-000 i najbliższych lat
potem,
gdy następne pewne o nich wiadomości po-
chodzą
przeważnie już z końca XI w. Na podstawie
więc
braku pozytywnych wiadomości o istnieniu
pewnych
biskupstw i biskupów trudno byłoby dowo-
dzić,
że ich rzeczywiście nie było. Dodać tu też trze-
ba,
że nie posiadamy przekazu, który by stwierdzał,
że
katastrofa czasów Kazimierza zniszczyła całą orga-
nizację
kościelną w Polsce, ani też żadne źródło nie
wymienia
biskupstw, które przez nią zniknęły. Bo
przecież
fakt, że biskupstwa założone w r. 1000 żyją
w
sto lat później, świadczyłby raczej o tym, że nie
było
u nich przerw poważnych, niż by biskupstwa
te,
po wielu latach niebytu, może trzydziestu czy
czterdziestu,
odżyły na nowo, zostały później wskrze-
szone.
Na
jakich przeto podstawach opiera się twierdzenie
o
zniszczeniu i zniknięciu, częściowym oczywiście,
lub
o bardzo szeroko pojętym, organizacji kościoła
w
Polsce, w szczególności prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej?
Przede
wszystkim na wiadomościach o ciężkich
ciosach,
jakie chrześcijaństwo poniosło w Polsce,
o
buncie pogańskim, o mordowaniu duchownych
Kosciót
525
i
biskupów,
o zniszczeniu kościołów i katedr bisku-
pich.
Zabranie z kościołów katedralnych relikwii
miało
pociągnąć za sobą dalsze skutki, a zabijanie
biskupów,
jak twierdzi tzw. Nestor, o czym mówi
zresztą
dość niejasno Anonim-Gall 189, miało się przy-
czynić
do przerwania ciągłości istnienia biskupstw.
Wiemy,
że niektóre z tych katedr, np. gnieźnień-
ska
lu0, dopiero w wiele lat potem, po odbudowaniu,
zostały
na nowo konsekrowane. Dalszym argumentem
jest
brak wiadomości o biskupach poszczególnych
biskupstw.
Otóż o biskupach poznańskich kończą się
nasze
wiadomości na drugim tegoż biskupstwa bisku-
pie,
Ungerze 191. Rząd, niepełny zresztą, arcybisku-
pów
gnieźnieńskich zamyka się na r. 1027 lub 1028 19a.
Z
wrocławskich biskupów znamy pierwszego, Jana,
z
r. 1000, następnym znanym był dopiero Hieronim
z
r. 1051, a niektóre źródła uważają wprost Kazi-
mierza
za założyciela tego biskupstwa. Jedynie o bi-
skupstwie
krakowskim mamy pewność, że trwało ono
nieprzerwanie
przez cały wiek XI. Katalogi bisku-
pów
krakowskich wymieniają wszystkich po kolei
biskupów,
wolno w tym wykazie doszukiwać się błę-
dów
czy pomyłek, ale nie ma powodu zaprzeczenia
ciągłości
istnienia tego biskupstwa. Jak widzimy, nie
ma
pozytywnych danych o zamarciu jakiegokolwiek
biskupstwa
należącego do archidiecezji gnieźnieńskiej,
brakuje
nam tylko wiadomości, które, o ile się prze-
chowały,
znajdują się wyłącznie w źródłach pocho-
i89
L.ib. I C. 19.
loo
MPH II s. 831.
191
Por. G: Sappok Die Anfange des Bistums Posen und
die
Reihe seiner Bischofe von 968—1498 Leipzig 1937, s. 78 n.
192 par. wyżej: O zaginionej metropolii s. 296.
526
Kazimierz Odnowiciel
dzenia
krakowskiego, i stąd wiadomości o Krakowie
wyjątkowe i pełne.. O innych nie wiemy prawie
nic,
ale tak samo nie znamy wielu biskupów płoc-
kich
z końca XI w., chociaż biskupstwo to istniała
zapewne
od czasów Bolesława Śmiałego.
Te
zatem argumenty nie mogą być uznane za
wystarczające
dla uzasadnienia opinii, dość powszech-
•
nej l93, że większość biskupstw w Polsce upadła i że
dopiero
później trzeba było je odnawiać. Trzeba tu
także
zaznaczyć, że sprzeciwiałoby się to temu, co
wiemy
o Kazimierzu i jego oddaniu się sprawom.
191
Opinię tę reprezentuje Wł. Abraham zarówno w swej
Organizacji
kościoła w Polsce do polowy XII wieku Kraków
1893,
jak w Łnnych swych pracach, za nam zaś przyjęta jest
powszechnie.
Poświęca też obronie tego stanowiska O. Bal—
zer.
Stolice Polski s. 38—47 (368—377), nie dodając nic no-
wego.
Wyjątek stanowi St. Laguna, Pierwsze wieki kościoła.
polskiego
Kwart. Hist. 1891/5 s. 562, którego argumenty poda-
ję
tu poniżej: “Abraham wątpi wszelako, czy ten monarcha
«w
zupełności przywrócił dawny stan rzeczy», bo katedrę
gnieź-,
Hiłeńską
dopiero za następcy jego konsekrowano. Niezupełnie
bym
się na taki pogląd zgodził... mniemam przecież, że po-
święcenie
świeżo wzniesionego gmachu nie wyłącza istnienia..
przedtem
innej na tym samym miejscu świątyni, której bu-
dynek
mógł popaść w ruinę". “W zachodniej też części
krajuy
przede
wszystkim w Wielkopolsce, pierwsze musiał robić zdo-
bycze
i w niej przeważnie wznawiać urządzenia polityczne
l
kościelne. Dziwnym by też pono było, gdyby zaczął swoją,
pracę
od wskrzeszania biskupstw, a troskę o naczelne dla
całej
prowincji kościelnej arcybiskupstwo zostawiał następcy-
swemu
dopiero. Tej okoliczności, że imiona arcybiskupów
gnieźnieńskich
i biskupów poznańskich znamy zaledwie z koń-
ca
XI w., nie przypisuję wielkiej wagi, nie posiadamy bowiem
starych
katalogów tamtejszych ł zbyt śmiałym wydaje ml się-.
wniosek,
że i katedry przez cały ten czas nie istniały... Osta-
tecznie,
nie widzę powodu, żeby Kazimierzowi zasługę wzno-
Kościót
527
kościoła.
Przecież bezpośrednio po odzyskaniu Śląska
przystępuje
on do odnowienia katedry wrocławskiej
przez
ustanowienie tam biskupa. Może być, że Brze-
tysław
i Sewer nie myśleli o obsadzaniu stolicy wroc-
ławskiej,
Sewer może dlatego, że od czasu kiedy roz-
chwiały
się jego plany metropolii praskiej, nie chciał
mieć
obok siebie konkurenta, Brzetysław dlatego,
by
nie mieć biskupa podlegającego władzy polskiego
metropolity,
zatem czułego na wpływy polskiego
dworu.
Ale jeżeli Kazimierz restytuował diecezję
wrocławską
czy ją odrodził, i to natychmiast po
wienia
czterech diecezji odejmować". “Według zdania jednak
drą
Abrahama, Kazimierz I dla wskrzeszenia organizacji ko-
ścielnej
napotykał przeszkodę już w tym, że nie było w Pol-
sce
biskupów, którzy by innych konsekrować mogli (ta
przeszkoda
nie była chyba nieprzezwyciężoną, skoro znalazła
się
możność wyświęcenia pasterzy diecezjalnych dla Śląska
i
Krakowa, których istnienie nie ulega wątpliwości); że
dla
aaaradaenia
temu brakowi musiał się monarcha zwrócić do
Niemiec
albo do papieża, że jednak Niemcy niechętni byli
dążeniu
do samodzielności kościoła polskiego... Nie chcę
tym
poglądom odmawiać pewnej teoretycznej słuszności,
zdaje
mi się atoli, że skoro mieliśmy już przy Kazi-
mierzu
dwóch biskupów, krakowskiego i wrocławskiego, to
chyba
nie srcywielkia była skuteczność intryg episkopatu nie-
mieckiego,
jeżeli te intrygi działy się istotnie. A można by o nich
wątpić
w ogólności przypomniawszy sobie, że braćmi królowej
Ryxy
a wujami Kazimierza byli tacy potentaci jak Heriman;
arcybiskup
koloński i falcgraf Otto, którzy cieszyli się naj-
wyższymi
względami cesarza Henryka III; że Ryxa, która żyła
do
r. 1057, nie mogłaby przecie w razie potrzeby odmówić sy-
nowi
poparcia; że biskup Bruno, z którego rąk welon zakon-
ny
przyjęła, rządził Stolicą Apostolską w latach 1048 —1054
pod
imieniem. Leona IX. Wreszcie, może tam miał kto w Mag-
deburgu
jakie wrogie dla naszego kościoła zamysły, aleć vana
.sine
viribus ira".
528
Kazimierz Odnowiciel
zajęciu
Śląska, nie zwlekając, czyż można przy-
puszczać,
by przez cały czas swych rządów, przez
lat
dwadzieścia, nie pomyślał o katedrach w Gnieźnie
i
w Poznaniu? Czyżby takie sprawy, tak dla niego
ważne,
odkładał na daleką przyszłość, pozostawiając
je
synowi? W świetle jego stosunku do Wrocławia
wydaje
się to nieprawdopodobne.
Ale
zwolennicy zdania o zupełnym zniszczeniu
organizacji
kościelnej, do konstrukcji opartej o liczne
argumenty
negatywne dorzucają jeszcze jeden argu-
ment,
tym razem pozornie pozytywny, a ma być
nim
znany list Grzegorza VII do Bolesława Śmia-
łego
z r. 1075. W liście tym stwierdza papież, nie-
wątpliwie
na podstawie dokładnych relacji, chociażby
zasłyszanych
od posłów polskich, którzy musieli być
w
tym czasie w Rzymie194, o ile sprawa ta nie
była
już poruszona w jakimś wcześniejszym piśmie
Bolesława
do papieża, że biskupi polscy nie mają
ustalonej
władzy metropolitalnej, “...quod episcopi
terrae
vestrae non habentes certum metropolitanae
sedis
locum", z tego powodu są niezależni od kanonicz-
nej
władzy metropolitalnej, “... nęć sub aliquo positi
magisterio,
huc et iiłuc pro sua quisque ordinatione
vagantes,
ultra regulas... sanctorum patrum liberi
sunt
et absoluti". Dalej zaś mówi papież, że dla
kraju
tak dużego jak Polska liczba istniejących bi-
skupstw
jest za mała, “quod inter tantam hominum
multitudinem
adeo pauci sunt episcopi" 195. Stąd
płynie
wniosek, że w owym czasie nie istniała w Pol-
sce
organizacja metropolitalna, czyli że nie było arcy-
194 por. wyżej: O zaginionej metropolii s. 346 i pracę
Codea; Gertrudianus.
195 MPH I s. 367, 368.
Koscżól
529
biskupów
gnieźnieńskich, dalej, że liczba biskupów
była
mniejsza niż poprzednio, a ponieważ byli biskupi
krakowski
i wrocławski, więc widocznie brakowało
poznańskiego.
A te dwie właśnie katedry, gnieźnień-
ska
i poznańska były, jak świadczy Anonim-Gall,
opustoszałe
i zniszczone, siedliskiem dzikich zwierząt.
Stąd
dalszy wniosek, że nie zniknęły mu za Kazi-
mierza
Odnowiciela i że dopiero Grzegorz VII i sta-
rania
Bolesława Śmiałego przywróciły je do życia.
Otóż
należy tu stwierdzić, że wyrażenie “adeo
pauci
sunt episcopi" do takiego wniosku nie upo-
ważnia.
Sąd, jakoby liczba biskupstw się zmniejszyła,
idzie
za daleko, o ile chodzi o prowincję kościelną
gnieźnieńską.
Wszystko zdaje się świadczyć, że archi-
diecezja
gnieźnieńska, z wyjątkiem może jednego
Wrocławia,
przetrwała burzę. Za to można stwierdzić,
że
ta druga prowincja kościelna, którą po Gnieźnie
założył
Bolesław Chrobry, a która obejmowała kraj
leżący
na wschód od prowincji gnieźnieńskiej, zni-
knęła
bez śladu, a z tego punktu widzenia mógł
śmiało
stwierdzić Grzegorz VII i Bolesław Śmiały,.
-że
“adeo pauci sunt episcopi" 196.
Niewątpliwie
musiały być pod względem organi-
zacyjnym
duże braki i zaburzenia, skoro mówi o nich
Grzegorz
VII. Można przypuszczać, że może nie tylko
za
czasów Bolesława Śmiałego, ale już dużo przedtem
wkradł
się zamęt w sprawy władzy metropolitalnej
w
Polsce, czyli że po okresie klęsk czasów Kazimierza
zapanowały
pod tym względem warunki nienormalne.
Skąpość
i małomówność naszych źródeł utrudnia
oczywiście
-zbadanie tego zagadnienia, sądzę jednak,
196
por. wyżej: O zaginionej metropolii s. 346.
34
Polska X — XI wieku
530
Kazimierz Odnowiciel
Koscwi
531
że
i tu można znaleźć pewne wytłumaczenie tych
braków,
które wytyka Grzegorz VII kościołowi pol-
skiemu.
Interpretując cytowany ustęp listu Grze-
gorza
VII do Bolesława Śmiałego, stwierdzić przede
wszystkim
należy, że nie mówi on, by władzy metro-
politalnej
w ogóle w Polsce nie było — taki wniosek
mógłby
być wydedukowany jedynie pośrednio. Raczej
jednak
oznacza on, i to jest zapewne bliższe słów
użytych
przez Grzegorza VII, że władza metropoli-
talna
nie jest powszechnie uznawana, że istnieją ja-
kieś
przeszkody czy trudności przy wykonywaniu tej
władzy.
Bo czyżby można było robić zarzuty bisku-
pom,
że huc et illue szukają konsekractwa, gdyby
taki
konsekrator w osobie uprawnionego metropolity
nie
istniał? Byłaby to bowiem raczej wina papiestwa,
że
od lat czterdziestu nie zadbało o takie czy inne
urządzenie
stosunków kościelnych w Polsce.
Wiadomo",
że założenie w r. 1000 arcybiskupstwa
w
Gnieźnie nie odbyło się bez trudności. Jedynie
autorytet
Ottona III i Sylwestra II, przy nacisku
niewątpliwie
Bolesława Chrobrego i przy nastroju
wywołanym
śmiercią św. Wojciecha i jego kanoni-
zacją,
usunęły te trudności, które stawiał Unger, Sas
z
pochodzenia, a których źródło leżało, jak się zdaje,
w
opozycji saskiej przeciw cesarzowi i w Magde-
•burgu.
W lat kilka potem, już za czasów Henryka II,
.rozpoczął
Magdeburg pewnego rodzaju ofensywę prze-
ciw
nowemu porządkowi kościelnemu w Polsce, prze-
ciw
fundacji Ottona III197. Na podstawie fałszerstwa
197
Por. liczną literaturę tego przedmiotu od •, czasów
P.
Kehira Das Erzbistum Magdeburg und die erste Organi-
satłoTi
der christichen Kirche m Polew Abh. d. preuss. Ak.
d.
Wissensch.
Phil.
H-fet. Kl.
l Berlin 1920 i poprzez prace
pewnych
dokumentów wysuwali arcybiskupi magde-
burscy
pretensje
do zwierzchnictwa nad kościołem
w
Polsce, pretensje zdaje się utrzymywane przez
cały
wiek XI. Wedle bulli Innocentego II z r. 1133
opierały
się te roszczenia arcybiskupów magdebur-
skich
na rzekomych orzeczeniach poprzednich papieży,
mianowicie
Jana, niewątpliwie XIII, który jakoby
poddał
pierwszego biskupa w Polsce, Jordana, pod
zwierzchnictwo
Magdeburga tudzież papieży Bene-
dykta
i Leona198. Leonem mógł być jedynie Leon XI,
1049—1054,
z tych Benedyktów, VII tj. 974—983,
VIII,
1012—1024 i XI, 1033—1048, zapewne tylko
dwaj
ostatni mogliby tu wchodzić w rachubę. Czy
byłby
to Benedykt VIII, za którego czasów, po śmierci
9
czerwca 1022 r. biskupa poznańskiego Ungera, mógł
arcybiskup
magdeburski Gero zacząć jakieś kroki
przeciw
kościołowi w Polsce, zgodne zresztą z ogólną
ówczesną
polityką niemiecką 199, czy też Benedykt IX,
.do
którego, łatwo się było dostać, choćby przy pomocy
pieniędzy,
trudno rozstrzygnąć. Także trudno stwier-
dzić,
czy te rzekome prawa, na które powołuje się
bulla
z r. 1133, opierały się o • autentyczne pisma
•papieskie,
czy może tylko o falsyfikaty magdebur-
skie
— zdaje się jednak być rzeczą pewną, że były
Wł.
Abrahama, M. Z. Jedlickiego, G. Sappokia, aiż do pracy
G.
Laibudy. Zestawienie bibliiiogra.ti!i por. u G-. Sappoka
Die
Anfange
des Bistums Posen s. 145 —149.
198
KDWP I s. 8 dok. 6: “..Jasaenebas.... pirefate regionis
episcopos
ex aiitiquia oanstitutione Magdeburgensa. ecciesie
iure
naetropolitico
subiacare et Qid confirm.ationem tue partis
auetapi-hateni
predeces&oipum nostrorum Johainnis Beneidicti et
Leonis...
pretendebas".
199
por. st. Kętrzyński O palliuszu biskupów polskich Xl
wieku
Rauhf 1902/43 s. 237, 238.
sp
932
Kazimierz Odnowiciel
Kościół
533
Jakieś
działania wrogie Gnieznu ze strony Magdeburga
l
że przy słabości Polski i zależności od Niemiec
może
nie było dość stanowczości i siły, by je odeprzeć
i
zniweczyć. Ten stan rzeczy mógł wprowadzić pe-
wien
nieład w organizacji kościelnej w Polsce,
zwłaszcza
o ile chodzi o stosunki Poznania i Gniezna.
W
Poznaniu najłatwiej mogły odżyć tradycje Ungera.
Mógł
również i ktoś inny z biskupów, wchodząc
w
konflikt z innym biskupem czy metropolitą, oka-
zywać
tendencje do wyłamywania się spod ustalo-
nej
władzy metropolitalnej.
Niestety
brak wiadomości o biskupach polskich
czasów
Kazimierza Odnowiciela i Bolesława Chro-
brego
uniemożliwia nam zorientowanie się w sto-
sunkach
kościelnych tych czasów. Jest rzeczą przy-
padku,
że o jednym jedynym biskupie połowy XI w.
zachowało
się trochę więcej wiadomości, i to takich,
które
częściowo rzucają nieco światła na jego sto-
sunki
do metropolity, zatem pośrednio też na powyżej
poruszoną
sprawę zwierzchności arcybiskupiej, z listu
Grzegorza
VII do Bolesława Śmiałego. Biskupem
tym
jest.Aaron, biskup krakowski, 1046—1059.
Źródła,
co prawda wszystkie znacznie późniejsze,
podają,
że konsekrował go biskupem i nadał mu pa-
liusz
papież Benedykt, oczywiście IX, i że miejscem
jego
konsekracji była Kolonia. Niektóre, odmienne —
widocznie
Kolonia była im mało zrozumiała — za-
mieniają
Kolonię na Rzym. Wskazują one ponadto,
że
za jego czasów Kraków był arcybiskupstwem, że
z
tego tytułu Aaron uzyskał od papieża paliusz i krzyż,
crux
gestatoria, inne źródła głoszą, że był opatem
tynieckim,
który wysoko postawił studium o tym
klasztorze,
wreszcie że wprowadził w. katedrze kra-
kowskiej
tzw. gradus yirorum. Jest to, jak na w. XI
u
nas wcale bogata wiązanka wiadomości, ważnych
i
interesujących, lubo ciemnych i nie całkowicie
pewnych.
Interesujące są one dla nas tym więcej,
że
miały miejsce za czasów Kazimierza Odnowiciela,
a
o znacznej ich części wolno sądzić, że był W nich
Kazimierz,
jeżeli nie maior pars, to w każdym razie
magna
pars.
Ale
jeżeli chodzi o ocenienie i określenie wartości
i
znaczenia poszczególnych grup powyżej wymienio-
nych
wiadomości źródłowych, to zabiega nam drogę
wiele
trudności, tym cięższych, że pewne zagadnie-
nia
oczekują tu jeszcze wyjaśnień ze strony specja-
listów.
Pochodzenie
tej niewątpliwie bardzo wybitnej
i
niezwykłej osobistości jest nam dziś nieco lepiej
znane.
Ze względu na jego stosunek do Kolonii, prze-
bijający
się w tradycji, że tam miał otrzymać pa-
liusz
od papieża, szukano, i słusznie, Aarona w oto-
czeniu
kolońskiego arcybiskupa Herimana 200. Otóż
zwrócił
już uwagę F. Pohorecki 201 na dokument, co
200
w1. Abraham Początek
biskupstwa i kapituły w Kra-
kowie
Rocznik Krak. IV s. 188, zwrócił uwagę pierwszy na
opata
Aarona, który znajduje się w dokumencie z r. 1043
w
otoczeniu Herimana w Kolonii, Lacomble.t Urkundenbuch
f.
d. Gesch. Niderrheims
I s. 199. Ale
pokazało się następnie,
że
był to opat klasztoru św. Pantaleona w Kolonii, który
zmarł
w r. 1052, a zatem, pie może być inaszym Aa.ron.ecrn,
zmarłym
w r. 1059, por. St. Kętrzyński O palliuszu biskupów.
polskich
XI w. s. 201. Tenże Aaron był poprzednio opatem
klasztoru
św. Marcina w Kolonii, (por. U.
Oheyal.ier Reper-
toire
des sources historigues du. Moyen-Age Paris 1905 —
—1907,
pod Aaron.
201 F_ Pohorecki Kilka stów o Aaronie pierwszym opacie
534
Kazimierz Odnowiciel
prawda
falsyfikat XII w., ale niewątpliwie oparty
ojakiś
wzór autentyczny, w-którym to dokumencie,
wystawionym
rzekomo w r. 1028 przez Ezzona pala-
tyna,
występuje obok Ellona, opata klasztoru
w
Brauweiler, także mnich Aaron. Ze względu iż
Ezzo
jest dziadem naszego Kazimierza, a klasztor
w
Brauweiler jest jego fundacji, najbliższej zatem
Rychezie
i jej synowi, można śmiało przypuszczać,
że
ten mnich Aaron będzie prawdopodobnie tą samą
osobistością,
co Aaron, biskup krakowski. Pochodził-
by
zatem ze Stablo, skąd przybyła do Brauweiler
pierwsza
osada mnichów dla nowej fundacji202,
a
z Brauweiler dostałby się on przy poparciu Ry-
chezy
i Herimana do Polski. Pochodzenie tego Aarona
jest
nam nie znane, po imieniu sądząc, nie był Niem-
cem,
a raczej Anglosasem lub Iryjczykiem203. Tego
bowiem
rodzaju imiona biblijne nie trafiają się
w
tych czasach między klerem czy zakonnikami nie-
mieckimi,
używane zaś są często przez mnichów po-
chodzących
z Anglii lub Irlandii. Przypuszczać więc
tynieckim
Kwart. Hist. 1922/36 s. l —10, gdzie na s. 6 prze-
drukowuje
dokument Ezzona wedle tekstu podanego przez
Lacombleta
Urkund.en l s.- 165. Dokument jest falsyfikatem
z
lat 1120—1134. Podnosi wartość wzmianki o Aaronie wy-
mieniony
między świadkami Embrioho, żonaty iż Polką, Do-
brawą,
dworzanin Rychezy. "Wzmacnia ten szczegół w znacz-
nej
mierze zaufanie nasze do przekazu j.ak ii sprawę identy-
fikacji
Aarona z późniejszym biskupem krakowskim.
202 p. Pohorecki Kilka słów o Aaronie s. 6.
203
por. gt. Kętrzyński O -palliuszu- biskupów polskich.
XI
u, s. 203, gdzie są wymienieni wszyscy znani mi Ąaronowie
XI
w. Także T. Wojciiechowstei, Kościól katedralny w Kra-
kowie
Kraków 1900 s. 181, wskazuje ma takie pochodzenie
Aarona,
jak i. A. Parczewski Początki chrystianizmu w Polsce
Kościół
535
wolno,
że nasz Aaron stamtąd pochodził 204, dodać tu
też
należy, że w okolicach dolnego Renu, wśród tam-
tejszych
klasztorów, spotykamy często przybyszy an-
glosaskich
czy iryjskich.
Przejdziemy
teraz do dalszych wiadomości o Aaro-
nie,
a mianowicie do sprawy papieża Benedykta IX
i
Kolonii. Pierwszym, który zwrócił uwagę na pra-
stare
stosunki Polski z Kolonią, był T. Wojciechow-
ski
w swym dziele o katedrze krakowskiej 205, ale
dziś
już wiemy, że stosunki z Kolonią i jej podległym
biskupstwem
leodyjskim były dużo dawniejsze, bo
sięgające
czasów Mieszka I, a trwały one przez cały
wiek
XI, głęboko w w. XII 20e. Stwierdzenie tych
nieprzerwanie
trwających stosunków Polski z Kolo-
nią
i Leodium czyni zapisek, że papież udzielił Aaro-
nowi
paliusza w Kolonii, o tyle możliwym, że rzecz
tę
i sprawę należy starać się bliżej zbadać i wciągnąć
w
zakres poszukiwań.
i
misjo irlandzka Rocz. Tow. Przyj. Nauk, Pozn. XXIX s. 67
i
69, który prócz Aarona również imię jego następcy
w
Tyńcu, Anchorasa, uważa za iryjsikie. Zwracam uwagę, że
•opat
Brauweiler, EUo, jest też, z imienia sądząc, Anglosa-
sem
lub Iryjczykiem, a wymieniony poprzednio opat św. Pan-
talsiona
w Szkocji, tak że Aaron był zapewne też Anglosiai&em
lub
Iryjczykiem, gdyż klasztor ten był obsadzony przez tzw.
Szkotów.
204
Odmiennie sądzi o" Aaronie jedynie M. Peribacih Die
Anfange
der polnischen AnnaUstik Neuer Archiv XXIV
s.
271, 284, 285, który zgodnie z Długoszem uważa go za Fran-
cuza;
miał on przewieźć z Dijon do Polski zawiązki roczni-
ków,
które Peribach wyprowadza z Dijan.
205
T. Wojciechowski
Kościół katedralny s. 181, gdzie
autor
porównywa kryptę św. Leonarda pod katedrą krakow-
ską
z budowlami kolońsko-lotaryńskimi.
206 por. niżej: O imiołiach piastowskich s. 636—637.
536
Kazimierz Odnowiciel
Przede
wszystkim rodzi się pytanie: czy takie sto-
sunki
z Kolonią, za czasów Kazimierza Odnowiciela,
były
i czy są możliwości ich dokładniejszego określe-
nia.
Niewątpliwie są.
Poza
starymi tradycjami dawnych stosunków
z
Leodium, trzeba tu przypomnieć, że prowincja ko-
ścielna
kolońska była kolebką wielkiego rodu Ezzo-
riidów,
zatem rodziny Kazimierza po matce. Tu byli
oni
dziedzicznie palatynami Dolnej Lotaryngii, tu
znajdowała
się przeważna część ich dóbr alodialnych,
tu
był klasztor w Brauweiler, fundacja tej rodziny.
Tu
siedziała przeważnie przez długie lata swego wdo-
wieństwa
Rycheza, tu w klasztorze P. Marii przeby-
wała
jej siostra Idą, tu wreszcie był arcybiskupem
jej
brat Heriman. Wskazuje to wszystko zupełnie
pewnie
na to, że jeżeli gdzie, to w Kolonii krzyżować
się
musiało wiele spraw osobistych Kazimierza, a z ni-
mi
zapewne wiele spraw politycznych czy kościel-
nych.
Stąd wiadomość, że to Aaron, późniejszy bis-
kup
krakowski, zjawia się obok palatyna Ezzona
w
klasztorze w Brauweiler, zyskuje w tym świetle
dużo
prawdopodobieństwa, a druga wiadomość, że
tenże
Aaron został w Kolonii obdarowany przez pa-
pieża
“privilegio archiepiscopatus" 207, nie może być
a
limine odrzucona jako niewiarogodna. Coś może,
207
o przekazach naszych źródeł o Aaronie i arcybiskup-
stwie
krakowskim por. W. Kętrzyński Czy Aaron był arcybi-
skupem
krakowskim Przew. Nauk. Liter. 1877/5, dalej tegoż
wstęp
do Katalogu biskupów krak. MPH III s. 322—327.
Bór.
Bocznik Praski. MPH II ,s. 830; Rocznik Sędziwoja,
MPH
II s. 875, Bocznik Krasińsfeicih, MPH III s. 130, Rocz-
nik
Małopolski, MPH III s. 146, Katalog biskupów kraik.,
MPH
III s. 340, Vita s. Stanislai, MPH IV s. 383.
Kościól
537
być
prawdziwego w tym przekazie, zwłaszcza w po-
daniu
o Kolonii, bo trudno sobie wyobrazić, by
w
czasach późniejszych, kiedy zatraciły się te sto-
sunki
z Kolonią, właśnie Kolonię ktoś sobie wy-
myślił.
Heriman,
arcybiskup koloński, arcykanclerz wło-
ski
cesarzy Konrada II i Henryka III, przy tym arcy-
kanclerz
kancelarii papieskiej Leona IX i Wiktora II,
był
zwolennikiem reformy, był przy tym jednym
z
najpotężniejszych i najbardziej wpływowych do-
radców
Henryka III. Jakie mogły być jego stosunki
z
Benedyktem IX, trudno określić — Heriman uzna-
wał
go niewątpliwie jako prawowitego papieża, za
jakiego
uznawali go Konrad II i Henryk III, w któ-
rych
rękach był też papież ich wygodnym narzę-
dziem.
Kiedy wypędzony z Rzymu Benedykt po-
wrócił
do Lateranu i zamyślając się ożenić odsprzedał
tiarę
Grzegorzowi VI, a kiedy równocześnie w Sabi-
nie
przebywał Sylwester III, musiał zabrać głos Hen-
ryk
III, by schizmę zakończyć. O ile zależało mu, by
papiestwo
było wyłącznie w jego ręku, o tyle rozu-
miał,
że tylko papież mający poważanie w świecie
może
mu być użyteczny. Z tego powodu wyprawił
się
we wrześniu 1046 r. do Włoch i tam na synodzie
w
Sutri zakończono schizmę złożeniem tych papieży,
a
w parę dni potem nastąpił wybór Klemensa II. Na
pytanie,
jakie było w owym czasie stanowisko Heri-
mana
wobec Benedykta i schizmy, zwłaszcza wobec
ostatniego
powrotu Benedykta do Rzymu po rychłej
śmierci
Klemensa II, odpowiedź nie jest łatwa.
W
latach 1043 i 1044 był Henryk III w bliższych sto-
sunkach
z Benedyktem IX, w czym musiał brać
udział
Heriman. Był bowiem Benedykt lojalną eks-
538
Kazimierz Odnowiciel
pozyturą
polityki niemieckiej: przypomnę nie dopusz-
czenie
do zerwania związków kościelnych między
Pragą
a Moguncją czy ekskomunikowanie przeciwni-
ków
Piotra węgierskiego, co stało się na życzenie
Henryka
III. Prawdopodobnie sam Heriman odbył
w
końcu r. 1043 podróż do Rzymu, a w r. 1044
bawi tam:
kanclerz
cesarski włoski Kadaloh, biskup naumburski.
Podróże
te, jak przypuszcza Steindorff, związane były
ż
już grożącą Benedyktowi katastrofą208. W Wy-
prawie
włoskiej Henryka III w r. 1046 bierze też
udział
Heriman209. Nie jest on, co prawda, wy-
mieniony
między uczestnikami synodu w Sutri, z cze-
go
można by sądzić, że może nie był całkowicie
w
zgodzie z powziętym tam postanowieniem, ale
trudno
przypuścić, by w sprawie tak ważnej jak za-;
kończenie
schizmy stał zbyt daleko od cesarza i róż-
nił
się z opinią kół, którym reforma kościoła leżała:
na
sercu. Wreszcie bodaj czy nie arcybiskupowi ko-
lońskiemu
powierzono obowiązek stróżowania inter-
nowanego
w Niemczech Grzegorza VI i jego kape-
lana
Hildebranda 210. W każdym razie nie ma ja-
kichkolwiek
śladów stosunków Herimana z Bene-
dyktem
z czasów trzeciego tegoż powrotu do Rzymu,
na
krótkotrwały zresztą pobyt na tronie papies-
kim211.
A wtedy tylko mógłby Benedykt IX zrobić
Aarona
arcybiskupem, gdyż dopiero w r. 1046 został
208
E. Steindorff Jahrbucher d. deutsch. Reichs.
u. Hein-
rwh
III, I s. 256, 257.
.
sos Tamże s. 308.
2io
Tak sądzi O. Delarc S. Gregoire VII, 1 s. 39. Inni
badacze
uważają Spirę •za miejsce zesłania Grzegorza VI.
-
211 Trzeci powrót Benedykta IX trwał od 8 listopada
1047
r.. do roku następnego. Już 17 lipca rządzi Damazy II.
Kościół
539
Aaron
biskupem krakowskim. Po prostu nie byłoby
dosyć
czasu, by przeprowadzić taką sprawę w Rzy-
mie
u Benedykta. Trzeba by ponadto przyjąć, że
stało
się to poza Herimanem, a nawet wbrew nie-
mu,
bo o ile sądzić wolno, musiał być w tym czasie
jego
stosunek do Benedykta negatywny, taki jak ce-
sarza.
Z politycznych więc względów, ówczesnego sto-
sunku
Polski i Niemiec, Kazimierza i Henryka III, tru-
dno
by było pojąć, by książę polski mógł nawiązać
rokowania
o arcybiskupstwo dla Krakowa z Bene-
dyktem
IX. Wreszcie stoi tu na przeszkodzie jeden
jeszcze
wzgląd: przeważna częśćnaszych źródeł twier-
dzi,
że Aaron otrzymał tytuł arcybiskupi, paliusz
i
krzyż w Kolonii, w której nigdy nie był Bene-
dykt
IX. ;
Ale
za to dwaj inni papieże, żyjący za czasów
Aarona
i Kazimierza, bywali w. Kolonii — jednym
z
nich był Leon IX, drugim zaś Wiktor II. Obaj byli
biskupami
niemieckimi — Leon IX, biskup Toni,
z
hrabiów z Egisheim, Wiktor zaś był biskupem
z
Eichstaedt. Jeden zatem i drugi znali dobrze Heri-
mana,
Rycheza przyjęła welon zakonny z rąk Bruno-
na,
może też mieli sposobność zetknąć się osobiście
z
Kazimierzem czy Aaronem. Leon IX podczas swego
niedługiego
pontyfikatu bawił trzy razy w Niemczech,
w
latach 1049, 1050, i 1052, z tego raz był, względnie
krótko, w końcu czerwca 1049 r. w Kolonii. Za tym,
że
to Leon udzielił Aaronowi paliusza, przemawiały te
okoliczności,
że wtenczas żył Heriman i żyła Rycheza,
dalej,
że były to czasy jeszcze, jak się zdaje, dobrych
stosunków
cesarstwa z Polską i z rodziną Ezzonidów.
Tego
też zdania jest T. Wojciechowski. Następny
z
kolei pobyt papieża w Kolonii przypada dopiero na
540
Kazimierz Odnowiciel
r.
1056. Wiktor II bawi w tym roku w Niemczech
i
jest obecny
przy śmierci Henryka III, dnia 9 paź-
dziernika
w Goslarze. Tu, do Goslaru, wspaniałej re-
zydencji
cesarskiej, do której niejednokrotnie przy-
bywali
książęta polscy i czescy, mógł przyjechać Ka-
zimierz
czy Aaron i tu mogłoby nastąpić porozumie-
nie
w sprawie paliusza. Brakowałoby jednego ważne-
go
czynnika, Herimana, od paru miesięcy już zmar-
łego.
Po śmierci cesarza odbył się wielki zjazd w Ko-
lonii
trwający od listopada do grudnia, na który to
zjazd
przybyli wielcy lennicy cesarstwa, gdzie był
mały
Henryk IV, cesarzowa regentka Agnieszka
i
gdzie zjawił się także Wiktor II. Mógłby tu być
przeto
i Kazimierz i mógłby brać udział w tym zjeź-
dzie,
tak jak Bolesław Chrobry brał udział w po-
dobnym
zjeździe w r. 1002 w Merseburgu, po śmierci
Ottona
III, przy obwołaniu królem Henryka II. Taka
sytuacja
daje się łatwo pomyśleć, lubo dowodów na
to
nie ma, bo żadne źródło nie wymienia Kazimierza
jako
uczestnika zjazdu kolońskiego. W tak ważnym
zjeździe
mógł zresztą brać udział nie osobiście, ale
choćby
przez posłów. Kiedy pobyt Leona w Kolonii
był
krótki, lubo wolno przypuszczać, że dostateczny,
by
mogła tam być załatwiona sprawa paliusza dla
Aarona,
to pobyt Wiktora II był znacznie dłuższy.
Jeżeli
chodzi o r. 1049, to nie wiadomo, jakie by w tej
sprawie
zajął stanowisko Henryk III, wielki autokrata,
gdy
za Wiktorem H i r. 1056 przemawiałaby słabość
regencji
zarysowująca się od pierwszej chwili rzą-
dów
Agnieszki. Stanowisko jednego i drugiego pa-
pieża
wobec spraw polskich i polskiego kościoła nie
jest
nam znane — w każdym razie, jeżeli Leon IX
Kosciót
541
pozostawał
w osobistych, bliskich stosunkach z Ry-
chezą
i Herimanem, to przechowała się, nie całkiem
zresztą
pewna i wyraźna wskazówka, że Leon nie
okazywał
szczególnej życzliwości dla sprawy samo-
dzielności
kościoła polskiego i że popierał raczej pre-
tensje
magdeburskie. Tak ani jedna, ani druga data
-nie
są w stanie dostarczyć nam dostatecznie przeko-
nywających
argumentów, byśmy za jedną z nich mo-
gli
się oświadczyć. Trzeba zatem zadowolić się zda-
niem,
że jeżeli tradycja o Kolonii wydaje się nam
wcale
poważna, bo jakiż byłby powód twierdzić, że
ją
później zmyślono, to nie może się ona odnosić
do
Benedykta IX, lecz albo do Leona IX i r. 1049,
albo
też do Wiktora II i do r. 1056. Osoba Bene-
dykta
IX dlatego przylgnęła do Aarona i Kolonii, bo
widocznie
źródło, z którego zaczerpnięto wiadomość
o
udzieleniu paliusza w Kolonii, nie posiadało daty
rocznej,
zatem przypisano całą tę sprawę temu pa-
pieżowi,
który zasiadał na tronie papieskim w po-
czątkach
rządów Aarona w Krakowie.
Przyjąć
więc można ze znacznym prawdopodobień-
stwem,
że Aaron otrzymał paliusz, zatem odznakę
przyznawaną
powszechnie arcybiskupom, metropo-
litom.
Inne jednak jest zagadnienie, czy paliusz słu-
żył
tylko arcybiskupom, czyli czy Aaron otrzymał
to
odznaczenie jak arcybiskup metropolita, czy jako
biskup.
Wiadomo bowiem jest, że jeszcze w IX w.
trafiają
się wcale nierzadko wypadki, w których bis-
kupi,
oczywiście biskupi bardzo wybitnych stolic bis-
kupich,
jako szczególnie zasłużeni, otrzymują paliusz
.jako
dowód szczególnego wyróżnienia, przez co
jednak
ani oni sami nie mieli prawa do tytułu arcy-
542
Kazimierz Odnowiciel
biskupiego,
ani tym mniej ich biskupstwa nie sta-
wały
się arcybiskupstwem 112.. Tu zaś, w źródłach pol-
skich
mówiących o Aaronie i paliuszu, źródłach dużo
jaśniejszych
niż wiek XI, dorzucono jeden szczegół
wysoce
interesujący, że Aaron został arcybiskupem
krakowskim,
że godność ta, związana w ten sposób
z
katedrą krakowską, przepadła bezpowrotnie, gdyż
następca
Aarona, Zula-Lambert, zaniedbał, neglexit,
postarać
się o paliusz. Otóż. mogłoby być tak, iż praw-
dziwy
fakt otrzymania przez Aarona paliusza wy-
wołał
u następnych w wieku XIII wniosek, na pozór
“logiczny,
że dostał go, bo biskupstwo krakowskie było
podniesione
do godności arcybiskupstwa, gdy rzeczy-,
wistość
była inna, jeżeli Aaron otrzymał paliusz jako wyróżnienie
osobiste. Ale nie wolno też zapomnieć,
że
Aaron winien był dostać paliusz, jeżeliby stolica
krakowska
została podniesiona do godności arcybis-
kupiej,
jeżeliby został metropolitą.
Otóż
jeżeli chodzi o ostatnią ewentualność, to trze-
ba
tu stwierdzić, że trudno by było przyjąć zdanie
o
podniesieniu biskupstwa krakowskiego na arcybis-.
.kupstwo.
Przypuszcza się, że tytuł ten przeszedł na
Kraków
po Gnieźnie, gdzie arcybiskupstwo rzekomo-
zamarło.
Otóż jeżeli arcybiskupstwo gnieźnieńskie by-
ło
solą -w oku episkopatu niemieckiego, przede
wszystkim
arcybiskupów magdeburskich, to gdyby
zaginęło,
arcybiskupstwo krakowskie nie byłoby ni-
czym
lepsze dla Magdeburga jak Gniezno, Spotkało-
31?
por. moją pracę O palliuszu biskupów polskich XI w..
s.
206 n. Por. też pracę C. B. Graf von Hacke Die
Pallium-
yerleihungen
bis 1143 Diss, Gott. 1898 i P. Hinschius Dias,
Kirchenrecłit
der Katholiken und Protestantów,
m Deutschla.nd.
1869—1897
11 pass.
Kościół
543
by
się z tą samą niechęcią i tym samym wrogim na-
strojem
co tamto,, z tą tylko różnicą, że co się tyczy
arcybiskupstwa
gnieźnieńskiego musiano się liczyć
z
jego prawnym istnieniem, gdy utworzenie nowego
organu
mogło być łatwo drogą wpływów i starań
unicestwione.
Chodziło przecież o nic innego jak o sa-
•modzielność
kościelną polską. Jeżeliby zatem arcy-
biskupstwo
gnieźnieńskie zniknęło, byłobyto na rękę
-cesarstwu,
Niemcom i arcybiskupowi magdeburskie-
mu,
a można wątpić, czy arcybiskupstwo krakowskie
mogło
budzić w nich więcej zaufania i entuzjazmu
niż
gnieźnieńskie. Zapewne nie dopuściliby do jego
utworzenia.
A jeżelibyśmy przyjęli, że zostało stwo-
rzone
arcybiskupstwo krakowskie, czy to samodziel-
nie,
czy też w formie przeniesienia tytułu gnieźnień-
skiego
na Kraków, to stać by się to nie mogło bez
odpowiedniego
dekretu Stolicy Apostolskiej, a w ta-
kim
razie tytuł ten nie mógłby ulec zatracie dla-
tego,
że Lambert-Zula nie postarał się dla siebie o pa-
liusz,
Takie zaniedbanie mogło w pewnych wypad-
kach
pociągnąć za sobą umniejszenie praw kanonicz-
nych
przysługujących metropolicie, nie mogłoby do-
prowadzić
do upadku tytułu arcybiskupiego213. Do
.tego
byłby znów potrzebny osobny dekret papieski.
Jak
widzimy, byłoby rzeczą trudną uzyskać tytuł
arcybiskupi
dla Krakowa, a jeszcze trudniej wytłu-
maczyć,
gdyby Kraków został arcybiskupstwem, dla-
czego
trwało ono tak długo, jak długo żył Aaron.
Dlatego
też niełatwo jest wierzyć dosłownie późnej
tradycji
źródeł polskich, krakowskich, pisanej i two-
rzonej
w tym czasie, kiedy Iwo Odrowąż, człowiek
2is por. wyżej: O zaginione j metropolii s. 321—323.
Kazimierz Odnowiciel
dużej
ambicji, wywalczył dla swej katedry pierwsze
miejsce
w kościele polskim po arcybiskupie. Ale być
może,
że w tej tradycji jest jednak coś z prawdy.
Istniała
w Polsce w początkach XI w. obok gnieź-
nieńskiej
jeszcze druga prowincja kościelna z arcy-
biskupem
na czele. Zaginęła ona bez śladu w okre-
sie
walk i rewolt w pierwszych latach rządów Kazi-
mierza
Odnowiciela. Musiała ona wsiąknąć, rozpły-
nąć
się w organizację kościoła takiej, jaką znamy do-
kładnie
w XII w. Otóż tu narzuca się myśl, czy część
tej
olbrzymiej diecezji krakowskiej, zatem jej wscho-
dnie
i północno-wschodnie połacie, może z Sandomie-
rzem
na czele, nie stanowiły dużej części tej zaginio-
nej
metropolii214. Jeżeli jakieś pozostałości takiej
archidiecezji,
z dawną jej stolicą, oddano pod tym--
czasową
administrację biskupowi krakowskiemu, czy
też
może przy nowych podziałach postanowiono po-
łączyć
z biskupstwem krakowskim, mógł Aaron pre-
tendować
do spadku w tytule, mógł nawet pewnie bez
prawnej
podstawy takiego tytułu używać, a dojście do
zrealizowania
dalszych takich planów i zamiarów,
zapewne
niełatwych i politycznie, i kanonicznie, wi-
dział
na razie w uzyskaniu paliusza. W tym mógł mu
być
pomocny, bez narażenia swego politycznego sta-
nowiska,
Heriman koloński, jak i królowa Rycheza,
tym
więcej że wiązały Leona IX z rodem. Ezzonidów
dawne
bliższe stosunki.
Tak,
sądzę, nie ma dostatecznej podstawy, by późnej
tradycji
o arcybiskupstwie krakowskim Aarona da-
wać
wiarę. Sprawa paliusza, poświadczonego tradycją
,i
falsyfikatem, bardzo zresztą niezręcznym i naiwnym,
214 por. wyż®]; O zaginionej metropolii s. 306—308.
Kościół
545
bulli
Benedykta IX wydaje się jednak wcale prawdo-
podobna.
Tytułu jednak arcybiskupiego nie przy-
niósł
paliusz Aaronowi. Toteż w jednym ze starych
kodeksów
biblioteki kapitulnej krakowskiej zacho-
wała
się zapiska zrobiona ręką XI w., w której dwa
słowa
są dziś jeszcze czytelne: Aaron eps. Zatem
i
w Krakowie w XI w. tytułowano Aarona biskupem 21a.
Lubo
skąpe, są jednak wcale dużo mówiące te nie-
liczne
wskazówki tyczące się działalności Aarona
w
Krakowie. Panowało bowiem w Krakowie w owym
czasie
wcale znaczne ożywienie, dobrze świadczące
p
szybkim odradzaniu się życia kościelnego po latach
klęsk
i zamętu.
Roczniki
krakowskie znów nam zaczynają dawać
pewną
liczbę zapisków, dowodząc tym, iż był tam
ktoś,
kto starał się przekazać wiele faktów potomne-
ści.
Można wskazać dwie osobistości, które były praw-
dopodobnie
o ile nie faktycznymi, to przynajmniej
moralnymi
tego sprawcami, t j. Aarona i jego na-
stępcę
Lamberta-Zulę 216. T. Wojciechowski kładzie
na
te czasy pewne prace około budowy katedry 217.
Za
jego czasów powstały zapewne pierwsze podwaliny
późniejszej
biblioteki kapitulnej,: której spis tak cie-
kawy
posiadamy z r. Uli218. Przynajmniej jeden
218
St. Kętrzyński! O palliuszu biskupów polskich XI u.
s.
203.
218
par.
T. Wojciecbowski O rocznikach polskich X—XV
wieku
Bam. AUhf t. 4 W. Kętrzyńistoi O rocznikach polskich,
RAUhf
M. Peribach Die Anfdnge der polnischen Annalistik
pass.
217 T. WoJOiechowski Kościół katedralny s. 164 n.
2is MPH I s. 376, 377.
35 Polska X — XI wieku
546
Kazimierz Odnoto-iciel
kodeks
z owych czasów przechował się do naszych
dni
— są to Praedicationes przeznaczone do pobożnej
lektury
z IX w., gdzie ktoś współczesny napisał sło-
wa:.
Aaron eps 2!9.
Szczygielski
w swej Tinecji zapisuje
ponadto, że
Aaron
starał się podnieść studium tynieckie — za-
pewne
nie będzie to wymysłem Szczygielskiego, i stąd
można
by przypuszczać, że i szkołą katedralną kra-
kowską
musiał się opiekować z równą gorliwością 220.
Pozostało
jeszcze jedno świadectwo dawniejsze
o
działalności organizatorskiej Aarona, świadectwo
na
ogół dość ciemne i niewyraźne, które oczekuje
jeszcze
na odpowiednie w przyszłości oświetlenie,
W
naszej literaturze poruszone ono zostało przez
T.
Wojciechowskiego221, następnie przez Wł. Abra-
hama
222, St. Zachorowskiego223 i przeze mnie210.
Brzmi
ono: “Hic Aaron deposuit gradus vivorum
de
monachis et assignavit suis presbyteris in sua
diocesi
degentibus" 22E>.
219
I. Polkowski Katalog rękopisów kapitulnej katedry
krakowskiej.
Arch. Bocz. dla
Hist. Liter.
III s. 96. Zapowie-
dziana
przeze mnie praca o tym rękopisie, por. St. Kętrzyń-
ski
O palliuszu biskupów polskich XI w. s. 217 uw. 7, w części
tylko
-wykonana, została zrilisaczona przez wypadki we wrze-
śniu
1939 r.
220 Tinetia 6. 24. Por. A. Karbowiak Szkoła katedralna
krakowska w wiekach średnich Kraków 1899.
221 T. Wlojciechowski O rocznikach s. 225 uw. 3r
222
Wł. Abraham Organizacja s. 137 n., tenże Początki,
biskupstwa
i kapituły katedralnej w Krakowie s. 197.
223
St. Zacharowski Rozwój
i ustrój kapituł polskich w wie-
kach
średnich Kraków 1912 s. 31.
224 St. Kętrzyński O polliuszu biskupów polskich XI w.
s. 218—220.
22B MPH III ;s. 340. Katalog biskupów krakowskich.
Kościół
547
T.
Wojciechowski tłumaczy owe “gradus vivorum"
przez
świeckich członków kapituły, w przeciwieństwie
do
mnichów — wedle niego bowiem kapituła kate-
dralna
krakowska miała się składać pierwotnie ze
świeckich
duchownych, presbiterii, i mnichów bene-
dyktynów.
Dopiero za czasów Aarona dokonano po-
działu
kapituły w ten sposób, że świeccy duchowni
pozostali
przy katedrze, mnichów wydzielono i oni
utworzyli
klasztor tyniecki. Wł. Abraham zaś, pole-
mizując
z wywodami autora Chrobacji, sądzi, że
“...ów
ustęp dotyczy obowiązku odprawiania modłów,
tzw.
psałmi graduales, i że ustępu tego nie można
żadną
miarą poczytywać za wskazówkę dotyczącą
rozdziału
kapituły na świeckich i mnichów, lecz
świadczy
on tylko, że Aaron kler świecki starał się
związać
podobnymi przepisami, jakie u benedykty-
nów
zreformowanych na podstawie reguł kluniac-
kich
istniały, t j. nałożył na nich obowiązek odpra-
wiania
wspólnych modłów" 226. Wydaje mi się, że jest
tu
słuszność po stronie Wł. Abrahama. Wskazuje na
to
kodeks papierowy Biblioteki Ossolińskich we.
Lwowie,
l. inw. 1873, z drugiej połowy XV w. Tam
na
k. l—30 mamy: “Gradus vivorum secundum Ru-
bricam
Ecciesiae Cracoviensis dicuntur hoc modo" etc.
Oczywiście
pozostałoby jeszcze zbadanie powstania
tego
zbioru itd., co mogłoby wykazać, niezależnie od
istoty
owych psałmi graduales, także w części praw-
dziwość
tezy T. Wojciechowskiego — bo że ducho-
wieństwo
nasze katedralne składało się pierwotnie
przeważnie,
jeżeli nie wyłącznie z mnichów, jestem
226
Wł. Abraham Początki biskupstwa i kapituły katedral-
nej
w Krakowie s. 197;
35*
548
Kazimierz Odnowiciel
głęboko
przekonany. Jedna rzecz jest pewna, że owo
gradus
vivorum inaczej nie można tłumaczyć jak
przez
psałmi graduales. Przez te psalm! graduales
rozumie
się psalmy 119—133, z których pięć pierw-
szych
odmawiało się za dusze zmarłych, drugich pięć
za
siebie samego, ostatnich pięć “pro regibus et
omnibus
familiaribus suis adhuc viventibus", tj. ma-
my
tu gradację zmarłych, półumarłych dla świata
i
żyjących.
W
każdym razie tak wczesne przeniesienie do
Polski
zwyczaju odprawiania tych psalmów świadczy
o
żywej i wytężonej za czasów Kazimierza - pracy
.•
około uporządkowania-©be.wiązkóyykleru, a będzie
to
zasługą Aarona. Ciekawą stroną tego będzie to,
że
wiąże się to bądź co bądź z duchem reformy klu-
niackiej.
Jak świadczą rozmaite Consuetudines Ciu-
niacenses
z XI i z początku XII w., zwyczaj ten wpro-
wadziło
do życia klasztornego Ciuny, a przez związek
ź
Ciuny robiły to inne zreformowane klasztory. Od
benedyktynów
dostał się ten zwyczaj także do innych
zakonów,
kler świecki zdaje się “nigdy nie był do
tego
zobowiązany, i to byłoby interesujące w naszym
wypadku.
W każdym razie ostatnie słowo w tym
względzie
jeszcze nie -zostało wypowiedziane, a mam
wrażenie,
że zagadnienie to kryje w sobie jeszcze
wiele
spraw, których wyjaśnienie przyczyniłoby się
do
lepszego zrozumienia dziejów kościoła, polskiego
w
tym tak ciemnym okresie 227.
227
por. Thamofer Handbuch der kathol. Liturgik
II s.
500;
por. Mignę Patrologia lat. CXLIX, Consuetudo Clumacen-
sis,
napisana przez Udairyka na. żądanie Wilhelma opata hir-
sausikiego.
Koi. 646, c. III i koi. o. V. Wł. Abraham, Początki
biskupstwa
i kapitały krakowskiej, twierdzi, że przejął ten
Kościół
549,
Jeżeli
pod względem zrozumienia, co to są owe
gradus
vivorum, sądzić należy, że słuszność jest po
stronie
Wł. Abrahama, to trzeba tu też zaznaczyć,
że
co się tyczy sprawy rozdziału kapituły na świec-
kich
duchownych, którzy pozostali wedle T. Wojcie-
chowskiego
przy katedrze, i na mnichów, którzy
przenieśli
się do Tyńca, postawił on swą kombinację,
wcale
ciekawą. Sądzi on, że kiedy Kazimierz spro-
wadził
Aarona z pewnym zastępem mnichów do
Krakowa
i kiedy powierzył mu infułę krakowską,
pokazało
się, że katedra jest spalona, jak i mieszkanie
dla
biskupa i kleru. Wtedy Aaron zamieszkał ze
swymi
towarzyszami w Tyńcu, zapewne opustosza-.
łym,
i wraz z benedyktynami zajął się urządzaniem
diecezji.
Kiedy jednak katedra została odbudowana,
Aaron
urządził przy niej prezbiterium złożone z du-
chowieństwa
świeckiego, zakonnicy zaś pozostali
w
Tyńcu. Ale w ten sposób przeszedł zwyczaj odpra-
wiania
psalmów gradualnych, odmawianych, przez
zakonników,
na duchowieństwo świeckie jako pew-
nego-
rodzaju. przeżytek po benedyktynach, pierwotnie
stanowiących
prezbiterium Aarona. Ta bardzo ładnie
pomyślana
kombinacja Wł. Abrahama musi na razie
pozostać
dezyderatem naukowym, który może kie-
dyś
w przyszłości da się czymś silniej poprzeć. Obec-
nie
można stwierdzić to tylko, że w okresie rządów
zwyczaj
słynny klasztor w Hir&au. Rzecz w gruncie swym
bardzo
wątpliwa, por. A.
Brackmann Gesammelte
Ąufsdtze
Weimar
1941, pracę pt. Die
Anfange von Hirsau s. 272 n.,
z
czego wynika, że reforma Hirsau (nastąpiła nie prędzej
jak
w r. 1079, czyli że nie mógł to być początek ani Hir-
sau,
a wątpliwe, czy w ogóle z Niemiec. Raczej by trzeba
było
szukać jakiegoś ognisika dalej na Zachodzie.
850
Kazimierz • Odłlozoiciel
Aarona,
który wedle tradycji miał być równocześnie
opatem
tynieckim, istnieje jakiś głębszy związek
między
katedrą a Tyńcem, jakieś elementy bene-
dyktyńskie,
poza samym Aaronem, niewątpliwie mni-
chem,
odgrywały tu, zdaje się, poważniejszą rolę.
Jak
widzimy, prócz Krakowa działał i rozwijał
się
Tyniec, pochodzący wedle tradycji z Leodium 22a.
To
życie, które odczuwamy pulsujące w Krakowie czy
w
rządzonym przez Aarona Tyńcu, zawdzięczać na-
leży
niewątpliwie przemyślanym zarządzeniom Kazi-
mierza,
zarządzeniom zmierzającym do odbudowy
ładu
i porządku zarówno w państwie i społeczeństwie,
jak
w kościele, tak dotkliwie wzruszonym poprzednią
katastrofą.
Jeżeli rozwijał się Kraków i Tyniec dzięki
Aaronowi,
to wynikało to z ducha Kazimierzowego.
Po
tej dłuższej dygresji o osobistości Aarona
i
śladach jego działalności wrócić musimy do sprawy
organizacji
kościoła w Polsce za czasów Kazimierza
Odnowiciela. • ,
Wyżej już, na podstawie listu Grzegorza VII do
Bolesława Śmiałego, stwierdziliśmy, że skutki kata-
228
Co się tyczy Tyńca to sprawa jego początków nie •
jest
do dziś dnia rozwiązana i można wątpić, czy kiedykol-
wiek
zdoła ją nauka rozwiązać. Nie mówi się dziś oczywiście
o
Bolesławie Chrobrym jako fundatorze, przeważa opinia, że
Tyniec
powstał za Kazimierza Odnowiciela w związku z Aa-
ranea-n.
T. Wojciechowski, który sam był głównym przedsta-
wicielem
tej tezy, w swych Szkicach przenosi jednak ciężar
sprawy
w czasy Bolesława Śmiałego. Uznając wagę niektó-
rych
zresztą tylko argumentów T. Wojciechowskiego, sądzę,
że
jednak raczej należy iść za tradycją, wiążącą Tyniec z
Ka-
zimierzem
i Aaronem. Pamiętać trzeba, że ostateczne ustale-
nie
się takiej fundacji często trwało bardzo długo, tak że
proces
powstawania
zaczęty za Kazimierza mógł łatwo zakończyć się
za
Bolesława Śmiałego czy nawet zaWładysława Hermana.
Kościół
551
strofy
pierwszych lat rządów Kazimierza odbijały się
długo
i ciężko na organizacji kościelnej, w ten spo-
sób
przede wszystkim, że władza metropolitalna zna-
lazła
się w stanie rozprzężenia. Tłumaczyłem to
faktem
podniesienia pretensji arcybiskupstwa magde-
burskiego,
być też może, że Aaron, otrzymawszy pa-
liusz,
dążył również do uwolnienia się od związku,
zwłaszcza
jeżeli sądził, że jakieś tytuły spadają na
niego
ze strony tamtej zaginionej metropolii. Ale
żyje
u nas przekonanie, reprezentowane przez zna-
komitego
badacza, Wł. Abrahama, że wskutek na-
jazdu
ruskiego arcybiskupstwo gnieźnieńskie upadło,*
Aaron
usiłował je zastąpić arcybiskupstwem krakow-
skim,
ale skoro i to okazało się efemerydą, miał
popaść,
kościół w Polsce w zupełny rozstrój, do-
piero
czujność Grzegorza VII miała go obudzić
z
uśpienia.
Otóż
nie posiadamy ani jednego pozytywnego do-
wodu
na to, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie prze-
stało
istnieć. Luka w naszym spisie arcybiskupów
gnieźnieńskich,
bardzo zresztą interesująca, zaczyna ,
się
na dziesięć lat przed najazdem czeskim, a kończy
się
na podstawie roczników w wiele lat po koronacji
Bolesława
Śmiałego. Luka ta mogłaby świadczyć,
o
braku arcybiskupów, ale nie musi — przecież mo-
głaby
świadczyć, gdyby ją ktoś tak chciał tłumaczyć,
że
arcybiskupstwo przestało istnieć jeszcze za czasów
Mieszka
II. Jedno tylko, co z całą pewnością można
wywnioskować,
to to, że dzisiejszy zrąb roczników, wy-
wodzących
się z Krakowa, pomieścił tam wiadomości
tyczące
się biskupów krakowskich, za to pominął —
czy
też wręcz się nie interesował tym, co się działo
we
Wrocławiu, Poznaniu czy Gnieźnie. Nie może
552
Kazimierz Odnowiciel
być
uznane za dowód, że nie było biskupów we
Wrocławiu,
Poznaniu czy Gnieźnie, to, że roczniki
krakowskiego pochodzenia o nich nie mówią. Wia-
domość
o zniszczeniu katedr w Gnieźnie i Poznaniu
nie
świadczy o zaginięciu władzy biskupiej, zapewne
zniszczona
była katedra w Krakowie, ale biskupi nie
zniknęli,
gdy we Wrocławiu nie mamy wiadomości
o
zniszczeniu katedry, chociaż istnienie tu biskupów
wydaje
się dość wątpliwe. I później katedry się pa-
liły,
bywały burzone, biskupi przenosili się na pewien
czas
do innego kościoła, do czasów odbudowania świą-
tyni,
ale nie przestawali istnieć. Tak zatem tych argu-
mentów
nie możemy uważać za wystarczające, by
wytłumaczyć
istniejącą lukę jako skutek zupełnej
zatraty
organizacji kościelnej w Polsce, tak jak dużo
przesady
w tym, jeżeli stosunki opisane w r. 1075
przez
Grzegorza VII przenosimy w całej rozciągłości
do
r. 1038. Z uwag powyższych wynika, że potrzeba
by
poważniejszych jeszcze wskazówek, by przyjąć
w
całej pełni zdanie, że całość organizacji kościoła
w
Polsce uległa w latach 1031 do 1038 tak dalece
głębokiemu
rozgromowi, że trzeba ją było dopiero
tak
późno, za czasów dopiero Grzegorza VII i Bo-
lesława
Śmiałego z podstaw nieledwie odbudowywać.
Niewątpliwie
organizacja prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej
była mocno wstrząśnięta,- z polityką nie-
miecką
Kazimierza Odnowiciela były może połączone
i
pewne trudności dla samodzielności kościelnej, które
można
by dostrzec choćby w żyjących intencjach
Magdeburga
czy w jakichś dekretach Leona IX, na
które
powołuje się Innocenty II. Ale żeby cała kon-
strukcja
prowincji gnieźnieńskiej miała runąć, na
to
nie ma wystarczających wskazówek, a utworzenie
Kosciól
55»
biskupstwa
płockiego przez Bolesława Śmiałego,
wskazuje
na to, że Gniezno stało i żyło. Bo przecież
Bolesław
Śmiały nie mógł sam, bez zgody papieżay
utworzyć
biskupstwa, a papież, potwierdzając taką
fundację,
nie mógłby przejść do porządku dziennego
nad
sprawą, do jakiego związku metropolitalnego bę-
dzie
nowa diecezja należeć. Sam zresztą list Grzego-
rza
VII nie zaprzecza, że istnieje w Polsce władza
metropolitalna,
podkreśla tylko, że rzeczywiście, z bli-
żej
nam nie znanych powodów, władza metropoli--
talna
była w rozkładzie. I to obojętnie jaka, czy ta,
którą
ustanowił Sylwester II, czy ta, którą Norbert,
przypisywał
Leonowi IX. Łatwo sądzić, że jeżeli
naprawdę
był jakiś zamach ze strony Leona na kościół
polski
na korzyść Magdeburga, czy nawet jeżeli Mag-
deburg
samowolnie wysuwał pewne roszczenia, by
sam
taki fakt nie wprowadził głębszego nieładu
w
sprawy kościelne polskie. Trudno wreszcie przy-
puścić,
by kanonicznie przeniesiono władzę metropo-
litalną
na arcybiskupów magdeburskich, bo taka
sprawa
nie dałaby się Grzegorzowi VII tak łatwo
usunąć,
jeżeli właśnie wtedy Sasi i biskupi sascy
byli
wiecznymi sprzymierzeńcami papieża. Wreszcie
jeszcze
jedna uwaga, ubocznie tylko zrobiona, nieład
pewien
w stosunkach opisanych w r. 1075 mógł wy-
wołać
plany, a zapewne i poczynania Bolesława Śmia-
łego
około zamierzonej rozbudowy organizacji ko- •
ścielnej.
Takie plany nowych biskupstw i nowych
podziałów
mogły mieć i swe doraźne skutki ze strony
niechętnego
tym planom episkopatu.
Stąd
wniosek, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie
raczej
przetrwało burzę, niżby miało umrzeć. Kazi-
mierz,
tak dbały o Kraków, a następnie o Wrocław,
554
Kazimierz Odnowiciel
nie
zapomniał niewątpliwie o Gnieźnie i Poznaniu.
Mamy
poza tym pewną ilość wskazówek, które do-
wodzą,
że arcybiskupstwo istniało i trwało nadal.
Przede
wszystkim za taką uważam ów zapisek
rocznikarski
z r. 1064 odnoszący się do konsekracji
katedry
gnieźnieńskiej 229. Byłoby rzeczą bardzo
dziwną
i mało zrozumiałą, gdyby Bolesław Śmiały,
a
niewątpliwie jeszcze jego poprzednik Kazimierz,
budowali
katedrę, gdyby ją konsekrowali, a na arcy-
biskupa
dla niej czekali aż do chwili, kiedy Grze-
gorz
VII dostrzeże, że ich nie ma, przyśle legatów
i
sprawę załatwi. Raczej to istniejący arcybiskup
pilnował
sprawy budowy kościoła 230, przypominał
ją
monarsze i on konsekrował wystawiony kościół
w
r.
1064.
Na
to mamy wiadomość współczesną, pochodzącą
z
pewnego źródła, że jakiś arcybiskup polski wy-
święcił
pewnego biskupa skandynawskiego. Rzecz się
miała,
jak następuje: W r. 1050 umiera król szwedzki,
Jakub
Amund, po którym objął tron Emund TT
Slemme,
1050 do 1054 lub 1056, “pessimus", jak
pisze
o nim Adam Bremeński: “Nam iste a concu-
bina
Olaph natus erat, et cum baptizatus esset, non
multum
de nostra religione curavit" 231. Miał on
przy
sobie pewnego biskupa, Osmunda, znanego
w
dziejach szwedzkich pod przezwiskiem “acepha-
lus".
Był on biskupem Scary, gdzie nastąpił po
•. 229 MPH II s. 831.
230 Por. T. Wojciechów stoi Kościół katedralny s. 184 uw. 2.
..
s" MGH SS VII s. 340. Zwracam
uwagę, że pisze to czło-
wiek
-współczesny, doskonale w sprawach tyczących się
ar-
cybisilcUlpstwa
hamburskiego pOMrEomiowany i anawca stosun-
ków
północnych i wschodnich.
555
Siegfriedzie,
który rządził tą diecezją jeszcze około
r.
1043 232. Za czasów tego Siegfrieda zaczynał
Osmund
swoją karierę duchowną, bo jak świad-
czy
Adam, Siegfried oddał go do szkoły ka-
tedralnej
w Bremie. Osmund zostawszy biskupem
udał
się do Rzymu po ordynację, której mu tam z nie-
-
znanych powodów odmówiono. Zapewne nie chciano
ordynować
takiego biskupa bez zgody, a może wbrew
woli
arcybiskupa hamburskiego: “...indeque repul-
sus,
per multa loca circuivit erroneus, et sic demum
ordinari
meruit a quodam Poloniae archiepiscopo".
Stać
się to mogło po śmierci Siegfrieda, który jest
jeszcze
koło r. 1043 biskupem Scary 233.. Za czasów
zaś
Emunda jest już Osmund ż powrotem w Szwecji,
gdzie
“...iactavit se papa consecratum in illas partes,
archiepiscopum".
Posłańcy Adalberta arcybiskupa
hamburskiego
widzieli “...girovagum Osmund archie-
piscopali
morę crucem prae se ferentem", to jest uży-
wającego
paliusza i krzyża, niewątpliwie bezprawnie.
Takie
wypadki fałszywych arcybiskupów czy też
nadużywania
tego tytułu nie były wtedy rzadkie,.
Równocześnie
prawie, na synodzie w Moguncji,
w
r. 1049, wytoczył przed papieżem sprawę duchowny
burgundzki
Bertold, przeciw arcybiskupowi Besancon
Hugonowi,
twierdząc, że dawno został on arcybisku-
pem,
że otrzymał paliusz i że Hugo nie ma żadnych
praw
do aTcybiskupstwa234.
232 A: D. Jorgensen Den Ńordiska Kirkes II s. 90, 657;
Series
episcoporum s. 335...
238
A. D. Jorgensen
Den Ńordiska Kirkes II s. 657.
234
por. E. Steindorff Jahrbiicher d. deutsch. Reichs -u.;
Hemrich III, II s. 97. C. Griinhaigen Adalbert Erzbwhof./wn:
Hamburg s. 67, 68, 117, 118, S. Kętrzyński O palliuszu bisku-
556
Kazimierz Odnowiciel
Oskarżeń
Bertolda nie wysłuchano, obwiniono go
o
symonię i uznano za prostego szalbierza. Stać się
to
miało głównie za sprawą obecnego na synodzie
Adalberta,
arcybiskupa hamburskiego.
Otóż
ów Adalbert, który tak ostro zwalcza Ber-
tolda,
miał w Szwecji podobnego fałszywego arcy-
biskupa
w osobie Osmunda i w tym można szukać
powodu
akcji Adalberta przeciw Bertoldowi. Wyrok
wydany
na Bertolda mógł być pewnym precedensem
w
sprawie Osmunda. Sprawdzili zatem wysłannicy
Adalberta,
że Osmund swe owieczki “non sana fidei
nostrae
doctrina corruperit". Stało się to jeszcze za
życia
Emunda, bo jego następca Stenkil jest wy-
mieniony
jeszcze jako zwykły książę, “nepos an pri-
vignus
regis". Dopiero za rządów Stenkila, około
r.
1059, zdołał Adalbert wyprzeć Osmunda i osadzie
na
jego miejscu Adalberta, jak to wspominają zgodnie
Adam
Bremeński i skandynawskie źródła 235. Osmund,
wypędzony
ze Szwecji, zmarł w Anglii, w klasztorze
Ely,
za czasów opata Thurstana, 1066—1071 236.
, Jak z powyższego wynika, Osmund przyjął sakrę
pów
polskich XI w. e. 242. Grunhiagen nie wiąże ze sobą
sprawy
synodu w Moguncji i sprawy Osm-unda, w każdym
razie
nie kwestionuje, że spór o prawność święceń Osmunda
jest
z okresu po śmierci Jakuba Amunda ,i że wyświęcenie
go
w Polsce nie może być dużo wcześniejsze.
MGH
SS VII s. 340. SS
RR Danii VI s. 614. “lo
Sueo-
n-ia
dpiscopatus prefuit (sc. Adalbertus) Adalvairdum senio-
rem
contra Osrnuindum Acephalum Gotiae".
236
Anglia Sacra I s. 609, T. Gale Hist. Brit.
SS XV
s.
514, Histoniia Eliensis opowiada, że Osmund bawii na dwo-
rze
króla Edwarda, zm. 1066, że był “grandaevus et honora-
bilis",
po czym osiadł w klasztorze Ely, gdzie “Otnnłia epis- •
copalia
apud cos corum petitione faciebat".
Kościół
557
biskupią
w Polsce, z rąk arcybiskupa polskiego, gdzieś
zapewne
między r. 1045 i 1049 237. Najwcześniejszą
możliwą
granicą byłby r. 1044, gdyż w r. 1043 był
biskupem
jeszcze prawdopodobnie Siegfried, którego
daty
śmierci nie znamy. Należy także liczyć się z cza-
sem
potrzebnym Osmundowi na daleką podróż ze
Szwecji
do Rzymu i na dalsze jego wędrówki po
świecie,
zanim zawitał do Polski. Ostatecznym ter-
minem
mógłby być r. 1054, kiedy prawdopodobnie
umiera
Emund, lecz ponieważ Osmund jest wymie-
niony
jako całkiem współczesny Emundowi, który
wstąpił
na tron w r. 1050, więc jest. rzeczą prawdo-
podobniejszą,
że już w tym czasie był Osmund kon-
sekrowanym
biskupem i zaczął się podszywać pod
godność
arcybiskupią. Nadto właśnie w r. 1049 na
synodzie
mogunckim występuje Adalbert hamburski
tak
gwałtownie przeciw owemu fałszywemu metro-
policie
z Besancon, co jest wcale wyraźną wskazówką
o
Osmundzie, że jego sprawa była w owym czasie na
porządku
dziennym, żywo już interesowała Adal-
berta.
Otóż
zdaje się nie ulegać wątpliwości, że właśnie
w
tym czasie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa
przed
r. 1049, a nie w okresie przed wypadkami lat
1037
i 1038, otrzymał Osmund święcenia biskupie
w
Polsce, i to z rąk polskiego arcybiskupa. Wyklu-
czone
tu być musi udzielenie mu sakry przez Aarona.
który
nie wcześniej jak w lecie r. 1049 mógłby był
237
Podobną datę podaje A. D. Jorgensen. Den
Nordiska.
Kirkes.
A.
Hałyck Kirchengeschichte Deutschlands Leipzig
1904
III s. 663, uważa wprost, że Emund mianował biskupem
Osmunda
i żadnych zastrzeżeń nie wysuwa co się tyczy ar-
cybiskupa
gnieźnieńskiego.
558
Kazimierz Odnowiciel
otrzymać
paliusz w Kolonii. Oczywiście honorowa
wyróżnienie
Aarona paliuszem nie dawało mu praw
arcybiskupich,
“plenitudinem pastoralis officii", jak
się
o tym wyrażają bulle papieskie, ale tyle rzeczy
się
robiło przecież wbrew prawu. Ale tytułu arcybi-
skupiego,
czy nawet pretensji do niego nie mógł
jeszcze
wtedy mieć, i trudno przypuszczać, by pod
tytułem
archiepiscopus Poloniae mógł być oznaczony
Aaróń.
Za
to arcybiskup gnieźnieński, ten który miał
prawo
do tytułu Poloniae archiepiscopus, lubo do
wyświęcenia
Osmunda nie miał prawnych podstaw,
mógł
mieć po temu rozmaite powody.
Przede
wszystkim stosunek biskupów skandynaw-
skich
do Hamburga-Bremy był bardzo zbliżony do
stosunku
kościoła w Polsce do arcybiskupstwa mag-
deburskiego.
Jak Magdeburg do XII w. rościł sob,ie
pretensje
do zwierzchnictwa kościelnego nad Polską,
tak
i Hamburg rozciągał swe prawa, tylko na lepszej
podstawie
prawnej, na wszystkie kraje Europy pół-
nocnej,
które znowu dążyły do wyzwolenia się od
zawisłości
hamburskiej. Toteż w tym samym czasie,
kiedy
skierowano bullę Innocentego II przeciw Gnieznu,
ukazała
się podobna bulla wymierzona przeciw arcy-
biskupstwu
w Lundzie. W dążeniach do usamodziel-
nienia
się interes arcybiskupów gnieźnieńskich zbie-
gał
się z separatyzmem biskupów skandynawskich,
tak
jak naturalnymi tu sprzymierzeńcami byli me-
tropolici
magdeburski i hamburski. Walczy o swą
swobodę
wytrwale Skandynawia przez cały wiek XI,
przy
czym jedną z form często używanych jest szu-
kanie
sobie konsekratora nie w Hamburgu, lecz gdzie-
Kościół
559
kolwiek bądź, najczęściej w Anglii338 Może w chwili;
kiedy
Adalbert hamburski uciera się z Bertoldem
pseudometropolitą
Besancon, gdy w Scara biskup
Osmund
uchyla się spod władzy Adalberta. i aroguje
sobie
prawa arcybiskupie z paliuszem i krzyżem,
a
inny biskup szwedzki szuka sobie konsekratora
zamiast
w Hamburgu, w Norwegii, arcybiskup mag-
deburski
stara się u Leona IX o jakieś prawa zwierz-
ćhnicze
nad kościołem w Polsce. Tak przede wszystkim
zagrożony
arcybiskup gnieźnieński miał żywotny
interes
w popieraniu separatyzmu skandynawskiego.
Z
polskich zaś biskupów może najmniej miał do tego
skłonności
i zrozumienia Aaron, daleki swą diecezją
od
spraw północnych, skandynawskich, a prawdopo-
dobnie
swymi kolońsko-leodyjskimi związkami naj- •
bardziej
złączony z interesami episkopatu niemiec-
kiego.
Mogły
tu wreszcie odgrywać pewną rolę i względy
polityczne.
Kazimierz musiał pozostawać w pewnych
stosunkach
z państwami skandynawskimi. Sygryda-
-Swiętosława,
siostra Chrobrego, była babką Jakuba.
Amunda
i Emunda. Wnuczką tej Swiętosławy, a cór-
ką
Olafa była żona Jarosława, z którego siostrą.
a
raczej córką był żonaty Kazimierz. Jedna z córek
Jarosława,
Elżbieta, wyszła za mąż za Haralda, póź-
238
A. Hauck
Kirchengeschichte Deutschlands III s. 682,
gdzie
m. in. cytuje pismo Aleksandra II, w którym powie-
dziano:
“...quod episcopi vestrae proyinciae aut non ,sunt con-
seorati
aut data pecunia... in Anglia aut Galia pessime sunt or-
dinati".
Tamże liczniejsze przykłady wyłamywania, się bi-
skupów
skandynawskiicti od obowiązku konsekrowania się
u
swego metropolity.
560
Kazimierz Odnowiciel
niej
króla Norwegii. Jak widzimy, stosunki i dawne,
i
świeże łączyły dwór polski ze Skandynawią, sto-
sunki
te musiały być bardziej ożywione niż niezwykle
skąpe
o nich wiadomości czy wskazówki, bo było
przecież
wiele- zagadnień politycznych, które zbliżały
do
siebie tych władców. Były to: sprawa bałtycka,
sprowadzająca
się w Polsce do zagadnienia Pomorza
"i
Prus, stosunek do cesarstwa, wreszcie zagadnienie
samodzielności
kościelnej. Toteż i Kazimierz mógł
ze
względów politycznych być zainteresowany wy-
święceniem
Osmunda, mógł polecić arcybiskupowi
wyświęcenie
szwedzkiego biskupa. Mógł wreszcie być
Osmund
polecony
Kazimierzowi przez szwedzkiego
krewniaka.
Jak wiadomo, potrzeba do konsekracji biskupa
trzech
biskupów. Zatem w wypadku Osmunda prócz
.
arcybiskupa winno było być jeszcze dwu biskupów,
a
jakiegokolwiek wzięlibyśmy tu pod uwagę, zawsze
wynik
będzie jednakowy, to jest, że w prowincji ,
kościelnej
gnieźnieńskiej zniszczenie kościoła nie
mogło
dotknąć zbyt głęboko szczytów i podstaw
organizacji 239.
Ciężkie
zarzuty rozprzężenia tej organizacji ko-
ścielnej,
które wysuwa list Grzegorza VII, musiały
mieć
jednak swe realne podstawy: nie można wątpić,
że
źródła tego sięgały zapewne już w te czasy, mia-
nowicie
że są złączone z jakąś bliżej nam nie znaną
akcją
magdeburską, o czym zdaje się świadczyć wia-
239
St. Kętrzyńska. O palliuszu biskupów polskich XI w.
Chętnie
przyznaję rację "Wł. Abrahamowi, Początki biskup-
stwa
i kapituły katedralnej w Krakowie, że tego przepisu
prawa
kanonicznego mię należy brać zbyt regorystycznte.
z-ró KDWP I s. 8 dok. 6
Koścżót
561
domość
bulli Innocentego II z r. 1133 240 o jakimś
dekrecie
Leona IX skierowanym przeciw niezależ-
ności
kościoła polskiego. Czy nie było to związane
z
owym synodem mogunckim z r. 1049, kiedy Adal-
bert
hamburski zwalczał Bertolda — co mogłoby
być
pretekstem dla arcybiskupa Hunfrieda, by jakieś
oświadczenie
papieża wyzyskać, dziś już nie dojdzie-
my
— w każdym razie na podstawie dziś istnieją-
cego
materiału nie można oceniać kościoła w Polsce
jako
zniszczonego do szczętu. Główne zręby organi-
zacji,
przynajmniej o ile chodzi o prowincję kościelną
gnieźnieńską,
ostały się, lubo kościół w Polsce prze-
-chodził
okres pewnego osłabienia, rozstroju, walki
z
czynnikami zewnętrznymi, jak z Magdeburgiem
zapewne.
Przechodził okres ten dłużej, niż należało.
Jeżeli
możemy sądzić, że Kazimierz, sam wykształ-
cony,
a wychowany w klasztorze, syn chwalonego
z
oddania się sprawom kościoła Mieszka II i pobożnej
Rychezy,
odczuwał głęboko sprawy kościelne, co wi-
dać
chociażby po tradycji wiążącej jego imię z fun-
dacją
Tyńca i odnowieniem biskupstwa wrocławskiego,
to
trzeba tu powiedzieć, że widocznie samo papiestwo
mało
dbało o sprawy tej odległej prowincji kościoła.
Benedykt
IX dał się przekupić Czechom, gdy cho-
dziło
o sprawy polskie, Leon IX, sam zresztą dawny
członek
episkopatu niemieckiego, uległ, jak się zdaje,
interesom
cesarstwa i Magdeburga. Papiestwo, bardzo
zresztą
w tych czasach ruchliwe, było samo w bardzo
ciężkich
warunkach, mając obok siebie przepotężne
Niemcy
Henryka III i potęgę militarną normańską
we
Włoszech. Koła kluniackie parły do reformy, gro-
ził
rozłam z Konstantynopolem. Wreszcie szybkość
zmian
na tronie papieskim, liczne przesilenia z anty-
36 Polska X—XI wieku
562
Kazimierz Odnowiciel
papieżami,
przyczyniały się niewątpliwie do tego, że
papiestwo
nie miało możności zająć się głębiej spra-
wami
polskimi i że tolerowało taki, nie całkiem wy-
jaśniony
stan rzeczy.
Jeżeli
Aaron, o ile poszlaki nie mylą, był Anglo-
sasem
czy Irlandczykiem, to mny biskup polski,
Hieronim,
we Wrocławiu, sądząc po imieniu, nie uży-
wanym
w krajach germańskiego języka, był zapewne
Włochem.
Widać z tego, że z tamtymi stronami
utrzymywał
Kazimierz pewne stosunki. Można tu
tylko
ogólnikowo stwierdzić, że co najmniej do po-
łowy
XI w. trwały między Polską a eremitami reguły
św.
Romualda, kamedułami, pewne stosunki 241 i przy
ich
pomocy mógł Kazimierz mieć z klasztorem
w
Avellana jakiś bliższy kontakt, jak i stamtąd czer-
pać
pewien zasób potrzebnych mu duchownych. Za
to
dziwny jest brak wszelkich bezpośrednich wiado-
mości
o jakichkolwiek związkach z wielkim ruchem
kluniackim.
Na pośrednie, nieliczne i małomówne
wskazówki
już wyżej zwróciłem uwagę — trudno
wierzyć,
by z głównymi centrami tego ruchu nie
było
żadnego stosunku.
Anonim-Gall
wychwalając działalność kościelną
Kazimierza
Odnowiciela podkreśla, że ze szczególnym
zamiłowaniem
wspomagał klasJsto-xy,-meskie i __żeńsk4e.
O
klasztorach męskich prawie nic w Polsce w owym
czasie
nie wiemy — mógł myśleć tu kronikarz o kla-
sztorze
tynieckim, jeżeli rzeczywiście w tych czasach
został
fundowany, może mówił o jednej z dawniej-
szych
fundacji, jak w Trzemesznie czy Łęczycy, czy
sil
i. Wojciechowski Szkice s. 23, o stosunkach koło
r.
1042 między Polską a Avellana. Por. T. Silnicki Dzieje
i
ustrój kosciola na Śląsku, Historia Śląska II s. 29.
Kościół
563
wreszcie
w koloniach eremickich,
które może tu
i
ówdzie przetrwały burzę. Co się tyczy klasztorów
żeńskich,
o których nie mamy żadnych wskazówek,
to
zapewne miał tu Anonim-Gall na myśli raczej
klasztory
niemieckie, w których sześć sióstr Rychezy,
wreszcie
ona sama, siedziały jako
mniszki i abba-
tysy. -
Tu
trzeba wspomnieć o jednym drobnym fakcie
z
zakresu życia kościelnego, który może się odbił
w
przyszłości na sprawach kościoła w Polsce, to jest
na
pierwszym znanym nam zetknięciu się Hildebran-
da,
późniejszego papieża Grzegorza VII, z Polską;
Kiedy
Hildebrand jako legat papieski bawił w r. 1057
w
Niemczech, spotkał się na konsekracji biskupa
eichstadskiego
Gundechara w Póhlde z jakimś nie
znanym
nam z imienia, jak i ze stolicy biskupem
polskim242.
Zapewne Hildebrand posiadał w owym
czasie
już sporo wiadomości o Polsce, choćby przez
swego
przyjaciela Piotra Damiani, który mógł mu
był
niejedno zasłyszane o naszym kraju opowiedzieć.
Mógł
się też bliżej zapoznać z zagadnieniami polskimi,
kiedy
jako kapelan internowanego w Niemczech pa-
pieża
bawił czy to w Spirze, czy w Kolonii. Jeżeli
bawił
wtedy w Kolonii, to przez Herimana i Rychezę
242
MGH SS VII s. 246. Gundechaci
liber pontificaUs
Eicbstetenslis:
“...in 16 Kał. Nov. to. sedem episcppalem... ia1-
thronizatus.
In
die autem sanofł
Johannis apostoli plus cąe-
teris
Deo diiecti, in loco qui dicitur Pfolede ad summum gra-
<lum
p,rovectus est sacerdotis". Tu
następuje wymienienie
wielu
dostojników przy tej uroczystości obecnych, między
.innymi
małego Henryka IV, cesarzowej reigentki Agniesztó,
Hildebrandia,
kardynała diakona i legata papieskiego, wiela
arcybiskupów,
biskupów, między tymi aaa ostataim miejsca
jest
wymieniony “unus de regione quae dicitur Bolani".
564
Kazimierz Odnowiciel
•mógł
niejednej rzeczy dowiedzieć się o Polsce, Ka-
zimierzu
i kościelnych sprawach. Teraz w r. 1057
mamy
pierwszy stwierdzony wypadek zetknięcia się
osobistego
przyszłego papieża z biskupem polskim,
od
którego mógł się wielu rzeczy dowiedzieć o tej
odległej
prowincji rzymskiego kościoła.
Takie
są, drobne co prawda i ułamkowe, ślady
raczej
i okruchy pracy Kazimierza, któremu potom-
ność
nadała zaszczytny i wymowny przydomek
“Odnowiciela".
Tu
może będzie nie od rzeczy rzucić okiem nieco
w
następstwa pracy Odnowiciela. Jeżeli on podtrzy-
mywał
energicznie stosunki z Zachodem, z Kolonią,
Leodium,
Brauweiler i Rzymem, to jego następca,
idąc
śladem ojca, wiąże się silnie już z Grzego-
rzem
VII. Tą drogą podtrzymuje się istnienie starych
katedr
prowincji gnieźnieńskiej, na gruzach zaś tej
drugiej,
zaginionej podczas katastrofy pomieszkowej
prowincji
kościelnej powstają z biegiem czasu nowe
biskupstwa,
płockie, włocławskie, do których dochodzą
jeszcze
biskupstwa lubuskie i pomorskie. Ale włą-
cza
się je do prowincji gnieźnieńskiej — zdrowa
z
punktu widzenia państwowego i kościelnego myśl
posiadania
większej liczby biskupstw skupionych w dwu
prowincjach
kościelnych, pod dwoma metropoliami,
jak
ograniczenia terytorialnego zbyt wielkich obsza-
rów
pewnych diecezji upada i ginie. Skutkiem tego
episkopat,
w pierwszym rzędzie arcybiskup gnieź-
nieński
i biskup krakowski, wyrosną obok władzy
świeckiej
na groźne, rywalizujące z księciem potęgi.
Jeżeli
mało który z klasztorów przetrwał burzę, bo
Kultura umysłowa
565
życie
ich dalsze było, zdaje się, już tylko wegetacją,
to
powstają nowe, Tyniec, Mogilno, Lubin, potem:
św.
Krzyż, św. Marcin, Sieciechów, ale chociaż i one
powstawały
w związku z Zachodem, choć i one były
koloniami
mnichów, sprowadzonych np. jak Tyniec
czy
Lubin ze stron walońskich, to jednak powsta-
wały
one już w tym czasie, kiedy w zakonie św. Be-
nedykta
tętno życia słabło wyczerpane wiekową
walką
Q reformę kościoła, o wyswobodzenie papie-
stwa
i o podniesienie moralności świeckiego kleru.
Zakon
doprowadzony do zwycięstwa swych idei za-
czął
słabnąć, gasnąć, uginając się częściowo pod cię-
żarem
ogromnych majątków, które zdobył poprzednio.
Toteż
i nieznaczna rola, którą odegrały u nas te póź-
niejsze
fundacje benedyktyńskie, tłumaczy się tym»
że
nie mogły one wydobyć ze siebie odpowiedniego
i
niezbędnego entuzjazmu twórczego dla swej w Pol-
sce
działalności, skoro brakowało go już tam, skąd
przybywały
do nas kolonie mnichów benedyktyńskich.
.Nie
widać też w tych benedyktyńskich opactwach,
hojnie
przeważnie uposażonych, pędu do misji, który
mieli
eremici w początkach XI w. Prawda, że na razie
może
była bardziej wskazana misja wewnętrzna niż
myśl
o nawracaniu okolicznych pogan — dopiero
późno
w XII w. zjawi się ona jako konieczność poli-
tyczna
w związku z podbojem Pomorza, a następnie
Prusaków.
Na misje śladami św. Wojciecha i św. Bru-
nona
trzeba będzie czekać długo na cystersów, którzy
tam
skierują swe wysiłki.
Ale
i w tym okresie istnieje silny ruch wymiany
ludzi
z Zachodem. Po przetrzebieniu duchowieństwa
w
Polsce podczas zawieruchy za Kazimierza Odno-
wiciela,
trzeba było myśleć o zastąpieniu • brakują-
566
Kazimierz Odnowiciel
cych
duchownych nowymi, a przy tworzeniu nowych
kościołów
czy fundowaniu klasztorów również ma-
teriał
ludzki musiał być dostarczony z Zachodu. Ko-
lonia,
Liege, okolice dolnego Renu, tak jak były
dawniej,
tak i teraz są kolebką wielu ludzi, którzy
stamtąd
ciągną do Polski. Stamtąd przybywa Aaron,
biskup
krakowski i opat tyniecki, mnich poprzednio
klasztoru
w Brauweiler, a zapewne i inni biskupi,
jak
Franko, Balduin, Maur. Mamy zresztą z tych
czasów
liczne i wymowne wskazówki o żywym ruchu
panującym
między Polską a stronami dolnego Renu
i
Mozy. Zdaje się też, że i z Włochami, z którymi
stosunki
były tak ożywione za czasów Bolesława
Chrobrego,
są także utrzymywane pewne związki.
Bądź
co bądź i w tym okresie przybywają do Polski
nowe
zastępy duchownych z Zachodu, między któ-
rymi
można wymienić kilka imion ludzi niewątpliwie
wybijających
się ponad przeciętną miarę, ale obok
nich
zjawiają się również i duchowni polscy, Polacy,
przeznaczeni
do służenia społeczeństwu, nie tylko
państwu
i kościołowi, a warstwa ta własnych du-
chownych
wykazuje tendencję do wzrastania i zastę-
powania,
i wypierania obcych przybyszów." W rękach
obcych
i teraz,, i zapewne jeszcze przez dłuższy czas
znajdować
się musiały szkoły, których nauczyciele
z
trudnością tylko mogliby się przygotowywać
w
kraju do wykonywania swego zawodu. Taki
św.
Otto bamberski zaczyna właśnie swą świetną ka-
rierę
duchowną jako nauczyciel w Polsce, zaczyna
ją
jako nauczyciel także świeckich uczni, jak sądzić
wolno.
Takich jak Otto musiało być wielu, i widać,
że
byli chętni uczniowie, skoro przybysze z obcych
stron
dążą do Polski, by tu dorabiać się fortuny
Kultura umysłowa
567
jako
nauczyciele. Obok szkół katedralnych czy kla-
sztornych
tworzą się także biblioteki, a zaintereso-
wanie
pewne książkami okazuje się, kiedy za czasów
Władysława
Hermana, zapewne przez pośrednictwo
jego
żony Judyty, przybyły do Polski znane kodeksy
praskie,
a za pośrednictwem jego drugiej żony, Ju-
dyty
salickiej, znakomity kodeks emmeramski. W tym
czasie,
na przełomie w. XI i XII, przybywają do
nas
znane nam dwa kodeksy zbioru prawa kanonicz-
nego,
tzw. Collectio tripartita, niewiele zapewne
później
glossa Anzelma z Laon 243. Z samego począt-
ku
XII w., z r. 1110, zachował się spis książek biblio-
teki
katedralnej krakowskiej, niebogatej co prawda,
bo
liczącej niecałe pół setki tytułów, ale widać sta-
rannie
pielęgnowanej. Jest tam sporo rzeczy służą-
cych
codziennemu użytkowi kościelnemu, liturgicz-
nych
ksiąg, ale jest i Etymologie Izydora ze Sevilli,
są
dzieła Boetiusa, Terentiusa, Statiusa, jest Persius,
Salustius
i Owidiusz de Ponto. Zwraca też uwagę
istnienie
w tej bibliotece dwu zbiorów praw longo-
bardzkich,
jedyne dwa rękopisy prawnicze, obok
Tripartity,
zresztą nie wymienionej w tym spisie. Jest
zagadką,
do czego służyć mogły katedrze krakowskiej
zbiory
praw longobardzkich, wskazują one jednak,
że
w drugiej połowie XI w. musiały istnieć jakieś
bliższe
stosunki tej katedry z Włochami, bo przede
wszystkim
z Włoch mogły przybyć także rękopisy
do
Krakowa. Nie można wątpić, że i inne katedry
oraz
klasztory musiały posiadać podobne biblioteki
jak
Kraków, biblioteki nieduże i niebogate. Częściowe
243
Wł. Semkowicz Rocznik tzw. świętokrzyski dawny
RAUhf
1910/53.
568
Kazimierz Odnowiciel
ślady
takich bibliotek zachowały się po dziś dzień,
lubo
nie zostały one dotąd opracowane i wyzyskane.
Ale
książki znajdowały się poza kościołem również
w
posiadaniu dynastii, w jej skarbach. Pomiędzy
skarbami,
które są w posiadaniu Salomei, wdowy po
Bolesławie
Krzywoustym, są również rękopisy, sły-
szymy
o Psalterium magnum auro conscriptum, w jej
posiadaniu
był także przez jakiś czas Codex Gertru-
dianus244.
Rękopisy te zaliczone były ze względu
na
kosztowne ich wykonanie, złote pismo, miniatu-
ry
do skarbów; ale były zapewne w posiadaniu dy-
nastii
i inne rękopisy, służące bądź modlitwie, bądź
literaturze.
W połowie XIII w. in archivo ducis
w
Krakowie znajdują się kroniki polskie, zapewne
kronika
mistrza Wincentego. Można przypuszczać, że
był
to zbiór tworzony pokoleniami, dziś niestety
przepadły
bez śladu.
Dbałość
o tworzenie nowych biskupstw, fundacje
klasztorów,
zakładanie kościołów, sprowadzanie du-
chownych
z Zachodu, sprowadzanie nauczycieli, uczo-
nych,
przeznaczonych nie tylko dla ludzi stanu du-
chownego,
ale i dla świeckich, pewne staranie o książki
i
biblioteki, początki archiwów kościelnych, i klasztor-
nych,
dowodzi, że pod koniec XI w. wiele szkód wy-
rządzonych
przez tzw. reakcję pogańską ulec musiało
częściowej
naprawie, częściowo może poszły w za-
pomnienie.
Stosunki między Zachodem a Polską
trwają
nadal, napływ potrzebnych Polsce sił du-
chownych
nie zatrzymuje się: są tu Częściowo Niem-
cy,
głównie jednak przychodzący z południa, czę-
ściowo
Flamandzi i Waloni, może Francuzi, a mamy
też
w początkach XII w. wypadek, że działa w Pol-
244
MPH II, por. pracę: Codex Gertrudianus.
Kierunki polityczne i kulturalne
569
sce
czy na Pomorzu niejaki Bernard,
Hiszpan. Ale
zaczyna
się już okres wyjazdów Polaków za grani"
cę
na studia. Do Saksonii do klasztoru posyła się
Zbigniewa,
Jakub, późniejszy arcybiskup gnieźnień-
ski,
odbywa swe studia, jak się zdaje, w Laon215,
świeccy
nawet puszczają się na dalekie pielgrzymki
-do
Compostelli, Sieciech do St. Gilles, a Piotr Włast
po
Niemczech. Zapewne i Rzym musiał być celem
podróży
niejednego duchownego czy świeckiego
z
Polski, tym więcej, że od początków XII w. coraz
częściej
słyszymy o przysyłaniu legatów do Polski,
o
żywszych i bliższych stosunkach kościoła polskie-
go
z Rzymem. Rzym zaczyna się goręcej interesować
tą
odległą prowincją kościoła. Nie można też wy-
kluczyć,
czy wielki ruch wywołany pierwszą wy-
prawą
krzyżową nie popchnął tego czy innego du-
chownego
lub świeckiego z Polski do pielgrzymki
do Ziemi św.
Zainteresowanie
się tym, co się dzieje w świecie,
nie
może być teraz mniejsze niż poprzednio. Mogą
być
tylko środki uzyskiwania wskazówek i wiado-
mości
mniej doskonałe niż wtedy, kiedy Bolesław
Chrobry
kupował sobie złotem przychylność panów
niemieckich.
Ale i położenie polityczne było teraz
różne
od poprzedniego, bo cesarstwo wskutek walki
z
papiestwem przechodzi ciężki kryzys wewnętrzny,
tak
iż na polu stosunków polsko-niemieckich panuje
pewnego
rodzaju zacisze. Prawda, że na gruzach
autorytetu
władzy Henryka IV i jego następców po-
wstają
we wschodnich stronach Niemiec nowe siły,
które
z biegiem czasu będą w możności bądź wspie-
245 Wł. Semkowicz Rocznik tzw. świętokrzyski dawny.
570
Kazimierz Odnowiciel
rac
koronę w jej wschodniej polityce, bądź same pro-
wadzić
na własną rękę politykę agresji na wschodzie,
politykę
dotykającą żywotnych interesów polski. Ale
Polska
skrzepiona istniejącym od czasów Kazimierza
Odnowiciela
porozumieniem z Rusią, a od czasów
Bolesława
Śmiałego prawie stałym przymierzem
z
Węgrami, mogła patrzeć spokojnie na swą za-
chodnią
granicę. Gdyby nie wiele ciężkich przesileń
wewnętrznych,
jak rewolta przeciw Bolesławowi
Śmiałemu,
sprawa Sieciecha, a potem Zbigniewa, to
dywersje
czeskie czy chwilowe przebudzenie się am-
bicji
niemieckich na Wschodzie nie przeszkodziłyby
Polsce
w jej ekspansji ku ujściom Odry. A stałe się
tam
usadowienie Polski mogło mieć niezwykle do-
niosłe
znaczenie dla jej dalszego rozwoju. Dorzuciło-
by
to bowiem do tych czynników, które w XII w.
zaczną
się politycznie wybijać na wierzch, inny czyn-
nik,
w Polsce prawie nie znany, silną na Pomorzu
Zachodnim
warstwę ludzi, opierających swój byt na
handlu
i szerokich ze światem stosunkach. Mogło to
było
stworzyć samodzielnie ten ruch, który potem,
drogą
recepcji i wciągania żywiołu obcego w XIII w.
się
wytworzył — można było myśleć samemu o wy-
tworzenie
polskiego, rodzimego stanu trzeciego, któ-
ry
byłby przeciwwagą rolniczego rycerstwa i na rol-
nictwie
opartego
stanu duchownego.
Osłabienie
czasowe parcia na wschód i aktywności
niemieckiej
w drugiej połowie XI w. tworzy wrażenie
pewnego
zacieśnienia horyzontów politycznych Pol-
ski
za czasów Bolesława Śmiałego, Władysława Her-
mana
i w pierwszych latach rządów Bolesława Krzy-
woustego.
Wrażenie to jest zapewne błędne, oparte
o
kryterium braku wyraźnych starć z cesarstwem.
Kierunki polityczne l kulturalne
571
I
w tym okresie nie brak oznak szeroko zakrojonych
planów
politycznych i żywego działania. Ruś i Węgry
są
polem wytężonych wysiłków Polski, z Czechami
są
stosunki przeważnie nieprzyjazne, zagadnienie po-
morskie
i parcie ku ujściu Odry i Wisły góruje nad
całym,
tym okresem. Nie brak też wyraźnego zainte-
.resowania
wielkimi problemami politycznymi, które
dzieliły
Europę na obozy wzajemnie się zwalczające.
Polska
Bolesława Śmiałego trzymała stronę Grzego-
rza
VII, zapewne więcej ze względów politycznych,
ze
względu na swą politykę w stosunku do Henry-
ka
IV i do Sasów, niż dla planów kościelno-politycz-
nych
papieża. Ale w tym wielkim, powszechnego,
światowego
znaczenia konflikcie Polska brała udział
jako
jeden z uczestników rozgrywającego się dra-
matu.
Następca jego, o ile pozory nie mylą 246, stał
przez
jakiś czas po stronie antypapieża Klemensa III
Wiberta.
I na to stanowisko Polski miały wpływ
względy
polityczne, nie kościelne. Ale w tamtym jak
i
w tym wypadku były to zagadnienia interesujące
ogół
ówczesnego świata chrześcijańskiego, zagadnie-
nia
największej doniosłości, jak sprawa przebudowy
stosunku
papiestwa do cesarstwa i sprawa najwyższej
prawowitej
władzy w kościele. W sprawach tych za-
246
Teza o podległości P.olstei za Władysława Hermana
Klemensowi
III, postawiona przez T. Wojciechowskiego, Szki-
ce
historyczne, wynika raczej z całej konstrukcji niż z
bez-
pośrednich
danych. Sam podzielam to zdanie, uważam jednak
za
stosowne dodać aasitrzeżeriiie, o ile pozory nie mylą. Zdaje
mi
się, że można, by się pokusić o pewne argumenty
prze-
ciwstawiające
się tej tezie, argumenty, które może by nie
miały
dostatecznej siły, by isąd ten obalić, lecz nigdy, by
nie
zmniejszyć
zaufania nasizego do tej ciekawej kombinacji.
572
Kazimierz Odnowiciel
jęła
Polska stanowisko dyktowane jej nakazem jej
polityki.
Bywali i poprzednio antypapieże, można
jednak
wątpić, czy władcy polscy żywiej się intere-
sowali
tymi sprawami. W tym jednak wypadku
względy
polityczne zmuszały ich do wzięcia bardziej
czynnego
udziału w tej walce — zainteresowania pol-
skie
sięgały daleko, do progów lateraneńskiego pałacu
i
do łoża umierającego w Salerno Grzegorza VII.
Sam
fakt wyboru między jedną a drugą obediencją
zmuszał
do głębszego wniknięcia w podstawy rozdwo-
jenia
kluniackiego, rozszerzając tym widnokrąg Pol-
ski
i dając sposobność lepszego zrozumienia mecha-
nizmu
świata i ocenienia sił obu stron walczących,
z
jednej strony cesarstwa, a z drugiej papiestwa. Ja-
kościowo
zapewne polityka tych czasów nie nosi
piętna
takiej siły i takiego rozmachu, jak ją cechuje
okres
rządów Bolesława Chrobrego — ciąży na niej
zawsze
osłabienie po klęskach Mieszka II i Kazimie-
rza
Odnowiciela. Ale zacieśnienia horyzontów nie wi-
dać,
obejmują one, o ile sądzić można, cały prawie
kontynent
europejski, lubo kierunek orientacji poli-
tycznej
odwracać się zaczyna od Zachodu i przenosi
się
na
Wschód.
Ale
zainteresowania kulturalne trzymają się Za-
chodu.
Poza ogniskami dawnymi ujść Renu, Mozy
i
Skaldy, z którymi zawsze utrzymuje Polska naj-
żywsze
stosunki, poza Laon i szkołą św. Anzelma,
wiążą
Polskę jakieś bliższe związki ze słynnym opac-
twem
św. Idziego, St. Gilles en Provence, dalej z Pra-
gą,
Ratyzboną i Bambergą, a w niedługim czasie
z
Zweifalten w Szwabii. Przybywa w tym czasie do
Polski
kult św. Idziego, żywo podtrzymywany przez
Hermana,
ratyzboński kult św. Emmerama, kult ko-
Kierunki polityczne i kulturalne
573
lońskich
świętych, św. Gereona i św. Feliksa i Adaukta,
wreszcie,
zapewne też leodyjskiego pochodzenia, kult
św.
Leonarda. Są tego tylko ślady, ślady mało znane
i
jak dotąd mało zbadane. Kult św. Wojciecha, tak
rozkwitły
za czasów Bolesława Chrobrego, jest teraz
w
stanie pewnej pasywności spowodowanej zapewne
zabraniem jego zwłok do Pragi. Dopiero kiedy się
zatrze
wspomnienie tego ciężkiego świętokradztwa,
zacznie
się ten kult ożywiać na nowo, zjawią się cuda
św.
Wojciecha 247, pielgrzymki do jego grobu, nawet
znajdą
się w Gnieźnie jego relikwie. Ale kult pobocz-
,
nych św. Wojciechowi świętych, jak Pięciu Braci czy
Brunona
z Kwerfurtu, zdaje się, że zanika prawie
zupełnie,
znika też pamięć tych, którzy zginęli śmier-
cią
męczeńską w czasie zawieruchy pomieszkowej.
W
tym czasie za to powstaje kult św. Swierada, przy-
najmniej
w pewnych stronach kraju, jako kult lo-
kalny,
a dzięki bliskim stosunkom z Węgrami rychło
przenika
do nas kult św. Stefana. Tragedia na Skałce
pozostaje
bez większego oddźwięku, kult późniejszy
zacznie
się krystalizować w związku ze śmiercią i ka-
nonizacją
św, Tomasza.
2-" Anonim-Gall, lib. II c. 6.
VII.
1054—1058. OSTATKI RZĄDÓW
ŚMIERĆ
KAZIMIERZA
JEGO
STOSUNKI RODZINNE
Ciztery
ostatnie lata życia Kazimierza pozbawione
są
zupełnie wiadomości źródłowych. Od śmierci też
Henryka
III, 3 października 1056 r., nie zaszło nic ta-
kiego,
co by mogło wyprowadzić Polskę na szerszą
widownię.
Wstąpienie na tron małoletniego Henry-
ka
IV, regencja cesarzowej matki osłabiły władzę kró-
lewską
i stąd można przypuszczać, że w Polsce na-
cisk
władzy królewskiej był słabszy. Zdaje się jed-
nak,
że wypadki w Niemczech nie zmieniły przy-
jaznych
stosunków Kazimierza z dworem cesarzowej.
W
r. 1057, 27 grudnia, spotykamy w Póhlde, w to-
warzystwie
cesarzowej Agnieszki i Henryka IV ja-
kiegoś
biskupa polskiego248, który przybył do Nie-
miec
najprawdopodobniej jako poseł Kazimierza, by
w
jego imieniu uczestniczyć w obchodzie świąt Bo-
żego
Narodzenia. Że było to raczej poselstwo,
a nie-
348 MGH VII s. 246. Gundecbari liber pontificuim Eichstet..
Ostatki rządów
575
jakiś
przypadkowo wojażujący po Niemczech biskup,
świadczy
zarówno to, że spotykamy go w otoczeniu
cesarzowej
i króla, jak i to, że data tego spotkania
przypada
na okres wielkich świąt kościelnych, na te
terminy
przypadały zwykle spotkania z obcymi ksią-
żętami
czy ich posłami. Poselstwo owe miało zapewne
na
celu podkreślenie istniejących dobrych stosunków
łączących
Polskę z Niemcami. Przynajmniej nie zna-
my
poważnego politycznego powodu, który by zmu-
szał
w tym czasie Kazimierza czy to do szukania
u
regentki poparcia, czy też tłumaczenia się z tego
czy
innego zarzutu.
Jest
to ostatnia wiadomość o czasach Kazimierza,
jaką
zanotowały nam źródła. W rok potem zmarł Ka-
zimierz
dnia 28 listopada 1058 r. licząc zaledwie lat
42
życia249. Zmarł niewątpliwie przedwcześnie. Je-
go
ojciec, Mieszko II, zmarł w wieku lat 44, prawda
że
zdaje się gwałtowną śmiercią, jego dziad Bolesław
Chrobry
nie dożył lat sześćdziesięciu. Wiek mężczyzn
tego
rodu nie był wysoki, trudy panowania, walk
i
podróży wyczerpywały zapewne szybko ich siły ży-
wotne.
Mało który z Piastowiców dożył wieku starca.
Z
żony Dobroniegi Marii doczekał się Kazimierz
czterech
synów, z których najstarszy w chwili śmierci
ojca
był już wedle pojęć ówczesnych pełnoletni, lecz
zaledwie
dorosły. Był to Bolesław Śmiały, urodzony
nie
prędzej jak w r. 1040. Drugim z kolei, urodzonym
zatem
nie prędzej jak w r. 1041, był Władysław Her-
man,
Trzecim był Mieszko, urodzony 16 kwietnia
24» O." Balzar Genealogia s. 85—87.
576
Kazimierz Odnowiciel
1045
250, wreszcie czwarty był Otto, który urodził się
zapewne
w r. 1046 lub 1047 201.
Jak
w imieniu Hermana odnajdujemy * imię brata
Rychezy
Herimana, tak tu przebija się stosunek Ka-
zimierza
do drugiego brata Rychezy, Ottona, zmarłe-
go
r. 1047. Dowodzi to, że Kazimierz musiał utrzy-
mywać
żywsze stosunki z rodziną matki. Była też
córka
zrodzona z tego małżeństwa, Swiętosława-
280 MPH II s. 794.
261
O. Balzer Genealogia s. 109. O.
Balzer stwierdza na
podstawie
za.pisek rocznik arskich, że zmarł on w r. 1048. Za-
piski
te jednak odnoszą się raczej do Ottona szwabskiego
zmarłego
w r. 1047. Dziwnym by było, gdyby zapiskę taką
zrobiono
o paroletnim dziecku. Następnie wiadomość Anonimia-
-Galla
wydaje się być wcale wiarogodna: mówi on o potom-
stwie
Kazimierza jak człowiek dobrze poinformowany, ale
czyżby
był powód wymienienia w XII w. dwuletniego dziecka,
które
jako takie nie odegrało żadnej roli w rodzinie. Czy
nawet
mogła istnieć o nim tradycja dworska po upływie
lat
sześćdziesięciu?
A dalej Anonim-Gall, lib. I c. 30, wyraźnie
mówi,
że Władysław Herman “mortuo itaque (Bolesław) rege
aliisque
patribus defunctis... solus regnavit", mówi zatem
.o
Mieszku i Ottonie tak, jak o ludziach, którzy pomarli
w
takim czasie, kiedy mogli być władającymi obok Bolesła-
wa
i Hermana. Oczywiście argumentacja powyższa nie może
być
uznana za taką, która bezwzględmie usuwa tezę O. Bal-
.zena,
bo za jego opinią przemawiać będzie formalnie to, że
w
rocznikach zapisana jest pod r. 1048 śmierć jakiegoś Otto-
na,
a Otto szwabski, wuj Kazimierza, zmarł w r. 1047, nie
w
r. 1048. Trafiają się co prawda często w rocznikach omyłki
o
rok, ale czy mamy tu do czynienia z omyłką, czy poprawną
datą,
wykazać się nie da. Sprawa zresztą jest trzeciorzędnego
znaczenia,
gdyż Otto, czy zmarł mając lat dwa, czy dwa-
dzieścia,
nie zapisał się niczym. Jedynie zagadnienie, czy
podział
państwa po śmierci Kazimierza nastąpił między trze-
ma
czy czterema synami, mógłby nas interesować, niestety
i
o tym nie dają nam źródła wiadomości.
Ostatki rządów
577
-Swatawa,
zapewne licząca się do młodszych dzieci
pary
książęcej, skoro dopiero w parę lat po śmierci
ojca
wydana została za Wratysława II, księcia, a po-
tem
króla czeskiego 252. Z dwu sióstr, które posiadał
Kazimierz,
jedna wydana została za Belę, późniejsze-
go
króla węgierskiego 253, druga, Gertruda, w r. 1043
wyszła
za mąż za Izasława, syna Jarosława, wzmac-
niając
w ten sposób związki polsko-ruskie zadzierz-
gnięte
przez Kazimierza
254.
W
chwili śmierci Kazimierza pozostawało zatem
czterech
synów, z których przynajmniej dwu, Bo-
lesław
i Władysław Herman, byli w wieku zdatnym
do
rządów. Mieszko i Otto mogli za takich uchodzić
niedługo
później. Była to zatem sytuacja przypomi-
nająca
moment śmierci Bolesława Krzywoustego,
kiedy
pozostawało pięciu synów rozmaitego wieku.
W
myśl zasad, którymi rządziły się w owych czasach
przeważnie
państwa owoczesne, w myśl zasad praw-
nych,
które długo jeszcze stosowano w Polsce, trzeba
było
pomyśleć o podziale państwa między sukcesorów.
I
tu, zdaje się, wobec obawy rozdrobnienia dzie-
dzictwa
i osłabienia państwa drogą działów, zastoso-
wano,
jak sądzić można, po raz pierwszy system se-
nioratu.
Szedłby zatem tu wzór z Rusi Jarosława
i
Czech Brzetysława. Następcą został Bolesław Śmia-
ły,
pod jego zwierzchnią władzą otrzymali swe udziały
jego
młodsi bracia. Dwaj z nich wcześnie pomarli,
.jeden
tylko Herman, który przeżył Bolesława, był,
jak
się zdaje, przez długie lata lojalnym podległym
262 O. Balzer Genealogia II s. 16.
2B3 Tamże II s. 12.
254 Tamże II s. 13. Por. Codea; Gertrudianus.
37 Polska X—XI wieku
578
Kazimierz Odnowiciel
seniora,
rządząc, jak się przypuszcza, dzielnicą ma-
zowiecką
(T. Wojciechowski). Byłby to pierwszy ob-
jaw
odczucia, że może być inny, odmienny interes
państwa
od interesu rodziny i że dynastia sama, do-
tychczas
wykładnik osobistych, z punktu widzenia
prawa
prywatnego branych, interesów rodowych i ro-
dzinnych,
musi też złożyć ofiary na ołtarzu interesu
publicznego
zawartego w pojęciu państwa i narodu.
Ze
śmiercią Kazimierza zjawia się postać Bolesława
Śmiałego,
który miał prowadzić dalej dzieło Odnowi-
ciela.
W okresie jego rządów, dziwnie dotąd ciem-
nych,
a zaciemnionych jeszcze więcej sprawą św. Sta-
nisława,
epizodem tragicznym, ale tylko epizodem
w
ramach dużych wypadków i znakomitych pod wie-
lu
względami wyników, dojrzało i urzeczywistniło się
wiele
spraw, o których jego poprzednik nie mógł je-
szcze
marzyć. Doszło do skutku ostateczne zorganizo-
wanie
się i ustalenie kościoła w Polsce, uwolnienie
się
od zwierzchności niemieckiej, wreszcie uwieńcze-
nie
się koroną, co prawda na dwa z górą wieki po
raz
ostatni.
DODATKI
J. Bolesław, syn Mieszka II
Istnienie
starszego brata Kazimierza, zwanego Bo-
lesławem,
jest od dawna przedmiotem uwagi i za-
ciekawienia
badaczy. Krytyka polska ostatnich dzie-
sięcioleci
przyjęła egzystencję takiej osobistości za
pewnik,
dano jej dość dokładne nawet daty urodze-
nia
i śmierci. Toteż nawet w podręcznikach obok Ka-
zimierza
zjawia się jego brat Bolesław.
Pierwszym,
który stanowczo, a w sposób jak zawsze
niezwykle
zręczny i pomysłowy, oświadczył się za
istnieniem
takiego Bolesława, był T. Wojciechowski
w
pracy o Kazimierzu Mnichu. Takie twierdzenie
było
koniecznie i niezbędnie potrzebne T. Wojcie-
chowskiemu,
bo bez istnienia takiego syna Mieszka II
nie
sposób byłoby myśleć o oblacji Kazimierza na
mnicha,
którą T. Wojciechowski silnie podtrzymywał
W
powyższej swej pracy. O. Balzer, w swej znakomi-
tej
Genealogii Piastów teorię T. Wojciechowskiego nie
tylko
przyjął w całości, ale rozwinął i w szczegółach
ST
580
Kazimierz Odnowiciel
wykończył,
uczyniwszy owego Bolesława prawym,
najstarszym,
synem. Mieszka II i Rychezy.
Wiadomość
o Bolesławie znajdujemy jedynie
w
Kronice Wielkopolskiej i w paru pochodnych z niej
drobnych
rocznikach. Brzmi ona: “Iste Męsko de
sorore
Ottonis imperatoris genuit duos filios, vide-
licet
Boleslaum et Casimirum. Quo anno domini mil-
lesimo
XXXIII mortuo, filius ejus primogenitus Bo-
leslaus
eidem
successit. Qui
postquam in regno coro-
natus
fuisset, matri suae multa opprobria inferebat.
Cujus
nequitiam mater sua nobilissima ferre bon va-
lens,
recepto filio suo Casimiro parvulo, Saxoniam
yersus
Brunswik, ad solum paternum remeavit, ibique
puero
literis imbuendum apposito, monasterium
quoddam
sanctimonialium dicitur intravisse. Boles-
laus
autem propter saevitiam et immanitatem scele-
rum,
quam exercebat, diademate regio insignitus vi-
tam
małe terminavit, nęć in numero regum et prin-
cipum
Poloniae,
propter suam nequitiam, reperi-
tur"
255.
Długosz,
który znał Kronikę Wielkopolską, nie od-
ważył
się wciągnąć tego Bolesława do swego opowia-
dania,
jednak opierając się na tej wiadomości podał
oczywiście
wykombinowaną datę jego urodzin
i
śmierci, każąc mu umierać jeszcze za życia ojca.
Tu
wtrącić należy, że kronika klasztoru w Brau-
weiler
fundacji Ezzona Ehrentrieda, ojca Rychezy,
zaznaczyła,
że powodem divortium między Rychezą
a
jej mężem była kobieta, jakaś konkubina Miesz-
ka
II 256. Już myślowym dopełnieniem tej wiado-
2BB
MPH II s. 484.
256
MPH I Mnich Brunwilerski.
Bolesław, syn Mieszka II
581
mości
jest przypuszczenie, że skutkiem miłości Miesz-
ka
II do tej jego kochanki była miłość do dziecka,
które
z nią mógł mieć (o tym Kronika Brauweiler-
ska
co prawda nie mówi), a tym ukochanym dziec-
kiem
tej ukochanej kobiety miał być Bolesław.
Otóż
oceniając przekaz Kroniki Brauweilerskiej,
poza
brakiem tam pozytywnej wzmianki o potom-
stwie,
trzeba zaznaczyć, że gdyby taki związek miał
miejsce
gdzieś w początkach pożycia małżeńskiego
Rychezy
z Mieszkiem, czy przed ich małżeństwem, to
z
tego powodu czekała dziwnie długo Rychezą, by
rozejść
się ze swym małżonkiem. Byłoby też rzeczą
bardzo
dziwną i nieprawdopodobną, by Mieszko swe-
mu
nieślubnemu synowi za życia ojca dał imię no-
szone
przez seniora rodu. Gdyby zaś sprawa takiej
konkubiny
wynikła, jak zresztą było najprawdopo-
dobniej,
już po śmierci Bolesława Chrobrego — to
syn
z takiego związku zrodzony mógł mieć w chwili
śmierci
Mieszka II osiem lat, a może mniej, trudno
zatem
przypuścić, by mógł stawać do walki o następ-
stwo
z Kazimierzem, mającym wtedy lat osiemna-
ście.
Jak widzimy, jest tu w tej kombinacji kilka dość
poważnych
trudności.
Przejdźmy
jednak do rozbioru wiadomości poda-
nych
przez Kronikę Wielkopolską. Autor tej kroniki,
piszący
w końcu XIV w., posiadał bez wątpienia
wiele
wiadomości obcych innym naszym kronikarzom,
wiadomości
nieraz wcale interesujących, które mo-
głyby
być, zdaje się, przedmiotem starannego bada-
nia,
by dojść, skąd mógł on czerpać takie, po części
poprzednim
naszym kronikarzom nie znane informa-
cje.
Łatwo sobie wyobrazić, że te, może obcego po-
chodzenia
wiadomości, przedstawiały dla autora kro-
582
Kazimiesz Odnowiciel
niki
nie byle jakie trudności, by je wprowadzić
w
związek ze źródłami polskimi, z których czerpał.
W
tych warunkach należało źródło polskie pragma-
tycznie
powiązać z taką wiadomością, a to powodo-
wało
znowu konieczność oparcia się nieraz o fantazję
autora,
skoro nie starczyło materiału realnego. Ten
wzgląd
nakazuje nam wielką ostrożność, dużą rezer-
wę
przy korzystaniu z takich wiadomości tej kroniki,
które
poza nią nigdzie się nie, pojawiają.
T.
Wojciechowski w pracy powyżej cytowanej sta-
rał
się poprzeć i wzmocnić wersję Kroniki Wielko-
polskiej,
wytwarzając hipotezę o poemacie powsta-
łym
w XIII w., w którym miała się znajdować opo-
wieść
o mnichostwie Kazimierza i o rządach Bolesła-
wa.
Z tego poematu, szacowniejszego wiekiem niż
Kronika
Wielkopolska, autor Kroniki miał zaczerpnię-
tą
swą wiadomość o Bolesławie. Nie wchodzę tu
w
krytykę argumentów, którymi usiłował T. Wojcie-
chowski
poprzeć swą hipotezę o rzekomym poema-
cie
— nie o to mi chodzi — zaznaczam tylko, że ist-
nienia
w nim ustępu o Bolesławie dowieść mógłby
fakt,
gdyby ustęp taki powtarzał się, był zużytko-
wany
przez dwa choćby czy trzy źródła z takiego
pierwowzoru
czerpiące. Opowieść jednak o Bolesła-
wie
pojawia się jedynie w Kronice Wielkopolskiej,
dwa
inne źródła (wymienione przez T. Wojciechow-
skiego)
nic o nim nie wiedzą — stąd wniosek, że je-
żeli
nawet przyjmie się istnienie poematu, trudno
byłoby
przyjąć, że wersja o Bolesławie musiała się
w
nim znajdować. Raczej brak wiadomości o nim
w
pozostałych źródłach świadczyłby o tym, że nie
było
tam mowy o Bolesławie.
,
Ale chociaż pochodzenie przekazu ó Bolesławie
Bolesław, syn Mieszka II
583
nie
opiera się o rzekomy poemat o Kazimierzu Od-
nowicielu,
jest prawdą bijącą w oczy, że autor Kro-
niki
Wielkopolskiej pragnął restytutować w historio-
grafii
polskiej fakt zapomniany, to, że ów zapomnia-
ny
książę “nęć in numero regum et principum Po-
loniae...
reperitur". Tego sobie nie mógł wymyślić,
musiał
mieć jakieś źródło, którym oczywiście nie
był
poemat T. Wojciechowskiego. Wiele szczegółów
sam
sobie dorobił, jak sprawę koronacji owego Bo-
lesława,
zupełnie po klęsce Mieszka II niemożliwą,
jak
opowiadanie o jego stosunku do Rychezy mają-
ce
wytłumaczyć, dlaczego Rycheza opuściła Polskę
z
Kazimierzem, i tu określonym jak parvulus, chociaż
miał
wtedy lat osiemnaście. I tu zatem ciążyła nad
autorem
legenda wytworzona przez Anonima-Galla.
Jednym
słowem autor Kroniki Wielkopolskiej do-
rabiał
liczne szczegóły do jakiejś pozytywnej wiado-
mości,
którą posiadał o jakimś mu nieznanym księ-
ciu
polskim, księciu, który musiał żyć mniej więcej
w
tych czasach.
Zwykle
się twierdzi, iż milczenie źródeł nie dowo-
dzi
nieistnienia osoby, faktu etc. — źródła przecież
przemilczają
wiele zdarzeń, niejednokrotnie pierwszo-
rzędnych.
Słuszne to twierdzenie nie powinno być
jednak
nadużywane. O Bezprymie nie wiemy nic ze
źródeł
polskich, wszystko zaś, co wiemy, pochodzi
z
niemieckich roczników. O Bolesławie zaś nie wie-
dzą
nic zarówno źródła polskie, jak niemieckie — ni-
komu,
prócz późnej z XIV w. Kronice Wielkopolskiej
nie
jest on znany. Wobec tego należałoby uważać to
ogólne
milczenie raczej za znak dyskredytacji tego prze-
kazu;
za dowód nieistnienia takiego Bolesława, nie za
brak
u wszystkich poprzednich wiadomości o nim.
584
Kazimierz Odnowiciel
Bo
czyż takie źródła niemieckie, które notują tyle
wiadomości
o walkach Mieszka II z bratem, które
tak
żywo interesują się zdarzeniami w Polsce, zamil-
czałyby
o Bolesławie? A Kronika klasztoru w Brau-
weiler,
która opowiada nam o skandalach rodzinnych
i
domowych Mieszka II, czyżby pominęła ten szczegół?
Ona
chyba nie miała powodu milczeć tak jak źródła
polskie,
którym pamięć okrutnika Bolesława zamy-
kała
usta, jak twierdzi autor Kroniki Wielkopolskiej.
Dlaczego
wreszcie roczniki, zwłaszcza Rocznik kapi-
tulny
krakowski, który ma od XI w. tyle wcale do-
kładnych
dat o Piastowicach, nie wciągnąłby choćby
daty
urodzenia, jak to było z Kazimierzem, jeżeli
już
o czynach i śmierci mówić nie chciano?
Pierwsza
część omawianego tekstu Kroniki Wiel-
kopolskiej
aż do słów “dicitur intravisse" składa się
przeważnie
z opowieści opartych na Anonimie-Gallu,
jak
wersji o mnichostwi.e Kazimierza, do których, ze
względu
na to, co miało być dalej podane, dołączono
owego
Bolesława i jego koronację, gdyż i Kazimierz
jest
dla autora Kroniki Wielkopolskiej także “rex".
Ciekawą
wiadomością nie wiadomo skąd zaczerpniętą
jest
to, co autor mówi o Brunszwiku jako patrimo-
nium
Rychezy. Zapewne miał na myśli Brauweiler,
w
każdym razie nie można wątpić, że o losach Ry-
chezy
miał on jakieś samodzielne źródło, które, mó-
wiło
o niej, o jej losach, o jej synu Kazimierzu i o jej
późniejszym
wstąpieniu do klasztoru.
Część
następna pragnie odświeżyć w historiografii
polskiej
fakt zapomniany czy nieznany, że był książę
polski,
który rządził i panował, ale który z powodu
swych
zbrodni źle skończył życie. Ponieważ autor
Kroniki
Wielkopolskiej nie znalazł w żadnym źródle
Bolesław, syn Mieszka II
585
polskim
o takim księciu wiadomości, zatem doszedł
do
wniosku, że został on jako niegodny z pocztu ksią-
żąt
i króli polskich wykreślony.
Wiemy,
że był taki książę, o którym nic nie mówią
źródła
polskie, który wypędziwszy brata w jesieni
r.
1031" panował w Polsce do wiosny 1032 r., o-którym
napisały
roczniki niemieckie, że odznaczył się nieby-
wałą
tyranią i srogością. I ten książę źle życie za-
kończył,
zamordowany nie bez wiedzy brata czy bra-
ci.
Za jego czasów rzeczywiście Rycheza bawiła na
wygnaniu
w Niemczech, czy bawił z nią syn Kazi-
mierz,
nie wiadomo, można przypuszczać, że taki
wniosek
mógł autor Kroniki Wielkopolskiej sam so-
bie
wykombinować, jeżeli uciekła matka, a- syn jej
był
“parvulus", to zapewne ukochanego dziecka nie
pozostawiła
w kraju, zabrała go ze sobą do Niemiec.
Takim
księciem był jednak nie Bolesław, lecz
Bezprym,
nie brat Kazimierza, ale brat Mieszka II.
Wszystkie
szczegóły, które podaje autor Kroniki
Wielkopolskiej,
przystają jak najdokładniej do Bez-
pryma.
By w ciągu lat paru było po sobie dwu takich
książąt,
tak do siebie podobnych, to uważać należy
nie
za niemożliwe, ale w najwyższym stopniu nie-
prawdopodobne.
-
Z
powyższego wynika, że autor Kroniki Wielko-
polskiej
musiał mieć przed sobą jakąś nie znaną dziś
starożytną
notatkę, zawierającą wiadomości, w któ-
rych
był wymieniony prawdopodobnie Bezprym, w któ-
rej
była mowa o Rychezie i o jej pobycie w Niem-
czech.
Co by to była za notatka, skąd ją i w jakich
okolicznościach
dostał autor do ręki, tego zapewne
już
nie dojdziemy. Zapewne też nie doszedł do niej
w
Polsce, nie uważał jej z& źródło krajowe, skoro
586
Kazimierz Odnowiciel
pisze
wyraźnie,
że władca ten został wykreślony ze
spisu
książąt polskich.
Jest
też i pozostanie zawsze rzeczą zastanawiającą,
jak
wiadomości o Bezprymie, przechowane w Rocz-
nikach
hildesheimskich z r. 1032 zgadzają się z tek-
stem
przechowanym w Kronice Wielkopolskiej.
Wprowadzają
one w zdumienie jednakowymi wyra-
żeniami
i zwrotami, tym samym tekstem i porządkiem
myśli.
Nie chcę tu wyciągać wniosków, które posta-
wiłem
w r. 1899 w mej pracy o Kazimierzu Odno-
wicielu,
że autor Kroniki Wielkopolskiej wprost czer-
pał
z Roczników hildesheimskich 257, wydaje mi się
dziś
taki sąd zbyt śmiały, ale że autor miał przed
sobą
jakiś tekst, w którym były analogiczne zwroty,
jak
w Rocznikach hildesheimskich, to nie może ulec
najmniejszej
wątpliwości. Potwierdza to następujące
zestawienie:
Kronika
Wielkopolska
Boleslaus
autem propter sae-
mtiam
scelerum, quam exer-
oebat,
(diademate regio in-
signitus)
vitam male termi-
nami.
A
n. na le s
Hildesheimenses
Hoc
anno Bezbriem ob in-
manissimam
tirannidis swe
sevitiam
a suis et etiam nion
sine
fratrum suorum machi-
natione
interfectus est.
Jakim
zaś sposobem mogła się dokonać przemiana
Bezpryma
na Bolesława? Tłumaczenia mogą być naj-
rozmaitsze:
mogło być w tekście imię zaznaczone sa-
mą
literą B, którą autor kroniki rozwiązał na Bo-
leslaus,
tak jak by to może zrobił i niejeden histo-
ryk,
mogło też imię tak obco brzmiące i autorowi nie-
znane
zupełnie jak Bezprym- wydać się pomyłką pi-
257 Por. moją pracę s. 368. Por. SS RR Germ. XXI s. 37.
Bolesław, syn Mieszka II
587
sarza,
którą poprawił na znane mu i tyle razy po-
wtarzające
się w rodzie piastowskim imię Bolesława.
Ze
złej kombinacji autora nie mogącego mieć peł-
nych
źródeł, dziś nam znanych i dostępnych, wynikły
błędy
następne, jako to uczynienie go synem Miesz-
ka
II zamiast bratem, jak przeniesienie jego dzia-
łalności
o parę lat później, na czasy już Kazimierza.
W
ten sposób pragnął zapełnić lukę, którą odczuwał
po
śmierci Mieszka II, kiedy Rycheza, jak sądził,
z
maluczkim Kazimierzem żyła na wygnaniu w Nie;cn-
czech.
-
Jest
to, mym zdaniem, jedyne rozwiązanie tej za-
gadki.
• -
Gdyby
jednak ktoś nie uznawał wagi przytoczo-
nych
powyżej argumentów, nie byłoby, mym zdaniem,
innej
możliwości, jak wyciągniecie najdalej idących
konsekwencji
z tego, co w tej sprawie napisał
O.
Balzer w Genealogu Piastów, z tą tylko różnicą,
że
wobec jednozgodności najpoważniejszych źródeł pol-
skich
i obcych, że Rechyza miała tylko jednego syna, Ka-
zimierza,
trzeba by wysunąć wniosek, że przed r. 1013,
przed
ślubem z Rycheza, pozostawał Mieszko II
w
jakimś innym związku, legalnym i uznanym,
w
którym spłodził syna Bolesława. Jest tu tylko
jedna
trudność, tj. że dobrze poinformowany o sto-
sunkach
rodzinnych Bolesława Chrobrego Thietmar,
który
umie wymienić wszystkie po kolei małżeństwa
Chrobrego,
który podaje też wiadomość o małżeństwie
Mieszka
z Rycheza, nie wspomina ni słowem o tym,
by
Rycheza była już drugą żoną Mieszka. I to byłaby
bardzo
znaczna trudność, nie powiem taka, która
by
obalała rzecz całą, ale czyniła ją mało prawdo-
podobną.
588
Kazimierz Odnowiciel
W
takiej zaś formie, jak to chciał widzieć T. Woj-
ciechowski,
że Bolesław był synem Mieszka II zro-
dzonym
z konkubiny, o tym trudno i myśleć — przede
wszystkim
syn taki nie otrzymałby imienia seniora
rodu
— dostałby imię, tak jak Zbigniew czy nawet
Bezprym,
jakieś po rodzie matki, niedynastyczne»
nie
książęce.
II. O “ablacji" Kazimierza
Z
zagadnieniem powyżej przez nas rozpatrzonym
łączy
się ściśle sprawa mnićhostwa Kazimierza. Teza
o
mnichostwie zarzucona już przez A. Naruszewicza
odżyła
znowu, lubo w nowej formie i postaci, posta-
wiona
na nowych podstawach przez T. Wojciechow-
skiegow
pracy jego o Kazimierzu Mnichu, tylekroć
powyżej
cytowanej. Wyniki tej ciekawej pracy przy-
jęte
zostały ogólnie bez opozycji — jeżeli mnie pa-
mięć
nie myli, jedynym oponentem tu T. Wojcie-
chowskiego
jestem ja sam, i na tym stanowisku, przy
całym
mym głębokim szacunku dla znakomitego ba-
dacza
i mego mistrza, którego wdzięcznym uczniem.
się
uznaję, pozostaję niezmiennie po dziś dzień.
Rozumiem,
że wykazawszy powyżej błąd autora
Kroniki
Wielkopolskiej, który pomieszał ze sobą..
osobę
Bezpryma i Bolesława, wykazawszy jego fał-
szywe
zrozumienie źródła, obalam zarazem i usuwam
sprawę
oblacji, która bezwzględnie istnieć nie może
bez
Bolesława, brata Kazimierza; nie można bowiem
nawet
przypuścić, by rodzice oddali jedynego syna,
dziedzica
tronu, do klasztoru. W tym świetle dalsze
wywody
i dowodzenia byłyby właściwie zbyteczne.
Uważam
jednak za potrzebne poświęcić parę jeszcze-
“Oblacja" Ka-zamierza
589
uwag
sprawie postawionej przez znakomitego uczo-
nego,
którego dar argumentacji jest zawsze tak prze-
konywający
swym specjalnym czarem i urokiem.
T.
Wojciechowski, zabierając się do rozwiązania
sprawy
mnićhostwa Kazimierza, wyszedł z założenia,
-“że
jak długo krytyka nie wyjaśni faktu ogólnej
recepcji
tego podania, tak długo zostanie podejrzenie,
że
w podaniu musi być bodaj mała część prawdy
historycznej.
Następnie w bystrym i olśniewającym
wywodzie
wykazał, że Kazimierz był oblatem, co
wedle
niego stwierdzał sam Anonim-Gall. Otóż można
się
obawiać, że tu, jak i w wielu innych podobnych-
wypadkach,
nie da się wykryć geneza związku mię-
dzy
legendą doczepioną do oczywistości, tak jak nie
dowiemy
się zapewne nigdy, w jaki sposób w ciągu
dwu
wieków zmienił się Kazimierz z “oblata"
na
“profesa-mnicha".
A dopóki tego nie wyjaśnimy,
.w
myśl tezy T. Wojciechowskiego, pozostanie też
zawsze
podejrzenie, czy nie opiera się cała sprawa
o
jednostronne tłumaczenie, tłumaczenie tendencyjne,
tekstu
Anonima-Galla. Bo pewność, że Anonim-Gall
miał
to samo na myśli, co T. Wojciechowski, nie może
być
bezwzględna. Ta krytyka, którą nad tymi tek-
•stami
przeprowadził T. Wojciechowski, ciekawa i by-
stra,
rodzi wiele nowych zapytań i nowych zagadnień,
na
które brak nam już pozytywnej odpowiedzi,
a
ich brak w wysokim stopniu podważa zaufanie
do
tego rozwiązania, które podaje nam autor.
Pozostaje
np. do rozwiązania kwestia, dlaczego
wszyscy,
którzy pisali o mnichostwie Kazimierza, po-
cząwszy
od rzekomego poematu XII w., poprzez ży-
woty
św. Stanisława, Kronikę Książąt Polskich, Kro-
nikę
Wielkopolską aż do Długosza, dlaczego ci
590
Kazimierz Odnowiciel
wszyscy,
którzy znali kronikę Anonima-Galla, nie
rozwiązali
całej zagadki tak, jak za tym samym
Anonimem-Gallem
T. Wojciechowski, wykazując obla-
cję
Kazimierza zamiast rzekomego mnichostwa. Trze-
ba
bowiem przypuścić, że duchowni ówcześni, a kro-
niki
też pisali duchowni, w przeważnej części mnisi,
dobrze
znali i rozumieli, jakie znaczenie ma termin
“oblatus",
i to co nowym, mniej z prawem kano-
nicznym
i słownictwem prawnym badaczom ujść
mogło
uwagi, to w XII, XIII, XIV wieku, a zwła-
szcza
takiemu Długoszowi, musiało wpaść w oko
i
ucho. Otóż żaden z naszych średniowiecznych pi-
sarzy
nie przydał rzeczonemu miejscu takiego zna-
czenia,
jakiego spodziewać by się można. Jeden zaś
mistrz
Wincenty, biskup, mnich i prawnik, który
znał
inkryminowany cytat z kroniki Anonima-Galla,
człowiek,
który znał dobrze prawo kanoniczne, a nie-
wątpliwie
i zasady oblacji, mówi tylko, że Kazimierza
ukryto
w klasztorze; o profesji zakonnej, o oblacji,
o
uwolnieniu go następnie od ślubów zakonnych nie
wie
nic zgoła. W każdym razie jest to zjawisko,
jeżeli
nie dla kogoś przekonywającym, to silnym za-
chwianiem
wiary w zdanie T. Wojciechowskiego,
który
późną tradycję poparł słowem “oblatus" zna-
lezionym
w kronice Anonima-Galla.
Weźmy teraz jeszcze jeden wzgląd pod uwagę:
Przyjmijmy,
że był oblatem, że zatem miał brata
Bolesława,
że porzucił klasztor po śmierci ojca
w
r. 1034. Papież nie mógł go zwolnić od ślubów
prędzej,
jak po śmierci Bolesława, co O. Balzer
kładzie
na rok 1037. Otóż ponieważ niezbyt długo
po
najeździe Brzetysława wraca Kazimierz do Polski,
“Oblacja." Kazimierza
591
ponieważ
rychło potem się żeni, zatem dyspensa pa-
pieska
musiałaby mu być udzielona przed powrotem
do
kraju. Na to wszystko, co opowiada legenda, nie
ma
dosyć czasu, zwłaszcza że przy staraniu się o dy-
spensę
nie tylko chodziłoby o względy kanoniczne,
ale
o sprawy polityczne: wysokie pochodzenie i sta-
nowisko
Kazimierza było tu raczej trudnością, wyma-
gało
to porozumienia się papieża z cesarzem, co
wszystko
musiałoby trwać długo.
Potem
zapiski Rocznika kapitulnego, tak krótkie,
zwięzłe
i lakoniczne, a tak jasne i proste, czyżby
w
tym jednym wypadku ukryły oddanie do klasztoru
w
kryptogramie: “Kazimir traditus ad discendum",
co
wtedy i później nikt inaczej by nie zrozumiał,
jak:
Kazimierz oddany na naukę. Że zaś wychowanie
owoczesne
książąt i władców było bardzo staranne,
niejednokrotnie
całkiem wysokie, o tym wiemy, mó-
wiłem
o tym już poprzednio.
W
zdaniu Anonima-Galla: “...qui monasterio par-
vulus
a parentibus est oblatus, ibi saeris litteris li-
beraliter
eruditus", również nie może być mowy
o
oblacji. W zdaniu tym nie ma wcale rzeczownika:
“oblatus",
terminu
technicznego, prawnego, na ozna-
czenie
dziecka,, ofiarowanego, zaślubionego przez ro-
dziców
klasztorowi, zakonowi — lecz mamy czas
przeszły
dokonanej strony biernej od “offero", słowa
mającego
najrozmaitsze znaczenia. Gdyby Anonim-
-Gall
chciał użyć terminu: “oblatus", byłby go użył
w
sposób właściwy i stosowany. Druga część dalej
zacytowanego
zdania: “ibi saeris litteris liberaliter
eruditus",.
również zdaje się świadczyć przeciw oblacji,,
wychowanie
i wykształcenie zakonnika in saeris lit-
592
Kazimierz Odnowiciel
Teris
było rzeczą zrozumiałą i jasną, można było to
podkreślić,
jeżeli chodziło o wykształcenie człowieka
Świeckiego,
o wykształcenie księcia.
Takie
zastrzeżenie wysunąć można przeciwko tezie
T.
Wojciechowskiego 258. Zapewne, jak słusznie twier-
dzi
T. Wojciechowski, będą zawsze istnieć wątpli-
wości,
skoro taka wersja o mnichostwie Kazimierza
istnieje
i skoro pozytywnego, odmiennego a wiaro-
godnością
swą stojącego ponad wszystko źródła nie
posiadamy,
ale biorąc rzecz z punktu widzenia ca-
łości
dziejów Kazimierza, nie sądzę, by opinia o oblacji
zasługiwała
na uwagę i uwzględnienie.
Warszawa, 10 czerwca 1941
288 Bór. także O. Balaer Stolice Polski s. 13 (343) uw. l.
O
IMIONACH PIASTOWSKICH
DO
KOŃCA XI WIEKU
Jest
pewna liczba imion w obrębie wieków średnich
używanych
jedynie i wyłącznie przez członków rodu
piastowskiego.
Stąd ilekroć spotykamy w Polsce oso-
bistość
noszącą imię Ziemowita czy Ziemomysła,
Leszka,
Mieszka, Bolesława, Kazimierza czy Włady-
sława,
mamy prawo sądzić, że jest ona członkiem
dynastii,
że należy do rodu piastowskiego.
Rozważania
poniższe obejmują zarówno grupę
imion
wyżej wymienionych, stale w tym rodzie uży-
wanych,
jak i imiona, które ukazują się sporadycznie.
Jest
bowiem rzeczą jasną, że tego rodzaju odbieganie
od
tradycji rodowej nie może być przypadkiem, nie
jest
aktem samowoli, lecz musi być wynikiem pew-
nej
głębszej myśli, mamy więc prawo doszukiwać
się
w tym zjawisku poważniejszych motywów. Takie
imiona
mogły się stać częściej używanymi w obrębie
rodu
czy jednej jego gałęzi, jak to widzimy np.
z
imionami Henryka, Konrada czy Przemyśla. Zba-
daniu
poddana zostanie także grupa imion żeńskich,
S8*
596
Imiona piastowskie
szczuplejsza
niż tamte; wśród nich nie widzimy ta-
kiej
wyłączności, jaką spotykamy wśród imion mę-
skich.
Ale i tu nie mogła rządzić dowolność, mamy
prawo
doszukiwać się przyczyn, które skłaniały ro-
dziców
do nadawania takiego a nie innego imienia
dziecku.
Badanie
tych" spraw, pozornie tylko banalnych,
może
nas niejednokrotnie objaśnić p- istnieniu wpły-
wów
politycznych czy kultowo-kościelnych, takich
często,
których na innych drogach, na podstawie
przekazów
źródłowych, nie sposób się doszukać i do-
patrzyć.
Pozwala nam to czasami ocenić trwałość
rodowej
tradycji, jak i osądzić istnienie dodatniej
czy
ujemnej opinii, jaką cieszyły się poszczególne
osobistości.
•Zianim
przystąpię do postawionego sobie zadania,
poruszę
tu sprawę używania imion podwójnych. Zwy-
czaj
ten był wcale szeroko stosowany na wschodzie
i
północy Europy, zwłaszcza w okresie wczesnochrze-
ścijańskim,
przy czym stwierdzić należy, że nie zna-
my
wypadku, by tego rodzaju podwójne imiona były
w
użyciu u pogan. Trafiają się one jedynie i wy-
łącznie
u chrześcijan. Jeżeli Anonim-Gall przy spra-
wie
postrzyżyn Mieszka twierdzi, o czym nie mamy
powodu
wątpić, że “primus (a raczej: prius) nomine
wcatur
est alio" 1, to nie było to imię, ale przez-
wisko
dziecięce. Było zatem, zwyczajem, wcale sze-
roko
stosowanym, że do imienia rodowego dodawano
jeszcze
drugie imię. To drugie imię nie zawsze było
imieniem
“chrześcijańskim" w naszym dzisiejszym
zrozumieniu.
Ale zawsze było ono brane z obcego,
nie
rodowego środowiska. Z dynastii piastowskiej
znane
nam są tylko nieliczne tego przykłady z X
.i
XI w. Poza
Mieszkiem I Dagome czy Dagone,
1 Anonim-Gall, lib. I c. 4.
598
Imiona piastowskie
wiemy,
że Mieszko II nosi imię Lamberta, Kazimierz
Odnowiciel
— Karola, Władysław — Hermana, Bo-
lesław
Krzywousty — czyż można wątpić — Idziego.
Zwyczaj
ten jest zresztą szeroko rozpowszechniony
w
ówczesnej Europie; w Skandynawii np. Swen nosi
imię
Ottona, Kanut imię Lamberta; na Węgrzech
Waic
jest Stefanem, Emeryk Henrykiem, a Bela
Wojciechem;
w Bułgarii Włodzisław jest Janem;
kroacki
Zwinimir Dymitrem, w Czechach
Jaromir
jest
Gebhardem, Świętobor, patriarcha Akwilei, Fry-
derykiem,
Władysław III Henrykiem, a Brzetysław
(koniec
XII w.) Henrykiem, Wojciech, prawda że
nie
po chrzcie, ałe po bierzmowaniu, Adalbertem;
u
Obodrzytów jest Mściwej Billugiem, a jego syn
Przybysław
— Uto. Ostatnim księciem Hobolan był
Przybysław
Henryk. Najwięcej wiadomości mamy
z
Rusi: Jarosław nosi chrześcijańskie imię Jerzego,
jego
syn Izjasław jest Dymitrem, tegoż syn Jaropełk
Piotrem,
syn drugi Izjasława Światopełk jest Micha-
łem,
Włodzimierz Monomach Wasylem, Igor Iwanem,
Rościsław
Grzegorzem, jeden Włodzimierz Janem,
drugi
Wojciechem, jeden Mścisław Haraldem, drugi
Borysem,
a trzeci Teodorem, Swiatosław Gabrielem,
a
Wasylko Rogwoldem 2. Jeszcze w XVI w. Bolesław
Trojdenowicz
przybiera imię Jerzego. Wszędzie tu
zatem
można stwierdzić używanie podwójnych imion,
jednego
rodowego i drugiego, które będzie zapewne
imieniem
chrzestnym. Co się tyczy ziem polskich,
to
już dawniej zwrócono uwagę, że i w wyższych
3
N. de Baumgarten
des
Rurikides russes du
vol.
IX
l. tabl. I
8, 23;
V l, 7; tabl. VIII 46, 47;
Genealogies et mariages occidentaus:
X e au XIIle s. Orientalia Christiana
tabl. II 3; tabl. III 9, 10, 21; tabl.
tabl. IX. n, 16; tatol. X 11.
Imiona podwójne
599
warstwach
społeczeństwa stosowane były podwójne
imiona.
Przytaczam zatem uwagi Fr. Bujaka, za-
pomniane
i przeoczane: “Jest bowiem u nas i u są-
siednich
ludów słowiańskich w XII i XIII w. zwy-
czajem
używanie dwóch imion, chrześcijańskiego
i
słowiańskiego. Np. syn Piotra Własta nosi chrześcijańskie imię
Konstantyn, częściej jednak pod imie-
niem
Świętosława występuje; kasztelan Dersław,
czyli
Peregrimus z Szydłowca 3. Wieś Rudawe nadał
kapitule
krakowskiej miles Johannes de Rudawa, qui
etiam
alio n ominę comes Gnevomirus vocaba-
tur,
1185 4. Wisław, dziekan, a później biskup kra-
kowski,
ma na drugie imię Piotr. Synowi czeskiego
Kuźmy
na imię Henryk «qui et Zdik», biskup oło-»
muniecki"
s. Jest to rozpowszechniony zwyczaj na-
kazujący
wyższym warstwom społecznym, przede
wszystkim
rodom panującym, używanie podwójnych
imion.
W
związku z tym podam tu jeszcze parę uwag
dotyczących
podwójnych imion u kobiet. Materiał
do
tych spraw jest oczywiście dużo uboższy niż w przy-
padku
imion męskich. Jest niejednokrotnie bardzo
jednostronny,
gdyż często się zdarza, że o księżniczce
wychodzącej
za mąż w obce strony mamy tylko wia-
domości
spisane w jej kraju rodzinnym lub tylko
z
kraju, w którym jej przyszło żyć następnie, a rzad-
kie
są wypadki, by źródła jedne i drugie zajmowały
się
jej osobą. Stąd płynie ułamkowość naszych wia-
3 Reg. Sil. nr 484 s. 185.
4 J. Długosz Liber Beneffiiciarum I 6. 166.
6
Fr. Bujak Studia nad osadnictwem Małopolski RAUhf
1905/47
s. 237; por. również J. St. Bystroń Księga imion
w
Polsce używanych Warszawa 1938 s. 12.
600
Imiona piastowskie
domości
o wielu ówczesnych księżniczkach, o czym
świadczy
choćby szczegół, że przeważna część sygli
NN
stoi właśnie przy wiadomościach tyczących się ko-
biet.
Czy
kobiety rodów książęcych nosiły również
podwójne
imiona, stwierdzić jest dużo trudniej. Ze
szczupłego
zakresu polskiego można to stwierdzić
o
żonie Kazimierza Odnowiciela, którą była Dobro-
niega
Maria, i żonie Władysława Hermana, Judycie
Marii.
Mamy zatem z XI w. dwa przykłady, z Rusi
i
z Niemiec, pozwalające stwierdzić, że i w dziale
imion
kobiecych zdarzało się używanie dwu imion.
Z
czasów późniejszych można by jeszcze zacytować
córkę
Bolesława Krzywoustego Dobroniegę Ludgar-
dę
i córkę Mieszka Starego Ludomiłę Wierzchosła-
wę
6. Spośród księżniczek ruskich można by również
przytoczyć
wiele kobiet używających podwójnych
imion
7, częściowo zapewne chrzestnych. Należy jed-
nak
podkreślić, że przy imionach kobiecych poważny
wzgląd
odgrywał fakt, że księżniczki wychodzą za
mąż
niejednokrotnie daleko poza obręb ojczyzny,
gdzie
ich imiona, np. słowiańskiego brzmienia, wy-
woływać
mogły duże trudności, choćby ze względu
na
wymowę. Dlatego też księżniczki przenosząc się
w
obce sobie środowisko zmuszone były niejedno-
krotnie
do zmiany imienia, do przybrania nowego,
zgodnego
ze zwyczajami kraju, W którym żyć im
6 O. Balzer Genealogia. Piastów Kraków 1896 tabl. III 19;
tabl. IV 3. • •
7 N. de Baumgarten Genealogies tabl. II l; tabl. V 26;
tabl.
VIII 21, 22; tabl. IX 25; tabl. X 2,7; tabl. XII
3; kilka
tu
przytoczonych wypadków
tyczy się k.siężmczek-zakion.nic,
mogą
to być także imiona przybrane przy ślubach zakonnych.
Imiona, podwójne
601
przyszło.
Tak np. wiemy, że żona Jaropełka, Niemka
imieniem
Kunegunda, przybierze na Rusi greckie imię
Ireny
8, żona zaś Świętosława, także Niemka, równie
greckie
imię Kilikia9. Jeżeli przejrzymy np. gene-
alogię
Rurykowiczów, to łatwo spostrzeżemy, że
księżniczki
ruskie, wychodzące za mąż do krajów
słowiańskich,
noszą przeważnie imiona ruskie, cza-
sami
tylko greckiego pochodzenia, gdy te, które szły
do
krajów niesłowiańskich, noszą prawie bez wyjątku
imiona
bądź greckiego pochodzenia, bądź w każdym
razie
niesłowiańskiego. Żoną Haralda norweskiego jest
Elżbieta,
żoną Kanuta obodrzyckiego Ingeborga,
a
żoną Sygurda, króla Norwegii, jest Malfryda. Księż-
niczki
ruskie wydawane do Bizancjum noszą imiona
Ireny,
Eufemii, Maryny, do Niemiec, Węgier i Fran-
cji
imiona Anny, Praksedy, Eufrozyny, Zofii, Heleny,
wyjątkowo
tylko żona Almosa węgierskiego miała na
imię
Przedsława 10. Trudno przypuszczać, aby to był
przypadek,
że wydawano za mąż do Polski, Czech
czy
Pomorza księżniczki mające imiona słowiańskie,
do
krajów skandynawskich księżniczki noszące imio-
na
skandynawskie, a do Bizancjum greckie. Raczej
księżniczki
te bądź nosiły podwójne imiona, bądź też
przybierały
nowe imiona dostosowane do warunków.
Trudno
sobie wyobrazić, by córka Jarosława a żona
Haralda
norweskiego nosiła od chrztu tak obce Rusi
•-8
Por. St. Kętrzyński Codea; Gertrudianus [praca zagi-
niona
w r. 1945, streszczenie wyników w Poi. Słów. Biogr.
Kraków
1948—1958 Ł pod Gertruda]. ,
9 N. de Baumgarten Genealogies tabl. I- 25. -
)i» Tiamże tabl. I 25, 27, 28; tabl. II l, 14 j tabl. III 6;
tabl.
rv 55; tabl. V 4, 12, 19, 20, 26, 29, 43; tabl. IX 42; tabl-.
XI
3, 10.
602
Imiona piastowskie
imię
Elżbiety, aby Niemka, żona Światosława czy
żona
Jaropełka, nosiły imiona tak obce Zachodowi,
jak
Kilikia czy Irena. Wiemy zaś, że Anna, córka
Jarosława,
a żona króla francuskiego Henryka, przy-
brała
we Francji imię Agnieszki, a Eupraksja-Prakseda,
żona
Henryka IV, imię Adelaidy. Będą to zatem w du-
żej
mierze imiona przybrane, pod którymi znamy te
osobistości.
Stąd wniosek o konieczności ostrożnego
traktowania
przy badaniach genealogicznych przeka-
zów
źródłowych tyczących się kobiet z rodów dyna-
stycznych,
gdzie łatwo podwoić jedną osobę wystę-
pującą
pod dwoma imionami.
II
Dość
niejasną jest po dziś dzień sprawa zjawienia
się
w obrębie rodu piastowskiego imion uważanych
za
zasadnicze, jak też ich trwałości czy ich powolnego
tu
i ówdzie zatracania się lub wychodzenia z użycia.
Wymieniłem
już powyżej imiona męskie stale
powtarzające
się w tym rodzie. Zdajemy sobie spra-
wę
z tego, że trzy pierwsze z nich — Ziemowita,
Leszka
i Ziemomysła — zatem imiona trzech pierw-
szych
przekazanych nam generacji przed Mieszkiem I,
giną
w Polsce chrześcijańskiej i zjawiają się dopiero
późno,
w wieku XII i XIII, zatem w dwa i trzy
wieki
po śmierci ostatnich ich właścicieli. Jest rzeczą
jasną,
że pojawienie się imienia Leszka w XII w. 17,
a
Ziemowita i Ziemomysła w XIII w. i12 jest lite-
rackim
odżyciem w dużej już mierze zapomnianej
tradycji.
Nadanie imienia Leszka urodzonemu w r. 1115
synowi
Krzywoustego jest pierwszym wyraźnym śla-
dem
wpływu kroniki Anonima-Galla, która przypom-
11
O. Balzer Genealogia tabl. III
10.
"
Tamże tabl. V 3; tabl. VI 14, 15.
604
Imiona piastowskie
mała
to imię dworowi książęcemu13, tak jak imiona
Ziemowita
i Ziemomysła, synów Konrada, odżyły
w
pamięci współczesnych pod wpływem mistrza Wincentego i jego
kroniki 14. Pojawienie się zatem tych
imion
zawdzięczamy tradycji literackiej, historykom-kronikarzom, którzy
przypomnieli je Piastowiczom
i
społeczeństwu. Pytanie jednak, dlaczego imiona te,
pierwotne
i zapewne rodowe, czekały parę wieków,
- by wejść znowu w użycie?
Najstarsza
nasza kronika przekazała nam imiona
trzech
bezpośrednich przodków Mieszka I, t j. jego
ojca
Ziemomysła, dziada Leszka i pradziada Ziemo-
-
wita. O ich życiu i działalności nie wiedziano, zdaje
się,
nic pozytywnego w początkach XII w., ich imiona
jednak
mogły dobrze żyć w pamięci i dlatego, sądzę,
można
mieć pełne zaufanie do tej informacji 15. Moż-
»•
ria tylko żałować, że o innych członkach tych naj-
dawniejszych
pokoleń, jak o ich związkach rodzin-
nych,
nie posiadamy żadnych wiadomości. A to po-
.ls Anonim-GaU, Mb. I c. 3. •
14
Kadłubek II 3, 8. Por.
O. Balzer Genealogu tabl. I
9,
14.
Mam wątpliwości, czy kombinacjia O. Dalzera o dwu Zie-
mowitach,
synach Konrada, jast słuszna. Sądzę, że był tylko
jeden,
nieco młodszy od Kazimierza. Pozwalałoby to sądzić,
.
że kronika Wincentego była napisana przed urodzeniem się-
,tego
Ziemowita, zatem w czasie, kiedy nie był on jeszcze
biskupem
krakowskim.
15
Por. Z. Wojoiechowsiki Polska nad Wisłą i Odrą,
•,w
X wieku Katowice 1939 s. lo m., gdzie są zebrane zdania
za
i przeciw autentyczności imion przodków Mieszka I. Oso-
biście
nie żywię najmniejszej wątpliwości. Por. Z. Wojcie-
chowski
Mżeszko I i powstanie państwa polskiego. Zap. Tow..
Nauk
w Toruniu X nr 4. s. 9 uw. 2 i s. 64 uw. l; R.
Gró-
decki
Gali tzw. Anonim, Kronika Polska s.. 71.
Jmiona zasadnicze
605
zwaliłoby
stwierdzić, jakie jeszcze inne imiona były
używane
w rodzie piastowskim. Jeżeli zaś te trzy
pierwsze
imiona: uległy zapomnieniu, jeżeli na czas
dłuższy
wyszły ź użycia, to chyba, dlatego, że z chwilą
przyjęcia
chrztu przez Mieszka I były one uznane
za
pozostałość czasów pogańskich i z tego powodu
należało
szukać imion nowych, takich, które nie trą-
ciły
pogańską przeszłością dynastii, nie kryły w sobie
“gentiiitatis
errorem", jakby powiedział Anonim-
Gall.
Toteż dopiero kiedy zatarły się i zniknęły draż-
liwości
związane z pogaństwem przodków, kiedy
dynastia,
ugruntowana na chrześcijaństwie wraz z ca-
łym
społeczeństwem, straciła już związek z pogańską
przeszłością,
można było odświeżyć pamięć imion,
które
dynastia zagubiła.
Stąd
nasuwa się pytanie: czy ten Ziemomysł-Ze-
muził,
książę pomorski, który w r, 1046 prawował
się
z Kazimierzem Odnowicielem s przed Henry-
kiem
III16, zapewne zatem jakiś potomek po mieczu
naszego
Ziemomysła czy Mieszka I 17, nie nosił tego
imienia
właśnie dlatego,ze sam z Pomorzem trwał
w
pogaństwie. , -
Zanim
przejdziemy do dalszych rozważań, nie
będzie
od rzeczy zapoznać się z częstotliwością imion
rodowych
i za. takie uznawanych, jak i ze sprawą
ich
zanikania.
•Tablice
genealogiczne Piastów wykazują Mieszków
czternastu,
z których ostatni był Mieszko śląski,
16
St. Kętrzyństoi Kazimierz Odnowiciel (.1034 — 1058}
RAUhf
1899/38; Z. Wojciechowski Polska nad Wisłą i Odrą
s.
110—112, 116, 117.
17
St. Zakrzewski
Bolesław Chrobry Wielki Poznań 1925
s.
72; Z., Wojciechcwski Polska nad Wista i Odra s. 110—112.
606
Imiona piastowskie
zmarły
po r. 1322 18. Bolesławów znamy czterdziestu
siedmiu,
ostatni był Bolesław śląski, zmarły przed
r.
1508. Kazimierzów znamy dziewiętnastu, ostatnim
był
Kazimierz śląski, zmarły w r. 1571. Władysławów
znamy
dwudziestu jeden, ostatnim był Władysław
śląski,
zmarły ok. 1492. Ziemomysłów — czterech,
ostatni
Ziemomysł kujawski, zmarły w r. 1287. Zie-
mowitów
— dwunastu, ostatnim był Ziemowit płocki,
zmarły
w r. 1462. Leszków wreszcie znamy dziewię-
ciu,
ostatni Leszko dobrzyński, zmarły przed r. 1316.
Imię
Mieszka wychodzi względnie wcześnie z uży-
cia
utrzymując się dłużej w linii Piastów śląskich.
Zapewne
wspomnienie walk, które prowadziła z Mie-
szkiem
Starym linia wielkopolska Odona i linia ma- •
łopolska
Kazimierza Sprawiedliwego, zmniejszyło po-
pularność
tego imienia. Za to dużym bardzo powo-
dzeniem
cieszy się imię Bolesława. Utrzymuje się
ono
nieprzerwanie do połowy XIII w. Sprawa św. Sta-
nisława
nie przeszkodziła w niczym popularności tego
imienia,
skoro Władysław Herman nadał je swemu
synowi.
Dopiero w okresie kanonizacji św. Stanisława
•spotykamy
pewną przerwę, podczas której imię to
jest
zaniedbywane, chociaż współcześnie żyją dwaj
wybitni
książęta tego imienia, Wstydliwy i Poboż-
18
O. Balzer Genealogia passim; Wutike-Grotefenid Stamm-
•ułid
Vbersichtstafeln der Schlesichen. Filrsten
Breslau 1911
passim.
Jeżeli
z powodu inieprzejrzystości tablic Wutbego
mogłaby
się zdarzyć w obliczeniu jakaś pomyłka, to błąd
taki
me wpłynie niczym ma zasadniczą sprawę stosunku tych
imion
do siebie i częstości ich używania. Nie znamy imion
wielu
Piastów, nie znamy imion wielu dzieci wcześnie zmar-
łych,
zatem i te powyżej podane cyfry mają tylko orienła-"
ćyjne
znaczenie.
Imiona zasadnicze
807
ny
1<). Widocznie pod bezpośrednim wrażeniem opinii,
jaką
wytworzyła legenda XIII w. o Bolesławie Śmia-
łym,
uważano za niewłaściwe dawanie tego imienia.
Ale
chociaż te skrupuły się z biegiem czasu zatraciły,
to
jednak imię to nie wraca już do dawnej powszed-
niości.
Przechowuje się jednak długo w liniach ślą-
skich,
sporadycznie też w kujawskiej i mazowieckiej.
Najtrwalszymi
jednak okazały się imiona Kazimierza
i
Władysława, bo rola, którą odegrali w naszych
dziejach
Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki,
zapewniła
tym imionom wartość wyjątkową, tak iż
imiona
te przekazała dynastia piastowska Jagiellonom
i
Wazom. Za to niechęć i nieprzyjaźń do linii kró-
lewskiej,
a później do jej sukcesorów, Jagiellonów,
Piastów
śląskich oraz mazowieckich wyraża się między
innymi
także i tym, że nie używali oni tych imion.
Imię
Władysław, które miało swego patrona w osobie
św.
Władysława, króla węgierskiego, kanonizowanego
w
r. 1198, dopiero w XV w. zaczyna być używane
w
Polsce poza rodem panującym, jeszcze później
wchodzi
w powszechne użycie imię Kazimierza, za-
pewne
dzięki Kazimierzowi królewiczowi. Tak odbi-
jają
się w imionach piastowskich wpływy zewnętrzne,
częściowo
polityczne. Jest to oczywiście drobny, mało
znaczący
przyczynek określający panujące nastroje.
Jeżeli
pierwsze trzy imiona nie były przez parę wie-
ków
używane przez dynastię, jeżeli powodem tego
było
wspomnienie pogaństwa przodków, to trzeba
przyjąć,
że nie było takiego zastrzeżenia dla innych
imion
powtarzających się u Piastów.
19
Np. blisko r. 1251, zatem praed kanonizacją, rodzi się
Bolesław
płocki, potem mamy dopiero koło r. 1305 urodziny
Bolesława
dobrzyńskiego.
608
Imiona piastowskie
Nie
mogło być bowiem zastrzeżeń wobec imienia
księcia,
który przyjął chrześcijaństwo, bo imię takie
musiało
być tym faktem udostojnione. Ale imię to
jest
i pozostanie dla nas pewnego rodzaju za-
gadką
20. Nie chodzi mi oczywiście o znaczenie te-
go
imienia, obojętne mi jest, czy ma ono oznaczać
Miśkę-Niedźwiedzia,
jak chce, wcale przekonywająco,
A.
Bruckner, czy Myszkę, jak rozumieli inni, czy
mieszkę-zamieszkę,
jak tłumaczyli je średniowieczni
kronikarze.
Faktem jest, że jest to pierwszy Pia-
stowie
tego imienia i że nawet legenda nie zanoto-
wała
nikogo, kto by je nosił, chociaż dorobiono wie-
lu
chytrych Leszków. A przecież następnie aż po
wiek
XIII nie ma prawie pokolenia, w którym by nie
było
jakiegoś Mieszka. Prawda, że przekazano nam
jedynie
imiona trzech bezpośrednich przodków
Mieszka
I, nie wymieniono nikogo z pobocznych,
i
dlatego nie można by wykluczać istnienia i przed-
tem
osób tego imienia, ale biorąc pod uwagę
wstrzemięźliwość
dynastii w używaniu imion z okresu
pogaństwa
można tłumaczyć utrzymanie się tego
imienia
tylko tym, że właściciel jego przyjął chrzest
20
Starszą literaturę przedmiotu omawia Z. Wojiciechow-
ski
Polska nad Wisłą i Odrą s. 10, 28 n.; B. Stasiewski
Un-
tersuchungen
iiber drei Quellen żur altesten Geschichte und
Kirchengeschichte
Polens Breslau 1933 s. 85 n.; ostatnio zaj-
mowali
się imiemem Mieszka W. Semkowicz, Geneza im.
Mieszko,
Inter arma Zbiór prac ofiarowanych prof. K. Nitscho-
•wi.
Kraików 1946 s. 67—84; S. Urbańczyk O imię
pierwszego
historycznego
księcia Polski. Inter arma s. 107—118; J. Otręb-
skl
Imiona pierwszej chrześcijańskiej pary książęcej w Pol-
sce
SL Oce. 18 ii odb. Pioznań 1947; H. Łowmiiański Imię
chrzestne
Mieszka Pierwszego Sl. Oce. 19. .
Imiona zasadnicze
609
i
tym upamiętnił swe imię w rodzie. Bądź co bądź
pojawienie
się tego swą formą niezwykłego i osobli-
wego
imienia jest pewnego rodzaju niespodzianką.
Drugą
niespodzianką, również zagadkową, Jest imię
Dagome,
użyte na oznaczenie Mieszka w znanym
zabytku
u Deusdedita. Tłumaczenie O. Balzera 21, że
•
kopista wziął pomyłkowo chrismon dokumentu za
literę
D, ego przekręcił na ago, dalej zaś, że dołączył
imię
wystawcy, które było skrócone do dwu liter po-
czątkowych,
Me i stąd powstało imię Dagome, nie
wytrzymuje
krytyki swą sztucznością. Przyjąć by
bowiem
trzeba popełnienie przez kopistę czterech
błędów
w grupie sześciu liter: pomyłkę w zrozumie-
niu
znaku chrismon, drugą w odczytaniu słowa ego,
trzecią
w głosce Me, gdy imię to pisze się następnie
w
tym zabytku Misica, i czwartą w połączeniu w je-
dno
słowo trzech oddzielnych grup znaków graficz-
nych.
Wydaje się rzeczą zupełnie możliwą i prawdo-
podobną,
że mamy tu do czynienia z jakąś pomyłką
w
odczytaniu tekstu, gdyż imienia Dagome, czy jak
chcą
niektórzy Dagone, nie znamy 22. Byłoby to dru-
gie
imię naszego Mieszka. Imię Mieszko spotykamy
jako
określenie pierwszego historycznego władcy
Polski
jeszcze dla tego okresu, kiedy nie był on
chrześcijaninem,
zatem to drugie jego imię byłoby
imieniem,
które przybrał przy chrzcie, a więc
w
r. 966. .. ,
Z tym wszystkim jest w związku bezpośrednim
21 O. Balzar Genealogia is. 24 u"w. 3.
22
ż. Wojciech owstoi Polska nad Wista i Odrą s. 10, 12,
27—29.
Polska X — XI wieku
610
Imiona piastowskie
zagadnienie
wysunięte ostatnio przez badaczy nie-
mieckich
2S, którzy postawili tezę o skandynawskim
pochodzeniu
rodu piastowskiego. Jest to wznowienie
w
zmienionej formie herezji normańskiej, jak ją
słusznie
niegdyś nazwał Briickner. Dago, Wareg świe-
żo
przybyły ze Skandynawii z drużyną piratów, na
kilka
lat może przed swym pierwszym zetknięciem
się
z Wichmanem, zatem koło r. 960, dokonał nie-
zwykłego
dzieła, bo w lat parę zjednoczył pod swą
władzą
plemiona lechickie tworząc z nich najwięk-
sze
państwo słowiańskie, jak to twiedzi Ibrahim-ibn-
-Jakub.
Charakterystyczne jest dla twórców tej tezy
gołosłowne
twierdzenie kłócące się ze zdrowym roz-
sądkiem,
że dzieło tak wielkie i trwałe w swych
skutkach
dokonane zostało w lat parę i że następnie
ten
książę normański w ciągu lat z górą trzydziestu
swych
rządów nie miał nigdy żadnych trudności ze
strony
podbitej ludności. Obojętne jest dla nich, że
ani
Widukind, ani Thietmar, ani Adam Bremeński
nic
o tym nie wiedzą. Prawda, że Ruś, Normandia,
następnie
południowe Włochy czy Anglia zawdzię-
czały
tym skadynawskim przybyszom częściowo swą
organizację
państwową, ale o ile chodzi o Polskę,
23
Por. R. •Holtznrann Bohmen und Polew im X Jahrhzm-
dert.
Beitrage
żur altesten Geschichte Polens. Zeitschr.
d.
Ver. f. Gesch. S<Ailes.
t. 52; L. Schulte Beitrage żur al-
testen
Geschichte Polens Zeit&oh. d. Ver. f. Gesch. Schles.
t.
52; A. Brackmann Die Anfange des polnischen Staates,
Gesammelte
Aufsatze Weimar 1941 por. B.
Sitasiewski Un-
tersv.chv.gen
ilber drei Quellen s. 87, który sądzi, że R. Holtz-
mann,
J. Schulte i St. Zakrzewski “mit entscheidenden Grun-
den
auf die
normanmsche Herkunft des Namens Dagone auf-
merksam
gemacht... haben". Por.
Z. Wojciechowski Miesz-
ko
J s. 11 n.
Imiona zasadnicze
611
teza
taka nie da się niczym usprawiedliwić ani uza-
sadnić.
Z powierzchownej znajomości sprawy ustroju
Polski
sądzi A. Brackmann 24, że drużyna Mieszka I
jest
tu wskazówką jego normańskiego pochodzenia.
Otóż
o tej drużynie mamy jedynie wiadomość z trą-
cącego
mocno przesadą tekstu Ibrahima-ibn-Jakuba;
.wynika
z niego jasno, że nie była ona taką potęgą,.
która
by zapewniała spokój i pewność panowania
przybyszom,
skoro Mieszko został dwukrotnie pobity
przez
nie tak duże siły Wichmana i skoro tenże
Mieszko
zawdzięcza nad nim swą przewagę w r. 967
pomocy
orężnej Bolesława czeskiego. To pozwala nam
patrzyć
sceptycznie na wartość
tego arabskiego prze;
kazu,
karmionego dykteryjkami w rodzaju bajki
o
Amazonkach; to pozwala również nie dowierzać si-
le
tej drużyny, która w lat parę miała dokazać tak
niesłychanego
podboju: od Pomorza po Karpaty.
Wysuwanie
przez A. Brackmanna dalszego argumen-
tu
o silnej i scentralizowanej władzy, jako oznace
normańskości,
nie zasługuje swą naiwnością na dys-
kusję.
Ostatnim
wreszcie argumentem ma być drugie imię
•pierwszego
historycznego władcy Polski, Mieszka, prze-
kazane
nam w jednym tylko źródle, w skażonym
tekście
u Deusdedita, imię Dagome czy Dagone, któ-
re,
jak imię jego córki, ma świadczyć o normańskim,-
skandynawskim
pochodzeniu dynastii zwanej piastow-
ską.
Fakt, że źródło niepodejrzane stwierdza, że oj-
ciec
owego rzekomego Warega nosił polskie imię
Ziemomysła,
dziad Leszka, a pradziad Ziemowita,
24
Cała znajomość ustroju Polski A. Brackmanna, Die
Anfange
des polnischen Staates, opiera się jedynie na podręcz-
niku
St. Rutrzeby.
ił*
612
Imiona piastowskie
pomija
się milczeniem jako przekaz bajeczny. Po-
nieważ
imię Mieszka znane nam jest w okresie je-
szcze-przed
przyjęciem przez niego chrztu, zatem to
drugie
imię, znane nam jedynie z tekstu Deusdedita,
będzie
jego imieniem chrzestnym, przyjętym zatem
nie
prędzej niż w r. 966 25. Nie widać powodu, by
imię
to można było wiązać z rzekomym normańskim
pochodzeniem
tego księcia. W rodzie piastowskim,
W
imionach tam używanych, nie spotykamy zupełnie
imion
typu skandynawskiego, które by świadczyły
o
jakichś normańskich tradycjach, gdy u Rurykowi-
czów
roi się od Ruryków, Ingwarów, Olegów i Rog-
woldów,
od Ingeborg, Malfried, Olg i Rognied. Tam
przetrwała
ta tradycja domowa, rodzinna długo, bo
silna
jest jeszcze w XIII wieku.
:
Ale zwolennicy normanizmu przytaczają tu jeszcze
jako
argument imię córki Mieszka I, a żony następnie
Eryka
szwedzkiego i Swena duńskiego, a matki Kanuta
Wielkiego,
zwanej w źródłach skandynawskich Sy-
grydą
26. Jej imię miało świadczyć dobitnie o nor-
mańskości
naszego Mieszka. Jak na to już wskazałem
powyżej,
mamy prawo sądzić, że ta córka Mieszka l
a
siostra Bolesława Chrobrego, Sygryda, przybrała-
to
imię wychodząc za mąż do Szwecji i pod tym
imieniem
przybranym, skandynawskim, znana jest
nam
dzisiaj, gdy jej właściwego imienia nie przecho-
wały
źródła północne ani polskie, które w ogóle jej
nie
znają. W ten sposób i ten argument normanistów
o
silnych tradycjach skandynawskich rodziny Miesz-
ka
I traci swą wartość. St. Zakrzewski przypuszcza,
25 Z. Wojciechowski Polska nad Wisłą i Odrą s. 10;
Li.:
Sdhulte
Beitrage żur altestenGeschichte • Polens: ;:-
28
O. Balzer Genealogia tabl. 19.
, ,
.Imiona zasadnicze
613
że
jej imię polskie brzmiało Swiętosława, bo takie
imię
nosi jej córka27. Wykluczone to być nie może,
chociaż
zdarza się w tych czasach rzadko, by córka
dziedziczyła
imię po matce, w każdym razie dowo-
dziłoby
to raczej silnych tradycyj polskich, jeżeli
ta
rzekoma Normanka dała swej córce takie polskie
imię
28.
Jeżeli
emendacja O. Balzera tycząca się imienia
Dagome
jest niewątpliwie błędna, jeżeli teoria skan-
dynawska
wiążąca się z imieniem, Dago nie da się
naukowo
uzasadnić, to trzeba dorzucić, że w ostatnich
czasach
powstało przypuszczenie, że imię to otrzymał
Mieszko
I na chrzcie i że brzmieć ono miało Dagobert.
Przypuszczenie
to jest wysoce pociągające, gdyż
św.
Dagobert był czczony w Lotaryngii w Yaulsort,
zatem
w pobliżu tych miejsc, z których wyprowa-
27 Por. St. Zakrzewski Bolesław Chrobry Wielki s. 390.
28
Tu dodać bym winien parę wątpliwości, czy data uro-
dzenlia
Mieszka, ustalona przez O. Balzera, Genealogia tabl.
I
2, na rok oa 920 jest słuszna. Fakt, ze me mamy żadnych
danych,
by osiągnąć jakąkolwiek datę z życia jego ojca Zie-
momysła,
jest dla tego zagadnienia trudnością podstawową.
O.
Balzer opiera się w iswym wywodzie na świadectwie
Thietmara,
który stwierdza, że Mieszko •zmiacł w r. 992 jako
senex,
to znaczy w wieku podeszłym, i dlatego umieszcza
jego
urodzenie ok. siedemdziesiąt lat wstecz. Parokrotnie już
wskazałem,
ipor. moje prace Na marginesie “Genealogii Pia-
stów",
Przegl. Hist. 1930/29, i Ze studiów genealogicznych,
Mieś.
Herald. 1934, jak rzadkie są wypadki w rodzie piastow-
skim.
przekroczenia lat siedemdziesiięciu a nawet sześćdzie-
sięciu.
Otóż i tu w sprawie Mieszka I wskazana jest ostroż-
ność
i zapytanie, czy informacja Thietmara, pisana zaledwie
20
lat po śmierci Mieszka, jest pewna. Żeniłby się bowiem
Mieszko
z Doibrawą w r. 965 mając ok. 45 lat, stąd wniosek,
że
powinien był mieć w tym czasie donosie dzieci z małżeń-
stwa
czy małżeństw poprzednich (por. wiadomość Anonima-Galla
«14
ItwoTOtt piastowskie
dzamy
kult św. Lamberta z Leodium. Jedyną prze-
szkodą
tej pociągającej hipotezy jest trudność wy-
tłumaczenia,
w jaki sposób końcówka “bert" zmieniła
się
na “me" lub “ne". Bo tłumaczenie, że
przyrostek
“orne"
jest rozpowszechniony w językach romańskich,
niczego
w rzeczy samej nie tłumaczy: trzeba by
wyjaśnienia
bądź filologicznego, bądź paleograficz-
nego,
by niepewność wytłumaczyć. W każdym razie
byłbym
skłonny przyjąć tę hipotezę 29.
Jest
rzeczą zastanowienia godną, że trzy następne
imiona
rodowe, tj. Bolesława, Kazimierza i Władysła-
wa,
imiona odtąd stale utrzymywane u Piastów, poja-
wiają
się po kolei, w dłuższych odstępach czasu, i to
b
siedmiu żonach -fconfcubiniach). Winni zatetn byliby być obok
jego
syna najstarszego, urodzonego z Dobrawy, starsi jego
bracia,
których to braci praw do sukcesji i następstwa nie
można
by łatwo usunąć na korzyść syna Dobrawy i synów
zrodzonych
z Ody, dlatego że rodziliby się oni z małżeństwa
chrześcijańskiego.
W ten sposób Bolesław Chrobry po śmier-
ci
ojca miałby do czynienia nie tylko z młodszymi braćmi
przyrodnimi,
ale l ze starszymi, i to znacznie starszymi od
niego.
Ale o takich nic nam nie wiadomo ani z czasów za
•życia
Mieszka, ani po jego śmierci, w latach 992 — 995, cho-
ciaż
o braciach Mieszka mamy pewne informacje. Stąd wnio-"
sęk,
że albo ich już nie było, albo ich w ogóle nie było, bo
•małżeństwo
z Dobrawą byłoby pierwszym małżeństwem
Mieszka,
czyli że byłby on w r. 965 jeszcze młodym człowie-
•fciem.
W takim jednak
wypadku należałoby przenieść datę “
urodzenia
Mieszka o lał co najmniej dwadzieścia, na lata
•940
— 945, a z tym również przesunąć przypuszczalne daty
życia
Ziemomysła, Leszka i Ziemowita, którego życie przy-
padłoby
na końcowe dziesięciolecie IX wieku.
29 por. o. Balzer Genealogia s. 261—278, J. Otrębski
•Jmiowa.
s. 122—124, [H. Łowmiaństei Imię chrzestne Mieszka
Pierwszego].
Imiona gasadnicze
615
tak,
że zarówno Bolesław Chrobry, jak Kazimierz
Odnowiciel
i Władysław Herman, są w ogóle pier-
wszymi,
którzy noszą te imiona, i że w poprzednich
pokoleniach
pomiędzy wcale licznymi imiennie nam
znanymi
członkami rodu nie było nigdy nikogo ma-
jącego
takie imię. Imię zatem Bolesława zjawia się po
raz
pierwszy przy synu Mieszka I, Kazimierza u jego
prawnuka,
Władysława dopiero u praprawnuka. Stąd
też
można sobie zadać pytanie, czy imiona te są
starymi
imionami rodowymi, czy też nowymi nabyt-
kami,
przybranymi z innych środowisk. Bo jeżeli
przyjęliśmy
tezę, że imion takich, jak Ziemowit,
Leszko
czy Ziemomysł, nie używano następnie w ro-
dzie
piastowskim, bo imiona te noszone przez pogań-
skich
przodków nie wydawały się stosowne dla ich
chrześcijańskich
potomków, to trzeba by sądzić, że
imiona
Bolesław, Kazimierz, Władysław nie trąciły
pogaństwem,
nie były odziedziczone po pogańskich
przodkach,
lecz przyjęte zostały z innych ośrodków,
z
takich czy innych względów czy powodów.
Daje
się to sprawdzić w całej rozciągłości, o ile
chodzi
o imię najstarszego syna Mieszka I i Dobrawy,
Bolesława
Chrobrego. Imię to weszło do dynastii
piastowskiej
od Przemyślidów przez Dobrawę, gdzie
ojciec
i brat Dobrawy nosili właśnie to imię. Syn
zatem
Mieszka otrzymał je po dziadzie macierzystym,
a
po Bolesławie Chrobrym dziedziczy je dla jego
sławnej
pamięci liczna rzesza jego bliższych czy
dalszych
potomków. Za to w Czechach imię to za-
czyna
zanikać. Po smutnej pamięci Bolesławie III,
pod
wpływem antagonizmu do Polski i nienawiści,
którą
pałała dynastia Przemyślidów do osoby Bo-
lesława
Chrobrego, zarzucono tam używanie tego
616
Imiona piastowskie
imienia.
Zjawi się ono co prawda jeszcze między
synami
Wratysława II i Swatawy, ale zdaje się nie
odgrywała
tu roli tradycja domowa Przemyślidów,
lecz
przywiązanie Swatawy do braci, skoro dała ona
swym
synom imiona Bolesława i Władysława. W Pol-
sce
zaś wielka postać Bolesława Chrobrego wyrobiła
temu
imieniu prawo obywatelstwa w dynastii, chociaż
dopiero
wnuk Chrobrego Kazimierz obdarzył tym
imieniem
swego najstarszego syna 30, ale Władysław
Herman
mimo sprawy św. Stanisława, dla pamięci
brata
i swego długoletniego seniora 31, nie wahał się
dać
to imię swemu synowi, Krzywoustemu. Jeżeli
chodzi
ó imię Bolesława, sprawa pochodzenia tego
imienia
zdaje się być jasna. Nie jest to imię rodowe,
jest
to imię nabyte.
Za
to bardzo zagadkowo
przedstawiają się dwa
następne,
później bardzo powszechne w rodzie pia-
stowskim
imiona Kazimierza i Władysława. Imię
Kazimierza
zjawia się dopiero w czwartym pokoleniu
licząc
od Mieszka I, a Władysława w piątym lub ra-
chując
od Ziemowita w siódmym i ósmym. Imiona
te
zdają się być obce dynastii, nie ma śladu, by
były
kiedykolwiek poprzednio użyte. Skąd się zatem
wzięły?
Wobec tego, że imię Bolesława zostało za-
pożyczone
od Czechów, wydaje się rzeczą prawdo-
podobną,
że i te imiona dostały się podobną drogą
do
dynastii. Tu oczywiście, o ile chodzi o imię Ka-
zimierza,
droga nie mogła prowadzić przez matkę
30
Nb. odrzucam istnienie syna Mieszka II tegoż imienia,
por.
O.
Balzer Genealogia tabl. II
10, por. St. Kętrzyński
Kazimierz
Odnowiciel i w ini.niejiSaej
pracy.
31
Por. St. Kętrzyński Na marginesie “Genealogii Pia-
stów"
s. 14 (172).
Imiona zasadnicze
Sil
Kazimierza,
Rychezę, jak to było z Dobrawą i prze-
kazaniem
przez nią imienia Bolesława, gdyż Rycheza
jako
Niemka nie mogła przekazać swemu synowi
imienia
o brzmieniu słowiańskim. Mogłoby tu zatem
wchodzić
w rachubę któreś z poprzednich pokoleń,
a
więc albo Dobrawą, albo Emnilda. Co się tyczy
Dobrawy,
to sądzić należy, że wpływ czeski musi
być
tu wyłączony: raz dlatego, że imię to jest nieznane
u
Przemyślidów, po wtóre, że tradycja zmarłej
w
r. 977 Dobrawy musiała być w r. 1016 już bardzo
nikła,
a po trzecie, że stosunki polsko-czeskie były
w
tym czasie jak najgorsze. Pozostawałaby zatem
Emnilda,
matka Mieszka II, córka Dobromira. Kim był
ten
Dobromir, nie wiemy, nie wiemy, z jakiego kraju
słowiańskiego
pochodził, nie wiemy, gdzie leżeć mogło
jego
państewko 32. To jedno da się powiedzieć, że mię-
dzy
potomstwem bliższym czy dalszym Emnildy nie
przechowało
się echo jej pochodzenia, np. w używaniu
choćby
imienia jej ojca. Samo imię Emnildy wska-
zywałoby,
że pochodziła ona z takich stron Słowiań-
szczyzny,
gdzie musiały sięgać wpływy chrześcijańskie
32
St. ZaterzeWski Bolestaw Cfarobry Wielki s. 66, wy-
raża
przypuszczenie, że Dobromir mógł być ostatnim księciem
Milczan,
nie wyklucza także możliwości jego pochodzenia od
Przemyślidów
czy Sławnikowiców. Są to przypuszczania,
które
niczym nie dadzą się poprzeć; co się tyczy związku
z
Przemyślidami czy Sławnikowicamii, to chybaby taki szcze-
gół
podkreśliły żywoty św. Wojciecha. Między wcale liczny-
mi
limionami znanymi nam braci św. Wojciecha nie ma imie-
niia
Kazimierza. M.
Gumplowioz, Żur Geschichte Polens im
Mittelalter.
Zwęź kritische Untersuchungen uber die Chronik
des
Balduin Gallus Innsbruck 1896 s. 67, 68, wywodzi ten
autor
Dobromjina z rodu Nałęczów, oczywiście bez jakiejkol-
wiek
podstawy.
618
Imiona piastowskie
niemieckie.
Gdyby pochodziła z Rusi czy Bałkanów,
przyniosłaby
sobie inne imię, o innym brzmieniu,
chociażby
greckie, nie niemieckie. Ale bądź co bądź
nie
jesteśmy w możności stwierdzić, czy przypadkiem
w
rodzie Dobromira nie było w użyciu imienia Ka-
zimierz.
Można zwrócić uwagę, że forma imienia
Kazimierz
jest zbliżona do formy imienia Dobromir.
Imiona
z końcówką na mir nie są obce całej Sło-
wiańszczyźnie,
nie są obce też i Polsce33, częste są
na
terenie serbsko-chorwacko-słoweńskim i może tam,
gdzieś
na południowym zachodzie, należałoby szukać
ojczyzny
Emnildy, a zatem może i pochodzenia imie-
nia
Kazimierza. W każdym razie imię to musiało być J
uważane
przez cały wiek w dynastii jako pewnego rodzaju nowość i
naleciałość. Nikt z synów Odno- i|
wiciela,
a było ich czterech, nie otrzymał tego imie-
nia.
Nie nosiła go też i następna generacja. Dopiero
wśród
licznego potomstwa Bolesława Krzywoustego,
zatem
po upływie stulecia, spotykamy znowu dwu
synów
noszących to imięs4. Ta wstrzemięźliwość
świadczyłaby,
że było ono świeżym nabytkiem dy-
nastii,
może nawet obco brzmiącym uchu współczesnych, że były jakieś
zastrzeżenia czy wątpliwości,
by
raz użyte imię powtórzyć. Ta druga jednak próba
38
W. Baszyctei Najdawniejsze polskie imiona osobowe
RAUfilo.1.
1925/62, który wymierna 46 imion z tą końcówką,
por.
J. Otrębski O najdawniejszych imionach osobowych
Rozpr.
i materiały Wydz. I Tow. Przyj.
Nauk w Wilnie VI
z.
2 1935.
si
O. Balzer Genealogia tabl. III 14, 22, por. St. Kętrzyń-
ski
Na marginesie “Genealogii Piastów", s. 204 (44) n.,
uwagi
tyczące
się starszego Kazimierza, syna Bolesława Krzywou-
Imiona zasadnicze
619
powiodła
się: dzięki osobistości Kazimierza Sprawied-
liwego,
dzięki zapewne i portretowi jego, skreślone-
mu
przez mistrza Wincentego w jego kronice, imię
to
zyskało uznanie, utrzymało się, a przez osobę Ka-
zimierza
Wielkiego zostało przekazane dynastii ja-
~
giellońskiej i rodzinie
Wazów.
Po
r. 1040 urodził się Kazimierzowi Odnowicie-
lowi
syn, który otrzymał imię Władysława35. I to
imię
spotykamy po raz pierwszy w rodzie piastow-
skim.
W ciągu zatem prawie stu lat poprzednich,
w
obrębie czterech generacji, nie udało się stwierdzić,
aby
było ono kiedykolwiek użyte. Forma imienia
Władysław,
a właściwie Włodzisław, wydaje się
brzmieć
wcale poprawnie po polsku, mimo to nasuwa
się
podejrzenie, że i to imię jest zapożyczeniem,
nowością
tu po raz pierwszy zastosowaną, i to no-
wością
może również obcego, niepolskiego pochodze-
nia.
Jest rzeczą zastanowienia godną, że równocześnie
niemal
(dokładna data nie da się ustalić) rodzi się
w
Polsce Beli węgierskiemu i jego żonie, siostrze
Odnowiciela,
syn, który otrzymuje również imię
Władysława.
Jest to przyszły król węgierski, św. Wła-
dysław.
Wydawałoby się najprostszym przypuszcze-
nie,
że brat i siostra dwom synom swoim, mniej
więcej
współcześnie urodzonym, nadali to samo imię
polskie,
zgodnie z ich tradycją rodową, piastowską.
Ale
sprawa nie jest tak prosta, jak się wydaje, bo
okazuje
się, że już w końcu X w. był w rodzie
Arpadów
taki Władysław, a mianowicie stryj Beli,
35
O. Balzer, Genealogia tabl. II,
daje Władysławowi
Hermanowi
jako datę urodzin, r. 1040. Z powodów, o których
mówię
na innym miejscu, przesuwam tę datę na caas nieco
późniejszy,
rok 1041 co najwcześniej.
820
Inworea-:piastowskie
tzw.
car Władysław Łysy. Ten Władysław był Wę-
grem,
a to znowu nasuwałoby podejrzenie, że św. Wła-
dysław
nie otrzymał swego imienia po rodzie matki,
lecz
po. swym dziadzie stryjecznym, a Władysław
Herman
nosi imię pożyczone od Arpadów, dlatego
że
Kazimierz był z tą dynastią związany przez swą
siostrę.
Ale sprawa komplikuje się tym jeszcze, że
Wedle
opinii niektórych badaczy, słabo zresztą ugrun-r
towanej,
matką owego Władysława Łysego miała być
Adelaida,
córka Mieszka I 36, tak iż można by przy-
puszczać,
że to ona przekazała to imię rodowe synowi,
a
św. Władysław nosi je po swym dziadzie stryjecz-
nym,
Władysław Herman zaś nosi je zgodnie z tra-
dycją
rodową piastowską, może przypomnianą Kazi-
mierzowi
przez Belę.
Ale
szczegóły genealogicznych związków pierwszych
Arpadów
są tak niejasne i przedstawiają tyle wąt-
pliwości,
że trudno by było uznać pochodzenie Wła-
dysława
Łysego od Adelaidy jako rzecz prawdopo-
dobną.
Raczej wydaje się ono nadzwyczaj wątpliwe.
:I
dlatego nasuwa się inna możliwość: imię Władysław
mogło
się dostać do Arpadów inną jakąś drogą, przez
ich
związki z jakąś dynastyczną rodziną słowiańską,
czy
to siedzącą na jakimś ksiąstewku na terytorium
samych
Węgier, czy może gdzieś w pobliżu Węgier,
i
że tą drogą, przez pośrednictwo węgierskie, imię
to
już przyjęte w dynastii Arpadów dostało się do
Piastów.
Przypomnieć tu należy, że w r. 1018 został
zamordowany
car, król bułgarski Władysław, noszący
imię
Jana, tak iż imię tego brzmienia było znane
na
Bałkanach. Z Bałkanami miała coś widocznie do
36 St. Zakrzewgki Bolesław Chrobry Wielki s. 402.
Imiona- zasadnicze
621
czynienia
w przeszłości rodzina Beli — świadczy
o
tym przydomek cara, który nosi Władysław Łysy,
świadczy
o tym imię ojca Beli Wasul, czyli Bazyli,
prowadzące
wprost na Bałkany czy do Bizancjum.
W
tym świetle wydaje mi się, że imię to dostało się
w
X w. do dynastii Arpadów przez jakieś związki
-z
rodami
dynastycznymi bałkańskimi, a przez pośred-
nictwo
Arpadów weszło do dynastii piastowskiej. Wy-
daje
mi się to bardziej prawdopodobne, niżby imię
to
z Polski miało się dostać na Węgry, a analogiczne
imię
w Bułgarii pozostawało bez żadnego związku
ze
zjawieniem się go u cara Władysława Łysego.
I
ono zatem jest raczej imieniem nabytym, niż-
byśmy
je mogli uważać za piastowskie 37. W przeci-
wieństwie
do imienia Kazimierza weszło ono dość
szybko
w użycie w rodzie piastowskim. Zaraz Bolesław
Krzywousty
w lat parę po śmierci Hermana daje je
• swemu
najstarszemu synowi, a chociaż później nie
jest
zbyt częste, nabiera na sile i powadze osobą
Władysława
Łokietka.
Tak
więc jako niewątpliwie rodowe imiona pia-
stowskie
uważać możemy imiona Ziemowita, Leszka,
Ziemomysła,
a zapewne i Mieszka, inne, Bolesława,
Kazimierza
i Władysława — będą imionami nabytymi.
37
przy pogłębieniu tego problemu należałoby wziąć pod
uwagę
także nazwy miejscowe, wywodzące się od imion Ka-
zimierza
i Władysława, jaK. Włodzisław, Włocławek. Czyżby
były
to twory późniejsze, Władysława Hermana? Późność
Włocławka
mogłaby objaśniać sprawę biskupstwa kruszwic-
kiego.
Co się tyczy miejscowości Kazimierz w XI w., to wiąże
się
ich- powstanie bez zastrzeżeń z osobą Kazimierza Odno-
wiciela;
por. T. Wojciechowski
Szkice historyczne Xl w.,
Indeks,
pod Kazimierz miasto.
ZZJ
loża
tymi siedmioma imionami, które nie pojawiają
się
w Polsce poza rodem piastowskim38, są wśród
męskich
potomków dynastii w użyciu jeszcze inne
imiona,
noszące charakter wyjątków od ogólnie przy-
jętej
zasady. I one są imionami nabytymi, występują
najczęściej
raz jeden, dopiero w późniejszych cza-
sach
zdarza się, że imię takie zyskuje większą popu-
ss
Wypadków, użycia jednego z tych imion poza
rodem
piastowskimi znanych jest dużso, wszystkie jednak poza
granicami
Polski i wyłącznie w rodach panujących. Imię
Władysława
jest częste u Arpadów, sporadycznie trafia się
u
Przemyślidów. Poza Bolesławami czeskimi, Przemyślidami,.
znany
jest Bolesław szwedzki, syn Rychezy, wnuk Krzywou-
stego;
por. Wł. Semkowicz Sprawa sw. Stanisława w świetle-
nowego
źródła ikonograficznego. Księga Balzera II 1925 s. 31..
Dalej
znamy Ziemomysła pomorskiego z r. 1046 — w drugiej
połowie
XII w. dwu książąt pomorskich Kazimierzów, wresz-
cie
w XIV w. Kazka szczecińskiego, wnuka Kazimierza Wiel-
kiego.
Imiono wyjątlwwe
623
larność
w tej czy innej gałęzi rodu, np. imiona Hen-
ryka,
Konrada, Przemyśla.
Imiona
te dzielą się na dwie grupy, omawiane
oddzielnie,
pochodzenia polskiego i obcego; obce były
prawie
bez wyjątku zapożyczone z Niemiec.
Zaraz
w pierwszym pokoleniu między synami
Ziemomysła
jest jeden noszący imię Cidebur 39.
Imię
takiego brzmienia nie jest znane w Polsce,
będzie
ono zatem zniekształcone w przekazie Thiet-
mara
40. Najbliższym formą znanym i używanym
w
Polsce imieniem jest imię Czcibor albo Ścibor, i tak
je
zwykle rozwiązują u nas badacze, np. O. Balzer.
Czy
imię to może być rodowym Piastów, trudno,
ocenić,
bo poza tym jedynym wypadkiem nie pow-
tórzy
się ono więcej, raczej należałoby je uważać za
pożyczone,
może wedle zwyczajów rodu matki owego
Cidebura.
Imiona Ścibor i Czcibor nie są w Polsce
zbyt
częste, ale są używane w warstwie rycerskiej 41.
Nb.
jeżeli Cidebur jest Ścibor lub Czcibor, to cyto-
wana
parę wierszy niżej miejscowość Cidini mogłaby
brzmieć
Trzciny lub podobnie i w tym kierunku
może
należałoby zrobić poszukiwania, istnienie w X w.
miejscowości
Zehden-Cydzyna, która ma być iden-
tyczna
z Cidini, wydaje mi się bardzo wątpliwe.
Inne
imię pojawi się w Polsce dopiero w szóstej
generacji
jako imię nieślubnego syna Władysława
88 O. Balzer Genealogia tabl. I 4.
w Lib. II c. 29.
41
W. Taszycki Najdawniejsze polskie Imiona, Słownik.
Przypomnieć
też warto, że w r. 858 został zamordowany Czci-
bor,
książę serbsko-łużycki. Mogłoby więc i to imię
naszego
Czcibora
być spadkiem po jakimś związku z dynastią
książąt
serbsko-łużyckich.
62*
Imiona piastowskie
Hermana,
Zbigniewa. Cokolwiek można by powiedzieć
na
temat prawości aspiracji Zbigniewa do równo-
rzędności
jego z bratem42, to nadanie mu takiego
imienia,
formy niedynastycznej, używanego w rodach
rycerskich
polskich, świadczy, że syn ten był uważany
-od
początku za stojącego poza nawiasem rodu. Imię
to
otrzymał Zbigniew zapewne wedle zwyczajów ro-
dowych
matki.
Oba
powyższe imiona, Cidebura i Zbigniewa, wy- l
różniają
się od grupy wyżej omówionej, że były one i
używane
w rozmaitych rodach rycerskich polskich, |
częściowo
mogły być one nawet związane z pewnymi |
rodami.
Nie
sposób tu nie poruszyć zagadnienia rzekomego
syna
Mieszka II — Bolesława. Już bardzo dawno
wyraziłem
zastrzeżenie 4S tyczące się tak pięknie
pomyślanej
hipotezy T. Wojciechowskiego44, zbyt
łatwo
przyjętej przez Q. Balzera 45, o istnieniu ta-
kiego
syna Mieszka II. Trudno by było przyjąć, by
dziecku
zrodzonemu ze związku pozamałżeńskiego
dano,
za życia przecież Chrobrego, imię, które nosił
senior
rodu. Cokolwiek by można było powiedzieć
o
młodości tego imienia, noszonego dopiero przez
Imiona wyjątkowe
625
42
R. Gródecki Zbigniew książę polski. Studia staropol-
skie
Kraków 1927 passiim.
43
St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel RAUhf 1899/38
s.
362 (72) n. “ ,-.... "
44
T.. Wojcieohowski O Kazimierzu Mnichu Pam. AUhf
1885/5.
45
O. Balzer Genealogia s. 78 n. Tu dorzucić można, że
gdyby
KaBimiierz takiego swego rzekomego brata unieszko-
dliwił,
to wątpić można, by imię jego dał swemu synowi,
i
to najstarszemu. , ,
pierwszego
Piastowica, to jednak było to imię głowy
rodu,
panującego, odziedziczone po książętach cze-
skich,
zatem udostojnione godnością książęcą. Zapewne
tak
jak Zbigniewowi nie dano żadnego imienia spo-
śród
imion używanych przez prawowitych Piastów,
tak
i temu dziecku znalezionoby inne, odpowiednie.
dla
niego. Ten jeden argument w moim zrozumieniu
jest
wystarczająco silny, by podkreślić nieprawdopo-
dobieństwo
kryjące się w tej jak zawsze niezwykle
zręcznej
i pociągającej interpretacji bardzo późnych,
bo
z końca XIV w. pochodzących tekstów, zużytko-
wanych
przez T. Wojciechowskiego. To, co powiem.
jeszcze
poniżej o imieniu Bezpryma, może też po-
służyć
jako pewnego rodzaju objaśnienie.
Gdyby
jednak komuś nie przemawiały do przeko-
nania
wywody sprzeciwiające się tezie T. Wojciechow-
skiego,
to jest, gdyby ktoś przyjął, że przekaz z końca
XIV
w. o istnieniu Bolesława, brata Kazimierza
Odnowiciela,
oparty jest na realnych, niewzruszo-
nych
podstawach, to można by ze względu na imię
myśleć
o jakimś synu zrodzonym w legalnym, uzna-
nym
małżeństwie Mieszka II z nie znaną nam oczy-
wiście
żoną. W tym wypadku byłoby to zatem jego
pierwsze
małżeństwo zawarte przed r. 1013. Żenił
się
Mieszko z Rychezą w wieku lat 23, nie późno,
ale
i nie tak wcześnie, by jakieś małżeństwo, np. około
r.
1008, nie było do pomyślenia.
Jest
jeszcze jedno imię, słowiańskie co prawda,,
lecz
w danym wypadku chyba niepolskiego pocho-
dzenia,
zatem również przybrane, które raz jedyny
pojawia
się w rodzie piastowskim, i to bardzo wcze-
śnie.
Jest to Swiętopełk, syn Mieszka I i Ody, uro-
40 Polska X — XI wieku
626
Imiona piastowskie
dzony
rychło po r. 980 4e. Już St. Zakrzewski wyraził
zdanie,
że imię to przypomniano sobie jako spadek
po
państwie i dynastii wielkomorawskiej. Sądzi on,
że
musiały istnieć niegdyś, w jednym z poprzednich
pokoleń,
bliższe związki między Piastowicami "a Moj-
mirowicami,
i dlatego daje on dziadowi Mieszka I,
Leszkowi,
jako żonę córkę Swiętopełka 47. Siad jest
oczywiście
bardzo nieznaczny, o pozytywny dowód
silić
się trudno. Jedno, co można uważać za rzecz
wysoce
prawdopodobną, jest to, że w lat prawie osiem-
dziesiąt
po zniknięciu Państwa Wielkomorawskiego żyły
-na
dworze polskim jakieś wcale wyraźne tradycje
wielkomorawskie,
jakieś wspomnienia bliższych związ-
ków
łączących obie dynastie.
W tym świetle byłoby rzeczą godną rozważenia;
że
rzekome pogaństwo naszych najdawniejszych Pia-
stów
nie było taką niezwalczoną przeszkodą do utrzy-
mywania
stosunków z dworami chrześcijańskimi.
Mogły
wpływy chrześcijaństwa mieć dostęp do dworu
i
dynastii głęboko przed datą urzędowego przyjęcia
chrztu
przez Mieszka I, daty i faktu oplecionych
w
początkach w. XII legendą, spoza której dość już
trudno
wydobyć istotne, pozytywne ziarna prawdy.
Sądzę
raczej, że urzędową datę przyjęcia chrztu,
końcową
datę długiej ewolucji, poprzedziła wiekowa
praca
dynastii, praca systematycznie burzonego po-
rządku
pogańskiego, odbierania mu podstaw wpływów
i
tą drogą powolnego przystosowywania i przygoto-
48 Tamże tabl. I 11.
47
St. Zakrzewski Bolestaw Chrobry Wielki s. 72 tabl.
geneal.
Jmiofta wyjątkowe
627
wywania
społeczeństwa do nowych warunków; Ni-
welowanie
ustroju plemiennego musiało iść w parze
z
rozbijaniem kultu pogańskiego, a z osłabieniem
go
tworzyły się warunki do przyjęcia chrześcijaństwa.
Mogło
tu nawet nie brakować takich epizodów, jakie
spotykamy
u Skandy na wów czy Słowian zachodnich,
przyjmowania chrześcijaństwa i rychłego go porzu-
cania.
Chrześcijaństwo mogło wcześnie zawitać na
dwór
piastowski, tak jak zawitało do księcia Wiślan.
Ale
mogło być i porzucane.
A
w tych okolicznościach małżeństwo z księż-
niczką
wielkomorawską w chrześcijaństwie wycho-
waną
nie wydaje się niemożliwe, tym bardziej, jeżeli,
jak
głosi legenda, Dobrawa wyszła za mąż za po-
ganina.
Jeżeli nie było bezwarunkowej pewności,
czy
poganin ten przyjmie chrzest, czy nie, i jeżeli
książę
czeski nie wahał się wydać zań swej córki,
to
tym więcej i Swiętopełk mógł nie żywić takich
skrupułów.
Imię
zatem Swiętopełka świadczy" nie tylko, że
żyły
w końcu X w. tradycje Wielkich Moraw na
dworze
Mieszkowym, ale i o tym, że w końcu IX w.
musiał
być jeden z przodków Mieszka już potężnym
władcą,
skoro książę wielkomorawski utrzymywał
z
nim stosunki, i to, jak się zdaje, stosunki rodzinne.
Świadczy
to też o tym, że pewne elementy religijne
chrześcijańskie,
a z nimi polityczne i kulturalne,
takimi
drogami mogły i musiały już wtedy przenikać
i
być wchłaniane przez dwór i dynastię.
Na
imieniu Swiętopełka wyczerpuje się zasób
imion
męskich polskich czy też słowiańskiego pier-
wiastka,
używanych do końca XI w. w dynastii pia-
ło*
628
Imiona.- piastowskie
stowskiej.
Spotykamy później w XIII w. w linii
Wielkopolskiej,
pod wpływem niewątpliwie czeskim,
Przemysłów,
pod tym wpływem zjawi się później
w
linii mazowieckiej imię. Wacław. Tam pojawią się
jeszcze
Trojdeny, Janusze i Stanisławy, bez szerszego
zastosowania.
IV
Ale
posiadamy w rodzie piastowskim wiele wy-
padków
użycia imion obcych, które zjawiają się
wcześnie,
bo już -w X w. W imionach tego rodzaju
odbijają
się czasami wpływy polityczne, zwykle dość
przejrzyste,
czasami znowu, co jest wielokrotnie dużo
ciekawsze,
pewne wpływy kultowe świadczące nieraz
o
dalekich i rozgałęzionych związkach ówczesnej
Polski
i dworu z pewnymi ośrodkami życia kościel-
nego,
o czym na innych drogach zwykle nie osiągamy
wiadomości
bądź bardzo nikłe i niedostateczne. Dla-
tego
też tym sposobem uzyskiwane wskazówki, często
ułamkowe,
mogą mieć niejednokrotnie pewną, czasami
całkiem
niespodziewanie poważną i wyrazistą wymowę.
W
ten sposób niektóre imiona używane w rodzie
piastowskim
objaśnić nas mogą o wpływach, którym
ulegały
dwór i dynastia w zaraniu naszych dziejów.
Zaraz
pomiędzy synami Mieszka I zrodzonymi
z
Ody spotykamy imię Lamberta. Rzadkie to imię
powtórzy
się raz jeszcze, gdyż i syn Chrobrego,
630
Imiona piastowskie
urodzony
w r. 990, Mieszko II, nosi drugie imię
Lamberta
48 Zwrócić tu należy uwagę, że Bolesław
Chrobry,
który nie żywił sympatii ani życzliwości
dla
macochy i braci przyrodnich, nie wahał się dać
tego
imienia synowi, imienia, które nosił już jego
rywal,
młodszy brat przyrodni. Znaczy to, że przy
nadawaniu
tego imienia nie odgrywały roli względy
osobiste,
lecz że w ostatnich dziesięcioleciach X w.
był
głębiej zakorzeniony w dynastii kult św. Lam-
berta
i że dla szczególnej czci, którą żywiła dynastia
dla
tego świętego, imię to nadawano potomkom. Kult
ten
musiał być szczególnie silny, skoro córka Mie-
szka
I dała synowi swemu Kanutowi imię Lamberta
a
córka Mieszka II Lamberta, żona węgierskiego Beli,
ma
także syna Lamberta. Zamiłowanie do tego imie-
nia
i cztery wypadki użycia go w najbliższej rodzinie
świadczą,
ze opierać się ono musiało tylko na kulcie
tego
świętego.
Lambert, biskup Maestrichtu, umęczony w r. 696 49, :
spoczywał
w Leodium, które się stało ośrodkiem jego
kultu,
czemu też ono zawdzięczało w znacznej mierze -
swój
rozwój- i znaczenie. W drugiej połowie X w.
kwitła
tam znakomita szkoła, kwitły nauki i litera-
tura,
sztuka i architektura. Wielu wybitnych duchow-
nych
niemieckich wyszło ze szkoły leodyjskiej,
a
Leodium było równocześnie jednym z najżywszych
ośrodków
ascetycznego kierunku reformy benedyk-
tyńskiej.
Można się zatem domyślać, że zapewne ktoś
silnie
związany z Leodium bądź stamtąd pochodzący
lub
przynajmniej stamtąd przybyły, przesiąknięty
48
O. Balzer Genealogia tabl. I.
48
Data niepewna, por. Analeota Bollandiana XIII s. 173;
XIV s. 198.
Imiona obce
631
kultem
św. Lamberta, przeniósł go z Leodium do
Polski.
Z tego wynikałoby, że kult tego świętego
musiał
być silnie zaszczepiony w dynastii na wiele
lat
przed urodzeniem się Lamberta, syna Mieszka I,
tj.
przed r. 980, to znaczy, że jest on prawie równo-
czesny
z urzędowym przyjęciem chrześcijaństwa. Dy-
nastia
uważała widocznie św. Lamberta za swego
szczególniejszego
patrona; był więc ktoś, kto ten kult
wprowadził
i silnie rozwinął 50. Byłoby to zatem
w
obecnym stanie badań nad pierwotnymi dziejami
kościoła
w Polsce zapewne najstarsze środowisko,
które
można posądzać o bliższy związek z Polską
i
jej organizacją kościelną. Byłby to wreszcie ośrodek,
który
te stosunki utrzymywał bardzo długo, bo do
końca
prawie XII wieku.
50
Myśl o kulcie św. Lamberta rzucił swego czasu Wł.
Abraham
Organizacja kościoła w Polsce do połowy XII wie-
ku,
jak również A. Parczewski Początki chrystianizmu w Pol-
•
sce i misja irlandzka Rocz. Tow. Przyj. Nauk Pozn. XXIX,
bez
dostatecznego jednak nacisku na znaczenie tego faktu i
bez
stwierdzenia
płynących stąd następstw i konsekwencji. Pewne
akcenty
niedowierzania, “eine ebenso unsicbere Hypothese",
które
wyraża P. Kehr, Das Erzbistum Magdeburg wid die
erste
Organisation der christlichen Kirche in Polen. Abh.
d.
preuss.
Ak. d. Wissensch. Phil.
Hist. Kl. l, Berlin
1920 s. 5,
nie
wydają mi się usprawiedliwione, są raczej wynikiem
innego
nastawienia tego uczonego, przyzwyczajonego dla X w.
do
korzystania ze względnie bogatych źródeł niemieckich
czy
zachodnioeuropejskich,
gdy my dla X czy XI w. nie możemy
pogardzać
najmniejszą wskazówką. W wielu wypadkach nie
pozwala
na to pozytywne stwierdzenie, ale zawsze daje nam
możność
mówienia nieraz o dużym prawdopodobieństwie, co
samo
przez się jest już pewną zdobyczą. Wiele zaś
takich
stwierdzonych
prawdopodobieństw. Wiążących się ze sobą,
może
już dawać podstawę dość silną dla pewnych stwierdzeń
czy
uogólnień.
632
Imiona piastowskie
Bo
jeżeli chodzi o wpływy kościelne, to dla X w.
znamy
dziś następujące fakty świadczące o krzyżo-
waniu
się na terytorium polskim takich częściowo
rozbieżnych
czynników. Jednym jest sprawa kultu
św.
Lamberta, wskazująca na wpływy leodyjskie, ina-
czej
mówiąc kolońsko-leodyjskie, z okolic dolnego
Renu,
Mozy i Śkaldy. Wczesność śladów tego kultu po-
zwala
sądzić, że wpływy te przybyły do Polski współ-
cześnie
z biskupem Jordanem i pod jego opieką roz-
winęły
się na dworze i w dynastii. Drugim takim
faktem
jest znany, lubo dotąd raczej ze strony ane-
gdotycznej
traktowany cud św. Udairyka. W opisie
tego
cudu powiedziano, że dux Wandalorum Mieszko,
raniony
zatrutą strzałą, uczynił w obawie utraty
życia
ślub św. Udairykowi przez ofiarowanie mu
votum
ze srebrnej ręki. Mieszko następnie za łaską
św.
Udairyka cudownie wyzdrowiał. Otóż w tym
interesującym
opowiadaniu jest rzeczą najistotniejszą
.stwierdzenie
istnienia na dworze książęcym tak •
wczesnego
śladu kultu św. Udairyka. W lat kilka-
naście
zaledwie po przyjęciu chrześcijaństwa zwraca
się
Mieszko do chrześcijańskiego cudotwórcy, i to
do
takiego, który dopiero od bardzo niedawna był
przedmiotem
modłów i czci wiernych, a który do-
piero
po śmierci Mieszka I miał być kanonizowany.
Udałryk
bowiem był biskupem augsburskim od r. 924,
zmarł
zaś 4 lipca 973 r., zatem przez prawie pół
wieku
rządził tą szwabską diecezją. Dzielnie bronił
Augsburga
w r. 955 przed Madziarami w przeddzień
pamiętnej
bitwy, zmarł in odore sanctitatis i w r. 993
został
ogłoszony świętym. Otóż jest rzeczą szczególnie
ciekawą,
skąd Mieszko I mógł coś wiedzieć o Udal-
ryku
i kto mógł zagrożonemu księciu podsunąć myśl
Imiona obce
633
oddania
się pod opiekę tego świątobliwego, zmarłego
niedawno
biskupa. Trudno przypuścić, by Mieszko.
sam
znał Udairyka, by sam żywił dla niego cześć
i
nabożeństwo, aby sam wpadł na myśl odwołania
się
do jego opieki. Musieli być zatem w najbliższym
otoczeniu
Mieszka ludzie, którzy znali Udairyka, któ-
rzy
mieli do niego kult i żywili przekonanie, że ten
pobożny
biskup może działać cuda. Oni zatem repre-
zentowali
opinię bawarsko-szwabską o Udairyku i oni
przynieśli
na dwór książęcy zawiązki kultu dla tego
świętego.
Musieli się przeto w tym czasie znajdować
na
dworze Mieszka I duchowni z południowych Nie-
miec,
ze Szwabii czy Bawarii, zapewne więc tacy,
którzy
przybyli do Polski za pośrednictwem czeskim,
a
więc prawdopodobnie za pośrednictwem dworu
czeskiego
i Dobrawy. Działania jakichś wpływów
czeskich
dowodziłby nie tylko kierunek południowo-
zachodni,
prowadzący przez Czechy i Pragę, ale
i
szczególne nabożeństwo dynastii czeskiej do św. Udai-
ryka,
bo czeski książę Udałryk nosił swe imię chyba
dla
pamięci tego biskupa. To pozwalałoby nam może
na
określenie ram chronologicznych tego zdarzenia,
musiało
ono nastąpić po śmierci biskupa Udairyka,
a
zapewne przed zgonem Dobrawy, więc w obrębie
lat
973 i 977. Po roku 977 obecność na dworze du-
chownych
związanych z Dobrawą i wpływami czeski-
mi
staje się z każdym rokiem, w miarę rosnącego
naprężenia
polsko-czeskiego, mniej prawdopodobna.
Należy
tu wziąć pod uwagę, że z chwilą ustano-
wienia
biskupstwa praskiego (973 — 975) rosnąć mu-
szą
w Czechach wpływy mogunckie, gdy zaczynają
się
zmniejszać wpływy kościelne południowoniemiec-
kie.
Tak zatem i ten objaw kultu św. Udairyka jest
fi34
Imiona piastowskie
zjawiskiem
bardzo Wczesnym, wskazującym na jakieś
bliższe
w początkach samych stosunki kościelne
między
- Polską, Czechami a południowymi Niemca-
mi
51. Te bawarskie strony Niemiec, np. Ratyzbona,
,
wywierają i później pewne wpływy w Polsce, przede
wszystkim
w tych okresach, kiedy były bliższe sto-
sunki
Polski z Czechami, np. za czasów Władysława
Hermana
52.
Trzecia
fala wpływów kościelnych, z wybitniej-
szym
jednak charakterem politycznym, zaznaczy się
po
r. 982, kiedy następcą biskupa Jordana został
Unger,
zapewne opat klasztoru w Memleben 53. Z tych
stron
pochodził także Reinbern. Byłaby to zatem
ekspozytura
interesów saskich, magdeburskich. Wresz-
cie
do samego końca X w., zatem już w czasy Bole-
sława
Chrobrego, należą stosunki z kołami eremickimi
św.
Romualda i stosunki zapewne już po śmierci
św.
Wojciecha, które, przez Gaudentego i Astryka
wiążą
Polskę z opactwem św. Bonifacego i Aleksego
na
Awentynie w Rzymie. Są to więc liczniejsze roz-
maite
kierunki, które krzyżują się na ziemiach Polski
w
czasach Mieszka I; z nich niewątpliwie najsilniejszy,
najbardziej
trwały okazał się ten, który pochodząc
z
Leodium zaszczepił w dynastii kult św. Lamberta
5-4.
61
MGH SS IV is. 423. Tekst
cudu przedrukowany u Z.
Wojciechowskiego,
Polska nad Wisłą i Odrą, s. 137.
:
B2 A. Parczewski Początki chrystianizmu s. 34—38.
53
Z. Wojciechowski Polska nad Wisłą i Odrą s.
180 uw.
189,
gdzie podana literatura.
64
Nie poruszam tu sprawy dawniej wysuwanej, stosun-
ków
Polski z Nową Korb e j ą, co utrzymywał T. Wojciechowski
O
rocznikach polskich X—XI wieku Pam. AUhf 1880/4,
czy
z Fuldą, za którą oświadczał się Wł. Abraham Organi-
zacja.
Późniejsze badania nad rocznikami, przesuwając ich
, Imiona obce
635
Leodium należało do prowincji kościelnej koloń-
•skiej,
a w Kolonii był, w chwili kiedy się zjawia na
widowni
dziejowej Mieszko I, arcybiskupem Bruno,
brat
Ottona I. Zmarł on jednak 11 października 966,
tak
iż trudno by było go posądzać, by mógł on odegrać
jakąś
większą i poważniejszą rolę w tym czasie,
-w
stosunkach z Polską, w sprawie przejścia Polski
i
dynastii na chrześcijaństwo, jak w sprawie orga-
nizowania
kościoła w Polsce. Biskupem leodyjskim
był
w owym czasie Ewraker, ale i o nim nic nie
wiadomo,
by miał jakie stosunki i ze słowiańskim
Wschodem
i Polską. Późna legenda XIV w. twier-
dziła
co prawda, że biskup ten był Polakiem, synem
polskiego
księcia i księżniczki saskiej 55, legenda cie-
kawa
i interesująca, ale mająca chyba mało podstawy,
prócz
może jakichś wspomnień dawnych żywych
i
bliskich stosunków biskupstwa leodyjskiego z Pol-
ską.
Imię zaś pierwszego polskiego biskupa, którego
można
posądzać, że się bliżej otarł o kult św. Lam-
berta,
może być tu pewnym objaśnieniem przy dużych
jednak
zastrzeżeniach. Imię Jordan jest tak rzadkie °6,
że
w spisach biskupów niemieckich X i XI w. takiego
imienia
czy do tego rodzaju grupy imion należącego
źródła
do Dijon (Peribach) i w czasy nieco późniejsze (P. Da-
vid),
usunęły zarówno Nową Korbeję, jak Fuldę z zakresu
poszukiwań.
Nie wiem, czy ślady stosunków z Nową Ko.r-
beją
nie dałyby się jeszcze odświeżyć przez dokładniejsze
zbadanie
przeszłości Krobi, której ciekawią nazwa wskazywa-
łaby
na Korbeję i na istnienie tam niegdyś jakiejś osady
be-
nedyktyńskiej,
-oczywiście X lub początków XI wieku. •- -
55
A. Parczewski Początki chrystianizmu s. 42, gdzie
cytat
z kroniki Jana de Preis.
56
Por. Wł. Abraham, Organizacja s. 34, wskazuje za-
chodnie
Niemcy, Francję lub Włochy.
636
Imionfl piastowskie
nie
spotykamy. Badacze niemieccy co prawda uznają
jako
pewnik sam przez się nie wymagający dowodu,
że
biskup Jordan mógł być tylko Niemcem. Ale
gdyby
z Niemiec pochodził, nosiłby jak wszyscy nie-
mieccy
biskupi imię niemieckie. Raczej jednak tego
rodzaju
imię, biblijnego pochodzenia, wskazywałoby
na
mnicha anglosaskiego czy iryjskiego, gdzie bywały
w
użyciu tego rodzaju imiona. To nie wyklucza oczy-
wiście,
by Jordan nie -mógł być bliżej związany
z
Leodium i św. Lambertem, gdyż diecezja leodyjska
była
wybitnym terenem działalności mnichów iryj-
skich
B. W każdym razie usadowienie się kultu
św.
Lamberta w Polsce na dworze Mieszka I przy-
paść
musi na okres rządów biskupa Jordana i z nim
pozostaje
w jakimś związku. Kult tego świętego na
dworze
książęcym nie mógł być obcy temu bisku-
powi
58.
Wolno
sądzić, że już w r. 968, kiedy biskup Jor-
dan
przybył do Polski, zjawił się z nim razem kult
św.
Lamberta. Ale ważniejszą jest sprawa, że Leo-
dium
i Kolonia były stronami, skąd Polska ówczesna
67
A. Parczewski Początki chrystianizmu s. 52.
58
Między cudami św. Lamberta jest jeden, który mógł-
by
nas interesować. A. Parczewski Początki chrystianizmu
s.
53 pisze: “O Odzie, rzekomej córce jednego z królów
szkockich,
a zaliczonej do szeregu świętych irlandzkich pod
dniem
27 lutego, istnieje podanie, że będąc niewidomą, a od-
czuwając
szczególne nabożeństwo do św. Lamberta, przy re-
likwiach
jego w Liege wzrok odzyskała". Otóż narzuca się
myśl,
czy przypadkiem polska legenda o ślepocie Mieszka
nie
wiąże się jakoś z kultem św. Lamberta, albo czy kult
św.
Lamberta u Mieszka nie miał podstawy w jakimś fakcie
uratowania
mu wzroku? Oczywiście sprawdzić tego ni®
sposób.
Imiona obce
637
widocznie
czerpała
siły dla rozwoju swego życia ko-
ścielnego
i kulturalnego, a czerpała je stale, bo na
przestrzeni
dwu wieków możemy śledzić te stosunki.
Ich
trwałość i intensywność upewniają nas tez.
w
przekonaniu, że początków tych stosunków wolno
doszukiwać
się w czasach
Mieszka I i Jordana.
-
O następcy Ewrakera Notkerze, 972—1008, znakomitym biskupie, który
podniósł wysoko sławę
Leodium
w świecie, nie wiadomo nam również, by
łączyły
go jakieś stosunki z Polską, wiemy tylko,
że
w Rzymie poznał się ze św. Wojciechem i zaprzy-
jaźnił
się z nim i że w r. 996 odbywali wspólnie część
podróży
z Rzymu do Niemiec. Możliwość stosunków
ze
słowiańskim Wschodem nie da się wykluczyć 59.
Również
głucho jest w tym czasie o jakichkolwiek
bliższych
stosunkach Kolonii z Polską; nie są co
prawda
do pominięcia pewne stosunki osobiste, które
Bolesław
Chrobry mógł nawiązać z Heribertem, arcy-
9B
Tu można dorzucić bystre spostrzeżenie St. Zakrzewskie-
go
Opactwo benedyktyńskie śś. Bonifacego i Aleksego na Awen-
iynie
w latach 977 — 10S5 RAUhf 1903/45 s. 61: “Przez ten
to
klasztor sw. Bonifacsigo i Aleksego musiał Notker zawią-
zać
bliskie stosunki ze św. "Wojciechem... Stosunki te
Notger
niewątpliwie
rozszerzył na uczniów męczennika i przez nich-
wszedł
prawdopodobnie w bliższe związki z obydwoma kra-
jami
słowiańskimi. Przynajmniej wiemy o uczniu Notgera
Hubaldzie,
że w czasach swej młodości odwiedził Pragę.
(Mignę
Patrologia lat. t. 139 s. 1043, Gęsta episc. Leod: «Qui
(Hubaldus)
postea post Bałdrico (1008—1018) Pragam Boe-
miae
ciyitatem transmissus, cum nonnullis ibidem christia-
nae
religionis documenta dedisset ad nos unia cum maximo
honore
remeavit»). W jakich to się działo bliższych okolicz-
inoślciach,
nie wiemy. Wolno jednak chyba przypuścić, że tak
samo
jak z Czechami, mógł się Notker i jego leodyjski kler
zietknąć
także z Polską".
638
Imiona piastowskie
biskupem
kolońskim a kanclerzem cesarskim,
w
r. 1000. W powrotnej drodze z Gniezna Otto III
zakłada
w Akwizgranie, zatem w diecezji leodyjskiej,
a
prowincji kościelnej kolońskiej, kościół i klasztor
pod
wezwaniem św. Wojciecha, co mogło się dziać
tylko
przy współudziale Heriberta jako arcybiskupa
i
Notkera jako pasterza diecezji leodyjskiej, a co
musiało
ze względu na kult św. Wojciecha wielce in-
teresować
kościół polski, Radyma-Gaudentego,
a
przede wszystkim Bolesława. Wiadomo zaś, że pod-
róż
z Gniezna do Kolonii i Akwizgranu odbył ra-
zem
z cesarzem, wedle wszelkiego prawdopodobień-
stwa,
sam Bolesław Chrobry. Byłaby tu w tym cza-
sie
sposobność, by Bolesław Chrobry nawiązał na-
wet
bliższe stosunki zarówno z Heribertem, jak
Notkerem.
: : , •
Prześladowania,
którym uległ w początkach rzą-
dów
Henryka II Heribert, mąż całą duszą oddany
ideom
Ottona III, a od początku wrogie stosunki Hen-
ryka
II z Bolesławem Chrobrym mogły być czynnikiem
wzajemnego
podtrzymywania pewnych związków Pol-
ski
i Kolonu, tym więcej że na te strony Niemiec
Chrobry
zwracał bacznie uwagę. Tam, za Renem,
w
Górnej i Dolnej Lotaryngii ogniskowała się opo-
zycja
niemiecka przeciw Henrykowi II, z którą
Chrobry
utrzymywał stosunki. To były strony szcze-
gólnych
wpływów Ezzona Ehrenfrieda,- palatyna Dol-
nej
Lotaryngii, od 1013 r. teścia Mieszka II. Ezzoni-
dzi,
zawsze w opozycji do cesarstwa, zawsze marzący
o
koronie królewskiej, odgrywali tam znaczną rolę,
zarówno
za rządów Henryka II, jak za czasów Kon-
rada
II czy Henryka III. Z tych zatem względów
politycznych
musiała Polska utrzymywać bliższe
Imiona obce
639
i
żywsze stosunki z zareńskimi stronami Niemiec.
W
tych stronach, pod Kolonią, w Brauweiler, za-
kłada
w r. 1024 Ezzo z żoną swą Matyldą, córką
Ottona
II, klasztor pod wezwaniem św. Mikołaja,
a
fundacja ta rodzinna musiała żywo interesować
Mieszka
II i Rychezę. I z tym klasztorem musiała
utrzymywać
Polska bliższe stosunki, o czym świadczy
kronika
tego klasztoru, zawierająca tak cenne wia-
domości
o Mieszku II oraz imię Aarona, przecho-
wane
w jednym z dokumentów Ezzona, pomiędzy
mnichami
w Brauweiler, niewątpliwie identycznego
z
późniejszym biskupem krakowskim 60. Ten Aaron,
z
pochodzenia raczej Anglosas niż Niemiec, był za-
pewne
przez klasztor w Brauweiler bliżej zwią-
zany
z Kolonią, skoro tam wedle tradycji otrzy-
mać
miał paliusz G1. W tych stronach za Renem dzia-
łała
Matylda szwabska, utrzymująca tak serdeczne
stosunki
z Mieszkiem II. Sześć sióstr Rychezy przy-
jęło
welon i zostały mniszkami i ksieniami naj-
znakomitszych
klasztorów w Niemczech, z tych pięć
żyło
na terenie archidiecezji kolońskiej: jedna w Dut-
kirchen,
w klasztorze św. Mateusza i Jana, druga
w
Neuss u P. Marii, trzecia u P. Marii w Kolonii,
czwarta
w Essen, piąta zaś w klasztorze św. Gertrudy
w
Nivelles, w diecezji leodyjskiej. Dalej przez lat
60
F. Pdhorecbi Kilka stów o Aaronie pierwszym opacie.
tynieckim
Kwart. Bist. 1922/36 s. I—10.
i
Lacomblet Vrkundenbuch f. die Gesch. d. Niederrhei-
nes
l s. 179; por. Wł.
Abraham Początki biskupstwa i kapitu-
ły
katedralnej w Krakowie Rocz. krak. VI s. 188; F. Pohorecki
Kilka
słów o Aaronie; St. Kętrzyński O palliuszv. biskupów
polskich
XI wieku RAUhf 1902/43 i tegoż Kazimierz Odnowiciel.
(?40 Imiona piastowskie
prawie
trzydzieści ostatnich swego życia Rycheza
przebywa
częściowo w Kolonii i Brauweiler. Jeżeli
nie
mamy pozytywnych wiadomości, by następcy He-
riberta
czy Notkera utrzymywali jakieś bezpośrednie
stosunki
z Polską, to o takie mamy prawo posądzać
syna
Ezzona, a brata Rychezy, Herimana, od r. 1036
arcybiskupa
kolońskiego. Ten wuj Kazimierza Odno-
wiciela,
który przez lat dwadzieścia rządził Kolonią
i
był arcykanclerzem włoskim Henryka III, a równo-
cześnie
arcykanclerzem papieskim i jednym z najpo-
tężniejszych
czynników cesarstwa, musiał być tym,
który
wielokrotnie użyczał pomocy swemu siostrzeń-
cowi,
zarówno w sprawach politycznych, jak przede
wszystkim
kościelnych. Z jego zapewne poręki Aaron
przybył
do Polski. W tym więc okresie, wolno przy-
puszczać,
musiały być bliskie stosunki z Kolonią,
choćbyśmy
je ograniczyli do stosunków Kazimierza
z
Herimanem, jego braćmi i bratankami, wreszcie
z
Rycheza, i do stosunków kościelnych Aarona.
Jak
kult św. Lamberta jest leodyjskiego pocho-
dzenia,
tak kult św. Gertrudy przyszedł do nas około
r.
1025 z Nivelles 62, a wezwania starych kościołów
na
wzgórzu wawelskim, św. Gereona i śś. Feliksa
i
Adaukta, wskazują na wpływy kolońskie. Stary
kalendarz,
który znajdował się w połowie XI w.
w
posiadaniu katedry krakowskiej, a z którego wy-
pisała
księżna ruska Gertruda swój kalendarz, po-
zostaje
w związku z kalendarzami okolic dolnego
Renu,
zatem też prowincji kościelnej kolońskiej 63.
Relikwie
i kult św. Wawrzyńca, znane w Polsce,
• <2
St. Kętrzyński Codex Gertrudianus.
63
Tamże.
Imiona obce 641
a
związane z Płockiem w XI i XII w., pochodzić
mogły
z Leodium °4. Jeszcze w końcu XI w. słyszymy,
że
biskupstwo krakowskie utrzymuje jakieś bliższe
stosunki
z Kolonią 65, a już w początkach XII w.
wiemy
o stosunkach kupców kolońskich z Polską 66.
Zapewne
Tyniec wiąże się gdzieś z tymi stronami,
z
Leodium, tak jak klasztor lubiński jest pochodzenia
leodyjskiego,
z Gembloux lub z klasztorem św. Ja-
kuba
w Leodium 67. Z Kolonią jest prawdopodobnie
związany
klasztor św. Marcina we Wrocławiu 68. Na
tamte
strony wskazywałyby wpływy klasztorne z Ar-
rovaise69,
jak również takie imiona, trafiające się
w
XI i XII w. w episkopacie polskim, jak Lambert,
Franko
70, Maur, Balduin. Z tamtych stron Flandrii
pochodzą
biskupi XII w., Walter i Aleksander71,
64
Z. Kozłowskia-Budkowa Płockie zapiski o cudach
z
r. 1148 Kwart. Hist. 1930/44, s. 345 uw. 2, 4.
8B
MPH I 6. 372.
66
Mitheilungen aus dem Stadtarchiy v. Koln, XII, s. 90,
94.
Cytuję
za O. Górką List
Guilberta z Gembloux (XII w.)
do
scholastyka Arnulfa Kwart. Hist. 1926/4:0.
67 MPH V s. 596 n.
68
T. Silnicki Dzieje i ustrój kościoła na Śląsku. Hist.
Śląska
II s. 83.
69
D. U. Berliere Benedictins Liegeois en Pologne au
XII
s. Revue Benedicti.ne; tenże
Monastlcon Belge, I, s. 141;
T.
Likowski Początek kanoników regularnych w Polsce. Spr.
Tow.
Nauk. w Poznaniu 1929; T. Silnicki Dzieje i ustrój koś-
cioła
na Śląsku s. 95 n.
70 P. David.
71
D. U. Berliere Benedictins Liegeois en Pologne; Le-
winson
Żur Geschichte
des Bischofs Walter von Breslau,
Zeitsohr.
f. Geschichte Sohies. XXXV
1901; O. Górka Studia
n.ad
dziejami Śląska. Najstarsza tradycja opactwa cystersów
w
Lubiążu Wyd. Sem. Hist. Poi. Uniw. Lw. Lwów 1912; T.
Silniicki
Dzieje i ustrój kościoła na Śląsku s. 33 n.
41 Polska X—XI wieku
642
Imiona piastowskie
a
może także i Heymo, i obaj Robertowie wroc-
ławscy
72.
Z
Leodium, jak przypuszcza Wł. Abraham, przy-
była
do nas w samych początkach XII w. tzw. Col-
lectio
tripartita 73. Może
z tymi stronami łączy się
owo
Pontificale biskupów krakowskich, pochodzące
zapewne
z początków XII w. 74. Prawdopodobnie
z
Laon pochodzi rękopis, w którym został spisany
Rocznik
świętokrzyski dawny7", a legenda o św. Aji,
mająca
swe źródło w klasztorze św. Waltrudy pod
Mons,
a która może miała pewien wpływ na tworzącą
się
w XII w. legendę o św. Stanisławie i Piotrze, wska-
zuje
również na tamte strony 7ti. W tamtych stronach,
w
Leodium, był również wcale silnie rozpowszechniony
kult
św. Idziego, tak żywo poparty w Polsce przez
biskupa
Franka i Władysława Hermana. Od począt-
ków
wreszcie XII w. znamy ślady kolonizacji waloń-
skiej
w Polsce 77. W połowie jeszcze XII w. stwier-
dza
K. Maleczyński używanie duktu leodyjskiego
72 T. Silnicki Dzieje i ustrój Kościoła na Śląsku s. 66.
73
Wł. Abraham Początek biskupstwa i kapituty krakow-
skiej
s. 194.
74
Wł. Abraham Pontificale biskupów krakowskich z XII w.
RAUhf
1927/66 s. 12. “Co najwyżej można by przypuścić, że
mógł
powstać gdzieś na pograniczu niemiecko-francuskim, bo
obok
wpływów połudriiowo-niemieckich, idących wzdłuż Re-
nu,
widoczne są również i wpływy francuskie. Może więc na-
leżałoby
szukać miejsca powstania tego rękopisu na teryto-
rium
dzisiejszej Belgii w diecezji leodyjskiej, gdzie się różne
wpływy
ze sotoą ścierały".
75
Wł. Semkowicz Rocznik tzw. świętokrzyski dawny
RAUhf
1910/53. ".
76 Wł. Semkowicz Sprawa św. Stanisława s. 54, 55.
77
Por. S. Inglot Problem kolonizacji flamanazko-holen-
derskiej
Kwart. Hist. 1929/43.
Imiona obce
643
w
Polsce78, a jeszcze w drugiej połowie XII w. du-
chowni
z tamtych stron wybierają się do Polski, by
tu
robić karierę79.
Zapewne
nie ma innych stron Zachodu, jak oko-
lice
Kolonii, Leodium i dolnego Renu, dla których
moglibyśmy
zgromadzić tyle wiadomości czy wska-
zówek
dowodzących, jak długotrwałe były stosunki,
które
w ciągu dwu wieków wiązały Polskę z tymi
ośrodkami
życia kościelnego. Zaczynają się one
bardzo
wcześnie, a w długim szeregu ogniw pierwsze
i
najdawniejsze miejsce zajmuje kult św. Lamberta
zaszczepiony
w dynastii polskiej tak wcześnie, że
uważać
go musimy za zjawisko równoczesne ze
chrztem
Mieszka I i przybyciem biskupa Jordana
do
Polski.
78
K. Maleczyński O wpływie szkoły pisarskiej leod-yj-
skiej
na dukt dokumentów łeknenskich z r. 1153 Lwów
1930.
79
O. Górka List Guilberta z Gembloux (XII w.) do scho-
lastyka
Arnulfa. Nie mogę tu wchodzić bliżej w sprawy wpły-
wów
artystycznych na Polskę. Por. T. Wojciechowski Kościół
katedralny
w Krakowie Kraków 1900 s. 181 n.; M. Sokołów -
ski
Koscioly romańskie w Gieczu, Krobi, Lubiniu i Kottowie
Spr.-Kom.
Hist. Szt. AU 1886 s. 102 n.; M. Walicki Kolegiata
w
Tumie pod Łęczycą Łódź 1938 s: 59 n.; M. Morelowski
Drzwi
Gnieźnieńskie a miniatury rękopisów • leodyjskicfa
w
Brukseli i Berlinie; Pericopae lubinskie; Płaskorzeźby
Ewaw-
geliarza
tzw. Anastazji. Prace i Materiały Spraw. Sekcji Hist.
Szt.
Wił. ToW. Przyj. Nauk II 1935. Spraw tych dotyka także
nie
znana mi praca: F. Rousseau La Mensę et l.e pays en Bel-
gique
Namur 1930, por. recenzja J. Graff-Chrząszczewskiej
Kwart.Hist.
1934/48 s. 628. Por. również T. Silnickiego
Wpływy
francuskie na polski kościół w XI—XIII w. Lwó-w 1926.
<r
v
Jest
zatem zjawiskiem bardzo wiele mówiącym to
czterokrotne
zjawienie się imienia Lamberta wśród
członków
najbliższej rodziny Mieszka I. Ale musi
być
uznane za rzecz jeszcze dziwniejszą i budzącą
uwagę,
że jeżeli imię to przestaje być używane u nas
w
XII w., jeżeli niknie ono ze źródeł w tym czasie,
kiedy
indeksy wydawnictw zaczynają nam podawać
coraz
bogatszy materiał osobowy i imionowy, to
w
obrębie XI w., z którego znamy tak mało osób
i
imion, znamy w Polsce kilku Lambertów, między
nimi
zaś trzech, którzy byli biskupami krakowski-
mi
80. Stąd można sobie śmiało zadać pytanie, czy
ci
Lamberci, zwłaszcza owi biskupi krakowscy, nie
pozostawali
w jakimś bliższym związku z dynastią.
Oczywiście
imię Lambert, obcego pochodzenia, nie
80
Poza trzema Lambertami, biskupami krakowskimi, jest
jeszcze
j.akiś biskup Lambert zmarły w roku 1030, MPH II
s.
794 i jeden z pierwszych opatów lubińskich, zatem z koń-
ca
XI w., MPH V s. 600.
Lamberci XI w.
645
rnoże
być uważane za tak charakterystyczne dla
rodu
piastowskiego, jak Mieszko czy Ziemowit, mógł
przecie
taki Lambert przybyć do Polski z Zachodu,
choćby
z tych stron, gdzie był tak żywy kult św. Lam-
berta.
Ale żeby to był tylko przypadkowy zbieg
okoliczności,
że w ciągu kilkudziesięciu lat sprowa-
dzono
z zagranicy trzech duchownych Lambertów,
że
ich następnie zrobiono biskupami, i to zawsze
krakowskimi,
to musielibyśmy to uznać za wypadek
bardzo
osobliwy a mało prawdopodobny. Gdyby zaś
ci
trzej biskupi byli Polakami, w dodatku Piasto-
wicami,
to i tak imię Lambert byłoby wcale nie-
zwykłym
zbiegiem okoliczności, ale tłumaczyłoby się
w
świetle kultu św. Lamberta w dynastii.
Należy
tu także podkreślić zjawisko dość nie-
zwykłe
w tych czasach, że w pobożnej dynastii, jaką
byli
Piastowie, nie widać specjalnie tendencji do skie-
rowywania
nadmiaru synów na drogę stanu duchow-
nego,
by tym sposobem usuwać uprawnionych do
dziedziczenia,
a zyskiwać równocześnie oddanych
i
wiernych tronowi wysokich dygnitarzy kościelnych.
Taką
politykę prowadzili Karolingowie, taką w Niem-
czech
dynastia saska, taką w XI w. Przemyślidzi
w
Czechach.
Otóż
co się, tyczy Lamberta I, biskupa krakow-
skiego,
to zarówno T. Wojciechowski81, jak St. Za-
krzewski82
przyjmują, że jest on wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa
indentyczny z osobą syna Mie-
szka
I i Ody, Lamberta, że jest zatem bratem przyroda
81
T. Wojciechowski Szkice historyczne XI wieku III-
Piastowicz
eremita. Kraków 1904.
82 St. Zakrzewski Bolesław Chrobry Wielki por. tablica
genealogiczna.
646
Imiona piastowskie
nim
Chrobrego. Dowodów na to bezwzględnych nie ma,
cała
jednak konstrukcja związku osoby syna Mieszka I
z
osobą biskupa krakowskiego czyni tę rzecz wysoce
prawdopodobną.
Prawdopodobieństwo zaś identycz-
ności
Lamberta I z Lambertem Mieszkowicem po-
ciąga
za sobą to, że sprawa pozostałych dwu Lam-
bertów
może być przedmiotem analogicznych rozwa-
żań.
Oczywiście i tu nie będziemy mogli uzyskać
dowodów
pozytywnych, będziemy się musieli zado-
wolić
tylko obserwacjami, możliwościami, które po-
zwolą
na sformułowanie zdania pełnego zastrzeżeń.
Otóż
jeżeli chodzi o Lamberta II, poprzednika
św.
Stanisława a następcy Aarona, to stwierdzić
należy,
że jest on Polakiem83 noszącym tajemnicze
imię
Żuła czy Sula, tłumaczone u nas zwykle jako
Suła,
Sulisław84. Imienia takiego jak Żuła czy do
niego
zbliżonego nie spotykamy w rodzinie piastow-
skiej
i to byłoby pierwszym szkopułem. Forma Su-
lisław
jest w Polsce znana ł używana, forma Żuła
czy
Sula jest nieznana 85. Ale fakt, że Lambert jest
83
A. Parczewśkii, Początki chrystianizrrtu s. 67, 68, podnosi
pewne
wątpliwości wywodząc.. rzekomy pieirwiasteik celtycki
dla limienia Żuła. ;
si
MPH II s. 795, Bocz.
kap. krak. ipod r. 1061: “Żuła in
episcopum
Cracoyiensem ordinatur et tunc cognominatus est
Lambertus".
Ostatnią wiadomość uważam aa kombinację kom-
pilatora
XIII w., by pogodzić ze sobą wiadomości o podwój-
nym
imieniu. Biskupi przy sakrze imion nie zmieniali i stąd
wiadomość
Biocznika nie może być uważana za pewną.
85
por. W. Taszyofci Najdawniejsze polskie imiona. Słow-
nik.
Tu pragnąłbym zwrócić uwagę na wyjątkowość pewnych
nazw
miejscowych, tyczących się klasztorów naszych, np.
cysterskich.
Mamy tu takie, których pochodzenie jest jasne,
jak
Paradyz, Mogiła, jak przemienienie Brzeźnicy na- Jędrze-
Lamberci XI w.
647
Polakiem,
zbliża nas do przypuszczenia, że mógłby
być
Piastowicem, jeżeli nosi to imię, nawet jeżeli
posiada
inne, niezgodne z tradycją rodową, dyna-
styczną.
Lambert II jest o tyle jeszcze niezwykłą
osobistością,
że o nim jednym w XI w. przechował •
“Rocznik
kapitulny krakowski szczególną i szczegó-
łową
wiadomość, tyczącą się jego życia z czasów,
zanim
został biskupem. Pod r. 1037 zapisano: “...ordi-
natus
est Sula presbiter"86. Otóż zarówno w tym
Roczniku,
jak w innych dawniejszych źródłach pol-
skich,
jeżeli chodzi o wiek XI, zapiski odnoszą się
do
księcia i jego rodziny, czasami do biskupów, za-
znaczając
jednak jedynie daty ich wstąpienia na
tron
biskupi lub notując rok ich śmierci. Skąd więc
pochodzi
to wyjątkowe zainteresowanie osobą Żuli
przez
podanie daty jego wyświęcenia na kapłana, czym
nie
zaszczycono nawet św. Stanisława? Przypuszczać
należałoby,
że uważano to zdarzenie za fakt dużej wagi,
skoro
go upamiętniono w Roczniku. A to pozwalałoby
jów,
jiak Henryków. Ale już inne są dość tajemniczego źródło-
słowa,
jak Sulejów, Ląd czy Łekno. Co się tyczy Sulejowa, to
zwykle
wywodzi się tę nazwę od •Sula, Suleja, Sulisława. Otóż
Jest
rzeczą charakterystyczną, że takich Sulejowów, klaszto-
rów
cysterskich, jest kilka w świecie: w Czechach jeden,
a
drugi we Francjii. Pozwala to przypuszczać, że pochodzą
nazwy
tych osad cysterskich ze wspólnego im tematu, nie
mającego
oczywiście nic do czynienia z Sulejami czy Suli-
slawami.
Jeżeli się nie mylę, to nazwa ta, jak Paradyz, jest
spolszczeniem
Paradisus, a Mogiła tłumaczeniem Ciara Tum-
ba,
pochodzi od Sileo, cudownej sadzawki, w której Chry-
stus
uzdrawiał chorych. Może podobnych obcych pierwiast-
ków
należałoby się doszukiwać w innych naszych nazwach
klasztornych.
86 MPH II s. 794.
648
Imiona piastowskie
znowu
na pytanie, czy przypadkiem nie było to spowo-
dowane
wysokim urodzeniem Żuli, czy nie pochodził
z
krwi książęcej. W kalendarzu Gertrudy, który, jak
to
staram się wykazać gdzie indziej, powstał praw-
dopodobnie
w r. 1069 w Krakowie pod okiem zapewne
Lamberta
II 87, zapisano w XI w. dwie zapiski nekro-
logiczne.
Jedna z nich odnosi się, jak się zdaje, do
wnuka
księżny Gertrudy, Dymitra (Demetrius infans),
druga
zaś do kogoś, kto się nazywa Żuł 88. Zapiskę
tę
łączę z osobą zmarłego w r. 1071 biskupa Lam-
berta-Zuli,
Lamberta II 89. Powód, dla którego wpi-
sała
Gertruda tego Zulę do swego kalendarza, nie
tłumaczy
się łatwo; z dwu zapisek nekrologicznych,
jak
widać przypadkowych, trudno osądzić, czym się
kierowano
przy ich doborze. Nie wpisała tam bowiem
Gertruda
ani śmierci brata Kazimierza, ani wuja
Herimana,
ani matki Rychezy, zmarłych co prawda
przed
powstaniem kalendarza, ale nie zamieściła tam
ani
imienia męża, ani synów, Mścisława i Jaropełka,
zmarłych
w czasie, kiedy kalendarz już istniał, a kiedy
wpisywała
tam swoje modlitwy. Ale jeżeli był jakiś
powód
wpisania tego Żuli do kalendarza, to chyba
ten,
że był on Gertrudzie czymś bliski, tak jak ów
Demetrius
infans, bo może coś bliżej wiązało Gertrudę
niż
wspomnienie, że w Krakowie pod okiem Lamberta
korzystała
z krakowskiego kalendarza. Czyżby to nie
były
związki krwi, jak to zdecydowało o zapisaniu
śmierci
małego Dymitra?
Jeszcze
mniej można powiedzieć o osobie Lam-
berta
III. Objął on stolec biskupi po dłuższej, prawie
87 Por. St. Kętrzyński Codex Gertrudianus.
88 Tamże.
89 Tamże.
Lamberci XI w.
649
trzyletniej
sediswakancji, po śmierci św. Stanisława,
dopiero
w r. 1082. Był zatem człowiekiem zaufania
panującego
księcia, który go osadził w Krakowie.
By
księciem tym był Wratysław II czeski, by Kra-
ków
był w tych czasach w rękach czeskich, według
zdania
T. Wojciechowskiego90, trudno uwierzyć, tak
jak
trudno uwierzyć, że to Wratysław drogą dziwnego
przypadku
znalazł sobie jeszcze jednego Lamberta,
by
go po dwu poprzednich zrobić biskupem krakow-
skim.
Gdyby w Krakowie wtedy siedział Wratysław,
to
zarówno on, jak jego brat Jaromir-Gebhard, biskup
praski,
zapewne by nie myśleli o obsadzeniu biskupiej
stolicy
krakowskiej, skoro poprzednio za Brzetysława
nie
myślano o uruchomieniu biskupstwa wrocławskie-
go
i skoro Jaromir odnosił się tak wrogo do niedawno
odnowionego
biskupstwa morawskiego. Za to w gra-
nicach
ogólnej polskiej polityki kościelnej czy kościel-
no-krakowskiej
taki trzeci Lambert z poręki Hermana
jest
zrozumialszy, zwłaszcza jeżeliby chodziło o za-
łagodzenie
przesilenia wywołanego sprawą św. Sta-
nisława.
Ale poza wskazówką, że dwaj poprzedni
biskupi
Lamberci w Krakowie byli Polakami, na
poparcie
tezy, że i ten trzeci mógłby być również
Polakiem
jak że mógłby być krwią związany z dy-
nastią
piastowską, nie starczy już wątku.
Nie
sposób też, na tle znanych nam i dostępnych
wiadomości
o stosunkach rodzinnych Piastów XI w.,
choćby
zaproponować dołączenie tych Lambertów do
.
90 T. Wojciechowskii Szkice historyczne XI w. IX. Wła-
dysław
Herman Por. A. Bnickner, Próbki najnowszej kry-
tyki
historycznej Przegl. Hist. 1905/1 s. 31, wyrażający rów-
nież
swe poważne wątpliwości wobec pomysłu T. Wojciechow-
«
skiego.
650
Imiona piastowskie
genealogii
Piastów. Jeżeli tożsamość Lamberta I
z
synem Mieszka I wydaje się dość pewna, a z tym
i
jego miejsce w rodzie i w tablicy genealogicznej,
to
trudno by już było bardzo wyznaczyć odpowiednie
miejsce
Lambertowi II zmarłemu w r. 1071. Jeżeli
był
on ordynowany prezbiterem w r. 1037, to zna-
czyłoby,
że zapewne nie był synem Chrobrego z Ody,
bo
taki mógł był mieć w tym roku najwyżej lat
osiemnaście,
co oczywiście nie mogło być większą
przeszkodą
kanoniczną, ale czego się zwykle w tak
młodym
wieku nie robiło. Nie mógł być też synem
Emnildy,
bo o jej dzieciach dzięki Thietmarowi je-
steśmy
dość dobrze poinformowani, a między jej
•synami
był już jeden Mieszko II noszący imię Lam-
berta.
Zachodziłaby zatem możliwość jego pochodze-
nia
od jednego z braci przyrodnich Chrobrego, czy
może
od jednego z jego synów, bo zarówno najstarszy
Bezprym,
jak dużo od niego młodszy Otto pomarli
jako
ludzie dojrzali, byli zapewne żonaci i jako tacy
mogli
pozostawić potomstwo.
Na
jeszcze większe trudności natrafiałoby wsu-
nięcie
osoby Lamberta III do znanej nam genealogii
Piastów.
Nie można przypisać ojcostwa tego Lam-
berta
ani Śmiałemu, ani Hermanowi, bo ci nie mogli
mieć
w r. 1082 syna, który mógł być biskupem, skoro-
syn
Śmiałego Mieszko liczył wtedy lat trzynaście.
Nie
mógł nosić także takiego imienia, nb. drugiego, ża-
den
z braci Bolesława i Hermana, bo ci wedle świadec-
twa
Anonima-Galla pomarli przed Bolesławem Smia-
łym.
Trzeba by zatem sięgać do poprzednich pokoleń,
i.
to do nieznanych nam bocznych linii, o ile nie brali-
byśmy
pod uwagę możliwości pochodzenia tych Lam-
bertów
ze związku pozamałżeńskiego. Bo i tego wy-
Lomberci XI w.
651
kluczyć
się nie da. Takie dzieci chętnie oddawano do
stanu
duchownego. Tak robili Merowingowie i Ka-
rolingowie,
tak uczynił Otto I obsadzając w Niemczech arcybiskupstwo mogunckie
swym synem Wil-
helmem
zrodzonym ze Słowianki. Takie były zapewne
zamiary
Hermana względem Zbigniewa.
Tak
więc sprawę przynależności Lamberta I do
dynastii
piastowskiej możemy uważać za prawie
pewną,
Lambertów II i III za leżącą w pewnych
możliwościach,
lubo przytoczone powyżej względy
i
argumenty uznać należy za niedostateczne dla po-
stawienia
jako tako uzasadnionej hipotezy.
VI
W
świetle kultu św. Wojciecha, pod którego patro-
natem
tworzyła się organizacja kościoła polskiego,
a
którego wyrazem był zjazd gnieźnieński, rzeczą
jest
niezwykle dziwną, że nie znalazł on odgłosu
w
imionach dynastii piastowskiej. Nie ma śladu, by
•dano
to imię komukolwiek z Piastowców, kiedy wę-
gierski
Bela miał na drugie imię Wojciech. Nawet
w
dynastii Rurykowiczów spotykamy Wojciecha 91.
Za
to rok tysięczny, pamiętny zjazd gnieźnieński,
łączy
się z dynastią piastowską dwoma jeszcze imio-
nami,
które się w niej pojawiają. Syn Bolesława
Chrobrego,
który rodzi się w tym czasie, otrzymuje
imię
Ottona dla pamięci “diiecti senioris" Ottona III 92. -
Można
by się domyślać, że nie kto inny jeno sam
cesarz
był ojcem chrzestnym małego książątka. Byl
91
N. de Biaumgarten Genealogies VIII s. 47. Ten
Wło-
dzimierz
Wojciech miał za matkę Swiętochnę, córkę Kazi-
mierza
pomorskiego, i tą drogą dostało się to imię nią Ruś.
92 Thietmar, lib. IV c. 58.
Otto i Karol
653
to
w każdym razie wyraz bliskich i serdecznych sto-
sunków
i uczuć, które łączyły Bolesława Chrobrego
z
młodym cesarzem i dynastią saską.
Drugie
imię, które się zjawi w lat kilkanaście
po
zjeździe, a które, sądzę, wiąże się ze
wspomnieniami
.tysiącznego
roku, jest imię Karola nadane w r. 1016
synowi
Mieszka II i Rychezy, Kazimierzowi Odno-
wicielowi.
Świadectwo tego imienia jest poważne:
tak
pisze Anonim-Gall 93 w lat pięćdziesiąt po zgonie
Odnowiciela,
za życia jego wnuka, kiedy tradycja
domowa
w tym względzie mogła być wcale jeszcze
żywa
94. Otóż należy się zastanowić, z jakiego po-
wodu,
pod wpływem jakich czynników Bolesław
Chrobry
polecił nadać swemu wnukowi imię założy-
ciela
Cesarstwa Zachodniego, co mogło wiązać dwór
polski
z tradycjami i legendami o Karolu Wielkim,
czy
wreszcie w imieniu tym nie kryją się objawy
tych
politycznych idei, które pielęgnował Bolesław
Chrobry.
Bo że imieniem tym wskazywał Chrobry
osobę
Karola Wielkiego, to chyba nie może ulegać
wątpliwości,
imienia tego nie spotykamy współcze-
śnie
nigdzie, nie znajdujemy go też w tych kołach,
które
by mogły przez swe stosunki wywierać wpływ
na
Polskę Bolesława Chrobrego.
Otóż
można stwierdzić, że zetknięcie się Chrobrego
z
tym, czym była pamięć Karola Wielkiego, czym
dla
świata zachodniego, dla chrześcijaństwa rzym-
skiego
był symbol jego osoby i symbol korony ce-
sarskiej,
nastąpiło w r. 1000 i łączy się bezpośrednio
ze
zjazdem gnieźnieńskim.
»3 Lib. I c. 17.
94
Por. St. Kętrzyński Codex Gertrudwnus. [Do tego rozdz.
por.
Przegl. Hist. 1946/36 s. 19—25 i 1948/38
s. 487].
654
Imiona piastowskie
Pozostał
na zawsze pamiętny dla Bolesława Chro-
brego,
dla dynastii, dla całej Polski rok tysięczny.
Pozostał
pamiętny dla wszystkich następców Chro-
brego,
opromieniony blaskiem, opleciony legendą.
Przybycie
otoczonego wspaniałym dworem Ottona III
do
Gniezna, jego modły i łzy przy grobie świętego
przyjaciela,
ustanowienie organizacji kościoła pol-
skiego,
włożenie Bolesławowi korony cesarskiej na
głowę,
uczynienie go “cooperator imperii", przyja-
cielem
narodu rzymskiego, ofiarowanie mu włóczni
św.
Maurycego, zrobienie z trybutariusza samodziel-
nego
pana, obietnica dalszych łask i dobrodziejstw 9S,
oto
fakty, które utkwiły głęboko w pamięci Chrobrego,
,,Niech
Bóg nie pamięta tego cesarzowi" — wzdychali
Niemcy,
gdy rozmyślali o tym, co zaszło w Gnieźnie.
Wiadomo
dalej, że z Gniezna Otto III udał się do
Akwizgranu,
gdzie kazał otworzyć grób Karola Wiel-
kiego.
Włamanie się do grobu wielkiego cesarza zro-
biło
wstrząsające wrażenie w świecie, a mamy wszel-
kie
prawo sądzić, że szczegóły tego niezwykłego zda-
rzenia
dobrze były znane Bolesławowi Chrobremu,
Być
bowiem może, jest to rzecz wysoce prawdopo-
dobna,
że był z Ottonem III obecny w Akwizgranie
także
sam Bolesław Chrobry, to znaczy mógł być
świadkiem
tego pamiętnego zdarzenia. Thietmar, w tej
sprawie
najpoważniejsze świadectwo, mówi tylko, że
Chrobry
towarzyszył Ottonowi w powrotnej jego
drodze
do Magdeburga, gdzie spędził z cesarzem nie-
dzielę
palmową, nie pisze jednak ani czy Bolesław
96 MPH VI s. 401 Brunonis Vita Quiinque Eratrum c. 8;
“...cui
mulita bona prę ceteris facere rex puer f.rustra iii?,
desiderio
habebat...".
Otto i Karol
655
tu
opuścił cesarza i z Magdeburga zawrócił 96, ani
też
czy mu dalej towarzyszył. Ale Roczniki kwed-
linburskie,
źródło zatem mniej poważne od Thiet-
mara,
podają wiadomość, że Chrobry dojechał z ce-
sarzem
do Akwizgranu 97. Innego potwierdzenia
takiego
pobytu Chrobrego w Akwizgranie nie ma,
są
jednak pewne okoliczności pozwalające poprzeć
wersję
Roczników kwedlinburskich. W czasie swego
pobytu
w Akwizgranie kończy tam fundację Otto III
kościoła
i klasztoru pod wezwaniem św. Hermesa
i
św. Wojciecha, obecność zatem przy tej uroczystości
Bolesława
jest usprawiedliwiona, byłby to z jego strony
akt
wzajemności, uprzejmości i wdzięczności wobec
cesarza
za jego przybycie do Gniezna i za jego oso-
bisty
udział przy fundacji prowincji kościelnej
gnieźnieńskiej.
Za hołd złożony św. Wojciechowi
w
Gnieźnie przez cesarza Chrobry złożyłby takiż
hołd
cesarskiej fundacji dla pamięci męczennika.
Trzeba
przyjąć, że w takich warunkach i okolicz-
nościach,
jakie wynikły ze zjazdu gnieźnieńskiego,
osobista
obecność Bolesława Chrobrego w Akwizgranie
jest
niemal koniecznością, nawet gdyby nie było
przekazu
Roczników kwedlinburskich.
Jest
jeszcze jedna
okoliczność, która mogłaby
świadczyć
o pobycie Bolesława w Akwizgranie, a tą
96
Tak- można by interpretować słowa Thietmara, lib.
IV
c. 31: “Hunc abeuntem Bolizlavus comitatu usquę ad Ma-
gadaburg
deducit egregio, uto-i palTOarum sollemmia celebrę
peracfca
sunt.
97
MGH SS III s. 92; MPH II s. 768; por. P.
Kehr Die
Urkunden
Otto III Innsbruck 1890 s. 248: Th. Sickel
Beżtrffge
MŁtth.
d. Irast. f. osterr. Gesch.
XII s. 386: por. St.
Kętrzyń-
ski
O zaginionym żywocie sw. Wojciecha RAUhf 1902/43
s.
23 (272).
656 Jmiorea piastowskie
jest
ofiarowanie Chrobremu przez Ottona III tronu
Karola
Wielkiego. I ta wiadomość podnosi nasze
zaufanie
do przekazu Roczników kwedlinburskich.
O
otwarciu grobu Karola Wielkiego mamy kilka
wiadomości
niemieckich, bardzo zresztą lakonicznych,
jedną,
bardzo dokładną, pisaną z górą ćwierć wieku
później,
północnowłoską, i jedną, jak sądzę, pisaną
na
przełomie połowy XI w., francuską, akwitańską 98.
W
tej ostatniej, w tzw. interpolacjach do kroniki
Ademara
de Chabannes, dodatkach w pewnych szcze-
gółach,
jeżeli np. chodzi o osoby, poplątanych i po-
mylonych,
podano między innymi, że tron Karola
Wielkiego,
znaleziony w grobowcu cesarza, został
przez
Ottona III darowany Bolesławowi Chrobremu
w
zamian za ramię św. Wojciecha. Wiadomość ta
jest
tak szczególna, tak niespodziewana, tak trudna
wreszcie
do pomyślenia, by w lat kilkadziesiąt po
zdarzeniach
akwizgrańskich, dawno przebrzmiałych
i
zapomnianych, mógł ją sobie ktoś wymyślić, że
nie
można jej odrzucać tylko dlatego, że nikt z wcze-
śniejszych
o tym nie mówi, że jest wpleciona w opo-
wiadanie
w pewnych szczegółach błędne i pomylone.
Nie
można też odrzucać tego przekazu dlatego tylko,
że
sprawa darowania tronu Karola Wielkiego Bole-
sławowi
wydawałaby się komuś nieprawdopodobna.
Wszystko,
co dziś wiemy o Ottonie III z lat 1000 i 1001,
wszystko,
co o nim pisze św. Bruno z Kwerfurtu
w
Vita Quinque Fratrum, jest tak niezwykłe, tak
88
Bór. Kętrzyński O zaginionym żywocie św. Wojciecha
s.
15 (264) n. s. 48 (297), gdzie jest podany tekst interpolacji
Praca
ta odpowiednio przerobiona, gdzie obszerniej zajmuję
się
wiekiem tej interpolacji, znajdzie się jako osobny roz-
dział
w mej rozprawie pł. Zjazd gnieźnieński.
Otto i Karol 657
często
brzmi nieprawdopodobnie w szczegółach, które
przekazały
nam źródła o zjeździe gnieźnieńskim oraz
o
otwarciu grobu Karola Wielkiego i o pobycie Otto-
na
w Rzymie czy w Rawennie w otoczeniu św. Ro-
mualda,
że ten szczegół daru tronu musi być uznany
za
niebanalny, ale bynajmniej nie za niemożliwy
i
nieprawdopodobny. I jaki byłby cel wymyślenia
takiej
wersji w lat pięćdziesiąt czy sto potem w Akwi-
tanii,
dla której dawno przebrzmiała postać Bolesława
Chrobrego
była zupełnie obojętna, zapewne dawno
zapomniana.
Jeżeli interpolator pomieścił tam Chro-
brego
jako tego, który otrzymał od Ottona III tron
Karola
Wielkiego, to musiał posiadać o tym źródło
pisane,
źródło, w którym znalazł sam fakt darowizny,
jak
i imię księcia polskiego. Starałem się na innym
miejscu
i przed wielu laty już powiązać te informacje
interpolatora
kroniki Ademara z pewnym, dziś już
zaginionym
źródłem do dziejów św. Wojciecha i zjazdu
gnieźnieńskiego,
które powstało, jak sądzę, przed
r.
1009 ". W ten sposób późna ta wiadomość zyski-
wałaby
na znaczeniu i wartości, stając chronologicznie
przed
kroniką Thietmara i Chronicon Novalicense.
Otóż
wiadomość o pobycie Chrobrego w Akwizgranie
łączy
się dobrze z wiadomością o ofiarowaniu mu
tronu,
zastrzegając się oczywiście, że Chrobry mógł
otrzymać
tron i nie będąc w Akwizgranie, jak nie
było
konieczności otrzymania go, nawet jeżeli tam
bawił
osobiście. Ale wiadomości te wiążą się dobrze
ze
sobą, wzajemnie sobie nie przeczą, jedna drugą
popiera,
jedna drugie] dodaje prawdopodobieństwa.
89
Por. St. Kętrzyński O zaginionym żywocie sw. Woj-
ciecha.
42 Polska X — XI. wieku
658
Imiona piastowskie
Zarówno
otwarcie grobu Karola, jak przeniesienie
jego
tronu do Polski musiały wywołać na dworze
polskim
żywe zainteresowanie postacią wielkiego ce-
sarza.
Jeżeli Bolesław Chrobry był obecny w Akwiz-
granie,
jeżeli był świadkiem wyłamania wejścia do
krypty
grobowej, jeżeli tam zszedł z cesarzem i oglą-
dał
siedzącego na tronie Karola Wielkiego, jeżeli
wreszcie
dostał się ten tron w jego posiadanie darem
i
łaską cesarską, to Bolesław Chrobry mógł się czuć
bliżej
związany z postacią wielkiego cesarza, mógł
się
czuć sukcesorem idei chrześcijańskiego imperium
Karolowego
na wschodzie Europy. Przecież nikt inny
jeno
on sam był protektorem zachodniego chrześci-
jaństwa
w tych stronach świata, nikt inny jeno on
był
opiekunem misji wśród pogan, krzewicielem wiary,
budowniczym
kościoła rzymskiego, prawdziwym kró-
lem
apostolskim. W tych ideach mógł utrzymywać
Chrobrego
jego przyjaciel i wielbiciel, św. Bruno
z
Kwerfurtu, który nieraz wskazywał ówczesnym mo-
narchom
jako wzór i przykład osobę Karola Wiel-
kiego.
Pisał on w r. 1008 w słynnym liście do Hen-
ryka
II te słowa: “Post sanctum imperatorem magnum
Constantinum,
post exemplar religionis optimum Ka-
rolum,
est nunc qui persequatur christianum, nemo
prope
qui convertat paganum" 100. W liczbie tych
chrześcijan,
którzy prześladują chrześcijanina, stał
w
pierwszym rzędzie wedle opinii Brunona król nie-
miecki
Henryk II idący ręka w rękę z poganami
przeciw
chrześcijańskiemu monarsze, Bolesławowi
Chrobremu.
Ale tym, który idzie śladami Karola
Wielkiego,
który nie zatracił, jak Henryk II, idei
100 MPH I s. 195, 227.
Otto i Karol
658)
nawracania
pogan i powiększania kościoła, jest Bo-
lesław
Chrobry, protektor i opiekun misji i misjo-
narzy
wśród ludów pogańskich. Nie król niemiecki,
lecz
chrześcijański władca Polski jest ideowym na-
stępcą
Konstantyna i Karola Wielkiego.
A
kiedy w r. 1013 przybyła do Polski Rycheza
jako
małżonka Mieszka II, to i ona mogła się stać
silniejszą
podnietą utrzymywania kultu osoby i pa-
mięci
Karola Wielkiego i tradycji chrześcijańsko-
cesarskich.
Jej matka Matylda, siostra Ottona III,
i
jej ojciec Ezzo Ehrenfried dobrze z pewnością
pamiętali
i znali szczegóły wdarcia się cesarza do
grobu
Karola Wielkiego, bo przecież Akwizgran był
ich
siedzibą. Wiedzieli też, że nie ciekawość, ale
pobudki
moralno-polityczne związane z ideami impe-
rialnymi
popchnęły młodego cesarza do zakłócenia
grobowego
zacisza wielkiego cesarza. Te sprawy mu-
siała
silnie odczuwać Rycheza na podstawie tradycji
domowej.
Jej pradziad Otto I był także twórcą czy
odnowicielem
cesarstwa wywodzącego się w prostej
linii
od koronacji cesarskiej Karola Wielkiego a przej-
mującego
silnie tradycje jego imperium. Jej dziad,
Otto
II, nosił także diadem cesarski, a jej wuj,
Otto
III, dążył usilnie do zapewnienia cesarstwu tych
wszystkich
praw i atrybutów, które zatracili z bie-
giem
czasu spadkobiercy Karola Wielkiego. Istniały
dalej
pewne związki pomiędzy Ludolfingami a Karo-
lingami,
zatem też między Rycheza a Karolem Wiel-
kim,
które zapewne nie były obce dumnej wnuczce
cesarzy
wschodnich i zachodnich.
Córka
Ludwika Pobożnego Gizela wyszła za mąż
za
Eberharda, margrafa Friulu, a jej córka Hatui
za
Ottonem, księciem saskim, była matką Henryka I.
ł2*
660 Imiona piastowskie
Siostra
wspomnianej Hatui Judyta była prababką
Adelaidy
burgundzkiej, drugiej żony Ottona I, zatem
i
z tej strony był związek krwi między Karolem W.
a
Rychezą i jej synem Kazimierzem. Na odwrót były
stosunki
między dynastią saską a Karolingami, gdyż
siostra
pradziada Rychezy Gerberga była żoną Lud-
wika
IV, króla zachodniofrankońskiego, Karolinga,
a
przedtem jeszcze Ludwik Niemiecki ożenił swego
syna
Ludwika z córką Ludolfa i Ody, zatem przod-
ków
Ottona I, a więc i przodków Rychezy i jej syna
Kazimierza.
Jeżeli były to dalekie związki, które
łączyły
Kazimierza z Karolem W., to przecież i one
mogły
służyć w utrzymywaniu pamięci Karola Wiel-
kiego.
• ,
Na
takich podstawach mógł trwać i rozwijać się
w
pamięci Bolesława Chrobrego kult postaci Karo-
la
W. Trudno by było czym innym Wytłumaczyć
danie
tego imienia wnukowi. Jeżeli tron cesarski był
tu
materialną pamiątką przypominającą osobę ce-
sarza,
to pytanie, czy oprócz wspomnień akwizgrań-
skich
było coś jeszcze, co podsycało pamięć Karola.
Zapewne
pierwsze wiadomości o Karolu Wielkim
zebrać
mógł Bolesław Chrobry na miejscu, w Akwiz-
granie,
gdzie jego tradycja musiała być jeszcze bar-
dzo
żywa, mógł je także zaczerpnąć z ust samego
cesarza.
Czy jednak dwór polski nie posiadał sam
jakichś
żywotów Karola, czy nie miał jakichś o nim
legendarnych
opowiadań, tego oczywiście dziś już
sprawdzić
nie potrafimy. To tylko powiedzieć wolno,
że
w sto lat później Anonim-Gall wzorował swą
opowieść
o Bolesławie Chrobrym na osobie i dziejach
Karola
Wielkiego i że powoływał się na walki Karola
Otto i Karol
661
z
Sasami101. Można by przypuszczać, że do swego
portretu
Chrobrego, wzorowanego na Karolu Wielkim,
znalazł
gdzieś w Polsce, może na dworze, jakąś opo-
wieść
o Karolu, którą literacko wyzyskał 102. Może
i
na jakiejś tego rodzaju podstawie pielęgnowano
-i
chowano na dworze Chrobrego pamięć pewnych
idei
cesarskich.
Częściowo
te idee cesarskie znalazły swój wyraz
w
zjeździe gnieźnieńskim. Na innym miejscu będę
się
zastanawiał, co znaczy akt koronacji gnieźnień-
skiej
103, tu zaznaczę tylko za Anonimem-Gallem,
że
Otto III Bolesława “...fratrem et cooperatorem
imperii
constituit et populi romani amicum et socium
appellavit".
Oddał
mu nadto wszystko, co “...in eccie-
siasticis
honoribus quidquid ad imperium pertinebat
in
regno Polonorum vel in alłis superatis vel supe-
randis
regionibis barbarorum" 104. To
były właśnie
te
prawa cesarskie, które w zakresie rozszerzania
kościoła
i wiary były uważane za jeden z atrybutów
101
Lib. II c. 42. Por. St. Kętrzyński Na marginesie “Ge-
nealogii
Piastów" s. 25 (183). Tu zwrócić uwagę należy
na
rozszerzenie
się w XI w. używania imienia Magnusa, które
to
imię jest identyczne z imieniem Karolus. Znamy takich
Magnusów
w Skandynawii, Niemczech, Węgrzech, trzech takich
z
XI w. w Polsce. W jakim stosunku pozostają te imiona do
kultu
postaci Karola Wielkiego, nie wiem, świadczyłoby jed-
nak
zapewne pojawienie się tego imienia w Polsce, że kult
Karola
trwał u nas dłużej.
103
w późniejszym katalogu bibIŁotelsi (czy kapitulnej
kra-
kowskiej?),
MPH I s. 398, wymienione" jest Registrum. Gre-
gori.i
cum miraculis Karoli. Ale będzie to rzecz późniejsza.
los po,r. także M. Łodyńsfci Węgry lennem Stolicy Apostolskiej Kwart. H4st. 1910/24 s. 36 n. Lib. I.
662
Imiona piastowskie
władzy
cesarskiej. Rzucono już dawniej myśl, że
Otto
III, kiedy wczesną wiosną 1001 r., podczas swego
pobytu
w Rawennie, marzył o pozbyciu się ciężaru
korony
cesarskiej, kiedy roił o cichym eremie w Pol-
sce,
na pograniczu pogan, kiedy pragnął iść śladami
swego
świętego przyjaciela, Wojciecha, dla głoszenia
Ewangelii
ludom pogańskim, dla uzyskania korony
męczeńskiej,
wtedy pragnął widzieć na tronie cesar-
skim
kogoś innego, lepszego od siebie: “mełiori me
regnum
dimittam et... tota anima nudus sequar
Christum"
105.
Kim
miał
być ten lepszy ód niego, ó którym
myślał
cesarz, nie wiadomo — rzucano myśl, zresztą
mało
prawdopodobną, że mógł nim być przyjaciel
narodu
rzymskiego, cooperator imperii, Bolesław Chro-
bry
106. Może i ta myśl mogła się zrodzić w godzinie
mistycznej
ekstazy w głowie młodego cesarza, bardzo
wrażliwego,
chorobliwie niezrównoważonego mło-
dzieńca,
trawionego z jednej strony gorączką ogromu
władzy
cesarskiej, dla której granic nie umiał za-
kreślić,
jak z drugiej strony gorączką natchnień mi-
stycznych,
które wzbudził w nim kult św. Wojciecha,
kult
podsycany u niego przez takich przyjaciół ce-
sarskich,
jak św. Romuald i św. Bruno z Kwerfurtu.
Z
osobistego stosunku Ottona III do Bolesława Chro-
brego,
stosunku trwającego przecież od wielu lat,
można
by przyjąć, że błąkały się po głowie cesarza
jakieś
jeszcze plany wywyższenia władcy polskiego.
Wskazuje
na to pójście tak daleko na rękę Bolesła-
wowi,
niewątpliwie wbrew opinii saskiej i magdebur-
105 MPH VI s. 392 Vita Quinque Pratrum c. 2.
106
W. Kętrzyński
Przyczynki do historii Piastowie zó u.
i
Polski piastowskiej RAU.hf 1899/37 s. 25 n.
Otto iż Karol 663
skiej,
w sprawie metropolii i biskupstw w Polsce,
wskazuje
na to włożenie mu na głowę korony ce-
sarskiej,
ofiarowanie mu włóczni św. Maurycego 107;
wskazywałby
na jakiś szczególny stosunek cesarza
do
Chrobrego dar tronu akwizgrańskiego Karola
Wielkiego.
Takie symboliczne oznaki władzy jak
włócznia
i tron nie mogły być dawane bez jakiejś
głębszej
myśli, którą Thietmar okrył słowami “tri-
butarium
faciens dominum" 108. Ale jeżeli w godzinie
mistycznej
ekstazy istniały jakieś dalsze plany wy-
wyższenia
Bolesława Chrobrego ponad zwykłych ksią-
żąt,
to już najbliższa przyszłość, rzeczywistość, mu-
siała
zaprzeczyć wszelkim tego rodzaju marzeniom.
Jeden
tylko Chrobry opłakiwał zgon młodego ce-
sarza
109, dla Niemiec śmierć Ottona wywołać musiała
uczucie
ulgi, że od niebezpiecznych dla siebie mrzo-
nek
przechodzą znowu do realnej polityki, zgodnej
z
ich racją stanu. Ale był realistą w polityce nie
tylko
Henryk II, był nim także Bolesław Chrobry,
i
to nie w mniejszej mierze. Pozostały jednak w jego
pamięci
na zawsze wspomnienia ceremonii włożenia
na
głowę korony cesarskiej w Gnieźnie, włamania
się
do grobu Karola Wielkiego, posiadania takich
insygniów,
jak włócznia złocona św. Maurycego i tron
107
Bez względu na to, czy była to włócznia autentyczna,
czy
jej bopfe. Por.
pracę A. Braokmanna Die politische Be-
deutung
der Mawitius-Verehrung im fruhen Mittelalter. Sit-
zungsber.
d. Preuss, AK. d. Wiissensch. Phil..—
Hist. Kl. XXX.
los Thietmar, lib. V.
los ]V[PH VI s. 401 Brunianis Vita Quinque Fratrum c. 8:
“Ouius
mortem mullus maiore luctu ]plainxtt quam Bolizialo cul
multa
bona prę ceteris facer.e rex puer frustra lin
destderio
hatoebat...".
664
Imiona piastowskie
cesarski
grobowy Karola Wielkiego. Wszelkie marze-
nia
Ottona III rozwiały się jak sen, ale pewien mi-
styczny
podkład pozostał nadal podstawą realnej
polityki
Bolesława Chrobrego, zarówno w sprawie
uwolnienia
Polski od wszelkiej zależności, w sprawie
stworzenia
warunków równorzędności między królew-
ską
koroną Polski, jak i w tym, że władcom Polski
przysługuje
cesarskie prawo rozszerzania i organizo-
wania
chrześcijaństwa wśród pogan i niewiernych. Siad
takich
idei przebija się także w drugim imieniu, które
otrzymał
Kazimierz Odnowiciel 110. Bolesław prag-
nął
zapewnić sobie i synowi koronę królewską, może
dalej
sięgał marzeniami nad kolebką wnuka, także
potomka
cesarzy wschodnich i zachodnich.
Imię
Ottona, nadane synowi Chrobrego w r. 1000,
powtórzy
się raz jeszcze w XI w., między synami
Kazimierza
Odnowiciela111. Jest to jeszcze jedno,
już
ostatnie, odświeżenie tradycji stosunków z dy-
nastią
Ottonów saskich, tym razem zapewne nie wprost,
lecz
przez rodzinę Rychezy, gdzie w spadku po Ma-
tyldzie,
córce Ottona II, imię to powtarza się paro-
krotnie.
110
Takie pojęcie •znaczenia mmienia Karola zdaje się wy-
kluczać
zamiar oddania Kaaimienaa na mnicha, a w każdym
razie
osłabia przypuszczenie, że zamiar taki zrodził się po
śmierci
Bolesława. Imię to predestynowało go do władzy,
rządów
i borany. Nb. w r. 1899 w mej pracy pt. Kazimierz
Odnowiciel
wyrażałem wątpliwości, czy miejsce w kronice
Anonima-Galla,
mówiące o drugim imieniu Kaaimierza, nie
jest
interpolowane. Mimo pewnych argumentów, s. 71 (365),
wcale
dobrze pomyślanych, jak zestawienie tekstów kronik
Anonima-Galla,
mistrza Wimcentego i Kraniki (książąt polsikfch,
nie
widzę konieczności dziś takiej konkluzji.
111 O. Balzer Genealogia, tatol. II 18.
vn
Zi
innych imion, które tu wymienić należy, jest
imię
Bezpryma, syna Bolesława Chrobrego urodzo-
nego
z Węgierki112. Zarówno A. Łowicki113, jak
O.
Balzer 114 łączą to imię z nazwą węgierskiego
grodu
Weszprymu. Imię to zostało raz jeden użyte
i
należy do imion wyjątkowych, zapożyczonych. Póź-
niejsze
wypadki polityczne, a mianowicie ostateczne
zwycięstwo
linii Mieszka II nad starszą gałęzią Bez-
pryma
spowodowało, że imię to więcej użyte być
nie
mogło. Jest też rzeczą godną uwagi, że temu naj-
starszemu,
pierworodnemu synowi nie dał Bolesław
imienia
polsko brzmiącego, choćby imienia swego
ojca,
lecz obce, i to węgierskie. Widocznie rodził
się
on w tym czasie, kiedy opuszczenie jego matki
przez
ojca było postanowione, a może i dokonane. Stąd
"2 O. Balzer Genealogia, tatol. II 3.
"s A. Łowicki Mieszko II RAUhf 1876/5.
114 O. Balzer Genealogia s. 62.
666
JmioTia piastowskie
dano
mu imię, które swym obcym, nieksiążęcym
charakterem
miało świadczyć, że syn ten pod wzglę-
dem
uprawnień ma stać poza męskimi członkami
rodu.
Widziałbym w tym pewną analogię z nadaniem
imienia
Zbigniewa synowi Władysława Hermana.
Syn
Kazimierza Odnowiciela, drugi z kolei, Wła-
dysław,
nosi drugie imię Hermana. W tym wypadku
Kazimierz,
jak nadał najmłodszemu swemu synowi,
wedle
tradycji rodziny swej matki, imię Ottona, tak
i
tu dla pamięci swego wuja Herimana, arcybiskupa
Kolonii,
dał to imię synowi.
Takie
imiona męskie są używane do końca XI w.
w
rodzie piastowskim. Ostatnim Piastowicem, który
się
urodził w XI w., był Bolesław Krzywousty. Wedle
pobożnej
a naiwnej wiary zawdzięczali bezdzietni
rodzice
to dziecko cudowi zdziałanemu przez św. Idzie-
go.
Nie mogę wątpić, chociaż to źródłowo nie jest po-
świadczone,
że ten święty był jego patronem, że Bo-
lesław
Krzywousty nosił na drugie imię Idzi. Wiąże
się
ta sprawa z rozszerzającym się w końcu XI w.
•kultem
św. Idziego, przy czym Polska i Węgry będą
tu
bardzo interesującym terenem obserwacji: nawet
wzajemne
stosunki tego czasu Hermana i Władysława
węgierskiego
winny być bliżej zbadane pod kątem
widzenia
kultu tego świętego, który ich Wiązał i bra-
tał.
Sprawa tego kultu, temat obszerny i ciekawy,
który
parokrotnie, zresztą zawsze ubocznie i powierz-
chownie,
poruszałem 115, czeka na opracowanie.
W
rzędzie imion męskich, które tu przejrzałem,
jedno
jest jeszcze, które zamierzam pokrótce omówić,
115
St. Kętrzyńska Na marginesie “Genealogii Piastów"
i
tenże Codex Gertrudianus.
Sprawa Miesława
667
jako
że niektórzy badacze, np. St. Zakrzewski116,
co
prawda z zastrzeżeniami, zapytują, czy nie nale-
żałoby
postaci tej zaliczyć do rodu piastowskiego.
Mam
na myśli udzielnego przez wiele lat księcia
Mazowsza,
zwanego zwykle Masiawem. Imię Masław
nie
istnieje wśród znanych nam imion polskich 117.
Anonim-Gall
nazywa go Meczzlaus118, tak samo
kronika
tzw. Dzierzwy 119, tzw. Nestor nazywa go
Moisław120,
a dopiero mistrz Wincenty nazywa go
Masławem121
przypuszczalnie dlatego, by zgodnie
ze
swym upodobaniem do kalamburowych sztuczek
upodobnić
jego imię do nazwy dzielnicy mazowiec-
kiej.
Mamy zatem do wyboru pomiędzy przekazem
polskim
i ruskim, przy czym, sądzę, pierwszeństwo
należy
się przekazowi polskiemu, nie ruskiemu,, tym
więcej
że imię Meczzlaus istnieje w Polsce, jest
znane,
W. Taszycki pisze je Mietsław 122. Jak ono
brzmiało
w ustach współczesnych, Mietsław, Miecław
czy
Miesław, nie wiem, używam tej ostatniej formy,
najbardziej
zbliżonej do Wincentowego Masława i ruskiej formy przekazu,
Moisława. Imię takie spotyka-
jmy,
nieczęsto zresztą, w źródłach polskich od drugiej
połowy
XII w., a ilekroć je spotykamy, tyle razy
odnosi
się ono do osobników należących da. rodu
116
St, Zakrzewska Bolesław Chrobry Wielki, par. W. Kę-
trzyński
Przyczynki do historii Piastowiczów i Polski Pia-
stowskiej
s. Q uw. 3.
117 -yy. Taszycki, Najdawniejsze polskie imiona,. Słownik.
lis
Lib. I c. 20.
na
MPH II s. 285.
"o
MPH I s. 703.
isa
MPH II s. 825..
122
W. Taszycki Najdawniejsze polskie imiona, Słownik
pod
Mietsław.
668
Imiona piastowskie
Dołiwitów123.
Moglibyśmy z tego wysunąć tylko
jeden
wniosek, wysoce prawdopodobny, że ten Mie-
sław,
cześnik Mieszka II, później buntownik i książę
udzielny
Mazowsza, zwalczony ostatecznie wspólnymi
siłami
Kazimierza i Jarosława, był zapewne najstar-
szym
przedstawicielem rodu Dołiwitów.
Poza
męskimi imionami używanymi w rodzie
piastowskim
uwzględnić należy także imiona kobiece,
które
bliżej rozpatrywane mogą nam dać także parę
interesujących
wskazówek. Rozmaitość tych imion jest
większa
niż męskich, bo nie było tu tej stałości
i
trwałości tradycyjnej, jaką spotykamy przy dzie-
dziczeniu
niektórych przynajmniej imion męskich.
123
St. Kętrzyński Ze studiów genealogicznych odb. z Mieś.
Herald.
1934 s. 20—22, por. J. Nowacki Opactwo sw. Go-
tharda
w Szpetalu pod Włocławkiem Zakonu Cysterskiego,
Przyczynek
do misji pruskiej bpa Chrystiana Gniezno 1934
s.
186 n., s. 60; S. Kozie-rowski Studia IX, Ród Doliwitów.
Dodać
tu winienem, że te same myśli rzucił St. Urbańczyk
w
artykule pt. Jak było na imię tzw. Masławowi? w wydawni-
ctwie
Afisz Starego Teatru, Miesięcznik nr 3 Kraków 1948
s.
11—13. Pisze St. Urbańczyk, co następuje: “Źródła
hi-
storyczne,
mówiące o tzw. Masławie, należą do dwu kręgów,
polskiego...
Galla-Anonima i ruskiego kręgu Nestora. Do kręgu
Galia
oprócz jego własnej należą kromki Kadłubka, taw.
Mierzwy,
Wielkopolska, Polska i Książąt polskich. Najstarszą
i
podstawową jest oczywiście kronika Galia. Obchodzące nas
imię
jest w nich (w odpisach) iMieczzlaus, Meczlaus, Metzlaus.
Bez
najmniejszej wątpliwości brzmiało ono pierwotnie Mie-
cisław,
czyli “miotający sławę", ia z czasem uległo w wymo-
wie
przekształceniu poprzez Mieósław, Miecsław na Miecław,
Gallowe
warianty pisowni z Mieczzlaus i Metzlaus odpo-
wiadają
zapewne postaci Miecław, a Meczzlaus — postaci.
Miecsław
lub Miecsław. Przedstawiona tu przemiana [nale-
ży
do pospolitych w staropolszczyźnie; najlepiej chyba zna-
nym
podobnym przykładem jest Wrocław z dawniejszego
Imiona kobiece
669
Nadto
imiona kobiece bardziej ulegały pewnym na-
kazom
mody niż imiona męskie.
Jest
rzeczą interesującą, że niektóre imiona ko-
biece,
wydawałoby się najbardziej czcigodne, nie
znalazły
łaski i uznania w następnych pokoleniach.
Matka
rodu Dobrawa, ciesząca się opinią tej, która
ochrzciła
poganina Mieszka, dzięki której wprowa-
dzone
zostało do Polski chrześcijaństwo, która wre-
szcie
dała dynastii najznakomitszego władcę polskiego
i
pierwszego króla, nie przekazała swego imienia niko-
mu
w następnych generacjach12i. Widocznie jej pa-
mięć
w dynastii nie była taka piękna jak jej wyideali-
zowany
portret w kronice Anonima-Galla; być może,
Wrocisław".
Dalej St. Urbańczyk oświadcza się za wiairogod-
nością
pod tym względem tradycji Gallowej, omawia jej
tradycję
przekazaną przez kronikę Galia następnym kroni-
kom
polskim, oświadcza się w końcu przeciw przekazowi
tzw.
Nestora, który używa tu formy Mojsław, stwierdzając,
że
“terenowo był od Mazowsza odległy" i stąd wobec
świa-
dectwa
źródeł polskich nie można go uważać za tego rodza-
ju
powagę, która by rozstrzygać mogła o brzmieniu imienia
polskiego.
Cieszę się bardzo, że badacz ten, zawodowy języ-
koznawca,
doszedł do takiego samego przekonania, do którego
doszedłem
sam w r. 1940, gdym pisał słowa powyższe mej
pracy
o imionach piastowskich. Miło mi przy tej sposobności
stwierdzić,
że co się tyczy pierwszeństwa opublikowania tych
rezultatów
ubiegł mnie młody badacz, szkoda tylko, że uka-
zało
się to w piśmie, które zapewne w niedalekiej przyszłości
.stanie
się już rzadkością, do której trudno będzie dotrzeć.
Miejmy
tylko nadzieję, że tą drogą uzasadnione sprostowanie
St.
Urbańczyka może dotarło do szerokich kół społeczeństwa,
.które
zainteresowało się poruszonym problemem.
• 12*
Za to w dynastii szwedzkieJ, zapewne w spadku po
Sygrydzie,
jest w połowie XI w. córka Jakuba Amunda, imie-
-niem
Guda, tj. Dobra, Dobrawa.
670
Imiona piastowskie
że
te złośliwości, które o niej pisze jej rodak Ko-
smas,
są bliższe prawdy, niż to, co podaje tradycja
kronikarzy
polskich. Tak samo imię Emnildy, uko-
chanej
żony Chrobrego, tak pięknej w obrazie Ano-
nima-Galla,
a tak pochlebnie potraktowanej przez
współczesnego
Thietmara, nie powtarza się więcej.
Za
to imię Rychezy, chociaż ta nie cieszyła się nigdy
łaską
kronikarzy, utrzymuje się w dynastii wcale
długo,
bo do końca XIII w. Imię Dobroniegi, żony
Kazimierza,
i Judyty, matki Bolesława Krzywoustego,
powtórzy
się między jego córkami, tak jak imię jego
żony
Salonie! zjawi się znów u jego prawnuczki.
Ciekawe
mogą być imiona nadawane księżniczkom
krwi
piastowskiej. Siostrą Mieszka I jest Adelaida,,
słynna
Biała Knegini 125. Imię tej księżniczki wska-
zuje
wyraźnie na bliski stosunek w owym czasie
Mieszka
I do Ottona I i dworu cesarskiego. Było to
bowiem
imię ówczesnej cesarzowej, ukochanej żony
Ottona
I, późniejszej regentki za czasów Ottona III..
Nie
ulega wątpliwości, że siostra ta otrzymała swe
imię
na cześć cesarzowej, a świadczy to nie tylko-
o
stopniu stosunku z dynastią saską, ale i o pewnej-
kulturze
dworu Mieszkowego, gdzie widocznie nic
nie
przeszkadzało w daniu dziecku imienia tak obco
i
niezwykle brzmiącego. Córka Mieszka I nosi w Skan-
dynawii
imię Sygrydy 126, jakie nosiła imię w Polsce,
nie
wiemy. St. Zakrzewski przypuszcza, że miała ona
na
imię Swiętosława, bo takie imię nosi jej córka 127,
gdyby
tak było, to miałaby ona może swój odpo-
wiednik
w imieniu Swatawy, córki Kazimierza Odno-
i25 O. Balzer Genealogia babi. l 6.
12® Tamże tabl. 19.
127 St. Zakrzewski Bolesław Chrobry Wielki.
Imiona kobiece
671
wiciela,
a żony Wratysława II 128. Z córek Chrobrego
jedna,
zrodzona w r. 989, nosi imię Ragelindy 129,
imię
raczej rzadkie w Niemczech, którego pochodzę-*
nią
wyjaśnić nie umiem. Inna córka, urodzona za-
pewne
nie prędzej jak w r. 1019, nosiła imię Matyldy.
Było
to imię, jak Adelaidy, ulubione w rodzie Lu-
dolfingów,
tak się nazywała żona Henryka I a matka
Ottona
I, nosiła je córka Ottona II, a matka naszej
Rychezy,
której jedna z sióstr nosiła także toż imię;
Byłoby
to zatem znów przypomnienie ze strony Bo-*
lesława
Chrobrego jego stosunków z Ottonami,
zwłaszcza
z Ottonem III. Odegrać tu przy nadawaniu
tego
imienia mogła pewną rolę sama Rycheza przy--
pominając
przy sposobności imię swej matki, siostry
i
prababki. Być to może i wskazówką wpływów i zna-
czenia
osobistego samej Rychezy na dworze za życia
Bolesława
Chrobrego.
Jeżeli
z użycia w dynastii takich imion, jak Otto,
Adelaida,
Matylda, wynikają nastroje dworu polskie-
go
wobec Ottonów, to trzeba zaznaczyć, że brak jest
wśród
najbliższych potomków Bolesława Chrobrego
takich
imion, które by były brane i wzorowane na.
imionach
Henryka II czy Konrada II albo ich żon?
Kunegundy
czy Gizeli. Jasną jest rzeczą, że wrogie
stosunki
Polski z obu tymi cesarzami odbiły się też
na
braku tych imion wśród potomstwa Chrobrego
i
Mieszka II. •
Mieszko
II i Rycheza pozostawili dwie córki,
Pierwszej
imię jest,, zdaniem O. Balzera, niezna-
na
o. Balzer Genealogia tabl. II 16.
129
Tamże tabl. II 5.
672
Imiona piastowskie
ne130,
późniejsze dużo źródła nazywają ją Ryche-
zą
131, tak jak nazywała się jej matka. Nie jesteśmy
dziś
już w możności stwierdzić, na czym opierają się
te
późne wiadomości, w każdym razie nie stoi nic
zasadniczo
przeciw ich przyjęciu. Opinię tę podziela
T.
Wojciechowski 132. Druga córka otrzymała imię
Gertrudy
133. Wskazuję na innym miejscu 134, że
imię
to, zjawiające się tu po raz pierwszy w dyna-
stii
piastowskiej, wywodzi się z Nivelles, na południe
od
Brukseli, gdzie istniał klasztor pod wezwaniem
tej
słynnej i czczonej świętej merowińskiej, zmarłej
w
r. 659, córki Pipina z Landen. W Nivelles, gdzie
był
ośrodek jej kultu, w czasie kiedy przychodziła
na
świat Gertruda, ksienią tamtejszego klasztoru była
Adelaida,
siostra Rychezy. To pozwala nam stwierdzić,
że
nie tylko istniały w tym czasie jakieś bliskie i ser-
deczne
stosunki między Rychezą i Adelaida, utrzy-
mywane
mimo odległości dzielącej Polskę od Ni-
velles,
ale że przez te stosunki kult św. Gertrudy
zawędrował
z Nivelles do Polski, na dwór Miesz-
ka
II i Rychezy. Bo imion żeńskich do wyboru mia-
ła
Rychezą dużo w swej własnej rodzinie, sama miała
sześć
sióstr: Adelaidę, Teophanu, Heilewig, Matyldę,
Idę
i Zofię, miała zatem z czego wybierać. A wybrała
130
O. Balzer
Genealogia tabl. II 12.
•131-
Tamże s. 90.
iśa
T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. vide In-
deks.
133
Imię jej było O. Balzerowi, Genealogia tabl. II 13,
nie
znane. Dopiero
w pracy H. Sauerlanda i A. Hasełoffa
Der
Psalter Erzbischof Egberts von Trier.
Codex
Gertrudia-
nus
m Ciyidale Trier 1901 wypłyinęło jej imię. Por. moją
pracę
pt. Codea; Gertrudianus.
lst St. Kętrzyński Codea: Gertrudianus.
Imiona kobiece
673
świętą
z Nivelles na patronkę swej córki najmłodszej.
Dodać
należy, że można tu widzieć pewien nawrót
znowu
do tradycji karolińskiej, bo przecież rodzina
św.
Gertrudy zaliczała się do rodu Karola Wielkiego.
Znajdujemy
wreszcie w tym stosunku Mieszka II
i
Rychezy do kultu świętej z Nivelles znowu pewne
nawiązanie
do tych stron za dolnym Renem, które od
czasów
Mieszka I oddziaływały stale na życie ko-
ścielne,
a częściowo i polityczne Polski. Bo Nivelles
zaliczało
się do diecezji leodyjskiej a prowincji ko-
ścielnej
kolońskiej. Kult św. Gertrudy trwał niewąt-
pliwie
dłużej w dynastii piastowskiej, pomocą w je-
go
trwałości, jak w utrzymaniu imienia Gertrudy,
była
długowieczność tej pierwszej Gertrudy, zmarłej
dopiero
w r. 1108; pomocny był tu także słynny
Psałterz
Trewirski, Codex Gertrudianus, przechodzą-
cy
parokrotnie przez ręce kobiet rodu piastowskie-
go.
O kulcie św. Gertrudy w Polsce świadczyłby
kościółek
św. Gertrudy w Krakowie, dziś nie istnie-
jący
i nie wiadomo kiedy fundowany. Ale chyba je-
go
pochodzenie musi być bardzo dawne, tak to wy-
gląda,
jakby mógł pochodzić jeszcze z czasów Ry-
chezy
lub jej córki Gertrudy. Dla pamięci tej Ger-
trudy
otrzymała zapewne to imię córka Bolesława
Krzywoustego
i Salomei135, później mniszka w Zwei-
falten.
Potem powtarza się to imię jeszcze dwa razy
między
córkami i wnuczkami św. Jadwigi i Henryka
Brodatego
136. Te otrzymały swe imię jednak raczej
po
siostrze św. Jadwigi, Gertrudzie, królowej węgier-
i8B
o. Balzer Genealogia tabl. III 15.
136
Tamże tabl. VI
8; Wutke-Grotefend Stammtafein
l
s. 26.
43 Polska X—XI»wieku
674
Imiona piastowskie
skiej,
żonie Andrzeja II, która zaś odziedziczyła je
może
po owej córce Krzywoustego 137, tak iż tylko
pośrednio
byłoby to odnowienie tego * imienia uży-
tego
dwukrotnie przez Piastów. •-
W
ciągu XI w. ród piastowski był dwukrotnie
bliski
wymarcia, raz, gdy po śmierci Mieszka II
pozostał
jedynym jego spadkobiercą Kazimierz Od-
nowiciel,
drugi raz, gdy w końcu XI i w początkach
XII
w. walczył o swoje prawa Zbigniew z Bolesła-
wem
Krzywoustym. Ten jednak zabezpieczył na kil-
ka
wieków przyszłość dynastii, w sposób zresztą nad
wyraz
niebezpieczny, przez pozostawienie z dwu żon
kilkanaściorga
dzieci, w czym przecież było pięciu
synów
żyjących w chwili śmierci ojca. Najstarszy
z
nich otrzymał imię dziada Władysława, drugi z rzę-
du
imię pradziada Kazimierza, trzeci urodzony
w
r. 1115, zatem krótko po napisaniu kroniki przez
Anonima-Galla,
imię Leszka, czwarty z kolei sięgnął
do
imienia pra-pra-pradziada, a zarazem do imienia
ojca,
Bolesława, a piąty aż do Mieszka. Wreszcie
szósty
syn otrzymał imię Henryka, imię nie użyte
dotychczas
w rodzie piastowskim. Powodem jego zja-
wienia
się były zapewne jakieś stosunki z panami
niemieckimi,
może nawet pamięć rodziny hrabiów
Bergu,
gdyż imię to jest w owym czasie w rodach
niemieckich
szeroko stosowane. Wreszcie syn naj-
młodszy
nazwany został Kazimierzem wobec tego,
że
starszy Kazimierz już nie żył. W ten sposób Krzy-
wousty
obdzielił swych synów imionami piastow-
137
Raz tylko w. ciągu poprzednich generacji "w X i XI
w.
zdarzyło-się,
że ojciec dałswe imię synowi. Jest to Mieszko,
syn
Mieszika I; O. Balzer Genealogia tabl. I. ? •
Imiona kobiece
675
skimi.
Wyjątek stanowił Henryk, który w genealo-
gii
tego rodu daje początek licznym Henrykom w li-
nii
śląskiej. Nie są nam znane imiona wszystkich có-
rek
Krzywoustego; pierwszej nam znanej jest na
imię
Rycheza, może po pra-prababce Rychezie, a mo-
że
po siostrze Salomei, także Rychezie. Druga córka,
Zofia,
nosi to imię po ciotce. Ale Gertruda ma swe
imię
niewątpliwie po Gertrudzie, córce Mieszka II,
której
psałterz, Codex Gertrudianus, znajdował się
w
rękach Salomei. Dobroniega Ludgarda nosi swe
imię
po żonie Kazimierza Odnowiciela, Dobroniedze,
Judyta
zaś po matce Krzywoustego. Najmłodszą
z
córek była Agnieszka, imię to tu po raz pierwszy
spotykamy,
nadane zapewne dlatego, że nosiła to imię
żona
najstarszego syna Bolesława Krzywoustego,
Władysława,
Agnieszka, z domu margrabianka
austriacka,
z Babenbergów. Czyżby to miało znaczyć
chęć
nawiązania bardziej zażyłych stosunków między
Władysławem,
rodzącym się z Rusinki Zbysławy,
a
jego rodzeństwem, rodzącym się z Salomei? I tu
sięgała
Salomea w dobieraniu imion dla swych córek
do
tradycji rodowej: •"nie sięgała jednak głębiej jak
do
czasów Mieszka II, co widzimy w imieniu Ger-
trudy
i przypuszczalnie Rychezy. Nie sięgnięto jed-
nak
ani do imienia Emnildy, ani Dobrawy. Także
takie
imiona, jak Adelaidy czy Matyldy, nie zna-
lazły
już zastosowania.
43*
677
UZUPEŁNIENIA
O
zaginionej metropolii
czasów
Bolesława Chrobrego
Rękopiśmienne
uzupełnienie autora nadesłane po zakończeniu
pierwodru&u
•w T. 1846
Do s. 308 Jako przypis do w. 16:
Zanotować
tu wypada interesujące spostrzeżenie K. Pot-
kańskiego
Pisma pośmiertne I. s. 402 n. pracy pt. Ze
studiów
nad ustrojem grodowo-plemiennym. Pisze on:
“Innej
nazwy na oznaczenie Małopolski nie zna także
historyczny
dokument pochodzący z 1136 r., a więc za
całości
jeszcze państwa polskiego. Odgadnąć łatwo, że
mam
tutaj na myśli bullę protekcyjną dla Gniezna. Po-
daje
ona mianowicie szczegół dotąd nie znany a ciekawy.
Wiadomo,
że bulla wylicza różne posiadłości arcybiskupa.
Otóż
między mmii są także i dobra małopolskie. Ale,
rzecz
ciekawa, aby bliżej określić ich położenie, ucieka
się
ona do następującego sposobu: przed wymienieniem
.
nazw poszczególnych Wiosek mówi ona: Item v.i Ile
•a
r c h i ep i scop i circa Cracoyiam, a dalej o jed-
nej
jedynej wiosce, położonej w Sandomierskiem mówi:
ante
eastell.um Są nd orni r, tj. pod grodem San-
domierzem.
Tą wioską jest M.anina, dzisiejsza Monima.
Otóż
zdawać by się mogło, że wioski owe leżą istotnie
“około
Krakowa" i “pod Sandomierzem", tan. w ich po-
bliżu,
podobniej jałk wioski w tejże bulli wymienione, np.
678
Uzupełnienia
koło
Sieradza, Spicymierza lub Bytomia, tymczasem wcale
tak
nie jest. Bliżsae oznaczenie tych wiosek na mapie
daje
następujące rezultaty: wioski koło Krakowa są to
wioski
rozrzucone po całym obszarze ziemi krakowskiej,
a
nawet i po dawnym powiecie wiślickim, owa Manina
zaś
nie leży wcale tak blisko Sandomierza; znajduje się
ona
koło Słupi, w pobliżu Gór Świętokrzyskich, od San-
domierza
zaś jest odległa o jakie 40 kilometrów... stwier-
dzić
już możemy fakt, że ogólnej nazwy takiej np. jak
Kujawy...
Małopolska podówczas nie miała, skoro jej
bulla
mię używa..." Dorzucam tę obserwację K. Potkań-
skiego
ilustrującą w XII w. wyraźnie rozróżnienie ziemi
krakowskiej
i sandomierskiej.
Kazimierz:
Odnowiciel 1034—1058
Ważniejsze
warianty redakcji rękopiśmiennej (II) z r. 1946
Do s. 35S jako przypis do w. 21:
Bardzo
późne źródło, mające od czasu do czasiu pewne
informacje
budzące zaufanie,
nie przedstawia pod tym
względem
czasów Bolesława Chrobrego korzystnie. Ale
tendencją
dzieła jest zohydzanie łacinników w oczach
wyznawców
wschodniego kościoła. Por. Żywot Mojżesza
Węgrzyna,
MP. H IV s. 799—817. , •
Do s. 366 w. 5:
Trudno przypuścić, czy ona, która z powodu nałożnicy
królewskiej
opuściła męża, ułatwiała mu przekazanie praw
do
tronu bastardowi, jeżeliby rzeczywiście żywił takie
plany
Mieszko II. Mimo pięknej i pomysłowej obrony tej
,
późnej legendy przez T. Wojciech owskiego, trudno jest
wierzyć
w jej realność, tym więcej że w r. 1046 byli
przecież
obok Mieszka II jego bracia, przyrodni Bezprym
i
rodzony Otto, którzy by mieli niewątpliwie bliższe prawa
niż
syn nałożnicy.
Do s. 382 przypis 27: .....
Anonim
Gali. — Chron. I, c. 20 pisze
to imię Meczzlaus,
“gdy imię Masław, nieznane potem, zjawia się u.-Kadłubka.
Kazimierz- Odnowiciel
679
Tzw.
Nestor nazywa go Moisławern. Pierwszeństwo daję
tu
przekazowi polskiemu Anonima Galia. Imię Miesław
jest
rodowym u Doliwitów, por. St.. Kętrzyński, Na mar-
ginesie
genealogii Piastów, tenże Ze studiów genealogicz-
nych;
W. Kętrzyński, Przyczynki do historii Piastowiczoii)
i
Polski Piastowskiej, Kraków 1898, s. 9 uw. 3. Por.
St.
Urbańczyk, Jak było na imię tzw. Miesławowi, Afisz
Starego
Teatru nr 3,
Kraków 1946, s. 11—13.
Do s. 385 w. 15:
,
bawarsko-szwabski, jak niektórzy przypuszczają, boczna
•
•. linia Babenbergów.
Do s. 385 przypis 34: "
Najiprawdopodobniaj
Ryoheza mogła toyć tą OBobą, z którą
Matylda
mogła się znaleźć na cesarskim dworze. Przez
Rychezę
też, wnuczkę Ottona II, i przez jej wpływy ro-
dzinne
mogła Matylda odgrywać swą rolę na niemieckim.
dworze.
Do s. 390 w. 19:
Czy
wszystkie czynniki, którym uległ Kazimienz, wybuchły
razem,
czy kolejno lub w jakim porządku, nie wiemy.
Wiemy
tylko tyle, że były to ruchy socjalne, ruch po-
gański,
antychrześcij-.ński i bunt możnowładczy, tj. bunt
Miesława.
O tym ostatnim można mieć nawet wątpliwości,
czy
był on współczesny i współrzędny tamtym ruchom,
a
czy nie był tylko następstwem, wyzyskaniem sytuacji,
spowodowanej
ruchami socjalnymi i reakcją pogańską.
Nie
znane są nam również stopnie nasilenia tych ruchów,
ich
gwałtowność i siła są nam obce. Z przyzwyczajenia
raczej
traktujemy je jako sobie współczesne, chociaż może
byłoby
bardziej usprawiedliwioine uważać, że występowały
one
po sobie, kolejno, uzyskując w końcu tę siłę, przed
którą
Kazimierz, był zmuszony ustąpić. Ale nie znamy
powodu
żadnego nią ustalenie takiej kolejności i z tego
powodu
musimy traktować poszczególne składniki burzy,
która
przeszła nad Polską, razem jako jedną całość.
Do s. 405 w. 12:
Taksamo
sądzić można, że ruch takli socjalnej rewolucji
nie
wszędzie osiągnął jednakie natężenie — najsilniejszy
680 Uzupełnienia
zdaje
się był tam, we wschodniej połaci kraju,, skoro ist-
niejąca
w tych stronach organizacja kościelna drugiej
.metropolitalnej
prowincji kościelnej zniknęła w tych la-
taoh
bez śladu. *
Do s. 408 przypis 59;
Tu
dorzucam wyjątki z rzekomej mowy na łożu śmierci
Bolesława
Chrobrego — wedle tekstu B. Paprockiego —
jej
treść i poszczególne frazesy, niby przewidujące przy-
szłość,
odnoszą się częściowo do czasów Kazimierza i mogą
służyć
jako ilustracja późniejszych wydarzeń: “Heu, heu!
lam
quam per speculum wideo prolem et prosapiam meam
eulem
fore de regno noc (tj. Mieszka II, Kazimierz Od-
nowiciel,
może też Bolesław Śmiały?) et suppliceim hostibus
meis
infestissimis, quos ego domueram (przede wszystkim
zatem
Niemcy, cesarstwo, zatem też aluzja do oddania
korony
przez Bezpryma), video regnum in multa variaque
frusta
soindi (zatem aluzja do podziału kraju w r. 1032
przez
Konrada II, aie również do późniejszego odpadnięcia
Śląska
i Mazowsza za Kazimierza), video quant.um hic
sanguinlis
fiundetur, tam interno quam externo hoste (i tu
myśli
zapewne kronikarz o walkach Mieszka II z braćmi,
•ale
również o klęskach poniesionych przez Kazimierza),
]idque
iusto Dei iudicio permittendum, cultumque eius
idiyinum
negligendum, lin varia schismata scindentur (tu
już
wyraźnie wskazuje na reakcję pogańską i zniszczenie
.kościoła
za Kazimierza), luxum et mollitiem amabunt etc".
Widać
z tego ustępu, że Anonim Gali musiał mieć o cza-
sach
Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela, a zapewne
i
Bolesława Chrobrego, inne. jeszcze wiadomości, których
nie
pomieścił w swej kronice. Wielka szkoda, że podał
nam
tak skąpy materiał, że traktował I księgę jako
wstęp
do panegiryku na cześć Bolesława Krzywoustego.
Do s. 411 jako początek rozdziału II i nowa redakcja s. 411—416:
Przypuszczać
wolno, że musiał książę Kazimierz opierać
się
wcale skutecznie przez dłuższy czas burzy. Wskazy-
wałem
już wyżej, że zaręczyny Matyldy Bolesławówny
z
Ottonem ze Schweinfurtu wskazują, że w tym czasie
uważano
księżniczkę polską za godną partię dla niemiiee-
kliego
magnata, że dopiero w r. 1036 uniewaźniiono
te za-
Kazimierz Odnowiciel
681
miary,
co może oznaczać, ze już wtedy związek z księż-
niczką
polską przedstawiał mniejszą wartość polityczną
wskutek
kryzysu wewnętrznego w Polsce. Późne wystą-
pienie
przeciw Polsce Czech, bo dopiero w r. 1038, również
daje
do zrozumienia, że dopiero w tym roku uznał książę
czeski
Brzetysław moment właściwy dla akcji wojennej
w
Polsce. Wynikałaby z tego, że jeszcze w drugiej po-
łowie
r. 1037 Kazimierz musiał trwać na swym ciężkim
posterunku,
bo gdyby ostateczna i decydująca katastrofa
spotkała
Kazimierza w pierwszych miesiącach r. 1037,
byłby
książę czeski przygotował swą wyprawę na sierpień,
wrzesień,
październik tegoż roku, to znaczy na miesiące
tuż
po żniwach, kiedy łatwa i dogodna jest aprowizacja
armii,
a nie na miesiące wiosenne r. 1038. Widać w tym
pewien
pośpiech ze strony Brzetysława; wskazuje to, że
w
r. 1037 były okoliczności, które nie pozwoliły księciu
czeskiemu
na urządzenie wyprawy, a w r. 1038 były inne,
które
nakazywały mu pośpiech, dokonanie w krótkim
czasie
pewnych posunięć wojskowych, a zarazem poli-
tycznych.
Sądzę zatem, że w r. 1037 przeszkodą była
obecność
w kraju Kazimierza, którego sytuacja mogła
być
ciężka ił trudna, ale nie beznadziejna jeszcze, że
w
ciągu r. 1037 nastąpiło jego ostateczne załamanie się,
ucieczka,
i to dodało księciu czeskiemu dopiero pewności
powodzenia
w Polsce. Wczesność zaś wyprawy w r. 1038
wskazywałaby,
że liczył się książę czeski ze sprawą rych-
łego
powrotu z Włoch cesarza Konrada II i z tym, że
Kazimierz
przy pomocy cesarskiej może rychło wrócić
i
korzystną dla Czech chwilę osłabienia Polski opanować.
Należało
się zatem spieszyć, by wyzyskać sposobność —
pewne
fakty dokonane będą, w przyszłości może nie uzna-
wane
przez Kazimierza, może i przez cesarza, ale będzie
się
można o nie targować. Ostatecznie nawet przyczynienie
się,
do większego jeszcze osłabienia sąsiada jest zyskiem,
do
którego dodać należy zyski materialne w postaci jeń-
ców
i łupów wojennych.
W
takich warunkach wyprawa czeska do Polski przed-
stawiała
się jako rzecz ponętna i łatwa — można było
bowiem
liczyć, że rycerstwo czeskie nie spotka się z opo-
2 Uzupełnienia
.•
rem w kraju zrewoltowanym i pozbawaonym prawowitej
władzy.
Jedynym hamulcem mógłby być w tych wacun-
,kach
sa.m cesarz. Nie mogły mu być miłe ani Czechy, ani
• -Polska,
zbyt silne i samodzielne, z przyjemnością zaś
widział,
jeżeli między tymi państwami słowiańskimi pa-
nuje
niezgoda czy rywalizacja, bo rozsądzanie takich
• spraw spornych należało do niego., a słuszność miał zwy-
•Ide
ten z rywali, który w danej chwili był mniej nie-
bezpieczny
i który obiecywał więcej korzyści dla króla
i
cesarza.
Wątpliwe
jest, by Brzetyslawowi przyświecał ideał
stworzenia
z -Czech i Polski wielkiego państwa słowiań-
skiego,
które oparłszy swe granice na Łabie, położyłoby
tamę
posuwaniu się Niemiec na wschód. Zarówno siły
Polski
Bolesława Chrobrego w r. 1003, jak Czech w r. ,1038
były
zbyt małe, by utrzymać zdobycz czeską lub polską,
a
równocześnie stawić czoło potędze cesarstwa, stojącego
właśnie
u szczytu swych sił i-środków, potędze kilkakroć
razy
większej od obu tych państw słowiańskich. Sytuacja
polityczna
Brzetysława była w r. 1038 na ogół wcale
korzystna,
podobnie jak Bolesława Chrobrego w r. 1003.
Tam
miał Chrobry do czynienia ze świeżo wybranym
królem
niemieckim Henrykiem II, który musiał od sa-
mych
początków zwalczać w samych Niemczech opozycję
i
bunty, a miał też ciężki obowiązek zniszczenia ostatniego
króla
włoskiego, który odcinał Niemcy od włoskich zdo-
byczy,
od Rzymu i papiestwa. Nie miał też Henryk po-
tomstwa
i stąd w każdej chwili groziły państwu niemliec-
ki.emu
ciężkie przesilenia wyboru nie tylko króla, ale
i
dynastii. Konrad II był o tyle szczęśliwym władcą, że
miał
syna, Henryka III, żonatego, lubo dotąd bezpotom-
nego,
ale starzejący się Konrad, który miał opozycję
wśród:
książąt, miał już niedługo zostawić władzę mło-
demu
a niedoświadczonemu synowi. Jeden z sąsiadów
Czech
i Niemiec, iż którym Konrad prowadził wojny,
Stefan
węgierski, był właśnie u schyłku życia, a ponieważ
nie
miał syna-sukcesora, można się było spodziewać, że
stąd
wynikną walki, w których cesarstwo, zainteresowane,
Kazimierz Odnowiciel
683
będzie
potrzebować pomocy czeskiej, więc trudno mu
będzie
walczyć z Czechami i- z Węgrami. I z Włochami
miał
cesarz w tym czasie wiele poważnych kłopotów;
toawił
cesarz Konrad H w r. 1037 we Włoszech, mocno
zajęty
sprawami włoskimi, a zwłaszcza lombardzkimi, tłu-
miąc
zamieszki i rozruchy, których tam nigdy nie brakło.
Zwłaszcza
zajmowała go Siprawa prawie buntu arcybi-
skupa
Mediolanu, jednego z najpotężniejszych panów du-
chownych
we Włoszech, Ariberta, który połączył się z daw-
.
nym wrogiem dynastii salijskiej i jej potęgi, od nie-
dawna
ugruntowanej w Burgundii, z Odonem a Champagne,
który
napadł właśnie na Lotaryngię i spustoszył ją. Miał
zatem
cesarz dużo ważnych zatrudnień i wielu poważnych
przeciwników,
a to wszystko pozwalało Brzetysławowi,
dotychczas
wiernemu i lojalnemu lennikowi cesarskiemu,
-na
większą swobodę ruchów. Mógł słusznie liczyć, że za-
nim
cesarz będzie w stania wmieszać się w sprawy
ipół-
nocno-wsohodniej
Europy, zanim pozbędzie się krępują-
cych
go trudności na zachodzie i we Włoszeeh, om,
Brzetysław,
wyzyska wszelkie korzyści, jakie, spodziewać
się
było wolno, przedstawiała słabość Polski, opuszczonej
w
dodatku przez prawowitego władcę, zdanej w ten sposób
,na
laskę i niełaskę jej sąsiadów. Już zaznaczyłem, że
-trudno
przypuszczać, by realny niewątpliwie polityk, jakim
był
Brzełysław, żywił marzenia stworzenia wielkiego
państwa
słowiańskiego czesko-poilskięgo. Działał on jedynie
w
interesie Czech, pragnąc wzmocnić swe państwo i przy-
gotować
jego usamodzielnienie się, usunięcie zwierzch-
ności
niemieckiej, tak jak to zrobił dla Polski swego
czasu
Bolesław Chrobry. Rezultatem ostatecznym było to
tyliko,
że zdobyczy polskich utrzymać nie był w stanie,
a
dawna nienawiść czesko-polska, dawniejsza zreszitą niż
zabór
Czech przez Chrobrego, stała się, ku wielkiej szko-
dzie
Czech jak i Polski, jak wreszcie całej zachodniej
Słowiańszczyzny,
czynnikiem stałym stosunków obu na-
rodów.
Popchnęło to wszystko rychło i skutecznie Czechy
w
objęcia Niemiec, które to Czechy, dalszą swą karierę
"
polityczną, chwilami wielką i wspaniałą, robiły już w ścis-
84 Uzupełnienia
iym
związku, w oparciu się o cesarstwo, jako jago część
składowa
i istotna. Wtedy jednak, kiedy Brzetysław obli-
czał
iswe siły i możliwości, miał jeszcze na celu usamo-
dzielnienie
się od Niemiec bez oglądania się na przyszłość
i
bez myśli o tym, ze osłabiona Polska i wydana na lup
germański
Słowiańszczyzna załabska będą równocześnie
czynnikami
osłabiającymi oporność tego organizmu, który
kosztem
Polski pragnął wzmocnić Brzetysław, jak to wska-
zują
jego czyny późniejsze, pragnąc uwolnić Czechy od
zwierzchności
niemieckiej, biskupstwo zaś praskie, wy-
robiwszy
mu godność metropolitalną, od zależności od
.
Moguncji. Popierał go w tym i utwierdzał biskup praski
Sewer.
On był prawdopodobnie inspiratorem tych dąż-
ności
Brzetysława, pragnąc uzyskać dla Pragi tytuł arcy-
biskupi.
Na dalszym planie przyświecało księciu może
uzyskanie
dla siebie i swych następców tytułu królew-
skiego,
godności, którą nosił Bolesław Chrobry, Mieszko II
i.
inny sąsiad Brzetysława, Stefan węgierski. Brzetysław
wiedział
niewątpliwie i czuł, jak również jego doradca
biskup
Sewer, że bez oporu ze strony Niemiec się nie
obejdzie,
pragnął się zatem przygotować do tej przyszłej
walki
;z Niemcami. Polityka niemiecka w tych stronach
Europy
wygrywała stale Polskę przeciwko Czechom,
a
Czechy przeciw Polsce; trzeba było zatem doprowadzić
Polskę
do takiego stanu, by na lat wiele Polska przestała
istnieć
jako czynnik, który by Niemcy byli w możności
zużytkować
przeciw ambitnej polityce Brzetysława. Pla-
nem
zatem musiało być zarówno zniszczenie materialne
Polski,
wzięcie jak największej ilości łupów i jeńców, jak
i
przyłączenie pewnych terenów polskich, przylegających
do
Czech, zatem zapewne Śląska. Wątpić można, czy pra-
gnął
w tym czasie Brzetysław obciążać się większymi
nabytkami
terytorialnymi. W ten sposób wzmocnione
Czechy
miałyby tylko jednego poważnego przeciwnika,
tj.
cesarstwo, Polska, w razie powrotu Kazimierza, wy-
czerpana
i zubożała, odgrywać mogła tylko rolę trzecio-
rzędnego
dywersanta, na razie mało groźnego. Mieli trzy-
mać
na wodzy Kazimierza Pomorzanie i Miesław. Takie
Kazimierz Odnowiciel
685
przewidywania
polityczne Brzieftysława zdawały się być
wcale
realne. Polityczne warunki nie pozwoliły Niemoom
wystąpić
przeciw Czechom prędzej jak w r. 1040, a wia-
domo,
że ta wyprawa Henryka III zakończyła się jego
klęską.
Polska przez lat wiele nie mogła się wyleczyć
z
ran, zadanych przez rewoltę socjalną, pogańską, jak
przez
wyprawę wojenną czeską. Przez wiele lat musiała
walczyć
o odzyskanie Mazowsza, a przez lat z górą szes-
naście
uwaga Kazimierza była zwrócona na Śląsk, a ślady
tej
śląskiej polityki Brzetysława spotykamy jeszcze za
czasów
Władysława Hermana. Służyła Brzetysławowi jesz-
cze
jedna okazja: tą była śmierć Stefana węgierskiego
i
długie lata walk wewnętrznych i znacznego osłabienia
sił
państwa madziarskiego za Piotra Wenecjanina. Tą dro-
gą
ubył Brzetysławowi przeciwnik silny i niebezpieczny,
którego
nawet zdołał na krótki czas zwerbować jako
sprzymierzeńca.
Za to niewątpliwie nie doceniał on potęgi
cesarstwa:
Henryk III okazał się przeciwnikiem i polity-
.
kiem, który rozporządzał środkami tak dużymi, że choć
z
pewnymi trudnościami, których nigdy nie brakło
..:
w obrębie władzy królów niemieckich, ostateczny rezul-
tat
nierównej walki był dla Czech negatywny. Nie dodał
siły
Brzetysław Czechom, osłabił Polskę, pogłębił wzaje-
mną
zawiść polską i czeską, był jednym z tych, którzy
.
mimo bardzo znacznych powodzeń, kładli podwaliny pod
,
wpływy niemieckie w Czechach.
Do s. 410 w. 14:
Środek
kraju był, jak widzimy, względnie spokojny, nie
wiemy
tylko, czy spokój ten zawdzięczały te strony wła-
dzy
Kazimierza, czy też raczej takim samym buntow-
nliczym
uzurpatorom, moiżnowładcom jak Miesław.
Do s. 424 przypis do w. 20:
Świadectwem
tego byłoby pokrewieństwo roczników cze-
skich
z polskimi, jak Kosmasowa wersja o Pięciu Braciach.
Do s. 425 przypis 74:
• W
każdym razie odwrót Brzetysława z Poznania do Czech
•••••musiał
skierować się. na Wrocław.
686
Uzupełnienia.
Do s. 444 w. 18:
Lat oo najmniej trzydziestu.
Do s. 444 przypis 92:
O.
Balzer, Genealogia
Piastów s. 89; od dawna uważa
Dobroniegę
za córkę, nie za siostrę Jarosława A. Bruck-
ner,
por. Próbki najnowszej krytyki historycznej Przegl.
Hist.
1905/1 s. 25, 26. Może jest u niego nieco przesady,
jeżeli
liczy, że Dobroniega mogła mieć około trzydzieści
lat
Więcej niż Kazimierz, bo miałaby w takim razie ca
50
lat wychodząc za mąż i trudno by było przyjąć, by
w
tym wiełau mogła mieć pięcioro dzieci. Ale bądź co
bądź
różnica i lat dziesięciu byłaby rażąca, tym więcej że
koło
r. 1040 miał Jarosław własne córki na wydaniu,
o
których rozmieszczeniu musiał myśleć, nie :o wydawa-
niu
podstarzałych sióstr, które by zamknął w klasztorze.
-Zwraca
też A. Bruckner słusznie uwagę na tekst później-
szego
również Annalisty Saxo, który pisząc o Kazimierzu
stwierdza,
że “duxit uxorem, regis Russie filiam", zatem
nie
sororem, ale filiam aktualnego władcy Rusi, Jarosława.
Z
tego powodu jestem w zupełnej zgodzie z A. Briickne-
irem,
że należy skończyć z tym widocznym lapsus calami
Nestora
i uznać Dobroniegę za córkę Jarosława,
nie Wlo-
dziimiierza.
Por. N. de Baumgarten Les genealogies •et ina-
riages
occiS.ento.ux des Rurikides russes du X.e au XIII3.
Orientalia
Christiana nr 35, 1927, który po staremu zalicza
Dobromegę
do potomstwa Włodzimierza, każąc się jej
rodzić
po r. 1011, z ositatniego rzekomego małżeństwa
Włodzimierza,
por. tamże tabl. I nr 18.
Do s. 445 w. 13: •
.
Trzeba jednak wprowadzić z tego powodu pewne po-
prawki
do genealogii Piastów, gdyż w tych warunkach
narodziny
Bolesława Śmiałego przypadną nie prędzej ja-k
w
r. 1040, a Hermanana r.- 1041.
Do s. 446 w. 3:
Związki
Polski z Rusią, Kazimierza z Jarosławem zostały
jeszcze
utwierdzone w 1043 r., kiedy siostra Kazimierza
Gertruda
została wysłana na Ruś jako małżonka syna
Jarosławowego,
Izjasława.
Kazimierz Odnowiciel
Do s. 451 w. 9 wprowadzono w tekście zdanie w wersji
II
rozprawy: , - •,
[Henryk
III] “zbyt był zajęty pierwszymi krokami swych
rządów
i pierwszymi trudnościami,. by móc natychmiast
upomnieć
się u Brzetysława".
Do s. 452 przypis 104:
Fakt,
iż Henryk III reaguje już jesienią r. 1039 przeciw
Brzetysławowi,
świadczy wymownie, że wyprawa czeska
na
Polskę odbyła się w r. 1038, a nie 1039, jak to za
Kosmasem
przyjmują badacze czescy i niemieccy. Przy-
pomnieć
trzeba, że wyprawa Brzetysława skończyła się
l
września tryumfalnym wkroczeniem do Pragi. W r. 1039
nie
starczyłaby czasu na wiele pertraktacji, o których
mamy
wiadomość. Byłoby też aktem wcale niebezpieicz-.
.nym
dokonanie napadu na Polskę pod bokiem Konrada II
,i
Henryka.
Do s. 454 w. 11:
Węgierski
sprzymierzeniec miał pomagać Brzetysławowi
na
froncie od stromy niemieckiej. Było rzeczą jasną, że
z
chwilą, gdy Henryk III uderzy na Czechy, Kazimierz
z
siłami swymi zaatakuje Śląsk. By mu uniemożliwić czy
Jumniejszyć
szansę powodzenia, trzeba było odciągnąć go
od
frontu śląskiego przez napad ze strony pomorskiej
i
mazowieckiej. Chociaż z r. 1040 nie posiadamy żadnych
śladów
takiego współdziałania Pomorza i Miesława prze-,
ciw
Kazimierzowi, a dopiero z r. 1041 mamy pewniejsze
po
temu wskazówki, nie można wątpić, że już w r. 1039
.takie
porozumienie Brzetysława, Pomorza i Miesława było ,
umówione
i że stanowiło, ono także element dla porozu-
mienia
i przymierza Kazimierza z Rusią. W ten sposób
w
wypadkach z r. 1038 zarysowały się w tych stronach
Europy
dwie grupy państw, które swe wzajemne stosuniki
liniały
uregulować wojną. Czechy, które w swoim obozie
miały
króla Węgier, Pomorze i Miesława, księcia mazo-
•Wieckiego,
i Niemcy, które liczyć mogły tylko na słabe
raiły
Kazimierza, skrępowane prawdopodobną dywersją
pomorską,
bo przeciw dywersji mazowieckiej mógł Ja-
rosław
klijowaki wystąpić czynnie i ją unieszkodliwić
688 Uzupełnienia
bądź
skrępować. Jak widać z tego konflikt polsko-czeski
przybrał
rozmiary wcale duże, storo siedem państw zna-.
lazło
się zaangażowanych w jego rozwiązaniu.
Do s. 464 jako przypis do w. l:
W
mej pracy o Kazimierzu Odnowicielu, przed laity pra-
wie
pięćdziesięciu, przyjmowałem, ze główne zniszczenie
•i ośrodek ruchu rewolucyjno-pogańskiego znajdował się we-
•woątrz
łuku zatoczonego wyprawą Brzetysława w r. 1038.
Zdanie
to zostało powszechnie przyjęte, chociaż niczym
nie
zostało ono udowodnione — nawet nie ma poszlak na
to,
by można je uważać za jako tako prawdopodobne.
Z
całą stanowczością je dziś odwołuję.
Do
S. 490
w. 3:
.
Tym układem zakończyły się długoletnie starania i
walki
Kazimierza
z Brzetysławem, znane nam jedynie fragmen-
tarycznie,
przeważnie na podstawie przypadkowych wia-
domości
niemieckich. Kazimierz zatem, pod koniec już
swego
niedługiego zresztą życia, odzyskał niemal cale
dziedzictwo
po ojcu d. dziadzie, odzyskał Mazowsze, część
Pomorza,
wreszcie Śląsk. Kierował się tu metodą, którą
rządził
się jego pradziad Mieszko I: uległością dla cesar-
stwa,
gdy jest ono silne, a może mu być pomocne, a zręcz-
nym
wyzyskiwaniem jego nierzadkich okresów osłabienia,
wyzyskiwaniem kryzysów wewnętrznych, jak i chwil za-
wieruch
politycznych zewnętrznych. Podobnie jaik Miesz-
ko
I nie zdołał się Kazimierz wydobyć spod zależności
cesarskiej,
lecz jak tamten Bolesławowi Chrobremu, tak
ten
Śmiałemu przekazał kraj o tyle silny, że mógł on
w
końcu uwieńczyć swe skronie koroną królewską.
Do
s, 517—519: cały ustęp w wersji II został przesunięty
jako
przypis
do tekstu s. 564 w. 10.
Do s. 539 w. 15:
Wersja
zatem o Benedykcie
nie ma cech wtorogodnościi.
Imię
tego papieża doczepione zostało tu chyba dlatego,
•
że sądzono, iż tym papieżem, który takich łask
udzielił
Aaronowi,
był ten, który zasiadał na tronie papieskim
w
r. 1046, tj. w czasie, kiedy Aaron został w Krakowie
biskupem.
Kazimierz Odnowiciel 689
s. 544 w. 27:
— oczywiście o ile to było w r. 1049, a nie w 1056.
Do s. 545 jako przypis do w. 10:
Obszerniej
zajął się O. Balzer, Stolice Polski s. 368 n.,
a
zwłaszcza s. 370 uw. l, sprawą arcybiskupstwa kra-
kowskiego
Aarona, argumentując za tezą jego istnienia.
Oparcie
się O. Balzera polega na kwalifikacji źródła,
z
którego czerpiemy, jako źródła “poważnego",
zatem
zasługującego
na wszelką wiarę. Nie wchodzę tu bliżej
w
dialektyczne wywody O. Balzera, potrzebne mu dla
wywodu,
że Kraków był za Kazimierza Odnowiciela sto-
licą
państwa, bo wydaje imi się, że powyżej wyczerpałem
zasób
argumentów, świadczących przeciw arcybistaupstwu
Aarona.
Do s. 560: przypis 239 podano w brzmieniu wersji II.
Do s. 562 w. 9:
Tu
można by przytoczyć ustęp z Cron. et mun. episc.
Wcratislay.
MPH VI s. 576; “Huius ecdesiae primus episco-
pus
furt Jeroinimuls nobilis Romanus, ordinatus a. D. 1051.
Quii
et attulit capita sanctorum Yincentii leyitae et marty-
ris
Conciani et brachia sanctorum Clementis Georgii,
Sebastiani
martimim". Otóż
przy pomocy pochodzenia tych
relikwii
można by próbować sprawdzić także pochodze-
nie
samego Hieronima. Niestety szczegóły o relikwiach
są
bardzo rozproszone i wielokrotnie niejasne, jak-
kolwiek
mogłyby niejednokrotnie dać Ciekawe wska-
zówki.
O ile sprawdzić mogłem na podstawie Acta San-
ctorum,
relikwie św. Wincentego były pierwotnie w Wa-
lencji,
część ich za Childeberta przeniesiono do Paryża,
drugą
część przed Arabami do Capui, sikąd rozeszły się po
-
Europie (AA. SS. 22 Jan. II s. 398—408, 413); relikwie św.
Koncjana
znajdowały się w Akwilei, Mediolanie, przed
r.
1045 w Hildesheim, wreszcie we Francji (AA. SS.
31
maja, VII s. 428—435); św. Klemensa nie znane (za-
pewne
bazylika św. Klemensa w Rzymie); św. Jerzego
Megalomartyra,
głowa i ręka w Wenecji, dnuga ręka
w
Belgii — w ogóle szczegóły tyczące się tego świętego
44 Polska X—XI wieku
Uzupełnienia
są
wielce mętne i niepewne (AA. SS. 27 kwieitn. IH s. 132-
136);
relikwie św. Sebastiana toyły w Capui, Mediolanie,
Soisisons,
Tuluzie, Paryżu, Trewirze, Brukseli, w r. 974
w
Ebersberg w Bawarii (AA. SS. 20 stycz. II s. 257—264).
Z
tych wiadomości wynika, że przeważna część tych ra-
likwii
była rzeczywiście we Włoszech, że poza względem
imienia
i te szczegóły mogłyby świadczyć może nie tyle
o
rzymskim, ile o włoskim pochodzeniu Hieronima, który
mógłby
je przenieść z Oapui, Mediolanu, Wenecji czy
Rzymu
do Wrocławia.
Do
s. 564 w. 10: caly ustęp aż do s. 573 w wersji II został
usunięty.
Także Dodatek II (s. 588—592) nie wszedł do tej
wersji.
POSŁOWIE
W
dziesięciolecie zgonu autora studiów zawartych
w
niniejszym tomie czytelnik otrzymuje plon wysiłku
badawczego,
rozpoczętego jeszcze u schyłku ubiegłego
stulecia,
a kontynuowanego prawie bez przerw przez
półwiecze.*
*
W niniejszym posłowiu oraz w bibliografii prac i spisie
wykładów
wykorzystano informacje i pomoc prof. drą T.
Manteuffia,
dna K. Lewickiego, mgr H. Szwankowskiej, mgr
I.
Sułkowskiej, mgr A.Dziiadoszówny, korespondencję Stani-
sława
Kętrzyńskiego zachowaną u T. Manteuffia i A. Giey-
sztora,
spuściznę przechowywaną w Archiwum Polskiej Aka-
demii
Nauk (sygn. III-33), Archiwum Uniwersytetu Jagielloń-
skiego,
oraz następujące opracowania, wzmianki biograficzne
i
nekrologi: St. Chankowski Materiały Stanisława Kętrzyń-
skiego,
Biuletyn Archiwum Naukowego PAN, nr 3, Warszawa
1960,
s. 64—69; Sprawozdania Towarzystwa Naukowego we
Lwowie
XVIII, 1938, s. 219—220; Rocznik Polskiej Akademii
Umiejętności,
1928/1929 (1930), s. XXIV—XXV — (A. G.):
Przegląd
Historyczny
XLI, 1950, s. 7—8; Rocznik Towarzystwa
Naukowego
Warszawskiego XLIII, 1&50 (1951), s. 207—211;
694
Posłowie
W
życiorysie naukowym i osobistym Stanisława
Kętrzyńskiego
(10 IX 1876 — 26 V 1950) przełamały się
zarówno
dzieje historiografii polskiej, jak też losy śro-
dowiska
intelektualnego, do którego należał. Utracone
w
katastrofie Powstania Warszawskiego obszerne pa-
miętniki
odtwarzały w sposób umiejętny atmosferę jego
lat
uczniowskich i studenckich spędzonych w cieniu
Ossolineum,
prowadziły czytelnika przez pracownie bi-
blioteczne
i archiwalne krakowskie, rzymskie, paryskie
i
warszawskie, przedstawiały mu zarówno ówczesne
salony,
jak gabinety ministerialne, kreśliły powściągli-
wym
piórem sugestywne sylwety uczonych i snobów,
dyplomatów
i polityków, pisarzy i artystów, którzy
znaleźli
się w polu obserwacji autora. Słynął on przez
wiele
lat jako mistrz anegdoty sytuacyjnej. Zamykał
•w
niej charakterystykę osób i warunków ich działa-
nia;
jego poczucie humoru, nigdy dotkliwe, a zawsze
trafne,
upamiętniało słuchaczom improwizacje Deoty-
my,
arystokratyzm Askenazego czy talent negocjacyjny
Cziczerina.
Pierwszą,
jak pisał, poznaną przezeń osobą była po-
chylona
nad jego kołyską Augustowa Bielowska, żona
założyciela
i zasłużonego edytora pierwszych tomów
Pomników
Dziejowych Polski. Stanisław Kętrzyński
interpretował
to żartobliwie jako oczywisty znak losu
przyszłego
mediewisty. Najistotniej zaważył wpływ
ojca,
wybitnego badacza i człowieka niepospolitej indy-
widualności,
Wojciecha Kętrzyńskiego, powróconego do
polskości
własnym wysiłkiem ze zgermanizowanej na
Życie
i Myśl II, 1951, s. 680; D. Rederowa, Ze studiów nad
kontaktami
Akademii Umiejętności z nauką obcą. Ekspedycja
rzymska
1886—1918, Rocznik Biblioteki PAN w Krakowie, II,
1958,
s. 191—247.
Posłowie
685
parę
pokoleń — aż do zmiany nazwiska (von Winkler) —
urzędniczej
i oficerskiej szlachty pomorskiej. W okre-
sie
dojrzewania syna ojciec żył pełnią aktywności na-
ukowej
jako najpoważniejszy przez wiele lat znawca
starożytności
słowiańskiej, wytrawny badacz średnio-
-
wiecza polskiego i jego pomników, zarówno kronikar-
skich,
jak aktowych. Stanowisko, które zajmował kieru-
jąc
biblioteką Zakładu Ossolińskich we Lwowie, było
szczególnie
cenione w ówczesnym świecie nakowym,
zwłaszcza
w jego liberalnym, mieszczańskim odłamie,
który
w Ossolineum widział ognisko patriotycznych
studiów
humanistycznych i skarbnicę polskiej tradycji
umysłowej.
Kulturę historyczną Stanisław Kętrzyński
wyniósł
z domu rodzinnego, mieszczącego się pod jed-
nym
dachem z pracownią ojcowską, gdzie dojrzewały
dalsze
tomy Monumenta Poloniae Historica; była to
kultura
nowoczesna łącząca przywiązanie do świadectw
przeszłości
narodowej z poszanowaniem warsztatu
naukowego
historyka. Pierwszą rozprawkę, dziś nie do
odszukania,
napisał na ławie szkolnej; była to rzecz
o
św. Wojciechu, którym zajmował się też wiele jego
ojciec.
Studia
uniwersyteckie podjął we Lwowie w semi-
narium
historii nowożytnej Ludwika Finkla, jednego
z
modernizatorów metody badań historycznych i zna-
komitego
jej wykładowcy; w seminarium tym Stanisław
Kętrzyński
czytał także swój debiut mediewistyczny,
rzecz
o Gallu-Anonimie (1898), którego tekst przygoto-
wał
wraz z mistrzem do edycji seminaryjnej, ad usum
scholarum
(1899). Jedniak inna indywidualność uniwer-
sytecka,
znacznie ciekawsza, mimo wszystkich zalet
metodycznych
warsztatu ostrożnego Finkla, uwięziła
jego
uwagę i wywarła silne piętno: Tadeusz Wojcie-
Posłowie
chowski,
którego szczupłe seminarium otwierało często
zaskakujące
jego uczestników perspektywy źródło-
znawcze
i wprowadzało ich w uroki kombinatoryki me-
diewistycznej
aż na pogranicze intuicji i twórczej do-
wolności,
jakże odległe od postulatów historycznego
scjentyzmu,
któremu hołdowała ówczesna “szkoła kry-
tyczna".
Stanisław Kętrzyński urokowi uległ, choć
Szkice
historyczne jedenastego wieku, swoją ulubioną
do
końca życia lekturę, oceniał wcale surowo w wielu
ich
punktach merytorycznych. Dedukcyjnemu torowi
myślenia
Wojciechowskiego przeciwstawiał pod wpły-
wem
także ojca indukcjonizm historyczny, szacunek
dla
obróbki materiału źródłowego, nigdy nie traktując
jej
zresztą jako celu samoistnego. Przeciwnie, chętnie
próbował
konstrukcji, którą rozumiał jako sprawdzal-
ną
przez ścieranie się hipotez, upadek jednych i zwy-
cięstwo
drugich w dążeniu ku prawdzie obiektywnie
istniejącej.
Stanowisko to pogłębił następnie w środo-
wisku
warszawskim, którego racjonalizm filozoficzny
i
metodologiczny szczególnie mu odpowiadał jako pod-
stawa
własnego pisarstwa historycznego, bronił go
zarówno
przed intuicjonizmem starszego, jak nowego
typu,
wyznawanego przez niektórych jego kolegów,
m.
in. Maxa Gumplowicza i Stanisława Zakrzewskiego;
bronił
się także przed sceptycyzmem poznawczym, do
którego
jednak bywał czasem skłonny.
W
jednej z jego wcześniejszych rozpraw, O palliuszu
biskupów
polskich XI wieku, pisał o swojej pracy
naukowej
w sposób, którym ją określił odtąd na stałe:
“ ..
wskutek drobiazgowej analizy i różnorodnych
kombinacji,
jakie zawiera, spotka się pewnie niejedno-
krotnie
ze zdaniem, iż w wielu wypadkach lepiej pióro
złamać
i powiedzieć sobie «non liquet» niż puszczać
Posłowie
697
się
na bystre fale przypuszczeń, hipotez i kombinacji.
Sprzeczać
się z tym zdaniem nie myślę — pozwolę so-
bie
zrobić porównanie czy przypowieść: Zwolennicy
«non
liquet» podobni są do ślepca błądzącego: dla niego
i
dla nich noc i dzień są jednakową, wieczną nocą,
.która
drogi nie oświeca. Człowiek dobrze widzący może
się
łatwo zgubić wśród czarnej nocy, lecz -gdy gwiazdy
zobaczy
lub gdy mu słońce zaświeci, prędko na dobrą
drogę
zejdzie. Może niejedna dziś na szerokim polu
nauki
stojąca hipoteza upadnie, zawsze jednak z tą
sławą,
iż była szczeblem w ogólnym rozwoju i zwycię-
żona
dała nowy impuls pracy w dążeniu za prawdą.
Dlatego
jestem spokojny o los, jaki spotka wyniki
mo-
jej
pracy".
Swój
okres uniwersytecki Stanisław Kętrzyński za-
kończył
w r. 1899 na Uniwersytecie Jagiellońskim uzy-
skaniem
stopnia doktorskiego na podstawie rozprawy
o
Kazimierzu Odnowicielu (1899). Ówczesny włodarz
środowiska
krakowskiego, Stanisław Smółka, w swej
recenzji
dojrzał w niej “wielką trzeźwość zarówno
w
krytyce świadectw źródłowych, jak i w konstrukcji,
odbijającą
tak korzystnie od hazardownych, błyskotli-
wych
a zupełnie nieuzasadnionych i fantastycznych
hipotez,
które tak bujnie, a z niewątpliwą szkodą dla
ścisłości
naukowej rozpanoszyły się w ostatnich cza-
sach
w opracowaniach epoki". W słowach tych przebija
niechęć
nie tylko do mniej udanych lub utalentowa-
nych
naśladowców Tadeusza Wojciechowskiego, ale
i
wobec nowej, neoromantycznej wizji historii, obcej
pozytywizmowi
ostatniej ćwierci XIX w. Rozprawa
w
istocie rzeczy wykazała całkowitą dojrzałość sądu
23-letniego
autora i uwolnienie się od wpływu mistrza
lwowskiego
w analizie źródeł i faktów; przeprowa-
698
Posłowie
dziła
ustalenie charakteru oblacji Kazimierza do kla-
sztoru,
podważenie egzystencji tzw. Bolesława Zapom-
nianego,
ustaliła kilka istotnych nowych momentów
chronologicznych,
co było znacznym samodzielnym do-
robkiem,
natomiast koncepcje historiozoficzne nosiły
ślady
przebywania w kręgu wykładów i myśli Woj-
ciechowskiego;
Stanisław Kętrzyński od nich szybko
odszedł
uchylając się od podobnych generalnych roz-
ważań,
mało jego zdaniem sprawdzalnych i użytecz-
nych.
W późniejszym okresie przywiązywał natomiast
wagę
do tła syntetycznego, na którym umieszczał wy-
niki
swojej analizy źródłowej. Na uniwersytecie kra-
kowskim
Stanisław Kętrzyński poznał następnego swego
profesora,
który miał na niego poważnie oddziałać. Sta-
nisław
Krzyżanowski, fundator nauk pomocniczych
historii
w dydaktyce i w warsztacie badawczym pol-
skich
mediewistów, był znakomitym pedagogiem i orga-
nizatorem
badań, kierującym swoich uczniów na nowe
i
ważne kierunki studiów. Uprzytomnił on Kętrzyńskie-
mu
konieczność pogłębienia ówczesnej znajomości do-
kumentu
polskiego wieków średnich i przyswojenia
w
tym celu wyników obcych. Rozpoczęty już w 1898—
1899
r. i kontynuowany za paru nawrotami kilkuletni
pobyt
w Rzymie, Monachium i Paryżu umożliwił Sta-
nisławowi
Kętrzyńskiemu opanowanie zagadnień pa-
leograficznych
i dyplomatycznych, m. in. w Scuola di
Paleografia
i w Ecole des Chartes, a także oczytanie
w
źródłach obcych i obycie archiwalne przez uczest-
nictwo
w ekspedycji rzymskiej Akademii Umiejętności;
do
Rzymu wracał jeszcze w latach 1910-—1913 badając
tam
akta skarbowe kurii z lat 1371—1434.
Prace własne rozdwoiły się na dwa nurty. Jeden
Posłowie
899
z
nich to zainteresowania wczesną historią Polski,
szczególnie
żywe w pierwszych latach samodzielności
naukowej
i w ostatnich latach piętnastu. Drugi obej-
mował
sprawy dokumentu, pieczęci, pisma i ksiąg
kancelarii
polskich XIII — XV w. oraz wynikłe z ich
badania
problemy historii państwa polskiego tego czasu.
Cykl
studiów nad historią Polski XI i XII w. otworzyły
wspomniane
wyżej rozprawa o Gallu-Anonimie i dy-
sertacja
o Odnowicielu, przez długie lata nie zastąpione
w
nauce innymi. Potem przyszły rozprawy i artykuły
o
rzekomej wyprawie Władysława Hermana na Szcze-
cin
w r. 1097, o paliuszu biskupów polskich w XI w.,
ze
studiów nad mistrzem Wincentym, o zaginionym
żywocie
św. Wojciecha, o opacie Astryku-Anastazym
na
tle stosunków Polski z Burgundią w X/XI w.
z
pierwszym zarysem hipotezy o dwu metropoliach
polskich
czasów Chrobrego. Zasób tematów nie został
przez
to wyczerpany, ogłaszał Stanisław Kętrzyński
jeszcze
drobniejsze rzeczy, jak wiadomość o udziale
Polski
w IV soborze laterańskim. Wszystkie noszą cha-
rakter
źródłoznawczy zgodny z zasadniczym stanowi-
kiem
metodycznym ich autora, ale zmierzają do szer-
szych
ustaleń w zakresie dziejów politycznych i kultu-
ralnych
Polski ówczesnej, wyprowadzając je z historii
powszechnej.
Kombinatoryka analityczna nosiła cechy
nowe
w porównaniu z dotychczas stosowaną w polskiej
mediewistyce:
inwencji towarzyszył rygor myślowy
i
szerszy zespół narzędzi badawczych. Wyniki nosiły
umyślnie
zaznaczony charakter indukcyjnych punktów
wyjścia
do uogólnień, z którymi jednak autor otwarcie
nie
wychodził, poprzestając na licznych wskazówkach
szczegółowych;
leżał na nich czasem lekki cień upra-
700
Posłowie
•Wy
analizy dla sztuki analizy, ale rozpraszają go trzeź-
we
ustalenia o dużej i wielostronnej użyteczności.
Do
zainteresowań wcześniejszą historią Polski Sta-
nisław
Kętrzyński powrócił jeszcze po latach z progra-
mem
pisarskim poszerzonym o zadania syntetyczne.
Ale
główny jego wysiłek na parę dziesięcioleci zwrócił
się
w stronę rozbudowy od podstaw dyplomatyki pol-
skiej,
w której rychło stał się najwybitniejszym na
długie
lata autorytetem. Należąc od 1905 r. do środo-
wiska
warszawskiego, sprawując przez kilka lat funk-
cje
dyrektora Biblioteki Ordynacji Krasińskich i uczest-
nicząc
żywo od 1908 r. w Towarzystwie Naukowym
Warszawskim,
habilitował się w r. 1913 na Uniwersy-
tecie
Jagiellońskim w zakresie historii średniowiecznej
i
nauk pomocniczych historii; jako temat wykładu ha-
bilitacyjnego
miał “Wybór Karola IV na tron nie-
miecki".
Podstawą drukowaną był obszerny • fragment
studiów
nad kancelarią Kazimierza Wielkiego, podję-
tych
już w r. 1907, mianowicie opracowanie elemen-
tów
chronologicznych dokumentów tej kancelarii. Po-
kazując
po wielu latach zebrane do tego tematu mate-
riały
z kilkudziesięciu archiwów i bibliotek europej-
skich,
odpisy i fotografie, konstatował, że zalecona
swego
czasu przez Krzyżanowskiego metoda okazała
się
zbyt pracochłonna. Wychodząc z doświadczeń dyplo-
matyki
wcześniejszych okresów nie liczyła się dosta-
tecznie
z masowym charakterem produkcji kancelaryj-
nej
XIV w. Studia nie zostały ukończone w pełnym
zakresie.
> Zebrane doświadczenie i rozbudoiwainy war-
sztat
przysłużyły się potem Zarysowi nauki o doku-
mencie
polskim wieków średnich (1934). Wolno też do-
myślać
się, że upodobaniom do szerszej konstrukcji hi-
Postowie
701
śtorycznej
nie mogło odpowiadać zamknięcie się w opi-
sie
źródeł. Wolał uzyskiwać z nich wnioski służące
odtworzeniu
zjawisk historycznych. Swój pogląd na
miejsce
badań nad dyplomatyką w historiografii Stani-
sław
Kętrzyński zaznaczył własnym sądem o dwu
zjawiskach
wielkiej wagi w procesie jednoczenia pol-
skiej
monarchii na przełomie XIII i XIV oraz w XIV w.
W
sprawie istoty Królestwa Polskiego podniósł pierw-
szy
(1909) wagę elekcyjności władzy książęcej XIII w.,
polemizując
trafnie z jej charakterem dziedzicznym
w
ujęciu Oswalda Balzera. W ocenie zapisu Kazimierza
W.
dla Kazimierza słupskiego (1912) stanął na gruncie
realistycznej
tezy o bardzo powolnym wzroście elemen-
tów
unifikacyjnych, choć późniejsza w nauce interpreta-
cja
samego testamentu Kazimierza W. poszła w innym
kierunku.
Oba studia ujawniły obok niezależności opi-
nii
naukowych także rosnące opanowanie materiału
dokumentowego,
który wprowadzał ich autor w coraz
szerszej
mierze do użytku historiograficznego.
Zbadał
gruntownie formy kancelaryjne produkcji
dokumentowej
za Kazimierza Jagiellończyka, ogłasza-
jąc
na ten temat, cztery, częściowo polemiczne arty-
kuły
(1912—1914). Po latach wspominał jeden z nich
z
żalem, przestrzegając swoich uczniów, aby nawet
w
słusznej sprawie naukowej nie imali się polemiki
niszczącej
bez reszty słabego oponenta. W czasie I woj-
ny
światowej zabrawszy w głąb Rosji w czasie ewa-
kuacji
podstawową bibliotekę kodeksów dyplomatycz-
nych,
z którymi nie rozstawał się, przepracował do
końca
materiał dokumentowy XIII w.; już wcześniej
(1915)
ogłosił pierwsze swoje uwagi nad genezą kance-
larii
książęcych. Wyniki przeprowadzonych badań prze-
7Q2
Poslowie
kazywał
najpierw w wykładach z dyplomatyki i archi-
wistyki
na Uniwersytecie Warszawskim (1919—1923),
zrazu
jako wykładowca, docent tytularny, a od 1920 r.
jako
profesor nadzwyczajny z tytułem profesora zwy-
czajnego
archiwistyki i bibliotekoznawstwa wraz z na-
ukami
pomocniczymi historii. Nie było mu jednak dane
działalności
tej rozwinąć. Po krótkim kierownictwie
Archiwum
Głównego Akt Dawnych w Warszawie, od
jesieni
1919 do wiosny 1920 r., gdzie rzucił inicjatywę
systematycznych
poszukiwań dokumentów średnio-
wiecznych
w aktach grodzkich i ziemskich, Stanisław
Kętrzyński
związał się na przeszło lat dziesięć z Mini-
sterstwem
Spraw Zagranicznych.
Zaważyły
na tej decyzji przekonanie o konieczności
służby
publicznej w budowanym od nowa aparacie
państwowym,
nieprzeciętne kwalifikacje umysłowe i ję-
zykowe,
obudzone zainteresowania polityczne, nawią-
zane
przyjaźnie z grupą liberałów popierających rządy
centrowe
w okresie sejmu ustawodawczego. Od r. 1919
pisywał
w Przeglądzie Dyplomatycznym, wkrótce
wszedł
do Ministerstwa, gdzie w latach 1922—1923 pro-
wadził
dyrekcję polityczną, a po wyborze zaprzyjaź-
nionego
z nim Gabriela Narutowicza na prezydenta
Rzeczypospolitej
sprawował krótko także kierownictwo
resortu.
O latach tych mówił zawsze jako o najbar-
dziej
intensywnym okresie swego życia. Polityka, uni-
wersytet
i praca badawcza poświadczana corocznymi
publikacjami
wypełniały mu czas od ósmej rano, kiedy
zaczynał
wykład, do późnego wieczora, gdy kończył
obowiązki
reprezentacyjne i sięgał po materiały nauko-
we.
Przesunięcie się wewnętrznej sytuacji politycznej
na
prawo, przyjście na ministra spraw zagranicznych
Romana
Dmowskiego spowodowało jego zejście z klu-
Posłowie
703
gzowego
stanowiska w Ministerstwie
i wyjazd w stycz-
niu
r. 1925 jako ministra pełnomocnego i posła nad-
zwyczajnego
do Moskwy, skąd w grudniu r. 1926 zo-
stał
odwołany ł przeniesiony w maju 1927 r. na mniej-
szej
wagi placówkę w Hadze, a w r. 1931 w stan spo-
czynku,
przy ostatecznym zwrocie rządu pułkowników
ku
dyktaturze. Swego odejścia ze służby dyplomatycz-
nej
nie żałował, ale zachował z niej wspomnienia życz-
liwe
dla ludzi i spraw, z którymi się stykał. Wytraw-
ność
jego sądów i ocen zawartych w starannych, choć
nieczęstych
instrukcjach,
a potem raportach wysoko
cenili
jego koledzy w pracy.
Plon
naukowy tych lat był mimo wszystko zdu-
miewająco
duży; początki dokumentu w Polsce oma-
wiał
dwukrotnie w Akademii Umiejętności (1920, 1931),
dalszy
jego rozwój przedstawił w studium o kance-
larii
wielkopolskiej (1925), zbadał sprawę dat tzw. nie-
jednolitych
(1927), opracował sfragistykę Przemyśla ,11,
Łokietka
i Kazimierza W. (1929, 1932), rozwiązał spra-
wę
genezy kanclerstwa koronnego (1920) i Metryki
Koronnej
(1927). Zabierał głos na zjazdach historyków
polskich
w sprawach organizacji badań. Wreszcie
w
r. 1934 ogłosił fundamentalny Zarys nauki o do-
kumencie
polskim wieków średnich, mianowicie tom
pierwszy
i jedyny. Mimo “braku symetrii pomiędzy
poszczególnymi
jej częściami", o czym uprzedzał autor
w
swej przedmowie, stał się ten tom prawdziwą pod-
waliną
każdego studium mediewistycznego, zbiorem
-ważnych
analiz źródłoznawczych, kopalnią informacji
o
urządzeniach kancelaryjnych, postaciach dokumentu
i
jego wartości prawnej. Autor miał także zebrany
materiał
do tomu drugiego; przed zwłoką w publikacji
pierwszej
części i łączeniem jej z drugą przestrzegała
704
Postoicie
Posłowie
705
go,
jak pisał, niepewność, czy pozostaje mu lat pięt-
naście
dla pogłębienia pracy. Los pozwolił mu przeżyć |
jeszcze
prawie dokładnie tyleż lat, ale mu je wypełnił, |
jak
innym Polakom, ciężką próbą wojny, okupacji hi- l
tlerowskiej,
obozu koncentracyjnego i żmudną odbu- j
dową
zniszczeń. Pośród strat znalazły się również ze—:|
brane
materiały z dyplomatyki. Były tam sprawy |
actum
i datum, różnych nieprawidłowości chronologicznych, cech
wewnętrznych dokumentu polskiego, {
organizacji
kancelarii monarszej i innych. Granat hi- ;
tlerowski
zniszczył napisane rozdziały i kartotekę ma-
teriałową
we wrześniu 1939 r. Nie było sposobu ich
odtworzenia,
zwłaszcza że myśl Stanisława Kętrzyń-
skiego
zajmował już od dawna zamiar powrotu do
zainteresowań
młodości.
W
r. 1932 rozpoczął wykłady, a w 1934 objął jako
profesor
zwyczajny katedrę historii średniowiecznej
Polski
wraz z naukami pomocniczymi historii na Uni-
wersytecie
Warszawskim. Seminarium miał nieliczne,
prowadził
je z zagadnień dyplomatycznych wiążąc je
z
innymi działami nauk pomocniczych historii i dzie-
jami
XIII—XIV w. Wykłady zachęciły go do ponow-
nego
podjęcia tematyki wieku X i XI. Jednocześnie
szła
praca badawcza i publikacja dawniej uzyskanych
lub
bieżących wyników. W r. 1931 powstały uwagi do
rodowodu
Piastów, potem studium genealogiczne Do-
liwitów
z nawiązaniem do Miesława mazowieckiego
z
jednej strony i wybitnej rodziny Szyrzyków w oto-
czeniu
Kazimierza W. z drugiej strony, łącznie z pu-
blikacją
nie znanych tekstów dokumentowych (1934).
W
zbiorowym tomie historyków polskich będącym od-
powiedzią
na tom historyków niemieckich dał zrówno-
ważoną
ocenę wczesnych stosunków polsko-niemieckich
(1934),
a w związku z VIII Zjazdem Międzynarodowym
Historyków
zajął się stosunkami polsko-szwajcarskimi
w
średniowieczu. Przygotował syntetyczny rozdział
o
Polsce X—XII w. do The Cambridge History of Po-
land,
opublikowany już po jego zgonie. Wprowadził
na
swój warsztat mało znane i nie doceniane źródło
“do
dziejów XI w., mianowicie tzw. kodeks Gertrudy.
W
r. 1936 odbył podróż do Cividale di Friul dla zba-
dania
rękopisu, a w sierpniu 1939 r. miał już korektę
szpaltową
obszernej na ten temat rozprawy; w parę
tygodni
później stracił wszelkie do niej materiały,
a
skład drukarski i korekta podzieliły losy ostatniego
.przed
wojną zeszytu Przeglądu Historycznego, znisz-
czonego
w oblężeniu Warszawy. Od r. 1931 prowadził
znów
intensywne życie profesora i badacza, uczestni-
czył
w pracach Polskiej Akademii Umiejętności, To-
warzystwa
Naukowego Warszawskiego, Polskiego To-
warzystwa
Historycznego i afiliowanego z nim War-
szawskiego
Towarzystwa Miłośników Historii. Na
Uniwersytecie
Warszawskim miał grono przyjaciół
z
Marcelim Handeismanem na czele, z którym od 1917
po
1939 r. sprawował redakcję Przeglądu Historycz-
nego.
Znajdował zawsze czas i ochotę na spotkania
z
nimi w kawiarni Loursea na Krakowskim Przed-
mieściu,
gdzie wymieniano wiadomości polityczne i no-
wości
naukowe, nasłuchiwano burzy w potężniejącym
napięciu
lat przedwojennych.
Lata
wojny Stanisław Kętrzyński przyjął jako pró-
bę
ludzi i charakterów. Od jej początku podjął się
kontynuowania
swoich obowiązków profesorskich i oby-
watelskich.
Od zimy 1940 do późnej jesieni 1943 r.
regularnie
odbywał seminarium w swoim mieszkaniu,
prowadził
prace magisterskie i doktorskie. Jako prezes
45 Polska X—XI wieku
706
Posłowie
Towarzystwa
Miłośników Historii postanowił utrzymać
je
w formie konspiracyjnej. Co miesiąc odbywało się
u
niego ograniczone do 8—12 osób zebranie naukowe
poświęcone
wymianie wyników badań, dając sam do
niej
zachętę i przykład. W ciężkich latach okupacji po-
wstał
znaczny zbiór Studiów XI w. Złożyły się nań ?
Codex
Gertrudianus w nowej redakcji i gruntownie :
i
na nowo opracowane teksty dawniejszych rozpraw
z
tego zakresu. Głęboka znajomość ludzi i ich słabości,
ich
rozumienie, ale nie pobłażanie, mądre spojrzenie na
sytuację
kraju i jego przyszłość, wierność nauce i od-
waga
osobista — wszystko to sprawiało, że dom na
Tamce
i jego gospodarz stawali się autorytetem, do
którego
szło się w potrzebie i w wątpliwościach po
radę,
zawsze rozważną, i wskazówkę, zawsze delikatną
w
formie, a stanowczą w swej istocie. Dom ten nie
był
azylem; jego zaangażowanie w walce narodowej
obejmowało
pracę ojca i aktywność syna, mało kto
z
odwiedzających go nie był powiązany z Warszawą
podziemną.
Godziny spędzane na Tamce zaliczali histo-
rycy
warszawscy do najcenniejszych chwil wyrywa-
nych
czarnej nocy okupacyjnej. Uderzenie w ten dom
przyszło
jak wiele innych nagle. Stanisławostwo Kę-
trzyńscy
zostali aresztowani przez gestapo 14 listopada
1943
r. W tydzień później nazwisko profesora widniało
na
jednej z czerwonych list plakatowanych przez oku-
panta
na ulicach Warszawy z wyrokiem śmierci; do
wykonania
wyroku jednak nie doszło. Po przejściu
przez
Pawiak, a potem więzienie św. Michała w Kra-
kowie,
Profesor został osadzony w Oświęcimiu, jego
żona
w Ravensbruck. Cenny księgozbiór specjalistycz-
ny
wywiozło gestapo; wyniesione przedtem materiały
naukowe
i gotowe opracowania umieścili uczniowie
-Posłowie
707
w
Archiwum Głównym, gdzie spłonęły w Powstaniu
Warszawskim.
Wiadomo
od współwięźniów, żemimo ciężkiego
stanu
zdrowia i podeszłego wieku Profesor nie odma-
wiał
prowadzenia wykładów również,-w celi więzien-
nej
i w baraku obozowym. Z hartem i godnością przy-
-
jął cierpienia obozowe, otoczony. i -tam szacunkiem
najbliższych,
skromną, lecz jakże tam potrzebną opieką
podziemnej
organizacji więźniarskiej, która go umie-
ściła
na zimę 1944/1945 r. w baraku szpitalnym. Za-
chowały
się z tego czasu dwa przejmujące szkice por-
tretowe
ołówka Ksawerego Dunikowskiego, T. których
patrzą
śmiertelnie zmęczone, mądre, bez nienawiści,
oczy
uczonego.
Do
pracy powrócił od razu po wyzwoleniu Oświę-
cimia
i osiedleniu się w Krakowie, gdzie w- Polskiej
Akademii
Umiejętności już na wiosnę 1945 r. miał
pierwszy
referat z rekonstrukcji rozprawy o imionach
dynastycznych
Piastów. Rozpoczął też zajęcia na Uni-
wersytecie
Jagiellońskim, prowadził je w r. 1945
i
1945/1946, przeniósłszy się, gdy tylko tynki obeschły
w
odbudowanym mieszkaniu na Tamce, do Warszawy
i
na Uniwersytet Warszawski. Jeszcze w Krakowie
spotkała
go propozycja wysunięcia jego osoby na pre-
zesa
Polskiej Akademii Umiejętności, od czego uchylił
się,
trzeźwo oceniając swój stan zdrowia i ogrom oso-
bistej
pracy naukowej do wykonania.
:
Przejścia obozowe podkopały nieodwracalnie jego
odporność
fizyczną, rozpoczęły się w r. 1946 pierwsze
•poważniejsze
zaburzenia naczyniowe, zaostrzając jego
świadomość,
że ma wiele do napisania przed swym
.odejściem.
Z całego dorobku lat okupacji przypadkiem
uratował
się odpis nowej redakcji Kazimierza Odno-
708
Posłowie
wiciela.
Ze
studiów nad zjazdem gnieźnieńskim 1000 r.
odtworzył
rozprawę o dokumencie Dagome iudex.
“Moje
zdrowie bez zmian — pisał 14 VII 1946 z Kra-
kowa
— wlokę się ciężko, ale praca mi idzie dobrze.
Oddałem
już do druku Mieszka I, zapewne ca 220 stron
druku.
Teraz opracowuję część III, Mieszko II, Kaź.
Odn.
i Boi. Śmiały. Właśnie skończyłem Mieszka, Ka-
zimierza
trzeba tylko przepisać, bo gotów, muszę tylko
opracować
Śmiałego, ale do niego jest tak mało! Potem
zabiorę
się do Bolesława Chrobrego, ale na niego po-
trzebuję
dwu lat. Takie są moje plany na najbliższą
przyszłość.
Nie idę tu tak daleko jak śp. Al. Jabłonow-
ski,
który mając lat z górą osiemdziesiąt mówił mi,
że
żeby Atlas skończyć, potrzebuje jeszcze lat dwu-
dziestu,
a inne prace, które mi wymieniał, odkłada
«na
potem»!"
Opracował
do przedruku rzecz o opacie Astryku-
-Anastazym.
Zrekonstruował studium o zaginionej me-
tropolii
polskiej czasów Bolesława Chrobrego, które
zainaugurowało
serię prac Instytutu Historycznego UW
w
r. 1947. Starczyło mu czasu i starania na przepro-
wadzenie
trzech habilitacji mediewistycznych na uni-
wersytecie,
do którego serdecznie i troskliwie był
przywiązany.
Nie szczędził dyskretnych rad i pomocy
tym,
którzy odbudowywali na nim historię.
Na
przeszkodzie dalszej pracy stanęła pogłębiająca
się
od połowy 1947 r. choroba, w której nie przyniósł
ulgi
pobyt sanatoryjny w Szwajcarii. W liście z Luga-
no
l III 1947 r. pisał: “...Ze smutnym losem, który mię
spotkał,
nie umiem się pogodzić... przecież to pierwszy
dzwonek,
a tak niespodziewany, kiedy przebrnąłem
przez
lufy karabinów niemieckich, Oświęcim. A mam,
jak
to już pisałem, na dobrych dwa lata pracy, chciałbym
Posłowie
709
napisać
Bolesława Chrobrego, a tego dokonać mogę
tylko
przy dobrym zdrowiu i możności korzystania
z
bibliotek". Po powrocie powstawały jednak nadal
fragmenty
syntezy XI wieku, dyktowane uczniom ipo-
prawiane
słabnącym i coraz mniej czytelnym pismem.
Niektóre
z nich ogłosił w Przeglądzie Historycznym,
jak
artykuł o legendzie Karola Wielkiego w Polsce,
nota
biograficzna o Gertrudzie Mieszkównie i inne
pozostały
w rękopisie.
Pięćdziesięciolecie
pracy naukowej obchodził w gro-
nie
przyjaciół i uczniów w Instytucie Historycznym UW
w
r. 1948. Otrzymał wówczas jako księgę pamiątkową
tom
37 Przeglądu Historycznego. Na wyrazy czci i ży-
czenia
odpowiedział krótko, mówiąc o wierności nauce
i
o pośpiechu ostatnich lat swojej pracy. Z zaintere-
sowaniem
śledził do końca narastającą nową produkcję
naukową
i udzielał swej rady pracom zespołowym
Kierownictwa
Badań nad Początkami Państwa Pol-
skiego,
zdecydował oddać mu do publikacji jeden ze
swych
rękopisów, jak gdyby legat “szkoły krytycznej"
historiografii
z przełomu XIX i XX w. dla nowych
prób
odtwarzania wczesnych dziejów Polski.
Zmarł w Warszawie 26 maja 1950 r.
Wydawca
oddając
tom ten do druku spełnia nie
tylko
obowiązek wobec pamięci swego profesora, ale
i
wobec historyków czekających od lat na ogłoszenie
nie
wydanych dotąd opracowań jednego z koryfeuszów
polskiej
mediewistyki. Pojawienie się niniejszego tomu
.na
półkach księgarskich w roku rozpoczynającym Ty-
siąclecie
Polski jest zarówno wkładem w lepszą zna-
jomość
okresu początkowego naszej historii narodowej.
710
Posłowie
jak
też zaznaczeniem "ważnego etapu rozwoju nauki
historycznej.
Dalszy jej postęp nie jestjak wiadomo
możliwy
bez zdawania sobie sprawy z poprzednich
osiągnięć.
Wśród nich dorobek życia Stanisława Kę-
trzyńskiego
ma dziś już wszelkie cechy dzieła klasycz-
nego
polskiej mediewistyki. •
W
przekazanej przez rodzinę w r. 1956 do Archi-
wum
Naukowego Polskiej Akademii Nauk spuściźnie
Stanisława
Kętrzyńskiego znalazło się kilka pozycji
gotowych
do druku lub wymagających niewielkich do
•niego
przystosowań. Na czoło wysunęła się obszerna
praca
poświęcona Mieszkowi J, pomyślana jako mono-
grafia
dla szerokiego kręgu odbiorców. Praca ta po-
wstała
w r. 1945—1946 na zamówienie księgarni na-
kładowej
S. Kamińskiego w Krakowie do zamierzonej
.przez
nią serii biograficznej, z której zrealizowano kil-
ka
pozycji. Zachowały się dwie redakcje rękopiśmienne
-pt.
Początki rodu Piastów, Mieszka I oraz dwa egzem-
plarze
maszynopisu drugiej redakcji. Trzeci egzemplarz
pt.
Mieszka I został przez autora przejrzany po prze-
prowadzonej
przez wydawnictwo adiustacji tu i ów-
dzie
ponownie przezeń poprawiony lub uzupełniony.
Stanowi
on podstawę niniejszego, pierwszego tej pracy
wydania;
opuszczeniu uległo kilka ustępów stanowią-
cych
powtórzenie innych rozpraw publikowanych w ni-
niejszym
tomie; począwszy od rozdz. 5 podział tekstu
na
części został ustalony przez wydawcę.
Wznowieniem
jest ogłoszona tu rozprawa O zagi-
nionej
metropolii czasów Bolesława Chrobrego, której
powtórzenie
w druku poza niskim i od dawna wy-
czerpanym
nakładem pierwszego wydania z 1947 r.,
tłumaczy
się nie tylko jej wysoką jakością metodyczną,
ale
i tym, że w obrębie niniejszego tomu jest niezbęd-
Posłome 711
nym
przęsłem chronologicznym wiodącym od czasów
Mieszka
I do Mieszka II i Odnowiciela. Tekst I wy-
dania
był aprobowany w korektach autorskich i jest
©n
także podstawą niniejszego wydania; dorzucono
w
Uzupełnieniach jeden przypis nadesłany swego czasu
przez
autora w czasie druku rozprawy i nie uwzględ-
niony
w tekście opublikowanym. Zachował się także
rękopis.
Praca
o Kazimierzu Odnowicielu z 1943 r. ocalała
w
uszkodzonym “brulionie" i w maszynopisie, pozba-
wionym
korekty autorskiej, bez kilku pierwszych stron
wstępnych.
Redakcja z r. 1945—1946 zachowana w rę-
kopisie
wykazuje nieco mniej rozbudowany aparat
bibliograficzny
i zmiany stylistyczne. Za podstawę
druku
przyjęto wersję z r. 1943, uzupełniając ją waż-
niejszymi
wariantami z r. 1945—1946.
Ostatnią
pozycję stanowi rzecz O imionach piastow-
skich
do końca XI wieku, ogłoszona pośmiertnie
w
r. 1951 z tekstu przejrzanego przez autora; stanowi
on
podstawę także niniejszego wznowienia; zachował
się
rękopis i trzy egzemplarze maszynopisu. Miejsce tej
rozprawy
w niniejszym tomie uzasadnia to, że podsta-
wowa
jej treść została włączona przez autora do
Mieszka
I, ale bez aparatu naukowego. Wydało się
bardziej
celowe przedrukowanie osobno pełnej rozpra-
wy,
a opuszczenie odpowiedniego ustępu z ujęcia syn-
tetycznego.
Pozostały
ponadto w spuściźnie luźne kartki do wy-
kładu
Początki państwa Piastów z 1947 r. oraz z 1946 r.
“nieznaczna
przeróbka", jak ją określił sam autor, Kil-
ku
uwag o opacie Astryku Anastazym (Polska a Dijon)
(z
1905. r.). Rozprawy tej dlatego nie zamieszczono
w
niniejszym tomie, że jej tekst nie zawiera istotnych
712
Póstowie
zmian
w stosunku do I wydania; w rękopisie z 1946 rlj
opuszczeniu
uległ dodatek o dwu metropoliach, rozźj
winiety
w osobną rozprawę. <!
W
przygotowaniu do druku ogłaszanych w niniej-
szym
tomie tekstów starano się unikać zmian podstawy
wydawniczej;
okazały się one tu i ówdzie konieczne
ze
względu na powtórzenia, niedokładne cytaty źró-
dłowe
i bibliograficzne
itp. Przygotowanie to prze-
prowadzili
A. Gieysztor i A. Mazurowa.
Aleksander Gieysztor
BIBLIOGRAFIA
PRAC
STANISŁAWA
KĘTRZYŃSKIEGO
1897
Przegląd
literatury historii powszechnej przez L. Fin-
kla
przy współudziale... St. Kętrzyńskiego. Kwart.
Hist.
1897/11, s. 210—213, 215—216, 403—405,
439—440,
453—454, 659—661, 666, 671, 672—673,
890—892,
896, 906.
1898
Gall-Anonim
i jego kronika. Spr.
AU 1898/3, s. 10—12.
Kazimierz
Odnowiciel (1034—1058). Spr. AU 1899/7
s.
12—14.
3899
Kazimierz
I Odnowiciel (Casimir I 1034—1058).
Bulletin
Internat, de 1Academie des Sciences de
Cracovie
1899/8 s. 430—433.
Ga?l-Ano7mn
i jego kronika. RAUhf ser. 2 1899/12
(37)
s. 40—88 i odb.
Kazimierz
Odnowiciel (1034—1058). RAUM ser. 2
1899/13
(38) s. 295—373 i odb.
Finkel
Ludwik,
Kętrzyński Stanisław Galii Anonymi
Chronicon.
Recensuerunt...
Leopoli 1899 Fontes Re-
rum
PolomcaruM m usum scholarum tomus I.
714
Bibliografia 1899
R
e c.: M. Gumplowicz Żur Geschichte Polens im Mit-9
telalter:
Zwei kritische Untersuchungen
uber die
Chronik
des Balduin Gallus (Innsbruck 1899).
Kwart,
Hist. 1899/13 s. 341—344.
R
e c.: W. Sobieski §w. Stanisław a święty Piotr.
Nie-bajki
o walce sw. Stanisława z sw. Piotrem,
o
Władysławie księciu-zakonniku, o “księżycu"
z
wyłupionymi oczyma i o opacie-wojewodzie,
co
struł, królewicza (Ateneum 1899 II s. 49—79).
Kwart.
Hist. 3899/13 s. 345—346.
R
e c.: A. Gundel Die Wege Adalberts des Bischofs
von
Prag, im Preussenlande (Altpreussische Mo-
natschrift
Bd. 43 Kónigsberg 1897 s. 458—468).
".Kwart. Hist. 1899/13 s. 572—573.
R e c.: A. Poncelet Lauteur et les sources de la Pas-
.
sion des ss. Gorgone et Dorothee. (Bruxelles 1899
schrift
fur Geischichte Ermiands t. 19). Kwart.
Hist.
1899/13 s, 573—574.
R
e c.: A. Kolberg Ein Brief des heiligen Adalbert von
Prag
an den Bischof Milo von Minden aus dem
Jahre
993 (Braunsberg 1897 s. 40: odb. z Zeit-
schrift
fur Geschichte Ermiands t.19). Kwart.
Hist.
1899/13 s. 573—574.
R e c.: A. Kolberg Uber den Yerfasser des Lobgedich-
.,
tes au-f den hl. Adalbert (Zeitschrift fur die Ge-
schichte
und Alterthumskunde Ermiands Bd. 12
.
s. 323—358 Braunsberg 1898). Kwar. Hist. 1899/13
s.
574—575.
Rec.:A.
Kolberg Historische Bedeutung der Passio
s.
Adalberti (Zeitschrift fur die Geschichte und
Alterthumskunde Ermiands Bd. 12 s. 267—322
Braunsberg 1898). Kwart, Hist. 1899/13 s. 575—576.
R e c.: A. Mickiewicz Żywot sw Wojciecha. Wydał
JBibliogra.fia 1900—1902
715
Władysław
Mickiewicz (Przewodnik Nauk. i Li-
ter.
Lwów 1898 s. 895—914). Kwart. Hist, 1899/13
.s.
576.
1900
O
rzekomej wyprawie Włodzisława Hermana na
.
Szczecin w roku 1091. Kwart.
Hist. 1900/14
s. 17—23.
R
e c.: M..Bersohn Księgozbiór katedry płockiej (War-
szawa
1899 s. 23 tabl. 17).
Kwart. Hist. 1900/14
s.
683—685.
, 1902
Taryfy
podatkowe ziem pruskich z roku
1682. Tow.
Nauk.
w Toruniu Fontes t. 5 Toruń 1901 s. 1—18J,.
O
palliuszu biskupów polskich XI wieku. Spr.
AU"
1901/9
s. 15—16.
O
palliuszu biskupów polskich w XI w. (Das Pallium
der
polnischen Bischófe des XI Jahrh.). Bulletin
Internat,
de 1Academie des Sciences de Cracovie.
Ciasse
dHi,stoire et de Philosophie 1901/9 s. 185—
—186.
1902
O
palliuszu biskupów polskich XI wieku. RAUhf
ser.
2 1902/18 (43) s. 200—251.
O
zaginionym żywocie sw Wojciecha. RAUhf
ser. 2
1902/18
(43) s. 252—299 i odb.
Studya
nad Gerwazym
z Tilbury (Recherches critiąues
sur
Gervais de Tilbury). Bulletin
Internat, de
1Academie
des Sciences de Cracovie, Ciasse
dHistoire
et de Philosophie 1902/9 s. 167—170.
Ze
studyów nad Gerwazym z Tilbury. Spr.
AU 1902/9
s.
4—5. :
716
Bibliografia 1903 —1904
Bibliografia 1905 —1912
717
Un heros des luttes de la Pologne contre le germanisme
Boleslas
le Grand. Buli. polon. 1902/172.
W
y d.: Pamiętniczek Józefa Prawdzie Gruji... starosta
kotelnickiego Lwów 1902 s. 8.
3903
List
T. Kościuszki
do Monsignora Lita nuncjusza.
Kwart.
Hist. 1903/17 s. 276—278.
Ze
studyów nad Gerwazym s Tilbury (Mistrz Win-
centy
i Gerwazy-Provinciale Gervasianum). RAUht
ser.
2 1903/21 (46) s. 152—189 i odb.
R
e c.: Fr. Buczys ks. Sw.
Stanisław biskup krakowskie
(Kraków
1903). Kwart.
Hist. 1903/17 s. 99—102. ;
R
e c.: K. Krotoski Sw Stanisław w świetle źródeł."
Krytyczny
rozbiór źródeł odnoszących się do
kwestyi
sw. Stanisława bisk. (Kraków 1902 s. 127,
3
nib.; •osobne odbicie z Przegl. Powsz,). Kwart. -
Hist.
1903/17
s. 102—108.
R
e c.: K. Krotoski Sw. Stanisław biskup krakowski
w
świetle historiografii nowożytnej (Roczn. Tow.
Nauk.
w Toruniu R. 8, s. 3—103 Toruń 1901).
Kwart.
Hist. 1903/17 s. 102—108.
R
e c.: H. G. Voigt Der Missionsuersuch, Adalberts von
Prag
in Preussen. (Altpreussische Monatsschrift
t.
38 s. 317—397, l mapa. Także
osobne odbicie
Kónigsberg
1901). Kwart.
Hist. 1903/17 s. 289—
—291.
1904
Studia
nad kancelarią Kazimierza Wielkiego Spr. ATJ
1903/8
cz. l s. 8—9; Spr. AU
1904/7 cz. l, 2 s. 17—19.
Etudes
sur la chancellerie de Casimir le Grand rot
de Pologne. Bulletin Internat, de 1Academie
des
Sciences de Cracovie. Ciasse
dHistoire et de
Philosophie
1903/8—9 s. 141—143; 1904/8 s. 85—89.
Kazimierz
Odnowiciel (1034—1058). Wielka Encyklo-
pedia
Powszechna Ilustrowana, Warszawa 1904/18
s.
231—233.
2905
Kilka
uwag o opacie Astryku Anastazym (Polska
a
Dijon). Przegl. Hist. 1905/1 s. 36—51, 172—183.
R
e c.: K. Krotoski Sw. Stanisław biskup i jego za-
targ
z królem Bolesławem Śmiałym. Przyczynek
do
walki kulturalnej w Polsce z końcem XI wie-
:
ku (Lwów 1905 nakładem autora; osobne odbi-
cie
z Przewodnika Nauk. Liter.
1904). Kwart. Hist.
1905/19
s. 303—310.
1906
Wiadomość
o udziale Polski w IV soborze Latera-
nenskim.
Przegl. Hist. 1906/3 s. 139—142.
3909
O
Królestwie Wielkopolskim (Przyczynki do pole-
miki
prof. Ó, Balzera i prof. St. Kutrzeby).
Przegl.
Hist. 1909/8 s. 129—153.
1911
Kętrzyński
Stanisław, Opieński Henryk. Hymn na
cześć
Krakowa z XV wieku Miłwłaja z Radomia.
Kwart.
Muz. 1911/2 s. 115—121.
1912
Zapis
Kazimierza Wielkiego dla Kazimierza Bogu-
slawowica.
Przegl. Hist. 1912/14 s. 26—47, 164—
—194,
295—316 i odb.
71S!
Bibliografio 1913 —1918
Bibliografia 1919—1925
R
e c.: Uwagi i przyczynki do studyów (dr Nowic-i
kiego)
nad kancelarią koronną Kazimierza Ja-
giellończyka.
Przegl. Hist. 1912/15 s. 89—112 i odb.
1913
Odpowiedź
D-rowi E. Nowickiemu. Przegl. HistJ
1913/16
s. 373—378 i odb.
O
elementach chronologicznych dokumentów Kazi-
mierza
Wielkiego. Spr.
AU 1913/3 s. 12—14.
1914
O
elementach chronologicznych dokumentów Kazi-
mierza
Wielkiego. RAUhf ser. 2 1914/31 (56)
s.
77—178 i odb.
Formuła
“ad relacionem" w kancelaryi polskiej |
(1393—1492). Przegl. Hist. 1914/18 s. 39—50, 146—
—171 i odb.
Odpowiedź
D-rowi F. Bujakowi. Przegl. Hist. 1914/18
s.
102—116 i odb.
2925
Studia
i przyczynki do dyplomatyki czasów piastow-
skich.
Cz. 2. O dyktacie i dyktatorach dokumen-
tów
Przemyśla I i Bolesława Pobożnego do r. 1257.
Spr.
TNW Wydz. 2, 1915/18 nr 4 s. 117—118.
2927
N
e k r.: §p. Stanisław Krzyżanowski.
Przegl. Hist.
1917—1918/21
s. 427—430.
N
e k r.: Sp. ks. Stanisław
Kujot. Przegl. Hist. 1917-
—1918/21 s. 432—433.
2928
Teraźniejszość
i przyszłość nauki historycznej w Pol-
sce.
Warszawa 1.918.
2929 ,;.
Gdańsk,
Prusy i dostęp do morza w wiekach śred-
nich.
Przegl. Dypl. 1919 z. 4 s. 165—179 i odb.
Stosunki
międzynarodowe nauki polskiej. Przegi;
Dypl. 1919 z. 5 s. 216—222. :
Kościół i Hospicjum sw. Stanisława w Rzymie. (Prą"
wa , państwa polskiego w świetle historii). Przegl.
Dypl.
1919 z. 10 s. 427—448.
N
e k r.: Sp. Kazimierz
Chłędowski. Sp. ks. Stanisław
Ksawery Chodyński. Przegl. Hist. 1919—1920/2-2
s.
267—268.
N
e k r.: Sp. Bolesław
Ulanowski. Przegl. Hist.
1919—-•
1920/22
s. 277—279. ,
N
e k r.: Sp. Tadeusz
Wojciechowski. Pnzegl. Hisf.
1919—1920/22 s. 279—284.
Ekspedycje
naukowe. (Wniosek zgłoszony przy re-
feracie
na konferencji w sprawie organizacji nauki
historycznej w Polsce). Przegl. Hist. 1919—1920/22
s.
308.
Stosunki
międzynarodowe nauki polskiej. Przegl.
Hist. 1919—1920/22 s. 312—318.
2920
Studia
z zakresu dyplomatyki polskiej. Spr.
PAU
1920/5
s. 4—10.
2924
Uwagi
o naszej propagandzie zagranicznej. Przegt.
Polit.
1924 z. 7 s. 177—181 z. 8—10 s. 209—212.
2925
Michał
i Konrad, dwaj dyktatorzy kancelarii wielko-
polskiej
w pół. XIII wieku. Księga Pamiątkowa ku
czci...
O. Balzera. Warszawa 1925 t. 2 s. 21—30.
720
Bibliografia 1927 —1930
Moje
wspomnienia ż Ministerstwa Spraw Zagranica
nych.
Gabriel Narutowicz pierwszy Prezydent
Rzeczypospolitej.
Księga pamiątkowa. Warszawa
1925
s.
194—197.
O
początkach, i rozwoju dokumentu polskiego. Refe-
rat
wygłoszony na IV Zjeździe Historyków w Po-
znaniu
1925. Dyskusja. Pamiętnik IV Zjazdu
t.
2. Protokoły s. 126—127 (referat nie druko-
wany).
2927
O
datach tzw. niejednolitych w dokumentach pol-1
skich.
Kwart. Hist. 1927/41 s. 257—273 i odb.
Uwagi
o początkach metryki koronnej i jej charak-
terze
w XV wieku. Archeion 1927/2 s. l—30 i odb.
1928
Do
genezy kanclerstwa koronnego. Kwart. Hist.
1928/42
s. 713—760 i odb.
1929
Uwagi
o pieczęciach Władysława Łokietka i Kazi-
mierza
W. Przegl. Hist. 1929/28 s. 1—68 i odb.
R
e,c.: Gdańsk. Praca zbiorowa pod redakcją St. Ku-
trzeby. (Lwów, Ossolineum, s. XIII 490). Myśl Nar.
1929 s. 135—136.
1930
Stan nauk pomocniczych historii i ich potrzeby.
Pam. V Powsz. Zjazdu Historyków Polskich,
Lwów
1930 t. l ,s. 180—198 i odb.
Na
marginesie “Genealogii Piastów": Przegl. Hist.
•
1930—1931/29 s. 159—209 i odb.
Bibliografia 1931 —1934
721
1931
Les
origenes du document en Pologne. Bulletin
In-
ternat.
de 1Academie Polonaise des Sciences
et des Lettres. Ciasse dHistoire et de. Philoso-
phie
1931/7—10 :s. 169—175. -
Ze
studiów nad początkami dokumentu w Polsce.
Spr. PAU 1931/9 s. 28—31.
1932
-
O
dwu pieczęciach Przemyśla II z roku 1290. Mieś.
Heral.
1932/11 s.
21—30 i odb. j
Aleksander
Kraushar w życiu Warszawy. Przegl.
Hist.
1932—1933/30 s. 262—267.
Oswald
Balzer. Przegl. Hist. 1932—1933/30 s. 301—310.
1933
R
e c.: R. Gródecki. Przyczynek
do sprawy pocho-
dzenia
orła polskiego (Wiad, Nu,m. Archeolog.
1931—1932/14
s. 120—123 i odb.).. Mieś; Herald.-
1933
s. 28—29.
Re.c.:
St. Kutrzeba, Wł. Semkowicz. Akta Unii Pol-
ski
z Litwą 1385—1791 (Kraków 1932) — Mieś.
Herald.
1933/12 s. 174—175.
1934
Zarys
nauki o dokumencie polskim wieków średnich.
l
Warszawa 1934 s. VI-I
480.
Rola
Stanisława Ptaszyckiego w Petersburgu. Ar-
cheion
1934/12 s. 45—52 i odb.
Ze
studiów genealogicznych, [l.] Nieznany dokument
Kazimierza Wielkiego z roku 1344. Mieś. Herald.
1934/4 s. 49—52 i odb.
46 Polska X — XI wieku
722
Bibliografia 1935 —1937
Ze,
studiów genealogicznych. 2. Śmierć Władysława
Łokietka.
(Na marginesie “Genealogii Piastów").
Mieś.
Herald. 1934/5 s. 65—69 1934/6 s. 81—86
i odb.
Ze
studiów genealogicznych. 3. Genealogia Szyrzyków
z
Brzezia w pierwszej połowie XVI w. Mieś. He
raid.
1934/7—8 s. 97—105, 1934/9 s. 129—133,
1934/10
s. 145—149, 1934/11 s. 161—166 i odb.
R
e c.: A. Brackman. Die politische Entwicklung Ost-
europas
vom 10 bis 15 Jahrhundert (Munchen und
Berlin
1933). Kwart.
Hist. 1934/48 s. 795—803 i odb.
1935
Glos
w sprawie reedycji polskich źródeł historycznych.
wieków
średnich. Przegl. Hist. 1935/32 s. 358—368.
3936
N
e k r.: Sp. Stanisław
Zakrzewski. Archeion 1936/14
s. l—5 i odb.
P
r z e d m.: Sz. Konarski. Szlachta kalwińska w Poi- •
sce.
Warszawa 1936 s. V—VIII.
Podstawy
przyjaźni polsko-wegierskiej. Art. w pracy
zbiorowej
Polska i Wągry. Stosunki polsko-we-
gierskie
w historii, kulturze i gospodarstwie. Bu-
dapeszt—Warszawa
1936 s. 32—33.
2937
Pamięci
Joachima Lelewela. Przegl. Hist.
1937-
—1938/34
s. 316—321.
Biblioteka
podręczna historyka polskiego. Nowa
Książka
1937 z, 4 s. 316—321.
R
e c.: Kozłowska-Budkowa Zofia. Repertorium pol-
Bżbiiogra.fia 1938 —1948
723
skic?i
dokumentów doby piastowskiej. Cz. l. (Kra-
ków
1937) Nowa Książka
1937 z. 8 s. 462—463.
2938
Les
plus ancieiznes relations polono-suisses. Art.
w
pracy zbiorowej Pologne-Suisse. Recueil
detudes
historiques.
Warszawa—Lwów
1938.
2945
Stanisław
Badeni (1877—1943). (“Wspomnienia o pra-
cownikach
naukowych i członkach PTH zmarłych
w
latach 1939—1945"). Kwart. Hist.
1939—1945/53
s.
413—414.
Edward
hr. Krasiński.
(“Wspomnienia o pracownikach
naukowych i członkach PTH zmarłych w latach
1939—1945"). Kwart. Hist. 1939—1945/53 s. 522—
—524.
O
zaginionej metropolii czasów Bolesława
Chrobrego.
Spr.
PAU 1945/46 nr 1—5 s. 63—64 i odb.
O
imionach, piastowskich do końca XI wieku. Spr.
PAU. 1945/46 nr 8 s. 213—215 i odb.
2946
Karol
Wielki i Bolesław Chrobry. Przegl. Hist. 1946/36
s.
19—25.
2947
O
zaginionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego.
Prace
Instytutu Historycznego UW. nr l. Warszawa
1947
s. 48.
1948
R
e c.: J. Widajewicz. Studia nad relacją o Słowia-
nach
Ibrahima ibn Jakuba. (RAUhf
ser. 2 1946/46).
Przegl.
Hist. 1948/37 s. 439—442.
w
724
Bibliografia 1949 — 1958
Bęc.:
Mońumenta Poloniae Historica, nova ser. t. l.
-Relatio
Ibrahim ibn Jakub de itinere Slavico,
quae
traditur apud al-Bekri, ed. T.
Kowalski
cum
adnotationibus J, Kostrzewski, K. Stbłyhwo,
K.
Moszyński, K. Ńitsch (Kraków, 1946 PAU).
Przegl.
Hist. 1948/37 s.
438—442.
Przegl.
1949/39
2949
-.
W
sprawie pierwszych biskupstw polsKich,.
Hist.
1949/39 z. l s. 57—59.
Przyczynki
do dziejów XI wieku. Przegl. Hist.
z,. 2 s. 170—172.
1950
Dagome
iude-r. Przegl. Hist.
1950/41 s. 132—151.
The
Introduction of Christianity and the Early Kings
of
Poland. The Cambridge History of Poland
[VQI.
l] from the Origins to Sobieski (to 1696).
Cambridge
1950 s. 16—42.
1951
O
imionach piastowskich do końca XI wieku. Życie ||
i
Myśl 1951/5—6 s. 680—735 i odb. l
3958
Gertruda
fok. 1025—110S).
Artykuł w Polskim Stow-l
niku
Biograficznym t. 7 Kraków 1948—1953:
s. 405—406. ,
Z.
Kozłowska-Budkowa i St. Kętrzyński Gertruda|
(zm.
1160). Artykuł w Polskim Słowniku Biogra-|
ficznym
t. 7 Kraków 1948—1958 s. 406—407. !
SPIS
WYKŁADÓW, ĆWICZEŃ I SEMINARIÓW
UNIWERSYTECKICH
STANISŁAWA KĘTRZYŃSKIEGO
Uniwersytet Warszawski
1918/1919 Archiwistyka
1919/1920 Archiwistyka
1920/1921 Dyplomatyka cesarska i papieska
Encyklopedia
.nauk pomocnicych historii
Ćwiczenia
z zakresu nauk pomocniczych
1921/1922
Dyplomatyka
cesarska i papieska
Nauka
o dokumencie prywatnym
-Historiografia
polska wieków średnich
Encyklopedia
nauk pomocniczych historii
Ćwiczenia
dyplomatyczne
1922/1923 Dyplomatyka
Ćwiczenia z zakresu nauk pomocniczych
historii - "
1923/1924 Dyplomatyka ogólna
Ćwiczenia
z zakresu nauk pomocniczych
historii
Ćwiczenia
z zakresu dyplomatyki (2 od-
działy)
726
Spis wykładów, ćwiczeń, ż seminariów
1932/1933
Nauki pomocnicze historii wraz z archi-
wistyką
i bibliotekoznawstwem
1933/1934
Encyklopedia nauk pomocniczych historii
Nauka o dokumencie polskim wieków
średnich
1934/1935
Początki państwa piasitawskicigo do XII w.
Dyplomatyka ogólna
Seminarium historyczno-dyplomatyczne,
kurs
I, kurs II •
1935/1936
Państwo piastowskie (wiek XI—XIII)
Dyplomatyka ogólna (c.d.)
Seminarium historyczne
Seminarium
dyplomatyczne
1936/1937
Historia Polski, wiek XII—XIII
Encyklopedia nauk pomocniczych historii
Ćwiczenia historyczne
Seminarium
historyczne
1937/1938
Historiografia polska wieków średnich
Encyklopedia nauk pomocniczych
Seminarium z historii Polski wieków
średnich
Seminarium
z nauk pomocniczych historii
1:938/1939
Historiografia polska wieków średnich
Encyklopedia nauk pomocniczych historii
(c.d.)
Seminarium dla początkujących
Seminarium dla magistrantów
Uniwersytet Jagielloński
1945
Ćwiczenia metodyczne z historii średnio-
wiecznej
dla starszych słuchaczy (Codex
Gertrudianus)
Spis wykładów, ćwiczeń i seminariów 737
1945/1946 Początki państwa polskiego
Najdawniejsze źródła do historii polskiej
1946/1947 Pierwsi Piastowie
Ćwiczenia
z zakresu źródeł polskich
(zajęcia
r. 1946/7 nie odbyły się)
Uniwersytet Warszawski
1947/1948 Początki państwa Piastów
Ćwiczenia
z historii średniowiecznej
Ćwiczenia
z nauk pomocniczych historii
(zajęcia
r. 1947/8 nie odbyły się).
Indeks osób
72»
INDEKS OSÓB
Aaron
bp krakowski 313, 314,
319,
321—323, 345, 349, 408,
532—536,
538—542, 544—551,
557—559,
562, 566, 639, 640,
646,
688, 689
Abraham
Wł. 60, 225, 292,
293,
311, 318—321, 341, 342,
350,
526, 527, 531, 533,
546—549,
551, 560, 631, 634,
635,
639, 642
Abraham bp Fryzyngi 142
Adalbert
arcybp magdeburski
17,
64, 395
Adalbert
(Adalvardus) arcybp
hamburski
2-14, 555—557,
559,
561
Adalbert patrz "Wojciech św.
Adam
Bremeński 30, 160, 167,
170,
554—556, 610 •
"Adaukt św. 573
Adelaida
burgundzka 2 ż. Ot-
tona
I 660
Adelaida
c. Ottona II 135, 148,
189,
252, 356
Adelaida siostra Mieszka I 45,
54,
64, 219, 220, 670
Adelaida
c. Mieszka I 620
Adelaida
siostra Rychezy 672
.Adelaida
patrz Eupraksja-
-Prakseda
Ademar
de Chabahnęs 656,
657
- •
Agnieszka
z Babenbergów ż.
Władysława
II Wygnańca
"675
Agnieszka
z Poitou ż. Henry- ,
ka III 361, 478, 479, 540,
563,
574 .
Agnieszka
c. Bolesława Krzy-
woustego
675
Agnieszka
patrz Anna c. Ja—
ropełka
Aja
św. 642
:
.
Albrecht mrgr austriacki 386
Aleksander
bp płocki z XII w, j
641
•
Aleksander
Wielki 103
Aleksander
II papież 559
Alfred kr. anglosaski 75
Almos węgierski 601
Amazonki 70, 105, 194
Anastazja c. Jarosława 507
Anchoras opat w Tyńcu 535
Andrzej
II kr. węgierski 432,
433,
454, 486, 507, 510, 511,
674
Anna
c. Jarosława ż. Henryka
kr.
fr. 507, 602
Annalista
Saxo 30, 441, 449,,
456—458,
686.
Annon
arcybp koloński 383,
388
, ,.••
Anonim-Gall
22, 30, 38, 39, 42,
51,
52, 60, 78—80, 87, 91,
125,
139, 154, 173, 258,
292—295,
308, 312, 316, 318,
325,
336, 341, 361, 362, 365,
367,
368, 370, 378, 380—382,
384,
389, 400, 402, 404—407,
418,
420, 425, 428—435, 440,
441,
446, 459, 462—465,
468—471,
490, 493, 494,
496—498,
502, 5p3, 512,
518—520,
525, 529, 562, 563,
573,
576, 583, 584, 589—591,
597,
603—605, 613, 650, 653,
660,
661, 664, 667—670, 674,
678—680,
695, 699
Anzelm z Laon 567, 572
Aribert
arcybp Mediolanu 413,
683
Arnold St. 292
Arpadowie
(Arpadzi) 267, 363,
.
432, 453, 510, 619—622
Astryda
patrz
Świętosława
•
c. Mieszka I
Astryk-Anastazy opat 260, 261,
277,
325—328, 335, 337, 634,
699,
708
Awdańcy
28 •
Babenbergowie 385, 675, 679
Balduin
bp krakowski 566,
641
Bałdricus bp Liege 637
Balzer
O. 35, 53, 320, -323,
357,
360—362, 384, 417, 419,
420,
426, 430—433, 436, 438,
441,
453, 466, 506, 517—519,
526,
575—577, 579, 587, 590,
592,
600, 603, 604, 606, 609,
612—614,
616, 618, 619, 623,
624,
630, 664,. 665, 670—674,
686,
689, 690, 701, 719
Bardon
arcybp moguncki
449—451,
456, 458 :
Baumgarten
de N. 598, 600,
601,
652, 686
Bazyli patrz Wasyl
Bela
I Wojciech kr. węgierski
41,
357, 432, 433, 454, 466,
507,
509, 510, 577, 598,
619—621,
630, 652 :,
Benedykt
św. 274, 276, 328—
—335,
337, 339, 340, 342
Benedykt,
jeden z Pięciu Braci
325
Benedykt-Bogusza towarzysz:
św. Wojciecha 278
Benedykt II papież 141
Benedykt VII papież 197, 531
Benedykt VIII papież 345, 531,
Benedykt
IX papież 345,
447—450,
531, 535—539, 541,
544,
561, 688
Benign św. 260
730
Jłidefcs osób
Bergu
hrabiowie 674
Berliere
D. U. 641;
Bernard mnich z Hiszpanii
569
Bersohn
M. 715
Bertold
duchowny burgundzki
555,
556, 559, 561
Bezprym
(Bezpriem, Bezprim)
ks. polski 34, 123, 221, 360,
368, 370, 376—378, 380, 381,
583, 585, 586, 588, 650, 665,
678,
680
Billug
patrz Mściwoj
obo-
drzycki
Binizon
graf z Merseburga
178,
179
Boetius
567
Bogorys
(Borys) kr. Bułgarów
141
Boleslavus
patrz Bolesław
Chrobry
Bolesław
I Srogi, ks. czeski
70—73, 78, 81—86, 88, 106,
194, 195, 199, 201, 205—209,
217,
611
Bolesław
II Pobożny ks. czeski
71, 73, 131, 135, 142, 143, 144,
145, 146, 148, 150, 153,
•177—188,
192, 199, 202, 204,
208—212,
216, 217, 223, 251
Bolesław
III Rudy ks. czeski
615
Bolesław Chrobry 26—28, 34—
—37,
40, 41, 43, 44, 46, 61,
71,
81, 111, 124, 126, 132,
137—139,
141, 142, 145, 146,
149,
150, 153—155, 158, 163,
167,
170, 189—192, 196, 200,
212,
218, 220—224, 229—233,
237,
239, 242, 244, 245, 247,
251,
253, 255, 256, 260, 262,
264,
267, 276—280, 283—288,
291—294,
296, 299, 301—305,
311—313,
316, 324—327,
335—338,
340—342, 347, 348,
350,
355, 357—359, 361,
363—366,
370—376, 378, 379,
382—386,
391, 392, 394, 397,
398,
401, 402, 407, 412—415,
422—424, 427, 436, 441, 443,
475,
476, 490, 492—497,
500—502,
504, 508, 509, 513,
517—519,
522, 529, 530, 532,
540,
550, 566, 569, 572, 573,
575,
581, 587, 612, 614—616,
624,
629, 630, 634, 637, 638,
646,
650, 652—665, 670, 671, i
678,
680, 682—684, 688, 699, j
708,
709
Bolesław ks. dobrzyński 607 ;
Bolesław
Kędzierzawy 357y
"674
j;
Bolesław
Krzywousty 19, 22;4
28,
38, 39, 46, 47, 122, 125,
158,
160, 162, 166, 219, 222,1
"271,
272, 284, 285, 308, 351,
357,
368, 407, 418, 492, 494,
-
509, 517—519, 568, 570, 577,
598,
600, 603, 606, 616, 618,
621,
622, 666, 670, 673—675,
680
Bolesław
Pobożny 607
Bolesław
ks. płocki 607
Bolesław
szwedzki 622
Bolesław
ks. śląski 606
Bolesław
Śmiały 34, 37, 41, 44,
46,
199, 266, 285, 311, 320,
344—349,
351, 407, 430, 431,
Indeks osób
731
471,
492, 502, 503, 509, 511,
513,
517, 526, 528—530, 532,
550—554,
570, 571, 575—577,
578,
607, 650, 680, 686, 688,
708
Bolesław
Trojdenowic 598
Bolesław
Wstydliwy 606
Bolesław
Zapomniany rzeko-
my
syn Mieszka II 579—588,
590,
624, 625, 698
Bolesław
s. Wratysława II 616
Borys
patrz Mścisław ruski
Bossuta
patrz Bożęta-Bossuta
Bouzon
mnich -17, "
Bożęta-Bossuta
arcybp 278,
296—299
Braciziaus,
Bracislaus patrz
Brzetysław
I
Brackmann
Al. 29, 378, 379,
549,
610, 611, 663, 722
Breciziaus
patrz Brzetysław I
Breslau
H. 385, 386, 411, 426
Bretholz
B. 489
"Bruno
b. Ottona I arcybp Ko-
lonii
99, 635
Bruno
bp patrz Leon IX
Bruno
graf brunszwicki 178
Brunon
św. z Kwerfurtu 62,
109,
202, 274, 275—278, 287,
292,
293, 310, 312, 313,
325—342,
350, 374, 392, 399,
423,
539, 565, 573, 654, 656,
658,
662, 663
Briickner
Al. 24, 119, 362,
608,
610, 649, 686
Brzetysław
I ks. czeski 123,
126,
317, 318, 321,
386,
388—390,
403, 406, 409,
411—420,
422, 425—431,
433—438,
440, 442, 443,
445—457,
459—461, 463—467,
470,
473—477, 479—481,
483—491,
498, 505, 509, 510,
512,
514, 527, 577, 590, 649,
681—688
Brzetysław
ks. na Ołomuńcu
598
Buczek K. 305
Buczys Fr. ks. 716
Buislaw
patrz Bolesław Chro-
bry
.
Bujak Fr. 298, 495, 599
Burislaifr
patrz Bolesław
Chrobry
Burisloifr patrz Mieszko I •
Bystron J. St. 599
Cezar 163
Cheyalier
U. 533
Childebert
kr. Franków
689
Cidebur
patrz Czcibor s. Zie-
momysła
Constantinus
patrz Konstantyn
Pogonatos
Czacki
T. 25
Czcibor
s. Ziemomysła 35, 54,
109, 118, 119, 120," ,128, 134,
623
Czcibor
ks. serbsko-łużycki
623
Dago
rzekomy Wareg 610, 611
Dagobert
św. 613
Dagobert
patrz Mieszko I
Dagome,
Dagone patrz Mie-
szko
I
Damazy
II papież 538
Dannenberg
H. 514
Davtd
P. 343, 366, 635, 641
Dąbrowski
I. 403
732
Indeks osób
Dąbrowski
J. 362
Dąbrówka
(Dąbrawa, Dombra-
wa)
patrz Dobrawa
Delarc
O. 538
Demetrius
patrz Dymitr wnuk
Gertrudy
Dersław
patrz Peregrinus
z
Szydłowca ..
Deusdedit
kard.
27, 190, 234,
235,
609, 611, 612
Długosz
J. 66, 173, 431, 468, 502,
535,
580, 589, 590, 999
Dobrawa
ż. Mieszka I 35; 43,
57,
58, 60, 64, 68, 78—81, 83,
85—88,
95, 138, 142—145,
152,
165,, 170, 177, 201,
203—208,
212, 215, 237, 258,
263,
613—615, 617, 627,
633,
669
Dobrawa
(Douerawa) dworka
Rychezy
79, 383, 534
Dobrawa
(Dobra) patrz Guda
Dobromir
ks. Milczan ojciec
Emnildy
221, 617, 618
Dobroniega
Ludgarda c. Bo-
lesława
Krzywoustego 600,
675
Dobroniega
Maria ż. Kazimie-
rza
Odnowiciela 36, 408, 430,
431,
440, 441, 444, 478, 496,
506,
575, 600, 670, 675, 686,
Doliwici
668, 679, 704
Dudifc
417 , :
Dymitr
(Demetrius) wnuk Ger-
.
trudy 648
Dymitr
patrz Izjasław s. Jarosława
Dymitr
patrz Zwinimir kro-
acki
Dytryk
ks. polski 123, 376, 377
Dytryk mrgr ojciec Ody 145,
210
Dzierzwa
(Mierzwa) 667, 668
Ebbon
311
Eberhard
mrgr. Friulu
659
Edward
kr. angielski 556
Eila
c. Lotara Starego z Wal-
beck
387 -
Ekkehard
mrgr. Miśni
178, 179,
455,
456
Ekkehardyni
267
-
Ellon opat klaszt. w Brauwei-
ler
534, 535 • :
Elżbieta
c. Jarosława ks, ru- •
skiego
ż. Haraldą III 559,
601,
602 •
Embrycho
(Embricho) dworza-
nin
Rychezy 383, 534
Emeryk
św. ks. węgierski 42,:;|
432,
598 ,;•", ""
Emmeram
św. 572
Emmilda
c. k s. Dobrunhra
ż.
Bolesława Chrobrego 221
617,
618, 650, 670" ,
Emund
II Slemme kr. szwedzki 554—557, 559
Eryk
Zwycięski kr. szwedzk
-151,
167—172, 17fi, 612
Esikon
graf z Merseburga 178
• 3-79
. • 3
Eupraksja-Prakseda
ż. Henry-
ka
IV 602 , J
Ewraker
bp leodyjski 54, 5|
100,
635, 637 <
Ezzon
Ehrenfried palatyn Dol-
nej
Lotaryngii 366, 386, 534J
536,
638, 639, 640, 659 1
Ezzonidzi
381, 386, 482, 483; 507|
512,
539, 544, 638
Indeks osób
733
Feliks św. 573
finkiel L. 695, 713
Franko
bp krakowski 566, 641,
642
Fredegar 13
Fryderyk
I Barbarossa cesarz
•
118, 369
"Fryderyk
II cesarz 121
Fryderyk
patrz Świętobor pa-
triarcha
Akwilei
Gabriel
patrz Świętosław ru-
ski
Gale T. 556
Gali patrz Anbnim-Gall
Gaudenty
patrz Radym-Gau-
denty
,
Gebhard
patrz Jaromir kś.
czeski
,
Gebhard
patrz Jaromir-Geb-
hard
Gebhard bp Ratyzbony 486
Geire
rzekoma c. Mieszka I
ż.
Olafa 170, 173
Gejza ks. węgierski 219, 466
Geograf Bawarski 75
Gerberga ż. Ludwika IV 660
German św. bp Auxerre 32
Gero
mrgr. 17, 49, 50, 55—57,
64,
76—78, 84, 85, 87, 88,
102—104,
108, 114, 115, 117,
127,
187
Gero arcybp magdeburski 531
Gertruda
św. c. Pipina z Lan-
den
640, 672, 673
Gertruda
ż. Andrzeja II wę-
gierskiego
673
Gertruda
c. Bolesława Krzy-
woustego
675
Gertruda
c. Mieszka II ż. Izja-
sława
kijowskiego 36, 45,
356,
357, 384, 506, 577, 640,
648,
672, 673,
675, 686, 705,
709
GębarowiczM.292,309.346, 349
Gzesebrecht 411
Gizela
(Gisla) ż. Konrada II
386,
480, 671
Gizela
c. Ludwika Pobożnego
659
Gizela
ż. Stefana I ks. węgier-
skiego
432
Gizyler.,
(Gisilher, Giziler)
arcybp
magdeburski 178-—
—180, 182, 183, 186, 188, 248,
251,
252, 339
Gnewomirus
patrz Johannes
de
Rudawa
Gotfryd
z Viterbo 369
Gotszalk
ks. obodrzycki 42
Górka
O. 641, 643
Graff-Chrząszczewska
J. 643
Gródecki
R. 293, 461, 489,
604,
624, 721
Grunhagen
C, 555, 556
Grzegorz
V papież 193
Grzegorz
VI papież 537, 538
Grzegorz
VII papież 142, 245,
311, 320, 346, 347, 349,
528—530, 532, 538, 551—553,
-
560, 563, 564, 571, 572
Grzegorz
patrz Rościsław
Guda
c. Jakuba Amunda 669
Gumowski
M. 514—516
Gumplowicz
M. 617, 696, 774
Guncelin
mrgr. Miśni
81
Gundechar
bp eichstadzki 563
Gundel
A. 714
734
Indeks osób
Indeks osób
735
Gunhilda
rzekoma c. Mie-
szka
I 170 ~
Gunhilda
c. Kanuta Wielkie-
go
l ż. Henryka III 385,
386,
478
Gunter mrgr. Miśni 81 - ••
Gyulia ks. siedmiogrodzki 219
Hacke von C. B. 542 -
Harald
Błękitnozębny kr. duń-
ski
103, 143, 169, 171, 172,
176,
507, 559
Harald ks. norweski 601
Harald patrz Mścisław. ruski
Haselo.ff A. 672
Hatui c. Eberharda 659, 660
Hauck A. 557, 559
Heilewig siostra Rychezy 672
Heinrich III patrz Henryk III
Helmold 30, 418
Henryk
I cesarz 14, 17, 38, 44,
149,
209, 659, 671
Henryk
II cesarz 39, 118, 218,
275,
277, 336—341, 348, 356,
363,
364, 372—374, 385, 400,
412,
426, 436, 475, 498, 511,
530,
540, 638, 658, 663, 671,
682
Henryk
III cesarz 39, 123, 126,
276,
385, 386, 413, 416, 428,
434,
436—440, 442, 446, 447,
449,
450—456, 459, 460,
465—468,
471, 473—483,
485—489,
496, 502, 503, 506,
507,
509—511, 513, 527, 537—
—540,
561, 574, 605, 638, 640,
682,
685, 687
Henryk
IV cesarz 39, 190, 197,
198,
217, 245, 361, 369, 503,
540,
563, 569, 571, 574, 602 I
Henryk
V cesarz 118 •.""
Henryk
ze Schweinfurtu 385,
386
/ "
Henryk
bp ołomuniecki 599 l
Henryk
Brodaty 46, 673 |
Henryk
Kłótnik ks. bawarski.;!
142,
143, 145, 146, 148—150, j
204,
210, 216, 220 |
Henryk
s. Bolesława Krzywo-,
ustego
674, 675 _
Henryk
patrz Brzetysław ks.-
na
Ołomuńcu
Henryk
patrz Emeryk
Henryk
patrz Władysław III
Henryk
I kr. francuski 507,
602
, .
Herakliusz
s. Pogonatosa 141 *
Herder
J. G. 24
Heribert
arcybp koloński 637,,
638,
640
Heriman
(Hermannus) arcybp
koloński
br. Rychezy 359,
427,
435, 452, 482, 483, 485,
512,
527, 533, 534, 536—541,
544,
563, 576, 640, 648, 666
.Herimanus
Augiensis 484, 487
Herman
Billung ks. saski 17,
50,
55, 102, 103,
.Heymo
bp wrocławski 642
Hieronim
bp wrocławski 485,
525,
562, 689, 690
Hildebrand
patrz Grzegorz VII
Hinschius
P. 542
Hipolit
arcybp polski 296, 297
Hodon
mrgr. 35,
92, 108—111,
116—118,
120, 132, 134—137,
165,
166, 177, 180, 201, 215,
267
Holzmann
R. 610
Hubald
(Hubaldus) uczeń Not-
kera 637
Hugon
arcybp Besancon 555
Hugon
mrgr. Tuscji 154
Hunfried
arcybp 561
Huto
kr. Rumu
patrz Otto I
Idą
siostra Rychezy 536, 672
Ibrahim-ibn-Jakub
25, 69—73,
83, 85,104, 105, 150, 160, 164,
189, 194, 195, 201, 202, 205,
206,
282, 610, 611
Idzi
św. 642, 666
Idzi
kardynał 351
Idzi
patrz Bolesław Krzywo-
usty
Igor
ks. ruski 598
Ingeborga
ż. Kanuta obodrzyc-
kiego
601
Inglot
S. 642
Innocenty
II papież 250, 531,
552,
558, 560
Irena
patrz Kunegunda ż. Ja-
ropełka
Irmgarda
Immula ż. Ottona ze
Schweinfurtu
388
Iwan
patrz Igor
Iwo
Odrowąż bp krakowski
543
Izjasław
(Izasław) s. Jarosława
w. ks. kijowski 45, 356, 357,
506,
577, 598, 686
Izydor
z Sevilli 567
:
Jadwiga św. 673
Jagiellon!
28, 607
Jagiellońska
dynastia 619
Jakub
Amund kr. szwedzki
554,
556, 559, 669
Jakub
arcybp gnieźnień-
ski
569
Jan
jeden z Pięciu Braci 274,
276,
325, 328—335, 337, 339,
340,
342
Jan bp wrocławski 324, 525
Jan XII papież 248
Jan XIII papież 531
Jan
XV papież 185, 190, 234—
—236,
244—246, 231
Jan de Preis 54, 635
Jan
patrz Włodzisław bułgar-
•
ski
Jan patrz Włodzimierz ruski
Jaromir ks. czeski 598
Jaromir-Gebhard
bp praski
198,
649
Jaropełk
s. Izjasława ks. ru-
ski
215, 598, 601, 602, 648.
Jarosław
I Mądry w. ks. ki-
jowski
42, 43, 377, 407, 408,
441,
443, 444, 446, 459, 465,
467—469,
471,
477, 478, 479, •
496,
506, 507, 510, 559, 577,
598,
601, 602, 668, 686, 688:
JedUcki
M. Z. 111, 114, 118,
121,
122, 125, 153, 489, 531
Jeroniimus
patrz Hieronim bp
wrocławski
Jerzy św. 259, 689
Jerzy
patrz Bolesław Trojde-
nowic
Jerzy patrz Jarosław
Johannes de Rudawa 599
Jordan bp 61, 78, 90—95, 97—
;
—101, 145, 214, 225—228,
230,
231, 245, 250, 253, 256,
259,
391, 395, 531, 632,
634—637,
643
Jorgensen. A. D. 555, 557
736
Indeks osób
Indeks osób
737
Judyta c. Bolesława Krzywo-
ustego
675
Judyta
l ż. Władysława Her-
mana
567
Judyta
Maria salicka 2 ż. Władysława Hermana 567,
600, 671
Judyta
c. Eberharda 660
Judyta
siostra Ottona ze
Schweinturtu
386, 411
Justynian
s. Pogonatosa 141
Kadaloh
bp naumburski. 538
Kancjan
św. 689 -
Kanut
I Wielki kr. duński 14,
42,
377, 385, 478, 598, 612,
630
Kanut obodrzycki 601
Kapetyngowie 482, 507
Karbowiak A. 546
Karol Martel 140
Karol
Wielki 9—12, 275, 287,
364,
371, 379, 653, 654,
656—661,
663, 664, 673, 709
Karol patrz Kazimierz Odno-
wiciel
Karolingowie
15, 76, 645, 651,
659,
660 •
Kazimer,
Kazimier, Kazimir,
Kazłmirus,
Gazmerus patrz
Kazimierz
Odnowiciel
Kazimierz
Jagiellończyk 158,
701
• ,
Kazimierz
Mnich patrz Kazi-
mierz
Odnowiciel
Kazimierz
I Odnowiciel 34, 37,
41,
42, 44, 46, 62, 123, 126,
265,
295, 299, 307, 311,
315—317,
320, 321, 344—346,
350,
355, 357, 359, 361—370,
377,
380, 382—384, 386—391,
401,
402, 405—408, 410—412,
415,
416, 419, 420, 425—447,
450—455,
457—489, 491—494,
496—498,
501—527, 529, 532,
.
533, 536, 539, 540, 544,
548—554,
559—562, 564, 565,
570,
572, 574—592, 598, 600,
605,
615—621, 624, 625, 640,
648,
653, 664, 666, 668, 670,
671,
674, 675, 679—681,
684—690,
697—699, 708, 711
Kazimierz
II Sprawiedliwy
606,
618, 619, 674
Kazimierz
s. Bolesława Krzy-
woustego
674
Kazimierz
s. Konrada mazo-
wieckiego
604
Kazimierz
św. królewicz 607
Kazimierz
I ks. pomorski 6:
Kazimierz II ks. pomorski 6"
652
Kazimierz
słupski 701
Kazimierz
ks. śląski 606
Kazimierz
Wielki 46, 47, 607,
.619,
622, 700, 701, 703, 704
Kazko
szczeciński 622
Kehr
P. 225, 293, 339, 530,
631, 655
Kętrzyński
St. 296, 298, 316.
318—320,
323, 325, 341, 345,
366,
374, 461, 531, 533, 534,
545,
546, 555, 560, 601, 605,
616,
618, 624, 639, 640, 648,
653,
655, 657, 661, 666, 668,
672,
679, 694—702, 704, 705,
713,
717, 724, 725
Kętrzyński
W. 292, 311, 536,
545,
656, 662, 679, 694—696
Kilika
ż. Swiętosława 601, 602
Klemens
II papież 537
Klemens
III Wibert. antypa-
• pież
57J.
Klemens
św. 689
Koczy
L. ,162
Kolberg
A. 714
Koloman
kr. węgierski 42
•Koraarski
Sz. 722
Konrad
ks. bawarski
s. Ludol-
fa
482, 4-83, 485—488
Konrad
ks. mazowiecki 31,: 604
Konrad
II cesarz 39, 118,, 122-,.
359,
360, 366, 369, 376, 377,
380,
386, 388, 411, 412, 426,
429,
430, 432, 434—437, 439,
442,
446, 450, 451, 453, 473,
474,
537, 638, 671, 680—683,
687
Konstantyn
Pogonatos ces. bi-
•
zantyński 141, 287, 658, 659
Konstantyn
patrz Świętosław
s.
Piotra Własta
Kosmas
51, 71, 78, 80, 81,
190—192,
,194, 197, 389, 391,
411,
417—421, 423—425, 428,
448,
449, .451, 457, 460, 461,
489,
497,.498, 503, 512, 670,
685,
687
Kostrzewsfcź
J. 724
Kowalski
T. 724 s.
Kożierowski
S. 668
Kozłowsfca-Budkowa
" Z. 641,
722,
724
Krak
33
Krescencjusze
246
Krotosfd
K. 25, 716, 717
Krzyźanowski
St. 6.98, 700
Kunegunda
ż. Henryka II 671
Kunegunda
ż. Jaropełka 601,
602
KUtrzeba,
•St.
611, 720, 721-
Kuźma
ojciec- ,bpa Henryka
Zdzika
599
Labuda
G. 531
Lacomblet
J. 383, 533,534,839
Lambert św. bp. Maestrichtu
64,
98—101, 256, 260, 274,
363,
392, 614, 630—332,
634—636,
640, 643, 645
.Lambert
kronikarz XI w.. 215
Lambert
s. Mieszka I 222,
.
235—239, 278, 286, 367, 629,
631,
644—646, 650, 651 ,
Lambert
I bp krakowski patrz
Lambert
s. Mieszka I •
Lambert
II bp krakowski 322,
390, 405, 520, 542, 543, 545,-
644,
646, 647, 650, 651, "
Lambert
III bp krakowski 644,
648—651
/
Lambert
Opat lubiński 644
Lambert
s. Beli węgierskiego
630
Lambert
bp 343, 644 ""
Lambert
patrz Kanut I - •
"Lambert,
patrz Mieszko II
Lambert-Zula,
Lambertus
patrz
Lambert II
Lamberta
c. Mieszka II ż. Beli
węgierskiego
630.
Leon
opat klaszt. na Awenty-
nie
246
Leon
IX papież
250, 322,, 345,
347, 488, 527, 531, 537,,
539—541. 544. 552, 553, 559,
561
Leonard
św. 573
Leszek
s. Krzywoustego 603,
674 •
47 Polska X —• XI wieku
738
Indeks osób
Leszko dziad Mieszka I 22, 30,
54,
119, 604, 611, 614, 626
Leszko
ks. dobrzyński
606
Lewenta
z rodź. Arpadów 432,
433,
554, 510 ,
Jewicki A. 356, 360, agi. 665
Likowski T. 641
Linniczenko 3. 468
Liutprand
kr. Longobardów
140
Losert 411
Lotar Stary ż Walbeck -387
Lotar s. Lotara Starego 387
Ludat H. 29
Ludgarda
siostra Ody ż. Bole-
sława
Chrobrego 387
Ludolf ks. saski 660
Ludolf br. Rychezy 482.
Ludolfingowie
14, 209,, 373, 376,
384,
659, 67L
Ludomiła
Wierzchosława
c.
Mieszka Starego 600
Ludwik
I Pobożny cesarz i kr.
Franków
12, 659
Ludwik
II Niemiecki kr. Frań- •
ków
Wsch.
660
Ludwik
kr. Saksonii s. Lud-
wika
Niemieckiego 660
Ludwik
IV kr. zachodnio-
-frankioński
141, 660 .
Łabędzie
28
Laguna
St. 292, 293, 297, 298,
310,
312, 313, 319, 431, 526
Łodynski
M. 326, 489, 661
Łowmianski
H. 608
Macżejowsfci V/. A. 25
Magnus 517
Maiolus opat w Ciuny 332
Maleczynski
K. 642, 643 -
"Malfryda
ż. Sygurda kr. Nor-
wegii
601
Matecki
A. 292, 293, 310—312,
502,
503
Manfred
II z Turynu mrgr
388
Marcin
arcybp 294
Masław
patrz Miesław
Mathilda
patrz Matylda c. Bo-
lesława
Chrobrego
Matylda
ż. Henryka I Nie-
mieckiego 659
Matylda
siostra Rychezy 672
Matylda
c. Bolesława Chro- ;
brego
384—388, 390,,, 671,
679,
680 ;
Matylda c. Ottona II ż. Ęzzo-
na
639, 664 - ,
Matylda
ż. Henryka I cesarza
44, 356
Matylda
szwabska ks. lotaryńska 34, 45, 62, 295, 355, 356,
376,
378, 392, 639 j
Maur
bp krakowski 566, 641 "•
Merowingowie
31, 76, 6&1 i,
Mescho,
Misaca, Misacho, Mi-"-
sechone,
Misica, Misico
patrz
Mieszko I
Mesco,
Mescho, Misacho, Mi-
sico,
Mihsina patrz Mieszko II
Metody
św. 64
•Michał
patrz Swiatopełk
s.
Izjasława
Mickiewicz
A. 714
Mickiewicz
Wl. 715
Miesław
cześnik Mieszka II
315,
317, 368, 370, 380, 382,
389,
401, 402, 405—407, 410,
Indeks osób
739
442,
445, 446, 454, 459,
462—471,
491, 494, 496, 497,
505,
508, 512, 517, 521, 667,
668,
678, 679, 684, 685, 687,
704
Mieszko I 22, 23, 25—31, 33—37,
• 42,
43,45,48—58,60—65,67—
—70,
72—95, 98, 99, 101—139
142—146,
148—158, 162—173
175—183,
186—189, 191, 196,
199—208,
210—212, 214—223,
226—232,
235—239, 243—258,
260—268,
272—274, 276, 278,
279,
281—288, 324, 370, 371,
385;
392, 394, 396, 397, 400,
424,
478, 492, 504, 508, 522,
535,
597, 603—605, 608, 609,
611—616,
620, 625—627,
629—637,
643—646, 650, 669,
670,
673, 674, 688, 708, 710,
- 711
Mieszko
s. Mieszka I 222,. 236,
237;
674
Mieszko
II 34, 37, 41, 44—46,
61,
62, 122, 123, 213, 237,
278,
284, 295, 299, 311, 317,
350,
355—361, 363, 366—370,
375—378,
380—383, 391, 392,
3S8,
399, 401, 402, 405, 406,
411,
415, 432, 434, 436, 441,
443.
466, 471, 473, 490, 492,
500—503,
508, 509, 514, 517,
520,
522, 551, 561, 572, 575,
579,
580, 581, 583—585, 587,
588,
598, 616, 617, 624, 625,
630,
638, 639, 650, 653, 659,
668,
670, 672—675. 678; 680,
681,
708, 711
Mieszko
s. Kazimierza Odno-
wiciela
575—577
Mieszko
s. Bolesława. Śmiałe-
go
41, 650
Mieszko
I ks. śląski 605
Mieszko
Plątonogi 37
Mieszko
Stary 33, 46, 357, 600,
606,
674
Mikołaj
I papież 141
Mlada
c. Bolesława I Srogie-
go
siostra Dobrawy 43
Mnich
Brunwilerski 580
Mnich
Sazawski 183
Moisław
patrz Miesław
Mojmirowice
63, 75, 626
-
Mój sław patrz Miesław
Monomach
- patrz Włodzi-
mierz
II Monomach
_
Morelowski M. 643
Moszynski
K. 724
Mścisław
ruski s. Gertrudy 648
Mścisław-Harald
ruski 598
Mścisław-Borys
ruski 598
Mścisław-Teodor
ruski 598
Mściwoj
obodrzycki 148, 210,
598
Muller
411
Nałęczowie 617
Naruszewicz A. 588
Nestor
42, 51, 211, 216, 217, 316,
391,
404, 405, 441, 465, 467,
468,
470, 525, 667—669, 679,
686
Nttsch K. 608, 724
Norbert
św. arcybp magde-
burski
250, 553
Notker
bp leodyjski 637, 638,
640
Nowacki J. 668
Oda św. 636
740
Indeks osób
Oda
2 ż. Mieszka I 35, 36, 40,
.
41, 144, 145, 150, 210, 220,
222,
235—237, 255, 625, 629,
645
Oda
ż. Bolesława Chrobrego
358,
364, 365, 384, 387
Oda
ż. Ludolta 660
.Odiio
opat z Ciuny 261, 332,
337
Odo
opat z Ciuny 332
Odon
z Champagne 413, 683
Odon
ks. wielkopolski 606
Odon
graf ze Stady (Stade)
178,
Olaf
III kr. szwedzki 170, 17.1,
173,
175, 559; " •
Olaf
Trygreśson kr. norweski
168, 170 •
Olaph
patrz Edmund II
Olga ks. ruska 18, 213—215
Opiewski
H. 7lY -
Osmund
bp Scary 320, 554—
—560
<i • •
Ote
patrz Oda ż. Mieszka I
Otrębski
J. 608, 618 - ~,
Otto
I cesarz 17, 18, 25, 38,
49,
57, 61, 64, 69, 70, 84, 86,
87,
89, - 91, 99, 102—105,
,
107-i-llO, 113, 132, 1-34—138,
142,;;
,149, 153, 154, 170, 184,
.189,.
194, 197, 207, 209,
213—215,
220, 246, 247,
348,
373,
395, 475, 635, 651, 659,
660,
670, 671
Otto
II cesarz 39, 86, 102, 132,
•133,
135, 142, 143, 146—149,
210,
211, 215, 251, 252, 328,
356,
385, 639, 659, 664, 671,
679
Otto
III cesarz 39, 94, 111, 124,
132,
133, 146, 147, 150, 152,
154,
155, 167,
170, 179, 182,
186,
189, 193, 202, 210, 211,
223,
224, 320, 246, 250—252,
254,
271, 275, 276, 286,
325—327,
329—331, 335—340, ,
342,
363, 364, 370—372, 375, i|
422,
530, 540, 638, 652, <|
654—657,
659, 661—664, 670,
671
:-
Otto
św. bp bamberski 19, 271,
272,
566 - -•
Otto
br. Rychezy 527, 576
Otto
s. Mieszka I 650
Otto
s. Bolesława Chrobrego
376—378,
381, 644, 678
Otto
s. Kazimierza Odnowicie-
la
576, 577, 666
Otto
ze Schweinfurtu: 385—388,
•
390, 411, 456, 680
Otton
ks. saski m. Hatui 659
Otton
szwabski 576
Otton
patrz Swen
Owidiusz
567
Palaczy. P. 417
Palmatoki 171
Pdprocki. B. 680
Parczewski A. 534, 631, 63.4—
—636,
646 -.
Paschalis
II papież 285 f,;
Peregrinus
z Szydłowca 599 -
Peribach
M. 366, 452, 454,|
455,
461, 535, 545, 635 ?;
Persius
567
Piast
31, 32, 48, 139, 141, 189
Piastowie
36, 608, 625, 647
Piastowcy
405, 575, 652 j
Piastowicze
(Piastowice) 34,"
37,
74, 75, 201, 584, 604, 626
Indeks osób
741
Piastowie
28, 33, 43, 46, 58, 67,
98,
139, 155, 158, 159, 161,
183,
184, 189, 605, 607, 614,
622,
625, 645, 649, 650,--674,
704,
707
Piastowie śląscy 606, 607
— mazowieccy 607
Piastowski
ród 34, 45, 46, 54,,
67,
221, 603, 605, 610—612,
615,
619, 621, 622, 625,-629,
,
673, 674
Piastów
(piastowska) dynastia
23,
35, 63, 158, 221, 267, 363, -
422,
492, 597, 607, 621, 62.8,
649,
651, 652, 672, 673
Pżekosiński Fr. 25
Piligrim
z Passawy bp bawar-
ski
220, 359 •
Piotr Diamiani 326, 327, 563
Piotr
Wenec Janin kr. węgier-
ski
416, 429, 430, 431, 433,
443, 453, 454, 455, 486,;510,
538,
685
Piotr Włast 517, 569, 599
Piotr
patrz Wisław bp kra-
kowski.
Piotr patrz Jaropełk
Piotr (Piotrawin) 642
Pipin
Mały majordom fran-
koński
140 v
Pipin z Landen 672
Poboreckź F. 533, 534, 639
Po;kozuski I. 546
Poncelet A. 714
Popiel 31, 32, 74
Popielidzi 74
Pospieszynska A. 360
Potkanski
K. 191, 292, 312,
677,
678
Prohor bp krakowski 229, 230
Prokulf
bp krakowski 229, 230
Przedsława
ż. Ąlmośa węgier-
skiego
601
Przemyśl
(Przemysł) II.- kr.
polski
46, 703
Przemyślidzi
72, 80, 128, 184,
191, 198, 205, 206, 209, 217,
267,
615—617, 645
Przybysław
ks. obodrzycki
s.
Mściwoja 598
Przybysław
Henryk ks. Hobolan 598 / - -
•
;Pseudo-Alkuin 45
Radym-Gauderity arcybp
gnieźnieński
94,. 192,, 253,
260,
285, 335, 421, 423, 427,
634,
638
Ragelinga
c. Bolesława Chro-
brego
671
Regino kronikarz 30
Reinbern
bp kołobrzeski 232,
233,
259, 634, -
Robert I bp wrocławski 642
Robert II bp wrocławski 642.
Rogwold patrz Wasylko
Roman bp polski 343
Romer
Starkhar dworzanin
Rychezy
383
Romuald
św. 260, 276, 325, 326,
328,
337, 340, 342, 374,
392,
522,
562, 634, 657, 662 •
Rościsław ks. ruski 598
Rousseau F. 643
Rurykowicze
28, 267, 363, 444,
601,
612, 652
Rycheza
ż. Mieszka II 36, 41,
45,
79, 355—361, 363—366,
380—389,
405, 429, 435, 452,
482,
483, 512, 520, 527, 534,
742
Indeks osób
538,
539, 541, 544, 561, 563,
578,
580, 581, 583—585, 587,
617,
625, 639, 640, 648, 652,
659,
660, 664, 670—673, 675,
679
Rycheza
c. Mieszka II ż. Beli
.
węgierskiego 384, 507, 672
Rycheza
c. Bolesława Krzywo-
ustego
622, 675
Rycheza
siostra Salomei
675
Rygdag
mrgr Miśni 41, 145,
150,
220, 222
Ryksa
(Ryxa) patrz Rycheza
ż.
Mieszka II
Salomea 2 ,ż. Bolesława Krzy-
woustego 222, 568, 670, 673,
675
.Salustius
567 ,
Sappok
G. 525, 531
Sarolta
c. Gyuli 219
Sauerla.-n.d
H. 672
Schulte
610
Sebastian
św. 690
Semkowicz
Wł. 21.2, 567, 5.69,
608,
622, 642, 721
Sewer
bp praski 318, 414, 415,
427, 447—45.0, 452, 456, 458,
509,
527, 684
Sędziwej
536
Sicfcel
•TH. 655 :
Sieciech 37, 38, 162, 382, 517,
569,
570 ~ - •
Siegfried
hr. ojciec Thietmara
,
108, 109
Siegfried
bp Scary 555, 557
Silnickz
T. 562, 641—643
Severus,
Siverus patrz Sewer
Simon
de Keza patrz -Szymon
de Keza
Skarbimir
wojewoda 382, 517
Slopan
rycerz Bolesława II
czeskiego
178
Sławnik
ojciec św. Wojciecha
72, 183, 184, 202, :209, 210,
212,
214
Sławnikowice
72, 128, 184, 185,
202,
209, 212, 617
S.molfca
St. 697
Sobieski
W. 714
Sokołowski
M. 469, 643
Sorn
patrz Swen I Widłobrody
Spitygniew
s. Brzetysława 453
Stanisław
św. bp krakowski
285, 349, 517, 589, 606, 616,
642,
646, 647, 649
Starkhar
patrz Romer Stark-
har
Stasiewski
B. 608, 610
Statius
567
Stefan
I św. kr. węgierski 42,
261, 338, 341, 368, 407, 415,
416, 429, 430, 432—434, 453,
509,
510, 573, 682, 684, 685
Stefan
II kr. węgierski
Stefan
arcybp polski 296—300
Stefan
patrz Waic
Steindorff
E. 454, 459, 466,
478,
485, 538, 555
Stenkil
kr. szwedzki 556
Stephanus
patrz Stefan arcybp
Stoigniew
ks. obodrzycki 17
Stolyhwo
K. 724
Styrbjorn
kr. szwedzki 169,
170—172,
175 •
Sula,
Sulisław, Suła patrz
Lambert II
Swatawa
c. Kazimierza Odno-
wiciela
ż. Wratysława II
577, 616, 671
Indeks osób :
743
Swen
I Widłobrody kr. duń-
ski
14, 168, 170, 171, 176,
598,
612 ;
Sygfryda-Świętosława
patrz
Swiętosława
c. Mieszka I
Sygfryda
patrz Swiętosława
c.
Mieszka I.
Sygurd
kr. norweski 6&1
Sygwald
jeden z jomsborczy-
ków
170, 171, 173
Sylwester
II papież 193, 325,
330,
331, 336, 337, 530, 553
Sylwester
III papież 537
Szajnocha
K. 25 •
Szczygielski
S. 546 -
Szymon
de Keza 454, 466, 510,
511"
-
Szyrzyki
z Brzezia 704
Scibor patrz Czcibor s. Ziemo-
mysła
-
Światopełk
s. Izjasława 598
Swiatosław
s. Olgi 214, 215
Swierad
św. 274, 573
Świętobor
patriarcha Akwilei
598
Świętochna
c. Kazimierza II
pomorskiego
652
Świętopełk
ks." wielkomoraw-
ski 63, 64, 75, 198, 394, 62.6,
627
Świętopełk
s. Mieszka I 63,
222, 237,-625
Swiętosław
ruski 598, 601, 602
Swiętosław
s. Piotra Włąsta
599
Swiętosława-Swatawa
patrz
Swatawa
c. Kazimierza Od-
nowiciela
Swiętosława
c. Mieszka I 27,
168,
170—172, 559, 612, 613,
669,
670
Swiętosława
c. Swiętosławy 27
Taginon
arcybp magdeburski
231,
250, 339, 340 ; —
Taszycki W. 618, 623, 646, 667
Terentius 567
Thalhofer 548
Theofanu
cesarzowa 111, 131,
135,
146—149, 151, 177, 181,
182,
188, 210, 223, 246, 251,
252,
254, 336
Theophanu
siostra -Rychezy
672
Thurstan
opat klAszt. Ely
w
Anglii 556
Thietmar
30, 34, 36, 51, 56, 60,
61,
78—81, 87, 91, 94, 101,
102,
108—111, 114, 117—120,
125—129,
132, 136, 137, 144,
153,
160, 177, 178, 180, 181,
183.
186,
187, 219, 226, 228,
230—233,
250, 251, 293, 301,
302,
304, 305, 324, 334, 341,
357,
358, 372, 391, 498, 518,
587,
610, 613, 623, 650, 652,
654,
655, 657, 663, 670
Teodor patrz Mścisław ruski
Tomasz św. 573
Tugomir ks. 65
Tuni opat 277
Tuskulańscy hrabiowie 246
Tyć T. 122 -
Tyra siostra Swena 171
Udairyk św. bp augsburski 64,
257, 258, 261, 274, 275, 392,
548,
632, 633
Udairyk
ks. czeski 411
744
Indeks osób
Ulanowski B. 292
Unger
bp poznański 94, 145,
225—228,
230—233, 245, 253,
259,
262, 294, 346, 395, 525,
530—532,
634
Urhanczyk St. 608, ; 668, 669
679
Uto
patrz Przybysław s. Mści-
woja
•
Vpżgt
H. G. 328, 330 — 333, 339,
341,
342, 716
Wachowski
K. 162
.Wacław
św. 42, 50, 140
Waic-Stefan
węgierski -598
Walicki
M. -643
"Walter
bp wrocławski XII w.
641
Wanda
33
Wasul
(Bazyli) ojciec. Beli I
węgierskiego
621
Wasyl
patrz Włodzimierz II,
Monomach
Wasylko-Rogwold
ks.. ruski
598
•.,-,
Wawrzyniec
św. 252, 640
.
Wazowie 607, 619
Werner
z Walbeck 387
Wettyngowie
(Wettyni) 145, 267
Wichman
hr. saski 26, 35, 53,
55—57,
65, 70, 77,-.78,82—84,
86,
102—108, 110, 114—117,
127,
128, 164, 165,.172, 201,
205,
206,
610, 611
Wzdajewicz
J. 113, 114, 118,
212, 723
Widukind
30, 51, 55, 56, 78, 83,
84,
102, 103—107, 113, 116,
119,
127—129, 172, 238, 610
Wiktor
II papież 537, 539—541
Wilhelm
św. z yolpianó 261,
368
, - •. -, -
Wilhelm
opat hirszański 548
Wilhelm
arcybp moguncki
s.
Ottona I 651
Wilhelm
V ks. Akwitanii 478
Wilhelm
I Zdobywca kr. an-
gielski
24
Willigis
arcybp moguncki 189,
193,
230, 252
Willon
towarzysz 178
Wincenty
Kadłubek. 30, 33,
163,
173, 308, 468, 568, 590,
604,
619, 664, 667, 668, 678,
|
699
Wincenty
św. 689
Wipert
340
Wipo
502
Wisław
bp krakowski 599
Władysław
Herman 34, 37, 41,
44,
162, 258, 284, 351,.407,
430,
431, 471, 509, 517, 550,
567,
570—572, 575, 576, 577,
598,
600, 606, 615, 616,
619—621,
624, 634, 642,
649—651,
666, 685, 686, 699
Władysław
Laskonógi 37., ,46
Władysław
Łokietek 35, 46,
255,
502, 607, 621, 703, :
Władysław Łysy stryj Beli
węgierskiego
620, 621. “
Władysław
II Wygnaniec :,
s.
Bolesława ,KrzywQustego?|
222,
674, 675 - _, /
Władysław
II śląski357 l
Władysław
ks. śląski s. Wa-
cława
zatorskiego 606
Władysław
Jan kr. bułgarski
620
Indeks osób
745
Władysław
I św. kr. węgierski
41,
42, 466, 607, 619, 620, 666
Władysław
I ks. czeski
s. Wratysława II 616
Władysław III ks. czeski 598
Włodzimierz
Wojciech ruski
s.
Świętochny 598, 652
Włodzimierz
II Monomach 40,
41,
43, 598 ,
Włodzimierz
Wielki w. ks. ki-
jowski
-,54, 74, 203, 204,
211—213,
215—218, 341, 358,
371,
444, 686
Włodzimierz-Jan ruski 598
Włodzisław bułgarski 598
Włodzisław
Herman patrz
Władysław
Herman
Wojciech św. 62, 72, 73, 94, 95,
167,
183, 185, 192, 202, 209,
212, 214, 231, 240, 246, 253,
.-259,
261, 264, 273—278, 283,
284,
327, 329, 332, 338. 340,
342,
371, 374, 392, 399, 415,
417,
421—424, 427, 449, 458,
460,
503, 504, 530, 565, 573,
98,
617, 634, 637, 638,
•
655—657, 662, 695, 699
Wojciech patrz Bela węgierski
Wojciech
-patrz Włodzimierz
s.
Świętochny , •,,-
Wojciech
• patrz Włodzimierz
ruski
•
Wojcżechowski
T. 31, 297,-298,
300,
310—313, 338, 342, 366,
367,
417, 469, 522, 534, 535,
539,
545—547,
549, 550, 554,
,
562, 571, 578, 579, 582, 583,
588—590,
592. 604, 605,
608—610,
612, 621, 624, 625,
634, 643, 645, 649, 672, 678,
696—698
Wojciechowski
2. 111, 114,
121,
634
Wojsław
komes 517
Wolf
ks. -karyncki 486
Wratysław
II ks. czeski 199,
577,
616, 649, 671
Wołodimier
patrz Włodzimierz.
Wielki
“
Wutke-Grotefend
606, 673
Ypblitus patrz Hipolit arcybp
Zachorowski
St.- 546
.
Zakrzewski St. 120, 162, 174,
225,
292, 309, 342, 362, 519,
605,
610, 612, 613, 620, 626,
645,
667, 670, 696
Zbigniew
s. Władysława Her-
mana
37, 47, 569, 570, 588,
624,
625, 637, 651, 666, 674-
Zbysława
l ż. Bolesława Krzy-
woustego
222, 357, 675
Zdik
patrz Henryk bp ołomu-
niecki
Ziemomysł ks. kujawski 606
Ziemomysł s: Konrada 604 •
Ziemomysł
ojciec Mieszka I
22,
23, 30,
36, 50, 52—54,
129,
139, 219, 604, 605, 611,
613,
614, 623 -. •
Ziemomysł-Zemuził
ks. po-
morski
23; 123, 437, 467,
471,
509, 605, 622
Ziemowit
22, 30—32, 54, 139,
141,
604, 611, 614
Ziemowit s. Konrada 604
746
Indeks osób
Ziemowit
ks. płocki 606
Zoerard-Swierad
patrz Świe-
/
rad św.
Zofia
siostra Rychezy 672
Zofia c. Bolesława Krzywo-
ustego 675
Żuł
(Żuła) patrz Lambert H
Zwinimir
kroacki 598
INDEKS NAZW GEOGRAFICZNYCH
Afryka
97
Akwileja
m. 598, 689
Akwitania
m. 275, 478, 47.9,
657
•
Akwizgran
m. 43, 147, 275,
286, 356, 363, 638. 654, 655,
657—660
—
klas,zt. św. Wojciecha 246,
260,
655. •
Alemure
236, 242, 343
Alpejski
Wal 7
Alpy
8, 15, 16
Anglia
14, 24, 25, 100, 160,
168,
267, 534, 556, 559, 610
Apostolska
Stolica 27, 195,
196, 234, 238, 245, 254, 333,
345,
346, 382, 527, 543
Apulia
147.
Arabowie
15, 147, 1>89
Arno
rz. 241
Arrovais.e
— kla&zt. 641
Augsburg
m. 632
Auxerre
m. 32
Ayellana
— klaszt. 562
Awarowie
7, 9
Awarów
państwo 9, 11
Awentyn
— klaszt. św. Bo-
nifacego
i Aleksego
260,
634,
637
Awontyński
klaszt. św. Woj-
ciecha
332
Azja
Wschodnia 7
—
Przednia 263
Bałkany 15, 23, 29, 13fl, 216,
618,
620, 62.1
Bałtyk
24, 26, 28, 29, 155,
164,
165, 168, 169
Bamberga
m. 384, 411, 572
Bamberskie
biskupstwo 348
Bawaria
8, 93, 220, 258, 454,
633,
690
Bawarzy
8—10
Belgia
642, 689
Benewent
488
Besancon
m. 555, 557, 559
.Bizancjum
m. 15, 148, 215,
216,
265—267, 601, 621
Boemia
patrz Czechy
748
Iłideks nazw geograficznych
Bolani
patrz Polacy
Brandenburg
(Brenna)- m.. 65, ,
154,
160, 189, 248
Braniborskie
biskupstwo 65,
.
77 - -
Braniborz
patrz Brandenburg
.Brauweiler
366, 534, 535, 564,
56S,
580, 584, 639, 640
—
klaszt. św. Mikołaja 534,
536,
639 .. , ,
:
Brema m. 555, 558
Bremeńsko-hamburska
metropolia 10,
Brenner
m. 8 •,
•
Brescja 426:
Bruksela
m. 672, 690
BrunszwiK
(Brunswik) m. 580,
584
Brus
patrz" Prusowie
Brytyjskie
wyspy 98
Br.zewnów4claszt.
261
Brzeźnica
patrz Jędrzejów
Bug
rz. 74, 157, 197—201, 207,
212,
217, 307, 308, 318, 465,
469, 470
Bułgaria
141, 215, 621
Bułgarowie
turscy 29
Bułgarskie
państwo 24
Bułgarzy
29, 141 *
Burgundia97,
413, 683, 699
Burgundii
królestwo 15
Burgundzi
8, 487 •
Busk
m. ; 21.2
Bytom
m. 678
Calbe
— klaszt., 145
Capua
m. 689, 690
Cbazarzy
159
Chełmińska
ziemia 15, 243
309,
310, 324
Cidmi
patrz
Cydzyna
Oirnin
patrz Cyrmina
Cividale
m. 46, 705
Civitate
m. 488
Ciara
Tumba patrz Mogiła
Oluny
— klaszt. 261, 332, 337,
366,
369, 548
Colonia
patrz Kolonia ,
Compostella
na.. 569
Craccoa
patrz Kraków
Cracovitae
patrz Krakowskie
księstwo
Cydzyna
m. 54, 92, 109, 110, Ą
117—120,
134, 137, 138, 165, |
166,
201, 215, 623
Cydzyńska
kasztelania 117
Cyrmina
las 428
.
Czarnomorskie stepy 341
Czechy
8—10, 42, 49, 52, 60,
64,
70—73, 75, 83, 85—87,
90,
92, 93, 126, 128, 143,
144,
152, 153, 165, 177, 179,
183—185,
187—189, 191,
193
—197, 199 — 203, 205 —
—210,
212, 213; 217, 219,
220,
243, 249, 258, 259,
261,
268, 277, 280, 282, 283,
286,
338, 362, 368, 370, 376,
377,
388, 399, 401, 403, 406,
412,
414—417, 420—423,
425,
428—430, 432, 433, 437,
443,
447—449, 451, 453—456,
458—461,/
463, 465—467,
473—475;
477, 482, 483, 489J
490,
496—498, 505, 506, 508J
,509,
510, 515, 520, 521, 571"
577,
598, 601, 615, 616, 633,
634,
637, 645, 647, 681—686.
687
Czerfcden
łaś 457
Indeks nazw geograficznych
749
Czerska enklawa 307
— ziemia 310
Czerski
archidiakonat 310 •
.
Czerwień m. 74, 211, 217
Czerwieńska Ziemia 211
Czerwieńskie
Grody 74, 75, 93,
157,
159, 203, 204, 207, 208,
211—213,
216—218, 243, 377
Czesi
10, 21, 28, 65, 71, 72,
85,
178,1, 184, 187, 191, 242,
252,
275, 284, 318, 402, 403,
407,417,418,
420—425, 441,
450,
451, 455, 461, 464, 494,
-•496—498, 504, 505, 518, 520,
-
561 " ,
Czeska/ludność
461
—ziemia 420
Czeskie
państwo 29, 50, 71,
72,
156, 199, 206, 428, 449
D,aci (Duńczycy?) 468
Dania
10, 27, 52,. 103, 107,
151,
160, 163, 168 —172,
176,
201, 204, 267, 275
Dijon 260, 366., 535, 635
— opactwo św. Benigna 261,
366
Dniepr
rz: 49, 216
Dniestr
rz: 212, 216
Don
rz. 159
Dunaj
TZ. 215, 216, 486, 487
Dunajec
rz, 203
Duńczycy
24, 103; i 167—169
Dutkirchien—-
klaszt. św: Ma-
teusza
i Jana 639
Dźwinogród
m. 212
Ebersberg
ni. 690
Egisheim
m. 539
Eichstaedt
m. 539
Ely — klaszt. w - Anglii 556
.Essen — klaszt. 639-
Europa
7, 9, 57, 142, 154,.
259,
277, 307, 332, -364,
378,
415, 4.16, 475, 477, 478,
507,
571, 597, 598,-658, 683,
684,
687, 689- -
— północna 98, 558
— północno-wschodnia 413
— środkowa 189, 19.4, 43.2
— zachodnia 89, 482
Flamandzi 568
Flandria 641
Finlandia 266
Fraga patrz Praga
Francja 14, 15, 24, 261, 267,
— 275, 482,; 507, 601, 602,
635,
647, 689
Francuzi
668
Frankfurt
m. 149
Frankowie
zachodni 8,, 97
Franków
państwo 1.1
Friul
140, 659
Fulda
— klaszt. 259, 634, 635
Gallia 559
Gdańsk
m. 28, 128, 158, 161,
162,
239/305
Geldesdorp m. 383
Gembloux m. 641
Germańskie plemiona 8
Getae 468
Giecz
(Gedsc). m. 403, 420,
421,
497
Giedczanie 420., 428, 460
Gnezden patrz Gniezno
Gniezno
m, 23, 31, 74, 94,
95,
190, 192,, 203, 230—232,
236,
239, 240, 243, 250, 253,
254,
263, 264, 275, 276, 292,
750
Indeks, nazw geograficznych
294,
302—304, 311—314,
317—322,
325, 334, 339, 345,
346.
371, 392, 403, 409,
420—425,
449, 493, 494, 498,
502
503, 505, 518—520,
528—530,
532, 542, 551—554,
558,
573, 638, 654, 655,. 663,
677
Gnieźnieńska
archidiecezja
301,
309—311, 525, 529
— diecezja 305, 321, 324, 351
— metropolia
228, 291, 295,
.
312, 392, 422
— prowincja
kościelna 192,
193,
230, 232, 254, 292,.
301—306,
309, 310, 313,
324,
325, 334, 345, 346,
409,
421—424, 529, 552,
560,
561, 564
— prowincja
metropolitalna
294,
344
Gnieźnieńskie
arcybiskup-
stwo
292, 299, 302, 304; 309,
310,
530, 542, 543, 551, 553
— biskupstwo
307, 523
Gnieźnieńsko-poznańskie
terytorium
228
,Goslar
m. 384, 437, 477, 479—
—481,
484, 540 -
Gostyńska
ziemia 309,
Grecy 148, 160
Grodziec
(Gradec) koło Opa-
wy
490
Haga m. 703
Halberstadzkie
biskupstwo 262
Halla
m. 10
Hamburg
m. 160, 558, 559
Hamburskie
arcybiskup-
stwo
167, 554
Hawela
rz, 516,
Hawelberg
m. 160, 248
Henryków
— klaszt. cyster-
ski
647
Hesisegau
m. 232
Hevelberg
patrz Hawelberg
Hildesheim
m. 689
Hirsau
— klaszt. 549
Hiszpania
15, 18,. 97
Hobolanie
598
Hobolin
patrz Hawelberg
Hrubieszów
m. 211
Huczwa
rz. 211
Hunowie
7
Iberyjski
Półwysep 9
Irlandia
100, 534
Islandia
267
•Jaćwingowie
52, 66, 152; 157
269,
271, 307, 315, 316, 374
Jeruzalem m. 327
Jędrzejów
— klaszt. cyster-
ski
647
Jamsborg patrz Wolin
Jomsborczycy
patrz Wolinia-
nie
,
Julin, Ju-mme patrz Wolin
Kalafonia 147
Kalisz m. 311
Kampania 260
Karpaty 26, 156, 203,242, 611
Kazimierz m. 621
Kijów ni. 64 159, 214, 267,
286,
377
Klasztor
P. Marii w. Dolnej
Lotaryngii
536
Kłodzko
m. 64
Kolonia
m. 99 355, 532, 533,
Indeks nazw geograficznych
751
.
535—537, 539—541, 558, 563,
564,
566, 635--843, 663-
— klaszt. św. Marcina 533
—.klaszt. P. MaTii: 639
— klaszt,
św. Pantaleona 533
Kolońska
archidiecezja 639,
— prowincja kościelna 536,
635,
638, 640, 673
Kołobrzeg
m. 161, 176, 239,
294,
304—306, 334.
Kołobrzeska
diecezja 310
Kołobrzeskie
biskupstwo 232,
307,
523
Konstantynopol
m. 141, 159,
160,
216, 561
Koruntańcy
9
Krakowska
dzielnica 191, 505
— diecezja
306—309, 318, 321,
324,
351, 367, 544
— ziemia
72, 73, 187, 205, 207,
243,
307, 309, 678
Krakowskie
biskupstwo 192,
.
292, 304, 307, 308, 310, 313,
321,
322, 343, 349, 523—525,
536,
542—544, 551, 641, 689
— księstwo
75, 308
Krakowszczyzna
64, 308
Kraków
m. 33, 64, 65, 70—73,
75,
82, 83, 85, 159, 177,
187,
189—197, 199—207,
217,
219, 229, 230, 236,
241—243,
263, 264, 294,
304,
306—308, 311, 313, 314,
317,
318, 321, 334, 345, 362,
367,
402, 403, 409, 419, 420,
441,
461, 498, 502, 512,
517—520,
522, 526, 527, 532,
541—543,
545, 549, 550—553,
567.
568, 648, 649, 673, 677,
678,
688, 689, 706, 707, 709
Kroackie państwo 29
Krobia m. 259, 635
Krosno m. 117
Królestwo Neapolu i Sycylii
24. •
Kruszwica
m. 32, 74, 311, 313
Kruszwickie
biskupstwo. 621
Kujawian
szczep 73
Kujawska
diecezja 310
— dzielnica 505
Kujawskie
biskupstwo 302,
304,
307,, 349
— terytorium
318
Kujawy
73, 74, 243, 302, 303,
309,
311, 324, 345, 445, 678
Kwedlinburg
m. 135, 136, 153,
154, 188, 210, 215; 356, 437,
488, 489
Lachy 211,. 212
Lagow
castrum patrz Łagów
Laon
m. 569, 572, 642
Lateran
141, 537
Ląd
—-klaszt. cysterski 647
Lech
rz. 15, 184, 206, 207
Lechickie
plemiona 10, 21, 26,
73,
75, 155, 170, 201, 610
— szczepy- 26, 33, 58,, 67
Lednica jeż. 263, 469
Leodium
m. 99—100, 260, 261,
535;
550, 564, 614, 630,
631,
634, 635—637, 641—643
Leodium
— telaszt. św. Jaku-
ba
641
Leodyjska archidiecezja 522
— diecezja 100, 636, 638, 639,
642,
673
Leodyjskie
biskupstwo 535,
635
Lestkowice
patrz Lecikaviki
752
Indeks nazw geograficznych
Libica
m. 72, 73
Libice
183, 184,
209, 212, 213
Libickie
księstwo 64; 65, 73,
184,
202, 214
—lJici.kav.iki 56, 57; 103, 116,
117,
119, 127, 128 -•
LicikavikÓw
kraik •114, 118,
120, 123, 124, 166
— okręg plemienny 113,
— plemię
114, 125
.—terytorium
116, 121;
— ziemia 119, 126
Licykayiki
patrz Licikaviki
Liege
m. 363, 566, 636, por.
też
Leoidium • •
Litwa
52; 66
,
Litwini 316,. 468
Litwy ludy 315
Livilni patrz Wolin
Lombardia 97, 286
Longobardowie 140
Longobardzkie
państwo 9
,
Longu.m marę patrz Pomorze
Lotaryngia 413, 613, 683
— Dolna 267, 536, 638
— Górna 638
Lubin—
klaszt. 565, 641
Lubuska
ziemia 75, 243
Lubu&kie
biskupstwo 302, 307,
312, 564 ;
Lubusz ni. 117, 118
Lugano m, 708
Luneburg — kiaszt. 42
Lundzer — klaszt. 558
Lungarno 241
Lungo Tevere 241
Lutyckie plemiona 103, 151,
164
Lutycy
61, 62, 86, 165, 170,
178, 180—182, 186, 187,
209,.
213, 224, 252, 400, 411
Lwów
m. 547, 695
Łaba
rz. 7—14, 16, 19—21, 49,
50,
66, 89, 117, 135; -144,
148,
152, 153, 177, 213, 24?,
248,
261, 286; 393, 399,-500,.
501,
682 ,
Łagów gród 311
Łekno — klaszt. cysterski "647
Łęczyca m. 309—313, 345, 445
— opactwo
562
Łęczycan
ziemia 74
Łęczycka
ziemia 243
— dzielnica
505 "
Łęczycki
gród 261
Łużyce
49, 56, 57; 64, 69, 77,
.78,
84, 85, 87, 88, 104, 115, :
187,
377, 500,.501, 508, 516
Łużycka
ziemia 187
Łużyczanie
28, 56, 76, 102, 127
Madziarskie
państwo 685
Madziarzy
7, 15, 184, 307, 632
Maestricht
m. 98, 630
Magdeburg
(Magadaburg) m.
10,
90, 92, 101, 160, 178, 180,
181,
186, 195, 228, 230, 231,
248,
250, 251, 262, 272, 287,
.293,
329, 530—532, 542,
552,
553, 5S8, 561, 654,: 655
Magdeburska
archidiecezja
248
—•
— metropolia
89—92, 135, 214,
252
•
— prowincja
kośłyelna 91, ",|
261,
262, 272
— prowincja
metropolital —
na
243
— sufragania 346
Indeks nazw geograficznych
753
Magdeburski
związek metro-
politalny
293
Magdeburskie
arcybiskup-
stwo
248, 251, 348, 551, 558.
Małogoszcz
UL 310.
Małopolska
47, 74, 189, 243,
445,
677, 678
Mań
wyspa 126
Manina
w. 677, 678
Marcina
św. klaszt. 565
Maritimi
(Pomorzanie) 468
Mazovia
patrz Mazowsze
Mazowiecka
dzielnica
578, 667
Mazowieckie
biskupstwo 304,
307, 309
— księstwo 318, 442, 470
— terytorium
318
Mazowszanie
465, 467, 468
Mazowsze
47, 66, 74, 75, 216,
243,
302, 303, 309, 311, 317,
•
324, 344, 345, 349, 382,
401—404,
406, 410, 416, 443,
445,
446, 462—466, 468—472,
475, 476, 479, 494, 497, 505,
507, 509, 521, 667—669, 680,
685, 688
Mediolan
m. 413, 683, 690
Meklemburgia
516 ; ~>
Memleben
— klaszt. 225,
226,
232,
233, 253, 259, 262, 634
Men
rz. 149
Merseburg
(Mersiburg) m. 14,
,17, 122, 178, 248, 252, 339—
—341,
372, 380, 437, 466, 467,
471,
473, 481, 517, 540 :
Merseburskie
biskupstwo 251,
252
Międzyrzecki erem 274, 327—,
—329, 331—333, 337
Milczan
kraj 181, 186—188, 202,
236,
243
— ziemia
243
Milczanie
187, 617
Milsko
377
Milze
patrz Milczan kraj
Miśnia
150, 151, 178, 181, 187,
211, 248, 455, 456, 467, 481,
500,
501, 508
Miśnieńska
marchia 150
Mogilno
— opactwo 349, 565
Mogiła
— klaszt; cysterski 646,
647
Moguncja
m. 93, 230, 249, 262,
293, 414, 449, 538, 555, 556,
684
Moguncka
archidiecezja 209
— — metropolia 203
— prowincja
kościelna 229
Moguncki
związek metropoli-
talny
136
Mogunckie
arcybiskupstwo
193,
651
Momina
w. 677
Monachium
m. 698
Mongołowie
7
Monte
Cassino — opactwo be-
nedyktyńskie
261, 332
Morawska
Brama 73, 191, 207,
490
Morawskie
biskupstwo 193,
203,
649
Morawy
73, 93, 136, 156, 184,
193, 197, 207, 229, 230, 377,
411, 508
Morze
Bałtyckie patrz Bałtyk
—
Czarne 160
,
— Północne 168
Moskwa
m. 703
48 Polska X — XI wieku
754
Indeks nazw geograficznych
Moza
rz. 98, 256, 261, 566, 572,
632
t
Nakona kraj 195
Naumburg m. 453
Neapol m. 16
Neuss — klaszt. P. Marii 639
Niemcy
9, 10, 12, 14, 15, 25, 40,
48,
52, 57, 60, 61, 69, 77, 81,
84,
86—89, 92, 97, 103, 108,
109,
118, 132—136, 141—145,
148—150,
155, 166, 179, 183,
204,
209, 212—215, 220, 225,
247—249,
258, 268, 272, 275,
281,
282, 286, 355, 358, 360,
361,
368, 372, 373, 375, 376,
384,
385, 388, 390, 413—415,
423,
426, 427, 432—435, 438,
440,
441, 443, 444, 449,
.
452—454, 458, 461, 472, 474,
476,
479, 481—484, 486, 502,
505—508,
512, 514, 516, 520,
527,
538, 539, 540, 549, 561,
563,
568, 569, 574, 575, 585,
587,
600, 601, 623, 633—639,
645,
651, 661, 671, 680,
682—684,
687
Niemcy
(naród.) 17, 19—21, 24,
28,
30, 49, 50, 62, 66, 76, 85,
108,
110, 122, 134, 144, 151,
153,
177, 179, 180, 182, 186,
187,
189, 210, 374, 378, 416,
442,
456, 476, 527, 543, 654
Niemiecka ziemia 88
Niemieckie
królestwo 16, 50,
143
Niemieckie
państwo 14—16,
19,
20, 77, 103, 113, 131, 135,
1-43,
155, 213, 214, 436, 511
Niemcza łużycka m, 183, 187
• Nierstein m. 427 f:
Nivelles — klaszt. św. Ger—
trudy
639, 640, 672, 673
Niżyców
żupy 117
Nordheim
m. 178
Norici
511
Normandia
14, 24, 25, 267, 610
Normandia
normańska 160
Normandzkie
państwo 24
Normanie
24, 482, 488
— skandynawscy
12
Norwegia
52, 160, 267, 479, 507,
559,
560, 601
Noteć
rz. 113, 157, 166
Nowa
Korbeja — klaszt. saski
51,
259, 634, 635
Nowogród
m. 160
Nysa
rz. 178
Obodrzyci 153, 195, 598
Obolin patrz Hawelberg
Odra
(Oddera) rz. 7, 10, 13, 16,
19,
20, 26, 49, 50, 57, 65, 66,
77,
83, 89, 91, 105, 107,
113—117,
121, 135, 148, 156—
—160,
162, 164, 170, 175,
177—179,
181, 183, 186, 196,
213,
236, 239, 241—243, 247,
248,
261, 310, 461, 500, 508,
514—516,
570, 571
Ołomuniec m. 242
Opawa m. 490
Opawska dzielnica 490
Opawszczyzna 73
Opole m. 460
Ostrów na jeż. Lednicy 469
Ostrów n. Bugiem 469
Oświęcim m. 706, 709
Indeks nazw geograficznych
755
Panonia 9
Panońska kotlina 242 •
Paradyz (Paradisus) klaszt.
cysterski
646, 647
/Paryż
m. 43, 690, 698
.Passawa
m. 220
Peremysi
patrz Przemyśl
Pereum
pod Rawenną 328
Pfolede
patrz Pohide
Pieczyngowie
152, 157, 216, 267,
340,
341
Pilica
rz. 310
Pireneje
9
Płock
m. 292, 311, 313, 641
Płocka
kapituła 309
Płockie
biskupstwo 302, 309,
349,
523, 526, 553, 564
Pobiedziska
w. 469
• Polacy
41, 187, 277, 278, 285,
286,
418, 429, 463, 487, 510,
563,
566. 569, 645, 649, 704
.Polan szczep 73<
-— kraj 74
— ziemia
szczepowa patrz
Wielkopolska
Polanie 309
Polańskie terytorium 228, 318
Polonia patrz Polska
Polska
19, 22—31, 41, 48—52,
56,
57, 60—63, 65—67, 69,
72,
76—78, 81, 82, 84—102,
105,
108, 109, 117—119, 122,
-125,
129, 132, 134, 135, 138,
142—145,
149—152, 155 162,
164,
165, 167—172, 176, 177,
181,
183—185, 187—189,
193—196,
200, 202, 203, 205,
209—215,
217, 220, 223,
225—234,
237—240, 243—248,
250,
251, 253—256, 258—262,
264,
266—268, 271—283,
285—287,
291—295, 297, 298,
301—305,
307, 315—318, 320,
321,
324—331, 333—342,
345—347,
349, 350, 359—363,
366,
368, 369, 371—381, 383—
—397,
401—403, 406—4.08,
410—417,
419—423, 425,
426—439,
441, 443, 446, 447,
449—454,
457—464, 466, 468,
469,
471—475, 482, 484, 486,
489,
491, 493—498, 500—511,
513—518,
521, 522, 524, 526—
—532,
534, 535, 539, 544, 548,
550—553,
555—572, 574, 575,
577,
578, 580, 583—585, 590,
595,
601, 603, 609—611, 615,
616,
618, 619, 621—623, 629,
631,
632, 634—645, 653, 654,
658,
659, 661—664, 666, 667,
669—673,
679, 681—687, 699,
700,
703, 704, 709
Polska ziemia 274
Polskie Królestwo 701
— państwo
24, 25, 29, 71, 91,
93,
114, 115, 122, 123, 161,
166,
167, 677, 699
— plemiona 33, 155
— szczepy 33, 155
— terytorium 107, 500, 632
— ziemie 115, 176, 495, 634
Połabianie 20, 151
Połabie 19, 67, 152, 187, 204,
272
- •
Połabskie
ludy 11, 50, 156
— plemiona 50
Pomorani patrz Pómorzanie
i
Maritimi
Pomorskie
biskupstwo 564
— plemiona 158
48*
75.6
Indeks nazw geograficznych
— terytorium
165
P6morzanie
113, 269, 316, 368,
— 407,
425, 442, 445, 454, 459,
462,
466—472, 490, 494, 505,
509,
5]2, 684
Pomorze
19, 24, 26, 28, 29, 74,
83,
88, 94, 108, 114, 118,
121—123,
128, 147, 151, 157—
—159,
161, 162, 164, 166—
!
—168, 170, 172, 173, 175, 176,
201,
216, 217, 233, 241—243,
271,
272, 287, 304, 305, 309,
— 341,
377, 401, 462, 463, 465,
471,
472, 475, 481, 505, 509,
510,
515, 523, 560, 565, 569,
601,
605, 611, 687, 688
— Gdańskie 74, 158, 166, 169
— Nadodrzańskie 74, 166
— Nadwiślańskie 74, 166
— północno-zachodnie 121
—Przyodrzańskie 166
— Wschodnie
74, 75, 158, 166,
"
169, 471
—Zachodnie 74, 105, 108, 114,
117, 122, 158, 165, 166, 169,
570
Poprad
rz. 203
Poważę
patrz Wag prow.
Powiśle
341
Poznań
m. 94, 250, 253,
278,
293, 294, 304, 311, 317, 318,
320, 321, 334, 346, 403, 424,
— 425, 493, 494, 502, 505, 518,
520, 522, 528, 532, 551, 552,
554, 685
Poznańska
diecezja 305
Poznańskie
biskupstwo 90, 101,
293,
307, 309, 523, 525
Póhlde
m. 563, 574
Praga
m. 70—73, 136, 160, 185,
193—195,
206, 212, 230, 275,
293,
415, 417, 423, 426, 427,
449,
450, 456, 488, 538, 572,
573,
633, 637, 684, 687
Praska
diecezja 193
— metropolia
527 ,
Praskie
biskupstwo 193, 197,
198, 199, 203, 209, 212, 229,
258, 633, 684
Prusacy,
Prussi patrz Prusowie
Pruska
ziemia 241
Prusowie
105, 152, 157, 160,
161, 253, 269, 271, 278, 316,.
374,
468, 565
Prusów
kraj (Prusse) 241
Prusy
24, 52, 62, 66, 121, 131,;
161, 167, 170, 195, 196, 236s
266,
315, 371, 560 “ "
Przemyśl
m. 74, 75, 157,
159,
203, 204, 207, 208, 211—213,
216—218, 243, 310, 312
Quitilinguburch
patrz Kwed-|
linburg
Rabanica
(Rabaniza) rz. 487
Radisbona
patrz Ratyzbona
Ratyzbona
m. 90, 258, 338, 339, j
453, 456—460, 476, 483, 486, |
572,
634
Repcze
patrz Rabanica
Ravensbruck
m. 706
Rawenna
m. 260, 276, 286“
325—328, 330, 331, 333, 336
337, 657, 662
— klaszt.
św. Romualda 238
Rawennateński
erem 328
Rawennateńskie
bagna 286
Redarowie
56, 103, 105, 107.(
Indeks nazw geograficznych
757
108,
115, 164, 165, 172, 201,
205
Redarów
plemię 55, 78, 82
.,
Reichenau — klaszt. 275
i
Ren rz. 9, 15, 34, 98, 99, 256,
261,
341, 427, 535, 566, 572,
632,
638, 639, 640, 643, 673
"Rokitnica rz. 427
Rosja 701
Rozprza m. 310
Rudawa w. 599
Ruś patrz Ruś
Rusini
28, 72, 105, 194,, 377,
468,
470
Ruskie biskupstwo 311 ""
— państwo 24
Russe, Russia patrz Ruś
Ruś
18, 25, 28, 29, 31, 52, 70,
131,
152, 157, 160, 167,
194—196,
199, 203, 211—216,
218,
223, 224, 236, 241, 264,
266,
269, 271, 272, 286, 307,
315,
316, 340, 341, 362, 374,
377,
395, 401, 408, 431,
440,
441,
443, 444, 446, 464, 469,
476,
478, 496, 506—508, 510,
517,
570, 571, 577, 598, 601,
610,
618, 652, 686, 687
Rutheni patrz Rusini
Rzeknica rz. 17
Rzym
m. 15, 16, 43, 57, 104,
139,
141, 146, 147, 185, 191,
234,
238, 240, 244, 245, 251,
260,
266, 268, 277, 284, 286,
303,
313, 334—337, 341, 392,
440,
447—450, 509, 528, 532,
537—539,
555, 557, 564, 569,
634,
657, 682, 689, 690, 698
Rzymskie
cesarstwo 16, 49, 69,
143
— Cesarstwo
Narodu Niemiec-
kiego
77
— terytorium 241
Saalfeid m. 381
Sabina 537
Saksonia
359, 384, 430, 516, 569,
580
Sala rz. 8, 247, 248
Salerno m. 572 ,
Salzburska
prowincja kościel-
na
9
Salzburskie arcybiskupstwo 9
Samona Państwo 8
San rz. 74, 211, 212
Sandomierska ziemia 74, 678
Sandomierskie 677
— księstwo 308
Sandomierszczyzna 74, 75, 308,
Sandomierz
(Sandomir, Sando-
miria)
64, 74, 159, 243, 308“
309,
311—314, 322, 345, 349,
544,
677, 678
Sandomiritae
patrz Sando-
mierskie
księstwo
Santok m. 107
Sardynia 195, 234
Sasi
8—10, 19, 76, 107, 108, 152,
165,
179, 272, 429, 487, 553,
571,
661
Saski szczep 165
Saskie plemiona 13
— szczepy 12
Saxonia
patrz Saksonia
Schinesghe
patrz Gniezno
Schweinfurt
m. 267, 385—387
Schweinfurt
m. 385
Sclavi
patrz Słowianie
Selpula
178
Serbiszcze
117
758
Indeks nazw geograficznych
Serbskie
państwo 29
Serbsko-chorwackó-słoweński
teren
618 -
Sieciechów
— klaszt. 565
Sieradz
m. 309—312, 445, 678
Sieradzan
ziemia 74
Sieradzka
dzielnica 505
— ziemia
243
Sileo
sadz. 647
Skalda
rz. 256, 272, 632
Skandynawia
9, 25, 28, 30, 167,
362, 397, 507, 558, 560, 598,
610,
661, 670
Skandynawowie
24, 28, 30, 169,
627
Skandynawskie
ludy 10, 52
— kraje 601
Skrzynno m. 310
Słowaczyzna 200, 377
Słowianie
10—13, 17—21, 23,
24,
26, 50, 55, 56, 71, 84,
1-02—104, 116, 119, 127, 134,
135;
137, 144, 152, 154,
167,
.
194, 223, 273, 359, 417
— alpejscy 9
—lutyccy 104
— nadłabscy 400
— połabscy
11, 19, 49, 65, 66,
76,
153
— zachodni
9, 19, 61, 66, 76,
374,
396, 397, 400, 475, 508,
627
: • • •,•,.
Słowianie załabscy 10, 13, 103,
Słowiańska ludność 8, 160
Słowiański kraj 617
Słowiańskie
ludy 20, 30, 49, 50,
135,
139, 148, 213, 500, 599
— plemiona
8, 10, 20, -26; 105,
116
— państwo 422, 610, 682, 683
— ciernie 16, 50
Słowiańszczyzna
7, 14, 17, 52,
135,
167, 273, 617, 618
— połabska 12, 151
— północno-zachodnia 395
— wschodnia 374 •
— zachodiua
67, 69, 170, 181,
202,
272, 286, 375, 414,
500
— załabska
414, 684
Słupia
w. 678
Słupian
kraj 49, 56, 69, 76, 85,
181,
187, 188, 202
Słupianie
102, 127, 178
Sochaczewska
ziemia 309
Soissons
m. 690
Spicymierz
m. 310, 678
Spira
m. 538, 563
Sprewa
rz. 178
Słabło
534
Stada
(Stade) m. 178
St.
Gilles en Proyence — opac-
two
św. Idziego 569, 572
Styr
rz: 197—201, 207
Suconia
patrz Szwecja
Sulejów
— klaszt. cysterski
w
Czechach 647
— klaszt.
cysterski we, Francji
647
-
Sutria
m. 537, 538
Sycylia
16, 147 , ~
Szczecin
m. 158, 161, 169, 239,"
240,
305, 699
Szkoci 535
Szkocja 535
Szlezwik
160
.Szwabia
258, 261, 272, 633
Szwabska diecezja 632
Szwajcaria 15, 708
Szwecja 27, 52, 79, 131, 151,
.Indeks nazw geograficznych
759
160,
167, 169, 172, 176, 267,
320,
341, 555—557, 612
Szwedzi
167
Śląsk
47, 72, 75, 85, 126, 183,
187,
189, 191, 194, 201—204,
— 209,
243, 304, 306, 309, 317,
318,
320, 415, 416, 425, 427,
.
436, 437, 440, 442, 446, 447,
452,
458—461, 463, 465,
472—474,
476, 479, 483—489,
505,
506, 509, 515, 521, 527,
528,
680, 684, 685, 687, 688:
Śląska dzielnica 428, 473
— ziemia
187
Ślepuły
patrz Słupianie
Świętokrzyskie
Góry 678
Św.
Krzyż — klaszt. 565
/
Tatry
197
Toul
m. 539
Trewir
m. 690
— klaszt. św. Maksymina 18,
214
Tritri
patrz Tatry
Truso
targ. w Prusach 161
Trybur
m. 387, 388
Trzemeszno
— klaszt. 562
Tuluza
m. 690
Turskie
plemiona 23
Turyn
m. 388
Turyngia
8, 225, 231, 232, 339,
381
Turyngowie
8, 10
Turyngskie
szczepy 12
Tuscja
154
TyberTz.
241
Tyniec
— klaszt. 362, 535, 547,
549,
550, 561, 562, 565, 641
Ubaba
lud 83, 164
Udine
m. 46
Vaulsort m. 613
Voloini patrz Wielunianie
Vurta patrz Warta
Wag
rz. 197, 200
Wag
prow. na "Węgrzech 197,
,199
Walbeck
m. 178, 387
Walencja
m. 689
Waloni
568
.Wandalowie
97, 257:
JWaregowie
24, 25, 216
—
duńscy 175
Warszawa
m. 592, 702, 705—
—707,
709
Warszawska
ziemia 310
Warta
rz. 26, 66, 75, 83,
110—117,
119—121, 123, 125,
126,
157, 165, 166, 394
Warty
Ostrów w Poznaniu 264
Weltaba
plemię słowiańskie
105
Wenecja
m. 689, 690
Weszprym
m. 221, 665
Węgry
41, 52, 136, 152, 184,
197,
203, 208, 218, 220, 221,
251,
266, 275, 286, 326, 338,
340,
362, 363, 368, 377, 389,
401,
429—432, 434, 443, 463,
466,
475, 482, 483, 485—488;
507,
509—511, 515, 570, 571,
573,
598, 601, 620, 621, 661,
666,
683, 687
Węgrzy
15, 28, 41, 207, 510
Wieleci
164, 165
Wielecki
Związek 159, 165, 170,
206,
209, 213
760
Indeks nazw geograficznych
Wielkie Morawy 75, 198, 414,
627
Wielkomorawskie
Państwo 12,
29,
198, 626
Wielkopolska
47, 73, 74, 94, 95,
243,
253, 403, 445/ 526
Wielunianie
nadodrzańscy 105
Winiary
w. 280
Wisła
,rz. 10, 26, 66, 75, 83,
157—159, 161, 162, 166, 170,
175, 241, 307—310, 345, 349,
394, 402, 406, 462, 470, 488,
494,
571
Wiślan
księstwo 308
— ziemia 64, 75, 308
Wiślanie 307
.Wiślica m. 308, 309
Wiślicki powiat 678
Włochy
9, 15, 16, 46; 57, 87,
107,
109, 134, 140, 148, 214,
238,
241, 286, 328, 329, 335,
373,
413, 426, 435, 437, 482,
484,
537, 561, 566, 567, 635,
681,
683, 690
— południowe
24, 97, 147, 482,
610
— środkowe 154
— północne 9
Włocławek m. 621
Włocławskie biskupstwo 564
Włoska ziemia 435
Wolin m. 151, 158, 160, 161, 169,
170, 171, 172, 175, 176, 239,
305
Wolinianie
107, 151, 164, 165,
171—176, 201, 204
Wolińskie biskupstwo 307
Wołga rz. 159
Wołynianie patrz Wielunianie
Wrocław
(Writizlav, Wróci-
sław)
m. 190, 294, 304, 306,
311,
320, 321, 334, 403, 425,
460,
483, 485, 488, 489, 502,
528,
529, 551—553, 562, 668,
669,
685, 690
— opactwo Sw. Marcina 641
Wrocławska diecezja 527
Wrocławskie
biskupstwo 317,
318,
321, 350, 485, 523,
561,
649
Wschodniofrankońskie
pań-
stwo
14
Wschodnioniemieckie
plemiona
12
Wyślą patrz Wisła
Zachodmofrankońskie państwo
15 ;
Zaitz
patrz Zytyce
Zawichost
m. 311
Zehden-Cydzyna
patrz Cydzy-
na
,
Ziemia
św. 327, 569
Złotnik!
w. 280
Zweifalten
572, -673
Zamów
m. 310
Zytyców
żupy 117
Zytyce
248
Żydzi
18, 283
SPIS
ILUSTRACJI
(Fotografie
T. Biniewski)
Posążek
drewniany rogatego bóstwa z Ostrowa na
jeziorze
Lednicy, zapewne X—XI w. Orygi-
nał
w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu po s. 32
Płyta
z ornamentem plecionkowym
z wykopalisk na
Wawelu
w Krakowie, w. XI. W zbiorach Mu-
zeum
Historii Wawelu .. po s. 48
Skarb
monet srebrnych z drugiej połowy XI w.,
odkryty
w Słuszkowie, pow. Kalisz. Ze zbio-
rów
PMA .......... po s. 112
Sierp jeździecki w oprawie kościanej, XI w. pos. 128
Wpis
dokumentu zwanego Dagome iudex w ręko-
pisie
Cod. Camerac. lat. 554 z drugiej połę-
wy
XII w. (Fot.) ..... po s.240
Moneta
królewska Bolesława Śmiałego: w awersie
popiersie
z koroną na głowie i mieczem w ręce.
(Powiek,
ok. 1:5).
Ze zbiorów PMA po S. 256
Moneta
królewska Bolesława Śmiałego: w rewersie "
architektura
kościelna o. trzech kopułach. Po-
wiek.
ok. l :5). Ze zbiorów PMA po s. 368
Grodzisko
oraz ruiny palatium i kaplicy pałacowej
na
Ostrowie jeziora Lednicy, X
— XI w., widok
z
lotu. (Fot.) po s. 384
762
Spis iltistrocji
-Grodzisko
oraz ruiny palatium i kaplicy pałacowej
na
Ostrowie jeziora Lednicy, X—XI w, widok
z
wnętrza ruin kaplicy. (Fot.) ....
Bóstwo
pogańskie ze Słupska • • •
Grodzisko
mazowieckie IX—X w. (Proboszczowice,
pow.
Płock). Ze zbiorów PMA
Naczynia
gliniane polskie VII—X w. Ze zbio-
rów
PMA • • •• • • •
po
s. 480
po
s. 496
po
S. 640
po
s. 656
SPIS RZECZY
Mieszka I ............ 5
I. Warunki polityczne Słowiańszczyzny między Łabą
a Odrą ............ 7
II. Bod piastowski ......... 22
III. Sprawa-BrzyJęcia chrześcijaństwa_. ... 48
IV.
Państwo Mieszka" I i pierwsze lata rządów 69
V»—Stosunki
Mieszka z. cesarstwem. Trybut polski. Sto-
sunki
z cęsarsfweta_za_pttona H
.... 102
VI. Współpraca z regencją cesarzowej Theofano. Sprawa Pomorza ...... """". 147
VII. Wojna polsko-czeska r. 990. Sprawa przynależności
Krakowa .. ..... 177
VIII. Utrata Przemyśla i Grodów Czerwieńskich. Stosunki
z
Węgrami. Rodzinne stosunki dynastii 208
IX..
Stosunki kościelne. Stosunki z papiestwem. Dagome
-t(tdeŁQsródkTzycia koscieln.ego-a-Eolska ~" 225
X.
Skutki społeczne, polityczne i kulturalne przyjęcia
chrześcijaństwa ......... 265
O zaginionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego
289
764
Spis rzeczy
Kazimierz Odnowiciel 1034—1058 ..... 353
Wstęp ............ 355
I.
1034 —1037. Odjazd Rychezy. Reakcja tzw. pogań-
ska,
bunt Miesława, najazdy Pomorzan. Ucieczka
Kazimierza
... 380
II. 1038. Najazd Brzetysława. Pobyt Kazimierza na
obczyźnie i powrót do kraju 411
III.
1039 —1041. Pierwsze kroki w kraju. Małżeństwo
z
Dobroniegą i przymierze z Rusią. Działalność
w
Rzymie i Niemczech. Wojny Henryka HI z Brze-
tysławem
i ich skutki ... 440
IV.
1041 —1047. Miesław,
Mazowsze i jego stosunki
z
Pomorzem. Wojna Kazimierza z Pomorzanami; •
Odzyskanie
Mn7t?WBi7.i_ .. 462
V. 1039—1054. Stosunki Kazimierza z Henrykiem III
do
r. 1046. Walka o odzyskanie Śląska 473
VI.
“Odnowiciel". Straty i klęski Polski w pierwszych
latach
rządów Kazimierza. Praca wewnętrzna Ka-
zimierza Odnowiciela. Kościół polski za czasów
Kazimierza
.......... 491
VII. 1054—1058. Ostatki rządów. Śmierć Kazimierza;
Jego stosunki rodzinne 574
Dodatki •. 579
£> imionach piastowskich do końca XI wieku • 593
Uzupełnienia 677
O
zaginionej metropolii czasów Bolesława Chro-
brego
... 677
Kazimierz Odnowiciel 1034 —1058 678
Posłowie 691
Bibliografia
prac Stanisława Kętrzyńskiego 713
Spis
wykładów, ćwiczeń i seminariów uniwersyteckich
Stanisława Kętrzyńskiego 725
Indeks osób 728
Indeks nazw geograficznych 747
Spis ilustracji 761
219
239
380
457
531
546
556
603
677
678
680
689
721
741
WAŻNIEJSZE DOSTRZEŻONE BŁĘDY
Wiersz
od
góry
11
10
16
13
2
19
od
dołu
14
1
11
Jest
Gyulii
Jest to rzeczywiście
Por. wyż. s. 517. :
honorificautia
Leon XI
przeze mnie 210
corum
w XII w. ",
Monima
Meczzlaus
suppliceim
Koncjana
Les origenes
Piotr Diamiani
S. Kętrzyński, Polska X—XJ wieku.
Powinno być
Gyuli
Jest to oczywiście
Por. wyż. przyp. 3.
honorificantia
Leon IX
przeze mnie 224
eorum
w XII w. ",
Momina
Meczsiaus
supplicium
Kancjana
Les origines
Piotr Damiani