Kętrzyński Polska 11 wieku


STANISŁAW KĘTRZYŃSKI

POLSKA X-XI WIEKU

Mieszko I O zaginionej metro-
polii czasów Bolesława Chrobre-
go • Kazimierz Odnowiciel 1034—
—1058 • O imionach piastowskich
do końca XI wieku

WARSZAWA 1961
PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE

Wydano z zasiiku
Komitetu Obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego

Opracował i postowiem opatrzyt
ALEKSANDER GIEYSZTOR

PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE
Redaktor A. Mazurowa. Redaktor techn. W. Trehicka.
Wydanie I. Naktad 5009 + 250 egz. Arft. wyd. 35. Ark. druk.
Wli + 13 wkładek. Papier ilustr. kl. V 70 g 82 X 104. Oddano
do składu S. VIII. 1960. Podpisano do druku l. XII. 1960. Druk
ukończono w grudniu 1960. Żarn. nr 1167. W-i. Cena zl 55,—,
DRUKARNIA TECHNICZNA, BYTOM, PRZEMYSŁOWA 2

MIESZKO I

1. WARUNKI POLITYCZNE SŁOWIAŃSZCZYZNY
MIĘDZY ŁABĄ A ODRĄ

Śledząc od czasów najdawniejszych historię Europy
na północ od Wału Alpejskiego nietrudno zauważyć,
że prócz okresów sporadycznych ruchów i przesunięć
ze wschodu na zachód, ruchów wywodzących się
zwykle z głębokiej Azji Wschodniej, kiedy stamtąd
wylewają się do Europy hordy ludzkie, jak Hunów,
Awarów, Madziarów czy później Mongołów, mamy
również do czynienia z ruchem odwrotnym, idącym
od zachodu ku wschodowi, ruchem uwarunkowanym
względami geograficznymi. Są w tym zjawisku prze-
suwania się pewnych czynników czy pewnych grup
etnicznych z zachodu na wschód momenty chwilowych
zastojów, okresy, kiedy ekspansja Zachodu słabnie
wobec wschodnich sąsiadów, kiedy na Zachodzie jest
raczej brak elementu, który by mógł objąć w posia-
danie czy nawet kolonizować obszerne wschodnie
tereny, kiedy wreszcie Wschód wobec agresywnego
Zachodu silniej się organizuje, by stawić opór parciu
Zachodu. Ale zasadą, którą można uważać jako zja-
wisko stałe i powszechne, jest, że wszystkie granice

Mieszka l

mniej czy więcej silnie i wyraźnie przesuwają się
z zachodu na wschód, a nie na odwrót.

W ciągu wieków była Łaba granicą pomiędzy
światem germańskim a słowiańskim, z tym oczywiście
zastrzeżeniem, że w wielu miejscach przekraczała
ludność słowiańska znacznie lewy brzeg tej rzeki.
Przekraczała ją i na północy, przekraczała ją w środ-
kowym jej biegu, zajmując częściowo kraj nad Salą,
rozlewając się częściowo na Turyngię i wschodnie,
do Czech przylegające strony Bawarii. Sięgała też
ludność słowiańska na południu, w Alpach po Brenner,
stykając się tam nie tylko z elementem germańskim,
ale i romańskim. Ta linia graniczna Łaby w wieku
VII czy VIII była oczywiście terenem ustawicznych,
walk między plemionami słowiańskimi a germań-
skimi, czy byli nimi Sasi, Turyngowie, czy Bawarzy.
Sąsiedzkie porachunki były tu na porządku dziennym.
Z wyjątkiem jednak krótkotrwałego tzw. Państwa
Samona w pierwszej połowie VII w. nie znamy żad-
nego większego skupienia słowiańskiego dla zorgani-
zowania na szerszą miarę zakrojonego oporu. Ale
też i plemiona germańskie, przylegające do terenów
słowiańskich, nie były również na tyle lepiej i silniej
zorganizowane, by mogły myśleć o stałych zdobyczach
na wschodzie. W każdym razie stan walki na odcinku
pogranicza germańsko-słowiańskiego był stanem życia
codziennego, załatwianiem silą porachunków codzien-
nych. Potężniejszy zaś ośrodek zachodnich Franków,-
państwo Merowingów, był zbyt daleko, by mógł się
stale interesować żywiołem słowiańskim. Ponadto było to państwo zbyt zajęte swymi sprawami wewnętrz-
nymi, dalej swym stosunkiem do Burgundów, do nie-

WarunTw, polityczne 9

zwykle groźnego parcia arabskiego od strony Pół-
wyspu Iberyjskiego i Pirenejów, wreszcie stosunkiem
swym do państwa longobardzkiego i Włoch. Stąd nie
mogło stać się na przestrzeniach między Renem
a Łabą tym czynnikiem, który by zdołał podjąć na
szerszą miarę zakrojoną działalność wobec Słowian
zachodnich.

Nawet wytworzenie się i skonsolidowanie państwa
Karolingów postawiło tylko w ciasnych ramach spra-
wę Wschodu słowiańskiego na porządku dziennym,
Karol Wielki, uporawszy się z Sasami i. Bawarami,
znalazł się co prawda już w bezpośrednim sąsiedztwie
z obcymi etnicznie żywiołami, zamieszkującymi te
strony Europy. Ale dla monarchii Karola Wielkiego
sprawą najważniejszą było przeciwstawienie się orga-
nizacji państwowo-militarnej Awarów, siedzących na
równinach Panonii, których hordy niszczyły wschod-
nie dzielnice państwa, docierając zarówno do połud-,
niowych Niemiec, jak do północnych Włoch. Dopiero
po stanowczym rozbiciu państwa Awarów w samym
końcu VIII w. można było pomyśleć o zabezpieczeniu
także całej długiej granicy wschodniej od strony
świata słowiańskiego. Pierwszym do tego krokiem.
było bezpośrednio po rozbiciu Awarów utworzenie
w r. 798 arcybiskupstwa i prowincji kościelnej salz-
burskiej, która miała nie tylko pełnić opiekę religijną
nad bawarskimi stronami imperium Karolowego, ale
również zadania misyjne, apostolskie, skierowane mię-
dzy innymi na sąsiadujące z Bawarami kraje słowiań-
skie jakimi były w tych stronach Czechy, a na połud-
niu Słowianie alpejscy, tzw. Koruntańcy. Podobnym
celom, skierowanym ku północy, na Skandynawię, ale

10

Mieszka I

częściowo także na kraje słowiańskie za dolną Łabą,
miała służyć o pół wieku późniejsza, metropolia bre-
meńsko-hamburska.

Prócz tego zadania kościelnego, zwróconego zresz-
tą częściowo ku południowemu wschodowi, gdzie się
krzyżowały wzajemnie interesy i wpływy cesarstwa
zachodniego i wschodniego, działalność lat następnych
Karola Wielkiego szła również w kierunku zabezpie-
czenia granicy wzdłuż Łaby, od strony Słowian, jak
i na północy, gdzie należało się liczyć z tworzącą się
właśnie potęgą ludów skandynawskich, w pierwszym
rzędzie z Danią. Wyprawy wojenne Karola Wielkiego,
prowadzone w ostatnim dziesięcioleciu jego życia,
zatem wyprawy przeciwko Czechom, na Słowian za-
łabskich, gdzie miał dotrzeć daleko na Wschód (bo
źródła mówią nawet o podbojach nad Wisłą), a gdzie
mógł dotrzeć może do Odry i dotknąć prawie granic
plemion lechickich, noszą raczej charakter wojen
prewencyjnych. Zmierzały one do okazania tym
zawsze nieprzyjaźnie nastrojonym sąsiadom, bliższym
czy dalszym, całej siły i potęgi państwa Karolowego,
by odstraszyć ich od ustawicznego wdzierania się
we wschodnie ziemie niemieckie, do kraju Sasów,
Turyngów czy Bawarów. Dla tego też celu buduje
Karol Wielki na wschodniej granicy swego imperium
wiele fortec, punktów oporu, jak Magdeburg czy
Halla, aby utrudnić wdzieranie się w terytorium nie-
mieckie. Z biegiem czasu będą te punkty oporu
punktami wypadowymi, skoro tylko stanie się racją
stanu Niemiec posunięcie granic od Łaby ku Odrze,
a zatem kiedy się zjawi na porządku dziennym spra-
wa podbicia tych plemion słowiańskich, które okre-
ślamy ogólną, konwencjonalną nazwą Słowian po-

WarMłifci polityczne

11

łabskich. Na razie siły ekspansji państwa Franków
ku wschodowi były zbyt słabe, by można było myśleć
o zrealizowaniu tak wielkiego programu. Wiemy
zresztą, ile zużyto później na przeprowadzenie tego
planu sił, krwi i czasu, wiemy, że przy całej potędze
niemieckiej zabrało to dzieło bez mała trzy wieki
walk i trudów. Na taki program było za czasów
Karola Wielkiego za wcześnie. Za to walki pogra-
niczne, wzajemne, przykre i dotkliwe sąsiedzkie na-
pady nie ustawały, ale nie wyczerpywały one sił bio-
logicznych żadnej ze stron. Ani ze strony niemiec-
kiej nie można było nakreślić planu podboju i zaboru
ziem leżących za Łabą, ani też połabscy Słowianie,
rozbici na liczne, słabo zresztą zorganizowane ple-
miona, nie czuli się niczym zmuszeni do stworzenia
w większych rozmiarach poważniejszej i silniejszej
organizacji państwowej obronnej, która by zapewniła
im niezależność, a chociażby zdolność w przyszłości
do skutecznego odporu na nacisk niemiecki.

Ten nacisk germański na linię obronną Łaby staje
się rychło po śmierci Karola Wielkiego słabszy, nie-
bezpieczeństwo maleje, a z tym zmniejsza się czyn-
nik grozy i przymusu, który by oddziaływał na ludy
słowiańskie połabskie w kierunku stworzenia własnej,
silnie zorganizowanej państwowości. Monarchia Ka-
rolingów ulega podziałom, przesileniom wewnętrznym.
Czynniki partykularyzmów szczepowych i plemiennych
germańskich wybijają się, grożąc rozprężeniem, roz-
kładem i rozpadem na czynniki składowe, nie spojone
dostatecznie organicznie ze sobą. Zarówno rozbicie
w czasach Karola Wielkiego państwa Awarów, jak
obecnie osłabienie i upadek imperium. Karolowego,
pozwalają na utworzenie w środkowej części obszaru
12 Mieszka I

słowiańskiego Państwa Wielkomorawskiego, opierają-
cego się wcale skutecznie i pomyślnie naporowi Za-
chodu. Wzór i przykład tego państwa mógłby być
ważną pobudką dla innych szczepów i plemion sło-
wiańskich. Państwo to jednak rychło ginie, starte
w pierwszych latach X w. najazdem nomadów, Wę-
grów, groźnych przez pół wieku również i dla Nie-
miec. Równocześnie prawie ziemie dawnego państwa,
Karolingów ulegają od północy niezwykle niszczyciel-
skim napadom skandynawskich Normanów, wdzierają-
cych się w poszukiwaniu łupów i zdobyczy korytami,
rzek głęboko w kontynent.

Wszystkie te czynniki, a zatem rozkład i rozpad
wewnętrzny, groza madziarskich najazdów i rabun-
kowe wyprawy piratów skandynawskich, podkopały
siły tej części państwa Karolowego, która obejmowała
plemiona wschodnioniemieckie, sąsiadujące ze Sło-
wiańszczyzną połabską. W tych warunkach jakaś po-
lityka o szerszych zamierzeniach, ogólnopaństwowa,
skierowana ku wschodowi, wymierzona przeciw Sło-
wianom, nie mogła mieć miejsca. Ale jeżeli potom-
kom Karola Wielkiego i Ludwika Pobożnego brako-
wało po temu i sił, i środków, to nie przeszkadzało to
temu, że szczęk oręża nie ustawał po obu stronach
Łaby. Z jednej strony szczepy niemieckie, saskie czy,
turyngskie, napadały na słowiańskich sąsiadów,
z drugiej strony czynili to samo Słowianie, wyprą- -
wiając się na ziemie niemieckie po jeńców i łupy czy
w odwet za jakiś na nich napad poprzedni. Z biegiem
czasu zgromadziło się po jednej i po drugiej stronie
tyle krwi, krzywd i łez, tyle poczucia doznanych nie-
sprawiedliwości, tyle goryczy, że mowy być nie mogło"
o porozumieniu się czy też o jakim takim wygładze-

13

niu stosunków. Ze strony niemieckiej była nienawiść
połączona z głęboką pogardą dla słowiańskich sąsia-
dów, a w miarę postępu czasu przekonanie, że ma się
szczególną zasługę wobec Boga i chrześcijaństwa
tępiąc i mordując obrońców pogaństwa, jak i nie do-
trzymując słowa i układów barbarzyńców. Słowianie
załabscy odpłacali tym samym uczuciem nienawiści
i zemsty saskiemu chrześcijaństwu.

Plemiona saskie są przekonane, że jedynym spo-
sobem rozwiązania tych ciężkich stosunków ze sło-
wiańskimi sąsiadami jest ich doszczętne wytępienie
i opanowanie całej przestrzeni między Łabą i Odrą.
Broniący się zaś Słowianie, spędzający całe swe ży-
cie na ustawicznej walce, nie mając już możności po-
głębienia w jakikolwiek bądź sposób swego życia dla
zorganizowania go i dostosowania do warunków pro-
wadzonej przez nich walki o byt i istnienie, przy-
pisują wszystko zło swym sąsiadom, a z tym także
religii przez nich wyznawanej. Wszystkie podłości
były usprawiedliwione, zdrada, podstęp, niedotrzy-
manie słowa i przysięgi, pogarda dla zasad ogólnie
uznawanych i szanowanych, jak prawo i obowiązki
gościnności, mordowanie ludzi w gościnę zaproszo-
nych. Wszystko było uznawane za dobre i moralne,
o ile chodziło o Słowianina-poganina, o.,,psa" słowiań-
skiego, która to nazwa pogardliwa i obelżywa daje
się stwierdzić źródłowo od Fredegara po wiek XI.
Okres X w. jest pełen opisów najdzikszych tu po-
pełnianych okrucieństw. Co dziwniejsze, że najbar-
dziej z moralnością niezgodne zdarzenia i postępki
nie znajdują wśród duchowieństwa niemieckiego, któ-
re nam o nich donosi, ani słowa już nie potępienia,
ale choćby zastrzeżenia. Raczej cieszą się one po-

14

Mieszka I

chwałą, zgodą i budzą radość, jeżeli chodzi o obrzy-
dłego Bogu słowiańskiego poganina. Czyż można się"
dziwić, że taki stosunek, taka moralność, nie mogły
pociągać do siebie słowiańskiego pogaństwa. Stąd nie-
wątpliwie na fakcie dobrze zaobserwowanym opiera
się opowiadanie o owym słowiańskim żebraku w Mer-
seburgu, który nie chciał uwierzyć, by jemu, Sło-
wianinowi, chciał -pomóc chrześcijański, to znaczy
w jego oczach niemiecki święty.

Siła polityki naporu, skierowanego przeciw Sło-
wiańszczyźnie, zaczyna się powiększać, rośnie, przy-
biera na intensywności z chwilą, gdy w r. 918 przy-
chodzi w Niemczech do władzy dynastiasaska Ludol-
fingów. Nie było jej dane uzyskać od razu większych.
sukcesów, ale postawi ona jako rację stanu zabór ziem
słowiańskich na wschód od Łaby, a częściowo program
ten potrafi urzeczywistnić. Samo ukazanie się ener-
gicznego władcy, jakim był Henryk I, pohamowało
elementy rozpadu, który zagrażał państwu wscho-
dniofrankońskiemu, niemieckiemu. Nie brakło też tej:

saskiej dynastii pomyślnej koniunktury, przysłowio-
wego łuta szczęścia. Bo normańskie najazdy stają się
rzadkie i mniej dokuczliwe, raz dlatego, iż w tym za-
sięgu, który był im dostępny na północy, tak już
wszystko doszczętnie zniszczyli i złupili, że nie było
tam dla nich większego zysku, a po wtóre z tej przy-
czyny, iż po zajęciu przez nich we Francji Normandii
wyprawy ich morskie mają w X w. na celu Anglię
i powoli przygotowują zabór tej wyspy przez Swena
i Kanuta.

I na południowym wschodzie sytuacja strasznych
najazdów węgierskich powoli się wyjaśnia, chociaż
zamknie ten okres dopiero wielkie zwycięstwo nad

Warunki polityczne

15

rzeką Lech w r. 955. Węgrzy w swych łupieżczych
wyprawach do Niemiec, Włoch, na Bałkany, nawet
do Szwajcarii, Francji i aż Hiszpanii stracili tyle
krwi, tak się wyczerpali biologicznie, że należało tyl-
ko czekać, kiedy sami będą zmuszeni się uspokoić, by
nabrać sił nowych. Wędrówki rozbójnicze po całym
świecie nauczyć ich musiały, choćby poglądowo, wie-
lu rzeczy. Dużo nie znanych im urządzeń dostać się
mogło do ich świadomości, pozwalając im może i łat-
wiej następnie przeskoczyć pewne etapy rozwoju
państwowego, społecznego i kulturalnego — od hor-
dy nomadów do osiadłego życia — niż innym lu-
dom, z dawna osiadłym, przykutym do gleby, kon-
serwatywnym zatem i stąd powolniej nasiąkającym
obcymi sobie pierwiastkami. Tak samo i łupy brane
w rozmaitych stronach świata, a służące także jako
towar, czy tysiące jeńców, chrześcijan, którzy zasilali
na ich terytoriach żywioł chrześcijański, częściowo
już istniejący, przyczyniały się do ich zbliżenia do
cywilizacji europejskiej. Złamanie ich klęską r. 955
sprawiło, że można było patrzeć spokojniej na po-
łudniowo-wschodnią granicę z Madziarami.

Na zachodzie, za Renem, państwo zachodniofran-
końskie wygasających Karolingów jest w pełnym
rozkładzie i nie jest w możności niczym zagrozić
państwu niemieckiemu. Słabe królestwo Burgundii
czy też rozbite na części Włochy, za Alpami leżące.,
również groźnymi być nie mogły. Południe Włoch,
leżące w orbicie Bizancjum czy islamu i Arabów, stać-
się miało dopiero w przyszłości, w drugiej połowie
X w. i w w. XI, terenami pewnych zainteresowań
i wpływów niemieckich zdobywców Włoch i Rzymu,
a następnie, jak się okazało, i czynnikiem politycz—

16

Mieszka I

nym wobec królestwa niemieckiego i złączonego
-z nim Cesarstwa Rzymskiego. Stąd ponieważ prze-
ważna część granic niemieckich była zabezpieczona,
spokojna, ponieważ najpoważniejsi wrogowie ze-
wnętrzni wyczerpywali swe siły, by ponieść w końcu
klęskę, ponieważ wreszcie dynastia saska wyszła
szczęśliwie ze wszystkich wewnętrznych kryzysów
i buntów, zatem można było całą żywą siłę narodu
skierować ku wschodowi, stawiając jako racje stanu
zarówno dynastii, jak i narodu, i państwa niemieckie-
go, posunięcie granic na wschód na razie za Łabę, do
Odry.

To parcie na Wschód staje się odtąd, w różnych
zresztą postaciach, stałym czynnikiem wschodniej po-
lityki niemieckiej, lubo prawie w samych począt-
kach już krzyżuje się ono z innym czynnikiem mu
przeciwstawnym, hamującym, a mianowicie z polity-
ką włoską, rzymską, imperialną. Nie tu jest miejsce
dla rozważania i oceniania tego problemu, korzyści
czy strat, jakie polityka cesarsko-rzymska przynosiła
wobec zadania uzyskania między Łabą a Odrą, na
wschodzie, na ziemiach słowiańskich, przestrzeni ży-
ciowej. Wystarczy stwierdzić, że w okresie od X do
XIII w. skutkiem tej polityki włoskiej cesarstwa było
to, że władcy niemieccy wielokrotnie i nieraz na wie-
le lat tracili z oczu zagadnienie Wschodu słowiańskie-
go. Energia narodu niemieckiego nie mogła zawsze
w pełni wyczerpywać się na tym tak dla siebie waż-
nym odcinku, skoro była skierowana różnymi wzglę-
dami i koniecznościami za Alpy, na południe, do
Włoch, do Rzymu, do Neapolu i Sycylii.

Była zatem ta polityka włoska także pewną ko-
rzyścią dla ludów, które żyjąc na słowiańskim Wscho-

Warunki politycznie

17

dzie miały być z biegiem lat i wieków ofiarami ger-
mańskiej zaborczości.

Taka tendencja zaborcza we wschodnim kierunku
zjawi się bardzo wcześnie, jeszcze za rządów Hen-
-ryka I. Głównymi jej wykonawcami, z ramienia Hen-
ryka I i jego syna Ottona I, będą tu przez lat wiele
książę saski Herman Billung i markgraf Gero. Znane
są sposoby i środki, stosowane przez Henryka I
i Ottona I dla przeprowadzenia tego dzieła.

Nie wchodząc w szczegóły parcia niemieckiego na
Wschód słowiański, można przypomnieć tu osadzanie
zbójów i zbrodniarzy w okolicach Merseburga, któ-
rym wolno było mordować i łupić ile chcą Słowian
okolicznych, byle tylko nie tykali Niemców. Wolno
przypomnieć wymordowanie w r. 939 przez mark-
graf a Gerona trzydziestu książątek czy też wielmożów
słowiańskich zaproszonych przez niego na ucztę,
wbrew uświęconym obyczajem prawom gościnności

1 nietykalności gościa, czy wycięcie w pień na polu
bitwy nad Rzeknicą w r. 955 z rozkazu Ottona I kil-
kuset wziętych do niewoli rycerzy słowiańskich wraz
z księciem obodrzyckim Stoigniewem. Jeżeli obok
działania brutalnej siły, gwałtu, podstępu i zdrady za-
kładał też Otto I w podbijanych przez siebie stronach
Słowiańszczyzny biskupstwa, klasztory i kościoły, to
• miały one raczej służyć niemieckiemu osadnikowi, czę-
; ściowo uzupełniać marchie i wojskową ochronę pogra-
nicza niż prowadzić dzieło chrystianizacji, misji apo-
stolskiej wśród pogan. Z całego tego okresu znamy
tylko jeden wypadek wysłania przez Ottona I du-
chownego mnicha Bouzona (po r. 955), który rzeczy-
wiście zajmuje się gorliwie pracą apostolską wśród
Słowian. Bo kler niemiecki, a przede wszystkim kler

2 Polska X — XI wieku

18

Mieszka I

WaranAa polityczne

19

świecki, żonaty i obarczony obowiązkami rodzinny- f
mi, niewysoko stojący pod względem wykształcenia,
nie nadawał się zupełnie do pracy misyjnej. Ducho-
wieństwo zaś zakonne, nie zawsze samo wyżej sto- g,
jące, niełatwo rzucało swój cichy klasztor, zabezpie- 31
czający życie, zapewniający spokój i utrzymanie, dla
trudnej, a tak bardzo niebezpiecznej pracy wśród po-
gan. Pamiętamy pod tym względem narzekania na-
wet bardzo wybitnych duchownych zakonnych nie-
mieckich, choćby takiego Adalberta, mnicha klasz-
toru św. Maksymina w Trewirze, późniejszego arcy-
biskupa magdeburskiego, kiedy z polecenia Ottona I
wybrał się na Ruś do księżnej ruskiej Olgi, który nie
może wybaczyć cesarzowi, że wysłał go w celach mi-
syjnych aż do ruskich pogan. Idea misji, ewangeliza- ł
cji i chrystianizacji pogańskich Słowian nie leżała
w sferze ambicji kościoła niemieckiego, za to po-
wszechnie był uznawany podbój połączony z przele-
wem krwi i wytępieniem mieczem znienawidzonych
i pogardzanych Słowian, pogan. Bo miało to być Bo-
gu miłe, jeżeli się wymordowało pewną ilość nieprzy-
jaciół Chrystusa, był przy tym także nieraz i znaczny
zysk i dochód, jeżeli się sprzedawało Żydom jeńców,
zwłaszcza młodych skastrowanych chłopców słowiań-
skich, do haremów arabskich w Hiszpanii. Ten proceder był wcale szeroko rozpowszechniony i widocznie
zyskowny.

Jest rzeczą jasną, że taki stosunek do ludności sło-
wiańskiej nie tylko wywoływał u Słowian odruch
oporu i niewiary w intencje niemieckie, ale utrudniał
samym kościelnym czynnikom niemieckim możność
skutecznego działania wśród pogan. Zanadto blisko

łączyła się ze sobą działalność eksterminacyjna z re-
ligią, którą Niemcy wyznawali i którą by może chcie-
li ci czy inni przeszczepić na grunt słowiański pogan,
•stąd Słowianie stronili jak najdalej od akcji chry-
stianizacyjnej swych okrutnych ciemięzców. Było to
to. samo zjawisko, które obserwujemy w stosunkach
polsko-pomorskich za czasów Bolesława Krzywouste-
go, kiedy po ćwierćwieczu zaciętych i okrutnych
zmagań o zdobycie Pomorza nie można było myśleć
o tym, by misja apostolska do Pomorzan wyszła z Pol-
ski. Tu raczej niemiecki misjonarz, Otto bamberski,
mógł liczyć na powodzenie niż Polak. Tak samo było
na Połabiu, jeżeli chodzi o Niemców.

Stosunek wzajemny sił Słowian zachodnich, połab-
skich, do sił saskich przede wszystkim w ciągu X w.
zmienia się na niekorzyść dla ludów między Łabą
a Odrą mieszkających. Sasi mają widoczną przewagę.
Mimo to jednak dziś pokonani Słowianie jutro zry-
wają się do nowego buntu, powstania, zwykle rów-
nież niepomyślnego, opłaconego nowymi krwawymi
ofiarami. Starają się wykorzystywać momenty nie-
rzadkich kryzysów wewnętrznych w obrębie pań-
stwa niemieckiego. Ale ostatecznie przy braku sil-
niejszej spójni wewnętrznej, przy urządzeniach pań-
stwowych zwykle bardzo pierwotnych i nie wyrobio-
nych, czasami graniczących z formą, którą można by
określić jako republikańsko-teokratyczną, przy trud-
nościach wytworzenia bardziej silnej, sprawniejszej
i doskonalszej władzy naczelnej, a zwłaszcza wobec
trudności zjednoczenia drobnych plemion w jedną
potężniejszą całość, nie jakąś luźną federację, nie mo-
gą się oprzeć naciskowi niemieckiemu. Muszą z bie-

2*

20

Młeszfeo I

giem czasu ulec, by w końcu zaginąć, zostać pochło-
niętymi przez żywioł silniejszy militarnie, a wyższy
też niewątpliwie i kulturalnie.

Połowa X w. jest tu słupem granicznym. Królowie
niemieccy mogą się uważać za mniej lub bardziej
realnych władców nad obszarami za Łabą, aż po Odrę.
Oczywiście w praktyce są wtedy i będą przez lat pra-
wie dwieście terytoria, które się z tej zależności wy-
łamują, które są tylko bardzo luźnie, często tylko
chwilowo, złączone z państwem niemieckim. Przez
długie czasy będą tu na porządku, dziennym bunty,
gwałtem tłumione siłami cesarstwa, jak chwile osła-
bienia ze względów politycznych nacisku germań-
skiego na plemiona słowiańskie. Ale los ich był już
przesądzony. Opanowanie całego terytorium między
Łabą i Odrą przez potęgę niemiecką było tylko za-
gadnieniem czasu. Uratować się one nie mogły.

Rola dziejowa polegała na tym, że opóźniały one
pochód niemiecki na Wschód, że ofiarą swej krwi
i istnienia pozwalały innym ludom słowiańskim, za
nimi mieszkającym, więc na wschód od Odry, prze-
być pewne stadia rozwoju, takie, na jakie same, za-
jęte wyczerpującą walką o byt i istnienie, nie miały
czasu. To pozwoliło ich wschodnim pobratymcom
i sąsiadom na lepsze zorganizowanie się, a z tym na
stworzenie takich warunków, które umożliwiały sta-
wianie skuteczniejszego oporu dalszemu posuwaniu
się Niemców we wschodnim kierunku. Było zaś zrzą-
dzeniem zawistnego losu, że ci Słowianie, którzy mieli
możność organizowania się pod osłoną swych połab-
skich pobratymców, nie mogli nigdy zdobyć ich za-
ufania, że Połabianie woleli nawet wspólnie z pań-
stwem niemieckim zwalczać swych braci na wschód

Warunki polityczne

21

od Odry, że z brakiem wszelkiego instynktu politycz-
nego dawali się wyzyskiwać przez Niemców, częścio-
wo nawet przez Czechów.

Ale smutny obowiązek okrywania swym ciałem
Słowian dalej na wschodzie siedzących spełnili. Speł-
nili go przede wszystkim wobec swych najbliższych
sąsiadów, siedzących na wschód od Odry, wobec ple-
mion lechickich.

II. ROD PIASTOWSKI

Cilemne są dla nas początki tego rodu. Istnieją roz-
maite, wzajemnie wykluczające się poglądy badaczy
na to zagadnienie. Pierwszy kronikarz polski, tzw.
Anonim-Gall, cudzoziemiec, który pisał swą kromkę
w czasach Bolesława Krzywoustego, około r. 1113,
przytacza trzech bezpośrednich przodków Mieszka I.
Ojcem jego miał być Ziemomysł, dziadem Leszko,
pradziadem zaś Ziemowit, ten zaś miał być synem
Piasta, skromnego rataja książęcego, mieszkającego
na podegrodziu gnieźnieńskim. Pytanie zatem, czy
w początkach XII w. mogła żyć w Polsce, na dworze
książęcym, w rodzinie książęcej, tradycja imion
przodków tak dalekich, bo sięgająca do wieku IX,
z górą zatem lat dwieście wstecz. I o wierze w tak
dawną tradycję wyrażano pewne wątpliwości. Wątpli-
wości tych nie podzielamy. Nie widzimy powodu, by
posądzić kronikarza o zmyślenie trzech czy czterech
generacji, poprzedzających pierwszego Piasta histo-
rycznego, jakim jest Mieszko I. Tradycja jednego

Ród piastowski

23

imienia, Ziemomysła, jest wyraziście potwierdzona
w wieku XI, w r. 1047 przez księcia pomorskiego te-
goż imienia, potomka Mieszka I. To pozwala nam
przypuszczać, że i inne imiona poprzednich pokoleń
są realne, odnoszą się do osobistości historycznych,
nie są wymyślone. Nie znając wreszcie źródeł, z któ-
rych czerpał nasz pierwszy kronikarz przy pisaniu
początkowych rozdziałów swej kroniki, nie możemy
nawet wyłączyć i tego, że takie imiona mogłyby być
wtenczas nie tylko w tradycji ustnej, rodzinnej, na-
dwornej, ale mogły były być także jako choćby gołe
imiona gdzieś dla pamięci zapisane, zapisane więc
wcześniej, może jeszcze w XI w. Sądzić wypada, że
nic nie stoi na przeszkodzie, by uznać je jako realny
ślad -istniejącej tradycji rodowej, która wyprowadzała
dynastię Piastów jeszcze z mroków IX w. Bo jeżeli
pierwszą postacią historyczną będzie dopiero Miesz-
ko I, zjawiający się przed r. 965, to na trzy czy cztery
pokolenia poprzednie należałoby odliczyć okrągło lat
sto, co nas prowadzi już w drugą połowę IX w. Tra-
dycja zatem polska czy domowa piastowska wywodzi
ród ten z Polski, z Gniezna.

Ale prócz sceptyków, patrzących nieufnie na rząd
przodków Mieszka I, jest jeszcze pewna liczba ba-
daczy, przeważnie historyków niemieckich, którzy
doszukują się w Mieszku pochodzenia germańskie-
go — nie niemieckiego co prawda, lecz skandynaw-
skiego.

Teoria ta opiera się na następujących założeniach.
"Wiadomą jest rzeczą, że podbój był niejednokrotnie
ważnym czynnikiem przy tworzeniu państw pierwot-
nych. Tak na Bałkanach po podboju tamtejszych Sło-
wian przez plemiona turskie powstało państwo buł-

24

, Mieszfco I

garskie. Wiadomo także, że żywioł skandynawski, wa-
reski, wywarł pewien wpływ na tworzenie się państwa
ruskiego. Ten element skandynawski założył państwo
normandzkie we Francji, prężność tego żywiołu do-
.prowadziła po długich walkach do podboju Anglii
przez Duńczyków. Z Normandii dzięki awanturniczo-
ści i waleczności skandynawskiego żywiołu nastąpił
zabór Anglii przez Wilhelma Zdobywcę, jak i prze-
rzut do południowych Włoch, gdzie w ciągu XI w.
założyli Normanie Królestwo Neapolu i Sycylii.
W ciągu XI, XII, a nawet jeszcze w XIII w. znane są
ich zapędy zdobywcze na brzegach południowego
Bałtyku, sięgające do Pomorza, Prus i dalej na
wschód. Jeżeli zatem ci skandynawscy piraci okazali
tyle prężności i energii, jeżeli potworzyli tyle państw
silnych i potężnych, to można by dopuścić hipotezę, że
i państwo polskie zawdzięczać mogło tym dzielnym
rozbójnikom morskim swe powstanie i swą pierwotną
organizację. Bo wedle zdania badaczy niemieckich,
zdania utrzymującego się jako aksjomat od czasów
Herdera, Słowianie nie mieli żadnych talentów pań-
stwowotwórczych, zatem jeżeli je okazali w budowie
państwa polskiego, musieli je zawdzięczać pomocy
z zewnątrz, a taką mogli otrzymać jedynie ze strony
świata germańskiego, reprezentowanego w danym
wypadku przez Skandynawów, Waregów. Pominąć
można sprawę, że o ile Normanowie okazali rzeczy-
wiście duże zdolności państwowotwórcze, to Niemcy
wykazali ich brak zupełny w ciągu dziesięciu wie-
ków.

Teoria ta, nazwana przez znakomitego polskiego
badacza Al. Brucknera “herezją normańską", nie
była nowością w samej Polsce. Potrącił już o nią

Ród piastowski

25

w początkach XIX w. T. Czacki, był jej zwolennikiem
W. Maciejowski. Szerzej pragnął ją uzasadnić K. Szaj-
nocha, po nim pośrednio co prawda, postawił teorię
runiczną, związaną z pochodzeniem rycerstwa pol-
skiego i herbów, Fr. Piekosiński. W najnowszych zaś
czasach wystąpił z takim przypuszczeniem, nie pod-
boju wprost ze Skandynawii, ale przez Waregów
T. Rusi pochodzących, K. Krotoski. Ale każde takie
odnowienie się “herezji normańskiej" kończyło się
szybko, nigdy nie przeżyło ono swego twórcy. Czasa-
mi odrzucone przez polskich badaczy argumenty sta-
wały się tylko podstawą dla niemieckich teorii o skan-
dynawskim, wareskim, zatem w zasadzie germańskim"
początku państwa polskiego i jego dynastii.

To byłoby ogólne, raczej teoretyczne, podłoże
,tezy, wysuwanej przez badaczy niemieckich. Oczywi-
ście takie ogólne podłoże, dające się sprawdzić czę-
ściowo na Rusi, w Anglii czy Normandii, wymagałoby
bliższego i dokładniejszego uzasadnienia, o ile chodzi
o Polskę. Uczynili też to badacze niemieccy, dorzu-
cając tu jeszcze pewną liczbę argumentów, mających
świadczyć o normańskim pochodzeniu Mieszka I i je-
go państwa.

Jest tych argumentów niewiele, wszystkie bardzo
słabej, nie przekonywającej wartości. Pewien podróżnik
arabsko-żydowski, który w latach 965 i 966 bawił
w Niemczech i był na dworze Ottona I, Ibrahim-ibn-
-Jakub, podaje na podstawie otrzymanych informa-
cji, że władca Polski, największego, jak twierdzi, kra-
ju słowiańskiego, posiada siłę zbrojną pozostającą na
jego żołdzie i utrzymaniu, liczącą 3000 ludzi, a tak
sprawną i dzielną, iż jeden członek takiej drużyny
starczy za dziesięciu. Taka organizacja wojskowa, zda-

26

Mieszfoo I

niem uczonych niemieckich, świadczy o jej ware-
skim, skandynawskim pochodzeniu. Przy jej pomocy
podbito szczepy i plemiona lechickie i trzymano je
siłą i przemocą, aż zrosły się na tyle, by stworzyć
jednolity organizm państwowy ze scentralizowaną
silną władzą. Ten argument, bardzo powierzchowny,
opiera się o wiadomość zasłyszaną przez podróżnika,
wiadomość niewątpliwie mocno przesadzoną. Nie
świadczy ona, by drużyna Mieszka I zawdzięczała swe
powstanie czy organizację czynnikom skandynawsko-
-wareskim. Mamy też prawo żywić dużo nieufności
do samej wiadomości o siłę i wartości tej drużyny.
Cyfra 3000 uzbrojonych ludzi, zdatnych w każdej
chwili do boju, czyniłaby Mieszka władcą bardzo po-
tężnym. Tymczasem wiemy, że Mieszko jest w tych
czasach dwukrotnie pobity przez saskiego awantur-
nika hrabiego Wichmana z garstką pomagających mu
Słowian, że swe zwycięstwo w r. 967 nad tymże
Wichmanem zawdzięczał Mieszko pomocy konnicy
czeskiej pospiesznie sprowadzonej, że ciężko walczył
z plemionami słowiańskimi mieszkającymi w okoli-
cach dolnej Odry i że zużył lat wiele na ostateczne
opanowanie Pomorza, gdy parę lat miało mu starczyć
na podbicie całej Polski. Jest również rzeczą zwra-
cającą uwagę, że ze strony rzekomo podbitego kraju
i społeczeństwa nie spotkał się ani Mieszko, ani jego
syn Bolesław Chrobry nigdy z oporem, z buntem, co
musiałoby być nieuchronnym następstwem, gdyby
obcy element siłą zapanował na szerokich przestrze-
niach nad Odrą, Wartą i Wisłą, od Morza Bałtyckie-
go po Karpaty. Stąd ani w tej tzw. drużynie Miesz-
ka I, ani w tak nam ciemnej organizacji życia pań-
stwowego ówczesnego, rzekomo centralistycznie urzą-

Ród piastowski

27

dzonego, trudno jest dopatrzyć się jakichkolwiek śla-
dów obcego podboju, jakichkolwiek w szczególności
wpływów skandynawskich.

Inne argumenty badaczy niemieckich tyczą się
drugiego imienia, którego używał Mieszko I. Imię to
jest nam znane z jedynego zabytku, który je prze-
chował, ze streszczenia darowizny Polski Stolicy
Apostolskiej, dokonanej około r. 990. Streszczenie to
przechowało się w zbiorze kanonicznym, ułożonym
w końcu XI w. przez kardynała Deusdedita i docho-
wanym tylko w późniejszych odpisach. Brzmi to
imię, raz tylko jeden w ogóle występujące, zależnie
od odpisu bądź Dagome, bądź Dagone, co badacze
niemieccy łączą z imieniem skandynawskim Dag,
Dago. Ale ten przekaz jest bardzo niepewny. Tekst
jego wydaje się popsuty przez późniejszych kopi-
stów, a związek między Dag i Dagome trudno też
uznać za niewzruszony. Dalej wysuwa się argument,
że córka Mieszka I, a siostra Bolesława Chrobrego,
wydana za mąż do Szwecji, a następnie do Danii,
nosi w źródłach skandynawskich imię Sygrydy. Je-
żeli imię Dagome zdaje się być zepsute przez później-
szych kopistów, to imię Sygrydy nie świadczy bynaj-
mniej o skandynawskich tradycjach Mieszka I i dy-
nastii. Było bowiem w zwyczaju, że księżniczki, wy-
dawane za -mąż do obcych krajów, przyjmowały imio-
na zgodnie ze zwyczajami miejscowymi swej nowej
ojczyzny. I ta Piastówna zmuszona była zapewne
zmienić swe imię słowiańskie, polskie, na imię skan-
dynawskie, tak dobrze znane w Szwecji i w Danii.
Córce zaś swej dała mimo wszystko imię polskie
Swiętosławy, świadczące, jak silnie żyła w niej tra-
dycja jej polskiego, nie skandynawskiego pochodze-

28

Mieszko I

nią. Ostatnim wreszcie argumentem zwolenników
“herezji normańskiej" jest fakt, iż jak te wykazały
badania polskich historyków — dwa rody, Łabędziów
i Awdańców, są może pochodzenia skandynawskiego.
Wiemy, że w warstwie rycerskiej polskiej tkwiły roz-
maite etniczne elementy. Wiemy, że do tej warstwy
weszli w ciągu wieków średnich, czy to dla kariery
i poprawienia sobie warunków bytu, czy ze wzglę-
dów politycznych, nieraz jako, emigranci polityczni,
ludzie z rozmaitych stron świata, Niemcy, Czesi, Łu-
życzanie, Węgrzy, Rusini. Toteż fakt, iż dwa możne
rody miałyby swe początki w Skandynawii, byłby
bardzo ciekawy, ale nie uprawnia do twierdzenia, że
pierwotnie przeważna część tej warstwy społecznej
przybyła do nas zza morza i że ci Skandynawowie do-
konali podboju kraju. Tym mniej, by skandynaw-
skiego pochodzenia byli nasi Piastowie, względnie
sam Mieszko I. Nie widać u nich jakichkolwiek tra-
dycji skandynawskich, podczas gdy u Rurykowiczów
na Rusi roi się od imion pochodzenia wareskiego, od
Ruryków, Ingwarów, Olegów i Rogwoldów, od Inge-
borg, Malfryd, Olg i Rognied. Tam przetrwała ta
tradycja domowa, rodzinna, wcale długo, bo silną jest
jeszcze w XIII w., tak jak silnymi są stosunki rodzin-
ne i polityczne Rurykowiczów ze Skandynawią. Nasze
zaś stosunki z tymi stronami są nadzwyczaj słabe.
Zjawiają się przelotnie, ilekroć razy tylko staje Pol-
ska silniejszą nogą nad Bałtykiem, ilekroć razy opa-
nuje Pomorze. Tak było za czasów Mieszka I i Bo-
lesława Chrobrego, tak było w XII w. za Bolesława:

Krzywoustego. Tak było w końcu XIII w., tak wresz-
cie za Jagiellonów, kiedy ostatecznie Pomorze
i Gdańsk wróciły do Polski. Ale są całe wieki, kiedy

Ród piastowski

29

polityka polska jest od Bałtyku odcięta i Polska nie
czuje potrzeby, by wiązać się •czymkolwiek z tymi
“zamorskimi" krajami.

Zupełną zaś fantazją uczonych niemieckich, np.
A. Brackmanna, zresztą bardzo wybitnego i znako-
mitego historyka niemieckiego, jest twierdzenie, że
Mieszko I Wareg ze swą wareską drużyną podbił
Polskę około r. 960 i w niej się usadowił. Dokonanie
takiego dzieła w ciągu lat paru jest samo przez się
niemożliwością, jak też spokojne, bez trudności i opo-
ru, rządzenie przez Mieszka i jego potomków tym
rzekomo podbitym krajem. Długie lata walk zużywa
Mieszko na podbicie samego Pomorza, gdy na pod-
bicie całej Polski starczyłoby mu lat kilka. Tenden-
cja tych uczonych była tu przejrzysta. Chodziło o wy-
kazanie, że jeżeli nie niemieckiemu, to w każdym ra-
zie germańskiemu żywiołowi zawdzięczała Polska swe
początki. Toteż badacze ostatniej doby, już z okresu
obecnej wojny, jak np. H. Ludat, porzucili tezę “he-
rezji normańskiej". Ale trzeba też zaznaczyć, że ze
względów politycznych uznali już za zbędne powoły-
wanie się na rzekomo germańsko-skandynawskie po-
chodzenie państwa polskiego i jego pierwszej dy-
nastii.

Tu jeszcze należy zrobić parę uwag ogólnej na-
tury. Jeżeli Ruś w pewnym stopniu zawdzięczała Wa-
regom swe powstanie, jeżeli turscy Bułgarowie na-
rzucili swe imię Bułgarom na Bałkanach i stworzyli
tam potężne państwo, to przecież państwa: wielko-
morawskie, czeskie, kroackie czy serbskie powstały
i zorganizowały się bez pomocy zewnętrznej, germań-
skiej czy skandynawskiej. W tym świetle nie ma też
konieczności przyjmować, by państwo polskie mu-

30

Mieszka I

siało z takiej czy innej podobnej pomocy korzystać.
Gdyby taki podbój miał w Polsce miejsce, to jego
tradycja nie wygasłaby tak łatwo i szybko, by Ano-
nim-Gall w XII w. czy w końcu tegoż wieku mistrz,
Wincenty o tym nie wiedzieli i jakiejś wiadomości
nam nie przekazali. Toż samo można powiedzieć
o kronikarzach obcych. Tak niezwykłe zdarzenie zna-
lazłoby jakieś echo u obcych. Tymczasem nic o tym
nie wie ani kronikarz Regino, ani jego kontynuacja,
ani Widukind i jego Kronika Saska, ani Thietmar.
Nie wiedzą też o tym ci kronikarze, którzy specjalnie-
zajmowali się dziejami ludów słowiańskich czy skan-
dynawskich, jak Adam Bremeński, Helmodl czy An-
nalista Saxo. O tak wybitnym zdarzeniu, jak zabór
bliskiej Niemcom Polski przez Skandynawów, za-
chowałby się jakiś ślad w tych zabytkach. Brak wszel-
kich wiadomości jest argumentem co prawda nega-
tywnym, jednak przemawiającym silnie przeciw “he-
rezji normańskiej".

Nie świadczy o tym wreszcie i język, i archeolo-
gia. Zapożyczenia nasze z języków skandynawskich
są prawie żadne, a znaleziska pochodzenia skandy-
nawskiego tak nieliczne, że i one nie świadczą o ja-
kichkolwiek bliższych stosunkach Polski z Skandyna-
wią. Te, które są i które znamy, dadzą się łatwo wy-
tłumaczyć ruchliwością kupiecką Skandynawów.

Badania niemieckie odrzucały oczywiście tradycję
polską najstarszej naszej kroniki, jakoby ojcem Miesz-
ka I był Ziemomysł, dziadem Leszko, a pradziadem
Ziemowit. Jest rzeczą zrozumiałą, że twierdząc, iż:

Mieszko był Waregiem, nie można było dawać mu
przodków noszących polskie imiona. Odrzucając nor-
mańskie pochodzenie dynastii a przyjmując jej poi-

Ród piastowski

31

skość, zarazem wzmacniamy naszą wiarę w auten-
tyczność genealogii przodków Mieszka I. -

Eponimem rodu miał być bajeczny Piast. Pół wie-
ku temu zwrócił uwagę znakomity uczony polski
T. Wojciechowski, że imienia Piast nie było w Pol-
sce, że w bogatym skarbcu staropolskich imion prze-
chowanych w naszych źródłach daremnie by było go
szukać. Istnieją zaś wyrażenia piastun, piastunka,
piastować, pieścić, tak iż słowo “piast" oznacza raczej
kogoś, kto zajmuje się piastowaniem, niżby mogło
być imieniem własnym. Otóż wiadomo, że istnieli
w średniowieczu na Zachodzie tacy urzędnicy, któ-
rzy kierowali wychowaniem dzieci królewskich. Zna-
ni są na dworze merowińskim jako “baiulus", czyli
dosłownie tłumacząc “piast". Na Rusi takim dygni-
tarzem dworskim był “kormilec", zatem ten, który
karmi, wychowuje, piastuje potomstwo monarchy.
Jeszcze w Polsce w XIII w. na dworze księcia mazo-1
wieckiego Konrada są urzędnicy noszący tytuł “pe-
dagogus" lub “nutritor" tj. ten, który karmi, wy- ,
chowuje, piastuje dzieci książęce. Stąd przypuszcze-
nie — nic więcej jak tylko przypuszczenie — czy ów,
bajeczny Piast, założyciel dynastii, nie był po prostu
piastem u poprzednika swego Popielą. Takie bowiera
imię podają źródła jako tego władcy, który na ko-
rzyść nowej dynastii został zlikwidowany cudowną
mocą bożą przez myszy, które go wraz z całą ro-
dziną pożarły. Jednym słowem piastun dzieci Popio-
łowych siebie czy swych potomków osadził na tronie,
tak jak Merowingów zdetronizowali potomkowie ma-
jordomów. Czy tak się miały sprawy przejścia
w Gnieźnie władzy monarszej z rąk Popielą do rąk
pierwszego Piasta, Ziemowita, względnie tego nie

32

Mieszka I

znanego nam z imienia “piasta", tego już nie doj-
dziemy. Hipoteza o “piaście" Piaście jest pociąga-
jąca, pięknie pomyślana, ale poza krąg możliwości
wyjść nie potrafimy.

Sama legenda, spisana w początkach XII w., nic
o tym nie mówi. Twierdzi ona, że ubogi rataj książę-
cy, siedzący na podegrodziu gnieźnieńskim, urządził
postrzyżyny swego syna w tym samym czasie, kiedy
podobną uroczystość odprawiano w grodzie książę-
cym. Zdarzyło się, że dwu podróżnych szukało go-
ściny. Wbrew uświęconym zwyczajem prawom go-
ścinności odpędzono obcych od progów książęcych.
Natomiast znaleźli oni przytułek u biednego kmiotka.
Wywdzięczając się mu za gościnę rozmnożyli cu-
downie napoje, piwo i przygotowane mięsiwo, po
czym postrzygli mu syna Ziemowita. Następnie ksią-
żę Popiel został wygnany, uciekł jak wiadomo do
Kruszwicy, gdzie myszy go pożarły.

Znana jest i szeroko rozpowszechniona w wiekach
średnich legenda o myszach pożerających zbrodniarzy.
Legenda ta doczepiła się do postaci owego Popielą
dla wyjaśnienia początku nowej dynastii. Sam- Bóg
zesłał karę myszy na niegodziwego władcę poprzed-
niego, by wynagrodzić tronem i dostojeństwem władzy
człowieka skromnego, cnotliwego, gościnnego wobec
obcych, szukających pomocy, pokrzepienia ciała i da-
chu nad głową. Tylko by biedny, skromnej kondycji
rataj książęcy mógł sięgnąć po tron, to jest w le-
gendzie bardzo nieprawdopodobne. Ale i tu jest nie-
wątpliwie zużytkowany rozpowszechniony motyw
wędrowny. Znamy taką, legendę bardzo zbliżoną
do naszej, o św. Germanie, biskupie Auxerre, który
również został odpędzony od dworca jakiegoś królika

Posążek drewniany rogatego bóstwa z Ostrowa na jeziorze
Lednicy, zapewne X-XI w.

.Ród piastowski 33

brytyjskiego. Znalazłszy gościnę u pastucha królew-
skiego ożywił zabitą dla gości sztukę bydła, następne-
go zaś dnia wypędził nie uznającego praw gościn-
ności króla i na jego miejscu osadził pastucha jako
króla. Jest to zatem motyw legendowy wędrujący,
przyczepiany tu i tam, zależnie od okoliczności, z któ-
rego trudno by było wyłuskać jakiekolwiek ziarno
prawdy czy prawdopodobieństwa.

Jeszcze mniej wątku realnego można by wydobyć
z cyklu podań i legend krakowskich, które spisane
zostały w końcu XII w. czy w początkach XIII w.
w kronice mistrza Wincentego, tzw. Kadłubka. Le-
gendy te o Kraku założycielu Krakowa i Wandzie,
smoku wawelskim, o Leszkach noszą cechy takiej
sztuczności i roboty częściowo literackiej samego
kronikarza, że trudno by było zużytkować je jako
materiał historyczny, a częściowo nawet folklory-
styczny.

Jedno, co można uważać za rzecz jako tako uza-
sadnioną i prawdopodobną, to że gdzieś w IX w., mo-
że już w połowie tego wieku, zjawił się na horyzon-
cie ród piastowski, który rozpoczął pracę zbierania
i skupiania w swym ręku poszczególnych plemion
i szczepów polskich, lechickich, i że proces ten trwał
z górą sto lat, bo ostatecznie dokonał się już w koń-
cu X w. za czasów Mieszka I.

Krótko i pobieżnie dotknąć nam wypadnie strony
fizycznej najdawniejszych Piastów. Uwagi te mu-
szą być z konieczności raczej tylko powierzchowne,
bo nie przechował się żaden grobowiec zawierający
ich szczątki, tak jak nie mamy ich autentycznych po-
dobizn, które by, częściowo oczywiście, mogły za-
stąpić to, co mógłby nam dać zachowany kościec. Ma-

3 Poisha X — XI wieku

34

Mieszka I

my co prawda zachowaną- podobiznę Mieszka II
w tzw. kodeksie księżnej lotaryńskiej, Matyldy szwab-
skiej, ale wolno wątpić, czy portrecik ten, zdzia-
łany daleko za Renem, może mieć jakiekolwiek pre-
tensje do oddania nam fizycznej strony tego mo-
narchy. Stąd właśnie płynie szczupłość i powierzchow-
ność naszych spostrzeżeń. Niemniej trudno uchy-
lić się od obowiązku zestawienia tego, co do strony
fizycznej tych postaci się odnosi, a co równocześnie
się wiąże i łączy z ich działalnością władców i bu-
downiczych państwa.

Przede wszystkim wypada zwrócić uwagę na wiek
przeciętny pierwszych Piastowiców. Bolesław Chrobry
zmarł mając lat pięćdziesiąt dziewięć, nie dożył
sześćdziesiątki. Jego syn Mieszko II zmarł mając lat
czterdzieści cztery. Kazimierz Odnowiciel żył lat
czterdzieści dwa. Bolesław Śmiały zmarł licząc lat
około czterdziestu dwóch. Władysław Herman liczył
zapewne pełnych lal sześćdziesiąt. Z tych Mieszko II
i Bolesław Śmiały zginęli, jak się zdaje, śmiercią
gwałtowną, zamordowani, i stąd ich wiek jest niski.
Z innych Piastowiców zarówno parę lat starszy od
Mieszka II jego brat przyrodni Bezprym, jak Otto,
urodzony w r. 1000, zginęli zdaje się również śmier-
cią gwałtowną, Bezprym licząc lat około czterdziestu
czterech, Otto trzydziestu trzech. Dwu synów Kazi-
mierza Odnowiciela zmarło młodo, mając może po
dwadzieścia parę lat życia.

O jednym tylko Mieszku I istnieje przypuszczenie,
że zmarł w wieku naprawdę podeszłym, licząc około
siedemdziesiątki, a może i więcej. Kronikarz nie-
miecki Thietmar, biskup merseburski, który pisał swą
kronikę w lat dwadzieścia po śmierci Mieszka, a,za-

.Ród piastowski

35

tem w czasie, kiedy mógł mieć jeszcze dobre i do-
kładne informacje, podaje, że był Mieszko w chwili
swej śmierci “senex", starcem. Dlatego znakomity
autor Genealogii Piastów O. Balzer kładzie jego uro-
dzenie na czas około r. 920. Dawałoby to Mieszkowi
wiek wyjątkowo wysoki, około lat siedemdziesięciu,
a wiadomo, że w dynastii , piastowskiej zaledwie
Mieszko Stary i Władysław Łokietek - przekroczyli
siedemdziesiątkę. Musimy pamiętać, że jeżeliby
Mieszko rodził się około r. 920, to w r. 965, kiedy
żenił się z Dobrawą, liczyłby lat około czterdziestu
pięciu, a kiedy około r. 979 żenił się z pdą, miałby
pod lat sześćdziesiąt i doczekałby się z tego późnego
małżeństwa jeszcze trzech synów. Ale co jest tu rze-
czą najważniejszą, to to, że trzeba by przyjąć, iż
w r. 965, w chwili małżeństwa z Dobrawą, czterdzie-
stoparoletni Mieszko winien mieć jakieś dzieci zro-
dzone z małżeństwa czy małżeństw poprzednich, i to
dzieci dorosłe, tak iż obok synów zrodzonych z Do-
brawy i Ody, powinni byli się zjawić ich bracia przy-
rodni, i to bracia znacznie starsi od Chrobrego.
A braci takich nie można by było usunąć od dzie-
dziczenia dlatego, że Bolesław rodził się z księżniczki
chrześcijanki (boć ojciec w chwili jego poczęcia był
prawdopodobnie jeszcze nieochrzczony), gdy oni zro-
dzeni byli w okresie pogaństwa. Gdyby tacy synowie
Mieszka istnieli, byliby wystąpili jako pretendenci
do spadku. Może też mielibyśmy o nich wiadomości
jeszcze z okresu życia ojca, skoro wiemy o dwu je-
go braciach, o tym, który zginął -w walkach z Wich-
manem, i o Cideburze, który pobił w r. 972 markgrafa
Hodona. Tymczasem nic nam nie wiadomo o jakich-
kolwiek dzieciach Mieszka I z okresu przed rokiem

36

Mieszko I

965, a to budzi wątpliwości co do dokładności infor-
macji Thietmara. Raczej wygląda wszystko tak, że
Mieszko około r. 965, kiedy zjawia się na widowni,
był jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Małżeństwo
z Dobrawą byłoby jego pierwszym małżeństwem,
a syn Bolesław Chrobry byłby rzeczywiście jego sy-
nem pierworodnym. W takim wypadku należałoby
przesunąć datę urodzin Mieszka o lat dwadzieścia czy
nawet dwadzieścia parę, na okres między 940 a 945 r.
Zmarłby przeto ten pierwszy historyczny Piastowie
nie jako starzec trzęsący się, febricitans, lecz w sile
wieku, lat mając może niecałych pięćdziesiąt. Miałby
zatem pierwszy raz się żeniąc lat może coś więcej
niż dwadzieścia, nie dochodziłby czterdziestki, kiedy
żenił się z Odą. Dalszy stąd wniosek, że niewiele lat
przed r. 965 należałoby położyć śmierć jego ojca Zie-
momysła.

Tak więc przeciętna życia książąt piastowskich X
i XI w. nie jest długa. O ile nie przyczyniały się do
skrócenia im życia zamachy, to nie bez wpływu na
długość życia musiały pozostawać braki higieny, nie-
dostatki ówczesnej medycyny, wyczerpywanie sił
fizycznych ustawicznymi podróżami po państwie dla
doglądania osobistego spraw państwowych, wojny,
polowania, wreszcie nieumiarkowanie w jedzeniu
i piciu. I wiek kobiet nie był zbyt wysoki, chociaż tu
też spotykamy parokrotnie osoby, które przekroczyły
czasami nawet znacznie sześćdziesiątkę (Rycheza, Do-
broniega, Gertruda). Bardzo wczesne wydawanie
dziewcząt za mąż, wczesne macierzyństwa, liczne po-
łogi, wyczerpywały ich siły fizyczne.

O Bolesławie Chrobrym wiemy, że był duży
i ciężki, tak że się koń pod nim uginał, ale był silny,

Ród piastowski

37

wytrzymały, łatwo znoszący trudy. Dopiero o Wła-
dysławie Hermanie zachowała się wiadomość, że był
w wieku późniejszym ociężały i chory na nogi, latami
osłabiony i chorobą. Czy była to podagra, czy jakieś
inne cierpienie, odbijające się na nogach i utrudnia-
jące mu poruszanie się, nie wiemy. Wiemy tylko, że
z nogami nie byli Piastowicze w porządku. Takie
przezwiska między dalszymi potomkami Hermana,
jak Laskonogi, Plątonogi, coś mówią, chociaż trudno
by było wnioskować coś więcej.

Jeżeli byli Piastowicze może niezbyt silni w no-
gach, to trzeba przyznać, że głowy to nie były słabe.
Przez cały okres wieku X, XI, XII po wiek XIII
mamy osobistości pierwszorzędne jako inteligencja,
. jako umysłowość, jako monarchowie kierujący losa-
mi swego państwa i swego narodu. Mieszko I, Bo-
lesław Chrobry, Mieszko II, Kazimierz Odnowiciel,
Bolesław Śmiały, to przecież indywidualności, rysu-
jące się wyraziście na tle dziejów tego okresu. Mogą
być bardziej świetni, mogli więcej i silniej pobudzać
fantazję Chrobry czy Śmiały, pierwszy swą osobą
wyrastającą ponad miarę wieków, drugi zaś korzy-
stający z dogodnej i szczęśliwej dla siebie koniuktury
politycznej, jakiej nie miał jego imiennik Chrobry.
Ale walory Mieszka II czy Kazimierza Odnowiciela
raczej powiększają się i uwypuklają w świetle klęsk
i trudności, które stały się ich udziałem. Nawet okrzy-
czany jako władca niedołężny Władysław Herman
zasługiwałby może na sąd inny i odmienny. Ze
uzdolniony, energiczny i monarsze oddany palatyn
Sieciech, którego sobie dobrał Herman jako swoje
narzędzie, nie podobał się opozycji i Zbigniewowi,
że ten ostatni razem z bratem, Bolesławem Krzy-

38

Mieszko I

woustym,, paraliżował działalność księcia, palatyna
i dworu, unicestwiał ich politykę, przez co obaj opóź-
nili i zmarnowali wiele spraw świetnie zaczętych, to
z tego nastawienia kroniki Anonima-Galla, skierowa-
nego przeciw księciu i Sieciechowi, należałoby się
uwolnić. Nie było to panowanie tak haniebne, jak
się wielu wydaje; hańbą tylko był bunt synów prze-
ciw ojcu.

I jeszcze jednej sprawy należy dotknąć, choćby
powierzchownie. Niejednokrotnie wyobrażamy sobie,
że książęta owych czasów bywali nieraz dobrymi
wodzami, dzielnymi zabijakami, wytrwałymi myśli-
wymi łowiącymi grubego zwierza, którego było pełno
w lasach i puszczach. Sądzimy, że prości ci ludzie za-
pełniali sobie czas poza obowiązkami panującego, po-
za wojną czy polowaniem, ucztami, pijaństwem, mi-
łostkami wreszcie, ale że nie miały do nich dostępu
cywilizacja i kultura, książka czy sztuka, a poro-
zumienie się ich z obcymi, z cudzoziemcami, było
w ręku tłumaczy. Takie wyobrażenie byłoby nie-
wątpliwie w dużej mierze błędne. Trudno by było
sobie wyobrazić, by książę w tej epoce mógł dobrze
zarządzać swym obszernym państwem, nie mając
choćby tylko w części pewnych wiadomości, pewnego
wykształcenia, które by przygotowywało go nie tylko
praktycznie, ale teoretycznie, naukowo do wykony-
wania obowiązków monarszych. Prawdą jest, że
w sprawach wykształcenia książąt mamy wiadomości
zwykle mało. A jest też prawdą, że mamy pozytywne
wiadomości o takich władcach, którzy żadnego wy-
kształcenia nie otrzymali. Wiemy, że król niemiecki
Henryk I nie umiał czytać. Również syn jego Otto I,
wielki i znakomity monarcha, był analfabetą, a łacinę

Ród piastowski

39

znał bardzo słabo. Wiemy również, że pierwszy król
niemiecki z dynastii salickiej Konrad II nie umiał
ani czytać, ani pisać. Ale Otto II i Otto III byli bar-
dzo wysoko wykształceni. Henryk II, przeznaczony
zdaje się pierwotnie na duchownego, także odznacza
się wysokim poziomem. Henryk III i Henryk IV byli
również bardzo starannie kształceni. Na dalszym Za-
chodzie wykształcenie panujących było na ogół po-
wszechne. Nie było również gorzej na Wschodzie,
gdzie przykładano do niego wartość dużą, choćbyśmy
mogli posądzać tu czasem te środowiska książęce
o pewien snobizm, by nie być gorszymi, a raczej lep-
szymi do innych. Pobudki mogą być dla nas osta-
tecznie obojętne. Faktem jest częste spotykanie
wśród książąt europejskiego Wschodu ludzi wykształ-
conych, którzy otrzymali naukowe przygotowanie dla
swego przyszłego zawodu.

Wychowanie takie składało się ż trzech części,
z wychowania fizycznego, językowego i naukowego.

Wychowanie fizyczne było niezbędne dla młodego
księcia. Książę w owych czasach bierze przeważnie
osobiście udział w bitwach na czele swego rycerstwa,
od chłopca zatem zaprawia się w sztuce strategii
i kierowania walką, jak i w robieniu bronią. Wczesny
.udział w polowaniach na grubego zwierza był też;

przygotowaniem dla działalności w bitwie, dla wy-.-
robienia zmysłu orientacji, jak i należytej wytrzy-
małości i siły fizycznej. Anonim-Gall, opowiadając
lata wczesnej młodości Bolesława Krzywoustego, nie
daje nam co prawda wiadomości o kształceniu go
w sztuce pisania czy czytania, za to długo i szeroko,
z dużą zresztą w poszczególnych wypadkach przesa-
dą, opisuje jego udział w wyprawach wojennych, jak

40

Mieszteo I

w polowaniach. I ruski Monomach w swym Poucze-
niu dla synów opowiada, jak łowił własnymi rękoma
dzikie konie, jak nosił go na rogach rozjuszony tur,
jakie miał przygody myśliwskie z łosiami czy z dra-
pieżnymi zwierzętami. To przygotowanie fizyczne do
zawodu księcia, rycerza i wodza zabierało lata
chłopięce książątka. Bo trud fizyczny staje się w cią-
gu lat męskich księcia stałym czynnikiem jego życia
i rzeczą codzienną, kiedy walczy po kniejach z gru-
bą a niebezpieczną zwierzyną, kiedy na czele ry-
cerstwa ściera się z wrogami czy buntownikami, lub
kiedy broni swego własnego życia przed zamachami.

I znajomość obcych języków bywała rozpowszech-
niona na dworach. Przede wszystkim uczono łaciny
jako tego języka międzynarodowego, zrozumiałego
powszechnie, który w owych czasach zastępował ję-
zyk francuski czy dzisiaj angielski. W tym języku
duchowni dworscy, kapelani, przeważnie na wschod-
nich, niedawno schrystianizowanych przestrzeniach,
cudzoziemcy, udzielali młodemu potomstwu książę-
cemu zasad wiary i religii i tą drogą przenikała lep-
sza czy gorsza jego znajomość. Matki takich książą-
tek były przeważnie cudzoziemkami, zwykle posia-
dały swych własnych kapelanów-spowiedników, swą
własną, zaufaną, przywiezioną ze sobą służbę i w tym
otoczeniu uczył się mały książę języka swej matki.
Można śmiało przypuścić, że Bolesław Chrobry na-
uczył się, a przynajmniej dobrze się zapoznał z bar-
dzo pokrewnym językiem czeskim swej matki. Kiedy
miał lat siedem i został zakładnikiem w Niemczech,
zapoznał się z językiem niemieckim, którym mówiły
następnie jego macocha Oda, jego żona Niemka, córka

Ród piastowski

41

Rygdaga, którym mówiło dużo osób na dworze, któ-
rymi mówiła jego synowa Rycheza, żona Mieszka II,
i którym mówiła jego ostatnia żona Oda. Można więc
przypuszczać śmiało, że Chrobry prócz polskiego ję-
zyka znał o tyle, o ile łacinę, język niemiecki i cze-
ski. O jego synie Mieszku II wyraża się współczesne
źródło z zachwytem, że “choć w własnym i łacińskim
języku możesz Boga godnie wielbić, nie dość ci tego,
wolałeś dodać jeszcze język grecki". Mieszko II za-
tem znał i łacinę, i grekę, nie licząc języka nie-
mieckiego, który był mu niewątpliwie znany, jako
język chociażby żony. I Kazimierz Odnowiciel mu-
siał znać język swej matki, niemiecki, i język łaciń-
ski. Synowie Beli węgierskiego, zrodzeni z siostry
Odnowiciela i wychowani w Polsce, znali język pol-
ski. Władysław, król następnie węgierski, wydawał
się Polakom Polakiem zarówno z języka, jak i z oby-
czaju. Można przypuścić, że jak Mieszko, syn Bo-
lesława Śmiałego, kiedy spędzał swe chłopięce lata na
Węgrzech, miał w swym otoczeniu rówieśników Po-
laków, tak i synowie Beli mogli mieć jako towarzyszy
małych Węgrów, którzy nauczyli się po polsku. Ale
mogli się i Polacy, między nimi bracia cioteczni
św. Władysława, Bolesław Śmiały i Władysław Her-
man, nauczyć po węgiersku. A to tłumaczyłoby nam
łatwość, z jaką obraca się Śmiały w środowisku wę-
gierskim. Bo znajomość obcych języków była uzna-
wana za rzecz wielce potrzebną l zaszczytną dla
władcy. Świadczy o tym Pouczenie Monomacha, któ-
ry synom swym zaleca pilne przykładanie się do
nauki obcych języków i daje im jako przykład włas-
nego ojca, który znał pięć języków! Bo “...stąd jest

42 Mieszka I

cześć u obcych", jeżeli książę może się porozumie-
1 -wać z cudzoziemcami sam, bez; pomocy i. pośred-
nictwa tłumacza.

I naukowo bywali kształceni książęta krajów
świeżo nawróconych. W Czechach wiemy o kształceniu szkolnym w naukach św. Wacława, zatem w samym początku X w. Współczesny Kazimierzowi Odnowicielowi Gotszalk, później książę obodrzycki, zo-
stał oddany przez ojca do klasztoru w Luneburgu na
wychowanie, które się składało z poznania łaciny
i nauki czytania i pisania. Stefan węgierski i jego
syn Emeryk byli ludźmi wykształconymi, byli —
ie jak się mówiło w owym czasie — litterati. Podobne
wiadomości mamy o jednym z następców Stefana, sy-
nowcu Władysława, Kolomanie (1095—1116). Anonim-
-Gall nie znajduje słów pochwały dla jego znakomi-
tego wykształcenia i nauki, czym przewyższał wszyst-
kich współczesnych sobie królów. Król Kanut duń-
sko-angielski, wnuk Mieszka I, był również człowie-
kiem wykształconym. I na dworze ruskim nie było
gorzej. Raczej za wzorami wysoko wyrobionego dwo-
ru bizantyńskiego było nawet lepiej niż na Zacho-
dzie. W ruskich kronikach czytamy nieraz o wy-
kształceniu książąt i o ich zamiłowaniu do książek.
Tzw. kronika Nestora tak pisze o Jarosławie: “I lu-
bił Jarosław ustawy cerkiewne, kapłanów lubił bar-
dzo, a zwłaszcza zakonników, i do ksiąg się przykła-
dał, i czytał je często w noc i we dnie. I zebrał mno-
gich piszących, i przekładał z greckiego na słowiań-
ski język i pismo, i spisali wiele ksiąg, i zdziałał, że
wierni ludzie rozczytując się w nich, budują się
nauką Bożego głosu". “Ten tedy Jarosław... lubił
księgi, mnóstwo napisawszy złożył w cerkwi św. Zo-

Ród piastowski

43

fii, którą sam założył". Tak zatem Jarosław, znając
język grecki, zajmował się przekładaniem pewnych
dzieł z greckiego na język słowiański. Co więcej,
stworzył przy cerkwi św. Zofii, zapewne za wzorem
konstantynopolitańskim, coś w rodzaju biblioteki pu-
blicznej, dostępnej dla pragnących czytać, w czasie
kiedy na Zachodzie ani Rzym, ani Paryż, ani Ak-
wizgran takich publicznych, chętnym czytania do-
stępnych bibliotek nie posiadały. Podobnie pozosta-
wił po sobie owoc swej pracy pisarskiej jego wnuk
Monomach w postaci pięknego pamiętnika. Praca pi-
sarska, autorska panujących była wcale rozpo-
wszechniona na Wschodzie między cesarzami bizan-
tyńskimi. Na Zachodzie należy do największych rzad-
kości przez całe wieki średnie.

Jak było jednak z wykształceniem naszych pierw-
szych Piastów? O Mieszku I nie mamy bliższych do-
kładniejszych wiadomości, które by wskazywały, że
pobierał jakieś nauki. Co się tyczy Bolesława Chrob-
rego, to nie mamy informacji o latach, w których
mógłby poświęcić się nauce. Można tylko powie-
dzieć, że Dobrawa, jak jej siostra Mlada, była za-
pewne czytająca, znająca choćby powierzchownie ła-
cinę, i stąd nie byłoby niemożliwością, by pod jej
"okiem nie starano się o pewne wykształcenie jej sy-
na. Z lat późniejszych dowiadujemy się, że Bolesław
Chrobry dla zbadania pewnych przewinień i zapo-
znania się z przepisami kanonów poleca sobie przed-
kładać księgi prawa kanonicznego. Nie wynika stąd
jasno, czy czytał je sam i rozumiał, czy też że czytali
mu i tłumaczyli je inni, tacy, którzy mogli mu słu-
żyć tłumaczeniem, ale bliskie byłoby przypuszczenie,
że może i sam mógł z ksiąg korzystać. W każdym ra-

44

Miesztoo I

zie zwraca uwagę fakt, że Chrobry rozumie znacze-
nie i wartość książki, że wie, że w książkach można
rozmaitych rzeczy się dowiedzieć, że wie, iż księgi
prawa kanonicznego mogą mu rozwiązać pewne
wątpliwości z tego zakresu. Wydaje się być czło-
wiekiem z książką obytym. Za to wiemy pozytywnie,
że jego syn Mieszko II był, niewątpliwie za wolą oj-
ca, wysoce wykształcony, co było znane szeroko
w świecie. Jego wnuk Kazimierz Odnowiciel także
przeszedł nauki, umieszczony w wieku lat dziesięciu
w jakimś klasztorze. O wykształceniu Bolesława
Śmiałego i Władysława Hermana nie przechowały się
wiadomości. Wolno tylko przypuszczać, że wzorem
ojca i dziada nie byli pod tym względem zaniedbani.,

Jeżeli chodzi o księżniczki, to te bywały bardzo
starannie wychowane i kształcone, nieraz lepiej i głę-
biej niż młodzi książęta, których broń, walka, koń
i polowanie mogły często odrywać od książki i łaciny.
Księżniczki, nawet jeżeli nie były przeznaczone do
stanu duchownego, często spędzały młode lata do za-
mążpójścia w klasztorze, jak np. Matylda, żona Hen-
ryka I, którą Henryk wprost z klasztoru powiódł do
ołtarza. W każdym razie księżniczki ówczesne miały
przed sobą otwarte tylko dwie drogi w życiu — albo
wychodziły za mąż, albo szły do klasztoru. W tym
ostatnim wypadku była im niezbędna znajomość ła-
ciny, czytania i pisania. Ale i w pierwszym wypadku
pewne przygotowanie naukowe nie mogło być im
zbędne. Niejednokrotnie wychodziły za mąż daleko,
w obce strony, których języka nie znały. Wielokrotnie
we własnej, najbliższej rodzinie spotykały się z cu-
dzoziemcami czy cudzoziemkami, stąd była im zna-
jomość łaciny tym, czym się stała później znajomość

Ród piastowski

45

języka francuskiego. Ale jeżeli i ta trudność nie za-
chodziła, to często się zdarzało, że panie te po
owdowieniu wstępowały do zakonu, do klasztoru
rodzinnej fundacji, gdzie im znajomość łaciny i pi-
sma była potrzebna. Wychowanie klasztorne dawało
tym kobietom polor, zamiłowanie piękna, sztuki, za-
pełnienie czymś życia, które mężczyzna wypełniał
wojną, polityką, polowaniem, pijaństwem nierzadko.
Księżniczki, następnie księżne, zapełniały je książką
nabożną, psałterzem, sztuką, chociażby stosowaną
a tak rozpowszechnioną w klasztorze i na dworach,
jak hafciarstwo.

Zdaje się, że już Adelaida, siostra Mieszka I, była
wykształcona. Wiemy, że wykształcona była Rycheza,
żona Mieszka II. Córka jej Gertruda, żona Izasława
kijowskiego, umiała zapewne wzorem ojca i matki
czytać i pisać. Znamy psałterz, który był jej włas-
nością, a wiele modlitw do tego psałterza wpisanych
jest jej autorstwa. Pisane są one oczywiście po ła-
cinie. Jest ona zatem pierwszą autorką polską. Do
połowy XV w. przechowywano w katedrze gnieź-
nieńskiej jakąś szatę kościelną przez nią haftowaną,
z napisem jej kompozycji. Nie można wątpić, że i in-
ne kobiety rodu piastowskiego były starannie wycho-
wane i kształcone.

Dodać tu trzeba dla dopełnienia obrazu, że prze-
chowały się do naszych czasów dwa rękopisy, które
swego czasu znajdowały się w rękach Mieszka II
i Rychezy. Jednym jest Pseudo-Alkuina Ordo Roma-
-nus, dziś zatracony, ofiarowany Mieszkowi przez
księżnę Matyldę szwabską. Drugim znany i znakomi-
ty Psałterz Trewirski z końca X w., zawierający tzw.
modlitwy Gertrudy, czyli Codex Gertrudianus, prze"

46

Mieszfoo I

chowany do dziś dnia w Cividale koło Udine, we
Włoszech. Byłby to ślad zapewne większego księgo-
zbioru, jakiejś bibliotheca palatina, stworzonej w po-
czątkach XI w. a świadczącej o stopniu kultury i wy-
sokim poziomie naszych pierwszych Piastów histo-
rycznych.

Była to rasa książąt nieprzeciętnych, wysoko stojących, która nie wyczerpała się fizycznie i umysło-
,-wo szeregiem wybitnych indywidualności XI w.,
a która swe cechy i zalety przekazała następnym
pokoleniom. Bo przecież taki Bolesław Krzywousty,
a zwłaszcza Mieszko Stary w XII w., Henryk Bro-
daty w XIII w., dalej Władysław Laskonogi, Prze-
myśl II, Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki wy-
rośli z tego samego pnia, wykazują zalety i talenty,
jak i żywotność, i świeżość odziedziczoną po przod-
kach. Działali w rozmaitych, tak różnych i dalekich
warunkach od tych, w których żyli Chrobry
-5 i Śmiały, i dlatego w wielu wypadkach rezultaty ich
działalności musiały być inne. Przede wszystkim nie
starajmy się tym postaciom podsuwać naszych dzi-
siejszych uczuć, pragnień czy dążeń i robić z tego
akt sądu nad nimi. Jest zawsze skrzywieniem obrazu
historycznego, gdy mówi się, że nie przewidzieli te-
go, co stanie się za lat sto czy dwieście. Nam łatwo
się o tym dowiedzieć z podręcznika historii. Ale jak
my dzisiaj nie możemy przewidzieć przyszłości, tak
i oni patrzyli w przyszłość z podobną nam możliwo-
ścią jasnowidzenia.

Był ród piastowski w ciągu XI w. dwukrotnie
bliski wymarcia. Raz, kiedy po Mieszku II został Ka-
zimierz jedynym, jak się zdaje, przedstawicielem dy-
nastii i drugi raz, kiedy Bolesław Krzywousty wal-

Ród piastowski

czył ze Zbigniewem. Zabezpieczył jednak Bolesław
Krzywousty przyszłość dynastii, ale w sposób wy-
soce obosieczny, zostawiając z dwu żon kilkanaścioro
dzieci, w tym zaś pięciu synów żyjących w chwili
zgonu ojca. Oni przedłużyli życie dynastii, w Wielko-
polsce i Małopolsce do śmierci Kazimierza Wielkiego,
na Mazowszu i na Śląsku do XVI i XVII wieku.
Istniał przeto ten ród lat 800. Przeżył wiele dynastii,
które tak długim trwaniem pochlubić się nie mogą.

III. SPRAWA PRZYJĘCIA CHRZEŚCIJAŃSTWA

Jest zagadnieniem rzeczywiście niezwykłym, a trud-
. nym dla objaśnienia i zrozumienia, że Polska do
połowy X w. to państwo, kraj, naród zupełnie
jakby nie znany, przez nikogo do tej pory nie wy-
mieniony. A kiedy się zjawia, występuje od razu ja-
ko duże, silne państwo, i to tak, że od r. 965 płyną
coraz to liczniejsze o niej wzmianki i w ten sposób
do schyłku X w. mamy liczbę wiadomości o Polsce
o tyle już znaczną, że pozwalającą na opisanie dzia-
łalności i losów pierwszego historycznego Piasta,
Mieszka I, Tworzący się w ciągu długiego czasu —
stulecia, jeżeli nie więcej — organizm polityczny
Polski. winien był budzić żywsze zainteresowa-
nie, choćby niemieckich kronikarzy i roczni-
karzy. Że Niemcy nie graniczyły przez długi czas
bezpośrednio z Polską, nie może tu być wyjaś-
nieniem, boć przecież trudno sobie wyobrazić, by
nawet w tych odległych czasach nie było jakichś bez-
pośrednich stosunków Zachodu ze słowiańskim

Płyta z ornamentem plecionkowym z wykopalisk na Wawelu
w Krakowie, w. XI.

Przyjęcie chrześcijaństwa 49

Wschodem. Była to przecież droga handlowa wiążąca
daleki Wschód z Zachodem. Wiemy też, że rozmaite
państwa zachodnie interesowały się słowiańskimi lu-
dami między Łabą a Dnieprem, że od czasu do czasu
na dworach władców zachodnich zjawiają się nawet
poselstwa rozmaitych wschodnich barbarzyńców, po-
gan. Musiał też Niemców interesować fakt, że za ple-
cami Słowian połabskich, w bliskim sąsiedztwie do-
brze im znanych Czech, tworzy się większy organizm
polityczny, taki, który prędzej czy później stanie się
pozytywnie czynnikiem także polityki wschodniej ce-
sarstwa. Mimo to wszystko głucho jest w źródłach
niemieckich tego czasu o Polsce. Nagły przypływ
wiadomości o niej od r. 965 świadczy co prawda
o dużym, rosnącym zainteresowaniu świata zachodnie-
go tym nowym czynnikiem politycznym, który się
zjawił, ale nie tłumaczy nam zupełnie braku star-
szych wiadomości. Przecież granice biskupstw nie-
mieckich przypierały, prawda, że w dużej mierze
teoretycznie, już od r. 949 do Odry, zatem do granic
polskich, chociaż w praktyce właściwie zabór Łużyc
i kraiku Słupian (Selpuli) przez markgrafa Gerona
w r. 963 zbliżył dopiero do Polski całą potęgę nie-
miecką i Rzymskiego Cesarstwa. Niełatwo byłoby
wierzyć, że naraz dopiero w r. 963 otworzyły się oczy
niemieckim politykom i wodzom, iż po prawej stro-
nie Odry znajduje się duże państwo Mieszka I.
Trudno też przypuścić, iż Mieszko dopiero wtedy
również dostrzegł, że u jego granic, w najbliższym
już sąsiedztwie, zjawiła się nowa dla Polski potęga,
z którą liczyć się od tej chwili należy. Trzeba sądzić,
że zarówno tak wybitny władca, jakim był Otto I,
jak i jego pomocnicy najbliżsi, jak książę saski Her-

4 Polska X—XI wieku

50

Mieszko I

mań Billung czy markgraf Gero oraz wielu biskupów
niemieckich, których działalność była skierowana na
ziemie słowiańskie, musieli się dobrze orientować
w sprawach ludów słowańskich, żyjących nie tylko
między Łabą i Odrą, ale i za Odrą. Przecież nie mo-
gła być im obojętna sprawa, jakie stanowisko może
to nad Odrą leżące państwo zajmować wobec ludów
połabskich, czy można liczyć na jego neutralność
wobec zaborczej polityki niemieckiej, czy może na
współdziałanie, czy wreszcie na poparcie walczących
z Niemcami Słowian. Tak samo musiał ich intereso-
wać stosunek Polski do państwa czeskiego, które po
śmierci Wacława w r. 929 stawiało przez długi czas
opór królestwu niemieckiemu, zanim się ugięło pod

jarzmo zależności.

Nie można przeto wątpić, że polityka wschodnia
niemiecka od wielu lat dziesiątków wiedziała o Pol-
sce i jej władcach i nie mogła pomijać tego potężne-
go czy potężniejącego w stronach za Odrą czynnika.
Trudno też przypuszczać, by Polska Ziemomysła nic.
nie wiedziała o wieloletnich bojach, które prowadzili
Niemcy dla zdobycia i ujarzmienia ludów słowiań-
skich między Łabą a Odrą. Musiała zdawać sobie
sprawę z ich potęgi, jak i z następstw, jeżeliby
w miejsce licznych, często skłóconych a słabych ple-
mion połabskich cała moc cesarstwa oparła się
o brzegi Odry, gdyby królestwo niemieckie stało
się bezpośrednim sąsiadem Polaków. Mimo to nie ma-
my, niestety, dowodu żywszego wzajemnego zaintere-
sowania. Stąd trudno wytłumaczyć fakt, że po r. 965
z każdym niemal rokiem rośnie po stronie nie-
mieckiej zainteresowanie dla Polski.

Mówiąc tu o czasach Mieszka I czy też jego na-

Przyjąde chrześcijaństwa

51

stępców trzeba zaznaczyć, ze obraz stosunków i wa-
runków, w których żyją oni i działają, jest bardzo
jednostronny i niewątpliwie tą jednostronnością
skrzywiony. Mamy do tych czasów przede wszystkim
źródła niemieckie, zatem współczesnego Mieszkowi I
mnicha klasztoru Nowej Korbei, Widukinda, parę
roczników niemieckich, wreszcie kronikę biskupa
merseburskiego Thietmara, zmarłego w r. 1018. Ze
źródeł polskich mamy tylko parę zapisek bardzo la-
konicznych z roczników polskich, ułożonych zresztą
w obecnej formie w XII i XIII w., niewątpliwie wia-
rogodnych, opartych o jakieś dawne pierwotne wpi-
sy. Najstarsza kronika polska tzw. Anonima-Galla,
powstała w półtora wieku później, podaje nam, jak
i późniejsi polscy kronikarze, wiadomości mocno już
tracące legendą. Tak więc nie mamy możności spraw-
dzić przekazu źródeł niemieckich polskimi. Toż samo
można powiedzieć o źródłach czeskich i ruskich. Cze-
ska kronika Kosmasa i ruska tzw. Nestora są i późne,
niewiele lat po Anonimie-Gallu spisane, i bardzo
małomówne, częściowo nawet błędne. Węgierskie źró-
dła są jeszcze późniejsze i jeszcze mniej pewne. Skan-
dynawskie sagi islandzkie przy wielkiej ich gadatli-
wości są tak mało wiarogodne, jeżeli się weźmie pod
uwagę, że romansowe ich opisy pochodzą przeważnie
już z XIII w., tj. są o trzy wieki późniejsze. Stąd
właśnie, z konieczności rzeczy, musimy się opierać
w przeważnej mierze na wiadomościach kronik
i roczników niemieckich. Ten jednostronny materiał
uczyni przedstawienie dziejów tych czasów uciążliwe.
Bo i z materiału tego wynikałoby, jakoby Polska
Mieszka I miała przed sobą tylko jedno jedyne za-
sadnicze zagadnienie, a mianowicie swój stosunek do

5?,

Niemiec, do cesarstwa, gdy w rzeczy samej tak duże
państwo miało niewątpliwie na długich odcinkach swych
granic wiele równie ważnych problemów politycz-
nych. Jeżeli stosunek Mieszka I i Polski do Słowiań-
szczyzny zachodniej wiązać się mógł i musiał z poli-
- tyką tego księcia wobec cesarstwa, to istniało przecież
zagadnienie stosunków z ludami skandynawskimi, ze
Szwecją i Danią, a nawet Norwegią, Prusami, a może
z Litwą, z Jaćwingami, z Rusią, Węgrami i z Czecha-
mi, ze wszystkimi zatem sąsiadami Polski, a stosunki
takie mogły czasami zazębiać się o politykę wobec
Niemiec czy Czech, czasami mogły iść w parze
z Polską czy Niemcami. Niestety, nie potrafimy. dzi-
siaj uchwycić wyraźniej tych nici, jak i nie zdo-
łamy ustalić wyraźnej polityki Polski wobec jej są-
siadów czy sąsiadów wobec Polski.

Pierwszą wiadomością, jaką mamy o Mieszku, jest
opis jego postrzyżyn i cudownego przywrócenia śle-
pemu od urodzenia dziecku wzroku. Kronikarz Ano-
nim-Gall, który barwnie i obszernie opisuje to legen-
darne wydarzenie, dorzuca tu, jakoby objaśnienia
świadków tego wydarzenia, że uszczęśliwiony tym
cudem ojciec chłopca Ziemomysł, jak i obecni wi-
dzieli w tym wróżbę, iż chłopiec jest przeznaczony
przez los do wielkich czynów, że jak on cudownie
przejrzał, tak i kraj, którym ma rządzić w przyszło-
ści, cudownie się zmieni i przejrzy. Że jest to aluzja
do znacznie późniejszego przejścia do chrześcijaństwa,
nie może ulegać wątpliwości. W pojęciach duchow-
nych chrześcijańskich poganin czy społeczeństwo po-
gańskie byli ślepi. Dopiero wiara chrześcijańska
przywracała im wzrok, wzrok duszy oczywiście, któ-
rym mogli oglądać prawdę, oglądać Boga. Tak też

Przyjęcie chrześcijaństwa

53

legenda, antycypując fakty, “ślepego poganina" już
w wieku lat 7 obdarzyła wzrokiem, którym jako do-
rosły człowiek miał swą prawdę poznać i miał nią
,,ślepych pogan" zrobić widzącymi chrześcijanami.

Sprawa daty, kiedy mogły odbyć się postrzyżyny
7-letniego Mieszka, jest nam obojętna. Jeżeli O. Bal-
zer, jak o tym była mowa wyżej, kładzie urodzenie
się Mieszka na czas około r. 920, miałby ten wypadek
miejsce około r. 930. Jeżeli zaś uwzględnimy powy-
żej wypowiedziane zastrzeżenia, tyczące się wieku,
Mieszka i przenoszące jego narodzenie na lata 940 do.."
945, to zapewne postrzyżyny miałyby miejsce dopiero- ,
około r. 950.

Tak samo trudno coś bliższego powiedzieć, kiedy
Mieszko objął władzę, tj. kiedy mógł zemrzeć jego
ojciec Ziemomysł. Jeżeli rzeczywiście Mieszko w la-
tach 965 i 966 wydaje się być jeszcze młodym czło-
wiekiem, mającym młodszych braci, to wolno przy-
puszczać, że zgon Ziemomysła nastąpić mógł wzglę-
dnie późno, na lat może parę czy kilka przed pierw-
szą znaną , pewną datą, jaką nam podają źródła
o Mieszku; Ale i to musi pozostać przypuszczeniem,.*
mało zresztą istotnym, skoro nie posiadamy w ogóle
wiadomości wcześniejszych o losach czy czynach
Mieszka I, skoro pierwsze daty pewne z jego życia ,
będą z lat 965 i 966, a tylko przypuszczalnie można
by cofnąć je wstecz, może do roku 964.

Koło r. 965 zjawia się na widowni Mieszko I.
Niewątpliwie w tym czasie ojciec jego Ziemomysł już
nie żył. Mieszko nie był jedynym synem Ziemomy-
sła, miał braci, jednego, którego imienia nie znamy,
a który poległ w jednej z walk z grafem Wichma-
nem, zapewne w latach 964 lub 965, w każdym razie,

54

Mieszka I

przed r. 967 i drugiego Cidebura, czyli Czcibora lub
Scibora, który żyje w r. 972 i bierze udział w zwy-
cięskiej rozprawie pod Cidini-Cedzyną (Cydzyną),
a umiera w nie znanym nam czasie po tej dacie. By
zostawili oni potomstwo, nie wiadomo. Posiadał także
Mieszko siostrę Adelaidę. Czy były to dzieci z jednej
matki, nie wiemy. Nie wiemy również, kto mógł być
żoną, względnie żonami Ziemomysła. Ze taką żoną
mogła być nawet chrześcijanka, nie może być wyklu-
czone. Mieszko przecież dostał żonę chrześcijankę, cho-
ciaż nie był ochrzczony. Włodzimierz miał w r. 981
żonę, księżniczkę grecką, chrześcijankę, chociaż przy-
jął chrzest dopiero w r. 989.

Wspominaliśmy już powyżej, że wedle później-
szej źródeł tradycji Adelaida była wykształcona. Mo-
głoby to być wskazówką, że matka jej nie była po-
ganką. Czy z poprzednich generacji rodu piastow-
skiego, potomstwa Leszka czy Ziemowita, jeszcze żył
ktoś za czasów Mieszka, nie mamy śladów. Ani współ-
czesne źródła obce, ani dużo późniejsze źródła pol-
skie nie dają nam o tym wiadomości.

Jest tylko jedna wskazówka, trzeba przyznać, że
mało budząca zaufanie, zawarta w źródle bardzo póź-
nym, belgijskim z XIV w., w kronice Jana de Preis.

Kronikarz ten twierdzi, że biskup leodyjski Ewra-
ker rządzący tą diecezją w latach, kiedy Mieszko I
przechodził na chrześcijaństwo, był synem księcia
polskiego i księżniczki saskiej. Można by mniej przy-
kładąc wiary do wiadomości, że matka Ewrakera była*
księżniczką saską, bo mogłaby być córką może jakiegoś
tylko hrabiego. Ale wiadomość, że ojcem biskupa jest
książę polski, jest wysoce zastanawiająca. Gdyby tak
było, byłby może ten Ewraker synem Leszka, czyli

Przyjęcie chrześcijaństwa

55

stryjem Mieszka I, bo musiałby być jako biskup
w tym czasie już starszym człowiekiem. Niestety,
trudno jest czymkolwiek sprawdzić tę późną wiado-
mość. Nie można jej bezwzględnie odrzucać jako nie-
możliwą i nieprawdopodobną, ale też trudno by było
przyjąć ją, bo zbyt jest późna, by jej ufać było
można. Raczej traktować ją należy z dużym scepty-
cyzmem.

A gdyby udało się przy bliższym zbadaniu tego
belgijskiego przekazu wykazać, że jest coś prawdy
w wiadomości o Ewrakerze i jego piastowskim czy
choćby polskim pochodzeniu, rzuciłoby to snop świa-
tła na nasze ciemne dzieje początkowe pierwszej po-
łowy X w. Może kiedyś da się to zagadnienie wy-
jaśnić. W obecnym stanie wolno tylko zaznaczyć
istnienie takiej legendy, której sprawdzenie czy
choćby największymi zastrzeżeniami opatrzona moż-
liwość są nam niedostępne. Możemy ją tylko tu za-
pisać bez przykładania do niej jakiejkolwiek wagi.

Pierwszą datą, którą się zwykle wymienia, gdy
mowa o Mieszku, zatem też pierwszą datą z dziejów
Polski, jest r. 963. Trzeba jednak zaznaczyć, że data
ta jest tylko kombinacją badaczy i to prawdopodob-
nie błędną. Różnica, błąd nie będą duże, może rok
lub dwa, ale zapewne należy r. 963 wykreślić z obli-
czeń historycznych. Opowiada nam bowiem Widu-
kind w swej historii saskiej, że w r. 963 markgraf
Gero swego krewniaka hrabiego Wichmana, buntow-
nika i mocno skompromitowanego wobec cesarza ,
i księcia saskiego Hermana, odesłał do barbarzyńców,
Słowian. Ten zatem Wichman, do spółki razem
z owymi Słowianami, a było to lutyckie plemię Re-
darów, rozmaitych “dalej siedzących barbarzyńców •

56

.Mieszko I

częstymi wyprawami wojennymi trapił". Między in-
nymi “Mieszkę króla,- w którego władzy byli Słowia-
nie, którzy nazywają się Licykawiki (Licikaviki), dwu- ,
krotnie zwyciężył, brata tegoż Mieszka zabił, wielką
zdobycz od niego wydusił". Z tekstu tego nie wy".
nika zupełnie, by w roku, w którym Wichman został
przez Gerona odesłany do Redarów, miała miejsce —
i to dwukrotna — wyprawa Wichmana na Mieszka
i dwukrotna jego klęska. Również nie jest wiadome,
czy śmierć tego brata Mieszkowego zaszła podczas
pierwszej czy drugiej wyprawy Wichmana. Powodem
zamieszania jest tu przekaz o pół wieku późniejszego
Thietmara, który korzystał z kroniki Widukinda i —
streszczając swe źródło niestarannie — połączył wia-
domość Widukinda o Mieszku z wiadomością, którą
podał ten sam kronikarz o zaborze w r. 963 przez
Gerona Łużyc i kraju Słupian (Selpuli). Na tej pod-
stawie powstało przypuszczenie, że wyprawa Wich-
mana na Mieszka była współczesną wyprawie Gero-
na, tj. przypadała na połowę r. 963, i że była to zrę-
czna gra markgrafa, który pobiwszy Łużyczan i sta-
nąwszy na granicach Polski zmusił pobitego przez
Wichmana Mieszka do przyjęcia zwierzchnictwa nie-<
mieckiego, uznania się trybutariuszem cesarskim. Jak
widzimy, samo źródło tej wiadomości nic o tym nie
wie. Raczej wynika z Widukinda, że dwukrotne wy-,
prawy Wichmana na Polskę musiały mieć miejsce.
i później, i w pewnych odstępach czasu, skoro to
były wyprawy w serii wypraw przeciwko rozmaitym
,,barbarzyńcom". Tak zapewne te dwie wyprawy na
Mieszka będą one i nieco późniejsze, i zapewne roz-
łożą się na dwie ; po sobie następujące ekspedycje
wojenne, może więc na lata 964 i 965 dałyby się po-

Pfsy jecie chrze6ct}anstwa

57

łożyć. Żeby zaś Gero mógł wyzyskać taką koniunktu-
rę, gdybyśmy chcieli utrzymać datę r. 963, to i to
wydaje się wysoce nieprawdopodobne: podczas wy-
prawy na Łużyce markgraf Gero sam odniósł ciężką
ranę, która zapewne nie pozwoliłaby mu dokonać de-
monstracji zbrojnej przeciwko Mieszkowi, siedzącemu
za Odrą, tak trudną do przebycia. Także niełatwo
przypuścić, by w tych warunkach drogą nacisku dy-
plomatycznego mógł Gero uzyskać poddanie się
Mieszka. Ciężko ranny Gero wraca do siebie, a po
wyleczeniu się z rany jesienią tego roku udaje się do
Rzymu z pobożną pielgrzymką. Rychło po powrocie
w r. 965 umiera. Tak, zdaje się, ani Gero, ani dwu-
krotne zwycięstwo Wichmana nad “królem Licikavi-
ków" Mieszkiem nie były w bezpośrednim związku
z przyjęciem, przez tegoż zwierzchnictwa niemieckiego.

Jeżeli lata 963 i 964 nie mogą być uznane bez za-
strzeżeń za pierwsze znane nam daty z - dziejów
Mieszka I i Polski, to pewne są lata 965 i 966. Jest to
czas, w którym bawił w Niemczech; po długoletnim
pobycie we Włoszech cesarz Otto I i wówczas musiał
być zadzierzgnięty stosunek zależności trybutarnej
pomiędzy Mieszkiem a cesarstwem. W tych latach
także zaszły dwa zdarzenia pierwszorzędnej wagi,
które zapisały polskie źródła, roczniki, krótkimi sło-
wy; pod r. 965: “Dubrowka venit ad Miskonem", Do"
brawa przybyła do Mieszka, a pod r. 966: “Mysko
dux baptizatur", książę Mieszko się ochrzcił. Dwie te
daty oznaczają największy przewrót, jaki się dokonał
w dziejach Polski. Polska, nawiązując swe stosunki
z cesarstwem, zjawia się z tą chwilą jako od początku
ważny i poważny czynnik polityczny w Europie,

58

Mieszko I

a przez przyjęcie chrześcijaństwa staje się Mieszko I
i dynastia piastowska twórcami procesu, którego
skutki i następstwa żyją po dziś dzień, lat zatem bez
.mała tysiąc.

Przyjdzie przeto splot wypadków przypadających
na te lata przełomu rozpatrzyć dokładniej. 2eby
sprawy te wyrozumieć, trzeba sięgnąć głębiej, w wie-
lu wypadkach poruszyć zagadnienia pozornie mające
mało związku ze sprawą małżeństwa z Dobrawą
i ochrzczeniem się Mieszka.

Musimy pamiętać, że przy ocenianiu przez nas
wysiłków i rezultatów pracy, działalności, jak i ten-
dencji politycznych naszych pierwszych Piastów X i
i XI w., zbyt mało bierze się pod uwagę, jak to
względnie duże państwo mogło być ze sobą we-
wnętrznie spojone, skoro zostało ono nie tak dawno
stworzone z odrębnych jednostek plemiennych czy
" szczepowych. Nie jest nam prawie znany poprzedni -
okres, przedmieszkowy, kiedy to pierwsi Piastowie —
zapewne w krwawych zapasach — łączyli ze sobą po-
szczególne. plemiona i szczepy lechickie. O sposobach
wiązania ich między sobą nie wiemy nic. Wolno tu
wywieść, raczej na postawie rozumowej, że okres
ten nie znał innych sposobów wiązania ze sobą takich
części czy cząstek, jak siłę i gwałt. Krew była ce-
mentem w budowie. Nie istniały wówczas -jeszcze ani
urządzenia administracyjne, ani prawne, które by
. przyspieszały proces asymilowania się i łączenia orga-
; nicznego zmuszonych do współżycia części składo-
wych. Tak ostatecznie sprawa zjednoczenia musiała
być pozostawiona czasowi, który miał dopiero powoli
wytworzyć bliższe związki, poczucie pewnych wspól-
nych interesów, wspólnych korzyści. Bo nawet wspól-

Przyjęcie chrześcijaństwo.

59

na mowa, obyczaj mało i słabo łączą ludzi i ludy tych
czasów, a poczucie wspólności narodowej kształtuje
się bardzo wolno i zjawia się dopiero na pewnym po-
ziomie kultury, zwykle po wiekach współżycia. Pro-
ces ten musiał być długi, wolno działający, hamowa-
ny choćby ustawicznymi podziałami, wyznaczaniem
dzielnic apanażowych, nietrwałością państw średnio-
wiecznych. Ta słabość wewnętrzna, organiczna, tłu-
maczy nam tak rzucające się w oczy okresy wytężo-
nej działalności i następujące po nich okresy zastoju
i osłabienia. A zbyt często, zapominając o tych wa-
runkach bytowania zresztą przeważnej części państw
europejskich wcześniejszego średniowiecza, oceniamy
wyniki tych czasów ze stanowiska nie zawsze realne-
go, gdy przypisujemy jednym władcom wielkie plany
i zamiary, których mieć nie mogli, a innym zagubie-
nie takich chrobrych idei i zatracenie gnuśne rzeko-
mego obowiązku dziejowego, historycznego posłan-
nictwa. Niestety, większa część takich wielkich idei
i dziejowych posłannictw, które urzeczywistnione zmie-
niłyby bieg koła historii, należy do pomysłów nowo-
czesnych historyków, w których odbija się duch
i atmosfera życia bieżącego, ideologia chwili, marze-
nia czy pozytywne dążenia pewnych środowisk, prze-
rzucone samowolnie w daleką przeszłość.

Jeżeli takie były braki organiczne państwa śred-
niowiecznego, w danym wypadku państwa piastow-
skiego, to istniała jedna spójnia, którą można było
takiemu organizmowi narzucić, a tym była religia,
i to religia chrześcijańska, z całym jej aparatem ad-
ministracyjnym, kościelnym, wyrobionym od wie-
ków. Ten czynnik porządkujący życie był zatem
czynnikiem nie tylko religijnym, moralnym, ale

60

Mieszka I

i czynnikiem cywilizacyjnym, kulturalnym, stapiają-
cym w jedną całość te pierwiastki pierwotnej kultury
narodowej, które wykształciły u siebie poszczególne
narody, z tą cywilizacją, której piastunem był kościół
oparty o tradycję czy to grecką, bizantyńską, czy ła-
cińską, rzymską. W niemałym też stopniu okazywało
się chrześcijaństwo i jego ustrój ważnym również
czynnikiem politycznym.

Sprawa przyjęcia chrześcijaństwa przez Mieszka I
rozpatrywana jest zwykle pod ciasnym kątem widze-
nia małżeństwa księcia polskiego z Dobrawą i stosun-
ków Polski z Czechami i Niemcami. Wczesne, bo
tylko o lat pięćdziesiąt późniejsze, już anegdotyczno-legendowe opowiadania Thietmara i o półtora wieku
późniejszego Anonima-Galla, zaciemniają nam raczej
obraz tego wydarzenia, przenosząc go na płaszczyznę
spraw wyłącznie religijnych, kiedy to Mieszko pod
Wpływem pobożnej małżonki przyjął nie tylko
chrzest, ale i zmusił cały pogański naród do wyrze-;

czenia się pogaństwa i przyjęcia wiary chrześcijań-
skiej. Już dawniej (Wł. Abraham w pracy; o Organi--

-zacji kościoła w Polsce do połowy XII wieku) zwró-
cono, ogólnikowo co prawda, uwagę, że warunki
przejścia w owym czasie Polski na wiarę chrzecijań-
ską musiały być wyjątkowo korzystne i że nie mogło
się to stać wyłącznie dlatego, że taką była wola mo-
narchy. Inicjatywa księcia i zgoda narodu musiały
posiadać jako swe tło warunki pozwalające chrześci-
jaństwu zakorzenić się w Polsce.

Jest rzeczą zastanowienia godną, że chrześcijań-
stwo w Polsce przyjmuje się nie znajdując wyraźne-
go oporu. Wiemy z licznych przykładów, że jeżeli
władca jakiś jest zmuszony przyjąć chrzest warun-

Przyjęcż.e chrześcijaństwa

61

karni, politycznymi, np. poniesioną klęską na polu
bitwy, a w społeczeństwie brak jest zrozumienia dla
takiej zmiany, to albo sarn monarcha po krótkim cza-
sie porzuca przyjętą wiarę, albo też bywa wypędzany
z kraju przez własne, przywiązane do wiary ojców,
. społeczeństwo. Niczego podobnego nie widzimy
w Polsce. Pisze co prawda o pierwszym polskim bis-
kupie Jordanie Thietmar, że “...multum cum eis su-
davit", że bardzo się napocił, ale jest to ogólny, ba-
nalny frazes. Każdy biskup “bardzo się poci", by
grzeszne swe owieczki wprowadzić do winnicy pań-
skiej. Ale w Polsce nie słychać nic o oporze przeciw
chrześcijaństwu. Nie zrywa się pogaństwo do walki
o swe istnienie w chwili, kiedy Mieszko chrzest przy-
jął, ani wtedy, kiedy po śmierci Ottona I oswobadza
się ten książę na wiele lat z zależności od Niemiec.
Nie słychać nic o elemencie pogańskim wtedy, kiedy
w najbliższym Polsce sąsiedztwie wybucha wielkie
powstanie pogańskie w r. 983, skierowane przeciwko
Niemcom i chrześcijaństwu. Przeciwnie, Mieszko I
i Bolesław Chrobry nie wahają się zwalczać osobiście
i skutecznie tego ruchu i to w łączności z cesarstwem.
Nie wybucha siła pogaństwa w Polsce, kiedy w pierw-
szych latach po śmierci Mieszka I Bolesław walczy
z macochą i przyrodnimi braćmi o jedność państwa.
, Nie korzysta ono z wielkich i wyczerpujących siły
wojen Chrobrego, kiedy pogańscy Lutycy walczą po
stronie Henryka II. Nie ma śladu, by za Mieszka II
element pogański skorzystał z przykładu ruchu anty-
chrześcijańskiego u zachodnich Słowian, by wykorzy-
stał walki tego króla z braćmi, klęski jego polityczne
czy wojenne. Przeciwnie, wszystko, co wiemy o tych
czasach, przedstawia nam Polskę jako kraj chrze-

62

Mieszka I

ścijański. Skierowywanie misji Wojciecha czy Bruno-
na do Prus, nie na działanie wewnętrzne, świadczyło-
by również o tym. Pisma Brunona nie zdają się też
świadczyć o istnieniu jakiegoś silniejszego, rzucające-
go się w oczy obozu pogańskiego w Polsce, a w cza-
<sie walk z Niemcami i Lutykami obrońcy oblężonego
grodu wystawiają krzyże, jako najskuteczniejszą
obronę, z tej strony fortyfikacji, gdzie siedzą ze swy-
mi bożkami lutyccy poganie. Tak samo jako arcy-
chrześcijańskiego monarchę traktuje Mieszka II
szwabska Matylda. Dopiero w lat siedemdziesiąt po
przyjęciu chrześcijaństwa, po urzędowym przyjęciu
chrztu przez Mieszka I, w czwartej już z kolei ge-
neracji książąt chrześcijańskich, w okresie zupełnego
załamania się władzy naczelnej za Kazimierza Od-
nowiciela, podczas ruchu rewolucji społecznej, która
kraj ogarnęła, przyszedł do głosu także i czynnik po-
gański, jednakże jako tylko dodatkowy współczyn-
nik ruchu socjalnego. Był to jednak już ostatni
błysk gasnącej lampy polskiego pogaństwa. Więcej
o poganach w Polsce nie słyszymy, chociaż sądzić
wolno, że istnieli i tylko powoli roztapiali się
w chrześcijańskim żywiole coraz to przybierającym
na sile. Bądź co bądź manifestacja pewnej żywotno-
ści elementu pogańskiego w Polsce miała miejsce
wcale późno, w lat siedemdziesiąt po chrzcie Miesz-
ka I.

Trzeba stąd przyjąć, że jeżeli ten żywioł pogański
nie wystąpił od początku czynnie do walki o swe
istnienie, jeżeli pozwolił W tym czasie na zorgani-
zowanie dwu prowincji kościelnych w Polsce i odpo-
wiedniej liczby biskupstw, jeżeli dopuścił do wy-
stawienia setek kościołów i kaplic, klasztorów i erę-

Przyjęcie chrześcijaństwa

63

mów, jeżeli Polska wchodzi w bliższe stosunki z pa-
piestwem, a społeczeństwo nabiera cech społeczeń-
stwa chrześcijańskiego, to widocznie nie było w tym
społeczeństwie polskim X w. sił, które byłyby zdolne
przeciwstawić się chrześcijańskiemu kursowi polityki
Mieszka I i brakowało też takiego czynnika, który
by był w stanie zorganizować silniejszy opór woli
książęcej. Są zatem do przewidzenia dwa problemy —
jednym z nich jest słabość polskiego pogaństwa,
a drugim, zresztą z pierwszym blisko złączonym, jest
brak organizacji czy jej nieudolność do ratowania
dawnej religii.

Powodem osłabienia polskiego pogaństwa było
zapewne to, że Polska ówczesna X w. była już dość
mocno przetkana elementami chrześcijańskimi
w tych warstwach przede wszystkim, na których
opierać się musiał Mieszko I. W samej dynastii
w przeszłości chrześcijaństwo nie mogło być czymś
obcym. Trudno przypuścić, by Mieszko na długo
przed swym małżeństwem nie był o nim uświado-
miony. Imię Swiętopełka, które zjawia się między sy-
nami Mieszka I, żywo wskazuje na jakieś bliższe
stosunki, które łączyły w przeszłości dynastię piastow-
ską z wielkomorawskimi Mojmirowicami, chrześci-
janami zatem. Może babka lub prababka Mieszka I
była córką Swiętopełka wielkomorawskiego. Byłaby
więc gdzieś w końcowych dziesięcioleciach IX w. już
jedna z księżnych polskich chrześcijanką. Czy przez
nią chrześcijaństwo nie zyskało w dynastii, względnie
w kołach do dynastii zbliżonych, swych wyznawców,
jawnych czy utajonych, byłoby próżno i daremnie
dochodzić. Kim mogła być matka Mieszka, a żona
Ziemomysła, nie wiemy. Późniejsze, może mało bu-

,64

Mieszka I

dzące zaufania, wiadomości o córce jej Adelaidzie
głoszą, że była wykształcona, a wykształcenie uzys-
kać by mogła jedynie przy matce chrześcijance i od
d-uchownego przebywającego na dworze, kapelana
matki. Stąd można by przypuszczać, że -i Mieszko

-mógł znać zasady wiary, którą przyjął w r. 966, i nie
.potrzebował być o nich pouczony przez Dobrawę.
Zwraca też uwagę fakt, że Mieszko, rzekomy poganin
“i. barbarzyńca, zaraz w początkach swej chrześcijań-
skiej kariery tak łatwo obraca się w kulcie świętych,.

;czy to św. Lamberta, czy św. Udairyka, jakby to nie
był dwór świeżo ochrzczonego poganina, lecz jakby

,,to czynił od wielu pokoleń chrześcijański książę nie-
miecki czy francuski hrabia.

;, Wiemy również, że około r". 8 7 5 dotarło chrześci-
jaństwo do tzw. ziemi Wiślan, tj. do późniejszej Kra-
kowszczyzny. Nie znany nam z imienia książę Wi-
ślan czynił “zbytki" chrześcijanom, oczywiście przede
wszystkim własnym, bo o chrześcijan wielkomorawskich upomniałby się nie Metody, lecz Swiętopełk.

. Wiemy też, że książę ten Wiślan, pobity przez Swię-
topełka, został zmuszony do przyjęcia chrztu po nie-
woli, jak mu to przepowiedział Metody. Zabytki też
archeologiczne stwierdzają, że kult chrześcijaństwa
w Krakowie musiał być wcale silny i dawny. Toteż

-kiedy w r. 960 Adalbert, późniejszy arcybiskup mag-
:• deburski, wyprawiał się z polecenia Ottona I na Ruś,

-obrał drogę przez księstwo libickie Sławnika, zatem
przez Czechy, stąd zaś zapewne przez Kłodzko, Kra-
ków, Sandomierz zwykłą drogą do Kijowa. Nie użył
krótszej niewątpliwie drogi przez Łużyce, bo ta,
w przeddzień walk w tych stronach markgrafa Ge-
rona, mogła nie być dostatecznie bezpieczna. Za to

Przyjęcie chrześcijaństwa

65

droga, którą obrał, mogła być tym łatwiejsza dla
biskupa — misjonarza, że po stu latach infiltracji
w tych stronach chrześcijaństwa mogła przedstawiać
znaczne dogodności, jeżeli na niej spotykał większe
czy mniejsze skupiska chrześcijańskie. Od r. 949 gra-
nica biskupstwa braniborskiego opierała się o Odrę
i tędy, na wiele lat przed przyjęciem chrztu przez
Mieszka, mogły przenikać wyprawy misyjne. Mogły
się one również przedostawać w głąb Polski od strony
Braniborza, za czasów księcia Tugomira, i od strony
Czech z księstwa libickiego, jak wreszcie i od strony
Krakowa. Chrześcijańskie elementy mogły również
przenikać przez kupców, bo nie wszyscy kupcy byli
żydami, czy mahometanami, przez rzemieślników,
których i w tych czasach potrzebowano i sprowadza-
no, przez wreszcie emigrantów politycznych, takich,
jakim był u Słowian połabskich graf Wichman. Emi-
granci ci szukający schronienia, przygód lub poprawy
losu mogli być liczni i mogli również odgrywać
pewną rolę w tym skomplikowanym procesie wnika-
nia chrześcijaństwa w pogański ustrój Polski.

Zapewne zatem — obracamy się tu w kole tylko
pewnych prawdopodobieństw — zarówno na dworze
książęcym, w wyższych warstwach społecznych, jak
i w ważniejszych ośrodkach istniała już pewna ilość
wyznawców chrześcijaństwa, obok nich byli tacy,
którzy z chrześcijaństwem i chrześcijanami się już
zetknęli, tacy, którzy byli chrześcijaństwu życzliwi
albo wobec chrześcijaństwa obojętni. Nie można
twierdzić, by byli oni liczni, w każdym razie zapewne
dość liczni i znaczni, by książę mógł się na nich opie-
rać, i dość wpływowi, by mieć ich skuteczną pomoc
lub zapewnioną neutralność. Należy także podkreślić,

5 polska X — XI wieku

66

. Mieszka I

że takiej żywiołowej nienawiści, jaką pałali do chrze-
ścijaństwa, wprowadzanego między Łabą a Odrą
przez Niemców, zachodni Słowianie, nie mogło być
nad Wartą i Wisłą, i stąd to uczucie mogło tylko
słabo działać na polskim terenie. Mogła to być raczej
pewna, zrozumiała zresztą, forma ksenofobii. "

Można też sądzić, że strony zachodnie ówczesnej
Polski były bardziej z chrześcijaństwem obyte i li-
czące więcej osób, którym chrześcijaństwo było blis-
kie, niż wschodnie, do których dostęp chrześcijaństwa
był utrudniony. Jak opornie w te odległe strony
wdzierało się chrześcijaństwo, przykładem może być
tu Mazowsze, nie mówiąc o etnograficznie różnych
terenach Prusów, Jaćwingów czy Litwy, terenach tak
jałowych przez wieki dla działalności misji chrześci-
jańskich.

Nie jesteśmy prawie zupełnie poinformowani ani
o podstawach i formach pierwotnego kultu pogań-
skiego wśród plemion polskich, ani o tym, czy była
lub jaką być mogła tego kultu organizacja. Wszystko,
co nam o tym mówi o pięćset lat późniejszy zacny
Jan Długosz, nie może mieć jakiejkolwiek wartości
dla X czy XI w. Możemy mieć o tych sprawach je-
dynie jak najogólniejsze wyobrażenia. Jeżeli najbliżsi
nasi pobratymcy, Słowianie połabscy, mieli swój kult
religijny wcale wysoko rozwinięty i wyrobiony, je-
żeli dla tego kultu istniały świątynie, jeżeli istnieli
kapłani, jeżeli stosowano ustalone zwyczajem obrzę-
dy, jeżeli niektóre z tych plemion wytworzyły formy
życia teokratyczne czy teokratyczno-republikańskie,
to można przypuszczać, że religia szczepów lechickićh
i jej formy organizacyjne były zapewne do tamtych ,
zbliżone, chociażby były prostsze, prymitywniejsze,

Przyjęcie chrześcijaństwa

67

mniej wyrobione i rozwinięte. Otóż wiemy, że powaga.
stanu kapłańskiego na Połabiu i formy teokratyczne-
tam wyrobione były jedną z przyczyn, jedną
z głównych trudności dla stworzenia silniejszych
form państwowych, dla wytworzenia tam władzy
zwierzchniej, dziedzicznej, a z tym zrodzenia się idei
złączenia i zlania rozbitych a pokrewnych sobie ple-
mion, samodzielnie żyjących, w całość • polityczną,
zdolną do życia i do utrzymania niezależności. Obraz
ten jest przeciwny temu, co widzimy w Polsce. -•

W Polsce ród piastowski przez kilka pokoleń, za-
pewne w obrębie więcej niż stu lat (znamy zaledwie,
koniec tego okresu), w krwawych niewątpliwie
i okrutnych zapasach przeprowadza swój program
złączenia wszystkich plemion i szczepów lechickićh
pod władzą Piastów. Wśród tych walk tępią wszystko,
co było wyrazem partykularyzmów szczepowych czy
plemiennych. Giną rody zarówno drobniejszych czy
większych dynastów, jak ich popleczników, a z tym
zapewne i przedstawiciele tego kierunku, który
w zachodniej Słowiańszczyźnie tyle znaczył w ustro-.
ju, t j. teokratyczny stan kapłański. Nie podcinało to
jeszcze religii, ale osłabiało organizację i utrudniało
opór w jej obronie. W chwili, kiedy Mieszko prze-
prowadzał swą reformę religijną, nie stawało już tego
czynnika, który by był powołany i był w możności
zorganizować opór i stanąć na czele zapewne jeszcze
licznych zwolenników starego porządku. To tłuma-
czyłoby fakt, że ruch antychrześcijański zbudził się
do walki dopiero wtedy, kiedy podjęto walkę pod
hasłem społecznym. Ale w tej walce odgrywało już
pogaństwo drugorzędną rolę. Element pozbawiony od
dawnych czasów kierownictwa i więzi organizacyjnej

68

Mieszka l

już w połowie X w. nie miał dość sił, by się opierać
skutecznie wkraczającemu chrześcijaństwu.

Tak prawdopodobnie na tego rodzaju zmaganiach
nie • tylko z partykularyzmami, ale i z elementami
zachowawczymi, do których zaliczyć należy w pierw-
szym rzędzie ustrój religijny pogański, budowały się
podwaliny państwa piastowskiego. Jest to oczywi-
ście tylko przypuszczenie, oparte o pewne analogie
i pewne możliwości, sądzić można jednak, że nie po-
winno być ono zbyt dalekie od rzeczywistości.

Jak wspomniano powyżej, w r. 965 nastąpiło mał-
żeństwo Mieszka z Dobrawą, w r. 966 jego chrzest.
Dwa te fakty, następujące po sobie, mają swe obli-
cze i polityczne, i religijno-kościelne, które-z kolei
-przyjdzie nam poznać.

IV. PAŃSTWO MIESZKA I
I PIERWSZE LATA RZĄDÓW

C<zym była Polska, czym władał jej książę Miesz-
ko, kiedy przez zabór Łużyc i kraiku Słupian stanęła
bezpośrednio u granic polskich cała potęga Cesarstwa
Rzymskiego? Odpowiedź na takie pytanie nie może
być ani dokładna, ani też pewna, będzie tu zawsze
sporo spraw spornych, rozmaicie tłumaczonych, wza-
jemnie się nieraz wyłączających.

Zydowsko-arabski podróżnik, który w latach 965
na 966 bawił w Niemczech, a był na- dworze cesar-
skim i rozmawiał z Ottonem I, Ibrahim-ibn-Jakub,
twierdzi, że kraj Mieszka jest najobszerniejszym
spośród krajów słowiańskich (zachodniej Słowiań-
szczyzny) i że obfituje w zboże, mięso, miód i ryby.
Inne jego wiadomości o kraju Mieszka mniej budzą
zaufania. Donosi on, że Mieszko pobiera daniny ze
swego państwa w bitym pieniądzu, co wobec pier-
wotnej, naturalnej gospodarki jest trudne do wiary,
że z danin tych wypłaca żołd co miesiąc swej dru-
żynie, składającej się z 3000 ludzi, a setka takich

70

Mieszka I

drużynników starczy za tysiące, że wreszcie ze swe-
go skarbu dostarcza owym ludziom ubrań, koni
i uzbrojenia. Podaje dalej, że dzieci tych drużynni-
ków są również na utrzymaniu panującego, a kiedy
dzieci te się żenią albo wychodzą za mąż, cenę kupna
żony ponosi skarb książęcy. Te wiadomości, tak szcze-
gółowe, a pozwalające na przypuszczenie bardzo wy-
robionej gospodarki pieniężnej, za wczesnej w Pol-
sce na wiek X, skłaniają do bardzo krytycznego sądu
o przekazie Ibrahima. Wiemy przecież, że Mieszko I
jest dwukrotnie pokonany przez zapewne nie tak
wielkie siły hrabiego Wichmana, że swe nad nim
zwycięstwo zawdzięczał pomocy konnicy czeskiej
w r. 967. Zatem tak znaczna wedle relacji Ibrahima
potęga chyba nie była tak silna, jak twierdzi ten po-
dróżnik. Twierdzi on także, że na zachód od kraju
Ruś (Rusi) leży państwo kobiet, Amazonek, a wiado-
mość tę uznaje za prawdziwą bezwzględnie, gdyż nie

-dostarczył mu jej nikt inny jak Huto król Rumu, tj.
Otto I cesarz rzymski. Trudno zatem mieć pełne zau-
fanie do opowiadań tego żydowskiego podróżnika,
, bardzo naiwnego, jak widać, wierzącego wszelkim
opowiadaniom, wszelkim bajeczkom i anegdotom,
krążącym na dworze niemieckim. Jedyną wiadomo-
ścią, która w pewnej mierze może być uznana za
.prawdziwą, względnie do prawdy zbliżona jest, że
kraj Mieszka zaliczał się do rzędu największego

w tych stronach państwa, większego zatem od Czech,
państwa Bolesława I.

Otóż mówiąc o Bolesławie (Buislaw), nazywa go
królem Fraga (Pragi), Czech i Krakowa. Podaje, że
z Pragi do Krakowa podróż trwa trzy tygodnie, że
z tego Krakowa przybywają do Pragi Rusini (Ruś)

Pierwsze lata

71

i Słowianie ze swymi towarami. Poza tym opowia-
danie całe uzupełnione jest szczegółami anegdotycz-
nymi, jak o tokowaniu cietrzewi na wiosnę czy
o szpakach imitujących mowę ludzką. W tych warun-
kach wolno się zastanowić, o ile można ufać wiado-
mości Ibrahima-ibn-Jakuba, czy aby wiadomość, że
Kraków w r. 965—966 należał do państwa czeskiego,
jest dostatecznie uzasadniona. Pozornie wiadomość tę
potwierdzałby czeski kronikarz Kosmas, piszący swe
dzieło około r. 1125, który zapisuje, że Kraków został
odebrany Czechom w r. 999, po śmierci Bolesława II,
przez Bolesława Chrobrego. Wiemy jednak, że w tym
roku Kraków został już podporządkowany jako bi-
skupstwo pod metropolitalną władzę arcybiskupa
gnieźnieńskiego, że zatem musiał już od dłuższego
czasu wchodzić w skład państwa polskiego. Niepodob-
na bowiem pomyśleć, by w chwili ostatniej przyłą-
czono Kraków do ustalonego zapewne dawno przed
r. 999 planu utworzenia prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej. Dlatego też badacze, wierzący Ibrahimowi-
-ibn-Jakubowi i Kosmasowi, cofali datę zaboru Kra-
kowa głębiej wstecz, w czasy walk polsko-czeskich
około r. 990. Jeżeli jednak data podana przez Kos"
masa nie budzi zaufania i trzeba tu wprowadzić bar-
dzo znaczną poprawkę, by ją uczynić o tyle o ile
możliwą do przyjęcia, to to samo narusza też w pew-
nej mierze i nasze zaufanie do merytorycznej treści
przekazu. A jak widzimy i wiadomość podana przez
Ibrahima-ibn-Jakuba nie jest tego rodzaju, by można
było uważać ją za bezwzględnie pewną. Przede wszy-
stkim samo nazwanie Bolesława I królem Pragi
i Czech wydaje się być pewnym nieporozumieniem,
bo arabski podróżnik mógł go nazwać bądź królem

72

Mieszka I

Pragi, wedle stolicy, bądź Czech. Ale Praga i Czechy
są tu pewnym pleonazmem, zatem formą zbyteczną,
dowodzącą nieorientowania się Ibrahima w stosun-
,kach politycznych czeskich. Czy więc w tych warun-
kach dodatek do Pragi i Czech Krakowa jest pewnym
świadectwem, trudno by było rozstrzygnąć pozytyw-
nie. Mógł może Kraków być rzeczywiście przez pe-
wien czas zagarnięty przez Czechów, ale mógł też
przylgnąć do Pragi i Czech tym sposobem, że był
wybitniejszym centrum handlowym, z którym Praga
utrzymywała żywsze stosunki kupieckie. Słabo orien-
tujący się podróżnik żydowski mógł łatwo wywnio-
skować, że i Kraków należy do państwa Bolesława
Okrutnego. Poniżej jeszcze znajdą swe miejsce inne
spostrzeżenia, które popierałyby pogląd, że Kraków
i ziemia krakowska nie należały do Czech. Zastrzec
jednak trzeba, że są to racje wyrozumowane, naka-
zujące brać z pewną krytyką i nieufnością przekaz
Ibrahima-ibn-Jakuba, ale że pisarz ten, współczesny,
twierdzi przeciwnie, że Kraków w tych latach sta-
nowił część państwa czeskiego Przemyślidów.

Większe jeszcze wątpliwości panują co do Śląska.
I o nim nie posiadamy bliższych wiadomości. Jest
wcale rozpowszechniona opinia, że z Krakowem
i Śląsk należał do Czech, że dopiero przed r. 990,
kiedy się toczy wojna między Polską a Czechami
o jakieś “regnum ablatum" (odebrany kraj), Śląsk
został przyłączony siłą do państwa Mieszka I. Ale tu
zwrócić należy uwagę na to, że Przymyślidzi czescy
nie posiadali Czech w całości. We wschodniej połaci
Czech istniało wcale duże i potężne państwo książąt
na Libicy, Sławnikowiców (Sławnik był ojcem
św. Wojciecha). Zlikwidował je dopiero w r. 995 Bo-

Pierwsze lata

73

lesław II czeski przez zdobycie Libicy i, wymordowa-
nie w pień wszystkich braci św. Wojciecha. Narzuca
się zatem pytanie, jakim cudem potężny książę cze-
ski, władający także Krakowem i Śląskiem, ująwszy
więc w kleszcze księstwo libickie, nie starł go z po-
wierzchni ziemi około r. 965 i czekał z tym jeszcze
lat trzydzieści. Bo nie sposób wyobrazić sobie, by
takie księstwo mogło się utrzymać, otoczone ze wszy-
stkich stron przez ziemie należące do wrogów. I tu
można więc mieć wątpliwości, do kogo mógł Śląsk
należeć. A jeżeli nie należał do Czech, to i władanie
czeskie w Krakowie opierałoby się na wąskiej bar-
dzo podstawie, która łączyłaby ziemię krakowską
z Czechami. Złączyłaby się w takim razie tzw. Bramą
Morawską, zatem dzisiejszą Opawszczyzną. Byłaby
to bardzo wiotka nić wiążąca ze sobą Kraków i Pragę.

Nie znały wieki średnie pomiarów przestrzeni tak
dużych, jak kraje i państwa, ocena zatem wielkości
jest względna. Ale gdyby Bolesław czeski posiadał
w r. 965 prócz Czech i Moraw także ziemię krakow-
ską i Śląsk, to może na kilometry kwadratowe po-
siadałby mniej ziemi niż Mieszko, ale jako potęga
byłby co najmniej tak silny i potężny, jak książę
polski. Czy byłoby tak łatwo ocenić Ibrahimowi-ibn-
-Jakubowi, że Mieszko jest panem największego pań-
stwa słowiańskiego? Byliby mniej więcej sobie równi.

To, co Mieszko w tym czasie posiadał, da się
określić w sposób następujący: posiadał przede wszy-
stkim ziemię szczepową Polan, tj. późniejszą Wielko-
polskę. Był to ośrodek krystalizacyjny państwa, któ-
ry swą nazwę narzucił całości złączonych szczepów
i plemion lechickich. Posiadał niewątpliwie Kujawy.
Zarówno szczep Polan, jak Kujawian były zapewne

74

Mieszka I

włączone ze sobą bardzo dawno, jeżeli późniejsza le-
genda każe uciekać zagrożonemu Popiołowi z. Gniez-
na do Kruszwicy. Bliskie sąsiedztwem z krajem Po-
lan ziemie Łęczycan i Sieradzan musiały być rów-
nież dość dawno już związane z ośrodkiem polańskim.
Nie można też wątpić, że Mazowsze było również, nie
wiadomo od jak dawna, we władaniu Piastowiców.
Bo bez wątpienia należała do Mieszka I część tzw.
później Małopolski, z Sandomierzem, skoro w r. 981
.traci Mieszko na rzecz Włodzimierza ruskiego Prze-
myśl, Czerwień i inne grody położone na wschodzie
pomiędzy Sanem a górnym Bugiem. Posiadanie tych
stron bez odpowiedniej podstawy geograficznej, za-
tem bez władania Sandomierszczyzną i Mazowszem
jest niemożliwe, tak iż można być pewnym, że Miesz-
ko posiadał w r. 965 sandomierską ziemię, Mazowsze,
Przemyśl i Grody Czerwieńskie, w owych czasach
zasiedlone przez żywioł lechicki.

Pozostaje jeszcze sprawa Pomorza. Wiemy, że
w początkach swych rządów nie posiadał Mieszko ca-
łego Pomorza, że dopiero po wielu latach walk zdo-
łał przyłączyć do swego państwa Zachodnie, Nad-
odrzańskie Pomorze. Zdaje się jednak, że Pomorze
Wschodnie, Gdańskie, Nadwiślańskie, znajdowało się
już we władaniu Mieszka, skoro w latach następnych
dokonał on ostatecznego zaboru najtrudniejszego od-
cinka zachodnio-pomorskiego.

W jakim porządku po sobie łączyli przodkowie
Mieszka te dzielnice ze sobą, nie wiemy. Jak już
wynika z powyższych uwag, zapewne Wielkopolska
i Kujawy byłyby spadkiem po poprzednikach Pia-
stowiców, Popielidach, czyli należałby ten fakt do
głębokiego jeszcze wieku IX. Dalsze zdobycze, za-

Pierwsze lata

75

pewne już piastowskie, następowałyby później, w ja-
kim porządku, nie wiemy. Jedynie jeżeli chodzi
o ziemię Wiślan, księstwo krakowskie, można stwier-
dzić, że posiadało ono w IX w. własnego księcia, że
znalazło się około r. 875 w zależności od księcia wiel-
komorawskiego Swiętopełka i dopiero potem, może
po upadku Wielkich Moraw w r. 906 mógł się Kra-
ków, a za nim może i Śląsk, znaleźć w rękach Pia-
stowiców. Zapewne też podporządkowanie Mazowsza,
ziemi chełmińskiej, Sandomierszczyzny, Przemyśla,
Grodów Czerwieńskich, Wschodniego Pomorza i tzw.
ziemi lubuskiej, będzie jeszcze dziełem pokoleń
przedmieszkowych. Można by tu podnieść jedną wąt-
pliwość, wyrozumowaną: czy w obrębie stu lat, mię-
dzy połową IX w. a czasami Mieszka I, da się po-
myśleć przeprowadzenie dzieła tak dużego, w cza-
sach prymitywnych środków administracyjnych,
w okresie kiedy podziały między spadkobierców bu-
rzyły często do szczętu to, co stworzył z trudem
spadkodawca. Ale tak nie znamy warunków tego pro-
cesu jednoczenia, że trudno by było budować cośkol-
wiek na tej rozumowej podstawie, a źródła wcześ-
niejsze, czy jest to tzw. Geograf Bawarski, czy Alfred
anglosaski, zdają się jeszcze nic nie wiedzieć o ja-
kimś silniejszym skupieniu ziem nad Wartą i Wisłą.
Można tylko przypuszczać, że przykład Wielkich Mo-
raw i Mojmirowiców, a dalej i Czech, mógł tu być
częściowo wzorem i podnietą dla praojców naszej
pierwszej dynastii.

Że w całym tym okresie budowania państwa i jed-
noczenia szczepów i plemion lechickich dynastia twór-
ców musiała mieć stosunki z otaczającym ją światem,
nie może ulegać wątpliwości. Wiemy, że nie tylko za

76

Mieszka I

Karolingów, ale i za Merowingów ludy barbarzyń-
skie, pogańskie, utrzymywały stosunki z dalekim Za-
chodem. I Polska przedmieszkowa, a może i przed-
piastowska, musiała utrzymywać najrozmaitszego ro-
dzaju stosunki ze światem. Czy pewne formy orga-
nizacyjno-administracyjne naszego najdawniejszego
ustroju nie były brane ze wzorów obcych, może je-
szcze karolińskiej proweniencji, nie jest do dnia dzi-
siejszego dokładnie zbadane. Ale już w tych daw-
nych, ciemnych czasach musiała dynastia, dwór, a tą
drogą i społeczeństwo, chłonąć pewne pierwiastki ob-
cej kultury, tak jak niewątpliwie w pewnej mierze
zapoznawało się ono z najważniejszym pierwiastkiem
tej kultury, z chrześcijaństwem.

Polska Mieszka I, zasłoniona dotychczas pasem lu-
dów słowiańskich, połabskich, od bezpośredniego ze-
tknięcia się z barbarzyństwem Sasów i z okropnościa-
mi ich systemu eksterminacyjnego, nie posiadała za-
pewne w tak dużym stopniu uprzedzeń do nowego
sąsiada niemieckiego, jakie mieli z własnych przeżyć
zachodni Słowianie do Niemców. Ta nienawiść, to za-
trucie wzajemnych stosunków, jakie cechują połab-
skich Słowian, nie są prawdopodobne w Polsce, któ-
ra na względnie niewielkiej przestrzeni na razie miała
graniczyć z niemieckim sąsiadem. Nie może to zna-
czyć, by wzajemne stosunki miały być pełne życzli-
wości i zaufania, bo, jak wiadomo, między sąsiadami
rzadko panuje zgoda i miłość, a tylko sąsiedzi na-
szych sąsiadów są naszymi przyjaciółmi. Nie można też
wątpić, że polityk, taki jak Mieszko musiał mieć już
w r. 963, kiedy markgraf Gero po pokonaniu Łuży-
czan i Słupian stanął nad granicami Polski, jasną
świadomość, że zjawiła się tu pod bokiem Polski no-

Pierwsze lata

77

wa siła, nowy czynnik, który o ile się utrzyma
w swoich zaborach, będzie odgrywać poważną rolę
w polityce polskiej. Zdawał sobie sprawę także i z te-
go, że w tym stanie rzeczy trzeba się będzie liczyć
z koniecznością nie tylko utrzymywania pewnych sto-
sunków z nowym sąsiadem, ale i z nieodzownością
prowadzenia odpowiedniej polityki, takiej, którą by
zabezpieczał się przed wszystkimi z tej strony możli-
wymi niespodziankami. Bo można być przekonanym,
że jeżeli Mieszko nie zetknął się do tej chwili bezpo-
średnio z państwem niemieckim (wyznaczona w r. 949
granica biskupstwa braniborskiego na rzece Odrze
była raczej teorią), to jednak musiał sobie dobrze
zdawać sprawę z tego, kim są Niemcy i jaką siłę
przedstawia Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckie-
go lub reprezentant w tych stronach cesarza, mark-
graf Gero.

Jeżeli daty klęsk czy porażek Mieszka zadanych
mu przez Wichmana nie dają się dokładniej ozna-
czyć, jeżeli zdają się one być nieco późniejsze niż za-
jęcie Łużyc przez Gerona, jeżeli też nie znamy do-
kładnie daty, kiedy Mieszko uznał swą zależność od
cesarstwa, to już w niedługim czasie po tym zaborze
Gerona spotykamy daty, które zdają się być pewne.,-
I jeżeli poprzednio brak nam wiadomości o Polsce,
to od r. 965 mamy ich sporo. Wcale licznie płynące
od r. 965 wiadomości o nie znanej dotychczas Polsce
świadczą o coraz to rosnącym zainteresowaniu, które
budziło u Niemców pojawienie się nowego sąsiada,
a zarazem nowego czynnika w ich polityce wschod-
niej. Wolno też przypuszczać, że podobne zaintereso-
wanie musiało istnieć także ze strony polskiej.

Pod r. 965, jak to już wspomniano powyżej, do-

78

Mieszka I

wiadujemy się o małżeństwie Mieszka I z Dobrawą,
w r. 966 o chrzcie Mieszka. W r. 967 podczas nowego,
trzeciego z rzędu napadu Wichmana na Mieszka, tym
razem zakończonego klęską i śmiercią awanturnika,
Mieszko jest nazwany “amicus imperatoris", przyja-
cielem cesarza. Wreszcie w r. 968 pojawia się wia-
domość, że Polska “cepit habere episcopum", że po-
siadła własnego biskupa, i że biskupem tym jest
Jordan.

Co może oznaczać ten cykl wiadomości, uzupeł-
niony częściowo obszerniejszymi opowiadaniami Wi-
dukinda,Thietmara, a z późniejszych polskiegp Ano-
nima-Galla i czeskiego kronikarza Kosmasa?

Zdaje się, że przytoczone fakty winny wzajemnie
się wiązać, uzupełniać i objaśniać, gdy w rzeczywi-
stości przedstawiają one wiele zapytań, na które nie
jesteśmy w stanie dać wystarczającej odpowiedzi.
Skąpość źródeł, które ledwie zaczynają płynąć, nie
starczy na jakie takie wyjaśnienie narzucających się
pytań czy wątpliwości.

W związku z wypadkami po r. 963, tj. po zaborze
Łużyc przez Gerona, gdy może w latach 964 czy 965
Wichmąn z lutyckim plemieniem Redarów urządził
dwie wyprawy na ziemie Mieszka i dwukrotnie za-
dał mu klęskę, gdy w walkach tych zginął nieznany
nam z imienia brat Mieszka, a Wichmąn wydusił, jak
się zdaje, od księcia polskiego “magnam predam",
łup, zapewne okup, natykamy się na pierwszy dość
tajemniczo wyglądający fakt związku małżeńskiego
z Dobrawą, córką księcia czeskiego Bolesława, w r. 965.

Przede wszystkim parę słów o samym tym imie-
niu. Wiadomo, że często używa się formy nie Dobra-
wy, ale Dąbrówki. Wiadomo też, że językoznawcy są

Pierwsze lata

raczej zwolennikami tej drugiej formy. Nie można tu
wchodzić dokładniej w wywody w tym względzie językoznawców, ale dla historyków są -inne względy
przekonywające i świadczące raczej za pierwszą for-
mą, za Dobrawą. Bo przede wszystkim forma Dąbrów-"
ka w tym znaczeniu, jakie starają się imieniu temu
przydać językoznawcy, byłaby raczej przezwiskiem
nie imieniem. Dalej imiona urobione od przymiotni-
;ka dobry znane są we wszystkich językach europej-
skich, w greckim, łacińskim, w pochodzących z łaciny
językach romańskich, w językach germańskich, sło-
wiańskich. Znamy bardzo dużo imion takich, jak Do-
bromir, Dobrogost, Dobromiega czy Dobrosława itp..,
niewątpliwie urobionych od przymiotnika dobry. Pi-
sarz niemiecki, biskup Thietmar, mówiąc o Dobrawie
tłumaczy jej imię na “bona", tj. Dobra. Jej pra-
wnuczka W Szwecji nosząca zapewne jej imię nazy-
wana jest Gudą, tj. Dobrą, Dobrawą. Jest wreszcie
w otoczeniu Rychezy w XI w. Polka, nosząca imię
Doueraua, tj. Dobrawą, wskazujące również na po-
prawność imienia i formy Dobrawy. Dla tych wzglę-
dów używamy tu imienia Dobrawy, zaznaczając, że
językoznawcy ze swej strony podnoszą poważne wąt-
pliwości, przez nich naukowo uzasadniane, iż forma
tego imienia winna by brzmieć Dąbrawa, Dombrawa
czy też Dąbrówka.

Mówiąc o małżeństwie Mieszka z Dobrawą należy
odrzucić przede wszystkim narosłe z biegiem czasu
o tym fakcie legendy, które krążyły już za czasów
Thietmara, zatem już w pięćdziesiąt lat później, jak
i u późniejszego o półtora wieku, odległego od cza-
sów Mieszka — Anonima-Galla. Faktem jest, że wy-
szła Dobrawą za mąż za Mieszka poganina, a nie

80

Mieszka I

mogło być pewności, czy poganin ten przyjmie chrzest,
czy nie. Żeby przekwitłe wdzięki Dobrawy tak sku-
, siły młodego, zdaje się. Mieszka, że dla niej przyjął
chrzest, że ona, jak twierdzi Thietmar, jadała w post
mięso, by się przypodobać mężowi, czy jak to przed-
stawia Anonim-Gall, tak długo odmawiała mężowi
- łask małżeńskich, aż ten się ochrzcił, wszystko to są
piękne i pobożne a naiwne opowiadania i wymysły,
którym kłam zadaje rodak Dobrawy Kosmas. Ten
czeski kronikarz na podstawie niewątpliwie realnej,
domowej, dworskiej tradycji Przemyślidów stwier-
dza, że była to “mulier", zatem kobieta zamężna,
.wdowa czy rozwódka, “provecte etatis", więc już
w pewnym wieku, nie młoda, która wychodząc za
księcia polskiego udawała młódkę, bo “tanta erat
dementia mulieris", takie było szaleństwo, głupota
tej kobiety. Wreszcie dodaje, że była “ multum, im-
proba", zatem nie nienagannej moralności. Nie było to
więc małżeństwo sentymentu, bo tego nie można
szukać w małżeństwach dynastycznych. Był to zwią-
zek czysto polityczny, dyktowany interesem zapewne
jednej, jak i drugiej strony. W splocie tych interesów
politycznych sprawa przyjęcia chrztu, jeżeli w ogóle
była omawiana czy przedstawiana, stała zapewne na
szarym końcu.

Jeżeli chodzi o losy Dobrawy przed jej małżeń-
stwem z Mieszkiem, to podkreślono już powyżej, że
wychodząc za Mieszka była ona “mulier" kobietą, ża-
rtem nie panną, dziewicą. Musiała mieć poprzednio
męża, Mieszko byłby więc jej drugim mężem. Otóż
zwrócono już dawniej uwagę na wiadomość, którą
parokrotnie podaje merseburski Thietmar, że w po-

Pierwsze lata.

Sl

czątkach XI w. żyje w Niemczech niejaki Guncelin,
gorący przyjaciel i zwolennik Bolesława Chrobrego.
Ten Guncelin, syn margrabiego miśnieńskiego Gun-
tera, jest parokrotnie nazwany przez Thietmara bra-
tem Bolesława Chrobrego. Otóż Guncelin nie mógłby
być bratem rodzonym Bolesława, skoro ojcem jego
był Gunter, ale mógłby być jego bratem przyrodnim,
po matce. Ponieważ, ów Gunter umiera dopiero
w r. 982, a Dobrawa w r. 965 wychodzi za mąż za
Mieszka, to widać z tego, że musiałaby być przez
męża odtrącona, byłaby rozwódką, zawierając drugie
związki małżeńskie. Tak by się najprawdopodobniej
tłumaczyło braterstwo Guncelina z Bolesławem. Było
to również w zgodzie z informacją Kosmasa, że Do-
brawa Mieszkowa nie była panną, ale starszą damą,
która udając młódkę zdjęła z głowy zasłonę, ozna-
czającą kobiety zamężne, a nałożyła sobie dziewiczy
wieniec.

Gdyby ze strony czeskiej był postawiony postulat
chrztu przy pertraktacjach o małżeństwo Dobrawy,
to porządek rzeczy byłby odmienny, na czele stałby
chrzest, a po spełnieniu tego warunku przyszłoby
małżeństwo, nie odwrotnie. Nie po to wreszcie posyłał
Bolesław czeski swą córkę do Polski, by ta odma-
wiała mężowi łask małżeńskich tak długo, dopóki
chrztu nie przyjmie, bo takiej małżonki nie przyjął-
by sam Mieszko. Można też wątpić, czy sama Do-
brawa po to wiązałaby się z Mieszkiem, by w razie
oporu być odesłaną na dwór ojcowski. Musiały być
jednak inne, poważne powody skłaniające obie uma-
wiające się strony do zawarcia tego rodzinnego ukła-
du, który w owych czasach bywa zwykle łączony

> Polsk-i x - XI wieku

82

Mieszka I

z układami politycznymi, z sojuszem, z przymierzem,
a choćby tylko ze współpracą na pewnych politycz-
nych odcinkach.

Nie wiemy dobrze, po czyjej stronie była inicja-
tywa tego rodzinnego układu, chociaż uważa się za
rzecz prawdopodobniejszą inicjatywę polską Miesz-
ka I. Ale konieczności takiego wniosku nie ma. Rów-
nie często książęta prosili o rękę czyjąś, jak propo-
nowano pozbawionym żon, samotnym książętom cór-
ki czy siostry w małżeństwo. Tak raczej stwierdze-
nie większej czy mniejszej korzyści czy to po stronie. •
Mieszka, czy po stronie Bolesława czeskiego mogłoby
nas uświadomić, kto mógł być tym, który pierwszy
zaczął rokowania. Ale pod tym względem jest bar-
dzo dużo niejasności, sporo wątpliwości nie pozwa-
lających na pewne stwierdzenie i rozstrzygnięcie.

Jest bowiem rzeczą budzącą duże zdziwienie i za-
stanowienie, jak i niełatwo zrozumiałą, jakim sposo-
bem mogło dojść do porozumienia między Mieszkiem
a Bolesławem, jeżeli byłoby prawdą, że Bolesław za- •
garnął i trzymał w swych rękach Kraków. Jeżeli tak
by było, byłoby sprawą wręcz niezwykłą, gdyby
Mieszko zapomniał o stracie Krakowa czy choćby
o sprawie przyłączenia tej dzielnicy w przyszłości do
swego państwa, gdyby na wiele może lat wykreślił to
zagadnienie z listy swej racji stanu. Popularne i roz-
powszechnione tłumaczenie, że Mieszko był do tej
rezygnacji zmuszony klęskami wojennymi doznanymi l
w walkach z Wichmanem, nie wytrzymuje krytyki,
Klęski mogły być dotkliwe, przykre, ale chyba za-
skoczenie przez niewielkie siły Wichmana, wspoma-
ganego przez plemię Redarów, nie mogło być tego
rodzaju, by zachwiało władaniem Mieszka w Polsce

Pierwsze lata

83

i aby miało temu zaradzić tak duże poświęcenie.
Można śmiało przyjąć, że sam Widukind przecenił
znaczenie powodzeń swego bohatera, hrabiego Wich-
mana. Zresztą w swych wiadomościach nie daje ni-
gdzie do zrozumienia, by klęski były dla Mieszka
groźne. Ibrahim-ibn-Jakub podaje również wiadomość
o ludzie Ubaba, mieszkającym nad morzem na pół-
nocny zachód od państwa Mieszkowego, u ujścia za-
tem Odry, który walczy z Mieszkiem, a którego “po-
tęga jest wielka". Ale Ł te walki, których szczegółów
zupełnie nie znamy, nie mogły zachwiać Mieszka,
który mimo wszystko posiada dość sił, by prowadzić
długą i wytężającą walkę o Pomorze i w końcu je
podbić. Gdyby klęski te były rzeczywiście bardzo
poważne, to byłby sam Bolesław może mniej skłonny
do wiązania się z Mieszkiem, spodziewając się więk-
szych zysków terytorialnych po jakimś możliwym
kryzysie w państwie Mieszkowym. Również nie wy-
jaśnia nam tego zagadnienia wysuwane czasami tłu-
maczenie, że poświęcenie Krakowa było konieczne
dla Pomorza, którego zabór miał Mieszko na oku.
Bo przecież nadzieje opanowania ujść Odry i Wisły
opierać się mogły i musiały o szeroką bazę teryto-
rialną, jaką dawało posiadanie i władanie górnym
biegiem Odry, tj. Śląskiem, i górnym biegiem Wisły,
Krakowem. Zapewne, byłoby wygodne dla Bolesława,
gdyby Mieszko wchodząc w stosunki polityczne
,, • z Czechami i zostając zięciem księcia czeskiego zre-
zygnował choćby czasowo z ambicji krakowskich. Ale
patrząc się w ten sposób na te sprawy należałoby
stwierdzić, że wszelki zysk płynący z układu rodzin-
nego zagarnął Bolesław; gdy Mieszko mógł mieć mo-
że niewiele więcej jak wdzięki Dobrawy. Bo chyba

84

Mieszka I

Mieszka i Bolesława nie wiązało w tej chwili ze sobą
jakieś bezpośrednie, grożące im wspólnie niebezpie-
czeństwo zewnętrzne. Był przecież Bolesław czeski
od lat już wielu podległy królowi niemieckiemu, któ-
remu wiernie i lojalnie służył. Cesarz, który zresztą
rzadko w ostatnich latach i zwykle krótko bywał
w Niemczech, zbyt był zajęty sprawami włoskimi,
a wcale potężny książę czeski, wierny cesarzowi, nie
potrzebował się obawiać jakiegoś zamachu na siebie
i swe państwo ze strony niemieckiej. Tym więcej, że
było tendencją polityki Ottona I unikać zawikłań na
północy, co by go mogło zmusić do porzucenia na
czas dłuższy interesów włoskich. Sam Mieszko I, o ile
sądzić wolno, nie był do r. 965 zaatakowany przez
cesarstwo. Wiemy już, że zbrojne zetknięcie się Ge-
rona z Mieszkiem w r. 963 jest w wysokim stopniu
nieprawdopodobne. Nie wiemy nic, źródła o tym nie
podają wiadomości, by w latach następnych nastąpiła
jakaś wyprawa niemiecka na Polskę. Współczesny
Widukind mówi o dwu samodzielnych i samowol-
nych wyprawach Wichmana ze Słowianami na zie-
mie Mieszka, a byłby chyba coś wspomniał, gdyby
taka wyprawa nastąpiła od zachodu, od strony Nie-
miec, z ramienia cesarza, i gdyby tym sposobem siłą
i przewagą niemiecką był Mieszko zmuszony do ule-
głości. Raczej zatem mimo zaboru Łużyc, po ustąpie-
niu z areny życia Gerona, po jego rychłej śmierci
i podziale jego marchii na mniejsze jednostki, nic
wyraźnie nie groziło Mieszkowi ze strony niemie-
ckiej. Nie wydaje się przeto, by po stronie czeskiej
czy polskiej, a tym mniej po stronie czeskiej i pol-
skiej, przewidywano jakieś niebezpieczeństwo, które
by zmuszało obu władców do porozumienia. Był co

Pierwsze lata

85

prawda jeden punkt, który mógłby być równie draż-
liwy dla Polski jak dla Czech, a tym było zajęcie
przez Niemców, przez Gerona, Łużyc i kraju Słupian.
Był to dotkliwy cios dla Czechów, którzy, jak wie-
my, mieli w X i XI w., nie mówiąc już o czasach
późniejszych, oczy zwrócone na ten kawałek ziemi.
Wiemy, że i Polska konkurowała" do tego skrawka.
Zabranie go przez trzeciego i to bardzo potężnego
partnera mogłoby być pomostem do wzajemnego po-
rozumienia. Czy jednak ta, wcale doniosła sprawa,
była w ówczesnych warunkach, przy potędze i po-
wadze cesarstwa, naprawdę wystarczającym czynni-
kiem, by Mieszko płacił choćby chwilowymi ustęp-
stwami w sprawie Krakowa?

Te, zapewne tylko wyrozumowane, zastrzeżenia
i wątpliwości utwierdzają w pewnej mierze w nie-
wierze w dokładność przekazu Ibrahima-ibn-Jakuba
o władaniu czeskim w Krakowie. Z drugiej strony
czynią porozumienie polsko-czeskie trudno zrozumia-
łe, mało się tłumaczące. Pozostaje zatem osamotniony
fakt, iż do porozumienia takiego doszło. Nie wiado-
mo, czy wobec zapewne równoczesnego zawarcia
układu Mieszka z cesarstwem, przy ułożeniu stosun-
ków z Czechami i zawarciu małżeństwa z Dobrawą,
można posądzać,, czy to Bolesława o jakiś udział
w dziele oddania się jego zięcia pod protekcję ce-
sarską, czy może Mieszka o nadzieję, że przez sojusz
i związek z księciem czeskim zyska szczególnie życz-
liwe przyjęcie swych ofert na dworze niemieckim.
Całkiem wyłączone to być nie może. Sam Bolesław
mógłby się obawiać, by jego układ z potężnym księ-
ciem polskim nie był w podejrzeniu u czynników
politycznych niemieckich, że jest to zapowiedź z je-

86

Mieszka I

go strony próby usamodzielnienia się. Stąd może
przywiedzenie do cesarskiego tronu księcia polskiego
mogłoby rozpraszać podejrzenia i- zyskiwać lojalne--
mu księciu czeskiemu łaskę monarszą i inne korzyści
z tej łaski płynące. Mieszkowi zaś, jeżeli już dla za-
pewnienia sobie spokoju ze strony niemieckiej posta-
• nowił wejść w stosunek zależności od cesarza, układ
z, Czechami zapewniał pomoc i poparcie na dworze
niemieckim, i to niewątpliwie bardziej w tych wa-
runkach doświadczonego i zorientowanego Bolesława.

W każdym razie zadzierzgnięciem stosunków
z Czechami stwarzał Mieszko dla siebie i swego pań-.
stwa pewne nowe warunki, które krzepiły jego po-
łożenie na zewnątrz i pozwalały może nawiązać łat-
wiej takie stosunki z zagranicą, o których nie miał
dotąd powodu myśleć. A w związku z zamiarem
przyjęcia chrztu stawały się takie stosunki potrzebą
nie chwili, lecz stałą. Niewątpliwie eliminował on
na wiele lat tym sposobem same Czechy z rzędu
swych ewentualnych przeciwników. Było to pewną-
korzyścią, zwłaszcza wobec stałej przyjaźni Czech
z Lutykami, wrogami Polski., Nie usuwał co prawda
tej tradycyjnej przyjaźni, ale zmniejszał zapewne
jej skutki. Zwycięstwo ostateczne nad Wichmanem
w r. 967 zawdzięczał przecież pomocy czeskiej. A nie-
długo później porozumienie się tych dwu państw
słowiańskich wypłynie na szersze wody przez wmie-
szanie się ich w najważniejsze sprawy wewnętrzne
samych Niemiec, po śmierci Ottona I i Ottona II.

Tak więc trudno wywnioskować, jakie korzyści
czy cele polityczne związały Polskę i Czechy, Miesz-
ka I i Bolesława I. Faktem pozostanie to tylko, że
nastąpił przez małżeństwo z -Dobrawą sojusz dwu

Pierwsze lato

87

wcale potężnych państw słowiańskich i że nie widać,
by zainteresowane tym państwo niemieckie czuło się
takim porozumieniem zagrożone. Przeciwnie, Niemcy
zyskują tą drogą nie tylko dawno już utwierdzoną
zwierzchność nad Czechami, ale i nad Polską, do-
tychczas niezawisłą. Wydawać by się mogło, że po-
litycznie największe korzyści osiągnął tu Otto I, któ-
ry opuszczając w r. 966 na lat wiele Niemcy mógł
odjeżdżać do Włoch spokojnie, pewny, że nie będzie
poważnych zawikłań na wschodzie, chociaż od maja
r. 965 zabrakło najczynniejszego stróża porządku
i bezpieczeństwa granicy wschodniej, markgrafa Ge-
rona. Mimo to wszystko trudno posądzić cesarza
o czynny udział w porozumieniu się obu władców
słowiańskich, bo tu polityka raczej nakazywała mu
zasadę “divide et impera". Może więc tylko Otto I
zręcznie wyzyskał taki obrót sprawy i obrócił go na
własną korzyść i pożytek, robiąc z Mieszka I przy-
jaciela.

Sprawa samego ostatecznego motywu przyjęcia
chrześcijaństwa, jak wybór momentu jego przyjęcia
jest zagadnieniem osobnym. Jak zaznaczono to dość

dobitnie powyżej, nie możemy żywić zaufania do le-.
gendą już tracącego przekazu Thietmara czy Ano- -
nima-Galla, by czy to wdzięki Dobrawy, czy jej po-
bożne starania odegrały w tym jakąkolwiek rolę,
wpłynęły na zasadniczą decyzję. Gdyby przyjęcie
chrztu nie leżało na linii polityki Mieszka, Dobrawą
nie wskórałaby nic. Musiały być inne powody, silne
i poważne, które skłoniły Mieszka do tego kroku.
Mieszko musiał rozumieć, że z chwilą, kiedy w r. 963
wskutek zdobycia Łużyc przez markgrafa Gerona gra-
nice polityczne, realne nie idealne, połączyły Polskę

88

Mwszho I

i Niemcy, kiedy stanęło przed nim wyraźnie już nie-
bezpieczeństwo potęgi cesarstwa, należy zabezpie-
czyć się na wszystkie możliwe przypadki na przy-
szłość. Do tego mogło mu służyć, na pewien czas przy-
najmniej, przymierze czeskie i małżeństwo z Dobra-
wą. Starał się również oddalić to, co mogło mu
utrudniać działalność na bliższą metę, mianowicie
konsolidowanie zbudowanego państwa i dokończenie
zaboru Pomorza. Nf.e mógł być bowiem -w tych latach
pewny Mieszko, czy zaborcza polityka niemiecka.
której wykładnikiem był do r. 963 markgraf Gero,
zatrzyma się na zajęciu Łużyc, czy nie zechce sięgnąć
dalej i w ten sposób pokrzyżować bądź unicestwić to,
co miało być celem jego działania w latach najbliż-
szych. Akcja niemiecka skierowana przeciw Polsce
mogła takie plany przekreślić, a dokonane prace
około budowy państwa mocno podkopać i naruszyć.
Jeżeli Bolesław czeski mógł się z niepokojem pa-
trzeć na opanowanie przez cesarstwo Łużyc, to
i Mieszko mógł czuć potrzebę porozumienia się
z Niemcami, skoro ci pojawili się na horyzoncie pol-
skim. Ponieważ porozumienie księcia polskiego z ce-
sarzem jako równego z równym było niemożliwe,
nastąpiło zapewnienie sobie życzliwości cesarskiej sy-
. stemem odpłatnym, wejście w stosunek trybutarny.
Za roczny czynsz, trybut, za pewne świadczenia rze-
czowe czy ograniczenia polityczne, zyskiwał sobie
książę polski spokój i życzliwy stosunek ze strony
potężnego cesarza, podlegających mu książąt i mark-
grafów. A cesarz, zajęty sprawami włoskimi, tylko
przelotnie, na krótki czas, przebywający na ziemi
niemieckiej, od lat wielu w trudzie zwalczając pię-
trzące się przeszkody, zmierzający do stworzenia or-

Pierwsze lata

89

ganizacji kościelnej w postaci metropolii magdebur-
skiej, dążył również do tego, by w tych stronach,
między Łabą a Odrą, panował spokój. Naruszanie spo-
koju mogłoby przekreślić plany kościelne cesarza,
a nadto zmusić go do porzucenia spraw włoskich, by
spiesznie podążyć na północ dla uspokojenia walczą-

, cych i ubezpieczenia -zagrożonych granic i terenów na
wschodzie. Mieszko zaś, stając się trybutariuszem ce-
sarskim, zabezpiecza się raczej protekcją cesarską
przed prepotencją markgraf ów. Nie wiemy, czy
Mieszko, korzystając z pobytu w Niemczech Ottona I
w latach 965 i 966, nie przedstawił się osobiście ce-
sarzowi, jakby się należało tego spodziewać. Źródła
o tym nie piszą, ale byłoby zrozumiałe, że czy to
wybierając się do cesarza, czy mając taki zamiar
nie urzeczywistniony, postanowił definitywnie zerwać
2 pogaństwem i przyjąć chrzest. Potężny książę pol-
ski, chrześcijanin, byłby inaczej traktowany niż ksią-

: że poganin. Wytwarzałaby się też pewnego rodzaju
równość “towarzyska", wreszcie pewne, względne
oczywiście, warunki osobistego bezpieczeństwa, bo
wobec pogan miano pod tym względem mało skru-
pułów. Nie można wątpić, że prócz tych dość pozio-
mych względów, które mogły wpływać na moment
przyjęcia chrztu, rozumiał też Mieszko i inne walory
i korzyści płynące z zerwania z pogaństwem. Takie.
wartości, jak wyższość moralna religii chrzęści jań-
< skiej, sentyment, uczucie, religijność, wiara, jak prze-
konanie czy przeświadczenie, że tym krokiem łączy
się Polska z wielką i; z wiekową kulturą łacińsko-
rzymską, że tym samym wchodzi się w związki cy-
wilizacyjne, duchowe, z rodziną ludów zachodniej
Europy, były niewątpliwie zupełnie obce, niezrozu-

90

MiSszko I

miałe i niedostępne Mieszkowi i jego współczesnym.
Ale rozumiał on zapewne, że tą drogą może łatwiej
wejść jako czynnik polityczny w koło spraw i inte-
resów świata chrześcijańskiego, z którym współżycie
jest dla niego i jego państwa koniecznością nie-
uniknioną, skoro ten do tego czasu tak daleki i obcy,
mu świat zbliżył się nagle do niego, że przedstawia
dla niego zarówno pewne niebezpieczeństwo, jak
i w niejednym wypadku realne korzyści. Może i te
wszystkie względy nie są zbyt idealne, wzniosłe, ale
Innego poglądu od realnego, pozytywnego monarchy,1
odpowiedzialnego przed przyszłością za przeszłość
zbudowaną krwią i trudem przodków, w tych czasach
wymagać nie można.

Dziwnie łatwo i szybko przechodziła ta rzekomo
pogańska, rzekomo nikomu nieznana, rzekomo bez
stosunków w świecie Polska przez pierwsze etapy
swego religijno-kościelnego rozwoju. Wiemy i w wia-
domość tę możemy w pełni wierzyć, bo jest ona
i pośrednio potwierdzona, że już w r. 968, zatem
w dwa lata po chrzcie Mieszka, “Polonia cepit habere
episcopum", Polska otrzymała swego własnego, osob-
nego biskupa, któremu było na imię Jordan. Czechy,
chrześcijańskie od dawna, czekały na własnego bis-
kupa lat niemal sto, a dostały go w końcu jako
.sufragana niemieckiego metropolity, gdy poprzednio
tworzyły jedynie część niemieckiej diecezji w Ra-
tyzbonie. Polska od razu, widocznie bez czekania, bez
trudu i wysiłku uzyskuje własnego i to od nikogo
nie zależnego biskupa. Wiemy już dzisiaj, że nie
ustanowiono w r. 968, kiedy ostatecznie zorganizo-
wano metropolię magdeburską, żadnego biskupstwa
poznańskiego podległego Magdeburgowi. W tym

Pierwsze lata

91

punkcie swego opowiadania sfałszował Thietmar hi-
storię podając, że Jordan został zaliczony do sufra-
ganów metropolii magdeburskiej, gdyż wschodnie
granice magdeburskiej prowincji kościelnej opierały
się o zachodnie brzegi Odry, nie przekraczając jed-
nak nigdzie linii tej rzeki. Terytorium podległe
Mieszkowi, terytorium państwa polskiego, nie nale-
żało kościelnie do prowincji kościelnej magdebur-
skiej.

To spostrzeżenie, tyczące się ustanowienia pierw-
szego w Polsce biskupa, pozwala sądzić, że zaintere-
sowanie Ottona I nowym krajem trybutarnym, ja-
kim była dla cesarza Polska, było niespodziewanie
i niezwykle małe. Bo gdyby Otto I chciał był wciągnąć
w obręb prowincji metropolitalnej magdeburskiej
Polskę całą, czy choćby jej jakąś część z biskupem
Jordanem, to takiej woli cesarza nie mógłby się oprzeć
Mieszko. Były prawa, które, jak to określa Anonim-
Gall, “in ecciesiasticis honoribus ad imperium pertine-
bant", należały do imperium. Papież również nie miał-
by powodu sprzeciwiać się takim zamiarom i chęciom
cesarza. Stąd przypuszczenia badaczy niemieckich, że
nie włączenie Polski i Jordana do prowincji kościel-
nej magdeburskiej nastąpiło wskutek oporu Miesz-
ka popartego przez papieża, są dowolnością i nie opie-
rają się o jakiekolwiek dane prawdopodobieństwa czy
możliwości. Ani świeży, wczorajszy chrześcijanin
Mieszko nie mógł mieć w tej sprawie żadnego po-
ważnego głosu, ani tym mniej papiestwo, tak słabe
i tak zależne od dobrej woli cesarza. I jakie mógłby
przeciwstawić takiej woli cesarza realne argumenty
papież, sam zapewne mało co o Polsce wiedząc, gdyby
życzeniem Ottona I było włączenie Polski czy Jor-

92

Mieszka J

dana w obręb wielkiej, wspaniałej budowy kościel-
nej magdeburskiej, z takim trudem, wysiłkiem i na-
kładem materialnym stworzonej. Jeżeli zatem
w r. 968 cesarz nie wciągnął Polski w orbitę kościoła
niemieckiego metropolii magdeburskiej, to znaczy, że
mało interesował się Polską. Może i sam mało wie-
dział o tym kraju i jego władcy, tak świeżo ochrzczo-
nym i od tak niedawna uznającym zależność od króla
niemieckiego. Wynikałoby stąd, że żywsze zajęcie się
Polską wywołał dopiero w r. 972 napad na Polskę
markgrafa Hodona, a przede wszystkim fakt klęski,
jaką poniósł Hodo na polach Cidini.

Należy nadto zauważyć, że sam Mieszko w nie-
całe dwa lata po swym chrzcie odczuwa już potrzebę
skrzepienia swej działalności kościelnej w Polsce
przez uzyskanie dla celów wewnętrznych własnego
biskupa. Świadczy to, że nowochrzczeniec Mieszko
dobrze rozumie i należycie się orientuje w sprawach
kościelnych, że pod tym względem czuje się dość
samodzielny i że ze strony cesarstwa i kościoła nie-
mieckiego nie przewiduje dla swej inicjatywy prze-
szkód czy trudności. Dla takiego samodzielnego kro-
ku była potrzebna nie tylko pewna zdolność, dość
niespodziewana u Mieszka, myślenia kategoriami ka-
nonicznymi, kościelnymi, a chociażby ich zrozumie-
nia, ale również pewna siła i powaga na gruncie
międzynarodowym, które pozwoliły, mu taki plan po-
wziąć i szczęśliwie przeprowadzić. ,

Widać ze wszystkiego, że ani ze strony Niemiec,.
cesarza, ani ze strony Magdeburga, ani ze strony pa-
piestwa nie było trudności czy zastrzeżeń. Rzuca się
tu w oczy różnica między Polską a Czechami, które
dopiero w kilka lat po Polsce uzyskują dwu własnych

Pierwsze lata

93

biskupów, praskiego i morawskiego. A uzyskują ich
głównie dzięki przypadkowi, koniunkturze, potrzebie
wynagrodzenia i odszkodowania arcybiskupa mo-
gunckiego za straty kanoniczno-prawne, jakie po-
niósł przez założenie metropolii magdeburskiej. Wten-
czas odłączono Czechy i Morawy od związku kościel-
nego z Bawarią i poddano je dalekiej Moguncji.
Był w tym zapewne i cel polityczny, usunięcie księ-
cia czeskiego spod wpływów bawarskich, opozycyj-
nych wobec Ottonów, i oddanie go pod kontrolę bis-
kupów zależnych od metropolity mogunckiego,
a przyjmujących inwestyturę z rąk cesarza jako kró-
la niemieckiego. Widocznie tego rodzaju względy nie
były brane pod uwagę przy sprawie Mieszka I, Pol-
ski i Jordana.

Ten pierwszy biskup polski nie był biskupem die-
cezjalnym, w szczególności biskupem poznańskim,
jak powszechnie przyjmowano do niedawna. Włączo-
ny do normalnej organizacji kościelnej musiałby
mieć nad sobą metropolitę, a trudno by przypusz-
czać, by był to “episcopus exemptus", wyjęty spod wła-
dzy metropolitalnej, bo takiego nie uczyniono by dla
kraju świeżo, częściowo nominalnie, chrześcijańskiego.
Mógł to być zatem jedynie biskup misyjny, bez wy-
znaczonej diecezji, działający czasowo, czy to do-
żywotnio, czy tak długo, jak była tego potrzeba. Tu
jednak badacze nasi, zgadzający się z tym, że Jordan
był biskupem misyjnym, stawiają twierdzenie, które
idzie niewątpliwie za daleko. Byłby to biskup mi-
syjny przeznaczony dla całego terytorium ówczes-
nego państwa polskiego Mieszka I, tj. że był to bis-
kup tracący władzę nad takimi terytoriami, jak np.
Grody Czerwieńskie, jeżeli tracił je Mieszko, bądź

94

Mieszka :I

zyskujący nowe, np. Pomorze czy inne, jeżeli książę
przyłączył jakieś zdobycze do swego państwa. Zdaje
się, że to przypuszczenie idzie zbyt daleko. Byłoby
rzeczą dziwną, w praktyce tak ciężką, że niewykonal-
ną, gdyby jednemu biskupowi dano pod opiekę du-
chowną tak duże przestrzenie. Byłby taki biskup
zmuszony rozproszyć się w swej działalności, a od-
biłoby się to na wynikach jego pracy, która musiała-
by być niezmiernie mała, słaba i niewydajna. Był
zapewne Jordan pierwszym biskupem w Polsce, ale
wolno wątpić, by miał on być równocześnie jedynym.
Jeżeli ze strony cesarstwa i papiestwa nie było trud-
ności i sprzeciwu, by zainstalować tam w r. 968 jed-
nego biskupa, to wolno sądzić, że nie byłoby ich dla
drugiego czy trzeciego, jeżeliby takich potrzebował
Mieszko i jeżeli takich chciał u siebie utrzymywać.
Ponieważ wiemy, że następcą Jordana był Unger,
którego w r. 1000 ograniczono do biskupstwa poznań-
skiego, ponieważ — jak to jasno wynika ze sprawo-
zdania kroniki Thietmara — przyjmuje on cesarza
Ottona III w katedrze gnieźnieńskiej, którą Unger
uważa za swą własną katedrę, ponieważ jego opozy-
cja w r. 1000 wiąże się z Gnieznem, przemianowanym
na stolicę arcybiskupią dla Radyma-Gaudentego,
sądzić można, że Unger miał sobie wyznaczoną pier-
wotnie jako teren jego działalności kościelnej właści-
wą Polskę, tj. Wielkopolskę. Główną siedzibą biskupa
misyjnego było Gniezno, gdy Poznań mógł być
jego drugą rezydencją albo mógł mu być wyznaczony
później, gdy prymat kościelny. Gniezna został usta-
lony wraz z ciałem św. Wojciecha i osobą Radyma.
Zapewne te stosunki z r. 1000 odziedziczył już Unger
po swym poprzedniku Jordanie, którego działalność

Pierwsze lata

95

kościelna rozciągałaby się na Gniezno i krainę szcze-
pową Polan. Inne strony mogły mieć może i własnych
biskupów misyjnych, o ile była taka wola książęca.
Jest to zatem sprawa istnienia w Polsce w czasie
przed r. 1000 większej liczby biskupów misyjnych,
którzy opiekowali się wyznaczonymi sobie przez księ-
cia terytoriami, które przez to, że miały biskupa, nie
mogą być uważane z punktu widzenia. prawa kano-
nicznego za biskupstwa.

Ze sprawą biskupa Jordana-łączy sięi zagadnienie,
gdzie i jak wyszukał sobie Mieszko kandydata na
biskupa. Bo trudno przypuścić, by w kraju, choćby
nawet był ten kraj już jako tako przygotowany
w przeszłości na przyjęcie chrześcijaństwa, czy
w krótkim okresie od przybycia Dobrawy i przyjęcia
chrztu przez Mieszka, znajdowali się w otoczeniu
księcia duchowni, wśród których można by było zna-
leźć bez trudu odpowiedniego kandydata do infuły.
Wiemy, że wśród ówczesnego duchowieństwa czeskie-
go trudno by było takich się doszukać — przynajmniej
lepiej nam znany okres biskupowania św. Wojciecha
nie upoważnia do zbyt optymistycznych sądów w tym
względzie. Zapewne też “aparat" kościelny, z którym
miała przybyć na dwór polski Dobrawa, składał się
z paru mnichów, kapelanów księżnej. Z tych zatem
nie tak licznych duchownych, których można było
znaleźć w tych czasach w Polsce, zapewne trudno
by było dobrać osobistość, zdatną do sprawowania
czynności i obowiązków biskupa. Sądzić zatem ra-
czej należy, że Jordana sprowadzono do Polski gdzieś
z Zachodu i że tam na Zachodzie należałoby szukać
środowiska, z którego wyszedł pierwszy polski bis-
kup.

96

Mieszka I

W ogóle nie zdajemy sobie dostatecznie jasno
sprawy z tego, z jakimi trudnościami walczono wte-
dy, w X wieku, jeżeli chodzi o wprowadzenie do ja-
kiego chrystianizującego się kraju potrzebnej ilości
duchownych. Znajdowano tu i ówdzie po klasztorach
mnichów skłonnych i chętnych do przeniesienia się
indywidualnie czy w grupach po kilku w inne strony
dla misji i ewangelizacji. Ale wymagało to wysłań-
ców, ajentów, korespondencji, wreszcie i dużego na-
kładu pieniężnego, jeżeli taka grupa zwerbowanych
mnichów (świeckie duchowieństwo, żonate, do tego
rodzaju pracy się nie nadawało) miała przebyć da-
leką drogę i przywieźć ze sobą to wszystko, co do
pracy kościelnej było potrzebne, zatem naczynia ko-
ścielne i księgi, szaty liturgiczne, relikwie, książki do
nauczania, nawet wino do mszy. Wszystko to musiało
być nabyte, tak jak i zapewnione warunki życia
w kraju, który ich wzywał. W tej sytuacji nie mógł
być przypływ takich duchownych bardzo liczny,
zwiększał się on w miarę postępu czasu i pewnego
rozgłosu, który to czy inne środowisko zyskuje. Du-
chowni tacy po przybyciu do obcego kraju przez
dłuższy czas walczyli z trudnością języka, który mu-
sieli poznać. Narybek zaś między miejscową ludnością
rekrutowany także zwiększał się powoli, a w dużej
mierze nie nadawał się jeszcze długo do piastowania
wyższych godności kościelnych.

Ponieważ wiadomo, że Polska przez wiek X, XI,
nawet XII posiada, zwłaszcza na wyższych stanowi-
skach kościelnych, licznych cudzoziemców, którzy
przybywają nawet chętnie do Polski, by tu robić ka-
rierę kościelną lub zbijać za naukę pieniądze, jest
zatem rzeczą ciekawą; stwierdzić, co czasem daje się

Pierwsze lata

97

wyszukać, z jakich strony przybywają do nas cl
obcy przybysze. W długim łańcuchu takich cudzo-
ziemców pierwszy jest Jordan i sprawa jego pocho-
dzenia.

Ale taki ośrodek, z którego przybył Jordan, wo-
bec braku wszelkich danych źródłowych nie może
być wskazany inaczej, jak jedynie hipotetycznie, jed-
nak z dużym prawdopodobieństwem. Imię Jordan
jest niezwykle rzadkie. Jedno, co się da powiedzieć
z dużą pewnością, jest, że nie wskazuje ono na nie-
mieckie pochodzenie Jordana. Duchowni niemieccy
X i XI w., biskupi, opaci, mnisi, noszą prawie bez
wyjątku T. imiona pochodzenia germańskiego, nie-
mieckiego. Imion innego pochodzenia, nawet takich,
pozornie najpospolitszych, jak np. imiona apostołów
czy najstarszych świętych, nie spotykamy wśród kle-
ru niemieckiego. Takie imiona jak Jordan używane
bywają w stronach bizantyńsko-greckich i w krajach
romańskich. Natomiast wszędzie tam, gdzie pewne
siły zachował żywioł germański, jak w Lombardii,
w Burgundii i u zachodnich Franków, w wizygockiej
Hiszpanii, nawet w od wieków zawojowanej przez
islam Afryce Wandalów, przeważa jeszcze używanie
imion, germańskiego pierwiastka przed świętymi ko-
ścioła. To spostrzeżenie zmusza nas do szukania
ojczyzny Jordana poza Niemcami, chociaż badacze
niemieccy uznają, jako rzecz samo przez się zrozu-
miałą i nie wymagającą dowodu, że pierwszym bis-
kupem w Polsce nie mógł być nikt inny jak Niemiec.
Imię Jordan trafia się, bardzo zresztą rzadko, w po-
łudniowych Włoszech, może pod wpływem bizantyń-
skim. Natomiast tego typu imiona, brane z Biblii, są
częściej używane u mnichów anglosaskich i irlandz-

7 Polska X — XI wieku

98

Mwszko I

kich, mających nieraz swe klasztory i klasztorne ko-
lonie w, północnej Europie, w krajach pobliskich
Wyspom Brytyjskim, wzdłuż arterii Renu i Mozy.
Sądzić więc można, że Jordan był nie Niemcem, lecz
raczej Iryjczykiem lub AnglosaseYn.

Ale jest jeszcze jeden szczegół tyczący się Jor-
dana, także tylko hipotetyczny, na który należałoby
zwrócić uwagę, bo pośrednio mógłby nam służyć
jako wskazówka co do osoby Jordana. Wiadomo jest,
jak wczesny i jak był silny w dynastii pierwszych
naszych Piastów kult św. Lamberta. Kult ten musiał
być bardzo wcześnie zaszczepiony, skoro po raz
pierwszy pojawia się imię Lamberta w rodzinie Pia-
stowskiej koło r. 980. Można więc sądzić, że kult tego
świętego nie jest wiele późniejszy od chrztu Mieszka.
Byłby więc współczesny Jordanowi, a trudno przy-
puszczać, by mógł być obcy biskupowi, którego Pol-
ska miała od r. 968. Raczej nawet zaszczepienie tego
kultu, objawiającego się czterokrotnym użyciem
imienia Lamberta w najbliższej rodzinie Mieszka I,
należy wiązać właśnie z postacią Jordana, osoby du-
chownej, najbliższej księciu.

Sw. Lambert, biskup Maestrichtu, umęczony
w r. 696, spoczywał w Leodium, które stało się ośrod-
kiem jego kultu, czemu też zawdzięczało w znacznej
części i mierze swój rozwój i znaczenie. W drugiej
połowie X w. kwitła tam znakomita szkoła, kwitły
nauki i literatura, sztuki i architektura. Wielu znako-
mitych biskupów leodyjskich przysparzało sławy
Leodium, a ze szkoły leodyjskiej wyszło sporo wy-
bitnych duchownych niemieckich. Było równocześnie
Leodium jednym z najżywszych ośrodków ascetycz-
nego kierunku reformy benedyktyńskiej. Można się

Pierwsze lata

99

zatem dorozumiewać, że zapewne ktoś silnie z Leo-
dium związany, bądź stamtąd pochodzący lub przy-
najmniej stamtąd przybyły, przesiąknięty kultem
św. Lamberta, przeniósł ten kult z Leodium do Pol-
ski na dwór Mieszka I. Dynastia uważała widocznie
św. Lamberta za swego szczególniejszego patrona.
Był więc ktoś w Polsce, kto ten kult wprowadził
i silnie rozwinął. Możemy widzieć właśnie w Jor-
danie, bliskim dworowi i Mieszkowi, tego, któremu
kult św. Lamberta nie był obcy, który był tego kultu
propagatorem. Popiera tę myśl fakt, że z tymi właśnie
stronami za Renem przez Leodium i Kolonię jest
Polska najbliżej i najsilniej związana przez cały
wiek XI i głęboko w wiek XII, a pierwszym ogni-
wem w tym łańcuchu stosunków jest właśnie kult
św. Lamberta.

. Jeżeli przyjmujemy, że Jordan przeniósł kttit
św. Lamberta z Leodium do Polski, zaszczepił go
w dynastii piastowskiej, to musimy sobie równo-
cześnie postawić pytanie, komu mógł zawdzięczać
Jordan dostanie się do Polski albo czy j emu po-
średnictwu zawdzięczał Mieszko osobę pierwszego
biskupa. I na to pytanie można odpowiedzieć tylko
hipotetycznie, pewnymi spostrzeżeniami ogólnymi,
bez możności ustalenia rzeczy pewnych, stwierdzo-
nych.

Leodium należało do prowincji kościelnej koloń-
skiej, a arcybiskupem kolońskim w chwili zjawienia
się na widowni Mieszka I był Bruno,- brat Ottona I.
Zmarł on jednak 11 października 966 r., tak iż trudno
przypuszczać, by mógł odegrać jakąś większą i po-
ważniejszą rolę w tym czasie w stosunkach z Pol-
ską, zarówno w sprawie przejścia Polski i dynastii na

100

Mieszka I

chrześcijaństwo, jak i przy organizowaniu kościoła
W Polsce. Biskupem leodyjskim był, w owym czasie
wspomniany już powyżej Ewraker, ale i o nim nic
nie wiadomo, by miał jakieś bliższe stosunki ze sło-
wiańskim Wschodem i Polską. Późna legenda XIV w.
twierdziła co prawda, że biskup ten był Polakiem,
synem, polskiego księcia i księżniczki saskiej, ale tru-
dno by było cośkolwiek na niej budować. Było to
może tylko jakieś wspomnienie dawnych, do XII w.
tak żywych i bliskich stosunków biskupstwa leodyj-
skiego z Polską. Ale sam fakt posądzenia Ewrakera
o polskie, piastowskie pochodzenie pozwala nam są-
dzić, że w Leodium żyła tradycja, iż stosunki tego
biskupstwa z Polską uważano za prastare, sięgające
połowy X w.

Jeżeli ośrodkiem kultu św. Lamberta było Leo-
dium, jeżeli wolno przypuszczać, że kult ten zawędro-
wał stamtąd do Polski i przyjął się w dynastii pia-
stowskiej, jeżeli trudno by było wątpić, by kult ten
mógł być obcy biskupowi Jordanowi, prawdopodobnie
Iryjczykowi czy Anglosasowi, to trzeba też zaznaczyć,
że w Leodium i w jego najbliższym okręgu znajdowały
się wcale liczne klasztory insularnego pochodzenia.
Jeżeli zatem Jordan, sam pochodzący z Irlandii czy
Anglii, przeszedł przez jakiś klasztor iryjskich czy
anglosaskich mnichów w diecezji leodyjskiej, to prze-
niesienie przez niego kultu św. Lamberta tłumaczy-
łoby się samo przez się. A przypomnieć tu wypada
szczególny pęd i,, niezmierne zasługi, jakie mieli
mnisi wyspiarscy w dziele prowadzenia misji wśród
pogan i w krajach świeżo nawróconych. Być więc mo-
że, że jeszcze przed r, 968 ten ośrodek tak żywej
myśli religijnej w Leodium nie był zupełnie obcy

Pierwsze lata

101

Mieszkowi ani też Polska nie była zupełnie niezna-
na klasztorom leodyjskim. Może na takiej drodze
zetknęli się ze sobą Mieszko i Jordan i tym sposo-
bem dostał się Jordan do Polski.

O działalności kościelnej Jordana me wiemy nic
prawie. Możemy tylko stwierdzić, że nie należał do
biskupów podległych Magdeburgowi, że ;me był bis-
kupem poznańskim, bo takie biskupstwo stworzono
dopiero później w latach 999 i 1000, że jemu wresz-
cie, jak się zdaje, zawdzięczamy kult ś-sy. Lamberta.
Thietmar pisze ogólnikowo, że biskup ten “bardzo się
pocił", by owieczki swe napoić wiarą chrześcijańską.
Banalnemu temu frazesowi możemy wierzyć, biskup
“pocił się" popierany zapewne przez księcia Mieszka,
który mu niewątpliwie swego poparcia nie skąpił.
Zmarł zaś po latach kilkunastu pracy w Polsce, około
r. 982.

Stosunki z cesarstwem

103

V. STOSUNKI MIESZKA Z CESARSTWEM.

TRYBUT POLSKI. “..,.
STOSUNKI Z CESARSTWEM ZA OTTONA II

rrzejdziemy obecnie od ważnych zagadnień zwią-
zanych z przejściem Mieszka I na wiarę chrześcijań-
ską, do warunków politycznych, w których znalazło
się państwo polskie i jego władca Mieszko w okresie
pierwszego dziesięciolecia.

Jak już było powiedziane wyżej, nie ma dosta-
tecznej podstawy do przyjęcia przekazu Thietmara,
opartego o błędne i niestaranne, streszczenie źródła
Thietmarowego, Widukinda, że w r. 963 markgraf
Gero, pobiwszy Łużyczan i Słupian, także zmusił
i Mieszka do uległości cesarstwu. Tekst Widukinda,
współczesnego Mieszkowi kronikarza, nic o tym nie
wie. Za to daje do zrozumienia, że hrabia Wichman
w tym roku dostał się do Słowian, u których lat kil-
ka przebywał. Był ten hrabia Wichman bratankiem
księcia saskiego Hermana. Skłócony z nim przy po-
dziale majątku, buntował się przeciw stryjowi, jak
przeciw Ottonowi I. W tej karierze malkontenta
i buntownika popierał bunty wewnętrzne w Niem-
czech, a ponieważ te tłumił Otto szczęśliwie, zbiegał
za granicę ja,ko emigrant polityczny.. -Oczywiście
zbiegał przede wszystkim do krajów, które same mia-
ły takie czy inne porachunki z królem niemieckim.
Stąd właśnie bliższe stosunki Wichmana z Duńczy-
kami, jak i ze Słowianami załabskimi. W Niemczech
miał on pewne oparcie u markgrafa Gerona, którego
syn był szwagrem Wichmana. Otóż w r. 962 przeby-
wał Wichman jakiś czas u Gerona, który poręczył za
niego, że będzie się zachowywał spokojnie i lojalnie.

Ale okazało się, że pobyt Wichmana u Gerona
nie może trwać dłużej, bo wyszły na jaw niespodzie-
wanie intrygi hrabiego przeciw państwu niemieckie-
mu. Jakiś kupiec niemiecki, który bawił w Danii,
przyniósł wiadomość, że Wichman namawiał króla
duńskiego Haralda Błękitnozębnego do napadu na
ziemie saskie, korzystając zapewne z nieobecności
cesarza Ottona. Harald jednak zażądał od Wichmana
wykonania czynu, który by uniemożliwił mu pogo-
dzenie się z cesarzem, a równocześnie związał go na
zawsze z królem duńskim. Zażądał, by zamordował
swego stryja, księcia Hermana lub jakiegoś innego
księcia niemieckiego. Takie wiadomości doszły księ-
cia Hermana, który polecił stracić jakichś towarzy-
szy czy wspólników swego bratanka. Wichmana zaś
Gero pozbył się czym prędzej, odsyłając go do Sło-
wian, “od których go otrzymał". Słowianami tymi
byli zapewne Redarowie, jedno z plemion lutyckich.
Przynajmniej z nimi następnie odbywa Wichman wy-
prawy wojenne. I tu pisze Widukind: “...przez nich
ochoczo przyjęty częstymi wyprawami gnębił dalej
-* mieszkających barbarzyńców. Króla Mieszka (Misa-
ca), w którego władzy są Słowianie, zwani Licikaviki,

104

.Mieszka I

dwoma razami (dwoma wyprawami) zwyciężył, brata
jego zabił, wielką zdobycz na nim wydusił".

Wiemy, że Gero odesłał Wichmana w r. 962 do
owych Słowian lutyckich. Z wiadomości powyższej
widać, że działalność hrabiego nie ograniczała się do
wypraw na Mieszka, lecz że awanturnik ten saski ze
swymi przyjaciółmi Słowianami urządzał w roz-
maite strony wyprawy łupieskie, z których wymienia
saski kronikarz tylko dwie wyprawy na Mieszka.
Wynikałoby z tego, że te wyprawy nie wiążą się ni-
czym z wyprawą Gerona na Łużyce latem 963 r., że
są one od wyprawy Gerona późniejsze. Zapewne
pierwsza z nich (nie wiemy, czy w pierwszej, czy
w drugiej wyprawie zginał ów brat Mieszka) miała
miejsce nie prędzej, jak w r. 964. Tak zatem po-
rażki, które poniósł Mieszko od Wichmana, pocho-
dzą już z czasu, kiedy Gero po wyleczeniu się z ran
odniesionych podczas wyprawy na Łużyce przebywał
na pobożnej pielgrzymce do Rzymu, a w r. 965 krót-
ko po powrocie markgraf, tępiciel okrutny Słowian,
umiera. Trudno więc wierzyć dość rozpowszechnionej
opinii badaczy, że napady Wichmana na Mieszka były
ukartowane przez Gerona, który starał się tym spo-
sobem zmusić Mieszka do przyjęcia zależności od ce-
sarza. Miała to być również, według niektórych, ze
strony Gerona próba rehabilitacji buntowniczego hra-
biego w oczach cesarza.

Walki, które w tych czasach prowadził Mieszko
z Wichmanem i jego słowiańskimi sprzymierzeńcami,
zdaje się potwierdzać Ibrahim-ibn-Jakub, bawiący
w początkach r. 966 na dworze Ottona I i na podsta-
wie tam zasłyszanych opowiadań dający parę, dość
zresztą mętnych i przecenianych, informacji o Miesz-

Stosunki z cesarstwem

105

ku i Polsce. Stwierdziwszy, że kraj Mieszka jest
największym między krajami słowiańskimi, że grani-
czą z Polską na wschodzie Rusini (Ruś), a na pół-
nocy Prusacy (Brus), opowiedziawszy wreszcie ba-
jeczkę o państwie kobiet Amazonek, której auten-
tyczność potwierdził mu cesarz Otto, donosi, że na
północny zachód od kraju Mieszka, w bagnistych oko-
licach, mieszka słowiańskie plemię, nazywające się
w arabskim przekazie Ibrahima “Weltaba", że należy
do niego wielkie miasto nad morzem, z portem
i urządzeniami. Walczą oni z Mieszkiem, “a siła ich
jest wielka". Nie mają króla, władza u nich spoczywa
w rękach starszych. Relacja Ibrahima daje się do-
brze zastosować do walk Wichmana i Redarów
z Mieszkiem. Nie jest wykluczone, że sam Mieszko
mógł wywoływać konflikty w tych stronach, jeżeli
dążył do opanowania Pomorza Zachodniego. Mogły
jednak wojowiczne plemiona słowiańskie siedzące
u ujść Odry same wywoływać starcia z potężnym są-
siadem polskim, zwłaszcza jeżeli ten miał zamiar
usadowić się także w tamtych stronach Odry.

.-Po tych dwu walkach, porażkach, nastąpiła jesie-
nią r. 967 trzecia wyprawa Wichmana na Polskę,
tym razem nieszczęśliwa dla Wichmana. Saski Wi-
dukind opowiada ją wcale szeroko i dokładnie, po-
dając szczegóły wielce interesujące, prawdopodobnie
uzyskane z poważnych ust, może jakiegoś świadka
. naocznego. Tym razem byli sojusznikami Wichmana
wraz z Redarami nadodrzańscy Wielunianie (Vuloini,
zwani także przez niektórych badaczy Wołynianami),
i z nimi razem postanowił Wichman napaść na Miesz-
ka “przyjaciela cesarza". Mieszko został niewątpli-
wie wczas uprzedzony przez wywiad o zamierzonej

106

Mieszka l

wyprawie, bo posłał do księcia czeskiego Bolesława
z prośbą o pomoc. Bolesław przysłał mu dwa oddziały
konnicy, której widocznie brakowało Mieszkowi. Na-
stępnie opisuje Widukind dokładnie taktykę, jaką
zastosował Mieszko wobec Wichmana, który widocznie
nie wiedział nic o przysłanych polskiej stronie posił-
kach konnych czeskich. Mieszko wysłał przeciw na-
stępującemu Wichmanowi swe wojska piesze, każąc
im cofać się przed naciskiem nieprzyjaciela. Wich-
man ze swoimi podążał za cofającymi się, kiedy
w odpowiednim momencie wystąpiła konnica, od-
cinając wojskom hrabiego odwrót. W tej krytycznej
sytuacji Wichman, walczący konno, pragnął skorzy-
stać ze swego rumaka, by uciec. Ale towarzysze
obrzucili go zarzutami, że sam ich zachęcał do na-
padu i walki, a skoro wpadli w pułapkę, zostawia ich
na łaskę losu i mając konia chce ratować życie
ucieczką. Wichman wobec tego zsiadł z konia i jak
był ciężko Uzbrojony, cofając się, walczył pieszo.
Walka przeciągnęła się przez noc do rana, kiedy
śmiertelnie znużony bojem, ciężkim uzbrojeniem
i brakiem pokarmu wyczerpany, zatrzymał się w ja-
kiejś spotkanej na drodze chacie. Tam go znaleźli
przedniejsi z oddziału Mieszka, “optimates", a po
broni poznali, że jest to ktoś znaczniejszy. Zapyta-
ny, kim jest, przyznał, że jest hrabią Wichmanem.
Wezwano go do złożenia broni, dając przy tym za-
ręczenie, że przywiedziony będzie nietknięty do
Mieszka, by go ten oddał cesarzowi. Wichman, cho-
ciaż był w tak ciężkim położeniu, nie chciał się pod-
dać. Prosił tylko, by zawiadomić o nim Mieszka,
któremu złoży broń. Kiedy ci “optimates" odeszli,
by Mieszka o odnalezieniu Wichmana uwiadomić,

Stosunki z -cesarstwem

107

zagrodę otoczył tłum, “vulgus", i zaatakował zbiega.
Zaczęła się walka, w czasie której uległ ostatecznie
wyczerpany rycerz. Przedniejszemu z obecnych od-
dał swój miecz ze słowami: “Weź ten miecz i odnieś
go twemu panu, niech go trzyma jako znak zwycię-
stwa i odeśle swemu przyjacielowi cesarzowi — niech
cieszy się cesarz z zabitego wroga albo niech opłacze
bliskiego". Po czym zwrócił się ku wschodowi, w ję-
zyku niemieckim, “patria voce", modlił się i oddał
ducha. Było to 22 września 967 r.

Cesarz rzeczywiście otrzymał mecz i broń Wich-
mana, posłane mu do Włoch widocznie przez Mieszka,
i wysłał w styczniu r. 968 list skierowany do książąt
niemieckich. Zaznacza w nim, że skoro Redarowie
ponieśli tak wielką klęskę, należy ją wykorzystać
i nie dać im zażyć pokoju, kiedy tyle razy złamali
wiarę i tyle krzywd wyrządzili. Sasi jednak nie usłu-
chali cesarza. Groziła im wojna z Danią, nie chcieli
komplikować sytuacji walką na słowiańskim froncie.
Zostawili w ten sposób wyzyskanie zwycięstwa nad
Wolinianami i Redarami Mieszkowi.

Taki przebieg miały na północnym odcinku walki,
których głównym bohaterem był saski hrabia Wich-
man. Gdzie stoczono te bitwy, nie wiadomo, nie-
wątpliwie trzykrotnie na terytorium polskim, po
przekroczeniu przez Wichmana Odry. Czy działo się
to pod Santokiem, gdzie był gród X w. spalony
w tym okresie, pozostanie na zawsze pytaniem bez
odpowiedzi. Trzeba tu także zaznaczyć, że w spra-
wozdaniu Widukinda o walce w r. 967 jest dwu-
krotnie podkreślony stosunek Mieszka I do cesarza
Ottona I: Mieszko jest “amicus imperatoris", przyjacielem cesarza.

108

Mieszka I

Trzy spotkania z Wichmanem nie mogła być uwa-
żane za walki Mieszka z Niemcami. Należą one do
grupy wydarzeń złączonych z północną, bałtycką- po-
lityką polską, zmierzającą do opanowania Pomorza.
Dwie pierwsze poniesione przez Mieszka porażki; któ-
rych znaczenia nie należy przeceniać, mogły być mil&
widziane przez Sasów, dopatrujących się w nich za-
równo korzyści, że buntownik Wichman nie bruździ
wewnątrz Niemiec, jak i tego, że nowy sąsiad cesar-
stwa, Mieszko, dzięki Wichmanowi stanie się bardziej
skłonny do porozumienia się z cesarstwem. Trzecie,.
tym razem zwycięskie spotkanie z Wichmanem zo-
stało przyjęte raczej radośnie i życzliwie przez sfery
niemieckie. Jak widzieliśmy, sam Otto I wzywał
książąt niemieckich, by ze zwycięstwa polskiego sko-
rzystać i zgnębić Redarów. Czy bezpośrednim na-
stępstwem zwycięstwa z r. 967 było zdobycie czy
zdobywanie Pomorza Zachodniego, nie wiemy, bo
wiadomości żadnych o tym nie posiadamy. W każdym
razie zwycięstwo nad Wichmanem mogło raczej po-
głębić życzliwy i spokojny stosunek Niemiec i cesar-
stwa do Polski.

Ale już w parę lat później, w r. 972, zaszedł wy-
padek, który znacznie zamącił dotychczasowe stosun-
ki niemiecko-polskie. W tym roku w czerwcu, bo
główne spotkanie miało miejsce na św. Jana, mark-
graf Hodo, jeden z następców Gerona, z nie znanych
nam powodów napadł na Mieszka, “imperator! fide-
lem", wiernego cesarzowi. Brał w tej wyprawie udział
także hrabia Siegfried, ojciec kronikarza Thietmara,
biskupa merseburskiego, i na podstawie opowiadania
ojca podaje o tym wiadomości Thietmar. Na teryto-
rium polskim, podlegającym władzy Mieszka, przy-

Siósunki z- cesarstwem

109

szło do- walki, która zaczęła się dla Hodona szczęśli-
* wie, zwycięsko. Ale następnie widocznie przybyły
Mieszkowi posiłki i zwycięstwo zmieniło się w zu-
pełną klęskę niemiecką. Brat Mieszka, nazwany
przez kronikarza Cidebur, dokonał zupełnego rozgro-
mu najeźdźców niemieckich. Wszyscy najlepsi i naj-
znaczniejsi rycerze, biorący udział w wyprawie, zgi-
nęli. Uratował się markgraf Hodo i hrabia Siegfried.
Książę Mieszko odniósł zwycięstwo, “upokorzona py-
cha teutońska runęła, waleczny markgraf Hodo uciekł
z poszarpanymi sztandarami", Jak to wspomina póź-
niej Bruno z Kwerfurtu.

Było to, o ile wiemy, pierwsze zetknięcie się
Polski z potęgą niemiecką, zapewne z nie tak du-
żymi siłami Hodona, ale zetknięcie się dla niej szczę-
śliwe, zwycięskie. Cesarz Otto I bawiący jeszcze we
Włoszech był wiadomościami tymi mocno poruszony,
“turbatus". Wysłał zatem z Włoch pośpiesznie po-
słańców do Hodona i Mieszka, nakazując im, pod
utratą łaski, spokojne zachowywanie - się aż do cza-
su, kiedy sam przybędzie do Niemiec i sprawę mię-
dzy obu stronami rozsądzi.

Zapewne klęska poniesiona przez Hodona wy-
wołała nie tylko silny odgłos, ale i żywsze zaintere-
sowanie się zarówno cesarza, jak książąt niemieckich
tym władcą, który nie bacząc,..na potęgę-cesarską ani
na blask korony niemieckiej urządził krwawą łaźnię

i rzeź na polach Cydzyny.

Przekaz podany nam przez Thietmara, wcale do-
kładny i niewątpliwie wiarogodny, chociaż spisany
w łat czterdzieści po zdarzeniu, nasuwa też pewne
problemy, wymagające wyjaśnień, a dotąd w nauce
zarówno naszej, jak niemieckiej wykładane rozmaicie.

110

Mieszka I

Przede wszystkim chodzi o interpretację pierwszego
zdania relacji Thietmara, który brzmi: “Interea Hodo,
venerabilis marchio, Miseconem imperatori fidelem
tributumque usque in Vurta fluvium solventem
exercitu petivit collecto", co przetłumaczone do-
słownie na język polski daje: “Tymczasem Hodo, czci-
godny markgraf, Mieszka cesarzowi wiernego i try-
but aż do Warty rzeki płacącego wojskiem gonił ze-
branym". Dalej chodzi o wyjaśnienie imienia Cide-
bur, a przede wszystkim miejsca bitwy Cidini.

Otóż wynika z tego tekstu, że w r. 972 Mieszko był
uznawany za “wiernego cesarzowi", w czym upatry-
wać wolno, że nie uczynił on nic takiego, co by
uwłaczało cesarzowi. Stroną napastującą, odpowie-
dzialną za najazd i klęskę, był raczej Hodo. Wynika
dalej, że był w tym czasie Mieszko trybutariuszem.
cesarskim, płacącym trybut z kraju po Wartę, “usque
in Vurta fluvium". Tu dodać należy, że w r. 967,
w czasie ostatniej walki z Wichmanem, jest Mieszka
dwukrotnie nazywany przyjacielem cesarskim, “amicus,
imperatoris".

Tych kilka słów rodzi wiele zapytań, zagadnień,.
wątpliwości, sprzecznych odpowiedzi, przeciwstawia-
jących się sobie poglądów. Jedno, co nie może być za-
czepione, to fakt, że był Mieszko uważany za “przy-
jaciela cesarskiego", że uznawano go w r. 972 lojal-
nym, “wiernym" cesarzowi i że był trybutariuszem.
cesarskim. Od kiedy, nie wiemy. Daty zadzierzgnięcia.
tego stosunku należałoby szukać zapewne przed r. 967.
Ze zaś Otto I bawił krótko w Niemczech w r. 965-
i 966, zatem najłatwiej przypuścić, iż wówczas zostały-
te stosunki nawiązane.

W ostatnich czasach dzięki pracom uczonych pol-

Stosunki z cesarstwem

111

skich (Z. Wojciechowski, M. Z. Jedlicki) ustalono, że
był to stosunek trybutarny, który trwał, z pewnymi
zresztą przerwami, a może i z pewnymi zmianami
-warunków, do r. 1000, kiedy to Otto III Bolesława
Chrobrego “tributarium faciens dominum", robiąc
z trybutariusza pana, zmienił zasadniczo wzajemne
obu państw do siebie stosunki. Różnią się tu od pol-
skich badaczy niemieccy historycy w tym, że przyj-
mując w zasadzie na początku stosunek trybutarny,
doszukują się jednak dla czasów późniejszych, jeszcze
za Mieszka, w okresie jego zbliżenia się do rządu re-
gencji cesarzowej Theofanu za małoletności Otto-
na III w latach 985 i następnych, raczej stosunku len-
nego. Nauka nasza odrzuca ten pogląd nie znajdując
dla niego dostatecznych podstaw w źródłach współ-
czesnych i stoi na stanowisku trwania wyłącznie za-
leżności trybutarnej po rok 1000. Na tym stanowisku
należy pozostać i uznać je za usprawiedliwione. Róż-
nice mogą być jedynie w szczegółach tłumaczenia te-
go stosunku. A mogą się one okazać wcale znaczne,
wątpliwości mogą być bardzo wielkie i poważne,
rozwiązanie różne, niezgodne u poszczególnych ba-
daczy.

Przede wszystkim wysuwa się na pierwszy plan
zagadnienie, jakim i z jakiego obszaru trybutariuszem
był Mieszko. Do niedawna zarówno polscy, jak nie-
mieccy badacze byli mniej więcej między sobą w zgo-
dzie, opierając się na tak poważnej i wiarogodnej
podstawie, jaką jest zachowana w oryginale kronika
Thietmara. Tam w opisie najazdu Hodona na Miesz-
ka I w r. 972 stwierdzono przecież, że Mieszko płacił
cesarzowi trybut z obszaru “usque in Vurta fluvium",
do Warty. Wynikałoby stąd, że rzeka Warta na

112

Mieszka I

większej czy całej przestrzeni swego biegu jest gra-
nicą trybutarnego obszaru. Ziemie zatem leżące po
lewym brzegu tej rzeki byłyby terytorium, z, którego
należał się trybut królowi niemieckiemu. Reszta więc
kraju na wschód od Warty, po prawym jej brzegu,
podlegać mogła Mieszkowi, ale nie ciążyła nad nią
ani zwierzchność niemiecka, tak czy inaczej pojęta, ani
obowiązek opłacenia trybutu. Jest to tłumaczenie
najprostsze, nie wymagające innych dodatkowych wy-
jaśnień. Mamy tu wniosek wypływający z dosłownego
wyrozumienia tekstu. Nie wzięto jednak pod uwagę
jednego, arcyważnego względu, a mianowicie że rze-
ka Warta nie była nigdy granicą ani szczepowych,
ani plemiennych podziałów i wskutek tego nie była
nigdy granicą administracyjną. Nie widać zatem po-
wodu, dla którego miano by wyznaczyć tą rzekę
granicą obszaru trybutarnego. Bo wzgląd geogra-
ficzny, wyrazistość tej rzeki na dzisiejszych np. ma-
pach, dziwny i niczym nie usprawiedliwiony dla tych
odległych czasów nie mógł być kryterium przy
określeniu tych bądź co bądź bardzo ważnych spraw,
jak ułożyć stosunek dwu państw do siebie.

Sprawa tłumaczenia zwrotu “usque in Vurta flu-
vium" jest wysoce skomplikowana i inaczej być nie
może. Ten fakt musi już sam przez się nastręczać
pewne wątpliwości. Jeżeli sąd badaczy niemieckich
jest symplicystyczny i ostać się nie może wobec po-
wyżej wyrażonych zastrzeżeń, to zbytnia złożoność
problemu w ujęciu badaczy polskich budzi również
wątpliwości, jest słabą stroną ich tezy.

Teza ta głosi: granicy tej nie należy szukać na
lewym brzegu Warty, lecz na prawym. Granica ta
obejmuje drobny odcinek dolnej Warty, od jej złą-

§kafb fhonet sfebfmych z długiej połowy Xl w.,
odkryty w Stuszkowie, pow. Kalisz.

Stosunki z cesarstwem 113

czenia się z Notecią do ujścia Warty do Odry. Ten
"zatem nieduży skrawek tej rzeki jest podstawą rów-
nież niewielkiego terytorium, leżącego już na północ
od Warty, więc już pomorskiego, tworzącego kąt
między Wartą i Odrą, ziemię, którą zasłużony badacz
tych stron i czasów (J. Widajewicz) utożsamia z okrę-
giem plemiennym Licikavików, znanych jedynie kro-
nikarzowi Widukindowi. Z tego to terytorium Licika-
vików, terytorium bardzo szczupłego, bo nie liczące-
go 2000 km kw., zobowiązał się Mieszko płacić try-
but Ottonowi I, czynić z niego służby królowi nie-
mieckiemu jako trybutariusz.

Wynikałoby z tego, że Mieszko przyjął na siebie
obowiązki trybutarne, zatem zarówno zobowiązania
finansowe, jak polityczne, z bardzo nieznacznej prze-
strzeni swego państwa, gdy reszta obszaru, kilkadzie-
siąt razy co najmniej większa od obszaru trybutar-
nego, nie była niczym związana z cesarstwem czy
państwem niemieckim. Gdyby więc Mieszko stracił
to trybutarne terytorium, to równocześnie i cesarz
straciłby trybutariusza Mieszka, nie miałby prawa
wymagać od władcy polskiego jakichkolwiek umó-
wionych służb czy świadczeń. Mieszko, tracąc to te-
rytorium, odzyskiwałby zupełną swobodę, stawałby
się znów władcą niezależnym, do którego prawnie
ani cesarz, ani jego markgrafowie nie mogą pod-
nosić roszczeń ani praw. Trzeba by, przyjmując pa-
radoks, sądzić, że byłoby to terytorium zupełnie nie-
zwykłej, nieprawdopodobnej wartości nie tylko dla
Mieszka, ale i dla cesarza. Trzeba by zapytać się,
w jaki sposób, gdyby np. Pomorzanie odebrali Miesz-
kowi ten mały kraik, mógłby cesarz zmusić Pomorzan
do takich samych świadczeń, jakie otrzymywał od

e Polska X — XI wlekli

114

Mieszka I

księcia polskiego. Bo najpoważniejszą stratą, wolno
sądzić, dla królewskiej władzy niemieckiej byłoby
ustanie w tych warunkach zawisłości monarchy du-
żego państwa polskiego od cesarstwa. Wynikłaby stąd
konieczność wojny i to może nie tyle czy tylko z Po-
morzem, aby przywrócić trybutarną zależność z tego
małego kraiku rzekomych Licikavików, ale i z dużym
państwem polskim, aby narzucić mu nowe warunki
zwierzchnictwa. Inni badacze polscy (Z. Wojciechow-
ski i M. Z. Jedlicki idąc śladami J. Widajewicza) roz-
szerzają to trybutarne terytorium, w kierunku pół-
nocnym, robiąc z tego w ten sposób pas częściowo
Zachodniego Pomorza. Ale i takie powiększenie ob-
szaru, powiększenie kilkakrotne chociażby, nasuwa
te same, teoretyczne co prawda, zapytania i podobne

wątpliwości.

Rozpatrując tę sprawę musimy przede wszystkim
omówić zagadnienie, dlaczego, na jakich podstawach
w tym kącie właśnie Odry i Warty, na ziemi nie wia-
domo czy już w tych latach zdobytej przez- Mieszka
na Pomorzu, umieścili badacze polscy to trybutarne
terytorium, skąd wreszcie wiążą go oni z plemie-
niem Licikavików?

Przyjmują oni na podstawie przekazu Thietmara
współczesność wyprawy łużyckiej Gerona z napadem
hrabiego Wichmana na Mieszka w r. 963. Mieszko,
rozgromiony przez Wichmana, zmuszony byłby, czy
to siłą, czy naciskiem dyplomatycznym Gerona, do
wejścia w stosunek trybutarny z cesarstwem. Gero,
jednym słowem, wyzyskałby klęskę zadaną Mieszko-
wi przez banitę Wichmana i triumfalnie, niewielkim
wysiłkiem przywiódłby księcia polskiego jako trybu-
tariusza do tronu cesarskiego, zamykając tym swą

Stosunki z cesarstwem

115

karierę polityczną. Otóż staraliśmy się już powyżej
wskazać, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa
wyprawa Gerona na Łużyce w r. 963 nie była współ-
czesną wyprawom Wichmana, które miały miejsce
zapewne nieco później, w latach następnych. Miesz-
ko w r. 963 nie był pobity przez Wichmana, a Gero,
wyczerpany walką, sam ciężko ranny, musiałby ry-
zykować trudną przeprawę przez Odrę, by zetrzeć się
z Mieszkiem. O takim starciu Gerona z Mieszkiem
nie wiedzą nic współcześni i prawdopodobnie dopiero
w latach następnych poniósł Mieszko porażki w wal-
Jsach z Wichmanem. Nie jest też pewne, w jakich
stronach państwa polskiego nastąpiło starcie Mieszka
z Wichmanem. Stąd trzeba wyłączyć wszelki udział
Gerona w uzależnieniu Mieszka od cesarstwa, a z tym
także i sprawa terytorium trybutarnego, tego, na któ-
rym miał ponieść porażki Mieszko, staje się konstruk-
cją sztuczną, mniej prawdopodobną.

Bo badacze ci przyjmują, że jeżeli wyprawa Wich-
mana i Redarów na Mieszka miała dotrzeć do ziem
polskich, to musiała od punktu swego wyjścia skiero-
wać się na południowy wschód. Dlatego każą Wich-
manowi przekroczyć Odrę gdzieś na północ od złą-
czenia się jej z Wartą. W tym zakątku Odry i Warty
Mieszko zostaje rzekomo pokonany, tam traci życie
jego brat i z tego terytorium płaci Mieszko cesarzowi
trybut. Ale nie ma najmniejszej pewności, a choćby
prawdopodobieństwa, że w tym właśnie kącie, na
północ od Warty, miały miejsce porażki Mieszka.
Są możliwości, że taką drogą posuwał się Wichman,
ale czy starcie miało miejsce na północ od Warty,
czy na południe od niej, tego nie wiemy. Z przy-
wiedzionych źródeł nie wynika również, by zakątek

s*

U6

Mieszko

Odry i Warty, na północ od tej ostatniej, należał
w tym czasie do Mieszka i by było to terytorium
Licikavików. Bo przytoczony już wyżej tekst Widu-
kinda o “królu Mieszku, w którego władaniu są Sło-
wianie, którzy zowią się Licikaviki", nie zdaje się
świadczyć o tym, że mieszkają oni w kącie Odry
i Warty. Nie ma najmniejszej wskazówki, która by
pozwalała utożsamiać siedzibę owych Licikavików
z zakątkiem Odry i Warty i twierdzić, że na ich te-
rytorium nastąpiły starcia z Wichmanem. Natomiast
sądzić można, że określenie “Slavi" jest ogólniko-
we, dotyczy ogółu plemion słowiańskich znanych Wi-
dukindowi, a ci Słowianie, którymi włada “król"
Mieszko, zostali nazwani przez kronikarza Licikavi-
kami.

Wolno domyślać się, że prawdopodobnie gdzieś
na wschód od Odry nastąpiły dwie porażki Mieszka,
jak i ta trzecia bitwa, w której poległ Wichman
w r. 967. Twierdzenie jednak, że miało to miejsce na
północ od Warty, a nie np. na południe, jest dowolno-
ścią, która poważnymi względami, czy to źródłowy-
mi, czy wyrozumowanymi, nie daje się uzasadnić.

Ale opinię o tym, że kraik Licikavików leżał
u spływu Odry i Warty i że to było miejsce starcia
Mieszka z Wichmanem, postarano się poprzeć jeszcze
tekstem Thietmara, opisującym najazd markgrafa
Hodona na Mieszka I w r. 972. Wedle badań naszych
historyków tam się kryje wskazówka, gdzie bitwa
w r. 972 miała miejsce. To zaś rzuca, zdaniem ich,
światło na pytanie, gdzie nastąpiły starcia poprzednie
z Wichmanem. Wiążąc zaś Wichmana z Geronem sta-
rają się wywieść, że tam był kraik Licikavików i że

Stosunki z cesarstwem

117

z tego to terytorium był Mieszko trybutariuszem ce-
sarskim.

Już bardzo dawno, bo sto lat temu, wydawcy kro-
niki Thietmara w pomnikowym wydawnictwie źródeł
niemieckich (Monumenta Germaniae Historica)
określili owe Cidini, gdzie Hodo poniósł tak haniebną
klęskę, jako miejscowość Zehden, leżącą na Pomorzu
Zachodnim w pobliżu wschodniego, prawego brzegu
Odry, na północ od zbiegu Odry z Wartą, zatem
;w tym kącie, w którym poszukują dzisiejsi polscy
badacze przypuszczalnych pobojowisk Wichmana.
Identyfikacja Cidini-Zehden utwierdza ich w przeko-
naniu, że jeżeli w tych stronach walczył z Mieszkiem
markgraf Hodo, to musiał tam walczyć także i Wich-
man. Ale takie przekonanie nie jest niczym uza-
sadnione. Dalej przyjmuje się, że owe Cidini-Zehden,
znane w późniejszych czasach jako kasztelania
cydzyńska, było grodem czołowym Licikavików. Otóż
cała ta konstrukcja opiera się, zresztą słabo, na iden-
tyfikacji Cidini-Zehden z Cydzyną. Pewne tylko wąt-
pliwości i trudności znajdują ci zasłużeni badacze
w wytłumaczeniu kierunku wyprawy Hodona, która
wynikałaby z takiej identyfikacji. Jeden z tych bada-
czy pisze: “Hodo był spadkobiercą jednej z 6 części,
na jakie marchia Gerona została podzielona po jego
śmierci, nadzorowi jego podlegały żupy Zytyców,
Niżyców i Serbiszcze. Jeżeli zatem chodziło o ude-
rzenie stąd na Polskę, najbliżej i najdogodniej było
je wykonać w stronie Krosna, przez które prowadził
najbardziej uczęszczany szlak znad Łaby do Polski,
lub choćby dalej na północy koło Lubusza..." Tym-
czasem Hodo “...zdąża właśnie najdłuższą, jaką można

118

Mieszka I

było wynaleźć, mianowicie okrąża Lubusz od północy
i uderza na Cydzynę". Dla wyjaśnienia tego “...upa-
truje w najechanej przez Hodona krainie zhołdowa-
ną w r. 963 ziemię" (J. Widajewicz), co bynajmniej,
jak wiemy, nie jest udowodnione. Inny badacz, za-
służony dla sprawy zależności trybutarnej Polski od
Niemiec, (M. Z. Jedlicki) sądzi nawet, by wytłu-
maczyć ten tak dziwny i mało zrozumiały kierunek
wyprawy Hodona, że gdyby markgraf w innej stro-
nie przekroczył granice Polski, naruszyłby “suweren-
ność" Mieszka, a tym samym wywołałby “casus bel-
li", a przez to surową odpowiedzialność przed ce-
sarzem. Jeżeli zaś wkroczył na terytorium trybutame,
podlegające rzekomo jego nadzorowi, to takie postę-
powanie byłoby prawnie usprawiedliwione. Tu trze-
ba zaznaczyć, że powoływanie się na pojęcie suweren-
ności dla wieku X jest anachronizmem, podobnie jak
tłumaczenie postępku Hodona całkiem niespodziewa-
ną, nieprawdopodobną na owe czasy subtelnością
w zakresie stosunków międzynarodowych czy mię-
, dzypaństwowych. W każdym razie przyjęcie, że Ci-
dini to Zehden-Cydzyna na Pomorzu, nasuwa duże
i poważne wątpliwości co do kierunku drogi obranej
przez Hodona. Wszystkie znane nam wyprawy nie-
mieckie do Polski Henryka II, Konrada II, Henryka V
czy Fryderyka Barbarossy szły zupełnie innymi szla-
kami, co również pozwala wątpić w, identyfikację Ci-
dini z Zehden.

A trzeba tu również zauważyć, że Thietmar w tym
samym zdaniu, w którym wymienił Cidini, wspomniał
równocześnie brata Mieszkowego Cidebura. Imię te-
go brzmienia nie jest znane w Polsce, znane jest na-
tomiast Czcibor lub Scibor. Otóż jeżeli Cidebur jest

Stosunki z cesarstwem

119

Thietmarową próbą oddania łacińskim alfabetem na-
zwy Czcibor czy Scibor, to można by się zapytać, jak
brzmieć mogła forma Cidini?-Nie można jej bez da-
leko idących zastrzeżeń tłumaczyć na Zehden wzglę-
dnie na Cydzynę. Należałoby poszukać jeszcze innej,
inaczej brzmiącej nazwy miejscowej, bardziej zbliżo-
nej brzmieniem do Scibora czy Czcibora, a pozosta-
jącej w lepszej zgodzie ze zwykłymi drogami wypraw
niemieckich na Polskę.

Zwrócić też należy uwagę na to, że forma Cidini
wskazuje raczej na jakąś nazwę urobioną w liczbie
mnogiej, tymczasem Zehden-Cydzyna świadczy
o miejscowości noszącej miano żeńskie liczby poje-
dynczej. I ten wzgląd warto by wziąć pod rozwagę.

Z tych powodów trudno przyjąć zrównanie Cidi-
ni-Cydzyna-Zehden. A jeszcze trudniej pogodzić się
z wywodem, że owe Cidini-Zehden leżą w ziemi Li-
cikavików, bo po temu brak jakichkolwiek wskazó-
wek. Sprawę Licikavików uważać należy w dalszym
ciągu za otwartą. Ponieważ z brzmienia tekstu Widu-
kinda wynikałoby, że nazwa ta odnosi się do całości
owych “Sclavi", których królem jest Mieszko, może
najbardziej przemawia dawny domysł znakomitego
badacza A. Brucknera, który Licikavików tłumaczył
jako Lestkowiców, potomków Lestka, czyli Leszka.
“Nazwa panującego dziada Mieszka, Lestka i rodu je-
go, została przeniesiona na szczep cały, jak to się tyle
razy działo u Słowian (końcówka —- avici wskazuje
z koniecznością na nazwę rodową)". ,

Cała ta obszerna argumentacja służy dla dowodu,
że zarówno opieranie się dosłowne na przekazie Thiet-
mara, jakoby Mieszko I był trybutariuszem cesarskim
,,usque in Vurta fluvium", z kraju po lewym brzegu

120

Mieszka I

Warty, jak kombinacja, że tyczy się to rzekomego
niedużego kraiku tzw. Licikavików, nie daje się utrzy-
mać. Jak z następnych jeszcze wywodów o trybucie
i stosunku trybutąrnym wyniknie, przyjął Mieszko I
od samego początku zobowiązanie nie za jakąś część
swego państwa, ale za całość. Ale z tym pozostaje,
i z tego zdać sobie należy sprawę, w sprzeczności
przywiedziony już tekst kroniki Thietmara, słowa
“usque in Vurta fluvium". A trzeba wiedzieć, że tekst
Thietmara jest pierwszorzędny, bo zachowany, co się
rzadko zdarza w źródłach średniowiecznych, w ory-
ginale, i stąd nie można go podejrzewać o omyłki czy
nawet poprawki późniejszych kopistów. Pełni szacun-
ku dla kronikarza i przechowanego tekstu, nie idzie-
my tak daleko, by nie doszukiwać się nawet w tak
szacownych przekazach pomyłek, tzw. lapsus calami,
błędów pióra, i nam się zdarzających tyle razy przy
pisaniu. Stąd sądzimy, (za St. Zakrzewskim), że
w zdaniu tym Thietmar źle uszeregował słowa, prze-
rzucił je. Frazes “usque in Vurta fluvium" powinien
się był znaleźć o słowo dalej, a wtenczas sens zdania
byłby, że czcigodny margraf Hodo Mieszka, wierne-
go cesarzowi i trybut cesarzowi płacącego, pędził ze-
branym wojskiem “usque in Vurta fluvium", aż do
Warty, i tu dopiero, gdzieś nad Wartą, zadał mu klę-
skę brat Mieszka Cidebur, koło miejscowości Cidini.
Wolno stwierdzić, że tak sformułowane zdanie zawie-
ra wszystko, co było istotne dla dalszego opisu bitwy.
By wiadomość o płaceniu trybutu “usque in Vurta
fluvium" w opisie tego zdarzenia mogła była się zna-
leźć, tego wyłączyć nie można, ale byłaby to wiado-
mość nieistotna, zbędna. Bo istotną sprawą jest, że
markgraf napadł na kogoś, kto był cesarzowi “fidelis",

Stosunki z cesarstwem

121

kto był cesarskim trybutariuszem i gdzie poniósł
klęskę.

Inni polscy badacze (Z. Wojciechowski, M. Z. Je-
dlicki) rozszerzają nieco to trybutarne terytorium Li-
cikavików, powiększając je o skrawek północno-za-
chodniego Pomorza. Starają się w ten sposób zyskać
nową konstrukcję na poparcie poglądu, że z tego tyl-
ko zakątka stworzonego przez Odrę i Wartę uznawał
Mieszko I_ swą zależność--od cesarstwa. Nie wiemy
w ogóle, czy terytoria te na północ od Warty posia-
dał w owych latach Mieszko, czy też miał je na oku
jako swą przyszłą zdobycz. Otóż wedle zdania tych
badaczy Mieszko, nawet nie posiadając tej ziemi, wy-
kupywał od cesarstwa te prawa, które rzekomo czy
teoretycznie przysługiwały cesarzowi rzymskiemu,
tj. idealne prawo do wszystkich ziem będących w rę-
, kach pogańskich. Cesarz uważał się za pana tych
stron, a prawo do nich czy do urządzenia ich pod
względem kościelnym leżało w jego władzy. Za odpo-
wiednią rentę, trybut, odstąpił cesarz swe cesarskie
prawa Mieszkowi. Ponieważ z czasów wcześniejszych
czy też z X i XI w. nie znamy wypadku, by cesarz
takie swe idealne prawa sprzedał komukolwiek za ren-
tę czy gotówkę, ani nie słyszymy, by ktoś chciał na-
, być od cesarza tego rodzaju tytuły prawne, powołano
się na znany fakt z lat pierwszych Zakonu Nie-
mieckiego w Prusiech, kiedy to Fryderyk II scedował
Krzyżakom swe idealne prawa do ziem pogańskich,
które Zakon zdobędzie. Przywodząc późniejszy o dwa
i pół wieku przykład można by się zastanowić, czy
przy zawarciu układu trybutarnego z Mieszkiem w la-
tach 965 lub 966, zatem w okresie, kiedy Mieszko był
jeszcze poganinem lub co najwyżej świeżo ochrzczo-

122

Mieszka I

nym, wypadałoby cesarzowi sprzedawać takiemu księ-
ciu prawa do ziem pogańskich, prawa cesarsko-chrze-
ścijańskie. Nie ma potrzeby wydobywania para-
doksalnych konsekwencji, które by wynikały z pod-
trzymywania tego stanowiska.

Poza tym wysunięto w związku z tym następującą
myśl, spostrzeżenie (T. Tyć i M. Z. Jedlicki). W r. 1135
był książę polski Bolesław Krzywousty zmuszony przy
hołdzie złożonym cesarzowi w Merseburgu do zapła-
cenia trybutu za lat dwanaście wstecz, zatem za cały
okres od chwili ostatecznego podboju Zachodniego
Pomorza. Otóż badacze ci doszukują się prawnej pod-
stawy uznanego przez Krzywoustego stosunku do Po-
morza w tym, że taki trybut obowiązywać miał już
Mieszka I i od tego czasu, przez lat 170, żyły jeszcze
zawsze tytuły prawne cesarstwa, jak i żyło w Polsce
przekonanie, że tytuły takie z zaborem ostatecznym
Pomorza spadają jako obowiązek na Polskę. W każ-
dym razie przez lat dwanaście tytułów tych nie uzna-
wał Krzywousty i dopiero ciężką sytuacją został zmu-
szony do ich uznania. Jeżeli jednak w r. 1135 uznał
je Krzywousty, to widocznie było rzeczą wiadomą
i notorycznie znaną, że przed r. 1123 książęta pomor-
scy płacili trybut cesarstwu, a przynajmniej taki obo-
wiązek uznawali.

Otóż trudno by się było ważyć na cofnięcie ta-
kiego stosunku Pomorza do cesarstwa w czasy Miesz-
ka I, który nie zmuszony ani siłą, ani naciskiem ku-
powałby w początkach swego zetknięcia się z Niem-
cami idealne prawa bez wartości. Sądzić wolno, że
prawa cesarstwa do Pomorza nie mogą sięgać bardziej
wstecz, jak do czasów Konrada II i Mieszka II, kiedy
to cesarz podzielił państwo polskie między Mieszka II,

Stosunki z cesarstwem

323

Ottona i Dytryka, a Dytrykowi przypadło w udziale
Pomorze. Już poprzednio w r. 1031 uznał Mieszko II
zwierzchność cesarską nad sobą. Dalej jeszcze poszedł
brat jego Bezprym. Taką zależność uznawał i Dytryk,
zawdzięczający swój udział w podziale cesarzowi.
Uznawał zatem zwierzchnictwo niemieckie i zapewne
trybut na niego nałożony. Wiemy zaś, że Ziemomysł
pomorski, zapewne syn Dytryka, jest zależny od ce-
sarstwa, skoro wzywa go Henryk III w r. 1046 przed
swój trybunał, by rozsądzić zatargi jego i Brzetysła-
wa czeskiego z Kazimierzem Odnowicielem. Widocz-
nie w tym czasie wykonywał Henryk III prawa
zwierzchnie nad Pomorzem, jak je wykonywał nad
księciem czeskim i polskim.

O ile z praw tych korzystali następcy Henryka III
lub o ile uznawali je i wykonywali książęta zachod-
nio-pomorscy, nie wiemy. Jednakże podstawa prawna
tych stosunków tkwiła zapewne w podziale państwa
polskiego z r. 1032 i w tym czasie musiał powstać
stosunek trybutarny Pomorza, na który powołano się
W hołdzie merseburskim w r. 1135. Nie sięga on z ca-
łym prawdopodobieństwem ani do czasów pierwszych
lat Mieszka I, ani do wspomnień zjazdu gnieźnień-
skiego.

Jeżeli badacze polscy, jak zresztą na innej podsta-
wie i badacze niemieccy, twierdzą, że Mieszko I pła-
cił cesarstwu trybut z części swego państwa, wedle
polskich z kraiku Licikavików, a niemieckich z ob-
szaru po Wartę, to przyznają oni, że z biegiem cza-
su nastąpiła zmiana w tym sensie, że trybut był osta-
tecznie płacony z całości państwa. Nie umieją co
prawda wyjaśnić, kiedy, pod wpływem jakich wy-
padków, przyjął Mieszko także zobowiązania za ca-

124

Mieszka I

łość państwa, kiedy mógł być siłą zmuszony do tego,
by zamiast zmałego kraiku rzekomych Licikavików

płacić trybut z całego dużego kraju. Powołują się tu
uczeni polscy na tekst podsunięty im przez wykładnię wyraźnie tendencyjną historyków niemieckich. Roczniki kwedlinburskie mianowicie donoszą,
że Bolesław Chrobry podczas zjazdu gnieźnieńskiego

w r. 1000 przyjął Ottona III i obdarzył go podarunkami, dosłownie tłumacząc gościńcami (,,xeniis") naj-
rozmaitszej wartości (“omnigeni census"), zebranymi
; z rozmaitych stron świata (,,ubique terrarum studio-
sissime quaesiti"). Otóż historycy niemieccy pominęli
słowo “xenia", podarunki, gościńce, a położyli nacisk
na słowo “census", które może mieć też znaczenie
,; czynszu, a zatem trybutu, a tak tłumacząc to wyra-
; żenię wyłożyli koniec tego zdania, że trybut ten zbie-
rany był ze wszystkich ziem, które należały do Bo-
lesława Chrobrego, tj. z całości jego państwa. Taką
interpretację przejęli polscy badacze od niemieckich.
Otóż zastanawiając się nad znaczeniem tego tekstu
trzeba stwierdzić, że gdyby tu naprawdę chodziło
o trybut, to cesarzowi, jak i rocznikarzowi niemiec-
kiemu było rzeczą zupełnie obojętną, którą by po-
minął, z jakich źródeł czerpał trybutariusz, by uiścić
się z trybutu. Byle go zapłacił. Stąd frazes “ubique
terrarum", ze wszystkich stron, ziem, jest zupełnie
niezrozumiały. Bo nie do pomyślenia jest, by w wie-
ku X mógł istnieć jakiś plan finansowo-podatkowy
rozłożenia ciężaru opłaty trybutu na wszystkie zie-
mie, którymi włada trybutariusz. Nie wiemy, jak du-
ży trybut płacił Mieszko. Wiemy, że książęta czescy
płacili 500 grzywien srebra i 120 wołów rocznie. Ale
przypuszczać można, że cesarz nie dbał o to, by wie-

StosuTifci z cesarstwem

125

dzieć, być poinformowanym, czy książę bierze tych
500 grzywien ze swego skarbca, z zapasów, czy wydo-
bywa je z kopalń srebra, czy z opłat targowych ód
kupców. Tak samo musiało być z Polską. Sens zatem
tej zapiski, zgodnej zresztą z tym, co wiemy o zjeź-
dzie gnieźnieńskim z Thietmara i Anonima-Galla,
jest, że Bolesław Chrobry obdarował cesarza poda-
runkami zakupionymi w różnych stronach świata. Nie
ma zaś tu mowy o trybucie ani o przestrzeni, z któ-
rej ten trybut się należał.

Z tym wszystkim nie mamy ani jednego przekazu
pewnego i wyraźnego, z czego płacił Mieszko i Bo-
lesław Chrobry do r. 1000 trybut cesarzowi. Skoro
odrzucimy tłumaczenie, że teren trybutarny był
ograniczony korytem rzeki Warty, jako pozbawione
podstaw, skoro odrzucimy równocześnie próbę utoż-
samienia go z prawdopodobnie w ogóle nie istnieją-
cym plemionkiem Licikavików, nie pozostaje nic in-
nego, jak przyjęcie, że zapewne dobrowolny trybu-
tariusz cesarski Mieszko, “amicus imperatoris", “fide-
lis", uznawał swą zależność od królestwa niemiec-
kiego z całości swego państwa.

W bogatym memoriale, zebranym dla oświetlenia
spraw związanych z trybutem i stosunkami trybu-
tarnymi (M. Z. Jedlicki) nie znajdujemy ani jednej
wskazówki, która by nam objaśniała, z czego bywał
płacony czynsz w licznych wypadkach stosunków
trybutarnych. Z powołanych źródeł jedne wymieniają
imię trybutariusza, inne tylko nazwę ludu czy pań-
stwa, opłacającego trybut. Sądzić więc można, że try-
but jest określoną daniną obowiązującą (dziedzicznie)
trybutariusza, bądź też (wieczyście lub bezterminowo)
związaną z pewnym terytorium tworzącym jednostkę

126

MieszJoo I

państwową. W każdym razie nie znamy wypadku,
przynajmniej nie wynika to ze źródeł, by tylko ja-
kaś część terytorium państwowego gdziekolwiek pod-
legała trybutowi, a reszta była swobodna. Już wyżej,
mówiąc o tzw. ziemi Licikavików i rzekomym czyn-
szu z tego terytorium, przedstawiliśmy paradoksalne
skutki, które by nastąpiły, gdyby na przykład Miesz-
ko utracił ten skrawek ziemi. Znamy tylko dwa wy-
padki, rzekome wyjątki od ogólnej reguły, które nie-
wątpliwie słusznie kwalifikuje się jako tylko pozorny
trybut. Pierwszym jest układ z r. 1054, zawarty za
pośrednictwem Henryka III między Kazimierzem
Odnowicielem a Brzetysławem czeskim. Kazimierz
obowiązuje się płacić Czechom czynsz za odebrany im
siłą Śląsk. Uznano to jednak nie za trybut, ale za ro-
dzaj renty wieczystej, odszkodowania. Po drugi po-
dobny przykład trzeba sięgnąć do XIII w., do układu
szkocko-norweskiego kupna wyspy Mań. Te dwa za-
tem wypadki tylko pozornie, zewnętrznie przypomina-
ją formy trybutarne. Istota tych dwu przykładów
tkwi w innych prawnych założeniach. Jeżeli zaś, jak
sądzić można po tak bogatym materiale zebranym
i zużytkowanym dla wyjaśnienia sprawy trybutu,
wszystkie znane nam wypadki stosunków trybutar-
nych łączą się bądź z osobą księcia-trybutariusza,
bądź z całością władanego przez niego terytorium, to
i w wypadku Mieszka I i Bolesława Chrobrego będzie
tak samo. Nie ma potrzeby ani powodu doszukiwać
się czy to na lewym, czy na prawym brzegu Warty
granicy takiego trybutarnego rejonu. Tym samym
zyskuje na sile przypuszczenie o błędzie, przerzuce-
niu paru słów ze znanego nam cytatu tekstu Thiet-
mara.

Stosunki z cesarstwem

127

Jest tu jeszcze jedna wiadomość, a raczej drobny
szczegół, który warto poruszyć.

Wiemy, że pierwsze wiadomości o Mieszku za-
wdzięczamy Widukindowi, który mówi nam o po-
rażkach, jakie poniósł książę polski od hrabiego Wich-
mana. Wiemy także, że wedle Thietmara markgraf
Gero, pobiwszy w r. 963 Łużyczan i Słupian, podpo-
rządkowa! Mieszka I “cum sibi subiectis", z podległy-
mi sobie, cesarzowi. Powyżej już wytłumaczyliśmy,
że Thietmar oparł tu całe swe opowiadanie na prze-
kazie Widukinda, a streszczając go niestarannie i nie-
udolnie zniekształcił myśl swego źródła, łącząc ze so-
bą to, czego na podstawie Widukinda nie wolno było
łączyć. Nie jest tu zatem Thietmar źródłem samo-
dzielnym, jeżeli czerpie z Widukinda. Ale nasuwa
się pytanie, czy Thietmar nie mógł mieć przecież ja-
kiejś samodzielnej wiadomości. Upatrywać ją można
by właśnie w słowach: “cum sibi subiectis", dodatku
nieznacznym, wiążącym się zresztą zapewne z fra-
zesem Widukinda o Słowianach, którzy nazywają się
Licikaviki, a których królem jest Mieszko. Powszech-
nie tłumaczy się słowo “subiecti" przez “poddani"
Mieszka. Jeżeli ktoś takie znaczenie uważa za wła-
ściwe, to ten frazes jest zupełnie obojętny. Ale zna-
czenie “poddani" byłoby dość dziwne: co mogli zna-
czyć lub ważyć w układzie trybutarnym “poddani"
Mieszka, ludzie wolni czy niewolni, którzy przecież
nie mieli prawa “ratyfikowania" umowy swego
władcy. Samo przez się było zrozumiałe, że władca,
w danym wypadku Mieszko, przyjmuje pewne zobo-
wiązania charakteru publicznego, międzynarodowego,
osobiście, ale równocześnie obciążają one i terytorium

mu podległe, a z tym i ludność owego terytorium.

.128

Mieszka I

O tym. nie było potrzeby mówić, to się rozumiało sa-
mo przez się. Zatem frazes ten albo nic nie znaczy,
albo musi mieć inne znaczenie niż przydawane mu
“poddani". Otóż zdaje się, że takie inne znaczenie
-można tu przyjąć i że będzie to częściowo samodziel-
ny przydatek Thietmara, może pewne objaśnienie fra-
zesu Widukinda o Licikavikach.

W jakim wypadku mogłyby powstać wątpliwości,
że poddanie się Mieszka tyczy się jego tylko osoby,
a owi “subiecti" mogliby się uważać za stojących poza
ramami układu, gdyby nie byli wyraźnie wymienie-
ni? Tylko w tym, jeżeliby w obrębie państwa Mieszko-
wego znajdowali się obok księcia seniora także pod-
legli mu juniorowie. Mogłaby bowiem istnieć wątpli-
wość, tak wyraźna dla ludzi przywykłych dla stosun-
ków lennych, czy uznanie się trybutariuszem odnosi
się do samego księcia zwierzchniego i tego terytorium,
którym on włada bezpośrednio, czy też do tych tery-
toriów, którymi z jego ramienia zarządzają inni. Są-
dzić można, że takie stosunki miał na myśli Thiet-
mar, gdy pisał o owych “subiecti". Wiemy zaś, że
Mieszko miał przynajmniej dwu braci, jednego, który
zginął w walkach z Wichmanem, i drugiego Cidebura.
Obaj musieli być ludźmi dorosłymi i zapewne, wedle
zwyczaju, musieli mieć wyznaczone sobie dzielnice
pod zwierzchnią władzą seniora. Nie można nawet
wyłączyć istnienia. w tych czasach jakichś książąt ple-
miennych, jeżeli współcześnie w Czechach widzimy,
obok Przemyślidów Sławnikowiców, a na Pomorzu,
bodajże w Gdańsku, rezydował także jakiś książę dy-
nasta. Takie tłumaczenie byłoby w zgodzie ze stosun-
kami powszechnie panującymi, a tak dobrze nam
znanymi z czasów późniejszych. Byłoby to także

Sierp jeździecki w oprawie kościanej, XJ w,

Stosunki z cesarstwem 129

w zgodzie z powyższym wywodem, że ciężar zobowią-
zań przyjętych przez Mieszka jako trybutariusza od-
nosi się do -całości państwa, ogarnia całą ówczesną
Polskę, rządzoną czy władaną przez Mieszka I bezpośrednio czy pośrednio.

Byłaby to częściowo zatem własna wiadomość
Thietmara, ,a nie widzę powodu, by twierdzić kate-
gorycznie, że kronikarz ten, popełniający tu i ówdzie
błędy przy niedbałym streszczeniu wiadomości swych
źródeł, nie mógł mieć od czasu do czasu też własnych,
pozytywnych informacji. Jeżeli je miał bardzo do-
kładne dla wypadków z r. 972, to mógł je mieć i dla
okresu poprzedniego dziesięciolecia. Wolno go nawet
posądzać o pragmatyzowanie. Mógł sądzić, że taki
musiał być sens układu. Mógł rozumieć, że jeżeli
Mieszko miał juniorów, to i ich musiał obejmować
zawarty układ. Ale czy osądzimy wiadomość Thiet-
mara jako pragmatyzowanie, czy jako pozytywną
osobną wiadomość, to wolno mniemać, że Mieszko,
mając rodzeństwo, braci, wydzielił im dzielnice, a ja-
ko senior miał nad tymi juniorami władzę zwierz-
chnią. Układ zatem trybutarny cesarstwa z Mieszkiem
liczyć się musiał z tym, żeby nie tylko trybut był
płacony przez Mieszka, ale by wszelkie warunki po-
lityczne umowy obowiązywały zarówno Mieszka, jak
i podległych seniorowi juniorów.

Ze zaś Mieszko był seniorem, świadczy nie tylko
późniejsza tradycja polska, która z generacji synów
Ziemomysła zna jedynie Mieszka, ale i to, że do r. 992
jedyną osobistością w Polsce działającą jest Mieszko,
jak i to, że jest on wedle określenia Widukinda “rex".

Stosunek trybutarny powstaje przez układ ze sobą
dwu stron, przy czym jedna ze stron ma znaczną

9 Polska X — XI •.vie.-:u

130

Mieszka I

przewagę siły i dyktuje warunki. Stąd jest to foedus
iniquum (układ nierówny), gdzie strona słabsza ma
sobie narzucone obowiązki, gdy silniejsza zapewnia
jedynie słabszego o swojej protekcji. O ile ten słab-
szy wykonuje swe zobowiązania, może się cieszyć za-
pewnieniem bezpieczeństwa, pokoju, ze strony sil-
niejszego. Jak sama nazwa trybutariusz wskazuje,
a liczne wiadomości o płaconym trybucie poświadcza-
ją, słabsza strona płaci silniejszej pewną określoną
stałą sumę rocznie. Jak była ona określona w ukła-
dzie z Mieszkiem, nie wiemy. Były nadto pewne umó-
wione warunki, ograniczające swobodę działania try-
butariusza. W zakresie polityki zewnętrznej trybu-
tariusz nie mógł prowadzić zbyt samodzielnej poli-
tyki, a przede wszystkim polityki sprzecznej z polityką
swego zwierzchnika lub skierowanej przeciw zwierz-
chnikowi. Pewne zatem sprawy z tego zakresu wy-
smagały uzgodnienia między trybutariuszem a jego

zwierzchnikiem.

W zakresie spraw wewnętrznych swego terytorium

miał trybutariusz zdaje się dość dużą swobodę. Przy-
najmniej nie widać, by tymi sprawami interesowano
się stale, jakkolwiek oczywiście chętnie wyzyskiwano
kryzysy wewnętrzne i swary rodzinne, które były"
zwierzchnikowi na rękę. Zwykle trybutariusz dostar-
czał w określonych, należy sądzić, wypadkach pewne-
go kontyngentu zbrojnego, dalej zobowiązany był
stawiać się na zawołanie na dwór zwierzchnika, czy
to dla wysłuchania jego poleceń, czy dla usprawiedli-
wienia się z zarzutów mu postawionych, czy dla sądu,
jeżeli popadł w konflikt czy spór z innymi zwierz-
chnikowi również podległymi. W zamian za te prawa,
które zyskiwał zwierzchnik, trybutariusz ma właści-

Stositłiki z cesarstwem

131

wie tylko jedną korzyść, zresztą względną, a tą jest
zapewnienie bezpieczeństwa i spokoju ze strony
zwierzchnika. Jeżeli trybutariusz swych obowiązków
nie dotrzymuje, zwierzchnik ma prawo siłą wymusić
dotrzymanie warunków układu czy podyktować nowe.
Wątpić można, czy trybutariusz ma prawo żądania
opieki czy pomocy od zwierzchnika, bo taki obowią-
zek zbyt często wciągałby zwierzchnika w zawikłania,

.na polach dalekich nieraz od jego istotnych intere-
sów. Byłoby np. dla cesarstwa ciężarem, gdyby miało
ono obowiązek wobec Mieszka zajmować się obroną je-
go spraw, interesów czy granic wobec Rusi czy Pru-
sów albo interesować się jego polityką bałtycką wo-,

, bęc Szwecji czy Danii. Wiemy, że w r. 990, podczas
zatargu zbrojnego Mieszka z Bolesławem II czeskim,
zażądał Mieszko, “postulat", pomocy regentki Theo-
fanu, której mu ona rzeczywiście udziela. Trudno by
jednak było na podstawie jednego słowa “postulat"
wyciągać tak daleko idące wnioski, że Mieszko miał
prawo żądania pomocy, bo słowo to ma szeroką skalę
znaczeń, od żądania, wymagania do prośby. Wobec
braku pozytywnych wiadomości o obowiązku pomocy
ze strony zwierzchnika przyjąć raczej należy, że ce-
sarzowa udzieliła pomocy na prośbę Mieszka, ponie-
waż leżało to w tym wypadku w interesie państwa
niemieckiego. Trzeba tu także podkreślić, że obie
walczące w owym czasie ze sobą strony były podległe
królowi, który miał prawo spór między nimi osą-
dzić lub jedną z nich poprzeć siłą.

Jakie warunki wiązały Mieszka z cesarzem, nie
wiemy. Trudno je wydedukować na podstawie, tak
skąpego materiału źródłowego. Nie wierny zgoła
nic o wysokości płaconego trybutu l rozmiarze świad-

132

Mieszka I

czeń materialnych., Nie przechowały się bliższe wia-
domości o bywaniu Mieszka na dworze cesarskim.
Bo nie wiemy nawet, czy Mieszko osobiście przedsta-
wił się Ottonowi I przy nawiązaniu stosunku trybu -
tarnego, czy nie. Źródła o tym milczą, chociaż tak
chętnie zaznaczają bytność i czołobitność rozmaitych
książąt czy ich poselstw na dworze cesarskim. Miał
Mieszko osobiście stawić się przed cesarzem w r. 973,
by wysłuchać jego wyroku w sprawie z markgrafem
Hodonem. Ale czy był tam osobiście, można by mieć
pewne wątpliwości. Bywał bądź co bądź od czasu do
czasu w Niemczech, jak świadczy Thietmar, mówiąc
z przekąsem o jego stosunkach z Hodonem... Za cza-
sów Ottona II nie ma wzmianki o widzeniu się Miesz-
ka z cesarzem. Dopiero za małoletności Ottona III
wiemy o paru wypadkach spotkania się Mieszka z kró-
lem, głównie na wyprawach wojennych. Toż samo
jest z Bolesławem Chrobrym i Ottonem III do zjazdu
gnieźnieńskiego.

Jeżeli chodzi o prawo sądu nad trybutariuszem, to
pozytywnie wiemy, że wykonywał takie uprawnienie
Otto I, kiedy rozsądzał sprawę Mieszka i Hodona.

W latach Ottona III podczas tłumienia wielkiego
powstania słowiańskiego zarówno Mieszko, jak Bo-
lesław Chrobry wielokrotnie zjawiają się ze swymi
wojskami przy boku królewskim. Czy jednak robią
to z obowiązku, czy może z własnej woli i we własnym interesie, wyjaśnić się nie da. Sądzić można, że
jedno i drugie zapewne wchodziło tu w grę.

Ale stosunek ten Polski do cesarstwa ulegał
przerwom, zastojowi. Wiemy, że po śmierci Ottona I
w r. 973 Mieszko zerwał swe stosunki z Niemcami
i że cesarz, lubo bez powodzenia, starał się siłą zmu-

Stosułiki z cesarstwem

133

sić księcia polskiego do uznania swego zwierzchnic-
twa. Jeżeli, jak się zdaje, zawiązał Mieszko w latach
965 lub 966 swój trybutarny stosunek z cesarzem do-
browolnie, nieprzymuszony, to w r. 979, kiedy zawieś
rał z Ottonem II “pacem necessariam", pokój nie-
- zbędny dla Niemiec, zawierał go również we wzglę-
dnie korzystnych warunkach. Podobnie być musiała •
"w pierwszych latach rządów regencji za Ottona III,
kiedy wycofanie się Mieszka z koalicji przeciwne.}
Ottonowi III musiano powitać radośnie na niemiec-
kim dworze. W tych warunkach, wolno sądzić, sto-
sunki prawne, trybutarne, podporządkujące Mieszka
Ottonom, nie mogły być zbyt uciążliwe. Było to za-
tem “feedus iniquum", które pod pewnymi względa-
mi ograniczało trybutariusza mniej czy więcej silnie,
zależnie przede wszystkim od siły, którą sam trybun
tariusz przedstawiał, i od nakładu sił, które byłby
zmuszony zużyć jego zwierzchnik, by w razie potrze-
by zmusić go do posłuszeństwa. Nie stanowił jednak
ten stosunek trybutarny z punktu widzenia prawnego
i praktycznego tak silnego zespolenia, jak związek
lenny obracający się w już ustalonych zupełnie ra-
mach prawa feudalnego. W tym znaczeniu stosunek
trybutarny był formą lżejszą i dogodniejszą dla try-
butariusza, system lenny zaś był o tyle korzystniej-
szy, że w dużo większym stopniu stwarzał pomiędzy
lennikami wspólność obrony praw i interesów po-
szczególnych, praw i interesów opartych o prawo wo-
bec ich wspólnego pana lennego. Takiej wspólności
nie mogło być w grupie trybutariuszy, raz z po-
wodu różnorodności warunków prawnych, po wtóre
z powodu tylko luźnego związku z władzą zwierzchnią
pod względem ustrojowym, wreszcie w X w. trybu-

t34

Mieszka I

tariuszami bywały w znacznej mierze kraje i ich
władcy, przeważnie nie Niemcy, Słowianie rozmaitego.
pochodzenia, których stosunki wzajemne opierać się
mogły na podstawach politycznych, zatem o doraźną,
a więc zmienną koniunkturę chwili.

Jak to już wskazano, nawiązanie stosunków Miesz-
ka z Ottonem I przypada zapewne na lata 965 lub
966, kiedy Otto I bawił w Niemczech między jednym
a drugim długim pobytem we Włoszech. Czy odwie-
dził Mieszko w tym czasie osobiście cesarza, czy sam
mu się przedstawił i z nim ułożył swe stosunki z ce-
sarstwem, nie wiemy. Nie wiemy również, czy uczy-
nił ten krok jeszcze jako poganin czy już chrześcija-
nin. Ponieważ źródła niemieckie nie notują wyprawy
wojennej na Polskę, można sądzić, że nie był Mieszko
zmuszony do tego kroku siłą niemiecką. Raczej do-
browolnie z takich czy innych względów politycznych
nawiązał swój stosunek z Ottonem. W każdym razie
jest Mieszko w r. 967 nazwany “amicus imperatoris",
a w r. 972 jest określony jako cesarzowi “fidelis"
i płacący mu trybut.

Jeżeli klęska pod Cidini, której doznał tam mark-
1 graf Hodo z rąk Cidebura, rozeszła się szerokim echem
po Niemczech, jeżeli wstrząsnęła wzajemnymi sto-
sunkami, utrzymywanymi jak dotąd bez zarzutu
z jednej i drugiej strony, jeżeli tym wypadkiem był
bawiący we Włoszech Otton I “turbatus", to przyczyna
tego wszystkiego tkwiła nie w tym, że “czcigodny
markgraf Hodo" napadł na Mieszka, lecz w tym, że
został on sromotnie rozgromiony. Gdyby Hodo pobił

Stosunki z cesarstwem

135

na głowę Mieszka, zapewne cesarz nie byłby tym
poruszony. Mógłby spokojnie widzieć w tym zdarze-
nie dla siebie i interesów państwa niemieckiego ra-
czej korzystne, bez względu na to, czy słuszność nie
stała po stronie “przyjaciela", “wiernego" cesarzowi
trybutariusza Mieszka. Ale psotny los dał zwycięstwo
księciu polskiemu. Pycha niemiecka została poniżona,
a z tym padł też prestiż królewski wobec licznych
trybu tariuszy niemieckich, licznych ludów słowiań-
skich mających swe porachunki z Niemcami. Toteż
mógł być rzeczywiście Otto I “turbatus" i dlatego za-
żądał, by obie strony zachowywały się spokojnie, by
Hodo nie próbował rehabilitować swej nadwerężonej
sławy wojennej jakąś odwetową wyprawą, na którą
mógłby Mieszko może powtórzyć wyczyn spod Cidini.
Bo jakie mogłyby być dalsze skutki, zwłaszcza wśród
tych Słowian, którym w r. 968 urządzono metropolię
magdeburską i wiele biskupstw, mających swą dzia-
łalnością obejmować znaczną część Słowiańszczyzny
między Łabą a Odrą? Cesarz miał zresztą niedługo
pojawić się sam w Niemczech, a wtenczas osądzi spra-
wę Mieszka i Hodona, przystąpi do pacyfikacji sto-
sunków z Polską i Mieszkiem.

Rzeczywiście na Wielkanoc 973 r., która przy-
padła na dzień 23 marca, przybył do Kwedlinburga
stary Otto I z synem, też cesarzem Ottonem II, przy-
były obie cesarzowe, Adelaida i młoda Greczynka
Theofanu, przybyli liczni książęta niemieccy, zjawił
się też Bolesław II czeski, szwagier Mieszka I. Przy-
były również z czołobitnościami dla cesarza liczne
poselstwa, miały tam być poselstwa greckie, bene-
wentańskie, bułgarskie; duńskie, węgierskie i jakieś
określone ogólnikowo słowiańskie, Sclavorum, może

136

Mieszka I

zatem polskie. Niektóre źródła,. zresztą późniejsze,
dorzucają jeszcze poselstwo ruskie.

Wszystkie przybyły tu z podarkami dla powra-
cającego do Niemiec cesarza. Był fo więc zjazd nie-
zwykle liczny, wspaniały, ostatni zresztą taki zjazd
za życia Ottona I.

Zjazd ten miał bardzo duże znaczenie polityczne,
a napływ obcych gości i poselstw świadczył o potędze
i szacunku cesarstwa, czy może raczej o osobistym auto-
rytecie starego cesarza. Zdaje się, że w tym mniej
więcej czasie zapadło postanowienie utworzenia dwu
biskupstw, w Pradze i na Morawach, i przyłączenie
ich do związku metropolitalnego mogunckiego. Istnie-
je też przypuszczenie, że posłowie węgierscy przy-
byli również z pewnymi sprawami tyczącymi się
chrystianizacji Węgier. ,

Ze spraw politycznych miała się tu znaleźć sprawa
zeszłorocznego starcia się Hodona z Mieszkiem.
Współczesna zapiska Roczników hildesheimskich nic
o tym nie mówi, nie wspomina o Mieszku. O lat 40
późniejszy Thietmar twierdzi, że z polecenia cesarza.
“imperatoris edictu", przybyli tam książęta Mieszko
i Bolesław czeski. Dużo jeszcze później ostatecznie
zredagowane Roczniki altaheńskie, tzw. większe, mó-
wią, że Bolesław II, przybywszy do Kwedlinburga
osobiście, obdarzył cesarza licznymi darami. Co się
zaś tyczy Mieszka, to nie wspominają wyraźnie, czy
Mieszko był sam obecny na zjeździe, twierdzą tylko,
że Mieszko lękiem poruszony — “terrore compulsus" —
przysłał swego syna cesarzowi jako zakładnika. Z ze-
stawienia tego wynikałoby raczej, że Mieszka, wbrew
zdaniu Thietmara, nie było w Kwedlinburgu i że

Stosunki z cesarstwem

13T

tylko syn jego Bolesław, w owym czasie 7-letni chło-
pak, przybył na dwór jako zakładnik.

Oddanie przez Mieszka cesarzowi w zakład Bo"
lesława, najstarszego syna, ma związek z wypadkami
roku poprzedniego. Thietmar, który zapisał wiadomość
ó bitwie pod Cidini i zanotował, że Otton zakazawszy
Hodonowi i Mieszkowi prowadzenia walki polecił im
czekać na swój powrót i rozstrzygnięcie sporu przed.
cesarskim majestatem, w opowiadaniu wypadków
o rok późniejszych zadowala się prostą zapiską, opartą
w dużej części na Rocznikach hildesheimskich. Samo-
dzielnie wymienia tylko imiona Mieszka i Bolesława
czeskiego, nie dodając nic o sądzie cesarza w sprawie
Hodona. Jedynie z Roczników altaheńskich domyślać
się możemy, że sprawę tę cesarz rozsądził. Ale jak
"nie znamy podstaw i powodów napaści Hodona, bo
o tym nie mówi nam Thietmar, tak i nie znamy praw-
nych podstaw wyroku cesarskiego. Nie możemy ocenić,
czy wyrok był słuszny i sprawiedliwy, to znaczy,
czy wina była po stronie księcia polskiego. Bo pod
tym względem są widoczne niedomówienia Thietmara.
Twierdzi on, opowiadając :o wyprawie Hodona, za
książę polski był “fidelis", że płacił trybut, czyli że pod
tym względem był bez zarzutu. O innych powodach
napadu Thietmar w ogóle milczy. Wydawałoby się,
że słuszność była raczej po stronie Mieszka. Tymcza-
sem wyrok dotknął nie Hodona, lecz księcia polskiego.
Otóż bądź Otto nie chciał poświęcać autorytetu
markgrafa w oczach Mieszka, Słowian i innych za-
leżnych trybutariuszy i dlatego usiłował sterrory-
zować Mieszka, bądź też źródła pominęły milczeniem
sąd Ottona o postępku markgrafa, a zaznaczyły jedy-

ł38

Mieszka J

nie żądanie cesarza, by Mieszko wydał mu syna Bo-
lesława jako zakładnika. Może zatem było to nie tyle
karą, ile środkiem zabezpieczenia się na niedaleką
przyszłość, skoro bitwa pod Cidini pokazała, że ten
dotychczas potulny i mało brany w rachubę trybu-
tariusz może być wcale niebezpiecznym przeciwni-
kiem. Jest ten fakt także zarazem pierwszą oznaką
żywszego zainteresowania, się-"Polską ze strony Otto-
na I i cesarstwa.

Można sobie łatwo wyobrazić, z jakim uczuciem
oddawał Mieszko i Dobrawa pierworodnego syna jako
zakładnika w ręce cesarskie. Było to rozstanie się
w niepewności jutra, czy dziecko nie ucierpi z powodu
polityki ojca, pełne troski, że dziecko wychodzi, może
na długo, spod opieki ojca i wpływów dworu, a na
obczyźnie może się stać łatwo wykładnikiem obcych
interesów, tak jak to się działo niejednokrotnie
z książątkami słowiańskimi zmuszonymi żyć zbyt
długo w środowisku niemieckim. Ale największą
troską było życie syna, tak przecież kruche, tak łatwe

do zatraty w warunkach zakładnika. ,

- Otóż Mieszko, który kilka lat temu przyjął chrzest,-
okazuje w tej sprawie wcale dużą zapobiegliwość
i widząc niechęć i brak życzliwości ze strony czyn-
nika świeckiego, cesarstwa, zwraca się o pomoc,

o opiekę nad synem, do czynnika kościelnego, do pa-
piestwa. Wiadomość o tym pochodzi wyjątkowo ze
źródła polskiego i, zdaje się, zasługuje mimo swej
lakoniczności na wiarę. Istniał jeszcze do XVIII w.
-w katedrze poznańskiej nagrobek Bolesława Chro-
brego opatrzony wierszowanym łacińskim napisem.
Kiedy ten pomnik został wystawiony, a zatem też
kiedy mógł powstać napis na pomniku, nie ma dotąd

Stosunki 2 cesarstwem

139

zgody w nauce mimo wcale bogatej literatury, tyczą-
cej się tego zabytku. Dużą trudnością jest fakt, że
znamy tylko pewne bardzo niedokładne szkice ry-
sunkowe tego pomnika, nie pozwalające na dokładną
i naukową ocenę cech stylowych. Co się tyczy napisu,
to kopia jego znana jest od końca XV w., ale także
nie ma pewności, czy tekst, który nas doszedł, jest
pełny i jakie jest następstwo wierszy po sobie. ,

Otóż w tym napisie grobowym jest jeden wiersz
odnoszący się do r. 973, ważny dla poruszonego za-
gadnienia. Brzmi on: “Precidens comam Septenni
tempore Romam", co znaczy — obolawszy mu włosy
w wieku lat siedmiu, przesłano je do Rzymu. Otóż
wiemy, że siedem lat liczył Bolesław w r. 973, właśnie
w czasie, gdy był wysłany jako zakładnik do Niemiec.

Tak byłyby to trzecie postrzyżyny znane nam
u Piastów. O obu pierwszych postrzyżynach: Ziemo-
wita przez dwu gości Piasta i o postrzyżynach rzeko-
mo ślepego Mieszka przez jego ojca Ziemomysła,
opowiada Anonim-Gall. O postrzyżynach Bolesława
dowiadujemy się z napisu grobowego.

Postrzyżyny są znane u wszystkich ludów aryj-
skich i trwał ten zwyczaj długo, nawet w okresie
chrześcijańskim. U ludów słowiańskich na Bałkanach
zwyczaj ten starożytny, pierwotny, przetrwał nawet
do naszych czasów. Były rozmaite terminy postrzyżyn,
termin lat siedmiu zdaje się jednak być najpowszech-
niejszy. Okres to w życiu dziecka ważny fizjologicznie
ze względu na zmianę zębów i ważny umysłowo, bo
dziecko wychodzi z dzieciństwa i zaczyna się jego
szybszy rozwój umysłowy i fizyczny. Chłopiec prze-
chodzi spod opieki matki pod opiekę i kierownictwo
ojca, by się przygotować do życia i do wstąpienia

140

Mieszka I

w świat z czasem jako pełnoprawny, dorosły młodzie-
niec, mężczyzna. Nie tutaj jest miejsce na dochodze-
nie początków tego zwyczaju i jego pierwotnego
znaczenia czy pierwotnej symboliki. Wystarczy
stwierdzić, że w1 zasadzie wykonywał obrzęd postrzy-*
żyn ojciec, a sam fakt postrzyżyn wprowadzał dziecko
do rodu, do związku rodzinnego albo nawet, za czasów
pogaństwa, do religii domowej. Wtenczas zapewne
otrzymywał też syn imię rodowe, w rodzie używane,
a zarzucał poprzednie, które było raczej nie imie-
niem, ale przezwiskiem dziecięcym. Już jednak wcze-
śnie, oczywiście w wyjątkowych wypadkach, prze-
ważnie w wielkich rodach dynastycznych, zdarza się,
że ojciec dziecka odstępuje swe prawo postrzyżenia
syna osobie czy osobom trzecim, które w ten sposób
symbolicznie nabywają pewnych uprawnień wobec
dziecka, wchodzą w stosunek do niego idealny, stają
się jakby przybranymi dziecka ojcami, opiekunami
podobnie jak przez kumostwo przy chrzcie. Tą drogą
wytwarzała się nawet forma adopcji przez postrzy-
żyny. Symbolika tego sztucznego pokrewieństwa jest
wcale wyraźna. Wiemy, że na prośbę rodziców po-
strzygli św. Wacława książęta czescy czy naczelnicy
wielkich rodów czeskich. Weszli oni przez to w bliższy
stosunek do Wacława nakazujący im opiekę nad ma-
łym książątkiem, a później pomoc, życzliwość, przy-
jaźń dla dorosłego już księcia. Karol Martel posyła
Pepina do króla Longobardów Liutpranda, który
postrzygłszy Pepina stał się tym samym jego ojcem
przybranym. Inny wypadek skończył się tragicznie,
Egzarcha bizantyński we Włoszech zwabił do siebie
pod pretekstem postrzyżyn i adopcji synów księcia
Friulu, ale zamiast włosów kazał im podstępnie uciąć

Stosunki z qesarstwem

141

głowy. W taką formę adopcji wszedłby i Ziemowit,
jeżeli jego rzekomy ojciec, bajeczny Piast, odstąpił
prawo postrzyżenia syna owym dwu gościom, których
przyjął wedle legendy u siebie.

Ale ewolucja pojęć o adopcji przez, postrzyżyny
poszła jeszcze dalej. Przesłanie komuś włosów po-
strzyżonego również oznaczać mogło nawiązanie ta-
kiego symbolicznego stosunku ojcostwa, a stąd pły-
nęła opieka i protekcja ze strony tego, komu włosy
zostały przesłane. W r. 685 cesarz Konstantyn Po-
gonatos przesłał uroczystym poselstwem do Rzymu, do
papieża Benedykta II, włosy swych synów Herakliusza
i Justyniana, przyjęte uroczyście przez papieża, kler
i wojsko i złożone w kaplicy Lateranu. Źródła nie
wyjaśniają nam w tym wypadku znaczenia symboliki
przesłania włosów, ale nie będziemy dalecy od prawdy
uważając, że cesarz nawiązywał tą drogą bliższe sto-
sunki swych synów z papieżem czy papiestwem; Inny
wypadek bardzo podobny, a wcale już wyraźny, ma
miejsce w drugiej połowie IX w. w Bułgarii, kiedy to
król Bułgarów Bogorys (Borys) przyjął chrzest w Kon-
stantynopolu. Nowy chrześcijanin nawiązał równocześ-
nie stosunek z cesarzem zachodnim Ludwikiem i z pa-
pieżem Mikołajem I. Wtenczas, w r. 866, na jakimś
.zebraniu ludowym własną ręką obciął sobie Bogorys
włosy i oddał je obecnym wysłańcom papieskim ze
.słowami: “Niech wiedzą wszyscy wielmoże i wszystkie
ludy bułgarskie, że od dnia dzisiejszego jestem sługą
(servus) po Panu Bogu św. Piotra i jego zastępcy",
to jest, że uważał się odtąd za sługę papieża.

W tym świetle posłanie do Rzymu włosów po-
strzyżonego w wieku lat siedmiu Bolesława, który
miał się udać jako zakładnik do Niemiec, oznaczać

142

Mieszko I

się zdaje, że Mieszko i Dobrawa tą symboliczną czyn-
nością oddawali swego syna pod opiekę św. Piotra
i jego następcy i wikariusza na ziemi, papieża. Nie
byli co prawda papieże X w. tą potęgą, którą będą
za czasów Grzegorza VII, ale bądź co bądź w trudnej
sytuacji, w jakiej znalazł się Mieszko wskutek • wy-
roku cesarskiego, opieka papieża nad losami dziecka,
którego życie mogło być bardzo niepewne w rękach
niemieckich, mogła łagodzić jego los. A przy tym
ciekawi i zwraca uwagę — zaufanie, z jakim nie-
dawny poganin Mieszko zwraca się o ratunek, pomoc
i opiekę do tak dalekiego i nowego dla Polski czynni-
ka, jak papież i papiestwo. "-

Jak długo bawił Bolesław w Niemczech, nie wie-
my. Chyba krótko. Bo już niedługo potem staje Mie-
szko w obozie wrogim. Niemcom ottoniańskim, wi-
docznie nie obawia się o życie syna. Może go jakimś
sposobem wydobył i do domu sprowadził.

Już w parę tygodni po świetnym zjeździe kwe-
dlinburskim zmarł Otto I. Początek rządów jego na-
stępcy Ottona II, chociaż koronowanego królem i ce-
sarzem, zaczął się od ciężkiego przesilenia wewnętrz-
nego. Henryk Kłótnik, książę bawarski, a bratanek
cesarza Ottona I, podniósł bunt, by chwycić władzę
w swe ręce. Pod r. 974 podają kroniki niemieckie
wiadomość, że Henryk bawarski i biskup Fryzyngi
Abraham zawiązali spisek przeciw Ottonowi II, że do
tego spisku wciągnęli Bolesława czeskiego i Mieszka.
A wydawał się ten układ sił tak groźnym, że — jak
się jedno z tych źródeł wyraża — “prawie cała Europa
uległaby klęsce i zniszczeniu". Zwraca tu uwagę
fakt, iż Mieszko idzie tu ręka w rękę ze swym szwa-
grem, Bolesławem II Pobożnym. Czy czyni tak Mie--

StosuTiłci z cesarstwem

143

szko samodzielnie, c2y w ślad za Czechami, czy wynik
to porozumienia i przymierza zawartego przy mał-
żeństwie z Dobrawa, czy też własny rachunek poli-
tyczny Mieszka, trudno osądzie. Ale rychło się poka-
jało, że Henryk nie znalazł wśród książąt niemieckich
silniejszego poparcia. Otto mógł liczyć na bardzo
przeważającą ich część. Siły jego są takie, iż wyma-
gałyby długiej, uporczywej walki, której wynik nie
był do przewidzenia. Henryk rychło musiał się uko»-
rzyć przed cesarzem, niebezpieczeństwo buntu zostało
zażegnane. Bunt księcia bawarskiego, gdyby znalazł
zwolenników w Niemczech, mógł zachwiać silnie po-
tęgą państwa niemieckiego. Bo miał po swojej stronie
współdziałanie dwu potężnych książąt słowiańskich,
a może i uczestnictwo także Haralda Błękitnozębnegó,
króla duńskiego, gdyż zdaje się groziła i z tej strony,
od północy, wojna. W każdym razie dwaj monarcho-
wie słowiańscy, uważani za barbarzyńskich trybuta-
riuszy cesarstwa, mieszają się jako ważny czynnik
polityczny, militarny, w najbardziej istotne i zasadni-
cze sprawy królestwa niemieckiego, a pośrednio Ce-
sarstwa Rzymskiego, arogując sobie na równi z ksią-
żętami niemieckimi prawo głosu przy obsadzaniu
tronu królewskiego. Była taka koniunktura, że losy
państwa niemieckiego mogły były się dostać w ręce
książąt nieniemieckich, władców Czech i Polski.

Ale chociaż upadła rychło sprawa Henryka, to
jednak nie tak łatwo było przywrócić Ottonowi II
status quo ante, jeżeli chodzi o Bolesława i Mieszka.
W latach najbliższych po buncie Henryka słyszymy
o wyprawach cesarza przeciw Czechom, by ich zmusić
do posłuszeństwa i uległości cesarstwu. O wyprawach
przeciw Polsce nie słychać. Jeżeli trzeba było robić

144

Mieszka I

Wyprawy na Czechy, to widocznie Czechy nie poszły
śladami księcia bawarskiego, były oporne, nie płaciły
trybutu, nie chciały ulegać cesarzowi. Jeżeli Czechy
trzeba było dopiero siłą zmusić do uległości, to nie
mogło być inaczej z Polską. Mieszko wyswobodził się
na jakiś czas, nie płacił więc trybutu, nie uznawał
zwierzchnictwa niemieckiego. Kiedy jednak uległy
Czechy, kiedy -w r, 977 zmarła Dobrawa, a przez jej
śmierć zapewne zaczęły się rozluźniać więzy łączące
go z Bolesławem II, musiał się czuć Mieszko politycz-
nie osamotniony. Zdaje się, że doszło nawet do walki
z cesarstwem. Źródło nie mówi co prawda wyraźnie
pod r. 979, że wyprawa cesarska była skierowana
przeciwko Polsce. Mówi ogólnikowo o Słowianach
i o niepowodzeniu tej wyprawy z powodu niewygód
jesiennych i przymrozków, które z.musiły Niemców
do wycofania się. Jeżeli nie możemy być całkiem
pewni, czy wyprawa ta cesarska była skierowana
przeciw Słowianom za Łabą, czy przeciw Polsce, to
o tym, że z Polską były jakieś walki, dowodzi fakt,
że Mieszko zwraca następnie jeńców niemieckich.,
Obecność ich w Polsce świadczy, że istniał stan wo-
jenny między Polską a Niemcami. Dowodzi tego
również zawarty w ~Tynr~czasie pokój z Mieszkiem,
jak stwierdza Thietmar, przypieczętowany małżeń-
stwem Mieszka z Odą “dla zbawienia ojczyzny" (nie-
mieckiej) i dla “umocnienia pokoju". Jak widać, mu-
siały być jakieś walki z Polską, walki ciężkie i mało
dla cesarstwa pomyślne. To popiera myśl, że wyprawa
W r. 979 na Słowian była skierowana przeciwko Pol-
sce. Doszło więc, zapewne w r. 980, do pokoju
z Mieszkiem. Zęby go silniej związać z Niemcami,
ożeniono wtenczas Mieszka z Odą, córką markgrafa

Stosunki z cesarstwem

145

Dytryka z rodu Wettynów. Aby ten plan przeprowadzić, trzeba byłopodeptać przepisy prawa kano-
nicznego, wydobyć mniszkę Odę z klasztoru w Calbe
i mimo oporu biskupów wprowadzić ją kościelnie
w łożnicę księcia, niedawnego poganina. Wszystko to
się działo dla “miłego pokoju" potrzebnego “niemiec-
kiej ojczyźnie". Dowodzi to, że warunki pokoju mu-
siały być raczej korzystne dla Mieszka. Zatem i wa-
runki odnowionego stosunku do cesarstwa nie mogły,
być gorsze niż przed r. 975 — 976. Mówi się o licznych
jeńcach niemieckich, których zwrócono Niemcom dzię-
ki małżeństwu Mieszka z Odą, o trybucie nic nie
słychać. Ze Bolesław czeski i Mieszko od wybuchu
buntu Henryka nie płacili trybutu, można śmiało
przypuszczać. Jak zostały te sprawy ułożone z Polską
w latach 979 czy 980, nie wiemy. Może zwolnienie
jeńców wojennych przez Mieszka zastępowało opłatę
trybutu, czy zaległego, czy bieżącego.

Jeszcze w r. 977 uległo przymierze polsko-czeskie
pewnemu rozluźnieniu przez wspomnianą już śmierć
Dobrawy, osierocającą zapewne jedenastoletniego syna
Bolesława Chrobrego. Utorowało to drogę do Polski
Odzie i pewnym wpływom jej rodziny, a te wpływy
niemieckie uwydatniają się jeszcze następnie w krót-
kotrwałym małżeństwie Chrobrego z córką Rygdaga
(985) oraz w przybyciu biskupa Ungera, następcy.
Jordana. Śmierć Dobrawy nie zrywa od razu pewnej
nawet współpracy politycznej polsko-czeskie j. Ale,
zdaje się, większą rolę odgrywa tu czynnik coraz to
wyrabiającej się samodzielności politycznej Mieszka
niż współpraca oparta o przymierze "płynące z za-
wartych, a już nie istniejących związków rodzinnych.

W r. 983 i 984 powtarza się to samo, co dziesięć

10 PoiskaX — XT wieku , ••

146

Mieszka I

lat przedtem. Umiera niespodziewanie w Rzymie
młody jeszcze cesarz Otto II zostawiając tron trzy-
letniemu, już koronowanemu królem niemieckim, sy-
nowi Ottonowi III. Opiekunką syna i regentką państwa
stała"" się matka Ottona III, Greczynka, -cesarzowa
Theofanu. I teraz ten sam Henryk bawarski wystę-
puje powtórnie jako pretendent do korony, by usu-
nąć dziecko i kobietę od władzy. Popierają ten zamach
znów obaj książęta, czeski Bolesław II i Mieszko,
prócz nich książę obodrzycki. Trzech zatem książąt
słowiańskich pragnie obalić Ottona III, wprowadzić
i narzucić Henryka i zdobyć sobie drogą siły własne,
decydujące stanowisko w obrębie królestwa niemiec-
kiego. Tym razem pobyt Mieszka w obozie przeciw-
nym Ottonowi III trwał krótko. Inne ważne zagad-
nienia odciągnęły go od związku z nieudałym zresztą
buntem Henryka. Mieszko szybko przechodzi na stro-
nę Ottona i regentki, tam szukając oparcia dla swych
- zamierzeń czy obowiązków politycznych. Przez lat
prawie dwadzieścia następnych, do śmierci Ottona III,
polityka Mieszka I i Bolesława Chrobrego opierać się
będzie na najbliższej współpracy z cesarstwem. Z tego
. bliskiego stosunku wyciągną oni dla siebie korzyści
i zyski rzeczywiście realne, duże i ważne.

VI. WSPÓŁPRACA Z REGENCJĄ CESARZOWEJ THEOFANU.
SPRAWA ZAJĘCIA POMORZA

W r. 982 poniósł Otto II klęskę niezmiernie ciężką
w południowych Włoszech z ręki Arabów, siedzących
wtenczas silnie w Sycylii i południowych Włoszech,
w Kalabrii i Apulii. Wiadomość o klęsce tej, z której
cesarz cudownie się sam uratował, a która kosztowała
życie wielu znakomitych rycerzy i lenników cesar-
skich, rozeszła się szybko po świecie, wytwarzając
nastroje mało życzliwe tam wszędzie, gdzie gniotła
życie przewaga królewsko-niemiecka czy rzymsko-
-cesarska. Żywioły uciskane nabrały nadziei odzyska-
nia swobody, widząc w tej klęsce pierwsze poważne
zachwianie się tak dotąd szczęśliwej, jeżeli chodzi
o wojowniczego Marsa, dynastii saskiej. Do tego do-
szła rychła wiadomość o śmierci cesarza. Tron po nim
miał objąć jego syn, Otto III, w chwili zgonu ojca
zaledwie trzyletnie dziecko. Prawda, że był on właśnie
prawie w chwili, kiedy go ojciec w Rzymie odumarł,
koronowany w Akwizgranie królem niemieckim, i stąd
posiadał prawną podstawę do objęcia tronu. Ale

148

Mieszko I

wiemy już, że dziesięć lat przedtem sam Otto, chociaż
także za życia ojca i koronowany królem niemieckim,
i uwieńczony diademem cesarskim, spotkał się z opo-
rem, ze współzawodnictwem Henryka Kłótnika, księ-
cia bawarskiego.. Teraz w r. 983 sytuacja była-po-
ważniejsza jeszcze. Otto II był dorosłym mężczyzną,
gdy musiał zwalczać bunt Henryka, tu było królem
małe dziecko, które miało dorosnąć do władzy pod
opieką matki regentki, cesarzowej Theofanu. Theo-
fanu była mądrą kobietą, obrotną, politykiem nie-
przeciętnej miary. Ale była kobietą, Greczynką, obcą
społeczeństwu niemieckiemu, zdaje się mało wyrozu-
miałą dla tego społeczeństwa, które uważała za bar-
barzyńskie w porównaniu z Bizancjum i Grekami.
Nie była, zdaje się, popularna, jakkolwiek miała
pewne oparcie w episkopacie niemieckim z powodu
swego oddania się kościołowi. Drugą obok niej była
cesarzowa babka Adelaida, również mądra i bardziej
popularna od synowej, która jednak wystąpi jako
opiekunka wnuka i regentka znacznie później, po

śmierci Theofanu w r. 991.

Jak to wspomniano już wyżej, wystąpił i teraz

z roszczeniami do władzy Henryk bawarski, a zna-
lazł oparcie u władców słowiańskich, Mieszka pol-
skiego, Bolesława II czeskiego i Mściwoja obodrzyc-
kiego. Prędko jednak zrezygnował ze swych zamiarów
Henryk, a jednym z pierwszych, który pogodził się

z regentka, był Mieszko.

Otóż bezpośrednim skutkiem klęski Ottona II we
Włoszech, śmierci cesarza i wewnętrznych zawikłań
. tronowych w Niemczech była wielka reakcja pogań-
ska, która ujawniła się wśród łudów słowiańskich
mieszkających między Łabą a Odrą. Gmach władzy

Zajęcie Pomorza

149

nad tymi stronami, z takim trudem zbudowany przez
Henryka I i Ottona I, wraz z organizacją kościelną
runął. Trzeba było uspokajać siłą i orężem bunt
tych plemion, kłaść nowe podstawy dla zniszczonego
zupełnie życia kościelnego, zresztą jeszcze bardzo
słabego i wątłego. Gnębienie pogańskiego ruchu siłą
trwało lat kilkanaście, do śmierci Ottona III, a cho-
ciaż jedynie częściowo zdołano ten ruch poskromić,
to stało się to tylko dzięki pomocy Polski. Mieszko I
i jego syn Bolesław Chrobry byli w tych wysiłkach
regencji i Ottona III magna pars. Można śmiało,
twierdzić, że gdyby nie oni, byłyby rezultaty - nie-
mieckie zapewne bardzo nieduże.

Były niewątpliwie najrozmaitsze powody, które
skłoniły Mieszka do szybkiego zwrotu w polityce,
do przejścia z obozu Henryka bawarskiego do partii
małego Ottona III i regencji.

Pierwszym było szybkie załamanie się akcji Hen-,
ryka. Nie miało celu trwać przy nim, skoro on sam
uznał w r. 985 małego Ottona i we Frankfurcie nad
Menem upokorzył się przed królem. Ale ten fakt mógł
decydować o stosunku Mieszka do Henryka, nie po-
trzebował koniecznie pchnąć go do popierania re-
gencji. Mógłby był Mieszko wyzyskiwać czas dłuższy
słabość władzy w Niemczech, która miała zbyt dużo
najrozmaitszych kłopotów i trudności, by siłą, orę-
żem zmusić go do uległości. Mimo jednak tej rze-
komo korzystnej sytuacji występuje Mieszko już
w r. 985 jako stronnik regencji, jako jeden z najpo-
ważniejszych czynników wspierających politykę Otto-
na III i cesarzowej regentki Theofanu. Musiały być
zatem inne jeszcze powody, które, skłoniły Mieszka
do tego kroku.

150

Mieszko I

Sądzić wypada, że był to cały splot zagadnień
politycznych, które wziął Mieszko pod uwagę.
W r. 984, kiedy to Mieszko stał po stronie Henryka,
ożenił on swego syna, Bolesława Chrobrego —
w owym. czasie osiemnastoletniego młodzieńca —
z nie znaną nam z imienia Niemką, córką markgrafa
Miśni Rygdaga. Było to zapewne dzieło Ody, z którą
markgraf Rygdag był spowinowacony. Chciała zatem
Oda może tą drogą uzyskać pewien wpływ na pa-
sierba i wytworzyć warunki korzystniejsze dla wła-
snych małoletnich synów. Jakie stanowisko zajmował
Rygdag wobec przesilenia wewnętrznego niemieckiego,
nie wiemy dokładnie. Zdaje się, że nie był zbyt
życzliwy regencji i może dlatego ustępuje w r. 985
z marchii miśnieńskiej. Przy nawiązaniu z powrotem
stosunków Polski z Niemcami mogło być to małżeń-
stwo Chrobrego raczej pewnym obciążeniem, polityki
Mieszka. Dlatego też trwa ono krótko, w r. 985 lub
986 następuje zerwanie tego związku. Oczywiście był
w tej sprawie Mieszko, jako głowa rodu i kierownik
polityki, instancją decydującą. On żenił syna czy •
.Wydawał córki za mąż, on synom, polecał porzucać
małżonki, jeżeli takie związki z tych czy innych
względów, zwłaszcza politycznych, mu nie odpowia-
dały. Tak by i na stosunkach rodzinnych odbiła się
zmiana linii politycznej, jaką widzimy w latach 984
-i 985, kiedy Mieszko porzuca sprawę Henryka i prze-
chodzi do obozu regentki i małego Ottona III.

Można też przypuszczać, że pośpiech Mieszka był
dyktowany obawą, by go nie ubiegł w uzyskaniu
łask regentki jego były szwagier, Bolesław II czeski.
I on pogodził się z. regencją, ale zdaje się powodowany
raczej koniecznością, bez głębszej wiary w trwałość

Zajęcie Pomorza

151

tego stosunku. W każdym, razie przejście jego do
obozu regencji przyniosło mu pewien zysk w postaci
Miśni, którą zajął może i z wiedzą regentki. Sądzić
można, że antagonizm czesko-polski pogłębiał się
i obie strony, zarówno polska, jak i czeska, pragnęły
zaskarbić sobie zaufanie i życzliwość regencji.

Ale najważniejsze, jak się zdaje, były dla Mieszka
sprawy północne. Wiemy już, że w tych czasach Wo-
lin znajdował się w rękach duńskich, Jomsborczy-
ków, że Mieszko szukał przeciw Danii pomocy
w Szwecji, wydając , córkę za króla Eryka. Dalej zaś
wielkie powstanie pogaństwa w Słowiańszczyżnie
połabskiej musiało być w wysokim stopniu niebez-
pieczne dla państwa Mieszkowego. Chrześcijaństwo,
dopiero od lat 20 oficjalnie uznane i popierane, mogło
mieć już liczniejszych zwolenników. Ale trzeba się
było też z tym liczyć, że powłoka chrystianizmu była
jeszcze bardzo cienka, że chrześcijaństwo nie mogło
było zapuścić głębszych korzeni, chociaż sądzimy, że
nie było ono nowością w chwili, kiedy Mieszko chrzest
przyjmował. Wielki ruch pogański, antychrześcijań-
ski, mógł oddziaływać destrukcyjnie zwłaszcza na
Pomorzu niedawno przyłączonym. Tu, jak wiemy,
pogaństwo było bardzo silne, lepiej zorganizowane
i dlatego wpływ ruchu pogańskiego na Połabian mógł
był się odbić silnym echem na Pomorzu. Wolno więc
sądzić, że zwalczanie przez Mieszka ruchu pogań-
skiego do spółki z Niemcami było tym dyktowane.
Były bowiem plemiona lutyckie wrogami Polski,
a ich wrogie nastawienie zwiększyło się nie tylko
przez to, że Polska zagarnęła Pomorze im bliskie,
ale i tym, że była ona teraz przedstawicielką chrze-
ścijaństwa, tak im nienawistnego przez metody

152

Mieszko I

eksterminacyjne niemieckie. Były zaś te plemiona
równie tradycyjnie w stałych przyjaznych związ-
kach z Czechami, z którymi bliższe stosunki Polski

przerwała śmierć Dobrawy.

Może miał Mieszko nadzieję, że przy okazji poma-
gania cesarzowej regentce zyska też i pewne zdoby-
cze terytorialne. W pierwszym jednak rzędzie cho-
dziło mu o opanowanie i stłumienie ruchu, niebez-
piecznego dla wewnętrznych stosunków polskich lub
pomorskich. Pamiętać bowiem należy, że do tej
chrześcijańskiej Polski czy pewnych jej części chry-
stianizujących się przylegały ludy pogańskie, jak
Prusowie i Jaćwingowie. Ruś dopiero w r. 989 została
ostatecznie chrześcijańska, Węgry również dopiero
przechodzą powoli do chrześcijaństwa, nie mówiąc
już o Pieczyngach. Toteż podniesienie głowy przez
pogan na Połabiu mogło być dostatecznie silnym
bodźcem dla Mieszka, by dusić pogaństwo do spółki
z cesarzową. Nie ma potrzeby dodawać, że odgrywały
tu rolę przede wszystkim względy polityczne, sprawa
religii stała zapewne na szarym końcu. Nie można
też wątpić, że krok Mieszka był przyjęty na dworze
regentki z radością. Odnowienie przez niego dawnych
stosunków było powitane z zrozumieniem, że w tych
warunkach sojusznika i sprzymierzeńca nie można
niczym zrażać, nie można mu narzucać warunków,
które by go mogły odstręczać od współpracy.

Już pod r. 985 podają roczniki niemieckie wia-
domość, że gdy Sasi wkroczyli na Połabie, pospieszył
im z pomocą Mieszko, “z wielkim wojskiem", i wspól-
nie całą tę stronę zniszczyli pożarami i mordami.
W r. 986 wyprawił się na Słowian za Łabę sam
siedmioletni Otton III, a do niego dołączył się Miesz-

Zajęcie Pomorza

153

ko, znów “z tłumem bardzo wielkim" wojsk swoich.
Ofiarował małemu królowi liczne podarki, między
innymi wielbłąda. Znowu niszczono kraj wrogów
ogniem i mieczem. Nieco późniejszy Thietmar, powta-
rzając częściowo te wiadomości za rocznikami nie-
mieckimi, dodaje, że Otto spędził Wielkanoc w Kwed-
linburgu i tu zjawili się oprócz licznych książąt
niemieckich także Mieszko i Bolesław II czeski.
O księciu polskim notują roczniki niemieckie, że
“poddał" się władzy króla. Wedle Thietmara Mieszko
“dał siebie królowi", w czym historycy niemieccy
dopatrują się tzw. kommendacji lennej. Ze strony
polskiej (Z. M. Jedlicki) słusznie zauważono, że w tej
małomównej wzmiance trudno upatrywać nawiązania
stosunku lennego, tym więcej, jeżeli wiemy, że jeszcze
w r. 1000 był Bolesław Chrobry trybutariuszem.
Było to zatem odnowienie uroczyste zwierzchnictwa
trybutarnego nad Mieszkiem. Przypuszczać wolno, że
w tych warunkach było ono utrzymane w formie
lekkiej, łagodnej, co najwyżej takiej, jak poprzednio.
Thietmar dodaje, ze Mieszko odbył z Ottonem dwie
wyprawy wojenne. Czy miał na myśli wyprawę
z r. 985 i 986, czy jakąś następną, nie wiadomo.
Bo wiemy, że w r. 987 urządzili Niemcy najazd na
Słowian połabskich, którzy poddali się, zapewne
częściowo czy chwilowo, tak że warownie nad Łabą
można było odnowić. Czy i w tej wyprawie brał
udział Mieszko, jak w poprzedniej, źródła milczą.

W r. 990 ma miejsce dwukrotnie wyprawa saska
na Obodrytów. Mieszko nie bierze w niej udziału,
bo w tym czasie zajęty jest wojną z Czechami. Za to
w r. 991 cesarzowa Theofanu krótko przed swą
śmiercią odprawia uroczystość Wielkiejnocy z OttÓ-

154

Mieszka I

nem III w Kwedlinburgu, gdzie przybyli najprzed-
niejsi panowie “Europy", z których imiennie wymie-
niono dwu, potężnego markgrafa Tuscji Hugona,
znakomitą podporę władzy cesarskiej w środkowych
Włoszech, i, księcia polskiego Mieszka. Znowu znoszą
ci goście wspaniałe podarunki królowi i sami obda-
rowani, przy czym imiennie wymieniono tylko Mie-
szka, powracają do siebie. Tegoż roku, zapewne pod
koniec lata, jak to było w zwyczaju, Otto z wielkim
wojskiem saskim i kontygentem polskim Mieszka
wyprawił się znowu na Słowian. Otto i Mieszko zwy-
cięsko oblegają Branibor (Brandenburg). Była to
ostatnia wyprawa wojenna Mieszka I, ale i po śmierci
Mieszka był jeszcze Bolesław Chrobry uczestnikiem
kilku innych podobnych pochodów przed r. 1000.

Odbył zatem Mieszko parę wypraw. Pozytywnie
można mówić o wyprawie z r. 985 i tych z r. 986 i 991,
w których brał udział osobiście nieletni Otto III..
,W tych dwu latach stwierdzony jest również pobyt
Mieszka podczas świąt Wielkanocnych na dworze
królewskim. Mógł w tych wyprawach czy wizytach
na dworze brać także udział dorosły syn Mieszka,
Bolesław Chrobry. Mógł więc już wcześnie poznać
Ottona, dać się mu poznać samemu, tak jak później
w r. 995 weźmie udział w innej wyprawie już pełno-
. letniego króla na Słowian. Znaliby się zatem dawno
i dobrze. Boć każda z takich wypraw trwała po kilka
.tygodni i dawała zapewne niejedną sposobność do
pogłębienia znajomości, do wzajemnego poznania się
i wzajemnej oceny. Nie poznali się zaś, jakby można
sądzić z przekazu Anonima-Galla, dopiero w r. 1000
podczas zjazdu gnieźnieńskiego. Można twierdzić, że
znali się już dawno i dobrze, a wolno by też przy-

Zajęcie Pomorza

155

puszczać, że mógł Chrobry znać Ottona jeszcze
dzieckiem, chłopcem, przed dojściem króla do pełno-
letności i władzy. Dawna, głębsza znajomość tych dwu
ludzi tłumaczyłaby nam może niejedno, co by nas
mogło zastanawiać w stosunku ich wzajemnym do
siebie.

Terytorialnie zdaje się Mieszko nie zyskał nic na
współpracy z państwem niemieckim. Ale widać, że
taka współpraca była koniecznością, zapewniała mu
panowanie na długiej linii Bałtyku, chroniła jego
państwo przed przedarciem się do niego czynników
ruchu antychrześcijańskiego, który mógłby zniszczyć
to, co było zrobione kościelnie, a rozbić tę spójnię,
którą w ciągu wielu pokoleń związali ze sobą Piasto-
wie, szczepy, plemiona lachickie, polskie, w jedną
dużą całość polityczną. Związanie tych części ze
sobą było słabe, raczej mechaniczne. Toteż trzeba
było przez wiele lat dziesiątków, o ile nie wieków,
unikać wszystkiego, co by związek ten mogło osłabić
czy unicestwić, zanimby nie wytworzyło się głębsze
i silniejsze poczucie wspólnego interesu, konieczności
współżycia w złej czy dobrej doli. Dalej dawała
współpraca z regencją i Ottonem III pewne korzyści
polityczne, które częściowo zdoła wyzyskać sam
Mieszko, a po nim Bolesław Chrobry, jego wielki
i znakomity następca, niewątpliwie też uczeń i kon-
tynuator planów politycznych ojca.

Tak się układały stosunki Polski do Niemiec,
de cesarstwa. Należy jednak pamiętać, że -tak duże
i obszerne państwo jak Polska musiało mieć wiele
jeszcze zagadnień politycznych zewnętrznych, które

156

MieszKo I

w ciągu prawie trzydziestu lat, kiedy możemy śledzić
rządy Mieszka, musiały być przedmiotem zaintereso-
wania księcia, jego trosk, o ile nie nawet walk i wojen.
A stan wojny bywał w owych wiekach stanem nor-
malnym. Jeżeli nie zawsze chodziło o zabór teryto-
rium, to często o łupy, o dostarczenie rycerstwu czy
drużynie książęcej, której utrzymanie było kosztowne,
okazji do grabienia. Często szukano jeńców, niewol-
ników, których osadzało się w pustkowiach we wła-
snym kraju bądź też prowadziło się nimi zyskowny
handel. Czasami po prostu głód, niedostatek, nieuro-
dzaj zmuszały do szukania zapasów w kraju sąsiednim,
zasobnym. Ruch zatem, na pograniczach zwłaszcza,
bywał znaczny i nie można wątpić, że w ciągu lat
trzydziestu musiał Mieszko nie jeden raz dobywać
miecza, czy to by bronić się przed obcym najazdem,
czy to wdzierać się samemu w kraje pograniczne
dla zdobyczy, dla pomszczenia i karania za najazd
dokonany, czy też prewencyjnie, by nie dopuścić
do zamierzonego lub przewidywanego wdarcia się
sąsiada w terytorium polskie.

A przecież obszerne państwo Mieszka posiadało
liczne odcinki swej długiej, mało zresztą zabezpie-
czonej granicy, na której w każdej chwili mogły zajść
zawikłania zmuszające księcia do zwrócenia uwagi
na zagrożony okrąg lub rozdzielenia swych sił, jeżeli
z dwu czy więcej stron był on atakowany. Cała długa
, linia Odry średniej i dolnej z ludami połabskimi,
przeważnie mało życzliwymi, a często wręcz wrogimi
.chrześcijańskiej Polsce, była kryta jedynie korytem
rzeki. Dalej na południe państwo czeskie z Morawami
nie zawsze mogło mieć z Polską stosunki przyjazne.
Od południa wielki wał górski Karpat zakrywał

Zajadę Pomorza.

157

Polskę od napadów madziarskich. Ale już na po-
łudniowym najdalszym wschodzie siedzieli koczow-
nicy Pieczyngowie, z którymi stosunki sąsiedzkie nie
musiały być łatwe zwłaszcza do czasu, kiedy do
Polski należał Przemyśl i tzw. Grody Czerwieńskie.
Dalej na wschód ku północy szła wzdłuż Bugu gra-,
nica Rusi, były siedziby Jaćwingów, a na samej
północy Prusów. Wreszcie między dolną Wisłą a dolną
Odrą było Pomorze.

Chociaż o przeważnej części odcinków tej granicy
nie mamy z tych czasów żadnych lub prawie żadnych
wiadomości, wolno sądzić, że milczenie pokryło wiele
drobnych, a może i poważnych starć i zatargów.
Zaledwie o paru zdarzeniach zanotowały nam źródła-
wiadomości, czasami nawet bardzo ważne i doniosłe,
ujęte w parę słów lakonicznych, ale wymownych -
swym ciężarem. Z tych urywków zdarzeń trudno
:zbudować obraz pełny i jasny. Stąd względna zresztą"
obfitość wiadomości o stosunkach polsko-niemieckich
skrzywia nam obraz Polski Mieszkowej, jakoby to,
było jedyne wielkie zagadnienie polityczne, które
stało przed Mieszkiem. Takich zagadnień było nie- •
wątpliwie więcej, tylko brak źródeł nie pozwala na
ich przedstawienie.

Ale było jedno zagadnienie, wobec którego stałą
Polska Mieszka I, zagadnienie "ostatecznie szczęśliwie
rozwiązane, jakkolwiek i o nim mamy nadzwyczaj
mało pozytywnych, źródłowych danych, a tym jest
zdobycie i zajęcie Pomorza. Trudności dokonania tego
dzieła, jak już poprzednio wspomniano, były nie-
zmierne z powodów w pierwszym rzędzie geograficznych, fizycznych. Przebrnięcie przez błota, bagna
i puszcze wzdłuż koryta Noteci i Warty było bardzo

158

Mieszka I

trudne, a po opanowaniu tej krainy utrzymanie jej
w związku organicznym z resztą państwa było możli-
we tylko na drodze długiego współżycia. A wiemy dziś,
że Pomorze między Odrą a Wisłą, od Szczecina do Gdań-
ska, znajdowało się tylko krótko w rękach Mieszka I
i Bolesława Chrobrego. Potem, i to tylko połowicznie,
bo z zachowaniem książąt pomorskich, przyłączone
zostało przez Bolesława Krzywoustego. Synowie zaś
jego stracili wcześnie władzę nad Zachodnim, a wnu-
kowie nad Wschodnim Pomorzem. W końcu XIII w.
na lat niewiele odzyskano Pomorze Gdańskie, ale stra-
cono je na półtora wieku na rzecz Zakonu, by odzy-
skać je znowu za czasów wojny trzynastoletniej za
Kazimierza Jagiellończyka. Dodać trzeba, że główny
ośrodek Pomorza w czasach Mieszka i Bolesława był
nie w Gdańsku, lecz leżał właśnie przy ujściu Odry,
w Wolinie. Szczecin, niewątpliwie już ważne i wy-
bitne centrum, nie jest jeszcze wymieniony w X w.;

wiadomości o nim zaczynają nam płynąć dopiero

znacznie później.

Dążenie do odzyskania brzegu morskiego, ujść
Odry i Wisły, leżało w naturze rzeczy. Naród, zorga-
nizowany przez Piastów w jedność polityczną, w pań-
stwo, dzierżący bieg górny i średni obu tych rzek,
musiał dążyć do opanowania także biegu dolnego
i ujść tych rzek z portami i z całym pobrzeżem,
leżącym między ujściem Odry i Wisły. Jeżeli dy-
nastia piastowska, zapewne od kilku pokoleń, w tru-
dzie i walce zbierała plemiona i szczepy sobie najbliż-
sze, to nie można było pominąć tu i plemion
pomorskich, najbliższych językowo Polsce, a stano-
wiących przejście do plemion pomorszczyżnie brat-
nich, siedzących już po lewym brzegu dolnej Odry,

Zajęcie Pomorza

1.5&

jak niektóre plemiona Związku Wielookiego, lutyc-
kiego. Dążenie zatem do zjednoczenia w jednym
organizmie politycznym wszystkich tych plemion,
które mówiły tym samym językiem, musiało być od
dawna silne u Piastów i niewątpliwie od dawna mu-
siały istnieć próby urzeczywistnienia tego planu. Może
najsilniej jednak działały na zaborcze tendencje
Piastów w stosunku do Pomorza zagadnienia natury
gospodarczej. Kraków, Sandomierz, Przemyśl, Grody
Czerwieńskie były tak cenne, że tędy szła droga
lądowa łącząca Zachód ze Wschodem, prowadząca do
przebogatych rynków Kijowa, dalej Chazarów, do
ujścia Donu i Wołgi, czy też do Konstantynopola.
Podobnie ujście Odry, a częściowo zapewne i Wisły,
było ośrodkiem żywego bardzo ruchu handlowego,
którego opanowanie dawałoby monarsze, władające-
mu nad portami tych rzek, ogromne dochody i środki
materialne, pozwalające na utrwalenie swej władzy
i uzyskanie potęgi zabezpieczającej przed zewnętrzną
napaścią. Bo i w X w. pierwszym warunkiem posia-
dania odpowiedniej siły zbrojnej, pierwszym warun-
kiem myśli w zwycięskim zakończeniu zaczętej wojny,
był pełny skarb. Z niego czerpano środki materialne
dla zaspokojenia potrzeb związanych z koniecznością
utrzymania sił zbrojnych i pokrywania wydatków
łączących się z wojną. A należy pamiętać także o tym,
że Polska kontynentalna mogła być zasobna, jak to
twierdzi Ibrahim-ibn-Jakub, w zboże, mięso, ryby,
miód, zatem też w tak cenny wosk i skóry, ale poza
solą w solankach nie posiadała bogactw naturalnych.
Nie posiadała kopalń srebra ani złota, inne też me-
tale, które by się nadawały do eksportu czy prze-
róbki na miejscu, nie były znane. Co najwyżej zatem

160

Mieszka I

można było prowadzić handel skórami, futrami tak
cennymi; jak bobrowe czy sobolowe ł wydrowe, ale
z tego trudno by było zapewne pokryć koszta gotów-
kowe, pieniężne państwa. -Dochodziły tu oczywiście
jeszcze zyski ze zdobyczy wojennej, dochody z handlu
jeńcami i niewolnikami, dochody z targów i opłaty od
obcych kupców, ale to wszystko nie dało się zapewne
porównać z bogactwem wielkich targowisk morskich
u ujścia Odry. O takim Wolinie (zwanym także Juli-
nem, w źródłach skandynawskich Jomsborg, u Thiet-
mara Livilni, u Adama Bremeńskiego Jumne) wiemy,
że było to wielkie miasto, targowisko międzynaro-
dowe, gdzie obok ludności słowiańskiej bywali Grecy,
Rusini, kupcy skandynawscy, zapewne i Prusacy,
bywali także i niemieccy kupcy. Znane są drogi han-
dlowe, które łączyły to miasto ze światem. Drogą
lądową do Hamburga jechało się dni siedem, morska
droga do Hamburga prowadziła na Szlezwik. Dni
czternaście płynęło się z Wolina do ruskiego Nowo-
grodu, największego targowiska w północnej Rusi,
mającego swe połączenie ze Wschodem, a przede
wszystkim z Południem, Morzem Czarnym i wspa-
niałym Konstantynopolem. Wreszcie — gdy chodzi
o wielkie drogi kontynentalne — trzeba przypom- -
nieć, że z Wolina prowadził trakt handlowy przez
Hobolin lub Braniborz do Magdeburga, a z Magde-
burga szły drogi handlowe w rozmaite strony Nie-.
mieć. Między innymi był szlak, o którym pisze już
w r. 966 Ibrahim-ibn-Jakub, do Pragi, również
znacznego miasta handlowego. Oczywiście stała przed
kupcami i żeglarzami otwarta droga do krajów
morskich, zatem do Szwecji, Danii i Norwegii, do
Anglii, może do normańskiej Normandii.

Zajęcie Pomorza

161

Opanowanie zatem na stałe Pomorza z takimi
ośrodkami handlowymi, jak Wolin, jak nie wymie-
niony w tych czasach, chociaż niewątpliwie istnie-
jący i również znaczny Szczecin, czy mniejsze ma-.
jacy zapewne znaczenie Kołobrzeg, a nad Wisłą
Gdańsk, którego rozwojowi w owych czasach może
przeszkadzało sąsiedztwo Prusów, a może też kon-
kurencja targowiska w Truso w Prusiech, mogłoby
dać monarchom polskim dochody bardzo wielkie
.z opłat targowych i portowych. Nie sposób tu prze-
widywać, jaki wpływ na kształtowanie się społeczne
i cywilizacyjne Polski ówczesnej miałoby wchłonięcie
na stałe dużego szczepu pomorskiego, opierającego
się nie tylko na sile swego miecza, ale i na podstawach
gospodarczych, tak różnych od Polski kontynentalnej.
Byłoby to otwarcie okna na szeroki i daleki świat,
czerpanie nie tylko bogactw materialnych, ale i dóbr
moralnych, pierwiastków cywilizacyjnych szybszych,
głębszych i donioślejszych, które by przenosił do nas
i których pośrednikiem byłby nie tylko wytwarza-
jący się stan rycerski, ale i kupiecki, tak zresztą
często w owych czasach zmieniający się z kupca
w korsarza, rozbójnika morskiego, a tym samym,
przeinaczający się w razie potrzeby z handlarza pły-
wającego po morzu we flotę wojenną, jeżeli władca-
takiej floty potrzebuje dla swych politycznych celów.

Takie horoskopy stały u kolebki państwa polskie-
go od chwili, kiedy pierwsi Piastowie postawili sobie
za cel włączenie Pomorza do budowanego przez siebie
państwa. Niestety, plan ten nie dał się urzeczywistnić.
Połączenie całości Pomorza z Polską trwało krótko.
Bolesław Krzywousty dokonał go powtórnie, ale ro-
związanie problemu było połowiczne, nie przetrwało

11 Polska X — X l ".ieku

162

Mieszka I

też następnej generacji. W XV w. zaś tylko wschod-
nia część Pomorza została uratowana, a stało się to
b cztery wieki za późno, gdyż zmieniły się bardzo
zasadniczo i głęboko warunki. Tych walorów, które
mogło przynieść Polsce stałe posiadanie słowiańskiego,
polskiego Pomorza między Odrą a Wisłą w wieku X
czy XI, nie posiadał już niemiecki, hanzeatycki
Gdańsk w w. XV, chociaż w życiu gospodarczym
Polski przyszło mu odgrywać poważną rolę. Właściwy
moment minął, nie mógł już być wyzyskany.

Jeżeli na niedoskonałe, luźne, pełne niebezpie-
czeństw na przyszłość spojenie Pomorza z Polską
zużył Bolesław Krzywousty lat dwadzieścia, a wła-
ściwie lat trzydzieści, bo to jego ojciec Władysław
Herman i wojewoda Sieciech są prawdziwymi inicja-
, torami zdobycia Pomorza na nowo, to musimy przy-
znać, że było to snadż zadanie niezwykle ciężkie,
trudne i wyczerpujące. Jeżeli takie było ono w XII w.,
to nie mogło być lżejsze, łatwiejsze w X w.

Można przypuszczać, że akcję w tym kierunku
zaczęli już przodkowie Mieszka i że czasy tego księ-
cia dają nam jedynie obraz zakończenia owego pro-
cesu dziejowego. Obraz jakiż słaby, niewyraźny. Bo
naprawdę poza stwierdzeniem, że Mieszko zdobył
i zajął Pomorze, niewiele więcej pewnego, pozytyw-
nego można ze źródeł wydobyć. Mało nas ratują tutaj
tak skwapliwie przez badaczy polskich (K. Wachow-
ski, St. Zakrzewski, L. Koczy) zgłębiane sagi skandy-
nawskie, islandzkie, mówiące bardzo dużo o grodzie
Jomsborgu u ujścia Odry, w którym osiedliła się
drużyna korsarzy normańskich. Tym korsarzom nor-
" mańskim dodano wiele następujących po sobie wodzów,
naczelników. Słyszymy również nie tylko o ich sto-

Zajęcie Pomorza

163

sunkach do Danii zwłaszcza, ale także do władcy
słowiańskiego tych ziem imieniem Burislaifr. Jest
to oczywiście imię Bolesława. Pod tym imieniem
kryje się w skandynawskich sagach zarówno Mie-
szko I, jak Bolesław Chrobry, a może i inne osobi-
stości. Imię własne było tu na dobrej drodze do
zmieniania się w pojęcie władzy, tak jak imię Cezara ,
czy Karola przeszło w nazwę cesarza i króla. Ale te
sagi, poematy, pieśni bohaterskie, utrzymywane w cią-
gu wieków w pamięci ludzkiej przez śpiew czy de-
klamację sagmanów, zwracające przede wszystkim
uwagę na cudowność wyczynów swych bohaterów,
romantyczne w wysokim stopniu, łączyły w sobie
tak różne pierwiastki opowiadania, tak mieszały ze
sobą bohaterów i ich czyny, tyle tu dodawała fan-
tazja, że trudno już dziś oddzielić nieliczne ziarna
prawdy, wiadomości realne, od tego, co jest wytworem
fantazji poetyckiej. Nadto przekazy na piśmie tych
sag pochodzą już przeważnie z XIII w., są zatem co
najmniej o 250 do 300 lat późniejsze od czasów Mie-
szka I. Budzą przeto takie zaufanie, jak opowieści
mistrza Wincentego o Leszkach, o zwycięskich wal-
kach naszych przodków z Aleksandrem Wielkim czy
Cezarem. Ale w wielu obfitych nieraz wiadomościach
z tych sag można wykazać niehistoryczność bądź też
stwierdzić, że są one tak pomieszane z wiadomościami
niehistorycznymi, z osobami nieraz i historycznymi,
ale widocznie wplecionymi w romantyczne czy ro-
mansowe opowiadania, że trudno by było opierać się
na takim poetyckim, z rozmaitych elementów zło-
żonym i w rozmaitych czasach kompilowanym opo-
wiadaniu. Nęcą te sagi swą rzekomą pełnością, są jednak
materiałem tak niepewnym, że może lepiej wyzbyć

ii*

164

Mieszka I

się iluzji, iż mogą nam dać coś pozytywnego, niż
wypaczać cały obraz tych czasów w oparciu o tak
kruchą, niepewną podstawę. Może dalsze badania sag
pozwolą kiedyś oddzielić od siebie wątek czysto poe"-
tycki, legendarny czy mityczny, od pewnych wia-
domości, które by się dały uratować jako fakty histo-
ryczne lub prawdopodobne, możliwe do zindywidua-
lizowania i zlokalizowania. Na razie wydaje się to
bardzo dalekie od urzeczywistnienia. Stąd mało można
liczyć na pomoc ze strony sag islandzkich.

Tak kierują nas w stronę Bałtyku, ku ujściom Odry
trzy pierwsze starcia Mieszka z hrabią Wichmanem,
zarówno te dwie porażki, które poniósł Mieszko z ręki
saskiego awanturnika i sprzymierzonych z nim Re-
darów w latach zapewne 964 i 965, jak i ta, w które.]
poniósł Wichman śmierć w r. 967. W tej ostatniej
brali udział Redarowie z Wolinianami. Ale Redarowie
nie należeli do Pomorza, a Wolinianie byli zapewne
też bliżsi plemionom lutyckim. Mimo to jednak można
by tłumaczyć ich wojowniczość w stosunku do Mie-
szka tym, że zwalczali Polskę i jej księcia z powodu
niebezpieczeństwa, jakie groziło im ze strony polskiej.
Ale trzeba tu dodać wiadomość Ibrahima-ibn-Jakuba
o ludzie nazwanym przez niego “Ubaba". Wedle
Ibrahima “kraj jego jest błotnisty i leży w północno-
-zachodniej stronie od państwa Mieszka. Prowadzą
walki z Mieszkiem, a siła ich wielka. Nie mają oni
króla i nie podlegają jednej osobie, a rządcami ich
bywają starsi". Odnosi się ta wzmianka niewątpliwie
do Wieletów, których organizacja państwowa przy-
brała formy republikańsko-teokratyczne. Ale ich wrogi
stosunek do Polski i Mieszka mógł płynąć zarówno
z obawy zagarnięcia Pomorza i ujść Odry, jak też

Zajęcie Pomorza

165

i z innych jeszcze względów. Wiemy, że Wieleci,
Lutycy, byli stałymi sprzymierzeńcami Czech, z któ-
rymi stosunki polskie bywały zwykle dość napięte
i dopiero małżeństwo Mieszka I z Dobrawą przy-
niosło pewne uspokojenie i wyrównanie. Z tym
Związkiem Wieleckim były Niemcy, szczep saski
przede wszystkim, w stałym stosunku wrogości
-i walki, więc i Polska Mieszka mogła korzystać
z tego zwłaszcza od chwili, kiedy Mieszko stał się
trybutariuszem cesarskim. Interes Sasów i Mieszka
szedł tu tą samą drogą, wywołując walki polsko-wie-
leckie. Tak mogły być, poza sprawą pomorską, takżę
inne przyczyny, które skłaniały Wieletów, przy
udziale Wichmana, do zwalczania Mieszka. Ale wolno
domyślać się, że od dawna wykazywana dążność
Polski do zawładnięcia brzegami Bałtyku odgrywała
tu, obok innych czynników, swą rolę dla wytworzenia
się atmosfery wrogości wobec Polski.

Żeby następstwem klęski, jaką w ;r. 967 ponieśli
Redarowie, Wolinianie i Wichman, było zajęcie Za-
chodniego Pomorza przez Mieszka, wydaje się mało,
prawdopodobne. Twierdzenie to opiera się na tej
podstawie, że wedle zdania niektórych badaczy klę-
ska, którą poniósł markgraf Hodo w r. 972, miała
miejsce pod Cidini, a jak wiemy, utożsamia się to
Cidini z Zehden, miejscowością leżącą na północ od
Warty, na terytorium pomorskim. Stąd przypuszcze-
nie, że jeżeli w tych stronach stoczono tę bitwę,
to terytorium pomorskie musiało już od pewnego
czasu należeć do państwa polskiego. Jak już wyżej
wskazaliśmy, identyfikacja Cidini z Cydzyną jest
bardzo wątpliwa, mało prawdopodobna, tak jak po-
zbawiona jest cech prawdopodobieństwa hipoteza, by

166

Mieszko I

był to kraj Licikavików czy w ogóle by to była
część Zachodniego Pomorza. Również mało prawdo-
podobne wydaje się przypuszczenie, by Hodo szukał
Mieszka pod Cidini-Zehden dlatego, że wtenczas
właśnie uderzył Mieszko na Zachodnie Pomorze, aby
je ostatecznie przyłączyć do swego państwa.

Być może, że w latach tych prowadził Mieszko
walki o Pomorze, ale o tym nie mamy żadnych wia-
domości. A równie trudno byłoby się oświadczyć za
jakąkolwiek datą, tyczącą się ostatecznego podboju.
Wydaje się rzeczą prawdopodobną, chociaż tylko wy-
;rozumowaną, że jeżeli w samych już początkach swych
;rządów Mieszko kieruje uwagę na Pomorze Zachodnie,
Nadodrzańskie, to musiał w tym czasie posiadać Po-
morze Wschodnie, Gdańskie, Nadwiślańskie. Nie moż-
na bowiem było zaczynać zdobywania Pomorza ze
strony najtrudniejszej. Jak wiemy, wielka puszcza
i moczary Noteci i Warty przeszkodą tu były nie-
zwykłą. Natomiast od strony Wisły dostęp do Pomorza
Wschodniego był dużo łatwiejszy, stąd łatwiejsze
było jego zajęcie i utrzymanie. W ten sposób Pomorze
Wschodnie mogło być bramą wypadową w stronę
Pomorza Przyodrzańskiego, co by uzupełniały ataki
z południa, przez dolny bieg Noteci i Warty. Jakkol-
wiek jest to argumentacja czysto rozumowa, wydaje
się jednak rzeczą wysoce prawdopodobną, że tak,
nie inaczej, miały się te sprawy. Można tylko jedno
jeszcze stwierdzić na podstawie porównania zaboru
Pomorza przez Mieszka ze sprawą podboju tegoż
kraju przez Bolesława Krzywoustego, że zapewne
nie była to rzecz łatwa i łatwo mogła zabrać Mieszko-
wi wiele lat życia. W każdym razie pewne całkiem
wskazówki tyczące się Pomorza płyną nam z czasów

Zajęcie Pomorza.

167-

znacznie późniejszych, bo dopiero na kilka lat przed-
datą znanego zabytku Dogome iudex, ustalaną po-
wszechnie na czas około r. 990. W tym czasie zatem
wymieniono tam Pomorze, “longum marę" (tj. wła-
ściwie: długie morze, sądzę jednak, że należy to
tłumaczyć jako kraj wzdłuż morza, tj. Pomorze).
Zatem około r. 990 Pomorze jest notorycznie częścią
państwa polskiego. Sięgając bardziej wstecz, zwrócić
należy uwagę na wiadomość, podaną zresztą przez
źródło dobrze co prawda poinformowane, pochodzące
jednak z drugiej połowy XI w., mianowicie na kro-
: nikę arcybiskupstwa hamburskiego, napisaną przez
Adama Bremeńskiego. Adam w jednym z dodatków
do swej kroniki, w tak zwanej scholii, przypisywanej

; jednak samemu kronikarzowi, powiada, że “Eryk,
król szwedzki zawarł przymierze z przepotężnym
królem polskim Bolesławem. Bolesław dał (w małżeń-
stwo) Erykowi córkę albo swą siostrę. Dzięki (takiemu)

przymierzu Duńczycy zostali nawiedzeni wojną przez
Słowian i Szwedów. Bolesław, król arcychrześcijań-
ski, związany przymierzem z Ottonem III podbił całą
Słowiańszczyznę i Ruś, i Prusów, przez których zo-

. stał umęczony św. Wojciech, którego relikwie wtedy
Bolesław przeniósł do Polski". Taką ciekawą wiado-
mość podaje Adam Bremeński. Otóż, zdaje się, w wia-
domości tej pomieszano osobę Bolesława z osobą
Mieszka, bo wszystko wskazuje, że małżeństwo
szwedzkiego Eryka miało miejsce jeszcze za życia

Mieszka I, czyli że Mieszko wydał do Szwecji swą
córkę. Sama niepewność Adama, czy była to córka,
czy siostra Bolesława, wskazuje na pomieszanie osób
Bolesława i Mieszka. Otóż wiemy, że ta księżniczka
polska, znana w Skandynawii pod imieniem Sygry-

168

Mieszka I

dy, jeszcze za życia swego ojca wydana została za
mąż, skoro na kilka lat przed śmiercią Mieszka przy-
szedł na świat syn jej z małżeństwa z Brykiem, mia-
nowicie Olaf. Rok co prawda jego urodzenia nie jest
znany, ale literatura historyczna skandynawska twier-
dzi, że urodził się on najpóźniej w r. 989. Małżeństwo
więc musiało być zawarte najpóźniej w r. 988. A jest
to najpóźniejszy termin, nie możemy wykluczyć daty
o rok czy parę lat nawet wcześniejszej. Nic bowiem
nie upoważnia do twierdzenia z całą pewnością, że
Olaf był pierwszym dzieckiem Eryka i Sygrydy.
Inne względy nakazują również uważać tę datę rze-
czywiście za termin najpóźniejszy. Olaf buntuje się
między r. 998 a 1000 przeciw ojczymowi swemu, dru-
giemu mężowi swej matki, Swenowi Widłobrodemu,
królowi duńskiemu, a trudno przyjąć, by bunt pod-
niósł dziesięcioletni czy dwunastoletni wyrostek. Mu-
siał być więc w czasie tego buntu Olaf młodzieńcem
kilkunastoletnim, a to uprawniałoby nas do cofnięcia
daty jego urodzin, a przez to i daty zawarcia mał-
żeństwa jego rodziców. Czy cofniemy tę datę od r. 988
o dwa, trzy czy cztery lata wstecz, jest rzeczą obo-
jętną. Najważniejszą tu sprawą jest fakt, iż Mieszko
szukał w tych latach sprzymierzeńca przeciwko Duń-
czykom i znalazł go w osobie króla szwedzkiego Ery-
ka, z którym wspólnie wojował przeciw Danii. Otóż
to przymierze polsko-szwedzkie pozwala przypusz-
czać, że w tym czasie musiała być Polska już potęgą
morską. Musiała mieć zapewne już od wielu lat Po-
morze i na tle takiego władania wynikła sprawa prze-
ciwstawienia się największej potędze owych czasów
na Morzu Bałtyckim i Północnym, Danii, która
w ćwierć wieku później zawładnęła Anglią. Widocz-

Za.ięcie Pomorza

169

nie polityka morska Polski skrzyżowała się gdzieś na
Bałtyku z ekspansją duńską. By ją unieszkodliwić,
rozbić, poszukał Mieszko sprzymierzeńca w osobie zię-
cia Eryka. Musiały również istnieć poważne jakieś
nieporozumienia króla szwedzkiego z królem duń-
skim, jeżeli ten złączył się przymierzem z Polską
przeciw Danii. Zapewne też i polityka niemiecka
•była zagrożona ze strony duńskiej potęgi. Zresztą an-
tagonizm duńsko-niemiecki trwał od dawna, a chwi-
lowe powodzenie oręża niemieckiego nad Danią nie
zażegnało jego głębszych powodów.

Tak zatem przymierze polsko-szwedzkie skierowa-
ne przeciw Danii musiało mieć swoją przyczynę w sto-
sunku Danii do Polski i Szwecji. Otóż pewna grupa
faktów pozwala wytłumaczyć, wyjaśnić powody zwią-
zania się Mieszka z Erykiem. Eryk szwedzki miał
przeciwnika, pretendenta do korony w królewiczu
szwedzkim Styrbjórnie, popieranym przez króla duń-
skiego Haralda Błękitnozębnego. Wiemy, co prawda na
podstawie sag, ale dość zgodnych między sobą, że
Jomsborg — tak nazywali Skandynawowie Wolin —
został opanowany przez Haralda i że naczelnikiem tam.
był przez czas jakiś Styrbjórn. Wynika z tego, że
Wolin został opanowany przez Duńczyków i to po-
pchnęło Mieszka do szukania przymierza i pomocy
w Szwecji. Dalej zaś, że Wolin-Jomsborg musiał być
w posiadaniu polskim niewątpliwie już od pewnego
czasu. Jak dawno, oczywiście trudno określić. Nie-
wątpliwą zdaje się być bowiem rzeczą, że nie tylko
Wolin, ale i Szczecin oraz całe Zachodnie Pomorze
i Wschodnie, Gdańskie, stało się własnością polską,
zdobyczą Mieszka. Musiało nią być około r. 980, a mo-
że już i przedtem, może przed śmiercią Dobra-

170

Mieszko I

wy, w czasie zatem, kiedy Lutycy nie mogli li-
czyć na życzliwość czy pomoc księcia czeskiego.
Tym sposobem dokonał Mieszko zjednoczenia wszyst-
kich plemion lechickich, stał się rzeczywiście panem
największego słowiańskiego państwa zachodniej Sło-
wiańszczyzny. Jak wynika wreszcie z przytoczonego
powyżej tekstu Adama Bremeńskiego, Dania została
przez połączone siły Mieszka i Eryka zmuszona do
ustąpienia z Wolina. Koło r. 990 całe Pomorze, zdaje
się, jest już z powrotem w rękach Polski. Polska pa-
nuje na całym pobrzeżu, od Odry po Wisłę, od Związ-
ku Wielookiego po ziemie Prusów.

Oczywiście opowiadania sag są dużo wielomówniej-.ft:

sze, dają wiele imion i masę szczegółów, których nie<.
stety niczym sprawdzić nie umiemy. W przeważnej
części wydają się one wymyślone, zlepione z najroz-
maitszych wątków, częściowo zupełnie legendarnych,
romansowych. Jak już było powiedziane, trudno w tych
opowiadaniach doszukiwać się realnych, pozytywnych-
wiadomości. Może taki czy inny szczegół mógłby być
i prawdziwy, niestety, brakuje nam środków wykazania jego wiarygodności. Jak jest tu wszystko ze sobą
pomieszane i poplątane, dowodzi fakt, że trzej cesarze
Ottonowie są w sagach tych jedną osobą. Również
Mieszko nie jest znany, jego postać zlewa się z Bo-
lesławem i występuje jedynie pod imieniem syna.
Olaf, brat Eryka szwedzkiego a ojciec Styrbjórna,
miesza się z Olafem Trygessonem, królem norweskim.
Bolesław, a raczej jego ojciec Mieszko, ma wedle sag-
liczne córki, nieznane w jego genealogii. Jedną jest-
:.Astryda, wydana przez ojca za rzekomego przywódcę
Jomsborga Sygwalda. Druga, Gunhilda, ma być żoną
króla duńskiego Sorna, trzecia zaś, Geire, żoną Ola-

Zojęcie Pomorza

171

fa. Sam Mieszko żeni się wedle sag z siostrą Swena,
Tyra, wdową po Styrbjórnie, pretendencie do tronu
szwedzkiego. Takie są pozornie niezwykle dokładne,
a w rzeczywistości wymyślone, błędne wiadomości sag.
Stąd też płynie brak zaufania do tych późnych bar-
dzo i tak poplątanych, zupełnie fantastycznych opo-
wiadań. Wbrew opinii niektórych historyków sądzą-
cych, że w sagach tych podanie miesza się na każdym
kroku z historią, można raczej powiedzieć, że legenda
tu miesza się na każdym kroku z legendą, wymysł
następuje po wymyśle. Chociaż prawdopodobnie oku-
powanie przez Danię, przez Jomsborczyków, Wolina,
nie trwało dłużej, jak lat kilka, to mino to sagi znają
co najmniej paru po sobie następujących naczelników
Jomsborga. Pierwszym miał być Styrbjórn, syn Olafa,
brata króla szwedzkiego Eryka. Był dalej Palmatoki,
postać zdaje się zupełnie legendarna, niehistoryczna.
Ten Palmatoki nie był w przyjaznych stosunkach
z Danią i królem Haraldem, który zresztą wedle sag
w walkach ze swym synem Swenem szukał schronie-
nia w Jomsborgu i tam miał zginąć z ręki Palma-
tokiego. Stosunki zaś Palmatokiego z Polską, z Miesz-
kiem — Burisleifrem miały być dobre. Wedle sag
Jomsborg byłby czymś w rodzaju okręgu podległego
Polsce, którego rządcą, namiestnikiem, był Palma-
toki. Przed swą śmiercią uzyskuje on od Mieszka po-
twierdzenie następcy. Miał być nim Sygwald, który
bierze udział w walkach Swena Widłobrodego, syna
Haralda, z Burisleifrem, porywa dalej podstępnie
Swena i trzyma go w Jomsborgu, wreszcie pośredni-
czy w zawarciu pokoju między Swenem a Mieszkiem,
za co otrzymuje córkę księcia polskiego Astrydę za
żonę. Z sag tych wynikłaby długoletnia zależność

172

luieszka I

Wolina bądź od Danii, bądź od Polski, tu i tam przy
pomocy siedzących w Wolinie piratów skandynaw-
skich. Jeżeliby Harald brał w opanowaniu Wolina
udział, to musiałoby to mieć miejsce przed r. 986,
kiedy umiera. A jeżeliby Styrbjórn był naczelnikiem
Jomsborga, to chyba nie prędzej, jak po r. 970, kie-
dy Eryk został królem Szwecji i kiedy mogły wy-
niknąć spory i walki o tron i następstwo. Stąd też
ci historycy, którzy w oparciu o ten niepewny ma-
teriał pragnęli z niego wydobyć użyteczne wiadomo-
ści, sądzili, że może opanowanie Wolina przez Joms-
borczyków miało miejsce wcześniej, że z ich pomocy
korzystał w swych walkach z Mieszkiem już Wich-
man, że może nawet był wodzem Jomsborczyków
przed Styrbjórnem. Ale dobrze poinformowany Wi-
dukind mówi tylko o spółce hrabiego Wichmana z Re-
darami. Dopiero przy wyprawie z r. 967 zjawiają się
z nim także i Wolinianie. O posiłkach duńsko-jomsbor-
skich Widukind nic nie wie, chociaż w tych czasach
stosunki sasko-duńskie były wrogie i jak wiemy
właśnie w r. 965 był Harald Błękitnozębny zmuszony
siłą niemiecką do przyjęcia chrztu. Wynikałoby z te-
go, że zabór Pomorza ze strony polskiej był bardzo
niedoskonały, skoro by Dania sprzątnęła Mieszkowi"
najtłustszy kąsek w postaci Wolina. I po wahaniach,
między Danią a Polską, ostatecznie dopiero przymierze
Mieszka z Erykiem przechyliłoby szalę na stronę pol-
ską, zapewniając Mieszkowi pewniejsze władanie ,
w Wolinie. Opowiadanie tych poetyckich sag jest je-
szcze pełniejsze niż to, co powiedziano powyżej. Zna-
ją one nawet rozmowy rzekomych córek Burisleifra
z ojcem, bardzo zresztą mądre i pełne politycznego
wyrobienia. Córka Mieszka — Burisletfra Astryda na

Zajęcie Pomorza

173

wiadomość, że Sygwald się oświadczył o jej rękę, po-
wiada: “Wierzę, ojcze, jak bardzo przykre były dla
twego królestwa przedtem częste napady, które
obecnie, dzięki Jomsborczykom, się uspokoiły, jeżeli
pozwolisz im odejść, bez wątpienia broń z ich strony
czy ze strony innych łupieżców nie będzie ci groźna".
Prawdziwa szkoda, że nie miał takiej córki Mieszko
ani że nie posiadał niezwykłej piękności córki Geiry,
która wedle sag była z ramienia ojca zarządczynią,
królową prowincji nadmorskiej. Panowała zatem za
ojca na Pomorzu, a ponieważ w sąsiedztwie jej rezy-
dencji stał Olaf ze swą flotą, więc już jako wdowa
piękna Geire wyszła za mąż za Olafa.

Jak widzimy, sama pełność informacji i wiado-
mości tych sag, rozwijanych przez wieki w ustach
sagmanów i skialdów, budzi nieufność. Podobnie i to,
co nam opowiada o początkach państwa polskiego
Anonim-Gall, jakżeż rośnie i rozszerza się u Kadłubka
i wszystkich jego następców do Długosza, a nawet
dalej, chociaż ci opierali się tylko na Kadłubku, który
nic więcej nie wiedział prawie jak to, co wyczytał
w kronice Anonima-Galla. Ale przecież byli to ludzie,
którzy pisali historię. Sagi zaś były ustnymi opowie-
ściami, opowieściami “sensacyjnymi", opisującymi nie
dla historii, ale dla zabawy przygody rycerskie, roz-
bójnicze, morskie. Występują w nich co prawda wie-
lokrotnie postacie historyczne, czasami sobie nie
współczesne, zwykle dziwnie ze sobą poplątane i po-
mieszane. Bo piewcom tych romantycznych przygód
chodziło o nadzwyczajność i bohaterstwo, o wątek
heroiczny, o zaciekawienie słuchaczy, bynajmniej nie
o utrwalenie prawdy, o uszeregowanie zdarzeń w ja-
kimś związku, porządku i następstwie chronologicz-

174

Mżeszko I

nym. I stąd tak trudno wyzyskać to źródło. Nie mo-
żna zaprzeczyć, że są w tych opowiadaniach wątki hi-
storyczne. Ale jesteśmy dziś jeszcze dalecy od tego,
by umieć wyselekcjonować to, co by mogło uchodzić
za jako tako ustalony pewnik, czy choćby jakie ta-
kie prawdopodobieństwo. Dlatego też zrozumiała jest
wstrzemięźliwość w korzystaniu z sag, tak nęcących
nas swą pełnością i szczegółowością.

Posiadamy prócz podanych powyżej wiadomości
nawet statut zasadniczy “ związku" Jomsborczyków.
Czy jest on autentyczny, prawdziwy, czy może
w części czy w całości zmyślony, nie wiemy. Można
przypuszczać, że takie bywały zwyczaje, praktyko-
wane w rozmaitych grupach piracko-rozbójniczych
wareskich, włóczących się po świecie i szukających
chleba bądź to rozbojem, bądź też oddaniem się
w służbę temu, który tego rodzaju pomocy potrzebo-
wał. Przytaczamy tu zatem pełny tekst (wedle tłuma-
czenia St. Zakrzewskiego). Statut ten obejmuje 12 ar-
tykułów. l. “Nie wolno przyjmować do związku Joms-
borczyków nikogo, kto nie dojdzie roku piętnastego
i kto przekracza rok pięćdziesiąty. 2. Nie może się
zapisać do Jomsborczyków, kto ucieka przed kimkol-
wiek równym lub nieco wyższym siłą i orężem..
3. Każdy musi się zobowiązać mścić zgon drugiego
(członka drużyny) jak brata. 4. Nie wolno uprawiać
donosicielstwa i siać kłótni wśród obywateli. 5. Co-
kolwiek zajdzie nowego, należy naprzód donieść wo-
dzowi. 6. Kto zabije ojca, brata czy krewnego innego
członka drużyny i to się odkryje już potem, jak zo-
stał przyjęty do drużyny — odłożywszy prywatną
nienawiść i zemstę, ma oddać sprawę wodzowi na
jego rozstrzygnięcie. 7. Kobiet nie wolno przyjmować

Zdjęcie Pomorza

175

do drużyny po wieczne czasy. Jomsborczycy mają
wieść życie bezżenne. 8. Nikomu nie wolno przeby-
wać poza grodem dłużej ponad trzy dni bez pozwole-
nia wodza. 9. Łup wojenny i zdobycz po zabitych ma-
ją być wystawiane na publiczną sprzedaż (podział)
i dzielone między rycerzy według losu. 10. Nie wolno
obrażać drugiego słowami; a gdy powstanie kłótnia,
nie wolno do niej się mieszać obraźliwymi słowy.
11. Nikt nie może być przyjęty do drużyny na pod-
stawie bogactw, pokrewieństwa czy przyjaźni. Ci są
tylko godni Jomsborga, którzy imię swe dzielnością
polecą śmiertelnym. 12. Kto zaś prawo zgwałci lub
przekroczy, z największą hańbą zostanie wyrzucony
z drużyny".

Powyższy statut mógłby być dobrze przepisem dla
jakiegoś zakonu rycerskiego, aż do bezżenności, wzglę-
dnego oczywiście celibatu, włącznie. Ten przepis o ko-

.“bietach kłóci się co prawda z wiadomościami o mał-
żeństwach zawieranych przez Styrbjórna czy Olafa,
ale o takie drobiazgi poetycka legenda dba mało.
W każdym razie tego rodzaju przepis o kobietach nie
zachęcał w owych czasach do przyłączenia się do ban-
dy. Było to zatem stowarzyszenie bardzo dobrane, bar-
dzo wyłączne, i dlatego nie mogło być bardzo liczne,
o ile w ogóle przepisy takie istniały i były szanowa-

_ne i przestrzegane.

ii Można tu zatem stwierdzić jedno tylko, a mianowicie że Mieszko dokończył w nie znanym nam bliżej
czasie zaboru Pomorza, że władał zarówno jego czę-
ścią zachodnią, nad Odrą, jak wschodnią, nad Wisłą.

.Następnie, że zabór ten został częściowo unicestwiony
przez Waregów duńskich, którzy opanowali najważ-
niejszy handlowo ośrodek na zachodzie, Wolin, i tu

176

Mieszka l

w Wolinie-Jomsborgu mieli swą fortecę. TU stali
Jomsborczycy jako załoga, wspierana przez własną
flotę i przez posiłki duńskie Haralda, a następnie Swe-
na. Przeciwko tym Jomsborczykom i Danii szuka
Mieszko I pomocy potęgi morskiej, tak mu dla od-
zyskania utraconego Wolina potrzebnej, i znajduje ją
w Szwecji, u swego zięcia króla Eryka. Kiedy zawarte
zostało to przymierze, nie wiemy dokładnie. Zdaje
się, że jeżeli Mieszko i Eryk wyparli Danię z Wolina
już po śmierci Haralda, za rządów Swena, to stać się
to mogło nie prędzej, jak w r. 986, kiedy umiera Ha-
raid. W każdym razie koło r. 990, w przypuszczalnym
czasie darowizny ziem polskich papiestwu, całe już
pobrzeże pomorskie należy do Polski, która w r. 1000
urządza dla tegoż Pomorza osobne biskupstwo w Ko-
łobrzegu. •

Jeden z faktów najdonioślejszych zatem w tym
tak obfitym w epokowe zdarzenia panowaniu kryje
się w głębokim mroku, pozbawiony jest dat pewnych.
Obracamy się w ramach domysłów, bo prawdziwy
stan nie został przez współczesnych przekazany po-
tomności.

VII: WOJNĄ POLSKO-CZESKA R. 990. SPRAWA
PRZYNALEŻNOŚCI KRAKOWA

Jeżeli lata regencji cesarzowej Theofanu zapełnił
Mieszko wyprawami z Niemcami dla stłumienia ruchu
pogańskiego między Łabą a Odrą, to w r. 990 słyszy-
my o wojnie pomiędzy Czechami i Polską, Bolesła-
wem II Pobożnym a Mieszkiem I. Od chwili mał-
żeństwa Mieszka z Dobrawą w r. 965, zatem w cią-
gu lat dwudziestu pięciu, po-raz pierwszy dowiadujemy się o nieprzyjaznych, wojennych stosunkach
obu władców."

Wypadki wojenne z r. 990 znamy wyjątkowo do-
brze. Są one opisane z podaniem bardzo interesu-
jących szczegółów. Thietmar jest tu dla nas źródłem
głównym, a daje nam relacje swą niewątpliwie na
podstawie jakiegoś opowiadania uczestnika i naoczne-
go świadka tych zdarzeń. Ale dużym i niepoweto-
wanym brakiem opowieści Thietmara — podobnie
jak w jego relacji o wyprawie markgrafa Hodona
w r. 972 — jest zamilczenie powodów konfliktu i je-
go skutków. Powodów i skutków możemy się tylko
domyślać.

178 Mieszko I

Jak zapisały krótko roczniki niemieckie pod
r. 990, “Mieszko i Bolesław w ciężkich walkach ze
sobą się starli". Thietmar zaś opowiada, co następuje:

W tym czasie Mieszko i Bolesław szkodzili sobie
nawzajem, będąc zwaśnieni. Bolesław przyzwał na
pomoc Lutyków, wiernych zawsze jemu i jego ro-
dzicom. Mieszko odwołał się (postulat, żądał lub pro-
sił) do pomocy cesarzowej. Cesarzowa bawiła wówczas
W Magdeburgu i wysłała Gisilera arcybiskupa, Ekke-
harda (później markgrafa Miśni), Esikona, Binizona
(obydwaj grafy z Merseburga) z ojcem swoim i jego
imiennikiem (pierwszy z Walbeck, drugi z Nordheim),
z Brunonem i Odonem (grafem ze Stade?) i wieloma
innymi. Ci ruszyli zaledwie z czterema legiami ku
okolicy Selpuli (Słupianie, zwani też Slepuły, nad
górną Sprewą, między Odrą a Nysą). Tu zasiedli we-
dle błota, przez które ciągnął się długi most. Pod-
czas nocnej ciszy jeden z towarzyszy Willona, który
poprzedniego dnia pragnąc obejrzeć swoją posiad-
łość został pojmany przez Czechów, uciekł i pierwszy
zawiadomił o niebezpieczeństwie Binizona. Pod wpły-
wem przestrogi Binizona nasi szybko powstawali,
wysłuchali mszy z nastającym rankiem — jedni sto-
jąc, inni siedząc już na koniach, o wschodzie słońca
wyszli z obozu ciekawi, jak się skończy walka. Wów-
czas 13 lipca nadszedł Bolesław w szyku bojowym;

z obydwóch stron byli wysłani posłowie. Ze strony
Bolesława niejaki rycerz imieniem Slopan przystą-
pił dla zobaczenia naszych szyków i po powrocie
stamtąd był pytany przez pana (Bolesława), jakie to
wojsko tam jest, czy można z nim walczyć, czy nie.
Otoczenie bowiem jego namawiało go, by nikomu
z naszych nie pozwolił ujść z życiem. Ten (Slopan)

Wojna, polsko-czeskd

179

mu powiedział: Wojsko to małe jest co do ilości,
jakości jednak najlepszej i całe jest w żelazie. Możesz
z nim walczyć, jeżeli jednak zwyciężysz, tak się
osłabisz, że uchodząc następującego na ciebie wręcz
Mieszka nie unikniesz, a w Sasach będziesz miał wro-
gów na wieki. Jeżeli zaś będziesz pobity, koniec z to-
bą i całym twoim królestwem. Nie pozostanie bo-
wiem żadna nadzieja. na opór, ponieważ wróg okrąży
cię ze wszystkich stron. W tego rodzaju rozmowach
uspokoił się gniew jego, zawarto pokój (Czechów
z Niemcami, raczej zawieszenie broni), po czym (Bo-
lesław) zwrócił się do książąt naszych, by ci, którzy
przybyli przeciw niemu, podążyli z nim na Mieszka
i chcieli mu pomóc u Mieszka w odzyskaniu jego
rzeczy (posiadłości). Nasi to pochwalili, a Gisiler ar-
cybiskup z Ekkehardem, Esikonem i Binizonem ru-
szyli z nim (Bolesławem), reszta zaś w pokoju wra-
cała do domu. Z nadchodzącym już zmierzchem ode-
brano wszystkim broń i natychmiast po złożeniu
przysięgi zatwierdzającej (zawarty układ) oddano.
Bolesław z naszymi przybył nad Odrę, wysłany został
poseł do Mieszka, który powiedział, że ma on (Bo-
lesław) w swej władzy jego sprzymierzeńców. Je-
żeli odda zabrane mu królestwo (regnum ablatum),
pozwoli im (Niemcom odejść cało, jeżeli nie, wszyst-
kich wytraci. Mieszko na to odpowiedział: jeżeli
król (Otto III) zechce odzyskać swoich całych lub po-
rzucić zgubionych, zrobi (jak zechce), on (Mieszko)
jednak nie chce dla nich niczego w ogóle stracić. Gdy
to Bolesław usłyszał, co mógł w okolicy złupił i spa-
lił, nasi jednak wszyscy ocaleli".

,,Wróciwszy (znad Odry) miasto jedno zajął i od-
dał je, jakkolwiek mieszkańcy nie stawiali oporu, wraz

180

Mieszka I

z panem miasta Luty kom na szczęście. Ci ofiarowali,
natychmiast tę obiatę bogom opiekuńczym, po czym
zaczęto radzić o powrocie, i Bolesław widząc, że
nasi bez jego pomocy nie mogą bezpiecznie wracać
do domu ze względu na Lutyków, puścił ich następ-
nego dnia o zmierzchu, nagląc do pośpiechu. Co
kiedy wymienieni wrogowie (Niemców, Lutycy) zro-
zumieli, usiłowali ich gonić tłumną gromadą. Bo-
lesław zaledwie ich uciszył słowami: Uważajcie —
wy, którzyście przybyli tutaj z pomocą dla mnie,
byście spełnili to dobre, coście zamierzali, wiedzcie,
że nie zniosę, by ci, którym dałem wiarę i odpuści-
łem w pokoju, ucierpieli coś złego. Nie jest dla nas
ani honor, ani - rada, by dotychczasowych zażyłych
przyjaciół uczynić jawnymi wrogami. Wiem, że mię-
dzy wami (Niemcami i Lutykami) panuje wielka
nieprzyjażń, żeby ją pomścić przyjdą dla was czasy
wiele sposobniejsze. Tymi wywodami uspokojeni Lu-
tycy zostali zatrzymani przez dwa dni przez Bo-
lesława i odeszli po odnowieniu starego, przymierza.
Wówczas ci niewierni, którzy byli w pościgu za na-
szymi, ponieważ ich mało było, wybrali dwustu ry-
cerzy. Doniesiono nam o tym od razu przez pewnego
towarzysza graf a Hodona. Przyśpieszając ucieczkę,
Bogu dzięki, przybyli cało do Magdeburga, a wrogo-
wie pracowali na próżno".

Tak brzmi to obfite w szczegóły opowiadanie
Thietmara o przebiegu walk polsko-czeskich, a wła-
ściwie o epizodzie z przesłaną Mieszkowi pomocą
cesarzowej pod dowództwem arcybiskupa magde-
burskiego Gizylera. Wynika z niego, że napadającym,
stroną zaczepną, był tu Bolesław II czeski, któremu
pomagali zwołani przez niego Lutycy “wierni zaw*-

Wojna polsko-czeska

181

sze jemu i jego rodzicom". W myśl więc starej tra-
dycji przymierza, skierowanego, jak sądzić można,
stale przeciwko Polsce, stawili się u jego boku. Te-
renem spotkania się armii czeskiej z posiłkami lu-
tyckimi był kraj Milczan i Słupian, na zachód od
Odry. W każdym razie główna część opisanych przez
Thietmara wypadków rozegrała się w pobliżu Odry,
bo osiągnąwszy brzegi Odry posyła Bolesław par-
lamentariuszy do Mieszka, stojącego — jak widać —
ze swym wojskiem po prawym brzegu Odry i broniącego przeprawy przez rzekę. Jeżeli Bolesław miał pomoc ze strony lutyckiej, to Mieszko miał ją otrzymać
od cesarzowej regentki Theofanu. Widocznie o go-
"tującym się na tym froncie napadzie czeskim był
Mieszko dostatecznie wcześnie uprzedzony, skoro mógł
o tym uwiadomić bawiącą w pobliskim Magdeburgu
regentkę, a ta miała też dosyć czasu, by posłać cztery
oddziały wojsk pod wodzą arcybiskupa magdebur-
skiego i przy udziale kilku grafów niemieckich. Za-
znaczyć też należy, że posiłki te przybyły na czas
na miejsce. Niemal miały się już spotkać z Miesz-
kiem, były zaledwie oddalone o jeden dzień drogi od
Odry i księcia polskiego.

Powód, dla którego cesarzowa Theofanu udzieliła
pomocy Mieszkowi, tłumaczy się dość jasno. Mieszko.
był od lat kilku wiernym i bardzo cennym sprzymierzeńcem cesarstwa w walkach z buntem pogańskim
na zachodniej Słowiańszczyźnie i musiał mieć duże
,mznanie i dobre stanowisko na dworze regentki.
Jeżeli regentka potrzebowała pomocy Mieszka,
to nie mogła jej odmówić, kiedy potrzebował jej
Mieszko. A pomoc taka narzucała się choćby dlatego,
że Bolesława mieli wspomagać Lutycy, zwalczani

182

Mieszka I

przez regencję. Dalej wiemy, że w tych czasach, na
parę lat wcześniej, Bolesław czeski zajął Miśnię.
Czy zrobił to z wiedzą cesarzowej, czy bez jej wiedzy,
nie wiemy, ale i ten wzgląd mógł był tu odgrywać
pewną rolę. Zatarg zaś polsko-czeski był zatargiem
pomiędzy dwoma książętami — trybutariuszami króla
niemieckiego. Z tego tytułu mógł podlegać sądowi
regentki lub regentka czuła się uprawniona do udzie-
lenia jednej ze stron swej pomocy wojskowej. Jak
widzimy, postanowiła udzielić jej księciu polskiemu.

Trzeba tu jednak zaznaczyć, że Gizyler i panowie
niemieccy postąpili widocznie wbrew instrukcjom
i życzeniom cesarzowej. Nie dając pomocy wojskowej
Mieszkowi, weszli w rokowania wielce nielojalne z Bo-
lesławem, po czym część sił niemieckich odeszła
-do domu. Reszta zaś, z głównymi dowódcami, została
następnie przez Bolesława rozbrojona i miała służyć
jako szantaż w rękach księcia czeskiego przeciwko
Mieszkowi. Bardzo charakterystyczne jest stanowisko
w tej sprawie Mieszka, dowodzące pewności siebie
i przekonania o życzliwym do siebie stosunku Otto-
na III i regentki. Bo kiedy Bolesław cynicznie grozi
mu, że jeżeli mu nie zwróci owego “regnum ablatum",
zagarniętego kraju, to wymorduje wszystkich Niem-
ców z arcybiskupem na czele, których przeciągnął na
swą stronę, Mieszko z największym, a również cynicz-
nym spokojem odpowiada, że jest to mu obojętne.
Sprawa ta tyczy się króla i jego matki. Jak będą
się na taki krok Bolesława zapatrywać, czy zechcą
pomścić swoich pomordowanych, czy mu tę zbrodnię
przebaczyć Mieszko nie wie. Nie widzi jednak po-
wodu, by dla ocalenia życia panów niemieckich, przy-
słanych mu ku pomocy, miał tracić to, co zdobył. Na

Wojna polsko-czeska

183

taki argument nie znalazł odpowiedzi książę czeski.
Nie śmiał tknąć Gizylera i grafów niemieckich, bo
było rzeczą pewną, że oznaczałoby to wojnę z Niem-
cami, a niewątpliwie po stronie cesarskiej stanąłby
Mieszko. Jak widać podstęp księcia czeskiego był
za gruby, by na niego dał się schwytać Mieszko.
Zaś nielojalni Gizyler i grafowie niemieccy, osłabieni
przez odesłanie części swego wojska, nie mogli, a za-
pewne i nie chcieli, iść tak daleko, by pomagać Cze-
chom i próbować zawsze bardzo trudnej przeprawy
przez Odrę, bronioną przez wojska Mieszka. W tych
warunkach nie próbował tego i Bolesław, musiał się
on zadowolić zniszczeniem okolic na lewym brzegu
Odry. Wiemy też, że jakiś gród w tych stronach le-
żący oddał książę czeski pod miecz pogańskim Luty-
kom, co wcale barwnie opisuje Thietmar, jakoby
z tego grodu zrobili Lutycy ofiarę swoim bogom.
Jest rzeczą prawdopodobną, że grodem tym była
Niemcza łużycka, o której zachowało źródło czeskie,
tzw. Mnich Sazawski, wiadomość, że tegoż roku
“Niemcza przepadła".

Ale ogólne tło tej wojny jest ciemne. Nie znamy
jej powodów, nie wiemy nic o jej skutkach. Dadzą
się tu jedynie pewne wyrozumowane uwagi wysunąć,
pewników ustalić nie możemy.

Na wiele lat przedtem, w r. 982, został biskupem
praskim Wojciech syn Sławnika, księcia na Libicach.
Księstwo to, jak wykazano powyżej, pokrywało znacz-
ną część wschodnich Czech, przylegając długą górską
granicą do Śląska. Był to już ostatni przeżytek cza-
sów dawno minionych, okresu już w Czechach zam-
kniętego, istnienia księstw i książąt dzielnicowych,
plemiennych. Jak w Polsce przez Piastów, tak

.184

Mieszka I

w Czechach przez Przemyślidów wytępieni, dawno,
już zniknęli wobec przewagi i siły dynastii; Ksią-
żęta na Libicach utrzymali się jednak, a zawdzię-
czali to niewątpliwie poparciu dynastii saskiej,
z którą się spokrewnili i która ich podtrzymywała.
Zapewne odgrywali rolę, w tym wewnętrznym usto-
sunkowaniu się sił do siebie i Polski, Piastowie,
którym milszy i wygodniejszy był sąsiad czeski
słabszy niż władca zjednoczonych Czech. Tym spo-
sobem książęta na Libicach przetrwali do końca X w.,
do r. 995, gdy inne tego rodzaju państewka od dawna
już przeszły pod władzę Przemyślidów. Po bitwie
nad rzeką Lech w r. 955, kiedy Otto I rozbił Ma-
dziarów, Czesi korzystając z ich klęski opanowują
znowu Morawy, bardzo zdaje się spustoszone i wy-
ludnione przez Węgrów. Nie tykają jednak księstwa
libickiego Sławnika. Widocznie uważają takie zadanie
za zbyt trudne i ryzykowne i nie chcą z tego względu
wchodzić w konflikt z tymi, którzy by mieli interes
w bronieniu niezależności czy odrębności tego księ-
stwa. W związku z tym posłanie syna Sławnika na
biskupstwo praskie jest dowodem, że Bolesław II szu-
kał w tym czasie pewnego porozumienia ze Sławni-
kowicami, osadzając na pierwszym w Czechach dyg-<,
nitarstwie kościelnym członka rodu dynastycznego,
niewątpliwie mało przyjaznego i życzliwego Prze—"1;;

myślidom. Była to także jedyna okazja, z której
korzystał Bolesław Pobożny, by osadzić na stolcu •.-,
biskupim Czecha a nie Niemca. Bo Czech ten jako "
wychowaniec szkoły katedralnej magdeburskiej i spo-,:"
krewniony z dynastią saską miał dane uzyskania po--
twierdzenia przez cesarza. A jeżeli nie on będzie

Wojna polsko-czeska

185

biskupem, to cesarz narzuciłby kogoś innego, Niemca •
oczywiście. ,

Ale tą drogą miał Bolesław II w swych rękach jakby
zakładnika Sławnikowiców, tym sposobem mógł wy-
wierać również pewien wpływ na stosunek do siebie
.braci św. Wojciecha. Jak wiemy, stanowisko Wojcie-
cha w Pradze było bardzo ciężkie i trudne. Jego
żywoty kładą co prawda nacisk na to, że owieczki
biskupa okazały się kozłami, ale sądzić można, że
i strona polityczna jego biskupiego stanowiska była
niełatwa i wymagałaby większej giętkości, niż ją
posiadał Wojciech. Książę nie udzielił dostatecznego
poparcia biskupowi w jego pracy pasterskiej, może
i umyślnie, by w ten sposób dyskredytować i ród,
którego członkiem był Wojciech. Otóż po kilku la-
tach bezsilnego i bezowocnego szamotania się z trud-
nościami — a trzeba wiedzieć, jak nieżyciowym,
pozbawionym zmysłu rzeczywistości był święty —
rzuca on w r. 989 swe biskupstwo i, udaje się do
Rzymu, by tu. oddać papieżowi Janowi XV pastorał.
Zdaje się zatem, że trudności, które spotkał św. Woj-
ciech w Czechach, były nie tylko kościelnej, reli-
gijnej natury, ale i politycznej. Wyjazd jego do Rzy-
mu, opuszczenie Czech i Pragi następuje w r. 989,
Zatem w chwili, kiedy konflikt polsko-czeski musiał
być już na porządku dziennym, kiedy już się przera-
dzał w wojnę. Jakie było tu stanowisko książąt libic-
kich, nie wiemy. Można przypuszczać, że Bolesław im
nie ufał, a zatem nie miał też zaufania do biskupa
To byłby zapewne polityczny motyw, który skłonił
św. Wojciecha do porzucenia Pragi i Czech. Tak
zapewne już w r. 989 były stosunki Czech i Polski za-
ognione. Prawdopodobnie zagarnięcie owego tajem-

186

Mieszka I

niczego “regnum ablatum" miało miejsce jeszcze
w r. 989, gdy na rok następny przypada wyprawa
odwetowa Bolesława, by zapewne odebrać to, co
Mieszko poprzednio zagarnął.

W każdym razie wyprawa Bolesława przeciw
Mieszkowi skończyła się niepowodzeniem. Bolesław.
nie czuł się widocznie dość silny, by spróbować wraz
z Lutykami przeprawy przez Odrę. Czuł, że za Mie-
szkiem stoi cesarzowa regentka, że wreszcie o jego
stosunek do wysłanego na pomoc oddziału Gizylera
może mieć słuszne pretensje Otto III i jego matka.
I to zapewne musiało hamować księcia czeskiego, skoro
udało mu się tylko połowicznie pozyskać Gizylera
i panów saskich, i to w sposób dla samych Niemców
mało honorowy i zaszczytny, raczej im ubliżający.
Można przypuszczać — chociaż o tym Thietmar nie
mówi — że sami panowie niemieccy wpływali na
Bolesława, by się najśpieszniej wycofał z kraju Mil-
czan. Wątpić bowiem można, czy byłoby dla nich
bezpiecznie znaleźć się pomiędzy walczącymi ze sobą
wojskami czeskimi i polskimi. O przejściu ich w razie
walki na stronę polską, jak to było zlecone im przez
cesarzową, nie mogło być mowy, zbyt silnie trzymał
ich w swej dłoni Bolesław. Walczyć zaś po stronie
czeskiej przeciw Mieszkowi byłoby jaskrawym zlek-
ceważeniem danej im instrukcji. W ich interesie
leżało zakończenie najspieszniejsze działań wojennych
i możność szybkiego powrotu do Magdeburga, bez
komplikacji, jaką dla nich byłaby walka stron obu
i obecność po stronie czeskiej Lutyków.

Ale wszystko to nie wyjaśnia nam zasadniczego
pytania, najważniejszego, o co właściwie toczyła się
walka w r. 990, gdzie należy szukać owego “regnum

Wojna polsfco-czeska

187

ablatum"? W rozmaity sposób starano się to wytłu-
maczyć, przeważnie przypuszczeniem, że mogło tu

.chodzić o Kraków, względnie o Kraków i Śląsk. Wo-
bec braku wszelkich wiadomości pozostaje nam tylko
rozumowanie. Gdyby tu chodziło o Kraków, byłoby
rzeczą wcale dziwną, że Bolesław wyprawia się na

-Łużyce, by odzyskać Kraków. Lutycy mogli mu
zawsze pomagać, choćby dywersją na północy zmusić
księcia polskiego do rozdzielenia sił, by bronić się na
północnym i południowym zachodzie. Także i owa
zdobycz na Czechach wydaje się być świeżej daty.
Trudno także przypuścić, by Bolesław dopominał się
zwrotu jakiegoś terytorium dawno już utraconego.
Ale jeżeli Czesi nie najeżdżają ani ziemi krakowskiej,
ani śląskiej, a wkraczają do ziemi łużyckiej, do kra-
iku Milczan i Słupian, jeżeli tu odgrywa się scena
opisana przez Thietmara, jeżeli te strony łupi osta-
tecznie i niszczy Bolesław do spółki z Lutykami,
jeżeli tu stracono Niemczę łużycką, zapewne iden-
tyczną z tym grodem, którego mieszkańców pozwolił
wyciąć w pień książę czeski Lutykom, to raczej sądzić
wolno, że właśnie o te strony toczył się spór Bo-
lesława z Mieszkiem. Wiemy, że był to teren, na
który były zwrócone oczy zarówno Czechów, jak
Polaków i Niemców, że tu dokonał podboju w r. 963
markgraf Gero. Wiemy, że te strony były kościelnie
włączone do biskupstwa w Miśni, skąd Niemcy uwa-
żały je za teren, jeżeli nie do nich należący faktycznie,
to jednak dla nich zastrzeżony. Wiemy również, że
Bolesław II po powstaniu 983 r. zajął Miśnię dla
siebie, w jakim obszarze nie wiadomo. Otóż te strony
były również ważne i pożądane nie tylko dla Czech,
ale i dla Polski. Trudno jednak powiedzieć coś pew-

i-,-188

Mżeszfco I

-hiejszego w tej sprawie. Trudno zgadywać, czy
w okresie rozprzężenia na Połabiu wskutek buntu
pogańskiego zajął kraj Milczan i Słupian Mieszko
i w ten sposób przekreślił rachuby czeskie, czy też
strony te odebrała Czechom Polska. Także i stosunek
do tych spraw cesarzowej regentki nie jest jasny.
Nie jesteśmy w stanie sądzić, czy np. akcja Mieszka
dla zajęcia tego “regnum ablatum" nie nastąpiła
w porozumieniu z cesarzową. Bo mogłoby to być bądź
pewnym odszkodowaniem księcia polskiego za jego
zasługi w sprawie uspokojenia ruchu na Połabiu,.
bądź też cesarzowa pozwoliła mu na tymczasowe;

opanowanie Milczan, by ułatwić mu stworzenie wy-
padowej bazy przy walkach z powstaniem pogańskim.
- Jak reagowała cesarzowa Theofanu na stanowisko
Bolesława wobec Mieszka lub jakie zajęła stanowisko
wobec Gizylera i grafów niemieckich, którzy mając
obowiązek pomagać Mieszkowi nie spełnili nałożonego

. na nich zadania, nie wiemy. Wiemy tylko, że
w r. 991 otrzymał Gizyler trzecią część trybutu cze-

skiego, przez co dostał się książę czeski w pewnego
rodzaju zależność i nadzór arcybiskupa magdebur-
skiego. Nie wiemy także, jakie stanowisko zajęła
cesarzowa wobec w każdym razie nielojalnego sto-
sunku Gizylera do jej polecenia pomagania Mieszkowi,
Na Wielkanoc 991 r. zjawił się u małego króla i ce-
sarzowej-regentki w Kwedlinburgu sam Mieszko. Miał
zatem sposobność poskarżyć się osobiście cesarzowej
zarówno na księcia czeskiego, jak na arcybiskupa, któ-
ry nie był w łaskach u cesarzowej. Mógł więc ze swej
strony sprawy te oświetlić. Ale jeżeli Mieszko zwró-
cił uwagę cesarzowej na nielojalne zachowanie się
wodzów kontygentu przesłanego mu na pomoc, to nie

Sprawa Krakowa

189

dało to żadnego skutku. Już w parę tygodni później.
zmarła cesarzowa matka, a opiekę nad małoletnim
Ottonem III objęła cesarzowa-babka Adelaida, mając
do pomocy arcybiskupa mogunckiego Willigisa. Sam
jednak Mieszko nie stracił łask na dworze, skoro,
tegoż roku razem z Niemcami oblegał Braniborz- -

Sprawą niezwykle ciemną z czasów pierwszego
historycznego Piasta, kartą niewątpliwie najtrud-
niejszą do rozświetlenia, jest zagadnienie, czy Kraków
i Śląsk lub czy tzw. później Małopolska należały
do Mieszka, czy też były własnością czeską. Dalej,
nasuwa się pytanie, kiedy mogły się te ziemie dostać
we władanie Piastów, czy jeszcze za Mieszka, czy
dopiero za czasów jego syna Bolesława Chrobrego
w r. 999.

Pozornie istnieje nawet pewna obfitość źródeł.
i dawnych wiadomości, w rzeczy zaś samej wszystkie
one pozwalają na najrozmaitsze tłumaczenie. I dla-
tego istnieje tak duża rozmaitość zdań, od stwierdze-
nia o przynależności tych ziem do Mieszka do po-
glądów, że nie stanowiły OĄe części państwa Mieszko-
wego, że były w tym czasie w związku z Czechami,
przez nich zabrane, zajęte czy zdobyte. •

Źródeł do tego zagadnienia mamy czt&ry, nieza-
leżne od siebie, i stąd wydawałoby się Wcale wiaro-
godne. Pierwszym z rzędu jest relacja podróżnika
i dyplomaty arabsko-żydowskiego Ibrahima-ibn-Ja-
kuba, który bawił w r. 966 na dworze Ottona I i opi-
sywał następnie kraje Europy środkowej, podając-
przy tym wiele informacji o Czechach i Polsce. Dru-
gim źródłem jest wspomniany już znany zabytek

190

Mżeszko J

Dagome iudex, pochodzący z czasów papieża Jana XV,
988—996, przechowany w zbiorze tekstów kanonicz-
nych kardynała Deusdedita z końca XI w., a prze-
kazany w późniejszych jeszcze odpisach. Trzecim by-
łaby notatka zapisana pod r. 999 w kronice czeskiej
Kosmasa, pochodzącej z pierwszej ćwierci XII w»
Czwartym źródłem jest dokument Henryka IV
z r. 1086, od lat 70 wielokrotnie omawiany przez ba-
daczy czeskich, niemieckich i polskich.

Te cztery źródła mówią o Krakowie. Chodzi jed-
nak o to, jak niektóre z nich tłumaczyć, do czego
i do jakiego czasu mogą się one odnosić, i czy mamy
tu do czynienia z pozytywnymi wiadomościami, które
by uprawniały do przyjęcia za prawdziwe tego, co
zdają się głosić. Nad całą tą sprawą, tak zawiłą
i trudną, przyjdzie nam się tu choćby w krótkości
zastanowić. Nie sposób bowiem bez głębszego i dokładniejszego uzasadnienia zająć tu. stanowisko po-
zytywne czy negatywne i stwierdzić, jaki mógł być
stan rzeczy w X w. Bo pozytywnie stwierdzić można
rzecz tylko jedną, że w latach 999 i 1000, w okresie
Gniezna, Śląsk i Kraków należał do Bolesława Chro-
brego, skoro w tym czasie stworzono biskupstwa
we Wrocławiu i w Krakowie pod władzą metropoli-
tów gnieźnieńskich. Ale wszystko, co może się odno-
sić do czasów wcześniejszych niż r. 1000, wymaga
już odpowiedniejszego stwierdzenia, podlega krytyce
i dokładnemu rozbiorowi.

Należy jednak podkreślić, że jakikolwiek będzie
rezultat poniższych rozważań, będzie on zawsze je-
dynie przybliżony do prawdy. Jeżeli w badaniach
historycznych z natury samego przedmiotu i z natury
samego materiału historycznego, źródeł historycznych,

Sprawa Krdfcowa

191

możemy mówić tylko o względnym zbliżeniu się do
obiektywnej prawdy, to w tym wypadku pozostaną
zapewne na zawsze dwie sobie przeciwstawione opi-
nie, ze sobą niezgodne i wzajemnie się wykluczające.
Rozwiązania, na które mogłaby być powszechna
zgoda, zapewne nie znajdziemy. Od subiektywnego"
osądu zależy, czy ktoś uzna jedną czy drugą grupę
argumentów za wystarczającą, czy będzie się odnosił
do całego tego zagadnienia pozytywnie czy negatywnie;

Zaznaczyć tu należy, że najsłabiej jest umotywo-
wana przynależność Śląska do Czech w X w., bo
o Śląsku w ogóle nie mamy na całej przestrzeni
X w. pozytywnych wiadomości, poza zabytkiem Da-
gome iudex. Przyjmuje się na ogół dość wyrozumo-
waną podstawę, że jeżeli dzielnica krakowska w swych
najdalszych granicach należała do Czech, to nie mogła
być związana z Czechami wąską podstawą tzw. Bra-
my Morawskiej. Musiała mieć szerszą podstawę, a tą
mogłaby być jedyna równoczesna przynależność Ślą-
ska do państwa Przemyślidów. Jak widzimy, podstawa
takiego twierdzenia jest czysto rozumowa, nie jest
konieczna i brak tu wszelkiej wskazówki źródłowej.

Najprostszą i najłatwiejszą do rozwiązania trud-
nością będzie notatka Kosmasa pod r. 999 podana,
że “książę polski Mieszko (t j. Bolesław Chrobry, Ko-
smas miesza ojca z synem), nad którego nie było
chytrzejszego człowieka, odebrał podstępem Kraków,
wszystkich tam znajdujących się (Czechów) wygu-
biwszy mieczem". Już przed wielu laty oceniając tę
wiadomość jeden z najznakomitszych polskich uczo-
nych, K. Potkański, zauważył, że “względy za i prze-
ciw prawie się równoważą. Kosmas mógł nie chcieć
powiedzieć, nawet gdyby wiedział, że to jego ulu-

192

Mieszka I

bieniec, Bolesław II, utracił Kraków — to osłabia
wiarogodność jego opowiadania. Ale również i to, że

w cztery lata później, w 1003 roku, książę czeski do
tego samego Krakowa przyjeżdża jako gość i przyja-
ciel Bolesława. Z drugiej znów strony w owych cza-
sach śmierć księcia zwykle była hasłem napadów,
czyhali na nią nieraz sąsiedni władcy jako na spo-
sobność zagrabienia czegoś lub przynajmniej obło-
wienia się łupem. Bolesław Chrobry mógł istotnie
w tynT czasie Kraków zająć... Innych wewnętrznych
znamion autentyczności brak opowieści naszego kro-,
nikarza. Szczegół o zamordowaniu załogi grodowej,

nie wiadomo, czy jest echem rzeczywistego zdarze-
nia, czy też wymysłem samego Kosmasa. Mówi on
przecież o Bolesławie Chrobrym, że nie było nad-
niego podstępniejszego człowieka;; ludzie zaś pod-
stępni używają podstępów, a więc skoro Bolesław
zdobył Kraków, mógł tylko podstępem tego doko-
nać". Ale naszą wiarę w podaną przez Kosmasa datę
r. 999 zachwiewa przede wszystkim to, że przecież
W tymże roku 999 na synodzie w Rzymie było uchwa-
lone utworzenie prowincji kościelnej gnieźnieńskiej,
a tym samym Gnieznu jako metropolitalnej stolicy
miało podlegać także biskupstwo krakowskie, czyli
przy ówczesnych środkach komunikacyjnych trudno
by było włączyć taki świeży nabytek do tworzonej
.właśnie organizacji kościelnej. Budowa tej prowincji
kościelnej, jej podział, granice poszczególnych bis-
kupstw, częściowo sprawa ich uposażeń, musiała być

" już od pewnego czasu przedmiotem narad i rokowań
Bolesława Chrobrego lub jego wysłańca, zapewne
Radyma-Gaudentego, arcybiskupa gnieźnieńskiego
•i brata św. Wojciecha, zarówno z papieżem Sylwe-

Sprawa Krakowa

193

strem II (o ile nie jeszcze z jego poprzednikiem
Grzegorzem V), jak i z cesarzem Ottonem III. Ten
wzgląd, że już w r. 999 stworzono prowincję gnieź-
nieńską, czyni datę zajęcia Krakowa przez Polskę,
r. 999, niemożliwą, a z tym bądź należałoby cofnąć
datę zaboru o wiele lat wstecz, bądź też uznać całą
wiadomość za wymysł.

Dalej w związku z tym trzeba by rozpatrzyć też
sprawę przynależności kościelnej Krakowa do tego
czasu, tj. do r. 999. Przyjąć by bowiem wypadało,
jak się też na ogół przyjmuje, że jeżeli stworzono
w latach 973—975 dla Czech i Moraw dwa biskup-
stwa, które zależały kościelnie od arcybiskupa
metropolity mogunckiego, to zapewne i Kraków,
jeżeli należał politycznie do Czech, zależeć musiał
kościelnie od biskupstwa morawskiego. Kiedy zaś to
morawskie biskupstwo zostało zlikwidowane i połą-
czone z praską diecezją, należałby do Pragi, a przez
Pragę zależałby od arcybiskupstwa mogunckiego.
Otóż w latach 999 i 1000, kiedy tworzono prowincję
kościelną gnieźnieńską, a z nią biskupstwo w Krako-
wie, trzeba by było zwalniać ten Kraków nie tylko
od zwierzchności praskiego biskupa, ale i mogun-
ckiego metropolity. A wiemy, jak było to trudne
z punktu widzenia obowiązującego w owych cza-
sach prawa kanonicznego. Tymczasem nic nie słyszy-
my, by w latach 999 i 1000 czy to biskup praski, czy
potężny Willigis, arcybiskup moguncki, walczyli
o swoje prawa czy podnosili jakiekolwiek roszczenia
do Krakowa, czy wreszcie by jakichkolwiek zrzekali
się uprawnień. I to spostrzeżenie zwraca się przeciw
czeskiemu władaniu w Krakowie w obrębie ostatnich
25 lat X w. Bo jeżeli biskupstwa praskie i moraw-

13 Polska X _ xi wieku

194

Mieszka I

skie powstały w latach 973 i 975, a nie władały koś-

. ciemię ani w Krakowie, ani na Śląsku, trzeba by ra-
czej sądzić, że ziemie te nie były w owym czasie
w posiadaniu Czech. Chyba, że przyjmiemy założenie

- mało prawdopodobne, że zostawiono je poza organi-
zacją kościelną czeską.

Tak zatem data podana przez Kósmasa, r. 999,
jest niemożliwa, a dalsze konsekwencje stawiają pod
znakiem zapytania możność przyjęcia sądu, że przez
czas dłuższy należał Kraków politycznie do państwa
[czeskiego.

Pierwszym chronologicznie źródłem do zagadnie-
nia Krakowa jest wspomniany tu już kilkakrotnie
Ibrahim-ibn-Jakub. Ibrahim mówi w swej relacji
trzykrotnie o Krakowie. Raz nazywa Bolesława I
Okrutnego księciem Pragi, Czech i Krakowa. Drugi
raz określa odległość Pragi od Krakowa na trzy
tygodnie podróży. Trzeci raz powiada, że przybywają
do Pragi z Krakowa kupcy z towarami, a mianowicie
Rusini i Słowianie.

, Wydawałoby się zatem, że mamy tu już sporą
liczbę wiadomości i informacji o Krakowie i to dość
wczesnych, skoro pobyt Ibrahima na dworze cesarza
Ottona daje się dokładnie określić na wiosnę r. 966.
Nie można też zaprzeczyć, że z wiadomościami przez
niego podanymi należy się do pewnego stopnia liczyć.
Jest co prawda Ibrahim na ogół źródłem trzeciorzęd-
nym, niewątpliwie przecenionym. Łatwowierność jego
graniczy z naiwnością, gdy opowiada o Amazonkach
mieszkających między Polską a Rusią, a każe nam
w to wierzyć, bo opowiadał mu to sam cesarz Otto I.
Z takich anegdotycznych szczegółów składa się prze-
ważna część jego opisu krajów Europy środkowej.

Sprawd KteSsowa

195

Jeżeli można sądzić, że wcale dokładnie opisał drogę
do kraju Nakona, Obodrytów, od Magdeburga, to
już trasa, jaką kreśli z Magdeburga do Pragi, jest dość
niewyraźna, zwłaszcza jeśli chodzi o terytorium sa-
mych Czech. Trudno stąd też wywodzić, czy Ibrahim
sam odwiedził Pragę, czy w niej był, czy nie. A nawet
jeżeliby był w Pradze, trudno osądzić, jak się w tam-
tejszych stosunkach orientował. Mówi co prawda, że
Praga jest zbudowana z kamienia, mówi o handlu
skupiającym się na targowisku praskim, ale są to
wszystko wiadomości, które sam mógł łatwo pozbie-
rać od kupców żydowskich, bez konieczności oso-
bistego zwiedzenia Czech i Pragi. Bo już w określeniu,
że Bolesław jest panem Pragi, Czech i Krakowa, tkwi
jakieś nieporozumienie czy niezrozumienie, które
badacze starają się w najrozmaitszy sposób wytłu-
maczyć. Odnosi się to zwłaszcza do zrównania Pragi
i Czech. Wolno przeto z pewnym sceptycyzmem za-
patrywać się na informację Ibrahima o Krakowie.

Następna wiadomość, tycząca się Krakowa, przy-
nosi nam regestr, streszczenie zapisu Polski Stolicy
Apostolskiej, tzw. Dagome iudex. Zabytek ten, po-
chodzący z czasu około r. 990, opisuje granice kraju
darowanego papiestwu. Od opisu tych granic wyma-
ga się pewnej konsekwencji, takiej, jaką dziś stosu-
. jemy nawet na elementarnym poziomie nauki geo-
grafii. Konsekwencji tej zapewne trudno żądać od
tego, kto redagował to pismo w końcu X w., następnie,
streszczane i zapewne w niejednym miejscu w końcu
XI w. tak zniekształcone, iż myślano nawet, że zapis
ten odnosi się do Sardynii. Otóż w zapisie tym wy-
znaczono granice ziemiami niepolskimi, jak Prusów
i Rusi, następnie dodano “usque in Craccoa", aż

13*

196

Mieszka I,

do Krakowa, a dalej rzeką Odrą. Niektórzy badacze,
biorąc asumpt z określenia, że Prusy i Ruś są grani-
cą, czyli że Prusy i Ruś, słusznie, należy traktować
jako leżące poza Polską, tłumaczą analogicznie wy-
znaczenie Krakowa granicą. Znaczy to, że Kraków
znajduje się jeżeli nie poza obrębem państwa Mie-
szkowego, to przynajmniej poza obrębem darowizny
uczynionej Stolicy Apostolskiej. Otóż nie mamy naj-
mniejszej pewności, że redaktor aktu darowizny rze-
czywiście trzymał się konsekwentnie zasady tego, co
ma być wyrażone inclusive, włącznie, a co exclusive,
wyłącznie, jak Prusy i Ruś. Raczej pod tym wzglę-
dem można mieć poważne wątpliwości, o których
będzie jeszcze mowa poniżej przy omawianiu tego
zabytku. Gdyby było tak, jak to chcą tłumaczyć nie-
którzy z naszych badaczy, że Kraków był wyznaczony
jako dzielnica Bolesławowi Chrobremu, gdy reszta
kraju, ofiarowana Stolicy Apostolskiej, miała ulec
podziałowi między synów Mieszka z drugiego mał-
żeństwa, to byłoby rzeczą dziwną, że dzielnicy Bo-
lesława Chrobrego nie włączył Mieszko do aktu da-
rowizny. Tym sposobem przecież zyskiwałby utwier-
dzenie podziału nie tylko powagą własną seniora
rodu, ale i cennym autorytetem czynnika zewnętrz-
nego, jakim było bądź co bądź papiestwo, a z nim
w związku i władza cesarska. Dlatego też zbyt sub-
telne tłumaczenie, że mowa tu o Krakowie: wy-
łącznie, to znaczy, że Kraków, a z nim zapewne zie-
mie południowe Polski, znajdują się • poza obrę-
bem państwa Mieszkowego, czy to wydzielone
Chrobremu, czy należące do -Czech, jest tylko próbą
tłumaczenia, próbą opartą o bardzo subiektywną in-
terpretację tego źródła i mało przekonywającą.

Sprawa Krakowa,

197

Jeszcze inaczej przedstawia się sprawa informa-
cji, które, czerpiemy z przywileju Henryka IV
z r. 1086. W dokumencie tym, przechowanym tylko
w kopii i w przekazie czeskiego kronikarza Kosmasa,
którego autentyczność jest broniona przez specjali-
stów, powołuje się kancelaria cesarska na świadectwo
cesarza Ottona I i papieża Benedykta, tyczące się
założenia biskupstwa praskiego, które rzekomo od
początku miało obejmować Czechy i Morawy. A wie-
my, że na początku ustanowiono dwa biskupstwa,
osobne dla Czech i dla Moraw, i że stało się to już po
śmierci Ottona I, chociaż plany ich utworzenia mo-
gły były powstać jeszcze za jego życia. Dalej w tym
dokumencie opisane zostały granice owego biskup-
stwa praskiego. Są one określone bardzo ciekawie,
w niektórych odcinkach nawet bardzo dokładnie. Mu-
siały być wzięte z jakiegoś bardzo dawnego źródła
czy raczej dawnych źródeł. Ale szczegóły tego opisu
tracą dużo dawniejszymi czasami i sposobami, które
.dawno wyszły z użycia, nie były stosowane w XI w.,
a niejednokrotnie wydają się nawet nie dostosowane do
drugiej połowy X w. Jest też tam ustęp zastanawia-
jący, wymienia on jako granice biskupstwa praskiego
na wschodzie rzeki Bug i Styr z miastem Krakowem.
Twierdzi również, że należy tu prowincja, której na-
zwa jest Wag, zatem nad rzeką Wag na Węgrzech,
ze wszystkimi ziemiami należącymi do rzeczonego
miasta Krakowa w obrębie Bugu, Styru i Wagu.
“Dalej (kraj ten) od granic węgierskich ciągnie się
do gór, którym miano jest Tritri", tj. Tatry.

Otóż nie jest nam wiadome, by kiedykolwiek bis-
kupstwo praskie rozciągało swą zwierzchność kościel-
ną od granic bawarskich aż do Bugu i Styru, daleko

198

Mieszka I

na wschodzie. Tak samo trudno by było pojąć, by
mogły to być kiedykolwiek granice polityczne pań-
stwa Przemyślidów. Nie może ulegać wątpliwości,
że biskup praski Gebhard, kiedy za czasów Henry-
ka IV zbierał materiały dla przedłożenia tytułów
prawnych, tyczących się swych roszczeń do granic
swego biskupstwa i jego potwierdzenia, robił jakieś
poszukiwania biblioteczne. Znalazłszy pewne wiado-
mości, świadomie czy może raczej nieświadomie,
przez niemożność ich ocenienia i zrozumienia z punk-

; tu widzenia prawnego, jak historycznego, włączył je
wszystkie do swego elaboratu i przedstawił kancelarii

, cesarskiej, której był kanclerzem. Byłyby tu zużytko-

wane przez niego rozmaite zapewne wiadomości, z roz-
maitych pochodzące czasów, z różnych, zapewne ze

sobą nie łączących się i nie wiążących się źródeł.
Zlepione razem w dokumencie z r. 1086 tworzą stek
zagadek, nad którymi od lat kilkudziesięciu na próżno
głowią się historycy czescy, polscy i niemieccy. Za-
znaczyły się na ogół trzy tendencje, trzy próby roz-
wiązania tego problemu. Jedni uważają, że jest to
ślad stosunków wieku IX, z czasów Państwa Wielko-
morawskiego, kiedy to Swiętopełk, pokonawszy księ-
cia Wiślan, posunął granice Wielkich Moraw daleko
na wschód. Może nawet Bug i Styr nie były fak-
tycznymi granicami Państwa Wielkomorawskiego, ale
mogłyby być granicami ich zamierzonej ekspansji i ich
wpływów kościelnych. Tak więc część badaczy twier-
dzi, że znajdujemy tu odbicie stosunków z ostatniej
ćwierci IX w., które przeniesiono do dokumentu
o 200 lat późniejszego, a mającego świadczyć o cza-
sach założenia biskupstwa w Pradze. Druga teza
przyjmuje, że chodzi tu o granice z czasów fundo-

Sprawa Krakowa

199

wania biskupstwa praskiego. Stwierdza zatem, że
państwo czeskie za Bolesława I i II władało ziemiami
po Bug i Styr, graniczyło z Rusią. Więc i Kraków
znajdowałby się w obrębie czeskiego władania.
Wreszcie trzecie tłumaczenie głosi, że po ustąpieniu
i ucieczce Bolesława Śmiałego Wratysław II czeski
zajął Kraków, a może i dalsze strony, i w ten spo-
sób przeniesiono stan rzeczy z r. 1086 wstecz, do
czasów X w. i założenia biskupstwa praskiego, by
tym sposobem uzasadnić i umocnić prawa polityczne
i kościelne czeskie do ziem rzekomo po ucieczce
Śmiałego zajętych przez Czechów.

W ten sposób te trzy grupy przypuszczeń, do-
mysłów wzajemnie się wykluczających, w dwu wy-
padkach, pierwszym i trzecim, nie odnoszą się zupeł-
nie do sprawy, czy Kraków należał do Czech za
czasów Mieszka I. Zaledwie druga hipoteza, że ma-
my tu odbicie czasów Bolesława II, mogłaby świadczyć
o przynależności Krakowa do Czech. Tylko nasuwa
się pytanie, dlaczego mielibyśmy więcej wierzyć tej
hipotezie niż innym, jednej o dziewiątym wieku
i drugiej o XI w., równie zresztą słabo uzasadnionym

jak ta dla X w.

Tak można mieć poważne wątpliwości co do zu-
żytkowania wiadomości podanych przez dokument
z r. 1086. Jeżeli są w tym dokumencie wiadomości
bardzo ważne i ciekawe, niejednokrotnie dużo mówią-
ce i godne zaufania, to ten ustęp o Krakowie, któ-
rego granicami na wschodzie są rzeki Bug i Styr,
do którego należy Poważę (prowincja Wag), gdzie
Tatry dzielą łączność Poważa z Krakowem, wydaje
się sztucznym zlepkiem kilku różnych wiadomości.
A nie wiadomo, do czego się one odnoszą i z jakich

200

Mwszko I

czasów każda z nich pochodzi. Związano tu ze sobą
różnorodne elementy źródłowe, stworzono tym sposo-
bem pewną całość. Połączenie zaś takie można
usprawiedliwić tylko tym, że kompilator sam nie ro-
zumiał znaczenia materiału, który miał pod ręką,
a obawiał się opuścić cokolwiek, bo może to mieć ja-
kieś nie znane mu znaczenie i wartość. Powstał przez
to niewątpliwy nonsens, który na próżno starają się
badacze uratować. Ponieważ mamy tu stopione w je-
dną całość może trzy czy cztery nawet różne i rozbie-
żne wiadomości, raczej należałoby je traktować każdą
osobno. I tak zresztą nie uniknie się dużych trudno-
ści, by je odpowiednio umieścić, choćby tylko w ja-
kimś chronologicznym związku.

Próbowano także, bez powodzenia, doszukiwać się
Styru i Krakowa nad Wagiem, na Słowacczyżnie.
Pomysł ciekawy, niestety wynika z brzmienia do-
kumentów, że chodzi tam o polski Kraków i o rze-
ki Bug i Styr leżące na granicy ruskiej, na wscho-
dzie.

Oceniając wszystkie podane tu źródła można są-
dzie, że o Krakowie w X w. mamy tylko bardzo nie-
jasne i niewyraźne wiadomości. Przekazu przekony-
wającego, że należał on do Czech za czasów Miesz-
ka I, nie ma. Są tylko pewne możliwości pozwalające
na takie tłumaczenie. Zdaje się być jedynie pewne,
że w samym końcu X w. należał do Polski, skoro
Bolesław Chrobry utworzył tam w latach 999 i 1000
biskupstwo. Najprawdopodobniej też zabytek Dago-
me iudex mówi około 990 r. o Krakowie jako le-
żącym w obrębie granic Polski. Znalezienie zaś takiej
daty, kiedy by Kraków mógł być odebrany Czechom
przez Mieszka, nastręcza nieprzezwyciężone prze-

Sprawa Krakowa

201

szkody. Trudno też usprawiedliwić dostatecznie ja-
kąkolwiek datę tego wydarzenia podawaną czasami
przez badaczy jako też wyjaśnić warunki i okoliczno-
ści, w których zdarzenie takie miałoby miejsce.

Wspomniano już poprzednio, że w r. 965, w chwi-
li kiedy się żenił Mieszko z Dobrawą i kiedy został
zawarty układ polityczny między księciem polskim
a czeskim, musiałby być Mieszko przytłoczony jakąś
•niezwykle ciężką sytuacją polityczną, by zapomnieć
o Krakowie znajdującym się od lat zapewne niewielu
w rękach czeskich poza obrębem jego państwa. Am-
bicją, racją stanu Mieszka i jego poprzedników było
łączenie w rękach Piastowiców wszystkich szczepów
i plemion lechickich. Zdaje się, że on dokończył już
tej pracy zbierania ziem, przyłączając do swego pań-
stwa ostatecznie Pomorze. Miałżeby Mieszko tak za-
pomnieć o tym obowiązku, że wchodząc w układy
ż Bolesławem I i biorąc jego córkę za żonę, wykluczał
tym samym na długi czas odebranie dzielnicy kra-
kowskiej? Czy naprawdę mógł być tak zgnębiony-
dwoma porażkami, zadanymi mu przez Wichmana,
jak się tego nieraz dorozumiewają badacze? Trudno
by było przypuszczać, by książę, który w r. 967 pobił
Wichmana, Redarów i Wolinian, który w r. 972 zadał
ciężką klęskę Hodonowi pod Cidini, który wiele lat
poświęcił dla zdobycia Pomorza i obronienia go przed
Danią, zrezygnował w r. 965 z sprawy krakowskiej
dla ręki Dobrawy i jak się zdaje dość niewyraźnych
korzyści politycznych, płynących z nawiązania sto-
sunków rodzinnych z Bolesławem I.

Jeżeliby w tych czasach Kraków i Śląsk należały
do Czech, gdyby czeskie granice sięgały na wscho-
dzie po Bug i Styr, czy mógłby Ibrahim-ibn-Jakub

202

Mieszka I

twierdzić — a temu chyba można o tyle o ile wie-
rzyć i ufać — że państwo Mieszka I jest największym
państwem w Słowiańszczyźnie zachodniej, w każdym
razie większym niż Czechy. Czechy z Krakowem
i. Śląskiem byłyby nie mniejszym państwem, a nie-
wątpliwie potężniejszym, mocniejszym niż Polska.
I jakim cudem przetrwałoby do r. 996 państewko
libickie Sławnikowiców, otoczone ze wszystkich
stron posiadłościami Bolesława? Przystąpiłby on bez
zwłoki do jego likwidacji nie oglądając się na ni-
kogo. Zniknąłby Sławnik i jego potomstwo już za-
pewne koło r. 960, a z nim i syn jego św. Wojciech*,
.Stracilibyśmy tę postać, która tyle miała zaważyć
. w przyszłości. Nie byłoby jego męczeństwa, nie mie-
libyśmy jego żywotów, entuzjasty dla jego osoby

w postaci Ottona III ani naśladowców jak św. Bruno
z Kwerfurtu.

Nie są to względy, które by świadczyły bez-,
względnie o niewiarogodności przekazu Ibrahima-ibn-i
Jakuba. Jednak — sądzić wolno — osłabiają one wia-
rę w dokładność jego informacji o Krakowie.

, A trzeba też podkreślić, że nie znamy również
i daty, momentu, kiedy by Mieszko mógł odzyskać
Kraków. W ogólnym splocie wypadków taka trudność
podkopuje naszą wiarę w czeskie władanie Kra-
kowem. :

Datę rzekomego zajęcia Krakowa w r. 999 już
oceniliśmy. Odrzuciliśmy ją jako nieprawdopodobną,
.niemożliwą. W r. 990 podczas wojny czesko-polskiej
chodziło o jakieś “regnum ablatum", które — jak

wskazano już powyżej —• pokrywa się raczej z krai-
kiem Milczan i Słupian. Wydaje się natomiast mało

Sprawa, Krakowa,

prawdopodobne, by była to zapiska o Kraków czy
Kraków i Śląsk.

Ogólnikowo się twierdzi, że przyłączenie Krako-
wa do Polski mogło nastąpić dopiero po śmierci Do-
brawy, tj. w lat kilka po r. 977, jeżeli jest to dokładna
data jej śmierci. Otóż już poprzednio zaznaczono, że
gdyby Kraków należał do Czech, byłby kościelnie
zależny od biskupstwa morawskiego czy praskiego,
a dalej od metropolii mogunckiej. W r. 999 i 1000 na-
leżałoby więc zwolnić te tereny kanonicznie od tego
zwierzchnictwa, by poddać je Gnieznu. O takich
trudnościach nie wiemy nic. Tak i z tego względu za-
bór Krakowa przez Mieszka po śmierci Dobrawy bu-
dzi zastrzeżenia.

W r. 981 następuje zabór Przemyśla i Grodów
Czerwieńskich przez Włodzimierza ruskiego, zdaje
się już sprzymierzonego z Czechami, jeżeli miał
w tych czasach za żonę księżniczkę czeską. Gdyby
w tym czasie nie posiadał Mieszko Krakowa, byłby
prawie odcięty od południa, od strony Węgier, z kró-
rymi ma przecież stosunki, bo łączność tych stron
bez Krakowa, przez Karpaty, była bardzo trudna,
nie praktykowana. Główny szlak szedł dolinami Du-
najca i Popradu na stronę węgierską, zatem od Kra-
kowa. Zastanawiano się także, czy niepowodzenie
Mieszka na południowym wschodzie, brak — Jakby
się wydawało — reakcji z jego strony przeciwko Ru-
si, nie było spowodowane faktem, że był w tym cza-
sie zajęty czymś innym i gdzie indziej, jak nie-
którzy przypuszczają może odbieraniem właśnie Cze-
chom Krakowa. Byłaby zatem w tym wypadku peł-
na powodzenia wyprawa Włodzimierza dywersją na

204

Mieszfco J

rzecz Bolesława II, by ulżyć księciu czeskiemu. Miesz-
ko zaś tracąc Przemyśl i Grody Czerwieńskie odzy-
skiwałby Kraków. Ale tak niewiele wiemy o tych
czasach ani o istotnych powodach najazdu ruskiego,
ani o tym, czym mógł być Mieszko zajęty, że trudno
tu wiele więcej stwierdzić, jak sam fakt zaboru Gro-
dów i Przemyśla. Już tylko domysłem nie dającym
się poprzeć niczym i uzasadnić będzie przypuszcze-
nie, że Mieszko się bronił, lecz się nie obronił, czy
się nie bronił w ogóle, bo był czymś innym zajęty.
Żeby zaś właśnie o Kraków chodziło, jest to już do-
wolnością, której nie uzasadnia nawet małżeństwo
Włodzimierza z Czeszką. Mieszko i Bolesław II są
w r. 983 razem w obozie politycznym dobijającego się
korony niemieckiej Henryka bawarskiego. Można by
się raczej spodziewać pewnej wstrzemięźliwości z&
strony Mieszka. Gdyby bowiem wypadki w Niemczech
rozwinęły się tak, jak można się było spodziewać
w r. 984, tj. gdyby Bolesław II wplątał się w wal-
kę o koronę w Niemczech, byłby to może właściwy
moment, by skorzystać z chwilowego zatrudnienia
byłego szwagra i odebrać mu to, co rzekomo zagar-
nął jego ojciec. Ale jest przeciwnie. Mieszko i Bo-
lesław współdziałają w sprawie Henryka, chociaż nie
wiemy, czy są ze sobą w przyjaznych czy wrogich sto-
sunkach. W latach następnych jest Mieszko zajęty
częściowo sprawami bałtyckimi, zatargiem z Danią,
Jomsborczykami, częściowo tłumieniem do spółki z ce-
sarzową regentką powstania pogańskiego na Poła-
biu. Trudno myśleć, by mógł w tych czasach zaj-
mować Kraków. A zdaje się być też wyłączone, by
w okresie małżeństwa z Dobrawą odebrał Mieszko
Kraków.

Sprawa Krakowa

205

Ale z tym wszystkim nie wiemy nic o Krakowie
względnie o Krakowie i Śląsku. Nie można bezwzględ-
nie twierdzić, że wiadomość podana przez Ibrahima-
-ibn-Jakuba jest błędna czy wymyślona. Może być
jedynie oparta o jakieś nieporozumienie, mamy co
do niej jedynie poważne wątpliwości, które pewni-
kiem nie są. Wyrażone powyżej uwagi i spostrzeże-
nia nie pozwalają w ciągu całego wcale długiego okre-
su rządów Mieszka na określenie choćby w przybliże-
niu tej chwili, którą by z całym prawdopodobień-
stwem można uznać za moment powrotu tej dzielni-
cy do Polski. To również jeszcze zmniejsza nasze
zaufanie do przekazu tego arabskiego podróżnika.

Ale jeśliby ktoś pragnął w pewnej mierze urato-
wać przekaz Ibrahima-ibn-Jakuba o czeskim włada—
niu w Krakowie, to mógłby wysunąć jeszcze jedną
kombinację, niczym oczywiście bardziej realnym,
pozytywnym nie dającą się poprzeć. Zapewne też nie
będzie ona gorsza od tylu innych wypowiedzianych
na temat Krakowa i jego przynależności do państwa
Przemyślidów.

Jeżeli Ibrahim-ibn-Jakub zdaje się stwierdzać, że
Kraków był w tych czasach -— zatem w r. 965 czy
966 — we władaniu Bolesława I, to dałoby się po-
myśleć, że gdzieś koło tego czasu Czechy Kraków
utraciły. A utracić go mogły w chwili przed małżeń-
stwem Mieszka z Dobrawą. Mogłoby małżeństwo
z księżniczką czeską być przypieczętowaniem zawar-
tego pokoju, kiedy Mieszko odebrał siłą Bolesławowi
ziemię krakowską, a Dobrawą stawałaby się tym spo-
sobem gwarantką pokoju, poręczycielką, że jej ojciec
nie przystąpi do walki o odzyskanie Krakowa. Na-
pady Wichmana do spółki z Redarami na Mieszka,

206

Mieszka I

w latach jak przypuszczamy 964 i 965, tłumaczyłyby
się dość jasno. Plemiona Związku Wieleckiego, stali
sprzymierzeńcy czescy, dokonywałyby wraz z Wich-
manem i pod jego kierownictwem skutecznej dywersji
na północy, kiedy Mieszko był zajęty odbieraniem
Krakowa na południu. Tylko trzeba by przy-
jąć, że w relacji Ibrahima-ibn-Jakuba jest chociaż
drobna niedokładność. Bądź nie wiedział, że w chwila
kiedy uzyskał swą wiadomość o czeskim Krakowie,
Kraków zmienił właściciela, bądź też szczegół ten po-
minął, opuścił albo o nim zapomniał.

Nie jest to oczywiście nic więcej jak jeszcze jedno
przypuszczenie tyczące się tej sprawy, przypuszcze-
nie, które może nam się dobrze tłumaczyć w świetle
.stosunków następnych, ale którego niczym więcej po-
przeć nie umiemy. Przeciw przemawiać będzie tekst
Ibrahima, twierdzący czy zdawający się świadczyć,
że w chwili, kiedy bawił u cesarza w początkach
r. 966, sądził, że Bolesław I jest władcą Pragi, Czech
i Krakowa. Mimo wszystkie zarzuty postawione re-
lacji Ibrahima nie mamy możności sprawdzić, czy
i o ile wiadomości ó Krakowie i czeskim w nim wła-
daniu są dokładne, czy nie zawierają jakiejś niedo-
kładności czy pomyłki. Tak w tej tak ciemnej i naj-
trudniejszej sprawie zapewne nie będziemy nigdy
wiedzieli, jak było w rzeczywistości, komu można tu
wierzyć. Stąd nie rozstrzygnięte musi pozostać pyta-
nie, czy lub kiedy Kraków znajdował się w obrębie
państwa czeskiego.

W każdym, razie można sądzić, że w czasie mał-
żeństwa Mieszka z Dobrawą mógłby być Kraków tyl-
ko bardzo świeżą zdobyczą Przemyślidów. Dopiero
po bitwie nad rzeką Lech w r. 955, po klęsce Madzia—

Sprawa Krakowa

207

rów z rąk Ottona I, mógł przystąpić Bolesław I do
odzyskania zniszczonych przez Węgrów Moraw. A do-

.piero po opanowaniu Moraw mogłoby nastąpić zajęcie
ziemi krakowskiej, do której dostęp jedyny prowadził
przez tzw. Bramę Morawską. Zatem zapewne do-
piero w lat parę, może kilka, po bitwie nad rzeką
Lech można by mówić o zaborze czeskim w tych stro-,
nach. Gdyby zaznaczone wyżej przypuszczenie, ze
Mieszko I koło r. 965 w przeddzień swego małżeń-
stwa z Dobrawą odebrał Bolesławowi Kraków, dało,
się czymś silniej poprzeć, byłoby rzeczą jasną, że
Czechy nie zdołały się jeszcze umocnić w nowej zdo-
byczy. Jak ją łatwo zajęły, tak też i łatwo utraciły
ją, zapewne jeszcze bez dużego przywiązania się do
zdobytej ziemi krakowskiej. Zęby zaś zdobycze cze-
skie objęły całe południe, po Przemyśl, Grody Czer-
wieńskie i rzeki Bug i Styr, to należy uważać za
rzecz zupełnie niemożliwą. Ze względu na prze-,

strzenie (bo granice czesko-morawskie od Styru są
odległe o 500 km), utrzymanie takiego kraju w tych
pierwotnych warunkach było niewykonalne, tak że
wcale znaczna siła Czech w tym czasie nie starczyłaby
ani -na opanowanie takich przestrzeni, ani tym wię-
cej na utrzymanie ich przy władzy Bolesława.

VIII. UTRATA PRZEMYŚLA I GRODÓW CZERWIEŃSKICH.
STOSUNKI Z WĘGRAMI.
RODZINNE STOSUNKI DYNASTII

W roku 977 lub w najbliższych latach potem zmarła
Dobrawa.

Fakt ten miał mieć doniosły wpływ na dalszą po-
litykę Mieszka. Mieszko, tracąc żonę, rozluźniał zara-
zem więzy przyjaźni, które łączyły go do tego czasu
z Czechami, z teściem Bolesławem I Okrutnym i ze
szwagrem Bolesławem II Pobożnym. Odtąd, chociaż
pewna współpraca dworu polskiego i czeskiego nie
zanika w zupełności, chociaż można stwierdzić, że
•parokrotnie znajdują się oni w tym samym obozie
politycznym, to jednak drogi ich polityczne wyraźnie
zaczynają się rozchodzić. Zaczyna ujawniać się an-
tagonizm polsko-czeski, z wolna narastają problemy
sporu pomiędzy tymi dwoma słowiańskimi państwa-
mi. Mieszko zaczyna także powoli przechodzić do
pewnej, dla siebie -i swego państwa widocznie po-
trzebnej, a jak miała okazać przyszłość, nawet owoc-
nej współpracy z cesarstwem. Czechy zaś, chociaż
powstrzymywane przez potęgę niemiecką, chociaż

Grody Czerwieńskie

209

związane z Niemcami nawet kościelnie przez włącze-
nie ich do archidiecezji mogunckiej, chociaż z pewnym
oporem uznające polityczną zależność od cesarstwa,
zaczną prowadzić politykę skierowaną przeciwko Pol-
sce. Dwa były zapewne czynniki, które tu odgrywały
rolę. Jednym było odżycie tradycyjnej czeskiej po-
lityki przyjaźni z trwającym w pogaństwie Związ-
kiem Wieleckim, Lutykami, wrogami zarówno Pol-
ski, jak i Niemiec. Drugim była tendencja dynastii
Przemyślidów, by dokonać ostatecznego zjednoczenia
ziem czeskich, a tu stała na przeszkodzie panująca we
wschodnich Czechach, przylegających do Śląska, dy-
nastia Sławnikowiców. Sławnikowice ci, książęta na
Libicach, byli ostatnim przeżytkiem liczniejszych
dawniej książąt plemiennych czeskich. Utrzymywali
się tak długo dzięki swym stosunkom z Niemcami,
dzięki swemu pokrewieństwu z dynastią saską Lu-
dolfingów, i — jak można sądzić — dzięki pewnym
związkom z Polską, która miała interes w tym, by
w Czechach nie doszło do zupełnego zjednoczenia.
Przemyślidzi byli zmuszeni liczyć się z Sławnikowica-
mi mającymi tak potężne stosunki. Stąd płynęła też i ich
polityka, pozwalająca w pewnym momencie osadzić
.na biskupstwie praskim syna księcia Sławnika,
św. Wojciecha, który w ten sposób stał się czymś
w rodzaju zakładnika w rękach Bolesława II. Mało
wiemy o stosunku wzajemnym książąt czeskich i pa-
nów na Libicach. Można tyle powiedzieć, że ani
Bolesław I, ani Bolesław II nie wyzyskali okresu
przymierza polsko-czeskiego, by zlikwidować to ostat-
nie księstwo plemienne. Bliskie pokrewieństwo Sław-
nika z Ottonem I, którego ciotka, siostra Henryka I,
była zapewne matką Sławnika, stanowiło może jedną

14 Po; ska X—XT wieku

210

Mźeszfco J

z, trudności. Ale prawdopodobnie i Mieszko starał.
się powstrzymywać politykę czeską od kroków skie-
rowanych przeciw Sławnikowi.

Pozornie, przynajmniej na razie, nie dostrzegamy
zmian zasadniczych w stosunkach Polski i Czech. Do-
piero koło r. 980 godzi się Mieszko z Otonem II i żeni,
się równocześnie z córką margrafa Dytryka, Odą. Po
śmierci Ottona II w r. 983 znajduje się on wraz
z książętami czeskim i obodrzyckim przez krótki zresz-
tą czas w jednym obozie antycesarskim, przeciwnym
Ottonowi III i regentce Theofanu, popierając Henry-
ka księcia bawarskiego. Henryk zjechał na Wielkanoc
r. 984 do Kwedlinburga, gdzie odbył się wielki zjazd
panów niemieckich, na którym uznano go królem.
Przybyli tam i trzej książęta, Mieszko, Bolesław
i Mściwej, ofiarowując Henrykowi swą pomoc pod
przysięgą jako królowi i panu. Można by sądzić,
że jeszcze wiąże ich ze sobą ten sam stosunek, który
kazał im dziesięć lat przedtem, w r. 973 i następnych,
opierać się Niemcom, a popierać Henryka Kłótnika.
Ale mógł tu Mieszko być samodzielniejszy niż
w r. 973, mógł sam trafić do Henryka albo mógł Hen-
ryk sam pamiętać o Mieszku jako o dawnym sprzy-
mierzeńcu. W danym wypadku niekoniecznie musiał.
być Bolesław czeski tym, za kim Mieszko by szedł
wobec nowego wewnętrznego przesilenia w Niem-
czech.

Już w roku następnym przesilenie to zostało za-
żegnane. Henryk ukorzył się przed małym Otto-
nem III, regencja cesarzowej okrzepła, nabrała siły.
Jednym z pierwszych, którzy przeszli na stronę Otto-
na i regentki Theofanu; był nikt inny jak książę
polski Mieszko. O Bolesławie me mamy bliższych

Grody CzerwwAskw

211

informacji. Zapewne i on musiał się pogodzić z Otto-
nem, ale z pewnością bez entuzjazmu, przynajmniej
o serdeczniejszych jego stosunkach z dworem cesa-
rzowej nie słychać. Wiemy tylko tyle, że korzystając
z okazji w tych właśnie latach zajął Miśnię, której
mieszkańcy natychmiast wykorzystali okazję i powró-
cili do pogaństwa. Za to Mieszko, staje się najbliższym
i najcenniejszym współpracownikiem cesarzowej przez
wiele lat, niemal rok po roku słyszymy o pomocy,
której udziela regencji.

Ale już w tych czasach, jak się zdaje, rozeszły
się bardziej wyraźnie drogi polityki Mieszka i Bo-
lesława II. Mamy z lat wcześniejszych wiadomość,
że jeszcze przed śmiercią Ottona II zdarzył się wypa-
dek, w dziejach Polski bardzo brzemienny. Przypusz-
cza się, że nie była w nim obca może intryga czeska,
zatem byłaby to oznaka, że drogi polityczne Mieszka
i Bolesława II się rozeszły. Pod r. 981 zapisała ruska
kronika tzw. Nestora, co następuje: “Idie Wołodimier
k Liachom i zaja grady ich, Peremyszl, Czerwień i iny
grady, iże sut i do sego dne pod Rusju". (Poszedł
Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich Przemyśl,
Czerwień i inne, które są do dzisiejszego dnia pod
Rusią). Tyle mówi ta krótka, a tak niezmiernie • waż-
na wiadomość o stracie przez stronę polską Prze-
myśla i tzw. Grodów i Ziemi Czerwieńskiej. -,

Otóż znany jest nam dobrze gród Przemyśl, le-
żący na prawym brzegu Sanu, który, jak widać,
należał w tym czasie do Mieszka. Co do położenia
Grodów Czerwieńskich, przez długi czas była nie-
pewność w zapatrywaniach. Ostatnio otrzymuje się
jako pewnik, że chodziło o Czerwień nad Huczwą,
w pobliżu Hrubieszowa, że do tych grodów liczył się

212

Mieszka I

także Busk i Dźwinogród. Prawdopodobnie zatem
ziemie te wraz z Przemyślem obejmowały całe do-
rzecze Sanu i Bugu, opierając się częściowo o górny
bieg Dniestru. Co ważniejsze tu jeszcze, że były to
strony, jak wykazują najnowsze badania (Wł. Sem-
kowicz, J. Widajewicz), zamieszkałe rzeczywiście przez
Lachów, polskie, jak to pokazuje wiele zachowanych
nazw miejscowych, i to częściowo najstarszych nam
znanych z tych okolic.

Otóż uczyniono już w nauce naszej uwagę, że
Włodzimierz w chwili zaboru Przemyśla i Grodów
Czerwieńskich był żonaty z nie znaną nam z imienia.
księżniczką czeską. Stąd przypuszczenie, że Włodzi-
mierz pozostawał w bliższych związkach, przymierzy,
z Czechami, gdy przymierze polsko-czeskie wygasło
ze śmiercią Dobrawy. Tak więc Czechy zastąpiłyby so-
bie byłego przyjaciela nowym sprzymierzeńcem Wło-
dzimierzem. Jest przy tym widoczne, że przymierze
z Rusią kieruje się przeciwko tym, którzy siedzą
między Czechami i Rusią, tj. przeciw Polsce. Bo nie
mógł mieć pożytku z ruskiej pomocy Bolesław, gdyby
się wplątał w walkę z Niemcami, jak i nie był przy-
datny Bolesław Włodzimierzowi w dalekich stronach
Rusi. Równocześnie widzimy w Czechach wyraźny
nawrót do ułożenia stosunków ze Sławnikiem i Sław-
nikami. Właśnie św. Wojciech przebywa w tym czasie
w Pradze, a w roku następnym, 982, za zgodą księcia
Bolesława zostaje wybrany biskupem praskim. Widać
w tym chęć zbudowania mostu porozumienia między
Pragą a Libicami, chęć przeszkodzenia temu, by ksią-
żęta libiccy w razie jakiegoś konfliktu z Polską nie
znaleźli się w obozie Mieszka I. Widoczny jest pewien
lęk czeskiego księcia przed Mieszkiem. Zabezpiecze-

Grody Czerwieńskie

213

niem byłoby przymierze z Rusią przez małżeństwo
Włodzimierza z Czeszką i porozumienie z Libicami
przez praską infułę Wojciecha. Do tego dochodzą
stosunki Czech z ludami słowiańskimi między Łabą
a Odrą, przede wszystkim ze Związkiem Wieleckim,
z Lutykami, wrogami Polski.

Utrata Przemyśla i Grodów Czerwieńskich nie
musi być uważana za brzemienną w następstwa. Za-
pewne uważano stratę tę za chwilową. Wiemy, że
wiele lat potem odzyskał je Bolesław Chrobry
w r. 1018, ale utracone one zostały powtórnie za jego
syna, Mieszka II. W stosunkach polsko-ruskich była •
zawsze jedna sprawa, jedno zagadnienie niezwykłej
wagi i doniosłości dla polityki polskiej, a tym był
problem bliższego porozumienia się Rusi z zachodni-
mi sąsiadami Polski, z Niemcami w pierwszym rzę-
dzie, a dalej z Czechami. Jest to problem uwarunko-
wany geograficznym położeniem Polski pomiędzy,
dwoma dużymi kompleksami politycznymi, wielokrot-
nie liczniejszymi ludnością i większymi obszarem
od Polski. Zjawisko to występuje wcale wyraźnie
w w. XI i XII. Kanonem zatem polityki polskiej było
zawsze unikanie takich kombinacji politycznych,
które by pozwoliły sąsiadom ze wschodu i zachodu
porozumieć się ze sobą, bo porozumienie takie koń-
czyło się zawsze niekorzystnie dla Polski. Stąd po-
chodzi wrażliwość Polski i jej polityki w tych mo-
mentach, kiedy zarysowuje się choćby możliwość
takiego porozumienia.

Kiedy w r. 959 zwróciła się Olga z prośbą do
Ottona I, by. przysłał jej na Ruś misjonarzy, którzy
by podjęli tam pracę chrystianizacyjną, fakt ten
musiał wywołać pewne poruszenie, pewien niepokój

21.4

Mieszko I

w Polsce w otoczeniu czy Mieszka, czy może jeszcze
jego poprzednika. Wiemy, żewyszukanie takiego mi-
sjonarza nie było łatwe. Dopiero w r, 961 znalazł
Otto I zakonnika z klasztoru św. Maksymina w Tre-
wirze, Adalberta, który został wyświęcony na biskupa •
i, lubo bardzo niechętnie, ruszył z towarzyszami do
Kijowa. Wiemy, że przejeżdżał wtedy przez księstwo
• libickie Sławnika i przy tej sposobności bierzmował
iam syna Sławnika, św. Wojciecha. Badacze niemieccy
twierdzą, że miał już wtedy Otto I daleko sięgające
zamiary wciągnięcia także Rusi w obręb organizacji
kościelnej niemieckiej. Można jednak w takie ambicje
Ottona nie wierzyć, skoro cesarz stworzywszy w kilka
lat później, w r. 968, metropolię magdeburską, nie
pomyślał o włączeniu do niej nawet Polski — czy
choćby biskupa Jordana. Zapewne zatem w latach
959 — 961 tym mniej mógł marzyć o Rusi. Domysł
jednak, że w Polsce wiedziano o poselstwie Olgi
i o wyprawie biskupa Adalberta na Ruś, jest nie-
wątpliwie słuszny, jak i to, że wiadomość o tym
mogła była wywołać pewien niepokój, czy poza sprawą religijną nie kryje się polityczne zbliżenie Rusi
do państwa niemieckiego. Ale zapewne rychło mu-:,
siało to zaniepokojenie minąć. Otto I podążył sam,
do Włoch po koronę cesarską i opuścił Niemcy na
resztę swego życia. Do r. 973 spędził tylko krótki
względnie czas w latach 965 i 966 w Niemczech,
a w r. 973 przybył, by na ziemi niemieckiej umrzeć.
Misja zaś Adalberta skończyła się zupełnym niepo-
wodzeniem. Z niebezpieczeństwem życia wydostali się
Adalbert z towarzyszami z Kijowa i Rusi. Kościół
zachodni-i łaciński obrządek nie miały na Rusi zwo-
lenników. Syn Olgi, Swiatosław, był chrześcijaństwu

Grody Czerwieńskie

215

w ogóle niechętny, a politycznie zdaje się mało
interesował się Polską, skoro krótkie jego panowanie
było skierowane ku zagadnieniom dalszego Wschodu.
Wiemy również, że miał on zamiar, mocno zresztą
fantastyczny i mało realny, przeniesienia stolicy pań-
stwa na południe, za Dunaj, do Bułgarii, zatem prawie
pod mury Bizancjum, które by nigdy się nie zgodziło
ha takie niewygodne i pełne niebezpieczeństw są-
siedztwo. Tak więc sprawa stosunków niemiecko-ru-
skich za czasów Olgi mogła wywołać pewien niepokój,
ale chyba nie oddziałała na późniejsze stanowisko
Mieszka do Niemiec. Nie potrzebował się zabezpieczać
przed Rusią, wchodząc w stosunki trybutarne z Niemcami, nie stąd płynęło jego małżeństwo z Dobrawą
czy przyjęcie chrztu. Sprawa ruska nie występuje na
jaw, zdaje się nie odgrywać roli. Kiedy w r. 970
umiera Swiatosław, następuje okres walk wewnętrz-
nych, z których wreszcie wychodzi na widownię
młody Włodzimierz. W tym czasie, w r. 973, w chwili
napięcia stosunków między Polską a Niemcami po

klęsce markgrafa Hodona pod Cidini, przyjmuje
Otto I w Kwedlinburgu liczne poselstwa, między

Winnymi, zdaje się, także ruskie, zapewne następcy
Swiatosława, Jaropełka. Najdawniejsze co prawda
źródła mówią tylko ogólnikowo o poselstwach słowiań-
skich “Sclavorum", ale kronikarz XI w., Lambert,
wymienia także poselstwo ruskie “Russorum". Jed-
nakże Ruś ówczesna, szarpana walkami wewnętrz-
nymi, nie mogła być zbyt groźna dla Mieszka. Było
to, sądzić wolno, raczej poselstwo kurtuazyjne, nie

mogłoby ono mieć jakichś bardziej pozytywnych

celów politycznych na oku. Zresztą rychła śmierć
Ottona I i następne walki z Ottonem II Henryka

216

Mieszka l

9 •

Kłótnika, stanowisko, jakie zajmują w tym zatargu
Bolesław czeski i Mieszko, dowodzą, że nie było tu

miejsca dla jakiejś współpracy niemiecko-ruskiej;

Ze strony wschodniej niczego się więc Mieszko nie
obawiał. Także i bliżej nie znany okres walk o Po-
morze, zdaje się, nie był wyzyskany politycznie przez
Ruś.

Otóż w samych początkach rządów Włodzimierza,

vy okresie — jak wspomniano powyżej — małżeństwa"
jego z czeską księżniczką, następuje zabór Przemyśla
i Grodów Czerwieńskich. Badania ostatnie starają się
objaśnić to zdarzenie w ten sposób, że Włodzimierz,
zawiązując w początkach swych rządów układ z Bi-
zancjum, zobowiązał się nie dopuścić Waregów, któ-
rym zawdzięczał tron, do wyprawy na Konstantyno-
pol. Żeby jednak zaspokoić tych Waregów, zapewnić
im łupy, poprowadził ich na ziemie Mieszkowe. Tym
sposobem także, jak się przypuszcza, szukał może
Włodzimierz nowej, bezpieczniejszej drogi na Bałka-
ny, bo dotychczasowa przez siedziby Pieczyngów

między dolnym Dunajem, Dniestrem i Dnieprem nie
zawsze była pewna.

Nie można zaprzeczyć, że przytoczona powyżej
wzmianka tzw. Nestora o zaborze Przemyśla i Gro-
dów Czerwieńskich jest bardzo lakoniczna, m. in. nie
mówi wyraźnie, by Włodzimierz odebrał te ziemie
Mieszkowi. Że to Mieszko został pobity i stracił te
strony, jest tylko konstrukcją myślową, rozumowaniem
przyjmującym, że władca największego państwa sło-
wiańskiego, władający w tym czasie — co zdaje się
być pewnikiem — także Mazowszem, mógł posiadać
również i Grody Czerwieńskie. Ale nie brak w nauce
innych tłumaczeń. Jedni, " na podstawie dokumentu

Grody - Czerwieńskie

217

Henryka IV z r. 1088, zawierającego wiadomości
o rzekomych granicach czeskich z okresu założenia
biskupstwa praskiego, mających się opierać o Bug
i Styr na wschodzie, przyjmują jako pewnik, że
Kraków należał do Bolesławów czeskich. Przyjmują
zatem, że zdobycz Włodzimierza została dokonana
nie na Polsce, lecz na Czechach. Ale byłoby dość
dziwne, gdyby Włodzimierz właśnie Czechom odbie-
rał tę krainę w chwili, kiedy małżeństwo z Czeszką
spowinowaciło go widocznie z Przemyślidami i kiedy
prawdopodobnie łączyły go z Czechami bliższe węzły
politycznego porozumienia. Inni wysuwali możliwość,
że Przemyśl i Grody Czerwieńskie tak łatwo uległy
zaborowi, bo może nie należały do Mieszka, były
jeszcze pod władzą udzielnego, własnego, plemien-
nego czy szczepowego księcia. Ale i takie rozwiąza-
nie nie daje nam nic więcej jak pewną tylko możli-
wość. Jeżeli jednak Mieszko był potężnym władcą,
jeżeli w tym czasie zapewne panował już nad zawo-
jowanym przez siebie Pomorzem, najłatwiej przyjąć,
że władał także tymi stronami i że je utracił.

W każdym razie małomówna wzmianka tzw. Nestora nie daje nic więcej, jak goły fakt, że Włodzi-
mierz “zajął grody ich Przemyśl, Czerwień i inne",
bez zaznaczenia, czy były o nie walki, czy nie. Sądzić
wypada, że brak wiadomości o walkach, nie znaczy,
że terytoria zostały zagarnięte bez walki. A stąd
dowolne jest też przypuszczenie, że Mieszko musiał
być w tym czasie silnie zajęty na jakimś innym
froncie. Bo przy takim rozumowaniu dobywalibyśmy
z tzw. Nestora więcej, niż w nim jest. To zaś, co
wiemy o tych latach, nie uprawnia nas do tak daleko
idących wniosków. Lepiej więc jest wiedzieć mniej,

218

Mieszka. I

a o tyle o ile pewniej. Przypuszczamy więc, że Mie-
szko władał tymi stronami, jak to przyjmują naj-
nowsi badacze, że bronił ich i że uległ wreszcie
orężowi Włodzimierza i jego-wareskiej drużynie.

W każdym razie dużo daje do myślenia fakt,
że w ciągu wielu lat następnych ani Mieszko, ani
Bolesław Chrobry nie przystępują do akcji rewindy-
kowania tej straty. Wiemy, że w r. 992 w chwili
śmierci Mieszka I groziła wojna z Rusią. Czy do wojny tej doszło, nie wiemy. Jeżeli miała ona miejsce,
to rezultatem jej nie było odzyskanie Przemyśla i Grodów Czerwieńskich.

Ale po roku 981, po klęsce ruskiej, przez lat
dziesięć następnych jest Mieszko zajęty innymi,
bardzo dla siebie ważnymi sprawami. Po jego śmierci
też same sprawy dziedziczy jego syn, mający jeszcze
porachunki z macochą i braćmi przyrodnimi. Nie-
długo później przychodzą kilkunastoletnie wojny
z Henrykiem II. Cały zatem okres od r. 981 aż po
r. 1018 zajęty jest zagadnieniami pierwszorzędnej
dla Mieszka i Chrobrego doniosłości i tym zapewne

tłumaczy się brak bezpośredniej reakcji na ponie-
sioną stratę.

Odosobniona, bez wyraźnej łączności z resztą
zagadnień politycznych czasów Mieszka I jest mała
i mało wyrazista grupka wiadomości tyczących się
stosunków tego księcia z Węgrami. Są to wiadomości
i nieliczne, i niepewne, i bardzo jednostronne. W każ-
dym razie świadczą, że i w tym południowym kie-
runku okazywał Mieszko pewne zainteresowanie. Czy
zainteresowanie to Mieszka wiązało się z polityką

Stosunki z Węgrami

219

jego wobec Czech, jeżeli byłoby prawdą, że dzierżyli
oni jakiś czas Kraków, czy miało być ono tylko za-
bezpieczeniem w razie potrzeby przed Czechami, da-
remnie byłoby się zastanawiać. W XII w. za Bo-
lesława Krzywoustego są przymierza polsko-węgier-
skie stale skierowane przeciw cesarstwu i jego so-
jusznikom Czechom. Jeżeli chodzi o wiek X, tp

-o politycznej stronie tych stosunków nie mamy bez-
pośrednich wskazówek, a wszelkie wyrozumowane
wnioski utykają na ubóstwie źródeł zarówno do dzie-
jów polskich, jak węgierskich.

Pierwsza wiadomość tyczy się Adelaidy, prawdo-
podobnie siostry Mieszka I, zatem zapewne jeszcze-
córki Ziemomysła, zwanej Białą Knieginią, czyli
piękną księżną, która miała być wydana za mąż około

.r. 972 za księcia węgierskiego Gejzę. O tym Gejzie,
półchrześcijaninie a półpoganinie, który uważał się
za “dostatecznie bogatego", by i bogom pogańskim
składać ofiary, wiadomo, że był później żonaty z Są-
roltą, córką księcia siedmiogrodzkiego Gyulii. O Ade-
laidzie zachowały się jedynie anegdotyczne szczegóły,
, jakoby była wykształcona i świętymi naukami prze-
pojona. Późna ta wiadomość nie wydaje się niemożli-
wa. Ale bliższy jej Thietmar twierdzi, że ta piękna
księżna polska była niewiastą bardzo energiczną.
Rządziła zarówno mężem, jak państwem, lubiła dalej
pijać “ponad miarę", konno jeździła jak rycerz, a raz
w uniesieniu gniewu zabiła jakiegoś człowieka. “Skala-
na ta dłoń raczej by kądziel, wrzeciono dzierżyła,
a umysł hamowała powściągliwością" — dorzuca zgor-

- szony kronikarz. Jak widzimy, była ta piękna pani po-
: stacią niebanalną. Jeżeli Adelaida, chrześcijanka nie-
wątpliwie, była rzeczywiście kształcona i starannie

220

Mieszka I

wychowana, to mogła być ona pewnym czynnikiem
odgrywającym poważniejszą rolę na Węgrzech, gdzie
właśnie w tych czasach zaczyna się uwydatniać sil-
niej akcja kościelna zmierzająca do chrystianizacji
zachodnich stron Węgier. Na te mniej więcej czasy
przypadają pewne wysiłki biskupów bawarskich, np.
Piligrima z Passawy, tak że zabiegi te mogły mieć
pewne oparcie w Adelajdzie. Mogła być też pewnym
czynnikiem pośredniczącym z Bawarią w sprawach
politycznych w niedługi czas po przesileniu wewnętrz-
nym Niemiec po śmierci Ottona I, kiedy przy Hen-
ryku Kłótniku opowiedzieli się Bolesław i Mieszko.
Prawda, że o stanowisku w tej sprawie Gejzy nie ma
wiadomości. Taka rola chrystianizacyjna księżniczki,
pochodzącej z dynastii tak niedawno pogańskiej,
byłaby bardzo znacząca. Niestety, poza domysłami
opierającymi się na współczesności Adelaidy na Wę-
grzech z pierwszymi próbami zorganizowania tam
szerszej akcji kościelnej nic więcej o niej i o jej
pobycie i działalności w- tym kraju nie potrafimy
powiedzieć.

Jak wyżej wspomniano, pierwszą żoną Bolesława
Chrobrego była Niemka, córka Rygdaga. Rygdag był
spowinowacony z rodziną Ody Mieszkowej i można
przypuszczać, że właśnie Oda miała pewien interes
w tym, by syna swego męża, pasierba, bliżej ze sobą
związać w interesie własnych dzieci. Gdy jednak
Rygdag rychło zmarł, a małżeństwo straciło wskutek
tego swą polityczną wartość w okręgach marchii
przylegających do Polski, nastąpiło też usunięcie tej
pierwszej małżonki Chrobrego. Czy był tu inicjatorem
Bolesław, nie wiemy, ale bez zgody i zezwolenia
ojca nastąpić to nie mogło. Chrobry za zgodą, z po-

Stosunkż z Węgrami

221

lecenia ojca, zawiera drugie małżeństwo, tym razenL-
z jakąś księżniczką węgierską, której ani imię, ani
pochodzenie nie jest nam znane. Ale i to małżeń-
stwo było krótkotrwałe, nie przetrwało zapewne roku.
Czy i tu odgrywały rolę względy polityczne, nie wiemy.
Porzuca Bolesław tę Węgierkę, chociaż dała mu syna,
zatem syna pierworodnego. I co jest tu charaktery-*
styczne, ten najstarszy syn nie otrzymuje żadnego
z imion używanych przez dynastię Piastowską czy —
jak sam Bolesław — imię dynastyczne czeskie, lecz
obce językowo imię węgierskie Bezprym, jak się
przypuszcza związane z węgierskim grodem Wesz-
prymem. Przypuszczać wolno, że imię to miało
świadczyć, iż syn ten stoi poza członkami rodu pia-
stowskiego, nie ma praw przysługujących członkom
dynastii. Tak rozbiło się i to małżeństwo świadczące
b chwilowym zbliżeniu się Mieszka do Węgier, być
może, że w krótkim czasie niepotrzebne, zbędne.

Koło r. 988, zatem za życia ojca, pojmuje Bo-
lesław Chrobry trzecią z kolei żonę, Emnildę. Była
ona Słowianką, córką nie znanego nam księcia Do-
bromira. Tyle tylko można powiedzieć, że państewko
tego Dobromira musiało leżeć gdzieś w obrębie wpły-
wów świata germańskiego, skoro córka jego nosiła
takie imię. To trzecie małżeństwo okazało się trwałe,
a pierwszy syn zrodzony w r. 990 z tego małżeństwa
nazwany został Mieszko jak jego dziad, a na chrzcie
otrzymał imię szczególniejszego patrona dynastii,
Lamberta. Nadanie temu drugiemu z kolei synowi
imienia używanego w dynastii predestynowało go
w przyszłości do rządów i następstwa. Odbija się
w nim przeciwstawienie do imienia, danego synowi
pierworodnemu, Bezprymowi.

222

Mieszko I

Ale i Mieszko I z drugiej żony swej Ody ma trzech
synów. Po zawarciu tego małżeństwa w r. 979/980
rodzą się po kolei synowie Mieszko, Lambert i Świę-
topełk. Są to zatem bracia przyrodni Bolesława
Chrobrego, w myśl zwyczaju prawnego mający
w przyszłości na równi z pierworodnym Bolesławem
swój udział w spadku po ojcu. Groził więc w dalszej
przyszłości podział kraju między sukcesorów, między
najstarszego syna i młodszych o lat kilkanaście jego
braci przyrodnich. Mógł Mieszko już za swego życia
wydać w tej sprawie zarządzenie, nawet częściowo
je przeprowadzić, nie unikało się tym jednak w przy-
szłości zawikłań, sporów i przesileń. Przewidywała
.je zapewne i Oda. Jak wspomniano już, ożenek Bo-
.lesława z córką Rygdaga był zapewne inspirowany
przez Odę i miał na celu zbliżyć pasierba do ma-
cochy. W każdym razie tkwiły tu zawiązki następnego
konfliktu rodzinnego. Takie zdarzenie miało się
powtórzyć w półtora wieku później, kiedy po Bole-
sławie Krzywoustym pozostał syn pierworodny Wła-
- dysław, rodzący się z Rusinki Zbysławy, i czterej
synowie znacznie młodsi od Władysława, częściowo
jeszcze dzieci, z drugiej żony, Niemki Salomei. Wie-
my, jakie były tego skutki. Trzeba jednak zaznaczyć,
że Salomea, wdowa po Krzywoustym, miała wi-
docznie większe i głębsze wpływy w społeczeństwie
polskim XII w. i zapewne też większe talenty poli-
tyczne, niż miała je w X w. mniszka Oda. W każdym
razie już w ostatnich latach życia Mieszka, od r. 980,,
wysuwał się konflikt przyszły rodzinny, gdzie jedną
stroną był syn najstarszy Mieszka Bolesław, a drugą
była jego macocha Oda, która myślała o zapewnieniu
swemu potomstwu udziału w spadku i — to może,

Stosunki rodzinne

223

być jedynie przypuszczeniem — pozbyciu się tą czy
inną drogą niebezpiecznego i niewygodnego seniora.
Ten konflikt rodzinny wewnętrzny zapewne, nie
jawny, rósł w miarę przybywania potomstwa z dru-
giego małżeństwa, w miarę jak ci synowie, bracia
przyrodni Chrobrego, podrastali. W chwili śmierci
Mieszka najstarszy nie miał zapewne jeszcze pełnych
lat dwunastu. Wiek ten nie mógł być dużym niebez-
pieczeństwem dla Bolesława liczącego lat dwadzieścia
sześć, który łatwo mógł sobie już od dawna zyskiwać
stronników i popleczników. Ale wiemy, że rezultat
ostateczny tego konfliktu rodzinnego zakończył się
dopiero w, 3 lata po śmierci Mieszka wypędzeniem
macochy i usunięciem braci przyrodnich. Bolesław,
Chrobry oparty o przyjaźń z cesarzem Otonem III,
oparty widocznie o swą przewagę w społeczeństwie
opolskim, w zdrowym instynkcie zachowania całości
i jedności państwa w swych rękach, rozwiązał siłą
te trudności, które w Polsce, jak i wielu stronach
ówczesnego świata, nastręczał zwyczaj dzielenia pań-
stwa między sukcesorów.

W r. 991, jak już wiemy, odwiedził Mieszko cesa-
rzową Theofanu na krótko przed jej śmiercią. W roku
następnym 25 maja zmarł Mieszko w chwili, kiedy
groziła na wschodzie wojna z Rusią. Sądzić można,
że był w tym czasie Mieszko zobowiązany wobec re-
gencji do udziału w nowej wyprawie niemieckiej na
Słowian, skoro posłał tam swe posiłki Bolesław
Chrobry. Tylko tym razem Bolesław nie wziął oso-
biście udziału w wyprawie, bo sprawy ruskie kazały
"mu pilnować granicy na wschodzie. Czy w tej nie
znanej nam komplikacji na wschodzie nie brał ja-
kiegoś udziału Bolesław II czeski, nie wiemy. Można

224

Mieszka. I

by tylko posądzić, że mógł mieć w tym interes, by
przy pomocy Rusi próbować może odzyskać -owe
“regnum ablatum". Ale wydaje się, że Chrobry nie
liczy się z zawikłaniami na zachodzie od strony cze-
skiej, skoro posyła posiłki Ottonowi III. Może tym
sposobem uniemożliwia Lutykom pomoc dla księcia
czeskiego. Ale są to tylko domysły, przypuszczenia,
bo wiemy jedynie, że groziła wojna z Rusią. Nie
wiemy, czy do niej doszło, czy nie.

IX. STOSUNKI KOŚCIELNE.

STOSUNKI Z PAPIESTWEM. DAGOME IUDEX.
OŚRODKI ŻYCIA KOŚCIELNEGO
A POLSKA

.Biskup Jordan zmarł koło r. 982, a jego następcą
został teraz niewątpliwy Niemiec, niejaki Unger.
Dzięki bystremu spostrzeżeniu znakomitego niemiec-
kiego badacza P. Kehra, przyjętemu przez polskich
historyków (Wł. Abrahama, St. Zakrzewskiego i na-
stępnych), można przyjąć, że jest ten Unger w r. 991
biskupem, ale równocześnie jest on opatem opactwa
w Memleben w Turyngii. Wymieniony jest bowiem
w dokumencie z r. 991 jako biskup i opat równocześnie, gdy już w roku następnym spotykamy
w Memleben innego opata. Stąd wniosek słuszny, że
Unger w ciągu roku 991 na 992 ustąpił z opactwa
i pozostał następnie tylko biskupem, i to niewątpli-
wie biskupem w Polsce. Imię bowiem Unger jest
wcale rzadkie i trudno by było przyjąć, by mogło
być równocześnie dwu biskupów Ungerów, a żaden
z nich nie zasiadałby na regularnej katedrze, biskup-
stwie w Niemczech. Drugim wnioskiem P. Kehra —
jednak sądzić wolno niekoniecznym — jest, że stano"

15 Polska X - XT y.ieku

226

Mieszka I

wisko biskupie po śmierci Jordana, a przed r. 991 —
992, a więc przez wiele lat nie było obsadzone. Ten
wniosek nie jest niemożliwy, ale nie można sądzić,
by był konieczny, jedyny. Jeżeli dokument z r. 991
wymienia Ungera równocześnie jako biskupa i opata,
to trzeba przyjąć wedle ówczesnych zwyczajów X w.,
że był on w tym czasie wyświęcony na biskupa,
a równocześnie jest on też urzędującym opatem
w Memleben. Stąd istnieje możliwość, że i przedtem,
przed rokiem 991, zatem po śmierci Jordana, mógł
być Unger równocześnie i opatem, i biskupem, za-
chowałby opactwo przy biskupim tytule, może jako re-
zerwę dla siebie na przyszłość, gdyby miał pracę bi-
skupa misyjnego porzucić. Taką interpretację popie-
rałaby informacja Thietmara, który — podając datę
śmierci Ungera w r. 1012 — każe umierać mu w lat
trzydzieści od wyświęcenia na biskupa, a to pozwala
nam cofnąć się do czasu około r. 982. Jednym słowem
możliwe są dwa rozwiązania: albo mamy tu okres
prawie lat ośmiu, kiedy nie było wyznaczonego na-
stępcy po Jordanie, tak iż dopiero w r. 991 zdecydo-
wał się Mieszko naznaczyć nowego biskupa, a bisku-
pem tym był opat memlebeński, który udając się do
Polski złożył laskę opacką i stąd w r. 992 spotykamy
już jego następcę na opactwie, albo też takiej przerwy
nie było. Unger przez wiele lat od śmierci Jordana jest
biskupem, ale zachowuje sobie równocześnie i opactwo
i dopiero w okresie lat 991 i 992 jest zmuszony nie
znanymi nam bliżej powodami do oddania swego sta-
nowiska innemu opatowi. W jednym i drugim wy-
padku narzucają się pewne zapytania dość poważne,
które należy sobie postawić, chociaż odpowiedzi nie
mogą być inne jak tylko wyrozumowane. Dlaczego

Stosunki kościelne

227

mógłby Mieszko • przez czas tak długi nie sprowadzać
następcy po Jordanie? Co mogłoby być powodem, że
Unger, jeżeli przez wiele lat był i opatem, i bisku-
pem, zrzekł się intratnego opactwa na rzecz infuły
biskupiej, ale misyjnej. Takie pytania, wzajemnie się
wykluczające, wynikają z wzajemnie wyłączających
się dwu wyżej zaznaczonych alternatyw, tyczących się
następstwa Ungera po Jordanie.

Jeżelibyśmy przyjęli, że Mieszko zwlekał wiele
lat ze sprawą postarania się o następcę Jordana, to
pamiętać należy, że nie było prawnej kanonicznej po
temu konieczności. Nie istniało bowiem biskupstwo,
które w myśl prawa kanonicznego musiało albo po-
winno było być obsadzone. Chodziło tylko o to, czy
jest potrzeba, by dać po biskupie misyjnym następcę,:

który by kontynuował zaczętą przez swego poprzednika pracę. Konieczności takiego następstwa nie było.
Ale w danym wypadku byłoby rzeczą wcale dziwną,
gdyby Mieszko, który okazał tyle gorliwości w swych
początkach dla zorganizowania życia kościelnego
w Polsce, właśnie w chwili, kiedy praca ta była bar-
dziej rozwinięta, a kiedy w najbliższym sąsiedztwie
zaczynał się silny ruch pogański skierowany przeciw
chrześcijaństwu, pozbawiał się takiego instrumentu
działania, jakim był biskup, chociażby misyjny. Trze-
ba by przyjąć, wobec niemożności posądzenia Miesz-
ka o odwrót od założeń roku 966 i 968, że chwilowo
przydzielił sprawy kościelne tego terytorium, którym
zawiadywał Jordan, jakiemuś innemu duchownemu,
może nie biskupowi, a może i biskupowi, oczywiście
także misyjnemu, który może działał gdzieś na in-
nym terytorium w Polsce w służbie Mieszka. Bo jest
rzeczą jasną, że jeżeli Mieszko miał biskupa misyjne-

228

Weszko I

go dla terytorium polańskiego, gnieźnieńsko-poznań-
skiego, to mógł ich mieć jeszcze paru innych, którym
zlecił opiekę nad innymi stronami. Jest również rze-
czą zrozumiałą, że jeżeli ze strony zarówno cesarza,
jak episkopatu niemieckiego czy wreszcie papiestwa
nie było widocznie zastrzeżeń przeciwko biskupowa-
niu w Polsce Jordana, czy później Ungera, jako bisku-
pów misyjnych, to nie mogło być i trudności przeciw

- drugiemu, trzeciemu czy czwartemu biskupowi mi-
syjnemu, jeżeliby takich biskupów Mieszko powołał
i chciał ich z własnej szczodrobliwości utrzymywać.
Jak Jordan czy Unger mieli zlecone sobie terytorium
polańskie, tak i inne strony państwa Mieszka I mo- :

głyby być oddane w opiekę jakimś innym podobnym
biskupom misyjnym. Traf zrządził, że tego Jordana
świadomie fałszywie robi Thietmar już w r. 968, kie-~
dy mówi o założeniu arcybiskupstwa w Magdeburgu,
biskupem poznańskim zależnym od Magdeburga i że
interesuje się opozycyjnym wyraźnie stosunkiem Un-
gera do fundacji metropolii gnieźnieńskiej. Co się ty-
czy innych podobnych spraw nie widać u Thietmara
powodu, dlaczego miałby się nimi interesować i o nich
pisać.

Jeżeli byli tacy biskupi i jeżeli mieli sobie wyzna-
czone okręgi swej działalności misyjnej, to nie były
to oczywiście diecezje. Były one wyznaczane w mia- •
rę potrzeb, arbitralnie, przez panującego. Ale mogły
to być zalążki przyszłych diecezji. Okręg taki pod
opieką biskupa misyjnego musiał posiadać swój ośro-
dek, gdzie był kościół, uważany za własny biskupa,
.gdzie żyło kilku mnichów przy kościele jako pomocni-

ków biskupa. Tam musiała być szkoła dla kształcenia
przyszłych duchownych. Jednym słowem taki zalążek

Stosunki kościelne

229

przyszłej diecezji był także zalążkiem przyszłej sto-
licy biskupiej, przyszłej katedry, przyszłego kleru
kapitulnego i przyszłej szkoły katedralnej. Takie ele-
menty podbudowy dla przyszłej regularnej kanonicz-
nej organizacji kościoła istnieć musiały niewątpliwie
na wiele lat przed r. 1000 i jesteśmy w zgodzie z ty-
mi, którzy przyjmują, że przed r. 1000 istnieli w Pol-
sce liczniejsi biskupi, chociaż nie było zorganizowa--
nych biskupstw. Można by się zastanawiać, czy
wszystkie argumenty — dawniej wypowiedziane i te,
które dziś dałyby się przytoczyć — są wystarczające,
czy przechylić mogą szalę rozumowania, ale rozumo-
wo rzecz biorąc nie staje tu nic na przeszkodzie, nic
nie świadczy przeciw. Istnieje bądź co bądź źródłowy
przekaz roczników polskich, oparty o tradycję zwią-
zaną z jakimiś biskupami, których ze względu na kra-
kowskie pochodzenie tych roczników łączy się z Kra-
kowem. Tak rozumiano już dawno, kiedy średnio-
wieczne katalogi biskupów krakowskich zaliczały tych
biskupów, Prohora i Prokulfa, wymienionych pod la-
tami 970 i 986, do rzędu biskupów krakowskich. Otóż
trudnością w ocenianiu tej wiadomości jest to, że nie
wiemy, czy Kraków w X w. należał do Czech, czy
do Polski, lub jeżeli był przez jakiś czas przy Cze-
chach, kiedy do Polski powrócił. Ci, którzy twierdzą,
że Kraków dopiero późno dostał się w ręce Mieszka
czy nawet Bolesława Chrobrego, zwykli tłumaczyć
pojawienie się tych dwu biskupów tym, że nie są
to biskupi z Krakowem związani, lecz biskupi moraw-
. scy, pod których władzę poddano także Kraków. Byłby
zatem Kraków wraz z Morawami i biskupstwem
w Pradze — jak już wyżej to naznaczono — przyna-
leżny do prowincji kościelnej mogunckiej. Gdyby

230

Mieszka I

jednak tak było, to trzeba by było w latach 999 ilOOO
zwalniać kanonicznie Kraków nie tylko od Moraw czy
Pragi, ale i od zależności od metropolity mogunckiego.
A o takich trudnościach, ciągnących się latami, jak
wiadomo choćby ze sprawy między tą samą Moguncją
a Magdeburgiem z lat przed rokiem 968, a bardzo
ciężkich z punktu widzenia prawa kanonicznego, nie
-słyszymy nic w chwili zakładania i organizowania,
prowincji kościelnej gnieźnieńskiej. Nieżyczliwy dziełu,
Ottona III i Bolesława Chrobrego biskup merseburski
Thietmar, manifestujący swe pełne rezerwy wobec*
rezultatów kościelnych Gniezna stanowisko słowami
“ut spero. legitime" (jak się spodziewam, prawnie),
byłby choć słowem wspomniał o prawach Moguncji do
Krakowa i o życzliwym czy opornym stanowisku arcy-
biskupa mogunckiego Willigisa. Jeżeli ci dwaj bis-
kupi, Prohor i Prokulf, mylnie niewątpliwie uznawani
za biskupów krakowskich, bo nawet nie możemy
stwierdzić konieczności łączenia ich z Krakowem,
wydają się raczej biskupami misyjnymi, takimi, ja-
kimi byli Jordan czy Unger, to mógł tym samym
i Mieszko posiadać tu i ówdzie jakiegoś biskupa, który
czasowo zajął się osieroconą przez Jordana owczarnią.

Stąd mógł się Mieszko i nie spieszyć z wyznaczeniem

następcy.

Ale luka taka bynajmniej nie jest rzeczą pewną,
konieczną. Sądzić raczej wypada, że jest ona nawet
mało prawdopodobna. Jak już powyżej wskazano,
sprzeciwia się jej gorliwość Mieszka I w organizowa-
niu życia kościelnego w Polsce, sprzeciwia się ogólna
sytuacja polityczna, wymagająca raczej wzmocnienia
wysiłków chrystianizacyjnych, sprzeciwia się wreszcie
sam przekaz Thietmara, twierdzący, że Unger zmarł

Stosu-nfcż. kościelne

231

w lat trzydzieści po osiągnięciu sakry biskupiej. A był-
by to błąd duży, nie tłumaczący się, gdyby pomyłka ty-
czyć się miała lat ośmiu, bo Thietmar był zapewne
-dobrze poinformowany o osobistości, która zmarła te-
go samego dnia, co arcybiskup magdeburski Taginon,
i zapewne w Magdeburgu. Więcej wagi należy przykładać do tego tłumaczenia, że Unger objął opiekę
nad terytorium wyznaczonym Jordanowi bezpośrednio
po tegoż śmierci i że przez wiele lat, do r. 991—992,
sprawował równocześnie czynność opata w Memle-
ben.

Byłby zatem Unger czynnikiem reprezentującym
raczej pewne interesy niemieckie, saskie, przybyłym
ze stron bliskich Polsce, z Turyngii, wtedy jeszcze
dość silnie przetkanej elementami słowiańskimi. Może
nabyta znajomość na tym terenie języka słowiań-
skiego zalecała go jako kandydata na następcę Jor-
dana. Także trudno domyślić się, kto mógł Ungera
Mieszkowi nastręczyć. Czy nie była to Oda lub ktoś
z jej rodziny, pozostanie pytaniem bez odpowiedzi,
chociaż narzuca się tu myśl silniejszych w tych cza-
sach wpływów saskich, skoro krótko przedtem żeni
się Mieszko z Niemką, a niedługo potem bierze
i Chrobry Niemkę za żonę. Wybór Ungera na biskupa
pociągnął wiele zawikłań i trudności, które należą
jednak już do czasów Bolesława. Zapewne duże am-
bicje Ungera, zawód, który go spotkał, kiedy Gnie-
zno otrzymał brat św. Wojciecha, zrobił z niego wro-
ga samodzielności kościelnej polskiej i dzieła zjazdu
gnieźnieńskiego. Można nawet przypuszczać, że może
z początku nie był Unger wrogi polityce kościelnej
Mieszka, że zmienił go dopiero zjazd gnieźnieński.
Zdaje się, że Unger miał jedną zasługę, a tą było

232

Mieszki} I

przysporzenie pracy misyjnej w Polsce osobistości
tak wybitnej, znanej nam zresztą dopiero z czasów
Bolesława Chrobrego od r. 1000, a mianowicie Rein-
berna, później biskupa kołobrzeskiego, wybitnego
działacza kościelnego. Przypuszczać można, że nie
przybył on do Polski dopiero w tych czasach, kiedy
tworzono prowincję kościelną gnieźnieńską, lecz
wcześniej, może jeszcze za czasów Mieszka, zatem
równocześnie z Ungerem. Jest rzeczą zastanowienia
godną, że spośród biskupów, których Thietmar wymie-
nia z okazji zjazdu gnieźnieńskiego, znamy dwóch,
którzy pochodzą z tych samych stron. Unger, jak
wiemy, jest jeszcze w r. 991 opatem w Memleben,
w Turyngii. Reinbern zaś, wymieniony w r. 1000 jako
biskup kołobrzeski, pochodzi także z Turyngii, z Hes-
segau, z bliskiego sąsiedztwa Memleben. Ten zbieg
okoliczności, by dwaj biskupi polscy z r. 1000 pocho-
dzili ze stron sobie tak bliskich, nie może być czystym
przypadkiem. Trzeba sądzić, że zapewne jeden po- ,
ciągnął drugiego, w danym wypadku zapewne opat
i biskup Unger pociągnąłby za sobą mnicha Rein-
berna. Kiedy? Trudno przypuścić, by za protekcją
.Ungera przed r. 1000 Bolesław sprowadził Reinberna
jako kandydata na biskupstwo kołobrzeskie. W tym.
• czasie stanowisko opozycyjne Ungera wobec Gniezna
musiało być zbyt dobrze znane, by Chrobry chciał
wziąć z rąk oponenta kandydata na biskupstwo, który
niedostatecznie znany Chrobremu mógłby wzmocnić -
nielojalną opozycję Ungera. Jeżeli zaś Chrobry przyj-
muje Reinberna, to znaczy, że zna dobrze tego mni-
.cha. Przybył on zapewne dawniej już do Polski z po- ,
ręki co prawda Ungera, prawdopodobnie jako mnich
z Memleben, ale jego wierność i lojalność miał spo-

Stosunkz kościelne

233

sobność władca już wypróbować i zdawał sobie do-
brze sprawę z jego zalet osobistych i kościelnych. Nie
byłoby zatem dziwne, gdyby Reinbern przybył do";
Polski może razem z Ungerem albo przez niego zo- ;1
stał sprowadzony, gdyby na wiele lat przed r. 1000-,:

pracował na zdobytym Pomorzu może nie tylko jar"
ko misjonarz, ale jako biskup misyjny. Ile razy po
r. 1000 spotykamy Reinberna w relacjach Thietmara,
tyle razy zawsze w służbie politycznej Chrobrego.
Budzi to pokusę, by przenieść wcale obfite wiado-
mości Thietmara o jego działalności kościelnej na Po-
morzu głębiej wstecz, jeszcze przed r. 1000.

Przechodzimy do odpowiedzi na drugie postawione ,
sobie pytanie tyczące się Ungera opata i biskupa. Je-
żeli Unger przez wiele lat był biskupem w Polsce,
a równocześnie był opatem w Memleben, i dopiero
w latach 991—992 złożył laskę opacką, to trzeba przy-
znać, że powody, dla których rozstał się ze swym
opactwem, nie są jasne. Bo zapewne nie mogły to być
skrupuły formalne, np. że są trudności zarządzania
równocześnie opactwem, kiedy opat siedzi w dalekich
stronach na misjach, działając jako biskup. Przypusz-
czać należy, że skumulowanie tych dwu godności mu-
siało nastąpić za zgodą zainteresowanych stron i czyn-
ników. A powodem tej kumulacji była ze strony Un-
gera zapewne chęć zabezpieczenia się na wypadek,
gdyby okoliczności kazały mu porzucić pracę misyj-
nego biskupa. Jeżeli zatem w latach 991 czy 992.
Unger zrzeka się swego opactwa, to wolno sądzić,
iż uważał on swe stanowisko biskupie w Polsce za
ustalone, liczył, że nie ma potrzeby już ubezpieczać
się na przyszłość opactwem. A wtedy ze względu na
datę 991 czy 992 należałoby szukać może jakiegoś

234

Mieszka I

związku pomiędzy tymi faktami a rokowaniami Pol-
ski z papiestwem i Janem XV, które miały miejsce
gdzieś około r. 990, a których odbiciem jest znany
zabytek Dagome iudex.

Zabytek ten, o który parokrotnie już powyżej po-
trącano, posiada dziś swą całą literaturę, która stara
się go tłumaczyć i zużytkować jako niezwykle ważne
.źródło historyczne. Jest rzeczą zrozumiałą, że w po-
szczególnych zagadnieniach, które się tu nastręczają,
są zapatrywania badaczy różne, rozbieżne, sprzeczne
i sobie przeciwstawne. Ale inaczej być nie może,

zwłaszcza wobec formy, w której zabytek przeszedł
do naszych czasów.

Wspomniano tu już powyżej, że zabytek ten prze-
chował się w zbiorze rozmaitych pism kanonicznych,
zebranych w końcu XI w. przez kardynała Deusdedita,
a mających służyć jako dowody pewnych praw i ty-
tułów posiadania Stolicy Apostolskiej. Tam po-
mieszczono nasz zabytek z uwagą, że znaleziono go
w tomie regestrów papieża Jana XV, 985—996.
Czy zdawał sobie sprawę Deusdedit, do czego się on
odnosi, nie wiemy. W każdym razie wciągnął go do
swego zbioru uznając widocznie jego wartość. W jed-
nej z późniejszych kopii zbioru Deusdedita przepi-
sywacz tak się nie orientował w tym zapisie i jego
znaczeniu, że przypisał go Sardynii.

Tekst dziś nam znany nie jest kopią oryginalnego
tekstu, którego zapewne już odbiciem był wpis w re-
gestrach (ksiąg kancelaryjnych) Jana XV. Jak wy-
glądał oryginał tego zapisu, nie wiemy. Nie wiemy,
czy był spisany może w Polsce, czy przez upełno-
mocnionych wysłańców spisany lub podyktowany
w Rzymie. Nie wiemy też, czy dostał się do regestrów

Stosunki kościelne

235

kancelarii papieskiej Jana XV w odpisie całkowitym,
czy może już w streszczeniu, czy wreszcie nie jest
wyjątkiem już z jakiegoś pisma papieskiego mówiącego
o tej darowiźnie. W końcu XI w. zrobiono z tych
regestrów odpis albo streszczenie dla kardynała
Deusdedita. Ten włączył go do swego zbioru, z któ-
rego robiono znowu kopie późniejsze. Z nich znany
nam jest tekst obecnie. Jak widzimy, teksty dziś
znane są bardzo odległe od tekstu pierwotnego, ory-
ginalnego, ulegały wielokrotnie przepisywaniu czy
streszczeniu i przeróbkom. Stąd może kryć się w nich
sporo błędów i pomyłek, zwłaszcza jeżeli przepisywa-
cze nie zdawali sobie sprawy, do jakiego kraju i ja-
kich osobistości ten tekst się odnosi. Tak samo stresz-
czenie,* bez względu na to, czy uczynione zostało
w X w. dla pomieszczenia go w regestrach Jana XV,
czy też może w końcu XI w. dla zbioru Deusdedita,
w dużej mierze musiało zależeć od inteligencji stresz-
czającego, od tego także, czy i jak orientował się
w tym, co jest jego treścią, kim są osoby w nim
wymienione. Tekst więc przechowany, daleki od
pierwotnego wzoru, oryginału, musi posiadać swe
błędy i niedostatki, zapewne niedomówienia, może
i pewne luki. Dlatego też, choć tyle razy był przez
badaczy omawiany, jest tyle opinii sprzecznych, tyle
wątpliwości, tyle tłumaczeń wzajemnie się wyklucza-
jących.

Dosłowne, o ile to możliwe, tłumaczenie tej za-
piski, liczącej w tekście łacińskim niecałą setkę słów,
brzmi: “Następnie w innym tomie pod Janem XV
papieżem. Dagone (w innych tekstach także Dagome)
sędzia (iudex) i Ota (Oda) senatorka (senatrix), i sy-
nowie ich Misica (Mieszko) i Lambert ofiarowali bło-

236

Mieszka I

gosławionemu Piotrowi jedno miasto w całości, które
nazywa się Schinesghe, ze wszystkimi jego przyna-
leżnościami w obrębie takich granic, jak, zaczyna się,
z jednej strony długie morze, granice Pruzze aż do
miejsca, które nazywa się Russe i od granicy Russe
rozciągając aż do Craccoa i od samego Craccoa aż do
rzeki Oddera prosto do miejsca, które nazywa się Ale-
mure, i od samej Alemure aż do ziemi Milze, i od
granicy Milze wprost w obrębie Oddera i stąd wzdłuż

prowadzącej rzeki Oddera aż do powyższego miasta
Schinesghe".

Jest jasne, że nazwa “Pruzze" oznacza kraj Pru-
sów, “Russe" oznacza Ruś, “Craccoa" jest to Kraków,
“Oddera" jest Odra, a “Milze" jest kraikiem Milczan.
Za to miejscowość “Schinesghe", “Alemura" wraz
z ogólnikowym “longum marę", długim morzem, wy-
magałyby wyjaśnienia. Jest tu zresztą, jak zobaczy-
my, jeszcze wiele zagadnień, na które nauka histo-
ryczna zwróciła uwagę, nie zawsze znajdując odpo-
wiedź, najczęściej wywołując kontrowersje, mniej czy
więcej usprawiedliwiony sprzeciw.

Zapis ten nie posiada daty. Wiemy tylko tyle, że
zapisano go w regestrach papieża Jana XV, czyli że
pochodzi z czasów rządów tego papieża, zatem z lat
985 — 995. Jeżeli jednak możemy słusznie sądzić, że
ów tu wymieniony Dagone czy Dagome musi być
Mieszkiem I, bo miał żonę Odę (Otę) i synów z Ody
Mieszka i Lamberta, to wobec tego zamknąć wypada
ten zapis na śmierci Mieszka I, która miała miejsce
25 maja 992. Trzeba zatem sądzić, że zapis swój zro-
bił Mieszko wcześniej, tak że granicami chronolo-
gicznymi są lata 985 do 991. Stąd ogólnikowo, kon-
wencjonalnie mówi się, że zapis został zdziałany około

Stosunki fcościeirte

237

r. 990, bo dokładniejszej już daty nie jesteśmy- w sta-
nie ustalić.

Jeżeli w zapisie tym występuje Dagone — Miesz-
ko I, jego żona i synowie Mieszko i Lambert, to
zwraca uwagę brak wymienienia trzeciego syna
Mieszka i Ody, Swiętopełka, jak i najstarszego syna,.

-zrodzonego z Dobrawy, Bolesława Chrobrego. Co się
tyczy Swiętopełka, najprostszym tłumaczeniem by-
łoby, że urodził się później, że nie pisano o nim,
bo go jeszcze na świecie nie było. Ale brak osoby
Bolesława Chrobrego jest trudny do wyrozumienia.

.Niełatwo byłoby sądzić, że jest on przypadkowo
pominięty, jak i domyślać się, że zapis ten pomijał
umyślnie Chrobrego, najstarszego syna, że skierowany
był przeciw Chrobremu na korzyść dzieci z drugiego

małżeństwa. Do takiego sądu nie ma żadnej pod-
stawy. Wiemy, że Chrobry bawi w tych czasach.
w Polsce, że ojciec żeni go trzykrotnie, że w r. 990
rodzi mu się syn Mieszko II. Wiemy wreszcie, że po
śmierci Mieszka Bolesław Chrobry osiąga władzę,

.reprezentuje państwo polskie jako senior i jako taki
w 995 r. wypędza macochę i braci przyrodnich. Wi-
docznie objął następstwo bez trudności, które by się,

:: niechybnie zjawiły, gdyby przez ojca, przez intrygi
macochy został od dziedzictwa odsunięty czy ogra-
niczony. To zatem nie mogło być powodem pomi-
nięcia jego imienia w tym streszczeniu, które dziś
mamy przed sobą. Wyrozumienie znaczenia tego
streszczenia przedstawia też znaczne trudności.

Przede wszystkim, jeżeli chodzi o tytulaturę
Mieszka jako sędziego i Ody jako senatorki. Użycie
i przydanie takich tytułów Mieszkowi i Odzie w Pol-
sce, gdyby tekst taki był spisany -xw Polsce, wydaje

238

Mieszka I

się bardzo mało prawdopodobne. We współczesnych
źródłach niemieckich nosi Mieszko u Widukinda tytuł
.rex, król, najczęściej przydają mu źródła tytuł “dux",
książę, czasami, wyjątkowo, “comes", hrabia, lub
“marchio", markgraf. Gdyby zatem oryginalny tekst
zapisu został sporządzony w Polsce, nazwano by
Mieszka i jego żonę księciem i księżną, nie szukano
by dla nich dziwacznych tytułów “sędziego" i “sena-
torki". Stąd albo pierwotne pismo, oryginał, obywał
się bez tytułów (co jest możliwe), posiadał tylko
gołe imiona, a tytuły sędziego i senatorki byłyby
dodatkami późniejszymi, wtrąceniami, interpolacjami,
albo też w Rzymie, w kancelarii papieskiej, przy
finalizowaniu układów i redagowaniu pisma zjawiły
się wątpliwości, jakimi tytułami opatrzyć donata-
riusza i jego małżonkę. I na terenie Rzymu, i kan-
celarii papieskiej jest co prawda tytuł “iudex" mało
zrozumiały, ale tytuł “senator" i “senatrix" był
w Rzymie jednym z najzaszczytniejszych i najwyż-
szych. Z tego powodu sądzić wolno, że redakcja
pierwotna tego pisma miała miejsce raczej w Rzymie ,
niż w Polsce i że był w tym czasie ktoś upoważniony
przez księcia polskiego do prowadzenia na miejscu
rokowań i do złożenia w imieniu księcia polskiego
Mieszka I obowiązującej deklaracji. Kto to mógł być,
nie wiemy. Wyrażono przypuszczenie, że był to syn
Mieszka Lambert. Ale takie przypuszczenie wydaje się
zupełnie- nieprawdopodobne. Lambert miał około r. 990
niecałych lat 10. Trudno przypuścić, by dziecko takie
stało na czele poselstwa przeznaczonego do tak waż-
nych rokowań ze Stolicą Apostolską. Lambert jest
w późniejszych czasach we Włoszech, jest mnichem
w Rawennie u św. Romualda, ale dzieje się to już

Stosunki kościelne

239

pod sam koniec X w. Jeżeli nie był to Lambert,
to może tak ważną sprawę zlecił Mieszko swemu
pierworodnemu synowi • Bolesławowi Chrobremu.
A wtedy może by było nieco łatwiej zrozumieć, dla-
czego streszczenie dziś nam znane nie wymienia
Chrobrego. Mogło się imię jego znajdować w samym.
piśmie, ale nie potrzebowało być koniecznie w związ-
ku z tym, co streszczającemu wydawało się istotną
treścią regestru. W regestrze, w streszczeniu mógł
streszczający łatwo pominąć osobę Bolesława działa-
jącego w imieniu ojca. Jest to rzeczywiście tylko przy-
puszczenie, którym musimy się zadowolić, skoro nie
znamy warunków, w których prowadzono rokowania..

Przechodzimy do sprawy “Schinesghe". Są dwie
interpretacje. Jedna, która twierdzi, że jest tu mowa
o Gnieźnie, i druga, że miano tu na myśli Szczecin.
Ta druga opinia opiera się na domniemaniu, że jeżeli
opis granic Polski zaczyna się od morza, powinien
się on też kończyć na morzu. A przy morzu, u ujść
Odry, leży właśnie Szczecin. Otóż kłopot jest w tym,
że Szczecin w X i XI w., chociaż niewątpliwie istniał
i był zapewne znaczniejszym ośrodkiem, jest zupełnie
nieznany. Na pierwsze miejsce wysuwa się Wolin,
znamy Kołobrzeg, znamy Gdańsk, nie znamy Szcze-
cina. Drugą wątpliwość budzi przyznanie Szczecinowi
całej Polski jako jego pertynencji, do niego przyna-
. leżnej. Trzecim wreszcie argumentem jest, że można
zrobić z dziwacznego Schinesghe Gniezno, ale zrobić
ze Schinesghe Szczecin nie sposób. Bo to, że Schine-
sghe i Szczecin zaczynają się na tę samą literę, nie
jest przekonywające.

Co się tyczy Schinesghe — Gniezno, łatwiejszą
jest rzeczą wytłumaczyć w ten sposób pisownię tej

240

Mieszka I

nazwy miejscowości. Wiemy, jakie były trudności ,
przy transkrybowaniu słów słowiańskich języków ;|
alfabetem łacińskim. Wiemy, że z takimi trudnościa-
mi walczyła także na pozór prosta nazwa Gniezna,
której pisownia do XIII w. była tak nieustalona, że
istnieje do tego wieku koło trzydziestu odmianek,
.pisanych rozmaicie, przez literę G, K i Ch na po-
czątku, a lub o na końcu. W tekście powyższym zaczyna
się ta nazwa wyjątkowo przez literę S, ale już na-
stępne chinezghe odpowiada zupełnie dobrze Gnieznu.
A trudno coś powiedzieć, jak radził sobie w Rzymie
w końcu X w. pisarz, zapewne Rzymianin, z trud-
nością fonetyczną zasłyszanego słowa Gniezna. Jedna
strona zapewne mówiła, a druga miała napisać to,

co mówiono. A nawet jeżeliby przywieziono z Polski
elaborat lub projekt tekstu już napisany, to i tam ;

mógł on być dziełem tylko obcego mnicha, Wallona,! ;

Flamanda, Niemca, może Irlandczyka czy Anglosasa, & i
który walczył z takimi samymi trudnościami, jak.
Włoch czy Rzymianin. Stąd też, odrzucając tłumacze-
nie Szczecin jako sztuczne i niczym poważnie nie
uzasadnione, przyjmujemy zrównanie Schinesghe —
Gniezno, niewątpliwie w tych czasach najważniejsze
centrum życia politycznego i państwowego Polski,
a w niedalekiej przyszłości pierwsza stolica metropo-
litalna tytułu św. Wojciecha. A to, co wiemy o two-
rzeniu się państwa polskiego, jest z tym w zgodzie.
Stamtąd wyszła na podboje dynastia piastowska
i można było słusznie uważać, że wszystkie dzielnice,
szczepy i plemiona zawarte w granicach zabytku Da-
gome iudex są pertynencjami Gniezna.

Te pertynencje mają od północy jako granice
“longum marę", tłumaczone zwykle jako “długie

Stosunki kościelne 241

morze". Określenie “długie morze" wydaje się być
jakimś nie bardzo zrozumiałem dziwolągiem. Co to
być może za miara “długie", “nie długie" czy “krót-
kie" morze? Wydaje mi się, że należy szukać innego
tu znaczenia. Nie chodzi tu o “długie" morze, ale
o kraj, który leży wzdłuż morza, co w języku pol-
skim i innych słowiańskich wyraża się przez złączenie
Z przyimkiem “po" tego określenia geograficznego,
Wzdłuż którego leży omawiana ziemia. Jednym sło-
"wem “longum marę" jest Po-morze, jak strony leżące
,nad Wisłą nazywają się Powiśle, a to, co leży nad
brzegiem, jest- pobrzeże. Zapewne takie znaczenie
było w użyciu i we Włoszech w związku z przymiot-
nikiem longus. W włoskim języku np. strony leżące
;nad Arno nazywają się Lungarno, a nad Tybrem
Lungo Tevere. I ten szczegół, tłumaczenie Pomorza
na “longum marę", świadczyłby również raczej za.
tym, że tekst pisma był redagowany na terytorium
rzymskim. Pomorze zatem jest od północy ową per-
tynencją polską. Dalej granicą jest ziemia pruska,
następnie znów dzierżawy ruskie. Od Rusi granica
idzie do Krakowa, a stąd do Odry. Otóż tu jest pewna
niejasność. O ile powyżej była wyraźnie zaznaczona
granica etnograficzna pruska czy ruska, to tu mamy
tylko ogólnikowo powiedziane, że Kraków jest gra-
nicą. I stąd rodzi się pytanie, w jakim znaczeniu ma
być Kraków granicą? Bo przy tłumaczeniu tego za-
gadnienia zaznaczyły się dwa rozbieżne stanowiska.
Kiedy jedni pragnęli widzieć Kraków z przyległo-
ściami jako należący do terytorium opisywanego, to
drudzy sądzą, że Kraków jest tu traktowany wyłącz-
nie, ekskluzywnie. Tak jak zaznaczono, że kraj Pru-
sów i Ruś są poza obrębem państwa Mieszkowego;

16 Polska X — XI wieku

242

Mieszka I

a ich granice są granicami opisywanego kraju, tak
i Kraków i jego ziemie wymienione jako granice nie
leżą w obrębie państwa. Jedni starali się to spostrze-
żenie łączyć z rzekomym posiadaniem Krakowa przez
-Czechów, drudzy dopatrywali się w Krakowie osobnej
dzielnicy, wyłączonej z państwa Mieszkowego, a przy-
dzielonej Chrobremu jako jego uposażenie. Już wyżej
omówiliśmy rzekome w tych czasach panowanie
czeskie w Krakowie. O tym, by tu był Chrobry wy-
posażony przez ojca, także nic nie wiemy. A byłoby
rzeczą też dość dziwną, gdybyśmy wymagali od X w.
dokładności i systematyczności w opisywaniu granic
takiego i tak dużego terytorium. Dlatego też nie prze-
mawia do przekonania twierdzenie, że mamy tu liczyć
Kraków wyłącznie, skoro “longum marę", czyli Po-
morze, tłumaczymy włącznie. Bo Kraków od po-
łudnia, od strony kotliny panońskiej, był odgrani-
czony pasmami gór i olbrzymią puszczą, nie zamiesz-
kałą po jednej, jak i drugiej stronie Karpat. Przestrzeń
dziesiątków tysięcy kilometrów kwadratowych była
• właściwie res nullius, o którą nikt nie dbał, i gdzie
w pierwszych już lasach tej puszczy gubiła się gra-
nica. Istotną sprawą była przynależność Krakowa do
państwa, granicą od południa nie interesował się nikt.

Następnie także bardzo ogólnikowo wymieniono
rzekę Odrę i zagadkową miejscowość czy okolicę
Alemure. Oznaczenie jej jest niemożliwe. Tłumacze-
nie, że ma to być Ołomuniec, nie przemawia do prze-
konania raz dlatego, że Alemura i Ołomuniec zdają
się być sobie bardzo obce i dalekie, a po wtóre wątpić
należy, by morawski gród Ołomuniec był wtedy
w rękach polskich lub by można go było uważać za
pograniczny gród morawski od strony polskiej. Co

Stosunki kościelne

243

się tyczy wymienionej już Odry, pamiętać należy, że
rzeki w owych czasach nie stanowią granicy. Są czyn-,
nikami łączącymi, wzdłuż których posuwa się całe
pierwotne zasiedlenie, ale nie są czynnikami dzie-
lącymi. Stąd jeżeli mowa o Odrze i owej tajemniczej
Alemure, a następnie o kraju Milczan, to rozumieć
należy, że całe dorzecze Odry do kraju Milczan, tj.
cały Śląsk, jest tu zaznaczony jako granica, nie-
wątpliwie polska, od strony Czech. A rzeczywiście
-dopiero od kraju Milczan Odra nie przyjmuje dopły-
wów z lewej swej strony i stąd staje się ona granicą
aż do swego ujścia. Jedynym tu szkopułem jest to,
że Odrą nie dojdziemy “do wyżej wymienionego
Tniasta Schinesghe". Ale tu będzie jakieś zniekształ-
cenie, może tego, co pismo to streszczał, a może już
jakieś nieporozumienie w samym oryginalnym tekście.

W ten sposób w obrębie opisywanych w tym-
przeglądzie geograficznym krajów, składających około
r. 990 państwo Mieszka I, znajdowały się Wielko-
polska, czyli ziemia Polan z Gnieznem, Pomorze,
ziemia chełmińska, Mazowsze, późniejsza część Ma-
łopolski z Sandomierzem, bez Przemyśla jednak i Gro-
dów Czerwieńskich, Kraków z ziemią krakowską,
Śląsk, może ziemia Milczan, ziemia wreszcie lubuska,
której istnienia po lewym brzegu Odry zabytek ten
nie przewiduje, chociaż niewątpliwie należała ona do
Polski. Oczywiście wchodzą tu ziemie leżące wewnątrz
pasa, jak Kujawy, ziemia łęczycka czy sieradzka.

Jaka jest treść prawna tego zabytku? Mieszko
oddaje św. Piotrowi, to jest jego następcom, papie-
żom, całą tę opisaną przestrzeń na własność, Gniezno,
jak się wyrażono, z przyległościami. Idealnym, teo-
retycznym właścicielem tego kraju staje się papie-

16*

244

Mieszka I

stwo, w imieniu papieży zarządzają tym krajem książęta polscy, zatem Mieszko I i jego następcy. Z tym
w związku pozostają wiadomości płynące nam z cza-
sów późniejszych, od czasów Bolesława począwszy,
że Polska zobowiązała się płacić papiestwu czynsz,
który następnie przerodził się w świętopietrze.

Staje się zatem Polska trybutariuszem zarówno
króla niemieckiego, jak papieża. Jedno drugiemu nie
przeszkadzało, bo papiestwo nie mogło mieć żadnych
interesów politycznych w Polsce. Interesy cesarstwa
i papiestwa w Polsce pod tym względem nie mogły
doprowadzić do kolizji, przynajmniej w stosunkach
X w. Można też przypuszczać, że o kroku Mieszka I
była uprzedzona cesarzowa regentka, że sprawy te
uzgodnił z nią Mieszko, że miał jej aprobatę.

Ale jeżeli Mieszko oddał swój kraj na własność
św., Piotrowi, jeżeli przyjął pewne zobowiązania wier-
ności wobec św. Piotra, jeżeli się zobowiązał do pła-
cenia czynszu papieżom, to nie mogło to wynikać
tylko z jakiegoś dewocyjnego nastawienia księcia pol-
skiego, z tego że przyjąwszy chrześcijaństwo pragnie
z całym narodem trwać przy przyjętej wierze. Musiał
się Mieszko spodziewać ze strony Rzymu i papiestwa
jakiejś rekompensaty, jakichś specjalnie dużych do-
brodziejstw, które by zrównoważyły to poświęcenie,
które sam poniósł, to jest utratę, choćby idealną, ty-
tułu własności i pełnej swobody, jak nowy ciężar
finansowy w postaci czynszu. Trzeba sobie raczej
wyobrazić, że Mieszko wystąpił wobec Jana XV z pew-
nymi żądaniami i propozycjami, że papież postawił
ze swej strony swoje warunki, tak że może zabytek
powyższy, tzw. Dagome iudex, jest w pewnej mierze
odzwierciedleniem stanowiska i życzeń papieskich lub

Stosunki kościelne

245

tego, co ofiarował Janowi XV Mieszko, nie zaś do-
wodem pokornego oddania się Mieszka św. Piotrowi
i jego wikariuszom, biskupom rzymskim. Brak zaś
nam wiadomości, czego za swą ofiarę żądał od pa-
pieża.

Już powyżej dotknęliśmy zagadnienia poprzednich

stosunków ówczesnej Polski z papiestwem. Mówiło
się, że jest do przewidzenia, iż koło r. 968, kiedy
Jordan został biskupem misyjnym w Polsce, musiała
być o tym uwiadomiona Stolica Apostolska, że za-
pewne musiał uzyskać aprobatę papieską, dostać tzw.
licentiam evangelizandi, pozwolenie na prowadzenie-
misji. Tak samo musiało być i następnie przy Ungerze
czy przy innych ewentualnych biskupach, jeżeli miał
ich Mieszko na usługach w kraju. O posłaniu włosów
Chrobrego w r. 973 do Rzymu mówiliśmy powyżej.
Jest rzeczą symptomatyczną to zaufanie świeżego
chrześcijanina dla osoby głowy kościoła, wiara w jego
opiekę. A było papiestwo czasów Ottonów bardzo da-
lekie od tej władzy, którą okażą w sto lat później
Grzegorz VII i jego następcy. Nie posiadali papieże
w swej dłoni tych gromów, którymi ciskali w Henry-
ka IV czy jego sukcesorów. Czasy ottoniańskie wnio-
sły co prawda pewną poprawę w stosunki papieskie.
Osoby niegodne nie zjawiają się na tronie papieskim,.
ale zawiść wielkich rodów rzymskich, obsadzających
swoimi krewniakami papieską godność, nie prędko
będzie wykorzeniona. Niemoralność, świętokupstwo,
rnord, które były tak częste w owym czasie w Rzymie,
obniżyły znacznie powagę tej instytucji, prawie lat
tysiąc w owym czasie istniejącej. Podniesienie jej
powagi i uznania w świecie mogło się odbywać tylko,
powoli, a jednym z tych, którzy mieli poczucie tej

246

Mieszka l

godności, był właśnie Jan XV. Czasy jego działalności
.przypadają na okres, kiedy za małoletności Ottona III
rządziła regencja kobiety bardzo oddanej kościołowi.
Dzięki zapewne dużo mniej sztywnemu stosunkowi,
Theofanu zwłaszcza, do papiestwa, niż za czasów
Ottona I i II, mógł Jan XV może mieć nieco więcej
od swoich poprzedników swobody działania. I pewne
zagadnienia polityczne układały się dla takiego kie- ;

runku wysiłków korzystniej. Znalazł też Jan XV
współpracowników, którzy wysoko podnieśli powagę
papiestwa. Byli to z jednej strony kluniacy, z drugiej
strony zaś Leon opat klasztoru św. Bonifacego i Alek- ,
sego na Awentynie, ten, u którego bawił około tych
lat św. Wojciech. Z tym papieżem zatem, zacnym, lu-
bo bardzo jeszcze skrępowanym i narzuconą papie-
stwu władzę cesarską, i intrygami, i zawiściami rodów
rzymskich, Krescencjuszów i hrabiów Tuskulańskich,
zawiązał Mieszko jakieś bliższe stosunki. Rezultat
znamy tylko częściowo, tyle, co nam daje tekst Da-
gome iudex. Znamy zatem to tylko, co zyskało papie-
stwo. Nieznane nam są te korzyści, których miał pra-
wo spodziewać się Mieszko.

Zagadnienie to, ciemne i nieznane, może być roz-
wiązane jedynie domysłem. Jeżeli Mieszko oddał swe
państwo papiestwu, jeżeli zobowiązał się do płacenia
czynszu, trybutu, papieżowi, to oczywiście w zamian
za to miał nadzieję otrzymać to, czym papiestwo roz-
porządzało, co było od niego zależne. Mogło zatem
chodzić o regularną, kanoniczną organizację kościoła
w Polsce. Polska dojrzała do tego, by posiadać nie
biskupów misyjnych jak dotychczas, lecz zyskać wła-
sne, stałe, kanonicznie urządzone biskupstwa. Sądzić
można, że to był cel, do którego dążył Mieszko.

Stosunki kościelne

247

Ze musiały temu stać na przeszkodzie trudności
bardzo duże, możemy łatwo wyrozumować. Pozy-
tywnie świadczyłby o tym fakt, iż nie Mieszko, ale
dopiero syn jego Bolesław Chrobry w r. 1000 urze-
czywistnił ten plan. Trudności mogły być najrozmait-
.szej natury. Przede wszystkim, zaś należy zwrócić
uwagę, że było to zagadnienie także polityczne, nie
tylko kościelne. Iz tego powodu mogły istnieć pewne

przeszkody.

Sprawa urządzenia stałego, kanonicznego kościoła

w Polsce, nie misyjnych biskupów, lecz regularnych
biskupstw, mogła być rozwiązana w dwa sposoby.
Pierwszym byłby program maksymalny, zatem ten,
który był wysunięty niewątpliwie przez Mieszka, ja-
ko jedynie korzystny dla niego i jego państwa. Zmie-
rzał ten program zatem do stworzenia samodzielnej
prowincji czy samodzielnych prowicji kościelnych,
z arcybiskupstwem czy arcybiskupstwami na czele
i odpowiednią ilością biskupstw. Jeżeli Mieszko był
zmuszony okolicznościami do uznawania zwierzchno-
ści niemieckiej jako trybutariusz, jeżeli forma tej
zależności — jak możemy sądzić — była raczej lek-
ka, łagodna, bo więcej może cesarzowa regentka po~
trzebowała pomocy Mieszka niż Mieszko cesarzowej,
jeżeli interesy w tym okresie Niemiec i Polski były
raczej zgodne, to samodzielność kościelna Polski gwa-
rantowałaby również to, że Niemcy nie mieliby moż-
ności wnikać głębiej w stosunki wewnętrzne polskie.
Ale mogła istnieć także i przeciwna koncepcja, mini-
malny program, a mianowicie urządzenia kościoła
w Polsce w łączności z Niemcami. Pod bokiem Pol-
ski na przestrzeniach między Łabą, Salą a Odrą urzą-
dził Otto I wielką organizację kościelną w postaci

248

Mieszko I

prowincji metropolitalnej magdeburskiej, z sufraga-
niami w Braniborze (Brandenburgu), w Hobolinie
(Hawelbergu), w Zytycach (Zaitz), Merseburgu i Mi-
śni, a prowincja ta została w dużej części rozgromio-
na wielkim powstaniem pogańskich żywiołów w r. 983.
Wiemy, że odbudowa życia kościelnego trwała tu wie-
le lat dziesiątków. Mogło zatem arcybiskupstwo mag-
deburskie wysuwać, jako swój dezyderat, przyłącze-
nie stron leżących za Odrą w Polsce do swej zrujno-
wanej prowincji. Mogło się też ono powoływać na swe
przywileje, gdzie w dokumentach Jana XII z r. 962
jest mowa o prawie arcybiskupstwa do zakładania in-
nych biskupstw w krajach słowiańskich, nawróco-
nych. W kilku dokumentach r. 968 mówi się o zakła-
daniu w miarę potrzeby innych biskupstw “ultra Al-
biam et Salam", za Łabą i Salą, i przyłączeniu ich do
archidiecezji magdeburskiej. Prawda, że nie ma tam
mowy, by miały to być ziemie “za Odrą", bo — jak
wynikałoby z treści dokumentów — prawa te były
właśnie ograniczone linią Odry. Ale ponieważ nie
było to dość wyraźnie powiedziane, zatem mógł się
metropolita magdeburski Gizyler nawet opierać na
brzmieniu posiadanych dokumentów i sądzić, że by-
łoby celowym włączenie Polski, w części czy w cało-
ści, do Magdeburga. Taki minimalny program, ko-
rzystny dla Niemiec, a zwłaszcza dla Magdeburga,
byłby niekorzystny dla Mieszka, bo uczyniłby całą
organizację kościelną w Polsce zależną od metropolity
obcego, magdeburskiego, a zatem politycznie byliby
biskupi w Polsce zmuszeni liczyć się z cesarstwem,
od którego braliby zapewne, jak biskupi prascy i inni
niemieccy, inwestyturę. Mogłyby zatem ścierać się tu

Stosunki kościelne

249

dwa odrębne poglądy, projekty, jeden polski, drugi
magdeburski.

Trzeba tu dodać, że jeżeli Mieszkowi zależeć mu-
siało na przemienieniu dotychczas prowizorycznej,
misyjnej, akcji kościelnej na stałą organizację, to
stworzenie jej w formie samodzielnej miało niezwykle.
-doniosłe znaczenie na przyszłość. Nie tylko unicest-
wiało to możliwość wpływów niemieckich wewnątrz
kraju, czyniąc kościół, biskupów i całą wewnętrzną
strukturę zależną od polskiego monarchy, ale mogło
to być w przyszłości drogą do wyswobodzenia się
spod zależności politycznej. Bo tylko władcy państw
posiadających własną niezależną organizację kościel-
ną z metropolitą na czele mogli myśleć o uzyskaniu
korony królewskiej, o tym symbolu niezawisłości,
który równał ich z innymi koronowanymi panujący-
mi, jak król francuski, angielski, jak władcy skan-
dynawscy, jak w niedługiej przyszłości król węgier-
ski. Nawet władca Niemiec nie był niczym więcej jak
królem, o ile papież nie uwieńczył go diademem ce-
sarskim. Przyłączenie zatem polskiego kościoła do
związku z metropolią niemiecką przekreślałoby na
wieki wszelkie nadzieje na niezależność polityczną..
Tak się stało z Czechami, które chociaż uzyskały ko-
ronę królewską z łaski cesarzy rzymskich, nie wy-
swobodziły się do XIV w. spod zależności od Nie-
miec, bo biskupstwa czeskie podlegały dalekiej Mo-
guncji. :

Takie sąwnioski, które można wysnuć na podsta-
wie tekstu Dagome iudex. Wnioski te są tylko czę-
ściowo wyrozumowane, częściowo jednak opierają się
o pewne wskazówki źródłowe. Jeżeli chodzi o utwo-

350

Mieszka I

rżenie osobnej, niezależnej organizacji kościelnej, to
4ie tylko utwierdza nas w tym wiara w rozum i zmysł
polityczny Mieszka, ale też i fakt, że w dziesięć lat
mniej więcej potem realizuje się ten program w zjeź-
dzie gnieźnieńskim. A rezultaty Gniezna nie zjawiły
.się nagle, nie były, wyskokiem nieprzemyślanym
entuzjasty Ottona III, lecz musiały być w porę pod-
jęte i wymagały czasu dla ich przeprowadzenia. Je-
żeli chodzi o plany, które, jak sądzić można, żywił
•Magdeburg, to znamy je również dobrze, bo po zjeź-
dzie w Gnieźnie jest właśnie Magdeburg zasadniczym
wrogiem tego wszystkiego, co zdziałano w r. 1000.
Wiemy, że po r. 1004, za czasów zapewne arcybiskupa
magdeburskiego Taginona, powstał falsyfikat doku-
mentu, przyznającego Poznań Magdeburgowi, że
Thietmar, kiedy w latach 1012 do 1018 pisał swą kronikę, również tę zawisłość Jordana od Magdeburga "
podkreślał, wiemy też, że w połowie XI w. powoływał
się Magdeburg na swe prawa, które rzekomo zatwier-
dził papież Leon IX, że w latach 1131 i 1133 papież
Innocenty II występował jeszcze przeciw niezależno-
ści kościoła polskiego na żądanie arcybiskupa magde-
burskiego, św. Norberta. Świadczy to o nieprzerwanej
ciągłości roszczeń magdeburskich. Ponieważ spotyka-
my już przy samym zjeździe gnieźnieńskim ślady
opozycji, zatem zapewne sięgała ona głębiej wstecz.
Wiązałaby się ona więc przypuszczalnie jeszcze z ty-
mi planami, których odbiciem jest Dagome iudex.
A jeżeli była opozycja, jeżeli Magdeburg wysuwał
sprawę uzależnienia kościelnego Polski od siebie, to
musiał istnieć i drugi projekt, projekt polski, Miesz-
ka I, a ten w stosunku do tamtego mógł żądać tylko
własnej, całkowitej i niezależnej organizacji kościel-

Stosunki kościelne

251

nej. Byłoby to w zgodzie z tym, co widzimy w naj-
bliższym sąsiedztwie. Węgry również dążą do uzys-
kania własnej organizacji z dwoma katedrami metro-
politalnymi na czele i one ofiarowują swe państwo
jako własność św. Piotrowi i papiestwu. Będą jeszcze-
pewne inne wskazówki świadczące, że już w tych koń-
cowych latach życia Mieszka były postawione pro-
jekty zorganizowania kościoła w Polsce.

Mieszko I, jak wiemy, był trybutariuszem cesar-
stwa. Był nim i syn jego Bolesław Chrobry, jak
świadczy Thietmar, do r. 1000. Trudno przypuszczać,
by akcję swą prowadził trybutariusz Mieszko poza
plecami regentki, cesarzowej Theofanu. Trzeba przy-
jąć, że cesarzowa o zamiarach Mieszka wiedziała i na
nie się godziła. Bo gdyby z jej strony był sprzeciw,
papiestwo nie śmiałoby tu okazać swej samodzielno-
, ści, a tym samym Mieszko nie miałby powodu dla od-
dania swego państwa św. Piotrowi. Jeżeli istnieje taka
darowizna, to trzeba też przyjąć, że musiała ona mieć
..pozytywne skutki i następstwa, to znaczy, że około
;.t"r. 990 było postanowione, że Polska otrzyma własną
,1- organizację kościelną. Zimę roku 989 na 990 spędza
cesarzowa w Rzymie i można przyjąć, że o planach
tych wiedziała regentka i była z nimi w zgodzie, i że
o zgodzie na to był poinformowany papież Jan XV.
W r. 990 podczas jej pobytu w Magdeburgu prosi
Mieszko regentkę o pomoc przeciw Bolesławowi cze-
skiemu. Pomoc tę uzyskuje, a na czele wysłanych od-
działów staje Gizyler, arcybiskup magdeburski. Nie
był Gizyler w łaskach u cesarzowej, jak i następnie
u Ottona III. Przeszedł on niekanonicznie, acz za zgo-
dą Ottona II, z biskupstwa merseburskiego na arcy-
biskupstwo magdeburskie, przy czym uśmiercił bi-

252

Mieszka I

skupstwo merseburskie, znosząc je i włączając do
archidiecezji. Tę krzywdę wyrządzoną św. Wawrzyń-
cowi, patronowi katedry merseburskiej, odczuła bar-
dzo boleśnie Theofanu. Miewała nawet sny, w których
widywała zagniewanego na Ottona II patrona Merse-
burga. Toteż stanowisko Gizylera jest zachwiane, jak-
kolwiek swą zręcznością i rozmaitymi prawnymi
kruczkami i wybiegami potrafił się, mimo wytoczenia
mu kanonicznego procesu, utrzymać na metropolii
magdeburskiej aż do śmierci. Otóż znane jest nam
nielojalne zarówno wobec cesarzowej, jak przede
wszystkim wobec Mieszka stanowisko arcybiskupa
w wojnie czesko-polskiej w r. 990. Narzuca się tu
zatem domysł, czy nielojalność ta nie była dyktowana
może stosunkiem Gizylera do zamiarów kościelnych
Mieszka? Może liczył na to, że Mieszko, rozgromiony
przez Czechów i Lutyków, stanie się mniej cennym
sprzymierzeńcem i przyjacielem cesarzowej i że bę-
dzie można łatwiej w takich warunkach utrącić pol-
skie projekty, a własne plany wprowadzić w życie.
W r. 991 umiera niespodziewanie młoda jeszcze ce-
sarzowa Theofanu. Regencja przechodzi na babkę Ot-
tona III, wiekową już cesarzową Adelaidę, której
prawą ręką jest arcybiskup moguncki Willigis. Je-
żeli Theofanu miała swe zobowiązania wobec Miesz-
ka, to Adelaida takich zobowiązań nie miała, zaś do
Willigisa było zapewne też łatwiej trafić arcybisku-
powi Gizylerowi. Następnie było wiadomo, że regen-
cja długo już nie potrwa. Otto III podrastał, za parę
lat miał już zostać ogłoszony pełnoletnim. Był to więc
okres, kiedy zapewne wiele bardziej zasadniczych
spraw odkładano do czasów pełnoletności króla, nie
chcąc ich przesądzać samemu. Może więc i tę sprawę

Stosunki kościelne

253

polską wstrzymano, by uzyskać w przyszłości taką
czy inną decyzję młodego króla. W roku następnym
zabrakło i Mieszka, a jego następca, Bolesław Chrobry, miał zużyć trzy lata na spory o dziedzictwo
z macochą i braćmi przyrodnimi. A to mogło być

, nowym dalszym powodem dla odkładania ostatecz-
nej decyzji.

Ale jeszcze około r. 990—991 liczono się zapewne,
że plany polskie zostaną lada dzień zrealizowane. Tak
moglibyśmy sobie tłumaczyć zrzeczenie się przez Un-
gera opactwa w Memleben, a zatrzymanie tylko ty-
tułu biskupa misyjnego. Liczyłby on na katedrę
w Polsce, może na arcybiskupstwo w Gnieźnie. Jego
późniejsza opozycja w r. 1000 tym by się tłumaczyła,
że konkurentem do pastorału arcybiskupiego stały
się złożone w Gnieźnie zwłoki św. Wojciecha i osoba
brata, świętego, Gaudentego-Radyma, którego za-
równo Chrobry, jak cesarz wysunęli jako kandydata
na arcybiskupstwo. Do tego doszło jeszcze to, że posta-
nowiono ziemię Polan podzielić na dwie części. Gnie-
zno, dotychczasowa siedziba Ungera, miała zostać ar-
cybiskupstwem, Ungerowi zaś wyznaczono Poznań.
Sądzić można więc, że zawiedzione ambicje Ungera
odegrały dużą rolę w jego stanowisku opozycyjnym.
A mogły być inne warunki dziesięć lat przedtem. Są-
dzić można, że następca pierwszego w Polsce biskupa,
Jordana, mógł śmiało kandydować około r. 990 na
przodujące stanowisko w zamierzonej organizacji ko-
ścielnej. Ze skromny mnich, towarzysz świętego mę-
czennika, uczestnik w misji do pogańskich Prusaków,
wyrośnie nagle — jako symbol — na kandydata do
arcybiskupstwa, to był przypadek, ale przypadek bo-
lesny dla zasłużonego zapewne Ungera, od lat osiem-

254

-Mżeszfco I

aastu. prawie działającego jako biskup misyjny
w Polsce.

Słabo się orientujemy dotąd w tym, co było kościelnie zrobione w Gnieźnie w r. 1000. Z tego, co można wnioskować o terytorialnym układzie prowin-
cji kościelnej gnieźnieńskiej, wynika, że miano już
wtenczas na oku założenie niedługo potem jeszcze
drugiej prowincji kościelnej z drugim arcybiskup-
stwem na czele. Takie plany były przygotowane przed
r. 1000, mogły zatem istnieć i za Mieszka. Nie można
by się dziwić, gdyby władca dużego i potężnego pań-
stwa organizując kościół u siebie uważał, że jedno ar-
cybLskupstwo z czterema biskupstwami nie jest wy-
starczające dla tak znacznego obszaru. Zapewne mu-
siały być równocześnie zrobione i projekty uposa-
żenia tych biskupstw, czego wymagało papiestwo, by
nowe fundacje miały swe oparcie materialne, by nie
były zależne od łaski monarszej. Ale pod tym wzglę-
dem nie mamy żadnych wskazówek. Zaledwie
w XII w., w bardzo różnych od schyłku X w. warun-
kach, zaczynają płynąć pewne wiadomości.

Z projektami biskupstw i ich uposażeń łączyła się.
też sprawa ich granic. I ta sprawa, na pozór trudna,
zostać musiała rozwiązana przy rokowaniach ze Sto-
licą Apostolską.

Podniesiono przy omawianiu zagadnienia Dagome
iudex, że może myślał już Mieszko o koronie królew-
skiej. Może i marzył, wątpić jednak wypada, by tak
realny polityk, jakim był Mieszko, starał się marze-
nia takie urzeczywistnić. Na to byłoby za wcześnie,
Theofanu nie mogłaby takiej myśli popierać, a z wy-
sunięciem sprawy korony można by. było obawiać się
o losy projektów kościelnych. Wiemy, że realnie zja-

Sfosułiki kościelne

255

wiła się taka idea za Ottona III i Bolesława Chrobre-
go, w tak różnych warunkach w porównaniu z czasa-
mi Mieszka i Theofanu. A wiemy również, że i wtedy
nie udało się myśli tej zrealizować, tak że dopiero
przed samą śmiercią Chrobrego osiągnięto koronę. Ko-
ronę krótkotrwałą. Nie było, jak to podkreślił jeden
z najznakomitszych polskich historyków, narodu, któ-
ry by, z większymi trudnościami walcząc, zdobył so-
bie ten symbol niezależności politycznej dopiero po,
trzech wiekach, koronacją Władysława Łokietka

w r. 1320.

Oddanie się Mieszka i jego państwa papiestwu jest
jednym z najważniejszych kroków, jakie ten historycznie pierwszy władca Polski dokonał. Nie można.
•wątpić, że był z nim w zgodzie, współpracował w tym -
dziele jego syn Chrobry, chociaż o nim nie wspomina
zabytek Dagome iudex. Ale właśnie Chrobry z tego
kroku ojca wyciągnie dla siebie największe korzyści,
Właśnie on zaznaczy w niedalekiej przyszłości, że zo-
bowiązania ojca są i jego zobowiązaniami. Był Chro-
bry synem Mieszka, ale był też jego uczniem, a nie-
można wątpić, że i jego współpracownikiem. Mogła -
mu bruździć macocha Oda, liczne jej potomstwo nie
mogło budzić jego zachwytu, ale na kim miał się opie-
rać Mieszko, jak nie na synu najstarszym, dorosłym
i pełnoletnim, a zapewne już wcześnie zapowiadają-
cym się dobrze na przyszłość, przerasta jacy na o gło-
. we wszystkich, wyrastającym ponad miarę wieków..
Brak wzmianki o Chrobrym będzie zawsze zastana-
wiającym, budzącym wątpliwości. Jakkolwiek będzie-
my sobie ten brak tłumaczyć, zawsze stwierdzimy, że
jest Bolesław wiernym kontynuatorem polityki ojcow-
skiej, którą podniósł swoim geniuszem, czarem i uro-

256

Mieszka I

kiem swojej osoby, szerokością poglądów, jasnością
projektów i zdolnością wyzyskiwania dla nich właści-
wej chwili, sposobnego momentu.

Ten zatem zabytek, zwany Dagome iudex, jest
kartą prehistorii zjazdu gnieźnieńskiego z r. 1000.

Sądzić można, że lat trzydzieści wytrwałej i" syste-
matycznie prowadzonej pracy chrystianizacyjnej, pod
opieką władcy tak życzliwego i oddanego dla nowej
wiary, zasiliło znacznie istniejący już w Polsce ele-
ment chrześcijański. W każdym razie syn Mieszka,
Bolesław Chrobry, skierowuje już przedsięwzięcia
misyjne na zewnątrz. Widocznie wewnętrznie wystar-
cza zgromadzony zastęp duchownych przeznaczony
dla prowadzenia pracy ewangelizacyjnej w obrębie
kraju. Skąd brał dla tej tak trudnej, ciężkiej i odpo-
wiedzialnej pracy w misji wewnętrznej ludzi zarówno
Mieszko, jak Bolesław Chrobry, możemy mieć wska-
zówki tylko cząsteczkowe i pośrednie, małomówne,
którymi wobec braku źródeł musimy się zadowolić.

Bo jeżeli chodzi o wpływy kościelne, z zewnątrz
płynące, to dla X w. znamy dziś następujące fakty,
świadczące o krzyżowaniu się na ziemiach polskich
następujących, częściowo rozbieżnych czynników.
Jednym jest sprawa kultu św. Lamberta, wskazują-
cego na wpływy leodyjskie, inaczej mówiąc koloń-
sko-leodyjskie, z okolic dolnego Renu, Mozy i Skal-
dy. Wczesność tego kultu pozwala sądzić, że wpływy
te przybyły do Polski współcześnie z biskupem Jor-
danem i pod jego opieką rozwinęły się na dworze
i w dynastii. Z tych stron za Renem musiał zapewne
czerpać materiał ludzki Jordan, by tworzyć w Polsce

Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w awersze popiersie
z koroną na głowie i mieczem w ręce. (Powiek, l: 5).

Stosunki kościelne 257

kadry potrzebnego mu duchowieństwa. Że byli to
przeważnie mnisi, benedyktyni, nie może ulegać wąt-
pliwości. Nisko stojące, obarczone rodziną duchowień-
stwo świeckie nie nadawało się do takiej pracy.

Drugą wskazówką jest znany, lubo dotychczas
traktowany raczej ze strony anegdotycznej, cud
św. Udairyka. W opisie tego cudu powiedziano, że
“dux Wandalorum" Mieszko, raniony zatrutą strzałą,
zrobił, w obawie utraty życia, ślub św. Udairykowi
przez ofiarowanie mu votum ze srebrnej ręki. Miesz-
ko następnie za łaską św. Udairyka cudownie wy-
zdrowiał. Otóż w tym interesującym opowiadaniu jest
rzeczą najistotniejszą stwierdzenie istnienia na dwo-
rze książęcym tak wczesnego śladu kultu św. Udai-
ryka. W lat kilkanaście zaledwie po przyjęciu chrze-
ścijaństwa zwraca się pełen ufności Mieszko do chrze-
ścijańskiego cudotwórcy, i to do takiego, który dopie-
ro od bardzo niedawna był przedmiotem modłów
i czci wiernych, a który dopiero po śmierci Mieszka I,
miał być ogłoszony świętym. Otóż jest rzeczą szcze-
gólnie ciekawą, skąd Mieszko I mógł coś wiedzieć
o Udairyku i kto mógł zagrożonemu księciu podsu-
nąć myśl oddania się pod opiekę tego świątobliwego,
niedawno zmarłego biskupa. Trudno bowiem przy-
puścić, by Mieszko sam znał Udairyka, by sam żywił
dla niego cześć i nabożeństwo, by sam wpadł na myśl
odwołania się do jego opieki. Musieli jednak znajdo-
wać się wówczas w najbliższym otoczeniu księcia lu-
dzie, którzy mieli dla Udairyka kult i nabożeństwo
i żywili przekonanie, że ten pobożny biskup może
działać cuda. Oni zatem przedstawiali opinię szwab-
sko-bawarską na dworze Mieszka o Udairyku i oni
przynieśli ze sobą zawiązki kultu dla tego świętego.

17 Polska X — XI wieku

258

Mieszka. I

Musieli się więc znajdować na dworze Mieszka I du-
chowni z dalekich południowo-zachodnich Niemiec, ze
Szwabii czy Bawarii, zapewne więc tacy, który przy-
byli do Polski za pośrednictwem czeskim, może za
pośrednictwem dworu czeskiego i Dobrawy. Że tu
działały jakieś wpływy czeskie, dowodziłoby szcze-
gólne nabożeństwo, jakie miała dynastia czeska do
św. Udairyka, bo czeski książę Udałryk nosił swe
imię dla pamięci tego biskupa. To pozwoliłoby nam
może na określenie ram chronologicznych tego zda-
rzenia, musiało to mieć miejsce już po śmierci Udai-
ryka, zatem po roku 973, a zapewne niewiele później
jak po śmierci Dobrawy. Po jej śmierci obecność du-
chownych związanych z nią i z wpływami czeskimi
staje się z każdym rokiem w miarę postępu czasu
i rosnącego naprężenia polsko-czeskiego mniej praw-
dopodobna. Należy też wziąć pod uwagę, że z chwilą
ustanowienia biskupstwa praskiego, 973—975, rosnąć
muszą w samych Czechach wpływy mogunckie, gdy
zaczynają zmniejszać się wpływy kościelne południo-
wo-niemieckie. Tak zatem ten objaw kultu św. Udai-
ryka jest zjawiskiem bardzo wczesnym, wskazującym
nam na jakieś bliższe w początkach samych stosunki
kościelne między Polską a Szwabią lub Bawarią. Te
bawarskie strony Niemiec, np. Ratyzbona, wywierają
•i później pewien wpływ na Polskę, przede, wszystkim
w tych okresach, kiedy bywały bliższe stosunki
z Czechami, np. za czasów Władysława Hermana. Za
to trudno by było mówić o jakimś bezpośrednim, sil-
niejszym i aktywniejszym wpływie czeskim. Na pod-
stawie Anonima-Galla piszącego, że Dobrawa przy-
była do Polski w r. 965 z “wielkim aparatem" świec-
ko-kościelno-religijnym, twierdzi się, że Czechy ode-

Stosunki kościelne

259

grały tu poważniejszą rolę, przy czym dodaje się
wpływ czeszczyzny na język kościelny polski. Te
ostatnie wpływy mogą być jedynie późniejsze, i to
może znacznie. Kult św. Jerzego, rozpowszechniony
w Czechach X w., jest tak ogólny w Europie ówcze-
snej, zarówno zachodniej, łacińskiej, jak i wschodniej,
bizantyńskiej, że trudno by było sądzić, że kościółki
św. Jerzego, wcześnie już w Polsce się zjawiające, są
odbiciem, kultu, który do nas miał z Czech zawędro-
wać. Sądzić też wypada, że Czechy ówczesne, połowy
X w., nie posiadające jeszcze własnych biskupów,
kościelnie i religijnie, jak można przypuszczać na
podstawie żywotów św. Wojciecha, bardzo zaniedba-
ne, nie mogły odgrywać w tym procesie większej
. i poważniejszej roli. Tylko pośrednio, drogą przez
Czechy, mogły docierać do Polski pewne wpływy
z Zachodu. Czynnika zatem czeskiego nie należy
przeceniać. Mógł być i istnieć w pewnej mierze, ale
był to wpływ raczej bardzo skromny.
Za to niewątpliwie donioślejszy okazuje się wpływ
kościelny z wybitnym, jak się zdaje, obliczem politycznym, który zaznacza się po r. 982, kiedy następcą
Jordana został Unger, opat klasztoru w Memleben,
a obok niego zjawił się zapewne i Reinbern. Byłaby
to zatem ekspozytura interesów saskich. Dawniej, na
, podstawie pochodzenia zawiązków naszych roczni-
ków, doszukiwano się stosunków ówczesnej Polski
z wielkimi klasztorami saskimi, Nową Korbeją i Ful-
dą. Dziś, skoro, przesunięto przybycie tych roczników
. do XI w. i do innych ośrodków, stracił ten argument
swą moc dowodową. Ale być może, że ślady jakichś
-stosunków ź Korbeją kryją się w nazwie miejscowo-
,sci wielkopolskiej, Krobii, z bardzo starożytnym ko-

260

Mieszko I

ściołem. Mogła tam istnieć jakaś zaginiona osada be-
nedyktyńska, oczywiście X lub początków XI w.
Wreszcie od samego już końca X w., zatem już w cza-
sach Bolesława Chrobrego, należą stosunki z kołami
eremickimi św. Romualda z Rawenny i te, które za-
pewne już po śmierci św. Wojciecha przez Gauden-
tego-Radyma i Astryka-Anastazego wiążą Polskę
z opactwem św. Bonifacego i Aleksego na Awentynie
w Rzymie i św. Benigna w Dijon, :

Są to zatem liczniejsze, lubo oczywiście nie wszy-
stkie, ale rozmaite wpływy, które krzyżują się do
końca X w. na ziemiach Polski. Z nich niewątpliwie
najsilniejszy, najbardziej trwały okazał się ten, któ-
ry — z Leodium pochodząc — zaszczepił w dynastii
kult św. Lamberta.

Były oczywiście i stosunki z Rzymem, z papie-
stwem, o których już była mowa. Ale niełatwo by-
łoby przypuszczać, by ślady tych stosunków, tyczące
się spraw prawno-organizacyjnych albo politycz-
nych, mogły wywierać większy i głębszy wpływ na
pracę wewnętrzną, kościelną w Polsce, na pracę tego
rodzaju, o jaką mamy prawo posądzać np. ośrodek
leodyjski. Rzym ówczesny, z papiestwem i ducho-
wieństwem mało wyrobionym i słabo wykształconym,
zbyt był pogrążony w walkach wewnętrznych, w la-
wirowaniu między prepotencją cesarsko-niemiecką
a zachłannością i politycznymi walkami wielkich ro-
dów Rzymu i Kampanii o tiarę papieską, by ośrodek
rzymski mógł czynnie przyczynić się do akcji chry-
stianizacyjnej w Polsce. Dopiero po śmierci Mieszka
nastąpi, jak to już wspomniano, nawiązanie bliższych
stosunków z Rawenną i Awentynem. Tą drogą może

Stosunki kościelne

261

dojdzie i do stosunków prawie niedostrzegalnych
z metropolią włoskich klasztorów benedyktyńskich,
z opactwem na Monte Cassino. Z tych później tylko
uwidoczniających się związków warto przypomnieć,
że podczas wędrówki w r. 996 św. Wojciecha po Fran-
cji, po klasztorach benedyktyńsko-kluniackich, może
nawiązały się pewne stosunki z tą grupą zakonną.
Przez Astryka-Anastazego, opata w Brzewnowie
w Czechach, a następnie u P. Marii na łęczyckim gro-
dzie, może zrodziły się pewne stosunki z opactwem
św. Benigna w Dijon i z opatem św. Wilhelmem
z Yolpiano. Zadziwia w każdym razie brak wszelkich
bezpośrednich wiadomości o stosunkach Polski z Ciu-
ny, które chyba musiały istnieć, skoro znakomity opat
Ciuny, Odiio, utrzymuje stosunki ze Stefanem wę-
gierskim. Jedynie zatem pośrednio można się ważyć
na twierdzenie, że takie stosunki musiały mieć miej-
sce.

Część wymienionych stosunków kościelnych po-
chodzi jednak z tego okresu, kiedy rzucano już pod-
waliny pod regularną, kanoniczną budowę kościoła
w Polsce. Na ogół widać, że Polska sięga raczej do
źródeł myśli kościelnej, leżących dalej na zachodzie,
niezależnych od bliższych a politycznie podejrzanych
ośrodków saskich, prowincji kościelnej magdeburskiej.
Szwabia ze św. Udairykiem była daleka od Polski,
nie miała wobec Polski bezpośrednich interesów, tak
jak Leodium, którego polityczne nastawienie było zu-
pełnie obce dążeniom niemieckim, saskim, w krajach
między Łabą i Odrą, nie mówiąc już o przestrzeniach
za Odrą leżących. Tam nie sięgały aspiracje ludzi sie-
dzących w okręgach ujść Renu i Mozy. Stąd dziwić

262

Mieszka I

się nie można, że w tym leodyjskim ośrodku szukali
Mieszko I i jego następcy elementu ludzkiego dla za-
silenia nim swej organizacji kościelnej. Tylko wyjąt-
kowo sięgał, czy był zmuszony sięgnąć, Mieszko I
w strony bliższe, do prowincji kościelnej magdebur-
skiej. Ale i Memleben należało kościelnie nie do Mag-
deburga, a do biskupstwa halberstadzkiego, podleg-
łego Moguncji. Jednak już Bolesław Chrobry po
smutnym doświadczeniu z Ungerem zerwał z tą prze-
lotną, na chwilowej widocznie koniunkturze opartą
praktyką.

Z tego małomównego materiału, którym rozporzą-
dzamy, możemy jedynie wywnioskować, że ruch
i stosunki w zakresie związków kościelnych polskich
były wcale duże, większe niewątpliwie niż to, co
o tych sprawach przekazały nam źródła. Widać, że
zarówno Mieszko, jak Bolesław Chrobry szukają sto-
sunków i związków kościelnych nie tylko w stronach
najbardziej obojętnych dla mało życzliwej słowiań-
skości polityki sasko-cesarskiej, ale zarazem tam,
gdzie biło najwyższe i najbardziej czyste źródło
ówczesnej myśli kościelnej. I to jest może najcie-
kawsze, jak ten świeżej daty chrześcijanin orientuje
się łatwo w tych zawiłych sprawach, które miały swe
oblicze polityczne mniej zapewne jasne, jawne i do-
strzegalne obok oblicza religijnego, kościelnego.

Ze okres od urzędowego uznania chrześcijaństwa
w Polsce, zatem od r. 966, zaznaczał się każdego ro-
ku budową kilku czy z biegiem czasu może i kilku-
nastu kościołów i kaplic, potrzebnych dla kultu, nie
może ulegać wątpliwości. Nie można też wątpić, że
za rządów Mieszka ilość kościołów wzrosła znacznie,

Stosunki kościelne

263

że wszystkie większe i poważniejsze ośrodki, znako-
mitsze grody, miejscowości częściej przez księcia
i dwór nawiedzane, otrzymały świątynie, kościoły czy
kaplice. Nie trzeba sobie wyobrażać, by przy tego
rodzaju kościółkach czy kaplicach istnieli stale prze-
bywający duchowni. Nabożeństwa i nauki dla wier-
nych miały miejsce od czasu do czasu, a długi okres
miał jeszcze minąć, zanim miały i mogły się wy-
tworzyć parafie, a nawet jaka taka obsługa poszcze-
gólnych kościółków w osobie duchownego Polaka. Na
to było w X w. jeszcze za wcześnie. Ale w miarę na-
pływu obcych duchownych, w miarę jak pod ich kie-
runkiem kształcili się także i księża narodowości pol-
skiej, mogący łatwiej przemawiać do ludu, katechi-
zacja postępowała. Kościół zyskiwał na liczbie “na-
wróconych", “ochrzczonych", może nie zawsze za-
mienionych na prawdziwych chrześcijan, ale powoli
z biegiem czasu, a zapewne i pokoleń, wsiąkających
coraz to silniej w ustrój chrześcijański.

Kościółki ówczesne bywały zapewne przeważnie
drewniane, ich budowa nie była trudna ani kosz-
towna. Rzadko tylko stosowano kamień, trudny do ob-
robienia, a w niektórych stronach kraju trudny do
otrzymania. Toteż mało mamy wiadomości o kościo-
łach w tych czasach. Wiemy, że w Krakowie były

-kościoły na Wzgórzu Wawelskim dawniejsze niż cza-
sy Mieszka, budowane z kamienia, bardzo ciekawe
swą architekturą, zawleczoną jak się zdaje z Przed-
niej Azji. Są na jeziorze Lednicy, opodal Gniezna,
ruiny kościoła, który tam został wybudowany za cza-"
sów Mieszka. Wiemy, że w czasach Dobrawy i Miesz-

ka wybudowano kościół, bazylikę, w Gnieźnie, w kto-

264

Mieszka I

rej następnie złożył Bolesław Chrobry zwłoki św.
Wojciecha. Podobno i kościółki pod wezwaniem
św. Jerzego w Gnieźnie i w Krakowie pochodziły
z tych czasów, jak kościół, następnie katedralny, pod
wezwaniem św. Piotra i Pawła na Ostrowiu Warty
w Poznaniu, gdzie znalazł przytułek grobowy naprzód
Mieszko, a po nim syn jego Chrobry.

X. SKUTKI SPOŁECZNE, POLITYCZNE
I KULTURALNE
PRZYJĘCIA CHRZEŚCIJAŃSTWA.

Zęby przedstawić dość wyraziście rozmiar zmian,
jakie przyniosło Polsce panowanie Mieszka I, a zwła-
szcza jego rewolucyjny krok przez przyjęcie chrze-
ścijaństwa, nie można ograniczyć się do samego wie-
ku X, do czasów życia tego księcia. Musimy zapuścić
się też nieco w wiek XI, w czasy przed wielką reakcją
pogańską za rządów Kazimierza Odnowiciela. Cały
łańcuch przemian, które się uwidocznią, sięga do cza-
sów Mieszka jako początku tego przełomu dziejowego,
który był jego dziełem, który on stworzył.

Przyjęcie przez Polskę chrześcijaństwa, i to chrze-
ścijaństwa zachodniego, rzymskiego, miało swe skutki,
i to skutki trwałe. Nie było u nas wahania w wy-
borze między obrządkiem wschodnim i zachodnim.
Od razu wysunęło się wyznanie łacińskie jako jedyne
dla nas rozwiązanie. Ponieważ sąsiadująca z nami
Ruś, niedługo po nas, wzięła swe chrześcijaństwo
z wysoko stojącego Bizancjum, z ośrodka przewyższa-
jącego pod każdym względem życia umysłowego

266

Mieszka I

i kulturalnego bardzo znacznie ówczesny Rzym, zy-
skała tym samym na razie wielką nad nami prze-
wagę, jeżeli chodzi o kulturę, o czynniki cywiliza-
cyjne. Trudno było przewidzieć, że ta świetność kul-
tury grecko-bizantyńskiej nosiła już wtenczas zarodki
swego upadku, co odbić się miało w niedalekiej przy-
szłości na Rusi.

Polska była ostatnią wielką zdobyczą kościoła
zachodniego. Po niej przyszły jeszcze Węgry, podległe
zresztą w swych początkach także pewnym wpływom
Bizancjum, pewnemu wahaniu się między Wschodem
a Zachodem. Dopiero w dalszej przyszłości miały
ulec chrystianizacji z Zachodu ludy niesłowiańskiego
pochodzenia, nadmorskie, bałtyckie, od Prus po
Finlandię.

Niezwykle szybko wchodzi chrześcijańska Polska,
dotąd Zachodowi jakby nie znana, obca źródłom
sprzed połowy X w., w związki i stosunki z całym
światem. Od chwili jej pierwszego pojawienia się
w źródłach zaczynają się mnożyć o niej wiadomości.
Do końca X w. jest. już ich tak spora liczba, że
przedstawienie całości okresu rządów Mieszka I jest
bogatsze w wiadomości źródłowe niż o wiek od niego
późniejszego Bolesława Śmiałego. I tu podkreślić
należy, że w tej najstarszej dobie swego historycznego
bytu jest Polska nie tylko przedmiotem, ale i podmio-
tem historycznego i historyczno-prawnego życia, zja-
wia się od razu jako wybitny i poważny czynik po-
lityczny europejskiego świata. Liczba zdarzeń, które
od r. 965 notują źródła o Polsce, jest w porównaniu
z okresem stu lat poprzednich bardzo znaczna. Wi-
docznie zainteresowanie tym nowym, świeżym skład-
nikiem świata chrześcijańskiego rośnie z każdym

Skutki chrześcijaństwa

267

dziesięcioleciem. Wykazuje to,, ze czynnik ten wywie-
ra pewien wpływ na" bieg wypadków, że Polska nie
jest biernym, lecz czynnym elementem w układzie

ludów europejskich.

Nikomu dotąd nie znana Polska, z nie znaną

nikomu dynastią wchodzą szybko w środowisko więk-
szych czy mniejszych kół ówczesnego życia. Zawią-
zują się stosunki rodzinne z Przemyślidami, z Arpa-
dami, z Wettynami, z wielu drobniejszymi dynastia- -
mi niemieckimi, jak Ekkehardyni i panowie jaą Hal-
densleben, z królewskimi rodami Szwecji i Danii,
a z biegiem czasu w XI w. rozszerzają się te związki
na ruskich Rurykowiców, na potężnych palatynów
Dolnej Lotaryngii, na panów na Schweinfurcie, wre-
szcie na cesarską dynastię salijską. Tą drogą przez
. pokrewieństwa czy powinowactwa wchodzi dynastia

piastowska w stosunki z różnymi dworami i doma-
. mi — stosunki te sięgają od Kijowa po Francję i Nor-
mandię, a od fiordów Norwegii po Bizancjum. Imię
Polski i jej władców znane jest daleko na wschodzie
i zachodzie, od stepów koczowniczych Pieczyngów
po anglosasko-duńską Anglię, po brzegi Islandii. Je-
żeli Mieszko I w okresie swych pierwszych wystać
pień na “wielkim świecie" nie śmiał wejść do domu
mizernego markgrafa Hodona “crusinatus" (w kołnie-
rzu futrzanym) ani siedzieć, gdy ten się podniósł, to
już syn jego Bolesław i jego następcy mogli się uwa-
żać za równych wobec dynastów innych krajów.

Takie były pierwsze, zewnętrzne, rzucające: się
w oczy skutki przystąpienia Polski do grupy państw
europejskich łacińsko-rzymskiej kultury.

Z dziwną łatwością obraca się w tych tak nowych,
pozornie przynajmniej, warunkach Mieszko. Zarówno

268

Mieszka I

jego stosunki do Czech, jak do Niemiec, dwukrotna
wmieszanie się w najistotniejsze wewnętrzne sprawy
cesarstwa, jego stosunki do Rzymu i papiestwa, wska-
zują na szerokie poglądy i na zmysł i dar orientacji.
Mieszko, czy to sam uczy się łatwo, czy może już
dziedziczy pewne doświadczenie polityczne w spadku
po poprzednikach, jako swą rację stanu, w każdym
razie przedstawia się jako wyrobiony i wytrawny
polityk, a zdolności swe przekazuje swemu genialne-
mu synowi. I sto lat następnych możemy śledzić tę
samą, konsekwentnie prowadzoną politykę monarchów
polskich, w miarę postępu czasu i rozwoju stosunków
coraz to subtelniejszą, coraz to bardziej dostosowaną
do warunków otaczających Polskę, do stosunków na-
rzucanych przez.świat, w którym jest Polska jednym
z czynników.

Postanowienie schrystianizowania całego społeczeń-
stwa polskiego w obrębie ówczesnego państwa Mie-
szkowego miało jako swój skutek, zapewne w swych
początkach nieprzewidziany albo mało zrozumiały, że
tą drogą, powoli acz systematycznie, cementowano to
społeczeństwo, wytwarzano poważny czynnik współ-
życia plemion i szczepów związanych dotąd ze sobą
jeno brutalną siłą. Chrześcijaństwo łączy ze sobą
wspólnością naprzód tych wszystkich, którzy to chrze-
ścijaństwo przyjęli, wszystkich, którzy mogli się czuć.
.zagrożeni reakcją pogańską, dalej w miarę wzrostu
sił chrześcijaństwa rodzi się dążenie do przeciągnię-
cia na swoją stronę reszty społeczeństwa, czy to ze •
względów religijnych, czy też dla naturalnej dąż-
ności wyrównania różnic, częstokroć groźnych i nie-
bezpiecznych. Tą drogą zwalcza się, bez bezpośredniej
świadomości, i partykularyzmy tkwiące w tym krwią

Skutki chrześcijaństwa

269

i siłą zbudowanym państwie, kiedy sprawa wspólnej
wiary, obowiązującej wszystkich, stała się zasadą
ogólną. Co prawda urządzenia administracyjne i na
ich tle organizacje kościelne nie mogą się wyswobo-
dzić od więzów narzuconych przez przeszłość, od wię-
zów dawnego szczepowego czy plemiennego ustroju,
a z tym od poczucia partykularyzmów szczepowych
czy plemiennych. Ale wszystko to zaczyna się stapiać
zarówno wytwarzającymi się nowymi warunkami współ-
życia, jak tymi więzami, które coraz to silniej każą
się rachować z istniejącą potrzebą łączenia się między
sobą elementu chrześcijańskiego, czy to dla likwi-
dacji jeszcze istniejącego pogaństwa, czy to wobec
okolicznych pogan, Pomorzan, Prusów czy Jaćwin-
gów, czy też później chrześcijan, ale innego obozu,
takich, jakich znajdowano na sąsiedniej Rusi.

Z biegiem czasu staje się chrześcijaństwo przez
swą regularną organizację kościelną jeszcze silniej-
szym czynnikiem łączącym. Utworzenie arcybiskupstw
-i biskupstw stwarza obok zwykle mało sprawnego,
a często i mało pewnego aparatu administracyjnego
państwowego swój własny aparat administracyjno-
. kościelny, niezależny od czynników lokalnych, za to
bardzo silnie związany z władzą centralną, z monar-
chą. Monarcha może dla swoich celów osobistych,
nieraz bardzo świeckich, mało mających do czynienia
z tym, co powinno być zadaniem kościoła, wyzyskiwać
czynniki kościelne. Poczucie, że te czynniki kościelne
zawdzięczają wszystko monarsze i państwu, tworzą
z kościoła i jego przedstawicieli zaufanych ludzi mo-
narchy, którzy pilnują zarówno interesów kościelnych,
jak monarszych. Biskupi i kler, przeważnie obcy na-
rodowo, zakony, klasztory czy osady klasztorne, tak

270

Mieszka I

niezbędne w tych czasach i w tym ustroju dla uzu-
pełnienia organizacji kościelnej, są nie tylko wykład-
nikami zadań kościelnych, ale i monarszych, stają
się ważnymi składnikami życia państwowego. Biskup
czy opat, cudzoziemiec, był zawsze pewniejszy od
miejscowego świeckiego dygnitarza, podlegającego czy
to nastrojom i uczuciom partykularyzmów dzielni-
cowych, czy też lokalnym interesom.

W ten sposób chrystianizacja i organizowanie
życia religijnego spajały nie tylko kraj i całe jego
społeczeństwo ze światem zewnętrznym, chrześcijań-
skim, ale i wewnętrznie wytwarzały więź niewidzial-
ną, mało dostrzegalną, a z biegiem czasu, dziesięcio-
leci, coraz to silniejszą, dla stworzenia pewnej jed-
nolitości, poczucia pewnej łączności, która z luźno
spojonych ze sobą plemion i szczepów miała wytwo-
rzyć naród i państwo narodowe. Nie można oczywiście
twierdzić, by poczucie jedności narodowej nie mogło
się wyrobić i bez tego czynnika, wolno jednak sądzić,
że czynnik chrześcijaństwa i organizacji kościelnej
wpływał dodatnio,. przyspieszająco na te sprawy.

Jeżeli chrystianizm w tym wypadku działał wią-
żąco, to niewątpliwie dzielące, niszcząco odbijał się
na instytucji prawa rodowego. Organizacja rodowa
chyliła się już do upadku jako przeżytek minionych
czasów, nie dostosowany do nowych wymagań życia.
Ale chrystianizm mógł poczynić tu znaczne szczerby,
jeżeli np. ród dotąd żyjący jako wyodrębniona jed-
nostka prawna i gospodarcza opowiedział się przy
chrześcijaństwie, a część pragnęła pozostać przy wie-
rze ojców. Następowało z konieczności głęboko wni-
kające w strukturę rodu rozdarcie. Co więcej, chrze-
ścijaństwo z pojęciem rodziny chrześcijańskiej prze-

Skutki chrześcijaństwa

271",

ciwstawiało się samo przez się pojęciu rodu. Taka
rodzina ma tendencje wyswobodzenia się od więzów ;

rodowych, dąży tym samym do zindywidualizowania
się także materialnie, gospodarczo, tak iż chrześcijań-
stwo z jego ustrojem niszczyło z wolna, ale systema-
tycznie ustrój rodowy na korzyść zindywidualizowa-
nej prawnie i gospodarczo rodziny.

Jeżeli chrześcijaństwo przyczyniło się skutecznie
do nawiązywania stosunków z łacińskim Zachodem
czy nawet z grecko-słowiańskim Wschodem, to z po-
. ganskimi stronami, sąsiednimi Polsce, wytwarzało ono
uczucie tym silniejszych nastrojów wrogości. Wieki
Walk o tak bliskie pochodzeniem, językiem i obycza-
jem, urządzeniami Pomorze, walki z Prusami i Jac-
wingami świadczą o tym, jak trudne było porożu-
, mienie między chrześcijańską Polską a jej pogańskimi
sąsiadami. Akcje misyjne ze strony polskiej na Po-.
morzu, do Prusów, czy późniejsze plany misyjne
wobec Rusi rozbijały się o te uprzedzenia. Zwykle.
robi się tu kościołowi w Polsce niesłuszne zarzuty,
że kościół ten, zostawiony sam sobie, nie dorósł do
wysokości zadania stojącego przed nim i przed Polską;

Niemieccy badacze, mówiąc np. o skutecznej dzia-
łalności św. Ottona bamberskiego za Bolesława Krzy-
woustego na Pomorzu, podkreślają silnie, że kościół
w Polsce w początkach XII w. nie był dość wyrobiony,
by sam prowadzić w zagarniętym kraju pracę chry—-,
stianizacyjno-misyjną. Brakowało rzekomo Polsce -
wyszkolonego, odpowiednio wysoko stojącego pod
względem ideowym duchowieństwa, trzeba było do
tego dzieła powołać niemieckiego biskupa. Inaczej
by się ta sprawa przedstawiała, gdyby Otto III zamiast
usamodzielnić kościół polski poszedł po jedynie roz-

272

Mieszko I

sądnej linii dążeń magdeburskich i poddał go i bi-
skupstwo polskie pod opiekę Magdeburga i Niemiec,
które by potrafiły podnieść odpowiednio wysoko życie
kościelne i zrobić je skutecznym instrumentem dla
pracy misyjnej na europejskim Wschodzie. Jest to
niewątpliwie tylko bardzo powierzchowne tłumacze-
nie. Jak Niemcom było trudno w X w., mimo utwo-
rzenia bardzo potężnej i bogatej organizacji prowincji
kościelnej magdeburskiej, prowadzić pracę misyjną
wśród ludów zachodniej Słowiańszczyzny, które zbyt
dobrze znały swych ciemięzców, Sasów, tak też misja
polska nie miała większych możliwości skutecznego
działania na terenie Pomorza, gdzie przelano tyle
potoków krwi, gdzie pamiętano wylane łzy, gdzie pa-
miętano krzywdy, które zapełniały ostatnie dwudzie-
stolecie przed opanowaniem Pomorza przez Krzywo-
ustego. Powołanie Ottona, starego przyjaciela dynastii
piastowskiej, na apostoła Pomorza, nie świadczy by-
najmniej o tym, by kościół polski stał tak nisko, że
do pracy misyjnej sił nie posiadał (przecież niedługo
potem wychodzi z kół kościelnych polskich inicjatywa
misji na Rusi), lecz żyło głębokie przeświadczenie,
że dla powodzenia pracy misyjnej nie nadaje się
etykieta polska, tak jak niemieckość misjonarzy na
Połabiu była tam największą, zasadniczą trudnością
w X w. A to uczucie, że religia zasadniczo dzieli ludy
chrześcijańskie od pogańskich, to uczucie, do którego
wyrobienia się przyczynili w tak dużej mierze sami
Niemcy, rodzi się w stosunkach polsko-pogańskich
z chwilą, kiedy Mieszko I przechodzi na wiarę chrze-
ścijańską. Władca Polski staje się w tym najbardziej
na wschód wysuniętym bastionie zachodniego chrze-
ścijaństwa czynnikiem, który jest obowiązany to

Skutki chrześcijaństwa

273

chrześcijaństwo rozszerzać, oczywiście krzyżem, Ewan-
gelią, misją, ale w razie potrzeby i siłą, mieczem,
tępieniem obrońców bogów i bożków. Doświadczenie,
płynące ze stosunku świata germańskiego do pogań-
skiej Słowiańszczyzny, nie mogło życzliwie usposa-
biać tychże Słowian do chrześcijańskiej Polski. Duża
też część energii narodowej bujającej na tle świeżego
chrześcijaństwa wyczerpuje się z obu stron na usi-
łowaniach tak mało skutecznych, a tak krwawych

i okrutnych.

Przyjęcie zatem chrześcijaństwa przez Polskę wew-
nętrznie ją, w powolnym niewątpliwie tempie, łą-
czyło i cementowało. Zewnętrznie zaś, doraźnie,
stwarza ze wszystkich pogańskich sąsiadów wrogów,
z niepokojem patrzących się na przedstawiciela wiary
chrześcijańskiej, tak osławionej okrucieństwami nie-
mieckimi.

Przyjęcie chrześcijaństwa przez Mieszka I pozwo-
liło Polsce wejść w rodzinę ludów zachodniej, łac.iń-
skiej kultury. Dzięki temu mogli pierwsi już Piasto-
wice nawiązywać stosunki rodzinne i polityczne ze
światem. Z organizacją kościelną wdzierać się muszą
do Polski także przeróżne pierwiastki cywilizacji
obcej, zachodniej, które w miarę postępu czasu mniej
czy więcej silnie wpływają również i na wzmocnienie
się nowej wiary i na rozwijanie stosunków ze świa-
tem. Nie można jednak przy tym wszystkim zapom-
nieć, nie docenić znakomitego faktu w naszych dzie-
jach, że w lat 30 po urzędowym przyjęciu chrześci-
jaństwa i po rzuceniu pierwszych podwalin pod
przyszłą organizację kościoła Polska zyskała w r. 997
swego pierwszego świętego, św. Wojciecha. Do niego
doszło w r. 1003 tzw. Pięciu Braci męczenników,

S8 PoisKa X — XT wieku

274

Mieszfco J

w r. 1009 św, Bruno z Kwerfurtu, prócz takich, jak
Zoerard-Swierad, jego towarzysz Benedykt, na pół
legendarni. Wolno nam sceptycznie się patrzyć na lek-
komyślnie i bezużytecznie przelaną krew św. Woj-
ciecha, z dużą powściągliwością traktować napad
bandycki, rabunkowy, nic z religią nie mający do
czynienia, któremu ulegli bracia Benedykt, Jan z to-
warzyszami w eremie międzyrzeckim, czy ocenić
również nierealne starania i pracę misyjną św. Bru-
nona zakończone śmiercią męczeńską. Ale ta krew,
bez potrzeby i bez rezultatu przelana przez tych
marzycieli i entuzjastów idei misji do pogan, miała
swe doniosłe i głębokie skutki zarówno dla Polski,
jako całości politycznej, jak dla społeczeństwa i jego
dalszego rozwoju. Tą drogą Polska w pojęciach ówcze-
snych ludzi zyskuje własnych orędowników przed
tronem boskim, gdy do czasów Mieszka musieli być
nimi obcy święci, jak św. Lambert czy św. Udairyk
augsburski. Zyskuje ona takich opiekunów, którzy
spoczywając na ziemi polskiej i z Polską związani,
mają swe obowiązki i powinności, zobowiązania wobec
kraju udzielającego im gościny grobowej. Oni swym
udziałem w niebieskim obcowaniu z Bogiem, swoimi
cudami, które działają, a w które wierzy społeczeń-
stwo, starają się wywdzięczyć za gościnę i cześć im
okazywaną i służą, jak najlepiej umieją, nie tylko
kościołowi i religii, ale i społeczeństwu, państwu
i monarsze, tym zatem, którzy przygarnęli ich do-
czesne szczątki. Teraz już Polak nie potrzebuje szu-
kać pomocy obcych świętych, którzy mogą mu być
mało życzliwi, obojętni, nie mający obowiązków dla
obcego sobie kraju, ma własnych, którzy czują się
z krajem i społeczeństwem polskim związani. Z tym

Skutki chrześcijaństwa

275

wszystkim jest to zarazem pierwszy, zapewne skrom-
ny, wkład Polski do cywilizacji europejskiej. Jeżeli
kult świętych polskich, zresztą na Zachodzie dość
silnie ograniczony niechęcią czy wręcz wrogością ce-
sarza Henryka II, miał swe doniosłe wpływy przy
budzącym się do życia chrześcijaństwie, to zabłysnąw-
szy postacią św. Wojciecha jasnym, lubo krótkotrwa-
łym blaskiem, spowodował i to, że Polska staje się
znana na szerokim świecie. Po św. Udairyku aug-
sburskim jest św. Wojciech drugim z kolei świętym,
ogłoszonym publicznie, decyzją papieża kanonizowa-
nym. Kult św. Wojciecha, dzięki Ottonowi III, który
się związał z postacią i pamięcią tego niezwykłego
i nieszczęśliwego marzyciela, obejmuje nie tylko
Polskę, gdzie zwłoki jego spoczywają w gnieźnień-
skiej katedrze, ale rozszerza się i na Niemcy. Mogły
się one chlubić tym tak znakomitym uczniem mag-
deburskiej szkoły archikatedralnej, który zaliczał się
przecież jako biskup praski do episkopatu niemieckiego,
który był przyjacielem Ottona III, który miał założo-
ny zaraz po śmierci kościół pod swym wezwaniem
w Akwizgranie, stolicy Karola Wielkiego, a na cześć
którego pisali wiersze mnisi z Reichenau. Dzięki
Ottonowi III otrzymują Włochy kilka kościołów pod.
wezwaniem św. Wojciecha, a we Włoszech była postać
męczennika dobrze znana i zapisana w pamięci. Kult
jego przekracza granice Niemiec, dostając się słabszą
falą do Francji i Akwitanii, nie jest też obcy Węgrom
i Danii. Rozumiemy stąd też i wartość, jaką przy-
wiązywali Czesi do zwłok św. Wojciecha, gdy je prze-
nosili z Gniezna do Pragi w r. 1038. Duża literatura,
pisana zresztą przez znakomite pióra, wzmocniona
jeszcze pismami św. Brunona, literatura, która ro-

is«

276

Mieszfco I

zeszła się po całym ówczesnym świecie, głosiła sławę
tych świętych męczenników. Ale przede wszystkim
była to w najlepszym tego słowa znaczeniu literatura
propagandowa dla tego kraju i monarchy, który
udzielił im poparcia w dziele misji i zapewnił im schro-
nienie grobowe. Nie tyle była znana archikatedra
w Polsce dlatego, że ją wybudował Mieszko I i że
powstała przy osobistym udziale tak niezwykłej po-
staci, jaką był Otto III, ile cudotwórcze zwłoki nowego
świętego, spoczywające w Gnieźnie, szeroko rozniosły
po świecie nazwę nowej metropolitalnej stolicy.
Z różnych stron świata zgromadzone w Gnieźnie
duchowieństwo, pozostające pod władzą brata świę-
tego męczennika, było dumne ze swego obowiązku
stróżowania tak znakomitej świętości i ono również
swymi stosunkami rozszerzało znajomość Gniezna
i Polski w świecie. Jak wielkie wrażenie zrobiła po-
stać świętego biskupa w ówczesnym świecie, biskupa,
który porzuca godność i zaszczyty, by głosić Ewangelię
poganom i ponieść śmierć męczeńską, świadczą jej
skutki. Krąg uczniów św. Romualda z Rawenny myśli,
by pójść śladami świętego biskupa męczennika. I to
nie tylko św. Romuald, św. Benedykt i Jan czy
św. Bruno z Kwerfurtu, ale sam w purpurze urodzo-
ny rzymski cesarz Otto III marzy o złożeniu korony
cesarskiej, o cichym eremie w Polsce, o misji do po>-
gan z ramienia Bolesława Chrobrego i o śmierci
męczeńskiej.

Jeżeli od Wojciechowego słabszy był kult na-
stępnych po nim świętych, Pięciu Braci, Brunona
z Kwerfurtu, hamowany wraz z kultem św. Wójcie-"
cha polityką wrogą Polsce Henryka II, to jednak i one
przyczyniły się do silniejszego zainteresowania się

Skutki chrześcijaństwa

277

świata Polską, a do pogłębienia chrześcijaństwa

w Polsce.

Takie włączenie się Polski do rzędu państw chrze-
ścijańskich tworzyło dla niej pod wielu względami
nowe warunki bytowania. W języku łacińskim zna-
lazła Polska instrument porozumiewania się ze świa-
tem. Można sądzić, że język ten znał Bolesław Chrobry,
a znali go dobrze i niewątpliwie jego syn i wnuk.
Był to język międzynarodowy, którym na szerokiej
arenie świata, na dworze cesarskim czy w Rzymie,
można się było z obcymi porozumieć. Znało oczy-
wiście ten język i używało go różnonarodowe du-
chowieństwo w Polsce. Ono służyło państwu w pośred-
nictwie polityczno-dyplomatycznym, jak to widzimy
na osobach Astryka-Anastazego czy opata Tuni, czy
w propagandzie polityczno-dyplomatycznej, jak znane
pismo św. Brunona do Henryka II, jego “list otwarty".
W tym języku pisze się te liczne żywoty św. Wojcie-
cha, które mówią nie tylko o Czechach, ale i o Polsce,
jak i te, które opisują dzieje Pięciu Braci czy Bru-
nona. W tym języku wreszcie porozumiewa się mię-
dzy sobą to obce, do Polski sprowadzone duchowień—
stwo o tylu sprawach własnych, które wymagały
porozumienia, korespondencji nieraz z zagranicą.
A z tym rozszerza się także świadomość roli, jaką
odgrywa ten tak dotąd jeszcze mało znany kraj
w tych stronach Europy. W tym języku na koniec
,ci przybysze z różnych stron wychowują młodą gene-
rację duchownych Polaków, a może i świecką młodzież.
W ten sposób w ciągu wielu lat zwiększa się zasób lu-
dzi, którzy przez znajomość łaciny mogą czerpać ze
skarbów cywilizacji zachodniej, a świat łaciną mają
przed sobą otwarty. Już w końcu X w. są tacy du-

Mieszka I

chówni polscy, Polacy nam znani. Takim jest Bene-
dykt-Bogusza, towarzysz św. Wojciecha w misji do
Prusów, takich paru znamy z Żywota Pięciu Braci
św. Brunona. Są w Poznaniu w samych początkach
XI w. nawet mniszki Polki. Wychowawczej polityce
Bolesława Chrobrego zawdzięczać należy pojawienie
się, obok niższego polskiego duchowieństwa, także du-
chownych wyższej rangi, jak świadczy imię Lamberta
biskupa krakowskiego, syna Mieszka, a brata przy-
rodniego Chrobrego, jak tego dowodzi imię Bossuty-
-Bożęty, arcybiskupa. Zatem i duchownych zdatnych
na wyższe godności, Polaków z urodzenia, umiano
w tych wczesnych czasach wyselekcjonować. Nie-
mniej system rekrutowania obcych dla zasilenia du-
chowieństwa w Polsce trwa nadal, jak było za Miesz-
ka, przez cały wiek XI i XII. Powodem tego były nie-
wątpliwie i te szczerby, które wywołało wielkie prze-
silenie kościelne po śmierci Mieszka II, ale także i to,
że więcej było pożytku dla monarchy z cudzoziem-
skiego biskupa, niezależnego od wpływów miejsco-
wych niż z Polaka, który może niejednokrotnie chciał
służyć nie tylko księciu, ale i interesom własnym, ro-
dowym czy dyktowanym lokalnymi, ciasnymi wska-
zaniami. Ale może najważniejsze w tym systemie mo-
gło być to, iż cudzoziemcy przynosili ze sobą z Za-
chodu własne swe myśli, ideały, zaczyny cywilizacyj-
nego postępu, czego trudno było wymagać od Polaka
wychowanego w Polsce, a nieczęsto nawet od takiego,
któremu dane było spędzić lat kilka gdzieś w jakiejś
szkole na Zachodzie. Żywsza, skuteczniejsza była wy-
miana walorów kościelno-cywilizacyjnych przy udzia-
le obcych przybyszy. Nie wszystko oczywiście mogło
przenikać równie szybko i równie głęboko w pier-

Skutki chrześcijaństwa

279

wotne stosunki polskie, choćby nawet tylko kościelne.
Wiemy, że poji tym względem istniało duże u nas
opóźnienie, a częściowo i zacofanie. Ale nie może ule-
gać wątpliwości, jak wiele zawdzięczaliśmy tym ob-
cym, cudzoziemcom, kiedy nimi budowało się pod-
waliny pod organizację kościelną.

Kościół i jego instytucje, przez prawo kanoniczne
i zwyczaj kościelny przewidziane, i dwór monarszy
były tymi alembikami, przez które obce wpływy,
wpływy cywilizacyjne, wkraczały najsilniej do pier-
wotnej Polski. Instytucja dworu, ośrodka władzy mo-
narszej, była silnie przetkana elementami obcego po-
chodzenia. Wiemy, że na dworze Mieszka I bywali,
cudzoziemcy. Liczniejsi bawili na dworze Chrobrego,
bo nawet emigranci polityczni szukali tam schronie-
nia. Dwór i książę potrzebowali najrozmaitszych lu-
dzi dla zadań najrozmaitszych specjalnych. Byli po-
trzebni kapelani, których także przyprowadzały ze
sobą obce księżniczki wychodzące za mąż do Polski.
Przybywała z nimi ich własna, zaufana służba. Spro-
wadzano też niewątpliwie i licznych specjalistów ob-
cych, w swym zakresie wykwalifikowanych. Przyno-
sili ze sobą znajomość kunsztów czy rzemiosł, a dwór
monarszy czy dworce biskupie, czy opactwa przez ta-
kich specjalistów przemieniały się w coś, co można by
uznać za rodzaj szkoły zawodowej, w której wyrabiali
się także przy cudzoziemcach i specjaliści krajowi,
polscy. Jeżeli w samych początkach może mniejszą
rolę odgrywali ci, którzy umieli stawiać świątynie ka-
mienne, bo te najczęściej były budowane z drzewa, to
jednak kościół potrzebował tylu rzeczy, które musiał
sprowadzać z zagranicy, że trzeba przypuszczać, iż
bardzo już wcześnie zaprowadzić musiano znajomość

380

Mieszko J

pewnych kunsztów. Jeżeli dla niezbędnych ksiąg ko-
ścielnych przy corocznym przyroście nowych świą-
tyń potrzebny był pergamin, można przypuszczać, że
sztukę wyrabiania pergaminu rychło przeniesiono do
Polski. Zapewne i z tej znacznej ilości dzwonów ko-
ścielnych, które wywieźli Czesi w r. 1038 z Polski,
nie wszystkie były sprowadzone z zagranicy, ale już
w Polsce znano sztukę odlewania. Wino do mszy ho-
dowano w Winiarach, a wyrobami naczyń kościelnych
dla kultu zajmowały się Złotnik!. Niewątpliwie
znaczna część ludzi tymi i takimi pracami zajętych
pochodziła ze sprowadzonych z zagranicy specjali-
stów. Ze byli oni u nas czynnikami nie tylko samej
materialnej kultury, ale i cywilizacyjnym elemen-
tem, głębiej wnikającym w pierwotne Polski spo-
łeczne i gospodarcze stosunki, trudno wątpić, mimo
braku pozytywnych świadectw.

Ale największe potrzeby miał niewątpliwie książę
i dwór. Na dworze książęcym, przy ówczesnym pier-
wotnym ustroju, gromadziło się tyle spraw i tyle in-
teresów i potrzeb, że dwór ten był zmuszony d® ich
zaspokojenia przy pomocy odpowiednich ludzi. Kape-
lani książąt i księżnych nie tylko zajmowali się swy-
mi zadaniami religijnymi. Byli oni również nauczy-
cielami i wychowawcami młodego pokolenia, nieraz le-
karzami, często sekretarzami utrzymującymi kores-
pondencję lub lektorami. Zwłaszcza sam książę po-
trzebował często takich ludzi. Wiemy, że Bolesław
Chrobry otrzymywał informacje polityczne z zagra-
nicy, że pieniędzmi zyskiwał sobie zaufanych i odda-
nych. Stąd zapewne nie tylko prowadził ożywioną ko-
respondencję, ale musiał posiadać przy swym boku
takich, którzy znając świat i jego stosunki mogli mu

Skutki chrześcijaństwa,

281

służyć objaśnieniami, potrzebnymi dla zrozumienia
uzyskanych drogą wywiadu wiadomości.

Inne ważne sprawy, które skupiały się na dworze
książęcym, to były sprawy handlowe, bo państwo
ówczesne było wielkim eksporterem i importerem
najrozmaitszych towarów. Wymagało zatem dla tych
celów ludzi zarówno biegłych, znawców, jak i rach-
mistrzów, więc znów ludzi o tyle o ile wykształco-
nych, cudzoziemców w dużej mierze. Skarb książęcy
otrzymywał w tych czasach tyle danin i miał tyle do-
chodów iii natura, że był tym samym zmuszony do
handlu, by czy to wymienić zebrane zapasy na towary
potrzebne, czy też uzyskać w zamian środki pieniężna,
lub odpowiednie ilości srebra. Były to znów stosunki
przeważnie z kupcami zagranicznymi, a w tym ważną
rzeczą była zarówno znajomość obcych języków, jak
sprawa kalkulacji i rachunku. Przy kalkulacji zaś
trzeba było zarówno doświadczenia kupieckiego, je-
żeli stosowano system wymiany, jak i odpowiednich
wiadomości, gdy trzeba było ocenić istotną wartość
srebra czy waluty, tak łatwo ulegającym zmianom
zależnie od stopy aliażu srebra. I tą drogą stosun-
ków kupieckich, zdaje się wcale żywych, rozchodziły
się o Polsce wiadomości w świecie, ale może i więcej
ich przybywało. Bo można sądzić, że i wtedy już by-
ła to okazja do uzyskiwania potrzebnego wywiadu.
Bo najmniej w wywiadzie zwracał uwagę kupiec ja-
dący z wozami towaru lub mnich podróżujący sa-
motnie, od klasztoru do klasztoru. -•.".,

W związku z stosunkami handlowymi pozostaje
też sprawa monety. Można sądzić, że do czasów bliż-
szych stosunków Mieszka z Zachodem, z Niemcami
przede wszystkim, nie posiadała Polska własnej mo-

282

Mieszka I

nety. Zastępowała ją moneta obca, a częściowo srebro
ważone. Wiemy, że w Czechach najdrobniejszą miarą
wartości bywały kawałki płótna, stąd nazwa “płacić"
pochodzi od płatów płóciennych. Zapewne i inne tego
rodzaju surogaty pieniądza, jak np. skórki futer, były
w użyciu. Wykopaliska z okresu przedmieszkowego
wykazują przewagę monet arabskich, zostawionych
zatem u nas przez kupców arabsko-żydowskich, któ-
rzy dążyli na wschód lub ze wschodu na zachód. Wy-
kopaliska drugiej połowy X w., więc czasów Miesz-
ka I, zawierają już przeważnie monety niemieckie.
Obok nich zjawiają się już w mniejszych ilościach
monety czeskie, anglosaskie i bizantyńskie. Jeżeli
świadczy to o rozwoju w X w. mennictwa w samych
Niemczech, to dowodzi to również silniejszej wy-
miany handlowej Polski z Niemcami, skoro pozosta-
wiły one swój ślad w postaci niemieckiego pieniądza.
Zapewne też już Mieszko zaczął bić w Polsce własną
monetę za wzorem zagranicy.

Ibrahim-ibn-Jakub twierdzi, że Mieszko opłacał
swą drużynę pieniędzmi, które uzyskuje z opłat, z po"
datków. Jest rzeczą mało prawdopodobną, by wpła-
ty, poza targowymi kupców obcych, były uiszczane
gotówką, jak również jest wątpliwe, by żołd owej
drużyny mógł być płacony pieniędzmi, chyba dość
wyjątkowo i częściowo. W każdym razie zjawia się
w gospodarstwie ówczesnym nowy czynik, pieniądz,
czynnik ważny także społecznie, pozwalający wy-
swobodzić się z więzów nie tylko gospodarki natu-
ralnej, ale i z więzów spoino ty rodowej, przejść do
indywidualizacji życia.

Ale wejście Polski w obręb ludów chrześcijańskich
miało jeszcze jeden skutek, którego przemilczeć nie

Skutki chrześcijaństwa

283

można, lubo trudno go nam ocenić dokładnie i ob-
liczyć jego wagę. Obok prawa zwyczajnego, obowią-
zującego w Polsce, chociażby z różnicami większymi
czy mniejszymi, wynikającymi z partykularnych
urządzeń ustrojowych poszczególnych szczepów czy
plemion, obok urządzeń prawnych czy prawno-admi-
nistracyjnych, które dla swego państwa wprowadzali
czy to Mieszko I, czy Bolesław Chrobry, stanęło pra-
wo kościelne, kanoniczne, pisane już, wysoko wyro-
bione, jako to, którym rządził się kościół. Jeżeli było
to prawo, które miało zastosowanie w obrębie dzia-
łalności i zadań kościoła, to jednak tylokrotnie za-
zębiało się ono o życie wiernych, że państwo było
zmuszone liczyć się także z postanowieniami tego pra-
wa. Monarcha, pod którego protekcją znajdowała się
religia, kościół i jego działalność, czuł się zobowiąza-
ny, czasami zmuszony, do udzielenia temu prawu
swego poparcia. Tym samym monarcha musiał uzna-
wać w szerszej czy węższej mierze postanowienia pra-
wa kanonicznego. Wiemy, jak trudna i drażliwa była
_ w Czechach dla św. Wojciecha sprawa święcenia nie-
dzieli czy też sprawa sprzedawania chrześcijańskich
niewolników Żydom. Słyszymy również, że Chrobry
zmuszony jest surowymi przepisami, wybijaniem zę-
bów, utwierdzać w Polsce kościelne przepisy tyczące
się przestrzegania postów. Słyszymy, że on sam każe
sobie przedkładać księgi kościelne dla wyrozumienia
przepisów i kar kościelnych. Najgłębiej jednak wcho-
dziły tu przepisy prawa kościelnego w sprawy prawa
rodzinnego. Dla pierwotnego społeczeństwa, mało za-
pewne skrępowanego pod tym względem prawem
zwyczajowym, musiały być one najmniej zrozumiałe,
a najbardziej dotkliwe w wykonaniu dla współczes-

284

Mżeszko Z

nych. Wiemy, że św. Wojciech przeżył niejedną ciężką
i gorzką chwilę, gdy walczył z tym, co Czesi uważali
za swój zwyczaj, a co nie było w zgodzie z prawem
kościelnym. Walka taka o przestrzeganie tu przepi-
sów kościelnych, kanonicznych, trwać musiała długo,
zanim przepisy te znalazły, jeżeli nie pełne, to choćby
o tyle o ile pełniejsze zrozumienie i zastosowanie.
Mieszko I wbrew prawu kanonicznemu, mimo oporu
biskupów, bierze za żonę mniszkę. Bolesław Chrobry
zmienia dwie po kolei żony, nie oglądając się na pra-
wo kościelne żeni się z trzecią, a z czwartą wszedł
w związek w czasie przez kościół zakazanym. Ale już
za Mieszka II istnieje “divortium", rozwód, zapewne
nie formalny, istnieje pojęcie legalnej małżonki,
prawda, że królewskiej, w odróżnieniu od konkubiny,
nałożnicy. Za Władysława Hermana zjawia się już
syn nieślubny, obok prawego syna, a Bolesław Krzy-
wousty, zawierając małżeństwo w stopniu zakazanym,
zwraca się już o dyspensę kanoniczną do Rzymu. Tak
było w dynastii, może i w wyższych warstwach.
W niższych zapewne minęło sporo czasu, zanim idea
rodziny chrześcijańskiej i jej prawnych, kanoniczno-
-kościelnych podstaw znalazła zastosowanie. A jak to
już wspomniano, idea rodziny chrześcijańskiej przy-
czyniała się również do osłabiania i rozbijania orga-
nizacji rodowej, coraz to mniej mającej racji bytu
w nowych warunkach.

Tak zatem i w prawie rodzinnym, jak w. sprawach
tyczących się sakramentów, postów, dni świętych;

dziesięcin, zdobył sobie powoli kościół, przy pomocy
państwa, monarchy, własne drogi we wpływie na spo-
łeczeństwo. Przyzwyczajał zarówno państwo, monar-
chę, jak i społeczeństwo do tego, że obok monarchy»

Skutki chrześcijaństwa

285

obok państwa, rozwija się i istnieć może instytucją
osobna, o tyle o ile niezależna, istnieć może prawo
niezależne, obce, którego zmienić nie może czynnik
wewnętrzny, a które musi być szanowane i uznawane.
Zbyt mało miał w swych początkach samodzielności
i poczucia siły kościół, opierający się na autorytecie
monarchy, zdany wyłącznie na jego opiekę i potęgę,
by wieczysta walka kościoła i państwa mogła wy-
buchnąć. Wiemy co prawda o jakiejś klątwie czy in-
terdykcie, który rzucił na kraj z nie znanych nam po-
wodów pierwszy arcybiskup gnieźnieński Radym-Gau-
denty. Prawie też nic nie wiemy o zatargu św. Sta-
nisława z Bolesławem Śmiałym. Pierwszy zatarg,
o charakterze walki ze sobą dwu tych władz, będzie
dopiero w początku XII w., kiedy to Bolesław Krzy-
wousty za Paschalisa II zabrania arcybiskupowi
gnieźnieńskiemu złożenia przepisowej przysięgi wier-
ności papieżowi, związanej z udzieleniem paliusza.

Takimi, nieraz niewątpliwie małymi, drobnymi
strumykami sączyły się elementy chrześcijańskie cy-
wilizacji zachodniej w pierwotne Polski społeczeń-
stwo. Tymi drogami na odwrót poznawał i świat ota-
czający Polskę coraz to dokładniej tę ostatnią na
Wschodzie plantację chrześcijańską. Poznawał ją
również z sukcesów wojennych zarówno tych, które
osiągał Mieszko I, jak i tych, które w uporczywych
bojach z królem niemieckim i cesarzem rzymskim od-
niósł Bolesław Chrobry.

Ziarna cywilizacji zachodniej przybywały do Pol-
ski ówczesnej nie tylko przez cudzoziemców. Mu-
siały być w tych warunkach nie tak małe zastępy Po-
laków, którzy widzieli i mieli sposobność poznać da-
lekie, obce sobie strony świata. Bywały wyprawy wo-

286

Mieszka I

jenne, w których brały udział zapewne tysiące ludzi,
na tereny zachodniej Słowiańszczyzny, nad Łabę, na
Ruś, do Kijowa, do Czech czy Węgier. Bolesław
Chrobry, z licznym niewątpliwie otoczeniem, dotarł
w r. 1000 do Akwizgranu. Jego brat Lambert wycho-
wywał się w Rawennie, a trzystu rycerzy, których
Chrobry ofiarował Ottonowi III, zaszło zapewne z ce-
sarzem do Włoch, widziało Rzym, poznało Lombar-
dię i bagna rawennateńskie. Posłowie, wysłańcy,
agenci rozmaici, którzy mieli zapewne w swym oto-
czeniu i Polaków, o ile sami nie byli może Polakami,
ze swych dalszych czy bliższych wypraw poza gra-
nice kraju ojczystego przywozili ze sobą pewne po-
znanie świata i jego urządzeń, pewne choćby wraże-
nia mniej czy więcej głębokie. I to musiały być czyn-
niki, które również wpływały na te przemiany, któ-
rym uległa Polska, a z nią i dusza ówczesnego Po-
laka wskutek rewolucyjnego kroku Mieszka. I te ty-
siące ludzi, Polaków, którzy w rozmaitych okazjach
otarli się o Niemcy, Rzym czy Kijów, ważyć musiały

-,,w zagadnieniu chłonięcia przez Polskę cywilizacji
_i kultury chrześcijańskiej, łacińskiej, zachodniej.

Niestety, poszczególne elementy czy fazy tego
wewnętrznego przewrotu, który sprowadziło wejście
Polski w obręb świata chrześcijańskiego i cywilizacji

zachodniej, łacińskiej, dają się tylko wyrozumować.
Brak źródeł, zwłaszcza własnych, rodzimych, unie-
możliwia badanie.

Ale nie można wątpić, jak dużym, znakomitym
czynnikiem, przetwarzającym plemienne i szczepowe
partykularne elementy, składające państwo polskie
w pewną jedność, całość, wprzągniętą w jarzmo za-
chodniej cywilizacji, wytwarzającym naród, były ta-

Skutki chrześcijaństwa

287

kie osobistości, jak Mieszko I, jak jego syn Bolesław
Chrobry, jak ich następcy.

Mało możemy powiedzieć o samym Mieszku. Po-
stać ta, zapewne wysoce znamienna, okryta jest cier-
niem. Zręczny polityk, pełen inicjatywy, znakomity
jeżeli chodzi o przeprowadzenie radykalnego kroku,
jak przyjęcie chrześcijaństwa, wielki wykonawca pla-
nu złączenia wszystkich szczepów lechickich w jedną
całość, zaborem Pomorza otwierający państwu swe-
mu dostęp do morza i szerokie w świecie horyzonty,
był niewątpliwie tego narodu, który dopiero miał
uzyskać swą pełną świadomość narodową, symbolem.
Takim symbolem był w rozmiarach zapewne więk-
szych jeszcze jego syn Bolesław Chrobry. Ta duma
osiągniętych zwycięstw i powodzeń, która rozpierała
pierś Bolesława, pozwalała mu ocenić nie tylko swo-
ją własną wartość, ale i wartość narodu i jego wy-
siłku — może i inną miarą niż ta, którą mógł mierzyć
pół wieku przedtem siebie i swoje siły jego znakomity
ojciec. Chrobry uznawał siebie równym najwięk-
szym tego świata, kiedy groził Magdeburgowi i kiedy
dumnie odpowiedział posłom niemieckim, proponu-
jącym mu zaczęcie rokowań na niemieckiej ziemi;

Nawet przez most ten nie przejdę!" Chociaż korona
królewska nie zdobiła wtedy jego skroni, nie czuł się
-niczym gorszy od króla niemieckiego, francuskiego
czy angielskiego, nie mówiąc już o innych. A duma
ta, to poczucie siły i potęgi, to przeświadczenie, mó-
wiąc słowami Brunona, że monarcha Polski jest pra-
wym następcą chrześcijańskich ideałów Konstantyna
i Karola Wielkiego, że on, jak tamci, walczy i dąży
do zjednania chrześcijaństwu pogaństwa, a nie łączy
się z poganami przeciw państwom i ludom chrześci-

288

Mieszka I

jańskim, były niewątpliwie także jednym z czynni-
ków najistotniejszych, które przetwarzały pierwotne,
na starych tradycjach oparte społeczeństwo polskie
w nowe, w obrębie rzymskiego świata myśli rosnące
państwo.

.,. Troską na przyszłość mogło być jedynie pytanie,
czy forma utworzona dla takiego dzieła wytrzyma
gorąco metalu, z którego miano odlać postać osta-
teczną, wyrzeźbioną przez Mieszka I i Bolesława
Chrobrego.

O ZAGINIONEJ METROPOLII CZASÓW
BOLESŁAWA CHROBREGO

Jest rzeczą zastanowienia godną, jak mało miejsca
zajmuje w nauce naszej zagadnienie tak poważne, ja-
kim winna być sprawa istnienia czy nieistnienia ta-
kiej drugiej, obok gnieźnieńskiej, metropolii w Pol-
sce za czasów Bolesława Chrobrego. Bo jeżeli istniała
."taka druga metropolia wraz z podległymi jej biskup-,
śtwami — a nie -widzę dostatecznych powodów dla
odrzucenia tej wiadomości — to przecież w póź-
niejszej budowie naszego kościoła powinny były
przechować się pewne jej ślady, ślady sztucznego
ze sobą związania różnego pochodzenia terytoriów,
jak również i w rozmieszczeniu uposażeń poszcze-
gólnych biskupstw prowincji gnieźnieńskiej mogłyby
być wskazówki, dowodzące rożnego ich pierwotnie
przeznaczenia.

Tymczasem literatura nasza tycząca się naj-
dawniejszych dziejów kościoła w Polsce nie daje
nam prawie nic, co by było użyteczne i przydatne dla

19-

292

O saolnwnej metropolii

rozwiązania tego zagadnienia. Nie dotknęli tej spra-
wy ani Wł. Abraham, ani K. Potkański, jeżeli chodzi
o biskupstwo krakowskie, ani St. Zakrzewski, gdy
badał stosunki majątkowe Gniezna, ani W. Kętrzyń-
ski, B. Ulanowski, K. Potkański, St. Arnold czy
M. Gębarowicz, gdy pisali o Płocku. Zaledwie dwu
dawniejszych badaczy, A. Małecki w Studium o bulli
Innocentego II i St. Laguna w szkicu Pierwsze wieki
kościoła polskiego, rzuciło, jak na stan w owym cza-
sie badań, wcale śmiało, chociaż bez dokładniejszego
czasami uzasadnienia, parę interesujących myśli i spo-
strzeżeń tyczących się niepierwotności znanych nam
granic biskupstwa krakowskiego czy arcybisk.upstwa
gnieźnieńskiego.

Ten brak żywszego zainteresowania naszej nauki
zagadnieniem pierwotności czy pochodności teryto-
rialnego rozmieszczenia diecezyj prowincji kościelnej
gnieźnieńskiej wiąże się także z tym, że nigdy nie
zastanawiano się poważniej nad sprawą istnienia na
terytorium państwa Bolesława Chrobrego jakiejś dru-
giej, obok Gniezna, prowincji kościelnej. Czasami tłu-
maczono to nieporozumieniem, mianowicie przeby-
waniem w Polsce św. Brunona z Kwerfurtu, arcybis-
kupa, lub interpretowano jedyną pozytywną wiado-
mość kroniki Anonima-Galla o istnieniu takiej dru-
giej metropolitalnej prowincji kościelnej w sposób ne-
gatywny. Czy warto zatem było zajmować się spra-
wą, która została wytłumaczona, odrzucona, uznana
nie jako fakt historyczny, ale jako pewnego rodzaju
Wykrętny dowcip, którym pierwszy polski kronikarz
pragnął uświetnić czasy Bolesława Chrobrego? Także
powierzchowne tłumaczenie wiadomości podanych
nam przez współczesnego zjazdowi gnieźnieńskiemu

Źródła

293

Thietmara, a zbytnie zapatrzenie się w stosunki ko-
ścielne późniejsze, nie pozwalało badaczom na zgłę-
bienie tego problemu.

Anonim-Gall pisząc koło r. 1113 swą kronikę po-
daje, że “... suo tempore (za czasów Bolesława Chrob-
rego) Polonia duos metropolitanos cum suis suffra-
"ganeis continebat" 1, co znaczy, że Polska “trzymała
w sobie" dwie odrębne prowincje metropolitalne,
z arcybiskupstwami na czele i z pewną ilością pod-
ległych im biskupstw 2.

Tekst ten, jasny, prosty i zrozumiały, został wy-
tłumaczony w ten sposób, że wobec tego, iż biskup-
stwo poznańskie należało do związku metropolital-
nego magdeburskiego, miał Anonim-Gall tutaj na
myśli arcybiskupów gnieźnieńskiego i magdeburskie-
go. Takim tedy pomysłem, konceptem, pragnął nasz
kronikarz uświetnić czasy Chrobrego 3. Nic jednak
takiego tłumaczenia nie usprawiedliwia: pisał prze-

1 Lib. I c. 11.

2 Jedynie Wł. Abraham Organizacja kościoła w Polsce
do potowy w. XII Kraków 1893 s. 85 i tenże Gniezno i Mag-
deburg Kraków 1921 s. 21 uw. l oraz St. Laguna Pierwsze
wieki kościoła polskiego Kwart. Hist. 1891/5 s. 561 wiążą spra-,
wy tej drugiej metropoliii z osobą św. Brunona z Kwerfurtu,
i to raczej osobowo, niżby wniknąć głębiej w istotę zagadnie-
nia. Bór. również R. Gnoidecki Gali tzw. Anonim Kromka Pol-
ska s. 80 uw. l, A. Małecki Studium nad bullą Innocentego II
Z r. 1136. Z przeszłości dziejowej Kraków 1897 I s. 111.

3 Nie poruszam tu oczywiście sprawy dzisiejszego nasze-
go stosunku do zagadnienia zależności biskupstwa, poznań-
skiego od Magdeburga po badaniach P. Kehr.a i Wł. Abra-
hama, bo mógłby ktoś w miejsce Poznania i Magdeburga po-
stawić np. Pragę, należącą przecież przez krótki czas do Pol-
ski, i twierdzić, że Anonim-Gall miał tu na myśli nie Mag-
deburg, ale Moguncję itd.

m

O zaginione! -metropolii •

Źródła

295

cięż Anonim-Gall -w czasach, kiedy tradycja okresu
Bolesława ,była jeszcze żywa i silna, a byłoby mało
celowe opowiadanie księciu i episkopatowi polskiemu
tego rodzaju wykrętnych opowieści o nie tak dawnej
przeszłości. W epicznp-heroicznym stylu traktowane
przez kronikarza panowanie Chrobrego nie potrzebo-
wało taniej ozdoby w postaci fikcyjnej wiadomości
o takiej drugiej, niczym nie usprawiedliwionej pro-
wincji kościelnej. Nie usprawiedliwiałoby tego i to,
że ilekroć Anonim-Gall mówi o czasach Bolesława,
tyle razy, jeżeli podaje fakty, wytrzymuje ostrze kry-
tyki. Byłoby zresztą ze strony kronikarza, tak zabie-
gającego o łaskę arcybiskupa Marcina i episkopatu
polskiego, niczym nie. usprawiedliwioną niezręczno-
ścią, brakiem taktu, , jttóry by go dużo kosztował
w oczach metropolity, a zapewne i biskupa poznań-
skiego, niewątpliwie również w ©czach panującego ;•
księcia, gdyby przypomniał im, w ten sposób choćby, ::|
smutny epizod z biskupem Ungeręm i jego stosun-
kiem do zjazdu gnieźnieńskiego w r. 1000, a następnie
do metropolity magdeburskiego. Stoi wreszcie takie
tłumaczenie w zasadniczej i rażącej sprzeczności
z tym, co jedynie wynika z dosłownego oddania przy-;

toczonego tekstu: Polska czasów Bolesława Chrobre—
go mieściła w sobie dwie prowincje metropolitalne,-,
jedną gnieźnieńską, z podległym jej - Kołobrzegiem, -",
Poznaniem, Wrocławiem i Krakowem, i drugą, nie
znaną nam, z pewną ilością należących, do niej bis-
kupstw, zapewne nie mniej licznych jak przy Gnie-
źnie. Miałaby zatem Polska tych czasów może do.;.
dziesięciu biskupstw. • • ;;•;.

Inny wniosek, który się. tu narzuca, jeżeli przy j-J.
mujemy przekaz Anonima-Galla, jest,i że metropolia

gnieźnieńska, która powstała w latach 999—1000, mu-
siała być starsza, co znaczy, że ta druga, nie znana,
a rychło zagubiona prowincja powstała później, po
r. 1000, a przed r. 1025. Oczywiście wiadomość, że
powstała ona i istniała suo tempore, nie wyznacza
nam jeszcze terminu, kiedy przestała ona istnieć.
- Trudno by było przyjąć, by miała ona zniknąć razem
ze swym twórcą: przecież po nim rządził Polską arcy-
chrześcijański król Mieszko II, którego zasługi dla
kościoła tak wychwala szwabska Matylda. Były co
prawda ostatnie lata jego rządów politycznie bardzo
nieszczęśliwe, ale wątpić wolno, by wtedy upaść miała
• Jta prowincja kościelna. Źródła zaś zarówno polskie,
,>Jak obce przenoszą dopiero na początkowe lata panowania Kazimierza Odnowiciela duże klęski wew-
:;nętrzne, podczas których kościół w Polsce uległ kata-
> strofie, czy to ze strony wrogów zewnętrznych, napadów i najazdów sąsiadów, czy też ze strony
zbuntowanej czerni, wśród której objawiły się siły
antychrześcijańskie, pogańskie. Sądzić przeto wypada,
że dopiero w tych latach, zapewne zatem w latach
.1037 i 1038, uległa ta drugą polska prowincja ko-
ścielna takiemu rozgromowi, że nie potrafiła się już
nigdy odrodzić i odbudować.

Jest przytoczony tekst kroniki Anonima-Galla
jedną, zarazem jedyną wzmianką o istnieniu w Pol-
sce takiej drugiej metropolii.

Jest oczywiście poza tym jeszcze kilka wskazówek
pośrednich, ale te mogą być wydobyte jedynie drogą
rozumowania, częściowo należą do tego rodzaju wia-
domości, które w związku z powyżej postawionym
zagadnieniem tłumaczą się lepiej i jaśniej. Przy tak
zatem szczupłym, częściowo tylko pośrednim mate-

296

O zaginionej metropolii

riale źródłowym, nie można mówić o pełnym obrazie
dziejów tej metropolii; "w dużej mierze będziemy
zmuszeni opierać się o pewne prawdopodobieństwa,
uzasadnione jedynie logiką faktów. Ale w tym wzglę-
dzie nie znajdujemy się może w gorszym położeniu,
niż gdybyśmy chcieli w tym okresie dziejów przed-
stawić sprawy wielu innych biskupstw polskich.
I o nich posiadamy niezwykle mało pozytywnych da-
nych, a często brak nam nawet i tych pośrednich
wiadomości, z których tu kilka będzie dość wymow-
nych, by nam rzucić choćby trochę światła na pewne
momenty istnienia tej drugiej, tajemniczej, metropo-
litalnej prowincji czasów Bolesława Chrobrego.

Na tym miejscu omówię jeszcze jeden przekaz,
który, jak sądzę, odnosi się do tej drugiej, zaginionej
metropolii. Stoi on na przełomie między wiadomo-
ściami pozytywnymi a pośrednimi.

W Roczniku kapitulnym krakowskim4 mamy pod
latami 1027 i 1028 dwie ciekawe zapiski, których po-
chodzenia i źródeł nie znamy5. Weszły one do tej
kompilacji z jakiegoś niewątpliwie dawnego źródła,
a raczej może z dawnych źródeł, jak sądzić wolno.
Brzmią zaś te zapiski:

1027 Ypolitus archiepŁscopus obiit. Bossuta successit.
1028 Stephanus archliepisoopus obiit.

Zapiski te dwie przypisuje się prawie powszechnie
arcybiskupom gnieźnieńskim. Rzeczywiście polskie
imię Bossuta = Bożęta świadczy o tym, że takiego

4 MPH II s. 794.

5 Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku-Ana-
stazym (Polska a Dijon). Dodatek pt. O dwu metropoliach
w Polsce Przegl. Hist. 1905/1.

Źródła

297

arcybiskupa należy szukać w Polsce, poza tym stwier-
dzić można, że w latach tu podanych, 1027 i 1028,
na żadnej ze znanych nam stolic arcybiskupich nie
było ani arcybiskupa Hipolita, ani Stefana. Tacy arcy-
biskupi, jeżeli ich zapisało źródło polskie, mogli być
arcybiskupami jedynie w Polsce.
Ale jeżeliby obie te zapiski odnosiły się do pa-
sterzy tego samego arcybiskupstwa, to trzeba by
przyjąć, że zapisujący je opuścił tu dwie ważne
wiadomości, których należałoby się spodziewać, jednej
o śmierci arcybiskupa Bożęty-Bossuty, i drugiej, skoro
zapisał śmierć Stefana, o objęciu przez niego stolca
arcybiskupiego. Te dwie luki w tych dwu zapiskach,
rok po roku zapełnianych, są bardzo rażące, nie tłu-
maczą się dostatecznie dla pisarza, który by je zapisał.
Bo w takim razie, jeżeli obie one dotyczą tej samej
katedry, należałoby sądzić, że w obrębie tych dwu
lat, zatem może tylko kilkunastu miesięcy, zmarło
aż trzech po sobie arcybiskupów tej samej stolicy,
•że dalej było dość czasu na dwa pełne sediswakanse
, i na początek trzeciego, na naznaczenie dwu po
.Hipolicie następców, na ich zapewne wyświęcenie,
wreszcie na najkrótsze ich rządy. Można mieć naj-
bardziej usprawiedliwione wątpliwości, czy w obrę-
bie tak niedługiego, ograniczonego czasu dałoby się
tyle faktów pomieścić. Taki zbieg tych trzech śmierci
w ciągu niecałych dwu lat wydawał się już dawniej
tak nieprawdopodobny, że już w naszych średnio-
wiecznych zabytkach rocznikarskich przekładano datę
śmierci Stefana na czas znacznie późniejszy 6. W inny
sposób starali się ominąć tę trudność uczeni nasi,

6 MPH II s. 794 uw. 2 i III s. 406.

298

O zaginionej metropolii

jak St. Laguna i T. Wojciechowski, którzy przyjmo-
wali, że Bossuta-Bożęta jest tą samą osobą co Stefan,
który miał nosić, wedle ich przypuszczenia, dwa imio-
na, jedno imię własne, rodowe, i drugie, chrzestne
czy zakonne. W ten sposób zamiast nieprawdopodob-
nego faktu śmierci trzech arcybiskupów mielibyśmy
tylko dwa zgony, rzecz, która nie może wywoływać
zastrzeżeń. Tłumaczenie St. Laguny i T. Wojciechow-
skiego nie może być oczywiście niczym udowodnione,
ale tłumaczenia takiego nie można a limine odrzucić:

takie podwójne imiona bywały w użyciu 7, moglibyśmy
się jedynie zastanawiać, dlaczego pisarz tych zapisków
zapisał tę samą osobistość pod dwoma imionami, dla-
czego w r. 1027 męczył się, by oddać polskie Bożęta
przez zlatynizowane Bossuta, kiedy mógł bez trudu
oba razy napisać łatwe, powszechnie znane imię
Stephanus? Wreszcie jeżeli raz napisał Bossuta, czemu
.imienia tego nie powtórzył w r. 1028? ...

-" To są zapytania i wątpliwości, na które wyjaśnie-
nia i odpowiedzi nie znajdujemy. • •".

Lat temu czterdzieści zaproponowałem inne toż- •
wiązanie tej trudności8. Wobec przyjętego przeze
mnie faktu istnienia w tych czasach dwu stolic
arcybiskupich w Polsce,, wydaje mi się być rzeczą
wysoce możliwą, prawdopodobną, że jedna z tych
Zapisek odnosi się do katedry gnieźnieńskiej, druga

.7 Por. niżej: St. Kętrzyński O imionach piastowskich do
końca XI wieku; Fr. Bajak Studia nad osadnictwem Małopol-
ski RAUhf 1905/47 s. 207; por. St. Laguna Pierwsze.. wieki
kościoła polskiego s. 562 uw. l; T. Wojciechowska. Szkice hi-
staryczne XI wieku Kraków 1904, indeks.

8 St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku- Anastazym.

Źródła

299

zaś do tej drugiej, zaginionej, jest zaś rzeczą nie bu-
dzącą żadnej wątpliwości ani trudności przyjęcie
śmierci dwu arcybiskupów dwu różnych stolic
w obrębie dwu lat po sobie następujących, gdy śmierć
trzech arcybiskupów jednej katedry w ramach tak
krótkiego czasu będzie budzić zawsze usprawiedłiwione niedowierzanie.

Gdybyśmy to tłumaczenie przyjęli, to znaczy, że
każda z tych zapisek jest dla siebie samoistną cało-
ścią, może z dwu różnych, odrębnych źródeł pocho-
dzącą, mielibyśmy tłumaczenie, dlaczego nie mamy
wiadomości o śmierci Bossuty,, dlaczego wreszcie nie
podano nam wiadomości o objęciu tronu arcybiskupiego... przez Stefana. Bossuta zmarłby w wiele lat
dopiero po r. 1027, gdy Stefan zostałby arcybiskupem na lat wiele przed r. 1028. Czy źródło tych wiadomości Rocznika kapitulnego zawierało o tym za-
piski i tylko pominięto je następnie, sprawdzić dziś
już nie sposób. Raczej jednak, wolno sądzić, takich
wiadomości tam nie było.

Spostrzeżenie powyższe, że zapiski z. lat 1027
i 1028 odnoszą się prawdopodobnie do tych dwu polskich metropolii, pozostaje w zgodzie -ze zdaniem
powyżej już. postawionym, że ta druga metropolia
przeżyła Chrobrego i zaginęła po Mieszku II dopiero
w pierwszych latach rządów Kazimierza Odnowiciela.

Za to nie widzę dziś potrzeby zastanawiania się,
która z tych dwu zapisek odnosi się do tej czy do
tamtej stolicy metropolitalnej. Przed laty czterdzie-
stu pragnąłem pierwszą z nich przypisać arcybiskupstwu gnieźnieńskiemu, jako że rząd i ciąg dalszy
arcybiskupów jest tam zachowany — brak jednak

300 O zaginionej metropolii

wiadomości o następcy Stefana, ale może być tłuma-
czony, że takiego następcy nie było.

Czy arcybiskup Stefan jest tą samą osobistością,
co Stefan mnich międzyrzecki, na co wskazał T. Wojciechowski9, odpowiedzi trudno dostarczyć. Wyklu-
czone to być nie może, lubo różnica lat dwudziestu
między wiadomością z Vita Quinque Fratrum a za-
piską Rocznika kapitulnego może budzić powątpie-
wanie.

9 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. s. 17.

II

Odzież jednak mogła się mieścić w obrębie ówcze-
snej -Polski czasów Bolesława Chrobrego taka druga,
obok gnieźnieńskiej, prowincja kościelna?

Odpowiedź jest prosta, lubo mimo prostoty nie-
łatwa — leżała ona tam, gdzie nie było prowincji
kościelnej gnieźnieńskiej. Otóż o budowie kościoła
w Polsce, o terytorialnym rozmieszczeniu archidie-
cezji gnieźnieńskiej i zasięgu jej władzy metropoli-
talnej jesteśmy nadzwyczaj słabo poinformowani,
bo opierać się tu możemy jedynie, o ile chodzi o czasy
najdawniejsze, o krótką i małomówną notatkę współ-
czesnego Thietmara, podaną przy sposobności opisu
zjazdu gnieźnieńskiego 10. Źródła polskie, nawet naj-
dawniejsze, nic zdają się nie wiedzieć o tych spra-
wach. Z tego powodu sądzimy wielokrotnie o kon-
strukcji prowincji kościelnej gnieźnieńskiej na pod-
stawie tego, co wiemy o niej z czasów późniejszych,

10 Lib. IV c. 28.

302

O żagwiom, ej metropolii

z XII, XIII czy XIV wieku, przenosząc te wiadomości
w czasy najdawniejsze, do r. 1000. Przyjmujemy co:

. prawda nawet dość znaczne zmiany granic, kiedy
w czasach późniejszych tworzono nowe biskupstwa,
jak płockie, kujawskie czy lubuskie, ale zmian, które
są konieczne w związku z utworzeniem jeszcze dru-
giej prowincji kościelnej, nie brano nigdy pod uwagę.

A zmiany takie trzeba przyjąć jako pewnego rodzaju
konieczność, jeśli obok Gniezna mamy pomieścić.
drugą w Polsce metropolię.

To, co podaje nam Thietmar, jest niezwykle ogól-

nikowe — nie daje on nam żadnych wiadomości
o granicach diecezjalnych, wszystko, co o tych gra-
nicach wiemy, pochodzi z czasów znacznie później-
szych. Z przedstawienia spraw, kościelnych, urządzo-

nych w r. 1000, tyle można wywnioskować na podsta-

wie relacji biskupa merseburskiego, że brak tam
spodziewanych biskupów dla Kujaw i Mazowsza —
spodziewanych i koniecznych, gdyby prowincja gnieźnieńska miała była objąć całość terytorium państwa

-. Bolesława Chrobrego. Stąd jednak rodzi się pytanie,
. czy w r. 1000 zostawiono te strony pod opieką któ-
regoś z już utworzonych biskupstw, np. arcybiskupstwa
gnieźnieńskiego, czy też pozostawiono je poza orga-
nizacją prowincji gnieźnieńskiej, tak by następnie
na takich kanonicznie nie zajętych przestrzeniach na
wschodzie stworzyć w przyszłości nowe stolice i okrę-
gi biskupie. Bo w ten sposób unikano by kanonicznych

"trudności, które by mogły się zjawić, gdyby okazała
się potrzeba parcelowania, już prawnie, kanonicznie
istniejących terytoriów biskupich, a miano by zu-
pełną swobodę takiego czy innego urządzenia kościel-
nego tych stron.

Obszar

303

Otóż rozpatrując te dwie możliwości, tj. czy pier-
wotna budowa prowincji kościelnej gnieźnieńskiej
była przeznaczona dla całości państwa Chrobrego,
czy też dla jego połaci zachodniej, należy się raczej oświadczyć za tą drugą. Nie tłumaczyłaby się sprawa pozostawienia np. poza organizacją kościelną Kujaw??-
i Mazowsza, gdyby strony te miano w przyszłości."
przyłączyć do Gniezna. Gdyby takie były plany, pow-
stałyby tam katedry już w r. 1000, a nie zostawiono
by tęgo dalszej przyszłości. Trzeba też przyjąć, że
Bolesław Chrobry przedstawił Rzymowi plany ko-
ścielne dostatecznie przemyślane i dojrzałe, takie,
które mogły nastręczać dużo trudności materialnych
dla ich urzeczywistnienia, ale nie mogły się w nich
kryć ani błędy, które by w przyszłości utrudniały
lub uniemożliwiały pewne następne osiągnięcia roz-
budowy organizacji kościelnej, ani nie mogły być ,
przewidziane jakieś poprawki czy dopełnienia. Jeżeli, jak to sądzić należy, przed r. 1000 stworzono w Polsce plan utworzenia prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, i jeżeli, jak to zobaczymy, niedługo po r. 1000
przystąpiono do realizowania projektów tyczących się.
tej drugiej metropolii, to trzeba przyjąć, że już przed
r. 1000 była na porządku dziennym sprawa utworze-
nia dwu stolic metropolitalnych, czyli że plan bu-
dowy prowincji kościelne j,gnieźnieńskie j, zrealizowany
w r. 1000, przewidywał i uwzględniał także i plany
tyczące się stworzenia z czasem tej drugiej prowincji.
Innymi słowy granice wytknięte w r. 1000 dla Gnie--
zna były równocześnie i granicami dla tej przyszłej
fundacji kościelnej, dla Gniezna były to granice
wschodnie, dla tej drugiej zamierzonej metropolii
były one granicami zachodnimi.

304

O zaćmionej metropolii

Obszar

305

Te względy należy mieć na uwadze rozpatrując
przekaz Thietmara o założeniu biskupstw w Polsce
podczas zjazdu gnieźnieńskiego w r. 1000.

Wedle zatem Thietmara Pomorze otrzymało swego
biskupa w Kołobrzegu, Polska (Wielkopolska) została
podzielona między Poznań i Gniezno. Śląsk miał
swego biskupa we Wrocławiu, było wreszcie biskup-
stwo w Krakowie. Te strony zatem tworzyły tery-
torium prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, co było
poza tym, należałoby do tamtej drugiej, zaginionej
metropolii. Ale takie postawienie sprawy nie roz-
wiązuje bynajmniej trudności.

Bo jeżelibyśmy przyjęli, że biskupstwa prowincji
gnieźnieńskiej zajmowały w państwie Chrobrego ten
obszar, który dowodnie znamy z czasów następnych,
późniejszych, to trudno by było myśleć o wykrojeniu
.na terytorium np. późniejszych biskupstw mazowiec-
kiego i kujawskiego dostatecznej przestrzeni dla po-
. mieszczenia tam całej osobnej prowincji kościelnej.
Jeżeli przyjmujemy fakt, że Bolesław Chrobry w przemyślanym przez siebie projekcie postanowił dać Pol-
sce dwie prowincje kościelne, to trzeba sądzić, że
podzielił swe państwo na dwie części — dwie części
mniej czy więcej sobie równe pod względem obszaru.
Stąd płynie dalszy wniosek, że ta pierwotna pro-
wincja kościelna gnieźnieńska musiała się mieścić
w ciaśniejszych granicach, czyli że wschodnia granica
tej prowincji, zatem wschodnia granica arcybiskupstwa
. gnieźnieńskiego i biskupstwa krakowskiego, nie po-
krywa się z późniejszymi tych biskupstw granicami.
Jednym słowem wschodnia granica pierwotna z r. 1000
musiała być inna, że już w latach 999 i 1000, gdy
obmyślano utworzenie prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej, brano pod uwagę, że obok tej prowincji
miano w niedalekiej przyszłości stworzyć drugą i że
dla niej należało zostawić dostateczne miejsce na
obszarach państwa Bolesława Chrobrego.

Jeżeli tego rodzaju wyrozumowane wnioski mamy

.prawo wysunąć, powstaje zapytanie, czy wnioski takie
dadzą się poprzeć i usprawiedliwić, nie to faktami
i źródłami, bo o tym w ogóle mówić nie można, ale
przynajmniej spostrzeżeniami, które by je popierały
i były z nimi w zgodzie. Sądzę, że tak, sądzę, że takie

, spostrzeżenia dadzą się przytoczyć. Przede wszystkim
należy zaznaczyć, że to, co mówi nam o budowie
kościelnej prowincji gnieźnieńskiej użyteczny acz ma-
łomówny Thietmar, pozwala sądzić, że podstawą tej
budowy była zgodność tworzonej jednostki admini-
stracyjno-kościelnej z odpowiednią jednostką admi-
nistracyjno-szczepową 11. Przy wybieraniu zaś miej-
sca na stolice biskupie były brane także pod uwagę
względy praktyczne, centralnego położenia takich
stolic na obszarze biskupstwa. Pomorze jako silnie
wyodrębniona jednostka administracyjno-szczepowa
otrzymuje osobne biskupstwo, ze stolicą biskupią nie
w Wolinie czy Szczecinie na zachodzie lub w Gdań-
sku na wschodniej rubieży, miejscowościach bardzo
znacznych i wybitnych zarówno politycznie, jak go-
spodarczo, lecz w Kołobrzegu, w ośrodku zatem dru-
gorzędnym, za to centralnie położonym. Polska wła-
ściwa, podzielona na dwie diecezje, gnieźnieńską
i poznańską, otrzymuje swe stolice w dwu miejsco-

11 Doszukiwanie Się zasady budowy diecezji polskich na
podstawie administracyjno-szczepowej jest u nas powszech-
nie przyjęte. Pewne zastrzeżenia wysuwa K. Buczek Biskup-
stwa polskie Kwart. Hist. 1938/42.

306

O zaginionej metropolii

wościach, najpoważniejszych niewątpliwie politycznie
i administracyjnie, a położonych względnie central-
nie, chociaż nie tak dobitnie środkowych, jak Ko-
łobrzeg. Dla bardzo wydłużonego obszaru Śląska był
Wrocław nie tylko grodem największym, ale również
bardzo centralnie położonym. Ten wydłużony obszar
Śląska, oczywiście niewygodny, jednak jako jedno-
stka administracyjno-szczepowa otrzymał swe biskup-
stwo, a nie uległ jakiejś całkowitej czy częściowej
parcelacji. A Kraków? Gdybyśmy przyjęli, że diecezja
krakowska posiadała od r. 1000 te ogromne obszary,
które posiada później, w wiekach następnych, to
trzeba by sądzić, że zbudowano ją na zupełnie innych,
odmiennych zasadach i podstawach niż tamte, że
zbudowano ją wreszcie wbrew zrozumiałej zasadzie
ekonomii sił i wbrew zadaniom, które były związane
z tworzeniem organizacji administracyjno-kościelnej.
Bo stolica tego obszaru, Kraków, przypadłaby na za-
chodni skrawek tej diecezji, tak iż biskupowi trudno
by było doglądać i pamiętać o dalekich wschodnich
ziemiach jego diecezji, wierni zaś i duchowieństwo
byłoby skazane na trudności często nie do przewal-
czenia, by dotrzeć do swego pasterza. Budowa zatem
diecezji krakowskiej, taka, jaką znamy z czasów póź-
niejszych, stoi w rażącej sprzeczności z tym, co widzi-
my w innych diecezjach prowincji gnieźnieńskiej.
Pozwala to nam też wątpić, czy obszar tej diecezji
jest zgodny z tym stanem, który został stworzony

w r. 1000.

Jest tu do poruszenia jeszcze jedno spostrzeżenie,-•-
na które zwrócić należy uwagę, a mianowicie na bardzo rażące różnice, jakie widzimy między budową.
organizacji kościelnej na północy i na południu Pol-

Obszar 307

ski. Kiedy na północy widzimy duże zagęszczenie bi-
skupstw, bo mamy tu obok siebie w r. 1000 biskup-
stwa: kołobrzeskie, poznańskie i gnieźnieńskie, a w wie-
ku następnym wolińskie, lubuskie, poznańskie, gnieź-
nieńskie, kujawskie i mazowieckie, nie licząc enklawy
czerskiej, to na południu mamy tylko jedną diecezję,
krakowską, największą obszarem w Europie, sięga-
jącą od źródeł Wisły po Bug, prawie od granic morawsko-czeskich po Ruś i Jaćwingów. To samo już
Wskazuje, że ten stan rzeczy na południu jest wytwo-
rem innych założeń niż te, które były miarodajne dla
biskupstw tworzonych w latach 999 i 1000 — powiedzmy, że były one wynikiem innego, różnego pro-
cesu historycznego. Podobnie wszystkie funkcje ko-
ścielne klasztorne, benedyktyńskie (jak nawet póź-
niejsze cysterskie XII w.) prawie nie przekraczają
biegu Wisły, karta ich rozmieszczenia jest biała pa
prawym brzegu Wisły. A świadczy to nie tylko o głę-
bokim zniszczeniu, jakim uległy te strony wschodnie
w latach klęsk za Kazimierza Odnowiciela, ale i o tym, że w czasach późniejszych może mniej tu dbano
o podbudowę kościelną: odgrywały tu zapewne dużą
rolę względy ekonomiczne, ale może i kościelnie uwa-
żano te strony jako niepewną własność. Wolano je
zakładać na własnym pierwotnym terytorium niż tam,:

gdzie posiadanie nie było kanonicznie dostatecznie
ustalone.

Stąd dalej wniosek, że biskupstwo krakowskie
musiało być pierwotnie przeznaczone dla ziemi kra-.
kowskiej, dla terytorium plemiennego Wiślan. Dla
takiego terytorium był Kraków nie tylko miejsco-
wością najwybitniejszą, ale zarazem bardzo centralnie
położoną. Z tym odpadałoby z przestrzeni późniejszej

20*

308

O zaginian.ej metropolii

diecezji krakowskiej wszystko, co nie jest ziemią
Wiślan, Krakowszczyzną, zatem Wiślica, Sandomierz

i ziemie między Wisłą l Bugiem.

Jest , może rzeczą trudną oswoić się z tą myślą
tak znacznego obcięcia diecezji krakowskiej, z której
obszarem przywykliśmy się liczyć od wielu wieków.
Tu jednak zwrócić wypada uwagę, że późniejsze
księstwo krakowskie było w IX w. ziemią, księstwem
Wiślan, odrębne zawsze od Sandomierszczyzny — że
w XI w. odróżnia się między sobą dwie “regni sedes
principales" 12, Kraków i Sandomierz, że w XII w.
sankcją pragmatyczną Bolesława Krzywoustego pod-
niesiono to księstwo krakowskie do organu prawno-
publicznego nadrzędnego, gdy Wiślica i Sandomierz
pozostały osobno, bez związku z Krakowem, że
w XII w. mistrz Wincenty Odróżnia między sobą
bardzo dobitnie i skrupulatnie Cracovitae i Sandomi-
ritae 13, że w XII i XIII w. żyją te dwie dzielnice
wielokrotnie oddzielone swym własnym życiem pań-
stwowym, nie wykazując między sobą bliższych i głęb-
szych związków organizacyjno-ustrojowych, że wre-
szcie pozostał po tych czasach i stosunkach wyraźny
ślad w tytulaturze książęcej, a następnie królewskiej:

Dux Cracovie et Sandomirie", gdy nie wyrobiło się
nigdy pojęcia, które by wiązało ze sobą bliżej księ-
stwo krakowskie z sandomierskim.

Z tych powodów, sądzę, należy przyjąć nie tylko
zmniejszenie przestrzeni biskupstwa krakowskiego do
ram, które nam daje obszar księstwa krakowskiego,
do jednostki zatem takiej, jaką widzimy w innych

i2 Gall-Anoniim, lib. II c. 8, 16.
" MPH II s. 744. ,

Obszar

309

biskupstwach, na Pomorzu, Śląsku czy Kujawachli,
ale i granice arcybiskupstwa gnieźnieńskiego na
wschodzie, a- częściowo na południu winny się zga-
dzać z granicami administracyjno-szczepowymi Po-
lanł s.

W ten sposób otrzymujemy, poza terytorium

objętym przez prowincję kościelną gnieźnieńską, do-
statecznie duży obszar dla pomieszczenia na nim
drugiej prowincji, krótkotrwałej.

Obejmowałaby ona zatem Kujawy z ziemią cheł-
mińską, Mazowsze, Łęczycę z Sieradzem, Sandomierz
z Wiślica, w czasach od r. 1018 może i ruskie nabytki

14 M. Gębarowicz, Mogilno, Płock, Czerwinsk. Studia nad
organizacją kościola na Mazowszu w XI i XII w. Prace hi-.-
storyczne w 30-lecie działalności profesorskiej Stanisława
Zakrzewskiego Lwów 1934 s. 157, pisze, że “... charaktery-
styczną cechą polskiej mapy kościelnej jest jej niezgodność
,z podziałem politycano-admiinistracyjnym. Czy przyczyny tego
szukać należy w dawnym ustroju plemiennym, orzec trudno, i
gdyż wiemy o nim równie mało, jak i o pierwotnym rozgra-
, "niczeniu kościelnym... na ogół jednak stwierdzić można, że
granice polityczne wykazują -więcej logiki w wyzyskiwaniu

warunków naturalnych aniżeli kościelne. Jedne i drugie po-
- -krywają się z sobą wzajemnie jedynie na Śląsku, w ziemi
krakowskiej oraz na Kujawach, zresztą każda z pozostałych
dzielnic historycznych podlega pod względem kościelnym dwom

lub trzem biskupstwom".

15 M. Gębarowicz Mogilno, Ptock, Czerwinsk s. 153. “Bis-
kupstwo pierwotnie mazowieckie, później płockie,, powstało
nie przez okrojenie części biskupstwa poznańskiego... ale przez
wydzielenie z archidiecezji gnieźnieńskiej, czego śladem jest
kanonikat stały arcybiskupa w kapitule płockiej. Biskup-
stwo mazowieckie do r. 1124 obejmowało prawdopodobnie
cały prawy brzeg Wisły aż do granic diecezji krakowskiej,
• ponadto zaś po lewym brzegu rzeki w granice jego wchodziła
ziemia gostyńska i północna część sochaczewskiej i warszaw-

310

O zaginionej metropolii

z Przemyślem le. Jeżeli dla prowincji kościelnej
gnieźnieńskiej byłaby Odra osią krystalizacyjną, z tym,
że diecezja kołobrzeska opierałaby się o lewy brzeg
dolnego biegu Wisły, a tylko biskupstwo krakowskie
obejmowało dorzecze górnej Wisły, to dla tej drugiej
byłaby taką osią średnia Wisła po jej bieg dolny.

Nie jest mi jasne, czy ziemia chełmińska tworzyła
w tych czasach silniej wyodrębnioną jednostkę admi-
nistracyjno-plemienną, czyli czy wolno by było przy-
puszczać, że stworzono wtenczas dla niej osobne bi-
skupstwo. Nie można za to wątpić, że takie biskup-

skiej; ziemia Czerska należała do archidiecezji, której obszar
od południowego wschodu określały rzeki Pilica i Wisła.
Sztuczność granic archidiakonatu czerskiego jest wynikiem
jego późnego powstania". A. Małecki Studium o bulli In-
nocentego II z r. 1136. Z przeszłości dziejowej l s. 110, pisze:

Ą jednak kto się dziwnej konfiguracji tego arcybiskupstwa
ma karcie przypatrzy... trudno pewnie, żeby uwierzył, iż to
stan pierwotny, a jeżeliby był pierwotny, żeby bez jakiegoś
szczególnego powodu wytyczony w granicach przez swego fun-
datora... tym skłonniejszymi czujemy się przypuścić, że ta, tak
niepomiernie szeroka rozległość południowego obszaru (nb.
arcybiskupstwa gnieźnieńskiego), mieć musi jakieś specjalne
powody, które zajść mogły czy to później (przy erekcji innych
biskupstw), czy może przy pierwszej fundacji arcybiskupstwa,
w taki sposób, iż wcielono do niego kompleks ziem przyna-
leżnych albo przeznaczonych dla innej organizacji kościelnej".
Tamże s. 112 twierdzi: “... zgadzam się zupełnie na to, że die-
cezję kujawską wykrojono z obszaru pierwotnej archidiecezji
gnieźnieńskiej..." St. Laguna, Pierwsze wieki kościoła polskiego,
s. 561, mówiąc o św. Brunonie sądzi, że ..,,wschodnia zaś kra-
ina zawierająca Sieradz, Spicymierz, Małogoszcz, Rozprzę,
Łęczycę, Zamów i Skrzynno mogłaby wskazywać zakres ar-
chidiecezji powierzonej Brunonowi".

16 T. Wojcieóhowski, Szkice historyczne XI w. s. 133,
kombinując, jakie mogłyby być biskupstwa projektowane

Obszor

311

stwa musiały otrzymać Mazowsze i Kujawy 17. Co
się tyczy Kujaw, Kruszwicy, zachowała się tradycja,
że biskupstwo kruszwickie było fundacją Mieszka II18,
co już A. Małecki tłumaczył, że musiało być ono ra-

w r. 1075, co można by bez zastrzeżeń zastosować do czasów
Bolesława Chrobrego, wymienia: Gniezno, Poznań, Kraków,
. "Wrocław, Kruszwicę, Płock, następnie Kalisz, o którym wspo-
•;~.mina Ebbona Żywot św. Ottona I, II c. 8, jako o biskupstwie,
ii- dalej wymienia T. Wojciechowski Sieradz, uważając że
"•• “... wskazówką byłaby okoliczność, że w bulli 1136 r. jest wy-
. "zmieniony Sieradz na samym czele grodów wielkopolskich aa-
.liczonych do grodów archidiecezji gnieźnieńskiej i w r. 1075
mogła być z tych grodów osobna diecezja aż nadto obszerna".
Następnie wymiienia Zarwfichost “...opisany w bulli z roku 1148:

ecciesia Sancte Marie m Zawichost cum Castro Lagow et de-
cima eius aliisoue suis appendicias; jest rzecz niesłychana,
żeby kościół parafialny był uposażony grodem i kasztelanią".
Na koniec wymienia jako możliwość biskupstwo ruskie. Mam
oczywiście pewne zastrzeżenia, co się tyczy Kalisza, co się
tyczy również Sieradza, w miejsce którego biorę pod uwagę
raczej Łęczycę. Trudno by było również myśleć o Zawichoście,
raczej bystre spostrzeżenia T. Wojciechowskiego należałoby
wiązać z Sandomierzem. Bliższe zbadanie stosunków uposaże-
nia Sandomierza i Zawichostu rooże by dało tu pewne wska-
zówki. Uwagi powyższe T. Wojciecbowskiego są propozycjami
rzuconymi jakby od niechcenia przez niego, ale te propozycji?
zbiegają się dość wyraziście z taklimi, przeważnie także wyro-
zumowanymi propozycjami powyższymi. Nawet dziewięć bis-
kupstw, których domyśla się T. Wojciechowski, zbiega się
z ilością biskupstw przeze mnie proponowanych. Różnica po-
lega na tym,, że ja przenoszę te sprawy w czasy Bolesława
Chrobrego i w ramy dwu prowincji metropolitalnych, a pro-
jekty reform z czasów Bolesława Śmiałego i Grzegorza VII
uważam za nawrót do stosunków pierwotnych, aniszcaonycn

burzą za Kazimierza Odnowiciela.

17 Bez względu na dawniejsze poglądy na te sprawy
A. Małeckiego czy W. Kętrzyńskiego i Wł. Abrahama.

ISMPH II s. 482. Kronika Wielteop, c. 11.

312

O zaginionej metropolii

czej dziełem Chrobrego, a może tylko budowa pier-
wotnej katedry wiązała się z imieniem jego syna la,
Dalej narzuca się Łęczyca z opactwem, gdzie już
St. Laguna sadowił św. Brunona z Kwerfurtu jako
arcybiskupa 20. Co się tyczy Sieradza, to można mieć
wątpliwości, czy był to dość ważny i obszerny teren,
by na nim pomieścić osobne biskupstwo, czy zatem
nie był włączony gdzie indziej, np. do Łęczycy. Wre-
szcie wchodziły tu w grę Sandomierz, nie licząc je-
szcze możliwości istnienia jakiegoś biskupstwa dla
stron pogańskich, a uzależnionych od Chrobrego21,
czy jakiegoś biskupstwa dla następnych zdobyczy
ruskich, gdzie już T. Wojciechowski doszukiwał się
w Przemyślu biskupstwa lubuskiego22. W ten sposób
liczyłaby ta prowincja kościelna cztery, może i pięć
diecezji, zatem tyle czy prawie tyle, co jej starsza
siostrzyca, metropolia gnieźnieńska.

Gdzie jednak mogło się znajdować to drugie obok
Gniezna arcybiskupstwo?

19 A. Małecki Z dziejów i literatury Lwów 1896 s. 2.21.

20 St. Laguna Pierwsze wieki kościoła polskiego S. 561.
Podobnie sądzi o Łęczycy A. Małecki Studium o bulli Jn.-
nocentego II. Z przeszłości dziejowej I s. 112, gdzie podkreśla,
że Łęczyca wygląda tak, jakby to była osobna fundacja bis-
kupia pochłonięta przez Gniezno albo że było zamiarem utwo-
rzenie tam biskupstwa. K. Potkański, Opactwo na łęczyckim
grodzie RAUhf 1902/43 s. 120, wyraża się z pewną rezerwą
w tej sprawie, jest raczej negatywny.

21 Por. Anonim-Gall, lib. l c. 6: “... ecciesias ibi magni-
ficas et episcopos per apostollcum, immo apostolicus per eum
ordinavit". Tamże c. 11: “Gentes vero barbarorum... ad verae
religionis incrementum ooercebat. Insuper etiam ecciesias i!bi
de proprio construebat, et apiscopos bonorłfioe clericosque
canonice cum rebus necessariis apud incredulos ordinawit".

22 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w, s. 31 n.

Obszar

Sądzę, że z góry spośród przypuszczalnych bis-
skupstw wykluczyć należy Kruszwicę i Płock; gdyby
w tych grodach, które w XII w. miały znowu swoich
biskupów, było kiedyś w XI w. arcybiskupstwo, to
tradycja o tym nie mogłaby zaginąć, przetrwałaby
i dotarłaby do naszych czasów. O Łęczycy myślał, nie
uzasadniając tego bliżej, St. Laguna sadowiąc tam jako
arcybiskupa św. Brunona 23. Ale Łęczyca wydaje się
być zbyt małym ośrodkiem, a byłoby też dziwne,
gdyby pomieszczono obok siebie w bliskim sąsiedz-
twie dwu arcybiskupów, jednego w Gnieźnie, dru-
giego w Łęczycy. Pozostałby zatem Sandomierz24,
niewątpliwie na południu państwa Bolesławowego
najpoważniejszy po Krakowie ośrodek, a w obrębie
rozpatrywanego terytorium ważniejszy politycznie,
wojskowo i gospodarczo od Łęczycy czy Płocka. Je-
żeli metropolia gnieźnieńska mieściła się na północ-
nym zachodzie państwa, to Sandomierz byłby ośrod-
kiem kościelnym na południowym wschodzie 25.

23 St. Laguna Pierwsze wieki kościoła polskiego- s. 5fil,

24 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w, s. 133,,;]e-

go uwaga o Zawichoście. .

25 Rzucono myśl, czy w związku ze sprawą hipotetycz-
nego określenia tego drugiego arcybiskupstwa nie należałoby
wziąć pod uwagę wiadomości najstarszego Katalogu biskupów
krakowskich, MPH III s. 328: “Aaron archiepiscopus V,
tj. uczynić Kraków stolicą tej drugiej metropolii. Gdyby przy-
jąć tę kombinację, wynikałoby, że już w samym początku
XI w. biskupstwo krakowskie zostało odłączone od prowincji
gnieźnieńskiej, podniesione do godności arcybiskupiej i po-
stawione na czele organizującej się nowej prowincji kościel-
nej. Nie zdaje mi się, by taki domysł, także hipotetyczny,.
przedstawiał się korzystmiej. Pamiętać należy, że Chrobry
musiał w Rzymie przedstawić projekt rozbudowy kościoła
dojrzały i przemyślany, czyli byłoby rzeczą dziwną, gdyby

314

O zag-inwnej metropolii

Poniżej jeszcze postaram się poprzeć to przypusz-
czenie pewnym spostrzeżeniem, które w związku
•Ł Sandomierzem tłumaczy się lepiej niż tym, którym
bywa zwykle opatrywane.

już w parę lat po r. 1000 miał sam burzyć to, co zrobił po-
przednio, wprowadzając tak głębokie zmiany w konstrukcji
prowincji kościelnej, wykonanej z takim trudem. Bo zmiana
tego rodzaju mogła go narazić nawet na przeszkody poważne,
natury kanonicznej. Dalej nie mamy żadnej możności stwier-
dzenia powyższej zapiski Katalogu: czy znaczyć to ma, ze
Aaron był piątym z rzędu arcybiskupem w Krakowie, czy
też, że piąty z rzędu biskup krakowski Aaron był arcybisku-
pem. Ponieważ był on rzeczywiście od r. 1000 piątym bisku-
pem krakowskim, ponieważ żadnemu z jego poprzedników.
tradycja nie dała zaszczytnego tytułu arcybiskupiego, zatem
.należy postawić przecinek raczej po archiepisoopus niż przed.
.Wreszcie trudno by było wytłumaczyć, jakiej katastrofie uległ,
po pół wieku z górą przewodniczenlia takiej metropolitalnej
prowincji, Kraków po śmierci Aarona w r. 1059, że tytuł ten
utracił i wrócił pod zwierzchność Gniezna. Bo gdyby Aarori
był metropolitą po swym poprzedniku na stolcu krakowskim,
to znając jego zalety i energię, byłby zapewne dość zapo-
biegliwy, by starać się, choćby częściowo, o odbudowanie tycti
biskupstw, które jego władzy podlegały. Tej zatem kombi-
nacji Q Krakowie nlie podzielam, notując tylko myśl luźno
rzuconą w dyskusji.

Teren, wyznaczony powyżej jako przypuszczalnie
zajęty przez tę drugą polską prowincję kościelną,
musiał być obszarem dużo słabiej podlegającym
wpływom chrześcijaństwa niż strony zachodnie po-
krywające się z prowincją kościelną gnieźnieńską.;

Strony te, przylegające do Rusi, graniczące z •po-
gańskimi budami Prusów, Litwy czy Jaćwingów,
oddzielone od bezpośredniego współżycia z chrześci-
jańskim Zachodem, zawsze bardziej zacofane i konserwatywne w porównaniu z zachodnimi ziemiami
Polski, musiały przeżyć dłuższy okres pracy kościel-
nej, częściowo zapewne noszącej jeszcze charakter
misyjny, zanimby tradycje pogańskie zostały tam wy-
plenione. Nie można się przeto dziwić, jeżeli w tych
stronach, w chwili kiedy zawaliło się sklepienie bu-
dowy państwowej za Kazimierza Odnowiciela, kiedy
prawowity władca był zmuszony opuścić kraj, kiedy
wybuchły ruchy ludowe o charakterze społecznym,
jak i bunty możnowładców w rodzaju Miesława ma-

316

O zaginionej metropolii

zowieckiego, element pogański nabrał tego rodzaju
prężności, "iż przystąpił do zniszczenia istniejącej tam
organizacji kościelnej 26. Mogły się tu jeszcze do-
łączyć napady i wojenne wyprawy sąsiadów, o czym
nie dają nam źródła bliższych wiadomości2T, ale
działalność niszczycielska Pomorzan, Prusów, Jać-
wingów czy Litwinów, wreszcie może Rusi czy ple-
mion koczowniczych z południowego wschodu, ko-
rzystających z braku władzy w Polsce i stąd z braku
zorganizowanego oporu, da się pomyśleć i wyrozu-
mieć. Te czynniki, działające destruktywnie w obrę-
bie dwu czy trzech lat, mogły tak silnie wstrząsnąć
budową kościelną w tych wschodnich stronach, że po
dziele Bolesława Chrobrego nie pozostało śladu.

Kościoły na tych połaciach, zapewne przeważnie
drewniane, uległy spaleniu, duchowieństwo, o ile nie
zostało wytępione, o czym pisze ogólnikowo Anonim-
-Gall 2S i tzw. Nestor 29, ratowało swe życie ucho-
dząc na daleki zachód, szukając schronienia w swych
macierzystych klasztorach. Stąd między tym ducho-
wieństwem, z różnych stron świata rekrutowanym,
łatwo zrywały się więzy organizacyjne, a z tym i cią-
głość organiczna biskupstw, kleru katedralnego czy
zakonnego, klasztornego, uległa zatracie. Kto zresztą
miał myśleć i pracować w latach następnych po ka-
tastrofie nad odbudowaniem tego, co w latach rozgro-
mu, rewolucji i zamętu zaginęło? Kazimierz Odnowi-
ciel po swym powrocie do kraju był zmuszony przez

26 Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel (1034 —1058)
RAUhf 1899/38 s. 295 n, -
• 27 Gall-Anonim, lib. I c. 19.

28 Lib. I c. 19.

29 MPH I s. 697. ••

Losy

317

wiele lat walczyć o Śląsk, o Mazowsze, a nie wiemy,
czy tak od razu był w stanie opanować główne Polski
dzielnice. Musiał ponadto pamiętać o zatarciu śladów
zniszczenia w Gnieźnie, Poznaniu czy Krakowie, co
było zapewne ciężkim wysiłkiem dla zrujnowanego
skarbu książęcego. Mogło nie starczyć środków dla
podjęcia prac około przywrócenia do życia tej dru-
giej, tak doszczętnie zrujnowanej prowincji kościel-
nej. Jeżeli Brzetysław czeski mało dbał o utrzymanie
przy życiu biskupstwa wrocławskiego, bo trudno by
mu było ścierpieć na Śląsku biskupa zależnego od
metropolity gnieźnieńskiego, a tym samym podlega-
jącego wpływom polskiego księcia, to to samo tyczyło
się Mazowsza i Miesława. Miesław, niewątpliwie
chrześcijanin, bo trudno przypuścić, by wysoki dygni-
tarz dworu Mieszka II był poganinem, mógł być opór-
tunistą wobec ruchu społecznego i pogańskiego, który
wyzyskał na własną korzyść. Nie miał on więc żadne-
go powodu pamiętać o sprawach Kościoła, a tym.
mniej o przyjęciu czy osadzeniu biskupa, wykładnika
obcych, księcia Kazimierza, interesów. A nie wiemy,
czy takich Miesławów nie było więcej. Tym sposobem
sprawa odnowienia organizacji kościelnej w tych
wschodnich stronach odkładała się na dalszą przy-
szłość, do czasów szczęśliwszych, spokojniejszych, bo-
gatszych, a z tym ginąć musiały resztki organizacji
kościelnej, gdzie się ona przechowała. Sam Kazimierz
Odnowiciel, tak dbały o sprawy kościelne, nie był
widocznie w możności przeprowadzenia tego zadania.

Ale po pierwszych powodzeniach na wschodnim
odcinku, zatem zapewne po przyłączeniu do Polski
Mazowsza, trzeba było jednak pomyśleć o pewnym,
choćby tylko prowizorycznym urządzeniu kościelnym

318

O zaginionej metropolii

na tych wschodnich ziemiach, o zabezpieczeniu im
jakiej takiej obsługi duszpasterskiej, która by była
w przyszłości podstawą dla odrodzenia zatraconej or-
ganizacji kościelnej. Wtenczas, zatem zapewne koło
r. 1046 30, oddano dla tego celu te strony pod paster-
ską opiekę sąsiadujących biskupstw, t j. Gniezna
i Krakowa, i wtedy zapewne dopiero diecezja kra-
kowska osiągnęła granicę Bugu na wschodzie. Gniezno
znów równocześnie posunęło się równie daleko na
wschód. Nie można wątpić, że uważano krok ten za
prowizorium, skoro z terytorium kujawskiego i mazo-
wieckiego wykrojono. później duże osobne diecezje,
odszkodowując arcybiskupstwo pewnymi nabytkami
leżącymi poza terytorium polańskim, a które, o ile są-
dzić wolno, nie należały pierwotnie ,do arcybiskupstwa.

Tu jednak nasuwa się jedna sprawa, jedna wątpli-
wość, którą należy wyjaśnić.

Wedle powszechnie przyjętego zdania, którego
twórcą jest Wł. Abraham 31, Polska tych czasów-
miała posiadać tylko jednego biskupa, a tym był bis-
kup krakowski. Śląsk był w , rękach czeskich, a jak
już wspomniałem, ani Brzetysław, ani praski biskup-
Sewer nie mieli ochoty dbać- o biskupstwo wrocław-
skie. Wedle Anonima-Galla Gniezno i Poznań były
tak zniszczone przez Czechów, że w ich kościołach ka-
tedralnych dzikie zwierzęta znalazły dla siebie lego--
wisko 32. Jeden zatem Kraków przetrwał burzę i po-

30 Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 335. Jest
możliwość, że likwidacja księstwa mazowieckiego i Miesława.
miała miejsce w r. 1045, nie 1046.

31 Wł. Abraham Organizacja s. 128.

32 Gall-Anonim, Ub. I c. 19.

Losy

319

został czynny, a biskup krakowski Aaron przyswoił
sobie, w spadku po Gnieźnie, tytuł arcybiskupi. Przeciw temu dziś ogólnie przyjętemu i powtarzanemu
zdaniu odezwały się tylko dwa głosy protestu —
pierwszy był w r. 1891 St. Laguna, który w swej pra-
cy Pierwsze wieki kościoła polskiego wyraził wcale
kategorycznie swój sąd negatywny o stosunku do tezy
Wł. Abrahama 33, drugim byłem ja, starając się argu-
mentami mi dostępnymi. dowieś.ć niesłuszności tezy
Wł. Abrahama 34.

Otóż trzeba tu kategorycznie zaznaczyć-i stwier-
dzić, że nie ma ani jednego pozytywnego dowodu,
który by popierał tezę Wł. Abrahama. Bo nie jest
w żadnej mierze pozytywnym dowodem fakt zniszcze-
nia katedry gnieźnieńskiej i poznańskiej, bo takich
kościołów katedralnych, zrujnowanych czy to klęskami
elementarnymi, czy też działaniami wojennymi, było
w świecie, wtedy, przed tym czy po tym, wiele, ale
zniszczenie takiego kościoła nie pociąga za sobą zni-
szczenia organizacji kościelnej, biskupstwa. Nie jest
żadnym pozytywnym dowodem, że przez wiele lat przed r. 1038 nie posiadamy żadnych wiadomości o biskupach poznańskich i arcybiskupach gnieźnieńskich, bo
o nich nie mamy żadnych danych na wiele lat przed-
tem, a i z okresu późniejszego o nich, jak i o innych
biskupach polskich, chociaż bezwątpienia istnieli, brak
nam wszelkich pozytywnych wiadomości. Nie jest tu
żadnym pozytywnym dowodem, że zachowały się je-
dynie spisy biskupów krakowskich i liczniejsze

33 St. Laguna Pierwsze wieki

34 St. Kętrzyński Kazimierz
Ó palliuszu biskupów polskich

s. 200 n.

kościoła polskiego s. 562 ni,
,0dnoioicielt ś. 354;7 tenże
XI wieku. RAtthf 1902/43.

32p,

O zaginionej metropolii

o. nich wzmianki rocznikarskie. Nie jest również ża-
dnym pozytywnym argumentem zapiska rocznikar-
ska z r. 1064, że w tym roku dopełniono konsekracji
katedry gnieźnieńskiej 3B — świadczy ona raczej, że
obok księcia był w owym czasie w Gnieźnie taki
czynnik, który miał obowiązek czuwać nad odbudo-
wą zniszczonej świątyni. A czynnikiem takim byłby
w pierwszym rzędzie arcybiskup. Nie można wreszcie
powoływać się tu na znany list Grzegorza VII do Bo-
lesława Śmiałego 3e, bo wiążąc go ze sprawą powyższą
czyta się w nim więcej, niż w nim jest, czyta się to,
czego tam nie ma.

Ale za pozytywny dowód przeciw tezie Wł. Abra-
hama uważać należy to, że kiedy w r. 1050 odzyskał
Kazimierz Odnowiciel Śląsk, przystąpił bez zwłoki do
odnowienia przerwanego ciągu biskupów wrocław-
skich. Taka gorliwość o Wrocław byłaby bardzo dzi-
wna, gdyby ten książę, posiadając w swych dłoniach
od lat dwunastu Gniezno i Poznań, nie pamiętał o ich
katedrach. Jako pozytywny wreszcie argument należy
przypomnieć fakt, że niedługo przed r. 1050 jakiś ar-
cybiskup polski, zatem niewątpliwie gnieźnieński,
udzielił święceń biskupich Osmundowi, biskupowi
w Scara, w Szwecji 37.

Z tych względów, sądzę, jest usprawiedliwione
i uprawnione mniemanie, wniosek, że Polska czasów

35 MPH II Rocznik Traski S. 831.

s6 MPH I s. 367.

317 St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 356; tenże
O palliuszu biskupów polskich s. 240. Por. Wł. Abraham Or-
ganizacja s. 82. Ostatnio bronił kazuistycznie a obszernie tej
tezy O. Balzer Stolice Polski 963—1.138. Studia nad historia.
prawa polskiego VI s. 370 n. (40 n.).

Losy

321

Kazimierza Odnowiciela zachowała trzy biskupstwa,
Gniezno metropolitalne, Poznań i Kraków, zniszczo-
ne, ale" trwające, a od r. 1050 Wrocław. Jeżeli zaś
źródła podają wiadomości o dużym zniszczeniu ko-
ścioła w. Polsce, to jest to szczera prawda, sądząc cho-
ciażby po opisie wyprawy Brzetysława czeskiego, jak
po losie biskupstwa wrocławskiego. Ale największe,
do gruntu i podstaw, zniszczenie dotknęło tę drugą,
wschodnią prowincję kościelną.

Stąd wreszcie wniosek, że tymi wschodnimi stro-
nami mogły się kościelnie zaopiekować tylko te bis-
kupstwa, które do nich przylegały, tj. Gniezno i Kra-
ków.

- A najwyrażniejszym tego śladem jest wykroczenie
zarówno gnieźnieńskiej, jak i krakowskiej diecezji-
poza ich pierwotne granice na wschodzie, poza te gra-
nice, które były w zgodzie z zasadą szczepowo-admi-
nistracyjnego podziału.

W związku z tym pozostaje jeszcze do rozpatrze-
nia sprawa tytułu arcybiskupiego, przydawanego
przez późniejszą tradycję do imienia Aarona, biskupa-
krakowskiego. Gdzie tradycja ta ma swe źródło
i czym może się ona wiązać?

Wł. Abraham, jak to zaznaczyłem już poprzednio,
sądził, że wskutek zatracenia się Gniezna jedyny bis-
kup w Polsce, krakowski, przejął tytuł arcybiskupi,
a potwierdza to otrzymanie przez Aarona paliusza,
oznaki przyznawanej w zasadzie arcybiskupom me-
tropolitom, jako plenitudo pastoralis officii.

Przede wszystkim zaznaczyć należy, że nie może
być mowy o kanonicznym, prawnym podniesieniu
biskupstwa krakowskiego do godności arcybiskup-
stwa, metropolii. Źródła późniejsze polskie twierdzą,

21 Polska X—?S:I wieku

322 O zaginionej metropolii

r.że następca Aarona biskup Lambert Żuła utracił tę
godność, nie postarawszy się o paliusz arcybiskupi
“neglexit... petere palium" 38. Otóż gdyby biskup-
stwo krakowskie zostało kanonicznie arcybiskupstwem,
to mogłoby ono być kanonicznie zniesione, zdegrado-
wane, ale sam fakt zaniedbania starań o paliusz mógł
tylko umniejszać prawa związane z wykonywaniem
urzędu metropolity, ale niczym nie mógł dotknąć sa-
mego arcybiskupstwa. Zatem jeżeli w ogóle Aaron
używał tytułu arcybiskupiego, o czym nie mamy
żadnych wiadomości, jak tylko późniejszą tradycją,
to używał go bez odpowiedniej podstawy prawnej,
jedynie jako wyraz pewnych roszczeń czy ambicji.
Wiemy już, że ambicje takie nie mogły mieć swego
źródła w Gnieźnie — ale jeżeli nie w Gnieźnie, to
wolno by było dopatrywać się ich w tym, że w za-
wiadywaniu biskupa znalazły się niezmierzone ob-
szary tej zaginionej prowincji kościelnej, a w obrębie
tych terytoriów mogła się znajdować także i dawna
stolica arcybiskupia. Jeżeli wyżej drogą eliminacji
wskazywałem na Sandomierz, jako przypuszczalną
stolicę tej zaginionej prowincji, to fakt, że ten San-
domierz znalazł się we władaniu biskupa krakowskie-
go, byłby dostatecznym wytłumaczeniem jego am-
bicji.

Fakt, zdaje się, dosyć pewny, że Aaron postarał

się u papieża Leona IX o paliusz, dawany czasami ja-
ko odznaka honorowa zwykłym biskupom, mógłby
również świadczyć o takich ambicjach, a z wiadomo-
ści p tym, że Aaron paliusz otrzymał, mogli późniejsi

38 MPH III s. 66 n. i in.

Losy

323

łatwo wyciągnąć wniosek, że Aaron był arcybisku-
pem 39.

Przyszłość zatem tej drugiej, zaginionej prowin-
cji kościelnej spoczywała w rękach najrozmaitszych
czynników — papieża jako najważniejszego czynnika
kościelnego — monarchów polskich, którzy by takiej
do życia wskrzeszonej instytucji udzielili swej po-
mocy, chociażby materialnej. Ale leżała ona także.
w rękach arcybiskupa gnieźnieńskiego i biskupa kra-
kowskiego, którzy faktycznie dzierżyli te terytoria,
w nie wkładali swe trudy i siły i mogli po pewnym
czasie uważać się za dostatecznie silnie związanych
z tymi świeżymi nabytkami, by być niechętnie uspo-
sobionymi dla myśli wypuszczenia ich ze swego
dzierżenia i władzy.

89 Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 356 n.;

tenże O Palliuszu biskupów polskich, s. 240 n.; W. Kętrzyński
Czy Aaron był arcybiskupem krakowskim Przew. Nauk.-Liter.
1877/5 s. 282—288. Por. również O. Balzera Stolice Polski
s. 370 n. (40 n.), który tam broni tytułu arcybiskupiego Aarona.

21*

IV

Iliedyż jednak powstać mogła ta druga zaginiona

prowincja kościelna?

Jak już wspomniałem powyżej, wszystko wskazu-
je, że plany utworzenia tej prowincji muszą być
równoczesne z planami prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej, skoro w latach 999 i 1000 zostawiono dużą
część kraju poza jej obrębem, dla pomieszczenia tam
odpowiedniej liczby diecezji. Jeżeli późniejsze roz-
miary diecezji gnieźnieńskiej, a zwłaszcza krakow-
skiej, mącą nam jasność obrazu stosunków terytorial-
nych kościoła w Polsce w r. 1000, to przecież z sa-
mego przekazu Thietmara wynika, że dla Kujaw, zie-
mi chełmińskiej, Mazowsza nie stworzono nic takie-
go, co by im mogło służyć kościelnie, że pozostawiono
je poza obrębem metropolitalnego, gnieźnieńskiego
związku. Wynikałoby z tego, że program kościelny
Bolesława Chrobrego, a może już za Mieszka I zro-
dzony, w każdym razie stworzony już pod koniec
X w., przewidywał wypełnienie jakąś organizacją ko-

Geneza

325

ścielną pusto pozostawionych obszarów na wschodzie,
zatem, jak sądzić należy, przez utworzenie jeszcze
drugiej prowincji kościelnej, tej więc, o której mówi
Anonim-Gall. Tylko wykonanie tego obszernego,
trudnego i kosztownego planu rozłożono na raty —
na pierwszym miejscu miała być dokonana budowa
prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, a dopiero po jej
zrealizowaniu miano przystąpić do stworzenia tego
drugiego arcybiskupstwa i podległych mu diecezji.

Otóż możemy tu dziś stwierdzić z wszelką pożą-
daną dokładnością, że w najbliższym czasie po fun-
dacji Gniezna przystąpił Bolesław Chrobry do prac
około uruchomienia i zrealizowania planów tej dru-
giej prowincji kościelnej.

Dnia 4 kwietnia 1001 r. zjawia się w Rawennie
w otoczeniu papieża Sylwestra II i cesarza Ottona Ul
osobistość tak ciekawa, a tak zawsze dla nas ciemna
i tajemnicza, jak Astryk-Anastazy, opat “sancte Ma-
rie Sclavanensis provintie"40. Przy osobie cesarza
znajdują się takie osobistości, jak św. Bruno z Kwer-
furtu, jak Benedykt i Jan z cyklu Pięciu Braci Mę-
czenników w Polsce, jak wreszcie przedstawiciele wy-
sokich kół kościelnych północno-włoskich i burgundz-
kich. Zdarzyło się zatem, że znalazł się Astryk-Ana-
stazy w kole ludzi, jak cesarz, którzy znali już Pol-
skę, jak papież i św. Romuald, którzy byli z nią
w bliższych stosunkach, jak wreszcie takich, których
dalsze losy miały być z Polską i jej monarchą zwią-
zane.

Ten tytuł “abbas sancte Marie Sclavanensis pro-

40 MGH DD O III 396. Por. St. Kętrzyński Kitka uwag
o opacie Astryku-Anastazym s. 36 n., s. 172 n.

326

O zaginionej metropolii

vintie", który nosi w tym czasie Astryk-Anastazy, do-
wodzi, że był on jeszcze związany z Polską, że cieszył
się jeszcze pełnym zaufaniem Chrobrego, że było to
jeszcze przed jego opuszczeniem Polski i przeniesie-
niem się do Węgier, gdzie miał zostać arcybiskupem.
Niewątpliwie słusznie twierdził już przed laty
M. Łodyński 41, że jest to ślad poselstwa, które odpra-
wiał on z ramienia Bolesława Chrobrego do papieża
i cesarza. Rozmaitych celów tego poselstwa możemy
się jedynie domyślać, o jednym jednak jesteśmy do-
statecznie poinformowani przez późniejszego co
prawda pisarza, Piotra Damianiego, w jego żywocie
św. Romualda42, pośrednio zaś wersja ta znajduje
potwierdzenie w Vita Quinque Fratrum, przez pióro
w tym czasie obecnego w Rawennie św. Brunona
z Kwerfurtu.

Piotr Damian! podaje, że Bolesław prosił przez po-
słów cesarza Ottona III, by przysłał mu do Polski
mnichów dla założenia tam przy ich udziale klasz-
toru. Takie poselstwo mogło mieć miejsce jedynie
w r. 1001. W r. 1000, w okresie dłuższego przebywa-
nia Bolesława w otoczeniu Ottona III, nie potrzebo-
wałby Chrobry posłów, a ponieważ cesarz zmarł już
w styczniu r. 1002, zatem poselstwo takie przypaść
może jedynie na r. 1001. Z tym rokiem w zgodzie
jest zresztą relacja Brunona z Kwerfurtu. Skoro zaś
w kwietniu r. 1001 spotykamy w otoczeniu cesarza
Astryka-Anastazego, zatem mamy prawo sądzić, że
to właśnie on był upoważniony przez Chrobrego do

41 M. Łodyński Węgry lennem Stolicy Apostolskiej Kwart.
Hist. 1910/24 s. 36 n.
2 MPH I s. 330.

Geneza

327.

przedłożenia cesarzowi jego prośby o mnichów dla
mającego być założonym klasztoru-eremu w Między-
rzeczu. Wiemy również na podstawie relacji współ--
czesnej św. Brunona, który nie wspomina jednakże
p udziale w tej sprawie Astryka-Anastazego, że spra-
wą tą był najżywiej zainteresowany sam Otto III. Ży-
.wi on w tym czasie zamiar złożenia za lat trzy koro-
ny cesarskiej, by po odbyciu pielgrzymki do Zie-
mi św., po złożeniu ślubów zakonnych przybyć do Pol-
ski i tu w założonym klasztorze, “...ubi pulchra silva
secretum daret", spędzić czas jakiś, by po odpo-
wiednim przygotowaniu się, idąc śladami św. Wojciecha, udać się na misję do pogan, głosić im Ewangelię
i jeżeli Bóg udzieli mu swej łaski, uzyskać koronę
męczeńską 43. Bracia zakonni, których wysłał z Rawenny na prośbę Chrobrego Otto III, mieli, jak można
sądzić z relacji Brunona, oczekiwać przybycia cesa-
rza, przygotowywać dzieło misji, którą mieli prowa-
dzić z Ottonem wśród sąsiednich pogan. Wynika z te-
go, że Otto III miał zamiar •złożyć koronę za lat trzy,
to jest w r. 1004, rok należałoby doliczyć na piel-
grzymkę do Jeruzalem, czyli nie prędzej jak w r. 1005
można by oczekiwać cesarza w Polsce, a zapewne nie
prędzej jak w rok później mógłby Otto wyprawić
się z towarzyszami do pogan na misje. Zapewne też
mieli oni czekać przybycia cesarza dla zaczęcia pracy
apostolskiej. Te wszystkie plany unicestwiła przed-
wczesna a niespodziewana śmierć młodego cesarza.

Jak wiemy na podstawie przekazu Brunona i Pio-
tra Damianiego, mnichami przeznaczonymi przez ce-


MPH VI s 392. Vita Qui.nque Fratrum c. 2, s. 398

c. 3.

328 O zaginionej metropolii

sarza dla przyszłego eremu w Polsce byli dwaj
uczniowie św. Romualda, przebywający w Pereum
pod Rawenną, Benedykt i Jan, serdeczni przyjaciele
św. Brunona. Wedle obliczenia poważnego badacza
dziejów św. Brunona H. G. Voigta wyruszyli oni
w listopadzie r. 1001 z Rawenny do Polski 44, zatem
z górą siedem miesiący po pobycie tam Astryka-
-Anastazego. Wiemy, że pobyt ich w Rawennie się
przewlekł i mieli żal do cesarza, że zmuszeni są cze-
kać, zamiast udać się jak najspieszniej na północ 45.
H. G. Voigt dalej sądzi, że prócz Benedykta i Jana
miał być im dodany jako trzeci towarzysz św. Bruno
z Kwerfurtu. Ten jednak miał chwilowo przez cesarza
zlecone inne sprawy46, które go zatrzymały czas
dłuższy we Włoszech, tak że dopiero w samym koń-
cu r. 1002, zatem w rok po odejściu Benedykta i Ja-
na 47, już po śmierci Ottona III mógł Bruno ruszyć do
Polski, by się tam ze swymi ukochanymi przyjaciółmi
i towarzyszami z rawennateńskiego eremu połączyć.

Taka opinia, że tym trzecim mnichem, przezna-
czonym dla Międzyrzecza był św. Bruno, opiera się,
pozornie przynajmniej, na wcale silnych podstawach.
Wiemy z wynurzeń samego Brunona, jak gorąca mi-
łość i przyjaźń wiązała go ż Benedyktem i Janem,

44 H. G. Voigt Brun von Querfurt, Monch, Eremit, Erz-
bischof der Heiden und Martyrer Stuttgart 1907, zestawienie
chronologiczne.

45 MPH VI s. 396 Vita Quinque Fratrum c. 3.
48 MPH VI s. 395 Vita Quinque Fratrum c. 3: “... nunc,
in bać terra egra volantas imperatoris tenet" —-odpowiada
Bruno niecierpliwiącemu się Benedyktowi.

47 H. G. Voigt Brun von Quer{urt, zestawienie chronolo-
giczne.

Geneza

329

jak pałał pragnieniem znalezienia się w ich gronie,
by dzielić ich losy. Znamy jego kult dla osoby
św. Wojciecha, a z tym jego entuzjazm dla sprawy
misji do pogan. I to nie tylko z okresu późniejszego,
kiedy sam prowadził pracę ewangelizacyjną. Sw. Bru-
no był przecież uczniem szkoły magdeburskiej, zatem
nie tylko wspomnienia postaci św. Wojciecha dzia-
łały na jego umysł i nastroje, ale i praktycznie mu-
siał się w Magdeburgu stykać z zagadnieniem chry-
stianizacji pogan załabskich. I on mógł również jak
Otto III, jak Benedykt i Jan marzyć o misjach do po-
gan, zwłaszcza jeżeli takie plany mieli na oku jego
serdeczni przyjaciele. —

Ale obawiam się, czy nie jesteśmy złudzeni senty-
mentem Brunona dla Benedykta i Jana. Mam przeko-
nanie, że on sam, pisząc zapewne w r. 1008 swoją
Vita Quinque Fratrum, może zbyt wiele kładzie na-
cisku na własne natchnienia i pragnienia misyjne,
a nie docenia, częściowo przemilcza, tę rzeczywistość,
która stała przed nim, w której żył w r. 1001 i 1002.
Nie docenia jej czy ją przemilcza, gdyż częściowo
plany tyczące się jego osoby rozwiały się, zaś urze-
czywistniły się jedynie jego marzenia misyjne.

Bo jest sporo spraw wcale zagadkowych w życiu
św. Brunona, właśnie w okresie lat 1001 i 1002, które
trudno by było wyjaśnić czy wyrozumieć, gdyby ce-
lem jego jedynym było udanie się do eremu między-
rzeckiego, by tam żyć w towarzystwie Benedykta
i Jana, z myślą chociażby o działalności misyjnej.

Taką wątpliwością, pytaniem, jest wytłumaczenie
powodu, dla którego Bruno, zamiast udać się z braćmi
w listopadzie 1001 r, do Polski, pozostaje jeszcze z gó-
rą rok we Włoszech, przeważnie bezczynnie, bez wi-

330

O zaginionej metropolii

doczniejszych zajęć tego rodzaju, które by przeko-
nywająco tłumaczyły konieczność jego pobytu w Ra-
wennie. Przynajmniej powody, których dopatruje się
badacz niemiecki, trudno by było powiązać z po-
trzebami i celami mającego być dopiero założonym
klasztoru. Odpowiedzi i wyjaśnienia, które tu daje
H. G. Voigt, nie mogą być uznane za wystarczające,
chociaż opiera się on w swym rozumowaniu o własne
słowa św. Brunona.

Sądzi zatem H. G. Voigt, że Bruno pozostał w Ra-
wennie dla dwu przyczyn, raz, by uzyskać od papieża
licentiam evangelizandi, a po wtóre, by zostać wy-
święcony na biskupa czy arcybiskupa gentium, misyj-
nego, by jako taki prowadzić z towarzyszami dzieło
ewangelizacji pogan.

Otóż co się tyczy pierwszej sprawy, owej licencji,
to byłoby rzeczą dość dziwną, by mnisi jeszcze nie
istniejącego klasztoru, którego przyszłe losy, istnie-
nie, rozwój, były tak niepewne, by mnisi, których
kwalifikacje apostolskie miały się dopiero w dalszej
przyszłości wyrobić, potrzebowali już takiej licencji
w chwili, kiedy udawali się do Polski dla założenia
tam klasztoru. Ale gdyby rzeczywiście taka licencja
była im niezbędnie potrzebna już w r. 1001, to można
przyjąć jako pewnik, że Sylwester II nie odmówiłby
cesarzowi dania Benedyktowi i Janowi licencji, skoro
ta z punktu widzenia czy to religijnego, czy prawne-
go nie mogła wywoływać żadnego zastrzeżenia czy
sprzeciwu, choćby się zdawało, że sprawa jest sta-
nowczo przedwczesna. A sądzić wolno, że Benedykt
i Jan mieli oczekiwać przybycia do Polski Ottona,
tak iż dopiero przez rychłą śmierć cesarza zwolnieni
ostatecznie od wszelkich zobowiązań wobec jego osoby

Geneza

331

mogliby spieszniej potrzebować owej licencji. Rzeczy-
wiście w r. 1003 mnisi międzyrzeccy oczekują licencji,,
a chociaż Bruno wkłada w usta Benedykta upomnie-
nie, by Bruno mu przyniósł licencję48, sądzę? że
jeżeli ten frazes został przez Benedykta w r. 1001
wypowiedziany, nie należy sprawy takiej łączyć
z powodami, dla których pozostał Bruno w Rawennie.

Ale H. G. Voigt znajduje jeszcze drugi powód,
dla którego Bruno nie udał się z Benedyktem i Janem
do Polski. Bruno ma zostać biskupem czy arcybi-

" skupem i dla tego powodu pozostaje w rawennateńskim
eremie rok jeszcze. I tu musimy postawić to samo
pytanie, które postawiliśmy przy sprawie licencji: dla
jakiego powodu należało czekać tak długo? Przecież
przy poparciu cesarza nie odmówiłby Sylwester II
promowania Brunona biskupem, Brunona, osobistego
przyjaciela Ottona III, tak że Bruno, czy to jako konsekrowany przez papieża biskup, czy z poleceniem
papieskim na konsekrację, mógłby był wyruszyć
w listopadzie r. 1001 na północ. Na to pytanie nie
znajdujemy odpowiedzi u H. G. Voigta. Twierdzi
on tylko, że Bruno miał zostać biskupem w klasztorze
międzyrzeckim, by następnie jako biskup czy arcy-
biskup gentium działać na misjach z ramienia kla-
sztoru.

Otóż cała ta koncepcja niemieckiego badacza wy-
daje mi się zbudowana na bardzo kruchych podsta-
- wach. H. G. Voigt przenosi w lata 1001 i 1002 to, co,
miało miejsce znacznie później, kiedy to konsekro-

48 MPH VI s. 397 Vita Qulnque Fratruim e. 5. Benedykt
napomina Brunona “... uf linguam Sclavonicam discerem...
ne sine licentia apostolica, venirem".

332

O zaginionej metropolii

wany w r. 1004 Bruno prowadzi misyjną pracę w da-
lekich stronach Europy jako biskup.

.Nie może ulegać najmniejszej, wątpliwości, że
z osobą św. Brunona były już w r. 1001 związane
jakieś plany, w których miał on otrzymać infułę.
On sam opowiada, że Benedykt i Jan w chwilach we-
sołości i żartów przydawali mu tytuł “domine epi-
scope" 49. Nie było to oczywiście żadne wieszcze
przewidywanie przyszłości — przed listopadem r. 1001
musiało być wiadome, że jest projekt, niewątpliwie
wcale pewny i realny, wyświęcenia Brunona biskupem.
Żeby Bruno miał zostać biskupem w obrębie klasztoru
międzyrzeckiego, jak się przyjmuje i jak sądzi
H. G. Voigt, wydaje się wysoce nieprawdopodobne.
Byłoby rzeczą wręcz paradoksalną, gdyby jeszcze
nieistniejący klasztor dla celów, które dopiero w dal-
szej przyszłości, za parę czy kilka lat może, mogły
się okazać realne, miał uzyskać już z góry, od po-
czątku, własnego biskupa. Nieistniejący,- zamierzony
klasztor dostaje własnego biskupa, kiedy w Ciuny ani
Odo, ani Maiolus, ani Odiio, tak święci, wielcy, po-
tężni i czczeni, nigdy dla siebie infuły nie szukali.
To byłoby rzeczą niezwykłą. Przebywali w klaszto-
rach wielokrotnie biskupi (by nie szukać licznych
przykładów wystarczy chociażby pobyt w klasztorze
awentyńskim św. Wojciecha) — bywały nawet kla-
sztory, które chętnie wyzyskiwały obecność takich
biskupów (jak świadczy o tym stosunek klasztoru
na Monte Cassino do św. Wojciecha), ale nie znam
z tych czasów wypadku, by klasztor z ramienia Sto-

49 MPH VI s. 396 Vita Quinque Fratrum c. 4.

Geneza

333

licy Apostolskiej otrzymywał własnego, pro foro inter-
no, biskupa. Ale gdyby tych wszystkich względów
nie brano pod uwagę, to wola i protekcja cesarska
przełamałaby wszelkie trudności i zastrzeżenia. Mimo
to przyjaciel cesarski, powiernik jego myśli, Bruno,
pozostaje w Rawennie. Dlaczego, nie wiadomo; wy-
sunięte przez H. G. Voigta przypuszczenia sprawy

nie wyjaśniają.

Jako pewnik uważać należy,; ze w-r. 1001 miano
zamiar zrobić Brunona biskupem i że celem jego była
Polska. Za to wątpić należy, wydaje się to niepraw-
dopodobne, by miał się on oprzeć-o klasztor między -
rzecki, czy to jako mnich, czy jako biskup. Jego
tęsknota do ukochanych przyjaciół, niepokój Bene-
dykta i Jana, że Bruno się nie zjawia, że nie przy-
wozi obiecanej licencji, podnosi tylko pozornie wra-
żenie, że sprawa biskupa Brunona wiąże się z planami
klasztornymi i misyjnymi Benedykta i Jana. Otóż,
zdaje mi się, sprawy te należy od siebie oddzielić:

osobnym zagadnieniem jest licencja dla Benedykta
i Jana, a osobną jest sprawa stanowiska, które miał
Bruno objąć w Polsce, tak jak późniejszej działalności
apostolskiej Brunona nie należy przenosić wstecz, do
r. 1001, i stwierdzać, że już wtenczas stanowiła ona
realnie przewidziany. program jego życia na przy-

szłość.

Jeżeli zatem jest rzeczą pewną, że Bruno miał
uzyskać infułę biskupią, i jeżeli również pewnikiem
jest, że jego celem była Polska, jeżeli jest rzeczą
nieprawdopodobną, by miał być biskupem w kla-
sztorze międzyrzeckim, to wynika stąd, że musiała
być mowa o obdzieleniu Brunona jakąś katedrą

334

O zaginionej metropolii

w Polsce. Otóż wiemy, «że katedry w Gnieźnie, Ko-
łobrzegu, Poznaniu i Krakowie nie wakowały
w r. 1001, bo ich biskupi pomarli znacznie później,
nie znany jest jedynie rok śmierci biskupa wrocław-
skiego Jana, ale byłoby to dość dziwnym zbiegiem
wypadku, gdyby biskup ten już w kilka miesięcy
po zjeździe gnieźnieńskim osierocił swą diecezję.
Byłby to chyba i Thietmar zapisał, mówiąc o Wrocła-
wiu i Janie pod r. 1000, czy o późniejszych kolejach
życia św. Brunona. Jeżeli zatem nie widzimy w ka-
tedrach prowincji gnieźnieńskiej takiej, którą by
mógł św. Bruno objąć, to musiały chyba istnieć
w r. 1001 plany tyczące się jakiejś innej, poza pro-
wincją gnieźnieńską, katedry, zatem takiej, która
mogła leżeć jedynie w obrębie tej drugiej, zaginionej
prowincji kościelnej.

Otóż wiemy, że dopiero latem 1002 r., zatem
w jakieś osiem miesięcy po opuszczeniu eremu przez
Benedykta i Jana, udaje się Bruno do Rzymu. Tu
od papieża, wedle wiarogodnej relacji Thietmara,
otrzymuje Bruno pozwolenie na uzyskanie sakry bi-
skupiej, a oprócz tego obietnicę nadania mu paliusza 50.
Paliusz bywa, co prawda, w tych czasach jeszcze
niekiedy dawany bardzo wybitnym biskupom lub
ordynariuszom bardzo znakomitych biskupów, ale
za taką wybitną osobistość nie mógł jeszcze uchodzić
młody Bruno ani tym więcej przeznaczona dla niego
katedra. Ale w tych czasach jest paliusz stałą ozdobą
przyznawaną arcybiskupom, metropolitom, stąd wnio-
sek, że jeżeli papież przyznawał paliusz Brunonowi

50 Lib. VI c. 58.

.Geneza

335

po otrzymaniu sakry, to Bruno udawał się do Polski,
by tam objąć stanowisko tego drugiego metropolity,
obok Radyma-Gaudentego — arcybiskupa gnieźnień-
skiego.

Wynikałoby z tego, że już w kwietniu 1001 r.
Astryk-Anastazy, oprócz prośby o przysłanie mni-
chów dla założenia nowego w Polsce klasztoru, miał
też polecenie omówienia z papieżem, a zapewne
i z cesarzem, pewnych spraw kościelnych, przede
wszystkim tyczących się zorganizowania tej drugiej
prowincji kościelnej. W związku z tym musiało wy-
płynąć imię Brunona z Kwerfurtu. To by tłumaczyło
nam, dlaczego Bruno nie jedzie razem z Benedyktem
i Janem do Polski, lecz rok jeszcze czeka na coś
we Włoszech. Musiał bowiem Bruno czekać, kiedy
papież z synodem, jak to było w zwyczaju, prze-
prowadzi kanoniczne utworzenie nowej prowincji
kościelnej, co wobec wygnania papieża z Rzymu mo-
gło przedstawiać pewne trudności. Z drugiej strony
sama osoba Brunona mogła być pewną trudno-
ścią formalną. Trudno by bowiem było przyjąć, że
propozycja uczynienia Brunona metropolitą, arcybi- ,
skupem tej nowej prowincji była dziełem Bolesława
Chrobrego. Bolesław nie mógł znać w tym czasie
Brunona, stąd trudno przypuścić, by była to inicja-., •
tywa monarchy polskiego. Mogła taka myśl, propozycja, wyjść jedynie od przyjaciela Brunona, cesarza
Ottona III, a ten mógł liczyć na to, że jego inicjatywa
będzie przyjęta życzliwie przez Chrobrego. Otóż po- :

nieważ w roku poprzednim, podczas zjazdu gnieź-
nieńskiego, cesarz zrzekł się na rzecz Bolesława
wszystkiego, co “...in ecciesiasticis honoribus ad impe-

336

O zaginionej metropolii

rium pertinebat", a co papież Sylwester II swym
dekretem potwierdził 51, zatem choćby formalnie pro-
pozycja cesarska (jeżeliby Chrobry dał do niej impuls,
prosząc cesarza o pomoc przy obsadzaniu katedr no-
wej prowincji) czy nawet możliwa samorzutna ini-
cjatywa cesarska musiały uzyskać zgodę Bolesława.
Bo można się było liczyć z tym, że nie spotka się
cesarz z trudnościami ze strony monarchy polskiego,
tak serdecznie związanego z cesarzem. Ale jeżeli
Bruno ze względów formalnych czy prawnych musiał
uzyskać zgodę Bolesława, to prócz sprawy kanonicz-
nego ustanowienia nowej metropolii musiał on rów-
nież czekać na zgodę Chrobrego. Rychła śmierć ce-
sarza mogła też wpłynąć na pewne opóźnienie sprawy,
tak kanonicznej, jak i odpowiedzi Bolesława. Tak
zapewne dopiero w połowie r. 1002 obie te trudności
zostały usunięte, skoro dopiero wtedy, w pół roku
po śmierci Ottona III, udaje się Bruno z Rawenny
do Rzymu, by uzyskać od papieża pozwolenie na
sakrę i obietnicę paliusza. Było to zatem w tym cza-
sie, kiedy następstwo po zmarłym cesarzu zagarnął
już energicznymi, zdecydowanymi, a z niczym nie
liczącymi się posunięciami Henryk II, kiedy również
całkiem wyraźnie zarysowały się kontury polityki
nowego władcy, sprzeczne zasadniczo z linią polityki
Ottona III. Musiało być widoczne, że polityka nowego
władcy niemieckiego w stosunku do Polski, w stosunku
do układów płynących ze zjazdu gnieźnieńskiego,
podąży innym szlakiem niż dotychczasowa, od lat
dwudziestu uprawiana polityka cesarzowej Theofanu

51 Anonim-Gall, lib. l. c. 6.

Geneza

337

i Ottona III. Z tych zmian musiał sobie chyba jasno
zdawać sprawę polityk tak doświadczony i obrotny,
jakim był Sylwester II, gdy zgłosił się do niego
św. Bruno przed swym wyjazdem do Polski. Ale wi-
docznie plany, tyczące się tej drugiej metropolii,
jak i osoby Brunona, musiały być wtedy ustalone,
może jeszcze między zmarłym cesarzem a papieżem,
że Sylwester II nie oglądając się na osobę Henryka II,
który musiał być w tych sprawach bezpośrednio
zainteresowany, nie tylko udzielił Brunonowi zezwolenia na sakrę, ale obiecując mu równocześnie udzie-
lenie paliusza tym samym zaznaczał swą zgodę na
uruchomienie tej drugiej, niezależnej prowincji ko-
ścielnej.

Tym samym, sądzić wolno, uzyskują poparcie
powyższe wnioski tyczące się braku podstaw do za-
szeregowania św. Brunona do mnichów przeznaczonych
dla Międzyrzecza. Tęsknił Bruno do Benedykta i Jana,
pragnął ich widzieć, z nimi- obcować, ale przeznaczo-
•• ny był dla objęcia godności metropolity.

Projekty zatem i plany, tyczące się uruchomienia
tej prowincji kościelnej, były już na porządku dzien-
nym w Rawennie wiosną 1001 r. Projektodawcą byłby
Bolesław Chrobry, jego mężem zaufania i pośredni-
kiem opat P. Marii na łęczyckim grodzie Astryk-Ana-
stazy, a duchownymi patronami Sylwester II, św. Ro-
muald, Odiio z Ciuny i Otto III.

Jak widzieliśmy, po wyjeździe do Polski Bene-,
dykta i Jana pobyt Brunona w Rawennie, a następnie
w Rzymie, przewlekł się o rok cały, a skutkiem tego
było, że wszystkie te plany, związane z jego osobą,
uległy radykalnej zmianie, po prostu unicestwieniu.
Kiedy Bruno “post multos labores de grandi via

22 Polska X—XI wieku

338

O zaginionej metropolii

maris et terrae" 52 przybył w końcu do Ratyzbony,
było już za późno. Nowy król niemiecki wykonał czy
spowodował zamach na życie Bolesława Chrobrego,
ten zaś, zrywając stosunki z królem, zajął Czechy.
Wisiała zatem wojna między Henrykiem II a polskim
monarchą. Grzechy, jak zaznacza św. Bruno, zatrzy-
mały go w Ratyzbonie, w drodze do Polski. Wolno
sądzić, jak to przyjmuje T. Wojciechowski 53, nie tyle
grzechy, ile twarda wola Henryka II zatrzymała
Brunona niemal u granic państwa Chrobrego. Tym
krokiem pragnął król niemiecki uniemożliwić czy
choćby utrudnić dalszą rozbudowę dzieła zjazdu
gnieźnieńskiego. Zdaje się jednak, że Henryk II nie
całkiem ufał Brunonowi, nie był pewien, czy nie
wyłamie się i czy skrycie wbrew woli królewskiej
nie podąży on do Polski na miejsce swego kościel-
nego obowiązku. Tak zrozumiałbym udanie się wiosną
r. 1003 Brunona do Węgier — czuć w tym rękę
Henryka II, który skierowując entuzjazm Brunona
dla dzieła misji do pogan, jego uwielbienie dla osoby
św. Wojciecha, apostoła-męczennika, na tereny mi-
syjne węgierskie, oddawał tym samym podejrzanego
przyjaciela Ottona III pod dyskretny nadzór króla
Stefana, zatem szwagra Henryka II.

Czy już w tym czasie bądź Bruno, bądź Chrobry
doszli do przekonania, że liczyć nie można, by przy-
szły arcybiskup mógł dotrzeć do miejsca swego urzę-
dowania, nie wiemy.

Ale jeżeli takie rozchwianie się wszelkich złudzeń
w tym względzie nie nastąpiło w r. 1003, ta nastąpić

B2 MPH VI s 404 Vita Quinque Fratrum c. 10.
63 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. s. G.

Geneza

339

to musiało nie później jak w roku następnym. W roku
tym, w lecie, przybył w swe strony rodzinne, do Tu-
ryngii, św. Bruno. Taż wola królewska, która w roku
poprzednim nie pozwoliła mu udać się z Ratyzbony
do Polski, kazała mu teraz przyjąć w obecności Hen-
ryka II święcenia biskupie z rąk arcybiskupa magde-.
burskiego Taginona, który wziął w spadku po Gizy-
lerze nienawiść do wszystkiego, co zdziałał w Gnieź-
nie w r. 1000 Otto III. Sakra udzielona Brunonowi
przez Taginona w Merseburgu miała oznaczać prawo
jedynie korony niemieckiej do urządzania stosunków
kościelnych na Wschodzie, była wyrazem tych dążeń,
których wykładnikiem częściowo już było, a częścio-
wo już się stawało arcybiskupstwo magdeburskie84.
Jakiego rodzaju naciskiem zmusił Henryk Brunona
do tego kroku, nie wiemy 5E>. Krwawa tragedia Pięciu
Braci męczenników z r. 1003, wśród których śmierć
znaleźli Benedykt i Jan, odejmowała Brunonowi je-
den z poważnych, wewnętrznych motywów chęci do-
tarcia do Polski — przygnębienie wywołane tym
faktem mogłoby tłumaczyć zwycięstwo Henryka II
nad poczuciem obowiązku kościelnego Brunona. Bru- ,
no do Polski nie jedzie, udaje się na dalekie wyprawy
misyjne.

54 por. p. Kehr Das Erzbistum Magdeburg und die erste
Organisation der christichen Kirche in Polew. Abh. d. preuss.
Ak. d. Wissensch. Phil. Hist. Kl. l. Berlin 1920.

BB przytaczam tu jako pewnego rodzaju curiosum, że tak
poważny badacz jak H. G. Voigt w swej cennej pracy o Bru-
nonie powiada, że tak patriotycznie nastrojony Niemiec, jak
Bruno, tak “koenigstreu", nie mógt marzyć o niczym innym,
jak by być wyświęconym wobec swego króla i przez niemiec-
kiego arcybiskupa.

22

340

O zaginionej metropolii

Tym sposobem jednak miał Bruno dla siebie
zamkniętą drogę do Polski: Bolesław Chrobry nie
mógł przyjąć u siebie arcybiskupa wyświęconego
przez metropolitę magdeburskiego, z poręki , i roz-
kazu króla niemieckiego.

Tak rozchwiać się musiała sprawa obsadzenia tej
drugiej metropolii osobą św. Brunona. Bruno do
Polski nie dotarł, spędził lat parę na misjach na
Węgrzech, na Rusi, u Pieczyngów. Między Bolesła-
wem a Brunonem stanęła wola Henryka II, jak
i sakra przyjęta z rąk Taginona. Chrobry, zapewne
z żalem, musi się rozstać z myślą osadzenia na stolcu
metropolitalnym przyjaciela Ottona III, wielbiciela
św. Wojciecha, towarzysza Benedykta i Jana, a ucz-
nia św. Romualda. Zapewne musiał pomyśleć o kimś
innym — i to była pierwsza trudność, na którą nat-
knęła się młoda organizacja nowej metropolii. Nie
znamy imienia tego arcybiskupa, którego osadził Bo-
lesław, ale chyba rok 1004, chwila sakry Brunona
w Merseburgu, musiała być tym momentem, kiedy
Chrobry czekać już dłużej nie mógł.

Ale kiedy pojawił się w końcu w Polsce Bruno,
nastąpiło między nim a Bolesławem wyrównanie
stosunków. Jak, w jaki sposób, nie wiemy — jedno
powiedzieć wolno, że nie mógł mieć Bolesław przy-
jaciela bardziej oddanego, pełnego większego entu-
zjazmu i uwielbienia jak Bruno. Nie można wątpić,
że było to wzajemne. Bruno otrzymuje teraz jakieś
biskupstwo w Polsce, zapewne wakujące, a niewąt-
pliwie leżące w granicach tej nowej prowincji. Świad-
czą o tym słowa Wiperta o episcopatu unacum grege56,

ss MPH I s. 229.

Geneza

341

jak i wzmianka Thietmara o dzieleniu przez Brunona
dochodów57, co jak słusznie wskazał Wł. Abraham,
jest starym systemem podziału środków między bi-
skupa, kler, katedrę i biednych 58. Bruno mógł być
w ramach planów politycznych Chrobrego o tyle cen-.
niejszym nabytkiem, że w jego pieczy znajdowały
się dalekie misje kościelne na Wschodzie i Północy,
u Pieczyngów, z którymi będzie w późniejszych nieco
czasach Bolesław w sojuszu przeciw Rusi, i w Szwecji,
na którą ze względu na Pomorze i swą politykę
bałtycką zwracać musiał baczną uwagę. Także sto-
sunki osobiste Brunona, choćby tylko ze Stefanem
węgierskim i Włodzimierzem ruskim, mogły być dla
Bolesława cenne. Takie wartości przynosi ze sobą
Bruno, a do nich dołączała się znajomość świata,
ludzi i narodów, od Rzymu i Renu począwszy, koń-
cząc na dalekich stepach czarnomorskich. Mogło to
wszystko być pomostem do zgody, drogą do zapom-
nienia przeszłości, jeżeli przyjęcie sakry w Merseburgu
.mogło budzić nieufność czy zastrzeżenia.

Praca Brunona jako biskupa — to by nam bowiem
tłumaczyło, dlaczego on sam i część źródeł nazywa
go biskupem, nie arcybiskupem — trwała krótko Bt>.

87 Lib. VI c. 58.

58 Wł. Abraham Organizacja s. 79.

69 H. G. Voigt Brun von Querfurt każe opuścić Bruno-
nowi dwór Włodzimierza w lipcu 1008 r. Przebywałby on za-
tem ,:w Polsce może nie więcej jak pół roku. Na ten krótki
czas pobytu przypada: a) II redakcja Zywotu św. Wojciecha;,
b) Vita Quinque Fratrum; c) list do Henryka II; d) zaginioną,
Passie s. Adalberti martyris, o której mówi Anonim-Gall, por.
St. Kętrzyński O zaginionym żywocie sw. Wojciecha RAUhf
1902/43 s. 259 n.

H. G. Voigt, Die róm. Vita des hl. Adalbert. Prag 1904,

342

O zaginionej metropolii

Przejęty do głębi ideami św. Romualda, św. Wojcie-
cha, Ottona III, pamięcią Benedykta i Jan&, entuzja-
sta, mistyk, czuł się zapewne w nieswoim żywiole,
postawiony na czele diecezji i administracji diece-
zjalnej. Jego usposobienie i nastrój ducha popychały
go do misji wśród pogan, której poświęcił tyle sił swego
życia. Czuł zawsze pęd do szukania Chrystusa
w śmierci, którą ostatecznie znalazł w r. 1009 “di-
misso episcopatu".

To byłby zatem jeden, a zapewne jedyny znany
nam z imienia biskup tej prowincji. Jeżelibyśmy
zaś tu włączyli jedną z zapisek Rocznika kapitulnego
krakowskiego, z r. 1027 czy 1028, byłaby to wzmianka
ostatnia. Pod r. 1030 dają nam roczniki wiadomość

który tymi samymi argumentami, niezależnie ode mnie, do-
wodzi autorstwa Brunona. Poza tymi czterema dziełami li-
terackimi na okres pobytu św. Brunona w Polsce przypada
przyjęty przez Wł. Abrahama i przeze mnie “episcopatus
cum grege", którego H. G. Voigt w ogóle nie bierze w rachu-
bę i nie uwzględnia, dalej nawiązanie serdecznej przyjaźni
z Bolesławem Chrobrym, jak wreszcie zdaje się wcale dobre
poznanie kraju i wżycie się w jego stosunki, jak by wynikało
z Vita Quinque Fratrum. Jasne jest, że tego wszystkiego nie
pomieścimy w obrębie sześciu miesięcy. Sądzę, że na to
wszystko odliczyć należy lat parę. St. Zakrzewski, Bole-
slaw Chrobry Wielki Lwów 1925 s. 220, przyjmuje r. 1006
jako przypuszczalną datę przybycia św. Brunona do Polski,
zaś T. Wojciechowski, Szkice historyczne XI w. s. 5, przyj-
muje r. 1008. Sądzę, że St. Zakrzewski jest tu niedaleki praw-
dy, w każdym razie nie przybył później jak w r. 1007. Mimo
dużych zalet pracy H. G. Voigta o Brunonie z Kwerfurtu, wy-
daje mi się, że cały okres jego życia poczynając od r. 1001 wi-
nien być dziś na nowo opracowany. Błędem H. G. Voigta jest,
że materiał źródłowy nie datowany starał się symetrycznie
rozdzielić na lata puste żyda Brunona.

Geneza

343.

o dwu zmarłych w tym roku biskupach, Lambercie
i Romanie 60, ale co by to być mogli za biskupi, •
nie wiemy. Nie znamy bowiem z tych czasów ani;,
biskupów poznańskich, ani wrocławskich, nie mówiąc; -
o kołobrzeskich, jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę,
że o poznańskich i wrocławskich biskupach roczniki
krakowskie w ogóle nie podają wiadomości i że dwa “,
czy trzy lata wstecz zapisano notatkę tyczącą się
wedle wszelkiego prawdopodobieństwa arcybiskupa
czy arcybiskupów tej zaginionej metropolii, że wre-
szcie biskupstwo krakowskie" było prawdopodobnie
sukcesorem dużej części tej archidiecezji, to byłaby
pewna możliwość, że ci dwaj nieznani biskupi na-
leżeli do tej zaginionej prowincji i weszli do naszych
roczników z jakiegoś źródła z tą prowincją związa-
nego. - ,

, W MPH II s. 794. Por.?; David Les Benedwtins et l0r-
dre de Ciuny dans la Powgne medieyale Paris 1,939 s. 39.

v

l ak żyła ta zaginiona 1 metropolia " lat może nieco
więcej jak trzydzieści.

Odrodzenie się państwa i kościoła pod rządami
Kazimierza Odnowiciela i Bolesława Śmiałego znane
jest nam jedynie w ogólniejszych zarysach. Nie można
wątpić, że Kazimierz zajmował się gorliwie spra-
wami kościoła, przede wszystkim prowincji metropo-
litalnej gnieźnieńskiej, której część znaczną trzymał
w swych rękach od chwili powrotu z wygnania. Ale
też nie można wątpić, że po odzyskaniu Mazowsza
i tych terenów, które podlegały tej drugiej metro-
polii, musiało leżeć w jego planach odnowienie tam
i utwierdzenie chrześcijaństwa — aż tym, by nie
myślał o zorganizowaniu życia kościelnego na gru-
zach poprzednio istniejącej tej drugiej polskiej me-
tropolii. To, co można uważać za rzecz pewną, jest,
że za jego czasów nie został wysunięty program
odbudowy zniszczonej na wschodzie organizacji. Być
może, że droga ta wydawała się chwilowo zbyt trud-

Plany Śmiałego

345

na wobec zadania odnowienia całokształtu życia ko-
ścielnego w prowincji gnieźnieńskiej, być może, że
stosunki polityczne i polityczno-kościelne nie pozwą-,
lały na taki wysiłek. Bo mogły być nawet trudności
ze Strony papiestwa, nie zawsze Polsce życzliwego

-za czasów Benedykta IX 61 czy Leona IX, jeżeli praw-
. da Jest, że ten ostatni ogłosił jakiś akt nieprzyjazny
czy wręcz wrogi samodzielności kościelnej Polski82.
Plany zatem odnośnie tej drugiej metropolii trzeba
było odłożyć na później, a tymczasem zaspokoić po-
trzeby kościelne przez przyłączenie bezpańskich stron
do innych, istniejących w tych czasach diecezji. By.
sprawy te były załatwione na stałe decyzją Stolicy
Apostolskiej, można poważnie wątpić, raczej miało-
to być prowizorium, do czasu kiedy będzie można
odnowienie biskupstw tej prowincji metropolitalnej
postawić znowu na porządku dziennym. Części pół-
nocne, Kujawy, Mazowsze, zapewne Łęczyca, dostały
się prawdopodobnie pod władzę i opiekę Gniezna,
a. są ślady, ze znacznymi cechami prawdopodobień-
stwa, że w tych czasach, za Kazimierza Odnowiciela
i Aarona, przyłączono do Krakowa także i Sandomierz,.
a zapewne również znaczne terytoria za Wisłą leżące,
Taki stan rzeczy miał trwać lat wiele, a jeżeli
był on uważany za tymczasowość, to z biegiem lat

- dziesiątków tymczasowość ta stawała się powszednio-
ścią. Biskupi mogli uważać przyłączone do ich die-
cezji ziemie za stale już z nimi związane.

- Ale znowu żywszy ruch na polu pracy kościelnej
zaczyna się za rządów Bolesława Śmiałego, kiedy to

61 St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel &. 326.

62 KDWP I 6.

346

O zaginionej metropolii

stosunki polityczne zbliżają do siebie Polskę i pa-
piestwo. Bolesław Śmiały korzystając z koniunktury
politycznej, korzystając z nawiązanych bliższych sto-
sunków z Grzegorzem VII, z jego wielkiej życzliwości
dla planów politycznych polskiego monarchy, jak też
z coraz to silniej zarysowującego się konfliktu pa-
piesko-cesarskiego, wystąpił wobec Stolicy św. z pro-
jektem pewnych reform i zmian w kościele polskim,
którego odbiciem, zresztą bardzo małomównym, jest
znany list papieża do Bolesława Śmiałego z r. 1075 63.
Pisze tam Grzegorz VII, że “...inter tantam hominum
multitudinem adeo pauci sunt episcopi". Zdanie to
nie bardzo zrozumiałe, jeżeli bierzemy pod uwagę
istnienie tylko prowincji gnieźnieńskiej na obszarze
całego państwa z jej czterema biskupami, ale
jeżeli sobie przypomnimy, że za czasów poprzednich,
do Kazimierza Odnowiciela, było ich w dwu prowin-
cjach może ośmiu albo dziewięciu, to jasne się staje,
że Bolesław i Grzegorz VII mogli uznawać liczbę
czterech biskupów za niedostateczną, że byli oni
,,pauci". Także inne zdanie tego pisma, że “...episcopi
terrae vestrae non habentes certum metropolitanae se-
dis locum, nęć sub aliquo positi magisterio, huc et
iiłuc pro sua quisque ordinatione vagantes, -ultra re-
gulas et decreta sanctorum patrum liberi sunt et abso-
luti", wydaje się jaśniejsze i bardziej zrozumiałe.
Jeżeli bowiem biskupi poznańscy, w myśl tradycji
Ungera, mogli się boczyć na Gniezno64, to i kra-
kowscy mieliby zgodnie z tym, co było wyżej po-

63 MPH I s. 367—368.

64 M. • Gębarowicz Mogilno — Płock — Czerwinsk s. 150.
“Poznań... uchodzący ongiś za sufraganię magdeburską miał
w swych tradycjach tendencje odśrodkowe w stosunku do

Plany Śmiałego

347

wiedziano, dosyć powodów, by się także wyłamywać

spod zwierzchności gnieźnieńskiego metropolity. Je-
żeli zaś rzeczywiście ze strony papieża Leona IX było
coś powiedziane, co podrywać mogło autorytet arcy-
biskupów gnieźnieńskich, to byłoby dosyć powodów
dla rozluźnienia stosunków w archidiecezji. Nie można się dziwić, że ten stan rzeczy wielce niepokoi Bo-
lesława Śmiałego, który pragnął mieć stosunki kościelne przed zamierzoną koronacją uporządkowane ,
i że został on surowo oceniony przez Grzegorza VII.

Mijało lat czterdzieści od katastrofy pomieszko-
wej, dość czasu, by wiele ran zagoić, dość też czasu,
by o wielu sprawach zapomnieć, a wiele zmian uznać
za stałe i niewzruszone. Poruszenie sprawy tradycji ko-
ścielnej czasów Bolesława Chrobrego mogło budzić.
zrozumiały zresztą opór tych, którzy przywykli do
stosunków późniejszych. Książę widocznie postawił,
żądanie znacznego powiększenia ilości biskupstw
w Polsce, jak też uregulowania ostatecznie sprawy
władzy metropolitalnej. Jeżeli chodzi o pierwsze za-
gadnienie, to trudno przypuścić, by projekty Bolesła-
wa Śmiałego mogły się zasadniczo różnić od tego

stanu rzeczy, który istniał w Polsce za czasów Bo-
lesława Chrobrego. Jeżeli chodzi o władzę metropo-
litalną, to oczywiście w pierwszym rzędzie musiało
zależeć na dokładnym określeniu, które biskupstwa
podlegają władzy arcybiskupa gnieźnieńskiego, ale nie.
można wykluczyć, że w myśl tradycji zamierzano
także odnowienie tamtej, zatraconej metropolii. Jedna

idei jedności i samodzielności kościelnej Polski... Tradycje te
mogły w głowie ambitnego prałata odżyć... wnosiły niepożą-
dany ferment".

348

O zaginionej metropolii

i druga sprawa mogły się wydawać Bolesławowi pil-
ne, potrzebnie i pożyteczne, ale jedna i druga mogły
natrafić na opór i sprzeciw zainteresowanego tym
episkopatu polskiego. Przy sprawie nowych czy
odnawianych biskupstw wysuwało się zagadnienie
ich granic i obszaru, a zatem też i tego, który z bi-
skupów umniejszy obszar przez siebie administro-
wany na rzecz świeżo powstających biskupstw. Spra-
wa uregulowania jednej czy obu metropolii, przecięcie
nieporządku oraz unicestwienie ambicji, mogła rów-
nież wywołać sprzeciwy i niezadowolenia. A prawo
kanoniczne, obowiązujące w owych czasach, dawało
biskupom dużą moc oporu przeciw wszelkim zakusom
umniejszenia terytorium biskupiego czy innych praw
biskupstwu przysługujących. A opór taki, choćby
nie całkiem prawnie, kanonicznie, usprawiedliwiony,
nierzadko nawet ułatwiony brakiem zaginionych,
pierwotnych dokumentów fundacyjnych, bywał często
bardzo trudny do przełamania, mógł stąd wynikający
zatarg przedłużać w nieskończoność. Otto I, wielki
gwałtownik, który nie wahał się strącać papieży
z tronu, jeżeli mu nie dogadzali politycznie, przez lat
kilkanaście nie mógł się uporać z opozycją dwu bi-
skupów niemieckich, między nimi własnego syna,
którzy widzieli w planach utworzenia arcybiskupstwa
magdeburskiego uszczerbek dla interesów własnych
diecezji. I Henryk II, który nie wiedział, co to są
skrupuły, a wierzył jedynie w brutalną - siłę, na
kolanach błagał biskupów niemieckich, by mu nie
stawiali przeszkód przy fundowaniu przez niego bi-
skupstwa bamberskiego.

Podobne trudności musiały się zjawić, gdy arcy-
chrześcijański król Bolesław Śmiały, założyciel zna-

Plany Śmiałego

349

komitego opactwa w Mogilnie, poparty gorąco przez
Grzegorza VII, pragnął powiększyć liczbę katedr bi-
skupich, a co więcej — uregulować sprawę zwierz-
chnictwa metropolitalnego. -

Trudności musiały być niezmierne i o nie za-
pewne rozbiły się wielkie plany kościelne Bolesława
- "Śmiałego. Z planów tych, o ile sądzić wolno, wyszło
czy utrzymało się ostatecznie biskupstwo płockie,;

dowodnie istniejące w końcu XI w.65. Biskupstwo
kujawskie odżyło dopiero znacznie później, o innych
również nie słychać. Nie słychać też już więcej o dru-
giej w Polsce metropolii.

Ale jeżeli powyżej wypowiedziane zdanie ma za
: sobą pewne dane prawdopodobieństwa, że dopiero za
Aarona biskupstwo krakowskie zawładnęło Sando-
mierzem i ziemiami za Wisłą, jeżeli z zawiadywaniem
! i trzymaniem tych ziem były związane wysokie ambi-
cje Aarona, to najgłówniejszym oponentem przeciwko
powrotowi do status quo ante musiał być nie kto
inny, jak biskup krakowski. On bowiem miałby ponieść
największe ofiary na rzecz odnowionego porządku.
Któż inny jak on był więcej zainteresowany, by
plany króla i wola papieża nie doszły do skutku.
A biskupem tym nie był nikt inny jak św. Sta-
nisław.

Takie uwagi nasuwają się w związku z zagadnie-
niem istnienia drugiej metropolii w Polsce w po-
czątkach XI w. Wynika z tych uwag, że przy badaniu

60 Por. M. Gębarowiez Mogilno—Płock—Czerwinsk s. 133:

Czasy Bolesława Śmiałego przynoszą założenie biskupstwa
na Mazowszu".

350

O zaginionej metropolii
t

tego wieku uwzględniamy zbyt mało, niedostatecznie
fakt istnienia takiej drugiej, zorganizowanej prowincji
kościelnej. Badania,tak w ostatnich latach rozwinięte,
nad sprawą zjazdu gnieźnieńskiego z r. 1000, nie
dotykają w ogóle tego zagadnienia — a poza Wł. Abra-
hamem nie starano się wniknąć głębiej w sprawę
stosunku Bolesława Chrobrego do Brunona z Kwer-
furtu, w sprawę, która z fundacją tej prowincji ko-
ścielnej zdaje się wiązać. Nad rolą tej prowincji
kościelnej za czasów Bolesława Chrobrego czy Mie-
szka II nie zastanawiano się zupełnie, jak również
jest głucho o tym, jakie zmiany zajść musiały, gdy
w pierwszych latach rządów Kazimierza Odnowiciela
runął cały gmach tej organizacji. A przecież skutki
tej katastrofy odbić się musiały w jakiś, widoczny
acz dotąd nie wyśledzony sposób na następnej orga-
nizacji terytorialnej kościoła w Polsce, takiej, jaką
znamy w wiekach następnych. Siady przecież istnieć
muszą, chodzi o to, w jakim stopniu dadzą się one
wydobyć i wyjaśnić. Nie wątpię, że poszukiwania
prowadzone w tym kierunku dadzą w pewnej mierze
realne, pozytywne wyniki 66. Nie wątpię również, ze
moglibyśmy tą drogą i pod tym kątem widzenia uzy-
skać trochę stwierdzeń oświetlających tak dotąd ciemne

68 Przestrzegałbym przed traktowaniem tego zagadnienia
. na jednym tylko, odrębnym odcinku. Należałoby, w mym
; zrozumieniu, zacząć od zbadania geograficznych i geograf iczno-
;,-ustrojowych podstaw budowy kościoła u nas, jak i zasad wpó-
,.sażenia biskupstw w Polsce, biorąc tu jako punkt wyjścia
i porównania sprawy uposażenia biskupstwa wrocławskiego,
wykazującego, jiak mi się zdaje, najwięcej cech pierwotności
oraz najmniej zmian późniejszych. Takie badanie dałoby nam
zapewne kilka obserwacji użytecznych dla spraw związanych
z pierwotnymi granicami, jak z pierwotnym uposażeniem, któ-

Plany Śmiałego

351

czasy Bolesława Śmiałego (jego polityka kościelna),
czasy Władysława Hermana ( w związku z dokumen-,
tem z r. 1086) i Bolesława Krzywoustego (w związku
z jego polityką kościelną i legać ją kardynała Idziego).
Może powyższe uwagi do tego się przyczynią.

Aby nam posłużyły dla dokładniejszego zbadania zarówno
pierwotnych granic, jak i pierwotnego uposażen-ia innych pol-
skich diecezji, a w pierwszym rzętoie diecezji gnieźnieńskie]

i krakowskiej.

KAZIMIERZ ODNOWICIEL
1034—1058

WSTĘP

JMieszko II, ukochany syn Chrobrego, był bardzo
starannie i troskliwie wychowany. Dano mu wykształ-
cenie, jakie się spotyka rzadko w tych czasach w ro-
dach panujących. Znał łacinę i grekę 1, zatem język,
.który był jeszcze wtedy bardzo mało na Zachodzie
rozpowszechniony, znał zapewne i języki żywe, naj-
pewniej niemiecki.

Wykształcenie książąt wśród ludów niedawno na-
wróconych nie było też wcale rzadkim zjawiskiem.
Przy boku matek, zwykle cudzoziemek, uczyli się oni
obcego języka, a że dwory te były pełne cudzoziem-
ców, zatem, praktycznie poznawanie obcych języków.
nie przedstawiało zasadniczych trudności.

Mieszko II znał zapewne dobrze język niemiecki,
jak by dowodziły jego poselstwa do Niemiec. Był to
zresztą język jego żony, Rychezy, przy której poznał
język swej matki i jej otoczenia syn Kazimierz.

i MPH I s. 323. List Matyldy do -Mieszka II: Quis iri
laudem dei totidem coadunavit linguas? cum in propria et
im latina deum digne venerari posses, m hoc tlbi non satis,
grecam superaddere maluisti".

356

Kazimierz Odnowiciel

Nie można wątpić, że jego małżonka, Rycheza,
otrzymała również staranne wychowanie. Księżniczki
ówczesne, nawet jeżeli nie były przeznaczone do stanu
duchownego, często spędzały młode lata, do zamąż-
pójścia, w klasztorze, jak np. Matylda, żona Henry-
ka I, którą - Henryk wprost z klasztoru zawiózł do
ołtarza.

Zapewne, że jeżeli sześć sióstr Rychezy -przyjęło
welon i spędziło całe życie w murach klasztornych,
to i Rycheza otrzymała takież jak one wychowanie:

znała prócz języka niemieckiego a może i walońskiego
łacinę w słowie i pisaniu, znała to wszystko, co dać
jej mógł klasztor. W jakim klasztorze pobierała nauki,
nie wiemy — może to był jakiś klasztor żeński w po-
bliskim Akwizgranie, a może w Kwedlinburgu, gdzie
abbatysą była jej ciotka Adelaida, córka Ottona II.
W każdym razie córka Rychezy, Gertruda, żona Iza-
sława ruskiego, była czytająca i pisząca, a z pracy
jej rąk przechowywano jeszcze w XV wieku w ka-
tedrze gnieźnieńskiej jakąś szatę kościelną, “pallium",
przez nią haftowaną 2. Wykształcenie córki może być
świadectwem o matce. Byłaby zatem i Rycheza obok
swego małżonka kobietą wyższego wykształcenia —
jedno i drugie musiało kochać się w książkach, skoro
Matylda szwabska ofiarowała Mieszkowi egzemplarz
Ordo Romanus i skoro z Rycheza i jej córką Gertrudą
wiąże się słynny psałterz X wieku, tzw. Codex Ger-
trudianus.

Losy małżeńskie Rychezy i IMieszka II są nam na

2 Por. Codex Gertrudianus [praca zaginiona w r. 1945,
streszczenie wyników w Po),. Słów. Biogr. Kraków 1948 ~
—1958 pod Gertruda}. A Lewichi Napis na paliuszu Kwart.
Hist. 1893/7.

Dzieciństwo i młodość

357

ogół mało znane. Mieszko II, w chwili kiedy się ożenił,
miał lat 23, urodził się bowiem w r. 990. Rok urodze-
nia Rychezy nie jest nam bliżej znany. Przyjąć na-
leży, że była młodsza o kilka lat od męża, że zatem
urodzić się musiała w ostatnich latach X wieku.
Wiek lat 23 dla Mieszka nie był specjalnie późny
dla małżeństwa, ale nie może być uważany za wcze-
sny. Chrobry nie miał lat 18, kiedy się po raz pierwszy
ożenił, Krzywousty był jeszcze młodszy, kiedy pojął
Zbysławę, jego synowie Bolesław Kędzierzawy i Mie-
szko Stary zaledwie wyszli z lat chłopięcych, kiedy
otrzymali żony. Kazimierz Odnowiciel ożenił się ma-
jąc lat około 24, niewiele więcej nad 20 miał Wła-
dysław Śląski. Stąd też nie mogłoby być całkiem
wyłączone, by Mieszko II przed swym małżeństwem
z Rycheza nie był już raz żonaty, na co jednak brak
nam jakiejkolwiek wskazówki. Thietmar, wcale dobrze
poinformowany o stosunkach rodzinnych Chrobrego,
nie wspomina o jakimś innym, poprzednim małżeń-
stwie Mieszka. Tak więc raczej należałoby uważać
małżeństwo Mieszka z Rycheza za jego pierwsze
małżeństwo.

O dzieciach zrodzonych z tego związku jesteśmy
dość słabo poinformowani: pierwsze dziecko, o którym
mamy źródłową wiadomość, tj. syn Kazimierz, rodzi się
dopiero w r. 1016, to znaczy w pełne trzy lata po
zawarciu małżeństwa. Znamy poza tym jeszcze dwie
córki, jedną imieniem zdaje się Rycheza, która wyszła
za mąż za Belę węgierskiego, wedle obliczeń O. Bal-
zera w latach 1039 do 1041, to znaczy, że musiała się
urodzić nie później jak w r. 1025, a raczej może
wcześniej, i druga, Gertruda, która wyszła za mąż
za Izasława ruskiego w r. 1043, czyli urodzić się

358

Kazimierz Odnowiciel

musiała nie wcześniej jak w r. 1025, a może nieco
później, na co by okazywała data jej śmierci, bardzo
późna, bo w r. 1108. Te szczegóły o dzieciach Ry-
chezy wskazują nam dwie rzeczy: raz, iż Rycheza, któ-
ra urodziła w ciągu lat około 13 troje dzieci, mogła
mieć ich (biorąc pod uwagę płodność jej matki, Ma-
tyldy, która miała dziesięcioro żyjących dzieci) wię-
cej nieżyjących — po wtóre, że pożycie małżeńskie
Rychezy i Mieszka trwało przynajmniej do r. 1025,
t j. do śmierci Chrobrego, skoro najmłodsza ich cór-
ka urodziła się nie prędzej jak w r. 1025. Wiadomo,
że Bolesław Chrobry “antiquus fornicator", jak go
nazywa Thietmar, nie był wzorem cnót małżeńskich
i przykładnej moralności. Świadczyć o tym mogą
dwukrotne jego małżeństwa, krótkie, zakończone na-
pędzeniem małżonek, świadczy o tym jego zdobycz
miłosna w postaci córki Włodzimierza w r. 1018,
chociaż pozostawił w domu młodą, dopiero co poślu-
bioną żonę Odę. Ale można przypuszczać, że jeżeli
Chrobry sam nie dochowywał wiary małżeńskiej,
jeżeli może patrzył się przez palce na miłostki na
dworze, to jednak wymagał, by pozornie przynaj-
mniej panowała harmonia w najbliższej rodzinie
i stąd, by syn jego Mieszko nie zaniedbywał swej
żony. Ale kiedy Chrobry zamknął oczy, kiedy Mie-
;szko II, koronowany król, stał się szefem domu i se-
niorem rodu, zmienił się też jego stosunek do żony;

dowiadujemy się, że w tym czasie posiada Mieszko II
nałożnicę, “która wywiera silny wpływ na króla",
tak iż “per odium et instigationem cuiusdam suae
pellicis", następuje divortium, rozstanie się małżon-
ków, z czym w związku jest wyjazd Rychezy do Nie-
miec, rzekome wydanie koron i insygniów królew-

Dzżecmstwo i roiłodość

359

skich Konradowi II i pozwolenie przez tegoż ostatniego
używania przez Rychezę dożywotnio “quoad viveret"
tytułu królewskiego 3.

Musiało to nastąpić w kilka lat zapewne po śmierci
Chrobrego, najprawdopodobniej w r. 1030 lub 1031,

3 MPH I s. 346. Fundatlio n-ion. Brurwil. “Hermannus, Pili-
gri.iro archiepi&oopo transmigrante... sainctae Ooloniae archi-
pontificatum... adeptus est. Bodem temperę Richeza regina,
facto inter se et regem coniugem suum divortio, per odium
et Łnstigationem cuiusdam su.ae pellicis, cum ei liam pepe-
risset Gazimerum, cuius gencrosa postecitas diyitiis et po—
testate nohiliter insignis permanet usque hodie, yeste mulata,
paucis se fugam danculo agentem adiuyantibus, ut pose
fastus eius mtolerabiles simul et barbaros Sclayorum per-
taesa ritus, venlt a.d imperatorem Conradum in Saxoniaim,.:

a quo et venerabiliter ipsa susoepta est, et ipse nihilominus
gloriosis ipsius xenus magnifice honorificatus est. Accepit
namque ab ipsa duarum ipsius regisque sui coniugis corona-
TT.irn insignia, conce6sitque ei eadem in suo, sicut in regino
proprio, quoad viveret, auctoritate potiri semper eademque
• gloria, congrua pianę sibi reddita yicissitudine; cuius totum
venit ex munere, quicquid isuum. extra limitem Romanum
imperium magnificentiae eius ad sese contraxit in tempore.
Nam patrata inox super Polonos expeditione, triumphatoque
sub tributo Misech.one cum tota Sclavorum gente, vi.ctoriae
trophaeum duplici quoque sub corona sortitus est. Sed hac
in brevi functus sicque de functus est, et Henrioo filio eius
.summam rerum agere concessum est etę". Sąd i krytyka tego
ustępu pozornie jest trudna; redakcja tych wiadomości jest
wysoce bałamutna, a fakty chronologicznie pomieszane ze
sobą, niezgodne. Autor miał niewątpliwie sporo wcale pozy-
tywnych wiadomości, których kolejności nie był w stanie
ustalić. Ustęp “Eodem temperę" odnosi się do śmierci arcy-
biskupa Piligrima (24 lub 25 sierpień 1036), i początków arcy-
biskupowania Herimana, brata Rychezy (początek 1037). Wten-
czas jednak nie żył już Miesako II. “Nam patrata mox
super Polonos expeditioine" wskazuje, że autor pamiętał te

360

Kazimierz Odnowiciel

jak świadczy łączenie ucieczki Rychezy ze sprawą
koron i tytułu królewskiego.

Te rozterki rodzinne musiały zatruć? atmosferę

wypadki z ,r. 1031 z dziejów lat 1036—1037. Wynikałoby
także z tego,, że roik divortium Rychezy należy pomieścić
w związku z r. 1031, a zatem okres niesnasek małżeńskich
Mieszka II i Rychezy winien przypaść na lata między 1025
a 1030. Szczegół, że Konrad II przyznał Rychezie prawo uży-
wania tytułu królewskiego, zasługuje na wiarę, fakt ten
stwierdzony jest dokumentami, w których Rycheza używa
tego tytułu, bądź tak jest nawet przez cesarza tytułowana.
Natomiast mniej zaufania budzi sprawa oddania koron pol-
skich Konradowi, a łączenie powyższej wiadomości Kroniki
Brauweilerskiej z zapiską Annales Hildesh. SS RR Germ. in
us. schol. (ex MGH recusi contulit G. Waitz Haiiinoverae
1878) s. 37 pod r. 1031: “Sed idem Bezbrimo imperatori co-
ronam cum uliis regialibus, quae :sibi frater eius iniuste usur-
paverat, transimisit", jak to uczynił A. Lewicki,. Mieszka II
RAUhf 1876/5 s. 173. 194, nie wydaje mi się usprawiedliwione.
Mamy tu dwie rozbieżne i zdaje się, wykluczające się
wzajemnie relacje. Zatem uczynić to mógł albo Bezprym, albo
Rycheza. Trudno by było pomyśleć, by Rycheza, mimo roz-
terki z mężem, była wspólniczką Bezpryma przeciw intere-
som własnym i własnego syna. Sądzę zatem, że jest tu słusz-
ność raczej po stronie relacji Roczników hildesheimskich,
źródła poważniejszego i dawniejszego niż Fundatiio, pisana
.prawie pół wieku po wypadku. A. Pospieszyńska, Mieszka II
a Niemcy Rocz. Tow. Mił. Hist. w Poznaniu t. ;14 Poznań
1938 ,s. 282, stara się z zastrzeżeniami wątpliwości wytłuma-
czyć i pogodzić obie relacje. Nie sądzę, by można było przyjąć
bez zastrzeżeń datę wypędzenia Rychezy z Polski, tej, która
wynika z Fundatio, którą przyjmuje O. Balzer Genealogia
Piastów Kraków 1896 s. 68—a to z dwu względów, raz, gdyż
data 1036 —1037 jest stanowczo za późna dla wypędzenia Ry-
chezy., bo jak niżej wskażę, znajdują się już wcześniejsze
ślady pobytu wypędzonej Rychezy w Niemczech — po wtóre,
ponieważ całe to opowiadanie odnosi się wyraźnie tylko do
czasów Mieszka II. Ze słów zaś “in quo sicut in regno pro-

Dziecinstwo i młodość

361

dworu polskiego i życia w najbliższym otoczeniu
Mieszka II i Rychezy. Jej dwie córki były zbyt małe,
by rozstanie się ojca i matki mogło było wywrzeć na

prio" wynika; że teoretycznie był przewidziany powrót•-Ry-
chezy do Polski, w czym najniespodziewaniiej widzimy po-
twierdzenie opowieści Anonima-Galla o pobycie Rychezy
.w Polsce za czasów Kazimierza. Jednym słowem należy brać
: pod uwagę dwukrotne opuszczenie Polski przez Rychezę: za
; czasów Mieszka II, kiedy ona sama opuściła męża, udając
• się do Niemiec, i drugi raz za czasów Kazimierza, kiedy wy-
f padkami była zmuszona do ucieczki. Wiadomość Anonima-
-Galla, lib. I c. 18: “Mortuo igitur Mescone, qui post obitum
regis Bolezlawi parum vixit, Kazimirus cum matre impe-
riali puer paryulus remansit. Quae cum libere filium educa-
ret, et pro modo femineo regnum honorifice gubernaret, tra-
ditores eam de regno propter inyidiam eiecerunt, puerumąue
suum secum in regno quasi deceptionis obumbraculum te-
nuerunt". Ustęp ten, jakby wzorowany na jakimś opisie re-
gencji Angieszki za czasów Henryka IV, nie jest bez zarzu-
tów, owszem, wskazuje wiele sprzeczności. Nie był bowiem
Kazimierz “puer parvulus", bo w chwili śmierci ojca miał
lat prawie 18, nie potrzebował zatem ani opieki, ani regencji
matki, ani kierownictwa możnych. Wszystko to jest zatem
dowolną kombinacją kronikarza, opartą o fałszywe obliczenie
wieku Kazimierza, tym dziwniejsze, że w rocznikach mógł
był znaleźć dokładną datę urodzin Kazimierza. Szczegół jed-
nak, że usunięto Rychezę z Polski już. po wstąpieniu Kazi-
mierza na tron, dowodzi, że Rycheza wróciła z Niemiec do
Polski i że dopiero w jakiś czas potem zmuszona została kraj
powtórnie opuścić i pozostawić tam samego syna. Dalsze ustę-
py kroniki zawierają jeszcze wiele szczegółów niewątpliwie
nie oddających wiernie rzeczywistości— ciekawych z tego
powodu, że tu, może najwyraźniej w całej kronice, można
poznać robotę samego kronikarza, jak on obchodził się ze
swym materiałem i w jaki sposób pragmatyzował posiadane
przez siebie wiadomości. Co się tyczy sprawy samych insy-
gniów por. O. Balzer Skarbiec ż archiwum koronne w dobie
przedjagiellonskiej Lwów 1917 s. 11 n.

362

Kazimierz Odłio:ioiciel

nie wpływ i wrażenie, syn Kazimierz był również
odsunięty od tych spraw w taki sposób, jaki był uży-
wany w owych czasach często — musiał pójść do
•szkoły, w której miał nabrać wiadomości potrzebnych
przyszłemu władcy.

Stało się to w r. 1026, kiedy Kazimierz miał lat
dziesięć4. Urodził się bowiem Kazimierz 25 lipca
1016 r. 5.

Na chrzcie otrzymał Kazimierz dwa imiona, dru-
gie z nich Karol jest potwierdzone źródłami, z któ-
rych najpoważniejszym jest kronika Anonima-Galla,
źródło zatem pisane zaledwie w pół wieku po śmierci
Kazimierza, kiedy mogła żyć na dworze żywa trady-
cja dziada panującego księcia. Imię Kazimierza po-
jawia się tu po raz pierwszy w rodzie piastowskim
i jest zapewne świeżym nabytkiem, zapożyczonym z ob-
cego, może nawet nie polskiego środowiska6. Imię
drugie, które otrzymał Kazimierz, jest wysoce zastana-
wiające. Było zwyczajem bardzo rozpowszechnionym,
że książęta na Rusi, w Polsce, Czechach, na Węgrzech
czy w Skandynawii, zatem w krajach niedawno na-
wróconych, używali podwójnych imion, własnych,

4 O. Balzer Genealogia tab. II 11.

5 MPH II s. 793. Rocz. kap. krak. 1016: “Kazim,irus dux
natus est 8 Kalendas Augusti, luna 16". Przypuszczenie St. Za-
krzewskiego Bolesław Chrobry Wielki Lwów 1925 s. 421
i tegoż Czeski charakter Krakowa za Mieszka I w świetle
krytyki źródeł Kwart. Hist. 1916/30 przyjęty przez J. Dąbrow-
skiego, O kolebkę kultury polskiej. Studia staropolskie. Księga
pamiątkowa ku czci Al. Brucknera Kraków 1927 s. 15, jakoby
Kazimierz Odnowiciel urodził się w Krakowie, nie ma pod-
stawy źródłowej.

6 Por. niaej: O imionach piastowskich do końca XI wieku
s. 616--619.

Dzieciństwo ż młodość

363

rodowych, narodowego charakteru, i dodanych, bra-
nych ze środowiska obcego, czy to dla uzyskania pa-
trona w postaci świętego, dla którego dynastia miała
specjalny kult i nabożeństwo, czy też dla względów
kurtuazyjnych, kiedy pożyczano takie imię z obcej
dynastii, z którą ród był związany czy politycznie,
czy też rodzinnie. Tak wpłynęły do Rurykowiców
imiona świętych patronów, jak Dymitr, Piotr, Mi-
chał i inne, do Arpadów Stefan, do Piastowica Lam-
bert, gdy Henryk-Emeryk na Węgrzech, a Otto
w Polsce są imionami przybranymi na cześć Hen-
ryka II czy Ottona III. Niestety mamy tylko ułamkowe
i przypadkowe wiadomości o tych podwójnych imio-
nach, używanych w tych krajach w rodach dynastycz-

, nych. W Polsce wiemy tylko o Mieszku II, że miał
drugie imię Lamberta, wiemy, że jego syn Kazimierz
otrzymał imię Karola i że jego znów syn Władysław
"używał drugiego imienia Hermana. Imię Lamberta

-wskazuje na żywość kultu św. Lamberta z Liege
na dworze polskim, imię Hermana otrzymał Włady-
sław po bracie Rychezy. Trudniejsze do wytłuma-
czenia jest imię Karola. Nie było bowiem w owym

czasie takiego świętego, którego kult mógłby zawę-
drować do Polski, a w rodach dynastycznych owych
czasów imię to jest prawie nie znane. Nawet w wyga-
słej już dynastii karolińskiej rzadko używamy tego

i imienia. Skąd zatem zjawia się to cesarskie imię w dy-
nastii piastowskiej? Na innym miejscu starałem się
wyjaśnić 7, że w r. 1000, podczas pobytu Ottona III
i Bolesława Chrobrego w Akwizgranie, zetknął się
Bolesław ze szczególnym kultem, który żywił Otto III

7 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 654-

-659.

364

Kazimierz Odnowiciel

dla osoby i pamięci Karola Wielkiego. Chrobry przy
sposobności otwarcia grobu Karola Wielkiego, przy
czym był prawdopodobnie obecny, otrzymał w darze
od Ottona III tron grobowy Karola Wielkiego.: sądzę
przeto, że te wspomnienia wytworzyły na dworze
Chrobrego specjalny kult pamięci wielkiego cesarza,
pielęgnowanie ideałów Karolowych, ideału chrze-
ścijańskiego cesarstwa na Wschodzie Europy, a ży-
wym odbiciem tego kultu było nadanie Kazimierzowi
imienia Karola Wielkiego.

Liczył zatem lat prawie dziesięć mały Kazimierz,
kiedy zmarł jego dziad, Bolesław Chrobry. Początki
więc jego życia wypadły na okres ostatnich lat
Chrobrego, w jego otoczeniu musiał się nieraz znaj-
dować, otaczała go atmosfera wielkiego władcy i wo-
dza, żył wśród ludzi, których ukształtował i wyrobił
Chrobry. Jako chłopak może brał udział w uroczy-
stości, kiedy to po śmierci Henryka II włożył sobie
Bolesław koronę królewską na głowę i może zasiadł
na tronie Karola Wielkiego, trzymając w ręku za-
miast berła włócznię św. Maurycego, dar Ottona III.
Niedługo potem widział zapewne koronację własnego
ojca i matki. Ceremonie te musiały zapaść głęboko
w duszę dziecka, które kiedyś, w przyszłości, jako
następca dziada i ojca, powinno było z kolei uwień-
czyć swą skroń diademem królewskim.

Do tego czasu wychowywał się mały Kazimierz na
dworze, przeważnie zapewne pod opieką matki.
Dumna królowa Rycheza nauczyła niewątpliwie swe-
go syna języka niemieckiego, co było prawdopodobnie
tym łatwiejsze, że był to również język ostatniej żo-
ny Bolesława Chrobrego, Ody. Mówić musiało tym
językiem wiele osób na dworze Chrobrego, bo prócz

Dzieciństwo i młodość

365

rycerzy niemieckich, których utrzymywał Chrobry,
musiały Oda i Rycheza mieć własną zaufaną służ-
bę, przywiezioną z kraju rodzinnego, musiały mieć
własnych kapelanów, spowiedników, także obcokra-
jowców. Tak więc Kazimierz wraz ze swymi towarzy-
szami, rówieśnikami, a synami polskich wielmożów,
w zabawie i ćwiczeniach fizycznych, potrzebnych
przyszłemu księciu, poznawał też pewne języki, za-
tem obok języka polskiego zapewne niemiecki,
a może i łaciński. Ale z biegiem czasu trzeba było
pomyśleć o staranniejszym wychowaniu syna, o wy-
kształceniu go głębszym, takim, jakie otrzymywali
już wtenczas młodsi książęta dynastycznych rodów na
Zachodzie, Czasami posyłano takie książątko do ja-
kiegoś klasztoru na naukę, czasami brał je na wy-
chowanie jakiś biskup, jak to bywało z królewiczami
niemieckimi. Pod r. 1026, zatem kiedy Kazimierz
miał lat prawie dziesięć, donoszą roczniki, że Ka-
zimierz “traditur ad discendum" 8, zaś późniejszy
a niewątpliwie wiarogodny Anonim-Gall opowiada,
. że rodzice oddali małego Kazimierza do klasztoru, by
tam został wykształcony w świętych naukach9.
By miało to być oddanie na mnicha, nie jest prawdo-
podobne, bo jeżeliby nawet, jak chce późna legenda,
ojciec pragnął usunąć niewygodnego mu syna, by za-
pewnić następstwo komu innemu, to przecież Ano-
nim-Gall nie tylko o tym nic nie wie, ale wyraźnie
stwierdza, że posłanie syna na naukę do klasztoru
stanęło za zgodną wolą ojca i matki. A trudno przy-

8 MPH II s. 794;

9 Lib. I c. 21: “...qui inaonasterio parvulus a parentibus
est oblatus, ibi sacris litteris liberaliter, eruiditus1. Por. poni-
żej: Dodatek II.

366

Kazimierz Odnowiciel

puścić, by Rycheza nawet przy największej pobożno-
ści i oddaniu się Bogu poświęciła jedynego syna, dzie-
dzica korony, służbie Bożej, wyświęceniu na mnicha,
i szła w tym na rękę ciemnym machinacjom swe-
go małżonka. Gdzie, w jakim klasztorze miał odbyć
swe nauki Kazimierz, nie wiadomo. M. Peribach, ba-
dając zawiązki naszych roczników 10, które wywodził
z Dijon 1:1, wskazywał na klasztor św. Benigna, gdzie
siedział jeszcze jako opat św. Wilhelm z Volpiano,
o którym można powiedzieć, że były pewne nici,
które go wiązały z Polską Bolesława Chrobrego 12.
Ale ta kombinacja wydaje się bardzo wątpliwa, tak
jak późna legenda o zakonnym pobycie Kazimierza
w Ciuny. Wątpliwy musi być także pobyt w klasz-
torze w Brauweiler, założonym dopiero w r. 1024
przez Ezzona. Klasztory te leżały na terytorium
wpływów niemieckich, a jak wiemy, stosunki Miesz-
ka II z Konradem II były od samego początku wy-
soce napięte, choćby tylko samą sprawą koronacji.
Można więc mieć wątpliwości, czyby ojciec w tych
warunkach miał zamiar umieścić syna w Dijon czy
Brauweiler, zatem w stronach, gdzie sięgały wpły-
wy czy władza wrogiej korony niemieckiej. Wątpić
też wolno, czy Rycheza chciałaby dziesięcioletniego

10 Por. T. Wojciechowski O Kazimierzu Mnichu Pam.
AUhf 1885/5 s. 13—17, M. Peribach Die Anfange der pol-
nischen Awnalistik, N. A.rohiv. 1899 s. 271 — 272. Wywody
M. Peribacha nie mogą być uznane za wystarczające. —

11 Por. P. David Les sources de 1histoire de Pologne
a Vepoque des Piasts (963—1386) Paris 1895 s. 5 n.

12 Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku-
-Anastazym (Polska a Dijon) Przegl. Hist. 1905/1.

Dzieciństwo i młodość 367

jedynaka wysłać tak daleko od siebie. Stąd raczej;

należy sądzić, że był to jakiś klasztor polski, może,"
taki, w którym mógł roztoczyć opiekę nad królewi-.
czem Lambert, biskup krakowski, zatem stryj Miesz-
ka II. Jakie mogły być w tym czasie klasztory bene-
dyktyńskie czy to w Krakowie, czy też w diecezji
-krakowskiej, nie wiemy, bo najbardziej znane klasz-
tory benedyktyńskie tej diecezji są zapewne nieco
późniejszego pochodzenia. Ale nie można wątpić, że
i tu były jakieś osady benedyktyńskie wcześniejsze,
mogła sama katedra krakowska być obsługiwana
przez benedyktynów i mogła nosić popularne miano
monasterium, jak się to niejednokrotnie zdarzało.
Jeżeli nie umiemy, jak tylko drogą przypuszczenia,
wskazać, gdzie odbywał swe nauki dziesięcioletni
Kazimierz, tak również nie mamy wskazówek, jak
długo je pobierał ani też czego się uczył. Przypuścić
należy, ż,e zacząwszy te studia w r. 1026, ukończył
je, zanim objął tron po śmierci ojca. Anonim-Gall
daje mu miano “homo literatus"13 i “vir eloquens
et peritus" 14, wiemy wreszcie, że udzielono mu hoj-
nie nauk świętych, takich zatem, jakich środowisko
klasztorne, benedyktyńskie, udzielało swym wycho-
wankom. To pewne zdaje się być także, że nie za-
niedbywano udzielania mu ćwiczeń fizycznych tak
potrzebnych dla zdrowia — zapewne pod okiem do-.
danego mu piastuna-pedagoga 15. Słynie bowiem Ka-
zimierz, jak świadczy Anonim-Gall, niedługo późnie|

" Lib. l c. 19.

14 Lib. I c. 21.

15 por. T. Wojciechowski O piaście i o Piaście Kraków-
1895.

368

Kazimierz Odnowiciel

podczas swego pobytu w Niemczech czynami rycer-
skimi 16, wychwala również jego męstwo podczas
późniejszych jegO bojów z Miesławem i Pomorza-
nami17. ,

Takie było przygotowanie Kazimierza na przy-
szłego władcę Polski.

Z czasów przed śmiercią Mieszka II nie posiada-
my więcej wiadomości o Kazimierzu. W r. 1031, kie-
dy Mieszko musiał uchodzić z Polski i przed Bezpry-
mem, czy uciekł także Kazimierz, nie wiadomo. Mo-
żna wątpić, czy klasztor polski, jak przypuszczamy,
był dostatecznie bezpieczną przystanią dla królewicza
przed zbrodniczą ręką uzurpatora. Jeżeli Kazimierz
;był zmuszony do opuszczenia kraju, to to oznaczałoby
zapewne przerwanie studiów w klasztorze, które by
się w ten sposób zamykały w obrębie lat 1026 i 1031.
Czy spędził ten czas takiego wygnania z ojcem w Cze-
chach, czy też u matki w Niemczech, czy może na
Węgrzech, o czym pisze Anonim-Gall, przenosząc to
jednak na czas późniejszy, około daty śmierci św.
Stefana, nie da się wyjaśnić. Można być tylko jednej
-rzeczy dość pewnym, tj. że w r. 1034, w chwili śmier-
ci Mieszka II, musiał być w kraju i objął natychmiast
spadek po ojcu. Najstarsza przynajmniej kronika pol-
ska, pisana za życia jego wnuka, w czasie kiedy
o tych wydarzeniach mogła żyć na dworze Krzy-
woustego tradycja mało jeszcze zmącona, nic nie wie
o tym, by trzeba było szukać gdzieś Kazimierza po
szerokim świecie, by trzeba go było sprowadzić, aby

16 Lib. I c. 19: “....ma.gnamque famam ibL miUtariis gloriae
consecutus". Tamże c. 18: “...in actu militari miles audacissi-
mus".

17 Lito. I c. 20.

Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w rewersie archi-
tektura kościelna o trzech kopułach. (Powiek, l: 5).

Dzieciństwo • imłodość 369

objął dziedzictwo. Legenda o sprowadzeniu go z klasz-
toru, z Ciuny, jest znacznie późniejsza, dostosowana
swym opowiadaniem do opowieści o jego mnichostwie
w obcym, zagranicznym klasztorze.

Jakie mogło być stanowisko i rola Kazimierza
w tragicznych, rozgrywających się wówczas wy-
-padkach w ostatnich latach rządów "Mieszka II, nie
wiemy. A był on przecież w tym czasie młodym
człowiekiem, w r. 1031 miał lat piętnaście, był za-
tem w pojęciach ówczesnych pełnoletnim, zdatnym do
czynu, do rady, do pomocy ojcu.

W niezwykle ciężkich warunkach przyszło Kazi-
mierzowi obejmować rządy, gdy 10 maja 1034 r. za-
kończył życie Mieszko II. Krótko i zwięźle mówią
o tym zdarzeniu źródła polskie, niektóre późniejsze
zresztą dodają, iż Mieszko II popadł w szaleństwo
przed śmiercią. Niemieccy rocznikarze nazywają je-
go śmierć przedwczesną, co by nie było dziwne, bo
zmarł mając zaledwie lat 44. Ale jeden z kronikarzy,
prawda że późny, bo z XII wieku, opierający się nie-
wątpliwie na jakimś, dziś nam już nie znanym źró-
dle, Gotfryd z Viterbo, kapelan i notariusz cesarzy
Konrada II, Fryderyka I i Henryka VI, zapisał
w swoim dziele Pantheon następującą wiadomość:

Mieszko.-został zabity przez swego giermka ls. Czy

ls MGH SS XXII s. 2.42. “Ipse vero Misico post hec
a suo armigeno occisus est. Ab illo temperę provincia Polo-
norum imperio nostro soli it tributum". Wiadomość ta, nie po-
twierdzona żadnym innym źródłem, schodzi się z nieco tajem-
niczo brzmiącymi słowami Roczników hildesbeimskich, SS
RR Germ. lin usum schol. s. 38: “Misacho Polianorum dux
immatura morte interiiit". Sądzę, żie nic nie stoi na przeszko-
dzie uznania prawdziwości przekazu Got-fryda z Viterbo.

24 Polska X—XI wieKu

370

Kazimierz Odnowiciel

giermkiem tym nie był Miesław, którego Anonim-
-Gall nazywa cześnikiem Mieszka II 19, nie wiado-
mo, można by. tylko sądzić, że zabójstwo takie mogło
być w związku z pewnym Miesławem i jego buntem.
Tak czaiła się śmierć wokoło potomków Chrobrego.
Bezprym zginął w roku 1033 podobnie jak jego brat,
zdaje się, nie bez wiedzy Mieszka II, wreszcie sam
Mieszko II padł pod ciosami spiskowca czy buntownika.
Z całej dynastii pozostał jeden Kazimierz, na jego
osobie opierała się przyszłość gasnącej dynastii.

Dziwnie szybko zniknęło wielkie dzieło Bolesła-
wa Chrobrego. Świadczy to może, że w budowie te-
go państwa odegrała może większą rolę znakomita
indywidualność Bolesława niż faktyczne elementy
siły, na których rozwinięcie i ustalenie nie starczyło
mu życia i czasu.

Polityka Mieszka I i Bolesława Chrobrego po pró-
bach, w łączności zresztą z Czechami, oporu przeciw
cesarstwu, poszła wreszcie w kierunku współpracy
z Ottonem III. Jaką drogą, jakimi sposobami, realista
polityczny, jakim był Bolesław Chrobry, potrafił
związać ze sobą marzyciela politycznego, którym był
Otton III, staram się oświetlić na innym miejscu —
można tylko powiedzieć, że to dwie indywidualności
wzajemnie się uzupełniały, rozumiały się i działały
do śmierci Ottona III w zupełnej harmonii. Trzeba
też i to zaznaczyć, że Bolesław Chrobry potrafił wy-
ciągnąć z tego niezwykle bliskiego stosunku wielkie
korzyści dla swego państwa, jak swobodę i bezpie-

19 Lłb. I.

Dzieło Chrobrego

371

czeństwo ze strony zachodniej, trzymanie na wodzy
czeskiego księcia, poskromienie północno-zachodnich
sąsiadów Polski, na których cesarz wraz z Bolesła-
wem tylokrotnie się wyprawiają. Bezpieczeństwo od
zachodu zapewniało też większe bezpieczeństwo od
wschodu, gdzie pod bokiem Polski tworzył Włodzi-
mierz wielkie państwo ruskie. Te warunki pozwoliły
Chrobremu na uporządkowanie spraw wewnętrznych,
zatem na zjednoczenie podzielonego wśród sukceso-
rów przez Mieszka I państwa, pozwoliły wreszcie na
zwrócenie uwagi na sprawy kościelne, między któ-
rymi były na porządku także zagadnienia misyjne,
których pierwsza próba zakończyła się śmiercią św.
Wojciecha w Prusiech. Dalszym etapem współpracy
Bolesława Chrobrego z Ottonem III była sprawa osta-
tecznego zorganizowania kościoła w Polsce, której
pierwszym aktem było utworzenie samodzielności ko-
ścielnej na zjeździe gnieźnieńskim w r. 1000. Bolesław
wyciągnął z tego zjazdu nie tylko korzyści w postaci
ustanowienia metropolii w Gnieźnie, ale i bardzo
znamienne korzyści polityczne, zwolnienie od zależ-
ności “tributarium faciens dominum", włożenie ko-
rony na głowę, tytuł “cooperatoris imperii" i “ami-
ci populi Romani", dar świętej włóczni św. Mauryce-
go, dar symboliczny tronu Karola Wielkiego. Bo-
lesław, który spodziewał się dalszych łask i° dobro-
dziejstw ze strony swego młodego cesarskiego przy-
jaciela, był na dobrej drodze do uzyskania tytułu
i korony królewskiej. Musiał być i Bolesław nie-
zwykle zręcznym politykiem, człowiekiem wielkiego
czaru i uroku, jeżeli Otto III, młodzieniec wielkiego
wykształcenia, dużego polotu i szerokich horyzontów,
został tak opanowany przez władcę polskiego, iż wbrew

21*

.372

Kazimierz Odnowiciel

opinii kół niemiecko-saskich potrafił dać tyle swemu
polskiemu przyjacielowi.

Ale rychło bardzo skończyły się wielkie sny
i marzenia Ottona III i Bolesława Chrobrego. Śmierć
w r. 1002 Ottona III zmieniła zupełnie sytuację,
Henryk II, także realista polityczny, spotyka się te-
raz na terenie polityki z równej miary realistą, ja-
kim był Bolesław Chrobry. Zamach na życie Bolesła-
wa dokonany w Merseburgu, który Chrobry może nie
bez racji przypisywał Henrykowi II, wytworzył
atmosferę nieufności, która nie miała już nigdy ustą-
pić w stosunkach wzajemnych tych dwu potężnych
indywidualności. Chrobry pragnął utrzymać stanowi-
sko niezależnego władcy, które osiągnął w r. 1000,
Henryk II zaś postanowił przywrócić stan po-
przedni. W tych warunkach wynikły długoletnie woj-
ny, które z Henrykiem II prowadził ten “lis chytry",
ten “gad jadowity", “lew ryczący", “Słowianin
okrutny", ten wreszcie “niszczyciel większej części
cesarstwa". Wszystkie te epitety, które przydaje
Thietmar Chrobremu, świadczą nie tylko o nienawi-
ści kronikarza merseburskiego względem Bolesława,
ale o niezwykłych zaletach, które wykazał Chrobry
w walkach z tak potężnym przeciwnikiem, jakim był
Henryk II i królestwo niemieckie. Realnym wyni-
kiem wojen Bolesława Chrobrego z Henrykiem II
było wykazanie, że przy zręcznej polityce Polska jest
w stanie oprzeć się skutecznie całej potędze cesar-
stwa, potędze kilkakroć większej i silniejszej od niej.
Ale warunkiem tego powodzenia wojennego była od-
powiednia polityka zewnętrzna, nie pozwalająca na
to, by atakujące Polskę Niemcy poruszyły przeciw
niej prócz frontu zachodniego także inne odcinki, ,

Dzieło Chrobrego

373

a przede wszystkim, by nie dopuścić do równoczesne-
go zmobilizowania przeciw niej frontu wschodniego.
Polityka zatem Bolesława Chrobrego zręcznie wy-
zyskiwała wszystkie trudności, jakie zjawiają się we-
wnątrz ogromnego a słabo skonsolidowanego państwa
.niemiecko-rzymskiego. Było zaś tych elementów roz-
kładu w obrębie Niemiec i Włoch więcej niż gdzie-
kolwiek indziej, dawał sobie z nimi radę, wśród cią-
głych zresztą walk, spisków i buntów, Otto I, ale
Henryk II, choć zręczny polityk i także człowiek
skrupułami nie obarczający sumienia, miał pod tym
względem dużo trudniejsze zadanie, wobec tego prze-
de wszystkim, że na nim, bezdzietnym, wygasała
boczna linia tak znakomitej i tak dla Niemiec za-
służonej dynastii saskiej Ludolfingów. Za to Bolesław
Chrobry raz w początkach swych rządów załatwiwszy
się z przyrodnimi braćmi, których wygnał z Polski,
zdaje się, że przez lat trzydzieści miał trwały spokój
wewnętrzny — silną dłonią dzierżył cugle władzy
nie pozwalając na wewnętrzne walki, hamując par-
tykularyzmy plemienne i narzucając swemu państwu
nowe więzy administracyjno-prawne, choćby w po-
staci rozbudowywanej systematycznie organizacji
kościelnej. W ten sposób krzepło wewnętrznie pań-
stwo Bolesława Chrobrego, gdy przyszłe losy Niemiec,
wobec wewnętrznych przesileń, wobec niepewności
dalszych losów z powodu bezdzietności króla, mimo
całej jego energii i zręczności, dawały pole Bolesła-
wowi do gry politycznej i wyzyskiwania słabych
stron konstrukcji państwa niemieckiego. Zręcznie też
prowadził Chrobry swą politykę wobec państw z Pol-
ską sąsiadujących, tak iż mimo intryg Henryka II,
mimo tworzenia przez niego koalicji skierowanych

374

Kazimierz Odnowiciel

przeciwko Polsce, Chrobry umiał wyjść zawsze z po-
wodzeniem z tego rodzaju opresji, tym więcej że, jak
to było; już powiedziane, nie zdołał Henryk rozbić
wewnętrzne] jednolitości państwa, nie znalazł we-
wnątrz społeczeństwa nikogo, kto by był śmiał stawić
czoło monarsze. Ostateczny rezultat długoletnich
zmagań się Bolesława Chrobrego z potęgą niemiecką
usymbolizowała jego koronacja w r. 1024, którą zda-
wał się kłaść kres “niemieckiemu uniwersalnemu pa-
nowaniu nad wschodnią Słowiańszczyzną".

Znaczenie Bolesława dla Polski i w ówczesnym
świecie było bardzo wielkie także przez jego pracę
cywilizacyjno-kościelną. Przyjaciel świętych, Wojcie-
cha, Brunona, Pięciu Braci Męczenników, w związ-
kach ze św. Romualdem, a zapewne też z pewnymi
przedstawicielami ruchu kluniackiego 20, uczynił Pol-
skę ścieżką apostołów. “Był Bolesław światłem i po-
chodnią cywilizacji zachodniej, rzymskiej, którą
rozpraszał cienie pogaństwa nie tylko tam w Polsce,
gdzie się jeszcze ono kryć mogło, ale myślał o krze-
wieniu chrześcijaństwa wśród Prusów i Jaćwingów,
wśród pogańskich Słowian zachodnich, wśród których
Niemcy zaniedbali misje — owszem, przeciwnie, ra-
czej tolerowali ten stan rzeczy, byle tylko wśród nich
znaleźć sprzymierzeńców przeciw chrześcijańskiemu
władcy Polski. Niezmiernie duża, wytężająca a kosz-
towna praca około zorganizowania kościoła w Pol-
sce, niedostatecznie dotąd znana i oceniona, jest
świadectwem, jak głęboko Chrobry wnikał w za-
gadnienie przetworzenia Polski w państwo, mócar-

20 Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku-
-Anastazym.

Rządy Mieszka II

375

stwo chrześcijańskie, europejskie, które by się stało
wałem obronnym przed zalewem germańskim".

Już najdawniejsze nasze kroniki, nie mówiąc tu
o kronikach współczesnych niemieckich, mówią
z uwielbieniem i zachwytem o jego znakomitej gos-
podarce, o jego dbałości i troskliwości o dobrobyt
"poddanych, o bogactwie kraju, o niezmiernym prze-
pychu jego dworu, czym zadziwiał obcych i zachwy-
cał samego Ottona III, o skarbach, którymi rozpo-
rządzał. W dużej mierze działał tymi skarbami Bo-
lesław na terenie polityki kupując nimi zwolenników
w Niemczech. W dalekich wyprawach wojennych
wpadało mnóstwo kosztownej zdobyczy, między in-
nymi i tłumy jeńców, którymi kolonizowano liczne
pustkowia. Koroną tego rodzaju finansowych operacji
musiała być kijowska wyprawa w r. 1018, kiedy to
Bolesław wypróżnił skarbiec książęcy ruski i wy-
wiózł do Polski przebogate łupy.

Tak stała się Polska, dzieło Bolesława Chrobrego,
najpotężniejszym mocarstwem zachodniej Słowiań-
szczyzny, a równocześnie posterunkiem kultury za-
chodniej, chrześcijańsko-rzymskiej, w tej części Eu-
ropy.

Ze śmiercią jednak Bolesława prędko zniknęła

aureola, która opromieniała dotąd Polskę Chrobrego.
Syn jego Mieszko II nie miał zapewne tego oriego
lotu, który niósł jego ojca do zwycięstw, ale zawsze
był to wielki i dzielny wojownik, wychowany w zna-
komitej szkole ojca, pracujący nad obszernym, za-
możnym i obfitującym w siły państwem. Był on za-
razem wytrawnym politykiem i dyplomatą, zapra-
wionym do tego przez ojca, który zalecał mu paro-
krotnie ważne i trudne misje dyplomatyczne w Cze-

376

Kazimierz Odnowiciel

calach i Niemczech. Odznaczał się nieprzeciętnym na
owe czasy wykształceniem, głębokim zrozumieniem
spraw kościelnych, utwierdzaniem w Polsce wiary
i kościoła, o czym wystawia mu Matylda szwabska
tak pochlebne świadectwo w swym liście. Przy tych
wszystkich zaletach mógł być Mieszko niewątpliwie
wielkim monarchą, takim, który by stanął godnie
w pamięci potomnych obok swego znakomitego ojca.
Lecz ułożyły się inaczej stosunki zarówno te w kra-
ju, jak tamte za granicą. Obok niego przebywali bra-
cia jego i krewni po mieczu, starszy od niego brat
przyrodni Bezprym, urodzony z Węgierki, i młodszy,
rodzony, Otto, nadto Dytryk, brat stryjeczny, urodzo-
ny z jednego z przyrodnich braci Chrobrego. Sprawa
z tymi była trudniejsza niż za czasów Bolesława
Chrobrego, gdy ten wypędził macochę z synami, tam
bowiem miało się do czynienia z bardzo młodymi lu-
dźmi, dziećmi prawie, gdy tu Bezprym na przy-
kład był starszy wiekiem od Mieszka II i zapewne
nie od dziś starał się o zyskanie sobie zwolenników
i sprzymierzeńców. I oni rościli sobie prawo do
dziedzictwa i władzy, bo korona królewska, jakkol-
wiek niepodzielna, nie chroniła , jeszcze całkowicie
; od podziału kraju między sukcesorów. Niezadowole-
;, ni pretendenci do spadku zbiegli na Ruś i stąd za-
IL częli tworzyć koalicję, skierowaną przeciw Mieszko-

- wi. Niemcy, po wstrząsie, jaki przeszły po wygaśnię-
ciu Ludolfingów, po złamaniu pewnych czynników

-•;oporu, na który natrafiła dynastia salijska, szybko
wracały do sił. Najlepiej o tym świadczy rychłe osią-

:- gniecie korony cesarskiej przez Konrada II (1027),
na którą jego poprzednik czekał z górą lat dziesięć.
Takim sposobem regeneracja potęgi niemieckiej,

Rządy Mieszka II

377

wzmocnionej niedługo nabytkiem królestwa bur-
gundzkiego i przymierzem z potęgą duńsko-angielską
Kanuta, przyszła zbyt szybko, tym więcej że równo—:

cześnie dodać należy wzmocnienie się Rusi, która pa-.-;

miętała zdobycie Kijowa w r. 1018 pod rządami Jarosława. Stąd okazało się, że nietrudno było wygna—
nym czy zbiegłym braciom poruszyć sąsiadów Poi--;

ski przeciw Mieszkowi. Doszło w końcu do najnie- -
bezpieczniejsze j...-.politycznej dla"Polski" —komłlina-
cji, tj. do porozumienia niemiecko-ruskiego, koniecz-
ności walki na dwa fronty. Z tym zaczęły się utraty-
krajów i prowincji. Słowaczyzna odpadła, może
w tych czasach, do Węgier, Morawy do Czech. Po-
morze przestało należeć do Polski, Grody Czerwień-
;skie zabrali Rusini. Bronił się dzielnie Mieszko,
, zwłaszcza cesarzowi, któremu dwukrotnie zniszczył
kraj ogniem i mieczem. W końcu jednak cesarz
zwyciężył, a Mieszko stracił na Zachodzie wszystkie -
zdobycze Bolesława, o które tyle krwi przelano, Mil-
sko i Łużyce. Stracił także koronę wydaną cesarze-..
wi. Wkrótce powrót własnych braci wypędził go
2 kraju. Na okrojonym dziedzictwie Bolesława rżą-

-dził teraz krwawo i okrutnie Bezprym.

Wkrótce co prawda powrócił Mieszko do kraju,
i objął tron krwią Bezpryma zbroczony, lecz Kori-
rad II nie dał mu się utrwalić na odzyskanej ojco-
wiźnie i podzielił kraj na trzy części, między Miesz-
ka II, Ottona—i-Dytryka.

Przypadek czy zbrodnia wydarła życie Ottonowi
w r. 1033, a to dało Mieszkowi sposobność raz jeszcze,
spróbować szczęścia. Udało mu się złączyć dzie-

-dzictwo ojcowskie, by móc" je przekazać jedynemu
synowi, Kazimierzowi.

378

Kazimierz Odnowiciel

Miał to być pan pełen najpiękniejszych przymio-
tów, gorliwy krzewiciel chrześcijaństwa, fundator
licznych kościołów, znany ze swej hojności daleko za
granicami swego królestwa, “...mąż wdów, ojciec sie-
rot, niezachwiany obrońca ubogich i potrzebujących
pomocy"21, tak jak przystało na chrześcijańskiego
koronowanego monarchę. Pozostawił po sobie pamięć
dzielnego rycerza i wojownika, “hic vero Mescho mi-
les probus fuit" 22, charakteryzuje go Anonim-Gall.
Nie służyły mu tylko okazje, które umiał tak zręcznie
wyzyskiwać jego wielki ojciec. Może też brakło mu
w początkach rządów tej bezwzględności wobec ry-
wali, którą w tych krwawych czasach utrzymywano
jedność państwa wobec zakazów podziału ojcowizny:

jeżeli Bezprym i Otto padli, prawdopodobnie nie bez
wiedzy Mieszka II, to ta zbrodnia bratobójstwa, po-
pełniona dla idei jednolitości państwa, spełniona zo-
stała za późno23. Może w r. 1025 lub 1026 mogła była

21 Por. List Matyldy, MPH I s. 323—324,
Z2 Lib. I c. 17. " ; • •
23 Inne powody katastrofy przytaczają Niemcy, np. Al.
Brackirnann Die Anfdnge des polnischen Staates, Gesammelte
Aufsatze Weimar 1941 s. 162 n. Sądzi on, że wielkość Chro-
brego wypływa więcej z takiego nastawienia historyków pol-
skich niż z realnych rezultatów, przypomina mu on “...die
lange Reihe der sturmisch vordrangenden Staatengrunder
jener Jahrhunderte", tylko że tamci trafiali na grunt lepiej
przygotowany, gdy “...die Bedingungen fur eine Staaitenbildung
waren daher uberall, sonst m Europa sehr viel gunstiger als
im slawisohen Osten"., Powód tego upatruje ten badacz w mi-
.łości kultury rolnej, prymitywności narzędzi rolniczych
i w tym, że: “Freie und Untreie unterschieden sich kaum
.io den Formen ihrer Wirtscnaft und in denen ihrer Lebens-
fuhruing". “Ań diesem primitiven Zustand der Beyolkerung
— konkluduje Al. Brackmann — i,st Bol.eslaus als Staatsmann

Rządy Mieszka II

379

uratować dziedzictwo Chrobrego przed katastrofami,
które je spotkały następnie.

gescheitert. Mit solchen Bauern lasst sich kein grosses Reich
fur die Dauer sichern". Są w pewnym ułamku te naiwności
Al. Brackrnanna do przyjęcia — naiwności wynikające z po-
wierzchowności jego zetknięcia się z historią Polski — nio
można wątpić, że stanowić one mogą tylko cząstkę czynni-
ków, które tu należy wziąć pod uwagę. Przede wszystkim
chodzi tu o prymitywność organizacji państwa, tę prymityw-
ność, która spowodowała degenerację państwa Karola Wiel-
kiego, a która wywoływała ustawiczne ciężkie przesilenia
następnie w państwie niemieckim, okazującym tak mało
zdolności na odpowiedni postęp i zorganizowanie się. Była
też taka prymitywność udziałem Polski Chrobrego, a rozwój
późniejszych stosunków, zwłaszcza w XII i XIII wieku, utrud-
niał niepomiernie zadanie zmian i przetwarzania się.

I. 1034—1037. ODJAZD RYCHEZY. REAKCJA
TZW. POGAŃSKA, BUNT M1ESŁAWA, NAJAZDY.
POMORZAN. UCIECZKA KAZIMIERZA.

W zupełnych ciemnościach kryje się początek rzą-
dów Kazimierza. Wiadomości przekazane nam: przez
źródła polskie jak obce są nadzwyczaj skąpe i ogól-
nikowe, a w dużej mierze bałamutne. Dwa zaś za-
bytki, po których można by się najwięcej spodziewać,
t j. Fundatio monasterii Brunyilarensis i kronika
Anonima-Galla, pełne są anachronizmów i niekon-
sekwencji 24, tak iż tylko z pewnymi zastrzeżeniami
można z nich korzystać.

W ostatnich latach rządów Mieszka II, kiedy ten
“zapomniawszy o koronie i całej ozdobie królewskiej"
poddał się w Merseburgu cesarzowi Konradowi II,
musiało wzrosnąć na dworze polskim znaczenie kró-
lowej Rychezy. Mamy prawo bowiem sądzić, że Ry-
cheza, która w początkach rządów syna znajduje się
w Polsce,przybyła tam wcześniej, zatem może jesz-
cze w r. 1032 po śmierci Bezpryma i powrocie Miesz—

24 Por. wyż. s. 517.

Rządy Rychezy

331

ka II lub też w r. 1033 po śmierci Ottona i po ostat-
nim zjednoczeniu państwa przez Mieszka. Mieszko, •
przygnieciony nieszczęściami i klęskami, a zapewne
l kalectwem, bo chyba można tu ufać informacji Ano-
nima-Galla 25, miał pod koniec życia postradać zmy-
sły. Niewątpliwie pragnęła Rycheza wywierać swój
wpływ na rządy i za panowania syna, zaledwie osiem-,
nastoletniego młodzieńca. Ale niechęć książącego oto-
czenia wobec królowej matki zmusiła ją niedługo do
opuszczenia Polski, na zawsze26. Przynajmniej nie
mamy wiadomości, by kiedykolwiek jeszcze przybyła *
do Polski dla odwiedzenia syna, chociaż mogła czę-
ściej przesiadywać w Saalfeid, w Turyngii, posiadłości
Ezzonidów, zatem nie tak daleko od granic Polski.

Jak już wyżej wskazałem, najprawdopodobniej sam
Mieszko II padł pod- ciosem mordercy, nie znanego
nam z imienia giermka książęcego — Bezprym miał
być również zamordowany, a A. Lewicki o śmierci
Ottona wyraża się domysłem, iż może i on zeszedł
ze świata nienaturalną śmiercią. Kilka tych śmierci
książąt polskich, tak nagłych i tajemniczych, choć-
byśmy mieli prawo posądzać, że działy się one, o ile
chodzi o Bezpryma i Ottona, za wiedzą Mieszka II,
nasuwa przypuszczenie, że na dworze książęcym był
zastęp ludzi, który nie potrzebował się na nic oglądać,
z nikim liczyć, który miał środki i w środkach nie
przebierał i który mógł terroryzować księcia, dwór
i partię sobie przeciwną, byle dopiąć zamierzonego
celu. Można przypuszczać, że silne więzy, które łą-

26 Liib. I c, 17: “...genitalia, ne gignere pósset, carrigiis

aśteictus". • " •

26 Lib. I c. 18: “...traditores eam de regno propter in-

yidiam elecerunt".

382

Kazimierz Odnowiciel

czyły monarchę z jego otoczeniem za czasów Bole-
sława Chrobrego i w pierwszych latach rządów Mie-
szka II, bardzo osłabły pod wpływem klęsk zewnętrz-
nych i wewnętrznych walk, sporów, niesnasek ro-
dzinnych. Prestiż, który otaczał króla, upadł, a ko-
rzyść z tego stanu rzeczy starali się wyzyskać ci lu-
dzie, którzy stali dotąd blisko tronu. Do nich należał
zapewne i Miesław, który niedługo wystąpi jako
udzielny, niezależny książę Mazowsza. Był on zatem
poprzednikiem Sieciecha, Skarbimira i innych major-
domów piastowskich, jednym, a także jedynym, który
osiągnął cel swych pragnień i ambicji. Miesław, był,
jak twierdzi Anonim-Gall, cześnikiem króla Mie-
szka II 27, a z racji swego dworskiego urzędu wpły-
wowym dygnitarzem i możnym panem, i trudno
wątpić, by w ostatnich latach Mieszka i pierwszych
. Kazimierza nie był Miesław, zanim zawładnął mazo-
wiecką dzielnicą, jedną z najpotężniejszych osobi-
stości w państwie. Sądząc z jego następnych czynów
musiał wyzyskiwać słabość rządów, musiał być prze-
ciwnikiem silnej władzy książęcej, może jedną z głów
stronnictwa antydynastycznego. Przecież Kazimierz
był właściwie ostatnim z Piastów. Ludzie tego po-
kroju mogli do pewnego stopnia liczyć się z młodym
księciem, którym pragnęli kierować, ale zapewne wie-
dzieli dobrze, że Rycheza i jej niemieckie otoczenie
musiało być wrogami myśli likwidacji dynastii, rozu-
mieli, że na matce i jej ludziach, jej stosunkach
i wpływach mógł się Kazimierz najsilniej opierać,
mógł przy tych czynnikach nawet wybrnąć z trud-

27 Lib. I c. 20: “Meczzlaus... pincerna patris sui Mescho-
nis et minister".

Rządy Rychezy

383

nego położenia, mógł się wzmocnić i ustalić. Kim byli
ci ludzie, na których się mogła opierać Rycheza, nie
wiemy; nie można wątpić, że po przeszło dwudziestu
latach pobytu w Polsce musiała posiadać swe wpływy
i grupę ludzi sobie oddanych. Zapewne też jej zwo-
lennikami jak zwolennikami dynastii był episkopat,
duchowieństwo, tyle zawdzięczające opiece i szczo-
drobliwości Bolesława Chrobrego i Mieszka II. Po-
bożna pani, jaką była Rycheza, musiała mieć w tych
kołach, częściowo składających się z obcokrajowców,
zwolenników zdecydowanych a wpływowych. Na dwo-
rze musiała posiadać królowa jak i jej syn również
oddanych ludzi, częściowo zapewne cudzoziemców.
Jednym z nich był wierny sługa królowej Embry-
cho, “minister" Rychezy ożeniony z Polką imieniem
Dobrawa 28, drugim zaś Romer Starkhar, również jej
podwładny 2E>. Musiała mieć też Rycheza swą własną,
oddaną i wierną służbę, swych kapelanów, którzy sta-
nowili dla niej i dla Kazimierza grupę łudzi najściślej

28 Th. J. Laoomblet Urkundenbuch fur die Geschichte des
Niederrheims Dusseldori. 1840 I 189, dokument Rychezy z 7
września 1054: “...ąuoniam lam dictus minister meus Embri-
cho... paenitentia ductus, possessionis, suae quae Geldesdorp
dicitur, quam ipse et uxor eius Douerauua me donante pro-
priam habebant etę". Słowiańskie imię żony Embrycha wska-
zuje, że ten dworzanin Rychezy ożenił się w Polsce, za cza-
sów pobytu tamże królowej, może z jakąś panną dworską

Rychezy.

29 Tamże I 192, dokument Annona, arcybiskupa koloń-
akiego z r. 1057: “Stakhare... vir iingenuus et comes, miles
ipsius Reginę". Może i ten Starkhar był dawnym dworzani-
nem Rychezy, lubo tytuł “comes" i określenie “miles Reginę"
mogłyby wskazywać na jakiś lenny stosunek do Rychezy,
oczywiście na terenie niemieckim.

384 Kazimierz Odnowiciel

z nimi związanych. Przeciwko zatem Rychezie i jej
domowi zwróciła się przede wszystkim, jak świadczy,
Ąnonim-Gall, akcja partii przeciwnej. Jak się te
•sprawy rozegrały, nie wiadomo, zapewne wkrótce po
śmierci męża, gdzieś może już w końcu r. 1034 czy
początku następnego, opuściła Rycheza Polskę, zabie-
rając ze sobą zapewne swój dwór oraz małoletnie
córki, Rychezę i Gertrudę. Towarzyszyła jej prawdo-
podobnie także najmłodsza córka Bolesława Chro-
brego, Matylda z Ody zrodzona 30, której pobyt-
w Niemczech może być dla nas wskazówką równo-
czesnego tamże pobytu królowej 31.

Według późniejszych, wiarogodnych wskazówek
udała się ona do Saksonii32, prawdopodobnie na dwór
cesarza, który właśnie w Goslarze obchodził święta
Bożego Narodzenia 33. Dłuższy czas mogła spędzić
w Niemczech, umieszczając swe córki w jednym
z licznych klasztorów zarządzanych przez jej sio-
stry, by w ten sposób dać królewnom odpowiednie
wykształcenie, zanim przyjdzie czas wydać je za mąż.
Zielone Świątki r. 1035 spędziła zapewne w Bambergu

30 O. Balzer Genealogia s. 72.

31-Najprawdopodobniej Rycheza mogła być tą osobą,
z którą Matylda mogła się znaleźć na cesarskim dworze,
Przez Rychezę też spokrewnioną z Ludolfmgami i przez jej
.wpływy rodzinne mogła Matylda odgrywać swą rolę na dwo-
rze niemieckim,

32 MGH SS XVI s. 170. Annal. Magdeb. pod r. 1034: “Ka-
zimier cum matre sua a Polanis... expulsus diu in Saxonia
exulavit". Połączono tu niewątpliwie późniejszą ucieczkę Ka-
zimierza z wypędzeniem. Rychezy. Data jedna w stosunku
oczywiście do Rychezy wydaje się prawdopodobna. Pobyt
.Kazimierza, jak zobaczymy niżej, nie trwał tak długo.

33 SS RR Germ. in us. schol. s. 39, Annal. Hildesh.

Rządy Rychezy 385

na cesarskim dworze, gdzie ułożono dwa związki ro-
dzinne, Gunhildy, córki Kanuta Wielkiego, z mło-
dziutkim synem cesarza Henrykiem III i Matyldy,,
córki Bolesława Chrobrego, z Ottonem ze Schwein-
furtu si. Gunhilda i Matylda były bliskimi sobie
kuzynkami, bo Gunhilda była prawnuczką, Matylda
zaś wnuczką Mieszka I. Lecz nie tylko pod tym
względem są ciekawe dla nas zaręczyny Matyldy
z Ottonem ze Schweinfurtu, rzucają one bowiem
Światło zarówno na obecność w owym czasie Rychezy
w Niemczech, jak na ówczesne stosunki polityczne
Polski.

Z panami na Schweinfurcie pozostawała Polska
od dawna w bliższych, dość ożywionych stosunkach.
Był to znakomity ród bawarski, z którego wybiła się
boczna linia margrabiów austriackich Babenbergów.
Ojciec Ottona, Henryk, był jednym z najpotężniej"
szych panów bawarskich, posiadał nadto wiele lenn
nadanych mu przez cesarza Ottona II. W r. 1003
wszczął ten Henryk bunt przeciw Henrykowi II, obra-
żony o to, że ten nie chciał mu dać obiecanego du-
kata bawarskiego za poparcie udzielone królowi przy
elekcji. W buncie tym znalazł Henryk poparcie w oso"
bie nieubłaganego wroga Henryka II, w ojcu Matyldy,
w Bolesławie Chrobrym. Powstanie Henryka zostało
jednak złamane, a on sam, przywrócony do łaski króla
i dóbr swych alodialnych, utracił wszystkie lenna.
Mimo tego jednak znaczenie Henryka ani syna jego

84 SS RR Germ. in us. schol. s. 39, Annal. Hildesh. “Et
Otto de Suirwordi. ibidem Mathildem, fillam Bolezlavonls
Polianorum ducis sibi desponsavit". Por. H. Breslau Jahrbii-
cher des deutschen Reichs unter Konrad II Leipzig 1879 —1884
II s. 147—149.

25 Polska X—XI wieku

386

Kazimierz Odnowiciel

Ottona nie zmalało — w r. 1029 wychodzi za mąż
za Brzetysława, wówczas księcia morawskiego, Judyta,
siostra Ottona, po słynnej romantyczno-rycerskiej
wyprawie Brzetysława po oblubienicę. To małżeństwo,
choć może nie całkiem po myśli panów ze Schwein-
furtu, wciągało ich w obręb interesów dynastii cze-
skiej, bądź co bądź szerokich, dotykających także.
poważnie i spraw polskich. W każdym razie związek
ten przyczyniał się bez wątpienia do podniesienia
jeszcze politycznego znaczenia tego rodu. Jak znaczne
stanowisko w ówczesnym świecie zajmował Otto ze
Schweinfurtu, świadczy, jak to słusznie zauważył
H. Bressiau, dokument cesarzowej Gizeli z r. 1033, -
w którym notariusz pomieścił Ottona po Ezzonie,
palatynie lotaryńskim, ojcu naszej Rychezy, a przed
margrabią austriackim Albrechtem35. Teraz zatem
miały się odnowić dawne związki Bolesława Chrobrego
z Henrykiem w postaci małżeństwa ich dzieci. Otóż
to małżeństwo musiało mieć na celu wzmocnienie
Kazimierza — politycznie tym sposobem zyskiwał
on powinowatego, potężnego i wpływowego pana nie-
mieckiego, który obok bliskich mu Ezzonidów miał
być rzecznikiem spraw polskich wobec Konrada II.
Z drugiej strony przez związek Judyty z Brzetysławem-
mógł spodziewać się także Kazimierz, że niebezpie-
czeństwa grożące osłabionej Polsce ze strony czeskiej
będą złagodzone. Równocześnie zaręczyny Henry-
ka III z Gunhildą zbliżały do siebie dwór cesarski
i polski, Kazimierza i Henryka, a Matylda mogła tu
być ogniwem łączącym oba dwory ze sobą. Stąd

36 H. Breslau Jahrbiicher des deutschen Reichs unter
Konrad II, II s. 149. Por. Monumenta Bolca XXIX as. 40.

Rządy Rychezy

387

właśnie sądzić , wolno, że całej tej kombinacji matry—
monialno-politycznej nie obca była Rycheza.

Poza tym wszystkim małżeństwo Matyldy wska-
zywałoby, że Polska i Kazimierz przedstawiały wtedy,
zatem w r. 1035, jeszcze istotne wartości dla możnych
panów ze Schweinfurtu. Otto miał wziąć za żonę
księżniczkę znacznego i możnego księstwa, nie wy-
gnankę bez kraju i ojczyzny. Zdaje się to wskazywać,;,
że sytuacja w tym czasie Kazimierza i Polski wyda-;

wała się być raczej pomyślna, że nie szalał jeszcze,;.
ogień wojny domowej ani buntu, że nie zwalił się na,;

kraj potop klęsk i nieszczęść. ,
: Małżeństwo to jednak nie przyszło do skutku?
Synod w Trybur, który się zebrał w pierwszych
dniach maja 1036 r., unieważnił zaręczyny Ottona
z Matyldą, narzeczony musiał się wyrzec polskie j.
księżniczki pod przysięgą36. "., ,.-

Co było powodem tak ostrego wyroku synodu,
trudno wyrozumieć. Istniało co prawda pewne powi- -
nowactwo między Ottonem a Matyldą, ale było ono
tak dalekie, że nawet przy surowym przestrzeganiu
przepisów kanonicznych nie mogło chyba być prze-
szkodą. Albowiem Lotar Stary z Walbeck był przez
swą córkę Eilę pradziadkiem Ottona, Matyldy zaś
ciotka Ludgarda, siostra jej matki Ody, wyszła za mąż
za Wernera z Walbeck, wnuka po synie Lotarze
Lotara Starego s7. Prawdopodobnie zatem trzeba szu-
kać powodów politycznych, które wpłynęły na wyrok

36 SS RR Germ. in us. schol. s.. 40, Anin.al. Hildesh. “Ib1
dem etiam predictus Otto oogente sinodo M.abthildem sibi
desponsatam. iuramento a se abaligenayit". Por. H. Breslau
Jahrbiicher des deutsch. Reichs u. Konrad II, U s. 161—162.

ST Tamże II s. 161 uw. l.

251-

388

Kazimierz Odnowiciel

synodu. Przede wszystkim narzuca się przypuszczenie,
że zaczynający się rozkład wewnętrzny Polski i anty-
polska polityka Brzetysława mogły skłaniać Ottona
do wycofania się z projektów małżeństwa z Matyldą,
małżeństwa, którego wartość realna i polityczna
zmniejszała się ż każdym dniem w oczach Ottona.
Pewną też rolę mogły tu odegrać i inne czynniki,
a mianowicie polityka włoska Konrada II, w którą
starał się wciągnąć panów niemieckich. Niedługo potem
bowiem pojął Otton ze Schweinfurtu za żonę Irmgar-
dę Immulę, córkę margrabiego Manfreda z Turynu,
a z nią otrzymał on część alodiów Manfreda II 38.
Obaj mężowie córek Manfreda byli podporami Kon-
rada II podczas jego włoskiej wyprawy, tak iż zna-
czenie tych związków było bardzo ważne dla cesarza.
Możliwe jest przeto, że wyrok synodu w Trybur był
częściowo wynikiem polityki włoskiej cesarza, czę-

.ściowo zaś dyktowany interesem materialnym Ottona,
który zamiast księżniczki polskiej dostać miał bogatą
dziedziczkę włoską. W każdym razie dowodzi to też
tego, że upadek wewnętrzny Polski już się zaczął

.1 że małżeństwo z Matyldą straciło wszelką wartość
dla Ottona. Było to więc także znacznym osłabieniem
pozycji politycznej Polski i Kazimierza zarówno na
terenie Niemiec, jak i w stosunku do Czech.

W Polsce tymczasem rządził Kazimierz. Jeżeli
przed ustąpieniem Rychezy musiały mieć znaczenie
na dworze polskim głosy otoczenia królowej-matki,
to teraz postać rzeczy musiała się zmienić. Nie wiemy,
W jaki sposób oddaliła się z Polski Rycheza, czy było

38 H. Bpeslau Jahrbiicher des deutsch. Reichs u. Kon-
rad II, II. s. 189—190.

Tzw. reakcja pogańska

389

to wynikiem gwałtu, czy dobrowolnym wyjazdem,
toteż trudno zdać sobie sprawę, jakie było tu stano-
wisko Kazimierza. Nie wiemy, czy z jego strony był
jakiś opór przeciwko tym wypadkom, czy też starał
się pogodzić z przeciwnikami matki i sprawcami jej
wyjazdu, by tą drogą opanować sytuację. Teraz po
ustąpieniu królowej-matki, po załamaniu się tych
grup, które z nią trzymały, przyjść musiało do naj-
większego znaczenia stronnictwo przeciwne39, wśród
którego przywódców mamy prawo szukać Miesława.
W tych warunkach katastrofa dynastyczna łatwo
mogła grozić młodemu, niedoświadczonemu monarsze,
zdanemu na łaskę i niełaskę ambitnej grupy ludzi,
a pozbawionego silniejszego oparcia w kraju.

Liczne klęski, które zwaliły się w tym czasie na
Polskę, uważać należy za przyczynę ucieczki Kazi-
mierza na obczyznę. Były nimi tzw. reakcja pogańska,
powstanie Miesława i napady nieprzyjaciół na bez-
bronny kraj. Jak świadczy Anonim-Gall i Kosmas 4",-
nie było Kazimierza w Polsce, gdy przedsięwziął swą
łupieską na Polskę wyprawę Brzetysław czeski, a że

39 Nie potrzebuję dodawać, iż opowiadanie Anonima-.
-Galia, lib. I c. 18, o, ragencji możnych w dziecięcych latach
Kazimierza jest podobnie błędne, jak wiadomość o regencji
Rychezy. Wynikło to z przypisania błędnie Kazimierzowi
wieku zbyt młodego. Podobnie błędna musi być wiadomość
o wypędzeniu Kazimierza, co, jak łatwo dostrzec można, wy-
nikło z poprzednio już popełnionych błędów kronikarza. Co.
najwyżej w wersji o regencji Rychezy i możnych można by
się dopatrywać odgłosu wpływów Rychezy i jej otoczenia,
jak znaczenia przeciwnego, antydy na stycznego stronnictwa.

40 Anonim-Gall, lib. I c. 19, kładzie czas pobytu Kazimie-
rza na Węgrzech na okres wyprawy Brzetysława w r. 1038.
Kosmas zaś sądzi, że Kazimierz wtedy już nie żył.

390

Kazimierz Odnowiciel

miała ona miejsce w połowie r. 1038, zatem ucieczkę
Kazimierza przenieść należy na czas przed wyprawą

Brzetysława. Ucieczka Kazimierza miała więc miejsce
zapewne nie później jak w końcu r. 1037. Ponieważ
zaś w r. 1035 odbyły się w Niemczech zaręczyny
Matyldy z Ottonem ze Schweinfurtu, raczej sądzić
wolno, że w tym czasie było położenie Kazimierza
jeszcze pozornie wcale dobre, skoro dopiero w na-,
stępnym roku przyszło do rozchwiania się tych mał-
żeńskich projektów, skoro jeszcze w r. 1037 odbywały.
się normalnie ważne funkcje kościelne, jak wyświę-
canie kapłanów41, zatem przyjąć należy, że ruchy
rewolucyjne w Polsce zjawiły się dość późno, główne
ich natężenie należy położyć na lata 1036 i 1037,
i one to były powodem następnej ucieczki Kazimierza
w r. 1037.

Przede wszystkim chodzi o charakteri rozmiary

tz,w. reakcji pogańskiej. ; -•" • ;

. Jest rzeczą zastanowienia godną, że ta tzw. rea-
kcja pogańska zjawiła się w Polsce dopiero w lat
siedemdziesiąt po urzędowym. terminie przyjęcia
chrześcijaństwa. Nie znaczy ta uwaga, bym kwestio-
nował charakter antychrześcijański, który wybuchnął,
sądzę tylko, że nie był to wyłącznie ruch pogański,-

ale że. w bardzo znacznej mierze musiał być wypeł-
niony pierwiastkami społecznymi, które złączyły się
z tamtymi w chwili i momencie załamania się autd-

rytetu władzy monarszej. Bo że były w Polsce za-
burzenia o charakterze pogańskim, świadczy kilka
źródeł. Roczniki niemieckie, zatem Rocznik hildes-
heimski, a za nim magdeburski, podając wiadomości

41 MPH II s. 794 Rocz. kap. krak; 1037: -“Ordinatus est
Sula presbiter". ••• ; " ;:

Tzw. reakcja pogańska

391

o śmierci Mieszka II, mówi, że chrześcijaństwo, tak
pięknie się w Polsce rozwijające, po jego zgonie
zostało zniszczone 42, Kosmas pod r. 1022 43, a tzw.
Nestor pod r. 1030 44 mówią również o prześladowa-
niu chrześcijan i chrześcijaństwa w Polsce, ponieważ
zaś ani za czasów Chrobrego, ani za Mieszka nie
słychać o jakichkolwiek ruchach pogańskich, przeto
obie te daty uznać należy za mylne (zdarza się to
w tym okresie Kosmasowi i Nestorowi niejednokrot-
nie) i odnosić się muszą obie te wiadomości do lat
1036—1037, do rozruchów za czasów Kazimierza.

Ale jak wspomniałem to wyżej, jest rzeczą dającą
do myślenia, że reakcja pogańska zjawiła się w Pol-
sce tak późno. Z okresu wcześniejszego nie słychać
nic o walce żywiołu pogańskiego z wdzierającym się
do kraju chrześcijaństwem. Biskup Jordan co prawda
bardzo się podobno trudził około rozszerzania wiary 45,
ale o oporze przeciwko zmianie religii nic nie wiado-
mo. Tak minęło lat siedemdziesiąt od chwili przyjęcia
chrześcijaństwa, a prawie lat czterdzieści od osta-
tecznego zorganizowania kościoła przez ustanowienie

42 SS RR Germ. in us. schol. s. 38, Annal. Hildesh. pod
r. 1034: “Misacho Polianorum dux inmatura morte internt,
et cristianitas ibidem a suis priorabus bene inchoata et a se
melius roborata, flebiliter, proh dolor! disperiit". Por. MGH
SS XXIV s. 170. Annal. Maigdeb. wypisują dosłownie Annał.

Hildesh.

-13 FF RR Btfti. II s. 63: “Annio dorniinfeae incarnationiis

1012 in Polonia facta est persecutiio christianorum".

44 MPH I s. 697—698 pod r. 1030. “Tegoż czasu -umarł
Bolesław Wielki w Polsce. I było zaburzanie wielkie w zie-
miach Polski: powstawszy ludzie pozabijali biskupów i ka-
płanów, i panów swoich, i było u nich zaburzenie".

-*s Tbietmar Chroń, lib. IV c. 56. -

392

Kazimierz Odnowiciel

metropolii gnieźnieńskiej; Przeminęły trzy generacje
Piastów, rządzące Polską jako krajem chrześcijańskim.
Praca nad wzmocnieniem kościoła w Polsce nie za-
kończyła się Gnieznem, trwała przez całe rządy Bo-
lesława Chrobrego, znalazła swój wyraz w dalszej,
nie znanej nam dokładniej rozbudowie organizacji
kościelnej, w ustanowieniu obok Gniezna drugiej
metropolii, w wprowadzeniu do Polski mnichów
i tworzeniu klasztorów, w akcji wreszcie misyjnej,
, i to nie wewnątrz kraju, lecz na zewnątrz, jak tego
dowodzą prace misyjne Wojciecha i Brunona z Kwer-
furtu czy zamierzone i nie spełnione plany misyjne
Pięciu Braci. Stosunek Mieszka I do kultu św. Lam-
berta i św. Udairyka 46 świadczy, jak silnie wrosło
chrześcijaństwo w dwór i dynastię, posłanie włosów
Bolesława Chrobrego do Rzymu oraz oddanie Polski
Stolicy Apostolskiej przez znany nam zabytek Da-
gome iudex uwidoczniają nam, jak już wcześnie
liczyła się polityka polska z kościołem i papiestwem.
I Bolesław Chrobry prowadzi dalej tę samą politykę
wobec Rzymu, uznaje się trybutariuszem Stolicy
Apostolskiej, płaci czynsz, świętopietrze, utrzymuje
stosunki z papiestwem, chociaż było ono w tym okresie
bardziej zależne od cesarstwa niż kiedykolwiek, utrzy-
muje stosunki z głowami ruchu kościelnego, choćby
tu tylko wymienić św. Romualda. Politykę tę prowa-
dzi dalej i Mieszko II, o którego gorliwości w roz-
szerzaniu chrześcijaństwa i budowaniu kościołów mó-
wi z takim uznaniem Matylda szwabska, a o którym
twierdzi Rocznik hildesheimski, że chrześcijaństwo
przez jego przodków już silnie ugruntowane, zostało

46 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 629—636.

Tsw. reakcja pogańska

393

przez niego mocniej jeszcze utwierdzone. Skąd zatem
zebrało się dość materiału dla wybuchu buntu o cha-
rakterze antychrześcijańskim, antykościelnym, pogari-*
skim? Dlaczego wreszcie w ciągu lat siedemdziesięciu
nie spotykamy się z wiadomościami o wcześniejszych
objawach oporu, kiedy w okolicach nad Łabą zostało
pogaństwo w r. 983 wielkim powstaniem prawie do-
szczętnie wykorzenione, a i później nie brakło tam
ruchów, które swym przykładem mogłyby były służyć
elementom pogańskim w Polsce.

Byłoby zapewne dalekie od prawdy, gdybyśmy
sądzili, że wybuch rewolucyjny w Polsce w latach
1036 i 1037 nie posiadał cech pogańskich, antychrze-
ścijańskich, o których mówią nam źródła. Ale zdaje
mi się, że będziemy bliżsi prawdy, jeżeli charakter
tego ruchu uznamy za częściowo tylko dążący do
zwalczania kościoła, a częściowo osądzimy go jako
ruch socjalny, związany zresztą w dużej mierze z wal-
kami politycznymi, to jest z buntami wewnętrznymi,
mającymi ostrza skierowane przeciwko dynastii, jak
i z napadami zewnętrznymi, mającymi na celu zni-
szczenie, rabunek, wyczerpanie sił i zasobów państwa
i społeczeństwa; oderwanie wreszcie od organizacji
pewnych terytoriów dla osłabienia całości. Tak zatem
rola ruchu pogańskiego ogranicza się do wykorzysta-
nia słabości księcia i kraju, jest tylko jedną z sił,
które spowodowane rozwojem wypadków nabrały
w tym. momencie większej prężności, wybuchły ko-
rzystając z tego, że i inne siły rozkładowe, przy
upadku władz; i jfj autorytetu, wybiły się na po-
wierzchnię jako elementy działające. Nie były to
zapewne ruchy ze sofą planowo współdziałające, każ-
da z tych sił działała osobno, nie związana ze sobą,

394

Kazimier;? Odnowiciel

ale z dużą siłą burzącą, bo działały one obok siebie
równolegle i co więcej współcześnie.

- Jeżeli ten ruch o charakterze pogańskim wybuchł
tak późno, jeżeli za Mieszka I czy później nie sko-
rzystał nigdy ze zdarzających się niewątpliwie spo-
sobności, by okazać swą siłę, to powodem tego były
nie tylko moc, zwartość i autorytet władzy, którą
dzierżyli Mieszko I czy Bolesław Chrobry, ale za-
pewne i to, że już od początku istnienia urzędowo
chrześcijaństwa w Polsce znajdowało się pogaństwo
polskie w stanie daleko posuniętego rozkładu. Chrze-
ścijaństwo nie mogło być w Polsce nowością, gdy je
przyjmował Mieszko I. Jak w końcu IX wieku nie
było ono nowością nad Wisłą, tak zapewne i nad
Wartą istniały od dawien dawna zawiązki kultu chrze-
ścijańskiego. W samej rodzinie panującej, piastow-
skiej, mogły być chrześcijanki żonami książąt, tak
jak można podejrzewać, że jeden z przodków Mie-
szka I był żonaty z córką Świętopełka wielkomoraw-
skiego47. Mogli tacy książęta żenić się z chrześci-
jańskimi księżniczkami, mogli utrzymywać stosunki
z chrześcijańskimi dworami przez swe żony, to mogli
oni mniej czy więcej jawnie przyjmować nawet wiarę
chrześcijańską, by ją następnie, jeżeli okoliczności
tego wymagały, porzucać. Za przykładem dworu
miały iść sfery z dworem książęcym związane — dalej
reprezentantami chrześcijaństwa mogli być przyby-
sze, częściowo emigranci polityczni z Zachodu, kupcy
i rzemieślnicy, których się sprowadzało, w pewnej
mierze nawet jeńcy wojenni i niewolnicy. Za nimi

47 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 626.

Tzw. reakcja ipiagdnska

395

szła pewna liczba duchownych, których ludzie ci
potrzebowali. W ciągu wieku czy kilkudziesięciu lat
przed r. 965 mogło tą drogą chrześcijaństwo przygo-,
tować grunt pod następną, bardziej już intensywną
działalność, spowodować, że późniejsza praca Jordania
czy Ungera była łatwiejsza, szybsza, głębsza, bo na-
trafiająca na glebę już podatną. Toteż kiedy w r. 960
zwraca się Ruś do Ottona I o przysłanie misjonarzy,
Adalbert, późniejszy arcybiskup magdeburski, prze-
jeżdża bez trudności przez rzekomo pogańską Polskę.
Można stąd sądzić, że Adalbert przy przejeździe przez
Polskę nie tylko nie miał żadnych obaw, ale że miał
tu pewne oparcie, zapewne w takich, może nie
bardzo licznych, skupiskach chrześcijańskich, które
spotykał na swej drodze. Taka wolna, systematyczna
w ciągu wielu dziesięcioleci infiltracja chrześcijań-
stwa przyczynić się musiała w pewnej mierze do
rozkładu elementu pogańskiego.

Był jednak jeszcze jeden powód, który, mym
zdaniem, zdziałał, że rozkład ten był wcale głęboki,
tak iż reakcja pogańska, o której jest mowa, wybuchła
bardzo późno, i to tylko jako dodatkowy sojusznik
ruchu społecznego i politycznego. Kraje północno-
zachodniej Słowiańszczyzny posiadały, zdaje się, wcale
rozwinięty i wyrobiony kult pogański, z pewną ilo-
ścią przedstawicieli tego kultu, czymś w rodzaju
stanu kapłańskiego. Niektóre takie organizacje noszą
wprost charakter teokratyczny. O niczym podobnym,
mimo bliskiego pokrewieństwa i sąsiedztwa, nie sły-
chać w Polsce. Wolno jednak przypuszczać, że kult,
pogański w Polsce musiał kiedyś posiadać swą własną
organizację mutatis-mutandis zbliżoną do tamtych,

396

Kazimierz Odnowiciel

choćby nawet mniej wyrobioną i doskonałą. Otóż
wiemy, że u tych zachodnich Słowian właśnie w ele-
mentach pogańsko-teokratycznych tkwiły najgłów-
niejsze przeszkody do zorganizowania tam władzy
silnej, naczelnej, książęcej. Przypuszczać trzeba, że
te same elementy musiały być i w Polsce przeciwni-
kami silniejszej władzy, a zwolennikami partykula-
ryzmów, plemiennego rozbicia. Otóż kiedy przodko-
wie Mieszka I zaczęli tworzyć swe państwo, kiedy
siłą i gwałtem podbijali poszczególne plemiona, łą-
cząc je ze sobą w większy organizm polityczny, wten-
czas, musieli staczać zaciętą, długoletnią, krwawą
walkę z przedstawicielami starego porządku, przed-
stawicielami poszczególnych partykularyzmów. Jak
w tych okrutnych niewątpliwie zapasach, o których
nie mamy żadnych wiadomości, ulegli w końcu
drobni dynastowie plemienni, tak uległy zapewne
zniszczeniu i wytępieniu kadry tych, których uwa-
żać by można za przedstawicieli dawnego porządku
pogańskiego. Tak przodkowie Mieszka I siłą rzeczy
musieli być przeciwnikami czynnika pogańskiego i. wa-
runki wewnętrzne pchały ich do objęcia tego, co było
przeciwieństwem pogaństwa.

W ten sposób w ciągu wieku przed urzędowym:

przyjęciem chrześcijaństwa przez MieszkaI nie tylko
religia chrześcijańska powoli rozwartymi drogami
wciskała się w społeczeństwo polskie, ale, co może
być donioślejsze, polityka jednoczenia i tępienia par-
tykularyzmów plemiennych dezorganizowała i syste-
matycznie osłabiała pogaństwo jako żywioł narodowy.
Gdy wreszcie Mieszko zdecydował się na krok osta-
teczny, na urzędowe i jawne przyjęcie chrześcijan—

Tsw. reakcja pogańska

397

stwa, miał za sobą nie tylko odpowiednią siłę jako
władca, ale także niewątpliwie i pewne oparcie w spo-
łeczeństwie, przede wszystkim oczywiście w wyższych
warstwach społeczeństwa; miał oparcie w pewnej ilo-
ści wiernych i pewnej ilości kościołów czy kaplic
już istniejących. Ale więcej jeszcze: nie czuł się
skrępowany jakąś zorganizowaną opozycją, bo taka
opozycja przeciwko polityce jednoczenia z wszelkimi
jej dalszymi konsekwencjami była od dawna zła-
mana. Autorytet bowiem władzy książęcej zniweczył
dynastów plemiennych i wszelkich adherentów.

To tłumaczyłoby nam łatwość i spokój okresu rze-
komej chrystianizacji Polski w X w. Gdyby chrześci-
jaństwo nie miało w Polsce podstawy i poparcia,
gdyby pogaństwo istniało jako zorganizowany element,
można wątpić, czy eksperyment Mieszka I wytrzy-
małby próbę życia. Prawdopodobnie, jak to bywało
u Słowian zachodnich czy w Skandynawii, po paru
latach Mieszko I, wygnany z kraju, żałowałby lek-
komyślnie przyjętego chrześcijaństwa.

Uwagi powyższe nie mogą mieć w dzisiejszym
stanie badań innego poparcia jak. -wyrozumowanie
na podstawie podobieństw, analogii i logiki, wynika-
jącej z oceny pewnych faktów, zjawisk czy obserwacji.
Sądzę jednak, że1 nie odbiegają one od rzeczywistości,
są do niej zapewne zbliżone. Pozwoliłem je sobie
tu wyrazić dlatego, by wyjaśnić, iż rzekoma reakcja
pogańska z lat 1036—1037 była tylko jedną z sił
składowych ruchu, który zniszczył budowę państwa
Chrobrego, częścią składową, nawet zapewne nie naj-
większą, najsilniejszą i nie najdonioślejszą.

Że jednak ruch zwrócony przeciw chrześcijaństwu

398

Kasiwwz Odnowiciel

miał miejsce, nie może ulegać wątpliwości. Pewną
zdaje się być rzeczą, że postępy znaczne musiało zro-
bić chrześcijaństwo od lat siedemdziesięciu. Wykład-
nikami tego postępu była organizacja kościoła, zakła-
danie klasztorów, budowa kościołów. Ze chrześcijań-
stwo w ciągu tego czasu nie było w możności
przeniknąć całości społeczeństwa, od jego szczytów
do podstaw, zdaje się, że nie ulega wątpliwości, bo
i w krajach dużo dawniej chrześcijańskich żyły długo
i trwały przez wieki resztki pogaństwa. Naturalnym
porządkiem rzeczy chrystianizowały się przede wszy-
stkim klasy wyższe, związane z dworem, można być
pewnym, że do dworu Bolesława Chrobrego czy
Mieszka II, do godności i zaszczytów, do łaski monar-
szej mieli dostęp wyłącznie chrześcijanie. Okolice
w pobliżu biskupstw, klasztorów, kościołów ciągle bu-
dowanych podlegały w dużej mierze zapewne wpływom
kościoła, a im byli dalej od tych widomych ośrodków
kultu chrześcijańskiego, tym praca chrystianizacji mu-
siała być trudniejszą — a była ona tak trudna, gdyż
tylko wolno, bardzo powoli można było tworzyć kler
zdolny przemawiać do ludu w jego własnym języku.
Stąd musiały być liczne zakątki kraju, w których
chrześcijaństwo było tylko bardzo powierzchownym
nalotem, jak i takie, do których misjonarz i nowa
wiara w ogóle jeszcze nie dotarli. Prawdopodobnie daw-
ny kult pogański, osłabiony już przedtem innymi
przyczynami, żył jeszcze i był przechowywany wśród
ludu. Zapewne taki pogański Polak czy północni pol-
scy sąsiedzi odwracali się z niechęcią od głosicielstwa
Bożego, bo “dla takich ludzi (misjonarzy i duchow-
nych) ziemia nasza nie wyda owoców, drzewa nie

Tzw. reakcja pogańska

399

obrodzą, trzody rozpładniać się nie będą, stare zaś
bydło wyginie" 48. Dziwić się temu nie można, skora
w dużo dawniej schrystianizowanych Czechach żyje
jeszcze pogaństwo w XI wieku, skoro pogan spoty-
kamy w tym czasie jeszcze na terytorium niemiec-
kim, bretońskim i skoro u nas jeszcze w XV wieku
znajdują się pewne ślady pogaństwa i jego zwyczajów,
oczywiście w formie przeżytków pomiędzy ludem.

W każdym razie znalazły się w tym okresie pew-
ne czynniki, które wpłynęły na pobudzenie elementu
pogańskiego do dużej prężności. Rozszerzanie się
żywiołu chrześcijańskiego, bogactwo i znaczenie,
które zyskały w organizmie państwa biskupstwa,.
klasztory i kościoły, ich akcja rozszerzania chrześci-
jaństwa, pomoc, jaką dawała władza monarsza przy
zmuszaniu ludności do wykonywania przepisów reli-
gijnych czy też dla przeprowadzenia świadczeń na
rzecz kościoła, spowodowały, że zaczynało być już
ciasno stronnikom pogaństwa. To wywoływać musiało,
dążność do odzyskania dawnych granic, do zepchnięcia
chrześcijaństwa na stanowisko podrzędne, i to nadało
pogańskim żywiołom tak ekspansywny charakter.

Następnie gdy Mieszko II uległ zewnętrznym
i wewnętrznym nieprzyjaciołom, żywioł pogański żyr
skał na sile wobec osłabionego władcy i zaczął wybi-
jać się na wierzch. Widzimy nadto samego Mieszka II
łupiącego za Łabą na czele pogańskich tłumów nieokre- •
słonej narodowości — możliwą więc jest rzeczą, że

MPH I s. 214. Brunona Żywot św. "Wojciecha: “Propter
•tales... homines terra nostra non habebit fructum, arbores
non partupiuntur, nova non mascuntur anumalia, vetera mo-
riuntur".

400

Kazimierz Odnowiciel

taki sojusz z poganami mógł oddziałać ożywczo
na pogaństwo polskie. Łączył się co prawda Henryk II
z pogańskimi Lutykami, ale to nie mogło mieć wpły-
wu na chrześcijańskie rycerstwo niemieckie. Bez
odpowiedzi musi pozostać pytanie, czy przypadkiem
jeden z braci Mieszkowych nie powołał polskiego
pogaństwa do świadomości politycznej, opierając się
na tym żywiole w walce z bratem. Czy miały wre-
szcie te dążenia reakcyjne więź z prądem, który
prawie równocześnie okazuje się wśród Słowian za-
chodnich, nadłabskich? Trudno to stwierdzić, wolno
jednak przypuścić, że pragnienia i dążenia jednych
mogły wywierać pewien wpływ na drugich.

Ten ruch mas pogańskich, zatem przede wszy-
stkim warstw niższych, przybrał pewne cechy ruchu
socjalnego, cechy może nawet silniejsze, bardziej wy-
raziste i terytorialnie szersze niż tamte. Anonim-Gall

mniej pisze o walce pogaństwa z chrześcijaństwem,
za to cały nacisk kładzie na sprawę socjalną, na walkę
klasy bogatej i lepiej prawem opatrzonej z klasą
upośledzonych. Wskazuje na to opowiadanie Anoni-
ma-Galla, które mimo pewnych reminiscencji z lite-

ratury klasycznej musi być uznane za wiarogodne:

Służebnicy powstali przeciw swoim panom, wyzwo-
leńcy przeciw szlachetnym mężom, a czyniąc się sami
panami, przygniatali na odwrót niewolą drugich,
mordowali ich, żony cudzołożnic, zaszczyty zbrodni-
czo wydzierali" 49.

Takie przesilenie socjalne mogło wystąpić w spo-

49 Lib. I c. 19: “Nam in dominos servi, contra nobiles li-
befati, se ipsos in dominium extulerunt, aliis in seryitio versa
vice delentis, aliis peremptis uxores eorum incestuose ho-
noresgu" sceleratissime rapuerunt".

Tzw.. reakcja pogańska

401

sób bardzo ostry, jeżeli zważymy, że czasy Bolesława
Chrobrego z tworzącą się organizacją kościelną, z ro-
zwijającym się stanem rycerskim musiały wywołać
bardzo znaczne przesunięcia społeczne zarówno przez
wyciąganie pewnych grup ludności w górę, jak przez
spychanie innych w dół. Musiały też w tym okresie
czasu różnice materialne rosnąć i zaznaczać się coraz
to silniej, a to przeciwstawienie się warstw posiadają-
cych ubogim, wolnych niewolnym, a wybijających się
upadającym musiało wytworzyć ferment społeczny,
którego następstwem był ruch rewolucyjny, który
teraz wybuchł.

Do tego dodać należy warunki polityczne. Po klę-
skach Mieszka II, po walkach, które król ten musiał
prowadzić z braćmi i pretendentami, autorytet władzy
musiał być w upadku. Młody Kazimierz nie miał
dużo sił, środków, doświadczenia ani czasu, by móc
go podnieść. Koło tronu zaś znaleźli się ludzie bez-
względni, którzy postanowili wyzyskać słabość władzy
młodego monarchy. Przypuszczać trzeba, że na te
czasy przypada bunt Miesława, który objął Mazow-
sze, a który z niego zrobił osobne, udzielne, niezależ-
ne księstwo. Mogły być i inne tego rodzaju bunty,
o których nie wiemy, a które przy ruchu pogańskim
i socjalnym uczyniły pobyt Kazimierza w Polsce
niemożliwy. Ze już na ten czas zapewne musiały
przypaść także pewne zawikłania zewnętrzne, zdaje
się być rzeczą wysoce prawdopodobną. Nie można
sobie wyobrazić, by sąsiedzi Polski pozostali bezczynni
w chwili walk wewnętrznych i rewolty. Nie słyszymy
co prawda, by Ruś i Węgry czy Czechy wystąpiły
z napadem, nie słyszymy też nic o Pomorzu, ale ci
ostatni późniejsi sprzymierzeńcy Miesława chyba ta-

26 Polska X—XI wieku

402

Kazimierz Odnowiciel

kiej sposobności nie zaniedbali, by nie zrobić paru
łupieskich napadów. W ten sposób uległ Kazimierz,
zagrożony z wewnątrz i zewnątrz, pozbawiony po-
mocy, nie mogący stawić czoła żywiołowej sile, która
się rozpętała nad dziedzictwem Bolesława Chrobrego
i Mieszka II. Nie pozostało mu nic innego, jak rato-
wanie życia i poszukanie za granicą Polski kogoś, o
kto by mu udzielił pomocy dla powrotu na tron.

Trudno, by było określić dokładniej, jakie dziel-
nice ówczesnej Polski były ośrodkiem tego ruchu,
a które przy tym uległy zniszczeniu podczas buntu
i rewolty. Nie mamy o tym pozytywnej wskazówki.
Można więc sięgnąć jedynie do argumentów pośred-
nich, takich, które tylko słabo mogą ważne to zagad-
nienie oświetlić. Znamy zatem jedno tylko ognisko
buntu politycznego, którym było Mazowsze. Dzielnica
ta, w rozmiarach zresztą nam nieznanych, należała do
r. 1046 do Miesława. Wedle anegdotycznego opowia-
dania Anonima-Galla cieszyć się miało Mazowsze
ciszą i spokojem, tam rzekomo chroniła się ludność"
z innych stron, zagrożonych, szukająca za Wisłą schro-
nienia 50.

Ta zatem dzielnica, pod względem urządzeń
i ustroju zacofana w porównaniu z innymi stronami
Polski, miała być oazą zaciszną i spokojną. Trudno
to sobie wyobrazić, ale taki jest przekaz z poważnego
źródła pisany w trzy ćwierci wieku później. W Kra-
kowie, zniszczonym dopiero przez Czechów w r. 1038,
odbywały się jeszcze w r. 1037 ważne ceremonie
kościelne, jak wyświęcanie kapłanów51. Także no-

80 Lib. I. c. 20.
s1 MPH II s. 794.

Tzw. reakcja pogańska.

403

tuje się tu ważne zapiski do rocznika, w każdym
razie ten nieznany pisarz nie wciągnął pod r. 1036
wiadomości o buntach czy rozruchach. Zamek kró-
lewski i skarby tam złożone stoją nietknięte i nie-
naruszone, dostaną się dopiero w r. 1038 w ręce cze-
skie. Tak więc w tym, co prawda obronnym, grodzie
płynie życie względnie spokojnie i normalnie. Kar-
tedra gnieźnieńska ze swymi przebogatymi skarbami
tam nagromadzonymi zostanie dopiero złupiona i zni4-
szczona w r. 1038, podobnie zdaje się, ma się rzecz
z Poznaniem. Brzetysław w r. 1038 idzie przez Pol-
skę drogą otwartą, bez oporu, ale idzie przez kraj
nie zniszczony, zatem przez Kraków, dalej na północ
przez Giecz, Gniezno do Poznania, dalej zaś do Czech,
zapewne przez Wrocław. Można przypuszczać, że łu-
pieżcza wyprawa Brzetysława, która zatoczyła wielkie
półkole, omijała raczej okolice objęte buntem jako
te, które już nie przedstawiały wartości pod względem
łupów, bo buntownicy dawno je zrabowali, a które
musiały przedstawiać duże trudności aprowizacyjne
jako kraj zniszczony i wyczerpany. Wynikałoby z te-
go, że ogniska buntu i przewrotu należałoby szukać
gdzieś poza tym półkolem; zapewne nie wewnątrz
tego półkola, lecz zewnątrz, tam zatem, gdzie leżała
ta druga, nie znana nam bliżej metropolia kościelna62.

Czy ruch pogański objął całość tej drugiej pro-
wincji kościelnej, jak wynika z poprzednich wywo-
dów, obejmującej także Mazowsze, czy w świetle

52 Por. wyżej: O zaginionej metropolii. J. Dąbrowski
O kolebkę kultury polskiej. Studia staropolskie s. 17, uważa
Wielkopolskę jako ośrodek ruchu pogańskiego, opierając się
na spustoszeniu katedry gnieźnieńskie,), złupionej przez Cze-
chów.

28*

404

,Kazimierz Odwowżcżel

opowiadania Anonima-Galla Mazowsze nie było na-
wiedzone tą klęską, nie da się rozstrzygnąć, faktem
pozostanie, że ta druga metropolia z biskupstwami
do niej należącymi przestała istnieć i że jej zatrata
może być związana jedynie z katastrofą tych czasów.
Mniej się wydaje prawdopodobne, by większe ruchy
pogańsko-społeczne miały miejsce wewnątrz tego pół-
kola, bo tam nie ma śladów takiego zniszczenia, a ele-
ment chrześcijański musiał być w tych stronach sil-
niejszy. Widać z tego wszystkiego, że ruch ten nie
objął całości kraju — raczej tylko pewne jego części
znalazły się w stanie zapalnym, jednak na tyle silnym,
że zniszczył on w tych stronach wszelkie ślady po-
przednio tu działającej organizacji kościelnej. Mo-
gły być poza tym, nawet musiały, tu i ówdzie mniej-
sze, drobniejsze rozmiarami wybuchy. Ze przy tej
walce musiały ucierpieć znacznie kościoły i klasztory
istniejące, że były zrabowane i zniszczone siedziby
możnych, nie może ulegać wątpliwości. Ze były licz-
ne ofiary, że mordowano i palono, to i to uważać
możemy zapewne za rzecz mającą miejsce zwykle
przy tego rodzaju ruchach. Anonim-Gall pisząc o tych
zaburzeniach podkreśla walkę niższych warstw
z wyższymi, dodaje także, że “...i spod wiary katolic-
kiej się wyłamując, czego bez lamentu powiedzieć
nie możem, przeciwko biskupom i kapłanom Bożym
się podnieśli, jednych, jakby zaszczytnie j, mieczem
gładzili ze świata, drugich zaś, niby śmiercią pod-
lejszą, kamieniowali" 53.

Tzw. Nestor zaś pisze: “I było zaburzenie wielkie
w ziemiach polskich, i powstawszy ludzie pozabijali

••-a Lib. l c. 18.

Klęska ntOTiarchii

405

biskupów i kapłanów, i: panów swoich" s4. W każdym
razie nie mamy żadnego śladu, by zginął w tym
czasie jakikolwiek biskup polski. Nie przechowała się
tradycja ani o jednym zamordowanym w tym cza-
sie kapłanie czy biskupie, chociaż w r. 1037 zapisano
w rocznikach wiadomość o wyświęceniu Żuli Lam-
berta na kapłana. Zapisano by zatem może i śmierć
tego czy innego biskupa, gdyby stracił życie w obro-
nie wiary i kościoła, jako męczennik i ofiara obo-
wiązku. Ta obserwacja mogłaby świadczyć, że w ca-
łym tym ruchu była przewaga elementu socjalnego
nad religijnym.

Sam ten ruch, zdaje się, nie był tak silny, by
jemu tylko przypisać wygnanie Kazimierza z kraju.
Nie obejmował całości państwa, miał mimo wszystko
raczej lokalny, prowincjonalny charakter. Lecz obok
niego stanęła druga siła, wojna domowa, o wiele
groźniejsza i niebezpieczniejsza, bo zorganizowana
i świadoma celów. Znamy jednego z głównych jej ak-
torów: był nim Miesław, były cześnik króla Miesz-
ka II, pan zapewne możny, dążący do uwolnienia się
od zawisłości od domu Piastowiców. Po opuszczeniu
Polski przez Rychezę poczuł się prawdopodobnie je-
szcze pewniejszy siebie, a korzystając z okoliczności

s1 MPH I s. 697. Sądzę, że opowieść Nestora o zabijaniu
biskupów jest przejaskrawieniem sprawy przez kronikarza.
Anonim-Gall mówi o powstaniu przeciwko biskupom, o mor-
dowaniu mówi ogólnikowo, bez pozytywnego stwierdzenia, żs
mordowano także biskupów. Łączenie zaś zapiski roczników
naszych z r. 1030 o śmierci dwu biskupów z wypadkami la-t
1036 i 1037 wydaje mi się wiązaniem ze sobą wiadomości nie-
współmiernych. Por. także tzw. Żywot Mojżesza Węgrzyna,
MPH IV s. 815 i 816, gdzie są pewne wiadomości o buncie
w Polsce, ale już zupełnie legendowego charakteru.

406

Kazimierz Odnowiciel

podniósł bunt i oderwał od państwa Kazimierzowe-
go Mazowsze s5. Niepodobna przypuścić, by Kazi-
mierz nie reagował przeciwko buntowniczemu Mie-
sławowi, lecz widocznie bez powodzenia. Miesław
utrzymywał się na Mazowszu, Kazimierz zaś zgnę-
biony klęskami musiał opuścić Polskę.

Dodać tu należy, że prócz ruchu socjalno-pogań-
skiego, prócz Miesława (a takich Miesławów mogło
być więcej), na ten czas położyć należy także i część
napadów sąsiadów, zagranicznych nieprzyjaciół. An-
nales Magdeburgenses 56, Anonim-Gall 57 podają, że
“reges et duces in circuitu" uderzyli na Polskę, po-
niszczyli i pozabierali rozmaite grody. Pewną jest
rzeczą, że najgłówniejszym najeźdźcą był dopiero
w r. 1038 sam Brzetysław czeski, lecz polegając na

66 Anonim-Gall, Mb. I c. 20. “Erat namque quidam
Meczzlaus nomine, pinoerna patris sui Meschonis et minister;

post mortem ipsius Mazoyłae gentis sua persuasione prin-
ceps existebat et signifer". Ze słów: “Erat enim eo tempore
Mazoyia Polonis iiłuc antea fugientibus, ut dictum, in tantum
populosa", i ze zdania, lib. I c. 19: “Uli vero qui de manibus
hostium evadebant, vel qui suorum seditionem devitabant,
ultra fluvium Wyślą in M.azoyiam fugiebant", można sądzić,
że rebelia Miesława może nawet była wcześniejsza od pow-
stania, ze ruch cały zacząć się mógł od buntu Miesława.
"W każdym raziie, jak wynika z c. 20, musiało to mieć miejsce
przed ucieczką Kazimitirza.

s6 MGR SS XVI s. 170, pod r. 1034: “Interim Polonia a vi-
ciinis natiomibus et m.axime a Bioemis multum deyastata est".

07 Liib. I c. 19. “Interea reges et duces in circuitu Polo-
niam quisque de parte sua conculoabiat sUJoque dominio civi-
tates quisque castellaque conttgua vel applicabat vel vm-
cendp terrae coa.equabat". Jest w tym zdaniu niewątpliwie
nieco pragmatyzacji kronikarzia.

Kieska monarchii

407

świadectwie Anonima-Galla już poprzednio miała być
Polska polem łupieskich najazdów sąsiadów. Co się
nich tyczy, to posiadamy -bardzo niepewne dane.
Anonim-Gall wymienia tylko dwa obce narody,
które Kazimierz wypędzał z Polski po swym powro-
cie, tj. Czechów i Pomorzan 58.

Jednym zatem z okolicznych ludów byli Pomorza-
nie, zawsze gotowi rabować i łupić, ile razy w Pol-
sce nadarzyła się sposobność. Tym łatwiej to przy-
jąć, że byli oni następnie stałymi sprzymierzeńca-
mi Miesława. Pogaństwo, którego się mimo starań
Bolesława Chrobrego stale trzymali, mogło ich po-
pychać do wdzierania się do Polski trawionej walką
żywiołu pogańskiego z chrześcijaństwem. Kronika
Anonima-Galla przedstawia nam pasma ustawicznych
walk Pomorzan z Kazimierzem, Bolesławem Śmia-
łym, Władysławem Hermanem i Bolesławem Krzy-
woustym, nie można wątpić, że tak bywało i dawniej,
zwłaszcza gdy książę polski był zajęty wewnętrznymi
trudnościami. Jaki jednak mógł być inny napastnik?
Anonim-Gall mówi o “reges i duces", reges, królo-
wie, to mogliby być tylko król węgierski i wielki
książę ruski, zwykle królem na Zachodzie nazywany.
Ale by Stefan węgierski czy Jarosław ruski w tym

58 Ze napady, o których mowa, i bunt pogański były rze-
czywiście przed najazdem czeskim, świadczą słowa Anonima-
-Galla, lib. I c. 19: “Ad extiremum autem tam ab extraneis
quam ab mdigenis ad tantam Polonia desolationem est re-
dacta, quod ex toto paene dmtiis et hominibus est exacta.
Eo tempore etc." I tu następuje dopiero wiadomość o napa-
dzie z r. 1038, gdy poprzednio jest mowa o napadach i bun-
cie pogańskim.

408

Kazimierz Odnowiciel

czasie na Polskę napadli, nie da się poprzeć żadnym
źródłowym dowodem59, owszem, cały splot następ-
nych wypadków zdaje się raczej świadczyć przeciwko
temu. Można by wreszcie myśleć jeszcze o napadach
pruskich, nie niemożliwych, ale i tu brak nam ja-
kichkolwiek wiadomości.

Rozmiary klęski, która wtedy nawiedziła Polskę,
nie dadzą się określić i ocenić. Źródła, skłonne zaw-
sze zresztą w takich okolicznościach do pewnej prze-
sady, twierdzą, że chrześcijaństwo zupełnie upadło,
kraj został wyniszczony, bogactwa zostały zrabowa-
ne, a ludność częściowo wytępiona, częściowo zaś
uprowadzona w niewolę. Nie można wątpić, że straty
musiały być bardzo duże — zwłaszcza można się ich
dopatrywać na terenie działalności kościoła: z okresu
przed Kazimierzem Odnowicielem mamy bądź co
bądź trochę, bardzo niewiele zresztą wiadomości
rocznikarskich, tyczących się spraw kościelnych
w Polsce. Od r. 1017 przez lat dwadzieścia następnych
zapisano jedną • tylko notatkę tyczącą się biskupa
krakowskiego Aarona. Nie świadczy to oczywiście
o zaginięciu całej organizacji kościelnej, ale o tym,
że zabrakło ludzi, którzy by się interesowali spra-
wami kraju i kościoła i którzy by takie wiadomości

59 Rychło po powrocie do kraju małżeństwo Kazimierza
z Dobroniegą ruską otwiera pole do domysłów, iż może już
wcześniej istniały w tej sprawie jakieś rokowania między
Kazimierzem a Jarosławem. Gdyby tak było, można by łatwiej
zrozumieć, dlaczego nie wymieniono Rusi między napadają-
cymi. Argumentem przeciw temu jest to, że w takiej kombi-
nacji mógłby się Kazimierz najłatwiej spodziewać pomocy
ruskiej i powinien by zbiec na Ruś dla zyskania posiłków od
Jarosława.

Kieska monarchii

409

opisywali. Wiele klasztorów musiało ulec w tych cza-
sach zniszczeniu, by się już nie podnieść — niewąt-
pliwie zniszczono też wiele kościołów i kaplic. Za-
pewne ucierpieć musiała także niejedna katedra,
zwłaszcza tamtej drugiej prowincji kościelnej, bo
katedry leżące w prowincji gnieźnieńskiej dotknięte
zostały wielką klęską dopiero w r. 1038 podczas na-
jazdu czeskiego. Toteż dopiero najazd czeski dopełnił
ostatecznie dzieła zniszczenia kraju i wyczerpania je-
go sił i środków.

Jest rzeczą zwracającą uwagę, że środek kraju,
przestrzeń od Krakowa do Gniezna, ta część, którą
nawiedził w r. 1038 najazd Brzetysława, znajdował
się wtenczas we względnym porządku. Grody są nie-
tknięte, w Krakowie jest chroniony i zabezpieczony
skarbiec królewski, w Gnieźnie bogactwa katedry są
nienaruszone, kościoły i groby świętych nietknięte,
życie zdaje się płynąć tu zupełnie swobodnym kory-
tem. Widocznie strony te nie tylko nie były terenem
ruchów rewolucyjnych czy większych jakichś walk,
lecz co więcej, musiała tu istnieć jakaś władza, ja-
kaś opieka, jakaś siła, która pozwoliła tej części kra-
ju dotrwać względnie spokojnie i pomyślnie do lata
1038, i że te strony poniosły dopiero wtedy klęski
w postaci rabunku, zniszczenia i uprowadzenia jeń-
ców, nie mniejsze zapewne od tych, które w innych
stronach były dziełem reakcji pogańskiej, ruchów
społecznych, buntów możnowładców czy najazdów pod-
morskich. Jeżeli chodzi o pytanie, czyja to mogła być
władza, która chroniła tę część kraju, to można by
sądzić, że tu kryły się jeszcze resztki władzy ksią-
żęcej, jak by na to wskazywały skarby monarsze
przechowywane na zamku w Krakowie: zapewne za-

410

Kazimierz Odnowiciel

tem opuszczenie kraju przez Kazimierza nastąpiło
późno, a i po jego wyjeździe dla szukania pomocy
została tu pewna siła, która z nim trzymała i w jego
imieniu rządziła tymi stronami.

Przy końcu zatem r. 1037 widzimy rozbicie Polski
doznającej od r. 1031 ustawicznych klęsk i niepowo-
dzeń. Klęski te i niepowodzenia musiały być tak duże
i tak głęboko sięgające, że Kazimierz uznał za wła-
ściwe opuścić kraj, by szukać schronienia i pomocy za
granicą. Mazowsze dzierżył Miesław, część kraju była
opanowana przez łupiące pospólstwo, pogranicza ule-
gały bezkarnym najazdom. Środek kraju był, jak
widzimy, względnie spokojny, zawdzięczając to może
resztkom władzy i autorytetu monarchy.

IŁ 1038. NAJAZD BRZETYSŁAWA.
POBYT KAZIMIERZA NA OBCZYŹNIE
I POWRÓT DO KRAJU

ZiC stanu rzeczy w Polsce po ucieczce Kazimierza
za granicę postanowił korzystać książę czeski Brze-
tysław. Wstąpił on na tron czeski po nagłej śmierci
Udairyka, dnia 9 listopada 1034 r. 60, w następnym
roku podczas zjazdu w Bamberdze zyskał uznanie ce-
sarza Konrada II, a wkrótce potem zdobył sobie imię
dzielnego wodza i wojownika w wyprawie cesarza na
Lutyków. Jego wojenne szczęście czy zdolności znane
były od dawna, on to odebrał Morawy Polsce, jeszcze
za życia Mieszka II, a jego skłonność do awanturni-
czych wypraw maluje się najlepiej w romantycznym
porwaniu Judyty, siostry Ottona ze Schweinfurtu..

60 Przyjmuję tę datę za Gfessbrecihtem, Mullerem, Lo-
sertem i H. Bressiauem, wbrew czsskim uczonym, którzy
kładą tu datę 1037 r. na podstawie Kosm.asa. KoSmas sam
jednak popiera wiadomości źródeł memiecikich o roku 1034,
podając, że wyprawa na Polskę odbyła się czwartego roku
rządów Brzetysława, a za miała ona miejsce w r. 1038, zatem
śmierć Udairyka przypaść musi na r. 1034.

412

Kazimierz Odnowiciel

W chwili kiedy Polska była pogrążona w najgłębszym
upadku, datuje się wzrost potęgi państwa czeskiego
pod Brzetysławem do większego niż kiedykolwiek
w X czy XI wieku znaczenia, krótkotrwałego jednak
i przemijającego. Czas największej świetności Brze-
tysława przypada na lata 1038 i 1040.

W Polsce, gdzie Kazimierza nie było, gdzie
wszelka władza, jeżeli jej szczątki gdzieś pozostały,
musiała być bardzo słaba, gdzie nikt nie mógł myśleć
o zorganizowaniu oporu, każda wyprawa wojenna
miała łatwe zadanie, mogła liczyć na zdobycze bądź
to terytorialne, bądź też na łupy, skarby i na jeńców.
Dla Brzetysława wyprawa do Polski przedstawia się
ponętnie — można było bowiem liczyć, że rycerstwo
czeskie nie znajdzie oporu — książę czeski, stojący
na czele państwa obszernego, bogatego i ludnego, bę-
dzie w możności bez trudu i ryzyka przeprowadzić
swe plany. Jedynym hamulcem mógłby być dla Brze-
tysława sam -cesarz, który by wolał mieć na wscho-
dzie słabą Polskę i niezbyt potężne Czechy, a który
zawsze z niechęcią patrzył na to, by czy Polska,
czy Czechy rosły zbytnio w siły, a zwłaszcza by oba
te kraje nie połączyły się ze sobą pod jedną, wspólną
władzą. Niebezpieczeństwo takie groziło już raz po-
tędze niemieckiej, gdy w r.~1003 Bolesław Chrobry
opanował Czechy, dlatego też nie żałował Henryk II
sił i środków, by zarysowującą się na wschodzie po-
tęgę Polski rozbić i zniszczyć. Takie niebezpieczeń-
stwo mogło grozić Konradowi II w r. 1037, gdyby
osłabiona Polska stała się zdobyczą czeską. Sytua-
.cja bowiem ogólna była w tym czasie wcale korzystna
dla Brzetysława. Zwierzchnik ówczesny Czech i Pol-
ski, cesarz Konrad II, był człowiekiem mocno starze-

Najazd czeski

413

jącym się, gdy jego następca król Henryk III za-
ledwie wyszedł z lat chłopięcych. Przewidywać mo-
żna więc było rychłą zmianę tronu w Niemczech, po-
łączoną jak zwykle z dużymi trudnościami. Od
r. 1037 bawił cesarz we Włoszech, mocno zajęty
rozmaitymi sprawami, zwłaszcza lombardzkimi, tłu-
•miąc zamieszki i rozruchy, których było tam zawsze
dużo. Zwłaszcza przedmiotem troski i wysiłków ce-
sarza była sprawa prawie buntu arcybiskupa Medio-
lanu, najpotężniejszego pana duchownego północnych
Włoch, Ariberta, który połączył się z dawnym orężem
dynastii salijskiej i jej potęgi, ugruntowanej od nie-
dawna w Burgundii, z Odonem z Champagne, który
napadł właśnie na Lotaryngię i ją spustoszył. Miał
zatem cesarz dużo ważnych a nie załatwionych, trud-
nych i niebezpiecznych spraw, tak na południu, jak
na północy, wiele kłopotów i wielu poważnych prze-
ciwników. To- pozwalało Brzetysławowi, dotychczas
wiernemu i zasłużonemu lennikowi cesarskiemu, na
większą swobodę ruchów. Mógł słusznie liczyć, że
cesarz nie będzie w stanie rychło wmieszać się
w sprawy północno-wschodniej Europy, że zanim ce-
sarz pozbędzie się trudności na wschodzie i we Wło-
szech, to on, Brzetysław, wyciągnie wielkie korzy-
ści, jakie, spodziewać się było wolno, przedstawiała
słabość Polski. W najgorszej chwili, przy tych wszyst-
kich trudnościach władzy cesarskiej nie można było
wątpić, że drogą targów będzie mógł Brzetysław wie-
le od cesarza uzyskać, który nie rad byłby, by do
licznych jego przeciwników dołączył się jeszcze ksią-
żę czeski.

Plany Brzetysława, który nie był spadkobiercą
wielkich aspiracji Bolesława Chrobrego ani tradycji

414

Kazimierz Odnowiciel

Wielkich Moraw, były względnie skromne, a w na-
stępstwie tego może bardziej realne, bliższe urze-
czywistnienia. Brzetysławowi bynajmniej nie chodziło
ó stworzenie wielkiego zachodnio-słowiańskiego pań-
stwa; działał on jedynie i wyłącznie w interesie włas-
nym, czeskim, a to, co w tym kierunku zdziałał, dało
wynik jedynie ujemny. Rezultatem bowiem ostatecz-
nym było to tylko, że zdobyczy polskich utrzymać
nie był w stanie, a dawna nienawiść polsko-czeska,
dawniejsza zresztą niż zabór Czech przez Chrobre-
go, stała się, ku wielkiej szkodzie zarówno Czech,
jak Polski, jak całej zachodniej Słowiańszczyzny,
czynnikiem stałym polityki polskiej i czeskiej. Po-
pchnęło to wszystko rychło i skutecznie Czechy
w objęcia Niemiec, które to Czechy robiły swą dal-
szą karierę polityczną, chwilami wielką i wspaniałą,
w ścisłym już związku i oparciu się o cesarstwo, ja-
ko jego część składowa i stała. Bądź co bądź wtedy,
kiedy Brzetysław obliczał swe siły i możliwości, miał
jeszcze na celu usamodzielnienie się od Niemiec, ale
bez przewidywania przyszłości, bez myśli o tym, że
osłabiona Polska i wydana na łup germaństwu Sło-
wiańszczyzna załabska będą dla Czech czynnikami
osłabiającymi również oporność tego organizmu, któ-
ry kosztem Polski pragnął wzmocnić. Brzetysław,
jak to wskazują późniejsze jego posunięcia, pragnął
uwolnić Czechy od zwierzchności niemieckiej,
a pierwszym do tego krokiem miało być podniesie-
nie biskupstwa polskiego do godności siedziby me-
tropolitalnej, do zwolnienia Czech od związku ko-
ścielnego z Moguncją. Popierał go i utwierdzał w tych
ambicjach biskup praski Sewer i on był zapewne in-

Nd jazd cze.iki

415

spiratorem tych myśli Brzetysława. Zapewne że na
dalszym planie przyświecało mu uzyskanie dla sie-
bie i swoich następców tytułu królewskiego, godności,
którą nosił Bolesław Chrobry i Mieszko II, jak i inny
sąsiad Brzetysława, Stefan węgierski. Brzetysław za-
pewne czuł i wiedział, jak i jego doradca Sewer, że
bez oporu ze strony Niemiec się nie obejdzie, liczył
zaś na własne siły, na trudności, w których znajdo-
wało się cesarstwo, jak i na to, że rozbita Polska nie
będzie mogła odegrać żadnej roli w walce przewidy-
wanej w przyszłości. Polityka niemiecka w tych stro-
nach Europy wygrywała stale antagonizmy wzajemne
państw słowiańskich, zatem też Polski przeciwko Cze-
chom i Czechów przeciwko Polsce. Interesem przeto
w tej chwili Brzetysława było doprowadzenie Polski
do takiego stanu, by na lat wiele Polska przestała
istnieć jako czynnik, który by Niemcy byli w możno-
ści zużytkować przeciwko ambitnej polityce Brze-
tysława. Żeby więc samemu się względnie wzmocnię
na przyszłe zapasy z Niemcami, postanowił w tej tak
sprzyjającej i dogodnej chwili uderzyć na Polskę,
zniszczyć kraj, zabrać taką część Polski, która bezpo-
średnio przylegała do Czech, to jest Śląsk, zrabować
sfearby, zabrać ciało św. Wojciecha, które dało ka-
tedrze gnieźnieńskiej tytuł arcybiskupi, by na tej
podstawie żądać tego samego dla Pragi, uprowadzić
wreszcie z Polski co najwięcej ludności, by tą drogą
ją osłabić, a samemu zyskać siłę zaborczą i rządniczą,
W ten sposób wedle planów Brzetysława Polska mia-
ła być do reszty rozgromiona, a w razie niespodzie-
wanego powrotu Kazimierza i odrodzenia się kraju,
musiałby być cały naród zajęty odzyskiwaniem od-

416

Kazimierz Odnowiciel

padłych dzielnic, odbudowywaniem swego gospo-
darstwa. W następstwie tego miałyby wzmocnione
•Czechy tylko jednego poważnego przeciwnika, cesar-
stwo, Polska zaś mogła odgrywać tylko rolę trzecio-
rzędnego dywersanta, mało na razie groźnego.

Plany te Brzetysława nie były chimerą, przy-
szłość wykazała, że spoczywały one na wcale real-
nej podstawie. Polityczne trudności nie pozwoliły
Niemcom wystąpić przeciwko ambitnym dążeniom
Brzetysława prędzej jak w r. 1040, a wiadomo, że
wyprawa ta Henryka III skończyła się jego klęską.
Polska przez wiele lat nie mogła wyleczyć się z ran
zadanych przez Czechy, przez lat dziesięć musiała
walczyć o odzyskanie Mazowsza, a przez lat szesna-
ście była zwrócona uwaga Kazimierza na Śląsk.
Służyła wreszcie Brzetysławowi jeszcze jedna okazja:

.była nią śmierć Stefana węgierskiego i długie lata
walk wewnętrznych i znacznego osłabienia sił pań-
stwa madziarskiego za Piotra Wenecjanina. Tą dro-
gą ubył Brzetysławowi jeden możliwy przeciwnik,
silny i niebezpieczny. Za to niewątpliwie nie docenił
on potęgi cesarstwa; Henryk III, choć bardzo młody,
okazał się przeciwnikiem i politykiem, który rozpo-
rządzał środkami tak dużymi, że choć ze znacznymi
trudnościami, których nigdy nie brakło w obrębie
władzy królów niemieckich, ostateczny rezultat nie-
równej walki był dla Czech negatywny. Nie dodał
siły Czechom, osłabił Polskę, jak i własny kraj, po-
głębił zawiść polską i czeską wzajemną, był jednym
z tych, którzy mimo pozornych, bardzo znacznych
powodzeń kładli podwaliny pod wpływy niemieckie
w Czechach, pod przewagę żywiołu niemieckiego nad
tymi odwiecznie słowiańskimi stronami Europy.

Najazd czeski

417

Wyprawa Brzetysława, zgodnie z niepodejrzany-
mi źródłami polskimi, miała miejsce w r. 103861.
Zebrała się na nią bardzo znaczna liczba rycerstwa
czeskiego, gdyż Brzetysław — tak przynajmniej
twierdzi Kosmas •— zagroził opieszałym karą śmier-
ci 62. Ruszyć musiał z Czech wiosną, gdyż dnia
23 sierpnia widzimy już zwycięskiego księcia czeskie-
go z powrotem pod murami Pragi.

;Do znanych celów wyprawy Brzetysława był też
dostosowany sposób wojowania czeski, nie obcy
zresztą i zachodniemu rycerstwu, w którym, trzeba
to przyznać, Słowianie przewyższali innych, a Czesi
wśród nich zajmowali najpierwsze miejsce. “Taka

81 MPH II s. 794. Rocz. kap. krak.: “1038 Corpus sancti
Adalberti trainslatum est". Udowodnił słuszność tej daty bez
potrzeby dodania czegokolwiek O. Balzer, Genealogia s. 83,
przeciw Kosmasowi, podającemu datę 1039 i obcym, badaczom,
przyjmującym ten przekaz. Nie wchodzę tu już w szczegóły
tej sprawy rozstrzygniętej przez O. Balzera, jak wyjaśnionej
cennymi uwagami T. Wojciechowskiego O Kazimierzu Mnichu.
Data r. 1038 jest przyjęta przez całą naukę polską. Uczeni
czescy, dawniejsi, Palacky, Dudik, by pogodzić przekazy pol-
skie z czeskimi, stworzyli hipotezę dwu wypraw Brzetysława
do Polski, jednej z r. 1038, drugiej z r. 1039. Sprzeciwiają
się temu źródła polskie, które całkiem wyraźnie i stanowczo
identyfikują wyprawę z r. 1038 z tą wyprawą, którą Kosmas
umieszcza pod r. 1039.

62 FF RR Boh. II s. 70: “...dux Bracialaus... territoilem
dictat senłentiam, totius Boemiae per proyinciam mittens in
signum suae iussionis torquem de subere tortum, ut ąuicun-
que exienit &n oastra sepius dato signaciulo, sciret procuł
dubio tali torque ise suspendendum in patibulo". Celowość
tego zarządzenia wydaje się mało realna, wyprawa na Polskę
przedstawiała się zapewne tak łatwo i korzystnie, że postra-
chem nie było potrzeby nikogo do niej zachęcać.

2T Polska X—XI wieku

418

Kazimierz Odnowiciel

sama jest broń u Polaków i Czechów — pisze Hel-
mold — i podobny sposób prowadzenia wojny. Ile
razy bowiem powoła się ich na wojny poza granice
kraju, dzielni są w spotkaniu, lecz niezmiernie okrutni
w łupieży i mordach; nie oszczędzają ni klasztorów,
ni kościołów lub cmentarzy. Lecz nie inaczej ruszają
na wojny za granicę, jak pod warunkiem, że bogactwa
kryjące się pod osłoną miejsc świętych zostaną im
na łup wydane. Stąd pochodzi, że dla żądzy zdoby-
czy obchodzą się nieraz ze sprzymierzeńcami jak
z wrogiem, i dlatego tylko bardzo rzadko bywają
wzywani o pomoc w wojennej potrzebie 63. Tak opi-
suje sposób wojowania Polaków i Czechów Helmold,
piszący swą kronikę w drugiej połowie XII wieku,
a znawca tych stosunków znakomity. Co się zaś Cze-
chów tyczy, to najlepszy obraz ich sposobu wojowania
i ich wojennych zwyczajów daje nam Anonim-Gall,
który za czasów Bolesława Krzywoustego miał spo-
sobność poznać ich dobrze. Nazwał ich “wilkami, któ-
re porwały zdobycz w nieobecności pasterza", twier-
dzi, że “przyzwyczajeni są żyć z łupieży i rabunku",
których “kryją tacy przyjaciele złodziei". Nie mo-
żna twierdzić, by opinia Anonima-Galla była pisana
sine ira, ale liczne inne wzmianki ją potwierdzają.

I z takim braniem zdobyczy i łupów, jeńców i skar-
bów, obracaniem w perzynę grodów i siół, burzeniem
i niszczeniem kościołów, klasztorów i cmentarzy była
połączona wyprawa księcia czeskiego. Z opisu Kos-
masa i z wiadomości, które podaje Anonim-Gall, mo-
żna dość dokładnie i wiernie odtworzyć pochód Brze-
tysiawa i ważniejsze wydarzenia. Przede wszystkim

es MGH SS XX s. 12.

Najazd czeski

419

jednak wynika z relacji Kosmasa, że Brzetysław
w swej wyprawie do Polski nie spotkał się nigdzie
z poważniejszym oporem — o oporze i tego rodzaju
trudnościach nie posiadamy jakiejkolwiek wiadomo-
ści — jednym słowem, że brakowało w tym czasie-
Jlie tylko księcia, naturalnego przywódcy sił zbrój-.
nych, ale że nie było nikogo, kto by się poczuwał
do zastąpienia go w tym obowiązku, prawnie czy sa-
mozwańczo. Jeżeli w pewnej części kraju, jak przy-
puszczamy, były jakieś resztki władzy, która utrzy-
mywała jaki taki ład i porządek, to widocznie była
ona zbyt słaba, by zorganizować opór. Widać z tego,
że lata poprzednie wprowadziły zupełny rozkład
władzy książęcej, brakło autorytetu, który by opór
zarządził i o oporze myślał.

Brzetysław, zebrawszy na wiosnę 1038 r. rycerstwo
czeskie, wkroczył do Polski jak “huragan", niszcząc
wszystko przed sobą. “Wsie burzy, mordując, łupiąc
i paląc, miejsca obronne siłą zdobywa"64. Kraków
zburzył do szczętu, uwożąc stąd bogate skarby w zło-
cie i srebrze, złożone tamże przez przodków Kazi-
mierza 65.

61 FF RR Boh. II s. 70.

«s FF RR Boh. II s. 70—71. “Kraków autem eorum me-
tropolim ingressus a culmine sufcwartit, et spolia eius obti-.
nuit; insuper et veteres thesauros ab antiquis ducibus in
.aerari.o absconditos evolvit, soilicet auruim ac argentum in-
finitum ntmis". O. Balzer Stolice Polski 963—1138, Studia
nad historią prawa polskiego VI z. 4, s. 19, przyp. 4. O Bal-
zer, Skarbiec i archiwum koronne s. 47 przyp. l, uważa
wiadomość Kosmasa o skarbcu w Krakowie za “gruby ana-
chronizm". Według teorii O. Balzera Kraków nie mógł po-,
siadać skarbca, bo do r. 1038 nie był stolicą, “...nie wiadomo...
przez kogo zgromadzony i komu służący, skoro do tego czasu

27*

420

Kazimierz Odnowiciel

Z Krakowa zwrócił się Brzetysław na północ,
a niszcząc wszystko po drodze swego pochodu i paląc
doszedł do Giecza66 grodu, jak świadczy Anonim-
-Gall, jednego z największych i najludniejszych
w owe czasy w Polsce 67. Giedczanie wraz z tłumem
okolicznej ludności, która się schroniła do grodu
gieckiego, zwątpiwszy o skuteczności oporu, postano-
wili się poddać zwycięskim Czechom. Wyszedłszy za-
tem naprzeciw Brzetysława, niosąc na znak poddania
się złotą gałązkę, prosili księcia, by ich z całym ich
mieniem przeniósł do Czech i w Czechach osadził.
Z ochotą postanowił Brzetysław wysłuchać tych próśb,
osadził zatem Gdeczan w ziemi czeskiej pozwalając

nie przebywali tam. władcy Polski". To postawienie sprawy,
służące jedynie jako jeden z argumentów dla teorii stolic
O. Balzera, omija sprawę, że przechowywanie skarbów nie
było zupełnie związane z rezydencją czy stolicą, że odgrywa-
ła tu pierwszą rolę sprawa bezpieczeństwa i obronności. Nie
mając Innych wskazówek źródłowych dopuścić można, że
miejsc przechowywania skarbów było więcej, co nakazywało
zarówno ich zabezpieczenie, jak i możność ich użycia prak-
tycznego, by w razie potrzeby nie było koniec zności szukać
ich abyt daleko. Ale nie można uznać za argument przekony-
wający twierdzenaa, że skoro wedle teorii O. Balzera stolicą
Polski do r. 1038 było Gniezno, to tylko w Gnieźnie mogły się
kryć skarby, nigdy w Krakowie. Dlatego sądzę, ze przeka -
Kosmasa, późny, bo z XII wieku, jest bądź co bądź wcze-
śniejszy niż rozumowanie O. Balzera. Jeżeli O. Balzer uwa-
ża, że nazwanie przez Kosmasa Krakowa metropolis jest
anachronizmem, w stosunku do czasów Kazimierza, to zwró-
cić należy uwagę na to, że nazywa on i Gniezno tak samo.
Mię tyle chodzi o określenie stołeczności, ile o podkreślenie
ważności tych grodów, Krakowa czy Gniezna.

es py RR Boh. II s. 71: “Cumaue perveniss©nt ad castrum
Gedec...".

OT Lito. I. c. 8.

Najazd czeski

421

im rządzić się nadal prawem polskim, do którego
przywykli. Gród zaś sam kazał zburzyćG8, tak że
już nigdy warowna ta miejscowość nie wróciła do
dawnej świetności. ,

Z Giecza udali się Czesi do niedalekiego Gniezna.
Było ono “położeniem miejsca i murami warowne,
lecz łatwe do zdobycia z powodu małej ilości miesz-
kańców" 69, to jest z braku załogi. I tu zatem silny -
gród był nie zaopatrzony zarówno dlatego, że nie
było komu o niego dbać, jak z tego powodu, iż ci,
którzy mieli obowiązek bronienia Gniezna, nie czując
nad sobą władzy opuścili zapewne Gniezno, chro-
niąc się w strony bezpieczniejsze. Zatem i w Gnieźnie
nie znaleźli Czesi oporu, zajęli bez trudu stolicę
pełną niezmiernych skarbów, wśród których znaj-
dowały się relikwie świętych, przede wszystkim zwło-
ki św. Wojciecha, Radyma-Gaudentego, pierwszego
arcybiskupa gnieźnieńskiego, i ciała Pięciu Braci
Męczenników.

Zabranie zwłok św. Wojciecha, niewątpliwe A zus-
pełnie pewne, potwierdzone zarówno przez Kdsmasa,

68 FF RR Boh. II s. 71: “...castellani et simul qui iiłuc can-
fugerant, villan.i, nion valentes fenre impetum ducis, exeunit
ei obviam auream gestantes virgam, quod erat signum de-
dicionis, et ut eos pacifice cum suis pecoribus et ceteris re-
rum appendicłis transferat in Boemliam, suppliciter rogant,
Quorum dux petitionibus adquiescens, postquam perduxit eos
in Boemiam... constituens... ut sub legę quam in Polonia ha-
buerant, tam ipsi quam eorum pasteri in sempiternum vivant,
ataue nomine ab •urbe depiyato usque hodie nuncupantur
Gedcane".

69 FF RR Bob. II s. 71: “...metropdlim Gn.ezden, natura
loci et antemurali firmam, sed facilem capi ab hostibus, ra-
ris eam inhabitanfibus ciyibus..."

422

Kazimierz, Odnowiciel

jak przez naszą najdawniejszą kronikę i rocznik,
było najboleśniejszą stratą, jaką poniosła Polska
w skarbach moralnych, których pozbawiła ją wyprawa
Brzetysława. Kult świętych, często bardzo materia -
listycznie pojęty, i cuda, które się -działy przy ich
grobach, kult relikwii, uważanych za skarby równe
zlotu, a które broniły wierzących przed wszelkimi
nieszczęściami i niepowodzeniami, zsyłanymi na ludzi.
przez odwiecznego ich wroga, szatana, był w owych
czasach jednym z bardzo ważnych elementów wiary,
przywiązania do kościoła, a z tym wszystkim przyna-
leżności do wielkiej cywilizacji, którą reprezentował
kościół i chrześcijaństwo. Z pamięcią św. Wojciecha
była złączona sprawa metropolii gnieźnieńskiej, orga-
nizacji kościoła w Polsce, której on był prawdziwym
patronem. On był tą polską świętością narodową, któ-
rą swego czasu pogardzili Czesi, on symbolizował po

-części ambicje Bolesława Chrobrego do stworzenia
Wielkiego państwa słowiańskiego, w skład którego
miała też wchodzić ojczyzna św. Wojciecha, Czechy.

Zabranie zatem zwłok św. Wojciecha miało nie-
zmiernie doniosłe znaczenie: było to odebranie Polsce
największej jej świętości narodowej, takiej, z której
była dumna katedra gnieźnieńska, dynastia piastow-
ska — świętość, która czyniła stolicę gnieźnieńską
znaną w całym świecie. Zabierano symbol kościoła
polskiego. Z wywiezionymi zwłokami św. Wojciecha

-wiązały się także wspomnienia tysiącznego roku, piel-
grzymki Ottona III do grobu jego świętego przyja-
ciela, wspomnienie wielkich wypadków, które wtedy
miały miejsce w Gnieźnie, a które zrobiły z Bolesła-
wa, trybutariusza cesarskiego, niezależnego władcę.

Najazd czeski

423

Lecz teraz wszystkie te dobrodziejstwa które przy-
pisywano św. Wojciechowi, a które wiązały jego
imię z Gnieznem i Polską, miały spłynąć na Cze-
chy. Praga miała być odtąd schronieniem tych re-
likwii, Praga miała się starać, by tam, gdzie są jego
zwłoki, była stolica arcybiskupia jak w Gnieźnie,
-a Czechy mogłyby marzyć, uwolniwszy się od zależ-
ności kościelnej mogunckiej, o uniezależnieniu się od
Niemiec, tak jak to było celem działalności i poli-
tyki Bolesława Chrobrego. To, co Polska traciła, mia-
ły sobie zdobyć Czechy, a jednym z ważnych czynni-
ków miało być posiadanie zwłok św. Wojciecha.

Nie można wątpić, że w r. 1038 rozumiano do-
brze znaczenie faktu przeniesienia zwłok św. Woj-
ciecha, skoro tak pojmowano ten wypadek w począt-
kach XII wieku. Sami Czesi oplotli to zdarzenie baś-
nią i legendą. Cuda miały się dziać, kiedy Czesi
chcieli ruszyć zwłoki swego rodaka. Bóg doświadczał
grzesznych Czechów i dopiero zarządzenie trzydnio-
wego postu i wyrzeczenia się błędów i złych oby-
czai, które były powodem tylu trosk św. Wojciecha
i jego dwukrotnego opuszczenia Pragi, pozwoliły Cze-
chom na ruszenie z miejsca i zabranie relikwii. Prócz
zwłok św. Wojciecha zabrano także ciało Radyma-Gau-
dentego oraz zwłoki Pięciu Braci Męczenników, spo-
czywające, jak twierdzi Kosmas, w innym kościele
gnieźnieńskim 70.

TO p? RR Boh. II s. 71—76. Ciała Pięciu Męczenników
“...qui in eadem ciwitate sed m alla ecciesia quiescebant",
były, wedle Brunona, Viita Quinque Fcatrum, pochowane nią
miejscu męczeństwa. Jeżeli zatem ta wiadomość jest prawdzi-
wa, to po r. 1008—1009, kiedy Vita była pisana, musiano

424

Kazimierz Odnowiciel

Ale oprócz tych relikwii zabrano z kościołów
polskich, zwłaszcza z katedry gnieźnieńskiej, wszystko,
co było cenne, a co pochodziło w znacznej części
z darów i wotów panujących. Dowiadujemy się z re-
lacji Kosmasa ciekawego szczegółu zabierania z ko-
ściołów polskich dzwonów, których znaczna liczba
na stu wozach wieziona, świadczy o wielkiej liczbie
złupionych świątyń. W katedrze gnieźnieńskiej znaj-
dował się krzyż szczerozłoty, tak ciężki, iż dwunastu
ludzi niosło go z trudnością, ważył bowiem trzy razy
tyle co Bolesław Chrobry 71. A wiemy, że Chrobry
był duży i ciężki, tak iż koń się pod nim uginał.
Koło ołtarza i grobu św. Wojciecha stały trzy złote
tablice, bogato drogimi kamieniami sadzone, z których
większa miała pięć łokci wysokości, a dziesięć piędzi
szerokości. Na brzegu tablicy był napis:

Ter centum libras apponderat hoc opus auri.72

Wszystkie te skarby, a zapewne i wiele innych,
jak naczynia kościelne, paramenta, ozdoby, bibliote-
ka, wpadły w ręce Czechów.

Z Gniezna zwrócili się Czesi na Poznań, który

dokonać translacji zwłok do Gniezna. Możliwe jest, że zaszła
tu pomyłka. Kosmas mógł rozumować, że skoro Czesi zabrali
zwłoki Pięciu Męczenników z innego kościoła niż katedralny,
to kościół ten musiał być mimo wszystko w Gnieźnie.

71 FF RR Boh. II s. 77: “...electi XII presbiteri, vis
sustentantes pondus aurei crucifixi, secuntur. N.am dux Mesco
ter isemetipsum boć apponderatoat auro". Kosmas nie zna
Bolesława Chrobrego, podaje zawsze zamiast niego Mieszka I.

72 FF RR Boh. II s. 77: “(tabulae) quae circa altare, ubi
sanctum corpus quievit, positae fuerant. Erat enim maior ta-
bula quinque uinarum in longitudine et deoem palmarum in
latitudine, valde adornata lapidibus prełiosis et cristallinis
sachis etc.".

N&wzd czeski

425

złupili wraz z katedrą św. Piotra 73, po czym udano
się na Śląsk, zabrano Wrocław74, który pozostał
potem przez wiele lat w rękach czeskich. Wątpić na-
leży, czy Czesi zatrzymali coś więcej nad Śląsk
w swym posiadaniu, przynajmniej to, co w latach
1040 i 1041 słyszymy, nie da się odnieść do niczego
więcej jak do Śląska. Zapewne i Brzetysław nie
bardzo myślał o obarczaniu się krajem zniszczonym,
pełnym niepewnych elementów i oddalonym od

wpływów czeskich 75.

Wyprawa czeska skończyła się dość prędko, co

73 Anonim-Gall, lib. I c. 19. “Eo tempore Bohema. Gneznen
et Poznań destruxerunt... et tam diu civitates praedictae in
solitudine permanserunit, quod in ©elegia sancti Adalberti mar-
tur.is &anctique Petri apostoli sua ferae cubilia posuerunt".

74 Oczywiście nie da się wyłączyć, że Brzetysław roz-
dzielił swe siły i że jedna część jego wojska przeznaczona
“ była na opanowanie Śląska, i to na stałe, uderzając wprost
od strony Czech. Źródła czesibie i polskie o tym nie wiedzą,

ale wydaje się to wysoce prawdopodobne.

76 Zdanie Anonima-Galla, lib. I c. 19. “(Kazimirus) pau-

latim tam wirtute quam ingenio totaim Poloniam a ,Pomoira-
nis et Bohemis iallisque finitimis nationibus occupatam libe-
ravit", tłumaczyć, jakoby Czesi całą Polskę w r. 1038 zajęli,
byłoby niewłaściwe, przeciwnie, prędki powrót Kazimierza,
szybkie przez niego odzyskanie kraju, jak i wypadki lat naj-
bliższych wskazują, że Czesi całego kraju nie opanowali.
Sprzeciwia się to całej następnej sytuacji w Polsce. Zajęcie
natomiast przyległego Czechom Śląska było dla nich praw-
dziwym zyskiem, leżało dalej w granicach ich możliwości, było
ich celem, który osiągnęli w XIV wieku. Vita Guntheri. eremi-
tae, MGH SS XIII s. 278, co prawda pisze, że “...dux... Bre-

ciziaus, cum Poloniam gloriose sibi subiugasset, victorque
cum pace ad sua redisset...", ale zdanie to nie może przewa-
żyć innych świadectw tak naszych, jiak niemieckich, jak
wreszcie samego Kosinasa, który zdaje się nic nie wiedzieć
o podboju całej Polski przez Brzetysława.

426

Kazimierz Odnowiciel

świadczy o braku poważniejszego oporu. Już w sier-
pniu opuścił Brzetysław Polskę, bo 23 tegoż miesiąca
widzimy go w pobliżu Pragi. W ogóle terminy tej
wyprawy są dość niezwykłe — miesiące sierpień
i wrzesień, zatem późne miesiące letnie, były zwykle
czasem wypraw wojennych, np. wypraw Henryka II
na Polskę — wtenczas bowiem, zaraz po zbiorach,
najłatwiejsza była aprowizacja armii, ta najtrudniejsza
sprawa dla każdej armii. Stąd zastanawia wczesność
wyprawy, zapewne wskutek ufności, że opór będzie
bardzo małoznaczny, jak i prawdopodobieństwo łat-
wości zaaprowiantowania armii, widocznie rok po-
przedni musiał być rokiem dobrego urodzaju i można
się było spodziewać pewnych zapasów. Ale również
zastanawia szybkie cofnięcie się Brzetysława z Polski.
Budzi to domysł, że musiały być jakieś poważniejsze
po temu przyczyny. Jedną z nich mogła być wia-
domość o spodziewanym rychło powrocie Kazimierza,
inną, łączącą się zresztą z tamtą, to wiadomości, które
zaczęły zapewne napływać z Niemiec 76. Cesarz Kon-
rad II bawił co prawda jeszcze we Włoszech, lecz
musiał być uwiadomiony o tym, jak wzrasta w siłę
jego czeski wasal i jakie taki stan rzeczy może mieć
następstwa dla stanowiska cesarstwa na wschodzie.
Musiało to zmuszać cesarza do zajęcia się tymi spra-
wami, zatem do rychłego powrotu do Niemiec. Dnia
11 sierpnia był on jeszcze w Brescji 77, a we wrześniu
są już ślady jego pobytu w Niemczech78, pewne jest,

T6 Zwrócił już na to Tirwagę O. Balzer Genealogia Piastów

s. 83, 84.

77 Stumipf ReichskaTizler nr. 2115;

78 H. Bressiau Jahrbuctter des deutschen Reichs u. Kon-
rad II,. II s. 321. • -

Najazd czeski

427

że dnia ,10 grudnia cesarz był już w Nierstein nad

Renem79.

Zapewne napad Brzetysława na Polskę, zabór

Śląska i niewątpliwe skargi Kazimierza, poparte przez
jego potężną rodzinę z Herimanem, arcybiskupem
kolońskim na czele, musiały być przedmiotem uwagi,
jak i pewnych zarządzeń ze strony cesarza.

Dnia 23 sierpnia, w wigilię św. Bartłomieja, roz-
biło zwycięskie wojsko czeskie obóz nad rzeką Ro-
kitnicą w pobliżu Pragi80. Duchowieństwo praskie
wraz z tłumami ludu pospieszyło naprzeciw zwy-
cięzców, by powitać księcia i uczcić święte skarby
w Polsce zdobyte. Dopiero l września odbył Brze-
tysław uroczysty obchód przeniesienia relikwii do
Pragi, połączony z wjazdem tryumfalnym. Na czele
pochodu kroczył książę i biskup praski Sewer, niosąc
na barkach “słodki ciężar męczennika Chrystusowego
Wojciecha", za nimi opaci nieśli relikwie Pięciu Braci
•Męczenników, dalej zaś arcyprezbiterowie “radowali
się ciężarem Radyma arcybiskupa". Następnie dwu-
nastu co tęższych kapłanów uginało się pod ciężarem
złotego krzyża, daru Chrobrego, niesiono również trzy
ogromne tablice zabrane z katedry gnieźnieńskiej.
Po nich na więcej niż stu wozach wieziono dzwony
i skarby w Polsce zdobyte, a w końcu szły tłumy jeń-
ców, ze skrępowanymi rękoma i szyjami zakutymi
•w żelazo. Byli tam i panowie, i lud prosty, i duchowni,
przykuci do wspólnego łańcucha. Między wziętym
do niewoli duchowieństwem znajdował się pewien

w Stumpf Reichsfconzier nr. 2118.

80 FF RR Boh. II s. 76: “...m yigilia s. Bartholamei apos-
toli prope metropolim Pragam oastna metal;! sunt...".

428

Kazimierz Odnowiciel

ksiądz polski, dziad pierwszego czeskiego kronikarza
Kosmasa 81.

Brzetysław szczęśliwą wyprawą osiągnął tylko
część swych ambitnych zamysłów. Zniszczył znaczną
część Polski, zabrał jej obszerną dzielnicę śląską, za-
ludnił swój kraj licznymi jeńcami polskimi, których,
jak Giedczan w lesie Cyrminie 82, osadzał po licznych
pustkowiach. Zabrał Polsce relikwie świętych, mnogie
skarby, którymi wzbogacił swój skarbiec, a przy
pomocy których umiał się potem wywinąć z najtrud-
niejszych okoliczności. Pozbawił poza tym Polskę
tak cennego elementu ludzkiego, jak ci duchowni
polscy, których zawlókł do Czech. Ale pozostały do
rozwiązania jeszcze inne sprawy z wyprawą tą zwią-
zane, przede wszystkim stosunek Brzetysława do
cesarstwa. Lecz tu pokazać się miało, że pomyślna
wyprawa polska była podstawą wcale kruchą, pod-
stawą rozbitą W r. 1041 przez Henryka III w imię
niemieckiego nad Czechami zwierzchnictwa. Wyprawa
z r. 1038 była ciężkim ciosem dla Polski, nie dała
korzyści politycznych państwu czeskiemu.

Kazimierz tymczasem przebywał zapewne od koń-
ca r. 1037 za granicą, na obczyźnie. O fakcie tym
istnieją dwa przekazy — jeden polski, Anonima-Gal-
la 83, pisany zaledwie w lat pięćdziesiąt po śmierci
Kazimierza, za życia jego wnuka, i drugi niemiecki
z końca XII w. znajdujący się w Annales Magdebur-
•genses 84.

81 FF RR Boh. II s. 76—77.

. s2 FF RR Boh. II s. 71: “...(dux) dat eis partem silvae,
quae yocatur Cirnin, non modicam etę.".

83 Li.b. I. c. 18.

84 MGH SS XVI s. 170.

Powrót Kazimierza

429

Pierwszy z tych przekazów opowiada, iż Kazimierz
wypędzony z Polski udał się na Węgry, na dwór
króla Stefana. Stefan jednak, będąc w dobrych sto-
sunkach z Czechami, którzy właśnie wyprawiali się
na Polskę, zatrzymał u siebie Kazimierza, jakby
jeńca, i nie chciał go wypuścić na wolność. Dopiero
śmierć Stefana, 15 sierpnia 1038 r., zmieniła poło-
żenie Kazimierza. Następca bowiem Stefana, Piotr
Wenecjanin, mimo prośby Brzetysława wypuścił Ka-
zimierza na wolność, dał mu orszak stu rycerzy,
broń i bogate szaty. Kazimierz udał się spiesznie do
Niemiec, do matki i do cesarza, tu odznaczył się ry-
cerskimi czynami i pozyskał wielką sławę. Postanowił
tedy Kazimierz powrócić do kraju, do dziedzictwa
swych przodków, mimo odradzań matki i cesarza.
Rycheza radziła mu, by osiadł na dziedzictwie po
matce i wujach, Konrad chciał mu nawet dać jakieś
znaczne księstwo niemieckie w lenno. Kazimierz
jednak dumnie odrzucił te namowy, powrócił do
Polski, by się tu dobijać spadku po ojcu i dziadach.

Roczniki magdeburskie o wiele krócej opowiadają
o losach wygnanego Kazimierza. Piszą one: “Kazi-
mierz z matką przez Polaków wypędzony, długo błą-
kał się u Sasów na wygnaniu" 85.

Jak widzimy obie relacje są od siebie bardzo różne,

lubo zasadniczo nie ma między nimi sprzeczności.
Relacja Anonima-Galla uderza bogactwem szczegó-
łów. Annales Magdeburgenses podaje bardzo skąpe
wiadomości, które jednak dałyby się pomieścić w obrę-
bie opowiadania Anonima-Galla. Jeżeli nie mówią

85 MGH SS XVI s. 170. “Kaaimer, cum matre sua a Po-
lanis... expulsuis, diu in Saxoma exulavit".

430

Kazimierz Odnowiciel

nam nic o StefanieI, Piotrze Wenec Janinie, jeżeli nie
wspominają o ich stosunku do Czech ani o zamiarach
Konrada II względem Kazimierza, to jednak nie za-
wierają nic takiego, co by było w zasadniczej sprzecz-
ności z tamtą relacją. A zastanawiając się nad wia-
domościami podanymi przez Anonima-Galla trzeba
zaznaczyć, że budzą one duże zaufanie dokładnymi
danymi. Bo śmierć Stefana wypadła pod koniec wy-
prawy Brzetysława, czyli jeżeli był Kazimierz
w r. 1038 na Węgrzech, musiał z konieczności mieć
do czynienia ze Stefanem i jego następcą Piotrem.
Chronologii faktów nie można nic zarzucić, raczej
budzi ta relacja duże zaufanie.

Stąd wynika, że posiadamy tylko jedną właściwie
wersję o okresie wygnania Kazimierza, to jest tę,
którą podaje Anonim-Gall, i że ona tylko może być
poddana krytyce, gdyż ta druga o pobycie Kazimierza
w Saksonii z całą pewnością wytrzyma wszelkie
próby krytyki.

Zanim przystąpimy do oceniania wiarogodności
przekazu kroniki Anonima-Galla, zastanówmy się nad
datą powrotu Kazimierza do Polski. Niestety, data ta
nie da się dokładnie określić — próbował to zrobić
swego czasu O. Balzer, ale jego wywód nie może być
uznany za bezwzględnie przekonywający. Opiera się
on na tym, że rychło po powrocie do Polski ożenił
się Kazimierz z księżniczką ruską Dobroniegą, że
w r. 1040 urodził mu się już drugi syn Władysław
Herman, czyli że starszy syn, Bolesław Śmiały, mu-
siał się urodzić w r. 1039, a zatem że małżeństwo
rodziców musiało przypadać jeszcze choćby na koń-
cowe miesiące r. 1038 — czyli że powrót Kazimierza

Powrót Kazimierza

431

do Polski musiał nastąpić jeszcze w r. 1038, bezpo-
średnio po ustąpieniu z kraju Brzetysława 86.

Wywód ten ma swe bardzo słabe strony, bo
twierdzenie, że urodziny Hermana muszą przypadać
na rok 1040, opierają się jedynie na tym, że taką wia-
domością zastępuje O. Balzer inną notatkę, błędnie
pod tym rokiem zapisaną. Nie ma pewności, że
Herman musiał się w tym roku urodzić, a zatem nie
ma pewności, że urodzenie Śmiałego przypada na
r. 1039, a ślub ich rodziców na r. 1038. Co więcej:

małżeństwo zawarte w r. 1038 wykluczałoby od razu
opowiadanie Anonima-Galla o pobycie Kazimierza na
Węgrzech; nie starczyłoby czasu, by pomieścić w obrę-
bie czterech końcowych miesięcy 1038 r. takie fakty,
jak zwolnienie Kazimierza przez Piotra, układy
Piotra z Brzetysławem, jazdę Kazimierza do cesarza
i matki, powrót do kraju, odzyskane dziedzictwo, po-
selstwo dwukrotne na Ruś, małżeństwo z Dobroniegą,
z którego urodzić się miał w roku następnym Bole-
sław. Niewątpliwą wydaje się rzeczą, że małżeństwo
Kazimierza nie nastąpiło w r. 1038, lecz później, tak
jak nie można wątpić, że dwaj starsi synowie Kazi-
mierza porodzili się również później. Ale w ten spo-
sób tracimy też podstawę, na której opierano się do-
tychczas dla oznaczenia daty powrotu Kazimierza 87.

86 O. Balzer Genealogia s. 84.

87 W r. 1899 przyjmowałem cały wyżej cytowany wywód
O. Balzera. Por. St. Laguna Rodowód Piastów Kwart. Hist.
1897/11 s. 760, który również odrzucając kombinację O. Bal-
zera, sądzi, że jeżeli... “...nie iść za Długoszem, który ślub Do-
brortiegi pod r. 1041 podaje, to imniemam, że dalej jiak do
r. 1040 cofać go nie należy". Laguna nie bierze jednak waż-
nego względu pod uwagę, sytuacji politycznej Kazimierza.

432

Kazimierz Odnowiciel

Jeżeli jednak powrót Kazimierza wydaje się być
wysoce nieprawdopodobny w r. 1038, to trzeba przy-
puścić, że nie zwlekał z nim zbyt długo wygnany
Kazimierz. W jesiennych miesiącach r. 1038 powrócił
do Niemiec cesarz Konrad II i — trzeba to przypu-
ścić — było cesarzowi równie spiesznie posłać księcia
polskiego do Polski jak samemu Kazimierzowi. Można
przeto przyjąć, że powrót Kazimierza nastąpić musiał
niedługo potem, to jest zapewne nie później jak
w pierwszej połowie r. 1039.

Ale jak zatem przedstawia się w tym świetle
sprawa krytyki powyższego ustępu kroniki Anonima-
-Galla o pobycie Kazimierza na wygnaniu? Polscy ba-
dacze bez wyjątku przyjmują z dobrą wiarą opowieść
Anonima, niemieccy przeważnie ją odrzucają nie po-
dając powodów. Uważają ją po prostu za anegdotyczne
opowiadanie. A jest to opowiadanie nie tylko budzące
duże zaufanie swą dokładnością, ale i pewnymi szcze-
gółami, niewątpliwie dobrze zaobserwowanymi na
Węgrzech, i dlatego wymaga ono dokładniejszego
. zbadania.

Otóż można tu tyle powiedzieć, że stosunki wę-
giersko-czeskie owych lat, o ile z fragmentarycznych
wiadomości można sądzić, były wprost przeciwne te-
mu, co nam Anonim-Gall przedstawia. Albowiem
Gizela, żona Stefana, po śmierci syna Emeryka,
w r. 1031, zmusiła swymi intrygami i knowaniami
boczną linię Arpadów, Andrzeja, Belę i Lewentę,
do opuszczenia Węgier i do schronienia się do Czech —
a jak długo przebywali oni w Czechach, poucza nas
wywód O. Balzera, który kładzie datę zaślubin zbie-
głego z Czech do Polski Beli z córką Mieszka II na

Powrót Kazimierza

433

lata 1039—1042 88. Nie przybyli przeto ci preten-
denci czescy do Polski zapewne przed r. 1039, a do-
póki byli w Czechach, trudno by było mówić o do-
brych stosunkach między Stefanem a Brzetysła-
wem.

Piotr, następca Stefana, pogardza, wedle Anonima-
-Galla, przyjaźnią czeską, odprawia wzgardliwymi
słowy poselstwo Brzetysława, Kazimierza zaś z wszel-
kimi honorami i hufcem rycerzy odsyła na dwór
cesarski. Pod względem chronologii, jak wiadomo,
wytrzymuje to podanie wszelką krytykę. Inaczej jest
jednak, jeżeli chodzi o treść tego przekazu. O ile
bowiem przyjaźń Stefana dla Brzetysława wydaje się
całkiem wątpliwa, o tyle znowu życzliwość Piotra
dla księcia czeskiego jest stwierdzona źródłami
i faktami. W obronie księcia Brzetysława nie wahał
się Piotr, nie bez pewnego zysku dla siebie, napaść
na Niemcy i nieść im tym sposobem pomoc. W r. 1040
udziela Czechom pomocy przeciw Henrykowi III,
zaś pretendenci węgierscy, Andrzej, Bela i Lewenta,
przenoszą się z Czech do Polski. Wszystko to świadczy
o uczuciach, jakie żywił Piotr dla Kazimierza, i o kie-

. runku jego polityki w latach 1038 do 1040, świadczy
to, że stosunki Piotra i Brzetysława musiały być
bardzo dobre i bliskie? gdy Kazimierz, który użyczył

schronienia węgierskim pretendentom, musi być za-
liczony do tych, którzy stali w obozie Piotrowi prze-

ciwnym. A stał Kazimierz wtenczas w obozie cesar-
skim, do którego nie należał oczywiście Brzetysław,
ale nie należał również do niego Piotr Wenecjami!

88 O. Balzer Genealogia s. 90.

28 Polska X,-XI wieku

434

Kazimierz Odnowiciel

Tak więc i ta wiadomość Anonima-Galla okazuje się
błędna89.

O szczegółach pobytu Kazimierza w Niemczech,(
u cesarza i matki, nic nam bliżej nie wiadomo, nie-
trudno jednak ocenić dokładność podanych przez na-
szego kronikarza wiadomości. Ze był dzielnym ryce-
rzem, przypuszczamy — można by dopuścić myśl,
że mógłby szukać prawa do dziedzictwa alodialnego
w Niemczech. Ale już “ducatus satis magnificus",
który miał mu ofiarować cesarz w miejsce księstwa
polskiego, jest zupełnie nieprawdopodobny. Na taki
krok nadania słowiańskiemu księciu chorągwi lennej
niemieckiej nie zdobyłby się ani tak gwałtowny nie-
raz panujący jak Konrad II, ani tak potężny despota,
jakim był Henryk III. Z drugiej strony wiemy, jak
trudne do zniesienia było dla cesarstwa to wzmoc-
nienie się na siłach Brzetysława i ile trudów poniósł
Henryk III, by zgnieść zuchwałego księcia czeskiego.
Jest zatem zupełnie nieprawdopodobne, by Konrad
zatrzymywał Kazimierza w Niemczech, bo interesem

89 Wobec jednak pewnej dokładności szczegółów podanych
przez Anonima-Galla przypuszczać można, że jest coś prawdy

. w tym opowiadaniu o stosunkach Kazimierza ze Stefanem-
i o pobycie jego na dworze cesarskim. Byłoby tylko umiesz-
czenie tego faktu w okresie śmierci Stefana błędne zapewne,
czyli należałoby szukać tego zdarzenia w czasach wcześniej-
szych niż r. 1038. Otóż już powyżej zaznaczyłem, że kiedy.
w r. 1031 Miesako II toył zmuszony do ucieczki z kraju, mu-
siał zapewne opuścić Polskę młodziutki Kazimierz i wtedy

mógłby był znaleźć się na Węgrzech. To ratowałoby częścio-
wo przekaz Anonima-Galla — ale trzeba tu podkreślić, że
kombinacja taka, nie niemożliwa, nie da się niczym poprzeć
i usprawiedliwić.

Powrót Kazimierza

435

polityki niemieckiej, w myśl zasady divide et impera,
było stworzenie co najprędzej w Polsce ośrodka oporu
przeciwko księciu czeskiemu, zyskanie zatem sąsiada,
który by paraliżował Brzetysława i zachował silną
pozycję czeską. Było to tym potrzebniejsze i spiesz-
niejsze, jeżeli sprzymierzeńcem Brzetysława miał być
nowy król węgierski. Tak zatem żywotnym interesem
cesarza był powrót Kazimierza do Polski, i to powrót
szybki — dlatego sądzę, że nastąpił on niezbyt długo
po powrocie Konrada II z Włoch.

I ta zatem wersja Anonima-Galla o “ducatus satis
magnificus" mym zdaniem nie wytrzymuje ostrza
krytyki.

Gdy wiadomość Roczników magdeburskich jest
całkiem ogólnikowa, a przekaz Anonima-Galla nie
do użycia z powodu braku cech wiarogodności, nie
pozostaje nam nic innego do stwierdzenia, jak że
Kazimierz, opuściwszy zapewne w końcu r. 1037
Polskę, spędził rok następny prawdopodobnie w Niem-
czech. Cesarz bawił w owym czasie we Włoszech,
tamże bawił też wuj Kazimierza Heriman, od r. 1036
arcybiskup koloński, gdzie bawiła. Rycheza, nie wiemy,
godzi się jednak przypuszczać, że Kazimierz widział
się z matką.

Jak się rozwinęła jego sprawa w Niemczech, nie
wiadomo. Uwzględniając szybki powrót Konrada II
w jesieni r. 1038 do Niemiec, jak i rychły dość po-
wrót Kazimierza do Polski, przypuszczać można, że
Kazimierz widział się z cesarzem, jeżeli nie na ziemi
włoskiej, to w każdym razie w Niemczech. I tu le-
genda Anonima-Galla jest niewątpliwie prawdziwa:

Konrad z chęcią udzielił Kazimierzowi pomocy, która

28«

436

Kazimierz Odnowiciel

miała wynosić 500 żołnierzy90. Obietnica dalszego
poparcia przeciw Brzetysławowi jest całkiem prawdo-
podobna.

Z niemieckimi posiłkami wkroczył Kazimierz do
Polski, zajął gród pograniczny i stąd zaczął dzieło
odzyskania dziedzictwa przodków.

Nasuwa się tu zagadnienie, czy powrót z pomocą
cesarską Kazimierza do Polski nie wiąże się z przy-
jęciem zawisłości lennej wobec cesarstwa, w myśl
tradycji cesarskich, jak i świeżej całkiem tradycji
Mieszka II 91. Nie mamy o tym przekazu źródłowego,

90 Lato. I c. 19. “Et laissumptis secum miilltibus 500 Poloniae
fines intromt, ulteriusque progrediens, castrum quoddam
a suis sibi redditum iacq.uisi.wt etc". Liczba 500 żołnierzy jest
stałym kontyngentem, takiej ilości rycerzy dostarcza Henryk II
Bolesławowi Chrobremu na wyprawy ruskie.

91 Obszerniej omówił to zagadnienie O. Balzer, Skarbiec
i archiwum koronne, s. 4-4 i 45, uw. l. W. uwadze tej, którą
w znacznej części pomieszczam poniżej, podał on argumenty
na poparcie tego prawdopodobnego przypuszczenia. Zazna-
czyć muszę, że zgadzając się z j.ego tezą, że zawisłość lenna
Kazimierza “...staje w świetle największego prawdopodobień-
stwa", nie sądzę, by argumenty O. Balzera były silne —
silniejszą jest tu logika faktów wynikająca z oceny isytuacji.
To, na co powołuje się O. Balzer, może wynikać ze stosunku
lennego, ale może też być rezultatem warunków a. stosunków
politycznych; rezultatem silnego państwa niemieckiego wo-
bec słabej Polski. O. Balzer tak sprawę tę przedstawia, tamże s. 45 uw. l: “Tak w razie potrzeby Kazimierz otrzymuje
pomoc od swego zwierzchnika dlatego na odzyskanie Polski Konrad II daje mu 1038 oddalał 500 rycerzy,
a Henryk III 1039 podejmuje wyprawę zbrojną przeciw Cze-
chom celem odzyskania dlań Śląska". Oba te argumenty za-
wierają w sobie tak dużo pierwiastku politycznego, pier-
wszorzędnej wagi dla państwa niemiecfciego, że imekoniecz-

Powrót Kazimierza

437

który by świadczył, że Kazimierz złożył Konradowi
hołd z Polski i że tenże dokonał inwestytury lennej,

nie musiały się one wiązać z Obowiązkiem pomocy pana len-
nego dla lennika. To samo można powiedzieć o dyploma-
tycznym poparciu roszczeń Kazimierza wobec Brzetysława
z r. 1039 i w preliminariach z r. 1041. “Na odwrót wykonuje

.Kazimierz wobec Henryka służbę wojenną (Heerfahrt),
posiłkując go nie tylko w wspomnianych co dopiero walkach
z Czechami, ale także w wojiinie węgierskiej z 1051". -Oba
te fakty również tłumaczyć można wyraziście interesami po-
litycznymi Kazimierza — podczas gdy o udziale Polski
w innych wyprawach wojennych cesarza, np. do Włoch, nic
nam nie wiadomo. “Jeszcze wyraziściej, w całym. szeregu
wiadomości źródłowych, występuje obowiązek służby dwor-
skiej (Hoffałirt) Kazimierza wobec władców niemieckich. Tak
w 1050 r., kiedy książę zaczął sobie swobodniej postępować
i przez to ściągnął na siebie gniew Henryka III, wezwany
zostaje do Goslaru, gdzie usprawiedliwiwszy się, odzyskuje
łaskę cesarską... R. 1054, dla ostatecznego załatwienia sporu
polsko-czeskiego o Śląsk, Henryk, bawiący w Kwedlinburgu,

. ad se ducem Bcieamicum et Bolaimcum evocat, losque...
inter se pacatos domum remittit..., prawo wywołania na
dwór wyraźnie tu podkreślone, a zarazem stwierdzony fakt,
iż zwierzchnik występuje jako ro zjem c a czy
sędzia między podwładnymi sobie książętami". I ten fakt
można tłumaczyć stosunkami politycznymi, bez (konieczności
przyjmowania związku lennego, “Jeszcze zaś wcześniej, pod
1046, poświadczony mamy inny wypadek podobny, przybycie
Kazimierza na dwór cesarski w Merseburgu, gdzie znaleźli
się także Brzetysław czeski i Ziemomysł pomorski znowuż
dla załagodzenia wzajemnych sporów". Jak zobaczymy później,
znaczny konflikt polsko-czesk.o-pomorski pacyfikowany przez
Henryka III interesować musiał też politycznie Henryka.
“Najjaskr.awiej występuje cała -ta rzecz w wiadomości tego
samego źródła o wypadkach z r. 1042. Do bawiącego podów-
czas w Goslarze Henryka III Kazimierz, zajęty sprawami
polskimi, nie przybył sam, jeno wysłał posłów z darami; ale:

438

Kazimierz Odfootoiciel

wydaje się to jednak w związku powyższych wypad-
ków rzeczą wysoce prawdopodobną. Trudno sobie wy-
obrazić, by cesarz, korzystając z tego, że Kazimierz

Bulanici ducis nuncii cum muneribus isuis reiećti nęć pre-

senciam casaris aut af fatum meruerunt, quia ipse, iuxta
u o d iussus e r a t, noluerat v e n i r e... Podkreślony
tu zatem obowiązek osobistego jawienia się księcia na dworze
zwierzchnika, odpowiadający ściśle ustalonym zasadom ów-
czesnego prawa lennego". I tu jednak jest możliwość tylko,
że roszczenia Henryka III opierały się o przepisy lenne, ale
i o politycznej stronie sprawy nie należy zapominać. “Ważną
wiadomość przynosi dalszy ustęp tegoż źródła, opisujący za-

kończenie wynikłego stąd zatargu pod r. 1043: Kazimierz

. przez nowe poselstwo do cesarza usprawiedliwił tu swoją
nieobecność w poprzednim roku ważnymi powodami, et iu—
siurandum promittęndo c o n firm a v i t... Na ten
ostatni ustęp nie zwrócono dotąd należytej uwagi dla obja-
śnienia głównego zagadnienia, jiakie nas tu obchodzi. Stwier-
dzono w nim wyraźnie, że Kazimierz ponowił przy-

s l eg ę. Nie można chyba domyślać się tu czego innego, jafc
przysięgi wierności (lennej)". Można mieć poważne wątpliwoś-
ci, czy ustęp ten w tan sposób można tłumaczyć. Kazimierz
nie stawił się osobiście przed Henrykiem, by się wytłumaczyć
z powodów nieprzybycia, przysłał tylko poselstwo nowe i wol-
, no sądzić, nie Kazimierz, lecz jego posłowie złożyli przysięgą

. oświadczenie, że miał ich władca poważne powody niestawie-
nia się przed królem. Chodziło o oczyszczenie Kazimierza

z posądzenia, podrzuconego zapewne przez Brzetysława, że
Kazimierz jest nieżyczliwy królowi. Oczywiście nie wyklucza
to, że obowiązek i stawienia się na dworze, i lojalności mógł
.się opierać 10 stosunek zawisłości lennej. “Jeżeli ją w r. 1043
ponawiał, to kiedyż złożył ją po raz pierwszy? Nie umiemy
tu wskazać stosowniej.szej chwili jak właśnie rok 1038, kiedy
Kazimierz wybierał się z Niemiec z powrotem do Polski". Ten
wniosek O. Balzera jest niewątpliwie bardzo prawdopodob-
ny, nie idę tylko tu tak daleko, by w powyżej przytoczonych
faktach i obserwacjach widzieć argumenty przemawiające
bezwzględnie za tą tezą. Świadczą one jedynie o bardzo znacz-

Powrót Kazimierza

439

potrzebuje jego pomocy, nie zabezpieczył w ten spo-
sób swoich praw do Polski i powracającego do kraju
Kazimierza.

nej zależności politycznej Polski, o tym, że osłabiony Kazi-
mierz liczył się bardzo z cesarstwem, Konradem II czy Hen-
rykiem III, i z tego powodu przyjmuję jako rzecz bardzo
prawdopodobną, że Kazimierz w r. 1038 był zmuszony oko-
licznościami do złożenia cesaraowf hołdu lennego.

. II. 1039—1041. PIERWSZE KROKI W KRAJU.
MAŁŻEŃSTWO Z DOBRONIEGĄ I PRZYMIERZE Z RUSIĄ.
DZIAŁALNOŚĆ W RZYMIE I NIEMCZECH.
WOJNY HENRYKA III Z BRZETYSŁAWEM
I ICH SKUTKI

rozostaje w ciemności cały początkowy okres zdo-
bywania kraju przez Kazimierza. Tyle przekazał
nam pierwszy, najstarszy kronikarz, że Kazimierz
zajął jakiś gród, który stał się dla niego podstawą
działania, i stąd, wypierając nieprzyjaciół, odzyskał
państwo i władzę. Późniejsza legenda dodaje o ra-
dosnym witaniu powracającego księcia przez ludność.

O tych sprawach tyle da się powiedzieć, że po-
moc cesarska, która, jak twierdzi Anonim-Gall, miała
się składać z 500 rycerzy, była znaczną pomocą i że,
z nią można było się kusić o zajęcie części kraju. Mo-
gło to być o tyle łatwiejsze, że zapewne obszerne po-
łacie kraju były “bezpańskie", złupione czy zniszczone,
ale przez nikogo nie zajęte, pozbawione wszelkiej
organizacji, która by mogła stawić opór. Śląsk znaj-
dował się w rękach czeskich, tam zapewne musiał
Brzetysław obsadzić silne grody śląskie załogami
czeskimi, i stąd nie mógł Kazimierz myśleć o ata-

Pienrsze kroki w 1039 r.

441

kowaniu tu tak potężnego przeciwnika. Mazowsze
znajdowało się we władaniu Miesława i sądzić wolno,
że ono było na tyle zorganizowane, by stawić opór
skuteczny Kazimierzowi. Pozostałyby zatem dzielnice,
jak Wielkopolska i Małopolska, dalej Kujawy, Sie-
radz i Łęczyca, gdzie tu i ówdzie mógł być jakiś -
gród w rękach Pomorzan lub tu i ówdzie mógł się
trzymać jakiś potężniejszy pan na swoim grodku,
ale gdzie akcja zdobycia kraju była względnie nie-
trudna. W wielu wypadkach sama ludność, zwłaszcza
warstwy rycerskie, musiały radośnie witać powrót
prawowitego władcy, z którym, łącząc się, ratowali
swe życie i mienie, zagrożone przez zbuntowane tłu-
my. Zresztą i sama rebelia i ruch pogański musiały
się wypalić i gasnąć — a napady czeskie i pomorskie,
biorące licznych jeńców, mordujące opornych i pa-
lące wsie, musiały się również silnie do tego przy-
czynić, że ruchy te zaczęły słabnąć i że zapewne
Kazimierz nie spotkał większego, zorganizowanego
oporu. Pewien bezwład, który po kilku latach klęsk,
rozruchów i rabunkowych przemarszów musiał za-
panować w społeczeństwie, musiał spowodować, że
słaba i niewystarczająca w normalnych warunkach
władza księcia pozornie przynajmniej mogła sprostać

zadaniom chwili.

Ale w tych warunkach powodzenia początkowe

Kazimierza mogły się załamać, być unicestwione każ-
dym atakiem silniejszym kogokolwiek z sąsiadów.
Gdyby Brzetysław był się zdobył na nową wyprawę,
tym razem na Kazimierza, można wątpić, czy Kazi-
mierz byłby w stanie się utrzymać. Ale o takim
kroku Brzetysława nie mamy wiadomości, a był to
z jego strony błąd duży. Zapewne czując pomoc i ży-

442

Kazimierz Odtiowicłel

człiwość cesarza dla Kazimierza nie chciał prowo-
kować Niemców, licząc może na jakiś układ z ce-
sarstwem. Nie skorzystał też ze śmierci Konrada II,
4 czerwca 1039 r., i chwili przejścia władzy do rąk
Henryka III. W ten sposób, sądził Brzetysław, nie
występuje on czynnie przeciw cesarstwu pomagają-
cemu Kazimierzowi, lecz zapomniał o tym, że w razie |
rozgrywki z Niemcami zostawia on na swych tyłach,
od strony zajętego Śląska, księcia, który, choć słaby,
może być dla niego trudnością, gdy będzie trzeba
skupić wszystkie siły przeciwko potędze niemieckiej.

Podobnie musiał oceniać swe położenie Kazimierz.
Musiał on czuć i rozumieć, że nie tyle jest dla niego
groźna słabość wewnętrzna jego władzy, ile że każdy
poważniejszy konflikt zewnętrzny mógłby go zmu-
sić do nowego opuszczenia kraju. Obok wrogiej mu
potęgi czeskiej miał pod bokiem jeszcze księstwo ma-
zowieckie, gdzie Miesław musiał patrzeć się z dużym
niepokojem na pierwsze kroki Kazimierza. W tym
położeniu mógł Kazimierz liczyć jedynie na życzli-
wość niemiecką, ale te interesy bliższe ograniczały
się przede wszystkim do zagadnienia czeskiego. Była
to pomoc cenna i poważna, nie była ona jednak w moż-
ności udzielić poparcia tak skutecznego, które by
Kazimierza chroniło przed innymi niebezpieczeństwa-
mi. W dużej bowiem mierze zależała przyszłość Ka-
zimierza od tego, by Brzetysław nie znalazł sobie
takiego sprzymierzeńca, który by skutecznie w pew-
nym momencie uderzył na Kazimierza od tyłu. Mo-
żemy być przekonani, że w tych warunkach miał
Brzetysław przeciwko Polsce dwu sprzymierzeńców,
na których mógł liczyć, to jest Miesława i Pomorzan.
Pozytywnie nie mamy wiadomości, by się z nimi po-

Sa]usz ruski

443

rozumiewał, by z nimi zawierał przymierza, ale łączył
ich wspólny interes, wyraźny i niewątpliwy. Czasy
późniejsze pozwalają sądzić, że było między nimi
współdziałanie. Pomoc węgierska była cenna dla
Brzetysława, ale chwiejna wobec niepewnej sytuacji
króla Piotra na Węgrzech —• była ona bądź co bądź
.ważniejsza dla Czech na froncie niemieckim niż pol-
skim. Z tego powodu Kazimierzowi poza pomocą
i oparciem się o cesarstwo pozostawała tylko jedna
kombinacja polityczna, t j. przymierze z Rusią, z Ja-
rosławem. —

Było zawsze kanonem polityki polskiej, by nie

-być równocześnie zagrożoną z obu stron, od strony
zachodniej i wschodniej ściany. Uniknął szczęśliwie ta-.
kiego niebezpieczeństwa Bolesław Chrobry, uległ poro-
zumieniu niemiecko-ruskiemu Mieszko II w r. 1031.
Teraz miał co prawda Kazimierz dzięki polityce
-czeskiej pewność opieki i pomocy niemieckiej, ale
w obecnej sytuacji, jak i na dalszą przyszłość potrze-
bował niezbędnie porozumienia z Rusią. Postanowił
przeto przeciągnąć sąsiada na swoją stronę, by za-
bezpieczyć się z dwu stron, od zachodu i wschodu.
Tym sposobem Mazowsze, wzięte w kleszcze polsko-
-ruskie, byłoby mniej groźne, a przy współdziałaniu
Kazimierza z cesarstwem przeciw Czechom dywersja
mazowiecka mogła być skutecznie paraliżowana przez

Ruś.

Kombinacja ta polityczna Kazimierza, zabezpie-
czająca Polskę, kombinacja ruska, przetrwała bardzo
długo, bo z pewnymi przerwami czy wahaniami żyła
do czasów Bolesława Krzywoustego. Zabezpieczyła qna
Polskę nie tylko przed Czechami, ale i przed Niem-
cami, była podstawą liczniejszych związków rodzin-

444

Kazimierz Odnowiciel

So}usz ruski

445

nych między dynastią polską a Rurykowicami, pozwo-
liła wreszcie przede wszystkim swemu twórcy na
zorganizowanie i skupienie sił, na odrodzenie kraju
po klęskach, a w miarę postępu czasu i rozwoju oko-
liczności nawet na bardziej samodzielną politykę
wobec Niemiec i cesarstwa, stojącego w owym czasie
w pełni sił i największego rozkwitu.

Podwaliną tego porozumienia polsko-ruskiego mia-
ło być małżeństwo Kazimierza z Dobroniegą Marią.
Źródła ruskie twierdzą jednogłośnie, że była ona sio-
strą Jarosława, a córką Włodzimierza. O ile nie ma
tu pomyłki, to jest, że była nie siostrą, a córką Ja-
, rosława, to musiałaby być znacznie starsza od Kazi-
mierza liczącego przsecież w r. 1039 lat dwadzieścia
trzy. Bo byłoby rzeczą dość dziwną, gdyby Kazimierz
brał za żonę osobę, wedle ówczesnych pojęć leciwą.
Byłoby również rzeczą wcale niezwykłą, gdyby księ-
, żniczka taka, licząca około lat trzydziestu, żyła jako |
panna na wydaniu przy boku brata, a nie znalazła
się jako mniszka w klasztorze. Takie można by wy-
sunąć zastrzeżenia co się tyczy przekazu źródeł
ruskich 92.

Zapewne zatem jednym z pierwszych czynów
Kazimierza po powrocie do kraju było wysłanie po-
selstwa dziewosłębnego na Ruś. Musiało to być jedną
z pierwszych jego czynności dlatego, że po pierwsze
sam był już w wieku, w którym książęta zwykle od
dawna już założyli rodziny, po wtóre był on ostatnim
z rodu i z tego powodu musiał myśleć co prędzej
o. prawnej kontynuacji dynastii, wreszcie pośpiech
był wskazany dlatego, by Ruś nie dostała się pod

wpływy czeskie, które by odebrały Polsce tego jedy-
nego możliwego poza Niemcami sprzymierzeńca.
Z tego powodu, sądzę, sprawa małżeństwa ruskiego
i przymierza z Jarosławem musiała być pierwszą
troską i najpewniejszym zadaniem polityki Kazimie-
rza. Świadczyć to wreszcie może, że Kazimierz przy
odzyskiwaniu kraju nie napotkał większych przeszkód
i trudności, skoro mógł prosić o rękę Dobroniegi, bo
zapewne Jarosław niechętnie by widział łączenie się
, ze zbyt słabym i niepewnym swych losów księciem.
Małżeństwo to przypadłoby zatem prawdopodobnie
jeszcze na r. 1039, zapewne jednak później nieco, niż
to obliczał O. Balzer, który kładł je na koniec r. 1038
lub na początek r. 1039 9S. Księżniczka ruska przybyła
- do Polski opatrzona bogatym posagiem94, zapewne
dobrze widzianym w Polsce z powodu zrabowania
przez Czechów skarbca książęcego w Krakowie. “Ka-
zimierz dał za wiano (Dobroniedze) 800 ludzi, których
jeńcami zabrał był Bolesław zwyciężywszy Jarosła-
wa" 95. Tak pewna ilość jeńców (w ten sposób przy-
najmniej rozumiem tę wiadomość ruską) wróciła po
latach przeszło dwudziestu na Ruś, a jest rzeczą za-
stanowienia godną, że jeńcy ci byli trzymani do tego
czasu w Polsce, że nie uciekli korzystając z rozprę-
żenia za czasów Mieszka II czy z rozruchów w pier-
wszych latach Kazimierza. Istniała przeto jakaś siła,

92 O. Balzer Genealogia s. 89.

s O. Balaer Genealogio s. 89.

94 Anoniim-Gall lib. I c. 19. “Postea vero de Rusią tiobi-
lem. cum maginis diyitiis ugorem, accepit". MGH VI s. 683.
Annalista Saxo: “HŁs temporibus Kazimer, tilius Miseconis...
reyersus in patriam, a Polanis libenter su&cipitur, duxitque

uxorem regis Rusoiae filiam".

95 MPH I s. 703. Kronika tzw. Nestora.

446

Kazimierz Odnowiciel

która ich trzymała na ziemi jako niewolników, roz-
przężenie jednak nie było zapewne tak głębokie, jak
by to wynikało z relacji Anonima-Galla.

Równocześnie z zawarciem małżeństwa musiało
dojść do porozumienia politycznego między Kazi-
mierzem a Jarosławem, którego wartość dla Polski
była niezmiernie doniosła. Miało ono mieć też swą
wartość, i znaczną, w niedalekiej przyszłości i dla
Rusi, gdzie wobec postępującego wieku Jarosława,
wobec znacznej ilości synów, których trzeba było
urządzić i zaopatrzyć, wobec przewidzianego podziału
państwa, i Ruś potrzebowała zabezpieczenia pewnego
od zachodniej strony. Wartość zaś tego przymierza
dla Polski miała się okazać już w najbliższej przy-
szłości zarówno w sprawie czeskiej, to znaczy w spra-
wie odzyskania Śląska, jak w sprawie mazowieckiej,
przeciwko Miesławowi.

Utrwalony podwójnym sojuszem z cesarstwem
i Rusią mógł teraz Kazimierz zwrócić swą całą uwagę
na Śląsk i Mazowsze. Zejdzie jednak wiele lat, nie-
ledwie całe życie Kazimierza, na ciężkiej walce o te
dwie dzielnice oderwane od całości — w końcu do-
piero zdołał złączyć to, co krótkotrwała burza roz-
darła na części. Przeciwko zatem Brzetysławowi
i Miesławowi skierował książę polski wszystkie swe
siły i środki. Naprzód jednak przyszła kolej na za-
gadnienie czeskie, nie dlatego, by było ono najłat-
wiejsze — było ono, jak się okazać miało, najtrud-
niejsze — ale ta sprawa była najpilniejsza nie tylko
dla Kazimierza, ale dla następcy Konrada II, Henry-
ka III.

Kazimierz poruszył wszelkie sprężyny, by zgnieść

DziaW.noś6 w Rźrymie

447

potężnego i niebezpiecznego sąsiada, jakim był Brze-
tysław, zmusić go do zwrotu Śląska jak i do najdalej
idących ustępstw, jak wreszcie, by mu nie pozwolić
wyzyskać tych środków, które dzięki złupieniu Polski
miał w ręku, a z których pragnął teraz skorzystać.
Miał zatem Kazimierz przed sobą dwie drogi, którymi
musiał pójść Brzetysław, a na których miał się spotkać
ze swym przeciwnikiem. Były nimi papież i cesarz,
dwie największe powagi w świecie chrześcijańskim,
z których cesarz rozporządzał też wielką potęgą ma-
terialną. Tak zatem zarówno w kurii rzymskiej, jak
na dworze Henryka III kołatał Kazimierz o pomoc
przeciwko księciu czeskiemu, tu i tam starał się
o krzyżowanie zamierzeń Brzetysława.

Na stolicy rzymskiej zasiadał wtenczas osławiony
Benedykt IX. Za pośrednictwem zapewne jednego
ze swych biskupów, wysłanych w poselstwie do Rzy-
mu, oskarżył Kazimierz Brzetysława i biskupa pra-
skiego Sewera, że burzyli w Polsce kościoły i klasztory,
że zrabowali ciała świętych i relikwie, że chrześcijan
nie tylko rabowali i brali w niewolę, ale “jak bydło
sprzedawali" 9R. Z początku panowało w Rzymie
wielkie oburzenie tak na Brzetysława, jak na Sewe-

86 FF RR Boh. II s. 78: “...inprobus delator non defuit,
qui apostolico uti gęsta haec erant retulit, droinas sanctiones
et sąnctomm patrum traditłones vi.olas.se ducem Boemiae et
episcopum promulgayiit etę". Tamże s. 79 z mowy papieża do
posłów czeskich: “Magnum anim poccatum est aliena rapare,
sed maius obristianos non solum spoliare, verum etiam capti-
ware et captivos ceu bruta animalia vendere, mmis est abho-
mmabile: quod vos perpetrasse m Polonia, nobis relatum est

per. yeri.dica nuncia".

448

Kazimierz Od-reowiciel

ra — obu grożono karami kościelnymi, jak zapewnia
Kosmas 97. Jednak w tych trudnychchwilach dał
sobie radę książę czeski i Sewer, poselstwo czeskie
bogato zaopatrzone w złoto udawszy się do Rzymu 9 8 -
i stanąwszy przed papieżem prosiło o przebaczenie.
Owocześni prałaci rzymscy, nie wyłączając samego Be-
nedykta IX, nie pogardzali złotem, toteż w noc po-
przedzającą ogłoszenie wyroku posłowie czescy prze-
kupili kardynałów i otoczenie papieża ", tak iż sprawa
cała przechyliła się na korzyść Czechów. Papież nie
mógł co prawda uniewinnić całkowicie Brzetysława
i Sewera, uznał zatem, że działali w dobrej wierze,
kazał im, niby za pokutę i dla zadośćuczynienia, wy-
stawić klasztor i sowicie go wyposażyć 100.

Ale posłowie czescy nie zadowolili się otrzymanym
przebaczeniem, mieli oni jeszcze inne a wielkiej do-
niosłości polecenia, które chcieli przeprowadzić u pa-
pieża. Brzetysław dążył do uwolnienia się od zależ-

97 FF RR Boh. II s. 78. “Dux et episcopus, quamvis ab-
sens, de pr.aesumptione arguitur; alii duoem omni dignitate
priyatum per trefi annos in escilium decernunt, alii episco- p
pum ,ab amni pontiti.ciali officio suspensum, quaad usque
vivat, in olaustro monachorum dagere iudicant, alii ambos
gladfo _ anathematis feriendos ciamant". Oczywiście, trudno
brać na serio wszystkie te groźby podane tu przez Kosmasa.

98 FF RR Bab. II s. 78. “Interea legali ducis et episcopi
Boemorum ex parte totiuś populi iet ipsonum Romam adve-
munt, ferentes miandata magis muneribus oblita, quam fa-
•cundiiae verbis polita".

99 FF RR Boh. II s. 78—79. “Illa autem nocte ducis
missi et episcopi, oircuentes oorruperunt pecunia cardinalium
aatutiam, auro subplantant iustitiam, mercantur pretio cle-
miantiam, muneribus lemunt iudicłalem sententiam".

100 FF RR Boh. II s. 79.

Działalność w Rzymie

449

ności od Niemiec, a pierwszym do tego krokieni
miało być usunięcie zależności kościelnej Czech od

Moguncji. Posłowie czescy przeto prosili Benedyk-
ta IX o nadanie Sewerowi paliusza, a dalej o erygo-

; wanie. w Pradze arcybiskupstwa, metropolii, czyli
o zrobienie w obrębie państwa czeskiego osobnej
prowincji kościelnej. Przecież spoczywały teraz w Pra-
• dze zwłoki św. Wojciecha, z którymi wiązała się
!i; godność arcybiskupstwa dla Polski w Gnieźnie —
f dlaczegożby Praga nie miała uzyskać tego samego
" zaszczytu. Te starania jednak Brzetysława i Sewera
spełzły na niczym — zapewne Benedykt IX nie śpię"
szył się z załatwieniem tej sprawy, w którą musiał
być wciągnięty autorytet Henryka III i głos Bardona,
arcybiskupa mogunckiego101. Bez nich nie śmiałby
Benedykt IX wysłuchać życzeń księcia czeskiego
i biskupa Sewera. Tu zatem nie tyle starania polskie,
ile autorytet Henryka III i względy kanoniczne nie
dopuściły do zrealizowania planów Brzetysława.
,W każdym razie papież wolał czekać i zobaczyć,
Jaki obrót wezmą stosunki czeskie z Niemcami —
czy książę czeski potrafi utrzymać swą polityczną
niezależność wobec króla niemieckiego.

Tyle opowiada o tych sprawach Kosmas. Pytanie
tylko, kiedy miało miejsce to poselstwo polskie,
które zaniosło do Rzymu skargę na Brzetysława i Se-
wera, i kiedy było tam poselstwo czeskie. I tu nie

io1 MGH SS VI s. 685. AnnaUsta 9axo opowiada pod
r. 1041, że podczas ostatniej wyprawy Henryka III ma Cze-
chy." “...Severus Pragensis episcopus conperit, Bardoneinoi...,
sinodali iure eum velle inquietare... pallium autem apud apos-
tolicum-oonitra ius et fas sibi usurpare vellet".

29 PolsKa X—XI wieku

450

można wątpić, że skarga Kazimierza na Czechów,
na łupienie kościołów i klasztorów, na zabór relikwii
oraz na sprzedawanie w niewolę jeńców, musiała być
jedną z pierwszych czynności Kazimierza po powrocie
do kraju. W każdym razie rokowania czeskie o pa-
liusz dla Sewera i o tytuł arcybiskupi dla Pragi
musiały mieć miejsce jeszcze przed drugą wyprawą
czeską Henryka III, która odbyła się w sierpniu
i wrześniu 1041 r., bo wtenczas Bardo, arcybiskup mo-
guncki podnosi sprawę, że Sewer “contra fas et ius"
pragnął uzyskać dla siebie paliusz. W tym świetle wy-
słanie polskiej skargi do Rzymu mogło mieć miejsce
jeszcze w r. 1039 102, poselstwo polskie zjawiłoby się
w Rzymie zapewne nie prędzej jak w początkach
, r. 1040 albo na początek roku 1041 przypadałoby posel-
; stwo czeskie, rokowania w Rzymie, a zapewne też pobyt
.{tam jakiegoś agenta polskiego, który pilnował tych
" spraw, tak arcyważnych dla kościoła w Polsce, jak
dla całej wreszcie polityki Kazimierza. Nie można
zresztą wątpić, że po klęsce, która spotkała kościół
w Polsce, było wiele jeszcze spraw, które w Rzymie
musiało omówić poselstwo Kazimierza.

Nie można powiedzieć, by akcja ta Kazimierza
u Benedykta IX była uwieńczona powodzeniem: nie-
powodzenie akcji czeskiej miało miejsce w tych za-
gadnieniach tylko, w których miało głos cesarstwo.
W tych zaś, które interesowały bezpośrednio Polskę,
" stroną zyskującą był tylko Brzetysław.

Widzieliśmy już, jak- Kazimierz szukając pomocy

102 Taka data również [popierałaby powyżej wypowie-
dziane przypuszczenie, żepowrót Kazimierza do Polski mu-
siał nastąpić prawdopodobnie w pierwszej połowie r. 1039.

Dzidlalwość w Rzymie

451

na obczyźnie porozumiał się z Konradem II, który
udzielił mu wydatnej pomocy dla odzyskania kraju.
Była ta życzliwość wobec księcia polskiego względna —
chodziło oczywiście więcej Konradowi o pohamowanie
tym sposobem wzrostu potęgi Brzetysława niż o istotne
interesy Kazimierza. Konrad byłby się niewątpliwie
sam upomniał o najazd księcia czeskiego na podległą
mu Polskę, jak o dążenie do usamodzielnienia Czech,
ale zaskoczyła go śmierć w pierwszych dniach czer-
;wca 1059 r. Henryk; III, jakkolwiek 7 już dawniej

-koronowany królem niemieckim, choć był zajęty;

, pierwszymi krokami swych rządów i pierwszymi
. trudnościami, nie zwlekał:- z upomnieniem się u Brze-,.
tysława o swe prawa i o krzywdy Kazimierza.
Mamy w każdym razie ślady, że Kazimierz- zwracał
się z skargami na Brzetysława do króla niemieckie-
go, skoro pisze Kosmas, że “fama, nad którą nie ma:

nic gorszego na świecie, która bawi się fałszami,, a roz-
chodząc się, rośnie przez mieszanie rzeczy ważnych

-z drobnymi, a prawdy z. kłamstwem dochodzi do •
uszu cesarza Henryka III, jakoby Czesi stokroć razy
więcej zabrali złota i srebra z Polski, niż było w rze-

-.. czywistości" 108. Zapewne nie, była to tylko fama“.
ale Bardzo dokładne relacje; które otrzymał Hen-
ryk III, i to wprost z Polski, a zawierające wiadomo-
ści nie tylko o złocie i srebrzę. Jasne jest, że w tej
sprawie politycznej nie tyle odgrywały rolę skargi--

, Kazimierza, ile własny interes Henryka III, zagrożo-
na na wschodzie powaga niemieckiej racji stanu. Do>
stanowczego działania skłaniał go nie tylko Kazi-

; mierz, ale arcybiskup moguncki Bardo, pragnący uka-

103 FF RR Boh, II s. 80.

20*

452

Kazimierz Odnowiciel

Interwencja, niemiecka

453

ranią" księcia czeskiego i biskupa Sewera za wymykanie się spod władzy jego metropolitalnej. Popierał ?|
zapewne te zamiary potężny arcybiskup koloński He-
riman, którego do działania w tym kierunku popy-1
chała niewątpliwie jego siostra, królowa Rycheza. |
Mądra ta i wpływowa pani* wraz z bratem musiała
niejednokrotnie działać na terenie Niemiec i w in-:

teresie jedynaka jako jego najbardziej oddany agent •
polityczny. Rezultatem tych zbiegających się w rę-
kach Henryka III rozmaitych interesów politycznych;

było zwrócenie się jeszcze w r. 1039 do Brzetysławaj
z żądaniem zwrotu .zabranych z Polski skarbów t04,!
do czego można by jeszcze dodać, jako prawdopodobnie już w owym ezasie_ stawiane warunki późnię j—j
szego pokoju ż r. 1041, tj. zwrot jeńców, relikwii i od-|
dania Śląska Kazimierzowi. Żądaniom tym jednaki
Brzetysław odmówił; wobec tego późną jesienią :

r., 1039 rozpoczął Henryk III wojnę105. • -.

Widać stąd, że rokowania bezskuteczne niemiecko-czeskie musiały się toczyć w lecie tegoż roku,

104 yp RR Boh. II s. 80. “Tunc imperator coepi-t q.uaerere
oocasiones iadver,sus eos, quoquoimodo ato eis, qupd sibi dic-
tum fuerat, eriperet aurum. Et mandans per, quaestionarios,
ut argentum, quod in Poloniia • raipuerant rosi infra statutum
terminum usque ad unum- obułam gilbi nlittanł, niiinatur
bellum".

IOB y lopisie wojen nieiniecko-czeskich kieruję się • pracą
M. Peribacha Die Kriege Heinrichs III gegen Bohmen, 1039—
—1041, Forecibungenzur-deutsch.en Geisch. X s. 427—465.
Ponieważ wojny te zajmują nas tylko ubocznie,, opuszczam
tu przeważnie cytacje źródłowe, odsyłając czytelnika do pracy
M. Peribacha — powołuję się na źródła do tej sprawy je-
dynie wyjątkowo, w takich tylko wypadkach, jeżeli różma
się w czymś z wyżej wymiienlioną" pracą.

oczywiście już na skutek relacji Kazimierza, których
tenże dostarczył czy jeszcze Konradowi II, czy już

.Henrykowi III. I ten. f akt dowodzi również, że Kazi-
mierz w połowie r. 1039 musiał być już jako tako
utrwalony w Polsce ,i że już zaczął szerszą akcję dy-
plomatyczną skierowaną przeciw Brzetysławowi.

Dnia 10 października znajdował się Henryk III
w. Naumburgu i zamierzał z tamtej strony wkroczyć
do Czech. Brzetysław jednak, czy to nie czując się na
siłach i pragnąc się lepiej przygotować, czy też licząc
na inne kombinacje polityczne, wewnętrzne zatrudnie-
nia młodego króla, których nigdy nie brakło, wszedł
z królem w układy, w wyniku których posłał swego
najstarszego syna Spitygniewa jako zakładnika do
Niemiec, obiecując się poddać wszelkim żądaniom
Henryka. Król dał się uwieść obietnicom Brzetysława,
rozpuścił wojska i udał się do Ratyzbony, gdzie ob-
chodził święta Bożego Narodzenia.

Brzetysław przez ten zyskany czas pozorną uleg-
łością dla króla przygotowywał się jak najspieszniej
do wojny. Najpierwszym dla niego zadaniem było
uzyskanie pomocy zewnętrznej, sprzymierzeńca
znacznego, złączonego z nim wspólnymi interesami.

Naturalnym sojusznikiem jego, mógł być w owym
czasie tylko król węgierski, Piotr Wenec Janin. Wia-
domo, jak się czuł niepewny na tronie węgierskim
ten następca Stefana, któremu grozili prawowici
pretendenci, pochodzący po mieczu z bocznej linii
Arpadów. Pretendenci ci przebywali dotychczas od
dłuższego czasu w Czechach na dworze czeskim.
Około r. 1039, jak to udowodnił O. Balzer 106, książęta

1M O. Balzer Genealogia s. 90 n.

452

Kazimierz Odnowiciel

ranią księcia czeskiego i biskupa Sewera za wymy-
kanie się spod władzy jego metropolitalnej. Popierał
zapewne te zamiary potężny arcybiskup koloński He-
riman, którego do działania w tym kierunku popy-
chała niewątpliwie jego siostra, królowa Rycheza.
Mądra ta i wpływowa pani wraz z bratem musiała
niejednokrotnie działać na terenie Niemiec i w in-
teresie jedynaka jako jego najbardziej oddany agent
polityczny. Rezultatem tych zbiegających się w rę-
kach Henryka III rozmaitych interesów politycznych
było zwrócenie się jeszcze w r. 1039 do Brzetysława
ż żądaniem zwrotu zabranych z Polski skarbów 104,
do czego można by jeszcze dodać, jako prawdopo-
dobnie już w owym czasie stawiane warunki później-
szego pokoju z r. 1041, tj. zwrot jeńców, relikwii i od-
dania Śląska Kazimierzowi. Żądaniom tym jednak
Brzetysław odmówił; wobec tego późną jesienią
r. 1039 rozpoczął Henryk III wojnę ltf5.

Widać stąd, że rokowania bezskuteczne -niemiec-
ko-czeskie musiały się toczyć w lecie tegoż roku,

104 p? RR Boh. II s. 80. “Tunc imperator coepit quaerere
occaaiones adversus eos, quoquoimodo ab eis, quod sibi dic-
tttm fuera-t, eriperet aurum. Et mandans per. quaestionarios,
ut airgentum, quod in Polonia • rapuerant nisi infra statutum
terminum usque ad ununr obulum sibi miittan-t, minatur

helium". •

105 w opisie wojen nieimieicko-czeskich kieruję się. pracą
M. Parl.bacha Die Kriege Heinrichs III gegen Bóhmen, 1039 —
—1041, Foreohungen żur deutachen Gesch. X. s. 427—465.
Ponieważ woJny te zajmują nas tylko ubocznte,. opuszczam
tu przeważnie cytacje źródłowe, odsyłając czytelnika do pracy
M. Perl.bacha — powołuję się na źródła do tej sprawy je-
dynie wyjątkowo, w takich tylko wypadkach, jeżeli różnią
się w czymś z wyżej wymienioną- pracą. • •

Interwencja niemiecka

453

oczywiście już na skutek relacji Kazimierza, których

tenże dostarczył czy jeszcze Konradowi II, czy już
Henrykowi III. I ten fakt dowodzi również, że Kazi-
mierz w połowie r. 1039 musiał być już jako tako
utrwalony w Polsce ,i że już zaczął szerszą akcję dy-
plomatyczną skierowaną przeciw Brzetysławowi.

Dnia 10 października znajdował się Henryk III
w Naumburgu i zamierzał z tamtej strony wkroczyć
do Czech. Brzetysław jednak, czy to nie czując się na

- siłach i pragnąc się lepiej przygotować, czy też licząc
na inne kombinacje polityczne, wewnętrzne zatrudnie-
nia młodego króla, których nigdy nie brakło, wszedł
z królem, w układy, w wyniku których posłał swego
najstarszego syna Spitygniewa jako zakładnika do
Niemiec, obiecując się poddać wszelkim żądaniom
Henryka. Król dał się uwieść obietnicom Brzetysława,
rozpuścił wojska i udał się do Ratyzbony, gdzie ob-
chodził święta Bożego Narodzenia. ,

Brzetysław przez ten zyskany.. czas pozorną uleg-
łością dla króla przygotowywał się jak najspieszniej
do wojny. Najpierwszym dla niego zadaniem było
uzyskanie pomocy zewnętrznej, sprzymierzeńca
znacznego, złączonego z nim wspólnymi interesami.
Naturalnym sojusznikiem jego-, mógł być w owym
czasie tylko król węgierski, Piotr Wenec Janin. Wia-
domo, jak się czuł niepewny na tronie węgierskim
ten następca Stefana, któremu grozili prawowici
pretendenci, pochodzący po mieczu z bocznej linii
Arpadów. Pretendenci ci przebywali dotychczas od
dłuższego czasu w Czechach, na dworze czeskim.
Około r. 1039, ]ak to udowodnił O. Balzer loe, książęta

lo(i O. Balzer Genealogia s. 90 n.

454

Kazimierz Odnowiciel

ci przenoszą się z Czech do Polski. Ich usunięcie
się z Czech było zatem zapewne jednym z warun-
ków zawartego między Braetysławem a Piotrem po-
rozumienia, a ich przejście do Polski107 oznacza
równocześnie pogłębienie się dalsze konfliktu polsko-

-czesko-niemieckiego. Pewne objawy skutków poro-
zumienia czesko-węgierskiego spostrzegamy już
w zimie r. 1039 na 1040, kiedy widzimy hordy węgierskie niszczące marchię wschodnią i Bawarię108,
w lecie zaś r. 1040 spotykamy w Czechach posiłki
węgierskie walczące z Niemcami. ,. • :

Nie można tu wątpić, na co nie ma jednak dowo-
dów źródłowych, że zapewne musiał się Brzetysław.
również porozumiewać w tych czasach z Miesławem.
i jego stałymi sprzymierzeńcami ,Pomorzanami jako ,|
naturalnymi wrogami Kazimierza.

Nie zaniedbał też Brzetysław w ciągu tego okre- •
su, jakby zawieszenia broni, opatrzenia granic, cze-
skich. Zasieki w pogranicznych lasach poprawiono
i wzmocniono, wąwozy i przesmyki górskie obwaro-
wano

109

W sierpniu 1040 r., kiedy okazało się, że Brze-
tysław nie ma; zamiaru dotrzymać obietnic, po-
przednich, wkroczyły dwie armie niemieckie do
; Czech. Jedną z nich dowodził sam Henryk. III, cłą-

107MGH XXIX s. 540. SimoMs de Keza De Gestis Hunga-
SarUm: “Dum autem ista ita fierent, Andreas, Bela et Leyfinta
cfe Boemia in Poloniam transeuntes a Misoa etc".
108 M. Peribach Die Kriege Heinrichs III s. 446, E. Stein-
ri ,dorfl Jahrbilcher des Deutschen Reichs unter Heinrich ,111
Leipzsig 1874—1881 I s. 77.

109 M. Peribach Die KnegeHeinrichs III s. 446 i UW. 8 te]
strony.

Interwencja niemiecko

455

gnąc od bawarskiej granicy, drugą zaś Ekkehard, mar-
grabia Miśni, wkraczając do Czech od północy. Jak
wiadomo ta pierwsza wyprawa skończyła się bardzo
prędko i bardzo niepomyślnie dla wojskowej sławy
Henryka III: wojsko królewskie doznało dwu dotkli-
wych porażek, klęsk, w dniach 22 i 23 sierpnia, w któ-
.rych padł kwiat rycerstwa niemieckiego, o czym pi-
szą z boleścią roczniki i nekrologi niemieckie. Wsku-
tek zaciętego oporu Czechów w górskich wąwozach,
król zmuszony był się cofnąć, podobnie jak i margrabia Ekkehard, przeciwko któremu skupiono prócz
wojsk czeskich także posiłki węgierskie. Mar-
grabia jednak, przekupiwszy dowódcę czeskiego, zdołał się wycofać bez strat110. O możliwym, prawdopodobnym współdziałaniu Kazimierza na, froncie śląskim nie posiadamy wiadomości.

Tak tego roku wojska królewskie nic nie wskórały

przeciwko koalicji czesko-węgierskiej, armia Henryka III wyszła z dużymi stratami, pod wrażeniem klęski. Brzetysław nie dopuścił do połączenia się obu
atakujących Czech armii, co by było dla niego nie-
zwykle groźne. Ale w następnym roku powiodło się
Henrykowi niespodziewanie dobrze. Tym razem
wszystko się sprzysięgło przeciw Brzetysławowi. Prze-
de wszystkim wewnętrzne sprawy węgierskie dopro-
wadziły do załamania się Piotra, tak iż w ten sposób
ubył Brzetysławowi potężny sprzymierzeniec. Prze-
ważające siły niemieckie wdarły się do Czech nie •
znaną tubylcom czy też przez nich nie pilnowaną
drogą, co oddało od razu cały kraj w ręce najeźdźców,
kiedy wojska czeskie, nie zdając sobie sprawy z sy-

11° M. Peribach Dte KriegU Heinrichs III s. 445—452.

456 Kazirmerz Odnowiciel

tuacji, bezczynnie stróżowały wciąż przy niezdoby-
tych górskich przesmykach. Król niszcząc i, paląc po-
sunął się pod samą Pragę, a; stanowcze zwycięstwo
przechyliło się na jego stronę przez przejście do obo-
zu królewskiego licznych magnatów czeskich, a zwła-
szcza przez ucieczkę i poddanie się Niemcom biskupa
praskiego Sewera, który obawiał się inkwizycji swe-
go metropolity Bardona 111. Teraz musiał Brzetysław
prosić Henryka III o pokój. Pośrednikami między
królem a Brzetysławem byli Ekkehard, margrabia
Miśni112,,! i Otto ze Schweinfurtu, dziewierz Brzę-
tysława 113, zwrócił się także książę czeski o wstawie-
nie się za nim u króla do innych znaczniejszych oso-
. bistości z otoczenia królewskiego 114. W końcu wrze--
śnia, około 29 tego miesiąca, ułożono preliminaria,.
pokojowe. Warunki były bardzo ciężkie i upokarzają-;;!
ce: obiecał książę pod przysięgą udać się do Ratyzbony“j
i tam złożyć przysięgę wierności115, boso, podszedłszy Ą

M. Peribaoh Die Kriege Heinrlchs III is. 445—462.

112 MGH SS V.I s. 686. Amnal. Saxo pod r. 1042: “Dux
namque Boemicus quantocius se fidei marchionis Eck.ihardi
conmittens etc". " ..

113 MGH SS XVII s. 647. Annales Gradicensęs pod r. 1041:

Dux Bracizialus reidrt im @ius gicatiaim (Henryka III) per co-
niugem suam".

l14 SS RR Germ. in us. schol. (ex MGH recudi fedt "G.H.
Parte, Hannoverae 1868) s. 29-30 Annal. Altah. mai:

...dux... legałoś ex. aniimio supplices mittit, om.nium famfl.ia
rum purpuratorum auxirium ac opem implorat, ut liceret,
sese cum omni regno... suisque pl-aceret, quaerere".

315 SS RR Germ. m us. schol. s. 30 Annal. Altah. mai.:

Pr.oinisiit quidem sub iuramento, se Radisbonam venturtim
et omnis subiectionis humilitate caesari subditurum".

Interwencja niemiecka

437

do tronu królewskiego116. Dalej miał zapłacić kró-
lowi 8000 królewskich grzywien117, uiścić zaległą da-
ninę w wysokości 1500 grzywien118, zwrócić wszyst-
kich jeńców zabranych w Polsce podczas wyprawy
w r. 1038 i wynagrodzić wszelkie szkody i straty
uczynione królowi lub komukolwiek z jego pod-
ległych 119, zatem i Kazimierzowi. Nadto miał na-
tychmiast zburzyć obwarowania i zasieki uczynione
w lesie Czerkden, wyciąć tam bardzo szeroką i wy-
godną drogę, którą obładowane zdobyczą wojska
niemieckie miały się udać do Ratyzbony 120. Jako
zakład dotrzymania obietnic dał Brzetysław kró-
lowi swego syna i czterech synów swych- moż-

116 SS RR Germ. m us. schol. s. 30 AininaŁ Altah. mai.;

...procidit ille (Brzetysław) ante ponicessmm illotrum idiscal-
ciatus, ut poscebat honor iregius, iam plus huiriiliiaitus quam

arrtea supra se fuerit exaltatus". * , ,

117 SS RR Germ. in us. schol. s. 30 Annal. Altah. imali.:

...octo. milli,a semis.ses pon.dere regio pensurum",
. "8 FF RR Boh. II is. 85 Ko&mas: “Insuper ei promittit
(Brzetysław) mi.lle et q"ui]ngentas Lmarcas denariorum, quod erat
tributum trium annorum lam praeteritorum". MHG SS VI
s. 686 Annala.sita Saxo: Diux “...ocuit ad regem offereins cansum
Boemiaie tenae cum m:axiiroa ihonorificautia regalium diono-

rum". <
• 119 SS RR Germ. in us. achol. s. 30. Annial. Altah. mai.:

...ommes oaptivos de Boilaniiia reddituBum et qu!icquid cae-
sari vel cuiąuam purpuratorum vi vel fraude suibtiraxisset,

totam •et intsgrum restituturum".

10 SS RR Germ. iin us. schoil. s. 30. Annal.. Altah. mai.:.
“Ipse etiam munitiones sylyarum iussit aperiiri, qui antea
fecerat eas muniri, et viam latiSiSiman planayit, pięr quam
totus exercitus sine yi et elade cum honore et maxima pra-eda
repatriavit". ,

458

Kazimierz Odnowiciel

nych 121. Znaczenie tych preliminarii, jak i następnego
pokoju ułożonego i utrwalonego w Ratyzbonie, rozumie
Się dostatecznie dopiero wtenczas, gdy się przyjmie sto-
sunek i czynny udział Kazimierza w tej wojnie, któ-
ra przecież była prowadzona nie tylko w interesie

, Niemiec, ale i Polski. Nie podają nam co prawda źró-

. dła żadnej wiadomości ani wskazówki o tym, że
w działaniach wojennych tych lat brała też udział
Polska, zapewne od ściany śląskiej, ale na taki ,1
udział, narzucający się jako logiczne następstwo całej
sytuacji politycznej, wskazują wyraźnie wzmianki tyczące się Polski w warunkach podanych powyżej prę""

"liminarii pokojowych, wskazuje na to i interwencja
Bardona, arcybiskupa mogunckiego, pozywająca Se--
wera o -świętokradztwo popełnione w Polsce 122, jak
i inne wzmianki potwierdzające, że wyprawa
z r. 1041 była także odwetem za napad na Polskę 12S. -
Interesy polskie były tu ściśle związane z interesami yj
królewskimi, iż wprost nie można przypuścić, by ze

strony polskiej zachowywano się biernie i obojętnie.
Nie może ulegać wątpliwości, że Kazimierz w latach
1040 i 1041 zaatakować. Czechy że strony Śląska

121 SS RR Germ. in us. schol. s. 30.. Annal. AMah. mai.:

Et huius rei quiiinque dedit oibsides, filium scilieet suum et
puaros quattuor principum, quos caesar morte, qua liberet,
perderet, nisi ipse condicta perfioe;ret"J ,

122 MGH SS VI s. 685. Annalista Saxo: “...quod destruc—

tor esset eccle&iarum Poloniae et reliquiias sancti Adalberti et

aliorum sanctorum ibi quiescentiurn raptu transtuliaset in
Boemliam".

128 MGH SS VI s. 684. Annalista Saxo: “Rex... expedi-
c»onem suam Ań regionem. Boemiiae ipnio vastatione Polaniae
destm.av.it".

Interwencja niemiecka

459

l

i taką dywersją pomagał Henrykowi 124. Pośrednią
tego wskazówką byłaby wyprawa Jarosława w r. 1041
na Miesława, która odciążając Kazimierza pozwalała
mu na większą swobodę ruchów na froncie zachod-
nim. Do jakich rezultatów wojennych doszedł tu Ka-
zimierz, nie wiadomo — zapewne nie były one zna-
czne, bo gdyby był zdołał w tym czasie opanować
cały Śląsk, byłby go już utrzymał na stałe. To pewne,
że preliminaria pokojowe z r. 1041 przyznawały mu
zwrot zabranej w niewolę ludności i oddanie zagar-
niętego przez Czechy Śląska 125.

Wkrótce jednak obróciły się losy na korzyść Brze-
tysława ze stratą dla najsłabszego, to jest dla Kazi-
mierza. W październiku stawił się boso Brzetysław
przed królem w Ratyzbonie126, złożył mu hołd
i przysięgę wierności, zapłacił zaległy trybut i przy-
wiózł bogate, wedle zwyczaju, podarki. Lecz i tu,
przy. bliższym omawianiu warunków pokojowych,
okazało "się, jakie wpływy posiadał Brzetysław na
dworze, U papieża dał sobie radę książę czeski pie-
niędzmi, zdaje się, że złote argumenty miały również
znaczenie na dworze niemieckim. Otoczenie królew-
skie doradziło Henrykowi, by okazał łaskawość po-

124 przypuszcza to już E. Steimdorff Jah,rb. d. de-utsch,.
Reichs u. Heinrich III, l s. 113. To może miał na myśli Ano-
nim-Gall, lib. I c. 19, gdy pisze, że Kazimierz “...totam Polo-
niam ,a Pomoranis et Bohemis... occupatam liberavit".

125 •Wynikia to.z przytoczonego już cytatu •z Annal. Alteh.

mai. -.

126 Struimpf. or 2220, 22 pażdz. Por. SS RR Germ. to ,us.

schol. s. 30. Annal. Altah. mai.: “Dehinc duarum hebdomada-
rum ispaoio peracto, venit dux die condicto", ti. TOniej więcej
koło połowy października, w dwa tygodnie po św. Michale.

460

Kazimierz Odnowiciel

tęźnemu księciu czeskiemu 127. Po złożeniu zatem hoł-
du darował Henryk Brzetysławowi połowę nałożonej
na niego kontrybucji, a nadto, co już dotykało Kazi-
mierza i Polskę, pozwolił mu zatrzymać dwa okręgi
polskie, tj. prawdopodobnie: Śląsk z Wrocławiem yajj
i Opolem 12s•

Warunki zjazdu w Ratyzbonie były zatem ciężką J
porażką dla Kazimierza. Kazimierz zapewne nie brał |
udziału w zjeździe ratyzbońskim, bo nie mógłby g
zdążyć na jego rychły termin. Nie było więc prawdo-J,
podobnie nikogo na dworze królewskim, który by
mógł bronić tam interesów księcia polskiego. Tak
więc, o ile preliminaria pokojowe zawierały warunki
.bardzo korzystne dla Polski, o tyle sam pokój był
klęską jej polityki. Śląsk pozostawał w rękach Brze-
tysława, o zwrocie jeńców również nie słychać —
w każdym razie Giedczanie żyli w Czechach za cza-
sów Kosmasa. Nie ma też już mowy o zwrocie za-
branych skarbów, jak pozostałe w Czechach zrabowa-
ne przedmioty kultu, a przede wszystkim ; zwłoki
św. Wojciecha.

Ten rezultat układów ratyzbońskich szedł po od-
wiecznej linii polityki niemieckiej wobec państw
słowiańskich. Pozostawiając Śląsk przy Czechach za-
pewne nie łudził się Henryk III, że Kazimiera będzie
się na to patrzeć spokojnie i że pogodzi się z tym

127 SS RR,G-erm. m us. schol. s. 30 Annal. Alitaih. mai.:

Primiates er@o niostri, eius nuseniae oompassii, suum illi prae-
buere auxilium, regi decenter dant oonsiMum, ut supplicieim.
olementer susicliiperet et priorem dominatum illi redderet".

12S SS RR Germ. iiin us. schol. s. 30 Annal. Altah. mai.:

,,Quem utoi r.ec.epił, liusiurandum regi fecit, ut tam fidelis illi
maneret, quani miles seniora. •esse deberet, omnibus amicis

Interwencja niemiecka

461

stanem rzeczy. Dla niemieckich racji stanu było do-
godne, by między sąsiadującymi z Niemcami pań-
stwami słowiańskimi tkwiło zawsze zarzewie walk
i niesnasek, w których królowie niemieccy byli arbi-
trami. W danym wypadku zawsze jedna z dwu stron
powaśnionych musiała trzymać się Niemiec i używać

króla jako. rozjemcę i opiekuna. ,
W tej wojnie zatem Polska nie zyskała prawie

nic, nie można jednak powiedzieć, by nie miała ona
znaczenia dla Kazimierza. Groźna dla Polski oraz
Niemiec koalicja czesko-węgierska została rozbita,
niebezpieczny Brzetysław znacznie osłabiony, Cze-
chy, zniszczone wojną, przeszły w następnym roku
przez okres ciężkiego głodu, który zabrał trzecią

część ludności czeskiej 12a.

Teraz, kiedy Brzetysław podupadł na siłach, mógł

Kazimierz ufniej patrzeć w przyszłość.-

eius fore se amicum, inimicis ilAnicum, et iHtolil plus Bolionaae
vel ultius regialis prcwinciae sibimet submittere,- nisi duas re-
giones, q.uas ibi meruit susCiiipere". Przypuszczenie M. Periba-
riha, Die Kriege Heinrichs Ul s. 464, ze te dwa okręgi, to Śląsk
a. Kraków, S&e jest iniczym poparte. Wiemy tylko o Śląsku,
i o ten tylko Śląsk prowadzi w czasach późniejszych-walki
Kazimierz z, Brzetysławem. Tak też pojmuje to nowsza nauka
polska, por. R. Gródecki Dzieje polityczne Śląska do r. 1290.
Historia Śląska od najdawniejszych czasów do r. 1400 Kraków
1933 —1936 I s. 158, 159, który przyjmuje opanowanie przez
Czechów Śląska przeważnie po lewiej stronie Odry, w myśl
mych dawniejszych wywodów, por. St. Kętrzyński Kazimierz

Odnowiciel. RAUhf 1899/38 s. 332 uw. 3..

129 FF RR Boh. H s. 85 Kosmias: “Anino Dorrtinica.e incar-

niatiorris 1043 tanta fames ruit in Boemia, ut tertia pars po-
puli interiret famę. Kosmas wypadki lat 1038, 1040, 1041
kładzie pod latami 1039, 1041, 1042, podobnie zapewne pod
r. 1043 kładzie głód, który był w r. 1042.

IV. 1041—1047. WIESŁAW,

MAZOWSZE I JEGO STOSUNKI Z POMORZEM.
WOJNY KAZIMIERZA Z POMORZANAMI.
ODZYSKANIE MAZOWSZA

Wedle tradycji, nie bardzo późnej, bo spisanej
w początkach XII wieku przez Anonima-Galla, Pol-
ska właściwa miała być wyniszczona walkami we-
wnętrznymi i najazdami sąsiadów, ludność wyginęła
lub częściowo poszła w niewolę, gdy równocześnie
Mazowsze, za Wisłą leżące, cieszyło się spokojem, ła-
dem i dobrobytem. Ta tradycja, lubo zapewne prze-
sadza i złupienie, i zniszczenie Polski, i prawdopo-
dobnie koloryzuje pomyślne warunki bytowania
-w owym czasie na Mazowszu, opierać się jednak musi
na jakichś realnych wspomnieniach — choćby na
tym, że na Mazowszu rządził Miesław, że potrafił
tam utrzymać pewien ład i spokój, że pozostawał
w przyjaznych stosunkach z Pomorzem, tak że z tej
strony nic nie groziło Mazowszu, że wreszcie krót-
kotrwająca rabunkowa wyprawa czeska; nie dotknęła

Mieslaw i Mazowsze

463

Mazowsza. Można by też sądzić, że jeżeli Brzetysław
nie miał zamiaru zagarnąć całej Polski, tylko oder-
wać od niej Śląsk, to mógł mu być niezależny książę
mazowiecki czymś w rodzaju sojusznika — w razie
bowiem powrotu Kazimierza będzie ten ostatni ska-
zany na walkę na dwa fronty, od strony Śląska i Ma-
. zowsza. Pozostawiając w spokoju Mazowsze przygo-

- towywał sobie Brzetysław sojusz skierowany przeciw
Kazimierzowi, składający się z Czech, Mazowsza i Po-

- morza, nie licząc tu Węgier, które miały, choć na

- bardzo krótki czas, stanąć w jednym szeregu z Czo-
chami. Taka też kombinacja polityczna okazała się na
wiele lat następnych całkiem realnym czynnikiem po-

lityki czeskiej wobec Polski.

Stąd sądzić wolno, że część dalszych wywodów,
które Anonim-Gall wyprowadza z założenia, że
w tych czasach, kiedy reszta Polski była srodze zni-
szczona rewoltą wewnętrzną i najazdami, Mazowsze
zaznawało spokoju i dobrobytu pod władzą Miesława,
może mieć w pewnej mierze swe uzasadnienie i być
bliskie prawdy. Anonim-Gall twierdzi, że pod skrzy-
dła Miesława uciekały się tłumy tych, którzy chcieli
życie i mienie ukryć i zachować. Widać stąd, że na
Mazowszu nie obawiano się, przynajmniej w pewnej
jego części, tzw. reakcji pogańskiej, bo uciekali tam
przede wszystkim przedstawiciele klas wyższych, za-
tem z chrześcijaństwem już dobrze zrośnięci, którzy
tu z dobytkiem i rodzinami pragnęli przeczekać
groźne dni nasilenia kryzysu. “W tym czasie było
Mazowsze — pisze Anonim-Gall — z powodu chro-
niących się tamże Polaków tak bardzo ludne, iż rol-
nikom pola, trzodom pastwiska, mieszkańcom sioła

464

Kazimierz Odnowiciel

nie były dość przestronne" Jest oczywiście w tym
opisie Arkadii mazowieckiej, jak zwykle w takich
opowiadaniach, zapewne duża doza przesady, z którą,
licząc się, wolno twierdzić, że w pewnym może okre-
sie dużych niepokojów w innych stronach Polski Ma-
zowsze było spokojnym zakątkiem, gdzie można było
znaleźć schronienie. Można też sądzić, że ten stan
rzeczy był także korzystny dla Mazowsza, jak i dla
niewątpliwie energicznego władcy, którym stał się ha
Mazowszu Miesław.

Powrót Kazimierza do kraju, jego, jak się zdaje,
.bez większych trudności usadowienie się w tej części
Polski, która nie była obsadzona przez Czechów, za-
warcie związków rodzinnych i politycznych z Rusią,
wreszcie klęska, która spotkała Brzetysława, musiały
być serią groźnych zapowiedzi na przyszłość dla księ-
cia mazowieckiego. Zwłaszcza przymierze polsko-ru-
skie było dla niego niebezpieczne — w tych warun-
kach niekorzystny dla Kazimierza obrót sprawy ślą-
skiej w pokoju ratyzbońskim był dla Miesława zda-
rzeniem niezwykle pomyślnym- Miesław uzyskawszy
-kilka lat przedtem władzę na Mazowszu, nie myślał
o oddaniu tej dzielnicy Kazimierzowi131 -— zapewne
też nie siedział z założonymi rękami, lecz starał się

130 Anoniim-Ga1!, lib. I c. 20. “Erat ©nim eo tempore. Ma-
a>via Polonia iiłuc antea fuientibus, ut dictum, m tam tum po-
puliosa, quod agricolis rura, amiimalibus pascua, habitatoribus
lecą spaciosa". -,

isi Anonim-Gall, lib. I c. 20. “Unde Meczzlaus in audacia
suae militiae confisus, limmo anabitrone pernitiosae cupiditatis
eK.cecatus, nisus est i0bti.nere per praesumptioms audatiana,
quod sibi non cedebat per ius aliquod vel naturam".

Miesław i Mazowsze

465

szkodzić Kazimierzowi, “armia et insidiis"132. Mo-
żna by z tego sądzić, że w czasie kiedy Henryk III
atakował Brzetysława w Czechach, a kiedy Kazi-
mierz, jak się wolno domyślać, dokonywał dywersji
od śląskiej ściany, to od strony Mazowsza i zapewne
Pomorza musiała być dokonana podobna dywersja
przeciw Kazimierzowi. Być tedy może, że zapewne
niezbyt silne uderzenie Kazimierza na Śląsk i małe
rezultaty jego akcji wojennej na zachodzie, co może
i wpłynęło ostatecznie na warunki pokoju ratyzboń-
skiego, były tym spowodowane, że sam Kazimierz był
zmuszony do prowadzenia walki na froncie mazo-
wieckim i pomorskim.

W każdym razie w zagadnieniu mazowiec-
kim było przymierze z Jarosławem dużym odcią-
żeniem dla Kazimierza. Wiemy, że w r. 1041, to jest
wtedy, kiedy Henryk III prowadził wojnę z Brzetysławem i zadał mu cios ostateczny, a kiedy Kazimierz, jak należy sądzić, dokonywał dywersji od strony Śląska, wrzała też od wschodu wojna z Miesławem, w której brał udział Jarosław ruski. Pisze bowiem tzw. Nestor, że “szedł Jarosław w łodziach na
Mazowszany"133. Rusini zatem, zapewne Bugiem,
skoro na łodziach, wdarli się do Mazowsza.

By Kazimierz brał czynny udział w tej akcji swego ruskiego sprzymierzeńca, nie mamy wiadomości,
źródła ruskie nic nie mówią o udziale w walce Polaków — można by nawet przypuszczać, że Kazimierz był zajęty przede wszystkim walką na Śląsku

132 Anoniim-Gall, lib. I c. 20. “ladę etiam in tantum su-
perbiae fastum conscenderat, quod obedire Kaaaimiro reimue-
bat, linsuper etiam ei annis et insidtis resistebat".

"s MPH I s. 702.

466 Kazimierz Odnowiciel

albo na pograniczu pomorskim, zaś wyprawa ruska
miała znaczenie dywersji, by odciągnąć Miesława,
który miał zamiar wznieść swe siły na Polskę, ale
mogło mieć miejsce i współdziałanie na Mazowszu
sił polskich i ruskich. Nie znany jest nam wynik tej
wyprawy, w każdym razie nie pokonano Miesława,
bo strzymał się on jeszcze lat sześć na Mazowszu. ;

Były też walki, bliżej nam nie znane, z Pomorza-•i
nami, ślad takiej jednej z czasów około roku 1041;

wykazał O. Balzer134. W czasie jakiejś bliżej nie
określonej wyprawy pomorskiej zabił książę węgier-
ski Bela jakiegoś księcia pomorskiego, w nagrodę
za co, jak chce romantyczne podanie, dał mu Kazi-
mierz siostrę za żonę.

Koło r. 1046 musiał być wplątany Kazimierz
w jakieś poważniejsze powikłania, może nawet zbroj-
ne, z Czechami, Pomorzanami, zapewne więc z Mie-
sławem 13a. Nie posiadamy jednak o tym żadnych
pewnych i wyraźnych wiadomości. Wiemy jedynie,
że na św. Jana, 24 czerwca 1046 r., gdy Henryk III
bawił w Merseburgu, stanęli przed nim z bogatymi
darami trzej powaśnieni ze sobą książęta, a miano-
wicie Brzetysław, książę czeski, Kazimierz polski

131 O. Balzer Genealogia, s. 90 — 92. Wywody O. Balzera
opierają się na "wiadomości Szymona de Keza, który kładzie
ten wypadek na czasy Mieszka II, co jest niemożliwe, odnieść
się to może Jedynie do czasów Kazimierza, kiedy Bela prze-
bywał w Polsce, i to do czasu po powrocie Kazimierza, a przed
powrotem Beli na Węgry w r. 1048. Ponieważ synowie Beli,
Gejza i Władysław, urodzeni w Polsce, byli w r. 1057 już
pełnoletni, zatem małżeństwo ich rodziców mogło być zawarte
najpóźniej w r. 1042.

i3S po,)-. E, Steindorff Jahrbiicher des deutsch. Reżchs
u. Heinrich III s. 298—299.

Miestaw i Mazowsze

467

i Ziemomysł-Zemuził, książę pomorski136. Spory
między nimi załagodził król Henryk w parę dni póź-
niej w Miśni, w dniu św. Piotra i Pawła 137. Ponie-
waż, jak mówią Roczniki altaheńskie, król sprawy
sporne “pacificavit", można by przypuszczać, że była
to pacyfikacja jakiegoś zbrojnego zatargu. Wynikało-
by to też także, że był to zatarg nie lokalny, ale ja-
kiejś szerszej natury, skoro bierze w nim udział
także książę pomorski. Bo widocznie jest Ziemowit
sprzymierzeńcem Brzetysława, skoro zjawia się wraz
z Brzetysławem, obok Kazimierza, przed obliczem
królewskim. Można też przypuszczać, że nie mógł
być obcy tym sprawom Miesław, którego interesy
wiązały ze wszystkimi przeciwnikami Kazimierza.
Jest jednak rzeczą zwracającą uwagę, że w Miśni
nie było Miesława.

Kazimierz załagodził zatem w sposób nam bliżej
nie znany swe również bliżej nie dające się określić
spory z Brzetysławem i Ziemomysłem. Upewniwszy
się w ten sposób, tak przynajmniej wynika to z ogól-
nej sytuacji, z jednej przynajmniej strony, tj. cze-
skiej, postanowił przy pomocy Jarosława kijowskie-
go 13 s rozprawić się ostatecznie z Miesławem. To bo-

138 SS RR Germ. in us. schol. s. 47 Annal. Altah. mai.
pod r. 1046: “Illus (aic Meraiburc) etiam Brattziao dux Boemo-
rum Razimir Bolaniorum, Zemuził Bomeraniorum advenerunt
atque regem donis decentibus honi0mverunt".

137 SS RR Germ. łn us. i&ohol. s. 47 Annal. Altah. mai.:

Inde discedens apostolorum Petri et Pauli festa Mihsina ce-
letorayit, ubł etiam conv©ntionam secundo babens duces prae-
fatos imter se pacificavit".

iss MPH I s. 703 Nestor: “...lat-a 6555 (1047) Jarosław szedł
na Mazowsaany, i zwyciężył ich; i zabił księcia ich Mojsława,
i upokorzył ich Kazimierzowi".

30*

.468

Kazimierz Odnowiciel

wiem zdaje się być w swych następstwach wynikiem
i rezultatem tej pacyfikacji Henryka III. Główne i
siły, które wystąpiły przeciw Miesławowi, stanowili ;

Rusini — tak też tzw. Nestor przypisuje zwycięstwo ;

wyłącznie siłom ruskim, zaś Anonim-Gall stwierdza,
że siły Kazimierza były znacznie słabsze i mniej }
liczne od mazowieckich139. Kazimierz i Jarosław -i
wkroczyli na Mazowsze, połączyli się prawdopodobnie |
ze sobą i wydali Miesławowi bitwę, uprzedzając
przybycie posiłków pomorskich, które spieszyły Miesławowi z pomocą110. “ Nastąpiła bardzo krwawa i

mordercza bitwa, padło mnóstwo Mazowszan, mie-

13S* Anoniiim Gali, liiłb. I c. 20. “In illo enim certamine

30 acies ordinatus Mazovienses babuerunt, Kaaimirus vero vix
tres acies beUiatorum plenais habebat ouoniam, nit dictum est,

tota Polonia paene deserta iacebat". Zapewne, że i tu je?t
pewna przesada, jeżeli chodzi o wzajemny stosunek sil, moż-
na tylko sądzić, ze liczebnie był Kazimierz słabszy od Miesła-
wa. Ze Kazimierz miał też pomoc ruską, Anonim-Gall zdaje

się nie wiedzieć.

140 Anonim-Gall, lib. I c. 21. “Pomoranorum exercitui
iti auxilium. Meczziao v©nienl!i, Kazimirus cum paucis Łndubi-
tanter obwiam properayit. Nuntiatum niamgue prius illud ei
falenat, ipsosąue auxilium inunicis adv©nire pra.asidieib.at. Unde
prudenter disposuit singulaniter prius cum Mazoviensiibus
diffinire..." Kroniki późniejsze mistrza "Wincentego, Wielko-

polstea i Długosza wymieniają piosiłki dla Miesława, Prusaków,
Litwinów i in. CMaritimi. Getae, Daci, Rutheni,PB?ussł), czemu
brak wszelkich realnych podstaw, bo kronikarze ci czerpali

bezpośrednio lub pośrednio z Anonima-Galla. Wzmianka o rus-

faich posiłkach dla Miesława charakteryzuje tę robotę później-
szą mistrza Wincentego. (Por. J. Linniczenko Wzaimnyja ot-
i noszenija Rusi i Polszi do połowiny XIV stoletia Kiew 1884

s. 105.

Niesław ł Mazowsze

469

dzy innymi zginął i Miesław141. Sam Kazimierz miał
się znajdować w wielkim niebezpieczeństwie, zawdzię-
czał podobno uratowanie życia jednemu z prostych

żołnierzy 142.

Miejsce bitwy z Miesławem, dziś nie znane143,

było w pamięci ludzi jeszcze w początkach XII w.,
jak świadczy Anonim-Gall144. Sądząc z nadchodzą-

i41 Anonim-Gall, lib. I c. 20. “Kazimirus... Meczsiawo...
YlictarSam et pacem totamque patriam triumphaliter est adep-

tus":

.142 Anonilm-Gall, lib. I c. 20.
148 Wiadomości Kroniki Polskiej, MPH III s. 622, o bitwie

Kazimierza z Miesławem pod Ostrowem i wyszukanie przez
M. Sokołowskiego, Riwiy na Ostrowie LedTwcy. Studium •n.ttd
budownictwem w przedchrześcijańskich i pierwszych chrześ-
cijańskich wiekach w Polsce. Pam. AU 1876/3 s. 27, wsi Po- -
• biedziska, jako śladu tego zwycięstwa, co przyjął T. Wójcie-,
;cbowski, O Kazimierzu Mnichu s. 12, wydaje mi się ze wszech
,tniiar wątpliwe. Przede wszystkim późny przekaz tej kroniki nie:

. zasługuje już na dużą wiarę — podczas gdy tradycja wcześ-

- ńaejsza wskazuje wyraźnie na Mazowsze jako miejsce walki.
Przyjmując Ostrów i Pobiedziska trzeba by sądzić, ze Miesław
dziiałał zaczepnie, ze miał inicjatywę w swych rękach, a w tych
warunkach ani pomoc Jarosława, ani opóźnienie się Pomorzan ,

. inie byłyby zrozumiałe. Źródła nasze i ruskie dają do zro-
zumienia, że stroną zaufaną, działającą, mającą inicjatywę
była Polska albo Ruś — dlatego wydaje mi się, że polem
walki mogło być tylko Mazowsze i tam jedynie można by

szukać miejsca stoczonej walki. Jeżeli cokolwiek z tradycji
o Ostrowie mogłoby być prawdą, to nazwa sama miejscowości,

nazwa bardzo częsta i pospolita. Mogłoby to przemawiać o bi-
twie nad Bugiem, od którego w odległości [mili leży również

Ostrów, na drodze dogodnej zwłaszcza dla Rusi.

144 Liib. I c. 20. “Ibi namque tania caedes; Mazoyitarum
facta fulsse memomitur, sicut adhuc locus certaminis et
pEaiecipitium ripae fluminis protestatur".

470

Kazimierz Odnowiciel

cej pomocy Pomorzan i obecności Rusinów stoczono
tę bitwę gdzieś zapewne nad jedną z rzek Mazowsza,
może nad Bugiem lub nad Wisłą.

Wprost z pola bitwy z Miesławem pospieszył Ka-
zimierz ze swym wojskiem, czy i z posiłkami ruski-
mi nie wiadomo, przeciw Pomorzanom ciągnącym
z pomocą Miesławowi. I tu przewaga liczebna mia-
ła być po stronie nieprzyjaciół 145, lecz Kazimierz
“...z pomocą Bożą zaczął bitwę i odniósł wielkie zwy-
cięstwo" 146.

Tak się przedstawia w świetle wielomównych,
a w istocie swej bardzo skąpych źródeł polskich
i wzmianek ruskich zakończenie sprawy o Mazowsze,
połączone z likwidacją krótkotrwałego osobnego księ-
stwa mazowieckiego pod rządami Miesława. Tu jed-
nak można by zrobić jedno zastrzeżenie; tak się ta
sprawa przedstawia o tyle, o ile wypadki omówione
miały miejsce rzeczywiście w r. 1047. Wiemy jednak,
że daty podawane przez tzw. Nestora nie są zawsze
całkiem pewne, częstokroć zdarzają się tu zmyłki
o rok, tak iż byłoby rzeczą kuszącą cofnąć datę tych
wypadków o rok i związać w ten sposób wiadomość
źródeł niemieckich z tego roku z tym, co mówią źró-
dła ruskie pod r. 1047. Trzeba by wtedy przyjąć, że
wojna o Mazowsze miała szersze podstawy, bo brałby
w niej udział po stronie Miesława także i Brzetysław,

i że ostateczna rozgrywka miała miejsce wczesną

145 Anon.im-G.all, lib. I c. 21. “Ula enim vice Pomorani
quattuor legiones miliUum in arma ducebant, Kazinairi vero
mililtes nęć unam diimidiam adimplebant".

146 Anonim-Gall, lib. I c. 21: “...cum adiutorio1 Dei proe-
lium introi.vit magnamaue v:ictoriam acquisivit".

Mieslow i Mazowsze

471

wiosną r. 1046, skoro w końcu czerwca Brzetysław,
Kazimierz i Ziemomysł mogą być już w Merseburgu
i Miśni przed Henrykiem III. Byłoby też rzeczą zro-
zumiałą, dlaczego nie ma na tym zjeździe Miesława,
bo ten uczestnik wypadków już by nie żył. Nie ma nie-
stety" możności poparcia silniej tej ponętnej kombina-
cji, którą tu zaznaczam jako pewnego rodzaju możli-
wość.

Zwycięstwo nad Miesławem i Pomorzanami zaw-
dzięczał Kazimierz w znacznej mierze pomocy swego
ruskiego sprzymierzeńca Jarosława. Odzyskanie w tych
warunkach Mazowsza poszło łatwiej, gdyż główny
czynnik niezawisłości i władzy na Mazowszu, sam
Miesław, poległ w tej rozprawie. W te czasy, mniej
więcej, zdaje się, można też przenieść zagarnięcie
przez Kazimierza części Pomorza, które otrzymał
w spuściźnie Bolesław Śmiały, ale które rychło utra-
cił 147. Było to zapewne Wschodnie Pomorze, to samo
prawdopodobnie, które zdobył w r. 1090 Władysław
Herman, by je utracić znowu w r. 1091 148. •

Tak skończyła się sprawa o Mazowsze, sprawa,
która zatrudniała siły Kazimierza lat prawie dziesięć.
Dłuższy czas podlegało ono osobnemu księciu i posia-
dało dość sił, by opierać się koalicji polsko-ruskiej.

147 Wynika to z następujących słów Anonima-Galla, lib.
I c. 22, o Bolesławie Śmiałym “N:am cum in prinoipio sui re-
giminis Polonis et Pomoranis imperaret..." Ponieważ Pomorze
utracono za Mieszka II, a Bolesław Śmiały w samym początku
swych rządów znowu traci Pomorze, zatem za Kazimierza Od-;

nowiciela musiano ]e zdobyć na nowo. •

148 por. O rzekomej wyprawie Wtodzistdwo. Hermana na

Szczecin w r. 1091. Kwart. Hist. 1900/14.

Kazimierz Odnowiciel

Z odzyskaniem Mazowsza, ze zgnębieniem Pomorza,
z rozbiciem konstelacji czesko-pomorsko-mazowieckiej,
wzrasta samopoczucie Kazimierza, wzrastają siły i zna-
czenie Polski — toteż od tego czasu zmienia się
dotychczasowa polityka polska uległości względem
Niemiec na bardziej swobodną i niezależną, dążącą
wytrwale do odzyskania utraconego Śląska.

V. 1039—1054. STOSUNKI KAZIMIERZA
Z HENRYKIEM III DO R. 1046.
WALKA O ODZYSKANIE ŚLĄSKA

W niezwykle ciężkich i trudnych warunkach, w któ-
rych znalazła się Polska w ostatnich latach życia
Mieszka II i w pierwszych latach po jego śmierci,
nie było dla Kazimierza innej drogi dla utrzymania
się na tronie i dla odzyskania strat, które wynikły,
•jl jak trzymanie się protekcji niemieckiej, opieki Koń-
1,." rada II i Henryka III. Ci dwaj władcy niemieccy byli
v ?; potrzebni Kazimierzowi dla ochronienia go przed
.»; gwałtami Brzetysława, przy ich pomocy mógł liczyć,
że będzie starta zbyt potężna siła, którą zdobył jedną
wyprawą ten Przemyślida, a dalej, że będzie rzeczą
możliwą doprowadzić do odzyskania zagarniętej przez
Czechy dzielnicy śląskiej. Uznawał przeto Kazimierz
zwierzchność niemiecką, zapewne nie w mniejszym
zakresie jak jego ojciec, kiedy w r. 1032 na zjeździe
w Merseburgu “...zapomniał o koronie i całej ozdobie
królewskiej". Nie mamy wiadomości o tym, czy i kie-
dy złożył hołd Konradowi II czy Henrykowi III, za-
pewne jeżeli tego nie uczynił natychmiast po śmierci

474

Kazimierz Odnowiciel

ojca, to był do tego zmuszony wtedy, kiedy z pomocą
cesarską miał wyruszyć do Polski. Służył zatem ce-.
sarzowi, zjawiał się na jego wezwanie na dworze
niemieckim, popierał cesarza w miarę sił i środków, :

tam zwłaszcza szczerze i chętnie, gdzie jego interes
szedł w parze z interesami Konrada i Henryka, podlegał wreszcie politycznie cesarzowi, ilekroć ten za-
bierał głos w sprawach, które interesowały cesarstwo,
jak wskazują to przykłady. Dlatego również możemy
być pewni, że w czasie, kiedy Henryk III wysyła
trzy po kolei wyprawy do Czech przeciw Brzetysła-
wowi, wyprawy pomyślane w pierwszym rzędzie jako
sposób zmuszenia do uległości krnąbrnego lennika
korony, musiał i Kazimierz, pamiętając o własnych
interesach i o własnych z księciem czeskim porachun-
kach, brać czynniejszy udział w tych walkach. W sto-
sunkach zatem między Kazimierzem a Henrykiem III,
między Polską a Niemcami, panuje pod tym względem
daleko posunięta współpraca, chociaż interesy dwu
tych państw bynajmniej się ze sobą nie godzą, nie
pokrywają, nie są nawet jednakowe, o ile chodzi
o Czechy i zabrany Polsce Śląsk. Niewątpliwie i Cze-
chom, i Polsce przyświeca myśl uzyskania niezależ-
ności od Niemiec, gdy Niemcy pragną i jedno, i drugie
państwo utrzymać w najdalej idącym związku z ko-
roną niemiecką, a jeżeli w pewnych wypadkach po-
pierają Polskę przeciwko Czechom, czy w innych
Czechy przeciwko Polsce, to była to tylko gra dyplo-
matyczna, by nigdy nie zostawić dwu tym narodom
swobody i możliwości porozumienia się, by istniało
zawsze zarzewie niezgody między nimi, by rosła ry-
walizacja między obiema dynastiami. Można było
spokojnie patrzeć się, jeżeli Czechy powiększały się

Henryk III

475

jakąś polską dzielnicą, gdyż było rzeczą jasną, że
strona przeciwna nie puści tego płazem, że o to będą-
wojny, które będą wyczerpywały przeciwników, i że
ostatecznie pacyfikacja tych stosunków, pacyfikacja,
która rzadko zadowoli obie strony, znajduje się
w rękach cesarza. Tą drogą idąc liczyło cesarstwo,
że nie dopuści do takiego wzmocnienia się jednego
z dwu tych państw, by mogło ono wyjść z opieki
cesarskiej — opieka ta trwać miała zawsze. Politykę
tę stosowano zresztą nie tylko wobec Polski i Czech,
stosowano ją w dużej mierze i wobec zachodnich
Słowian, z którymi był w tak przyjaznych stosunkach
Henryk II, byle nie dopuścić, by nie nastąpiło jakie-
kolwiek ich zbliżenie się do Bolesława Chrobrego.

Henryk III. szeroko i skutecznie stosował tę po-
litykę na wschodzie Europy; wpływy jego obejmowały
Polskę, Czechy, Pomorze i Węgry, przez co zyskał
znaczenie i potęgę tak dużą w tych stronach ówcze-
snego świata, jakiej nie posiadał w czasach swego.
największego powodzenia Otto I. Siła ta wpływów
i dyplomatycznych posunięć ówczesnej polityki nie-
mieckiej przykuwała te państwa silniej i skuteczniej
do rydwana niemieckiego niż kiedykolwiek przedtem.
Czyniło to także oderwanie się ich od zależności nie-
mieckiej bardzo trudnym, co widzimy choćby na
przykładzie Brzetysława.

Ale Kazimierz, który prócz problemu śląskiego
miał do rozwiązania również zagadnienie Mazowsza,
nie mógł się opierać jedynie i wyłącznie na życzli-
wości Henryka III. Zapewne rozumiał Kazimierz, że
Henryk nie pozwoli Brzetysławowi wzrastać zbyt
w siły, ale też wiedział, że dla Polski nie zrobi król
niemiecki żadnych poświęceń swych interesów, jak

476:

Kazimierz Odnowiciel

i to, że sprawa, czy Mazowsze podlega Kazimierzowi,
czy też jest rządzone przez własnego, osobnego księcia,
jest dla niego sprawą obojętną, dla której nie poświęci
ani jednego rycerza niemieckiego. Dla Henryka spra-
wa Mazowsza mogła przez jakiś czas komplikować
sprawę skutecznego upokorzenia Brzetysława, ale
z chwilą, kiedy ten w Ratyzbonie poddał się Henry-
kowi i od tego czasu wiernie i oddanie służył Niemcom,
nie widział król dostatecznej podstawy, by ułatwiać
Kazimierzowi odbudowanie państwa, które Niemcy
zawsze uważali za barierę rzuconą ich pochodowi na
wschód, a które dało już za Bolesława Chrobrego
dowody, że może się przeciwstawić potędze niemiec-
kiej. Dlatego też, by nie być zależnym tylko od jed-
nej strony, by mieć ręce swobodniejsze na zachodzie,
związał się Kazimierz z Rusią i wyciągnął z tego
związku wszelkie spodziewane korzyści. Korzyści te
możemy tym ocenić, że jeżeli zwycięstwo Henryka III
nad Brzetysławem nie dało w ostatecznym wyniku
żadnego pozytywnego rezultatu dla Kazimierza, je-
żeli musiał on czekać na powrót Śląska jeszcze lat
wiele, to dzięki przymierzu z Rusią dobił się Mazow-
sza już prawie w dziewięć lat po powrocie do kraju.
Przymierze to wreszcie dawało Kazimierzowi tego
rodzaju poparcie, że i polityka wewnętrzna, uspoko-
jenie i odrobienie strat musiało być łatwiejsze. Było
to zatem bardzo cenne, skuteczne i doniosłe posunię-
cie polityczne Kazimierza, któremu zawdzięczał znacz-
ną część swoich powodzeń.

Jeżeli do r. 1041, do chwili pokoju ratyzbońskiego,
możemy uważać Kazimierza za tego, który wywiera
silniejszy wpływ na politykę wschodnią Henryka III,
to od chwili, kiedy Brzetysław złożył hołd lenny

Henryk III

477

Henrykowi i od kiedy stał się najwierniejszym i naj-
bardziej oddanym sługą królewskim, nie Kazimierz,

::ale raczej Brzetysław jest tym, który wyzyskuje na
swą korzyść politykę w tych stronach Europy Hen-
ryka III. Starania Kazimierza, by odzyskać utracone

-stanowisko, by zdobyć sobie większe wpływy na te
sprawy, by sparaliżować intrygi czeskie, spełzły prze-
ważnie na niczym.

W r. 1042 obchodził Henryk III święta Bożego

Narodzenia w Goslarze 149, dokąd zjechało się wielu
możnych: był między innymi i Brzetysław, który
przywiózł królowi wspaniałe podarunki180, byli także
posłowie ruscy Jarosława i polscy Kazimierza. To
pojawienie się obok siebie równocześnie posłów pol-
skich i ruskich jest bardzo znamienne. Dowiadujemy
się bowiem, że posłowie ruscy prócz darów, które,
jak to było w zwyczaju, przywieźli od Jarosława dla
króla Henryka, mieli sobie zwierzoną inną, bardzo
delikatną misję, a mianowicie ożenienie owdowiałego
już Henryka III z jedną z córek Jarosława. Król
przyjął przesłane mu dary, odwdzięczył się również
hojnie i wspaniale, ale małżeństwa odmówił 151, miał

119 SS RR Germ. in us, soból, s. 36 Annal Altah. mai.

pod 1043 r.: “Rex nalała Domini Goslare peregit".

150 SS RR Germ. in us. soból, s. 36 Annal. Alth. mai.
“Inter alios principes adfuit Braitisla.v dux Boem.iaie, qtii de-
oentia numera regi detuliit, iipseque magnatice traetatus perac-

tis diebus redut, regiis donis honoriatus".

151 SS RR Germ. in us. scbol; s. 36 Annal. Altah. mai.:

Le@a"bi quoque Ruaorum magna dana tulerunt, sed matora
reoipientes iabiarunt". SS RR Germ. in us. schol. (ex MGH
recudi feoit G. H. Pertz, Hannoverae 1874) s. 27 pod r. 1043,
w Lamberti Hersfeldensis Annales: “Ibi inter diversarum pro-

478

Kazimierz Odnowiciel

już bowiem na oku związek z Agnieszką z Poitou ls2,
córką księcia Akwitanii, Wilhelma V.

Nie pomylimy się twierdząc, że w planach prze-
prowadzenia tego małżeństwa musiał mieć udział
także i Kazimierz — być może, że projekt ten wyszedł
nawet od niego. Współczesność poselstwa polskiego
z ruskim świadczy o tym. Sam Kazimierz był oże-
niony jeżeli nie z córką Jarosława, to z jego siostrą
(jak wyżej mówiłem, są wątpliwości, czy Dobroniega
była siostrą Jarosława), pierwsza żona Henryka III
Gunhilda, córka Kanuta Wielkiego, była prawnuczką
Mieszka I, którego również prawnukiem był sam
Kazimierz, Jakkolwiek było to już dość odległe po-
krewieństwo, to jednak mogło ono coś znaczyć, tak
długo przynajmniej, jak długo żyła Gunhilda. Teraz
zaś wysunięto plan ożenienia Henryka III z jedną
z córek Jarosława, a w takim razie byłaby przyszła
cesarzowa bądź siostrą, bądź też siostrzenicą księżny
polskiej, rzecz, która by dawała już znaczne wpływy,
znaczenie i pozycję księciu polskiemu na dworze
niemieckim. Kombinacja nie była za śmiała — władcy
Rusi, nazywani na Zachodzie królami, władcy naj-
większego państwa w Europie, znani z bogactw,
z wysokiej osobistej kultury i wykształcenia, łączyli
się sami nie tylko z cesarzównymi bizantyńskimi,
ale wydawali też córki za królów i potężnych książąt,
jedna z córek Jarosława wydana została za króla

yinciarum legatos, legali Ruscorum tristes redierunt, quia de
filia regis sui, quam re@i Hetnrico nupturam speraverant,
certum repudium reportabant".

"2 por. E. Steindorff Jahrb. d. deutsch. Reichs. u. Hein-
rich III, I s. 153, 164, 176, 186.

Henryk III

479

Norwegii, druga za króla węgierskiego, trzecia wresz-
cie za króla francuskiego. Było zatem nie tylko am-
bicją Jarosława wydanie córki za potężnego władcę
Niemiec, ale i żywotnym interesem Kazimierza, by
tą drogą zacieśnić węzły łączące go z królem Hen-
rykiem. Przy planach na przyszłość, przy sprawie
odzyskania Śląska i Mazowsza takie bliskie spowino-
wacenie się z dynastią galijską mogło być bardzo
cenne i korzystne. Plan ten się jednak nie powiódł,
już bowiem w okresie Zielonych Świąt 1042 r. wysłał
Henryk poselstwo do Akwitanii i rozpoczął starania
o rękę Agnieszki. Możemy też być pewni, że obecny
w Goslarze książę czeski nie patrzył życzliwym okiem
na dziewosłębne poselstwo ruskie i na stosunek do
tej sprawy poselstwa polskiego.

Prócz tej porażki poniósł Kazimierz równocześnie
drugą, którą należy przypisać głównie obecnemu na
dworze Henryka III Brzetysławowi. Kazimierz był
zobowiązany stawić się w Goslarze, widocznie był
wezwany na dwór królewski. Zajęty jednak rzekomo
ważnymi sprawami wysłał tylko poselstwo z darami,
które miało go z powodów nieprzybycia wytłumaczyć.
Można domyślać się, że po świeżej porażce w pokoju
ratyzbońskim nie »chciał Kazimierz spotkać się na
dworze w Goslarze z Brzetysławem, gdyż Brzetysław,
przywrócony do łaski królewskiej i skarbiący sobie
względy młodego króla i jego otoczenia, pragnąłby
zapewne pod auspicjami Henryka uzyskać formalne
uznanie ze strony Henryka czeskiego zaboru Śląska.
To był zapewne powód, dlaczego Kazimierz znalazł
ważne sprawy w domu, dla których nie skorzystał z za-
proszenia królewskiego. Henryk uczuł się jednak do-

480 Kazimierz Odnowiciel

tknięty nieobecnością Kazimierza, odmówił wysłucha-
nia jego posłów i przyjęcia podarunków "s. Była to
wyjątkowo ostra reakcja na choćby podejrzaną wy-
mówkę księcia polskiego, tym więcej że wobec roz-
bieżności między preliminariami pokojowymi a układem ratyzbońskim musiał sam Henryk III czuć, że
nie jest całkiem w porządku wobec Kazimierza. Ale
obecność na dworze w Goslarze Brzetysława, najbar-

- dziej zainteresowanego teraz w tym, by stosunki
księcia polskiego i króla były naciągnięte, tłumaczy
nam ostrość odprawy danej poselstwu polskiemu.
Posłowie polscy zatem wrócili do księcia donosząc mu
o gniewie i niełasce królewskiej. Widocznie sam Ka-
zimierz oceniał zatarg ten jako rzecz wcale poważną,
wymagającą załagodzenia, gdyż w niewiele tygodni

- później, w pierwszej połowie lutego 1043 r.15-1, zja-
wiło się w Goslarze nowe poselstwo polskie, które
pod przysięgą wytłumaczyło i stwierdziło ważność
powodów nie stawienia się poprzednio Kazimierza.
Kazimierz w ten sposób odzyskał utraconą łaskę kró-
lewską 155, sam się jednak i tym razem nie stawił.

15S SS RR Germ. in us. soból, s. 36 Annal. Altah. mai.
pod r. 1043: “Biulaniioi dudis minion cum mua-ieribus suis re-
. iecti, o,ec praesentiam caesaris aut aff.aitum meruerunt, quia
Sipse, iuxta quod iussus enat, noluerat yeraire". :

164 Datę tę opieram na Annal. Altah. niai. SS RR Germ.
in us. soból, s, 36, które mówiąc o powtórnym przybyciu po-
słów polskich do Goslaru dodają: “Isdem temporiibis Gifila •im--
peratrix o-nater caesaris, est defunota". Gizela umarła w Go-
, i "siarze 14 lutego 1043 r.

155 SS RR Germ. Łn us. schol. s. 36 Annal. Altah. mai:

"Missa tamen denuo legatione se excusat et, quia veniii?e non
potuerit, iusiurandum promittend.o confia-mawit, gicque gra-
•tiam recipere regis meruit".

Henryk III 481

Dodać należy, że tym razem nie było Brzetysława
w Goslarze.

Najbliższy znany nam pobyt Kazimierza w Niem-
czech, na dworze Henryka, był w r. 1046 w Merse-
burgu i w Miśni, kiedy to, jak już wyżej była o tym
, mowa, pacyfikował Henryk III Kazimierza z Brze-
tysławem i Ziemomysłem-Zemuzilem pomorskim. -

Wkrótce jednak zaczęły się psuć dotychczasowe
stosunki Kazimierza z dworem niemieckim. Zakoń-
czenie sprawy mazowieckiej, odzyskanie części Pomo-
rza, poprawienie się w miarę upływu lat od klęski
stosunków wewnętrznych, dodawało siły Kazimierzowi
i pozwalało mu na prowadzenie samodzielniejszej po-
lityki, mniej liczącej się z Henrykiem i interesami
niemieckimi. Trzeba tu także dodać, że zaczęły się
psuć pewne sprawy w Niemczech, a trudności stąd
rosnące, zajęcie się cesarza sprawami włoskimi i pa-
pieskimi, przyczyniały się również do podniesienia się
poczucia samodzielności polityki polskiej.

Stosunki wewnętrzne Niemiec, tak na pozór świet-
ne pod bardzo autokratycznymi rządami Henryka III,
człowieka bardzo wykształconego i niewątpliwie nie-
, przeciętnej inteligencji, nosiły już wtenczas zarodki
.ciężkiego kryzysu, który miał wybuchnąć w wiele
lat później i podkopać siły cesarstwa. Autokratyzm
Henryka, często sprzeczny z interesami książąt,
z utrwalającą się zasadą dziedziczności lenn, z pro-
cesem wytwarzania się wielu potężnych rodów dy-
nastycznych, wytwarzał nieraz atmosferę wrzenia,
wybuchy buntów, tak korzystnych dla wszystkich
państw słowiańskich, tylko słabo związanych przysięgą
lenną czy trybutem z koroną. Z drugiej strony wolne
wzrastanie w siły niektórych państw graniczących

31 Polska X — XI wieku

482

Kazimierz Odnowiciel

z Niemcami lub wchodzących w sferę ich interesów
pracowało też korzystnie dla tych krajów. Tak po-
wolne przychodzenie do sił Polski, wzmacnianie się
Czech, odradzanie się po latach zamętu Węgier,
utrwalenie się Kapetyngów we Francji, osadowienie
się Normanów w południowych Włoszech, odżycie,
zresztą pod opieką samego Henryka III, papiestwa,
budowało obok potęgi niemiecko-burgundzko-włoskiej,
przykrytej koroną cesarską, nowe siły, z którymi
cesarstwo musiało się liczyć, a które stawały się
z wolna barierą, która kładła tamę preponderacji nie-
mieckiej w Europie zachodniej i środkowej. Cesar-
stwo, zbyt rozbudowane, było organizmem ciężkim,
trudnym do rządzenia i administrowania, podkopy-
wanym wewnętrznie, a spotykającym coraz to wię-
cej nowych a nie zawsze spodziewanych na zew-
nątrz trudności czy zagadnień.

Z zakresu czynników, na które mógł w dużej
mierze liczyć Kazimierz za czasów Henryka III,
trzeba tu podkreślić znaczenie, jakie miała wciąż
w Niemczech rodzina Rychezy, Ezzonidzi, marzący
jeszcze w połowie XI w. o koronie królewskiej. Arcy-
biskup koloński, Heriman, brat Rychezy, był nie
tylko drugim z kolei największym księciem kościoła
niemieckiego, ale zarazem piastował godność arcy-
kanclerza dla Włoch i arcykanclerza papieskiego.
Była to zatem potęga faktyczna i niezwykła indy-
widualność, z którą Henryk III musiał się liczyć.
Toteż zapewne w wuju Herimanie, jak i w swej
matce Rychezie mieć musiał Kazimierz ludzi sobie
oddanych, którym mógł ufać i u których mógł znaleźć
niejeden raz pomoc. W r. 1049 został duktem ba-
warskim Konrad, syn Ludolfa, zatem bratanek Heri-

Walka o Śląsk

483

mana i Rychezy, brat więc cioteczny Kazimierza.
Zyskał zatem książę polski krewniaka w potężnym
księciu bawarskim. Konrad, człowiek ambitny, ale
umysł niezwykle niespokojny, rychło sobie zraził
cesarza, popadł z nim w konflikt, który zakończył
się buntem. Fakt buntu Konrada nie mógł natchnąć
cesarza zaufaniem do tych, którzy byli związani węz-
łami rodzinnymi z Ezzonidami, ale nie okazał się
ostatecznie niekorzystny dla Kazimierza, choćby przez
to, że cesarz miał wewnątrz państwa poważne kło-
poty. Liczne wojny, które w tym czasie wybuchły
między Niemcami a Węgrami, nie zawsze zresztą
szczęśliwe dla oręża niemieckiego, podkopywały rów-
nież w pewnej mierze znaczenie i autorytet Niemiec
na wschodzie. Były to zatem wydarzenia pomyślne
dla Kazimierza, który zapewne opierając się na nich
postanowił przystąpić ostatecznie do zrealizowania
planu odebrania Czechom Śląska.

Rzeczywiście w r. 1050 napadł Kazimierz na
Śląsk, odebrał go Czechom156 i natychmiast zajął
się tam urządzeniem czy raczej odnowieniem bi-
skupstwa, które po latach katastrofy czy to przestało
istnieć, czy też nie miało siedziby we Wrocławiu 157.
Jasne jest, że ten napad na wiernego sługę cesar-
skiego, jakim był od r. 1041 Brzetysław, że takie
naruszenie usankcjonowanych na zjeździe w Ratyzbo-
nie warunków pokoju, wywołało niepokój na dworze
Henryka III, a na skargi Brzetysława nawet posta-

186 SS RR Gemn. in us. schol. s. 53 Aranal. Altah. mai.
pod r. 1050: “Tum aoousatur Kazemer dux Dolariiorum, quod vi
aibi •usurpanit proyinciam, datam ab imperatore Bolemlorum
dutfi".

157 MPH VI s. 538, 560. Katalogi biskupów wrocławskich.

484

Kazimierz Odnowiciel

nowienie zbrojnej interwencji. Cesarz przygotował
wyprawę na Polskę na jesieni r. 1050 15S, lecz ciężka
choroba przykuła go do łoża, tak iż wojny, na razie
przynajmniej, musiał zaniechać 159. Kazimierz zagro-
żony przygotowaniami wojennymi cesarza udał się
osobiście do cesarza, który przebywał w listopadzie
W Goslarze 160, i tu zawarł z nim układ, obiecując,
iż wedle woli cesarskiej naprawi wszystko, jeżeli
w czymkolwiek postąpił wbrew słuszności 161. Po
tym przyrzeczeniu obdarzony przebaczeniem i łaską
cesarską powrócił do domu.

Podkład tej akcji Kazimierza nie jest jasny. Nie
wiadomo, na co liczył. Cesarz po powrocie z Włoch
był w Niemczech, stosunki wewnętrzne Niemiec po-
zornie przynajmniej nie ośmielały Kazimierza do
ataku na Brzetysława. Musiała być zatem jakaś
szczególna sposobność, którą wyzyskał Kazimierz,
może jakiś bunt na Śląsku, który dał mu asumpt

188 Czas wyprawy zamierzonej jest ograniczony datami:

po 22 września nastąpiło oskarżenie Kazimierza (Por. SS RR
Germ. in us. schol. s. 46 Annal. Altah. mai.), a przed 24 listo-
pada, kiedy cesarz bawił w Goslarze ii kiedy Widział się z Ka-
zimierzem. Stąd zabór Śląska musiał nastąpić jeszcze w pierw-
szej połowie r. 1050.

169 MGH SS VII s. 129. Herimanni Augiensis Chroń, pod
r. 1050: “Imperator contra Gazmerum ducem Bolanorum,
rebellionem molientem, exped.itionein parat, gravique infir-
mlitate detentus, pacem eum paotumque petentem susciiptens,
discessit".

160 Strumpf nry 2393, 2394 (24 listopada).

161 SS RR Germ. in us. schol. s. 53 Annal. Alfcah. mai.:

•“In villa regia Gosolarae ad imperatorum venit et obieetum
iureiurando excusavit: in quibus culpabilas fuit, noc iuxta pla-
citum imperatoris correxlit, accepta gratla domum; redut".

Walka o Śląsk

485

do uderzenia i odebrania tej dzielnicy. Bo nie mógł
się łudzić Kazimierz, że cesarz będzie całkiem obo-
jętny w tym sporze polsko-czeskim.

Wedle układu goslarskiego winien był Kazimierz
zwrócić Śląsk Brzetysławowi — godzi się jednak
wątpić, czy obietnicy dotrzymał. Na rok bowiem 1050
przypada odnowienie biskupstwa wrocławskiego, na
rok 1051 ordynacja biskupa wrocławskiego Hieronima,
co katalogi biskupie przypisują zgodnie Kazimierzo-
wi 1G2. Można więc z wielką pewnością stwierdzić,
że Kazimierz władał w r. 1051 Wrocławiem. Mimo
tego jednak, że Kazimierz nie dotrzymał warunków
układu, nie utracił łaski cesarskiej, polityczne bowiem
warunki lat następnych nie pozwoliły cesarzowi wy-
stąpić stanowczo przeciw Kazimierzowi. Przede wszy-
stkim na r. 1051 wypada okres największego zna-
czenia i potęgi tak w cesarstwie, jak u papieża,
Herimana arcybiskupa kolońskiego, zatem wuja Ka-
zimierza 163. Wpływy więc Herimana mogły para-
liżować starania Brzetysława. Następnie wojny wę-
gierskiej nie bardzo szczęśliwe dla Henryka III,
wymagają ze strony cesarza znacznych wysiłków.
Kazimierz bierze udział w tych wyprawach cesar-
skich na Węgry, posyła posiłki, nie można było zatem
drażnić w takiej chwili sąsiada, a tym więcej myśleć
o wyprawie przeciw niemu. Nadto wybucha niedługo
potem bunt księcia bawarskiego Konrada 164, który

162 MPH VI s. 558, 560,

los por. E. Steindorif Jahrb. d. deutsch. Reidis u. Hein-
rich III, II s. 141. -

164 Tamże s. 218 UW. l. (Steindorff. początków nieporozu-
mienia cesarza z Konradem doszukuje się już w r. 1050.

486

Kazimierz Odnowiciel

łączy się z Węgrami:: przeciw cesarzowi. Te wojny
i zawikłania wewnętrzne były dla Henryka III ha-
mulcem; musiał cesarz patrzeć się przez szpary na
sprawę zatrzymania Śląska przez Kazimierza, by nie
narazić sobie cennego i użytecznego sprzymierzeńca,
który by, łącząc się z Konradem i Węgrami, mógł
postawić cesarza w bardzo krytycznym położeniu.

W r. 1046 powstały na Węgrzech antyniemieckie
i antychrześcijańskie żywioły, których ofiarą były
słabe od początku rządy Piotra Wenecjanina. Za-
wdzięczał on tak długie trzymanie się na Węgrzech
swym stosunkom z Henrykiem III, poprawionym
znacznie od r. 1041, zatem od klęski Brzetysława.
Andrzej, następca Piotra, starał się, na próżno jednak,
zyskać i łaskę, i spokój ze strony Henryka III. W Niem-
czech wzięła ostatecznie w stosunku do Węgier górę
partia wojenna z biskupem Ratyzbony Gebhardem
na czele. Już w r. 1050 zaczęto kroki zaczepne z obu
stron, które przerodziły się w roku następnym
w wielką wojnę. Henryk wyruszył na Węgry ze znacz-
ną armią, postępując wzdłuż południowego brzegu
Dunaju, podczas gdy biskup Gebhard, książę karyncki
Wolf i Brzetysław czeski pustoszyli kraj na północ
od Dunaju. Wśród wojsk pomocniczych znajdował się
także oddział polski, co wskazuje na dobre stosunki,
jakie panowały między Polską a cesarzem. Wyprawa
Henryka III skończyła się jednak klęską, naprzód
ulewne deszcze, potem brak żywności doprowadziły
cesarza i jego armię do takiego niedostatku, że zmu-
.szony był on spiesznie się cofać. Węgrzy jednak prze-
cinali mu odwrót, zajmując brody i mosty, które
trzeba było siłą opanowywać. Węgrzy pokładali naj-

Walka o Śląsk

487

większą nadzieję w moście, który był na rzece Repcze
(Rabanica), gdzie spodziewali się wstrzymać cesarza
i zniszczyć. W tej krytycznej chwili oddział złożony
z Burgundów, Sasów i Polaków przebył mimo nie-
bezpieczeństwa rzekę, zdobył broniony most, położył
trupem jego obrońców i w ten sposób otworzył drogę
cesarzowi 16&. Tak musiał Henryk zawdzięczać także
posiłkom polskim ocalenie swego wojska. Czy Kazi-
mierz brał osobiście udział w tej wyprawie, nie
wiadomo, nie jest on między obecnymi wymieniony,
w każdym razie było jego staraniem zaskarbić sobie
łaski cesarza, zapewne z myślą, że wisi ciągle między
nim a Brzetysławem nie załatwiona sprawa Śląska,
której mimo obietnicy danej Henrykowi nie dopełnił.
Śląsk trzymał w dalszym ciągu, narażając się na
dalsze skargi Brzetysława.

W następnych latach zajęty był cesarz przedłu-
żającymi się walkami z Węgrami, dalej niebezpiecz-
nym buntem Konrada bawarskiego, wreszcie niepo-

165 MGH SS VII s. 130 Heriiinannii Attgiensis Chroń, pod
r, 1051: “...ad pontem Rabaniza flumimis structam, in qua ma-
-ximam hostie tiduoiam hiabebat, quidam ex Burgundionibus
Saxonibus et Bolanis milites, non sine sui pecrculo flumine
transito, in brevi expuignatam capiunt... reliquo exercitui viam
pandunt". Por. W. v. Giesebrecht, Gesch. der deutsch. Kaiser-
zeit V. Aufl. II s. 478—480. Zwraca uwagę, że Polacy są na
prawym brzegu Dunaju, przy cesarzu, nie na lewym. Zrobiono
to zapewne celowo, by posiłki polskie nie stykały się z cze-
skimi, oo mogłoby było doprowadzić do starcia. Dlatego za-
pewne posiłki karynckAe przerzucono na północny brzeg Du-
naju, polskie widocznie przerzucone na południowy, zastępo-
wały oddziały karynckie. Byłoby to wskazówką naprężonych
stosunków polsko-Cizeskich w r. 1051.

Kazimierz Odnowiciel

kojami we Włoszech, walką papieża Leona IX
z Normanami, jego przegraną pod Civitate i uwię-
zieniem w Benewencie. Do tych przeciwności i kło-
potów dołączył się jeszcze jeden: dalej trwający
Spór Kazimierza z Brzetysławem o Śląsk i Wrocław.
, Henryk potrzebował w tych warunkach pacyfikacji
na wschodzie, potrzebował tego w sytuacji wewnętrz-
nej cesarstwa, wobec wojen z Węgrami, w których
pomoc zwłaszcza czeska, jak częściowo i polska, były
: dla niego cenne, wreszcie w związku z koniecznością
zwrócenia bacznej uwagi i siły na sprawy we Wło"
szech i w papiestwie. Musiało mu zależeć na załago-
dzeniu sporu polsko-czeskiego. Na przywrócenie stany,
" poprzedniego, wytworzonego układem ratyzbońskim
z r. 1041, była niezbędna siła, wojna z Kazimierzem,
to jest skomplikowanie stosunków na wschodzie. Zostawić te sprawy rozprawie orężnej między Brzety-
sławem a Kazimierzem to była nie tylko strata pre-
stiżu i praw korony niemieckiej, ale także strata
posiłków, których jeden i drugi dostarczali. Na ta-
kie rozwiązanie tych trudności nie mógł sobie po-
zwolić Henryk III. Dlatego postanowił pogodzić
zwaśnionych ze sobą książąt, tak by jednemu nie
odbierać tego, co posiadał, a drugiego wynagrodzić
odpowiednio. W ten sposób mógłby Kazimierz za-
trzymać Śląsk, co byłoby też wynagrodzeniem za je-
go neutralność w buncie Konrada i za usługi w woj"
nie węgierskiej. Do takiej umowy doszło w końcu za-
• pewne po przełamaniu oporu Brzetysława. Na Zie-
, lone Święta r. 1054 22 maja, które cesarz obchodził
w Kwedlinburgu, stawili się na rozkaz cesarza książę
czeski i polski i tu po długich naradach stanął wre—-
szcie między Kazimierzem a Brzetysławem układ po-

Walka, o Śląsk 403

kojowy166 na następujących warunkach: Śląsk
.z Wrocławiem zostają przyznane Polsce z tym wa-
runkiem, że Polska zobowiązuje się płacić Brzetysła-
wowi i jego następcom 500 grzywien srebra i 30 grzy-
wien złota tytułem odszkodowania 167. Źródła nie-
, mieckie mówiąc o tym układzie wyrażają się tak, jaky

-by Śląsk z Wrocławiem dopiero wtedy przeszedir-
z rąk czeskich do polskich, wydaje się to mało praw-
dopodobne w świetle wypadków z r. 1050 i 1051,

trudno też sobie wyobrazić, by Brzetysław korzysta-
jąc z trudnej sytuacji Henryka tak bez czynnego opo-
ru zgodził się na oddanie Śląska, gdyby go w owym
czasie posiadał. Raczej zatem Kazimierz już dzierżyi
Śląsk i on to był zmuszony naciskiem cesarza do
dania Brzetysławowi odszkodowania -pieniężnego 16?.

166 SS RR Germ. in us. soból, s. 57 Annal. Altah. mai. pod
r. 1054:-“Penteoos.ten Quitilingunburch impenator celebravit, quo
ad se ducem Boiemicum ac Bolanicum ewcat eosque post
longissimąm disceptaitionem i-niter se pacatos domum renrittit".

is7 FF RR Boh. II s. 86 Kosmao pod r; 1054: “...urbs
Wratiziav et aliae oiyitates a duce Braciziao redditae sunt Po-
loniis •ea conditione, ut quam sibi tam suis successoribus quiin-
gentas marcas argenti •et 30 auri annuatim solverent".

le8 Por. M. Łiodyńshi, Recenzja dzieła Bretholza, GescJt.
Bohmens Kwart. HŁst. 1913/27 s. 341—348, gdzie wykazał
dowiodnte, że opłata ta nie miała charakteru trybutu, zatem
nie pociągała za sobą zależności politycznej, a nosi charakter
odszkodowania aa odebrane Czechom “urbs Writiziay et alie
cmtates". Przyjmuje to również R. Gródecki Dzieje polityczne
Śląska do r. 1290. Historia Śląska I s. 159. Por. jeszcze dla
okrealenia prawnego takiego wyjątkowego obciąienia trwałą
daniną pewnego terytorium opinię M. Z. Jedlickiego Stosunek
prawny Polski do cesarstwa do r. 1000. Poanań, Tow. Przyj.
Nauk, Prace Kom. Hist. XII z. 2 s. 390.

490

Kazimierz Odnowiciel

Dzielnica opawska, przedpole Bramy Morawskiej,
ważna ze względów strategicznych dla Czech, pozo-
stała w rękach Brzetysława 169.

169 Dojść można do tego wniosku na podstawie kroniki
Anonima-Galla, lib. I c. 22, który pisze, że Bolesław wsparty
przez podległych mu Pomorzan na początku swych rządów,
zdobywał Grodzicie koło Opawy "aa Czechach. “Nam cum w
pirinoipa.o sui regiminis iet Polonis et Pomioraims imperaret, eo-
numque multitudmiem ad casbrum Gradec obsidendium innume-
.rabitem cang.regaret, suae contumaciae negligentia non solum
castrum inon habuiiit, werum etiam Bohemarum insidias vix
evasit..." Wynika z tego, że te strony należały do Czech, a że
po r. 1054 nie mamy śladu jakichkolwiek starć z Czechami,
trzeba uznać, że taki stan rzeczy był w r. 1054 i trwał za-
pewne dawno, jeszcze od czasów Mieszka II.

VI. “ODNOWICIEL". STRATY I KLĘSKI POLSKI
W PIERWSZYCH LATACH RZĄDÓW KAZIMIERZA.
PRACA WEWNĘTRZNA KAZIMIERZA ODNOWICIELA.
KOŚCIÓŁ POLSKI ZA CZASÓW KAZIMIERZA

Ogarniając rzutem oka całość okresu panowania
Kazimierza Odnowiciela łatwo stwierdzić można, że
rozpada się ono na dwie mocno od siebie różniące
się części, przecięte rokiem 1038. Pierwsza część obej-
muje powstanie pogańskie i ruchy rewolucyjne o cha-
rakterze społecznym, rebelię Miesława i może bunty
innych wielmożów, najazdy wreszcie sąsiadów, zakoń-
czone wielką łupieżną wyprawą Brzetysława. Kraj
uległ zniszczeniom, pożarom, mordom, wreszcie pla-
nowemu rabunkowi wszystkiego, co uważano za cen-
ne. Od chwili kiedy Kazimierz, jak sądzić wolno
w r. 1039, powraca do kraju, zaczyna się okres po-
wolnego co prawda odradzania się upadłego państwa.
Dąży Kazimierz w ciągu wielu lat do zjednoczenia
tego, co odpadło, do podniesienia powagi państwa na
zewnątrz, ale niewątpliwie do naprawienia tych klęsk
i strat, które spowodowały zubożenie kraju zarówno
pod względem materialnym, jak i moralnym. Zadania
tego nie potrzebował sobie stawiać Kazimierz, na-

492

Kazimierz Odnowiciel

rzucało się ono samo przez się, a jeżeli tradycja od-
grywa w rodach dynastycznych jakąś rolę, to tu tra-
dycja ojca, dziada i pradziada wskazywała mu wy-
raźnie drogę i kierunek. Od ciężaru tej tradycji, któ-
ra nie była niczym innym, jak racją stanu polską,
reprezentowaną od prawie wieku przez dynastię pia-
stowską, nie mógł się wyłamać Kazimierz: całą jego
działalnością po r. 1038 jest nawiązywanie przerwa-
nych katastrofą lat ubiegłych związków z tym, co
zdziałali poprzednio w Polsce Mieszko I, Bolesław
Chrobry czy Mieszko II. Różnica, jaka była i jaką
można dostrzec, to słabość inicjatywy, brak wydat-
niejszych sił i środków, ale też żaden z jego poprzed-
ników nie gospodarował w Polsce w takich warun-
kach, w jakich przyszło odbudowywać kraj Kazimie-
rzowi Odnowicielowi.

Ale rok 1038 stanowi nie tylko epokę w rządach
Kazimierza, zdaje mi się, że może być uważany za
pewnego rodzaju punkt zwrotny w dziejach ówczes-
nej Polski. Bez dostatecznego zrozumienia katastrofy,,
która wtedy spotkała Polskę, a którą tylko ułamko-
wo możemy ocenić, nie będziemy w możności dość
jasno określić różnic, które dzielą okres Bolesława
Chrobrego od czasów Śmiałego czy Krzywoustego.
Działali oni niejednokrotnie w warunkach korzyst-
niejszych i dogodniejszych niż Chrobry, a jednak
zawsze i wszędzie można dostrzec, że brakuje im
tchu, że po krótkotrwałych chwilach świetności na-
stępuje wyraźny upadek sił, wycieńczenie. Że żaden
z nich nie dorównał pierwowzorowi, że żaden wiel-
kich pomysłów i idei Chrobrego nie był w możności
podtrzymać, by je doprowadzić do zamierzonego,

Straty,! Klęski 493

szczęśliwego końca,- to zdaje się tkwić w okresie
burzy, która przeszła wtenczas nad Polską.
• Realne określenie rozmiarów tej katastrofy oraz
jej skutków j&st zadaniem nie dającym się należycie
rozwiązać. Stąd też i trudne będzie określenie, co
zdziałał ten książę, któremu potomność dała przy-
domek “Odnowiciela".

Wszystko bowiem, co o Polsce Bolesława Chrobre-
go przekazały nam źródła, jest bądź bardzo szczupłe,
bądź też nosi charakter wyidealizowanej legendy, to
zaś, co wiemy o czasach późniejszych, z ostatnich
sześćdziesięciu lat XI w., jest również małomówne,
często również tchnące pewną przesadą, chęcią wy-
wołania wrażenia, jak było pięknie, dobrze i bogato
za czasów Chrobrego, jak jest źle i trudno za jego na-
stępców i do czego doprowadzi Polskę godny następca
Chrobrego, jego praprawnuk, na którego cześć pisze
Anonim-Gall swoją kronikę.

Mamy bowiem dla określenia rozmiarów tej kla-
ski prawie tylko jedno jedyne źródło, a tym jest
właśnie kronika Anonima-Galla. Z niej jedynie, za-
tem z ustępów zabarwionych mocno legendą i prze-
sadą, czerpać możemy pewne wskazówki o tym, co
zaszło w Polsce, o doniosłości klęski, o zniszczeniu
kraju i jego zubożeniu. Główny nacisk kładzie tu
nasz kronikarz na fakt zmniejszenia się bardzo znacz-
nego liczby mieszkańców w Polsce właśnie w tych
latach, w porównaniu ze stanem rzeczy poprzednim.
Oczywiście, że i w tym kierunku posądzić należy
kronikarza o dodawanie ciemnych kolorów do obrazu
przed nami roztaczanego. Gniezno i Poznań tak wedle
niego opustoszały, że dziki zwierz leśny miał tam swe

494

Kazimierz Odnowiciel

legowiska 1T0, frazes zatem od wieków powtarzany,
literacki, ilekroć • razy pisarze opisywali jakieś wiel-
kie zniszczenia. Kraj cały uległ spustoszeniu, zuboże-
niu i wyludnieniu 171.

Gdy Kazimierz wybiera się na wyprawę przeciw
Miesławowi, może zabrać tylko małą garstkę ludzi,
bo brakło zdolnych do noszenia broni172. Anonim-
-Gall opowiada cuda o gęstości zaludnienia Polski za
czasów Bolesława Chrobrego, a przy tej sposobności
porównywa Polskę Chrobrego z Polską o wiek póź-
niejszą Krzywoustego: “Więcej miał król Bolesław
żołnierzy pancernych niż ma w naszych czasach cała
Polska tarczowników, za czasów Bolesława było pra-
wie tyle rycerstwa, ile za naszych czasów jest ludzi
płci obojga" 173.

: 1TO Anonim-Gall, lib. I c. 19. “Eo tempore Bohemi Gnez-
n.en et Poznań destruxenmt... Uli vero qui de manibus ho-
stium evadebant, vel qui suorum seditionem ds?vitabant, u; trą
fluyium Wyślą in Mszoyiam fugiebant, et tam diu civitates
praedictae in solitudine permanserunt, quod in ecciesia sancti
Adalberti martiris sanctique Petri apostoli sua ferae cubilia
posuerunt".

171 Anonim-Gall, lib. I c. 18. “...ad desolationem et deva-
stationem Poloniae redeamus". Tamże c. 19: “Ad extremum
autem tam iab extraneis quam ato indigenis ad tantam Polonia
desiolationem est redacta, qluQd ex, toto paene dwitiis et ho-
minibus est exacta".

312 Anonim-Gall, lib. I c. 20: “Kazimirus... collecta pauca
quidem numero manu bellatorum... In illo enim certamine 30
acies ordinatas Masoyienses habuerant. Kazimirus vero vix
tres aoies bellatorum plenas habebat... ut :dTctum est, tota Po-
lonia paene deserta iacebait", a dalej, lib. I c. 21: “Pomorano-
ruiH exercitui... cum paucis lindubitainter obviam properavit".

173 Anonim-Gall, lib. I c. 8: “Plunes namque habebat rex
Bolezlaus milites loricatos, quam hebeat nostro tempore tota

Straty i klęski

495

Przesada tego przedstawienia rzuca się w oczy, na
tej podstawie nie możemy wyciągnąć innego wniosku
jak ten, że głos ogółu uważał Polskę Chrobrego za

Polonia clipeatos; temperę Bolezlayl totkiem terę in Polonia
milites habebantur, quot homines cuissque generis nostro
-tempore continentuir". W innym nieco świetle zdaje się wi-

" dzieć to zdarzenie Fr. Bujak, Studia nad osadnictwem Mało-
polski RAUhf 1905/47 s. 134, gdy pisze: “Z drugiej strony or-
ganizacja państwa bolesławowskiego musiała być dostosowa-
na do potrzeb monarchii wojennej, a więc z pewnością

.zbyt jednostronnie się zapatrywała na swych poddanych i sta-
rała się ich wyzyskiwać, wydobywając z kraju wszystkie soki
żywotne, tj. zasoby materialne i materiał ludzki, nie dla jego
normalnego rozwoju, ale czysto dla celów dla kraju szkodli-
wych. Monarchia wojenna z natury swej przez niepohamowaną
ekspansję dąży do wyczerpania swych ••sil przez zużywanie

, zasobów i tego ludu, na którym się głównie opiera, i. budzi
opór ogółu poddanych. Toteż periodycznie Występuje usiłowa-
nie zerwania, przez społeczeństwo tego, nad czym przez szereg
lat monarchia wojenna pracowała". Nie wątpię, że są pewne
racje pozytywne w tych spostrzeżeniach Fr. Bujaka, lubo zdaje
mi się, że są one przejaskrawione, przy przenoszeniu ich na
grunt gospodarczy. Zresztą sprawy tej dotyka Bujak tylko
mimochodem, służy mu ona jako punkt wyjścia dla innych
rozważań, które przyjmuję w całej rozciągłości ii na które mam
równie optymistyczny pogląd jak Fr. Bujak. Pisze on następ-
nie: “Ponieważ w ogóle monarchia wojenna raczej korzysta

...z istniejących sił i zasobów kulturalnych, niż je rozwija, mu-
simy przyjąć, że również monarchia piastowska musiała zastać
na ziemiach polskich pewną kulturę, że rozwój kulturalny
Polski aż do XIII wieku nie może być wyłączną jej zasługą,
raczej przeciwnie można by powiedzieć, że jeżeli podnosił się
poziom kulturalny ludności polskiego państwa, to działo się
to mimo wojowniczości monarchów". Oczywiście nie podzielani
antymilitarnej tendencji Fr. Bujaka, ale nie wątpię, że pier-
wiastki kultury, na których oparło się pierwotne państwa
piastowskie, były znacznie wyższe i głębsze, niż się to zwykle
przyjmuje.

Kazimierz Odnowiciel

kraj ludny, który następnie poniósł pod tym wzglę-
dem bardzo ciężkie straty. Rewolta oraz bunty mu-
siały pociągnąć za sobą dużo ofiar. Napady zewnę-
trzne były zawsze połączone z mordowaniem bezbron-
nej ludności, a zwłaszcza z braniem w niewolę. Wie-
my, że Czesi uprowadzili dużo ludności, którą u sie-
bie osadzili. Sam Kazimierz żeniąc się z Dobroniegą
jr urządzając swe stosunki z Rusią zwrócił Jarosła-
wowi 800 jeńców, których wziął do niewoli i osadził
w Polsce jeszcze Bolesław Chrobry. Takie straty mu-
siały być bardzo znaczne i w dziesięcioleciach na-
stępnych brak było tych ludzi jako siły roboczej oraz
•elementu rozrodczego. Jeżeli weźmiemy pod uwagę,
.Że zwykłym następstwem tego rodzaju wypadków
były głody, pomory i zarazy, to i ten czynnik trzeba
przyjąć, że się przyczynił do wyludnienia kraju; nie
mamy co prawda o tym żadnej pozytywnej wska-
zówki źródłowej, można jednak przypuścić, że bez
głodu i zarazy się nie obyło — po r. 1041, kiedy Hen-
ryk III zniszczył ogniem i mieczem część kraju cze-
skiego, wybuchł w następnym roku w Czechach głód,
który miał zabrać, jest w tym zapewne też gruba
przesada, -prawie trzecią część ogółu ludności cze-
skiej. : _
, Tych klęsk zniszczenia i wyludnienia, wedle rela-
cji, Anonima-Galla, relacji niewątpliwie w tym szcze-
góle przesadzonej, nie zaznało Mazowsze, które mia-
ło kwitnąć i cieszyć się spokojem pod władzą Miesła-
wa. Miało się ono zaludnić uciekającymi z dotknię-
tych klęskami innych dzielnic Polski, którzy tam się
przenosili ratując życie i mienie. Przesadą zapewne
będzie, że była to dzielnica spokojna, bo tu przecież
najwidoczniej zostały w tym czasie zniszczone ślady

Bóstwo pogańskie ze Słupska.

- Straty i fclęsfcż 487

organizacji kościelnej. Być zaś może, że jeżeli Mie-
sławowi udało się uspokoić burzę wewnętrzną, to
może Mazowsze być przelotnym schronieniem tych,
którzy np. uchodzili przed najazdem czeskim. Mogli
tam się chronić i tacy, którzy mieli porachunki oso-
biste z Kazimierzem. Wszystko to jednak było ele-
mentem przelotnym, przez który Mazowsze nie mo-
gło zyskać wielu mieszkańców na stałe, co zresztą
gospodarczo było niemożliwe — przejściowy pobyt
tam się chroniących zapewne odpowiada prawdzie.

Tak stwierdzić można, nie tylko na podstawie
Anonima-Galla, a częściowo Kosmasa, ale również
na podstawie rozumowania, że te ciężkie lata, obej-
mujące prawie dziesięciolecie, dały jako wynik silne
wyludnienie Polski. To wyludnienie jest zasadniczą
różnicą dającą się dostrzec w czasach Kazimierza
i jego następców w porównaniu z okresem poprzednim.
Kazimierz, jak i władcy po nim nie mieli już tej
siły, jaką dawały Chrobremu liczniejsze, spokojnie
i pożytecznie pracujące różne, chociażby niewolne,
warstwy społeczeństwa. Wiele stron musiało być tak
zniszczonych i wyludnionych, że dopiero powoli mo-
głyby być na nowo skolonizowane. Przykładem tu
może być gród Giecz, o którego wielkości i znacze-
niu opowiada Anonim-Gall w związku z czasami Bo-
lesława Chrobrego, a który już nigdy nie podniósł się
z ruiny i upadku, od czasu kiedy go Czesi w r. 1038
zburzyli, a ludność przenieśli do Czech. Można też
sądzić, że częściowo siła faktyczna okresu Chrobrego
opierała się o gęstszą ludność, a słabość czy osłabie-
nie późniejsze będzie w związku przyczynowym ze
zubożeniem kraju, z jego wyludnieniem.

Wojny ówczesne, połączone z braniem w niewolę

32 Polska X — XI wieku

498

Kazimierz Odnowiciel

ludności, miały zawsze charakter ogólnego rabunku,
czasami mniej lub więcej zorganizowanego. Aprowi-
zacja armii opierała się w pierwszym rzędzie na ra-
bunku zboża, bydła i zapasów żywnościowych, które,
o ile nie były skonsumowane na miejscu, przeważnie
ulegały zniszczeniu, dalej szło rabowanie mienia pry-
watnego, wreszcie tych wszystkich skarbów, które
kryły w sobie dworce i zamki książęce, kościoły
i klasztory, budowane w owych czasach zapewne prze-.
ważnie przez panującego. Co z mienia prywatnego
stało się łupem zbuntowanej tłuszczy czy wypraw
wojennych postronnych, nie dowiemy się nigdy —
wiemy natomiast, że skarbiec książęcy ukryty
w zamku w Krakowie stał się łupem czeskiego na-
jazdu, wiemy z Kosmasa, że skarby chronione w ko-
ściołach, przede wszystkim wiemy to o Gnieźnie, zo-
stały przez Czechów zabrane i przewiezione do Pra-
gi. Z opisu wspaniałości i bogactwa dworu Chrobre-
go, który dał nam współczesny Chrobremu Thietmar,
czy z opisów niewątpliwie koloryzowanych później-
szego o wiek Anonima-Galla, możemy sobie uzmysło-
wić bogactwo władcy, skarby, które posiadał, ilość
środków materialnych, którymi rozporządzał. Prze-
pych dworu i wspaniałość darów złożonych w r. 1000
cesarzowi wprawia w podziw obcych, jak świadczy
Thietmar, a złoto Bolesława kupowało mu przychyl-
ność niejednego pana niemieckiego podczas wojen
Chrobrego z Henrykiem II. Większa część tych skar-
bów, zebranych przez Bolesława, a częściowo udzie-
lana kościołom, zniknęła teraz w zawierusze, w pe-
wnej mierze bogacąc Czechy i skarbiec księcia Brze-
tysława. Te straty dotknęły Polskę i Kazimierza,
który zapewne w początkach swych musiał silnie od-

Straty i klęski

499

czuwać brak środków najskuteczniejszych przy od-
budowywaniu państwa i wskrzeszaniu życia gospo-
darczego — brak złota i srebra, Z tym wszystkim
musiało być w związku osłabienie tętna życia gos-
podarczego, trudności w handlu, przede wszystkim
trudności w zakupach zagranicznych, dalej w tych
wszystkich sprawach, które z zakupywaniem za gra-
nicą były związane. Zatem zarówno z zakupami bro-
ni, którą częściowo nabywano za granicą, jak ze
sprawami kościelnymi, związanymi z zagranicą. Prze-
cież wszystko, co się łączyło z kościołem, można było
dostać jedynie za granicą, i to za pieniądze, czy to
były paramenty, czy naczynia kościelne, czy książki,
liturgiczne, czy wreszcie duchowni, których sprowa-
dzenie pociągało za sobą duże koszta. Każdy wyjazd
księcia na dwór cesarski, każde poselstwo pociągało
za sobą wydatki i koszty bardzo znaczne i zapewne
ciężkie. Toteż trudności organizowania życia kościel-
nego tłumaczyć się częściowo mogą i trudnościami
finansowymi, gdyż książę odbudowując życie kościel-
ne musiał nie tylko myśleć o budowie kościołów czy
kaplic, zapewne w dużej mierze chronionych, ale
o zaopatrzeniu ich w to wszystko, co trzeba było za-
kupić za granicą, a na co środki czerpało się przecież
ze skarbu książęcego. Jeżeli skarb ten, przy zniszcze-
niu dawnych zapasów, przy spustoszeniu kraju, nie
mógł być zasobny, to był on zapewne przez lat wiele
obciążony wydatkami na wojny czeskie, pomorskie,
mazowieckie — mogło nie starczyć już na szerokie
i całkowite odbudowanie tego w zakresie kościoła, co
zrobiły tu zasobne trzy poprzednie generacje Piastów.
W związku ze zubożeniem się skarbu książęcego, zu-
bożeniem społeczeństwa, musiało iść w parze też,

SP

500

Kazimierz Odnowiciel

przez pewien czas przynajmniej, zmniejszenie się
obrotów z zagranicą, tych także, które polegały na
eksporcie. Nie mamy o nich wyraźnych wskazówek,
zapewne były to przede wszystkim futra, może też
częściowo, towary przechodzące transito przez Pol-
skę, które w okresie walk, wojen i buntów zapewne
omijały terytorium polskie, tak iż z tego tytułu
przypływ gotówki do skarbu czy do społeczeństwa
musiał być zahamowany. Strat tych materialnych
nie można obliczyć, nie można ich wtłoczyć w dzi-
siejsze pojęcie bilansu, wolno tylko sądzić, że mu-
siały być one niezmiernie duże i że trudności odbu-
dowania tego, co zrobiono w ciągu ostatnich lat sie-
demdziesięciu, tkwią zapewne także w tym, że siła
ekonomiczna i finansowa dynastii i społeczeństwa
została na lat wiele bardzo osłabiona.

Najcięższe straty, które poniosła Polska w tych
latach, to były jednak straty moralne. Dzielą się one
Ha dwie części, od siebie różne: są to straty poli-
tyczne i straty kościelne, religijne. O pierwszych mo-
żemy powiedzieć wiele wyrozumowanych uwag, do
drugich źródła przynoszą nam trochę, bardzo zresztą
małomównych wskazówek. ,

Pierwszą, którą tu na naczelnym miejscu należy
zapisać, jest cofnięcie się, już bezpowrotne, z drogi,
którą wytknął swego czasu Polsce Bolesław Chrobry.
Polska została odsunięta od polityki zachodniej, od
terenów Miśni i Łużyc, od silniejszego usadowienia:

się w zachodniej Słowiańsźczyżnie, dla stworzenia
tam potęgi, do której grawitowałyby drobniejsze
ludy słowiańskie, mieszkające między Łabą a Odrą.
Mieszko II był zmuszony do zejścia z tej drogi, ale

Straty i klęski

501

zło to można było naprawić — dopiero od czasów
katastrofy za Kazimierza trzeba było uznać ideę
Chrobrego za pogrzebaną. Czechy wyrastają jako
czynnik odgrywający od czasu do czasu na terenie
Łużyc i Miśni pewną, zawsze zresztą krótkotrwałą
rolę, Polska ogranicza się, walcząc z niezmiernymi
trudnościami, do zagadnienia pomorskiego, zagadnie-
nia, które przerasta jej siły i które stanie się stałym
czynnikiem jej życia dopiero w wieku XV. Przez te
cztery wieki braku dostatecznego oparcia na granicy
zachodniej nastąpi w tych stronach przesunięcie sił:

Polska nie posuwa swych granic i wpływów na za-
chód, lecz przeciwnie cofa się. Cofają się zarówno
jej granice, jak i jej znaczenie i wpływy, wolno, lecz
systematycznie. Od czasu do czasu, w wieku XI czy
w wiekach następnych, zjawiają się pewne dążności
w kierunku rozwinięcia w tych stronach bardziej
czynnej działalności politycznej, ale są to chwile
pewnego przypływu energii, spowodowanej najczęściej
załamywaniem się niemieckiego parcia na wschód.
Każde dziesięciolecie znaczące się tępieniem żywiołu
słowiańskiego między Łabą a Odrą, znaczące się ko-
"łonizowaniem tego kraju elementem obcym, nie-
mieckim, czyniło odrodzenie idei Bolesława Chrobre-
go coraz, to bardziej nierealne. :

Za to myśl usamodzielnienia się Polski od cesar-
stwa nie upadła. Nie upadła, ale stała się_ bądź co
bądź dużo trudniejsza do urzeczywistnienia. A trud-
ności, które w tym kierunku trwały przez cały
wiek XI i XII, wyrosły niewątpliwie za czasów Kazi-
mierza. Ze korona królewska, której musiał się wy-
rzec Mieszko II, ozdobiła dopiero skroń jego wnu-

502

Kazimierz Odnowiciel

ka 174, że trzeba było znów czekać na następną z gó-
rą lat dwieście, że ostatecznie dopiero Władysław Ło-
kietek zdobył ją dda Polski na stałe, wszystko to
miało swe źródło w nieszczęsnych latach ostatnich
rządów Mieszka II i w pierwszych Kazimierza Odno-
wiciela.

- Bardzo ciężkie straty moralne przyniosła ze sobą
rewolta pogańska, ruchy społeczne i bunty. Elementy
chrześcijaństwa w Polsce dotknięte zostały najgłębiej
tymi klęskami. Pod ciosami najazdu czeskiego padły
cztery główne ośrodki życia kościelnego w Polsce,
jak Gniezno, Kraków, Poznań i Wrocław, zniknęła
również z powierzchni ta druga metropolia, przez
Chrobrego stworzona, by się już nigdy nie podnieść.
Upaść musiały, w tym- czasie zapewne liczne klasz-
tory, zburzono, spalono i złupiono kościoły. Wielu
chrześcijan musiało zginąć w okresie powstania po-.

174 Późniejsze źródła polskie XIII l XIV w. a od Długo-
sza prawie wszyscy historycy powtarzali wiadomość o koro-
. nacji Kazimierza, bądź to podczas pobytu w Niemczech przez
Henryka III (obie kroniki śląskie), bądź też zaraz po powro-
cie do Polski (Długosza). Że Kazimierz nie był nigdy korono-
wany, na to zwrócił uwagę A. Małecki Rewizja dziejów pols-
kich. Z przeszłości dziejowej Kraików 1897 I s. 71 uw. l.
Oświadczył on: “Choć wręcz nie. twierdzę, iiż Kazimierz nie był
królem koronowanym, rozumiem jednak, że jego koronacja
jest rzeczą raierówinie więcej wątpliwą, aniżeli przypuszczenie
przeciwne". Dowody A. Małeckiego są następujące: Źródła
współczesne niemieckie wiedzą i mówią o koronacji Bolesława
Chrobrego, Mieszka II, Bolesława Śmiałego, o jednym Kazi-
mierzu nie_ ma Wiadomości, owszem, jak Wipo MGH SS XJ
s, 270, mówiąc:. Defuncto Misicone, Gazmerus filius eius fide-
liter s.eryiebat huc usque imperatoribus nostris". Anomm-Gaill
i Rocznik Kap. Krak. nazywają Bolesława I, Mieszka II i Bo-
lesława II królami, dla Kazimierza tytulaturę dux (Rocz. Kap.)

Straty i klęski

503

gańskiego, wielu duchownych zostało zamordowanych
jak dziad Kosmasa, dostało się do niewoli lub uszło
za granicę bezpowrotnie. Nie dziwne jest przeto
twierdzenie niemieckich kronikarzy, ze po śmierci
Mieszka II upadło prawie zupełnie w Polsce chrze-
ścijaństwo.

Wielkie straty poniosło chrześcijaństwo w Polsce
przez uwięzienie z Gniezna zwłok św. Wojciecha; jak
i innych zmarłych, za świętych uważanych. Kult
św. Wojciecha czy Pięciu Braci Męczenników wiązał
się tylu wspomnieniami z kościołem polskim i ka-
tedrą gnieźnieńską, że był on niewątpliwie silnym
spoidłem dla chrześcijaństwa tak jeszcze młodego,
płytkiego, jak w Polsce. Zabranie dzwonów kościel-
nych, rabunek kosztowności kościelnych, nie tylko
cennych jako metal, złoto czy srebro, ale niezbędnych
dla kultu, symbolizujących wyższy porządek rzeczy

zachowując lub pomijając ją milczeniem, jiak Anonim-Gall.
Tradycję o koronacji późniejszej można słusznie pominąć.
Odsyłając czyteiraiitaa do wspomnianej pracy A. Małeckiego,
dodać można, że w ciągu całego panowania Kazimierza nie
daje się. wyszukać stosowna chwila dla spełnienia aktu koro-
nacji. By chciał ją spełnić Henryk III dla księcia bez ziemi,
jest już samo przez się wersją niewiarogiodną, by się sam po
powrocie koronował, licząc jedynie na poparcie Henryką III,
jest zupełnie nieprawdopodobne. A nie wydaje się także moż-
liwą rzeczą, by skorzystał ze zgonu Henryka III, bo chybaby
liczne kroniki! i roczniki niemieckie nie zaniedbały podkre-
ślić takiego zuchwalstwa księcia polsteiego, korzystającego ze
zgonu cesarza, małoletnościi Henryka IV i regencji cesarzowej
wdowy. Pytanie także się nasuwa, dlaczego by czekał Bolesław
Śmiały tak długo z koronacją, gdyby Kazimierz Odnowiciel
koronował się jaki rok przed śmiercią. Sądzę, że sprawę tę
można uważać za wyczerpaną.

504

Kazimierz Odnowiciel

w świecie, było również ciężkim ciosem, obniżeniem
autorytetu nowej religii, która miała się krzewić na
zwaliskach dawnego pogańskiego ustroju.

Z upadkiem tego, co było z chrześcijaństwem złą-
czone, trzeba też zaznaczyć cofnięcie się kultury,
którą czerpaliśmy z chrześcijańskiego łacińskiego Za-
chodu. Zniszczenie kościołów, katedr i klasztorów
pociągnąć musiało zniszczenie pewnej liczby szkół,
bibliotek katedralnych i klasztornych, a z tym za-
pewne i stratę naszych najdawniejszych zabytków
historycznych. Część ich zabrali Czesi, jak zawiązki
roczników, żywoty św. Wojciecha, legendę o Pięciu
Braciach Męczennikach. Reszta zaginęła zapewne bez-
powrotnie.

Na całej zatem linii widzimy cofnięcie się i upa-
dek. Wedle tego należy tedy mierzyć drugą część
rządów Kazimierza, tę, która mu nadała miano “Od-
nowiciela". Z tego punktu widzenia należy patrzeć
na jego działalność, oceniać rezultaty jego panowa-
nia, oceniać częściowo wyniki działań jego< następców.
Zapewne sprawa odbudowy zniszczenia nie może być
brana, jakoby były to rzeczy nie do odrobienia, bez-
powrotnie stracone, w każdym razie była to przerwa
głęboko sięgająca w rozwoju tak szczęśliwie zaczę-
tym przez Mieszka I i Bolesława Chrobrego.

Jaka zatem była praca “Odnowiciela"?

Odnowienie" Polski odbywało się w dwu kie-
runkach — raz, by zjednoczyć całe dziedzictwo, całe
rozdzielone państwo, w jednym ręku, by nadać mu
wreszcie warunki trwałości i jednolitości — po wtó-
re, by podnieść kraj wewnętrznie.

Przedstawiliśmy już poprzednio dzieje zjednocze-
nia Polski za Kazimierza. Wraca on w r. 1039, od-

Odbudowa na zewnątrz

505

biera główne, środkowe dzielnice, zatem Poznań,
Gniezno, dzielnicę krakowską, może też łęczycką, sie-
radzką i kujawską, wypierając stamtąd Pomorzan
czy Czechów, jeżeli tam jeszcze siedzieli — lub też

. tłumiąc ruchy buntownicze. W latach 1040 i 1041
walczy o Śląsk, lubo zdaje się, bez znaczniejszych

"rezultatów. Widzimy go też w walce z Miesławem
o Mazowsze, które zdobywa w końcu r. 1047, poko-
nując równocześnie sprzymierzonych z Miesławem
Pomorzan. Od r. 1050 toczą się między Kazimierzem
a Czechami walki i spory o Śląsk, który ostatecznie
przypada Polsce układem z r. 1054, którym Kazi-
mierz obiecuje dawać z tego Śląska daninę roczną
Brzetysławowi. Za jego rządów wreszcie, w czasie
bliżej nam nie znanym, dostaje się w jego władanie
także część Pomorza. W ten sposób zdołał Kazimierz
w ciągu lat kilkunastu złączyć ze sobą wszystkie za-
sadnicze dzielnice polskie, odzyskać na zachodzie
Śląsk, na wschodzie Mazowsze.

W tych walkach o zabranie straconych dzielnic
polskich musiał Kazimierz iść ręka w rękę z cesar-
stwem, które miało go zasłaniać przed chciwością i za-
borczością sąsiadów, przede wszystkim Czechów,
z tego też powodu musiał się starać unikać kolizji
z cesarstwem, z którym starcie mogło było bye
zgubne do osłabionego dziedzictwa Kazimierzowego;

Wiemy jednak, że uległość ta, spowodowana słabo-
ścią, nie była ślepa ani służalcza, była ona kierowa-
na rozumem politycznym, dokładnym obliczeniem
sił jednej i drugiej strony, sięgała tak daleko, jak
daleko szły razem interesy Polski i Kazimierza z in-
teresami cesarstwa i Niemiec; gdy tylko się wzmoc-
nił, umiał Kazimierz postąpić wbrew woli cesarskiej,

506

Kazimierz Odnowiciel

jeżeli interesy te okazały się rozbieżne. O jednym
takim zderzeniu się sprzecznych kierunków mamy
wiadomość, kiedy omalże nie doszło do wojny z Hen-
rykiem ITI — zręczny Kazimierz wyzyskał wszystkie
słabości cesarstwa i własne stosunki, uśmierzył gniew
cesarza, ale powodu rozdwojenia nie porzucił, zatrzy-
mał zdobyty Śląsk i w końcu uzyskał nań aprobatę
Henryka III.

Polityka zatem zmierzająca do odrodzenia pań-
stwa w jego pierwotnych granicach opierać się mogła
w tych warunkach na łasce cesarskiej i bliskich sto-
sunkach z Henrykiem III. Ale ta łaska cesarska była
zawsze niepewna; wahała się zawsze między Polską
a Czechami wyzyskując jedną stronę przeciw dru-
giej. Tym sposobem, często bez potrzeby dobywania
oręża, starało się cesarstwo utrzymać swój autory-
tet na Wschodzie. Pomoc cesarska była niezmiernie
cenna dla Kazimierza, ale jak się rzekło, łaska ce-
sarska zależała od koniunktury politycznej i była
rzeczą ciężką, obowiązkiem zaprzedania się jedno-
stronnego. Bo cesarz mógł pomagać księciu przeciw
Czechom, ale ważne sprawy związane z wschodnimi
granicami Polski były mu zupełnie obojętne. A do-
świadczenie uczyło, że największe niebezpieczeństwo
groziło państwu, jeżeli atak prowadzono równocześnie
od strony Niemiec i Rusi. W tych warunkach zaini-
cjował Kazimierz politykę zbliżenia się do Rusi za-
wierając małżeństwo z Dobroniegą, wydając w r. 1043
siostrę Gertrudę za Izasława, syna Jarosława. 175.

Znamy rezultaty polityczne tego zbliżenia się pol-

175 O.. Balzer Genealogia tabl. II 13.

Odbudowa na zewnątrz

507

skiego i ruskiego dworu do siebie, wiemy wreszcie,
że przez dwór ruski myślał Kazimierz o uzyskaniu
szerszych wpływów w Europie. Ten cel miała pro-
pozycja wydania za mąż. jednej z córek Jarosława za
Henryka III, tą drogą przez drugą jego córkę Ana-
stazję uzyskiwał on wpływy na Andrzeja węgier-
skiego, jak przez własną siostrę Rychezę na Belę,
pretendentów do tronu węgierskiego,, siedzących
zresztą przez dłuższy czas w Polsce pod opieką Ka-
zimierza. Tą drogą miał pewne koligacje w Skandy-
nawii, gdzie inna córka. Jarosława była wydana za
króla norweskiego Haralda, tą drogą sięgały stosun-
ki Kazimierza do Francji, gdzie w r. 1050 wydano
Annę, córkę Jarosława, za króla francuskiego Henry-
ka. A były one wszystkie jeżeli nie siostrami, to bra-
tanicami Dobroniegi, tak iż Kazimierz mógł rozpo-
rządzać stosunkami w Niemczech przez rodzinę
matki potężnych Ezzonidów, a przez kobiety własne-
go rodu czy przez córki Jarosława mieć związki
z Rusią, Węgrami, Norwegią i Francją. Zapewne
związki te nie zawsze mogły mieć praktyczną polity-
czną wartość dla Kazimierza, bo w zagadnieniach
najbardziej palących, tych, które były najżywotniej-
sze dla niego, siły norweskie czy słaba jeszcze po-
tęga pierwszych Kapetyngów mogły tylko małą od-
grywać rolę, ale dawało to dworowi polskiemu i dy-
nastii pewien blask uznawany w Europie. Ale bliskie
stosunki z Rusią czy następnie z Węgrami były nie-
wątpliwą korzyścią. W sprawach o Mazowsze była
przyjaźń ruska cennym nabytkiem i musi być uzna-
na za zręczne pociągnięcie polityczne. Miała ona swą
wielką wartość choćby w znaczeniu negatywnym, że

508

Kazimierz Odnowiciel

sąsiad ruski nie mógł być zużytkowany przeciw Ka-
zimierzowi ani przez cesarza, ani przez Czechy, ani
przez Miesława.

To ruskie przymierze, wraz ze związkiem z cesar-
stwem zabezpieczające Polskę przed napaściami ze-
wnętrznymi, dające Kazimierzowi możność odbudo-
wywania kraju wewnętrznie, jest jeszcze pod jednym
względem wielce znamienne. Polska Mieszka I, Bo-
lesława Chrobrego i Mieszka II jest, o ile sądzić mo-
żna, zorientowana politycznie w kierunku zachodnim.
Tam są jej najżywotniejsze interesy, siła jej ekspan-
sji idzie w kierunku Czech i Moraw, ku Miśni i Łu-
życom, ku ujściu Odry, z perspektywami na skupiska-
Słowian zachodnich. Te ambicje zdają się być od
czasów Kazimierza Odnowiciela wykreślone z listy
dążeń państwa, następuje długi okres wahania się,
przy czym już nie polityka względem • ruskiego
wschodu jest oparciem się dla czynnej akcji na za-
chodzie, lecz coraz to silniej zagadnienia wschodnie
ważą na Polsce, zmniejszając coraz to znaczniej jej
działalność, a nawet jej zainteresowania na zacho-
dzie. Zapewne nie samo tylko załamanie się państwa
za czasów Kazimierza spowodowało to zjawisko —-
przyczyniły się do tego i inne czynniki, jak osłabnię-
cie naporu cesarstwa, jak późniejszy chaos w stosun-
kach ruskich, jak wreszcie i wewnętrzne stosunki
polskie. Ale faktem jest niezaprzeczonym, że Polska
schodzi od tego czasu z drogi, po której kroczył Bo-
lesław Chrobry, i że zainteresowania wschodnie za-
czynają brać górę nad orientacją polityczną za-
chodnią.

Trzymanie z Niemcami i Rusią miało na celu od-
zyskanie straconych dzielnic. Z Czechami toczyła się

Odbudowa na zewnątrz

509

długa i zacięta, z przerwami prowadzona walka
o Śląsk. Prowadził też Kazimierz przeciwko Brze-
tysławowi i biskupowi Sewerowi większą akcję dy-
plomatyczną na terenie Rzymu. Jest to właściwie
pierwsza działalność polska u papieża, o której coś
-wiemy pozytywnie i której znamy szczegóły. Akcja
ta dała tylko połowiczny rezultat, bo negatywny dla
Kazimierza, który nie odzyskał zabranych relikwii
ani skarbów kościelnych, ale negatywny także dla
Brzetysława i Sewera, którzy zapewne nie tyle przez
nacisk posłów polskich, ile przez interwencję nie-
miecką nie uzyskali tytułu arcybiskupiego dla Pragi.

I z Mazowszem i Pomorzem załatwił się szczęśli-
wie Kazimierz. Pomorzan wygnał z kraju, potem
w kilkakrotnych z nimi walkach wyszedł zwycięsko,
przekazując nawet synowi swemu część, zapewne
wschodnią Pomorza. Za mniej pomyślne uważać na-
leży rolę sędziego, którą spełnia Henryk III w spra-
wach Kazimierza z Ziemomysłem.

Jakie były w tych czasach stosunki z Węgrami,
tym południowym Polski sąsiadem, nie wiadomo.
Wiemy, że za czasów Bolesława Chrobrego stosunki
ze Stefanem, stojącym wytrwale po stronie swego
szwagra Henryka III, nie były najlepsze. Zdaje się,
że takimi były częściowo za Mieszka II. Z Węgrami,
w bliskich i dobrych przeważnie stosunkach pozosta-
wał Bolesław Śmiały, bo z potomkiem Beli wiązała
go krew i znajomość od dziecka, w ich stosunkach
interweniował niejednokrotnie na Węgrzech. Także
Władysław Herman i Bolesław Krzywousty pozosta-
wali przeważnie w przyjaznych stosunkach z Węgra-
mi opierając się na układach wzajemnej pomocy,
zwłaszcza gdy chodziło o stosunek do Czech i cesar-

510

Kazimierz Odnowiciel

stwa. Za to o stosunkach Kazimierza z Węgrami da
się bardzo mało powiedzieć. Za życia Stefana sto-
sunki te zapewne się nie zmieniły, były może ra-
czej obojętne. Król Piotr, sprzymierzeniec Brzetysła-
wa, musiał być równocześnie przeciwnikiem Kazi-
mierza, łubo nic nam nie wiadomo o jakimś orężnym
starciu Polski z Węgrami. O nie bardzo życzliwych
następnie wzajemnych stosunkach świadczy pobyt
w Polsce, na dworze Kazimierza, pretendentów wę-
gierskich, Andrzeja, Beli i Lewenty, i połączenie się
węzłem małżeńskim Beli z siostrą Kazimierza.
Andrzej i Lewenta przenoszą się następnie na dwór
Jarosława116, co oznacza, że w polityce wobec Wę-
gier był w zgodzie i współdziałaniu Kazimierz z Ja-
rosławem. Po r. 1041 Piotr, zawdzięczający utrzyma-
nie się na tronie Henrykowi III, wchodzi w orbitę
polityki cesarskiej wraz ze swym dawnym sprzymie-
rzeńcem Brzetysławem, co oczywiście nie zmienia je-
go stosunku do Kazimierza. Za Andrzeja, 1046—1061,
stosunki polsko-węgierskie są nam zupełnie niezna-
ne. Można wątpić, czy w powrocie na tron węgierski
Arpadów mógł brać Kazimierz czynny udział. Jego
spory w tym czasie z Czechami, Pomorzem, walki
o Mazowsze nie pozwalały mu zapewne na rozprasza-
nie sił. Bardziej prawdopodobne, że Andrzej uzyskał
pomoc swego teścia Jarosława. Źródła węgierskie
wspominają co prawda o pobiciu za czasów Andrze"
ja Polaków przez Węgrów i o trzyletnim płaceniu

l78 MGH SS XXIX s. 540. Simonis de Keza De Gestis Hun-
gairorum: “Andreas et Leyenta... de In Polonia In Rutheniam

transilerilint", mb. wskazuje wymienieme tylko tych dwóch-,
że trzeci, Bela, pozostał w Polsce.

Odnowienie wewnętrzne

511

z tego tytułu trybutu Andrzejowi t77, jednak źródła
to nie jest dość poważne ani też ogólna znajomość
stosunków w tych czasach Węgier i Polski takiego
zdarzenia nie potwierdza. Wersja cała opiera się
prawdopodobnie na nieporozumieniu wynikającym
z wiadomości o pomyślnym przebiegu dla Węgier
.wojny z Henrykiem III w r. 1051, w której to woj-
nie brały udział także hufce polskie.

Tak się przedstawia praca Odnowiciela około
odzyskania strat i odbudowania powagi państwa na
zewnątrz. Rozumna, celowa, wytrwała polityka pozba-
wiona cech ryzyka oraz względnie pomyślne okolicz-
ności pozwoliły mu tego zadania w znacznej części
dokonać. Nie był tylko w możności uwolnić się od
zależności niemieckiej, bo to stanęło na porządku
dnia dopiero później, kiedy za Henryka IV zaczął
się wewnętrzny rozkład państwa niemieckiego. Po
wielu dopiero latach mógł syn Odnowiciela, Bo-
lesław Śmiały, otrząsnąć z siebie zależność od ce-
sarstwa i pomyśleć o koronie królewskiej.

Niewiele można powiedzieć o wewnętrznych rzą-
dach Kazimierza, o pracy nad zatarciem śladów
zniszczenia, które pozostały po rozruchach, buntach
i łupiestwie wojennym. Zapewne raczej czas niż
jakaś akcja odbudowy miała zatrzeć ślady. Powoli

i77 MGH S:S XXIX s. 541. StazonŁs de Keza De Gestis Hun-
garorum: “Cum iigitur Andreas diadema regni suscepisset, cum
Moricis, Boemis et Polonis guerram dicitur tenuisse, quos su-
Iperains debellaindo tribus annis fecisse diicitur censuales". Uwa-
ga wydawców tego pomnika w Monumenta Germaniae brzmi:

Autor zdaje się wskazywać na wyprawę na r. 1051. Wia-
domości, które mamy o tych zdarzeniach na podstawie źródeł
niemieckich, nie potwierdzają opisywanego faktu". : ,

512

Kazimierz Odnowiciel

wyrównywały się straty, powoli mógł rosnąć pewien
dobrobyt zniszczony w tych latach.

Zapewne zagadnieniem bardzo poważnym dla Ka-
zimierza po jego powrocie do kraju musiał być brak
środków materialnych, skoro jak świadczy Kosmas,
skarb książęcy, leżący w Krakowie, dostał się w ręce
Brzetysława, a inne zasoby, może gdzie indziej prze-
chowywane, ulec musiały równie smutnemu losowi.
Te zatem zasoby i rezerwy były zapewne wyczerpane.
Mógł co prawda Kazimierz w swych początkach,
podczas powrotu do kraju, korzystać z pewnej po-
mocy materialnej płynącej z Niemiec; jeżeli wedle
zapewnień Anonima-Galla uzyskał zbrojną pomoc od
cesarza, to mógł też uzyskać pewną pomoc mate-
rialną choćby ze strony swej bardzo bogatej rodziny.
Rycheza przebywając w Niemczech posiadała zapew-
ne ze sobą swe własne skarby, w ciągu lat dwudziestu
zebrane i prawdopodobnie w czas wywiezione, roz-
porządzała też pewną ilością włości po ojcu — dalej
Ezzonidzi byli bardzo bogaci, wuj Heriman jako
arcybiskup koloński należał do najbogatszych książąt
kościoła niemieckiego, a sześć sióstr Rychezy, prze-
ważnie ksień najbogatszych klasztorów żeńskich, także
musiało rozporządzać znacznymi środkami. Tu za-
pewne mógł Kazimierz zdobyć pewną ilość znacz-
niejszych nawet środków, które posłużyć mu mogły
w pierwszych niewątpliwie trudnych a kosztownych
początkach, kiedy zminowany kraj nie był w stanie
dać tyle, ile było potrzeba, ile. potrzebował książę
, na odbudowanie swej własnej władzy, na zatarcie
zniszczeń, na wojny z Brzetysławem, Miesławem
i Pomorzanami, na utrzymanie dworu, tego centrum
władzy i administracji państwa, na odnowienie wre-

Odnowienie wewnętrzne

513

szcie organizacji kościelnej, tak związanej już od
wieku prawie z władzą książęcą, z potrzebami chrze-
ścijańskiego państwa, jakim była Polska. Rychło po
powrocie do Polski małżeństwo Kazimierza z Ru-
sinką było nie tylko podporą dla niego polityczną,
ale i posag Dobroniegi musiał w tych warunkach
odgrywać poważniejszą rolę. Zapewne też poprawa
tych stosunków nastąpiła względnie dość rychło: pod-
czas zjazdów Kazimierza z Henrykiem III czy po"
selstw wysyłanych do króla słyszymy zawsze o boga-
tych podarunkach, a w końcu jego rządów może już
przyjąć Kazimierz na siebie zobowiązanie wypłacania
księciu czeskiemu 500 grzywien srebra i 30 grzywien
złota. Za Bolesława Śmiałego zaś istnieje na zamku
krakowskim nowy, bogaty skarbiec książęcy.

Cofnięcie się znaczne od tego, czym były szczę-
śliwe i pomyślne czasy Bolesława Chrobrego, do
upadku zamożności, do zubożenia kraju, którego tylko
śladów się doszukujemy w skąpych źródłach czasów
Kazimierza Odnowiciela, jak w całym okresie na-
stępnym, możemy również obserwować rozpatrując
się w monetach i rzeczy menniczej owego czasu.
Wedle specjalnych badań tego okresu czasy rządów
Bolesława Chrobrego, wykazujące już znaczny wzrost
obiegu monety polskiej, cechuje obok tej polskiej mo-
nety także istnienie obiegu ogromnej ilości monet
obcego pochodzenia, przede wszystkim niemieckich,
zwłaszcza saskich, dowodzących żywego ruchu han-
dlowego Polski, która tylko drogą handlu otrzymy-
wać mogła te obce monety. Próba tych monet nie-
mieckich co prawda się obniża, wywołując w skutku
także obniżenie stopy w okolicznych krajach, a przede
wszystkim w Polsce. Odbija się to na monetach

33 Polska X — XI wieku

514

Kazimierz Odnowiciel

Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela, których próba
srebra wykazuje już znaczne obniżenie. Wedle opinii
M. Gumowskiego 178 najazd Brzetysława i zrujno-
wanie kraju spowodowało znaczny upadek handlu,
odczuty dotkliwie za granicą, zwłaszcza w Niemczech.
Prawie wszystkie mennice południowoniemieckie,
wielka część mennic frankońskich, lotaryńskich i sa-
skich przestaje naraz w drugiej ćwierci XI w. istnieć179.
Z tym w związku ma być omijanie przez Niemcy
rynków w Polsce, nie przedstawiających dla kupców
z powodu zubożenia kraju interesu, a zwrócenie się
ku ujściom Odry, ku wielkim, bogatym i ruchliwym
targowiskom słowiańskim.

Wprowadzenie bicia własnej monety miało na
celu wyparcie z kraju monety obcej, tak silnie krą-
żącej. Ta obca moneta, o ile nie była tezauryzowana,
bywała przebijana na monetę krajową, a w związku
z tym była tendencja do ciągnięcia z tego przebijania
zysków przez obniżenie stopy i przez psucie i de-
prawację w ten sposób monety. Wedle M. Gumow-
skiego tzw. krzyżówki, bite w ogromnych ilościach
za czasów Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela,
“...zdobyły sobie przewagę w handlu i wyparły pra-
wie zupełnie obce monety, zwłaszcza niemieckie.
Z bicia tych monet w tak olbrzymiej ilości, jaką spo-
tykamy w wykopaliskach, miał przede wszystkim

178 M. Gumowsk.i Wykopaliska monet polskich X i XI W.
RAUhf 1906/48 s. 191. •

1T9 Wedle M. Gumowskfiego Wykopaliska i H. Dannenber-
ga Die deutschen Milnzen der sachsischen und frankischen
Keiserzeit 1876—1906 znaczna ilość mennic, które powstały
w (końcu X i początkach XI w., pracowały dla handlu z Polską
•i ich produkcja przez kupców przechodziła do Polski.

Odnowienie wewnętrzne

515

monarcha ogromny dochód, krzyżówki bowiem
w późniejszych typach schodzą często do VII nawet
próby... Ponieważ ta polska moneta traciła coraz
bardziej na wartości, musiała każda inna, o ile była
lepszą, jak najdalej się Polski trzymać, inaczej po-
szłaby wprost do tygla 180". “Deprawacja monety
tak krajowej jak i zagranicznej musiała naturalnie
obudzić w ludności czujność i chęć przekonania się,
w jakim stopniu dane srebro jest gorsze lub lepsze
od innego181", jednym słowem wywołać nieufność
do monety i związaną z tym zwyżkę cen. Możemy
jednak sądzić, że przy pomocy takich środków, nie-
wątpliwie gospodarczo szkodliwych i niezdrowych,
i Kazimierz ratował się- z trudności finansowych
i wydobywał ze zubożonego społeczeństwa środki po-
trzebne mu dla innych, choćby tylko politycznych
i kościelnych celów.

W okresie omawianym obok monet polskich zja-
wiają się w miejsce monet niemieckich denary cze-
skie, węgierskie, angielskie i duńskie. Pierwsze z nich,
czeskie, dopływają zapewne przez Śląsk, przez lat
kilkanaście z Czechami związany, węgierskie ozna-
czają pewien ruch handlowy z Węgrami. Monety
duńskie i angielskie dostawały się do Polski prawdo-
podobnie przez bardziej ożywione, stosunki z Pomo-
rzem, skąd przez porty bałtyckie mogły się te pie-
niądze przedostawać do Polski. Jeżeli zatem handel
niemiecki skierowuje się ku ujściom Odry, można
przyjąć, że i dla Polski te same strony stawały się
przyciągające. Jak dalej stwierdza na podstawie swych
badań M. Gumowski: “Stosunki polityczne i handlowe

- iść M. Gumowski Wykopaliska s. 192.

i81 Tamże.

33*

SI6

Kazimierz Odnowiciel

były naturalnie z Niemcami i teraz, zdaje się jednak,
że miały charakter wprost przeciwny niż przedtem.
Wykopaliska krzyżówek samych w "Łużycach, nad
Hawelą, w Meklemburgii, a nawet w samej Saksonii
świadczą, że handel szedł teraz z Polski na zewnątrz,
na zachód, a nie jak pierwej z Niemiec na wschód" 182.
Inaczej mówiąc, kupiec niemiecki rzadziej przybywał
do Polski, szukając tu towaru, a sprzedając własny
w bogatym i zasobnym kraju, lecz przeciwnie, kupiec
polski jeździł do Niemiec, by tu nabywać pewne nie-
zbędne dla siebie artykuły i tu zostawiał swe pie-
niądze. "

Jak widzimy, czasy Kazimierza tymi nieznacz-
nymi śladami, które wydobyć może rzecz mennicza,
pozwalają stwierdzić i tu zubożenie kraju, depra-
wację monety, zmianę zainteresowań gospodarczych.
Poprawa pod tym względem warunków gospodar-
czych Polski mogła postępować tylko powoli, naj-
ciekawszym tu zjawiskiem, bardzo zresztą trudnym
dla realnej oceny, byłaby zmiana charakteru wymiany
handlowej i pewne zwrócenie zainteresowań w kie-

-runku ujść Odry.

- O społecznym układzie stosunków za Kazimierza

-nie mamy żadnych wiadomości. Można tylko stwier-
dzić, że bunty zarówno wielmożów, w rodzaju Mie-
sława, jak pospólstwa o charakterze społeczno-po-
gańskim, winny były wytworzyć pewne bliżej nie
dające się określić przesunięcia klasowe, społeczne —
z jednej strony było to ostrzeżeniem władzy ksią-
żęcej, jakie niebezpieczeństwo może jej grozić ze
strony zbyt; potężnych rodów magnackich, z drugiej

182 M. Gumiowski Wykopaliska s. 192.

Odnowienie wewnętrzne

strony, jak niebezpiecznym może być ruch warstw-
niższych, jeżeli dynamicznie wybuchnie. Może chwilowo
oceniano, że z jednej i drugiej strony, wyczerpanych
i podupadłych, nie grozi poważniejsze niebezpieczeń-r
stwo. Czy jednak przesunięcia takie wpłynęły w tym
czasie na rozwój stosunków wewnętrznych w Polsce"
albo w jakiej mierze i w jakim kierunku, na takie py--
tania nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, nie mamy
żadnej możności zagadnień tych sprawdzić i ocenić..

Można tylko powiedzieć, że ze względnie dobrze,
i dokładnie nam znanych, dzięki kronice Thietmara
z Merseburga, czasów Bolesława Chrobrego nie jeste-
śmy w możności wymienić ani jednej osobistości
w Polsce, której siły, znaczenie,-, powaga, wpływy-
wyrastałyby obok osoby monarchy. Pierwszym tego
rodzaju przykładem jest dopiero osoba Miesława przy-
Mieszku II i Kazimierzu, za Bolesława Śmiałego mamy
już spór św. Stanisława z królem, by za Hermana
spotkać się z osobami Sieciecha, Wojsława, Magnusa,
a za Bolesława Krzywoustego ze Skarbimirem, Pio-
trem Włastem i tylu innymi. To mogłoby świadczyć,
że w tym kierunku przesunięcia społeczne, pozosta-
jące w związku z katastrofą państwa, były wcale
silne i głębokie i że, może chwilowo stłumione, wy-
dały • przecież w niedługim czasie owoce.

W związku z wewnętrznym przesileniem, jak
i w związku ze zmianą polityki zewnętrznej przez
przymierze z Rusią, należy tu pokrótce omówić jedno
zagadnienie, poruszone przez O. Balzera. W obszer"
niejszej pracy183, tendencyjnej, bo starającej-się za
wszelką cenę wykazać, że Kraków był od czasów

i83 O. Balzer Stolice Polski pass.

518

Kazimierz Odnowiciel

najdawniejszych głównym ośrodkiem Polski piastowskiej, dowodzi,""że po r. 1038, skutkiem zniszczenia
Gniezna przez Czechów,.-.. stolica- ówczesne j Polski
przeniesiona została z Gniezna "do Krakowa. Nie
przywiązując do terminu “stolica" znaczenia nowo-
żytnego, trudno by było dla tych czasów dopatrywać
się w Polsce czy to istnienia stolicy, czy choćby takiej
rezydencji monarszej, w której władcy z upodoba-
nia czy ważnych spraw swej władzy stałej i trwałej
przebywali. Za Gnieznem w czasach Chrobrego prze-
mawia pozornie istnienie tam arcybiskupstwa, przy
czym jednak zapomina się o tym, że prócz gnieźnień-
skiej liczyła ówczesna Polska jeszcze drugą siedzibę
metropolitalną. Zapomina się też o tym, że wszystkie
wiadomości, które mamy o Bolesławie Chrobrym
i jego państwie czerpiemy z Thietmara, kronikarza
niewątpliwie dobrze poinformowanego, dla którego
jednak ciężar spraw polsko-niemieckich leżał w tych
ziemiach, które graniczyły z cesarstwem. Stąd siłą
rzeczy możemy łatwo ulegać złudzeniu, że Poznań
czy Gniezno wysuwają się przed innymi na plan
pierwszy. Podobnie i dla okresu od Kazimierza Odno-
wiciela aż do sankcji pragmatycznej Krzywoustego
możemy przytoczyć wiele faktów wiążących się
z Krakowem (zebrał je wszystkie starannie O. Balzer),
ale żaden z nich ani wszystkie skupione razem nie
są w możności przekonać, że stolicą ówczesnej Polski
stał się Kraków. Nie można wątpić, że Kraków,
ważny, politycznie kutufido ośrodek, z obronnym
zamkiem, “sedes regni principalis" (ale na równi
z innymi) 1&4 był jedną z. ważniejszych rezydencji

is-i Anonim-Gall, lib. I.

Kościół

519

książęcych XI w., żeby jednak był tym, co rozumie
O. Balzer pod nazwą stolicy, trudno wierzyć. Raczej
trzeba przypuszczać ze względu na zachodnie i pół-
nocne zainteresowanie zarówno Odnowiciela, jak jego
synów, a nawet jego wnuka, Krzywoustego, iż prze-
waga północy nad południem, Gniezna nad Krakowem
dawała się odczuwać jeszcze za czasów tego ostat-
niego. Z tym zastrzeżeniem oczywiście, że nie tyle
tu chodzi o pojęcie stolicy, ile rezydencji monarszej,
najczęściej przez władcę nawiedzanej, przez co w niej
skupiały się siłą faktu sprawy najrozmaitsze całości
państwa. Dlatego, podkreślając tu te zapatrywania
O. Balzera, zaznaczam, iż całość pomysłu O. Balzera,
przyjętego zresztą bez zastrzeżeń przez St. Zakrzew-
skiego w jego Bolesławie Chrobrym-Wielkim wydaje
mi się anachronizmem.

Najważniejsze ślady- odnowicielskłej działalności
Kazimierza widzimy w. “dziedzinie kościelnej. Już
Anonim-Gall świadczy o jego wielkiej troskliwości
o dobro kościoła, zwłaszcza klasztorów 185. Roczniki
zaś polskie, katalogi biskupie, wreszcie nieliczne
zresztą i małomówne źródła niemieckie, podają nam
drobną wiązankę wiadomości, z których ze znacznymi
zresztą trudnościami można odtworzyć i stan ówczesny
kościoła w Polsce, i pracę tych lat około jego odro-
dzenia.

Reakcja pogańska była oczywiście w pierwszym
rzędzie zwrócona przeciw kościołom -i-duchowieństwu.

185 Anonim-Gall, Ub. I c. 21. “Dicitur quoque sanctam
ecciesiam affectu magno pietaitis honorasse, sed praecipue
monachos sanctarumque momalium oongregationes augmen-
tasse". Branie tego zdania dosłownie prowadzałoby zapewne
za daleko, prawdopodobnie, jeżeli kronikarz wspomina tu

520

Kazimierz Odnowiciel

Wedle relacji Anonima-Galla ofiarą jej padły ko-
ścioły i klasztory, dalej przedstawiciele duchowień-
.Stwa mieli też poginąć śmiercią męczeńską, obok
nich zaś zapewne i liczni przedstawiciele tych klas,
w których chrześcijaństwo zapuściło głębsze korzenie.
Potwierdzają to źródła niemieckie, mówiąc, że chrze-
ścijaństwo po śmierci Mieszka II, dobrze przez niego
i jego poprzedników ugruntowane, upadło prawie
zupełnie. Musimy jednak, jak to wynika z powyższych
wywodów, postawić pewne zastrzeżenia tyczące ,się
rozmiarów zniszczenia i z przeciwstawienia wypad-
ków lat 1036, 1037 i 1038 wynika, że w niektórych
stronach przetrwały kościoły do r. 1038 i nie przez-
pogan, lecz przez Czechów zostały zniszczone. Wiemy
już, że w r. 1037 był wyświęcony na kapłana Lam-
bert, późniejszy biskup krakowski, czyli że w tym
czasie, w momencie zawieruchy pogańskiej, dokony-
wano normalnie i bez przeszkód ważnych czynności
kościelnych. Co więcej, byli tacy, którzy takie zda-
rżenia zapisywali. Świadczy to, ze biskupi byli na
miejscu i że organizacja kościelna działała jak zwykle,
nie przerywając ciągłości swych obowiązków. W r. 1038
podczas najazdu czeskiego stają się ich łupem liczne
kościoły, z których zabiera się np. dzwony do Czech,
czyli kościoły te stały nie zniszczone, nie spalone,
do użytku wiernych. Kościoły katedralne w Krakowie,
Gnieźnie, Poznaniu są również nie tknięte, mimo
wielkich bogactw w złocie i srebrze; zatem i one,
stojące co prawda po grodach, nie stały się łupem

o klasztorach żeńsikioh, to może miał na myśli te klasztory
w Niemczech, w których przebywały jego ciotki, siostry
Rychezy. I te klasztory przez wzgląd na stosunki rodzinne
mogły być przedmiotem troskliwości i pamięci Kazimierza..

Kościót

521

pogańskiej tłuszczy. Między jeńcami uprowadzonymi
do Czech są także księża, a zatem i ich nie zmiotła
pogańska zawierucha. Duża część kraju musiała być
od niego wolna, a przede wszystkim, jak widać, ruch
ten nie dotknął głębiej centrów religijnych prowincji
kościelnej gnieźnieńskiej. I tu mogły być drobniejsze
ruchawki charakteru społecznego, o połączeniu nawet
z pewnymi elementami pogańskimi, ale nie miały
. one już większej siły i większego, szerszego znaczenia.
Stąd trzeba sądzić, że tylko część Polski uległa du-
żemu zniszczeniu pod względem kościelnym, ta mia-
nowicie, w której chrześcijaństwo było młodszym
nalotem, więc przeważna część drugiej prowincji
kościelnej. Prowincja kościelna gnieźnieńska uległa
także dużym zniszczeniom, zwłaszcza podczas najazdu
z r. 1038, ale jeżeli uległy złupieniu liczne kościoły,
to jednak Czesi nie mieli tu możności tak radykał-
nego wytępienia chrześcijaństwa ani zniszczenia orga-
nizacji kościelnej. Mogły być i tu podstawy życia
kościelnego zachwiane i podkopane, nie można jed-
nak przypuszczać, by kościół uległ tu zupełnej likwi-
dacji. W—tych warunkach musiało być zadaniem
Kazimierza i jedną z jego trosk najpoważniejszych
odrodzenie kościoła,-wzmocnięnie chrześcijaństwa tak
silnie... zagrożonego. —-.-..

Przede wszystkim trzeba tu zaznaczyć, że przez
czas dłuższy działalność w tym względzie Kazimierza
była ograniczona granicami jego władania. Śląsk, któ-
ry należał do Czech, Mazowsze pod Miesławem,
Mazowsze w granicach zresztą dla nas nie całkiem
wyraźnych, bo może i szerszych niż dzielnica ma-
zowiecka, znajdowały się przez wiele lat poza zakresem
jego władzy, a zatem i poza zakresem jego działał-

522

Kazimierz Odnowiciel

ności. W ten sposób zapewne przede wszystkim mu-
siało być zwrócone jego zainteresowanie do tych
ośrodków życia kościelnego, które znalazły się w obrę-
bie jego władzy, a zatem do biskupstw prowincji
kościelnej gnieźnieńskiej, do Gniezna, Poznania i Kra-
kowa.

To także tłumaczy nam łatwość zatracenia orga-
nizacji tej drugiej prowincji kościelnej, jeżeli ona
w znacznej zapewne części znalazła się na wiele lat
poza granicami władania Kazimierza.

Dalej jest rzeczą jasną, że kościół polski, jakkol-
wiek istniejący urzędowo od lat siedemdziesięciu,
a w niektórych stronach mający niewątpliwie długą,
półtorawiekową tradycję, nie miał sił i możności speł-
nienia zadania swego odrodzenia, które przed nim sta-
nęło. Trzeba było myśleć przede wszystkim o obcej
pomocy, która zresztą miała już od dawna swe wyżło-
bione koryta, którymi spływała do Polski, gdyż i po-
przednio, za czasów Mieszka I, Bolesława Chrobrego
i Mieszka II, bywał kościół w Polsce wspomagany i za-
silany obcymi elementami, zanimpy na gruncie polskim
wyrosła dostateczna liczba własnych duchownych, wła-
snych szkół katedralnych i klasztornych, przy pomocy
których zaspokajałby kościół polski w swym zakresie
wszystkie swe potrzeby związane z duszpasterstwem
i organizacją kościelną. Kazimierz zatem musiał się
zwracać o pomoc tam, skąd i poprzednio czerpała
Polska materiał ludzki dla potrzeb kościoła. Przy-
puszczać można, że były to koła związane z archi-
diecezją leodyjską 186, możliwe też koła uczniów
św. Romualda la7. Sprawy to są ciemne, bo nie

188 Por. imiżej: O imionach piastowskich s. 636—637.
187 T. Wojciechowski Szkice s. 23, 24.

Kościół

523

posiadamy do tego zagadnienia wiadomości bezpo-
średnich, źródła o tym milczą, bo dla ludzi owoczesnych
były to sprawy banalne, niegodne, by je przekazywać
potomności. Można też przypuszczać, że nie było też
łatwo w początkach o chętnych na pobyt w Polsce,
która właśnie przeszła przez głębokie wstrząsy wew-
nętrzne i przez prześladowanie chrześcijan.

W r. 1000 otrzymał kościół polski część swej
organizacji w postaci prowincji kościelnej gnieźnień-
skiej. Niedługo potem powstała jeszcze druga taka
prowincja wraz ze swymi sufraganami188. Otóż jest
rzeczą zastanowienia godną, że w końcu XI w. istnie-
ją w Polsce tylko te biskupstwa, które powstały
w r. 1000, nie ma śladu tych, które składać musiały
tę drugą prowincję. Z tą tylko różnicą, że nie istnieję
już biskupstwo kołobrzeskie dla Pomorza, a jest bi-
skupstwo płockie, którego nie było w r. 1000. Tak
więc początek XII wieku odbija nam wiernie stan
Sprzed stu lat, z czasu zjazdu gnieźnieńskiego. Można
by z tego sądzić, że biskupstwa gnieźnieńskie, poz-
nańskie, wrocławskie i krakowskie istniały bez przer-
wy, że przetrwały burzę — wreszcie że później do
tej prowincji kościelnej dołączono jeszcze biskupstwo
płockie.

Jak wiemy, istnieje jednak opinia, że znaczna
część wymienionych biskupstw zaginęła za czasów
Kazimierza Odnowiciela i dopiero później, za czasów
jego syna, zostały one odbudowane.

Trzeba tu przede wszystkim zaznaczyć, że m&
istnieje ani jedna pozytywna wiadomość o tym, by
biskupstwo takie czy inne prowincji kościelnej gnież-

188 por. wyżej: O zaginionej metropolii.

524

Kazimierz Odnowiciel

nieńskiej zaginęło w ciągu XI w., jak też by w takim
czy innym roku tego wieku zostało wznowione.
Trzeba też i to podnieść, że w pewnych, długich
nawet okresach tegoż wieku, a nawet następnego,
brak jest nam również pozytywnych dowodów na
to, że wszystkie te wyżej wymienione biskupstwa
istniały. Możemy jednak stwierdzić nieprzerwane
istnienie biskupstwa krakowskiego. O innych mamy
tylko grupę wiadomości tyczących się ich początków,
przeważnie z czasu około r. 1-000 i najbliższych lat
potem, gdy następne pewne o nich wiadomości po-
chodzą przeważnie już z końca XI w. Na podstawie
więc braku pozytywnych wiadomości o istnieniu
pewnych biskupstw i biskupów trudno byłoby dowo-
dzić, że ich rzeczywiście nie było. Dodać tu też trze-
ba, że nie posiadamy przekazu, który by stwierdzał,
że katastrofa czasów Kazimierza zniszczyła całą orga-
nizację kościelną w Polsce, ani też żadne źródło nie
wymienia biskupstw, które przez nią zniknęły. Bo
przecież fakt, że biskupstwa założone w r. 1000 żyją
w sto lat później, świadczyłby raczej o tym, że nie
było u nich przerw poważnych, niż by biskupstwa
te, po wielu latach niebytu, może trzydziestu czy
czterdziestu, odżyły na nowo, zostały później wskrze-
szone.

Na jakich przeto podstawach opiera się twierdzenie
o zniszczeniu i zniknięciu, częściowym oczywiście,
lub o bardzo szeroko pojętym, organizacji kościoła
w Polsce, w szczególności prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej?

Przede wszystkim na wiadomościach o ciężkich
ciosach, jakie chrześcijaństwo poniosło w Polsce,
o buncie pogańskim, o mordowaniu duchownych

Kosciót

525

i biskupów, o zniszczeniu kościołów i katedr bisku-
pich. Zabranie z kościołów katedralnych relikwii
miało pociągnąć za sobą dalsze skutki, a zabijanie
biskupów, jak twierdzi tzw. Nestor, o czym mówi
zresztą dość niejasno Anonim-Gall 189, miało się przy-
czynić do przerwania ciągłości istnienia biskupstw.
Wiemy, że niektóre z tych katedr, np. gnieźnień-
ska lu0, dopiero w wiele lat potem, po odbudowaniu,
zostały na nowo konsekrowane. Dalszym argumentem
jest brak wiadomości o biskupach poszczególnych
biskupstw. Otóż o biskupach poznańskich kończą się
nasze wiadomości na drugim tegoż biskupstwa bisku-
pie, Ungerze 191. Rząd, niepełny zresztą, arcybisku-
pów gnieźnieńskich zamyka się na r. 1027 lub 1028 19a.
Z wrocławskich biskupów znamy pierwszego, Jana,
z r. 1000, następnym znanym był dopiero Hieronim
z r. 1051, a niektóre źródła uważają wprost Kazi-
mierza za założyciela tego biskupstwa. Jedynie o bi-
skupstwie krakowskim mamy pewność, że trwało ono
nieprzerwanie przez cały wiek XI. Katalogi bisku-
pów krakowskich wymieniają wszystkich po kolei
biskupów, wolno w tym wykazie doszukiwać się błę-
dów czy pomyłek, ale nie ma powodu zaprzeczenia
ciągłości istnienia tego biskupstwa. Jak widzimy, nie
ma pozytywnych danych o zamarciu jakiegokolwiek
biskupstwa należącego do archidiecezji gnieźnieńskiej,
brakuje nam tylko wiadomości, które, o ile się prze-
chowały, znajdują się wyłącznie w źródłach pocho-

i89 L.ib. I C. 19.
loo MPH II s. 831.

191 Por. G: Sappok Die Anfange des Bistums Posen und
die Reihe seiner Bischofe von 968—1498 Leipzig 1937, s. 78 n.

192 par. wyżej: O zaginionej metropolii s. 296.

526

Kazimierz Odnowiciel

dzenia krakowskiego, i stąd wiadomości o Krakowie
wyjątkowe i pełne.. O innych nie wiemy prawie
nic, ale tak samo nie znamy wielu biskupów płoc-
kich z końca XI w., chociaż biskupstwo to istniała
zapewne od czasów Bolesława Śmiałego.

Te zatem argumenty nie mogą być uznane za
wystarczające dla uzasadnienia opinii, dość powszech-
• nej l93, że większość biskupstw w Polsce upadła i że
dopiero później trzeba było je odnawiać. Trzeba tu
także zaznaczyć, że sprzeciwiałoby się to temu, co
wiemy o Kazimierzu i jego oddaniu się sprawom.

191 Opinię tę reprezentuje Wł. Abraham zarówno w swej
Organizacji kościoła w Polsce do polowy XII wieku Kraków
1893, jak w Łnnych swych pracach, za nam zaś przyjęta jest
powszechnie. Poświęca też obronie tego stanowiska O. Bal—
zer. Stolice Polski s. 38—47 (368—377), nie dodając nic no-
wego. Wyjątek stanowi St. Laguna, Pierwsze wieki kościoła.
polskiego Kwart. Hist. 1891/5 s. 562, którego argumenty poda-
ję tu poniżej: “Abraham wątpi wszelako, czy ten monarcha
«w zupełności przywrócił dawny stan rzeczy», bo katedrę gnieź-,
Hiłeńską dopiero za następcy jego konsekrowano. Niezupełnie
bym się na taki pogląd zgodził... mniemam przecież, że po-
święcenie świeżo wzniesionego gmachu nie wyłącza istnienia..
przedtem innej na tym samym miejscu świątyni, której bu-
dynek mógł popaść w ruinę". “W zachodniej też części krajuy
przede wszystkim w Wielkopolsce, pierwsze musiał robić zdo-
bycze i w niej przeważnie wznawiać urządzenia polityczne
l kościelne. Dziwnym by też pono było, gdyby zaczął swoją,
pracę od wskrzeszania biskupstw, a troskę o naczelne dla
całej prowincji kościelnej arcybiskupstwo zostawiał następcy-
swemu dopiero. Tej okoliczności, że imiona arcybiskupów
gnieźnieńskich i biskupów poznańskich znamy zaledwie z koń-
ca XI w., nie przypisuję wielkiej wagi, nie posiadamy bowiem
starych katalogów tamtejszych ł zbyt śmiałym wydaje ml się-.
wniosek, że i katedry przez cały ten czas nie istniały... Osta-
tecznie, nie widzę powodu, żeby Kazimierzowi zasługę wzno-

Kościót

527

kościoła. Przecież bezpośrednio po odzyskaniu Śląska
przystępuje on do odnowienia katedry wrocławskiej
przez ustanowienie tam biskupa. Może być, że Brze-
tysław i Sewer nie myśleli o obsadzaniu stolicy wroc-
ławskiej, Sewer może dlatego, że od czasu kiedy roz-
chwiały się jego plany metropolii praskiej, nie chciał
mieć obok siebie konkurenta, Brzetysław dlatego,
by nie mieć biskupa podlegającego władzy polskiego
metropolity, zatem czułego na wpływy polskiego
dworu. Ale jeżeli Kazimierz restytuował diecezję
wrocławską czy ją odrodził, i to natychmiast po

wienia czterech diecezji odejmować". “Według zdania jednak
drą Abrahama, Kazimierz I dla wskrzeszenia organizacji ko-
ścielnej napotykał przeszkodę już w tym, że nie było w Pol-
sce biskupów, którzy by innych konsekrować mogli (ta
przeszkoda nie była chyba nieprzezwyciężoną, skoro znalazła
się możność wyświęcenia pasterzy diecezjalnych dla Śląska
i Krakowa, których istnienie nie ulega wątpliwości); że dla
aaaradaenia temu brakowi musiał się monarcha zwrócić do
Niemiec albo do papieża, że jednak Niemcy niechętni byli
dążeniu do samodzielności kościoła polskiego... Nie chcę
tym poglądom odmawiać pewnej teoretycznej słuszności,
zdaje mi się atoli, że skoro mieliśmy już przy Kazi-
mierzu dwóch biskupów, krakowskiego i wrocławskiego, to
chyba nie srcywielkia była skuteczność intryg episkopatu nie-
mieckiego, jeżeli te intrygi działy się istotnie. A można by o nich
wątpić w ogólności przypomniawszy sobie, że braćmi królowej
Ryxy a wujami Kazimierza byli tacy potentaci jak Heriman;

arcybiskup koloński i falcgraf Otto, którzy cieszyli się naj-
wyższymi względami cesarza Henryka III; że Ryxa, która żyła
do r. 1057, nie mogłaby przecie w razie potrzeby odmówić sy-
nowi poparcia; że biskup Bruno, z którego rąk welon zakon-
ny przyjęła, rządził Stolicą Apostolską w latach 1048 —1054
pod imieniem. Leona IX. Wreszcie, może tam miał kto w Mag-
deburgu jakie wrogie dla naszego kościoła zamysły, aleć vana
.sine viribus ira".

528

Kazimierz Odnowiciel

zajęciu Śląska, nie zwlekając, czyż można przy-
puszczać, by przez cały czas swych rządów, przez
lat dwadzieścia, nie pomyślał o katedrach w Gnieźnie
i w Poznaniu? Czyżby takie sprawy, tak dla niego
ważne, odkładał na daleką przyszłość, pozostawiając
je synowi? W świetle jego stosunku do Wrocławia
wydaje się to nieprawdopodobne.

Ale zwolennicy zdania o zupełnym zniszczeniu
organizacji kościelnej, do konstrukcji opartej o liczne
argumenty negatywne dorzucają jeszcze jeden argu-
ment, tym razem pozornie pozytywny, a ma być
nim znany list Grzegorza VII do Bolesława Śmia-
łego z r. 1075. W liście tym stwierdza papież, nie-
wątpliwie na podstawie dokładnych relacji, chociażby
zasłyszanych od posłów polskich, którzy musieli być
w tym czasie w Rzymie194, o ile sprawa ta nie
była już poruszona w jakimś wcześniejszym piśmie
Bolesława do papieża, że biskupi polscy nie mają
ustalonej władzy metropolitalnej, “...quod episcopi
terrae vestrae non habentes certum metropolitanae
sedis locum", z tego powodu są niezależni od kanonicz-
nej władzy metropolitalnej, “... nęć sub aliquo positi
magisterio, huc et iiłuc pro sua quisque ordinatione
vagantes, ultra regulas... sanctorum patrum liberi
sunt et absoluti". Dalej zaś mówi papież, że dla
kraju tak dużego jak Polska liczba istniejących bi-
skupstw jest za mała, “quod inter tantam hominum
multitudinem adeo pauci sunt episcopi" 195. Stąd
płynie wniosek, że w owym czasie nie istniała w Pol-
sce organizacja metropolitalna, czyli że nie było arcy-

194 por. wyżej: O zaginionej metropolii s. 346 i pracę

Codea; Gertrudianus.

195 MPH I s. 367, 368.

Koscżól

529

biskupów gnieźnieńskich, dalej, że liczba biskupów
była mniejsza niż poprzednio, a ponieważ byli biskupi
krakowski i wrocławski, więc widocznie brakowało
poznańskiego. A te dwie właśnie katedry, gnieźnień-
ska i poznańska były, jak świadczy Anonim-Gall,
opustoszałe i zniszczone, siedliskiem dzikich zwierząt.
Stąd dalszy wniosek, że nie zniknęły mu za Kazi-
mierza Odnowiciela i że dopiero Grzegorz VII i sta-
rania Bolesława Śmiałego przywróciły je do życia.

Otóż należy tu stwierdzić, że wyrażenie “adeo
pauci sunt episcopi" do takiego wniosku nie upo-
ważnia. Sąd, jakoby liczba biskupstw się zmniejszyła,
idzie za daleko, o ile chodzi o prowincję kościelną
gnieźnieńską. Wszystko zdaje się świadczyć, że archi-
diecezja gnieźnieńska, z wyjątkiem może jednego
Wrocławia, przetrwała burzę. Za to można stwierdzić,
że ta druga prowincja kościelna, którą po Gnieźnie
założył Bolesław Chrobry, a która obejmowała kraj
leżący na wschód od prowincji gnieźnieńskiej, zni-
knęła bez śladu, a z tego punktu widzenia mógł
śmiało stwierdzić Grzegorz VII i Bolesław Śmiały,.
-że “adeo pauci sunt episcopi" 196.

Niewątpliwie musiały być pod względem organi-
zacyjnym duże braki i zaburzenia, skoro mówi o nich
Grzegorz VII. Można przypuszczać, że może nie tylko
za czasów Bolesława Śmiałego, ale już dużo przedtem
wkradł się zamęt w sprawy władzy metropolitalnej
w Polsce, czyli że po okresie klęsk czasów Kazimierza
zapanowały pod tym względem warunki nienormalne.
Skąpość i małomówność naszych źródeł utrudnia
oczywiście -zbadanie tego zagadnienia, sądzę jednak,

196 por. wyżej: O zaginionej metropolii s. 346.
34 Polska X — XI wieku

530

Kazimierz Odnowiciel

Koscwi

531

że i tu można znaleźć pewne wytłumaczenie tych
braków, które wytyka Grzegorz VII kościołowi pol-
skiemu. Interpretując cytowany ustęp listu Grze-
gorza VII do Bolesława Śmiałego, stwierdzić przede
wszystkim należy, że nie mówi on, by władzy metro-
politalnej w ogóle w Polsce nie było — taki wniosek
mógłby być wydedukowany jedynie pośrednio. Raczej
jednak oznacza on, i to jest zapewne bliższe słów
użytych przez Grzegorza VII, że władza metropoli-
talna nie jest powszechnie uznawana, że istnieją ja-
kieś przeszkody czy trudności przy wykonywaniu tej
władzy. Bo czyżby można było robić zarzuty bisku-
pom, że huc et illue szukają konsekractwa, gdyby
taki konsekrator w osobie uprawnionego metropolity
nie istniał? Byłaby to bowiem raczej wina papiestwa,
że od lat czterdziestu nie zadbało o takie czy inne
urządzenie stosunków kościelnych w Polsce.

Wiadomo", że założenie w r. 1000 arcybiskupstwa
w Gnieźnie nie odbyło się bez trudności. Jedynie
autorytet Ottona III i Sylwestra II, przy nacisku
niewątpliwie Bolesława Chrobrego i przy nastroju
wywołanym śmiercią św. Wojciecha i jego kanoni-
zacją, usunęły te trudności, które stawiał Unger, Sas
z pochodzenia, a których źródło leżało, jak się zdaje,
w opozycji saskiej przeciw cesarzowi i w Magde-
•burgu. W lat kilka potem, już za czasów Henryka II,
.rozpoczął Magdeburg pewnego rodzaju ofensywę prze-
ciw nowemu porządkowi kościelnemu w Polsce, prze-
ciw fundacji Ottona III197. Na podstawie fałszerstwa

197 Por. liczną literaturę tego przedmiotu od •, czasów
P. Kehira Das Erzbistum Magdeburg und die erste Organi-
satłoTi der christichen Kirche m Polew Abh. d. preuss. Ak. d.
Wissensch. Phil. H-fet. Kl. l Berlin 1920 i poprzez prace

pewnych dokumentów wysuwali arcybiskupi magde-
burscy pretensje do zwierzchnictwa nad kościołem
w Polsce, pretensje zdaje się utrzymywane przez
cały wiek XI. Wedle bulli Innocentego II z r. 1133
opierały się te roszczenia arcybiskupów magdebur-
skich na rzekomych orzeczeniach poprzednich papieży,
mianowicie Jana, niewątpliwie XIII, który jakoby
poddał pierwszego biskupa w Polsce, Jordana, pod
zwierzchnictwo Magdeburga tudzież papieży Bene-
dykta i Leona198. Leonem mógł być jedynie Leon XI,
1049—1054, z tych Benedyktów, VII tj. 974—983,
VIII, 1012—1024 i XI, 1033—1048, zapewne tylko
dwaj ostatni mogliby tu wchodzić w rachubę. Czy
byłby to Benedykt VIII, za którego czasów, po śmierci
9 czerwca 1022 r. biskupa poznańskiego Ungera, mógł
arcybiskup magdeburski Gero zacząć jakieś kroki
przeciw kościołowi w Polsce, zgodne zresztą z ogólną
ówczesną polityką niemiecką 199, czy też Benedykt IX,
.do którego, łatwo się było dostać, choćby przy pomocy
pieniędzy, trudno rozstrzygnąć. Także trudno stwier-
dzić, czy te rzekome prawa, na które powołuje się
bulla z r. 1133, opierały się o • autentyczne pisma
•papieskie, czy może tylko o falsyfikaty magdebur-
skie — zdaje się jednak być rzeczą pewną, że były

Wł. Abrahama, M. Z. Jedlickiego, G. Sappokia, aiż do pracy
G. Laibudy. Zestawienie bibliiiogra.ti!i por. u G-. Sappoka Die
Anfange des Bistums Posen s. 145 —149.

198 KDWP I s. 8 dok. 6: “..Jasaenebas.... pirefate regionis
episcopos ex aiitiquia oanstitutione Magdeburgensa. ecciesie iure
naetropolitico subiacare et Qid confirm.ationem tue partis
auetapi-hateni predeces&oipum nostrorum Johainnis Beneidicti et
Leonis... pretendebas".

199 por. st. Kętrzyński O palliuszu biskupów polskich Xl
wieku Rauhf 1902/43 s. 237, 238.

sp

932

Kazimierz Odnowiciel

Kościół

533

Jakieś działania wrogie Gnieznu ze strony Magdeburga
l że przy słabości Polski i zależności od Niemiec
może nie było dość stanowczości i siły, by je odeprzeć
i zniweczyć. Ten stan rzeczy mógł wprowadzić pe-
wien nieład w organizacji kościelnej w Polsce,
zwłaszcza o ile chodzi o stosunki Poznania i Gniezna.
W Poznaniu najłatwiej mogły odżyć tradycje Ungera.
Mógł również i ktoś inny z biskupów, wchodząc
w konflikt z innym biskupem czy metropolitą, oka-
zywać tendencje do wyłamywania się spod ustalo-
nej władzy metropolitalnej.

Niestety brak wiadomości o biskupach polskich
czasów Kazimierza Odnowiciela i Bolesława Chro-
brego uniemożliwia nam zorientowanie się w sto-
sunkach kościelnych tych czasów. Jest rzeczą przy-
padku, że o jednym jedynym biskupie połowy XI w.
zachowało się trochę więcej wiadomości, i to takich,
które częściowo rzucają nieco światła na jego sto-
sunki do metropolity, zatem pośrednio też na powyżej
poruszoną sprawę zwierzchności arcybiskupiej, z listu
Grzegorza VII do Bolesława Śmiałego. Biskupem
tym jest.Aaron, biskup krakowski, 1046—1059.

Źródła, co prawda wszystkie znacznie późniejsze,
podają, że konsekrował go biskupem i nadał mu pa-
liusz papież Benedykt, oczywiście IX, i że miejscem
jego konsekracji była Kolonia. Niektóre, odmienne —
widocznie Kolonia była im mało zrozumiała — za-
mieniają Kolonię na Rzym. Wskazują one ponadto,
że za jego czasów Kraków był arcybiskupstwem, że
z tego tytułu Aaron uzyskał od papieża paliusz i krzyż,
crux gestatoria, inne źródła głoszą, że był opatem
tynieckim, który wysoko postawił studium o tym
klasztorze, wreszcie że wprowadził w. katedrze kra-
kowskiej tzw. gradus yirorum. Jest to, jak na w. XI
u nas wcale bogata wiązanka wiadomości, ważnych
i interesujących, lubo ciemnych i nie całkowicie
pewnych. Interesujące są one dla nas tym więcej,
że miały miejsce za czasów Kazimierza Odnowiciela,
a o znacznej ich części wolno sądzić, że był W nich
Kazimierz, jeżeli nie maior pars, to w każdym razie
magna pars.

Ale jeżeli chodzi o ocenienie i określenie wartości
i znaczenia poszczególnych grup powyżej wymienio-
nych wiadomości źródłowych, to zabiega nam drogę
wiele trudności, tym cięższych, że pewne zagadnie-
nia oczekują tu jeszcze wyjaśnień ze strony specja-
listów.

Pochodzenie tej niewątpliwie bardzo wybitnej
i niezwykłej osobistości jest nam dziś nieco lepiej
znane. Ze względu na jego stosunek do Kolonii, prze-
bijający się w tradycji, że tam miał otrzymać pa-
liusz od papieża, szukano, i słusznie, Aarona w oto-
czeniu kolońskiego arcybiskupa Herimana 200. Otóż
zwrócił już uwagę F. Pohorecki 201 na dokument, co

200 w1. Abraham Początek biskupstwa i kapituły w Kra-
kowie Rocznik Krak. IV s. 188, zwrócił uwagę pierwszy na
opata Aarona, który znajduje się w dokumencie z r. 1043
w otoczeniu Herimana w Kolonii, Lacomble.t Urkundenbuch
f. d. Gesch. Niderrheims I s. 199. Ale pokazało się następnie,
że był to opat klasztoru św. Pantaleona w Kolonii, który
zmarł w r. 1052, a zatem, pie może być inaszym Aa.ron.ecrn,
zmarłym w r. 1059, por. St. Kętrzyński O palliuszu biskupów.
polskich XI w. s. 201. Tenże Aaron był poprzednio opatem
klasztoru św. Marcina w Kolonii, (por. U. Oheyal.ier Reper-
toire des sources historigues du. Moyen-Age Paris 1905 —
—1907, pod Aaron.

201 F_ Pohorecki Kilka stów o Aaronie pierwszym opacie

534

Kazimierz Odnowiciel

prawda falsyfikat XII w., ale niewątpliwie oparty
ojakiś wzór autentyczny, w-którym to dokumencie,
wystawionym rzekomo w r. 1028 przez Ezzona pala-
tyna, występuje obok Ellona, opata klasztoru
w Brauweiler, także mnich Aaron. Ze względu iż
Ezzo jest dziadem naszego Kazimierza, a klasztor
w Brauweiler jest jego fundacji, najbliższej zatem
Rychezie i jej synowi, można śmiało przypuszczać,
że ten mnich Aaron będzie prawdopodobnie tą samą
osobistością, co Aaron, biskup krakowski. Pochodził-
by zatem ze Stablo, skąd przybyła do Brauweiler
pierwsza osada mnichów dla nowej fundacji202,
a z Brauweiler dostałby się on przy poparciu Ry-
chezy i Herimana do Polski. Pochodzenie tego Aarona
jest nam nie znane, po imieniu sądząc, nie był Niem-
cem, a raczej Anglosasem lub Iryjczykiem203. Tego
bowiem rodzaju imiona biblijne nie trafiają się
w tych czasach między klerem czy zakonnikami nie-
mieckimi, używane zaś są często przez mnichów po-
chodzących z Anglii lub Irlandii. Przypuszczać więc

tynieckim Kwart. Hist. 1922/36 s. l —10, gdzie na s. 6 prze-
drukowuje dokument Ezzona wedle tekstu podanego przez
Lacombleta Urkund.en l s.- 165. Dokument jest falsyfikatem
z lat 1120—1134. Podnosi wartość wzmianki o Aaronie wy-
mieniony między świadkami Embrioho, żonaty iż Polką, Do-
brawą, dworzanin Rychezy. "Wzmacnia ten szczegół w znacz-
nej mierze zaufanie nasze do przekazu j.ak ii sprawę identy-
fikacji Aarona z późniejszym biskupem krakowskim.

202 p. Pohorecki Kilka słów o Aaronie s. 6.

203 por. gt. Kętrzyński O -palliuszu- biskupów polskich.
XI u, s. 203, gdzie są wymienieni wszyscy znani mi Ąaronowie
XI w. Także T. Wojciiechowstei, Kościól katedralny w Kra-
kowie Kraków 1900 s. 181, wskazuje ma takie pochodzenie
Aarona, jak i. A. Parczewski Początki chrystianizmu w Polsce

Kościół

535

wolno, że nasz Aaron stamtąd pochodził 204, dodać tu
też należy, że w okolicach dolnego Renu, wśród tam-
tejszych klasztorów, spotykamy często przybyszy an-
glosaskich czy iryjskich.

Przejdziemy teraz do dalszych wiadomości o Aaro-
nie, a mianowicie do sprawy papieża Benedykta IX
i Kolonii. Pierwszym, który zwrócił uwagę na pra-
stare stosunki Polski z Kolonią, był T. Wojciechow-
ski w swym dziele o katedrze krakowskiej 205, ale
dziś już wiemy, że stosunki z Kolonią i jej podległym
biskupstwem leodyjskim były dużo dawniejsze, bo
sięgające czasów Mieszka I, a trwały one przez cały
wiek XI, głęboko w w. XII 20e. Stwierdzenie tych
nieprzerwanie trwających stosunków Polski z Kolo-
nią i Leodium czyni zapisek, że papież udzielił Aaro-
nowi paliusza w Kolonii, o tyle możliwym, że rzecz
tę i sprawę należy starać się bliżej zbadać i wciągnąć
w zakres poszukiwań.

i misjo irlandzka Rocz. Tow. Przyj. Nauk, Pozn. XXIX s. 67
i 69, który prócz Aarona również imię jego następcy
w Tyńcu, Anchorasa, uważa za iryjsikie. Zwracam uwagę, że
•opat Brauweiler, EUo, jest też, z imienia sądząc, Anglosa-
sem lub Iryjczykiem, a wymieniony poprzednio opat św. Pan-
talsiona w Szkocji, tak że Aaron był zapewne też Anglosiai&em
lub Iryjczykiem, gdyż klasztor ten był obsadzony przez tzw.
Szkotów.

204 Odmiennie sądzi o" Aaronie jedynie M. Peribacih Die
Anfange der polnischen AnnaUstik Neuer Archiv XXIV
s. 271, 284, 285, który zgodnie z Długoszem uważa go za Fran-
cuza; miał on przewieźć z Dijon do Polski zawiązki roczni-
ków, które Peribach wyprowadza z Dijan.

205 T. Wojciechowski Kościół katedralny s. 181, gdzie
autor porównywa kryptę św. Leonarda pod katedrą krakow-
ską z budowlami kolońsko-lotaryńskimi.

206 por. niżej: O imiołiach piastowskich s. 636—637.

536

Kazimierz Odnowiciel

Przede wszystkim rodzi się pytanie: czy takie sto-
sunki z Kolonią, za czasów Kazimierza Odnowiciela,
były i czy są możliwości ich dokładniejszego określe-
nia. Niewątpliwie są.

Poza starymi tradycjami dawnych stosunków
z Leodium, trzeba tu przypomnieć, że prowincja ko-
ścielna kolońska była kolebką wielkiego rodu Ezzo-
riidów, zatem rodziny Kazimierza po matce. Tu byli
oni dziedzicznie palatynami Dolnej Lotaryngii, tu
znajdowała się przeważna część ich dóbr alodialnych,
tu był klasztor w Brauweiler, fundacja tej rodziny.
Tu siedziała przeważnie przez długie lata swego wdo-
wieństwa Rycheza, tu w klasztorze P. Marii przeby-
wała jej siostra Idą, tu wreszcie był arcybiskupem
jej brat Heriman. Wskazuje to wszystko zupełnie
pewnie na to, że jeżeli gdzie, to w Kolonii krzyżować
się musiało wiele spraw osobistych Kazimierza, a z ni-
mi zapewne wiele spraw politycznych czy kościel-
nych. Stąd wiadomość, że to Aaron, późniejszy bis-
kup krakowski, zjawia się obok palatyna Ezzona
w klasztorze w Brauweiler, zyskuje w tym świetle
dużo prawdopodobieństwa, a druga wiadomość, że
tenże Aaron został w Kolonii obdarowany przez pa-
pieża “privilegio archiepiscopatus" 207, nie może być
a limine odrzucona jako niewiarogodna. Coś może,

207 o przekazach naszych źródeł o Aaronie i arcybiskup-
stwie krakowskim por. W. Kętrzyński Czy Aaron był arcybi-
skupem krakowskim Przew. Nauk. Liter. 1877/5, dalej tegoż
wstęp do Katalogu biskupów krak. MPH III s. 322—327.
Bór. Bocznik Praski. MPH II ,s. 830; Rocznik Sędziwoja,
MPH II s. 875, Bocznik Krasińsfeicih, MPH III s. 130, Rocz-
nik Małopolski, MPH III s. 146, Katalog biskupów kraik.,
MPH III s. 340, Vita s. Stanislai, MPH IV s. 383.

Kościól

537

być prawdziwego w tym przekazie, zwłaszcza w po-
daniu o Kolonii, bo trudno sobie wyobrazić, by
w czasach późniejszych, kiedy zatraciły się te sto-
sunki z Kolonią, właśnie Kolonię ktoś sobie wy-
myślił.

Heriman, arcybiskup koloński, arcykanclerz wło-
ski cesarzy Konrada II i Henryka III, przy tym arcy-
kanclerz kancelarii papieskiej Leona IX i Wiktora II,
był zwolennikiem reformy, był przy tym jednym
z najpotężniejszych i najbardziej wpływowych do-
radców Henryka III. Jakie mogły być jego stosunki
z Benedyktem IX, trudno określić — Heriman uzna-
wał go niewątpliwie jako prawowitego papieża, za
jakiego uznawali go Konrad II i Henryk III, w któ-
rych rękach był też papież ich wygodnym narzę-
dziem. Kiedy wypędzony z Rzymu Benedykt po-
wrócił do Lateranu i zamyślając się ożenić odsprzedał
tiarę Grzegorzowi VI, a kiedy równocześnie w Sabi-
nie przebywał Sylwester III, musiał zabrać głos Hen-
ryk III, by schizmę zakończyć. O ile zależało mu, by
papiestwo było wyłącznie w jego ręku, o tyle rozu-
miał, że tylko papież mający poważanie w świecie
może mu być użyteczny. Z tego powodu wyprawił
się we wrześniu 1046 r. do Włoch i tam na synodzie
w Sutri zakończono schizmę złożeniem tych papieży,
a w parę dni potem nastąpił wybór Klemensa II. Na
pytanie, jakie było w owym czasie stanowisko Heri-
mana wobec Benedykta i schizmy, zwłaszcza wobec
ostatniego powrotu Benedykta do Rzymu po rychłej
śmierci Klemensa II, odpowiedź nie jest łatwa.
W latach 1043 i 1044 był Henryk III w bliższych sto-
sunkach z Benedyktem IX, w czym musiał brać
udział Heriman. Był bowiem Benedykt lojalną eks-

538

Kazimierz Odnowiciel

pozyturą polityki niemieckiej: przypomnę nie dopusz-
czenie do zerwania związków kościelnych między
Pragą a Moguncją czy ekskomunikowanie przeciwni-
ków Piotra węgierskiego, co stało się na życzenie
Henryka III. Prawdopodobnie sam Heriman odbył
w końcu r. 1043 podróż do Rzymu, a w r. 1044 bawi tam:

kanclerz cesarski włoski Kadaloh, biskup naumburski.
Podróże te, jak przypuszcza Steindorff, związane były
ż już grożącą Benedyktowi katastrofą208. W Wy-
prawie włoskiej Henryka III w r. 1046 bierze też
udział Heriman209. Nie jest on, co prawda, wy-
mieniony między uczestnikami synodu w Sutri, z cze-
go można by sądzić, że może nie był całkowicie
w zgodzie z powziętym tam postanowieniem, ale
trudno przypuścić, by w sprawie tak ważnej jak za-;

kończenie schizmy stał zbyt daleko od cesarza i róż-
nił się z opinią kół, którym reforma kościoła leżała:

na sercu. Wreszcie bodaj czy nie arcybiskupowi ko-
lońskiemu powierzono obowiązek stróżowania inter-
nowanego w Niemczech Grzegorza VI i jego kape-
lana Hildebranda 210. W każdym razie nie ma ja-
kichkolwiek śladów stosunków Herimana z Bene-
dyktem z czasów trzeciego tegoż powrotu do Rzymu,
na krótkotrwały zresztą pobyt na tronie papies-
kim211. A wtedy tylko mógłby Benedykt IX zrobić
Aarona arcybiskupem, gdyż dopiero w r. 1046 został

208 E. Steindorff Jahrbucher d. deutsch. Reichs. u. Hein-
rwh III, I s. 256, 257.
. sos Tamże s. 308.

2io Tak sądzi O. Delarc S. Gregoire VII, 1 s. 39. Inni
badacze uważają Spirę •za miejsce zesłania Grzegorza VI.

- 211 Trzeci powrót Benedykta IX trwał od 8 listopada
1047 r.. do roku następnego. Już 17 lipca rządzi Damazy II.

Kościół

539

Aaron biskupem krakowskim. Po prostu nie byłoby
dosyć czasu, by przeprowadzić taką sprawę w Rzy-
mie u Benedykta. Trzeba by ponadto przyjąć, że
stało się to poza Herimanem, a nawet wbrew nie-
mu, bo o ile sądzić wolno, musiał być w tym czasie
jego stosunek do Benedykta negatywny, taki jak ce-
sarza. Z politycznych więc względów, ówczesnego sto-
sunku Polski i Niemiec, Kazimierza i Henryka III, tru-
dno by było pojąć, by książę polski mógł nawiązać
rokowania o arcybiskupstwo dla Krakowa z Bene-
dyktem IX. Wreszcie stoi tu na przeszkodzie jeden
jeszcze wzgląd: przeważna częśćnaszych źródeł twier-
dzi, że Aaron otrzymał tytuł arcybiskupi, paliusz
i krzyż w Kolonii, w której nigdy nie był Bene-
dykt IX. ;

Ale za to dwaj inni papieże, żyjący za czasów
Aarona i Kazimierza, bywali w. Kolonii — jednym
z nich był Leon IX, drugim zaś Wiktor II. Obaj byli
biskupami niemieckimi — Leon IX, biskup Toni,
z hrabiów z Egisheim, Wiktor zaś był biskupem
z Eichstaedt. Jeden zatem i drugi znali dobrze Heri-
mana, Rycheza przyjęła welon zakonny z rąk Bruno-
na, może też mieli sposobność zetknąć się osobiście
z Kazimierzem czy Aaronem. Leon IX podczas swego
niedługiego pontyfikatu bawił trzy razy w Niemczech,
w latach 1049, 1050, i 1052, z tego raz był, względnie
krótko, w końcu czerwca 1049 r. w Kolonii. Za tym,
że to Leon udzielił Aaronowi paliusza, przemawiały te
okoliczności, że wtenczas żył Heriman i żyła Rycheza,
dalej, że były to czasy jeszcze, jak się zdaje, dobrych
stosunków cesarstwa z Polską i z rodziną Ezzonidów.
Tego też zdania jest T. Wojciechowski. Następny
z kolei pobyt papieża w Kolonii przypada dopiero na

540

Kazimierz Odnowiciel

r. 1056. Wiktor II bawi w tym roku w Niemczech
i jest obecny przy śmierci Henryka III, dnia 9 paź-
dziernika w Goslarze. Tu, do Goslaru, wspaniałej re-
zydencji cesarskiej, do której niejednokrotnie przy-
bywali książęta polscy i czescy, mógł przyjechać Ka-
zimierz czy Aaron i tu mogłoby nastąpić porozumie-
nie w sprawie paliusza. Brakowałoby jednego ważne-
go czynnika, Herimana, od paru miesięcy już zmar-
łego. Po śmierci cesarza odbył się wielki zjazd w Ko-
lonii trwający od listopada do grudnia, na który to
zjazd przybyli wielcy lennicy cesarstwa, gdzie był
mały Henryk IV, cesarzowa regentka Agnieszka
i gdzie zjawił się także Wiktor II. Mógłby tu być
przeto i Kazimierz i mógłby brać udział w tym zjeź-
dzie, tak jak Bolesław Chrobry brał udział w po-
dobnym zjeździe w r. 1002 w Merseburgu, po śmierci
Ottona III, przy obwołaniu królem Henryka II. Taka
sytuacja daje się łatwo pomyśleć, lubo dowodów na
to nie ma, bo żadne źródło nie wymienia Kazimierza
jako uczestnika zjazdu kolońskiego. W tak ważnym
zjeździe mógł zresztą brać udział nie osobiście, ale
choćby przez posłów. Kiedy pobyt Leona w Kolonii
był krótki, lubo wolno przypuszczać, że dostateczny,
by mogła tam być załatwiona sprawa paliusza dla
Aarona, to pobyt Wiktora II był znacznie dłuższy.
Jeżeli chodzi o r. 1049, to nie wiadomo, jakie by w tej
sprawie zajął stanowisko Henryk III, wielki autokrata,
gdy za Wiktorem H i r. 1056 przemawiałaby słabość
regencji zarysowująca się od pierwszej chwili rzą-
dów Agnieszki. Stanowisko jednego i drugiego pa-
pieża wobec spraw polskich i polskiego kościoła nie
jest nam znane — w każdym razie, jeżeli Leon IX

Kosciót

541

pozostawał w osobistych, bliskich stosunkach z Ry-
chezą i Herimanem, to przechowała się, nie całkiem
zresztą pewna i wyraźna wskazówka, że Leon nie
okazywał szczególnej życzliwości dla sprawy samo-
dzielności kościoła polskiego i że popierał raczej pre-
tensje magdeburskie. Tak ani jedna, ani druga data
-nie są w stanie dostarczyć nam dostatecznie przeko-
nywających argumentów, byśmy za jedną z nich mo-
gli się oświadczyć. Trzeba zatem zadowolić się zda-
niem, że jeżeli tradycja o Kolonii wydaje się nam
wcale poważna, bo jakiż byłby powód twierdzić, że
ją później zmyślono, to nie może się ona odnosić
do Benedykta IX, lecz albo do Leona IX i r. 1049,
albo też do Wiktora II i do r. 1056. Osoba Bene-
dykta IX dlatego przylgnęła do Aarona i Kolonii, bo
widocznie źródło, z którego zaczerpnięto wiadomość
o udzieleniu paliusza w Kolonii, nie posiadało daty
rocznej, zatem przypisano całą tę sprawę temu pa-
pieżowi, który zasiadał na tronie papieskim w po-
czątkach rządów Aarona w Krakowie.

Przyjąć więc można ze znacznym prawdopodobień-
stwem, że Aaron otrzymał paliusz, zatem odznakę
przyznawaną powszechnie arcybiskupom, metropo-
litom. Inne jednak jest zagadnienie, czy paliusz słu-
żył tylko arcybiskupom, czyli czy Aaron otrzymał
to odznaczenie jak arcybiskup metropolita, czy jako
biskup. Wiadomo bowiem jest, że jeszcze w IX w.
trafiają się wcale nierzadko wypadki, w których bis-
kupi, oczywiście biskupi bardzo wybitnych stolic bis-
kupich, jako szczególnie zasłużeni, otrzymują paliusz
.jako dowód szczególnego wyróżnienia, przez co
jednak ani oni sami nie mieli prawa do tytułu arcy-

542

Kazimierz Odnowiciel

biskupiego, ani tym mniej ich biskupstwa nie sta-
wały się arcybiskupstwem 112.. Tu zaś, w źródłach pol-
skich mówiących o Aaronie i paliuszu, źródłach dużo
jaśniejszych niż wiek XI, dorzucono jeden szczegół
wysoce interesujący, że Aaron został arcybiskupem
krakowskim, że godność ta, związana w ten sposób
z katedrą krakowską, przepadła bezpowrotnie, gdyż
następca Aarona, Zula-Lambert, zaniedbał, neglexit,
postarać się o paliusz. Otóż. mogłoby być tak, iż praw-
dziwy fakt otrzymania przez Aarona paliusza wy-
wołał u następnych w wieku XIII wniosek, na pozór
“logiczny, że dostał go, bo biskupstwo krakowskie było
podniesione do godności arcybiskupstwa, gdy rzeczy-,
wistość była inna, jeżeli Aaron otrzymał paliusz jako wyróżnienie osobiste. Ale nie wolno też zapomnieć,
że Aaron winien był dostać paliusz, jeżeliby stolica
krakowska została podniesiona do godności arcybis-
kupiej, jeżeliby został metropolitą.

Otóż jeżeli chodzi o ostatnią ewentualność, to trze-
ba tu stwierdzić, że trudno by było przyjąć zdanie
o podniesieniu biskupstwa krakowskiego na arcybis-.
.kupstwo. Przypuszcza się, że tytuł ten przeszedł na
Kraków po Gnieźnie, gdzie arcybiskupstwo rzekomo-
zamarło. Otóż jeżeli arcybiskupstwo gnieźnieńskie by-
ło solą -w oku episkopatu niemieckiego, przede
wszystkim arcybiskupów magdeburskich, to gdyby
zaginęło, arcybiskupstwo krakowskie nie byłoby ni-
czym lepsze dla Magdeburga jak Gniezno, Spotkało-

31? por. moją pracę O palliuszu biskupów polskich XI w..
s. 206 n. Por. też pracę C. B. Graf von Hacke Die Pallium-
yerleihungen bis 1143 Diss, Gott. 1898 i P. Hinschius Dias,
Kirchenrecłit der Katholiken und Protestantów, m Deutschla.nd.
1869—1897 11 pass.

Kościół

543

by się z tą samą niechęcią i tym samym wrogim na-
strojem co tamto,, z tą tylko różnicą, że co się tyczy
arcybiskupstwa gnieźnieńskiego musiano się liczyć
z jego prawnym istnieniem, gdy utworzenie nowego
organu mogło być łatwo drogą wpływów i starań
unicestwione. Chodziło przecież o nic innego jak o sa-

modzielność kościelną polską. Jeżeliby zatem arcy-
biskupstwo gnieźnieńskie zniknęło, byłobyto na rękę

-cesarstwu, Niemcom i arcybiskupowi magdeburskie-
mu, a można wątpić, czy arcybiskupstwo krakowskie
mogło budzić w nich więcej zaufania i entuzjazmu
niż gnieźnieńskie. Zapewne nie dopuściliby do jego
utworzenia. A jeżelibyśmy przyjęli, że zostało stwo-
rzone arcybiskupstwo krakowskie, czy to samodziel-
nie, czy też w formie przeniesienia tytułu gnieźnień-
skiego na Kraków, to stać by się to nie mogło bez
odpowiedniego dekretu Stolicy Apostolskiej, a w ta-
kim razie tytuł ten nie mógłby ulec zatracie dla-
tego, że Lambert-Zula nie postarał się dla siebie o pa-
liusz, Takie zaniedbanie mogło w pewnych wypad-
kach pociągnąć za sobą umniejszenie praw kanonicz-
nych przysługujących metropolicie, nie mogłoby do-
prowadzić do upadku tytułu arcybiskupiego213. Do
.tego byłby znów potrzebny osobny dekret papieski.
Jak widzimy, byłoby rzeczą trudną uzyskać tytuł
arcybiskupi dla Krakowa, a jeszcze trudniej wytłu-
maczyć, gdyby Kraków został arcybiskupstwem, dla-
czego trwało ono tak długo, jak długo żył Aaron.
Dlatego też niełatwo jest wierzyć dosłownie późnej
tradycji źródeł polskich, krakowskich, pisanej i two-
rzonej w tym czasie, kiedy Iwo Odrowąż, człowiek

2is por. wyżej: O zaginione j metropolii s. 321—323.

Kazimierz Odnowiciel

dużej ambicji, wywalczył dla swej katedry pierwsze
miejsce w kościele polskim po arcybiskupie. Ale być
może, że w tej tradycji jest jednak coś z prawdy.
Istniała w Polsce w początkach XI w. obok gnieź-
nieńskiej jeszcze druga prowincja kościelna z arcy-
biskupem na czele. Zaginęła ona bez śladu w okre-
sie walk i rewolt w pierwszych latach rządów Kazi-
mierza Odnowiciela. Musiała ona wsiąknąć, rozpły-
nąć się w organizację kościoła takiej, jaką znamy do-
kładnie w XII w. Otóż tu narzuca się myśl, czy część
tej olbrzymiej diecezji krakowskiej, zatem jej wscho-
dnie i północno-wschodnie połacie, może z Sandomie-
rzem na czele, nie stanowiły dużej części tej zaginio-
nej metropolii214. Jeżeli jakieś pozostałości takiej
archidiecezji, z dawną jej stolicą, oddano pod tym--
czasową administrację biskupowi krakowskiemu, czy
też może przy nowych podziałach postanowiono po-
łączyć z biskupstwem krakowskim, mógł Aaron pre-
tendować do spadku w tytule, mógł nawet pewnie bez
prawnej podstawy takiego tytułu używać, a dojście do
zrealizowania dalszych takich planów i zamiarów,
zapewne niełatwych i politycznie, i kanonicznie, wi-
dział na razie w uzyskaniu paliusza. W tym mógł mu
być pomocny, bez narażenia swego politycznego sta-
nowiska, Heriman koloński, jak i królowa Rycheza,
tym więcej że wiązały Leona IX z rodem. Ezzonidów
dawne bliższe stosunki.

Tak, sądzę, nie ma dostatecznej podstawy, by późnej
tradycji o arcybiskupstwie krakowskim Aarona da-
wać wiarę. Sprawa paliusza, poświadczonego tradycją
,i falsyfikatem, bardzo zresztą niezręcznym i naiwnym,

214 por. wyż®]; O zaginionej metropolii s. 306—308.

Kościół

545

bulli Benedykta IX wydaje się jednak wcale prawdo-
podobna. Tytułu jednak arcybiskupiego nie przy-
niósł paliusz Aaronowi. Toteż w jednym ze starych
kodeksów biblioteki kapitulnej krakowskiej zacho-
wała się zapiska zrobiona ręką XI w., w której dwa
słowa są dziś jeszcze czytelne: Aaron eps. Zatem
i w Krakowie w XI w. tytułowano Aarona biskupem 21a.

Lubo skąpe, są jednak wcale dużo mówiące te nie-
liczne wskazówki tyczące się działalności Aarona
w Krakowie. Panowało bowiem w Krakowie w owym
czasie wcale znaczne ożywienie, dobrze świadczące
p szybkim odradzaniu się życia kościelnego po latach
klęsk i zamętu.

Roczniki krakowskie znów nam zaczynają dawać
pewną liczbę zapisków, dowodząc tym, iż był tam
ktoś, kto starał się przekazać wiele faktów potomne-
ści. Można wskazać dwie osobistości, które były praw-
dopodobnie o ile nie faktycznymi, to przynajmniej
moralnymi tego sprawcami, t j. Aarona i jego na-
stępcę Lamberta-Zulę 216. T. Wojciechowski kładzie
na te czasy pewne prace około budowy katedry 217.
Za jego czasów powstały zapewne pierwsze podwaliny
późniejszej biblioteki kapitulnej,: której spis tak cie-
kawy posiadamy z r. Uli218. Przynajmniej jeden

218 St. Kętrzyński! O palliuszu biskupów polskich XI u.
s. 203.

218 par. T. Wojciecbowski O rocznikach polskich X—XV
wieku Bam. AUhf t. 4 W. Kętrzyńistoi O rocznikach polskich,
RAUhf M. Peribach Die Anfdnge der polnischen Annalistik
pass.

217 T. WoJOiechowski Kościół katedralny s. 164 n.

2is MPH I s. 376, 377.

35 Polska X — XI wieku

546

Kazimierz Odnoto-iciel

kodeks z owych czasów przechował się do naszych
dni — są to Praedicationes przeznaczone do pobożnej
lektury z IX w., gdzie ktoś współczesny napisał sło-
wa:. Aaron eps 2!9.

Szczygielski w swej Tinecji zapisuje ponadto, że
Aaron starał się podnieść studium tynieckie — za-
pewne nie będzie to wymysłem Szczygielskiego, i stąd
można by przypuszczać, że i szkołą katedralną kra-
kowską musiał się opiekować z równą gorliwością 220.

Pozostało jeszcze jedno świadectwo dawniejsze
o działalności organizatorskiej Aarona, świadectwo
na ogół dość ciemne i niewyraźne, które oczekuje
jeszcze na odpowiednie w przyszłości oświetlenie,
W naszej literaturze poruszone ono zostało przez
T. Wojciechowskiego221, następnie przez Wł. Abra-
hama 222, St. Zachorowskiego223 i przeze mnie210.

Brzmi ono: “Hic Aaron deposuit gradus vivorum
de monachis et assignavit suis presbyteris in sua
diocesi degentibus" 22E>.

219 I. Polkowski Katalog rękopisów kapitulnej katedry
krakowskiej. Arch. Bocz. dla Hist. Liter. III s. 96. Zapowie-
dziana przeze mnie praca o tym rękopisie, por. St. Kętrzyń-
ski O palliuszu biskupów polskich XI w. s. 217 uw. 7, w części
tylko -wykonana, została zrilisaczona przez wypadki we wrze-
śniu 1939 r.

220 Tinetia 6. 24. Por. A. Karbowiak Szkoła katedralna

krakowska w wiekach średnich Kraków 1899.

221 T. Wlojciechowski O rocznikach s. 225 uw. 3r

222 Wł. Abraham Organizacja s. 137 n., tenże Początki,
biskupstwa i kapituły katedralnej w Krakowie s. 197.

223 St. Zacharowski Rozwój i ustrój kapituł polskich w wie-
kach średnich Kraków 1912 s. 31.

224 St. Kętrzyński O polliuszu biskupów polskich XI w.

s. 218—220.

22B MPH III ;s. 340. Katalog biskupów krakowskich.

Kościół

547

T. Wojciechowski tłumaczy owe “gradus vivorum"
przez świeckich członków kapituły, w przeciwieństwie
do mnichów — wedle niego bowiem kapituła kate-
dralna krakowska miała się składać pierwotnie ze
świeckich duchownych, presbiterii, i mnichów bene-
dyktynów. Dopiero za czasów Aarona dokonano po-
działu kapituły w ten sposób, że świeccy duchowni
pozostali przy katedrze, mnichów wydzielono i oni
utworzyli klasztor tyniecki. Wł. Abraham zaś, pole-
mizując z wywodami autora Chrobacji, sądzi, że
“...ów ustęp dotyczy obowiązku odprawiania modłów,
tzw. psałmi graduales, i że ustępu tego nie można
żadną miarą poczytywać za wskazówkę dotyczącą
rozdziału kapituły na świeckich i mnichów, lecz
świadczy on tylko, że Aaron kler świecki starał się
związać podobnymi przepisami, jakie u benedykty-
nów zreformowanych na podstawie reguł kluniac-
kich istniały, t j. nałożył na nich obowiązek odpra-
wiania wspólnych modłów" 226. Wydaje mi się, że jest
tu słuszność po stronie Wł. Abrahama. Wskazuje na
to kodeks papierowy Biblioteki Ossolińskich we.
Lwowie, l. inw. 1873, z drugiej połowy XV w. Tam
na k. l—30 mamy: “Gradus vivorum secundum Ru-
bricam Ecciesiae Cracoviensis dicuntur hoc modo" etc.
Oczywiście pozostałoby jeszcze zbadanie powstania
tego zbioru itd., co mogłoby wykazać, niezależnie od
istoty owych psałmi graduales, także w części praw-
dziwość tezy T. Wojciechowskiego — bo że ducho-
wieństwo nasze katedralne składało się pierwotnie
przeważnie, jeżeli nie wyłącznie z mnichów, jestem

226 Wł. Abraham Początki biskupstwa i kapituły katedral-
nej w Krakowie s. 197;

35*

548

Kazimierz Odnowiciel

głęboko przekonany. Jedna rzecz jest pewna, że owo
gradus vivorum inaczej nie można tłumaczyć jak
przez psałmi graduales. Przez te psalm! graduales
rozumie się psalmy 119—133, z których pięć pierw-
szych odmawiało się za dusze zmarłych, drugich pięć
za siebie samego, ostatnich pięć “pro regibus et
omnibus familiaribus suis adhuc viventibus", tj. ma-
my tu gradację zmarłych, półumarłych dla świata
i żyjących.

W każdym razie tak wczesne przeniesienie do
Polski zwyczaju odprawiania tych psalmów świadczy
o żywej i wytężonej za czasów Kazimierza - pracy
.• około uporządkowania-©be.wiązkóyykleru, a będzie
to zasługą Aarona. Ciekawą stroną tego będzie to,
że wiąże się to bądź co bądź z duchem reformy klu-
niackiej. Jak świadczą rozmaite Consuetudines Ciu-
niacenses z XI i z początku XII w., zwyczaj ten wpro-
wadziło do życia klasztornego Ciuny, a przez związek
ź Ciuny robiły to inne zreformowane klasztory. Od
benedyktynów dostał się ten zwyczaj także do innych
zakonów, kler świecki zdaje się “nigdy nie był do
tego zobowiązany, i to byłoby interesujące w naszym
wypadku. W każdym razie ostatnie słowo w tym
względzie jeszcze nie -zostało wypowiedziane, a mam
wrażenie, że zagadnienie to kryje w sobie jeszcze
wiele spraw, których wyjaśnienie przyczyniłoby się
do lepszego zrozumienia dziejów kościoła, polskiego
w tym tak ciemnym okresie 227.

227 por. Thamofer Handbuch der kathol. Liturgik II s.
500; por. Mignę Patrologia lat. CXLIX, Consuetudo Clumacen-
sis, napisana przez Udairyka na. żądanie Wilhelma opata hir-
sausikiego. Koi. 646, c. III i koi. o. V. Wł. Abraham, Początki
biskupstwa i kapitały krakowskiej, twierdzi, że przejął ten

Kościół

549,

Jeżeli pod względem zrozumienia, co to są owe
gradus vivorum, sądzić należy, że słuszność jest po
stronie Wł. Abrahama, to trzeba tu też zaznaczyć,
że co się tyczy sprawy rozdziału kapituły na świec-
kich duchownych, którzy pozostali wedle T. Wojcie-
chowskiego przy katedrze, i na mnichów, którzy
przenieśli się do Tyńca, postawił on swą kombinację,
wcale ciekawą. Sądzi on, że kiedy Kazimierz spro-
wadził Aarona z pewnym zastępem mnichów do
Krakowa i kiedy powierzył mu infułę krakowską,
pokazało się, że katedra jest spalona, jak i mieszkanie
dla biskupa i kleru. Wtedy Aaron zamieszkał ze
swymi towarzyszami w Tyńcu, zapewne opustosza-.
łym, i wraz z benedyktynami zajął się urządzaniem
diecezji. Kiedy jednak katedra została odbudowana,
Aaron urządził przy niej prezbiterium złożone z du-
chowieństwa świeckiego, zakonnicy zaś pozostali
w Tyńcu. Ale w ten sposób przeszedł zwyczaj odpra-
wiania psalmów gradualnych, odmawianych, przez
zakonników, na duchowieństwo świeckie jako pew-
nego- rodzaju. przeżytek po benedyktynach, pierwotnie
stanowiących prezbiterium Aarona. Ta bardzo ładnie
pomyślana kombinacja Wł. Abrahama musi na razie
pozostać dezyderatem naukowym, który może kie-
dyś w przyszłości da się czymś silniej poprzeć. Obec-
nie można stwierdzić to tylko, że w okresie rządów

zwyczaj słynny klasztor w Hir&au. Rzecz w gruncie swym
bardzo wątpliwa, por. A. Brackmann Gesammelte Ąufsdtze
Weimar 1941, pracę pt. Die Anfange von Hirsau s. 272 n.,
z czego wynika, że reforma Hirsau (nastąpiła nie prędzej
jak w r. 1079, czyli że nie mógł to być początek ani Hir-
sau, a wątpliwe, czy w ogóle z Niemiec. Raczej by trzeba
było szukać jakiegoś ognisika dalej na Zachodzie.

850

Kazimierz • Odłlozoiciel

Aarona, który wedle tradycji miał być równocześnie
opatem tynieckim, istnieje jakiś głębszy związek
między katedrą a Tyńcem, jakieś elementy bene-
dyktyńskie, poza samym Aaronem, niewątpliwie mni-
chem, odgrywały tu, zdaje się, poważniejszą rolę.

Jak widzimy, prócz Krakowa działał i rozwijał
się Tyniec, pochodzący wedle tradycji z Leodium 22a.
To życie, które odczuwamy pulsujące w Krakowie czy
w rządzonym przez Aarona Tyńcu, zawdzięczać na-
leży niewątpliwie przemyślanym zarządzeniom Kazi-
mierza, zarządzeniom zmierzającym do odbudowy
ładu i porządku zarówno w państwie i społeczeństwie,
jak w kościele, tak dotkliwie wzruszonym poprzednią
katastrofą. Jeżeli rozwijał się Kraków i Tyniec dzięki
Aaronowi, to wynikało to z ducha Kazimierzowego.

Po tej dłuższej dygresji o osobistości Aarona
i śladach jego działalności wrócić musimy do sprawy
organizacji kościoła w Polsce za czasów Kazimierza

Odnowiciela. • ,

Wyżej już, na podstawie listu Grzegorza VII do

Bolesława Śmiałego, stwierdziliśmy, że skutki kata-

228 Co się tyczy Tyńca to sprawa jego początków nie •
jest do dziś dnia rozwiązana i można wątpić, czy kiedykol-
wiek zdoła ją nauka rozwiązać. Nie mówi się dziś oczywiście
o Bolesławie Chrobrym jako fundatorze, przeważa opinia, że
Tyniec powstał za Kazimierza Odnowiciela w związku z Aa-
ranea-n. T. Wojciechowski, który sam był głównym przedsta-
wicielem tej tezy, w swych Szkicach przenosi jednak ciężar
sprawy w czasy Bolesława Śmiałego. Uznając wagę niektó-
rych zresztą tylko argumentów T. Wojciechowskiego, sądzę,
że jednak raczej należy iść za tradycją, wiążącą Tyniec z Ka-
zimierzem i Aaronem. Pamiętać trzeba, że ostateczne ustale-
nie się takiej fundacji często trwało bardzo długo, tak że proces
powstawania zaczęty za Kazimierza mógł łatwo zakończyć się
za Bolesława Śmiałego czy nawet zaWładysława Hermana.

Kościół

551

strofy pierwszych lat rządów Kazimierza odbijały się
długo i ciężko na organizacji kościelnej, w ten spo-
sób przede wszystkim, że władza metropolitalna zna-
lazła się w stanie rozprzężenia. Tłumaczyłem to
faktem podniesienia pretensji arcybiskupstwa magde-
burskiego, być też może, że Aaron, otrzymawszy pa-
liusz, dążył również do uwolnienia się od związku,
zwłaszcza jeżeli sądził, że jakieś tytuły spadają na
niego ze strony tamtej zaginionej metropolii. Ale
żyje u nas przekonanie, reprezentowane przez zna-
komitego badacza, Wł. Abrahama, że wskutek na-
jazdu ruskiego arcybiskupstwo gnieźnieńskie upadło,*
Aaron usiłował je zastąpić arcybiskupstwem krakow-
skim, ale skoro i to okazało się efemerydą, miał
popaść, kościół w Polsce w zupełny rozstrój, do-
piero czujność Grzegorza VII miała go obudzić
z uśpienia.

Otóż nie posiadamy ani jednego pozytywnego do-
wodu na to, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie prze-
stało istnieć. Luka w naszym spisie arcybiskupów
gnieźnieńskich, bardzo zresztą interesująca, zaczyna ,
się na dziesięć lat przed najazdem czeskim, a kończy
się na podstawie roczników w wiele lat po koronacji
Bolesława Śmiałego. Luka ta mogłaby świadczyć,
o braku arcybiskupów, ale nie musi — przecież mo-
głaby świadczyć, gdyby ją ktoś tak chciał tłumaczyć,
że arcybiskupstwo przestało istnieć jeszcze za czasów
Mieszka II. Jedno tylko, co z całą pewnością można
wywnioskować, to to, że dzisiejszy zrąb roczników, wy-
wodzących się z Krakowa, pomieścił tam wiadomości
tyczące się biskupów krakowskich, za to pominął —
czy też wręcz się nie interesował tym, co się działo
we Wrocławiu, Poznaniu czy Gnieźnie. Nie może

552

Kazimierz Odnowiciel

być uznane za dowód, że nie było biskupów we
Wrocławiu, Poznaniu czy Gnieźnie, to, że roczniki
krakowskiego pochodzenia o nich nie mówią. Wia-
domość o zniszczeniu katedr w Gnieźnie i Poznaniu
nie świadczy o zaginięciu władzy biskupiej, zapewne
zniszczona była katedra w Krakowie, ale biskupi nie
zniknęli, gdy we Wrocławiu nie mamy wiadomości
o zniszczeniu katedry, chociaż istnienie tu biskupów
wydaje się dość wątpliwe. I później katedry się pa-
liły, bywały burzone, biskupi przenosili się na pewien
czas do innego kościoła, do czasów odbudowania świą-
tyni, ale nie przestawali istnieć. Tak zatem tych argu-
mentów nie możemy uważać za wystarczające, by
wytłumaczyć istniejącą lukę jako skutek zupełnej
zatraty organizacji kościelnej w Polsce, tak jak dużo
przesady w tym, jeżeli stosunki opisane w r. 1075
przez Grzegorza VII przenosimy w całej rozciągłości
do r. 1038. Z uwag powyższych wynika, że potrzeba
by poważniejszych jeszcze wskazówek, by przyjąć
w całej pełni zdanie, że całość organizacji kościoła
w Polsce uległa w latach 1031 do 1038 tak dalece
głębokiemu rozgromowi, że trzeba ją było dopiero
tak późno, za czasów dopiero Grzegorza VII i Bo-
lesława Śmiałego z podstaw nieledwie odbudowywać.
Niewątpliwie organizacja prowincji kościelnej gnieź-
nieńskiej była mocno wstrząśnięta,- z polityką nie-
miecką Kazimierza Odnowiciela były może połączone
i pewne trudności dla samodzielności kościelnej, które
można by dostrzec choćby w żyjących intencjach
Magdeburga czy w jakichś dekretach Leona IX, na
które powołuje się Innocenty II. Ale żeby cała kon-
strukcja prowincji gnieźnieńskiej miała runąć, na
to nie ma wystarczających wskazówek, a utworzenie

Kosciól

55»

biskupstwa płockiego przez Bolesława Śmiałego,
wskazuje na to, że Gniezno stało i żyło. Bo przecież
Bolesław Śmiały nie mógł sam, bez zgody papieżay
utworzyć biskupstwa, a papież, potwierdzając taką
fundację, nie mógłby przejść do porządku dziennego
nad sprawą, do jakiego związku metropolitalnego bę-
dzie nowa diecezja należeć. Sam zresztą list Grzego-
rza VII nie zaprzecza, że istnieje w Polsce władza
metropolitalna, podkreśla tylko, że rzeczywiście, z bli-
żej nam nie znanych powodów, władza metropoli--
talna była w rozkładzie. I to obojętnie jaka, czy ta,
którą ustanowił Sylwester II, czy ta, którą Norbert,
przypisywał Leonowi IX. Łatwo sądzić, że jeżeli
naprawdę był jakiś zamach ze strony Leona na kościół
polski na korzyść Magdeburga, czy nawet jeżeli Mag-
deburg samowolnie wysuwał pewne roszczenia, by
sam taki fakt nie wprowadził głębszego nieładu
w sprawy kościelne polskie. Trudno wreszcie przy-
puścić, by kanonicznie przeniesiono władzę metropo-
litalną na arcybiskupów magdeburskich, bo taka
sprawa nie dałaby się Grzegorzowi VII tak łatwo
usunąć, jeżeli właśnie wtedy Sasi i biskupi sascy
byli wiecznymi sprzymierzeńcami papieża. Wreszcie
jeszcze jedna uwaga, ubocznie tylko zrobiona, nieład
pewien w stosunkach opisanych w r. 1075 mógł wy-
wołać plany, a zapewne i poczynania Bolesława Śmia-
łego około zamierzonej rozbudowy organizacji ko- •
ścielnej. Takie plany nowych biskupstw i nowych
podziałów mogły mieć i swe doraźne skutki ze strony
niechętnego tym planom episkopatu.

Stąd wniosek, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie
raczej przetrwało burzę, niżby miało umrzeć. Kazi-
mierz, tak dbały o Kraków, a następnie o Wrocław,

554

Kazimierz Odnowiciel

nie zapomniał niewątpliwie o Gnieźnie i Poznaniu.
Mamy poza tym pewną ilość wskazówek, które do-
wodzą, że arcybiskupstwo istniało i trwało nadal.

Przede wszystkim za taką uważam ów zapisek
rocznikarski z r. 1064 odnoszący się do konsekracji
katedry gnieźnieńskiej 229. Byłoby rzeczą bardzo
dziwną i mało zrozumiałą, gdyby Bolesław Śmiały,
a niewątpliwie jeszcze jego poprzednik Kazimierz,
budowali katedrę, gdyby ją konsekrowali, a na arcy-
biskupa dla niej czekali aż do chwili, kiedy Grze-
gorz VII dostrzeże, że ich nie ma, przyśle legatów
i sprawę załatwi. Raczej to istniejący arcybiskup
pilnował sprawy budowy kościoła 230, przypominał
ją monarsze i on konsekrował wystawiony kościół
w r. 1064.

Na to mamy wiadomość współczesną, pochodzącą
z pewnego źródła, że jakiś arcybiskup polski wy-
święcił pewnego biskupa skandynawskiego. Rzecz się
miała, jak następuje: W r. 1050 umiera król szwedzki,
Jakub Amund, po którym objął tron Emund TT
Slemme, 1050 do 1054 lub 1056, “pessimus", jak
pisze o nim Adam Bremeński: “Nam iste a concu-
bina Olaph natus erat, et cum baptizatus esset, non
multum de nostra religione curavit" 231. Miał on
przy sobie pewnego biskupa, Osmunda, znanego
w dziejach szwedzkich pod przezwiskiem “acepha-
lus". Był on biskupem Scary, gdzie nastąpił po

. 229 MPH II s. 831.

230 Por. T. Wojciechów stoi Kościół katedralny s. 184 uw. 2.

.. s" MGH SS VII s. 340. Zwracam uwagę, że pisze to czło-
wiek -współczesny, doskonale w sprawach tyczących się ar-
cybisilcUlpstwa hamburskiego pOMrEomiowany i anawca stosun-
ków północnych i wschodnich.

555

Siegfriedzie, który rządził tą diecezją jeszcze około
r. 1043 232. Za czasów tego Siegfrieda zaczynał
Osmund swoją karierę duchowną, bo jak świad-
czy Adam, Siegfried oddał go do szkoły ka-
tedralnej w Bremie. Osmund zostawszy biskupem
udał się do Rzymu po ordynację, której mu tam z nie-
- znanych powodów odmówiono. Zapewne nie chciano
ordynować takiego biskupa bez zgody, a może wbrew
woli arcybiskupa hamburskiego: “...indeque repul-
sus, per multa loca circuivit erroneus, et sic demum
ordinari meruit a quodam Poloniae archiepiscopo".
Stać się to mogło po śmierci Siegfrieda, który jest
jeszcze koło r. 1043 biskupem Scary 233.. Za czasów
zaś Emunda jest już Osmund ż powrotem w Szwecji,
gdzie “...iactavit se papa consecratum in illas partes,
archiepiscopum". Posłańcy Adalberta arcybiskupa
hamburskiego widzieli “...girovagum Osmund archie-
piscopali morę crucem prae se ferentem", to jest uży-
wającego paliusza i krzyża, niewątpliwie bezprawnie.

Takie wypadki fałszywych arcybiskupów czy też
nadużywania tego tytułu nie były wtedy rzadkie,.
Równocześnie prawie, na synodzie w Moguncji,
w r. 1049, wytoczył przed papieżem sprawę duchowny
burgundzki Bertold, przeciw arcybiskupowi Besancon
Hugonowi, twierdząc, że dawno został on arcybisku-
pem, że otrzymał paliusz i że Hugo nie ma żadnych
praw do aTcybiskupstwa234.

232 A: D. Jorgensen Den Ńordiska Kirkes II s. 90, 657;

Series episcoporum s. 335...
238 A. D. Jorgensen Den Ńordiska Kirkes II s. 657.
234 por. E. Steindorff Jahrbiicher d. deutsch. Reichs -u.;

Hemrich III, II s. 97. C. Griinhaigen Adalbert Erzbwhof./wn:

Hamburg s. 67, 68, 117, 118, S. Kętrzyński O palliuszu bisku-

556

Kazimierz Odnowiciel

Oskarżeń Bertolda nie wysłuchano, obwiniono go
o symonię i uznano za prostego szalbierza. Stać się
to miało głównie za sprawą obecnego na synodzie
Adalberta, arcybiskupa hamburskiego.

Otóż ów Adalbert, który tak ostro zwalcza Ber-
tolda, miał w Szwecji podobnego fałszywego arcy-
biskupa w osobie Osmunda i w tym można szukać
powodu akcji Adalberta przeciw Bertoldowi. Wyrok
wydany na Bertolda mógł być pewnym precedensem
w sprawie Osmunda. Sprawdzili zatem wysłannicy
Adalberta, że Osmund swe owieczki “non sana fidei
nostrae doctrina corruperit". Stało się to jeszcze za
życia Emunda, bo jego następca Stenkil jest wy-
mieniony jeszcze jako zwykły książę, “nepos an pri-
vignus regis". Dopiero za rządów Stenkila, około
r. 1059, zdołał Adalbert wyprzeć Osmunda i osadzie
na jego miejscu Adalberta, jak to wspominają zgodnie
Adam Bremeński i skandynawskie źródła 235. Osmund,
wypędzony ze Szwecji, zmarł w Anglii, w klasztorze
Ely, za czasów opata Thurstana, 1066—1071 236.

, Jak z powyższego wynika, Osmund przyjął sakrę

w polskich XI w. e. 242. Grunhiagen nie wiąże ze sobą
sprawy synodu w Moguncji i sprawy Osm-unda, w każdym
razie nie kwestionuje, że spór o prawność święceń Osmunda
jest z okresu po śmierci Jakuba Amunda ,i że wyświęcenie
go w Polsce nie może być dużo wcześniejsze.

MGH SS VII s. 340. SS RR Danii VI s. 614. “lo Sueo-
n-ia dpiscopatus prefuit (sc. Adalbertus) Adalvairdum senio-
rem contra Osrnuindum Acephalum Gotiae".

236 Anglia Sacra I s. 609, T. Gale Hist. Brit. SS XV
s. 514, Histoniia Eliensis opowiada, że Osmund bawii na dwo-
rze króla Edwarda, zm. 1066, że był “grandaevus et honora-
bilis", po czym osiadł w klasztorze Ely, gdzie “Otnnłia epis- •
copalia apud cos corum petitione faciebat".

Kościół

557

biskupią w Polsce, z rąk arcybiskupa polskiego, gdzieś
zapewne między r. 1045 i 1049 237. Najwcześniejszą
możliwą granicą byłby r. 1044, gdyż w r. 1043 był
biskupem jeszcze prawdopodobnie Siegfried, którego
daty śmierci nie znamy. Należy także liczyć się z cza-
sem potrzebnym Osmundowi na daleką podróż ze
Szwecji do Rzymu i na dalsze jego wędrówki po
świecie, zanim zawitał do Polski. Ostatecznym ter-
minem mógłby być r. 1054, kiedy prawdopodobnie
umiera Emund, lecz ponieważ Osmund jest wymie-
niony jako całkiem współczesny Emundowi, który
wstąpił na tron w r. 1050, więc jest. rzeczą prawdo-
podobniejszą, że już w tym czasie był Osmund kon-
sekrowanym biskupem i zaczął się podszywać pod
godność arcybiskupią. Nadto właśnie w r. 1049 na
synodzie mogunckim występuje Adalbert hamburski
tak gwałtownie przeciw owemu fałszywemu metro-
policie z Besancon, co jest wcale wyraźną wskazówką
o Osmundzie, że jego sprawa była w owym czasie na
porządku dziennym, żywo już interesowała Adal-
berta.

Otóż zdaje się nie ulegać wątpliwości, że właśnie
w tym czasie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa
przed r. 1049, a nie w okresie przed wypadkami lat
1037 i 1038, otrzymał Osmund święcenia biskupie
w Polsce, i to z rąk polskiego arcybiskupa. Wyklu-
czone tu być musi udzielenie mu sakry przez Aarona.
który nie wcześniej jak w lecie r. 1049 mógłby był

237 Podobną datę podaje A. D. Jorgensen. Den Nordiska.
Kirkes. A. Hałyck Kirchengeschichte Deutschlands Leipzig
1904 III s. 663, uważa wprost, że Emund mianował biskupem
Osmunda i żadnych zastrzeżeń nie wysuwa co się tyczy ar-
cybiskupa gnieźnieńskiego.

558

Kazimierz Odnowiciel

otrzymać paliusz w Kolonii. Oczywiście honorowa
wyróżnienie Aarona paliuszem nie dawało mu praw
arcybiskupich, “plenitudinem pastoralis officii", jak
się o tym wyrażają bulle papieskie, ale tyle rzeczy
się robiło przecież wbrew prawu. Ale tytułu arcybi-
skupiego, czy nawet pretensji do niego nie mógł
jeszcze wtedy mieć, i trudno przypuszczać, by pod
tytułem archiepiscopus Poloniae mógł być oznaczony
Aaróń.

Za to arcybiskup gnieźnieński, ten który miał
prawo do tytułu Poloniae archiepiscopus, lubo do
wyświęcenia Osmunda nie miał prawnych podstaw,
mógł mieć po temu rozmaite powody.

Przede wszystkim stosunek biskupów skandynaw-
skich do Hamburga-Bremy był bardzo zbliżony do
stosunku kościoła w Polsce do arcybiskupstwa mag-
deburskiego. Jak Magdeburg do XII w. rościł sob,ie
pretensje do zwierzchnictwa kościelnego nad Polską,
tak i Hamburg rozciągał swe prawa, tylko na lepszej
podstawie prawnej, na wszystkie kraje Europy pół-
nocnej, które znowu dążyły do wyzwolenia się od
zawisłości hamburskiej. Toteż w tym samym czasie,
kiedy skierowano bullę Innocentego II przeciw Gnieznu,
ukazała się podobna bulla wymierzona przeciw arcy-
biskupstwu w Lundzie. W dążeniach do usamodziel-
nienia się interes arcybiskupów gnieźnieńskich zbie-
gał się z separatyzmem biskupów skandynawskich,
tak jak naturalnymi tu sprzymierzeńcami byli me-
tropolici magdeburski i hamburski. Walczy o swą
swobodę wytrwale Skandynawia przez cały wiek XI,
przy czym jedną z form często używanych jest szu-
kanie sobie konsekratora nie w Hamburgu, lecz gdzie-

Kościół

559

kolwiek bądź, najczęściej w Anglii338 Może w chwili;

kiedy Adalbert hamburski uciera się z Bertoldem
pseudometropolitą Besancon, gdy w Scara biskup
Osmund uchyla się spod władzy Adalberta. i aroguje
sobie prawa arcybiskupie z paliuszem i krzyżem,
a inny biskup szwedzki szuka sobie konsekratora
zamiast w Hamburgu, w Norwegii, arcybiskup mag-
deburski stara się u Leona IX o jakieś prawa zwierz-
ćhnicze nad kościołem w Polsce. Tak przede wszystkim
zagrożony arcybiskup gnieźnieński miał żywotny
interes w popieraniu separatyzmu skandynawskiego.
Z polskich zaś biskupów może najmniej miał do tego
skłonności i zrozumienia Aaron, daleki swą diecezją
od spraw północnych, skandynawskich, a prawdopo-
dobnie swymi kolońsko-leodyjskimi związkami naj- •
bardziej złączony z interesami episkopatu niemiec-
kiego.

Mogły tu wreszcie odgrywać pewną rolę i względy
polityczne. Kazimierz musiał pozostawać w pewnych
stosunkach z państwami skandynawskimi. Sygryda-
-Swiętosława, siostra Chrobrego, była babką Jakuba.
Amunda i Emunda. Wnuczką tej Swiętosławy, a cór-
ką Olafa była żona Jarosława, z którego siostrą.
a raczej córką był żonaty Kazimierz. Jedna z córek
Jarosława, Elżbieta, wyszła za mąż za Haralda, póź-

238 A. Hauck Kirchengeschichte Deutschlands III s. 682,
gdzie m. in. cytuje pismo Aleksandra II, w którym powie-
dziano: “...quod episcopi vestrae proyinciae aut non ,sunt con-
seorati aut data pecunia... in Anglia aut Galia pessime sunt or-
dinati". Tamże liczniejsze przykłady wyłamywania, się bi-
skupów skandynawskiicti od obowiązku konsekrowania się
u swego metropolity.

560

Kazimierz Odnowiciel

niej króla Norwegii. Jak widzimy, stosunki i dawne,
i świeże łączyły dwór polski ze Skandynawią, sto-
sunki te musiały być bardziej ożywione niż niezwykle
skąpe o nich wiadomości czy wskazówki, bo było
przecież wiele- zagadnień politycznych, które zbliżały
do siebie tych władców. Były to: sprawa bałtycka,
sprowadzająca się w Polsce do zagadnienia Pomorza
"i Prus, stosunek do cesarstwa, wreszcie zagadnienie
samodzielności kościelnej. Toteż i Kazimierz mógł
ze względów politycznych być zainteresowany wy-
święceniem Osmunda, mógł polecić arcybiskupowi
wyświęcenie szwedzkiego biskupa. Mógł wreszcie być
Osmund polecony Kazimierzowi przez szwedzkiego

krewniaka.

Jak wiadomo, potrzeba do konsekracji biskupa

trzech biskupów. Zatem w wypadku Osmunda prócz
. arcybiskupa winno było być jeszcze dwu biskupów,
a jakiegokolwiek wzięlibyśmy tu pod uwagę, zawsze
wynik będzie jednakowy, to jest, że w prowincji ,
kościelnej gnieźnieńskiej zniszczenie kościoła nie
mogło dotknąć zbyt głęboko szczytów i podstaw

organizacji 239.

Ciężkie zarzuty rozprzężenia tej organizacji ko-
ścielnej, które wysuwa list Grzegorza VII, musiały
mieć jednak swe realne podstawy: nie można wątpić,
że źródła tego sięgały zapewne już w te czasy, mia-
nowicie że są złączone z jakąś bliżej nam nie znaną
akcją magdeburską, o czym zdaje się świadczyć wia-

239 St. Kętrzyńska. O palliuszu biskupów polskich XI w.
Chętnie przyznaję rację "Wł. Abrahamowi, Początki biskup-
stwa i kapituły katedralnej w Krakowie, że tego przepisu
prawa kanonicznego mię należy brać zbyt regorystycznte.

z-ró KDWP I s. 8 dok. 6

Koścżót

561

domość bulli Innocentego II z r. 1133 240 o jakimś
dekrecie Leona IX skierowanym przeciw niezależ-
ności kościoła polskiego. Czy nie było to związane
z owym synodem mogunckim z r. 1049, kiedy Adal-
bert hamburski zwalczał Bertolda — co mogłoby
być pretekstem dla arcybiskupa Hunfrieda, by jakieś
oświadczenie papieża wyzyskać, dziś już nie dojdzie-
my — w każdym razie na podstawie dziś istnieją-
cego materiału nie można oceniać kościoła w Polsce
jako zniszczonego do szczętu. Główne zręby organi-
zacji, przynajmniej o ile chodzi o prowincję kościelną
gnieźnieńską, ostały się, lubo kościół w Polsce prze-
-chodził okres pewnego osłabienia, rozstroju, walki
z czynnikami zewnętrznymi, jak z Magdeburgiem
zapewne. Przechodził okres ten dłużej, niż należało.
Jeżeli możemy sądzić, że Kazimierz, sam wykształ-
cony, a wychowany w klasztorze, syn chwalonego
z oddania się sprawom kościoła Mieszka II i pobożnej
Rychezy, odczuwał głęboko sprawy kościelne, co wi-
dać chociażby po tradycji wiążącej jego imię z fun-
dacją Tyńca i odnowieniem biskupstwa wrocławskiego,
to trzeba tu powiedzieć, że widocznie samo papiestwo
mało dbało o sprawy tej odległej prowincji kościoła.
Benedykt IX dał się przekupić Czechom, gdy cho-
dziło o sprawy polskie, Leon IX, sam zresztą dawny
członek episkopatu niemieckiego, uległ, jak się zdaje,
interesom cesarstwa i Magdeburga. Papiestwo, bardzo
zresztą w tych czasach ruchliwe, było samo w bardzo
ciężkich warunkach, mając obok siebie przepotężne
Niemcy Henryka III i potęgę militarną normańską
we Włoszech. Koła kluniackie parły do reformy, gro-
ził rozłam z Konstantynopolem. Wreszcie szybkość
zmian na tronie papieskim, liczne przesilenia z anty-

36 Polska X—XI wieku

562

Kazimierz Odnowiciel

papieżami, przyczyniały się niewątpliwie do tego, że
papiestwo nie miało możności zająć się głębiej spra-
wami polskimi i że tolerowało taki, nie całkiem wy-
jaśniony stan rzeczy.

Jeżeli Aaron, o ile poszlaki nie mylą, był Anglo-
sasem czy Irlandczykiem, to mny biskup polski,
Hieronim, we Wrocławiu, sądząc po imieniu, nie uży-
wanym w krajach germańskiego języka, był zapewne
Włochem. Widać z tego, że z tamtymi stronami
utrzymywał Kazimierz pewne stosunki. Można tu
tylko ogólnikowo stwierdzić, że co najmniej do po-
łowy XI w. trwały między Polską a eremitami reguły
św. Romualda, kamedułami, pewne stosunki 241 i przy
ich pomocy mógł Kazimierz mieć z klasztorem
w Avellana jakiś bliższy kontakt, jak i stamtąd czer-
pać pewien zasób potrzebnych mu duchownych. Za
to dziwny jest brak wszelkich bezpośrednich wiado-
mości o jakichkolwiek związkach z wielkim ruchem
kluniackim. Na pośrednie, nieliczne i małomówne
wskazówki już wyżej zwróciłem uwagę — trudno
wierzyć, by z głównymi centrami tego ruchu nie
było żadnego stosunku.

Anonim-Gall wychwalając działalność kościelną
Kazimierza Odnowiciela podkreśla, że ze szczególnym
zamiłowaniem wspomagał klasJsto-xy,-meskie i __żeńsk4e.
O klasztorach męskich prawie nic w Polsce w owym
czasie nie wiemy — mógł myśleć tu kronikarz o kla-
sztorze tynieckim, jeżeli rzeczywiście w tych czasach
został fundowany, może mówił o jednej z dawniej-
szych fundacji, jak w Trzemesznie czy Łęczycy, czy

sil i. Wojciechowski Szkice s. 23, o stosunkach koło
r. 1042 między Polską a Avellana. Por. T. Silnicki Dzieje
i ustrój kosciola na Śląsku, Historia Śląska II s. 29.

Kościół

563

wreszcie w koloniach eremickich, które może tu
i ówdzie przetrwały burzę. Co się tyczy klasztorów
żeńskich, o których nie mamy żadnych wskazówek,
to zapewne miał tu Anonim-Gall na myśli raczej
klasztory niemieckie, w których sześć sióstr Rychezy,
wreszcie ona sama, siedziały jako mniszki i abba-

tysy. -

Tu trzeba wspomnieć o jednym drobnym fakcie
z zakresu życia kościelnego, który może się odbił
w przyszłości na sprawach kościoła w Polsce, to jest
na pierwszym znanym nam zetknięciu się Hildebran-
da, późniejszego papieża Grzegorza VII, z Polską;

Kiedy Hildebrand jako legat papieski bawił w r. 1057
w Niemczech, spotkał się na konsekracji biskupa
eichstadskiego Gundechara w Póhlde z jakimś nie
znanym nam z imienia, jak i ze stolicy biskupem
polskim242. Zapewne Hildebrand posiadał w owym
czasie już sporo wiadomości o Polsce, choćby przez
swego przyjaciela Piotra Damiani, który mógł mu
był niejedno zasłyszane o naszym kraju opowiedzieć.
Mógł się też bliżej zapoznać z zagadnieniami polskimi,
kiedy jako kapelan internowanego w Niemczech pa-
pieża bawił czy to w Spirze, czy w Kolonii. Jeżeli
bawił wtedy w Kolonii, to przez Herimana i Rychezę

242 MGH SS VII s. 246. Gundechaci liber pontificaUs
Eicbstetenslis: “...in 16 Kał. Nov. to. sedem episcppalem... ia1-
thronizatus. In die autem sanofł Johannis apostoli plus cąe-
teris Deo diiecti, in loco qui dicitur Pfolede ad summum gra-
<lum p,rovectus est sacerdotis". Tu następuje wymienienie
wielu dostojników przy tej uroczystości obecnych, między
.innymi małego Henryka IV, cesarzowej reigentki Agniesztó,
Hildebrandia, kardynała diakona i legata papieskiego, wiela
arcybiskupów, biskupów, między tymi aaa ostataim miejsca
jest wymieniony “unus de regione quae dicitur Bolani".

564

Kazimierz Odnowiciel

mógł niejednej rzeczy dowiedzieć się o Polsce, Ka-
zimierzu i kościelnych sprawach. Teraz w r. 1057
mamy pierwszy stwierdzony wypadek zetknięcia się
osobistego przyszłego papieża z biskupem polskim,
od którego mógł się wielu rzeczy dowiedzieć o tej
odległej prowincji rzymskiego kościoła.

Takie są, drobne co prawda i ułamkowe, ślady
raczej i okruchy pracy Kazimierza, któremu potom-
ność nadała zaszczytny i wymowny przydomek
“Odnowiciela".

Tu może będzie nie od rzeczy rzucić okiem nieco
w następstwa pracy Odnowiciela. Jeżeli on podtrzy-
mywał energicznie stosunki z Zachodem, z Kolonią,
Leodium, Brauweiler i Rzymem, to jego następca,
idąc śladem ojca, wiąże się silnie już z Grzego-
rzem VII. Tą drogą podtrzymuje się istnienie starych
katedr prowincji gnieźnieńskiej, na gruzach zaś tej
drugiej, zaginionej podczas katastrofy pomieszkowej
prowincji kościelnej powstają z biegiem czasu nowe
biskupstwa, płockie, włocławskie, do których dochodzą
jeszcze biskupstwa lubuskie i pomorskie. Ale włą-
cza się je do prowincji gnieźnieńskiej — zdrowa
z punktu widzenia państwowego i kościelnego myśl
posiadania większej liczby biskupstw skupionych w dwu
prowincjach kościelnych, pod dwoma metropoliami,
jak ograniczenia terytorialnego zbyt wielkich obsza-
rów pewnych diecezji upada i ginie. Skutkiem tego
episkopat, w pierwszym rzędzie arcybiskup gnieź-
nieński i biskup krakowski, wyrosną obok władzy
świeckiej na groźne, rywalizujące z księciem potęgi.
Jeżeli mało który z klasztorów przetrwał burzę, bo

Kultura umysłowa

565

życie ich dalsze było, zdaje się, już tylko wegetacją,
to powstają nowe, Tyniec, Mogilno, Lubin, potem:

św. Krzyż, św. Marcin, Sieciechów, ale chociaż i one
powstawały w związku z Zachodem, choć i one były
koloniami mnichów, sprowadzonych np. jak Tyniec
czy Lubin ze stron walońskich, to jednak powsta-
wały one już w tym czasie, kiedy w zakonie św. Be-
nedykta tętno życia słabło wyczerpane wiekową
walką Q reformę kościoła, o wyswobodzenie papie-
stwa i o podniesienie moralności świeckiego kleru.
Zakon doprowadzony do zwycięstwa swych idei za-
czął słabnąć, gasnąć, uginając się częściowo pod cię-
żarem ogromnych majątków, które zdobył poprzednio.
Toteż i nieznaczna rola, którą odegrały u nas te póź-
niejsze fundacje benedyktyńskie, tłumaczy się tym»
że nie mogły one wydobyć ze siebie odpowiedniego
i niezbędnego entuzjazmu twórczego dla swej w Pol-
sce działalności, skoro brakowało go już tam, skąd
przybywały do nas kolonie mnichów benedyktyńskich.
.Nie widać też w tych benedyktyńskich opactwach,
hojnie przeważnie uposażonych, pędu do misji, który
mieli eremici w początkach XI w. Prawda, że na razie
może była bardziej wskazana misja wewnętrzna niż
myśl o nawracaniu okolicznych pogan — dopiero
późno w XII w. zjawi się ona jako konieczność poli-
tyczna w związku z podbojem Pomorza, a następnie
Prusaków. Na misje śladami św. Wojciecha i św. Bru-
nona trzeba będzie czekać długo na cystersów, którzy
tam skierują swe wysiłki.

Ale i w tym okresie istnieje silny ruch wymiany
ludzi z Zachodem. Po przetrzebieniu duchowieństwa
w Polsce podczas zawieruchy za Kazimierza Odno-
wiciela, trzeba było myśleć o zastąpieniu • brakują-

566

Kazimierz Odnowiciel

cych duchownych nowymi, a przy tworzeniu nowych
kościołów czy fundowaniu klasztorów również ma-
teriał ludzki musiał być dostarczony z Zachodu. Ko-
lonia, Liege, okolice dolnego Renu, tak jak były
dawniej, tak i teraz są kolebką wielu ludzi, którzy
stamtąd ciągną do Polski. Stamtąd przybywa Aaron,
biskup krakowski i opat tyniecki, mnich poprzednio
klasztoru w Brauweiler, a zapewne i inni biskupi,
jak Franko, Balduin, Maur. Mamy zresztą z tych
czasów liczne i wymowne wskazówki o żywym ruchu
panującym między Polską a stronami dolnego Renu
i Mozy. Zdaje się też, że i z Włochami, z którymi
stosunki były tak ożywione za czasów Bolesława
Chrobrego, są także utrzymywane pewne związki.
Bądź co bądź i w tym okresie przybywają do Polski
nowe zastępy duchownych z Zachodu, między któ-
rymi można wymienić kilka imion ludzi niewątpliwie
wybijających się ponad przeciętną miarę, ale obok
nich zjawiają się również i duchowni polscy, Polacy,
przeznaczeni do służenia społeczeństwu, nie tylko
państwu i kościołowi, a warstwa ta własnych du-
chownych wykazuje tendencję do wzrastania i zastę-
powania, i wypierania obcych przybyszów." W rękach
obcych i teraz,, i zapewne jeszcze przez dłuższy czas
znajdować się musiały szkoły, których nauczyciele
z trudnością tylko mogliby się przygotowywać
w kraju do wykonywania swego zawodu. Taki
św. Otto bamberski zaczyna właśnie swą świetną ka-
rierę duchowną jako nauczyciel w Polsce, zaczyna
ją jako nauczyciel także świeckich uczni, jak sądzić
wolno. Takich jak Otto musiało być wielu, i widać,
że byli chętni uczniowie, skoro przybysze z obcych
stron dążą do Polski, by tu dorabiać się fortuny

Kultura umysłowa

567

jako nauczyciele. Obok szkół katedralnych czy kla-
sztornych tworzą się także biblioteki, a zaintereso-
wanie pewne książkami okazuje się, kiedy za czasów
Władysława Hermana, zapewne przez pośrednictwo
jego żony Judyty, przybyły do Polski znane kodeksy
praskie, a za pośrednictwem jego drugiej żony, Ju-
dyty salickiej, znakomity kodeks emmeramski. W tym
czasie, na przełomie w. XI i XII, przybywają do
nas znane nam dwa kodeksy zbioru prawa kanonicz-
nego, tzw. Collectio tripartita, niewiele zapewne
później glossa Anzelma z Laon 243. Z samego począt-
ku XII w., z r. 1110, zachował się spis książek biblio-
teki katedralnej krakowskiej, niebogatej co prawda,
bo liczącej niecałe pół setki tytułów, ale widać sta-
rannie pielęgnowanej. Jest tam sporo rzeczy służą-
cych codziennemu użytkowi kościelnemu, liturgicz-
nych ksiąg, ale jest i Etymologie Izydora ze Sevilli,
są dzieła Boetiusa, Terentiusa, Statiusa, jest Persius,
Salustius i Owidiusz de Ponto. Zwraca też uwagę
istnienie w tej bibliotece dwu zbiorów praw longo-
bardzkich, jedyne dwa rękopisy prawnicze, obok
Tripartity, zresztą nie wymienionej w tym spisie. Jest
zagadką, do czego służyć mogły katedrze krakowskiej
zbiory praw longobardzkich, wskazują one jednak,
że w drugiej połowie XI w. musiały istnieć jakieś
bliższe stosunki tej katedry z Włochami, bo przede
wszystkim z Włoch mogły przybyć także rękopisy
do Krakowa. Nie można wątpić, że i inne katedry
oraz klasztory musiały posiadać podobne biblioteki
jak Kraków, biblioteki nieduże i niebogate. Częściowe

243 Wł. Semkowicz Rocznik tzw. świętokrzyski dawny
RAUhf 1910/53.

568

Kazimierz Odnowiciel

ślady takich bibliotek zachowały się po dziś dzień,
lubo nie zostały one dotąd opracowane i wyzyskane.
Ale książki znajdowały się poza kościołem również
w posiadaniu dynastii, w jej skarbach. Pomiędzy
skarbami, które są w posiadaniu Salomei, wdowy po
Bolesławie Krzywoustym, są również rękopisy, sły-
szymy o Psalterium magnum auro conscriptum, w jej
posiadaniu był także przez jakiś czas Codex Gertru-
dianus244. Rękopisy te zaliczone były ze względu
na kosztowne ich wykonanie, złote pismo, miniatu-
ry do skarbów; ale były zapewne w posiadaniu dy-
nastii i inne rękopisy, służące bądź modlitwie, bądź
literaturze. W połowie XIII w. in archivo ducis
w Krakowie znajdują się kroniki polskie, zapewne
kronika mistrza Wincentego. Można przypuszczać, że
był to zbiór tworzony pokoleniami, dziś niestety
przepadły bez śladu.

Dbałość o tworzenie nowych biskupstw, fundacje
klasztorów, zakładanie kościołów, sprowadzanie du-
chownych z Zachodu, sprowadzanie nauczycieli, uczo-
nych, przeznaczonych nie tylko dla ludzi stanu du-
chownego, ale i dla świeckich, pewne staranie o książki
i biblioteki, początki archiwów kościelnych, i klasztor-
nych, dowodzi, że pod koniec XI w. wiele szkód wy-
rządzonych przez tzw. reakcję pogańską ulec musiało
częściowej naprawie, częściowo może poszły w za-
pomnienie. Stosunki między Zachodem a Polską
trwają nadal, napływ potrzebnych Polsce sił du-
chownych nie zatrzymuje się: są tu Częściowo Niem-
cy, głównie jednak przychodzący z południa, czę-
ściowo Flamandzi i Waloni, może Francuzi, a mamy
też w początkach XII w. wypadek, że działa w Pol-
244 MPH II, por. pracę: Codex Gertrudianus.

Kierunki polityczne i kulturalne

569

sce czy na Pomorzu niejaki Bernard, Hiszpan. Ale
zaczyna się już okres wyjazdów Polaków za grani"
cę na studia. Do Saksonii do klasztoru posyła się
Zbigniewa, Jakub, późniejszy arcybiskup gnieźnień-
ski, odbywa swe studia, jak się zdaje, w Laon215,
świeccy nawet puszczają się na dalekie pielgrzymki
-do Compostelli, Sieciech do St. Gilles, a Piotr Włast
po Niemczech. Zapewne i Rzym musiał być celem
podróży niejednego duchownego czy świeckiego
z Polski, tym więcej, że od początków XII w. coraz
częściej słyszymy o przysyłaniu legatów do Polski,
o żywszych i bliższych stosunkach kościoła polskie-
go z Rzymem. Rzym zaczyna się goręcej interesować
tą odległą prowincją kościoła. Nie można też wy-
kluczyć, czy wielki ruch wywołany pierwszą wy-
prawą krzyżową nie popchnął tego czy innego du-
chownego lub świeckiego z Polski do pielgrzymki

do Ziemi św.

Zainteresowanie się tym, co się dzieje w świecie,
nie może być teraz mniejsze niż poprzednio. Mogą
być tylko środki uzyskiwania wskazówek i wiado-
mości mniej doskonałe niż wtedy, kiedy Bolesław
Chrobry kupował sobie złotem przychylność panów
niemieckich. Ale i położenie polityczne było teraz
różne od poprzedniego, bo cesarstwo wskutek walki
z papiestwem przechodzi ciężki kryzys wewnętrzny,
tak iż na polu stosunków polsko-niemieckich panuje
pewnego rodzaju zacisze. Prawda, że na gruzach
autorytetu władzy Henryka IV i jego następców po-
wstają we wschodnich stronach Niemiec nowe siły,
które z biegiem czasu będą w możności bądź wspie-

245 Wł. Semkowicz Rocznik tzw. świętokrzyski dawny.

570

Kazimierz Odnowiciel

rac koronę w jej wschodniej polityce, bądź same pro-
wadzić na własną rękę politykę agresji na wschodzie,
politykę dotykającą żywotnych interesów polski. Ale
Polska skrzepiona istniejącym od czasów Kazimierza
Odnowiciela porozumieniem z Rusią, a od czasów
Bolesława Śmiałego prawie stałym przymierzem
z Węgrami, mogła patrzeć spokojnie na swą za-
chodnią granicę. Gdyby nie wiele ciężkich przesileń
wewnętrznych, jak rewolta przeciw Bolesławowi
Śmiałemu, sprawa Sieciecha, a potem Zbigniewa, to
dywersje czeskie czy chwilowe przebudzenie się am-
bicji niemieckich na Wschodzie nie przeszkodziłyby
Polsce w jej ekspansji ku ujściom Odry. A stałe się
tam usadowienie Polski mogło mieć niezwykle do-
niosłe znaczenie dla jej dalszego rozwoju. Dorzuciło-
by to bowiem do tych czynników, które w XII w.
zaczną się politycznie wybijać na wierzch, inny czyn-
nik, w Polsce prawie nie znany, silną na Pomorzu
Zachodnim warstwę ludzi, opierających swój byt na
handlu i szerokich ze światem stosunkach. Mogło to
było stworzyć samodzielnie ten ruch, który potem,
drogą recepcji i wciągania żywiołu obcego w XIII w.
się wytworzył — można było myśleć samemu o wy-
tworzenie polskiego, rodzimego stanu trzeciego, któ-
ry byłby przeciwwagą rolniczego rycerstwa i na rol-
nictwie opartego stanu duchownego.

Osłabienie czasowe parcia na wschód i aktywności
niemieckiej w drugiej połowie XI w. tworzy wrażenie
pewnego zacieśnienia horyzontów politycznych Pol-
ski za czasów Bolesława Śmiałego, Władysława Her-
mana i w pierwszych latach rządów Bolesława Krzy-
woustego. Wrażenie to jest zapewne błędne, oparte
o kryterium braku wyraźnych starć z cesarstwem.

Kierunki polityczne l kulturalne

571

I w tym okresie nie brak oznak szeroko zakrojonych
planów politycznych i żywego działania. Ruś i Węgry
są polem wytężonych wysiłków Polski, z Czechami
są stosunki przeważnie nieprzyjazne, zagadnienie po-
morskie i parcie ku ujściu Odry i Wisły góruje nad
całym, tym okresem. Nie brak też wyraźnego zainte-
.resowania wielkimi problemami politycznymi, które
dzieliły Europę na obozy wzajemnie się zwalczające.
Polska Bolesława Śmiałego trzymała stronę Grzego-
rza VII, zapewne więcej ze względów politycznych,
ze względu na swą politykę w stosunku do Henry-
ka IV i do Sasów, niż dla planów kościelno-politycz-
nych papieża. Ale w tym wielkim, powszechnego,
światowego znaczenia konflikcie Polska brała udział
jako jeden z uczestników rozgrywającego się dra-
matu. Następca jego, o ile pozory nie mylą 246, stał
przez jakiś czas po stronie antypapieża Klemensa III
Wiberta. I na to stanowisko Polski miały wpływ
względy polityczne, nie kościelne. Ale w tamtym jak
i w tym wypadku były to zagadnienia interesujące
ogół ówczesnego świata chrześcijańskiego, zagadnie-
nia największej doniosłości, jak sprawa przebudowy
stosunku papiestwa do cesarstwa i sprawa najwyższej
prawowitej władzy w kościele. W sprawach tych za-

246 Teza o podległości P.olstei za Władysława Hermana
Klemensowi III, postawiona przez T. Wojciechowskiego, Szki-
ce historyczne, wynika raczej z całej konstrukcji niż z bez-
pośrednich danych. Sam podzielam to zdanie, uważam jednak
za stosowne dodać aasitrzeżeriiie, o ile pozory nie mylą. Zdaje
mi się, że można, by się pokusić o pewne argumenty prze-
ciwstawiające się tej tezie, argumenty, które może by nie
miały dostatecznej siły, by isąd ten obalić, lecz nigdy, by nie
zmniejszyć zaufania nasizego do tej ciekawej kombinacji.

572

Kazimierz Odnowiciel

jęła Polska stanowisko dyktowane jej nakazem jej
polityki. Bywali i poprzednio antypapieże, można
jednak wątpić, czy władcy polscy żywiej się intere-
sowali tymi sprawami. W tym jednak wypadku
względy polityczne zmuszały ich do wzięcia bardziej
czynnego udziału w tej walce — zainteresowania pol-
skie sięgały daleko, do progów lateraneńskiego pałacu
i do łoża umierającego w Salerno Grzegorza VII.
Sam fakt wyboru między jedną a drugą obediencją
zmuszał do głębszego wniknięcia w podstawy rozdwo-
jenia kluniackiego, rozszerzając tym widnokrąg Pol-
ski i dając sposobność lepszego zrozumienia mecha-
nizmu świata i ocenienia sił obu stron walczących,
z jednej strony cesarstwa, a z drugiej papiestwa. Ja-
kościowo zapewne polityka tych czasów nie nosi
piętna takiej siły i takiego rozmachu, jak ją cechuje
okres rządów Bolesława Chrobrego — ciąży na niej
zawsze osłabienie po klęskach Mieszka II i Kazimie-
rza Odnowiciela. Ale zacieśnienia horyzontów nie wi-
dać, obejmują one, o ile sądzić można, cały prawie
kontynent europejski, lubo kierunek orientacji poli-
tycznej odwracać się zaczyna od Zachodu i przenosi
się na Wschód.

Ale zainteresowania kulturalne trzymają się Za-
chodu. Poza ogniskami dawnymi ujść Renu, Mozy
i Skaldy, z którymi zawsze utrzymuje Polska naj-
żywsze stosunki, poza Laon i szkołą św. Anzelma,
wiążą Polskę jakieś bliższe związki ze słynnym opac-
twem św. Idziego, St. Gilles en Provence, dalej z Pra-
gą, Ratyzboną i Bambergą, a w niedługim czasie
z Zweifalten w Szwabii. Przybywa w tym czasie do
Polski kult św. Idziego, żywo podtrzymywany przez
Hermana, ratyzboński kult św. Emmerama, kult ko-

Kierunki polityczne i kulturalne

573

lońskich świętych, św. Gereona i św. Feliksa i Adaukta,
wreszcie, zapewne też leodyjskiego pochodzenia, kult
św. Leonarda. Są tego tylko ślady, ślady mało znane
i jak dotąd mało zbadane. Kult św. Wojciecha, tak
rozkwitły za czasów Bolesława Chrobrego, jest teraz
w stanie pewnej pasywności spowodowanej zapewne
zabraniem jego zwłok do Pragi. Dopiero kiedy się
zatrze wspomnienie tego ciężkiego świętokradztwa,
zacznie się ten kult ożywiać na nowo, zjawią się cuda
św. Wojciecha 247, pielgrzymki do jego grobu, nawet
znajdą się w Gnieźnie jego relikwie. Ale kult pobocz-
, nych św. Wojciechowi świętych, jak Pięciu Braci czy
Brunona z Kwerfurtu, zdaje się, że zanika prawie
zupełnie, znika też pamięć tych, którzy zginęli śmier-
cią męczeńską w czasie zawieruchy pomieszkowej.
W tym czasie za to powstaje kult św. Swierada, przy-
najmniej w pewnych stronach kraju, jako kult lo-
kalny, a dzięki bliskim stosunkom z Węgrami rychło
przenika do nas kult św. Stefana. Tragedia na Skałce
pozostaje bez większego oddźwięku, kult późniejszy
zacznie się krystalizować w związku ze śmiercią i ka-
nonizacją św, Tomasza.

2-" Anonim-Gall, lib. II c. 6.

VII. 1054—1058. OSTATKI RZĄDÓW
ŚMIERĆ KAZIMIERZA
JEGO STOSUNKI RODZINNE

Ciztery ostatnie lata życia Kazimierza pozbawione
są zupełnie wiadomości źródłowych. Od śmierci też
Henryka III, 3 października 1056 r., nie zaszło nic ta-
kiego, co by mogło wyprowadzić Polskę na szerszą
widownię. Wstąpienie na tron małoletniego Henry-
ka IV, regencja cesarzowej matki osłabiły władzę kró-
lewską i stąd można przypuszczać, że w Polsce na-
cisk władzy królewskiej był słabszy. Zdaje się jed-
nak, że wypadki w Niemczech nie zmieniły przy-
jaznych stosunków Kazimierza z dworem cesarzowej.
W r. 1057, 27 grudnia, spotykamy w Póhlde, w to-
warzystwie cesarzowej Agnieszki i Henryka IV ja-
kiegoś biskupa polskiego248, który przybył do Nie-
miec najprawdopodobniej jako poseł Kazimierza, by
w jego imieniu uczestniczyć w obchodzie świąt Bo-
żego Narodzenia. Że było to raczej poselstwo, a nie-

348 MGH VII s. 246. Gundecbari liber pontificuim Eichstet..

Ostatki rządów

575

jakiś przypadkowo wojażujący po Niemczech biskup,
świadczy zarówno to, że spotykamy go w otoczeniu
cesarzowej i króla, jak i to, że data tego spotkania
przypada na okres wielkich świąt kościelnych, na te
terminy przypadały zwykle spotkania z obcymi ksią-
żętami czy ich posłami. Poselstwo owe miało zapewne
na celu podkreślenie istniejących dobrych stosunków
łączących Polskę z Niemcami. Przynajmniej nie zna-
my poważnego politycznego powodu, który by zmu-
szał w tym czasie Kazimierza czy to do szukania
u regentki poparcia, czy też tłumaczenia się z tego
czy innego zarzutu.

Jest to ostatnia wiadomość o czasach Kazimierza,
jaką zanotowały nam źródła. W rok potem zmarł Ka-
zimierz dnia 28 listopada 1058 r. licząc zaledwie lat
42 życia249. Zmarł niewątpliwie przedwcześnie. Je-
go ojciec, Mieszko II, zmarł w wieku lat 44, prawda
że zdaje się gwałtowną śmiercią, jego dziad Bolesław
Chrobry nie dożył lat sześćdziesięciu. Wiek mężczyzn
tego rodu nie był wysoki, trudy panowania, walk
i podróży wyczerpywały zapewne szybko ich siły ży-
wotne. Mało który z Piastowiców dożył wieku starca.

Z żony Dobroniegi Marii doczekał się Kazimierz
czterech synów, z których najstarszy w chwili śmierci
ojca był już wedle pojęć ówczesnych pełnoletni, lecz
zaledwie dorosły. Był to Bolesław Śmiały, urodzony
nie prędzej jak w r. 1040. Drugim z kolei, urodzonym
zatem nie prędzej jak w r. 1041, był Władysław Her-
man, Trzecim był Mieszko, urodzony 16 kwietnia

24» O." Balzar Genealogia s. 85—87.

576

Kazimierz Odnowiciel

1045 250, wreszcie czwarty był Otto, który urodził się
zapewne w r. 1046 lub 1047 201.

Jak w imieniu Hermana odnajdujemy * imię brata
Rychezy Herimana, tak tu przebija się stosunek Ka-
zimierza do drugiego brata Rychezy, Ottona, zmarłe-
go r. 1047. Dowodzi to, że Kazimierz musiał utrzy-
mywać żywsze stosunki z rodziną matki. Była też
córka zrodzona z tego małżeństwa, Swiętosława-

280 MPH II s. 794.

261 O. Balzer Genealogia s. 109. O. Balzer stwierdza na
podstawie za.pisek rocznik arskich, że zmarł on w r. 1048. Za-
piski te jednak odnoszą się raczej do Ottona szwabskiego
zmarłego w r. 1047. Dziwnym by było, gdyby zapiskę taką
zrobiono o paroletnim dziecku. Następnie wiadomość Anonimia-
-Galla wydaje się być wcale wiarogodna: mówi on o potom-
stwie Kazimierza jak człowiek dobrze poinformowany, ale
czyżby był powód wymienienia w XII w. dwuletniego dziecka,
które jako takie nie odegrało żadnej roli w rodzinie. Czy
nawet mogła istnieć o nim tradycja dworska po upływie lat
sześćdziesięciu? A dalej Anonim-Gall, lib. I c. 30, wyraźnie
mówi, że Władysław Herman “mortuo itaque (Bolesław) rege
aliisque patribus defunctis... solus regnavit", mówi zatem
.o Mieszku i Ottonie tak, jak o ludziach, którzy pomarli
w takim czasie, kiedy mogli być władającymi obok Bolesła-
wa i Hermana. Oczywiście argumentacja powyższa nie może
być uznana za taką, która bezwzględmie usuwa tezę O. Bal-
.zena, bo za jego opinią przemawiać będzie formalnie to, że
w rocznikach zapisana jest pod r. 1048 śmierć jakiegoś Otto-
na, a Otto szwabski, wuj Kazimierza, zmarł w r. 1047, nie
w r. 1048. Trafiają się co prawda często w rocznikach omyłki
o rok, ale czy mamy tu do czynienia z omyłką, czy poprawną
datą, wykazać się nie da. Sprawa zresztą jest trzeciorzędnego
znaczenia, gdyż Otto, czy zmarł mając lat dwa, czy dwa-
dzieścia, nie zapisał się niczym. Jedynie zagadnienie, czy
podział państwa po śmierci Kazimierza nastąpił między trze-
ma czy czterema synami, mógłby nas interesować, niestety
i o tym nie dają nam źródła wiadomości.

Ostatki rządów

577

-Swatawa, zapewne licząca się do młodszych dzieci
pary książęcej, skoro dopiero w parę lat po śmierci
ojca wydana została za Wratysława II, księcia, a po-
tem króla czeskiego 252. Z dwu sióstr, które posiadał
Kazimierz, jedna wydana została za Belę, późniejsze-
go króla węgierskiego 253, druga, Gertruda, w r. 1043
wyszła za mąż za Izasława, syna Jarosława, wzmac-
niając w ten sposób związki polsko-ruskie zadzierz-
gnięte przez Kazimierza 254.

W chwili śmierci Kazimierza pozostawało zatem
czterech synów, z których przynajmniej dwu, Bo-
lesław i Władysław Herman, byli w wieku zdatnym
do rządów. Mieszko i Otto mogli za takich uchodzić
niedługo później. Była to zatem sytuacja przypomi-
nająca moment śmierci Bolesława Krzywoustego,
kiedy pozostawało pięciu synów rozmaitego wieku.
W myśl zasad, którymi rządziły się w owych czasach
przeważnie państwa owoczesne, w myśl zasad praw-
nych, które długo jeszcze stosowano w Polsce, trzeba
było pomyśleć o podziale państwa między sukcesorów.
I tu, zdaje się, wobec obawy rozdrobnienia dzie-
dzictwa i osłabienia państwa drogą działów, zastoso-
wano, jak sądzić można, po raz pierwszy system se-
nioratu. Szedłby zatem tu wzór z Rusi Jarosława
i Czech Brzetysława. Następcą został Bolesław Śmia-
ły, pod jego zwierzchnią władzą otrzymali swe udziały
jego młodsi bracia. Dwaj z nich wcześnie pomarli,
.jeden tylko Herman, który przeżył Bolesława, był,
jak się zdaje, przez długie lata lojalnym podległym

262 O. Balzer Genealogia II s. 16.

2B3 Tamże II s. 12.

254 Tamże II s. 13. Por. Codea; Gertrudianus.

37 Polska X—XI wieku

578

Kazimierz Odnowiciel

seniora, rządząc, jak się przypuszcza, dzielnicą ma-
zowiecką (T. Wojciechowski). Byłby to pierwszy ob-
jaw odczucia, że może być inny, odmienny interes
państwa od interesu rodziny i że dynastia sama, do-
tychczas wykładnik osobistych, z punktu widzenia
prawa prywatnego branych, interesów rodowych i ro-
dzinnych, musi też złożyć ofiary na ołtarzu interesu
publicznego zawartego w pojęciu państwa i narodu.

Ze śmiercią Kazimierza zjawia się postać Bolesława
Śmiałego, który miał prowadzić dalej dzieło Odnowi-
ciela. W okresie jego rządów, dziwnie dotąd ciem-
nych, a zaciemnionych jeszcze więcej sprawą św. Sta-
nisława, epizodem tragicznym, ale tylko epizodem
w ramach dużych wypadków i znakomitych pod wie-
lu względami wyników, dojrzało i urzeczywistniło się
wiele spraw, o których jego poprzednik nie mógł je-
szcze marzyć. Doszło do skutku ostateczne zorganizo-
wanie się i ustalenie kościoła w Polsce, uwolnienie
się od zwierzchności niemieckiej, wreszcie uwieńcze-
nie się koroną, co prawda na dwa z górą wieki po
raz ostatni.

DODATKI

J. Bolesław, syn Mieszka II

Istnienie starszego brata Kazimierza, zwanego Bo-
lesławem, jest od dawna przedmiotem uwagi i za-
ciekawienia badaczy. Krytyka polska ostatnich dzie-
sięcioleci przyjęła egzystencję takiej osobistości za
pewnik, dano jej dość dokładne nawet daty urodze-
nia i śmierci. Toteż nawet w podręcznikach obok Ka-
zimierza zjawia się jego brat Bolesław.

Pierwszym, który stanowczo, a w sposób jak zawsze
niezwykle zręczny i pomysłowy, oświadczył się za
istnieniem takiego Bolesława, był T. Wojciechowski
w pracy o Kazimierzu Mnichu. Takie twierdzenie
było koniecznie i niezbędnie potrzebne T. Wojcie-
chowskiemu, bo bez istnienia takiego syna Mieszka II
nie sposób byłoby myśleć o oblacji Kazimierza na
mnicha, którą T. Wojciechowski silnie podtrzymywał
W powyższej swej pracy. O. Balzer, w swej znakomi-
tej Genealogii Piastów teorię T. Wojciechowskiego nie
tylko przyjął w całości, ale rozwinął i w szczegółach

ST

580

Kazimierz Odnowiciel

wykończył, uczyniwszy owego Bolesława prawym,
najstarszym, synem. Mieszka II i Rychezy.

Wiadomość o Bolesławie znajdujemy jedynie
w Kronice Wielkopolskiej i w paru pochodnych z niej
drobnych rocznikach. Brzmi ona: “Iste Męsko de
sorore Ottonis imperatoris genuit duos filios, vide-
licet Boleslaum et Casimirum. Quo anno domini mil-
lesimo XXXIII mortuo, filius ejus primogenitus Bo-
leslaus eidem successit. Qui postquam in regno coro-
natus fuisset, matri suae multa opprobria inferebat.
Cujus nequitiam mater sua nobilissima ferre bon va-
lens, recepto filio suo Casimiro parvulo, Saxoniam
yersus Brunswik, ad solum paternum remeavit, ibique
puero literis imbuendum apposito, monasterium
quoddam sanctimonialium dicitur intravisse. Boles-
laus autem propter saevitiam et immanitatem scele-
rum, quam exercebat, diademate regio insignitus vi-
tam małe terminavit, nęć in numero regum et prin-
cipum Poloniae, propter suam nequitiam, reperi-
tur" 255.

Długosz, który znał Kronikę Wielkopolską, nie od-
ważył się wciągnąć tego Bolesława do swego opowia-
dania, jednak opierając się na tej wiadomości podał
oczywiście wykombinowaną datę jego urodzin
i śmierci, każąc mu umierać jeszcze za życia ojca.

Tu wtrącić należy, że kronika klasztoru w Brau-
weiler fundacji Ezzona Ehrentrieda, ojca Rychezy,
zaznaczyła, że powodem divortium między Rychezą
a jej mężem była kobieta, jakaś konkubina Miesz-
ka II 256. Już myślowym dopełnieniem tej wiado-

2BB MPH II s. 484.
256 MPH I Mnich Brunwilerski.

Bolesław, syn Mieszka II

581

mości jest przypuszczenie, że skutkiem miłości Miesz-
ka II do tej jego kochanki była miłość do dziecka,
które z nią mógł mieć (o tym Kronika Brauweiler-
ska co prawda nie mówi), a tym ukochanym dziec-
kiem tej ukochanej kobiety miał być Bolesław.

Otóż oceniając przekaz Kroniki Brauweilerskiej,
poza brakiem tam pozytywnej wzmianki o potom-
stwie, trzeba zaznaczyć, że gdyby taki związek miał
miejsce gdzieś w początkach pożycia małżeńskiego
Rychezy z Mieszkiem, czy przed ich małżeństwem, to
z tego powodu czekała dziwnie długo Rychezą, by
rozejść się ze swym małżonkiem. Byłoby też rzeczą
bardzo dziwną i nieprawdopodobną, by Mieszko swe-
mu nieślubnemu synowi za życia ojca dał imię no-
szone przez seniora rodu. Gdyby zaś sprawa takiej
konkubiny wynikła, jak zresztą było najprawdopo-
dobniej, już po śmierci Bolesława Chrobrego — to
syn z takiego związku zrodzony mógł mieć w chwili
śmierci Mieszka II osiem lat, a może mniej, trudno
zatem przypuścić, by mógł stawać do walki o następ-
stwo z Kazimierzem, mającym wtedy lat osiemna-
ście. Jak widzimy, jest tu w tej kombinacji kilka dość
poważnych trudności.

Przejdźmy jednak do rozbioru wiadomości poda-
nych przez Kronikę Wielkopolską. Autor tej kroniki,
piszący w końcu XIV w., posiadał bez wątpienia
wiele wiadomości obcych innym naszym kronikarzom,
wiadomości nieraz wcale interesujących, które mo-
głyby być, zdaje się, przedmiotem starannego bada-
nia, by dojść, skąd mógł on czerpać takie, po części
poprzednim naszym kronikarzom nie znane informa-
cje. Łatwo sobie wyobrazić, że te, może obcego po-
chodzenia wiadomości, przedstawiały dla autora kro-

582

Kazimiesz Odnowiciel

niki nie byle jakie trudności, by je wprowadzić
w związek ze źródłami polskimi, z których czerpał.
W tych warunkach należało źródło polskie pragma-
tycznie powiązać z taką wiadomością, a to powodo-
wało znowu konieczność oparcia się nieraz o fantazję
autora, skoro nie starczyło materiału realnego. Ten
wzgląd nakazuje nam wielką ostrożność, dużą rezer-
wę przy korzystaniu z takich wiadomości tej kroniki,
które poza nią nigdzie się nie, pojawiają.

T. Wojciechowski w pracy powyżej cytowanej sta-
rał się poprzeć i wzmocnić wersję Kroniki Wielko-
polskiej, wytwarzając hipotezę o poemacie powsta-
łym w XIII w., w którym miała się znajdować opo-
wieść o mnichostwie Kazimierza i o rządach Bolesła-
wa. Z tego poematu, szacowniejszego wiekiem niż
Kronika Wielkopolska, autor Kroniki miał zaczerpnię-
tą swą wiadomość o Bolesławie. Nie wchodzę tu
w krytykę argumentów, którymi usiłował T. Wojcie-
chowski poprzeć swą hipotezę o rzekomym poema-
cie — nie o to mi chodzi — zaznaczam tylko, że ist-
nienia w nim ustępu o Bolesławie dowieść mógłby
fakt, gdyby ustęp taki powtarzał się, był zużytko-
wany przez dwa choćby czy trzy źródła z takiego
pierwowzoru czerpiące. Opowieść jednak o Bolesła-
wie pojawia się jedynie w Kronice Wielkopolskiej,
dwa inne źródła (wymienione przez T. Wojciechow-
skiego) nic o nim nie wiedzą — stąd wniosek, że je-
żeli nawet przyjmie się istnienie poematu, trudno
byłoby przyjąć, że wersja o Bolesławie musiała się
w nim znajdować. Raczej brak wiadomości o nim
w pozostałych źródłach świadczyłby o tym, że nie
było tam mowy o Bolesławie. ,

Ale chociaż pochodzenie przekazu ó Bolesławie

Bolesław, syn Mieszka II

583

nie opiera się o rzekomy poemat o Kazimierzu Od-
nowicielu, jest prawdą bijącą w oczy, że autor Kro-
niki Wielkopolskiej pragnął restytutować w historio-
grafii polskiej fakt zapomniany, to, że ów zapomnia-
ny książę “nęć in numero regum et principum Po-
loniae... reperitur". Tego sobie nie mógł wymyślić,
musiał mieć jakieś źródło, którym oczywiście nie
był poemat T. Wojciechowskiego. Wiele szczegółów
sam sobie dorobił, jak sprawę koronacji owego Bo-
lesława, zupełnie po klęsce Mieszka II niemożliwą,
jak opowiadanie o jego stosunku do Rychezy mają-
ce wytłumaczyć, dlaczego Rycheza opuściła Polskę
z Kazimierzem, i tu określonym jak parvulus, chociaż
miał wtedy lat osiemnaście. I tu zatem ciążyła nad
autorem legenda wytworzona przez Anonima-Galla.
Jednym słowem autor Kroniki Wielkopolskiej do-
rabiał liczne szczegóły do jakiejś pozytywnej wiado-
mości, którą posiadał o jakimś mu nieznanym księ-
ciu polskim, księciu, który musiał żyć mniej więcej
w tych czasach.

Zwykle się twierdzi, iż milczenie źródeł nie dowo-
dzi nieistnienia osoby, faktu etc. — źródła przecież
przemilczają wiele zdarzeń, niejednokrotnie pierwszo-
rzędnych. Słuszne to twierdzenie nie powinno być
jednak nadużywane. O Bezprymie nie wiemy nic ze
źródeł polskich, wszystko zaś, co wiemy, pochodzi
z niemieckich roczników. O Bolesławie zaś nie wie-
dzą nic zarówno źródła polskie, jak niemieckie — ni-
komu, prócz późnej z XIV w. Kronice Wielkopolskiej
nie jest on znany. Wobec tego należałoby uważać to
ogólne milczenie raczej za znak dyskredytacji tego prze-
kazu; za dowód nieistnienia takiego Bolesława, nie za
brak u wszystkich poprzednich wiadomości o nim.

584

Kazimierz Odnowiciel

Bo czyż takie źródła niemieckie, które notują tyle
wiadomości o walkach Mieszka II z bratem, które
tak żywo interesują się zdarzeniami w Polsce, zamil-
czałyby o Bolesławie? A Kronika klasztoru w Brau-
weiler, która opowiada nam o skandalach rodzinnych
i domowych Mieszka II, czyżby pominęła ten szczegół?
Ona chyba nie miała powodu milczeć tak jak źródła
polskie, którym pamięć okrutnika Bolesława zamy-
kała usta, jak twierdzi autor Kroniki Wielkopolskiej.
Dlaczego wreszcie roczniki, zwłaszcza Rocznik kapi-
tulny krakowski, który ma od XI w. tyle wcale do-
kładnych dat o Piastowicach, nie wciągnąłby choćby
daty urodzenia, jak to było z Kazimierzem, jeżeli
już o czynach i śmierci mówić nie chciano?

Pierwsza część omawianego tekstu Kroniki Wiel-
kopolskiej aż do słów “dicitur intravisse" składa się
przeważnie z opowieści opartych na Anonimie-Gallu,
jak wersji o mnichostwi.e Kazimierza, do których, ze
względu na to, co miało być dalej podane, dołączono
owego Bolesława i jego koronację, gdyż i Kazimierz
jest dla autora Kroniki Wielkopolskiej także “rex".
Ciekawą wiadomością nie wiadomo skąd zaczerpniętą
jest to, co autor mówi o Brunszwiku jako patrimo-
nium Rychezy. Zapewne miał na myśli Brauweiler,
w każdym razie nie można wątpić, że o losach Ry-
chezy miał on jakieś samodzielne źródło, które, mó-
wiło o niej, o jej losach, o jej synu Kazimierzu i o jej
późniejszym wstąpieniu do klasztoru.

Część następna pragnie odświeżyć w historiografii
polskiej fakt zapomniany czy nieznany, że był książę
polski, który rządził i panował, ale który z powodu
swych zbrodni źle skończył życie. Ponieważ autor
Kroniki Wielkopolskiej nie znalazł w żadnym źródle

Bolesław, syn Mieszka II

585

polskim o takim księciu wiadomości, zatem doszedł
do wniosku, że został on jako niegodny z pocztu ksią-
żąt i króli polskich wykreślony.

Wiemy, że był taki książę, o którym nic nie mówią
źródła polskie, który wypędziwszy brata w jesieni
r. 1031" panował w Polsce do wiosny 1032 r., o-którym
napisały roczniki niemieckie, że odznaczył się nieby-
wałą tyranią i srogością. I ten książę źle życie za-
kończył, zamordowany nie bez wiedzy brata czy bra-
ci. Za jego czasów rzeczywiście Rycheza bawiła na
wygnaniu w Niemczech, czy bawił z nią syn Kazi-
mierz, nie wiadomo, można przypuszczać, że taki
wniosek mógł autor Kroniki Wielkopolskiej sam so-
bie wykombinować, jeżeli uciekła matka, a- syn jej
był “parvulus", to zapewne ukochanego dziecka nie
pozostawiła w kraju, zabrała go ze sobą do Niemiec.

Takim księciem był jednak nie Bolesław, lecz
Bezprym, nie brat Kazimierza, ale brat Mieszka II.
Wszystkie szczegóły, które podaje autor Kroniki
Wielkopolskiej, przystają jak najdokładniej do Bez-
pryma. By w ciągu lat paru było po sobie dwu takich
książąt, tak do siebie podobnych, to uważać należy
nie za niemożliwe, ale w najwyższym stopniu nie-
prawdopodobne. -

Z powyższego wynika, że autor Kroniki Wielko-
polskiej musiał mieć przed sobą jakąś nie znaną dziś
starożytną notatkę, zawierającą wiadomości, w któ-
rych był wymieniony prawdopodobnie Bezprym, w któ-
rej była mowa o Rychezie i o jej pobycie w Niem-
czech. Co by to była za notatka, skąd ją i w jakich
okolicznościach dostał autor do ręki, tego zapewne
już nie dojdziemy. Zapewne też nie doszedł do niej
w Polsce, nie uważał jej z& źródło krajowe, skoro

586

Kazimierz Odnowiciel

pisze wyraźnie, że władca ten został wykreślony ze
spisu książąt polskich.

Jest też i pozostanie zawsze rzeczą zastanawiającą,
jak wiadomości o Bezprymie, przechowane w Rocz-
nikach hildesheimskich z r. 1032 zgadzają się z tek-
stem przechowanym w Kronice Wielkopolskiej.
Wprowadzają one w zdumienie jednakowymi wyra-
żeniami i zwrotami, tym samym tekstem i porządkiem
myśli. Nie chcę tu wyciągać wniosków, które posta-
wiłem w r. 1899 w mej pracy o Kazimierzu Odno-
wicielu, że autor Kroniki Wielkopolskiej wprost czer-
pał z Roczników hildesheimskich 257, wydaje mi się
dziś taki sąd zbyt śmiały, ale że autor miał przed
sobą jakiś tekst, w którym były analogiczne zwroty,
jak w Rocznikach hildesheimskich, to nie może ulec
najmniejszej wątpliwości. Potwierdza to następujące
zestawienie:

Kronika
Wielkopolska
Boleslaus autem propter sae-
mtiam scelerum, quam exer-
oebat, (diademate regio in-
signitus) vitam male termi-
nami.

A n. na le s
Hildesheimenses
Hoc anno Bezbriem ob in-
manissimam tirannidis swe
sevitiam a suis et etiam nion
sine fratrum suorum machi-
natione interfectus est.

Jakim zaś sposobem mogła się dokonać przemiana
Bezpryma na Bolesława? Tłumaczenia mogą być naj-
rozmaitsze: mogło być w tekście imię zaznaczone sa-
mą literą B, którą autor kroniki rozwiązał na Bo-
leslaus, tak jak by to może zrobił i niejeden histo-
ryk, mogło też imię tak obco brzmiące i autorowi nie-
znane zupełnie jak Bezprym- wydać się pomyłką pi-

257 Por. moją pracę s. 368. Por. SS RR Germ. XXI s. 37.

Bolesław, syn Mieszka II

587

sarza, którą poprawił na znane mu i tyle razy po-
wtarzające się w rodzie piastowskim imię Bolesława.
Ze złej kombinacji autora nie mogącego mieć peł-
nych źródeł, dziś nam znanych i dostępnych, wynikły
błędy następne, jako to uczynienie go synem Miesz-
ka II zamiast bratem, jak przeniesienie jego dzia-
łalności o parę lat później, na czasy już Kazimierza.
W ten sposób pragnął zapełnić lukę, którą odczuwał
po śmierci Mieszka II, kiedy Rycheza, jak sądził,
z maluczkim Kazimierzem żyła na wygnaniu w Nie;cn-
czech. -

Jest to, mym zdaniem, jedyne rozwiązanie tej za-
gadki. • -

Gdyby jednak ktoś nie uznawał wagi przytoczo-
nych powyżej argumentów, nie byłoby, mym zdaniem,
innej możliwości, jak wyciągniecie najdalej idących
konsekwencji z tego, co w tej sprawie napisał
O. Balzer w Genealogu Piastów, z tą tylko różnicą,
że wobec jednozgodności najpoważniejszych źródeł pol-
skich i obcych, że Rechyza miała tylko jednego syna, Ka-
zimierza, trzeba by wysunąć wniosek, że przed r. 1013,
przed ślubem z Rycheza, pozostawał Mieszko II
w jakimś innym związku, legalnym i uznanym,
w którym spłodził syna Bolesława. Jest tu tylko
jedna trudność, tj. że dobrze poinformowany o sto-
sunkach rodzinnych Bolesława Chrobrego Thietmar,
który umie wymienić wszystkie po kolei małżeństwa
Chrobrego, który podaje też wiadomość o małżeństwie
Mieszka z Rycheza, nie wspomina ni słowem o tym,
by Rycheza była już drugą żoną Mieszka. I to byłaby
bardzo znaczna trudność, nie powiem taka, która
by obalała rzecz całą, ale czyniła ją mało prawdo-
podobną.

588

Kazimierz Odnowiciel

W takiej zaś formie, jak to chciał widzieć T. Woj-
ciechowski, że Bolesław był synem Mieszka II zro-
dzonym z konkubiny, o tym trudno i myśleć — przede
wszystkim syn taki nie otrzymałby imienia seniora
rodu — dostałby imię, tak jak Zbigniew czy nawet
Bezprym, jakieś po rodzie matki, niedynastyczne»
nie książęce.

II. O “ablacji" Kazimierza

Z zagadnieniem powyżej przez nas rozpatrzonym
łączy się ściśle sprawa mnićhostwa Kazimierza. Teza
o mnichostwie zarzucona już przez A. Naruszewicza
odżyła znowu, lubo w nowej formie i postaci, posta-
wiona na nowych podstawach przez T. Wojciechow-
skiegow pracy jego o Kazimierzu Mnichu, tylekroć
powyżej cytowanej. Wyniki tej ciekawej pracy przy-
jęte zostały ogólnie bez opozycji — jeżeli mnie pa-
mięć nie myli, jedynym oponentem tu T. Wojcie-
chowskiego jestem ja sam, i na tym stanowisku, przy
całym mym głębokim szacunku dla znakomitego ba-
dacza i mego mistrza, którego wdzięcznym uczniem.
się uznaję, pozostaję niezmiennie po dziś dzień.

Rozumiem, że wykazawszy powyżej błąd autora
Kroniki Wielkopolskiej, który pomieszał ze sobą..
osobę Bezpryma i Bolesława, wykazawszy jego fał-
szywe zrozumienie źródła, obalam zarazem i usuwam
sprawę oblacji, która bezwzględnie istnieć nie może
bez Bolesława, brata Kazimierza; nie można bowiem
nawet przypuścić, by rodzice oddali jedynego syna,
dziedzica tronu, do klasztoru. W tym świetle dalsze
wywody i dowodzenia byłyby właściwie zbyteczne.
Uważam jednak za potrzebne poświęcić parę jeszcze-

Oblacja" Ka-zamierza

589

uwag sprawie postawionej przez znakomitego uczo-
nego, którego dar argumentacji jest zawsze tak prze-
konywający swym specjalnym czarem i urokiem.

T. Wojciechowski, zabierając się do rozwiązania
sprawy mnićhostwa Kazimierza, wyszedł z założenia,

-“że jak długo krytyka nie wyjaśni faktu ogólnej
recepcji tego podania, tak długo zostanie podejrzenie,
że w podaniu musi być bodaj mała część prawdy
historycznej. Następnie w bystrym i olśniewającym
wywodzie wykazał, że Kazimierz był oblatem, co
wedle niego stwierdzał sam Anonim-Gall. Otóż można
się obawiać, że tu, jak i w wielu innych podobnych-
wypadkach, nie da się wykryć geneza związku mię-
dzy legendą doczepioną do oczywistości, tak jak nie
dowiemy się zapewne nigdy, w jaki sposób w ciągu
dwu wieków zmienił się Kazimierz z “oblata" na
“profesa-mnicha". A dopóki tego nie wyjaśnimy,
.w myśl tezy T. Wojciechowskiego, pozostanie też
zawsze podejrzenie, czy nie opiera się cała sprawa
o jednostronne tłumaczenie, tłumaczenie tendencyjne,
tekstu Anonima-Galla. Bo pewność, że Anonim-Gall
miał to samo na myśli, co T. Wojciechowski, nie może
być bezwzględna. Ta krytyka, którą nad tymi tek-

stami przeprowadził T. Wojciechowski, ciekawa i by-
stra, rodzi wiele nowych zapytań i nowych zagadnień,
na które brak nam już pozytywnej odpowiedzi,
a ich brak w wysokim stopniu podważa zaufanie
do tego rozwiązania, które podaje nam autor.

Pozostaje np. do rozwiązania kwestia, dlaczego
wszyscy, którzy pisali o mnichostwie Kazimierza, po-
cząwszy od rzekomego poematu XII w., poprzez ży-
woty św. Stanisława, Kronikę Książąt Polskich, Kro-
nikę Wielkopolską aż do Długosza, dlaczego ci

590

Kazimierz Odnowiciel

wszyscy, którzy znali kronikę Anonima-Galla, nie
rozwiązali całej zagadki tak, jak za tym samym
Anonimem-Gallem T. Wojciechowski, wykazując obla-
cję Kazimierza zamiast rzekomego mnichostwa. Trze-
ba bowiem przypuścić, że duchowni ówcześni, a kro-
niki też pisali duchowni, w przeważnej części mnisi,
dobrze znali i rozumieli, jakie znaczenie ma termin
“oblatus", i to co nowym, mniej z prawem kano-
nicznym i słownictwem prawnym badaczom ujść
mogło uwagi, to w XII, XIII, XIV wieku, a zwła-
szcza takiemu Długoszowi, musiało wpaść w oko
i ucho. Otóż żaden z naszych średniowiecznych pi-
sarzy nie przydał rzeczonemu miejscu takiego zna-
czenia, jakiego spodziewać by się można. Jeden zaś
mistrz Wincenty, biskup, mnich i prawnik, który
znał inkryminowany cytat z kroniki Anonima-Galla,
człowiek, który znał dobrze prawo kanoniczne, a nie-
wątpliwie i zasady oblacji, mówi tylko, że Kazimierza
ukryto w klasztorze; o profesji zakonnej, o oblacji,
o uwolnieniu go następnie od ślubów zakonnych nie
wie nic zgoła. W każdym razie jest to zjawisko,
jeżeli nie dla kogoś przekonywającym, to silnym za-
chwianiem wiary w zdanie T. Wojciechowskiego,
który późną tradycję poparł słowem “oblatus" zna-
lezionym w kronice Anonima-Galla.

Weźmy teraz jeszcze jeden wzgląd pod uwagę:

Przyjmijmy, że był oblatem, że zatem miał brata
Bolesława, że porzucił klasztor po śmierci ojca
w r. 1034. Papież nie mógł go zwolnić od ślubów
prędzej, jak po śmierci Bolesława, co O. Balzer
kładzie na rok 1037. Otóż ponieważ niezbyt długo
po najeździe Brzetysława wraca Kazimierz do Polski,

Oblacja." Kazimierza

591

ponieważ rychło potem się żeni, zatem dyspensa pa-
pieska musiałaby mu być udzielona przed powrotem
do kraju. Na to wszystko, co opowiada legenda, nie
ma dosyć czasu, zwłaszcza że przy staraniu się o dy-
spensę nie tylko chodziłoby o względy kanoniczne,
ale o sprawy polityczne: wysokie pochodzenie i sta-
nowisko Kazimierza było tu raczej trudnością, wyma-
gało to porozumienia się papieża z cesarzem, co
wszystko musiałoby trwać długo.

Potem zapiski Rocznika kapitulnego, tak krótkie,
zwięzłe i lakoniczne, a tak jasne i proste, czyżby
w tym jednym wypadku ukryły oddanie do klasztoru
w kryptogramie: “Kazimir traditus ad discendum",
co wtedy i później nikt inaczej by nie zrozumiał,
jak: Kazimierz oddany na naukę. Że zaś wychowanie
owoczesne książąt i władców było bardzo staranne,
niejednokrotnie całkiem wysokie, o tym wiemy, mó-
wiłem o tym już poprzednio.

W zdaniu Anonima-Galla: “...qui monasterio par-
vulus a parentibus est oblatus, ibi saeris litteris li-
beraliter eruditus", również nie może być mowy
o oblacji. W zdaniu tym nie ma wcale rzeczownika:

oblatus", terminu technicznego, prawnego, na ozna-
czenie dziecka,, ofiarowanego, zaślubionego przez ro-
dziców klasztorowi, zakonowi — lecz mamy czas
przeszły dokonanej strony biernej od “offero", słowa
mającego najrozmaitsze znaczenia. Gdyby Anonim-
-Gall chciał użyć terminu: “oblatus", byłby go użył
w sposób właściwy i stosowany. Druga część dalej
zacytowanego zdania: “ibi saeris litteris liberaliter
eruditus",. również zdaje się świadczyć przeciw oblacji,,
wychowanie i wykształcenie zakonnika in saeris lit-

592

Kazimierz Odnowiciel

Teris było rzeczą zrozumiałą i jasną, można było to
podkreślić, jeżeli chodziło o wykształcenie człowieka
Świeckiego, o wykształcenie księcia.

Takie zastrzeżenie wysunąć można przeciwko tezie
T. Wojciechowskiego 258. Zapewne, jak słusznie twier-
dzi T. Wojciechowski, będą zawsze istnieć wątpli-
wości, skoro taka wersja o mnichostwie Kazimierza
istnieje i skoro pozytywnego, odmiennego a wiaro-
godnością swą stojącego ponad wszystko źródła nie
posiadamy, ale biorąc rzecz z punktu widzenia ca-
łości dziejów Kazimierza, nie sądzę, by opinia o oblacji
zasługiwała na uwagę i uwzględnienie.

Warszawa, 10 czerwca 1941

288 Bór. także O. Balaer Stolice Polski s. 13 (343) uw. l.

O IMIONACH PIASTOWSKICH
DO KOŃCA XI WIEKU

Jest pewna liczba imion w obrębie wieków średnich
używanych jedynie i wyłącznie przez członków rodu
piastowskiego. Stąd ilekroć spotykamy w Polsce oso-
bistość noszącą imię Ziemowita czy Ziemomysła,
Leszka, Mieszka, Bolesława, Kazimierza czy Włady-
sława, mamy prawo sądzić, że jest ona członkiem
dynastii, że należy do rodu piastowskiego.

Rozważania poniższe obejmują zarówno grupę
imion wyżej wymienionych, stale w tym rodzie uży-
wanych, jak i imiona, które ukazują się sporadycznie.
Jest bowiem rzeczą jasną, że tego rodzaju odbieganie
od tradycji rodowej nie może być przypadkiem, nie
jest aktem samowoli, lecz musi być wynikiem pew-
nej głębszej myśli, mamy więc prawo doszukiwać
się w tym zjawisku poważniejszych motywów. Takie
imiona mogły się stać częściej używanymi w obrębie
rodu czy jednej jego gałęzi, jak to widzimy np.
z imionami Henryka, Konrada czy Przemyśla. Zba-
daniu poddana zostanie także grupa imion żeńskich,

S8*

596

Imiona piastowskie

szczuplejsza niż tamte; wśród nich nie widzimy ta-
kiej wyłączności, jaką spotykamy wśród imion mę-
skich. Ale i tu nie mogła rządzić dowolność, mamy
prawo doszukiwać się przyczyn, które skłaniały ro-
dziców do nadawania takiego a nie innego imienia
dziecku.

Badanie tych" spraw, pozornie tylko banalnych,
może nas niejednokrotnie objaśnić p- istnieniu wpły-
wów politycznych czy kultowo-kościelnych, takich
często, których na innych drogach, na podstawie
przekazów źródłowych, nie sposób się doszukać i do-
patrzyć. Pozwala nam to czasami ocenić trwałość
rodowej tradycji, jak i osądzić istnienie dodatniej
czy ujemnej opinii, jaką cieszyły się poszczególne
osobistości.

Zianim przystąpię do postawionego sobie zadania,
poruszę tu sprawę używania imion podwójnych. Zwy-
czaj ten był wcale szeroko stosowany na wschodzie
i północy Europy, zwłaszcza w okresie wczesnochrze-
ścijańskim, przy czym stwierdzić należy, że nie zna-
my wypadku, by tego rodzaju podwójne imiona były
w użyciu u pogan. Trafiają się one jedynie i wy-
łącznie u chrześcijan. Jeżeli Anonim-Gall przy spra-
wie postrzyżyn Mieszka twierdzi, o czym nie mamy
powodu wątpić, że “primus (a raczej: prius) nomine
wcatur est alio" 1, to nie było to imię, ale przez-
wisko dziecięce. Było zatem, zwyczajem, wcale sze-
roko stosowanym, że do imienia rodowego dodawano
jeszcze drugie imię. To drugie imię nie zawsze było
imieniem “chrześcijańskim" w naszym dzisiejszym
zrozumieniu. Ale zawsze było ono brane z obcego,
nie rodowego środowiska. Z dynastii piastowskiej
znane nam są tylko nieliczne tego przykłady z X
.i XI w. Poza Mieszkiem I Dagome czy Dagone,

1 Anonim-Gall, lib. I c. 4.

598

Imiona piastowskie

wiemy, że Mieszko II nosi imię Lamberta, Kazimierz
Odnowiciel — Karola, Władysław — Hermana, Bo-
lesław Krzywousty — czyż można wątpić — Idziego.
Zwyczaj ten jest zresztą szeroko rozpowszechniony
w ówczesnej Europie; w Skandynawii np. Swen nosi
imię Ottona, Kanut imię Lamberta; na Węgrzech
Waic jest Stefanem, Emeryk Henrykiem, a Bela
Wojciechem; w Bułgarii Włodzisław jest Janem;

kroacki Zwinimir Dymitrem, w Czechach Jaromir
jest Gebhardem, Świętobor, patriarcha Akwilei, Fry-
derykiem, Władysław III Henrykiem, a Brzetysław
(koniec XII w.) Henrykiem, Wojciech, prawda że
nie po chrzcie, ałe po bierzmowaniu, Adalbertem;

u Obodrzytów jest Mściwej Billugiem, a jego syn
Przybysław — Uto. Ostatnim księciem Hobolan był
Przybysław Henryk. Najwięcej wiadomości mamy
z Rusi: Jarosław nosi chrześcijańskie imię Jerzego,
jego syn Izjasław jest Dymitrem, tegoż syn Jaropełk
Piotrem, syn drugi Izjasława Światopełk jest Micha-
łem, Włodzimierz Monomach Wasylem, Igor Iwanem,
Rościsław Grzegorzem, jeden Włodzimierz Janem,
drugi Wojciechem, jeden Mścisław Haraldem, drugi
Borysem, a trzeci Teodorem, Swiatosław Gabrielem,
a Wasylko Rogwoldem 2. Jeszcze w XVI w. Bolesław
Trojdenowicz przybiera imię Jerzego. Wszędzie tu
zatem można stwierdzić używanie podwójnych imion,
jednego rodowego i drugiego, które będzie zapewne
imieniem chrzestnym. Co się tyczy ziem polskich,
to już dawniej zwrócono uwagę, że i w wyższych

3 N. de Baumgarten
des Rurikides russes du
vol. IX l. tabl. I 8, 23;

V l, 7; tabl. VIII 46, 47;

Genealogies et mariages occidentaus:

X e au XIIle s. Orientalia Christiana

tabl. II 3; tabl. III 9, 10, 21; tabl.

tabl. IX. n, 16; tatol. X 11.

Imiona podwójne

599

warstwach społeczeństwa stosowane były podwójne
imiona. Przytaczam zatem uwagi Fr. Bujaka, za-
pomniane i przeoczane: “Jest bowiem u nas i u są-
siednich ludów słowiańskich w XII i XIII w. zwy-
czajem używanie dwóch imion, chrześcijańskiego
i słowiańskiego. Np. syn Piotra Własta nosi chrześcijańskie imię Konstantyn, częściej jednak pod imie-
niem Świętosława występuje; kasztelan Dersław,
czyli Peregrimus z Szydłowca 3. Wieś Rudawe nadał
kapitule krakowskiej miles Johannes de Rudawa, qui
etiam alio n ominę comes Gnevomirus vocaba-
tur, 1185 4. Wisław, dziekan, a później biskup kra-
kowski, ma na drugie imię Piotr. Synowi czeskiego
Kuźmy na imię Henryk «qui et Zdik», biskup oło-»
muniecki" s. Jest to rozpowszechniony zwyczaj na-
kazujący wyższym warstwom społecznym, przede
wszystkim rodom panującym, używanie podwójnych
imion.

W związku z tym podam tu jeszcze parę uwag
dotyczących podwójnych imion u kobiet. Materiał
do tych spraw jest oczywiście dużo uboższy niż w przy-
padku imion męskich. Jest niejednokrotnie bardzo
jednostronny, gdyż często się zdarza, że o księżniczce
wychodzącej za mąż w obce strony mamy tylko wia-
domości spisane w jej kraju rodzinnym lub tylko
z kraju, w którym jej przyszło żyć następnie, a rzad-
kie są wypadki, by źródła jedne i drugie zajmowały
się jej osobą. Stąd płynie ułamkowość naszych wia-

3 Reg. Sil. nr 484 s. 185.

4 J. Długosz Liber Beneffiiciarum I 6. 166.

6 Fr. Bujak Studia nad osadnictwem Małopolski RAUhf
1905/47 s. 237; por. również J. St. Bystroń Księga imion
w Polsce używanych Warszawa 1938 s. 12.

600

Imiona piastowskie

domości o wielu ówczesnych księżniczkach, o czym
świadczy choćby szczegół, że przeważna część sygli
NN stoi właśnie przy wiadomościach tyczących się ko-
biet.

Czy kobiety rodów książęcych nosiły również
podwójne imiona, stwierdzić jest dużo trudniej. Ze
szczupłego zakresu polskiego można to stwierdzić
o żonie Kazimierza Odnowiciela, którą była Dobro-
niega Maria, i żonie Władysława Hermana, Judycie
Marii. Mamy zatem z XI w. dwa przykłady, z Rusi
i z Niemiec, pozwalające stwierdzić, że i w dziale
imion kobiecych zdarzało się używanie dwu imion.
Z czasów późniejszych można by jeszcze zacytować
córkę Bolesława Krzywoustego Dobroniegę Ludgar-
dę i córkę Mieszka Starego Ludomiłę Wierzchosła-
wę 6. Spośród księżniczek ruskich można by również
przytoczyć wiele kobiet używających podwójnych
imion 7, częściowo zapewne chrzestnych. Należy jed-
nak podkreślić, że przy imionach kobiecych poważny
wzgląd odgrywał fakt, że księżniczki wychodzą za
mąż niejednokrotnie daleko poza obręb ojczyzny,
gdzie ich imiona, np. słowiańskiego brzmienia, wy-
woływać mogły duże trudności, choćby ze względu
na wymowę. Dlatego też księżniczki przenosząc się
w obce sobie środowisko zmuszone były niejedno-
krotnie do zmiany imienia, do przybrania nowego,
zgodnego ze zwyczajami kraju, W którym żyć im

6 O. Balzer Genealogia. Piastów Kraków 1896 tabl. III 19;

tabl. IV 3. • •

7 N. de Baumgarten Genealogies tabl. II l; tabl. V 26;

tabl. VIII 21, 22; tabl. IX 25; tabl. X 2,7; tabl. XII 3; kilka
tu przytoczonych wypadków tyczy się k.siężmczek-zakion.nic,
mogą to być także imiona przybrane przy ślubach zakonnych.

Imiona, podwójne

601

przyszło. Tak np. wiemy, że żona Jaropełka, Niemka
imieniem Kunegunda, przybierze na Rusi greckie imię
Ireny 8, żona zaś Świętosława, także Niemka, równie
greckie imię Kilikia9. Jeżeli przejrzymy np. gene-
alogię Rurykowiczów, to łatwo spostrzeżemy, że
księżniczki ruskie, wychodzące za mąż do krajów
słowiańskich, noszą przeważnie imiona ruskie, cza-
sami tylko greckiego pochodzenia, gdy te, które szły
do krajów niesłowiańskich, noszą prawie bez wyjątku
imiona bądź greckiego pochodzenia, bądź w każdym
razie niesłowiańskiego. Żoną Haralda norweskiego jest
Elżbieta, żoną Kanuta obodrzyckiego Ingeborga,
a żoną Sygurda, króla Norwegii, jest Malfryda. Księż-
niczki ruskie wydawane do Bizancjum noszą imiona
Ireny, Eufemii, Maryny, do Niemiec, Węgier i Fran-
cji imiona Anny, Praksedy, Eufrozyny, Zofii, Heleny,
wyjątkowo tylko żona Almosa węgierskiego miała na
imię Przedsława 10. Trudno przypuszczać, aby to był
przypadek, że wydawano za mąż do Polski, Czech
czy Pomorza księżniczki mające imiona słowiańskie,
do krajów skandynawskich księżniczki noszące imio-
na skandynawskie, a do Bizancjum greckie. Raczej
księżniczki te bądź nosiły podwójne imiona, bądź też
przybierały nowe imiona dostosowane do warunków.
Trudno sobie wyobrazić, by córka Jarosława a żona
Haralda norweskiego nosiła od chrztu tak obce Rusi

-8 Por. St. Kętrzyński Codea; Gertrudianus [praca zagi-
niona w r. 1945, streszczenie wyników w Poi. Słów. Biogr.
Kraków 1948—1958 Ł pod Gertruda]. ,
9 N. de Baumgarten Genealogies tabl. I- 25. -

)i» Tiamże tabl. I 25, 27, 28; tabl. II l, 14 j tabl. III 6;

tabl. rv 55; tabl. V 4, 12, 19, 20, 26, 29, 43; tabl. IX 42; tabl-.
XI 3, 10.

602

Imiona piastowskie

imię Elżbiety, aby Niemka, żona Światosława czy
żona Jaropełka, nosiły imiona tak obce Zachodowi,
jak Kilikia czy Irena. Wiemy zaś, że Anna, córka
Jarosława, a żona króla francuskiego Henryka, przy-
brała we Francji imię Agnieszki, a Eupraksja-Prakseda,
żona Henryka IV, imię Adelaidy. Będą to zatem w du-
żej mierze imiona przybrane, pod którymi znamy te
osobistości. Stąd wniosek o konieczności ostrożnego
traktowania przy badaniach genealogicznych przeka-
zów źródłowych tyczących się kobiet z rodów dyna-
stycznych, gdzie łatwo podwoić jedną osobę wystę-
pującą pod dwoma imionami.

II

Dość niejasną jest po dziś dzień sprawa zjawienia
się w obrębie rodu piastowskiego imion uważanych
za zasadnicze, jak też ich trwałości czy ich powolnego
tu i ówdzie zatracania się lub wychodzenia z użycia.

Wymieniłem już powyżej imiona męskie stale
powtarzające się w tym rodzie. Zdajemy sobie spra-
wę z tego, że trzy pierwsze z nich — Ziemowita,
Leszka i Ziemomysła — zatem imiona trzech pierw-
szych przekazanych nam generacji przed Mieszkiem I,
giną w Polsce chrześcijańskiej i zjawiają się dopiero
późno, w wieku XII i XIII, zatem w dwa i trzy
wieki po śmierci ostatnich ich właścicieli. Jest rzeczą
jasną, że pojawienie się imienia Leszka w XII w. 17,
a Ziemowita i Ziemomysła w XIII w. i12 jest lite-
rackim odżyciem w dużej już mierze zapomnianej
tradycji. Nadanie imienia Leszka urodzonemu w r. 1115
synowi Krzywoustego jest pierwszym wyraźnym śla-
dem wpływu kroniki Anonima-Galla, która przypom-

11 O. Balzer Genealogia tabl. III 10.
" Tamże tabl. V 3; tabl. VI 14, 15.

604

Imiona piastowskie

mała to imię dworowi książęcemu13, tak jak imiona
Ziemowita i Ziemomysła, synów Konrada, odżyły
w pamięci współczesnych pod wpływem mistrza Wincentego i jego kroniki 14. Pojawienie się zatem tych
imion zawdzięczamy tradycji literackiej, historykom-kronikarzom, którzy przypomnieli je Piastowiczom
i społeczeństwu. Pytanie jednak, dlaczego imiona te,
pierwotne i zapewne rodowe, czekały parę wieków,

- by wejść znowu w użycie?

Najstarsza nasza kronika przekazała nam imiona
trzech bezpośrednich przodków Mieszka I, t j. jego
ojca Ziemomysła, dziada Leszka i pradziada Ziemo-

- wita. O ich życiu i działalności nie wiedziano, zdaje
się, nic pozytywnego w początkach XII w., ich imiona
jednak mogły dobrze żyć w pamięci i dlatego, sądzę,
można mieć pełne zaufanie do tej informacji 15. Moż-
»• ria tylko żałować, że o innych członkach tych naj-
dawniejszych pokoleń, jak o ich związkach rodzin-
nych, nie posiadamy żadnych wiadomości. A to po-

.ls Anonim-GaU, Mb. I c. 3. •

14 Kadłubek II 3, 8. Por. O. Balzer Genealogu tabl. I 9,
14. Mam wątpliwości, czy kombinacjia O. Dalzera o dwu Zie-
mowitach, synach Konrada, jast słuszna. Sądzę, że był tylko
jeden, nieco młodszy od Kazimierza. Pozwalałoby to sądzić,
. że kronika Wincentego była napisana przed urodzeniem się-
,tego Ziemowita, zatem w czasie, kiedy nie był on jeszcze
biskupem krakowskim.

15 Por. Z. Wojoiechowsiki Polska nad Wisłą i Odrą,
•,w X wieku Katowice 1939 s. lo m., gdzie są zebrane zdania
za i przeciw autentyczności imion przodków Mieszka I. Oso-
biście nie żywię najmniejszej wątpliwości. Por. Z. Wojcie-
chowski Mżeszko I i powstanie państwa polskiego. Zap. Tow..
Nauk w Toruniu X nr 4. s. 9 uw. 2 i s. 64 uw. l; R. Gró-
decki Gali tzw. Anonim, Kronika Polska s.. 71.

Jmiona zasadnicze

605

zwaliłoby stwierdzić, jakie jeszcze inne imiona były
używane w rodzie piastowskim. Jeżeli zaś te trzy
pierwsze imiona: uległy zapomnieniu, jeżeli na czas
dłuższy wyszły ź użycia, to chyba, dlatego, że z chwilą
przyjęcia chrztu przez Mieszka I były one uznane
za pozostałość czasów pogańskich i z tego powodu
należało szukać imion nowych, takich, które nie trą-
ciły pogańską przeszłością dynastii, nie kryły w sobie
“gentiiitatis errorem", jakby powiedział Anonim-
Gall. Toteż dopiero kiedy zatarły się i zniknęły draż-
liwości związane z pogaństwem przodków, kiedy
dynastia, ugruntowana na chrześcijaństwie wraz z ca-
łym społeczeństwem, straciła już związek z pogańską
przeszłością, można było odświeżyć pamięć imion,
które dynastia zagubiła.

Stąd nasuwa się pytanie: czy ten Ziemomysł-Ze-
muził, książę pomorski, który w r, 1046 prawował
się z Kazimierzem Odnowicielem s przed Henry-
kiem III16, zapewne zatem jakiś potomek po mieczu
naszego Ziemomysła czy Mieszka I 17, nie nosił tego
imienia właśnie dlatego,ze sam z Pomorzem trwał
w pogaństwie. , -

Zanim przejdziemy do dalszych rozważań, nie
będzie od rzeczy zapoznać się z częstotliwością imion
rodowych i za. takie uznawanych, jak i ze sprawą
ich zanikania.

Tablice genealogiczne Piastów wykazują Mieszków
czternastu, z których ostatni był Mieszko śląski,

16 St. Kętrzyństoi Kazimierz Odnowiciel (.1034 — 1058}
RAUhf 1899/38; Z. Wojciechowski Polska nad Wisłą i Odrą
s. 110—112, 116, 117.

17 St. Zakrzewski Bolesław Chrobry Wielki Poznań 1925
s. 72; Z., Wojciechcwski Polska nad Wista i Odra s. 110—112.

606

Imiona piastowskie

zmarły po r. 1322 18. Bolesławów znamy czterdziestu
siedmiu, ostatni był Bolesław śląski, zmarły przed
r. 1508. Kazimierzów znamy dziewiętnastu, ostatnim
był Kazimierz śląski, zmarły w r. 1571. Władysławów
znamy dwudziestu jeden, ostatnim był Władysław
śląski, zmarły ok. 1492. Ziemomysłów — czterech,
ostatni Ziemomysł kujawski, zmarły w r. 1287. Zie-
mowitów — dwunastu, ostatnim był Ziemowit płocki,
zmarły w r. 1462. Leszków wreszcie znamy dziewię-
ciu, ostatni Leszko dobrzyński, zmarły przed r. 1316.
Imię Mieszka wychodzi względnie wcześnie z uży-
cia utrzymując się dłużej w linii Piastów śląskich.
Zapewne wspomnienie walk, które prowadziła z Mie-
szkiem Starym linia wielkopolska Odona i linia ma- •
łopolska Kazimierza Sprawiedliwego, zmniejszyło po-
pularność tego imienia. Za to dużym bardzo powo-
dzeniem cieszy się imię Bolesława. Utrzymuje się
ono nieprzerwanie do połowy XIII w. Sprawa św. Sta-
nisława nie przeszkodziła w niczym popularności tego
imienia, skoro Władysław Herman nadał je swemu
synowi. Dopiero w okresie kanonizacji św. Stanisława
•spotykamy pewną przerwę, podczas której imię to
jest zaniedbywane, chociaż współcześnie żyją dwaj
wybitni książęta tego imienia, Wstydliwy i Poboż-

18 O. Balzer Genealogia passim; Wutike-Grotefenid Stamm-
•ułid Vbersichtstafeln der Schlesichen. Filrsten Breslau 1911
passim. Jeżeli z powodu inieprzejrzystości tablic Wutbego
mogłaby się zdarzyć w obliczeniu jakaś pomyłka, to błąd
taki me wpłynie niczym ma zasadniczą sprawę stosunku tych
imion do siebie i częstości ich używania. Nie znamy imion
wielu Piastów, nie znamy imion wielu dzieci wcześnie zmar-
łych, zatem i te powyżej podane cyfry mają tylko orienła-"
ćyjne znaczenie.

Imiona zasadnicze

807

ny 1<). Widocznie pod bezpośrednim wrażeniem opinii,
jaką wytworzyła legenda XIII w. o Bolesławie Śmia-
łym, uważano za niewłaściwe dawanie tego imienia.
Ale chociaż te skrupuły się z biegiem czasu zatraciły,
to jednak imię to nie wraca już do dawnej powszed-
niości. Przechowuje się jednak długo w liniach ślą-
skich, sporadycznie też w kujawskiej i mazowieckiej.
Najtrwalszymi jednak okazały się imiona Kazimierza
i Władysława, bo rola, którą odegrali w naszych
dziejach Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki,
zapewniła tym imionom wartość wyjątkową, tak iż
imiona te przekazała dynastia piastowska Jagiellonom
i Wazom. Za to niechęć i nieprzyjaźń do linii kró-
lewskiej, a później do jej sukcesorów, Jagiellonów,
Piastów śląskich oraz mazowieckich wyraża się między
innymi także i tym, że nie używali oni tych imion.
Imię Władysław, które miało swego patrona w osobie
św. Władysława, króla węgierskiego, kanonizowanego
w r. 1198, dopiero w XV w. zaczyna być używane
w Polsce poza rodem panującym, jeszcze później
wchodzi w powszechne użycie imię Kazimierza, za-
pewne dzięki Kazimierzowi królewiczowi. Tak odbi-
jają się w imionach piastowskich wpływy zewnętrzne,
częściowo polityczne. Jest to oczywiście drobny, mało
znaczący przyczynek określający panujące nastroje.

Jeżeli pierwsze trzy imiona nie były przez parę wie-
ków używane przez dynastię, jeżeli powodem tego
było wspomnienie pogaństwa przodków, to trzeba
przyjąć, że nie było takiego zastrzeżenia dla innych
imion powtarzających się u Piastów.

19 Np. blisko r. 1251, zatem praed kanonizacją, rodzi się
Bolesław płocki, potem mamy dopiero koło r. 1305 urodziny
Bolesława dobrzyńskiego.

608

Imiona piastowskie

Nie mogło być bowiem zastrzeżeń wobec imienia
księcia, który przyjął chrześcijaństwo, bo imię takie
musiało być tym faktem udostojnione. Ale imię to
jest i pozostanie dla nas pewnego rodzaju za-
gadką 20. Nie chodzi mi oczywiście o znaczenie te-
go imienia, obojętne mi jest, czy ma ono oznaczać
Miśkę-Niedźwiedzia, jak chce, wcale przekonywająco,
A. Bruckner, czy Myszkę, jak rozumieli inni, czy
mieszkę-zamieszkę, jak tłumaczyli je średniowieczni
kronikarze. Faktem jest, że jest to pierwszy Pia-
stowie tego imienia i że nawet legenda nie zanoto-
wała nikogo, kto by je nosił, chociaż dorobiono wie-
lu chytrych Leszków. A przecież następnie aż po
wiek XIII nie ma prawie pokolenia, w którym by nie
było jakiegoś Mieszka. Prawda, że przekazano nam
jedynie imiona trzech bezpośrednich przodków
Mieszka I, nie wymieniono nikogo z pobocznych,
i dlatego nie można by wykluczać istnienia i przed-
tem osób tego imienia, ale biorąc pod uwagę
wstrzemięźliwość dynastii w używaniu imion z okresu
pogaństwa można tłumaczyć utrzymanie się tego
imienia tylko tym, że właściciel jego przyjął chrzest

20 Starszą literaturę przedmiotu omawia Z. Wojiciechow-
ski Polska nad Wisłą i Odrą s. 10, 28 n.; B. Stasiewski Un-
tersuchungen iiber drei Quellen żur altesten Geschichte und
Kirchengeschichte Polens Breslau 1933 s. 85 n.; ostatnio zaj-
mowali się imiemem Mieszka W. Semkowicz, Geneza im.
Mieszko, Inter arma Zbiór prac ofiarowanych prof. K. Nitscho-
•wi. Kraików 1946 s. 67—84; S. Urbańczyk O imię pierwszego
historycznego księcia Polski. Inter arma s. 107—118; J. Otręb-
skl Imiona pierwszej chrześcijańskiej pary książęcej w Pol-
sce SL Oce. 18 ii odb. Pioznań 1947; H. Łowmiiański Imię
chrzestne Mieszka Pierwszego Sl. Oce. 19. .

Imiona zasadnicze

609

i tym upamiętnił swe imię w rodzie. Bądź co bądź
pojawienie się tego swą formą niezwykłego i osobli-
wego imienia jest pewnego rodzaju niespodzianką.
Drugą niespodzianką, również zagadkową, Jest imię
Dagome, użyte na oznaczenie Mieszka w znanym
zabytku u Deusdedita. Tłumaczenie O. Balzera 21, że
• kopista wziął pomyłkowo chrismon dokumentu za
literę D, ego przekręcił na ago, dalej zaś, że dołączył
imię wystawcy, które było skrócone do dwu liter po-
czątkowych, Me i stąd powstało imię Dagome, nie
wytrzymuje krytyki swą sztucznością. Przyjąć by
bowiem trzeba popełnienie przez kopistę czterech
błędów w grupie sześciu liter: pomyłkę w zrozumie-
niu znaku chrismon, drugą w odczytaniu słowa ego,
trzecią w głosce Me, gdy imię to pisze się następnie
w tym zabytku Misica, i czwartą w połączeniu w je-
dno słowo trzech oddzielnych grup znaków graficz-
nych. Wydaje się rzeczą zupełnie możliwą i prawdo-
podobną, że mamy tu do czynienia z jakąś pomyłką
w odczytaniu tekstu, gdyż imienia Dagome, czy jak
chcą niektórzy Dagone, nie znamy 22. Byłoby to dru-
gie imię naszego Mieszka. Imię Mieszko spotykamy
jako określenie pierwszego historycznego władcy
Polski jeszcze dla tego okresu, kiedy nie był on
chrześcijaninem, zatem to drugie jego imię byłoby
imieniem, które przybrał przy chrzcie, a więc
w r. 966. .. ,

Z tym wszystkim jest w związku bezpośrednim

21 O. Balzar Genealogia is. 24 u"w. 3.

22 ż. Wojciech owstoi Polska nad Wista i Odrą s. 10, 12,
27—29.

Polska X — XI wieku

610

Imiona piastowskie

zagadnienie wysunięte ostatnio przez badaczy nie-
mieckich 2S, którzy postawili tezę o skandynawskim
pochodzeniu rodu piastowskiego. Jest to wznowienie
w zmienionej formie herezji normańskiej, jak ją
słusznie niegdyś nazwał Briickner. Dago, Wareg świe-
żo przybyły ze Skandynawii z drużyną piratów, na
kilka lat może przed swym pierwszym zetknięciem
się z Wichmanem, zatem koło r. 960, dokonał nie-
zwykłego dzieła, bo w lat parę zjednoczył pod swą
władzą plemiona lechickie tworząc z nich najwięk-
sze państwo słowiańskie, jak to twiedzi Ibrahim-ibn-
-Jakub. Charakterystyczne jest dla twórców tej tezy
gołosłowne twierdzenie kłócące się ze zdrowym roz-
sądkiem, że dzieło tak wielkie i trwałe w swych
skutkach dokonane zostało w lat parę i że następnie
ten książę normański w ciągu lat z górą trzydziestu
swych rządów nie miał nigdy żadnych trudności ze
strony podbitej ludności. Obojętne jest dla nich, że
ani Widukind, ani Thietmar, ani Adam Bremeński
nic o tym nie wiedzą. Prawda, że Ruś, Normandia,
następnie południowe Włochy czy Anglia zawdzię-
czały tym skadynawskim przybyszom częściowo swą
organizację państwową, ale o ile chodzi o Polskę,

23 Por. R. •Holtznrann Bohmen und Polew im X Jahrhzm-
dert. Beitrage żur altesten Geschichte Polens. Zeitschr.
d. Ver. f. Gesch. S<Ailes. t. 52; L. Schulte Beitrage żur al-
testen Geschichte Polens Zeit&oh. d. Ver. f. Gesch. Schles.
t. 52; A. Brackmann Die Anfange des polnischen Staates,
Gesammelte Aufsatze Weimar 1941 por. B. Sitasiewski Un-
tersv.chv.gen ilber drei Quellen s. 87, który sądzi, że R. Holtz-
mann, J. Schulte i St. Zakrzewski “mit entscheidenden Grun-
den auf die normanmsche Herkunft des Namens Dagone auf-
merksam gemacht... haben". Por. Z. Wojciechowski Miesz-
ko J s. 11 n.

Imiona zasadnicze

611

teza taka nie da się niczym usprawiedliwić ani uza-
sadnić. Z powierzchownej znajomości sprawy ustroju
Polski sądzi A. Brackmann 24, że drużyna Mieszka I
jest tu wskazówką jego normańskiego pochodzenia.
Otóż o tej drużynie mamy jedynie wiadomość z trą-
cącego mocno przesadą tekstu Ibrahima-ibn-Jakuba;

.wynika z niego jasno, że nie była ona taką potęgą,.
która by zapewniała spokój i pewność panowania
przybyszom, skoro Mieszko został dwukrotnie pobity
przez nie tak duże siły Wichmana i skoro tenże
Mieszko zawdzięcza nad nim swą przewagę w r. 967
pomocy orężnej Bolesława czeskiego. To pozwala nam
patrzyć sceptycznie na wartość tego arabskiego prze;

kazu, karmionego dykteryjkami w rodzaju bajki
o Amazonkach; to pozwala również nie dowierzać si-
le tej drużyny, która w lat parę miała dokazać tak
niesłychanego podboju: od Pomorza po Karpaty.
Wysuwanie przez A. Brackmanna dalszego argumen-
tu o silnej i scentralizowanej władzy, jako oznace
normańskości, nie zasługuje swą naiwnością na dys-
kusję.

Ostatnim wreszcie argumentem ma być drugie imię
•pierwszego historycznego władcy Polski, Mieszka, prze-
kazane nam w jednym tylko źródle, w skażonym
tekście u Deusdedita, imię Dagome czy Dagone, któ-
re, jak imię jego córki, ma świadczyć o normańskim,-
skandynawskim pochodzeniu dynastii zwanej piastow-
ską. Fakt, że źródło niepodejrzane stwierdza, że oj-
ciec owego rzekomego Warega nosił polskie imię
Ziemomysła, dziad Leszka, a pradziad Ziemowita,

24 Cała znajomość ustroju Polski A. Brackmanna, Die
Anfange des polnischen Staates, opiera się jedynie na podręcz-
niku St. Rutrzeby.

ił*

612

Imiona piastowskie

pomija się milczeniem jako przekaz bajeczny. Po-
nieważ imię Mieszka znane nam jest w okresie je-
szcze-przed przyjęciem przez niego chrztu, zatem to
drugie imię, znane nam jedynie z tekstu Deusdedita,
będzie jego imieniem chrzestnym, przyjętym zatem
nie prędzej niż w r. 966 25. Nie widać powodu, by
imię to można było wiązać z rzekomym normańskim
pochodzeniem tego księcia. W rodzie piastowskim,
W imionach tam używanych, nie spotykamy zupełnie
imion typu skandynawskiego, które by świadczyły
o jakichś normańskich tradycjach, gdy u Rurykowi-
czów roi się od Ruryków, Ingwarów, Olegów i Rog-
woldów, od Ingeborg, Malfried, Olg i Rognied. Tam
przetrwała ta tradycja domowa, rodzinna długo, bo
silna jest jeszcze w XIII wieku.

: Ale zwolennicy normanizmu przytaczają tu jeszcze
jako argument imię córki Mieszka I, a żony następnie
Eryka szwedzkiego i Swena duńskiego, a matki Kanuta
Wielkiego, zwanej w źródłach skandynawskich Sy-
grydą 26. Jej imię miało świadczyć dobitnie o nor-
mańskości naszego Mieszka. Jak na to już wskazałem
powyżej, mamy prawo sądzić, że ta córka Mieszka l
a siostra Bolesława Chrobrego, Sygryda, przybrała-
to imię wychodząc za mąż do Szwecji i pod tym
imieniem przybranym, skandynawskim, znana jest
nam dzisiaj, gdy jej właściwego imienia nie przecho-
wały źródła północne ani polskie, które w ogóle jej
nie znają. W ten sposób i ten argument normanistów
o silnych tradycjach skandynawskich rodziny Miesz-
ka I traci swą wartość. St. Zakrzewski przypuszcza,

25 Z. Wojciechowski Polska nad Wisłą i Odrą s. 10;

Li.: Sdhulte Beitrage żur altestenGeschichte • Polens: ;:-
28 O. Balzer Genealogia tabl. 19. , ,

.Imiona zasadnicze

613

że jej imię polskie brzmiało Swiętosława, bo takie
imię nosi jej córka27. Wykluczone to być nie może,
chociaż zdarza się w tych czasach rzadko, by córka
dziedziczyła imię po matce, w każdym razie dowo-
dziłoby to raczej silnych tradycyj polskich, jeżeli
ta rzekoma Normanka dała swej córce takie polskie
imię 28.

Jeżeli emendacja O. Balzera tycząca się imienia
Dagome jest niewątpliwie błędna, jeżeli teoria skan-
dynawska wiążąca się z imieniem, Dago nie da się
naukowo uzasadnić, to trzeba dorzucić, że w ostatnich
czasach powstało przypuszczenie, że imię to otrzymał
Mieszko I na chrzcie i że brzmieć ono miało Dagobert.
Przypuszczenie to jest wysoce pociągające, gdyż
św. Dagobert był czczony w Lotaryngii w Yaulsort,
zatem w pobliżu tych miejsc, z których wyprowa-

27 Por. St. Zakrzewski Bolesław Chrobry Wielki s. 390.

28 Tu dodać bym winien parę wątpliwości, czy data uro-
dzenlia Mieszka, ustalona przez O. Balzera, Genealogia tabl.
I 2, na rok oa 920 jest słuszna. Fakt, ze me mamy żadnych
danych, by osiągnąć jakąkolwiek datę z życia jego ojca Zie-
momysła, jest dla tego zagadnienia trudnością podstawową.
O. Balzer opiera się w iswym wywodzie na świadectwie
Thietmara, który stwierdza, że Mieszko •zmiacł w r. 992 jako
senex, to znaczy w wieku podeszłym, i dlatego umieszcza
jego urodzenie ok. siedemdziesiąt lat wstecz. Parokrotnie już
wskazałem, ipor. moje prace Na marginesie “Genealogii Pia-
stów", Przegl. Hist. 1930/29, i Ze studiów genealogicznych,
Mieś. Herald. 1934, jak rzadkie są wypadki w rodzie piastow-
skim. przekroczenia lat siedemdziesiięciu a nawet sześćdzie-
sięciu. Otóż i tu w sprawie Mieszka I wskazana jest ostroż-
ność i zapytanie, czy informacja Thietmara, pisana zaledwie
20 lat po śmierci Mieszka, jest pewna. Żeniłby się bowiem
Mieszko z Doibrawą w r. 965 mając ok. 45 lat, stąd wniosek,
że powinien był mieć w tym czasie donosie dzieci z małżeń-
stwa czy małżeństw poprzednich (por. wiadomość Anonima-Galla

«14

ItwoTOtt piastowskie

dzamy kult św. Lamberta z Leodium. Jedyną prze-
szkodą tej pociągającej hipotezy jest trudność wy-
tłumaczenia, w jaki sposób końcówka “bert" zmieniła
się na “me" lub “ne". Bo tłumaczenie, że przyrostek
“orne" jest rozpowszechniony w językach romańskich,
niczego w rzeczy samej nie tłumaczy: trzeba by
wyjaśnienia bądź filologicznego, bądź paleograficz-
nego, by niepewność wytłumaczyć. W każdym razie
byłbym skłonny przyjąć tę hipotezę 29.

Jest rzeczą zastanowienia godną, że trzy następne
imiona rodowe, tj. Bolesława, Kazimierza i Władysła-
wa, imiona odtąd stale utrzymywane u Piastów, poja-
wiają się po kolei, w dłuższych odstępach czasu, i to

b siedmiu żonach -fconfcubiniach). Winni zatetn byliby być obok
jego syna najstarszego, urodzonego z Dobrawy, starsi jego
bracia, których to braci praw do sukcesji i następstwa nie
można by łatwo usunąć na korzyść syna Dobrawy i synów
zrodzonych z Ody, dlatego że rodziliby się oni z małżeństwa
chrześcijańskiego. W ten sposób Bolesław Chrobry po śmier-
ci ojca miałby do czynienia nie tylko z młodszymi braćmi
przyrodnimi, ale l ze starszymi, i to znacznie starszymi od
niego. Ale o takich nic nam nie wiadomo ani z czasów za

życia Mieszka, ani po jego śmierci, w latach 992 — 995, cho-
ciaż o braciach Mieszka mamy pewne informacje. Stąd wnio-"
sęk, że albo ich już nie było, albo ich w ogóle nie było, bo

małżeństwo z Dobrawą byłoby pierwszym małżeństwem
Mieszka, czyli że byłby on w r. 965 jeszcze młodym człowie-

fciem. W takim jednak wypadku należałoby przenieść datę “
urodzenia Mieszka o lał co najmniej dwadzieścia, na lata

940 — 945, a z tym również przesunąć przypuszczalne daty
życia Ziemomysła, Leszka i Ziemowita, którego życie przy-
padłoby na końcowe dziesięciolecie IX wieku.

29 por. o. Balzer Genealogia s. 261—278, J. Otrębski

Jmiowa. s. 122—124, [H. Łowmiaństei Imię chrzestne Mieszka
Pierwszego].

Imiona gasadnicze

615

tak, że zarówno Bolesław Chrobry, jak Kazimierz
Odnowiciel i Władysław Herman, są w ogóle pier-
wszymi, którzy noszą te imiona, i że w poprzednich
pokoleniach pomiędzy wcale licznymi imiennie nam
znanymi członkami rodu nie było nigdy nikogo ma-
jącego takie imię. Imię zatem Bolesława zjawia się po
raz pierwszy przy synu Mieszka I, Kazimierza u jego
prawnuka, Władysława dopiero u praprawnuka. Stąd
też można sobie zadać pytanie, czy imiona te są
starymi imionami rodowymi, czy też nowymi nabyt-
kami, przybranymi z innych środowisk. Bo jeżeli
przyjęliśmy tezę, że imion takich, jak Ziemowit,
Leszko czy Ziemomysł, nie używano następnie w ro-
dzie piastowskim, bo imiona te noszone przez pogań-
skich przodków nie wydawały się stosowne dla ich
chrześcijańskich potomków, to trzeba by sądzić, że
imiona Bolesław, Kazimierz, Władysław nie trąciły
pogaństwem, nie były odziedziczone po pogańskich
przodkach, lecz przyjęte zostały z innych ośrodków,
z takich czy innych względów czy powodów.

Daje się to sprawdzić w całej rozciągłości, o ile
chodzi o imię najstarszego syna Mieszka I i Dobrawy,
Bolesława Chrobrego. Imię to weszło do dynastii
piastowskiej od Przemyślidów przez Dobrawę, gdzie
ojciec i brat Dobrawy nosili właśnie to imię. Syn
zatem Mieszka otrzymał je po dziadzie macierzystym,
a po Bolesławie Chrobrym dziedziczy je dla jego
sławnej pamięci liczna rzesza jego bliższych czy
dalszych potomków. Za to w Czechach imię to za-
czyna zanikać. Po smutnej pamięci Bolesławie III,
pod wpływem antagonizmu do Polski i nienawiści,
którą pałała dynastia Przemyślidów do osoby Bo-
lesława Chrobrego, zarzucono tam używanie tego

616

Imiona piastowskie

imienia. Zjawi się ono co prawda jeszcze między
synami Wratysława II i Swatawy, ale zdaje się nie
odgrywała tu roli tradycja domowa Przemyślidów,
lecz przywiązanie Swatawy do braci, skoro dała ona
swym synom imiona Bolesława i Władysława. W Pol-
sce zaś wielka postać Bolesława Chrobrego wyrobiła
temu imieniu prawo obywatelstwa w dynastii, chociaż
dopiero wnuk Chrobrego Kazimierz obdarzył tym
imieniem swego najstarszego syna 30, ale Władysław
Herman mimo sprawy św. Stanisława, dla pamięci
brata i swego długoletniego seniora 31, nie wahał się
dać to imię swemu synowi, Krzywoustemu. Jeżeli
chodzi ó imię Bolesława, sprawa pochodzenia tego
imienia zdaje się być jasna. Nie jest to imię rodowe,
jest to imię nabyte.

Za to bardzo zagadkowo przedstawiają się dwa
następne, później bardzo powszechne w rodzie pia-
stowskim imiona Kazimierza i Władysława. Imię
Kazimierza zjawia się dopiero w czwartym pokoleniu
licząc od Mieszka I, a Władysława w piątym lub ra-
chując od Ziemowita w siódmym i ósmym. Imiona
te zdają się być obce dynastii, nie ma śladu, by
były kiedykolwiek poprzednio użyte. Skąd się zatem
wzięły? Wobec tego, że imię Bolesława zostało za-
pożyczone od Czechów, wydaje się rzeczą prawdo-
podobną, że i te imiona dostały się podobną drogą
do dynastii. Tu oczywiście, o ile chodzi o imię Ka-
zimierza, droga nie mogła prowadzić przez matkę

30 Nb. odrzucam istnienie syna Mieszka II tegoż imienia,
por. O. Balzer Genealogia tabl. II 10, por. St. Kętrzyński
Kazimierz Odnowiciel i w ini.niejiSaej pracy.

31 Por. St. Kętrzyński Na marginesie “Genealogii Pia-
stów" s. 14 (172).

Imiona zasadnicze

Sil

Kazimierza, Rychezę, jak to było z Dobrawą i prze-
kazaniem przez nią imienia Bolesława, gdyż Rycheza
jako Niemka nie mogła przekazać swemu synowi
imienia o brzmieniu słowiańskim. Mogłoby tu zatem
wchodzić w rachubę któreś z poprzednich pokoleń,
a więc albo Dobrawą, albo Emnilda. Co się tyczy
Dobrawy, to sądzić należy, że wpływ czeski musi
być tu wyłączony: raz dlatego, że imię to jest nieznane
u Przemyślidów, po wtóre, że tradycja zmarłej
w r. 977 Dobrawy musiała być w r. 1016 już bardzo
nikła, a po trzecie, że stosunki polsko-czeskie były
w tym czasie jak najgorsze. Pozostawałaby zatem
Emnilda, matka Mieszka II, córka Dobromira. Kim był
ten Dobromir, nie wiemy, nie wiemy, z jakiego kraju
słowiańskiego pochodził, nie wiemy, gdzie leżeć mogło
jego państewko 32. To jedno da się powiedzieć, że mię-
dzy potomstwem bliższym czy dalszym Emnildy nie
przechowało się echo jej pochodzenia, np. w używaniu
choćby imienia jej ojca. Samo imię Emnildy wska-
zywałoby, że pochodziła ona z takich stron Słowiań-
szczyzny, gdzie musiały sięgać wpływy chrześcijańskie

32 St. ZaterzeWski Bolestaw Cfarobry Wielki s. 66, wy-
raża przypuszczenie, że Dobromir mógł być ostatnim księciem
Milczan, nie wyklucza także możliwości jego pochodzenia od
Przemyślidów czy Sławnikowiców. Są to przypuszczania,
które niczym nie dadzą się poprzeć; co się tyczy związku
z Przemyślidami czy Sławnikowicamii, to chybaby taki szcze-
gół podkreśliły żywoty św. Wojciecha. Między wcale liczny-
mi limionami znanymi nam braci św. Wojciecha nie ma imie-
niia Kazimierza. M. Gumplowioz, Żur Geschichte Polens im
Mittelalter. Zwęź kritische Untersuchungen uber die Chronik
des Balduin Gallus Innsbruck 1896 s. 67, 68, wywodzi ten
autor Dobromjina z rodu Nałęczów, oczywiście bez jakiejkol-
wiek podstawy.

618

Imiona piastowskie

niemieckie. Gdyby pochodziła z Rusi czy Bałkanów,
przyniosłaby sobie inne imię, o innym brzmieniu,
chociażby greckie, nie niemieckie. Ale bądź co bądź
nie jesteśmy w możności stwierdzić, czy przypadkiem
w rodzie Dobromira nie było w użyciu imienia Ka-
zimierz. Można zwrócić uwagę, że forma imienia
Kazimierz jest zbliżona do formy imienia Dobromir.
Imiona z końcówką na mir nie są obce całej Sło-
wiańszczyźnie, nie są obce też i Polsce33, częste są
na terenie serbsko-chorwacko-słoweńskim i może tam,
gdzieś na południowym zachodzie, należałoby szukać
ojczyzny Emnildy, a zatem może i pochodzenia imie-
nia Kazimierza. W każdym razie imię to musiało być J
uważane przez cały wiek w dynastii jako pewnego rodzaju nowość i naleciałość. Nikt z synów Odno- i|
wiciela, a było ich czterech, nie otrzymał tego imie-
nia. Nie nosiła go też i następna generacja. Dopiero
wśród licznego potomstwa Bolesława Krzywoustego,
zatem po upływie stulecia, spotykamy znowu dwu
synów noszących to imięs4. Ta wstrzemięźliwość
świadczyłaby, że było ono świeżym nabytkiem dy-
nastii, może nawet obco brzmiącym uchu współczesnych, że były jakieś zastrzeżenia czy wątpliwości,
by raz użyte imię powtórzyć. Ta druga jednak próba

38 W. Baszyctei Najdawniejsze polskie imiona osobowe
RAUfilo.1. 1925/62, który wymierna 46 imion z tą końcówką,
por. J. Otrębski O najdawniejszych imionach osobowych
Rozpr. i materiały Wydz. I Tow. Przyj. Nauk w Wilnie VI
z. 2 1935.

si O. Balzer Genealogia tabl. III 14, 22, por. St. Kętrzyń-
ski Na marginesie “Genealogii Piastów", s. 204 (44) n., uwagi
tyczące się starszego Kazimierza, syna Bolesława Krzywou-

Imiona zasadnicze

619

powiodła się: dzięki osobistości Kazimierza Sprawied-
liwego, dzięki zapewne i portretowi jego, skreślone-
mu przez mistrza Wincentego w jego kronice, imię
to zyskało uznanie, utrzymało się, a przez osobę Ka-
zimierza Wielkiego zostało przekazane dynastii ja-
~ giellońskiej i rodzinie Wazów.

Po r. 1040 urodził się Kazimierzowi Odnowicie-
lowi syn, który otrzymał imię Władysława35. I to
imię spotykamy po raz pierwszy w rodzie piastow-
skim. W ciągu zatem prawie stu lat poprzednich,
w obrębie czterech generacji, nie udało się stwierdzić,
aby było ono kiedykolwiek użyte. Forma imienia
Władysław, a właściwie Włodzisław, wydaje się
brzmieć wcale poprawnie po polsku, mimo to nasuwa
się podejrzenie, że i to imię jest zapożyczeniem,
nowością tu po raz pierwszy zastosowaną, i to no-
wością może również obcego, niepolskiego pochodze-
nia. Jest rzeczą zastanowienia godną, że równocześnie
niemal (dokładna data nie da się ustalić) rodzi się
w Polsce Beli węgierskiemu i jego żonie, siostrze
Odnowiciela, syn, który otrzymuje również imię
Władysława. Jest to przyszły król węgierski, św. Wła-
dysław. Wydawałoby się najprostszym przypuszcze-
nie, że brat i siostra dwom synom swoim, mniej
więcej współcześnie urodzonym, nadali to samo imię
polskie, zgodnie z ich tradycją rodową, piastowską.
Ale sprawa nie jest tak prosta, jak się wydaje, bo
okazuje się, że już w końcu X w. był w rodzie
Arpadów taki Władysław, a mianowicie stryj Beli,

35 O. Balzer, Genealogia tabl. II, daje Władysławowi
Hermanowi jako datę urodzin, r. 1040. Z powodów, o których
mówię na innym miejscu, przesuwam tę datę na caas nieco
późniejszy, rok 1041 co najwcześniej.

820

Inworea-:piastowskie

tzw. car Władysław Łysy. Ten Władysław był Wę-
grem, a to znowu nasuwałoby podejrzenie, że św. Wła-
dysław nie otrzymał swego imienia po rodzie matki,
lecz po. swym dziadzie stryjecznym, a Władysław
Herman nosi imię pożyczone od Arpadów, dlatego
że Kazimierz był z tą dynastią związany przez swą
siostrę. Ale sprawa komplikuje się tym jeszcze, że
Wedle opinii niektórych badaczy, słabo zresztą ugrun-r
towanej, matką owego Władysława Łysego miała być
Adelaida, córka Mieszka I 36, tak iż można by przy-
puszczać, że to ona przekazała to imię rodowe synowi,
a św. Władysław nosi je po swym dziadzie stryjecz-
nym, Władysław Herman zaś nosi je zgodnie z tra-
dycją rodową piastowską, może przypomnianą Kazi-
mierzowi przez Belę.

Ale szczegóły genealogicznych związków pierwszych
Arpadów są tak niejasne i przedstawiają tyle wąt-
pliwości, że trudno by było uznać pochodzenie Wła-
dysława Łysego od Adelaidy jako rzecz prawdopo-
dobną. Raczej wydaje się ono nadzwyczaj wątpliwe.
:I dlatego nasuwa się inna możliwość: imię Władysław
mogło się dostać do Arpadów inną jakąś drogą, przez
ich związki z jakąś dynastyczną rodziną słowiańską,
czy to siedzącą na jakimś ksiąstewku na terytorium
samych Węgier, czy może gdzieś w pobliżu Węgier,
i że tą drogą, przez pośrednictwo węgierskie, imię
to już przyjęte w dynastii Arpadów dostało się do
Piastów. Przypomnieć tu należy, że w r. 1018 został
zamordowany car, król bułgarski Władysław, noszący
imię Jana, tak iż imię tego brzmienia było znane
na Bałkanach. Z Bałkanami miała coś widocznie do

36 St. Zakrzewgki Bolesław Chrobry Wielki s. 402.

Imiona- zasadnicze

621

czynienia w przeszłości rodzina Beli — świadczy
o tym przydomek cara, który nosi Władysław Łysy,
świadczy o tym imię ojca Beli Wasul, czyli Bazyli,
prowadzące wprost na Bałkany czy do Bizancjum.
W tym świetle wydaje mi się, że imię to dostało się
w X w. do dynastii Arpadów przez jakieś związki

-z rodami dynastycznymi bałkańskimi, a przez pośred-
nictwo Arpadów weszło do dynastii piastowskiej. Wy-
daje mi się to bardziej prawdopodobne, niżby imię
to z Polski miało się dostać na Węgry, a analogiczne
imię w Bułgarii pozostawało bez żadnego związku
ze zjawieniem się go u cara Władysława Łysego.

I ono zatem jest raczej imieniem nabytym, niż-
byśmy je mogli uważać za piastowskie 37. W przeci-
wieństwie do imienia Kazimierza weszło ono dość
szybko w użycie w rodzie piastowskim. Zaraz Bolesław
Krzywousty w lat parę po śmierci Hermana daje je

swemu najstarszemu synowi, a chociaż później nie
jest zbyt częste, nabiera na sile i powadze osobą
Władysława Łokietka.

Tak więc jako niewątpliwie rodowe imiona pia-
stowskie uważać możemy imiona Ziemowita, Leszka,
Ziemomysła, a zapewne i Mieszka, inne, Bolesława,
Kazimierza i Władysława — będą imionami nabytymi.

37 przy pogłębieniu tego problemu należałoby wziąć pod
uwagę także nazwy miejscowe, wywodzące się od imion Ka-
zimierza i Władysława, jaK. Włodzisław, Włocławek. Czyżby
były to twory późniejsze, Władysława Hermana? Późność
Włocławka mogłaby objaśniać sprawę biskupstwa kruszwic-
kiego. Co się tyczy miejscowości Kazimierz w XI w., to wiąże
się ich- powstanie bez zastrzeżeń z osobą Kazimierza Odno-
wiciela; por. T. Wojciechowski Szkice historyczne Xl w.,
Indeks, pod Kazimierz miasto.

ZZJ

loża tymi siedmioma imionami, które nie pojawiają
się w Polsce poza rodem piastowskim38, są wśród
męskich potomków dynastii w użyciu jeszcze inne
imiona, noszące charakter wyjątków od ogólnie przy-
jętej zasady. I one są imionami nabytymi, występują
najczęściej raz jeden, dopiero w późniejszych cza-
sach zdarza się, że imię takie zyskuje większą popu-

ss Wypadków, użycia jednego z tych imion poza
rodem piastowskimi znanych jest dużso, wszystkie jednak poza
granicami Polski i wyłącznie w rodach panujących. Imię
Władysława jest częste u Arpadów, sporadycznie trafia się
u Przemyślidów. Poza Bolesławami czeskimi, Przemyślidami,.
znany jest Bolesław szwedzki, syn Rychezy, wnuk Krzywou-
stego; por. Wł. Semkowicz Sprawa sw. Stanisława w świetle-
nowego źródła ikonograficznego. Księga Balzera II 1925 s. 31..
Dalej znamy Ziemomysła pomorskiego z r. 1046 — w drugiej
połowie XII w. dwu książąt pomorskich Kazimierzów, wresz-
cie w XIV w. Kazka szczecińskiego, wnuka Kazimierza Wiel-
kiego.

Imiono wyjątlwwe

623

larność w tej czy innej gałęzi rodu, np. imiona Hen-
ryka, Konrada, Przemyśla.

Imiona te dzielą się na dwie grupy, omawiane
oddzielnie, pochodzenia polskiego i obcego; obce były
prawie bez wyjątku zapożyczone z Niemiec.

Zaraz w pierwszym pokoleniu między synami
Ziemomysła jest jeden noszący imię Cidebur 39.
Imię takiego brzmienia nie jest znane w Polsce,
będzie ono zatem zniekształcone w przekazie Thiet-
mara 40. Najbliższym formą znanym i używanym
w Polsce imieniem jest imię Czcibor albo Ścibor, i tak
je zwykle rozwiązują u nas badacze, np. O. Balzer.
Czy imię to może być rodowym Piastów, trudno,
ocenić, bo poza tym jedynym wypadkiem nie pow-
tórzy się ono więcej, raczej należałoby je uważać za
pożyczone, może wedle zwyczajów rodu matki owego
Cidebura. Imiona Ścibor i Czcibor nie są w Polsce
zbyt częste, ale są używane w warstwie rycerskiej 41.
Nb. jeżeli Cidebur jest Ścibor lub Czcibor, to cyto-
wana parę wierszy niżej miejscowość Cidini mogłaby
brzmieć Trzciny lub podobnie i w tym kierunku
może należałoby zrobić poszukiwania, istnienie w X w.
miejscowości Zehden-Cydzyna, która ma być iden-
tyczna z Cidini, wydaje mi się bardzo wątpliwe.

Inne imię pojawi się w Polsce dopiero w szóstej
generacji jako imię nieślubnego syna Władysława

88 O. Balzer Genealogia tabl. I 4.

w Lib. II c. 29.

41 W. Taszycki Najdawniejsze polskie Imiona, Słownik.
Przypomnieć też warto, że w r. 858 został zamordowany Czci-
bor, książę serbsko-łużycki. Mogłoby więc i to imię naszego
Czcibora być spadkiem po jakimś związku z dynastią książąt
serbsko-łużyckich.

62*

Imiona piastowskie

Hermana, Zbigniewa. Cokolwiek można by powiedzieć
na temat prawości aspiracji Zbigniewa do równo-
rzędności jego z bratem42, to nadanie mu takiego
imienia, formy niedynastycznej, używanego w rodach
rycerskich polskich, świadczy, że syn ten był uważany
-od początku za stojącego poza nawiasem rodu. Imię
to otrzymał Zbigniew zapewne wedle zwyczajów ro-
dowych matki.

Oba powyższe imiona, Cidebura i Zbigniewa, wy- l
różniają się od grupy wyżej omówionej, że były one i
używane w rozmaitych rodach rycerskich polskich, |
częściowo mogły być one nawet związane z pewnymi |
rodami.

Nie sposób tu nie poruszyć zagadnienia rzekomego
syna Mieszka II — Bolesława. Już bardzo dawno
wyraziłem zastrzeżenie 4S tyczące się tak pięknie
pomyślanej hipotezy T. Wojciechowskiego44, zbyt
łatwo przyjętej przez Q. Balzera 45, o istnieniu ta-
kiego syna Mieszka II. Trudno by było przyjąć, by
dziecku zrodzonemu ze związku pozamałżeńskiego
dano, za życia przecież Chrobrego, imię, które nosił
senior rodu. Cokolwiek by można było powiedzieć
o młodości tego imienia, noszonego dopiero przez

Imiona wyjątkowe

625

42 R. Gródecki Zbigniew książę polski. Studia staropol-
skie Kraków 1927 passiim.

43 St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel RAUhf 1899/38
s. 362 (72) n. “ ,-.... "

44 T.. Wojcieohowski O Kazimierzu Mnichu Pam. AUhf
1885/5.

45 O. Balzer Genealogia s. 78 n. Tu dorzucić można, że
gdyby KaBimiierz takiego swego rzekomego brata unieszko-
dliwił, to wątpić można, by imię jego dał swemu synowi,
i to najstarszemu. , ,

pierwszego Piastowica, to jednak było to imię głowy
rodu, panującego, odziedziczone po książętach cze-
skich, zatem udostojnione godnością książęcą. Zapewne
tak jak Zbigniewowi nie dano żadnego imienia spo-
śród imion używanych przez prawowitych Piastów,
tak i temu dziecku znalezionoby inne, odpowiednie.
dla niego. Ten jeden argument w moim zrozumieniu
jest wystarczająco silny, by podkreślić nieprawdopo-
dobieństwo kryjące się w tej jak zawsze niezwykle
zręcznej i pociągającej interpretacji bardzo późnych,
bo z końca XIV w. pochodzących tekstów, zużytko-
wanych przez T. Wojciechowskiego. To, co powiem.
jeszcze poniżej o imieniu Bezpryma, może też po-
służyć jako pewnego rodzaju objaśnienie.

Gdyby jednak komuś nie przemawiały do przeko-
nania wywody sprzeciwiające się tezie T. Wojciechow-
skiego, to jest, gdyby ktoś przyjął, że przekaz z końca
XIV w. o istnieniu Bolesława, brata Kazimierza
Odnowiciela, oparty jest na realnych, niewzruszo-
nych podstawach, to można by ze względu na imię
myśleć o jakimś synu zrodzonym w legalnym, uzna-
nym małżeństwie Mieszka II z nie znaną nam oczy-
wiście żoną. W tym wypadku byłoby to zatem jego
pierwsze małżeństwo zawarte przed r. 1013. Żenił
się Mieszko z Rychezą w wieku lat 23, nie późno,
ale i nie tak wcześnie, by jakieś małżeństwo, np. około
r. 1008, nie było do pomyślenia.

Jest jeszcze jedno imię, słowiańskie co prawda,,
lecz w danym wypadku chyba niepolskiego pocho-
dzenia, zatem również przybrane, które raz jedyny
pojawia się w rodzie piastowskim, i to bardzo wcze-
śnie. Jest to Swiętopełk, syn Mieszka I i Ody, uro-

40 Polska X — XI wieku

626

Imiona piastowskie

dzony rychło po r. 980 4e. Już St. Zakrzewski wyraził
zdanie, że imię to przypomniano sobie jako spadek
po państwie i dynastii wielkomorawskiej. Sądzi on,
że musiały istnieć niegdyś, w jednym z poprzednich
pokoleń, bliższe związki między Piastowicami "a Moj-
mirowicami, i dlatego daje on dziadowi Mieszka I,
Leszkowi, jako żonę córkę Swiętopełka 47. Siad jest
oczywiście bardzo nieznaczny, o pozytywny dowód
silić się trudno. Jedno, co można uważać za rzecz
wysoce prawdopodobną, jest to, że w lat prawie osiem-
dziesiąt po zniknięciu Państwa Wielkomorawskiego żyły
-na dworze polskim jakieś wcale wyraźne tradycje
wielkomorawskie, jakieś wspomnienia bliższych związ-
ków łączących obie dynastie.

W tym świetle byłoby rzeczą godną rozważenia;

że rzekome pogaństwo naszych najdawniejszych Pia-
stów nie było taką niezwalczoną przeszkodą do utrzy-
mywania stosunków z dworami chrześcijańskimi.
Mogły wpływy chrześcijaństwa mieć dostęp do dworu
i dynastii głęboko przed datą urzędowego przyjęcia
chrztu przez Mieszka I, daty i faktu oplecionych
w początkach w. XII legendą, spoza której dość już
trudno wydobyć istotne, pozytywne ziarna prawdy.
Sądzę raczej, że urzędową datę przyjęcia chrztu,
końcową datę długiej ewolucji, poprzedziła wiekowa
praca dynastii, praca systematycznie burzonego po-
rządku pogańskiego, odbierania mu podstaw wpływów
i tą drogą powolnego przystosowywania i przygoto-

48 Tamże tabl. I 11.

47 St. Zakrzewski Bolestaw Chrobry Wielki s. 72 tabl.
geneal.

Jmiofta wyjątkowe

627

wywania społeczeństwa do nowych warunków; Ni-
welowanie ustroju plemiennego musiało iść w parze
z rozbijaniem kultu pogańskiego, a z osłabieniem
go tworzyły się warunki do przyjęcia chrześcijaństwa.
Mogło tu nawet nie brakować takich epizodów, jakie
spotykamy u Skandy na wów czy Słowian zachodnich,
przyjmowania chrześcijaństwa i rychłego go porzu-
cania. Chrześcijaństwo mogło wcześnie zawitać na
dwór piastowski, tak jak zawitało do księcia Wiślan.
Ale mogło być i porzucane.

A w tych okolicznościach małżeństwo z księż-
niczką wielkomorawską w chrześcijaństwie wycho-
waną nie wydaje się niemożliwe, tym bardziej, jeżeli,
jak głosi legenda, Dobrawa wyszła za mąż za po-
ganina. Jeżeli nie było bezwarunkowej pewności,
czy poganin ten przyjmie chrzest, czy nie, i jeżeli
książę czeski nie wahał się wydać zań swej córki,
to tym więcej i Swiętopełk mógł nie żywić takich
skrupułów.

Imię zatem Swiętopełka świadczy" nie tylko, że
żyły w końcu X w. tradycje Wielkich Moraw na
dworze Mieszkowym, ale i o tym, że w końcu IX w.
musiał być jeden z przodków Mieszka już potężnym
władcą, skoro książę wielkomorawski utrzymywał
z nim stosunki, i to, jak się zdaje, stosunki rodzinne.
Świadczy to też o tym, że pewne elementy religijne
chrześcijańskie, a z nimi polityczne i kulturalne,
takimi drogami mogły i musiały już wtedy przenikać
i być wchłaniane przez dwór i dynastię.

Na imieniu Swiętopełka wyczerpuje się zasób
imion męskich polskich czy też słowiańskiego pier-
wiastka, używanych do końca XI w. w dynastii pia-
ło*

628

Imiona.- piastowskie

stowskiej. Spotykamy później w XIII w. w linii
Wielkopolskiej, pod wpływem niewątpliwie czeskim,
Przemysłów, pod tym wpływem zjawi się później
w linii mazowieckiej imię. Wacław. Tam pojawią się
jeszcze Trojdeny, Janusze i Stanisławy, bez szerszego
zastosowania.

IV

Ale posiadamy w rodzie piastowskim wiele wy-
padków użycia imion obcych, które zjawiają się
wcześnie, bo już -w X w. W imionach tego rodzaju
odbijają się czasami wpływy polityczne, zwykle dość
przejrzyste, czasami znowu, co jest wielokrotnie dużo
ciekawsze, pewne wpływy kultowe świadczące nieraz
o dalekich i rozgałęzionych związkach ówczesnej
Polski i dworu z pewnymi ośrodkami życia kościel-
nego, o czym na innych drogach zwykle nie osiągamy
wiadomości bądź bardzo nikłe i niedostateczne. Dla-
tego też tym sposobem uzyskiwane wskazówki, często
ułamkowe, mogą mieć niejednokrotnie pewną, czasami
całkiem niespodziewanie poważną i wyrazistą wymowę.
W ten sposób niektóre imiona używane w rodzie
piastowskim objaśnić nas mogą o wpływach, którym
ulegały dwór i dynastia w zaraniu naszych dziejów.

Zaraz pomiędzy synami Mieszka I zrodzonymi
z Ody spotykamy imię Lamberta. Rzadkie to imię
powtórzy się raz jeszcze, gdyż i syn Chrobrego,

630

Imiona piastowskie

urodzony w r. 990, Mieszko II, nosi drugie imię
Lamberta 48 Zwrócić tu należy uwagę, że Bolesław
Chrobry, który nie żywił sympatii ani życzliwości
dla macochy i braci przyrodnich, nie wahał się dać
tego imienia synowi, imienia, które nosił już jego
rywal, młodszy brat przyrodni. Znaczy to, że przy
nadawaniu tego imienia nie odgrywały roli względy
osobiste, lecz że w ostatnich dziesięcioleciach X w.
był głębiej zakorzeniony w dynastii kult św. Lam-
berta i że dla szczególnej czci, którą żywiła dynastia
dla tego świętego, imię to nadawano potomkom. Kult
ten musiał być szczególnie silny, skoro córka Mie-
szka I dała synowi swemu Kanutowi imię Lamberta
a córka Mieszka II Lamberta, żona węgierskiego Beli,
ma także syna Lamberta. Zamiłowanie do tego imie-
nia i cztery wypadki użycia go w najbliższej rodzinie
świadczą, ze opierać się ono musiało tylko na kulcie
tego świętego.

Lambert, biskup Maestrichtu, umęczony w r. 696 49, :

spoczywał w Leodium, które się stało ośrodkiem jego
kultu, czemu też ono zawdzięczało w znacznej mierze -
swój rozwój- i znaczenie. W drugiej połowie X w.
kwitła tam znakomita szkoła, kwitły nauki i litera-
tura, sztuka i architektura. Wielu wybitnych duchow-
nych niemieckich wyszło ze szkoły leodyjskiej,
a Leodium było równocześnie jednym z najżywszych
ośrodków ascetycznego kierunku reformy benedyk-
tyńskiej. Można się zatem domyślać, że zapewne ktoś
silnie związany z Leodium bądź stamtąd pochodzący
lub przynajmniej stamtąd przybyły, przesiąknięty

48 O. Balzer Genealogia tabl. I.
48 Data niepewna, por. Analeota Bollandiana XIII s. 173;

XIV s. 198.

Imiona obce

631

kultem św. Lamberta, przeniósł go z Leodium do
Polski. Z tego wynikałoby, że kult tego świętego
musiał być silnie zaszczepiony w dynastii na wiele
lat przed urodzeniem się Lamberta, syna Mieszka I,
tj. przed r. 980, to znaczy, że jest on prawie równo-
czesny z urzędowym przyjęciem chrześcijaństwa. Dy-
nastia uważała widocznie św. Lamberta za swego
szczególniejszego patrona; był więc ktoś, kto ten kult
wprowadził i silnie rozwinął 50. Byłoby to zatem
w obecnym stanie badań nad pierwotnymi dziejami
kościoła w Polsce zapewne najstarsze środowisko,
które można posądzać o bliższy związek z Polską
i jej organizacją kościelną. Byłby to wreszcie ośrodek,
który te stosunki utrzymywał bardzo długo, bo do
końca prawie XII wieku.

50 Myśl o kulcie św. Lamberta rzucił swego czasu Wł.
Abraham Organizacja kościoła w Polsce do połowy XII wie-
ku, jak również A. Parczewski Początki chrystianizmu w Pol-
• sce i misja irlandzka Rocz. Tow. Przyj. Nauk Pozn. XXIX,
bez dostatecznego jednak nacisku na znaczenie tego faktu i bez
stwierdzenia płynących stąd następstw i konsekwencji. Pewne
akcenty niedowierzania, “eine ebenso unsicbere Hypothese",
które wyraża P. Kehr, Das Erzbistum Magdeburg wid die
erste Organisation der christlichen Kirche in Polen. Abh. d.
preuss. Ak. d. Wissensch. Phil. Hist. Kl. l, Berlin 1920 s. 5,
nie wydają mi się usprawiedliwione, są raczej wynikiem
innego nastawienia tego uczonego, przyzwyczajonego dla X w.
do korzystania ze względnie bogatych źródeł niemieckich czy
zachodnioeuropejskich, gdy my dla X czy XI w. nie możemy
pogardzać najmniejszą wskazówką. W wielu wypadkach nie
pozwala na to pozytywne stwierdzenie, ale zawsze daje nam
możność mówienia nieraz o dużym prawdopodobieństwie, co
samo przez się jest już pewną zdobyczą. Wiele zaś takich
stwierdzonych prawdopodobieństw. Wiążących się ze sobą,
może już dawać podstawę dość silną dla pewnych stwierdzeń
czy uogólnień.

632

Imiona piastowskie

Bo jeżeli chodzi o wpływy kościelne, to dla X w.
znamy dziś następujące fakty świadczące o krzyżo-
waniu się na terytorium polskim takich częściowo
rozbieżnych czynników. Jednym jest sprawa kultu
św. Lamberta, wskazująca na wpływy leodyjskie, ina-
czej mówiąc kolońsko-leodyjskie, z okolic dolnego
Renu, Mozy i Śkaldy. Wczesność śladów tego kultu po-
zwala sądzić, że wpływy te przybyły do Polski współ-
cześnie z biskupem Jordanem i pod jego opieką roz-
winęły się na dworze i w dynastii. Drugim takim
faktem jest znany, lubo dotąd raczej ze strony ane-
gdotycznej traktowany cud św. Udairyka. W opisie
tego cudu powiedziano, że dux Wandalorum Mieszko,
raniony zatrutą strzałą, uczynił w obawie utraty
życia ślub św. Udairykowi przez ofiarowanie mu
votum ze srebrnej ręki. Mieszko następnie za łaską
św. Udairyka cudownie wyzdrowiał. Otóż w tym
interesującym opowiadaniu jest rzeczą najistotniejszą
.stwierdzenie istnienia na dworze książęcym tak •
wczesnego śladu kultu św. Udairyka. W lat kilka-
naście zaledwie po przyjęciu chrześcijaństwa zwraca
się Mieszko do chrześcijańskiego cudotwórcy, i to
do takiego, który dopiero od bardzo niedawna był
przedmiotem modłów i czci wiernych, a który do-
piero po śmierci Mieszka I miał być kanonizowany.
Udałryk bowiem był biskupem augsburskim od r. 924,
zmarł zaś 4 lipca 973 r., zatem przez prawie pół
wieku rządził tą szwabską diecezją. Dzielnie bronił
Augsburga w r. 955 przed Madziarami w przeddzień
pamiętnej bitwy, zmarł in odore sanctitatis i w r. 993
został ogłoszony świętym. Otóż jest rzeczą szczególnie
ciekawą, skąd Mieszko I mógł coś wiedzieć o Udal-
ryku i kto mógł zagrożonemu księciu podsunąć myśl

Imiona obce

633

oddania się pod opiekę tego świątobliwego, zmarłego
niedawno biskupa. Trudno przypuścić, by Mieszko.
sam znał Udairyka, by sam żywił dla niego cześć
i nabożeństwo, aby sam wpadł na myśl odwołania
się do jego opieki. Musieli być zatem w najbliższym
otoczeniu Mieszka ludzie, którzy znali Udairyka, któ-
rzy mieli do niego kult i żywili przekonanie, że ten
pobożny biskup może działać cuda. Oni zatem repre-
zentowali opinię bawarsko-szwabską o Udairyku i oni
przynieśli na dwór książęcy zawiązki kultu dla tego
świętego. Musieli się przeto w tym czasie znajdować
na dworze Mieszka I duchowni z południowych Nie-
miec, ze Szwabii czy Bawarii, zapewne więc tacy,
którzy przybyli do Polski za pośrednictwem czeskim,
a więc prawdopodobnie za pośrednictwem dworu
czeskiego i Dobrawy. Działania jakichś wpływów
czeskich dowodziłby nie tylko kierunek południowo-
zachodni, prowadzący przez Czechy i Pragę, ale
i szczególne nabożeństwo dynastii czeskiej do św. Udai-
ryka, bo czeski książę Udałryk nosił swe imię chyba
dla pamięci tego biskupa. To pozwalałoby nam może
na określenie ram chronologicznych tego zdarzenia,
musiało ono nastąpić po śmierci biskupa Udairyka,
a zapewne przed zgonem Dobrawy, więc w obrębie
lat 973 i 977. Po roku 977 obecność na dworze du-
chownych związanych z Dobrawą i wpływami czeski-
mi staje się z każdym rokiem, w miarę rosnącego
naprężenia polsko-czeskiego, mniej prawdopodobna.

Należy tu wziąć pod uwagę, że z chwilą ustano-
wienia biskupstwa praskiego (973 — 975) rosnąć mu-
szą w Czechach wpływy mogunckie, gdy zaczynają
się zmniejszać wpływy kościelne południowoniemiec-
kie. Tak zatem i ten objaw kultu św. Udairyka jest

fi34

Imiona piastowskie

zjawiskiem bardzo Wczesnym, wskazującym na jakieś
bliższe w początkach samych stosunki kościelne
między - Polską, Czechami a południowymi Niemca-
mi 51. Te bawarskie strony Niemiec, np. Ratyzbona,
, wywierają i później pewne wpływy w Polsce, przede
wszystkim w tych okresach, kiedy były bliższe sto-
sunki Polski z Czechami, np. za czasów Władysława
Hermana 52.

Trzecia fala wpływów kościelnych, z wybitniej-
szym jednak charakterem politycznym, zaznaczy się
po r. 982, kiedy następcą biskupa Jordana został
Unger, zapewne opat klasztoru w Memleben 53. Z tych
stron pochodził także Reinbern. Byłaby to zatem
ekspozytura interesów saskich, magdeburskich. Wresz-
cie do samego końca X w., zatem już w czasy Bole-
sława Chrobrego, należą stosunki z kołami eremickimi
św. Romualda i stosunki zapewne już po śmierci
św. Wojciecha, które, przez Gaudentego i Astryka
wiążą Polskę z opactwem św. Bonifacego i Aleksego
na Awentynie w Rzymie. Są to więc liczniejsze roz-
maite kierunki, które krzyżują się na ziemiach Polski
w czasach Mieszka I; z nich niewątpliwie najsilniejszy,
najbardziej trwały okazał się ten, który pochodząc
z Leodium zaszczepił w dynastii kult św. Lamberta 5-4.

61 MGH SS IV is. 423. Tekst cudu przedrukowany u Z.
Wojciechowskiego, Polska nad Wisłą i Odrą, s. 137.
: B2 A. Parczewski Początki chrystianizmu s. 34—38.

53 Z. Wojciechowski Polska nad Wisłą i Odrą s. 180 uw.
189, gdzie podana literatura.

64 Nie poruszam tu sprawy dawniej wysuwanej, stosun-
ków Polski z Nową Korb e j ą, co utrzymywał T. Wojciechowski
O rocznikach polskich X—XI wieku Pam. AUhf 1880/4,
czy z Fuldą, za którą oświadczał się Wł. Abraham Organi-
zacja. Późniejsze badania nad rocznikami, przesuwając ich

, Imiona obce

635

Leodium należało do prowincji kościelnej koloń-

skiej, a w Kolonii był, w chwili kiedy się zjawia na
widowni dziejowej Mieszko I, arcybiskupem Bruno,
brat Ottona I. Zmarł on jednak 11 października 966,
tak iż trudno by było go posądzać, by mógł on odegrać
jakąś większą i poważniejszą rolę w tym czasie,

-w stosunkach z Polską, w sprawie przejścia Polski
i dynastii na chrześcijaństwo, jak w sprawie orga-
nizowania kościoła w Polsce. Biskupem leodyjskim
był w owym czasie Ewraker, ale i o nim nic nie
wiadomo, by miał jakie stosunki i ze słowiańskim
Wschodem i Polską. Późna legenda XIV w. twier-
dziła co prawda, że biskup ten był Polakiem, synem
polskiego księcia i księżniczki saskiej 55, legenda cie-
kawa i interesująca, ale mająca chyba mało podstawy,
prócz może jakichś wspomnień dawnych żywych
i bliskich stosunków biskupstwa leodyjskiego z Pol-
ską. Imię zaś pierwszego polskiego biskupa, którego
można posądzać, że się bliżej otarł o kult św. Lam-
berta, może być tu pewnym objaśnieniem przy dużych
jednak zastrzeżeniach. Imię Jordan jest tak rzadkie °6,
że w spisach biskupów niemieckich X i XI w. takiego
imienia czy do tego rodzaju grupy imion należącego

źródła do Dijon (Peribach) i w czasy nieco późniejsze (P. Da-
vid), usunęły zarówno Nową Korbeję, jak Fuldę z zakresu
poszukiwań. Nie wiem, czy ślady stosunków z Nową Ko.r-
beją nie dałyby się jeszcze odświeżyć przez dokładniejsze
zbadanie przeszłości Krobi, której ciekawią nazwa wskazywa-
łaby na Korbeję i na istnienie tam niegdyś jakiejś osady be-
nedyktyńskiej, -oczywiście X lub początków XI wieku. •- -

55 A. Parczewski Początki chrystianizmu s. 42, gdzie
cytat z kroniki Jana de Preis.

56 Por. Wł. Abraham, Organizacja s. 34, wskazuje za-
chodnie Niemcy, Francję lub Włochy.

636

Imionfl piastowskie

nie spotykamy. Badacze niemieccy co prawda uznają
jako pewnik sam przez się nie wymagający dowodu,
że biskup Jordan mógł być tylko Niemcem. Ale
gdyby z Niemiec pochodził, nosiłby jak wszyscy nie-
mieccy biskupi imię niemieckie. Raczej jednak tego
rodzaju imię, biblijnego pochodzenia, wskazywałoby
na mnicha anglosaskiego czy iryjskiego, gdzie bywały
w użyciu tego rodzaju imiona. To nie wyklucza oczy-
wiście, by Jordan nie -mógł być bliżej związany
z Leodium i św. Lambertem, gdyż diecezja leodyjska
była wybitnym terenem działalności mnichów iryj-
skich B. W każdym razie usadowienie się kultu
św. Lamberta w Polsce na dworze Mieszka I przy-
paść musi na okres rządów biskupa Jordana i z nim
pozostaje w jakimś związku. Kult tego świętego na
dworze książęcym nie mógł być obcy temu bisku-
powi 58.

Wolno sądzić, że już w r. 968, kiedy biskup Jor-
dan przybył do Polski, zjawił się z nim razem kult
św. Lamberta. Ale ważniejszą jest sprawa, że Leo-
dium i Kolonia były stronami, skąd Polska ówczesna

67 A. Parczewski Początki chrystianizmu s. 52.
58 Między cudami św. Lamberta jest jeden, który mógł-
by nas interesować. A. Parczewski Początki chrystianizmu
s. 53 pisze: “O Odzie, rzekomej córce jednego z królów
szkockich, a zaliczonej do szeregu świętych irlandzkich pod
dniem 27 lutego, istnieje podanie, że będąc niewidomą, a od-
czuwając szczególne nabożeństwo do św. Lamberta, przy re-
likwiach jego w Liege wzrok odzyskała". Otóż narzuca się
myśl, czy przypadkiem polska legenda o ślepocie Mieszka
nie wiąże się jakoś z kultem św. Lamberta, albo czy kult
św. Lamberta u Mieszka nie miał podstawy w jakimś fakcie
uratowania mu wzroku? Oczywiście sprawdzić tego ni®
sposób.

Imiona obce

637

widocznie czerpała siły dla rozwoju swego życia ko-
ścielnego i kulturalnego, a czerpała je stale, bo na
przestrzeni dwu wieków możemy śledzić te stosunki.
Ich trwałość i intensywność upewniają nas tez.
w przekonaniu, że początków tych stosunków wolno
doszukiwać się w czasach Mieszka I i Jordana.

- O następcy Ewrakera Notkerze, 972—1008, znakomitym biskupie, który podniósł wysoko sławę
Leodium w świecie, nie wiadomo nam również, by
łączyły go jakieś stosunki z Polską, wiemy tylko,
że w Rzymie poznał się ze św. Wojciechem i zaprzy-
jaźnił się z nim i że w r. 996 odbywali wspólnie część
podróży z Rzymu do Niemiec. Możliwość stosunków
ze słowiańskim Wschodem nie da się wykluczyć 59.
Również głucho jest w tym czasie o jakichkolwiek
bliższych stosunkach Kolonii z Polską; nie są co
prawda do pominięcia pewne stosunki osobiste, które
Bolesław Chrobry mógł nawiązać z Heribertem, arcy-

9B Tu można dorzucić bystre spostrzeżenie St. Zakrzewskie-
go Opactwo benedyktyńskie śś. Bonifacego i Aleksego na Awen-
iynie w latach 977 — 10S5 RAUhf 1903/45 s. 61: “Przez ten
to klasztor sw. Bonifacsigo i Aleksego musiał Notker zawią-
zać bliskie stosunki ze św. "Wojciechem... Stosunki te Notger
niewątpliwie rozszerzył na uczniów męczennika i przez nich-
wszedł prawdopodobnie w bliższe związki z obydwoma kra-
jami słowiańskimi. Przynajmniej wiemy o uczniu Notgera
Hubaldzie, że w czasach swej młodości odwiedził Pragę.
(Mignę Patrologia lat. t. 139 s. 1043, Gęsta episc. Leod: «Qui
(Hubaldus) postea post Bałdrico (1008—1018) Pragam Boe-
miae ciyitatem transmissus, cum nonnullis ibidem christia-
nae religionis documenta dedisset ad nos unia cum maximo
honore remeavit»). W jakich to się działo bliższych okolicz-
inoślciach, nie wiemy. Wolno jednak chyba przypuścić, że tak
samo jak z Czechami, mógł się Notker i jego leodyjski kler
zietknąć także z Polską".

638

Imiona piastowskie

biskupem kolońskim a kanclerzem cesarskim,
w r. 1000. W powrotnej drodze z Gniezna Otto III
zakłada w Akwizgranie, zatem w diecezji leodyjskiej,
a prowincji kościelnej kolońskiej, kościół i klasztor
pod wezwaniem św. Wojciecha, co mogło się dziać
tylko przy współudziale Heriberta jako arcybiskupa
i Notkera jako pasterza diecezji leodyjskiej, a co
musiało ze względu na kult św. Wojciecha wielce in-
teresować kościół polski, Radyma-Gaudentego,
a przede wszystkim Bolesława. Wiadomo zaś, że pod-
róż z Gniezna do Kolonii i Akwizgranu odbył ra-
zem z cesarzem, wedle wszelkiego prawdopodobień-
stwa, sam Bolesław Chrobry. Byłaby tu w tym cza-
sie sposobność, by Bolesław Chrobry nawiązał na-
wet bliższe stosunki zarówno z Heribertem, jak
Notkerem. : : , •

Prześladowania, którym uległ w początkach rzą-
dów Henryka II Heribert, mąż całą duszą oddany
ideom Ottona III, a od początku wrogie stosunki Hen-
ryka II z Bolesławem Chrobrym mogły być czynnikiem
wzajemnego podtrzymywania pewnych związków Pol-
ski i Kolonu, tym więcej że na te strony Niemiec
Chrobry zwracał bacznie uwagę. Tam, za Renem,
w Górnej i Dolnej Lotaryngii ogniskowała się opo-
zycja niemiecka przeciw Henrykowi II, z którą
Chrobry utrzymywał stosunki. To były strony szcze-
gólnych wpływów Ezzona Ehrenfrieda,- palatyna Dol-
nej Lotaryngii, od 1013 r. teścia Mieszka II. Ezzoni-
dzi, zawsze w opozycji do cesarstwa, zawsze marzący
o koronie królewskiej, odgrywali tam znaczną rolę,
zarówno za rządów Henryka II, jak za czasów Kon-
rada II czy Henryka III. Z tych zatem względów
politycznych musiała Polska utrzymywać bliższe

Imiona obce

639

i żywsze stosunki z zareńskimi stronami Niemiec.
W tych stronach, pod Kolonią, w Brauweiler, za-
kłada w r. 1024 Ezzo z żoną swą Matyldą, córką
Ottona II, klasztor pod wezwaniem św. Mikołaja,
a fundacja ta rodzinna musiała żywo interesować
Mieszka II i Rychezę. I z tym klasztorem musiała
utrzymywać Polska bliższe stosunki, o czym świadczy
kronika tego klasztoru, zawierająca tak cenne wia-
domości o Mieszku II oraz imię Aarona, przecho-
wane w jednym z dokumentów Ezzona, pomiędzy
mnichami w Brauweiler, niewątpliwie identycznego
z późniejszym biskupem krakowskim 60. Ten Aaron,
z pochodzenia raczej Anglosas niż Niemiec, był za-
pewne przez klasztor w Brauweiler bliżej zwią-
zany z Kolonią, skoro tam wedle tradycji otrzy-
mać miał paliusz G1. W tych stronach za Renem dzia-
łała Matylda szwabska, utrzymująca tak serdeczne
stosunki z Mieszkiem II. Sześć sióstr Rychezy przy-
jęło welon i zostały mniszkami i ksieniami naj-
znakomitszych klasztorów w Niemczech, z tych pięć
żyło na terenie archidiecezji kolońskiej: jedna w Dut-
kirchen, w klasztorze św. Mateusza i Jana, druga
w Neuss u P. Marii, trzecia u P. Marii w Kolonii,
czwarta w Essen, piąta zaś w klasztorze św. Gertrudy
w Nivelles, w diecezji leodyjskiej. Dalej przez lat

60 F. Pdhorecbi Kilka stów o Aaronie pierwszym opacie.
tynieckim Kwart. Bist. 1922/36 s. I—10.

i Lacomblet Vrkundenbuch f. die Gesch. d. Niederrhei-
nes l s. 179; por. Wł. Abraham Początki biskupstwa i kapitu-
ły katedralnej w Krakowie Rocz. krak. VI s. 188; F. Pohorecki
Kilka słów o Aaronie; St. Kętrzyński O palliuszv. biskupów
polskich XI wieku RAUhf 1902/43 i tegoż Kazimierz Odnowiciel.

(?40 Imiona piastowskie

prawie trzydzieści ostatnich swego życia Rycheza
przebywa częściowo w Kolonii i Brauweiler. Jeżeli
nie mamy pozytywnych wiadomości, by następcy He-
riberta czy Notkera utrzymywali jakieś bezpośrednie
stosunki z Polską, to o takie mamy prawo posądzać
syna Ezzona, a brata Rychezy, Herimana, od r. 1036
arcybiskupa kolońskiego. Ten wuj Kazimierza Odno-
wiciela, który przez lat dwadzieścia rządził Kolonią
i był arcykanclerzem włoskim Henryka III, a równo-
cześnie arcykanclerzem papieskim i jednym z najpo-
tężniejszych czynników cesarstwa, musiał być tym,
który wielokrotnie użyczał pomocy swemu siostrzeń-
cowi, zarówno w sprawach politycznych, jak przede
wszystkim kościelnych. Z jego zapewne poręki Aaron
przybył do Polski. W tym więc okresie, wolno przy-
puszczać, musiały być bliskie stosunki z Kolonią,
choćbyśmy je ograniczyli do stosunków Kazimierza
z Herimanem, jego braćmi i bratankami, wreszcie
z Rycheza, i do stosunków kościelnych Aarona.

Jak kult św. Lamberta jest leodyjskiego pocho-
dzenia, tak kult św. Gertrudy przyszedł do nas około
r. 1025 z Nivelles 62, a wezwania starych kościołów
na wzgórzu wawelskim, św. Gereona i śś. Feliksa
i Adaukta, wskazują na wpływy kolońskie. Stary
kalendarz, który znajdował się w połowie XI w.
w posiadaniu katedry krakowskiej, a z którego wy-
pisała księżna ruska Gertruda swój kalendarz, po-
zostaje w związku z kalendarzami okolic dolnego
Renu, zatem też prowincji kościelnej kolońskiej 63.
Relikwie i kult św. Wawrzyńca, znane w Polsce,

<2 St. Kętrzyński Codex Gertrudianus.
63 Tamże.

Imiona obce 641

a związane z Płockiem w XI i XII w., pochodzić
mogły z Leodium °4. Jeszcze w końcu XI w. słyszymy,
że biskupstwo krakowskie utrzymuje jakieś bliższe
stosunki z Kolonią 65, a już w początkach XII w.
wiemy o stosunkach kupców kolońskich z Polską 66.
Zapewne Tyniec wiąże się gdzieś z tymi stronami,
z Leodium, tak jak klasztor lubiński jest pochodzenia
leodyjskiego, z Gembloux lub z klasztorem św. Ja-
kuba w Leodium 67. Z Kolonią jest prawdopodobnie
związany klasztor św. Marcina we Wrocławiu 68. Na
tamte strony wskazywałyby wpływy klasztorne z Ar-
rovaise69, jak również takie imiona, trafiające się
w XI i XII w. w episkopacie polskim, jak Lambert,
Franko 70, Maur, Balduin. Z tamtych stron Flandrii
pochodzą biskupi XII w., Walter i Aleksander71,

64 Z. Kozłowskia-Budkowa Płockie zapiski o cudach
z r. 1148 Kwart. Hist. 1930/44, s. 345 uw. 2, 4.
8B MPH I 6. 372.

66 Mitheilungen aus dem Stadtarchiy v. Koln, XII, s. 90,
94. Cytuję za O. Górką List Guilberta z Gembloux (XII w.)
do scholastyka Arnulfa Kwart. Hist. 1926/4:0.

67 MPH V s. 596 n.

68 T. Silnicki Dzieje i ustrój kościoła na Śląsku. Hist.
Śląska II s. 83.

69 D. U. Berliere Benedictins Liegeois en Pologne au
XII s. Revue Benedicti.ne; tenże Monastlcon Belge, I, s. 141;

T. Likowski Początek kanoników regularnych w Polsce. Spr.
Tow. Nauk. w Poznaniu 1929; T. Silnicki Dzieje i ustrój koś-
cioła na Śląsku s. 95 n.

70 P. David.

71 D. U. Berliere Benedictins Liegeois en Pologne; Le-
winson Żur Geschichte des Bischofs Walter von Breslau,
Zeitsohr. f. Geschichte Sohies. XXXV 1901; O. Górka Studia
n.ad dziejami Śląska. Najstarsza tradycja opactwa cystersów
w Lubiążu Wyd. Sem. Hist. Poi. Uniw. Lw. Lwów 1912; T.
Silniicki Dzieje i ustrój kościoła na Śląsku s. 33 n.

41 Polska X—XI wieku

642

Imiona piastowskie

a może także i Heymo, i obaj Robertowie wroc-
ławscy 72.

Z Leodium, jak przypuszcza Wł. Abraham, przy-
była do nas w samych początkach XII w. tzw. Col-
lectio tripartita 73. Może z tymi stronami łączy się
owo Pontificale biskupów krakowskich, pochodzące
zapewne z początków XII w. 74. Prawdopodobnie
z Laon pochodzi rękopis, w którym został spisany
Rocznik świętokrzyski dawny7", a legenda o św. Aji,
mająca swe źródło w klasztorze św. Waltrudy pod
Mons, a która może miała pewien wpływ na tworzącą
się w XII w. legendę o św. Stanisławie i Piotrze, wska-
zuje również na tamte strony 7ti. W tamtych stronach,
w Leodium, był również wcale silnie rozpowszechniony
kult św. Idziego, tak żywo poparty w Polsce przez
biskupa Franka i Władysława Hermana. Od począt-
ków wreszcie XII w. znamy ślady kolonizacji waloń-
skiej w Polsce 77. W połowie jeszcze XII w. stwier-
dza K. Maleczyński używanie duktu leodyjskiego

72 T. Silnicki Dzieje i ustrój Kościoła na Śląsku s. 66.

73 Wł. Abraham Początek biskupstwa i kapituty krakow-
skiej s. 194.

74 Wł. Abraham Pontificale biskupów krakowskich z XII w.
RAUhf 1927/66 s. 12. “Co najwyżej można by przypuścić, że
mógł powstać gdzieś na pograniczu niemiecko-francuskim, bo
obok wpływów połudriiowo-niemieckich, idących wzdłuż Re-
nu, widoczne są również i wpływy francuskie. Może więc na-
leżałoby szukać miejsca powstania tego rękopisu na teryto-
rium dzisiejszej Belgii w diecezji leodyjskiej, gdzie się różne
wpływy ze sotoą ścierały".

75 Wł. Semkowicz Rocznik tzw. świętokrzyski dawny
RAUhf 1910/53. ".

76 Wł. Semkowicz Sprawa św. Stanisława s. 54, 55.

77 Por. S. Inglot Problem kolonizacji flamanazko-holen-
derskiej Kwart. Hist. 1929/43.

Imiona obce

643

w Polsce78, a jeszcze w drugiej połowie XII w. du-
chowni z tamtych stron wybierają się do Polski, by
tu robić karierę79.

Zapewne nie ma innych stron Zachodu, jak oko-
lice Kolonii, Leodium i dolnego Renu, dla których
moglibyśmy zgromadzić tyle wiadomości czy wska-
zówek dowodzących, jak długotrwałe były stosunki,
które w ciągu dwu wieków wiązały Polskę z tymi
ośrodkami życia kościelnego. Zaczynają się one
bardzo wcześnie, a w długim szeregu ogniw pierwsze
i najdawniejsze miejsce zajmuje kult św. Lamberta
zaszczepiony w dynastii polskiej tak wcześnie, że
uważać go musimy za zjawisko równoczesne ze
chrztem Mieszka I i przybyciem biskupa Jordana
do Polski.

78 K. Maleczyński O wpływie szkoły pisarskiej leod-yj-
skiej na dukt dokumentów łeknenskich z r. 1153 Lwów 1930.

79 O. Górka List Guilberta z Gembloux (XII w.) do scho-
lastyka Arnulfa. Nie mogę tu wchodzić bliżej w sprawy wpły-
wów artystycznych na Polskę. Por. T. Wojciechowski Kościół
katedralny w Krakowie Kraków 1900 s. 181 n.; M. Sokołów -
ski Koscioly romańskie w Gieczu, Krobi, Lubiniu i Kottowie
Spr.-Kom. Hist. Szt. AU 1886 s. 102 n.; M. Walicki Kolegiata
w Tumie pod Łęczycą Łódź 1938 s: 59 n.; M. Morelowski
Drzwi Gnieźnieńskie a miniatury rękopisów • leodyjskicfa
w Brukseli i Berlinie; Pericopae lubinskie; Płaskorzeźby Ewaw-
geliarza tzw. Anastazji. Prace i Materiały Spraw. Sekcji Hist.
Szt. Wił. ToW. Przyj. Nauk II 1935. Spraw tych dotyka także
nie znana mi praca: F. Rousseau La Mensę et l.e pays en Bel-
gique Namur 1930, por. recenzja J. Graff-Chrząszczewskiej
Kwart.Hist. 1934/48 s. 628. Por. również T. Silnickiego
Wpływy francuskie na polski kościół w XI—XIII w. Lwó-w 1926.

<r

v

Jest zatem zjawiskiem bardzo wiele mówiącym to
czterokrotne zjawienie się imienia Lamberta wśród
członków najbliższej rodziny Mieszka I. Ale musi
być uznane za rzecz jeszcze dziwniejszą i budzącą
uwagę, że jeżeli imię to przestaje być używane u nas
w XII w., jeżeli niknie ono ze źródeł w tym czasie,
kiedy indeksy wydawnictw zaczynają nam podawać
coraz bogatszy materiał osobowy i imionowy, to
w obrębie XI w., z którego znamy tak mało osób
i imion, znamy w Polsce kilku Lambertów, między
nimi zaś trzech, którzy byli biskupami krakowski-
mi 80. Stąd można sobie śmiało zadać pytanie, czy
ci Lamberci, zwłaszcza owi biskupi krakowscy, nie
pozostawali w jakimś bliższym związku z dynastią.
Oczywiście imię Lambert, obcego pochodzenia, nie

80 Poza trzema Lambertami, biskupami krakowskimi, jest
jeszcze j.akiś biskup Lambert zmarły w roku 1030, MPH II
s. 794 i jeden z pierwszych opatów lubińskich, zatem z koń-
ca XI w., MPH V s. 600.

Lamberci XI w.

645

rnoże być uważane za tak charakterystyczne dla
rodu piastowskiego, jak Mieszko czy Ziemowit, mógł
przecie taki Lambert przybyć do Polski z Zachodu,
choćby z tych stron, gdzie był tak żywy kult św. Lam-
berta. Ale żeby to był tylko przypadkowy zbieg
okoliczności, że w ciągu kilkudziesięciu lat sprowa-
dzono z zagranicy trzech duchownych Lambertów,
że ich następnie zrobiono biskupami, i to zawsze
krakowskimi, to musielibyśmy to uznać za wypadek
bardzo osobliwy a mało prawdopodobny. Gdyby zaś
ci trzej biskupi byli Polakami, w dodatku Piasto-
wicami, to i tak imię Lambert byłoby wcale nie-
zwykłym zbiegiem okoliczności, ale tłumaczyłoby się
w świetle kultu św. Lamberta w dynastii.

Należy tu także podkreślić zjawisko dość nie-
zwykłe w tych czasach, że w pobożnej dynastii, jaką
byli Piastowie, nie widać specjalnie tendencji do skie-
rowywania nadmiaru synów na drogę stanu duchow-
nego, by tym sposobem usuwać uprawnionych do
dziedziczenia, a zyskiwać równocześnie oddanych
i wiernych tronowi wysokich dygnitarzy kościelnych.
Taką politykę prowadzili Karolingowie, taką w Niem-
czech dynastia saska, taką w XI w. Przemyślidzi
w Czechach.

Otóż co się, tyczy Lamberta I, biskupa krakow-
skiego, to zarówno T. Wojciechowski81, jak St. Za-
krzewski82 przyjmują, że jest on wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa indentyczny z osobą syna Mie-
szka I i Ody, Lamberta, że jest zatem bratem przyroda

81 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI wieku III-
Piastowicz eremita. Kraków 1904.

82 St. Zakrzewski Bolesław Chrobry Wielki por. tablica

genealogiczna.

646

Imiona piastowskie

nim Chrobrego. Dowodów na to bezwzględnych nie ma,
cała jednak konstrukcja związku osoby syna Mieszka I
z osobą biskupa krakowskiego czyni tę rzecz wysoce
prawdopodobną. Prawdopodobieństwo zaś identycz-
ności Lamberta I z Lambertem Mieszkowicem po-
ciąga za sobą to, że sprawa pozostałych dwu Lam-
bertów może być przedmiotem analogicznych rozwa-
żań. Oczywiście i tu nie będziemy mogli uzyskać
dowodów pozytywnych, będziemy się musieli zado-
wolić tylko obserwacjami, możliwościami, które po-
zwolą na sformułowanie zdania pełnego zastrzeżeń.

Otóż jeżeli chodzi o Lamberta II, poprzednika
św. Stanisława a następcy Aarona, to stwierdzić
należy, że jest on Polakiem83 noszącym tajemnicze
imię Żuła czy Sula, tłumaczone u nas zwykle jako
Suła, Sulisław84. Imienia takiego jak Żuła czy do
niego zbliżonego nie spotykamy w rodzinie piastow-
skiej i to byłoby pierwszym szkopułem. Forma Su-
lisław jest w Polsce znana ł używana, forma Żuła
czy Sula jest nieznana 85. Ale fakt, że Lambert jest

83 A. Parczewśkii, Początki chrystianizrrtu s. 67, 68, podnosi
pewne wątpliwości wywodząc.. rzekomy pieirwiasteik celtycki

dla limienia Żuła. ;

si MPH II s. 795, Bocz. kap. krak. ipod r. 1061: “Żuła in
episcopum Cracoyiensem ordinatur et tunc cognominatus est
Lambertus". Ostatnią wiadomość uważam aa kombinację kom-
pilatora XIII w., by pogodzić ze sobą wiadomości o podwój-
nym imieniu. Biskupi przy sakrze imion nie zmieniali i stąd
wiadomość Biocznika nie może być uważana za pewną.

85 por. W. Taszyofci Najdawniejsze polskie imiona. Słow-
nik. Tu pragnąłbym zwrócić uwagę na wyjątkowość pewnych
nazw miejscowych, tyczących się klasztorów naszych, np.
cysterskich. Mamy tu takie, których pochodzenie jest jasne,
jak Paradyz, Mogiła, jak przemienienie Brzeźnicy na- Jędrze-

Lamberci XI w.

647

Polakiem, zbliża nas do przypuszczenia, że mógłby
być Piastowicem, jeżeli nosi to imię, nawet jeżeli
posiada inne, niezgodne z tradycją rodową, dyna-
styczną. Lambert II jest o tyle jeszcze niezwykłą
osobistością, że o nim jednym w XI w. przechował •
“Rocznik kapitulny krakowski szczególną i szczegó-
łową wiadomość, tyczącą się jego życia z czasów,
zanim został biskupem. Pod r. 1037 zapisano: “...ordi-
natus est Sula presbiter"86. Otóż zarówno w tym
Roczniku, jak w innych dawniejszych źródłach pol-
skich, jeżeli chodzi o wiek XI, zapiski odnoszą się
do księcia i jego rodziny, czasami do biskupów, za-
znaczając jednak jedynie daty ich wstąpienia na
tron biskupi lub notując rok ich śmierci. Skąd więc
pochodzi to wyjątkowe zainteresowanie osobą Żuli
przez podanie daty jego wyświęcenia na kapłana, czym
nie zaszczycono nawet św. Stanisława? Przypuszczać
należałoby, że uważano to zdarzenie za fakt dużej wagi,
skoro go upamiętniono w Roczniku. A to pozwalałoby

jów, jiak Henryków. Ale już inne są dość tajemniczego źródło-
słowa, jak Sulejów, Ląd czy Łekno. Co się tyczy Sulejowa, to
zwykle wywodzi się tę nazwę od •Sula, Suleja, Sulisława. Otóż
Jest rzeczą charakterystyczną, że takich Sulejowów, klaszto-
rów cysterskich, jest kilka w świecie: w Czechach jeden,
a drugi we Francjii. Pozwala to przypuszczać, że pochodzą
nazwy tych osad cysterskich ze wspólnego im tematu, nie
mającego oczywiście nic do czynienia z Sulejami czy Suli-
slawami. Jeżeli się nie mylę, to nazwa ta, jak Paradyz, jest
spolszczeniem Paradisus, a Mogiła tłumaczeniem Ciara Tum-
ba, pochodzi od Sileo, cudownej sadzawki, w której Chry-
stus uzdrawiał chorych. Może podobnych obcych pierwiast-
ków należałoby się doszukiwać w innych naszych nazwach
klasztornych.

86 MPH II s. 794.

648

Imiona piastowskie

znowu na pytanie, czy przypadkiem nie było to spowo-
dowane wysokim urodzeniem Żuli, czy nie pochodził
z krwi książęcej. W kalendarzu Gertrudy, który, jak
to staram się wykazać gdzie indziej, powstał praw-
dopodobnie w r. 1069 w Krakowie pod okiem zapewne
Lamberta II 87, zapisano w XI w. dwie zapiski nekro-
logiczne. Jedna z nich odnosi się, jak się zdaje, do
wnuka księżny Gertrudy, Dymitra (Demetrius infans),
druga zaś do kogoś, kto się nazywa Żuł 88. Zapiskę
tę łączę z osobą zmarłego w r. 1071 biskupa Lam-
berta-Zuli, Lamberta II 89. Powód, dla którego wpi-
sała Gertruda tego Zulę do swego kalendarza, nie
tłumaczy się łatwo; z dwu zapisek nekrologicznych,
jak widać przypadkowych, trudno osądzić, czym się
kierowano przy ich doborze. Nie wpisała tam bowiem
Gertruda ani śmierci brata Kazimierza, ani wuja
Herimana, ani matki Rychezy, zmarłych co prawda
przed powstaniem kalendarza, ale nie zamieściła tam
ani imienia męża, ani synów, Mścisława i Jaropełka,
zmarłych w czasie, kiedy kalendarz już istniał, a kiedy
wpisywała tam swoje modlitwy. Ale jeżeli był jakiś
powód wpisania tego Żuli do kalendarza, to chyba
ten, że był on Gertrudzie czymś bliski, tak jak ów
Demetrius infans, bo może coś bliżej wiązało Gertrudę
niż wspomnienie, że w Krakowie pod okiem Lamberta
korzystała z krakowskiego kalendarza. Czyżby to nie
były związki krwi, jak to zdecydowało o zapisaniu
śmierci małego Dymitra?

Jeszcze mniej można powiedzieć o osobie Lam-
berta III. Objął on stolec biskupi po dłuższej, prawie

87 Por. St. Kętrzyński Codex Gertrudianus.

88 Tamże.

89 Tamże.

Lamberci XI w.

649

trzyletniej sediswakancji, po śmierci św. Stanisława,
dopiero w r. 1082. Był zatem człowiekiem zaufania
panującego księcia, który go osadził w Krakowie.
By księciem tym był Wratysław II czeski, by Kra-
ków był w tych czasach w rękach czeskich, według
zdania T. Wojciechowskiego90, trudno uwierzyć, tak
jak trudno uwierzyć, że to Wratysław drogą dziwnego
przypadku znalazł sobie jeszcze jednego Lamberta,
by go po dwu poprzednich zrobić biskupem krakow-
skim. Gdyby w Krakowie wtedy siedział Wratysław,
to zarówno on, jak jego brat Jaromir-Gebhard, biskup
praski, zapewne by nie myśleli o obsadzeniu biskupiej
stolicy krakowskiej, skoro poprzednio za Brzetysława
nie myślano o uruchomieniu biskupstwa wrocławskie-
go i skoro Jaromir odnosił się tak wrogo do niedawno
odnowionego biskupstwa morawskiego. Za to w gra-
nicach ogólnej polskiej polityki kościelnej czy kościel-
no-krakowskiej taki trzeci Lambert z poręki Hermana
jest zrozumialszy, zwłaszcza jeżeliby chodziło o za-
łagodzenie przesilenia wywołanego sprawą św. Sta-
nisława. Ale poza wskazówką, że dwaj poprzedni
biskupi Lamberci w Krakowie byli Polakami, na
poparcie tezy, że i ten trzeci mógłby być również
Polakiem jak że mógłby być krwią związany z dy-
nastią piastowską, nie starczy już wątku.

Nie sposób też, na tle znanych nam i dostępnych
wiadomości o stosunkach rodzinnych Piastów XI w.,
choćby zaproponować dołączenie tych Lambertów do

. 90 T. Wojciechowskii Szkice historyczne XI w. IX. Wła-
dysław Herman Por. A. Bnickner, Próbki najnowszej kry-
tyki historycznej Przegl. Hist. 1905/1 s. 31, wyrażający rów-
nież swe poważne wątpliwości wobec pomysłu T. Wojciechow-
« skiego.

650

Imiona piastowskie

genealogii Piastów. Jeżeli tożsamość Lamberta I
z synem Mieszka I wydaje się dość pewna, a z tym
i jego miejsce w rodzie i w tablicy genealogicznej,
to trudno by już było bardzo wyznaczyć odpowiednie
miejsce Lambertowi II zmarłemu w r. 1071. Jeżeli
był on ordynowany prezbiterem w r. 1037, to zna-
czyłoby, że zapewne nie był synem Chrobrego z Ody,
bo taki mógł był mieć w tym roku najwyżej lat
osiemnaście, co oczywiście nie mogło być większą
przeszkodą kanoniczną, ale czego się zwykle w tak
młodym wieku nie robiło. Nie mógł być też synem
Emnildy, bo o jej dzieciach dzięki Thietmarowi je-
steśmy dość dobrze poinformowani, a między jej
•synami był już jeden Mieszko II noszący imię Lam-
berta. Zachodziłaby zatem możliwość jego pochodze-
nia od jednego z braci przyrodnich Chrobrego, czy
może od jednego z jego synów, bo zarówno najstarszy
Bezprym, jak dużo od niego młodszy Otto pomarli
jako ludzie dojrzali, byli zapewne żonaci i jako tacy
mogli pozostawić potomstwo.

Na jeszcze większe trudności natrafiałoby wsu-
nięcie osoby Lamberta III do znanej nam genealogii
Piastów. Nie można przypisać ojcostwa tego Lam-
berta ani Śmiałemu, ani Hermanowi, bo ci nie mogli
mieć w r. 1082 syna, który mógł być biskupem, skoro-
syn Śmiałego Mieszko liczył wtedy lat trzynaście.
Nie mógł nosić także takiego imienia, nb. drugiego, ża-
den z braci Bolesława i Hermana, bo ci wedle świadec-
twa Anonima-Galla pomarli przed Bolesławem Smia-
łym. Trzeba by zatem sięgać do poprzednich pokoleń,
i. to do nieznanych nam bocznych linii, o ile nie brali-
byśmy pod uwagę możliwości pochodzenia tych Lam-
bertów ze związku pozamałżeńskiego. Bo i tego wy-

Lomberci XI w.

651

kluczyć się nie da. Takie dzieci chętnie oddawano do
stanu duchownego. Tak robili Merowingowie i Ka-
rolingowie, tak uczynił Otto I obsadzając w Niemczech arcybiskupstwo mogunckie swym synem Wil-
helmem zrodzonym ze Słowianki. Takie były zapewne
zamiary Hermana względem Zbigniewa.

Tak więc sprawę przynależności Lamberta I do
dynastii piastowskiej możemy uważać za prawie
pewną, Lambertów II i III za leżącą w pewnych
możliwościach, lubo przytoczone powyżej względy
i argumenty uznać należy za niedostateczne dla po-
stawienia jako tako uzasadnionej hipotezy.

VI

W świetle kultu św. Wojciecha, pod którego patro-
natem tworzyła się organizacja kościoła polskiego,
a którego wyrazem był zjazd gnieźnieński, rzeczą
jest niezwykle dziwną, że nie znalazł on odgłosu
w imionach dynastii piastowskiej. Nie ma śladu, by
•dano to imię komukolwiek z Piastowców, kiedy wę-
gierski Bela miał na drugie imię Wojciech. Nawet
w dynastii Rurykowiczów spotykamy Wojciecha 91.

Za to rok tysięczny, pamiętny zjazd gnieźnieński,
łączy się z dynastią piastowską dwoma jeszcze imio-
nami, które się w niej pojawiają. Syn Bolesława
Chrobrego, który rodzi się w tym czasie, otrzymuje
imię Ottona dla pamięci “diiecti senioris" Ottona III 92. -
Można by się domyślać, że nie kto inny jeno sam
cesarz był ojcem chrzestnym małego książątka. Byl

91 N. de Biaumgarten Genealogies VIII s. 47. Ten Wło-
dzimierz Wojciech miał za matkę Swiętochnę, córkę Kazi-
mierza pomorskiego, i tą drogą dostało się to imię nią Ruś.

92 Thietmar, lib. IV c. 58.

Otto i Karol

653

to w każdym razie wyraz bliskich i serdecznych sto-
sunków i uczuć, które łączyły Bolesława Chrobrego
z młodym cesarzem i dynastią saską.

Drugie imię, które się zjawi w lat kilkanaście
po zjeździe, a które, sądzę, wiąże się ze wspomnieniami
.tysiącznego roku, jest imię Karola nadane w r. 1016
synowi Mieszka II i Rychezy, Kazimierzowi Odno-
wicielowi. Świadectwo tego imienia jest poważne:

tak pisze Anonim-Gall 93 w lat pięćdziesiąt po zgonie
Odnowiciela, za życia jego wnuka, kiedy tradycja
domowa w tym względzie mogła być wcale jeszcze
żywa 94. Otóż należy się zastanowić, z jakiego po-
wodu, pod wpływem jakich czynników Bolesław
Chrobry polecił nadać swemu wnukowi imię założy-
ciela Cesarstwa Zachodniego, co mogło wiązać dwór
polski z tradycjami i legendami o Karolu Wielkim,
czy wreszcie w imieniu tym nie kryją się objawy
tych politycznych idei, które pielęgnował Bolesław
Chrobry. Bo że imieniem tym wskazywał Chrobry
osobę Karola Wielkiego, to chyba nie może ulegać
wątpliwości, imienia tego nie spotykamy współcze-
śnie nigdzie, nie znajdujemy go też w tych kołach,
które by mogły przez swe stosunki wywierać wpływ
na Polskę Bolesława Chrobrego.

Otóż można stwierdzić, że zetknięcie się Chrobrego
z tym, czym była pamięć Karola Wielkiego, czym
dla świata zachodniego, dla chrześcijaństwa rzym-
skiego był symbol jego osoby i symbol korony ce-
sarskiej, nastąpiło w r. 1000 i łączy się bezpośrednio
ze zjazdem gnieźnieńskim.

»3 Lib. I c. 17.

94 Por. St. Kętrzyński Codex Gertrudwnus. [Do tego rozdz.
por. Przegl. Hist. 1946/36 s. 19—25 i 1948/38 s. 487].

654

Imiona piastowskie

Pozostał na zawsze pamiętny dla Bolesława Chro-
brego, dla dynastii, dla całej Polski rok tysięczny.
Pozostał pamiętny dla wszystkich następców Chro-
brego, opromieniony blaskiem, opleciony legendą.
Przybycie otoczonego wspaniałym dworem Ottona III
do Gniezna, jego modły i łzy przy grobie świętego
przyjaciela, ustanowienie organizacji kościoła pol-
skiego, włożenie Bolesławowi korony cesarskiej na
głowę, uczynienie go “cooperator imperii", przyja-
cielem narodu rzymskiego, ofiarowanie mu włóczni
św. Maurycego, zrobienie z trybutariusza samodziel-
nego pana, obietnica dalszych łask i dobrodziejstw 9S,
oto fakty, które utkwiły głęboko w pamięci Chrobrego,
,,Niech Bóg nie pamięta tego cesarzowi" — wzdychali
Niemcy, gdy rozmyślali o tym, co zaszło w Gnieźnie.
Wiadomo dalej, że z Gniezna Otto III udał się do
Akwizgranu, gdzie kazał otworzyć grób Karola Wiel-
kiego. Włamanie się do grobu wielkiego cesarza zro-
biło wstrząsające wrażenie w świecie, a mamy wszel-
kie prawo sądzić, że szczegóły tego niezwykłego zda-
rzenia dobrze były znane Bolesławowi Chrobremu,
Być bowiem może, jest to rzecz wysoce prawdopo-
dobna, że był z Ottonem III obecny w Akwizgranie
także sam Bolesław Chrobry, to znaczy mógł być
świadkiem tego pamiętnego zdarzenia. Thietmar, w tej
sprawie najpoważniejsze świadectwo, mówi tylko, że
Chrobry towarzyszył Ottonowi w powrotnej jego
drodze do Magdeburga, gdzie spędził z cesarzem nie-
dzielę palmową, nie pisze jednak ani czy Bolesław

96 MPH VI s. 401 Brunonis Vita Quiinque Eratrum c. 8;

...cui mulita bona prę ceteris facere rex puer f.rustra iii?,
desiderio habebat...".

Otto i Karol

655

tu opuścił cesarza i z Magdeburga zawrócił 96, ani
też czy mu dalej towarzyszył. Ale Roczniki kwed-
linburskie, źródło zatem mniej poważne od Thiet-
mara, podają wiadomość, że Chrobry dojechał z ce-
sarzem do Akwizgranu 97. Innego potwierdzenia
takiego pobytu Chrobrego w Akwizgranie nie ma,
są jednak pewne okoliczności pozwalające poprzeć
wersję Roczników kwedlinburskich. W czasie swego
pobytu w Akwizgranie kończy tam fundację Otto III
kościoła i klasztoru pod wezwaniem św. Hermesa
i św. Wojciecha, obecność zatem przy tej uroczystości
Bolesława jest usprawiedliwiona, byłby to z jego strony
akt wzajemności, uprzejmości i wdzięczności wobec
cesarza za jego przybycie do Gniezna i za jego oso-
bisty udział przy fundacji prowincji kościelnej
gnieźnieńskiej. Za hołd złożony św. Wojciechowi
w Gnieźnie przez cesarza Chrobry złożyłby takiż
hołd cesarskiej fundacji dla pamięci męczennika.
Trzeba przyjąć, że w takich warunkach i okolicz-
nościach, jakie wynikły ze zjazdu gnieźnieńskiego,
osobista obecność Bolesława Chrobrego w Akwizgranie
jest niemal koniecznością, nawet gdyby nie było
przekazu Roczników kwedlinburskich.

Jest jeszcze jedna okoliczność, która mogłaby
świadczyć o pobycie Bolesława w Akwizgranie, a tą

96 Tak- można by interpretować słowa Thietmara, lib.
IV c. 31: “Hunc abeuntem Bolizlavus comitatu usquę ad Ma-
gadaburg deducit egregio, uto-i palTOarum sollemmia celebrę
peracfca sunt.

97 MGH SS III s. 92; MPH II s. 768; por. P. Kehr Die
Urkunden Otto III Innsbruck 1890 s. 248: Th. Sickel Beżtrffge
MŁtth. d. Irast. f. osterr. Gesch. XII s. 386: por. St. Kętrzyń-
ski O zaginionym żywocie sw. Wojciecha RAUhf 1902/43
s. 23 (272).

656 Jmiorea piastowskie

jest ofiarowanie Chrobremu przez Ottona III tronu
Karola Wielkiego. I ta wiadomość podnosi nasze
zaufanie do przekazu Roczników kwedlinburskich.
O otwarciu grobu Karola Wielkiego mamy kilka
wiadomości niemieckich, bardzo zresztą lakonicznych,
jedną, bardzo dokładną, pisaną z górą ćwierć wieku
później, północnowłoską, i jedną, jak sądzę, pisaną
na przełomie połowy XI w., francuską, akwitańską 98.
W tej ostatniej, w tzw. interpolacjach do kroniki
Ademara de Chabannes, dodatkach w pewnych szcze-
gółach, jeżeli np. chodzi o osoby, poplątanych i po-
mylonych, podano między innymi, że tron Karola
Wielkiego, znaleziony w grobowcu cesarza, został
przez Ottona III darowany Bolesławowi Chrobremu
w zamian za ramię św. Wojciecha. Wiadomość ta
jest tak szczególna, tak niespodziewana, tak trudna
wreszcie do pomyślenia, by w lat kilkadziesiąt po
zdarzeniach akwizgrańskich, dawno przebrzmiałych
i zapomnianych, mógł ją sobie ktoś wymyślić, że
nie można jej odrzucać tylko dlatego, że nikt z wcze-
śniejszych o tym nie mówi, że jest wpleciona w opo-
wiadanie w pewnych szczegółach błędne i pomylone.
Nie można też odrzucać tego przekazu dlatego tylko,
że sprawa darowania tronu Karola Wielkiego Bole-
sławowi wydawałaby się komuś nieprawdopodobna.
Wszystko, co dziś wiemy o Ottonie III z lat 1000 i 1001,
wszystko, co o nim pisze św. Bruno z Kwerfurtu
w Vita Quinque Fratrum, jest tak niezwykłe, tak

88 Bór. Kętrzyński O zaginionym żywocie św. Wojciecha
s. 15 (264) n. s. 48 (297), gdzie jest podany tekst interpolacji
Praca ta odpowiednio przerobiona, gdzie obszerniej zajmuję
się wiekiem tej interpolacji, znajdzie się jako osobny roz-
dział w mej rozprawie pł. Zjazd gnieźnieński.

Otto i Karol 657

często brzmi nieprawdopodobnie w szczegółach, które
przekazały nam źródła o zjeździe gnieźnieńskim oraz
o otwarciu grobu Karola Wielkiego i o pobycie Otto-
na w Rzymie czy w Rawennie w otoczeniu św. Ro-
mualda, że ten szczegół daru tronu musi być uznany
za niebanalny, ale bynajmniej nie za niemożliwy
i nieprawdopodobny. I jaki byłby cel wymyślenia
takiej wersji w lat pięćdziesiąt czy sto potem w Akwi-
tanii, dla której dawno przebrzmiała postać Bolesława
Chrobrego była zupełnie obojętna, zapewne dawno
zapomniana. Jeżeli interpolator pomieścił tam Chro-
brego jako tego, który otrzymał od Ottona III tron
Karola Wielkiego, to musiał posiadać o tym źródło
pisane, źródło, w którym znalazł sam fakt darowizny,
jak i imię księcia polskiego. Starałem się na innym
miejscu i przed wielu laty już powiązać te informacje
interpolatora kroniki Ademara z pewnym, dziś już
zaginionym źródłem do dziejów św. Wojciecha i zjazdu
gnieźnieńskiego, które powstało, jak sądzę, przed
r. 1009 ". W ten sposób późna ta wiadomość zyski-
wałaby na znaczeniu i wartości, stając chronologicznie
przed kroniką Thietmara i Chronicon Novalicense.
Otóż wiadomość o pobycie Chrobrego w Akwizgranie
łączy się dobrze z wiadomością o ofiarowaniu mu
tronu, zastrzegając się oczywiście, że Chrobry mógł
otrzymać tron i nie będąc w Akwizgranie, jak nie
było konieczności otrzymania go, nawet jeżeli tam
bawił osobiście. Ale wiadomości te wiążą się dobrze
ze sobą, wzajemnie sobie nie przeczą, jedna drugą
popiera, jedna drugie] dodaje prawdopodobieństwa.

89 Por. St. Kętrzyński O zaginionym żywocie sw. Woj-
ciecha.

42 Polska X — XI. wieku

658

Imiona piastowskie

Zarówno otwarcie grobu Karola, jak przeniesienie
jego tronu do Polski musiały wywołać na dworze
polskim żywe zainteresowanie postacią wielkiego ce-
sarza. Jeżeli Bolesław Chrobry był obecny w Akwiz-
granie, jeżeli był świadkiem wyłamania wejścia do
krypty grobowej, jeżeli tam zszedł z cesarzem i oglą-
dał siedzącego na tronie Karola Wielkiego, jeżeli
wreszcie dostał się ten tron w jego posiadanie darem
i łaską cesarską, to Bolesław Chrobry mógł się czuć
bliżej związany z postacią wielkiego cesarza, mógł
się czuć sukcesorem idei chrześcijańskiego imperium
Karolowego na wschodzie Europy. Przecież nikt inny
jeno on sam był protektorem zachodniego chrześci-
jaństwa w tych stronach świata, nikt inny jeno on
był opiekunem misji wśród pogan, krzewicielem wiary,
budowniczym kościoła rzymskiego, prawdziwym kró-
lem apostolskim. W tych ideach mógł utrzymywać
Chrobrego jego przyjaciel i wielbiciel, św. Bruno
z Kwerfurtu, który nieraz wskazywał ówczesnym mo-
narchom jako wzór i przykład osobę Karola Wiel-
kiego. Pisał on w r. 1008 w słynnym liście do Hen-
ryka II te słowa: “Post sanctum imperatorem magnum
Constantinum, post exemplar religionis optimum Ka-
rolum, est nunc qui persequatur christianum, nemo
prope qui convertat paganum" 100. W liczbie tych
chrześcijan, którzy prześladują chrześcijanina, stał
w pierwszym rzędzie wedle opinii Brunona król nie-
miecki Henryk II idący ręka w rękę z poganami
przeciw chrześcijańskiemu monarsze, Bolesławowi
Chrobremu. Ale tym, który idzie śladami Karola
Wielkiego, który nie zatracił, jak Henryk II, idei

100 MPH I s. 195, 227.

Otto i Karol

658)

nawracania pogan i powiększania kościoła, jest Bo-
lesław Chrobry, protektor i opiekun misji i misjo-
narzy wśród ludów pogańskich. Nie król niemiecki,
lecz chrześcijański władca Polski jest ideowym na-
stępcą Konstantyna i Karola Wielkiego.

A kiedy w r. 1013 przybyła do Polski Rycheza
jako małżonka Mieszka II, to i ona mogła się stać
silniejszą podnietą utrzymywania kultu osoby i pa-
mięci Karola Wielkiego i tradycji chrześcijańsko-
cesarskich. Jej matka Matylda, siostra Ottona III,
i jej ojciec Ezzo Ehrenfried dobrze z pewnością
pamiętali i znali szczegóły wdarcia się cesarza do
grobu Karola Wielkiego, bo przecież Akwizgran był
ich siedzibą. Wiedzieli też, że nie ciekawość, ale
pobudki moralno-polityczne związane z ideami impe-
rialnymi popchnęły młodego cesarza do zakłócenia
grobowego zacisza wielkiego cesarza. Te sprawy mu-
siała silnie odczuwać Rycheza na podstawie tradycji
domowej. Jej pradziad Otto I był także twórcą czy
odnowicielem cesarstwa wywodzącego się w prostej
linii od koronacji cesarskiej Karola Wielkiego a przej-
mującego silnie tradycje jego imperium. Jej dziad,
Otto II, nosił także diadem cesarski, a jej wuj,
Otto III, dążył usilnie do zapewnienia cesarstwu tych
wszystkich praw i atrybutów, które zatracili z bie-
giem czasu spadkobiercy Karola Wielkiego. Istniały
dalej pewne związki pomiędzy Ludolfingami a Karo-
lingami, zatem też między Rycheza a Karolem Wiel-
kim, które zapewne nie były obce dumnej wnuczce
cesarzy wschodnich i zachodnich.

Córka Ludwika Pobożnego Gizela wyszła za mąż
za Eberharda, margrafa Friulu, a jej córka Hatui
za Ottonem, księciem saskim, była matką Henryka I.

ł2*

660 Imiona piastowskie

Siostra wspomnianej Hatui Judyta była prababką
Adelaidy burgundzkiej, drugiej żony Ottona I, zatem
i z tej strony był związek krwi między Karolem W.
a Rychezą i jej synem Kazimierzem. Na odwrót były
stosunki między dynastią saską a Karolingami, gdyż
siostra pradziada Rychezy Gerberga była żoną Lud-
wika IV, króla zachodniofrankońskiego, Karolinga,
a przedtem jeszcze Ludwik Niemiecki ożenił swego
syna Ludwika z córką Ludolfa i Ody, zatem przod-
ków Ottona I, a więc i przodków Rychezy i jej syna
Kazimierza. Jeżeli były to dalekie związki, które
łączyły Kazimierza z Karolem W., to przecież i one
mogły służyć w utrzymywaniu pamięci Karola Wiel-
kiego. • ,

Na takich podstawach mógł trwać i rozwijać się
w pamięci Bolesława Chrobrego kult postaci Karo-
la W. Trudno by było czym innym Wytłumaczyć
danie tego imienia wnukowi. Jeżeli tron cesarski był
tu materialną pamiątką przypominającą osobę ce-
sarza, to pytanie, czy oprócz wspomnień akwizgrań-
skich było coś jeszcze, co podsycało pamięć Karola.
Zapewne pierwsze wiadomości o Karolu Wielkim
zebrać mógł Bolesław Chrobry na miejscu, w Akwiz-
granie, gdzie jego tradycja musiała być jeszcze bar-
dzo żywa, mógł je także zaczerpnąć z ust samego
cesarza. Czy jednak dwór polski nie posiadał sam
jakichś żywotów Karola, czy nie miał jakichś o nim
legendarnych opowiadań, tego oczywiście dziś już
sprawdzić nie potrafimy. To tylko powiedzieć wolno,
że w sto lat później Anonim-Gall wzorował swą
opowieść o Bolesławie Chrobrym na osobie i dziejach
Karola Wielkiego i że powoływał się na walki Karola

Otto i Karol

661

z Sasami101. Można by przypuszczać, że do swego
portretu Chrobrego, wzorowanego na Karolu Wielkim,
znalazł gdzieś w Polsce, może na dworze, jakąś opo-
wieść o Karolu, którą literacko wyzyskał 102. Może
i na jakiejś tego rodzaju podstawie pielęgnowano
-i chowano na dworze Chrobrego pamięć pewnych
idei cesarskich.

Częściowo te idee cesarskie znalazły swój wyraz
w zjeździe gnieźnieńskim. Na innym miejscu będę
się zastanawiał, co znaczy akt koronacji gnieźnień-
skiej 103, tu zaznaczę tylko za Anonimem-Gallem,
że Otto III Bolesława “...fratrem et cooperatorem
imperii constituit et populi romani amicum et socium
appellavit". Oddał mu nadto wszystko, co “...in eccie-
siasticis honoribus quidquid ad imperium pertinebat
in regno Polonorum vel in alłis superatis vel supe-
randis regionibis barbarorum" 104. To były właśnie
te prawa cesarskie, które w zakresie rozszerzania
kościoła i wiary były uważane za jeden z atrybutów

101 Lib. II c. 42. Por. St. Kętrzyński Na marginesie “Ge-
nealogii Piastów" s. 25 (183). Tu zwrócić uwagę należy na
rozszerzenie się w XI w. używania imienia Magnusa, które
to imię jest identyczne z imieniem Karolus. Znamy takich
Magnusów w Skandynawii, Niemczech, Węgrzech, trzech takich
z XI w. w Polsce. W jakim stosunku pozostają te imiona do
kultu postaci Karola Wielkiego, nie wiem, świadczyłoby jed-
nak zapewne pojawienie się tego imienia w Polsce, że kult
Karola trwał u nas dłużej.

103 w późniejszym katalogu bibIŁotelsi (czy kapitulnej kra-
kowskiej?), MPH I s. 398, wymienione" jest Registrum. Gre-
gori.i cum miraculis Karoli. Ale będzie to rzecz późniejsza.

los po,r. także M. Łodyńsfci Węgry lennem Stolicy Apostolskiej Kwart. H4st. 1910/24 s. 36 n. Lib. I.

662

Imiona piastowskie

władzy cesarskiej. Rzucono już dawniej myśl, że
Otto III, kiedy wczesną wiosną 1001 r., podczas swego
pobytu w Rawennie, marzył o pozbyciu się ciężaru
korony cesarskiej, kiedy roił o cichym eremie w Pol-
sce, na pograniczu pogan, kiedy pragnął iść śladami
swego świętego przyjaciela, Wojciecha, dla głoszenia
Ewangelii ludom pogańskim, dla uzyskania korony
męczeńskiej, wtedy pragnął widzieć na tronie cesar-
skim kogoś innego, lepszego od siebie: “mełiori me
regnum dimittam et... tota anima nudus sequar
Christum" 105.

Kim miał być ten lepszy ód niego, ó którym
myślał cesarz, nie wiadomo — rzucano myśl, zresztą
mało prawdopodobną, że mógł nim być przyjaciel
narodu rzymskiego, cooperator imperii, Bolesław Chro-
bry 106. Może i ta myśl mogła się zrodzić w godzinie
mistycznej ekstazy w głowie młodego cesarza, bardzo
wrażliwego, chorobliwie niezrównoważonego mło-
dzieńca, trawionego z jednej strony gorączką ogromu
władzy cesarskiej, dla której granic nie umiał za-
kreślić, jak z drugiej strony gorączką natchnień mi-
stycznych, które wzbudził w nim kult św. Wojciecha,
kult podsycany u niego przez takich przyjaciół ce-
sarskich, jak św. Romuald i św. Bruno z Kwerfurtu.
Z osobistego stosunku Ottona III do Bolesława Chro-
brego, stosunku trwającego przecież od wielu lat,
można by przyjąć, że błąkały się po głowie cesarza
jakieś jeszcze plany wywyższenia władcy polskiego.
Wskazuje na to pójście tak daleko na rękę Bolesła-
wowi, niewątpliwie wbrew opinii saskiej i magdebur-

105 MPH VI s. 392 Vita Quinque Pratrum c. 2.

106 W. Kętrzyński Przyczynki do historii Piastowie zó u.
i Polski piastowskiej RAU.hf 1899/37 s. 25 n.

Otto iż Karol 663

skiej, w sprawie metropolii i biskupstw w Polsce,
wskazuje na to włożenie mu na głowę korony ce-
sarskiej, ofiarowanie mu włóczni św. Maurycego 107;

wskazywałby na jakiś szczególny stosunek cesarza
do Chrobrego dar tronu akwizgrańskiego Karola
Wielkiego. Takie symboliczne oznaki władzy jak
włócznia i tron nie mogły być dawane bez jakiejś
głębszej myśli, którą Thietmar okrył słowami “tri-
butarium faciens dominum" 108. Ale jeżeli w godzinie
mistycznej ekstazy istniały jakieś dalsze plany wy-
wyższenia Bolesława Chrobrego ponad zwykłych ksią-
żąt, to już najbliższa przyszłość, rzeczywistość, mu-
siała zaprzeczyć wszelkim tego rodzaju marzeniom.
Jeden tylko Chrobry opłakiwał zgon młodego ce-
sarza 109, dla Niemiec śmierć Ottona wywołać musiała
uczucie ulgi, że od niebezpiecznych dla siebie mrzo-
nek przechodzą znowu do realnej polityki, zgodnej
z ich racją stanu. Ale był realistą w polityce nie
tylko Henryk II, był nim także Bolesław Chrobry,
i to nie w mniejszej mierze. Pozostały jednak w jego
pamięci na zawsze wspomnienia ceremonii włożenia
na głowę korony cesarskiej w Gnieźnie, włamania
się do grobu Karola Wielkiego, posiadania takich
insygniów, jak włócznia złocona św. Maurycego i tron

107 Bez względu na to, czy była to włócznia autentyczna,
czy jej bopfe. Por. pracę A. Braokmanna Die politische Be-
deutung der Mawitius-Verehrung im fruhen Mittelalter. Sit-
zungsber. d. Preuss, AK. d. Wiissensch. Phil..— Hist. Kl. XXX.

los Thietmar, lib. V.

los ]V[PH VI s. 401 Brunianis Vita Quinque Fratrum c. 8:

Ouius mortem mullus maiore luctu ]plainxtt quam Bolizialo cul
multa bona prę ceteris facer.e rex puer frustra lin destderio
hatoebat...".

664

Imiona piastowskie

cesarski grobowy Karola Wielkiego. Wszelkie marze-
nia Ottona III rozwiały się jak sen, ale pewien mi-
styczny podkład pozostał nadal podstawą realnej
polityki Bolesława Chrobrego, zarówno w sprawie
uwolnienia Polski od wszelkiej zależności, w sprawie
stworzenia warunków równorzędności między królew-
ską koroną Polski, jak i w tym, że władcom Polski
przysługuje cesarskie prawo rozszerzania i organizo-
wania chrześcijaństwa wśród pogan i niewiernych. Siad
takich idei przebija się także w drugim imieniu, które
otrzymał Kazimierz Odnowiciel 110. Bolesław prag-
nął zapewnić sobie i synowi koronę królewską, może
dalej sięgał marzeniami nad kolebką wnuka, także
potomka cesarzy wschodnich i zachodnich.

Imię Ottona, nadane synowi Chrobrego w r. 1000,
powtórzy się raz jeszcze w XI w., między synami
Kazimierza Odnowiciela111. Jest to jeszcze jedno,
już ostatnie, odświeżenie tradycji stosunków z dy-
nastią Ottonów saskich, tym razem zapewne nie wprost,
lecz przez rodzinę Rychezy, gdzie w spadku po Ma-
tyldzie, córce Ottona II, imię to powtarza się paro-
krotnie.

110 Takie pojęcie •znaczenia mmienia Karola zdaje się wy-
kluczać zamiar oddania Kaaimienaa na mnicha, a w każdym
razie osłabia przypuszczenie, że zamiar taki zrodził się po
śmierci Bolesława. Imię to predestynowało go do władzy,
rządów i borany. Nb. w r. 1899 w mej pracy pt. Kazimierz
Odnowiciel wyrażałem wątpliwości, czy miejsce w kronice
Anonima-Galla, mówiące o drugim imieniu Kaaimierza, nie
jest interpolowane. Mimo pewnych argumentów, s. 71 (365),
wcale dobrze pomyślanych, jak zestawienie tekstów kronik
Anonima-Galla, mistrza Wimcentego i Kraniki (książąt polsikfch,
nie widzę konieczności dziś takiej konkluzji.

111 O. Balzer Genealogia, tatol. II 18.

vn

Zi innych imion, które tu wymienić należy, jest
imię Bezpryma, syna Bolesława Chrobrego urodzo-
nego z Węgierki112. Zarówno A. Łowicki113, jak
O. Balzer 114 łączą to imię z nazwą węgierskiego
grodu Weszprymu. Imię to zostało raz jeden użyte
i należy do imion wyjątkowych, zapożyczonych. Póź-
niejsze wypadki polityczne, a mianowicie ostateczne
zwycięstwo linii Mieszka II nad starszą gałęzią Bez-
pryma spowodowało, że imię to więcej użyte być
nie mogło. Jest też rzeczą godną uwagi, że temu naj-
starszemu, pierworodnemu synowi nie dał Bolesław
imienia polsko brzmiącego, choćby imienia swego
ojca, lecz obce, i to węgierskie. Widocznie rodził
się on w tym czasie, kiedy opuszczenie jego matki
przez ojca było postanowione, a może i dokonane. Stąd

"2 O. Balzer Genealogia, tatol. II 3.

"s A. Łowicki Mieszko II RAUhf 1876/5.

114 O. Balzer Genealogia s. 62.

666

JmioTia piastowskie

dano mu imię, które swym obcym, nieksiążęcym
charakterem miało świadczyć, że syn ten pod wzglę-
dem uprawnień ma stać poza męskimi członkami
rodu. Widziałbym w tym pewną analogię z nadaniem
imienia Zbigniewa synowi Władysława Hermana.

Syn Kazimierza Odnowiciela, drugi z kolei, Wła-
dysław, nosi drugie imię Hermana. W tym wypadku
Kazimierz, jak nadał najmłodszemu swemu synowi,
wedle tradycji rodziny swej matki, imię Ottona, tak
i tu dla pamięci swego wuja Herimana, arcybiskupa
Kolonii, dał to imię synowi.

Takie imiona męskie są używane do końca XI w.
w rodzie piastowskim. Ostatnim Piastowicem, który
się urodził w XI w., był Bolesław Krzywousty. Wedle
pobożnej a naiwnej wiary zawdzięczali bezdzietni
rodzice to dziecko cudowi zdziałanemu przez św. Idzie-
go. Nie mogę wątpić, chociaż to źródłowo nie jest po-
świadczone, że ten święty był jego patronem, że Bo-
lesław Krzywousty nosił na drugie imię Idzi. Wiąże
się ta sprawa z rozszerzającym się w końcu XI w.
•kultem św. Idziego, przy czym Polska i Węgry będą
tu bardzo interesującym terenem obserwacji: nawet
wzajemne stosunki tego czasu Hermana i Władysława
węgierskiego winny być bliżej zbadane pod kątem
widzenia kultu tego świętego, który ich Wiązał i bra-
tał. Sprawa tego kultu, temat obszerny i ciekawy,
który parokrotnie, zresztą zawsze ubocznie i powierz-
chownie, poruszałem 115, czeka na opracowanie.

W rzędzie imion męskich, które tu przejrzałem,
jedno jest jeszcze, które zamierzam pokrótce omówić,

115 St. Kętrzyńska Na marginesie “Genealogii Piastów"
i tenże Codex Gertrudianus.

Sprawa Miesława

667

jako że niektórzy badacze, np. St. Zakrzewski116,
co prawda z zastrzeżeniami, zapytują, czy nie nale-
żałoby postaci tej zaliczyć do rodu piastowskiego.
Mam na myśli udzielnego przez wiele lat księcia
Mazowsza, zwanego zwykle Masiawem. Imię Masław
nie istnieje wśród znanych nam imion polskich 117.
Anonim-Gall nazywa go Meczzlaus118, tak samo
kronika tzw. Dzierzwy 119, tzw. Nestor nazywa go
Moisław120, a dopiero mistrz Wincenty nazywa go
Masławem121 przypuszczalnie dlatego, by zgodnie
ze swym upodobaniem do kalamburowych sztuczek
upodobnić jego imię do nazwy dzielnicy mazowiec-
kiej. Mamy zatem do wyboru pomiędzy przekazem
polskim i ruskim, przy czym, sądzę, pierwszeństwo
należy się przekazowi polskiemu, nie ruskiemu,, tym
więcej że imię Meczzlaus istnieje w Polsce, jest
znane, W. Taszycki pisze je Mietsław 122. Jak ono
brzmiało w ustach współczesnych, Mietsław, Miecław
czy Miesław, nie wiem, używam tej ostatniej formy,
najbardziej zbliżonej do Wincentowego Masława i ruskiej formy przekazu, Moisława. Imię takie spotyka-
jmy, nieczęsto zresztą, w źródłach polskich od drugiej
połowy XII w., a ilekroć je spotykamy, tyle razy
odnosi się ono do osobników należących da. rodu

116 St, Zakrzewska Bolesław Chrobry Wielki, par. W. Kę-
trzyński Przyczynki do historii Piastowiczów i Polski Pia-
stowskiej s. Q uw. 3.

117 -yy. Taszycki, Najdawniejsze polskie imiona,. Słownik.

lis Lib. I c. 20.
na MPH II s. 285.
"o MPH I s. 703.
isa MPH II s. 825..

122 W. Taszycki Najdawniejsze polskie imiona, Słownik
pod Mietsław.

668

Imiona piastowskie

Dołiwitów123. Moglibyśmy z tego wysunąć tylko
jeden wniosek, wysoce prawdopodobny, że ten Mie-
sław, cześnik Mieszka II, później buntownik i książę
udzielny Mazowsza, zwalczony ostatecznie wspólnymi
siłami Kazimierza i Jarosława, był zapewne najstar-
szym przedstawicielem rodu Dołiwitów.

Poza męskimi imionami używanymi w rodzie
piastowskim uwzględnić należy także imiona kobiece,
które bliżej rozpatrywane mogą nam dać także parę
interesujących wskazówek. Rozmaitość tych imion jest
większa niż męskich, bo nie było tu tej stałości
i trwałości tradycyjnej, jaką spotykamy przy dzie-
dziczeniu niektórych przynajmniej imion męskich.

123 St. Kętrzyński Ze studiów genealogicznych odb. z Mieś.
Herald. 1934 s. 20—22, por. J. Nowacki Opactwo sw. Go-
tharda w Szpetalu pod Włocławkiem Zakonu Cysterskiego,
Przyczynek do misji pruskiej bpa Chrystiana Gniezno 1934
s. 186 n., s. 60; S. Kozie-rowski Studia IX, Ród Doliwitów.
Dodać tu winienem, że te same myśli rzucił St. Urbańczyk
w artykule pt. Jak było na imię tzw. Masławowi? w wydawni-
ctwie Afisz Starego Teatru, Miesięcznik nr 3 Kraków 1948
s. 11—13. Pisze St. Urbańczyk, co następuje: “Źródła hi-
storyczne, mówiące o tzw. Masławie, należą do dwu kręgów,
polskiego... Galla-Anonima i ruskiego kręgu Nestora. Do kręgu
Galia oprócz jego własnej należą kromki Kadłubka, taw.
Mierzwy, Wielkopolska, Polska i Książąt polskich. Najstarszą
i podstawową jest oczywiście kronika Galia. Obchodzące nas
imię jest w nich (w odpisach) iMieczzlaus, Meczlaus, Metzlaus.
Bez najmniejszej wątpliwości brzmiało ono pierwotnie Mie-
cisław, czyli “miotający sławę", ia z czasem uległo w wymo-
wie przekształceniu poprzez Mieósław, Miecsław na Miecław,
Gallowe warianty pisowni z Mieczzlaus i Metzlaus odpo-
wiadają zapewne postaci Miecław, a Meczzlaus — postaci.
Miecsław lub Miecsław. Przedstawiona tu przemiana [nale-
ży do pospolitych w staropolszczyźnie; najlepiej chyba zna-
nym podobnym przykładem jest Wrocław z dawniejszego

Imiona kobiece

669

Nadto imiona kobiece bardziej ulegały pewnym na-
kazom mody niż imiona męskie.

Jest rzeczą interesującą, że niektóre imiona ko-
biece, wydawałoby się najbardziej czcigodne, nie
znalazły łaski i uznania w następnych pokoleniach.
Matka rodu Dobrawa, ciesząca się opinią tej, która
ochrzciła poganina Mieszka, dzięki której wprowa-
dzone zostało do Polski chrześcijaństwo, która wre-
szcie dała dynastii najznakomitszego władcę polskiego
i pierwszego króla, nie przekazała swego imienia niko-
mu w następnych generacjach12i. Widocznie jej pa-
mięć w dynastii nie była taka piękna jak jej wyideali-
zowany portret w kronice Anonima-Galla; być może,

Wrocisław". Dalej St. Urbańczyk oświadcza się za wiairogod-
nością pod tym względem tradycji Gallowej, omawia jej
tradycję przekazaną przez kronikę Galia następnym kroni-
kom polskim, oświadcza się w końcu przeciw przekazowi
tzw. Nestora, który używa tu formy Mojsław, stwierdzając,
że “terenowo był od Mazowsza odległy" i stąd wobec świa-
dectwa źródeł polskich nie można go uważać za tego rodza-
ju powagę, która by rozstrzygać mogła o brzmieniu imienia
polskiego. Cieszę się bardzo, że badacz ten, zawodowy języ-
koznawca, doszedł do takiego samego przekonania, do którego
doszedłem sam w r. 1940, gdym pisał słowa powyższe mej
pracy o imionach piastowskich. Miło mi przy tej sposobności
stwierdzić, że co się tyczy pierwszeństwa opublikowania tych
rezultatów ubiegł mnie młody badacz, szkoda tylko, że uka-
zało się to w piśmie, które zapewne w niedalekiej przyszłości
.stanie się już rzadkością, do której trudno będzie dotrzeć.
Miejmy tylko nadzieję, że tą drogą uzasadnione sprostowanie
St. Urbańczyka może dotarło do szerokich kół społeczeństwa,
.które zainteresowało się poruszonym problemem.

12* Za to w dynastii szwedzkieJ, zapewne w spadku po
Sygrydzie, jest w połowie XI w. córka Jakuba Amunda, imie-
-niem Guda, tj. Dobra, Dobrawa.

670

Imiona piastowskie

że te złośliwości, które o niej pisze jej rodak Ko-
smas, są bliższe prawdy, niż to, co podaje tradycja
kronikarzy polskich. Tak samo imię Emnildy, uko-
chanej żony Chrobrego, tak pięknej w obrazie Ano-
nima-Galla, a tak pochlebnie potraktowanej przez
współczesnego Thietmara, nie powtarza się więcej.
Za to imię Rychezy, chociaż ta nie cieszyła się nigdy
łaską kronikarzy, utrzymuje się w dynastii wcale
długo, bo do końca XIII w. Imię Dobroniegi, żony
Kazimierza, i Judyty, matki Bolesława Krzywoustego,
powtórzy się między jego córkami, tak jak imię jego
żony Salonie! zjawi się znów u jego prawnuczki.

Ciekawe mogą być imiona nadawane księżniczkom
krwi piastowskiej. Siostrą Mieszka I jest Adelaida,,
słynna Biała Knegini 125. Imię tej księżniczki wska-
zuje wyraźnie na bliski stosunek w owym czasie
Mieszka I do Ottona I i dworu cesarskiego. Było to
bowiem imię ówczesnej cesarzowej, ukochanej żony
Ottona I, późniejszej regentki za czasów Ottona III..
Nie ulega wątpliwości, że siostra ta otrzymała swe
imię na cześć cesarzowej, a świadczy to nie tylko-
o stopniu stosunku z dynastią saską, ale i o pewnej-
kulturze dworu Mieszkowego, gdzie widocznie nic
nie przeszkadzało w daniu dziecku imienia tak obco
i niezwykle brzmiącego. Córka Mieszka I nosi w Skan-
dynawii imię Sygrydy 126, jakie nosiła imię w Polsce,
nie wiemy. St. Zakrzewski przypuszcza, że miała ona
na imię Swiętosława, bo takie imię nosi jej córka 127,
gdyby tak było, to miałaby ona może swój odpo-
wiednik w imieniu Swatawy, córki Kazimierza Odno-

i25 O. Balzer Genealogia babi. l 6.

12® Tamże tabl. 19.

127 St. Zakrzewski Bolesław Chrobry Wielki.

Imiona kobiece

671

wiciela, a żony Wratysława II 128. Z córek Chrobrego
jedna, zrodzona w r. 989, nosi imię Ragelindy 129,
imię raczej rzadkie w Niemczech, którego pochodzę-*
nią wyjaśnić nie umiem. Inna córka, urodzona za-
pewne nie prędzej jak w r. 1019, nosiła imię Matyldy.
Było to imię, jak Adelaidy, ulubione w rodzie Lu-
dolfingów, tak się nazywała żona Henryka I a matka
Ottona I, nosiła je córka Ottona II, a matka naszej
Rychezy, której jedna z sióstr nosiła także toż imię;

Byłoby to zatem znów przypomnienie ze strony Bo-*
lesława Chrobrego jego stosunków z Ottonami,
zwłaszcza z Ottonem III. Odegrać tu przy nadawaniu
tego imienia mogła pewną rolę sama Rycheza przy--
pominając przy sposobności imię swej matki, siostry
i prababki. Być to może i wskazówką wpływów i zna-
czenia osobistego samej Rychezy na dworze za życia
Bolesława Chrobrego.

Jeżeli z użycia w dynastii takich imion, jak Otto,
Adelaida, Matylda, wynikają nastroje dworu polskie-
go wobec Ottonów, to trzeba zaznaczyć, że brak jest
wśród najbliższych potomków Bolesława Chrobrego
takich imion, które by były brane i wzorowane na.
imionach Henryka II czy Konrada II albo ich żon?
Kunegundy czy Gizeli. Jasną jest rzeczą, że wrogie
stosunki Polski z obu tymi cesarzami odbiły się też
na braku tych imion wśród potomstwa Chrobrego
i Mieszka II. •

Mieszko II i Rycheza pozostawili dwie córki,
Pierwszej imię jest,, zdaniem O. Balzera, niezna-
na o. Balzer Genealogia tabl. II 16.
129 Tamże tabl. II 5.

672

Imiona piastowskie

ne130, późniejsze dużo źródła nazywają ją Ryche-
zą 131, tak jak nazywała się jej matka. Nie jesteśmy
dziś już w możności stwierdzić, na czym opierają się
te późne wiadomości, w każdym razie nie stoi nic
zasadniczo przeciw ich przyjęciu. Opinię tę podziela
T. Wojciechowski 132. Druga córka otrzymała imię
Gertrudy 133. Wskazuję na innym miejscu 134, że
imię to, zjawiające się tu po raz pierwszy w dyna-
stii piastowskiej, wywodzi się z Nivelles, na południe
od Brukseli, gdzie istniał klasztor pod wezwaniem
tej słynnej i czczonej świętej merowińskiej, zmarłej
w r. 659, córki Pipina z Landen. W Nivelles, gdzie
był ośrodek jej kultu, w czasie kiedy przychodziła
na świat Gertruda, ksienią tamtejszego klasztoru była
Adelaida, siostra Rychezy. To pozwala nam stwierdzić,
że nie tylko istniały w tym czasie jakieś bliskie i ser-
deczne stosunki między Rychezą i Adelaida, utrzy-
mywane mimo odległości dzielącej Polskę od Ni-
velles, ale że przez te stosunki kult św. Gertrudy
zawędrował z Nivelles do Polski, na dwór Miesz-
ka II i Rychezy. Bo imion żeńskich do wyboru mia-
ła Rychezą dużo w swej własnej rodzinie, sama miała
sześć sióstr: Adelaidę, Teophanu, Heilewig, Matyldę,
Idę i Zofię, miała zatem z czego wybierać. A wybrała

130 O. Balzer Genealogia tabl. II 12.
•131- Tamże s. 90.

iśa T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. vide In-
deks.

133 Imię jej było O. Balzerowi, Genealogia tabl. II 13,
nie znane. Dopiero w pracy H. Sauerlanda i A. Hasełoffa
Der Psalter Erzbischof Egberts von Trier. Codex Gertrudia-
nus m Ciyidale Trier 1901 wypłyinęło jej imię. Por. moją
pracę pt. Codea; Gertrudianus.

lst St. Kętrzyński Codea: Gertrudianus.

Imiona kobiece

673

świętą z Nivelles na patronkę swej córki najmłodszej.
Dodać należy, że można tu widzieć pewien nawrót
znowu do tradycji karolińskiej, bo przecież rodzina
św. Gertrudy zaliczała się do rodu Karola Wielkiego.
Znajdujemy wreszcie w tym stosunku Mieszka II
i Rychezy do kultu świętej z Nivelles znowu pewne
nawiązanie do tych stron za dolnym Renem, które od
czasów Mieszka I oddziaływały stale na życie ko-
ścielne, a częściowo i polityczne Polski. Bo Nivelles
zaliczało się do diecezji leodyjskiej a prowincji ko-
ścielnej kolońskiej. Kult św. Gertrudy trwał niewąt-
pliwie dłużej w dynastii piastowskiej, pomocą w je-
go trwałości, jak w utrzymaniu imienia Gertrudy,
była długowieczność tej pierwszej Gertrudy, zmarłej
dopiero w r. 1108; pomocny był tu także słynny
Psałterz Trewirski, Codex Gertrudianus, przechodzą-
cy parokrotnie przez ręce kobiet rodu piastowskie-
go. O kulcie św. Gertrudy w Polsce świadczyłby
kościółek św. Gertrudy w Krakowie, dziś nie istnie-
jący i nie wiadomo kiedy fundowany. Ale chyba je-
go pochodzenie musi być bardzo dawne, tak to wy-
gląda, jakby mógł pochodzić jeszcze z czasów Ry-
chezy lub jej córki Gertrudy. Dla pamięci tej Ger-
trudy otrzymała zapewne to imię córka Bolesława
Krzywoustego i Salomei135, później mniszka w Zwei-
falten. Potem powtarza się to imię jeszcze dwa razy
między córkami i wnuczkami św. Jadwigi i Henryka
Brodatego 136. Te otrzymały swe imię jednak raczej
po siostrze św. Jadwigi, Gertrudzie, królowej węgier-

i8B o. Balzer Genealogia tabl. III 15.
136 Tamże tabl. VI 8; Wutke-Grotefend Stammtafein
l s. 26.

43 Polska X—XI»wieku

674

Imiona piastowskie

skiej, żonie Andrzeja II, która zaś odziedziczyła je
może po owej córce Krzywoustego 137, tak iż tylko
pośrednio byłoby to odnowienie tego * imienia uży-
tego dwukrotnie przez Piastów. •-

W ciągu XI w. ród piastowski był dwukrotnie
bliski wymarcia, raz, gdy po śmierci Mieszka II
pozostał jedynym jego spadkobiercą Kazimierz Od-
nowiciel, drugi raz, gdy w końcu XI i w początkach
XII w. walczył o swoje prawa Zbigniew z Bolesła-
wem Krzywoustym. Ten jednak zabezpieczył na kil-
ka wieków przyszłość dynastii, w sposób zresztą nad
wyraz niebezpieczny, przez pozostawienie z dwu żon
kilkanaściorga dzieci, w czym przecież było pięciu
synów żyjących w chwili śmierci ojca. Najstarszy
z nich otrzymał imię dziada Władysława, drugi z rzę-
du imię pradziada Kazimierza, trzeci urodzony
w r. 1115, zatem krótko po napisaniu kroniki przez
Anonima-Galla, imię Leszka, czwarty z kolei sięgnął
do imienia pra-pra-pradziada, a zarazem do imienia
ojca, Bolesława, a piąty aż do Mieszka. Wreszcie
szósty syn otrzymał imię Henryka, imię nie użyte
dotychczas w rodzie piastowskim. Powodem jego zja-
wienia się były zapewne jakieś stosunki z panami
niemieckimi, może nawet pamięć rodziny hrabiów
Bergu, gdyż imię to jest w owym czasie w rodach
niemieckich szeroko stosowane. Wreszcie syn naj-
młodszy nazwany został Kazimierzem wobec tego,
że starszy Kazimierz już nie żył. W ten sposób Krzy-
wousty obdzielił swych synów imionami piastow-

137 Raz tylko w. ciągu poprzednich generacji "w X i XI w.
zdarzyło-się, że ojciec dałswe imię synowi. Jest to Mieszko,
syn Mieszika I; O. Balzer Genealogia tabl. I. ? •

Imiona kobiece

675

skimi. Wyjątek stanowił Henryk, który w genealo-
gii tego rodu daje początek licznym Henrykom w li-
nii śląskiej. Nie są nam znane imiona wszystkich có-
rek Krzywoustego; pierwszej nam znanej jest na
imię Rycheza, może po pra-prababce Rychezie, a mo-
że po siostrze Salomei, także Rychezie. Druga córka,
Zofia, nosi to imię po ciotce. Ale Gertruda ma swe
imię niewątpliwie po Gertrudzie, córce Mieszka II,
której psałterz, Codex Gertrudianus, znajdował się
w rękach Salomei. Dobroniega Ludgarda nosi swe
imię po żonie Kazimierza Odnowiciela, Dobroniedze,
Judyta zaś po matce Krzywoustego. Najmłodszą
z córek była Agnieszka, imię to tu po raz pierwszy
spotykamy, nadane zapewne dlatego, że nosiła to imię
żona najstarszego syna Bolesława Krzywoustego,
Władysława, Agnieszka, z domu margrabianka
austriacka, z Babenbergów. Czyżby to miało znaczyć
chęć nawiązania bardziej zażyłych stosunków między
Władysławem, rodzącym się z Rusinki Zbysławy,
a jego rodzeństwem, rodzącym się z Salomei? I tu
sięgała Salomea w dobieraniu imion dla swych córek
do tradycji rodowej: •"nie sięgała jednak głębiej jak
do czasów Mieszka II, co widzimy w imieniu Ger-
trudy i przypuszczalnie Rychezy. Nie sięgnięto jed-
nak ani do imienia Emnildy, ani Dobrawy. Także
takie imiona, jak Adelaidy czy Matyldy, nie zna-
lazły już zastosowania.

43*

677

UZUPEŁNIENIA

O zaginionej metropolii
czasów Bolesława Chrobrego

Rękopiśmienne uzupełnienie autora nadesłane po zakończeniu
pierwodru&u •w T. 1846

Do s. 308 Jako przypis do w. 16:

Zanotować tu wypada interesujące spostrzeżenie K. Pot-
kańskiego Pisma pośmiertne I. s. 402 n. pracy pt. Ze
studiów nad ustrojem grodowo-plemiennym. Pisze on:

Innej nazwy na oznaczenie Małopolski nie zna także
historyczny dokument pochodzący z 1136 r., a więc za
całości jeszcze państwa polskiego. Odgadnąć łatwo, że
mam tutaj na myśli bullę protekcyjną dla Gniezna. Po-
daje ona mianowicie szczegół dotąd nie znany a ciekawy.
Wiadomo, że bulla wylicza różne posiadłości arcybiskupa.
Otóż między mmii są także i dobra małopolskie. Ale,
rzecz ciekawa, aby bliżej określić ich położenie, ucieka
się ona do następującego sposobu: przed wymienieniem
. nazw poszczególnych Wiosek mówi ona: Item v.i Ile
•a r c h i ep i scop i circa Cracoyiam, a dalej o jed-
nej jedynej wiosce, położonej w Sandomierskiem mówi:

ante eastell.um Są nd orni r, tj. pod grodem San-
domierzem. Tą wioską jest M.anina, dzisiejsza Monima.
Otóż zdawać by się mogło, że wioski owe leżą istotnie
“około Krakowa" i “pod Sandomierzem", tan. w ich po-
bliżu, podobniej jałk wioski w tejże bulli wymienione, np.

678

Uzupełnienia

koło Sieradza, Spicymierza lub Bytomia, tymczasem wcale
tak nie jest. Bliżsae oznaczenie tych wiosek na mapie
daje następujące rezultaty: wioski koło Krakowa są to
wioski rozrzucone po całym obszarze ziemi krakowskiej,
a nawet i po dawnym powiecie wiślickim, owa Manina
zaś nie leży wcale tak blisko Sandomierza; znajduje się
ona koło Słupi, w pobliżu Gór Świętokrzyskich, od San-
domierza zaś jest odległa o jakie 40 kilometrów... stwier-
dzić już możemy fakt, że ogólnej nazwy takiej np. jak
Kujawy... Małopolska podówczas nie miała, skoro jej
bulla mię używa..." Dorzucam tę obserwację K. Potkań-
skiego ilustrującą w XII w. wyraźnie rozróżnienie ziemi
krakowskiej i sandomierskiej.

Kazimierz: Odnowiciel 1034—1058
Ważniejsze warianty redakcji rękopiśmiennej (II) z r. 1946

Do s. 35S jako przypis do w. 21:

Bardzo późne źródło, mające od czasu do czasiu pewne
informacje budzące zaufanie, nie przedstawia pod tym

względem czasów Bolesława Chrobrego korzystnie. Ale
tendencją dzieła jest zohydzanie łacinników w oczach
wyznawców wschodniego kościoła. Por. Żywot Mojżesza
Węgrzyna, MP. H IV s. 799—817. , •

Do s. 366 w. 5:

Trudno przypuścić, czy ona, która z powodu nałożnicy

królewskiej opuściła męża, ułatwiała mu przekazanie praw
do tronu bastardowi, jeżeliby rzeczywiście żywił takie
plany Mieszko II. Mimo pięknej i pomysłowej obrony tej

, późnej legendy przez T. Wojciech owskiego, trudno jest
wierzyć w jej realność, tym więcej że w r. 1046 byli
przecież obok Mieszka II jego bracia, przyrodni Bezprym
i rodzony Otto, którzy by mieli niewątpliwie bliższe prawa
niż syn nałożnicy.

Do s. 382 przypis 27: .....

Anonim Gali. — Chron. I, c. 20 pisze to imię Meczzlaus,
“gdy imię Masław, nieznane potem, zjawia się u.-Kadłubka.

Kazimierz- Odnowiciel

679

Tzw. Nestor nazywa go Moisławern. Pierwszeństwo daję
tu przekazowi polskiemu Anonima Galia. Imię Miesław
jest rodowym u Doliwitów, por. St.. Kętrzyński, Na mar-
ginesie genealogii Piastów, tenże Ze studiów genealogicz-
nych; W. Kętrzyński, Przyczynki do historii Piastowiczoii)
i Polski Piastowskiej, Kraków 1898, s. 9 uw. 3. Por.
St. Urbańczyk, Jak było na imię tzw. Miesławowi, Afisz
Starego Teatru nr 3, Kraków 1946, s. 11—13.

Do s. 385 w. 15:

, bawarsko-szwabski, jak niektórzy przypuszczają, boczna
• •. linia Babenbergów.

Do s. 385 przypis 34: "

Najiprawdopodobniaj Ryoheza mogła toyć tą OBobą, z którą
Matylda mogła się znaleźć na cesarskim dworze. Przez
Rychezę też, wnuczkę Ottona II, i przez jej wpływy ro-
dzinne mogła Matylda odgrywać swą rolę na niemieckim.
dworze.

Do s. 390 w. 19:

Czy wszystkie czynniki, którym uległ Kazimienz, wybuchły
razem, czy kolejno lub w jakim porządku, nie wiemy.
Wiemy tylko tyle, że były to ruchy socjalne, ruch po-
gański, antychrześcij-.ński i bunt możnowładczy, tj. bunt
Miesława. O tym ostatnim można mieć nawet wątpliwości,
czy był on współczesny i współrzędny tamtym ruchom,
a czy nie był tylko następstwem, wyzyskaniem sytuacji,
spowodowanej ruchami socjalnymi i reakcją pogańską.
Nie znane są nam również stopnie nasilenia tych ruchów,
ich gwałtowność i siła są nam obce. Z przyzwyczajenia
raczej traktujemy je jako sobie współczesne, chociaż może
byłoby bardziej usprawiedliwioine uważać, że występowały
one po sobie, kolejno, uzyskując w końcu tę siłę, przed
którą Kazimierz, był zmuszony ustąpić. Ale nie znamy
powodu żadnego nią ustalenie takiej kolejności i z tego
powodu musimy traktować poszczególne składniki burzy,
która przeszła nad Polską, razem jako jedną całość.

Do s. 405 w. 12:

Taksamo sądzić można, że ruch takli socjalnej rewolucji
nie wszędzie osiągnął jednakie natężenie — najsilniejszy

680 Uzupełnienia

zdaje się był tam, we wschodniej połaci kraju,, skoro ist-
niejąca w tych stronach organizacja kościelna drugiej
.metropolitalnej prowincji kościelnej zniknęła w tych la-
taoh bez śladu. *

Do s. 408 przypis 59;

Tu dorzucam wyjątki z rzekomej mowy na łożu śmierci
Bolesława Chrobrego — wedle tekstu B. Paprockiego —
jej treść i poszczególne frazesy, niby przewidujące przy-
szłość, odnoszą się częściowo do czasów Kazimierza i mogą

służyć jako ilustracja późniejszych wydarzeń: “Heu, heu!
lam quam per speculum wideo prolem et prosapiam meam
eulem fore de regno noc (tj. Mieszka II, Kazimierz Od-
nowiciel, może też Bolesław Śmiały?) et suppliceim hostibus
meis infestissimis, quos ego domueram (przede wszystkim
zatem Niemcy, cesarstwo, zatem też aluzja do oddania
korony przez Bezpryma), video regnum in multa variaque
frusta soindi (zatem aluzja do podziału kraju w r. 1032
przez Konrada II, aie również do późniejszego odpadnięcia
Śląska i Mazowsza za Kazimierza), video quant.um hic
sanguinlis fiundetur, tam interno quam externo hoste (i tu
myśli zapewne kronikarz o walkach Mieszka II z braćmi,
•ale również o klęskach poniesionych przez Kazimierza),
]idque iusto Dei iudicio permittendum, cultumque eius
idiyinum negligendum, lin varia schismata scindentur (tu
już wyraźnie wskazuje na reakcję pogańską i zniszczenie

.kościoła za Kazimierza), luxum et mollitiem amabunt etc".
Widać z tego ustępu, że Anonim Gali musiał mieć o cza-
sach Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela, a zapewne
i Bolesława Chrobrego, inne. jeszcze wiadomości, których
nie pomieścił w swej kronice. Wielka szkoda, że podał
nam tak skąpy materiał, że traktował I księgę jako
wstęp do panegiryku na cześć Bolesława Krzywoustego.

Do s. 411 jako początek rozdziału II i nowa redakcja s. 411—416:

Przypuszczać wolno, że musiał książę Kazimierz opierać
się wcale skutecznie przez dłuższy czas burzy. Wskazy-
wałem już wyżej, że zaręczyny Matyldy Bolesławówny
z Ottonem ze Schweinfurtu wskazują, że w tym czasie
uważano księżniczkę polską za godną partię dla niemiiee-
kliego magnata, że dopiero w r. 1036 uniewaźniiono te za-

Kazimierz Odnowiciel

681

miary, co może oznaczać, ze już wtedy związek z księż-
niczką polską przedstawiał mniejszą wartość polityczną
wskutek kryzysu wewnętrznego w Polsce. Późne wystą-
pienie przeciw Polsce Czech, bo dopiero w r. 1038, również
daje do zrozumienia, że dopiero w tym roku uznał książę
czeski Brzetysław moment właściwy dla akcji wojennej
w Polsce. Wynikałaby z tego, że jeszcze w drugiej po-
łowie r. 1037 Kazimierz musiał trwać na swym ciężkim
posterunku, bo gdyby ostateczna i decydująca katastrofa
spotkała Kazimierza w pierwszych miesiącach r. 1037,
byłby książę czeski przygotował swą wyprawę na sierpień,
wrzesień, październik tegoż roku, to znaczy na miesiące
tuż po żniwach, kiedy łatwa i dogodna jest aprowizacja
armii, a nie na miesiące wiosenne r. 1038. Widać w tym
pewien pośpiech ze strony Brzetysława; wskazuje to, że
w r. 1037 były okoliczności, które nie pozwoliły księciu
czeskiemu na urządzenie wyprawy, a w r. 1038 były inne,
które nakazywały mu pośpiech, dokonanie w krótkim
czasie pewnych posunięć wojskowych, a zarazem poli-
tycznych. Sądzę zatem, że w r. 1037 przeszkodą była
obecność w kraju Kazimierza, którego sytuacja mogła
być ciężka ił trudna, ale nie beznadziejna jeszcze, że
w ciągu r. 1037 nastąpiło jego ostateczne załamanie się,
ucieczka, i to dodało księciu czeskiemu dopiero pewności
powodzenia w Polsce. Wczesność zaś wyprawy w r. 1038
wskazywałaby, że liczył się książę czeski ze sprawą rych-
łego powrotu z Włoch cesarza Konrada II i z tym, że
Kazimierz przy pomocy cesarskiej może rychło wrócić
i korzystną dla Czech chwilę osłabienia Polski opanować.
Należało się zatem spieszyć, by wyzyskać sposobność —
pewne fakty dokonane będą, w przyszłości może nie uzna-
wane przez Kazimierza, może i przez cesarza, ale będzie
się można o nie targować. Ostatecznie nawet przyczynienie
się, do większego jeszcze osłabienia sąsiada jest zyskiem,
do którego dodać należy zyski materialne w postaci jeń-
ców i łupów wojennych.

W takich warunkach wyprawa czeska do Polski przed-
stawiała się jako rzecz ponętna i łatwa — można było
bowiem liczyć, że rycerstwo czeskie nie spotka się z opo-

2 Uzupełnienia

.• rem w kraju zrewoltowanym i pozbawaonym prawowitej
władzy. Jedynym hamulcem mógłby być w tych wacun-
,kach sa.m cesarz. Nie mogły mu być miłe ani Czechy, ani

-Polska, zbyt silne i samodzielne, z przyjemnością zaś
widział, jeżeli między tymi państwami słowiańskimi pa-
nuje niezgoda czy rywalizacja, bo rozsądzanie takich

spraw spornych należało do niego., a słuszność miał zwy-

Ide ten z rywali, który w danej chwili był mniej nie-
bezpieczny i który obiecywał więcej korzyści dla króla
i cesarza.

Wątpliwe jest, by Brzetyslawowi przyświecał ideał
stworzenia z -Czech i Polski wielkiego państwa słowiań-
skiego, które oparłszy swe granice na Łabie, położyłoby
tamę posuwaniu się Niemiec na wschód. Zarówno siły
Polski Bolesława Chrobrego w r. 1003, jak Czech w r. ,1038
były zbyt małe, by utrzymać zdobycz czeską lub polską,
a równocześnie stawić czoło potędze cesarstwa, stojącego
właśnie u szczytu swych sił i-środków, potędze kilkakroć
razy większej od obu tych państw słowiańskich. Sytuacja
polityczna Brzetysława była w r. 1038 na ogół wcale
korzystna, podobnie jak Bolesława Chrobrego w r. 1003.
Tam miał Chrobry do czynienia ze świeżo wybranym
królem niemieckim Henrykiem II, który musiał od sa-
mych początków zwalczać w samych Niemczech opozycję
i bunty, a miał też ciężki obowiązek zniszczenia ostatniego
króla włoskiego, który odcinał Niemcy od włoskich zdo-
byczy, od Rzymu i papiestwa. Nie miał też Henryk po-
tomstwa i stąd w każdej chwili groziły państwu niemliec-
ki.emu ciężkie przesilenia wyboru nie tylko króla, ale
i dynastii. Konrad II był o tyle szczęśliwym władcą, że
miał syna, Henryka III, żonatego, lubo dotąd bezpotom-
nego, ale starzejący się Konrad, który miał opozycję
wśród: książąt, miał już niedługo zostawić władzę mło-
demu a niedoświadczonemu synowi. Jeden z sąsiadów
Czech i Niemiec, iż którym Konrad prowadził wojny,
Stefan węgierski, był właśnie u schyłku życia, a ponieważ
nie miał syna-sukcesora, można się było spodziewać, że
stąd wynikną walki, w których cesarstwo, zainteresowane,

Kazimierz Odnowiciel

683

będzie potrzebować pomocy czeskiej, więc trudno mu
będzie walczyć z Czechami i- z Węgrami. I z Włochami
miał cesarz w tym czasie wiele poważnych kłopotów;

toawił cesarz Konrad H w r. 1037 we Włoszech, mocno
zajęty sprawami włoskimi, a zwłaszcza lombardzkimi, tłu-
miąc zamieszki i rozruchy, których tam nigdy nie brakło.
Zwłaszcza zajmowała go Siprawa prawie buntu arcybi-
skupa Mediolanu, jednego z najpotężniejszych panów du-
chownych we Włoszech, Ariberta, który połączył się z daw-
. nym wrogiem dynastii salijskiej i jej potęgi, od nie-
dawna ugruntowanej w Burgundii, z Odonem a Champagne,
który napadł właśnie na Lotaryngię i spustoszył ją. Miał
zatem cesarz dużo ważnych zatrudnień i wielu poważnych
przeciwników, a to wszystko pozwalało Brzetysławowi,
dotychczas wiernemu i lojalnemu lennikowi cesarskiemu,

-na większą swobodę ruchów. Mógł słusznie liczyć, że za-
nim cesarz będzie w stania wmieszać się w sprawy ipół-
nocno-wsohodniej Europy, zanim pozbędzie się krępują-
cych go trudności na zachodzie i we Włoszeeh, om,
Brzetysław, wyzyska wszelkie korzyści, jakie, spodziewać
się było wolno, przedstawiała słabość Polski, opuszczonej
w dodatku przez prawowitego władcę, zdanej w ten sposób
,na laskę i niełaskę jej sąsiadów. Już zaznaczyłem, że

-trudno przypuszczać, by realny niewątpliwie polityk, jakim
był Brzełysław, żywił marzenia stworzenia wielkiego
państwa słowiańskiego czesko-poilskięgo. Działał on jedynie
w interesie Czech, pragnąc wzmocnić swe państwo i przy-
gotować jego usamodzielnienie się, usunięcie zwierzch-
ności niemieckiej, tak jak to zrobił dla Polski swego
czasu Bolesław Chrobry. Rezultatem ostatecznym było to
tyliko, że zdobyczy polskich utrzymać nie był w stanie,
a dawna nienawiść czesko-polska, dawniejsza zreszitą niż
zabór Czech przez Chrobrego, stała się, ku wielkiej szko-
dzie Czech jak i Polski, jak wreszcie całej zachodniej
Słowiańszczyzny, czynnikiem stałym stosunków obu na-
rodów. Popchnęło to wszystko rychło i skutecznie Czechy
w objęcia Niemiec, które to Czechy, dalszą swą karierę
" polityczną, chwilami wielką i wspaniałą, robiły już w ścis-

84 Uzupełnienia

iym związku, w oparciu się o cesarstwo, jako jago część
składowa i istotna. Wtedy jednak, kiedy Brzetysław obli-
czał iswe siły i możliwości, miał jeszcze na celu usamo-
dzielnienie się od Niemiec bez oglądania się na przyszłość
i bez myśli o tym, ze osłabiona Polska i wydana na lup
germański Słowiańszczyzna załabska będą równocześnie
czynnikami osłabiającymi oporność tego organizmu, który
kosztem Polski pragnął wzmocnić Brzetysław, jak to wska-
zują jego czyny późniejsze, pragnąc uwolnić Czechy od
zwierzchności niemieckiej, biskupstwo zaś praskie, wy-
robiwszy mu godność metropolitalną, od zależności od
. Moguncji. Popierał go w tym i utwierdzał biskup praski
Sewer. On był prawdopodobnie inspiratorem tych dąż-
ności Brzetysława, pragnąc uzyskać dla Pragi tytuł arcy-
biskupi. Na dalszym planie przyświecało księciu może
uzyskanie dla siebie i swych następców tytułu królew-
skiego, godności, którą nosił Bolesław Chrobry, Mieszko II
i. inny sąsiad Brzetysława, Stefan węgierski. Brzetysław
wiedział niewątpliwie i czuł, jak również jego doradca
biskup Sewer, że bez oporu ze strony Niemiec się nie
obejdzie, pragnął się zatem przygotować do tej przyszłej
walki ;z Niemcami. Polityka niemiecka w tych stronach
Europy wygrywała stale Polskę przeciwko Czechom,
a Czechy przeciw Polsce; trzeba było zatem doprowadzić
Polskę do takiego stanu, by na lat wiele Polska przestała
istnieć jako czynnik, który by Niemcy byli w możności
zużytkować przeciw ambitnej polityce Brzetysława. Pla-
nem zatem musiało być zarówno zniszczenie materialne
Polski, wzięcie jak największej ilości łupów i jeńców, jak
i przyłączenie pewnych terenów polskich, przylegających
do Czech, zatem zapewne Śląska. Wątpić można, czy pra-
gnął w tym czasie Brzetysław obciążać się większymi
nabytkami terytorialnymi. W ten sposób wzmocnione
Czechy miałyby tylko jednego poważnego przeciwnika,
tj. cesarstwo, Polska, w razie powrotu Kazimierza, wy-
czerpana i zubożała, odgrywać mogła tylko rolę trzecio-
rzędnego dywersanta, na razie mało groźnego. Mieli trzy-
mać na wodzy Kazimierza Pomorzanie i Miesław. Takie

Kazimierz Odnowiciel

685

przewidywania polityczne Brzieftysława zdawały się być
wcale realne. Polityczne warunki nie pozwoliły Niemoom
wystąpić przeciw Czechom prędzej jak w r. 1040, a wia-
domo, że ta wyprawa Henryka III zakończyła się jego
klęską. Polska przez lat wiele nie mogła się wyleczyć
z ran, zadanych przez rewoltę socjalną, pogańską, jak
przez wyprawę wojenną czeską. Przez wiele lat musiała
walczyć o odzyskanie Mazowsza, a przez lat z górą szes-
naście uwaga Kazimierza była zwrócona na Śląsk, a ślady
tej śląskiej polityki Brzetysława spotykamy jeszcze za
czasów Władysława Hermana. Służyła Brzetysławowi jesz-
cze jedna okazja: tą była śmierć Stefana węgierskiego
i długie lata walk wewnętrznych i znacznego osłabienia
sił państwa madziarskiego za Piotra Wenecjanina. Tą dro-
gą ubył Brzetysławowi przeciwnik silny i niebezpieczny,
którego nawet zdołał na krótki czas zwerbować jako
sprzymierzeńca. Za to niewątpliwie nie doceniał on potęgi
cesarstwa: Henryk III okazał się przeciwnikiem i polity-

. kiem, który rozporządzał środkami tak dużymi, że choć
z pewnymi trudnościami, których nigdy nie brakło

..: w obrębie władzy królów niemieckich, ostateczny rezul-
tat nierównej walki był dla Czech negatywny. Nie dodał
siły Brzetysław Czechom, osłabił Polskę, pogłębił wzaje-
mną zawiść polską i czeską, był jednym z tych, którzy
. mimo bardzo znacznych powodzeń, kładli podwaliny pod
, wpływy niemieckie w Czechach.

Do s. 410 w. 14:

Środek kraju był, jak widzimy, względnie spokojny, nie
wiemy tylko, czy spokój ten zawdzięczały te strony wła-
dzy Kazimierza, czy też raczej takim samym buntow-
nliczym uzurpatorom, moiżnowładcom jak Miesław.

Do s. 424 przypis do w. 20:

Świadectwem tego byłoby pokrewieństwo roczników cze-
skich z polskimi, jak Kosmasowa wersja o Pięciu Braciach.

Do s. 425 przypis 74:

W każdym razie odwrót Brzetysława z Poznania do Czech
•••••musiał skierować się. na Wrocław.

686

Uzupełnienia.

Do s. 444 w. 18:

Lat oo najmniej trzydziestu.

Do s. 444 przypis 92:

O. Balzer, Genealogia Piastów s. 89; od dawna uważa
Dobroniegę za córkę, nie za siostrę Jarosława A. Bruck-
ner, por. Próbki najnowszej krytyki historycznej Przegl.
Hist. 1905/1 s. 25, 26. Może jest u niego nieco przesady,
jeżeli liczy, że Dobroniega mogła mieć około trzydzieści
lat Więcej niż Kazimierz, bo miałaby w takim razie ca
50 lat wychodząc za mąż i trudno by było przyjąć, by
w tym wiełau mogła mieć pięcioro dzieci. Ale bądź co
bądź różnica i lat dziesięciu byłaby rażąca, tym więcej że
koło r. 1040 miał Jarosław własne córki na wydaniu,
o których rozmieszczeniu musiał myśleć, nie :o wydawa-
niu podstarzałych sióstr, które by zamknął w klasztorze.
-Zwraca też A. Bruckner słusznie uwagę na tekst później-
szego również Annalisty Saxo, który pisząc o Kazimierzu
stwierdza, że “duxit uxorem, regis Russie filiam", zatem
nie sororem, ale filiam aktualnego władcy Rusi, Jarosława.
Z tego powodu jestem w zupełnej zgodzie z A. Briickne-
irem, że należy skończyć z tym widocznym lapsus calami
Nestora i uznać Dobroniegę za córkę Jarosława, nie Wlo-

dziimiierza. Por. N. de Baumgarten Les genealogies •et ina-
riages occiS.ento.ux des Rurikides russes du X.e au XIII3.
Orientalia Christiana nr 35, 1927, który po staremu zalicza
Dobromegę do potomstwa Włodzimierza, każąc się jej
rodzić po r. 1011, z ositatniego rzekomego małżeństwa
Włodzimierza, por. tamże tabl. I nr 18.

Do s. 445 w. 13: •

. Trzeba jednak wprowadzić z tego powodu pewne po-
prawki do genealogii Piastów, gdyż w tych warunkach
narodziny Bolesława Śmiałego przypadną nie prędzej ja-k
w r. 1040, a Hermanana r.- 1041.

Do s. 446 w. 3:

Związki Polski z Rusią, Kazimierza z Jarosławem zostały
jeszcze utwierdzone w 1043 r., kiedy siostra Kazimierza
Gertruda została wysłana na Ruś jako małżonka syna
Jarosławowego, Izjasława.

Kazimierz Odnowiciel

Do s. 451 w. 9 wprowadzono w tekście zdanie w wersji

II rozprawy: , - •,
[Henryk III] “zbyt był zajęty pierwszymi krokami swych
rządów i pierwszymi trudnościami,. by móc natychmiast
upomnieć się u Brzetysława".

Do s. 452 przypis 104:

Fakt, iż Henryk III reaguje już jesienią r. 1039 przeciw
Brzetysławowi, świadczy wymownie, że wyprawa czeska
na Polskę odbyła się w r. 1038, a nie 1039, jak to za
Kosmasem przyjmują badacze czescy i niemieccy. Przy-
pomnieć trzeba, że wyprawa Brzetysława skończyła się
l września tryumfalnym wkroczeniem do Pragi. W r. 1039
nie starczyłaby czasu na wiele pertraktacji, o których
mamy wiadomość. Byłoby też aktem wcale niebezpieicz-.
.nym dokonanie napadu na Polskę pod bokiem Konrada II
,i Henryka.

Do s. 454 w. 11:

Węgierski sprzymierzeniec miał pomagać Brzetysławowi
na froncie od stromy niemieckiej. Było rzeczą jasną, że
z chwilą, gdy Henryk III uderzy na Czechy, Kazimierz
z siłami swymi zaatakuje Śląsk. By mu uniemożliwić czy
Jumniejszyć szansę powodzenia, trzeba było odciągnąć go
od frontu śląskiego przez napad ze strony pomorskiej
i mazowieckiej. Chociaż z r. 1040 nie posiadamy żadnych
śladów takiego współdziałania Pomorza i Miesława prze-,
ciw Kazimierzowi, a dopiero z r. 1041 mamy pewniejsze
po temu wskazówki, nie można wątpić, że już w r. 1039
.takie porozumienie Brzetysława, Pomorza i Miesława było ,
umówione i że stanowiło, ono także element dla porozu-
mienia i przymierza Kazimierza z Rusią. W ten sposób
w wypadkach z r. 1038 zarysowały się w tych stronach
Europy dwie grupy państw, które swe wzajemne stosuniki
liniały uregulować wojną. Czechy, które w swoim obozie
miały króla Węgier, Pomorze i Miesława, księcia mazo-
•Wieckiego, i Niemcy, które liczyć mogły tylko na słabe
raiły Kazimierza, skrępowane prawdopodobną dywersją
pomorską, bo przeciw dywersji mazowieckiej mógł Ja-
rosław klijowaki wystąpić czynnie i ją unieszkodliwić

688 Uzupełnienia

bądź skrępować. Jak widać z tego konflikt polsko-czeski
przybrał rozmiary wcale duże, storo siedem państw zna-.
lazło się zaangażowanych w jego rozwiązaniu.

Do s. 464 jako przypis do w. l:

W mej pracy o Kazimierzu Odnowicielu, przed laity pra-
wie pięćdziesięciu, przyjmowałem, ze główne zniszczenie

i ośrodek ruchu rewolucyjno-pogańskiego znajdował się we-

woątrz łuku zatoczonego wyprawą Brzetysława w r. 1038.
Zdanie to zostało powszechnie przyjęte, chociaż niczym
nie zostało ono udowodnione — nawet nie ma poszlak na
to, by można je uważać za jako tako prawdopodobne.
Z całą stanowczością je dziś odwołuję.

Do S. 490 w. 3:
. Tym układem zakończyły się długoletnie starania i walki
Kazimierza z Brzetysławem, znane nam jedynie fragmen-
tarycznie, przeważnie na podstawie przypadkowych wia-
domości niemieckich. Kazimierz zatem, pod koniec już
swego niedługiego zresztą życia, odzyskał niemal cale
dziedzictwo po ojcu d. dziadzie, odzyskał Mazowsze, część
Pomorza, wreszcie Śląsk. Kierował się tu metodą, którą
rządził się jego pradziad Mieszko I: uległością dla cesar-
stwa, gdy jest ono silne, a może mu być pomocne, a zręcz-
nym wyzyskiwaniem jego nierzadkich okresów osłabienia,
wyzyskiwaniem kryzysów wewnętrznych, jak i chwil za-
wieruch politycznych zewnętrznych. Podobnie jaik Miesz-
ko I nie zdołał się Kazimierz wydobyć spod zależności
cesarskiej, lecz jak tamten Bolesławowi Chrobremu, tak
ten Śmiałemu przekazał kraj o tyle silny, że mógł on
w końcu uwieńczyć swe skronie koroną królewską.

Do s, 517—519: cały ustęp w wersji II został przesunięty jako
przypis do tekstu s. 564 w. 10.

Do s. 539 w. 15:

Wersja zatem o Benedykcie nie ma cech wtorogodnościi.
Imię tego papieża doczepione zostało tu chyba dlatego,
• że sądzono, iż tym papieżem, który takich łask udzielił
Aaronowi, był ten, który zasiadał na tronie papieskim
w r. 1046, tj. w czasie, kiedy Aaron został w Krakowie
biskupem.

Kazimierz Odnowiciel 689

s. 544 w. 27:

oczywiście o ile to było w r. 1049, a nie w 1056.

Do s. 545 jako przypis do w. 10:

Obszerniej zajął się O. Balzer, Stolice Polski s. 368 n.,
a zwłaszcza s. 370 uw. l, sprawą arcybiskupstwa kra-
kowskiego Aarona, argumentując za tezą jego istnienia.
Oparcie się O. Balzera polega na kwalifikacji źródła,
z którego czerpiemy, jako źródła “poważnego", zatem
zasługującego na wszelką wiarę. Nie wchodzę tu bliżej
w dialektyczne wywody O. Balzera, potrzebne mu dla
wywodu, że Kraków był za Kazimierza Odnowiciela sto-
licą państwa, bo wydaje imi się, że powyżej wyczerpałem
zasób argumentów, świadczących przeciw arcybistaupstwu
Aarona.

Do s. 560: przypis 239 podano w brzmieniu wersji II.

Do s. 562 w. 9:

Tu można by przytoczyć ustęp z Cron. et mun. episc.
Wcratislay. MPH VI s. 576; “Huius ecdesiae primus episco-
pus furt Jeroinimuls nobilis Romanus, ordinatus a. D. 1051.
Quii et attulit capita sanctorum Yincentii leyitae et marty-
ris Conciani et brachia sanctorum Clementis Georgii,
Sebastiani martimim". Otóż przy pomocy pochodzenia tych
relikwii można by próbować sprawdzić także pochodze-
nie samego Hieronima. Niestety szczegóły o relikwiach
są bardzo rozproszone i wielokrotnie niejasne, jak-
kolwiek mogłyby niejednokrotnie dać Ciekawe wska-
zówki. O ile sprawdzić mogłem na podstawie Acta San-
ctorum, relikwie św. Wincentego były pierwotnie w Wa-
lencji, część ich za Childeberta przeniesiono do Paryża,
drugą część przed Arabami do Capui, sikąd rozeszły się po
- Europie (AA. SS. 22 Jan. II s. 398—408, 413); relikwie św.
Koncjana znajdowały się w Akwilei, Mediolanie, przed
r. 1045 w Hildesheim, wreszcie we Francji (AA. SS.
31 maja, VII s. 428—435); św. Klemensa nie znane (za-
pewne bazylika św. Klemensa w Rzymie); św. Jerzego
Megalomartyra, głowa i ręka w Wenecji, dnuga ręka
w Belgii — w ogóle szczegóły tyczące się tego świętego

44 Polska X—XI wieku

Uzupełnienia

są wielce mętne i niepewne (AA. SS. 27 kwieitn. IH s. 132-
136); relikwie św. Sebastiana toyły w Capui, Mediolanie,
Soisisons, Tuluzie, Paryżu, Trewirze, Brukseli, w r. 974
w Ebersberg w Bawarii (AA. SS. 20 stycz. II s. 257—264).
Z tych wiadomości wynika, że przeważna część tych ra-
likwii była rzeczywiście we Włoszech, że poza względem
imienia i te szczegóły mogłyby świadczyć może nie tyle
o rzymskim, ile o włoskim pochodzeniu Hieronima, który
mógłby je przenieść z Oapui, Mediolanu, Wenecji czy
Rzymu do Wrocławia.

Do s. 564 w. 10: caly ustęp aż do s. 573 w wersji II został
usunięty. Także Dodatek II (s. 588—592) nie wszedł do tej
wersji.

POSŁOWIE

W dziesięciolecie zgonu autora studiów zawartych
w niniejszym tomie czytelnik otrzymuje plon wysiłku
badawczego, rozpoczętego jeszcze u schyłku ubiegłego
stulecia, a kontynuowanego prawie bez przerw przez
półwiecze.*

* W niniejszym posłowiu oraz w bibliografii prac i spisie
wykładów wykorzystano informacje i pomoc prof. drą T.
Manteuffia, dna K. Lewickiego, mgr H. Szwankowskiej, mgr
I. Sułkowskiej, mgr A.Dziiadoszówny, korespondencję Stani-
sława Kętrzyńskiego zachowaną u T. Manteuffia i A. Giey-
sztora, spuściznę przechowywaną w Archiwum Polskiej Aka-
demii Nauk (sygn. III-33), Archiwum Uniwersytetu Jagielloń-
skiego, oraz następujące opracowania, wzmianki biograficzne
i nekrologi: St. Chankowski Materiały Stanisława Kętrzyń-
skiego, Biuletyn Archiwum Naukowego PAN, nr 3, Warszawa
1960, s. 64—69; Sprawozdania Towarzystwa Naukowego we
Lwowie XVIII, 1938, s. 219—220; Rocznik Polskiej Akademii
Umiejętności, 1928/1929 (1930), s. XXIV—XXV — (A. G.):

Przegląd Historyczny XLI, 1950, s. 7—8; Rocznik Towarzystwa
Naukowego Warszawskiego XLIII, 1&50 (1951), s. 207—211;

694

Posłowie

W życiorysie naukowym i osobistym Stanisława
Kętrzyńskiego (10 IX 1876 — 26 V 1950) przełamały się
zarówno dzieje historiografii polskiej, jak też losy śro-
dowiska intelektualnego, do którego należał. Utracone
w katastrofie Powstania Warszawskiego obszerne pa-
miętniki odtwarzały w sposób umiejętny atmosferę jego
lat uczniowskich i studenckich spędzonych w cieniu
Ossolineum, prowadziły czytelnika przez pracownie bi-
blioteczne i archiwalne krakowskie, rzymskie, paryskie
i warszawskie, przedstawiały mu zarówno ówczesne
salony, jak gabinety ministerialne, kreśliły powściągli-
wym piórem sugestywne sylwety uczonych i snobów,
dyplomatów i polityków, pisarzy i artystów, którzy
znaleźli się w polu obserwacji autora. Słynął on przez
wiele lat jako mistrz anegdoty sytuacyjnej. Zamykał
•w niej charakterystykę osób i warunków ich działa-
nia; jego poczucie humoru, nigdy dotkliwe, a zawsze
trafne, upamiętniało słuchaczom improwizacje Deoty-
my, arystokratyzm Askenazego czy talent negocjacyjny
Cziczerina.

Pierwszą, jak pisał, poznaną przezeń osobą była po-
chylona nad jego kołyską Augustowa Bielowska, żona
założyciela i zasłużonego edytora pierwszych tomów
Pomników Dziejowych Polski. Stanisław Kętrzyński
interpretował to żartobliwie jako oczywisty znak losu
przyszłego mediewisty. Najistotniej zaważył wpływ
ojca, wybitnego badacza i człowieka niepospolitej indy-
widualności, Wojciecha Kętrzyńskiego, powróconego do
polskości własnym wysiłkiem ze zgermanizowanej na

Życie i Myśl II, 1951, s. 680; D. Rederowa, Ze studiów nad
kontaktami Akademii Umiejętności z nauką obcą. Ekspedycja
rzymska 1886—1918, Rocznik Biblioteki PAN w Krakowie, II,
1958, s. 191—247.

Posłowie

685

parę pokoleń — aż do zmiany nazwiska (von Winkler) —
urzędniczej i oficerskiej szlachty pomorskiej. W okre-
sie dojrzewania syna ojciec żył pełnią aktywności na-
ukowej jako najpoważniejszy przez wiele lat znawca
starożytności słowiańskiej, wytrawny badacz średnio-
- wiecza polskiego i jego pomników, zarówno kronikar-
skich, jak aktowych. Stanowisko, które zajmował kieru-
jąc biblioteką Zakładu Ossolińskich we Lwowie, było
szczególnie cenione w ówczesnym świecie nakowym,
zwłaszcza w jego liberalnym, mieszczańskim odłamie,
który w Ossolineum widział ognisko patriotycznych
studiów humanistycznych i skarbnicę polskiej tradycji
umysłowej. Kulturę historyczną Stanisław Kętrzyński
wyniósł z domu rodzinnego, mieszczącego się pod jed-
nym dachem z pracownią ojcowską, gdzie dojrzewały
dalsze tomy Monumenta Poloniae Historica; była to
kultura nowoczesna łącząca przywiązanie do świadectw
przeszłości narodowej z poszanowaniem warsztatu
naukowego historyka. Pierwszą rozprawkę, dziś nie do
odszukania, napisał na ławie szkolnej; była to rzecz
o św. Wojciechu, którym zajmował się też wiele jego
ojciec.

Studia uniwersyteckie podjął we Lwowie w semi-
narium historii nowożytnej Ludwika Finkla, jednego
z modernizatorów metody badań historycznych i zna-
komitego jej wykładowcy; w seminarium tym Stanisław
Kętrzyński czytał także swój debiut mediewistyczny,
rzecz o Gallu-Anonimie (1898), którego tekst przygoto-
wał wraz z mistrzem do edycji seminaryjnej, ad usum
scholarum (1899). Jedniak inna indywidualność uniwer-
sytecka, znacznie ciekawsza, mimo wszystkich zalet
metodycznych warsztatu ostrożnego Finkla, uwięziła
jego uwagę i wywarła silne piętno: Tadeusz Wojcie-

Posłowie

chowski, którego szczupłe seminarium otwierało często
zaskakujące jego uczestników perspektywy źródło-
znawcze i wprowadzało ich w uroki kombinatoryki me-
diewistycznej aż na pogranicze intuicji i twórczej do-
wolności, jakże odległe od postulatów historycznego
scjentyzmu, któremu hołdowała ówczesna “szkoła kry-
tyczna". Stanisław Kętrzyński urokowi uległ, choć
Szkice historyczne jedenastego wieku, swoją ulubioną
do końca życia lekturę, oceniał wcale surowo w wielu
ich punktach merytorycznych. Dedukcyjnemu torowi
myślenia Wojciechowskiego przeciwstawiał pod wpły-
wem także ojca indukcjonizm historyczny, szacunek
dla obróbki materiału źródłowego, nigdy nie traktując
jej zresztą jako celu samoistnego. Przeciwnie, chętnie
próbował konstrukcji, którą rozumiał jako sprawdzal-
ną przez ścieranie się hipotez, upadek jednych i zwy-
cięstwo drugich w dążeniu ku prawdzie obiektywnie
istniejącej. Stanowisko to pogłębił następnie w środo-
wisku warszawskim, którego racjonalizm filozoficzny
i metodologiczny szczególnie mu odpowiadał jako pod-
stawa własnego pisarstwa historycznego, bronił go
zarówno przed intuicjonizmem starszego, jak nowego
typu, wyznawanego przez niektórych jego kolegów,
m. in. Maxa Gumplowicza i Stanisława Zakrzewskiego;

bronił się także przed sceptycyzmem poznawczym, do
którego jednak bywał czasem skłonny.

W jednej z jego wcześniejszych rozpraw, O palliuszu
biskupów polskich XI wieku, pisał o swojej pracy
naukowej w sposób, którym ją określił odtąd na stałe:

.. wskutek drobiazgowej analizy i różnorodnych
kombinacji, jakie zawiera, spotka się pewnie niejedno-
krotnie ze zdaniem, iż w wielu wypadkach lepiej pióro
złamać i powiedzieć sobie «non liquet» niż puszczać

Posłowie

697

się na bystre fale przypuszczeń, hipotez i kombinacji.
Sprzeczać się z tym zdaniem nie myślę — pozwolę so-
bie zrobić porównanie czy przypowieść: Zwolennicy
«non liquet» podobni są do ślepca błądzącego: dla niego
i dla nich noc i dzień są jednakową, wieczną nocą,
.która drogi nie oświeca. Człowiek dobrze widzący może
się łatwo zgubić wśród czarnej nocy, lecz -gdy gwiazdy
zobaczy lub gdy mu słońce zaświeci, prędko na dobrą
drogę zejdzie. Może niejedna dziś na szerokim polu
nauki stojąca hipoteza upadnie, zawsze jednak z tą
sławą, iż była szczeblem w ogólnym rozwoju i zwycię-
żona dała nowy impuls pracy w dążeniu za prawdą.
Dlatego jestem spokojny o los, jaki spotka wyniki mo-
jej pracy".

Swój okres uniwersytecki Stanisław Kętrzyński za-
kończył w r. 1899 na Uniwersytecie Jagiellońskim uzy-
skaniem stopnia doktorskiego na podstawie rozprawy
o Kazimierzu Odnowicielu (1899). Ówczesny włodarz
środowiska krakowskiego, Stanisław Smółka, w swej
recenzji dojrzał w niej “wielką trzeźwość zarówno
w krytyce świadectw źródłowych, jak i w konstrukcji,
odbijającą tak korzystnie od hazardownych, błyskotli-
wych a zupełnie nieuzasadnionych i fantastycznych
hipotez, które tak bujnie, a z niewątpliwą szkodą dla
ścisłości naukowej rozpanoszyły się w ostatnich cza-
sach w opracowaniach epoki". W słowach tych przebija
niechęć nie tylko do mniej udanych lub utalentowa-
nych naśladowców Tadeusza Wojciechowskiego, ale
i wobec nowej, neoromantycznej wizji historii, obcej
pozytywizmowi ostatniej ćwierci XIX w. Rozprawa
w istocie rzeczy wykazała całkowitą dojrzałość sądu
23-letniego autora i uwolnienie się od wpływu mistrza
lwowskiego w analizie źródeł i faktów; przeprowa-

698

Posłowie

dziła ustalenie charakteru oblacji Kazimierza do kla-
sztoru, podważenie egzystencji tzw. Bolesława Zapom-
nianego, ustaliła kilka istotnych nowych momentów
chronologicznych, co było znacznym samodzielnym do-
robkiem, natomiast koncepcje historiozoficzne nosiły
ślady przebywania w kręgu wykładów i myśli Woj-
ciechowskiego; Stanisław Kętrzyński od nich szybko
odszedł uchylając się od podobnych generalnych roz-
ważań, mało jego zdaniem sprawdzalnych i użytecz-
nych. W późniejszym okresie przywiązywał natomiast
wagę do tła syntetycznego, na którym umieszczał wy-
niki swojej analizy źródłowej. Na uniwersytecie kra-
kowskim Stanisław Kętrzyński poznał następnego swego
profesora, który miał na niego poważnie oddziałać. Sta-
nisław Krzyżanowski, fundator nauk pomocniczych
historii w dydaktyce i w warsztacie badawczym pol-
skich mediewistów, był znakomitym pedagogiem i orga-
nizatorem badań, kierującym swoich uczniów na nowe
i ważne kierunki studiów. Uprzytomnił on Kętrzyńskie-
mu konieczność pogłębienia ówczesnej znajomości do-
kumentu polskiego wieków średnich i przyswojenia
w tym celu wyników obcych. Rozpoczęty już w 1898—
1899 r. i kontynuowany za paru nawrotami kilkuletni
pobyt w Rzymie, Monachium i Paryżu umożliwił Sta-
nisławowi Kętrzyńskiemu opanowanie zagadnień pa-
leograficznych i dyplomatycznych, m. in. w Scuola di
Paleografia i w Ecole des Chartes, a także oczytanie
w źródłach obcych i obycie archiwalne przez uczest-
nictwo w ekspedycji rzymskiej Akademii Umiejętności;

do Rzymu wracał jeszcze w latach 1910-—1913 badając
tam akta skarbowe kurii z lat 1371—1434.

Prace własne rozdwoiły się na dwa nurty. Jeden

Posłowie

899

z nich to zainteresowania wczesną historią Polski,
szczególnie żywe w pierwszych latach samodzielności
naukowej i w ostatnich latach piętnastu. Drugi obej-
mował sprawy dokumentu, pieczęci, pisma i ksiąg
kancelarii polskich XIII — XV w. oraz wynikłe z ich
badania problemy historii państwa polskiego tego czasu.
Cykl studiów nad historią Polski XI i XII w. otworzyły
wspomniane wyżej rozprawa o Gallu-Anonimie i dy-
sertacja o Odnowicielu, przez długie lata nie zastąpione
w nauce innymi. Potem przyszły rozprawy i artykuły
o rzekomej wyprawie Władysława Hermana na Szcze-
cin w r. 1097, o paliuszu biskupów polskich w XI w.,
ze studiów nad mistrzem Wincentym, o zaginionym
żywocie św. Wojciecha, o opacie Astryku-Anastazym
na tle stosunków Polski z Burgundią w X/XI w.
z pierwszym zarysem hipotezy o dwu metropoliach
polskich czasów Chrobrego. Zasób tematów nie został
przez to wyczerpany, ogłaszał Stanisław Kętrzyński
jeszcze drobniejsze rzeczy, jak wiadomość o udziale
Polski w IV soborze laterańskim. Wszystkie noszą cha-
rakter źródłoznawczy zgodny z zasadniczym stanowi-
kiem metodycznym ich autora, ale zmierzają do szer-
szych ustaleń w zakresie dziejów politycznych i kultu-
ralnych Polski ówczesnej, wyprowadzając je z historii
powszechnej. Kombinatoryka analityczna nosiła cechy
nowe w porównaniu z dotychczas stosowaną w polskiej
mediewistyce: inwencji towarzyszył rygor myślowy
i szerszy zespół narzędzi badawczych. Wyniki nosiły
umyślnie zaznaczony charakter indukcyjnych punktów
wyjścia do uogólnień, z którymi jednak autor otwarcie
nie wychodził, poprzestając na licznych wskazówkach
szczegółowych; leżał na nich czasem lekki cień upra-

700

Posłowie

Wy analizy dla sztuki analizy, ale rozpraszają go trzeź-
we ustalenia o dużej i wielostronnej użyteczności.

Do zainteresowań wcześniejszą historią Polski Sta-
nisław Kętrzyński powrócił jeszcze po latach z progra-
mem pisarskim poszerzonym o zadania syntetyczne.
Ale główny jego wysiłek na parę dziesięcioleci zwrócił
się w stronę rozbudowy od podstaw dyplomatyki pol-
skiej, w której rychło stał się najwybitniejszym na
długie lata autorytetem. Należąc od 1905 r. do środo-
wiska warszawskiego, sprawując przez kilka lat funk-
cje dyrektora Biblioteki Ordynacji Krasińskich i uczest-
nicząc żywo od 1908 r. w Towarzystwie Naukowym
Warszawskim, habilitował się w r. 1913 na Uniwersy-
tecie Jagiellońskim w zakresie historii średniowiecznej
i nauk pomocniczych historii; jako temat wykładu ha-
bilitacyjnego miał “Wybór Karola IV na tron nie-
miecki". Podstawą drukowaną był obszerny • fragment
studiów nad kancelarią Kazimierza Wielkiego, podję-
tych już w r. 1907, mianowicie opracowanie elemen-
tów chronologicznych dokumentów tej kancelarii. Po-
kazując po wielu latach zebrane do tego tematu mate-
riały z kilkudziesięciu archiwów i bibliotek europej-
skich, odpisy i fotografie, konstatował, że zalecona
swego czasu przez Krzyżanowskiego metoda okazała
się zbyt pracochłonna. Wychodząc z doświadczeń dyplo-
matyki wcześniejszych okresów nie liczyła się dosta-
tecznie z masowym charakterem produkcji kancelaryj-
nej XIV w. Studia nie zostały ukończone w pełnym
zakresie. > Zebrane doświadczenie i rozbudoiwainy war-
sztat przysłużyły się potem Zarysowi nauki o doku-
mencie polskim wieków średnich (1934). Wolno też do-
myślać się, że upodobaniom do szerszej konstrukcji hi-

Postowie

701

śtorycznej nie mogło odpowiadać zamknięcie się w opi-
sie źródeł. Wolał uzyskiwać z nich wnioski służące
odtworzeniu zjawisk historycznych. Swój pogląd na
miejsce badań nad dyplomatyką w historiografii Stani-
sław Kętrzyński zaznaczył własnym sądem o dwu
zjawiskach wielkiej wagi w procesie jednoczenia pol-
skiej monarchii na przełomie XIII i XIV oraz w XIV w.
W sprawie istoty Królestwa Polskiego podniósł pierw-
szy (1909) wagę elekcyjności władzy książęcej XIII w.,
polemizując trafnie z jej charakterem dziedzicznym
w ujęciu Oswalda Balzera. W ocenie zapisu Kazimierza
W. dla Kazimierza słupskiego (1912) stanął na gruncie
realistycznej tezy o bardzo powolnym wzroście elemen-
tów unifikacyjnych, choć późniejsza w nauce interpreta-
cja samego testamentu Kazimierza W. poszła w innym
kierunku. Oba studia ujawniły obok niezależności opi-
nii naukowych także rosnące opanowanie materiału
dokumentowego, który wprowadzał ich autor w coraz
szerszej mierze do użytku historiograficznego.

Zbadał gruntownie formy kancelaryjne produkcji
dokumentowej za Kazimierza Jagiellończyka, ogłasza-
jąc na ten temat, cztery, częściowo polemiczne arty-
kuły (1912—1914). Po latach wspominał jeden z nich
z żalem, przestrzegając swoich uczniów, aby nawet
w słusznej sprawie naukowej nie imali się polemiki
niszczącej bez reszty słabego oponenta. W czasie I woj-
ny światowej zabrawszy w głąb Rosji w czasie ewa-
kuacji podstawową bibliotekę kodeksów dyplomatycz-
nych, z którymi nie rozstawał się, przepracował do
końca materiał dokumentowy XIII w.; już wcześniej
(1915) ogłosił pierwsze swoje uwagi nad genezą kance-
larii książęcych. Wyniki przeprowadzonych badań prze-

7Q2

Poslowie

kazywał najpierw w wykładach z dyplomatyki i archi-
wistyki na Uniwersytecie Warszawskim (1919—1923),
zrazu jako wykładowca, docent tytularny, a od 1920 r.
jako profesor nadzwyczajny z tytułem profesora zwy-
czajnego archiwistyki i bibliotekoznawstwa wraz z na-
ukami pomocniczymi historii. Nie było mu jednak dane
działalności tej rozwinąć. Po krótkim kierownictwie
Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie, od
jesieni 1919 do wiosny 1920 r., gdzie rzucił inicjatywę
systematycznych poszukiwań dokumentów średnio-
wiecznych w aktach grodzkich i ziemskich, Stanisław
Kętrzyński związał się na przeszło lat dziesięć z Mini-
sterstwem Spraw Zagranicznych.

Zaważyły na tej decyzji przekonanie o konieczności
służby publicznej w budowanym od nowa aparacie
państwowym, nieprzeciętne kwalifikacje umysłowe i ję-
zykowe, obudzone zainteresowania polityczne, nawią-
zane przyjaźnie z grupą liberałów popierających rządy
centrowe w okresie sejmu ustawodawczego. Od r. 1919
pisywał w Przeglądzie Dyplomatycznym, wkrótce
wszedł do Ministerstwa, gdzie w latach 1922—1923 pro-
wadził dyrekcję polityczną, a po wyborze zaprzyjaź-
nionego z nim Gabriela Narutowicza na prezydenta
Rzeczypospolitej sprawował krótko także kierownictwo
resortu. O latach tych mówił zawsze jako o najbar-
dziej intensywnym okresie swego życia. Polityka, uni-
wersytet i praca badawcza poświadczana corocznymi
publikacjami wypełniały mu czas od ósmej rano, kiedy
zaczynał wykład, do późnego wieczora, gdy kończył
obowiązki reprezentacyjne i sięgał po materiały nauko-
we. Przesunięcie się wewnętrznej sytuacji politycznej
na prawo, przyjście na ministra spraw zagranicznych
Romana Dmowskiego spowodowało jego zejście z klu-

Posłowie

703

gzowego stanowiska w Ministerstwie i wyjazd w stycz-
niu r. 1925 jako ministra pełnomocnego i posła nad-
zwyczajnego do Moskwy, skąd w grudniu r. 1926 zo-
stał odwołany ł przeniesiony w maju 1927 r. na mniej-
szej wagi placówkę w Hadze, a w r. 1931 w stan spo-
czynku, przy ostatecznym zwrocie rządu pułkowników
ku dyktaturze. Swego odejścia ze służby dyplomatycz-
nej nie żałował, ale zachował z niej wspomnienia życz-
liwe dla ludzi i spraw, z którymi się stykał. Wytraw-
ność jego sądów i ocen zawartych w starannych, choć
nieczęstych instrukcjach, a potem raportach wysoko
cenili jego koledzy w pracy.

Plon naukowy tych lat był mimo wszystko zdu-
miewająco duży; początki dokumentu w Polsce oma-
wiał dwukrotnie w Akademii Umiejętności (1920, 1931),
dalszy jego rozwój przedstawił w studium o kance-
larii wielkopolskiej (1925), zbadał sprawę dat tzw. nie-
jednolitych (1927), opracował sfragistykę Przemyśla ,11,
Łokietka i Kazimierza W. (1929, 1932), rozwiązał spra-
wę genezy kanclerstwa koronnego (1920) i Metryki
Koronnej (1927). Zabierał głos na zjazdach historyków
polskich w sprawach organizacji badań. Wreszcie
w r. 1934 ogłosił fundamentalny Zarys nauki o do-
kumencie polskim wieków średnich, mianowicie tom
pierwszy i jedyny. Mimo “braku symetrii pomiędzy
poszczególnymi jej częściami", o czym uprzedzał autor
w swej przedmowie, stał się ten tom prawdziwą pod-
waliną każdego studium mediewistycznego, zbiorem
-ważnych analiz źródłoznawczych, kopalnią informacji
o urządzeniach kancelaryjnych, postaciach dokumentu
i jego wartości prawnej. Autor miał także zebrany
materiał do tomu drugiego; przed zwłoką w publikacji
pierwszej części i łączeniem jej z drugą przestrzegała

704

Postoicie

Posłowie

705

go, jak pisał, niepewność, czy pozostaje mu lat pięt-
naście dla pogłębienia pracy. Los pozwolił mu przeżyć |
jeszcze prawie dokładnie tyleż lat, ale mu je wypełnił, |
jak innym Polakom, ciężką próbą wojny, okupacji hi- l
tlerowskiej, obozu koncentracyjnego i żmudną odbu- j
dową zniszczeń. Pośród strat znalazły się również ze—:|
brane materiały z dyplomatyki. Były tam sprawy |
actum i datum, różnych nieprawidłowości chronologicznych, cech wewnętrznych dokumentu polskiego, {
organizacji kancelarii monarszej i innych. Granat hi- ;

tlerowski zniszczył napisane rozdziały i kartotekę ma-
teriałową we wrześniu 1939 r. Nie było sposobu ich
odtworzenia, zwłaszcza że myśl Stanisława Kętrzyń-
skiego zajmował już od dawna zamiar powrotu do
zainteresowań młodości.

W r. 1932 rozpoczął wykłady, a w 1934 objął jako
profesor zwyczajny katedrę historii średniowiecznej
Polski wraz z naukami pomocniczymi historii na Uni-
wersytecie Warszawskim. Seminarium miał nieliczne,
prowadził je z zagadnień dyplomatycznych wiążąc je
z innymi działami nauk pomocniczych historii i dzie-
jami XIII—XIV w. Wykłady zachęciły go do ponow-
nego podjęcia tematyki wieku X i XI. Jednocześnie
szła praca badawcza i publikacja dawniej uzyskanych
lub bieżących wyników. W r. 1931 powstały uwagi do
rodowodu Piastów, potem studium genealogiczne Do-
liwitów z nawiązaniem do Miesława mazowieckiego
z jednej strony i wybitnej rodziny Szyrzyków w oto-
czeniu Kazimierza W. z drugiej strony, łącznie z pu-
blikacją nie znanych tekstów dokumentowych (1934).
W zbiorowym tomie historyków polskich będącym od-
powiedzią na tom historyków niemieckich dał zrówno-
ważoną ocenę wczesnych stosunków polsko-niemieckich

(1934), a w związku z VIII Zjazdem Międzynarodowym
Historyków zajął się stosunkami polsko-szwajcarskimi
w średniowieczu. Przygotował syntetyczny rozdział
o Polsce X—XII w. do The Cambridge History of Po-
land, opublikowany już po jego zgonie. Wprowadził
na swój warsztat mało znane i nie doceniane źródło
“do dziejów XI w., mianowicie tzw. kodeks Gertrudy.
W r. 1936 odbył podróż do Cividale di Friul dla zba-
dania rękopisu, a w sierpniu 1939 r. miał już korektę
szpaltową obszernej na ten temat rozprawy; w parę
tygodni później stracił wszelkie do niej materiały,
a skład drukarski i korekta podzieliły losy ostatniego
.przed wojną zeszytu Przeglądu Historycznego, znisz-
czonego w oblężeniu Warszawy. Od r. 1931 prowadził
znów intensywne życie profesora i badacza, uczestni-
czył w pracach Polskiej Akademii Umiejętności, To-
warzystwa Naukowego Warszawskiego, Polskiego To-
warzystwa Historycznego i afiliowanego z nim War-
szawskiego Towarzystwa Miłośników Historii. Na
Uniwersytecie Warszawskim miał grono przyjaciół
z Marcelim Handeismanem na czele, z którym od 1917
po 1939 r. sprawował redakcję Przeglądu Historycz-
nego. Znajdował zawsze czas i ochotę na spotkania
z nimi w kawiarni Loursea na Krakowskim Przed-
mieściu, gdzie wymieniano wiadomości polityczne i no-
wości naukowe, nasłuchiwano burzy w potężniejącym
napięciu lat przedwojennych.

Lata wojny Stanisław Kętrzyński przyjął jako pró-
bę ludzi i charakterów. Od jej początku podjął się
kontynuowania swoich obowiązków profesorskich i oby-
watelskich. Od zimy 1940 do późnej jesieni 1943 r.
regularnie odbywał seminarium w swoim mieszkaniu,
prowadził prace magisterskie i doktorskie. Jako prezes

45 Polska X—XI wieku

706

Posłowie

Towarzystwa Miłośników Historii postanowił utrzymać
je w formie konspiracyjnej. Co miesiąc odbywało się
u niego ograniczone do 8—12 osób zebranie naukowe
poświęcone wymianie wyników badań, dając sam do
niej zachętę i przykład. W ciężkich latach okupacji po-
wstał znaczny zbiór Studiów XI w. Złożyły się nań ?
Codex Gertrudianus w nowej redakcji i gruntownie :

i na nowo opracowane teksty dawniejszych rozpraw
z tego zakresu. Głęboka znajomość ludzi i ich słabości,
ich rozumienie, ale nie pobłażanie, mądre spojrzenie na
sytuację kraju i jego przyszłość, wierność nauce i od-
waga osobista — wszystko to sprawiało, że dom na
Tamce i jego gospodarz stawali się autorytetem, do
którego szło się w potrzebie i w wątpliwościach po
radę, zawsze rozważną, i wskazówkę, zawsze delikatną
w formie, a stanowczą w swej istocie. Dom ten nie
był azylem; jego zaangażowanie w walce narodowej
obejmowało pracę ojca i aktywność syna, mało kto
z odwiedzających go nie był powiązany z Warszawą
podziemną. Godziny spędzane na Tamce zaliczali histo-
rycy warszawscy do najcenniejszych chwil wyrywa-
nych czarnej nocy okupacyjnej. Uderzenie w ten dom
przyszło jak wiele innych nagle. Stanisławostwo Kę-
trzyńscy zostali aresztowani przez gestapo 14 listopada
1943 r. W tydzień później nazwisko profesora widniało
na jednej z czerwonych list plakatowanych przez oku-
panta na ulicach Warszawy z wyrokiem śmierci; do
wykonania wyroku jednak nie doszło. Po przejściu
przez Pawiak, a potem więzienie św. Michała w Kra-
kowie, Profesor został osadzony w Oświęcimiu, jego
żona w Ravensbruck. Cenny księgozbiór specjalistycz-
ny wywiozło gestapo; wyniesione przedtem materiały
naukowe i gotowe opracowania umieścili uczniowie

-Posłowie

707

w Archiwum Głównym, gdzie spłonęły w Powstaniu
Warszawskim.

Wiadomo od współwięźniów, żemimo ciężkiego
stanu zdrowia i podeszłego wieku Profesor nie odma-
wiał prowadzenia wykładów również,-w celi więzien-
nej i w baraku obozowym. Z hartem i godnością przy-
- jął cierpienia obozowe, otoczony. i -tam szacunkiem
najbliższych, skromną, lecz jakże tam potrzebną opieką
podziemnej organizacji więźniarskiej, która go umie-
ściła na zimę 1944/1945 r. w baraku szpitalnym. Za-
chowały się z tego czasu dwa przejmujące szkice por-
tretowe ołówka Ksawerego Dunikowskiego, T. których
patrzą śmiertelnie zmęczone, mądre, bez nienawiści,
oczy uczonego.

Do pracy powrócił od razu po wyzwoleniu Oświę-
cimia i osiedleniu się w Krakowie, gdzie w- Polskiej
Akademii Umiejętności już na wiosnę 1945 r. miał
pierwszy referat z rekonstrukcji rozprawy o imionach
dynastycznych Piastów. Rozpoczął też zajęcia na Uni-
wersytecie Jagiellońskim, prowadził je w r. 1945
i 1945/1946, przeniósłszy się, gdy tylko tynki obeschły
w odbudowanym mieszkaniu na Tamce, do Warszawy
i na Uniwersytet Warszawski. Jeszcze w Krakowie
spotkała go propozycja wysunięcia jego osoby na pre-
zesa Polskiej Akademii Umiejętności, od czego uchylił
się, trzeźwo oceniając swój stan zdrowia i ogrom oso-
bistej pracy naukowej do wykonania.

: Przejścia obozowe podkopały nieodwracalnie jego
odporność fizyczną, rozpoczęły się w r. 1946 pierwsze
•poważniejsze zaburzenia naczyniowe, zaostrzając jego
świadomość, że ma wiele do napisania przed swym
.odejściem. Z całego dorobku lat okupacji przypadkiem
uratował się odpis nowej redakcji Kazimierza Odno-

708

Posłowie

wiciela. Ze studiów nad zjazdem gnieźnieńskim 1000 r.
odtworzył rozprawę o dokumencie Dagome iudex.
“Moje zdrowie bez zmian — pisał 14 VII 1946 z Kra-
kowa — wlokę się ciężko, ale praca mi idzie dobrze.
Oddałem już do druku Mieszka I, zapewne ca 220 stron
druku. Teraz opracowuję część III, Mieszko II, Kaź.
Odn. i Boi. Śmiały. Właśnie skończyłem Mieszka, Ka-
zimierza trzeba tylko przepisać, bo gotów, muszę tylko
opracować Śmiałego, ale do niego jest tak mało! Potem
zabiorę się do Bolesława Chrobrego, ale na niego po-
trzebuję dwu lat. Takie są moje plany na najbliższą
przyszłość. Nie idę tu tak daleko jak śp. Al. Jabłonow-
ski, który mając lat z górą osiemdziesiąt mówił mi,
że żeby Atlas skończyć, potrzebuje jeszcze lat dwu-
dziestu, a inne prace, które mi wymieniał, odkłada
«na potem»!"

Opracował do przedruku rzecz o opacie Astryku-
-Anastazym. Zrekonstruował studium o zaginionej me-
tropolii polskiej czasów Bolesława Chrobrego, które
zainaugurowało serię prac Instytutu Historycznego UW
w r. 1947. Starczyło mu czasu i starania na przepro-
wadzenie trzech habilitacji mediewistycznych na uni-
wersytecie, do którego serdecznie i troskliwie był
przywiązany. Nie szczędził dyskretnych rad i pomocy
tym, którzy odbudowywali na nim historię.

Na przeszkodzie dalszej pracy stanęła pogłębiająca
się od połowy 1947 r. choroba, w której nie przyniósł
ulgi pobyt sanatoryjny w Szwajcarii. W liście z Luga-
no l III 1947 r. pisał: “...Ze smutnym losem, który mię
spotkał, nie umiem się pogodzić... przecież to pierwszy
dzwonek, a tak niespodziewany, kiedy przebrnąłem
przez lufy karabinów niemieckich, Oświęcim. A mam,
jak to już pisałem, na dobrych dwa lata pracy, chciałbym

Posłowie

709

napisać Bolesława Chrobrego, a tego dokonać mogę
tylko przy dobrym zdrowiu i możności korzystania
z bibliotek". Po powrocie powstawały jednak nadal
fragmenty syntezy XI wieku, dyktowane uczniom ipo-
prawiane słabnącym i coraz mniej czytelnym pismem.
Niektóre z nich ogłosił w Przeglądzie Historycznym,
jak artykuł o legendzie Karola Wielkiego w Polsce,
nota biograficzna o Gertrudzie Mieszkównie i inne
pozostały w rękopisie.

Pięćdziesięciolecie pracy naukowej obchodził w gro-
nie przyjaciół i uczniów w Instytucie Historycznym UW
w r. 1948. Otrzymał wówczas jako księgę pamiątkową
tom 37 Przeglądu Historycznego. Na wyrazy czci i ży-
czenia odpowiedział krótko, mówiąc o wierności nauce
i o pośpiechu ostatnich lat swojej pracy. Z zaintere-
sowaniem śledził do końca narastającą nową produkcję
naukową i udzielał swej rady pracom zespołowym
Kierownictwa Badań nad Początkami Państwa Pol-
skiego, zdecydował oddać mu do publikacji jeden ze
swych rękopisów, jak gdyby legat “szkoły krytycznej"
historiografii z przełomu XIX i XX w. dla nowych
prób odtwarzania wczesnych dziejów Polski.

Zmarł w Warszawie 26 maja 1950 r.

Wydawca oddając tom ten do druku spełnia nie
tylko obowiązek wobec pamięci swego profesora, ale
i wobec historyków czekających od lat na ogłoszenie
nie wydanych dotąd opracowań jednego z koryfeuszów
polskiej mediewistyki. Pojawienie się niniejszego tomu
.na półkach księgarskich w roku rozpoczynającym Ty-
siąclecie Polski jest zarówno wkładem w lepszą zna-
jomość okresu początkowego naszej historii narodowej.

710

Posłowie

jak też zaznaczeniem "ważnego etapu rozwoju nauki
historycznej. Dalszy jej postęp nie jestjak wiadomo
możliwy bez zdawania sobie sprawy z poprzednich
osiągnięć. Wśród nich dorobek życia Stanisława Kę-
trzyńskiego ma dziś już wszelkie cechy dzieła klasycz-
nego polskiej mediewistyki. •

W przekazanej przez rodzinę w r. 1956 do Archi-
wum Naukowego Polskiej Akademii Nauk spuściźnie
Stanisława Kętrzyńskiego znalazło się kilka pozycji
gotowych do druku lub wymagających niewielkich do

niego przystosowań. Na czoło wysunęła się obszerna
praca poświęcona Mieszkowi J, pomyślana jako mono-
grafia dla szerokiego kręgu odbiorców. Praca ta po-
wstała w r. 1945—1946 na zamówienie księgarni na-
kładowej S. Kamińskiego w Krakowie do zamierzonej
.przez nią serii biograficznej, z której zrealizowano kil-
ka pozycji. Zachowały się dwie redakcje rękopiśmienne

-pt. Początki rodu Piastów, Mieszka I oraz dwa egzem-
plarze maszynopisu drugiej redakcji. Trzeci egzemplarz
pt. Mieszka I został przez autora przejrzany po prze-
prowadzonej przez wydawnictwo adiustacji tu i ów-
dzie ponownie przezeń poprawiony lub uzupełniony.
Stanowi on podstawę niniejszego, pierwszego tej pracy
wydania; opuszczeniu uległo kilka ustępów stanowią-
cych powtórzenie innych rozpraw publikowanych w ni-
niejszym tomie; począwszy od rozdz. 5 podział tekstu
na części został ustalony przez wydawcę.

Wznowieniem jest ogłoszona tu rozprawa O zagi-
nionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego, której
powtórzenie w druku poza niskim i od dawna wy-
czerpanym nakładem pierwszego wydania z 1947 r.,
tłumaczy się nie tylko jej wysoką jakością metodyczną,
ale i tym, że w obrębie niniejszego tomu jest niezbęd-

Posłome 711

nym przęsłem chronologicznym wiodącym od czasów
Mieszka I do Mieszka II i Odnowiciela. Tekst I wy-
dania był aprobowany w korektach autorskich i jest
©n także podstawą niniejszego wydania; dorzucono
w Uzupełnieniach jeden przypis nadesłany swego czasu
przez autora w czasie druku rozprawy i nie uwzględ-
niony w tekście opublikowanym. Zachował się także
rękopis.

Praca o Kazimierzu Odnowicielu z 1943 r. ocalała
w uszkodzonym “brulionie" i w maszynopisie, pozba-
wionym korekty autorskiej, bez kilku pierwszych stron
wstępnych. Redakcja z r. 1945—1946 zachowana w rę-
kopisie wykazuje nieco mniej rozbudowany aparat
bibliograficzny i zmiany stylistyczne. Za podstawę
druku przyjęto wersję z r. 1943, uzupełniając ją waż-
niejszymi wariantami z r. 1945—1946.

Ostatnią pozycję stanowi rzecz O imionach piastow-
skich do końca XI wieku, ogłoszona pośmiertnie
w r. 1951 z tekstu przejrzanego przez autora; stanowi
on podstawę także niniejszego wznowienia; zachował
się rękopis i trzy egzemplarze maszynopisu. Miejsce tej
rozprawy w niniejszym tomie uzasadnia to, że podsta-
wowa jej treść została włączona przez autora do
Mieszka I, ale bez aparatu naukowego. Wydało się
bardziej celowe przedrukowanie osobno pełnej rozpra-
wy, a opuszczenie odpowiedniego ustępu z ujęcia syn-
tetycznego.

Pozostały ponadto w spuściźnie luźne kartki do wy-
kładu Początki państwa Piastów z 1947 r. oraz z 1946 r.
“nieznaczna przeróbka", jak ją określił sam autor, Kil-
ku uwag o opacie Astryku Anastazym (Polska a Dijon)
(z 1905. r.). Rozprawy tej dlatego nie zamieszczono
w niniejszym tomie, że jej tekst nie zawiera istotnych

712

Póstowie

zmian w stosunku do I wydania; w rękopisie z 1946 rlj
opuszczeniu uległ dodatek o dwu metropoliach, rozźj
winiety w osobną rozprawę. <!

W przygotowaniu do druku ogłaszanych w niniej-
szym tomie tekstów starano się unikać zmian podstawy
wydawniczej; okazały się one tu i ówdzie konieczne
ze względu na powtórzenia, niedokładne cytaty źró-
dłowe i bibliograficzne itp. Przygotowanie to prze-
prowadzili A. Gieysztor i A. Mazurowa.

Aleksander Gieysztor

BIBLIOGRAFIA PRAC
STANISŁAWA KĘTRZYŃSKIEGO

1897

Przegląd literatury historii powszechnej przez L. Fin-
kla przy współudziale... St. Kętrzyńskiego. Kwart.
Hist. 1897/11, s. 210—213, 215—216, 403—405,
439—440, 453—454, 659—661, 666, 671, 672—673,
890—892, 896, 906.

1898

Gall-Anonim i jego kronika. Spr. AU 1898/3, s. 10—12.
Kazimierz Odnowiciel (1034—1058). Spr. AU 1899/7
s. 12—14.

3899

Kazimierz I Odnowiciel (Casimir I 1034—1058).
Bulletin Internat, de 1Academie des Sciences de
Cracovie 1899/8 s. 430—433.

Ga?l-Ano7mn i jego kronika. RAUhf ser. 2 1899/12
(37) s. 40—88 i odb.

Kazimierz Odnowiciel (1034—1058). RAUM ser. 2
1899/13 (38) s. 295—373 i odb.

Finkel Ludwik, Kętrzyński Stanisław Galii Anonymi
Chronicon. Recensuerunt... Leopoli 1899 Fontes Re-
rum PolomcaruM m usum scholarum tomus I.

714

Bibliografia 1899

R e c.: M. Gumplowicz Żur Geschichte Polens im Mit-9
telalter: Zwei kritische Untersuchungen uber die
Chronik des Balduin Gallus (Innsbruck 1899).
Kwart, Hist. 1899/13 s. 341—344.

R e c.: W. Sobieski §w. Stanisław a święty Piotr.
Nie-bajki o walce sw. Stanisława z sw. Piotrem,
o Władysławie księciu-zakonniku, o “księżycu"
z wyłupionymi oczyma i o opacie-wojewodzie,
co struł, królewicza (Ateneum 1899 II s. 49—79).
Kwart. Hist. 3899/13 s. 345—346.

R e c.: A. Gundel Die Wege Adalberts des Bischofs
von Prag, im Preussenlande (Altpreussische Mo-
natschrift Bd. 43 Kónigsberg 1897 s. 458—468).

".Kwart. Hist. 1899/13 s. 572—573.

R e c.: A. Poncelet Lauteur et les sources de la Pas-

. sion des ss. Gorgone et Dorothee. (Bruxelles 1899
schrift fur Geischichte Ermiands t. 19). Kwart.
Hist. 1899/13 s, 573—574.

R e c.: A. Kolberg Ein Brief des heiligen Adalbert von
Prag an den Bischof Milo von Minden aus dem
Jahre 993 (Braunsberg 1897 s. 40: odb. z Zeit-
schrift fur Geschichte Ermiands t.19). Kwart.
Hist. 1899/13 s. 573—574.

R e c.: A. Kolberg Uber den Yerfasser des Lobgedich-

., tes au-f den hl. Adalbert (Zeitschrift fur die Ge-
schichte und Alterthumskunde Ermiands Bd. 12

. s. 323—358 Braunsberg 1898). Kwar. Hist. 1899/13
s. 574—575.

Rec.:A. Kolberg Historische Bedeutung der Passio
s. Adalberti (Zeitschrift fur die Geschichte und

Alterthumskunde Ermiands Bd. 12 s. 267—322

Braunsberg 1898). Kwart, Hist. 1899/13 s. 575—576.

R e c.: A. Mickiewicz Żywot sw Wojciecha. Wydał

JBibliogra.fia 1900—1902

715

Władysław Mickiewicz (Przewodnik Nauk. i Li-
ter. Lwów 1898 s. 895—914). Kwart. Hist, 1899/13
.s. 576.

1900

O rzekomej wyprawie Włodzisława Hermana na
. Szczecin w roku 1091. Kwart. Hist. 1900/14

s. 17—23.

R e c.: M..Bersohn Księgozbiór katedry płockiej (War-
szawa 1899 s. 23 tabl. 17). Kwart. Hist. 1900/14
s. 683—685.

, 1902

Taryfy podatkowe ziem pruskich z roku 1682. Tow.
Nauk. w Toruniu Fontes t. 5 Toruń 1901 s. 1—18J,.

O palliuszu biskupów polskich XI wieku. Spr. AU"
1901/9 s. 15—16.

O palliuszu biskupów polskich w XI w. (Das Pallium
der polnischen Bischófe des XI Jahrh.). Bulletin
Internat, de 1Academie des Sciences de Cracovie.
Ciasse dHi,stoire et de Philosophie 1901/9 s. 185—
—186.

1902

O palliuszu biskupów polskich XI wieku. RAUhf
ser. 2 1902/18 (43) s. 200—251.

O zaginionym żywocie sw Wojciecha. RAUhf ser. 2
1902/18 (43) s. 252—299 i odb.

Studya nad Gerwazym z Tilbury (Recherches critiąues
sur Gervais de Tilbury). Bulletin Internat, de
1Academie des Sciences de Cracovie, Ciasse
dHistoire et de Philosophie 1902/9 s. 167—170.

Ze studyów nad Gerwazym z Tilbury. Spr. AU 1902/9
s. 4—5. :

716

Bibliografia 1903 —1904

Bibliografia 1905 —1912

717

Un heros des luttes de la Pologne contre le germanisme

Boleslas le Grand. Buli. polon. 1902/172.
W y d.: Pamiętniczek Józefa Prawdzie Gruji... starosta

kotelnickiego Lwów 1902 s. 8.

3903

List T. Kościuszki do Monsignora Lita nuncjusza.
Kwart. Hist. 1903/17 s. 276—278.

Ze studyów nad Gerwazym s Tilbury (Mistrz Win-
centy i Gerwazy-Provinciale Gervasianum). RAUht
ser. 2 1903/21 (46) s. 152—189 i odb.

R e c.: Fr. Buczys ks. Sw. Stanisław biskup krakowskie
(Kraków 1903). Kwart. Hist. 1903/17 s. 99—102. ;

R e c.: K. Krotoski Sw Stanisław w świetle źródeł."
Krytyczny rozbiór źródeł odnoszących się do
kwestyi sw. Stanisława bisk. (Kraków 1902 s. 127,
3 nib.; •osobne odbicie z Przegl. Powsz,). Kwart. -
Hist. 1903/17 s. 102—108.

R e c.: K. Krotoski Sw. Stanisław biskup krakowski
w świetle historiografii nowożytnej (Roczn. Tow.
Nauk. w Toruniu R. 8, s. 3—103 Toruń 1901).
Kwart. Hist. 1903/17 s. 102—108.

R e c.: H. G. Voigt Der Missionsuersuch, Adalberts von
Prag in Preussen. (Altpreussische Monatsschrift
t. 38 s. 317—397, l mapa. Także osobne odbicie
Kónigsberg 1901). Kwart. Hist. 1903/17 s. 289—
—291.

1904
Studia nad kancelarią Kazimierza Wielkiego Spr. ATJ

1903/8 cz. l s. 8—9; Spr. AU 1904/7 cz. l, 2 s. 17—19.
Etudes sur la chancellerie de Casimir le Grand rot

de Pologne. Bulletin Internat, de 1Academie

des Sciences de Cracovie. Ciasse dHistoire et de
Philosophie 1903/8—9 s. 141—143; 1904/8 s. 85—89.
Kazimierz Odnowiciel (1034—1058). Wielka Encyklo-
pedia Powszechna Ilustrowana, Warszawa 1904/18
s. 231—233.

2905
Kilka uwag o opacie Astryku Anastazym (Polska

a Dijon). Przegl. Hist. 1905/1 s. 36—51, 172—183.
R e c.: K. Krotoski Sw. Stanisław biskup i jego za-
targ z królem Bolesławem Śmiałym. Przyczynek
do walki kulturalnej w Polsce z końcem XI wie-
: ku (Lwów 1905 nakładem autora; osobne odbi-
cie z Przewodnika Nauk. Liter. 1904). Kwart. Hist.
1905/19 s. 303—310.

1906

Wiadomość o udziale Polski w IV soborze Latera-
nenskim. Przegl. Hist. 1906/3 s. 139—142.

3909

O Królestwie Wielkopolskim (Przyczynki do pole-
miki prof. Ó, Balzera i prof. St. Kutrzeby).
Przegl. Hist. 1909/8 s. 129—153.

1911

Kętrzyński Stanisław, Opieński Henryk. Hymn na
cześć Krakowa z XV wieku Miłwłaja z Radomia.
Kwart. Muz. 1911/2 s. 115—121.

1912

Zapis Kazimierza Wielkiego dla Kazimierza Bogu-
slawowica. Przegl. Hist. 1912/14 s. 26—47, 164—
—194, 295—316 i odb.

71S!

Bibliografio 1913 —1918

Bibliografia 1919—1925

R e c.: Uwagi i przyczynki do studyów (dr Nowic-i
kiego) nad kancelarią koronną Kazimierza Ja-
giellończyka. Przegl. Hist. 1912/15 s. 89—112 i odb.

1913

Odpowiedź D-rowi E. Nowickiemu. Przegl. HistJ
1913/16 s. 373—378 i odb.

O elementach chronologicznych dokumentów Kazi-
mierza Wielkiego. Spr. AU 1913/3 s. 12—14.

1914

O elementach chronologicznych dokumentów Kazi-
mierza Wielkiego. RAUhf ser. 2 1914/31 (56)

s. 77—178 i odb.
Formuła “ad relacionem" w kancelaryi polskiej |

(1393—1492). Przegl. Hist. 1914/18 s. 39—50, 146—

171 i odb.

Odpowiedź D-rowi F. Bujakowi. Przegl. Hist. 1914/18
s. 102—116 i odb.

2925

Studia i przyczynki do dyplomatyki czasów piastow-
skich. Cz. 2. O dyktacie i dyktatorach dokumen-
tów Przemyśla I i Bolesława Pobożnego do r. 1257.
Spr. TNW Wydz. 2, 1915/18 nr 4 s. 117—118.

2927
N e k r.: §p. Stanisław Krzyżanowski. Przegl. Hist.

1917—1918/21 s. 427—430.
N e k r.: Sp. ks. Stanisław Kujot. Przegl. Hist. 1917-

1918/21 s. 432—433.

2928

Teraźniejszość i przyszłość nauki historycznej w Pol-
sce. Warszawa 1.918.

2929 ,;.

Gdańsk, Prusy i dostęp do morza w wiekach śred-
nich. Przegl. Dypl. 1919 z. 4 s. 165—179 i odb.
Stosunki międzynarodowe nauki polskiej. Przegi;

Dypl. 1919 z. 5 s. 216—222. :

Kościół i Hospicjum sw. Stanisława w Rzymie. (Prą"

wa , państwa polskiego w świetle historii). Przegl.

Dypl. 1919 z. 10 s. 427—448.
N e k r.: Sp. Kazimierz Chłędowski. Sp. ks. Stanisław

Ksawery Chodyński. Przegl. Hist. 1919—1920/2-2

s. 267—268.
N e k r.: Sp. Bolesław Ulanowski. Przegl. Hist. 1919—-•

1920/22 s. 277—279. ,
N e k r.: Sp. Tadeusz Wojciechowski. Pnzegl. Hisf.

1919—1920/22 s. 279—284.

Ekspedycje naukowe. (Wniosek zgłoszony przy re-
feracie na konferencji w sprawie organizacji nauki

historycznej w Polsce). Przegl. Hist. 1919—1920/22

s. 308.
Stosunki międzynarodowe nauki polskiej. Przegl.

Hist. 1919—1920/22 s. 312—318.

2920

Studia z zakresu dyplomatyki polskiej. Spr. PAU
1920/5 s. 4—10.

2924

Uwagi o naszej propagandzie zagranicznej. Przegt.
Polit. 1924 z. 7 s. 177—181 z. 8—10 s. 209—212.

2925

Michał i Konrad, dwaj dyktatorzy kancelarii wielko-
polskiej w pół. XIII wieku. Księga Pamiątkowa ku
czci... O. Balzera. Warszawa 1925 t. 2 s. 21—30.

720

Bibliografia 1927 —1930

Moje wspomnienia ż Ministerstwa Spraw Zagranica
nych. Gabriel Narutowicz pierwszy Prezydent
Rzeczypospolitej. Księga pamiątkowa. Warszawa
1925 s. 194—197.

O początkach, i rozwoju dokumentu polskiego. Refe-
rat wygłoszony na IV Zjeździe Historyków w Po-
znaniu 1925. Dyskusja. Pamiętnik IV Zjazdu
t. 2. Protokoły s. 126—127 (referat nie druko-
wany).

2927

O datach tzw. niejednolitych w dokumentach pol-1
skich. Kwart. Hist. 1927/41 s. 257—273 i odb.

Uwagi o początkach metryki koronnej i jej charak-
terze w XV wieku. Archeion 1927/2 s. l—30 i odb.

1928

Do genezy kanclerstwa koronnego. Kwart. Hist.
1928/42 s. 713—760 i odb.

1929

Uwagi o pieczęciach Władysława Łokietka i Kazi-
mierza W. Przegl. Hist. 1929/28 s. 1—68 i odb.
R e,c.: Gdańsk. Praca zbiorowa pod redakcją St. Ku-

trzeby. (Lwów, Ossolineum, s. XIII 490). Myśl Nar.

1929 s. 135—136.

1930

Stan nauk pomocniczych historii i ich potrzeby.

Pam. V Powsz. Zjazdu Historyków Polskich,

Lwów 1930 t. l ,s. 180—198 i odb.
Na marginesie “Genealogii Piastów": Przegl. Hist.
• 1930—1931/29 s. 159—209 i odb.

Bibliografia 1931 —1934

721

1931

Les origenes du document en Pologne. Bulletin In-
ternat. de 1Academie Polonaise des Sciences

et des Lettres. Ciasse dHistoire et de. Philoso-

phie 1931/7—10 :s. 169—175. -
Ze studiów nad początkami dokumentu w Polsce.

Spr. PAU 1931/9 s. 28—31.

1932 -
O dwu pieczęciach Przemyśla II z roku 1290. Mieś.

Heral. 1932/11 s. 21—30 i odb. j
Aleksander Kraushar w życiu Warszawy. Przegl.

Hist. 1932—1933/30 s. 262—267.
Oswald Balzer. Przegl. Hist. 1932—1933/30 s. 301—310.

1933

R e c.: R. Gródecki. Przyczynek do sprawy pocho-
dzenia orła polskiego (Wiad, Nu,m. Archeolog.
1931—1932/14 s. 120—123 i odb.).. Mieś; Herald.-
1933 s. 28—29.

Re.c.: St. Kutrzeba, Wł. Semkowicz. Akta Unii Pol-
ski z Litwą 1385—1791 (Kraków 1932) — Mieś.
Herald. 1933/12 s. 174—175.

1934
Zarys nauki o dokumencie polskim wieków średnich.

l Warszawa 1934 s. VI-I 480.
Rola Stanisława Ptaszyckiego w Petersburgu. Ar-

cheion 1934/12 s. 45—52 i odb.
Ze studiów genealogicznych, [l.] Nieznany dokument

Kazimierza Wielkiego z roku 1344. Mieś. Herald.

1934/4 s. 49—52 i odb.

46 Polska X — XI wieku

722

Bibliografia 1935 —1937

Ze, studiów genealogicznych. 2. Śmierć Władysława
Łokietka. (Na marginesie “Genealogii Piastów").
Mieś. Herald. 1934/5 s. 65—69 1934/6 s. 81—86

i odb.

Ze studiów genealogicznych. 3. Genealogia Szyrzyków
z Brzezia w pierwszej połowie XVI w. Mieś. He
raid. 1934/7—8 s. 97—105, 1934/9 s. 129—133,
1934/10 s. 145—149, 1934/11 s. 161—166 i odb.

R e c.: A. Brackman. Die politische Entwicklung Ost-
europas vom 10 bis 15 Jahrhundert (Munchen und
Berlin 1933). Kwart. Hist. 1934/48 s. 795—803 i odb.

1935

Glos w sprawie reedycji polskich źródeł historycznych.
wieków średnich. Przegl. Hist. 1935/32 s. 358—368.

3936
N e k r.: Sp. Stanisław Zakrzewski. Archeion 1936/14

s. l—5 i odb.

P r z e d m.: Sz. Konarski. Szlachta kalwińska w Poi- •
sce. Warszawa 1936 s. V—VIII.

Podstawy przyjaźni polsko-wegierskiej. Art. w pracy
zbiorowej Polska i Wągry. Stosunki polsko-we-
gierskie w historii, kulturze i gospodarstwie. Bu-
dapeszt—Warszawa 1936 s. 32—33.

2937
Pamięci Joachima Lelewela. Przegl. Hist. 1937-

1938/34 s. 316—321.
Biblioteka podręczna historyka polskiego. Nowa

Książka 1937 z, 4 s. 316—321.
R e c.: Kozłowska-Budkowa Zofia. Repertorium pol-

Bżbiiogra.fia 1938 —1948

723

skic?i dokumentów doby piastowskiej. Cz. l. (Kra-
ków 1937) Nowa Książka 1937 z. 8 s. 462—463.

2938

Les plus ancieiznes relations polono-suisses. Art.
w pracy zbiorowej Pologne-Suisse. Recueil detudes
historiques. Warszawa—Lwów 1938.

2945

Stanisław Badeni (1877—1943). (“Wspomnienia o pra-
cownikach naukowych i członkach PTH zmarłych

w latach 1939—1945"). Kwart. Hist. 1939—1945/53
s. 413—414.
Edward hr. Krasiński. (“Wspomnienia o pracownikach

naukowych i członkach PTH zmarłych w latach

1939—1945"). Kwart. Hist. 1939—1945/53 s. 522—

524.
O zaginionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego.

Spr. PAU 1945/46 nr 1—5 s. 63—64 i odb.
O imionach, piastowskich do końca XI wieku. Spr.

PAU. 1945/46 nr 8 s. 213—215 i odb.

2946

Karol Wielki i Bolesław Chrobry. Przegl. Hist. 1946/36
s. 19—25.

2947

O zaginionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego.
Prace Instytutu Historycznego UW. nr l. Warszawa
1947 s. 48.

1948

R e c.: J. Widajewicz. Studia nad relacją o Słowia-
nach Ibrahima ibn Jakuba. (RAUhf ser. 2 1946/46).
Przegl. Hist. 1948/37 s. 439—442.

w

724

Bibliografia 1949 — 1958

Bęc.: Mońumenta Poloniae Historica, nova ser. t. l.
-Relatio Ibrahim ibn Jakub de itinere Slavico,
quae traditur apud al-Bekri, ed. T. Kowalski
cum adnotationibus J, Kostrzewski, K. Stbłyhwo,
K. Moszyński, K. Ńitsch (Kraków, 1946 PAU).
Przegl. Hist. 1948/37 s. 438—442.

Przegl.
1949/39

2949 -.
W sprawie pierwszych biskupstw polsKich,.

Hist. 1949/39 z. l s. 57—59.
Przyczynki do dziejów XI wieku. Przegl. Hist.

z,. 2 s. 170—172.

1950

Dagome iude-r. Przegl. Hist. 1950/41 s. 132—151.
The Introduction of Christianity and the Early Kings
of Poland. The Cambridge History of Poland
[VQI. l] from the Origins to Sobieski (to 1696).
Cambridge 1950 s. 16—42.

1951

O imionach piastowskich do końca XI wieku. Życie ||
i Myśl 1951/5—6 s. 680—735 i odb. l

3958

Gertruda fok. 1025—110S). Artykuł w Polskim Stow-l
niku Biograficznym t. 7 Kraków 1948—1953:

s. 405—406. ,

Z. Kozłowska-Budkowa i St. Kętrzyński Gertruda|
(zm. 1160). Artykuł w Polskim Słowniku Biogra-|
ficznym t. 7 Kraków 1948—1958 s. 406—407. !

SPIS WYKŁADÓW, ĆWICZEŃ I SEMINARIÓW
UNIWERSYTECKICH STANISŁAWA KĘTRZYŃSKIEGO

Uniwersytet Warszawski

1918/1919 Archiwistyka

1919/1920 Archiwistyka

1920/1921 Dyplomatyka cesarska i papieska

Encyklopedia .nauk pomocnicych historii
Ćwiczenia z zakresu nauk pomocniczych

1921/1922 Dyplomatyka cesarska i papieska
Nauka o dokumencie prywatnym
-Historiografia polska wieków średnich
Encyklopedia nauk pomocniczych historii
Ćwiczenia dyplomatyczne

1922/1923 Dyplomatyka

Ćwiczenia z zakresu nauk pomocniczych

historii - "

1923/1924 Dyplomatyka ogólna

Ćwiczenia z zakresu nauk pomocniczych
historii

Ćwiczenia z zakresu dyplomatyki (2 od-
działy)

726

Spis wykładów, ćwiczeń, ż seminariów

1932/1933 Nauki pomocnicze historii wraz z archi-
wistyką i bibliotekoznawstwem
1933/1934 Encyklopedia nauk pomocniczych historii

Nauka o dokumencie polskim wieków

średnich
1934/1935 Początki państwa piasitawskicigo do XII w.

Dyplomatyka ogólna

Seminarium historyczno-dyplomatyczne,

kurs I, kurs II •
1935/1936 Państwo piastowskie (wiek XI—XIII)

Dyplomatyka ogólna (c.d.)

Seminarium historyczne

Seminarium dyplomatyczne
1936/1937 Historia Polski, wiek XII—XIII

Encyklopedia nauk pomocniczych historii

Ćwiczenia historyczne

Seminarium historyczne
1937/1938 Historiografia polska wieków średnich

Encyklopedia nauk pomocniczych

Seminarium z historii Polski wieków

średnich

Seminarium z nauk pomocniczych historii
1:938/1939 Historiografia polska wieków średnich

Encyklopedia nauk pomocniczych historii

(c.d.)

Seminarium dla początkujących

Seminarium dla magistrantów

Uniwersytet Jagielloński

1945 Ćwiczenia metodyczne z historii średnio-
wiecznej dla starszych słuchaczy (Codex
Gertrudianus)

Spis wykładów, ćwiczeń i seminariów 737

1945/1946 Początki państwa polskiego

Najdawniejsze źródła do historii polskiej

1946/1947 Pierwsi Piastowie

Ćwiczenia z zakresu źródeł polskich
(zajęcia r. 1946/7 nie odbyły się)

Uniwersytet Warszawski

1947/1948 Początki państwa Piastów

Ćwiczenia z historii średniowiecznej
Ćwiczenia z nauk pomocniczych historii
(zajęcia r. 1947/8 nie odbyły się).

Indeks osób

72»

INDEKS OSÓB

Aaron bp krakowski 313, 314,
319, 321—323, 345, 349, 408,
532—536, 538—542, 544—551,
557—559, 562, 566, 639, 640,
646, 688, 689

Abraham Wł. 60, 225, 292,
293, 311, 318—321, 341, 342,
350, 526, 527, 531, 533,
546—549, 551, 560, 631, 634,
635, 639, 642

Abraham bp Fryzyngi 142

Adalbert arcybp magdeburski
17, 64, 395

Adalbert (Adalvardus) arcybp
hamburski 2-14, 555—557,
559, 561

Adalbert patrz "Wojciech św.

Adam Bremeński 30, 160, 167,
170, 554—556, 610 •

"Adaukt św. 573

Adelaida burgundzka 2 ż. Ot-
tona I 660
Adelaida c. Ottona II 135, 148,
189, 252, 356

Adelaida siostra Mieszka I 45,

54, 64, 219, 220, 670
Adelaida c. Mieszka I 620
Adelaida siostra Rychezy 672
.Adelaida patrz Eupraksja-

-Prakseda
Ademar de Chabahnęs 656,

657 - •
Agnieszka z Babenbergów ż.

Władysława II Wygnańca
"675
Agnieszka z Poitou ż. Henry- ,

ka III 361, 478, 479, 540,

563, 574 .
Agnieszka c. Bolesława Krzy-

woustego 675
Agnieszka patrz Anna c. Ja—

ropełka
Aja św. 642 :

. Albrecht mrgr austriacki 386
Aleksander bp płocki z XII w, j

641 •
Aleksander Wielki 103
Aleksander II papież 559

Alfred kr. anglosaski 75

Almos węgierski 601

Amazonki 70, 105, 194

Anastazja c. Jarosława 507

Anchoras opat w Tyńcu 535

Andrzej II kr. węgierski 432,
433, 454, 486, 507, 510, 511,
674

Anna c. Jarosława ż. Henryka
kr. fr. 507, 602

Annalista Saxo 30, 441, 449,,
456—458, 686.

Annon arcybp koloński 383,
388 , ,.••

Anonim-Gall 22, 30, 38, 39, 42,
51, 52, 60, 78—80, 87, 91,
125, 139, 154, 173, 258,
292—295, 308, 312, 316, 318,
325, 336, 341, 361, 362, 365,
367, 368, 370, 378, 380—382,
384, 389, 400, 402, 404—407,
418, 420, 425, 428—435, 440,
441, 446, 459, 462—465,
468—471, 490, 493, 494,
496—498, 502, 5p3, 512,
518—520, 525, 529, 562, 563,
573, 576, 583, 584, 589—591,
597, 603—605, 613, 650, 653,
660, 661, 664, 667—670, 674,
678—680, 695, 699

Anzelm z Laon 567, 572

Aribert arcybp Mediolanu 413,
683

Arnold St. 292

Arpadowie (Arpadzi) 267, 363,
. 432, 453, 510, 619—622

Astryda patrz Świętosława
• c. Mieszka I

Astryk-Anastazy opat 260, 261,

277, 325—328, 335, 337, 634,
699, 708
Awdańcy 28 •

Babenbergowie 385, 675, 679

Balduin bp krakowski 566,
641

Bałdricus bp Liege 637

Balzer O. 35, 53, 320, -323,
357, 360—362, 384, 417, 419,
420, 426, 430—433, 436, 438,
441, 453, 466, 506, 517—519,
526, 575—577, 579, 587, 590,
592, 600, 603, 604, 606, 609,
612—614, 616, 618, 619, 623,
624, 630, 664,. 665, 670—674,
686, 689, 690, 701, 719

Bardon arcybp moguncki
449—451, 456, 458 :

Baumgarten de N. 598, 600,
601, 652, 686

Bazyli patrz Wasyl

Bela I Wojciech kr. węgierski
41, 357, 432, 433, 454, 466,
507, 509, 510, 577, 598,
619—621, 630, 652 :,

Benedykt św. 274, 276, 328—
—335, 337, 339, 340, 342

Benedykt, jeden z Pięciu Braci
325

Benedykt-Bogusza towarzysz:

św. Wojciecha 278

Benedykt II papież 141

Benedykt VII papież 197, 531

Benedykt VIII papież 345, 531,

Benedykt IX papież 345,
447—450, 531, 535—539, 541,
544, 561, 688

Benign św. 260

730

Jłidefcs osób

Bergu hrabiowie 674
Berliere D. U. 641;

Bernard mnich z Hiszpanii

569

Bersohn M. 715
Bertold duchowny burgundzki

555, 556, 559, 561
Bezprym (Bezpriem, Bezprim)

ks. polski 34, 123, 221, 360,

368, 370, 376—378, 380, 381,

583, 585, 586, 588, 650, 665,

678, 680
Billug patrz Mściwoj obo-

drzycki
Binizon graf z Merseburga

178, 179
Boetius 567
Bogorys (Borys) kr. Bułgarów

141
Boleslavus patrz Bolesław

Chrobry
Bolesław I Srogi, ks. czeski

70—73, 78, 81—86, 88, 106,

194, 195, 199, 201, 205—209,

217, 611
Bolesław II Pobożny ks. czeski

71, 73, 131, 135, 142, 143, 144,

145, 146, 148, 150, 153,

177—188, 192, 199, 202, 204,
208—212, 216, 217, 223, 251

Bolesław III Rudy ks. czeski
615

Bolesław Chrobry 26—28, 34—

37, 40, 41, 43, 44, 46, 61,
71, 81, 111, 124, 126, 132,
137—139, 141, 142, 145, 146,
149, 150, 153—155, 158, 163,
167, 170, 189—192, 196, 200,
212, 218, 220—224, 229—233,

237, 239, 242, 244, 245, 247,
251, 253, 255, 256, 260, 262,
264, 267, 276—280, 283—288,
291—294, 296, 299, 301—305,
311—313, 316, 324—327,
335—338, 340—342, 347, 348,
350, 355, 357—359, 361,
363—366, 370—376, 378, 379,
382—386, 391, 392, 394, 397,
398, 401, 402, 407, 412—415,
422—424, 427, 436, 441, 443,
475, 476, 490, 492—497,
500—502, 504, 508, 509, 513,
517—519, 522, 529, 530, 532,
540, 550, 566, 569, 572, 573,
575, 581, 587, 612, 614—616,
624, 629, 630, 634, 637, 638,
646, 650, 652—665, 670, 671, i
678, 680, 682—684, 688, 699, j
708, 709

Bolesław ks. dobrzyński 607 ;

Bolesław Kędzierzawy 357y
"674 j;

Bolesław Krzywousty 19, 22;4
28, 38, 39, 46, 47, 122, 125,
158, 160, 162, 166, 219, 222,1
"271, 272, 284, 285, 308, 351,
357, 368, 407, 418, 492, 494,
- 509, 517—519, 568, 570, 577,
598, 600, 603, 606, 616, 618,
621, 622, 666, 670, 673—675,
680

Bolesław Pobożny 607
Bolesław ks. płocki 607
Bolesław szwedzki 622
Bolesław ks. śląski 606
Bolesław Śmiały 34, 37, 41, 44,
46, 199, 266, 285, 311, 320,
344—349, 351, 407, 430, 431,

Indeks osób

731

471, 492, 502, 503, 509, 511,
513, 517, 526, 528—530, 532,
550—554, 570, 571, 575—577,
578, 607, 650, 680, 686, 688,
708

Bolesław Trojdenowic 598
Bolesław Wstydliwy 606
Bolesław Zapomniany rzeko-
my syn Mieszka II 579—588,
590, 624, 625, 698
Bolesław s. Wratysława II 616
Borys patrz Mścisław ruski
Bossuta patrz Bożęta-Bossuta
Bouzon mnich -17, "
Bożęta-Bossuta arcybp 278,

296—299
Braciziaus, Bracislaus patrz

Brzetysław I
Brackmann Al. 29, 378, 379,

549, 610, 611, 663, 722
Breciziaus patrz Brzetysław I
Breslau H. 385, 386, 411, 426
Bretholz B. 489
"Bruno b. Ottona I arcybp Ko-
lonii 99, 635
Bruno bp patrz Leon IX
Bruno graf brunszwicki 178
Brunon św. z Kwerfurtu 62,
109, 202, 274, 275—278, 287,
292, 293, 310, 312, 313,
325—342, 350, 374, 392, 399,
423, 539, 565, 573, 654, 656,
658, 662, 663
Briickner Al. 24, 119, 362,

608, 610, 649, 686
Brzetysław I ks. czeski 123,
126, 317, 318, 321, 386,
388—390, 403, 406, 409,
411—420, 422, 425—431,
433—438, 440, 442, 443,

445—457, 459—461, 463—467,
470, 473—477, 479—481,
483—491, 498, 505, 509, 510,
512, 514, 527, 577, 590, 649,
681—688

Brzetysław ks. na Ołomuńcu
598

Buczek K. 305

Buczys Fr. ks. 716

Buislaw patrz Bolesław Chro-
bry .

Bujak Fr. 298, 495, 599

Burislaifr patrz Bolesław
Chrobry

Burisloifr patrz Mieszko I •

Bystron J. St. 599

Cezar 163

Cheyalier U. 533
Childebert kr. Franków 689
Cidebur patrz Czcibor s. Zie-

momysła
Constantinus patrz Konstantyn

Pogonatos
Czacki T. 25
Czcibor s. Ziemomysła 35, 54,

109, 118, 119, 120," ,128, 134,

623
Czcibor ks. serbsko-łużycki

623

Dago rzekomy Wareg 610, 611
Dagobert św. 613
Dagobert patrz Mieszko I
Dagome, Dagone patrz Mie-
szko I

Damazy II papież 538
Dannenberg H. 514
Davtd P. 343, 366, 635, 641
Dąbrowski I. 403

732

Indeks osób

Dąbrowski J. 362
Dąbrówka (Dąbrawa, Dombra-

wa) patrz Dobrawa
Delarc O. 538
Demetrius patrz Dymitr wnuk

Gertrudy
Dersław patrz Peregrinus

z Szydłowca ..
Deusdedit kard. 27, 190, 234,

235, 609, 611, 612
Długosz J. 66, 173, 431, 468, 502,

535, 580, 589, 590, 999
Dobrawa ż. Mieszka I 35; 43,
57, 58, 60, 64, 68, 78—81, 83,
85—88, 95, 138, 142—145,
152, 165,, 170, 177, 201,
203—208, 212, 215, 237, 258,
263, 613—615, 617, 627, 633,
669
Dobrawa (Douerawa) dworka

Rychezy 79, 383, 534
Dobrawa (Dobra) patrz Guda
Dobromir ks. Milczan ojciec

Emnildy 221, 617, 618
Dobroniega Ludgarda c. Bo-
lesława Krzywoustego 600,
675

Dobroniega Maria ż. Kazimie-
rza Odnowiciela 36, 408, 430,
431, 440, 441, 444, 478, 496,
506, 575, 600, 670, 675, 686,
Doliwici 668, 679, 704
Dudifc 417 , :

Dymitr (Demetrius) wnuk Ger-
. trudy 648
Dymitr patrz Izjasław s. Jarosława
Dymitr patrz Zwinimir kro-

acki
Dytryk ks. polski 123, 376, 377

Dytryk mrgr ojciec Ody 145,

210
Dzierzwa (Mierzwa) 667, 668

Ebbon 311
Eberhard mrgr. Friulu 659
Edward kr. angielski 556
Eila c. Lotara Starego z Wal-

beck 387 -
Ekkehard mrgr. Miśni 178, 179,

455, 456
Ekkehardyni 267
- Ellon opat klaszt. w Brauwei-
ler 534, 535 • :

Elżbieta c. Jarosława ks, ru- •
skiego ż. Haraldą III 559,
601, 602 •
Embrycho (Embricho) dworza-
nin Rychezy 383, 534
Emeryk św. ks. węgierski 42,:;|

432, 598 ,;•", ""
Emmeram św. 572
Emmilda c. k s. Dobrunhra
ż. Bolesława Chrobrego 221
617, 618, 650, 670" ,
Emund II Slemme kr. szwedzki 554—557, 559
Eryk Zwycięski kr. szwedzk
-151, 167—172, 17fi, 612
Esikon graf z Merseburga 178

3-79 . • 3
Eupraksja-Prakseda ż. Henry-
ka IV 602 , J
Ewraker bp leodyjski 54, 5|

100, 635, 637 <
Ezzon Ehrenfried palatyn Dol-
nej Lotaryngii 366, 386, 534J
536, 638, 639, 640, 659 1
Ezzonidzi 381, 386, 482, 483; 507|
512, 539, 544, 638

Indeks osób

733

Feliks św. 573

finkiel L. 695, 713

Franko bp krakowski 566, 641,
642

Fredegar 13

Fryderyk I Barbarossa cesarz
• 118, 369
"Fryderyk II cesarz 121

Fryderyk patrz Świętobor pa-
triarcha Akwilei

Gabriel patrz Świętosław ru-
ski

Gale T. 556

Gali patrz Anbnim-Gall

Gaudenty patrz Radym-Gau-
denty ,

Gebhard patrz Jaromir kś.
czeski ,

Gebhard patrz Jaromir-Geb-
hard

Gebhard bp Ratyzbony 486

Geire rzekoma c. Mieszka I
ż. Olafa 170, 173

Gejza ks. węgierski 219, 466

Geograf Bawarski 75

Gerberga ż. Ludwika IV 660

German św. bp Auxerre 32

Gero mrgr. 17, 49, 50, 55—57,
64, 76—78, 84, 85, 87, 88,
102—104, 108, 114, 115, 117,
127, 187

Gero arcybp magdeburski 531

Gertruda św. c. Pipina z Lan-
den 640, 672, 673

Gertruda ż. Andrzeja II wę-
gierskiego 673

Gertruda c. Bolesława Krzy-
woustego 675

Gertruda c. Mieszka II ż. Izja-
sława kijowskiego 36, 45,
356, 357, 384, 506, 577, 640,
648, 672, 673, 675, 686, 705,
709

GębarowiczM.292,309.346, 349

Gzesebrecht 411

Gizela (Gisla) ż. Konrada II
386, 480, 671

Gizela c. Ludwika Pobożnego
659

Gizela ż. Stefana I ks. węgier-
skiego 432

Gizyler., (Gisilher, Giziler)
arcybp magdeburski 178-—

180, 182, 183, 186, 188, 248,

251, 252, 339
Gnewomirus patrz Johannes

de Rudawa
Gotfryd z Viterbo 369
Gotszalk ks. obodrzycki 42
Górka O. 641, 643
Graff-Chrząszczewska J. 643
Gródecki R. 293, 461, 489,

604, 624, 721
Grunhagen C, 555, 556
Grzegorz V papież 193
Grzegorz VI papież 537, 538
Grzegorz VII papież 142, 245,

311, 320, 346, 347, 349,

528—530, 532, 538, 551—553,

- 560, 563, 564, 571, 572
Grzegorz patrz Rościsław
Guda c. Jakuba Amunda 669
Gumowski M. 514—516
Gumplowicz M. 617, 696, 774
Guncelin mrgr. Miśni 81
Gundechar bp eichstadzki 563
Gundel A. 714

734

Indeks osób

Indeks osób

735

Gunhilda rzekoma c. Mie-
szka I 170 ~

Gunhilda c. Kanuta Wielkie-
go l ż. Henryka III 385,
386, 478

Gunter mrgr. Miśni 81 - ••

Gyulia ks. siedmiogrodzki 219

Hacke von C. B. 542 -

Harald Błękitnozębny kr. duń-
ski 103, 143, 169, 171, 172,
176, 507, 559

Harald ks. norweski 601

Harald patrz Mścisław. ruski

Haselo.ff A. 672

Hatui c. Eberharda 659, 660

Hauck A. 557, 559

Heilewig siostra Rychezy 672

Heinrich III patrz Henryk III

Helmold 30, 418

Henryk I cesarz 14, 17, 38, 44,
149, 209, 659, 671

Henryk II cesarz 39, 118, 218,
275, 277, 336—341, 348, 356,
363, 364, 372—374, 385, 400,
412, 426, 436, 475, 498, 511,
530, 540, 638, 658, 663, 671,
682

Henryk III cesarz 39, 123, 126,
276, 385, 386, 413, 416, 428,
434, 436—440, 442, 446, 447,
449, 450—456, 459, 460,
465—468, 471, 473—483,
485—489, 496, 502, 503, 506,
507, 509—511, 513, 527, 537—
—540, 561, 574, 605, 638, 640,
682, 685, 687

Henryk IV cesarz 39, 190, 197,
198, 217, 245, 361, 369, 503,

540, 563, 569, 571, 574, 602 I
Henryk V cesarz 118 •.""
Henryk ze Schweinfurtu 385,

386 / "
Henryk bp ołomuniecki 599 l
Henryk Brodaty 46, 673 |
Henryk Kłótnik ks. bawarski.;!
142, 143, 145, 146, 148—150, j
204, 210, 216, 220 |
Henryk s. Bolesława Krzywo-,

ustego 674, 675 _
Henryk patrz Brzetysław ks.-

na Ołomuńcu
Henryk patrz Emeryk
Henryk patrz Władysław III
Henryk I kr. francuski 507,

602 , .
Herakliusz s. Pogonatosa 141 *
Herder J. G. 24
Heribert arcybp koloński 637,,

638, 640
Heriman (Hermannus) arcybp
koloński br. Rychezy 359,
427, 435, 452, 482, 483, 485,
512, 527, 533, 534, 536—541,
544, 563, 576, 640, 648, 666
.Herimanus Augiensis 484, 487
Herman Billung ks. saski 17,

50, 55, 102, 103,
.Heymo bp wrocławski 642
Hieronim bp wrocławski 485,

525, 562, 689, 690
Hildebrand patrz Grzegorz VII
Hinschius P. 542
Hipolit arcybp polski 296, 297
Hodon mrgr. 35, 92, 108—111,
116—118, 120, 132, 134—137,
165, 166, 177, 180, 201, 215,
267

Holzmann R. 610
Hubald (Hubaldus) uczeń Not-

kera 637

Hugon arcybp Besancon 555
Hugon mrgr. Tuscji 154
Hunfried arcybp 561
Huto kr. Rumu patrz Otto I

Idą siostra Rychezy 536, 672
Ibrahim-ibn-Jakub 25, 69—73,

83, 85,104, 105, 150, 160, 164,

189, 194, 195, 201, 202, 205,

206, 282, 610, 611
Idzi św. 642, 666
Idzi kardynał 351
Idzi patrz Bolesław Krzywo-

usty

Igor ks. ruski 598
Ingeborga ż. Kanuta obodrzyc-

kiego 601
Inglot S. 642
Innocenty II papież 250, 531,

552, 558, 560
Irena patrz Kunegunda ż. Ja-

ropełka
Irmgarda Immula ż. Ottona ze

Schweinfurtu 388
Iwan patrz Igor
Iwo Odrowąż bp krakowski

543
Izjasław (Izasław) s. Jarosława

w. ks. kijowski 45, 356, 357,

506, 577, 598, 686
Izydor z Sevilli 567

: Jadwiga św. 673
Jagiellon! 28, 607
Jagiellońska dynastia 619
Jakub Amund kr. szwedzki
554, 556, 559, 669

Jakub arcybp gnieźnień-
ski 569

Jan jeden z Pięciu Braci 274,
276, 325, 328—335, 337, 339,
340, 342

Jan bp wrocławski 324, 525

Jan XII papież 248

Jan XIII papież 531

Jan XV papież 185, 190, 234—
—236, 244—246, 231

Jan de Preis 54, 635

Jan patrz Włodzisław bułgar-
• ski

Jan patrz Włodzimierz ruski

Jaromir ks. czeski 598

Jaromir-Gebhard bp praski
198, 649

Jaropełk s. Izjasława ks. ru-
ski 215, 598, 601, 602, 648.

Jarosław I Mądry w. ks. ki-
jowski 42, 43, 377, 407, 408,
441, 443, 444, 446, 459, 465,
467—469, 471, 477, 478, 479, •
496, 506, 507, 510, 559, 577,
598, 601, 602, 668, 686, 688:

JedUcki M. Z. 111, 114, 118,
121, 122, 125, 153, 489, 531

Jeroniimus patrz Hieronim bp
wrocławski

Jerzy św. 259, 689

Jerzy patrz Bolesław Trojde-
nowic

Jerzy patrz Jarosław

Johannes de Rudawa 599

Jordan bp 61, 78, 90—95, 97—

; —101, 145, 214, 225—228,
230, 231, 245, 250, 253, 256,
259, 391, 395, 531, 632,
634—637, 643

Jorgensen. A. D. 555, 557

736

Indeks osób

Indeks osób

737

Judyta c. Bolesława Krzywo-

ustego 675
Judyta l ż. Władysława Her-

mana 567
Judyta Maria salicka 2 ż. Władysława Hermana 567,

600, 671

Judyta c. Eberharda 660
Judyta siostra Ottona ze

Schweinturtu 386, 411
Justynian s. Pogonatosa 141

Kadaloh bp naumburski. 538
Kancjan św. 689 -
Kanut I Wielki kr. duński 14,
42, 377, 385, 478, 598, 612,

630

Kanut obodrzycki 601

Kapetyngowie 482, 507

Karbowiak A. 546

Karol Martel 140

Karol Wielki 9—12, 275, 287,
364, 371, 379, 653, 654,
656—661, 663, 664, 673, 709

Karol patrz Kazimierz Odno-

wiciel
Karolingowie 15, 76, 645, 651,

659, 660 •
Kazimer, Kazimier, Kazimir,
Kazłmirus, Gazmerus patrz
Kazimierz Odnowiciel
Kazimierz Jagiellończyk 158,

701 • ,
Kazimierz Mnich patrz Kazi-
mierz Odnowiciel

Kazimierz I Odnowiciel 34, 37,
41, 42, 44, 46, 62, 123, 126,
265, 295, 299, 307, 311,
315—317, 320, 321, 344—346,
350, 355, 357, 359, 361—370,

377, 380, 382—384, 386—391,
401, 402, 405—408, 410—412,
415, 416, 419, 420, 425—447,
450—455, 457—489, 491—494,
496—498, 501—527, 529, 532,
. 533, 536, 539, 540, 544,
548—554, 559—562, 564, 565,
570, 572, 574—592, 598, 600,
605, 615—621, 624, 625, 640,
648, 653, 664, 666, 668, 670,
671, 674, 675, 679—681,
684—690, 697—699, 708, 711
Kazimierz II Sprawiedliwy

606, 618, 619, 674
Kazimierz s. Bolesława Krzy-

woustego 674
Kazimierz s. Konrada mazo-
wieckiego 604
Kazimierz św. królewicz 607
Kazimierz I ks. pomorski 6:

Kazimierz II ks. pomorski 6"

652

Kazimierz słupski 701
Kazimierz ks. śląski 606
Kazimierz Wielki 46, 47, 607,

.619, 622, 700, 701, 703, 704
Kazko szczeciński 622
Kehr P. 225, 293, 339, 530,

631, 655

Kętrzyński St. 296, 298, 316.
318—320, 323, 325, 341, 345,
366, 374, 461, 531, 533, 534,
545, 546, 555, 560, 601, 605,
616, 618, 624, 639, 640, 648,
653, 655, 657, 661, 666, 668,
672, 679, 694—702, 704, 705,
713, 717, 724, 725
Kętrzyński W. 292, 311, 536,

545, 656, 662, 679, 694—696
Kilika ż. Swiętosława 601, 602

Klemens II papież 537
Klemens III Wibert. antypa-

pież 57J.
Klemens św. 689
Koczy L. ,162
Kolberg A. 714
Koloman kr. węgierski 42
•Koraarski Sz. 722
Konrad ks. bawarski s. Ludol-

fa 482, 4-83, 485—488
Konrad ks. mazowiecki 31,: 604
Konrad II cesarz 39, 118,, 122-,.
359, 360, 366, 369, 376, 377,
380, 386, 388, 411, 412, 426,
429, 430, 432, 434—437, 439,
442, 446, 450, 451, 453, 473,
474, 537, 638, 671, 680—683,
687

Konstantyn Pogonatos ces. bi-
• zantyński 141, 287, 658, 659
Konstantyn patrz Świętosław

s. Piotra Własta
Kosmas 51, 71, 78, 80, 81,
190—192, ,194, 197, 389, 391,
411, 417—421, 423—425, 428,
448, 449, .451, 457, 460, 461,
489, 497,.498, 503, 512, 670,
685, 687
Kostrzewsfcź J. 724
Kowalski T. 724 s.
Kożierowski S. 668
Kozłowsfca-Budkowa " Z. 641,

722, 724
Krak 33
Krescencjusze 246
Krotosfd K. 25, 716, 717
Krzyźanowski St. 6.98, 700
Kunegunda ż. Henryka II 671
Kunegunda ż. Jaropełka 601,
602

KUtrzeba, •St. 611, 720, 721-
Kuźma ojciec- ,bpa Henryka
Zdzika 599

Labuda G. 531
Lacomblet J. 383, 533,534,839

Lambert św. bp. Maestrichtu

64, 98—101, 256, 260, 274,
363, 392, 614, 630—332,

634—636, 640, 643, 645
.Lambert kronikarz XI w.. 215
Lambert s. Mieszka I 222,
. 235—239, 278, 286, 367, 629,

631, 644—646, 650, 651 ,
Lambert I bp krakowski patrz

Lambert s. Mieszka I •
Lambert II bp krakowski 322,

390, 405, 520, 542, 543, 545,-

644, 646, 647, 650, 651, "
Lambert III bp krakowski 644,

648—651 /
Lambert Opat lubiński 644
Lambert s. Beli węgierskiego

630

Lambert bp 343, 644 ""
Lambert patrz Kanut I - •
"Lambert, patrz Mieszko II
Lambert-Zula, Lambertus

patrz Lambert II
Lamberta c. Mieszka II ż. Beli

węgierskiego 630.
Leon opat klaszt. na Awenty-

nie 246
Leon IX papież 250, 322,, 345,

347, 488, 527, 531, 537,,

539—541. 544. 552, 553, 559,

561

Leonard św. 573
Leszek s. Krzywoustego 603,

674 •

47 Polska X —• XI wieku

738

Indeks osób

Leszko dziad Mieszka I 22, 30,

54, 119, 604, 611, 614, 626
Leszko ks. dobrzyński 606
Lewenta z rodź. Arpadów 432,
433, 554, 510 ,

Jewicki A. 356, 360, agi. 665

Likowski T. 641

Linniczenko 3. 468

Liutprand kr. Longobardów
140

Losert 411

Lotar Stary ż Walbeck -387

Lotar s. Lotara Starego 387

Ludat H. 29

Ludgarda siostra Ody ż. Bole-
sława Chrobrego 387

Ludolf ks. saski 660

Ludolf br. Rychezy 482.

Ludolfingowie 14, 209,, 373, 376,
384, 659, 67L

Ludomiła Wierzchosława
c. Mieszka Starego 600

Ludwik I Pobożny cesarz i kr.
Franków 12, 659

Ludwik II Niemiecki kr. Frań- •
ków Wsch. 660

Ludwik kr. Saksonii s. Lud-
wika Niemieckiego 660

Ludwik IV kr. zachodnio-
-frankioński 141, 660 .

Łabędzie 28
Laguna St. 292, 293, 297, 298,

310, 312, 313, 319, 431, 526
Łodynski M. 326, 489, 661
Łowmianski H. 608

Macżejowsfci V/. A. 25

Magnus 517

Maiolus opat w Ciuny 332

Maleczynski K. 642, 643 -
"Malfryda ż. Sygurda kr. Nor-
wegii 601
Matecki A. 292, 293, 310—312,

502, 503
Manfred II z Turynu mrgr

388
Marcin arcybp 294
Masław patrz Miesław
Mathilda patrz Matylda c. Bo-
lesława Chrobrego
Matylda ż. Henryka I Nie-
mieckiego 659
Matylda siostra Rychezy 672
Matylda c. Bolesława Chro- ;

brego 384—388, 390,,, 671,
679, 680 ;

Matylda c. Ottona II ż. Ęzzo-

na 639, 664 - ,
Matylda ż. Henryka I cesarza

44, 356

Matylda szwabska ks. lotaryńska 34, 45, 62, 295, 355, 356,
376, 378, 392, 639 j
Maur bp krakowski 566, 641 "•
Merowingowie 31, 76, 6&1 i,
Mescho, Misaca, Misacho, Mi-"-
sechone, Misica, Misico
patrz Mieszko I
Mesco, Mescho, Misacho, Mi-
sico, Mihsina patrz Mieszko II
Metody św. 64
•Michał patrz Swiatopełk

s. Izjasława
Mickiewicz A. 714
Mickiewicz Wl. 715
Miesław cześnik Mieszka II
315, 317, 368, 370, 380, 382,
389, 401, 402, 405—407, 410,

Indeks osób

739

442, 445, 446, 454, 459,
462—471, 491, 494, 496, 497,
505, 508, 512, 517, 521, 667,
668, 678, 679, 684, 685, 687,
704

Mieszko I 22, 23, 25—31, 33—37,

42, 43,45,48—58,60—65,67—
—70, 72—95, 98, 99, 101—139
142—146, 148—158, 162—173
175—183, 186—189, 191, 196,
199—208, 210—212, 214—223,
226—232, 235—239, 243—258,
260—268, 272—274, 276, 278,
279, 281—288, 324, 370, 371,
385; 392, 394, 396, 397, 400,
424, 478, 492, 504, 508, 522,
535, 597, 603—605, 608, 609,
611—616, 620, 625—627,
629—637, 643—646, 650, 669,
670, 673, 674, 688, 708, 710,

- 711

Mieszko s. Mieszka I 222,. 236,
237; 674

Mieszko II 34, 37, 41, 44—46,
61, 62, 122, 123, 213, 237,
278, 284, 295, 299, 311, 317,
350, 355—361, 363, 366—370,
375—378, 380—383, 391, 392,
3S8, 399, 401, 402, 405, 406,
411, 415, 432, 434, 436, 441,
443. 466, 471, 473, 490, 492,
500—503, 508, 509, 514, 517,
520, 522, 551, 561, 572, 575,
579, 580, 581, 583—585, 587,
588, 598, 616, 617, 624, 625,
630, 638, 639, 650, 653, 659,
668, 670, 672—675. 678; 680,
681, 708, 711

Mieszko s. Kazimierza Odno-
wiciela 575—577

Mieszko s. Bolesława. Śmiałe-
go 41, 650
Mieszko I ks. śląski 605
Mieszko Plątonogi 37
Mieszko Stary 33, 46, 357, 600,

606, 674
Mikołaj I papież 141
Mlada c. Bolesława I Srogie-
go siostra Dobrawy 43
Mnich Brunwilerski 580
Mnich Sazawski 183
Moisław patrz Miesław
Mojmirowice 63, 75, 626
- Mój sław patrz Miesław
Monomach - patrz Włodzi-
mierz II Monomach
_ Morelowski M. 643
Moszynski K. 724
Mścisław ruski s. Gertrudy 648
Mścisław-Harald ruski 598
Mścisław-Borys ruski 598
Mścisław-Teodor ruski 598
Mściwoj obodrzycki 148, 210,

598
Muller 411

Nałęczowie 617

Naruszewicz A. 588

Nestor 42, 51, 211, 216, 217, 316,
391, 404, 405, 441, 465, 467,
468, 470, 525, 667—669, 679,
686

Nttsch K. 608, 724

Norbert św. arcybp magde-
burski 250, 553

Notker bp leodyjski 637, 638,
640

Nowacki J. 668

Oda św. 636

740

Indeks osób

Oda 2 ż. Mieszka I 35, 36, 40,
. 41, 144, 145, 150, 210, 220,
222, 235—237, 255, 625, 629,

645

Oda ż. Bolesława Chrobrego
358, 364, 365, 384, 387

Oda ż. Ludolta 660
.Odiio opat z Ciuny 261, 332,

337

Odo opat z Ciuny 332
Odon z Champagne 413, 683
Odon ks. wielkopolski 606
Odon graf ze Stady (Stade)

178,
Olaf III kr. szwedzki 170, 17.1,

173, 175, 559; " •
Olaf Trygreśson kr. norweski
168, 170 •

Olaph patrz Edmund II
Olga ks. ruska 18, 213—215
Opiewski H. 7lY -
Osmund bp Scary 320, 554—

560 <i • •
Ote patrz Oda ż. Mieszka I
Otrębski J. 608, 618 - ~,
Otto I cesarz 17, 18, 25, 38,
49, 57, 61, 64, 69, 70, 84, 86,
87, 89, - 91, 99, 102—105,
, 107-i-llO, 113, 132, 1-34—138,
142,;; ,149, 153, 154, 170, 184,
.189,. 194, 197, 207, 209,
213—215, 220, 246, 247, 348,
373, 395, 475, 635, 651, 659,
660, 670, 671
Otto II cesarz 39, 86, 102, 132,

133, 135, 142, 143, 146—149,
210, 211, 215, 251, 252, 328,
356, 385, 639, 659, 664, 671,

679
Otto III cesarz 39, 94, 111, 124,

132, 133, 146, 147, 150, 152,
154, 155, 167, 170, 179, 182,
186, 189, 193, 202, 210, 211,
223, 224, 320, 246, 250—252,
254, 271, 275, 276, 286,
325—327, 329—331, 335—340, ,
342, 363, 364, 370—372, 375, i|
422, 530, 540, 638, 652, <|
654—657, 659, 661—664, 670,
671 :-
Otto św. bp bamberski 19, 271,

272, 566 - -•
Otto br. Rychezy 527, 576
Otto s. Mieszka I 650
Otto s. Bolesława Chrobrego

376—378, 381, 644, 678
Otto s. Kazimierza Odnowicie-
la 576, 577, 666
Otto ze Schweinfurtu: 385—388,
• 390, 411, 456, 680
Otton ks. saski m. Hatui 659
Otton szwabski 576
Otton patrz Swen
Owidiusz 567

Palaczy. P. 417

Palmatoki 171

Pdprocki. B. 680

Parczewski A. 534, 631, 63.4—

636, 646 -.
Paschalis II papież 285 f,;

Peregrinus z Szydłowca 599 -
Peribach M. 366, 452, 454,|
455, 461, 535, 545, 635 ?;

Persius 567
Piast 31, 32, 48, 139, 141, 189
Piastowie 36, 608, 625, 647
Piastowcy 405, 575, 652 j
Piastowicze (Piastowice) 34,"
37, 74, 75, 201, 584, 604, 626

Indeks osób

741

Piastowie 28, 33, 43, 46, 58, 67,
98, 139, 155, 158, 159, 161,
183, 184, 189, 605, 607, 614,
622, 625, 645, 649, 650,--674,
704, 707

Piastowie śląscy 606, 607

mazowieccy 607

Piastowski ród 34, 45, 46, 54,,
67, 221, 603, 605, 610—612,
615, 619, 621, 622, 625,-629,
, 673, 674

Piastów (piastowska) dynastia
23, 35, 63, 158, 221, 267, 363, -
422, 492, 597, 607, 621, 62.8,
649, 651, 652, 672, 673

Pżekosiński Fr. 25

Piligrim z Passawy bp bawar-
ski 220, 359 •

Piotr Diamiani 326, 327, 563

Piotr Wenec Janin kr. węgier-
ski 416, 429, 430, 431, 433,
443, 453, 454, 455, 486,;510,
538, 685

Piotr Włast 517, 569, 599

Piotr patrz Wisław bp kra-
kowski.

Piotr patrz Jaropełk

Piotr (Piotrawin) 642

Pipin Mały majordom fran-
koński 140 v

Pipin z Landen 672

Poboreckź F. 533, 534, 639

Po;kozuski I. 546

Poncelet A. 714

Popiel 31, 32, 74

Popielidzi 74

Pospieszynska A. 360

Potkanski K. 191, 292, 312,
677, 678

Prohor bp krakowski 229, 230

Prokulf bp krakowski 229, 230
Przedsława ż. Ąlmośa węgier-
skiego 601
Przemyśl (Przemysł) II.- kr.

polski 46, 703
Przemyślidzi 72, 80, 128, 184,

191, 198, 205, 206, 209, 217,

267, 615—617, 645
Przybysław ks. obodrzycki

s. Mściwoja 598
Przybysław Henryk ks. Hobolan 598 / - -
• ;Pseudo-Alkuin 45

Radym-Gauderity arcybp

gnieźnieński 94,. 192,, 253,
260, 285, 335, 421, 423, 427,
634, 638

Ragelinga c. Bolesława Chro-
brego 671

Regino kronikarz 30

Reinbern bp kołobrzeski 232,
233, 259, 634, -

Robert I bp wrocławski 642

Robert II bp wrocławski 642.

Rogwold patrz Wasylko

Roman bp polski 343

Romer Starkhar dworzanin
Rychezy 383

Romuald św. 260, 276, 325, 326,
328, 337, 340, 342, 374, 392,
522, 562, 634, 657, 662 •

Rościsław ks. ruski 598

Rousseau F. 643

Rurykowicze 28, 267, 363, 444,
601, 612, 652

Rycheza ż. Mieszka II 36, 41,
45, 79, 355—361, 363—366,
380—389, 405, 429, 435, 452,
482, 483, 512, 520, 527, 534,

742

Indeks osób

538, 539, 541, 544, 561, 563,
578, 580, 581, 583—585, 587,
617, 625, 639, 640, 648, 652,
659, 660, 664, 670—673, 675,
679

Rycheza c. Mieszka II ż. Beli
. węgierskiego 384, 507, 672
Rycheza c. Bolesława Krzywo-

ustego 622, 675
Rycheza siostra Salomei 675
Rygdag mrgr Miśni 41, 145,

150, 220, 222
Ryksa (Ryxa) patrz Rycheza
ż. Mieszka II

Salomea 2 ,ż. Bolesława Krzy-

woustego 222, 568, 670, 673,

675

.Salustius 567 ,
Sappok G. 525, 531
Sarolta c. Gyuli 219
Sauerla.-n.d H. 672
Schulte 610
Sebastian św. 690
Semkowicz Wł. 21.2, 567, 5.69,

608, 622, 642, 721
Sewer bp praski 318, 414, 415,

427, 447—45.0, 452, 456, 458,

509, 527, 684
Sędziwej 536
Sicfcel •TH. 655 :

Sieciech 37, 38, 162, 382, 517,

569, 570 ~ - •
Siegfried hr. ojciec Thietmara
, 108, 109

Siegfried bp Scary 555, 557
Silnickz T. 562, 641—643
Severus, Siverus patrz Sewer
Simon de Keza patrz -Szymon

de Keza

Skarbimir wojewoda 382, 517
Slopan rycerz Bolesława II

czeskiego 178
Sławnik ojciec św. Wojciecha

72, 183, 184, 202, :209, 210,

212, 214
Sławnikowice 72, 128, 184, 185,

202, 209, 212, 617
S.molfca St. 697
Sobieski W. 714
Sokołowski M. 469, 643
Sorn patrz Swen I Widłobrody
Spitygniew s. Brzetysława 453
Stanisław św. bp krakowski

285, 349, 517, 589, 606, 616,

642, 646, 647, 649
Starkhar patrz Romer Stark-

har

Stasiewski B. 608, 610
Statius 567
Stefan I św. kr. węgierski 42,

261, 338, 341, 368, 407, 415,

416, 429, 430, 432—434, 453,

509, 510, 573, 682, 684, 685
Stefan II kr. węgierski
Stefan arcybp polski 296—300
Stefan patrz Waic
Steindorff E. 454, 459, 466,

478, 485, 538, 555
Stenkil kr. szwedzki 556
Stephanus patrz Stefan arcybp
Stoigniew ks. obodrzycki 17
Stolyhwo K. 724
Styrbjorn kr. szwedzki 169,

170—172, 175 •
Sula, Sulisław, Suła patrz

Lambert II

Swatawa c. Kazimierza Odno-
wiciela ż. Wratysława II

577, 616, 671

Indeks osób :

743

Swen I Widłobrody kr. duń-
ski 14, 168, 170, 171, 176,

598, 612 ;
Sygfryda-Świętosława patrz

Swiętosława c. Mieszka I
Sygfryda patrz Swiętosława

c. Mieszka I.
Sygurd kr. norweski 6&1
Sygwald jeden z jomsborczy-

ków 170, 171, 173
Sylwester II papież 193, 325,

330, 331, 336, 337, 530, 553
Sylwester III papież 537
Szajnocha K. 25 •
Szczygielski S. 546 -
Szymon de Keza 454, 466, 510,

511" -
Szyrzyki z Brzezia 704

Scibor patrz Czcibor s. Ziemo-

mysła -
Światopełk s. Izjasława 598
Swiatosław s. Olgi 214, 215
Swierad św. 274, 573
Świętobor patriarcha Akwilei

598
Świętochna c. Kazimierza II

pomorskiego 652
Świętopełk ks." wielkomoraw-

ski 63, 64, 75, 198, 394, 62.6,

627
Świętopełk s. Mieszka I 63,

222, 237,-625

Swiętosław ruski 598, 601, 602
Swiętosław s. Piotra Włąsta

599
Swiętosława-Swatawa patrz

Swatawa c. Kazimierza Od-
nowiciela
Swiętosława c. Mieszka I 27,

168, 170—172, 559, 612, 613,
669, 670
Swiętosława c. Swiętosławy 27

Taginon arcybp magdeburski
231, 250, 339, 340 ; —

Taszycki W. 618, 623, 646, 667

Terentius 567

Thalhofer 548

Theofanu cesarzowa 111, 131,
135, 146—149, 151, 177, 181,
182, 188, 210, 223, 246, 251,
252, 254, 336

Theophanu siostra -Rychezy
672

Thurstan opat klAszt. Ely
w Anglii 556

Thietmar 30, 34, 36, 51, 56, 60,
61, 78—81, 87, 91, 94, 101,
102, 108—111, 114, 117—120,
125—129, 132, 136, 137, 144,
153, 160, 177, 178, 180, 181,
183. 186, 187, 219, 226, 228,
230—233, 250, 251, 293, 301,
302, 304, 305, 324, 334, 341,
357, 358, 372, 391, 498, 518,
587, 610, 613, 623, 650, 652,
654, 655, 657, 663, 670

Teodor patrz Mścisław ruski

Tomasz św. 573

Tugomir ks. 65

Tuni opat 277

Tuskulańscy hrabiowie 246

Tyć T. 122 -

Tyra siostra Swena 171

Udairyk św. bp augsburski 64,

257, 258, 261, 274, 275, 392,

548, 632, 633
Udairyk ks. czeski 411

744

Indeks osób

Ulanowski B. 292

Unger bp poznański 94, 145,
225—228, 230—233, 245, 253,
259, 262, 294, 346, 395, 525,
530—532, 634

Urhanczyk St. 608, ; 668, 669

679

Uto patrz Przybysław s. Mści-
woja •

Vpżgt H. G. 328, 330 — 333, 339,
341, 342, 716

Wachowski K. 162
.Wacław św. 42, 50, 140
Waic-Stefan węgierski -598
Walicki M. -643
"Walter bp wrocławski XII w.

641
Wanda 33
Wasul (Bazyli) ojciec. Beli I

węgierskiego 621
Wasyl patrz Włodzimierz II,

Monomach
Wasylko-Rogwold ks.. ruski

598 •.,-,
Wawrzyniec św. 252, 640
. Wazowie 607, 619
Werner z Walbeck 387
Wettyngowie (Wettyni) 145, 267
Wichman hr. saski 26, 35, 53,
55—57, 65, 70, 77,-.78,82—84,
86, 102—108, 110, 114—117,
127, 128, 164, 165,.172, 201,
205, 206, 610, 611
Wzdajewicz J. 113, 114, 118,

212, 723

Widukind 30, 51, 55, 56, 78, 83,
84, 102, 103—107, 113, 116,
119, 127—129, 172, 238, 610

Wiktor II papież 537, 539—541
Wilhelm św. z yolpianó 261,

368 , - •. -, -
Wilhelm opat hirszański 548
Wilhelm arcybp moguncki

s. Ottona I 651
Wilhelm V ks. Akwitanii 478
Wilhelm I Zdobywca kr. an-
gielski 24
Willigis arcybp moguncki 189,

193, 230, 252
Willon towarzysz 178
Wincenty Kadłubek. 30, 33,
163, 173, 308, 468, 568, 590,
604, 619, 664, 667, 668, 678, |

699
Wincenty św. 689
Wipert 340
Wipo 502
Wisław bp krakowski 599
Władysław Herman 34, 37, 41,
44, 162, 258, 284, 351,.407,
430, 431, 471, 509, 517, 550,
567, 570—572, 575, 576, 577,
598, 600, 606, 615, 616,
619—621, 624, 634, 642,
649—651, 666, 685, 686, 699
Władysław Laskonógi 37., ,46
Władysław Łokietek 35, 46,
255, 502, 607, 621, 703, :

Władysław Łysy stryj Beli

węgierskiego 620, 621. “
Władysław II Wygnaniec :,
s. Bolesława ,KrzywQustego?|
222, 674, 675 - _, /
Władysław II śląski357 l
Władysław ks. śląski s. Wa-

cława zatorskiego 606
Władysław Jan kr. bułgarski
620

Indeks osób

745

Władysław I św. kr. węgierski
41, 42, 466, 607, 619, 620, 666

Władysław I ks. czeski
s. Wratysława II 616

Władysław III ks. czeski 598

Włodzimierz Wojciech ruski
s. Świętochny 598, 652

Włodzimierz II Monomach 40,
41, 43, 598 ,

Włodzimierz Wielki w. ks. ki-
jowski -,54, 74, 203, 204,
211—213, 215—218, 341, 358,
371, 444, 686

Włodzimierz-Jan ruski 598

Włodzisław bułgarski 598

Włodzisław Herman patrz
Władysław Herman

Wojciech św. 62, 72, 73, 94, 95,

167, 183, 185, 192, 202, 209,
212, 214, 231, 240, 246, 253,
.-259, 261, 264, 273—278, 283,
284, 327, 329, 332, 338. 340,
342, 371, 374, 392, 399, 415,
417, 421—424, 427, 449, 458,
460, 503, 504, 530, 565, 573,

98, 617, 634, 637, 638,
• 655—657, 662, 695, 699

Wojciech patrz Bela węgierski

Wojciech -patrz Włodzimierz
s. Świętochny , •,,-

Wojciech • patrz Włodzimierz
ruski •

Wojcżechowski T. 31, 297,-298,
300, 310—313, 338, 342, 366,
367, 417, 469, 522, 534, 535,
539, 545—547, 549, 550, 554,
, 562, 571, 578, 579, 582, 583,
588—590, 592. 604, 605,
608—610, 612, 621, 624, 625,

634, 643, 645, 649, 672, 678,

696—698
Wojciechowski 2. 111, 114,

121, 634
Wojsław komes 517
Wolf ks. -karyncki 486
Wratysław II ks. czeski 199,

577, 616, 649, 671
Wołodimier patrz Włodzimierz.

Wielki “
Wutke-Grotefend 606, 673

Ypblitus patrz Hipolit arcybp

Zachorowski St.- 546
. Zakrzewski St. 120, 162, 174,
225, 292, 309, 342, 362, 519,
605, 610, 612, 613, 620, 626,
645, 667, 670, 696

Zbigniew s. Władysława Her-
mana 37, 47, 569, 570, 588,
624, 625, 637, 651, 666, 674-

Zbysława l ż. Bolesława Krzy-
woustego 222, 357, 675

Zdik patrz Henryk bp ołomu-
niecki

Ziemomysł ks. kujawski 606

Ziemomysł s: Konrada 604 •

Ziemomysł ojciec Mieszka I
22, 23, 30, 36, 50, 52—54,
129, 139, 219, 604, 605, 611,
613, 614, 623 -. •

Ziemomysł-Zemuził ks. po-
morski 23; 123, 437, 467,
471, 509, 605, 622

Ziemowit 22, 30—32, 54, 139,
141, 604, 611, 614

Ziemowit s. Konrada 604

746

Indeks osób

Ziemowit ks. płocki 606
Zoerard-Swierad patrz Świe-

/ rad św.
Zofia siostra Rychezy 672

Zofia c. Bolesława Krzywo-

ustego 675

Żuł (Żuła) patrz Lambert H
Zwinimir kroacki 598

INDEKS NAZW GEOGRAFICZNYCH

Afryka 97
Akwileja m. 598, 689
Akwitania m. 275, 478, 47.9,

657 •
Akwizgran m. 43, 147, 275,

286, 356, 363, 638. 654, 655,

657—660
— klas,zt. św. Wojciecha 246,

260, 655. •
Alemure 236, 242, 343
Alpejski Wal 7
Alpy 8, 15, 16
Anglia 14, 24, 25, 100, 160,

168, 267, 534, 556, 559, 610
Apostolska Stolica 27, 195,

196, 234, 238, 245, 254, 333,

345, 346, 382, 527, 543
Apulia 147.

Arabowie 15, 147, 1>89
Arno rz. 241

Arrovais.e — kla&zt. 641
Augsburg m. 632
Auxerre m. 32
Ayellana — klaszt. 562

Awarowie 7, 9
Awarów państwo 9, 11
Awentyn — klaszt. św. Bo-
nifacego i Aleksego 260,
634, 637

Awontyński klaszt. św. Woj-
ciecha 332
Azja Wschodnia 7
— Przednia 263

Bałkany 15, 23, 29, 13fl, 216,

618, 620, 62.1
Bałtyk 24, 26, 28, 29, 155,

164, 165, 168, 169
Bamberga m. 384, 411, 572
Bamberskie biskupstwo 348
Bawaria 8, 93, 220, 258, 454,

633, 690
Bawarzy 8—10
Belgia 642, 689
Benewent 488
Besancon m. 555, 557, 559
.Bizancjum m. 15, 148, 215,

216, 265—267, 601, 621
Boemia patrz Czechy

748

Iłideks nazw geograficznych

Bolani patrz Polacy
Brandenburg (Brenna)- m.. 65, ,

154, 160, 189, 248
Braniborskie biskupstwo 65,

. 77 - -
Braniborz patrz Brandenburg
.Brauweiler 366, 534, 535, 564,

56S, 580, 584, 639, 640
— klaszt. św. Mikołaja 534,

536, 639 .. , ,
: Brema m. 555, 558
Bremeńsko-hamburska metropolia 10,
Brenner m. 8 •,
• Brescja 426:

Bruksela m. 672, 690
BrunszwiK (Brunswik) m. 580,

584

Brus patrz" Prusowie
Brytyjskie wyspy 98
Br.zewnów4claszt. 261
Brzeźnica patrz Jędrzejów
Bug rz. 74, 157, 197—201, 207,
212, 217, 307, 308, 318, 465,

469, 470

Bułgaria 141, 215, 621
Bułgarowie turscy 29
Bułgarskie państwo 24
Bułgarzy 29, 141 *
Burgundia97, 413, 683, 699
Burgundii królestwo 15
Burgundzi 8, 487 •
Busk m. ; 21.2
Bytom m. 678

Calbe — klaszt., 145
Capua m. 689, 690
Cbazarzy 159
Chełmińska ziemia 15, 243
309, 310, 324

Cidmi patrz Cydzyna
Oirnin patrz Cyrmina
Cividale m. 46, 705
Civitate m. 488
Ciara Tumba patrz Mogiła
Oluny — klaszt. 261, 332, 337,

366, 369, 548
Colonia patrz Kolonia ,
Compostella na.. 569
Craccoa patrz Kraków
Cracovitae patrz Krakowskie

księstwo
Cydzyna m. 54, 92, 109, 110, Ą
117—120, 134, 137, 138, 165, |
166, 201, 215, 623
Cydzyńska kasztelania 117
Cyrmina las 428
. Czarnomorskie stepy 341
Czechy 8—10, 42, 49, 52, 60,
64, 70—73, 75, 83, 85—87,
90, 92, 93, 126, 128, 143,
144, 152, 153, 165, 177, 179,
183—185, 187—189, 191,
193 —197, 199 — 203, 205 —
—210, 212, 213; 217, 219,
220, 243, 249, 258, 259,
261, 268, 277, 280, 282, 283,
286, 338, 362, 368, 370, 376,
377, 388, 399, 401, 403, 406,
412, 414—417, 420—423,
425, 428—430, 432, 433, 437,
443, 447—449, 451, 453—456,
458—461,/ 463, 465—467,
473—475; 477, 482, 483, 489J
490, 496—498, 505, 506, 508J
,509, 510, 515, 520, 521, 571"
577, 598, 601, 615, 616, 633,
634, 637, 645, 647, 681—686.
687
Czerfcden łaś 457

Indeks nazw geograficznych

749

Czerska enklawa 307

ziemia 310

Czerski archidiakonat 310 •
. Czerwień m. 74, 211, 217

Czerwieńska Ziemia 211

Czerwieńskie Grody 74, 75, 93,
157, 159, 203, 204, 207, 208,
211—213, 216—218, 243, 377

Czesi 10, 21, 28, 65, 71, 72,
85, 178,1, 184, 187, 191, 242,
252, 275, 284, 318, 402, 403,
407,417,418, 420—425, 441,
450, 451, 455, 461, 464, 494,

-•496—498, 504, 505, 518, 520,

- 561 " ,
Czeska/ludność 461

ziemia 420

Czeskie państwo 29, 50, 71,
72, 156, 199, 206, 428, 449

D,aci (Duńczycy?) 468

Dania 10, 27, 52,. 103, 107,
151, 160, 163, 168 —172,
176, 201, 204, 267, 275

Dijon 260, 366., 535, 635

opactwo św. Benigna 261,

366
Dniepr rz: 49, 216
Dniestr rz: 212, 216
Don rz. 159
Dunaj TZ. 215, 216, 486, 487
Dunajec rz, 203
Duńczycy 24, 103; i 167—169
Dutkirchien—- klaszt. św: Ma-
teusza i Jana 639
Dźwinogród m. 212

Ebersberg ni. 690
Egisheim m. 539
Eichstaedt m. 539

Ely — klaszt. w - Anglii 556

.Essen — klaszt. 639-

Europa 7, 9, 57, 142, 154,.
259, 277, 307, 332, -364,
378, 415, 4.16, 475, 477, 478,
507, 571, 597, 598,-658, 683,
684, 687, 689- -

północna 98, 558

północno-wschodnia 413

środkowa 189, 19.4, 43.2

zachodnia 89, 482

Flamandzi 568

Flandria 641

Finlandia 266

Fraga patrz Praga

Francja 14, 15, 24, 261, 267,

275, 482,; 507, 601, 602,

635, 647, 689
Francuzi 668
Frankfurt m. 149
Frankowie zachodni 8,, 97
Franków państwo 1.1
Friul 140, 659
Fulda — klaszt. 259, 634, 635

Gallia 559

Gdańsk m. 28, 128, 158, 161,
162, 239/305

Geldesdorp m. 383

Gembloux m. 641

Germańskie plemiona 8

Getae 468

Giecz (Gedsc). m. 403, 420,
421, 497

Giedczanie 420., 428, 460

Gnezden patrz Gniezno

Gniezno m, 23, 31, 74, 94,
95, 190, 192,, 203, 230—232,
236, 239, 240, 243, 250, 253,
254, 263, 264, 275, 276, 292,

750

Indeks, nazw geograficznych

294, 302—304, 311—314,
317—322, 325, 334, 339, 345,
346. 371, 392, 403, 409,
420—425, 449, 493, 494, 498,
502 503, 505, 518—520,
528—530, 532, 542, 551—554,
558, 573, 638, 654, 655,. 663,
677

Gnieźnieńska archidiecezja
301, 309—311, 525, 529

diecezja 305, 321, 324, 351

metropolia 228, 291, 295,
. 312, 392, 422

prowincja kościelna 192,
193, 230, 232, 254, 292,.
301—306, 309, 310, 313,
324, 325, 334, 345, 346,
409, 421—424, 529, 552,
560, 561, 564

prowincja metropolitalna
294, 344

Gnieźnieńskie arcybiskup-
stwo 292, 299, 302, 304; 309,
310, 530, 542, 543, 551, 553

biskupstwo 307, 523
Gnieźnieńsko-poznańskie

terytorium 228
,Goslar m. 384, 437, 477, 479—

481, 484, 540 -
Gostyńska ziemia 309,
Grecy 148, 160
Grodziec (Gradec) koło Opa-
wy 490

Haga m. 703

Halberstadzkie biskupstwo 262
Halla m. 10
Hamburg m. 160, 558, 559
Hamburskie arcybiskup-
stwo 167, 554

Hawela rz, 516,
Hawelberg m. 160, 248
Henryków — klaszt. cyster-
ski 647
Hesisegau m. 232
Hevelberg patrz Hawelberg
Hildesheim m. 689
Hirsau — klaszt. 549
Hiszpania 15, 18,. 97
Hobolanie 598

Hobolin patrz Hawelberg
Hrubieszów m. 211
Huczwa rz. 211
Hunowie 7

Iberyjski Półwysep 9
Irlandia 100, 534
Islandia 267

Jaćwingowie 52, 66, 152; 157
269, 271, 307, 315, 316, 374

Jeruzalem m. 327

Jędrzejów — klaszt. cyster-
ski 647

Jamsborg patrz Wolin

Jomsborczycy patrz Wolinia-
nie ,

Julin, Ju-mme patrz Wolin

Kalafonia 147

Kalisz m. 311

Kampania 260

Karpaty 26, 156, 203,242, 611

Kazimierz m. 621

Kijów ni. 64 159, 214, 267,

286, 377
Klasztor P. Marii w. Dolnej

Lotaryngii 536
Kłodzko m. 64
Kolonia m. 99 355, 532, 533,

Indeks nazw geograficznych

751

. 535—537, 539—541, 558, 563,
564, 566, 635--843, 663-

klaszt. św. Marcina 533

.klaszt. P. MaTii: 639

klaszt, św. Pantaleona 533
Kolońska archidiecezja 639,

prowincja kościelna 536,

635, 638, 640, 673
Kołobrzeg m. 161, 176, 239,

294, 304—306, 334.
Kołobrzeska diecezja 310
Kołobrzeskie biskupstwo 232,

307, 523
Konstantynopol m. 141, 159,

160, 216, 561
Koruntańcy 9
Krakowska dzielnica 191, 505

diecezja 306—309, 318, 321,
324, 351, 367, 544

ziemia 72, 73, 187, 205, 207,
243, 307, 309, 678

Krakowskie biskupstwo 192,
. 292, 304, 307, 308, 310, 313,
321, 322, 343, 349, 523—525,
536, 542—544, 551, 641, 689

księstwo 75, 308
Krakowszczyzna 64, 308
Kraków m. 33, 64, 65, 70—73,
75, 82, 83, 85, 159, 177,
187, 189—197, 199—207,
217, 219, 229, 230, 236,
241—243, 263, 264, 294,
304, 306—308, 311, 313, 314,
317, 318, 321, 334, 345, 362,
367, 402, 403, 409, 419, 420,
441, 461, 498, 502, 512,
517—520, 522, 526, 527, 532,
541—543, 545, 549, 550—553,
567. 568, 648, 649, 673, 677,
678, 688, 689, 706, 707, 709

Kroackie państwo 29

Krobia m. 259, 635

Krosno m. 117

Królestwo Neapolu i Sycylii

24. •

Kruszwica m. 32, 74, 311, 313
Kruszwickie biskupstwo. 621
Kujawian szczep 73
Kujawska diecezja 310

dzielnica 505

Kujawskie biskupstwo 302,
304, 307,, 349

terytorium 318
Kujawy 73, 74, 243, 302, 303,

309, 311, 324, 345, 445, 678
Kwedlinburg m. 135, 136, 153,

154, 188, 210, 215; 356, 437,

488, 489

Lachy 211,. 212

Lagow castrum patrz Łagów
Laon m. 569, 572, 642
Lateran 141, 537
Ląd —-klaszt. cysterski 647
Lech rz. 15, 184, 206, 207
Lechickie plemiona 10, 21, 26,
73, 75, 155, 170, 201, 610

szczepy- 26, 33, 58,, 67

Lednica jeż. 263, 469

Leodium m. 99—100, 260, 261,
535; 550, 564, 614, 630,
631, 634, 635—637, 641—643

Leodium — telaszt. św. Jaku-
ba 641

Leodyjska archidiecezja 522

diecezja 100, 636, 638, 639,

642, 673
Leodyjskie biskupstwo 535,

635
Lestkowice patrz Lecikaviki

752

Indeks nazw geograficznych

Libica m. 72, 73
Libice 183, 184, 209, 212, 213
Libickie księstwo 64; 65, 73,
184, 202, 214

lJici.kav.iki 56, 57; 103, 116,

117, 119, 127, 128 -•
LicikavikÓw kraik •114, 118,

120, 123, 124, 166

okręg plemienny 113,

plemię 114, 125
.—terytorium 116, 121;

ziemia 119, 126

Licykayiki patrz Licikaviki
Liege m. 363, 566, 636, por.
też Leoidium • •

Litwa 52; 66
, Litwini 316,. 468

Litwy ludy 315

Livilni patrz Wolin

Lombardia 97, 286

Longobardowie 140

Longobardzkie państwo 9
, Longu.m marę patrz Pomorze

Lotaryngia 413, 613, 683

Dolna 267, 536, 638

Górna 638

Lubin— klaszt. 565, 641
Lubuska ziemia 75, 243
Lubu&kie biskupstwo 302, 307,

312, 564 ;

Lubusz ni. 117, 118

Lugano m, 708

Luneburg — kiaszt. 42

Lundzer — klaszt. 558

Lungarno 241

Lungo Tevere 241

Lutyckie plemiona 103, 151,

164
Lutycy 61, 62, 86, 165, 170,

178, 180—182, 186, 187,

209,. 213, 224, 252, 400, 411
Lwów m. 547, 695

Łaba rz. 7—14, 16, 19—21, 49,
50, 66, 89, 117, 135; -144,
148, 152, 153, 177, 213, 24?,
248, 261, 286; 393, 399,-500,.
501, 682 ,

Łagów gród 311

Łekno — klaszt. cysterski "647

Łęczyca m. 309—313, 345, 445

opactwo 562
Łęczycan ziemia 74
Łęczycka ziemia 243

dzielnica 505 "
Łęczycki gród 261
Łużyce 49, 56, 57; 64, 69, 77,
.78, 84, 85, 87, 88, 104, 115, :

187, 377, 500,.501, 508, 516
Łużycka ziemia 187
Łużyczanie 28, 56, 76, 102, 127

Madziarskie państwo 685
Madziarzy 7, 15, 184, 307, 632
Maestricht m. 98, 630
Magdeburg (Magadaburg) m.
10, 90, 92, 101, 160, 178, 180,
181, 186, 195, 228, 230, 231,
248, 250, 251, 262, 272, 287,
.293, 329, 530—532, 542,

552, 553, 5S8, 561, 654,: 655
Magdeburska archidiecezja
248 —•

metropolia 89—92, 135, 214,
252 •

prowincja kośłyelna 91, ",|
261, 262, 272

prowincja metropolital —
na 243

sufragania 346

Indeks nazw geograficznych

753

Magdeburski związek metro-
politalny 293
Magdeburskie arcybiskup-

stwo 248, 251, 348, 551, 558.
Małogoszcz UL 310.
Małopolska 47, 74, 189, 243,

445, 677, 678
Mań wyspa 126
Manina w. 677, 678
Marcina św. klaszt. 565
Maritimi (Pomorzanie) 468
Mazovia patrz Mazowsze
Mazowiecka dzielnica 578, 667
Mazowieckie biskupstwo 304,

307, 309

księstwo 318, 442, 470

terytorium 318
Mazowszanie 465, 467, 468
Mazowsze 47, 66, 74, 75, 216,

243, 302, 303, 309, 311, 317,
• 324, 344, 345, 349, 382,

401—404, 406, 410, 416, 443,
445, 446, 462—466, 468—472,

475, 476, 479, 494, 497, 505,

507, 509, 521, 667—669, 680,

685, 688

Mediolan m. 413, 683, 690
Meklemburgia 516 ; ~>
Memleben — klaszt. 225, 226,

232, 233, 253, 259, 262, 634
Men rz. 149
Merseburg (Mersiburg) m. 14,

,17, 122, 178, 248, 252, 339—

341, 372, 380, 437, 466, 467,
471, 473, 481, 517, 540 :

Merseburskie biskupstwo 251,
252

Międzyrzecki erem 274, 327—,

329, 331—333, 337

Milczan kraj 181, 186—188, 202,
236, 243

ziemia 243
Milczanie 187, 617
Milsko 377

Milze patrz Milczan kraj
Miśnia 150, 151, 178, 181, 187,

211, 248, 455, 456, 467, 481,

500, 501, 508
Miśnieńska marchia 150
Mogilno — opactwo 349, 565
Mogiła — klaszt; cysterski 646,

647
Moguncja m. 93, 230, 249, 262,

293, 414, 449, 538, 555, 556,

684
Moguncka archidiecezja 209

— — metropolia 203

prowincja kościelna 229
Moguncki związek metropoli-
talny 136
Mogunckie arcybiskupstwo

193, 651
Momina w. 677
Monachium m. 698
Mongołowie 7

Monte Cassino — opactwo be-
nedyktyńskie 261, 332
Morawska Brama 73, 191, 207,

490
Morawskie biskupstwo 193,

203, 649
Morawy 73, 93, 136, 156, 184,

193, 197, 207, 229, 230, 377,

411, 508

Morze Bałtyckie patrz Bałtyk
— Czarne 160
, — Północne 168
Moskwa m. 703

48 Polska X — XI wieku

754

Indeks nazw geograficznych

Moza rz. 98, 256, 261, 566, 572,
632

t

Nakona kraj 195

Naumburg m. 453

Neapol m. 16

Neuss — klaszt. P. Marii 639

Niemcy 9, 10, 12, 14, 15, 25, 40,
48, 52, 57, 60, 61, 69, 77, 81,
84, 86—89, 92, 97, 103, 108,
109, 118, 132—136, 141—145,
148—150, 155, 166, 179, 183,
204, 209, 212—215, 220, 225,
247—249, 258, 268, 272, 275,
281, 282, 286, 355, 358, 360,
361, 368, 372, 373, 375, 376,
384, 385, 388, 390, 413—415,
423, 426, 427, 432—435, 438,
440, 441, 443, 444, 449,

. 452—454, 458, 461, 472, 474,
476, 479, 481—484, 486, 502,
505—508, 512, 514, 516, 520,
527, 538, 539, 540, 549, 561,
563, 568, 569, 574, 575, 585,
587, 600, 601, 623, 633—639,
645, 651, 661, 671, 680,
682—684, 687

Niemcy (naród.) 17, 19—21, 24,
28, 30, 49, 50, 62, 66, 76, 85,
108, 110, 122, 134, 144, 151,
153, 177, 179, 180, 182, 186,
187, 189, 210, 374, 378, 416,
442, 456, 476, 527, 543, 654

Niemiecka ziemia 88

Niemieckie królestwo 16, 50,
143

Niemieckie państwo 14—16,
19, 20, 77, 103, 113, 131, 135,
1-43, 155, 213, 214, 436, 511

Niemcza łużycka m, 183, 187

Nierstein m. 427 f:

Nivelles — klaszt. św. Ger—

trudy 639, 640, 672, 673
Niżyców żupy 117
Nordheim m. 178
Norici 511

Normandia 14, 24, 25, 267, 610
Normandia normańska 160
Normandzkie państwo 24
Normanie 24, 482, 488

skandynawscy 12
Norwegia 52, 160, 267, 479, 507,

559, 560, 601
Noteć rz. 113, 157, 166
Nowa Korbeja — klaszt. saski

51, 259, 634, 635
Nowogród m. 160
Nysa rz. 178

Obodrzyci 153, 195, 598

Obolin patrz Hawelberg

Odra (Oddera) rz. 7, 10, 13, 16,
19, 20, 26, 49, 50, 57, 65, 66,
77, 83, 89, 91, 105, 107,
113—117, 121, 135, 148, 156—
—160, 162, 164, 170, 175,
177—179, 181, 183, 186, 196,
213, 236, 239, 241—243, 247,
248, 261, 310, 461, 500, 508,
514—516, 570, 571

Ołomuniec m. 242

Opawa m. 490

Opawska dzielnica 490

Opawszczyzna 73

Opole m. 460

Ostrów na jeż. Lednicy 469

Ostrów n. Bugiem 469

Oświęcim m. 706, 709

Indeks nazw geograficznych

755

Panonia 9

Panońska kotlina 242 •

Paradyz (Paradisus) klaszt.

cysterski 646, 647
/Paryż m. 43, 690, 698
.Passawa m. 220
Peremysi patrz Przemyśl
Pereum pod Rawenną 328
Pfolede patrz Pohide
Pieczyngowie 152, 157, 216, 267,

340, 341
Pilica rz. 310
Pireneje 9

Płock m. 292, 311, 313, 641
Płocka kapituła 309
Płockie biskupstwo 302, 309,

349, 523, 526, 553, 564
Pobiedziska w. 469

Polacy 41, 187, 277, 278, 285,
286, 418, 429, 463, 487, 510,
563, 566. 569, 645, 649, 704

.Polan szczep 73<

-— kraj 74

ziemia szczepowa patrz
Wielkopolska

Polanie 309

Polańskie terytorium 228, 318

Polonia patrz Polska

Polska 19, 22—31, 41, 48—52,
56, 57, 60—63, 65—67, 69,
72, 76—78, 81, 82, 84—102,
105, 108, 109, 117—119, 122,
-125, 129, 132, 134, 135, 138,
142—145, 149—152, 155 162,
164, 165, 167—172, 176, 177,
181, 183—185, 187—189,
193—196, 200, 202, 203, 205,
209—215, 217, 220, 223,
225—234, 237—240, 243—248,
250, 251, 253—256, 258—262,

264, 266—268, 271—283,
285—287, 291—295, 297, 298,
301—305, 307, 315—318, 320,
321, 324—331, 333—342,
345—347, 349, 350, 359—363,
366, 368, 369, 371—381, 383—

397, 401—403, 406—4.08,
410—417, 419—423, 425,
426—439, 441, 443, 446, 447,
449—454, 457—464, 466, 468,
469, 471—475, 482, 484, 486,
489, 491, 493—498, 500—511,
513—518, 521, 522, 524, 526—

532, 534, 535, 539, 544, 548,
550—553, 555—572, 574, 575,
577, 578, 580, 583—585, 590,
595, 601, 603, 609—611, 615,
616, 618, 619, 621—623, 629,
631, 632, 634—645, 653, 654,
658, 659, 661—664, 666, 667,
669—673, 679, 681—687, 699,
700, 703, 704, 709

Polska ziemia 274

Polskie Królestwo 701

państwo 24, 25, 29, 71, 91,
93, 114, 115, 122, 123, 161,
166, 167, 677, 699

plemiona 33, 155

szczepy 33, 155

terytorium 107, 500, 632

ziemie 115, 176, 495, 634

Połabianie 20, 151

Połabie 19, 67, 152, 187, 204,

272 - •
Połabskie ludy 11, 50, 156

plemiona 50

Pomorani patrz Pómorzanie

i Maritimi
Pomorskie biskupstwo 564

plemiona 158

48*

75.6

Indeks nazw geograficznych

terytorium 165
P6morzanie 113, 269, 316, 368,

407, 425, 442, 445, 454, 459,
462, 466—472, 490, 494, 505,
509, 5]2, 684

Pomorze 19, 24, 26, 28, 29, 74,
83, 88, 94, 108, 114, 118,
121—123, 128, 147, 151, 157—
—159, 161, 162, 164, 166—
! —168, 170, 172, 173, 175, 176,
201, 216, 217, 233, 241—243,
271, 272, 287, 304, 305, 309,

341, 377, 401, 462, 463, 465,
471, 472, 475, 481, 505, 509,
510, 515, 523, 560, 565, 569,
601, 605, 611, 687, 688

Gdańskie 74, 158, 166, 169

Nadodrzańskie 74, 166

Nadwiślańskie 74, 166

północno-zachodnie 121

Przyodrzańskie 166

Wschodnie 74, 75, 158, 166,
" 169, 471

Zachodnie 74, 105, 108, 114,

117, 122, 158, 165, 166, 169,

570

Poprad rz. 203
Poważę patrz Wag prow.
Powiśle 341
Poznań m. 94, 250, 253, 278,

293, 294, 304, 311, 317, 318,

320, 321, 334, 346, 403, 424,

425, 493, 494, 502, 505, 518,

520, 522, 528, 532, 551, 552,

554, 685

Poznańska diecezja 305
Poznańskie biskupstwo 90, 101,

293, 307, 309, 523, 525
Póhlde m. 563, 574
Praga m. 70—73, 136, 160, 185,

193—195, 206, 212, 230, 275,
293, 415, 417, 423, 426, 427,
449, 450, 456, 488, 538, 572,
573, 633, 637, 684, 687
Praska diecezja 193

metropolia 527 ,
Praskie biskupstwo 193, 197,

198, 199, 203, 209, 212, 229,

258, 633, 684

Prusacy, Prussi patrz Prusowie
Pruska ziemia 241
Prusowie 105, 152, 157, 160,

161, 253, 269, 271, 278, 316,.

374, 468, 565
Prusów kraj (Prusse) 241
Prusy 24, 52, 62, 66, 121, 131,;

161, 167, 170, 195, 196, 236s

266, 315, 371, 560 “ "
Przemyśl m. 74, 75, 157, 159,

203, 204, 207, 208, 211—213,

216—218, 243, 310, 312

Quitilinguburch patrz Kwed-|
linburg

Rabanica (Rabaniza) rz. 487
Radisbona patrz Ratyzbona
Ratyzbona m. 90, 258, 338, 339, j

453, 456—460, 476, 483, 486, |

572, 634
Repcze patrz Rabanica
Ravensbruck m. 706
Rawenna m. 260, 276, 286“

325—328, 330, 331, 333, 336

337, 657, 662

klaszt. św. Romualda 238
Rawennateński erem 328
Rawennateńskie bagna 286
Redarowie 56, 103, 105, 107.(

Indeks nazw geograficznych

757

108, 115, 164, 165, 172, 201,
205

Redarów plemię 55, 78, 82
., Reichenau — klaszt. 275
i Ren rz. 9, 15, 34, 98, 99, 256,
261, 341, 427, 535, 566, 572,
632, 638, 639, 640, 643, 673

"Rokitnica rz. 427

Rosja 701

Rozprza m. 310

Rudawa w. 599

Ruś patrz Ruś

Rusini 28, 72, 105, 194,, 377,
468, 470

Ruskie biskupstwo 311 ""

państwo 24

Russe, Russia patrz Ruś

Ruś 18, 25, 28, 29, 31, 52, 70,
131, 152, 157, 160, 167,
194—196, 199, 203, 211—216,
218, 223, 224, 236, 241, 264,
266, 269, 271, 272, 286, 307,
315, 316, 340, 341, 362, 374,
377, 395, 401, 408, 431, 440,
441, 443, 444, 446, 464, 469,
476, 478, 496, 506—508, 510,
517, 570, 571, 577, 598, 601,
610, 618, 652, 686, 687

Rutheni patrz Rusini

Rzeknica rz. 17

Rzym m. 15, 16, 43, 57, 104,
139, 141, 146, 147, 185, 191,
234, 238, 240, 244, 245, 251,
260, 266, 268, 277, 284, 286,
303, 313, 334—337, 341, 392,
440, 447—450, 509, 528, 532,
537—539, 555, 557, 564, 569,
634, 657, 682, 689, 690, 698

Rzymskie cesarstwo 16, 49, 69,
143

Cesarstwo Narodu Niemiec-
kiego 77

terytorium 241

Saalfeid m. 381

Sabina 537

Saksonia 359, 384, 430, 516, 569,
580

Sala rz. 8, 247, 248

Salerno m. 572 ,

Salzburska prowincja kościel-
na 9

Salzburskie arcybiskupstwo 9

Samona Państwo 8

San rz. 74, 211, 212

Sandomierska ziemia 74, 678

Sandomierskie 677

księstwo 308

Sandomierszczyzna 74, 75, 308,

Sandomierz (Sandomir, Sando-
miria) 64, 74, 159, 243, 308“
309, 311—314, 322, 345, 349,
544, 677, 678

Sandomiritae patrz Sando-
mierskie księstwo

Santok m. 107

Sardynia 195, 234

Sasi 8—10, 19, 76, 107, 108, 152,
165, 179, 272, 429, 487, 553,
571, 661

Saski szczep 165

Saskie plemiona 13

szczepy 12

Saxonia patrz Saksonia
Schinesghe patrz Gniezno
Schweinfurt m. 267, 385—387
Schweinfurt m. 385
Sclavi patrz Słowianie
Selpula 178
Serbiszcze 117

758

Indeks nazw geograficznych

Serbskie państwo 29
Serbsko-chorwackó-słoweński

teren 618 -
Sieciechów — klaszt. 565
Sieradz m. 309—312, 445, 678
Sieradzan ziemia 74
Sieradzka dzielnica 505

ziemia 243
Sileo sadz. 647
Skalda rz. 256, 272, 632
Skandynawia 9, 25, 28, 30, 167,
362, 397, 507, 558, 560, 598,

610, 661, 670
Skandynawowie 24, 28, 30, 169,

627
Skandynawskie ludy 10, 52

kraje 601

Skrzynno m. 310

Słowaczyzna 200, 377

Słowianie 10—13, 17—21, 23,
24, 26, 50, 55, 56, 71, 84,
1-02—104, 116, 119, 127, 134,
135; 137, 144, 152, 154, 167,
. 194, 223, 273, 359, 417

alpejscy 9

lutyccy 104

nadłabscy 400

połabscy 11, 19, 49, 65, 66,
76, 153

zachodni 9, 19, 61, 66, 76,
374, 396, 397, 400, 475, 508,
627 : • • •,•,.

Słowianie załabscy 10, 13, 103,

Słowiańska ludność 8, 160

Słowiański kraj 617

Słowiańskie ludy 20, 30, 49, 50,
135, 139, 148, 213, 500, 599

plemiona 8, 10, 20, -26; 105,
116

państwo 422, 610, 682, 683

ciernie 16, 50

Słowiańszczyzna 7, 14, 17, 52,
135, 167, 273, 617, 618

połabska 12, 151

północno-zachodnia 395

wschodnia 374 •

zachodiua 67, 69, 170, 181,
202, 272, 286, 375, 414,

500

załabska 414, 684
Słupia w. 678
Słupian kraj 49, 56, 69, 76, 85,

181, 187, 188, 202
Słupianie 102, 127, 178
Sochaczewska ziemia 309
Soissons m. 690
Spicymierz m. 310, 678
Spira m. 538, 563
Sprewa rz. 178
Słabło 534

Stada (Stade) m. 178
St. Gilles en Proyence — opac-
two św. Idziego 569, 572
Styr rz: 197—201, 207
Suconia patrz Szwecja

Sulejów — klaszt. cysterski
w Czechach 647

klaszt. cysterski we, Francji
647 -

Sutria m. 537, 538
Sycylia 16, 147 , ~

Szczecin m. 158, 161, 169, 239,"
240, 305, 699

Szkoci 535

Szkocja 535

Szlezwik 160
.Szwabia 258, 261, 272, 633

Szwabska diecezja 632

Szwajcaria 15, 708

Szwecja 27, 52, 79, 131, 151,

.Indeks nazw geograficznych

759

160, 167, 169, 172, 176, 267,
320, 341, 555—557, 612
Szwedzi 167

Śląsk 47, 72, 75, 85, 126, 183,
187, 189, 191, 194, 201—204,

209, 243, 304, 306, 309, 317,
318, 320, 415, 416, 425, 427,

. 436, 437, 440, 442, 446, 447,
452, 458—461, 463, 465,
472—474, 476, 479, 483—489,
505, 506, 509, 515, 521, 527,
528, 680, 684, 685, 687, 688:

Śląska dzielnica 428, 473

ziemia 187
Ślepuły patrz Słupianie
Świętokrzyskie Góry 678
Św. Krzyż — klaszt. 565
/

Tatry 197
Toul m. 539
Trewir m. 690

klaszt. św. Maksymina 18,

214

Tritri patrz Tatry
Truso targ. w Prusach 161
Trybur m. 387, 388
Trzemeszno — klaszt. 562
Tuluza m. 690
Turskie plemiona 23
Turyn m. 388
Turyngia 8, 225, 231, 232, 339,

381
Turyngowie 8, 10
Turyngskie szczepy 12
Tuscja 154
TyberTz. 241
Tyniec — klaszt. 362, 535, 547,
549, 550, 561, 562, 565, 641

Ubaba lud 83, 164
Udine m. 46

Vaulsort m. 613

Voloini patrz Wielunianie

Vurta patrz Warta

Wag rz. 197, 200
Wag prow. na "Węgrzech 197,

,199

Walbeck m. 178, 387
Walencja m. 689
Waloni 568

.Wandalowie 97, 257:
JWaregowie 24, 25, 216
— duńscy 175
Warszawa m. 592, 702, 705—

707, 709
Warszawska ziemia 310
Warta rz. 26, 66, 75, 83,
110—117, 119—121, 123, 125,
126, 157, 165, 166, 394
Warty Ostrów w Poznaniu 264
Weltaba plemię słowiańskie

105
Wenecja m. 689, 690
Weszprym m. 221, 665
Węgry 41, 52, 136, 152, 184,
197, 203, 208, 218, 220, 221,
251, 266, 275, 286, 326, 338,
340, 362, 363, 368, 377, 389,
401, 429—432, 434, 443, 463,
466, 475, 482, 483, 485—488;

507, 509—511, 515, 570, 571,
573, 598, 601, 620, 621, 661,
666, 683, 687
Węgrzy 15, 28, 41, 207, 510
Wieleci 164, 165
Wielecki Związek 159, 165, 170,
206, 209, 213

760

Indeks nazw geograficznych

Wielkie Morawy 75, 198, 414,

627
Wielkomorawskie Państwo 12,

29, 198, 626
Wielkopolska 47, 73, 74, 94, 95,

243, 253, 403, 445/ 526
Wielunianie nadodrzańscy 105
Winiary w. 280
Wisła ,rz. 10, 26, 66, 75, 83,

157—159, 161, 162, 166, 170,

175, 241, 307—310, 345, 349,

394, 402, 406, 462, 470, 488,

494, 571
Wiślan księstwo 308

ziemia 64, 75, 308

Wiślanie 307

.Wiślica m. 308, 309

Wiślicki powiat 678

Włochy 9, 15, 16, 46; 57, 87,
107, 109, 134, 140, 148, 214,
238, 241, 286, 328, 329, 335,
373, 413, 426, 435, 437, 482,
484, 537, 561, 566, 567, 635,
681, 683, 690

południowe 24, 97, 147, 482,
610

środkowe 154

północne 9

Włocławek m. 621

Włocławskie biskupstwo 564

Włoska ziemia 435

Wolin m. 151, 158, 160, 161, 169,

170, 171, 172, 175, 176, 239,

305
Wolinianie 107, 151, 164, 165,

171—176, 201, 204

Wolińskie biskupstwo 307

Wołga rz. 159

Wołynianie patrz Wielunianie

Wrocław (Writizlav, Wróci-
sław) m. 190, 294, 304, 306,
311, 320, 321, 334, 403, 425,
460, 483, 485, 488, 489, 502,
528, 529, 551—553, 562, 668,
669, 685, 690

opactwo Sw. Marcina 641

Wrocławska diecezja 527

Wrocławskie biskupstwo 317,
318, 321, 350, 485, 523, 561,
649

Wschodniofrankońskie pań-
stwo 14

Wschodnioniemieckie plemiona
12

Wyślą patrz Wisła

Zachodmofrankońskie państwo

15 ;

Zaitz patrz Zytyce
Zawichost m. 311
Zehden-Cydzyna patrz Cydzy-

na ,
Ziemia św. 327, 569
Złotnik! w. 280
Zweifalten 572, -673

Zamów m. 310
Zytyców żupy 117
Zytyce 248
Żydzi 18, 283

SPIS ILUSTRACJI
(Fotografie T. Biniewski)

Posążek drewniany rogatego bóstwa z Ostrowa na
jeziorze Lednicy, zapewne X—XI w. Orygi-
nał w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu po s. 32

Płyta z ornamentem plecionkowym z wykopalisk na
Wawelu w Krakowie, w. XI. W zbiorach Mu-
zeum Historii Wawelu .. po s. 48

Skarb monet srebrnych z drugiej połowy XI w.,
odkryty w Słuszkowie, pow. Kalisz. Ze zbio-
rów PMA .......... po s. 112

Sierp jeździecki w oprawie kościanej, XI w. pos. 128

Wpis dokumentu zwanego Dagome iudex w ręko-
pisie Cod. Camerac. lat. 554 z drugiej połę-
wy XII w. (Fot.) ..... po s.240

Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w awersie
popiersie z koroną na głowie i mieczem w ręce.
(Powiek, ok. 1:5). Ze zbiorów PMA po S. 256

Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w rewersie "
architektura kościelna o. trzech kopułach. Po-
wiek. ok. l :5). Ze zbiorów PMA po s. 368

Grodzisko oraz ruiny palatium i kaplicy pałacowej
na Ostrowie jeziora Lednicy, X — XI w., widok
z lotu. (Fot.) po s. 384

762

Spis iltistrocji

-Grodzisko oraz ruiny palatium i kaplicy pałacowej
na Ostrowie jeziora Lednicy, X—XI w, widok
z wnętrza ruin kaplicy. (Fot.) ....
Bóstwo pogańskie ze Słupska • • •
Grodzisko mazowieckie IX—X w. (Proboszczowice,

pow. Płock). Ze zbiorów PMA
Naczynia gliniane polskie VII—X w. Ze zbio-
rów PMA • • •• • • •

po s. 480
po s. 496

po S. 640
po s. 656

SPIS RZECZY

Mieszka I ............ 5

I. Warunki polityczne Słowiańszczyzny między Łabą

a Odrą ............ 7

II. Bod piastowski ......... 22

III. Sprawa-BrzyJęcia chrześcijaństwa_. ... 48

IV. Państwo Mieszka" I i pierwsze lata rządów 69
V»—Stosunki Mieszka z. cesarstwem. Trybut polski. Sto-
sunki z cęsarsfweta_za_pttona H .... 102

VI. Współpraca z regencją cesarzowej Theofano. Sprawa Pomorza ...... """". 147

VII. Wojna polsko-czeska r. 990. Sprawa przynależności

Krakowa .. ..... 177

VIII. Utrata Przemyśla i Grodów Czerwieńskich. Stosunki

z Węgrami. Rodzinne stosunki dynastii 208
IX.. Stosunki kościelne. Stosunki z papiestwem. Dagome -t(tdeŁQsródkTzycia koscieln.ego-a-Eolska ~" 225
X. Skutki społeczne, polityczne i kulturalne przyjęcia

chrześcijaństwa ......... 265

O zaginionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego

289

764

Spis rzeczy

Kazimierz Odnowiciel 1034—1058 ..... 353

Wstęp ............ 355

I. 1034 —1037. Odjazd Rychezy. Reakcja tzw. pogań-
ska, bunt Miesława, najazdy Pomorzan. Ucieczka
Kazimierza ... 380

II. 1038. Najazd Brzetysława. Pobyt Kazimierza na

obczyźnie i powrót do kraju 411

III. 1039 —1041. Pierwsze kroki w kraju. Małżeństwo
z Dobroniegą i przymierze z Rusią. Działalność
w Rzymie i Niemczech. Wojny Henryka HI z Brze-
tysławem i ich skutki ... 440

IV. 1041 —1047. Miesław, Mazowsze i jego stosunki
z Pomorzem. Wojna Kazimierza z Pomorzanami; •
Odzyskanie Mn7t?WBi7.i_ .. 462

V. 1039—1054. Stosunki Kazimierza z Henrykiem III

do r. 1046. Walka o odzyskanie Śląska 473
VI. “Odnowiciel". Straty i klęski Polski w pierwszych

latach rządów Kazimierza. Praca wewnętrzna Ka-
zimierza Odnowiciela. Kościół polski za czasów
Kazimierza .......... 491

VII. 1054—1058. Ostatki rządów. Śmierć Kazimierza;

Jego stosunki rodzinne 574

Dodatki •. 579

£> imionach piastowskich do końca XI wieku • 593

Uzupełnienia 677

O zaginionej metropolii czasów Bolesława Chro-
brego ... 677

Kazimierz Odnowiciel 1034 —1058 678

Posłowie 691

Bibliografia prac Stanisława Kętrzyńskiego 713
Spis wykładów, ćwiczeń i seminariów uniwersyteckich

Stanisława Kętrzyńskiego 725

Indeks osób 728

Indeks nazw geograficznych 747

Spis ilustracji 761

219
239
380
457
531
546
556
603
677
678
680
689
721
741

WAŻNIEJSZE DOSTRZEŻONE BŁĘDY

Wiersz

od
góry

11

10
16

13

2
19

od
dołu

14

1
11

Jest

Gyulii

Jest to rzeczywiście

Por. wyż. s. 517. :

honorificautia

Leon XI

przeze mnie 210

corum

w XII w. ",

Monima

Meczzlaus

suppliceim

Koncjana

Les origenes

Piotr Diamiani

S. Kętrzyński, Polska X—XJ wieku.

Powinno być

Gyuli

Jest to oczywiście

Por. wyż. przyp. 3.

honorificantia

Leon IX

przeze mnie 224

eorum

w XII w. ",

Momina

Meczsiaus

supplicium

Kancjana

Les origines

Piotr Damiani



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kętrzyński Polska 11 wieku
Polska w XIX wieku przeszęa trzy najwa+niejsze powstania, wszystko do szkoly
Kolej polska w XIX wieku
POLSKIE DZIEJE, POLSKA ZŁOTEGO WIEKU, POLSKA "ZŁOTEGO WIEKU"
POLSKA XVII WIEKU, Testy, sprawdziany, konspekty z historii
Przedstaw kulturę polską XIX wieku na tle ówczesnych kierunków w kulturze europejskiej
Sztuka polska XX wieku w edukacji plastycznej
Wybieraja?zrobocie Polska 11 '
04.Polska złotego wieku, 12.PRACA W SZKOLE, ZSG NR 4 2008-2009
Polska w XIX wieku przeszęa trzy najwa+niejsze powstania, wszystko do szkoly
Tazbir Janusz Polska XVII wieku
POLSKA ZŁOTEGO WIEKU powtórzenie
Poezja polska XVIII wieku Zdzisław Libera Franciszek Dionizy Kniaźnin(1)
KULTURA POLSKA W XIX WIEKU
Przyroda polska 11 2011 Buduja ekologiczny dom ze slomy i gliny Ochrona przyrody
kl VI Polska złotego wieku