Czarne zwierciad艂o 逝俹艣膰

Tytu艂 : Schwarzer Spiegel

Autor: Maxine

Beta: Kaczalka

T艂umaczenie: Donnie

Rating: NC-17

Gatunek: angst

Ostrze偶enia: gwa艂t, sceny erotyczne

Kanon: wypoczywa pod palmami; ostatni uwzgl臋dniony tom: HPiZF

Romance/Drama - Harry P. & Draco M.

Do orygina艂u: http://www.fanfiction.net/s/6498650/36/Czarne_zwierciado





Czarne zwierciad艂o,

nie rozpoznaj臋 siebie w twej toni.

Jedyne, co widz臋,

to jego oczy:

bram臋 wiod膮c膮 w otch艂a艅

jego duszy.

A w niej okrucie艅stwo,

kt贸rego zazna艂 za moj膮 przyczyn膮.

Spalam si臋 wi臋c

w piekielnym ogniu winy*.



CZARNE ZWIERCIAD艁O



Rozdzia艂 pierwszy



Nie chodzi o to, czy mog臋 ci wybaczy膰,

ale o to, czy ty mo偶esz wybaczy膰 sobie.



By艂o mu niezno艣nie gor膮co. Ci臋偶ki, solidny materia艂, z kt贸rego uszyto jego aurorsk膮 szat臋, przywiera艂 do cia艂a, gdy przedziera艂 si臋 pospiesznie przez le艣ny g膮szcz. Witki bi艂y go po twarzy, pozostawiaj膮c krwawe pr臋gi na policzkach. Dysz膮cy oddech i odg艂os 艂amanych pod stopami ga艂膮zek rozbrzmiewa艂y nienaturalnie g艂o艣no w ciszy Zakazanego Lasu.

Bujne wierzcho艂ki drzew przepuszcza艂y zaledwie odrobin臋 ksi臋偶ycowego 艣wiat艂a. Ale nawet gdyby by艂o ja艣niej i tak zobaczy艂by niewiele. Jego okulary przepad艂y ju偶 ca艂膮 wieczno艣膰 temu gdzie艣 w g臋stym poszyciu. Przez moment czu艂 ca艂kowit膮 bezradno艣膰, kt贸ra nakazywa艂a mu si臋 po prostu podda膰. W ostatnim akcie rozpaczy uda艂o mu si臋 pokona膰 panik臋 i zmusi膰 do dalszego biegu.

Nie wiedzia艂, w kt贸rym kierunku ucieka, orientacj臋 straci艂 ju偶 jaki艣 czas temu. Rzuci艂 szybkie spojrzenie przez rami臋, 偶eby sprawdzi膰, czy nadal go 艣cigaj膮. Nie widzia艂 nic opr贸cz rozmytej ciemno艣ci, jednak wyra藕nie wyczuwa艂 ich obecno艣膰. Byli tam i nieprzerwanie skracali dystans. Powoli, ale nieub艂aganie.

Odegna艂 pokus臋 odwr贸cenia si臋 i pos艂ania kilku kl膮tw prosto w t臋 straszn膮, wszechobecn膮 czer艅 lasu. Dobrze wiedzia艂, 偶e to nic nie da. Musia艂by mie膰 sporo szcz臋艣cia, 偶eby na o艣lep trafi膰 kt贸rego艣 z nich. A ju偶 na pewno zdradzi艂by tym miejsce, w kt贸rym si臋 znajdowa艂. Przez moment wydawa艂o mu si臋, 偶e s艂yszy cichy 艣miech, jakby na potwierdzenie w艂asnych my艣li. Nie by艂 jednak w stanie powiedzie膰, sk膮d 贸w d藕wi臋k dochodzi艂.

Gdy ponownie przyspiesza艂 kroku, powr贸ci艂o pe艂ne obaw wspomnienie o Ginny Weasley i Terrym Bootcie, kt贸re do tej pory uda艂o mu si臋 ignorowa膰. Modli艂 si臋 w duchu, aby dwojgu pozosta艂ym aurorom z jego grupy, wys艂anym wraz z nim na misj臋, uda艂o si臋 zbiec bez szwanku. By膰 mo偶e zdo艂aj膮 nawet 艣ci膮gn膮膰 pomoc, gdy on sam wpadnie w 艂apy 艣miercio偶erc贸w. Z ka偶d膮 chwil膮 narasta艂o w nim bowiem przekonanie, 偶e nie zdo艂a tego unikn膮膰, co najwy偶ej nieco op贸藕ni膰. Przypomina艂o to niemal jak膮艣 gr臋. Perfidn膮 gr臋, polegaj膮c膮 na 艣ciganiu go po Zakazanym Lesie, tak jak stado drapie偶nik贸w pod膮偶a za swym 艂upem.

Zatrzyma艂 si臋 nagle i mocno zmru偶y艂 oczy. Zdawa艂o mu si臋, 偶e przez g膮szcz krzak贸w widzi migocz膮ce 艣wiate艂ko. Serce zabi艂o mu mocniej. Czy to mo偶liwe, 偶e naprawd臋 uda艂o mu si臋 dobiec do skraju lasu? I 偶e to 艣wiate艂ko bi艂o z chatki Hagrida?

Pozosta艂o tylko kilka krok贸w. Poczu艂 iskierk臋 nadziei. Jeszcze tylko par臋 sekund, a b臋dzie bezpieczny. A mo偶e to鈥?

Nie zd膮偶y艂 doko艅czy膰 my艣li. Zakl臋cie mocno uderzy艂o go w plecy i rzuci艂o nim o ziemi臋. Nie zdo艂a艂 ju偶 poczu膰, jak upada.


***


Gdy odzyska艂 przytomno艣膰, bola艂a go ka偶da ko艣膰. Siedzia艂 na pod艂odze, plecami oparty o 艣cian臋. Jego d艂onie by艂y skr臋powane. Czu艂 zapach st臋chlizny. Powietrze przepe艂nia艂a zimna, przenikaj膮ca go na wskro艣 wilgo膰. Otworzy艂 oczy i gwa艂townie mrugaj膮c spr贸bowa艂 rozpozna膰 otoczenie.

Pomieszczenie, w kt贸rym si臋 znajdowa艂, by艂o niewielkie i o艣wietlone md艂ym blaskiem lampy. Przez chwil臋 przyzwyczaja艂 si臋 do jasno艣ci, by nast臋pnie z bolesn膮 pewno艣ci膮 stwierdzi膰, 偶e na pewno nie trafi艂 do chatki Hagrida.

Wygl膮da艂o na to, 偶e zaci膮gn臋li go do starej kapliczki stoj膮cej w sercu Zakazanego Lasu. Jedynie kamienny o艂tarz stawi艂 op贸r z臋bowi czasu. Pozosta艂e elementy dawnego wyposa偶enia by艂y zmursza艂e i rozsypuj膮ce si臋 w proch. Ze 艣cian z cichym odg艂osem kapa艂a woda.

I byli tu jego prze艣ladowcy. Pocz膮tkowo przypominali bezkszta艂tn膮, gro藕n膮, czarn膮 mas臋, zbli偶aj膮c膮 si臋 powoli w jego kierunku. Po chwili ich twarze zacz臋艂y nabiera膰 kszta艂t贸w. Nie nosili kaptur贸w. M贸g艂 rozpozna膰 tylko czterech z nich.

Antonin Do艂ohow. Augustus Rookwood. Wystarczaj膮co cz臋sto widywa艂 ich zdj臋cia w prasie osiem lat temu, kiedy uda艂o im si臋 zbiec z Azkabanu. Rysy ich twarzy zapad艂y mu g艂臋boko w pami臋膰.

Thomas Avery. Timothy Nott. Ich usta, wygi臋te w pogardliwym grymasie. Twarze nasuwaj膮ce na my艣l maski.

Tym razem wpad艂a nam w sie膰 niez艂a rybka 鈥 stwierdzi艂 Avery cynicznie i wykona艂 krok w jego stron臋. 鈥 Witamy w piekle, Harry Potterze.

Nie by艂o mu 艂atwo wsta膰 z obola艂ym cia艂em i sp臋tanymi na plecach r臋kami. Dokona艂 tego dopiero przy drugiej pr贸bie. Nie przeszkadzali mu, przygl膮daj膮c si臋 w milczeniu jego wysi艂kom. Dr偶膮c wspar艂 si臋 o 艣cian臋 i spojrza艂 ponad Averym w kierunku drzwi, gdzie w艂a艣nie pojawi艂 si臋 kolejny 艣miercio偶erca, m艂odszy od pozosta艂ych. Jasne, wilgotne kosmyki przywar艂y do jego czo艂a. Harry poczu艂 nag艂y wewn臋trzny skurcz. Przez kilka sekund wytrzymywa艂 beznami臋tne spojrzenie nieruchomych, szarych oczu, po czym odwr贸ci艂 g艂ow臋. Nie powinien da膰 niczego po sobie pozna膰. W 偶adnym wypadku nie m贸g艂 zdradzi膰 Malfoya.

Harry nigdy nie w膮tpi艂 w to, 偶e Draco Malfoy kt贸rego艣 dnia przy艂膮czy si臋 do zwolennik贸w Lorda Voldemorta. Kariera 艣miercio偶ercy by艂a wr臋cz wpisana w jego 偶yciorys. Jednak potem nadszed艂 moment, w kt贸rym pogl膮dy Harry鈥檈go musia艂y zosta膰 gruntownie zrewidowane. Fakt, 偶e by艂y 艢lizgon po niewyja艣nionej 艣mierci swego ojca zmieni艂 strony i zacz膮艂 pracowa膰 dla Dumbledore鈥檃 i Zakonu Feniksa w charakterze szpiega, wytr膮ci艂 go pocz膮tkowo z r贸wnowagi. Nigdy nie dowiedzia艂 si臋, co sk艂oni艂o Malfoya do takiej decyzji. Ten z kolei nie m贸wi艂 zbyt wiele, gdy spotykali si臋 w kwaterze g艂贸wnej Zakonu, co zreszt膮 zdarza艂o si臋 i tak bardzo rzadko. Obaj doro艣li, ale ich wzajemne stosunki od chwili zako艅czenia nauki w Hogwarcie nie uleg艂y wi臋kszej zmianie. Dawna wrogo艣膰 nie pozwala艂a si臋 tak 艂atwo przezwyci臋偶y膰, podobnie jak nieufno艣膰. Harry cz臋sto zadawa艂 sobie pytanie, sk膮d Dumbledore bra艂 pewno艣膰, 偶e Malfoyowi naprawd臋 mo偶na wierzy膰. A co do tego, 偶e dyrektor mu ufa艂, nie by艂o najmniejszych w膮tpliwo艣ci.

Co chcecie ze mn膮 zrobi膰? 鈥 Z wysi艂kiem pozby艂 si臋 dr偶enia w g艂osie. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂 im pokaza膰, 偶e wn臋trzno艣ci skr臋ca艂y mu si臋 w艂a艣nie ze strachu. Nie b臋dzie b艂aga艂 o lito艣膰, tego by艂 absolutnie pewien.

Co z tob膮 zrobimy? 鈥 Rookwood wykrzywi艂 usta w sadystycznym grymasie. Przeni贸s艂 taksuj膮ce, lekko gor膮czkowe spojrzenie na doln膮 cz臋艣膰 sylwetki Harry鈥檈go. 鈥 Zem艣cimy si臋 troszeczk臋. Za to, 偶e Zakon i ty znowu zdo艂ali艣cie pokrzy偶owa膰 plany Czarnego Pana. 鈥 Jego u艣miech znik艂, a w oczach zamigota艂a nienawi艣膰.

Harry obserwowa艂 z usilnie zachowywanym spokojem odra偶aj膮c膮, pokryt膮 bliznami po ospie twarz Rookwooda. Zaledwie kilka dni wcze艣niej Voldemort poni贸s艂 ci臋偶k膮 pora偶k臋 w potyczce z Dumbledore鈥榚m i cz艂onkami Zakonu. Starcie mia艂o miejsce w Zakazanym Lesie. Ginny, Terry i on zostali tam wys艂ani, by zbada膰 艣lady pozosta艂e po bitwie.

Macie zamiar mnie zabi膰? 鈥 Zdziwi艂 si臋, jak beztrosko zabrzmia艂y jego w艂asne s艂owa. St臋ch艂a wo艅 unosz膮ca si臋 w kapliczce przyprawia艂a go o md艂o艣ci.

Mo偶esz by膰 tego pewien 鈥 wtr膮ci艂 Do艂ohow g艂osem, w kt贸rym pobrzmiewa艂a ponura rado艣膰. Jego blada, szarawa sk贸ra sprawia艂a wra偶enie trupiej. 鈥 Ale zanim to si臋 stanie, zabawimy si臋 nieco鈥 鈥 Jego 艣mierdz膮cy oddech owion膮艂 twarz Harry鈥檈go, zmuszaj膮c go do zamkni臋cia oczu z obrzydzenia. 鈥 Rozbierzcie go! 鈥 rozkaza艂 szorstko.

Harry poczu艂 si臋 tak, jakby kto艣 da艂 mu kopniaka w 偶o艂膮dek. W u艣miechu Do艂ohowa by艂o co艣 diabolicznego i nieskrywanie po偶膮dliwego. Pozostali 艣miercio偶ercy wydali z siebie cichy chichot. Przera偶enie zala艂o go zimn膮 fal膮. Nie m贸g艂 zrobi膰 niczego. By艂 ca艂kowicie bezsilny.


***


Cholera, cholera! Twarz Dracona nie wyra偶a艂a wprawdzie 偶adnych emocji, ale ca艂e jego wn臋trze trz臋s艂o si臋 z niepokoju. Od kilku minut usilnie wyt臋偶a艂 m贸zg, jednak nie przychodzi艂o mu na my艣l nic, co mog艂oby pom贸c uratowa膰 Pottera bez nara偶ania si臋 na demaskacj臋, co z kolei oznacza艂oby pewn膮 艣mier膰. Dlaczego Fudge musia艂 wys艂a膰 trzech m艂odych auror贸w do Zakazanego Lasu bez 偶adnego innego wsparcia? Ten facet by艂 naprawd臋 chodz膮c膮 niekompetencj膮. To, 偶e Czarny Pan zosta艂 niedawno mocno os艂abiony, nie oznacza艂o, i偶 reszta 艣miercio偶erc贸w przesta艂a by膰 niebezpieczna.

Widzia艂 strach na obliczu Pottera, cho膰 ten stara艂 si臋 go z ca艂ych si艂 ukry膰. Ta wyrazista twarz, teraz pozbawiona okular贸w, wydawa艂a si臋 wra偶liwa i 艂atwa do zranienia. Draco poczu艂 co艣 na kszta艂t wsp贸艂czucia. Owszem, wiele razy w 偶yciu pragn膮艂, 偶eby Pottera poch艂on臋艂o piek艂o, jednak zbiorowego gwa艂tu w wykonaniu 艣miercio偶erc贸w nie 偶yczy艂by najgorszemu wrogowi. Zadr偶a艂 na my艣l o tym, 偶e nigdy nie obchodzili si臋 艂agodnie ze swoimi ofiarami.

W czasie, gdy gor膮czkowo my艣la艂, Timothy Nott jednym skini臋ciem r贸偶d偶ki pozbawi艂 Harry鈥檈go ubrania. Draco zamruga艂. Nie zamierza艂 na to patrze膰, 偶eby nie pog艂臋bia膰 upokorzenia Pottera. Ale po prostu nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od tego wspania艂ego, nagiego cia艂a.

Za czas贸w szkolnych Potter by艂 raczej niewysoki i w膮t艂y. Teraz sta艂 przed nim doskonale zbudowany m臋偶czyzna, kt贸rego cia艂o dawa艂o 艣wiadectwo ostremu fizycznemu treningowi Akademii Auror贸w. Panuj膮cy ch艂贸d unosi艂 drobne w艂oski porastaj膮ce jego sk贸r臋. Draco zwil偶y艂 wyschni臋te usta j臋zykiem, czuj膮c pal膮ce pragnienie dotkni臋cia Pottera. Jego palce zadr偶a艂y. Zdawa艂o mu si臋, 偶e traci rozum. Pragn膮艂 Harry鈥榚go. Zawsze go pragn膮艂. Dopiero widok, kt贸rego w艂a艣nie do艣wiadczy艂, nakaza艂 mu zrozumie膰, 偶e nie m贸g艂 d艂u偶ej zaprzecza膰 temu faktowi.

Potter trzyma艂 g艂ow臋 prosto i ani na sekund臋 nie spuszcza艂 wzroku ze swych prze艣ladowc贸w. Nawet w takiej sytuacji potrafi艂 zachowa膰 resztki godno艣ci. Draco nie m贸g艂 oprze膰 si臋 uczuciu podziwu.

To wszystko, co umiecie? 鈥 G艂os by艂ego Gryfona emanowa艂 ch艂odem i opanowaniem. Najwyra藕niej nie zamierza艂 u艂atwia膰 im zadania. Chcia艂 zademonstrowa膰, 偶e nie da si臋 tak 艂atwo z艂ama膰.

Rookwood skrzywi艂 k膮ciki ust w rozbawieniu.

To zaledwie pocz膮tek 鈥 zachichota艂. 鈥 A teraz mo偶esz wybiera膰.

Co wybiera膰? 鈥 wyrzuci艂 z siebie Harry.

Dziobaty 艣miercio偶erca przybli偶y艂 si臋 do Pottera i niemal pieszczotliwie przesun膮艂 obiema d艂o艅mi po jego nagiej piersi. Harry cofn膮艂 si臋 na mokr膮 艣cian臋. Jego usta trz臋s艂y si臋 lekko, a oczy rozwar艂y szeroko. Draco poczu艂 narastaj膮cy gniew, jednak nakaza艂 sobie zachowa膰 spok贸j. W tej chwili nie istnia艂o nic, co m贸g艂by zrobi膰 dla Pottera. Oczy Rookwooda rozb艂ys艂y rado艣nie.

Mo偶esz wybra膰, kto ci臋 we藕mie 鈥 wyszepta艂 mu wprost do ucha. 鈥 A pozostali b臋d膮 si臋 temu przygl膮da膰. 鈥 Draco zobaczy艂, 偶e i tak ju偶 bia艂y Potter poblad艂 jeszcze bardziej. Zacz膮艂 si臋 te偶 wyra藕nie trz膮艣膰. Ale nadal trzyma艂 si臋 imponuj膮co prosto. Spogl膮da艂 od jednego 艣miercio偶ercy do drugiego. Przez moment omi贸t艂 wzrokiem oczy Dracona. Jego ust nie opu艣ci艂 najmniejszy d藕wi臋k. Najwyra藕niej wypowied藕 Rookwooda odebra艂a mu mow臋. 鈥 Decyduj si臋 szybko, m贸j pi臋kny. W innym razie b臋dziesz przechodzi艂 z r膮k do r膮k. 鈥 Zimny 艣miech wype艂ni艂 niewielkie pomieszczenie, odbijaj膮c si臋 od kamiennych 艣cian. Draco ujrza艂 groz臋 wygl膮daj膮c膮 z oczu Harry鈥檈go i w dziwny spos贸b sprawi艂o mu to niemal fizyczny b贸l. Sekundy przeci膮ga艂y si臋 w niesko艅czono艣膰. Potter odchrz膮kn膮艂 i powiedzia艂 co艣, co dotar艂o do nich zaledwie jako ciche mamrotanie. 鈥 Musisz m贸wi膰 wyra藕niej, je艣li mamy ci臋 zrozumie膰. 鈥 Rookwood zdawa艂 si臋 upaja膰 sytuacj膮. Draco przekl膮艂 go w my艣lach.

Harry na chwil臋 zamkn膮艂 oczy i g艂臋boko wci膮gn膮艂 powietrze.

Wybieram Malfoya 鈥 odrzek艂 g艂o艣no i odwr贸ci艂 wzrok. Jego policzki p艂on臋艂y.

艢miercio偶ercy zaszemrali. Rookwood za艣mia艂 si臋 nienawistnie.

Draco zastyg艂 z przera偶enia. Jego serce wali艂o niczym m艂ot. Wydawa艂o mu si臋, 偶e kto艣 usun膮艂 mu ziemi臋 spod st贸p, a wszystko si臋 dziwnie zachwia艂o. My艣li zawirowa艂y mu w g艂owie, nie pozwalaj膮c si臋 zatrzyma膰. Niemal偶e nie zauwa偶y艂, 偶e reszta 艣miercio偶erc贸w przygl膮da mu si臋 wyczekuj膮co.

Doskona艂y wyb贸r 鈥 o艣wiadczy艂 Do艂ohow z grymasem na twarzy. 鈥 Najwy偶szy czas, 偶eby ch艂opak zebra艂 kilka鈥 praktycznych do艣wiadcze艅. 鈥 Poklepa艂 go zach臋caj膮co po ramieniu. Draco drgn膮艂. 鈥 Tylko nie b膮d藕 zbyt delikatny! 鈥 doda艂 gro藕nie.

Usta Malfoya by艂y tak suche, jakby od dawna niczego nie pi艂. Obaj znale藕li si臋 w sytuacji bez wyj艣cia. Draco prze艂kn膮艂 艣lin臋, wyst膮pi艂 z kr臋gu 艣miercio偶erc贸w i trz臋s膮c si臋 w kolanach ruszy艂 w stron臋 Harry鈥榚go. Stara艂 si臋 patrze膰 tylko na jego twarz. W oczach Pottera rozb艂ys艂a wyra藕na panika鈥



* Wszystkie motta i cytaty bez podania 藕r贸d艂a s膮 w艂asnym pomys艂em autorki.



Rozdzia艂 drugi



Kiedy b臋dziesz zn贸w m贸g艂 patrze膰 w lustro bez poczucia winy?

Dopiero wtedy, gdy ty b臋dziesz m贸g艂 mi spojrze膰 w oczy bez strachu.



Czu艂, jak spojrzenia pozosta艂ych 艣miercio偶erc贸w wbijaj膮 mu si臋 w plecy. Nie s艂ysza艂 偶adnego d藕wi臋ku pr贸cz szumu w艂asnej krwi w uszach i cichego kapania wody. Kapliczka zaton臋艂a w nienaturalnym spokoju. Ka偶dy z obecnych wstrzyma艂 oddech w oczekiwaniu tego, co mia艂o za chwil臋 nast膮pi膰.

Draco wiedzia艂, 偶e nie wolno mu si臋 w najmniejszym stopniu zawaha膰 ani okaza膰 strachu. Kosztowa艂o go to wiele wysi艂ku. Serce 艂omota艂o mu o 偶ebra. Jeszcze tylko jeden jedyny krok dzieli艂 go od Harry鈥榚go. Opar艂 r臋ce o jego ramiona, przycisn膮艂 go w艂asnym cia艂em do kamiennej 艣ciany, staraj膮c si臋 w ten spos贸b zas艂oni膰 jego nago艣膰 przed ciekawskimi spojrzeniami 艣miercio偶erc贸w. Ciep艂o nieos艂oni臋tej niczym sk贸ry wywo艂a艂o elektryzuj膮ce mrowienie w czubkach palc贸w, wysy艂aj膮c do jego 偶y艂 gor膮c膮, podobn膮 do uderzenia pr膮du fal臋. Tak bardzo t臋skni艂 za blisko艣ci膮 tego cia艂a, nie wiedz膮c, jak wysok膮 cen臋 przyjdzie mu zap艂aci膰 za urzeczywistnienie tego marzenia.

Harry zadygota艂, nie wiadomo, czy w reakcji na dotyk Dracona, czy z zimna bij膮cego od 艣ciany za jego plecami. Nie cofn膮艂 si臋 jednak i odwa偶nie wytrzyma艂 jego spojrzenie. Do strachu maluj膮cego si臋 w jego niespotykanie zielonych oczach do艂膮czy艂 cie艅 poczucia winy. 鈥濸rzepraszam鈥, wyszepta艂 z wysi艂kiem, przygryzaj膮c doln膮 warg臋, by powstrzyma膰 w ko艅cu jej dr偶enie.

Draco bardziej wyczu艂 te s艂owa ni偶 je us艂ysza艂. Przeci膮gn膮艂 j臋zykiem po ods艂oni臋tej, szczup艂ej szyi, rejestruj膮c fascynuj膮cy zapach mu艣ni臋tej s艂o艅cem sk贸ry, kt贸ry natychmiast wype艂ni艂 mu nozdrza.

Jeste艣 tu ostatnim, kt贸ry musi za co艣 przeprasza膰 鈥 szepn膮艂 Potterowi do ucha dziwnie zachrypni臋tym g艂osem. 鈥 Mam tylko nadziej臋, 偶e dokona艂e艣 w艂a艣ciwego wyboru.

Harry przymkn膮艂 oczy i wyda艂 z siebie nieartyku艂owany d藕wi臋k.

Wol臋, 偶eby艣 zrobi艂 to ty ni偶 kt贸rykolwiek z nich 鈥 powiedzia艂 z wysi艂kiem, odchylaj膮c g艂ow臋 w bok i u艂atwiaj膮c j臋zykowi Dracona dost臋p do w艂asnego cia艂a.

Draco nie odpowiedzia艂. Gor膮cy oddech Harry鈥檈go, muskaj膮cy mu policzek sprawi艂, 偶e co艣 w jego brzuchu zatrzepota艂o gwa艂townie. Przesuwa艂 d艂o艅mi po jego ciele, staraj膮c si臋 usilnie, by 偶aden z ruch贸w nie nabra艂 najmniejszych znamion czu艂o艣ci. Na nieskazitelnej sk贸rze wykwita艂y pod jego paznokciami cienkie, czerwone linie. Wbite w zag艂臋bienie szyi z臋by pozostawi艂y po sobie zdradzieckie, ciemne 艣lady, kt贸rymi naznaczy艂 Pottera niczym swoj膮 w艂asno艣膰.

Us艂ysza艂 ciche st臋kni臋cie Harry鈥檈go, gdy mocno 艣ciska艂 brodawki jego piersi, bole艣nie dra偶ni膮c wra偶liw膮 sk贸r臋. Z najwi臋kszym zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e jego ofiara reaguje na dotyk niechcianym, mimowolnym podnieceniem. Rozum Harry鈥檈go by艂 bezradny w obliczu pragnie艅 w艂asnego cia艂a, zdradzaj膮cego go w najpodlejszy spos贸b i ka偶膮cego mu rozkoszowa膰 si臋 zaistnia艂膮 sytuacj膮. Stara艂 si臋 walczy膰 z samym sob膮, cho膰 z g贸ry by艂 skazany na pora偶k臋.

Draco poczu艂 co艣 twardego, ocieraj膮cego si臋 o jego w艂asn膮 erekcj臋. We wzroku Harry鈥檈go p艂on膮艂 wstyd i upokorzenie. Targn膮艂 nim g艂臋boki wstrz膮s, gdy, zszokowany, w u艂amku sekundy rozpozna艂, 偶e istniej膮 sposoby na z艂amanie Harry鈥檈go Pottera, polegaj膮ce na wydarciu jego najskrytszych pragnie艅 na zewn膮trz i zademonstrowaniu ich otoczeniu. Dotychczas uwa偶a艂 Pottera za kogo艣, kogo bardzo trudno zrani膰. Jednak teraz nie by艂 ju偶 taki pewien, czy Harry wyjdzie z tej sytuacji bez wi臋kszego szwanku.

Ruszaj si臋, Malfoy! 鈥 Znudzony g艂os Do艂ohowa przywr贸ci艂 go do rzeczywisto艣ci, sprawiaj膮c, 偶e zatrz膮s艂 si臋 jak od uderzenia biczem. 鈥 Bierz go wreszcie. Tylko mocno.

Czarna masa 艣miercio偶erc贸w zaszemra艂a potakuj膮co. Ten d藕wi臋k zdawa艂 si臋 dociera膰 do niego z bardzo daleka.

Poczucie bezradno艣ci i bezsilno艣ci odbiera艂o mu niemal rozum. Musia艂 porzuci膰 wszelk膮 nadziej臋. By艂o ju偶 za p贸藕no, 偶eby kto艣 si臋 pojawi艂 i przerwa艂 t臋 okrutn膮 gr臋. Wszystko w nim wzbrania艂o si臋 przed skrzywdzeniem Harry鈥檈go, nie mia艂 jednak innego wyboru. Wiedzia艂, 偶e je艣li potraktuje go zbyt 艂agodnie, Rookwood spe艂ni sw膮 gro藕b臋 i wyda Pottera na pastw臋 pozosta艂ych 艣miercio偶erc贸w. Za 偶adn膮 cen臋 nie chcia艂 do tego dopu艣ci膰. Wystarczy艂o, 偶e zamierzali si臋 przygl膮da膰 jego poczynaniom.

Harry, brutalnie pchni臋ty na ziemi臋, nawet nie stara艂 si臋 z艂agodzi膰 upadku. Najwyra藕niej by艂 ju偶 zrezygnowany, stwierdziwszy, 偶e nie uda mu si臋 wybrn膮膰 z tego ca艂o.

Draco patrzy艂 z zaci艣ni臋tym gard艂em na le偶膮c膮 przed nim nag膮, dr偶膮c膮 posta膰, przywar艂膮 brzuchem do zimnej, kamiennej pod艂ogi i ca艂kowicie zdan膮 na jego 艂ask臋. Ta my艣l podnieci艂a go mocno, cho膰 wcale tego nie chcia艂.

Potter nie wyda艂 z siebie 偶adnego d藕wi臋ku, le偶a艂 tylko z kurczowo zamkni臋tymi powiekami. Zaci艣ni臋te z臋by sprawi艂y, 偶e linia jego szcz臋ki nabra艂a ostrego zarysu. Przez chwil臋 Draco pragn膮艂 odgarn膮膰 mu z twarzy wilgotne kosmyki, zdo艂a艂 si臋 jednak powstrzyma膰. Czu艂e gesty by艂y teraz nie na miejscu, mog艂y zdradzi膰 uczucia, kt贸rych mie膰 nie powinien.

Spr贸buj si臋 rozlu藕ni膰, wtedy nie b臋dzie tak bola艂o 鈥 wymamrota艂 cicho, kl臋kaj膮c nad nim i rozpinaj膮c sobie spodnie. Szarpany pomi臋dzy 偶膮dz膮 a niech臋ci膮, rozwar艂 szczup艂e, twarde uda. A potem, zaczerpn膮wszy g艂臋boko tchu, wdar艂 si臋 w cia艂o Pottera.

Ca艂y potop najr贸偶niejszych wra偶e艅 i dozna艅, zalewaj膮cy go gwa艂town膮 fal膮, wymy艂 mu z g艂owy ostatni膮 racjonaln膮 my艣l. Samym brzegiem 艣wiadomo艣ci zauwa偶y艂, 偶e le偶膮ce pod nim cia艂o zesztywnia艂o, kurcz膮c mi臋艣nie, gdy tylko w nie wtargn膮艂. Harry dysza艂, z trudem wci膮gaj膮c powietrze i wyginaj膮c plecy w 艂uk. Jego paznokcie zazgrzyta艂y, gdy pr贸bowa艂 wbi膰 je w zimne, mokre pod艂o偶e.

Draco nie wiedzia艂, co si臋 z nim dzieje. Wszystko toczy艂o si臋 zbyt szybko. Nie mia艂 czasu, by blokowa膰 jakiekolwiek bod藕ce. Traci艂 panowanie nad sob膮 i czu艂 wyra藕nie, 偶e nie jest w stanie ju偶 si臋 powstrzyma膰. Ekstaza przej臋艂a ca艂kowit膮 kontrol臋 nad jego reakcjami, sprawiaj膮c, 偶e czu艂 si臋 zdradzony przez w艂asne cia艂o. A Harry musia艂 za to zap艂aci膰, bo Draco ju偶 od dawna t臋skni艂 za tym gor膮cym, ciasnym wn臋trzem, kt贸re go teraz otacza艂o. I zbyt d艂ugo musia艂 z tego rezygnowa膰.

Po raz pierwszy tej nocy zapomnia艂 o b贸lu Harry鈥榚go. Zapomnia艂 o 艣miercio偶ercach, niemych 艣wiadkach perwersyjnego aktu. Mocnym chwytem przytrzyma艂 ramiona m艂odego aurora, raz po raz wbijaj膮c si臋 we wzbudzaj膮ce po偶膮danie, oblane potem cia艂o. Ka偶dy pojedynczy ruch doprowadza艂 go niemal do skraju przytomno艣ci. Sprawia艂o mu to niewymown膮 rozkosz. Nie obchodzi艂o go, 偶e twarda, kamienna pod艂oga ociera nag膮 sk贸r臋 Harry鈥檈go do krwi. Nie s艂ysza艂 t艂umionych odg艂os贸w b贸lu. Przed oczami ta艅czy艂y mu gwiazdy, ka偶膮c zapomnie膰 o ca艂ym 艣wiecie. Doszed艂 z g艂o艣nym j臋kiem i wyczerpany opad艂 na plecy Pottera.

Mg艂a spowijaj膮ca jego rozum rozwiewa艂a si臋 bardzo powoli. Ostatkiem si艂 wysun膮艂 si臋 ze sponiewieranego, poznaczonego krwi膮 i sperm膮 cia艂a i zapi膮艂 spodnie. Jak w transie otworzy艂 zapi臋cie swej peleryny 艣miercio偶ercy i okry艂 ni膮 nago艣膰 Harry鈥榚go. Dosy膰 si臋 naogl膮dali. Koniec przedstawienia.

Przycupn膮艂 obok niego na pod艂odze, opieraj膮c si臋 plecami o zimn膮 艣cian臋. Czu艂, jak jego cia艂o nabiera dziwnego ot臋pienia i ci臋偶ko艣ci, a umys艂 wype艂nia kompletna pustka. Widok Harry鈥檈go sprawi艂, 偶e nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej powstrzyma膰 gorzkiego poczucia winy, zalewaj膮cego go gwa艂town膮, pal膮c膮 fal膮. Harry opar艂 czo艂o o przedrami臋 i nie m贸g艂 przesta膰 si臋 trz膮艣膰. Draco nie zdoby艂 si臋 na odwag臋, by go dotkn膮膰, cho膰 pragn膮艂 pocieszaj膮co pog艂aska膰 go po plecach. Wiedzia艂 jednak, 偶e to tylko pogorszy艂oby sytuacj臋.

Powoli uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 prosto w oble艣nie u艣miechni臋te oblicza 艣miercio偶erc贸w. Przez chwil臋 panowa艂a cisza, dop贸ki Rookwood nie przerwa艂 milczenia.

Witamy w naszym kr臋gu 鈥 odezwa艂 si臋 cicho z diabelskim u艣mieszkiem na twarzy. 鈥 Teraz naprawd臋 jeste艣 jednym z nas.

Wyci膮gn膮艂 zapraszaj膮co r臋k臋, kt贸rej Draco jednak nie przyj膮艂. Najch臋tniej zatka艂by sobie uszy i zamkn膮艂 oczy, 偶eby niczego nie s艂ysze膰 ani nie wiedzie膰. Czu艂, jak wzbiera w nim nieprzytomna w艣ciek艂o艣膰, nieprzerwanie toruj膮ca sobie drog臋 na zewn膮trz. Nagle nie istnia艂o nic opr贸cz pragnienia, by zada膰 im wszystkim najgorsze m臋ki, rzucaj膮c dooko艂a na o艣lep Cruciatusy. Powoli, bez pomocy Rookwooda, uni贸s艂 si臋 z ziemi. Zanim zd膮偶y艂 si臋gn膮膰 po r贸偶d偶k臋, rozp臋ta艂o si臋 piek艂o.

Bez najmniejszego ostrze偶enia do kapliczki wtargn臋li aurorzy, otaczaj膮c kompletnie zaskoczonych 艣miercio偶erc贸w. Najwyra藕niej Ginny i Terry naprawd臋 zdo艂ali wymkn膮膰 si臋 z Zakazanego Lasu i zaalarmowa膰 Zakon. Gniewne krzyki wype艂ni艂y stare mury, zakl臋cia przeci臋艂y powietrze, odbijaj膮c si臋 od 艣cian.

Draco nie zastanawia艂 si臋 d艂ugo. Skuli艂 si臋 pod 艣wiszcz膮cymi dooko艂a kl膮twami, mocno z艂apa艂 Harry鈥檈go pod pachy i wyci膮gn膮艂 go z k艂臋bi膮cej si臋 masy walcz膮cych, zmierzaj膮c w kierunku odleg艂ego, os艂oni臋tego k膮ta kapliczki. Potter nie protestowa艂. Z jego oczu wyziera艂a zastraszaj膮ca pustka, kt贸ra zmusi艂a Dracona do natychmiastowego odwr贸cenia wzroku. Poczucie winy bezlito艣nie szarpa艂o jego wn臋trzno艣ciami i przez chwil臋 obawia艂 si臋, 偶e zwymiotuje. Stara艂 si臋 nie my艣le膰 o tym, co dzia艂o si臋 jeszcze przed chwil膮, o tym, co zrobi艂 sam. Md艂o艣ci jednak nie ust臋powa艂y.

Kilka minut p贸藕niej, zdaj膮cych si臋 by膰 ca艂膮 wieczno艣ci膮, walka dobieg艂a ko艅ca. Powietrze wype艂nia艂a wstr臋tna wo艅 przypalonego mi臋sa. Niekt贸rzy ze 艣miercio偶erc贸w le偶eli bez ruchu z wygi臋tymi pod dziwacznymi k膮tami ko艅czynami, tam, gdzie trafi艂o ich zakl臋cie parali偶uj膮ce. Wi臋kszo艣ci uda艂o si臋 jednak zbiec tylnym wyj艣ciem. Draco patrzy艂 nieprzytomnym wzrokiem w zastroskane twarze Remusa Lupina, Nimfadory Tonks i Ginny Weasley, zbli偶aj膮cych si臋 do niego szybkim krokiem. Ujrzawszy Harry鈥檈go, Ginny poblad艂a i przy艂o偶y艂a d艂o艅 do ust.

Co mu si臋 sta艂o? 鈥 spyta艂 Lupin ostrym tonem, kucaj膮c obok Harry鈥檈go i k艂ad膮c mu r臋k臋 na ramieniu. Potter drgn膮艂 gwa艂townie, nie broni膮c si臋 jednak przed dotykiem.

呕o艂膮dek Dracona 艣cisn膮艂 si臋 na widok reakcji Harry鈥榚go. Chcia艂 otworzy膰 usta i co艣 powiedzie膰, ale nie m贸g艂 z siebie wydoby膰 ani jednego s艂owa. Uczucie potwornego wstr臋tu zasznurowa艂o mu gard艂o, zmuszaj膮c go do kaszlu i nape艂niaj膮c oczy 艂zami.

Cholera! 鈥 G艂os Ginny przepe艂nia艂a panika. Z艂apa艂a Malfoya za ramiona i potrz膮sn臋艂a nim mocno. 鈥 No gadaj wreszcie!

Nie m贸g艂. Nie by艂 w stanie wytrzyma膰 tego d艂u偶ej. Brutalnie odepchn膮艂 Ginny, wypad艂 jak oszala艂y na zewn膮trz i zwymiotowa艂 pod krzakiem. Obrzydzenie wstrz膮sa艂o jego cia艂em, a torsje nie ust臋powa艂y, cho膰 偶o艂膮dek by艂 ju偶 zupe艂nie pusty. Pot wyst膮pi艂 mu na czo艂o, ziemia pod jego stopami zdawa艂a si臋 kr臋ci膰, pozbawiaj膮c go r贸wnowagi i ka偶膮c si臋 zatacza膰.

Z ciemno艣ci lasu dotar艂y do niego dalekie odg艂osy potyczki. Najprawdopodobniej pozostali aurorzy zdo艂ali do艣cign膮膰 zbieg艂ych 艣miercio偶erc贸w. Wiatr ni贸s艂 ze sob膮 ch艂贸d, rozwiewaj膮c mu przepocone, lepi膮ce si臋 do czo艂a w艂osy. Otar艂 usta r臋kawem koszuli. W materiale nadal m贸g艂 wyczu膰 odurzaj膮cy zapach Harry鈥榚go. W oddali rozleg艂 si臋 艣piew skowronka.

Lupin, Tonks i Ginny wyszli z kapliczki. Obok nich unosi艂y si臋 w powietrzu nosze, sterowane r贸偶d偶k膮 Lupina, na kt贸rych spoczywa艂 Harry, ci膮gle otulony czarn膮 peleryn膮. Jego oczy by艂y zamkni臋te a twarz trupio blada.

Draconowi znowu zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie. Nie mia艂 si臋 o co wesprze膰. W nag艂ym, kr贸tkim momencie rozpaczy zapragn膮艂 ju偶 tylko umrze膰.

W oczach Nimfadory Tonks dojrza艂 wsp贸艂czucie. Nie mog艂a mu jednak w 偶aden spos贸b pom贸c, gdy偶 oficjalnie by艂 艣miercio偶erc膮 i wrogiem Zakonu.

Postaraj si臋 jak najszybciej st膮d znikn膮膰 鈥 wymrucza艂a 艂agodnie, po czym odwr贸ci艂a si臋 i przepad艂a w ciemno艣ci wraz z innymi aurorami i Harrym.

Jej s艂owa ledwo do niego dotar艂y. Czas i przestrze艅 utraci艂y sw贸j sens. Mija艂y godziny, a on le偶a艂 na plecach na wilgotnej, le艣nej ziemi, bezmy艣lnie gapi膮c si臋 na g臋ste listowie ponad g艂ow膮, przez kt贸re zaczyna艂o przebija膰 blade 艣wiat艂o poranka. Straszne, pal膮ce poczucie winy nie opu艣ci艂o go ani na chwil臋.



Rozdzia艂 trzeci



Rozbi艂e艣 mur, kt贸ry z trudem wznios艂em wok贸艂 siebie.

Widzia艂e艣 mnie takim, jakim ujrze膰 mnie nie mia艂 nikt.

Czuj臋 si臋, jakbym sta艂 nagi w ciemno艣ciach.

W艂asny, niezno艣nie g艂o艣ny krzyk wype艂nia mi g艂ow臋.

Okrutne zimno.

Chcia艂bym m贸c ci臋 nienawidzi膰.

Ale nie potrafi臋.



Panno Weasley鈥 鈥 W cichym g艂osie pani Pomfrey pobrzmiewa艂 ton lekkiego wyrzutu. Jej oczy przepe艂nia艂o zm臋czenie. 鈥 Mo偶e si臋 pani cho膰 na chwil臋 po艂o偶y? Ma pani za sob膮 ci臋偶k膮 noc.

Nie mog臋 鈥 odpar艂a Ginny przez p贸艂otwarte drzwi, energicznie potrz膮saj膮c g艂ow膮. 鈥 Nie znam niczego gorszego od bezczynnego siedzenia i czekania. Czy nie mog艂abym pani w czym艣 pom贸c?

Niemal widzia艂a, jak pani Pomfrey bije si臋 z my艣lami. B艂agalny wzrok Ginny zrobi艂 jednak swoje.

C贸偶, w ko艅cu pani doskonale zna pana Pottera 鈥 mrukn臋艂a w ko艅cu piel臋gniarka z westchnieniem rezygnacji, po czym otworzy艂a drzwi na tyle szeroko, aby Ginny mog艂a prze艣lizgn膮膰 si臋 przez niewielk膮 szczelin臋.

Skrzyd艂o szpitalne nie zmieni艂o si臋 od czasu, gdy sami byli uczniami Hogwartu. Nadal by艂 tu ten sam wysoki sufit, te same na bia艂o zas艂ane 艂贸偶ka, os艂oni臋te parawanami, rz臋dami ustawione wzd艂u偶 艣cian. Ostry zapach 艣rodk贸w dezynfekuj膮cych wype艂nia艂 powietrze.

Tylko jedno 艂贸偶ko by艂o zaj臋te. Serce Ginny 艣cisn臋艂o si臋 bole艣nie na widok Harry鈥檈go, le偶膮cego na brzuchu z przekr臋con膮 na bok g艂ow膮. Powieki drga艂y mu lekko przez sen. Jego twarz by艂a jeszcze bledsza ni偶 w nocy. Ginny chcia艂a otworzy膰 usta, 偶eby co艣 powiedzie膰, ale pani Pomfrey przerwa艂a jej szorstko:

Niech pani lepiej nie pyta, panno Weasley 鈥 warkn臋艂a, ze wsp贸艂czuciem zerkaj膮c na Harry鈥檈go. Wcisn臋艂a jej do r臋ki buteleczk臋 rudobr膮zowego roztworu i wacik. 鈥 Mo偶e mi pani pom贸c odkazi膰 jego rany. Musz膮 by膰 wyczyszczone, je艣li leczenie ma odnie艣膰 skutek. 鈥 Jednym zdecydowanym ruchem zdj臋艂a ko艂dr臋, ods艂aniaj膮c plecy Harry鈥檈go a偶 po biodra.

Ginny zrobi艂o si臋 s艂abo. Przestraszona, g艂o艣no wci膮gn臋艂a powietrze. Nie po raz pierwszy widzia艂a nagiego Harry鈥檈go, ale nigdy nie zdarzy艂o si臋 jej ogl膮da膰 go w tak okropnym stanie. Ca艂e jego plecy by艂y jedn膮 wielk膮 mozaik膮 zadrapa艅, otar膰, rozci臋膰 i siniak贸w. Trudno by艂o znale藕膰 jakiekolwiek nietkni臋te miejsce. Na szyi widnia艂y ciemne znamiona wygl膮daj膮ce jak 艣lady ugryzie艅.

Chcia艂a go dotkn膮膰, ale d艂o艅 odm贸wi艂a jej pos艂usze艅stwa. Nie zd膮偶y艂a na czas ukry膰 przera偶onego wyrazu twarzy, zanim czujny wzrok pani Pomfrey omi贸t艂 jej rysy, rejestruj膮c strach i szok.

To by艂 pani w艂asny pomys艂, 偶eby mi pom贸c 鈥 przypomnia艂a ch艂odno piel臋gniarka. Ginny opanowa艂a si臋 wi臋c, pr贸buj膮c nabra膰 potrzebnego dystansu. Zaczerpn臋艂a g艂臋boko tchu i z najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮 zacz臋艂a przyk艂ada膰 do ran wacik nas膮czony br膮zowaw膮 ciecz膮. Pami臋ta艂a z w艂asnego do艣wiadczenia, 偶e powodowa艂a ona niezno艣ne pieczenie. Harry j臋kn膮艂 cicho przez sen, nie budz膮c si臋 jednak.

Minuty wlok艂y si臋 jedna za drug膮. Pracowa艂y w milczeniu, dop贸ki wszystkie rany i otarcia nie zosta艂y odka偶one. Pani Pomfrey mocno zacisn臋艂a cienkie wargi i krytycznym wzrokiem zlustrowa艂a filigranow膮 sylwetk臋 Ginny.

My艣li pani, 偶e zdo艂amy go razem obr贸ci膰 na plecy? 鈥 zapyta艂a zwi臋藕le, podwijaj膮c r臋kawy.

Ginny z wahaniem skin臋艂a g艂ow膮 i odstawi艂a buteleczk臋 ze 艣rodkiem odka偶aj膮cym na stolik, tr膮caj膮c przy tym niechc膮cy 艂okciem po艣ladek Harry鈥檈go. Jego reakcja na ten ledwo wyczuwalny dotyk uderzy艂a w ni膮 jak obuchem i nape艂ni艂a lodowatym l臋kiem.

Harry z ca艂膮 moc膮 zacisn膮艂 po艣ladki, wyrzucaj膮c nag艂ym ruchem g艂ow臋 i barki do g贸ry. Z gard艂a wyrwa艂 mu si臋 ochryp艂y skowyt, przypominaj膮cy g艂os rannego zwierz臋cia. Ginny odskoczy艂a, wpadaj膮c na stolik. Stoj膮ca na nim buteleczka zachybota艂a si臋, przewr贸ci艂a i hukiem rozstrzaska艂a na posadzce. Gdy echo t艂uczonego szk艂a przebrzmia艂o, w sali zapanowa艂a grobowa cisza.

Pani Pomfrey pierwsza zapanowa艂a nad przera偶eniem.

Wszystko w porz膮dku, nic panu nie zagra偶a 鈥 odezwa艂a si臋 uspokajaj膮cym tonem do Harry鈥檈go i zmusi艂a go lekkim naciskiem d艂oni do powrotu na poduszk臋. Jego wzrok by艂 nieruchomy, a cia艂em zacz臋艂y ponownie wstrz膮sa膰 niekontrolowane dreszcze. Piel臋gniarka odgarn臋艂a mu w艂osy z czo艂a i sprawdzi艂a temperatur臋. 鈥 Ma gor膮czk臋 鈥 mrukn臋艂a z trosk膮 w g艂osie, po czym si臋gn臋艂a po r贸偶d偶k臋 i rutynowym gestem wyleczy艂a rany na plecach. Jej r臋ce by艂y wyj膮tkowo opanowane. 鈥 Gotowa, by go obr贸ci膰?

Serce Ginny nadal bi艂o jak szalone. Zmusi艂a si臋 do wyrwania z ot臋pienia. Co dzia艂o si臋 z Harrym? Czy w艂a艣nie sprawi艂a mu b贸l? Ponaglaj膮ce spojrzenie pani Pomfrey nie pozostawi艂o jej ani chwili na rozwa偶ania. Z wysi艂kiem uda艂o im si臋 przekr臋ci膰 cia艂o m艂odego m臋偶czyzny na plecy.

Ginny z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Powinna by膰 przygotowana na to, co zobaczy, ale okaza艂o si臋, 偶e nie by艂a. Rozleg艂e obtarcia na piersi, brzuchu i biodrach przedstawia艂y sob膮 znacznie gorszy widok ni偶 obra偶enia na plecach.

Co oni mu zrobili? 鈥 zapyta艂a dr偶膮cym g艂osem, zdobywaj膮c si臋 w ko艅cu na odwag臋. Nie potrafi艂a jednak patrze膰 przy tym w twarz piel臋gniarki.

Pani Pomfrey powoli opu艣ci艂a r臋ce. Zdawa艂a si臋 toczy膰 ze sob膮 wewn臋trzn膮 walk臋. Ginny s艂ysza艂a jej g艂o艣ny oddech.

Zgwa艂cili go 鈥 odrzek艂a wreszcie bezbarwnym tonem.

Nie umia艂a nazwa膰 w艂asnych odczu膰. Wiadomo艣膰 trafi艂a j膮 jak gwa艂towne uderzenie w twarz. Kolana ugi臋艂y si臋 pod ni膮 tak mocno, 偶e musia艂a usi膮艣膰. Przera偶enie odebra艂o jej w艂adz臋 nad cia艂em. Nieprzyjemne uczucie w 偶o艂膮dku ogarn臋艂o j膮 ca艂膮, podchodz膮c do gard艂a dusz膮c膮 fal膮. S艂owa wyrwa艂y si臋 z jej ust, zanim zd膮偶y艂a zrobi膰 cokolwiek, 偶eby je powstrzyma膰.

To鈥 to moja wina. Zostawi艂am go鈥 zostawili艣my go samego 鈥 wyj膮ka艂a w nag艂ym przyp艂ywie histerii. Straszne obrazy minionej nocy ponownie stan臋艂y jej w ca艂ej swej wyrazisto艣ci przed oczami. Obrazy, kt贸re nie pozwala艂y zasn膮膰. 鈥 By艂o ich tam tak wielu鈥 艣miercio偶erc贸w鈥 Nie mieli艣my 偶adnych szans w bezpo艣rednim starciu. Harry powiedzia艂, 偶e mamy ucieka膰 w r贸偶nych kierunkach, 偶eby ich zmyli膰鈥 Ale najwyra藕niej oni chcieli dopa艣膰 tylko jego鈥 A nam pozwolili uciec. 鈥 Czu艂a szczypi膮ce pod powiekami 艂zy, cho膰 z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 je powstrzyma膰. 鈥 Powinni艣my mu pom贸c 鈥 wyszepta艂a st艂umionym g艂osem i ukry艂a twarz w d艂oniach.

Pani Pomfrey obesz艂a 艂贸偶ko, podesz艂a do niej i z niespodziewan膮 艂agodno艣ci膮 po艂o偶y艂a r臋ce na jej ramionach.

Pomogli艣cie mu 鈥 rzek艂a stanowczo. 鈥 Powiadomili艣cie Zakon i wyci膮gn臋li艣cie go z ich 艂ap. Gdyby nie wy, na pewno ju偶 by nie 偶y艂. Nie wolno pani o tym zapomina膰! 鈥 westchn臋艂a. 鈥 Je艣li chodzi o rany zadane jego psychice鈥 to kiedy艣 si臋 zagoj膮. Jest silny. Da sobie rad臋. 鈥 Pospiesznym machni臋ciem r贸偶d偶ki usun臋艂a od艂amki pot艂uczonej butelki z jodowym roztworem. 鈥 A teraz niech pani lepiej odpocznie. Mia艂a pani zbyt wiele wra偶e艅 naraz. Ja zajm臋 si臋 Harrym.

Ginny skin臋艂a bezwiednie g艂ow膮, podnosz膮c si臋 powoli na nogi. Z trudem porz膮dkowa艂a my艣li.

By膰 mo偶e profesor Dumbledore ma dla mnie jakie艣 zadanie 鈥 mrukn臋艂a zm臋czonym tonem. Ca艂e jej cia艂o zdawa艂 si臋 wype艂nia膰 o艂贸w.

Pani Pomfrey obdarzy艂a j膮 zatroskanym spojrzeniem.

Skoro naprawd臋 nie zamierza pani uda膰 si臋 na spoczynek, to niech spr贸buje pani poszuka膰 pana Malfoya. Profesor Dumbledore nakaza艂 mu zg艂osi膰 si臋 do mnie na badanie, ale do tej pory si臋 tu nie pojawi艂. Mo偶e pani zdo艂a go do tego nam贸wi膰.

Draco jest tu, w Hogwarcie? 鈥 Ginny by艂a ca艂kowicie zaskoczona tym faktem. Przed oczami mign膮艂 jej pe艂en grozy wzrok, kt贸rym by艂y 艢lizgon patrzy艂 na nich zesz艂ej nocy. Teraz ju偶 rozumia艂a. Wiedzia艂a, dlaczego w kapliczce zareagowa艂 w ten w艂a艣nie spos贸b. By艂 zmuszony patrze膰 na to, co robiono z Harrym, nie mog膮c mu w 偶aden spos贸b pom贸c. Poczu艂a bolesny skurcz w 偶o艂膮dku. Doprawdy, nie zazdro艣ci艂a Draconowi ani troch臋.

Albus szuka艂 go osobi艣cie dzi艣 rano w Zakazanym Lesie 鈥 wyja艣ni艂a pani Pomfrey spokojnie, wracaj膮c do starannego odka偶ania pozosta艂ych ran swojego pacjenta.

Postaram si臋 go znale藕膰. 鈥 Wahaj膮c si臋, lekko musn臋艂a zdrow膮 r臋k臋 Harry鈥檈go na po偶egnanie, staraj膮c si臋 przy tym zatrzyma膰 nap艂ywaj膮ce do oczu 艂zy. Potem odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 wyj艣cia.


***


Wiedzia艂a, 偶e odnalezienie m艂odego szpiega nie sprawi jej wielkiej trudno艣ci. 呕aden problem dla kogo艣, kto kiedy艣 by艂 jednym z drugiej generacji Huncwot贸w. Korzystaj膮c ze swobody, jak膮 dawa艂a jej przerwa wakacyjna, spenetrowa艂a biuro Filcha w poszukiwaniu zaczarowanej mapy, kt贸ra, gdy tylko sko艅czyli nauk臋 w Hogwarcie, ponownie wyl膮dowa艂a w szufladzie ze skonfiskowanymi magicznymi gad偶etami. Niemal pieszczotliwie przesun臋艂a d艂oni膮 po szeleszcz膮cym, starym pergaminie, przywodz膮cym na my艣l ca艂膮 pow贸d藕 wspomnie艅 z si贸dmego roku w szkole. Nie by艂 to jednak w艂a艣ciwy moment na refleksje o dawnych czasach. Zdecydowanym ruchem rozwin臋艂a map臋, stukn臋艂a w ni膮 r贸偶d偶k膮 i wypowiedzia艂a has艂o: Przysi臋gam uroczy艣cie, 偶e knuj臋 co艣 niedobrego.

Na mapie pojawi艂o si臋 zaledwie par臋 os贸b. Dumbledore, Lupin, Tonks, Terry, Minerwa McGonagall i kilku innych cz艂onk贸w Zakonu widnia艂o jako poruszaj膮ce si臋 po zamku kropki. Pani Pomfrey i Harry nadal przebywali w skrzydle szpitalnym. Bez trudu odkry艂a niewielki, czarny punkcik oznaczony jako 鈥濪raco Malfoy鈥, znajduj膮cy si臋 na samym szczycie wie偶y p贸艂nocnej, tam, gdzie zazwyczaj nie dociera艂 nikt. Ginny w zdziwieniu zmarszczy艂a czo艂o. Czego Malfoy tam szuka艂?

Gdy wdrapywa艂a si臋 na ostatnie stopnie, jej oddech by艂 wyra藕nie przyspieszony ze zm臋czenia. Cicho otworzy艂a drzwi do pokoju na szczycie wie偶y, nie chc膮c go wystraszy膰.

Przez szeroko otwarte okno do wn臋trza nap艂ywa艂a ciep艂a, letnia bryza. Siedzia艂 odwr贸cony do niej plecami na zewn臋trznym parapecie, bujaj膮c nogami i nie przytrzymuj膮c si臋 niczego. Jego koszula by艂a wilgotna i brudna, co jednak zdawa艂o mu si臋 nie przeszkadza膰. Nie zareagowa艂 na jej wej艣cie. Uni贸s艂 tylko do ust trzyman膮 w r臋ce butelk臋, poci膮gaj膮c spory 艂yk.

Ginny zatrzyma艂a si臋 kilka metr贸w od niego.

Draco? Wszystko w porz膮dku? 鈥 Zauwa偶y艂a, 偶e g艂os dr偶a艂 jej odrobin臋. Spos贸b, w jaki siedzia艂 na oknie sprawia艂, 偶e czu艂a niepok贸j. Pod nogami Malfoya zia艂a wielometrowa przepa艣膰. Nie odpowiedzia艂. Sprawia艂 wra偶enie, jakby jej w og贸le nie zauwa偶y艂. Albo nie chcia艂 zauwa偶y膰. 鈥 Chyba鈥 chyba nie zamierzasz skoczy膰, co? 鈥 za艣mia艂a si臋 cicho, na znak, 偶e nie m贸wi powa偶nie. Ale jaki艣 wewn臋trzny g艂os podpowiedzia艂 jej nagle, 偶e to wcale nie by艂 偶art. Niepok贸j przybra艂 na sile, a gdy Draco odwr贸ci艂 do niej g艂ow臋, u艣miech zamar艂 jej na ustach.

M臋偶czyzna, na kt贸rego patrzy艂a, w niczym nie przypomina艂 Dracona Malfoya, kt贸rego zna艂a do tej pory. Szklany wzrok 艣wiadczy艂 o sporej ilo艣ci wypitego alkoholu. D艂o艅 艣ciskaj膮ca butelk臋 dr偶a艂a, a zazwyczaj starannie u艂o偶one w艂osy przypomina艂y jeden wielki chaos. Jego twarz by艂a dziwnie zapad艂a, rysy zastyg艂e jak u rze藕by, jedynie w oczach pob艂yskiwa艂 jeszcze jaki艣 znak 偶ycia. Ujrza艂a w nich czyst膮 rozpacz, jakiej nigdy nie widzia艂a u kogokolwiek innego.

Wyno艣 si臋! 鈥 S艂owa, kt贸re wysz艂y z jego ust, brzmia艂y spokojnie i by艂y pozbawione najmniejszej emocji. Nieprzyjemna wo艅 alkoholu uderzy艂a w jej nozdrza.

Nie mog臋 鈥 odpowiedzia艂a, sil膮c si臋 na spok贸j. 鈥 Wypadniesz z okna, je艣li dalej b臋dziesz tak pi艂.

Draco roze艣mia艂 si臋 ponuro.

A sk膮d wiesz, 偶e nie mam w艂a艣nie takiego zamiaru? 鈥 Jego g艂os brzmia艂 dziwnie ochryple. Z uniesion膮 brwi膮 rzuci艂 szybkie spojrzenie w d贸艂 i ponownie przystawi艂 butelk臋 do ust.

Ginny poczu艂a ca艂kowit膮 pustk臋 w g艂owie. Ba艂a si臋 podej艣膰 bli偶ej. Mog艂a jedynie m贸wi膰.

To na pewno by艂o straszne, czu膰 si臋 zmuszonym do patrzenia na to, co robili Harry鈥檈mu. 鈥 Zamierza艂a uspokoi膰 go t膮 wypowiedzi膮, ale dokona艂a czego艣 wr臋cz przeciwnego. Draco zadygota艂 gwa艂townie, jego d艂o艅 kurczowo obj臋艂a flaszk臋, a przera偶enie w oczach by艂o absolutnie autentyczne.

Sk膮d wiesz, co sta艂o si臋 z Harrym w kapliczce? 鈥 Jego g艂os zabrzmia艂 jak skrzek, a szare oczy rozwar艂y si臋 szeroko.

Od pani Pomfrey鈥 鈥 wyj膮ka艂a Ginny. Czu艂a, 偶e sytuacja zaczyna j膮 przerasta膰, co nape艂ni艂o j膮 natychmiastowym l臋kiem. Krew pulsowa艂a jej niemal bole艣nie w t臋tnicach.

Przera偶enie w oczach Dracona zmiesza艂o si臋 z wyrazem rezygnacji. Mi臋艣nie twarzy dr偶a艂y w kr贸tkich skurczach. Nerwowym gestem przeczesa艂 w艂osy, tak 偶e nastroszy艂y si臋 jeszcze bardziej. 鈥 Wys艂a艂a mnie, 偶ebym ci臋 znalaz艂a i kaza艂a przyj艣膰 do niej na badanie 鈥 kontynuowa艂a, przesuwaj膮c wzrokiem po jego sylwetce. Nie zauwa偶y艂a 偶adnych widocznych obra偶e艅, ale by膰 mo偶e skrywa艂y je ubrania.

Nie chc臋. Mo偶esz to przekaza膰 pani Pomfrey i Dumbledore鈥檕wi 鈥 odpar艂 zimno, unosz膮c nos i mocno potrz膮saj膮c g艂ow膮.

Przez chwil臋 nieprzyjemne milczenie wype艂nia艂o przestrze艅 mi臋dzy nimi. Draco wbi艂 nieruchomy wzrok w dal za oknem. Jego nozdrza drga艂y lekko.

Nie interesuje ci臋, co z Harrym? 鈥 zapyta艂a bezd藕wi臋cznie. Z Draconem by艂o co艣 nie w porz膮dku, wyczuwa艂a to wyra藕nie.

Nie, nie interesuje 鈥 wyrzuci艂 z siebie z wysi艂kiem, zamykaj膮c w udr臋ce oczy i g艂o艣no wypuszczaj膮c oddech. 鈥 Odejd藕, prosz臋! Chc臋 by膰 sam!

Dopiero, gdy przestaniesz pi膰 to g贸wno 鈥 odpar艂a z uporem, mru偶膮c oczy w w膮skie szparki i wskazuj膮c na butelk臋. Nie znosi艂a Dracona, nie chcia艂a jednak czu膰 si臋 winna, gdyby mia艂 zamiar zrobi膰 co艣 g艂upiego. Wystarcza艂o jej, 偶e dr臋czy艂y j膮 wyrzuty sumienia z powodu Harry鈥檈go.

Do cholery, Weasley, przesta艅 si臋 wreszcie wtr膮ca膰 w moje sprawy! 鈥 krzykn膮艂, a w oczach rozb艂ysn膮艂 mu nag艂y gniew, natychmiast odp臋dzaj膮c rozpacz. Opr贸偶niona do po艂owy butelka przelecia艂a metr nad jej g艂ow膮 i roztrzaska艂a si臋 na 艣cianie za jej plecami. Ostry zapach alkoholu wype艂ni艂 pok贸j. 鈥 Ju偶 nie pij臋. Zadowolona?! 鈥 wrzasn膮艂 jak op臋tany g艂osem przesi膮kni臋tym nienawi艣ci膮, z twarz膮 wykrzywion膮 w艣ciek艂o艣ci膮. 鈥 Tego chcia艂a艣?

Ostro艣膰 jego reakcji zaszokowa艂a j膮 i zmusi艂a do cofni臋cia si臋 o krok w panice. Powietrze zrobi艂o si臋 nagle ci臋偶kie i g臋ste, odbieraj膮c jej swobod臋 oddechu. Draco odwr贸ci艂 g艂ow臋 i przycisn膮艂 pi臋艣膰 do warg. Jego ramiona dr偶a艂y.

Potykaj膮c si臋, bez s艂owa wypad艂a przez drzwi. Przepe艂nia艂o j膮 wzburzenie, my艣li kr膮偶y艂y w szalonym p臋dzie. Pragn臋艂a znale藕膰 si臋 jak najdalej od pokoiku na szczycie wie偶y p贸艂nocnej. Z ka偶dym stopniem sprowadzaj膮cym j膮 w d贸艂 nabiera艂a przekonania, 偶e Dracona Malfoya musia艂o spotka膰 w le艣nej kapliczce co艣 znacznie gorszego od bycia 艣wiadkiem gwa艂tu.


Rozdzia艂 czwarty



Boj臋 si臋. Boj臋 si臋 tego, 偶e dotkniesz mnie ponownie.

I boj臋 si臋, 偶e m贸g艂by艣 ju偶 nigdy tego nie zrobi膰.



W pierwszej chwili nie wiedzia艂, gdzie si臋 znajduje. Kontury pomieszczenia rozp艂ywa艂y mu si臋 przed oczyma. Pomaca艂 blat stoj膮cego obok stolika w poszukiwaniu okular贸w, ale jego palce nie odnalaz艂y niczego. Panuj膮ca dooko艂a jasno艣膰 sprawia艂a mu b贸l. Czu艂 nieprzyjemn膮 szpitaln膮 wo艅. Pami臋膰 wype艂nia艂a mu ca艂kowita pustka. Z trudem spr贸bowa艂 uporz膮dkowa膰 my艣li. By艂 pewien, 偶e nie zasypia艂 w tym 艂贸偶ku. Co takiego si臋 wi臋c wydarzy艂o?

Powracaj膮ce wspomnienie uderzy艂o go jak obuchem, zmuszaj膮c do przera偶onego zaczerpni臋cia tchu. Zakazany Las. Ciemno艣膰. Strach. Ginny i Terry. 艢miercio偶ercy. Kapliczka. Szare oczy Dracona Malfoya. D艂onie na nagiej sk贸rze. Twarda, zimna pod艂oga. I b贸l. Niewyobra偶alny, okrutny b贸l.

Harry us艂ysza艂 j臋k, wydobywaj膮cy si臋 z krtani, zanim jeszcze zrozumia艂, 偶e wyda艂 go sam. Zimne paluchy l臋ku bezlito艣nie szarpn臋艂y jego wn臋trzno艣ciami. Chcia艂 si臋 poruszy膰, ale cia艂o mia艂 jak sparali偶owane, r臋ce i nogi odm贸wi艂y mu pos艂usze艅stwa. Ka偶da ko艣膰 p艂on臋艂a 偶ywym ogniem, a w g艂owie czu艂 g艂uchy 艂omot.

Us艂ysza艂 pospieszne kroki stukaj膮ce o zimn膮 posadzk臋. Obok 艂贸偶ka ukaza艂a si臋 znajoma twarz, a na jego ramieniu spocz臋艂a pocieszaj膮ca d艂o艅.

Co鈥 鈥 艁ami膮ce si臋 brzmienie w艂asnego g艂osu sprawi艂o, 偶e nie m贸g艂 go rozpozna膰.

Jest pan w Hogwarcie, panie Potter 鈥 wyja艣ni艂a pani Pomfrey spokojnie. 鈥 Wszystko w porz膮dku. 呕aden z auror贸w nie ucierpia艂.

Z ulg膮 przyj膮艂 my艣l, 偶e Ginny i Terry鈥檈mu nic si臋 nie sta艂o, ale poza tym wiedzia艂, 偶e nic nie by艂o w porz膮dku. Jej pe艂ne wsp贸艂czucia spojrzenie dawa艂o mu do zrozumienia, 偶e wiedzia艂a, co prze偶y艂 w kapliczce. Z pewno艣ci膮 nie by艂o 偶adnych trudno艣ci z interpretacj膮 艣lad贸w. Rany na jego ciele. Krew. I inne wydzieliny鈥

Zamkn膮艂 oczy, niezdolny do doko艅czenia tej my艣li. Jego twarz obla艂a si臋 rumie艅cem. Ze wstydem odwr贸ci艂 g艂ow臋, nie mog膮c d艂u偶ej patrze膰 piel臋gniarce w oczy. Czu艂 si臋 zbrukany. Ka偶dy atom jego cia艂a b艂aga艂 o k膮piel.

Obawiali艣my si臋, 偶e ju偶 si臋 pan nie obudzi. 鈥 G艂os pani Pomfrey by艂 rzeczowy, jednak z 艂atwo艣ci膮 wyczyta艂 w nim trosk臋. Sta艂a obok niego z d艂o艅mi wspartymi o biodra. Pytaj膮co uni贸s艂 g艂ow臋, zatrzymuj膮c wzrok w okolicach jej podbr贸dka. 鈥 Gor膮czka wyczerpa艂a ca艂kowicie pana si艂y 鈥 powiedzia艂a, ledwo s艂yszalnie poci膮gaj膮c nosem. 鈥 Przespa艂 pan dwa dni. Wyleczy艂am wszystkie rany zewn臋trzne. Ale mo偶liwe, 偶e przez jaki艣 czas b臋dzie pan jeszcze czu艂 st艂uczenia.

B贸l w ko艣ciach potwierdza艂 przypuszczenie pani Pomfrey. Prze艂kn膮艂 艣lin臋, pokonuj膮c skurcz w gardle. Niezr臋cznym gestem przeczesa艂 w艂osy na czole. Ma艂y, diabelski g艂osik w jego g艂owie podszeptywa艂 mu bez przerwy, 偶e mo偶e lepiej by艂oby nie budzi膰 si臋 ju偶 w og贸le.

Mog臋 i艣膰? 鈥 spyta艂 g艂ucho. Nie wiedzia艂, dok膮d mia艂by p贸j艣膰. Jasne by艂o jedno: nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej znie艣膰 jej wzroku.

Wzruszy艂a bezradnie ramionami.

By艂oby lepiej, gdyby pan tu jeszcze zosta艂. Ale obawiam si臋, 偶e i tak nie b臋d臋 w stanie pana zatrzyma膰. W ko艅cu nie ma pan ju偶 czternastu lat.

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i opu艣ci艂 nogi na pod艂og臋. M臋cz膮ce 艂upanie w jego g艂owie przybra艂o na sile, zmuszaj膮c do zamkni臋cia oczu. Pierwsze kroki, jakie zrobi艂, by艂y nieco chwiejne, nie poczu艂 jednak os艂abienia, kt贸rego si臋 spodziewa艂.

Tu le偶y pana ubranie. 鈥 Piel臋gniarka wskaza艂a krzes艂o stoj膮ce w nogach 艂贸偶ka. 鈥 A tu s膮 pana okulary.

Wcisn臋艂a mu w d艂o艅 oprawione na czarno szk艂a. W zaskoczeniu pog艂aska艂 ch艂odny metal. Dok艂adnie pami臋ta艂, 偶e zgubi艂 okulary podczas ucieczki przed 艣miercio偶ercami. Z ca艂ej si艂y stara艂 si臋 zablokowa膰 straszne wspomnienie paniki i bezradno艣ci.

Kto je znalaz艂?

Profesor Dumbledore jest specjalist膮 w wyszukiwaniu zagubionych przedmiot贸w 鈥 odpar艂a pani Pomfrey zwi臋藕le, u艣miechaj膮c si臋 lekko. 鈥 Nawet, je艣li przepad艂y w Zakazanym Lesie.

Wsun膮艂 okulary na nos, ciesz膮c si臋 uspokajaj膮cym uczuciem, jakie dawa艂a mu odzyskana ostro艣膰 widzenia. Niezdarnie, z twarz膮 wykrzywion膮 z b贸lu, naci膮gn膮艂 na siebie ubranie i pozbiera艂 swoje rzeczy. Naciska艂 w艂a艣nie na klamk臋 u drzwi, gdy powstrzyma艂 go 艂agodny, ale stanowczy g艂os pani Pomfrey.

Powinien pan z kim艣 porozmawia膰 鈥 powiedzia艂a. 鈥 S膮 rzeczy, kt贸rych nie wolno za wszelk膮 cen臋 wypiera膰 z umys艂u. Je艣li si臋 pan komu艣 nie zwierzy, mog膮 one pana zadusi膰.

Jego palce dr偶a艂y. Przez chwil臋 sta艂 bez ruchu, nie mog膮c si臋 odwr贸ci膰 ani wyrzec cho膰by s艂owa, czuj膮c jedynie rozpacz 艣ciskaj膮c膮 go za gard艂o. Zanim zdo艂a艂 si臋 do ko艅ca opanowa膰, pchn膮艂 drzwi i wybieg艂 na zewn膮trz.


***


Min臋艂o wiele czasu, odk膮d szed艂 ostatnio korytarzami Hogwartu, wszystko wydawa艂o mu si臋 jednak nadal tak samo znajome jak kiedy艣. Bez trudu odnalaz艂 艂azienk臋 prefekt贸w, kt贸r膮 odwiedzi艂 ostatnio podczas Turnieju Tr贸jmagicznego na czwartym roku nauki. Stare has艂o nadal by艂o aktualne.

Wype艂nienie du偶ego basenu wod膮 nie zabra艂o wiele czasu. Para unosi艂a si臋 ci臋偶ko w powietrzu, przesyconym zapachem perfumowanego p艂ynu do k膮pieli. Rozebra艂 si臋 pospiesznie i wsun膮艂 w gor膮c膮 to艅. Woda skutecznie wypiera艂a zimno z jego wn臋trza, a po jakim艣 czasie przesta艂 si臋 nawet trz膮艣膰. Nie poczu艂 si臋 jednak lepiej.

Tu, w ciszy przerywanej tylko chlupotem mydlin, nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej ignorowa膰 dr臋cz膮cego go wspomnienia tamtej strasznej godziny. Zala艂o go raptown膮, czarn膮 fal膮, przed kt贸r膮 nie potrafi艂 uciec. Wyra藕nie widzia艂 ch艂odne spojrzenie Malfoya. Mam tylko nadziej臋, 偶e dokona艂e艣 w艂a艣ciwego wyboru. Teraz Harry nie by艂 ju偶 tego taki pewien.

Gdy zamyka艂 oczy, nadal czu艂 pal膮ce 艣lady na sk贸rze, kt贸re pozostawi艂y d艂onie, usta i j臋zyk Malfoya. Powraca艂o upokorzenie tak mocne, 偶e potrafi膮ce niemal pozbawi膰 go zmys艂贸w. Nie by艂 jednak w stanie powstrzyma膰 reakcji w艂asnego cia艂a na tamten dotyk. To tak, jakby chcie膰 nakaza膰 ranom, 偶eby przesta艂y krwawi膰.

Si臋gn膮艂 po szczotk臋 i myd艂o, po czym z zaci艣ni臋tymi z臋bami wyszorowa艂 sk贸r臋 a偶 do czerwono艣ci. Pragn膮艂 zmy膰 z siebie 艣lady dotyku, poca艂unk贸w i uk膮sze艅, sprawi膰, by nic ju偶 nie nakazywa艂o mu my艣le膰 o przekl臋tym 艢lizgonie. Ale im d艂u偶ej tar艂 i my艂 w艂asne cia艂o, tym bardziej dociera艂 do niego fakt, 偶e nie zmienia to niczego. Brud nie znajdowa艂 si臋 na powierzchni sk贸ry, lecz przenikn膮艂 du偶o g艂臋biej.

Jego palce by艂y ju偶 ca艂kiem pomarszczone od wilgoci, gdy wreszcie wyszed艂 z basenu. Wytar艂 si臋 pospiesznie i otuli艂 jednym z obszernych, puszystych p艂aszczy k膮pielowych, kt贸rych ca艂y stosik le偶a艂 w jednej z nisz. Waha艂 si臋 chwil臋, zanim zerkn膮艂 w lekko zaparowane lustro, wisz膮ce nad marmurow膮 umywalk膮.

Harry nie wiedzia艂, czego ma si臋 spodziewa膰 po w艂asnym odbiciu. By膰 mo偶e jawnych 艣lad贸w dokonanego na nim gwa艂tu. Jego twarz by艂a jednak wci膮偶 ta sama. Blada sk贸ra. Stercz膮ce, czarne w艂osy, z kt贸rych skapywa艂a woda. Jedynie wyraz zielonych oczu wyda艂 mu si臋 ca艂kowicie obcy. Nie by艂 w stanie okre艣li膰, co dok艂adnie go tak zmienia艂o.

D藕wi臋k otwieranych drzwi sprawi艂, 偶e drgn膮艂 gwa艂townie. Echo nag艂ego przestrachu pulsowa艂o mu w 偶y艂ach nawet wtedy, gdy rozpozna艂 przybysza. Ginny.

Podesz艂a do niego szybkim krokiem. Przez moment w jej oczach migota艂a niepewno艣膰, ale chwil臋 p贸藕niej trzyma艂a go ju偶 mocno w obj臋ciach.

W pierwszym odruchu chcia艂 j膮 odepchn膮膰, my艣l膮c, 偶e nie zniesie czyjego艣 dotyku. Ale od ramion dziewczyny bi艂a taka normalno艣膰 i pociecha, 偶e pozwoli艂 jej na ten gest.

Tak si臋 ciesz臋, 偶e jeszcze 偶yjesz 鈥 wyszepta艂a ledwo s艂yszalnie, a jej barki lekko zadr偶a艂y, gdy obejmowa艂a go mocniej.

Za艂o偶臋 si臋, 偶e zawdzi臋czam to tobie i Terry鈥檈mu 鈥 wymamrota艂 podobnie cicho, k艂ad膮c g艂ow臋 na jej ramieniu i wdychaj膮c dobrze znany zapach jej cia艂a. Ile czasu min臋艂o od chwili, gdy ich zwi膮zek si臋 rozsypa艂? Dwa lata? A mo偶e trzy? Ich mi艂o艣膰, w przeciwie艅stwie do przyja藕ni, nie wytrzyma艂a presji ci臋偶kiej pracy w tym samym zespole.

Oderwa艂a si臋 od niego i spojrza艂a mu w twarz. W jej oczach l艣ni艂y 艂zy.

Tak mi przykro, 偶e to si臋 sta艂o. Wiele da艂abym za to, 偶eby艣my mogli zjawi膰 si臋 tam wcze艣niej. 鈥 K膮ciki ust Ginny zadrga艂y. Pojedyncza 艂za ze艣lizgn臋艂a si臋 z jej rz臋s i spad艂a prosto na pod艂og臋, omijaj膮c policzek. Zamkn膮艂 oczy i odwr贸ci艂 g艂ow臋. Wygl膮da艂o na to, 偶e wszyscy ju偶 dawno wiedzieli, co go spotka艂o. Rozpacz torowa艂a sobie bezlito艣nie drog臋 z jego wn臋trza, odbieraj膮c mu oddech. Nie chcia艂, 偶eby na to patrzy艂a. Kolana ugi臋艂y si臋 pod nim i usiad艂 na brzegu basenu, ze wzrokiem wbitym w m臋tn膮 wod臋. Wyczuwa艂 spojrzenie, kt贸re utkwi艂a w jego plecach. 鈥 To by艂 Malfoy, prawda?

Gwa艂towne przera偶enie sprawi艂o, 偶e poczu艂 si臋, jakby ton膮艂. G艂o艣no nabra艂 powietrza, czuj膮c, jak krew ucieka mu z twarzy. Przez chwil臋 nie by艂 zdolny do niczego opr贸cz gapienia si臋 na ni膮 bez s艂owa. Sprawia艂a takie dziecinne, niewiarygodnie kruche wra偶enie. Pozory jednak myli艂y. Jej iskrz膮ce spojrzenie zdradza艂o ch艂odny i b艂yskotliwy umys艂.

Opar艂 艂okcie na podci膮gni臋tych w g贸r臋 kolanach i zakry艂 g艂ow臋 d艂o艅mi. W gardle piek艂o go niemi艂osiernie. Z najwy偶szym trudem powstrzymywa艂 艂zy. Nie chcia艂 p艂aka膰.

Sk膮d ci to przysz艂o do g艂owy? 鈥 wyrzuci艂 z siebie z wysi艂kiem. Jego g艂os by艂 szorstki jak papier 艣cierny. Tak, jakby go od dawna go nie u偶ywa艂.

To logiczny wniosek 鈥 odpar艂a z cieniem sarkazmu. 鈥 Wyci膮gni臋ty po tym, jak Dumbledore ostatkiem si艂 przekona艂 Malfoya, 偶eby jednak nie wyskakiwa艂 przez okno z wie偶y p贸艂nocnej.

Uni贸s艂 g艂ow臋, zaskoczony. Do tej pory ani raz nie pomy艣la艂, jak m贸g艂by si臋 teraz czu膰 Draco Malfoy. 呕yczy艂 sobie tylko jednego: by nigdy w 偶yciu ju偶 go nie spotka膰.

A jednak鈥 Harry dok艂adnie pami臋ta艂 l臋k w jego oczach, gdy zdecydowa艂 si臋 go wybra膰. By艂 pewien, 偶e Draco nigdy wcze艣niej nie musia艂 u偶ywa膰 przemocy wobec kogokolwiek. Ten wniosek w dziwny spos贸b go zabola艂.

Nie zrobi艂 tego dobrowolnie. 鈥 S艂owa klei艂y mu si臋 do warg. 鈥 To moja wina.

Jak to, twoja? 鈥 Ginny spojrza艂a na niego autentycznie zaskoczonym wzrokiem.

Merlinie, dlaczego tak ci臋偶ko by艂o mu sformu艂owa膰 kilka najprostszych zda艅? W zdenerwowaniu przejecha艂 j臋zykiem po wyschni臋tych ustach.

Zmusili mnie, 偶ebym sam zdecydowa艂, kto ma鈥 mnie zgwa艂ci膰 鈥 wydusi艂. 鈥 A ja wybra艂em Malfoya.

Zarejestrowa艂 g艂臋boki wstrz膮s, z kt贸rym Ginny przyj臋艂a jego s艂owa. Chwiej膮c si臋 i wytrzeszczaj膮c oczy, cofn臋艂a si臋 o krok. Najwyra藕niej dopiero teraz poj臋艂a bezmiar jego cierpienia.

W tym momencie dotar艂o do niego, 偶e pani Pomfrey mia艂a racj臋. Ta 艣wiadomo艣膰 zapar艂a mu dech w piersi. Wstyd i rozpacz sk艂臋bi艂y si臋 w nim w puchn膮c膮, gro偶膮c膮 nag艂ym wybuchem kul臋. Wzrok Ginny wyra藕nie dawa艂 mu do zrozumienia, 偶e nie chcia艂a zna膰 szczeg贸艂贸w. Nie przej膮艂 si臋 tym. Sprowokowa艂a t臋 rozmow臋, wi臋c teraz musia艂a ponie艣膰 konsekwencje.

Ale ta decyzja wcale nie by艂a najgorszym z tego wszystkiego. 鈥 Pr贸bowa艂 zapanowa膰 nad g艂osem, zmagaj膮c si臋 z jego dr偶eniem, co jednak spe艂z艂o na niczym. 呕o艂膮dek walczy艂 z nadp艂ywaj膮cymi md艂o艣ciami, a wn臋trzno艣ci zdawa艂y si臋 splata膰 ze sob膮. 鈥 Porzyga艂bym si臋 z pewno艣ci膮, gdyby to by艂 Do艂ohow albo Rookwood. My艣la艂em, 偶e Malfoy to mniejsze z艂o. Cho膰 mia艂em nadziej臋, 偶e鈥 b臋dzie鈥 no, troch臋 delikatniejszy. 鈥 Bole艣nie skrzywi艂 twarz, ocieraj膮c frotowym r臋kawem p艂aszcza spocone czo艂o, po czym kontynuowa艂, wbijaj膮c puste spojrzenie w przestrze艅 艂azienki: 鈥 By艂 ca艂kowicie bezwzgl臋dny. Zapewne nie chcia艂, 偶eby kt贸ry艣 z nich鈥 nabra艂 podejrze艅. 鈥 Przymkn膮艂 oczy i z艂o偶y艂 g艂ow臋 na kolanach. M贸wienie z zamkni臋tymi powiekami by艂o 艂atwiejsze. 鈥 To nie gwa艂t by艂 w tym wszystkim najgorszy. Owszem, upokorzy艂 mnie. Zrani艂. Ale b贸l staje si臋 czym艣 wzgl臋dnym, je艣li zazna艂o si臋 kiedykolwiek Cruciatusa. 鈥 Z g艂臋bi fa艂d p艂aszcza k膮pielowego wydoby艂 si臋 jego gorzki 艣miech. 鈥 Chcieli mnie upokorzy膰 i uda艂o im si臋 to. Przygl膮dali si臋, jak Malfoy mnie gwa艂ci. S艂ysza艂em ich rechot i spro艣ne uwagi. By艂o mi trudno鈥 to znie艣膰. 鈥 Kierowany wewn臋trznym przymusem, otworzy艂 oczy i spojrza艂 na Ginny, blad膮 jak kreda i opart膮 plecami o marmurow膮 umywalk臋. Nie spuszcza艂a z niego przera偶onego, jakby zahipnotyzowanego wzroku. Wiedzia艂, 偶e wyczuwa艂a groz臋 piek艂a, przez kt贸re by艂 zmuszony przej艣膰. Poczu艂 wilgo膰 na policzkach, cho膰 nie pami臋ta艂, 偶eby p艂aka艂. 鈥 Najgorszy by艂 jego dotyk. Jego poca艂unki. J臋zyk, kr膮偶膮cy po mojej sk贸rze. Przypomina艂o mi to spos贸b, w jaki鈥 ty mnie dotyka艂a艣. Dawniej. 鈥 Przerwa艂, wstrzymuj膮c oddech. 鈥 Nie chcia艂em reagowa膰. Stara艂em si臋. Ale nie uda艂o mi si臋. On鈥 to mnie podnieci艂o. I przez jedn膮 przekl臋t膮 chwil臋鈥 chcia艂em go鈥 pragn膮艂em Malfoya. 鈥 G艂os odm贸wi艂 mu pos艂usze艅stwa, a s艂owa, kt贸re wydobywa艂y si臋 dalej z jego ust, brzmia艂y jak ochryp艂e j臋ki. 鈥 Chcieli mnie z艂ama膰. Zobaczy膰, jak pokonany i upodlony Harry Potter le偶y na ziemi. Nie wierzy艂em, 偶e mo偶e im si臋 to uda膰. Nie tak 艂atwo. Ale si臋 myli艂em. 鈥 Zacisn膮艂 usta d艂oni膮, 偶eby st艂umi膰 szloch. Nie by艂o w nim ju偶 niczego opr贸cz pustki, ale wraz z p艂aczem d艂awienie w gardle nareszcie ust膮pi艂o.

Cicho st膮paj膮c, podesz艂a do niego od ty艂u. Poczu艂, jak obejmuj膮 go zimne, roztrz臋sione r臋ce. Mokry policzek przywar艂 do jego w艂asnego. 呕adne z nich nie wyda艂o ju偶 ani jednego d藕wi臋ku.


Rozdzia艂 pi膮ty



Zdaje ci si臋, 偶e mo偶esz wybaczy膰 mi gwa艂t, kt贸ry ci zada艂em.

A ja ci m贸wi臋, 偶e mi nie wybaczysz.

Nie wtedy, gdy zrozumiesz, 偶e ka偶da chwila twego cierpienia sprawi艂a mi rozkosz.



Panie Malfoy?

D藕wi臋k dobrze znanego g艂osu dotar艂 do jego uszu, nie odnajduj膮c jednak do ko艅ca drogi w g艂膮b 艣wiadomo艣ci. Draco zmusi艂 si臋 do oderwania spojrzenia od okna, za kt贸rym niebo pyszni艂o si臋 bezchmurnym lazurem, i przeni贸s艂 je na starego, siwow艂osego m臋偶czyzn臋, zajmuj膮cego miejsce naprzeciwko.

Albus Dumbledore spl贸t艂 palce opartych o blat biurka d艂oni i patrzy艂 na niego nieprzerwanie przenikliwymi oczami, kt贸rych kolor by艂 tak samo jaskrawy jak b艂臋kit za oknem.

Nie wolno panu wini膰 si臋 za to, co si臋 sta艂o. Nie mia艂 pan innego wyj艣cia. No chyba 偶e wola艂 pan wybra膰 艣mier膰.

呕o艂膮dek Dracona skurczy艂 si臋 na samo brzmienie tych s艂贸w. Opar艂 czo艂o o d艂o艅, wspominaj膮c, jak kusz膮ca by艂a wczoraj otch艂a艅 widoczna ze szczytu wie偶y p贸艂nocnej.

Mo偶e tak by艂oby lepiej dla nas wszystkich. 鈥 W jego g艂osie pobrzmiewa艂a czysta rezygnacja, kt贸rej sam si臋 przestraszy艂.

Niech pan nie wygaduje bzdur 鈥 zruga艂 go Dumbledore ostro. Pochyli艂 si臋 do przodu i przyszpili艂 spojrzeniem.鈥 To nie pomog艂oby nikomu. Jak mieliby艣my wygra膰 t臋 wojn臋, gdyby pan zdecydowa艂 si臋 umrze膰?

W normalnych warunkach poczu艂by dum臋, s艂ysz膮c, 偶e jest a偶 tak wa偶ny dla powodzenia misji Zakonu. Ale teraz nic ju偶 nie by艂o normalne. Postanowi艂 potraktowa膰 wypowied藕 dyrektora jako pytanie retoryczne.

Voldemort nadal jest os艂abiony po ostatniej bitwie 鈥 zacz膮艂 zm臋czonym tonem. 鈥 Czy to nie korzystny moment, by zaatakowa膰 go ponownie?

Mo偶liwe, 偶e Voldemort jest os艂abiony. 鈥 Dumbledore powoli potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, nie odrywaj膮c od Dracona 艣widruj膮cego spojrzenia. 鈥 Ale jego 艣miercio偶ercy nadal s膮 zbyt silni. Sam mia艂 pan okazj臋 niedawno o tym przekona膰.

Draco przymkn膮艂 oczy w udr臋ce. Pod jego powiekami ponownie zata艅czy艂y wizje, o kt贸rych najch臋tniej by zapomnia艂. 呕膮dza we wzroku Do艂ohowa. Mi臋sista r臋ka Rookwooda na nagiej sk贸rze Harry'ego. I ka偶dy, najdrobniejszy detal jego w艂asnego, okrutnego czynu. Mocno zagryz艂 wargi, pozwalaj膮c, by b贸l przywr贸ci艂 go do rzeczywisto艣ci.

Ilu z nich uda艂o si臋 uciec? 鈥 zapyta艂.

Niestety wi臋kszo艣ci 鈥 odpar艂 dyrektor z cichym westchnieniem. 鈥 Na korzy艣膰 Tonks i jej grupy przemawia艂o wprawdzie zaskoczenie, ale tamci mieli przewag臋 liczebn膮. Dw贸ch 艣miercio偶erc贸w zgin臋艂o, pi臋ciu zatrzymali艣my. W艣r贸d nich nie ma ani Do艂ohowa, ani Rookwooda 鈥 doda艂, jakby odgaduj膮c my艣li Dracona.

Draco opu艣ci艂 wzrok.

Co zamierza pan zrobi膰 teraz? Jakie ma pan plany? Kiedy dostan臋 kolejne zadanie? 鈥 zapyta艂.

Czas pana zada艅 jako szpiega dobieg艂 ko艅ca 鈥 odpowiedzia艂 艂agodnie stary czarodziej po chwili zw艂oki.

Ale ja鈥 鈥 Draco gapi艂 si臋 na niego w zdumieniu. Tysi膮c pyta艅 naraz pcha艂o mu si臋 do g艂owy. 鈥 Dlaczego? 鈥 Mocno zacisn膮艂 palce na por臋czy krzes艂a, czuj膮c narastaj膮ce zdenerwowanie.

Draco鈥 鈥 G艂os Dumbledore鈥檃 brzmia艂 cierpliwie, jak u ojca pr贸buj膮cego przekona膰 uparte dziecko. 鈥 Oni nabrali wobec pana podejrze艅. Widzieli, jak przeni贸s艂 pan Harry鈥檈go w bezpieczne miejsce, gdy tylko zacz膮艂 si臋 atak. Zauwa偶yli pana przera偶enie. Gdybym wys艂a艂 pana z powrotem do tego gniazda w臋偶y, oznacza艂oby to dla pana pewn膮 艣mier膰. Zwolennicy Voldemorta nie okazuj膮 lito艣ci wobec zdrajc贸w, o czym pan doskonale wie.

Draco zatrz膮s艂 si臋 w duchu.

Co si臋 wi臋c ze mn膮 stanie? Mam zosta膰 tu, w Hogwarcie?

Nie 鈥 odrzek艂 Dumbledore rezolutnie. 鈥 Znam doskona艂膮 kryj贸wk臋, gdzie nikt nie b臋dzie pana szuka艂. Tam b臋dzie pan bezpieczny.

Sekundy przeci膮ga艂y si臋 w niesko艅czono艣膰. Draco czu艂, jak twarz zastyga mu w kamienn膮 mask臋. Co艣 w jego wn臋trzu skurczy艂o si臋 bole艣nie.

Nie wytrzymam tego 鈥 powiedzia艂 cicho lekko dr偶膮cym g艂osem. S艂ysza艂 w nim w艂asn膮 rozpacz, mia艂 jednak nadziej臋, 偶e ucho Dumbledore鈥檃 jej nie wy艂owi. 鈥 Nie mog臋 ukrywa膰 si臋 gdzie艣 miesi膮cami i bezczynnie czeka膰, a偶 co艣 si臋 wydarzy. Zwariuj臋, gdy b臋d臋 musia艂 siedzie膰 tam sam.

To nie potrwa tak d艂ugo. 鈥 Wzrok Dumbledore鈥檃 by艂 mi臋kki i twardy zarazem. 鈥 Doko艅czymy naszego dzie艂a 鈥 doda艂 przejmuj膮cym szeptem. 鈥 Moment, w kt贸rym go pokonamy, jest niedaleki. Przepowiednia si臋 wype艂ni. Na nasz膮 korzy艣膰.

Draco przezwyci臋偶y艂 sucho艣膰 w gardle. S艂owa dyrektora nie by艂y w stanie wzbudzi膰 w nim 偶adnych emocji, a ju偶 zupe艂nie nie przynios艂y mu ulgi.

Mam nadziej臋, 偶e przynajmniej nie obci膮偶y pan zbytnio Harry鈥檈go 鈥 powiedzia艂, odsuwaj膮c krzes艂o i wstaj膮c powoli. Stara, drewniana pod艂oga zaskrzypia艂a pod jego stopami.

Wszystko b臋dzie dobrze. Rany si臋 zagoj膮. 鈥 Zn贸w to przenikliwe spojrzenie, kt贸re zdawa艂o si臋 rejestrowa膰 najmniejszy szczeg贸艂, nie zdradzaj膮c jednocze艣nie niczego. 鈥 Da pan sobie rad臋, Draco. Nawet, je艣li mia艂by pan to zrobi膰 tylko dla Lucjusza.

Draco spr贸bowa艂 odegna膰 bolesne poczucie straty, kt贸re ogarnia艂o go za ka偶dym razem, gdy kto艣 wspomnia艂 imi臋 jego ojca.

Kiedy mam wyjecha膰? 鈥 zapyta艂 g艂uchym tonem.

Natychmiast. 鈥 Odpowied藕, kt贸ra pad艂a, zosta艂a wypowiedziana g艂osem nieznosz膮cym najmniejszego sprzeciwu.



***



Tym razem nie potrzebowa艂a Mapy Huncwot贸w, 偶eby odnale藕膰 Harry鈥榚go. Le偶a艂 tam, gdzie przywyk艂 by艂 ju偶 le偶e膰 od kilku dni: na brzegu jeziora, z brzuchem przyci艣ni臋tym do ziemi, w cieniu starej wierzby p艂acz膮cej, kt贸rej ga艂臋zie ko艂ysa艂 艂agodny, letni podmuch. Skwitowa艂 jej przybycie kr贸tkim uniesieniem g艂owy. Jego rysy sprawia艂y wra偶enie stwardnia艂ych, a zielone oczy by艂y nieprzeniknione niczym m臋tna to艅 jeziora.

Wolno opad艂a obok niego na traw臋 i w zamy艣leniu skubn臋艂a jedn膮 z g臋sto rosn膮cych stokrotek.

Kiedy zamierzasz wreszcie zacz膮膰 przychodzi膰 na posi艂ki? 鈥 zapyta艂a cicho, nie patrz膮c na niego. Martwi艂o j膮, 偶e nie chcia艂 je艣膰. Ca艂e jego zachowanie wprawia艂o j膮 zreszt膮 w niepok贸j.

Harry parskn膮艂 niech臋tnie.

Przynosz臋 sobie p贸藕niej co艣 z kuchni. Nie mog臋 znie艣膰 tych wsp贸艂czuj膮cych spojrze艅. Wydaje mi si臋, 偶e najch臋tniej zacz臋liby mnie wypytywa膰, czy mog臋 ju偶 w miar臋 bezbole艣nie siedzie膰. 鈥 Przekr臋ci艂 si臋 na plecy i ponuro zapatrzy艂 w bezchmurne niebo.

Po raz pierwszy od ich dramatycznej rozmowy w 艂azience prefekt贸w zn贸w napomkn膮艂 o gwa艂cie.

Nikt nie b臋dzie ci zadawa艂 takich pyta艅 鈥 odpar艂a spokojnie. 鈥 Doskonale o tym wiesz. I nie musisz ba膰 si臋 spotkania z Malfoyem. Wyjecha艂 ju偶 par臋 dni temu.

Sk膮d wiesz, 偶e boj臋 si臋 go spotka膰? 鈥 W g艂osie Harry鈥檈go pobrzmiewa艂o napi臋cie.

Nie wiem 鈥 odpowiedzia艂a pospiesznie. 鈥 My艣l臋 tylko, 偶e na twoim miejscu w艂a艣nie tego bym si臋 obawia艂a.

Przez chwil臋 milczeli oboje. Ginny roztar艂a nerwowo zerwan膮 stokrotk臋 mi臋dzy palcami. Drobne fale liza艂y piasek na brzegu jeziora.

My te偶 jutro wyjedziemy 鈥 przerwa艂a w ko艅cu m臋cz膮c膮 cisz臋. 鈥 Pojutrze zacznie si臋 nowy rok szkolny, aurorzy powinni opu艣ci膰 Hogwart jeszcze przed jego rozpocz臋ciem.

Och, 艣wietnie 鈥 odrzek艂 z wyra藕nie s艂yszaln膮 nutk膮 goryczy. 鈥 To bezczynne siedzenie zaczyna艂o mi ju偶 i tak mocno dzia艂a膰 na nerwy. Uciesz臋 si臋, gdy zn贸w dadz膮 mi co艣 do roboty.

Ginny wykona艂a kilka g艂臋bokich oddech贸w. Nie艂atwo by艂o jej wypowiedzie膰 nast臋pne s艂owa.

Do Akademii Auror贸w wr贸c臋 sama. Dumbledore uwa偶a, 偶e na razie nie jeste艣 w stanie dowodzi膰 grup膮.

Widzia艂a, jak Harry sztywnieje. Zdumione, niedowierzaj膮ce 鈥濻艂ucham?鈥 by艂o jedynym, co zdo艂a艂 z siebie wydusi膰, zanim uni贸s艂 g艂ow臋. W jego oczach zab艂ys艂a z艂o艣膰, cho膰 ca艂a sylwetka nadal wyra偶a艂a opanowanie i spok贸j. Z biegiem lat nauczy艂 si臋 kontrolowa膰 wybuchy w艂asnego gniewu.

Harry鈥 鈥 rzek艂a b艂agalnie. 鈥 Sp贸jrz na siebie. Nie ma ani sekundy, w kt贸rej nie my艣la艂by艣 o鈥 tamtej sprawie. Naprawd臋 zdaje ci si臋, 偶e m贸g艂by艣 by膰 teraz dobrym dow贸dc膮? Naprawd臋 chcesz narazi膰 Terry鈥檈go i mnie na niebezpiecze艅stwo? 鈥 Harry milcza艂, wpatruj膮c si臋 w przestrze艅 z mocno zaci艣ni臋tymi ustami. 鈥 Jako艣 prze偶yjesz te kilka tygodni poza Zakonem 鈥 doda艂a stanowczo. 鈥 A potem Dumbledore wezwie ci臋 z powrotem.

Dok膮d zamierza mnie wys艂a膰? 鈥 spyta艂 g艂uchym tonem. 鈥 Do g艂贸wnej kwatery Zakonu?

Ginny zawaha艂a si臋 w obawie przed jego reakcj膮.

Prawie 鈥 odrzek艂a powoli. 鈥 Do dawnej kwatery g艂贸wnej. Na Grimmauld Place 12.



***



Gdy nast臋pnego ranka Harry opad艂 na mi臋kkie siedzenie w przedziale hogwarckiego ekspresu, czu艂 si臋 zupe艂nie wyczerpany. Przez ca艂膮 noc nie zmru偶y艂 oka, nie mog膮c uporz膮dkowa膰 wra偶e艅 po k艂贸tni z Dumbledore鈥檈m. Broni艂 si臋 zaciekle przed decyzj膮 starego czarodzieja, jednak ten pozosta艂 nieprzejednany. Kierowa艂o nim ca艂kowite przekonanie, 偶e dla Harry鈥檈go jeszcze nie nadszed艂 czas powrotu do Akademii Auror贸w. A w nowej kwaterze g艂贸wnej przy Callander Square by艂o zbyt ciasno, 偶eby zapewni膰 mu wygodne schronienie przez kilka tygodni.

Opar艂 czo艂o o ch艂odn膮 szyb臋 okna, obserwuj膮c, jak wie偶e Hogwartu powoli znikaj膮 za grzbietami g贸r. Dziwnym trafem nie czu艂 偶alu. Dr臋czy艂a go jedynie obawa przed tym, co mia艂o nadej艣膰.

Od 艣mierci Syriusza przed o艣miu laty ani raz nie przekroczy艂 progu rodzinnego domu Black贸w. Dumbledore do艣膰 szybko postara艂 si臋 o now膮 kwater臋 dla Zakonu, nie chc膮c nara偶a膰 jego cz艂onk贸w na uporczywe nawroty smutnych wspomnie艅. A teraz, wbrew wszystkiemu, Harry musia艂 tam zamieszka膰.

Ginny, siedz膮ca po przeciwnej stronie przedzia艂u, zerka艂a na niego raz po raz zatroskanym wzrokiem, kt贸ry stara艂 si臋 ignorowa膰, jak tylko m贸g艂. Nie mia艂 ochoty z ni膮 rozmawia膰. Nie pozosta艂o ju偶 nic do powiedzenia.

Zapada艂 zmrok, gdy poci膮g dotar艂 do dworca Kings Cross. Nie mieli ze sob膮 sporego baga偶u, nie zwr贸cili te偶 niczyjej uwagi, przechodz膮c przez hal臋 dworcow膮. Ginny zaczeka艂a wraz z Harrym na przybycie B艂臋dnego Rycerza.

Niebawem si臋 zobaczymy, obiecuj臋. Trzymaj si臋, Harry 鈥 powiedzia艂a mu na po偶egnanie, obejmuj膮c go mocno.

Pog艂aska艂 j膮 po w艂osach i poca艂owa艂 w policzek. A potem wsiad艂 do autobusu, opad艂 na siedzenie i macha艂 tak d艂ugo, a偶 drobna sylwetka dziewczyny rozp艂yn臋艂a si臋 w ciemno艣ci.

Podr贸偶 do Grimmauld Place trwa艂a zaledwie kilka minut. Dramatyczne pr贸by Stana Shunpike鈥檃, zmierzaj膮ce do nawi膮zania o偶ywionej konwersacji, nie by艂y w stanie zag艂uszy膰 narastaj膮cego uczucia niepewno艣ci. A gdy sta艂 ju偶 samotnie w ciemnej uliczce ze swoj膮 niewielk膮 walizk膮 w r臋ku, podczas gdy oddalaj膮ce si臋 艣wiat艂a B艂臋dnego Rycerza gin臋艂y w mroku, panika zaw艂adn臋艂a nim bez reszty.

Stary, widoczny wy艂膮cznie dla czarodziej贸w dom zdawa艂 si臋 emanowa膰 niewidzialn膮 groz膮, kt贸ra 艣ci臋艂a mu dech w piersiach. Nie mia艂 jednak innego wyboru ni偶 przekroczy膰 jego pr贸g. Nie m贸g艂 przecie偶 nocowa膰 na ulicy.

Niepewnie wspi膮艂 si臋 po zmursza艂ych schodach, prowadz膮cych do wej艣cia. Czarne drzwi ze srebrn膮 ko艂atk膮 w kszta艂cie w臋偶a otworzy艂y si臋 jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r臋ki, gdy tylko si臋 do nich zbli偶y艂. Zaczerpn膮艂 powietrza i wszed艂 do 艣rodka.

Przywita艂o go niespodziewane ciep艂o, maj膮ce swe 藕r贸d艂o w olbrzymim, strzelaj膮cym ogniem kominku. Ani 艣ladu dawnej wilgoci i st臋chlizny. Rozwartymi ze zdumienia i ciekawo艣ci oczami rozejrza艂 si臋 doko艂a.

Nic, co znajdowa艂o si臋 w rozja艣nionym 艂agodnym blaskiem gazowych lamp holu wej艣ciowym, nie przypomina艂o ju偶 by艂ej atmosfery domu Black贸w. Znikn臋艂y krzywo zawieszone, poczernia艂e ze staro艣ci portrety cz艂onk贸w ich szlachetnego rodu. Podobny los spotka艂 kurz i paj臋czyny. Ci臋偶kie, ciemne meble zast膮piono nowszymi i ja艣niejszymi. A gdy nadgorliwy, nisko pochylony skrzat domowy wyrwa艂 Harry鈥檈mu z r臋ki p艂aszcz i walizk臋, sta艂o si臋 jasne, 偶e Stworek dawno ju偶 opu艣ci艂 swoje w艂o艣ci. Harry spodziewa艂 si臋, 偶e wspomnienie Syriusza wytr膮ci go z r贸wnowagi, ale w tym domu nic ju偶 nie przywodzi艂o go na my艣l. Gdy ko艅czy艂 ogl臋dziny holu, drzwi wej艣ciowe zatrzasn臋艂y si臋 za nim z 艂oskotem.

Chocia偶 dom wygl膮da艂 bardziej zapraszaj膮co ni偶 za czas贸w jego ostatniej wizyty, Harry nie m贸g艂 pozby膰 si臋 n臋kaj膮cego go poczucia zagro偶enia. Ostro偶nie ruszy艂 do przodu. Ale dopiero w chwili, gdy dotar艂 do starych schod贸w z bogato zdobion膮 por臋cz膮, zrozumia艂, sk膮d bra艂 si臋 jego niepok贸j.

U szczytu schod贸w pojawi艂a si臋 trupio blada twarz m艂odego m臋偶czyzny o blond w艂osach, najwyra藕niej zwabionego do holu odg艂osem zatrzaskuj膮cych si臋 drzwi. Mia艂 na sobie szlafrok z delikatnego jedwabiu. Z jego oczu wyziera艂a konsternacja i przera偶enie.

Harry bezwiednie cofn膮艂 si臋 o krok. Jego serce zat艂uk艂o si臋 gwa艂townym rytmem.

Co鈥 co ty tu robisz? 鈥 wyrzuci艂 z siebie ochryp艂ym, 偶a艂o艣nie brzmi膮cym tonem. Zdawa艂o mu si臋, 偶e ziemia osuwa mu si臋 spod st贸p.

M贸g艂bym spyta膰 ci臋 o to samo, Potter. 鈥 Draco Malfoy pr贸bowa艂 zabrzmie膰 arogancko, ale zamiar ten zosta艂 os艂abiony przez wyra藕ne dr偶enie w jego g艂osie.

Harry nie mia艂 poj臋cia, co robi膰. M贸zg odm贸wi艂 mu wsp贸艂pracy, produkuj膮c jedn膮, jedyn膮 my艣l: Zwiewa膰!. Jednak gdy okr臋ci艂 si臋 na pi臋cie w zamiarze panicznej ucieczki, nie mia艂 ju偶 kt贸r臋dy wyj艣膰 na zewn膮trz. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwil膮 by艂y drzwi, teraz widnia艂a naga, g艂adka 艣ciana鈥


Kto kogo zgubi艂?

Ty siebie?

Ja siebie?

A mo偶e鈥

mo偶e my nas?

(Falco, 鈥濲eanny鈥)



Rozdzia艂 sz贸sty



Nie jeste艣my ju偶 tacy, jacy byli艣my.

Nie spos贸b zmieni膰 tego, co si臋 sta艂o.

Jak mam si臋 dowiedzie膰, kim teraz jeste艣, je艣li ty sam tego nie wiesz?



Dr偶膮ce palce obmacywa艂y zimny mur, niepewnie i z niedowierzaniem, jakby nie chc膮c si臋 pogodzi膰 z pot臋偶nym czarem, kt贸ry przed chwil膮 objawi艂 sw膮 moc. Drzwi si臋 jednak nie pojawia艂y, niezale偶nie od tego, jak silny by艂 dygot szukaj膮cych ich r膮k.

Draco zamkn膮艂 oczy, czuj膮c, jak echo prze偶ytego w艂a艣nie szoku nadal rozlewa mu si臋 po ciele gor膮c膮 fal膮. Wydawa艂o mu si臋, 偶e s艂yszy skrzypienie paznokci Harry'ego, pr贸buj膮cych wbi膰 si臋 w lodowato zimn膮 posadzk臋 kapliczki. Nie, to tylko z艂udzenie, podsuwane przez rozszala艂膮 wyobra藕ni臋. Gdy ponownie otworzy艂 oczy, Harry ju偶 dawno opu艣ci艂 ramiona.

Jakby kierowany wewn臋trznym przymusem, m艂ody auror odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 w g贸r臋, prosto na niego, chc膮c upewni膰 si臋, 偶e to, co w艂a艣nie ujrza艂, nie by艂o iluzj膮. W jego wzroku widnia艂 l臋k, a skrzyde艂ka nosa dr偶a艂y lekko.

Draco poczu艂 nag艂y zawr贸t g艂owy i szum krwi w uszach. Bezwiednie schwyci艂 por臋cz schod贸w, obejmuj膮c j膮 tak kurczowo, 偶e pobiela艂y mu knykcie. To nie m贸g艂 by膰 Potter. Przed nim musia艂 sta膰 kto艣 zupe艂nie obcy. Prawdziwy Potter nigdy, przenigdy nie okaza艂by strachu na jego widok.

Milczenie przyt艂acza艂o go niczym niezno艣ny, wa偶膮cy ca艂e tony ci臋偶ar. Chcia艂 si臋 odezwa膰, wyt艂umaczy膰, 偶e mu przykro z powodu tego, co zasz艂o. Powiedzie膰 cokolwiek, byleby tylko przerwa膰 t臋 cisz臋. Jednak 偶adne s艂owo nie mog艂o si臋 wydosta膰 z jego ust. Im bardziej si臋 stara艂, tym wi臋ksze mia艂 trudno艣ci z wypowiedzeniem czegokolwiek.

Harry nie uczyni艂 niczego, by u艂atwi膰 mu to zadanie. Sprawia艂 wra偶enie przyro艣ni臋tego do pod艂o偶a, niezdolnego do najmniejszego ruchu ani do odwr贸cenia spojrzenia w bok.

Draco mocno zacisn膮艂 z臋by. 鈥濪umbledore鈥, przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋. Kt贸偶 inny pozwoli艂by im, nie艣wiadomym niczego, wpa艣膰 w t臋 pu艂apk臋? Im d艂u偶ej si臋 nad tym zastanawia艂, tym wi臋ksza by艂a jego z艂o艣膰. Absolutnie nie m贸g艂 zrozumie膰, czego stary czarodziej spodziewa艂 si臋 po takiej konfrontacji.

Harry Potter, sir! 鈥 Cienki g艂osik nadgorliwego skrzata przerwa艂 rozwa偶ania Dracona. Zjawi艂 si臋 obok Harry'ego i energicznie ci膮gn膮艂 go za r臋kaw. 鈥 Niech pan wejdzie, Harry Potter. Paddy poka偶e pana pok贸j. Harry Potter na pewno jest zm臋czony po d艂ugiej podr贸偶y.

Oczy Harry'ego wyra偶a艂y wszystko co mo偶liwe, tylko nie zm臋czenie. Wyra藕nie zaniepokojonym wzrokiem 艣ledzi艂 skrzata, kt贸ry, ze staromodnym lichtarzem w d艂oni, wspina艂 si臋 w艂a艣nie po schodach, po czym prze艣lizguj膮c zwinnie obok Malfoya.

Draco widzia艂, z jakim trudem przysz艂o Harry'emu ruszy膰 z miejsca. Unikaj膮c patrzenia na Dracona, niezgrabnie pokona艂 kilka pierwszych stopni.

Z ka偶dym krokiem, kt贸ry Harry robi艂 w jego kierunku, napi臋cie stawa艂o si臋 coraz trudniejsze do zniesienia. Zdawa艂o mu si臋, 偶e co艣 zaczyna go rozrywa膰 od 艣rodka. Od zbli偶aj膮cej si臋 postaci promieniowa艂o co艣 niesamowitego, co艣, co sprawia艂o, 偶e w艂oski na przedramionach stan臋艂y mu d臋ba.

Mia艂 Harry'ego. Posiad艂 jego cia艂o. Ale to niczego nie zmienia艂o. W nag艂ym rozb艂ysku ol艣nienia poj膮艂, 偶e nadal czuje do niego ten sam poci膮g, co dawniej. 呕e dalej go pragnie. I 偶e nie wystarczy艂o mu zdoby膰 go raz, u偶ywaj膮c przemocy. Chcia艂 mie膰 go na zawsze, ca艂ego, bez reszty.

Ta 艣wiadomo艣膰 wybi艂a go z r贸wnowagi. Kilkakrotnie prze艂kn膮艂 艣lin臋, pokonuj膮c skurcz suchego gard艂a. Wbi艂 wzrok w pod艂og臋, gdy Harry pospiesznie go mija艂, staraj膮c si臋 zachowa膰 przy tym jak najwi臋kszy odst臋p.

Pozosta艂 nieruchomo w tym samym miejscu u szczytu schod贸w nawet wtedy, gdy za Harrym dawno ju偶 zamkn臋艂y si臋 drzwi pokoju na ko艅cu korytarza. Us艂ysza艂 tylko d藕wi臋k obr贸conego dwukrotnie w zamku klucza i oddalaj膮ce si臋 kroki Paddy'ego, rytmicznie klaszcz膮ce o posadzk臋. A potem zapad艂a cisza.



***



Zamkn膮wszy drzwi na klucz i zabezpieczywszy je dodatkowo cicho wymruczanym zakl臋ciem, Harry opad艂 bezsilnie na szerokie 艂贸偶ko, pr贸buj膮c zrozumie膰, co tu si臋 w艂a艣ciwie dzia艂o. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e to Dumbledore zwabi艂 ich obu w to miejsce. Ale co dyrektor obiecywa艂 sobie po tej akcji, tego Harry nie by艂 absolutnie w stanie zrozumie膰.

艢wiadomo艣膰, 偶e kilka nast臋pnych tygodni b臋dzie zmuszony sp臋dzi膰 na niewielkiej, zamkni臋tej powierzchni, 偶yj膮c i pracuj膮c obok Dracona, pozbawi艂a go niemal zmys艂贸w. Nie dr臋czy艂o go przy tym samo wspomnienie strasznych chwil w kapliczce, zamieniaj膮ce jego wn臋trzno艣ci w l贸d, nie, bardziej l臋ka艂 si臋 emocji, jakie wywo艂ywa艂a w nim bezpo艣rednia blisko艣膰 Malfoya. Wyczu艂 to doskonale, przemykaj膮c obok niego na schodach. To by艂o przera偶aj膮ce. W ko艅cu chodzi艂o o kogo艣, kogo nienawidzi艂 od chwili pierwszego spotkania. O kogo艣, kto go zgwa艂ci艂. Co prawda nie z w艂asnej woli, ale czy偶 fakt nie pozostawa艂 faktem?

Wystarczy艂a jedna my艣l o urwanym oddechu Dracona, muskaj膮cym mu kark, 偶eby zadr偶a艂. A wspomnienie w艂asnej reakcji na jego dotyk sprawi艂o, 偶e policzki stan臋艂y mu w ogniu. Nie chcia艂 sobie niczego przypomina膰, pragn膮艂 wymaza膰 z pami臋ci zdarzenia tamtej nocy. Bezskutecznie. Widok Dracona na schodach przywo艂a艂 wszystko ze zdwojon膮 moc膮, sprawiaj膮c, 偶e najdrobniejsze szczeg贸艂y stan臋艂y mu zn贸w przed oczyma. Zacisn膮艂 d艂onie na prze艣cieradle. Powietrza! Koniecznie potrzebowa艂 艣wie偶ego powietrza. Zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka, podbieg艂 do okna i jednym ruchem rozwar艂 ci臋偶kie okiennice, odgradzaj膮ce go od zewn臋trznego 艣wiata.

Widok, kt贸ry ujrza艂, zapar艂 mu na moment dech w piersi, ka偶膮c zapomnie膰, 偶e znajduje si臋 w samym sercu wielkiego miasta. Okno wychodzi艂o wprost na zdzicza艂y ogr贸d, najwyra藕niej magiczny. W膮ska 艣cie偶ka wiod艂a do p贸艂ukrytej, drewnianej altany w jego odleg艂ej cz臋艣ci. 艢wiat艂o ksi臋偶yca w pe艂ni odbija艂o si臋 srebrzystym po艂yskiem na powierzchni sprawiaj膮cego wra偶enie zaczarowanego jeziora, kt贸rego woda z cichym pluskiem uderza艂a o brzeg. 艁agodna, nocna bryza owia艂a mu twarz. Przymkn膮艂 oczy. Dziko rosn膮ce kwiaty rozsiewa艂y intensywny, niemal mdl膮cy, s艂odki zapach.

Wszystko zdawa艂o si臋 takie proste. Zwyk艂e zakl臋cie lewitacji powinno wystarczy膰 do 艂atwego pokonania dziesi臋ciometrowej przestrzeni, oddziel膮cej parapet okna od ogrodu. Jednak gdy tylko wyci膮gn膮艂 r臋k臋, jego palce natrafi艂y na silny, niewidzialny op贸r, a spod ich opuszk贸w wystrzeli艂o kilka sycz膮cych, czerwonych iskier.

Dumbledore najwyra藕niej pomy艣la艂 o wszystkim, otaczaj膮c dom czarodziejsk膮 barier膮. Harry u艣wiadomi艂 sobie z b贸lem, 偶e zosta艂 wi臋藕niem w dawnej posiad艂o艣ci Black贸w, i w dodatku wystawionym na pastw臋 Malfoya.



***



Nie poczu艂 si臋 zbytnio zaskoczony, gdy ujrza艂 Remusa Lupina przy zastawionym do 艣niadania stole. Wr臋cz przeciwnie, przed艂u偶aj膮ce si臋 milczenie Zakonu zaczyna艂o go ju偶 powoli niemile dziwi膰.

Draco przystan膮艂 na chwil臋 w drzwiach, obserwuj膮c go艣cia, siedz膮cego z za艂o偶onymi nogami na krze艣le i pogr膮偶onego w spokojnej lekturze Proroka. W ci膮gu ostatnich lat postarza艂 si臋 w zastraszaj膮cym tempie. Jego w艂osy posiwia艂y ostatecznie, a wok贸艂 oczu i ust pojawi艂y si臋 g艂臋bokie zmarszczki.

Dzie艅 dobry, Remusie 鈥 odezwa艂 si臋, prostuj膮c ramiona i przekraczaj膮c pr贸g kuchni. Nie m贸g艂 pozby膰 si臋 nuty oczekiwania z w艂asnego g艂osu. Powoli dosiad艂 si臋 do sto艂u i si臋gn膮艂 po dzbanek z kaw膮, nie spuszczaj膮c wzroku z Lupina.

Siwow艂osy czarodziej obrzuci艂 go spojrzeniem sponad Proroka i ze zmarszczonym czo艂em rozpocz膮艂 sk艂adanie gazety.

Dzie艅 dobry 鈥 odpowiedzia艂 spokojnie, badawczo patrz膮c Draconowi w twarz. 鈥 Wszystko w porz膮dku?

Draco mia艂 ochot臋 wybuchn膮膰 艣miechem, zdo艂a艂 si臋 jednak powstrzyma膰.

O, jasne, po prostu super 鈥 odpar艂 zgry藕liwie. 鈥 Je艣li na chwil臋 zapomnimy o tym, 偶e zamkni臋to mnie w tym strasznym domu razem z Potterem, to wszystko doskonale. 鈥 Odchyli艂 si臋 w krze艣le, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi i patrz膮c na Lupina wyczekuj膮co.

Jak si臋 czuje Harry? 鈥 zapyta艂 Remus z cichym westchnieniem.

Nie mam poj臋cia 鈥 parskn膮艂 podminowany Draco. 鈥 Nie widzia艂em go od chwili, kiedy przyby艂 tu trzy dni temu. Pewnie nie boi si臋 wychodzi膰 z pokoju tylko wtedy, gdy 艣pi臋. 鈥 Wraz ze s艂owami wyrzuci艂 z siebie ca艂膮 frustracj臋, gromadz膮c膮 si臋 w nim od d艂u偶szego czasu.

Starszy m臋偶czyzna milcza艂 przez moment. Przenikliwe oczy o barwie koniaku wwierca艂y si臋 w Dracona.

Musisz z nim porozmawia膰, Draco. Ta sprawa z艂amie was obu, je艣li si臋 ze sob膮 nie rozm贸wicie.

Rozz艂oszczony Draco zerwa艂 si臋 z krzes艂a.

Jak mam porozmawia膰 z Potterem, skoro, do cholery, on ca艂y czas schodzi mi z drogi? 鈥 wykrzykn膮艂 g艂o艣no, rejestruj膮c po chwili, 偶e jego rozm贸wca z trudem zabiera si臋 za odpowied藕.

Powiniene艣 wi臋c zmusi膰 go do m贸wienia 鈥 odpar艂 Lupin powoli, mocno akcentuj膮c ka偶de s艂owo.

Draco nie potrafi艂 opanowa膰 nag艂ego dr偶enia. Poczu艂, jak ogarnia go raptowne zimno.

W艂a艣nie tego chce Dumbledore? 鈥 powiedzia艂, pokonuj膮c 艣cisk gard艂a. 鈥 W艂a艣ciwie to wola艂bym nie zmusza膰 Harry鈥檈go ju偶 nigdy do czegokolwiek.

Zapad艂a kr贸tka, pe艂na napi臋cia cisza, zanim Lupin przerwa艂 j膮 zupe艂nie opanowanym g艂osem.

Nie zrozumia艂e艣, dlaczego Dumbledore wam to robi, prawda? 鈥 zapyta艂, odruchowo mieszaj膮c kaw臋. Draco zdoby艂 si臋 jedynie na potrz膮艣ni臋cie g艂ow膮. Czu艂 si臋 ca艂kowicie wypalony w 艣rodku. Nieprzyjemny, rw膮cy b贸l pulsowa艂 mu w skroniach. 鈥 Spr贸buj postawi膰 si臋 w jego sytuacji 鈥 zacz膮艂 ostro偶nie dawny nauczyciel obrony przed czarn膮 magi膮, poci膮gaj膮c spory 艂yk z fili偶anki 鈥 i potraktowa膰 go tylko jak cz艂owieka. Od ponad trzydziestu lat aktywnie walczy z Voldemortem i jego poplecznikami. Odni贸s艂 wiele zwyci臋stw, ale r贸wnie du偶o gorzkich pora偶ek. Tej nocy, gdy wydarzy艂 si臋 gwa艂t, dozna艂 podw贸jnej kl臋ski, bo ofiary tego zdarzenia to jego dwaj najlepsi ludzie. 鈥 Odwr贸ci艂 wzrok od okna i spojrza艂 mu prosto w oczy.

Draco by艂 zaskoczony. Dumbledore uwa偶a艂 go za ofiar臋? Sam do tej pory traktowa艂 siebie jedynie jako sprawc臋. Nie mia艂 jednak okazji przemy艣le膰 tego problemu dog艂臋bniej, gdy偶 Lupin zacz膮艂 m贸wi膰 dalej.

Chodzi o dw贸ch ludzi, z kt贸rymi 艂膮czy wszelkie nadzieje. Tylko z ich pomoc膮 ma jeszcze szans臋 wygra膰 t臋 wojn臋 i wype艂ni膰 przepowiedni臋 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 gorzko. 鈥 My, reszta, jeste艣my zm臋czeni d艂ugimi latami walki. Stracili艣my ju偶 zbyt wiele. 鈥 Draco widzia艂 偶al i cierpienie w oczach Remusa. I rozumia艂. 鈥 Dumbledore zrobi wszystko, 偶eby psychicznie podbudowa膰 ciebie i Harry鈥檈go do tego stopnia, by艣cie znowu byli w stanie walczy膰 za jego spraw臋. Terapia, kt贸r膮 chce wam narzuci膰, jest trudna. Nikt nie wie tego lepiej ni偶 on sam. Uwa偶a jednak, 偶e rozmowa to jedyna rzecz, kt贸ra mo偶e wam pom贸c pokona膰 l臋k i poczucie winy.

Sko艅czy艂, pozwalaj膮c zapanowa膰 ciszy. Zamy艣lony Draco wpatrywa艂 si臋 w czubki w艂asnych but贸w. 呕adna jasna odpowied藕 nie przychodzi艂a mu do g艂owy. Z艂o艣膰 na Dumbledore鈥檃 nie ust膮pi艂a ca艂kowicie, ale teraz m贸g艂 cho膰 cz臋艣ciowo zrozumie膰 motywy jego decyzji.

Na pewno nie b臋dzie ci 艂atwo porozmawia膰 z Harrym o tej nocy w kapliczce 鈥 kontynuowa艂 Lupin 艂agodnym tonem. 鈥 Bo to znaczy, 偶e b臋dziesz ponownie musia艂 zbudzi膰 demona strachu. Uwierz mi jednak, 偶e to jedyny spos贸b, aby go raz na zawsze uciszy膰. 鈥 Podni贸s艂 si臋 z krzes艂a, si臋gn膮艂 do kieszeni swej podniszczonej szaty, wyjmuj膮c z niej woreczek z proszkiem Fiuu, po czym podszed艂 do kominka. Zanim wrzuci艂 gar艣膰 szarego py艂u w p艂omienie, ostatni raz odwr贸ci艂 si臋 do Dracona. 鈥 Powodzenia 鈥 rzuci艂 zwi臋藕le. 鈥 Dasz sobie z tym rad臋.

Draco nie odpowiedzia艂, patrz膮c przed siebie niewidz膮cym wzrokiem. W jego g艂owie kie艂kowa艂 pewien pomys艂, wprawdzie do艣膰 absurdalny, ale b臋d膮cy by膰 mo偶e jedyn膮 szans膮 na prze艂amanie lod贸w mi臋dzy nim a Harrym.

P艂omienie zabarwi艂y si臋 na zielono i strzeli艂y wysokim s艂upem w g贸r臋. Lupin wszed艂 do kominka, skin膮wszy mu uprzednio na po偶egnanie, i znik艂 w jednej chwili.

Draco powolnym krokiem opu艣ci艂 kuchni臋. W holu wej艣ciowym przystan膮艂 na moment, rzucaj膮c d艂ugie spojrzenie na szczyt schod贸w w stron臋, gdzie mie艣ci艂 si臋 pok贸j Harry鈥檈go. Czu艂 strach kr臋puj膮cy mu 偶o艂膮dek, nie pozwoli艂 mu jednak zag贸rowa膰 nad sob膮.

Zaczekaj tylko鈥, pomy艣la艂 z ponur膮 min膮. 鈥濵am swoje sposoby, 偶eby zbudzi膰 twojego demona, Harry Potterze.鈥


Rozdzia艂 si贸dmy



Co si臋 ze mn膮 dzieje? Sk膮d ta pewno艣膰,

偶e nie b臋d臋 m贸g艂 opiera膰 ci si臋 bez ko艅ca?



Bez wysi艂ku dosta艂 si臋 do pokoju Harry鈥檈go. Proste czarnomagiczne zakl臋cie, jedno z pierwszych poznanych w dzieci艅stwie za spraw膮 ojca, kaza艂o drzwiom otworzy膰 si臋 bezszelestnie. Zdecydowanie odegna艂 my艣l o Lucjuszu w g艂膮b 艣wiadomo艣ci, doskonale wiedz膮c, 偶e ten nigdy nie pochwali艂by tego, co zamierza艂 w艂a艣nie zrobi膰 jego syn.

Pok贸j zia艂 pustk膮. Ksi膮偶ki i rozsypana garderoba pokrywa艂y st贸艂, krzes艂a i 艂贸偶ko ze sk艂臋bion膮 po艣ciel膮. Jaskrawy blask s艂o艅ca, wpadaj膮cy przez otwarte okno, o艣lepi艂 go na chwil臋 i zmusi艂 do zmru偶enia oczu. Odg艂os szumi膮cej wody, dobiegaj膮cy z pomieszczenia obok, zag艂usza艂 niemal 艣wiergot ptak贸w w ogrodzie.

Serce za艂omota艂o mu ci臋偶ko o 偶ebra. Odetchn膮艂 g艂臋boko, pr贸buj膮c si臋 skoncentrowa膰 i przywr贸ci膰 swoje zwyk艂e opanowanie. Niespiesznie zbli偶y艂 si臋 do uchylonych drzwi 艂azienki i ostro偶nie otworzy艂 je szerzej. Para owia艂a go niczym ciep艂a mg艂a i na moment przes艂oni艂a mu widok. Najpierw dojrza艂 rozmyty kontur kabiny z prysznicem i zarys czarnow艂osej, stoj膮cej za zas艂on膮 postaci. Chwil臋 p贸藕niej widoczno艣膰 si臋 poprawi艂a.

Jeszcze mia艂 czas, by si臋 wycofa膰. Jeszcze m贸g艂 wyj艣膰 z tego pokoju udaj膮c, 偶e nic si臋 nie sta艂o. Je艣li rozpocznie t臋 gr臋, b臋dzie musia艂 doprowadzi膰 j膮 do ko艅ca. Doskonale zdawa艂 sobie z tego spraw臋.

Nie przeczuwaj膮cy niczego Harry zdecydowa艂 za niego. Szum wody urwa艂 si臋 jak uci臋ty no偶em. Nag艂a cisza zad藕wi臋cza艂a mu upiornie w uszach. Min臋艂o kilka sekund, zanim 艣cianka kabiny odsun臋艂a si臋 na bok. Biodra m艂odego aurora spowija艂 r臋cznik, a krople wody perli艂y si臋 w jego nastroszonych w艂osach, skapuj膮c na nag膮 pier艣.

Draco wyszed艂 z cienia przy drzwiach, robi膮c krok w jego stron臋. Widzia艂, jak Harry zastyg艂 w p贸艂 ruchu z mocno przymru偶onymi oczami, w desperackiej pr贸bie rozpoznania zakapturzonej postaci stoj膮cej na progu 艂azienki.

Pozbawiona okular贸w twarz przybra艂a ponownie ten sam bezbronny wyraz, kt贸ry Draco mia艂 ju偶 raz okazj臋 zobaczy膰. Tamtej nocy, kt贸rej nie zapomni do ko艅ca 偶ycia.

Zn贸w si臋 spotykamy, Potter. 鈥 Jego ton by艂 ca艂kowicie wyprany z emocji. Panowa艂 nad sob膮 doskonale.

Harry zatoczy艂 si臋 z przera偶enia do ty艂u na d藕wi臋k dobrze znanego g艂osu i zadygota艂 gwa艂towanie, gdy jego nagie plecy przywar艂y do wilgotnych, zimnych kafelk贸w na 艣cianie. Patrzy艂 przed siebie pe艂nym paniki wzrokiem.

Powolnym, zmys艂owym ruchem Malfoy odsun膮艂 kaptur swej peleryny 艣miercio偶ercy i zrobi艂 kolejny krok w stron臋 Harry'ego.

Jego bezbronna twarz bez okular贸w. Jego nago艣膰. Strach. Zn贸w byli w kapliczce. Ale tym razem Draco dyktowa艂 warunki z w艂asnej woli.



***



Strach z艂apa艂 go w swe sid艂a i kompletnie sparali偶owa艂. Zapar艂 mu dech, przydusi艂, odebra艂 w艂adz臋 w ko艅czynach. Wpatrywa艂 si臋 w Malfoya, zbli偶aj膮cego si臋 ze z艂o艣liwym u艣mieszkiem na ustach. W jego twarzy odbija艂a si臋 ca艂a arogancja, do jakiej tylko by艂 zdolny.

Co to鈥 ma znaczy膰? 鈥 us艂ysza艂 w艂asny j膮kaj膮cy si臋 g艂os. Za 偶adn膮 cen臋 nie chcia艂 zabrzmie膰 tak 偶a艂o艣nie i bezsilnie, nie m贸g艂 jednak temu zaradzi膰. Stary l臋k ow艂adn膮艂 nim bez reszty. 鈥 Co ma znaczy膰 to przebranie?

Malfoy u艣miechn膮艂 si臋 szerzej.

A kto m贸wi, 偶e to tylko przebranie? 鈥 powiedzia艂 cicho z艂贸wr贸偶bnie 艂agodnym tonem.

To niemo偶liwe. Dumbledore ci ufa. 鈥 Z trudem pr贸bowa艂 kontrolowa膰 narastaj膮c膮 w nim histeri臋. Przekracza艂o to niemal jego si艂y. Oddycha艂 spazmatycznie, w pe艂ni 艣wiadom swej nago艣ci i bezbronno艣ci. Wydawa艂o mu si臋, 偶e znalaz艂 si臋 w tej samej sytuacji bez wyj艣cia, kt贸r膮 tak bardzo pragn膮艂 zagrzeba膰 w niepami臋ci. 鈥 Czego ode mnie chcesz?

Malfoy by艂 ju偶 tak blisko, 偶e prawie stykali si臋 swoimi cia艂ami. Opar艂 d艂onie o 艣cian臋 po obu stronach g艂owy Harry'ego, przypieraj膮c go do niej.

Harry z rozpaczy zamkn膮艂 oczy, czuj膮c bolesne zimno kafelk贸w za plecami. Nie chcia艂 by膰 zn贸w dotykany w ten spos贸b. I nie chcia艂 bezsilnie przygl膮da膰 si臋 reakcji w艂asnego cia艂a na ten niechciany kontakt.

Mo偶e spodoba艂o mi si臋, jak ci臋 bra艂em? 鈥 Usta Dracona niemal musn臋艂y jego ucho. Czu艂 ciep艂y oddech dra偶ni膮cy ma艂偶owin臋. 鈥 Mo偶e mam ochot臋 to powt贸rzy膰?

Chcia艂 krzykn膮膰, ale nie m贸g艂. S艂ysza艂 wrzask, nieprzerwanie t艂uk膮cy mu si臋 w g艂owie od nocy, w kt贸rej go zgwa艂cono, a kt贸rego us艂ysze膰 nie by艂 w stanie nikt inny. To, co teraz wydosta艂o mu si臋 z gard艂a, przypomina艂o ochryp艂y skowyt, rozbrzmiewaj膮cy dziwnie obco w jego w艂asnych uszach.

Szeroko rozwar艂 przera偶one oczy, gdy ch艂odne, szczup艂e palce zacz臋艂y czule zakre艣la膰 niewidzialne linie na jego piersi. Ich dotyk by艂 jednocze艣nie jak ogie艅 i l贸d. Ka偶da kom贸rka cia艂a zdawa艂a si臋 implodowa膰 pod palcami Dracona. Wypr臋偶y艂 si臋 bezwiednie, wyginaj膮c odruchowo bli偶ej Malfoya.

Uwielbiam, gdy jeste艣 tak ca艂kowicie zdany na moj膮 艂ask臋, Potter. 鈥 Szept odbi艂 si臋 echem w jego g艂owie, zag艂uszaj膮c wewn臋trzny krzyk, kt贸ry teraz zdawa艂 si臋 dobiega膰 jak przez mg艂臋. To musia艂 by膰 jaki艣 potworny koszmar. 鈥 Pojmij wreszcie, 偶e nie dasz rady si臋 przede mn膮 obroni膰.

Nie od razu zrozumia艂 prawdziwe znaczenie tych s艂贸w. Zamruga艂 kilkakrotnie, odp臋dzaj膮c mg艂臋 przera偶enia, kt贸ra zbiera艂a mu si臋 przed oczami. Dlaczego mia艂by nie potrafi膰 si臋 obroni膰? Mia艂 do czynienia zaledwie z jednym Draconem Malfoyem, a nie z ca艂膮 hord膮 艣miercio偶erc贸w. Nie musia艂 si臋 tym razem l臋ka膰 o w艂asne 偶ycie.

Wargi przycisn臋艂y si臋 brutalnie do jego ust, odcinaj膮c mu dop艂yw powietrza. Prawie tego nie zauwa偶y艂. Czemu tak bardzo si臋 ba艂? Tutaj nie istnia艂o nic, czego musia艂by si臋 obawia膰. To nie kapliczka. By艂 w domu przy Grimmauld Place 12.

Nag艂y dreszcz szarpn膮艂 jego mi臋艣niami. Zdecydowanym ruchem mocno odepchn膮艂 przyciskaj膮ce go do 艣ciany cia艂o. Draco zatoczy艂 si臋 do ty艂u. W jego oczach na chwil臋 zamigota艂o zdziwienie, zanim zn贸w nie przywo艂a艂 na usta swego zwyk艂ego, aroganckiego, kociego u艣miechu, doskonale znanego Harry'emu z czas贸w szkolnych. I tak bardzo znienawidzonego.

Nie by艂o czasu na rozs膮dne my艣lenie. Czu艂 jedynie w艣ciek艂o艣膰, buzuj膮c膮 w nim jak p艂omie艅. Jego pi臋艣膰 wystrzeli艂a do przodu, uderzaj膮c z ca艂膮 moc膮, na jak膮 m贸g艂 si臋 zdoby膰, w szcz臋k臋 jasnow艂osego 艣miercio偶ercy. B贸l w r臋ce nie dotar艂 do jego 艣wiadomo艣ci, gdy ko艣膰 natrafi艂a z obrzydliwym odg艂osem na ko艣膰. Draco nie wyda艂 偶adnego d藕wi臋ku. Jego cia艂o powoli, niczym na zwolnionym filmie, wygi臋艂o si臋 do ty艂u, upadaj膮c po chwili ci臋偶ko na pod艂og臋.

Harry otwartymi ustami 艂apa艂 powietrze. W uszach b臋bni艂o mu g艂o艣no t臋tno wzburzonej krwi. Wreszcie, po d艂u偶szej chwili, kt贸ra zdawa艂a si臋 trwa膰 ca艂ymi godzinami, uda艂o mu si臋 wyrwa膰 z bezruchu. Dr偶膮c w kolanach powl贸k艂 si臋 w kierunku Dracona i przykucn膮艂 obok niego na posadzce.

Malfoy, st臋kaj膮c, przyciska艂 d艂o艅 do szcz臋ki. Powieki mu drga艂y, a z k膮cika ust wyp艂ywa艂 w膮ski, karminowy strumyk. Wyczuwszy blisko艣膰 Harry'ego, przywo艂a艂 na twarz lekki, bole艣nie wykrzywiony u艣miech.

I co, lepiej ci teraz? 鈥 wymamrota艂 niewyra藕nie. Jego g艂os brzmia艂 ca艂kowicie neutralnie. Nie by艂o w nim ani cienia gniewu czy arogancji. Jedynie czujna ciekawo艣膰.

Pytanie zbi艂o Harry'ego z tropu. Dlaczego Malfoy chcia艂 to wiedzie膰? O co mu chodzi艂o? Dlaczego Harry mia艂by poczu膰 si臋 teraz lepiej?

Gdy jednak ws艂ucha艂 si臋 w siebie g艂臋biej, stwierdzi艂, 偶e ostry krzyk w jego g艂owie przycich艂 po raz pierwszy od nocy w kapliczce. By艂o to tak, jakby po latach sp臋dzonych w ciemno艣ci zn贸w ujrza艂 na horyzoncie wschodz膮c膮 powoli smug臋 艣wiat艂a. Nie rozumia艂, co si臋 dzia艂o. Ale czy偶 musia艂 rozumie膰?

Spojrza艂 z g贸ry na Dracona. Krzywy u艣mieszek na wargach Malfoya zdziwi艂 go niezmiernie.

Tak 鈥 odpowiedzia艂 po prostu. 鈥 Tak, chyba mi troch臋 lepiej.



***



Gdy zszed艂 do kuchni na kolacj臋, Harry siedzia艂 ju偶 przy stole. Jedn膮 r臋k膮 przewraca艂 strony Proroka, podczas gdy drug膮 odruchowo kruszy艂 bu艂k臋, co jaki艣 czas wsuwaj膮c jej kawa艂ek do ust. Wygl膮da艂 偶a艂o艣nie. Mocno podkr膮偶onymi oczami omi贸t艂 twarz Dracona, zatrzymuj膮c wzrok na jego szcz臋ce.

Przepraszam 鈥 wyrzek艂 cicho i opu艣ci艂 gazet臋.

Draco wiedzia艂, 偶e przedstawia sob膮 straszny widok. To, 偶e ko艣膰 nadal by艂a ca艂a, zakrawa艂o o cud. Za to sk贸ra mieni艂a si臋 ca艂膮 palet膮 najpi臋kniejszych barw, a p臋kni臋ta warga pyszni艂a grub膮 opuchlizn膮.

Dosta艂em to, na co zas艂u偶y艂em 鈥 odpar艂 z pozornym spokojem, siadaj膮c na krze艣le naprzeciwko Harry'ego. 鈥 Nie masz za co przeprasza膰.

Gdy si臋gn膮艂 po bu艂k臋, zapad艂a cisza. Nieprzyjemna, ci臋偶ka cisza. Zbyt du偶o niewypowiedzianych rzeczy dzieli艂o przestrze艅 pomi臋dzy nimi. Draco nie wiedzia艂 jednak, jak ma zacz膮膰.

Mog臋 spr贸bowa膰 to wyleczy膰 鈥 zaproponowa艂 Harry ostro偶nie. 鈥 Przeszkolono nas w zakresie udzielania pierwszej pomocy.

Draco powoli potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Czasem b贸l nie jest wcale taki z艂y. Przypomina o tym, 偶e si臋 jeszcze 偶yje 鈥 odpar艂 g艂uchym g艂osem. Spojrzenie Harry'ego zdawa艂o si臋 wypala膰 mu dziury w sk贸rze. Ka偶dy fragment jego cia艂a by艂 napi臋ty do granic wytrzyma艂o艣ci.

Harry opu艣ci艂 wzrok na usiany okruchami talerz i zamilk艂 na chwil臋, si臋gaj膮c po 艂y偶eczk臋.

Dlaczego to zrobi艂e艣? 鈥 spyta艂 nerwowo z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, nie unosz膮c oczu. Draco z miejsca odgad艂, co mu chodzi艂o po g艂owie.

Powoli od艂o偶y艂 trzymane w r臋kach sztu膰ce. By艂 przygotowany na pytania tego rodzaju.

Nie mo偶na pokona膰 strachu, schodz膮c mu z drogi 鈥 wyja艣ni艂 trze藕wym tonem. 鈥 To, co pomaga, to konfrontacja. I w艂a艣nie j膮 dzi艣 sprowokowa艂em. Po tym, jak Lupin da艂 mi decyduj膮cy impuls. Powiedzia艂, 偶e trzeba zbudzi膰 demona, zanim zmusi si臋 go do milczenia. By膰 mo偶e mia艂 co innego na my艣li, ale c贸偶, sta艂o si臋.

Harry przesta艂 obraca膰 艂y偶eczk臋 w d艂oni i uni贸s艂 g艂ow臋. W jego wzroku by艂o zdumienie i co艣 jeszcze, czego Draco nie potrafi艂 zidentyfikowa膰.

Remus tu by艂? Jak si臋 tu dosta艂? I jak wydosta艂?

Draco zw臋zi艂 oczy w ma艂e szparki.

Przez kominek. Sieci膮 Fiuu.

Ale my te偶 mo偶emy鈥

Zapomnij 鈥 przerwa艂. 鈥 Po pierwsze, nie mamy proszku, a po drugie, Dumbledore na pewno nie pozwoli艂by nam ot tak po prostu uciec przez kominek.

Widz膮c niedowierzanie w spojrzeniu Harry'ego, westchn膮艂, z艂apa艂 pust膮 fili偶ank臋 i rzuci艂 ni膮 w stron臋 kominka.

Tak, jak si臋 spodziewa艂, nie rozbi艂a si臋 o us艂ane resztkami zimnego popio艂u dno paleniska, ale odbi艂a od niewidzialnej, elastycznej bariery, wracaj膮c prosto do jego r膮k. Z艂apa艂 j膮 zr臋cznie i odstawi艂 na st贸艂, po czym z uniesionymi brwiami zerkn膮艂 na Harry'ego.

Oczy Pottera nie wyra偶a艂y niczego. Male艅ka iskierka nadziei zgas艂a w nich tak szybko, jak si臋 pojawi艂a.

Harry? 鈥 Kiedy zwr贸ci艂 si臋 do niego ostatnio po imieniu? I czy w og贸le zrobi艂 to kiedykolwiek?

Hm? 鈥 us艂ysza艂 w odpowiedzi.

Nie musisz si臋 mnie ba膰 鈥 powiedzia艂 naj艂agodniej, jak tylko potrafi艂. 鈥 Obiecuj臋, 偶e nigdy si臋 ju偶 do ciebie nie zbli偶臋. Chyba 偶e sam tego zechcesz.



***



Wiedzia艂, 偶e nie za艣nie. W jego g艂owie k艂臋bi艂o si臋 zbyt wiele niespokojnych my艣li. Zbyt wiele si臋 dzi艣 wydarzy艂o i zbyt wiele niewypowiedzianych spraw pozosta艂o mi臋dzy nim a Draconem. Strach przed stawieniem czo艂a wspomnieniom o szczeg贸艂ach gwa艂tu pozosta艂 ten sam, cho膰 teraz ju偶 jasno wiedzia艂, 偶e nie b臋dzie m贸g艂 powstrzymywa膰 go wiecznie.

Opr贸cz tego dr臋czy艂y go ostatnie s艂owa, kt贸re wypowiedzia艂 Malfoy. Co mia艂 oznacza膰 ten warunek? Nie m贸g艂 rozpozna膰 w tym 偶adnego sensu.

Zamy艣lonym wzrokiem ogarn膮艂 pogr膮偶ony w ciemno艣ciach ogr贸d. Jak na pocz膮tek wrze艣nia noc by艂a wyj膮tkowo ciep艂a. Malej膮cy ksi臋偶yc l艣ni艂 na bezchmurnym niebie. Wiatr lekko porusza艂 li艣膰mi drzew, tworz膮c szumi膮cy podk艂ad do rozbrzmiewaj膮cego od czasu do czasu trelu s艂owika. Wszystko razem tworzy艂o obraz absolutnego spokoju.

Podnios艂y nastr贸j zburzy艂a sylwetka, kt贸ra nagle pojawi艂a si臋 w nocnej scenerii, schodz膮c niespiesznym krokiem 艣cie偶k膮 w stron臋 jeziora. Bez trudu rozpozna艂 jasne w艂osy Dracona, ubranego teraz w ciemny szlafrok, ten sam, kt贸ry nosi艂 w dniu przybycia Harry'ego.

Co zamierza艂 Malfoy? W zasadzie go to nie obchodzi艂o. Ale mimo tego nie przestawa艂 艣ledzi膰 wzrokiem jego postaci, dop贸ki nie dotar艂a do jeziora. Pie艣艅 s艂owika urwa艂a si臋 raptownie.

Przez jaki艣 czas Draco sta艂 nieruchomo na brzegu, odwr贸cony do niego plecami. A potem szlafrok zsun膮艂 mu si臋 z ramion i opad艂 na ziemi臋.

Harry nie chcia艂 patrze膰. Nie by艂 jednak w stanie zamkn膮膰 oczu. Nigdy jeszcze nie widzia艂 nagiego Malfoya. Jego cia艂o by艂o szczup艂e i 偶ylaste. Nie za chude, ale i niezbyt muskularne. Nieskazitelna sk贸ra l艣ni艂a niemal doskona艂膮 biel膮 w 艣wietle ksi臋偶yca.

W nast臋pnej chwili Draco skoczy艂 g艂ow膮 naprz贸d z pomostu do jeziora, umykaj膮c przed spojrzeniem Harry'ego. Jego ramiona silnie uderza艂y o powierzchni臋. Sprawia艂 wra偶enie dobrego p艂ywaka. Plusk rozlega艂 si臋 nienaturalnie g艂o艣nym echem w ciszy ogrodu.

Najwyra藕niej woda nie by艂a szczeg贸lnie ciep艂a, bo k膮piel dobieg艂a ko艅ca po zaledwie kilku rundkach. Harry zaczerwieni艂 si臋 lekko, widz膮c, jak Draco elegancko wysuwa si臋 z toni. Przesz艂y go ciarki. Zdawa艂o mu si臋, 偶e m贸g艂 poczu膰 ka偶d膮 kropelk臋 sp艂ywaj膮c膮 po bladej sk贸rze. Draco potrz膮sn膮艂 mokrymi w艂osami. A potem spojrza艂 w okno, napotykaj膮c wzrok Harry'ego.

Obla艂o go nag艂e gor膮co. Odskoczy艂 od okna jak oparzony, chowaj膮c si臋 za kotar膮. Policzki pali艂y go 偶ywym ogniem. Co Draco m贸g艂 sobie pomy艣le膰? Czy przez ca艂y ten czas czu艂, 偶e jest obserwowany?

Dziko wal膮ce serce uspokaja艂o si臋 powoli. Z westchnieniem opad艂 na 艂贸偶ko, podczas gdy my艣li kr臋ci艂y mu si臋 po g艂owie niczym w oszala艂ym ta艅cu. Obraz nagiego 艢lizgona wdar艂 si臋 do jego 艣wiadomo艣ci, nie chc膮c jej w 偶aden spos贸b opu艣ci膰.


Tak bardzo stara艂em si臋 znale藕膰 wyj艣cie

lecz strach sparali偶owa艂 moj膮 wol臋.

Tak bardzo stara艂em si臋 znale藕膰 wyj艣cie

lecz 艂a艅cuchy by艂y twardsze ni偶 stal.

Samotny, gdy ptak zapowiada nadej艣cie 艣witu,

samotny, gdy zmierzch bierze kochank贸w w swe ramiona.

(Deine Lakaien, 鈥濴onely鈥)



Rozdzia艂 贸smy



Powiedz, jak mam znie艣膰 tw膮 blisko艣膰

wiedz膮c, 偶e nigdy ju偶 nie wolno mi ci臋 dotkn膮膰?



Gdy si臋 obudzi艂, s艂o艅ce sta艂o ju偶 wysoko na niebie. Rozgrzane powietrze nap艂ywa艂o przez otwarte okno do 艣rodka, zapowiadaj膮c upalny dzie艅. Przez chwil臋 rozwa偶a艂, czy nie wola艂by pozosta膰 w 艂贸偶ku, jak robi艂 to do tej pory codziennie, zamiast schodzi膰 na d贸艂. Jednocze艣nie zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e nie mo偶e ci膮gle unika膰 rozmowy z Malfoyem. Mimo ciep艂a my艣l ta sprawi艂a, 偶e zadygota艂.

Spodziewa艂 si臋 zasta膰 Dracona jedz膮cego 艣niadanie, ale przy stole nie by艂o nikogo. Kuchnia 艣wieci艂a pustkami oraz czysto艣ci膮, nie zdradzaj膮c najmniejszego 艣ladu niedawnego posi艂ku. Ca艂y dom ton膮艂 w ciszy, przerywanej jedynie tykaniem starego zegara z kuku艂k膮.

A potem zauwa偶y艂 drzwi.

Nie by艂y to 偶adne szczeg贸lne drzwi. Proste, jasne, drewniane, nieco podniszczone, z ma艂ym okienkiem z mlecznego szk艂a po艣rodku. Harry zmarszczy艂 czo艂o. Wczoraj wieczorem z pewno艣ci膮 ich tu jeszcze nie by艂o.

Ciekawo艣膰 zwyci臋偶y艂a, jak zawsze. Ostro偶nie nacisn膮艂 na klamk臋. Drzwi otworzy艂y si臋, cicho skrzypi膮c, ukazuj膮c jego zdumionym oczom wielki, zalany blaskiem s艂o艅ca taras z widokiem na ogr贸d.

Draco siedzia艂 w mi臋kkim ogrodowym krze艣le nad resztkami 艣niadania. Na d藕wi臋k otwieranych drzwi uni贸s艂 g艂ow臋.

Harry skamienia艂 w duchu, a jego serce zacz臋艂o wali膰 dzikim rytmem. Czy kiedykolwiek b臋dzie m贸g艂 spojrze膰 by艂emu 艢lizgonowi w twarz, nie my艣l膮c przy tym o gwa艂cie? Poczu艂, jak zn贸w traci kontrol臋 nad w艂asnymi wspomnieniami. Ca艂膮 moc膮 broni艂 si臋 przed atakiem paniki.

Dzie艅 dobry. 鈥 G艂os Dracona tchn膮艂 spokojem. Je艣li pojawienie si臋 Harry鈥檈go zaskoczy艂o go, to nie da艂 tego po sobie pozna膰. Jedynie gest, z jakim odgarn膮艂 z czo艂a jasny kosmyk, sprawia艂 nieco nerwowe wra偶enie. 鈥 To miejsce jest jeszcze wolne 鈥 doda艂 ze szczypt膮 ironii, ruchem g艂owy wskazuj膮c krzes艂o naprzeciwko. 鈥 Kawy?

Harry odchrz膮kn膮艂.

Ch臋tnie, poprosz臋. 鈥 Z trudem panowa艂 nad g艂osem. Wewn臋trzne napi臋cie ros艂o, gdy siada艂 przy stole. Draco poda艂 mu kubek wype艂niony kaw膮, pilnuj膮c, 偶eby ich palce nie zetkn臋艂y si臋 ze sob膮 przypadkowo.

Mocny, gor膮cy nap贸j ukoi艂 nieco jego nerwy. Rozejrza艂 si臋 po ogrodzie. Gdzie艣 z oddali dobiega艂 cichy szum wody. Przypuszczalnie nad jeziorem by艂 ma艂y wodospad.

Od kiedy mamy tu drzwi na taras? 鈥 odezwa艂 si臋 w ko艅cu, przerywaj膮c niepokoj膮c膮 cisz臋.

Draco wzruszy艂 lekko ramionami, nie spuszczaj膮c z niego wzroku.

Nie mam poj臋cia. Zauwa偶y艂em je wczoraj wieczorem, gdy wr贸ci艂e艣 na g贸r臋. To pewnie jedna z gierek, kt贸re Dumbledore tak uwielbia 鈥 wyrazi艂 przypuszczenie, unosz膮c brew. 鈥 Ale jakby nie by艂o, ten ogr贸d jest 艣wietny. Wczoraj w nocy wyszed艂em nad jezioro i rozejrza艂em si臋 troch臋 doko艂a.

Harry鈥檈go garn臋艂o nag艂e gor膮co na wspomnienie tego, co widzia艂 z okna. I 偶e Draco nie tylko si臋 rozgl膮da艂. Zacisn膮艂 d艂onie wok贸艂 kubka i uni贸s艂 wzrok, pr贸buj膮c wyczyta膰 co艣 z twarzy Malfoya. Ale w jego rysach nie by艂o niczego, co mog艂oby wskazywa膰 na to, 偶e poprzedniej nocy zauwa偶y艂, jak Harry go obserwuje. 呕adnego grymasu, 偶adnej drwiny.

A, mam tu co艣, co nale偶y do ciebie. 鈥 Draco si臋gn膮艂 do kieszeni i wyj膮艂 pod艂u偶ny, drewniany przedmiot, po czym po艂o偶y艂 go na stole przed Harrym. 鈥 W zasadzie powinienem odda膰 ci j膮 ju偶 wcze艣niej, ale wtedy m贸j wyst臋p w 艂azience m贸g艂by si臋 dla mnie 藕le sko艅czy膰 鈥 doda艂 nieco skr臋powanym tonem, pocieraj膮c swoj膮 nadal posiniaczon膮 szcz臋k臋.

Harry z niedowierzaniem i bardzo powoli si臋gn膮艂 po r贸偶d偶k臋. Drewno pod jego palcami by艂o g艂adkie i ch艂odne. Czy to mo偶liwe, 偶e przez ostatnie dziesi臋膰 dni ani razu nie pomy艣la艂 o tym podstawowym elemencie czarodziejskiego 艣wiata? Ale tak w艂a艣nie najwyra藕niej si臋 sta艂o, bo dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e przez ca艂y ten czas czego艣 mu brakowa艂o. A potem spojrza艂 na Dracona i zmarszczy艂 brwi.

To ty? 鈥 zapyta艂 cicho, a jego r臋ka trzymaj膮ca r贸偶d偶k臋 zacz臋艂a dygota膰. 鈥 To ty odebra艂e艣 mi j膮 w Zakazanym Lesie, gdy oberwa艂em zakl臋ciem parali偶uj膮cym w plecy?

Wyraz oczu Dracona zmieni艂 si臋 w jednej chwili. Pojawi艂a si臋 w nim czujno艣膰. I l臋k. Przeczu艂, 偶e dotarli w艂a艣nie do punktu bez odwrotu. Nawet roz艣wiergotane ptaki w ogrodzie umilk艂y. Nadszed艂 czas, by rozkruszy膰 mur odgradzaj膮cy to, co by艂o mi臋dzy nimi niedopowiedziane. Cho膰 Harry zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e nie b臋dzie to ani przyjemne, ani bezbolesne. Dla nich obu.

Tak. 鈥 Odpowied藕 by艂a szeptem lekkim jak podmuch wiatru. Raczej j膮 odgad艂 ni偶 us艂ysza艂. 鈥 Rozbroi艂em ci臋, gdy dosi臋g艂o ci臋 zakl臋cie Do艂ohowa. 鈥 Draco poblad艂 pod sw膮 lekk膮, z艂otaw膮 opalenizn膮. 鈥 Oni z pewno艣ci膮 od razu by j膮 z艂amali.

Dr偶enie r臋ki przenios艂o si臋 na reszt臋 cia艂a. Mimo pal膮cych promieni s艂o艅ca zrobi艂o mu si臋 nagle zimno.

Wi臋c by艂e艣 razem z tymi, kt贸rzy mnie 艣cigali? Goni艂e艣 mnie przez Zakazany Las? 鈥 Zamkn膮艂 oczy, ponownie czuj膮c mi臋kko艣膰 le艣nej 艣ci贸艂ki pod stopami, widz膮c rozmyt膮 ciemno艣膰 i s艂ysz膮c w艂asny urywany oddech. Smakuj膮c sw贸j strach.

Oni wiedzieli o waszym zadaniu. Wiedzieli, 偶e tam b臋dziecie. Wpadli艣cie prosto w ich zasadzk臋. Nie mia艂em szans, 偶eby was ostrzec. 鈥 Jego g艂os zdawa艂 si臋 by膰 szumem, dobiegaj膮cym do Harry'ego z daleka.

W u艂amku sekundy z艂o艣膰 zagotowa艂a si臋 w nim, przep臋dzaj膮c ka偶d膮 racjonaln膮 my艣l.

Do cholery! 鈥 W艂asny wrzask zadzwoni艂 mu w uszach nieprzyjemnym echem. Kubek z kaw膮 rozbi艂 si臋 z trzaskiem o 艣cian臋 domu. Gor膮cy p艂yn rozbryzga艂 si臋 na wszystkie strony. Zobaczy艂, jak Draco gwa艂townie drgn膮艂. 鈥 Dlaczego nic nie zrobi艂e艣? Dlaczego nikt nie m贸g艂 zrobi膰 niczego? 鈥 Zamruga艂 gniewnie, odp臋dzaj膮c 艂zy, nieub艂agalnie toruj膮ce sobie drog臋 na zewn膮trz.

Draco nie by艂 w stanie wyda膰 z siebie 偶adnego d藕wi臋ku. Na przemian otwiera艂 i zamyka艂 usta, wbijaj膮c palce w drewniane por臋cze krzes艂a. Dolna warga zacz臋艂a mu dr偶e膰.

Z艂o艣膰 ulotni艂a si臋 tak szybko, jak nadesz艂a. G艂臋boko zaczerpn膮艂 tchu. Widzia艂 poczucie winy p艂on膮ce w oczach Malfoya. I przypomnia艂 sobie s艂owa Ginny: Dumbledore musia艂 si臋 mocno wysili膰, 偶eby powstrzyma膰 Dracona przed rzuceniem si臋 po pijanemu z wie偶y p贸艂nocnej.

Merlinie 鈥 wydusi艂, z rozpacz膮 chowaj膮c twarz w d艂oniach. 鈥 Przepraszam. Nie chcia艂em tak zareagowa膰.

Zapad艂o ci臋偶kie milczenie.

M贸wi艂em ci ju偶, 偶e jeste艣 ostatnim, kt贸ry musi za co艣 przeprasza膰 鈥 odezwa艂 si臋 Malfoy po chwili, odchrz膮kn膮wszy. 鈥 Nie ma absolutnie niczego, co ja musia艂bym ci wybaczy膰. 鈥 Mi臋艣nie jego twarzy drga艂y lekko, ale powoli odzyskiwa艂 swe zwyk艂e opanowanie.


Jest. 鈥 Harry z trudem kontrolowa艂 oddech. 鈥 To ja ci臋 wybra艂em i鈥 zmusi艂em do gwa艂tu. Ba艂e艣 si臋 tego. Wyra藕nie to widzia艂em. 鈥 Malfoy nie odpowiedzia艂. Siedzia艂 z zaci艣ni臋tymi ustami i lekko wibruj膮cymi skrzyde艂kami nosa, wbijaj膮c nieruchome spojrzenie w odleg艂y punkt ogrodu. Ale jego milczenie by艂o dla Harry'ego wystarczaj膮c膮 odpowiedzi膮. 鈥 Pierwszy raz musia艂e艣 zrobi膰 co艣 takiego? 鈥 zapyta艂 najostro偶niej, jak tylko potrafi艂. Nie mia艂 poj臋cia dlaczego, ale czu艂, 偶e powinien to wiedzie膰.

Draco prze艂kn膮艂 艣lin臋, unikaj膮c jego wzroku. A potem powoli skin膮艂 g艂ow膮.

Harry odchyli艂 si臋 w krze艣le do ty艂u. Zastanawia艂 si臋, jak sam by zareagowa艂, gdyby zmuszono go tego, by kogo艣 zgwa艂ci艂. W dodatku m臋偶czyzn臋. Poczu艂 md艂o艣ci. Nagle nie wiedzia艂, kt贸remu z nich by艂o z tym gorzej, Draconowi czy jemu samemu.

Nienawidzisz mnie za to? 鈥 zapyta艂 Malfoy ochryple. Wpatrywa艂 si臋 teraz intensywnie w twarz Harry'ego, jakby czego艣 w niej szuka艂.

Czy ci臋 nienawidz臋? 鈥 S艂owa zabrzmia艂y dziwnie w jego uszach. Czy kiedykolwiek naprawd臋 nienawidzi艂 Dracona? No, mo偶e wtedy, gdy jeszcze razem chodzili do szko艂y. Ale to by艂o ju偶 tak dawno temu. 鈥 Nie 鈥 odpowiedzia艂 po d艂u偶szej przerwie.

Draco spu艣ci艂 wzrok, czuj膮c si臋 tak, jakby toczy艂 ze sob膮 wewn臋trzn膮 walk臋. W ko艅cu wyprostowa艂 ramiona i zdecydowa艂 si臋 zada膰 kolejne pytanie.

Co by艂o dla ciebie najgorsze? 鈥 Szarymi oczami 艣ledzi艂 twarz Harry鈥檈go, pr贸buj膮c zinterpretowa膰 jej wyraz. Musia艂 zrozumie膰 go na sw贸j spos贸b, bo po chwili doda艂: 鈥 Nie musisz mi tego m贸wi膰, je艣li nie chcesz albo nie potrafisz.

Harry poczu艂 skurcz w 艣rodku. Zaczerwieni艂 si臋 a偶 po korzonki w艂os贸w. Na Merlina, ju偶 tak trudno by艂o opowiedzie膰 o tym Ginny, osobie mu najbli偶szej. A teraz siedzia艂 przed nim Draco Malfoy, by膰 mo偶e nie do ko艅ca winny ca艂emu zaj艣ciu, ale z pewno艣ci膮 b臋d膮cy powodem jego l臋ku i w艣ciek艂o艣ci, i obserwowa艂 go z dziwnym wyrazem w oczach.

Nie鈥 nie wiem, czy potrafi臋 鈥 wyrzuci艂 z siebie zduszonym g艂osem. Nagle nie wiedzia艂, co ma zrobi膰 z r臋kami. Co艣 艣cisn臋艂o go za gard艂o. Przez kilka sekund skupia艂 si臋 tylko na tym, by uspokoi膰 rozszala艂y puls, co zreszt膮 z g贸ry by艂o skazane na niepowodzenie.

Nie musia艂 przecie偶 m贸wi膰. Draco pozostawi艂 mu do wyboru milczenie. Jednocze艣nie zdawa艂 sobie spraw臋 z faktu, 偶e by艂o to cz臋艣ci膮 terapii, wymagaj膮c膮 od niego, by to, co do tej pory zosta艂o niewypowiedziane, znalaz艂o wreszcie jakie艣 uj艣cie.



***



Straszna by艂a鈥 ta ca艂kowita bezsilno艣膰. 鈥 S艂owa z trudem wychodzi艂y z ust Harry鈥檈go. S艂ysza艂 dr偶enie w jego g艂osie. 鈥 I to, 偶e by艂em鈥 wystawiony na czyj膮艣 pastw臋.

Poczucie winy zala艂o go d艂awi膮c膮 fal膮. My艣la艂, 偶e za chwil臋 si臋 udusi. Nie przerwa艂 jednak Harry'emu. Chcia艂 to us艂ysze膰, chcia艂 ukara膰 siebie samego za to, co zrobi艂.

Wydaje mi si臋, 偶e 艂atwiej zni贸s艂bym Cruciatusa ni偶鈥 to upokorzenie. 鈥 Wzrok Harry'ego zdawa艂 si臋 przenika膰 go na wskro艣. Nerwowo splata艂 palce r膮k spoczywaj膮cych mu na udach. 鈥 Mo偶e jako艣 poradzi艂bym sobie z tym wszystkim, gdyby鈥 鈥 urwa艂, g艂o艣no wypuszczaj膮c powietrze przez nos. Nast臋pne s艂owa by艂y ju偶 tylko ochryp艂ym szeptem. 鈥 Gdyby鈥 tw贸j dotyk by艂 mi oboj臋tny.

Draco m贸g艂 tylko gapi膰 si臋 na niego w milczeniu, bombardowany tysi膮cem my艣li jednocze艣nie. Nie wiedzia艂, kt贸r膮 z nich ma najpierw pochwyci膰.

Pewnie teraz my艣lisz, 偶e jestem kompletnie zboczony. 鈥 Policzki Harry'ego p艂on臋艂y, a z jego oczu wyziera艂o g艂臋bokie za偶enowanie. Czy kiedykolwiek wygl膮da艂 bardziej kusz膮co ni偶 w tym momencie? 鈥 Do tej pory nie rozumiem, dlaczego鈥 podnieci艂em si臋, gdy kto艣 dotyka艂 mnie w ten spos贸b wbrew mojej woli 鈥 wyrzek艂 z trudem. 鈥 I w dodatku, gdy robi艂 to m臋偶czyzna. 鈥 Ka偶de pojedyncze s艂owo sp艂ywaj膮ce z jego warg musia艂o przypomina膰 m臋czarni臋. Wskazywa艂o na to wyra藕nie jego spojrzenie.

Na u艂amek sekundy nawiedzi艂a go zwariowana nadzieja, 偶e Harry m贸g艂by czu膰 to samo, co on czu艂 do niego. Rozum podpowiedzia艂 mu jednak, 偶e my艣l ta by艂a czystym absurdem. Mimo tego nie艂atwo mu przysz艂o sformu艂owa膰 to, co mia艂 powiedzie膰.

Nie musisz si臋 tym przejmowa膰 鈥 rzek艂 cicho, z oporem. 鈥 To nic takiego. Zwyk艂a fizyczna reakcja, nie maj膮ca nic wsp贸lnego ani z twoimi ch臋ciami, ani z logicznym my艣leniem. Pewnie wywo艂ana przez stres. Tego nie trzeba si臋 wstydzi膰.

Intensywnie zielone oczy Harry'ego zamigota艂y w wyrazie pow膮tpiewania.

Ca艂y czas dr臋czy mnie to, czy dobrze wybra艂em, decyduj膮c si臋 na ciebie 鈥 wydusi艂 dziwnie obcym g艂osem, nie patrz膮c na Dracona. 鈥 Czy naprawd臋 zareagowa艂bym tak samo, gdyby dotyka艂 mnie Do艂ohow albo Rookwood? Na sam膮 my艣l o tym dostaj臋 g臋siej sk贸rki z obrzydzenia. 鈥 Bezwiednie potar艂 sobie ramiona, poci膮gaj膮c nosem.

Iskierka nadziei rozb艂ys艂a na nowo, nie pozwalaj膮c si臋 ugasi膰. Zatrz膮s艂 si臋 na wspomnienie pal膮cego wzroku Harry'ego na swej sk贸rze zesz艂ej nocy, gdy nagi wychodzi艂 z jeziora.

A mn膮 si臋 nie brzydzi艂e艣? 鈥 zapyta艂 odruchowo, zanim zd膮偶y艂 pomy艣le膰, co m贸wi.

Krzes艂o Harry'ego ze zgrzytem odsun臋艂o si臋 od sto艂u. By艂y Gryfon wsta艂 i oddali艂 si臋 o kilka krok贸w. Zatrzyma艂 si臋, odwr贸cony do niego plecami, i zerwa艂 li艣膰 winoro艣li wij膮cej si臋 wok贸艂 drewnianej drabinki w rogu tarasu, po czym rozerwa艂 go na kawa艂eczki. Draco wyra藕nie us艂ysza艂, jak Harry kilkakrotnie 艂apie g艂臋boki oddech.

Nie 鈥 wyzna艂 w ko艅cu, gdy jego rozm贸wca nie liczy艂 ju偶 na 偶adn膮 odpowied藕. 鈥 W艂a艣nie dlatego鈥 dlatego wybra艂em ciebie. 鈥 Nie m贸g艂 powstrzyma膰 swego serca przed radosnym szarpni臋ciem. Uczucie to trwa艂o zaledwie jedno mgnienie oka, bo kolejne pytanie Harry'ego by艂o niczym kopni臋cie w 偶o艂膮dek. 鈥 A co by艂o najgorsze dla ciebie, Draco?

Dziwnie by艂o us艂ysze膰 swoje imi臋 z ust Harry'ego. Wn臋trzno艣ci skr臋ca艂y mu si臋 z napi臋cia. Czu艂, jak oblewa go pot. Jego d艂onie zwilgotnia艂y i spr贸bowa艂 wytrze膰 je dyskretnie o nogawki spodni. Wszystko zdawa艂o mu si臋 艂atwiejsze od odpowiedzi na to pytanie. Ale mimo tego spr贸bowa艂.

Nie chcia艂em鈥 偶eby ktokolwiek cierpia艂 tak przeze mnie. Nigdy nie chcia艂em kogo艣 w ten spos贸b upokorzy膰. 鈥 Prze艂kn膮艂 sucho. 鈥 A przede wszystkim鈥 nie chcia艂em鈥

G艂os odm贸wi艂 mu pos艂usze艅stwa. Pragn膮艂 wyja艣ni膰, 偶e nie chcia艂 czu膰 偶adnej przyjemno艣ci gwa艂c膮c Harry'ego. Ale 偶e nie by艂 przy tym w stanie kontrolowa膰 ani swoich uczu膰, ani cia艂a. Poniewa偶 wszystko w nim pragn臋艂o posi膮艣膰 Harry'ego. Doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, jak bardzo Potter znienawidzi艂by go za to, gdyby si臋 o tym dowiedzia艂. Wina mia艂a potwornie gorzki smak. Wiedzia艂, 偶e pozostanie tak na zawsze.

Harry wpatrywa艂 si臋 w niego wielkimi oczami, wyra偶aj膮cymi nieme pytanie. Czego nie chcia艂e艣? Czego?

Jego spojrzenie i blisko艣膰 odbiera艂y mu rozum. Czy Harry naprawd臋 nie wyczuwa艂 napi臋cia, kt贸re iskrzy艂o si臋 mi臋dzy nimi?

P艂ynnym ruchem podni贸s艂 si臋 od sto艂u.

Przykro mi 鈥 wyrzek艂 z wysi艂kiem. 鈥 Kiedy艣鈥 ci powiem. Ale na razie鈥 potrzebuj臋 czasu.


Uspok贸j si臋, me serce, uspok贸j sw贸j rytm.

Nie obawiaj si臋 cho膰 raz w 偶yciu.

Nie udaj臋, 偶e ci臋 kocham

i tym razem si臋 ciebie nie boj臋

(Wolfsheim, 鈥濷nce In A Lifetime鈥)



Rozdzia艂 dziewi膮ty



Czy widzisz to samo, co ja?

I czy te偶 nie pozwala ci to zasn膮膰?



Po tym, jak Draco uciek艂 od sto艂u i znikn膮艂 w g艂臋bi domu, pogr膮偶ony w zadumie Harry zacz膮艂 zbiera膰 naczynia i zanosi膰 je do kuchni. W efekcie natychmiast zjawi艂 si臋 Paddy, skrzat domowy, energicznie protestuj膮cy przeciwko takim dzia艂aniom. Bezskutecznie, gdy偶 Harry nie da艂 si臋 zbi膰 z tropu, bo dobrze znane mu rutynowe czynno艣ci ze 艣wiata mugoli pomaga艂y och艂on膮膰 i pozbiera膰 my艣li.

Nadal nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego Draco tak spokojnie zareagowa艂 na jego szczero艣膰. W艂a艣ciwie sam nie mia艂 poj臋cia, z jak膮 reakcj膮 si臋 liczy艂, z pewno艣ci膮 jednak nie z tak膮. Wygl膮da艂o na to, 偶e Malfoy nie uwa偶a艂 go za kompletnego zbocze艅ca o chorym umy艣le, co sprawi艂o mu jak膮艣 dziwn膮 ulg臋.

Podnosz膮c z ziemi szcz膮tki rozbitej fili偶anki ponownie zastanowi艂 si臋 nad tym, co w艂a艣nie przemilcza艂 by艂y 艢lizgon. Co takiego sprawi艂o, 偶e otch艂a艅 pod hogwarck膮 wie偶膮 p贸艂nocn膮 by艂a 艂atwiejszym wyborem ni偶 otwarte wyznanie?

Wrzuci艂 skorupy do kosza na odpadki, po czym przez chwil臋 niepewnie posta艂 w kuchni, s艂uchaj膮c cichego tykania zegara z kuku艂k膮. Nie mia艂 nic do roboty. A przecie偶 Dumbledore wspomina艂, 偶e powinien wspiera膰 Zakon poza frontem jego dzia艂a艅. Gdzie偶 wi臋c podziewa艂y si臋 obiecane mu zadania?

Przez moment zastanawia艂 si臋, czy nie wr贸ci膰 do swego pokoju, jednak, gdy by艂 ju偶 w korytarzu na pi臋trze, rozmy艣li艂 si臋. Nadszed艂 czas, aby przeprowadzi膰 dok艂adniejsz膮 inspekcj臋 domu. Mi臋kki dywan t艂umi艂 echo jego krok贸w. Wszystko zdawa艂o mu si臋 takie odmienne ni偶 w贸wczas, na pocz膮tku pi膮tego roku nauki, gdy sp臋dza艂 tu reszt臋 wakacji. Nie potrafi艂 teraz okre艣li膰, czy niekt贸re z mijanych drzwi by艂y nowe, czy te偶 znajdowa艂y si臋 tu ju偶 od dawna.

Bezszelestnie prze艣lizgn膮艂 si臋 obok pokoju, zamieszkiwanego przez Dracona. Nie dobiega艂 stamt膮d 偶aden d藕wi臋k. Ciemny korytarz wype艂nia艂a niemal zastraszaj膮ca cisza. I nic poza s膮siaduj膮cymi ze sob膮 ci臋偶kimi, d臋bowymi drzwiami.

Jedna z g艂upawych dzieci臋cych wyliczanek, kt贸ra pojawi艂a si臋 nagle w jego umy艣le, zadecydowa艂a, kt贸r膮 klamk臋 nacisn膮艂 pierwsz膮. J臋kliwy pisk ostro偶nie otwieranych drzwi wype艂ni艂 mu uszy, a w twarz uderzy艂a ostra wo艅 sk贸ry i starego papieru. Rozejrza艂 si臋 zdziwiony. W pomieszczeniu znajdowa艂a si臋 biblioteka: jego oczom ukaza艂y si臋 spi臋trzone, niezliczone p贸艂ki wype艂nione ksi臋gami.

Czy by艂a tu od zawsze? Pytanie to dr臋czy艂o go nadal, gdy z ciekawo艣ci膮 zapuszcza艂 si臋 w g艂膮b pomieszczenia. W臋drowa艂 spojrzeniem po tytu艂ach wolumin贸w, stwierdzaj膮c ze zdumieniem, 偶e nie by艂y to ksi臋gi czarodziejskie, ale zwyk艂a mugolska literatura. Co to mog艂o oznacza膰?

Na chybi艂 trafi艂 si臋gn膮艂 do stoj膮cego najbli偶ej rega艂u i wyj膮艂 powie艣膰 fantastyczn膮 H.G. Wellsa, delikatnie zdmuchuj膮c z ok艂adki cienk膮 pow艂ok臋 kurzu. Nigdy du偶o nie czyta艂. Wuj Vernon i ciotka Petunia nie posiadali wielu ksi膮偶ek. P贸藕niej, gdy przygotowywa艂 si臋 i trenowa艂 do zawodu aurora, nie mia艂 kiedy po艣wi臋ci膰 si臋 lekturze. Teraz jednak ka偶da metoda zabicia czasu wyda艂a mu si臋 dobra, zanim Dumbledore nie zdecyduje si臋 wreszcie go st膮d wyci膮gn膮膰.

Jaskrawy blask s艂o艅ca o艣lepi艂 go na chwil臋, gdy z ksi膮偶k膮 pod pach膮 wyszed艂 przed dom na taras. Na pewno nie wytrzyma tu d艂ugo, wystawiony na dzia艂anie pal膮cych promieni. Szukaj膮cym spojrzeniem ogarn膮艂 ogr贸d, po czym wolnym krokiem pokona艂 strome stopnie, z zamiarem znalezienia sobie jakiego艣 przytulnego miejsca w cieniu jednego z drzew.

Nie musia艂 i艣膰 daleko, by dotrze膰 do jeziora, kt贸re okaza艂o si臋 by膰 wi臋ksze, ni偶 si臋 spodziewa艂. W dole, na drobnym piasku pla偶y, pod starym, purpurowym bukiem sta艂 Malfoy, nieruchomy jak pos膮g i wpatrzony w drobne fale na powierzchni wody. D艂onie trzyma艂 wbite g艂臋boko w kieszenie spodni i zdawa艂 si臋 nie zauwa偶y膰 obecno艣ci Harry'ego. R臋kawy jego koszuli by艂y wysoko podwini臋te i po raz pierwszy Harry m贸g艂 w ca艂ej okaza艂o艣ci ujrze膰 Mroczny Znak na jego lewym przedramieniu.

Niemal偶e nie m贸g艂 oderwa膰 od niego wzroku. Symbol Czarnego Pana zdawa艂 si臋 go hipnotyzowa膰. Ciemne linie odcina艂y si臋 wr臋cz nieprzyzwoitym kontrastem od jasnej sk贸ry. Na kilka sekund rzeczywisto艣膰 rozmaza艂a mu si臋 przed oczyma. A potem Malfoy drgn膮艂 mocno i odwr贸ci艂 si臋 w jego stron臋.



***



Z biegiem lat jego instynkty wyostrzy艂y si臋 znacznie, tak 偶e zwykle by艂 w stanie natychmiast wyczu膰 zbli偶aj膮ce si臋 zagro偶enie. Jednak gdy si臋 obr贸ci艂, zobaczy艂 zaledwie Pottera, stoj膮cego na piaszczystej ogrodowej 艣cie偶ce, wpatrzonego w jego przedrami臋. Draco nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋. Spojrzenie Harry'ego by艂o nieprzyjemne, wi臋c pospiesznie z powrotem odwin膮艂 r臋kaw koszuli.

Czytasz? 鈥 zapyta艂, wskazuj膮c ruchem g艂owy na ksi膮偶k臋, kt贸r膮 Harry trzyma艂 w d艂oni. Nie zamierza艂 przybiera膰 sarkastycznego tonu, jednak nic nie m贸g艂 poradzi膰 na dawne nawyki.

Harry uni贸s艂 brwi.

Taki w艂a艣nie mia艂em zamiar 鈥 odrzek艂 swobodnie. 鈥 I zdaje mi si臋, 偶e to doskona艂e miejsce na lektur臋. Chyba 偶e wola艂by艣 by膰 tu sam?

Ogarn臋艂y go sprzeczne uczucia. Z jednej strony pragn膮艂 blisko艣ci Harry'ego, z drugiej za艣 z trudem radzi艂 sobie z tym, 偶e nie wolno mu by艂o przekracza膰 pewnej granicy.

Nie, mo偶esz zosta膰 鈥 odpar艂, przeklinaj膮c si臋 w duchu za w艂asn膮 cholern膮 s艂abo艣膰.

Harry wyj膮艂 r贸偶d偶k臋. Przez chwil臋 si臋 waha艂, wpatrzony w wypolerowane do po艂ysku drewno. A potem powiedzia艂 g艂o艣no: 鈥濧ccio krzes艂a!鈥

Niespodziewany chwyt za rami臋 odsun膮艂 Dracona o dwa kroki w bok na moment przed tym, zanim przywo艂ane meble z hukiem wyl膮dowa艂y w miejscu, w kt贸rym przed chwil膮 sta艂, g艂臋bokimi rowkami znacz膮c na piasku 艣lady hamowania. Nieprzytomny duchem, potar艂 rami臋 tam, gdzie z艂apa艂 je Harry. By艂o to zaledwie kilka centymetr贸w kwadratowych sk贸ry, ale zdawa艂y si臋 w艂a艣nie sta膰 w p艂omieniach.

Niez艂y pomys艂 鈥 mrukn膮艂 i z westchnieniem opad艂 na jedno z mi臋kkich siedze艅.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 pozwolili panowa膰 ciszy, przygl膮daj膮c si臋 leniwie powierzchni wody, poznaczonej refleksami s艂o艅ca. Wiatr szumia艂 uspokajaj膮co w listowiu ponad ich g艂owami. Harry nie uczyni艂 najmniejszego gestu, by otworzy膰 ksi膮偶k臋, a jego twarz wyra偶a艂a zamy艣lenie.

Co艣 mi臋dzy nimi uleg艂o jakiej艣 zmianie, co艣, czego Draco nie potrafi艂 ubra膰 w s艂owa, b臋d膮cego jedynie wra偶eniem. Dziel膮ce ich zak艂opotanie wydawa艂o si臋 kurczy膰, nawet je艣li nie umia艂 powiedzie膰, co by艂o tego przyczyn膮.

Opowiedz mi co艣 ze swego 偶ycia, Harry Potterze.

Zielone oczy za okr膮g艂ymi szk艂ami zw臋zi艂y si臋 lekko. M贸g艂 wyczu膰, jak cia艂o jego towarzysza ogarnia napi臋cie.

Niby dlaczego? 鈥 us艂ysza艂 nerwowe pytanie.

Poniewa偶 mnie to interesuje 鈥 odpar艂 Draco, zamykaj膮c oczy i rozkoszuj膮c si臋 ciep艂ym podmuchem muskaj膮cym mu twarz. 鈥 Chocia偶by, co s艂ycha膰 u twojej dziewczyny, Ginny?

W twarzy Harry'ego nie drgn膮艂 ani jeden mi臋sie艅.

Ju偶 od dawna nie jest moj膮 dziewczyn膮. Przyja藕nimy si臋, ale nie tak, jak my艣lisz. 鈥 Nie wiedzia艂em. 鈥 Si臋gn膮艂 po samotne 藕d藕b艂o trawy i obr贸ci艂 je w palcach. 鈥 Zapyta艂em, bo rzadko kiedy mo偶na spotka膰 was osobno.

Harry sapn膮艂 g艂o艣no przez nos.

Nadal jest dla mnie kim艣 najwa偶niejszym. I jedyn膮 osob膮, przed kt贸r膮 nie mam 偶adnych tajemnic 鈥 odpowiedzia艂, odwracaj膮c wreszcie g艂ow臋 i patrz膮c na Dracona. 鈥 W moim 偶yciu nie ma na razie miejsca dla innych kobiet. W ko艅cu trwa wojna.

Co艣 zimnego szarpn臋艂o jego wn臋trzno艣ciami. A wi臋c ma艂a Weasley贸wna zna艂a ka偶dy szczeg贸艂 zaj艣cia w kapliczce. Wiedza o tym nie by艂a przyjemna, dlatego od razu przep臋dzi艂 j膮 w najdalszy k膮t swej 艣wiadomo艣ci.

呕adnych kobiet? Jak d艂ugo dasz rad臋 tak wytrzyma膰? 鈥 Draco wyda艂 z siebie ironiczne sykni臋cie. 鈥 No nie, i ty si臋 przejmujesz, 偶e si臋 w kapliczce podnieci艂e艣? 鈥 doda艂, unosz膮c brew i potrz膮saj膮c g艂ow膮 z niedowierzaniem.

Policzki Harry'ego zap艂on臋艂y czerwieni膮.

Pieprz si臋! 鈥 wysycza艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. 鈥 B艂膮d, 偶e ci to w og贸le powiedzia艂em. Co za dure艅 ze mnie.

Czy偶by艣my wracali do tonu ze szkolnych czas贸w? 鈥 zapyta艂 Draco, wykrzywiaj膮c si臋 z艂o艣liwie w obliczu reakcji Harry'ego. 鈥 Wydaje mi si臋, 偶e pod wzgl臋dem psychicznym znajdujemy si臋 na najlepszej drodze do powrotu do zdrowia.

Przez moment Harry wpatrywa艂 si臋 w niego ze zdumieniem. A potem k膮ciki jego ust drgn臋艂y lekko, jakby niech臋tnie, po czym szybko odwr贸ci艂 g艂ow臋, 偶eby Draco nie m贸g艂 zauwa偶y膰 jego u艣miechu. 鈥 Swoj膮 drog膮, jestem ci bardzo wdzi臋czny, 偶e powiedzia艂e艣 mi prawd臋 鈥 uzupe艂ni艂 po chwili cicho. 鈥 Mog臋 sobie鈥 wyobrazi膰, 偶e鈥 nie przysz艂o ci to 艂atwo.

Milczenie wr贸ci艂o. Ale tym razem nie by艂o tak nieprzyjemne jak wcze艣niej. I tym razem to Harry je przerwa艂.

Te偶 chcia艂bym us艂ysze膰 co艣 z twego 偶ycia 鈥 za偶膮da艂 spokojnym g艂osem. 鈥 Masz kogo艣?

Draco stwierdzi艂 nagle, 偶e ca艂a ta sytuacja sprawia nierealne wra偶enie. Siedzia艂 razem z Potterem na brzegu jeziora, opowiadaj膮c historyjki ze swego 偶ycia mi艂osnego. Gdyby kilka tygodni temu kto艣 mu to przepowiedzia艂, na pewno nie藕le by si臋 u艣mia艂. Ale w艂a艣nie dzi臋ki tej nierealno艣ci odpowied藕 przysz艂a mu niezwykle 艂atwo.

Nigdy nie by艂em z kim艣 naprawd臋 鈥 odrzek艂 szczerze. 鈥 Zawsze by艂y to jedynie kr贸tsze lub d艂u偶sze romanse. Przewa偶nie z niew艂a艣ciw膮 osob膮.

Harry spojrza艂 na niego ze zdziwieniem.

Ale chyba nie brakowa艂o ci nigdy zainteresowanych, prawda? Ju偶 w Hogwarcie wszystkie dziewczyny ugania艂y si臋 za tob膮 鈥 powiedzia艂 z lekkim u艣miechem.

A za tob膮 nie? 鈥 Draco odwzajemni艂 u艣miech. Potem nagle spowa偶nia艂. Otwarte przyznanie si臋 do swej orientacji nigdy nie sprawia艂o mu wi臋kszego k艂opotu. Jednak sprawa z Harrym by艂a zupe艂nie inna. Czu艂, 偶e mog艂oby to wywo艂a膰 wi臋ksz膮 lawin臋, czego si臋 bardzo obawia艂. 鈥 Ca艂y problem w tym, 偶e nigdy mnie to nie obchodzi艂o.

By艂y Gryfon zmarszczy艂 czo艂o.

Co masz na my艣li?

Draco zaczerpn膮艂 g艂臋boko tchu.

Kobiety mnie zwyczajnie nie interesuj膮 鈥 odpar艂 po prostu, nie spuszczaj膮c wzroku z Harry'ego.

Niemal偶e widzia艂, jak wiadomo艣膰 torowa艂a sobie drog臋 do 艣wiadomo艣ci Pottera. Sekundy przeci膮ga艂y si臋 w niesko艅czono艣膰. D艂onie Harry'ego zadr偶a艂y nagle.

Przepraszam 鈥 wyrzuci艂 z siebie z wysi艂kiem, zrywaj膮c si臋 z krzes艂a. 鈥 Jako艣鈥 藕le si臋 poczu艂em. 鈥 Przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po w艂osach, tak 偶e u艂o偶y艂y si臋 jeszcze niesforniej ni偶 zwykle, po czym odwr贸ci艂 si臋 i pospiesznym krokiem oddali艂 艣cie偶k膮 w kierunku domu.

Draco z westchnieniem odchyli艂 si臋 w krze艣le. Musia艂em mu to powiedzie膰, powtarza艂 w my艣lach, jako艣 sobie z tym poradzi.

W gruncie rzeczy nie by艂 jednak tego taki pewien.



***



Zatrzasn膮艂 za sob膮 drzwi pokoju i opar艂 si臋 o nie, ci臋偶ko dysz膮c. Kobiety mnie zwyczajnie nie interesuj膮. Te s艂owa odbija艂y si臋 echem w jego g艂owie. Przypuszcza艂, 偶e normalnie nie mia艂by 偶adnego problemu z homoseksualno艣ci膮 Malfoya. Ale tu nie by艂o nic normalnego. Orientacja Dracona ukaza艂a zdarzenia w kapliczce w zupe艂nie nowym 艣wietle.

Mo偶liwe, 偶e przed nim nigdy jeszcze nie zgwa艂ci艂 m臋偶czyzny, jednak sam akt nie by艂 mu zupe艂nie obcy, jak si臋 wydawa艂o. Harry poczu艂 nag艂e, 偶enuj膮ce gor膮co, gdy przypomnia艂 sobie przyspieszony oddech Dracona na w艂asnej szyi. Czy on, Harry, m贸g艂 mu si臋 podoba膰? Podnieca膰 go? Raptowne md艂o艣ci zala艂y mu 偶o艂膮dek i przez chwil臋 obawia艂 si臋, 偶e zwymiotuje.

Chwiejnym krokiem zbli偶y艂 si臋 do okna i spojrza艂 na ogr贸d. Ziemia zdawa艂a mu si臋 ko艂ysa膰 pod nogami, uchwyci艂 si臋 wi臋c rozpaczliwie parapetu. Widzia艂 Dracona, kt贸ry wsta艂 z krzes艂a i ponownie stan膮艂 ze spuszczon膮 g艂ow膮 nad brzegiem jeziora, tak jakby chcia艂 zapu艣ci膰 korzenie w piaszczystym wybrze偶u. Wiatr igra艂 w jego jasnych w艂osach.

Krople potu wyst膮pi艂y na czo艂o Harry'ego. Jak m贸g艂 by膰 a偶 tak g艂upi? Obiecuj臋, 偶e ju偶 nigdy si臋 do ciebie nie zbli偶臋. Chyba 偶e sam b臋dziesz tego chcia艂. Nagle s艂owa Dracona nabra艂y dla niego sensu.

Zamkn膮艂 oczy i opar艂 g艂ow臋 o ram臋 okna. Drewno przyjemnie ch艂odzi艂o mu czo艂o. S艂abo pami臋ta艂 to, co mia艂o miejsce zaraz po gwa艂cie, przypomina艂 sobie jedynie krzyki, odbijaj膮ce si臋 w uszach g艂o艣nym echem, strach i b贸l. I gor膮c膮, kleist膮 ciecz skapuj膮c膮 spomi臋dzy jego n贸g.

St臋kn膮艂, gdy elementy mozaiki z艂o偶y艂y mu si臋 w umy艣le w jasny obraz. Jak to mo偶liwe, 偶eby kto艣 m贸g艂 szczytowa膰 brzydz膮c si臋 jednocze艣nie tego, co robi? Je艣li sam akt mia艂by nie sprawi膰 mu 偶adnej przyjemno艣ci?

To by艂a chwila, w kt贸rej zrozumia艂, czego Draco Malfoy nie potrafi艂 mu powiedzie膰.



P贸jd藕 za mn膮 do ogrodu,

B臋d臋 ci臋 goni膰 wok贸艂 drzewa.

Uwied藕 mnie na mych kolanach,

A zobaczymy, zobaczymy

(Deine Lakaien, 鈥濬ollow me鈥)



Rozdzia艂 dziesi膮ty



Przesta艅 si臋 broni膰 przede mn膮.

Zacznij patrze膰 prawdzie w oczy.



Patrz膮c wstecz nie potrafi艂 powiedzie膰, jak d艂ugo schodzi艂 potem Draconowi z drogi. Czasem zdawa艂o mu si臋, 偶e ca艂e tygodnie, a czasem, 偶e zaledwie kilka godzin. Noce i dnie zla艂y si臋 ze sob膮 w jedno d艂ugie pasmo i ju偶 dawno przesta艂 je liczy膰. Nie mia艂y one dla niego najmniejszego znaczenia w tym wielkim, wi臋偶膮cym go domu.

Wiele godzin sp臋dzi艂 czytaj膮c i rozmy艣laj膮c. A gdy dotar艂 do ostatniej strony 鈥濿ojny 艣wiat贸w鈥, poczu艂, 偶e dojrza艂 do rozmowy z Draconem, nawet, gdy na sam膮 my艣l o niej jego 偶o艂膮dek 艂apa艂 gwa艂towny skurcz.

Cho膰 wrzesie艅 musia艂 w mi臋dzyczasie dobiega膰 po艂owy, z nieba la艂 si臋 prawdziwy 偶ar. Z przyjemno艣ci膮 wystawi艂 twarz i ramiona na dzia艂anie ciep艂ych promieni, gdy wolnym, prawie oci膮gaj膮cym si臋 krokiem pod膮偶a艂 艣cie偶k膮 w kierunku jeziora. Instynkt podpowiada艂 mu, 偶e w艂a艣nie tam odnajdzie Dracona. I nie pomyli艂 si臋.

Jasnow艂osy m臋偶czyzna siedzia艂 na drewnianym pomo艣cie niedaleko starego, purpurowego buka. Jak zwykle nosi艂 koszul臋 z d艂ugimi r臋kawami. Podwini臋te nogawki d偶ins贸w ods艂ania艂y bose stopy, zanurzone w wodzie i leniwymi ruchami m膮c膮ce jej to艅. Zbli偶aj膮c si臋, Harry zauwa偶y艂, 偶e Malfoy pogr膮偶ony by艂 w lekturze trzymanego na kolanach tomiku. Ten widok mia艂 w sobie co艣 dziwnego. Niespiesznie, bez s艂owa opad艂 na deski o metr od niego, krzy偶uj膮c nogi. Draco nie uni贸s艂 wzroku znad ksi膮偶ki.

Sprawi艂o ci to przyjemno艣膰. 鈥 Zdumia艂 si臋 nad spokojnym brzmieniem w艂asnego g艂osu. Tak, jakby w艣ciek艂o艣膰 i rozpacz wcale nie istnia艂y, jakby raptem straci艂y dla niego znaczenie. Pragn膮艂 ju偶 tylko jednego: us艂ysze膰 prawd臋. 鈥 W艂a艣nie to by艂o dla ciebie najgorsze. I tego nie by艂e艣 w stanie mi powiedzie膰. Mam racj臋? 鈥 Draco zadr偶a艂. Ka偶dy mi臋sie艅 w jego ciele zdawa艂 si臋 napina膰, Harry czu艂 to wyra藕nie. Sama twarz pozosta艂a jednak zimna i twarda jak marmur, jedynie drganie nozdrzy zdradza艂o wewn臋trzn膮 burz臋. Odwr贸ci艂 g艂ow臋. Ksi膮偶ka spad艂a mu z kolan, g艂ucho uderzaj膮c o pomost. Harry odetchn膮艂 g艂臋boko i zamkn膮艂 oczy. 鈥 Prosz臋, odpowiedz. Ja musz臋 to wiedzie膰.

Sekundy mija艂y w bole艣nie powolnym tempie. Zdawa艂o si臋, 偶e nawet ogr贸d zamar艂 na chwil臋. Tylko fale uderza艂y o bale pomostu z r贸wnomiernym, uspokajaj膮cym klaskaniem.

Tak. 鈥 S艂owa by艂y zaledwie szeptem, z trudem opuszczaj膮cym usta Dracona. 鈥 Sprawi艂o mi to rozkosz. 鈥 Odrzuci艂 g艂ow臋 do ty艂u, robi膮c kilka g艂o艣nych oddech贸w. 鈥 I b臋d臋 si臋 za to ca艂膮 wieczno艣膰 sma偶y艂 w piekle, kt贸re sam sobie stworzy艂em.

Grom emocji, kt贸rego Harry si臋 spodziewa艂, nie nadci膮gn膮艂. W zamian pojawi艂o si臋 uczucie pustki i wypalenia. Ogr贸d, pomost, jezioro, wszystko to wydawa艂o si臋 by膰 tak nieprawdziwe jak sen. Zdoby艂 si臋 tylko na jedno kr贸tkie:

Dlaczego?

Draco wybuchn膮艂 urwanym, suchym 艣miechem.

Nadal nie rozumiesz? 鈥 zapyta艂, zwracaj膮c si臋 ku niemu, ale Harry uparcie wbija艂 wzrok w tafl臋 wody. 鈥 Zawsze ci臋 chcia艂em. Od pierwszej chwili, w kt贸rej ci臋 zobaczy艂em. 鈥 Z najwi臋kszym wysi艂kiem Harry zmusi艂 si臋 do spojrzenia Draconowi w oczy. Ich szara barwa zwykle wydawa艂a mu si臋 m臋tna i nijaka, lecz teraz t臋cz贸wki dawnego wroga l艣ni艂y jak przejrzyste, g贸rskie jezioro, odbijaj膮ce burzowe chmury. I by艂y tak samo gniewne jak one. Wzrok Dracona 艣lizga艂 si臋 po twarzy Harry'ego, jakby chcia艂 w niej co艣 odnale藕膰. 鈥 Pami臋tasz, jak spotkali艣my si臋 pierwszy raz u Madame Malkin na Pok膮tnej? 鈥 Ostre rysy jego twarzy z艂agodnia艂y dziwnie, gdy dalej wpatrywa艂 si臋 w Harry'ego, i, nie czekaj膮c na odpowied藕, kontynuowa艂: 鈥 Mogli艣my si臋 wtedy ze sob膮 zaprzyja藕ni膰. Ale sta艂o si臋 inaczej. Nienawi艣膰 do ciebie to jeden ze sta艂ych element贸w mojego 偶ycia, Harry Potterze. To jedyne, co mi pozosta艂o, gdy okaza艂o si臋, 偶e nie mog臋 ci臋 mie膰. 鈥 Harry prze艂kn膮艂 艣lin臋, pokonuj膮c nag艂膮 sucho艣膰 w gardle. My艣li pl膮ta艂y mu si臋 w g艂owie, ale 偶adna z nich nie da艂a si臋 pochwyci膰 i ubra膰 w sensowne s艂owa. 鈥 Tam, w kapliczce, nie chcia艂em ci臋 skrzywdzi膰. A jeszcze mniej, 偶eby sprawienie ci b贸lu by艂o dla mnie przyjemne. 鈥 Przeczesa艂 w艂osy palcami. Jego twarz wyra偶a艂a bezradno艣膰. 鈥 Nie potrafi艂em kontrolowa膰 ani w艂asnego cia艂a, ani emocji. Mo偶esz mnie za to nienawidzi膰 do ko艅ca 偶ycia.

Harry patrzy艂 na jezioro i pr贸bowa艂 ws艂ucha膰 si臋 w siebie. Nie by艂o w nim nienawi艣ci, nawet teraz, gdy pozna艂 ju偶 prawd臋. Za to czu艂 co艣 innego, co艣, czego nie umia艂 nazwa膰. I widzia艂 pewien uporczywy, niedaj膮cy si臋 przegna膰 obraz wspomnienia. Obraz m艂odego, nagiego m臋偶czyzny, wynurzaj膮cego si臋 przy blasku ksi臋偶yca z fal jeziora niczym Afrodyta z greckiej mitologii.

Draco sprawia艂 wra偶enie, jakby nie potrzebowa艂 odpowiedzi. Wyj膮艂 nogi z wody, podci膮gaj膮c je do g贸ry i obj膮艂 kolana ramionami.

Pewnie my艣lisz, 偶e zamkni臋cie w jednym domu z gwa艂cicielem jest ju偶 wystarczaj膮co okropne 鈥 podj膮艂 gorzkim tonem. 鈥 Uwierz mi, by膰 zamkni臋tym w jednym domu z kim艣, kogo si臋 pragnie wbrew wszelkiej logice, te偶 jest potworn膮 m臋czarni膮. Ka偶da sekunda w pobli偶u ciebie to dla mnie tortura. 鈥 Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i zacz膮艂 wstawa膰.

Zaczekaj! 鈥 Nie wiedzia艂, dlaczego zatrzyma艂 Dracona. Co艣 w jego wn臋trzu nie chcia艂o, by odchodzi艂, nie by艂 jednak w stanie wyt艂umaczy膰 sobie tego uczucia.

Draco prychn膮艂 cicho, niemal偶e z rozbawieniem.

Lubisz mnie m臋czy膰, prawda? 鈥 zapyta艂 ironicznie, ale nie bez iskierki powagi.

Harry waha艂 si臋 przez moment, odgarniaj膮c z czo艂a niepos艂uszne kosmyki i bezskutecznie pr贸buj膮c pozby膰 si臋 nag艂ej tremy. Wydawa艂o mu si臋, 偶e powietrze iskrzy si臋 od panuj膮cego mi臋dzy nimi napi臋cia.

Wyci膮gnij lew膮 r臋k臋. 鈥 Cichy g艂os we w艂asnej g艂owie pyta艂 go, do czego w艂a艣ciwie zmierza. Zignorowa艂 go tak samo jak zdumione spojrzenie Dracona, gdy si臋ga艂 po jego przegub, s艂ysz膮c, jak ten gwa艂townie wci膮ga powietrze w reakcji na niespodziewany dotyk.

Dr偶膮c膮 d艂oni膮 rozpi膮艂 mankiet i podci膮gn膮艂 r臋kaw koszuli w g贸r臋. Draco pr贸bowa艂 wyrwa膰 rami臋, ale Harry trzyma艂 jego nadgarstek w silnym uchwycie. Pod palcami czu艂 szybki i mocny puls Malfoya. Spod materia艂u wyjrza艂a jasna sk贸ra, naznaczona Mrocznym Znakiem.

Po raz pierwszy patrzy艂 na symbol Voldemorta z tak bliskiej odleg艂o艣ci. Zmru偶onymi oczami ch艂on膮艂 czarny kontur czaszki i wype艂zaj膮cego z jej ust w臋偶a, delikatnie wodz膮c palcem po zarysie tatua偶u. B贸l blizny, kt贸ry spodziewa艂 si臋 przy tym poczu膰, nie zjawi艂 si臋. Dumbledore nie pomyli艂 si臋 w ocenie. Voldemort nadal by艂 os艂abiony po ostatniej potyczce.

Bola艂o, gdy ci to wypalali? 鈥 zapyta艂, unosz膮c wzrok, nie wypuszczaj膮c jednak r臋ki Malfoya.

Draco lekko rozwar艂 usta, spogl膮daj膮c na niego nieufnie, ale jednocze艣nie z dzikim, niemal rozpaczliwym po偶膮daniem, od kt贸rego Harry'emu zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie.

Tak 鈥 wyszepta艂, na co Harry uwolni艂 jego d艂o艅.

Nadal wszystko wyda艂o mu si臋 jakim艣 dziwacznym snem, jednym z tych, w kt贸rych obserwuje si臋 siebie samego bez najmniejszego wp艂ywu na w艂asne dzia艂ania. Jaka艣 cz臋艣膰 jego umys艂u 偶膮da艂a natychmiastowego przebudzenia, lecz inna, kompletnie mu obca, zamierza艂a patrze膰, co stanie si臋 dalej.

Co zrobi艂by艣, gdybym zechcia艂 ci臋 poca艂owa膰? 鈥 S艂owa zabrzmia艂y zupe艂nie rzeczowo, tak, jakby pyta艂 Dracona o samopoczucie. W jego wn臋trzu szala艂a jednak burza. Wyra藕nie us艂ysza艂, jak oddech Malfoya przyspieszy艂.

Dlaczego mia艂by艣 chcie膰 zrobi膰 co艣 tak g艂upiego? 鈥 Jego g艂os by艂 ch艂odny i ironiczny jak zwykle, ale palce, kt贸rymi rozciera艂 sobie nadgarstek, trz臋s艂y si臋 lekko.

Harry przymkn膮艂 oczy, pozwalaj膮c, by pojawi艂 si臋 za nimi ci膮g wspomnie艅. Ujrza艂 twarze Syriusza, Rona i Hermiony. My艣l o nich zabola艂a tak jak zawsze.

Mo偶e dlatego, 偶e chc臋 wreszcie poczu膰 co艣 innego od strachu, b贸lu, gniewu i 偶alu? 鈥 odpowiedzia艂 pytaniem, staraj膮c si臋 trzyma膰 emocje na wodzy. 鈥 Mo偶e dlatego, 偶e chc臋 si臋 dowiedzie膰, dlaczego tw贸j dotyk tak mnie podnieci艂? Mo偶e dlatego, 偶e nie chc臋 za ka偶dym razem, gdy widz臋 twoj膮 twarz, my艣le膰 tylko o tym, co sta艂o si臋 w kapliczce? Czy nadal uwa偶asz, 偶e m贸j zamiar jest g艂upi?

Zn贸w zapad艂a cisza, w kt贸rej nag艂y poryw wiatru i plusk fal obmywaj膮cych bale pomostu brzmia艂 nienaturalnie g艂o艣no.

Nie, nie uwa偶am. 鈥 Szept rozleg艂 si臋 bardzo blisko ucha Harry'ego. Ciep艂e mu艣ni臋cie oddechu na sk贸rze przyprawi艂o go o dr偶enie. Przez moment my艣la艂, 偶e odwaga opu艣ci艂a go zupe艂nie, lecz po chwili przem贸g艂 si臋 i otworzy艂 oczy.

Draco kl臋cza艂 nad nim. Jego twarz tylko raz by艂a a偶 tak blisko jego w艂asnej: w nocy gwa艂tu. Poczu艂 wzbieraj膮c膮 na nowo fal臋 paniki, kt贸ra jednak opad艂a natychmiast, gdy ciep艂e d艂onie z czu艂o艣ci膮 obj臋艂y jego twarz, unosz膮c j膮 w g贸r臋. Serce t艂uk艂o mu si臋 o 偶ebra szalonym rytmem. Nie by艂 w stanie nazwa膰 wyrazu oczu Dracona, 艂膮cz膮cego ze sob膮 ca艂kowite sprzeczno艣ci: dziko艣膰 i 艂agodno艣膰, dominacj臋 i wra偶liwo艣膰.

Zetkni臋cie si臋 ich ust by艂o niczym uderzenie pr膮du. Nie pami臋ta艂, 偶eby kiedykolwiek odczuwa艂 co艣 intensywniej. Krew w jego 偶y艂ach zamieni艂a si臋 w p艂ynny ogie艅, a czu艂e zako艅czenia nerw贸w pod cienk膮 sk贸r膮 zdawa艂y si臋 eksplodowa膰, gdy j臋zyk Dracona rozdzieli艂 mu wargi z niespodziewan膮 delikatno艣ci膮, wydobywaj膮c z nich zduszony j臋k. Odruchowo obj膮艂 Malfoya za szyj臋, przyci膮gaj膮c go ku sobie i odbieraj膮c 偶ar drugiego cia艂a przez dziel膮c膮 ich warstw臋 ubra艅. Obcy j臋zyk w ustach rozpocz膮艂 wyrafinowany taniec wok贸艂 jego w艂asnego, a Harry poczu艂, 偶e traci rozum i wol臋. Ko艣ci nabra艂y nagle mi臋kko艣ci gumy i gdyby akurat nie siedzia艂, najp贸藕niej w tym momencie s艂abn膮ce kolana ugi臋艂yby si臋 pod nim. By艂o mu oboj臋tne, co przyniesie jutro. Wszystko, co liczy艂o si臋 w tej chwili, to ten poca艂unek i odurzaj膮ca, poch艂aniaj膮ca go pow贸d藕 przyjemno艣ci.

Mimo tych wra偶e艅 drgn膮艂 intensywnie, gdy jedna d艂o艅 zacz臋艂a torowa膰 sobie drog臋 pod jego koszulk臋, katapultuj膮c go tym samym z powrotem do rzeczywisto艣ci. To dzia艂o si臋 zbyt szybko. W臋druj膮ca po jego ciele r臋ka najwyra藕niej to poj臋艂a, gdy偶 natychmiast si臋 wycofa艂a, nie omieszkuj膮c przy tym jednak przesun膮膰 si臋 艂obuzersko po twardym wybrzuszeniu z przodu jego d偶ins贸w, na co Harry zareagowa艂 przestraszonym st臋kni臋ciem.

Oczy Dracona l艣ni艂y zuchwa艂ym blaskiem.

Obawiam si臋, 偶e teraz trudno czemukolwiek zaprzecza膰 鈥 zauwa偶y艂 z ironicznym u艣miechem. 鈥 Ale by膰 mo偶e鈥 Lepiej b臋dzie, je艣li dam ci wi臋cej czasu do namys艂u.

A potem ciep艂e cia艂o, przywieraj膮cego silnie do jego boku, nagle znikn臋艂o, a chwil臋 p贸藕niej do jego uszu dobieg艂o oddalaj膮ce si臋 klaskanie bosych st贸p o deski pomostu.

Zmieszany Harry potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, czuj膮c, jak jego serce nadal wali oszala艂ym rytmem. Nie m贸g艂 poj膮膰 siebie samego. W艂a艣nie poca艂owa艂 po raz pierwszy w 偶yciu m臋偶czyzn臋, w dodatku gwa艂ciciela i dawnego wroga, czuj膮c przy tym wszystko, tylko nie odraz臋. W zasadzie powinien by膰 kompletnie wzburzony i zdezorientowany, ale tu, w tym ba艣niowym ogrodzie, w kt贸rym czas zdawa艂 si臋 sta膰 w miejscu, ten poca艂unek by艂 czym艣 dziwnie normalnym. Jedynym, czego 偶a艂owa艂, by艂o zbyt szybkie odej艣cie Dracona.

Jego wzrok zahaczy艂 o tytu艂 ksi膮偶ki pozostawionej przez Malfoya na pomo艣cie. Sonety Szekspira. Harry zamruga艂 kilkakrotnie, chc膮c si臋 upewni膰, 偶e nie ulega z艂udzeniu. Wewn臋trzny g艂os podszeptywa艂 mu, i偶 prawdziwe oblicze Dracona Malfoya jeszcze d艂ugo pozostanie dla niego nieznane.


To sen, kt贸ry wymy艣la si臋 sam,

to s艂owo, kt贸re zamyka si臋 przede mn膮,

to 偶ar, kt贸ry nas rozpala,

to strumie艅, kt贸ry p艂ynie wiecznie.

(oomph!, 鈥濪er Strom鈥)


Rozdzia艂 jedenasty



Nie wierz臋 w mi艂o艣膰.

Nigdy w ni膮 nie wierzy艂em.

Dlaczego akurat twoja blisko艣膰 sprawia,

偶e chc臋 zrewidowa膰 me zasady?



Pr贸bowa艂 zaj膮膰 uwag臋 pisaniem list贸w. Bezskutecznie. Ci膮gle przy艂apywa艂 si臋 na tym, jak jego skupienie s艂ab艂o, a my艣li dryfowa艂y w stron臋 Harry'ego. Czemu towarzyszy艂 nerwowy skurcz 偶o艂膮dka i przyspieszone bicie serca.

Draco nie by艂 tak ch艂odny i opanowany, jak mog艂oby si臋 zdawa膰. Zwykle ukrywanie emocji przed innymi nie stanowi艂o dla niego problemu, jednak teraz wszystko wygl膮da艂o inaczej. Mia艂 wra偶enie, 偶e Harry nie b臋dzie musia艂 si臋 zbytnio wysila膰, 偶eby przenikn膮膰 mur pozor贸w i dostrzec to, co ukrywa艂o si臋 za nimi w jego wn臋trzu. Nape艂nia艂o go to dziwnym strachem. Nie przywyk艂 do dopuszczania kogokolwiek a偶 tak blisko.

Zamy艣lony, zanurzy艂 pi贸ro w malutkim ka艂amarzu stoj膮cym przed nim na stole, starannie ocieraj膮c stal贸wk臋 z nadmiaru zielonego tuszu o jego brzeg. Nadal nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e Harry pozwoli艂 mu si臋 poca艂owa膰. Czy to dobrze, 偶e sam uleg艂 tej pokusie?

Zrobi艂 tylko to, co zawsze robili prawdziwi Malfoyowie: skorzysta艂 z nadarzaj膮cej si臋 okazji. W og贸le nie my艣l膮c o konsekwencjach. W膮tpliwo艣ci co do w艂asnych poczyna艅 pojawi艂y si臋 dopiero po czasie. Ale gdy wspomina艂 s艂odk膮, obezw艂adniaj膮c膮 fal臋 rozkoszy, trudno mu by艂o 偶a艂owa膰 czegokolwiek, zw艂aszcza gdy przypomnia艂 sobie, 偶e Harry odczuwa艂 to samo. Na przek贸r wszystkim tragicznym wydarzeniom.

Zmusi艂 si臋 do porzucenia my艣li o poca艂unku. Pi贸ro zaskrzypia艂o, gdy kre艣li艂 na pergaminie oklepan膮, po偶egnaln膮 formu艂k臋. Zwin膮艂 list w rulon, odsun膮艂 ka艂amarz na brzeg sto艂u i podni贸s艂 si臋 z krzes艂a.

Niebo za wysokim oknem pociemnia艂o mocno, drzewa odznacza艂y si臋 czarnymi cieniami na tle zmierzchu. Przez chwil臋, z r臋kami tkwi膮cymi g艂臋boko w kieszeniach spodni, spogl膮da艂 na w艂asne odbicie w okiennej szybie. Jego twarz by艂a jak zwykle pozbawiona wyrazu. Wreszcie odwr贸ci艂 si臋, wzruszaj膮c ramionami, i opu艣ci艂 pok贸j, kieruj膮c si臋 jakby nie艣wiadomie do ogrodu.

Gdy wyszed艂 na taras, przywita艂o go ciep艂e, wieczorne powietrze. Zdawa艂o mu si臋, 偶e czuje subtelny zapach kwitn膮cych astr贸w. Sk膮d艣 dobiega艂o cykanie 艣wierszcza. Z daleka, spoza li艣ci drzew, przebija艂o 艣wiat艂o.

Ciekawo艣膰 poprowadzi艂a go dalej. Piasek pokrywaj膮cy ogrodow膮 艣cie偶k臋 t艂umi艂 odg艂os jego krok贸w. Migocz膮cy blask stawa艂 si臋 coraz intensywniejszy w miar臋, jak zbli偶a艂 si臋 do linii drzew.

Dopiero, gdy dotar艂 ju偶 prawie do samego brzegu jeziora, stwierdzi艂, 偶e 藕r贸d艂em po艣wiaty by艂o rozpalone na pla偶y ognisko. Iskry strzela艂y w niebo wysokim s艂upem, p艂on膮ce kawa艂ki drewna potrzaskiwa艂y cicho. Harry siedzia艂 nieopodal na piasku i w s艂abym blasku ognia przegl膮da艂 ksi膮偶k臋. Nie uni贸s艂 g艂owy, dop贸ki Draco nie zbli偶y艂 si臋 do niego.

Nie wiedzia艂em, 偶e masz tak romantyczne zaci臋cie, Potter 鈥 zakpi艂. Nie wiedzia艂 dlaczego, ale nie m贸g艂 przesta膰 go dra偶ni膰, jakby nie umiej膮c zrezygnowa膰 z dawnych przyzwyczaje艅.

Oczy Harry'ego zal艣ni艂y dziwnym blaskiem.

Akurat ty to m贸wisz, Malfoy? 鈥 odpar艂 z rozbawieniem. 鈥 Czytaj膮c samemu takie ksi膮偶ki?

Draco za p贸藕no dojrza艂, 偶e Harry trzyma w r臋ku sonety Szekspira, te same, kt贸rych zapomnia艂 zabra膰 ze sob膮 z pomostu po po艂udniu. Zanim zd膮偶y艂 zareagowa膰, Harry odchrz膮kn膮艂 teatralnie i z emfaz膮 zacz膮艂 deklamowa膰 sztucznie dr偶膮cym g艂osem:


Gdy oczy zamkn臋, widz臋 ciebie wcze艣niej,

Bo w dzie艅 na wszystko patrz臋 bez czu艂o艣ci;

Gdy 艣pi臋, me oczy widz膮 ciebie we 艣nie

I w ciemnym blasku s膮 blaskiem ciemno艣ci.

Wi臋c jak偶e cie艅 tw贸j, co rozja艣nia cienie,

M贸g艂by swym cieniem w dzie艅 jasny i bia艂y

Zaja艣nie膰 jeszcze ja艣niejszym promieniem,

Je艣li w snach oczom daje blask sw贸j ca艂y!

I jak偶e m贸wi臋 wzrok mam zaspokoi膰

Widzeniem twojej postaci na jawie,

Je艣li w noc g艂uch膮 tw贸j cie艅 we 艣nie stoi

Tak pi臋kny oczom, 偶e a偶 obcy prawie!

Dzie艅, to noc 艣lepa, kt贸ra ci臋 za膰mi艂a,

Noc to dzie艅 jasny, gdy sen ciebie zsy艂a.)*


Przez moment sta艂 jak skamienia艂y, czuj膮c, jak gor膮co powoli uderza mu do g艂owy. Harry zachichota艂.

O kim my艣lisz, gdy to czytasz? 鈥 zdo艂a艂 jeszcze zapyta膰, wytr膮caj膮c tym ostatecznie Dracona z r贸wnowagi.

Oddawaj to! 鈥 Na wp贸艂 rozz艂oszczony, na wp贸艂 rozbawiony rzuci艂 si臋 na Harry鈥檈go, kt贸ry, nadal si臋 艣miej膮c, przetoczy艂 si臋 na bok, zas艂aniaj膮c sob膮 ksi膮偶k臋 przed atakiem Malfoya. Mia艂 na sobie jedynie bawe艂nian膮 koszulk臋, Draco wyra藕nie czu艂 twardo艣膰 mi臋艣ni i ciep艂o jego cia艂a. Przepychanka trwa艂a zaledwie kilka sekund. Gdy zorientowa艂 si臋, 偶e ma piasek w ustach, a okulary Harry鈥檈go wydaj膮 z siebie podejrzany trzask, zasapany oderwa艂 si臋 od przeciwnika.

Harry oddycha艂 ci臋偶ko, nadal zaciskaj膮c palce na ok艂adce tomiku. U艣mieszek na jego twarzy rozp艂ywa艂 si臋 powoli, im d艂u偶ej, niczym zahipnotyzowany, patrzy艂 Draconowi w oczy. Dobrze znane napi臋cie powr贸ci艂o, materializuj膮c si臋 mi臋dzy nimi w niemal namacaln膮 przeszkod臋.

O czym my艣lisz teraz, gdy widzisz moj膮 twarz? 鈥 zapyta艂 Draco ochryple. Ka偶da moleku艂a jego cia艂a domaga艂a si臋 blisko艣ci Harry鈥檈go, sprawiaj膮c, 偶e z trudem nad sob膮 panowa艂. 鈥 O tym, jak ci臋 gwa艂ci艂em, czy o tym, jak ca艂owa艂em?

Serce nadal bi艂o mu zbyt szybko, zmuszane do intensywniejszej pracy przez kr膮偶膮c膮 w 偶y艂ach adrenalin臋. Mimo ciemno艣ci dostrzeg艂 gwa艂towny rumieniec na policzkach Harry鈥檈go.

Jak ca艂owa艂e艣 鈥 przyzna艂 si臋 niech臋tnie, odwracaj膮c wzrok ku czarnemu jak noc jezioru.

Przez chwil臋 milczeli, zdenerwowani, ust臋puj膮c pola ciszy przerywanej trzaskaniem p艂omieni i pluskiem wody. Na bezchmurnym niebie zab艂ys艂y pierwsze gwiazdy. Czu艂 si臋 tak, jakby obaj byli rozbitkami na bezludnej wyspie, bez nadziei na szybki ratunek. 鈥 Co w艂a艣ciwie sta艂o si臋 zaraz po tym, jak mnie zgwa艂ci艂e艣? 鈥 Harry nabra艂 w gar艣膰 drobnego piasku i zacz膮艂 go powoli przesypywa膰 mi臋dzy palcami. 鈥 Nie mog臋 sobie niczego przypomnie膰.

G臋sia sk贸rka na jego ramionach sprawi艂a, 偶e Draco poczu艂 potrzeb臋 przysuni臋cia si臋 bli偶ej ognia. 呕ar pali艂 mu twarz. Przymkn膮艂 oczy.

Chwil臋 p贸藕niej aurorzy wpadli do kapliczki 鈥 odrzek艂 powoli.

Harry wyda艂 z siebie d藕wi臋k rezygnacji.

Co za wyczucie czasu. 鈥 W jego g艂osie pobrzmiewa艂a gorzka ironia. Draco widzia艂, jak zaciska szcz臋ki. Zdecydowa艂 si臋 nie skomentowa膰 tego wtr膮cenia i powr贸ci艂 do relacji.

W jednej chwili zapanowa艂 kompletny chaos. Z艂apa艂em ci臋 pod pachy i wci膮gn膮艂em do jakiego艣 ciemnego k膮ta, 偶eby艣 nie zosta艂 przypadkowo trafiony. 鈥 Wspomnienia i emocje wr贸ci艂y, na czele ze straszliwym poczuciem winy, kt贸rego nie potrafi艂 si臋 od tamtej pory pozby膰.

Harry gwa艂townie obr贸ci艂 g艂ow臋 w jego stron臋.

Zadba艂e艣 o moje bezpiecze艅stwo? 鈥 zapyta艂, z niedowierzaniem otwieraj膮c szeroko oczy. 鈥 Ale przecie偶鈥 Zdemaskowa艂e艣 si臋 tylko dlatego, 偶ebym nie oberwa艂 jakim艣 zakl臋ciem? 鈥 Zamilk艂 na chwil臋 z rozchylonymi ustami, spuszczaj膮c wzrok i wpatruj膮c si臋 we w艂asne d艂onie. 鈥 Dlaczego to zrobi艂e艣? 鈥 doda艂 cicho po chwili.

Draco wzruszy艂 ramionami i odsun膮艂 pasemko w艂os贸w za ucho. Niewidz膮ce spojrzenie wbi艂 w ogie艅.

Bo wydawa艂o mi si臋 to w tamtej sytuacji w艂a艣ciwe. Nie my艣la艂em o tym, co b臋dzie p贸藕niej.

Dlatego w艂a艣nie tu jeste艣. 鈥 To nie by艂o pytanie, lecz stwierdzenie. 鈥 Dumbledore nie pozwoli艂 ci wr贸ci膰 do nich jako szpieg, skoro ju偶 wiedz膮, 偶e jeste艣 zdrajc膮.

Draco westchn膮艂 cicho.

Oni ju偶 od dawna podejrzewali mnie o zakazane kontakty z Zakonem. Tak czy owak, zawsze byli w stosunku do mnie nieufni.

A to dlaczego? 鈥 Odblask ognia migota艂 w szk艂ach okular贸w Harry'ego.

Twarze Severusa i ojca stan臋艂y mu przed oczyma. Poczu艂, jak co艣 艣ciska go za serce.

Mo偶e opowiem ci to鈥 innym razem 鈥 wyja艣ni艂, u艣miechaj膮c si臋 p贸艂g臋bkiem. 鈥 To d艂uga historia.

Harry zaakceptowa艂 odpowied藕.

Co sta艂o si臋 p贸藕niej? 鈥 zapyta艂 ostro偶nie.

Draco zmarszczy艂 czo艂o.

艢miercio偶ercy zostali do艣膰 szybko pokonani. Remus, Ginny i Tonks zabrali ci臋 do Hogwartu, a ja zosta艂em na miejscu, rzygaj膮c jak kot. Dumbledore znalaz艂 mnie nad ranem gdzie艣 w lesie. Nie mam poj臋cia, co robi艂em tam do tego czasu.

Widzia艂, jak Harry my艣li nad czym艣 gor膮czkowo, przygryzaj膮c doln膮 warg臋.

Dlaczego w og贸le zosta艂e艣 艣miercio偶erc膮? 鈥 spyta艂 wreszcie. 鈥 Ojciec ci臋 zmusi艂?

Ostatnie przypuszczenie trafi艂o go jak cios.

Naprawd臋 my艣lisz, 偶e ojciec wepchn膮艂 mnie do ich kr臋gu? 鈥 zripostowa艂, unosz膮c brwi.

Harry wzruszy艂 ramionami.

Trudno mi to oceni膰 鈥 odpar艂 z lekkim zak艂opotaniem.

Draco roze艣mia艂 si臋 sucho.

Nie by艂 w stanie mnie dotkn膮膰, nie m贸wi膮c ju偶 o wzi臋ciu w ramiona. Jak wi臋c mia艂by mnie gdzie艣 wpycha膰? 鈥 odrzek艂 z sarkazmem, maskuj膮cym jego prawdziwe emocje. 鈥 Po zako艅czeniu szko艂y z艂o偶ono mi ofert臋 wst膮pienia na s艂u偶b臋 Czarnego Pana, kt贸r膮 przyj膮艂em. Ojciec mnie ani nie namawia艂, ani nie zniech臋ca艂. Dopiero gdy umiera艂 zrozumia艂em, 偶e pope艂ni艂em b艂膮d.

Uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 prosto w zielone oczy Harry'ego. By艂y Gryfon wpatrywa艂 si臋 w niego z napi臋ciem. Nie potrafi艂 odczyta膰 wyrazu jego twarzy.

Przykro mi 鈥 wyszepta艂.

Draco skin膮艂 g艂ow膮. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂 porusza膰 teraz tematu 艣mierci Lucjusza. Podni贸s艂 si臋 bezszelestnie, otrzepuj膮c piasek z ubrania, po czym zrobi艂 kilka krok贸w w stron臋 brzegu. By艂o ju偶 zupe艂nie ciemno. Zamkn膮艂 oczy i g艂臋boko wci膮gn膮艂 do p艂uc ch艂odne powietrze. Sk膮d艣 dobiega艂 cichy g艂os nocnego ptaka.

Swoj膮 drog膮, mia艂e艣 racj臋. 鈥 Us艂ysza艂 wypowiedziane z wahaniem za jego plecami s艂owa. Co艣 powstrzyma艂o go przed odwr贸ceniem si臋 i spojrzeniem Harry'emu w oczy. 鈥 To鈥 to nie by艂a tylko fizyczna reakcja, wtedy, w kapliczce. 鈥 Wyra藕nie czu艂, z jakim trudem Harry wydusza z siebie zdania. 鈥 W tamtej chwili naprawd臋 ci臋 chcia艂em. Nawet je艣li sam nie umiem sobie wyt艂umaczy膰, dlaczego. I zdaje mi si臋, 偶e nadal ciebie chc臋. 鈥 Fala gor膮ca, wywo艂ana tym wyznaniem, w u艂amku sekundy zaw艂adn臋艂a ca艂ym jego cia艂em. B艂yskawicznie obr贸ci艂 si臋 na piasku i wbi艂 wzrok w Harry'ego, kt贸ry kontynuowa艂: 鈥 Mo偶liwe, 偶e zawsze by艂o mi臋dzy nami jakie艣 dziwne napi臋cie. By膰 mo偶e nie dopuszcza艂em tego do siebie albo 藕le interpretowa艂em. I nie mam najmniejszego poj臋cia, co robi膰 dalej. 鈥 Urwa艂 i trz臋s膮cymi si臋 palcami zacz膮艂 rysowa膰 kr臋gi na sypkim piasku. Jego policzki p艂on臋艂y.

Draco nie wiedzia艂, jak zareagowa膰. Sta艂 jak wbity w ziemi臋. Najch臋tniej z艂apa艂by Harry'ego i zacz膮艂 ca艂owa膰 a偶 do utraty tchu, wiedzia艂 jednak, 偶e tym razem nie by艂oby to dobrym rozwi膮zaniem.

Co艣 ci膮gnie mnie do ciebie i odpycha jednocze艣nie 鈥 ci膮gn膮艂 Harry z wysi艂kiem. 鈥 Jaka艣 cz臋艣膰 we mnie domaga si臋 ciebie, ale nie wiem, czy kiedykolwiek powinienem si臋 temu podda膰. Bo inna cz臋艣膰 ca艂y czas boi si臋 twojej blisko艣ci. I nie mog臋 sobie wyobrazi膰, 偶eby to鈥 nie bola艂o鈥 w normalnej mi艂o艣ci mi臋dzy dwoma m臋偶czyznami.

Draco nie wiedzia艂, co by艂o bardziej gor膮ce: ogie艅 czy twarz Harry鈥檈go. Zbli偶y艂 si臋 ostro偶nie i opad艂 na kolana za jego plecami, delikatnie k艂ad膮c mu d艂onie na ramionach. Poczu艂, jak cia艂o Pottera zadr偶a艂o i zesztywnia艂o pod jego palcami.

Ciiii鈥 鈥 szepn膮艂 mu cichutko prosto do ucha, po czym bardzo powoli i 艂agodnie dotkn膮艂 wargami cienkiej, wra偶liwej sk贸ry jego szyi. Harry g艂o艣no wci膮gn膮艂 powietrze, powieki zadygota艂y mu lekko. 鈥 Nie zmuszam ci臋 do niczego. Nigdy ju偶 ci臋 do niczego nie zmusz臋.

Napi臋cie mi臋艣ni, g艂askanych r贸wnomiernie, ust臋powa艂o stopniowo. Czu艂 ciep艂o cia艂a przez cienki materia艂 koszulki. Na chwil臋 znowu powr贸ci艂o wspomnienie nocy w kapliczce i wiedzia艂, 偶e Harry my艣li teraz o tym samym.

Draco?

Hm?

Jego imi臋 w ustach Harry'ego nadal brzmia艂o dziwnie obco.

Ciesz臋 si臋, 偶e to by艂e艣 ty, a nie kt贸ry艣 z nich. 鈥 Harry zwleka艂 przez chwil臋, po czym ostro偶nie opar艂 si臋 plecami o pier艣 Dracona.

Jego ramiona same, bez u偶ycia woli, zamkn臋艂y si臋 wok贸艂 ciep艂ego cia艂a.


*鈥濻onet 43鈥 (The Sonnets, Sonnet 43) William Szekspir, prze艂o偶y艂 Juliusz 呕u艂awski


Gdy zap艂aczesz, otr臋 wszystkie twe 艂zy,

gdy zakrzyczysz, odp臋dz臋 tw贸j strach.

Przez ca艂e te lata trzyma艂em tw膮 d艂o艅,

I nadal mo偶esz mie膰 mnie ca艂ego.

(Evanescence, 鈥濵y Immortal鈥)



Rozdzia艂 dwunasty



Nie gra roli, co b臋dziemy robi膰 ani dok膮d p贸jdziemy:

nigdy nie zapomnimy tego do ko艅ca.

A zw艂aszcza tego, co by艂o mi臋dzy nami.



Budz膮c si臋, czu艂 艂agodny dotyk wiatru we w艂osach. Powietrze pachnia艂o wystyg艂ym popio艂em. Jego r臋ka natrafi艂a na wilgotny piasek, gdy, dygocz膮c z ch艂odu, pomaca艂 dooko艂a w poszukiwaniu okular贸w.

S艂o艅ce przeb艂yskiwa艂o ju偶 sponad muru otaczaj膮cego zaczarowany ogr贸d. Ze zdumieniem stwierdzi艂, 偶e le偶y w mi臋kkim, granatowym 艣piworze i 偶e najwyra藕niej sp臋dzi艂 ca艂膮 noc pod go艂ym niebem.

Draco siedzia艂 na piasku kilka krok贸w od niego, obejmuj膮c podci膮gni臋te kolana ramionami i patrz膮c na niego w zamy艣leniu. Gdy ich oczy si臋 spotka艂y, k膮ciki ust drgn臋艂y mu w rozbawieniu.

Dzie艅 dobry, 艣pi膮ca kr贸lewno. 鈥 Wyra藕nie s艂ysza艂 przyjazn膮 drwin臋 w g艂osie Malfoya. 鈥 Dobrze si臋 spa艂o?

Odchrz膮kn膮艂 z zak艂opotaniem, siadaj膮c.

Tak dobrze, 偶e nie pami臋tam, kiedy ostatnio mi si臋 to zdarzy艂o 鈥 wyja艣ni艂 szorstko. By艂o to zgodne z prawd膮. Nie dr臋czy艂y go zwyk艂e koszmary i czu艂 si臋 ca艂kowicie wypocz臋ty. Jedynie spojrzenie by艂ego 艢lizgona wzbudza艂o w nim niepok贸j. 鈥 Jak d艂ugo ju偶 mnie tak obserwujesz? 鈥 zapyta艂, mru偶膮c oczy.

Wystarczaj膮co, by m贸c stwierdzi膰, 偶e 艣pi膮cy Harry Potter to mi艂y widok 鈥 odpar艂 Draco z dwuznacznym u艣mieszkiem. 鈥 Z pewno艣ci膮 niewielu mia艂o do tej pory przyjemno艣膰 ogl膮dania ci臋 w tym stanie.

Harry pomy艣la艂, 偶e jego zarumieniona od snu twarz musia艂a nabra膰 teraz barwy wozu mugolskiej stra偶y po偶arnej.

Raczej niewielu 鈥 przytakn膮艂 zmieszany, niezr臋cznie wypl膮tuj膮c si臋 ze 艣piwora i pr贸buj膮c bezskutecznie przyg艂adzi膰 palcami stercz膮ce w艂osy. 鈥 A ty w og贸le nie spa艂e艣?

Draco prychn膮艂 weso艂o.

Na serio uwa偶asz, 偶e m贸g艂bym zasn膮膰 po takim wyznaniu, jakie zrobi艂e艣 mi zesz艂ej nocy?

Spojrzenie szarych oczu sprowadzi艂o dreszcz, przeszywaj膮cy go od st贸p do g艂贸w. Co takiego powiedzia艂 Draconowi przy ognisku? 呕e go pragn膮艂? Na samo wspomnienie poczu艂 sucho艣膰 w gardle. Chyba oszala艂 do reszty.

Ten dom musi by膰 ob艂o偶ony jak膮艣 kl膮tw膮, zmuszaj膮c膮 do m贸wienia prawdy 鈥 roze艣mia艂 si臋 z przymusem, nie mog膮c pozby膰 si臋 jednak lekkiego dr偶enia g艂osu. 鈥 Co艣 nakazuje nam by膰 szczerymi w stosunku do siebie.

Radosny grymas Dracona znikn膮艂, zast膮piony przez otwarty u艣miech, kt贸ry zda艂 si臋 Harry鈥檈mu czym艣 absolutnie nieznanym.

Na to wychodzi 鈥 odpowiedzia艂 spokojnie. 鈥 I nie jest to z pewno艣ci膮 jedyne zakl臋cie, na艂o偶one na t臋 posiad艂o艣膰. 鈥 Sprawnym ruchem podni贸s艂 si臋 z piasku i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w stron臋 Harry鈥檈go. 鈥 Chod藕, idziemy na 艣niadanie 鈥 zadecydowa艂 i spojrza艂 na niego wyczekuj膮co.

Tym razem si臋 nie zawaha艂. Przyj膮艂 podan膮 mu d艂o艅 i pozwoli艂 Draconowi podci膮gn膮膰 si臋 do g贸ry.



***



Sk膮d w艂a艣ciwie znasz bajk臋 o 艣pi膮cej kr贸lewnie? 鈥 zaciekawi艂 si臋 Harry, k艂ad膮c plasterek salami na bu艂ce. Jego w艂osy nadal b艂yszcza艂y w s艂o艅cu wilgotnym po艂yskiem po niedawnej k膮pieli.

Draco spr贸bowa艂 ukry膰 u艣miech za fili偶ank膮 kawy.

Blaise ma babk臋 p贸艂krwi 鈥 wyja艣ni艂. 鈥 Gdy byli艣my dzie膰mi, cz臋sto opowiada艂a nam mugolskie bajki, kt贸re zna艂a od swej matki. Mi臋dzy innymi t臋 o 艣pi膮cej kr贸lewnie. 鈥 Nagle zn贸w us艂ysza艂 uspokajaj膮ce stukanie drut贸w, szelest w艂贸czki i ciche poskrzypywanie fotela na biegunach.

Po przeciwnej stronie sto艂u Harry uni贸s艂 g艂ow臋, spojrza艂 ze zdziwieniem, a po chwili zacz膮艂 si臋 艣mia膰.

Blaise ma babk臋 p贸艂krwi? 鈥 powt贸rzy艂 szyderczo. 鈥 I komu艣 takiemu wolno by艂o trafi膰 do Slytherinu?

Jego 艣miech okaza艂 si臋 zara藕liwy.

Nie wszyscy z nas s膮 tak czystokrwi艣ci, jak wydawa艂o si臋 to wam, Gryfonom 鈥 odpar艂 rezolutnie.

Winoro艣l malowniczo porastaj膮ca taras przemieni艂a si臋 w ci膮gu nocy w 偶贸艂to-czerwone morze li艣ci, zapowiadaj膮c bliskie nadej艣cie jesieni. Przez chwil臋 pomy艣la艂, i偶 ich wzajemny uk艂ad nabra艂 pewnej swobody, 偶e siedzenie z Harrym Potterem na zalanym s艂o艅cem tarasie przy porannej kawie by艂o czym艣 niezwykle idyllicznym i nieziemsko spokojnym.

Wystarczy艂o jednak przypadkowe zetkni臋cie si臋 czubk贸w ich palc贸w, gdy jednocze艣nie si臋gn臋li po s艂oik z marmolad膮, aby ogie艅 wybuch艂 w nich na nowo. Draco poczu艂 dziwne 艂askotanie w 偶o艂膮dku, a swoboda ust膮pi艂a miejsca trudnemu do zniesienia napi臋ciu. Wiedzia艂, 偶e z Harrym dzia艂o si臋 to samo.

Masz nadal kontakt z Blaise鈥檈m? 鈥 zapyta艂 Potter, a w jego g艂osie zabrzmia艂a raptem dziwna chrypka.

Wspomnienie Zabiniego tutaj, w tym ogrodzie, wyda艂o mu si臋 w jaki艣 spos贸b nieprzyjemne. Mimo tego zmusi艂 si臋 do odpowiedzi.

Pracuje w ministerstwie, w dziale Magicznego Transportu. Jest jednym z niewielu 艢lizgon贸w, kt贸rzy nigdy nie my艣leli nawet o przej艣ciu na ciemn膮 stron臋 鈥 poinformowa艂. 鈥 Spotykam si臋 z nim鈥 czasami鈥 鈥 uzupe艂ni艂 po chwili niech臋tnie, nerwowo wierc膮c si臋 na krze艣le.

K膮ciki ust Harry鈥檈go unios艂y si臋 w przelotnym u艣miechu.

Rozumiem 鈥 stwierdzi艂 wyzywaj膮co.

Rozbawiony wyraz twarzy Pottera da艂 Draconowi do zrozumienia, 偶e jego przypuszczenia kr膮偶y艂y najwyra藕niej wok贸艂 do艣膰 intymnych temat贸w. Westchn膮艂 cicho i postanowi艂 przej艣膰 nad tym do porz膮dku dziennego.

Cho膰 wcale tego nie chcia艂, jego my艣li powr贸ci艂y znowu do minionego wieczoru przy ognisku. Przypomnia艂 sobie, jak jego ramiona same otoczy艂y dr偶膮ce cia艂o Harry鈥檈go i trzyma艂y je w ciep艂ym u艣cisku. Albo Potter pobudza艂 w nim nieznany mu do tej pory instynkt opieku艅czy, albo nagle sam zrobi艂 si臋 niewyt艂umaczalnie sentymentalny. Inaczej nie by艂 w stanie poj膮膰 w艂asnych reakcji. Niech臋tnie przyzna艂 si臋 sam przed sob膮, 偶e to proste trzymanie Harry鈥檈go w ramionach, bez jakichkolwiek podtekst贸w czy ukrytych intencji, i patrzenie w powoli dopalaj膮ce si臋 ognisko sprawi艂o mu wielk膮 przyjemno艣膰.

Czy kiedykolwiek 偶a艂owa艂e艣, 偶e wybra艂e艣 karier臋 aurora? 鈥 zapyta艂 po chwili, przerywaj膮c cisz臋. Ju偶 od dawna chcia艂 to wiedzie膰.

Wyczu艂, 偶e Harry nie by艂 przygotowany na pytania tego typu. W jego oczach pojawi艂 si臋 dziwny wyraz, a samo zebranie si臋 na odpowied藕 zaj臋艂o mu sporo czasu.

O, tak 鈥 wyszepta艂. 鈥 I to cz臋sto. Najbardziej chyba po wypadku Rona. 鈥 Pow臋drowa艂 spojrzeniem w dal. Tym razem Draco rozpozna艂, 偶e tym dziwnym wyrazem by艂 smutek.

Wiatr zaszumia艂 li艣膰mi winoro艣li.

Co si臋 wtedy wydarzy艂o? 鈥 spyta艂 tak ostro偶nie, jak tylko potrafi艂. 鈥 Gdy temat schodzi na Rona i Hermion臋, to ca艂y Zakon od razu nabiera wody w usta.

Harry przygryz艂 doln膮 warg臋. Nadal nie patrzy艂 na Dracona.

Razem zacz臋li艣my studia na Akademii Auror贸w, Ron i ja 鈥 zacz膮艂, nerwowo splataj膮c palce r膮k opartych o blat sto艂u. 鈥 Na trzecim roku wpadli艣my w zasadzk臋 niedaleko Edynburga. Jeden ze 艣miercio偶erc贸w zaszed艂 mnie od ty艂u, w czasie, gdy pojedynkowa艂em si臋 z kim艣 innym. Ron chcia艂 mnie ochroni膰 i rzuci艂 si臋 prosto na lini臋 zakl臋cia 鈥 urwa艂, oddychaj膮c ci臋偶ko. 鈥 Jeszcze w Hogwarcie, w pierwszej klasie, zawsze powtarza艂, 偶e 偶ycie jest jak partia szach贸w. 鈥 Za艣mia艂 si臋 kr贸tko i gorzko. 鈥 Niekiedy trzeba po艣wi臋ci膰 jedn膮 z figur. Ron zna艂 przepowiedni臋 i rol臋, kt贸r膮 mia艂em w niej odegra膰. Najpewniej uzna艂, 偶e jestem wa偶niejsz膮 figur膮 ni偶 on sam. 鈥 Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, jakby nadal nie m贸g艂 po tak d艂ugim czasie uwierzy膰 w to, co si臋 sta艂o.

Draco prze艂kn膮艂 艣lin臋. Nigdy nie lubi艂 Weasleya, mimo tego s艂owa Harry鈥檈go go poruszy艂y.

Co to by艂o za zakl臋cie?

Czarnomagiczne. Nikt do tej pory nie by艂 w stanie dok艂adnie stwierdzi膰, jakie. 鈥 W oczach Harry鈥檈go pojawi艂o si臋 nagle wielkie zm臋czenie. 鈥 Czar trafi艂 Rona w kr臋gos艂up. Uzdrowiciele ze 艢wi臋tego Munga powiedzieli, 偶e najprawdopodobniej ju偶 nigdy nie b臋dzie m贸g艂 chodzi膰.

Poczu艂 nag艂膮 potrzeb臋 u艣ci艣ni臋cia r臋ki Harry鈥檈go. Nie m贸g艂 si臋 jednak zebra膰 na odwag臋.

Przykro mi 鈥 rzek艂 cicho, dziwi膮c si臋, 偶e powiedzia艂 to z ca艂kowit膮 szczero艣ci膮.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.

Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e ma Hermion臋 鈥 kontynuowa艂. 鈥 Bez niej za艂ama艂by si臋 zupe艂nie. Po wypadku oboje odwr贸cili si臋 od czarodziejskiego 艣wiata i 偶yj膮 jak zwykli mugole w Kanadzie, gdzie艣 w G贸rach Skalistych. T臋skni臋 za nimi. Ale rozumiem ich decyzj臋. Tutaj nigdy nie uda艂oby im si臋 zapomnie膰.

Sekundy przemija艂y w ciszy. Kilka wr贸bli wyl膮dowa艂o na tarasie, zabieraj膮c si臋 za pilne wydziobywanie okruch贸w z ziemi.

Draco lekko skin膮艂 g艂ow膮.

Tych, kt贸rych on ma na sumieniu, zaczyna robi膰 si臋 za du偶o 鈥 odszepn膮艂, po czym przem贸g艂 si臋 i obj膮艂 d艂oni膮 smuk艂e palce Harry鈥檈go, powoli i delikatnie, niemal boja藕liwie, tak, jakby by艂y zrobione z cienkiego szk艂a, a nie z krwi i ko艣ci.

Zamy艣lony Potter z lekkim zaskoczeniem spojrza艂 na sw膮 r臋k臋, ale z jakiego艣 powodu jej nie cofn膮艂. Ledwo zauwa偶alnie zmarszczy艂 brwi.

Tak 鈥 odrzek艂 pewnym g艂osem. 鈥 A my ich pom艣cimy. Ka偶dego z osobna. 鈥 Wzrok Harry鈥檈go oderwa艂 si臋 od ich splecionych palc贸w i pow臋drowa艂 do twarzy Dracona, jakby czego艣 w niej szuka艂. 鈥 Powiedz mi, co sk艂oni艂o ci臋 do przej艣cia na nasz膮 stron臋 鈥 za偶膮da艂 cicho. W jego oczach by艂o co艣 prosz膮cego, jakby dobrze rozumia艂, 偶e Draconowi nie艂atwo b臋dzie opowiedzie膰 t臋 histori臋.

Zaczerpn膮艂 g艂臋boko tchu. Nie mia艂 wra偶enia, 偶e siedzi przed kim艣 obcym, ju偶 nie. U艂atwi艂o mu to odnale藕膰 punkt zaczepienia, co艣, od czego m贸g艂by zacz膮膰.

M贸j ojciec nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy zawsze staraj膮 si臋 obr贸ci膰 ka偶d膮 sytuacj臋 na w艂asn膮 korzy艣膰 鈥 rozpocz膮艂 niespiesznie, krzywi膮c si臋 przy tym. 鈥 Gdy Czarny Pan pierwszy raz si臋gn膮艂 po w艂adz臋, przy艂膮czy艂 si臋 do niego. Po cz臋艣ci dlatego, 偶e mia艂 podobne pogl膮dy, ale r贸wnie偶 i z tego wzgl臋du, 偶e widzia艂 w tym olbrzymi potencja艂 dla siebie. Nie by艂 jednak g艂upi, w odr贸偶nieniu od mojej ciotki i wuja, kt贸rzy dali si臋 wtr膮ci膰 do Azkabanu. Po upadku Voldemorta wypar艂 si臋 przynale偶no艣ci do jego zwolennik贸w. I nie by艂by Lucjuszem, gdyby nie uda艂o mu si臋 wyj艣膰 z opresji przy pomocy k艂amstw. 鈥 G艂o艣no odetchn膮艂 przez nos, niewidz膮cy wzrok wbijaj膮c w r贸g sto艂u. 鈥 Voldemort potrzebowa艂 prawie czternastu lat, by objawi膰 si臋 ponownie. Za drugim razem mojemu ojcu przysz艂o ju偶 trudniej zmieni膰 strony i przekona膰 swego pana o lojalno艣ci. Nie wydaje mi si臋, 偶eby w tak kr贸tkim czasie uda艂o mu si臋 to tak naprawd臋 do ko艅ca. Jak wiesz, rok po powrocie Voldemorta zosta艂 aresztowany i skazany na Azkaban. 鈥 Harry spojrza艂 na niego uwa偶nie i Draco mia艂 wra偶enie, 偶e wstrzymuje oddech. 鈥 Odsiedzia艂 w sumie pi臋膰 lat. Gdy do nas wr贸ci艂, by艂 ju偶 tylko ludzkim wrakiem. Z艂amali go dementorzy. 鈥 Przymkn膮艂 oczy, z ca艂ych si艂 staraj膮c si臋 nie my艣le膰 o pustym wzroku Lucjusza. 鈥 Zaledwie kilka tygodni p贸藕niej 艣miercio偶ercy oskar偶yli Severusa Snape鈥檃 o szpiegostwo. Nigdy mi si臋 nie przyzna艂, 偶e naprawd臋 pracowa艂 dla Dumbledore鈥檃 i Zakonu. Owszem, podejrzewa艂em go o to, podobnie jak i ca艂a reszta. Nie mam poj臋cia, co dok艂adnie utwierdzi艂o Czarnego Pana w jego przypuszczeniach. 鈥 Zadygota艂. 鈥 Nie zabili go od razu. Torturowali go ca艂ymi dniami. Ale nie zdo艂ali wydrze膰 z niego 偶adnych zezna艅. Trzeciej nocy po tym, jak go z艂apali, pomog艂em mu uciec.

Oczy Harry鈥檈go rozszerzy艂y si臋 w zdumieniu.

Dlaczego to zrobi艂e艣? 鈥 zapyta艂. 鈥 Sta艂e艣 przecie偶 po stronie Voldemorta.

Draco wzruszy艂 ramionami.

Do ko艅ca sam tego nie wiem 鈥 wymamrota艂. 鈥 Mo偶e jaki艣 kr贸tki moment s艂abo艣ci? Nie pytaj mnie. W tamtej chwili uzna艂em, 偶e to w艂a艣ciwe 鈥 westchn膮艂 i ponownie odwr贸ci艂 wzrok. 鈥 Od chwili sko艅czenia Hogwartu Severus i ja byli艣my sobie鈥 do艣膰 bliscy, wi臋c podejrzenie od razu pad艂o na mnie. 鈥 Z trudem wr贸ci艂 do opowie艣ci. 鈥 A Voldemort po raz kolejny zademonstrowa艂 okrucie艅stwo, 偶膮daj膮c od Lucjusza okazania lojalno艣ci przez zmuszenie mnie do m贸wienia. 鈥 Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e u艣miech na jego twarzy jest ju偶 tylko pe艂nym cierpienia grymasem. B贸l nadal by艂 dotkliwy, cho膰 od tamtych wydarze艅 min臋艂o ju偶 tak wiele czasu. 鈥 M贸wi艂em ci, 偶e ojciec nie by艂 w stanie mnie skrzywdzi膰. Nie uda艂o mu si臋 nawet wycelowa膰 we mnie r贸偶d偶ki. 鈥 Pr贸bowa艂 ukry膰 wysi艂ek, jaki kosztowa艂y go nast臋pne s艂owa. 鈥 Tej nocy widzia艂em go 偶ywego po raz ostatni. Kilka dni potem odnaleziono jego trupa w jakim艣 lesie. Do dzi艣 nie wiem, co dok艂adnie si臋 sta艂o.

Przerwa艂. Nie wspomnia艂 o niemaj膮cych ko艅ca Cruciatusach, kt贸rymi Voldemort doprowadzi艂 go na skraj ob艂臋du po tym, gdy Lucjusz okaza艂 si臋 nie by膰 wystarczaj膮co lojalny. Przemilcza艂 te偶 fakt, 偶e nawet torturowany nie przyzna艂 si臋 do zdrady, wi臋c niczego mu nie udowodniono. Jak przez mg艂臋 poczu艂 ucisk na palcach i zdziwiony stwierdzi艂, 偶e Harry nadal trzyma go za r臋k臋. Po chwili powr贸ci艂 do przerwanego w膮tku.

Jego 艣mier膰 otworzy艂a mi oczy. Nie m贸g艂 mie膰 w艂a艣ciwych przekona艅, skoro zap艂aci艂 za nie 偶yciem. Zaj膮艂em wi臋c miejsce Severusa w Zakonie. On sam przebywa teraz gdzie艣 w jakim艣 europejskim azylu. Od tamtej pory nie mia艂em od niego 偶adnych wie艣ci. Jest wygna艅cem. Nawi膮zanie z nim kontaktu jest zbyt niebezpieczne.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 siedzieli w milczeniu, nie patrz膮c na siebie, podczas gdy demony przesz艂o艣ci powoli wycofywa艂y si臋 w t臋 sam膮 ciemno艣膰, z kt贸rej nadesz艂y.

Co mia艂e艣 na my艣li m贸wi膮c, 偶e byli艣cie sobie ze Snape鈥檈m bliscy? 鈥 odezwa艂 si臋 Harry wreszcie z lekkim b艂yskiem w oku. 鈥 Albo zapytam inaczej: czy jest w og贸le kto艣, z kim nie mia艂e艣 jeszcze romansu?

Poczu艂, jak zalewa go rumieniec, ale mimo tego uda艂o mu si臋 pokry膰 zmieszanie ironicznym skrzywieniem ust.

Tak, jest 鈥 odpar艂, przeszywaj膮c l艣ni膮ce oczy Harry鈥檈go szelmowskim spojrzeniem. 鈥 Ty.

Potter daremnie pr贸bowa艂 powstrzyma膰 u艣miech. A potem 艂agodnie zacz膮艂 g艂aska膰 kciukiem wierzch d艂oni Dracona.

Dreszcz pow臋drowa艂 od r臋ki przez rami臋, a stamt膮d rozbieg艂 si臋 po ca艂ym ciele. Oddech mu przyspieszy艂. Przez moment obawia艂 si臋, 偶e ju偶 nie zdo艂a si臋 opanowa膰.

Doprowadzasz mnie do szale艅stwa, wiesz? 鈥 wydusi艂 ochryple.

Tak 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Harry. 鈥 Wiem.



Rany mog膮 si臋 nie zagoi膰,

ten b贸l jest zbyt wszechobecny.

Za du偶o wszystkiego, co m贸g艂by zdo艂a膰 wyleczy膰 czas.

(Evanescence, 鈥濵y Immortal鈥)


Zostaw wszystko za sob膮

Przekrocz granic臋

Staw czo艂a prawdzie

I nie miej czasu,

nie miej czasu sp艂on膮膰

(The Rasmus, 鈥濼ime to Burn鈥)



Rozdzia艂 trzynasty



Nie chcia艂em zacz膮膰 ci臋 lubi膰.

Nie chcia艂em sta膰 si臋 艂atwiejszym do zranienia, ni偶 ju偶 jestem.

I za p贸藕no zauwa偶y艂em, 偶e moje zamiary spe艂z艂y na niczym.



Co艣 jest nie tak z t膮 pogod膮, nie uwa偶asz?

Siedzieli na kraw臋dzi drewnianego pomostu, z podwini臋tymi nogawkami spodni i stopami zanurzonymi w ch艂odnych falach jeziora, rozkoszuj膮c si臋 sielsk膮 atmosfer膮. Li艣cie drzew przebarwi艂y si臋 ju偶 wprawdzie na r贸偶ne odcienie 偶贸艂ci, br膮zu i czerwieni, ale po艂udniowe s艂o艅ce nadal pra偶y艂o o wiele za gor膮co jak na t臋 por臋 roku.

Draco otworzy艂 oczy, mru偶膮c je natychmiast w jaskrawym 艣wietle dnia, i leniwie spojrza艂 na niego z ukosa.

Chodzi ci o to, 偶e ci膮gle jest tak ciep艂o? 鈥 zapyta艂, wzruszaj膮c ramionami. 鈥 Kolejny raz stawiam na Dumbledore鈥檃. Wyobra藕 sobie, co by by艂o, gdyby艣my ca艂y czas mieli typow膮 londy艅sk膮 pogod臋, nic, tylko zimno, szaro艣膰 i deszcz. Wtedy jego terapia nie odnios艂aby tak dobrych efekt贸w, prawda?

Harry spojrza艂 na niego w zamy艣leniu. Przeszy艂o go niepokoj膮ce uczucie. Dziwnym trafem w ci膮gu ostatnich kilku dni nie my艣la艂 o prawdziwej przyczynie ich pobytu w tym domu. Sta艂a obecno艣膰 Dracona nabra艂a cech normalno艣ci, tak, jakby nigdy nie by艂o inaczej, nie redukuj膮c jednak panuj膮cego mi臋dzy nimi napi臋cia.

By膰 mo偶e masz racj臋 鈥 westchn膮艂, ogarniaj膮c wzrokiem jezioro. Powietrze by艂o nieruchome, a powierzchnia wody przypomina艂a g艂adk膮, lustrzan膮 tafl臋.

Ja zawsze mam racj臋 鈥 stwierdzi艂 Draco, u艣miechaj膮c si臋 bezczelnie. 鈥 A na upa艂 pomaga tylko jedno鈥 pozbycie si臋 ubra艅.

Zanim Harry zd膮偶y艂 w jakikolwiek spos贸b zaprotestowa膰, Malfoy zerwa艂 si臋 na nogi, 艣ci膮gn膮艂 koszulk臋 przez g艂ow臋 i zacz膮艂 rozpina膰 d偶insy. Pozbywaj膮c si臋 poszczeg贸lnych warstw materia艂u ukaza艂 mlecznobia艂膮, nieskaziteln膮 sk贸r臋, wyrze藕bione treningiem mi臋艣nie brzucha i szczup艂e, nieco 偶ylaste uda. Harry siedzia艂 bez ruchu, zdolny jedynie do os艂upia艂ego gapienia si臋 na niego.

Co ty鈥 w艂a艣ciwie zamierzasz? 鈥 spyta艂, stwierdzaj膮c, 偶e dziwnym trafem g艂os wymyka mu si臋 spod kontroli.

Draco roze艣mia艂 si臋 pod nosem i zsun膮艂 spodnie z n贸g. Czarne bokserki odznacza艂y si臋 ostrym kontrastem od blado艣ci jego cia艂a.

Bez paniki, wielki bohaterze, chc臋 si臋 tylko nieco och艂odzi膰.

Zak艂opotany Harry odwr贸ci艂 wzrok.

O ile tym razem nie zdejmiesz z siebie wszystkiego鈥 鈥 mrukn膮艂 cichutko pod nosem.

Malfoy zdo艂a艂 go jednak us艂ysze膰.

Tym razem? 鈥 odpar艂, niewinnie mrugaj膮c szarymi oczami. Zbyt niewinnie jak na niego.

艢wiadomo艣膰, co w艂a艣nie powiedzia艂, trafi艂a go jak grom i sprawi艂a, 偶e ugryz艂 si臋 w j臋zyk. Czy偶by akurat przyzna艂 si臋 by艂emu 艢lizgonowi, 偶e obserwowa艂 go wtedy, tej nocy, gdy ten k膮pa艂 si臋 nago? Poczu艂 uderzaj膮ce do g艂owy gor膮co i wiedzia艂, 偶e nie powstrzyma rumie艅ca. Z wahaniem uni贸s艂 wzrok, czekaj膮c na uszczypliwy komentarz.

Kt贸ry jednak nie nadszed艂. Draco u艣miechn膮艂 si臋 tylko z rozbawieniem, po czym wzi膮艂 kr贸tki rozbieg i wskoczy艂, rozbryzguj膮c tyle wody, ile tylko si臋 da艂o. Na chwil臋 ciemna tafla zamkn臋艂a si臋 nad jego g艂ow膮, zanim prychaj膮c wynurzy艂 si臋 z powrotem i pop艂yn膮艂, kieruj膮c si臋 ku 艣rodkowi jeziora.

Harry otar艂 krople ze szkie艂 okular贸w i ze stronic trzymanej na kolanach ksi膮偶ki, pr贸buj膮c wr贸ci膰 do przerwanej lektury. Z niewielkim powodzeniem. Ca艂y czas przy艂apywa艂 si臋 na 艣ledzeniu wzrokiem smugi blond w艂os贸w, r贸wnomiernie i spokojnie przemierzaj膮cej wodn膮 tras臋. W ramionach i nogach czu艂 nieprzyjemne mrowienie i po raz tysi臋czny zadawa艂 sobie pytanie, dlaczego Draco poci膮ga go w ten niewyt艂umaczalny spos贸b. Do艣膰 du偶o trudu kosztowa艂o go przyznanie si臋, 偶e Malfoy zakrada艂 si臋 za cz臋sto do jego my艣li ju偶 za czas贸w szkolnych. Niegdy艣, zap臋dzany przez Dursley贸w do pracy w ogr贸dku, pyta艂 si臋 czasami sam siebie, co powiedzia艂by Draco widz膮c go w takim po艂o偶eniu. Ka偶dy powr贸t do Hogwartu oznacza艂 rytualne spojrzenie w stron臋 sto艂u 艢lizgon贸w podczas pierwszego posi艂ku w Wielkiej Sali, a tym samym na Malfoya. Oczywi艣cie doskonale pami臋ta艂 te偶 uczucie satysfakcji, kt贸re go ogarn臋艂o, gdy Draco st艂uk艂 na jego widok pr贸b贸wk臋 na egzaminie do sum贸w. To niemo偶liwe, 偶eby przez ca艂e te lata panowa艂a mi臋dzy nimi wy艂膮cznie wrogo艣膰. Nie teraz, gdy sprawy przyj臋艂y tak diametralny obr贸t.

Rozmy艣lania przerwa艂 mu powr贸t ociekaj膮cego wod膮 Dracona, z koci膮 zr臋czno艣ci膮 podci膮gaj膮cego si臋 na deski pomostu i z westchnieniem ulgi padaj膮cego brzuchem na wyczarowany dmuchany materac, kt贸ry pe艂nym protestu j臋kiem i 艣wistem zareagowa艂 na ci臋偶ar jego cia艂a.

Harry zmarszczy艂 czo艂o. O skupieniu si臋 na czytanej powie艣ci mowy nie by艂o. Zamkn膮艂 ksi膮偶k臋, odchyli艂 si臋 do ty艂u, opar艂 na 艂okciach i p贸艂le偶膮c obserwowa艂 schn膮ce powoli krople na plecach Dracona. Nie m贸g艂 powstrzyma膰 si臋 od podziwiania kanciastych zarys贸w mi臋艣ni na jego plecach i subtelnej linii kr臋gos艂upa. Blada sk贸ra Malfoya 藕le znosi艂a s艂o艅ce i w kilku miejscach zd膮偶y艂a si臋 ju偶 zaczerwieni膰.

Przejd藕 lepiej w cie艅 albo nasmaruj si臋 mleczkiem przeciws艂onecznym, je艣li nie chcesz wygl膮da膰 dzi艣 wieczorem jak pieczony kurczak 鈥 zauwa偶y艂 pozornie swobodnym tonem.

Draco uni贸s艂 powieki i taksowa艂 go przez chwil臋 wzrokiem.

Gdyby艣 by艂 tak mi艂y i zaopiekowa艂 si臋 moimi plecami 鈥 powiedzia艂, a k膮ciki jego ust drgn臋艂y lekko. 鈥 Mam tubk臋 kremu w kieszeni spodni.

W jego oczach zamigota艂o co艣 zastanawiaj膮cego. Co艣 wyzywaj膮cego. Co艣, co Harry zinterpretowa艂 jako Odwa偶ysz si臋, czy nie?

W u艂amku sekundy jego usta zrobi艂y si臋 suche jak pieprz. 呕o艂膮dek 艣cisn膮艂 si臋 bole艣nie, a serce zabi艂o mocniej. Przez moment siedzia艂 jak skamienia艂y, niezdolny do wykonania najmniejszego ruchu. Co si臋 z nim dzia艂o? Dotyka艂 ju偶 przecie偶 Dracona, gdy ogl膮da艂 Mroczny Znak na jego przedramieniu. No i dzi艣 rano, gdy trzyma艂 go za r臋k臋. Najwyra藕niej teraz to by艂o co艣 innego. Malfoy nie spuszcza艂 z niego wzroku.

Nie gryz臋 鈥 rzek艂 spokojnie, bez cienia sarkazmu w g艂osie. 鈥 Krem te偶 nie, o ile wiem.

Jego s艂owa spowodowa艂y, 偶e Harry jak w transie si臋gn膮艂 do stosiku ubra艅, wydoby艂 tubk臋 i ukl臋kn膮艂 przy materacu. Nie pojmowa艂 w艂asnych reakcji. Dlaczego czu艂 tak膮 trem臋, my艣l膮c o nasmarowaniu kremem czyich艣 plec贸w? Czy dlatego, 偶e jeszcze 偶aden m臋偶czyzna nie za偶膮da艂 od niego czego艣 podobnego? A mo偶e dlatego, 偶e by艂 to w艂a艣nie Draco, le偶膮cy przed nim p贸艂nagi?

Malfoy opar艂 czo艂o o skrzy偶owane przedramiona. Jego pier艣 unosi艂a si臋 i opada艂a wyra藕nie przyspieszonym rytmem. Harry wyczu艂, 偶e Draco nie by艂 wcale tak odpr臋偶ony, jak udawa艂. Doda艂o mu to odwagi do zrobienia nast臋pnego kroku.

Wycisn膮艂 odrobin臋 ch艂odnej, kremowej emulsji na trz臋s膮ce si臋 d艂onie i rozgrza艂 j膮 nieco pocieraj膮c je o siebie. A potem 艂agodnie po艂o偶y艂 r臋ce na lekko zaczerwienionej sk贸rze.

Draco drgn膮艂 przy pierwszym dotyku, gwa艂townie wdychaj膮c powietrze, co na pewno nie wynika艂o z temperatury kremu. Powietrze zdawa艂o si臋 trzeszcze膰 od niemal namacalnego napi臋cia. Harry stwierdzi艂 ze zdumieniem, 偶e wstrzymuje oddech. Widzia艂 drgaj膮ce powieki Malfoya.

Ostro偶nie, niemal boja藕liwie przeci膮gn膮艂 d艂o艅mi wzd艂u偶 jego plec贸w, znacz膮c je bia艂膮, 艣lisk膮 smug膮. 呕ar le偶膮cego obok cia艂a parzy艂 mu palce. Spodziewa艂 si臋 wielu wra偶e艅, zanim dotkn膮艂 rozgrzanej sk贸ry, ale na pewno nie tej niewiarygodnej mi臋kko艣ci i delikatno艣ci. Nie wiedz膮c czemu, czu艂 si臋 tym zszokowany w dziwnie bolesny, nie daj膮cy si臋 z艂agodzi膰 spos贸b.

Subtelny zapach kremu, zmieszany z indywidualn膮 woni膮 Dracona, hipnotyzowa艂 mu zmys艂y. Czas stan膮艂 w miejscu. Ogr贸d zaton膮艂 w nienaturalnej ciszy. A mo偶e tylko tak mu si臋 zdawa艂o, bo jedynym, co do niego dociera艂o, by艂 g艂o艣ny szum krwi w uszach? D艂onie same odnajdywa艂y drog臋, podr贸偶uj膮c poprzez po艂acie mi臋艣ni, 艣ci臋gien i ko艣ci, niespiesznie masuj膮c 艂opatki i kark, nie zwa偶aj膮c na to, 偶e sk贸ra ju偶 dawno zd膮偶y艂a wch艂on膮膰 krem.

Opu艣ci艂 r臋ce dopiero wtedy, gdy Draco uni贸s艂 g艂ow臋. Wewn臋trzne powierzchnie d艂oni pali艂y go jak ogie艅. Czu艂, jak co艣 dziwnie 艣ciska go w brzuchu. A mo偶e raczej jeszcze ni偶ej. Mocno zagryz艂 usta. Ca艂e jego cia艂o domaga艂o si臋 Dracona, nie mia艂 co do tego w膮tpliwo艣ci, wiedzia艂, 偶e nie ma sensu zaprzecza膰. Tylko co艣 w jego g艂owie powstrzymywa艂o go jeszcze przed poddaniem si臋 temu pragnieniu.

Draco odwr贸ci艂 si臋 na plecy i spojrza艂 na niego z do艂u prawie rozmarzonym wzrokiem.

Poca艂uj mnie jeszcze raz 鈥 szepn膮艂 tak cicho, 偶e Harry odgad艂 te s艂owa bardziej, ni偶 je us艂ysza艂. Spi膮艂 si臋 odruchowo. Przy pierwszym poca艂unku Draco go zaskoczy艂, odbieraj膮c demonom strachu szans臋 przej臋cia nad nim kontroli. Droga odwrotna wydawa艂a si臋 by膰 jednak jeszcze niemo偶liwa do pokonania. Nie potrafi艂 by膰 w tej grze kim艣, kto przejmuje inicjatyw臋, przeszkadza艂a mu w tym jaka艣 bariera, kt贸rej sam nie umia艂 przekroczy膰. Im bardziej pr贸bowa艂, tym silniej go powstrzymywa艂a. 鈥 Czego si臋 tak boisz? 鈥 Zn贸w szept, zdaj膮cy si臋 dobiega膰 gdzie艣 z bardzo daleka.

Otaczaj膮cy ich czar m贸wienia prawdy zadzia艂a艂 i tym razem.

Tego, 偶e b臋d膮c blisko ciebie, gdy tylko zamkn臋 oczy, zn贸w znajd臋 si臋 w kapliczce 鈥 odszepn膮艂, wstrz膮艣ni臋ty nag艂ym dreszczem.

Remus powiedzia艂 mu kiedy艣, 偶e m膮drze jest ba膰 si臋 strachu. Ale w 偶adnym wypadku nie czu艂 si臋 teraz m膮dry, by艂 raczej jak obawiaj膮ce si臋 ciemno艣ci dziecko.

Delikatny dotyk palc贸w na policzku, pieszczota w艂os贸w. 艢ni艂 czy dzia艂o si臋 to naprawd臋?

Wi臋c nie zamykaj oczu.

Odpowied藕 by艂a tak prosta i logiczna, 偶e prawie si臋 u艣miechn膮艂. Ale tylko prawie.

To tkwi艂o w nim g艂臋biej, ni偶 przypuszcza艂. I nie dawa艂o si臋 przep臋dzi膰 sam膮 konfrontacj膮 ani kilkoma otwartymi rozmowami z kim艣, kto wyzwoli艂 w nim t臋 traum臋. By膰 mo偶e nigdy ju偶 nie uda mu si臋 tego pozby膰. By膰 mo偶e b臋dzie musia艂 si臋 przyzwyczai膰 i nauczy膰 偶y膰 ze zranion膮 psychik膮.

Chcia艂bym, 偶eby to by艂o takie proste 鈥 szepn膮艂, wstaj膮c. 鈥 Przykro mi.

Ogarn膮艂 ostatnim badawczym spojrzeniem twarz Dracona, zatrzymuj膮c si臋 na jego oczach. Malfoy jako pierwszy spu艣ci艂 wzrok. Zamy艣lony, z chaosem w duszy, Harry odwr贸ci艂 si臋 i powoli odszed艂 w stron臋 tarasu.



***



Wiecz贸r przeci膮gn膮艂 si臋 w noc. Z kolacj膮 przenie艣li si臋 do jadalni, gdy偶 po zapadni臋ciu zmroku na tarasie panowa艂 zbyt wielki ch艂贸d.

Przygn臋biaj膮cy nastr贸j, trwaj膮cy od po艂udnia sp臋dzonego nad jeziorem, rozwia艂 si臋 po przystawkach, kt贸rym towarzyszy艂o kilka kieliszk贸w czerwonego wina. Atmosfera zrobi艂a si臋 niemal odpr臋偶aj膮ca. Starali si臋 unika膰 powa偶niejszych temat贸w, wyci膮gaj膮c stare historie z Hogwartu i k艂贸c膮c si臋 na temat quidditcha.

Draco obserwowa艂 ukradkiem Harry'ego, zaj臋tego poch艂anianiem deseru. Jego policzki by艂y zarumienione od wina, a oczy l艣ni艂y w blasku 艣wiec. Nic w tej chwili nie wskazywa艂o na to, 偶e przeszed艂 przez piek艂o, kt贸rego wspomnienie dr臋czy艂o go do tej pory.

W zamy艣leniu tar艂 podbr贸dek, cofaj膮c si臋 my艣lami kilka godzin wstecz. Jednak pomyli艂 si臋 w ocenie. Wydawa艂o mu si臋, 偶e od paru dni z Harrym jest coraz lepiej. Okaza艂o si臋 to jednak z艂udzeniem. To, co prze偶y艂, uszkodzi艂o jego psychik臋 silniej, ni偶 Draco zak艂ada艂. Jasne, 偶e rodzi艂o si臋 w nim wsp贸艂czucie. Ale nie tak wielkie jak gniew i niemoc w obliczu w艂asnej bezsilno艣ci. Nie by艂o niczego, co m贸g艂by zrobi膰, 偶eby pom贸c Harry'emu.

Milczeli, wspinaj膮c si臋 razem na schody prowadz膮ce do ich pokoi. Nie by艂o to jednak nieprzyjemna, ci膮偶膮ca cisza. Draco szed艂 przodem, o艣wietlaj膮c drog臋 trzymanym w r臋ku lichtarzem. Stare stopnie skrzypia艂y pod jego ci臋偶arem, zak艂贸caj膮c jako jedyny odg艂os spok贸j domu, kt贸ry teraz zdawa艂 si臋 jak gdyby powstrzymywa膰 oddech.

Gdy tylko stan臋li w korytarzu na pierwszym pi臋trze, nadal wydzielaj膮cym lekk膮 wo艅 st臋chlizny, od razu zauwa偶y艂, 偶e co艣 by艂o inaczej. Kolejne, uwa偶niejsze spojrzenie przynios艂o rozwi膮zanie, na widok kt贸rego j臋kn膮艂 w duchu z przera偶enia: 鈥濷 nie, znowu鈥.

Drzwi znikn臋艂y. Nie, nie wszystkie. Stara kom贸rka na miot艂y nadal by艂a na swoim miejscu, podobnie jak drzwi do biblioteki i do pokoju Harry'ego. To jego w艂asny pok贸j przepad艂. Tam, gdzie si臋 wcze艣niej znajdowa艂, teraz widnia艂a nieskalana niczym powierzchnia pasiastej, niemodnej tapety.

Poczu艂 narastaj膮c膮 w艣ciek艂o艣膰, nie wiedz膮c do ko艅ca, przeciw komu by艂a ona skierowana.

No dobrze 鈥 stwierdzi艂, zaciskaj膮c ze z艂o艣ci膮 szcz臋ki. 鈥 W takim razie rozbij臋 sobie ob贸z w bibliotece.

Harry spojrza艂 na niego przez rami臋. Wida膰 by艂o, jak za jego naznaczonym blizn膮 czo艂em toczy si臋 wojna my艣li.

Nie wyg艂upiaj si臋 鈥 odrzek艂 w ko艅cu. 鈥 M贸j pok贸j jest wystarczaj膮co du偶y, by pomie艣ci膰 dwie osoby.

Przez moment Draco m贸g艂 tylko gapi膰 si臋 na niego w os艂upieniu.

Powa偶nie? 鈥 zapyta艂 g艂osem pozbawionym wyrazu. Mrowienie powr贸ci艂o, z ka偶d膮 sekund膮 odczuwalne silniej, jakby ca艂a armada mr贸wek urz膮dzi艂a sobie przemarsz po jego ciele. Potter w odpowiedzi uni贸s艂 tylko brew i otworzy艂 drzwi do swej sypialni. I zamar艂 w progu.

Co tu si臋 dzieje? 鈥 wydoby艂 z siebie ochryp艂y szept.

Draco ostro偶nie przecisn膮艂 si臋 obok niego w g艂膮b pokoju. Dziwnym sposobem pomieszczenie zrobi艂o si臋 przestronniejsze. Obok szafy Harry'ego pojawi艂a si臋 druga, przed kt贸r膮 sta艂a jego w艂asna walizka. R贸wnie偶 艂贸偶ko wydawa艂o si臋 by膰 szersze ni偶 podczas jego pierwszej wizyty. Kompletowi czerwonej po艣cieli towarzyszy艂 drugi, ciemnozielony. Nale偶膮cy do niego, jak stwierdzi艂 po chwili. Na poduszce rozpozna艂 te偶 swoj膮 pi偶am臋. Prze艂kn膮艂 艣lin臋.

Znowu Dumbledore? 鈥 wydusi艂 z siebie Harry s艂abym, nieswoim g艂osem. Jego oczy za szk艂ami okular贸w by艂y okr膮g艂e i wielkie jak spodki.

Draco potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Nie mog臋 sobie wyobrazi膰, 偶eby Dumbledore chcia艂, aby艣my spali razem w jednym 艂贸偶ku 鈥 mrukn膮艂. 鈥 To musi by膰 co艣 innego.

Przestraszony obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie, gdy stukot zamykanych drzwi niespodziewanie przerwa艂 cisz臋. Harry opiera艂 si臋 plecami o futryn臋. Jego twarz by艂a blada, a w oczach widnia艂 cie艅 strachu.

Draco u艣miechn膮艂 si臋 w duchu. Czy偶by Harry obawia艂 si臋, 偶e skwapliwie wykorzysta nadarzaj膮c膮 si臋 okazj臋, rzucaj膮c si臋 na niego od razu?

Niespiesznie obszed艂 艂贸偶ko, podchodz膮c do zielonej po艣cieli. Si臋gn膮艂 po pi偶am臋 i pog艂aska艂 palcami jej ch艂odny materia艂.

Chod藕my lepiej spa膰 鈥 powiedzia艂 stanowczo. 鈥 P贸藕no ju偶, a ostatniej nocy nie zmru偶y艂em oka.

Wyczu艂, jak Harry rozlu藕nia si臋 odrobin臋, na tyle, by m贸c zrobi膰 kilka ostro偶nych krok贸w w kierunku 艂贸偶ka. Powietrze mi臋dzy nimi iskrzy艂o si臋 od napi臋cia, tak 偶e prawie s艂ysza艂 jego trzaskanie. Zdj膮艂 sweter, nie odwracaj膮c wzroku od Harry'ego. Koszulka i d偶insy jako nast臋pne opad艂y na pod艂og臋.

Harry waha艂 si臋 tylko moment, zanim nie poszed艂 za jego przyk艂adem. W jego twarzy nie odbija艂y si臋 ju偶 偶adne emocje. Zielone oczy wpatrywa艂y si臋 w szare, podczas gdy pozbywali si臋 kolejnych sztuk garderoby. Poz艂ocona s艂o艅cem sk贸ra mign臋艂a na chwil臋, zanim nie skry艂a jej kraciasta tkanina pi偶amy.

To by艂o niezwyk艂e uczucie, k艂a艣膰 si臋 do tego samego 艂贸偶ka z Harrym Potterem. By膰 tak bliskim celu swoich marze艅 i jednocze艣nie tak od niego oddalonym. Omal si臋 nie roze艣mia艂, ogarniaj膮c umys艂em absurd tej sytuacji.

Potter zgasi艂 艣wiat艂o i rzuciwszy ciche 鈥瀌obranoc鈥 zwin膮艂 si臋 niczym je偶 w k艂臋bek na samym kra艅cu 艂贸偶ka.

Draco wiedzia艂, 偶e nie za艣nie od razu. Nie pozwala艂 mu na to zbyt szybki puls i nadmiar pyta艅 kot艂uj膮cych si臋 pod czaszk膮. Le偶a艂 na plecach, wpatrzony w sufit i ws艂uchany z u艣miechem na ustach w regularny oddech Harry'ego.


Zabijasz mnie

u艣miechem rozbawienia

Moje serce wali g艂o艣niej ni偶 huk piek艂a

Zanurzam si臋 w twych oczach

wywracam ca艂e 偶ycie do g贸ry nogami

Wrastasz we mnie

Im dalej od ciebie uciekam

tym bardziej si臋 zbli偶asz

(Guano Apes, 鈥濪on鈥檛 You Turn Your Back On Me鈥)



Rozdzia艂 czternasty



艢pij ze mn膮.

Czy ty wiesz, czego ode mnie 偶膮dasz?



Obudzi艂y go 艂askocz膮ce w twarz w艂osy. Musia艂o by膰 jeszcze bardzo wcze艣nie. Poczu艂, 偶e nie jest sam w 艂贸偶ku. Obok niego spoczywa艂 kto艣 ciep艂y, mocno przywieraj膮c plecami do jego piersi.

Ginny, pomy艣la艂 z u艣miechem, balansuj膮c na granicy snu i jawy. Tylko odrobin臋 cierpki, raczej m臋ski zapach, bij膮cy od tego cia艂a, wyda艂 mu si臋 jako艣 nie na miejscu.

Uni贸s艂 powieki, mrugaj膮c. Szare 艣wiat艂o poranka wpadaj膮ce do pokoju przez okno by艂o jeszcze blade, ale wystarczaj膮ce, by m贸g艂 rozpozna膰, 偶e 艂askocz膮ce go w policzek kosmyki nie by艂y rude, lecz platynowe. Powoli dotar艂o do niego, 偶e to nie kobieta dzieli z nim 艂贸偶ko, a gdy sekund臋 p贸藕niej przypomnia艂 sobie, komu zaoferowa艂 wczorajszego wieczoru nocleg w swojej sypialni, oprzytomnia艂 w jednej chwili.

W pierwszym momencie zapragn膮艂 odruchowo odsun膮膰 si臋 od tego rozgrzanego, mi臋kkiego cia艂a na jak najwi臋ksz膮 odleg艂o艣膰, co艣 jednak powstrzymywa艂o jego mi臋艣nie od s艂uchania nakaz贸w p艂yn膮cych z m贸zgu. Mo偶e dlatego, 偶e spokojny oddech, kt贸ry s艂ysza艂, podpowiada艂 mu, 偶e Draco nadal jest pogr膮偶ony w g艂臋bokim, spokojnym 艣nie? Czy raczej dlatego, 偶e tak bliski kontakt ich cia艂 by艂 wprawdzie czym艣 niezwyczajnym, ale ca艂kiem przyjemnym? Nie umia艂 powiedzie膰, co kaza艂o mu zosta膰 w miejscu.

Jego w艂asny oddech przyspieszy艂. Musia艂 spr贸bowa膰, bo kolejna dobra okazja mog艂a si臋 d艂ugo nie nadarzy膰.

Z wahaniem ponownie zanurzy艂 twarz w mi臋kkich, jasnych w艂osach, tym razem z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮, 偶e nale偶a艂y do Dracona, i zamkn膮艂 oczy. Przez kilka uderze艅 serca ws艂uchiwa艂 si臋 w siebie w napi臋ciu. Nie sta艂o si臋 nic. 呕adnej nag艂ej fali strachu, 偶adnych wspomnie艅 o nocy w kapliczce. By艂 w stanie zamkn膮膰 oczy b臋d膮c blisko Malfoya. Okaza艂o si臋 to nawet nietrudne. Tak, jakby nigdy nie stanowi艂o to problemu.

O艣mielony wynikiem do艣wiadczenia, ostro偶nie podni贸s艂 g艂ow臋 z poduszki, podpar艂 si臋 na 艂okciach i zacz膮艂 przygl膮da膰 si臋 艣pi膮cemu Draconowi. Kilka blond kosmyk贸w zakrywa艂o mu zar贸偶owione policzki, a pier艣 unosi艂a si臋 i opada艂a w ledwo dostrzegalnym rytmie. Wygl膮da艂 w tak cudowny spos贸b niewinnie i spokojnie, 偶e Harry u艣miechn膮艂 si臋 mimo woli.

Serce ci膮gle bi艂o mu zbyt szybko. Nie spuszczaj膮c wzroku z profilu Dracona, z艂o偶y艂 delikatny, nie艣mia艂y poca艂unek na pulsuj膮cej t臋tnicy, rysuj膮cej si臋 ciemn膮 lini膮 pod blad膮 sk贸r膮 szyi. Malfoy nie obudzi艂 si臋, jedynie jego powieki drgn臋艂y kr贸tko.

To by艂o tak niewiarygodnie proste, dotyka膰 Dracona, gdy spa艂. Harry niespiesznie uni贸s艂 r臋k臋 i powi贸d艂 palcem po 艂agodnym 艂uku jego ucha, po艂askota艂 kark, pog艂aska艂 jasne w艂osy, kt贸re teraz stercza艂y na wszystkie strony tak samo jak jego w艂asne. Malfoy westchn膮艂 cicho przez sen, a d藕wi臋k ten odezwa艂 si臋 w Harrym przeszywaj膮cym echem, wzbudzaj膮c nerwowe dygotanie w brzuchu.

Ostro偶nie opad艂 na poduszk臋 i, nie mog膮c powstrzyma膰 odruchu, otoczy艂 prawym ramieniem ciep艂y bark u swojego boku, po czym przytuli艂 go do siebie. T臋sknota i pragnienie obezw艂adni艂y go, wype艂niaj膮c osza艂amiaj膮cym, niepowstrzymanym 偶arem. Dlaczego akurat ten m臋偶czyzna wzbudza艂 w nim takie reakcje? Zw艂aszcza, je偶eli nigdy dot膮d w艂asna p艂e膰 nie interesowa艂a go w ten akurat spos贸b?

Malfoy zmieni艂 wszystko, mieszaj膮c mu w g艂owie bardziej, ni偶 sam chcia艂 to przyzna膰. Stwierdziwszy nagle, 偶e zaledwie par臋 milimetr贸w dzieli jego erekcj臋 od po艣ladk贸w Dracona, odsun膮艂 si臋 z za偶enowaniem na skraj 艂贸偶ka i wsta艂 po cichu, ignoruj膮c niezadowolony pomruk Malfoya. Bosy, w samej pi偶amie, przeszed艂 do 艂azienki i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Panowa艂o tu przyjemne ciep艂o. Z lustra ponad umywalk膮 spogl膮da艂 na niego nieco zaspany, rozczochrany, dwudziestotrzyletni m臋偶czyzna o b艂yszcz膮cych, zielonych oczach. Po dokonaniu ogl臋dzin stwierdzi艂, 偶e nie wygl膮da艂 ju偶 tak 藕le jak jeszcze kilka dni wcze艣niej. Znikn臋艂y nawet ciemne cienie pod oczami.

Bawi膮c si臋 zaciskaniem i rozlu藕nianiem palc贸w nagich st贸p wok贸艂 mi臋kkich w艂贸kienek k膮pielowego dywanika, rutynowym ruchem si臋gn膮艂 po szczoteczk臋 i past臋 do z臋b贸w i zabra艂 si臋 za szorowanie. Wschodz膮ce s艂o艅ce zala艂o niewielk膮 przestrze艅 艂azienki ciep艂ym, pomara艅czowym 艣wiat艂em.

Drzwi otworzy艂y si臋 bezszelestnie, tak 偶e Harry nie us艂ysza艂 niczego. Jedynie ruch w lustrze sprawi艂, 偶e drgn膮艂 ze strachu.

Draco wsun膮艂 si臋 do 艂azienki i spojrza艂 na jego lustrzane odbicie. By艂o w tym co艣 niecodziennego. Malfoy zamruga艂 i potar艂 oczy. W jego zazwyczaj starannie u艂o偶onych w艂osach panowa艂 nie艂ad. Mia艂 na sobie srebrzy艣cie szary szlafrok, wygl膮daj膮cy na bardzo drogi, perfekcyjnie podkre艣laj膮cy kolor jego oczu.

Harry pospiesznie wyp艂uka艂 usta i odwr贸ci艂 si臋.

My艣la艂em, 偶e jeszcze 艣pisz 鈥 wymamrota艂.

Draco sta艂 na tyle blisko, 偶e mimo braku okular贸w m贸g艂 zauwa偶y膰, jak k膮ciki jego ust unosz膮 si臋 w lekkim u艣miechu.

Nagle zrobi艂o mi si臋 jako艣 zimno w plecy 鈥 wymrucza艂 r贸wnie cicho. T臋skne szarpni臋cie w 偶o艂膮dku wr贸ci艂o natychmiast, sparowane z nieodpart膮 potrzeb膮 podej艣cia do Dracona i wpicia si臋 ustami w jego wargi. Nie poruszy艂 si臋 jednak ani o milimetr, bo jego stopy zdawa艂y si臋 by膰 wro艣ni臋te w dywanik. 鈥 Masz co艣 przeciwko temu, 偶ebym si臋 wyk膮pa艂? 鈥 zapyta艂 Draco, wskazuj膮c kr贸tkim skinieniem g艂owy kabin臋 z prysznicem. Oczy l艣ni艂y mu dziwnym blaskiem.

Wn臋trzno艣ci Harry'ego splot艂y si臋 ze sob膮 jak warkocz. Dlaczego temu facetowi za ka偶dym razem udawa艂o si臋 wytr膮ci膰 go z r贸wnowagi jednym jedynym zdaniem?

Masz co艣 przeciwko temu, aby poczeka膰 z tym jeszcze chwil臋, a偶 si臋 umyj臋? 鈥 odpar艂 uszczypliwie, pr贸buj膮c zmusi膰 si臋 do swobody, co jednak zawiod艂o na ca艂ej linii.

Tak, mam co艣 przeciwko temu 鈥 odpowiedzia艂 Draco przyciszonym g艂osem i u艣miechn膮艂 si臋 艂obuzersko. 鈥 Nie b贸j si臋, nie zobaczysz niczego, czego by艣 ju偶 wcze艣niej nie widzia艂. 鈥 Si臋gn膮艂 ponad ramieniem Harry鈥檈go po w艂asn膮 szczoteczk臋 i zwr贸ci艂 si臋 w stron臋 prysznica.

Harry chcia艂 wyrazi膰 sprzeciw, ale g艂os nie m贸g艂 wydoby膰 si臋 z wyschni臋tego nagle gard艂a. Szybko pochyli艂 si臋 nad umywalk膮, niestety w lustrze nadal widzia艂 Dracona, odkr臋caj膮cego w艂a艣nie kurek i sprawdzaj膮cego d艂oni膮 temperatur臋 wody. Prysznic i umywalk臋 dzieli艂a zaledwie metrowa odleg艂o艣膰. Wystarczy艂o, 偶eby wyci膮gn膮艂 r臋k臋, a m贸g艂by dotkn膮膰 Malfoya.

Dobiegaj膮cy do jego uszu cichy szelest jedwabiu zdradzi艂, 偶e Draco zsun膮艂 szlafrok z ramion, pozwalaj膮c tkaninie opa艣膰 na pod艂og臋. Harry nie chcia艂 patrze膰, ale instynktowna ciekawo艣膰 pokrzy偶owa艂a mu plany. Zatrzyma艂 wzrok na plecach Dracona, kt贸re dzie艅 wcze艣niej uratowa艂 od poparzenia s艂onecznego, po czym powoli przesun膮艂 oczami w d贸艂.

Oddech mu przyspieszy艂. Po艣ladki Dracona by艂y w膮skie, j臋drne, doskonale wyrze藕bione i odcina艂y si臋 艣nie偶n膮 biel膮 od o ton ciemniejszej sk贸ry powy偶ej. Poczu艂 si臋 zawieszony mi臋dzy 偶alem a ulg膮, gdy sekund臋 p贸藕niej drzwi kabiny zamkn臋艂y si臋, zamieniaj膮c sylwetk臋 stoj膮cej za nimi postaci w rozmazany kontur.

Chcia艂 si臋gn膮膰 po przybory do golenia, ale trz臋s膮ce si臋 palce odm贸wi艂y wsp贸艂pracy. Na kr贸tko zamkn膮艂 oczy, czuj膮c, jak 艂omocz膮ce serce podchodzi mu do gard艂a. Przytrzyma艂 si臋 brzegu umywalki, pr贸buj膮c odp臋dzi膰 ogarniaj膮ce go uczucie s艂abo艣ci. Gor膮ca para osiada艂a na powierzchni lustra, wi臋c stwierdzi艂, 偶e w tej chwili i tak nie da rady si臋 ogoli膰. Spod prysznica dociera艂y osobliwe odg艂osy: Draco najwyra藕niej my艂 sobie z臋by i p艂uka艂 gard艂o bezpo艣rednio pod strumieniem wody.

Na usta Harry鈥檈go wp艂yn膮艂 p贸艂u艣miech. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Co to za pomys艂, 偶eby my膰 z臋by pod prysznicem? Podczas gdy ta kwestia nadal wype艂nia艂a mu my艣li, ciep艂a, mokra r臋ka z艂apa艂a go za rami臋 tak niespodziewanie, 偶e a偶 si臋 zachwia艂.

呕elazny uchwyt zmusi艂 go do odwr贸cenia si臋. Zamruga艂. Otwarte drzwi kabiny prezentowa艂y mu widok na Dracona od frontu. Harry prze艂kn膮艂 艣lin臋, usi艂uj膮c patrze膰 Malfoyowi wy艂膮cznie w twarz. Oczywi艣cie nic z tego nie wysz艂o.

Woda skapywa艂a z w艂os贸w Dracona i strumyczkami p艂yn臋艂a w d贸艂 jego zgrabnej, g艂adkiej piersi, przez chwil臋 zatrzymuj膮c si臋 w p臋pku. By艂y 艢lizgon u艣miecha艂 si臋 ironicznie, ale w jego oczach widnia艂o jednocze艣nie co艣 niemal l臋kliwego, co艣, czego Harry nie potrafi艂 dopasowa膰 do Dracona, kt贸rego zna艂. Co艣, co zdawa艂o si臋 pyta膰 鈥瀂nowu mnie odrzucisz? Czy te偶 tym razem przezwyci臋偶ysz strach?鈥.

Nie mia艂 czasu w jakikolwiek spos贸b zareagowa膰 na to nieme pytanie. Gor膮ce, zach艂anne usta przycisn臋艂y si臋 dziko do jego w艂asnych, podejmuj膮c decyzj臋 za niego. J臋k wymkn膮艂 mu si臋 z gard艂a, gdy obcy j臋zyk wtargn膮艂 pomi臋dzy jego rozwieraj膮ce si臋 wargi, gwa艂townie roz艂adowuj膮c napi臋cie. Na chwil臋 straci艂 grunt pod nogami. R臋ka zaci艣ni臋ta na jego ramieniu nasili艂a uchwyt, poci膮gaj膮c go pod prysznic. Nie by艂 w stanie si臋 broni膰 ani nawet zaprotestowa膰.

Ciep艂y strumie艅 wody wywo艂a艂 dreszcz ca艂ego cia艂a. Pi偶ama przemoczy艂a si臋 do suchej nitki w przeci膮gu paru sekund. Uczucie ci臋偶kiego, mokrego materia艂u na sk贸rze mia艂o w sobie co艣 niezwykle zmys艂owego.

Silne ramiona owin臋艂y si臋 wok贸艂 niego, przyciskaj膮c mocno, nie pozwalaj膮c na zachwianie na uginaj膮cych si臋 kolanach. Nagie cia艂o przylgn臋艂o do niego. Biodrem wyra藕nie wyczuwa艂 podniecenie Dracona. Jego poca艂unek by艂 natarczywy, odbiera艂 mu powietrze. Harry nie mia艂 偶adnej szansy na obron臋, a i jej potrzeba mala艂a z ka偶d膮 chwil膮. Da艂 si臋 porwa膰, uniesiony zara藕liw膮 nami臋tno艣ci膮 Dracona.

Chlupot wody wype艂nia艂 mu uszy, gor膮ca para przes艂ania艂a widoczno艣膰. Nie wiedzia艂, 偶e istnieje punkt, w kt贸rym racjonalne my艣lenie kompletnie traci racj臋 bytu, punkt, w kt贸rym strach i okropne wspomnienia w jednym momencie ulec膮 mu z g艂owy. Kiedy ostatnio z kim艣 spa艂? Kilka tygodni temu? A mo偶e miesi臋cy? Lat? Nie m贸g艂 sobie przypomnie膰. Nic dziwnego, 偶e hormony szala艂y.

Prawie odruchowo przesun膮艂 r臋kami w d贸艂 mokrych plec贸w, obj膮艂 po艣ladki Dracona i przyci膮gn膮艂 go bli偶ej, rejestruj膮c silne mrowienie pod opuszkami palc贸w. Ustami wyczu艂, jak wargi Dracona uk艂adaj膮 si臋 w u艣miech mi臋dzy jednym a drugim urwanym oddechem. Zr臋czne d艂onie zaj臋艂y si臋 guzikami bluzy od pi偶amy, odpinaj膮c je kolejno. Us艂ysza艂 westchnienie niecierpliwo艣ci i nie potrafi艂 okre艣li膰, kt贸ry z nich je wyda艂. Je艣li istnia艂o gdzie艣 jakie艣 niebo, to w艂a艣nie tu, pomi臋dzy poca艂unkami Dracona a jego r贸wnie delikatnymi, co zaborczymi palcami.

Czu艂 j臋zyk przemierzaj膮cy jego szyj臋, smakuj膮cy wra偶liw膮 sk贸r臋. Rozpi臋ta g贸ra pi偶amy zosta艂a rozsuni臋ta na boki. 艁agodne i zarazem silne r臋ce chwyci艂y go w pasie. Wilgotny j臋zyk rozsta艂 si臋 z szyj膮 i pow臋drowa艂 na pier艣, zlizuj膮c z niej krople wody. Mi臋kkie wargi skuba艂y stwardnia艂e brodawki. Odrzuci艂 g艂ow臋 w ty艂 i otworzy艂 usta jak do niemego krzyku.

Ju偶 wtedy, w kapliczce, dotyk Dracona wzbudzi艂 w nim po偶膮danie. By艂o ono jednak naznaczone wstydem i rozpacz膮, zupe艂nie inaczej ni偶 teraz, gdy nikt na nich nie patrzy艂 ani nie pot臋pia艂 za szalej膮c膮 w nim rozkosz. Ju偶 dawno zrozumia艂, 偶e to nie Draco ponosi艂 win臋 za to, co si臋 sta艂o. Jego prawdziwi dr臋czyciele to Do艂ohow, Rookwood i pozostali zwolennicy Czarnego Pana.

R臋ce i usta kochanka nie pozwoli艂y mu na dalsze rozwa偶ania nad win膮 lub jej brakiem. Irytuj膮ca bluza od pi偶amy sfrun臋艂a wreszcie na pod艂og臋. Gor膮ca woda natrafi艂a bez przeszk贸d na jego sk贸r臋, dra偶ni膮c j膮 do granic wytrzyma艂o艣ci i sp艂ukuj膮c wszelkie opory. Czu艂e palce w艣lizn臋艂y si臋 od ty艂u pod spodnie i sprawi艂y, 偶e omal nie roztopi艂 si臋 w ramionach Dracona, bezwiednie wyrzucaj膮c z siebie jego imi臋 wraz z j臋kiem.

Jego w艂asne d艂onie r贸wnie偶 nie pozostawa艂y bezczynne, odkrywaj膮c ka偶dy centymetr mi臋kkiej, bladej sk贸ry. Gryfo艅ska 艣mia艂o艣膰, kt贸r膮 zd膮偶y艂 ju偶 spisa膰 na straty, powr贸ci艂a niespodziewanie, nakazuj膮c mu niby przypadkiem musn膮膰 palcami aksamitny wierzcho艂ek najwra偶liwszego, silnie wypr臋偶onego fragmentu cia艂a Malfoya. Draco z艂apa艂 g艂o艣ny oddech, spojrza艂 na Harry'ego zaskoczonym wzrokiem, po czym za艣mia艂 si臋 cicho. Woda perli艂a si臋 na jego twarzy, a iskry po偶膮dania w szarych jak burzowe chmury oczach oszo艂omi艂y go bez reszty, jeszcze bardziej podsycaj膮c jego w艂asne pragnienie. M贸zg ju偶 dawno przemieni艂 si臋 w co艣 bezu偶ytecznego, niezdolnego do formu艂owania powi膮zanych ze sob膮 logicznie my艣li.

Jedna r臋ka Harry鈥檈go zaw臋drowa艂a na kark Malfoya, przyci膮gaj膮c go do nast臋pnego d艂ugiego, szale艅czego poca艂unku, podczas gdy druga powoli pe艂z艂a w d贸艂, g艂askaj膮c twarde mi臋艣nie brzucha, by po chwili wahania zamkn膮膰 si臋 艂agodnie wok贸艂 erekcji.

Wra偶enie by艂o obce i zarazem znajome, nie mia艂 jednak czasu dok艂adnie go posmakowa膰. Malfoy wyda艂 zduszony d藕wi臋k, zaciskaj膮c powieki i przygryzaj膮c doln膮 warg臋 tak mocno, 偶e z pewno艣ci膮 musia艂o go to zabole膰. Harry鈥檈go ogarn臋艂o poczucie szalonej w艂adzy i zacz膮艂 nadawa膰 swym ruchom szybszy, r贸wnomierny rytm. Urywane, t艂umione odg艂osy, wydobywaj膮ce si臋 z ust Dracona, przy膰miewa艂y mu zmys艂y i o ma艂y w艂os wystarczy艂y, 偶eby doszed艂 prosto w sw膮 przemoczon膮 pi偶am臋.

Draco zdawa艂 si臋 odgadywa膰 jego my艣li. Roztrz臋sionymi palcami odklei艂 mokry materia艂 od jego bioder, reszt臋 pozostawiaj膮c sile grawitacji. Harry wygi膮艂 si臋 w 艂uk, gdy szukaj膮ca d艂o艅 Dracona odnalaz艂a cel. Wcisn膮艂 twarz w znajduj膮ce si臋 przed nim blade rami臋, by st艂umi膰 j臋k, bezskutecznie usi艂uj膮c zapanowa膰 nad szarpni臋ciami bioder. Malfoy musia艂 mie膰 do艣wiadczenie w tych sprawach, to nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci. Dotyk tych obeznanych z materi膮 r膮k i d艂uga wstrzemi臋藕liwo艣膰 sprawi艂y, 偶e zmys艂y Harry鈥檈go doprowadzi艂y go na szczyt w przeci膮gu kilku sekund. Dysz膮c, 艂apczywie wci膮ga艂 powietrze, przed zaci艣ni臋tymi oczami widz膮c rozta艅czone gwiazdy, podczas gdy nag艂y orgazm wstrz膮sa艂 nim jak orkan. Ciep艂a, kleista wilgo膰 trysn臋艂a na ich brzuchy, a chwil臋 p贸藕niej Draco do艂膮czy艂 do Harry鈥檈go, z kr贸tkim okrzykiem dochodz膮c w jego d艂oni.

Wszechobecny szum wody przesta艂 do niego dociera膰. Cierpki, pi偶mowy zapach miesza艂 si臋 z aromatem myd艂a. Jego cia艂o ogarn臋艂a o艂owiana oci臋偶a艂o艣膰, przyprawiaj膮ca go o dr偶enie kolan. Cichn膮cy orgazm nadal przenika艂 go s艂abn膮cymi falami. Draco musia艂 odczuwa膰 podobnie, gdy偶 sta艂 bez ruchu z zamkni臋tymi oczami, opieraj膮c si臋 o jego pier艣 i gwa艂townie 艂api膮c oddech.

Gdy wr贸ci艂a mu zdolno艣膰 logicznego my艣lenia, poj膮艂 ca艂y absurd sytuacji. Mokra pi偶ama kr臋powa艂a mu kostki niczym wi臋zy. Oderwa艂 si臋 od Dracona, pochyli艂 i szybkim ruchem pozby艂 si臋 spodni.

Malfoy u艣miecha艂 si臋 lekko. Harry zadr偶a艂 od intensywno艣ci jego spojrzenia, patrz膮c, jak wychyla si臋 do przodu i ostro偶nie dotyka ustami jego warg w poca艂unku, kt贸ry nie by艂 ju偶 偶膮daniem, a zaledwie drobnym, zupe艂nie niepasuj膮cym do Dracona wyrazem czu艂o艣ci.

I co dalej? 鈥 zdoby艂 si臋 na ochryp艂y szept. Wszystko mi臋dzy nimi uleg艂o zmianie, pozosta艂o tylko dobrze mu znane, niezno艣ne napi臋cie.

Draco za艣mia艂 si臋 kr贸tko i wzruszy艂 ramionami.

Nie mam poj臋cia 鈥 odpowiedzia艂, delikatnie pocieraj膮c kciukiem policzek Harry鈥檈go. 鈥 Ale to by艂 dopiero pocz膮tek 鈥 szepn膮艂 mu prostu do ucha, rzucaj膮c jeszcze jedno przepe艂nione blaskiem spojrzenie, a potem otworzy艂 drzwi kabiny i pozostawi艂 Harry鈥檈go sam na sam z gor膮cym strumieniem.

Woda 艂askota艂a go w sk贸r臋 g艂owy. Przymkn膮艂 oczy, zmagaj膮c si臋 z dr偶eniem, kt贸re sprowadzi艂y na niego ostatnie us艂yszane s艂owa. Doskonale wiedzia艂, 偶e Malfoy ma racj臋: nie b臋dzie m贸g艂 wiecznie broni膰 si臋 przed pragnieniem Dracona, by posi膮艣膰 go ca艂ego, bez reszty.



Nie odwracaj si臋 do mnie plecami

rozejrzyj si臋 wok贸艂, sprawd藕, gdzie jeste艣

Nie b贸j si臋 tego, co zobaczysz

bo jedyne, co mo偶e ci臋 zabi膰 鈥 to ja

(Guano Apes, 鈥濪on鈥檛 You Turn Your Back On Me鈥)



Spraw, bym si臋 roze艣mia艂

Powiedz, 偶e wiesz, czego chcesz

M贸wisz, 偶e jeste艣my czym艣 prawdziwym

Wi臋c poka偶臋 ci wi臋cej

I naucz臋 ci臋 tego

Co potrafi czarna magia

Powiedz, 偶e wiesz, jak przemieni膰 mnie

W co艣 prawdziwego

Wi臋c poka偶臋 ci wi臋cej

I naucz臋 ci臋

(Tori Amos, 鈥濲ackie鈥檚 Strength鈥)



Rozdzia艂 pi臋tnasty



Pokonaj l臋k.

Nie ma we mnie niczego, czego m贸g艂by艣 si臋 ba膰.



Kr贸lestwo za twoje my艣li.

Nietkni臋ta bu艂ka le偶a艂a na talerzu. Nie mia艂 poj臋cia, jak d艂ugo ju偶 obserwowa艂 Pottera, kt贸ry siedzia艂 po przeciwnej stronie zastawionego do 艣niadania sto艂u i kartkowa艂 stary, znaleziony gdzie艣 w otch艂aniach domu mugolski magazyn, wsuwaj膮c do ust, w nie艣wiadomie kusz膮cy spos贸b, jedno winogrono za drugim. Wiedzia艂 tylko, 偶e widok ten sprawia mu przyjemno艣膰 i odzywa si臋 艂askocz膮cym echem w jego podbrzuszu.

Hm? 鈥 mrukn膮艂 Harry z pe艂nymi ustami, poprawiaj膮c zsuni臋te w d贸艂 okulary i spogl膮daj膮c na Dracona z 艂agodnym zdziwieniem.

Nieobecny wyraz na twarzy Pottera rozbawi艂 go niespodziewanie.

Chcia艂bym wiedzie膰, co ci w艂a艣nie chodzi po g艂owie 鈥 wyja艣ni艂 po chwili namys艂u.

K膮ciki ust Harry'ego drgn臋艂y w kr贸ciutkim u艣miechu, a w oczach zata艅czy艂y dziwne iskierki. 鈥 A ja chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, co masz na my艣li 鈥 odpar艂 z udawan膮 niewinno艣ci膮. Lekko zaczerwienione policzki zdradza艂y jednak, 偶e doskonale wie, o co chodzi.

Ju偶 ci wierz臋. 鈥 Poczu艂 zimny i gor膮cy dreszcz, wspominaj膮c mokr膮, jedwabist膮 sk贸r臋 Harry'ego pod swoimi r臋kami. 鈥 Serio, by艂em pewien, 偶e mnie uderzysz albo og艂uszysz zakl臋ciem, gdy spr贸buj臋 wci膮gn膮膰 ci臋 pod prysznic. W 偶adnym razie nie oczekiwa艂em, 偶e鈥︹ urwa艂 raptownie i odchrz膮kn膮艂, czuj膮c zbli偶aj膮c膮 si臋 fal臋 rumie艅ca. Co si臋 z nim dzia艂o? Przecie偶 nie艂atwo go by艂o wp臋dzi膰 w zak艂opotanie. 鈥 Zw艂aszcza, 偶e鈥 Wczoraj w po艂udnie nie chcia艂e艣 mnie nawet poca艂owa膰 鈥 uzupe艂ni艂 cicho.

Harry spojrza艂 w d贸艂, niemal dotykaj膮c policzk贸w d艂ugimi, prawie dziewcz臋cymi rz臋sami. Odetchn膮艂 kilka razy, zanim zdoby艂 si臋 na odpowied藕.

Nie rozumiesz 鈥 zacz膮艂 z oci膮ganiem. 鈥 Wczoraj nad jeziorem mia艂em鈥 do艣膰 czasu, 偶eby pomy艣le膰. I co艣 mnie blokowa艂o, co艣, czego nie mog艂em opanowa膰. Ale gdy rzucasz si臋 na mnie tak bez uprzedzenia, jak dzi艣 rano, to co innego. 鈥 Spojrza艂 na niego z zaczerwienion膮 twarz膮. 鈥 Gdy mnie ca艂ujesz, to wtedy鈥 nie wiem jak, ale wtedy zapominam o wszystkim, co si臋 sta艂o.

艁askotanie w podbrzuszu Dracona przybra艂o na sile. Ukry艂 trz臋s膮ce si臋 z przej臋cia d艂onie pod sto艂em.

Ale kiedy my艣lisz, 偶e 艣pi臋, to wtedy nic ci臋鈥 nie blokuje? 鈥 spyta艂 r贸wnie s艂odkim, co wyzywaj膮cym tonem. W zasadzie chcia艂 zachowa膰 to dla siebie, ale dra偶nienie Harry'ego sprawia艂o mu zbyt wielk膮 satysfakcj臋.

Harry gapi艂 si臋 na niego przez chwil臋. W jego oczach odbi艂o si臋 zaskoczenie, natychmiast zast膮pione przez z艂o艣膰.

Wi臋c dzi艣 rano udawa艂e艣 tylko, 偶e 艣pisz? 鈥 wybuchn膮艂.

Nieobliczalny temperament Harry'ego rozbawi艂 go, napraszaj膮c si臋 wr臋cz o kolejn膮 prowokacj臋.

Przepraszam 鈥 odrzek艂, pozornie skruszony. 鈥 Ale nie chcia艂em ryzykowa膰, 偶e przestaniesz.

W zapad艂ej ciszy mo偶na by艂oby us艂ysze膰 trzepot motylich skrzyde艂. Z najwi臋kszym wysi艂kiem wytrzyma艂 przenikliwe spojrzenie Harry'ego. Na jego twarzy nadal malowa艂a si臋 konsternacja, ale gniew zdawa艂 si臋 ulatnia膰 r贸wnie szybko, jak nadszed艂.

Draco przechyli艂 si臋 ponad sto艂em.

Nigdy bym nie pomy艣la艂, 偶e potrafisz by膰 tak鈥 ofensywny 鈥 powiedzia艂, wykrzywiaj膮c wargi w dwuznacznym grymasie i unosz膮c jedn膮 brew. Jego g艂os sta艂 si臋 nagle dziwnie zachrypni臋ty. 鈥 Nie藕le mnie zaskoczy艂e艣 pod prysznicem.

艁obuzerski b艂ysk zata艅czy艂 w nieprzeniknionych oczach Harry'ego, ale uk艂ad ust wskazywa艂 na powag臋.

A ja nigdy nie pomy艣la艂bym o tym, 偶e akurat ty sprawisz, 偶e zapomn臋 o zasadach dobrego wychowania 鈥 odpar艂 艣mia艂o.

Serce zabi艂o mu szybciej. W my艣lach przeklina艂 st贸艂, kt贸ry, ot tak, po prostu, mia艂 czelno艣膰 sta膰 mi臋dzy nimi.

Mam nadziej臋, 偶e nie zapomnia艂e艣 o nich po raz ostatni?

Harry r贸wnie偶 pochyli艂 si臋 nad sto艂em, zbli偶aj膮c si臋 powolutku, tak 偶e ich twarze niemal si臋 ze sob膮 zetkn臋艂y.

Ju偶 si臋 o to postarasz, mam racj臋? 鈥 zapyta艂, zw臋偶aj膮c oczy w cienkie szparki. Jego ciep艂y oddech muska艂 policzek Dracona.

Malfoy u艣miechn膮艂 si臋 i z powrotem odchyli艂 na oparcie krzes艂a. Wiedzia艂, 偶e Harry doskonale zna odpowied藕 na to retoryczne pytanie.



***



Ju偶 w trakcie 艣niadania b艂臋kitne do tej pory niebo zacz臋艂o si臋 chmurzy膰. Teraz pierwsze ci臋偶kie krople zastuka艂y o szyby wysokich okien salonu, a z oddali dobieg艂 pomruk grzmotu. Wzdychaj膮c, obserwowa艂 narastaj膮c膮 na zewn膮trz szaro艣膰, dop贸ki Draco nie pojawi艂 si臋 bezszelestnie u jego boku.

Dzi艣 nici z k膮pieli 鈥 wymamrota艂 艢lizgon, wypowiadaj膮c na g艂os to, co Harry w艂a艣nie pomy艣la艂.

Skin膮艂 g艂ow膮, osowia艂y.

Co wi臋c b臋dziemy robi膰? 鈥 zapyta艂, patrz膮c na swe odbicie w okiennej szybie. Spodziewa艂 si臋 jakiego艣 dwuznacznego komentarza, us艂ysza艂 jednak co innego.

Dumbledore przys艂a艂 nam zadanie 鈥 odrzek艂 Draco po chwili wahania swym zwyk艂ym, opanowanym tonem.

Wiadomo艣膰 sprawi艂a, 偶e odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie.

Tak nagle? 鈥 zdziwi艂 si臋, marszcz膮c czo艂o. 鈥 Co to za zadanie?

Draco podszed艂 do masywnego, d臋bowego sto艂u, si臋gn膮艂 do sporego stosu dokument贸w spoczywaj膮cego na krze艣le i ze st臋kni臋ciem przemie艣ci艂 go na blat, po czym zaj膮艂 si臋 starannym rozk艂adaniem papier贸w. Harry zbli偶y艂 si臋 i zerkn膮艂 spoza ramienia Dracona na st贸艂. Wo艅 starego pergaminu po艂askota艂a mu nozdrza.

To kopie akt personalnych wszystkich pracownik贸w ministerstwa 鈥 u艣wiadomi艂 go Draco. 鈥 Poza tym mamy tu list臋 godzin pracy ka偶dego zatrudnionego i informacje o projektach poszczeg贸lnych zespo艂贸w. Nie ciesz si臋 za szybko, to dopiero pierwszy stosik. 鈥 Wsun膮艂 r臋ce do kieszeni i fukn膮艂 z cicha. 鈥 Mamy przejrze膰 te papierzyska i stwierdzi膰, czy rzuca nam si臋 w oczy co艣 podejrzanego.

A po co to wszystko? 鈥 zapyta艂, przygryzaj膮c doln膮 warg臋. Nadal nie rozumia艂, do czego zmierza艂 Draco.

Malfoy odwr贸ci艂 wzrok. Najwyra藕niej mia艂 trudno艣ci ze sformu艂owaniem odpowiedzi.

Wspomina艂em ci, 偶e 艣miercio偶ercy wiedzieli o waszym zadaniu. Wiedzieli, 偶e Fudge wys艂a艂 was do Zakazanego Lasu i zastawili tam na was pu艂apk臋 鈥 wyrzuci艂 z siebie z oporem. Harry wbi艂 wzrok w ziemi臋, czuj膮c, jak w艂oski na karku staj膮 mu d臋ba. 鈥 A to mo偶e znaczy膰 tylko jedno: ministerstwo ma gdzie艣 przeciek 鈥 kontynuowa艂 Draco st艂umionym g艂osem. 鈥 Kto艣 ma kontakty z ciemn膮 stron膮. Kto艣, kto blisko wsp贸艂pracuje z Fudge'em. 鈥 Nerwowo zdmuchn膮艂 opadaj膮cy na czo艂o kosmyk. 鈥 A Dumbledore chce, 偶eby艣my wy艣ledzili zdrajc臋.

Zdrajca w ministerstwie? 鈥 wyrzek艂 bezbarwnym tonem. Wiadomo艣膰 wstrz膮sn臋艂a nim bardziej, ni偶 chcia艂 si臋 przyzna膰. Cz臋sto bywa艂 w ministerstwie, zna艂 wiele pracuj膮cych tam czarownic i czarodziej贸w, z niekt贸rymi nawet do艣膰 blisko si臋 przyja藕ni艂. Trudno mu by艂o uwierzy膰, 偶e kt贸ry艣 z nich mia艂by sta膰 po stronie Voldemorta. Zacisn膮艂 palce na por臋czy stoj膮cego przed nim krzes艂a.

Na to wygl膮da. 鈥 Draco usiad艂 powoli na jednym z wy艣cie艂anych siedze艅 i si臋gn膮艂 po pierwsze z brzegu akta.

Harry rozpozna艂 na zdj臋ciu Hesti臋 Jones, rzucaj膮c膮 im do g艂臋bi obra偶one spojrzenia i odwracaj膮c膮 si臋 od nich pogardliwie.

Nie s膮 szczeg贸lnie zadowoleni z podejrzenia o zdrad臋 鈥 mrukn膮艂 pod nosem i opad艂 na miejsce obok Dracona.

Niezadowoleni to za s艂abe s艂owo 鈥 doda艂 Draco z westchnieniem, otwieraj膮c kolejn膮 teczk臋 i niech臋tnie patrz膮c na Szalonookiego Moody'ego, gro藕nie potrz膮saj膮cego pi臋艣ci膮 pod jego adresem. 鈥 Mo偶e zacznijmy od sprawdzania tych, kt贸rych zatrudniono w ostatnich miesi膮cach. Zak艂adam, 偶e ciemna strona przys艂a艂a swego szpiega stosunkowo niedawno.

Niez艂y punkt wyj艣cia 鈥 zgodzi艂 si臋 Harry, odk艂adaj膮c akta Kingsleya Shacklebolta, kt贸rego rozgniewana podobizna zd膮偶y艂a ju偶 odwr贸ci膰 si臋 do niego plecami.

Przez d艂u偶szy czas pracowali w ciszy, przerywanej jedynie b臋bnieniem deszczu o szyby i szelestem pergaminu. Harry szybko zauwa偶y艂, 偶e odwyk艂 od pracy przy biurku. Nazwiska, daty i twarze przewala艂y si臋 obok niego jak fale wielkiej rzeki, rozp艂ywaj膮c w jedn膮 wielk膮, nieokre艣lon膮 mas臋. W skroniach zacz臋艂o mu nieprzyjemnie pulsowa膰.

Rzuci艂 ukradkowe spojrzenie na Malfoya, ca艂kowicie zatopionego w dokumentach i najwyra藕niej nieczuj膮cego na sobie wzroku Harry'ego. Po raz kolejny w ci膮gu ich pobytu w domu przy Grimmauld Place zada艂 sobie pytanie, co a偶 tak poci膮ga艂o go w Draconie, kt贸ry zasadniczo nie odpowiada艂 typowemu idea艂owi m臋skiej urody, tak cz臋sto prezentowanemu w r贸偶nych czasopismach.

Jego oczy mia艂y 艂adny kolor, ale odrobin臋 za w膮ski rozstaw, przez co nadawa艂y twarzy wyraz surowo艣ci. Nos i broda by艂y troch臋 zbyt spiczaste, a sk贸ra wr臋cz przezroczy艣cie blada, mimo cz臋stego przebywania na s艂o艅cu. Tylko d艂onie, ostro偶nie przewracaj膮ce karty akt, odznacza艂y si臋 niew膮tpliw膮 urod膮. Drobnoko艣ciste, ale w 偶adnym wypadku nie po kobiecemu filigranowe. A gdy Draco obr贸ci艂 si臋 ku niemu z kpi膮cym u艣miechem, ods艂aniaj膮c rz膮d nieskazitelnie bia艂ych z臋b贸w i budz膮c tym samym nerwowe dr偶enie w jego brzuchu, Harry uzna艂 swoje pytanie za nieistotne.

Zak艂opotany, otworzy艂 nast臋pn膮 teczk臋 i nagle patrzy艂 prosto w twarz Blaise'owi Zabiniemu. Chwilowe zaskoczenie min臋艂o, gdy przypomnia艂 sobie, 偶e Draco napomyka艂 co艣 o jego pracy w ministerstwie.

Nie widzia艂 go ju偶 od dawna. Mo偶e w艂a艣nie z tego powodu m臋偶czyzna spogl膮daj膮cy z fotografii wyda艂 mu si臋 zupe艂nie obcy. By艂 przystojny, przyzna艂 Harry w duchu, kontempluj膮c fio艂kowe oczy i kontrastuj膮c膮 z nimi ciemn膮, si臋gaj膮c膮 ramion grzyw臋 w艂os贸w, zebran膮 w ko艅ski ogon. W odr贸偶nieniu od reszty Blaise nie odwr贸ci艂 si臋, taksuj膮c go nieco aroganckim wzrokiem. Co艣 w jego oczach sprawi艂o, 偶e Harry pospiesznie odwr贸ci艂 kartk臋. Notka znajduj膮ca si臋 na nast臋pnej stronie przyku艂a ca艂膮 jego uwag臋. Przeczyta艂 j膮 uwa偶nie ze zmarszczonym czo艂em.

Czy Zabini rzeczywi艣cie pracuje w ministerstwie dopiero od czterech miesi臋cy?

Draco uni贸s艂 g艂ow臋, w zastanowieniu 艣ci膮gaj膮c brwi.

Mo偶liwe, a dlaczego?

Poniewa偶 szukamy nowo zatrudnionych pracownik贸w 鈥 przypomnia艂 mu Harry tonem ch艂odniejszym, ni偶 zamierza艂.

Draco roze艣mia艂 si臋 cicho i zamkn膮艂 trzyman膮 w d艂oni teczk臋.

Uwierz mi, Blaise nie ma nic wsp贸lnego z ciemn膮 stron膮. Da艂bym sobie za to uci膮膰 r臋k臋.

Ostatnie s艂owa zak艂u艂y Harry鈥檈go lekko, a w g艂owie us艂ysza艂 g艂osik chichocz膮cy 鈥瀂azdrosny?鈥. Zdecydowanie wyrzuci艂 go ze 艣wiadomo艣ci.

Znasz go ju偶 od bardzo dawna, prawda? 鈥 spyta艂 jakby mimochodem.

Draco skin膮艂 g艂ow膮.

Niemal偶e od ko艂yski. 鈥 Przez chwil臋 wydawa艂o si臋, 偶e tym samym wyczerpa艂 temat, jednak po chwili zdoby艂 si臋 na wyczerpuj膮ce wyja艣nienie. 鈥 Blaise nie odznacza si臋 niestety ani przesadn膮 ambicj膮, ani szczeg贸lnymi aspiracjami. Ca艂e lata studiowa艂 jakie艣 bzdury i rozbija艂 si臋 po 艣wiecie. Kiedy艣 odziedziczy maj膮tek, wi臋c nie gra roli, czy zdob臋dzie jaki艣 sensowny zaw贸d. Kilka miesi臋cy temu nam贸wi艂em go, 偶eby postara艂 si臋 o posad臋 w ministerstwie, bo zaczyna艂 ju偶 umiera膰 z nud贸w, nie maj膮c nic konkretnego do roboty. Nieoczekiwanie praca w dziale Magicznego Transportu ca艂kiem mu odpowiada. 鈥 W zamy艣leniu si臋gn膮艂 po szklank臋 stoj膮c膮 na stole i upi艂 艂yk wody.

Przewr贸ci艂 kartk臋, wracaj膮c do strony ze zdj臋ciem. Na usta Zabiniego wyp艂yn膮艂 u艣mieszek, jakby na potwierdzenie ostatnich s艂贸w. Harry stwierdzi艂, 偶e go nie cierpi.

On te偶 jest gejem? 鈥 spyta艂 zupe艂nie bez zwi膮zku, bo Draco nie wspomnia艂 ani s艂owem o ewentualnym by艂ym romansie z Blaise鈥檈m. A mo偶e nawet nadal aktualnym.

Draco o ma艂y w艂os nie zakrztusi艂 si臋 wod膮.

Czemu pytasz? 鈥 wykaszla艂. 鈥 Czy偶by ci si臋 spodoba艂?

Harry wygi膮艂 usta w pogardliwym grymasie.

Mnie nie 鈥 odpar艂 prowokuj膮co, przyprawiaj膮c Malfoya o rumieniec. Fakt ten rozbawi艂 go w dziwny spos贸b.

Draco szybko odzyska艂 zdolno艣膰 ripostowania i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z u艣miechem.

Blaise nie odm贸wi 偶adnej p艂ci, o ile wiem 鈥 odrzek艂 w ko艅cu bez opor贸w. 鈥 Czy teraz, po tym wyja艣nieniu, skre艣lisz go z listy twoich podejrzanych?

Harry odpowiedzia艂 wymijaj膮cym u艣miechem, odk艂adaj膮c akta Blaise鈥檃 na st贸艂. Zakonotowa艂 sobie w pami臋ci, 偶eby po powrocie do ministerstwa podda膰 Zabiniego dok艂adniejszej obserwacji.



***



Gdy nadszed艂 wiecz贸r, Draco rozpali艂 ogie艅 w kominku. Nie dlatego, 偶e marz艂, ale po to, 偶eby by艂o przytulniej.

Z kieliszkiem sherry w r臋ku wymo艣ci艂 sobie wygodne gniazdko w starym fotelu z wysokim oparciem, w nadziei, 偶e troch臋 wytchnienia pozwoli mu uporz膮dkowa膰 my艣li i odpocz膮膰. Przeszukiwanie akt by艂o bardziej m臋cz膮ce, ni偶 si臋 spodziewa艂, i nie doprowadzi艂o, jak na razie, do 偶adnych nowych wniosk贸w.

Ani strzelaj膮ce w palenisku p艂omienie, ani sherry nie pomog艂y mu jednak odbudowa膰 zwyk艂ego spokoju. By膰 mo偶e za przyczyn膮 Harry鈥檈go, le偶膮cego na brzuchu na 艣nie偶nobia艂ym futrze przed kominkiem, nadal zaj臋tego przewracaniem papier贸w i z wysi艂kiem powstrzymuj膮cego opadaj膮ce powieki.

Jego cia艂o samo postanowi艂o opu艣ci膰 fotel i zbli偶y膰 si臋 do Harry鈥榚go. W 偶aden spos贸b nie zadecydowa艂 o tym 艣wiadomie. Niespiesznie opad艂 na pod艂og臋 obok Pottera. 呕ar ognia musn膮艂 mu twarz, palce wsun臋艂y si臋 w g艂adk膮, mi臋kk膮 faktur臋 futra. Nie mia艂 najmniejszego poj臋cia, od jakiego zwierz臋cia mog艂o pochodzi膰.

Nie uwa偶asz, 偶e na dzi艣 wystarczy? 鈥 spyta艂 cicho, nie chc膮c wystraszy膰 Harry鈥檈go.

Potter westchn膮艂. Po chwili zatrzasn膮艂 teczk臋, obr贸ci艂 si臋 na plecy i przymkn膮艂 oczy.

To frustruj膮ce, nie wiedzie膰, czego si臋 tak w艂a艣ciwie szuka 鈥 mrukn膮艂 zm臋czonym g艂osem, tr膮c powieki wsuni臋tymi pod szk艂a okular贸w palcami.

Draco potrzebowa艂 zaledwie u艂amka sekundy na zastanowienie. A potem wyci膮gn膮艂 r臋k臋, ostro偶nie zdj膮艂 okulary i od艂o偶y艂 je na bok.

Atmosfera uleg艂a natychmiastowej zmianie. Harry usiad艂 gwa艂townie. W jego oczach by艂o zdumienie i odrobina tego samego l臋ku, kt贸ry Draco widzia艂 ju偶 rano, wci膮gaj膮c go pod prysznic. Zm臋czenie ulecia艂o w jednej chwili.

Draco czu艂 pulsowanie krwi w 偶y艂ach. Lekko dr偶膮cymi palcami dotkn膮艂 policzka Harry鈥檈go, po chwili przesuwaj膮c nimi 艂agodnie wzd艂u偶 szyi.

Nie zamierzam ci臋 ju偶 zaskakiwa膰 鈥 wyja艣ni艂 powa偶nie. 鈥 B臋dziesz mia艂 do艣膰 czasu do namys艂u. Do艣膰, 偶eby zadecydowa膰, czego chcesz, a czego nie.

Oczy Harry鈥檈go przybra艂y nieodgadniony wyraz. Jego oddech przyspieszy艂, wargi rozwar艂y si臋 lekko. Draco musia艂 zmobilizowa膰 wszystkie si艂y, 偶eby powstrzyma膰 si臋 przed poca艂owaniem go. Nie chcia艂 zn贸w go dezorientowa膰. Nie tym razem.

Ostro偶nie przysiad艂 na udach Harry鈥榚go. Jego d艂onie spocz臋艂y kr贸tko na ramionach Pottera, by chwil臋 p贸藕niej pow臋drowa膰 w d贸艂 wzd艂u偶 plec贸w. Czu艂 dreszcz wstrz膮saj膮cy cia艂em Harry鈥檈go, gdy z臋bami najpierw delikatnie uj膮艂 p艂atek jego ucha, a potem pokry艂 leciutkimi poca艂unkami ka偶dy skrawek sk贸ry szyi.

Harry nie zaprotestowa艂, gdy r臋ce Malfoya niespiesznie wsun臋艂y si臋 pod cienki materia艂 jego koszulki. Do Dracona dotar艂o ledwo s艂yszalne westchnienie. Patrz膮c k膮tem oka stwierdzi艂, 偶e powieki Harry鈥檈go by艂y zamkni臋te.

Wyczu艂, jak drobne w艂oski na karku Harry鈥檈go staj膮 d臋ba. Przesun膮艂 palcami po jego brzuchu, badaj膮c zarys mi臋艣ni i powoli poprowadzi艂 r臋k臋 z powrotem do g贸ry. Harry ochoczo uni贸s艂 ramiona, pozwalaj膮c Draconowi zdj膮膰 mu koszulk臋.

Sam widok nagiego torsu wystarczy艂, by zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie z podniecenia. Wszystko w nim domaga艂o si臋 Harry鈥檈go. Najwy偶szym wysi艂kiem woli odpar艂 obezw艂adniaj膮ce go pragnienie, wiedz膮c, 偶e musi trzyma膰 w艂asn膮 偶膮dz臋 na wodzy, je艣li chce, by Harry mu zaufa艂.

艁agodnie odchyli艂 g贸rn膮 po艂ow臋 cia艂a Harry鈥檈go w ty艂, k艂ad膮c go na mi臋kkim futrze. W naj艣mielszych marzeniach nie wyobra偶a艂 sobie, 偶e by艂y Gryfon b臋dzie kiedykolwiek le偶a艂 pod nim p贸艂nago. My艣l ta sprowadzi艂a przelotny u艣miech na jego usta, gdy nachyla艂 si臋 nad nim.

Mi臋kko obwi贸d艂 j臋zykiem kontur piersi Harry鈥檈go, czuj膮c s艂onawy smak i rozkoszuj膮c si臋 urwanymi, mimowolnymi pomrukami, docieraj膮cymi do jego uszu. Wtuli艂 twarz w zag艂臋bienie 艂okcia Pottera, wdychaj膮c osza艂amiaj膮cy zapach jego cia艂a.

Te偶 chc臋 dotkn膮膰 twojej sk贸ry.

By艂 to zaledwie ochryp艂y szept, wystarczy艂 jednak, 偶eby Draconem targn臋艂a gor膮ca fala adrenaliny, niespodziewanie mieszaj膮c mu szyki. St臋kn膮艂 zaskoczony, gdy zdecydowane d艂onie energicznie pozbawi艂y go swetra. Poczu艂 si臋 bezsilny, gdy otoczy艂y go silne ramiona, poci膮gaj膮c w d贸艂 na bia艂e, zaskakuj膮co ch艂odne futro.

Le偶eli na boku, obejmuj膮c si臋 mocno i patrz膮c na siebie nawzajem. Nadal nie potrafi艂 odczyta膰 wyrazu w oczach Harry鈥榚go. D艂o艅 Pottera niepewnie dotkn臋艂a jego ramienia, pieszczotliwie przejecha艂a po jego piersi. Pal膮cy 偶ar we wn臋trzu Dracona ust膮pi艂 na chwil臋 miejsca niewyt艂umaczalnej melancholii.

Wybaczysz mi kiedy艣 to, co ci zrobi艂em? 鈥 S艂owa wylecia艂y z jego ust, zanim zdo艂a艂 sformu艂owa膰 jak膮kolwiek my艣l.

Harry nie wydawa艂 si臋 zaskoczony. Jego r臋ce nadal g艂aska艂y sk贸r臋 Dracona.

Ju偶 dawno ci wybaczy艂em. Nie zauwa偶y艂e艣?

Draco prze艂kn膮艂 艣lin臋, pokonuj膮c nag艂y skurcz w gardle.

Nie rozumiem, jak mog艂o ci to przyj艣膰 tak 艂atwo 鈥 wydusi艂.

G艂os Harry鈥檈go ci膮gle brzmia艂 mi臋kko.

Bo naprawd臋 zgwa艂cili mnie ci, kt贸rzy tylko si臋 przygl膮dali. 鈥 Wzi膮艂 kilka g艂臋bokich oddech贸w i doda艂: 鈥 I niech lepiej nie oczekuj膮 ode mnie lito艣ci.

Draco wyczu艂 艣mierteln膮 powag臋 w tych s艂owach i zadygota艂 w duchu. Jednak gdy spojrza艂 Harry鈥檈mu w oczy, nie zobaczy艂 w nich pragnienia zemsty. Widzia艂 tylko czu艂o艣膰 i osobliwy wyraz zdecydowania, kt贸rego w pierwszej chwili nie umia艂 zinterpretowa膰.

Deszcz nadal uderza艂 o okna. Odg艂os ten by艂 niezwykle uspokajaj膮cy.

Obejmuj膮ce go ramiona, silne i zarazem mi臋kkie, przekr臋ci艂y go uwa偶nie na plecy. Harry pochyli艂 nad nim twarz, a lekki u艣miech zata艅czy艂 na jego ustach. U艣miech, od kt贸rego Draconowi zrobi艂o si臋 dziwnie s艂abo.

Na sekund臋 w jego oczach zamigota艂o pytanie, kt贸re umkn臋艂o niemal natychmiast. A potem usta Harry鈥檈go opad艂y 艂agodnie na jego w艂asne.


Mi艂o艣膰 to dzikie zwierz臋

Wpadasz w jej zasadzk臋

Wpatruje ci si臋 w oczy

Zaczarowuje, gdy spotykasz jej spojrzenie

(Rammstein, 鈥濧mour鈥)



Rozdzia艂 szesnasty



Powiedz, czy to pragnienie ma sw贸j kres?

Czy te偶 musz臋 ci臋 po偶膮da膰 wiecznie?



Czasami zadziwia艂o go, jak szybko rzeczy, o kt贸rych nawet nie przysz艂oby mu do g艂owy pomy艣le膰, nagle stan膮 si臋 normalno艣ci膮. Tak jak budzenie si臋 rano z przytulonym do niego cia艂em Dracona Malfoya, jego ciep艂ym, regularnym oddechem, nie wzbudzaj膮cym ani nieprzyjemnych odczu膰, ani parali偶uj膮cego strachu. Bez przypominania sobie straszliwej nocy w kapliczce, od kt贸rej w momentach takich jak ten wydawa艂a si臋 dzieli膰 go ca艂a wieczno艣膰, cho膰 poczucie czasu podpowiada艂o mu, 偶e od sierpnia mog艂o min膮膰 najwy偶ej sze艣膰 tygodni. Zmieniaj膮ce barw臋 li艣cie na drzewach zdradza艂y mu zbli偶aj膮c膮 si臋 jesie艅.

Niekiedy rozmy艣la艂, jak nieoczekiwane by艂o to, 偶e tak g艂adko pogodzili si臋 z uwi臋zieniem w tym domu i ze swoj膮 nieprzerwan膮, wzajemn膮 obecno艣ci膮. I jak szybko sam pozwoli艂 Draconowi zbli偶y膰 si臋 do siebie tak niebezpiecznie blisko, jak jeszcze nigdy 偶adnemu innemu m臋偶czy藕nie w ca艂ym swoim 偶yciu.

Najdziwniejsza jednak by艂a jego dziecinnie 艂atwa umiej臋tno艣膰 odsuwania na bok pyta艅, kt贸re w zasadzie powinny go by艂y zadr臋cza膰. Zw艂aszcza wtedy, gdy, tak jak tego ranka, ciep艂a, ciekawska d艂o艅 ostro偶nie wpe艂z艂a pod g贸r臋 jego pi偶amy i w u艂amku sekundy sprawi艂a, 偶e ca艂ym jego cia艂em wstrz膮sn膮艂 dreszcz.

Draco obieca艂 mu, 偶e nie b臋dzie zachowywa艂 si臋 ju偶 zbyt ofensywnie i do tej pory dotrzymywa艂 s艂owa, cho膰 inicjatywa do wymiany czu艂o艣ci najcz臋艣ciej wychodzi艂a od niego. Za ka偶dym razem zbli偶a艂 si臋 do Harry鈥檈go bardzo 艂agodnie, wr臋cz nie艣mia艂o, przechodz膮c do natarcia dopiero w贸wczas, gdy ten reagowa艂 zgodnie z 偶yczeniem. Ta niewypowiedziana umowa dawa艂a Harry鈥檈mu niezb臋dne poczucie pewno艣ci, kt贸re pozwala艂o mu zapomnie膰 si臋 bez reszty w ramionach Dracona. Czasem mia艂 wra偶enie, 偶e rozumiej膮 si臋 bez s艂贸w.

艢wiat doko艂a zawsze traci艂 sw膮 barw臋, blakn膮c, gdy wargi Dracona w niesko艅czenie pieszczotliwy spos贸b w臋drowa艂y po jego nagiej piersi. Wszystko znajduj膮ce si臋 poza 艂贸偶kiem traci艂o w tych chwilach ca艂e znaczenie. Uwielbia艂 przygl膮da膰 si臋 wtedy Draconowi spod p贸艂przymkni臋tych powiek, za ka偶dym razem od nowa zafascynowany skupieniem na jego twarzy i ogniem buzuj膮cym w szarych, zwykle tak ch艂odnych, oczach.

St艂umione st臋kni臋cie wyrwa艂o mu si臋 z gard艂a, gdy Malfoy obj膮艂 go za biodra, zatapiaj膮c j臋zyk w p臋pku. W normalnych warunkach zawstydzi艂by si臋 tak wydanego d藕wi臋ku, ale mi臋dzy nimi od samego pocz膮tku nic nie by艂o normalne.

Hmmm鈥 wsz臋dzie smakujesz dobrze鈥 鈥 G艂os Dracona by艂 mi臋kki i chropawy jednocze艣nie, jak szczotkowany pod w艂os aksamit. Harry poczu艂 gor膮cy dreszcz sp艂ywaj膮cy po plecach.

Draco posuwa艂 si臋 w ci膮gu kilku ostatnich dni powoli, ale z pewno艣ci膮 co do wytyczonego celu, niczym 艣lepiec brn膮cy do przodu w ciemno艣ciach. Za ka偶dym razem udawa艂o mu si臋 zrobi膰 jeden male艅ki krok dalej, daj膮c Harry鈥檈mu czas na przywykni臋cie do fizycznej blisko艣ci i jego dotyku.

Bicie serca rozlega艂o si臋 echem zbyt g艂o艣nym jak na cisz臋 poranka. Draco skubn膮艂 w delikatnym poca艂unku p艂atek ucha Harry鈥檈go, doskonale wiedz膮c, 偶e doprowadza go tym do szale艅stwa. Jego palce zacz臋艂y zabawia膰 si臋 brzegiem spodni od pi偶amy.

Mog臋? 鈥 zapyta艂 u艣miechaj膮c si臋 uwodzicielsko i bardzo sugestywnie.

Harry waha艂 si臋 zaledwie przez sekund臋, zanim kr贸tko skin膮艂 g艂ow膮. Tyle samo czasu zaj臋艂o zr臋cznym d艂oniom Malfoya pozbawienie go pi偶amy.

Dziwnie by艂o le偶e膰 nago przed zupe艂nie ubranym Draconem, kl臋cz膮cym nad jego cia艂em i przesuwaj膮cym po nim wyg艂odnia艂ym spojrzeniem. Nie dane mu by艂o jednak zastanawia膰 si臋 nad tym zbyt d艂ugo.

Zmys艂y Harry鈥檈go otworzy艂y si臋, gotowe poch艂on膮膰 ka偶de wra偶enie. Cierpki i zarazem s艂odkawy zapach Dracona osza艂amia艂 go. Zacz膮艂 oddycha膰 szybciej, gdy czu艂e palce z trudn膮 do zniesienia powolno艣ci膮 prze艣lizgiwa艂y si臋 po wewn臋trznej stronie jego ud. Mimo zamkni臋tych oczu czu艂 u艣miech Dracona.

St臋kn膮艂, gdy 艣mia艂a d艂o艅 otoczy艂a jego erekcj臋. I zareagowa艂 niemal szokiem, gdy po chwili do艂膮czy艂y do niej niesko艅czenie mi臋kkie wargi.

Przygryz艂 grzbiet r臋ki, z wysi艂kiem t艂umi膮c ochryp艂y krzyk. Bezskutecznie pr贸bowa艂 zapanowa膰 nad nat艂okiem nieopisanych dozna艅, spadaj膮cych na niego ze wszystkich stron i wypieraj膮cych z g艂owy racjonalne my艣li.

Kierowany wewn臋trznym przymusem, otworzy艂 oczy. To, co ujrza艂, by艂o osobliwie dziwaczne, a zarazem przepi臋kne i bardziej erotyczne ni偶 wszystko, co prze偶y艂 do tej pory. Draco pochyla艂 g艂ow臋 nad jego podbrzuszem, przesuwaj膮c ustami i j臋zykiem po najwra偶liwszej cz臋艣ci jego cia艂a. Harry zadygota艂, a narodzony gdzie艣 g艂臋boko krzyk tym razem nie pozwoli艂 si臋 zatrzyma膰.

W najbardziej absurdalnym z marze艅 nie m贸g艂 wyobrazi膰 sobie dziedzica szacownego rodu Malfoy贸w, kl臋cz膮cego przed nim i bior膮cego go w usta. Sama my艣l o tym pozbawi艂aby go pewnie przytomno艣ci z podniecenia. A rzeczywisto艣膰 bezlito艣nie usuwa艂a naj艣mielsz膮 fantazj臋 w cie艅.

Z j臋kiem odrzuci艂 g艂ow臋 w ty艂 i kurczowo zacisn膮艂 palce na prze艣cieradle. Ogarnia艂a go dziwna niewa偶ko艣膰, zatapiaj膮c go w powodzi euforii. Biodra same, bez udzia艂u woli, wychodzi艂y naprzeciw tym niewiarygodnie osza艂amiaj膮cym ustom, daj膮c Draconowi zaproszenie, na kt贸ry zdawa艂 si臋 czeka膰, by nada膰 swym staraniom wi臋cej intensywno艣ci.

Przez Harry鈥檈go przep艂ywa艂o zbyt wiele bod藕c贸w i dozna艅 naraz. Wiedzia艂, 偶e nie zdo艂a powstrzyma膰 si臋 d艂ugo. Spr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰 i 艂agodnie odepchn膮膰 Dracona, ale Malfoy nie pozwoli艂 mu si臋 wycofa膰. Silnie schwyci艂 przegub Harry鈥檈go i delikatnie, cho膰 zdecydowanie zmusi艂 go do pozostania w dotychczasowej pozycji, nie przerywaj膮c przy tym pieszczot.

To przepe艂ni艂o kielich. Resztka opanowania, kt贸r膮 jeszcze mia艂, przepad艂a w jednej chwili. Przesta艂 my艣le膰 o tym, co robi. Woln膮 r臋k膮 obj膮艂 potylic臋 Dracona, przyci膮gaj膮c go jeszcze bli偶ej, wbijaj膮c si臋 g艂臋biej mi臋dzy jego wargi. Jak przez wat臋 us艂ysza艂 st艂umione st臋kni臋cie Malfoya. Bia艂e b艂yskawice zata艅czy艂y mu przed oczami, gdy dochodzi艂. Dysza艂, 艂api膮c powietrze i czuj膮c, jak oszala艂e cia艂o wygina si臋 w 艂uk, by po chwili bezsilnie zwiotcze膰. Brze偶kiem 艣wiadomo艣ci zarejestrowa艂, jak Draco opada na poduszk臋 obok niego. Obaj oddychali ci臋偶ko.

Podczas gdy fale rozkoszy powoli nikn臋艂y, zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jak ktokolwiek m贸g艂 uwa偶a膰 co艣 tak cudownego i niesko艅czenie pi臋knego za przeciwne naturze.



***



Wszystko w porz膮dku? 鈥 zapyta艂, patrz膮c z niepokojem na Pottera, kt贸ry ju偶 od p贸艂 godziny w milczeniu przerzuca艂 akta z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. 鈥 Nic nie m贸wisz.

Harry drgn膮艂 na d藕wi臋k jego g艂osu.

Przepraszam 鈥 wymamrota艂, odruchowo poprawiaj膮c okulary. 鈥 Zamy艣li艂em si臋.

Na usta Dracona wyp艂yn膮艂 u艣mieszek.

Tak? 鈥 odezwa艂 si臋 z udawan膮 niewinno艣ci膮. 鈥 Przypadkiem nie na temat鈥 dzisiejszego poranka?

Cie艅 rumie艅ca na policzkach Harry鈥檈go zdradzi艂 mu, 偶e trafi艂 w dziesi膮tk臋.

Noo鈥 鈥 zacz膮艂 Harry w zak艂opotaniu 鈥 Nie spodziewa艂em si臋, 偶e鈥 zrobisz鈥 co艣 takiego.

Co艣 takiego? 鈥 Dlaczego dra偶nienie Harry鈥檈go sprawia艂o mu tak nieziemsk膮 przyjemno艣膰? 鈥 My艣la艂e艣, 偶e nigdy nie obci膮gn膮艂bym ustami innemu facetowi?

Czerwie艅 na twarzy Pottera nabra艂a soczystej g艂臋bi. K膮ciki jego ust drgn臋艂y jednak w t艂umionym u艣miechu.

Draco pochyli艂 si臋 do przodu i wbi艂 wzrok w zielone oczy Harry鈥榚go.

Potrafi臋 robi膰 o wiele bardziej nieprzyzwoite rzeczy 鈥 wyja艣ni艂 neutralnym tonem, jakby w艂a艣nie m贸wi艂 o pogodzie. 鈥 Oczywi艣cie tylko wtedy, je艣li zechcesz.

Odpowiedzi膮 Harry鈥檈go by艂 urwany odg艂os oscyluj膮cy mi臋dzy 偶achni臋ciem a 艣miechem.

Dzi臋ki, by膰 mo偶e skorzystam kiedy艣 z oferty 鈥 odpar艂 r贸wnie 艣mia艂o z niezaprzeczalnie szelmowskim b艂yskiem w oku. 鈥 I by膰 mo偶e wolno mi te偶 b臋dzie za co艣 si臋 zrewan偶owa膰.

Gor膮co we wn臋trzu Dracona momentalnie przenios艂o si臋 w ni偶sze rejony. Czy Harry naprawd臋 nie mia艂 poj臋cia o swym talencie nie艣wiadomego uwodzenia? Wysi艂kiem woli zapanowa艂 nad rosn膮cym od nowa po偶膮daniem.

Chc膮c zaj膮膰 my艣li czym艣 innym, si臋gn膮艂 do kolejnego stosu dokument贸w, wiedz膮c, 偶e taktyka ta nie zaowocuje odwr贸ceniem uwagi. Wo艅 pergaminu nie by艂a w stanie do ko艅ca st艂umi膰 m膮c膮cego mu zmys艂y zapachu, bij膮cego od sk贸ry Harry鈥榚go.

W ci膮gu kilku ostatnich dni odwalili ca艂膮 mas臋 roboty. Oczywi艣cie, 偶e Draco nie spodziewa艂 si臋 odnale藕膰 zdrajcy wy艂膮cznie na podstawie akt personalnych. Ale uda艂o im si臋 wypracowa膰 metod臋, kt贸ra pozwoli艂aby im p贸藕niej, ju偶 w ministerstwie, zaw臋zi膰 kr膮g podejrzanych.

Mamy razem dwadzie艣cia siedem os贸b zatrudnionych w przeci膮gu ostatnich sze艣ciu miesi臋cy 鈥 odezwa艂 si臋 Draco, marszcz膮c czo艂o. 鈥 Teoretycznie ka偶da z nich mog艂a wej艣膰 w posiadanie informacji pochodz膮cych z bliskich kr臋g贸w Knota. Lub og贸lnie dowiedzie膰 si臋 czego艣 na temat tajnych projekt贸w.

Dwadzie艣cia osiem 鈥 odpar艂 Harry z u艣miechem. 鈥 Je艣li doliczymy Zabiniego.

Nie zrezygnowa艂e艣, prawda? 鈥 Draco wykrzywi艂 si臋 w sceptycznym grymasie. 鈥 Zapewniam ci臋, 偶e ten trud mo偶esz sobie odpu艣ci膰. 鈥 Nie czekaj膮c na odpowied藕 Harry鈥檈go, podchwyci艂 inn膮 my艣l, kt贸ra w艂a艣nie zjawi艂a si臋 w jego g艂owie. 鈥 Kto w艂a艣ciwie by艂 obecny w chwili, gdy Knot wyda艂 wam rozkaz zbadania 艣lad贸w w Zakazanym Lesie?

Przez chwil臋 Harry wpatrywa艂 si臋 w niego z zaskoczeniem.

Opr贸cz Ginny i Terry鈥檈go obecni byli Hestia Jones i Dedalus Diggle 鈥 zacz膮艂 w skupieniu. 鈥 Ale to aurorzy, cz艂onkowie Zakonu Feniksa, regularnie poddawani testom z u偶yciem Veritaserum. A tego paskudztwa zasadniczo nie spos贸b wykiwa膰.

Czyli to ma艂o prawdopodobne, 偶eby jeden z auror贸w by艂 zdrajc膮. 鈥 Draco potar艂 podbr贸dek. 鈥 Ale co z ich przyjaci贸艂mi i cz艂onkami rodzin?

Harry j臋kn膮艂 cicho. Zabrzmia艂o to, jakby by艂 zrezygnowany.

Pracownicy ministerstwa z zasady s膮 zobligowani do zachowania dyskrecji na temat wszelkich spraw wewn臋trznych 鈥 rzek艂, przeczesuj膮c palcami w艂osy, kt贸re w odpowiedzi nastroszy艂y si臋 jeszcze bardziej ni偶 zwykle. 鈥 Hestia 偶yje z jakim艣 mugolem, o ile mi wiadomo. A Dedalus owdowia艂 par臋 lat temu. O ich dalszej rodzinie nic mi nie wiadomo. 鈥 Odetchn膮艂 g艂o艣no, zanim wr贸ci艂 do tematu. 鈥 Ale je艣li mamy szuka膰 szpiega poza ministerstwem, to spokojnie mo偶emy zacz膮膰 podejrzewa膰 po艂ow臋 czarodziejskiego 艣wiata. Pozostaje pytanie, czy kto艣 postronny by艂by w og贸le w stanie dowiedzie膰 si臋 o tym rozkazie wystarczaj膮co wcze艣nie, by m贸c ostrzec 艣miercio偶erc贸w.

Czu艂, jak rezygnacja przenosi si臋 i na niego. Czy偶by odnalezienie tego, kt贸ry zdradzi艂 zesp贸艂 Harry鈥榚go, mia艂o naprawd臋 okaza膰 si臋 niemo偶liwe?

Co z eliksirem wielosokowym? 鈥 spr贸bowa艂 ponownie. 鈥 Czy kto艣, kto zechcia艂by si臋 wielosokowa膰 w jakiego艣 pracownika, m贸g艂by dosta膰 si臋 do ministerstwa?

Systemy bezpiecze艅stwa natychmiast wywo艂a艂yby alarm, gdyby kto艣 spr贸bowa艂 鈥 odpowiedzia艂 Potter, potrz膮saj膮c g艂ow膮. 鈥 W tym wzgl臋dzie dzi臋kuj臋 Knotowi za jego paranoj臋.

Zn贸w siedzieli w milczeniu, roztrz膮saj膮c w艂asne pomys艂y rozwi膮zania problemu. Wiatr pogwizdywa艂 cicho w wygaszonym kominku.

Co zrobi艂by艣, gdyby zdrajca wpad艂 ci w r臋ce? 鈥 zapyta艂 Draco po chwili.

Harry przez kilka sekund zbiera艂 si臋 na odpowied藕. Draco widzia艂 jego drgaj膮ce powieki i odwr贸cone w bok spojrzenie.

Nie wiem 鈥 przyzna艂 wreszcie. 鈥 Zale偶y, kto nim jest, tak mi si臋 wydaje.

Draco opu艣ci艂 wzrok.

A co ze 艣miercio偶ercami? Rookwood? Do艂ohow? Avery?

Zauwa偶y艂, 偶e Harry wzdrygn膮艂 si臋 na d藕wi臋k tych nazwisk. Rysy jego twarzy stwardnia艂y jak marmur, a szcz臋ki wyst膮pi艂y do przodu. Draco powa偶y艂 si臋 na nast臋pny krok.

Zabi艂by艣 ich, gdyby艣 mia艂 po temu okazj臋?

A ty zrobi艂by艣 to, b臋d膮c na moim miejscu? Gdyby to ciebie wyszydzali i upokarzali, podczas gdy kto艣 z ich kr臋gu by ci臋 gwa艂ci艂? 鈥 G艂os Harry鈥檈go by艂 jednocze艣nie mi臋kki i lodowaty, a oczy sypa艂y iskrami. 鈥 Pos艂a艂by艣 im na g艂owy zaledwie Avad臋? Czy mo偶e wola艂by艣 powoli pozbawi膰 ich zmys艂贸w Cruciatusem?

Zimno ogarn臋艂o Dracona niepowstrzyman膮 fal膮. Pr贸bowa艂 ukry膰 trosk臋 pod p艂aszczykiem sztucznego u艣miechu, kt贸ry jednak zastyg艂 w p贸艂 drogi w dziwny grymas.

Nie umiem rzuca膰 Niewybaczalnych, wi臋c to pytanie nie ma dla mnie najmniejszego sensu.

Nie umiesz? 鈥 Harry wytrzeszczy艂 oczy ze zdziwienia. 鈥 Zawsze my艣la艂em, 偶e ka偶dy pozostaj膮cy w s艂u偶bie Voldemorta potrafi obchodzi膰 si臋 z Niewybaczalnymi.

Co艣 w jego tonie sprawi艂o Draconowi b贸l, cho膰 nie umia艂 okre艣li膰, z jakiego powodu. By膰 mo偶e dlatego, 偶e Harry bezpo艣rednio nawi膮za艂 do g艂臋bokiej przepa艣ci, dziel膮cej ich od zawsze, kt贸ra nie znikn臋艂a nawet wtedy, gdy zacz臋li walczy膰 po tej samej stronie.

Mo偶liwe, 偶e ze spor膮 doz膮 szcz臋艣cia zdo艂a艂bym wywo艂a膰 krwotok z nosa lub podbite oko, gdybym zechcia艂 wypr贸bowa膰 je na tobie 鈥 odpar艂 zgry藕liwiej ni偶 zamierza艂.

Harry patrzy艂 na niego w zdumieniu, a potem zacz膮艂 chichota膰, zanim nie zani贸s艂 si臋 g艂o艣nym 艣miechem. By艂o w tym co艣 wyzwalaj膮cego. Ten 艣miech mia艂 moc roz艂adowania sytuacji.

Draco u艣miechn膮艂 si臋 kr贸tko w odpowiedzi, po czym spowa偶nia艂 na nowo.

Czego by艣 nie robi艂, obiecaj mi jedno: 偶e b臋dziesz ostro偶ny. 鈥 Wiedzia艂, 偶e jego s艂owa zabrzmia艂y stanowczo.

艢miech Harry鈥檈go ucich艂, ale jego wargi nadal wygina艂y si臋 w rozbawieniu. Mimo tego, s艂owa, kt贸re pad艂y teraz z jego ust, mia艂y w sobie co艣 z uroczystej przysi臋gi.

Obiecuj臋, ale tylko wtedy, gdy ty obiecasz mi to samo.



***



Sta艂 nad brzegiem jeziora, spogl膮daj膮c na wod臋. Wiatr ni贸s艂 wyczuwalne zimno, wi臋c owin膮艂 wok贸艂 siebie ramiona, chc膮c ochroni膰 si臋 nieco przed ch艂odem. Pod stopami czu艂 przyjemn膮 mi臋kko艣膰 piasku. Ciemne chmury gro藕nymi cieniami zasnu艂y niebo. Wiedzia艂, 偶e zanosi si臋 na deszcz. By艂o mu to oboj臋tne.

Rozmowa z Draconem zburzy艂a w nim wewn臋trzny spok贸j, sprawi艂a, 偶e wraz z nienawi艣ci膮 do dr臋czycieli na nowo zakie艂kowa艂a w nim my艣l o zem艣cie. Nie m贸g艂 si臋 przed tym powstrzyma膰.

Wiatr szarpa艂 w艂osami Harry鈥榚go. Opad艂e, wilgotne li艣cie wirowa艂y w powietrzu. Zamkn膮艂 oczy, my艣l膮c o Ginny, pani Weasley, Ronie i Hermionie. Pr贸bowa艂 przep臋dzi膰 cienie z powrotem w mrok. Nie udawa艂o si臋. Pierwsze ci臋偶kie krople opad艂y na piasek.

Wyczu艂 obecno艣膰 Dracona, zanim ten dotar艂 do brzegu. Nie zdziwi艂 si臋 te偶, gdy na jego ramieniu spocz臋艂a nagle r臋ka.

Wracaj do domu. 鈥 G艂os by艂 zaledwie szeptem, ale zdo艂a艂 przebi膰 si臋 przez szum wiatru. 鈥 Zmokniesz.

Niespiesznie odwr贸ci艂 si臋 do Malfoya. Przez chwil臋 mia艂 wra偶enie, 偶e tonie w jego oczach. Draco u艣miechn膮艂 si臋 kr贸tko, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i pieszczotliwie przesun膮艂 palcami po rozczochranych w艂osach Harry鈥檈go.

W tym momencie dotar艂o do niego, 偶e Draco by艂 jedynym, kt贸ry by艂 w stanie przynajmniej cz臋艣ciowo wesprze膰 go i pocieszy膰. Nie Ginny, nie pani Weasley, i nie Ron ani Hermiona. Jedynie Draco. Poniewa偶 go rozumia艂. Poniewa偶 jego samego r贸wnie偶 dr臋czy艂o co艣 podobnego. Poniewa偶 jego nienawi艣膰 by艂a wymierzona przeciw tym samym oprawcom, co jego w艂asna.

Bez zastanowienia obj膮艂 Dracona za szyj臋. Wyczu艂 trwaj膮ce u艂amek sekundy zdziwienie, gdy bez ostrze偶enia przycisn膮艂 usta do jego ciep艂ych, mi臋kkich warg. A chwil臋 p贸藕niej Malfoy ch臋tnie wpu艣ci艂 j臋zyk Harry鈥檈go do 艣rodka.

Deszcz uderza艂 w nich ju偶 strumieniami. Harry niemal tego nie zauwa偶a艂, zbyt zaj臋ty zdobywaniem tych zapieraj膮cych dech ust. S艂ysza艂 urwane westchnienia Dracona, czu艂, jak jego r臋ce obejmuj膮 go w pasie, przyciskaj膮c mocno do siebie, podczas gdy on sam nami臋tnie oddawa艂 poca艂unek.

Nie wiedzia艂, ile czasu min臋艂o. Dopiero gdy Malfoy 艂agodnie wyzwoli艂 si臋 z jego ramion, u艣wiadomi艂 sobie, 偶e byli przemoczeni do suchej nitki. Zadr偶a艂 w podmuchu zimnego, wschodniego wiatru.

Woda skapywa艂a z w艂os贸w i nosa Dracona, jego policzki by艂y lekko zaczerwienione.

Lepiej kontynuujmy wewn膮trz 鈥 zaproponowa艂 zachrypni臋tym g艂osem.

Harry zdoby艂 si臋 tylko na skini臋cie g艂ow膮. Draco schwyci艂 go za r臋k臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮 na zab艂ocon膮 艣cie偶k臋. Huk grzmotu towarzyszy艂 im, zanim nie znikn臋li w g艂臋bi domu.

Szybko przeszli przez kuchni臋 i przedpok贸j, 偶eby pozostawi膰 jak najmniej brudu i ka艂u偶. Stare schody zaskrzypia艂y pod ich stopami. Weszli do sypialni Harry鈥檈go, Draco otworzy艂 drzwi do 艂azienki i w tej samej chwili cofn膮艂 si臋 o krok, przestraszony.

Zn贸w co艣 nowego鈥 鈥 mrukn膮艂 nerwowo, post臋puj膮c w bok i pokazuj膮c Harry鈥檈mu zasz艂膮 zmian臋.

Patrzy艂, zaskoczony. 艁azienka si臋 powi臋kszy艂a, ale nie by艂o to jedyn膮 nowo艣ci膮. W jej tylnym k膮cie, zaraz obok prysznica, pojawi艂a si臋 nagle wielka, kanciasta wanna, kt贸rej wcze艣niej tu nie by艂o. Wanna oferuj膮ca wystarczaj膮co du偶o miejsca dla dw贸ch os贸b.


Mamy ignorowa膰 偶arty tego zwariowanego domu? 鈥 zapyta艂 Malfoy cicho. Harry widzia艂 jego posinia艂e wargi i wstrz膮saj膮ce nim zimno. 鈥 Czy mo偶e lepiej z nich skorzysta膰?

Harry dr偶a艂 na ca艂ym ciele. W tej chwili nie istnia艂o nic bardziej kusz膮cego od gor膮cej k膮pieli.

Ignorowa膰 by艂oby kompletnym marnotrawstwem 鈥 odpar艂, szcz臋kaj膮c z臋bami.

Draco skin膮艂 g艂ow膮 bez s艂owa, po czym podszed艂 do wanny, odkr臋ci艂 kurek z gor膮c膮 wod膮 i jeszcze jeden inny, z kt贸rego pop艂yn膮艂 pachn膮cy, r贸偶owy p艂yn do k膮pieli.

Plusk wpadaj膮cej do wanny wody miesza艂 si臋 z b臋bnieniem kropel o okno. Zrobi艂o si臋 prawie ciemno. Ma艂a lampa nad lustrem zala艂a 艂azienk臋 mi臋kkim, uspokajaj膮cym 艣wiat艂em.

Wzajemnie zdj臋li z siebie przemoczone ubrania, jakby by艂o to najnaturalniejsz膮 rzecz膮 na 艣wiecie. Powoli i ostro偶nie, jak w wymagaj膮cym czci rytuale. Oczy Dracona b艂yszcza艂y szczeg贸ln膮 powag膮. 呕aden z nich nie wym贸wi艂 ani s艂owa, lecz milczenie nie ci膮偶y艂o im ani troch臋.

R贸wnie naturalnie Harry u艂o偶y艂 si臋 w wannie tak, by oprze膰 si臋 plecami o pier艣 Dracona, obejmuj膮cego go ramionami. Tak, jakby ju偶 zawsze mia艂o tak by膰. Harry le偶a艂 przez jaki艣 czas bez ruchu z zamkni臋tymi oczami, rozkoszuj膮c si臋 blisko艣ci膮 Malfoya i ciep艂em wody, kt贸ra w kilka minut wypar艂a zimno z cia艂a i okry艂a sk贸r臋 delikatnym rumie艅cem.

Na czym stan臋li艣my? 鈥 zapyta艂 Draco, opieraj膮c podbr贸dek na jego ramieniu. W jego g艂osie pobrzmiewa艂o co艣 uwodzicielskiego, budz膮c w brzuchu Harry鈥檈go znajome trzepotanie. R臋ka Malfoya ostro偶nie odwr贸ci艂a jego g艂ow臋 w bok. Musn臋艂y go jedwabiste usta, z臋by zag艂臋bi艂y si臋 zalotnie w dolnej wardze, a j臋zyk dra偶ni膮co uderzy艂 o jego w艂asny, wycofuj膮c si臋 po chwili.

U艣miechaj膮c si臋, Harry obr贸ci艂 si臋 w wannie. Ukl膮k艂 na udach Dracona, z艂apa艂 go za przeguby i przytrzyma艂 je pod wod膮, zbli偶aj膮c do niego twarz.

Co to za gierki? 鈥 zapyta艂 szorstko.

Draco wykrzywi艂 si臋 w zuchwa艂ym grymasie.

Chod藕 bli偶ej, poka偶臋 ci 鈥 wyszepta艂, trac膮c dech. Jego oczy pociemnia艂y z podniecenia.

Otaczaj膮ce ich powietrze trzeszcza艂o od napi臋cia. Harry st臋kn膮艂, gdy ich wargi spotka艂y si臋 znowu. Rozkoszowa艂 si臋 niem膮 walk膮 ich j臋zyk贸w. Ucisk w podbrzuszu narasta艂 do granic wytrzyma艂o艣ci. W poca艂unku smakowa艂 w艂asn膮 偶膮dz臋 i pragnienie. By艂 pewien, 偶e Draco te偶 to wyczuwa.

Z trudem oderwa艂 si臋 od ust Malfoya, dysz膮c ci臋偶ko. A potem chwyci艂 butelk臋 z myd艂em w p艂ynie stoj膮c膮 na brzegu wanny i wycisn膮艂 z niej zimny strumie艅 prosto na nag膮 pier艣 przed nim. Draco zadr偶a艂.

Wiedzia艂em, 偶e lubisz mnie m臋czy膰 鈥 zawarcza艂. Ale gdy Harry zacz膮艂 my膰 go delikatnymi, okr臋偶nymi ruchami, sta膰 go ju偶 by艂o tylko na ciche westchnienie ekstazy. Jego odpr臋偶one mi臋艣nie pod palcami Harry鈥檈go by艂y przyjemnie mi臋kkie.

Butelka z szamponem znajdowa艂a si臋 niestety poza bezpo艣rednim zasi臋giem.

Tylko mi nie uciekaj 鈥 szepn膮艂 Harry z u艣miechem. Odwr贸ci艂 si臋 ty艂em do Dracona i wspar艂 kolana o ma艂e siedzenie we wg艂臋bieniu na brzegu wanny, wychylaj膮c si臋 w stron臋 p贸艂ki z szamponem. Zanim go dosi臋gn膮艂, poczu艂 na sk贸rze ciep艂e, mokre d艂onie.

Chyba nie my艣la艂e艣, 偶e usiedz臋 spokojnie na taki widok? 鈥 wymrucza艂 Draco za nim, 艂agodnie chwytaj膮c go za biodra, dotykaj膮c ustami kr臋gos艂upa w po艂owie plec贸w i wolniutko kieruj膮c je w d贸艂.

Harry zamkn膮艂 oczy, boj膮c si臋 oddycha膰. Ucisk w podbrzuszu przybra艂 na sile. Wargi Dracona dotar艂y do jego ty艂ka i najwyra藕niej nie zamierza艂y ko艅czy膰 swej podr贸偶y. Wr臋cz przeciwnie. 鈥濷n chyba nie chce鈥︹, rozb艂ysn臋艂o w tej cz臋艣ci m贸zgu Harry鈥檈go, kt贸ra by艂a jeszcze zdolna do formu艂owania my艣li. 鈥濼ego鈥 chyba nie zrobi鈥︹

Wstrz膮s targn膮艂 ca艂ym jego cia艂em, gdy 艣mia艂y j臋zyk wsun膮艂 si臋 mi臋dzy jego po艣ladki. J臋kn膮艂 g艂o艣no, odrzucaj膮c g艂ow臋 w ty艂 i czuj膮c, jak p艂omienie ogarniaj膮 jego twarz. Sprzeczne uczucia toczy艂y walk臋 w jego g艂owie, wstyd przeciwko pragnieniu. Czego艣 takiego nie wypada艂o przecie偶 robi膰. A mo偶e jednak? Pr贸bowa艂 uciec przed pieszczot膮 j臋zyka, ale Malfoy uwi臋zi艂 mu biodra w silnym uchwycie swych d艂oni. D艂oni, kt贸re sprawi艂y, 偶e skapitulowa艂 po kilku sekundach.

Resztk膮 si艂 z艂apa艂 wieszak do r臋cznik贸w i trzyma艂 si臋 go kurczowo, podczas gdy 艣wiat rozp艂ywa艂 si臋 przed jego oczami w g臋stej mgle. Na po艣ladkach czu艂 ciep艂y oddech Dracona, zanim jego j臋zyk ponownie zapu艣ci艂 si臋 na teren, kt贸rego do tej pory nikt jeszcze nie zbada艂 u Harry鈥檈go w ten spos贸b. Mocno przygryz艂 doln膮 warg臋, czuj膮c w ustach metaliczny smak krwi. Mimowolnie pochyli艂 si臋 g艂臋boko do przodu, wyginaj膮c plecy w 艂uk i wystawiaj膮c si臋 ca艂kowicie na dotyk Dracona.

Oddech zacz膮艂 mu si臋 rwa膰. Sekundy przeci膮ga艂y si臋 w minuty, a wszystko doko艂a straci艂o nagle znaczenie. Ca艂a jego koncentracja skupia艂a si臋 na tym, co dzia艂o si臋 mi臋dzy jego nogami.

Nigdy by mu nie przysz艂o do g艂owy, jak bardzo wra偶liwa potrafi by膰 sk贸ra w tym miejscu. Fale rozkoszy wstrz膮sn臋艂y jego nerwami, gdy j臋zyk ostro偶nie uderzy艂 o w膮ski kr膮g mi臋艣ni. Niepowstrzymanym j臋kiem przerwa艂 cisz臋. A potem s艂odka m臋czarnia nagle dobieg艂a ko艅ca.

Wzory na kafelkach rozmywa艂y mu si臋 przed oczami. Nie potrafi艂 z艂o偶y膰 偶adnej sensownej my艣li. Mi臋dzy nogami bole艣nie pulsowa艂a erekcja, b艂agaj膮c o wybawienie.

Draco 艂agodnie wci膮gn膮艂 go do ciep艂ej wody i zbli偶y艂 usta do jego ucha.

Chc臋 ci臋 鈥 zamrucza艂 t臋sknie, g艂askaj膮c pier艣 Harry鈥榚go. 鈥 Chc臋 ci臋 a偶 do b贸lu.

Nie by艂o 偶adnej paniki. Ani 偶adnych rozwa偶a艅 za i przeciw.

Wi臋c mnie we藕. 鈥 Jego s艂owa by艂y ca艂kowicie jasne, bez cienia w膮tpliwo艣ci. Strategia uwodzenia obrana przez Dracona nareszcie odnios艂a sukces. Je偶eli to, co mia艂o teraz nadej艣膰, b臋dzie w po艂owie tak dobre jak to tutaj, to by艂 wi臋cej ni偶 got贸w powa偶y膰 si臋 na nieznane.

Draco spojrza艂 na niego badawczo z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

Nie boisz si臋? 鈥 wyszepta艂. 鈥 Nie boisz si臋 tego, 偶e zn贸w m贸g艂bym straci膰 nad sob膮 kontrol臋? Tak jak w kapliczce?

Migotanie 艣wiat艂a na powierzchni wody hipnotyzowa艂o go. Kapliczka znajdowa艂a si臋 niesko艅czenie daleko od tej wanny. U艣miechn膮艂 si臋 z rozmarzeniem.

Nie 鈥 odpar艂 pewnym g艂osem. 鈥 Ju偶 si臋 ciebie nie boj臋.


A gdyby艣 by艂 kr贸lem, na tronie wysokim

By艂by艣 do艣膰 m膮dry, by da膰 mi odej艣膰?

Kr贸lowej, kt贸r膮 uwa偶asz za sw膮 w艂asn膮?

(Dido, 鈥濰unter鈥)



Rozdzia艂 siedemnasty



Zrobi si臋 zimno, gdy odejdziesz.

Wi臋c czemu mi nie powiesz, 偶ebym zosta艂?



Panno Weasley. 鈥 Przenikliwe, b艂臋kitne oczy spojrza艂y na ni膮 pytaj膮co sponad po艂贸wek okular贸w, gdy tylko przekroczy艂a pr贸g. Dumbledore nie wydawa艂 si臋 by膰 zbytnio zaskoczony jej obecno艣ci膮 w Hogwarcie, a je艣li ju偶, to nie okaza艂 tego otwarcie. 鈥 Czym mog臋 pani s艂u偶y膰?

By艂o dla niej oczywiste, 偶e doskonale wiedzia艂, z jakiego powodu si臋 tu zjawi艂a. Dlatego te偶 jego pytanie podzia艂a艂o na ni膮 jak p艂achta na byka. Zacisn臋艂a pi臋艣ci ukryte w kieszeniach.

Niech pan wreszcie wyci膮gnie Harry鈥檈go z tego domu. 鈥 Zauwa偶y艂a, 偶e g艂os dr偶a艂 jej nieznacznie, nie mog艂a jednak nad tym zapanowa膰. 鈥 Nie wydaje si臋 panu, 偶e obaj do艣膰 si臋 ju偶 nacierpieli?

Dumbledore westchn膮艂. Jego twarz by艂a dziwnie zapad艂a. W takich chwilach uprzytamnia艂a sobie, jak bardzo by艂 ju偶 stary.

Nigdy nie zamierza艂em sprawi膰 Harry鈥檈mu i Draconowi dodatkowego b贸lu 鈥 wyrzek艂 nieg艂o艣no. 鈥 Wie pani, 偶e zadecydowa艂em o tej formie terapii, gdy偶 uwa偶a艂em j膮 za jedyny spos贸b szybkiego przezwyci臋偶enia traumatycznych prze偶y膰. Voldemort niebawem odzyska si艂y. Nie pozosta艂o nam zbyt wiele czasu, by przygotowa膰 kolejny kontratak.

Przymkn臋艂a oczy na kilka sekund, zmuszaj膮c si臋 do zachowania spokoju. Powoli, nie czekaj膮c na zaproszenie z jego strony, opad艂a na sk贸rzany fotel stoj膮cy po drugiej stronie biurka.

Nie pierwszy raz prosi艂a ju偶 Dumbledore鈥檃 o przerwanie tej, jak on to okre艣la艂, terapii. Nie pierwszy raz s艂ysza艂a ju偶 wi臋c jego uzasadnienie, brzmi膮ce tak logicznie i rozs膮dnie, je艣li nie bra艂o si臋 pod uwag臋 strony emocjonalnej. Ale na sam膮 my艣l o tym, jak straszne musia艂o by膰 dla Harry鈥檈go przebywanie sam na sam w zamkni臋ciu z w艂asnym oprawc膮, jej wn臋trzno艣ci skr臋ca艂y si臋 ze wsp贸艂czucia. Gdyby w贸wczas wiedzia艂a o planach Dumbledore鈥檃, nigdy nie pozwoli艂aby wr贸ci膰 Harry鈥檈mu na Grimmauld Place, tyle by艂o jasne.

Ale czy to nie trwa ju偶 wystarczaj膮co d艂ugo? 鈥 Nerwowym ruchem za艂o偶y艂a sobie za ucho d艂ugie pasmo rudych w艂os贸w. 鈥 Jak d艂ugo chce pan ich jeszcze tam trzyma膰?

Nie trzymam ich tam 鈥 odezwa艂 si臋, powoli splataj膮c r臋ce. 鈥 Ten dom nie jest wi臋zieniem. Sam鈥 wypu艣ci Harry鈥檈go i Dracona, gdy nadejdzie odpowiedni czas 鈥 doda艂 po kr贸tkiej chwili wahania.

Nienawidzi艂a tych pozbawionych konkret贸w insynuacji, nie daj膮cych 偶adnej odpowiedzi na jej pytania.

A kiedy to mniej wi臋cej nast膮pi? 鈥 Nie chcia艂a podnosi膰 g艂osu, ale musia艂a stwierdzi膰, 偶e zaczyna traci膰 nad nim kontrol臋. 鈥 Chc臋 tylko wiedzie膰, 偶e Harry czuje si臋 dobrze. Czy偶bym wymaga艂a za du偶o?

Spojrza艂 ponad jej ramieniem na ogie艅 trzaskaj膮cy w kominku.

Niestety, nie jestem w stanie pani powiedzie膰, czy Harry czuje si臋 dobrze 鈥 wyja艣ni艂 powa偶nie. 鈥 Posiad艂o艣膰 otoczona jest magiczn膮 barier膮, za kt贸r膮 nie mog臋 zajrze膰.

Jedyne, co Ginny by艂a w stanie przez moment zrobi膰, to gapi膰 si臋 na niego w os艂upieniu.

Pan chyba nie m贸wi serio? 鈥 wybuchn臋艂a w ko艅cu, przera偶ona. 鈥 Sk膮d wi臋c b臋dzie pan wiedzia艂, czy pa艅ska genialna terapia odnosi skutek? Mo偶e obaj ju偶 dawno skoczyli sobie do garde艂?!

Dumbledore potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, u艣miechaj膮c si臋 pob艂a偶liwie.

Je偶eli co艣 by艂oby nie w porz膮dku, wiedzia艂bym o tym z pewno艣ci膮. Pod tym wzgl臋dem mog臋 pani膮 uspokoi膰. 鈥 Jego u艣miech zgas艂. Z zamy艣lon膮 min膮 zacz膮艂 uk艂ada膰 pi贸ra na swym biurku. Co艣 wydawa艂o si臋 go dr臋czy膰, czu艂a to wyra藕nie. Przyprawia艂o j膮 to o niepok贸j. 鈥 Nie mog臋 obserwowa膰 Harry鈥檈go i Dracona, nawet bym tego nie chcia艂. Ludzie instynktownie wiedz膮, gdy kto艣 im si臋 przygl膮da. Nie chcia艂em tym dodatkowo obci膮偶a膰 ich, i tak ju偶 do艣膰 trudnej, sytuacji. Pomijaj膮c fakt, 偶e istnieje co艣 takiego, jak sfera prywatna 鈥 uzupe艂ni艂, unosz膮c brwi.

Ogarn臋艂a j膮 rezygnacja i poczucie wypalenia. By艂a zbyt wyczerpana, by zmaga膰 si臋 z przyw贸dc膮 Zakonu Feniksa.

Niech pan jeszcze raz nad tym pomy艣li 鈥 powiedzia艂a wreszcie cicho, podnosz膮c si臋 z fotela. 鈥 Do艣膰 nas ju偶 martwi, 偶e jutro wieczorem nie b臋dzie z nami Rona i Hermiony. I nie chcemy, 偶eby w dodatku zabrak艂o Harry鈥榚go. W ko艅cu on te偶 jest cz臋艣ci膮 rodziny.

Zamruga艂a kilka razy, pragn膮c odegna膰 cisn膮ce si臋 do oczu 艂zy. Jego milczenie by艂o przyt艂aczaj膮ce. Odwr贸ci艂a si臋 i post膮pi艂a kilka krok贸w w kierunku drzwi.

Panno Weasley?

Zatrzyma艂a si臋 na d藕wi臋k g艂osu i powoli zwr贸ci艂a w jego stron臋. W oczach Dumbledore'a go艣ci艂 trudny do odczytania wyraz.

Spe艂ni臋 pani 偶yczenie. I tym samym 偶yczenie pani Malfoy 鈥 wyrzek艂 mi臋kkim tonem. 鈥 Maj膮 panie racj臋. Nie mo偶emy d艂u偶ej czeka膰.

Zala艂a j膮 wdzi臋czno艣膰, ale jednocze艣nie pojawi艂 si臋 te偶 l臋k. Zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e przerwanie terapii mog艂o by膰 ryzykowne.

Uda im si臋? 鈥 wyszepta艂a ledwo s艂yszalnie. 鈥 Czy Harry i Draco b臋d膮 mogli wr贸ci膰 do aktywnej s艂u偶by?

Ujrza艂a b艂ysk w jego oczach. Mo偶liwe, 偶e by艂 najpot臋偶niejszym czarodziejem 艣wiata, ale zarazem i cz艂owiekiem. Kt贸ry po cz臋艣ci dzieli艂 jej l臋k.

Musi im si臋 uda膰 鈥 odpowiedzia艂 zwi臋藕le. 鈥 W innym przypadku nie wiem, jak膮 jeszcze mogliby艣my mie膰 nadziej臋.



***



W ci膮gu kolejnych miesi臋cy cz臋sto dziwi艂 si臋, jak mocno zapad艂y mu w pami臋膰 najmniejsze, pozornie niewa偶ne szczeg贸艂y. Pami臋ta艂 pow贸d藕 deszczu, niczym perliste 艂zy sp艂ywaj膮cego po szybach, grzmoty, wstrz膮saj膮ce posadami starego domu. I jasne eksplozje b艂yskawic, na kilka sekund zalewaj膮ce przyciemniony pok贸j o艣lepiaj膮cym 艣wiat艂em.

Nie m贸g艂 zapomnie膰 niczego, absolutnie niczego. Przyjemnego ch艂odu prze艣cierad艂a pod plecami. Odg艂osu przyspieszonych oddech贸w w ciszy pomi臋dzy kolejnymi grzmotami. Pieszczoty d艂oni na rozgrzanej sk贸rze. A przede wszystkim mi臋kkich ust, ca艂uj膮cych go niemal do utraty przytomno艣ci.

Pami臋ta艂 prowokuj膮ce s艂owa Dracona. Jeszcze nie jest za p贸藕no. Jeszcze mo偶esz si臋 wycofa膰. Pami臋ta艂 te偶, 偶e ani przez sekund臋 nie bra艂 tej mo偶liwo艣ci pod uwag臋, mimo niepokoj膮cego trzepotu w brzuchu, rosn膮cego z ka偶d膮 chwil膮.

Dziwnie by艂o le偶e膰 nago, z roz艂o偶onymi nogami, pod innym m臋偶czyzn膮. Zdaj膮c si臋 kompletnie na jego 艂ask臋 i nie艂ask臋. Czuj膮c 偶ar jego sk贸ry mi臋dzy udami. I spoczywaj膮cy na nim ci臋偶ar cia艂a, kt贸re powoli przestawa艂o by膰 obce. Ciep艂e tchnienie oddechu, 艂askocz膮ce jego bark.

Malfoy przygotowywa艂 go z niesko艅czon膮 powolno艣ci膮, nie 偶a艂uj膮c czasu na przyzwyczajenie go do ca艂ej masy nowych dozna艅. Nie 偶a艂uj膮c go tak bardzo, 偶e Harry zaczyna艂 by膰 prawie niecierpliwy. Ale tylko prawie.

Twarz Dracona z tej nocy zapad艂a mu g艂臋boko w pami臋膰. Wyraz jego oczu. Drzemi膮ca w nich nieposkromiona nami臋tno艣膰. I l臋k, by nie sprawi膰 Harry鈥檈mu b贸lu. Zupe艂nie nieuzasadniony. Nie zabola艂o go ani razu, ani przez sekund臋.

Pami臋ta艂, 偶e wstrzyma艂 oddech, gdy zwil偶ony w olejku palec ostro偶nie zacz膮艂 bada膰 jego wn臋trze i 艂agodnie rozci膮ga膰 mi臋艣nie. Pami臋ta艂 uspokajaj膮ce, wymruczane s艂owa, kt贸re pomog艂y mu si臋 odpr臋偶y膰 i pozwoli膰 na nieznany dot膮d rodzaj dotyku, tak jak dopu艣ci艂 do ka偶dego innego dotyku przedtem. A wra偶enie by艂o naprawd臋 niezwyczajne.

Harry spodziewa艂 si臋, 偶e strach powr贸ci, 偶e wspomnienia nocy w kapliczce o偶yj膮 na nowo. Pomyli艂 si臋. Nie zjawi艂o si臋 nic nieprzyjemnego, nie licz膮c nerwowego 艣ciskania w 偶o艂膮dku. I nic poza tym. By膰 mo偶e dlatego, 偶e wszystko tak bardzo r贸偶ni艂o si臋 od tamtych wydarze艅. By膰 mo偶e dlatego, 偶e teraz pragn膮艂 Dracona 艣wiadomie, ka偶dym fragmentem swego cia艂a.

Jego nogi same z siebie u艂o偶y艂y si臋 na ramionach Malfoya. Wszystko zdawa艂o si臋 takie proste. Tak, jakby jego cia艂o ju偶 dawno wiedzia艂o, co nale偶y robi膰 w takich momentach. Nawet, je艣li wiedzie膰 tego nie mog艂o.

Draco porusza艂 si臋 w niespiesznym, sennym tempie, powoli i niesko艅czenie ostro偶nie. Harry pami臋ta艂 drobne krople potu na jego czole. Opadaj膮ce mu na oczy pasma w艂os贸w. Ciche st臋kni臋cia. Wymuszony u艣miech, kt贸ry pozwoli艂 mu zrozumie膰, z jakim trudem Malfoy si臋 jeszcze powstrzymuje, by da膰 Harry鈥檈mu czas. By zn贸w nie straci膰 nad sob膮 kontroli.

Harry pr贸bowa艂 koncentrowa膰 si臋 na tym, by nie zapomnie膰, jak si臋 oddycha. Nie by艂o to proste. Jego mi臋艣nie zaciska艂y si臋 mocno wok贸艂 Dracona. Poczucie wype艂nienia zala艂o go wra偶eniem, z kt贸rym jego umys艂 ledwo sobie radzi艂. Nie chcia艂 jednak my艣le膰 w takiej chwili. Pragn膮艂 czu膰. Tylko czu膰.

Pami臋ta艂 s艂ynn膮 gryfo艅sk膮 odwag臋, kt贸ra po raz kolejny objawi艂a si臋 w jednym z najmniej spodziewanych moment贸w, nakazuj膮c mu wbi膰 pi臋ty w plecy Dracona i da膰 mu tym samym znak, zmusi膰 go do porzucenia wszelkich zahamowa艅 przed dope艂nieniem zjednoczenia. Po cz臋艣ci dlatego, 偶e nie m贸g艂 ju偶 patrze膰 na zmagania Malfoya, po cz臋艣ci za艣, bo pragn膮艂 poczu膰 go w sobie w ca艂o艣ci. Nawet, je艣li do ko艅ca nie zdawa艂 sobie sprawy z tej t臋sknoty.

Nigdy nie spodziewa艂by si臋, 偶e sprawi mu to przyjemno艣膰. Przeszkadza艂y mu obawy i strach. Ale Draco sprawi艂, 偶e zmieni艂 zdanie.

Za trzecim albo czwartym niemal l臋kliwym pchni臋ciem Draco natrafi艂 na punkt w g艂臋bi jego cia艂a, z kt贸rego istnienia Harry nie zdawa艂 sobie nawet sprawy. 呕adne inne wra偶enie nie sprawi艂o, 偶e poczu艂 si臋 tak bliski raju, g艂o艣nym krzykiem daj膮c wyraz swej rozkoszy, nawet je艣li do tej nocy nie by艂o to jego zwyczajem.

Pami臋ta艂 偶ar powsta艂y mi臋dzy ich tr膮cymi o siebie cia艂ami. Ciche poskrzypywanie starego 艂贸偶ka, zapach potu i pi偶ma unosz膮cy si臋 w powietrzu. Niepowstrzymany j臋k Dracona, upajaj膮cy go r贸wnie silnie co ca艂a reszta. Swoje w艂asne d艂onie, zaciskaj膮ce si臋 na plecach Malfoya w bolesnym, cho膰 niezamierzonym skurczu. Pami臋ta艂 niemo偶liwy do opisania s艂owami orgazm, wstrz膮saj膮cy nim niczym gor膮czkowy dreszcz.

Pami臋ta艂 rytm serca Dracona, najpierw silny i szybki, potem spokojniejszy i r贸wnomierny. Pami臋ta艂 wt贸ruj膮cy temu cichn膮cy odg艂os deszczu i grzmot贸w za oknem, po kt贸rym gruba warstwa chmur rozwia艂a si臋 na kr贸tko, ukazuj膮c czyste niebo.

Pami臋ta艂 ksi臋偶yc, zalewaj膮cy jasn膮 sk贸r臋 Dracona niesamowit膮, blad膮 po艣wiat膮. Pami臋ta艂 znu偶enie, kt贸re bezskutecznie stara艂 si臋 odp臋dzi膰. I sen, kt贸ry chwil臋 p贸藕niej okry艂 go swym mi臋kkim, ciep艂ym p艂aszczem.



***



Niezidentyfikowany odg艂os, rozlegaj膮cy si臋 echem w samym 艣rodku nocnej ciszy, wyrwa艂 go ze snu. Brzmia艂 jak g艂uche 艂upni臋cie czego艣 du偶ego, mi臋kkiego, upadaj膮cego na pod艂og臋 gdzie艣 na parterze. Przez chwil臋 nie by艂 pewien, czy to mu si臋 tylko nie 艣ni艂o. W napi臋ciu nadstawi艂 uszu, wpatruj膮c si臋 w ciemno艣膰, ale d藕wi臋k si臋 ju偶 nie powt贸rzy艂.

Z dali dobieg艂o bicie starego zegara. Dok艂adnie cztery uderzenia. Deszcz ucich艂 zupe艂nie. Jesie艅 zape艂ni艂a ogr贸d g臋stymi oparami mg艂y, przez kt贸re przebija艂a blada tarcza ksi臋偶yca.

Przyspieszony puls Dracona powoli powr贸ci艂 do zwyk艂ego rytmu. Przeni贸s艂 wzrok na Harry'ego, le偶膮cego bardzo blisko jego boku. Potter spa艂 mocno i g艂臋boko, owini臋ty ko艂dr膮 po sam膮 brod臋. W md艂ej ksi臋偶ycowej po艣wiacie majaczy艂y jego p贸艂otwarte usta.

Draco u艣miechn膮艂 si臋 na ten widok. W jaki spos贸b Harry m贸g艂 we 艣nie wygl膮da膰 tak niewinnie, po tym, co robili jeszcze kilka godzin temu? Tej nocy udowodni艂 bowiem, 偶e niewinno艣膰 by艂a ostatni膮 cech膮, kt贸r膮 m贸g艂by mu przypisa膰. U艣miech Dracona sta艂 si臋 szerszy, gdy poczu艂 na swych ramionach pieczenie czterech r贸wnolegle przebiegaj膮cych zadrapa艅, wy偶艂obionych przez paznokcie Harry'ego.

By艂o mu z nim cudownie, co do tego nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Du偶o lepiej, ni偶 o艣miela艂 si臋 oczekiwa膰. A pragnienie posiadania tego m臋偶czyzny ci膮gle wo艂a艂o o zaspokojenie.

Co ty ze mn膮 robisz? 鈥 wyszepta艂 cicho, delikatnie odgarniaj膮c dzikie kosmyki z twarzy Harry'ego. 鈥 Obawiam si臋, 偶e nie b臋d臋 si臋 m贸g艂 tak 艂atwo od ciebie oderwa膰.

Wydawa艂o mu si臋, 偶e Harry niemal u艣miecha si臋 przez sen. Zala艂o go zupe艂nie obce uczucie tkliwo艣ci. Nie potrafi艂 si臋 przed nim obroni膰.

Nowy odg艂os ponownie rozdar艂 cisz臋. Ostro偶ne, niespieszne szuranie, jakby kto艣 ci膮gn膮艂 co艣 drewnianego po posadzce. Tym razem na pewno nie przes艂ysza艂 si臋 ani nie 艣ni艂. Kto艣 tu by艂. Kto艣 by艂 w 艣rodku nocy na parterze domu.

Adrenalina rozla艂a si臋 nag艂膮 eksplozj膮 w ca艂ym ciele Dracona. Rzucaj膮c Harry'emu ostatnie spojrzenie, wyskoczy艂 z 艂贸偶ka i szybko wbi艂 si臋 w d偶insy i koszulk臋. Si臋gn膮艂 po r贸偶d偶k臋, na palcach opuszczaj膮c pok贸j.

Korytarz ton膮艂 w ca艂kowitym mroku, ale Draco nie odwa偶y艂 si臋 wyczarowa膰 艣wiat艂a. Powolutku, krok za krokiem, zbli偶y艂 si臋 do schod贸w.

Drzwi do kuchni by艂y uchylone. Z g贸ry wyra藕nie widzia艂 migocz膮ce przez szpar臋 艣wiat艂o. My艣l, 偶e wr贸g Zakonu m贸g艂by sobie spokojnie siedzie膰 w kuchni przy blasku 艣wiecy, wyda艂a mu si臋 naraz nieco absurdalna. Jednak toczy艂a si臋 wojna, a w takich czasach ostro偶no艣ci nigdy za wiele.

Rzucone na schody zakl臋cie wyciszaj膮ce st艂umi艂o wszystkie skrzypni臋cia pod jego stopami, gdy schodzi艂 w d贸艂. Pokonawszy stopnie, pospiesznie przekroczy艂 hol i zatrzyma艂 si臋 przed drzwiami do kuchni. Staraj膮c si臋 oddycha膰 mo偶liwie cicho, ostro偶nie zajrza艂 przez szczelin臋.

Przy kuchennym stole siedzia艂a odwr贸cona do niego plecami kobieta. Notowa艂a co艣 na ma艂ej rolce pergaminu. D艂ugie loki opada艂y jej na ramiona. W mrugaj膮cym 艣wietle skwiercz膮cej 艣wiecy stoj膮cej na blacie jej w艂osy sprawia艂y wra偶enie niemal鈥 r贸偶owych.

Tonks! 鈥 Nie uda艂o mu si臋 powstrzyma膰 okrzyku zaskoczenia. M艂oda kobieta podskoczy艂a na krze艣le i gwa艂townie obr贸ci艂a si臋 ku niemu. Gdy go rozpozna艂a, w jej wytrzeszczonych z przera偶enia oczach pojawi艂a si臋 ulga.

Na Merlina, Draco, wystraszy艂e艣 mnie prawie na 艣mier膰! 鈥 krzykn臋艂a, zdmuchuj膮c opadaj膮cy na twarz kosmyk i wstaj膮c z krzes艂a. 鈥 O ma艂o nie dosta艂am zawa艂u. Patrz, jak mi si臋 r臋ce trz臋s膮. 鈥 Podsun臋艂a mu pod nos szczup艂e, naprawd臋 lekko dr偶膮ce palce, podczas gdy k膮ciki jej ust ju偶 unosi艂y si臋 do g贸ry w u艣miechu. Potem stan臋艂a na czubkach palc贸w i obj臋艂a go kr贸tko, ale serdecznie. 鈥 Dobrze si臋 czujesz?

Skin膮艂 g艂ow膮.

Jak si臋 tu dosta艂a艣? Sieci膮 Fiuu? 鈥 spyta艂, odwzajemniaj膮c u艣miech i wskazuj膮c na 艣lady sadzy na jej policzku.

A sk膮d ty zn贸w wszystko wiesz? 鈥 odpar艂a z zabawnym grymasem i r膮bkiem szaty usun臋艂a czarne plamy z twarzy. 鈥 Pewnie s艂ysza艂e艣 te偶, jak wyskoczy艂am?

Je艣li to ty by艂a艣 autork膮 tego 艂omotu, to tak 鈥 odrzek艂 niezbyt powa偶nie.

Tonks za艣mia艂a si臋 kr贸tko.

Zasadniczo nie wychodz臋, ale wypadam z komink贸w 鈥 wyja艣ni艂a chichocz膮c, rozcieraj膮c najwyra藕niej bol膮ce biodro. 鈥 Remus jest w tym zdecydowanie lepszy ni偶 ja.

Jak gdyby czekaj膮c na sygna艂, Remus Lupin wysun膮艂 si臋 w tym momencie z kominka, ko艅cz膮c sw膮 podr贸偶 eleganckim p贸艂obrotem i pewnym l膮dowaniem na obu stopach. Mrucz膮c pod nosem, otrzepa艂 kurz i sadz臋 z podniszczonego p艂aszcza, a nast臋pnie popatrzy艂 po zebranych.

Witam wszystkich 鈥 powiedzia艂, kiwaj膮c g艂ow膮 w stron臋 wyszczerzonej w u艣miechu Tonks i nieco formalnie 艣ciskaj膮c d艂o艅 Dracona. Jego bursztynowe oczy patrzy艂y zupe艂nie przytomnie mimo tak wczesnej pory. Draco poczu艂 si臋 poddany ich nieprzyjemnej kontroli. 鈥 Jak si臋 obaj czujecie? 鈥 zapyta艂 bez chwili zw艂oki.

Draco odchrz膮kn膮艂, spi臋ty.

Chyba ca艂kiem nie藕le. 鈥 W jego gardle pojawi艂 si臋 nagle w臋ze艂. 鈥 Mam i艣膰 obudzi膰 Harry'ego? Zak艂adam, 偶e to co艣 wa偶nego, skoro zjawiacie si臋 tu o tej porze.

Nie trzeba. 鈥 Od drzwi dobieg艂 niski, troch臋 zaspany g艂os. W艂osy Harry'ego odstawa艂y we wszystkie mo偶liwe strony, a jego cia艂o okrywa艂 jedynie jasnoszary szlafrok Dracona. U艣miecha艂 si臋 troch臋 krzywo. 鈥 Byli艣cie wystarczaj膮co g艂o艣ni.

Ich spojrzenia spotka艂y si臋. Puls Dracona przyspieszy艂 w jednej chwili. Wyra藕nie czu艂 rodz膮ce si臋 na nowo iskrzenie mi臋dzy nimi i wiedzia艂, 偶e Harry odczuwa podobnie. Po tej nocy powinni porozmawia膰 o tylu sprawach. Niestety, obecna sytuacja nie sprzyja艂a temu w najmniejszym stopniu.

Potter przekroczy艂 pr贸g kuchni i stan膮艂 obok Dracona. Na twarzach Tonks i Remusa odbi艂o si臋 zaskoczenie. Dwie pary oczu wwierca艂y si臋 w nich, z ciekawo艣ci膮 i trosk膮 spogl膮daj膮c to na jednego, to na drugiego. Draco poczu艂 si臋 jak nietypowy egzemplarz zoologiczny.

U nas wszystko w porz膮dku 鈥 odezwa艂 si臋 w ko艅cu Harry spokojnym g艂osem, przerywaj膮c niemi艂膮 cisz臋. Najwidoczniej nie m贸g艂 ju偶 wytrzyma膰 badawczego wzroku przybysz贸w. 鈥 Za to u was raczej nie, inaczej by was tu nie by艂o.

Zale偶y, jak do tego podej艣膰 鈥 mrukn膮艂 Lupin. Draco poczu艂 nagle wewn臋trzne rozdarcie mi臋dzy pragnieniem obj臋cia Harry'ego na dzie艅 dobry a l臋kiem, by go tym nie speszy膰. 鈥 W zasadzie jeste艣my tu po to, by zabra膰 was do domu.

Po tej bombie nast膮pi艂a d艂u偶sza cisza. Draco nie by艂 w stanie powiedzie膰, co czuje. Poch艂on膮艂 go chaos my艣li. Do domu. T臋skni艂 za tym ca艂ymi tygodniami, pragn膮c nareszcie wyrwa膰 si臋 z tego wi臋zienia. Ale nagle te s艂owa kompletnie straci艂y znaczenie.

Draco patrzy艂, jak Harry chwiejnym krokiem podchodzi do jednego z krzese艂 i siada na nim bez s艂owa. Jego twarz by艂a jak skamienia艂a. Przez moment pr贸bowa艂 z艂apa膰 wzrok Dracona, ale nie trzeba by艂o znacz膮cych spojrze艅, 偶eby m贸g艂 stwierdzi膰, i偶 obaj maj膮 ten sam zam臋t w g艂owie. W mi臋dzyczasie zd膮偶yli pozna膰 si臋 wystarczaj膮co dobrze.

Nie cieszycie si臋? 鈥 Na obliczu Tonks kr贸lowa艂o nieskrywane zdumienie. 鈥 Wydawa艂o mi si臋, 偶e b臋dziecie skaka膰 z rado艣ci, gdy wreszcie opu艣cicie ten dom?

Harry wy艂amywa艂 sobie palce.

To przysz艂o troch臋鈥 niespodziewanie 鈥 wyja艣ni艂 wreszcie, wyra藕nie spi臋ty.

Tonks wzruszy艂a szczup艂ymi ramionami.

Przypuszczam, 偶e Dumbledore nie chce z was d艂u偶ej rezygnowa膰. Mamy zabra膰 was do niego, do Hogwartu, jeszcze przed wschodem s艂o艅ca. Remusie, sie膰 艣wistoklik贸w jest zabezpieczona, prawda?

Remus lekko kiwn膮艂 g艂ow膮.

Bariera os艂oni nas przez godzin臋. Mam nadziej臋, 偶e nie ma w niej 偶adnych luk 鈥 powiedzia艂, wciskaj膮c r臋ce do kieszeni p艂aszcza.

Draco prze艂kn膮艂 艣lin臋. Ci膮gle zdawa艂o mu si臋, 偶e 艣ni. Ca艂a sytuacja mia艂a w sobie co艣 z absurdalnego snu.

Musimy si臋 pospieszy膰. 鈥 Tonks zatar艂a r臋ce i w typowy dla siebie, rezolutny spos贸b przemaszerowa艂a obok nich. 鈥 Wasze pokoje s膮 na pi臋trze? No to pomog臋 wam si臋 pakowa膰.

Eee鈥 鈥 Harry zerwa艂 si臋 z krzes艂a jak oparzony.

Mo偶emy鈥 zrobi膰 to鈥 sami 鈥 zaj膮kn膮艂 si臋 Draco, uzupe艂niaj膮c. Niestety, jego obiekcje nie zosta艂y uwzgl臋dnione. M艂oda aurorka zd膮偶y艂a ju偶 pokona膰 hol i w艂a艣nie wbiega艂a na schody.

Harry i Draco zawahali si臋 na sekund臋, po czym pop臋dzili za ni膮 wielkimi susami. Dysz膮c zatrzymali si臋 w progu sypialni, obserwuj膮c Tonks, kt贸ra akurat zapali艂a 艣wiat艂o i zacz臋艂a ciekawie rozgl膮da膰 si臋 doko艂a.

Czyj to pok贸j? 鈥 zapyta艂a, wyra藕nie rozbawiona nie艂adem panuj膮cym na pod艂odze.

Draco zamkn膮艂 na chwil臋 oczy. Nie powinna by艂a tego wiedzie膰. Ale by艂o ju偶 za p贸藕no.

Nasz 鈥 odpowiedzia艂 kr贸tko.

Tonks odwr贸ci艂a si臋, zerkaj膮c na niego w zaskoczeniu. Widzia艂, jak jej my艣li toruj膮 sobie drog臋 do w艂a艣ciwego wniosku.

To znaczy鈥 wy spali艣cie鈥 razem w tym 艂贸偶ku? 鈥 wyrzuci艂a z siebie, wyra藕nie zszokowana, wskazuj膮c na podw贸jne pos艂anie.

Draco pojmowa艂 jej reakcj臋. Gwa艂ciciel i jego ofiara sam na sam w jednym 艂贸偶ku. Absolutnie nienormalny uk艂ad.

Harry g艂臋boko zaczerpn膮艂 powietrza.

Sypialnia Dracona przepad艂a nagle pewnego wieczoru 鈥 wyt艂umaczy艂 cicho. 鈥 Gdzie mia艂 wi臋c spa膰? Na pod艂odze? Ten pokr臋cony dom uwzi膮艂 si臋 na nas. 鈥 Oczy Tonks nadal by艂y wielkie jak spodki i wodzi艂y po nich z ciekawo艣ci膮. 鈥 B膮d藕 tak mi艂a i nie m贸w o tym nikomu, dobrze? 鈥 poprosi艂 j膮 usilnie. Tonks zachowywa艂a si臋 cz臋sto troch臋 gapowato i niezr臋cznie, ale w 偶adnym wypadku nie by艂a plotkark膮. Pod tym wzgl臋dem mo偶na by艂o na niej polega膰. 鈥 Najpierw chc臋 kilka odpowiedzi od Dumbledore鈥檃, zanim powiemy cokolwiek na ten temat.

Nieznacznie skin臋艂a g艂ow膮 na zgod臋, cho膰 na jej czole nadal widnia艂 jeden wielki znak zapytania.

W porz膮dku 鈥 obieca艂a, wyjmuj膮c r贸偶d偶k臋 i zaczynaj膮c pakowanie kufr贸w.

Dziesi臋膰 minut p贸藕niej byli gotowi do startu. Tonks zmusi艂a ich do za艂o偶enia ciep艂ych okry膰. Remus czeka艂 ju偶 na nich w holu. Na jego twarzy malowa艂o si臋 napi臋cie.

Dumbledore zdeponowa艂 艣wistoklik na zewn膮trz, niedaleko domu 鈥 poinformowa艂 ich nieco zdenerwowanym tonem.

W obliczu niepokoju Lupina cia艂o Dracona zareagowa艂o zimnym dreszczem, sp艂ywaj膮cym po plecach, cho膰 nie m贸g艂 dok艂adnie powiedzie膰, dlaczego. Co艣 by艂o nie w porz膮dku, wyra藕nie to wyczuwa艂.

Dobrze 鈥 odpar艂, sil膮c si臋 na spok贸j. 鈥 Tam jest wyj艣cie do ogrodu.

Stary zegar wybi艂 wp贸艂 do pi膮tej.

Remus powoli potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i g艂臋boko spojrza艂 w oczy najpierw Harry鈥檈mu, a potem Draconowi.

Mia艂em na my艣li naprawd臋 na zewn膮trz. 鈥 Wyci膮gn膮艂 rami臋, wskazuj膮c na mur za ich plecami. Draco obr贸ci艂 si臋 i zauwa偶y艂 swoj膮 pomy艂k臋.

Mur znikn膮艂. Zamiast niego w 艣cianie znajdowa艂y si臋 ci臋偶kie, czarne drzwi, wyj艣cie do mugolskiej cz臋艣ci Londynu, nieobecne przez tyle tygodni. Us艂ysza艂, jak stoj膮cy obok Harry ze 艣wistem wci膮ga powietrze.

Dumbledore ostrzeg艂 nas, 偶e mo偶ecie by膰 nieco zszokowani rzeczywisto艣ci膮, gdy tylko opu艣cicie dom 鈥 odezwa艂 si臋 Remus przyciszonym tonem, patrz膮c na nich zafrasowanym wzrokiem. 鈥 Dajcie wi臋c zna膰, je艣li poczujecie si臋 dziwnie, dobrze? Mo偶liwe, 偶e to ju偶 si臋 zacz臋艂o.

Oczy Harry'ego rozwar艂y si臋 w przera偶eniu.

O co tu chodzi? 鈥 zapyta艂 ostro, patrz膮c na przemian to na Tonks, to na Remusa. 鈥 Czy to znaczy, 偶e wszystko, co si臋 tu wydarzy艂o, nie by艂o realne? 鈥 Przy ostatnich s艂owach jego g艂os wyra藕nie zadygota艂.

S艂ysz膮c pytanie Harry'ego, Draco poczu艂 nadci膮gaj膮c膮 panik臋. Ogarn臋艂a go zimna fala strachu. Pr贸bowa艂 zachowa膰 nad sob膮 kontrol臋 i uspokoi膰 szalej膮cy puls. Co, na Merlina, nawyprawia艂 Dumbledore z tym domem?

Nie, to nie tak 鈥 odrzek艂 Lupin z najwi臋ksz膮 艂agodno艣ci膮. 鈥 Rzeczywisto艣膰 w tym domu r贸偶ni si臋 tylko troch臋 od rzeczywisto艣ci na zewn膮trz. Dumbledore zapozna was p贸藕niej ze szczeg贸艂ami. Zrobi to na pewno lepiej ni偶 ja.

Harry nie odpowiedzia艂. Poblad艂, a jego oddech znacznie przyspieszy艂. A gdy Draco zwr贸ci艂 si臋 ku niemu, chc膮c spojrze膰 mu w twarz, unikn膮艂 jego wzroku.

呕o艂膮dek Dracona 艣cisn膮艂 si臋 bole艣nie. Co si臋 z nimi dzia艂o? I przede wszystkim: dlaczego? Pragn膮艂 obj膮膰 Harry'ego, powiedzie膰 mu, 偶e wszystko b臋dzie dobrze. Ale nie m贸g艂. Nie w obecno艣ci Remusa i Tonks, nadal patrz膮cych na nich z obaw膮.

Zdecydowa艂 si臋 zacz膮膰 dzia艂a膰. Zaczerpn膮艂 tchu, rzucaj膮c ostatnie spojrzenie na hol. Potem podszed艂 do ci臋偶kich drzwi, otworzy艂 je na o艣cie偶 i przekroczy艂 pr贸g.

Lodowate tchnienie wiatru owia艂o mu twarz. Mimo ciemno艣ci, przez chwil臋 poczu艂 si臋 niemal o艣lepiony. 艢wiat艂o wiekowych latarni odbija艂o si臋 od jaskrawej bieli pokrywy 艣nie偶nej, na kt贸r膮 ci膮gle opada艂y nowe p艂atki. O tej porze ulica by艂a opustosza艂a. G艂臋boka cisza spowija艂a j膮 jak mg艂a.

Draco mocno zacisn膮艂 usta. Wiedzia艂, 偶e w tej chwili nic go ju偶 nie zaskoczy.

To nie pocz膮tek pa藕dziernika, prawda? 鈥 wyszepta艂, czuj膮c kompletn膮 niemoc. Post膮pi艂 krok w stron臋 o艣lepiaj膮cej bieli i momentalnie zapad艂 si臋 po kolana w 艣niegu.

Nie. 鈥 G艂os Tonks brzmia艂 dziwnie s艂abo. 鈥 Mamy Bo偶e Narodzenie. Dzi艣 jest dok艂adnie dwudziesty czwarty grudnia.


Nie by艂o nic do stracenia

Mimo sp臋dzonego razem czasu

Nic ci nie zosta艂o

A ja ci膮gle mia艂em wra偶enie

呕e nie odnajd臋 w tobie tego, czego szukam

Wi臋c co mam zrobi膰?

(Wolfsheim, 鈥濧nd I鈥)



Rozdzia艂 osiemnasty



O ile prostsze by艂oby moje 偶ycie,

gdybym m贸g艂 przesta膰 ci臋 pragn膮膰.



艢nieg wyhamowa艂 upadek, gdy targaj膮cy jego cia艂em jak huragan wir barw, uwolni艂 je wreszcie ze swej mocy, ciskaj膮c nim o ziemi臋 niczym kamieniem. 艢wistoklik 鈥 stary, kwiaciasty imbryk bez pokrywki 鈥 uderzy艂 o grunt zaledwie par臋 metr贸w dalej, z trzaskiem rozbijaj膮c si臋 na kawa艂eczki. Oszo艂omiony Harry usiad艂, poprawiaj膮c okulary i staraj膮c si臋 nie zwa偶a膰 na zimn膮 wilgo膰, kt贸r膮 natychmiast nasi膮k艂o jego ubranie.

Za艣nie偶one b艂onia nadal spowija艂 mrok. Tylko na wschodzie blade, szare pasmo zapowiada艂o rych艂e nadej艣cie dnia. Ksi臋偶yc zalewa艂 sceneri臋 dziwnym, mistycznym blaskiem. Na tym nierealnym wr臋cz tle wysokie drzewa Zakazanego Lasu czernia艂y ponurami cieniami.


Zakazany Las. Ciemno艣膰. Zacisn膮艂 powieki. Tu, w pobli偶u miejsca zdarze艅, klarowne wspomnienie gwa艂tu odezwa艂o si臋 w nim nag艂ym, ostrym b贸lem. Wydawa艂o mu si臋, 偶e lodowata d艂o艅 chwyta go za serce, parali偶uj膮c ca艂e cia艂o.

Hej! 鈥 Cichy, tak bliski mu g艂os przywr贸ci艂 go momentalnie do rzeczywisto艣ci. 鈥 Wszystko w porz膮dku?

Nie zauwa偶y艂 Malfoya, kt贸ry, zbli偶ywszy si臋, przykucn膮艂 obok niego. Ubranie Dracona by艂o o艣nie偶one, a jego mina nieprzenikniona jak zawsze. Tylko oczy b艂yszcza艂y trosk膮 i obaw膮, powoli obejmuj膮c膮 ca艂膮 jego twarz.

Przez moment ogarn臋艂a go absolutna pewno艣膰, 偶e zna Dracona na wylot. By膰 mo偶e nawet tak by艂o w istocie. By膰 mo偶e nie mia艂 innego wyj艣cia ni偶 pozna膰 go dog艂臋bnie, 偶yj膮c obok niego na niewielkiej powierzchni nie tylko przez cztery tygodnie, ale przez niemal tyle samo miesi臋cy.

Tak 鈥 wychrypia艂 w odpowiedzi, przyjmuj膮c wyci膮gni臋t膮 d艂o艅 i pozwalaj膮c podci膮gn膮膰 si臋 na nogi. Targn膮艂 nim dreszcz. 鈥 Co si臋 z nami dzieje? 鈥 wyszepta艂 tak cicho, 偶e tylko Draco m贸g艂 go us艂ysze膰.

Wszystko sta艂o si臋 naraz takie inne z chwil膮, w kt贸rej opu艣cili stary dom Syriusza, tak, jakby ca艂y 艣wiat zmieni艂 si臋 zupe艂nie w przeci膮gu jednej jedynej minuty, porywaj膮c ze sob膮 to, do czego si臋 przyzwyczaili i co pokochali. Tylko twarz Dracona pozosta艂a niezmieniona. Jedyny pewnik, kt贸rego Harry m贸g艂 si臋 teraz przytrzyma膰, nawet je艣li w tej chwili ledwo m贸g艂 patrze膰 mu w oczy. Poniewa偶 to, co zrobili kilka godzin wcze艣niej, co wydawa艂o mu si臋 tak niewiarygodnie zmys艂owe i upajaj膮ce, sta艂o si臋 raptem czym艣 wr臋cz potwornym. Da艂 si臋 uwie艣膰 temu m臋偶czy藕nie. Swojemu wrogowi. Swojemu gwa艂cicielowi. Najwyra藕niej ten szalony dom kompletnie odebra艂 mu rozum.

Nie wiem 鈥 odrzek艂 Draco, a Harry wyra藕nie czu艂 jego wewn臋trzne zdenerwowanie. 鈥 Nie mam poj臋cia.

Przez d艂ugie sekundy stali twarz膮 w twarz, w milczeniu patrz膮c sobie w oczy. We wzroku Dracona czai艂o si臋 co艣 niemal b艂agalnego. Wiatr szarpa艂 jego w艂osami, wargi trz臋s艂y si臋 z zimna. W nag艂ym rozb艂ysku zdziwienia Harry stwierdzi艂, 偶e to niewyja艣nione przyci膮ganie mi臋dzy nimi nie straci艂o nic ze swej mocy przy przekroczeniu progu realnego 艣wiata. Po偶膮danie by艂o czym艣, czego istnienia nie da艂o si臋 zakwestionowa膰. Wystarczy艂by krok, by pokona膰 dziel膮cy ich dystans. Tylko jeden, niewielki krok. Ale stopy odm贸wi艂y mu pos艂usze艅stwa.

Jeste艣cie! 鈥 Wysoki g艂os Tonks przerwa艂 magi臋 chwili. Jej policzki i nos by艂y zaczerwienione z ch艂odu. Remus pod膮偶a艂 zaraz za ni膮. Widocznie 艣wistoklik wyrzuci艂 ich nieco dalej. 鈥 Nic wam nie jest?

Potrz膮sn臋li g艂owami, odruchowo i prawie synchronicznie. Jakby pod przymusem, Draco odwr贸ci艂 od niego wzrok, po czym grup膮 ruszyli przez hogwarckie b艂onia.

Wymin臋li po 艂uku odnog臋 Zakazanego Lasu. 艢nieg skrzypia艂 cicho pod ich butami, poza tym panowa艂a martwa cisza. Po kilku minutach za wysokimi koronami drzew pojawi艂 si臋 zarys zamku. Cztery majestatyczne wie偶e z o艣nie偶onymi blankami celowa艂y w ciemne niebo. Harry na chwil臋 zapomnia艂 o oddechu, obezw艂adniony czarem tego widoku, silnym prawie tak samo jak wtedy, gdy ogl膮da艂 Hogwart pierwszy raz w 偶yciu. O tak wczesnej porze w zaledwie kilku oknach pali艂o si臋 艣wiat艂o.

Na d艂u偶sz膮 chwil臋 zaton膮艂 w przyjemnych, emocjonuj膮cych wspomnieniach czas贸w szkolnych. W milczeniu dotarli do bramy zamku.



***



Prosz臋, siadajcie. 鈥 W g艂osie Dumbledore鈥檃 pobrzmiewa艂o co艣 mi臋kkiego, niemal uspokajaj膮cego. Szerokim gestem r臋ki wskaza艂 na oba fotele stoj膮ce przed biurkiem.

Feniks Fawkes, siedz膮cy nieopodal na swoim dr膮偶ku, lekko kiwn膮艂 g艂ow膮, jakby chcia艂 ich przywita膰. Harry z ulg膮 zauwa偶y艂, 偶e w tym dobrze mu znanym, okr膮g艂ym, zalanym przytulnym ciep艂em gabinecie jego zdenerwowanie traci nieco na sile. W b艂臋kitnych oczach Dumbledore鈥檃 nie by艂o ani 艣ladu zatroskanej ciekawo艣ci, tak jak u Remusa lub Tonks. Dzi臋ki temu Harry m贸g艂 艂atwiej wytrzyma膰 jego uwa偶ne spojrzenie.

Chcia艂bym was oficjalnie przeprosi膰 鈥 zacz膮艂 dyrektor spokojnym tonem, gdy tylko zaj臋li miejsca 鈥 za wszystkie niedogodno艣ci, kt贸re na was sprowadzi艂em wyborem tej niekonwencjonalnej terapii. 鈥 Przelotny grymas 偶alu zago艣ci艂 w k膮cikach jego ust, znikaj膮c po chwili tak szybko, jak si臋 pojawi艂.

Harry by艂 zaskoczony. Liczy艂 si臋 z wszystkim, ale nie z przeprosinami.

Dumbledore odetchn膮艂 g艂臋boko, po czym powr贸ci艂 do tematu.

Mam nadziej臋, 偶e za jaki艣 czas wybaczycie mi t臋 decyzj臋. By膰 mo偶e jednak nie. W tym wypadku b臋d臋 musia艂 pogodzi膰 si臋 z poczuciem winy. 鈥 Jego przenikliwe, migocz膮ce niezwyk艂ym blaskiem oczy ponownie przesun臋艂y si臋 po ich twarzach. 鈥 Co, jak my艣l臋, nie b臋dzie zbyt wielkim trudem, gdy tak na was patrz臋. Obaj wygl膮dacie znakomicie. Lekka dezorientacja i zam臋t my艣li to ca艂kowicie normalna reakcja po przekroczeniu wymiar贸w, kt贸re w艂a艣nie macie za sob膮. Po paru dniach wszystko si臋 uspokoi. Jak czujecie si臋 poza tym?

Ca艂kiem nie藕le. 鈥 Zdumiony Harry us艂ysza艂 w艂asny g艂os. A gdy zaskoczony ws艂ucha艂 si臋 w siebie, stwierdzi艂, 偶e odpowiada艂o to nawet prawdzie. Pomin膮wszy chaos uczu膰 偶ywionych do Dracona, rzeczywi艣cie czu艂 si臋 dobrze.

A poczuliby艣my si臋 jeszcze lepiej, gdyby艣my otrzymali nareszcie par臋 odpowiedzi na n臋kaj膮ce nas pytania 鈥 dorzuci艂 Draco tonem, kt贸remu daleko by艂o do ostro艣ci, za to o wiele bli偶ej do zwyczajnego zm臋czenia. 鈥 Mnie osobi艣cie bardzo interesuj膮 zakl臋cia, kt贸rymi manipulowa艂 pan tym domem.

Harry rzuci艂 mu kr贸tkie spojrzenie i z zastanowieniem potar艂 czo艂o.

Ci膮gle pojawia艂y si臋 w nim rzeczy, kt贸rych tam przedtem nie by艂o 鈥 doda艂, zwracaj膮c si臋 do Dumbledore'a. 鈥 Czy to znaczy, 偶e dom spe艂nia艂 nasze 偶yczenia?

Nie, dom nie spe艂nia艂 偶ycze艅 鈥 odpar艂 stary czarodziej z lekkim u艣miechem. 鈥 A przynajmniej nie tych 艣wiadomych. Zakl臋cie spoczywaj膮ce na domu by艂o o wiele bardziej skomplikowane od czaru spe艂niaj膮cego 偶yczenia, a jego indywidualne dzia艂anie od dawna ma opini臋 nieprzewidywalnego. 鈥 Przeni贸s艂 wzrok z Harry'ego na Dracona. 鈥 Dom zagl膮da艂 bezpo艣rednio do serc tych, kt贸rych polecono jego opiece. Bo tylko tam zapisane jest to, co dla nich najlepsze. A jak og贸lnie wiadomo, pomi臋dzy tym, czego sobie 偶yczymy, i tym, co dla nas najlepsze, do艣膰 cz臋sto istnieje ca艂kiem spora r贸偶nica.

Elementy 艂amig艂贸wki w g艂owie Harry'ego nadal wirowa艂y jak oszala艂e, nie chc膮c u艂o偶y膰 si臋 w sensown膮 ca艂o艣膰.

Ale jak dom wykorzystuje informacje, odczytane w naszych sercach? 鈥 zapyta艂, marszcz膮c brwi. Jego 偶o艂膮dek 艣ciska艂 si臋 ze zdenerwowania. My艣la艂 o ogrodzie. O blibliotece. Wannie. Drzwiach, kt贸re przepad艂y. I przede wszystkim o rozp艂yni臋tej w niebycie sypialni Dracona.

Na r贸偶ne sposoby 鈥 odpowiedzia艂 Dumbledore spokojnie. 鈥 Pokazuj膮c nowe drogi, otwieraj膮c nowe mo偶liwo艣ci, popychaj膮c ostro偶nie we w艂a艣ciw膮 stron臋. Czasami nawet zmuszaj膮c do szcz臋艣cia, je艣li bronimy si臋 uparcie przed przyj臋ciem tego, co dla nas najlepsze.

Harry stwierdzi艂 nagle, 偶e patrzy na dyrektora z szeroko otwartymi ustami, zamkn膮艂 je wi臋c szybko, zanim przeszed艂 do nast臋pnego pytania.

Jednym s艂owem, dom sam zadecydowa艂 o tym, 偶eby nas uwi臋zi膰?

Dumbledore kr贸tko kiwn膮艂 g艂ow膮.

Najwyra藕niej doszed艂 do wniosku, 偶e nie b臋dzie to dla was najlepsze, gdy zn贸w zaczniecie si臋 unika膰.

Dopiero teraz Harry u艣wiadomi艂 sobie, 偶e Dumbledore podczas ca艂ej tej rozmowy ani razu nie u偶y艂 w stosunku do nich oficjalnego 鈥瀙anowie鈥, decyduj膮c si臋 na bardziej poufa艂e 鈥瀢y鈥.

Nadal nie do ko艅ca rozumiem 鈥 odezwa艂 si臋 Draco, potrz膮saj膮c jasn膮 czupryn膮. 鈥 Skoro dom popycha艂 nas stale w odpowiednim kierunku, to na ile sami jeste艣my odpowiedzialni za w艂asne czyny w ci膮gu tych ostatnich miesi臋cy?

Harry natychmiast zrozumia艂, co Draco ma na my艣li. Delikatny rumieniec wp艂yn膮艂 mu na policzki.

Ponosicie za nie pe艂n膮 odpowiedzialno艣膰. 鈥 Dumbledore w zamy艣leniu przeczesa艂 palcami brod臋. 鈥 Dom nie mia艂 bezpo艣redniego wp艂ywu na to, co my艣leli艣cie lub robili艣cie. Nie m贸g艂 uczyni膰 wam te偶 偶adnej szkody. Potrafi艂 tylko zmienia膰 rzeczy w waszym otoczeniu, pozostawiaj膮c wam decyzj臋 co do tego, jak wykorzystacie zasz艂膮 zmian臋. 鈥 Spojrza艂 na nich badawczo sponad oprawek okular贸w. Przez kr贸tk膮 chwil臋 Harry'emu zdawa艂o si臋, 偶e niesko艅czona m膮dro艣膰 dyrektora jest wr臋cz fizycznie namacalna. 鈥 By膰 mo偶e b臋dziecie si臋 zastanawia膰, czy w realnym 艣wiecie rzeczywi艣cie post膮piliby艣cie w ten sam spos贸b, co w tamtym wymiarze. Powinni艣cie jednak pami臋ta膰, 偶e to pytanie nie przyniesie wam niczego. To, co si臋 sta艂o, musicie zaakceptowa膰 tak, jak si臋 sta艂o. Wszystko inne by艂oby strat膮 czasu.

Harry potrzebowa艂 d艂u偶szej chwili, by zrozumie膰 t臋 informacj臋. Z jednej strony czu艂 ulg臋, 偶e nie byli marionetkami w kapry艣nych r臋kach zwariowanego domu, jednocze艣nie pojmowa艂 te偶, 偶e nie b臋dzie ju偶 mia艂 偶adnej wym贸wki. Sam, z w艂asnej woli, przespa艂 si臋 z Draconem. 呕adne zakl臋cie nie przy膰miewa艂o mu rozumu, nie p臋ta艂o mu woli. Sam tego chcia艂. Wniosek ten, widziany z nowej perspektywy, wyda艂 mu si臋 naraz bardzo niepokoj膮cy, przede wszystkim dlatego, 偶e to, co mi臋dzy nimi zasz艂o, by艂o wed艂ug teorii Dumbledore'a tym, co dla niego najlepsze.

Draco podpar艂 podbr贸dek na d艂oni, wbijaj膮c niewidz膮cy wzrok gdzie艣 poza dyrektora.

Dlaczego nie zauwa偶yli艣my, 偶e rzeczywisty czas mija艂 naprawd臋 du偶o szybciej? 鈥 zapyta艂 z wyra藕n膮 ciekawo艣ci膮.

Wynika艂o to z korelacji z drugim zakl臋ciem spoczywaj膮cym na domu. 鈥 Dumbledore opad艂 na oparcie fotela, krzy偶uj膮c swobodnie ramiona na piersi. 鈥 Nieskomplikowany czar, przyspieszaj膮cy procesy emocjonalne, absolutnie niezb臋dny do celu, kt贸ry chcia艂em osi膮gn膮膰. Dzi臋ki niemu w do艣膰 kr贸tkim czasie zdo艂ali艣cie dokona膰 tego, co w realnym 艣wiecie mog艂oby kosztowa膰 was lata pracy: zbli偶y膰 si臋 do siebie. I przede wszystkim upora膰 si臋 z groz膮 tego, co was spotka艂o.

Oraz zrobi膰 wiele innych rzeczy, uzupe艂ni艂 Harry w my艣lach, pr贸buj膮c odp臋dzi膰 偶ar wpe艂zaj膮cy mu na policzki. Mrok niewiedzy w jego g艂owie zacz膮艂 si臋 powoli, powolutku przeja艣nia膰. Czar przyspieszaj膮cy. Proste wyja艣nienie faktu, dlaczego pozwoli艂 si臋 dotkn膮膰 Draconowi, cho膰 od nocy w kapliczce min臋艂o tak niewiele czasu. Mo偶liwe, 偶e w realnym 艣wiecie Draco r贸wnie偶 sta艂by si臋 mu r贸wnie bliski. Z tym, 偶e p贸藕niej. Du偶o p贸藕niej.

Ale ja nadal nie rozumiem, dlaczego czar przyspieszaj膮cy spowolni艂 bieg czasu 鈥 powiedzia艂, t艂umi膮c westchnienie. Merlinie, dlaczego ta historia musia艂a by膰 a偶 tak skomplikowana?

Zadumany Dumbledore popatrzy艂 na okno, przez kt贸re wpada艂o pierwsze, r贸偶owe 艣wiat艂o poranka.

Przyspieszone procesy w waszym wn臋trzu powoduj膮 automatycznie op贸藕nienie proces贸w wok贸艂 was. Natura domaga si臋 r贸wnowagi. Taki jest bieg rzeczy.

Dyrektor pogr膮偶y艂 si臋 w milczeniu, daj膮c swym by艂ym uczniom okazj臋 do przyswojenia us艂yszanych rewelacji. Harry nie wytrzyma艂 d艂ugo nieruchomego siedzenia w fotelu. Poderwa艂 si臋 na nogi, podszed艂 do Fawkesa i pog艂aska艂 ostro偶nie jego l艣ni膮ce pi贸ra, ciesz膮c si臋 przyjaznym spokojem bij膮cym od ptaka. Na swych plecach czu艂 uwa偶ny wzrok Dracona.

Czy uwa偶a pan terapi臋 za zako艅czon膮? 鈥 Harry s艂ysza艂 lekki niepok贸j, pobrzmiewaj膮cy w g艂osie Dracona, cho膰 ten najwyra藕niej stara艂 si臋 go ukry膰. 鈥 Czy te偶 pokrzy偶owa艂 pan szyki domu, przysy艂aj膮c Remusa i Tonks, by nas zabrali?

Harry odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i wlepi艂 oczy w dyrektora.

Nigdy nie odwa偶y艂bym si臋 krzy偶owa膰 szyk贸w w艂asnych czar贸w! 鈥 K膮ciki ust Dumbledore'a najpierw drgn臋艂y nieznacznie, by po chwili rozci膮gn膮膰 si臋 w szerokim u艣miechu, odbijaj膮cym si臋 blaskiem w jego oczach. 鈥 To dom sam pozwoli艂 wam odej艣膰 鈥 doda艂, mrugaj膮c lekko i przechylaj膮c si臋 nad biurkiem. 鈥 Czy偶 nie?



***



Czu艂 si臋 do艣膰 osobliwie, opuszczaj膮c gabinet Dumbledore'a. Tak, jakby by艂 wewn臋trznie wypalony i jednocze艣nie totalnie oderwany od wszystkiego, co wydarzy艂o si臋 w przeci膮gu ostatnich tygodni 鈥 lub miesi臋cy. S艂owa dyrektora nadal kr膮偶y艂y mu pod czaszk膮, nie zwa偶a艂 wi臋c zbytnio na to, dok膮d si臋 kieruje. Draco szed艂 obok niego. I te偶 zdawa艂 si臋 ton膮膰 w rozmy艣laniach.

HARRY!

Radosny okrzyk osadzi艂 go w miejscu, nakazuj膮c ze zdumieniem unie艣膰 g艂ow臋. Ginny p臋dzi艂a jak rude tornado w jego stron臋, rzucaj膮c mu si臋 u艂amek sekundy p贸藕niej w obj臋cia. Jej twarz promieniowa艂a szcz臋艣ciem.

Dopiero w tej chwili dotar艂o do niego, co naprawd臋 oznacza艂 ich powr贸t do rzeczywisto艣ci. Zn贸w by艂 w domu. W domu, z lud藕mi, kt贸rych kocha艂. Zala艂o go ciep艂o. Za艣mia艂 si臋, przytuli艂 Ginny do siebie i okr臋ci艂 ni膮 w k贸艂ko jak ma艂膮 dziewczynk膮.

T臋skni艂am za tob膮 鈥 wyszepta艂a, g艂aszcz膮c czule jego w艂osy.

Wszyscy t臋sknili艣my 鈥 doda艂 czyj艣 zachrypni臋ty ze wzruszenia g艂os. Molly Weasley zbli偶y艂a si臋 do niego, obejmuj膮c go serdecznie i ca艂uj膮c w policzek. W jej oczach l艣ni艂o co艣 podejrzanie wilgotnego.

A my najbardziej. 鈥 Fred i George poklepali go przyjacielsko po plecach, a grymasy na ich twarzach wygl膮da艂y niemal identycznie. Zachowywali si臋 tak swobodnie, jakby nigdy nic si臋 nie sta艂o. By艂 im za to wdzi臋czny. 鈥 Wszystko w porz膮dku, Harry?

Tak. 鈥 Czu艂 rosn膮c膮 mu w gardle kul臋 i energicznie prze艂kn膮艂 艣lin臋. 鈥 Tak dobrze ujrze膰 zn贸w was wszystkich. 鈥 G艂os odmawia艂 mu pos艂usze艅stwa. Dopiero wtedy zauwa偶y艂, 偶e Dracona nie by艂o ju偶 u jego boku. Zdumiony odwr贸ci艂 g艂ow臋.

Min臋艂o wiele czasu od chwili, w kt贸rym ostatni raz widzia艂 t臋 wysok膮, jasnow艂os膮 kobiet臋, ale rozpozna艂 j膮 w jednej chwili. Mo偶e po cz臋艣ci dlatego, 偶e nie spos贸b by艂o przeoczy膰 podobie艅stwa mi臋dzy ni膮 a Draconem. Tylko jej oczy by艂y zupe艂nie inne, l艣ni膮ce morskim b艂臋kitem i nieokre艣lonym smutkiem, kt贸rego nawet rado艣膰 ze spotkania z synem nie potrafi艂a z艂agodzi膰 do ko艅ca.

Drobna 艂za ze艣lizn臋艂a si臋 z jej d艂ugich rz臋s, gdy Draco otoczy艂 j膮 ramionami. Przerasta艂 j膮 o spory kawa艂ek i maj膮c go u swego boku sprawia艂a niezwykle kruche i delikatne wra偶enie, jakby by艂a zrobiona z porcelany.

Harry stwierdzi艂, 偶e si臋 u艣miecha. Draco te偶 mia艂 sw贸j dom, w kt贸rym czeka艂 kto艣 mu bliski. By艂o to bardzo uspokajaj膮ce uczucie. Uczucie, kt贸re pozwala艂o mu 艂atwiej odej艣膰.

Na nas ju偶 czas, Harry 鈥 przypomnia艂a Molly, jakby odgaduj膮c jego my艣li, i po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na ramieniu. 鈥 Nast臋pny 艣wistoklik jest zarezerwowany dla nas.

Id藕cie ju偶, zaraz do was do艂膮cz臋 鈥 odpowiedzia艂, nie odwracaj膮c wzroku od Dracona i Narcyzy. 鈥 Musz臋 si臋 jeszcze szybko po偶egna膰.

Jak na um贸wione has艂o, Malfoy oderwa艂 si臋 od matki i zbli偶y艂 si臋 powoli, dop贸ki nie stan臋li naprzeciwko siebie. Jego usta dr偶a艂y w na p贸艂 przyjaznym, na p贸艂 ironicznym u艣miechu, tak typowym dla niego, 偶e Harry m贸g艂 go tylko odwzajemni膰.

Dziwnie b臋dzie鈥 bez ciebie. 鈥 G艂os Dracona brzmia艂 艂agodnie, otula艂 go niczym kokon. Poczu艂 mi臋kn膮ce kolana. Nie m贸g艂 nad tym zapanowa膰.

Tyle tygodni, sp臋dzonych razem. Nieopisane zdarzenia z przesz艂o艣ci przyku艂y ich do siebie. Z trudem dociera艂o do niego, 偶e w艂a艣nie si臋 偶egnali. 呕e by艂o to konieczne, skoro chcieli wr贸ci膰 do rzeczywisto艣ci. Wiedzieli o tym obaj.

Tak, na pewno. 鈥 Prze艂kn膮艂 艣lin臋, zmuszaj膮c si臋 do wytrzymania spojrzenia Dracona, kt贸re jak zwykle sprowadzi艂o trzepot w okolice 偶o艂膮dka. 鈥 Zdaje mi si臋, 偶e b臋d臋 potrzebowa艂 czasu, 偶eby鈥 po prostu pomy艣le膰.

Kolejny u艣miech, tym razem ironiczny i smutny zarazem. Harry wiedzia艂 jednak, 偶e Draco go rozumie, lepiej, ni偶 ktokolwiek inny.

Obaj tego potrzebujemy 鈥 odpar艂 ze spokojem. Jego oczy migota艂y.

Nie spodziewa艂 si臋, 偶e Draco obejmie go na po偶egnanie. Zaskoczony, przyj膮艂 ostro偶ny dotyk, jakby by艂 kwiatem, mog膮cym ulec zniszczeniu przez nieuwa偶ny ruch. Zamkn膮艂 oczy, usi艂uj膮c zapami臋ta膰 ten tak bliski mu zapach.

Do zobaczenia, Harry Potterze 鈥 wyszepta艂 Malfoy prosto w jego ucho. 鈥 Uwa偶aj na siebie.

A potem wypu艣ci艂 go z ramion i odwr贸ci艂 si臋 do matki.

Na twarzy Narcyzy malowa艂a si臋 subtelna 艂agodno艣膰, cho膰 brakowa艂o na niej u艣miechu. W jej oczach by艂o co艣 wiedz膮cego. Co艣, czego Harry absolutnie nie by艂 w stanie okre艣li膰.

Nadszed艂 czas stawienia czo艂a codzienno艣ci. Zala艂a go fala nowej energii, przywracaj膮c t臋 cz臋艣膰 starego Harry'ego, kt贸ra zosta艂a gdzie艣 tam, w Zakazanym Lesie. Powr贸t do domu napawa艂 go szcz臋艣ciem, z drugiej strony nie m贸g艂 jednak uciszy膰 zaznanego w艂a艣nie uczucia straty. Co艣 ma艂ego i niewyt艂umaczalnego, siedz膮cego w jego g艂owie, rozpaczliwie pragn臋艂o, by Draco Malfoy ju偶 nigdy nie musia艂 od niego odchodzi膰.


Pr贸bowa艂em 偶y膰 dalej tak, jakbym ci臋 nigdy nie zna艂

Nie 艣pi臋, ale m贸j 艣wiat nie chce si臋 przebudzi膰

Modl臋 si臋 o uleczenie serca

Ale bez ciebie mog臋 by膰 jedynie niedoskona艂y

(Backstreet Boys, 鈥濱ncomplete鈥)



Rozdzia艂 dziewi臋tnasty



Jak mog艂o nam si臋 wydawa膰,

偶e uda nam si臋 偶y膰 dalej tak, jakby nic si臋 nie sta艂o.



Wigilia u Weasley贸w zawsze by艂a dniem, w kt贸rym niezmiennie panowa艂 chaos. Harry wiedzia艂 z g贸ry, 偶e nie b臋dzie mia艂 czasu na sm臋tne rozmy艣lania, za co by艂 g艂臋boko wdzi臋czny. Mimo g艂o艣nych protest贸w Molly, ca艂y czas rzuca艂 si臋 w wir gor膮czkowych przygotowa艅 do 艣wi膮tecznego przyj臋cia. Zaj臋ty r膮baniem drewna, pomaganiem w kuchni i zdobieniem choinki, bez zbytniego trudu pozby艂 si臋 uporczywych my艣li o ostatnich miesi膮cach.

Pierwsi go艣cie zjawili si臋 wraz z nadej艣ciem zmroku. Ze swego miejsca przy kominku Harry obserwowa艂 z u艣miechem, jak przyjaciele i cz艂onkowie rodziny z wolna wype艂niaj膮 Nor臋. Gwar g艂os贸w i g艂o艣ne 艣miechy dobiegaj膮ce z przedpokoju z 艂atwo艣ci膮 dociera艂y do ka偶dego zak膮tka domu.

Wszyscy przybyli niemal jednocze艣nie. Bill i Fleur z ma艂膮 c贸reczk膮 Claire, kt贸rej o偶ywiony szczebiot co chwila powodowa艂 wybuchy weso艂o艣ci u doros艂ych. Charlie, r贸wnie偶 w doskona艂ym humorze, za r臋k臋 ze sw膮 narzeczon膮 Amand膮. Fred i George, ob艂adowani stosem prezent贸w, z kt贸rych albo dociera艂y dziwne odg艂osy, albo ulatnia艂y si臋 podejrzane k艂臋by dymu. Tonks, szczerz膮ca si臋 od ucha do ucha i strz膮saj膮ca z w艣ciekle r贸偶owych w艂os贸w p艂atki 艣niegu. Molly Weasley powita艂a ka偶dego serdecznym u艣ciskiem ramion, po czym energicznie wcisn臋艂a Remusowi Lupinowi w d艂o艅 pierwsz膮 szklank臋 grzanego ponczu. Artur uparcie i bezskutecznie pr贸bowa艂 zapali膰 choinkowe 艣wieczki przy pomocy mugolskiej zapalniczki, podczas gdy Ginny i Percy zacz臋li ju偶 rozstawia膰 na 艣wi膮tecznie ozdobionym stole kolorowe, paruj膮ce p贸艂miski. Ca艂y dom wydziela艂 upajaj膮c膮 wo艅 piernik贸w, 艣wierkowych ga艂膮zek i pieczonej g臋si.

Niestety, nawet ten uroczysty nastr贸j nie by艂 w stanie wype艂ni膰 wielkiej luki, ziej膮cej mi臋dzy zgromadzonymi. To by艂o drugie ju偶 z kolei Bo偶e Narodzenie bez Rona i Hermiony. Wzrok Harry'ego stale powraca艂 do rz臋du rodzinnych fotografii, zawieszonych obok kominka. Jedno ze zdj臋膰 przedstawia艂o oboje podczas ostatnich wsp贸lnie sp臋dzonych 艣wi膮t: Ron obj膮艂 ramieniem barki Hermiony i z szerokim u艣miechem wsp贸lnie spogl膮dali w obiektyw. Harry poczu艂 kr贸tkie, dobrze znane mu bolesne uk艂ucie w piersi. Odwracaj膮c g艂ow臋, zauwa偶y艂, 偶e Molly stan臋艂a obok niego, pod膮偶aj膮c wzrokiem za tym, na co przed chwil膮 patrzy艂.

T臋sknimy za nimi 鈥 wyszepta艂a cicho z wyra藕nie s艂yszalnym smutkiem w g艂osie. 鈥 Tak bardzo za nimi t臋sknimy.

Przytakn膮艂 bez s艂owa. Poczu艂 jej d艂o艅, 艂agodnie opadaj膮c膮 na jego rami臋.

S膮 jakie艣 nowe wie艣ci od Rona? 鈥 zapyta艂 po chwili zw艂oki.

Ostatni膮 wiadomo艣膰 dostali艣my ju偶 dawno temu 鈥 odpowiedzia艂a Molly, potrz膮saj膮c g艂ow膮.

Pochwyci艂 dr偶膮c膮 r臋k臋 spoczywaj膮c膮 na jego barku i u艣cisn膮艂 mocno.

Na pewno czuj膮 si臋 dobrze 鈥 rzek艂, staraj膮c si臋 przybra膰 mo偶liwie optymistyczny ton. 鈥 Z pewno艣ci膮 wszystko jest w porz膮dku.

U艣miechn臋艂a si臋 przelotnie i powiod艂a palcem wskazuj膮cym po jego policzku w kr贸tkim, czu艂ym, matczynym ge艣cie. Potem odchrz膮kn臋艂a zdecydowanie i swym zwyk艂ym, rezolutnym g艂osem og艂osi艂a zebranym, 偶e czas zasiada膰 do sto艂u.

Podczas kolacji bez przerwy czu艂 na sobie ciekawskie spojrzenia. Nikt do tej pory nie odwa偶y艂 si臋 zapyta膰 go o to, co dzia艂o si臋 na Grimmauld Place. Najwyra藕niej ka偶dy stara艂 si臋 udawa膰, 偶e Harry wcale nie znikn膮艂 na cztery miesi膮ce. Jasne jednak by艂o, 偶e co si臋 odwlecze, to nie uciecze: pytania posypi膮 si臋 z pewno艣ci膮, a on nie zdo艂a przed nimi uciec.

Powietrze zrobi艂o si臋 naraz dziwnie dusz膮ce. Przenikliwy g艂os Fleur nieprzyjemnie brz臋cza艂 mu w uszach. Zauwa偶y艂, 偶e odzwyczai艂 si臋 od bliskiej obecno艣ci tylu os贸b naraz. Zbyt wiele czasu sp臋dzi艂, maj膮c u boku zaledwie jedn膮.

Draco. Imi臋 rozb艂ys艂o w jego 艣wiadomo艣ci jak neon, kt贸rego nie m贸g艂 zgasi膰, niewa偶ne, jak bardzo si臋 stara艂. A gdy stwierdzi艂, 偶e obraz jasnow艂osego 艢lizgona absolutnie nie pasuje do ciasnego, 艣wi膮tecznie wystrojonego saloniku Weasley贸w, poczu艂 b贸l, kt贸ry nie mia艂 prawa si臋 narodzi膰. On i Draco 偶yli w ca艂kowicie r贸偶nych 艣wiatach. Zawsze w nich 偶yli.

Wsta艂 tak gwa艂townie, 偶e jego krzes艂o zachybota艂o si臋 niebezpiecznie, sprawiaj膮c, 偶e siedz膮ca obok Amanda podskoczy艂a ze strachu. W u艂amku sekundy przy stole zapad艂a cisza. Wszyscy spogl膮dali na niego z niepokojem, z wyj膮tkiem Ginny, kt贸ra opu艣ci艂a wzrok. Schwyci艂 por臋cz krzes艂a tak mocno, 偶e k艂ykcie mu pobiela艂y.

Przepraszam 鈥 wydusi艂, u艣miechaj膮c si臋 z przymusem. 鈥 Musz臋 tylko zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza. 鈥 Ruszy艂 w kierunku drzwi salonu, 艣cigany badawczymi spojrzeniami ca艂ej reszty.

Dopiero gdy mro藕ne, zimowe powietrze wype艂ni艂o mu p艂uca, poczu艂 si臋 lepiej. Niemal uroczysta cisza otula艂a za艣nie偶ony krajobraz. Niebo iskrzy艂o si臋 pierwszymi gwiazdami. Z ulg膮 stwierdzi艂, 偶e ch艂贸d pozwala mu powoli wyklarowa膰 my艣li.

Nie zdziwi艂 si臋, gdy drzwi wej艣ciowe otworzy艂y si臋, wypuszczaj膮c na zewn膮trz szczup艂膮, rudow艂os膮 posta膰. Ginny mia艂a na sobie d艂ugi a偶 do ziemi, podniszczony p艂aszcz, prawdopodobnie nale偶膮cy do Artura. Nios艂a przewieszone przez rami臋 podobne okrycie, kt贸re poda艂a Harry'emu gestem nie znosz膮cym sprzeciwu.

Zanim przezi臋bisz si臋 na 艣mier膰 鈥 powiedzia艂a tonem wyja艣nienia.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 kr贸tko i pos艂usznie naci膮gn膮艂 p艂aszcz na ramiona. Stary materia艂 wydziela艂 s艂ab膮 wo艅 naftaliny, co mu jednak nie przeszkadza艂o.

Ginny patrzy艂a na niego, a jej twarz powoli zmienia艂a wyraz. A by膰 mo偶e tylko same jej oczy.

Nie b臋dziesz m贸g艂 wiecznie przed tym ucieka膰 鈥 wyrzek艂a nieg艂o艣no. 鈥 Wszyscy, kt贸rzy s膮 tam teraz w 艣rodku, ca艂ymi miesi膮cami byli chorzy ze zmartwienia o ciebie. Na pewno zechc膮 us艂ysze膰, co si臋 z tob膮 dzia艂o. Nie wy艂膮czaj膮c mnie.

Westchn膮艂 cicho.

Wiem 鈥 odpowiedzia艂 zwi臋藕le. 鈥 Przejd藕my si臋 troch臋, bo inaczej tu przymarzniemy.

Ksi臋偶yc wy艂oni艂 si臋 spoza ciemnej chmury, maluj膮c 艣nieg srebrzystym po艂yskiem. Harry uwielbia艂 ten skrzypi膮cy d藕wi臋k pod podeszwami swych but贸w.

Nie wiedzia艂am wtedy jeszcze, co Dumbledore zamierza艂 zrobi膰 z tob膮 i Draconem. 鈥 G艂os Ginny brzmia艂 nieswojo, tak jakby z obawy, 偶e Harry jej nie uwierzy. 鈥 W innym razie nigdy nie pozwoli艂abym ci wr贸ci膰 na Grimmauld Place.

Wiem 鈥 powt贸rzy艂 艂agodnie. 鈥 Ale Grimmauld Place to teraz przesz艂o艣膰. Odt膮d b臋dzie lepiej. W jaki艣 spos贸b lepiej.

Co si臋 sta艂o w tym domu? To znaczy鈥 W jaki spos贸b wytrzyma艂e艣 te wszystkie miesi膮ce razem z nim, po tym, jak on ci臋鈥︹ urwa艂a, wstrz膮艣ni臋ta nag艂ym dreszczem, najwyra藕niej niezdolna do nazwania grozy po imieniu.

Oczami wyobra藕ni zn贸w ujrza艂 Dracona, czuj膮c, jak co艣 艣ciska go za 偶o艂膮dek. G艂臋boko zaczerpn膮艂 tchu, zanim przeszed艂 do odpowiedzi.

D艂ugo potrwa艂o, zanim mogli艣my zacz膮膰鈥 rozmawia膰 o tym, co si臋 sta艂o. Ale potem鈥 potem z dnia na dzie艅 by艂o coraz 艂atwiej. A po jakim艣 czasie po prostu przyzwyczai艂em si臋 do tego, 偶e Draco ci膮gle jest blisko mnie. 鈥 W zamy艣leniu mocniej wcisn膮艂 r臋ce w kieszenie p艂aszcza. 鈥 Patrz膮c z dzisiejszej perspektywy, jestem pewien, 偶e terapia Dumbledore'a mia艂a sens. Teraz przynajmniej nie boj臋 si臋 ju偶 stan膮膰 z Draconem twarz膮 w twarz.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie odpowiada艂a, czuj膮c, 偶e by艂a to tylko cz臋艣膰 prawdy. Takt nie pozwoli艂 jej jednak brn膮膰 dalej.

Przez wszystkie te lata nigdy nie przesta艂am ci臋 kocha膰, wiesz? 鈥 G艂os Ginny brzmia艂 zupe艂nie neutralnie, jakby wcale nie m贸wi艂a w艂a艣nie o swych skrywanych uczuciach. Jej s艂owa trafi艂y go jak grom. Zaskoczony, uni贸s艂 g艂ow臋, patrz膮c na zaczerwienion膮 od zimna twarz. K膮ciki jej ust dr偶a艂y w niepewnym u艣miechu. 鈥 Kiedy艣 nasze problemy wydawa艂y mi si臋 niemo偶liwe do rozwi膮zania. Ale by膰 mo偶e鈥 zbyt szybko zrezygnowali艣my鈥 Mo偶e uda艂oby nam si臋 jeszcze co艣 uratowa膰, gdyby艣my postarali si臋 bardziej. Zastanawia艂e艣 si臋 kiedykolwiek nad tym, czy jest dla nas druga szansa?

Ja鈥 鈥 zacz膮艂, j膮kaj膮c si臋, i natychmiast urwa艂. Czu艂 zam臋t w my艣lach. Gor膮co zala艂o mu policzki. Bezradnie przygryz艂 doln膮 warg臋, gor膮czkowo szukaj膮c odpowiedzi na to, jak ma zareagowa膰 na nag艂e wyznanie Ginny, skoro od wielu tygodni nie jest pewien w艂asnych uczu膰?

Jej usta nabra艂y dziwnej mi臋kko艣ci, gdy na niego patrzy艂a.

Nie musisz mi dzi艣 odpowiada膰 鈥 odezwa艂a si臋 spokojnie. 鈥 Po prostu to przemy艣l.

Wiedzia艂, 偶e jeszcze p贸艂 roku wcze艣niej nie by艂oby ani chwili wahania. Przysta艂by na kolejn膮 pr贸b臋, nie zastanawiaj膮c si臋 ani przez moment. Ale w mi臋dzyczasie sytuacja si臋 zmieni艂a. Zmieni艂 j膮 Draco. A Harry nie potrafi艂 si臋 jeszcze oswoi膰 z tym faktem.

Wracajmy 鈥 zaproponowa艂a Ginny sztucznie dziarskim tonem. 鈥 Pewnie ju偶 zd膮偶yli si臋 za nami st臋skni膰.

Skin膮艂 g艂ow膮, pogr膮偶ony w my艣lach, po czym ruszyli w膮sk膮 艣cie偶k膮 z powrotem w kierunku Nory.

Otoczy艂o go przyjemne ciep艂o, gdy tylko otworzy艂 drzwi domu. Okulary zaparowa艂y w jednej chwili, zdj膮艂 je wi臋c i przecieraj膮c skrawkiem arturowego p艂aszcza, pow臋drowa艂 ostro偶nie ciemnym korytarzem za Ginny.

Nastr贸j w salonie by艂 do艣膰 weso艂y, nie tylko dzi臋ki ponczowi Molly. Tonks obj臋艂a rol臋 g艂贸wnego zabawiaj膮cego i roz艣miesza艂a zebranych przyprawiaj膮cymi o ciarki na plecach anegdotkami z jej chaotycznego 偶ycia. Prawie nikt nie spojrza艂 w ich stron臋, gdy przekraczali pr贸g pokoju.

Molly wyra藕nie rozpromieni艂a si臋 na ich widok. Jej wzrok pow臋drowa艂 w g贸r臋, ponad futryn臋 drzwi.

Stoicie pod p臋kiem jemio艂y 鈥 szepn臋艂a, u艣miechaj膮c si臋 szeroko. Poza Harrym i Ginny musia艂a us艂ysze膰 j膮 tylko Fleur, s膮dz膮c po jej kr贸tkim zerkni臋ciu nad drzwi i przelotnym grymasie rozbawienia na ustach.

Harry wiedzia艂, jak bardzo Molly pragn臋艂a, by on i Ginny zn贸w zostali par膮. Tak bardzo bola艂o go, 偶e musi rozczarowa膰 kobiet臋, b臋d膮c膮 dla niego jak matka.

Ale Ginny nie dopu艣ci艂a do tego. Jej oczy rozb艂ys艂y szelmowsko, po czym zarzuci艂a mu po prostu ramiona na szyj臋 i przycisn臋艂a usta do jego warg.

Poczu艂 nag艂e uderzenie adrenaliny. Nie, nie zapomnia艂 jej poca艂unk贸w, tak znajomych i pe艂nych niesko艅czonej s艂odyczy. Tak r贸偶nych od smaku ust Dracona. Por贸wnanie zjawi艂o si臋 w jego g艂owie samo, bez ostrze偶enia, mieszaj膮c mu w my艣lach bardziej, ni偶 chcia艂by przyzna膰.

G艂o艣ny 艣miech, brawa i wiwaty przywr贸ci艂y go do rzeczywisto艣ci. Fred gwizda艂 pokazowo na dw贸ch palcach. Ginny wypu艣ci艂a go z obj臋膰, wykrzywiaj膮c si臋 do Freda z radosnym grymasem na twarzy, podczas gdy Harry z trudem stara艂 si臋 zapanowa膰 nad wyrazem w艂asnej.

Ma艂a Claire podbieg艂a do niego, jej z艂ote loki podskakiwa艂y przy ka偶dym kroku, a pi臋kne, ciemnoniebieskie oczy iskrzy艂y si臋 figlarnie.

Wujku Harry 鈥 zakrzycza艂a, 艂api膮c go za spodnie. 鈥 Jeste艣 moim prawdziwym wujkiem, prawda? Oni m贸wi膮, 偶e b臋dziesz moim wujkiem dopiero wtedy, gdy o偶enisz si臋 z cioci膮 Ginny. Powiedz, 偶e to nieprawda!

Je偶eli ktokolwiek potrafi艂 bez mrugni臋cia okiem owin膮膰 go sobie wok贸艂 palca, to tym kim艣 by艂a c贸reczka Fleur i Billa. Teraz m贸g艂 zareagowa膰 wy艂膮cznie u艣miechem.

Chod藕 tu, ksi臋偶niczko 鈥 powiedzia艂, podnosz膮c dziewczynk臋 i okr臋caj膮c j膮 dooko艂a. Radosny pisk Claire przeszy艂 powietrze.

Czy w tej rzeczywisto艣ci istnia艂o co艣 takiego, jak mo偶liwo艣膰 wybrania Dracona? Oznaczaj膮ca, 偶e nigdy nie b臋dzie m贸g艂 mie膰 w艂asnych dzieci? Czy dzieci naprawd臋 by艂y tym, z czego nigdy nie umia艂by zrezygnowa膰?

Nagle ogarn臋艂o go wra偶enie, 偶e nie zna ju偶 siebie samego, 偶e nie wie, co ma my艣le膰 i czu膰. Wiedzia艂 tylko, 偶e tego wieczoru obawia si臋 chwili, w kt贸rej po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu po艂o偶y si臋 spa膰 bez Dracona, ca艂kiem sam, w starym pokoju Rona, w kt贸rym wszystko przypomina艂o mu o najlepszym przyjacielu.

Postawi艂 Claire na ziemi, ukl臋kn膮艂 przed ni膮 i delikatnie uszczypn膮艂 w policzek.

Dla ciebie b臋d臋 wszystkim, kim zechcesz 鈥 wyszepta艂 tak cicho, 偶e tylko ona mog艂a go us艂ysze膰.



***



艁adnie tu u ciebie 鈥 zauwa偶y艂 Blaise Zabini ociekaj膮cym sarkazmem g艂osem, rozgl膮daj膮c si臋 z ironicznym grymasem w nowym mieszkaniu Dracona. 鈥 I ta wymarzona okolica鈥 Naprawd臋 masz odwag臋 wychodzi膰 z domu po zapadni臋ciu zmroku? 鈥 Zbli偶y艂 si臋 do kuchennego okna, wskazuj膮c na le偶膮ce naprzeciwko, zaniedbane kamienice, o艣wietlone s艂abym blaskiem wiekowych latarni. Kilka bezdomnych kot贸w w艂贸czy艂o si臋 wok贸艂 pojemnik贸w na 艣mieci w poszukiwaniu po偶ywienia.

Tak, ale tylko wtedy, gdy jest to naprawd臋 konieczne 鈥 odpar艂 Draco z u艣miechem.

Blaise powolnym ruchem za艂o偶y艂 za ucho pukiel si臋gaj膮cych ramion w艂os贸w.

Dumbledore? 鈥 zdecydowa艂 si臋 zapyta膰.

Na d藕wi臋k tego nazwiska Draco poczu艂 narastaj膮c膮 frustracj臋, z kt贸r膮 nie m贸g艂 si臋 upora膰.

A kt贸偶 by inny? 鈥 odpar艂 wzdychaj膮c.

Powinien by艂 si臋 najpierw rozejrze膰 po okolicy, zanim ci臋 tu wsadzi艂 鈥 orzek艂 Blaise z b艂yskiem rozbawienia w niebieskich oczach i z powrotem zakry艂 okno ciemn膮 zas艂onk膮. 鈥 W Londynie mo偶na znale藕膰 du偶o przyjemniejsze miejsca.

Draco wzruszy艂 tylko ramionami, si臋gaj膮c po le偶膮ce na stole zapa艂ki i zapalaj膮c 艣cienn膮 lamp臋 gazow膮.

Najwyra藕niej tylko tutaj 艣cigany zdrajca najmniej rzuca si臋 w oczy. Bo w艂a艣nie o to w tym wszystkim chodzi.

Ju偶 wczesnym rankiem pierwszego dnia 艣wi膮t Dumbledore przemyci艂 go tutaj z Malfoy Manor z zachowaniem wszelkich zasad ostro偶no艣ci. W efekcie na rozmowy z matk膮 pozosta艂o mu zaledwie par臋 godzin, w ci膮gu kt贸rych pobie偶nie zrelacjonowa艂 jej wydarzenia z Grimmauld Place i bez ustanku pr贸bowa艂 uciszy膰 jej obawy co do przysz艂o艣ci. Z najwi臋kszym trudem pogodzi艂 si臋 z przymusem ponownego opuszczenia Narcyzy, niestety decyzja Dumbledore'a by艂a niepodwa偶alna. Nie wolno mu by艂o wpa艣膰 w r臋ce 艣miercio偶erc贸w. A Malfoy Manor by艂o miejscem, w kt贸rym na pewno zaczn膮 go szuka膰.

W艂a艣nie z tego powodu tkwi艂 teraz w tym staromodnie wyposa偶onym, chronionym przez rozliczne bariery mieszkaniu, gdzie艣 w odleg艂ym zak膮tku Londynu. B臋d膮cym dla niego niczym innym jak kolejnym wi臋zieniem. Z tym, 偶e teraz bez Harry'ego Pottera鈥 Wola艂 nie ko艅czy膰 tej my艣li.

Szcz臋艣liwym trafem Blaise nie by艂 osob膮, kt贸r膮 艂atwo odstraszy膰 dzielnicami o ponurej s艂awie lub niemodnym urz膮dzeniem domu, a Draco by艂 mu niezmiernie wdzi臋czny za to, 偶e dowi贸d艂 swej przyja藕ni, pomagaj膮c mu na kilka godzin pozby膰 si臋 nudy.

Co powiesz na ma艂膮 rundk臋 po barach? 鈥 zapyta艂 Blaise, unosz膮c brwi i poddaj膮c jednocze艣nie wn臋trze lod贸wki Dracona surowemu egzaminowi. 鈥 Ju偶 ca艂e wieki nie wychodzili艣my razem na jednego.

Wspomnienie dawnych wypad贸w tego rodzaju sprowadzi艂o bezwiedny u艣miech na twarz Dracona.

Naprawd臋 chcia艂bym 鈥 przyzna艂. 鈥 Ale Dumbledore dostanie ataku, gdy us艂yszy, 偶e w艂贸cz臋 si臋 po nocy w mugolskiej cz臋艣ci miasta鈥︹ Zakl膮艂 pod nosem, zdmuchuj膮c zapa艂k臋, kt贸ra omal nie poparzy艂a mu palca.

Zabini g艂o艣no zatrzasn膮艂 drzwi lod贸wki. Jego usta wykrzywia艂 tak typowy dla niego, z艂o艣liwy u艣miech.

Ty te偶 zaczynasz pozwala膰 temu staruchowi na to, 偶eby m贸wi艂 ci, kiedy masz wychodzi膰 z domu? 鈥 zacz膮艂, potrz膮saj膮c g艂ow膮 z niedowierzaniem. 鈥 Szczerze, nie uwa偶asz, 偶e jeste艣 na tyle doros艂y, by decydowa膰 o tym samemu?

On ma racj臋, zaszepta艂 chichocz膮cy g艂osik w g艂owie Dracona. Bo niby co ma si臋 sta膰? Naprawd臋 si臋 boisz, 偶e 艣miercio偶ercy przesiaduj膮 po mugolskich barach?

Dobra 鈥 zadecydowa艂 po sekundzie wahania. 鈥 Wygra艂e艣. Poczekaj chwil臋, chc臋 si臋 tylko szybko przebra膰. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 ty艂em do Blaise'a, pospiesznie zdejmuj膮c star膮, wyblak艂膮 koszulk臋.

Odg艂os, kt贸ry us艂ysza艂, zdradzi艂 mu, 偶e co艣 by艂o nie tak. Blaise zagwizda艂 przez z臋by. Draco zrozumia艂, dlaczego, gdy skr臋ci艂 silnie g艂ow臋, by sprawdzi膰, na co patrzy艂 jego przyjaciel.

Spojrzenie Zabiniego, b艂yszcz膮ce rozbawieniem i nieskrywan膮 ciekawo艣ci膮, powr贸ci艂o z plec贸w na twarz Dracona.

Co to za dziki kot wskoczy艂 ci na kark? 鈥 zapyta艂.

Draco sta艂 przez moment jak ra偶ony gromem, nie mog膮c wydusi膰 s艂owa i pragn膮c tylko jednego: ukry膰 pozostawione przez Harry'ego zadrapania pod sw膮 znoszon膮 koszulk膮. Zanim zd膮偶y艂 si臋 jednak ruszy膰, Blaise by艂 ju偶 przy nim.

Paznokcie, tak te偶 my艣la艂em. Nie przepu艣cisz 偶adnej okazji, co? 鈥 Jego g艂os brzmia艂 偶artobliwie, ale ni贸s艂 ze sob膮 i co艣 innego, co艣, czego Draco nie potrafi艂 zinterpretowa膰. 鈥 Dumbledore dopiero wczoraj wypu艣ci艂 ci臋 z domu, prawda? 鈥 Czujne spojrzenie wbi艂o si臋 w jego oczy, by po chwili rozb艂ysn膮膰 w szoku zrozumienia. 鈥 Nie鈥 Ty chyba nie鈥 w tym domu鈥 z Potterem? 鈥 zapyta艂, wyra藕nie wstrz膮艣ni臋ty.

Draco zacisn膮艂 szcz臋ki, nie m贸wi膮c ani s艂owa. Co zupe艂nie wystarczy艂o Blaise鈥檕wi za odpowied藕.

Potter? Ale to鈥 kompletny absurd. 鈥 Draco widzia艂 jego oszo艂omiony wzrok i niezdolno艣膰 do poj臋cia tego, co si臋 sta艂o. Nie dziwi艂 mu si臋.

Tak 鈥 odpar艂 z twarz膮 nieruchom膮 jak maska. 鈥 To niew膮tpliwie absurdalne. 鈥 Przez chwil臋 sta艂 tylko, wlepiaj膮c niewidz膮ce spojrzenie w 艣cian臋. Nast臋pnym, co poczu艂, by艂 艂agodny dotyk r膮k na swych nagich ramionach. Do kt贸rego do艂膮czy艂a para mi臋kkich warg, muskaj膮ca jego szyj臋. Zadr偶a艂, ale nie z zaskoczenia. Po prostu za dobrze zna艂 Blaise'a. Mo偶liwe, 偶e bywa艂y w jego 偶yciu okresy, w kt贸rych rzeczywi艣cie nie przegapi艂by 偶adnej okazji, wliczywszy romans ze swym najlepszym przyjacielem. Ale czasy si臋 zmieni艂y, nie bez wielkiej pomocy Harry'ego. 鈥 Daj spok贸j, Blaise 鈥 powiedzia艂 pewnym, ale zarazem zm臋czonym g艂osem. 鈥 To by艂o ju偶 tak dawno temu. Nie mam zamiaru odgrzewa膰 starych spraw.

Blaise odsun膮艂 si臋 na bok, u艣miechaj膮c si臋 lekko i troch臋 z艂o艣liwie, tak jakby spodziewa艂 si臋 w艂a艣nie takiej reakcji. W grymasie jego ust by艂o jednak co艣 jeszcze, co艣 trudnego do okre艣lenia. Rodzaj pewnego鈥 smutku.

Tylu facet贸w po艂ama艂o sobie na tobie z臋by. 艁膮cznie ze mn膮. 鈥 Zabini prychn膮艂 cicho, potrz膮saj膮c bujn膮 grzyw膮. 鈥 Trudno sobie wyobrazi膰, 偶e to akurat Potter sprawi艂, 偶e si臋 podda艂e艣. Co on takiego w sobie ma?

Nie mam poj臋cia, o czym m贸wisz 鈥 odpowiedzia艂 ch艂odniej, ni偶 zamierza艂.

Blaise spojrza艂 w stron臋 okna, umykaj膮c przed jego wzrokiem.

Zakocha艂e艣 si臋 w nim 鈥 rzek艂 kr贸tko zupe艂nie spokojnym tonem.

Draco najpierw zagapi艂 si臋 na Zabiniego w milczeniu, ale po chwili ju偶 wrza艂a w nim z艂o艣膰.

Dlaczego wygadujesz takie bzdury? 鈥 wrzasn膮艂, rozgniewany. W jego skroniach 艂omota艂o gwa艂townie. 鈥 Tylko dlatego, 偶e nie chc臋 si臋 z tob膮 przespa膰? Sk膮d ty w og贸le mo偶esz wiedzie膰, co si臋 we mnie dzieje? Nie widzieli艣my si臋 od miesi臋cy. Uwierz mi, 偶e nie masz o niczym zielonego poj臋cia!

Blaise nie cofn膮艂 si臋 ani o milimetr. Nie odpowiada艂. U艣miecha艂 si臋 tylko beznami臋tnie.

P艂omie艅 gwa艂townego gniewu zgas艂 niemal natychmiast. Wyczerpany Draco opu艣ci艂 ramiona. Gdzie podzia艂o si臋 jego s艂ynne opanowanie? Przecie偶 do tej pory nikomu nie dawa艂 si臋 艂atwo sprowokowa膰. A ju偶 na pewno nie Blaise'owi.

Przez moment czu艂 wy艂膮cznie bezdenn膮 pustk臋. By艂 przecie偶 przekonany, 偶e ju偶 nigdy nie b臋dzie zdolny do jakichkolwiek uczu膰. Jak wi臋c mia艂by kocha膰 Harry'ego? I sk膮d mia艂by wiedzie膰, co to mi艂o艣膰?

Uni贸s艂 g艂ow臋, patrz膮c prosto w fascynuj膮co pi臋kne oczy Blaise'a, w kt贸rych zn贸w ta艅czy艂y ironiczne iskierki. Nast臋pne pytanie zada艂 z trudem, wiedz膮c, 偶e musi zna膰 odpowied藕.

Dlaczego nam si臋 to uda艂o? 鈥 wyszepta艂 ledwo s艂yszalnie. 鈥 Dlaczego mogli艣my pozosta膰 przyjaci贸艂mi, po tym, jak poszli艣my razem do 艂贸偶ka?

Blaise u艣miechn膮艂 si臋 leciutko.

Niczego sobie nie obiecywali艣my 鈥 odpowiedzia艂 powa偶nie. 鈥 To jedyny pow贸d.


Potoki lawy to drogi

prze偶arte w ska艂ach,

prowadz膮ce ci臋 do Ziemi Ognistej.

Ta艅cz膮c, p臋dz膮c

po ci膮gle p艂on膮cych kamieniach

musisz przej艣膰 samego siebie.

(Subway to Sally, 鈥濬euerland鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty



Sk膮d ta pewno艣膰,

偶e nie mylisz mi艂o艣ci z po偶膮daniem?



Jego kroki d藕wi臋cza艂y nienaturalnie g艂o艣no, odbijaj膮c si臋 echem od wypolerowanego do po艂ysku, ciemnego parkietu atrium. Rzadko kiedy widzia艂 t臋 cz臋艣膰 ministerstwa tak pust膮 i cich膮, pozbawion膮 wype艂niaj膮cego j膮 zwykle t艂umu. Wi臋kszo艣膰 pracownik贸w wypoczywa艂a mi臋dzy 艣wi臋tami Bo偶ego Narodzenia a Nowym Rokiem na zas艂u偶onych urlopach, otoczona swymi rodzinami. Harry鈥檈mu nie przysz艂o nawet do g艂owy, by r贸wnie偶 skorzysta膰 z tej opcji. Usycha艂 wr臋cz z t臋sknoty za prac膮. I za odrobin膮 normalno艣ci.

Min膮艂 Fontann臋 Magicznego Braterstwa i zdobi膮ce j膮 wielkie, z艂ote figury, kieruj膮c si臋 w stron臋 szeregu wind. Czu艂 nerwowe 艂askotanie w 偶o艂膮dku. Nie by艂 tu od tak wielu miesi臋cy, kt贸re nagle wyda艂y mu si臋 ca艂ymi latami i nawet swojski widok atrium nie potrafi艂 z艂agodzi膰 tego wra偶enia.

W zamy艣leniu wkroczy艂 do windy, brzegiem 艣wiadomo艣ci rejestruj膮c ch艂odny, kobiecy g艂os, zapowiadaj膮cy kolejne wydzia艂y. Dopiero wychodz膮c z niej na korytarz drugiego pi臋tra, gdzie mie艣ci艂 si臋 Departament Przestrzegania Prawa Czarodziej贸w i nale偶膮ca do niego Centrala Auror贸w, otrz膮sn膮艂 si臋 z odr臋twienia.

Biura m艂odych auror贸w znajdowa艂y si臋 na samym ko艅cu korytarza. Harry dzieli艂 jedno pomieszczenie z Ginny i Terrym Bootem. Drzwi zaskrzypia艂y w zawiasach, jakby ich od dawna nie otwierano.

Z艂agodzili surowo艣膰 s艂u偶bowego pokoju swoimi osobistymi akcentami: Ginny, kt贸ra potrafi艂a nie藕le rysowa膰, upi臋kszy艂a 艣ciany szkicami w艂asnej produkcji. Z poustawianych doko艂a fotografii machali przyjaciele i cz艂onkowie rodziny. Starannie wysprz膮tane biurko Terry'ego zdobi艂a male艅ka, pluszowa 偶abka, podczas gdy na blacie sto艂u Harry鈥檈go pi臋trzy艂y si臋 stosy dokument贸w. Nie m贸g艂 powstrzyma膰 u艣miechu wyp艂ywaj膮cego mu na usta.

Nie wytrzymam鈥 Harry! 鈥 D藕wi臋k wylewnego g艂osu Hestii Jones sprawi艂, 偶e obr贸ci艂 si臋, zaskoczony. Ciemnow艂osa kobieta, stoj膮ca w progu, oderwa艂a si臋 od futryny i zbli偶y艂a do niego szybkim krokiem, bior膮c go po chwili rado艣nie w obj臋cia. 鈥 Najwy偶szy czas, 偶eby Dumbledore przys艂a艂 ci臋 tu wreszcie z powrotem.

Z grymasem rozbawienia na twarzy pozwoli艂 jej si臋 przytuli膰. Zawsze darzy艂 Hesti臋 sympati膮.

Obci臋艂a艣 w艂osy 鈥 stwierdzi艂, wskazuj膮c na jej kr贸tk膮, modn膮 fryzur臋. 鈥 艁adnie ci z tym.

Delikatny rumieniec zago艣ci艂 na jej policzkach. Musia艂a by膰 ju偶 po czterdziestce, ale nadal u艣miecha艂a si臋 jak m艂oda dziewczyna.

Postanowi艂am, 偶e czas na co艣 nowego 鈥 przyzna艂a, puszczaj膮c do niego oko. Emanuj膮ca od niej swoboda dzia艂a艂a wprawdzie jak balsam na jego dusz臋, ale ci膮gle nie m贸g艂 odp臋dzi膰 obawy przed nawa艂nic膮 ciekawskich pyta艅, kt贸rej oczekiwa艂.

Wygl膮da dobre dziesi臋膰 lat m艂odziej, prawda? 鈥 za艣mia艂 si臋 Dedalus Diggle, wsuwaj膮c sw膮 drobn膮 posta膰 za Hesti膮 w g艂膮b pomieszczenia. Na jego posiwia艂ej g艂owie jak zwykle kr贸lowa艂 wymi臋ty cylinder. Chichocz膮c, przyj膮艂 艂obuzerskiego kuksa艅ca w bok, wymierzonego przez Hesti臋, po czym u艣cisn膮艂 Harry鈥檈mu d艂o艅. 鈥 Jak to dobrze, 偶e do nas wr贸ci艂e艣, Harry. Troch臋 to jednak potrwa艂o.

Zostawmy go teraz lepiej samego, 偶eby m贸g艂 spokojnie rozezna膰 si臋 w sytuacji 鈥 zaproponowa艂a Hestia z typowym dla niej rozs膮dkiem. 鈥 Pami臋taj tylko, 偶eby艣 p贸藕niej wpad艂 do nas na kaw臋 鈥 doda艂a tonem gro藕by, ci膮gn膮c protestuj膮cego Dedalusa za r臋kaw na korytarz. Ich g艂osy dobiega艂y do niego jeszcze przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Wszystko po staremu. Wszystko w doskona艂ym porz膮dku. Nikt nie zadawa艂 偶adnych pyta艅. Z ulg膮 zauwa偶y艂, 偶e jego wewn臋trzne napi臋cie nieco zel偶a艂o.

Stos papier贸w na biurku okaza艂 si臋 sk艂ada膰 z akt personalnych pracownik贸w ministerstwa. Harry westchn膮艂 cicho, przypominaj膮c sobie, 偶e nie zbli偶yli si臋 ani o krok do rozwi膮zania zagadki. Minuty mija艂y, a on siedzia艂 pogr膮偶ony w my艣lach, ze wzrokiem wbitym w piramid臋 dokument贸w. Obraz Blaise鈥檃 zata艅czy艂 na chwil臋 przed oczyma jego wyobra藕ni, rozp艂ywaj膮c si臋 niemal natychmiast. Harry zmusi艂 si臋 do si臋gni臋cia po pierwsz膮 teczk臋.

Pracowa艂 ju偶 dobre p贸艂 godziny, gdy szuranie przy drzwiach zmusi艂o go do uniesienia g艂owy.

Harry? 鈥 Z g艂osu za jego plecami bi艂o zdziwienie. Ze znajomego g艂osu, cho膰 nies艂yszanego od tylu miesi臋cy. Harry odetchn膮艂 g艂臋boko, po czym powoli odwr贸ci艂 si臋 do Terry鈥檈go Boota.

M艂ody auror nie zmieni艂 si臋 ani o jot臋. Nadal mia艂 te same br膮zowe w艂osy, opadaj膮ce na twarz, nadal te same przyjazne, piwne oczy. Patrzy艂 na Harry鈥檈go, a jego usta wygina艂y si臋 w p贸艂u艣miechu.

Witamy w zespole 鈥 rzek艂 cicho, powa偶niej膮c.

Dzi臋ki 鈥 wyskrzecza艂 Harry w odpowiedzi. Po kt贸rej pojawi艂a si臋 d艂uga, nieprzyjemna cisza.

Wydawa艂o mu si臋, 偶e ostatni raz widzia艂 swego koleg臋 z zespo艂u ca艂e wieki temu, zarazem jednak wszystko by艂o nadal tak 艣wie偶e. Zakazany Las. Ucieczka na z艂amanie karku przed 艣miercio偶ercami. Z niemi艂ym skurczem w 偶o艂膮dku przypomnia艂 sobie wyraz paniki w oczach Terry鈥檈go. Przypuszcza艂, 偶e Boot musi teraz czu膰 si臋 podobnie.

Razem zaczynali nauk臋 w Akademii Auror贸w, a z czasem zostali dobrymi przyjaci贸艂mi. W obecno艣ci Terry鈥檈go Harry nie m贸g艂 udawa膰, 偶e nic strasznego si臋 nie wydarzy艂o. Noc w kapliczce sta艂a pomi臋dzy nimi jak mur. Bezskutecznie pr贸bowa艂 przygotowa膰 si臋 do odparcia fali b贸lu, co do kt贸rej by艂 pewien, 偶e za chwil臋 nadejdzie.

Nigdy sobie nie wybacz臋, 偶e zostawi艂em ci臋 samego. 鈥 Udr臋czony szept Terry鈥檈go przerwa艂 m臋cz膮c膮 cisz臋.

Harry przymkn膮艂 oczy, nie mog膮c znie艣膰 my艣li, 偶e Terry ca艂ymi miesi膮cami czyni艂 sobie wyrzuty.

Nie by艂o 偶adnej innej mo偶liwo艣ci 鈥 odpar艂 wymuszenie spokojnym, ca艂kowicie pozbawionym wyrazu g艂osem. 鈥 Gdyby艣my zdecydowali si臋 na potyczk臋, nie rozdzielaj膮c si臋, byliby艣my ju偶 martwi, wszyscy troje.

Tobie niewiele do tego brakowa艂o 鈥 wtr膮ci艂 Terry ze wzrokiem wbitym w pod艂og臋. Mimo panuj膮cego w biurze ciep艂a nie zdj膮艂 z siebie okrycia.

Harry zapragn膮艂 nagle z艂apa膰 go za barki i silnie potrz膮sn膮膰, zdo艂a艂 si臋 jednak powstrzyma膰.

Ale jeszcze 偶yj臋 鈥 wyja艣ni艂 stanowczo. 鈥 Wy艂膮cznie dzi臋ki temu, 偶e zaalarmowali艣cie Zakon. Jeste艣 ostatni膮 osob膮, kt贸rej mo偶na by zarzuci膰 pope艂nienie jakiego艣 b艂臋du. Pom贸偶 mi wi臋c lepiej znale藕膰 tego, kto nas zdradzi艂, zamiast zadr臋cza膰 si臋 poczuciem winy. 鈥 Wyra藕nie widzia艂 dr偶enie dolnej wargi Terry鈥檈go.

Boot ze 艣wistem wypu艣ci艂 powietrze i zacz膮艂 niezgrabnie wydobywa膰 si臋 z p艂aszcza.

Nie uda艂o nam si臋 na razie zabrn膮膰 zbyt daleko w 艣ledztwie 鈥 przyzna艂 zrezygnowanym tonem. 鈥 Poddali艣my ca艂膮 mas臋 pracownik贸w testom z Veritaserum, 艂膮cznie z nami samymi, i sp臋dzili艣my niezliczone godziny przed Monitorem Wrog贸w Szalonookiego. Niestety, ci膮gle brak nam gor膮cego 艣ladu albo chocia偶by podejrzanego.

Sami te偶 za偶yli艣cie Veritaserum? 鈥 Harry skrzywi艂 si臋, rozbawiony nieco tym dziwnym 艣rodkiem ostro偶no艣ci. Ginny nic mu o tym nie wspomnia艂a. Po chwili spowa偶nia艂. 鈥 Podejrzewam Blaise鈥檃 鈥 powiedzia艂 po chwili wahania, ale bez emocji w g艂osie.

W oczach Terry鈥檈go pojawi艂o si臋 zaskoczenie.

Blaise Zabini? 鈥 zapyta艂. 鈥 Z Departamentu Transportu Magicznego?

W艂a艣nie 鈥 przytakn膮艂 Harry. 鈥 Sprawdzali艣cie go ju偶?

Boot potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Nie 鈥 odpar艂 zwi臋藕le. 鈥 Ci od Transportu niewiele maj膮 do za艂atwienia tu u nas, na g贸rze. My艣l臋, 偶e gdyby si臋 tu kr臋ci艂, zauwa偶yliby艣my to.

Harry skin膮艂 g艂ow膮, nie do ko艅ca jednak przekonany tym argumentem.

K膮ciki ust Terry鈥檈go drgn臋艂y lekko.

Pojutrze mo偶esz wzi膮膰 go dok艂adniej pod lup臋 鈥 zaproponowa艂 z u艣miechem.

Dlaczego akurat pojutrze? 鈥 zdziwi艂 si臋 Harry, marszcz膮c czo艂o.

Drugi auror opad艂 na krzes艂o przy biurku i z艂o偶y艂 d艂onie na jego blacie.

Bal sylwestrowy w Akademii 鈥 przypomnia艂 Harry鈥檈mu. 鈥 Maureen, 偶ona Sturgisa Podmore鈥檃, r贸wnie偶 pracuje w Transporcie. Przed Bo偶ym Narodzeniem wspomina艂a, 偶e wybieraj膮 si臋 tam ca艂ym dzia艂em. Wi臋c i Blaise si臋 pojawi. 鈥 Rzuci艂 Harry鈥檈mu ciekawe spojrzenie. 鈥 Te偶 zamierzasz przyj艣膰?

Ginny wspomnia艂a mu ju偶 wcze艣niej o balu, namawiaj膮c go, by jej towarzyszy艂. W艂a艣ciwie nie mia艂 na to wi臋kszej ochoty. Nie przepada艂 za imprezami tego typu. Ale teraz sprawy wygl膮da艂y nieco inaczej. U艣miechn膮艂 si臋.

Tak, chyba przyjd臋.



***



Rozlu藕nij si臋 troch臋 鈥 szepn臋艂a Ginny Harry鈥檈mu do ucha, 艣ciskaj膮c go za r臋k臋, jakby chcia艂a doda膰 mu odwagi. 鈥 Mo偶na si臋 przestraszy膰 twojej miny. My艣la艂am, 偶e jeste艣 tu po to, 偶eby si臋 bawi膰. 鈥 Drug膮 d艂oni膮 skubn臋艂a rami膮czko swej wieczorowej sukni, l艣ni膮cej g艂臋bok膮 czerni膮 i pyszni膮cej si臋 odwa偶nym wyci臋ciem na plecach.

Harry zacisn膮艂 usta, co na pewno nie wp艂yn臋艂o pozytywnie na z艂agodzenie wyrazu twarzy. Ginny 艂atwo by艂o m贸wi膰. W sali by艂o gor膮co, duszno i t艂oczno. Za du偶o os贸b na zbyt ma艂ej powierzchni. Drogi, jedwabny krawat, kt贸ry nosi艂, zdawa艂 si臋 dodatkowo utrudnia膰 mu oddychanie. Powoli zaczyna艂 odczuwa膰 znajome, nie daj膮ce si臋 okie艂zna膰 zdenerwowanie. Wn臋trza jego d艂oni zwilgotnia艂y. Pr贸bowa艂 dyskretnie wytrze膰 je o swe spodnie, przesuwaj膮c jednocze艣nie spojrzeniem po sali gimnastycznej Akademii Auror贸w, przemienionej z okazji balu w wystrojon膮 艣wi膮tecznie aul臋.

Rozpoznawa艂 wi臋kszo艣膰 twarzy. Sporo z obecnych go艣ci wita艂o go przyjaznym skinieniem g艂owy. Inni zbijali si臋 w niewielkie grupki, szepcz膮c co艣 do siebie. Unika艂 ich ciekawych spojrze艅, nie chc膮c nawet wiedzie膰, nad czym debatowali. Z sekundy na sekund臋 czu艂 si臋 coraz gorzej, zw艂aszcza, 偶e nadal nie m贸g艂 odkry膰 w otaczaj膮cym go t艂umie swego prawdziwego powodu pojawienia si臋 na imprezie.

Ginny poci膮gn臋艂a go za r臋k臋 do k膮ta niedaleko baru, gdzie mo偶na by艂o posta膰 w miar臋 swobodnie, bez nara偶ania si臋 na ci膮g艂e poszturchiwania. Zamieni艂a kilka s艂贸w z Ernie鈥檈m McMillanem, Susan Bones i Katie Bell.

Za barem sta艂a m艂oda, jasnow艂osa kobieta, ze znudzonym wyrazem twarzy poleruj膮ca szklanki. Obrzuci艂a Harry鈥檈go taksuj膮cym spojrzeniem, a gdy ich oczy si臋 spotka艂y, z nieco wsp贸艂czuj膮cym u艣miechem wcisn臋艂a mu do r臋ki lampk臋 szampana, najwyra藕niej przekonana o tym, 偶e wygl膮da na kogo艣, kto tego pilnie potrzebuje.

Nie wahaj膮c si臋 d艂ugo, duszkiem wypi艂 zimny, musuj膮cy p艂yn. Zazwyczaj nie znosi艂 szampana. Ale dzi艣 by艂o mu wszystko jedno. Najprawdopodobniej bez alkoholu i tak nie zdo艂a艂by przetrwa膰 tej zabawy.

Niemal z ulg膮 powita艂 widok Terry鈥檈go, z wyra藕nym trudem przedzieraj膮cego si臋 przez t艂um. Podobnie jak wi臋kszo艣膰 m艂odszych go艣ci zamiast szaty mia艂 na sobie od艣wi臋tne mugolskie ubranie. Jego u艣miech sprawia艂 odrobin臋 nerwowe wra偶enie.

Dobry wiecz贸r 鈥 Terry przywita艂 zebranych lekkim pochyleniem g艂owy. Dopiero w tym momencie Harry zauwa偶y艂, 偶e Boot nie zjawi艂 si臋 na balu sam. Jego towarzysz, wysoki m臋偶czyzna o ciemnych w艂osach i nieco azjatyckich rysach twarzy, do艂膮czy艂 do ich kr臋gu, rzucaj膮c Terry鈥檈mu spojrzenia pe艂ne otuchy.

To jest Vincent 鈥 przedstawi艂 go Terry troch臋 sztywnym tonem. A po chwili, g艂臋boko zaczerpn膮wszy tchu, uzupe艂ni艂: 鈥 M贸j ch艂opak.

Odkrycie kart nie przysz艂o mu 艂atwo. Policzki mu por贸偶owia艂y, najwyra藕niej nie tylko od panuj膮cego na sali gor膮ca.

Harry nie by艂 jedynym, kt贸ry wytrzeszczy艂 w zdumieniu oczy.

Jeste艣cie par膮? 鈥 zapyta艂 z niedowierzaniem, zapominaj膮c o wszelkich zasadach grzeczno艣ci. Odpowiedzi膮 by艂 ciemniejszy o ton rumieniec Terry鈥檈go.

Ginny mocno szturchn臋艂a Harry鈥檈go 艂okciem w bok, piorunuj膮c go oburzonym wzrokiem, a nast臋pnie zbli偶y艂a si臋 do Vincenta i poda艂a mu r臋k臋.

Mi艂o ci臋 pozna膰 鈥 powiedzia艂a, u艣miechaj膮c si臋 przyja藕nie. 鈥 Jestem Ginny, pracuj臋 z Terrym w tym samym zespole.

Reszta post膮pi艂a za jej przyk艂adem, cho膰 wi臋kszo艣ci nie uda艂o si臋 tak dobrze jak Ginny ukry膰 zdumienia niespodziewanym wyznaniem Terry鈥檈go.

Oczy Vincenta mia艂y niesamowicie g艂臋boki, aksamitny odcie艅 br膮zu. U艣cisk jego d艂oni by艂 mocny i ciep艂y.

Czym si臋 zajmujesz? 鈥 zainteresowa艂a si臋 Katie Bell szybko, 偶eby nie dopu艣ci膰 do ani jednej sekundy wi臋cej skr臋powanego milczenia.

Studiuj臋 fizyk臋 鈥 odpowiedzia艂 Vincent z u艣miechem. Mia艂 g艂臋boki, przyjemnie mi臋kki g艂os. 鈥 Na uniwersytecie鈥 Mugolskim uniwersytecie 鈥 doda艂 po chwili wahania, tak jakby s艂owo 鈥瀖ugolski鈥 by艂o dla niego dosy膰 niezwyczajne. 鈥 To moja pierwsza wyprawa do czarodziejskiego 艣wiata. 鈥 Spojrza艂 na Terry鈥檈go z rozbawieniem.

Nie! 鈥 Naprawd臋? 鈥 Nie m贸wisz serio, prawda?

Gdy tylko zdziwione okrzyki ucich艂y, dziewczyny zasypa艂y go ca艂ym gradem pyta艅. Ernie, odrobin臋 zbity z tropu, trzyma艂 si臋 nieco na boku i wzruszy艂 ramionami, napotykaj膮c wzrok Harry鈥檈go.

Harry przys艂uchiwa艂 si臋 rozmowie zaledwie jednym uchem, przygl膮daj膮c si臋 Terry鈥檈mu. Nigdy nie przypu艣ci艂by, 偶e jego spokojny, pow艣ci膮gliwy przyjaciel ma sk艂onno艣ci do m臋偶czyzn. Podczas nauki na Akademii mieszkali nawet w jednym pokoju. Dlaczego nigdy niczego nie zauwa偶y艂? I czy w og贸le istnia艂o co艣, co mog艂oby zosta膰 zauwa偶one?

W oczach Terry鈥檈go pojawi艂 si臋 wyraz niepewno艣ci. Zdawa艂 si臋 pyta膰 Co o mnie my艣lisz?, a Harry u艣wiadomi艂 sobie, 偶e Terry obawia艂 si臋 jego reakcji. Odczuwa艂 l臋k przed tym, czy Harry pogodzi si臋 z faktem, 偶e ma homoseksualnego koleg臋 w zespole.

U艣miechn膮艂 si臋 p贸艂g臋bkiem. Terry zawsze zamartwia艂 si臋 na zapas. Zw艂aszcza wtedy, gdy by艂o to zupe艂nie niepotrzebne.

Masz ca艂kiem mi艂ego ch艂opaka 鈥 rzek艂 swobodnie, zerkaj膮c na ciemnow艂osego m臋偶czyzn臋. Dziewczyny zd膮偶y艂y ju偶 wzi膮膰 go ca艂kowicie w swe posiadanie, zalewaj膮c potokiem weso艂ej paplaniny, co w najmniejszym stopniu zdawa艂o si臋 mu nie przeszkadza膰. Akurat 艣mia艂 si臋 z jakiego艣 dowcipu Ginny, ukazuj膮c rz膮d nieskazitelnie pi臋knych z臋b贸w.

Harry zauwa偶y艂, 偶e jego s艂owa z艂agodzi艂y nieco napi臋te rysy Terry鈥檈go.

Tak 鈥 przytakn膮艂, u艣miechaj膮c si臋 mi臋kko. 鈥 Naprawd臋 jest mi艂y.

Harry wodzi艂 spojrzeniem od jednego m臋偶czyzny do drugiego. Ogarn臋艂o go dziwne uczucie, gdy przy艂apa艂 si臋 na tym, 偶e my艣l o Draconie toruje sobie w艂a艣nie drog臋 do jego umys艂u.

Wszystko mog艂oby by膰 tak cudownie proste. Terry m贸g艂 przyprowadzi膰 ze sob膮 ch艂opaka na bal i nikt nie uczyni艂 ani jednej zgry藕liwej uwagi. Nikt nie zdawa艂 si臋 by膰 zszokowany faktem, 偶e sypia艂 z m臋偶czyznami.

Dopiero po d艂u偶szej chwili stwierdzi艂, 偶e to, co czuje, to zazdro艣膰. Bo nigdy nie b臋dzie m贸g艂 zabra膰 ze sob膮 Dracona na bal taki jak ten.



***



Rozgl膮dasz si臋 za kim艣 konkretnym? 鈥 Pytanie zabrzmia艂o w jego uszach do艣膰 wyzywaj膮co i zdawa艂o si臋 dociera膰 do niego z bardzo daleka.

Z trudem oderwa艂 wzrok od t艂ocz膮cych si臋 po sali go艣ci i spojrza艂 z lekkim przestrachem na Ginny. Na chwil臋 zapomnia艂, 偶e w艂a艣nie z ni膮 ta艅czy. Nam贸wi艂a go na fokstrota, gdy rozleg艂y si臋 pierwsze d藕wi臋ki jednego z przeboj贸w Szalonych J臋dz. Muzyka by艂a tak g艂o艣na, 偶e niemal uniemo偶liwia艂a normaln膮 rozmow臋.

Nie鈥 w zasadzie nie 鈥 sk艂ama艂 niezbyt przekonuj膮co, pr贸buj膮c skupi膰 si臋 na takcie piosenki. Kiedy艣 cz臋sto ze sob膮 ta艅czyli, ale zdawa艂o mu si臋, 偶e od tamtych czas贸w min臋艂y ca艂e wieki. Jednak uczucie trzymania jej w ramionach mimo wszystko nadal by艂o bliskie i znajome.

U艣miechn臋艂a si臋, jakby odgaduj膮c jego my艣li.

Szybki fokstrot dobieg艂 ko艅ca, a po nim pop艂yn臋艂a powolna, troch臋 melancholijna ballada mi艂osna. Ponad ich g艂owami rozb艂ys艂y ma艂e, podobne do robaczk贸w 艣wi臋toja艅skich 艣wiate艂ka. Harry rozejrza艂 si臋 niepewnie. Parkiet wype艂ni艂y raptem same zakochane, ciasno obj臋te pary, ko艂ysz膮ce si臋 w takt muzyki.

Poczu艂 si臋 skr臋powany i z wysi艂kiem opanowa艂 nag艂膮 potrzeb臋 porzucenia Ginny na 艣rodku sali i ratowania si臋 ucieczk膮.

Ginny najwidoczniej nie zauwa偶a艂a chaosu, szalej膮cego w jego wn臋trzu. Bez wahania przyci膮gn臋艂a go do siebie, zarzucaj膮c mu ramiona na szyj臋 i opieraj膮c g艂ow臋 o jego bark, tak, jakby to by艂o miejsce dla niej stworzone. Na ten sam bark, do kt贸rego przytula艂 si臋 Draco. Harry czu艂 mi臋kkie kr膮g艂o艣ci jej cia艂a pod sukienk膮 i oblewaj膮cy go nagle pot.

Przypomnia艂 sobie pytanie Ginny, kt贸re zada艂a mu wtedy, w wigilijny wiecz贸r, podczas kr贸tkiego spaceru na 艣wie偶ym, zimnym powietrzu, w za艣nie偶onym ogrodzie obok Nory. Do dzi艣 nie da艂 jej jasnej odpowiedzi. Za bardzo ba艂 si臋 wyzna膰 jej, 偶e nie jest w stanie da膰 ich zwi膮zkowi drugiej szansy.

I nawet w膮skie palce, przesuwaj膮ce si臋 w czu艂ym ge艣cie w g贸r臋 i w d贸艂 wzd艂u偶 jego plec贸w, wzbudzaj膮c lekkie dreszcze, nie mog艂y zmieni膰 tego faktu. Zagryz艂 wargi, przeklinaj膮c si臋 w duchu za w艂asn膮 s艂abo艣膰, za to, i偶 nie potrafi艂 jej w tej chwili powiedzie膰, 偶e by艂o ju偶 o wiele za p贸藕no, 偶e jej starania s膮 pozbawione jakiegokolwiek sensu. Poniewa偶 wiedzia艂, jak bardzo zabola艂aby j膮 prawda.

Odkry艂 Terry鈥檈go na kraw臋dzi parkietu, u艣miechaj膮cego si臋 szelmowsko i dyskretnie wskazuj膮cego g艂ow膮 drugi koniec sali. Harry przeni贸s艂 wzrok w pokazane miejsce. Tam, z papierosem w r臋ku, oparty w swobodnej pozie o 艣cian臋, sta艂 prawdziwy pow贸d obecno艣ci Harry鈥檈go na balu.

Blaise zdawa艂 si臋 mie膰 go ju偶 od d艂u偶szego czasu na oku, wywnioskowa艂 Harry, gdy偶 ich spojrzenia zderzy艂y si臋 ze sob膮 momentalnie. Zabini nie poruszy艂 si臋, sta艂 w miejscu, jakby zro艣ni臋ty ze 艣cian膮. W jego oczach migota艂o co艣 zastanawiaj膮cego, a twarz przybra艂a absolutnie nieprzenikniony wyraz. Lecz Harry nie da艂 si臋 zmyli膰: wprawdzie nie mia艂 poj臋cia, co Blaise my艣li na jego temat i dlaczego wpatruje si臋 w niego tak intensywnie, wiedzia艂 jednak dok艂adnie, 偶e nie kieruje nim sympatia.

Ginny unios艂a g艂ow臋, u艣miechaj膮c si臋 do niego w lekkim rozmarzeniu. Wymin膮艂 jej spojrzenie, odruchowo przenosz膮c wzrok do k膮ta, z kt贸rego nadal obserwowa艂 go Zabini. Harry poczu艂 nerwowe trzepotanie w 偶o艂膮dku. Chwil臋 p贸藕niej wiedzia艂 ju偶, dlaczego.

U boku ciemnow艂osego 艢lizgona pojawi艂 si臋 jasnow艂osy m臋偶czyzna. Zwr贸cony plecami do ta艅cz膮cych, sta艂 tam, z r臋kami wsuni臋tymi g艂臋boko w kieszenie spodni szykownego, szarego garnituru. W jego postawie by艂o co艣 nieprawdopodobnie znajomego. Nerwowy trzepot przeszed艂 w md艂o艣ci. Serce Harry鈥檈go zacz臋艂o ko艂ata膰 jak szalone.

Blaise po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu blondyna, szepcz膮c mu co艣 do ucha z u艣miechem. By艂o w tej scenie co艣 wr臋cz niezno艣nie intymnego. Gdy przybysz odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie, obawy Harry鈥檈go zamieni艂y si臋 w pewno艣膰. Nie mia艂 szansy przygotowa膰 si臋 wewn臋trznie na atak. Jedno uderzenie serca p贸藕niej jego wzrok napotka艂 ch艂odne, szare oczy Dracona Malfoya.

W tym momencie emocjonalny chaos, kt贸ry kot艂owa艂 si臋 w nim od tygodni, nie wytrzyma艂 napi臋cia i po prostu eksplodowa艂. Harry by艂 absolutnie bezsilny. Czu艂, 偶e nieodwo艂alnie traci kontrol臋 nad swymi uczuciami. Rozpaczliwe pragnienie wymiesza艂o si臋 z pal膮cym gniewem, wybuchaj膮cym w nim w艂a艣nie bez najmniejszego ostrze偶enia i porywaj膮cym ze sob膮 ostatni膮 racjonaln膮 my艣l.

Czego szuka艂 Draco tu, na balu? Dlaczego go przynajmniej nie ostrzeg艂 o tym, 偶e zamierza tu przyby膰?

Harry nie by艂 przygotowany na pierwsze publiczne spotkanie, a ju偶 najmniej na bezwstydnie wykrzywionego Blaise鈥檃 Zabiniego i jego r臋k臋, demonstracyjnie i zaborczo spoczywaj膮c膮 na ramieniu Dracona. Poczu艂 nag艂膮 potrzeb臋 rzucenia si臋 na niego z pi臋艣ciami i walenia nimi prosto w t臋 aroganck膮, koci膮 twarz, dop贸ki nie zniknie z niej grymas samozadowolenia.

Czy偶by Draco w ci膮gu zaledwie kilku dni zdo艂a艂 zapomnie膰 o tym, co zasz艂o mi臋dzy nimi? Naprawd臋 tak szybko zdecydowa艂 si臋 pocieszy膰 swym dawnym kochankiem?

Mi臋kkie wargi musn臋艂y mu policzek, 艂agodny oddech owia艂 k膮cik jego ust. Przez sekund臋 nie wiedzia艂, co si臋 dzieje, nie mog膮c przyporz膮dkowa膰 tych dozna艅. Twarz Ginny dzieli艂o od jego w艂asnej tylko kilka centymetr贸w, a gdy zrozumia艂, do czego ona zmierza, by艂o ju偶 niemal za p贸藕no. Przestraszony, g艂o艣no wdychaj膮c powietrze, zdecydowanym ruchem z艂apa艂 j膮 za ramiona i odsun膮艂 od siebie w niemal panicznym ge艣cie.

Rozwar艂a szeroko oczy ze zdumienia, kompletnie zbita z tropu. Wiedzia艂, 偶e zrani艂 j膮 swym obcesowym zachowaniem, ale w tej chwili by艂o mu to prawie oboj臋tne.

Przykro mi 鈥 odezwa艂 si臋 dr偶膮cym g艂osem, nie maj膮c poj臋cia, za co w艂a艣ciwie przeprasza. A potem zrobi艂 to, na co mia艂 wielk膮 ochot臋 par臋 minut wcze艣niej. Zostawi艂 j膮 sam膮 po艣rodku parkietu i rzuci艂 si臋 w stron臋 wyj艣cia.

Gdzie艣 do otch艂ani jego 艣wiadomo艣ci dociera艂o, 偶e nie uda mu si臋 tak 艂atwo przed tym uciec. 呕e dogoni膮 go eskaluj膮ce wydarzenia. Wewn臋trzny g艂os jak zwykle si臋 nie myli艂. Zanim zdo艂a艂 dobiec do drzwi, na jego drodze stan膮艂 Draco, hipnotyzuj膮c go lodowatym spojrzeniem.

Zbyt ma艂y dystans mi臋dzy nimi. Znajomy zapach wody po goleniu wwierci艂 si臋 w nozdrza Harry鈥檈go.

Szybko zmieniasz strony 鈥 prychn膮艂 Malfoy pogardliwie, wskazuj膮c g艂ow膮 w kierunku Ginny, kt贸ra, zadyszana, pojawi艂a si臋 w艂a艣nie za plecami Harry鈥檈go. Jego twarz wyra偶a艂a czyste obrzydzenie, a blade zazwyczaj policzki pokrywa艂 rumieniec z艂o艣ci. 鈥 Powinienem by艂 wiedzie膰. Raz hetero, zawsze hetero. 鈥 Niemal wyplu艂 z siebie to s艂owo.

To wymyka艂o si臋 im z r膮k. 呕aden z nich nie potrafi艂 ju偶 niczego zatrzyma膰.

Harry poczu艂 si臋 tak, jakby Draco uderzy艂 go w twarz. Jak on 艣mia艂 odzywa膰 si臋 do niego w ten spos贸b? On, kt贸ry najwyra藕niej nie m贸g艂 wytrzyma膰 nawet tygodnia bez skorzystania z pierwszego nadarzaj膮cego si臋 romansu?

Sama my艣l o tym, 偶e Draco spa艂 z Blaise鈥檈m, wystarczy艂a, 偶eby Harry straci艂 g艂ow臋. Pragn膮艂 ju偶 tylko rani膰 Malfoya, tak jak on rani艂 jego, wywlec wszystkie 偶ale, a nast臋pnie podepta膰 je nogami.

Jak mi艂o, 偶e ty wolisz od艣wie偶y膰 sobie star膮 za偶y艂o艣膰 鈥 wysycza艂 zza zaci艣ni臋tych z臋b贸w, rzucaj膮c rozz艂oszczone, znacz膮ce spojrzenie na Blaise鈥檃. 鈥 A zdrajcy najwyra藕niej s膮 szczeg贸lnie dobrzy w 艂贸偶ku, czy偶 nie?

Draco wygi膮艂 pogardliwie usta.

Blaise nie jest tym, kt贸rego szukasz 鈥 odpar艂 niebezpiecznie cichym g艂osem. 鈥 Nie zdradzi艂 was. Ile razy mam ci to jeszcze powtarza膰?

Harry pochyli艂 si臋 do przodu, dotykaj膮c niemal czo艂em twarzy Dracona i czuj膮c 偶ar bij膮cy od jego cia艂a. Z ca艂ej si艂y stara艂 si臋 zablokowa膰 kie艂kuj膮ce po偶膮danie.

Dlaczego mia艂bym ci uwierzy膰? 鈥 wyszepta艂 zimno, z satysfakcj膮 rejestruj膮c, 偶e mimo ch艂odnego spokoju maluj膮cego si臋 na jego twarzy, Malfoy drgn膮艂 silnie.

Co sta艂o si臋 z nimi po przekroczeniu granicy realnego 艣wiata? To wyj膮tkowe co艣, co uda艂o im si臋 dzieli膰 przez cztery miesi膮ce, uleg艂o zniszczeniu, zanim Harry zd膮偶y艂 si臋 dowiedzie膰, czym by艂o. Wiedzia艂 tylko, 偶e odczuwa艂 t臋 strat臋 tak dotkliwie, jak jeszcze 偶adnej innej w ca艂ym swoim 偶yciu.

Grimmauld Place by艂o miejscem, w kt贸rym u boku Dracona m贸g艂 by膰 tylko sob膮. W nierzeczywistym, spowijaj膮cym dom wymiarze wszystko zdawa艂o si臋 takie nieskomplikowane. Byli tylko oni dwaj, on i Draco. Nic poza tym. Nikt, przed kim musia艂by si臋 usprawiedliwia膰.

Tu, w prawdziwym 艣wiecie, spad艂y na nich trudno艣ci, kt贸re przedtem nie przysz艂yby im nawet do g艂owy. Pozornie nieprzezwyci臋偶one przeszkody, z kt贸rymi nie potrafili sobie poradzi膰. Harry czu艂 si臋, jakby traci艂 grunt pod nogami. Nie wiedzia艂 ju偶, jakimi drogami zmierzaj膮 my艣li i uczucia Dracona. Nie wiedzia艂, czy Malfoy w og贸le co艣 do niego czuje. I czy kiedykolwiek odczuwa艂.

Tu, w codziennej normalno艣ci, nagle zacz臋艂y dominowa膰 zazdro艣膰, gniew i zw膮tpienie. By艂o tu zbyt wielu ludzi, kt贸rzy nie zrozumieliby tego, co uczyni艂. Kt贸rzy by go za to znienawidzili. Zbyt wiele argument贸w przemawiaj膮cych przeciw Draconowi. Zbyt wiele spraw, z kt贸rych Harry musia艂by na zawsze zrezygnowa膰, gdyby zdecydowa艂 si臋 o niego walczy膰. Toczy膰 b贸j, co do kt贸rego nie mia艂 pewno艣ci, czy si臋 w og贸le op艂aca艂.

Wewn臋trzny chaos narasta艂, d艂awi膮c go w gardle. 呕adnego 艣wiate艂ka w tunelu. Nie mia艂 si艂y stawia膰 czo艂a ca艂emu 艣wiatu. Pragn膮艂 ju偶 tylko st膮d odej艣膰, byle dalej od zniewa偶aj膮cych uwag Dracona i jego lodowatego wzroku. Byle dalej od szyderczego u艣mieszku Blaise鈥檃 i zalot贸w Ginny. Brutalnie odepchn膮艂 Malfoya na bok. Drzwi by艂y ju偶 tak niedaleko.

Zn贸w zamierzasz uciec? 鈥 Usta Dracona by艂y mocno zaci艣ni臋te, a z oczu sypa艂y si臋 iskry. 鈥 Chcia艂by艣. 鈥 Z艂apa艂 Harry鈥檈go za rami臋, unieruchamiaj膮c je w silnym u艣cisku.

Nie m贸g艂 post膮pi膰 gorzej.

B艂yskawice b贸lu przeci臋艂y rami臋 Harry鈥檈go, a mi臋艣nie zdr臋twia艂y niemal pod mocnym uciskiem palc贸w. Nie wiedzia艂, co si臋 z nim dzieje.

W u艂amku sekundy Draco przesta艂 by膰 czu艂ym, uwa偶nym m臋偶czyzn膮, kt贸remu Harry z w艂asnej woli pozwoli艂 dzieli膰 swe 艂贸偶ko, przemieniaj膮c si臋 w bezwzgl臋dnego gwa艂ciciela, kt贸ry sprawi艂 mu niesko艅czony b贸l 鈥 i sprawia艂 go w艂a艣nie ponownie. Zimna fala zaw艂adn臋艂a cia艂em Harry鈥檈go. Wydawa艂o mu si臋, 偶e czuje st臋ch艂膮, wywo艂uj膮c膮 md艂o艣ci wo艅 kapliczki.

Przepe艂ni艂a go bezbrze偶na panika, kt贸rej lodowate fale w jednej chwili ugasi艂y gniew, pozostawiaj膮c po sobie jedynie nagi strach.

Przez moment wydawa艂o mu si臋, 偶e nie ma czym oddycha膰. Narastaj膮ca histeria wymyka艂a mu si臋 spod kontroli. Wi臋c jednak nie upora艂 si臋 z groz膮, kt贸rej do艣wiadczy艂. Po wszystkich tych d艂ugich miesi膮cach ci膮gle tkwi艂a gdzie艣 w jego g艂臋bi, wychylaj膮c z niej teraz tak blisko, 偶e m贸g艂 jej niemal dotkn膮膰.

Nie dotykaj mnie! 鈥 wykrzykn膮艂 艂ami膮cym si臋 g艂osem, si艂膮 uwalniaj膮c rami臋. 鈥 Nigdy wi臋cej mnie nie dotykaj!

Stoj膮cy w pobli偶u go艣cie o ma艂o nie poskr臋cali sobie kark贸w, odwracaj膮c g艂owy tak, by nie przegapi膰 ani sekundy przedstawienia rozgrywaj膮cego si臋 przy drzwiach. Ciekawskie spojrzenia zdawa艂y si臋 wypala膰 dziury w karku Harry鈥檈go. Wyj艣膰 st膮d. Wyj艣膰 st膮d jak najszybciej.

Ujrza艂 konsternacj臋 w oczach Dracona, urastaj膮c膮 do rozmiar贸w przera偶enia, gdy dotar艂o do niego wreszcie, co dzia艂o si臋 z Harrym. Malfoy otworzy艂 usta, jakby chcia艂 co艣 powiedzie膰. Harry by艂 jednak pewien, 偶e nie chce s艂ysze膰 niczego.

Gor膮czkowo 艂api膮c powietrze, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie, gwa艂townie otworzy艂 ci臋偶kie drzwi i wybieg艂 prosto w mro藕ne, nocne powietrze na zewn膮trz.


W tym szczeg贸lnym czasie mi艂o艣膰 dawa艂a mi odwag臋, by zosta膰

W tym szczeg贸lnym czasie pomaga艂a mi mie膰 cierpliwo艣膰

Ten szczeg贸lny miesi膮c pozwoli艂 nam zrozumie膰, co oznacza 鈥瀖y鈥

W tym szczeg贸lnym czasie

(Alanis Morissette, 鈥濼hat Particular Time鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty pierwszy



Jeste艣 jak 艣wiat艂o w ciemno艣ciach,

kt贸re po prostu pragn臋 z艂apa膰 i trzyma膰 przez moment,

zanim zn贸w wymknie si臋 z mych palc贸w,

zostawiaj膮c mnie w czerni nocy.



Ginny nie uda艂o si臋 od razu otrz膮sn膮膰 z odr臋twienia. Wok贸艂 niej rozlega艂y si臋 podniecone g艂osy zebranych, wymieniaj膮cych uwagi na temat zaj艣cia. W jej uszach brzmia艂y one jak odleg艂y poszum, niemaj膮cy jakiegokolwiek znaczenia.

Nie pojmowa艂a tego, co si臋 przed chwil膮 sta艂o. By艂a pewna, 偶e dostrzeg艂a panik臋 w oczach Harry鈥檈go. Ale s艂owom, kt贸re us艂ysza艂a, nie potrafi艂a nada膰 偶adnego sensu. Harry utrzymywa艂, 偶e po terapii Dumbledore鈥檃 nie boi si臋 ju偶 spotkania z Draconem. Najwidoczniej jednak si臋 myli艂.

Chcia艂a zapyta膰 Dracona, co to wszystko znaczy, co spowodowa艂o ich spi臋cie. Lecz gdy Malfoy oderwa艂 spojrzenie od drzwi, obracaj膮c si臋 w jej stron臋, pytanie zamar艂o jej na ustach.

W jego szarych oczach nie by艂o ju偶 ani 艣ladu przera偶enia. Teraz b艂yszcza艂y mieszanin膮 nienawi艣ci i agresji, kt贸rej absolutnie nie by艂a w stanie zrozumie膰. Powietrze zg臋stnia艂o od atmosfery zagro偶enia. R臋ka Dracona, zaci艣ni臋ta wok贸艂 trzymanej w kieszeni r贸偶d偶ki, drgn臋艂a silnie. Ten gest wstrz膮sn膮艂 Ginny tak bardzo, 偶e a偶 si臋 cofn臋艂a, czuj膮c, jak serce staje jej w gardle. Co tu si臋 dzia艂o? Czy wszyscy naraz poszaleli?

Na Merlina, opanuj si臋, cz艂owieku! 鈥 Ostry g艂os nale偶a艂 do wysokiego, czarnow艂osego m臋偶czyzny, kt贸rego twarz wydawa艂a si臋 jej sk膮d艣 znajoma. Powstrzymywa艂 Dracona, przytrzymuj膮c jego pier艣 ramieniem. Na chwil臋 oczy Ginny napotka艂y jego przelotne, nieprzeniknione spojrzenie. 鈥 No chod藕, idziemy st膮d 鈥 doda艂 艂agodniejszym tonem, zwracaj膮c si臋 do Malfoya.

Czas zdawa艂 si臋 biec niesko艅czenie powoli. Dziki b艂ysk w oczach Dracona zgas艂, zamieniaj膮c si臋 w rezygnacj臋. Ginny czu艂a wr臋cz, jak jego napi臋te mi臋艣nie wiotczej膮. Wreszcie bez oporu pozwoli艂 ciemnow艂osemu towarzyszowi wyprowadzi膰 si臋 z sali.

Przeszed艂 j膮 dreszcz. Czu艂a si臋 rozbita. Nie chcia艂a d艂u偶ej my艣le膰 o scenie, kt贸rej by艂a 艣wiadkiem. I nie chcia艂a nawet wiedzie膰, co oznacza艂a reakcja Dracona. Wszystkie jej my艣li skupi艂y si臋 na Harrym. Pospiesznie odebra艂a sw贸j d艂ugi p艂aszcz z szatni, narzuci艂a go na cienk膮 sukni臋 i wypad艂a na zewn膮trz.

Wielki plac przed budynkiem Akademii zia艂 pustk膮. Nie dociera艂o tu najmniejsze echo dudni膮cej przedtem w uszach muzyki. Jedynie stukot jej obcas贸w na asfalcie zak艂贸ca艂 spok贸j. By艂o prawie za cicho.

Ani 艣ladu Harry鈥檈go. Nieliczne latarnie gazowe rozja艣nia艂y swym s艂abym 艣wiat艂em alejk臋 prowadz膮c膮 do wielkiego parku Akademii. W przerwach mi臋dzy zaj臋ciami lubi艂a dawniej przychodzi膰 tu z Harrym na spacery. Olbrzymia po艂a膰 zieleni zachwyca艂a latem sw膮 urod膮, ale teraz, w samym 艣rodku zimy i ciemno艣ci, nie sprawia艂a zach臋caj膮cego wra偶enia.

Po chwili wahania wybra艂a drog臋 prowadz膮c膮 nad staw. Wewn臋trzny g艂os podpowiada艂 jej, 偶e znajdzie Harry鈥檈go w艂a艣nie tam.

Wiekowe drzewa parku wygl膮da艂y jak szkielety, wyci膮gaj膮ce konary swych ramion prosto w ciemne, zachmurzone niebo. Ogarn膮艂 j膮 bezbrze偶ny smutek. Ze 艣niegu, kt贸ry spad艂 w Bo偶e Narodzenie, pozosta艂o zaledwie kilka rozproszonych tu i 贸wdzie brudnobia艂ych pryzm. Zacisn臋艂a wok贸艂 siebie ramiona, ale nie pomog艂o to odp臋dzi膰 ch艂odu. Jej stopy, tkwi膮ce w eleganckich pantoflach, by艂y zimne jak l贸d.

Gdzie艣 w zaro艣lach zasycza艂 kot. A przynajmniej mia艂a nadziej臋, 偶e to by艂 kot. Bezwiednie przyspieszy艂a kroku, czuj膮c, jak dreszcz sp艂ywa jej po plecach. Niesko艅czenie d艂ugie dziesi臋膰 minut p贸藕niej dotar艂a nareszcie nad staw.

Harry siedzia艂 skulony na oparciu starej 艂awki stoj膮cej przy samym brzegu. Nie mia艂 na sobie p艂aszcza. Mimo tego nie wygl膮da艂, jakby mu by艂o zimno. Jego nieruchomy wzrok spoczywa艂 na zamarzni臋tym stawie, cichym i zastyg艂ym jak na obrazku w ksi膮偶ce.

Wszystko w nim wprawi艂o j膮 w niepok贸j: sztywna postawa cia艂a, twarz bez wyrazu i nic niewyra偶aj膮ce oczy. Zdawa艂o jej si臋 nawet, 偶e wcale jej nie zauwa偶y艂.

Hej 鈥 szepn臋艂a cicho, nie chc膮c go wystraszy膰. 鈥 Wszystko w porz膮dku?

G艂o艣no wypu艣ci艂 powietrze, zanim odwr贸ci艂 g艂ow臋, patrz膮c jej prosto w oczy.

Nie 鈥 odpowiedzia艂 spokojnie. Jego g艂os by艂 ca艂kowicie pozbawiony emocji.

L臋k Ginny narasta艂 niepowstrzymanie. To nie by艂 Harry, kt贸rego zna艂a. Ju偶 od chwili powrotu z zaczarowanego domu zdawa艂 si臋 by膰 kim艣 zupe艂nie obcym.

To powiedz mi, prosz臋, co si臋 z tob膮 dzieje. 鈥 Zdziwi艂a si臋 b艂agalnym tonem w艂asnego g艂osu. 鈥 Zrobi艂am co艣 nie tak? Merlinie, niepotrzebnie napad艂am ci臋 tak na parkiecie鈥 Ale my艣la艂am, 偶e jeste艣 pewien, 偶e chcesz鈥 鈥 urwa艂a nagle. Co w艂a艣ciwie da艂o jej t臋 pewno艣膰? Czy Harry naprawd臋 zach臋ci艂 j膮 w jakikolwiek spos贸b do poca艂unku? Czy tylko to sobie wm贸wi艂a? Co艣 z艂apa艂o j膮 za gard艂o. Z trudem prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

Ginny鈥 鈥 W jego oczach pojawi艂 si臋 b贸l. 鈥 Z pewno艣ci膮 nie zrobi艂a艣 nic z艂ego 鈥 powiedzia艂 mi臋kko. 鈥 Je艣li kto艣 tu post膮pi艂 niew艂a艣ciwie, to tylko ja.

Te s艂owa nie przynios艂y jej ulgi. Wr臋cz przeciwnie. Strach zasznurowa艂 jej krta艅. Nie wiedzia艂a dok艂adnie, dlaczego.

Czyli ma to jaki艣 zwi膮zek z Malfoyem. I z tym, co sta艂o si臋 w domu. 鈥 Zauwa偶y艂a, 偶e zaczyna si臋 trz膮艣膰, i to nie tylko z zimna.

Gdzie艣 w oddali rozleg艂 si臋 huk sowy, brzmi膮cy jak skarga.

W jego twarzy nie drgn膮艂 ani jeden mi臋sie艅. Patrzy艂 na ni膮 tylko, nie potwierdzaj膮c jej przypuszczenia, ale te偶 mu nie zaprzeczaj膮c. Bo nie by艂o to wcale konieczne.

Nie chcia艂em sprawi膰 ci b贸lu 鈥 rzek艂 艂agodnie, gdy ju偶 przesta艂a spodziewa膰 si臋 odpowiedzi. 鈥 Tobie najmniej ze wszystkich.

Spr贸bowa艂a odegna膰 艂zy, nap艂ywaj膮ce do oczu. Nie zamierza艂a okazywa膰 s艂abo艣ci w obecno艣ci Harry鈥檈go.

Co si臋 z tob膮 sta艂o? 鈥 wyszepta艂a bezsilnie. 鈥 Jak mam ci pom贸c, je艣li nie wiem, co si臋 z tob膮 dzieje?

Opar艂 czo艂o o wn臋trze d艂oni, a potem przesun膮艂 palcami po rozczochranych w艂osach. Gdy wreszcie uni贸s艂 g艂ow臋, przez chwil臋 widzia艂a strach maluj膮cy si臋 na jego twarzy. Strach, ale zarazem i decyzj臋.

Przespa艂em si臋 z Draconem 鈥 wyja艣ni艂 zwi臋藕le, nie patrz膮c na ni膮. Tylko to jedno zdanie. Nic wi臋cej.

Szok uderzy艂 w ni膮 jak taran, sprawiaj膮c, 偶e na chwil臋 straci艂a r贸wnowag臋. Czu艂a bolesny strumie艅 adrenaliny, toruj膮cy sobie drog臋 do ka偶dego zakamarka jej cia艂a.

Jak鈥 jak mo偶esz powiedzie膰 co艣 takiego? 鈥 zaj膮kn臋艂a si臋, podczas gdy jej przera偶enie osi膮ga艂o coraz wy偶szy pu艂ap. 鈥 On ci臋 zgwa艂ci艂. Jak wi臋c mo偶esz tak to nazywa膰?

Gdzie艣 g艂臋boko w jej wn臋trzu pojawi艂a si臋 pewno艣膰, 偶e oszukiwa艂a sam膮 siebie. Czu艂a przecie偶 to niewyja艣nione napi臋cie mi臋dzy Harrym i Draconem. Ju偶 wtedy, w Hogwarcie, zaraz po ich powrocie z Grimmauld Place. Nawet, je艣li nie chcia艂a dopuszcza膰 tego do 艣wiadomo艣ci.

Ginny鈥 鈥 Jego g艂os tchn膮艂 na r贸wni czu艂o艣ci膮 i zdecydowaniem. 鈥 Nie mam na my艣li鈥 gwa艂tu.

Mia艂a wra偶enie, 偶e spada w jak膮艣 bezdenn膮 otch艂a艅, a jej lot trwa i trwa, nie maj膮c ko艅ca. Wszelkie nadzieje na wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰 p臋k艂y w jednej chwili jak mydlana ba艅ka. Zak艂ada艂a, 偶e b臋dzie potrafi艂a zachowa膰 opanowanie, je艣li Harry odrzuci jej propozycj臋. Ale to, teraz, tutaj, by艂o ponad jej si艂y. Czu艂a rozpacz, kt贸rej lodowate pazury targa艂y jej wn臋trzno艣ciami, by po chwili zala膰 j膮 niepowstrzyman膮, eksploduj膮c膮 fal膮.

Dlaczego? 鈥 krzykn臋艂a mu w twarz. Wiedzia艂a, 偶e brzmi histerycznie, ale nie obchodzi艂o jej to. 鈥 Czy艣 ty kompletnie oszala艂? A mo偶e Malfoy zrobi艂 ci pranie m贸zgu? 鈥 Kolana trz臋s艂y si臋 pod ni膮 tak, 偶e z trudem trzyma艂a si臋 na nogach. P臋cznia艂o w niej co艣 wielkiego, co za wszelk膮 cen臋 pragn臋艂o rozsadzi膰 jej klatk臋 piersiow膮. 鈥 Nie mo偶na przecie偶 ot tak, nagle, sta膰 si臋 gejem. Nie mo偶na przecie偶 i艣膰 do 艂贸偶ka z w艂asnym gwa艂cicielem. 鈥 艁zy wydosta艂y si臋 w ko艅cu na zewn膮trz, pozostawiaj膮c na jej policzkach zimne jak l贸d 艣lady.

Zacisn膮艂 usta. Te same mi臋kkie usta, kt贸rych 艂uk tak bardzo lubi艂a kiedy艣 zakre艣la膰 palcem. Kt贸rymi sam, przez nikogo nie zmuszany, ca艂owa艂 innego m臋偶czyzn臋. Poczu艂a nag艂y, zapieraj膮cy dech w piersi wstr臋t. Jak on m贸g艂 to zrobi膰? Jak m贸g艂 zapomnie膰 o wszystkich nocach, kt贸re z ni膮 sp臋dzi艂?

Mo偶liwe, 偶e oszala艂em. 鈥 W jego przepi臋knych, zielonych oczach zamigota艂 gniew. W tych samych oczach, kt贸re od zawsze odbiera艂y jej rozum. 鈥 Ale Draco nie wywar艂 na mnie 偶adnego nacisku. To si臋 po prostu sta艂o. Nie mam poj臋cia, jak mog艂o do tego doj艣膰. 鈥 Zrobi艂 kilka g艂臋bokich oddech贸w. Jego nozdrza lekko drga艂y. 鈥 A teraz wystarczy艂oby, 偶eby skin膮艂 palcem, a zrobi臋 to zn贸w. 鈥 Zacisn膮艂 pi臋艣ci z gniewu, kt贸ry zdawa艂 si臋 kierowa膰 nie tyle przeciwko niej, co przeciw sobie samemu. Co ani odrobin臋 nie poprawia艂o sytuacji.

Ka偶de pojedyncze s艂owo z jego ust pozostawia艂o po sobie now膮, g艂臋bok膮 ran臋. Kuli艂a si臋 wewn膮trz z b贸lu, pewna, 偶e nie zniesie ju偶 jego obecno艣ci ani sekundy d艂u偶ej.

Nie chcia艂em ci臋 skrzywdzi膰 鈥 powt贸rzy艂 Harry cicho, wykrzywiaj膮c twarz. W jej uszach zabrzmia艂o to jak czysta drwina. 鈥 Ale nie mog臋 ju偶 udawa膰, 偶e nic si臋 nie sta艂o. Nie odzyskam swego dawnego 偶ycia. Niewa偶ne, jak bardzo tego pragn臋.

Cisza, kt贸ra zapad艂a po tych s艂owach, otuli艂a ich jak zimna mg艂a. S艂ysza艂a szum w艂asnej krwi. Rozpacz ust膮pi艂a miejsca dziwnemu og艂uszeniu. Tak cieszy艂a si臋 na ten wiecz贸r, pok艂ada艂a w nim takie nadzieje. A teraz wszystko, co z nich pozosta艂o, przypomina艂o jeden wielki stos gruzu.

Potrzebuj臋 ci臋, Ginny 鈥 wyszepta艂 z bezgranicznym smutkiem w oczach. 鈥 Jak dobrej przyjaci贸艂ki, kt贸r膮 zawsze by艂a艣.

To by艂o za du偶o. Granica zosta艂a przekroczona. Szloch wyrwa艂 si臋 jej z gard艂a. Trz臋s艂a si臋 na ca艂ym ciele. Nie by艂o niczego, co mog艂aby jeszcze powiedzie膰 lub zrobi膰. Wiedzia艂a, 偶e straci艂a Harry鈥檈go nieodwo艂alnie.

Na wp贸艂 艣lepa od 艂ez, odwr贸ci艂a si臋 i potykaj膮c co krok, ruszy艂a w drog臋 powrotn膮 do Akademii. Nie zatrzyma艂 jej najmniejszym gestem.

Deportowa艂a si臋, zanim jeszcze dotar艂a na skraj parku.



***



Nie wiedzia艂, jak d艂ugo ju偶 tu sta艂, czekaj膮c. Tu, w tym niewielkim, przepe艂nionym dymem papierosowym pomieszczeniu, prowadz膮cym dalej do szatni i toalet. Ludzie przechodzili bez przerwy obok niego, rzucaj膮c mu zaciekawione spojrzenia. Nie przeszkadza艂o mu to. Ju偶 nie.

Na 艣cianie wisia艂o wielkie, oprawione w ramy lustro. Draco nerwowo przyjrza艂 si臋 swemu odbiciu, po raz setny poprawiaj膮c krawat. Wygl膮da艂 blado, stwierdzi艂 z w艂a艣ciwym sobie krytycyzmem. A ciemne obw贸dki pod oczami ani troch臋 nie przyczynia艂y si臋 do poprawy wizerunku.

Powoli opu艣ci艂 d艂onie. Jak mog艂o doj艣膰 do tej sceny mi臋dzy nim a Harrym? Czu艂 pal膮c膮 win臋 i wstyd. Przeklina艂 w艂asn膮 g艂upot臋 i to, 偶e zn贸w o偶ywi艂 stare, bolesne wspomnienia, omy艂kowo uznane za pogrzebane.

W zamy艣leniu si臋gn膮艂 po kolejnego papierosa i zapali艂 go, wydmuchuj膮c b艂臋kitne ob艂oczki dymu. Stoj膮ca obok popielniczka zaczyna艂a powoli gubi膰 sw膮 zawarto艣膰. Oboj臋tne. Dzi艣 wszystko by艂o mu ju偶 oboj臋tne.

Draco wiedzia艂, 偶e Harry tu wr贸ci. Przecie偶 nie p贸jdzie do domu bez p艂aszcza. I nie pomyli艂 si臋. Na kr贸tko przed p贸艂noc膮 Potter nareszcie si臋 pojawi艂. Serce Dracona podskoczy艂o, gdy zauwa偶y艂, 偶e Ginny ju偶 mu nie towarzyszy艂a.

Twarz Harry鈥檈go by艂a tak samo blada jak jego w艂asna. Mimo tego tchn膮艂 spokojem i opanowaniem, a nawet odrobin膮 przekory. Nie zdziwi艂 si臋 widokiem Dracona, czekaj膮cego przy szatni. Jego mina nie wyra偶a艂a ani odrobiny strachu. To ostatnie Draco przyj膮艂 z wielk膮 ulg膮.

Przez chwil臋 patrzyli sobie w oczy, milcz膮c. Teraz, gdy gniew si臋 wypali艂, Draco wyra藕nie wyczuwa艂 przeskakuj膮ce mi臋dzy nimi iskry napi臋cia. Zawsze mia艂 s艂abo艣膰 do ch艂opak贸w w garniturach. A Harry wygl膮da艂 w tym oficjalnym stroju zaskakuj膮co dobrze i doro艣le. Z wysi艂kiem st艂umi艂 pragnienie, by zbli偶y膰 si臋 do niego i zamkn膮膰 w swych ramionach. S艂owa Nigdy wi臋cej mnie nie dotykaj! nadal odbija艂y si臋 echem w jego g艂owie, sprawiaj膮c mu wi臋kszy b贸l, ni偶 wola艂by przyzna膰.

Chcia艂bym zamieni膰 z tob膮 kilka s艂贸w 鈥 powiedzia艂 Draco, odchrz膮kn膮wszy z zak艂opotaniem. Dlaczego jego g艂os zawsze brzmia艂 tak ochryple, gdy Harry by艂 w pobli偶u? 鈥 Mo偶emy?

Potter skin膮艂 tylko g艂ow膮. Powoli. I jakby czujnie.

Draco zgasi艂 papierosa i wszed艂 do szatni, szukaj膮c ustronnego miejsca przy ko艅cu pomieszczenia, za wysokimi wieszakami, gdzie nikt nie m贸g艂 ich wypatrzy膰. Doko艂a unosi艂 si臋 zapach sk贸ry i drogich perfum. Harry post臋powa艂 za nim z obaw膮.

Ukryci w k膮cie, oparli si臋 o 艣cian臋, staj膮c obok siebie. O wiele za blisko. Draco poczu艂, jak puls mu przyspiesza.

Przepraszam za tamto 鈥 zacz膮艂 z udawanym spokojem, pr贸buj膮c odegna膰 poczucie winy w najdalszy k膮t 艣wiadomo艣ci. 鈥 Z pewno艣ci膮 nie zamierza艂em wywo艂a膰 nowego ataku paniki.

Harry wpatrywa艂 si臋 w czubki swych but贸w, my艣l膮c nad czym艣 gor膮czkowo.

To wszystko, co masz do powiedzenia? 鈥 zapyta艂, wolno unosz膮c g艂ow臋 i spogl膮daj膮c na Dracona z ukosa. W jego g艂osie pobrzmiewa艂a agresja. 鈥 Wi臋c co takiego zamierza艂e艣 osi膮gn膮膰? Czego w艂a艣ciwie ode mnie chcesz?

W艣ciek艂o艣膰, zw膮tpienie, po偶膮danie, l臋k. Zbyt wiele uczu膰 naraz w jego wn臋trzu, sk艂臋bionych w skomplikowany, kr臋puj膮cy go w臋ze艂. Za ma艂o samokontroli. Przez chwil臋 m贸zg odm贸wi艂 mu wsp贸艂pracy.

Nie chc臋, 偶eby艣 sypia艂 z kim艣 innym! 鈥 wybuchn膮艂 ze z艂o艣ci膮. Dopiero, gdy Harry szeroko otworzy艂 zdumione oczy, gapi膮c si臋 na niego w os艂upieniu, zda艂 sobie spraw臋 z tego, co w艂a艣nie powiedzia艂. Zmusi艂 si臋 do zapanowania nad r臋k膮, kt贸ra ju偶 w臋drowa艂a mu do ust, by zatka膰 je w przera偶eniu.

Co si臋 z nim dzia艂o? Z nim, kt贸ry zazwyczaj nie traci艂 kontroli nad niczym, potrafi膮c z ch艂odnym spokojem znale藕膰 si臋 w ka偶dej sytuacji? W obecno艣ci Harry鈥檈go nagle wszystko zaczyna艂o stawa膰 na g艂owie. Co ten Potter z nim wyprawia艂? Po raz kolejny musia艂 zada膰 sobie to pytanie.

Harry zdawa艂 si臋 nie domy艣la膰 tego, co zadr臋cza艂o w艂a艣nie Dracona, patrzy艂 tylko na niego z nieukrywanym zdziwieniem. Ale w jego oczach nie by艂o ju偶 ani cienia gniewu, a usta przybra艂y dziwnie mi臋kki wyraz.

Te偶 nie chc臋, 偶eby艣 sypia艂 z innymi 鈥 mrukn膮艂 wreszcie pod nosem, nie patrz膮c na Dracona. 鈥 A ju偶 na pewno nie z Blaise鈥檈m.

Usta Malfoya wygi臋艂y si臋 w krzywym u艣mieszku.

Mi臋dzy mn膮 a Blaise鈥檈m nie ma niczego 鈥 wyja艣ni艂 dobitnie. Powoli zaczyna艂o do niego dociera膰, 偶e Harry zupe艂nie opacznie poj膮艂 charakter stosunk贸w panuj膮cych mi臋dzy nim a Zabinim. I 偶e jego w艂asna z艂o艣膰 na Ginny by艂a przypuszczalnie podobnie nieuzasadniona. Obaj zachowali si臋 jak dzieci.

Cholera鈥 鈥 szepn膮艂 zak艂opotany, potrz膮saj膮c g艂ow膮 nad w艂asnym zachowaniem. 鈥 Chyba pierwszy raz w 偶yciu by艂em zazdrosny o kobiet臋. Mia艂em wielk膮 ch臋膰 skoczy膰 Ginny do gard艂a.

Harry odpowiedzia艂 kr贸tkim u艣miechem, po czym natychmiast spowa偶nia艂.

W艂a艣nie powiedzia艂em jej prawd臋 鈥 rzek艂 nieco zm臋czonym tonem. 鈥 Wie, co zasz艂o mi臋dzy nami na Grimmauld Place.

Draco poczu艂 sucho艣膰 w ustach, wiedz膮c, ile znaczy艂a dla Harry鈥檈go ta przyja藕艅.

Jak zareagowa艂a?

Harry milcza艂 przez chwil臋 z kamienn膮 min膮.

Podczas 艣wi膮t wyzna艂a mi, 偶e nadal mnie kocha 鈥 odezwa艂 si臋 wreszcie. 鈥 Wydaje mi si臋, 偶e po tym, czego si臋 dowiedzia艂a, na pewno mnie znienawidzi.

Draco nie wiedzia艂, co ma odpowiedzie膰, jakimi s艂owami pocieszy膰 Harry鈥檈go. Wyczuwa艂 tylko, 偶e Harry gdzie艣 g艂臋boko ukrywa艂 strach przed konieczno艣ci膮 podobnego zranienia kolejnych os贸b. Przypuszczalnie na jego miejscu odczuwa艂by to samo.

Najgorsze jest to, 偶e nie mam poj臋cia, co dalej. 鈥 G艂os Harry鈥檈go przepe艂nia艂a rezygnacja. Sytuacja zdawa艂a si臋 go przerasta膰. 鈥 Naprawd臋 nagle sta艂em si臋 gejem? 鈥 W jego oczach zamigota艂o co艣 rozpaczliwego. 鈥 I, przede wszystkim, czy naprawd臋 mog臋 by膰 z kim艣, kto nawet nie wie, co znaczy trwa艂y zwi膮zek? Z kim艣, kto do tej pory skaka艂 sobie z kwiatka na kwiatek? 鈥 S艂owa Harry鈥檈go dotkn臋艂y go bole艣nie, wstrz膮saj膮c nim do g艂臋bi, cho膰 wiedzia艂, 偶e zawieraj膮 gorzk膮 prawd臋. Bo co tak w艂a艣ciwie wiedzia艂 o sta艂ych zwi膮zkach? On, kt贸ry przez ca艂e 偶ycie obawia艂 si臋 emocjonalnej zale偶no艣ci od innego cz艂owieka. Potter prze艂kn膮艂 艣lin臋 i na chwil臋 zamkn膮艂 oczy. 鈥 A mo偶e te偶 by艂em dla ciebie tylko jednym z wielu romans贸w 鈥 wydusi艂 z trudem.

Na Merlina, ale偶 nie! 鈥 wykrzykn膮艂 Draco w pop艂ochu, czuj膮c, jak jego wn臋trzno艣ci 艂apie nag艂y skurcz. 鈥 Nie chc臋, 偶eby艣 tak o mnie my艣la艂 鈥 doda艂 po chwili, znacznie ciszej. Zapragn膮艂 po艂o偶y膰 r臋k臋 na ramieniu Harry鈥檈go, zdo艂a艂 jednak w ostatnim momencie cofn膮膰 d艂o艅. Poniewa偶 pytanie, kt贸re zada艂 Harry, mia艂o swe podstawy. Czego dok艂adnie od niego chcia艂? Rzeczywi艣cie a偶 tak obawia艂 si臋 pr贸by 偶ycia z kim艣 na sta艂e? Jego rozdygotane kolana pos艂u偶y艂y mu niemal za odpowied藕. 鈥 Po prostu si臋 boj臋 鈥 przyzna艂 niech臋tnie. 鈥 Nawet je艣li nie jestem w stanie powiedzie膰, czego dok艂adnie. 鈥 Spojrza艂 w te niesamowite oczy, l艣ni膮ce za szk艂ami okular贸w, czuj膮c, jak ogarnia go na ich widok znajoma s艂abo艣膰. 鈥 Mo偶e obawiam si臋 w艂a艣nie tego, 偶e ty nie jeste艣 pewien siebie. 呕e w ko艅cu strac臋 ci臋 dla jakiej艣 kobiety.

Wargi Harry鈥檈go wygi臋艂y si臋 w smutnym u艣miechu.

Ju偶 dawno nie widz臋 dla siebie powrotu. 鈥 Jego odpowied藕 nie by艂a niczym wi臋cej jak ledwo s艂yszalnym szeptem.

Nigdy wi臋cej mnie nie dotykaj! Draco nie m贸g艂 wyp臋dzi膰 tych s艂贸w z my艣li. Ostro偶nie opar艂 obie r臋ce o 艣cian臋 po obu stronach g艂owy Harry鈥檈go, starannie unikaj膮c dotyku. Czu艂 ciep艂o i zapach bij膮cy od jego cia艂a. Tak trudno by艂o mu nad sob膮 panowa膰.

Nigdy wi臋cej mnie nie dotykaj! W艂a艣nie si臋 do tego dostosowywa艂. Ale ca艂owania Harry nie zakaza艂 mu przecie偶 ani s艂owem.

W jego brzuchu zatrzepota艂o nagle tysi膮ce motylich skrzyde艂. We wzroku Harry鈥檈go widnia艂o zdenerwowanie. 艁askotanie w 偶o艂膮dku zamieni艂o si臋 w podniecaj膮cy skurcz, gdy jego wargi delikatnie dotkn臋艂y ust Harry鈥檈go. Draco zda艂 sobie spraw臋, jak rozpaczliwie t臋skni艂 za tym elektryzuj膮cym uczuciem. Jak bardzo brakowa艂o mu specyficznego smaku Harry鈥檈go.

Potter zadr偶a艂 lekko, jakby porazi艂 go pr膮d. Ciche westchnienie wyrwa艂o mu si臋 z krtani, gdy ich j臋zyki splot艂y si臋 ze sob膮. Draco zadygota艂 na ten przeszywaj膮cy go na wskro艣 d藕wi臋k, od kt贸rego mi臋k艂y pod nim nogi.

Nie by艂 w stanie powiedzie膰, jak d艂ugo trwa艂 ten poca艂unek. Kompletnie straci艂 poczucie czasu i przestrzeni, wydawa艂o mu si臋, 偶e szybuje gdzie艣 w przestworzach. Pow艣ci膮gliwo艣膰 Harry鈥檈go znik艂a w ci膮gu kilku sekund, a pocz膮tkowa 艂agodno艣膰 przesz艂a w nieokie艂znan膮 nami臋tno艣膰. R臋ce Pottera oplot艂y mu kark, zanurzaj膮c si臋 w jego w艂osy i buszuj膮c w nich energicznie, podczas gdy jego w艂asne d艂onie nadal kurczowo przyciska艂y si臋 do zimnej 艣ciany. Rozgrzane cia艂o przylgn臋艂o do niego ciasno. St臋kn膮艂, wyczuwaj膮c twardo艣膰 podniecenia Harry鈥檈go na swoim biodrze. Tylko dzi臋ki 偶elaznej woli, nakazuj膮cej mu dzisiejszej nocy opanowanie, uda艂o mu si臋 w ko艅cu oderwa膰 usta od Pottera.

W oczach by艂ego Gryfona p艂on臋艂o dzikie po偶膮danie, zmieszane z kompletn膮 bezradno艣ci膮. Omal si臋 nie roze艣mia艂, widz膮c t臋 mieszanin臋. Harry nadal nie zaszed艂 jeszcze na tyle daleko, 偶eby spr贸bowa膰 z nim swego szcz臋艣cia w rzeczywistym 艣wiecie. Zn贸w b臋dzie musia艂 zaczyna膰 od nowa, zbli偶a膰 si臋 do niego ma艂ymi krokami.

Za co to by艂o? 鈥 wyszepta艂 Harry ochryple, oddychaj膮c gwa艂townie. Jego r臋ce nadal obejmowa艂y szyj臋 Dracona.

Gdzie艣 niedaleko rozleg艂o si臋 bicie dzwon贸w. Ich g艂o艣ne, silne brzmienie zapowiada艂o powitanie nowego roku. Z sali dobieg艂 d藕wi臋k po艂膮czonych w ch贸r g艂os贸w, intonuj膮cych wsp贸lnie 鈥濧uld Lang Syne鈥*. Draco poczu艂, jak znajoma, nieco melancholijna melodia nape艂nia go ciep艂em i przez moment zrobi艂o mu si臋 lekko na duszy.

Po to, 偶eby艣 nie zapomnia艂 鈥 wymrucza艂 Harry鈥檈mu do ucha, zanim z ci臋偶kim sercem nie oderwa艂 si臋 od niego. 鈥 Szcz臋艣liwego nowego roku, Harry.

Tyle emocji wymagaj膮cych uporz膮dkowania. Tyle spraw, kt贸re musz膮 sobie wyja艣ni膰. Le偶膮ca przed nimi droga by艂a kamienista i cholernie d艂uga.

Z u艣miechem na twarzy obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i opu艣ci艂 szatni臋, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie, cho膰 ka偶dy krok wymaga艂 wi臋cej wysi艂ku ni偶 wszystko, czego dot膮d do艣wiadczy艂. Ka偶da cz膮steczka jego cia艂a wydawa艂a si臋 krzycze膰 z t臋sknoty za dotykiem Harry鈥檈go.

W艂a艣nie rozpocz膮艂 si臋 nowy rok. Na pewno nadejdzie te偶 czas, w kt贸rym b臋d膮 mogli odwa偶y膰 si臋 na now膮 pr贸b臋. Ale dzi艣 by艂o na to po prostu za wcze艣nie.


* Popularna pie艣艅 angielska, tradycyjnie od艣piewywana w krajach angielskoj臋zycznych na powitanie nowego roku.



Ogie艅 i woda nie zejd膮 si臋 razem,

nie dadz膮 si臋 po艂膮czy膰, nie s膮 czym艣 pokrewnym

Stoj臋 w p艂omieniach, otoczony chmur膮 iskier

I spalam si臋 w wodzie

(Rammstein, 鈥濬euer und Wasser鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty drugi



Dopiero w obliczu 艣mierci pojmiemy,

jaki charakter mia艂y uczucia,

do kt贸rych nie chcieli艣my si臋 przyzna膰.



Gnany wewn臋trznym niepokojem, godzinami b艂膮dzi艂 bez celu po ciemnych, prawie ca艂kowicie wyludnionych londy艅skich ulicach. Bicie dzwon贸w ucich艂o ju偶 dawno temu. Lodowaty, bezlitosny wiatr hula艂 w艣r贸d kamienic. Harry nie czu艂 jego zimnych uk膮sze艅, poch艂oni臋ty przez w艂asne my艣li.

Szalej膮ce w nim sprzeczne emocje nie dawa艂y si臋 w 偶aden spos贸b uporz膮dkowa膰. Zbyt wiele wydarzy艂o si臋 tego wieczoru, pad艂o zbyt wiele pyta艅, na kt贸re nadal nie by艂o odpowiedzi. Pr贸bowa艂 nie przypomina膰 sobie poca艂unku Dracona ani tego, jak sam na niego zareagowa艂. Nami臋tno艣膰 nie by艂a doznaniem, kt贸re mog艂oby okaza膰 si臋 pomocne w poszukiwaniu rozs膮dnego rozwi膮zania.

Musia艂o by膰 ju偶 sporo po p贸艂nocy, gdy zdo艂a艂 si臋 wreszcie zmusi膰 do stawienia czo艂a pierwszej wielkiej przeszkodzie.

Czu艂 nerwowe skurcze w brzuchu, gdy trzask zako艅czonej aportacji wyrzuci艂 go niezbyt 艂agodnie na zamarzni臋t膮 ziemi臋 ogr贸dka obok Nory. Dom ton膮艂 w ciemno艣ci i absolutnym spokoju. Harry dozna艂 przez chwil臋 z艂udnej nadziei, 偶e jego mieszka艅cy pogr膮偶eni s膮 ju偶 od dawna we 艣nie. Stara latarnia zawieszona nad drzwiami wej艣ciowymi poskrzypywa艂a cicho, ko艂ysz膮c si臋 na wietrze.

Gdy na palcach przemyka艂 do salonu Weasley贸w, staraj膮c si臋 unikn膮膰 najmniejszego ha艂asu, zrozumia艂, 偶e nadzieja ta rzeczywi艣cie by艂a p艂onna. Mimo p贸藕niej pory w kominku nadal p艂on膮艂 ogie艅. Molly Weasley, otulona kocem, siedzia艂a w wielkim fotelu i wpatrywa艂a si臋 w p艂omienie. Harry zobaczy艂 fa艂d臋 zmartwienia wok贸艂 jej ust i serce w nim zamar艂o.

Mia艂 wra偶enie, 偶e instynktownie wyczu艂a jego obecno艣膰. Unios艂a g艂ow臋, napotykaj膮c jego wzrok. Nie m贸g艂 nie zauwa偶y膰 wyrazu ulgi, kt贸ry przez chwil臋 zago艣ci艂 w jej spojrzeniu.

Harry! 鈥 Energicznie podnios艂a si臋 z fotela i podesz艂a do niego pospiesznym krokiem, zatrzymuj膮c si臋 przed nim na odleg艂o艣膰 wyci膮gni臋tego ramienia i przypatruj膮c mu si臋 intensywnie. 鈥 Wszystko w porz膮dku?

Ile razy s艂ysza艂 ju偶 to pytanie w ci膮gu ostatnich dni?, przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋, zanim nie przytakn膮艂 kr贸tkim, dziwnie mechanicznym gestem. Nie by艂 zdolny do wyja艣nienia jej, 偶e wraz z chwil膮, w kt贸rej Knot wys艂a艂 ich na t臋 dramatyczn膮 misj臋 do Zakazanego Lasu, w jego 偶yciu nic ju偶 nie mia艂o swego porz膮dku.

Ginny wr贸ci艂a jeszcze przed p贸艂noc膮. By艂a do艣膰 zdenerwowana. Zamkn臋艂a si臋 w swoim pokoju. 鈥 Jej oczy zdawa艂y si臋 przenika膰 go na wskro艣. 鈥 Pok艂贸cili艣cie si臋?

Czu艂 si臋 okropnie. Niczego nie 偶yczy艂 sobie bardziej ni偶 unikni臋cia jej pyta艅 i spojrze艅.

Na pewno jutro rano o wszystkim ci opowie 鈥 zmusi艂 si臋 do odpowiedzi.

Ale mo偶e wol臋 us艂ysze膰 to od ciebie? 鈥 Jej g艂os tchn膮艂 czu艂o艣ci膮 i zarazem trosk膮. W艂a艣nie tak, jak powinien brzmie膰 g艂os matki. Poczu艂 wewn臋trzne odr臋twienie. 鈥 Mo偶e strasznie si臋 o ciebie martwi臋?

Nie musisz si臋 martwi膰 鈥 odpar艂 dziwnie skrzecz膮cym g艂osem. Pozwoli艂 jej po艂o偶y膰 艂agodnie d艂o艅 na swoim ramieniu. Powoli zwr贸ci艂 do niej g艂ow臋, spogl膮daj膮c jej w oczy. Widzia艂 wygl膮daj膮cy z nich l臋k i ogarn臋艂o go niesko艅czone poczucie winy. 鈥 To, co powiedzia艂em Ginny, by艂o ju偶 wystarczaj膮co straszne. 鈥 Dotkn膮艂 palcami jej d艂oni i u艣cisn膮艂 kr贸tko. 鈥 W 偶adnym wypadku nie chc臋 rani膰 i ciebie.

Stary zegar, stoj膮cy w k膮cie, odziedziczony przez Artura po dziadku, wyda艂 z siebie trzy g艂o艣ne, g艂臋bokie uderzenia, kt贸re zdawa艂y si臋 zderza膰 ze sob膮, wprawiaj膮c ca艂e wn臋trze Harry鈥檈go w wibracj臋.

Odczeka艂, a偶 ucichnie echo ostatniego tonu, po czym oderwa艂 si臋 od Molly i ruszy艂 powoli w stron臋 schod贸w, prowadz膮cych do po艂o偶onych na pi臋trze sypialni.

Co chcesz teraz zrobi膰? 鈥 zapyta艂a dr偶膮cym lekko g艂osem. Zna艂a go. Zna艂a go na wylot.

Odwr贸ci艂 si臋 do niej. By艂a nadzwyczaj siln膮 kobiet膮, lecz w tym momencie sprawia艂a bardzo kruche wra偶enie, stoj膮c tak po艣rodku pokoju w starym, spranym szlafroku, owini臋ta kocem zwisaj膮cym z ramion. Przypomina艂a mu Ginny. Pod wieloma wzgl臋dami by艂y do siebie tak podobne.

P贸jd臋 po moje rzeczy 鈥 wyja艣ni艂 z ci臋偶kim sercem.

Widzia艂 b贸l, przemykaj膮cy przez jej twarz, cho膰 najwyra藕niej stara艂a si臋 go ukry膰.

Odchodzisz? 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Nie zaczekasz przynajmniej do rana?

Harry potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

B臋dzie lepiej, je艣li Ginny nie zobaczy mnie tu przy 艣niadaniu 鈥 odpowiedzia艂 g艂ucho.

Nie czekaj膮c na jej reakcj臋, po cichu wspi膮艂 si臋 po schodach do sypialni Rona. Wystarczy艂o par臋 chwil, by wrzuci膰 kilka porozrzucanych doko艂a drobiazg贸w do walizki, prawie nie rozpakowanej od czasu jego przybycia do Nory. Unika艂 przy tym rozgl膮dania si臋 po pokoju i spogl膮dnia na plakaty z dru偶ynami quidditcha, ci膮gle jeszcze wisz膮ce na 艣cianach. Harry nie chcia艂 my艣le膰 w tej chwili o Ronie.

Gdy zszed艂 na d贸艂, Molly czeka艂a na niego przy drzwiach. Jej wzrok i wyprostowana sylwetka tchn臋艂y spokojem.

Wszystko b臋dzie dobrze 鈥 powiedzia艂, nie wiedz膮c, sk膮d bierze t臋 pewno艣膰, ale w tej chwili niemal sam uwierzy艂 we w艂asne s艂owa.

Molly skin臋艂a tylko g艂ow膮, prawie tak samo mechanicznie, jak przedtem on.

Uwa偶aj na siebie 鈥 poprosi艂a, obejmuj膮c go na po偶egnanie.

Obiecuj臋 鈥 odpar艂 zachrypni臋tym g艂osem. W tej samej sekundzie przypomnia艂 sobie, 偶e Molly nie by艂a jedyn膮 osob膮, kt贸rej to przyrzek艂.



***



W dzielnicy studenckiej, w kt贸rej mieszka艂 od dw贸ch lat, ko艅czy艂y si臋 w艂a艣nie ostatnie imprezy. Gdy tylko wszed艂 do klatki schodowej kamienicy, gdzie znajdowa艂 si臋 jego apartament, w nozdrza uderzy艂a go s艂odkawa wo艅 sylwestrowego ponczu. Z jednego z mieszka艅 na pierwszym pi臋trze dobiega艂y d藕wi臋ki g艂o艣nej muzyki i gwar rozm贸w. Jaki艣 skulony m艂odzieniec siedzia艂 na schodach, najwyra藕niej zbyt pijany, by m贸c i艣膰 dalej o w艂asnych si艂ach. Pochylona nad nim dziewczyna o ciemnych, d艂ugich w艂osach, bez powodzenia pr贸bowa艂a zmusi膰 go do wstania. W odpowiedzi wzdycha艂 tylko ci臋偶ko, przewracaj膮c oczami, gdy ich spojrzenia styka艂y si臋 ze sob膮. Harry zmusi艂 si臋 do u艣miechu.

Jego w艂asne cztery k膮ty mie艣ci艂y si臋 na samej g贸rze, na poddaszu. Zala艂a go fala ulgi, gdy nareszcie zatrzasn臋艂y si臋 za nim drzwi. 呕aden odg艂os nie m膮ci艂 ju偶 spokoju. Czar wyciszaj膮cy skutecznie t艂umi艂 wszelkie d藕wi臋ki pochodz膮ce z s膮siednich apartament贸w. Mechanicznym ruchem si臋gn膮艂 do prze艂膮cznika 艣wiat艂a.

Ogarn膮艂 go nat艂ok dziwnych uczu膰, gdy ostra jasno艣膰 zala艂a przedpok贸j. Ka偶dy mebel, ka偶dy osobisty przedmiot by艂 mu tak bliski, a zarazem tak obcy po czterech miesi膮cach nieobecno艣ci w mieszkaniu. Z obaw膮 post膮pi艂 kilka krok贸w w g艂膮b korytarza, st膮paj膮c po ciemnym parkiecie, czystym dzi臋ki na艂o偶onemu na niego czarowi odpychaj膮cemu kurz.

Wszystko nadal pozosta艂o tak, jak by艂o, gdy wychodzi艂 z domu tego prze艂omowego dnia pod koniec lata: niezas艂ane 艂贸偶ko, pootwierane sierpniowe wydania gazet z programem telewizyjnym, roz艂o偶one na ma艂ym stoliku przed kanap膮 i niepozmywane naczynia w kuchennym zlewie.

W艂a艣nie te drobiazgi u艣wiadomi艂y mu dosadnie, jak bardzo wyrwa艂a go ze starej codzienno艣ci ta noc w kapliczce. I jak ci臋偶ko b臋dzie mu odnale藕膰 drog臋 powrotn膮 do normalno艣ci.

Zauwa偶y艂, 偶e r臋ce zaczynaj膮 mu si臋 trz膮艣膰. Przez moment mia艂 wra偶enie, 偶e 艣ciany i sufit chc膮 go zadusi膰, zagrzeba膰 pod sob膮. Zamkn膮艂 oczy, pr贸buj膮c odeprze膰 rodz膮c膮 si臋 panik臋. Bezskutecznie.

Nie gasz膮c 艣wiat艂a, w艂膮czy艂 telewizor i zacz膮艂 zdejmowa膰 garnitur, porzucaj膮c go na pod艂odze tam, gdzie sta艂, i padaj膮c po chwili na rozgrzeban膮 po艣ciel. Znajome odg艂osy w tle, dobiegaj膮ce z telewizora, pomaga艂y mu odzyska膰 r贸wnowag臋 i zapomnie膰, 偶e po raz pierwszy od wielu miesi臋cy by艂 zn贸w ca艂kowicie zdany tylko na siebie.

W艂a艣ciwie nie chcia艂 my艣le膰 o Draconie. Ale jego obraz rozb艂ysn膮艂 mu w g艂owie automatycznie, niwecz膮c wszelkie postanowienia. Na balu krzykn膮艂 w gniewie Nigdy wi臋cej mnie nie dotykaj! prosto w twarz Dracona i w tamtej sekundzie grozy by艂o to czyst膮 prawd膮.

Ale tutaj, w przyt艂aczaj膮cej ciszy i samotno艣ci swego mieszkania, nic nie wyda艂o mu si臋 tak warte stara艅 jak jego blisko艣膰. Malfoy pozostawi艂 po sobie wyrw臋, u艣wiadamiaj膮c膮 Harry鈥檈mu z ca艂膮 wyrazisto艣ci膮, 偶e nie by艂o 偶adnej szansy kontynuowania dawnego 偶ycia dok艂adnie w tym miejscu, w kt贸rym je opu艣ci艂.



***



By艂o ju偶 prawie p贸藕ne popo艂udnie, gdy Harry wr贸ci艂 do Akademii Auror贸w. Pozosta艂o艣ci balu sylwestrowego zd膮偶ono ju偶 dawno usun膮膰: czarodziejski zesp贸艂 specjalist贸w od sprz膮tania wywi膮za艂 si臋 ze swego zadania doskonale. Paru adept贸w i m艂odszych auror贸w wybiera艂o si臋 w艂a艣nie do hali sportowej na trening. Wi臋kszo艣膰 z nich wygl膮da艂a blado i zdecydowanie sennie.

Harry z pewno艣ci膮 nie przedstawia艂 sob膮 lepszego widoku. Mimo w艂膮czonego 艣wiat艂a i odg艂os贸w z telewizora nie spa艂 dobrze, wybudzaj膮c si臋 kilkakrotnie z nieprzyjemnych sn贸w. Wreszcie przy 艣niadaniu podj膮艂 nie艂atw膮 decyzj臋.

Zabra艂 ze sob膮 zaledwie par臋 rzeczy. Nie chcia艂, by odebrano jego pro艣b臋 jako natarczywo艣膰. Wola艂, 偶eby jego by艂y wsp贸艂lokator mia艂 przynajmniej szans臋 mu odm贸wi膰.

Przemierzy艂 wewn臋trzny dziedziniec Akademii, kieruj膮c si臋 w stron臋 bocznego budynku, mieszcz膮cego kwatery kandydat贸w na auror贸w. W wielkiej wsp贸lnej kuchni na drugim pi臋trze siedzia艂o dw贸ch ch艂opc贸w, przypuszczalnie z pierwszego roku studi贸w, kt贸rzy powitali go uprzejmym skinieniem g艂owy.

W d艂ugim, odrobin臋 woniej膮cym st臋chlizn膮 korytarzu, widnia艂y rz臋dy s膮siaduj膮cych ze sob膮 drzwi. Bez trudu odszuka艂 sw贸j by艂y pok贸j. Zaczerpn膮wszy g艂臋boko tchu, uni贸s艂 r臋k臋 i zapuka艂.

Drzwi rozwar艂y si臋 po zaledwie kilku sekundach. Wyjrza艂a zza nich br膮zowa, g臋sta czupryna.

Harry? 鈥 Zaciekawione oczy mierzy艂y go pytaj膮cym i troch臋 zaniepokojonym wzrokiem.鈥 Co ty tu robisz? Co艣 si臋 sta艂o?

Nie 鈥 odchrz膮kn膮艂 z zak艂opotaniem. Czy naprawd臋 rozs膮dnie by艂o tu przychodzi膰? Zanim jednak zdo艂a艂 sam odpowiedzie膰 sobie na to pytanie, Terry poci膮gn膮艂 go ju偶 za rami臋 w g艂膮b pokoju.

W ci膮gu dw贸ch lat, kt贸re min臋艂y od chwili wyprowadzki Harry鈥檈go, nie zmieni艂o si臋 tu zbyt wiele. Pomieszczenie by艂o pod艂u偶ne i w膮skie. Pod ka偶d膮 z d艂u偶szych 艣cian sta艂o 艂贸偶ko z baldachimem i zas艂onami, podobne do tych, na kt贸rych sypiali w Hogwarcie. W sk艂ad reszty umeblowania wchodzi艂y dwie szafy, dwa biurka i przytulna sofa kr贸luj膮ca po艣rodku pokoju. Terry musia艂 w艂a艣nie co艣 czyta膰, zanim Harry zapuka艂: na jednym z biurek, pod w艂膮czon膮 lampk膮, le偶a艂a otwarta ksi膮偶ka.

Widzia艂em wczoraj wieczorem, jak k艂贸ci艂e艣 si臋 z Malfoyem 鈥 zauwa偶y艂 Terry troch臋 niezr臋cznym tonem. 鈥 Zaczyna艂em si臋 ju偶 o ciebie martwi膰.

Harry omal si臋 nie u艣miechn膮艂. Czy istnia艂 na tym 艣wiecie kto艣, kto by si臋 o niego nie zamartwia艂?

Wszystko w porz膮dku 鈥 wyja艣ni艂 sztucznie dziarskim g艂osem. 鈥 Wiesz鈥 鈥 zawstydzi艂 si臋 nagle tym, co chcia艂 wyzna膰 i poczu艂, jak czerwieni膮 mu si臋 policzki. 鈥 Nie chc臋 by膰 na razie sam 鈥 wydusi艂 z trudem. 鈥 Nie b臋dzie ci to za bardzo przeszkadza膰, je艣li tymczasowo鈥 zamieszkam u ciebie?

Terry wydawa艂 si臋 ca艂kowicie zaskoczony. Otworzy艂 szeroko oczy ze zdumienia, ale jego mimika nie zdradzi艂a ani chwili wahania.

Jasne, 偶e mi to nie przeszkadza 鈥 odpowiedzia艂. 鈥 Nie przydzielono mi 偶adnego nowego wsp贸艂lokatora, wi臋c ten pok贸j po cz臋艣ci nadal nale偶y do ciebie. 鈥 Przyjrza艂 si臋 Harry鈥檈mu z zaciekawieniem. 鈥 Chocia偶 by艂em pewien, 偶e na razie planujesz zamieszka膰 u Weasley贸w?

Wbi艂 wzrok w pod艂og臋, wiedz膮c, 偶e to pytanie by艂o nieuniknione.

Pok艂贸ci艂em si臋 nie tylko z Malfoyem, ale i z Ginny 鈥 przyzna艂 niech臋tnie.

M贸g艂by przysi膮c, 偶e s艂yszy, jak Terry obraca w g艂owie us艂yszane informacje. Boot by艂 Krukonem i aurorem, logika stanowi艂a jego drug膮 natur臋. Powoli kiwn膮艂 g艂ow膮.

Jeste艣 u mnie oczywi艣cie zawsze mile widziany 鈥 zadeklarowa艂 pewnym g艂osem, u艣miechaj膮c si臋 nie艣mia艂o. 鈥 Tylko, 偶e nie spodziewa艂em si臋 tego, 偶e zadecydujesz鈥 po moim wczorajszym鈥 wyznaniu鈥 偶eby zamieszka膰 akurat u mnie 鈥 uzupe艂ni艂 ju偶 nieco mniej wyra藕nie, demonstruj膮c, 偶e tym razem nadesz艂a jego kolej, by obla膰 si臋 rumie艅cem.

W pierwszej sekundzie Harry nie mia艂 poj臋cia, o czym jego przyjaciel w og贸le m贸wi. A potem przypomnia艂 sobie nagle, 偶e Terry przedstawi艂 na balu swego ch艂opaka. Jego w艂asne problemy zepchn臋艂y rozterki Terry鈥檈go na dalszy plan.

Jestem ostatni膮 osob膮, kt贸rej m贸g艂by przeszkadza膰 fakt, 偶e jeste艣 gejem 鈥 wyja艣ni艂 pospiesznie.

Terry spogl膮da艂 przez chwil臋 w zak艂opotaniu na w艂asne stopy, po czym uni贸s艂 wzrok i u艣miechn膮艂 si臋 lekko.

Herbaty?

Wszystko by艂o po staremu. Harry roze艣mia艂 si臋 pod nosem.

Przecie偶 mnie znasz.



***



Podczas trzyletnich studi贸w prawie ka偶dego popo艂udnia urz膮dzali sobie herbaciany rytua艂. Sta艂 si臋 on cz臋艣ci膮 ich 偶ycia. Przewa偶nie do艂膮czali do nich inni adepci. Ale zdarza艂o si臋 do艣膰 cz臋sto, 偶e po prostu siedzieli w pokoju sami, filozofuj膮c o r贸偶nych sprawach nad fili偶ank膮 herbaty.

Gdy paruj膮cy kubek znalaz艂 si臋 w jego r臋ce, Harry zrozumia艂, 偶e decyzja powrotu do Akademii by艂a w艂a艣ciwa. Ten pok贸j stanowi艂 niemal dom, podobnie jak za czas贸w szkolnych Hogwart. Obecno艣膰 Terry鈥檈go dzia艂a艂a dziwnie uspokajaj膮co. Wewn臋trzne napi臋cie, kt贸re odczuwa艂 nieustannie od chwili przekroczenia granicy rzeczywisto艣ci, zdawa艂o si臋 go teraz powoli opuszcza膰.

Dlaczego nadal tu mieszkasz? 鈥 zapyta艂 Harry pomi臋dzy dwoma 艂ykami herbaty. 鈥 Mog艂e艣 przecie偶 poszuka膰 sobie w艂asnego mieszkania.

Do korzystania z kwater akademickich uczelnia obligowa艂a wy艂膮cznie student贸w. M艂odym aurorom, kt贸rzy po uko艅czeniu nauki odbywali r贸wnie偶 trzyletni sta偶, pozostawiano swobod臋 wyboru miejsca zamieszkania. Zaledwie nieliczni z nich decydowali si臋 na pozostanie na ten czas w Akademii.

To kwestia koszt贸w 鈥 wyja艣ni艂 Terry niespiesznie, w zamy艣leniu mieszaj膮c herbat臋. 鈥 Wiesz, 偶e moi rodzice s膮 mugolami. Nie wspieraj膮 mnie finansowo. Nie mog臋 te偶 ju偶 u nich mieszka膰.

Dlaczego nie? 鈥 Nie chcia艂 okazywa膰 zbytniej ciekawo艣ci, ale pytanie wymkn臋艂o mu si臋 samo.

Terry spojrza艂 mu prosto w oczy.

Ojciec mnie wyrzuci艂, gdy mu powiedzia艂em, 偶e jestem gejem 鈥 odpar艂 z pozorn膮 beztrosk膮. Harry wyczuwa艂 jednak gniew i smutek bij膮cy z tych prostych s艂贸w.

M贸wisz serio? 鈥 zapyta艂, naprawd臋 zszokowany.

Niestety 鈥 odrzek艂 Terry, ostro偶nie dmuchaj膮c na gor膮c膮 zawarto艣膰 swego kubka. Rysy jego twarzy nieznacznie st臋偶a艂y. 鈥 Wyk艂ada teologi臋 w Oksfordzie. Syn czarodziej nie pasowa艂 zbytnio do jego 艣wiatopogl膮du, a gdy w dodatku okaza艂 si臋 by膰 gejem, resztka ojcowskiej tolerancji leg艂a w gruzach. 鈥 Zrobi艂 g艂o艣ny wydech. 鈥 Nie kontaktowali艣my si臋 ze sob膮 od lat. Tylko matka pisuje od czasu do czasu.

Harry鈥檈mu nie przysz艂a na my艣l 偶adna odpowied藕. Jak m贸g艂 przez ca艂y ten czas, kt贸ry mieszka艂 i pracowa艂 razem z Terrym, nie zauwa偶y膰 absolutnie niczego, co 艣wiadczy艂o o jego katastrofalnie z艂ych stosunkach z rodzin膮? Ale Terry nigdy nie opowiada艂 o sobie niepytany. A Harry nigdy nie zadawa艂 takich pyta艅.

Na szcz臋艣cie wi臋kszo艣膰 mugoli jest raczej tolerancyjna w tych sprawach 鈥 ci膮gn膮艂 Terry, zdobywaj膮c si臋 na blady u艣miech. 鈥 Przyk艂adowo rodzice Vincenta nie maj膮 z tym 偶adnych problem贸w. Niestety, w czarodziejskim 艣wiecie cz臋sto jest z tym trudniej.

Dlaczego trudniej? 鈥 spyta艂 Harry, czuj膮c si臋 nieco naiwnie.

Terry wzruszy艂 ramionami.

W por贸wnaniu z mugolami czarodzieje stanowi膮 nieliczn膮 grup臋. Byli zmuszeni tworzy膰 zwi膮zki z mugolami, 偶eby nie wymrze膰. Odpowiedzialno艣ci膮 ka偶dego czarodzieja jest dba艂o艣膰 o zachowanie w艂asnego gatunku. A je艣li nagle zaczniesz si臋 wymigiwa膰 od tego obowi膮zku, og艂aszaj膮c wszem i wobec, 偶e wolisz chodzi膰 do 艂贸偶ka z m臋偶czyznami, mo偶esz liczy膰 na niezbyt radosne reakcje. Szczeg贸lnie ze strony czystokrwistych.鈥 U艣miechn膮艂 si臋 do Harry鈥檈go znad kubka. 鈥 Na szcz臋艣cie m艂odsze pokolenie czarodziej贸w nie jest a偶 tak radykalne.

Harry milcza艂, zaskoczony. Wychodzi艂o na to, 偶e mia艂 o wiele za ma艂膮 wiedz臋 o spo艂ecze艅stwie, w kt贸rym 偶y艂 od ponad dwunastu lat. Szczeg贸lnie ze strony czystokrwistych. To zdanie zaczepi艂o si臋 na d艂u偶ej w jego 艣wiadomo艣ci. Zacz膮艂 zadawa膰 sobie pytanie, czy tak na dobr膮 spraw臋 rodzina Dracona wiedzia艂a o jego seksualnych preferencjach.

Terry wykorzysta艂 przerw臋 w rozmowie do zmiany tematu.

O co w艂a艣ciwie pok艂贸ci艂e艣 si臋 z Ginny? 鈥 zagadn膮艂, si臋gaj膮c po le偶膮c膮 na biurku ksi膮偶k臋, zamykaj膮c j膮 i starannie odk艂adaj膮c na bok. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e o nic powa偶nego. Nie艂atwo znie艣膰 dwoje pogniewanych na siebie cz艂onk贸w zespo艂u.

Na sam膮 my艣l o nieuchronnym spotkaniu z Ginny nast臋pnego ranka w biurze obla艂 go zimny pot.

Posz艂o o鈥 鈥 zacz膮艂 i natychmiast urwa艂. Naprawd臋 musia艂 ok艂amywa膰 Terry鈥檈go? Po tym, co ten w艂a艣nie przed nim odkry艂?

Dracona? 鈥 podpowiedzia艂 mu Terry przyja藕nie.

Harry straci艂 panowanie nad twarz膮, nie wiedz膮c, co robi膰.

Sk膮d鈥 鈥 wyj膮ka艂 i od razu ugryz艂 si臋 w j臋zyk. Terry by艂 specjalist膮 od przes艂uchiwa艅. To nie mog艂o sko艅czy膰 si臋 dobrze.

Obserwowa艂em wczoraj twoj膮 wymian臋 zda艅 z Malfoyem. A jestem ca艂kiem niez艂ym obserwatorem, zw艂aszcza, je艣li chodzi o facet贸w. 鈥 K膮ciki ust Terry鈥檈go unios艂y si臋 lekko ku g贸rze. Jego oczy b艂yszcza艂y dwuznacznym rozbawieniem.

Harry westchn膮艂 tylko, przymykaj膮c powieki i odchylaj膮c g艂ow臋 w ty艂, na oparcie kanapy. Kusi艂o go, 偶eby wszystkiemu po prostu zaprzeczy膰, z drugiej strony uwa偶a艂, 偶e Terry鈥檈mu nale偶a艂a si臋 prawda. Nawet je艣li nie przychodzi艂o mu to z 艂atwo艣ci膮.

No dobra, mi臋dzy mn膮 a Draconem co艣 by艂o. Na zupe艂nie dobrowolnych zasadach 鈥 wyzna艂 wreszcie, zgrzytaj膮c z臋bami. 鈥 Od tamtej pory moje 偶ycie zamieni艂o si臋 w chaos. I nie mam bladego poj臋cia, co mam robi膰 dalej. 鈥 Nerwowym ruchem odgarn膮艂 z czo艂a kilka kosmyk贸w.

Terry zachichota艂. Nie wydawa艂 si臋 w 偶aden spos贸b zaskoczony.

Seks z m臋偶czyzn膮 to zaledwie ma艂y kroczek, ca艂a trudno艣膰 kryje si臋 w sta艂ym zwi膮zku 鈥 zauwa偶y艂 tonem do艣wiadczenia i powr贸ci艂 do spokojnego mieszania herbaty.

Harry rozmy艣la艂 przez chwil臋 nad tymi s艂owami, po czym skin膮艂 g艂ow膮, jakby si臋 poddawa艂. Sekund臋 p贸藕niej potrz膮sn膮艂 ni膮 jednak gwa艂townie.

Po tym, co sta艂o si臋 w kapliczce, ka偶dy b臋dzie uwa偶a艂, 偶e zwariowa艂em 鈥 stwierdzi艂 z cieniem rozpaczy w g艂osie. 鈥 Ty te偶 my艣lisz, 偶e mi odbi艂o?

Boot zmarszczy艂 brwi, pochyli艂 si臋 ku Harry鈥檈mu, k艂ad膮c mu d艂o艅 na czole, jakby chcia艂 sprawdzi膰, czy nie ma gor膮czki. Pocz膮tkowo u艣miech rozja艣ni艂 same jego oczy, ale po chwili rozszerzy艂 si臋 na ca艂膮 twarz.

Uwierz mi, Harry, jeste艣 tak normalny, jak to tylko mo偶liwe.



***



Gdy rankiem nast臋pnego dnia pojawili si臋 w ministerstwie, ich biuro le偶膮ce w samym ko艅cu korytarza by艂o jeszcze ciemne. Fakt ten by艂 do艣膰 niezwyczajny. Ginny uchodzi艂a za rannego ptaszka i przewa偶nie jako pierwsza zjawia艂a si臋 w pracy. 呕o艂膮dek Harry鈥檈go zwin膮艂 si臋 w nieprzyjemnym skurczu. Stoj膮cy obok niego Terry zmarszczy艂 czo艂o.

Harry zapali艂 艣wiat艂o, zdj膮艂 p艂aszcz i z westchnieniem opad艂 na krzes艂o przy biurku. Na blacie nadal pi臋trzy艂y si臋 teczki personalne wsp贸艂pracownik贸w. Czu艂, 偶e nie b臋dzie dzi艣 w stanie studiowa膰 ich z koniecznym skupieniem.

Obaj wzdrygn臋li si臋 ze strachu, gdy w drzwiach pojawi艂a si臋 g艂owa Hestii.

Dzie艅 dobry, ch艂opcy! 鈥 zawo艂a艂a, wykrzywiaj膮c si臋 z rozbawienia na widok ich reakcji na jej niespodziewan膮 wizyt臋. 鈥 Odpocz臋li艣cie ju偶 po balu?

Harry u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem.

No jasne 鈥 odpar艂 Terry, puszczaj膮c do niej oko.

Dobrze wiedzie膰 鈥 za艣mia艂a si臋 Hestia. 鈥 Za to Ginny si臋 rozchorowa艂a 鈥 doda艂a, powa偶niej膮c. 鈥 Przed chwil膮 przys艂a艂a sow臋. Nie pojawi si臋 w pracy przez ca艂y tydzie艅.

Terry rzuci艂 mu ukradkowe i nieokre艣lone spojrzenie. Skurcz w 偶o艂膮dku przybra艂 na sile. Czy Ginny naprawd臋 zachorowa艂a? Czy chcia艂a tylko w ten spos贸b po prostu zej艣膰 mu z drogi?

Napisa艂a, co jej dolega? 鈥 zapyta艂, pokonuj膮c chrypk臋.

Hestia potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

Niestety nie, wiadomo艣膰 by艂a bardzo kr贸tka. Ale na pewno nied艂ugo wybierzesz si臋 j膮 zobaczy膰, to si臋 dowiesz. 鈥 Po偶egna艂a ich lekkim skinieniem i wycofa艂a si臋, zamykaj膮c drzwi.

Przez jaki艣 czas patrzyli si臋 na siebie bez s艂owa. Ciche tykanie 艣ciennego zegara by艂o jedynym odg艂osem zak艂贸caj膮cym cisz臋.

Zobaczysz, przejdzie jej za jaki艣 czas 鈥 odezwa艂 si臋 w ko艅cu 艂agodnie Terry. kt贸ry zd膮偶y艂 ju偶 wczoraj pozna膰 szczeg贸艂y k艂贸tni Harry鈥檈go z Ginny. 鈥 Nie przejmuj si臋.

Postaram si臋 鈥 odpowiedzia艂 g艂uchym tonem.

Do samego po艂udnia unikali rozm贸w na osobiste tematy. Terry prowadzi艂 kolejne przes艂uchania z u偶yciem Veritaserum, a Harry, jako obserwator, notowa艂 wyniki na wielkiej roli pergaminu. W ich biurze panowa艂 ci膮g艂y ruch, tak, 偶e nawet nie mia艂 okazji zastanawia膰 si臋 d艂u偶ej nad kwesti膮 Ginny.

W艂a艣nie ko艅czyli przes艂uchanie Maureen Podmore. Boot starannie zakorkowa艂 buteleczk臋 zawieraj膮c膮 eliksir prawdy, a Harry zapisa艂 wyra藕nym, czystym pismem 鈥瀢ynik negatywny鈥 w odpowiedniej rubryczce.

Dzi臋kujemy, to wszystko 鈥 zakomunikowa艂 Terry z u艣miechem jasnow艂osej, nieco pulchnej czarownicy. 鈥 Dzia艂anie eliksiru minie za kr贸tk膮 chwil臋.

Nie ma sprawy 鈥 Maureen odwzajemni艂a u艣miech i podnios艂a si臋 z krzes艂a. 鈥 Powodzenia w 艣ledztwie, ch艂opcy.

Gdy wysz艂a, Harry ponownie sprawdzi艂 list臋, po czym ze zmarszczonym czo艂em zwr贸ci艂 si臋 do Terry鈥檈go.

Post臋pujesz wed艂ug jakiego艣 konkretnego schematu czy po prostu wezwa艂e艣 wszystkich pracownik贸w, kt贸rzy s膮 dzi艣 obecni?

Terry spojrza艂 na niego ze zdziwieniem.

Nie, trzymam si臋 schematu, kt贸ry opracowa艂e艣 鈥 odpowiedzia艂 z lekkim rozbawieniem. 鈥 Razem z Ginny sprawdzili艣my ju偶 wszystkich, kt贸rzy mieli bezpo艣redni kontakt z Knotem i Central膮 Auror贸w. Dzi艣 kolej na tych, kt贸rych zatrudniono w ci膮gu ostatnich miesi臋cy. Maureen jest jedn膮 z nich. Pracuje w dziale Transportu Magicznego dopiero od maja.

Harry chcia艂 w艂a艣nie zapyta膰 o co艣 wa偶nego, ale nie zd膮偶y艂. Zapukano do drzwi, i zanim zdo艂a艂 powiedzie膰 cho膰 s艂owo, do 艣rodka wkroczy艂 Blaise Zabini.

Co艣 uleg艂o zmianie, cho膰 Harry nie m贸g艂 dok艂adnie stwierdzi膰, co. Wysoki, czarnow艂osy m臋偶czyzna o ch艂odnych, niebieskich oczach zdawa艂 si臋 dominowa膰 nad pomieszczeniem, niemal je wype艂nia膰. Jego mina jak zwykle nie wyra偶a艂a niczego. Powi贸d艂 spojrzeniem najpierw po Terrym, po czym skierowa艂 je w stron臋 Harry鈥檈go. A gdy ich oczy si臋 spotka艂y, k膮ciki jego ust drgn臋艂y w lekko dostrzegalnym, ulotnym grymasie.

Mia艂em si臋 tu zg艂osi膰 na test z Veritaserum 鈥 zacz膮艂 bez s艂owa przywitania.

Sk膮d ten facet bra艂 czelno艣膰, by tak si臋 u艣miecha膰? Harry poczu艂, jak na widok tego zuchwalstwa ogarnia go 偶ar gniewu, a puls przyspiesza. Scena z balu sylwestrowego jak 偶ywa stan臋艂a mu przed oczami. Pe艂na w艣ciek艂o艣ci uwaga balansowa艂a mu ju偶 na ko艅cu j臋zyka, zdo艂a艂 si臋 jednak w ostatniej chwili opanowa膰. Prowadzenie przes艂uchania by艂o wy艂膮cznie zadaniem Terry鈥檈go. Harry nie chcia艂 w jakikolwiek spos贸b miesza膰 mu szyk贸w.

Zgadza si臋 鈥 odpar艂 Terry r贸wnie ch艂odno, prostuj膮c ramiona. Zachowanie Blaise鈥檃 nie zdawa艂o si臋 go onie艣miela膰. Harry by艂 mu za to wdzi臋czny. 鈥 Niestety, jeste艣my zmuszeni do sprawdzenia wszystkich pracownik贸w ministerstwa, poniewa偶 przypuszczamy, 偶e jest w艣r贸d nich szpieg. Prosz臋, usi膮d藕, to nie potrwa d艂ugo 鈥 doda艂 z wyszukan膮 grzeczno艣ci膮, wskazuj膮c wolne krzes艂o.

Zawahawszy si臋 na sekund臋, Zabini dostosowa艂 si臋 do jego pro艣by. Harry鈥檈go zaskoczy艂 ca艂kowity brak l臋ku lub zdenerwowania na jego twarzy, sprawiaj膮cej wra偶enie, jakby by艂a wykuta z kamienia.

Jak d艂ugo eliksir utrzyma moc? 鈥 zapyta艂 Blaise neutralnym tonem, zwracaj膮c si臋 do Terry鈥檈go, si臋gaj膮cego w艂a艣nie po buteleczk臋.

Harry pochyli艂 si臋 nieznacznie do przodu, by lepiej widzie膰, czuj膮c, jak wzrasta w nim napi臋cie. Veritaserum uchodzi艂o za bardzo skuteczny 艣rodek, nawet w tej rozcie艅czonej formie, kt贸r膮 udost臋pniono aurorom do cel贸w 艣ledztwa. Za chwil臋 si臋 dowie, czy jego przypuszczenia si臋 potwierdz膮, czy te偶 mo偶e Draco rzeczywi艣cie mia艂 racj臋, m贸wi膮c, 偶e Blaise jest niewinny.

Terry wypu艣ci艂 na 艂y偶eczk臋 zaledwie dwie lub trzy krople.

Dzia艂anie utrzymuje si臋 najwy偶ej pi臋膰 minut 鈥 uspokoi艂 Blaise鈥檃, wr臋czaj膮c mu 艂y偶eczk臋. 鈥 Gdy opu艣cisz to biuro, b臋dzie po wszystkim.

Blaise ostro偶nie przej膮艂 艂y偶k臋 z jego d艂oni, patrz膮c nieufnie. Zapad艂a cisza tak g艂臋boka, 偶e mo偶na by by艂o us艂ysze膰 w niej odg艂os spadaj膮cego p艂atka kwiatu. A potem Zabini szybko prze艂kn膮艂 przezroczysty p艂yn, krzywi膮c si臋 z lekkim wstr臋tem.

Gdy tylko Terry upewni艂 si臋, 偶e Veritaserum zadzia艂a艂o w艂a艣ciwie, rozpocz膮艂 zadawanie rutynowych pyta艅, kt贸re stawia艂 ju偶 tego ranka kilkana艣cie razy r贸偶nym osobom.

Czy masz lub mia艂e艣 kiedykolwiek kontakt z mroczn膮 stron膮?

Harry wstrzyma艂 oddech, czuj膮c, jak serce zaczyna mu 艂omota膰. Wn臋trze jego d艂oni nieprzyjemnie zwilgotnia艂o.

Nie 鈥 odpar艂 Blaise spokojnie, nie pozostawiaj膮c ani cienia w膮tpliwo艣ci.

Czy kiedykolwiek przekazywa艂e艣 Voldemortowi lub jego poplecznikom tajne informacje pochodz膮ce z ministerstwa?

Nie 鈥 powt贸rzy艂 Zabini, zachowuj膮c nieruchom膮 min臋.

Harry zakaza艂 samemu sobie w jakikolwiek spos贸b pr贸bowa膰 podwa偶y膰 dzia艂anie Veritaserum. Dr偶膮c膮 r臋k膮 nabazgra艂 鈥瀢ynik negatywny鈥 przy nazwisku Blaise鈥檃. Przez moment pr贸bowa艂 ws艂ucha膰 si臋 w samego siebie. Dominuj膮cym uczuciem by艂 gniew i rozczarowanie, przede wszystkim dlatego, 偶e pomyli艂 si臋 co do tego aroganckiego, zarozumia艂ego drania, kt贸ry na jego oczach o艣miela艂 si臋 przytula膰 do Dracona.

To ju偶 wszystko? 鈥 zapyta艂 Zabini celowo znudzonym tonem. D藕wi臋k tych s艂贸w sprawi艂, 偶e wymuszone opanowanie Harry鈥檈go prysn臋艂o w jednej chwili. W u艂amku sekundy podj膮艂 decyzj臋.

Nie 鈥 odpar艂 znacz膮co, podnosz膮c si臋 z krzes艂a. Wiedzia艂, 偶e musi si臋 pospieszy膰. Zosta艂y mu najwy偶ej trzy minuty, co do kt贸rych mia艂 nadziej臋, 偶e wystarcz膮, by dokona膰 osobistej zemsty na Blaisie Zabinim.

Nie? 鈥 zawt贸rowa艂 Terry w zdumieniu, obracaj膮c si臋 ku Harry鈥檈mu. Jego twarz by艂a jednym wielkim znakiem zapytania.

Harry nie mia艂 czasu na wyja艣nienia. Usiad艂 na rogu biurka naprzeciwko Blaise鈥檃, przygl膮daj膮c si臋, jak do jego oczu wraca wyraz nieufno艣ci. Harry wcale mu si臋 nie dziwi艂.

Co jeszcze chcecie wiedzie膰? 鈥 zapyta艂 Blaise, lekko rozdra偶niony. 鈥 Nie okaza艂em si臋 szpiegiem, wi臋c test jest chyba zako艅czony, prawda?

Harry wiedzia艂, 偶e to, co robi, jest nielegalne. Nie obchodzi艂o go to jednak w tej chwili ani troch臋. Wbi艂 wzrok w Zabiniego.

Czy kiedykolwiek mia艂e艣 romans z Draconem Malfoyem? 鈥 Jego g艂os brzmia艂 pewnie, nie dr偶膮c ani odrobin臋.

Za plecami us艂ysza艂 przestraszony, urwany wydech Terry鈥檈go.

Wp艂yw Veritaserum nie da艂 Blaise鈥檕wi ani sekundy na zastanowienie. B艂yskawiczne 鈥瀟ak鈥 sp艂yn臋艂o z jego ust, jeszcze zanim jego oczy zacz臋艂y rozszerza膰 si臋 ze zgrozy.

Co to ma znaczy膰, do diab艂a?鈥

Ale zanim zdo艂a艂 wsta膰, Harry ju偶 zerwa艂 si臋 na nogi, wydobywaj膮c r贸偶d偶k臋 i celuj膮c ni膮 w pier艣 by艂ego 艢lizgona.

Usta Blaise鈥檃 otwiera艂y si臋 i zamyka艂y, nie wydaj膮c 偶adnego d藕wi臋ku. Jak zahipnotyzowany wpatrywa艂 si臋 w czubek r贸偶d偶ki, rozwa偶aj膮c co艣 gor膮czkowo. Jego twarz nadal przypomina艂a zastyg艂y l贸d. Jedynie szcz臋ki drga艂y mu lekko.

Harry, nie wolno ci tego robi膰 鈥 wtr膮ci艂 si臋 Terry ze swoim typowym rozs膮dkiem. W jego g艂osie pobrzmiewa艂 niepok贸j. Z wyci膮gni臋t膮 r臋k膮 post膮pi艂 krok w kierunku Harry鈥檈go.

Nie ruszaj si臋, Terry 鈥 odpar艂 Harry ch艂odno, nie zdejmuj膮c spojrzenia z Blaise鈥檃. 鈥 Inaczej nie r臋cz臋 za nic. 鈥 Wyczu艂, 偶e Terry zamiera w po艂owie ruchu.

Nadal sypiasz z Draconem? 鈥 Wypowiedziane s艂owa zabrzmia艂y jak trzask bicza.

Blaise mocno zacisn膮艂 usta, ale nic mu to nie pomog艂o.

Nie 鈥 wyrzuci艂 z gniewem. Z jego oczu sypa艂y si臋 iskry. Nie poruszy艂 si臋 jednak ani o milimetr.

Dlaczego nie? 鈥 Harry stara艂 si臋 zwalczy膰 rozkosz, kt贸r膮 dawa艂o mu poczucie w艂adzy. Nie potrafi艂 si臋 jednak przed ni膮 obroni膰.

Blaise oddycha艂 szybko.

Bo Draco si臋 nie zgodzi艂. 鈥 Cie艅 rumie艅ca wp艂yn膮艂 na blade policzki. Zdawa艂o si臋, 偶e chce spiorunowa膰 Harry鈥檈go wzrokiem.

Harry z trudem st艂umi艂 tryumfalny u艣miech, wp艂ywaj膮cy mu na usta. Wi臋c Blaise naprawd臋 pr贸bowa艂 zbli偶y膰 si臋 do Dracona. I zosta艂 odrzucony. Serce podskoczy艂o w nim na t臋 my艣l.

A dlaczego si臋 nie zgodzi艂? 鈥 brn膮艂 dalej.

Oczy Blaise鈥檃 rozb艂ys艂y.

Nie mam poj臋cia 鈥 wymrucza艂 niewyra藕nie. Dzia艂anie Veritaserum zdawa艂o si臋 s艂abn膮膰. Zwa偶ywszy na sytuacj臋, w kt贸rej si臋 znalaz艂, potrafi艂 zdoby膰 si臋 na ca艂kiem szyderczy grymas. 鈥 Mo偶e dlatego, 偶e ostatnio woli straumatyzowanych Gryfon贸w w roli 艂贸偶kowych zabawek? 鈥 rzuci艂 wynio艣le, unosz膮c brew.

Harry mia艂 przez chwil臋 ochot臋 rzuci膰 na niego jaki艣 paskudny czar za t臋 uwag臋, jednak odpu艣ci艂 sobie. Blaise zosta艂 ju偶 dzi艣 wystarczaj膮co ukarany. Powoli opu艣ci艂 r贸偶d偶k臋, tym samym pozwalaj膮c Zabiniemu wsta膰.

Blaise podni贸s艂 si臋 p艂ynnym ruchem. Nadal zadziwiaj膮co dobrze panowa艂 nad twarz膮, jedynie blade rumie艅ce na policzkach 艣wiadczy艂y o jakimkolwiek poruszeniu.

Co za imponuj膮ce, ma艂e przedstawienie 鈥 zauwa偶y艂 z drwin膮, wykrzywiaj膮c usta. 鈥 Jakim cudem nie trafi艂e艣 do Slytherinu? O wiele lepiej pasowa艂by do ciebie.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 lodowato. Wola艂 nie odpowiada膰 na to pytanie.

Ju偶 przy samych drzwiach Blaise odwr贸ci艂 si臋 po raz ostatni, przeszywaj膮c Harry鈥檈go swymi niebieskimi oczami.

Nie doceni艂em ci臋 鈥 przyzna艂 bez ogr贸dek. Zabrzmia艂o to jako艣 zastanawiaj膮co. 鈥 Ale鈥 ju偶 mi si臋 to na pewno nie przydarzy. 鈥 Cynizm i arogancja jego u艣miechu tworzy艂y niebezpieczn膮 mieszank臋. A potem otworzy艂 drzwi i opu艣ci艂 biuro.

Terry wyrwa艂 si臋 z odr臋twienia. Doskoczy艂 do drzwi, zamykaj膮c je za Blaise鈥檈m, po czym powoli odwr贸ci艂 si臋 do Harry鈥檈go. Ca艂a jego twarz wyra偶a艂a g艂臋bok膮 konsternacj臋.

Wydaj臋 mi si臋, 偶e musz臋 jeszcze raz przemy艣le膰 w艂asne zdanie co do tego, czy naprawd臋 nie oszala艂e艣 鈥 stwierdzi艂, potrz膮saj膮c g艂ow膮 i patrz膮c na Harry鈥檈go wielkimi oczami. 鈥 Je艣li Blaise pu艣ci par臋, wpadniesz w cholerne tarapaty. Nadu偶ycie Veritaserum nie jest drobnym przewinieniem.

Harry wzruszy艂 tylko ramionami.

On niczego nie powie 鈥 odpar艂 rezolutnie. 鈥 Musia艂by si臋 wtedy przyzna膰, jakie pytania mu postawi艂em. A to by艂oby dla niego ma艂o przyjemne.

Boot z westchnieniem potar艂 czo艂o, opadaj膮c na krzes艂o.

Dobra, niech zgadn臋鈥 Wi臋c Blaise te偶 jest uwik艂any w ca艂膮 t臋 histori臋? 鈥 zapyta艂 z rezygnacj膮 w g艂osie i, nie czekaj膮c na odpowied藕 Harry鈥檈go, kontynuowa艂: 鈥 Pozostaje tylko pytanie, kto nie jest?

Harry zachichota艂 cicho. Ca艂a ta sprawa nie by艂a w zasadzie 艣mieszna, ale nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰.

Nie wiem 鈥 odpowiedzia艂, szczerz膮c si臋 rado艣nie. 鈥 Ale ty z pewno艣ci膮 ju偶 jeste艣 w ni膮 wmieszany.


Czujesz si臋 samotnie dzi艣 wieczorem,

i t臋sknisz za mn膮 dzi艣 wieczorem?

呕a艂ujesz, 偶e si臋 rozmin臋li艣my?

Czy wspominasz ten jasny, s艂oneczny dzie艅,

gdy ci臋 poca艂owa艂em, nazywaj膮c mym kochaniem?

My艣lisz, 偶e krzes艂a w twym pokoju s膮 puste i nagie?

Wpatrujesz si臋 w drzwi, chc膮c mnie w nich zobaczy膰?

Je艣li twe serce jest pe艂ne b贸lu, to mo偶e powinienem wr贸ci膰?

Powiedz, kochanie, czujesz si臋 samotny dzi艣 wieczorem?

(Elvis Presley, 鈥濧re You Lonesome Tonight鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty trzeci



B膮d藕 ostro偶ny z moimi uczuciami.

Nie zapominaj, 偶e nadal s膮 kruche jak szk艂o.



Co zrobi艂? 鈥 Draco obr贸ci艂 si臋, szeroko otwieraj膮c oczy i patrz膮c na niego w kompletnym zdumieniu. 鈥 Chyba 偶artujesz!

D艂onie Blaise鈥檃 automatycznie z艂apa艂y za drabin臋, na kt贸rej sta艂 w艂a艣nie jego najlepszy przyjaciel, chwiej膮c膮 si臋 teraz lekko pod wp艂ywem nag艂ego ruchu. Przymkn膮艂 kr贸tko oczy, wzdychaj膮c cicho.

Na pewno nie 偶artowa艂bym sobie na takie tematy 鈥 odpar艂 z wymuszonym spokojem.

Spojrzenie Dracona zaiskrzy艂o si臋 w spos贸b, kt贸ry niezbyt si臋 Zabiniemu spodoba艂.

Co dok艂adnie chcia艂 wiedzie膰?

Nigdy w 偶yciu nie przyzna艂by si臋 do tego otwarcie, ale ponowna retrospekcja pyta艅 Pottera nape艂nia艂a go g艂臋bokim za偶enowaniem. Szczeg贸lnie tu, w hogwarckiej bibliotece, gdzie w ka偶dym ciemnym zakamarku mog艂a czyha膰 pani Pince, Filch albo pierwszy lepszy ciekawski ucze艅, pods艂uchuj膮c ich bezczelnie.

Przyk艂adowo to, z jakich powod贸w ju偶 ze mn膮 nie sypiasz. 鈥 Niespodziewanie dla siebie samego uda艂o mu si臋 zachowa膰 zwyk艂y, ironiczno-sarkastyczny ton.

Draco oniemia艂 na kilka chwil. Wreszcie k膮ciki jego ust zacz臋艂y drga膰, ale jeszcze zanim mo偶na by艂oby zinterpretowa膰 ich uk艂ad jako u艣miech, ponownie zwr贸ci艂 si臋 ku rz臋dom rega艂贸w, si臋gaj膮c po kolejny tom. Zdradza艂o go jedynie dygotanie ramion.

Najwyra藕niej nie藕le ci臋 to bawi, co? 鈥 zapyta艂 Blaise nieco kwa艣nym tonem, podaj膮c mu nast臋pn膮 ksi膮偶k臋.

Draco wyda艂 z siebie zduszony chichot.

Przepraszam 鈥 usprawiedliwi艂 si臋 niezbyt przekonuj膮co, szczerz膮c si臋 do Zabiniego. 鈥 Po prostu nie spodziewa艂em si臋, 偶e si臋gnie po tak drastyczne 艣rodki.

Z艂ama艂 prawo 鈥 zauwa偶y艂 Blaise ostro, bezwiednie zaciskaj膮c pi臋艣ci.

I co, chcesz go teraz oskar偶y膰? 鈥 skontrowa艂 Malfoy z艂o艣liwie, unosz膮c brew.

Blaise zrobi艂 g艂o艣ny wydech, najwyra藕niej zamierzaj膮c potraktowa膰 to pytanie jako retoryczne. W zamy艣leniu kontemplowa艂 rozbawion膮 min臋 Dracona.

Podoba ci si臋 to, prawda? 鈥 zapyta艂 niezbyt g艂o艣no, mru偶膮c oczy. 鈥 Podoba ci si臋, 偶e Potter jest zazdrosny.

Jego najlepszy przyjaciel, niczym nie przej臋ty, jedynie si臋 u艣miechn膮艂.

To ty tak uwa偶asz 鈥 odpar艂 niewzruszenie.

Wszystko by艂o tak dziwnie obce i nierzeczywiste. Ciemne rz臋dy p贸艂ek z ksi膮偶kami. Przyt艂umione 艣wiat艂o. Lekko st臋ch艂a wo艅 starego pergaminu i sk贸ry. A przede wszystkim twarz Dracona.

Zmieni艂e艣 si臋 鈥 zauwa偶y艂 Blaise cicho, pr贸buj膮c zignorowa膰 b贸l, pal膮cy mu wn臋trze. 鈥 Chyba przestaj臋 ci臋 poznawa膰. Sama ta twoja praca tutaj 鈥 roz艂o偶y艂 ramiona, wskazuj膮c na rega艂y Dzia艂u Ksi膮g Zakazanych. 鈥 Dlaczego to robisz? Czy stara Pince nie potrafi sama posortowa膰 swych ksi膮偶ek?

Draco skamienia艂 na moment, lecz po chwili ruszy艂 z miejsca, schodz膮c kilka szczebli, zanim nie usiad艂 na jednym z nich. Ich twarze znalaz艂y si臋 teraz na jednym poziomie. Oczy Malfoya migota艂y gniewnie.

Blaise, czy ty nie rozumiesz? Przecie偶 ja umieram z nud贸w 鈥 wyrzuci艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. 鈥 Dumbledore ka偶e mi zamyka膰 si臋 w mieszkaniu. Nie mog臋 d艂u偶ej szpiegowa膰 dla Zakonu, nie mam ju偶 dla niego 偶adnej warto艣ci. Wi臋c co mam innego do roboty? 鈥 Przeczesa艂 palcami starannie u艂o偶one w艂osy, oddychaj膮c pospiesznie. 鈥 Pani Pince zapyta艂a mnie dzi艣 rano, czy m贸g艂bym jej pom贸c w katalogowaniu ksi膮g o eliksirach, bo mam o nich wi臋cej poj臋cia ni偶 ona. I wiesz co? To by艂o jedyne zasrane, radosne wydarzenie w tym g贸wnianym tygodniu! 鈥 Blaise nie odpowiedzia艂, zdolny jedynie do niemego gapienia si臋 na Dracona, kt贸ry z kolei nie wygl膮da艂 na kogo艣, kto owej odpowiedzi oczekuje. 鈥 Od tego strasznego dnia pod koniec sierpnia moje 偶ycie leg艂o w gruzach. A ta dziwna sprawa z Harrym wcale nie poprawia sytuacji 鈥 zni偶y艂 g艂os, wpatruj膮c si臋 w Blaise鈥檃 ch艂odnymi, szarymi oczami i dziwnie wykrzywiaj膮c wargi. 鈥 Zgwa艂ci艂em go. Nawet je艣li tego nie chcia艂em, to i tak pozostaj臋 winny. Ka偶dego ranka, gdy patrz臋 w lustro, moje odbicie mi o tym przypomina. Mo偶esz sobie wyobrazi膰, co to za uczucie? 鈥 Przez chwil臋 w jego wzroku migota艂a rozpacz. Potem zamkn膮艂 oczy i z westchnieniem ukry艂 twarz w d艂oniach.

Blaise poczu艂 ch艂贸d chwytaj膮cy go za trzewia. Rzadko widzia艂 Dracona prze偶ywaj膮cego takie emocje jak teraz. Nie wiedzia艂, co zrobi膰 z ogarniaj膮c膮 go bezradno艣ci膮 ani co pocz膮膰 ze swymi r臋kami.

Mog臋鈥 鈥 zacz膮艂, odchrz膮kuj膮c z zak艂opotaniem, po czym machn膮艂 lekko d艂oni膮 w niepewnym ge艣cie. 鈥 Czy mog臋 ci jako艣 pom贸c?

Draco uni贸s艂 g艂ow臋, prychaj膮c cicho, niemal z rozbawieniem.

Pom贸偶 mi uk艂ada膰 ksi膮偶ki 鈥 poprosi艂 w ko艅cu po chwili milczenia. 鈥 Inaczej nie sko艅cz臋 przed jutrzejszym porankiem. 鈥 Wsta艂 i pospiesznie wspi膮艂 si臋 po drabinie, spogl膮daj膮c wyczekuj膮co z g贸ry na Zabiniego.

R臋ce Blaise鈥檃 trz臋s艂y si臋 lekko, gdy si臋ga艂 po le偶膮cy na stole, opas艂y tom, zatytu艂owany 鈥濶iezwykle silne eliksiry鈥. Zamiast jednak poda膰 go Draconowi, wbi艂 wzrok w po偶贸艂k艂y napis na ok艂adce, wpatruj膮c si臋 w niego tak d艂ugo, a偶 litery zacz臋艂y rozmywa膰 mu si臋 przed oczami.

Od dawna odczuwa艂 b贸l k艂uj膮cy mu wn臋trze, cho膰 z biegiem czasu jego intensywno艣膰 zel偶a艂a. Nie by艂 tym, kogo Draco po偶膮da艂. Prawdopodobnie nigdy nim nie b臋dzie.

Jak d艂ugo jeszcze chcesz negowa膰 to, 偶e co艣 do niego czujesz? 鈥 Mimo wielkich stara艅 nie uda艂o mu si臋 pozby膰 resztki melancholii z g艂osu. Nie patrzy艂 na Dracona, ale wyra藕nie czu艂 na sobie jego spojrzenie.

Tak d艂ugo, jak to b臋dzie konieczne 鈥 odpowiedzia艂 Malfoy 艂agodnie.

Blaise uni贸s艂 g艂ow臋, zdziwiony, gdy偶 spodziewa艂 si臋 stanowczego odparcia zawartej w pytaniu insynuacji. Ale Draco nie zrobi艂 mu tej przyjemno艣ci, spogl膮daj膮c na niego z niezwyk艂膮 powag膮.

Nie b臋dziesz pr贸bowa艂 m艣ci膰 si臋 na Harrym za ten numer z Veritaserum, prawda? 鈥 W szarych, zazwyczaj ch艂odnych oczach pojawi艂o si臋 co艣 mi臋kkiego, prosz膮cego, co艣, co jednoznacznie dawa艂o Zabiniemu do zrozumienia, 偶e w por贸wnaniu z Potterem nie mia艂 偶adnych szans. Ksi臋ga w jego r臋ce zacz臋艂a nagle wa偶y膰 ca艂e tony.

Naprawd臋 my艣lisz, 偶e m贸g艂bym to zrobi膰? 鈥 odpar艂, unosz膮c brew.

Jego najlepszy przyjaciel roze艣mia艂 si臋 cicho.

Szczerze? 鈥 zapyta艂, podpieraj膮c podbr贸dek na d艂oni i udaj膮c, 偶e musi si臋 przez chwil臋 zastanowi膰. 鈥 Tak 鈥 rzek艂 w ko艅cu, u艣miechaj膮c si臋 jeszcze szerzej.

Ten u艣miech by艂 dziwnie zara藕liwy. Nagle wszystko by艂o tak, jak zawsze. Poczucie obco艣ci rozwia艂o si臋 w powietrzu. Blaise odetchn膮艂 z wielk膮 ulg膮.

Obawiam si臋, 偶e znasz mnie za dobrze 鈥 odpowiedzia艂, odwzajemniaj膮c u艣miech.



***



Harry, pospiesz si臋! 鈥 Br膮zowa czupryna Terry鈥檈go wyjrza艂a zza drzwi 艂azienki. 鈥 Zaraz sp贸藕nimy si臋 na zebranie.

Ju偶 id臋 鈥 odmrukn膮艂 zamy艣lony, przeczesuj膮c d艂o艅mi w艂osy i pr贸buj膮c przyg艂adzi膰 je cho膰 odrobin臋, po czym wreszcie, jak zwykle zreszt膮, pogodzi艂 si臋 z bezsensem tej czynno艣ci. Z westchnieniem opu艣ci艂 ramiona, gapi膮c si臋 w lustro. Na to niedzielne popo艂udnie zwo艂ano spotkanie cz艂onk贸w Zakonu Feniksa. Harry nie m贸g艂 zaprzeczy膰, 偶e odczuwa trem臋. A nawet wi臋cej ni偶 trem臋.

Siedzia艂 w 艂azience od ponad p贸艂 godziny, guzdrz膮c si臋 i pr贸buj膮c w ka偶dy mo偶liwy spos贸b odwlec czas wyj艣cia. Ale Terry, kt贸ry niczego nie znosi艂 tak bardzo jak niepunktualno艣ci, okaza艂 si臋 bezlitosny.

Na pewno nie b臋dzie tak strasznie, jak my艣lisz 鈥 pociesza艂 Harry鈥檈go, rzucaj膮c mu nieokre艣lone spojrzenie z ukosa, gdy szykowali si臋 do aportacji. 鈥 Ginny spotka艂by艣 najp贸藕niej jutro w biurze. A Draconowi nie mo偶esz przecie偶 schodzi膰 z drogi do ko艅ca 偶ycia.

Te s艂owa sprawi艂y, 偶e skurcz w 偶o艂膮dku przybra艂 na sile. Wiedzia艂, 偶e Terry ma racj臋. Co nie zmienia艂o jednak faktu, 偶e na sam膮 my艣l o czarodziejach i czarownicach, zebranych w kwaterze g艂贸wnej i zerkaj膮cych na niego i Dracona ciekawskim wzrokiem, robi艂o mu si臋 niedobrze.

Callander Square przywita艂 ich szarym niebem i drobn膮 m偶awk膮, jak przysta艂o na typowy, styczniowy, londy艅ski dzie艅. Harry, dygocz膮c z ch艂odu, postawi艂 ko艂nierz p艂aszcza, gdy kroczy艂 za Terrym, przedzieraj膮cym si臋 z r贸偶d偶k膮 w d艂oni przez zdzicza艂y, nosz膮cy pozory niepokonanej przeszkody 偶ywop艂ot. Otacza艂 on teren posiad艂o艣ci g艂贸wnej kwatery Zakonu, chroni膮c budynek przed wzrokiem mugoli.

Niemal jak zamek 艢pi膮cej Kr贸lewny 鈥 mrukn膮艂 Harry ponuro, ostro偶nie st膮paj膮c za Terrym. Za jego plecami 艣ciany 偶ywop艂otu zn贸w przyleg艂y do siebie, niczym 艣ci艣ni臋te niewidzialn膮 r臋k膮.

Terry roze艣mia艂 si臋 beztrosko.

Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie musz臋 budzi膰 偶adnych ksi臋偶niczek ze snu poca艂unkami.

Dom by艂 niewielki, sprawia艂 jednak bardzo przytulne wra偶enie. Podobno nale偶a艂 kiedy艣 do mugolskich dziadk贸w Tonks, kt贸ra zwyk艂a by艂a nazywa膰 go czule 鈥瀌omkiem Baby Jagi鈥. Z komina ulatywa艂 dym, a bluszcz malowniczo wspina艂 si臋 po murach, akcentuj膮c szaro艣膰 nagich drzew i krzew贸w pojedyncz膮 plam膮 zieleni.

Ju偶 w sieni uderzy艂o w nich ciep艂o ognia. Harry poczu艂, jak napi臋cie w mi臋艣niach lekko ust臋puje.

Niekt贸rzy z cz艂onk贸w Zakonu byli ju偶 na miejscu. Molly i Tonks krz膮ta艂y si臋 po kuchni, szykuj膮c herbat臋 i kanapki. Obie pozdrowi艂y ich pogodnie i z ca艂kowit膮 swobod膮, z czego Harry szybko wywnioskowa艂, 偶e Ginny nie zdradzi艂a dot膮d matce szczeg贸艂贸w ich konfliktu. Nie m贸g艂 przyj膮膰 tego inaczej ni偶 z ulg膮.

W salonie zebrali si臋 Artur, Bill, Hestia, Remus, Szalonooki Moody i inni czarodzieje, kt贸rym Harry nie po艣wi臋ci艂 wi臋kszej uwagi. Jego spojrzenie niemal natychmiast przylgn臋艂o do jasnow艂osego m臋偶czyzny, siedz膮cego samotnie obok kominka w przeciwnym rogu pokoju i najwyra藕niej bez reszty poch艂oni臋tego lektur膮 Proroka. Harry poczu艂, jak serce zaczyna wali膰 mu przyspieszonym rytmem. Mia艂 nadziej臋, 偶e nikt nie zauwa偶y jego zdenerwowania.

Rozpaczliwie usi艂owa艂 przypomnie膰 sobie ostatnie zebranie Zakonu, w kt贸rym bra艂 udzia艂. By艂o to pewnego deszczowego dnia na pocz膮tku sierpnia. Starali si臋 wtedy wraz z Draconem schodzi膰 sobie wzajemnie z drogi, na ile to by艂o mo偶liwe, a gdy nie udawa艂o si臋 unikn膮膰 kontaktu, poprzestali na wymianie zaledwie paru s艂贸w. 呕aden z nich nie mia艂 w贸wczas poj臋cia, 偶e wkr贸tce wszystko zmieni si臋 diametralnie. Harry dozna艂 nagle nieracjonalnego wra偶enia, jakby ten dzie艅 wydarzy艂 si臋 wczoraj.

Malfoy uni贸s艂 g艂ow臋, jakby czuj膮c, 偶e jest obserwowany. Jego mina by艂a jak zwykle nieprzenikniona i oboj臋tna. Przywita艂 Harry鈥檈go nieznacznym skinieniem, ch艂odnym i zdystansowanym, tak jak zwyk艂 to czyni膰 przy podobnych okazjach. Jedynie ulotny, ironiczny u艣miech, wyginaj膮cy mu usta, da艂 Harry鈥檈mu pewno艣膰, 偶e ma dzi艣 przed sob膮 zupe艂nie innego Dracona ni偶 pi臋膰 miesi臋cy temu.

Jego podbrzusze zareagowa艂o znajomym skurczem, pojawiaj膮cym si臋 zawsze na widok tego u艣miechu. Odwzajemni艂 go troch臋 bezradnie, po czym pospiesznie odwr贸ci艂 si臋 ku reszcie zebranych. Tylko po to, by spojrze膰 prosto w twarz Ginny, kt贸ra nagle wyros艂a u jego boku.

Gwar g艂os贸w w tle zamieni艂 si臋 w pozbawiony znaczenia szum. Przez kilka uderze艅 serca wszystko zdawa艂o si臋 rozp艂ywa膰 mu si臋 przed oczami, jedynie twarz Ginny pozostawa艂a ca艂kiem wyra藕na. Piegi na jej bladej sk贸rze. Delikatnie zaczerwienienie nosa, 艣wiadectwo niewyleczonego do ko艅ca przezi臋bienia. Ch艂贸d w jej niebieskich oczach, gdy oderwa艂a wzrok od Harry鈥檈go, spogl膮daj膮c ponad jego ramieniem na Dracona. Ten wzrok sprawi艂, 偶e wszystko w nim zamarz艂o.

Mo偶emy przez chwil臋 porozmawia膰 na osobno艣ci? 鈥 zapyta艂a spokojnym g艂osem. Nie by艂o w nim nic z zimna, widocznego w jej oczach.

Jasne, czemu nie? 鈥 odchrz膮kn膮艂 Harry nerwowo, czuj膮c na sobie spojrzenie Dracona, gdy wychodzi艂 z Ginny na korytarz, zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Nag艂a cisza nios艂a ze sob膮 co艣 niepokoj膮cego. Ka偶da cz膮stka jego cia艂a dr偶a艂a w napi臋ciu.

Dzi臋kuj臋 za sow臋 z 偶yczeniami powrotu do zdrowia 鈥 zacz臋艂a Ginny powoli, podczas gdy jej palce bawi艂y si臋 fr臋dzlami czerwonego, zawini臋tego wok贸艂 szyi szala. 鈥 Musia艂am przezi臋bi膰 si臋 w Sylwestra. W poniedzia艂ek rano z艂apa艂a mnie grypa i trzyma艂a przez okr膮g艂y tydzie艅. 鈥 Wzruszy艂a szczup艂ymi ramionami, nie spuszczaj膮c z niego oczu.

Zdoby艂 si臋 na kiwni臋cie g艂ow膮.

Przykro mi 鈥 odpowiedzia艂 cicho, spogl膮daj膮c na czubki w艂asnych but贸w. Jego s艂owa zdawa艂y si臋 odnosi膰 do ka偶dej sytuacji, do jej choroby i do tego, 偶e zrani艂 j膮, cho膰 by艂a kim艣, kogo absolutnie zrani膰 nie zamierza艂. Dalsze s艂owa by艂y zb臋dne. Wiedzia艂, 偶e to rozumia艂a.

Nie musi by膰 ci przykro. Ostatecznie to ja co艣 sobie wmawia艂am. 鈥 Spojrza艂a mu prosto w oczy. Ch艂贸d w jej spojrzeniu przepad艂 bez 艣ladu. 鈥 Jako艣 si臋鈥 z tym pogodz臋. Jako艣 tam. Chocia偶 na pewno b臋d臋 potrzebowa艂a na to sporo czasu. 鈥 Smutny u艣miech zago艣ci艂 na jej ustach. 鈥 Obawiam si臋 jednak, 偶e podobnie jak ty nie mam zamiaru rezygnowa膰 z najlepszego przyjaciela 鈥 doda艂a po chwili z lekkim wahaniem.

Musia艂o up艂yn膮膰 kilka chwil, zanim poj膮艂 znaczenie jej s艂贸w i zawart膮 w nich propozycj臋 pojednania, nadziej臋, 偶e mi臋dzy nimi nie zmieni si臋 nic, a zranione uczucia zostan膮 kiedy艣 uleczone. Z rado艣ci膮 stwierdzi艂, 偶e napi臋cie opuszcza jego cia艂o, ust臋puj膮c fali ciep艂a. Przez moment chcia艂 wzi膮膰 j膮 w ramiona i przytuli膰, ale zdecydowa艂, 偶e by艂o jeszcze za wcze艣nie na podobne gesty.

Zanim zapomn臋: mam tu co艣 dla ciebie. 鈥 Ginny si臋gn臋艂a do torebki, wyj臋艂a z niej kopert臋 i poda艂a j膮 Harry鈥檈mu. 鈥 Od Hermiony i Rona 鈥 uzupe艂ni艂a tytu艂em wyja艣nienia. 鈥 Oddaj go mojej mamie, gdy ju偶 przeczytasz.

Bez s艂owa obraca艂 w palcach g艂adki, ch艂odny papier, z bij膮cym sercem wpatruj膮c si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋 w wyra藕ne, staranne pismo Hermiony i kanadyjski znaczek pocztowy. Wreszcie uda艂o mu si臋 unie艣膰 g艂ow臋 i spojrze膰 na Ginny.

Dzi臋kuj臋 鈥 wyszepta艂, dziwnie wzruszony.

Odpowiedzia艂a mu kr贸tkim u艣miechem, zostawiaj膮c go samego.

Powoli opad艂 na stopie艅 schod贸w, z najwy偶sz膮 ostro偶no艣ci膮 rozwin膮艂 list i zacz膮艂 czyta膰.



Vancouver, 2 stycznia 2004


Kochani,


wiemy, 偶e kazali艣my Wam miesi膮cami czeka膰 na ten list. Przepraszamy z ca艂ego serca, 偶e trwa艂o to tak d艂ugo. Nawet nasze 艣wi膮teczno-noworoczne 偶yczenia przychodz膮 do Was w tym roku ze sp贸藕nieniem. Trudno jest nam je nawet wym贸wi膰 w tych ci臋偶kich, ponurych czasach. S艂owa nie potrafi膮 odda膰 okropie艅stwa dni, w kt贸rych 偶yjemy, trac膮 swe znaczenie w ich obliczu. Wystarczy, i偶 powiemy Wam, 偶e my艣limy o Was bez przerwy, nie trac膮c nadziei, 偶e wszyscy, kt贸rych kochamy, bez szwanku prze偶yj膮 t臋 wojn臋.

Z ulg膮 przyj臋li艣my wiadomo艣膰, 偶e wszyscy czujecie si臋 mniej lub bardziej dobrze. Wie艣膰 o tym, co spotka艂o Harry鈥檈go, wstrz膮sn臋艂a nami do g艂臋bi. Nie tracimy wiary, 偶e wraz z up艂ywem czasu jego stan si臋 poprawi, a rany na duszy zagoj膮 si臋 pewnego dnia bez 艣ladu.

Powodem naszego d艂ugiego milczenia by艂a podr贸偶 na Floryd臋, gdzie Ron zosta艂 poddany terapii w mugolskiej klinice. Celem zabieg贸w by艂o pobudzenie uszkodzonej tkanki nerwowej w mi臋艣niach przy u偶yciu kontrolowanych wy艂adowa艅 elektrycznych. Zasadniczo nie robili艣my sobie wi臋kszych nadziei na widoczne efekty, cho膰 zawsze pozostaj膮 jakie艣 oczekiwania, kt贸rych nie potrafimy si臋 ca艂kowicie pozby膰. Przez wiele tygodni przechodzili艣my od jednej skrajno艣ci do drugiej, przez nadziej臋 do obawy, co nas bardzo wym臋czy艂o i nie pozostawi艂o czasu na jakiekolwiek inne zaj臋cia. Nawet Wy, nasza rodzina i najlepsi przyjaciele, zeszli艣cie na dalszy plan.

Od Bo偶ego Narodzenia Ron notuje rzeczywi艣cie pewne post臋py. Pod koniec terapii by艂 w stanie odr贸偶ni膰 na prawej nodze ciep艂o od zimna. By膰 mo偶e wydaje si臋 to Wam drobniutk膮, nic nieznacz膮c膮 popraw膮, ale dla nas graniczy niemal z cudem. Ron zaczyna ju偶 nawet wierzy膰, 偶e pewnego dnia znowu b臋dzie m贸g艂 chodzi膰. A ja jestem przeszcz臋艣liwa, 偶e nareszcie wyrwa艂 si臋 z letargu, w kt贸rym tak d艂ugo tkwi艂.

Kilka dni temu wr贸cili艣my do domu i odpoczywamy od m臋cz膮cego pobytu w klinice. Druga cz臋艣膰 terapii jeszcze przed nami.

Mamy nadziej臋, 偶e mimo naszej nieobecno艣ci sp臋dzili艣cie te 艣wi臋ta rado艣nie. Dzi臋kujemy za olbrzymi膮 paczk臋, kt贸r膮 nam przys艂ali艣cie. My艣limy o Was nieustannie, uwa偶ajcie na siebie i b膮d藕cie ostro偶ni we wszystkim, co robicie z w艂asnej woli lub zmuszeni przez los.

艢ciskamy ka偶dego z Was z osobna, w nadziei na rych艂e spotkanie,


Ron i Hermiona



Potrzebowa艂 d艂u偶szej chwili, by wr贸ci膰 my艣lami do tera藕niejszo艣ci. Jego r臋ce, trzymaj膮ce kartk臋 wype艂nion膮 s艂owami Hermiony, dygota艂y, gdy opiera艂 je o kolana. Oczami wyobra藕ni ujrza艂 nagle jej u艣miechni臋t膮 twarz. A mo偶e widzia艂 j膮 przez ca艂y ten czas, gdy czyta艂 list? Wydawa艂o mu si臋, 偶e wystarczy wyci膮gn膮膰 r臋k臋, by jej dotkn膮膰. Niepowstrzymana t臋sknota za przyjaci贸艂mi zala艂a go obezw艂adniaj膮c膮 fal膮, poci膮gaj膮c za sob膮 w bolesn膮 otch艂a艅.

Poderwa艂 si臋 pospiesznie ze schod贸w, wsuwaj膮c list do kieszeni i wypad艂 na zewn膮trz jak burza. Dopiero za drzwiami, na przejmuj膮cym, styczniowym ch艂odzie, uda艂o mu si臋 powoli uspokoi膰 szalej膮ce emocje. M偶膮cy deszcz nie przeszkadza艂 ani troch臋. Nabra艂 g艂臋boko powietrza.

Z jednej strony odczuwa艂 ulg臋, 偶e oboje czuli si臋 dobrze i 偶e istnia艂o racjonalne wyja艣nienie ich d艂ugiego milczenia. Niestety, nie potrafi艂 st艂umi膰 jednoczesnego rozczarowania tym, 偶e w najbli偶szej przysz艂o艣ci nie zanosi si臋 na ponowne spotkanie. A przynajmniej dop贸ki trwa wojna i dop贸ki istniej膮 obawy, 偶e mogliby naprowadzi膰 艣miercio偶erc贸w na trop Rona i Hermiony.

Ciche skrzypni臋cie drzwi wyrwa艂o go z ponurej zadumy. Nie obr贸ci艂 si臋, przekonany, 偶e to Ginny wysz艂a przed dom, by sprawdzi膰, co si臋 z nim dzieje.

Ale wymruczane ciep艂ym, niskim g艂osem 鈥瀐ej鈥 absolutnie nie mog艂o pochodzi膰 z jej ust. Gwa艂townie okr臋ci艂 si臋 na pi臋cie.

Draco patrzy艂 na niego z ukosa, stoj膮c z przechylon膮 g艂ow膮 i r臋kami g艂臋boko wci艣ni臋tymi w kieszenie p艂aszcza. W jego oczach migota艂y 艂obuzerskie iskierki, a niesforny kosmyk w艂os贸w opada艂 na czo艂o.

Harry poczu艂 nieodpart膮 ch臋膰, by odgarn膮膰 go z twarzy Dracona. Opuszki palc贸w zamrowi艂y mu niezno艣nie. Zdo艂a艂 si臋 jednak w ostatniej chwili powstrzyma膰, boj膮c si臋 ciekawskich spojrze艅 rzucanych im z jasno o艣wietlonych okien.

Znowu si臋 pogodzili艣cie? 鈥 zapyta艂 Malfoy ostro偶nie, przerywaj膮c pe艂n膮 napi臋cia cisz臋.

Mrowienie podpe艂z艂o wy偶ej, rozchodz膮c si臋 przez ramiona po ca艂ym ciele. Blisko艣膰 Malfoya przyprawia艂a Harry鈥檈go o trem臋, cho膰 nie potrafi艂 powiedzie膰, dlaczego.

Tak mi si臋 wydaje 鈥 odpar艂, unosz膮c g艂ow臋 i napotykaj膮c wzrok Dracona. I w tym samym momencie ogarn臋艂o go wra偶enie, 偶e traci grunt pod nogami.

Oboj臋tno艣膰, goszcz膮ca zwykle na twarzy by艂ego 艢lizgona, rozp艂yn臋艂a si臋 nagle bez 艣ladu. Teraz jego rysy by艂y mi臋kkie i dziwnie wra偶liwe. Wszystko, co mi臋dzy nimi zasz艂o, z艂e i dobre, przez niesko艅czenie d艂ugie sekundy przewija艂o w jego oczach niczym ruchome obrazy.

Harry鈥檈mu wydawa艂o si臋, 偶e kto艣 postawi艂 przed nim lustro. Ale zamiast odskoczy膰 z przera偶eniem, zosta艂 tam, gdzie by艂, zaskoczony i zafascynowany jednocze艣nie.

Napi臋cie mi臋dzy nimi zg臋stnia艂o, sprawiaj膮c, 偶e otaczaj膮ce ich lodowate, zimowe powietrze zdawa艂o si臋 niemal trzeszcze膰. W tej samej chwili Harry鈥檈go jak obuchem uderzy艂o nag艂e odkrycie: ich wzajemny stosunek nie m贸g艂 opiera膰 si臋 wy艂膮cznie na samym po偶膮daniu. Kry艂o si臋 za nim co艣 wi臋cej. Wiedzia艂 o tym, cho膰 uczucie to nie dawa艂o si臋 w 偶aden spos贸b sprecyzowa膰.

T臋skni臋 za tob膮 鈥 wyrzuci艂 z siebie te s艂owa, zanim jeszcze zd膮偶y艂 pomy艣le膰, czy w og贸le wypada艂o co艣 takiego powiedzie膰. Blisko艣膰 i zaufanie, kt贸re dzielili ze sob膮 przy Grimmauld Place przepad艂o, a bezmiar tej straty z ka偶d膮 minut膮 bola艂 go coraz dotkliwiej.

Zauwa偶y艂 zdumienie we wzroku Dracona. Wiatr powia艂 ch艂odniej, pl膮cz膮c zwilgotnia艂e ju偶, jasne kosmyki na jego czole.

W przelotnym momencie s艂abo艣ci Harry niczego nie pragn膮艂 tak bardzo jak tego, by Draco pokona艂 dziel膮cy ich dystans i zamkn膮艂 go w ramionach. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e by艂o to niemo偶liwe. By艂 pewien, 偶e wykrzyczane przez Harry鈥檈go 鈥瀗igdy wi臋cej mnie nie dotykaj鈥 nadal pobrzmiewa w uszach Dracona.

Draco nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰. 呕ywop艂ot ponownie utworzy艂 przej艣cie i magiczna chwila mi臋dzy nimi zgas艂a jak zdmuchni臋ta 艣wieca. Albus Dumbledore i Minerwa McGonagall, z twarzami rozja艣nionymi rado艣ci膮 z powodu spotkania, nadci膮gali wy艂o偶on膮 kamieniami 艣cie偶k膮 ogr贸dka.

Nie chc膮 was wpu艣ci膰? 鈥 zapyta艂 Dumbledore z u艣miechem zaraz po przywitaniu, przypatruj膮c im si臋 uwa偶nie swymi przenikliwie niebieskimi oczami.

Harry zauwa偶y艂, 偶e czerwieni si臋 pod tym wzrokiem, po raz kolejny nie mog膮c oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e dyrektor jest w stanie zajrze膰 mu prosto w g艂膮b duszy i odczyta膰 ukryte w niej najskrytsze my艣li. Mimo tego zdoby艂 si臋 na u艣miech.

Cieszymy si臋, 偶e wr贸cili panowie do Zakonu 鈥 doda艂a Minerwa z niemal uroczyst膮 powag膮, 艣ciskaj膮c im d艂onie i obdarzaj膮c ciep艂ym spojrzeniem.

Samotna wrona wyl膮dowa艂a 艂agodnie na ga艂臋zi nagiego, rosn膮cego w samym sercu ogrodu d臋bu i wyda艂a z siebie przenikliwy, ochryp艂y skrzek. Jej g艂os odbi艂 si臋 dygocz膮cym echem po ca艂ym ciele Harry鈥檈go.

Dlaczego nie wchodzicie? 鈥 Dumbledore u艣miechn膮艂 si臋 dobrodusznie i otworzy艂 drzwi. 鈥 Wydaje mi si臋, 偶e czuj臋 zapach przepysznych kanapek Molly, tych z og贸rkami 鈥 powiedzia艂, wchodz膮c za Minerw膮 do domu i puszczaj膮c do nich oko.

Przez chwil臋 stali z Malfoyem w szaro艣ci zmierzchu, pozwalaj膮c m偶awce osiada膰 na ich ubraniach, tak naprawd臋 nie czuj膮c zimna ani wilgoci. Draco obdarzy艂 go d艂ugim spojrzeniem. Jego u艣miech mia艂 w sobie co艣 bolesnego.

Chod藕 鈥 szepn膮艂, wskazuj膮c zapraszaj膮cym gestem d艂oni na otwarte drzwi, po czym wszed艂 do 艣rodka.

Harry nie od razu poszed艂 jego 艣ladem. Stopy odm贸wi艂y mu pos艂usze艅stwa, jakby wros艂y w przemoczony, piaszczysty grunt. Wrona przygl膮da艂a si臋 mu, zuchwale przechylaj膮c 艂ebek, a po chwili roz艂o偶y艂a skrzyd艂a, majestatycznie unosz膮c si臋 w powietrze. Harry 艣ledzi艂 j膮 wzrokiem, dop贸ki nie znikn臋艂a za dachami dom贸w.

呕o艂膮dek 艣cisn膮艂 mu si臋 na my艣l o tym, 偶e to w艂a艣nie on b臋dzie musia艂 zrobi膰 pierwszy krok. Nie Draco, ale w艂a艣nie on. Zamkn膮艂 oczy, ws艂uchuj膮c si臋 w szum deszczu i krwi t臋tni膮cej mu w uszach, zadaj膮c sobie bez przerwy pytanie, sk膮d, na Merlina, ma wzi膮膰 na to odwag臋.



***



Przejrzawszy po raz trzeci ju偶 tego wieczoru dzisiejsz膮 gazet臋, sfrustrowany Draco odrzuci艂 Proroka na bok, opar艂 g艂ow臋 o brzeg kanapy i wbi艂 wzrok w sufit.

Od ostatniego zebrania Zakonu przy Callander Square min膮艂 ju偶 tydzie艅. Ka偶dy z cz艂onk贸w otrzyma艂 nowe, konkretne zadania, mog膮ce si臋 przyczyni膰 do wzmocnienia oporu. Jedynie on stanowi艂 wyj膮tek. Jego zadaniem pozosta艂o ukrywanie si臋, czekanie i unikanie wpadni臋cia 艣miercio偶ercom w 艂apy.

Westchn膮艂 i podni贸s艂 si臋 z kanapy. Podszed艂 do okna i wyjrza艂 na ciemn膮, tchn膮c膮 beznadziej膮 ulic臋. Deszcz stuka艂 nieustannie o przybrudzone szyby, zamazuj膮c mu widok. By艂 stycze艅, dlaczego wi臋c nie m贸g艂 przynajmniej pada膰 艣nieg?

Mimo 偶e nie mia艂 zbytniej ochoty przemokn膮膰 do suchej nitki, spacer w deszczu wydawa艂 si臋 by膰 lepsz膮 perspektyw膮 ni偶 sp臋dzenie kolejnego wieczoru w czterech 艣cianach, kt贸re ju偶 dawno traktowa艂 jak wi臋zienie. Znacznie gorsze od tego przy Grimmauld Place.

Draco nie zwleka艂 d艂ugo. Ruszy艂 ku wyj艣ciu, si臋gaj膮c po drodze po wisz膮cy na wieszaku p艂aszcz i po le偶膮ce na stoliku klucze. Zamaszy艣cie otworzy艂 drzwi, zamieraj膮c w po艂owie ruchu. Na progu sta艂 kto艣, kogo przenigdy nie spodziewa艂by si臋 tu zasta膰. W jednej chwili serce za艂omota艂o w nim jak szalone.

Skapuj膮ca z w艂os贸w Harry鈥檈go woda zd膮偶y艂a ju偶 utworzy膰 na pod艂odze niewielk膮 ka艂u偶臋. By艂y Gryfon pr贸bowa艂 si臋 u艣miecha膰, co zawodzi艂o jednak na ca艂ej linii.

Draco wyrwa艂 si臋 z odr臋twienia.

Na Merlina, jeste艣 kompletnie przemoczony 鈥 zauwa偶y艂 niezbyt b艂yskotliwie. Nie zastanawiaj膮c si臋 d艂ugo, schwyci艂 Harry鈥檈go za rami臋, wci膮gaj膮c go do wn臋trza mieszkania. Potter nie stawia艂 偶adnego oporu.

Drzwi zamkn臋艂y si臋 za nimi z trzaskiem. Przez kilka sekund stali w korytarzu, milcz膮c i unikaj膮c patrzenia sobie w oczy, dop贸ki napi臋cie nie nabra艂o niezno艣nej intensywno艣ci.

Zamierza艂e艣 w艂a艣nie wyj艣膰? 鈥 zapyta艂 Harry zachrypni臋tym g艂osem, wskazuj膮c na p艂aszcz przewieszony przez rami臋 Dracona.

Draco gor膮czkowo potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, ponownie umieszczaj膮c p艂aszcz na wieszaku.

Nie 鈥 odpowiedzia艂 pospiesznie, czuj膮c, 偶e jego w艂asny u艣miech jest r贸wnie sztywny jak Harry鈥檈go. 鈥 Teraz ju偶 nie.

Deszcz贸wka nadal uderza艂a cichymi pacni臋ciami o sfatygowane, pokrywaj膮ce pod艂og臋 linoleum.

Przepraszam 鈥 wymamrota艂 Harry niewyra藕nie, spogl膮daj膮c na swe mokre ubranie i unosz膮c r臋ce. W jego oczach pojawi艂 si臋 cie艅 desperacji. 鈥 Ale ja鈥 鈥 urwa艂, patrz膮c w bok i oddychaj膮c gwa艂townie.

Do Dracona dotar艂o, jak ci臋偶ko by艂o Harry鈥檈mu tu przyj艣膰. Zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, jak d艂ugo musia艂 ju偶 sta膰 na zimnej klatce schodowej, najwyra藕niej zbyt przepe艂niony obaw膮, by pokona膰 ostatnie opory i zdoby膰 si臋 na zapukanie do drzwi. Dr偶enie jego cia艂a zdradza艂o, jak bardzo musia艂 przemarzn膮膰.

Powiniene艣 wzi膮膰 gor膮cy prysznic, inaczej si臋 przezi臋bisz 鈥 zadecydowa艂 Draco, nie daj膮c mu najmniejszej okazji do z艂o偶enia protestu i kieruj膮c si臋 prosto do 艂azienki w nadziei, 偶e Harry p贸jdzie jego 艣ladem. A Harry, cho膰 z pewnym oci膮ganiem, rzeczywi艣cie to zrobi艂.

Tam jest szampon, myd艂o i r臋czniki 鈥 Malfoy wskaza艂 na p贸艂k臋 wbudowan膮 w nisz臋. 鈥 Dam ci co艣 z moich ubra艅, nosimy mniej wi臋cej ten sam rozmiar.

Dzi臋ki 鈥 mrukn膮艂 Harry, wyra藕nie zak艂opotany. Nie uczyni艂 ani jednego gestu, by pozby膰 si臋 przemoczonych rzeczy.

Ostatniego wsp贸lnego wieczoru przy Grimmauld Place, nie tak dawno temu, k膮pali si臋 razem w olbrzymiej wannie. Samo to wspomnienie wystarczy艂o, aby policzki Dracona obla艂 偶ar. Ale tutaj, w tej ciasnej 艂azience wy艂o偶onej niemodnymi, zielonymi kafelkami, my艣l o wsp贸lnym prysznicu wyda艂a mu si臋 czym艣 zupe艂nie potwornym. Obieca艂 sobie przecie偶, 偶e uszanuje stan totalnego emocjonalnego chaosu, w jakim znajdowa艂 si臋 Harry. Wiedzia艂, 偶e potrafi dotrzyma膰 obietnicy. Cho膰 z pewno艣ci膮 nie przychodzi艂o mu to 艂atwo.

Rzuci艂 Harry鈥檈mu pocieszaj膮cy u艣miech, a potem opu艣ci艂 艂azienk臋, starannie zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Gdy znalaz艂 si臋 z powrotem w pokoju, jego wymuszone opanowanie za艂ama艂o si臋 w jednej chwili jak domek z kart. Odg艂os szumi膮cej wody przywo艂a艂 na my艣l obrazy, kt贸re w tej chwili by艂y bardziej ni偶 niepo偶膮dane: wizje mokrej, l艣ni膮cej sk贸ry Harry鈥檈go, tak niesko艅czenie mi臋kkiej pod dotykiem jego palc贸w.

Z j臋kiem opad艂 na roz艂o偶yst膮 sof臋, zagrzebuj膮c twarz w puchatej poduszce. Czego, na Merlina, Harry u niego szuka艂? Czy chcia艂 kontynuowa膰 t臋 dziwn膮 rozmow臋, przerwan膮 tak nagle tydzie艅 temu nadej艣ciem Dumbledore鈥檃 i McGonagall?

Nie potrafi艂 doj艣膰 do 偶adnego wniosku. Ale zamiast d艂u偶ej zastanawia膰 si臋 nad przyczyn膮 niespodziewanej wizyty Harry鈥檈go, zerwa艂 si臋 momentalnie na nogi, przypominaj膮c sobie, 偶e rola gospodarza wymaga od niego jeszcze paru innych czynno艣ci.

Prawd臋 m贸wi膮c go艣膰 by艂 mi艂ym urozmaiceniem jego samotno艣ci. Kilkoma ruchami przygotowa艂 suche ubranie dla Harry鈥檈go, wybra艂 odpowiedni kana艂 magicznego radia, wyj膮艂 butelk臋 wina i paczk臋 ciastek, rozpalaj膮c na koniec ogie艅 w kominku. Wreszcie rozejrza艂 si臋 niezdecydowanie po pokoju. Mo偶e ogie艅 by艂 jednak przesad膮? A czy muzyka nie mog艂aby uj艣膰 za zbyt romantyczne t艂o? W ko艅cu Harry鈥檈mu nie powinno nawet przyj艣膰 do g艂owy, 偶e Draco m贸g艂by chcie膰 zaci膮gn膮膰 go do 艂贸偶ka!

Drgn膮艂, gdy poczu艂 艂agodny dotyk d艂oni na swoich ramionach. W ferworze przygotowa艅 nie zauwa偶y艂, 偶e szum wody ucich艂 ju偶 jaki艣 czas temu. Zdumiony obr贸ci艂 si臋 do Harry鈥檈go, rejestruj膮c z przera偶eniem, 偶e ten nie mia艂 na sobie nic pr贸cz r臋cznika, lu藕no owini臋tego wok贸艂 bioder.

Pow臋drowa艂 wzrokiem wzd艂u偶 piersi Harry鈥檈go, nadal usianej kropelkami wody. Jego usta zrobi艂y si臋 w u艂amku sekundy suche jak wi贸r. Spr贸bowa艂 co艣 powiedzie膰, ale nie m贸g艂 wydoby膰 z siebie 偶adnego d藕wi臋ku.

Najwyra藕niej Harry podj膮艂 pod prysznicem jak膮艣 decyzj臋. Jedynie w jego u艣miechu drga艂 jeszcze cie艅 niepewno艣ci. Za to w oczach, odbijaj膮cych taniec p艂omieni w kominku, b艂yszcza艂a determinacja i pal膮ce, rozpaczliwe wr臋cz pragnienie, na widok kt贸rego Draconowi zapar艂o dech w piersi.

Prze艂kn膮艂 艣lin臋, maj膮c nieodparte wra偶enie, 偶e stoi twarz膮 w twarz z jak膮艣 zupe艂nie nieznan膮 mu osob膮. Z ofensywnym, zdecydowanym Harrym, kt贸ry najwyra藕niej dok艂adnie wiedzia艂, czego chce.

Ciep艂a, naga sk贸ra mocno przylgn臋艂a do jego cia艂a. Mi臋kkie wargi po偶膮dliwie zakry艂y jego w艂asne, wyrywaj膮c mu z gard艂a zaskoczone st臋kni臋cie. Narzucona sobie obietnica ostro偶nego post臋powania z Harrym straci艂a nagle racj臋 bytu.


Ukrad艂e艣 mi serce

Nie wiem, czy o tym wiedzia艂e艣.

Ale zrobi艂e艣 to, draniu.

Kocha艂am ci臋, jakby jutro mia艂o nigdy nie nadej艣膰

A偶 jutro nadesz艂o

(Nina Hagen/Thomas D., 鈥濪u hast mein Herz geklaut鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty czwarty



Dlaczego tak trudno jest powr贸ci膰 do punktu,

w kt贸rym przestali艣my by膰 sob膮?



Jeszcze zanim jego plecy dotkn臋艂y mi臋kkiego pokrycia sofy, rozdygotane w gor膮czkowym po艣piechu d艂onie pozbawi艂y go koszulki. Zadr偶a艂 gwa艂townie, gdy naga pier艣 Harry鈥檈go otar艂a si臋 o jego sk贸r臋, unosz膮c ka偶dy w艂osek z osobna. Nie m贸g艂 zapanowa膰 nad przyspieszonym oddechem.

Ca艂a sytuacja wyda艂a mu si臋 nierealna niczym sen szale艅ca. Ich pierwszy raz w wi臋偶膮cym ich domu przy Grimmauld Place zdominowa艂a ostro偶no艣膰 i nie艣mia艂a czu艂o艣膰. Teraz z tego nastroju nie pozosta艂o nic. Wymieniali szorstkie, niecierpliwe, po偶膮dliwe poca艂unki, a ka偶dy ich ruch przepe艂nia艂o dok艂adnie to samo.

Mimo tego Draco ca艂y czas mia艂 wra偶enie, 偶e ma przed sob膮 w艂a艣nie tego prawdziwego Harry鈥檈go. Cz艂owieka, kt贸rym by艂, zanim go zgwa艂cono. Dzikiego, porywczego, niepowstrzymanego Harry鈥檈go, tak samo jak on wyg艂odzonego trwaj膮c膮 d艂ugie tygodnie abstynencj膮, tak samo t臋skni膮cego za blisko艣ci膮 drugiego cia艂a. To wra偶enie wystarczy艂o, 偶eby Draco pokona艂 ostatnie zahamowania.

Pog艂臋bi艂 poca艂unek, wci膮gaj膮c Pottera na siebie i trzymaj膮c go kurczowo, jakby ton膮艂, poddaj膮c si臋 naporowi fal rozkoszy. Z ust Harry鈥檈go wyrwa艂o si臋 westchnienie, pot臋guj膮c 艂askotanie w 偶o艂膮dku Dracona do granic wytrzyma艂o艣ci.

Silne ramiona przyciska艂y go do sofy, zmuszaj膮c do bezruchu. Napr臋偶y艂 ca艂e cia艂o, gdy aksamitnie mi臋kki j臋zyk Harry鈥檈go w powolnym, przypominaj膮cym tortury tempie przesuwa艂 si臋 wzd艂u偶 jego piersi i brzucha, sprawiaj膮c, 偶e ka偶dy skrawek sk贸ry stan膮艂 mu w p艂omieniach.

Harry u艣miechn膮艂 si臋, anielsko i demonicznie zarazem, operuj膮c przy pasku Dracona i uwalniaj膮c go b艂yskawicznie od spodni i bielizny. Draco, prze艂ykaj膮c nerwowo 艣lin臋, stara艂 si臋 mu pomaga膰, jak tylko m贸g艂. R臋cznik wok贸艂 bioder Pottera ju偶 dawno zd膮偶y艂 si臋 rozlu藕ni膰, udowadniaj膮c widokiem tego, co by艂o pod spodem, wyra藕n膮 gotowo艣膰 Harry鈥檈go do wzi臋cia spraw we w艂asne r臋ce.

Ani 艣ladu napi臋cia lub strachu w tych niesamowicie zielonych oczach, jedynie odrobina wahania, ust臋puj膮cego po kr贸tkiej chwili przed burzliwym po偶膮daniem. Ciep艂y oddech musn膮艂 wra偶liw膮 sk贸r臋 na l臋d藕wiach wij膮cego si臋 pod Harrym Dracona, zmuszaj膮c go do j臋ku. Zaskoczonym, urwanym st臋kni臋ciem zareagowa艂 na dotyk j臋zyka na czubku 偶o艂臋dzi, okr膮偶aj膮cego j膮 chwil臋 p贸藕niej z najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮.

Doznanie przypomina艂o pora偶enie pr膮dem. Przez chwil臋 zdawa艂o mu si臋, 偶e traci kontakt z rzeczywisto艣ci膮, poddaj膮c si臋 fali pal膮cego go od wewn膮trz 偶aru. My艣li nabra艂y konsystencji gumy, zatrzymuj膮c si臋 w jego g艂owie na tym jednym fakcie, 偶e Harry nie robi艂 tego jeszcze nigdy w ca艂ym swoim 偶yciu. Niespodziewanie podnieci艂o go to jeszcze bardziej, utrudniaj膮c utrzymanie bioder w bezruchu, podczas gdy wszystko w nim pragn臋艂o wychodzi膰 naprzeciw pieszczocie tych niewiarygodnych ust, w kt贸rej nie pozosta艂o ju偶 nic z pocz膮tkowej niepewno艣ci.

Mi臋kkie wargi otoczy艂y jego penisa, wch艂aniaj膮c go w osza艂amiaj膮co ciep艂y, wilgotny i ciasny kana艂. Draco odrzuci艂 g艂ow臋 do ty艂u, wyginaj膮c plecy w 艂uk i oddychaj膮c urywanie, zaciskaj膮c palce na pluszowym obiciu sofy. Na niebiosa, tempo, w jakim Harry nabiera艂 wprawy, by艂o wr臋cz przera偶aj膮ce. W ci膮gu kilku sekund ca艂e cia艂o Dracona napi臋艂o si臋 jak struna, gwiazdy zacz臋艂y ta艅czy膰 mu przed oczami, ale zanim st艂oczone ci艣nienie mog艂o roz艂adowa膰 si臋 w wybuchu, Potter niespodziewanie si臋 od niego oderwa艂.

Draco wyda艂 przyt艂umiony odg艂os i otworzy艂 oczy. Zd膮偶y艂 jeszcze zobaczy膰, jak j臋zyk Harry鈥檈go w sugestywny spos贸b oblizuje wygi臋te w u艣miechu wargi. Jego sk贸ra by艂a usiana b艂yszcz膮cymi kropelkami potu.

Po偶膮danie szala艂o nim jak burza. Nie wiedzia艂, jak d艂ugo zdo艂a si臋 jeszcze powstrzyma膰. Pieszczoty Harry鈥檈go by艂y zbyt intensywnym doznaniem.

Dotyk mi臋kkich ust zast膮pi艂y palce, pokryte czym艣 ch艂odnym i 艣liskim. Przez sekund臋 Draco zastanawia艂 si臋, sk膮d Harry tak nagle wzi膮艂 nawil偶acz, p贸ki nie zrobi艂o mu si臋 to ca艂kowicie oboj臋tne. Czu艂 si臋 zdany na 艂ask臋 i nie艂ask臋 Pottera, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e ju偶 dawno straci艂 jak膮kolwiek kontrol臋 nad rozwojem wydarze艅.

Dopiero, gdy Harry ukl膮k艂 nad nim tak, 偶e Draco poczu艂 na w艂asnej erekcji nacisk jego ciasnego wej艣cia, mg艂a spowijaj膮ca mu m贸zg rozwia艂a si臋 w jednej chwili, brutalnie sprowadzaj膮c go z powrotem do rzeczywisto艣ci.

Co ty wyprawiasz? 鈥 wyszepta艂 z l臋kiem, obejmuj膮c biodra Harry鈥檈go i pr贸buj膮c go odci膮gn膮膰. 鈥 B臋dzie bola艂o, je艣li ci臋 nie przygotuj臋.

Cichy trzask ognia w kominku zabrzmia艂 nienaturalnie g艂o艣no w zapad艂ej ciszy. Draco patrzy艂 na szczup艂膮 twarz, tak wra偶liw膮 bez okular贸w. Pier艣 Harry鈥檈go unosi艂a si臋 i opada艂a w szybkim rytmie. Ka偶dy mi臋sie艅 jego cia艂a wydawa艂 si臋 by膰 napr臋偶ony.

A potem, z min膮 wyra偶aj膮c膮 po r贸wni zastanowienie i zdecydowanie, Harry schwyci艂 nadgarstki Dracona, dociskaj膮c go ponownie do sofy. Tym razem jego ruchy by艂y mocniejsze i bardziej bezwzgl臋dne ni偶 przedtem. Do 偶aru w jego spojrzeniu do艂膮czy艂 b艂ysk zimnego wyrachowania.

Niech boli 鈥 odpar艂 powoli. A potem bez ostrze偶enia opu艣ci艂 biodra spory kawa艂ek w d贸艂.

Zwariowa艂e艣? 鈥 To by艂o ostatnie s艂owo, kt贸re Draco by艂 w stanie wym贸wi膰 wyra藕nie. Dysz膮c, gwa艂townie wci膮gn膮艂 powietrze, gdy wn臋trze cia艂a Harry鈥檈go przywita艂o go pal膮cym gor膮cem, zaciskaj膮c si臋 wok贸艂 niego pier艣cieniem ciasnych, silnych mi臋艣ni.

Nie wiedzia艂, co ma czu膰 i my艣le膰. Ca艂ym sob膮 pragn膮艂 g艂臋bszego wci艣ni臋cia si臋 w t臋 ciasn膮 szczelin臋, oderwania si臋 od czasu i przestrzeni. Przeszkodzi艂a mu w tym nag艂a fala dziwnej paniki, parali偶uj膮ca ka偶dy nerw w jego ciele. Uchwyt Harry鈥檈go nadal by艂 twardy jak stal, a Draco zbyt zszokowany, by przej艣膰 do obrony, zdolny jedynie do obserwowania go szeroko otwartymi oczami.

Usta Pottera by艂y lekko uchylone, policzki zaczerwienione, a jego twarz odbija艂a zupe艂nie sprzeczne emocje: 偶膮dz臋 zmieszan膮 z b贸lem. Draco poczu艂, jak ostry skurcz chwyta jego wn臋trze.

Harry pochyli艂 si臋 ostro偶nie do przodu i poca艂owa艂 blade rami臋 Dracona.

Jak mam si臋 pozby膰 tych okropnych atak贸w strachu, je偶eli nie przyzwyczaj臋 si臋 do b贸lu, kt贸ry mi zadajesz? 鈥 zapyta艂 szeptem. Draco wyra藕nie us艂ysza艂 rozpacz kryj膮c膮 si臋 w tych s艂owach.

Harry ponownie opu艣ci艂 si臋 ni偶ej, z sykiem wci膮gaj膮c powietrze. Draco widzia艂 jego zaci艣ni臋te z臋by i grymas wykrzywiaj膮cy mu twarz, po kilku sekundach ust臋puj膮cy miejsca odpr臋偶eniu.

Nie chcia艂 si臋 porusza膰, ale niepos艂uszne cia艂o pod膮偶a艂o za instynktem. Ogarn臋艂o go niepowstrzymane dr偶enie.

Przysi臋ga艂 sobie, 偶e nigdy ju偶 nie zrobi tego Harry鈥檈mu. Dlaczego wi臋c ten zmusi艂 go do z艂amania obietnicy? Dawne poczucie winy od偶y艂o, rozlewaj膮c si臋 w jego wn臋trzu jak 偶r膮cy kwas. Nie umia艂 nad nim zapanowa膰, rozerwany mi臋dzy po偶膮daniem i groz膮, otoczony przez ciasne gor膮co, pozbawiaj膮ce go niemal zmys艂贸w.

Harry u艣miecha艂 si臋 z przymusem, przyjmuj膮c w siebie ostatnie centymetry penisa Dracona. Drganie powiek zdradza艂o, 偶e pr贸buje oswoi膰 piek膮cy b贸l, zapanowa膰 nad nim, zamiast pozwoli膰 mu przej膮膰 kontrol臋 nad sob膮. Dopiero, gdy dope艂ni艂 ich po艂膮czenia, rozlu藕ni艂 uchwyt na jego nadgarstkach.

Draco widzia艂 艣lady odci艣ni臋te na wewn臋trznej stronie przedramion, ale ich nie czu艂, skoncentrowany na walce tocz膮cej si臋 w jego g艂owie. Tak bardzo pragn膮艂 tej blisko艣ci z Harrym. T臋skni艂 za ni膮 ka偶dej cholernej, samotnej nocy. Ale to, co w艂a艣nie si臋 dzia艂o, by艂o potwornym b艂臋dem. Nienawidzi艂 siebie samego, 偶e nie mia艂 do艣膰 si艂y, aby to zako艅czy膰.

Min臋艂o sporo czasu, zanim Harry zebra艂 si臋 w sobie na tyle, by zacz膮膰 si臋 porusza膰. Draco nie zrobi艂 ani jednego gestu, mog膮cego mu cokolwiek u艂atwi膰. Zagryza艂 tylko wargi, pr贸buj膮c odepchn膮膰 uczucie parali偶u, kt贸re obezw艂adni艂o jego wol臋 i cia艂o.

Pierwsze, ostro偶ne pchni臋cie by艂o jak strumie艅 p艂ynnego ognia rozlewaj膮cy si臋 w podbrzuszu. Wyda艂 z siebie ochryp艂y krzyk, kt贸ry nareszcie zdo艂a艂 rozerwa膰 niewidzialne wi臋zy kr臋puj膮ce mu umys艂. Jego d艂onie unios艂y si臋 same, obejmuj膮c biodra Pottera i przyciskaj膮c go bli偶ej do w艂asnych, a偶 wra偶enie wype艂nienia sta艂o si臋 doskona艂e. Tym razem Harry nie broni艂 si臋 przed jego dotykiem. J臋cz膮c, z zamkni臋tymi oczami, odrzuci艂 g艂ow臋 do ty艂u.

Ten widok, odbicie czystej ekstazy, oszo艂omi艂o Dracona jak narkotyk. Do cholery, mia艂 ju偶 do艣膰 rozpominania dawnych, strasznych wydarze艅. Chcia艂 偶y膰. Chcia艂 cieszy膰 si臋 tym aktem. Po prostu kocha膰 si臋 z m臋偶czyzn膮, kt贸rego pragn膮艂 najbardziej na 艣wiecie.

Uni贸s艂 biodra, wychodz膮c naprzeciw rytmicznym ruchom Harry鈥檈go i pr贸buj膮c trafi膰 w pot臋guj膮cy rozkosz punkt w jego wn臋trzu. Dr偶膮cymi palcami mocno schwyci艂 cz艂onka Harry鈥檈go, usi艂uj膮c dopasowa膰 tempo pieszczot do szybko艣ci pchni臋膰. Efektem jego stara艅 by艂o st艂umione st臋kni臋cie i pozbawione sensu, wyrywaj膮ce si臋 z ust strz臋pki s艂贸w.

Pok贸j wok贸艂 nich zdawa艂 si臋 bledn膮膰, traci膰 zarysy. Nabrzmia艂e od nami臋tno艣ci wargi przywar艂y silnie do jego w艂asnych, odbieraj膮c mu oddech. J臋zyki walczy艂y ze sob膮 o dominacj臋, nie chc膮c ust膮pi膰 przed sob膮 wzajemnie. Draco oderwa艂 si臋 od Harry鈥檈go dopiero wtedy, gdy poczu艂, 偶e niepowstrzymanie zbli偶a si臋 do granicy orgazmu.

Wydawa艂o mu si臋, 偶e jest jednocze艣nie w niebie i piekle, gdy rozkosz zala艂a go jak fala powodzi. Naros艂e napi臋cie roz艂adowa艂o si臋 gwa艂townie, gdy wytrysn膮艂 we wn臋trzu Harry鈥檈go, nie pozostawiaj膮c miejsca na strach i zw膮tpienie. Harry doszed艂 chwil臋 p贸藕niej. Gor膮ca wilgo膰 pokry艂a r臋k臋 i brzuch Dracona.

Po wszystkim poczu艂 si臋 pusty i wypompowany. Ogarn臋艂o go dziwne ot臋pienie, w臋druj膮ce z reszty cia艂a do g艂owy. Odg艂os w艂asnego oddechu dobiega艂 do niego jak przez grub膮 warstw臋 waty.

D艂o艅 Harry鈥檈go przesun臋艂a si臋 w kr贸tkim, czu艂ym ge艣cie po jego mokrej od potu piersi. A potem Potter ze艣lizgn膮艂 si臋 z niego i z westchnieniem opad艂 obok na sof臋.

Zadr偶a艂, gdy ch艂odne powietrze musn臋艂o ods艂oni臋t膮 sk贸r臋 na biodrach i udach. Z wysi艂kiem ws艂uchiwa艂 si臋 w dziki 艂omot swego serca, czekaj膮c na wyr贸wnanie oddechu i pulsu. Czeka艂 nadaremno. Co艣 tu by艂o naprawd臋 bardzo nie w porz膮dku, Draco nie potrafi艂 jednak powiedzie膰, co.

Pow臋drowa艂 spojrzeniem po w艂asnym ciele. Bia艂e 艣lady ich nasienia znaczy艂a niepokoj膮co ciemna, groteskowa wr臋cz czerwie艅. Uczucie, kt贸rego dozna艂 na ten widok, przypomina艂o cios pi臋艣ci膮 w 偶o艂膮dek.

Krwawisz 鈥 wyrzuci艂 z siebie.

Harry przygl膮da艂 mu si臋 badawczo. Na jego twarzy pojawi艂o si臋 co艣 na kszta艂t obawy o Dracona.

Wszystko w porz膮dku 鈥 odpowiedzia艂 艂agodnie. 鈥 Nic mi nie jest.

S艂owa ledwo do niego dociera艂y, przypominaj膮c odleg艂y, pozbawiony znaczenia szum. Poczu艂 nag艂e md艂o艣ci, 艣ciskaj膮ce mu gard艂o. 呕o艂膮dek zacz膮艂 si臋 buntowa膰. Gdy wreszcie zareagowa艂 na sygna艂y dawane mu przez cia艂o, by艂o ju偶 prawie za p贸藕no.

W kilku chwiejnych krokach dopad艂 艂azienki i zwymiotowa艂 gwa艂townie, pochylaj膮c si臋 nad toalet膮. Wstrz膮saj膮ce nim obrzydzenie nap臋dzi艂o 艂zy do oczu. Wz贸r na kafelkach rozp艂yn膮艂 si臋 w nieokre艣lon膮 mas臋 z艂o偶on膮 z linii i k贸艂. W rozpaczy zacisn膮艂 powieki, pr贸buj膮c zwalczy膰 odruch wymiotny, kt贸ry po prostu nie chcia艂 ust膮pi膰.

Zupe艂nie nieoczekiwanie jego rozdygotane barki obj臋艂y dwie d艂onie, przytrzymuj膮c go mocno i uspokajaj膮co g艂aszcz膮c po plecach. Czu艂 straszliwe za偶enowanie, 偶e Harry ogl膮da go w takim stanie, jednak Potterowi zdawa艂o si臋 to wcale nie przeszkadza膰, poniewa偶 nadal przy nim sta艂, nie ruszaj膮c si臋 z miejsca.

W ko艅cu, po czasie, kt贸ry wydawa艂 mu si臋 godzinami, obrzydliwe md艂o艣ci i skurcze min臋艂y. Ciep艂e r臋ce oderwa艂y si臋 od jego sk贸ry. Us艂ysza艂 odg艂os bosych st贸p oddalaj膮cych si臋 po posadzce, a nast臋pnie d藕wi臋k nalewanej wody. Chwil臋 p贸藕niej Harry bez s艂owa wcisn膮艂 mu w d艂o艅 szklank臋.

Przyj膮艂 j膮 z wdzi臋czno艣ci膮, wyp艂uka艂 usta i nacisn膮艂 sp艂uczk臋 toalety. Gdy jej szum ucich艂, wyprostowa艂 si臋 powoli. Kolana pod nim dr偶a艂y, mimo tego zdo艂a艂 utrzyma膰 si臋 na nogach. W gardle pali艂o go nieprzyjemnie. Zrobi艂 kilka g艂臋bokich oddech贸w, usi艂uj膮c pozby膰 si臋 z nosa woni wymiocin.

Harry obserwowa艂 go, stoj膮c w drzwiach. Obaj byli nadzy, spoceni i pokryci sperm膮, ale 偶aden z nich nie przyjmowa艂 tego do 艣wiadomo艣ci. W szeroko otwartych oczach Harry鈥檈go widnia艂o co艣 nieokre艣lonego.

Jeszcze si臋 z tym nie uporali艣my 鈥 wyszepta艂 cicho.

Przez chwil臋 Draco nie wiedzia艂, co znacz膮 te s艂owa. Pytaj膮co uni贸s艂 brew.

Z czym? 鈥 wydusi艂 z trudem, potrz膮saj膮c g艂ow膮, by pozby膰 si臋 jej nag艂ego zawrotu.

Z tamt膮 noc膮 w kapliczce.

Prze艂kn膮艂 艣lin臋, pr贸buj膮c nie zwa偶a膰 na drapanie w gardle. Zacisn膮艂 d艂onie na brzegu umywalki, patrz膮c, jak bielej膮 mu k艂ykcie.

Nie wiedzia艂em, 偶e to nadal tkwi a偶 tak g艂臋boko 鈥 rzek艂 pozbawionym emocji, lekko zrezygnowanym g艂osem.

Harry prychn膮艂 cicho.

My艣l臋, 偶e chyba za wiele od siebie wymagamy 鈥 powiedzia艂 rzeczowo, badaj膮c wzrokiem twarz Dracona. 鈥 Lepiej ci ju偶? Potrzebujesz czego艣?

Najch臋tniej roze艣mia艂by si臋 w obliczu absurdalno艣ci tej sytuacji. Zdo艂a艂 si臋 jednak powstrzyma膰.

Tak, potrzebuj臋 鈥 odpar艂, zamykaj膮c oczy i uciekaj膮c przed spojrzeniem Harry鈥檈go. 鈥 Obiecaj mi, 偶e nie p贸jdziesz, zanim nie zasn臋 鈥 poprosi艂 cicho.

Na kilka sekund zapad艂a cisza. Policzki Harry鈥檈go pokry艂y si臋 rumie艅cem, a po chwili k膮ciki jego ust zadrga艂y w lekkim u艣miechu.

Obiecuj臋 鈥 wyrzek艂 z uroczyst膮 powag膮, odwracaj膮c si臋 i niespiesznie odchodz膮c w g艂膮b pokoju.

Ciep艂e cia艂o Harry鈥檈go, przytulone do jego plec贸w, 艂agodny powiew jego oddechu na karku, wszystko to by艂o obce i znajome zarazem. Walczy艂 z opadaj膮cymi powiekami, wpatruj膮c si臋 w gasn膮cy z wolna ogie艅, pragn膮c przed艂u偶y膰 drogocenne minuty, nacieszy膰 si臋 nimi a偶 do ko艅ca, ch艂on膮c ka偶d膮 pojedyncz膮 sekund臋. Poniewa偶 doskonale wiedzia艂, 偶e gdy przebudzi si臋 nast臋pnego ranka, miejsce za jego plecami b臋dzie puste.



***



Te偶 mia艂e艣 kiedy艣 wra偶enie, 偶e wszystko, za co si臋 w 偶yciu 艂apiesz, kompletnie ci nie wychodzi?

Magiczne, zimowe s艂o艅ce przygrzewa艂o zza wysokich okien w sto艂贸wce Ministerstwa Magii, kontrastuj膮c swym blaskiem z apokaliptycznym nastrojem Harry鈥檈go. Za ka偶dym razem, gdy przypomina艂 sobie wczorajszy wiecz贸r, jego 偶o艂膮dek ogarnia艂o uczucie md艂o艣ci.

Terry przechyli艂 g艂ow臋 na bok.

No jasne 鈥 przyzna艂 po chwili zw艂oki niespodziewanie powa偶nym tonem. 鈥 Ka偶demu mo偶e przytrafi膰 si臋 taka faza. Co ci nie wysz艂o?

Harry westchn膮艂 cicho, przej臋ty nag艂膮 niepewno艣ci膮, czy aby naprawd臋 rozs膮dnie by艂o w og贸le porusza膰 ten temat. Z drugiej strony Boot by艂 jedyn膮 osob膮, z kt贸r膮 m贸g艂 cho膰 troch臋 o tym porozmawia膰.

Nooo鈥 鈥 zacz膮艂, zaj膮kn膮艂 si臋 i urwa艂, nerwowym ruchem odgarniaj膮c z czo艂a nieistniej膮cy kosmyk. Nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e mo偶e okaza膰 si臋 to a偶 tak trudne.

Na twarzy przyjaciela pojawi艂 si臋 lekki u艣miech.

Niech zgadn臋: chodzi o Dracona? 鈥 wyrazi艂 przypuszczenie, opieraj膮c podbr贸dek na d艂oni. Jego br膮zowe oczy l艣ni艂y szelmowskim blaskiem. 鈥 P贸藕no wr贸ci艂e艣 wczoraj w nocy.

Po raz kolejny zaskoczy艂o go, jak Terry dwoma kr贸tkimi zdaniami potrafi艂 ca艂kowicie zbi膰 go z tropu. Gor膮cy rumieniec zala艂 mu policzki i szyj臋.

No dobra, o niego 鈥 wydusi艂, konstatuj膮c, 偶e ok艂amywanie Terry鈥檈go pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Szcz臋艣liwym trafem siedzieli nieco na uboczu, w niewielkiej niszy w samym rogu sali. Jak zwykle o tej porze sto艂贸wk臋 wype艂nia艂 gwar, Harry porzuci艂 wi臋c obawy, 偶e kto艣 m贸g艂by si臋 przys艂uchiwa膰 ich rozmowie. 鈥 Je艣li akurat kr膮偶膮 ci po g艂owie kosmate my艣li, to nie bez powodu 鈥 wr贸ci艂 do tematu, przygryzaj膮c w zdenerwowaniu warg臋 i pr贸buj膮c nie zwa偶a膰 na grymasy Terry鈥檈go. 鈥 Wczoraj wieczorem chcia艂em przetestowa膰鈥 rodzaj autoterapii. Ale chyba uda艂o mi si臋 tylko rozdrapa膰 stare rany Dracona i cholernie 藕le si臋 z tym teraz czuj臋. 鈥 Wym贸wienie tego na g艂os wcale nie przynios艂o ulgi ani nie poprawi艂o sytuacji, wr臋cz przeciwnie.

Terry uni贸s艂 obie brwi jednocze艣nie, si臋gaj膮c szybkim ruchem po fili偶ank臋 z kaw膮.

Wol臋 sobie nie wyobra偶a膰, co rozumiesz pod poj臋ciem autoterapii 鈥 mrukn膮艂, potrz膮saj膮c g艂ow膮. Upi艂 艂yk wystyg艂ego ju偶 napoju i skrzywi艂 si臋 z obrzydzeniem. Na jego czole pojawi艂y si臋 zmarszczki, oznaki intensywnego my艣lenia. 鈥 Mo偶e po prostu by艂o na to jeszcze za wcze艣nie? Mo偶e powinni艣cie troch臋 zaczeka膰 z seksem?

Jeszcze d艂u偶ej? 鈥 odpowiedzia艂 Harry odruchowo, zanim zd膮偶y艂 pomy艣le膰, wzdrygaj膮c si臋 po chwili na d藕wi臋k w艂asnych s艂贸w. Terry u艣miechn膮艂 si臋 w milczeniu, ukrywaj膮c usta za fili偶ank膮.

Harry powr贸ci艂 do dziobania 艂y偶eczk膮 w resztkach deseru.

Nie wydaje mi si臋, 偶e problem tkwi tu akurat w czasie 鈥 wymamrota艂 wreszcie pod nosem.

Co masz na my艣li?

G艂o艣no wypu艣ci艂 powietrze i zacz膮艂 m贸wi膰, powoli prze艂amuj膮c op贸r.

Chodzi mi o to, 偶e i w przysz艂o艣ci nic nie ulegnie zmianie na lepsze. Mi臋dzy nami zasz艂o co艣 zbyt strasznego. By膰 mo偶e wydaje si臋 nam tylko, 偶e damy rad臋 temu podo艂a膰. Ale tak naprawd臋 niszczymy tylko siebie nawzajem. Ostatnia noc doskonale to udowodni艂a.

Nie s膮dzisz, 偶e jeste艣 zbyt pesymistyczny? 鈥 Boot zamiesza艂 艂y偶eczk膮 w fili偶ance, najwyra藕niej nie zauwa偶aj膮c, 偶e by艂a ju偶 pusta.

Harry uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 Terry鈥檈mu w oczy.

Nie. Jestem po prostu realist膮 鈥 zaoponowa艂 stanowczo. Odetchn膮艂 g艂臋boko, usi艂uj膮c zignorowa膰 k艂uj膮cy b贸l w klatce piersiowej. 鈥 To, co Draco i ja zrobili艣my wczoraj, nie b臋dzie mia艂o kontynuacji. Kiedy艣 musimy przecie偶 powr贸ci膰 do normalnego 偶ycia. Wczorajszej nocy zrozumia艂em, 偶e nie damy temu rady, je艣li b臋dziemy razem.

Badawczy wzrok Terry鈥檈go nadal spoczywa艂 na jego twarzy.

Nie powiedzia艂e艣 mu jeszcze, 偶e to koniec, prawda? 鈥 呕o艂膮dek skurczy艂 si臋 w nim na sam膮 t臋 my艣l. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 powoli, jak w transie. Boot zacisn膮艂 w zamy艣leniu usta. 鈥 Ale chyba co艣 do niego czujesz? 鈥 zapyta艂w ko艅cu, nie patrz膮c na Harry鈥檈go. 鈥 A mo偶e nie?

Pytanie dotkn臋艂o go w niemi艂y spos贸b. Przypomnia艂 sobie w艂asne s艂owa, wypowiedziane w ogrodzie przed kwater膮 g艂贸wn膮: T臋skni艂em za tob膮. Proste s艂owa, za kt贸rymi skrywa艂o si臋 g艂臋bsze znaczenie.

Widocznie jednak co艣 czuj臋 鈥 wymamrota艂 niewyra藕nie. 鈥 Inaczej bym si臋 z nim kolejny raz nie przespa艂.

Co艣 uleg艂o zmianie w ci膮gu ostatnich tygodni. Rozpoznawa艂 to teraz z ca艂膮 wyrazisto艣ci膮. Bezpo艣rednio po powrocie do realnego 艣wiata czu艂 si臋 kompletnie zszokowany faktem, 偶e pozwoli艂 si臋 uwie艣膰 m臋偶czy藕nie. W dodatku m臋偶czy藕nie, b臋d膮cym przez ca艂e lata jego wrogiem, a na koniec jeszcze i gwa艂cicielem. Teraz nie zosta艂o ju偶 nic z tej pocz膮tkowej paniki. Ust膮pi艂a miejsca wyluzowanemu opanowaniu: w tym, 偶e uprawia艂 seks z m臋偶czyzn膮, nie by艂o absolutnie nic z艂ego. Wr臋cz przeciwnie, by艂o to jak najbardziej w porz膮dku. W艂asna reakcja, tak nowa i uspokajaj膮ca, sprawi艂a, 偶e prawie si臋 u艣miechn膮艂. Ale tylko prawie.

Terry, jestem gejem 鈥 powiedzia艂, staraj膮c si臋 nada膰 swej twarzy wyraz odpowiedni do tego wyznania, co zako艅czy艂o si臋 zaledwie po艂owicznym sukcesem. Wprawdzie mia艂 przed sob膮 tylko samego Boota, ale wypowiedziane s艂owa nios艂y ze sob膮 poczucie dziwnej wolno艣ci. Tak, jakby nagle m贸g艂 odetchn膮膰 swobodnie. Co艣, co uciska艂o mu pier艣, nagle gdzie艣 przepad艂o.

Zauwa偶y艂, 偶e Terry z ca艂ych si艂a stara si臋 st艂umi膰 u艣miech.

Gratuluj臋 鈥 zachichota艂 z rozbawieniem. 鈥 Zawsze to jaki艣 pocz膮tek.



***



Wzdychaj膮c, Ginny za艂o偶y艂a rudy pukiel w艂os贸w za ucho, po raz kolejny zadaj膮c sobie pytanie, co j膮 tutaj w艂a艣ciwie przynios艂o.

Sta艂a na otwartym, pe艂nym przeci膮g贸w korytarzu Wydzia艂u Magicznego Transportu, ogrodzonym z jednej strony balustrad膮, sponad kt贸rej mo偶na by艂o spogl膮da膰 w d贸艂, na przeszklony dach ministerialnej sto艂贸wki. Obserwowa艂a obu koleg贸w z zespo艂u, siedz膮cych troch臋 na uboczu, ukrytych przed wzrokiem innych za wielk膮 palm膮 w doniczce. Ale nie przed jej spojrzeniami.

Kusz膮ce zapachy, maj膮ce swe 藕r贸d艂o w kuchni, dociera艂y a偶 tutaj, nie wzbudzaj膮c jednak apetytu. Harry zapyta艂 j膮 dzi艣 nawet, czy nie ma ochoty wybra膰 si臋 razem z nimi na obiad, wola艂a jednak grzecznie odrzuci膰 t臋 propozycj臋. Za bardzo obawia艂a si臋 milczenia, kt贸re od pewnego czasu zbyt cz臋sto zawisa艂o pomi臋dzy nimi. W zamy艣leniu rozciera艂a lodowato zimne palce, nie mog膮c ich w 偶aden spos贸b rozgrza膰.

Dlaczego tak trudno by艂o jej oderwa膰 wzrok od tej czarnej czupryny? Harry nadal przyci膮ga艂 j膮 w ten niemal magiczny spos贸b, nawet teraz, gdy musia艂a pogrzeba膰 wszelkie nadzieje na wsp贸ln膮 przysz艂o艣膰.

Obieca艂a mu, 偶e spr贸buje pogodzi膰 si臋 z faktami, doskonale przy tym wiedz膮c, 偶e nie b臋dzie to 艂atwe. W pracy, w ich wsp贸lnym s艂u偶bowym pokoju, z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 utrzyma膰 fasad臋 tej Ginny, kt贸r膮 zna艂. Ale wystarczy艂o, 偶e nie by艂o go w pobli偶u, by maska opad艂a. Zazwyczaj powraca艂o wtedy wspomnienie spojrze艅, kt贸re Harry i Draco wymieniali na ostatnim zebraniu Zakonu przy Callander Square i Ginny zn贸w robi艂o si臋 strasznie niedobrze.

Powinna艣 przesta膰 o nim my艣le膰 鈥 us艂ysza艂a nagle cichy g艂os.

Unios艂a g艂ow臋, przestraszona. Najwyra藕niej my艣li poch艂on臋艂y j膮 do tego stopnia, 偶e nie zauwa偶y艂a, 偶e kto艣 przystan膮艂 obok niej.

M艂ody, czarnow艂osy m臋偶czyzna, oparty w swobodnej pozie o balustrad臋, r贸wnie偶 kierowa艂 wzrok w d贸艂, na Harry鈥檈go. Po chwili zwr贸ci艂 go na ni膮, patrz膮c jej prosto w twarz. Mia艂 najbardziej niezwyk艂e niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek zdarzy艂o jej si臋 widzie膰 u m臋偶czyzny.

By膰 mo偶e to w艂a艣nie te oczy powstrzyma艂y j膮 przed gniewn膮 odpowiedzi膮, balansuj膮c膮 ju偶 na ko艅cu jej j臋zyka.

Jeste艣 pewien, 偶e wiesz, o czym m贸wisz? 鈥 zapyta艂a zamiast tego z najwi臋ksz膮 swobod膮, na jak膮 mog艂a si臋 zdoby膰, ignoruj膮c dzikie bicie serca. 鈥 Czy my si臋 w og贸le znamy?

Powa偶ny wyraz jego ust zamieni艂 si臋 w kr贸tki, niepewny grymas, jakby nie wiedzia艂, co to u艣miech.

O znajomo艣ci raczej m贸wi膰 nie mo偶na, niestety 鈥 zauwa偶y艂 m臋偶czyzna szarmancko. 鈥 Spotkali艣my si臋 na balu sylwestrowym w Akademii Auror贸w. Jestem przyjacielem Dracona Malfoya.

Wspomnienie powr贸ci艂o w jednej chwili. Zn贸w widzia艂a wykrzywion膮 nienawi艣ci膮 twarz Dracona. Jej u艣miech wypad艂 odpowiednio ch艂odno.

Niezbyt ch臋tnie s艂ysz臋 to nazwisko.

To raczej zrozumia艂e 鈥 odpar艂 powoli. Jak udawa艂o mu si臋 promieniowa膰 tym niezwyk艂ym spokojem? Przekracza艂o to jej poj臋cie. 鈥 Spr贸bujmy wi臋c szcz臋艣cia z innym nazwiskiem: Blaise Zabini. 鈥 Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 w jej kierunku. 鈥 Nale偶y ono do mnie.

Ginny Weasley 鈥 odpowiedzia艂a z niejakim roztargnieniem, oddaj膮c u艣cisk d艂oni. By艂 przyjemnie ciep艂y i silny.

Mi艂o mi ci臋 pozna膰, Ginny Weasley 鈥 rzek艂 Blaise Zabini z przesadn膮 grzeczno艣ci膮 i b艂yskiem ironii w oku. 鈥 Wracaj膮c do pierwotnego pytania: doskonale wiem, o czym m贸wi臋, radz膮c ci, 偶eby艣 przesta艂a o nim my艣le膰. 鈥 Przez jego twarz przemkn膮艂 cie艅 smutku. 鈥 Uwa偶am, 偶e 偶ycie jest zbyt kr贸tkie, 偶eby op艂akiwa膰 tych, kt贸rzy pozwalaj膮 sobie na odrzucenie naszych uczu膰.

Poczu艂a g臋si膮 sk贸rk臋, wywo艂an膮 jego s艂owami.

Mo偶liwe, 偶e to prawda 鈥 mrukn臋艂a cicho, ponownie spogl膮daj膮c na szklany dach, pod kt贸rym Harry i Terry w艂a艣nie wstawali od sto艂u. 鈥 Niestety, m贸c przesta膰 my艣le膰 nie jest takie proste, jak mi si臋 wydawa艂o.

Z pewno艣ci膮 nie. 鈥 Blaise nareszcie u艣miechn膮艂 si臋 naprawd臋, szerokim, pe艂nym rozbawienia u艣miechem, ogrzewaj膮cym nawet jego ch艂odne oczy. 鈥 Mo偶e wybra艂aby艣 si臋 kiedy艣 ze mn膮 na kaw臋? 鈥 zapyta艂 niewymuszonym tonem, wyczekuj膮co unosz膮c brew.

Jego u艣miech by艂 niesamowicie zara藕liwy. Kogo obchodzi艂o, 偶e by艂 przyjacielem Malfoya?

Mo偶e鈥 kiedy艣 鈥 odpowiedzia艂a, odwzajemniaj膮c u艣miech.

By艂oby mi mi艂o 鈥 odrzek艂 Blaise, po czym pu艣ci艂 do niej oko i oddali艂 si臋 niespiesznie, znikaj膮c za jednymi z drzwi prowadz膮cymi do biur.

Odetchn臋艂a g艂臋boko i spojrza艂a w d贸艂 na pustoszej膮c膮 sto艂贸wk臋, 艣ledz膮c wzrokiem wysok膮 posta膰 Harry鈥檈go, dop贸ki nie znikn臋艂a ona w windzie.

Dopiero kilka minut p贸藕niej u艣wiadomi艂a sobie, 偶e ponure my艣li straci艂y sporo ze swej intensywno艣ci. I nawet jej zimne r臋ce nagle zrobi艂y si臋 znowu ciep艂e.


Jestem tu, by ci przypomnie膰,

jaki chaos zostawi艂e艣, odchodz膮c

To nie w porz膮dku zaprzecza膰,

偶e kaza艂e艣 mi nie艣膰 ten krzy偶

Powiniene艣, powiniene艣, powiniene艣 to wiedzie膰

(Alanis Morisette, 鈥瀁ou Oughta Know鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty pi膮ty



Strach, 偶e zrani臋 tych, kt贸rych kocham,

nie jest tak wielki jak ten,

偶e m贸g艂bym ci臋 straci膰 na zawsze.



Tygodnie mija艂y w zawrotnym tempie. Nie by艂 w stanie zatrzyma膰 czasu. Wraz z lutym wr贸ci艂a zima. Jak co wiecz贸r Harry siedzia艂 skulony na parapecie ich wsp贸lnego pokoju, obejmuj膮c ramionami kolana i wpatruj膮c si臋 w ciemny dziedziniec Akademii Auror贸w. 艢nieg pada艂 ju偶 od wielu godzin. Wiatr spycha艂 na okna grube, ci臋偶kie p艂atki. Oddech Harry鈥檈go znaczy艂 zimn膮 szybk臋 kr臋giem mgie艂ki.

Na pewno nie chcesz p贸j艣膰 z nami? 鈥 Terry wyszed艂 z 艂azienki, tr膮c r臋cznikiem mokre w艂osy. 鈥 Chyba nie zamierzasz siedzie膰 sam w domu w pi膮tek wieczorem? Vince i ja planujemy z kilkoma znajomymi ma艂膮 rundk臋 po knajpach. Na pewno b臋dzie weso艂o.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 zdawkowo i zdecydowanie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Dzi臋ki, ale nic nie wyci膮gnie mnie z domu w tak膮 pogod臋.

Czujny wzrok Terry鈥檈go przez chwil臋 bada艂 jego twarz.

Powiniene艣 zn贸w wyj艣膰 do ludzi 鈥 poradzi艂 cicho. 鈥 Sama praca i rozmy艣lania to na d艂u偶sz膮 met臋 nic dobrego.

Harry wykrzywi艂 usta.

Baw si臋 dobrze 鈥 powiedzia艂 spokojnie, pomijaj膮c sugesti臋 Terry鈥檈go. 鈥 I pozdr贸w ode mnie Vince鈥檃.

Niech臋tnie przyzna艂 si臋 przed samym sob膮 do ulgi, kt贸r膮 odczu艂, gdy za Terrym zamkn臋艂y si臋 wreszcie drzwi. W zasadzie nie chcia艂 by膰 opryskliwy, zw艂aszcza w stosunku do swego wsp贸艂lokatora. Ale wiecz贸r w pe艂nej dymu papierosowego knajpie, w towarzystwie zupe艂nie obcych mu os贸b, by艂 ostatni膮 rzecz膮, na kt贸r膮 mia艂 ochot臋. Z drugiej strony samotno艣膰 nie by艂a szczeg贸lnie kusz膮c膮 alternatyw膮, zwa偶ywszy fakt, 偶e jego my艣li ci膮gle kr膮偶y艂y wok贸艂 tego samego tematu.

Min臋艂o cztery i p贸艂 tygodnia od chwili, kiedy bez s艂owa po偶egnania opu艣ci艂 nad ranem mieszkanie Dracona. Cztery i p贸艂 tygodnia bez 偶adnego znaku 偶ycia z jego strony. Wraz z ka偶dym pozbawionym wydarze艅 dniem narasta艂y w nim niepok贸j i t臋sknota za blisko艣ci膮 Malfoya. Nie by艂 jednak w stanie zdoby膰 si臋 na cokolwiek, co poprawi艂oby jego nieszcz臋sne po艂o偶enie. Letarg, w kt贸ry popad艂, trzyma艂 go w zbyt mocnym u艣cisku. I zbyt mocno dr臋czy艂o go poczucie winy.

Dochodzi艂a dziewi膮ta, gdy zrozumia艂, co musi zrobi膰. Ko艣ci odpowiedzia艂y mu b贸lem, gdy ze艣lizgiwa艂 si臋 z parapetu. Odszuka艂 wzrokiem oprawione zdj臋cie, stoj膮ce na kom贸dce: fotografi臋 nie pierwszej ju偶 m艂odo艣ci, zrobion膮 jeszcze za szkolnych czas贸w. Widnieli na niej wszyscy Weasleyowie, w wi臋kszo艣ci ju偶 przysypiaj膮cy. Opr贸cz niej. Jej twarz by艂a zupe艂nie przytomna, uwa偶na, oczekuj膮ca. Harry wiedzia艂, 偶e ju偶 od dawna nale偶a艂a jej si臋 wyja艣niaj膮ca rozmowa. O wiele za d艂ugo schodzi艂 jej z drogi.

Waha艂 si臋 tylko przez moment. A potem zarzuci艂 na siebie ciep艂膮 peleryn臋 i aportowa艂 si臋 do za艣nie偶onego ogr贸dka obok Nory.

Drzwi wej艣ciowe by艂y otwarte, tak, jakby ju偶 na niego czeka艂a, z u艣miechem rozja艣niaj膮cym jej twarz. Harry widzia艂 sie膰 drobnych zmarszczek, znacz膮cych sk贸r臋 wok贸艂 oczu. Niekt贸re z nich by艂y dzie艂em 艣miechu. Wi臋kszo艣膰 jednak zrodzi艂a sta艂a troska o tych, kt贸rych kocha艂a.

Obj臋艂a go kr贸tko, ale serdecznie. Lekko pachnia艂a ja艣minem, zapachem, kt贸ry by艂 mu tak niesko艅czenie znajomy.

Najwy偶szy czas, 偶eby艣 si臋 tu wreszcie zn贸w pojawi艂 鈥 zauwa偶y艂a z udawan膮 surowo艣ci膮. Jej g艂os brzmia艂 zupe艂nie mi臋kko.

Wiem 鈥 powiedzia艂 cicho. 鈥 Wiem.

Wewn膮trz, w salonie, panowa艂o przytulne ciep艂o. Zamkn膮艂 za sob膮 drzwi i ruszy艂 艣ladem Molly w stron臋 kominka. Poda艂a mu fili偶ank臋 herbaty, po czym z powrotem opad艂a na stary, wielki fotel, stoj膮cy obok paleniska i spojrza艂a na niego, przyk艂adaj膮c palec wskazuj膮cy do ust.

Nie m贸w g艂o艣no 鈥 szepn臋艂a, wskazuj膮c z u艣miechem na sof臋 za jego plecami.

Le偶a艂 na niej skulony kszta艂t, przypominaj膮cy zwini臋tego w k艂臋bek je偶a, owini臋ty ulubionym kocem Molly, spod kt贸rego wyp艂ywa艂y rudoblond loki, rozpo艣cieraj膮c si臋 na wylinia艂ej, zielonej tapicerce.

Claire 鈥 wypowiedzia艂 imi臋 dziecka ledwo s艂yszalnym szeptem, powoli podchodz膮c do sofy i opadaj膮c przed ni膮 na kolana. Ostro偶nym ruchem odgarn膮艂 pukiel w艂os贸w z twarzy dziewczynki. Jej policzki by艂y zarumienione, usta p贸艂otwarte. Mocno przytula艂a do siebie misia, kt贸rego podarowa艂 jej na pierwsze urodziny, dosy膰 sfatygowanego od ci膮g艂ych pieszczot. Na ten widok zala艂a go fala czu艂o艣ci.

Molly za艣mia艂a si臋 cicho, spogl膮daj膮c na wnuczk臋 pe艂nym mi艂o艣ci wzrokiem.

Zasn臋艂a tu niedawno w po艂owie zabawy. By艂o jedno wielkie b臋c, i po niej, w jednej sekundzie. Dok艂adnie tak samo robi艂 jej ojciec, gdy by艂 dzieckiem. Wola艂abym, 偶eby Fred i George tak potrafili, zaoszcz臋dzi艂oby mi to kilku siwych w艂os贸w.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 i przysiad艂 na dywanie obok sofy. Ciep艂o bij膮ce z kominka przyjemnie pie艣ci艂o mu twarz.

Zostanie tu przez sobot臋 i niedziel臋?

Bill i Fleur maj膮 kongres w Kairze po艣wi臋cony 艂amaniu kl膮tw 鈥 przytakn臋艂a szeptem. 鈥 A ja si臋 ciesz臋, 偶e mam ma艂膮 zn贸w tylko dla siebie.

Jeste艣 dzi艣 sama? 鈥 zapyta艂, unosz膮c brew i rozgl膮daj膮c si臋 po pustym pokoju. Iskra wystrzelona z kominka opad艂a na pod艂og臋, gasn膮c na ch艂odnej terakocie przed paleniskiem.

Artura odwo艂ano do nag艂ego wypadku z jakimi艣 zaczarowanymi szczotkami klozetowymi, kt贸re nagle zacz臋艂y atakowa膰 korzystaj膮cych z toalety. Nieprzyjemna sprawa. Raczej nie spodziewam si臋 go przed p贸艂noc膮 鈥 westchn臋艂a z u艣miechem. 鈥 Ginny te偶 wysz艂a. Ostatnio spotyka si臋 cz臋sto z m艂odzie艅cem o imieniu Blaise.

Ka偶dy mi臋sie艅 jego cia艂a zesztywnia艂 momentalnie. Raptownie poderwa艂 g艂ow臋 i zagapi艂 si臋 na Molly.

Blaise Zabini?

Zmarszczy艂a czo艂o.

Mo偶liwe 鈥 odpar艂a z namys艂em. 鈥 O ile wiem, pracuje w ministerstwie, w Departamencie Transportu Magicznego.

Poczu艂 nag艂e zimno w 偶o艂膮dku i zacisn膮艂 palce na mi臋kkich w艂贸knach dywanu. Czy Zabini wyci膮ga艂 swe ohydne macki w stron臋 Ginny, by zem艣ci膰 si臋 za Veritaserum? Naprawd臋 uda艂o mu si臋 odkry膰, w jaki spos贸b uda mu si臋 dotkliwie zrani膰 Harry鈥檈go?

Przez chwil臋 mia艂 ochot臋 pop臋dzi膰 na z艂amanie karku prosto w zimno panuj膮ce na zewn膮trz, by jej szuka膰, ale ju偶 w nast臋pnej sekundzie u艣wiadomi艂 sobie, jak 艣mieszny by艂 ten pomys艂. Odetchn膮艂 g艂o艣no przez nos i opar艂 podbr贸dek na d艂oni.

Wiem, 偶e nie kochasz ju偶 Ginny, bo wybra艂e艣 kogo艣 innego 鈥 podj臋艂a Molly niesko艅czenie mi臋kkim g艂osem. 鈥 To w艂a艣nie tego nie by艂e艣 w stanie mi powiedzie膰, prawda? Obawia艂e艣 si臋, 偶e nie b臋d臋 mog艂a zaakceptowa膰 twojej decyzji?

Zaw艂adn膮艂 nim wir sprzecznych odczu膰. Molly zawsze by艂a dla niego jak matka, nic dziwnego, 偶e potrafi艂a przejrze膰 go 艂atwiej ni偶 ktokolwiek inny. Powoli uni贸s艂 g艂ow臋, natrafiaj膮c na jej spojrzenie, tak samo czu艂e jak to, kt贸rym przed chwil膮 obdarzy艂a Claire.

To zaledwie cz臋艣膰 prawdy 鈥 wyrzek艂, z trudem dobieraj膮c s艂owa. Ale jeszcze trudniej przychodzi艂o mu wytrzyma膰 jej wzrok. Twarz Molly promienia艂a niemal dziewcz臋c膮 艂agodno艣ci膮. 鈥 Tak, wybra艂em kogo艣 innego. Nazywa si臋 Draco Malfoy. 鈥 Po jego wyznaniu nast膮pi艂a d艂uga cisza. Mina Molly nie zmieni艂a si臋 nawet o jot臋. Jedynie k膮ciki jej ust zadr偶a艂y lekko, a w oczach mign膮艂 przelotny wyraz b贸lu. Harry wiedzia艂 jednak, 偶e spowodowa艂o go wsp贸艂czucie dla niego, a nie jej w艂asne cierpienie. 鈥 Nie jeste艣 zszokowana? 鈥 zapyta艂 cicho zachrypni臋tym g艂osem, czuj膮c, jak serce wali mu jak oszala艂e.

D艂oni膮 odgarn臋艂a wysuni臋te z koka, opadaj膮ce jej na twarz pasmo w艂os贸w. Gest ten wyda艂 si臋 Harry鈥檈mu dziwnie nieporadny.

Nie 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Najwy偶ej troch臋 zaskoczona, cho膰 by膰 mo偶e te偶 nie powinnam. W ko艅cu nigdy nie by艂e艣 osob膮, kt贸ra wybiera naj艂atwiejsz膮 drog臋. 鈥 U艣miecha艂a si臋, cho膰 w jej oczach l艣ni艂y 艂zy. 鈥 Zawsze kocha艂am ci臋 jak w艂asne dziecko. W przysz艂o艣ci te偶 nic tego nie zmieni, niezale偶nie od decyzji, kt贸re podejmiesz. 鈥 Jej s艂owa poruszy艂y go do g艂臋bi, zasznurowa艂y mu gard艂o. Prze艂kn膮艂 艣lin臋 i zamruga艂 kilkakrotnie, a偶 nag艂e pieczenie oczu ust膮pi艂o. Molly zacisn臋艂a lekko usta. Pojedyncza kropla oderwa艂a si臋 od jej rz臋s, spadaj膮c na d艂onie splecione na podbrzuszu. 鈥 Mimo wszystko nadal nie upora艂e艣 si臋 jeszcze z tym, co ci臋 spotka艂o, prawda?

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, powoli i mechanicznie.

To prawda 鈥 odpowiedzia艂 szczerze. 鈥 Zaczynam si臋 ba膰, 偶e to nigdy nie u艂o偶y si臋 do ko艅ca. W艂a艣nie dlatego tak ci臋偶ko jest mi my艣le膰 o wsp贸lnej przysz艂o艣ci z Draconem.

Jej mina wyrazi艂a zastanowienie.

Czy on odczuwa to tak samo? 鈥 zapyta艂a.

Parskn膮艂, jakby co艣 go rozbawi艂o.

Gdybym to wiedzia艂. Od czterech tygodni nie mieli艣my 偶adnego kontaktu.

Wykrzywiona twarz Dracona przesun臋艂a mu si臋 przed oczami, wywo艂uj膮c bolesny skurcz 偶o艂膮dka.

Molly obserwowa艂a go uwa偶nie.

Co si臋 sta艂o? 鈥 odezwa艂a si臋 z najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮.

Przez kilka sekund wpatrywa艂 si臋 w dywan.

Zepsu艂em wszystko, co mo偶na by艂o zepsu膰 鈥 wydusi艂 wreszcie beznami臋tnym tonem. 鈥 Tego wieczoru, gdy widzieli艣my si臋 po raz ostatni, sytuacja wymkn臋艂a mi si臋 spod kontroli. Nie mam poj臋cia, jak mog艂em do tego dopu艣ci膰. 鈥 Zamilk艂, z trudem pokonuj膮c op贸r w gardle, po czym kontynuowa艂: 鈥 Wiem, 偶e uda mi si臋 pokona膰 moje l臋ki tylko wtedy, gdy nie b臋d臋 unika艂 konfrontacji z tym, co je wywo艂uje. Doszed艂em ju偶 do tego, 偶e Draco mo偶e mnie dotkn膮膰, a ja nie popadam przy tym w totaln膮 panik臋. 鈥 Zaczerpn膮艂 g艂臋boko tchu. 鈥 Ale nie pomy艣la艂em o tym, 偶e stawianie czo艂a strachowi, kt贸ry dotyczy tylko mnie samego, mo偶e zaszkodzi膰 i jemu. W ko艅cu nie jestem jedyn膮 osob膮, kt贸r膮 w kapliczce spotka艂o co艣 strasznego.

Wyraz zamy艣lenia nadal nie ust臋powa艂 z jej twarzy.

Schodzisz mu wi臋c z drogi, poniewa偶 boisz si臋, 偶e nie spodoba mu si臋 twoje zachowanie?

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 musia艂 si臋 zastanowi膰 nad odpowiedzi膮.

Nie, w zasadzie nie 鈥 opar艂 w ko艅cu. 鈥 Boj臋 si臋 przede wszystkim tego, 偶e m贸g艂bym go zn贸w zrani膰 i pogorszy膰 ca艂膮 spraw臋. Rozs膮dek podpowiada mi, 偶e najlepiej by艂oby zako艅czy膰 to wszystko, zanim si臋 jeszcze naprawd臋 zacznie. Jednak z drugiej strony鈥 鈥 urwa艂, niezdolny do ubrania swych obaw w s艂owa.

鈥 鈥 serce 偶膮da od ciebie czego艣 odwrotnego 鈥 przypu艣ci艂a Molly ostro偶nie, u艣miechaj膮c si臋.

Zdoby艂 si臋 tylko na skini臋cie g艂ow膮.

Tak 鈥 wychrypia艂 i zaczerwieni艂 si臋 silnie. 鈥 Nawet je艣li nie jestem w stanie powiedzie膰, co w艂a艣ciwie do niego czuj臋.

Ciche tykanie zegara brzmia艂o niezwykle g艂o艣no w trwaj膮cej d艂ugie sekundy ciszy, kt贸ra zapad艂a po jego ostatnich s艂owach.

Nie spiesz si臋 鈥 poradzi艂a mu stanowczo. 鈥 Nie wolno ci niczego wymusza膰. Dopiero czas poka偶e, czy dla was obu istnieje jaka艣 szansa.

Ogie艅 w kominku przygasa艂. Molly wsta艂a i kilkoma wprawnymi ruchami do艂o偶y艂a par臋 polan. Iskry posypa艂y si臋 we wszystkie strony.

Wierzysz, 偶e mo偶na si臋 najpierw nienawidzi膰, a kiedy艣 tam, p贸藕niej, pokocha膰? 鈥 To pytanie od dawna n臋ka艂o jego dusz臋. Molly by艂a pierwsz膮 osob膮, kt贸rej odwa偶y艂 si臋 je postawi膰.

Za艣mia艂a si臋 pod nosem.

Twoi rodzice s膮 najlepszym tego przyk艂adem 鈥 wyja艣ni艂a, rozbawiona. Uni贸s艂 g艂ow臋, patrz膮c na ni膮 w zaskoczeniu. Nie spodziewa艂 si臋 takiej odpowiedzi. Nie potrafi艂 te偶 powstrzyma膰 u艣miechu. 鈥 Nie 艂am sobie tym a偶 tak bardzo g艂owy, Harry. 鈥 Ostro偶nie usiad艂a na sofie, obserwuj膮c 艣pi膮c膮 Claire. 鈥 Czar, kt贸ry spoczywa艂 na domu Syriusza, dzia艂a艂 tak, by spowodowa膰 to, co dla was najlepsze. To on was po艂膮czy艂. 鈥 Rzuci艂a mu przenikliwe spojrzenie. 鈥 Nawet, je艣li akurat wydaje si臋, 偶e nic z tego nie b臋dzie. Istnieje jednak mo偶liwo艣膰, 偶e wszystko ma du偶o wi臋ksze znaczenie, ni偶 mo偶ecie to sobie teraz wyobrazi膰. Wi臋ksze znaczenie dla nas wszystkich.

Jej s艂owa wywo艂a艂y niewyt艂umaczalne mrowienie w jego r臋kach i nogach. Poczu艂, 偶e ta pewno艣膰 ju偶 od dawna tkwi艂a gdzie艣 w jego wn臋trzu.

Claire poruszy艂a si臋 za jego plecami, mrucz膮c co艣 cicho przez sen. Ten d藕wi臋k przywr贸ci艂 go do rzeczywisto艣ci. Z wysi艂kiem podni贸s艂 si臋 z pod艂ogi.

Mo偶e zanios臋 j膮 do 艂贸偶ka? 鈥 zaproponowa艂.

Molly wyg艂adzi艂a koc okrywaj膮cy ma艂膮 i skin臋艂a g艂ow膮 z przyzwoleniem.

艢pi w pokoju Rona 鈥 rzek艂a przyciszonym g艂osem.

Dziewczynka by艂a tak lekka, 偶e prawie nie odczuwa艂 jej ci臋偶aru w swoich ramionach, gdy, st膮paj膮c powoli i ostro偶nie, wnosi艂 j膮 po schodach na g贸r臋, do tak dobrze znanego mu pokoju swego najlepszego przyjaciela. 艢wiat艂o ksi臋偶yca wpada艂o przez okno, zalewaj膮c wszystko srebrzyst膮 po艣wiat膮. Nie obudzi艂a si臋, gdy uk艂ada艂 j膮 w po艣cieli i delikatnie okrywa艂 ko艂dr膮.

Przez kilka minut pozosta艂 obok niej, siedz膮c na kraw臋dzi 艂贸偶ka, ws艂uchany w jej miarowy oddech, p艂awi膮c si臋 w uczuciu ca艂kowitego spokoju, kt贸ry ogarn膮艂 go niespodziewanie i o kt贸rym wiedzia艂, 偶e nie potrwa d艂ugo. A potem pochyli艂 si臋 nad ma艂膮 i poca艂owa艂 j膮 leciutko w blade czo艂o.

Dobranoc, ksi臋偶niczko 鈥 wyszepta艂. 鈥 艢nij o czym艣 pi臋knym.


***


Ginny wygl膮da艂a jako艣 inaczej, stwierdzi艂, nie umia艂 jednak okre艣li膰, na czym polega艂a ta zmiana. Mo偶e to za spraw膮 lekko zarumienionych policzk贸w lub dziwnie b艂yszcz膮cych oczu. A mo偶e dlatego, 偶e u艣miecha艂a si臋 w ten specjalny spos贸b, w zamy艣leniu mieszaj膮c 艂y偶eczk膮 w fili偶ance.

Ma艂膮, kuchenn膮 wn臋k臋 Centrali Auror贸w, w kt贸rej przygotowywali sobie napoje, wype艂nia艂a niezwyczajna cisza. Harry nacisn膮艂 na przycisk nowoczesnego automatu do kawy, zakupionego przez mugolskiego przyjaciela Hestii, obserwuj膮c z ciekawo艣ci膮, jak maszyna bez 偶adnych dalszych poczyna艅 z jego strony wyczarowuje porcj臋 w艂oskiej kawy, ukoronowan膮 kremow膮 piank膮. Intensywny aromat 艣wie偶o zmielonych ziaren wype艂ni艂 ca艂e pomieszczenie.

S艂ysza艂em, 偶e spotykasz si臋 z Blaise鈥檈m 鈥 zauwa偶y艂 niby mimochodem, upijaj膮c 艂yk mocnego, gor膮cego napoju, nareszcie wypowiadaj膮c to, co dr臋czy艂o go ju偶 przez ca艂y weekend.

Min臋艂o kilka sekund, zanim Ginny zareagowa艂a.

I co z tego? 鈥 odpowiedzia艂a zgry藕liwie, unosz膮c brew. Ca艂a jej postawa wyra偶a艂a nag艂e napi臋cie. 鈥 Czy偶by istnia艂 jaki艣 zakaz spotykania si臋 z kolegami z pracy?

G艂o艣no wypu艣ci艂 powietrze.

Dlaczego akurat Blaise? 鈥 zapyta艂 cicho.

Ginny przewr贸ci艂a oczami i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

A dlaczego nie Blaise? Co przemawia przeciw niemu?

Przeczesa艂 w艂osy nerwowym ruchem. Nie艂atwo mu by艂o przyzna膰 si臋 do prawdziwego powodu, dla kt贸rego nie lubi艂 Zabiniego.

Kilka tygodni temu mieli艣my ze sob膮 konflikt. Niezbyt czysto z nim zagra艂em. Obawiam si臋, 偶e spotyka si臋 z tob膮 tylko dlatego, bo chce si臋 na mnie zem艣ci膰.

Chwileczk臋鈥 鈥 podnios艂a si臋 z krzes艂a, ze zdumieniem patrz膮c na niego oczami zw臋偶onymi w szparki. 鈥 Chcesz zasugerowa膰, 偶e on tylko co艣 przede mn膮 udaje? 鈥 Z r臋koma wspartymi o biodra wygl膮da艂a jak kopia rozz艂oszczonej Molly.

Wzruszy艂 ramionami w niezdefiniowanym ge艣cie, kt贸ry m贸g艂 oznacza膰 wszystko.

Mo偶liwe 鈥 odpar艂 zwi臋藕le. 鈥 Przynajmniej tak podejrzewam.

Na kr贸tk膮 chwil臋 przenios艂a spojrzenie w bok. Skrzyde艂ka jej nosa dr偶a艂y lekko. Wreszcie zwr贸ci艂a si臋 do niego z gniewem wypisanym na twarzy.

Wiesz co, Harry? Przesta艅 wtr膮ca膰 si臋 w moje 偶ycie. Da艂e艣 mi kosza, wi臋c nie masz prawa dyktowa膰, z kim wolno mi si臋 spotyka膰, a z kim nie. Na to jest ju偶 za p贸藕no.

Zadygota艂 jak pod uderzeniem bicza, gdy z trzaskiem odstawi艂a sw膮 fili偶ank臋 na st贸艂 i wybieg艂a z kuchni, niemal zderzaj膮c si臋 z Tonks, kt贸rej najwyra藕niej te偶 bardzo si臋 spieszy艂o.

Hop! 鈥 Tonks uda艂o si臋 zeskoczy膰 z toru, po kt贸rym p臋dzi艂a rozz艂oszczona Ginny. Przez moment patrzy艂a za jej oddalaj膮cymi si臋, rudymi w艂osami, po czym odwr贸ci艂a si臋 ze zdziwionym wzrokiem do Harry鈥檈go. 鈥 Pok艂贸cili艣cie si臋? 鈥 Nie czekaj膮c na jego odpowied藕, wcisn臋艂a mu do r臋ki zwitek ciemnego materia艂u. 鈥 Przynios艂am aurorsk膮 peleryn臋 Dedalusa z pralni, m贸g艂by艣 zanie艣膰 mu j膮 do biura? B臋dzie jej zaraz potrzebowa艂, za dziesi臋膰 minut ruszamy na akcj臋, a Knot poprosi艂 mnie jeszcze w ostatniej chwili na s艂owo. 鈥 Skrzywi艂a si臋 na znak, jak bardzo nie le偶a艂a jej rozmowa z ministrem magii, a nast臋pnie skierowa艂a si臋 do wyj艣cia.

Harry pospiesznie przej膮艂 peleryn臋. Nieprzyjemna rozmowa z Ginny momentalnie zesz艂a na dalszy plan w obliczu tej nowo艣ci.

Na jak膮 akcj臋? 鈥 zapyta艂 nerwowo.

Odwr贸ci艂a si臋, ju偶 w drzwiach.

Mamy zbada膰 pewn膮 wskaz贸wk臋. Czysta rutyna, nie martw si臋. Remus i Hestia id膮 razem z nami.

Zmarszczy艂 czo艂o, nie艣wiadomie zaciskaj膮c d艂onie mocniej na trzymanej szacie.

Mimo tego uwa偶ajcie na siebie, dobrze?

Tonks u艣miechn臋艂a si臋 lekko.

B臋dziemy uwa偶a膰 鈥 obieca艂a, machaj膮c mu na po偶egnanie i pobieg艂a w kierunku wind.

Krokiem mniej spiesznym ni偶 Tonks, w zamy艣leniu ruszy艂 w przeciwn膮 stron臋 korytarza, gdzie znajdowa艂o si臋 biuro Hestii i Dedalusa. Drzwi by艂y nieco uchylone. Unosi艂 d艂o艅, chc膮c zapuka膰, gdy nagle si臋 zawaha艂.

Dedalus zdj膮艂 liliow膮 szat臋, kt贸r膮 zazwyczaj nosi艂 i rozwiesza艂 j膮 starannie na drewnianym rami膮czku, umieszczaj膮c ca艂o艣膰 na drzwiach szafy. Jego ruchy, kt贸rymi obmacywa艂 dziwacznie wypchan膮 kiesze艅 stroju, wyda艂y si臋 Harry鈥檈mu niewyt艂umaczalnie podejrzane.

Zapuka艂 g艂o艣niej i natarczywiej ni偶 zwykle. Dedalus podskoczy艂 w spos贸b, kt贸ry Harry odebra艂 jako pe艂en winy, tak, jakby kto艣 przy艂apa艂 go na niedozwolonym uczynku. Ale widok Pottera stoj膮cego w progu sprawi艂, 偶e szybko odzyska艂 panowanie nad twarz膮.

Harry, m贸j ch艂opcze 鈥 pisn膮艂 wylewnie i odrobin臋 sztucznie. 鈥 W czym mog臋 ci pom贸c?

W zasadzie w niczym 鈥 odrzek艂 Harry z u艣miechem. 鈥 Przynios艂em ci tylko peleryn臋.

A, tak, dzi臋kuj臋 ci bardzo 鈥 wymamrota艂 Dedalus roztargnionym tonem, patrz膮c na starannie z艂o偶ony materia艂, kt贸ry odebra艂 od Harry鈥檈go, jakby nie wiedzia艂, co ma z nim pocz膮膰.

Co chowasz w swojej szacie? 鈥 spyta艂 Harry z niewinn膮 min膮.

Dedalus spr贸bowa艂 wymiga膰 si臋 od odpowiedzi.

A c贸偶 mia艂bym tam chowa膰? 鈥 usi艂owa艂 zbagatelizowa膰 pytanie w niezbyt przekonuj膮cy spos贸b.

Nie mam poj臋cia 鈥 odpar艂 Harry weso艂o i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. 鈥 Ale mo偶e zdradzisz to staremu przyjacielowi?

Starszy czarodziej wydawa艂 si臋 bi膰 z my艣lami, w ko艅cu westchn膮艂 z udr臋k膮 i odwzajemni艂 u艣miech, cho膰 wypad艂o to nieco krzywo.

Zamknij przynajmniej drzwi, dobrze? 鈥 powiedzia艂.

Harry wykona艂 polecenie, 艣miej膮c si臋 w duchu, po czym z ciekawo艣ci膮 podszed艂 do szafy, gdzie zdenerwowany Dedalus ukaza艂 mu wreszcie wn臋trze kieszeni.

Pocz膮tkowo Harry nie m贸g艂 rozpozna膰 niczego, gdy偶 zwoje materia艂u skrywa艂a ca艂kowita ciemno艣膰, jednak po chwili w otch艂ani kieszeni zab艂ys艂a para czarnych, guzikowatych oczu, kt贸rym towarzyszy艂 dzi贸b i k艂臋bek czarnych pi贸r.

Harry 艣ci膮gn膮艂 brwi, gor膮czkowo nad czym艣 rozmy艣laj膮c.

Drozd? 鈥 zapyta艂, ca艂kowicie zaskoczony. 鈥 Po co nosisz ze sob膮 drozda?

Dedalus u艣miechn膮艂 si臋 tajemniczo.

Znalaz艂em go zesz艂ej wiosny w moim ogrodzie 鈥 wyja艣ni艂 mi臋kkim g艂osem, a jego jasnob艂臋kitne oczy zal艣ni艂y. 鈥 Przypuszczalnie wypad艂 z gniazda przy pierwszej pr贸bie lotu, bo mia艂 z艂amane skrzyd艂o. Wyleczy艂em ran臋 i troszczy艂em si臋 o niego tak d艂ugo, a偶 zacz膮艂 zn贸w sam lata膰. Ale nawet, gdy ju偶 wyzdrowia艂, nie chcia艂 ode mnie odej艣膰. Od tej pory wsz臋dzie go ze sob膮 zabieram. Przyzwyczai艂em si臋 do jego towarzystwa. 鈥 Czu艂e spojrzenie, kt贸rym obdarzy艂 ptaka, przywiod艂o Harry鈥檈mu na my艣l Molly patrz膮c膮 na Claire.

Ale po co ta ca艂a konspiracja? 鈥 nie rozumia艂 Harry.

Dedalus ostro偶nie wyj膮艂 srebrzyste pude艂eczko, w kt贸rego wn臋trzu wi艂o si臋 ca艂e mn贸stwo m膮cznik贸w. Poda艂 jednego z nich drozdowi, a ten szybkim ruchem dzioba dosi臋gn膮艂 robaka, po艂ykaj膮c go 偶ar艂ocznie.

Do Ministerstwa nie wolno wprowadza膰 zwierz膮t 鈥 odpar艂 powoli. 鈥 Wola艂bym unikn膮膰 nieprzyjemno艣ci. Z drugiej strony niech臋tnie zostawiam mojego ma艂ego przyjaciela samego w domu. 鈥 Z niezwyk艂膮 delikatno艣ci膮 pog艂aska艂 czarne, b艂yszcz膮ce, ptasie pi贸ra. Drozd nie protestowa艂. 鈥 Obiecasz mi, 偶e nikomu o tym nie powiesz?

Harry wysoko uni贸s艂 obie brwi.

Jasne, nie ma sprawy 鈥 obieca艂 bez chwili zastanowienia.

Dedalus poklepa艂 go po ramieniu i do艣膰 niezr臋cznie zacz膮艂 okrywa膰 si臋 艣wie偶o wypran膮 aurorsk膮 peleryn膮.

Zobaczymy si臋 p贸藕niej 鈥 powiedzia艂 nieg艂o艣no.

Harry bezwiednie skin膮艂 g艂ow膮.

Uwa偶aj na siebie 鈥 poprosi艂.

Zawsze to robi臋 鈥 Dedalus mrugn膮艂 do niego, po czym wyszed艂.

Harry rzuci艂 ptakowi ostatnie spojrzenie i wyda艂o mu si臋, 偶e ten spogl膮da na niego z jawn膮 wrogo艣ci膮. Natychmiast otrz膮sn膮艂 si臋 z tego wra偶enia i opu艣ci艂 pok贸j.


***


Pod wiecz贸r ogarn膮艂 go niewyt艂umaczalny niepok贸j, niepozwalaj膮cy mu opu艣ci膰 biura i uda膰 si臋 do domu. Nie wiedzia艂, co by艂o jego przyczyn膮. Mia艂 jedynie nieokre艣lone uczucie, 偶e co艣 nie jest w porz膮dku. Tylko to i nic wi臋cej.

Niebo za magicznymi oknami by艂o ju偶 od dawna ciemne. Lampka na jego biurku rzuca艂a na blat okr膮g艂膮 plam臋 艣wiat艂a. Drzwi sta艂y otworem, a Harry po raz kolejny przy艂apa艂 si臋 na tym, 偶e w napi臋ciu ws艂uchuje si臋 w odg艂osy dobiegaj膮ce z korytarza, jakby w oczekiwaniu niecodziennych d藕wi臋k贸w.

Musia艂o by膰 ju偶 bardzo p贸藕no, gdy dobieg艂o do niego echo pospiesznych krok贸w, sprawiaj膮c, 偶e podskoczy艂 z przestrachu. Zm臋czenie min臋艂o w jednej chwili. Zanim zdo艂a艂 si臋 poruszy膰, w progu jego biura zjawi艂 si臋 Remus.

Trzyma艂 si臋 krzywo, ci臋偶ko podpieraj膮c r臋k膮 o framug臋 drzwi. Jego 艣wiszcz膮cy oddech zdradzi艂 Harry鈥檈mu, 偶e drog臋 do Centrali Auror贸w musia艂 pokona膰 biegiem. Wygl膮da艂 strasznie. Jego twarz pokrywa艂a niemal woskowa blado艣膰, ze szramy przecinaj膮cej czo艂o nadal s膮czy艂a si臋 krew. Nadpalona szata porwa艂a si臋 w kilku miejscach.

Harry zerwa艂 si臋 na nogi jednym podrzutem cia艂a, czuj膮c, jak wn臋trzno艣ci 艣ciska mu skoncentrowany l臋k.

Co si臋 sta艂o?! 鈥 wykrzykn膮艂.

Remus zacisn膮艂 usta.

Zasadzka 鈥 wydusi艂 z trudem. 鈥 Wiedzieli o naszej akcji. Dedalus mocno oberwa艂. Zabrali go do 艢wi臋tego Munga.

Harry zamkn膮艂 oczy na kilka sekund, czekaj膮c, a偶 ust膮pi dzia艂anie obezw艂adniaj膮cej, lodowatej fali przera偶enia.

Wyjdzie z tego? 鈥 zapyta艂, s艂ysz膮c, jak 艂amie mu si臋 g艂os.

Nie wiem鈥 鈥 wyszepta艂 Remus ochryple. Na moment z艂o偶y艂 czo艂o na przedramieniu opartym o ram臋 drzwi w ge艣cie, kt贸ry ujawni艂 jego rozpacz wyra藕niej ni偶 tysi膮c s艂贸w. Zbyt cz臋sto musia艂 ju偶 widywa膰, jak gin膮 inni. 鈥 M贸g艂by艣 przynie艣膰 papiery z jego biura? Potrzebuj膮 ich w szpitalu. Zrobi艂bym to sam, ale musz臋 zaj膮膰 si臋 Tonks. Nerwy jej kompletnie pu艣ci艂y鈥 Jest przekonana, 偶e to wszystko sta艂o si臋 z jej winy. 鈥 Zatoczy艂 si臋 lekko w ty艂, rzucaj膮c mu b艂agalne spojrzenie, zanim znikn膮艂 w ciemno艣ci korytarza.

Przez d艂u偶szy czas Harry sta艂 jak skamienia艂y, ws艂uchany w szum krwi w uszach, pr贸buj膮c przep臋dzi膰 z my艣li wizj臋 ci臋偶ko rannego Dedalusa. Dlaczego nagle tak trudno by艂o mu zrobi膰 najmniejszy krok? Kilkana艣cie metr贸w, dziel膮cych jego pok贸j od biura Hestii i Dedalusa, wydawa艂o si臋 nie mie膰 ko艅ca. W jaki spos贸b 艣miercio偶ercom uda艂o si臋 ich zaskoczy膰? I co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o?

Biuro Dedalusa wygl膮da艂o dok艂adnie tak samo, jak w贸wczas, gdy je opu艣ci艂. Jaskrawe 艣wiat艂o jarz膮cych si臋 pod sufitem lamp niemal go o艣lepi艂o, gdy niezdecydowanie rozgl膮da艂 si臋 po pomieszczeniu, ws艂uchany we w艂asne przyspieszone t臋tno. Gdzie zacz膮膰 szuka膰 dokument贸w rannego czarodzieja? Przecie偶 zwykle nosi艂o si臋 takie rzeczy przy sobie?

Jego spojrzenie pad艂o na liliow膮 szat臋, nadal starannie rozwieszon膮 na drzwiach szafy. Pod palcami poczu艂 ch艂贸d i g艂adko艣膰 materia艂u. W prawej kieszeni znalaz艂 to, czego szuka艂: stary, br膮zowy, sk贸rzany portfel zawieraj膮cy wszystkie wa偶ne dokumenty. Zauwa偶y艂, 偶e lewa kiesze艅 nadal by艂a wybrzuszona. Drozd ci膮gle siedzia艂 w jej wn臋trzu. Harry ostro偶nie zajrza艂 do 艣rodka. Ptak zamruga艂, jakby zbudzi艂 si臋 w艂a艣nie ze snu, sprawiaj膮c wra偶enie niezadowolonego, 偶e kto艣 mu przeszkadza.

Harry opu艣ci艂 r臋ce i cofn膮艂 si臋 o krok, nie spuszczaj膮c wzroku z szaty. Elementy 艂amig艂贸wki wirowa艂y mu w g艂owie, powoli uk艂adaj膮c si臋 w kontury jasnego obrazu, tak potwornie brzydkiego i okropnego w swej istocie, 偶e ci臋偶ko mu by艂o poj膮膰 to, co w艂a艣nie do niego dotar艂o.

Czy akurat z tego powodu zakazano obecno艣ci zwierz膮t w Ministerstwie? Dlaczego Dedalus tak obawia艂 si臋, 偶e kto艣 go przy艂apie? Czy naprawd臋 wsz臋dzie zabiera艂 ze sob膮 tego ptaka? Nawet na tajne zebrania u Knota, na kt贸rych omawiano ka偶dy szczeg贸艂 planowanej akcji?

Nie鈥 鈥 potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, nie mog膮c powstrzyma膰 wypowiedzenia swej obawy na g艂os. Pr贸bowa艂 przygotowa膰 si臋 na odparcie b贸lu i w艣ciek艂o艣ci, w kt贸rych nadej艣cie nie w膮tpi艂, gdy tylko rozpozna艂 prawd臋, wiedz膮c, 偶e jego wysi艂ek by艂 bezcelowy. Emocje ju偶 gotowa艂y si臋 w nim, gotowe wybuchn膮膰 w ka偶dej chwili.

W czarnych oczach drozda zamigota艂a wyra藕na nieufno艣膰, a chwil臋 p贸藕niej ptak wyrwa艂 si臋 z odr臋twienia, niezgrabnie pr贸buj膮c wydosta膰 si臋 z kieszeni. Pr贸buj膮c uciec przed Harrym. By艂 jednak zbyt powolny w por贸wnaniu z refleksem aurora.

Harry zna艂 czar zmuszaj膮cy animag贸w do przybrania ich pierwotnej postaci. Widzia艂 go pierwszy raz we Wrzeszcz膮cej Chacie, kiedy Remus i Syriusz u偶yli go, by odczarowa膰 szczura nosz膮cego nazwisko Peter Pettigrew. Mleczno-b艂臋kitne iskry, kt贸re trysn臋艂y z czubka r贸偶d偶ki, nie by艂y dla niego nowo艣ci膮, podobnie jak bia艂y rozb艂ysk, zalewaj膮cy biuro na chwil臋 o艣lepiaj膮co jasnym 艣wiat艂em.

Spod przymru偶onych powiek obserwowa艂, jak wn臋trze kieszeni nadyma si臋 jak balon i w ko艅cu p臋ka. Przez moment drozd zdawa艂 si臋 wisie膰 w powietrzu, po czym zacz膮艂 rosn膮膰, formuj膮c ramiona, nogi, korpus i g艂ow臋, dop贸ki pot臋偶ne zakl臋cie nie zako艅czy艂o swego dzia艂ania, uwalniaj膮c kompletny ludzki kszta艂t, kt贸ry natychmiast opad艂 na pod艂og臋 i znieruchomia艂 tam na kilka sekund.

Harry nie wiedzia艂, co ma czu膰 i my艣le膰. Spodziewa艂 si臋, 偶e w konfrontacji ze zdrajc膮 ogarnie go z艂o艣膰, jednak teraz dominacj臋 obj膮艂 b贸l, odczuwany w duszy, silny, niezno艣ny i pulsuj膮cy. Wspomnienie nocy w kapliczce wydosta艂o si臋 na powierzchni臋, dr臋cz膮c go bez lito艣ci. Zatka艂 usta r臋k膮, by st艂umi膰 jakikolwiek cisn膮cy si臋 na nie d藕wi臋k. Kolana trz臋s艂y si臋 pod nim niemi艂osiernie.

To by艂a tylko dziewczyna, ma艂a i drobna, mo偶e siedemnastoletnia. Kruczoczarne, potargane w艂osy si臋ga艂y jej do talii.

W oszo艂omieniu patrzy艂, jak powoli wstawa艂a, zaskakuj膮co niezr臋cznie, jakby zd膮偶y艂a si臋 odzwyczai膰 od poruszania w ludzkiej postaci.

Jej twarz znaczy艂a przezroczysta wr臋cz blado艣膰, kt贸ra w jaki艣 spos贸b sprowadzi艂a mu na my艣l Dracona. Nie by艂a 艂adna w klasycznym sensie, ale w jej rysach skrywa艂o si臋 co艣 dziecinnego, bezradnego, co艣, co przypuszczalnie w jednej chwili zjednywa艂o jej serca wi臋kszo艣ci m臋偶czyzn. Oczy dziewczyny mia艂y barw臋 bursztynu, stworzon膮 do tego, by emanowa膰 ciep艂em i 艂agodno艣ci膮, jednak widnia艂o w nich zimno i oboj臋tno艣膰, kt贸ra sprawi艂a, 偶e Harry zadr偶a艂.

Expelliarmus! 鈥 Jego s艂owa przeci臋艂y cisz臋 jak uderzenie bicza, zanim zd膮偶y艂a si臋gn膮膰 po r贸偶d偶k臋. Zr臋cznie z艂apa艂 nadlatuj膮cy kawa艂ek drewna, dziwnie ciep艂y i 偶ywy pod jego palcami. 鈥 Jej spojrzenie nie zdradza艂o najmniejszego 艣ladu strachu. Bi艂 od niej zagadkowy spok贸j, cho膰 z pewno艣ci膮 musia艂a wiedzie膰, 偶e przegra艂a w艂a艣nie decyduj膮c膮 parti臋 tej gry. 鈥 Naprawd臋 jeste艣 szpiegiem? 鈥 us艂ysza艂 beznami臋tny ton w艂asnego g艂osu, wskazuj膮cy na to, jak trudno mu by艂o przyswoi膰 sobie to odkrycie.

Masz jakie艣 dowody? 鈥 odpar艂a ze swobodn膮 arogancj膮, taksuj膮c go zaciekawionym wzrokiem od st贸p do g艂贸w. Jej g艂os by艂 o wiele ni偶szy, ni偶 oczekiwa艂 i w og贸le nie pasowa艂 do filigranowej sylwetki.

Zmarszczy艂 czo艂o.

Jak si臋 nazywasz? 鈥 zapyta艂, usilnie staraj膮c si臋 zabrzmie膰 neutralnie i odeprze膰 nat艂ok dozna艅, pr贸buj膮c pozosta膰 w tej chwili jedynie aurorem.

Niby czemu mia艂abym to zdradzi膰 akurat tobie? 鈥 odrzek艂a wynio艣le, z kokieteri膮 unosz膮c brew i powoli post臋puj膮c krok w jego kierunku. A potem drugi. W jej spojrzeniu l艣ni艂o zimne wyrachowanie.

Zosta艅, gdzie jeste艣! 鈥 Wymierzy艂 w ni膮 w艂asn膮 r贸偶d偶k臋, celuj膮c ni膮 prosto w jej serce.

Nie cofn臋艂a si臋. U艣miechn臋艂a si臋 po kociemu, nie przestaj膮c zbli偶a膰 si臋 do niego.

Nie wydaje mi si臋, 偶eby艣 by艂 zdolny mnie zabi膰 鈥 powiedzia艂a z rozbawieniem, a jej 艣miech zabrzmia艂 jak krystalicznie czysty d藕wi臋k dzwoneczka. 鈥 Co jest do艣膰 niem膮dre z twej strony, pami臋taj膮c to, co ci wyrz膮dzono. 鈥 R贸偶d偶ka Harry鈥檈go dotkn臋艂a jej ramienia. Przyt艂aczaj膮ce, pozbawiaj膮ce tchu fragmenty wspomnie艅 od偶y艂y mu w wyobra藕ni. Poczu艂, jak trz臋s膮 mu si臋 r臋ce. Opu艣ci艂 r贸偶d偶k臋, pozwalaj膮c dziewczynie pokona膰 ostatnie centymetry dziel膮cej ich przestrzeni. Bia艂e ramiona otoczy艂y jego kark, ciep艂e cia艂o przywar艂o mu do boku. Przez warstwy materia艂u wyczuwa艂 kr膮g艂o艣膰 jej piersi i zadziwiaj膮co spokojne bicie serca. Zbli偶y艂a usta do jego ucha. 鈥 Mam na imi臋 Pandora 鈥 szepn臋艂a uwodzicielsko. Nawet w jej oddechu by艂o co艣 lodowatego.

Jeszcze rok wcze艣niej taki rodzaj ataku rzeczywi艣cie by艂by w stanie go zdezorientowa膰. Ale teraz nie sta艂o si臋 zupe艂nie nic. Czu艂 tylko, jak ka偶da cz膮stka jego cia艂a napr臋偶a si臋 w reakcji na niechcian膮 fizyczn膮 blisko艣膰 drugiej osoby. W podobny spos贸b odpowiada艂 na blisko艣膰 Dracona, po cz臋艣ci za jej win膮, poniewa偶 to w艂a艣nie ona zdradzi艂a informacje o akcji Harry鈥檈go oraz jego zespo艂u. Wysy艂aj膮c go do piek艂a. Pandora. Podobnie jak jej imienniczka z greckiej mitologii sprowadzi艂a cierpienie i zepsucie. Szczeg贸lnie na ludzi, kt贸rzy wiele dla niego znaczyli.

My艣l ta wystarczy艂a, aby nareszcie wyzwoli膰 w nim oczekiwany gniew. Uwolni艂 si臋 z jej obj臋膰 i odepchn膮艂 brutalnie. Najwyra藕niej nie liczy艂a si臋 z tak膮 reakcj膮, bo nie zrobi艂a niczego, co pozwoli艂oby z艂agodzi膰 impet uderzenia, z jakim jej cia艂o zetkn臋艂o si臋 ze 艣cian膮 tu偶 obok szafy. Z sykiem wci膮gn臋艂a powietrze do p艂uc, zaciskaj膮c oczy tak d艂ugo, a偶 b贸l zel偶a艂.

Prosz臋 o wybaczenie, je偶eli czujesz si臋 rozczarowana 鈥 wyja艣ni艂, trz臋s膮c si臋 na ca艂ym ciele i z trudem zachowuj膮c panowanie nad sob膮. 鈥 Ale kobiety zwyczajnie mnie nie interesuj膮. 鈥 Doskonale pami臋ta艂 zwrot, kt贸rego u偶y艂 kiedy艣 Draco nad jeziorem w ogrodzie, zwierzaj膮c mu si臋 ze swych sk艂onno艣ci. Chwila ta wyda艂a si臋 Harry鈥檈mu bole艣nie odleg艂a. Ale dzi臋ki tym s艂owom uda艂o mu si臋 nie straci膰 z ni膮 艂膮czno艣ci.

Po raz pierwszy w jej oczach pojawi艂o si臋 zdziwienie, natychmiast ust臋puj膮ce miejsca z艂o艣ci, gdy tylko poj臋艂a, 偶e ostatnie wyj艣cie zawiod艂o.

Chyba 偶artujesz, prawda? S艂ynny Harry Potter jest peda艂em? 鈥 G艂os dziewczyny ocieka艂 pogard膮. 鈥 Wi臋c z pewno艣ci膮 nie uzna艂e艣 tego, co zrobili ci w kapliczce, za a偶 tak straszn膮 rzecz 鈥 doda艂a, 艣miej膮c si臋 szyderczo.

Ostatnie zdanie przela艂o czar臋. Zanim si臋 zorientowa艂, co w艂a艣nie robi, wzi膮艂 pot臋偶ny zamach i uderzy艂 j膮 z ca艂ej si艂y. G艂owa Pandory odskoczy艂a w bok, w艂osy opad艂y na twarz jak czarny welon. Przypominaj膮cy g艂o艣ne kla艣ni臋cie d藕wi臋k wyrwa艂 go z piek艂a okrutnych wspomnie艅, sprowadzaj膮c do rzeczywisto艣ci. Jego d艂o艅 pozostawi艂a czerwony 艣lad na bladym policzku.

Roztrz臋sione palce dziewczyny powoli i jakby l臋kliwie dotkn臋艂y twarzy, kt贸rej rysy by艂y teraz zniekszta艂cone, a pi臋kne wargi rozwarte z niedowierzania. 艁zy gniewu i b贸lu zal艣ni艂y w jej oczach, a Harry zrozumia艂, 偶e by艂 pierwsz膮 osob膮 w jej 偶yciu, kt贸ra odwa偶y艂a si臋 podnie艣膰 na ni膮 r臋k臋.

Cicho wymruczane Petrificus Totalus ostatecznie zapiecz臋towa艂o spraw臋, posy艂aj膮c j膮 na ziemi臋 jak niechcian膮 lalk臋, sztywn膮 i niezdoln膮 do 偶adnego ruchu. Jedynie w jej nieruchomych oczach 偶arzy艂a si臋 nienawi艣膰 i wstr臋t, skierowana wy艂膮cznie pod jego adresem.

Zwykle nie bij臋 kobiet 鈥 powiedzia艂 cicho, cho膰 w g艂臋bi duszy by艂 przekonany, 偶e nie musi usprawiedliwia膰 swego czynu. 鈥 Ale jestem pewien, 偶e zas艂u偶y艂a艣 sobie na ten policzek. 鈥 Odgarn膮艂 czarne w艂osy z jej twarzy, tak samo 艂agodnej jak kilka dni wcze艣niej oblicze 艣pi膮cej Claire. 鈥 W jaki spos贸b uda艂o im si臋 zmusi膰 ci臋 do robienia takich rzeczy? 鈥 wymrucza艂 ponuro. 鈥 Zak艂ad, 偶e matka umiera ze strachu o ciebie.

Podni贸s艂 si臋, zamy艣lony, si臋gaj膮c po puszk臋 proszku Fiuu stoj膮c膮 na kominku, doskonale wiedz膮c, 偶e nie dane mu b臋dzie zazna膰 tej nocy snu.


A w nocy mog臋 czu膰 bezradno艣膰,

mog臋 czu膰 samotno艣膰, gdy nie 艣pisz obok mnie.

A w ci膮gu dnia wszystko si臋 komplikuje,

nic nie jest proste, gdy nie ma mnie blisko ciebie.

(The Cranberries, 鈥濿hen You鈥檙e Gone鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty sz贸sty



Powiedz mi, 偶e oszala艂e艣.

By膰 mo偶e wtedy zrozumiem, co kieruje twoimi czynami.



Na koniec zrezygnowa艂 z proszku Fiuu na korzy艣膰 aportacji. Podr贸偶 przez ca艂e ci膮gi komink贸w nigdy nie by艂a dla niego przyjemna, a teraz, w tej szczeg贸lnej sytuacji, uzna艂, 偶e grzeczniej b臋dzie zapuka膰 do drzwi, zamiast bezpo艣rednio zak艂贸ci膰 czyj膮艣 prywatn膮 przestrze艅.

Gdy zn贸w poczu艂 twardy grunt pod nogami, zewsz膮d otacza艂 go mrok nocy. Nie艣wiadomie unikaj膮c spogl膮dania w kierunku ciemnych kontur贸w wysokich drzew Zakazanego Lasu, Harry skoncentrowa艂 si臋 na portalu prowadz膮cym do Wielkiego Holu, przybli偶aj膮cym si臋 z ka偶dym krokiem w stron臋 zamku.

Ni贸s艂 Pandor臋, kt贸rej g艂owa spoczywa艂a na jego piersi. Przed wyruszeniem w drog臋 zdj膮艂 z niej zakl臋cie parali偶uj膮ce, zast臋puj膮c je silnym wywarem nasennym, rozlu藕niaj膮cym jej odr臋twia艂e cia艂o. Lodowaty, lutowy wiatr pl膮ta艂 d艂ugie w艂osy dziewczyny. Dzi臋ki temu, 偶e by艂a tak drobna, Harry nie mia艂 zbyt wielkich trudno艣ci z pokonaniem dystansu dziel膮cego go od mur贸w Hogwartu z dodatkowym balastem w ramionach.

Brama otworzy艂a si臋 sama, gdy do niej dotar艂. Mimo p贸藕nej pory z Wielkiej Sali bi艂 blask s艂abego 艣wiat艂a. Niewielka grupa czarodziej贸w zebra艂a si臋 przed ogromnym, wygaszonym kominkiem w tylnej cz臋艣ci hali. Panowa艂 nieprzyjemny ch艂贸d. Przestronne pomieszczenie wype艂nia艂 cichy gwar.

Echo jego krok贸w odbi艂o si臋 od wiekowych 艣cian. Podmuch powietrza z zewn膮trz pochyli艂 p艂omienie szybuj膮cych 艣wiec. Harry zbli偶y艂 si臋 do zgromadzonych, rozpoznaj膮c w艣r贸d nich Dumbledore鈥檃, Minerw臋 McGonagall oraz profesor贸w Flitwicka, Sprout i Vector. Ich miny wyra偶a艂y trosk臋 i niepok贸j, kt贸re niemal jednocze艣nie zamieni艂y si臋 w zdumienie, gdy tylko dostrzegli niesiony przez niego kszta艂t. Szmer g艂os贸w ucich艂.

Dumbledore zmarszczy艂 czo艂o i poprawi艂 okulary, kiedy Harry ostro偶nie u艂o偶y艂 dziewczyn臋 na jednym z ci臋偶kich sto艂贸w, opuszczaj膮c po tym r臋ce i cofaj膮c si臋 o krok. Nikt nie wym贸wi艂 ani s艂owa. Wszyscy milczeli w napi臋ciu.

Cisz臋 przerwa艂 dyrektor.

Kto to jest? 鈥 zapyta艂 spokojnie, badawczo przygl膮daj膮c si臋 twarzy dziewczyny. 鈥 Dlaczego j膮 tu sprowadzi艂e艣?

Harry potrz膮sn膮艂 obola艂ymi ramionami.

Wiem tylko, 偶e nazywa si臋 Pandora 鈥 wyja艣ni艂 ze zm臋czeniem, nie odwracaj膮c wzroku od jej bladych policzk贸w i pr贸buj膮c uporz膮dkowa膰 sprzeczne uczucia, kt贸re go ogarn臋艂y. Z jednej strony wydawa艂o mu si臋, 偶e jest w艣ciek艂y, ale dziwnym trafem nie na le偶膮c膮 na stole posta膰. 鈥 To ona by艂a szpiegiem w ministerstwie. Ca艂ymi miesi膮cami siedzia艂a po kryjomu w szacie Dedalusa, pod postaci膮 drozda. 鈥 Jego g艂os cich艂 z ka偶dym wym贸wionym s艂owem. Odetchn膮艂 g艂o艣no. 鈥 Najwyra藕niej ten niczego nie podejrzewa艂.

Opowiedzenie ca艂ej historii zaj臋艂o mu zaledwie kilka chwil.

Gdy sko艅czy艂, Dumbledore na kr贸tko przymkn膮艂 oczy, a gdy zn贸w je otworzy艂, widnia艂 w nich b贸l. Jego twarz sprawia艂a wra偶enie dziwnie zapad艂ej i niesko艅czenie starej.

Uda艂o im si臋 odgadn膮膰, gdzie le偶y nasz s艂aby punkt 鈥 wyszepta艂 ledwo s艂yszalnie. 鈥 Od 艣mierci 偶ony Dedalus ju偶 nigdy nie by艂 sob膮. 鈥 Harry milcza艂, stoj膮c ze spuszczon膮 g艂ow膮, do g艂臋bi poruszony faktem, jak nieostro偶ny m贸g艂 sta膰 si臋 auror, kt贸remu najwyra藕niej doskwiera艂a samotno艣膰. Dumbledore podszed艂 do sto艂u i nachyli艂 si臋 nad nim, podpieraj膮c si臋 o blat i przypatruj膮c Pandorze spod przymru偶onych powiek. 鈥 Jest taka m艂oda 鈥 zauwa偶y艂 gorzko, a jego s艂owa zabrzmia艂y jak westchnienie.

Ma dopiero czterna艣cie lat.

Wszyscy bez wyj膮tku z przestrachem odwr贸cili si臋 w stron臋 profesor McGonagall. Nauczycielka Transmutacji s艂yn臋艂a z tego, 偶e nie艂atwo dawa艂a si臋 wyprowadzi膰 z r贸wnowagi. Tym razem by艂o inaczej. Jeszcze nigdy jej g艂os nie dr偶a艂 tak, jak w tej chwili. Sta艂a, zatykaj膮c sobie usta d艂oni膮. Jej nieruchome, kompletnie przera偶one spojrzenie spoczywa艂o na Pandorze.

Dumbledore zbli偶y艂 si臋 do niej i z najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮 dotkn膮艂 jej 艂okcia. Zdawa艂a si臋 tego nie zauwa偶a膰.

Minerwo? 鈥 zapyta艂 r贸wnie cicho, co stanowczo. 鈥 Wiesz, kim ona jest?

Wyda艂a z siebie nieokre艣lony d藕wi臋k, st艂umiony przyci艣ni臋t膮 do warg r臋k膮: ni to szloch, ni to pozbawiony rado艣ci 艣miech.

Zabrali j膮 rok temu ze szko艂y, podobno chcieli umie艣ci膰 j膮 w Durmstrangu. Najwidoczniej nigdy do tego nie dosz艂o. 鈥 Podesz艂a do sto艂u. K艂ykcie jej r膮k pobiela艂y, gdy zacisn臋艂a je na oparciu krzes艂a. 鈥 To c贸rka Avery鈥檈go.

Przez kilka sekund Harry nie czu艂 absolutnie nic, jak gdyby to nazwisko nie mia艂o dla niego 偶adnego znaczenia. Do chwili, a偶 twarz Avery鈥檈go przesun臋艂a si臋 przed oczami jego wyobra藕ni.

Naraz wszystko zn贸w o偶y艂o. Wo艅 st臋chlizny w kapliczce. Jednoznaczne uwagi Avery鈥檈go. Jego ochryp艂y 艣miech. 呕膮dza w jego wzroku. I nagle Harry wiedzia艂, przeciw komu naprawd臋 kierowa艂 si臋 gniew, pal膮cy mu wn臋trzno艣ci.

Wi臋c to on jej to zrobi艂? 鈥 Nie rozpozna艂 w艂asnego g艂osu. Nie m贸g艂 powstrzyma膰 dr偶enia ca艂ego cia艂a.

Nie wiem 鈥 westchn膮艂 cicho Dumbledore. 鈥 Mo偶emy jednak wyj艣膰 z za艂o偶enia, 偶e przypuszczalnie Pandora nie mia艂a innego wyboru. Jest za m艂oda na animaga. Kto艣 inny wypowiedzia艂 za ni膮 zakl臋cie zmieniaj膮ce jej posta膰. 鈥 Harry zatrz膮s艂 si臋 ponownie, przypominaj膮c sobie opowie艣膰 Dedalusa o dro藕dzie ze z艂amanym skrzyd艂em. Poczu艂 groz臋 na my艣l o tym, 偶e specjalnie z艂amali dziewczynie r臋k臋 przed zamienieniem jej w ptaka. Czternastoletniej dziewczynie, niemal偶e jeszcze dziecku. Dumbledore powi贸d艂 spojrzeniem po zebranych, zatrzymuj膮c je na d艂u偶ej na Harrym. 鈥 Musi by膰 jeszcze kto艣 drugi. Pandora w jaki艣 spos贸b przekazywa艂a zebrane w ministerstwie informacje. Zak艂adam te偶, 偶e nie mog艂a sama odzyska膰 z powrotem ludzkiej postaci. 鈥 B艂臋kitne oczy p艂on臋艂y zimnym ogniem, co nadawa艂o jego twarzy bojowy wyraz. 鈥 Ten kto艣 powr贸ci, by si臋 z ni膮 spotka膰. Zaczekamy na niego na miejscu.

Zanim ktokolwiek zd膮偶y艂 zareagowa膰, w kominku g艂ucho za艂omota艂o. Tonks i Remus wyl膮dowali na zimnej posadzce Wielkiej Sali, a gdy pierwsza chmura py艂u i sadzy opad艂a, kolejno, w kilkusekundowych odst臋pach czasu, pojawili si臋 Hestia, Ginny, Terry i Blaise.

Harry otworzy艂 usta, by zakrzykn膮膰, czego szuka tu Blaise, ale oburzone pytanie zamar艂o mu na wargach, gdy ujrza艂 twarze nowo przyby艂ych.

Tonks by艂a blada jak nigdy dot膮d, a w jej wzroku widnia艂a dziwna, wr臋cz przera偶aj膮ca pustka. Niewiarygodnie wyczerpany Remus otacza艂 ramieniem jej dr偶膮ce cia艂o, nie mog膮c jednak pocieszy膰 jej naprawd臋.

Hestia bezsilnie opad艂a na najbli偶sze krzes艂o, nie ukrywaj膮c zaczerwienionych oczu. R贸wnie偶 Ginny i Terry usi艂owali zapanowa膰 nad sob膮. Jedyn膮 osob膮, w kt贸rej rysach nie odbija艂y si臋 偶adne emocje, by艂 Blaise Zabini. Harry鈥檈go ogarn臋艂o trudne do nazwania uczucie, gdy zobaczy艂, jak dawny 艢lizgon si臋ga po r臋k臋 Ginny, 艣ciskaj膮c j膮 mocno.

Wszelkie pytania by艂y zb臋dne, podobnie jak wyja艣nienia. Mimo tego Remus podj膮艂 rozpaczliw膮 pr贸b臋 ubrania tragedii w s艂owa.

Nie da艂 rady 鈥 wyrzek艂 dr偶膮cym g艂osem. 鈥 Obra偶enia okaza艂y si臋 zbyt powa偶ne.

Harry poczu艂, jak jego wn臋trzno艣ci ogarnia nag艂y skurcz. Parali偶uj膮cy ci臋偶ar przygni贸t艂 Wielk膮 Sal臋, zamieniaj膮c ka偶dy oddech w olbrzymi wysi艂ek. S艂owa Remusa powraca艂y echem w g艂owie Harry鈥檈go, w 偶aden spos贸b nie pozwalaj膮c mu poj膮膰 ich sensu. Zaledwie kilka godzin wcze艣niej rozmawia艂 i 偶artowa艂 sobie z Dedalusem. A teraz, zupe艂nie nagle, mia艂o go w艣r贸d nich zabrakn膮膰?

艁zy toczy艂y si臋 po policzkach Hestii. Nikt nie pr贸bowa艂 jej pociesza膰. Harry wiedzia艂, 偶e nie uda mu si臋 dzi艣 op艂aka膰 Dedalusa. Gniew, kt贸ry w nim wrza艂, by艂 zbyt wielki. Gniew na Voldemorta i jego poplecznik贸w.

Dosy膰. Wystarczaj膮co wielu zgin臋艂o ju偶 w tej bezsensownej wojnie. Zbyt wielu wyrz膮dzono straszn膮 krzywd臋. Harry wiedzia艂, 偶e nie da rady d艂u偶ej siedzie膰 bezczynnie i czeka膰 nie wiadomo na co. Koniec z przewracaniem akt z miejsca na miejsce. Nadszed艂 czas dzia艂ania.

Pow臋drowa艂 spojrzeniem do Pandory, doznaj膮c nag艂ego ol艣nienia.

To by艂 wypadek 鈥 powiedzia艂 nieg艂o艣no, ale wyra藕nie, nie zwa偶aj膮c na skierowane na niego zaskoczone oczy pozosta艂ych. Zmarszczy艂 czo艂o w zamy艣leniu. 鈥 Nie zamierzali go zabija膰. Wiedzieli, 偶e nara偶膮 Pandor臋 na wielkie niebezpiecze艅stwo, je艣li Dedalusowi co艣 si臋 stanie. 鈥 Odszuka艂 wzrok Dumbledore鈥檃, wpatruj膮c si臋 uporczywie w jego b艂臋kitne oczy. 鈥 Wr贸c膮, 偶eby j膮 znale藕膰. Mo偶e s膮 ju偶 nawet w drodze.

Dumbledore nawet nie mrugn膮艂.

Wi臋c nie wolno nam traci膰 czasu 鈥 odpar艂 zdecydowanie. 鈥 Oblicza nowo przyby艂ych wyra偶a艂y niezrozumienie. Nie mieli poj臋cia o rozwi膮zaniu zagadki szpiega w ministerstwie. Ze zmarszczonymi brwiami przygl膮dali si臋 nieznajomej dziewczynie, 艣pi膮cej na stole. Terry rzuci艂 Harry鈥檈mu pytaj膮ce spojrzenie, nie dosta艂 jednak 偶adnej odpowiedzi. 鈥 Remus, Hestia, potrzebuj臋 waszego wsparcia. 鈥 Usta dyrektora zacisn臋艂y si臋 w cienk膮 lini臋. Jego twarz nape艂ni艂a si臋 trosk膮, gdy zerkn膮艂 na ca艂kowicie zdezorientowan膮 Tonks. 鈥 Musicie uda膰 si臋 ze mn膮 do domu Dedalusa. Szczeg贸艂y poznacie na miejscu. Je艣li dopisze nam szcz臋艣cie, zatrzymamy tam 艣miercio偶erc臋 ze 艣cis艂ego kr臋gu Voldemorta.

Nie by艂o czasu na 偶a艂ob臋 ani na 艂zy: okrutny fakt, do kt贸rego niestety byli przyzwyczajeni. Remus zdawa艂 si臋 by膰 zaskoczony, wyrazi艂 jednak sw膮 zgod臋 skinieniem g艂owy. Hestia g艂o艣no wydmucha艂a nos i podnios艂a si臋 z krzes艂a.

S膮 jakie艣 wie艣ci o Draconie, prosz臋 pana? 鈥 Harry po raz pierwszy tej nocy us艂ysza艂 g艂os Blaise鈥檃, podobnie jak pierwszy raz uda艂o mu si臋 wy艂apa膰 w jego tonie co艣 na kszta艂t napi臋cia. Nie odrywa艂 oczu od Dumbledore鈥檃.

Dyrektor drgn膮艂 lekko, jakby wyrwany z zamy艣lenia.

Niestety nie 鈥 odpowiedzia艂 dziwnie zrezygnowanym tonem.

Co艣 w jego g艂osie zaniepokoi艂o Harry鈥檈go.

Co si臋 sta艂o z Draconem? 鈥 zapyta艂, czuj膮c, jak puls mu przyspiesza.

Przepad艂 鈥 westchn膮艂 Dumbledore i spojrza艂 mu w twarz zm臋czonymi oczami. 鈥 Blaise jest ostatni膮 osob膮, kt贸ra go widzia艂a. Od tamtej pory min膮艂 tydzie艅.

Zduszony j臋k wyrwa艂 mu si臋 z krtani. Z ca艂ej si艂y pr贸bowa艂 uspokoi膰 przewracaj膮cy si臋 w nim 偶o艂膮dek.

Co to ma znaczy膰, 鈥瀙rzepad艂鈥? 鈥 Harry nie chcia艂, by przemawia艂 przez niego gniew, ale nie zdo艂a艂 si臋 opanowa膰. R臋ce bezwiednie zwin臋艂y si臋 w pi臋艣ci. 鈥 Dopadli go 艣miercio偶ercy? 鈥 Wydawa艂o mu si臋, 偶e w 偶y艂ach kr膮偶y mu p艂ynny l贸d. Nagle zacz膮艂 potwornie marzn膮膰. W wyobra藕ni przesun臋艂y si臋 przed nim wizje zgwa艂conego Dracona, le偶膮cego na zimnej, kamiennej posadzce kapliczki.

Remus wsta艂 z krzes艂a. Przez chwil臋 si臋 waha艂, po czym po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu.

Nic na to nie wskazuje 鈥 rzek艂 艂agodnie, mocniej 艣ciskaj膮c bark Pottera. 鈥 Powinni艣my raczej wyj艣膰 z za艂o偶enia, 偶e dobrowolnie powr贸ci艂 na Mroczn膮 Stron臋.

W tym momencie Harry poczu艂, 偶e kompletnie traci grunt pod nogami, pytaj膮c si臋, ile z艂ych wiadomo艣ci zdo艂a jeszcze znie艣膰 tej nocy? Co, na Merlina, sta艂o si臋 z Draconem?

Co sprawia, 偶e tak zak艂adacie? 鈥 wydusi艂 z trudem, niemal wdzi臋czny Remusowi za mocny chwyt. Tylko dzi臋ki niemu trzyma艂 si臋 jeszcze na nogach. 鈥 Dlaczego mia艂by zrobi膰 co艣 podobnego?

Minerwa podesz艂a bli偶ej i poda艂a mu bez s艂owa male艅ki, b艂yszcz膮cy przedmiot, zaskakuj膮co ci臋偶ki w jego d艂oni. Wpatrywa艂 si臋 w niego jak og艂uszony. W z艂ot膮 odznak臋 z wizerunkiem feniksa.

Pan Malfoy otrzyma艂 j膮 od nas, gdy przeszed艂 na nasz膮 stron臋, wst臋puj膮c do Zakonu. 鈥 G艂os profesor McGonagall tchn膮艂 zn贸w dobrze znan膮 si艂膮, nie zdradzaj膮c cienia niepewno艣ci. 鈥 Odznaka by艂a symbolem jego lojalno艣ci. Sk艂ada艂 przysi臋g臋, 偶e j膮 zostawi, je艣li kiedykolwiek podejmie decyzj臋 wyst膮pienia z Zakonu. Tak, by艣my wiedzieli, na czym stoimy.

Mia艂 wra偶enie, 偶e nie pojmuje niczego. Odznaka zdawa艂a si臋 wa偶y膰 ca艂e tony, ci膮gn膮c jego r臋k臋 w d贸艂.

Znale藕li艣my j膮 dzi艣 rano na kuchennym stole w mieszkaniu Dracona 鈥 odezwa艂 si臋 Dumbledore, mru偶膮c oczy i wpatruj膮c si臋 w Harry鈥檈go tak, jakby szuka艂 czego艣 g艂臋boko ukrytego w jego wn臋trzu. 鈥 Zabra艂 reszt臋 swych rzeczy osobistych. Nie wygl膮da na to, by mia艂 zamiar wr贸ci膰.

Przez d艂u偶szy czas nikt nie wyrzek艂 ani s艂owa. Harry patrzy艂 na Dumbledore鈥檃 niewidz膮cym wzrokiem, jego twarz rozmazywa艂a mu si臋 przed oczami jak nieostra fotografia.

To niemo偶liwe 鈥 powiedzia艂 w ko艅cu tonem pozbawionym wyrazu. Gniew nadal tkwi艂 w nim, przyczajony gdzie艣 za jego zastyg艂膮 jak l贸d min膮. Przecie偶 Dumbledore sam wielokrotnie podkre艣la艂, 偶e ufa Draconowi Malfoyowi. 鈥 On nigdy by tego nie zrobi艂.

By膰 mo偶e mia艂 swoje powody 鈥 odpowiedzia艂 dyrektor spokojnie, wzruszaj膮c ramionami. 鈥 Tego nie wiemy.

Ten niesko艅czony spok贸j zacz膮艂 mu powoli, ale skutecznie dzia艂a膰 na nerwy. Pi臋艣ci same odnalaz艂y drog臋 na ci臋偶ki blatu sto艂u. G艂uchy odg艂os uderzenia sprawi艂, 偶e zgromadzeni zatrz臋艣li si臋 z zaskoczenia.

Do cholery jasnej! 鈥 wyrzuci艂 z siebie Harry ze z艂o艣ci膮. Serce 艂omota艂o mu ci臋偶ko o 偶ebra. Co艣 tu by艂o bardzo nie w porz膮dku, co艣, z czym nikt si臋 nie liczy艂. Czu艂 to wyra藕nie. 鈥 Draco jest w niebezpiecze艅stwie. Nie mo偶emy zostawi膰 go samego na pastw臋 losu. 鈥 Oszala艂ym z przera偶enia wzrokiem wodzi艂 od jednej osoby do drugiej.

Jego pe艂na emocji przemowa natrafi艂a jednak na twardy mur milczenia. Tylko niewielu zdo艂a艂o nie spu艣ci膰 powiek, gdy obejmowa艂 ich spojrzeniem.

Ponownie Dumbledore jako pierwszy przerwa艂 cisz臋, odchrz膮kuj膮c g艂o艣no. Jego oczy nabra艂y trudnego do odczytania wyrazu.

Aktualnie nie mo偶emy zrobi膰 dla Dracona niczego, nie nara偶aj膮c przy tym kogo艣 z naszych szereg贸w 鈥 stwierdzi艂 z powag膮. 鈥 Ostatnia akcja kosztowa艂a nas o jedn膮 ofiar臋 za du偶o.

S艂owa dyrektora sygnalizowa艂y bezcelowo艣膰 sprzeciwu. Harry鈥檈go nic to jednak nie obchodzi艂o. My艣l, 偶e prawdopodobnie wszystko potoczy艂oby si臋 zupe艂nie innym torem, gdyby tygodniami nie schodzi艂 Draconowi z drogi, pozbawia艂a go niemal zmys艂贸w.

W takim razie poszukam go sam! 鈥 krzykn膮艂 wzburzony. Nie mia艂 zamiaru czeka膰 d艂u偶ej. Nareszcie zacznie dzia艂a膰. Niech pozostali my艣l膮 sobie o nim, co chc膮. 鈥 Nawet je艣li musia艂bym z tego powodu r贸wnie偶 wyst膮pi膰 z Zakonu.

Remus z przestrachem z艂apa艂 g艂o艣ny oddech. Nawet Tonks na sekund臋 unios艂a g艂ow臋. Jedynie Terry, Ginny i Blaise ci膮gle wpatrywali si臋 w pod艂og臋. Dlatego, poniewa偶 byli jedynymi osobami, znaj膮cymi prawd臋. Prawd臋, kt贸rej Harry za 偶adn膮 cen臋 nie m贸g艂 zdradzi膰 w obecno艣ci Dumbledore鈥檃 i swych by艂ych nauczycieli.

Wzrok dyrektora po raz kolejny przybra艂 ten specjalny, badawczy wyraz. Tak, jakby chcia艂 przejrze膰 Harry鈥檈go na wylot, nie mog膮c jednak odnale藕膰 w nim tego, czego szuka艂.

Gdzie zamierzasz rozpocz膮膰 poszukiwania? 鈥 Jego g艂os by艂 ch艂odny, ale nie pozbawiony 偶yczliwo艣ci.

Malfoy Manor 鈥 odrzek艂 Harry kr贸tko. To miejsce jako pierwsze przysz艂o mu do g艂owy.

Zauwa偶y艂, jak rysy Dumbledore鈥檃 twardniej膮.

Malfoy Manor to dla nas wrogie terytorium, mimo faktu, 偶e Narcyza Malfoy uchodzi za osob臋 neutraln膮. Ponie艣li艣my ju偶 olbrzymie ryzyko, pozwalaj膮c Draconowi na sp臋dzenie Bo偶ego Narodzenia w domu. Kolejne odwiedziny w posiad艂o艣ci s膮 zbyt niebezpieczne.

Nic mnie to nie obchodzi 鈥 rozz艂oszczony Harry spojrza艂 na g艂ow臋 Zakonu Feniksa, tocz膮c z nim niemy pojedynek na spojrzenia. Do chwili, w kt贸rej czyj艣 g艂臋boki g艂os przerwa艂 napi臋cie.

P贸jd臋 razem z nim. 鈥 Blaise 艂agodnie oswobodzi艂 r臋k臋 z u艣cisku Ginny i post膮pi艂 krok naprz贸d.

Harry, zaskoczony, b艂yskawicznie obr贸ci艂 si臋 ku niemu. Jak zwykle nie potrafi艂 odczyta膰 wyrazu jego twarzy. Niezale偶nie, jakie powody kierowa艂y Blaise鈥檈m, pozostawa艂y w ca艂kowitym ukryciu. Mo偶liwe, 偶e test z Veritaserum udowodni艂 brak jego kontakt贸w z ciemn膮 stron膮, ale to jeszcze nie znaczy艂o, i偶 mo偶na by艂o obdarza膰 go zaufaniem.

Nawet o tym nie my艣l 鈥 wysycza艂 Harry spoza zaci艣ni臋tych z臋b贸w.

Blaise nie przej膮艂 si臋 ani troch臋 t膮 reakcj膮.

Ju偶 jako dziecko nieustannie go艣ci艂em w Manor i znam ka偶dy zak膮tek dworu 鈥 powiedzia艂, zwracaj膮c si臋 do dyrektora. 鈥 M贸j udzia艂 w misji niew膮tpliwie przyniesie wam korzy艣ci.

Harry nie m贸g艂 powstrzyma膰 cichego, sceptycznego prychni臋cia.

Ginny i ja mogliby艣my do was do艂膮czy膰 鈥 zaproponowa艂 Terry ostro偶nie, rzucaj膮c szybkie spojrzenie na rudow艂os膮 dziewczyn臋, kt贸ra natychmiast przytakn臋艂a. 鈥 Mogliby艣my was os艂ania膰 i w razie potrzeby wszcz膮膰 alarm.

Harry wytrzeszczy艂 oczy ze zdumienia. Czy jego koledzy z zespo艂u naprawd臋 przed chwil膮 poparli ofert臋 Blaise鈥檃? Jak 艣mieli zaj艣膰 go w ten spos贸b od ty艂u? Zanim jeszcze zdoby艂 si臋 na pe艂n膮 gniewu ripost臋, Dumbledore zmusi艂 wszystkich do milczenia niecierpliwym gestem d艂oni.

A wi臋c dobrze. Udacie si臋 do Malfoy Manor. We czw贸rk臋. Wy艣l臋 pani Malfoy ekspresow膮 sow臋 i uprzedz臋 j膮 o waszej wizycie. Dzia艂ajcie rozwa偶nie. Niew艂a艣ciwa decyzja mog艂aby oznacza膰 艣mier膰 was wszystkich. 鈥 Rezolutne s艂owa nie do ko艅ca skry艂y obaw臋 pobrzmiewaj膮c膮 w jego g艂osie. Poklepa艂 Harry鈥檈go po ramieniu. 鈥 Powodzenia 鈥 mrukn膮艂, po czym, pod膮偶aj膮c 艣ladem Remusa i Hestii, wst膮pi艂 w 艣wie偶o rozpalony kominek, znikaj膮c w jego zielonych p艂omieniach.

Nie starczy艂o im czasu na strach lub zw膮tpienie. Niebo nadal okrywa艂a ciemno艣膰, gdy ca艂膮 nowo sformowan膮 grup膮 wyszli na b艂onia przed zamkiem, by aportowa膰 si臋 stamt膮d do celu. Lodowaty wiatr owiewa艂 im uszy. Nikt nie powiedzia艂 ani s艂owa, zanim nie osi膮gn臋li skraju Zakazanego Lasu.


***


Po raz pierwszy w 偶yciu postawi艂 nog臋 na w艂o艣ciach Malfoy贸w. Schowany w g臋stwinie krzak贸w, wodzi艂 wzrokiem po tylnej cz臋艣ci posiad艂o艣ci. Stary budynek dworu, kr贸luj膮cy po艣rodku za艣nie偶onego krajobrazu, najwyra藕niej od wiek贸w dzielnie opiera艂 si臋 wiatrom i deszczom. Nawet w mroku sprawia艂 tak imponuj膮ce wra偶enie, 偶e Harry鈥檈mu na kilka sekund zapar艂o dech w piersi, ka偶膮c mu zapomnie膰 o w艣ciek艂o艣ci na Terry鈥檈go i Ginny, kt贸r膮 czu艂 jeszcze par臋 minut wcze艣niej.

A niech to鈥 鈥 us艂ysza艂 szept dziewczyny za plecami. Ciep艂y oddech Ginny muska艂 mu kark. Zadr偶a艂 mimowolnie.

Drobne ga艂膮zki cicho trzeszcza艂y pod ich stopami. Gdzie艣 zatrzepota艂 sp艂oszony ptak. Dziwno艣膰 tego miejsca budzi艂a w nich co艣 niepokoj膮cego. W przeciwie艅stwie do hogwarckich b艂oni by艂o tu zupe艂nie bezwietrznie. Harry czu艂 g臋si膮 sk贸rk臋 na ramionach, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e reszta grupy musia艂a doznawa膰 podobnego wra偶enia.

Chod藕cie, podejdziemy bli偶ej 鈥 szepn膮艂 Blaise cichutko, wyci膮gaj膮c r贸偶d偶k臋. Skulony, oderwa艂 si臋 od cienia drzew, gdzie si臋 ukrywali.

Terry i Ginny ruszyli za nim po sekundzie zw艂oki.

Harry zmarszczy艂 czo艂o, konstatuj膮c, 偶e Blaise z otwart膮 pewno艣ci膮 siebie przej膮艂 rol臋 przyw贸dcy, kt贸ra zasadniczo przypada艂a jemu samemu. Zdecydowa艂 si臋 jednak tym razem pomin膮膰 bezczelno艣膰 dawnego 艢lizgona milczeniem. To nie by艂 odpowiedni moment na k艂贸tnie. Ostrzegawcze s艂owa Dumbledore鈥檃 zbyt g艂o艣no d藕wi臋cza艂y mu jeszcze w uszach.

Dopiero po bli偶szych ogl臋dzinach zauwa偶y艂, 偶e wspania艂ym niegdy艣 murom daleko by艂o do dobrego stanu. W wielu miejscach tynk osypywa艂 si臋 ze 艣cian, a przestronny park po艂o偶ony za domem zd膮偶y艂 zupe艂nie zdzicze膰. By艂o jasne, 偶e od dawna nikt nie dba艂 o wygl膮d ogrodu.

Przywarli mocno do kamiennego ogrodzenia, w napi臋ciu ws艂uchuj膮c si臋 w cisz臋 otoczenia. Nie dobiega艂 stamt膮d 偶aden podejrzany d藕wi臋k. Posiad艂o艣膰 ton臋艂a w uroczystym wr臋cz spokoju. Zimno zamienia艂o ich oddechy w niewielkie, bia艂awe ob艂oczki.

W 偶adnym z wielkich okien dworu nie pali艂o si臋 艣wiat艂o, co o tak p贸藕niej porze nikogo nie mog艂o zdziwi膰. Mimo tego obawa, odczuwana przez Harry鈥檈go, nieprzerwanie ros艂a. Wydawa艂o mu si臋, 偶e budynek jest dziwnie martwy, a jego okna udaj膮 du偶e, puste oczy, z kt贸rych ju偶 dawno ulecia艂o 偶ycie.

Jak my艣licie, czy pani Malfoy dosta艂a sow臋 Dumbledore鈥檃? 鈥 zapyta艂a Ginny nerwowo, przerywaj膮c cisz臋. Zadr偶a艂a lekko, gdy z innego ko艅ca parku dobieg艂 do nich pe艂en skargi g艂os nocnego ptaka.

Nie 鈥 odrzek艂 Blaise spokojnie, zerkaj膮c w g贸r臋, w kierunku martwych okien. Zimne powietrze zaczerwieni艂o mu policzki. 鈥 Nie wydaje mi si臋, 偶eby tu w og贸le by艂a. Dom jest tak jako艣鈥 pusty.

Harry obr贸ci艂 si臋 do niego w zaskoczeniu. Blaise wypowiedzia艂 w艂a艣nie dok艂adnie to, co jemu samemu chodzi艂o po g艂owie.

Tam jest wej艣cie. 鈥 Raczej wyczu艂, ni偶 naprawd臋 us艂ysza艂 s艂owa Terry鈥檈go. Boot wskaza艂 na stare, ci臋偶kie, d臋bowe drzwi, ukryte za wg艂臋bieniem w murze, z kt贸rych w odleg艂ych czasach korzystali zapewne pos艂a艅cy.

Zanim kt贸rekolwiek z nich zd膮偶y艂o go powstrzyma膰, Terry ostro偶nie stukn膮艂 r贸偶d偶k膮 w bogato zdobion膮 klamk臋. Drzwi wyda艂y j臋kliwe skrzypni臋cie, niech臋tnie obracaj膮c si臋 w zawiasach. Najprawdopodobniej od bardzo dawna ich nie u偶ywano. M艂ody auror w zdumieniu wpatrywa艂 si臋 w szczelin臋, kt贸ra w艂a艣nie ukaza艂a si臋 jego oczom.

Harry czu艂 buzuj膮c膮 w 偶y艂ach adrenalin臋, maj膮c wra偶enie, 偶e wszyscy s艂ysz膮 g艂o艣ny 艂omot jego serca.

Nie wydaje si臋 wam, 偶e wszystko toczy si臋 troch臋 zbyt 艂atwo? 鈥 zapyta艂 z oci膮ganiem. 鈥 Mogli艣my, ot tak sobie, aportowa膰 si臋 na teren posiad艂o艣ci. Nawet drzwi nie s膮 zamkni臋te. Czy to mo偶liwe, 偶eby pani Malfoy zapomnia艂a za艂o偶y膰 zakl臋cia ochronne?

By膰 mo偶e by艂 tu kto艣 przed nami i je zdj膮艂 鈥 odpar艂 Blaise z pochmurn膮 min膮, niespiesznie odwracaj膮c si臋 do Harry鈥檈go i patrz膮c mu prosto w oczy. 鈥 Lub ten kto艣 nadal tu jest i chce, 偶eby艣my weszli do 艣rodka.

呕adna z alternatyw nie robi艂a szczeg贸lnie kusz膮cego wra偶enia. Harry nie zamierza艂 jednak da膰 si臋 zastraszy膰 przypuszczeniom Blaise鈥檃.

Wi臋c powinni艣my tam wej艣膰 i sprawdzi膰, co jest grane 鈥 odpowiedzia艂 wyzywaj膮co i wysun膮艂 podbr贸dek, nie przerywaj膮c kontaktu wzrokowego.

Blaise za艣mia艂 si臋 ironicznie, po czym zwr贸ci艂 si臋 w stron臋 drzwi i popchn膮艂 je lekko.

Lumos 鈥 wyszepta艂. 艢wiat艂o, kt贸re pojawi艂o si臋 na czubku jego r贸偶d偶ki, utworzy艂o matowy sto偶ek na wydeptanej, ciemnozielonej, marmurowej posadzce. Po raz ostatni skin膮wszy g艂ow膮 reszcie, bezszelestnie przekroczy艂 pr贸g. Pozostali post膮pili w 艣lad za nim. Drzwi zamkn臋艂y si臋 za nimi, skrzypi膮c nieg艂o艣no.

We wn臋trzu przywita艂a ich 艂ukowata kopu艂a sufitu, nasuwaj膮ca na my艣l katakumby. Powietrze przesyca艂a wilgo膰, zdaj膮c si臋 wychyla膰 z wiekowych 艣cian i wyci膮ga膰 ku nim swe mokre macki. S艂aba po艣wiata bij膮ca z ich r贸偶d偶ek nadawa艂a pomieszczeniu upiorny charakter. Harry rozgl膮da艂 si臋 wok贸艂 szeroko otwartymi oczami, usi艂uj膮c jednocze艣nie nie straci膰 z nich Blaise鈥檃, pr膮cego naprz贸d z niesamowitym zdecydowaniem i pewno艣ci膮.

Koszmarny, pozbawiony okien korytarz, w kt贸rym si臋 znajdowali, zdawa艂 si臋 nie mie膰 ko艅ca. Olbrzymie paj臋czyny zwisa艂y spod pu艂apu. Harry oddycha艂 z trudem. Jego pier艣 przyt艂acza艂 niewyja艣niony ci臋偶ar.

Co jaki艣 czas po obu stronach korytarza pojawia艂y si臋 drzwi, niekt贸re zamkni臋te, inne ukazuj膮ce ich spojrzeniom ukrywane za nimi ponure, opuszczone wn臋trza, wype艂nione po brzegi starymi meblami i najdziwaczniejszymi sprz臋tami. Harry z wysi艂kiem t艂umi艂 ciekawo艣膰, staraj膮c si臋 nie zapomina膰 o Dumbledorze i o celu ich wizyty w Manor.

Znik膮d nie dobiega艂 偶aden odg艂os. Nigdzie ani 艣ladu skrzata domowego. Jedynym 偶ywym stworzeniem, na jakie si臋 natkn臋li, by艂a mysz, kt贸ra na d藕wi臋k ich zbli偶aj膮cych si臋 krok贸w rzuci艂a si臋 do panicznej ucieczki.

Marsz, kt贸ry w ich odczuciu trwa艂 ca艂ymi godzinami, przywi贸d艂 ich nareszcie do najwyra藕niej zamieszka艂ej cz臋艣ci domu. Min臋li gigantyczn膮, zastawion膮 cennymi antykami jadalni臋 ze wspania艂ym widokiem na otulony 艣niegiem park. Zatrzymali si臋 w r贸wnie wielkim salonie, wype艂nionym drogimi kanapami i fotelami, szlachetnymi dywanami i wazami z najdelikatniejszej chi艅skiej porcelany. Wsz臋dzie panowa艂a totalna ciemno艣膰. W kominkach nie by艂o niczego poza dawno wystyg艂ym popio艂em. Tuziny imponuj膮cych malowide艂 zdobi艂y 艣ciany, prezentuj膮c ca艂膮 galeri臋 przodk贸w rodu Malfoy贸w. Harry z艂apa艂 g艂臋boki oddech, gdy na jednym z nich ze zdziwieniem odkry艂 Dracona.

Obraz musia艂 powsta膰 za czas贸w szkolnych. Namalowana na nim posta膰 mia艂a na sobie 艣lizgo艅sk膮 szat臋. Draco trzyma艂 si臋 prosto i prawie nieruchomo, a w jego oczach odbija艂a si臋 tradycyjna mieszanka dumy i arogancji, kt贸ra omal nie sprowadzi艂a u艣miechu na twarz Harry鈥檈go. Przez kilka uderze艅 serca mia艂 dziwne poczucie jego blisko艣ci. Ch艂odny, niemal rozkazuj膮cy ton Blaise鈥檃 przywr贸ci艂 go do rzeczywisto艣ci.

Sypialnie znajduj膮 si臋 na pierwszym pi臋trze. Dwoje z nas powinno zosta膰 na dole i trzyma膰 stra偶.

B膮d藕cie ostro偶ni 鈥 powiedzia艂a Ginny z wysi艂kiem i powoli skin臋艂a g艂ow膮. Harry rozpozna艂 trosk臋 ukryt膮 w jej g艂osie, wiedz膮c, 偶e nie istniej膮 偶adne s艂owa, mog膮ce j膮 w tej chwili uspokoi膰. Spr贸bowa艂 u艣miechn膮膰 si臋 do niej p贸艂g臋bkiem, a potem odwr贸ci艂 si臋 i wraz z Blaise鈥檈m opu艣ci艂 salon.

Za olbrzymimi, bia艂ymi, dwuskrzyd艂owymi drzwiami znajduj膮cymi si臋 po przeciwnej stronie pokoju, przywita艂 ich hol wej艣ciowy Malfoy Manor. Blaise szed艂 przodem. Harry uni贸s艂 roz艣wietlon膮 r贸偶d偶k臋 wy偶ej, by m贸c lepiej widzie膰, a nast臋pnie przekroczy艂 pr贸g, pod膮偶aj膮c 艣ladem Zabiniego.

Ju偶 po kilku krokach stan膮艂 jak wryty. Dopiero po chwili dotar艂o do niego, 偶e od paru sekund nie zamyka ust ze zdziwienia.

Hol wydawa艂 si臋 by膰 niezwykle wielki, cho膰 wcale taki nie by艂. Z艂udzenie to wywo艂ywa艂y niezliczone wysokie zwierciad艂a, zawieszone jedno obok drugiego na 艣cianach, kt贸re w ten spos贸b zdawa艂y si臋 sk艂ada膰 wy艂膮cznie z luster we wszystkich mo偶liwych wariantach. Stali w samym centrum holu, a Harry mia艂 wra偶enie, 偶e patrzy w oblicze niesko艅czono艣ci. Na moment zapomnia艂 o ca艂ym 艣wiecie, o napi臋ciu, strachu, a nawet o tym, po co si臋 tu zjawili.

Witaj w gabinecie luster 鈥 wyszepta艂 cicho Blaise za jego plecami.

Nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od tego, co widzia艂. W md艂ym 艣wietle r贸偶d偶ek odbicia ich twarzy nabiera艂y trupio bladej barwy, kontrastuj膮c z czarnymi jak w臋gle plamami oczu.

Jedno ze zwierciade艂, wisz膮ce poni偶ej 艂uku kr臋tych schod贸w o bogato zdobionej por臋czy, w niewyja艣nialny spos贸b przyci膮gn臋艂o uwag臋 Harry鈥檈go.

Szklana powierzchnia nie ja艣nia艂a zwyczajnym dla luster, srebrzystym blaskiem, ukazywa艂a zamiast tego dziwnie matow膮, bezdenn膮 czer艅. Ale gdy tylko w ni膮 zajrza艂, ze zdziwieniem rozpozna艂 swe odbicie tak samo czyste i wyra藕ne jak zawsze. Przez kilka chwil wydawa艂o mu si臋, 偶e spogl膮da w ciemn膮 to艅 jeziora, niemal czuj膮c 艂agodny ruch wody. Z wysi艂kiem st艂umi艂 ch臋膰 wyci膮gni臋cia r臋ki i dotkni臋cia lustrzanej tafli.

Strze偶 si臋 czarnego zwierciad艂a 鈥 odezwa艂 si臋 Blaise, przystaj膮c za jego plecami. Harry widzia艂 iskry rozbawienia w jego oczach. Tysi膮c my艣li naraz zawirowa艂o mu w g艂owie.

Co ono pokazuje? 鈥 wypowiedzia艂 pierwsz膮 z nich.

Blaise u艣miechn膮艂 si臋 lekko.

Najcz臋艣ciej prawd臋 鈥 odpowiedzia艂 ze spokojem. 鈥 Jako dzieci zawsze si臋 go troch臋 bali艣my, zw艂aszcza wtedy, gdy co艣 nabroili艣my. 鈥 Tym razem w jego g艂osie nie by艂o 艣ladu ironii, jedynie melan偶 czu艂o艣ci i melancholii.

Zabini odetchn膮艂 g艂臋boko, odwr贸ci艂 si臋 i powoli zacz膮艂 wspina膰 po kr臋tych schodach. Min臋艂o kilka chwil, zanim Harry zdo艂a艂 oderwa膰 si臋 od widoku lustrzanego salonu i ruszy膰 za nim.

Do tej pory mijali pokoje, w kt贸rych panowa艂 nieskazitelny 艂ad. Tutaj, na g贸rze, u szczytu schod贸w, po raz pierwszy natkn臋li si臋 na totalny chaos.

Tuziny poprzewracanych kufr贸w i wybebeszonych walizek zagradza艂y im drog臋, prezentuj膮c sw膮 zawarto艣膰, rozsypan膮 na perskich dywanach pokrywaj膮cych pod艂og臋. Obok rozmaitych fragment贸w garderoby, p艂yt kompaktowych i ksi膮偶ek, wzrok Harry鈥檈go przyku艂 szarosrebrny, doskonale znany mu szlafrok. Poczu艂 bolesny ucisk w piersi.

To rzeczy Dracona 鈥 mrukn膮艂 zaniepokojony, ostro偶nie przest臋puj膮c nad jedn膮 z walizek i si臋gaj膮c po szlafrok. Srebrzysty materia艂 ch艂odzi艂 mu palce. Dobrze pami臋ta艂 ten dotyk.

Wymienili spojrzenia w p贸艂mroku. Nie by艂o powodu do po艣piechu. Atmosfer臋 nadal przenika艂 cie艅 zagro偶enia, ale jego 藕r贸d艂o ju偶 dawno zd膮偶y艂o opu艣ci膰 dom. Byli tu ca艂kowicie sami, nie wyczuwaj膮c na pi臋trze obecno艣ci jakiejkolwiek innej 偶ywej istoty. Pokoje za niezliczonymi drzwiami ci膮gn膮cymi si臋 wzd艂u偶 korytarza, oddzielonymi od siebie jedynie w膮skimi paskami tapety, zia艂y pustk膮. Malfoy Manor by艂o tak samo wymar艂e, jak przypuszczali, obserwuj膮c dw贸r z zewn膮trz.

Harry dojrza艂 b艂ysk obawy w spojrzeniu Blaise鈥檃, wiedz膮c, 偶e jej przyczyn膮 jest Draco. Rozpozna艂 to tak 艂atwo mo偶e dlatego, bo podobne uczucie zaciska艂o mu w艂asne gard艂o. Nie zmieni艂 tej nocy swej opinii o Zabinim, przypuszczalnie te偶 nie zmieni jej nigdy, ale przez moment mia艂 wra偶enie, 偶e 艂膮czy ich co艣 wi臋cej ni偶 wzajemna niech臋膰 i uprzedzenie.

Jeste艣 szczery wobec Ginny czy to tylko jedna z twoich gierek, 偶eby si臋 na mnie odegra膰? 鈥 wyrzuci艂 z siebie Harry, wiedz膮c, 偶e nie by艂o to w艂a艣ciwe miejsce ani czas na podobne pytania. Nie m贸g艂 jednak d艂u偶ej zwleka膰. Czu艂, 偶e co艣 wymyka mu si臋 z r膮k.

Blaise nie zdawa艂 si臋 w najmniejszym stopniu zaskoczony. Nie musia艂 si臋 te偶 d艂ugo zastanawia膰 nad odpowiedzi膮.

Mo偶liwe, 偶e taka my艣l odgrywa艂a pewn膮 rol臋 na samym pocz膮tku 鈥 przyzna艂 bez ogr贸dek z ca艂kowicie kamienn膮 min膮. 鈥 Ale sytuacja si臋 zmieni艂a. Ginny j膮 zmieni艂a. To niezwyk艂a dziewczyna, nawet je艣li pope艂ni艂a b艂膮d, zakochuj膮c si臋 w tobie. 鈥 Spojrza艂 Harry鈥檈mu prosto w oczy. K膮ciki ust drgn臋艂y mu lekko. 鈥 Obecnie wydaje mi si臋, 偶e o wiele bardziej zdenerwuje ci臋 fakt, 偶e naprawd臋 mi na niej zale偶y.

Harry by艂 zdezorientowany, nie wiedz膮c, czy za艂o偶enie Blaise鈥檃 zawiera艂o w sobie element prawdy. Ale mo偶e nie powinien zastanawia膰 si臋 nad tym dzisiaj. Teraz z pewno艣ci膮 istnia艂y o wiele wa偶niejsze rzeczy do zrobienia.

Szukajmy dalej, dobrze? 鈥 Jego g艂os wype艂ni艂o naraz wielkie zm臋czenie. Z jednej strony obawia艂 si臋 tego, co najprawdopodobniej znajd膮, z drugiej jednak t臋skni艂 za ko艅cem tej misji. Jego cia艂o rozpaczliwie domaga艂o si臋 kilku godzin snu. Blaise nie wyrazi艂 sprzeciwu.

W milczeniu wymin臋li zawarto艣膰 walizek Dracona i ruszyli d艂ugim korytarzem. Mi臋kkie dywany t艂umi艂y odg艂osy ich krok贸w. Wraz z ka偶dymi mijanymi drzwiami temperatura zdawa艂a si臋 spada膰 o stopie艅. Nie musieli i艣膰 daleko.

Otwarte drzwi na ko艅cu korytarza prowadzi艂y do luksusowo wyposa偶onej sypialni, utrzymanej w odcieniach bieli i z艂ota. Jedna z szyb wysokiego okna by艂a rozbita, lodowato zimne, nocne powietrze bez przeszk贸d wdziera艂o si臋 do wewn膮trz, wydymaj膮c zas艂ony. Harry zadr偶a艂 z ch艂odu i otuli艂 si臋 w艂asnymi ramionami. Blaise nie musia艂 mu wyja艣nia膰, do kogo nale偶a艂a sypialnia. To by艂o oczywiste.

Bia艂e lilie na komodzie. Spl膮tana po艣ciel na 艂贸偶ku. Otwarta ksi膮偶ka na nocnym stoliku. Nadal pal膮ca si臋 lampka. Plamy krwi na 艣nie偶nobia艂ym dywanie. I Mroczny Znak na drzwiach szafy, prowokuj膮cy, obsceniczny symbol gniewu.

Na Boga 鈥 wyszepta艂 przera偶ony Blaise. W przeci膮gu kilku chwil jego i tak ju偶 blada twarz przybra艂a barw臋 kredy.

Przez moment 偶aden z nich nie potrafi艂 wym贸wi膰 ani s艂owa. Harry potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 jak w transie.

Nawet nie pr贸bowa艂a si臋 broni膰 鈥 powiedzia艂 wreszcie g艂ucho. 鈥 Mo偶e ju偶 od dawna wiedzia艂a, 偶e kiedy艣 si臋 tu zjawi膮. Mo偶e po prostu tylko na nich czeka艂a.

Zimno nieprzerwanie ogarnia艂o jego cia艂o, ale nie by艂 w stanie zrobi膰 najmniejszego ruchu.

Zabini milcza艂, zamy艣lony. Jego twarz wygl膮da艂a jak wykuta w kamieniu.

Harry m贸g艂 jedynie zgadn膮膰, co sta艂o si臋 z Draconem i jak zareagowa艂 na to, 偶e porwali mu matk臋 w ramach okrutnej kary za jego zdrad臋. Kolana zacz臋艂y mu si臋 trz膮艣膰.

Ty idioto 鈥 wyszepta艂 w rozpaczy, zamykaj膮c oczy i opieraj膮c czo艂o o futryn臋 drzwi. 鈥 Do cholery, dlaczego nie da艂e艣 nam zna膰?

Blaise najwyra藕niej wiedzia艂, 偶e to nie on by艂 odbiorc膮 tych s艂贸w.


To kwestia po偶膮dania

To kwestia zaufania

Kwestia tego, by to, co zbudowali艣my

nie rozsypa艂o si臋 w py艂

Oto niekt贸re z wielu rzeczy

trzymaj膮cych nas razem

(Depeche Mode, 鈥濹uestion of Lust鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty si贸dmy



Jak daleko si臋 posuniesz,

by mnie uratowa膰?



Ogarn膮艂 go niewyja艣niony spok贸j. Spok贸j wojownika przygotowuj膮cego si臋 do boju. Nawet je艣li w tej chwili jeszcze nie wiedzia艂, gdzie przyjdzie mu stoczy膰 walk臋. Jasne by艂o tylko to, kim s膮 jego przeciwnicy.

Zwi膮zana posta膰 Thomasa Avery鈥檈go, unieruchomionego silnym zakl臋ciem parali偶uj膮cym, nie wzbudzi艂a w nim 偶adnych emocji. By膰 mo偶e dlatego, 偶e w g艂臋bi duszy przeczuwa艂 ju偶 prawd臋. A by膰 mo偶e dlatego, 偶e dotar艂 do punktu, w kt贸rym nic nie potrafi艂o nim naprawd臋 wstrz膮sn膮膰.

Dumbledore zdawa艂 si臋 by膰 wyczerpany trudami minionych w艂a艣nie godzin. Jego pomarszczona d艂o艅 dygota艂a, gdy nape艂nia艂 herbat膮 fili偶ank臋, kt贸r膮 po chwili podsun膮艂 Harry鈥檈mu. Okr膮g艂y pok贸j wype艂nia艂 szarawy, wpadaj膮cy przez okno blask wczesnego 艣witu. Nadchodzi艂 kolejny poranek.

Z艂apanie go nie nastr臋czy艂o nam wi臋kszych trudno艣ci 鈥 stwierdzi艂 Dumbledore nieg艂o艣no, wskazuj膮c ruchem g艂owy Avery鈥檈go. 鈥 L臋k jest czynnikiem, kt贸ry nie艂atwo oszacowa膰, zw艂aszcza gdy boimy si臋 o tych, kt贸rych kochamy. Niekt贸rym ludziom potrafi doda膰 si艂. Innych z kolei obezw艂adnia.

Harry pod膮偶y艂 za jego spojrzeniem. Twarz Avery鈥檈go by艂a blada, a lewy policzek przecina艂a otwarta, g艂臋boka rana. Dumbledore sprawia艂 wra偶enie spokojnego i opanowanego, ale Harry doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e wraz z aurorami nie obszed艂 si臋 ze 艣miercio偶erc膮 艂agodnie.

Naprawd臋 uwa偶a pan, 偶e jest zdolny do tego, by kocha膰 sw膮 c贸rk臋? 鈥 G艂os Harry鈥檈go brzmia艂 zadziwiaj膮co beznami臋tnie. 鈥 Po tym wszystkim, co jej zrobi艂?

Oczywi艣cie, 偶e tak 鈥 odpar艂 Dumbledore z p贸艂u艣miechem. 鈥 Bycie po ciemnej stronie nie oznacza automatycznie braku zdolno艣ci do kochania. Avery, podobnie jak Pandora, jest zaledwie ma艂ym trybikiem w maszynie sterowanej przez Voldemorta. Uwa偶am, 偶e tak samo jak ona nie mia艂 wyboru.

Harry milcza艂, zamy艣lony. Z jakiego艣 powodu trudno mu by艂o poj膮膰 s艂owa Dumbledore鈥檃. Przeciw komu ma skierowa膰 sw贸j gniew, drzemi膮cy w jego wn臋trzu, je艣li domniemani oprawcy r贸wnie偶 okazywali si臋 by膰 ofiarami?

Kto艣 go ju偶 przes艂ucha艂? 鈥 zapyta艂 w ko艅cu. Powieki mu ci膮偶y艂y. Mo偶e to w艂a艣nie zm臋czenie sprawia艂o, 偶e reagowa艂 na wszystko z niezwyk艂ym spokojem. 鈥 Mo偶liwe, 偶e wyci膮gniemy z niego wskaz贸wki dotycz膮ce kryj贸wki 艣miercio偶erc贸w. Albo dowiemy si臋, co sta艂o si臋 z Draconem i jego matk膮. 鈥 Usi艂owa艂 przep臋dzi膰 my艣l o Malfoyu w odleg艂y zak膮tek 艣wiadomo艣ci, by nie dopu艣ci膰 do siebie strachu. Uda艂o mu si臋 to tylko po艂owicznie.

Stary czarodziej potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Przes艂uchamy go, gdy minie dzia艂anie czaru parali偶uj膮cego. Niestety, obawiam si臋, 偶e Veritaserum niewiele nam tu pomo偶e. Informacje o dost臋pie do kryj贸wki 艣miercio偶erc贸w s膮 zakamuflowane w ten spos贸b, 偶e nie reaguj膮 na eliksir prawdy.

Harry potrzebowa艂 jedynie kilku sekund na podj臋cie decyzji.

Chcia艂bym przeprowadzi膰 przes艂uchanie, je艣li mi pan zezwoli, panie dyrektorze 鈥 powiedzia艂 formalnie, patrz膮c z u艣miechem na Dumbledore鈥檃. 鈥 By膰 mo偶e istniej膮 i inne sposoby na zmuszenie go do m贸wienia.

Nie b臋d臋 ci sta艂 na przeszkodzie 鈥 odpowiedzia艂 Dumbledore ze spokojem. 鈥 Z pewno艣ci膮 wiesz, 偶e nie stosujemy tortur jako metody nak艂aniania naszych je艅c贸w do powiedzenia prawdy. W艂a艣nie to r贸偶ni nas od strony przeciwnej.

Ciche prychni臋cie Harry鈥檈go mog艂o uj艣膰 za pe艂n膮 wypowied藕.

Niech pan si臋 tym nie martwi 鈥 stwierdzi艂, wyci膮gaj膮c r贸偶d偶k臋 z kieszeni i k艂ad膮c j膮 ostro偶nie na biurku dyrektora. 鈥 Z pewno艣ci膮 nie zamierzam 艂ama膰 zasad.

Powoli, nie upiwszy ani 艂yka herbaty, podni贸s艂 si臋 z miejsca i post膮pi艂 kilka krok贸w w kierunku drzwi. Zanim do nich doszed艂, jeszcze raz obr贸ci艂 si臋 ku Dumbledore鈥檕wi.

Od jak dawna wiedzia艂 pan, 偶e Draco znikn膮艂?

Gniew na dyrektora zd膮偶y艂 ju偶 dawno ust膮pi膰, cho膰 Harry nie potrafi艂 wyt艂umaczy膰, z jakiego powodu. By膰 mo偶e dlatego, 偶e tamtej nocy w sypialni porwanej Narcyzy Malfoy po raz kolejny u艣wiadomi艂 sobie, i偶 Dumbledore nie by艂 ani wszechmocny, ani nieomylny.


Nied艂ugo. 鈥 W twarzy Dumbledore鈥檃 nie drgn膮艂 ani jeden mi臋sie艅, a w oczach nie pojawi艂 si臋 najmniejszy 艣lad poczucia winy. 鈥 Dowiedzia艂em si臋 o tym najwy偶ej kilka godzin wcze艣niej ni偶 ty.

I nie dowiedzia艂bym si臋 o tym od pana, gdyby Blaise nie zapyta艂?

Dumbledore westchn膮艂 cicho i pow臋drowa艂 spojrzeniem za okno.

Mo偶liwe, 偶e nie 鈥 rzek艂, nieznacznie wzruszaj膮c ramionami, po czym obr贸ci艂 g艂ow臋 ku Harry鈥檈mu, patrz膮c na niego badawczo. 鈥 Przewidzia艂em spos贸b, w jaki przyjmiesz t臋 wiadomo艣膰. Z jednej strony obawia艂em si臋 twojej reakcji, poniewa偶 ostatni膮 rzecz膮, kt贸rej pragn臋, jest ponowne nara偶enie ci臋 na to, przez co ju偶 raz przeszed艂e艣 w kapliczce. 鈥 Przez jego twarz przebieg艂 bolesny skurcz. Harry poczu艂, jak co艣 w jego wn臋trzu 艣ciska si臋 na ten widok.

A z drugiej strony? 鈥 zapyta艂 dziwnie ochryp艂ym g艂osem.

Wzrok dyrektora na u艂amek sekundy przybra艂 nieodgadniony wyraz. Zamigota艂 w nim stary, tak dobrze znany Harry鈥檈mu ogie艅.

Z drugiej strony pragn膮艂em, by艣 zareagowa艂 w艂a艣nie tak 鈥 odpowiedzia艂, przybieraj膮c wr臋cz bojowy ton. 鈥 Nie wiem, kiedy i gdzie stoczymy walk臋, kt贸ra przes膮dzi o wszystkim. Nie wiem te偶, czy uda nam si臋 j膮 wygra膰. Jedyne, co do czego mam pewno艣膰, to fakt, 偶e obaj odegracie w niej kluczow膮 rol臋. Ty i Draco, wsp贸lnymi si艂ami.

Przez chwil臋 Harry jedynie wpatrywa艂 si臋 w niego w zdumieniu. S艂owa Dumbledore鈥檃 zabrzmia艂y dwuznacznie. Mog艂y co艣 insynuowa膰, ale by膰 mo偶e nie kry艂y w sobie 偶adnego podtekstu. Jak wiele dyrektor si臋 domy艣la艂? I ile ju偶 o nich wiedzia艂? A mo偶e od dawna nie by艂o dla niego tajemnic膮, co zasz艂o mi臋dzy nim a Draconem?

B艂yszcz膮ce oczy Dumbledore鈥檃 nie da艂y mu 偶adnej wyra藕nej odpowiedzi.

Harry powoli opu艣ci艂 r臋ce. Dyrektor go sprowokowa艂, wystawi艂 na pr贸b臋. Nagle wszystko sta艂o si臋 absolutnie jasne.

Pan wcale nie zamierza艂 rezygnowa膰 z uratowania Dracona, prawda? 鈥 Nie by艂 nawet w stanie si臋 rozz艂o艣ci膰. Wydawa艂o mu si臋, 偶e sprawy musia艂y potoczy膰 si臋 w艂a艣nie t膮 drog膮. 鈥 Ani przez sekund臋 nie pomy艣la艂 pan, 偶e on dobrowolnie powr贸ci艂 na ciemn膮 stron臋.

Stary czarodziej spl贸t艂 spoczywaj膮ce na kolanach d艂onie.

Nie 鈥 odpar艂 艂agodnie, nie uchylaj膮c si臋 przed wzrokiem Harry鈥檈go.

Potter g艂o艣no wypu艣ci艂 powietrze. Spodziewa艂 si臋 w艂a艣nie takiej odpowiedzi. Przez moment poczu艂 si臋 jak pionek na planszy, wystawiony na 艂ask臋 i nie艂ask臋 graczy, doskonale wiedz膮c, 偶e ko艣ci decyduj膮ce o jego losie prawdopodobnie ju偶 dawno zosta艂y rzucone.

W holu wej艣ciowym dworu Malfoy贸w po raz pierwszy zajrza艂em do czarnego zwierciad艂a 鈥 powiedzia艂, a jego zaci艣ni臋te usta utworzy艂y w膮sk膮 kresk臋. Nie wiedzia艂 do ko艅ca, dlaczego w og贸le wspomina艂 o tym dyrektorowi. Mo偶e dlatego, 偶e nie mia艂 poj臋cia, z kim jeszcze m贸g艂by si臋 podzieli膰 tym do艣wiadczeniem.

Naprawd臋? 鈥 W g艂osie Dumbledore鈥檃 zabrzmia艂a ciekawo艣膰. Pochyli艂 si臋 lekko do przodu, patrz膮c na Harry鈥檈go zw臋偶onymi oczami. 鈥 I co w nim ujrza艂e艣?

Pocz膮tkowo tylko siebie samego. 鈥 Doznanie toni臋cia w czarnym jeziorze powr贸ci艂o z ca艂膮 wyrazisto艣ci膮. Uni贸s艂 g艂ow臋, napotykaj膮c wzrok starego czarodzieja. 鈥 Ale co艣 by艂o inaczej ni偶 zwykle. Na chwil臋, zanim si臋 odwr贸ci艂em, oczy mojego odbicia nie nale偶a艂y ju偶 do mnie. By膰 mo偶e tylko mi si臋 wydawa艂o. Ale przez sekund臋 mia艂em wra偶enie, 偶e by艂y to oczy鈥 Dracona.

Dumbledore nie okaza艂 zdziwienia. Wr臋cz przeciwnie. W jego minie pojawi艂 si臋 wyraz pewnej ulgi. Niespiesznie opad艂 na oparcie fotela, u艣miechaj膮c si臋 subtelnie.

A co to, twoim zdaniem, mo偶e oznacza膰?

Harry zwleka艂 przez moment.

Za艂贸偶my, 偶e dobrze mi si臋 zdawa艂o 鈥 zacz膮艂 ostro偶nie. 鈥 Za艂贸偶my ponadto, 偶e zwierciad艂o rzeczywi艣cie pokazuje prawd臋. 鈥 Wyra藕nie czu艂 na sobie oczekuj膮ce spojrzenie Dumbledore鈥檃. Nadal przepe艂nia艂 go g艂臋boki spok贸j, ca艂kowicie wypieraj膮cy rozpacz, kt贸rej dozna艂 w sypialni Narcyzy Malfoy. Prawie automatycznie wyprostowa艂 ramiona i zacisn膮艂 d艂onie w pi臋艣ci. 鈥 Je艣li to wszystko jest prawd膮, to wychodz臋 z za艂o偶enia, 偶e Draconowi nic si臋 nie sta艂o i 偶e ci膮gle jeszcze 偶yje.

Z jakiej艣 przyczyny nie by艂 w stanie spojrze膰 Dumbledore鈥檕wi w oczy. Ogarn臋艂o go przemo偶ne pragnienie opuszczenia pokoju. Szybko skierowa艂 si臋 ku drzwiom, otworzy艂 je i wyszed艂 z gabinetu, nie czekaj膮c na odpowied藕 dyrektora. Prawdopodobnie dlatego, i偶 obawia艂 si臋 jakiejkolwiek formy skorygowania jego za艂o偶enia.

Sta艂 ju偶 u szczytu kr臋tych, magicznych schod贸w, gdy do jego uszu dotar艂 szept, sprawiaj膮cy, 偶e zadr偶a艂 od st贸p do g艂贸w:

By膰 mo偶e znaczy to du偶o wi臋cej ni偶 tylko to.


***


Stary mnich w ciemnym habicie, widniej膮cy na portrecie tu偶 obok drzwi, obrzuci艂 go ponurym spojrzeniem. Blask bij膮cy z nieco zardzewia艂ej latarni s艂abo o艣wietla艂 jego wysuszone rysy.

Has艂o? 鈥 zapyta艂 skrzekliwym g艂osem, wykrzywiaj膮c usta, jakby w艂a艣nie ugryz艂 co艣 szczeg贸lnie kwa艣nego.

Mandragora 鈥 odpar艂 Harry niecierpliwie, na co mnich niech臋tnie zezwoli艂 mu wej艣膰 do po艂o偶onego nieco na uboczu pokoiku na wie偶y. Po kilku godzinach snu czu艂 si臋 wprawdzie znacznie lepiej, ale nawet w stanie wypocz臋tym nigdy nie grzeszy艂 zbytni膮 cierpliwo艣ci膮.

Cele wi臋zienne zwyk艂y mie膰 inny wygl膮d, zdecydowa艂 po kr贸tkich ogl臋dzinach pomieszczenia. Przyjemnie urz膮dzony pok贸j prezentowa艂 osza艂amiaj膮cy widok na o艣nie偶one wzg贸rza i zamarzni臋te jezioro, co nie wywiera艂o jednak wielkiego wra偶enia na jego tymczasowej mieszkance. Pandora siedzia艂a po turecku na 艂贸偶ku, niech臋tnie kartkuj膮c jeden z podr臋cznik贸w. Zaplecione w ci臋偶ki warkocz w艂osy opada艂y jej na plecy, kojarz膮c si臋 Harry鈥檈mu w nieprzyjemny spos贸b z czarnym w臋偶em.

Gdy go rozpozna艂a, przez sekund臋 w jej wzroku zamigota艂 strach, kt贸ry jednak znikn膮艂 tak szybko, jak si臋 pojawi艂. Doskonale kontrolowa艂a wyraz swej twarzy.

Czego tu chcesz? 鈥 zapyta艂a nieufnie, marszcz膮c czo艂o i zamykaj膮c ksi膮偶k臋 z trzaskiem.

Zatrzyma艂 si臋 kilka krok贸w od niej.

Porozmawia膰 z tob膮 鈥 odpowiedzia艂 spokojnie, nie spuszczaj膮c z niej z oczu ani na chwil臋.

Nie wiem, o czym mogliby艣my rozmawia膰 鈥 odezwa艂a si臋 po chwili, oddychaj膮c g艂o艣no. Z jej tonu bi艂a lekka rezygnacja. 鈥 Profesor Dumbledore zd膮偶y艂 mnie ju偶 poinformowa膰, 偶e z艂apali艣cie mojego ojca. 鈥 Harry nie wiedzia艂, co ma odpowiedzie膰. Jej mina by艂a zimna i twarda jak marmur. Nie mia艂 najmniejszego poj臋cia, jakie uczucia wzbudzi艂o w niej zatrzymanie ojca. I czy w og贸le mia艂a jakiekolwiek uczucia. 鈥 Co z nim zrobicie? 鈥 W jej g艂osie pojawi艂 si臋 nagle cie艅 niepokoju. Mo偶liwe, 偶e jej twarz sprawia艂a dziecinne i niewinne wra偶enie, ale oczy zdawa艂y si臋 zarejestrowa膰 ju偶 wszystkie okrucie艅stwa, kt贸re niesie ze sob膮 偶ycie. Zdradza艂y wiek, do kt贸rego w istocie by艂o jej jeszcze bardzo daleko.

Stanie przed s膮dem, a to, co zawini艂, zostanie stwierdzone podczas procesu 鈥 odpar艂, wzruszaj膮c ramionami. Z jakiego艣 niewyt艂umaczalnego powodu czu艂 potrzeb臋, by j膮 uspokoi膰, cho膰 z ca艂ej si艂y stara艂 si臋 temu oprze膰. 鈥 Co czeka na niego potem, w ca艂o艣ci zale偶y od wyroku. 鈥 Pandora bawi艂a si臋 paznokciami, ze wzrokiem twardo wbitym w pod艂og臋. 鈥 Co z twoj膮 matk膮? 鈥 Ju偶 dawno powinien by艂 zada膰 to pytanie. Kt贸ra matka pozwoli艂aby u偶y膰 swego dziecka jako narz臋dzia do szpiegowania wroga?

W jej nieobecnym spojrzeniu brakowa艂o jakiegokolwiek wyrazu.

Od dawna nie 偶yje 鈥 odezwa艂a si臋 bez cienia emocji. 鈥 Wychowywali mnie g艂贸wnie wuj i ciotka.

Z pewno艣ci膮 istnia艂y momenty, w kt贸rych Harry 偶yczy艂 jej paskudnego losu. Teraz jednak nie by艂 w stanie od偶egna膰 ogarniaj膮cego go wsp贸艂czucia. 呕ycie Pandory przypomina艂o mu troch臋 jego w艂asne dzieci艅stwo. Nie mog膮c znale藕膰 w艂a艣ciwych s艂贸w odpowiedzi, pozwoli艂, by zapad艂a mi臋dzy nimi niezr臋czna cisza.

W ko艅cu dziewczyna przerwa艂a j膮 chrz膮kni臋ciem.

Co si臋 ze mn膮 stanie? 鈥 zapyta艂a nieco wyzywaj膮cym tonem, do艣膰 typowym dla czternastolatki, niezale偶nie od zasz艂ych wydarze艅. 鈥 Jak d艂ugo chcecie mnie jeszcze trzyma膰 w tym paskudnym pokoju?

Co ci si臋 w nim nie podoba? 鈥 Harry uni贸s艂 brwi w zdziwieniu. 鈥 A mo偶e wola艂a艣 miesi膮cami siedzie膰 w kieszeni ciemnej szaty i po艂yka膰 robaki?

Na chwil臋 zamar艂a w bezruchu, jedynie jej oczy zal艣ni艂y gniewem.

Na Boga, nie, to by艂o prawdziwe piek艂o 鈥 wysycza艂a niebezpiecznie cicho. 鈥 Nie masz 偶adnego poj臋cia o tym, co m贸wisz.

Nie mam poj臋cia? 鈥 Najch臋tniej roze艣mia艂by si臋 histerycznie, zdo艂a艂 si臋 jednak z wysi艂kiem opanowa膰. 鈥 A kto postara艂 si臋 o to, bym wyl膮dowa艂 we w艂asnym piekle? 鈥 Potworne wspomnienia po raz kolejny wydosta艂y si臋 na powierzchni臋 i musia艂 w艂o偶y膰 ca艂y trud w to, by nim nie ow艂adn臋艂y. 鈥 Wierz mi, 偶e mam doskona艂e poj臋cie o tym, jak mo偶e wygl膮da膰 piek艂o.

Po raz pierwszy zauwa偶y艂 w jej wzroku co艣 na kszta艂t zak艂opotania, ledwo dostrzegalnego, ale niew膮tpliwie prawdziwego. Zamy艣li艂a si臋, wykrzywiaj膮c usta.

Nienawidzisz mnie za to, prawda? 鈥 spyta艂a spokojnie.

Nie, nie czuj臋 do ciebie nienawi艣ci 鈥 odpar艂 ch艂odno, mru偶膮c oczy. 鈥 Jedynie ci wsp贸艂czuj臋. Wsp贸艂czuj臋 dlatego, bo nie by艂a艣 na tyle odwa偶na, by obroni膰 si臋 przed uk艂adami, kt贸rych najwyra藕niej nie popierasz. 鈥 Dobrze wiedzia艂, 偶e jest dla niej niesprawiedliwy. Ale z jakiego艣 powodu by艂o mu to oboj臋tne.

Z艂o艣膰 wykrzywi艂a jej rysy.

Niech ci si臋 tylko nie zdaje, 偶e to takie proste 鈥 rzuci艂a mu z w艣ciek艂o艣ci膮 w twarz. Czy to agresja sprawia艂a, 偶e g艂os tak mocno jej dr偶a艂? Czy te偶 mo偶e co艣 innego? 鈥 Nie my艣l sobie, 偶e tak 艂atwo jest obr贸ci膰 si臋 przeciw ca艂ej swojej rodzinie.

By艂o oczywiste, 偶e mia艂a racj臋. Fakt ten pog艂臋bi艂 tylko jego wsp贸艂czucie dla jej losu. Nie nale偶a艂a do grona tych, kt贸rzy nienawidzili czarodziei mugolskiego pochodzenia. Ideologia zwolennik贸w Voldemorta nie wesz艂a jej w krew. Po prostu urodzi艂a si臋 po niew艂a艣ciwej stronie.

Wracaj膮c do twojego pierwotnego pytania鈥 鈥 Uni贸s艂 g艂os, by zag艂uszy膰 wybuch z艂o艣ci, kt贸ra zacz臋艂a si臋 ju偶 powoli rozprasza膰. 鈥 Profesor McGonagall potwierdzi艂a dzi艣, 偶e od jutra mo偶esz zn贸w zacz膮膰 ucz臋szcza膰 na zaj臋cia w Hogwarcie. Wygl膮da na to, 偶e nie stracili jeszcze co do ciebie nadziei. Wystarczy odrobina wychowania, a ju偶 zostaniesz skierowana na ten tor, co trzeba 鈥 doda艂 odrobin臋 wynio艣le. 鈥 W jej jasnych oczach zamigota艂o co艣 dziwnego. Nie umia艂 okre艣li膰, czy jego zapowied藕 j膮 ucieszy艂a, czy te偶 nie. Pomijaj膮c ucich艂y niedawno gniew, jej mimika nie wyra偶a艂a absolutnie niczego. Powoli potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. 鈥 Jeste艣 nieletni膮 czarownic膮, wi臋c nie zostaniesz oskar偶ona o szpiegostwo 鈥 kontynuowa艂 ze spokojem, pochylaj膮c si臋 i wyci膮gaj膮c z cholewy wysokiego buta pi臋knie zdobiony sztylet. Dosta艂 go w prezencie od Ginny, kiedy艣, ca艂e wieki temu. Ostre ostrze zal艣ni艂o w md艂ym, zimowym s艂o艅cu. 鈥 Zanosi si臋 na to, 偶e wyjdziesz z ca艂ej sprawy bez szwanku. Nie mog臋 zaprzeczy膰, 偶e mnie to nieco irytuje.

W jej oczach rozb艂ys艂a panika, gdy zrobi艂 krok w jej stron臋. Potem kolejny. Spr贸bowa艂a odsun膮膰 si臋 od niego na 艂贸偶ku, ale by艂o ju偶 za p贸藕no. Zanim zd膮偶y艂a uciec, mocno z艂apa艂 jej warkocz i przy艂o偶y艂 do niego n贸偶 na linii karku. J臋kn臋艂a g艂ucho. Ostrze bez trudu przeci臋艂o czarne sploty z cichym, szeleszcz膮cym odg艂osem.

Zaskakuj膮co ci臋偶ki warkocz spocz膮艂 w jego d艂oni. Obci臋te w艂osy wymkn臋艂y si臋 ze zniszczonej fryzury, 艂agodnie otaczaj膮c szczup艂膮, niesko艅czenie blad膮 twarz Pandory.

Dr偶a艂a na ca艂ym ciele, nie mog膮c w 偶aden spos贸b ukry膰 wstrz膮su, kt贸ry wywo艂a艂 w niej jego czyn. Drobn膮 r臋ka dotkn臋艂a ods艂oni臋tego karku, nie dowierzaj膮c temu, co si臋 sta艂o. Z ca艂ej si艂y zaciska艂a szcz臋ki, jakby za wszelk膮 cen臋 pragn膮c unikn膮膰 rozp艂akania si臋 na g艂os z 偶alu po swych pi臋knych, utraconych w艂osach.

Przepraszam 鈥 powiedzia艂 ze swobod膮, tak jakby nie sta艂o si臋 nic takiego i pomacha艂 warkoczem. 鈥 Niestety, b臋dzie mi potrzebny do przekonania kogo艣 o tym, 偶e to, co m贸wi臋, m贸wi臋 na serio. 鈥 Opuszczaj膮c pok贸j, skierowa艂 na ni膮 ostatnie spojrzenie. Z jednej strony by艂o mu jej szkoda, z drugiej za艣 wiedzia艂, 偶e jego wsp贸艂czucie by艂o ostatni膮 rzecz膮, na kt贸r膮 zas艂ugiwa艂a. 鈥 Mo偶e przy okazji naucz臋 ci臋, jak zmusi膰 je do szybkiego odro艣ni臋cia 鈥 rzuci艂 wielkodusznie, staraj膮c si臋 wyzby膰 z g艂osu wszelkiej ironii. 鈥 Chocia偶 ca艂kiem nie藕le ci w kr贸tkich w艂osach.

Wyszed艂 na korytarz z lekkim u艣miechem na twarzy. Spok贸j nadal wype艂nia艂 mu wn臋trze, zalewa艂 go 艂agodnymi falami. Mia艂 nadziej臋, 偶e uda mu si臋 d艂ugo zachowa膰 ten stan, nie by艂 jednak pewien, czy naprawd臋 b臋dzie potrafi艂.


***


Z ka偶dym krokiem sprowadzaj膮cym go w podziemia Hogwartu robi艂o si臋 coraz zimniej. Wcisn膮艂 zmarzni臋te r臋ce do kieszeni szaty, co niestety niewiele pomog艂o. Pot臋偶ne mury o kilkumetrowej grubo艣ci zamyka艂y w sobie ch艂贸d ca艂ych stuleci, kt贸ry nie ust臋powa艂 nawet podczas pe艂ni lata.

Miejsce odosobnienia, do kt贸rego dotar艂, tym razem przypomina艂o prawdziw膮 wi臋zienn膮 cel臋. Ci臋偶kie kraty, odgradzaj膮ce sk膮pe, brudne pomieszczenie od korytarza, by艂y zaczarowane w ten spos贸b, by uniemo偶liwi膰 ucieczk臋. Harry rozpozna艂 to po drobnych, czerwonych iskierkach, przeskakuj膮cych z cichym sykiem pomi臋dzy pr臋tami i nawet nie chcia艂 wiedzie膰, co sta艂oby si臋 z wi臋藕niem, gdyby ich dotkn膮艂.

Zbli偶ywszy si臋, rozpozna艂 we wn臋trzu celi Thomasa Avery鈥檈go, kt贸ry z prowokuj膮c膮 wr臋cz powolno艣ci膮 wyst膮pi艂 z cienia wiekowych mur贸w.

By艂 szczup艂ym, niewysokim, niezbyt muskularnym m臋偶czyzn膮. Wygl膮da艂 na do艣膰 wymizerowanego. Jego ciemne, przyd艂ugie w艂osy zwisa艂y w poskr臋canych kosmykach, zas艂aniaj膮c mu twarz. Pani Pomfrey musia艂a pobie偶nie opatrzy膰 ran臋 na jego policzku, nie lecz膮c jej jednak do ko艅ca.

Mia艂 charakterystyczne rysy, w膮skie i twarde usta, sprawiaj膮ce wra偶enie, jakby nie zna艂y u艣miechu. Dopiero w jego jasnobr膮zowych oczach Harry zdo艂a艂 dostrzec cie艅 podobie艅stwa do Pandory. Migota艂o w nich co艣 taksuj膮cego, rachuj膮cego.

Przyszed艂e艣 tu, by mnie przes艂ucha膰? 鈥 odezwa艂 si臋 艣miercio偶erca niskim, 艂agodnym, niemal pochlebnym g艂osem, tak bardzo niepasuj膮cym do twardego wyrazu ust.

Nie 鈥 odpar艂 Harry r贸wnie mi臋kko, z ca艂ej si艂y staraj膮c si臋 utrzyma膰 swobod臋. Nie przychodzi艂o mu to 艂atwo, Avery za bardzo przypomina艂 mu o nocy w kapliczce, o prze偶ytej grozie, kt贸r膮 pragn膮艂 zapomnie膰.

Bardzo rozs膮dnie z twojej strony. 鈥 Wi臋zie艅 u艣miechn膮艂 si臋 lekko, ale w ma艂o przyjemny spos贸b, odzwierciedlaj膮cy ca艂e z艂o, do kt贸rego by艂 zdolny. 鈥 I tak nie uda艂oby si臋 wam wyci膮gn膮膰 ze mnie 偶adnych istotnych informacji. Wasze cenne Veritaserum jest w moim przypadku bezskuteczne.

Jego otwarcie okazywany spok贸j wyda艂 si臋 Harry鈥檈mu dziwny. Czy偶by nie wiedzia艂, co sta艂o si臋 z jego c贸rk膮? A mo偶e tylko nie przyjmowa艂 tego do wiadomo艣ci?

Jestem tutaj nie po to, by ci臋 przes艂ucha膰, ale po to, by ci zagrozi膰. 鈥 W tym zdaniu zawar艂 ca艂y ch艂贸d, na jaki by艂o go w tej chwili sta膰.

Avery w zaskoczeniu zmarszczy艂 czo艂o, a po chwili roze艣mia艂 si臋 pod nosem. Nie zabrzmia艂o to jednak weso艂o, raczej z odrobin膮 obawy, cho膰 najwyra藕niej robi艂 wszystko, by jej nie okaza膰.

A niby czym chcesz mi zagrozi膰? 鈥 zapyta艂, podchodz膮c do krat tak blisko, jak pozwala艂 na to na艂o偶ony na nie czar. Jego szacuj膮ce spojrzenie pow臋drowa艂o w d贸艂 sylwetki Harry鈥檈go. 鈥 Masz zamiar si臋 na mnie zem艣ci膰? Odwr贸ci膰 role? Zrobi膰 mi to samo, co tobie zrobiono w kapliczce?

艢miercio偶erca rozkoszowa艂 si臋 przypominaniem mu o tym wydarzeniu, o straszliwym upokorzeniu, przez kt贸re przeszed艂. Harry wyra藕nie widzia艂 to w jego oczach. Nie艂atwo by艂o mu zachowa膰 panowanie nad sob膮. G艂臋boko zaczerpn膮艂 powietrza.

Lepiej nie wychylaj si臋 za bardzo, Avery 鈥 odezwa艂 si臋 z wymuszonym spokojem. 鈥 Mamy tu twoj膮 c贸rk臋.

Ciemnow艂osy wi臋zie艅 drgn膮艂 lekko.

Sk膮d mam wiedzie膰, czy nie blefujesz? 鈥 zapyta艂, marszcz膮c czo艂o i mru偶膮c oczy. Brzmia艂 jednak du偶o mniej pewnie ni偶 par臋 chwil wcze艣niej.

K膮ciki ust Harry鈥檈go drgn臋艂y lekko. Nie zamierza艂 reagowa膰 na ten zarzut, koncentruj膮c si臋 na w艂a艣ciwej odpowiedzi.

Pandora jest ca艂kiem 艂adn膮 dziewczyn膮, wiesz 鈥 napomkn膮艂 jakby mimochodem, z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮 u偶ywaj膮c jej imienia. 鈥 Ta delikatna sk贸ra. I te zmys艂owe usta. 鈥 Prowokuj膮co zwil偶y艂 wargi j臋zykiem. 鈥 Nawet nie b臋d臋 si臋 musia艂 za bardzo przezwyci臋偶a膰, by j膮 zgwa艂ci膰. Powiedzmy, 偶e w ramach osobistego rewan偶u. Jak my艣lisz, czy b臋dzie si臋 bardzo broni艂a? A mo偶e ju偶 od dawna jest przyzwyczajona do rozk艂adania n贸g przed pacho艂kami Voldemorta?

Widzia艂, jak twarz Avery鈥檈go zmieni艂a barw臋: pocz膮tkowo blada niczym kreda, zaczerwieni艂a si臋 mocno na chwil臋 przed tym, jak gniew wyla艂 si臋 z niego gwa艂town膮 fal膮.

Ty n臋dzny draniu! 鈥 wrzasn膮艂 rozdygotanym g艂osem. 鈥 Je艣li tylko jej dotkniesz, zabij臋 ci臋 w艂asnymi r臋kami! Rozumiesz? Zabij臋 ci臋!

Harry zrozumia艂, 偶e Dumbledore mia艂 racj臋. 呕e ci stoj膮cy po mrocznej stronie tak偶e potrafili kocha膰. Przez chwil臋 Avery zdawa艂 si臋 traci膰 zmys艂y. Bezsilna furia przy膰mi艂a wszystko, co znajdowa艂o si臋 wok贸艂 niego. Z w艣ciek艂o艣ci膮 uderzy艂 pi臋艣ciami o 偶elazne pr臋ty celi.

Zakl臋cie wyzwoli艂o si臋 w u艂amku sekundy. Czerwona b艂yskawica targn臋艂a cia艂em wi臋藕nia, wstrz膮saj膮c nim przez kilka chwil i ka偶膮c mu zatacza膰 si臋 od 艣ciany do 艣ciany. Bezradnie uni贸s艂 ramiona, jakby chcia艂 odp臋dzi膰 urok, przed kt贸rym uciec nie mo偶na. Sk贸ra dymi艂a mu w miejscach, gdzie jego r臋ce zetkn臋艂y si臋 z kratami. B贸l musia艂 by膰 niezno艣ny, lecz 艣miercio偶erca zdawa艂 si臋 go nie odczuwa膰.

Zapominasz, po kt贸rej stronie krat si臋 znajdujesz 鈥 zauwa偶y艂 Harry cynicznie, podchodz膮c mo偶liwie blisko do pr臋t贸w. 鈥 Nie masz najmniejszej szansy powstrzyma膰 mnie przed tym, co zamierzam zrobi膰. Chyba 偶e oka偶esz gotowo艣膰 do wsp贸艂pracy.

Czego ode mnie chcesz, do cholery jasnej? 鈥 wysycza艂 Avery 艂ami膮cym si臋 g艂osem. Zgi臋ty w p贸艂, trz膮s艂 si臋 na ca艂ym ciele. 鈥 Mam pe艂za膰 na kolanach, przepraszaj膮c ci臋 za to, 偶e przygl膮da艂em si臋, jak kto艣 ci臋 pieprzy艂?

Harry poczu艂 wrz膮c膮 z艂o艣膰. Spr贸bowa艂 zmusi膰 si臋 do dalszego spokojnego oddychania, nie pozwalaj膮c gniewowi przej膮膰 kontroli nad sytuacj膮. My艣l o Draconie przynios艂a mu nareszcie konieczn膮 si艂臋 woli.

Chc臋 zna膰 po艂o偶enie waszej kwatery g艂贸wnej wraz z informacj膮 o dost臋pie do niej 鈥 wydusi艂 zza zaci艣ni臋tych z臋b贸w. Mimo panuj膮cego zimna czu艂 na czole krople potu.

Na kr贸tk膮 chwil臋 ogarn臋艂a go pokusa zapytania o Dracona, o to, czy Avery go widzia艂, czy rzeczywi艣cie powr贸ci艂 na ciemn膮 stron臋. Nie odwa偶y艂 si臋 jednak. By膰 mo偶e Draconowi uda艂o si臋 zachowa膰 kamufla偶. W tym wypadku by艂oby lepiej, gdyby nikt nie wiedzia艂 o jego potajemnych powi膮zaniach z Zakonem.

Avery mruga艂 nieustannie. Zakl臋cie musia艂o uszkodzi膰 cz臋艣膰 jego nerw贸w.

D艂ugo sobie na to poczekasz 鈥 wymamrota艂 niewyra藕nie, przywo艂uj膮c nawet na twarz co艣 w rodzaju podst臋pnego grymasu.

Nie ma sprawy 鈥 odrzek艂 Harry swobodnie, wzruszaj膮c ramionami. 鈥 Sam tego chcia艂e艣. 鈥 Si臋gn膮艂 do kieszeni szaty po warkocz Pandory i cisn膮艂 nim przez pr臋ty do brudnego wn臋trza celi. 鈥 Teraz dostaniesz tylko w艂osy. Nast臋pnym razem, gdy tu przyjd臋, by poprosi膰 ci臋 o informacj臋, przynios臋 ze sob膮 jej palec. Od r臋ki albo od nogi. Zapytam j膮 najpierw, z czego 艂atwiej przyjdzie jej zrezygnowa膰.

Odwr贸ci艂 si臋 udaj膮c, 偶e zamierza opu艣ci膰 loch. Nie uszed艂 daleko.

Zaczekaj! 鈥 G艂os, kt贸ry go powstrzyma艂, brzmia艂 dziwnie wysoko i histerycznie. 鈥 St贸j, ty przekl臋ty 艂otrze!

Harry zwr贸ci艂 si臋 ku wi臋藕niowi, u艣miechaj膮c si臋 szeroko.

Avery schyli艂 si臋 i podni贸s艂 d艂ugi, czarny warkocz, niemal pieszczotliwie g艂adz膮c martwe w艂osy. W jego wn臋trzu musia艂a toczy膰 si臋 burzliwa walka. Harry nie musia艂 patrze膰 mu w twarz, by si臋 tego domy艣le膰.

Ju偶 raz po艣wi臋ci艂e艣 c贸rk臋 Czarnemu Panu 鈥 odezwa艂 si臋 艂agodnie. 鈥 Powiedzia艂a mi, 偶e by艂o to dla niej piek艂em. Naprawd臋 jeste艣 got贸w po艣wi臋ci膰 j膮 kolejny raz?

Przez kilka sekund panowa艂a napi臋ta cisza. Gdy 艣miercio偶erca wreszcie uni贸s艂 g艂ow臋, pozwalaj膮c Harry鈥檈mu spojrze膰 sobie w oczy, widnia艂 w nich jedynie b贸l.

B臋d臋 wsp贸艂pracowa艂 鈥 stwierdzi艂 zwi臋藕le. Zabrzmia艂o to jak kapitulacja.

Harry by艂 doskonale przygotowany. Skrawek papieru i zwyk艂y, mugolski d艂ugopis czeka艂y w pogotowiu w kieszeni jego szaty.

Lepiej nie opowiadaj mi bajek 鈥 zagrozi艂 Avery鈥檈mu. 鈥 Pami臋taj, 偶e to c贸rka zap艂aci za twoje k艂amstwa.

Avery zazgrzyta艂 z臋bami i westchn膮艂 z rezygnacj膮.

Przez kolejne dziesi臋膰 minut Harry nie wyda艂 z siebie 偶adnego d藕wi臋ku. W skupieniu s艂ucha艂 obja艣nie艅 艣miercio偶ercy i sumiennie notowa艂 koordynaty, opisy doj艣cia i has艂a.

Te dane niewiele ci dadz膮 鈥 skonkludowa艂 Avery zm臋czonym tonem. 鈥 Nie uda ci si臋 wej艣膰 tam z ca艂膮 armi膮. Twoi ludzie zgin膮, zanim tylko dostan膮 si臋 w pobli偶e kryj贸wki. Chyba nie my艣la艂e艣, 偶e mo偶esz zwyczajnie zapuka膰 do drzwi i wprosi膰 si臋 na herbatk臋? 鈥 Ochryp艂y 艣miech przeszed艂 w 偶a艂osny atak kaszlu.

Harry zdecydowa艂, 偶e Avery nie cechowa艂 si臋 zbytnim sprytem. A przynajmniej nie wykaza艂 go na tyle, by wzi膮膰 pod uwag臋 wszystkie mo偶liwo艣ci, nawet te najbardziej absurdalne.

B艂yskawicznym ruchem si臋gn膮艂 przez pr臋ty, wyrywaj膮c k臋pk臋 w艂os贸w z g艂owy wi臋藕nia. Avery krzykn膮艂 z b贸lu i zaskoczenia. Zanim jednak zd膮偶y艂 schwyci膰 Harry鈥檈go za przedrami臋, ten ju偶 dawno wycofa艂 d艂o艅.

W spokoju wydoby艂 ma艂膮, plastykow膮 torebk臋, pieczo艂owicie wk艂adaj膮c w艂osy do jej wn臋trza.

My艣l臋, 偶e na pewno otworz膮, je艣li to ty b臋dziesz sta艂 pod drzwiami 鈥 odpar艂, u艣miechaj膮c si臋 z rozbawieniem na widok rozszerzaj膮cych si臋 z przera偶enia oczu 艣miercio偶ercy.

Ten trik ci si臋 nie uda 鈥 wydysza艂. W jego wzroku widnia艂a autentyczna panika. Najwyra藕niej dotar艂o do niego, 偶e ostatecznie przegra艂 rozgrywk臋.

Harry potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Nie przewidz膮 tego 鈥 powiedzia艂 cicho. 鈥 呕aden z nich nie b臋dzie si臋 liczy艂 z moim powrotem.


Widzisz wszystko, widzisz ka偶dy szczeg贸艂,

znasz ca艂e moje 艣wiat艂o i kochasz moj膮 ciemno艣膰.

Wynajdujesz wszystko, co mnie zawstydza,

nie ma 偶adnej rzeczy, kt贸rej by艣 nie pozna艂.

I mimo tego ci膮gle tu jeste艣.

(Alanis Morissette, 鈥濫verything鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty 贸smy



Nadejdzie chwila, w kt贸rej b臋d臋 musia艂 si臋 przyzna膰,

偶e jestem got贸w sprzeda膰 dusz臋 diab艂u,

by艂eby艣 tylko wr贸ci艂 do mnie ca艂y i zdrowy.



Widok, kt贸ry ujrza艂, z jakiego艣 powodu wprawi艂 Zabiniego w rozbawienie.

Ginny siedzia艂a na 艂awie przed p艂on膮cym kominkiem, pochylona nad stosem starych egzemplarzy 鈥濸roroka鈥, kartkuj膮c je beznami臋tnie. W艂osy zwi膮za艂a w wysoki ko艅ski ogon. Cho膰 do wiosny by艂o jeszcze daleko, ca艂e tuziny pieg贸w pokrywa艂y blad膮 sk贸r臋 na jej ods艂oni臋tym karku.

Blaise waha艂 si臋 przez moment, zanim delikatnie po艂o偶y艂 obie r臋ce na jej ramionach. Nie drgn臋艂a, co oznacza艂o, 偶e ju偶 dawno wyczu艂a jego obecno艣膰.

Nadal tak bardzo lubisz zachodzi膰 mnie po cichu od ty艂u? 鈥 zapyta艂a z subteln膮 drwin膮, a k膮ciki jej ust zadygota艂y weso艂o. Gazeta, kt贸r膮 trzyma艂a w d艂oni, zatoczy艂a 艂uk, l膮duj膮c w trzaskaj膮cym ogniu, 偶ar艂ocznie poch艂aniaj膮cym suchy papier.

Przykucn膮艂 obok niej bezszelestnie.

Dzi艣 lubi臋 to szczeg贸lnie 鈥 szepn膮艂, ca艂y u艣miechni臋ty, niby przypadkiem muskaj膮c ustami p艂atek jej ucha. Poczu艂, jak zadr偶a艂a pod jego dotykiem. 鈥 Co tu robisz? Odprawiasz okultystyczne rytua艂y z ogniem?

Wzruszy艂a ramionami, zwracaj膮c ku niemu g贸rn膮 po艂ow臋 cia艂a.

Nie, pr贸buj臋 tylko zaj膮膰 czym艣 uwag臋. Bezskutecznie 鈥 wyzna艂a wreszcie i zacisn臋艂a wargi. W jej oczach widnia艂a troska. 鈥 Harry na pewno nie da si臋 przekona膰 do porzucenia tego wariackiego planu, mam racj臋?

Wykrzywi艂 usta w zamy艣leniu, automatycznie si臋gaj膮c po drobn膮, spoczywaj膮c膮 swobodnie na kolanach d艂o艅 Ginny.

Z pewno艣ci膮 nie znam go tak dobrze jak ty 鈥 zauwa偶y艂. 鈥 Ale, na ile potrafi臋 go oceni膰, to nie, nie zrezygnuje.

I co zrobimy? 鈥 Ginny zmarszczy艂a czo艂o.

A jak my艣lisz? 鈥 Blaise uni贸s艂 brew. 鈥 Oczywi艣cie p贸jdziemy razem z nim.

Zmru偶onymi oczami wpartywa艂a si臋 w jego twarz, jakby chc膮c w niej co艣 odnale藕膰.

Nie sprawia艂 wra偶enia, 偶e chce, aby艣my z nim poszli.

U艣miechn膮艂 si臋 lekko i z艂o偶y艂 delikatny poca艂unek na zimnej r臋ce dziewczyny.

A my nie sprawiamy wra偶enia takich, kt贸rzy spytaj膮 go o zdanie.


***


Min臋艂o sporo czasu, odk膮d ostatni raz widzia艂 Thomasa Avery鈥檈go. Osiem, mo偶e dziewi臋膰 lat. 艢miercio偶erca zd膮偶y艂 si臋 mocno postarze膰. Liczne siwe pasma przecina艂y jego ciemne w艂osy. W jasnych oczach migota艂 cie艅 niepewno艣ci, kt贸ry zdawa艂 si臋 w og贸le do niego nie pasowa膰.

Blaise cicho wypu艣ci艂 powietrze przez nos.

Upierasz si臋 wi臋c przy swoim zamiarze. 鈥 Nie zabrzmia艂o to jak pytanie, lecz jak stwierdzenie. 鈥 Dlaczego ju偶 teraz za偶y艂e艣 eliksir wielosokowy?

Harry niespiesznie odwr贸ci艂 si臋 do wysokiego lustra na 艣cianie i krytycznym wzrokiem zmierzy艂 widoczne w nim odbicie.

Chc臋 mie膰 dosy膰 czasu na przyzwyczajenie si臋 do tego cia艂a 鈥 wyja艣ni艂 powoli, krzywi膮c twarz. W jego g艂osie pobrzmiewa艂o co艣 pogardliwego.

Na kilka sekund mi臋dzy nimi zapanowa艂a cisza. Uwa偶ny wzrok Zabiniego pow臋drowa艂 wzd艂u偶 szczup艂ej sylwetki Avery鈥檈go.

Jak ci si臋 uda艂o go w og贸le przekona膰, 偶eby zdradzi艂 po艂o偶enie kryj贸wki? 鈥 odezwa艂 si臋 po chwili, z trudem ukrywaj膮c ciekawo艣膰. Dumbledore posk膮pi艂 im bli偶szych szczeg贸艂贸w w trakcie niedawnej kolacji.

By艂y Gryfon zapatrzy艂 si臋 w przestrze艅. Z jakiej艣 przyczyny odpowied藕 nie przychodzi艂a mu 艂atwo.

Zagrozi艂em, 偶e skrzywdz臋 Pandor臋.

Wyznanie to zaskoczy艂o Blaise鈥檃 w dziwny spos贸b: odkry艂o bowiem przed nim zimnego, wyrachowanego Harry鈥檈go, kt贸rego do tej pory nie zna艂.

A zrobi艂by艣 to, gdyby nadal milcza艂?

Harry obr贸ci艂 si臋 ku niemu gwa艂townie. Jego oczy rozb艂ys艂y gniewem.

Naprawd臋 ci si臋 wydaje, 偶e by艂bym do tego zdolny? Do cholery, Zabini, zazwyczaj nale偶臋 do tych dobrych!

Blaise z wysi艂kiem powstrzyma艂 cisn膮cy mu si臋 na usta u艣mieszek.

Je艣li chodzi o tych z艂ych, to zwykle mo偶na za艂o偶y膰, 偶e to, co robi膮, przewa偶nie bywa tak samo z艂e 鈥 wyja艣ni艂 rozbawionym tonem. 鈥 To ci dobrzy bywaj膮 nieobliczalni.

Czy to w艂a艣nie z tego powodu nie umia艂e艣 opowiedzie膰 si臋 po 偶adnej ze stron? 鈥 Niski g艂os aurora, nie b臋d膮cy jego w艂asnym, brzmia艂 jadowicie.

Tym razem nie uda艂o mu si臋 st艂umi膰 u艣miechu.

Od zawsze preferowa艂em miejsce pomi臋dzy krzes艂ami 鈥 odpar艂 swobodnie, mierz膮c wzrokiem twarz Avery鈥檈go, oszpecon膮 ran膮 na lewym policzku. 鈥 Kto w艂a艣ciwie zdradzi艂 ciemnej stronie informacje uzyskane w ministerstwie? I, przede wszystkim, jak?

Harry przeszed艂 nieco sztywnym krokiem do okna i wyjrza艂 w rozci膮gaj膮cy si臋 za nim m臋tny mrok.

Pandora by艂a szpiegiem 鈥 zacz膮艂 cicho, delikatnie przesuwaj膮c palcami po parapecie z ciemnego marmuru. 鈥 Dedalusowi nie uda艂o si臋 przejrze膰 jej kamufla偶u. Przez ca艂y czas nosi艂 j膮 tam i z powrotem mi臋dzy swoim domem a ministerstwem. Mieszka艂 na wsi, w Essex. Pandora musia艂a wymyka膰 si臋 noc膮 z jego mieszkania i spotyka膰 w gdzie艣 w pobli偶u z ojcem, kt贸ry nast臋pnie przekazywa艂 zdobyte wiadomo艣ci Voldemortowi. 鈥 Spojrza艂 na Blaise鈥檃 przenikliwie. 鈥 Ostatniej nocy Avery czeka艂 na Pandor臋 w ogrodzie Dedalusa. Dlatego wpad艂 prosto w zasadzk臋 Dumbledore鈥檃, Remusa i Hestii.

Zabini patrzy艂 na niego w milczeniu przez d艂u偶szy czas. Niezwyk艂e by艂o ogl膮danie tylu r贸偶nych emocji, odbijaj膮cych si臋 w oczach Avery鈥檈go. Po raz pierwszy naprawd臋 u艣wiadomi艂 sobie, co to wszystko musia艂o znaczy膰 dla Harry鈥檈go. Pandora i Avery zdradzili go, przyczyniaj膮c si臋 do tego, 偶e zosta艂 z艂apany, poddany torturom i zgwa艂cony. Jak m贸g艂 czu膰 si臋 teraz, gdy uj臋to sprawc贸w tych zdarze艅?

Wykona艂 niejasny gest d艂oni膮, odnosz膮cy si臋 do wszystkiego: znikni臋cia Dracona, planu Harry鈥檈go, eliksiru wielosokowego.

Robisz to tylko z zemsty? 鈥 zapyta艂 g艂osem dziwnie beznami臋tnym.

M艂ody auror parskn膮艂 pod nosem. D艂ugie, ciemne pasmo w艂os贸w Avery鈥檈go opad艂o mu na czo艂o. Ponownie odwr贸ci艂 si臋 do lustra i zapatrzy艂 w obc膮 twarz.

My艣la艂em, 偶e poczuj臋 satysfakcj臋, gdy zobacz臋 strach i m臋k臋 w ich oczach. 鈥 S艂owa z trudem przechodzi艂y mu przez usta. Zaci艣ni臋te szcz臋ki uwydatni艂y zarys ko艣ci. 鈥 Albo i ulg臋. By膰 mo偶e tryumf. Ale nic takiego nie nast膮pi艂o. Nie czu艂em zupe艂nie niczego. 鈥 Jego lustrzane odbicie wbi艂o wzrok w oczy Blaise鈥檃. 鈥 Je艣li tam p贸jd臋, to zrobi臋 to tylko dla Dracona. 鈥 Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, dziwnie spi臋ty, tak jakby to nag艂e wyznanie sprawia艂o mu trudno艣膰.

S艂owa Harry鈥檈go trafi艂y Zabiniego silniej, ni偶 chcia艂by si臋 do tego przyzna膰. Nawet je艣li nie byli przyjaci贸艂mi i pewnie nigdy nimi nie zostan膮, nie potrafi艂 obroni膰 si臋 przed ogarniaj膮c膮 go fal膮 lekkiej sympatii. Zanim zd膮偶y艂 pomy艣le膰, co robi, zbli偶y艂 si臋 do Pottera, 艂agodnie dotykaj膮c pi臋艣ci膮 jego plec贸w.

Trzymaj si臋 mo偶liwie prosto 鈥 mrukn膮艂, analizuj膮c postaw臋 Harry鈥檈go spod przymru偶onych powiek, odruchowo naciskaj膮c mu na kr臋gos艂up. 鈥 A przede wszystkim g艂ow臋. Avery nigdy nie spuszcza wzroku, chyba 偶e staje przed samym Czarnym Panem. 鈥 Niespiesznie cofn膮艂 si臋 o krok, nie zdejmuj膮c spojrzenia z aurora. 鈥 Nie zna wsp贸艂czucia ani lito艣ci. Miejsce, w kt贸re go trafi艂e艣, jest przypuszczalnie jedynym podatnym na zranienie. 鈥 Zmarszczy艂 czo艂o w zamy艣leniu, wyszkuj膮c w pami臋ci kolejnych, wa偶nych szczeg贸艂贸w. 鈥 Swego czasu mia艂 s艂abo艣膰 do Narcyzy Malfoy. Wielbi艂 j膮 i nie ukrywa艂 tego faktu. Mo偶liwe, 偶e uda ci si臋 dzi臋ki temu 艂atwiej do niej dotrze膰.

Oczy Harry鈥檈go rozszerza艂y si臋 coraz bardziej, w miar臋 tego, jak Blaise kontynuowa艂.

Znasz Avery鈥檈go? 鈥 zapyta艂, wstrzymuj膮c oddech.

Zabini westchn膮艂 i lekko wzruszy艂 ramionami.

By艂 jednym z tych, kt贸rzy unikn臋li Azkabanu po upadku Voldemorta, poniewa偶 uda艂o im si臋 przekona膰 Wizengamot, 偶e dzia艂ali pod wp艂ywem Imperiusa. Przez jaki艣 czas mia艂 sporo do czynienia z moim ojcem, robili razem interesy. Bywa艂 u nas cz臋sto. Ale uwierz mi, nigdy nie nazwa艂bym jego towarzystwa mi艂ym. 鈥 Rysy Harry鈥檈go stwardnia艂y na d藕wi臋k ostatnich s艂贸w. Blaise鈥檕wi nietrudno by艂o wyobrazi膰 sobie, co dzia艂o si臋 w jego g艂owie. Zacisn膮艂 usta. 鈥 Uwa偶aj na siebie i wyci膮gnij stamt膮d Dracona w jednym kawa艂ku 鈥 powiedzia艂 stanowczym tonem. 鈥 Nawet je艣li szanse powodzenia stoj膮 jeden do tysi膮ca. Zadbamy o to, by艣cie mieli woln膮 drog臋 odwrotu.

Potter wpatrzy艂 si臋 w pod艂og臋, najwyra藕niej zbyt ot臋pia艂y, by zaprotestowa膰.

Dlaczego to robisz? 鈥 zapyta艂. 鈥 Dlaczego nam pomagasz?

Spodziewa艂 si臋 tego pytania, dlatego z 艂atwo艣ci艂 udzieli艂 Harry鈥檈mu odpowiedzi.

Gdy znajdziesz si臋 ju偶 w tym gnie藕dzie w臋偶y, to wtedy ka偶de z nas b臋dzie mia艂o tam przynajmniej jedn膮 osob臋, na kt贸rej mu bardzo zale偶y 鈥 wyt艂umaczy艂 艂agodnie. 鈥 A ja nie stanowi臋 wyj膮tku. Poza tym z pewno艣ci膮 nie chc臋 patrze膰 na 艂zy Ginny. 鈥 Czu艂 na plecach pa艂aj膮cy wzrok Harry鈥檈go, gdy, odwr贸ciwszy si臋, pod膮偶y艂 do drzwi. Na progu ostatni raz spojrza艂 za siebie. 鈥 Powodzenia 鈥 powiedzia艂 zwi臋藕le. A potem doda艂 co艣, co przysz艂o mu niesko艅czenie ci臋偶ko: 鈥 Jeste艣 odwa偶nym facetem, Potter.


***


Ju偶 w drodze do kryj贸wki 艣miercio偶erc贸w Harry zrozumia艂, 偶e b臋dzie musia艂 zostawi膰 za sob膮 wszystko, co wydarzy艂o si臋 do tej pory. Niespodziewan膮 i pomocn膮 rozmow臋 z Blaise鈥檈m. Ostatnie wskaz贸wki Dumbledore鈥檃. Obaw臋 o auror贸w, kt贸rzy pod膮偶ali za nim, niewidoczni i bezszelestni. A g艂贸wnie to, 偶e jego przekonanie o ch臋ci zemsty by艂o zupe艂nie pozbawione sensu. Poniewa偶 nic, absolutnie nic nie mog艂o zrekompensowa膰 tego, co mu zrobiono.

Zamkn膮艂 oczy, pr贸buj膮c skoncentrowa膰 si臋 na tym, czego naczy艂 si臋 przygotowuj膮c do zawodu aurora. Zachowa膰 zimn膮 krew. Nie dopu艣ci膰, 偶eby strach przej膮艂 kontrol臋 nad sytuacj膮.

Informacje, kt贸rych udzieli艂 Avery, zapad艂y mu g艂臋boko w pami臋膰. Jeden niew艂a艣ciwy krok, jednen cie艅 niepewno艣ci m贸g艂 go zdradzi膰, odes艂a膰 z powrotem do piek艂a, o kt贸rym tak bardzo pragn膮艂 zapomnie膰.

Mi臋kki, bagienny grunt ugi膮艂 si臋 jak g膮bka pod jego stopami, gdy towarzysz膮cy zwykle aportacji nacisk na cia艂o nareszcie ust膮pi艂. Harry zacisn膮艂 szczelniej peleryn臋-niewidk臋 na ramionach. Porywisty wiatr znad Atlantyku by艂 niezwykle ciep艂y jak na t臋 por臋 roku. Z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮 wybra艂 miejsce po艂o偶one w pewnym oddaleniu od podanych przez Avery鈥檈go koordynat. Wola艂 najpierw rozejrze膰 si臋 po okolicy, zanim ujrzy go ktokolwiek z wrogiego obozu.

Jego oczy przez kilka minut przyzwyczaja艂y si臋 do rzekomo nieprzeniknionej ciemno艣ci. Srebrzysty ksi臋偶yc na niemal bezchmurnym niebie stanowi艂 jedyne 藕r贸d艂o 艣wiat艂a. Rozpozna艂 majacz膮ce na horyzoncie kszta艂ty jako zarysy szkockich wzg贸rz. Niedaleko, gdzie艣 za nim, ukrywali si臋 Ginny, Blaise i inni aurorzy. Nawet gdyby chcia艂, nie potrafi艂by ich zobaczy膰: Dumbledore da艂 z siebie wszystko, je艣li chodzi o czary kamufluj膮ce. Ale wyczuwa艂 ich obecno艣膰. Ich blisko艣膰 dodawa艂a mu otuchy.

Prastare ruiny zamku Urquhart odznacza艂y si臋 w mroku ciemnym konturem. W pogodne, letnie dni roi艂o si臋 tu zwykle od mugolskich turyst贸w z ca艂ego 艣wiata, lecz w wietrzne noce, takie jak ta, to tajemnicze miejsce sprawia艂o wra偶enie wymar艂ego.

Jezioro Loch Ness by艂o lekko wzburzone. Drobne fale uderza艂y z cichym pluskiem o kamienny brzeg. Rozrzedzona, upiorna mg艂a wisia艂a nad powierzchni膮 wody. 艢wiadomo艣膰 bezdennej g艂臋bi, kt贸r膮 kry艂o w sobie jezioro, wywo艂a艂a nieprzyjemny dreszcz na sk贸rze Harry鈥檈go.

Kolejny 艂yk eliksiru wielosokowego, chroni膮cy go przed zbyt szybkim powrotem do w艂asnej postaci. Jeszcze jeden g艂臋boki oddech. Ostatnie spojrzenie na ci膮gle cichy Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Energicznym ruchem zrzuci艂 z siebie peleryn臋, wystawiaj膮c si臋 na widok niewidocznych obserwator贸w. Czu艂 niemal wdzi臋czno艣膰 za tradycyjny str贸j 艣miercio偶erc贸w: czarne okrycie otula艂o go ca艂kowicie, pozwalaj膮c mu stopi膰 si臋 z ciemno艣ci膮.

Nie okaza膰 l臋ku. 呕adnej niepewno艣ci. Nieustannie powtarza艂 to sobie w my艣lach jak mantr臋. Zdecydowanym krokiem przemierzy艂 niewielki mostek, staj膮c wreszcie na terenie spustoszonej przed ca艂ymi stuleciami twierdzy.

Doskonale pami臋ta艂 wskaz贸wki, kt贸rych udzieli艂 mu Blaise. Wysun膮艂 podbr贸dek i wyprostowa艂 ramiona, zwracaj膮c si臋 jednocze艣nie w lewo i bez wahania maszeruj膮c w stron臋 wie偶y. Wiatr gwizda艂 w艣r贸d starych ruin, szarpi膮c po艂ami jego peleryny. W臋dr贸wka nie trwa艂a d艂ugo. Skupia艂 si臋 na tym, by nie potkn膮膰 si臋 w ciemno艣ciach o rozsypane doko艂a pozosta艂o艣ci owarowania.

Gdy dotar艂 pod wie偶臋, jego oczom ukaza艂o si臋 stromo opadaj膮ce zbocze, nie b臋d膮ce naj艂atwiejsz膮 drog膮 prowadz膮c膮 nad jezioro. Wysokie ogrodzenie nie stanowi艂o dla niego wi臋kszej przeszkody. Proste, skuteczne zakl臋cie pomog艂o mu unikn膮膰 po艣lizgni臋cia si臋 na wilgotnej skale, gdy pod膮偶aj膮c za wskaz贸wkami Avery鈥檈go z wysi艂kiem pokona艂 kilka metr贸w stromizny dziel膮cej go od brzegu. Nawet z magicznym wsparciem nie posz艂o mu 艂atwo. Gdy wreszcie osi膮gn膮艂 cel, na jego czole mimo zimna perli艂y si臋 krople potu.

Szybko odnalaz艂 p艂aski, bia艂y kamie艅, le偶膮cy na p艂yci藕nie niedaleko brzegu. Okiem wy膰wiczonym w dostrzeganiu szczeg贸艂贸w zarejestrowa艂 wyryt膮 na jego powierzchni ludzk膮 czaszk臋. Z wal膮cym sercem wszed艂 na niego i powoli pochyli艂 si臋 nad niespokojn膮 tafl膮 wody. 艢mia艂a fala zala艂a mu buty, nie przej膮艂 si臋 jednak tym faktem.

Nosce te ipsum. 鈥 Wiatr niemal zag艂uszy艂 cicho wyszeptane s艂owa. Dzi臋ki Avery鈥檈mu zna艂 ich znaczenie. Rozpoznaj siebie samego.

Twarz, nie b臋d膮ca jego w艂asn膮, odbi艂a si臋 w tafli wody. Pocz膮tkowo wszystko zastyg艂o w spokoju, nawet wicher na chwil臋 wstrzyma艂 oddech. Raptem ziemia si臋 zatrz臋s艂a, jakby kto艣 wali艂 w olbrzymi b臋ben gdzie艣 g艂臋boko pod jej powierzchni膮. Co艣, co znajdowa艂o si臋 w jeziorze, zdawa艂o si臋 go obserwowa膰, oceniaj膮c ka偶dy skrawek jego cia艂a. Harry odpowiedzia艂 nieruchomym spojrzeniem, nie wa偶膮c si臋 nawet mrugn膮膰. A potem, nagle, grunt zapad艂 mu si臋 pod nogami.

Opadanie w czarn膮 otch艂a艅 jeziora wydawa艂o si臋 nie mie膰 ko艅ca. 艢ciana mrocznej wody wirowa艂a wok贸艂 niego niczym ogromny lej, nie dotykaj膮c go jednak. Mia艂 wra偶enie, 偶e znajduje si臋 w samym centrum olbrzymiego tornada, z t膮 r贸偶nic膮, 偶e to wci膮ga艂o go w d贸艂 zamiast unosi膰 w g贸r臋. 艁omot b臋bn贸w narasta艂, wdzieraj膮c mu si臋 bole艣nie do uszu.

O wiele za p贸藕no dostrzeg艂 zbli偶aj膮ce si臋 w niezwyk艂ym tempie dno. Uderzenie by艂o tak mocne, 偶e wypar艂o mu z p艂uc ca艂e powietrze. A potem 艣wiat wok贸艂 niego rozp艂yn膮艂 si臋 w ciemno艣ci.


***


Avery, do diab艂a, ocknij si臋 wreszcie!

Avery? Dlaczego kto艣 m贸wi do niego 鈥濧very鈥?

Nieznajomy g艂os brzmia艂 dziwnie g艂ucho, docieraj膮c do jego 艣wiadomo艣ci jak przez warstw臋 waty. Z jakiego艣 powodu le偶a艂 na pod艂odze, zimnej, twardej i mokrej. Kto艣 z艂apa艂 go za ramiona i potrz膮sa艂 nim brutalnie. Ch艂odna d艂o艅 klasn臋艂a go lekko w twarz. Rozgniewany, otworzy艂 oczy, zastygaj膮c w tej samej chwili w bezruchu.

Natychmiast rozpozna艂 schylonego nad nim m臋偶czyzn臋 o ciemnoblond w艂osach, zapadni臋tych policzkach i krzywym nosie. Timothy Nott. 艢miercio偶erca z najw臋偶szego kr臋gu Voldemorta.

W pierwszym momencie chcia艂 si臋 odruchowo cofn膮膰. Powstrzyma艂 go przed tym nie tylko b贸l w ko艣ciach. Dochodzi艂 do tego dziwny wyraz w oczach Notta. Strach? A mo偶e troska?

Wspomnienie wr贸ci艂o w u艂amku sekundy. Wypi艂 eliksir wielosokowy! A teraz znajdowa艂 si臋 w kryj贸wce 艣miercio偶erc贸w. W mgnieniu oka napi膮艂 wszystkie mi臋艣nie.

My艣leli艣my, 偶e ju偶 po tobie, cz艂owieku. 鈥 W mi臋kkim g艂osie Notta pobrzmiewa艂a nieskrywana ulga. Troch臋 niezgrabnie poklepa艂 rami臋 Harry鈥檈go. 鈥 Dlaczego wczoraj w nocy nie wr贸ci艂e艣 od razu? Oberwa艂e艣 jakim艣 zakl臋ciem?

Pe艂en niepokoju wzrok 艣miercio偶ercy prze艣lizn膮艂 si臋 po jego okrytym peleryn膮 ciele. Wtedy Harry nareszcie zrozumia艂. Nott i Avery byli przyjaci贸艂mi.

Tak, do cholery 鈥 odpowiedzia艂 przez zaci艣ni臋te z臋by, usi艂uj膮c podnie艣膰 si臋 na nogi. 鈥 O ma艂o co mnie nie dostali. Uda艂o mi si臋 zwia膰 w ostatniej chwili. Musia艂em si臋 gdzie艣 ukry膰. 鈥 Poczu艂 nag艂y zawr贸t g艂owy, a gdy Nott pomaga艂 mu stan膮膰 prosto, przed oczami zamigota艂y mu jasne plamki. 鈥 Jak d艂ugo by艂em nieprzytomny? 鈥 wymamrota艂 niewyra藕nie.

Tylko par臋 minut 鈥 odrzek艂 Nott powoli, nie puszczaj膮c jego ramienia. 鈥 Ilu ich by艂o? Widzia艂e艣 w艣r贸d nich Dumbledore鈥檃?

Trzech, 艂膮cznie z nim 鈥 mrukn膮艂 Harry zgodnie z prawd膮. Stara艂 si臋 zachowa膰 mo偶liwie nieruchomy wyraz twarzy, kt贸ry widzia艂 u Avery鈥檈go. 鈥 My艣l臋, 偶e z艂apali Pandor臋.

Zobaczy艂, jak oczy Notta rozwieraj膮 si臋 z przera偶enia. Chwil臋 p贸藕niej w jego spojrzeniu pojawi艂o si臋 wsp贸艂czucie.

Chod藕 鈥 powiedzia艂 cicho. 鈥 Znajd藕my kogo艣, kto ci臋 opatrzy.

Nott poprowadzi艂 go bezkresnym labiryntem ciemnych korytarzy. Ich skalny sufit by艂 w niekt贸rych miejscach tak niski, 偶e bezwiednie wci膮ga艂 g艂ow臋 w ramiona. Wsz臋dzie wyczuwa艂o si臋 obecno艣膰 wody, nieustannie kapi膮cej ze 艣cian, zbieraj膮cej si臋 w wij膮ce strumyczki na ziemi. Harry przypuszcza艂, 偶e musieli znajdowa膰 si臋 g艂臋boko pod dnem jeziora. Lata sp臋dzone w kom贸rce pod schodami u Dursley贸w sprawi艂y, 偶e praktycznie nie zna艂 klaustrofobii. Ale tutaj, z tyloma tonami wody nad g艂ow膮, poch艂on臋艂o go wra偶enie dusz膮cej ciasnoty, pozbawiaj膮c swobody oddychania.

Nie wiedzia艂 dok艂adnie, co czeka艂o na niego tu, na dole. Nie mia艂 te偶 poj臋cia, kogo przyjdzie mu spotka膰. Nie wyczuwa艂 obecno艣ci Voldemorta, Mroczny Znak na jego przedramieniu zachowywa艂 si臋 zupe艂nie spokojnie. Po drodze nie natrafili na nikogo. Z wolna ogarnia艂y go w膮tpliwo艣ci, czy na pewno dosta艂 si臋 do w艂a艣ciwej kryj贸wki, ale gdy wreszcie osi膮gn臋li cel, Harry zapomnia艂 o wszystkich dr臋cz膮cych go obawach.

Jego pierwszym wra偶eniem by艂 ogrom hali. Dopiero po dok艂adniejszym przyjrzeniu si臋 zauwa偶y艂 jej niezwyk艂o艣膰.

Podstaw臋 konstrukcji stanowi艂 krzy偶. Do podtrzymania wysokiego stropu potrzebne by艂y ca艂e tuziny masywnych kolumn. Ka偶d膮 z nich zdobi艂o mn贸stwo z艂otych p艂ytek. Strzeliste, gotyckie okna o kolorowych szybach wpuszcza艂y do wewn膮trz magiczne 艣wiat艂o, k艂ad膮ce si臋 barwnymi plamami na kamiennej posadzce. Cenne olejne malowid艂a na 艣cianach przedstawia艂y motywy chrze艣cija艅skie: ukrzy偶owanie Jezusa, Maryj臋 z dzieci膮tkiem na kolanach, aposto艂贸w przy Ostatniej Wieczerzy. Bezpo艣rednio nad naw膮 poprzeczn膮 wznosi艂a si臋 gigantyczna kopu艂a. Hala by艂a wn臋trzem katedry. Olbrzymiej, podwodnej katedry. Niemal boja藕liwy dreszcz przeszy艂 Harry鈥檈go na wskro艣.

Nigdy nie by艂 szczeg贸lnie religijny. Jednak fakt, 偶e Voldemort stawia艂 si臋 na r贸wni z bogiem, sprawi艂, 偶e zrobi艂o mu si臋 zimno.

Przy 艂awie stoj膮cej na podwy偶szeniu przed o艂tarzem siedzia艂o trzech innych 艣miercio偶erc贸w, poch艂oni臋tych gr膮 w karty. W przeci膮gu kilku chwil zidentyfikowa艂 ich jako Jugsona, Traversa i Mulcibera. Gdy rozpoznali, kto si臋 do nich zbli偶a, zdziwieni podnie艣li si臋 z krzese艂.

Avery! 鈥 G艂os Jugsona zabrzmia艂 g艂o艣no i dudni膮co. Akustyka wn臋trza katedry zapiera艂a dech w piersiach. 鈥 Naprawd臋 uda艂o ci si臋 uciec? 鈥 Zmierzy艂 Harry鈥檈go zaciekawionym spojrzeniem swych zimnych oczu.

Z najwi臋kszym trudem 鈥 powiedzia艂 Harry z wysi艂kiem, prostuj膮c sylwetk臋. Poczucie zagro偶enia, wisz膮ce w powietrzu, by艂o wr臋cz namacalne.

Timothy Nott rzuci艂 mu szybkie spojrzenie z ukosa.

Nie藕le oberwa艂 鈥 wyja艣ni艂 Jugsonowi i reszcie. 鈥 W dodatku wydaje mu si臋, 偶e Pandora wpad艂a w ich 艂apy.

Harry ujrza艂, jak miny 艣miercio偶erc贸w zastyg艂y. Dopiero po d艂u偶szej chwili Mulciber odchrz膮kn膮艂.

Do艂ohow wr贸ci niebawem 鈥 poinformowa艂 nieco sztywnym tonem. 鈥 Nikt nie zna przeciwzakl臋膰 lepiej od niego. Do tego czasu mo偶emy zaj膮膰 si臋 tylko twoimi powierzchownymi ranami. 鈥 Gestem d艂oni wskaza艂 skaleczenie na twarzy Harry鈥檈go, kt贸re po upadku na dno kryj贸wki zn贸w zacz臋艂o krwawi膰. 鈥 A co do Pandory, to na pewno sobie poradzi, to sprytna dziewczyna. Mo偶e uda艂o jej si臋 nawet gdzie艣 ukry膰. 鈥 Lekko wzruszy艂 ramionami z min膮 wyra藕nie m贸wi膮c膮, 偶e bez Do艂ohowa u boku nie jest w stanie poradzi膰 sobie z sytuacj膮.

Harry poczu艂 narastaj膮c膮 w艣ciek艂o艣膰. To by艂o wszystko, co Mulciber mia艂 do powiedzenia w kwestii zagini臋cia dziewczyny? Nikt nie zamierza艂 wszczyna膰 偶adnych poszukiwa艅?

Travers zdawa艂 si臋 odpowiednio interpretowa膰 emocje maluj膮ce si臋 na twarzy Harry鈥檈go.

Niepotrzebnie trafili艣my tego starego czarodzieja 鈥 wymamrota艂, rzucaj膮c Mulciberowi nieprzyjemne spojrzenie. 鈥 Je艣li on ju偶 nie 偶yje, to praktycznie wystawili艣my im Pandor臋 na tacy.

Zamknij si臋 鈥 zgani艂 go siwow艂osy 艣miercio偶erca ze z艂o艣ci膮, na co Travers zadr偶a艂 gwa艂townie. 鈥 Rookwood nie zamierza艂 go zabi膰. Po prostu za bardzo zbli偶yli si臋 do naszej kryj贸wki. Musieli艣my da膰 im nauczk臋.

Wypowiedziawszy te s艂owa, uzna艂 rozmow臋 za zako艅czon膮. Z czo艂em przeci臋tym zmarszczkami gniewu powoli zwr贸ci艂 si臋 z powrotem ku 艂awie, podnosz膮c od艂o偶one na jej blat karty.

To, 偶e Rookwood okaza艂 si臋 morderc膮 Dedalusa, absolutnie nie zaskoczy艂o Harry鈥檈go. Jedynym, co czu艂, by艂 b贸l. B贸l po zupe艂nie niepotrzebnej stracie.

Nott tr膮ci艂 go 艂agodnie 艂okciem w bok.

Zaprowadz臋 ci臋 do Malfoya 鈥 powiedzia艂 tonem nieznosz膮cym sprzeciwu. 鈥 Na pewno b臋dzie mia艂 co艣 na oczyszczenie skaleczenia.

Dwa zupe艂nie zwyczajne zdania. Ale samo nazwisko Malfoy wystarczy艂o, 偶eby serce zacz臋艂o wali膰 Harry鈥檈mu jak oszala艂e.


***


Pomieszczenie, do kt贸rego zabra艂 go Nott, by艂o niewielkie i pozbawione okien. W jednym z jego rog贸w dymi艂 kocio艂ek, pod kt贸rym pali艂 si臋 ma艂y ogie艅. Powietrze przepe艂nia艂a mi艂a wo艅 艣wie偶ych zi贸艂. Przy stole siedzia艂 ca艂y i zdrowy, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jasnow艂osy m臋偶czyzna w p艂aszczu 艣miercio偶ercy, w skupieniu obieraj膮cy korzenie z艂otog艂owiu. Harry鈥檈mu zrobi艂o si臋 s艂abo z ulgi i rado艣ci.

Nott rzuci艂 mu na po偶egnanie krzywy u艣mieszek i wyszed艂, zostawiaj膮c go z Draconem sam na sam.

Malfoy uni贸s艂 g艂ow臋 dopiero wtedy, gdy za Nottem zamkn臋艂y si臋 drzwi. By艂 to ca艂kowicie inny Draco ni偶 ten, kt贸rego Harry zostawi艂 艣pi膮cego samotnie na sofie w jego mieszkaniu. Mina by艂ego 艢lizgona emanowa艂a ch艂odem i arogancj膮, a jego oczy sprawia艂y wra偶enie twardych i nieobecnych. Troch臋 jak u tego Dracona, kt贸rego zna艂 z czas贸w szkolnych.

Wi臋c nadal 偶yjesz? 鈥 odezwa艂 si臋 Malfoy, unosz膮c brwi. Jego g艂os brzmia艂 zupe艂nie oboj臋tnie.

Nie艂atwo by艂o Harry鈥檈mu przypomnie膰 sobie, 偶e gra艂 jedynie rol臋, 偶e Draco nie widzia艂 w nim jego samego, lecz tylko Avery鈥檈go.

Na to wygl膮da 鈥 odpar艂 swobodnie i nie czekaj膮c na zaproszenie usiad艂 na wolnym krze艣le, wskazuj膮c ran臋 na policzku. 鈥 Nawet je艣li m贸j powr贸t niezbyt ci臋 cieszy, to czy m贸g艂by艣 mnie troch臋 opatrzy膰?

Draco patrzy艂 na niego w milczeniu. Przez kilka sekund na jego twarzy malowa艂a si臋 czysta niech臋膰, ale po chwili, jakby kierowany wewn臋trznym przymusem, uni贸s艂 si臋 z miejsca, udowadniaj膮c tym samym Harry鈥檈mu, 偶e nie powr贸ci艂 tu z w艂asnej woli. Mieli go pod kontrol膮. Nie istnia艂y ku temu 偶adne w膮tpliwo艣ci.

Ruchy Malfoya by艂y spokojne i pe艂ne skupienia, gdy wyci膮ga艂 z szafki ma艂膮, br膮zow膮 buteleczk臋 i k艂臋bek waty.

Zapach jodyny uderzy艂 w nozdrza Harry鈥檈go, jeszcze zanim Draco zd膮偶y艂 przysun膮膰 bli偶ej swe krzes艂o i usi膮艣膰 na nim. Mru偶膮c oczy, podda艂 paskudn膮 ran臋 krytycznym ogl臋dzinom.

Kiedy to si臋 sta艂o? 鈥 zapyta艂 ch艂odno, odkorkowuj膮c buteleczek臋.

Ostatniej nocy 鈥 mrukn膮艂 Harry cicho, nerwowo 艣ledz膮c najmniejszy ruch d艂oni Dracona.

Mo偶e troch臋 zapiec 鈥 ostrzeg艂 Malfoy z nieokre艣lonym wyrazem twarzy. 鈥 Staraj si臋 mimo tego trzyma膰 g艂ow臋 bez ruchu. 鈥 Ostro偶nie nas膮czy艂 wat臋 rudobr膮zow膮 ciecz膮.

Rzeczywi艣cie zapiek艂o, nie tyle z winy jodu, ile za spraw膮 ciep艂a palc贸w Dracona, kt贸re wyczuwa艂 spoza cienkiej warstwy waty. G艂臋boko wci膮gn膮艂 powietrze, pr贸buj膮c zwalczy膰 reakcje w艂asnego cia艂a. Bez efektu. 呕o艂膮dek zdawa艂 si臋 wywija膰 kozio艂ki. Mimo wsz臋chobecnej zimnej wilgoci zala艂 go nag艂y pot.

Draco najwyra藕niej dostrzeg艂 zmian臋 w jego zachowaniu. W powietrzu zawis艂o naraz dziwne napi臋cie, kt贸re kiedy艣 tak cz臋sto pojawia艂o si臋 mi臋dzy nimi.

Malfoy zmarszczy艂 czo艂o i odsun膮艂 si臋 nieco. Jego palce dr偶a艂y lekko, gdy zakleja艂 skaleczenie zwyk艂ym plastrem.

Jakie艣 inne rany? 鈥 zapyta艂 zwi臋藕le, mocno zaciskaj膮c usta.

Harry m贸g艂 jedynie potrz膮sn膮膰 g艂ow膮 w odpowiedzi, wiedz膮c, 偶e nie zniesie kolejnego dotyku Dracona. By艂o jeszcze za wcze艣nie na zdradzenie kamufla偶u. Nie m贸g艂 ryzykowa膰 nara偶eniem Malfoya na niebezpiecze艅stwo. Nie teraz, zanim nie ustali, co sta艂o si臋 z Narcyz膮.

Na roztrz臋sionych kolanach powoli uni贸s艂 si臋 z krzes艂a. Wyra藕nie czu艂 spoczywaj膮cy na nim wzrok Dracona.

Nie musieli go torturowa膰. Naraz wszystko sta艂o si臋 zupe艂nie jasne. Wiedzieli, 偶e b臋dzie wsp贸艂pracowa艂, dop贸ki jego matka znajdowa艂a si臋 w ich mocy. Prawdopodobnie odebrali mu r贸偶d偶k臋, dlatego by艂 zmuszony ucieka膰 si臋 przy ma艂ych zranieniach do pomocy mugolskiego plastra, zamiast wyleczy膰 je prostym zakl臋ciem. Pozostawa艂o pytanie, dlaczego 艣miercio偶ercy w艂o偶yli tyle wysi艂ku w to, by m艂ody Malfoy zn贸w znalaz艂 si臋 w ich kr臋gu.

Dotkn膮艂 lekko plastra na policzku, pod kt贸rym nadal czu艂 bolesne pulsowanie rany.

Dzi臋kuj臋 鈥 rzek艂 prosto, po czym odwr贸ci艂 si臋 do wyj艣cia, pozostawiaj膮c kompletnie skonfudowanego Dracona, kt贸ry po raz pierwszy w 偶yciu us艂ysza艂 s艂owa podzi臋kowania z ust Thomasa Avery鈥檈go.


***


Harry zawsze cechowa艂 si臋 doskona艂ym zmys艂em orientacji, wi臋c bez trudu sam odnalaz艂 drog臋 powrotn膮 do katedry. U wej艣cia do jej olbrzymiego wn臋trza omal nie zderzy艂 si臋 z Waldenem Macnairem, nios膮cym pod pach膮 zakryty p艂贸tnem koszyk.

W ostatniej chwili zd艂awi艂 cisn膮ce mu si臋 na usta przeprosiny. Avery z pewno艣ci膮 nie by艂 kim艣, kto zwyk艂 za cokolwiek przeprasza膰.

Macnair wykrzywi艂 si臋 w szerokiem grymasie na widok plastra przyklejonego do jego policzka.

Pi臋knie ci臋 Draco ozdobi艂 鈥 zauwa偶y艂 drwi膮co, przeciskaj膮c si臋 w drzwiach obok niego.

Harry wzruszy艂 ramionami i wysili艂 si臋 na podobny grymas.

A ty co planujesz? 鈥 zapyta艂 szorstkim tonem. 鈥 Romantyczny piknik na dnie jeziora?

艢miercio偶erca roze艣mia艂 si臋 pod nosem.

Niestety nie. To ostatnie na dzi艣 karmienie drapie偶nika 鈥 wyja艣ni艂 rozbawionym tonem i uchyli艂 p艂贸tna, ukazuj膮c Harry鈥檈mu le偶膮cy w koszyku chleb, ser i kilka owoc贸w. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e tym razem nie b臋dzie wysuwa膰 pazurk贸w 鈥 doda艂 z westchnieniem, przewracaj膮c oczami.

Klepki w g艂owie Harry鈥檈go obraca艂y si臋 szybko. Potrzebowa艂 niewielu sekund na podj臋cie decyzji. Lepsza szansa mog艂a mu si臋 ju偶 nie trafi膰.

Mog臋 za艂atwi膰 to za ciebie 鈥 zaproponowa艂, staraj膮c si臋 nie brzmie膰 zbyt gorliwie.

Macnair wpatrzy艂 si臋 w niego w zdumieniu, ale ju偶 po chwili zrobi艂 do艣膰 dwuznaczn膮 min臋.

Nadal nie chcesz zrezygnowa膰 z tej dzikiej kotki? 鈥 zaciekawi艂 si臋, potrz膮saj膮c wymownie g艂ow膮. 鈥 Ci膮gle ci powtarzam, 偶e nie masz u niej szans. Znajd藕 sobie lepiej jak膮艣 rozumn膮 babk臋. 鈥 Mrugn膮艂 do niego porozumiewawczo, rezolutnym gestem wciskaj膮c mu w r臋ce koszyk. 鈥 Jest w ostatniej celi, na ko艅cu korytarza. Powodzenia. Z pewno艣ci膮 nie pal臋 si臋 do tego, 偶eby jeszcze raz narazi膰 si臋 na rozdrapanie twarzy.

Macnair oddali si臋, pogwizduj膮c cicho. Harry zosta艂 zn贸w sam w wilgotnym, ciemnym korytarzu. Nie pozosta艂o mu ju偶 zbyt wiele czasu na dzia艂anie.

Sprawdziwszy, czy nikt nie kr臋ci si臋 w pobli偶u, wyci膮gn膮艂 ukryt膮 w fa艂dach p艂aszcza Map臋 Huncwot贸w, tr膮caj膮c j膮 delikatnie r贸偶d偶k膮. Remus, przy pomocy Dumbledore鈥檃, podda艂 relikt z w艂asnych szkolnych czas贸w gruntownej przer贸bce. Teraz mapa nie ukazywa艂a jedynie zarys贸w Hogwartu, ale by艂a w stanie dopasowa膰 si臋 indywidualnie do ka偶dego otoczenia. Z fascynacj膮 obserwowa艂, jak na jej powierzchni zacz臋艂y rysowa膰 si臋 pierwsze linie i 艣lady st贸p.

Kryj贸wka 艣miercio偶erc贸w by艂a wi臋ksza, ni偶 przypuszcza艂, a niezliczone przej艣cia, odga艂臋zienia i jaskinie nasuwa艂y na my艣l podobie艅stwo do kr贸liczej nory. Podwodna katedra stanowi艂a 艣rodek ca艂o艣ci olbrzymiego kompleksu i z pewno艣ci膮 spe艂nia艂a rol臋 centralnego punktu spotka艅. Jej zarys na mapie zd膮偶y艂 si臋 w mi臋dzyczasie zape艂ni膰 symbolami nowo przyby艂ych, w艣r贸d kt贸rych znale藕li si臋 te偶 Rookwood i Do艂ohow. Draco nadal przebywa艂 w malutkiej pracowni z zio艂ami. Reszta pomieszcze艅 by艂a w wi臋kszo艣ci opuszczona. Tym 艂atwiej przysz艂o Harry鈥檈mu odnalezienie Narcyzy Malfoy w jednym z najdalszych zak膮tk贸w loch贸w.

Dok艂adnie zapami臋ta艂 tras臋, zanim wymaza艂 map臋 i schowa艂 j膮 do kieszeni. Nie m贸g艂 sobie pozwoli膰 na najmniejsze ryzyko. Im dalej zapuszcza艂 si臋 w g艂膮b systemu tuneli, tym bardziej powietrze tchn臋艂o wilgoci膮 i st臋chlizn膮. Drog臋 o艣wietla艂o mu kilka s艂abych pochodni zawieszonych u 艣cian. Wi臋kszo艣膰 z nich pad艂a ju偶 ofiar膮 wody, nieustannie skapuj膮cej ze skalnego sufitu. Drgn膮艂 silnie, gdy z ciemno艣ci nagle wychyn膮艂 szczur, przemykaj膮c obok niego i ocieraj膮c si臋 o jego stop臋. Bicie serca Harry鈥檈go brzmia艂o niezwykle g艂o艣no w niesko艅czonej ciszy.

Droga do loch贸w wydawa艂a si臋 trwa膰 ca艂膮 wieczno艣膰. Przed wej艣ciem, po obu jego stronach, czuwali dwaj 艣miercio偶ercy. Harry poczu艂 narastaj膮ce zdenerwowanie, pot臋guj膮ce si臋 z ka偶dym krokiem, kt贸ry robi艂 w ich kierunku. Czy potrzebowa艂 has艂a, 偶eby zosta膰 wpuszczonym do 艣rodka? Rzuci艂 dyskretne spojrzenie na zegarek. Godzina jeszcze nie min臋艂a. Eliksir zachowa wi臋c jeszcze na jaki艣 czas swe dzia艂anie.

Kaptury obu 艣miercio偶erc贸w ocienia艂y im twarze. Byli m艂odzi, przypuszczalnie w wieku Harry鈥檈go. W ich zastyg艂ych rysach nie odbija艂a si臋 najmniejsza emocja, gdy przechodzi艂 obok nich, niezatrzymany przez nikogo.

Lochy przepe艂nia艂a nie tylko wilgo膰, ale i sama woda. Nagle poczu艂, 偶e stoi w niej po kostki. Wykrzywiaj膮c si臋, ruszy艂 naprz贸d, brn膮c przez lodowate fale. Doko艂a unosi艂a si臋 wo艅 ple艣ni. W my艣lach przeklina艂 siebie samego za plusk, kt贸ry powodowa艂y jego kroki. Nic nie zdawa艂o si臋 by膰 w tej chwili tak po偶膮dane jak cisza.

呕adna z czterech cel, kt贸re min膮艂, nie by艂a zamieszkana. 艢miercio偶ercy nie s艂yn臋li z brania je艅c贸w. Narcyza Malfoy stanowi艂a wyj膮tek, b臋d膮c raczej narz臋dziem szanta偶u ni偶 prawdziwym zak艂adnikiem. Harry wiedzia艂, 偶e Draco uczyni wszystko, by ocali膰 jej 偶ycie. Tak samo jak ona zrobi艂aby to dla niego.

Na jej widok co艣 zak艂u艂o Harry鈥檈go w 艣rodku. Siedzia艂a w samym centrum powodzi na prostym, metalowym 艂贸偶ku, z ramionami owini臋tymi wok贸艂 podci膮gni臋tych pod brod臋 kolan, tak, jakby marz艂a. D艂ugie, rozpuszczone w艂osy opada艂y jej na plecy. Nie mia艂a na sobie niczego poza bia艂ym szlafrokiem narzuconym na eleganck膮, blador贸偶ow膮, si臋gaj膮c膮 kostek koszul臋 nocn膮. Mimo tego, gdy si臋 zbli偶y艂, uda艂o jej si臋 zachowa膰 min臋 pe艂n膮 godno艣ci. Arogancja maluj膮ca si臋 w jej rysach bardzo przypomina艂a mu Dracona.

Z wielk膮 ostro偶no艣ci膮 postawi艂 koszyk na wpuszczon膮 w kraty klap臋, przeznaczon膮 do przekazywania posi艂k贸w. Narcyza musia艂a by膰 g艂odna, nie po艣wi臋ci艂a jednak jedzeniu najmniejszej uwagi. Zamiast tego wwierci艂a w niego stalowob艂臋kitne spojrzenie.

Avery. 鈥 W jej subtelnym parskni臋ciu pobrzmiewa艂o co艣 na kszta艂t rozbawienia, niezatartego nawet przez lodowate zimno jej g艂osu. 鈥 Za艂o偶y艂am si臋 z Rookwoodem, 偶e ci si臋 nie uda. Wygl膮da na to, 偶e przegra艂am. 鈥 Dobrze wyczuwa艂 niech臋膰, kt贸r膮 偶ywi艂a do 艣miercio偶ercy.

Nie m贸g艂 nie podziwia膰 jej odwagi. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji emanowa艂a niezwyk艂膮 si艂膮, t膮 sam膮, kt贸ra cechowa艂a Dracona.

Czasami rzeczy nie s膮 tym, czym wydaj膮 si臋 by膰 na pierwszy rzut oka 鈥 powiedzia艂 艂agodnie. 鈥 A niekt贸re zak艂ady, uchodz膮ce za przegrane, mog膮 zaskoczy膰 zupe艂nie odwrotnym wynikiem.

Co艣 w wyrazie jej twarzy uleg艂o zmianie. Najpierw lekko rozwar艂a usta, a potem jej oczy zrobi艂y si臋 ca艂kiem okr膮g艂e. Pospiesznie opu艣ci艂a 艂贸偶ko, bez chwili wahania zeskakuj膮c do m臋tnej wody, po czym podesz艂a do niego powoli. Jej ruchy przepe艂nia艂a wrodzona gracja. Nosi艂a jedynie po艅czochy, bez 偶adnego obuwia. Harry przypomnia艂 sobie szczura i zadr偶a艂 nieznacznie.

W jej oczach widnia艂a jawna nieufno艣膰.

Jak膮 ksi膮偶k臋 czyta艂 Draco w domu przy Grimmauld Place? 鈥 rzuci艂a, nie spuszczaj膮c z niego wzroku. Ka偶de wypowiedziane przez ni膮 s艂owo zabrzmia艂o jak trzask bicza.

Avery nie m贸g艂by odpowiedzie膰 na to pytanie. W przeciwie艅stwie do Harry鈥檈go.

Sonety Szekspira 鈥 wychrypia艂, nie wiedz膮c, co nagle zmieni艂o mu g艂os w ten spos贸b i pytaj膮c jednocze艣nie sam siebie, czego Narcyza zd膮偶y艂a si臋 dowiedzie膰 o ich zwi膮zku.

Przygl膮da艂 si臋, jak u艣miech wykrzywiaj膮cy jej usta przenosi si臋 na ca艂膮 twarz.

Wiedzia艂am, 偶e si臋 pojawisz, Harry 鈥 wyszepta艂a cichutko.

Jej s艂owa i wiara w niego przej臋艂y go do g艂臋bi. Wygl膮da艂a niemal jak anio艂, stoj膮c tak po kostki w czarnej wodzie. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, 偶eby uporz膮dkowa膰 my艣li i skoncentrowa膰 si臋 na tym, co istotne.

Musi pani st膮d uciec 鈥 rzek艂 z naciskiem, otwieraj膮c drzwi celi. Narcyza nie drgn臋艂a nawet o centymetr.

Co z Draconem? 鈥 zapyta艂a. Wyra藕nie s艂ysza艂 strach w jej g艂osie.

Mam nadziej臋, 偶e stanie po mojej stronie, je艣li dojdzie do potyczki 鈥 odpowiedzia艂, lekko wzruszaj膮c ramionami.

W u艂amku sekundy uda艂o jej si臋 rozproszy膰 jego ostatnie w膮tpliwo艣ci.

Z ca艂膮 pewno艣ci膮 鈥 powiedzia艂a stanowczo, po czym wysz艂a z celi, ostro偶nie brn膮c po zalanej posadzce.

Harry si臋gna艂 do wewn臋trznej kieszeni p艂aszcza, wyjmuj膮c z niej peleryn臋-niewidk臋 i Map臋 Huncwot贸w i poda艂 Narcyzie wszystko, co opr贸cz w艂asnego 偶ycia by艂o najcenniejszymi rzeczami, jakie posiada艂. Zauwa偶y艂 wyraz zaskoczenia goszcz膮cy w jej oczach, gdy ostro偶nie przesun臋艂a palcami po srebrzystej tkaninie peleryny. W kilku s艂owach obja艣ni艂 jej spos贸b u偶ycia obu magicznych artefakt贸w.

Niech pani st膮d ucieka bez chwili zw艂oki. Istnieje kilka wyj艣膰, niech pani skorzysta z tego, kt贸re wyda si臋 najbezpieczniejsze 鈥 przerwa艂 na moment, skupiony na tym, by nie zapomnie膰 przekaza膰 jej 偶adnej wa偶nej informacji. 鈥 Aurorzy b臋d膮 czeka膰 na g贸rze. Nie b臋dzie pani w stanie ich zobaczy膰. Ale niech b臋dzie pani pewna, 偶e szybko zadbaj膮 o pani bezpiecze艅stwo.

Jej spojrzenie by艂o uwa偶ne i zdecydowane. Gdy sko艅czy艂, lekko skin臋艂a g艂ow膮.

Nie martwcie si臋 o mnie 鈥 rzek艂a spokojnie i stanowczo. 鈥 Uwa偶ajcie lepiej na siebie samych. 鈥 Rzuci艂a szybkie spojrzenie w stron臋 drzwi na ko艅cu korytarza, pilnowanych przez stra偶e. 鈥 Voldemort straci艂 niemal ca艂膮 swoj膮 moc podczas ostatniego ataku. Podobno nawet sami 艣miercio偶ercy nie wiedz膮, gdzie si臋 teraz ukrywa. 鈥 Jej g艂os przeszed艂 w cichy szept. 鈥 Rookwood i Do艂ohow trzymaj膮 tu r臋k臋 na wszystkim, nawet je艣li dawni sprzymierze艅cy Voldemorta nie zgadzaj膮 si臋 z nimi do ko艅ca. Nie wolno ci ich jednak nie doceni膰, rozumiesz?

To, co powiedzia艂a, trafi艂o go jak uderzenie pi臋艣ci膮 w twarz. Czy Voldemort zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e jego dwaj najwa偶niejsi ludzie pr贸buj膮 wyrwa膰 mu z d艂oni ster w艂adzy? I dlaczego Zakon by艂 tak zastraszaj膮co 艣lepy na to, co si臋 dzia艂o?

Zanim Narcyza znikn臋艂a pod peleryn膮, wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i delikatnie dotkn臋艂a jego policzka.

Mo偶liwe, 偶e m贸j syn nie ma zwyczaju u偶ywania wielkich s艂贸w. Ale naprawd臋 znaczysz dla niego bardzo wiele. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 do niego po raz ostatni. 鈥 Teraz wiem, dlaczego.

Sta艂 jak skamienia艂y, nie b臋d膮c w stanie odpowiedzie膰. W jego g艂owie k艂臋bi艂y si臋 najsprzeczniejsze my艣li, ale dok艂adnie czu艂 ogarniaj膮ce go ciep艂o i 偶ar, kontrastuj膮ce z otaczaj膮cym go zimnem wody.


Bo gdybym umar艂 dzi艣 wieczorem,

czy podtrzyma艂by艣 moj膮 g艂ow臋,

czy potrafi艂by艣 zrozumie膰?

A gdybym podst臋pnie sk艂ama艂

czy nadal by艂by艣 tu przy mnie,

nie, czy wtedy by艣 nie odszed艂?

(The Cranberries, 鈥濫verything I Said鈥)



Rozdzia艂 dwudziesty dziewi膮ty



Cia艂o, wsuni臋te mi臋dzy mnie i bezimienn膮 ciemno艣膰.

呕ycie, kt贸re po艣wi臋c臋 z w艂asnej woli.

Serce, bij膮ce tylko dla ciebie.



Obaj stra偶nicy u wej艣cia do loch贸w stali tak cicho i nieruchomo, jakby kto艣 wyku艂 ich w kamieniu. Harry stara艂 si臋 kontrolowa膰 oddech i zbyt szybki rytm krok贸w. Serce 艂omota艂o mu silnie, odzywaj膮c si臋 pulsuj膮cym echem w gardle i nie uspokajaj膮c si臋 nawet wtedy, gdy pokona艂 ju偶 pierwsz膮 przeszkod臋, a ciemno艣膰 poch艂on臋艂a lochy za jego plecami.

Szed艂 d艂ugimi, o艣wietlonymi s艂abym blaskiem pochodni, nieko艅cz膮cymi si臋 tunelami. Woda nieustannie sp艂ywa艂a ze 艣cian, ale na szcz臋艣cie tutaj, w korytarzach po艂o偶onych nieco wy偶ej ni偶 lochy, nie tworzy艂a ju偶 rozlewisk na pod艂odze. Harry stara艂 si臋 i艣膰 twardo i zdecydowanie, tak, by g艂o艣ne echo jego obcas贸w zag艂uszy艂o ewentualne odg艂osy krok贸w niewidzialnej Narcyzy, pod膮偶aj膮cej jego tropem. Porusza艂a si臋 wprawdzie cicho jak elf i nie dociera艂 do niego najmniejszy spowodowany przez ni膮 szelest, a jej obecno艣膰 potrafi艂 tylko wyczu膰, jednak ostro偶no艣ci nigdy nie by艂o za wiele.

Dopiero, gdy dotarli do pierwszego, prowadz膮cego w lewo, rozga艂臋zienia w tunelu, Harry zrozumia艂, 偶e ich drogi rozejd膮 si臋 w tym miejscu. Lekki powiew po raz ostatni zani贸s艂 mu do nozdrzy wo艅 jej perfum. A potem nagle wyczuwalna blisko艣膰 Narcyzy znik艂a, pozostawiaj膮c przestrze艅 za jego plecami pust膮 i martw膮. Nie zatrzyma艂 si臋 jednak ani nie odwr贸ci艂, w duchu 偶ycz膮c jej powodzenia.

Nawet bez Mapy Huncwot贸w z 艂atwo艣ci膮 poradzi艂 sobie z odnalezieniem powrotnej drogi do katedry. Wszystkie korytarze zdawa艂y si臋 w jaki艣 spos贸b do niej prowadzi膰, by艂a sercem wrogiej kryj贸wki. Na kilka sekund zaczai艂 si臋 przed uchylonymi drzwiami, pr贸buj膮c uspokoi膰 przyspieszony oddech. Podniesiony g艂os dobiegaj膮cy z wn臋trza i odbijaj膮cy si臋 gromkim echem od 艣cian katedry kaza艂 mu nastawi膰 uszu.

Co to ma znaczy膰? 鈥 Us艂ysza艂 szorstkie, kipi膮ce irytacj膮 s艂owa. 鈥 Pozwolili艣cie wej艣膰 tu Avery鈥檈mu ot tak sobie, nie sprawdzaj膮c go?

Odpowiedzi膮 by艂a d艂uga, nieprzyjemna cisza, przerywana pe艂nym zak艂opotania szuraniem st贸p po posadzce. Harry wstrzyma艂 oddech, ostro偶nie pochylaj膮c si臋 do przodu i zagl膮daj膮c do 艣rodka przez w膮sk膮 szpar臋 w drzwiach. Rozpozna艂 blady profil Antonina Do艂ohowa, kt贸ry najwyra藕niej przed chwil膮 wr贸ci艂 do bazy. Stoj膮cy wok贸艂 niego 艣miercio偶ercy pospuszczali g艂owy z zawstydzenia.

S膮dz膮c po waszym milczeniu zak艂adam, 偶e odpowied藕 brzmi 鈥瀟ak鈥. 鈥 Jego g艂os tchn膮艂 bezlitosn膮 surowo艣ci膮. 鈥 Co si臋 z wami dzieje? Do艣wiadczenie niczego was nie nauczy艂o? To, 偶e w ostatniej potyczce uda艂o nam si臋 odeprze膰 wroga, nie oznacza, 偶e mo偶na sobie pozwoli膰 na nieostro偶no艣膰. 鈥 Jego wzrok bada艂 ka偶dego 艣miercio偶erc臋 z osobna. 鈥 Gdzie jest Avery w tej chwili?

Na dole, w lochach, poszed艂 zanie艣膰 kolacj臋 wi臋藕niarce 鈥 powiedzia艂 Macnair, odchrz膮kn膮wszy.

Harry nie zobaczy艂 rozszerzaj膮cych si臋 z niedowierzania oczu Do艂ohowa. M贸g艂 to jedynie wyczu膰.

Na co jeszcze czekacie, durnie?! Natychmiast go szukajcie! 鈥 parskn膮艂 z w艣ciek艂o艣ci膮. 鈥 A je艣li si臋 oka偶e, 偶e nie jest tym, za kogo si臋 podaje, polec膮 tu g艂owy.

W ostatniej chwili Harry zdo艂a艂 oderwa膰 si臋 od futryny i jednym susem wskoczy膰 do ciemnej niszy. Mocno przyci艣ni臋ty do wilgotnego muru obserwowa艂, jak dobry tuzin 艣miercio偶erc贸w w najwi臋kszym po艣piechu opuszcza katedr臋, pod膮偶aj膮c tunelem prowadz膮cym w stron臋 loch贸w. Nie odkry艂 w艣r贸d nich Do艂ohowa.

Jego puls szala艂. Naci膮gn膮艂 kaptur g艂臋biej na twarz i dok艂adnie sprawdziwszy wszystkie kierunki, bezszelestnie wymkn膮艂 si臋 z pogr膮偶onego w mroku zakamarka.

Musia艂 jako艣 zyska膰 na czasie, dla dobra Narcyzy. Przysz艂a mu do g艂owy tylko jedyna my艣l, w jaki spos贸b m贸g艂by tego dokona膰.

Aby dotrze膰 do malutkiej, pe艂nej zi贸艂 pracowni, musia艂 pokona膰 zaledwie kilka krok贸w pustym na pierwszy rzut oka korytarzem. Napi膮艂 mi臋艣nie i wystartowa艂 ostrym sprintem. Ka偶da sekunda zdawa艂a si臋 przeci膮ga膰 w niesko艅czono艣膰, zanim nie znalaz艂 si臋 na miejscu.

Jednym pchni臋ciem otworzy艂 ci臋偶kie drzwi, wpadaj膮c do 艣rodka i natychmiast zamykaj膮c je za sob膮. Oparty plecami o ich leciw膮, pr贸chniej膮c膮 powierzchni臋, usi艂owa艂 zapanowa膰 nad przyspieszonym oddechem. Pomieszczenie wype艂nia艂y snuj膮ce si臋 wok贸艂 opary, a powietrze przyjemnie pachnia艂o rumiankiem i sza艂wi膮.

Na jego widok Draco zamar艂 w p贸艂 ruchu. Jego oczy zw臋zi艂y si臋 w szparki, a twarz zblad艂a bardziej ni偶 za ostatnim razem, gdy si臋 widzieli.

Malfoy powoli podni贸s艂 si臋 z krzes艂a i zbli偶y艂 si臋 do Harry鈥檈go, trzymaj膮c przed sob膮 n贸偶 do szatkowania zi贸艂 niczym bro艅.

Nie jeste艣 Averym. 鈥 Jego g艂os zabrzmia艂 zaskakuj膮co spokojnie, niemal tak, jakby ju偶 wcze艣niej uda艂o mu si臋 domy艣le膰, 偶e co艣 si臋 nie zgadza. 鈥 Pozostaje pytanie: kim w takim razie jeste艣 naprawd臋?

Harry milcza艂, czuj膮c nag艂膮 sucho艣膰 w ustach. Spojrzeniem wbi艂 si臋 w b艂yszcz膮ce nieufno艣ci膮 oczy Dracona. Jego blisko艣膰, od kt贸rej zd膮偶y艂 si臋 ju偶 odzwyczai膰, przyprawi艂a go zn贸w o szybsze bicie serca.

By艂y 艢lizgon zatrzyma艂 si臋 kilka metr贸w od niego. Up艂yn臋艂o par臋 sekund, zanim na jego ch艂odnej, pozbawionej wyrazu twarzy pojawi艂a si臋 raptowna zmiana. Z niedowierzaniem otworzy艂 usta, po czym niemal natychmiast je zamkn膮艂.

Masz zielone oczy. 鈥 Harry us艂ysza艂 dr偶enie w g艂osie Dracona, kt贸re ogarn臋艂o ca艂e jego cia艂o, gdy cofn膮艂 si臋 o krok, nie przerywaj膮c kontaktu wzrokowego. N贸偶 wy艣lizn膮艂 mu si臋 z d艂oni, z brz臋kiem l膮duj膮c na kamiennej posadzce.

Harry ostro偶nie wypu艣ci艂 powietrze. Czas min膮艂. Rozpocz臋艂a si臋 przemiana powrotna.


***


Draco czu艂, jak adrenalina bolesnymi falami przelewa si臋 przez jego 偶y艂y. Przez kilka trwaj膮cych ca艂膮 wieczno艣膰 chwil nie by艂 w stanie wykona膰 jakiegokolwiek ruchu. M贸g艂 jedynie przygl膮da膰 si臋 szeroko rozwartymi oczami, jak szczup艂a sylwetka Avery鈥檈go rozci膮ga si臋 i p臋cznieje, a d艂ugie w艂osy kurcz膮 si臋, nabieraj膮c koloru w臋gla i sprawiaj膮c, 偶e jego ostatnie w膮tpliwo艣ci rozproszy艂y si臋 bez 艣ladu. Harry by艂 tutaj. By艂 tu, cho膰 umys艂 Dracona nadal broni艂 si臋 przed przyj臋ciem tego faktu do wiadomo艣ci.

To niemo偶liwe. 鈥 Odruchowo potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, nie mog膮c zapanowa膰 nad w艂asnymi reakcjami. 鈥 Oszala艂e艣? Dlaczego z w艂asnej woli wszed艂e艣 do pu艂apki?

Ju偶 samo wyobra偶enie tego, 偶e m贸g艂by zosta膰 ponownie zmuszony do zadania b贸lu Harry鈥檈mu, wywo艂a艂o w nim niemal fizyczn膮 udr臋k臋. Wiedzia艂, 偶e nie uda mu si臋 wytrzyma膰 tego kolejny raz. Zdawa艂o mu si臋, 偶e ziemia wymyka mu si臋 spod st贸p.

Rysy Harry鈥檈go stwardnia艂y na d藕wi臋k jego s艂贸w. Jego mina emanowa艂a spokojem, ale Draco wyra藕nie widzia艂, 偶e pod t膮 powierzchni膮 a偶 wrze. Zaci艣ni臋te szcz臋ki stanowi艂y dok艂adne 艣wiadectwo tego, co dzia艂o si臋 we wn臋trzu Harry鈥檈go.

Jestem tu, by ci臋 st膮d wyci膮gn膮膰. A偶 tak trudno to zrozumie膰? 鈥 zapyta艂 niebezpiecznie 艂agodnym tonem. Jego jasne oczy pa艂a艂y w艣ciek艂o艣ci膮. 鈥 Nie oczekiwa艂em podzi臋kowania. Ale nie spodziewa艂em si臋, 偶e ruszysz na mnie z no偶em.

Do cholery, oni trzymaj膮 tu gdzie艣 moj膮 matk臋. 鈥 Draco us艂ysza艂 zgrzyt swoich z臋b贸w i usi艂owa艂 rozlu藕ni膰 mi臋艣nie wok贸艂 w艂asnych szcz臋k. W niewyt艂umaczalny spos贸b nie potrafi艂 tego dokona膰. Szala艂y w nim sprzeczne uczucia. 鈥 Nie mog臋 z tob膮 odej艣膰. Najlepiej b臋dzie, jak wypijesz jeszcze jeden 艂yk eliksiru i jako Avery znikniesz st膮d czym pr臋dzej.

Za p贸藕no 鈥 wysycza艂 Harry, rozz艂oszczony. Ca艂a jego posta膰 wyra偶a艂a ch臋膰 wy艂adowania agresji. 鈥 Wyczuli, co si臋 艣wi臋ci. A co do twojej matki, to ju偶 dawno jest w drodze na zewn膮trz.

Nie by艂 przygotowany na te s艂owa. Przez kilka sekund sta艂 bez ruchu, gapi膮c si臋 na Pottera, czuj膮c strach, narastaj膮cy w nim gdzie艣 g艂臋boko. Strach, kt贸ry musia艂 nosi膰 w sobie ju偶 od zbyt d艂ugiego czasu.

Harry nawet nie drgn膮艂. Sta艂 ze skoncentrowan膮 min膮, tak, jakby czego艣 nas艂uchiwa艂. A potem wbi艂 spojrzenie w oczy Dracona.

Kto艣 tu idzie 鈥 powiedzia艂 spokojnie. Draco nie zauwa偶y艂 ani cienia emocji w jego minie. 鈥 Musisz si臋 teraz zdecydowa膰, po kt贸rej stronie stoisz. 鈥 Powoli, prawie z namys艂em usun膮艂 si臋 w bok, gin膮c w w膮skiej szczelinie mi臋dzy zawiasami drzwi i star膮 szaf膮. Ani o sekund臋 za wcze艣nie.

Drzwi otworzy艂y si臋 z impetem, g艂o艣no uderzaj膮c o szaf臋 i zas艂aniaj膮c kryj膮cego si臋 za nimi Harry鈥檈go. Draco nie m贸g艂 powstrzyma膰 dreszczu ca艂ego cia艂a. Na progu pojawi艂 si臋 Do艂ohow z dymi膮c膮 r贸偶d偶k膮 w d艂oni. Na jego zwykle trupio bladych policzkach kwit艂y rumie艅ce gniewu.

Szukamy Avery鈥檈go 鈥 szczekn膮艂 bez s艂owa wst臋pu. 鈥 Jest tutaj, u ciebie?

Ukrycie przera偶enia kosztowa艂o Dracona sporo wysi艂ku, ale uda艂o mu si臋 przej膮膰 kontrol臋 nad wyrazem twarzy. Nigdy nie pa艂a艂 sympati膮 do Do艂ohowa. Pozwoli膰 mu si臋 zdominowa膰 by艂o ostatni膮 rzecz膮, kt贸rej pragn膮艂.

T臋tno pulsowa艂o mu g艂o艣no w uszach, gdy dzielnie wysun膮艂 podbr贸dek.

Nie, nie ma go tu, jak widzisz 鈥 odpar艂 powoli, stwierdzaj膮c z zadowoleniem, 偶e g艂os nie zadr偶a艂 mu nawet odrobin臋.

Do艂ohow przesun膮艂 nieufnym spojrzeniem po wn臋trzu pomieszczenia.

Ale widzia艂e艣 go ju偶 dzi艣 wieczorem?

Draco zauwa偶y艂, 偶e lewa powieka wysokiego 艣miercio偶ercy drga艂a w nerwowym tiku. Zdecydowa艂 si臋 powiedzie膰 prawd臋.

Tak 鈥 rzek艂 z udawan膮 swobod膮. 鈥 Z tym, 偶e wyszed艂 st膮d dobre p贸艂 godziny temu.

Do艂ohow wymamrota艂 co艣 niezrozumia艂ego. Zanim odwr贸ci艂 si臋 w progu, rzuci艂 Draconowi ostatnie, kuse spojrzenie.

Dlaczego stoisz tak w samym 艣rodku pracowni? 鈥 zapyta艂, 艣ci膮gaj膮c brwi. 鈥 Nie masz nic do roboty?

Uda艂o mu si臋 wytrzyma膰 spojrzenie 艣miercio偶ercy.

N贸偶 mi upad艂 鈥 wyja艣ni艂 g艂osem mi臋kkim jak aksamit. Pochyli艂 si臋 pospiesznie, si臋gaj膮c po upuszczone narz臋dzie i znacz膮co unosz膮c brew.

Do艂ohow parskn膮艂 z niezadowoleniem. Bez dalszego ogl膮dania si臋 na Malfoya opu艣ci艂 pomieszczenie, zatrzaskuj膮c za sob膮 drzwi i ukazuj膮c tym samym ukryt膮 za nimi posta膰 Harry鈥檈go.

Potter nadal sta艂 bez ruchu, oparty o wilgotn膮 艣cian臋, w pozie tak lu藕nej, jakby znajdowa艂 si臋 na przystanku, czekaj膮c na autobus. Z t膮 r贸偶nic膮, 偶e trzyma艂 r贸偶d偶k臋 w pogotowiu. Rzucaj膮c Draconowi d艂ugie spojrzenie zza kurtyny w艂os贸w opadaj膮cych mu na twarz, u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie.

Potrafisz przekonuj膮co k艂ama膰 鈥 zauwa偶y艂 z uznaniem.

Draco wola艂 nie dr膮偶y膰 tematu. W tej chwili wa偶niejsze by艂y inne sprawy. Spr贸bowa艂 otrz膮sn膮膰 si臋 z dziwnej s艂abo艣ci, wywo艂anej przez raptown膮 ulg臋.

Wyja艣nisz mi, co sta艂o si臋 z moj膮 matk膮? 鈥 za偶膮da艂 g艂osem ostrym jak n贸偶.

Harry z westchnieniem oderwa艂 si臋 od 艣ciany i zrobi艂 kilka krok贸w w stron臋 Dracona, nie zdejmuj膮c z niego skupionego spojrzenia.

Powiedzia艂em ci ju偶, 偶e jest w drodze na zewn膮trz. Nosi moj膮 peleryn臋-niewidk臋 i ma przy sobie zaczarowan膮 map臋, na kt贸rej naniesione s膮 wyj艣cia. Na g贸rze czekaj膮 na ni膮 aurorzy. Jedyne, co mo偶emy jeszcze dla niej zrobi膰, to zadba膰 o to, by zyska艂a tak du偶o czasu, jak to mo偶liwe.

Draco z trudem przyswaja艂 ilo艣膰 informacji spadaj膮cych na niego z tak膮 intensywno艣ci膮. W duchu ujrza艂 twarz Narcyzy. Zada艂 Harry鈥檈mu pierwsze pytanie, kt贸re nasun臋艂o mu si臋 na my艣l.

W jaki spos贸b domy艣li艂a si臋, 偶e to ty?

Powiedzmy, 偶e podda艂a mnie ma艂emu testowi. 鈥 Harry zdawa艂 si臋 by膰 lekko rozbawiony, lecz u艂amek sekundy p贸藕niej spowa偶nia艂 na nowo. 鈥 Twierdzi艂a te偶, 偶e wiedzia艂a, 偶e si臋 tu zjawi臋.

Zaskoczony Draco uni贸s艂 g艂ow臋.

W takim razie wiedzia艂a zdecydowanie wi臋cej ni偶 ja 鈥 odezwa艂 si臋 z cieniem goryczy w g艂osie. Dr臋cz膮cy go l臋k nie ust臋powa艂. 鈥 Jak wygl膮da艂a? Dobrze si臋 czu艂a? Uda jej si臋 wydosta膰 st膮d bez szwanku? 鈥 Z wysi艂kiem powstrzymywa艂 ch臋膰 ukrycia twarzy w d艂oniach. Przez tyle dni musia艂 dr偶e膰 ze strachu o jej 偶ycie. Zauwa偶y艂, 偶e zacz膮艂 dociera膰 do granic w艂asnej wytrzyma艂o艣ci.

W oczach Harry鈥檈go zamigota艂o wsp贸艂czucie, kt贸rego Draco nie by艂 w stanie znie艣膰. Nawet je艣li pochodzi艂o akurat od Pottera.

Nic jej nie by艂o. 鈥 Us艂ysza艂 stanowcz膮 odpowied藕. 鈥 I na pewno da rad臋 wymkn膮膰 si臋 st膮d bez niczyjej pomocy. To niewiarygodnie silna kobieta.

Draco czu艂 szczero艣膰 bij膮c膮 ze s艂贸w Harry鈥檈go. Ogarn臋艂a go pewna ulga, cho膰 nigdy nie przyzna艂by si臋 do tego otwarcie.

Co teraz? 鈥 zapyta艂, czuj膮c dziwne ot臋pienie w ca艂ym ciele, tak, jakby opu艣ci艂a go zwyk艂a r贸wnowaga. 鈥 Jak mamy wydosta膰 si臋 stad niezauwa偶eni?

A kto tu m贸wi o niezauwa偶eniu? 鈥 Wyraz oczu Harry鈥檈go by艂 trudny do zdefiniowania, by膰 mo偶e dlatego, poniewa偶 Draco nigdy go jeszcze takim nie widzia艂. Min臋艂o kilka chwil, zanim zdo艂a艂 sobie przypomnie膰, z czym kojarzy ten wzrok. To by艂o spojrzenie wojownika, dzikie i zdecydowane. 鈥 Zniszczymy ich 鈥 doda艂 Harry z zaskakuj膮cym spokojem, zaciskaj膮c d艂onie w pi臋艣ci. 鈥 Zako艅czymy t臋 wojn臋 raz na zawsze.

Te s艂owa wyda艂y si臋 Draconowi dziwnie surrealne. Wojna toczy艂a si臋 od tak d艂ugiego czasu, 偶e mo偶liwo艣膰 jej zako艅czenia, kt贸r膮 widzia艂 Harry, zabrzmia艂a niczym utopia. Poczu艂 mrowienie w r臋kach i nogach.

Nie mam poj臋cia, jak mog臋 ci si臋 w tym przyda膰 鈥 wymamrota艂, wzruszaj膮c ramionami. 鈥 Avery z艂ama艂 moj膮 r贸偶d偶k臋.

Nie chcia艂 zabrzmie膰 jak ma艂e, bezradne dziecko. Nie potrafi艂 si臋 jednak do ko艅ca obroni膰 przed tym uczuciem. Czarodziej bez r贸偶d偶ki by艂 niczym. 艢miercio偶ercy sprawili, 偶e przekona艂 si臋 o tym w ca艂ej rozci膮g艂o艣ci. Trzymany w r臋ku n贸偶 wyda艂 mu si臋 偶a艂o艣nie 艣mieszn膮 namiastk膮.

Nie b臋dziesz jej potrzebowa艂 鈥 odezwa艂 si臋 Harry z pochmurn膮 min膮, mocno 艣ciskaj膮c w d艂oni w艂asn膮 r贸偶d偶k臋. 鈥 Nawet gdyby艣my mieli je obaj, to w otwartym pojedynku ze 艣miercio偶ercami nie mieliby艣my raczej szans. 鈥 Spojrza艂 na Dracona zagubionym wzrokiem. 鈥 Po co w og贸le zmusili ci臋, by艣 do nich wr贸ci艂?

Nad tym pytaniem Draco sam zastanawia艂 si臋 od wielu dni, nie dochodz膮c do 偶adnych wniosk贸w.

呕ebym to wiedzia艂 鈥 odpowiedzia艂 ponuro.

Harry jako pierwszy odwr贸ci艂 wzrok.

Powinni艣my si臋 pospieszy膰 鈥 zakomunikowa艂 trze藕wym tonem. 鈥 Nied艂ugo tu wr贸c膮. 鈥 Powoli opad艂 na mokr膮 pod艂og臋 obok drzwi, krzywi膮c si臋 lekko, gdy wilgo膰 przenikn臋艂a przez jego ubranie.

Tych kilka s艂贸w podzia艂a艂o na napi臋cie Dracona jak oliwa dolana do ognia. Pr贸bowa艂 nie da膰 niczego po sobie pozna膰, gdy ze zmarszczonym czo艂em 艣ledzi艂 ka偶dy z ruch贸w Harry鈥檈go.

Co ty robisz? 鈥 zapyta艂. Ten spokojny, wyluzowany Harry by艂 dla niego kim艣 zupe艂nie obcym, wprawiaj膮cym go w stan zdenerwowania. 鈥 Zamierzasz przeprowadzi膰 jaki艣 rytua艂?

Potter u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie, nie otwieraj膮c oczu. Draco domy艣li艂 si臋 raczej tego u艣miechu, ni偶 go rzeczywi艣cie ujrza艂.

Jak najbardziej 鈥 wymrucza艂 Harry w odpowiedzi. A potem wyci膮gn膮艂 d艂o艅 trzymaj膮c膮 r贸偶d偶k臋.

Draco obserwowa艂 go niczym zahipnotyzowany. Kreowanie rzeczy z niczego nale偶a艂o do najtrudniejszej istniej膮cej formy magii. Przez kilka sekund panowa艂a absolutna cisza. Draco zaczyna艂 ju偶 snu膰 obawy, 偶e co艣 si臋 nie uda艂o, gdy nagle wszystkie pochodnie o艣wietlaj膮ce pracowni臋 zgas艂y.

Powietrze zg臋stnia艂o od przesycaj膮cej je elektryczno艣ci. Pomieszczenie wype艂ni艂a ciemno艣膰, rozpraszana jedynie upiornym 艣wiate艂kiem ma艂ego p艂omienia, pe艂gaj膮cego pod paruj膮cym kocio艂kiem. Do uszu Dracona wdar艂o si臋 dobiegaj膮ce znik膮d ciche, r贸wnomierne brz臋czenie. Nerwowe napi臋cie si臋gn臋艂o zenitu.

Brz臋k narasta艂, stawa艂 si臋 coraz bardziej przenikliwy. Draco st艂umi艂 ch臋膰 zatkania sobie uszu. Gdzie艣 w ciemno艣ci z trzaskiem p臋k艂 jeden ze s艂oj贸w. Czu艂 pe艂zaj膮ce po ca艂ym ciele, lodowate macki przera偶enia. A potem nagle zn贸w zrobi艂o si臋 jasno.

Czu艂, jak trz臋s膮 mu si臋 d艂onie. Pospiesznie od艂o偶y艂 n贸偶 na bok i wbi艂 r臋ce do kieszeni szaty.

Na czole Harry鈥檈go kropli艂 si臋 pot. Oddycha艂 szybko, a na jego twarzy malowa艂a si臋 czysta ulga.

Przed nim, na pod艂odze, pojawi艂a si臋 skrzynka, l艣ni膮ca matowym, metalicznym blaskiem. Draco nie zauwa偶y艂 w niej nic szczeg贸lnego. Nie by艂a nawet specjalnie wielka.

Jedyne pytanie, kt贸re przysz艂o mu na my艣l, brzmia艂o, w jaki spos贸b mo偶na wygra膰 wojn臋, u偶ywaj膮c w tym celu tak niepozornego kuferka.


***


Pierwsz膮 osob膮, na kt贸r膮 natkn臋li si臋 w korytarzu, by艂 Travers. Nie mia艂 nawet szansy zareagowa膰. Harry obezw艂adni艂 go celnie wymierzon膮 Dr臋twot膮. We wzroku 艣miercio偶ercy widnia艂o 艂agodne zdziwienie, gdy jego sparali偶owane cia艂o osun臋艂o si臋 na pod艂og臋.

Ostro偶nie przest臋puj膮c nad jego rozci膮gni臋tymi ko艅czynami, Draco pod膮偶y艂 za Harrym, rzucaj膮c za siebie nerwowe spojrzenia. Pogr膮偶ony w mroku tunel zia艂 jednak ca艂kowit膮 pustk膮.

Z niewyja艣nionych przyczyn poziom wody w korytarzu wzr贸s艂: brudnobr膮zowa pow贸d藕 zakrywa艂a ju偶 cz臋艣膰 wysokich but贸w Dracona, zdecydowanie pogarszaj膮c mu samopoczucie. My艣l, i偶 m贸g艂by zgin膮膰 tu, zatopiony hektolitrami lodowatej wody, sprawi艂a, 偶e mimo zimna nagle obla艂 go pot.

Harry obejmowa艂 skrzynk臋 lewym ramieniem, trzymaj膮c r贸偶d偶k臋 w prawej r臋ce. Porusza艂 si臋 w energicznym tempie, ale bez 艣ladu panicznego po艣piechu. Gdzie艣 z mroku dobieg艂y do nich dono艣ne g艂osy, kt贸rym towarzyszy艂o dudnienie krok贸w. 艢miercio偶ercy byli niedaleko. Draco wyra藕nie wyczuwa艂 ich obecno艣膰.

Dw贸ch dalszych stra偶nik贸w, ustawionych na warcie u wej艣cia do katedry, podzieli艂o los Traversa. Harry dysponowa艂 niesamowitym refleksem, a jego zakl臋cia parali偶uj膮ce cechowa艂a czysto艣膰 i precyzja. Przeszed艂 znakomite szkolenie bojowe. I by艂 w tym naprawd臋 dobry, co Draco przyzna艂 bez cienia zazdro艣ci.

Katedra zaskoczy艂a ich kompletn膮 pustk膮. Harry zbli偶y艂 si臋 szybkim krokiem do 艂awy obok o艂tarza, z najwy偶sz膮 ostro偶no艣ci膮 ustawiaj膮c na niej skrzynk臋.

Jednym machni臋ciem r贸偶d偶ki zaryglowa艂 trzy wyj艣cia. Gdy rozleg艂 si臋 trzask zapadki ostatniego zamka, Draco poczu艂 si臋 jak mysz w pu艂apce. Ogrom pomieszczenia zdawa艂 si臋 go przyt艂acza膰. Z trudem prze艂kn膮艂 艣lin臋. Jego gard艂o by艂o suche jak pustynny piasek.


Ich spojrzenia skrzy偶owa艂y si臋 na sekund臋. Harry lekko przygryza艂 warg臋, a jego twarz zdradza艂a wyra藕ne napi臋cie. Bezszelestnie przysiad艂 na blacie 艂awy i powoli uchyli艂 wieka skrzynki.

Zaciekawiony Draco pochyli艂 si臋 do przodu, by m贸c lepiej widzie膰. Wymkn臋艂o mu si臋 pe艂ne zaskoczenia 鈥瀘ch鈥, gdy z wn臋trza skrzynki unios艂y si臋 ca艂e setki szklanych kulek, niczym ba艅ki mydlane wznosz膮c si臋 powoli w powietrze. 呕adna z nich nie przekracza艂a rozmiar贸w galeona. Dopiero po uwa偶niejszych ogl臋dzinach stwierdzi艂, 偶e wype艂nia艂y je r贸偶ne substancje. W niekt贸rych z nich przelewa艂a si臋 jasna, oleista ciecz. W innych z kolei szybowa艂y male艅kie, srebrzyste okruchy, wygl膮daj膮ce jak opi艂ki metalu.

Co to takiego? 鈥 zapyta艂 Draco z obaw膮. Trudno by艂o zapanowa膰 nad impulsem nakazuj膮cym dotkn膮膰 palcami opalizuj膮cej powierzchni kulek, mimo i偶 wyra藕nie czu艂, 偶e opr贸cz niew膮tpliwego uroku emanowa艂y niezwyk艂ym niebezpiecze艅stwem. Nawet je艣li nadal nie mia艂 poj臋cia, co to wszystko mia艂o znaczy膰.

To mistrzowska sztuczka Dumbledore鈥檃. 鈥 Wzrok Harry鈥檈go pod膮偶y艂 za ostatni膮 kulk膮 wylatuj膮c膮 ze skrzynki. Potter zatrzasn膮艂 wieko, a jego oczy l艣ni艂y dziwnym blaskiem. 鈥 Przez pewien czas eksperymentowa艂 z mugolskimi 艣rodkami chemicznymi, a te kulki to wynaleziony przez niego rodzaj bomb zapalaj膮cych. Gdy tylko zniknie szklana pow艂oka ochronna, wszystko tu eksploduje. M贸wi膮c kr贸tko: wykurzymy ich z tej kryj贸wki.

Draco nie wyczu艂 nienawi艣ci bij膮cej z tych s艂贸w. Zamiarami Harry鈥檈go nie kierowa艂a ch臋膰 odwetu, ale pragnienie, by raz na zawsze po艂o偶y膰 kres b贸lowi i cierpieniu sprowadzonemu przez wojn臋.

Przecie偶 tu wsz臋dzie jest woda. 鈥 Us艂ysza艂 w艂asny g艂os. 鈥 Jak wi臋c chcesz wywo艂a膰 tu po偶ar?

Harry delikatnie si臋gn膮艂 po jedn膮 z szybuj膮cych wok贸艂 kulek, niemal tak, jakby 艂apa艂 motyla, nie chc膮c uszkodzi膰 mu skrzyde艂. By艂a to jedna z tych, w kt贸rej wn臋trzu l艣ni艂y metaliczne okruchy.

Mugole znaj膮 metale, wchodz膮ce w reakcj臋 z wod膮 鈥 wyja艣ni艂 niespiesznie, poddaj膮c kulk臋 krytycznej ocenie. 鈥 Wynikiem reakcji jest zap艂on, przy jednoczesnym utworzeniu 艂atwopalnych gaz贸w wybuchowych.

Draco z sykiem wypu艣ci艂 powietrze.

S膮 takie ma艂e 鈥 zauwa偶y艂 z niedowierzaniem. 鈥 W jaki spos贸b mog膮 spowodowa膰 a偶 takie szkody?

Wcale nie s膮 takie ma艂e 鈥 odpar艂 Harry z krzywym u艣mieszkiem, uwalniaj膮c kulk臋, kt贸ra natychmiast poszybowa艂a w g贸r臋. 鈥 Dumbledore zredukowa艂 je tylko do tych rozmiar贸w, tak, by wszystkie zmie艣ci艂y si臋 w skrzynce.

G艂uche walenie w drzwi przyprawi艂o ich o nag艂y dreszcz. Zdawa艂o si臋 dobiega膰 ze wszystkich stron. Draco poczu艂, jak w艂oski na karku staj膮 mu d臋ba.

Zapomnia艂e艣 o czym艣 wa偶nym 鈥 wymamrota艂 nerwowo, nie odrywaj膮c wzroku od dygocz膮cych w zawiasach drzwi prowadz膮cych do 艣rodkowego korytarza. 鈥 Jak mamy si臋 st膮d wydosta膰, zanim wszystko wyleci w powietrze?

Nie zapomnia艂em 鈥 mrukn膮艂 Harry, zrywaj膮c si臋 na nogi. 鈥 Na mapie, kt贸r膮 da艂em twojej matce, naniesione by艂o czwarte wyj艣cie z katedry, ko艅cz膮ce si臋 w jednym z g贸rnych tuneli. Musi znajdowa膰 si臋 tu, za tym obrazem. 鈥 Wskaza艂 na olbrzymie, olejne malowid艂o, przedstawiaj膮ce ukrzy偶owanie Chrystusa, wisz膮ce dok艂adnie w miejscu, w kt贸rym w ko艣cio艂ach zwykle znajdowa艂 si臋 krzy偶 nad o艂tarzem. 鈥 Pom贸偶 mi! 鈥 krzykn膮艂, szarpi膮c za z艂ocon膮, zabytkow膮 ram臋. Draco pospiesznie spe艂ni艂 polecenie. Wsp贸lnymi si艂ami odsun臋li ci臋偶ki obraz w bok, ods艂aniaj膮c malutkie, 偶elazne drzwi, znajduj膮ce si臋 na wysoko艣ci dw贸ch metr贸w nad pod艂og膮. Potter otworzy艂 je prost膮 Alohomor膮.

Draco cofn膮艂 si臋 o krok, mru偶膮c oczy. To, co znajdowa艂o si臋 za drzwiczkami, nie by艂o korytarzem. Przypomina艂o raczej ciemny szyb, nie wy偶szy ni偶 metr i szeroki akurat na tyle, by pomie艣ci膰 dwie kucaj膮ce obok siebie osoby.

Wej艣cia do katedry nadal dudni艂y od cios贸w pi臋艣ci. W oczach Harry鈥檈go pojawi艂 si臋 przelotny l臋k.

Szybko, piecz臋cie, kt贸re na艂o偶y艂em, zaraz puszcz膮 鈥 wysycza艂, splataj膮c r臋ce tak, by Draco m贸g艂 wst膮pi膰 na nie jak na drabink臋.

Nie zwleka艂 d艂ugo. Z pomoc膮 Harry鈥檈go wdrapanie si臋 do niskiego szybu nie sprawi艂o mu wi臋kszego trudu. Gdy ju偶 si臋 w nim znalaz艂, wyci膮gn膮艂 ramiona w stron臋 Pottera, wspieraj膮c go przy wdrapywaniu si臋 do g贸ry. Dysz膮c, opadli na brudne dno tunelu, bez przerwy wpatrzeni w trzy pozosta艂e wej艣cia do katedry.

Drzwi od 艣rodkowego korytarza z przera藕liwym trzaskiem ust膮pi艂y pod naporem 艣miercio偶erc贸w, dos艂ownie wylatuj膮c z zawias贸w. To, co nast膮pi艂o potem, zdawa艂o si臋 przebiega膰 przed oczami Dracona w zwolnionym tempie.

Nie dostrzeg艂 艣miercio偶erc贸w wciskaj膮cych si臋 przez wy艂om po drzwiach. Widzia艂 jedynie sk艂臋bion膮, czarn膮 mas臋 cia艂, zalewaj膮cych olbrzymi膮 hal臋 niczym fale roztopionej smo艂y. W艣ciek艂e okrzyki odbi艂y si臋 echem od wysokich mur贸w. Pospiesznie wci膮gn膮艂 g艂ow臋 do wn臋trza szybu, gdy pierwsze kl膮twy uderzy艂y o 艣cian臋 obok nich.

Na co jeszcze czekasz?! 鈥 wrzasn膮艂, przekrzykuj膮c og贸ln膮 wrzaw臋. 鈥 Spadajmy st膮d!

Jeszcze tylko par臋 sekund 鈥 wydusi艂 Harry spoza zaci艣ni臋tych z臋b贸w, ruchem g艂owy wskazuj膮c szybuj膮ce w powietrzu kule, kt贸re 艣miercio偶ercy dostrzegli najwyra藕niej dopiero teraz.

Ha艂as ucich艂 w jednej chwili, liczne pary oczu w zdziwieniu skierowa艂y si臋 ku g贸rze, 艣ledz膮c opalizuj膮c膮 po艣wiat臋 kulek. Draco zauwa偶y艂, 偶e niekt贸re z b艂yszcz膮cych pocisk贸w zd膮偶y艂y ju偶 wyfrun膮膰 przez wywa偶one drzwi na korytarz. Pozosta艂e przybra艂y strategiczn膮 pozycj臋 nad g艂owami 艣miercio偶erc贸w niczym gigantyczna, szybuj膮ca armia.

Siedz膮 w pu艂apce, przemkn臋艂o mu nagle przez my艣l i poczu艂, jak ogarnia go raptowne zimno.

Nowy, gniewny okrzyk przerwa艂 cisz臋. Kolejne zakl臋cie z sykiem przelecia艂o obok lewego ucha Harry鈥檈go. Niew膮tpliwy znak, 偶e nie nale偶a艂o d艂u偶ej zwleka膰.

Draco nie wiedzia艂 dok艂adnie, co robi Harry. Kilka cicho wymruczanych s艂贸w, kr贸tkie machni臋cie r贸偶d偶k膮 i cz臋艣膰 szklanych kulek zacz臋艂a p臋ka膰 w powietrzu jak ba艅ki mydlane, ko艅cz膮ce sw贸j nietrwa艂y 偶ywot. Ich uwolniona zawarto艣膰 opad艂a w d贸艂, w m臋tn膮 wod臋, kt贸ra natychmiast zabulgota艂a z sykiem.

Wiejemy! 鈥 zarz膮dzi艂 Harry tonem nie znosz膮cym sprzeciwu, cho膰 wyra偶enie takowego by艂o ostatni膮 rzecz膮, kt贸ra mog艂aby teraz przyj艣膰 Draconowi do g艂owy. Bez wahania przekr臋ci艂 si臋 w drug膮 stron臋 i tak szybko, jak tylko potrafi艂, pope艂zn膮艂 na czworakach w g艂膮b ciemnego tunelu. Szorstkie kamienie ociera艂y mu kolana i wn臋trze r膮k do krwi, ale jego 艣wiadomo艣膰 prawie wcale nie rejestrowa艂a b贸lu. Potter by艂 zaraz za nim, wyra藕nie s艂ysza艂 jego przyspieszony oddech. 呕elazne drzwiczki zatrzasn臋艂y si臋 z 艂omotem. Ciemno艣膰 poch艂on臋艂a wszystko doko艂a. Jedynie s艂aby poblask u ko艅ca szybu rozja艣nia艂 im drog臋.

Draco zd膮偶y艂 jeszcze raz zaczerpn膮膰 powietrza, zanim mury katedry zatrz臋s艂y si臋 od si艂y pierwszych eksplozji. Przez moment wydawa艂o mu si臋, 偶e grunt usuwa si臋 spod niego. Opad艂 na nich deszcz kamieni i skalnych od艂amk贸w, mia艂ki py艂 wdar艂 si臋 im do oczu, niemal ca艂kowicie pozbawiaj膮c ich widoczno艣ci. Ale obawa przed mo偶liwym zawaleniem si臋 szybu doda艂a im skrzyde艂. Kaszl膮c i dysz膮c, niezmordowanie posuwali si臋 w stron臋 po艣wiaty, a偶 wreszcie dobrn臋li do ko艅ca tunelu.

Przez kilka straszliwych chwil Draco mia艂 wra偶enie, 偶e wyl膮dowali w 艣lepej uliczce, bez mo偶liwo艣ci dalszej ucieczki. Na szcz臋艣cie si臋 myli艂. Okr膮g艂a przestrze艅, do kt贸rej dotarli, okaza艂a si臋 wn臋trzem starej studni z zardzewia艂膮 drabink膮 na 艣cianie, prowadz膮c膮 ku g贸rze.

Draco nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋. Poziom wody w studni zaczyna艂 si臋 nieca艂e p贸艂 metra poni偶ej dna szybu, w kt贸rym tkwili. Jej m臋tno艣膰 w 偶aden spos贸b nie pozwala艂a oszacowa膰 kryj膮cej si臋 w niej g艂臋bi.

Eksplozje nie ustawa艂y, ale wydawa艂y si臋 przebiega膰 nieco ciszej. Co kilka sekund wszystko dr偶a艂o od echa kolejnego wybuchu.

Draco skrzywi艂 si臋 z obrzydzenia, przygl膮daj膮c si臋 brudnej wodzie. Nie mia艂 jednak wyboru. Nie by艂o czasu na skomplikowane czary.

Z westchnieniem wyczo艂ga艂 si臋 z szybu i pochylaj膮c si臋 mocno, ze艣lizgn膮艂 w bure fale. Zanim ciemna 艣ciana wody zamkn臋艂a si臋 nad jego g艂ow膮, zd膮偶y艂 us艂ysze膰 przestraszone st臋kni臋cie Harry鈥檈go.

Draco przygotowa艂 si臋 wprawdzie na szok termiczny, jednak rzeczywisto艣膰 przeros艂a wszelkie obawy. Lodowata woda k艂u艂a mu sk贸r臋 jak tysi膮ce ostrych igie艂, bezlito艣nie wydzieraj膮c powietrze z p艂uc. Wierzgaj膮c i prychaj膮c, wynurzy艂 si臋 na powierzchni臋, niezdarnymi ruchami podp艂ywaj膮c do prze偶artej rdz膮 drabinki. Wyci膮gaj膮c d艂o艅 i szukaj膮c jej najni偶szego szczebla, us艂ysza艂, jak Harry z pluskiem wskakuje za nim, pojawiaj膮c si臋 sekund臋 p贸藕niej na powierzchni.

Woda nie zdo艂a艂a do ko艅ca zmy膰 z jego twarzy brudu, kt贸rym wymazali si臋 w niskim tunelu. Okulary trzyma艂 w zaci艣ni臋tej r臋ce, nie chc膮c zgubi膰 ich we wn臋trzu studni. Wymienili jedno spojrzenie, nie m贸wi膮c ani s艂owa. Nie by艂y im ju偶 potrzebne do porozumienia.

Draco z trudem zacz膮艂 wspina膰 si臋 po szczeblach drabinki. Droga na g贸r臋 trwa艂a zaledwie kilka minut, jednak te mija艂y tak wolno jak ca艂e godziny. R臋ce i kolana pali艂y 偶ywym ogniem. Kontakt z zardzewia艂ym metalem wzmaga艂 b贸l. Ocieka艂 wod膮 skapuj膮c膮 z ci臋偶kiego, przemoczonego ubrania, nieprzyjemnie klej膮cego si臋 do cia艂a. Zimno niepowstrzymanie wdziera艂o si臋 w ko艅czyny. Wok贸艂 jego ust zacz臋艂y tworzy膰 si臋 bia艂e ob艂oczki. A mo偶e by艂y tam ju偶 wcze艣niej?

Zala艂a go gwa艂towna ulga, gdy wreszcie osi膮gn臋li koniec drabinki. Draco czu艂 dziwn膮 sztywno艣膰 we wszystkich stawach, utrudniaj膮c膮 opuszczenie studni. Harry by艂 tu偶, tu偶. Dr偶a艂 na ca艂ym ciele. Draco pochyli艂 si臋, z艂apa艂 go mocno pod pachy i pom贸g艂 mu wydosta膰 si臋 na zewn膮trz.

Obaj byli silnie zabrudzeni, przemoczeni i rozpaczliwie 艂apali oddech. Ziemia pod ich stopami nadal lekko dr偶a艂a. W powietrzu unosi艂 si臋 sw膮d spalenizny.

Korytarze wytrzymaj膮? 鈥 odwa偶y艂 si臋 zapyta膰 Draco. Marz艂 straszliwie i niczego nie pragn膮艂 tak bardzo, jak suchych ubra艅.

Mam nadziej臋 鈥 mrukn膮艂 Harry ponuro. Sprawia艂 wra偶enie wyczerpanego, z trudno艣ci膮 utrzymuj膮c si臋 na nogach. Uwa偶nym spojrzeniem ogarn膮艂 cienie ukryte w ciemnych zak膮tkach korytarza, do kt贸rych nie dociera艂 blask pochodni. Powoli wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋. Poczucie bliskiego zagro偶enia powr贸ci艂o nagle ze zdwojon膮 si艂膮.

To sta艂o si臋 tak b艂yskawicznie, 偶e Draco nie mia艂 czasu na jak膮kolwiek reakcj臋. Ostry, dobiegaj膮cy z mroku Expelliarmus ze 艣wistem przeci膮艂 powietrze niczym bicz. Bezradnie patrzy艂, jak zakl臋cie trafia Harry鈥檈go prosto w plecy. Niewidzialna moc wyrwa艂a mu r贸偶d偶k臋 z r臋ki, odrzucaj膮c go w bok, na 艣cian臋, o kt贸r膮 uderzy艂 z g艂uchym odg艂osem, osuwaj膮c si臋 po chwili na ziemi臋 jak marionetka.

Draco chcia艂 krzycze膰. Z jego ust nie wydoby艂 si臋 jednak najmniejszy d藕wi臋k, nie mog膮c opu艣ci膰 zaci艣ni臋tego gard艂a.

Twarz Harry鈥檈go pokry艂a prawie woskowa blado艣膰. Ze zranionej skroni pop艂yn臋艂a krew. 艢ci艣ni臋te w d艂oni okulary rozbi艂y si臋, a widok od艂amk贸w szk艂a tkwi膮cych w r臋ce by艂 niewyt艂umaczalnie dziwaczny i nierealny.

Nie 偶yje, pomy艣la艂 Draco w panice, nie mog膮c wyrazi膰 szoku, o jaki przyprawi艂a go ta mo偶liwo艣膰. Ogarn臋艂o go zimno stokro膰 gorsze od lodowatej wody w studni, odbieraj膮ce mu zdolno艣膰 dzia艂ania. Ka偶de uderzenie serca bola艂o jak ostre szarpni臋cie. Chcia艂 podbiec do Harry鈥檈go, ale stopy zdawa艂y si臋 by膰 wro艣ni臋te w mokre pod艂o偶e i nie poruszy艂y si臋 nawet o milimetr.

Gwa艂townie odwr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 czarnej sylwetki, kt贸ra wysz艂a z cienia, pod膮偶aj膮c powoli w jego stron臋. W jednej r臋ce posta膰 trzyma艂a r贸偶d偶k臋 Harry鈥檈go. Draco od razu rozpozna艂 ciemn膮, l艣ni膮c膮 faktur臋 drewna. Z ca艂膮 moc膮 powstrzyma艂 si臋 od cofni臋cia pod sam膮 艣cian臋.

Ten kto艣, kto si臋 zbli偶a艂, okryty rozerwanymi, nadpalonymi szcz膮tkami peleryny 艣miercio偶ercy, musia艂 by膰 kiedy艣 Antoninem Do艂ohowem. Ale to, co pozostawi艂 po sobie ogie艅, trudno by艂o okre艣li膰 mianem cz艂owieka.

Na jego sk贸rze nie by艂o ani skrawka, kt贸rego nie naznaczy艂yby p艂omienie. Upiorne, czarne rany ods艂ania艂y 偶ywe mi臋so. Zakrawa艂o o cud, 偶e w og贸le jeszcze 偶y艂.

Spisek uknuty z wrogiem oznacza zdrad臋, a zdrada jest karana 艣mierci膮. 鈥 G艂os Do艂ohowa przypomina艂 zaledwie skrzek. Zdawa艂o si臋, 偶e nawet oddychanie przychodzi艂o mu z trudem. Jego twarz wykrzywia艂 okropny grymas. Cho膰 musia艂 niewyobra偶alnie cierpie膰, trzyma艂 si臋 zaskakuj膮co prosto. 鈥 Twojemu ojcu dali艣my ju偶 t臋 nauczk臋. Oczekiwa艂em, 偶e jego syn oka偶e si臋 m膮drzejszy. 鈥 Zakaszla艂 i wyplu艂 co艣, co wygl膮da艂o jak skrzep krwi. 鈥 Wi膮zali艣my z tob膮 wielkie nadzieje 鈥 doda艂 niemal 艂agodnie, co k艂贸ci艂o si臋 z 偶膮dz膮 mordu b艂yszcz膮c膮 w jego oczach.

Draco osi膮gn膮艂 punkt, w kt贸rym racjonalne my艣lenie opu艣ci艂o go ostatecznie. Nie rozumia艂, co Do艂ohow chce mu powiedzie膰. Nie rozumia艂, dlaczego oskar偶a艂 jego ojca o zdrad臋. Wiedzia艂 tylko, 偶e sta艂o si臋 co艣 strasznego.

Jego wzrok pow臋drowa艂 z powrotem do Harry鈥檈go, nadal le偶膮cego bez ruchu na ziemi z zamkni臋tymi oczami. Pod jego twarz膮 zebra艂a si臋 ju偶 ciemnoczerwona, rosn膮ca w oczach ka艂u偶a. Na ten widok wn臋trzno艣ci Dracona spl膮ta艂y si臋 w supe艂.

Nagle co艣 w jego g艂owie zmieni艂o si臋 jak za naci艣ni臋ciem guziczka. Emocje poderwa艂y si臋 gwa艂town膮 fal膮, nie pozostawiaj膮c po sobie niczego pr贸cz bezdennej nienawi艣ci.

Nie wiedzia艂, co robi. Mia艂 wra偶enie, 偶e patrzy na siebie z boku, widz膮c, jak bez zastanowienia, z dzikim okrzykiem na ustach, rzuca si臋 na Do艂ohowa, ok艂adaj膮c pi臋艣ciami czarn膮, krwaw膮 mas臋, b臋d膮c膮 kiedy艣 jego twarz膮. Niewyobra偶alny smr贸d spalonego mi臋sa zapar艂 mu dech w piersi. S艂ysza艂 wrzaski 艣miercio偶ercy, krzycz膮cego niczym zranione zwierz臋, podczas gdy obaj, jak w zwolnionym tempie, opadli na ziemi臋. Przez d艂ugie sekundy za偶arcie walczy艂 o przewag臋, 艂api膮c Do艂ohowa za gard艂o i zaciskaj膮c na nim d艂onie tak mocno, a偶 ten m贸g艂 jedynie charcze膰. Co wcale nie czyni艂o go mniej gro藕nym.

Zakl臋cie rzucone przez Do艂ohowa zaskoczy艂o go kompletnie. Polecia艂 w ty艂 jak bezwolna kukie艂ka, czuj膮c, jak spiczaste od艂amki kamieni wbijaj膮 mu si臋 w plecy. Ostry b贸l w udzie wyrwa艂 mu z ust j臋k przera偶enia, przywracaj膮c jednocze艣nie zdolno艣膰 przytomnego my艣lenia. Ciep艂a ciecz zala艂a mu nog臋. Nawet nie patrz膮c wiedzia艂, 偶e by艂a to krew.

艢miercio偶erca wykrzywi艂 poparzone wargi w tryumfalnym grymasie, celuj膮c r贸偶d偶k膮 w lekko trz臋s膮cej si臋 d艂oni prosto w pier艣 podnosz膮cego si臋 z wysi艂kiem Dracona.

Naprawd臋 my艣la艂e艣, 偶e uda ci si臋 pokona膰 mnie go艂ymi r臋kami, ch艂opcze?

K膮cikiem oka Draco dostrzeg艂 kilka innych postaci, otulonych w czarne peleryny 艣miercio偶erc贸w, z kapturami g艂臋boko nasuni臋tymi na twarze, niespiesznie nadci膮gaj膮cych ku nim z otch艂ani korytarza. Do艂ohow r贸wnie偶 zauwa偶y艂 ich obecno艣膰, kwituj膮c j膮 pe艂nym satysfakcji u艣miechem.

Draco wiedzia艂, 偶e zosta艂 pokonany, zanim jeszcze grunt usun膮艂 mu si臋 spod st贸p. Trudy ich walki posz艂y na marne, ale tym, co teraz przede wszystkim odczuwa艂, nie by艂 strach ani 偶al, tylko pal膮cy gniew.

Niewidzialny pier艣cie艅 zacisn膮艂 si臋 wok贸艂 jego szyi, bezlito艣nie poci膮gaj膮c go w g贸r臋 i odcinaj膮c mu powietrze. Krew uderzy艂a mu momentalnie do g艂owy. Wierzgaj膮c i dysz膮c, z w艣ciek艂o艣ci膮 szarpa艂 za dusz膮c膮 go powoli niewidzialn膮 p臋tl臋. Nawet, je艣li nie pozosta艂 ju偶 ani strz臋pek nadziei, nie zamierza艂 u艂atwia膰 wrogowi zadania.

Do艂ohow roze艣mia艂 si臋. Czy te偶 raczej zakaszla艂?

Masz w sobie demona, Malfoy 鈥 wyszepta艂 ochryple, zbli偶aj膮c si臋 do niego z uniesion膮 r贸偶d偶k膮. 鈥 I to w艂a艣nie zawsze lubi艂em w tobie najbardziej. Naprawd臋 szkoda, zapowiada艂e艣 si臋 na wspania艂ego 艣miercio偶erc臋.

Kontury otoczenia zacz臋艂y rozp艂ywa膰 si臋 Draconowi przed oczami, ust臋puj膮c miejsca poch艂aniaj膮cej wszystko ciemno艣ci. Wstrzyma艂 oddech, czekaj膮c na koniec, na przypuszczaln膮 Avad臋 Kedavr臋. Ale 艣miertelne zakl臋cie nie nadchodzi艂o. Zamiast tego cisz臋 przerwa艂a wykrzyczana przenikliwym g艂osem Dr臋twota. I nagle d艂awi膮cy go pier艣cie艅 znikn膮艂 bez 艣ladu.

Opad艂 na ziemi臋, prosto na zranion膮 nog臋, j臋cz膮c bole艣nie. Przez nieko艅cz膮c膮 si臋 chwil臋 obawia艂 si臋, 偶e straci przytomno艣膰. Widzia艂 gwiazdki ta艅cz膮ce mu przed oczami. Gdy moment p贸藕niej ostre widzenie powr贸ci艂o, jego pierwsze spojrzenie pad艂o na le偶膮ce obok, nieruchome cia艂o Do艂ohowa.

Zaskoczony, obr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 nowo przyby艂ych 艣miercio偶erc贸w, stoj膮cych nieruchomo za jego plecami. Jeden z nich nadal trzyma艂 przed sob膮 wyci膮gni臋t膮 r贸偶d偶k臋. Zdezorientowany Draco zmarszczy艂 czo艂o. Co to wszystko mia艂o znaczy膰?

Najni偶sza z czterech postaci zsun臋艂a w ko艅cu kaptur na kark, ujawniaj膮c kaskad臋 rudych w艂os贸w i doskonale znan膮 mu twarz. Serce w nim podskoczy艂o.

Ginny鈥 鈥 Przypuszczalnie po raz pierwszy w 偶yciu naprawd臋 ucieszy艂 si臋 na jej widok.

Jak gdyby czekaj膮c na sygna艂 dany przez dziewczyn臋, reszta postaci kolejno odrzuci艂a czarne peleryny. Teraz opr贸cz Ginny wok贸艂 niego stali Blaise, Lupin i Tonks, wszyscy z minami wyra偶aj膮cymi wielk膮 trosk臋. 鈥 Zajmijcie si臋 Harrym 鈥 wyrzuci艂 z siebie z trudem. Jego g艂owa zrobi艂a si臋 nagle tak ci臋偶ka, 偶e nie mog膮c utrzyma膰 jej prosto, pozwoli艂 opa艣膰 jej w ty艂. Nie m贸g艂 wi臋c zobaczy膰, co robi膮 pozostali, s艂ysza艂 jedynie g艂os Tonks, mrucz膮cy cicho 鈥炁紋je鈥, na co kolejny raz tej nocy zala艂a go ulga tak wielka, 偶e os艂ab艂 jeszcze bardziej.

Min臋艂o kilka sekund, zanim Blaise podszed艂 do niego, 艂agodnie k艂ad膮c mu d艂o艅 na ramieniu.

Co艣 ty zrobi艂 najlepszego? 鈥 wyburcza艂, ogl膮daj膮c jednocze艣nie zmru偶onymi oczami ran臋 na udzie Dracona.

Mocno si臋 sp贸藕nili艣cie 鈥 wymamrota艂 niewyra藕nie Malfoy, nie reaguj膮c na pytanie Blaise鈥檃. Ci臋偶kie jak o艂贸w wyczerpanie ogarn臋艂o ca艂e jego cia艂o. Niczego nie pragn膮艂 w tej chwili tak mocno jak par臋 godzin snu.

Blaise parskn膮艂 z rozbawieniem.

Przepraszam 鈥 odpar艂 z krzywym u艣mieszkiem. 鈥 Wyczarowa膰 ci nosze?

Te s艂owa odegna艂y zm臋czenie.

Nie gadaj bzdur, jeszcze mog臋 rusza膰 si臋 samodzielnie 鈥 odpowiedzia艂 uszczypliwie. Za 偶adne skarby 艣wiata nie zamierza艂 opu艣ci膰 kryj贸wki 艣miercio偶erc贸w, niesiony przez auror贸w.

Stanie o w艂asnych si艂ach okaza艂o si臋 jednak trudniejsze, ni偶 przypuszcza艂. Ko艅czyny odmawia艂y pos艂usze艅stwa, a kolana dr偶a艂y niepokoj膮co. Zanim jednak ust膮pi艂y pod jego ci臋偶arem, kto艣 z艂apa艂 go za rami臋, obejmuj膮c je solidnym chwytem. W zdziwieniu odwr贸ci艂 g艂ow臋 i ujrza艂 u swego boku Ginny.

Jej twarz wyra偶a艂a czyst膮 otwarto艣膰, niezm膮con膮 najmniejszym 艣ladem niech臋ci czy wr臋cz nienawi艣ci.

Mo偶esz si臋 o mnie oprze膰, je艣li chcesz 鈥 odezwa艂a si臋 spokojnie.

Dzi臋ki 鈥 odpowiedzia艂, dziwnie zak艂opotany, obejmuj膮c po chwili, troch臋 niezr臋cznie, jej szczup艂e barki.

B臋dzie lepiej, gdy zajm臋 si臋 drug膮 stron膮, zanim biedna Ginny za艂amie si臋 pod twoim ci臋偶arem 鈥 zauwa偶y艂 Blaise swym zwyk艂ym, lekko ironicznym tonem, si臋gaj膮c po jego drugie rami臋.

Przy pierwszych krokach musia艂 mocno zacisn膮膰 z臋by, ale ju偶 po kilku pokonanych metrach kulej膮ca w臋dr贸wka przy pomocy podw贸jnego podparcia potoczy艂a si臋 zaskakuj膮co g艂adko.

Harry szybowa艂 obok nich na lewituj膮cych noszach. Powieki dygota艂y mu nieznacznie, ale ci膮gle by艂 zastraszaj膮co blady. Tonks pobie偶nie opatrzy艂a mu ran臋 na skroni i usun臋艂a od艂amki szk艂a z okaleczonej r臋ki. Nie przerywaj膮c marszu, z niezwyk艂膮 u niej zr臋czno艣ci膮 wla艂a mu do ust eliksir o nieprzyjemnej woni. Draco widzia艂, jak Harry, prze艂ykaj膮c, krzywi si臋 bezwiednie.

Mdl膮ce uczucie 艣cisn臋艂o go za 偶o艂膮dek. Ta scena bole艣nie przypomnia艂a mu o innej, podobnej, kt贸rej musia艂 by膰 kiedy艣 艣wiadkiem. Noc w kapliczce wyda艂a si臋 zn贸w tak bliska, cho膰 najch臋tniej raz na zawsze przegna艂by j膮 ze swej pami臋ci.

Ale tu, w podwodnej kryj贸wce 艣miercio偶erc贸w, nagle zrozumia艂, 偶e to wspomnienie by艂o konieczne. Tylko dzi臋ki niemu wiedzia艂, 偶e nigdy nie uda mu si臋 traktowa膰 blisko艣ci Harry鈥檈go jako czego艣 oczywistego. Ta my艣l w niewyt艂umaczalny spos贸b go pocieszy艂a.

Spojrza艂 w d贸艂, n臋kany pytaniami, l臋kaj膮c si臋 odpowiedzi, kt贸re m贸g艂by us艂ysze膰.

Moja matka鈥 Uda艂o jej si臋 wydosta膰 st膮d na czas? 鈥 zada艂 najwa偶niejsze z nich.

Ginny rzuci艂a mu kr贸tkie spojrzenie z ukosa.

Nic jej nie jest 鈥 powiedzia艂a cicho. 鈥 Nie musisz si臋 niczym martwi膰.

W milczeniu skin膮艂 g艂ow膮 i odetchn膮艂 g艂臋boko. Poczu艂 nag艂y przyp艂yw si艂, przyspieszaj膮c w臋dr贸wk臋 bezkresnym, ciemnym korytarzem, a zimno i b贸l sta艂y si臋 raptem 艂atwiejsze do zniesienia.

Gdy dotarli wreszcie do ko艅ca tunelu gdzie艣 w samym 艣rodku ruin zamku Urquhart, przywita艂a ich grupka pozosta艂ych auror贸w oraz rozgwie偶d偶one niebo. Nigdzie indziej blask gwiazd nie by艂 tak czysty jak tu, w g贸rach Szkocji, z dala od wszelkich 藕r贸de艂 sztucznego 艣wiat艂a. Ch艂odny wiatr owiewa艂 resztki starych mur贸w, wprawiaj膮c cia艂o Dracona w dr偶enie.

Lewituj膮ce nosze z le偶膮cym na nich Harrym powoli opad艂y na ziemi臋. Tonks rzuci艂a zadowolone spojrzenie na rannego aurora, kt贸ry w mi臋dzyczasie zd膮偶y艂 ju偶 otworzy膰 oczy.

Uda艂o si臋?鈥 鈥 To by艂o pierwsz膮 rzecz膮, kt贸rej chcia艂 si臋 dowiedzie膰. Jego g艂os by艂 odrobin臋 zachrypni臋ty.

Remus podszed艂 do noszy, potakuj膮c skinieniem g艂owy.

Uciek艂o zaledwie kilku z nich. Pewnie ci, kt贸rzy przebywali poza katedr膮. Sama katedra i s膮siaduj膮ce z ni膮 pomieszczenia zosta艂y ca艂kowicie zniszczone. Zesp贸艂 Kingsleya jest na miejscu i zajmuje si臋 zabitymi i rannymi 鈥 wyja艣ni艂 艂agodnie.

Harry odetchn膮艂 z ulg膮, po czym wyprostowa艂 si臋 powoli i zsun膮艂 nogi z noszy.

Nie wiem, czy to najlepszy pomys艂鈥 鈥 zacz臋艂a Tonks, marszcz膮c czo艂o, ale Harry przerwa艂 jej niecierpliwym i nieznosz膮cym sprzeciwu gestem.

Pocz膮tkowo jego kroki by艂y tak samo chwiejne jak u Dracona. Szybko jednak odzyska艂 r贸wnowag臋. Gdy podni贸s艂 g艂ow臋, ich spojrzenia spotka艂y si臋 po raz pierwszy od chwili, gdy wydostali si臋 z niebezpiecznej strefy. Draco by艂 zaskoczony, rozpoznaj膮c we wzroku Harry鈥檈go wyra藕ny gniew.

Podziwia艂 niezwyk艂膮 swobod臋 i spok贸j Harry鈥檈go przez ca艂y czas trwania jego akcji. Ale w tym momencie dotar艂o do niego, jak ci臋偶ko by艂o Potterowi zachowa膰 zimn膮 krew. Teraz po prostu ju偶 nie m贸g艂. Z trudem utrzymywane opanowanie rozpad艂o si臋 niczym domek z kart.

Zanim ktokolwiek zd膮偶y艂 zareagowa膰, Harry z艂apa艂 go za ko艂nierz, z ca艂ej si艂y ciskaj膮c nim o kamienn膮 艣cian臋 ruin zamku. Z jego oczu posypa艂y si臋 iskry, a usta zdeformowa艂 dziwny grymas.

Dlaczego nic nie powiedzia艂e艣?! 鈥 krzykn膮艂 w艣ciek艂ym tonem, bez opami臋tania b臋bni膮c pi臋艣ciami w pier艣 Dracona i znacz膮c jego szat臋 krwi膮 ze skaleczonej d艂oni. 鈥 Dlaczego do nich wr贸ci艂e艣, nie m贸wi膮c mi ani s艂owa, ty cholerny durniu?! Nie r贸b tego nigdy wi臋cej, rozumiesz?!

Przestraszony Malfoy wytrzeszczy艂 oczy, czuj膮c ca艂kowit膮 niemoc w obliczu tego ataku, nie maj膮c poj臋cia, jak zareagowa膰. M贸g艂 tylko gapi膰 si臋 na Harry鈥檈go w milczeniu.

Na twarzy Pottera pojawi艂 si臋 dziwny wyraz. Jego dolna warga zatrz臋s艂a si臋 lekko. Nie cofaj膮c si臋 ani o krok, powoli opu艣ci艂 r臋ce i opar艂 mu g艂ow臋 o bark. Ciep艂y oddech musn膮艂 szyj臋 Dracona, unosz膮c drobne w艂oski na sk贸rze.

W kryj贸wce pod jeziorem strach wypar艂 panuj膮ce mi臋dzy nimi napi臋cie, kt贸re teraz powr贸ci艂o ze zdwojon膮 si艂膮. Draco odchrz膮kn膮艂, przygotowuj膮c si臋 do wyja艣nienia, kt贸rego Harry wcale nie chcia艂 s艂ucha膰, o tym by艂 przekonany. Nie zamierza艂 nikogo nara偶a膰. A ju偶 z pewno艣ci膮 nie Harry鈥檈go.

Gdy Potter w ko艅cu uni贸s艂 g艂ow臋, jego oczy lekko l艣ni艂y wilgoci膮, jednak jako tako trzyma艂 emocje na wodzy. Czy te偶 jednak nie? Draco raptem nie by艂 tego taki pewien. We wzroku Harry鈥檈go b艂yszcza艂o co艣 przekornego, dziwnie wyzywaj膮cego.

D艂onie obj臋艂y twarz Dracona. Zach艂anne usta burzliwie wpi艂y si臋 w jego w艂asne, wyrywaj膮c mu z piersi urwane st臋kni臋cie. Z przera偶eniem pomy艣la艂 o stoj膮cych wok贸艂 nich aurorach, b臋d膮cych 艣wiadkami tej sceny. Ale Harry nie da艂 mu 偶adnej szansy na obron臋, a po kilku chwilach jego op贸r zacz膮艂 s艂abn膮膰.

艢wiadomo艣膰 obecno艣ci innych os贸b znikn臋艂a gdzie艣 w najdalszym zakamarku jego g艂owy. Tak d艂ugo t臋skni艂 za Harrym. Odruchowo zamkn膮艂 oczy, obejmuj膮c Pottera za szyj臋 i przyci膮gaj膮c go do siebie.

Ju偶 prawie zd膮偶y艂 zapomnie膰, jak osza艂amiaj膮co smakowa艂y wargi Harry鈥檈go, nawet je艣li to, czego akurat do艣wiadcza艂, nie by艂o zwyk艂ym poca艂unkiem. Draco czu艂 w nim ka偶d膮 emocj臋, ka偶dy l臋k i rozpacz, z kt贸r膮 musieli si臋 zmierzy膰, wiedz膮c jednocze艣nie, 偶e nami臋tno艣膰 nieust臋pliwie wypiera艂a traumatyczne doznania.

Fakt, 偶e sta艂 w przemoczonym ubraniu na lodowatym, zimowym wietrze, wyda艂 mu si臋 nagle pozbawiony najmniejszego znaczenia. Jedynym, co czu艂, by艂o parz膮ce go niemal gor膮co cia艂a Harry鈥檈go. W ci膮gu minionych dni i tygodni Draco niekiedy my艣la艂, 偶e z艂e prze偶ycia zamieni艂y go w sopel lodu. Jednak si臋 myli艂. 呕ar nigdy nie wygas艂, nadal tli艂 si臋 gdzie艣 g艂臋boko w jego wn臋trzu. A Harry podzia艂a艂 niczym zapalnik, wzniecaj膮c ogie艅 na nowo.

Dopiero gdy usta Harry鈥檈go niech臋tnie oderwa艂y si臋 od jego warg, przypomnia艂 sobie o aurorach. Nie s艂ysza艂 niczego pr贸cz szumu wiatru i cichego plusku fal. Odchrz膮kn膮艂, za偶enowany, ryzykuj膮c ostro偶ne spojrzenie spoza ramienia Pottera, nie wypuszczaj膮c go przy tym z obj臋膰.

Ginny i Blaise jako jedyni wycofali si臋 o kilka krok贸w. Ca艂a reszta trwa艂a w miejscu jak wro艣ni臋ta w ziemi臋, gapi膮c si臋 na nich z mieszanin膮 zaskoczenia i ciekawo艣ci.

Lupin wygl膮da艂 na tak zszokowanego, 偶e Draco mia艂 ochot臋 si臋 roze艣mia膰 mimo zawstydzenia. Tonks u艣miecha艂a si臋 pod nosem, tak jakby ju偶 dawno zna艂a prawd臋, co zreszt膮 nie zdziwi艂o Dracona po jej niespodziewanej wizycie na Grimmauld Place. Policzki Hestii pokrywa艂 rumieniec, a szeroko otwarte usta zamkn臋艂y si臋 raptownie, gdy ich spojrzenia si臋 skrzy偶owa艂y. Szalonooki 艣ci膮gn膮艂 usta i potrz膮saj膮c g艂ow膮, odwr贸ci艂 si臋 w bok, ods艂aniaj膮c Draconowi stoj膮c膮 za nim Narcyz臋.

Przepe艂niony ulg膮 i rozbawieniem u艣miech rozja艣nia艂 jej szczup艂膮 twarz. Sta艂a boso, w rozwianej wiatrem, podartej koszuli nocnej, z d艂ugimi w艂osami sklejonymi kurzem i grudami b艂ota. I jeszcze nigdy, przenigdy nie wyda艂a si臋 Draconowi tak pi臋kna, jak w tej chwili.


Jej p贸艂otwarte oczy prosz膮, nie odchod藕,

wiesz, 偶e jest jeszcze tyle do zrobienia

Wi臋c opad艂em z powrotem w jej ramiona

Wstrz膮sn臋艂a moj膮 wizj膮 tego, co wznios艂e,

m贸wi艂a o zwi膮zku

B贸g wie, co mnie zaalarmowa艂o

w tamtej chwili

(Deine Lakaien, 鈥濬leeting鈥)



Rozdzia艂 trzydziesty



Mo偶liwe, 偶e w ko艅cu b臋d臋 musia艂 zrewidowa膰 swe uparte zasady.

By膰 mo偶e nigdy nie by艂em kim艣, z kim nie m贸g艂by艣 偶y膰.



Jak si臋 czujesz?

Harry zamruga艂, zaspany, unosz膮c si臋 lekko w po艣cieli. Hogwarckie skrzyd艂o szpitalne ton臋艂o w pomara艅czowym 艣wietle brzasku. Stoj膮ce wok贸艂 艂贸偶ka by艂y puste. Wsz臋dzie panowa艂a cisza i spok贸j.

Dumbledore siedzia艂 w fotelu obok pos艂ania Harry鈥檈go, wpatruj膮c si臋 w niego w przyjazny, nienatarczywy spos贸b. Mia艂 na sobie jaskrawofioletow膮 szat臋, kt贸rej kolor niemal bole艣nie bi艂 po oczach. Ka偶dy inny czarodziej wygl膮da艂by w niej idiotycznie, jednak dyrektorowi nadawa艂a ona niewyja艣nionej, przeplecionej swobod膮 godno艣ci.

Chyba ca艂kiem nie藕le 鈥 odpowiedzia艂 Harry, marszcz膮c czo艂o, poruszaj膮c 艂opatkami i przeci膮gaj膮c si臋 ostro偶nie we wszystkie strony. Czu艂 zaledwie s艂abe echo b贸lu zesz艂ej nocy. 鈥 Tonks i pani Pomfrey wykona艂y naprawd臋 dobr膮 robot臋.

Oczy Dumbledore鈥檃 zw臋zi艂y si臋 lekko za po艂贸wkami okular贸w.

Poparzenia Do艂ohowa os艂abi艂y go znacznie, gdy ci臋 atakowa艂. W innym przypadku czarna magia, kt贸rej u偶y艂, z pewno艣ci膮 wyrz膮dzi艂aby du偶o powa偶niejsze szkody.

Harry poczu艂 偶ar rozlewaj膮cy mu si臋 po policzkach.

To moja wina, 偶e mnie dosta艂. Nie uwa偶a艂em przez moment 鈥 przyzna艂 niech臋tnie.

Dobroduszny u艣miech powr贸ci艂 na twarz dyrektora.

Nie zamierza艂em ci臋 gani膰 鈥 rzek艂 艂agodnie. 鈥 Wr臋cz przeciwnie, dzi艣 w nocy dokona艂e艣 czego艣 wielkiego. Jestem z ciebie bardzo dumny.

Przyjmowanie pochwa艂 nigdy nie by艂o mocn膮 stron膮 Harry鈥檈go. Zak艂opotany, przeni贸s艂 wzrok na wystaj膮ce spod szaty czubki but贸w Dumbledore鈥檃.

A teraz opowiadaj 鈥 za偶膮da艂 stary czarodziej, pochylaj膮c si臋 nad nim. Co艣 w jego g艂osie uleg艂o zmianie. Gdy zdumiony Harry uni贸s艂 g艂ow臋, zauwa偶y艂 b艂ysk ciekawo艣ci w niezwykle czujnych, b艂臋kitnych oczach dyrektora. 鈥 Zwa偶ywszy na stopie艅 zniszczenia katedry, mog臋 chyba za艂o偶y膰, 偶e nasz ma艂y mugolski eksperyment odni贸s艂 pe艂en sukces?

Harry nie m贸g艂 powstrzyma膰 nag艂ego dreszczu na wspomnienie l艣ni膮cych, 艣miertelnych kulek.

To by艂a bro艅 doskona艂a 鈥 odpar艂 cicho, nie patrz膮c na swego rozm贸wc臋. 鈥 Nie dostrzegli zagro偶enia, bezwiednie wpadaj膮c w pu艂apk臋. Uda艂o mi si臋 jedynie zobaczy膰, jak woda zalewaj膮ca pod艂og臋 zacz臋艂a wrze膰. Potem zatrzasn臋艂y si臋 za nami drzwi.

Co zdecydowanie by艂o dla was najlepszym rozwi膮zaniem. 鈥 Harry czu艂 spoczywaj膮ce na nim m膮dre spojrzenie Dumbledore鈥檃. 鈥 Zadr臋czasz si臋 tym, 偶e zdecydowali艣my si臋 wybra膰 w艂a艣nie t臋 metod臋, prawda?

Ju偶 samym zamordowaniem Dedalusa zas艂u偶yli sobie na 艣mier膰 鈥 powiedzia艂 Harry powoli, wzdychaj膮c cicho nad faktem, 偶e przed dyrektorem niewiele da艂o si臋 ukry膰. 鈥 Co nie zmienia faktu, 偶e spotka艂 ich okrutny koniec.

Wiem 鈥 odrzek艂 Dumbledore spokojnym g艂osem. Rysy jego twarzy stwardnia艂y na chwil臋, po czym rozlu藕ni艂y si臋 na nowo. 鈥 Ale zgin臋艂o tylko niewielu. Wi臋kszo艣膰 艣miercio偶erc贸w, znajduj膮cych si臋 w katedrze w momencie eksplozji, zosta艂a ranna. Przetransportowali艣my ich do 艢wi臋tego Munga 鈥 przerwa艂, robi膮c g艂o艣ny wydech. 鈥 Wojna zawsze wymaga ofiar, Harry. Wiesz o tym tak samo dobrze jak ja. To nie my sprowokowali艣my t臋 wojn臋. Niemniej nie zamierzamy przygl膮da膰 si臋 bezczynnie, jak kto艣 usi艂uje nas zniszczy膰.

Nie, na pewno nie 鈥 przyzna艂 Harry, zaciskaj膮c pod ko艂dr膮 d艂onie w pi臋艣ci. Urywki my艣li kr膮偶y艂y mu po g艂owie w szalonym tempie. Z trudem uchwyci艂 jedn膮 z nich. 鈥 Pani Malfoy by艂a do艣膰 przekonana o tym, 偶e Do艂ohow i Rookwood przej臋li w艂adz臋 w kr臋gu 艣miercio偶erc贸w. Czy naprawd臋 mog艂a mie膰 racj臋? Czy magiczna moc Voldemorta jest rzeczywi艣cie a偶 tak os艂abiona od ostatniej ci臋偶kiej potyczki w sierpniu zesz艂ego roku, 偶e tak po prostu daje si臋 zepchn膮膰 z tronu?

Wszystko jest mo偶liwe. 鈥 W oczach Dumbledore鈥檃 pojawi艂 si臋 dziwny b艂ysk, znikaj膮c po chwili. Harry鈥檈mu nie uda艂o si臋 go zinterpretowa膰. 鈥 呕膮dza w艂adzy zawsze by艂a najs艂abszym punktem Toma Riddle鈥檃. A Do艂ohow i Rookwood nie r贸偶ni膮 si臋 zbytnio pod tym wzgl臋dem od swego mistrza. 鈥 Kilka g艂臋bokich zmarszczek zamy艣lenia przeci臋艂o czo艂o dyrektora. 鈥 Gdy tylko Voldemort odzyska si艂y, odbierze to, co wyrwano mu z r膮k 鈥 uzupe艂ni艂 w ko艅cu bez cienia emocji.

Harry spr贸bowa艂 otrz膮sn膮膰 si臋 z odr臋twienia, kt贸re zacz臋艂o go powoli ogarnia膰. Otaczaj膮ca go rzeczywisto艣膰 wyda艂a mu si臋 nagle dziwnie nieprawdziwa.

Co zrobimy teraz?

Nic 鈥 odpowiedzia艂 Dumbledore zwi臋藕le, powstaj膮c z krzes艂a z m艂odzie艅cz膮 werw膮. 鈥 Dzi艣 w nocy zdobyli艣my wi臋kszo艣膰 najwa偶niejszych figur na szachownicy Voldemorta. Teraz kolej na jego ruch. Zaczekamy na to, jak膮 taktyk臋 zdecyduje si臋 obra膰. 鈥 Cyniczny u艣miech zata艅czy艂 mu w k膮cikach ust. 鈥 Dop贸ki kr贸l stoi na planszy, gra nadal trwa.

Harry odetchn膮艂 kilkakrotnie.

Co z Do艂ohowem i Rookwoodem?

Dumbledore powi贸d艂 wzrokiem po d艂ugim rz臋dzie pustych 艂贸偶ek.

Do艂ohow nie odzyska艂 jeszcze przytomno艣ci. W tej chwili nie stanowi dla nas zagro偶enia. Rookwood jest powa偶niejszym problemem. Ostatniej nocy najwyra藕niej nie by艂o go w kryj贸wce 艣miercio偶erc贸w. To oznacza, 偶e jest ca艂y i zdrowy, i 偶e nadal przebywa gdzie艣 na wolno艣ci. 鈥 Ruchem g艂owy wskaza艂 w kierunku wysokich okien.

Harry ostro偶nie zsun膮艂 oci臋偶a艂e nogi na pod艂og臋. Wypolerowane do po艂ysku linoleum zi臋bi艂o mu bose stopy. Nic nie by艂o w tej chwili tak kusz膮ce jak gor膮cy prysznic i porz膮dne 艣niadanie. Na krze艣le obok 艂贸偶ka le偶a艂o przygotowane ubranie. Srebrna odznaka aurora po艂yskiwa艂a na tle czarnego materia艂u peleryny.

Dyrektor u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem.

Pani Pomfrey zorganizowa艂a ci te偶 nowe okulary 鈥 wyja艣ni艂, robi膮c gest w stron臋 ma艂ego, czarnego etui, spoczywaj膮cego na stoliku nocnym. 鈥 Do艂o偶y艂a wszelkich stara艅, by sprosta膰 twoim potrzebom.

Palce Harry鈥檈go pieszczotliwie pog艂adzi艂y czarn膮, aksamitn膮 powierzchni臋. Lekki u艣miech wype艂z艂 mu na usta, gdy otworzy艂 etui, zagl膮daj膮c do jego wn臋trza.

Dzi臋kuj臋 鈥 powiedzia艂, dziwnie poruszony, po czym ostro偶nie si臋gn膮艂 po nowe okulary i w艂o偶y艂 je na nos.


***


Wi臋kszo艣膰 uczni贸w i nauczycieli zako艅czy艂a ju偶 艣niadanie, gdy Harry przekroczy艂 pr贸g Wielkiej Sali. Reakcja, kt贸r膮 wywo艂ywa艂o zwykle jego pojawienie si臋 w Hogwarcie, wraz z up艂ywem czasu nie uleg艂a zmianie. Kilkoro pierwszorocznych, stoj膮cych u drzwi, z szacunkiem zesz艂o mu z drogi. Niekt贸re ze starszych dziewcz膮t pochyli艂y ku sobie g艂owy, chichocz膮c, gdy omi贸t艂 je spojrzeniem. Lata do艣wiadczenia sprawi艂y, 偶e dawno przyzwyczai艂 si臋 do widoku takich zachowa艅.

Remus siedzia艂 przy stole nauczycieli, pochylaj膮c si臋 ze zmarszczonym czo艂em nad 鈥濸rorokiem鈥. Kilka miejsc dalej Minerwa McGonagall i Pomona Sprout prowadzi艂y o偶ywion膮 rozmow臋. Harry uprzejmie przywita艂 grono pedagog贸w skinieniem g艂owy, po czym bezszelestnie opad艂 na krzes艂o obok swego by艂ego nauczyciela obrony przed czarn膮 magi膮.

Nie mo偶esz mi wiecznie schodzi膰 z drogi 鈥 powiedzia艂 Harry przyciszonym tonem, nie patrz膮c na niego i si臋gaj膮c jednocze艣nie po dzbanek z kaw膮. Nape艂ni艂 fili偶ank臋 gor膮cym, aromatycznym p艂ynem i doda艂: 鈥 B膮d藕 wi臋c tak mi艂y i porozmawiaj ze mn膮.

Wyczu艂, jak siedz膮cy obok niego Remus drgn膮艂 nieznacznie, zanim, zamy艣lony, zabra艂 si臋 za sk艂adanie gazety, odk艂adaj膮c j膮 po chwili na blat sto艂u.

Sk膮d ten pomys艂, 偶e schodz臋 ci z drogi? 鈥 zapyta艂 powoli.

Harry parskn膮艂 lekko.

Mia艂em takie wra偶enie, gdy wracali艣my wczoraj w nocy do Hogwartu.

Wczoraj w nocy, gdy wracali艣my do Hogwartu, czu艂em po prostu, 偶e ca艂a ta sytuacja mnie przerasta 鈥 wyja艣ni艂 Remus ironicznie. W jego zmru偶onych, br膮zowych oczach pojawi艂 si臋 b艂ysk wyrzutu. 鈥 Mog艂e艣 ostrzec przynajmniej przyjaci贸艂, zanim rzuci艂e艣 si臋 na Malfoya przed ca艂ym zespo艂em. Zd膮偶y艂em pomy艣le膰, 偶e kto艣 potraktowa艂 ci臋 Imperiusem.

Harry poczu艂 gor膮cy rumieniec, kt贸ry natychmiast pokry艂 mu policzki i usi艂owa艂 st艂umi膰 nerwowy chichot, bulgocz膮cy mu w krtani.

Masz racj臋, powinienem by艂 to zrobi膰 鈥 przyzna艂, unosz膮c fili偶ank臋 do ust, by schowa膰 za ni膮 cisn膮cy si臋 na wargi u艣miech. 鈥 Ale to wszystko nie jest wcale takie proste. Przez d艂u偶szy czas nie by艂em pewien, co mam my艣le膰 i czu膰. Przypuszczalnie ba艂em si臋 te偶 waszych reakcji.

Wyraz ust Remusa z艂agodnia艂 w u艂amku sekundy.

Co do tego nie musisz mie膰 偶adnych obaw 鈥 odpar艂 mi臋kko, badaj膮c twarz Harry鈥檈go spojrzeniem br膮zowych oczu. 鈥 Czy mi臋dzy Malfoyem i tob膮 jest co艣 powa偶nego?

Harry w zak艂opotaniu podrapa艂 si臋 w skro艅, tam, gdzie blada, ledwo widoczna blizna dawa艂a 艣wiadectwo jego wczorajszego spotkania z Do艂ohowem. Do tej pory unika艂 zastanawiania si臋 nad kwesti膮, o kt贸r膮 zapyta艂 go w艂a艣nie Lupin, by膰 mo偶e dlatego, i偶 z jakiego艣 powodu ba艂 si臋 odpowiedzi. Tym razem nie m贸g艂 si臋 d艂u偶ej wymigiwa膰.

Po tej scenie, kt贸r膮 odstawi艂em wam wczoraj w nocy, trudno by艂oby utrzymywa膰 co艣 innego 鈥 wymamrota艂 niewyra藕nie. Gor膮co zala艂o go ponownie, gdy tylko przypomnia艂 sobie poca艂unek w ruinach zamku Urquhart. 鈥 Chocia偶 nie jestem pewien, czy Draco widzi to podobnie.

Remus wzruszy艂 ramionami, wykrzywiaj膮c usta.

Skoro kto艣 okazuje tyle odwagi, by bez r贸偶d偶ki zaatakowa膰 uzbrojonego 艣miercio偶erc臋 w twojej obronie, to mo偶esz 艣mia艂o za艂o偶y膰, 偶e traktuje ci臋 powa偶nie. 鈥 Oszo艂omiony Harry odstawi艂 fili偶ank臋 na st贸艂, nie trafiaj膮c przy tym w spodek. Przez kilka d艂ugich sekund m贸g艂 jedynie wpatrywa膰 si臋 w Remusa, kompletnie niezdolny do wym贸wienia jakiegokolwiek sensownego s艂owa. Lupin w zamy艣leniu zgarn膮艂 okruchy bu艂ki ze sto艂u i kontynuowa艂, nie zwa偶aj膮c na zupe艂nie skonfundowany wyraz twarzy Harry鈥檈go: 鈥 Nad tym, czy akcja Dracona by艂a przejawem odwagi, czy te偶 g艂upoty, mo偶na zapewne toczy膰 d艂ugie spory. W ka偶dym b膮d藕 razie zdo艂a艂 na kilka chwil odwr贸ci膰 uwag臋 Do艂ohowa, daj膮c nam tym samym czas na przybycie wam z pomoc膮. W innym przypadku prawdopodobnie obaj byliby艣cie ju偶 martwi.

W oczach Lupina odbi艂a si臋 jawna troska, co ledwo dotar艂o do 艣wiadomo艣ci Harry鈥檈go. Jego wzrok przyci膮gn臋艂a magicznie posta膰 m艂odego, jasnow艂osego m臋偶czyzny, kt贸ry w艂a艣nie w tej chwili wchodzi艂 do Wielkiej Sali. 呕o艂膮dek Pottera wywin膮艂 szybkie salto.

Draco by艂 jedyn膮 osob膮 w pomieszczeniu, kt贸ra nie nosi艂a formalnego stroju, wyr贸偶niaj膮c si臋 z masy granatowymi d偶insami, bia艂膮 koszulk膮 i tenis贸wkami. Nadal nieco utyka艂, najwyra藕niej w wyniku zdarze艅 ostatniej nocy. Jego pojawienie si臋 podzia艂a艂o na dziewcz臋ta podobnie jak wyst臋p Harry鈥檈go, jednak Malfoy zdawa艂 si臋 nie zwraca膰 na to uwagi. Oderwali od siebie intensywne spojrzenie dopiero wtedy, gdy Draco dotar艂 do sto艂u nauczycieli, siadaj膮c przy jednym z jego rog贸w obok Harry鈥檈go i Remusa.

Potter z wielkim trudem powstrzyma艂 pal膮c膮 ch臋膰 przysuni臋cia si臋 bli偶ej do Dracona i poddania si臋 sile przyci膮gania, kt贸rej by艂 藕r贸d艂em. Mimo faktu, 偶e si臋 nie dotykali, wyra藕nie czu艂 ciep艂o jego cia艂a. Nozdrza po艂askota艂 mu delikatny i zarazem cierpki, tak typowy dla Malfoya zapach sk贸ry, sprawiaj膮c, 偶e brzuch Harry鈥檈go zareagowa艂 nerwowym mrowieniem.

Oczy Remusa, po cz臋艣ci zaciekawione, po cz臋艣ci nadal pe艂nie niedowierzania, przez par臋 chwil spoczywa艂y to na jednym, to na drugim z nich. Harry by艂 przekonany, 偶e wyostrzone zmys艂y wilko艂aka pozwalaj膮 mu wyczu膰 panuj膮ce mi臋dzy nimi napi臋cie. Wreszcie Lupin odchrz膮kn膮艂 demonstracyjnie i rzucaj膮c kontrolne spojrzenie na zegarek, podni贸s艂 si臋 z krzes艂a.

Musz臋 was przeprosi膰, obowi膮zki wzywaj膮 鈥 usprawiedliwi艂 si臋 z nieco sztywnym u艣miechem. 鈥 Tonks pewnie ju偶 na mnie czeka. Na razie. 鈥 Poklepa艂 Harry鈥檈go w rami臋 i skin膮艂 Draconowi g艂ow膮, po czym odwr贸ci艂 si臋 i szybkim krokiem opu艣ci艂 sal臋.

Mam nadziej臋, 偶e to nie ja zmusi艂em go do ucieczki 鈥 wymrucza艂 Draco sarkastycznie, gdy tylko Remus znalaz艂 si臋 poza zasi臋giem s艂uchu. 鈥 Wi臋kszo艣膰 ludzi dziwnie na mnie reaguje po tym, jak wczoraj w nocy postanowi艂e艣 tak spektakularnym sposobem oficjalnie ujawni膰 nasze stosunki. W艂a艣nie z wielkim wysi艂kiem uda艂o mi si臋 pozby膰 Hestii i jej natarczywych pyta艅.

Jeste艣 na mnie z艂y z tego powodu? 鈥 zapyta艂 Harry z cieniem niepewno艣ci w g艂osie.

Rozbawione parskni臋cie Dracona niemal wystarczy艂o za odpowied藕.

Nie 鈥 odpar艂, rzucaj膮c mu d艂ugie spojrzenie z ukosa. Jego szare jak burzowe chmury oczy b艂yszcza艂y.

Przez moment Harry czu艂 si臋 jak zahipnotyzowany, upominaj膮c w duchu sam siebie, 偶e nie s膮 tu sami, ukradkowo obserwowani przez tuziny par oczu.

Jak si臋 czuje twoja matka? 鈥 odezwa艂 si臋 ostro偶nie.

Draco si臋gn膮艂 po dzbanek z herbat膮.

Zatrzymali j膮 przez noc na obserwacji w 艢wi臋tym Mungu. My艣l臋 jednak, 偶e w ci膮gu dnia b臋dzie jej ju偶 wolno wr贸ci膰 do domu. 鈥 Zamiast nape艂ni膰 sobie fili偶ank臋, Malfoy zastyg艂 w p贸艂 ruchu i opu艣ci艂 r臋k臋. Gdy Harry uni贸s艂 wzrok, zauwa偶y艂 pe艂en powagi wyraz jego ust i czyst膮, nieskrywan膮 rozpacz w oczach, kt贸ra dog艂臋bnie wstrz膮sn臋艂a Potterem. 鈥 Wiem, 偶e strzeli艂em g艂upot臋 鈥 wydusi艂 z siebie Draco jak pod przymusem. Skrzyde艂ka nosa dr偶a艂y mu lekko. 鈥 Powinienem by艂 przekaza膰 Zakonowi, co si臋 sta艂o. Ale gdy uprowadzili matk臋 z dworu, prawie oszala艂em ze strachu o ni膮. Dlatego po prostu odszed艂em i zostawi艂em odznak臋 Feniksa, w nadziei, 偶e nikt nie b臋dzie mnie szuka艂. Rozumiesz? 鈥 Odetchn膮艂 g艂o艣no. 鈥 Nie chcia艂em nara偶a膰 dalszych os贸b, kt贸re wiele dla mnie znacz膮. 鈥 R臋ka zaci艣ni臋ta na uchwycie dzbanka zacz臋艂a mu dygota膰, odstawi艂 wi臋c herbat臋 na st贸艂.

Harry doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z w艂asnej winy w ca艂ej tej sytuacji. Mimo tego nie potrafi艂 zapanowa膰 nad ma艂ym szarpni臋ciem w sercu, wywo艂anym ostatnim zdaniem Dracona.

Ani przez sekund臋 nie wierzy艂em, 偶e dobrowolnie wr贸ci艂e艣 na ciemn膮 stron臋 鈥 wyszepta艂.

Draco u艣miechn膮艂 si臋 krzywo.

Pewnie zd膮偶y艂e艣 pozna膰 mnie ju偶 lepiej ni偶 ktokolwiek inny na 艣wiecie. No, mo偶e z wyj膮tkiem mojej matki.

Kiedy jej o nas powiedzia艂e艣? 鈥 Wcze艣niejsze s艂owa Dracona sprawi艂y, 偶e odwa偶y艂 si臋 powiedzie膰 nas.

Malfoy wzruszy艂 lekko ramionami.

Widzieli艣my si臋 tylko przez par臋 godzin w Wigili臋 Bo偶ego Narodzenia, mog艂em jej to powiedzie膰 tylko wtedy. 鈥 W jego oczach zamigota艂a ciekawo艣膰. 鈥 Zaskoczy艂o ci臋, 偶e rozmawia艂em z ni膮 na ten temat?

Harry powierci艂 si臋 niezr臋cznie na krze艣le.

Troszeczk臋 鈥 przyzna艂 w ko艅cu.

Draco wyda艂 z siebie cichy chichot.

Przed moj膮 matk膮 nie mo偶na mie膰 wielkich tajemnic. Przejrza艂a mnie ju偶 na samym pocz膮tku. Zauwa偶y艂a, 偶e dziewczyny s膮 mi oboj臋tne. Nigdy nie stanowi艂o to dla niej problemu. Z moim ojcem sprawa na pewno wygl膮da艂aby inaczej. Zdaje mi si臋, 偶e nie wiedzia艂 o mojej orientacji. Mo偶e to i lepiej. 鈥 Jego mina zachmurzy艂a si臋 w jednej chwili.

Harry 艣ci膮gn膮艂 brwi.

Co si臋 sta艂o? 鈥 zapyta艂 z niepokojem, patrz膮c, jak Draco potrz膮sa g艂ow膮.

Wczoraj w nocy Do艂ohow nazwa艂 mojego ojca zdrajc膮. Nie mam poj臋cia, co chcia艂 mi przez to powiedzie膰. Lucjusz zawsze dochowywa艂 wierno艣ci ciemnej stronie. To ja zdradzi艂em. 鈥 Przenikliwe spojrzenie Dracona zdawa艂o si臋 przebija膰 Harry鈥檈go na wylot. 鈥 Czuj臋 si臋 tak, jakbym mia艂 nieczyste sumienie w ca艂ej tej sprawie. Najch臋tniej wypyta艂bym Do艂ohowa, ale to raczej w膮tpliwe, czy kiedykolwiek jeszcze odzyska przytomno艣膰.

Dono艣ne g艂osy uczni贸w, wype艂niaj膮ce sal臋, zabrzmia艂y nagle w uszach Harry鈥檈go jak odleg艂y, pozbawiony znaczenia szum. Wszystko, czego pragn膮艂, to rozwianie dr臋cz膮cych Dracona zmartwie艅. Ale 偶adne s艂owa 艣wiata nie wyda艂y mu si臋 do tego celu odpowiednie.

Malfoy westchn膮艂 i wykrzywi艂 wargi.

Pewnie i tak nigdy nie dostan臋 na to odpowiedzi. 鈥 Ze zrezygnowan膮 min膮 ponownie z艂apa艂 dzbanek i nala艂 sobie herbaty, obejmuj膮c ucho tak mocno, 偶e pobiela艂y mu k艂ykcie.

Rookwood nadal 偶yje 鈥 zauwa偶y艂 Harry niby mimochodem, nie spuszczaj膮c wzroku ze smuk艂ych d艂oni Dracona. 鈥 Dumbledore jest pewien, 偶e nie by艂o go ostatniej nocy w podwodnej katedrze. Mo偶e uda ci si臋 jeszcze uzyska膰 odpowied藕.

Draco poderwa艂 g艂ow臋. Przez kilka sekund gapi艂 si臋 na Harry鈥檈go w milczeniu, rozmy艣laj膮c nad czym艣 gor膮czkowo.

Je艣li Dumbledore si臋 nie myli, to z pewno艣ci膮 jeste艣my w wi臋kszym niebezpiecze艅stwie, ni偶 mo偶emy sobie wyobrazi膰 鈥 skomentowa艂 ponuro. 鈥 Co m贸wi艂 poza tym? Jakie s膮 nasze kolejne plany?

Mog臋 ci powiedzie膰, jakie s膮 nasze kolejne plany. 鈥 Harry pochyli艂 si臋 do przodu z u艣miechem, podpieraj膮c podbr贸dek o obie d艂onie i ignoruj膮c zmarszczone lekko czo艂o Dracona. 鈥 Wpadn臋 na kr贸tko do biura i sprawdz臋, jak stoj膮 sprawy i co wydarzy艂o si臋 przez ostatnie dni. Ty udasz si臋 do Munga i zabierzesz matk臋 do domu. B臋d臋 tam po ciebie dzi艣 o si贸dmej wieczorem.

Brwi Malfoya 艣ci膮gn臋艂y si臋 pytaj膮co.

A co planujesz na si贸dm膮 wieczorem?

Harry wykrzywi艂 usta, udaj膮c, 偶e si臋 nad czym艣 zastanawia.

My艣la艂em o ma艂ej wycieczce do 艣wiata mugoli 鈥 zacz膮艂 st艂umionym g艂osem, usilnie staraj膮c si臋 nie zwa偶a膰 na skacz膮ce rado艣nie w brzuchu motyle. Przenikliwy wzrok Dracona nie u艂atwia艂 mu zadania. 鈥 Mogliby艣my wybra膰 si臋 najpierw do kina, a potem co艣 zje艣膰. Znam w Londynie 艣wietny bar serwuj膮cy sushi, na pewno przypadnie ci do gustu. Chyba 偶e nie lubisz ryb? 鈥 Mina Dracona nadal wyra偶a艂a kompletny brak zrozumienia. Harry przewr贸ci艂 oczami w niecierpliwym ge艣cie. 鈥 Randka 鈥 wyja艣ni艂 z przesadnym naciskiem, jakby jego rozm贸wca by艂 ma艂ym dzieckiem. 鈥 Prosz臋 ci臋 o randk臋. Tak trudno to poj膮膰? 鈥 Sytuacja by艂a tak absurdalna, 偶e mia艂 wielk膮 ochot臋 si臋 roze艣mia膰.

Zmarszczki na czole Dracona wyg艂adzi艂y si臋 powoli, a k膮ciki ust zacz臋艂y zdradziecko dygota膰. B艂yszcz膮cymi oczami wpatrywa艂 si臋 w Harry鈥檈go, wytrzymuj膮c jego spojrzenie i szukaj膮c czego艣 w jego twarzy.

Nowe okulary? 鈥 zapyta艂 nagle.

Niespodziewane pytanie nie zbi艂o Harry鈥檈go z tropu. Ostro偶nie dotkn膮艂 palcami czarnych oprawek.

Tak 鈥 odpar艂 kr贸tko, nie przerywaj膮c kontaktu wzrokowego. Nic nie by艂o w tej chwili tak interesuj膮ce i elektryzuj膮ce jak nieustanna gra mimiki Malfoya.

Draco przygryz艂 lekko doln膮 warg臋.

Wygl膮daj膮 tak samo jak stare 鈥 stwierdzi艂 rzeczowo, jakby Potter nie zdawa艂 sobie sprawy z tego faktu.

Harry nie potrafi艂 kontrolowa膰 swej twarzy tak perfekcyjnie jak Draco. Wygi膮艂 usta w mimowolnym u艣miechu.

Lubi臋 ten model 鈥 odpar艂 weso艂o.

Min臋艂o kilka chwil, zanim Draco zacz膮艂 u艣miecha膰 si臋 w ten sam otwarty spos贸b, potrz膮saj膮c jednocze艣nie g艂ow膮. Nast臋pnie wsta艂 z miejsca, nie tykaj膮c nawet swojej herbaty.

Si贸dma wieczorem 鈥 powt贸rzy艂 z przesyconym ironi膮 mrugni臋ciem, zanim odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 wyj艣cia. 鈥 B膮d藕 punktualny.

Harry patrzy艂 za nim, u艣miechaj膮c si臋 za swoj膮 fili偶ank膮, nie zdaj膮c sobie sprawy z tego, 偶e jej zawarto艣膰 zd膮偶y艂a ju偶 dawno wystygn膮膰.


***


艁adnie tu u ciebie 鈥 zauwa偶y艂 Draco, z b艂ogim westchnieniem opadaj膮c na szerok膮, rubinow膮 kanap臋 w mieszkaniu Harry鈥檈go i rozgl膮daj膮c si臋 z zaciekawieniem po pokoju.

Harry zareagowa艂 u艣miechem. Ju偶 nie pami臋ta艂, kiedy ostatni raz widzia艂 Malfoya z podobnie odpr臋偶onym wyrazem twarzy.

Jestem tu pierwszy raz od d艂u偶szego czasu 鈥 wyja艣ni艂, podchodz膮c do okna i zaci膮gaj膮c grube zas艂ony. Na zewn膮trz nadal kropi艂 drobny deszcz. 鈥 Nie mog艂em tu sam wytrzyma膰. Wola艂em wprowadzi膰 si臋 ponownie do mojego dawnego pokoju w Akademii Auror贸w i troch臋 podra偶ni膰 Terry鈥檈go Boota swoj膮 obecno艣ci膮.

Draco rzuci艂 mu pytaj膮ce i zarazem rozbawione spojrzenie.

I nie chcia艂e艣 mnie tam zabra膰 dzi艣 wieczorem?

Harry zakas艂a艂 dyskretnie.

Terry z pewno艣ci膮 dziwnie by na nas patrzy艂 鈥 odpowiedzia艂 z radosnym grymasem, po czym podszed艂 do jednej z szafek i wydoby艂 dwa kieliszki wraz z butelk膮 Single Malt Whiskey, stawiaj膮c ca艂o艣膰 na stoliku.

Zawsze zapraszasz kogo艣 na pierwszej randce do siebie? 鈥 zapyta艂 Draco prowokuj膮co, uwa偶nie 艣ledz膮c jego ruchy.

Harry g艂臋boko wci膮gn膮艂 powietrze. Tych kilka s艂贸w wystarczy艂o, by przerwa膰 swobodn膮 atmosfer臋. W przeci膮gu sekundy stare, dobrze znane im napi臋cie powr贸ci艂o, przeskakuj膮c pomi臋dzy nimi trzeszcz膮cymi iskrami. Serce zacz臋艂o mu wali膰 jak oszala艂e.

Zdarza艂o si臋 鈥 odpar艂 ze sztucznym spokojem, otwieraj膮c butelk臋 i sprawnym ruchem nape艂niaj膮c kieliszki bursztynowym p艂ynem. 鈥 Ale mo偶esz by膰 pewien, 偶e jeste艣 pierwszym facetem, kt贸rego przyprowadzi艂em do domu. 鈥 Z rozbawieniem stwierdzi艂, 偶e Draco zareagowa艂 na jego s艂owa lekko przyspieszonym oddechem.

Wygl膮da na to, 偶e mamy dzi艣 wiecz贸r pierwszych raz贸w. 鈥 Draco uni贸s艂 sw贸j kieliszek i upi艂 drobny 艂yk, ani na moment nie spuszczaj膮c Pottera z oczu. 鈥 Przynajmniej teraz nareszcie wiem, jak wygl膮da mugolskie kino od 艣rodka i jak smakuje surowa ryba. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋 do Harry鈥檈go ponad brzegiem kieliszka. 鈥 Gdy by艂em ma艂y, zawsze my艣la艂em, 偶e ludzie potrafi膮 porusza膰 si臋 na obrazkach jedynie w czarodziejskim 艣wiecie. Najwyra藕niej mugole r贸wnie偶 znale藕li ca艂kiem niez艂e rozwi膮zanie tego problemu.

Nie m贸wisz chyba na serio? 鈥 Harry w zdumieniu uni贸s艂 brwi. 鈥 By艂e艣 dzi艣 pierwszy raz w kinie?

Draco wzruszy艂 ramieniem i potwierdzi艂 lekkim gestem.

A z kim niby mia艂bym si臋 tam wybra膰? Przez wi臋kszo艣膰 偶ycia zadawa艂em si臋 z czystokrwistymi, kt贸rzy nie chcieli mie膰 nic wsp贸lnego z mugolami.

No to mam nadziej臋, 偶e ci si臋 podoba艂o 鈥 podsumowa艂 Harry, potrz膮saj膮c z niedowierzaniem g艂ow膮.

Usta Dracona przybra艂y wyraz 艂agodno艣ci, absolutnie przecz膮cy drapie偶nemu b艂yskowi w jego oczach.

To by艂 bardzo mi艂y wiecz贸r 鈥 o艣wiadczy艂 z niemal uroczyst膮 powag膮.

Przez kilka chwil Harry siedzia艂 w bezruchu, odwzajemniaj膮c spojrzenie Malfoya, dop贸ki nie zda艂 sobie sprawy z tego, 偶e ju偶 d艂u偶ej nie zniesie dziel膮cego ich dystansu. Kierowany jakim艣 wewn臋trznym przymusem, wsta艂, okr膮偶y艂 niski stolik przy kanapie i zatrzyma艂 si臋 przed by艂ym 艢lizgonem.

Dlaczego u偶ywasz czasu przesz艂ego? 鈥 zapyta艂 dziwnie zachrypni臋tym g艂osem, ostro偶nie siadaj膮c na kolanach Dracona i otaczaj膮c go swym cia艂em. 鈥 W ko艅cu wiecz贸r jeszcze si臋 nie sko艅czy艂.

Delikatnie potar艂 zamkni臋te usta Dracona o w艂asne, smakuj膮c cierpko艣膰 alkoholu. Malfoy wyszed艂 mu naprzeciw, ch臋tnie rozwieraj膮c wargi i wpuszczaj膮c go do 艣rodka. Harry poczu艂, jak w jego 偶y艂y uderza co艣 na podobie艅stwo wy艂adowania elektrycznego, gdy ich j臋zyki niepewnie zetkn臋艂y si臋 ze sob膮, by po chwili sple艣膰 si臋 w wyg艂odnia艂ym ta艅cu. 呕ar obla艂 mu twarz. Spija艂 oddech Dracona, jego drobne westchnienia, wyrywaj膮ce si臋 z krtani i sp艂ywaj膮ce dreszczem w d贸艂 plec贸w. Rozdygotanymi palcami na o艣lep wymaca艂 ko艂nierzyk Malfoya i z po艣piechem zacz膮艂 rozpina膰 g贸rne guziki jego koszuli, dop贸ki nie powstrzyma艂 go mocny uchwyt gor膮cej d艂oni.

Zbity z tropu, otworzy艂 oczy. Zwykle blade policzki Dracona pokrywa艂 cie艅 rumie艅ca. Oddycha艂 szybko, patrz膮c na Harry鈥檈go b艂yszcz膮cymi oczami.

Mo偶e powinni艣my troch臋 przystopowa膰 鈥 wyszepta艂 prosto w usta Pottera. W jego s艂owach pobrzmiewa艂 sarkazm. 鈥 Nie zamierzam zn贸w zako艅czy膰 wyst臋pu w ten sam spos贸b co niedawno. Moja reakcja na nasze ostatnie zbli偶enie by艂a ma艂o przyjemna. 鈥 Harry cofn膮艂 g艂ow臋, wpatruj膮c si臋 w Dracona ze zdumieniem. Rozczarowanie zala艂o jego rozgrzane cia艂o nieprzyjemnie zimn膮 fal膮. By艂 wi臋cej ni偶 gotowy, by zn贸w to z nim zrobi膰. Wr臋cz sprowokowa艂 takie, a nie inne zako艅czenie wieczoru. Jak wi臋c Draco m贸g艂 teraz zacz膮膰 wykr臋ca膰 si臋 z sytuacji? Szyderczy u艣mieszek zata艅czy艂 na ustach Malfoya, tak, jakby odgad艂 my艣li Harry鈥檈go. 鈥 Co wcale nie oznacza, 偶e musimy ca艂kowicie zrezygnowa膰 z seksu 鈥 doda艂 lekko zachryp艂ym g艂osem.

Zanim Harry zd膮偶y艂 wykona膰 jakikolwiek ruch, Draco przej膮艂 kontrol臋 i sprawnym szarpni臋ciem przewr贸ci艂 go na kanap臋. W jego szarych oczach l艣ni艂o po偶膮danie. Patrzyli na siebie przez moment, dysz膮c ci臋偶ko, po czym Draco osun膮艂 si臋 na kolana na mi臋kki dywan przed kanap膮 i z r贸wnie diabelskim, co uwodzicielskim u艣miechem rozpi膮艂 sprz膮czk臋 paska Harry鈥檈go. Chwil臋 p贸藕niej robi膮c to samo z zamkiem jego d偶ins贸w.

Z jednej sekundy na drug膮 z m贸zgu Harry鈥檈go wywietrza艂y absolutnie wszystkie my艣li. G艂owa opad艂a mu bezwiednie w ty艂, opieraj膮c si臋 o mi臋kki pod艂okietnik kanapy. Dr偶a艂 na ca艂ym ciele, wbijaj膮c palce w ciemnoczerwone obicie, gdy r臋ce i j臋zyk Dracona odnalaz艂y sw贸j cel. Urywanie 艂apa艂 oddech, kiedy poch艂on臋艂a go gor膮ca, ciasna wilgo膰, ka偶膮c mu zapomnie膰 o wszystkim, co wydarzy艂o si臋 do tej pory.

Dopiero p贸藕niej, du偶o p贸藕niej, gdy nad zimowym Londynem zapad艂a g艂臋boka noc, my艣li Harry鈥檈go powr贸ci艂y, a wraz z nimi zrozumienie, 偶e wreszcie dobrn膮艂 do ko艅ca swych w膮tpliwo艣ci.

Deszcz przybra艂 na sile, b臋bni膮c z uspokajaj膮c膮 monotoni膮 o szyby okien sypialni. Harry rozkoszowa艂 si臋 blisko艣ci膮 ci臋偶kiego, ciep艂ego cia艂a Dracona, wtulonego w jego plecy, b臋d膮c ca艂kowicie pewnym, 偶e ju偶 dawno nie czu艂 si臋 tak spe艂niony jak w tej chwili.

Wydaje mi si臋, 偶e ci臋 kocham. 鈥 Wyznanie by艂o zaledwie cichutkim szeptem, kt贸ry z zaskakuj膮c膮 艂atwo艣ci膮 przeszed艂 mu przez usta. Nigdy by si臋 tego po sobie nie spodziewa艂.

By膰 mo偶e nie sprawi艂o mu to trudu tylko dlatego, 偶e regularny oddech Dracona, g艂aszcz膮cy wra偶liw膮 sk贸r臋 na karku Harry鈥檈go, wyra藕nie mu m贸wi艂, 偶e Malfoy ju偶 od dawna by艂 pogr膮偶ony w twardym, g艂臋bokim 艣nie.


***


Idziesz ju偶?

G艂owa Dracona zwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋. Bez okular贸w znajome rysy by艂y wprawdzie rozmazane, ale i bez tego Harry rozpozna艂, 偶e na twarzy Malfoya pojawi艂o si臋 lekkie poczucie winy.

Przepraszam 鈥 szepn膮艂 Draco w odpowiedzi, zak艂adaj膮c d偶insy. W jego g艂osie brzmia艂a wyra藕nie s艂yszalna udr臋ka. 鈥 Ale鈥 nie potrafi臋 inaczej.

Musia艂o by膰 jeszcze bardzo wcze艣nie. Niebo za oknem nadal ogarnia艂a ciemno艣膰, tylko na wschodzie z wolna przechodz膮ca w szaro艣膰.

Harry ukry艂 u艣miech w fa艂dach po艣cieli.

Nie musisz przeprasza膰 鈥 powiedzia艂 sennie, z trudem powstrzymuj膮c opadaj膮ce powieki. 鈥 W ko艅cu ostatnim razem nie by艂em pod tym wzgl臋dem lepszy. 鈥 Przywo艂a艂 niewyra藕ne wspomnienie o tym, jak ukradkiem wymyka艂 si臋 z mieszkania Dracona w samym 艣rodku nocy, gnany zbyt wielk膮 obaw膮 przed porann膮 konfrontacj膮.

Ale tym razem powinno by膰 w zasadzie inaczej. 鈥 Draco g艂o艣no wypu艣ci艂 powietrze i si臋gn膮艂 po koszul臋. 鈥 Nie gniewaj si臋, prosz臋. 鈥 W jego spojrzeniu migota艂o co艣 b艂agalnego.

Wcale si臋 nie gniewam 鈥 odpar艂 Harry, daj膮c tym samym wyraz prawdzie. Zdawa艂 sobie spraw臋 z faktu, 偶e Draco przez ca艂e 偶ycie szerokim 艂ukiem omija艂 sta艂e zwi膮zki. Najwyra藕niej zawsze tak post臋powa艂, znikaj膮c po prostu o 艣wicie i pozostawiaj膮c kochank贸w pogr膮偶onych we 艣nie. 鈥 Przypuszczalnie trzeba najpierw zamkn膮膰 wszystkie drzwi, 偶eby sk艂oni膰 ci臋 do pozostania 鈥 doda艂, robi膮c aluzj臋 do domu przy Grimmauld Place.

Draco u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie.

Przypuszczalnie 鈥 odpar艂 cicho.

Harry przewr贸ci艂 si臋 leniwie na drug膮 po艂ow臋 艂贸偶ka, 艂api膮c poduszk臋 Dracona, nadal przesi膮kni臋t膮 jego osza艂amiaj膮cym zapachem.

Mam mn贸stwo czasu 鈥 wymamrota艂, chowaj膮c twarz w poduszce i g艂臋boko wci膮gaj膮c bij膮c膮 z niej wo艅. 鈥 Zaczekam tak d艂ugo, a偶 b臋dziesz got贸w zosta膰.

Nie min臋艂o wiele czasu, a powieki zn贸w mu opad艂y, pozwalaj膮c na nowo zapa艣膰 w s艂odki sen. Nie us艂ysza艂 ju偶 cichego odg艂osu zamykanych drzwi.


Ca艂owa艂em twe usta, trzyma艂em tw膮 d艂o艅

dzieli艂em z tob膮 marzenia, dzieli艂em z tob膮 艂贸偶ko

Dobrze znam ciebie, dobrze znam tw贸j zapach

Nie mog艂em bez ciebie 偶y膰

(James Blunt, 鈥濭oodbye My Lover鈥)



Rozdzia艂 trzydziesty pierwszy



Nie b贸j si臋.

W chwilach, gdy nie mo偶esz by膰 silny,

b臋d臋 taki za ciebie.



Ciche, ale denerwuj膮co uporczywe stukanie o szyb臋 okna wyrwa艂o go z poobiedniej drzemki, z powrotem katapultuj膮c do rzeczywisto艣ci. Draco z trudem uni贸s艂 powieki, rzucaj膮c leniwe spojrzenie w stron臋 intruza.

Masz sow臋 na parapecie 鈥 wymamrota艂 w lewe ucho Harry鈥檈go i ponownie przycisn膮艂 twarz do jego karku, przytulaj膮c si臋 mocno do nadal rozgrzanego cia艂a.

Harry odpowiedzia艂 niech臋tnym pomrukiem. Jednak gdy sowa wyra藕nie okaza艂a, 偶e nie ma najmniejszego zamiaru zaniecha膰 stukania, 艂agodnie wyswobodzi艂 si臋 z obj臋膰 Dracona, wygrzeba艂 z pos艂ania i otworzy艂 okno.

Urocza, ma艂a p艂omyk贸wka nie waha艂a si臋 ani przez chwil臋 z przyj臋ciem zaproszenia. Wraz ze strumieniem zimnego, wilgotnego marcowego powietrza, kt贸re przyprawi艂o Harry鈥檈go o wyra藕ny dreszcz, w艣lizn臋艂a si臋 do wn臋trza sypialni, elegancko l膮duj膮c na kraw臋dzi 艂贸偶ka.

Draco uwa偶nie obserwowa艂, jak Harry odbiera od sowy list, rozk艂ada pergamin i przebiega wzrokiem kilka nakre艣lonych na nim s艂贸w. Zmarszczone czo艂o Pottera nie zwiastowa艂o niczego dobrego.

Dumbledore? 鈥 zdecydowa艂 si臋 zapyta膰 markotnym tonem, podnosz膮c do g贸ry brew.

Harry zacisn膮艂 usta.

A kt贸偶by inny? 鈥 odpar艂 i wzruszy艂 ramionami, ponownie przebiegaj膮c wzrokiem przez pergamin. 鈥 Mam natychmiast stawi膰 si臋 w Mungu. To wygl膮da na co艣 pilnego.

Sowa znacz膮co k艂apn臋艂a dzi贸bkiem, jakby chc膮c podkre艣li膰 wa偶no艣膰 wiadomo艣ci Dumbledore鈥檃. Harry uspokoi艂 j膮 kawa艂kiem sowiego przysmaku, kt贸ry 偶ar艂ocznie po艂kn臋艂a, po czym, roz艂o偶ywszy skrzyd艂a, wyfrun臋艂a przez okno.

Przeklinaj膮c w duchu dyrektora, Draco z powrotem opu艣ci艂 g艂ow臋 na mi臋kk膮 poduszk臋.

Do cholery, jest niedziela 鈥 warkn膮艂.

Niemal zaraz po zjedzonym wsp贸lnie obiedzie jakim艣 sposobem wyl膮dowali w 艂贸偶ku Harry鈥檈go. Pomys艂 na sp臋dzenie reszty popo艂udnia, polegaj膮cy na tym, 偶e w nim pozostan膮, nie pozwalaj膮c nikomu i niczemu sobie przeszkodzi膰, by艂 widocznie zbyt pi臋kny, by m贸c okaza膰 si臋 prawdziwym.

Harry wykrzywi艂 si臋 w grymasie rozbawienia i bez widocznego efektu spr贸bowa艂 wyg艂adzi膰 rozczochrane w艂osy.

Licho nie 艣pi 鈥 zacytowa艂 z lekkim sarkazmem stare przys艂owie, si臋gaj膮c po bokserki. Draco obserwowa艂 z 偶alem, jak nadal lekko mu艣ni臋ta s艂o艅cem sk贸ra ginie pod coraz to kolejnymi warstwami materia艂u.

Perspektywa pozostania w 艂贸偶ku wyda艂a mu si臋 pozbawiona wszelkiego uroku, je艣li mia艂 to robi膰 sam. Mrucz膮c co艣 pod nosem, odrzuci艂 ko艂dr臋, opuszczaj膮c nogi na dywan i niezr臋cznie podnosz膮c rzucon膮 tam wcze艣niej bielizn臋. Czu艂 wwiercone w siebie spojrzenie Harry鈥檈go.

Kiedy wreszcie b臋dziemy uprawia膰 prawdziwy seks? 鈥 Us艂ysza艂. W zdziwieniu podni贸s艂 g艂ow臋, napotykaj膮c spojrzenie b艂yszcz膮cych oczu. Harry mia艂 ju偶 na sobie spodnie i sta艂 ze skrzy偶owanymi na piersi ramionami. Ten widok bardzo przypad艂 Draconowi do gustu.

Prawdziwy? 鈥 powt贸rzy艂 sugestywnie, przygryzaj膮c usta, by nie wp艂yn膮艂 na nie szeroki u艣miech. 鈥 Czy doprowadzenie ci臋 do rozkoszy ustami nim nie jest? 鈥 Cho膰 szkolne lata ju偶 dawno mieli za sob膮, dra偶nienie Harry鈥檈go nadal sprawia艂o mu niewypowiedzian膮 przyjemno艣膰.

Policzki Pottera obla艂y si臋 lekkim rumie艅cem.

Dobrze wiesz, o co mi chodzi 鈥 skontrowa艂 oskar偶ycielskim tonem. 鈥 Od naszej pierwszej randki min臋艂y dwa tygodnie. I od tamtego czasu ca艂y czas kr臋cimy si臋 w miejscu. 鈥 W jego silnie przymru偶onych oczach widnia艂o co艣 oceniaj膮cego, zaprawionego szczypt膮 ciekawo艣ci. 鈥 Zawsze przejmowa艂e艣 aktywn膮 rol臋, kochaj膮c si臋 z kim艣, czy dajesz si臋 od czasu do czasu nam贸wi膰 na zamian臋 pozycji? 鈥 zapyta艂 z wyra藕nym zainteresowaniem.

Draco gapi艂 si臋 na niego szeroko rozwartymi oczami, przez d艂u偶sz膮 chwil臋 oniemia艂y w obliczu tego pytania, 艣wiadcz膮cego o ofensywnej otwarto艣ci Pottera, do kt贸rej zasadniczo powinien by艂 si臋 ju偶 dawno przyzwyczai膰. Co jednak najwyra藕niej nie nast膮pi艂o. Do tej pory Draco odczuwa艂 pewno艣膰, 偶e pod tym wzgl臋dem uda mu si臋 utrzyma膰 wodze w r臋ku, jednak teraz musia艂 przyzna膰, 偶e Harry w艂a艣nie wyrwa艂 mu je z d艂oni w do艣膰 bezceremonialny spos贸b. I im d艂u偶ej zwleka艂 z odpowiedzi膮, tym bardziej poszerza艂 si臋 zuchwa艂y u艣miech na ustach by艂ego Gryfona. 鈥 Czy zdecydowa艂by艣 si臋 by膰 dla mnie na dole? 鈥 sprecyzowa艂 pytanie mi臋kkim jak aksamit, uwodzicielskim g艂osem. W jego oczach l艣ni艂o niew膮tpliwe pragnienie.

Draco poczu艂 ucisk w gardle i przyspieszone bicie serca. Jak temu m臋偶czy藕nie udawa艂o si臋 tak na niego dzia艂a膰? Kompletnie wyprowadzi膰 go z r贸wnowagi jednym jedynym zdaniem? Nerwowo zwil偶y艂 wargi j臋zykiem.

Jeste艣 pewien, 偶e wiesz, o czym m贸wisz? 鈥 ochryple odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie. Stara艂 si臋 brzmie膰 ironicznie, zauwa偶y艂 jednak, 偶e zako艅czy艂o si臋 to 偶a艂osn膮 pora偶k膮.

Harry roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no, w spos贸b pe艂en niewzruszonej pewno艣ci siebie. Podszed艂 do 艂贸偶ka i z艂apa艂 Dracona za r臋k臋, podci膮gaj膮c go do g贸ry. Stan臋li naprzeciwko siebie, bardzo blisko, tak, 偶e ich cia艂a si臋 zetkn臋艂y.

Mo偶liwe, 偶e nie wiem jeszcze zbyt wiele o seksie z facetami 鈥 zacz膮艂 z u艣miechem, muskaj膮c oddechem policzek Malfoya. 鈥 Ale je艣li chodzi o bycie na g贸rze, to mam pod tym wzgl臋dem przynajmniej og贸lne do艣wiadczenie.

Draco zadr偶a艂 od st贸p do g艂贸w, gdy ciep艂e wargi delikatnie dotkn臋艂y jego ust w leniwym, czu艂ym poca艂unku, niezawieraj膮cym w sobie 偶adnego 偶膮dania. Mimo tego nie potrafi艂 opanowa膰 nag艂ego przyp艂ywu krwi do dolnych region贸w cia艂a.

To nie w porz膮dku 鈥 wymrucza艂 prosto w usta Harry鈥檈go. 鈥 Rozpalasz mnie na chwil臋 przed tym, kiedy musisz wyj艣膰.

Harry u艣miechn膮艂 si臋, obrzucaj膮c kr贸tkim spojrzeniem doln膮 po艂ow臋 nagiego cia艂a Dracona.

Wr贸c臋 tak szybko, jak to tylko mo偶liwe 鈥 obieca艂, 艂api膮c sweter i wci膮gaj膮c go pospiesznie przez g艂ow臋. Draco, wzdychaj膮c, pozbiera艂 reszt臋 porozrzucanych po pokoju ubra艅 i zdecydowanym krokiem pomaszerowa艂 w stron臋 艂azienki. Zanim jednak zdo艂a艂 nacisn膮膰 klamk臋, zatrzyma艂 go energiczny g艂os, przypominaj膮c mu o nieprzyjemnym fakcie. 鈥 Jeszcze mi nie odpowiedzia艂e艣, Draco.

Co艣 po艂askota艂o go w okolicach 偶o艂膮dka. G艂臋boko wci膮gn膮艂 powietrze i odwr贸ci艂 si臋 do Harry鈥檈go.

Nadal to do ciebie nie dociera? 鈥 rzuci艂 sztucznie wynios艂ym tonem, znacz膮co unosz膮c brew. Twarz Harry鈥檈go wyra偶a艂a ca艂kowit膮 otwarto艣膰, Draconowi wydawa艂o si臋, 偶e mo偶e w niej czyta膰 jak w ksi膮偶ce. 鈥 Dla ciebie by艂bym w stanie zrobi膰 niemal wszystko 鈥 doda艂 po chwili du偶o 艂agodniejszym g艂osem.

Zdumiony Harry otworzy艂 usta i zaraz je zamkn膮艂, nie wydaj膮c 偶adnego d藕wi臋ku. W jego oczach odbi艂o si臋 kompletne zaskoczenie.

Draco odwr贸ci艂 si臋 z ironicznym grymasem na twarzy i opu艣ci艂 sypialni臋, bardzo zadowolony z faktu, 偶e w tej wymianie zda艅 uda艂o mu si臋 zachowa膰 ostatnie s艂owo.


***


Z nieust臋puj膮cym uczuciem napi臋cia w ca艂ym ciele, Harry przemierzy艂 zat艂oczony hol wej艣ciowy Kliniki Magicznych Uraz贸w i Chor贸b Szpitala 艢wi臋tego Munga. W my艣lach nadal ko艂ata艂o mu si臋 echo rozmowy z Draconem, a szczeg贸lnie to niepoj臋te, ko艅cz膮ce j膮 zdanie, kt贸re Malfoy rzuci艂 mu na odchodne, zanim znikn膮艂 pod prysznicem.

Powietrze wype艂nia艂 szum podniesionych g艂os贸w. Wszystko zdawa艂o si臋 toczy膰 z du偶o wi臋kszym po艣piechem ni偶 zazwyczaj. W ostatniej chwili zd膮偶y艂 uskoczy膰 przed starsz膮, spanikowan膮 czarownic膮, kt贸ra jakim艣 trafem zdo艂a艂a sple艣膰 sobie na plecach ramiona w w臋ze艂. Dw贸ch uzdrowicieli w cytrynowo-zielonych szatach, zalewaj膮cych j膮 potokiem s艂贸w, usi艂owa艂o nak艂oni膰 j膮 鈥 bez widocznego efektu zreszt膮 鈥 do zachowania spokoju.

Zamiast czeka膰 na wind臋, Harry zdecydowa艂 si臋 uda膰 na miejsce schodami. Nieprzyjemne przeczucie, kt贸re ogarn臋艂o go zaraz po wej艣ciu do szpitala, narasta艂o. Przeskakuj膮c po dwa stopnie naraz, dotar艂 nareszcie na oddzia艂 obra偶e艅 spowodowanych kl膮twami, po艂o偶ony na czwartym pi臋trze.

Dumbledore i Minerwa McGonagall czekali ju偶 na niego w korytarzu. Ich miny zdradza艂y niezwyk艂膮 powag臋. Troch臋 zadyszany, przywita艂 profesor贸w u艣ciskiem r臋ki.

Co si臋 sta艂o? 鈥 zapyta艂 z wymuszonym spokojem, nerwowo spogl膮daj膮c na przemian w ich twarze.

To, czego ju偶 dawno si臋 obawiali艣my 鈥 odrzek艂 kr贸tko dyrektor z g艂臋bokim westchnieniem. Bez dalszych wyja艣nie艅 zwr贸ci艂 si臋 w stron臋 drzwi prowadz膮cych do salki i przest膮pi艂 jej pr贸g. Harry pod膮偶y艂 jego 艣ladem, zach臋cony zapraszaj膮cym gestem d艂oni profesor McGonagall.

Cisza panuj膮ca w niewielkim pomieszczeniu by艂a wr臋cz przyt艂aczaj膮ca. Dopiero po kilku sekundach zrozumia艂, dlaczego. Magiczne maszyny medyczne, kt贸re zwykle, piszcz膮c i sycz膮c, podtrzymywa艂y 偶ycie pogr膮偶onego w 艣pi膮czce pacjenta, nie pracowa艂y.

Pod 艣cian膮 sta艂y trzy 艂贸偶ka, z czego tylko jedno by艂o zaj臋te. Spoczywaj膮cy na nim ludzki kszta艂t zakrywa艂o bia艂e prze艣cierad艂o. Nozdrza Harry鈥檈go zadygota艂y, podra偶nione ostr膮 woni膮 formaliny, przyprawiaj膮c膮 go o zimny dreszcz. Dumbledore powoli zbli偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka i odrzuci艂 os艂aniaj膮ce trupa nakrycie.

Poznaczona bliznami po oparzeniach twarz Do艂ohowa ju偶 za 偶ycia by艂a nadzwyczaj blada, a teraz, po 艣mierci, przybra艂a barw臋 popio艂u, opinaj膮c chude, zapad艂e policzki. Zamkni臋te oczy i przypominaj膮ce kresk臋 usta 艣miercio偶ercy dope艂nia艂y obrazu trupiej maski.

Harry potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, nie mog膮c poj膮膰 tego, co widzi.

Co go zabi艂o? 鈥 zapyta艂 st艂umionym g艂osem. 鈥 Przecie偶 jeszcze kilka dni temu m贸wi艂 pan, 偶e jest z nim coraz lepiej?

W jaskrawym blasku magicznych jarzeni贸wek oczy Dumbledore鈥檃 migota艂y jak ciemne szafiry.

Avada Kedavra 鈥 odpowiedzia艂 r贸wnie cicho.

艢wiat艂o przygas艂o na chwil臋, by zaraz potem na nowo rozb艂ysn膮膰 z lekkim, nieustaj膮cym brz臋czeniem. Harry poczu艂 pewno艣膰, 偶e dyrektor by艂by w stanie zabi膰 tymi s艂owami, nie trzymaj膮c nawet r贸偶d偶ki w d艂oni. Lodowaty dreszcz przebieg艂 mu po plecach.

Kto to zrobi艂? 鈥 zapyta艂 zszokowany.

Nikt ze stoj膮cych po naszej stronie 鈥 wtr膮ci艂a Minerwa McGonagall, do tej pory przys艂uchuj膮ca si臋 im w milczeniu. Jej nieobecne spojrzenie spoczywa艂o na nie偶yj膮cym. 鈥 Do艂ohow jest jedyn膮 ofiar膮. Reszta rannych 艣miercio偶erc贸w przeniesionych do 艢wi臋tego Munga nadal 偶yje. Podobnie jak ci, kt贸rych zd膮偶yli艣my ju偶 umie艣ci膰 w Azkabanie.

My艣li w jego g艂owie rozpocz臋艂y pogo艅. Elementy uk艂adanki wskoczy艂y na swoje miejsce, tworz膮c jasn膮, klarown膮 ca艂o艣膰.

Do艂ohow przej膮艂 w艂adz臋 wraz z Rookwoodem po tym, jak mocno os艂abili艣my Voldemorta. Nale偶a艂 wi臋c do tych, kt贸rzy go oszukali 鈥 wyrazi艂 swe przypuszczenie, unosz膮c g艂ow臋 i patrz膮c pytaj膮co w nieruchome oblicze Dumbledore鈥檃.

Dyrektor powolnym ruchem naci膮gn膮艂 prze艣cierad艂o na zastyg艂膮 twarz Do艂ohowa.

M贸wi艂em ci, 偶e b臋dzie chcia艂 odebra膰 to, co wyrwano mu z r膮k. 鈥 Oczy starego czarodzieja zw臋zi艂y si臋 w dwie szparki. 鈥 Nie liczy艂em si臋 jedynie z tym, 偶e nast膮pi to tak szybko.

Czy to oznacza, 偶e odzyska艂 w艂adz臋? 鈥 zapyta艂 Harry, ws艂uchuj膮c si臋 w samego siebie i usi艂uj膮c stwierdzi膰, jak膮 reakcj臋 wywo艂uje w nim ta wiadomo艣膰. Nie doszed艂 do 偶adnego wniosku. Jego cia艂o ogarn臋艂o niewyja艣nione odr臋twienie. 鈥 Jak uda艂o mu si臋 tu dosta膰 i nie zosta膰 przy tym zauwa偶onym?

Dumbledore zmarszczy艂 czo艂o.

Odpowied藕 na te pytania nale偶y znale藕膰 jak najszybciej 鈥 odpowiedzia艂 wreszcie spokojnym tonem. 鈥 Do tego czasu musimy postara膰 si臋 o wszelk膮 ostro偶no艣膰 i zachowa膰 czujno艣膰. Przypuszczam, 偶e Voldemort niebawem wezwie do siebie swych poplecznik贸w. Mo偶liwe, 偶e nie b臋d膮 mieli innego wyboru, gdy偶 dysponuje 艣rodkami i sposobami, by zmusi膰 ich do powrotu. 鈥 Spojrza艂 Harry鈥檈mu prosto w twarz, jakby czego艣 w niej szukaj膮c. Przez moment s艂owa dyrektora zdawa艂y si臋 by膰 puste i pozbawione znaczenia. Do chwili, gdy Harry przypomnia艂 sobie o Mrocznym Znaku na przedramieniu Dracona. Poczu艂 si臋, jakby Dumbledore wymierzy艂 mu cios pi臋艣ci膮 mi臋dzy oczy. Stary czarodziej skin膮艂 g艂ow膮, odgaduj膮c my艣li Harry鈥檈go. 鈥 Spr贸buj臋 odnale藕膰 i ostrzec Severusa Snape鈥檃. 艢miercio偶ercy, kt贸rych schwytali艣my, zostan膮 wprawieni w magiczny letarg, tak, by nie mogli zareagowa膰 na wezwanie 鈥 przerwa艂 na chwil臋, taksuj膮c Harry鈥檈go przenikliwym wzrokiem. 鈥 A ty lepiej ani na sekund臋 nie spuszczaj z oczu m艂odego pana Malfoya.

Harry poczu艂 napinaj膮ce si臋 mi臋艣nie twarzy i mocno zacisn膮艂 usta, przytakuj膮c skinieniem g艂owy.

Mo偶e pan na mnie liczy膰, prosz臋 pana 鈥 odpar艂 pewnym g艂osem.

Nie r贸b niczego nierozs膮dnego, Harry 鈥 ostrzeg艂 Dumbledore stanowczo, poklepuj膮c go 艂agodnie po ramieniu. 鈥 A je艣li przydarzy ci si臋 tak post膮pi膰, to, na Merlina, przynajmniej nie dzia艂aj w pojedynk臋.

Harry nie mia艂 czasu zg艂臋bi膰 tre艣ci tych s艂贸w. W jego g艂owie rozb艂ys艂 dziwaczny pomys艂, kt贸ry natychmiast zaj膮艂 wszystkie jego my艣li.

Dochodzi艂a pi膮ta po po艂udniu. O ile si臋 orientowa艂, w wy偶szych kr臋gach towarzyskich godzina ta uchodzi艂a za idealn膮 por臋 na niezapowiedzian膮 wizyt臋.


***


Cho膰 bardzo ciesz膮 mnie twe odwiedziny, Harry 鈥 powiedzia艂a Narcyza Malfoy, u艣miechaj膮c si臋 lekko i szczup艂膮, wytworn膮 d艂oni膮 nalewaj膮c paruj膮cy nap贸j do dw贸ch fili偶anek 鈥 to nie jestem w stanie wyobrazi膰 sobie, 偶e zjawi艂e艣 si臋 tu jedynie w celu wypicia herbaty.

Niespiesznie si臋gn膮艂 po fili偶ank臋 i upi艂 niewielki 艂yk. Czu艂 si臋 dziwnie, wr臋cz nierealnie, siedz膮c razem z matk膮 Dracona w salonie dworu Malfoy贸w na bia艂ym, zapewne grzesznie drogim szezlongu. Przyby艂 tu kominkiem i mia艂 nadziej臋, 偶e nie pozostawi 艣lad贸w sadzy na nieskalanej powierzchni tapicerki.

Salon, kt贸ry ogl膮da艂 ju偶 wcze艣niej w samym 艣rodku nocy, w 艣wietle dnia nie mia艂 w sobie nic upiornego. Nastr贸j panuj膮cy mi臋dzy nim a Narcyz膮 by艂 niespodziewanie swobodny, zapewne w wyniku ich spotkania w lochach pod dnem jeziora.

To prawda, nie jest to m贸j jedyny cel 鈥 odpowiedzia艂 szczerze, z uwag膮 odstawiaj膮c cieniutk膮, porcelanow膮 fili偶ank臋 na stolik. 鈥 Chcia艂bym jeszcze raz zerkn膮膰 do zwierciad艂a.

Zauwa偶y艂, jak w oczach kobiety zamigota艂o zrozumienie. Nie musia艂 wyja艣nia膰 niczego wi臋cej. Sprawia艂a wra偶enie, jakby od razu wiedzia艂a, o czym m贸wi艂.

Chod藕 wi臋c ze mn膮 鈥 rzek艂a cicho i p艂ynnym, pe艂nym gracji ruchem podnios艂a si臋 z sofy.

Hol wej艣ciowy lub, jak nazwa艂 go Blaise, gabinet luster, rozja艣nia艂 mi臋kki blask niezliczonych lamp naftowych. Harry chcia艂 zada膰 tak wiele pyta艅. Chcia艂 wiedzie膰, dlaczego Narcyza kaza艂a obwiesi膰 wszystkie 艣ciany tak膮 ilo艣ci膮 luster i sk膮d one pochodzi艂y, w jednej chwili zapomnia艂 jednak o swej ciekawo艣ci, gdy jego spojrzenie pad艂o na czarne zwierciad艂o. Ciemna, l艣ni膮ca powierzchnia przyci膮ga艂a go w magiczny spos贸b.

By艂o dok艂adnie tak jak ostatnim razem: wra偶enie spogl膮dania w otch艂a艅 nocnego jeziora. Pocz膮tkowo widzia艂 tylko w艂asne oblicze, ale ju偶 po kilku sekundach jego zarys powoli rozp艂yn膮艂 si臋 w g臋stej mgle.

Nie musia艂 czeka膰 d艂ugo. Z mg艂y wychyn臋艂a inna posta膰, b臋d膮ca najpierw niewyra藕nym, czarnym cieniem, stopniowo g臋stniej膮cym w kszta艂t ludzkiej, pozbawionej twarzy sylwetki. W jej miejscu widnia艂a wykrzywiona, przypominaj膮ca trupi膮 czaszk臋 maska o czerwonych, roz偶arzonych nienawi艣ci膮 oczach. Dobiegaj膮cy zewsz膮d, pe艂en pogardy 艣miech odbi艂 si臋 g艂o艣nym echem w jego g艂owie.

Nareszcie zn贸w si臋 spotykamy, Harry Potterze.

Blizna na czole eksplodowa艂a ostrym, niezno艣nym b贸lem, wyrywaj膮c mu z gard艂a j臋k przera偶enia. Bezsilny zgi膮艂 si臋 w p贸艂, czuj膮c, jak ca艂y 艣wiat na moment przemienia si臋 w niesko艅czon膮 m臋k臋. A potem jego cia艂em targn臋艂o nag艂e szarpni臋cie. Nie wiedzia艂, co si臋 z nim dzia艂o.

Harry! 鈥 Okrzyk przestrachu przywr贸ci艂 go do rzeczywisto艣ci. Widmo rozmy艂o si臋, a gdy mg艂a w zwierciadle znik艂a, m贸g艂 zn贸w rozpozna膰 w艂asne odbicie. W jego oczach zamigota艂o dzikie zdecydowanie. Dysz膮c ci臋偶ko, skierowa艂 r贸偶d偶k臋 na czarn膮, matow膮 powierzchni臋 lustra. D艂o艅 stoj膮cej obok Narcyzy spoczywa艂a na jego ramieniu. Prawie nie czu艂 jej dotyku.

Jedno zerkni臋cie w jej szeroko otwarte oczy wystarczy艂o, aby Harry zrozumia艂, 偶e dok艂adnie wiedzia艂a, kogo ujrza艂 w zwierciadle. Niespiesznie zsun臋艂a r臋k臋 z jego barku.

To lustro nie pokazuje przysz艂o艣ci, Harry 鈥 uspokoi艂a go 艂agodnie.

Roztrz臋sionymi d艂o艅mi w艂o偶y艂 r贸偶d偶k臋 z powrotem do kieszeni spodni i obr贸ci艂 si臋 do niej.

Wiem 鈥 wypowiedzia艂 z wysi艂kiem. W uszach dudni艂 mu rytm w艂asnej krwi, a blizna ci膮gle pulsowa艂a b贸lem. 鈥 Ono ukazuje prawd臋. Ta za艣 brzmi, 偶e nie uda mi si臋 unikn膮膰 z nim decyduj膮cej konfrontacji. Taki w艂a艣nie obr贸t sprawy przybior膮 na koniec.

Co wi臋c zamierzasz? 鈥 zapyta艂a Narcyza z niepokojem. Jej g艂os by艂 zaledwie cichym szeptem.

Wyprostowa艂 ramiona, zmuszaj膮c si臋 do u艣miechu, z kt贸rego sztuczno艣ci doskonale zdawa艂 sobie spraw臋.

Teraz wiem, co musz臋 zrobi膰.

Nie dopu艣cisz, 偶eby skrzywdzi艂 Dracona, prawda?

Wydawa艂o mu si臋, 偶e wyczuwa jej l臋k w艂asnym cia艂em.

Nie, nie dopuszcz臋 鈥 odrzek艂 mi臋kko, po czym ostatni raz odwr贸ci艂 si臋 do lustra, szukaj膮c w nim odbicia jej spojrzenia. 鈥 Co pani widzi w czarnym zwierciadle? 鈥 rzuci艂 bez zastanowienia.

Roze艣mia艂a si臋 cicho w taki spos贸b, jakby spodziewa艂a si臋 podobnego pytania. 艢miech ten nie zabrzmia艂 jednak weso艂o.

Widz臋 w nim kobiet臋, kt贸ra pope艂ni艂a w swym 偶yciu wiele niewybaczalnych b艂臋d贸w 鈥 wyja艣ni艂a bez cienia rozczulania si臋 nad sam膮 sob膮. 鈥 Kobiet臋, kt贸ra za swe grzechy zosta艂a ukarana wieczn膮 samotno艣ci膮 鈥 urwa艂a, by wzi膮膰 g艂臋bszy wdech. 鈥 To, co pokazuje mi czarne zwierciad艂o, widz臋 r贸wnie偶 w ka偶dym zwyk艂ym lustrze.

Jej s艂owa mocno go poruszy艂y, wiedzia艂 jednak, 偶e nie jest w stanie nic dla niej zrobi膰. Pochwyci艂 zimn膮 d艂o艅 Narcyzy i 艣cisn膮艂 j膮 lekko.

Zobaczymy si臋, gdy b臋dzie po wszystkim 鈥 wyszepta艂.

Nie mia艂 poj臋cia, czy jego s艂owa mog艂y mie膰 co艣 wsp贸lnego z prawd膮. Wiedzia艂 za to, 偶e kierowa艂a nim nieprzemo偶ona ch臋膰 dodania jej otuchy.


***


Trzy noce p贸藕niej ostre szarpni臋cie za rami臋 wyrwa艂o go ze snu. Min臋艂o kilka chwil, zanim poj膮艂, 偶e nie znajduje si臋 w swoim mieszkaniu, ale w dawnym dzieci臋cym pokoju Dracona w dworze Malfoy贸w.

Blask ksi臋偶yca w pe艂ni sprawia艂, 偶e wykrzywiona twarz Dracona nabra艂a trupiej blado艣ci. Podwin膮wszy lewy r臋kaw koszuli, bez s艂owa wyci膮gn膮艂 przegub r臋ki w kierunku Harry鈥檈go. 艢wiat艂o nie by艂o potrzebne, by rozpozna膰 Mroczny Znak, l艣ni膮cy teraz pulsuj膮c膮 czerwieni膮, podobnie jak nie trzeba by艂o s艂贸w, by zrozumie膰, jak niezno艣n膮 udr臋k臋 musia艂a sprawia膰 jego aktywno艣膰. Kr贸tkie spojrzenie w oczy Dracona wyra藕nie o tym 艣wiadczy艂o.

Harry oprzytomnia艂 w u艂amku sekundy. Wyskoczy艂 z 艂贸偶ka. Wielokrotnie omawiali ten przypadek, raz po razie. Ka偶dy ruch by艂 dok艂adnie zaplanowany.

Z przyspieszonym t臋tnem, ale ca艂kowicie opanowanymi d艂o艅mi pom贸g艂 Draconowi za艂o偶y膰 jedn膮 z dw贸ch mi臋kkich, sk贸rzanych kamizelek, kt贸re przygotowa艂 dla nich Filius Flitwick. Profesor od zakl臋膰 dokona艂 sprawnych manipulacji z materia艂em, dzi臋ki czemu rzucane uroki nie mog艂y ju偶 tak 艂atwo dosi臋gn膮膰 swego celu.

Draco mocno zacisn膮艂 z臋by. Na jego czo艂o wyst膮pi艂y krople potu. Harry wiedzia艂, 偶e nie pozosta艂o im ju偶 zbyt wiele czasu.

Nie musisz ze mn膮 i艣膰. 鈥 Nie pierwszy raz s艂ysza艂 z艂o偶on膮 przez Dracona propozycj臋. Malfoy trz膮s艂 si臋 na ca艂ym ciele, zaciskaj膮c praw膮 r臋k膮 na lewym przedramieniu.

Harry prychn膮艂 pod nosem.

Um贸wili艣my si臋, 偶e razem doci膮gniemy to do ko艅ca 鈥 zaoponowa艂 ponurym, nieznosz膮cym sprzeciwu g艂osem. Nie by艂o czasu na wyja艣nianie jakichkolwiek w膮tpliwo艣ci. Obj膮艂 Dracona za kark. 鈥 Gotowy?

Draco prze艂kn膮艂 艣lin臋 i skin膮艂 g艂ow膮. A potem zamkn膮艂 oczy i dokona艂 aportacji.

Wraz ze znajomym, typowym dla tego sposobu komunikacji trzaskiem, blizna Harry鈥檈go eksplodowa艂a b贸lem. Gwiazdy zata艅czy艂y mu pod zaci艣ni臋tymi powiekami. Nacisk na cia艂o, odczuwany zwykle podczas transportu, bezlito艣nie wypar艂 mu powietrze z p艂uc, ust臋puj膮c dopiero po d艂u偶szym czasie. Moment p贸藕niej Harry uderzy艂 o twarde, wilgotne, ziemiste pod艂o偶e.

Lekko oszo艂omiony, uni贸s艂 g艂ow臋 i zamruga艂. Ostry b贸l nadal torturowa艂 mu czo艂o, odbieraj膮c ostro艣膰 widzenia. Poczu艂, jak silne ramiona chwytaj膮 go wp贸艂, stawiaj膮c na nogi. Grunt zdawa艂 ko艂ysa膰 mu si臋 pod nogami. Dzielnie usi艂owa艂 zwalczy膰 nadci膮gaj膮ce md艂o艣ci.

W porz膮dku? 鈥 us艂ysza艂 bliski, zaniepokojony g艂os.

Nie jestem pewien 鈥 wymamrota艂 niewyra藕nie, pocieraj膮c czo艂o. 鈥 A ty?

Znacznie lepiej 鈥 odpar艂 Draco, wskazuj膮c na przedrami臋. 鈥 Przesta艂o tak strasznie pali膰. 鈥 Zmru偶onymi oczami rozejrza艂 si臋 podejrzliwie doko艂a. 鈥 Nie mam jednak zielonego poj臋cia, gdzie wyl膮dowali艣my.

Harry po raz pierwszy pod膮偶y艂 wzrokiem za jego spojrzeniem.

Otoczenie, kt贸re ujrza艂, nie zaskoczy艂o go w najmniejszym stopniu. Wydawa艂o mu si臋 wr臋cz, jakby w g艂臋bi serca ju偶 dawno przeczuwa艂, dok膮d zaprowadzi ich wezwanie Czarnego Pana. Nie potrafi艂 jednak powstrzyma膰 nag艂ego nat艂oku koszmarnych wspomnie艅. Wspomnie艅 o miejscu, w kt贸rym Cedrik Diggory straci艂 偶ycie.

Wsz臋dzie jak okiem si臋gn膮膰 groby, ton膮ce w lodowato zimnym blasku pe艂ni ksi臋偶yca, spowite snuj膮cymi si臋 jak dym strz臋pami mg艂y, si臋gaj膮cej szepcz膮cych cicho na nocnym wietrze li艣ci drzew. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci: znale藕li si臋 w samym 艣rodku cmentarza.

Ka偶dy ze zmys艂贸w Harry鈥檈go natychmiast przybra艂y stan gotowo艣ci. B贸l zosta艂 zepchni臋ty na drugi plan. Powolnym ruchem wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋.

Poza odg艂osem wiatru i j臋kliwym pohukiwaniem puszczyka panowa艂a martwa cisza. Mimo tego wyra藕nie wyczuwa艂o si臋 wisz膮ce w powietrzu zagro偶enie. Nie, nie bezpo艣rednie, w pobli偶u nie by艂o 艣ladu 偶ywego ducha, lecz z chwili na chwil臋 Harry u艣wiadamia艂 sobie coraz bardziej, 偶e cmentarz tchn膮艂 czym艣 absolutnie nienormalnym.

Pochyli艂 si臋, z艂apa艂 Dracona za r臋k臋 i poci膮gn膮艂 go w cie艅 wysokiego grobowca, p艂osz膮c przy tym wychudzonego, szarego jak kurz kota, kt贸ry przepad艂 w ciemno艣ci z cichym, rozgniewanym fukni臋ciem.

Gr贸b, za kt贸rym przykucn臋li, opieraj膮c si臋 plecami o kamie艅 pomnika, by艂 艣wie偶y. Wilgotna ziemia roztacza艂a specyficzn膮, przenikliw膮 wo艅, a na usypanym kurhanie u艂o偶ono wi膮zank臋 polnych kwiat贸w.

Co艣 tu si臋 nie zgadza. 鈥 S艂owa Dracona, potwierdzaj膮ce to, co Harry pomy艣la艂 zaledwie kilka sekund temu, nie by艂y niczym wi臋cej ni偶 zduszonym szeptem. 鈥 Te drzewa maj膮, jak na marzec, cholernie du偶o li艣ci, nie uwa偶asz?

Jak najbardziej 鈥 wymamrota艂 Harry pos臋pnie, zerkaj膮c w g贸r臋 na g臋ste korony drzew.

Draco odwr贸ci艂 si臋 ostro偶nie, celuj膮c r贸偶d偶k膮 w p艂yt臋 grobowca.

Lumos 鈥 wyszepta艂 z ponur膮 min膮. Nie sta艂o si臋 absolutnie nic. Na czubku r贸偶d偶ki nie pojawi艂o si臋 cho膰by najs艂absze 艣wiate艂ko.

Spojrzeli po sobie. W szarych oczach Malfoya po raz pierwszy tej nocy zamigota艂 cie艅 l臋ku.

W tym nierzeczywistym miejscu magia zdawa艂a si臋 nie dzia艂a膰. Harry sam spr贸bowa艂 zakl臋cia, jednak jego wysi艂ki spe艂z艂y na niczym. Kln膮c pod nosem, wygrzeba艂 z kieszeni szaty mugolsk膮 zapalniczk臋 i o艣wietli艂 nagrobny kamie艅 w膮t艂ym p艂omyczkiem.

Catherine McKinnon 鈥 odczyta艂 Draco st艂umionym g艂osem. 鈥 呕y艂a od grudnia 1621 do maja 1940 roku. 鈥 Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem. 鈥 My艣lisz, 偶e ten cmentarz jest prawdziwy, czy tylko on chce nas zmyli膰? Naprawd臋 by艂by w stanie ukry膰 si臋 w innym wymiarze czasowym?

Wszystko jest mo偶liwe. To by przynajmniej wyja艣nia艂o, dlaczego Zakonowi nie uda艂o si臋 go namierzy膰 鈥 odpar艂 Harry, marszcz膮c czo艂o i czuj膮c narastaj膮c膮 z艂o艣膰. Co mia艂a znaczy膰 ta ca艂a zabawa? Voldemort przywo艂a艂 do siebie 艣miercio偶erc贸w, wi臋c dlaczego si臋 nie pokazywa艂? Czy偶by czerpa艂 przyjemno艣膰 z grania z nimi w kotka i myszk臋?

Podni贸s艂 si臋 bezszelestnie i wyst膮pi艂 z cienia grobowca prosto w blask ksi臋偶yca. Nic si臋 nie sta艂o. Otula艂a go idealna cisza.

Mi臋dzy grobami wi艂a si臋 w膮ska 艣cie偶ka, odchodz膮c w stron臋 drzew. Harry nie wiedzia艂, dok膮d prowadzi艂a, czu艂 jednak absolutn膮 gotowo艣膰 do wyja艣nienia tej kwestii.

Chod藕 鈥 szepn膮艂 w kierunku Dracona. Malfoy bez wahania ruszy艂 na jego wezwanie.

Dr贸偶ka zdawa艂a si臋 nie mie膰 ko艅ca. Pod膮偶ali ni膮 w milczeniu, nie wiedz膮c, nad czym mogliby teraz dyskutowa膰. Ka偶dy fragment cia艂a Harry鈥檈go dr偶a艂 w napi臋ciu, gdy ws艂uchiwa艂 si臋 w mrok. Przez chwil臋 mia艂 wra偶enie, 偶e widzi cie艅 przeskakuj膮cy pomi臋dzy rz臋dami grob贸w. Nie by艂 tego jednak ca艂kowicie pewien.

Napi臋cie wzros艂o znacznie, gdy zauwa偶yli oddalone, migocz膮ce przez g臋ste krzaki 艣wiat艂o. Harry zmru偶y艂 oczy, rozpoznaj膮c niewyra藕ne kontury jakiego艣 budynku. Im wi臋cej stara艂 si臋 zobaczy膰, tym bardziej zarys budowli wtapia艂 si臋 w ciemno艣膰.

Draco odchrz膮kn膮艂 cicho, 艣ci膮gaj膮c na siebie uwag臋 Harry鈥檈go.

Kto艣 nas 艣ledzi 鈥 szepn膮艂 ledwo s艂yszalnie, gdy ich spojrzenia si臋 spotka艂y.

Harry przytakn膮艂 kr贸tkim gestem i zaryzykowa艂 pospieszne zerkni臋cie przez rami臋. Cie艅 nadal ukrywa艂 si臋 w mroku gdzie艣 za ich plecami. Wi臋c jednak si臋 nie pomyli艂.

Cho膰 wiedzia艂, 偶e nic to nie da, odruchowo wyci膮gn膮艂 r贸偶d偶k臋. Czu艂, jak adrenalina buzuje mu w 偶y艂ach. A potem obr贸ci艂 si臋 powoli.

Expelliarmus 鈥 szczekn膮艂 czyj艣 g艂os gdzie艣 spoza ochronnego muru grobowc贸w.

Harry us艂ysza艂 przestraszony j臋k Dracona. Jednak nic si臋 nie sta艂o. Nie trafi艂o go 偶adne zakl臋cie. R贸偶d偶ka nadal pewnie tkwi艂a w jego d艂oni.

Wysoka sylwetka w zniszczonej, czarnej pelerynie oderwa艂a si臋 od cienia. Sprawia艂a wra偶enie zaniedbanej i wychudzonej. W艂osy i broda postaci by艂y spl膮tane i sfilcowane, a twarz brudna i wymizerowana. Dopiero po d艂u偶szej chwili Harry rozpozna艂 Augustusa Rookwooda.

Odetchn膮艂 g艂臋boko, staraj膮c si臋 uspokoi膰 rozszala艂y puls.

Twoja r贸偶d偶ka da ci tak samo niewiele jak i nam 鈥 zawo艂a艂 do 艣miercio偶ercy przez groby. Jego g艂os brzmia艂 o wiele za g艂o艣no w cmentarnej ciszy.

Ostatnim razem widzia艂 Rookwooda w nocy, kt贸r膮 najch臋tniej wykre艣li艂by z pami臋ci. 艢miercio偶erca zdawa艂 si臋 postarze膰 w ci膮gu tego kr贸tkiego czasu o lata. S膮dz膮c po jego wygl膮dzie, ca艂ymi tygodniami musia艂 chowa膰 si臋 po lasach, by nie wpa艣膰 w r臋ce Zakonowi. Niemniej by艂o to tylko przypuszczenie.

Rookwood zbli偶y艂 si臋 o kilka krok贸w. Na jego twarzy malowa艂a si臋 mieszanina zdumienia i gniewu. Przez chwil臋 ponurym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 we w艂asn膮 r贸偶d偶k臋, po czym z wyra藕n膮 rezygnacj膮 wsun膮艂 j膮 z powrotem w fa艂dy szaty.

Paskudny zdrajca 鈥 zasycza艂 ze z艂o艣ci膮, przeszywaj膮c Dracona spojrzeniem. 鈥 Dali艣my ci drug膮 szans臋, a ty odwdzi臋czasz nam si臋 wysadzeniem kryj贸wki w powietrze?

Drug膮 szans臋? 鈥 roze艣mia艂 si臋 Draco szyderczo. W jego oczach l艣ni艂a 偶膮dza mordu. 鈥 Chcieli艣cie przej膮膰 nade mn膮 kontrol臋. Nade mn膮 i maj膮tkiem Malfoy贸w. Nie wahaj膮c si臋 nawet porwa膰 mi matki, by osi膮gn膮膰 sw贸j cel. 鈥 Jego g艂os ocieka艂 pogard膮.

Patrz na to, jak sobie chcesz. 鈥 Rookwood oboj臋tnie wzruszy艂 ramionami i wykrzywi艂 wargi. 鈥 Fakt pozostaje faktem: sprzymierzy艂e艣 si臋 z wrogiem za naszymi plecami. Powinni艣my byli usun膮膰 ci臋 z gry ju偶 wtedy, gdy rozprawili艣my si臋 z Lucjuszem.

Harry z przera偶eniem wstrzyma艂 oddech, dos艂ownie czuj膮c, jak stoj膮cy obok niego Draco zamiera, wpatrzony w Rookwooda szeroko rozwartymi oczami, tak jakby o艣wiadczenie tego ostatniego odebra艂o mu mow臋.

Co zrobili艣cie Lucjuszowi? 鈥 zapyta艂 Harry ostro, post臋puj膮c krok w stron臋 Rookwooda.

To, na co sobie zas艂u偶y艂 jako zdrajca. 鈥 艢miercio偶erca u艣miechn膮艂 si臋 w trudny do zinterpretowania spos贸b. 鈥 Trzeba przyzna膰, 偶e zadziwiaj膮co d艂ugo wytrzyma艂 Cruciatusa.

Harry na sekund臋 przymkn膮艂 oczy. Dlaczego nagle zrobi艂o si臋 tak okropnie zimno?

Do diab艂a, m贸j ojciec nie by艂 偶adnym zdrajc膮. 鈥 Us艂ysza艂 zgrzytni臋cie z臋b贸w Dracona i jego przyspieszony, urwany oddech.

Rookwood potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Ale偶 owszem, by艂 鈥 odpar艂 wr臋cz 艂agodnie. 鈥 Lucjusz z艂o偶y艂 obszerne zeznanie i nie musieli艣my go wcale w tym celu torturowa膰. Przyzna艂 si臋 do kontakt贸w z Zakonem Feniksa i do pomocy w organizowaniu ucieczki Severusa Snape鈥檃. Zaklinaj膮c si臋 jednocze艣nie na sw膮 dusz臋, 偶e nie mia艂e艣 absolutnie nic wsp贸lnego z obiema sprawami.

Zapad艂a cisza. Harry s艂ysza艂 jedynie 艂omot w艂asnego serca. Powolutku dociera艂o do niego, co zrobi艂 Lucjusz Malfoy: po艣wi臋ci艂 si臋, by ratowa膰 偶ycie syna, przypuszczalnie do ko艅ca nie rozumiej膮c, co popchn臋艂o jego potomka do opuszczenia 艣miercio偶erc贸w i zostania zdrajc膮.

Draco zacz膮艂 dygota膰 na ca艂ym ciele. Nogi ugi臋艂y si臋 pod nim i upad艂, uderzaj膮c kolanami o wilgotny piasek. Z jego ust nie wydoby艂 si臋 偶aden d藕wi臋k. Nieruchomymi oczami zapatrzy艂 si臋 w przestrze艅, a wype艂niaj膮ca je pustka wprawi艂a Harry鈥檈go w przera偶enie.

Rookwood zbli偶y艂 si臋 do nich niespiesznym krokiem, zatrzymuj膮c si臋 p贸艂 metra przed Harrym. B臋d膮c niemal r贸wnego wzrostu, bez przeszk贸d patrzyli sobie w oczy. Ten niewielki dystans sprawi艂, 偶e dziobata twarz 艣miercio偶ercy wyda艂a si臋 Harry鈥檈mu jeszcze bardziej odpychaj膮ca ni偶 zwykle. W nozdrza uderzy艂 go ziej膮cy zgnilizn膮 oddech.

Zadziwiaj膮ce, jak szybko przyszed艂e艣 do siebie 鈥 stwierdzi艂 Rookwood, taksuj膮c go przyczajonym spojrzeniem. 鈥 A po wszystkim zdecydowa艂e艣 si臋 zada膰 akurat z Malfoyem. Czy ja musz臋 pr贸bowa膰 to zrozumie膰?

Harry w u艂amku sekundy poj膮艂, 偶e aluzja dotyczy艂a nocy w kapliczce. Doskonale pami臋ta艂 偶膮dz臋 we wzroku Rookwooda i ten szyderczy 艣miech. Jego wn臋trzem targn臋艂a obezw艂adniaj膮ca w艣ciek艂o艣膰, ale tym razem zdo艂a艂 si臋 opanowa膰.

Nie sta艂bym tu dzi艣, gdyby nie on 鈥 odpar艂 z wymuszonym spokojem. A potem wzi膮艂 pot臋偶ny zamach i bez ostrze偶enia uderzy艂 pi臋艣ci膮 prosto w twarz Rookwooda.

Rozleg艂 si臋 nieprzyjemny trzask, si艂a ciosu odrzuci艂a 艣miercio偶erc臋 w ty艂. Z jego oczu automatycznie wytrysn臋艂y 艂zy, gdy z najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮 obmacywa艂 z艂amany nos i z niedowierzaniem gapi艂 si臋 na krew skapuj膮c膮 mu na palce.

Zabij臋 ci臋 za to, Harry Potterze 鈥 odezwa艂 si臋 powoli, bez 艣ladu emocji w g艂osie. 鈥 W razie potrzeby nawet go艂ymi r臋kami.

Nie b臋dziesz mia艂 ju偶 ku temu okazji. 鈥 Nieznajomy, lodowaty g艂os za plecami Harry鈥檈go przyprawi艂 go o dr偶enie. 鈥 Avada Kedavra.

By艂 zbyt przestraszony, by m贸c si臋 poruszy膰. Zielona b艂yskawica ze 艣wistem przeci臋艂a powietrze obok jego ucha, trafiaj膮c Rookwooda w 艣rodek piersi.

艢miercio偶erca nie mia艂 szansy na reakcj臋. W jego martwym spojrzeniu widnia艂o 艂agodne zdziwienie. Wytr膮cony z r贸wnowagi Harry patrzy艂, jak wyn臋dznia艂e cia艂o Rookwooda pada twarz膮 na piach, zastygaj膮c tam w bezruchu.

Wybierz miejsce, wybierz czas i rodzaj broni

Nie uciekaj! Nie przyjd臋 po to, by darowa膰 ci 偶ycie.

B臋dziesz tam, by je straci膰.

(Schandmaul, 鈥濪as Duell鈥)



Rozdzia艂 trzydziesty drugi



Dopiero gdy ta wojna si臋 sko艅czy,

mo偶emy liczy膰 na nowy pocz膮tek.



Harry odwr贸ci艂 si臋 poma艂u, jak w zwolnionym tempie, ci膮gle 艣ciskaj膮c w d艂oni zupe艂nie bezu偶yteczn膮 r贸偶d偶k臋. Jego 偶o艂膮dek skr臋ca艂y md艂o艣ci. Oddycha艂 g艂臋boko, pr贸buj膮c nie pokaza膰 po sobie strachu.

Morderca Rookwooda sta艂 zaledwie kilka krok贸w dalej. Niezno艣nie powolnym ruchem zsun膮艂 na kark kaptur czarnej peleryny. Harry zamruga艂 kilkakrotnie.

Posta膰, na kt贸r膮 patrzy艂, sprawia艂a wra偶enie ma艂ej i zabiedzonej, jej plecy by艂y zgarbione w spos贸b charakterystyczny dla ludzi w bardzo podesz艂ym wieku. Wodniste oczy w trupio bladej twarzy, o sk贸rze tak pomarszczonej i pofa艂dowanej jak stary pergamin, 艣ledzi艂y ka偶dy jego ruch. G艂owa s臋dziwego czarodzieja by艂a niemal 艂ysa, otoczona jedynie wianuszkiem siwiute艅kich kosmyk贸w, si臋gaj膮cych mu prawie do ramion.

Nie poznajesz mnie, prawda, Harry? 鈥 G艂os postaci brzmia艂 staro i 艂amliwie. Lodowate zimno, towarzysz膮ce 艣miertelnemu zakl臋ciu, zd膮偶y艂o ju偶 prawie ust膮pi膰. Zadziwiaj膮co smutny u艣miech wygi膮艂 poprzecinane zmarszczkami wargi.

Harry nie by艂 w stanie odwr贸ci膰 wzroku, odpowiadaj膮c niemym, mechanicznym potrz膮艣ni臋ciem g艂owy.

Ubrany w peleryn臋 艣miercio偶ercy staruszek lekko rozchyli艂 usta, ukazuj膮c niemal bezz臋bne dzi膮s艂a. Gdy uni贸s艂 praw膮 d艂o艅, kieruj膮c r贸偶d偶k臋 w stron臋 Harry鈥檈go i Dracona, Potter dostrzeg艂, 偶e palce obejmuj膮ce ciemne drewno nie by艂y prawdziwe, z krwi i ko艣ci, ale metalicznie po艂yskiwa艂y srebrem.

Wstrz膮saj膮ce nim rozpoznanie przypomina艂o silny policzek.

Glizdogon! 鈥 S艂owo opuszczaj膮ce jego usta zabrzmia艂o jak j臋k przera偶enia. W panice odwr贸ci艂 si臋 do nadal kl臋cz膮cego Dracona, chwyci艂 go pod pachy i nie pytaj膮c o nic, brutalnie postawi艂 na nogi. Malfoy nie stawia艂 oporu. Jego twarz wyra偶a艂a kompletn膮 oboj臋tno艣膰.

Harry z wysi艂kiem prze艂kn膮艂 艣lin臋 i pospiesznie spu艣ci艂 oczy. Nie chcia艂 sobie nawet wyobra偶a膰, co musia艂o dzia膰 si臋 w g艂owie Dracona. Cia艂o Harry鈥檈go samo, bez zastanowienia, postanowi艂o, co robi膰. Zdecydowany, wysun膮艂 podbr贸dek do przodu i post膮pi艂 o krok, zas艂aniaj膮c sob膮 Dracona w obronnym ge艣cie. 鈥 Je艣li masz zamiar go zabi膰, musisz najpierw zrobi膰 to ze mn膮 鈥 rzuci艂 gniewnie prosto w twarz Pettigrewa, czuj膮c w uszach dzikie pulsowanie krwi.

Harry, Harry 鈥 odezwa艂 si臋 Pettigrew uspokajaj膮cym i nieco drwi膮cym tonem. Srebrna r臋ka trzymaj膮ca r贸偶d偶k臋 opad艂a. W spojrzeniu 艣miercio偶ercy l艣ni艂o co艣 dziwnego. 鈥 Dlaczego mia艂bym zabi膰 kogo艣, kto kiedy艣 uratowa艂 mi 偶ycie?

Harry g艂o艣no wypu艣ci艂 powietrze, przywo艂uj膮c rozmyte wspomnienie obfituj膮cej w wydarzenia nocy we Wrzeszcz膮cej Chacie, gdy Glizdogonowi uda艂o si臋 zbiec przed sprawiedliw膮 kar膮. Mia艂 na sumieniu jego rodzic贸w. A w pewnym sensie r贸wnie偶 Syriusza. R臋ce Harry鈥檈go bezwiednie zacisn臋艂y si臋 w pi臋艣ci.

Nie zabij臋 ci臋 鈥 powt贸rzy艂 stary 艣miercio偶erca, mru偶膮c oczy. 鈥 Pomo偶esz mi to zako艅czy膰. Je偶eli nie b臋dziesz chcia艂 p贸j艣膰 ze mn膮 dobrowolnie, w razie konieczno艣ci zmusz臋 ci臋 do tego. 鈥 Powiedziawszy to, odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 w膮sk膮 艣cie偶k膮, najwyra藕niej pod膮偶aj膮c w kierunku dziwnej budowli, kt贸rej o艣wietlone okna majaczy艂y za g臋stwin膮 krzew贸w.

Absolutnie zaskoczony Harry przez chwil臋 sta艂 bez ruchu, nie spuszczaj膮c wzroku z oddalaj膮cego si臋 pospiesznie Glizdogona. Tysi膮c domagaj膮cych si臋 odpowiedzi pyta艅 kr膮偶y艂o mu pod czaszk膮. W ko艅cu zmusi艂 si臋 do otrz膮艣ni臋cia, bez s艂owa wyja艣nienia chwytaj膮c Dracona za r臋k臋 i poci膮gaj膮c go za sob膮 艣ladem 艣miercio偶ercy. Malfoy, sprawiaj膮cy wra偶enie bezwolnego, pozwoli艂 si臋 prowadzi膰.

Instynkt podpowiada艂 Harry鈥檈mu, 偶e nie powinien ufa膰 Pettigrewowi. Jednocze艣nie zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, 偶e nie mia艂 innego wyboru, ni偶 s艂ucha膰 jego polece艅, je艣li chcia艂 rozwi膮za膰 wi臋kszo艣膰 zagadek, kt贸re przynios艂o ze sob膮 ostatnie p贸艂 godziny. I je艣li zamierza艂 wyci膮gn膮膰 st膮d siebie i Dracona w jednym ca艂ym, zdrowym kawa艂ku.

Stoj膮cy w pe艂ni ksi臋偶yc przys艂oni艂a 艂awica g臋stych chmur, a cmentarz, do tej pory sk膮pany w srebrzystym blasku, otuli艂a ciemno艣膰. Harry ledwo widzia艂, dok膮d idzie. Zakl膮艂 pod nosem, gdy potkn膮艂 si臋 o przecinaj膮ce zakurzon膮 艣cie偶k臋 korzenie drzew, w ostatnim momencie odzyskuj膮c r贸wnowag臋 i ratuj膮c si臋 tym samym przed gro偶膮cym upadkiem.

Pierwszy trup, na kt贸rego si臋 natkn臋li, le偶a艂 tu偶 obok nast臋pnego rozwidlenia dr贸偶ki. Ci臋偶ko dysz膮c, Harry przystan膮艂 na kilka sekund. Nie zna艂 nazwiska nie偶yj膮cego, wiedzia艂 jednak, 偶e widzia艂 go w艣r贸d tych 艣miercio偶erc贸w, kt贸rym uda艂o si臋 umkn膮膰 przed piek艂em zgotowanym im w kryj贸wce pod dnem jeziora. W jego zeszklonych oczach widnia艂 ten sam wyraz niedowierzania, kt贸ry Harry ujrza艂 wcze艣niej u Rookwooda, wyra藕nie 艣wiadcz膮cy o tym, 偶e nie spodziewa艂 si臋 艣miertelnego ataku.

Harry poczu艂, jak co艣 艣ciska go za gard艂o. Rozpozna艂 kolejn膮 ofiar臋: Timothy Nott. To on pom贸g艂 mu wtedy przedosta膰 si臋 do gniazda 艣miercio偶erc贸w, bior膮c go za Avery鈥檈go. Dwa inne trupy, spoczywaj膮ce obok Notta, nale偶a艂y do zupe艂nie nieznanych mu os贸b. Kilka krok贸w dalej le偶eli Travers i Macnair. Podobny los musia艂o podzieli膰 jeszcze paru innych.

Widok martwych cia艂 by艂 przyt艂aczaj膮cy. Harry przyspieszy艂, zr贸wnuj膮c si臋 z Pettigrewem.

Co to wszystko ma znaczy膰? 鈥 wydusi艂, nie patrz膮c na 艣miercio偶erc臋. 鈥 W czym mam ci pom贸c? I dlaczego Voldemort pozbywa si臋 swych w艂asnych ludzi?

Glizdogon zatrzyma艂 si臋 raptownie, rzucaj膮c mu z ukosa spojrzenie zm臋tnia艂ych oczu. O dziwo nie wzdrygn膮艂 si臋 na d藕wi臋k imienia swego pana.

Czarny Pan rozkaza艂 mi unieszkodliwi膰 Do艂ohowa i Rookwooda 鈥 wysycza艂 cicho. 鈥 Nie z ch臋ci zemsty, ale po to, by utrzyma膰 w艂asn膮 pozycj臋 do chwili, gdy odzyska utracone si艂y. 鈥 Gdzie艣 w pobli偶u rozleg艂 si臋 trzepot skrzyde艂 sowy. Pettigrew obejrza艂 si臋 pospiesznie, a w jego oczach po raz pierwszy przelotnie zago艣ci艂 wyraz l臋ku. 鈥 Ich 偶膮dza w艂adzy by艂a zbyt wielka 鈥 doda艂 szeptem. 鈥 Zapomnieli, komu z艂o偶yli swe zobowi膮zania.

Harry mia艂 wra偶enie, 偶e nie pojmuje kompletnie niczego.

A pozostali zabici 艣miercio偶ercy? 鈥 zapyta艂 ledwo s艂yszalnym g艂osem.

Powiedzia艂em ci ju偶, 偶e musimy to zako艅czy膰. 鈥 Pettigrew uderzy艂 w niemal rozpaczliwy ton. 鈥 Sp贸jrz na mnie! Umieram! Im wi臋cej 偶yciowej energii ze mnie wysysa, tym starszy i s艂abszy si臋 staj臋. Jestem ostatnim s艂ug膮, kt贸ry mu pozosta艂. Beze mnie nie uda艂oby mu si臋 odzyska膰 w艂adzy po tym, jak ostatnio Dumbledore niemal pokona艂 go w Zakazanym Lesie. 鈥 Harry bezwiednie cofn膮艂 si臋 o krok. My艣li w jego g艂owie zacz臋艂y goni膰 jak oszala艂e. Spojrzenie Pettigrewa sta艂o si臋 gor膮czkowe, podczas gdy 偶arliwym g艂osem kontynuowa艂 swe wyja艣nienia, dr偶膮c na ca艂ym ciele: 鈥 Dosta艂 ju偶 ode mnie o wiele wi臋cej ni偶 od innych. Po艣wi臋ci艂em ju偶 raz dla niego r臋k臋, 偶eby m贸g艂 odzyska膰 cia艂o. Ale dobrowolnie odda膰 mu 偶ycie, nie, tego nie mo偶e ode mnie wymaga膰. 鈥 Harry oddycha艂 g艂o艣no, u艣wiadamiaj膮c sobie, co zrobi艂 Glizdogon, ju偶 za m艂odu niczego nie obawiaj膮cy si臋 tak jak 艣mierci. To w艂a艣nie ten l臋k przez ca艂e d艂ugie lata przykuwa艂 go do Voldemorta, to ten l臋k sk艂oni艂 go do zdradzenia rodzic贸w Harry鈥檈go, cho膰 by艂 stra偶nikiem ich tajemnicy. I dopiero ten l臋k, paradoksalnie, sprawi艂, 偶e zdo艂a艂 w ko艅cu zerwa膰 kajdany na艂o偶one przez swego pana. Po to, by naprawd臋 sta膰 si臋 morderc膮. Morderc膮 w艂asnych towarzyszy. 鈥 Nie mog艂em dopu艣ci膰 do tego, 偶eby do niego wr贸cili i wzmocnili jego pot臋g臋 鈥 ci膮gn膮艂 Pettigrew, przeskakuj膮c spojrzeniem po martwych cia艂ach Traversa i Macnaira, kt贸rych zabi艂, nie daj膮c im najmniejszej szansy na obron臋. W jego wzroku Harry nie dostrzeg艂 ani wsp贸艂czucia, ani winy, przekonany o tym, 偶e Glizdogon nie by艂 nawet zdolny do odczuwania podobnych emocji. Jedyne, co si臋 dla niego liczy艂o, to w艂asne, n臋dzne 偶ycie.

Dlaczego oszcz臋dzi艂e艣 pozosta艂ych 艣miercio偶erc贸w w 艢wi臋tym Mungu? 鈥 Nie musia艂 pyta膰, w jaki spos贸b Pettigrew przedosta艂 si臋 niezauwa偶ony do wn臋trza szpitala. Najwidoczniej nikt nie zwr贸ci艂 uwagi na samotnego szczura, przemykaj膮cego ukradkiem noc膮 przez labirynt korytarzy.

Dumbledore ju偶 si臋 o to postara, by 偶aden z nich nie ujrza艂 wi臋cej 艣wiat艂a dziennego 鈥 odpar艂 Glizdogon, 艣ci膮gaj膮c usta. 鈥 Czarny Pan nie mo偶e ju偶 na nich liczy膰. Zosta艂 zupe艂nie sam. Nawet jego ostatni s艂uga odwraca si臋 teraz do niego plecami. 鈥 Skin膮艂 g艂ow膮, podkre艣laj膮c wa偶ko艣膰 wypowiedzianych s艂贸w, po czym ruszy艂 dalej. O艣wietlona budowla, do kt贸rej nieustannie si臋 zbli偶ali, nabiera艂a coraz wyra藕niejszego kszta艂tu.

Potter milcza艂, pr贸buj膮c uporz膮dkowa膰 my艣li. Nadal mocno trzyma艂 d艂o艅 Dracona we w艂asnej. 艢cisn膮艂 j膮 ostro偶nie, a Malfoy ledwo wyczuwalnie odpowiedzia艂 tym samym. Harry odwr贸ci艂 ku niemu g艂ow臋. Draco wypr臋偶y艂 ramiona, przybieraj膮c prost膮 postaw臋, a gdy ich spojrzenia si臋 zetkn臋艂y, Harry ujrza艂 gniew i smutek p艂on膮cy w jego oczach. Malfoy zacisn膮艂 z臋by tak mocno, 偶e zarys szcz臋k dok艂adnie uwidoczni艂 si臋 pod sk贸r膮.

Wi臋c to znaczy, 偶e mamy wykona膰 za ciebie brudn膮 robot臋 i za艂atwi膰 Voldemorta. 鈥 Ze st艂umionego g艂osu Dracona powia艂o ch艂odem. Odraza, kt贸r膮 czu艂 do Pettigrewa, wyra藕nie odbija艂a si臋 w rysach jego twarzy. 鈥 A to dlatego, 偶e jeste艣 zbyt wielkim tch贸rzem, by dokona膰 tego sam.

Glizdogon zadr偶a艂 na d藕wi臋k tych s艂贸w jak pod uderzeniem pejcza.

Nie jestem tym, kt贸ry mo偶e wype艂ni膰 przepowiedni臋 鈥 poskar偶y艂 si臋. 鈥 Tylko Harry鈥檈mu uda si臋 go pokona膰. Zabi艂by mnie na miejscu, gdybym tylko spr贸bowa艂 zrobi膰 to o w艂asnych si艂ach.

Harry uni贸s艂 brew.

A jak mam go twoim zdaniem pokona膰, je艣li moja r贸偶d偶ka tutaj nie dzia艂a? 鈥 Zamacha艂 bezu偶ytecznym kawa艂kiem drewna przed nosem Pettigrewa. 鈥 Jeste艣 w stanie przywr贸ci膰 nam zdolno艣ci magiczne?

O, nie 鈥 odpowiedzia艂 pospiesznie Glizdogon. 鈥 Komu wolno u偶ywa膰 magii w tym miejscu, a komu nie, o tym decyduje jedynie Czarny Pan. 鈥 W jego spojrzeniu l艣ni艂a ca艂kowita oboj臋tno艣膰. 鈥 Musicie wymy艣li膰 co艣 innego 鈥 doda艂 po chwili z niemal dwuznacznym u艣mieszkiem. 鈥 Pierwsza my艣l, kt贸ra przysz艂a Harry鈥檈mu do g艂owy, by艂a pal膮cym pragnieniem uduszenia Pettigrewa go艂ymi r臋kami. R贸偶d偶ka drgn臋艂a mu w d艂oni. 鈥 Jeste艣my u celu 鈥 odezwa艂 si臋 Pettigrew cicho, zatrzymuj膮c si臋 dobre dwie艣cie metr贸w od o艣wietlonego budynku, odrywaj膮c tym samym Harry鈥檈go od jego morderczych plan贸w.

Budowla wyda艂a im si臋 do艣膰 dziwna. By艂a niemal okr膮g艂a i niezbyt wielka, wyposa偶ona w wysokie, gotyckie okna i spiczast膮 wie偶yczk臋. Harry poczu艂 nag艂e, bolesne szarpni臋cie w brzuchu. Zmarszczy艂 czo艂o, nie wiedz膮c, co by艂o tego przyczyn膮.

Obok niego przera偶ony Draco ze 艣wistem wci膮gn膮艂 powietrze, przebiegaj膮c szeroko rozwartymi oczami po twarzy Harry鈥檈go, jakby czego艣 w niej szuka艂. Mo偶liwych oznak strachu?

Harry potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, chc膮c zapyta膰 Dracona, co znaczy jego reakcja. Powstrzyma艂 go jednak Glizdogon, 艣ci膮gaj膮c na siebie jego uwag臋.

Powodzenia, Harry Potterze 鈥 wyszepta艂, przenosz膮c wzrok na ich ci膮gle splecione palce. 鈥 Je艣li kto艣 potrafi doprowadzi膰 t臋 histori臋 do ko艅ca, to tylko wy dwaj.

U艂amek sekundy p贸藕niej Pettigrew znikn膮艂. Tam, gdzie sta艂 chwil臋 wcze艣niej, zosta艂a tylko zniszczona, czarna peleryna. Stary, posiwia艂y szczur 艣mign膮艂 im mi臋dzy nogami, bezszelestnie znikaj膮c w nocnej ciszy.

Harry odetchn膮艂 g艂臋boko. Niech臋tnie wypu艣ci艂 d艂o艅 Dracona, robi膮c krok w stron臋 starego budynku. A potem kolejny. Jego nogi nabra艂y nagle ci臋偶aru o艂owiu. Pytanie, kt贸rego nie zd膮偶y艂 zada膰 Draconowi, nadal kr膮偶y艂o mu po g艂owie, chocia偶 nie by艂 ju偶 teraz taki pewien, czy naprawd臋 chcia艂by pozna膰 odpowied藕.

W miar臋, jak zbli偶a艂 si臋 do budowli, jego przekonanie, 偶e przypomina ona ma艂y ko艣ci贸艂, ros艂o. Serce wali艂o mu jak m艂otem. Pr贸bowa艂 sobie wm贸wi膰, 偶e nie ma 偶adnego powodu, by obawia膰 si臋 zwyk艂ego ko艣ci贸艂ka. Bezskutecznie.

Drzwi prowadz膮ce do wn臋trza by艂y uchylone. Harry podszed艂 powoli, pochylaj膮c si臋 lekko i rzucaj膮c ostro偶ne spojrzenie do 艣rodka. Draco sta艂 zaraz za nim, owiewaj膮c mu szyj臋 ciep艂ym oddechem.

To nie by艂 zwyk艂y ko艣ci贸艂ek. Harry pozna艂 go od razu, nawet je艣li wszystko teraz wygl膮da艂o w nim inaczej. Kamiennego o艂tarza nie szpeci艂y 偶adne zniszczenia, podobnie jak ustawionego przed nim rz臋du pi臋knie zdobionych 艂aw. W 偶elaznych, rozmieszczonych wzd艂u偶 艣cian uchwytach p艂on臋艂y d艂ugie gromnice. I nigdzie nie by艂o czu膰 woni zgnilizny. Zamiast niej powietrze przepe艂nia艂 przyjemny zapach pszczelego wosku i drewna.

Ko艣ci贸艂ek by艂 kilkaset lat m艂odszy ni偶 wtedy, gdy Harry widzia艂 go ostatnio. Co nie zmienia艂o faktu, 偶e by艂 t膮 sam膮 kapliczk膮, kt贸ra nawiedza艂a go w najgorszych sennych koszmarach.


***


Gdyby nie przera偶enie w oczach Harry鈥檈go, Draco nie zdo艂a艂by tak szybko otrz膮sn膮膰 si臋 z letargu, w kt贸ry popad艂 i zepchn膮膰 wszelkich bolesnych my艣li o ojcu w g艂膮b 艣wiadomo艣ci. Rozpozna艂 le艣n膮 kapliczk臋 ju偶 jaki艣 czas temu, ale dopiero po jakim艣 czasie dotar艂o do niego, 偶e Harry nigdy nie widzia艂 jej od zewn膮trz.

Nie m贸g艂 sobie do ko艅ca uzmys艂owi膰, 偶e Voldemort naprawd臋 by艂by w stanie ukrywa膰 si臋 w innym wymiarze czasu i stamt膮d wezwa膰 ich do siebie. Musia艂o istnie膰 jakie艣 inne wyt艂umaczenie. Jednak nie by艂 to najlepszy moment na rozwa偶ania o po艂o偶eniu, w kt贸rym si臋 znale藕li.

Harry ci膮gle sta艂 w progu, wlepiaj膮c nieruchome spojrzenie w kamienny o艂tarz. Oddycha艂 urywanie, a ca艂a jego postawa wyra偶a艂a odr臋twienie. Po chwili zacz膮艂 dygota膰, tak silnie, 偶e z臋by zadzwoni艂y mu g艂o艣no.

Draco nie wiedzia艂, jak zareagowa膰, uczyni艂 wi臋c to, co podpowiedzia艂a mu intuicja. Si臋gn膮艂 po rami臋 Harry鈥檈go i poci膮gn膮艂 go za sob膮 do wn臋trza budynku. Ci臋偶kie drzwi same zatrzasn臋艂y si臋 za nimi.

Czu艂 ogarniaj膮ce go napi臋cie. Atmosfera w kapliczce by艂a nim wr臋cz na艂adowana. Zagro偶enie, maj膮ce swe 藕r贸d艂o w tym miejscu, wydawa艂o si臋 prawie namacalne. 艢wiece migota艂y, przygasaj膮c i rozpalaj膮c si臋 na nowo, cho膰 powietrzem nie porusza艂 najmniejszy powiew.

Draco przez ca艂y czas zdawa艂 sobie spraw臋 z pulsowania Mrocznego Znaku, promieniuj膮cego pal膮cym b贸lem na ca艂e rami臋. Teraz doznanie to przybra艂o na sile. Ka偶d膮 cz膮stk膮 cia艂a wyczuwa艂 bezpo艣redni膮 blisko艣膰 Voldemorta. Ws艂uchany w bicie w艂asnego serca, liczy艂 mijaj膮ce sekundy.

Pojawienie si臋 czarno odzianej postaci, odrywaj膮cej si臋 od cienia za wysokim o艂tarzem i zbli偶aj膮cej si臋 do niego powolnymi krokami, nie zaskoczy艂o go ani troch臋.

Jego place dr偶a艂y, gdy odgarnia艂 z twarzy opadaj膮cy kosmyk w艂os贸w. Nie musia艂 si臋 d艂ugo zastanawia膰. Zacisn膮wszy usta, stan膮艂 przed Harrym, os艂aniaj膮c go swym cia艂em przed wzrokiem Czarnego Pana.

Zjawi艂e艣 si臋 tu, by ofiarowa膰 mi Harry鈥檈go Pottera? 鈥 W g艂osie Voldemorta d藕wi臋cza艂 jawny tryumf. Jego wargi by艂y jedynie w膮sk膮 kresk膮, a w trupio bladej, wykrzywionej twarzy l艣ni艂y p艂on膮ce czerwieni膮 oczy. Nic w jego sylwetce nie przypomina艂o ju偶 o tym, 偶e kilka miesi臋cy wcze艣niej Dumbledore pozbawi艂 go niemal ca艂ej mocy. Dzi臋ki energii 偶yciowej Pettigrewa, oddanej nie ca艂kiem dobrowolnie, jego si艂y by艂y ca艂kowicie zregenerowane. 鈥 Czy偶by to n臋dzna pr贸ba zado艣膰uczynienia za zdrad臋 twojego ojca?

Z艂o艣liwe s艂owa trafi艂y Dracona do 偶ywego. Musia艂 zmobilizowa膰 ca艂y wysi艂ek, by zn贸w si臋 nie za艂ama膰 i nie straci膰 panowania nad sob膮. Musia艂 wzi膮膰 si臋 w gar艣膰, nie tylko ze wzgl臋du na siebie, ale przede wszystkim dla Harry鈥檈go.

Za nic nie przepraszam 鈥 wypowiedzia艂 z trudem, walcz膮c z burz膮 szalej膮cych w nim emocji, nie b臋d膮c w stanie przej膮膰 nad nimi kontroli. 鈥 A Harry鈥檈go nigdy nie dostaniesz.

Wi臋c chcesz si臋 ze mn膮 pojedynkowa膰, ch艂opcze? 鈥 G艂os Voldemorta ocieka艂 sarkazmem i pych膮, a w zimnych oczach b艂yszcza艂o rozbawienie. 鈥 Doprawdy, niewiarygodne. Nigdy bym nie przypuszcza艂, 偶e posiadasz a偶 tyle odwagi.

Dziwnym trafem przesta艂 si臋 ba膰. Strach znikn膮艂 kompletnie, by膰 mo偶e za spraw膮 uspokajaj膮cego ciep艂a, bij膮cego od cia艂a Harry鈥檈go, kt贸re wyra藕nie wyczuwa艂 za plecami.

O ile pozwolisz mi walczy膰 t膮 sam膮 broni膮 鈥 odpowiedzia艂, wyjmuj膮c r贸偶d偶k臋 i celuj膮c ni膮 w pier艣 Voldemorta. 鈥 A mo偶e nie jeste艣 zwolennikiem r贸wnych pojedynk贸w?

Voldemort roze艣mia艂 si臋 tak zimno, 偶e Draco niemal s艂ysza艂 pobrz臋kuj膮cy w tym 艣miechu l贸d.

Dokona艂em manipulacji jedynie na waszych r贸偶d偶kach, ch艂opcze. To kawa艂ek drewna, os艂aniaj膮cy magiczny pierwiastek, nic poza tym. Magia nadal tu jest, ukryta w twym wn臋trzu. Pozostaje tylko kwestia tego, czy zd膮偶ysz odnale藕膰 drog臋, by jej u偶y膰. 鈥 Jego wargi wykrzywi艂y si臋 w ironicznym grymasie. Spowijaj膮ca go aura mroku rozszerza艂a si臋 coraz dalej, a偶 Draconowi wyda艂o si臋, 偶e mo偶e dotkn膮膰 jej go艂ymi r臋kami. 鈥 Crucio!

Przez kilka sekund Draco mia艂 wra偶enie, 偶e wszystko wok贸艂 zaczyna toczy膰 si臋 w zwolnionym tempie. Widzia艂 lec膮ce w jego kierunku Niewybaczalne, ale nie ruszy艂 si臋 z miejsca ani o centymetr, jakby by艂 zro艣ni臋ty z pod艂o偶em. Bezradnie obserwowa艂, jak Cruciatus z niewiarygodnym rozmachem trafia go prosto w pier艣, odrzucaj膮c do ty艂u. Ostatni raz zaczerpn膮艂 powietrza, pr贸buj膮c przygotowa膰 si臋 na niezno艣ny b贸l, o kt贸rym wiedzia艂, 偶e z pewno艣ci膮 nadejdzie.

Silne, niezwykle ciep艂e r臋ce schwyci艂y go, podtrzyma艂y i ocali艂y w ten spos贸b przed upadkiem. Kr贸tk膮 chwil臋 obawia艂 si臋, 偶e traci grunt pod nogami, lecz nieprzyjemne doznanie szybko ust膮pi艂o. Zadziwi艂 go tylko fakt, 偶e w og贸le nie poczu艂 b贸lu, a jedynie lekkie k艂ucie tu偶 ponad p臋pkiem, s艂abn膮ce z ka偶d膮 sekund膮.

Zdziwiony dotkn膮艂 palcami piersi, wymacuj膮c pod koszulk膮 mi臋ciutk膮 sk贸r臋 zaczarowanej kamizelki, dzie艂o Filiusa Flitwicka, u艣wiadamiaj膮c sobie jednocze艣nie z ca艂膮 jasno艣ci膮, 偶e nie tylko to spreparowane magicznie odzienie ocali艂o go przed Cruciatusem.

D艂onie Harry鈥檈go nadal mocno trzyma艂y go za ramiona, a bij膮ce od nich ciep艂o rozlewa艂o si臋 po ca艂ym ciele Dracona. I nagle, nie wiedz膮c dlaczego, w jego umy艣le zakie艂kowa艂a irracjonalna my艣l, 偶e Voldemort nie m贸g艂 ich skrzywdzi膰, niewa偶ne, jakimi kl膮twami by nie miota艂 w ich stron臋. Powoli uni贸s艂 g艂ow臋, napotykaj膮c spojrzenie wroga.

Na wykrzywionym obliczu Czarnego Pana malowa艂o si臋 niedowierzanie, gdy rozpozna艂, 偶e nawet jego w艂asna, destrukcyjna magia zdaje si臋 nie dzia艂a膰 w tym miejscu.

Uchwyt ciep艂ych d艂oni znikn膮艂, a po chwili u boku Dracona pojawi艂 si臋 Harry. Jego mina nie zdradza艂a ju偶 ani cienia paniki. Odpr臋偶one mi臋艣nie twarzy zdawa艂y si臋 sugerowa膰, 偶e absolutnie nic si臋 nie sta艂o. Tak, jakby noc w kapliczce by艂a zaledwie z艂ym snem, kt贸ry w艂a艣nie otrz膮sn膮艂 z siebie raz na zawsze. Rzucaj膮c Draconowi ledwo zauwa偶alny u艣miech, zwr贸ci艂 si臋 do Voldemorta.

Tw贸j czas min膮艂 鈥 o艣wiadczy艂 cicho, ale zupe艂nie wyra藕nie. 鈥 Twoi poplecznicy ju偶 do ciebie nie powr贸c膮, bo albo nie 偶yj膮, albo zostali uwi臋zieni. Zako艅czymy t臋 wojn臋 dzi艣 w nocy. A ty nie b臋dziesz w stanie zrobi膰 niczego, by temu zapobiec.

W s艂owach Harry鈥檈go nie by艂o najmniejszego wahania, najdrobniejszego zw膮tpienia. Wiedzia艂, 偶e to, co m贸wi, odpowiada prawdzie. Niewzruszonej prawdzie o przeznaczeniu, kt贸re zosta艂o zakorzenione w biegu wydarze艅 ponad dwadzie艣cia lat temu jako przepowiednia.

Draco poczu艂 wewn臋trzny dreszcz. Przed kilkoma laty Dumbledore opowiedzia艂 im, cz艂onkom Zakonu, o przepowiedni, ale do tej pory trudno mu by艂o uwierzy膰 w te stare historie. Dopiero ten magiczny moment sk艂oni艂 go do zrewidowania swej opinii.

Oczy Voldemorta zap艂on臋艂y dzikim gniewem.

Co za godna po偶a艂owania farsa 鈥 wysycza艂 ze z艂o艣ci膮. 鈥 My艣lisz, 偶e u艂atwi臋 ci spraw臋? 鈥 Ponownie uni贸s艂 r贸偶d偶k臋, mierz膮c ni膮 w Harry鈥檈go i ods艂aniaj膮c bia艂e, ko艣ciste ramiona, wychylaj膮ce si臋 spod czarnej peleryny, sprawiaj膮ce wra偶enie dziwnie delikatnych i kruchych, jakby zrobionych ze szk艂a.

Harry, stoj膮cy po prawej stronie Dracona, schwyci艂 go za bardziej oddalon膮, lew膮 d艂o艅, obejmuj膮c j膮 ciasno w艂asn膮. Bij膮cy z niej 偶ar 艂agodnymi falami ogarn膮艂 rami臋 Malfoya. Nie pomy艣la艂, 偶e tkwi w samym 艣rodku jakiej艣 surrealistycznej scenerii, zamiast tego poczu艂 si臋 jak postronny obserwator, kt贸ry nie ma absolutnie 偶adnego wp艂ywu na bieg wydarze艅.

Avada Kedavra. 鈥 Przenikliwy g艂os Czarnego Pana zadzwoni艂 mu w uszach bolesnym echem.

Draco wiedzia艂, jakie emocjonalne predyspozycje by艂y konieczne, by m贸c wygenerowa膰 skuteczne zakl臋cie zabijaj膮ce. W przypadku Voldemorta nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e 贸w je posiada. Nienawi艣膰 bij膮ca z ka偶dego wypowiedzianego przez niego s艂owa tchn臋艂a autentyczno艣ci膮, 艣wiadcz膮c o tym, 偶e Czarny Pan 偶y艂 ni膮 i oddycha艂.

Z mieszanin膮 przera偶enia i fascynacji Draco przygl膮da艂 si臋, jak zielona b艂yskawica hamuje tu偶 przed cia艂em Harry鈥檈go, by musn膮膰 os艂oni臋t膮 kamizelk膮 pier艣 niczym 艂agodny powiew wiatru. Harry nawet si臋 nie zachwia艂. Najwidoczniej utrzymanie si臋 na nogach nie wymaga艂o od niego 偶adnego wysi艂ku.

W oczach Voldemorta nie da艂o si臋 dostrzec l臋ku. Draco przypuszcza艂, 偶e czarnoksi臋偶nik ju偶 dawno nie by艂 zdolny do tak ludzkich reakcji, nosz膮c w sobie ska偶on膮 przez demony mroku dusz臋. Mimo tego przeczuwa艂, 偶e utrata w艂adzy nale偶a艂a do rzeczy, kt贸rych obawia艂 si臋 najbardziej.

Draco nie by艂 w stanie powiedzie膰, co si臋 z nim sta艂o, gdy Harry z niezm膮con膮 pewno艣ci膮 uni贸s艂 mu lewe przedrami臋, ods艂aniaj膮c je i przyciskaj膮c nag膮 sk贸r臋 naznaczon膮 Mrocznym Znakiem do blizny na swym czole.

Nieoczekiwany dotyk w miejscu, gdzie sk贸ra by艂a szczeg贸lnie cienka i wra偶liwa, wyrwa艂 mu z gard艂a j臋k przestrachu. Nie poczu艂 jednak b贸lu. Zamiast niego przez cia艂o Dracona pop艂yn臋艂a nast臋pna koj膮ca, 艂agodna, ciep艂a fala, uciszaj膮c wszelkie wzburzone emocje i l臋ki.

Ws艂ucha艂 si臋 w siebie, rejestruj膮c ogarniaj膮cy go niesko艅czony spok贸j. Nie umr膮 dzi艣 w nocy. I tylko im, ich z艂膮czonym si艂om, uda si臋 pokona膰 z艂o raz na zawsze. Wydawa艂o mu si臋, 偶e wszystkie minione, przepe艂nione cierpieniem wydarzenia musia艂y doprowadzi膰 ich w ko艅cu do tego w艂a艣nie punktu. Nagle Draco zrozumia艂, dlaczego Dumbledore trzyma艂 ich miesi膮cami w zamkni臋tym domu. Dlaczego dom usilnie stara艂 si臋 sprawi膰, by Harry i on zbli偶yli si臋 do siebie. Poniewa偶 to i nic innego by艂o jedyn膮 w艂a艣ciw膮 rzecz膮, kt贸r膮 nale偶a艂o zrobi膰.

Draco poczu艂, jak u艣miech wyp艂ywa mu na usta. Nie tylko ch艂on膮艂 bij膮ce od Harry鈥檈go gor膮co, ale i sam zacz膮艂 nim emanowa膰. Czo艂o Harry鈥檈go zdawa艂o si臋 p艂on膮膰 pod jego ramieniem. I wtedy Draco poj膮艂, 偶e ciep艂o to nie by艂o niczym innym ni偶 magi膮; magi膮, do kt贸rej okie艂znania nie potrzebowali ju偶 r贸偶d偶ek.

Bia艂e, o艣lepiaj膮co jasne 艣wiat艂o rozb艂ys艂o mi臋dzy nimi a Voldemortem, zmuszaj膮c Dracona do gwa艂townego zamkni臋cia oczu. Przesta艂 cokolwiek widzie膰, jednak dok艂adnie czu艂, jak blask za jego powiekami rozlewa si臋 po ca艂ym wn臋trzu kapliczki, powoli i nieub艂aganie odpychaj膮c mroczn膮 aur臋 Czarnego Pana i poch艂aniaj膮c go w ko艅cu ca艂kowicie.

Og艂uszaj膮cy trzask, kojarz膮cy si臋 Draconowi z p臋kaj膮cym balonem nadnaturalnych rozmiar贸w, sprawi艂, 偶e drgn膮艂 z przestrachu. Bia艂a jasno艣膰 zgas艂a, podobnie jak 艣wiece wzd艂u偶 艣cian, zatapiaj膮c wszystko w ciemno艣ci.

Draco uni贸s艂 powieki i zamruga艂 kilkakrotnie, nie m贸g艂 jednak przebi膰 wzrokiem mroku. Energicznie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, otrz膮saj膮c si臋 z odr臋twienia. Blisko艣膰 Harry鈥檈go u jego boku nadal dodawa艂a mu otuchy.

Lumos. 鈥 Szept Harry鈥檈go zaowocowa艂 pojawieniem si臋 ma艂ego 艣wiate艂ka na czubku r贸偶d偶ki. Draco nie musia艂 pyta膰, dlaczego nagle odzyska艂a sw膮 magiczn膮 moc. Doskonale wyczuwa艂, 偶e pot臋ga Czarnego Pana zosta艂a z艂amana.

Jak to zrobi艂e艣? 鈥 zapyta艂 z zapartym tchem, gdy ich spojrzenia si臋 spotka艂y.

Ja? Nie mam poj臋cia 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Harry nerwowo i lekko przymkn膮艂 oczy. 鈥 A ty co zrobi艂e艣?

Draco r贸wnie偶 nie zna艂 odpowiedzi na to pytanie. Ze zmarszczonym czo艂em wpatrywa艂 si臋 w ciemno艣膰.

Jak my艣lisz, czy on nie 偶yje?

Nie wydaje mi si臋. 鈥 Harry uni贸s艂 r贸偶d偶k臋 i skierowa艂 艣wiate艂ko w stron臋 o艂tarza, tam, gdzie kilka chwil wcze艣niej sta艂 Voldemort. Miejsce to jednak by艂o teraz puste.

艢wiece zap艂on臋艂y na nowo, zapalone szybkim machni臋ciem r贸偶d偶ki Dracona, zalewaj膮c kapliczk臋 艂agodnym blaskiem.

Wszystko zdawa艂o si臋 wygl膮da膰 jak przedtem, niemal tak, jakby Czarny Pan nigdy nie istnia艂. Dop贸ki Harry nie drgn膮艂 silnie, wskazuj膮c d艂oni膮 na ma艂e, przestraszone dziecko, skulone pod jedn膮 z ko艣cielnych 艂awek.

Mog艂o mie膰 najwy偶ej cztery lata, kruczow艂ose, z wielkimi, ciemnymi, wilgotno b艂yszcz膮cymi oczami. L臋kliwie rozwieraj膮c usta, patrzy艂o na nich z do艂u przez luk臋 w oparciu 艂awki, z malutkimi d艂o艅mi zaci艣ni臋tymi na niej tak silnie, 偶e pobiela艂y drobne kostki na grzbiecie r臋ki.

W nast臋pnej sekundzie kapliczka zadr偶a艂a w posadach. Przez kilka chwil pod艂oga dygota艂a im pod stopami. Z sufitu bezg艂o艣nie posypa艂 si臋 tynk.

Co tu si臋 dzieje? 鈥 wyszepta艂 Harry ze zgroz膮, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂 wytrzeszczonymi oczami. 鈥 Cofn臋li艣my czas?

Draco otworzy艂 usta i zamkn膮艂 je zn贸w, nie powiedziawszy niczego. W ci膮gu swego 偶ycia wystarczaj膮co cz臋sto widzia艂 zdj臋cia z m艂odo艣ci Czarnego Pana, by m贸c rozpozna膰, 偶e dziecko chowaj膮ce si臋 pod 艂awk膮 co do joty przypomina艂o ma艂ego Toma Riddle鈥檃, cho膰 absolutnie nie mia艂 poj臋cia, co to wszystko mia艂o znaczy膰 i jaki czar sprawi艂, 偶e widz膮 to, co w艂a艣nie ukazywa艂o si臋 ich oczom.

Nie, nie cofn臋li艣cie 鈥 wyja艣ni艂 cichy g艂os dobiegaj膮cy prosto zza ich plec贸w. 鈥 Odebrali艣cie mu jedynie energi臋, kt贸r膮 ukrad艂 Peterowi Pettigrewowi.

Draco i Harry, przera偶eni, obr贸cili si臋 na pi臋cie.

Albus Dumbledore i Severus Snape bezszelestnie zjawili si臋 za nimi. Draco nie by艂 w stanie powiedzie膰, sk膮d si臋 tu wzi臋li. Drzwi kapliczki by艂y tak samo zamkni臋te jak przedtem.

Wasza magia okaza艂a si臋 przypuszczalnie za silna. To mog艂oby wyja艣ni膰, dlaczego Tom Riddle zosta艂 przeniesiony w stan z wczesnego dzieci艅stwa 鈥 odezwa艂 si臋 Dumbledore z dziwnym b艂yskiem w oku, przenikliwym spojrzeniem wodz膮c od Dracona do Harry鈥檈go. Draco zinterpretowa艂 贸w b艂ysk jako zaskoczenie, nie by艂 jednak do ko艅ca pewien swej racji.

Min臋艂o sporo czasu, odk膮d ostatni raz widzia艂 Severusa. Jego wspomnienia o nocy, w kt贸rej dopom贸g艂 swemu ojcu chrzestnemu w ucieczce z loch贸w 艣miercio偶erc贸w, by艂y raczej mgliste. Wysi艂kiem woli wypar艂 je z my艣li, nie chc膮c od nowa zaton膮膰 w bolesnym poczuciu winy.

Lata wygnania postarzy艂y Severusa. Czarne niegdy艣 w艂osy przecina艂y pasma siwizny, sk贸r臋 wok贸艂 nosa i oczu znaczy艂y g艂臋bokie zmarszczki. Ledwo widoczny, cyniczny u艣mieszek zata艅czy艂 mu na ustach, gdy napotka艂 spojrzenie Dracona. To nie by艂 odpowiedni moment na 艣wi臋towanie spotkania. Draco doskonale zdawa艂 sobie z tego spraw臋.

Nowe t膮pni臋cie zatrz臋s艂o murami kapliczki. Draco rzuci艂 niespokojne spojrzenie na sufit.

Dumbledore pod膮偶y艂 oczami za jego wzrokiem.

Musicie st膮d teraz odej艣膰 鈥 powiedzia艂 w ko艅cu tonem nie znosz膮cym sprzeciwu. 鈥 To miejsce nie jest realne. Cmentarz w Zakazanym Lesie nigdy nie istnia艂. Zw艂aszcza nie ten cmentarz. Voldemort stworzy艂 iluzj臋, rz膮dzon膮 jego w艂asnymi zasadami. Znajdujemy si臋 we wn臋trzu jego chorego umys艂u. Za chwil臋 wszystko tu si臋 rozpadnie, poniewa偶 straci艂 kontrol臋 nad w艂asnym 鈥瀓a鈥.

Co si臋 z nim stanie? 鈥 G艂os Harry鈥檈go brzmia艂 dziwnie niepewnie, gdy wskazywa艂 r臋k膮 na cicho szlochaj膮ce dziecko, nie przestaj膮ce kurczy膰 si臋 pod 艂awk膮.

Przez kilka sekund dyrektor zdawa艂 si臋 zmaga膰 z samym sob膮, po czym jego twarz nabra艂a zdecydowanego wyrazu.

B臋dziemy zmuszeni zabi膰 Toma Riddle鈥檃, je艣li zamierzamy doprowadzi膰 to do ko艅ca, Harry 鈥 odrzek艂 z mo偶liwie wielk膮 艂agodno艣ci膮.

Draco dos艂ownie czu艂 przera偶enie Harry鈥檈go, owiewaj膮ce go niczym podmuch zimnego wiatru.

Nie ma 偶adnej innej mo偶liwo艣ci? 鈥 wyj膮ka艂 Potter, rzucaj膮c Dumbledore鈥檕wi i Snape鈥檕wi b艂agalne spojrzenie.

Dumbledore powoli potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Mo偶esz mi zagwarantowa膰, 偶e stanie si臋 kim innym, je艣li pozwolimy mu jeszcze raz dorosn膮膰? 鈥 Smutny u艣miech wyp艂yn膮艂 mu na usta. 鈥 Nie podejm臋 tego ryzyka 鈥 doda艂 cicho. 鈥 Zbyt wielu zgin臋艂o z jego r臋ki. W zamian za to dobrowolnie przyjm臋 na siebie balast bycia morderc膮 bezbronnego dziecka. To ci臋偶ar, kt贸rego nie chc臋 nak艂ada膰 na ciebie.

Przez moment Harry patrzy艂 na dyrektora z kamienn膮 min膮. W ko艅cu odwr贸ci艂 si臋 bez s艂owa i p臋dem rzuci艂 do drzwi, wybiegaj膮c w ciemno艣膰.

Mi臋艣nie Dracona drgn臋艂y. Z najwi臋kszym trudem opanowa艂 impuls nakazuj膮cy mu pogna膰 na 艂eb na szyj臋 za Harrym i sprawdzi膰, czy wszystko by艂o z nim w porz膮dku. Czu艂 jednak, 偶e Dumbledore ma jeszcze do powiedzenia co艣 bardzo wa偶nego.

Gdy si臋 st膮d aportujecie, pomy艣lcie o jakim艣 miejscu w mugolskim 艣wiecie 鈥 powiedzia艂 stary czarodziej pospiesznie, poganiany kolejnym wstrz膮sem kapliczki. Jeden ze 艣wiecznik贸w oderwa艂 si臋 od 艣ciany i z brz臋kiem wyl膮dowa艂 na posadzce. 鈥 Jak tylko znajdziecie si臋 poza granicami czarodziejskiego 艣wiata, b臋dziecie bezpieczni. Tam moc jego iluzji ju偶 wam nie zagrozi. 鈥 Draco przytakn膮艂 kr贸tkim gestem, cofaj膮c si臋 o kilka krok贸w. K膮tem oka dostrzeg艂, jak Severus, z ponur膮 min膮, wyci膮ga r贸偶d偶k臋. 鈥 Pospieszcie si臋 鈥 upomnia艂 Dumbledore ostro, przeszywaj膮c go wzrokiem. 鈥 Je艣li was tu zasypie, nikomu nie uda si臋 was uratowa膰.

Okropna wizja zostania pogrzebanym w czyjej艣 iluzji wystarczy艂a, by doda膰 Draconowi skrzyde艂. Sprintem pop臋dzi艂 w stron臋 wyj艣cia, wypadaj膮c na cmentarz, istniej膮cy jedynie w wyobra藕ni Voldemorta, lecz tak zastraszaj膮co realny.

Zerwa艂 si臋 porywisty wiatr. Dudnienie, zdaj膮ce si臋 dobiega膰 z wn臋trza ziemi, wype艂ni艂o powietrze, narastaj膮c z ka偶d膮 chwil膮. Draco rozejrza艂 si臋 doko艂a w panice i wreszcie odkry艂 Harry鈥檈go za jednym z wysokich nagrobk贸w.

Harry skrzy偶owa艂 ramiona na piersi, wlepiaj膮c chmurne spojrzenie w kapliczk臋. Jego nadal przyspieszony oddech zdradza艂 wzburzenie.

Nie by艂o czasu na d艂ugie wyja艣nienia.

Musimy st膮d znika膰. I to natychmiast! 鈥 wydysza艂 Draco, 艂api膮c Harry鈥檈go za rami臋 i nie zwa偶aj膮c na jego nieobecny wyraz twarzy.

Okna kapliczki zap艂on臋艂y na sekund臋 zielon膮 po艣wiat膮. Dudnienie przybra艂o na sile, przechodz膮c w og艂uszaj膮cy grzmot. Grunt pod ich nogami zadygota艂 jak podczas silnego trz臋sienia ziemi. Draco z trudem utrzyma艂 r贸wnowag臋.

Pierwsze ceglane dach贸wki oderwa艂y si臋 od wie偶y kapliczki, roztrzaskuj膮c si臋 o pod艂o偶e. Szyby w oknach pop臋ka艂y i wypad艂y z ram z obrzydliwym odg艂osem.

Draco pospiesznie otoczy艂 ramionami szyj臋 Harry鈥檈go, czuj膮c buzuj膮c膮 w 偶y艂ach adrenalin臋.

Musisz intensywnie my艣le膰 o jakim艣 miejscu w 艣wiecie mugoli! Znasz si臋 na nim lepiej ni偶 ja! 鈥 wykrzycza艂 przez huk i szalej膮cy wok贸艂 chaos, w nadziei, 偶e Harry go dos艂ysza艂.

Uda艂o mu si臋 jeszcze raz zaczerpn膮膰 tchu, zanim poch艂on膮艂 go wir aportacji. A potem 艣wiat ogarn臋艂a nagle czer艅 i cisza.


My艣la艂em, 偶e by艂em w niebie

lecz musia艂em stawi膰 czo艂a zaskoczeniu

Niebiosa, pom贸偶cie mi,

nie dostrzeg艂em diab艂a w twoich oczach

(Elvis Presley, 鈥濪evil In Disguise鈥)



Rozdzia艂 trzydziesty trzeci



Nadejdzie dzie艅, w kt贸rym zrozumiesz,

偶e nie musisz ucieka膰 ju偶 przed samym sob膮.



Harry nie wiedzia艂, czego ma si臋 spodziewa膰, a je艣li ju偶, to raczej twardego, bolesnego l膮dowania. Nic takiego si臋 jednak nie sta艂o. Upadek wyhamowa艂o co艣 elastycznego, podobnego w dotyku do porz膮dnie wypchanego plastykowego worka. Po chwili w nozdrza uderzy艂 go przenikliwy smr贸d rozk艂adu, zmuszaj膮c tym do wykrzywienia twarzy z obrzydzenia.

Do cholery, Harry! 鈥 us艂ysza艂 roze藕lony, apodyktyczny g艂os Dracona, usi艂uj膮cego rozdzieli膰 ich spl膮tane w u艣cisku cz臋艣ci cia艂a. 鈥 Mia艂e艣 pomy艣le膰 o jakim艣 miejscu w 艣wiecie mugoli, a pierwsza rzecz, jaka przychodzi ci do g艂owy, to wysypisko 艣mieci?

Sytuacji z pewno艣ci膮 daleko by艂o do komizmu, ale w obliczu ataku w艣ciek艂o艣ci Dracona Harry jedynie z najwi臋kszym trudem opanowa艂 cisn膮cy si臋 na usta grymas rozbawienia.

Przynajmniej wydostali艣my si臋 z iluzji Voldemorta 鈥 podkre艣li艂 rzeczowo, rozejrzawszy si臋 po najbli偶szej okolicy. Ciemny, otoczony wysokimi murami, zapuszczony dziedziniec, na kt贸ry si臋 dostali, nie sprawia艂 szczeg贸lnie zapraszaj膮cego wra偶enia, z 艂atwo艣ci膮 da艂 si臋 jednak zakwalifikowa膰 jako element dwudziestego pierwszego stulecia.

Harry ze艣lizn膮艂 si臋 niezbyt zr臋cznie w d贸艂 stosu, usypanego z niedbale rzuconych work贸w z odpadkami, nadal czuj膮c niepokoj膮ce trz臋sienie w kolanach. Zdecydowanie odepchn膮艂 my艣l o ostatnich wydarzeniach w kapliczce. Nie chcia艂 teraz o tym pami臋ta膰.

Brz臋k, kt贸ry rozleg艂 si臋 gdzie艣 obok niego, przyprawi艂 go o silny dreszcz. Szybko jednak wysz艂o na jaw, 偶e 藕r贸d艂em ha艂asu by艂 tylko bezdomny pies, szukaj膮cy po偶ywienia w prze艂adowanych pojemnikach na 艣mieci. Harry powoli wypu艣ci艂 powietrze z p艂uc.

Gdzie my艣my w og贸le trafili? 鈥 Wyra藕nie s艂ysza艂, jak Draco stara si臋 nie brzmie膰 zbyt opryskliwie. Z jawnym obrzydzeniem, samymi czubkami palc贸w wyskuba艂 kilka listk贸w nadgni艂ej sa艂aty z fa艂d peleryny. 鈥 O jakim miejscu pomy艣la艂e艣?

Harry zmarszczy艂 czo艂o, zastanawiaj膮c si臋 intensywnie.

Nie jestem pewien 鈥 odpowiedzia艂 wreszcie, co Draco skwitowa艂 niezadowolonym prychni臋ciem. 鈥 Wszystko potoczy艂o si臋 o wiele za szybko.

Przerwa艂o im dobiegaj膮ce gdzie艣 z bliska skrzypni臋cie ci臋偶kich, 偶elaznych drzwi, nale偶膮cych do wyn臋dznia艂ego bloku o zabitych czarnymi deskami oknach na parterze. Przez chwil臋 s艂yszeli rozbrzmiewaj膮ce wewn膮trz d藕wi臋ki muzyki, zd艂awione kilka sekund p贸藕niej g艂o艣nym hukiem zatrzaskiwanych drzwi.

Atmosfera zg臋stnia艂a w jednej chwili. 呕o艂膮dek Harry鈥檈go zareagowa艂 nieprzyjemnym skurczem.

Wysoka posta膰 wst膮pi艂a w kr膮g md艂ego 艣wiat艂a starej, mrugaj膮cej, wisz膮cej nad wej艣ciem lampy. M臋偶czyzna, kt贸ry przez nie wyszed艂, w jednej r臋ce ni贸s艂 dwie skrzynki z pustymi butelkami, pobrz臋kuj膮cymi cicho przy ka偶dym jego kroku. W drugiej d艂oni trzyma艂 latark臋, rzucaj膮c膮 na ziemi臋 jasny sto偶ek 艣wiat艂a.

Obcy instynktownie wyczu艂, 偶e co艣 si臋 nie zgadza. Nie wydaj膮c 偶adnego d藕wi臋ku i nie ruszaj膮c z miejsca, wpatrywa艂 si臋 w mrok dziedzi艅ca. W ko艅cu uni贸s艂 obejmuj膮c膮 latark臋 d艂o艅. Kr膮g jasno艣ci przesun膮艂 si臋 po zardzewia艂ych pojemnikach na 艣mieci, zatrzymuj膮c si臋 na twarzy Harry鈥檈go.

Jaskrawy blask bole艣nie o艣lepi艂 przyzwyczajone do ciemno艣ci oczy Pottera. Harry mocno zacisn膮艂 powieki i odwr贸ci艂 g艂ow臋 w bok, macaj膮c r臋k膮 po szacie w poszukiwaniu r贸偶d偶ki, cho膰 przeczucie podpowiada艂o mu, 偶e tej nocy nie b臋dzie ju偶 musia艂 z niej korzysta膰.

Harry? To ty? 鈥 W s艂owach, kt贸re dobieg艂y do jego uszu, pobrzmiewa艂o bezgraniczne zdumienie.

Ciep艂y, niski g艂os wyda艂 si臋 Potterowi dziwnie znajomy, cho膰 do tej pory nie mia艂 okazji s艂ysze膰 go zbyt cz臋sto.

Nagle o艣lepiaj膮cy blask znikn膮艂. Harry otworzy艂 oczy, mrugaj膮c szybko.

M艂ody m臋偶czyzna podszed艂 bli偶ej. Mia艂 ostre rysy twarzy i nosi艂 ciemne, obcis艂e ubranie. Jego biodra lu藕no spowija艂 czarny, si臋gaj膮cy kostek fartuch. Czekoladowe oczy w kszta艂cie migda艂贸w wyra偶a艂y kompletne zaskoczenie.

Harry zacz膮艂 si臋 艣mia膰, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e podczas panicznej ucieczki z iluzji Voldemorta nie pomy艣la艂 o konkretnym miejscu w 艣wiecie mugoli, lecz o konkretnej osobie, kt贸ra zaw艂adn臋艂a jego pod艣wiadomo艣ci膮 w tym jednym, wa偶nym momencie.

Cze艣膰, Vincent 鈥 powiedzia艂 niezbyt g艂o艣no, robi膮c krok w kierunku m臋偶czyzny i wyci膮gaj膮c do niego r臋k臋. 鈥 W艂a艣nie uratowa艂e艣 nam 偶ycie.


***


Troch臋 potrwa艂o, zanim przypomnia艂 sobie, kiedy ostatnio widzia艂 ch艂opaka Terry鈥檈go Boota: na balu sylwestrowym w Akademii Auror贸w, kt贸ry teraz wyda艂 mu si臋 tak bardzo odleg艂y w czasie. Tym dziwniej by艂o mu wi臋c siedzie膰 u boku ca艂kowicie zdezorientowanego Dracona przy czy艣ciutkim barze nieco podupad艂ego mugolskiego klubu nocnego, podczas gdy Vincent u艣miecha艂 si臋 do nich z drugiej strony lady, podsuwaj膮c im dwie szklaneczki wype艂nione bursztynowym p艂ynem.

Koniak 鈥 powiedzia艂 m艂ody m臋偶czyzna tonem wyja艣nienia. 鈥 Wygl膮dacie, jakby艣cie go pilnie potrzebowali.

Prawid艂owa interpretacja wyczerpania maluj膮cego si臋 na ich twarzach nie nale偶a艂a przypuszczalnie do rzeczy trudnych. Ca艂e cia艂o Harry鈥檈go przepe艂nia艂o o艂owiane zm臋czenie, jakby nie spa艂 przez kilka nocy z rz臋du. Zadawa艂 sobie pytanie, co Vincent m贸g艂 o nich pomy艣le膰.

Niemal synchronicznie z Draconem si臋gn臋li po szklanki. Mocny alkohol zapiek艂 Harry鈥檈go w gard艂o, sp艂ywaj膮c gor膮c膮 fal膮 do 偶o艂膮dka. Doznanie by艂o bardzo przyjemne. Wyra藕nie czu艂 rumieniec wp艂ywaj膮cy mu na policzki.

Mo偶e b臋dzie lepiej, je艣li nie spytam, sk膮d w艂a艣nie wracacie 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Vincent dyskretnie. 鈥 Powoli zaczynam przyzwyczaja膰 si臋 do faktu, 偶e naprawd臋 istnieje co艣 takiego jak magia. Mimo wszystko, nadal troch臋 si臋 boj臋, gdy dw贸ch czarodziei, ot tak sobie, spada mi nagle z nieba na g艂ow臋. 鈥 Mrugn膮艂 do nich na znak, 偶e nie traktuje swych w艂asnych s艂贸w zbyt powa偶nie.

Harry odpowiedzia艂 mu nieco wymuszonym u艣miechem, w g艂臋bi duszy wdzi臋czny za takt Vincenta. Ch艂opak Boota zdawa艂 si臋 dok艂adnie wyczuwa膰, 偶e jego go艣cie nie maj膮 ochoty zwierza膰 mu si臋 z wydarze艅 tej nocy. Pomijaj膮c fakt, 偶e Harry nie by艂 pewien, ile dok艂adnie Vincent wie o czarodziejskim 艣wiecie, nie by艂 w stanie opowiedzie膰 mu o tym, co prze偶y艂 na wyimaginowanym cmentarzu. Dlatego nie zastanawiaj膮c si臋 d艂ugo, zmieni艂 temat.

Pracujesz tutaj?

W zasadzie by艂o to pytanie retoryczne. Harry nigdy nie rozmy艣la艂 o tym, jak wygl膮da 偶ycie Vincenta, podzielone mi臋dzy 艣wiat mugoli i czarodziej贸w. Mimo tego nie potrafi艂 ukry膰 niejakiego zaskoczenia z powodu wykonywanego przez niego zaj臋cia.

Tylko w weekendy 鈥 poinformowa艂 go ch臋tnie Vincent, zabieraj膮c si臋 za wycieranie szklanek i kieliszk贸w. Robi艂 to bardzo pewnymi, sprawnymi ruchami. Z pewno艣ci膮 sta艂 ju偶 za barem ca艂膮 noc, ale nie dawa艂 po sobie pozna膰 najmniejszych oznak znu偶enia. 鈥 Musz臋 jako艣 finansowa膰 sobie studia. Ta praca bardzo mi odpowiada. 鈥 Powi贸d艂 szerokim gestem doko艂a, wskazuj膮c na ca艂e wn臋trze lokalu.

Harry obrzuci艂 pomieszczenie szybkim spojrzeniem. Godzina by艂a na tyle p贸藕na, 偶e w barze pozosta艂o zaledwie kilku go艣ci, siedz膮cych przy ma艂ych stolikach na uboczu i pogr膮偶onych w rozmowach. Przyciszona stosownie do pory muzyka umo偶liwia艂a swobodn膮 wymian臋 my艣li bez potrzeby unoszenia g艂osu. Nikt nie zwraca艂 na nich uwagi. Harry potrzebowa艂 kilku chwil, by stwierdzi膰, 偶e w艣r贸d obecnych byli wy艂膮cznie m臋偶czy藕ni.

To bar dla gej贸w 鈥 wyja艣ni艂 Vincent z naturaln膮 prostot膮, tak jakby odczyta艂 nieme pytanie na twarzy Harry鈥檈go. 鈥 Mam nadziej臋, 偶e nie macie pretensji, 偶e zaci膮gn膮艂em was akurat tutaj?

Uwaga ta mocno rozbawi艂a Harry鈥檈go. Wyda艂 z siebie ciche, przeci膮g艂e prychni臋cie.

Draco jest moim ch艂opakiem 鈥 powiedzia艂 wyra藕nie, odwracaj膮c g艂ow臋 w bok i natrafiaj膮c na spojrzenie bliskich, szarych oczu, w kt贸rych widnia艂 teraz cie艅 zaskoczenia.

Po raz pierwszy jasno okre艣li艂 艂膮cz膮cy ich uk艂ad, dziwi膮c si臋 przy tym, jak 艂atwo te s艂owa przesz艂y mu przez usta. Okaza艂o si臋 to takie proste. A przynajmniej w tej szczeg贸lnej sytuacji.

Odpowiedzi膮 by艂o ciep艂o u艣miechu, wype艂niaj膮ce br膮zowe oczy Vincenta. M臋偶czyzna si臋gn膮艂 po telefon kom贸rkowy, dotkn膮艂 kilku przycisk贸w i przy艂o偶y艂 aparat do ucha.

Poprosz臋 Terry鈥檈go, 偶eby was st膮d odebra艂 鈥 o艣wiadczy艂 艂agodnym, ale zdecydowanym tonem. 鈥 Na pewno zrobi to z ch臋ci膮. Nie chcia艂bym, 偶eby艣cie wracali do domu sami.

Harry z rezygnacj膮 wzruszy艂 ramionami. Terry z pewno艣ci膮 poczuje tak wielk膮 ulg臋 na wie艣膰 o tym, 偶e prze偶yli akcj臋 bez szwanku, 偶e nie b臋dzie si臋 gniewa艂 za zak艂贸cenie mu snu.

Do domu? 鈥 powt贸rzy艂 Draco ponurym g艂osem, podczas gdy Vincent cicho rozmawia艂 przez telefon. To by艂y jego pierwsze s艂owa, od kiedy przekroczyli pr贸g baru. 鈥 Zanim tam dotrzemy, minie jeszcze kilka dobrych godzin.

Ci臋偶ko wzdychaj膮c, Harry przyzna艂 w duchu, 偶e wyra偶ona w艂a艣nie obawa Dracona prawdopodobnie oka偶e si臋 by膰 czystym proroctwem.


***


Prosz臋, siadajcie 鈥 powiedzia艂 Dumbledore nieco formalnym tonem, wskazuj膮c im dwa mi臋kkie, przeznaczone dla go艣ci siedzenia, stoj膮ce przed olbrzymim biurkiem w jego gabinecie.

Harry bezskutecznie pr贸bowa艂 st艂umi膰 ziewni臋cie, przybieraj膮c wygodn膮 pozycj臋 na obitym grub膮 tapicerk膮 krze艣le. W oddali, za oknem, wstawa艂 ju偶 艣wit, a fakt, 偶e kolejny raz siedzieli w tym pomieszczeniu o tak wczesnej porze, zdawa艂 si臋 by膰 ju偶 czym艣 tak znajomym, 偶e nie m贸g艂 powstrzyma膰 przelotnego u艣mieszku, cho膰 wcale nie by艂o mu weso艂o.

Na twarzy Dumbledore鈥檃 widnia艂o to samo zm臋czenie i wyczerpanie, kt贸re odczuwa艂 i sam Harry. Poza tym nie potrafi艂 odczyta膰 z niej 偶adnych innych emocji, ani jednego znaku 艣wiadcz膮cego o n臋kaj膮cym go poczuciu winy z powodu tego, do zrobienia czego by艂 zmuszony kilka godzin wcze艣niej.

Przykro mi, 偶e pozbawi艂em was zas艂u偶onego odpoczynku 鈥 zacz膮艂 cicho Dumbledore. 鈥 Niestety, jest jeszcze kilka wa偶nych spraw, kt贸re koniecznie musz臋 wyja艣ni膰, zanim pozwol臋 wam odej艣膰.

Harry nie by艂 pewien, czy naprawd臋 chce us艂ysze膰 wersj臋 Dumbledore鈥檃 dotycz膮c膮 wydarze艅 ostatniej nocy. Przepe艂niona l臋kiem twarz dziecka zapad艂a mu g艂臋boko w pami臋膰. Nieustannie musia艂 upomina膰 samego siebie, by my艣le膰 o nim jako o Voldemorcie, o czarodzieju, kt贸ry ponosi艂 win臋 za 艣mier膰 jego rodzic贸w i za niezliczone cierpienia innych. Nie przynosi艂o to jednak po偶膮danego efektu. Mdl膮ce uczucie w 偶o艂膮dku nie chcia艂o ust膮pi膰.

Zaskoczy艂e艣 mnie dzisiejszej nocy, Harry. 鈥 Dyrektor g艂adzi艂 w zamy艣leniu siw膮 brod臋, nie spuszczaj膮c z Harry鈥檈go uwa偶nego wzroku. 鈥 Przez tak wiele lat zadawa艂em sobie pytanie, na czym polega moc, kt贸r膮 ty posiadasz, a kt贸r膮 nie dysponuje Voldemort. Moc, kt贸ra wed艂ug przepowiedni stanie si臋 broni膮 do jego ostatecznego pokonania.

Harry poczu艂 si臋 nieprzyjemnie pod badawczym spojrzeniem jaskrawob艂臋kitnych oczu.

O jak膮 moc chodzi? 鈥 zapyta艂, prze艂ykaj膮c nerwowo 艣lin臋.

K膮ciki ust Dumbledore鈥檃 drgn臋艂y nieznacznie.

Lito艣膰 鈥 odezwa艂 si臋 w ko艅cu. 鈥 Zdolno艣膰 do okazania 艂aski nawet najwi臋kszemu wrogowi. Po wszystkich krzywdach, kt贸re Voldemort wyrz膮dzi艂 tobie i twojej rodzinie, ty, b臋d膮c dzi艣 w nocy w kapliczce, ani przez sekund臋 nie odczuwa艂e艣 pragnienia, by go zabi膰. Pozbawi膰 mocy, tak. Ale nie zabi膰. W艂a艣nie to tak bardzo r贸偶ni ci臋 od niego. Dzi臋ki temu by艂e艣 w stanie go pokona膰, cho膰 przyznaj臋, w bardzo szczeg贸lny spos贸b. 鈥 Echo szlochu dziecka powr贸ci艂o na chwil臋 do umys艂u Harry鈥檈go. Przeszy艂 go wewn臋trzny dreszcz. 鈥 Nawet teraz, w tym momencie, jeste艣 przekonany, 偶e pozbawienie 偶ycia dziecka, w kt贸re niezamierzenie zamieni艂 si臋 Voldemort za spraw膮 w艂asnej magii, nie by艂o w艂a艣ciwym wyj艣ciem. 呕e lepiej by艂oby da膰 mu drug膮 szans臋. 鈥 Powa偶ne oczy Dumbledore鈥檃, nadal utkwione w Harrym, zw臋zi艂y si臋 lekko. 鈥 Ale rzeczy nie zawsze s膮 tym, na co wygl膮daj膮 na pierwszy rzut oka, Harry. I aby potwierdzi膰 moje przypuszczenia, wystawi艂em ci臋 w kapliczce na pr贸b臋.

Zapad艂a d艂uga cisza. Znaczenie ostatnich s艂贸w torowa艂o sobie drog臋 do 艣wiadomo艣ci Harry鈥檈go jak przez g臋st膮 mg艂臋. Kosztowa艂o go wiele wysi艂ku, by unie艣膰 g艂ow臋 i spojrze膰 Dumbledore鈥檕wi w oczy.

Co to ma znaczy膰? 鈥 zapyta艂 tonem ostrzejszym, ni偶 zamierza艂, czuj膮c jednocze艣nie dziwn膮 bezradno艣膰.

Dumbledore wyda艂 z siebie przeci膮g艂e westchnienie.

Iluzja Voldemorta przez d艂u偶szy czas stanowi艂a centrum jego w艂adzy. Obowi膮zywa艂y w niej jego w艂asne prawa. M贸g艂 trzyma膰 tam uwi臋zionego Pettigrewa, m贸g艂 podporz膮dkowa膰 go swej woli. I m贸g艂 zmusi膰 pozosta艂ych 艣miercio偶erc贸w do stawienia si臋 na miejsce. 鈥 Przerwa艂 na chwil臋, by da膰 Harry鈥檈mu i Draconowi czas na przyswojenie us艂yszanych informacji. 鈥 Jednak Voldemort nie m贸g艂 ukaza膰 si臋 w swej iluzji osobi艣cie. Stworzy艂 wi臋c kopi臋 w艂asnej postaci, umieszczaj膮c j膮 tam, gdzie nie by艂 w stanie pojawi膰 si臋 sam. Kopi臋 z krwi i ko艣ci, kt贸r膮 mo偶na by艂o pokona膰 i zabi膰. Niemniej jednak kopi臋.

Obaj zareagowali g艂臋bokim, zaskoczonym wdechem. Harry nie czu艂 si臋 na si艂ach, by z艂o偶y膰 k艂臋bi膮ce mu si臋 pod czaszk膮 my艣li w cho膰 jedno sensowne zdanie. To Draco jako pierwszy odzyska艂 mow臋.

Wi臋c on nadal 偶yje?

Dyrektor odchyli艂 si臋 na krze艣le, przygl膮daj膮c si臋 Draconowi bez mrugni臋cia okiem.

Zosta艂 pokonany 鈥 wyja艣ni艂 spokojnie. 鈥 Zniszczyli艣my jego wizerunek, niszcz膮c tym samym ca艂膮 iluzj臋. Centrum w艂adzy, kt贸re sobie zbudowa艂, przesta艂o istnie膰. Nie zosta艂 mu te偶 ani jeden poplecznik. 鈥 Dumbledore poprawi艂 okulary pomarszczon膮 ze staro艣ci d艂oni膮. 鈥 Nie wydaje mi si臋 jednak, by jego z艂y duch m贸g艂 tak po prostu umrze膰. Co z twoim Mrocznym Znakiem, Draco?

Wzrok Malfoya wyra偶a艂 dezorientacj臋. Lekko dr偶膮cymi palcami podwin膮艂 lewy r臋kaw koszuli, ods艂aniaj膮c przedrami臋.

Mroczny Znak przesta艂 si臋 偶arzy膰. Czarne kontury tatua偶u przyblad艂y nieco, jakby co艣 pozbawi艂o je ostro艣ci.

Tak, jak my艣la艂em 鈥 mrukn膮艂 Dumbledore pod nosem, poddawszy r臋k臋 Dracona dok艂adnym ogl臋dzinom. 鈥 Wyblak艂 odrobin臋, ale ci膮gle jest widoczny.

Harry poczu艂 ogarniaj膮ce go zimno. Wi臋c wszystko posz艂o na marne? Voldemortowi uda艂o si臋 wymkn膮膰 im kolejny raz?

Jak pan my艣li? 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Dumbledore鈥檃, z trudem ukrywaj膮c roztrz臋sienie. 鈥 Gdzie m贸g艂 si臋 teraz ukry膰?

Tego si臋 pewnie nie dowiemy 鈥 odpar艂 dyrektor 艂agodnie, unosz膮c brwi. 鈥 By膰 mo偶e zn贸w jest pozbawiony cia艂a, kt贸re by艂by zmuszony gdzie艣 chowa膰. Mimo tego nadal istnieje w jakim艣 miejscu, czekaj膮c na dzie艅, kt贸ry przyniesie mu szans臋 odzyskania w艂adzy. Ale zanim to nast膮pi, nie b臋dzie m贸g艂 nam zagrozi膰. 鈥 Twardo wytrzyma艂 wbite w niego spojrzenie dw贸ch par oczu. 鈥 Nigdy nie b臋dziemy w stanie ca艂kowicie wypleni膰 z艂a tego 艣wiata. Jedyne, co mo偶emy uczyni膰, to na艂o偶y膰 mu ograniczenia. I tego w艂a艣nie dokonali艣my minionej nocy.

Harry nadal czu艂 si臋 jak uderzony obuchem w g艂ow臋. Zdawa艂o si臋, 偶e jedynie Dumbledore ogarnia艂 sytuacj臋 w ca艂ej jej z艂o偶ono艣ci, podczas gdy on sam trzyma艂 w d艂oni zaledwie kilka niezbyt pasuj膮cych do siebie fragment贸w uk艂adanki.

Dlaczego akurat ten cmentarz z siedemnastego wieku? 鈥 wyrwa艂o mu si臋. 鈥 Dlaczego ta kapliczka?

Po to, by odwr贸ci膰 wasz膮 uwag臋 od iluzji i da膰 wam poczucie znalezienia si臋 w innym czasie. 鈥 Przez oczy dyrektora przemkn膮艂 trudny do odczytania wyraz. 鈥 Z pe艂n膮 艣wiadomo艣ci膮 wybra艂 kapliczk臋, przewiduj膮c, 偶e w jaki艣 spos贸b b臋dziesz pr贸bowa艂 dosta膰 si臋 do wn臋trza iluzji, Harry. A zrobi艂 to po to, by konfrontacja z najgorszymi wspomnieniami uczyni艂a ci臋 niezdolnym do walki.

I prawie mu si臋 to uda艂o 鈥 powiedzia艂 Harry, przezwyci臋偶ywszy sucho艣膰 w gardle. Gdyby nie by艂o tam ze mn膮 Dracona, doda艂 w my艣lach.

Dumbledore u艣miechn膮艂 si臋 dobrodusznie.

Z 偶alem stwierdzam, 偶e zbyt cz臋sto skupiamy si臋 na tym, co widoczne powierzchownie, zamiast wybada膰 to, co kryje si臋 za fasad膮 鈥 zauwa偶y艂. 鈥 W ten spos贸b miejsca, w kt贸rych do艣wiadczyli艣my czego艣 z艂ego, potrafi膮 sprawi膰, by sparali偶owa艂 nas strach, cho膰 same w sobie nie maj膮 nic wsp贸lnego z traumatycznymi prze偶yciami, tak jak w twoim przypadku kapliczka. Podobnie pozwalamy si臋 zbi膰 z tropu przez niewinn膮, dzieci臋c膮 twarz, b臋d膮c膮 tylko kopi膮 kogo艣, kto pope艂ni艂 zbyt wiele zbrodni, by m贸c za nie kiedykolwiek odpokutowa膰. Nawet gdyby rzeczywi艣cie otrzyma艂 drug膮 szans臋. 鈥 Spoczywaj膮cy na nich wzrok dyrektora promieniowa艂 ciep艂em i serdeczno艣ci膮. 鈥 Pewnych spraw nie widzimy oczami, ale sercem. To rzecz, kt贸rej nauczycie si臋 w trakcie waszego 偶ycia. Na razie jednak jeste艣cie jeszcze na to o wiele za m艂odzi 鈥 doda艂, mrugaj膮c do nich znad oprawek okular贸w. Harry my艣la艂 nad tym, co us艂ysza艂, niezdolny do jakiejkolwiek odpowiedzi. Kt贸rej to zreszt膮 Dumbledore zdawa艂 si臋 wcale nie oczekiwa膰. 鈥 By膰 mo偶e obaj zadajecie sobie pytanie, dlaczego czarna magia Voldemorta nie mog艂a wam zaszkodzi膰. Przyznaj臋, 偶e ten fakt zaskoczy艂 mnie najbardziej. Zawsze wiedzia艂em, 偶e to w艂a艣nie wy, gdy tylko uda wam si臋 przezwyci臋偶y膰 wrogo艣膰 wyhodowan膮 za czas贸w szkolnych i po艂膮czy膰 swe si艂y, zadecydujecie o zako艅czeniu wojny. 鈥 Pochyli艂 si臋 do przodu, badaj膮c wzrokiem ich twarze. 鈥 Nie wiem, co zasz艂o mi臋dzy wami na Grimmauld Place. Obserwuj膮c wasze post臋py, nie chcia艂em narusza膰 prywatnej przestrzeni, w kt贸rej byli艣cie zamkni臋ci,. Liczy艂em si臋 ze wszystkim, poczynaj膮c od przyja藕ni po g艂臋bokie pokrewie艅stwo dusz. Na pewno jednak nie z mi艂o艣ci膮.

Na chwil臋 w Harrym zamar艂o serce. 呕ar obla艂 mu policzki, wi臋c w zawstydzeniu obr贸ci艂 g艂ow臋, nie b臋d膮c w stanie wytrzyma膰 d艂u偶ej wzroku Dumbledore鈥檃. Siedz膮cy obok niego Draco zesztywnia艂 i zaczerwieni艂 si臋 po korzonki w艂os贸w, prezentuj膮c sob膮 absolutnie nieznany do tej pory Harry鈥檈mu widok. 呕enuj膮ca 艣wiadomo艣膰 tego, 偶e Albus Dumbledore duma艂 nad ich 偶yciem intymnym, sprowadzi艂a kolejn膮 gor膮c膮 fal臋 na jego cia艂o.

Dumbledore roze艣mia艂 si臋 z g艂臋bi serca, szczerze i dono艣nie, w spos贸b, kt贸rego Harry dot膮d u niego nie s艂ysza艂.

Dom mia艂 racj臋 鈥 zachichota艂 w ko艅cu weso艂o. 鈥 To naprawd臋 by艂a najlepsza rzecz, jaka mog艂a si臋 wam przydarzy膰. Lub te偶 nam wszystkim. Nie ma 偶adnej lepszej ochrony przed czarn膮 magi膮 ni偶 wzajemna mi艂o艣膰. A Voldemort z pewno艣ci膮 raz jeszcze nie przewidzia艂, 偶e nie ma cienia szansy przeciwko wam obu.

Harry zmusi艂 si臋 do zrobienia wdechu. Policzki nadal piek艂y go 偶enuj膮co, a 偶e ci膮gle nie pozna艂 rozwi膮zania wszystkich zagadek, uzna艂, 偶e moment na zmian臋 tematu jest jak najbardziej odpowiedni.

Co sta艂o si臋 z Pettigrewem? 鈥 zapyta艂 nieco bezbarwnym tonem. Z艂o偶one na kolanach r臋ce trz臋s艂y mu si臋 odrobin臋. 鈥 Uda艂o mu si臋 zbiec na czas?

Tego, niestety, nie wiem do ko艅ca 鈥 przyzna艂 dyrektor bez ogr贸dek, wzdychaj膮c i wzruszaj膮c ramionami. W jego oczach pojawi艂o si臋 zastanowienie. 鈥 Aby uciec, Peter Pettigrew musia艂by wiedzie膰, 偶e jest wi臋藕niem czyjej艣 iluzji, z kt贸rej wydostanie si臋 gwarantowa膰 mu mo偶e jedynie przeskok do 艣wiata mugoli, tak, jak zrobili艣cie to wy dwaj. Nie wiem, czy naprawd臋 zdawa艂 sobie z tego spraw臋.

Harry wzdrygn膮艂 si臋 na my艣l o tym, jak strasznym doznaniem musia艂o by膰 pogrzebanie 偶ywcem w rozpadaj膮cej si臋 iluzji. Mimo tego nie potrafi艂 wzbudzi膰 w sobie ani krztyny wsp贸艂czucia dla Glizdogona. Je艣li za艣 jego ucieczka mia艂aby zako艅czy膰 si臋 powodzeniem, to przypuszczalnie nikomu nie uda si臋 ju偶 poci膮gn膮膰 go do odpowiedzialno艣ci za pope艂nione czyny. Harry bezwiednie zacisn膮艂 d艂onie w pi臋艣ci.

A Severus? 鈥 odezwa艂 si臋 Draco cicho. Harry us艂ysza艂 trosk臋 w jego g艂osie. 鈥 Jak to mo偶liwe, 偶e Znak nie zmusi艂 go do aportowania si臋 u boku Voldemorta? W jaki spos贸b m贸g艂 oprze膰 si臋 wezwaniu?

Dumbledore milcza艂 przez chwil臋, mrugaj膮c lekko powiekami.

Jest to nie艂atwe 鈥 odpar艂 w ko艅cu. 鈥 B贸l oraz przymus poddania si臋 nakazowi maj膮 r贸偶ne nat臋偶enie, zale偶nie od intensywno艣ci wezwania. Wczoraj w nocy opar艂o mu si臋 zaledwie kilku czarodziej贸w. Przekona艂e艣 si臋 o tym na w艂asnej sk贸rze. 鈥 Gestem g艂owy wskaza艂 Mroczny Znak na przedramieniu Dracona. 鈥 W ci膮gu ostatnich trzech lat ca艂y czas utrzymywa艂em sporadyczny kontakt z Severusem, dlatego mog艂em ostrzec go na czas. Zd膮偶y艂 wi臋c od艂膮czy膰 sw膮 艣wiadomo艣膰 w艂asnor臋cznie rzuconym czarem, kt贸ry trwa艂 na tyle d艂ugo, by po przebudzeniu echo Znaku dostatecznie os艂ab艂o. W przypadku 艣miercio偶erc贸w, kt贸rych ju偶 uwi臋zili艣my, wystarczy艂a zwyk艂a Dr臋twota, by zapobiec ich ponownej pr贸bie przy艂膮czenia si臋 do swego pana. Na pewno porozmawiasz z Severusem w ci膮gu dnia, Draco. Ale na razie obaj powinni艣cie za偶y膰 kilku godzin odpoczynku. W waszym wieku odpowiednia ilo艣膰 snu odgrywa bardzo wa偶n膮 rol臋. Ostatnie dni by艂y wyczerpuj膮ce dla nas wszystkich. 鈥 Z tymi s艂owami na ustach podni贸s艂 si臋 z miejsca, daj膮c tym samym znak, 偶e uzna艂 rozmow臋 za zako艅czon膮. Drewniane nogi krzese艂 otar艂y si臋 z cichym zgrzytem o pod艂og臋, gdy Draco i Harry poszli za jego przyk艂adem.

Harry dotar艂 ju偶 prawie do drzwi, kiedy co艣 nakaza艂o mu obr贸ci膰 si臋 jeszcze raz w stron臋 dyrektora. W jego g艂owie za艣wita艂a ostatnia, troch臋 dziwaczna my艣l.

O jakim miejscu w 艣wiecie mugoli pomy艣la艂 pan, aportuj膮c si臋 z wn臋trza iluzji?

Dumbledore nie wygl膮da艂 na zaskoczonego pytaniem. Jego oczy b艂yszcza艂y szelmowsko.

Niedaleko londy艅skiego Westminster Bridge stoi imponuj膮cy diabelski m艂yn, z kt贸rego gondoli rozpo艣ciera si臋 wspania艂y widok na miasto. O ile si臋 orientuj臋, nazywa si臋 go 鈥濷kiem Londynu鈥. Zawsze chcia艂em zafundowa膰 sobie tak膮 ma艂膮 przeja偶d偶k臋 鈥 zachichota艂 dyskretnie. 鈥 Niestety, Severus zdaje si臋 cierpie膰 na l臋k wysoko艣ci.

Rozbawiony wizj膮 boj膮cego si臋 wielkiej karuzeli Severusa, Harry zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, wychodz膮c na ciemny korytarz, gdzie Draco ju偶 na niego czeka艂.

Przez kilka sekund wpatrywali si臋 w siebie, a otaczaj膮ce ich powietrze zdawa艂o si臋 trzeszcze膰 od emocji. Po chwili Draco post膮pi艂 krok w stron臋 Harry鈥檈go.

Chcia艂bym ci tylko powiedzie膰, 偶e鈥 鈥 urwa艂, spuszczaj膮c wzrok na pod艂og臋. W jego g艂osie pobrzmiewa艂a trema i niezr臋czno艣膰, co艣 zupe艂nie nietypowego dla zwykle emanuj膮cego ch艂odnym opanowaniem 艢lizgona. 鈥 To znaczy, my艣l臋, 偶e鈥 Dumbledore mia艂 racj臋, m贸wi膮c to, co powiedzia艂. 鈥 W napi臋ciu przebieg艂 oczami po twarzy Harry鈥檈go, jakby mia艂 nadziej臋 ujrze膰 w niej jaki艣 znak zrozumienia.

Harry odwzajemni艂 intensywne spojrzenie Dracona, czuj膮c, jak serce zaczyna mu bi膰 szybciej. S艂owa, kt贸re us艂ysza艂, by艂y chaotyczne, ale od razu poj膮艂, do czego si臋 odnosz膮. Liczy艂em si臋 ze wszystkim 鈥 ale nie z mi艂o艣ci膮.

Dwa proste wyrazy, tak niesamowicie trudne do wypowiedzenia. Harry wiedzia艂 o tym z w艂asnego do艣wiadczenia, a fakt, 偶e Draco by艂 m臋偶czyzn膮, bynajmniej nie u艂atwia艂 ca艂ej sprawy.

Chwil臋 p贸藕niej u艣wiadomi艂 sobie, 偶e Draco w charakterystyczny dla siebie spos贸b wyrazi艂 to, co do niego czuje. I 偶e informacja ta dotar艂a na miejsce przeznaczenia. U艣miechn膮艂 si臋, pr贸buj膮c zignorowa膰 nerwowe 艂askotanie w 偶o艂膮dku.

Wiem 鈥 odpowiedzia艂 z udawanym spokojem. 鈥 Mia艂 racj臋.

Niepewno艣膰 we wzroku Dracona znikn臋艂a, ust臋puj膮c miejsca dobrze znanemu, lekko ironicznemu b艂yskowi. Odwzajemni艂 u艣miech w spos贸b, kt贸ry sprawi艂, 偶e pod Harrym zmi臋k艂y kolana.


***


Draco?

Drgn膮艂 mocno, niespodziewanie s艂ysz膮c swe imi臋. Nie zauwa偶y艂, 偶e Harry ju偶 nie spa艂. Jedno kr贸tkie zerkni臋cie na jego twarz wystarczy艂o, aby potwierdzi膰 pe艂en niepokoju ton bij膮cy z jego g艂osu.

Draco gwa艂townie odwr贸ci艂 g艂ow臋, ocieraj膮c z policzka zdradzieckie 艣lady 艂ez.

Nie chcia艂em, 偶eby艣 widzia艂 mnie w tym nastroju 鈥 wymamrota艂 za偶enowany, poci膮gaj膮c nosem.

Nie wiedzia艂 dok艂adnie, jak d艂ugo siedzia艂 przy oknie w sypialni Harry鈥檈go, zapatrzony w ponur膮, marcow膮 aur臋. Przypuszczalnie min臋艂o ju偶 po艂udnie. Nie uni贸s艂 g艂owy na d藕wi臋k cichych, zbli偶aj膮cych si臋 krok贸w ani z powodu 艂agodnego dotyku d艂oni na swoich ramionach.

Op艂akiwanie nie偶yj膮cego ojca nie jest rzecz膮, kt贸rej trzeba si臋 a偶 tak wstydzi膰 鈥 zauwa偶y艂 Harry cicho tu偶 za jego plecami.

Draco odetchn膮艂 g艂臋boko.

Umar艂 z mojej winy 鈥 powiedzia艂, czuj膮c, jak skr臋caj膮 mu si臋 przy tym wn臋trzno艣ci. Przymkn膮艂 na chwil臋 oczy, usi艂uj膮c przegna膰 zalewaj膮c膮 go na nowo fal臋 md艂o艣ci.

Harry przyci膮gn膮艂 krzes艂o i usiad艂 przy oknie obok Dracona. Podobnie jak on mia艂 na sobie same bokserki. Draco czu艂 jego ciep艂o, cho膰 ich cia艂a nie styka艂y si臋 ze sob膮.

Dlaczego tak uwa偶asz? 鈥 zapyta艂 Harry, marszcz膮c czo艂o.

Nie rozumiesz? 鈥 Us艂ysza艂 rozpaczliwy ton w艂asnego g艂osu i zmusi艂 si臋 do spokoju. 鈥 Gdy pomog艂em wtedy Severusowi w ucieczce, nie by艂em jeszcze szpiegiem. Po prostu uzna艂em, 偶e przygl膮danie si臋, jak torturuj膮 go na 艣mier膰, jest czym艣 z艂ym. 鈥 Straszliwe wspomnienia na chwil臋 zata艅czy艂y mu przed oczami. Z trudem zepchn膮艂 je w g艂膮b 艣wiadomo艣ci. 鈥 Gdybym nie zdradzi艂, pomagaj膮c Severusowi, m贸j ojciec nie musia艂by pr贸bowa膰 ocali膰 mi sk贸ry z艂o偶eniem fa艂szywych zezna艅. Wtedy nadal by 偶y艂. 鈥 Jedynie duma powstrzymywa艂a go jeszcze przed ponownym rozp艂akaniem si臋 w obecno艣ci Harry鈥檈go.

Na chwil臋 pok贸j wype艂ni艂a cisza. W ko艅cu Harry odchrz膮kn膮艂 cicho.

Jednak gdyby艣 nie zosta艂 zdrajc膮, Snape ju偶 by nie 偶y艂 鈥 zauwa偶y艂. 鈥 Przy艂膮czaj膮c si臋 do Voldemorta wiedzieli艣cie, 偶e bierzecie na siebie spore ryzyko. Tw贸j ojciec podj膮艂 tak膮 a nie inn膮 decyzj臋, poniewa偶 twoje 偶ycie by艂o dla niego wa偶niejsze od w艂asnego. 鈥 R臋ka Harry鈥檈go odnalaz艂a d艂o艅 Dracona i 艣cisn臋艂a j膮 mocno. 鈥 Rookwood jest morderc膮 twego ojca. Ty nie masz z tym nic wsp贸lnego. 鈥 Wypowied藕 Harry鈥檈go brzmia艂a rozs膮dnie. Dlaczego wi臋c tak trudno by艂o mu w to uwierzy膰? 鈥 Co sta艂o si臋 po 艣mierci Lucjusza? Jak dosz艂o do tego, 偶e przy艂膮czy艂e艣 si臋 do Zakonu? 鈥 Harry u艂o偶y艂 艂okie膰 na parapecie i podpar艂 na nim podbr贸dek. Jego spojrzenie wyra偶a艂o wsp贸艂czucie i ciekawo艣膰.

Dumbledore zjawi艂 si臋 u nas, we dworze 鈥 odpowiedzia艂 Draco z cichym westchnieniem. Cho膰 od tamtego dnia min臋艂y ju偶 ponad trzy lata, nadal pami臋ta艂 ka偶dy jego szczeg贸艂. 鈥 Zapyta艂 mnie, czy by艂bym got贸w zast膮pi膰 Severusa jako szpiega Zakonu. Zgodzi艂em si臋 na jego propozycj臋, gdy偶 wydawa艂a mi si臋 w贸wczas jedynym w艂a艣ciwym rozwi膮zaniem. 鈥 Nadal mia艂 w uszach s艂owa Dumbledore鈥檃. Nie jeste艣 jednym z nich, Draco. Nie jest jeszcze za p贸藕no, by zdecydowa膰 si臋 przej艣膰 na drug膮 stron臋. Harry jako pierwszy spu艣ci艂 oczy, przerywaj膮c kontakt wzrokowy. Draco 艣ci膮gn膮艂 brwi. 鈥 Co b臋dzie dalej? 鈥 odwa偶y艂 si臋 zapyta膰. 鈥 Nawet je艣li go pokonali艣my, to koniec jeszcze nie nadszed艂. Przepowiednia nie zosta艂a spe艂niona.

Prychni臋cie, kt贸rym zareagowa艂 Harry, wyra偶a艂o co艣 na kszta艂t rozbawienia.

G艂osi ona, 偶e 偶aden nie mo偶e 偶y膰, je艣li drugi prze偶yje 鈥 odpar艂 swobodnie, wyginaj膮c usta w lekkim u艣miechu. 鈥 Zak艂adam, 偶e Voldemort znajdzie pewnie kiedy艣 spos贸b odzyskania w艂adzy i zbierze wok贸艂 siebie nowych zwolennik贸w. Dojdzie te偶 przypuszczalnie do nowej konfrontacji. Ale na razie鈥 鈥 Jego u艣miech przeszed艂 w radosny grymas. 鈥 Na razie po prostu chc臋 by膰 z tob膮 i cieszy膰 si臋 偶yciem.

Bez 偶adnego ostrze偶enia wsta艂 z krzes艂a, siadaj膮c okrakiem na kolanach Dracona. Malfoy odpowiedzia艂 zaskoczonym mrukni臋ciem, gdy naga sk贸ra otar艂a si臋 o nag膮 sk贸r臋.

Mi臋kkie wargi czule pie艣ci艂y jego zamkni臋te usta, przesuwaj膮c si臋 po chwili w bok. Bezwiednie zamkn膮艂 oczy, czuj膮c przyspieszaj膮cy puls i dr偶膮c pod powiewem ciep艂ego oddechu Harry鈥檈go, muskaj膮cego mu ma艂偶owin臋 ucha.

I jak? 鈥 Us艂ysza艂 kusz膮cy, nieco zachrypni臋ty g艂os. 鈥 Wracasz ze mn膮 do 艂贸偶ka czy nie?

To kr贸tkie zdanie wystarczy艂o, by rozpacz i rozwa偶ania na temat winy zesz艂y na drugi plan. Harry mia艂 racj臋. Dlaczego roztrz膮sa艂 przesz艂o艣膰, zamiast zaj膮膰 si臋 przysz艂o艣ci膮? Liczy艂 si臋 jedynie ten moment. Nie potrafi艂 przecie偶 zmieni膰 absolutnie niczego, co ju偶 si臋 wydarzy艂o. M贸g艂 wi臋c wreszcie zacz膮膰 偶y膰 od nowa.

Gdy otworzy艂 oczy, twarz Harry鈥檈go znajdowa艂a si臋 tylko kilka centymetr贸w od jego w艂asnej. Lekko rozchylone usta l艣ni艂y wilgoci膮, a w oczach w niew膮tpliwie szata艅ski spos贸b migota艂o nieme pytanie. Serce Dracona zamar艂o na chwil臋, gdy tylko uzmys艂owi艂 sobie, jak brzmia艂o. Czy zdecydowa艂by艣 si臋 by膰 dla mnie na dole?

Min臋艂o sporo czasu, odk膮d ostatni raz da艂 si臋 nam贸wi膰 na przej臋cie pasywnej roli. W przesz艂o艣ci wybiera艂 zwykle m臋偶czyzn, kt贸rzy raczej nie d膮偶yli do dominacji, tym bardziej zadziwia艂 go wi臋c fakt, 偶e wszed艂 w uk艂ad z kim艣, kto absolutnie nie pasowa艂 do tej kategorii.

Dla ciebie by艂bym w stanie zrobi膰 niemal wszystko, odpowiedzia艂 kiedy艣 Harry鈥檈mu. A gdy usta Pottera zaw艂adn臋艂y jego w艂asnymi i 艣mia艂a d艂o艅 z dr臋cz膮c膮 powolno艣ci膮 wpe艂z艂a mu pod gumk臋 bokserek, zrozumia艂, 偶e s艂owa te nie by艂y niczym innym ni偶 prawd膮.


Wesprzyj si臋 o mnie, pozw贸l naszym sercom bi膰 wsp贸lnym rytmem,

poczuj si艂臋 d艂oni, trzymaj膮cych ci臋 od dawna.

Kogo obchodzi, dok膮d zaw臋drujemy t膮 podupad艂膮 drog膮,

w 艣wiecie, kt贸ry niech sobie twierdzi, 偶e nie mamy racji.

(Emmylou Harris, 鈥濧 Love That Will Never Grow Old鈥)



Rozdzia艂 trzydziesty czwarty



Dlaczego trwa艂o to tak d艂ugo, zanim zrozumia艂em,

偶e ju偶 dawno zaw艂adn膮艂e艣 mym sercem i dusz膮?



Jego zaskoczenie nie mia艂o granic: Draco rzeczywi艣cie by艂 gotowy ulec mu bezwarunkowo, pozwoli膰 przej膮膰 prowadzenie, wbrew temu, 偶e Harry ju偶 zdominowa艂 ich ostatni膮 konfrontacj臋 tego rodzaju, zmuszaj膮c Malfoya do zadania mu b贸lu i wydobycia na wierzch traumy, ukrytej pod cienk膮 warstw膮 normalno艣ci. Mog艂oby si臋 wydawa膰, 偶e od tamtej chwili min臋艂y ca艂e wieki, ale wn臋trzno艣ci Pottera nadal kurczy艂y si臋 na samo, przepe艂nione poczuciem winy, wspomnienie.

Nie, nie dopu艣ci, by zdarzy艂o si臋 to ponownie. Tym razem postara si臋 o ostro偶no艣膰 i pow艣ci膮gliwo艣膰.

Decyzja ta zosta艂a wystawiona na powa偶n膮 pr贸b臋, gdy ich j臋zyki spl膮ta艂y si臋 w wyg艂odnia艂ym, odbieraj膮cym powietrze ta艅cu. Harry us艂ysza艂 j臋k uginaj膮cego si臋 pod ci臋偶arem ich cia艂 materaca, gdy razem opadli na 艂贸偶ko. Niecierpliwe palce szarpa艂y ostatnimi, irytuj膮cymi warstwami materia艂u, uwalniaj膮c w ko艅cu nag膮 sk贸r臋, kt贸r膮 ocierali si臋 o siebie w艣r贸d ci臋偶kich, urywanych oddech贸w, z 偶arem w oczach wpatrzeni w swe twarze.

Draco zadygota艂 pod dotykiem r臋ki Harry鈥檈go, czule i zarazem 偶膮daj膮co b艂膮dz膮cej po jego bladych plecach, o sk贸rze tak gor膮cej, 偶e niemal parz膮cej wn臋trze d艂oni. Niepowtarzalny zapach, bij膮cy od Dracona, oszo艂omi艂 mu zmys艂y, odurzy艂 niczym narkotyk.

Jedynym dyskomfortem, kt贸ry odczuwa艂, by艂o nerwowe, niepozwalaj膮ce o sobie zapomnie膰 艂askotanie w 偶o艂膮dku. Harry o艣wiadczy艂 wprawdzie Draconowi, 偶e sprawy tego typu wychodzi艂y mu lepiej z aktywnej strony, mimo to nie potrafi艂 zignorowa膰 faktu, 偶e po raz pierwszy przymierza艂 si臋 do zrobienia tego z m臋偶czyzn膮. Z niewzruszonej pewno艣ci siebie, kt贸r膮 demonstracyjnie zaprezentowa艂 podczas tamtej kr贸tkiej rozmowy z Malfoyem, teraz, w obliczu powagi sytuacji, nie pozosta艂o niestety zbyt wiele. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂 sprawi膰 b贸lu swemu partnerowi, podobnie jak nie zamierza艂 wyj艣膰 na kompletnego g艂upka.

Robi艂e艣 to ju偶 kiedy艣鈥 w ten spos贸b, prawda? 鈥 zapyta艂, w duchu przeklinaj膮c si臋 za przebijaj膮c膮 z jego g艂osu niepewno艣膰. Informacja ta mia艂a jednak dla niego tak du偶膮 wag臋, 偶e nie by艂 w stanie zrezygnowa膰 z jej zdobycia. Ujrza艂, jak nieznaczny cie艅 rumie艅ca barwi policzki Dracona.

No jasne 鈥 wymamrota艂 samym rozdygotanym k膮cikiem ust, kurczowo 艂api膮c powietrze. 鈥 Ale by艂o to ju偶 jaki艣 czas temu.

T臋skne ramiona obj臋艂y Harry鈥檈go za kark, przyci膮gaj膮c go bli偶ej, wprost na spotkanie warg, wpijaj膮cych si臋 twardo w jego w艂asne i odp臋dzaj膮cych ostatnie racjonalne my艣li. Straci艂 oddech w tym poca艂unku, prawie nie czuj膮c 艂askocz膮cych go w nos blond kosmyk贸w. Nieopisana s艂odycz ust Dracona ostatecznie zag艂uszy艂a dr臋cz膮ce go w膮tpliwo艣ci.

Badanie cia艂a Malfoya odkrywczymi d艂o艅mi by艂o fantastycznym doznaniem. Zd膮偶y艂 pozna膰 ju偶 miejsca, kt贸rych dotykanie wyrywa艂o Draconowi z gard艂a najbardziej niezwyk艂e d藕wi臋ki. Nigdy nie mia艂 do艣膰 tej fascynuj膮cej go ci膮gle na nowo gry. U艣miechaj膮c si臋 w duchu, patrzy艂, jak delikatne, ja艣niutkie w艂oski na przedramionach Malfoya podnosz膮 si臋 do g贸ry, reaguj膮c na jego pe艂ne po偶膮dania poca艂unki, sk艂adane w cudownym, ma艂ym wg艂臋bieniu u nasady szyi, przyci膮gaj膮cym go w magiczny spos贸b.

Dobrowolnie wybrana pasywno艣膰 okaza艂a si臋 by膰 czym艣, czego Draco nie potrafi艂 znie艣膰 przez d艂u偶szy czas, bez wi臋kszych ceregieli przeni贸s艂 wi臋c ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na najwra偶liwsz膮 cz臋艣膰 cia艂a Harry鈥檈go. Intymny dotyk wyzwoli艂 fal臋 偶aru, w niewiarygodnym tempie zalewaj膮c膮 Pottera od st贸p do g艂贸w i owocuj膮c膮 ochryp艂ym st臋kni臋ciem, kt贸re w normalnych warunkach wprawi艂oby go z pewno艣ci膮 w g艂臋bokie za偶enowanie. Najwyra藕niej Draco dok艂adnie wiedzia艂, co robi, pieszcz膮c go z czu艂膮, granicz膮c膮 z tortur膮 powolno艣ci膮, gro偶膮c膮 mu kompletn膮 utrat膮 zmys艂贸w. Harry odrzuci艂 g艂ow臋 do ty艂u, ca艂ym wysi艂kiem woli koncentruj膮c si臋 przez kilka chwil na oderwaniu od tego pon臋tnego dotyku. Przez jego cia艂o przebieg艂o co艣 na kszta艂t pr膮du elektrycznego, gdy g艂臋bokimi oddechami usi艂owa艂 zapanowa膰 nad w艂asnym podnieceniem. Nie chcia艂, by wszystko sko艅czy艂o si臋 za szybko, pragn膮艂 rozkoszowa膰 si臋 ka偶d膮 minut膮, jakby mia艂 to by膰 ich ostatni raz.

Spl贸t艂 palce Dracona z w艂asnymi, ostro偶nie przyciskaj膮c jego r臋ce do 艂贸偶ka i skazuj膮c na bezruch, podczas gdy sam zacz膮艂 bada膰 j臋zykiem jego nagi tors. Pieszczotliwie okr膮偶a艂 stwardnia艂e brodawki, by wreszcie odwa偶nie zanurzy膰 go w jego p臋pku, wywo艂uj膮c dr偶enie napi臋tych mi臋艣ni brzucha. Patrzy艂, jak Draco przygryza doln膮 warg臋, a gdy zapu艣ci艂 si臋 ze swym j臋zykiem jeszcze ni偶ej, niby przypadkiem tr膮caj膮c nim czubek napr臋偶onego penisa i gdy w ko艅cu ca艂kowicie otoczy艂 go ustami, poczu艂 pod powierzchni膮 r膮k nag艂e przyspieszenie obcego pulsu.

Ca艂a moc nieprzefiltrowanych wra偶e艅, nacieraj膮cych na niego z ka偶dej strony, ci膮gle by艂a czym艣 nowym, chocia偶 nie robi艂 tego pierwszy raz. Aksamitne doznanie na j臋zyku, s艂onawy i lekko gorzki posmak, niedo艣cigniony zapach mieszanki myd艂a i samego Dracona, to wszystko zapad艂o mu w pami臋膰 bardziej ni偶 cokolwiek innego.

Harry czu艂, jak cia艂o Dracona wygina si臋 ku niemu, przytrzyma艂 go wi臋c za biodra, zanim rozlu藕ni艂 mi臋艣nie w gardle, wpuszczaj膮c go mo偶liwie g艂臋boko do wn臋trza swych ust. Draco oddycha艂 p艂ytko i urywanie, jego wilgotne wargi by艂y lekko rozwarte, a przymkni臋te powieki dr偶a艂y nieustannie. Harry zdziwi艂 si臋, jak bardzo podnieci艂a go otwarta reakcja Malfoya na jego dotyk: dygot bioder, j臋ki, kt贸rych nie potrafi艂 powstrzyma膰, palce zaci艣ni臋te na prze艣cieradle tak mocno, 偶e m贸g艂 widzie膰 przebijaj膮c膮 przez sk贸r臋 biel kostek 鈥 ca艂a ta paleta nieistotnych szczeg贸艂贸w przyprawia艂a go o zawr贸t g艂owy z pragnienia i dodawa艂a mu odwagi koniecznej do zrobienia kolejnego kroku.

Nie przerywaj膮c gry j臋zyka, wsun膮艂 d艂onie mi臋dzy zapraszaj膮co rozwarte uda i odnalaz艂 niewielkie wej艣cie, kt贸rego do tej pory jeszcze nie zdarzy艂o mu si臋 pozna膰. Wstrzyma艂 oddech, gdy jego palec z zaskakuj膮c膮 艂atwo艣ci膮 w艣lizn膮艂 si臋 do wn臋trza Dracona, dok艂adnie wyczuwaj膮c silne mi臋艣nie, z wolna ust臋puj膮ce pod nieprzerwanym naciskiem i wpuszczaj膮ce go wreszcie ca艂kowicie do 艣rodka. Wydawa艂o mu si臋, 偶e p艂onie, gdy otoczy艂 go 偶ar cia艂a Dracona, sprawiaj膮c, 偶e prawie zapomnia艂 o wszystkim, co go otacza艂o.

Niemal l臋kliwie uni贸s艂 g艂ow臋, by wypatrze膰 w twarzy Dracona ewentualnych oznak niepokoju, nie zauwa偶y艂 jednak w jego mimice niczego, co kaza艂oby mu my艣le膰, 偶e nie podoba mu si臋 to, co Harry z nim robi. Oczy Malfoya by艂y nadal mocno zamkni臋te, g艂o艣no 艂api膮ce oddech usta rozchylone, a g艂owa lekko odrzucona do ty艂u. Widok ten mia艂 w sobie co艣 tak niewiarygodnie erotycznego, 偶e Harry鈥檈mu zapar艂o dech w piersi. Jak zahipnotyzowany wlepia艂 wzrok w twarz Dracona, niezdolny do spuszczenia z niej oczu cho膰 na sekund臋. Po偶膮dliwy skurcz w brzuchu przybra艂 na sile.

Odrobina nawil偶acza u艂atwi艂a wej艣cie kolejnym palcom. Wra偶enie ciasno艣ci by艂o prawie obezw艂adniaj膮ce, absolutnie niepor贸wnywalne z jego dotychczasowymi do艣wiadczeniami z kobietami. Czu艂 sucho艣膰 w gardle i dziki rytm wal膮cego mu w piersi serca. Od dawna ju偶 nie musieli porozumiewa膰 si臋 przy pomocy s艂贸w, t臋 rol臋 przej臋艂y ich cia艂a. Wraz z ka偶dym poruszeniem palca Draco, st臋kaj膮c g艂o艣no, wychodzi艂 mu ma艂y kawa艂ek naprzeciw, dop贸ki Harry nie musn膮艂 punktu w jego wn臋trzu, o kt贸rym wiedzia艂, jak niezwyk艂e doznania potrafi wyzwoli膰.

Na艂o偶enie prezerwatywy okaza艂o si臋 jedynym dobrze znanym rytua艂em 鈥 u偶ycie kolejnej porcji nawil偶acza ju偶 nim nie by艂o. Harry nie zdo艂a艂 opanowa膰 dr偶enia r膮k, z najwy偶sz膮 ostro偶no艣ci膮 odwijaj膮cych cieniutk膮 warstw臋 lateksu i si臋gaj膮cych po tubk臋 wype艂nion膮 ch艂odnym 偶elem. Draco obserwowa艂 ka偶de z jego poczyna艅 z jawn膮 ciekawo艣ci膮. Harry u艣miechn膮艂 si臋 lekko, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e wcale nie zapyta艂, czy istniej膮 jakie艣 zakl臋cia zapewniaj膮ce bezpieczny seks.

W swych fantazjach wyobra偶a艂 sobie zawsze, 偶e kochaj膮c si臋 z nim w ten spos贸b po raz pierwszy, b臋dzie m贸g艂 patrze膰 mu w oczy. Niestety, le偶膮cy pod nim, zarumieniony Malfoy mia艂 w艂asne plany: u艣miechaj膮c si臋 do niego rozpustnie, wr臋cz obscenicznie, wyrzuci艂 z siebie ochryp艂e 鈥濳oniec z niewinnym seksem鈥 i wdzi臋cznym, pe艂nym elegancji ruchem przewr贸ci艂 si臋 na brzuch.

Harry kilkakrotnie prze艂kn膮艂 艣lin臋, walcz膮c ze skurczem gard艂a. Czu艂 si臋 tak, jakby pierwszy raz widzia艂 nagiego Dracona: per艂owobia艂膮 sk贸r臋, subtelny zarys linii kr臋gos艂upa, silne, twarde mi臋艣nie mi臋dzy 艂opatkami, idealnie ukszta艂towan膮 wypuk艂o艣膰 po艣ladk贸w. Draco rozchyli艂 nogi jeszcze bardziej, ukazuj膮c mu swe najbardziej intymne miejsce i ca艂kowicie zdaj膮c si臋 na jego 艂ask臋. I Harry nagle zacz膮艂 rozumie膰, dlaczego wtedy, w kapliczce, Malfoy kompletnie straci艂 kontrol臋 nad sob膮 samym.

Harry 鈥 odezwa艂 si臋 Draco, przekr臋caj膮c g艂ow臋 w bok i patrz膮c na niego spod p贸艂przymkni臋tych powiek. Jego g艂os by艂 zaledwie cichym szeptem, a spojrzenie przepe艂nionych nieskrywanym po偶膮daniem oczu wydawa艂o si臋 hipnotyzowa膰. 鈥 Nie ka偶 mi ju偶 d艂u偶ej czeka膰.

Rozpaczliwie walczy艂 z w艂asnym pragnieniem, gdy kl臋ka艂 za Draconem, przybieraj膮c odpowiedni膮 pozycj臋. Szcz臋ki odpowiedzia艂y b贸lem na mocno zaci艣ni臋te z臋by, manifestacj臋 kurczowego powstrzymywania si臋 przed wtargni臋ciem do tego osza艂amiaj膮cego cia艂a i usi艂owa艅 pozostawienia Draconowi i sobie niezb臋dnej ilo艣ci czasu.

Dysz膮c, kurczowo 艂apa艂 powietrze, gdy pozornie nieprzenikniona bariera powoli ust膮pi艂a, pozwalaj膮c mu zanurzy膰 si臋 w kusz膮cej, m膮c膮cej zmys艂y ciasnocie. Przenikn臋艂o go tysi膮c r贸偶nych emocji, grzebi膮c go 偶ywcem pod sw膮 niepowstrzyman膮 lawin膮. B臋benki w uszach p臋ka艂y mu od hucz膮cego echa w艂asnego pulsu. Mi臋艣nie ramion, na kt贸rych spoczywa艂 ca艂y ci臋偶ar jego cia艂a, zadr偶a艂y, gdy odwa偶y艂 si臋 zapu艣ci膰 g艂臋biej we wn臋trze Dracona, a偶 do momentu, w kt贸rym otar艂 si臋 艂agodnie biodrami o jego po艣ladki, dope艂niaj膮c zjednoczenia.

Draco wygi膮艂 plecy w 艂uk i odrzuci艂 g艂ow臋 na kark. Nie licz膮c przyspieszonego oddechu, jego otwartych ust nie opu艣ci艂 偶aden d藕wi臋k. Sk贸ra pomi臋dzy 艂opatkami zaperli艂a si臋 od pierwszych kropel potu. Harry, wiedziony wewn臋trznym impulsem, pochyli艂 si臋, by je zliza膰, rozkoszuj膮c si臋 znajomym, s艂onym smakiem na j臋zyku. Wszystko w nim domaga艂o si臋 Dracona: jego dotyku, woni, smaku, poczucia niezwyk艂ej blisko艣ci, zlania si臋 z nim w jedno.

Jego pierwsze ruchy by艂y niepewne, a nawet odrobin臋 l臋kliwe. Wiedzia艂 z do艣wiadczenia, 偶e przyzwyczajenie si臋 do uczucia wype艂nienia i nieprzyjemnego k艂ucia wymaga艂o kilku minut. Draco jednak nie wydawa艂 si臋 potrzebowa膰 a偶 tyle czasu. Albo by艂 po prostu bardziej niecierpliwy ni偶 Harry.

Malfoy j臋kn膮艂 zach臋caj膮co, pon臋tnie wypychaj膮c biodra w kierunku Harry鈥檈go, wch艂aniaj膮c go tym samym do swego wn臋trza jeszcze bardziej. Strumie艅 p艂ynnego ognia w jednej chwili wype艂ni艂 偶y艂y Harry鈥檈go, zmuszaj膮c do wydania odg艂osu przestrachu. Dok艂adnie czu艂, jak p臋kaj膮 ostatnie fundamenty utrzymywanej z takim wysi艂kiem samokontroli i podda艂 si臋, porzucaj膮c ostatnie opory i ulegaj膮c woli w艂asnego po偶膮dania.

Zarysy otoczenia zacz臋艂y rozmywa膰 mu si臋 przed oczami, gdy z j臋kiem na ustach wtuli艂 g艂ow臋 we wg艂臋bienie szyi Dracona, dzikimi i nieokie艂znanymi pchni臋ciami obejmuj膮c w swe posiadanie ch臋tne, wij膮ce si臋 pod nim cia艂o. Zalewaj膮cy go pot miesza艂 si臋 z potem Dracona, ka偶dy fragment jego sk贸ry zdawa艂 si臋 sta膰 w p艂omieniach na my艣l o tym, 偶e jeszcze nigdy nie odczuwa艂 czego艣 r贸wnie intensywnie. St艂umione j臋ki i bezsensowne s艂owa rozp艂yn臋艂y si臋 w ciszy otaczaj膮cej ich, pozbawionej wszelkiego znaczenia przestrzeni.

Jego d艂o艅 sama si臋gn臋艂a pod biodra Dracona, obejmuj膮c jego gor膮c膮 erekcj臋 i pocieraj膮c o ni膮 w tym samym, narzuconym przez siebie, szybkim rytmie. St臋kni臋cia Dracona przybra艂y na sile, przechodz膮c po zaledwie kilku chwilach w zduszony przez poduszk臋 krzyk. Ciep艂a, kleista ciecz wyp艂yn臋艂a spomi臋dzy palc贸w Harry鈥檈go, znacz膮c brzuch Malfoya i sk艂臋bione pod nim prze艣cierad艂o. Jaskrawe b艂yskawice zata艅czy艂y za zaci艣ni臋tymi powiekami Pottera, gdy poczu艂 miarowe, silne skurcze otaczaj膮cych go ciasno mi臋艣ni i da艂 si臋 porwa膰 wirowi, rzucaj膮c si臋 prosto na spotkanie zapieraj膮cego dech w piersi orgazmu, niepor贸wnywalnego z 偶adnym innym, kt贸ry prze偶y艂 do tej pory.


***


Decyzja o pozostaniu w 艂贸偶ku przez reszt臋 dnia nie przysz艂a im zbyt trudno. Harry wsta艂 tylko na moment, by przynie艣膰 z kuchni co艣 do jedzenia i kr贸tk膮 chwil臋 potem wr贸ci艂 do sypialni z wy艂adowan膮 po brzegi tac膮. Na co艣 tak trywialnego jak praca nie zamierzali traci膰 nawet jednej my艣li. Szare niebo za oknem zaczyna艂o ju偶 przybiera膰 ciemn膮 barw臋.

Harry podpar艂 si臋 na 艂okciach, z radosnym u艣mechem wk艂adaj膮c do ust wyleguj膮cemu si臋 obok niego rozkosznie Draconowi nast臋pne winogrono.

M贸g艂bym tak zosta膰 na zawsze 鈥 wymrucza艂 Draco z pe艂nymi ustami, a na jego twarzy pojawi艂a si臋 mina najczystszego zadowolenia.

Jak sobie Wasza Wysoko艣膰 偶yczy 鈥 roze艣mia艂 si臋 Harry nieg艂o艣no, czuj膮c ogarniaj膮c膮 go przyjemn膮 fal臋 ciep艂a i za偶y艂o艣ci. 鈥 Przez reszt臋 wieczoru pozostan臋 do dyspozycji Waszej Wysoko艣ci, o ile Wasza Wysoko艣膰 wyrazi takie 偶yczenie.

Draco odpowiedzia艂 u艣miechem, zmieniaj膮c jednak po chwili wyraz twarzy. Kilka pionowych zmarszczek powagi przeci臋艂o mu czo艂o.

Musz臋 wyj艣膰 jeszcze dzi艣 wieczorem 鈥 wyzna艂 wreszcie, pos臋pniej膮c.

Snape? 鈥 zapyta艂 Harry, unosz膮c brwi. Nie m贸g艂 udawa膰, 偶e jest zaskoczony, gdy偶 w zasadzie spodziewa艂 si臋 takiego obrotu sprawy.

Tak 鈥 westchn膮艂 Draco. 鈥 Nie mog臋 ju偶 odk艂ada膰 spotkania z nim. Tej nocy, gdy pomog艂em mu w ucieczce, nie mieli艣my zbyt wielkiej szansy na rozmow臋. 鈥 W jego oczach na moment zago艣ci艂a iskierka ironii.

Harry czu艂, 偶e nurtuje go co艣 niewyt艂umaczalnego, co艣, co nie do ko艅ca bra艂o si臋 z faktu, 偶e nigdy nie m贸g艂 艣cierpie膰 Snape鈥檃. Potrzebowa艂 sporo czasu, by sformu艂owa膰 dr臋cz膮ce go ju偶 od miesi臋cy pytanie, a dok艂adnie od tego dnia na Grimmauld Place, w kt贸rym rozmawiali o przesz艂o艣ci i romansach Dracona.

Naprawd臋 by艂o co艣 kiedy艣 mi臋dzy wami?

Po kr贸tkiej, wype艂nionej szokiem sekundzie Draco poderwa艂 si臋 do siadu i zacz膮艂 kaszle膰, zakrztusiwszy si臋 winogronem.

Co? Mi臋dzy mn膮 a Severusem? 鈥 wydusi艂, 艂api膮c oddech. 鈥 Chyba sobie 偶artujesz?

Gdy byli艣my na Grimmauld Place, sugerowa艂e艣 co艣 w tym rodzaju 鈥 upiera艂 si臋 Harry, klepi膮c Dracona po plecach. Talerz z nietkni臋t膮 jeszcze reszt膮 winogron wy艣lizn膮艂 mu si臋 z d艂oni, a owoce rozsypa艂y si臋 po po艣cieli.

Bzdura 鈥 wychrypia艂 Draco z wysi艂kiem, z powrotem opadaj膮c na poduszk臋. Mimo ataku kaszlu uda艂o mu si臋 przywo艂a膰 na twarz wynios艂y u艣mieszek. 鈥 To ty tak sobie pomy艣la艂e艣. A ja jedynie niczego nie sprostowa艂em.

Wpatrzony w niego Harry fukn膮艂 gniewnie. Ca艂y Draco.

A czy to nie wychodzi na jedno? 鈥 zapyta艂, obserwuj膮c, jak Draco wzdryga si臋 z lekkim obrzydzeniem.

Pomijaj膮c fakt, 偶e Severus nie grzeszy zbytni膮 atrakcyjno艣ci膮, jest moim ojcem chrzestnym! 鈥 Udawane przera偶enie w oczach Malfoya wywo艂a艂o na ustach Harry鈥檈go u艣miech. 鈥 M贸g艂by艣 sobie wyobrazi膰, 偶e idziesz do 艂贸偶ka z Syriuszem? 鈥 Gdy tylko to pytanie zawis艂o mi臋dzy nimi, Draco spowa偶nia艂 w u艂amku sekundy. 鈥 Przepraszam 鈥 wymamrota艂, zak艂opotany i wykona艂 kilka za偶enowanych gest贸w. 鈥 Nie chcia艂em prowokowa膰 nieprzyjemnych wspomnie艅.

Harry wzruszy艂 ramionami, wiedz膮c, 偶e taka niema odpowied藕 mog艂a oznacza膰 wszystko.

Nie ma sprawy 鈥 powiedzia艂 po chwili, precyzuj膮c sw贸j gest. B贸l po utracie ojca chrzestnego nadal go nie opuszcza艂, ale z biegiem lat zatraci艂 ostro艣膰 i sta艂 si臋 mo偶liwy do zniesienia. 鈥 Swoj膮 drog膮, jeszcze kilka miesi臋cy temu nie m贸g艂bym sobie w og贸le wyobrazi膰, 偶e id臋 do 艂贸偶ka z m臋偶czyzn膮. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, wyci膮gaj膮c r臋k臋 i delikatnie g艂adz膮c obojczyk Dracona, czuj膮c, jak ten dr偶y pod ledwo wyczuwalnym dotykiem. 鈥 A kiedy ty zauwa偶y艂e艣, 偶e poci膮gaj膮 ci臋 faceci? 鈥 Cieszy艂 si臋 z ich fizycznej blisko艣ci, kt贸ra u艂atwi艂a mu zadanie tak osobistego pytania. 鈥 Naprawd臋 ani razu w ca艂ym swoim 偶yciu nie zada艂e艣 si臋 z kobiet膮?

Draco nie sprawia艂 wra偶enia, jakby pytanie szczeg贸lnie go zaskoczy艂o. Zmarszczy艂 nos, zastanawiaj膮c si臋 przez moment.

Pansy pr贸bowa艂a mnie kiedy艣 poca艂owa膰. To by艂o chyba po balu na czwartym roku w Hogwarcie. 鈥 Zacisn膮艂 usta i 艣ci膮gn膮艂 brwi. 鈥 Nie by艂o to najprzyjemniejsze doznanie.

Harry z trudem st艂umi艂 ch臋膰 wybuchni臋cia 艣miechem, staraj膮c si臋 zapanowa膰 nad w艂asn膮 min膮.

I to by艂o twoje jedyne do艣wiadczenie z p艂ci膮 przeciwn膮? 鈥 zapyta艂, rozbawiony.

Malfoy obdarzy艂 go ponurym spojrzeniem.

Wierz mi na s艂owo, po takim prze偶yciu nie odczuwa艂em absolutnie 偶adnej potrzeby powt贸rzenia tego eksperymentu.

R臋ka Harry鈥檈go, spoczywaj膮ca teraz na piersi Dracona, 艂agodnie g艂aska艂a blad膮 sk贸r臋, ciesz膮c si臋 wyczuwalnym pod ni膮 leniwym, ale mocnym rytmem serca. W swej rozmowie dotarli do punktu, w kt贸rym nie by艂 w stanie powstrzyma膰 ciekawo艣ci.

Wi臋c po tym fiasku z Pansy zrozumia艂e艣, 偶e wolisz m臋偶czyzn?

Draco za艣mia艂 si臋 cicho, z odrobin膮 goryczy w g艂osie.

Co te偶 ci przychodzi do g艂owy? To si臋 nie dzieje tak szybko. By艂em przecie偶 w Hogwarcie, jak mia艂em w takich warunkach zdobywa膰 do艣wiadczenia z ch艂opakami? 鈥 Zmarszczy艂 czo艂o. 鈥 Nasz 艣wiat nie akceptuje homoseksualnych czarodziej贸w, a zw艂aszcza w kr臋gach czystokrwistych. Poza tym za czas贸w szkolnych bardziej mi by艂y w g艂owie inne rzeczy: chcia艂em zosta膰 艣miercio偶erc膮 i s艂u偶y膰 Czarnemu Panu, tak jak robi艂 to m贸j ojciec. Nie mia艂em kiedy zastanawia膰 si臋 nad tym, co kryje si臋 za moj膮 dziwn膮 oboj臋tno艣ci膮 w stosunku do dziewczyn.

A kiedy pierwszy raz prze偶y艂e艣 co艣 z facetem? 鈥 zapyta艂 Harry, z zapartym tchem s艂uchaj膮c zwierze艅 Malfoya.

Draco przekr臋ci艂 si臋 na bok, by m贸c spojrze膰 mu prosto w twarz. Czy Harry鈥檈mu si臋 wydawa艂o, czy te偶 policzki by艂ego 艢lizgona naprawd臋 lekko si臋 zarumieni艂y? W zamy艣leniu gryz艂 doln膮 warg臋, przymierzaj膮c si臋 do odpowiedzi.

Mia艂em wtedy osiemna艣cie lat 鈥 wyja艣ni艂 powoli, sil膮c si臋 na swobodny ton. 鈥 A on by艂 mugolem.

Harry ze 艣wistem wci膮gn膮艂 powietrze i tym razem nie zdo艂a艂 opanowa膰 wyrazu twarzy.

Mugol? 鈥 powt贸rzy艂, wstrz膮艣ni臋ty. 鈥 Ale przecie偶 ty by艂e艣 艣miercio偶erc膮!

Malfoy oboj臋tnie wzruszy艂 ramionami.

Nigdy nie bra艂em na powa偶nie ca艂ej tej sprawy z czyst膮 krwi膮 鈥 broni艂 si臋 dzielnie, nie podnosz膮c g艂osu. 鈥 I z pewno艣ci膮 musia艂bym si臋 nie藕le naszuka膰, chc膮c znale藕膰 czystokrwistego czarodzieja-geja. Wola艂em dyskretnie rozejrze膰 si臋 za kim艣 w londy艅skich barach dla homoseksualist贸w, w zasadzie tylko z ciekawo艣ci. No i pewnej nocy on mnie tam poderwa艂. 鈥 Draco zrobi艂 efektown膮 przerw臋, po czym ci膮gn膮艂 dalej: 鈥 By艂 wysoki, o doskona艂ej sylwetce, gdzie艣 ko艂o trzydziestki. Nie pyta艂em go o wiek. Po kilku drinkach zabra艂 mnie do siebie. Dok艂adnie wiedzia艂, czego chce, w przeciwie艅stwie do mnie 鈥 roze艣mia艂 si臋, potrz膮saj膮c g艂ow膮. 鈥 Mo偶na by pokusi膰 si臋 o stwierdzenie, 偶e to on naprowadzi艂 mnie na w艂a艣ciw膮 drog臋 鈥 zako艅czy艂, posy艂aj膮c Harry鈥檈mu rezolutny grymas.

Potter potrzebowa艂 kilku sekund, by przyswoi膰 sobie t臋 informacj臋. P贸j艣cie do 艂贸偶ka z kim艣 zupe艂nie obcym, nie maj膮c przy tym ani odrobiny do艣wiadczenia seksualnego, wydawa艂o mu si臋 nie do pomy艣lenia.

Draco nale偶a艂 do os贸b post臋puj膮cych zazwyczaj rozs膮dnie i spokojnie, ca艂kiem inaczej ni偶 on sam. Z drugiej strony Malfoy by艂 r贸wnie偶 kim艣, kto nigdy nie pozwala艂 sobie przej艣膰 oboj臋tnie obok niewykorzystanej okazji. Na my艣l o tym, jak dobrze ju偶 zd膮偶y艂 pozna膰 Dracona, na jego twarzy zakwit艂 u艣miech.

A co z Blaise鈥檈m? 鈥 wypytywa艂 dalej. 鈥 Jest mniej wi臋cej czarodziejem czystej krwi, prawda?

Draco najwyra藕niej spodziewa艂 si臋 tego argumentu.

Blaise to szczeg贸lny przypadek 鈥 powiedzia艂 z zastanowieniem. 鈥 Przyja藕nili艣my si臋 przez ca艂e nasze 偶ycie. W pewnym momencie my艣l o wypr贸bowaniu seksu z facetem zacz臋艂a go mocno podnieca膰. I o ile wiem, poza mn膮 nigdy nie zada艂 si臋 z 偶adnym innym m臋偶czyzn膮. 鈥 Obserwowa艂 Harry鈥檈go przez chwil臋, po czym bez po艣piechu pochyli艂 si臋 ku niemu i z艂o偶y艂 mu na ustach leniwy, wilgotny poca艂unek. 鈥 Niniejszym uznaj臋 wywiad za zako艅czony 鈥 podsumowa艂, wstaj膮c z 艂贸偶ka.

Harry starannie ukry艂 rozczarowanie. Bez zastanowienia wyci膮gn膮艂 si臋 na ciep艂ym, porzuconym przez Dracona miejscu i naci膮gn膮艂 ko艂dr臋 na ramiona.

Wr贸cisz do mnie p贸藕niej? 鈥 zapyta艂 z nadziej膮 w g艂osie. Nadal niech臋tnie sypia艂 sam, nie chcia艂 jednak wywiera膰 na Malfoya zbytniego nacisku.

Draco odpowiedzia艂 u艣miechem. Z jego oczu wyziera艂a czu艂o艣膰.

Tak, je艣li poczekasz na mnie tak d艂ugo.


***


Przywita艂o go niespodziewane ciep艂o, gdy tylko przekroczy艂 pr贸g przyjemnie urz膮dzonego, zarezerwowanego dla go艣ci pokoju w jednej z hogwarckich wie偶. Zajmuj膮ca go osoba zdawa艂a si臋 w og贸le nie pasowa膰 do przytulnego po domowemu wn臋trza, co Draco skwitowa艂 mimowolnym u艣mieszkiem.

Severus Snape sta艂 przy oknie, odwr贸cony do niego plecami, wygl膮daj膮c na pogr膮偶one ju偶 w ciemno艣ci b艂onia. Od ty艂u wygl膮da艂 jak zawsze. Obszerne, czarne szaty okrywa艂y jego sylwetk臋, a d艂ugie, zaniedbane w艂osy opada艂y mu na ramiona. Dopiero gdy si臋 odwr贸ci艂, Draco poj膮艂, jak bardzo zmyli艂o go pierwsze wra偶enie.

Severus mocno zmieni艂 si臋 od nocy, kt贸rej widzieli si臋 po raz ostatni, nie licz膮c kr贸tkiego spotkania w iluzji Voldemorta, kiedy to Draco nie mia艂 szansy przyjrze膰 mu si臋 bli偶ej. Sk贸r臋 wok贸艂 ust Snape鈥檃 znaczy艂y g艂臋bokie bruzdy, smoliste w艂osy przeci臋te by艂y pierwszymi pasmami siwizny. Mimo wszelkich znamion przedwczesnej staro艣ci, jego twarz przybra艂a prawie nieznany Draconowi wyraz odpr臋偶enia.

Jako nastolatek wielbi艂 i podziwia艂 Severusa: za niezwykle szerok膮 wiedz臋, za autorytet, kt贸rym emanowa艂, za arogancj臋 i pogard臋, z jak膮 traktowa艂 innych ludzi. Dopiero po uko艅czeniu Hogwartu jego nastawienie do ojca chrzestnego uleg艂o zmianie, przeradzaj膮c si臋 w bardziej skomplikowany uk艂ad. Severus do ko艅ca widzia艂 w nim dziecko, kt贸rym Draco definitywnie przesta艂 ju偶 by膰.

U艣cisk ich d艂oni mia艂 ch艂odny, tr膮c膮cy dystansem charakter, nie by艂 jednak nieprzyjemny. Nieom贸wione zdarzenia z przesz艂o艣ci odgradza艂y ich niczym niewidzialny mur, przyczyniaj膮c si臋 do zag臋szczenia atmosfery. W ko艅cu Severus odchrz膮kn膮艂 cicho.

Nie mia艂em do tej pory okazji, by ci podzi臋kowa膰 鈥 zacz膮艂 spokojnie, a w jego twarzy nie drgn膮艂 nawet jeden mi臋sie艅. 鈥 Nie sta艂bym tu dzi艣, gdyby nie ty. 鈥 Draco poczu艂, 偶e wypowiedzenie cho膰 jednego s艂owa przerasta jego si艂y. Obrazy tamtej nocy eksplodowa艂y mu przed oczami: wizja zakrwawionego, um臋czonego Severusa, niemog膮cego utrzyma膰 si臋 na nogach po kilkudniowych torturach. Severusa, kt贸rego z nadludzkim mozo艂em, bez pomocy magii, wywl贸k艂 z loch贸w 贸wczesnej kryj贸wki 艣miercio偶erc贸w na odleg艂o艣膰 umo偶liwiaj膮c膮 aportacj臋, nie maj膮c poj臋cia, z jakich pok艂ad贸w ukrytych si艂 uda艂o mu si臋 zaczerpn膮膰. Severus ledwo zauwa偶alnie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. 鈥 Cho膰 z pewno艣ci膮 moje 偶ycie nie by艂o warte tyle samo, co 偶ycie Lucjusza 鈥 doda艂 ciszej, a w jego ciemnych oczach pojawi艂 si臋 nieskrywany smutek.

Draco czu艂, jak jego usta przybieraj膮 twardy wyraz. To, 偶e uratowa艂 偶ycie Severusowi, jego ojciec musia艂 przyp艂aci膰 w艂asnym.

Nie wiedzia艂em, jakie skutki poci膮gnie za sob膮 m贸j czyn 鈥 wyja艣ni艂 g艂uchym g艂osem, z trudem prze艂ykaj膮c 艣lin臋. 鈥 A nawet gdybym wiedzia艂, prawdopodobnie nie potrafi艂bym post膮pi膰 wtedy inaczej.

Zamierza艂 wyci膮gn膮膰 od Severusa tak wiele rzeczy, pragn膮c dowiedzie膰 si臋, jakie powody zmusi艂y go przed laty do przej艣cia na stron臋 Dumbledore鈥檃 i zostania szpiegiem. Ale teraz u艣wiadomi艂 sobie, 偶e to nie by艂o co艣, o co musia艂 pyta膰. Z pewno艣ci膮 w 偶yciu Snape鈥檃, tak jak i w jego w艂asnym, zaistnia艂a kiedy艣 podobna, bole艣nie pi臋tnuj膮ca sytuacja, kt贸ra wstrz膮sn臋艂a posadami jego 艣wiatopogl膮du, naprowadzaj膮c go na drog臋 pod膮偶aj膮c膮 w zupe艂nie innym kierunku.

Dopiero gdy uni贸s艂 g艂ow臋, zobaczy艂, 偶e Severus u艣miecha si臋 lekko 鈥 widok ten by艂 tak niecodzienny, 偶e przez kilka sekund Draco by艂 zdolny jedynie do gapienia si臋 na niego w zdziwieniu.

Niewiarygodne, jak bardzo wydoro艣la艂e艣 鈥 odezwa艂 si臋 Severus z namys艂em. 鈥 Ledwo ci臋 poznaj臋, cho膰 w艂a艣ciwie nie powinienem si臋 temu dziwi膰 po wszystkim, co ci臋 spotka艂o, zw艂aszcza w kapliczce i p贸藕niej. Przypuszczalnie nie mia艂e艣 innego wyboru, ni偶 szybko dorosn膮膰. 鈥 Jego ch艂odne spojrzenie nieco zmi臋k艂o, gdy przesuwa艂 nim badawczo po twarzy Dracona. Zapraszaj膮cym ruchem r臋ki wskaza艂 w kierunku dw贸ch stoj膮cych obok kominka foteli.

Po chwili wahania Draco przysta艂 na propozycj臋 Snape鈥檃, w milczeniu przygl膮daj膮c si臋, jak ten zr臋cznymi d艂o艅mi nalewa艂 sherry do dw贸ch kieliszk贸w. Mi臋kki blask lampy odbi艂 si臋 migocz膮cym refleksem na ciemnej powierzchni alkoholu.

S艂ysza艂em od Dumbledore鈥檃, 偶e zwi膮za艂e艣 si臋 ostatnio z Potterem. 鈥 Draco patrzy艂 na wyginaj膮ce si臋 w mimowolnym grymasie usta Severusa i w臋druj膮c膮 w g贸r臋 brew. 鈥 Nadal 偶ywi臋 nadziej臋, 偶e chodzi tu jedynie o jak膮艣 pozbawion膮 sensu plotk臋.

Lekko rozbawiony Draco fukn膮艂 przez nos. Liczy艂 si臋 z podobn膮 uwag膮. Severus wiedzia艂 o jego preferencjach seksualnych, Draco nigdy nie uzna艂 za konieczne ukrywania ich przed nim tak, jak robi艂 to przed ojcem.

Wiem, 偶e go nie znosisz 鈥 przyzna艂 z ta艅cz膮cym na wargach u艣mieszkiem, co z kolei nakaza艂o Severusowi zrewan偶owa膰 si臋 parskni臋ciem, tym razem brzmi膮cym raczej pogardliwie ni偶 weso艂o. 鈥 Ale sam zosta艂em mniej lub bardziej zmuszony do zmiany zdania na jego temat.

Severus nie przerywa艂 Draconowi, gdy ten opowiada艂 mu o uwi臋zieniu w domu przy Grimmauld Place, o stopniowym zbli偶eniu mi臋dzy nim a Harrym i o bolesnym zako艅czeniu ca艂ej tej historii przez niespodziewany powr贸t do rzeczywisto艣ci.

Obracany mi臋dzy palcami kieliszek, z kt贸rego nie upi艂 ani 艂yka sherry, przyjemnie ch艂odzi艂 mu d艂o艅. Severus nie przestawa艂 go obserwowa膰.

Tak wi臋c po 艣mierci Lucjusza zast膮pi艂e艣 mnie w Zakonie? 鈥 zapyta艂 po pewnym czasie, splataj膮c ze sob膮 d艂ugie, chude palce z艂o偶onych na kolanach d艂oni.

Draco powoli kiwn膮艂 g艂ow膮.

A偶 do tej nocy w kapliczce 鈥 odpowiedzia艂 szeptem. 鈥 Potem zorientowali si臋, 偶e nie mog膮 mi ju偶 ufa膰. 鈥 Nie wyja艣ni艂, kogo ma na my艣li, m贸wi膮c 鈥瀘ni鈥. By艂 pewien, 偶e Severus go rozumie. 鈥 Co si臋 z tob膮 dzia艂o? 鈥 wydusi艂 w ko艅cu niezr臋cznie, zadaj膮c pytanie, kt贸re dr臋czy艂o go najbardziej. Pami臋ta艂, jak Severus aportowa艂 si臋 ostatni膮 resztk膮 si艂, nie wiedz膮c, dok膮d zamierza uciec ani czy uda mu si臋 prze偶y膰. Dopiero kilka tygodni p贸藕niej dowiedzia艂 si臋 od Dumbledore鈥檃, 偶e Snape zdo艂a艂 znale藕膰 sobie bezpieczne schronienie. 鈥 Nie chcieli mi powiedzie膰, dok膮d odszed艂e艣.

Severus odetchn膮艂 g艂o艣no.

By艂y ku temu powody 鈥 odpar艂 z kamienn膮 min膮. 鈥 Dumbledore wola艂 si臋 upewni膰, 偶e nikt nie b臋dzie w stanie zdradzi膰 mojej kryj贸wki, nawet pod wp艂ywem Imperiusa. 鈥 Wbi艂 nieruchome spojrzenie w kominek, a wok贸艂 jego ust zjawi艂 si臋 przelotny wyraz zgorzknienia. 鈥 Moje ca艂kowite znikni臋cie by艂o jego pomys艂em. Broni艂em si臋 przed jego ostatnim rozkazem, jak tylko mog艂em, niestety nie przyjmowa艂 do wiadomo艣ci sprzeciwu. 鈥 Snape zamilk艂 na moment, zanim wr贸ci艂 do przerwanego w膮tku. 鈥 Wybra艂 mi za schronienie opuszczon膮, po艂o偶on膮 na odludziu warowni臋 w samym sercu rumu艅skich Karpat贸w. Transylwania, o ile co艣 ci to m贸wi. Dumbledore zawsze mia艂 specyficzne poczucie humoru. 鈥 Ironicznie uni贸s艂 brew, rzucaj膮c Draconowi znacz膮ce spojrzenie.

Draco zrozumia艂 aluzj臋, powstrzyma艂 si臋 jednak od grymasu rozbawienia.

Co robi艂e艣 tam przez ca艂y ten czas?

Przede wszystkim du偶o czyta艂em 鈥 odpowiedzia艂 Severus oboj臋tnym tonem, wzruszaj膮c ramionami 鈥 i pr贸bowa艂em zapomnie膰, 偶e gdzie艣 na zewn膮trz szaleje wojna, a ja siedz臋 w zamkni臋ciu, ca艂kowicie bezu偶yteczny dla Zakonu.

Draco poczu艂 zalewaj膮c膮 go fal臋 empatii. Doskonale zna艂 opisane przez Severusa uczucie.

Teraz to ju偶 przesz艂o艣膰. 鈥 Zdumiony, us艂ysza艂 sw贸j w艂asny g艂os, wypowiadaj膮cy te s艂owa.

Oczy mistrza eliksir贸w zapatrzy艂y si臋 w pustk臋.

By膰 mo偶e 鈥 odrzek艂, pogr膮偶aj膮c si臋 w my艣lach. 鈥 By膰 mo偶e jednak nie. Obaj musimy dokona膰 jeszcze jednej rzeczy.

Tym razem to Draco musia艂 unie艣膰 brew na znak zdziwienia.

A mianowicie?

Ponownie ujrza艂 ten dziwny, ledwo widoczny u艣miech, tak niepasuj膮cy do Severusa.

Ostatecznie rozliczy膰 si臋 z przesz艂o艣ci膮, a zw艂aszcza z przesz艂o艣ci膮 艣miercio偶ercy 鈥 odpar艂 Snape swobodnie, podwijaj膮c jednocze艣nie lewy r臋kaw i przygl膮daj膮c si臋 czarnemu znakowi, wypalonemu na bia艂ej sk贸rze. 鈥 Nie zwa偶aj膮c na fakt, 偶e prawdopodobnie pozostaniemy naznaczeni na ca艂e 偶ycie.


Dzi臋kuj臋 ci za to,

偶e przywiod艂e艣 mnie tu,

偶e pokaza艂e艣 mi dom,

za wy艣piewanie 艂ez,

za to, 偶e w ko艅cu znalaz艂em miejsce,

kt贸re mog臋 nazwa膰 moim

(Depeche Mode, 鈥濰ome鈥)



Rozdzia艂 trzydziesty pi膮ty



Nie zapomnimy.

Zako艅czymy jedynie cierpienie.



O艣lepi艂 j膮 jaskrawy blask s艂o艅ca, gdy, otworzywszy drzwi ekspresu, zwinnie wyskoczy艂a na peron. Wiatr szarpn膮艂 peleryn膮 jej aurorskiego munduru. Ginny na sekund臋 przymkn臋艂a oczy, g艂臋boko wdychaj膮c rozgrzane latem powietrze, uskakuj膮c po chwili w bok przed grup膮 g艂o艣no paplaj膮cych uczni贸w, kt贸rzy w mniej lub wi臋cej cywilizowany spos贸b wysypywali si臋 z poci膮gu, by po d艂ugim roku nauki rzuci膰 si臋 w obj臋cia wyczekuj膮cych na nich cz艂onk贸w rodziny.

Dwie pozosta艂e osoby z zespo艂u, Terry Boot i Harry Potter, stali oddaleni od niej d艂ugo艣ci膮 wagonu. Terry pos艂a艂 jej szelmowski u艣miech, podczas gdy Harry przeczesywa艂 faluj膮cy t艂um pe艂nym skupienia spojrzeniem. Voldemort zosta艂 wprawdzie pokonany, tak 偶e nie zagra偶a艂o im 偶adne bezpo艣rednie niebezpiecze艅stwo z jego strony 鈥 niemniej jednak jako takie istnia艂o nadal. Z tego w艂a艣nie powodu Dumbledore poprosi艂 m艂odych auror贸w o asyst臋 w podr贸偶y ekspresem do Londynu. Zadanie by艂o raczej przyjemne i przypomnia艂o im o cudownych, dawno minionych czasach.

Terry z mozo艂em przedar艂 si臋 przez st艂oczone grupki m艂odych czarodziej贸w i czarownic, docieraj膮c w ko艅cu do Ginny.

Prawie tak jak kiedy艣, co? 鈥 zapyta艂 z b艂yskiem w oku i radosnym grymasem na twarzy.

Ginny przytakn臋艂a, rewan偶uj膮c si臋 nieco nostalgicznym u艣miechem.

W艂a艣nie pomy艣la艂am to samo. 鈥 W mundurze z d艂ugim r臋kawem by艂o jej gor膮co. Odrzuci艂a g艂ow臋 w ty艂 i zdmuchn臋艂a opadaj膮ce na nos d艂ugie, rude pasmo w艂os贸w.

Czy to nie nasz ma艂y szpieg? Jak jej by艂o na imi臋? 鈥 Terry, marszcz膮c czo艂o, dyskretnie wskaza艂 na czarnow艂os膮 dziewczyn臋, kt贸ra w艂a艣nie wysiad艂a z poci膮gu, z lekk膮 niepewno艣ci膮 zatrzymuj膮c si臋 na peronie, jakby nie liczy艂a na to, 偶e kto艣 wyszed艂 jej na powitanie.

Pandora 鈥 odpowiedzia艂a Ginny spokojnie. Obserwowa艂a, jak Harry uni贸s艂 rami臋, by pomacha膰 dziewczynie. Pandora u艣miechn臋艂a si臋 i odwzajemni艂a gest. 鈥 Harry odprowadzi j膮 do domu jej ciotki, gdzie ma sp臋dzi膰 wakacje.

Boot zerkn膮艂 na Ginny z ukosa.

Czy Harry czasem nie obci膮艂 jej wtedy w艂os贸w? 鈥 zapyta艂 ze zdziwieniem, patrz膮c na krucze loki Pandory, znowu si臋gaj膮ce jej do pasa.

Ginny zachichota艂a, rozbawiona.

Mo偶liwe, 偶e Harry przemieni艂 si臋 w geja do艣膰 nagle 鈥 wyja艣ni艂a ze swobod膮 鈥 ale czasami nada艂 pozwala kobietom owin膮膰 si臋 wok贸艂 palca. W艂osy odros艂y jej tak szybko dzi臋ki jego zakl臋ciu.

艢ledzi艂a ich wzrokiem, jak przemierzali razem peron w kierunku wyj艣cia: drobna dziewczyna o d艂ugich lokach i wysoki, barczysty, rozczochrany m臋偶czyzna, oboje tak samo czarnow艂osi. Lekki b贸l nadal k艂u艂 j膮 w sercu, jednak zdo艂a艂 przycichn膮膰 z biegiem up艂ywaj膮cych miesi臋cy. Wiedzia艂a, 偶e ostatecznie b臋dzie potrafi艂a pogodzi膰 si臋 z sytuacj膮.

No to widzimy si臋 w sobot臋 na Grimmauld Place, tak? 鈥 Terry niezbyt 艂agodnie przerwa艂 jej rozwa偶ania. Prawie zapomnia艂a, 偶e ci膮gle sta艂 u jej boku. Obr贸ci艂a si臋 ku niemu, patrz膮c mu w 偶ywe, br膮zowe oczy.

Jasne, 偶e si臋 tam zobaczymy.

Czy dobrze zrozumia艂em? Ten dom naprawd臋 nale偶y teraz tylko do Harry鈥檈go?

Tak. 鈥 Ginny zd膮偶y艂a ostatni raz zerkn膮膰 na plecy Pottera, znikaj膮cego w murze oddzielaj膮cym perony 9 i 10. 鈥 Rodzina Black贸w zrezygnowa艂a ze swych roszcze艅 i tym samym Harry zosta艂 jedynym spadkobierc膮. Podobno pani Malfoy osobi艣cie postara艂a si臋 o takie w艂a艣nie rozwi膮zanie tego ci膮gn膮cego si臋 latami sporu prawnego.

Wcale mnie to nie dziwi 鈥 odpar艂 Terry z zadowolon膮 min膮. 鈥 W takim razie, do soboty. Aha, patrz, kto艣 tam chyba na ciebie czeka. 鈥 Pu艣ci艂 do niej oko, po czym odwr贸ci艂 si臋 i wtopi艂 w t艂um.

Ginny podnios艂a wysoko g艂ow臋, przeszukuj膮c oczami peron. Pod jedn膮 z kolumn zobaczy艂a Blaise鈥檃, opartego o masywny kamie艅, z r臋kami wbitymi g艂臋boko w kieszenie d偶ins贸w i min膮 pozbawion膮 wyrazu, a wr臋cz do艣膰 znudzon膮. Nie da艂a si臋 jednak zmyli膰. W mi臋dzyczasie zdo艂a艂a zaznajomi膰 si臋 ju偶 z jego pozami.

Gdy ich spojrzenia si臋 spotka艂y, w niebieskich, zwykle ch艂odnych oczach m臋偶czyzny przez chwil臋 zab艂ys艂a rado艣膰, a k膮ciki ust unios艂y si臋 w u艣miechu.

Ginny poczu艂a, jak jej serce przyspiesza. Odpowiedzia艂a u艣miechem, a wszelkie my艣li o Harrym w jednej chwili ulecia艂y jej z g艂owy.


***


Powiew wiatru 艂agodnie zaszele艣ci艂 g臋stym listowiem starego buka. Drobne fale liza艂y piaszczysty brzeg jeziora o powierzchni us艂anej refleksami s艂o艅ca. Zdawa艂o si臋, jakby czas stan膮艂 tu w miejscu.

Harry zrobi艂 kilka g艂臋bokich oddech贸w, rozkoszuj膮c si臋 ostatnimi minutami spokoju przed nieuniknion膮 nawa艂nic膮, kt贸ra ju偶 niebawem wyprze panuj膮c膮 wok贸艂 cisz臋.

Czy naprawd臋 min臋艂y dopiero cztery tygodnie, od kiedy dowiedzia艂 si臋, 偶e zosta艂 w艂a艣cicielem domu przy Grimmauld Place 12? Odk膮d zdecydowa艂 si臋 zrezygnowa膰 ze swego niewielkiego mieszkanka i zamieszka膰 tu wraz z Draconem? Fakt ten nadal wydawa艂 mu si臋 by膰 jakim艣 kompletnie zwariowanym snem, cho膰 sp臋dzi艂 ju偶 w tym miejscu z Malfoyem tak du偶o czasu.

My艣l o byciu z nim sam na sam jak zwykle wywo艂a艂a lekkie, przyjemne 艂askotanie w 偶o艂膮dku. Harry u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, odwracaj膮c si臋 niespiesznie w kierunku dobrze znanej, wielokrotnie przemierzanej, prowadz膮cej do domu 艣cie偶ki.

Na tarasie zasta艂 Dracona, Ginny i Blaise鈥檃, zaj臋tych ostatnimi przygotowaniami do wielkiego przyj臋cia z okazji wprowadzenia si臋 przez nich do domu. Cho膰 od kilku dni niezmordowanie zmagali si臋 z tym zadaniem, na ich twarzach nie by艂o wida膰 najmniejszych oznak znu偶enia.

Ca艂e stosy ciast i tort贸w pi臋trzy艂y si臋 na olbrzymim bufecie. Ginny dekorowa艂a szklanymi pere艂kami pod艂u偶ne, ogrodowe 艂awy. Blaise i Draco, machaj膮c r贸偶d偶kami, posy艂ali w g艂膮b ogrodu coraz to nowe krzes艂a, tak, by dla wszystkich go艣ci wystarczy艂o miejsc do siedzenia.

Ani jednej chmurki 鈥 zauwa偶y艂a Ginny weso艂o, zerkaj膮c na lazurowe niebo. Jej policzki pokrywa艂y rumie艅ce. 鈥 Wybrali艣cie sobie idealny dzie艅 na imprez臋.

Harry odszuka艂 wzrokiem oczy Dracona, czuj膮c przenikaj膮c膮 go na wskro艣 fal臋 ciep艂a, gdy ich spojrzenia si臋 skrzy偶owa艂y. Malfoy obdarzy艂 go odrobin臋 stremowanym u艣miechem.

Wszystko w tym otoczeniu by艂o tak znajome i zarazem ca艂kowicie obce. Kiedy艣 przesyca艂 je czar Dumbledore鈥檃, sprawiaj膮c, 偶e wok贸艂 nich dzia艂y si臋 dziwne rzeczy, a oni sami zbli偶yli si臋 do siebie bardziej, ni偶 Harry m贸g艂 to sobie kiedykolwiek wyobrazi膰. Teraz po tej magii nie zosta艂o ani 艣ladu, jej miejsce zaj臋艂a zupe艂nie inna rzeczywisto艣膰. Draco i on nie byli ju偶 wi臋藕niami i mogli opu艣ci膰 dom, kiedy tylko tego zapragn臋li.

G艂o艣ny, dobiegaj膮cy z kuchni 艂oskot przerwa艂 jego rozmy艣lania, zapowiadaj膮c przybycie pierwszych go艣ci. Harry poprawi艂 ko艂nierzyk bia艂ej koszuli i si臋gn膮艂 po d艂o艅 Dracona, poci膮gaj膮c go za sob膮 do wn臋trza domu na powitanie nowo przyby艂ych.

Kuchnia by艂a niew膮tpliwie s艂usznych rozmiar贸w, ale ju偶 po dziesi臋ciu minutach zdawa艂a si臋 p臋ka膰 w szwach. Coraz to nowi go艣cie, z wypisanym na twarzach oczekiwaniem, wy艣lizgiwali si臋 z kominka, otrzepuj膮c szaty z popio艂u. Wsz臋dzie unosi艂a si臋 wo艅 nadpalonego materia艂u.

Weasleyowie, jak zwykle, przybyli pierwsi, w艣r贸d nich nie zabrak艂o r贸wnie偶 Billa, Fleur, Charliego i Amandy. W 艣lad za nimi pojawili si臋 Remus i Tonks, Hestia, Szalonooki, Terry i Hagrid. Nawet Dumbledore, Snape, profesor McGonagall i pani Malfoy zdecydowali si臋 skorzysta膰 z zaproszenia. Wkr贸tce ca艂e pomieszczenie wype艂ni艂 g艂o艣ny 艣miech i gwar rozm贸w.

Harry usi艂owa艂 nie straci膰 g艂owy w ca艂ym tym zamieszaniu. Wita艂 go艣ci, bra艂 ich serdecznie w ramiona, zamaszy艣cie usadzi艂 piszcz膮c膮 z zachwytu Claire na swych barkach i rozdawa艂 niezliczone u艣ciski d艂oni. Z mieszanin膮 rozbawienia i wzruszenia patrzy艂, jak Molly, po kr贸tkiej chwili wahania, obejmuje kompletnie zaskoczonego Dracona, ca艂uj膮c go w oba policzki.

Odetchn膮艂 z ulg膮, widz膮c, jak Ginny i Blaise zacz臋li wyprowadza膰 go艣ci na zewn膮trz. Skrajem 艣wiadomo艣ci zarejestrowa艂 szerokie u艣miechy Freda i George鈥檃, rozwieszaj膮cych nad kominkiem magiczny transparent z napisem 鈥濶asze s艂odkie gniazdko鈥. Dumbledore rzuci艂 mu rozbawione spojrzenie, poklepuj膮c go zach臋caj膮co po plecach.

Harry uzna艂, 偶e najwy偶szy czas do艂膮czy膰 do reszty. Z weso艂o paplaj膮c膮 Claire na r臋ku i z u艣miechni臋t膮 Narcyz膮 u boku, wyszed艂 z kuchni na zalany s艂o艅cem taras. Go艣cie zajmowali miejsca przy d艂ugich sto艂ach, g艂o艣no szuraj膮c krzes艂ami.

Ginny mia艂a racj臋. Pogoda by艂a idealna, tak, jakby dom postanowi艂 wy艣wiadczy膰 im t臋 ostatni膮 przys艂ug臋, popychaj膮c ich we w艂a艣ciwym kierunku i u艂atwiaj膮c im zaprezentowanie si臋 rodzinie, przyjacio艂om i znajomym jako oficjalna para 鈥 cho膰 jeszcze kilka miesi臋cy temu nikt o zdrowych zmys艂ach nie uzna艂by tego za mo偶liwe.

Czu艂 spojrzenie 艣ledz膮cych go wielu par oczu, gdy zbli偶y艂 si臋 do Dracona i delikatnie uj膮艂 go za rami臋. Dla wi臋kszo艣ci zgromadzonych widok ten nadal by艂 czym艣 niezwyk艂ym, ale Harry nie zamierza艂 si臋 ju偶 d艂u偶ej ukrywa膰. N臋kaj膮ce go przez tyle czasu w膮tpliwo艣ci dawno si臋 rozwia艂y.

Sprawdz臋, czy mamy wystarczaj膮cy zapas kremowego 鈥 wymrucza艂 Draconowi do ucha. 鈥 Poradzisz sobie chyba beze mnie, prawda? 鈥 doda艂 z u艣miechem, co zosta艂o skwitowane zmarszczeniem czo艂a i kuksa艅cem w bok. Draco wydawa艂 si臋 by膰 mniej spi臋ty ni偶 p贸艂 godziny wcze艣niej. Rzucaj膮c Harry鈥檈mu ostatnie, zastanawiaj膮ce spojrzenie, odwr贸ci艂 si臋 do Dumbledore鈥檃 i Snape鈥檃, pozwalaj膮c im wci膮gn膮膰 si臋 w rozmow臋.

Weso艂y szum g艂os贸w towarzyszy艂 mu w drodze wok贸艂 domu do ma艂ej przybud贸wki, w kt贸rej urz膮dzili magazyn skrzynek z napojami. W艂a艣nie dotkn膮艂 klamki, gdy jego uwag臋 przyku艂 ruch w cieniu sk艂adziku, ka偶膮c mu zatrzyma膰 si臋 w p贸艂 gestu. Pospiesznie uni贸s艂 g艂ow臋. I natychmiast zastyg艂 niczym spetryfikowany.

Z cienia wysz艂a m艂oda kobieta, zanurzaj膮c si臋 w blasku s艂o艅ca. Mia艂a na sobie kolorow膮, letni膮 sukienk臋, a rozpuszczone, bujne, br膮zowe w艂osy pokrywa艂y jej ramiona. Na ustach b艂膮ka艂 si臋 jej niepewny u艣miech. Harry wytrzeszczy艂 oczy, zdolny do wypowiedzenia tylko jednego s艂owa:

Hermiona鈥


***


Trzymanie Hermiony w obj臋ciach okaza艂o si臋 tym samym doznaniem, co powr贸t na Grimmauld Place: obcym i jednocze艣nie niesko艅czenie znajomym. Harry zamkn膮艂 oczy, wdychaj膮c g艂臋boko subtelny zapach jej perfum. Oderwa艂a si臋 od niego dopiero wtedy, gdy poczu艂 wilgo膰 na ramieniu, w miejscu, gdzie przytuli艂a do niego sw膮 twarz.

Dlaczego... 鈥 zacz膮艂, potrz膮saj膮c g艂ow膮 i natychmiast urwa艂. Wci艣ni臋cie wszystkich kr膮偶膮cych mu po g艂owie spraw, o kt贸re chcia艂 zapyta膰, w jedno sensowne zdanie, wydawa艂o si臋 czym艣 niemo偶liwym.

Br膮zowe oczy Hermiony l艣ni艂y od 艂ez.

Tak mi przykro, 偶e opu艣cili艣my was na tak d艂ugo 鈥 powiedzia艂a st艂umionym szeptem. 鈥 Ale znasz Rona i wiesz, jak strasznie potrafi by膰 uparty.

Gdzie on jest? 鈥 szepn膮艂 Harry, jakby boj膮c si臋, 偶e m贸wienie pe艂nym g艂osem przemieni Hermion臋 w gro偶膮c膮 znikni臋ciem fatamorgan臋. 鈥 Dlaczego nie przyszli艣cie od razu na g贸r臋, ze wszystkimi?

Hermiona wyda艂a z siebie d藕wi臋k, b臋d膮cy melan偶em 艣miechu i szlochu.

Ron uzna艂, 偶e lepiej b臋dzie najpierw porozmawia膰 z tob膮, zamiast wpada膰 prosto w sam 艣rodek przyj臋cia. 鈥 Si臋gn臋艂a po jego d艂o艅 lodowato zimnymi mimo panuj膮cego ciep艂a palcami. 鈥 Chod藕 ze mn膮 鈥 zach臋ci艂a 艂agodnie, kieruj膮c go w stron臋 jeziora.

Pozwoli艂 si臋 poprowadzi膰, niemy, bezwolny, niezdolny do uporz膮dkowania jakichkolwiek my艣li lub emocji. S艂owa Hermiony odbija艂y si臋 echem w jego g艂owie, wiedzia艂, 偶e Ron by艂 uparciuchem, zawsze nim by艂, odk膮d si臋 tylko poznali.

B艂臋kitna tafla wody zamigota艂a za g臋stwin膮 drzew. Kilka chwil p贸藕niej dotarli na brzeg.

Ron siedzia艂 na w贸zku inwalidzkim, stoj膮cym na starym pomo艣cie, zapatrzony w fale jeziora. Na ten widok Harry鈥檈go przeszy艂o niedaj膮ce si臋 powstrzyma膰, bolesne uk艂ucie.

Trzy lata min臋艂y od chwili wypadku. Trzy lata od momentu, gdy widzieli si臋 po raz ostatni. Poczucie winy nadal tkwi艂o gdzie艣 w jego wn臋trzu: Ron rzuci艂 si臋 przed niego, chc膮c go ochroni膰, przecinaj膮c tym samym lini臋 zakl臋cia, kt贸re zosta艂o wymierzone w Harry鈥檈go. Zadr偶a艂, przypominaj膮c sobie wydarzenia strasznych dni, kt贸re nast膮pi艂y po tym incydencie.

Jego najlepszy przyjaciel schud艂. Rude w艂osy si臋ga艂y mu do ramion. Uni贸s艂 wzrok dopiero wtedy, gdy Harry i Hermiona razem weszli na pomost. Twardy wyraz jego oczu z艂agodzi艂o ciep艂o, gdy ich spojrzenia si臋 spotka艂y.

Cze艣膰, Harry. 鈥 G艂os Rona pozosta艂 ten sam, mimo tego Harry mia艂 wra偶enie, 偶e stoi naprzeciwko zupe艂nie obcego cz艂owieka. Niebieskie oczy, badawczo prze艣lizguj膮ce si臋 po jego postaci, zdradza艂y mu wyra藕nie, 偶e Ron musia艂 odczuwa膰 podobnie.

Cze艣膰 鈥 wyrzuci艂 z siebie z wysi艂kiem. Ca艂a ta sytuacja wygl膮da艂a tak nierealnie. Czu艂, jak co艣 mocno d艂awi go w gardle. Ignoruj膮c wyci膮gni臋t膮 ku niemu niezdarnie d艂o艅 Rona, pochyli艂 si臋 nad nim, bior膮c go w szybki, mocny u艣cisk.

Mina Rona odzwierciedla艂a zdumienie, gdy Harry cofn膮艂 si臋 o krok, powoli przysiadaj膮c na deskach pomostu. Hermiona posz艂a za jego przyk艂adem.

Tak mi przykro, 偶e ci臋 to spotka艂o. 鈥 S艂owa Rona by艂y przyt艂umione, jakby wypowiada艂 je z najwy偶szym trudem. Harry potrzebowa艂 paru chwil, zanim zrozumia艂, do czego nawi膮zywa艂 przyjaciel. Ju偶 od kilku dni nie wraca艂 艣wiadomie my艣lami do nocy w kapliczce. Przygotowania do przyj臋cia sprawi艂y, 偶e po prostu nie mia艂 na to czasu.

Nic mi nie jest 鈥 us艂ysza艂 samego siebie. 鈥 Radz臋 sobie z tym. Jako艣.

Najwyra藕niej 鈥 wymamrota艂 Ron ledwo s艂yszalnie. 鈥 Skoro jeste艣 w stanie鈥 鈥 Wykrzywi艂 si臋 z niech臋ci膮, nie ko艅cz膮c zdania. Nie musia艂. Aluzja do zwi膮zku Harry鈥檈go z Draconem by艂a a偶 nadto czytelna.

Harry wyczuwa艂 ziej膮c膮 mi臋dzy nimi przepa艣膰 鈥 nie by艂a nie do pokonania, lecz sam fakt, 偶e istnia艂a, napawa艂 go smutkiem.

Co dok艂adnie ci przeszkadza? 鈥 zapyta艂, akcentuj膮c ka偶d膮 sylab臋, usilnie staraj膮c si臋 o swobodny ton. Ronowi z pewno艣ci膮 nie by艂o 艂atwo zaakceptowa膰 zaistnia艂y stan rzeczy. Harry mia艂 wra偶enie, 偶e nie zna go ju偶 tak dobrze jak kiedy艣. 鈥 To, 偶e zacz膮艂em sypia膰 z facetem, czy te偶 to, 偶e jest nim akurat Draco?

Zobaczy艂 rumieniec, w u艂amku sekundy zalewaj膮cy policzki Rona, sam jednak pozosta艂 absolutnie niewzruszony. 呕adnego 偶aru, wstydliwie pal膮cego w twarz. W mi臋dzyczasie nauczy艂 si臋 m贸wi膰 o pewnych sprawach, nie czerwieni膮c si臋 przy tym jak piwonia. By艂a to jedna z tych zmian, kt贸re odby艂y si臋 nie bez udzia艂u Dracona.

Ron otworzy艂 i zamkn膮艂 usta, nie wydaj膮c z siebie ani jednego d藕wi臋ku. Harry nie zamierza艂 pom贸c mu w prze艂amaniu milczenia. Wreszcie Hermiona z艂agodzi艂a sytuacj臋 sw膮 godn膮 podziwu dyplomacj膮.

To Draco poprosi艂 nas, 偶eby艣my tu przybyli, Harry. 鈥 Jej oczy pa艂a艂y dziwnym blaskiem. 鈥 W艂a艣nie jego list sprawi艂, 偶e jeste艣my tu dzi艣 przy tobie.

Min臋艂o kilka sekund, zanim przyj膮艂 do 艣wiadomo艣ci znaczenie jej s艂贸w.

Draco? 鈥 wyj膮ka艂 g艂upawo, w臋druj膮c spojrzeniem od Rona do Hermiony. 鈥 Ale dlaczego?...

Hermiona wzruszy艂a ramionami i u艣miechn臋艂a si臋, podczas gdy Ron, wyra藕nie za偶enowany, wlepia艂 wzrok we w艂asne kolana.

Da艂 nam do zrozumienia, 偶e jeste艣my tu potrzebni 鈥 powiedzia艂a cicho. 鈥 I 偶e nie mo偶na dalej sprawia膰 b贸lu ludziom, kt贸rzy nas kochaj膮. 鈥 Rzuci艂a Ronowi krytyczne spojrzenie z ukosa, a Harry wyczu艂, 偶e ten temat musia艂 by膰 powodem wielu ich sprzeczek.

Ron g艂o艣no wypu艣ci艂 powietrze przez nos. Harry zauwa偶y艂, 偶e kolejne s艂owa nie przysz艂y mu z 艂atwo艣ci膮.

Nie mog艂em dopu艣ci膰, 偶eby kt贸re艣 z was narazi艂o si臋 na niebezpiecze艅stwo, by mnie chroni膰 鈥 powiedzia艂 dr偶膮cym g艂osem. 鈥 Taka kaleka jak ja by艂aby wam tylko kul膮 u nogi. Nie mogliby艣cie broni膰 si臋 porz膮dnie, gdyby艣cie byli zmuszeni ci膮gle bra膰 mnie pod swe skrzyd艂a. Dlatego wola艂em odej艣膰 i jak najbardziej ograniczy膰 nasze kontakty. Mia艂em nadziej臋, 偶e kiedy艣 przestaniecie a偶 tak za nami t臋skni膰 鈥 zako艅czy艂, z trudem prze艂ykaj膮c 艣lin臋.

Harry z najwi臋kszym wysi艂kiem powstrzyma艂 histeryczny 艣miech. Trudno o bardziej typowego Rona: my艣lenie w tak uparty spos贸b pasowa艂o do niego jak ula艂. Jednocze艣nie zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jak bardzo jego przyjaciel musia艂 przez ca艂y czas cierpie膰 z powodu roz艂膮ki. Rodzina zawsze by艂a dla niego czym艣, co w 偶yciu liczy艂o si臋 najbardziej.

W ci膮gu ostatnich trzech lat nie by艂o dnia, w kt贸rym bym za wami nie t臋skni艂 鈥 wyja艣ni艂 zwi臋藕le. 鈥 呕ycie by艂oby z pewno艣ci膮 艂atwiejsze, gdyby艣cie zostali tu, na miejscu. Przede wszystkim 艂atwiejsze dla mnie.

Widzia艂, jak Ron zaczyna szybko mruga膰, odwr贸ci艂 wi臋c taktownie wzrok. Hermiona wsta艂a bezszelestnie, podesz艂a do Rona i uj臋艂a go za r臋k臋, kt贸r膮 ten 艣cisn膮艂, nie podnosz膮c oczu. A Harry nareszcie zrozumia艂, 偶e jedynie wsparcie Hermiony powstrzyma艂o go od pogr膮偶enia si臋 w rozpaczy z t臋sknoty za rodzin膮.

Poka偶emy to Harry鈥檈mu teraz? 鈥 zapyta艂a Hermiona, zwracaj膮c si臋 do Rona. 鈥 Czy jest jeszcze za wcze艣nie?

Zaintrygowany Harry uni贸s艂 wzrok. Ron wydawa艂 si臋 zmaga膰 z sob膮 samym, w ko艅cu powoli skin膮艂 g艂ow膮.

Ale na pocz膮tek tylko jemu 鈥 zastrzeg艂. 鈥 Mog臋 na chwil臋 skorzysta膰 z twojego ramienia, Harry?

Nieco zdezorientowany Harry pozwoli艂 Hermionie podci膮gn膮膰 si臋 do g贸ry, nie wiedz膮c naprawd臋, co jego przyjaciele mog膮 mie膰 na my艣li. Co zamierzali mu pokaza膰? Czy to mo偶liwe, 偶e?鈥

Nie odwa偶y艂 si臋 doko艅czy膰 tej my艣li, czuj膮c szalone walenie serca na widok Rona, mocno obejmuj膮cego Hermion臋 lewym ramieniem, prawe za艣 k艂ad膮c mu na barku.

Potrzebowa艂 kr贸tkiej chwili, by zareagowa膰 w艂a艣ciwie, po czym schwyci艂 rami臋 przyjaciela, przytrzymuj膮c je mocno. Wsp贸lnymi si艂ami podnie艣li go z w贸zka na nogi.

Dopiero kilka sekund p贸藕niej Harry zorientowa艂 si臋, 偶e przez ca艂y ten czas wstrzymywa艂 oddech. Sapn膮艂, wypuszczaj膮c powietrze z p艂uc. Ron wprawdzie mocno schud艂, ale jego ci臋偶ar nada艂 by艂 do艣膰 solidny. Chwil臋 potem Harry鈥檈mu zrobi艂o si臋 niespodziewanie l偶ej.

Twarz Rona wykrzywia艂 wysi艂ek i b贸l, kiedy mozolnie wysun膮艂 jedn膮 stop臋 naprz贸d. Jego kroki by艂y chwiejne, sztywne i m臋cz膮co powolne, co wcale nie umniejsza艂o faktu, i偶 rzeczywi艣cie szed艂 o w艂asnych si艂ach.

Miejsce, w kt贸rym stali, dzieli艂o od ko艅ca pomostu zaledwie kilka metr贸w, ale minuty, kt贸rych potrzebowali, aby tam doj艣膰, zdawa艂y si臋 trwa膰 ca艂膮 wieczno艣膰. 呕adne z nich nie wyrzek艂o ani s艂owa, zanim nie dobrn臋li do celu. Ron zatrzyma艂 si臋 na chwilk臋, z twarz膮 oblan膮 potem i oczami 艣wiec膮cymi dzikim triumfem. A potem roztrz臋sione nogi ust膮pi艂y pod jego ci臋偶arem, opad艂 wi臋c na deski, wspierany przez Harry鈥檈go i Hermion臋.

Jak to mo偶liwe? 鈥 zapyta艂 Harry, bezgranicznie zdumiony i rado艣nie podniecony, czuj膮c ogarniaj膮cy go 偶ar euforii. 鈥 Jak to si臋 sta艂o, 偶e mo偶esz nagle porusza膰 nogami?

Ron za艣mia艂 si臋 cicho, zamykaj膮c oczy i opieraj膮c si臋 o rami臋 Hermiony.

Mugolscy lekarze utrzymuj膮, 偶e to cud i wychwalaj膮 pod niebiosa najnowsz膮 technik臋 鈥 wyt艂umaczy艂, dysz膮c. 鈥 Sam jednak raczej przypuszczam, 偶e to moc zakl臋cia, kt贸re mnie trafi艂o, zaczna powoli s艂abn膮膰.

Harry gapi艂 si臋 na Rona, a my艣li w jego g艂owie p臋dzi艂y w szalonym korowodzie. Od nocy, w kt贸rej z pomoc膮 Dracona zburzy艂 iluzoryczny 艣wiat Voldemorta, min臋艂y nieca艂e trzy miesi膮ce. Niemal wszyscy 艣miercio偶ercy z najbli偶szych mu kr臋g贸w zgin臋li.

Wiesz, kto rzuci艂 t臋 kl膮tw臋? 鈥 zapyta艂, marszcz膮c czo艂o.

Ron wykrzywi艂 usta i wzruszy艂 ramionami.

Nie, nie mam poj臋cia 鈥 wymamrota艂. 鈥 Pami臋tam ten dzie艅 jak przez mg艂臋.

Harry powoli kiwn膮艂 g艂ow膮. W艂a艣ciwie by艂o oboj臋tne, czy Rona sparali偶owa艂o zakl臋cie Do艂ohowa, Rookwooda, Notta, Macnaira czy te偶 samego Voldemorta. Ka偶dy z nich w ten czy inny spos贸b odszed艂, a wraz z nim czarna magia, kt贸r膮 si臋 pos艂u偶yli.

Przygl膮da艂 si臋, jak Hermiona energicznym machni臋ciem r贸偶d偶ki z dziecinn膮 艂atwo艣ci膮 z powrotem przenosi s艂abo protestuj膮cego Rona do w贸zka.

Harry obj膮艂 kolana ramionami, wpatruj膮c si臋 wod臋, z monotonnym, cichym pluskiem uderzaj膮c膮 o belki pomostu. Od strony tarasu dobieg艂y do nich d藕wi臋ki muzyki. Zdawa艂o mu si臋, 偶e tutaj, nad brzegiem jeziora, znajduje si臋 w zupe艂nie innym 艣wiecie.

By艂o jeszcze o wiele za wcze艣nie, by porozmawia膰 o wszystkim, co zasz艂o od chwili wyjazdu Rona i Hermiony. Ka偶de z nich wiedzia艂o, 偶e jedno popo艂udnie to za ma艂o, by zniwelowa膰 trzy dziel膮ce ich lata i g艂adko przej艣膰 do tera藕niejszo艣ci. Harry nie przyk艂ada艂 jednak do tego zbyt wielkiej wagi. Nie spieszy艂o mu si臋.

Na jeden kr贸tki, bezcenny moment po prostu absolutnie wystarczy艂o mu by膰 w ich towarzystwie, z plecami opartymi o nogi Rona, z Hermion膮 siedz膮c膮 tak blisko, 偶e bokiem wyczuwa艂 jej rami臋 i udo, nie musz膮c zajmowa膰 my艣li niczym pr贸cz wdzi臋czno艣ci膮 za powr贸t przyjaci贸艂.

Magiczn膮 chwil臋 przerwa艂o ciche, pobrzmiewaj膮ce niech臋ci膮 westchnienie Hermiony.

Powinni艣my p贸j艣膰 teraz do go艣ci i zobaczy膰 si臋 z twoj膮 rodzin膮, Ron 鈥 stwierdzi艂a rozs膮dnie. 鈥 B臋dzie lepiej, je艣li przestaniemy odk艂ada膰 to na p贸藕niej.

Przez chwil臋 Ron sprawia艂 wra偶enie, jakby zamierza艂 zaprotestowa膰, w ko艅cu jednak kiwn膮艂 g艂ow膮, poddaj膮c si臋 jej namowie.

P贸jdziesz z nami? 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Harry鈥檈go z nadziej膮 w g艂osie.

Harry z 艂atwo艣ci膮 wyobrazi艂 sobie, jak Molly i Artur zareaguj膮 na wyt臋skniony powr贸t syna. Dlatego te偶 zdecydowanie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Dzi臋ki, jedna wzruszaj膮ca scena powitalna to dla mnie a偶 nadto jak na jeden dzie艅 鈥 wym贸wi艂 si臋 z subteln膮 drwin膮. 鈥 Poza tym musz臋 natychmiast, ale to natychmiast powa偶nie porozmawia膰 z pewn膮 osob膮.


***


Harry us艂ysza艂, jak muzyka i wszelkie inne odg艂osy dobiegaj膮ce z tarasu urywaj膮 si臋 jak uci臋te no偶em, sygnalizuj膮c mu, 偶e Hermiona i Ron dotarli do reszty go艣ci. U艣miechaj膮c si臋 w duchu, nie przerywa艂 swej w臋dr贸wki. Co艣 podszeptywa艂o mu, 偶e Dracona nie ma w tej chwili w艣r贸d zgromadzonych tam os贸b. Nie pomyli艂 si臋.

Odnalaz艂 Malfoya na 艂膮czce za przybud贸wk膮, mi臋dzy starymi drzewami owocowymi. Widok, kt贸ry si臋 przed nim pojawi艂, by艂 tak niecodzienny, 偶e na kilka chwil zatrzyma艂 si臋 jak wryty i patrzy艂 szeroko otwartymi oczami, niezdolny do opanowania cisn膮cego si臋 na usta u艣miechu.

Draco sta艂 za hu艣tawk膮, kupion膮 niedawno z my艣l膮 o Claire, kt贸ra nie omieszka艂a z niej skwapliwie skorzysta膰.

Wy偶ej! 鈥 krzycza艂a rozbrykana, rudow艂osa, wystrojona w bia艂膮 sukienk臋 dziewczynka, piszcz膮c z zachwytem, gdy Draco spe艂ni艂 jej 偶yczenie, mocniej popychaj膮c hu艣tawk臋.

By艂 to obraz pe艂en idealnej harmonii, a zarazem bole艣nie przypominaj膮cy Harry鈥檈mu o tym, 偶e nigdy nie b臋d膮 mieli z Draconem w艂asnych dzieci.

Wygl膮da na to, 偶e by艂by艣 ca艂kiem dobrym ojcem 鈥 wymkn臋艂o mu si臋 mimowolnie, zanim zd膮偶y艂 w og贸le przemy艣le膰 w艂asne s艂owa.

Zaskoczony Draco drgn膮艂 i b艂yskawicznie obr贸ci艂 si臋 ku niemu. Gdy tylko rozpozna艂 Harry鈥檈go, jego mina z艂agodnia艂a.

Mo偶liwe 鈥 odpar艂 mi臋kko po kr贸tkiej chwili wahania. Harry鈥檈mu wydawa艂o si臋, 偶e Draco dok艂adnie wiedzia艂, co w艂a艣nie chodzi艂o mu po g艂owie, 偶e posiada艂 zdolno艣膰 przejrzenia go na wylot. Bo c贸偶 innego mog艂o zmusi膰 go do tego, by napisa膰 do Rona i Hermiony, namawiaj膮c ich na powr贸t, gdyby nie wiedzia艂, ile znacz膮 dla Harry鈥檈go jego najbli偶si przyjaciele?

Lekki wietrzyk rozwia艂 starannie u艂o偶one w艂osy Dracona, ostatecznie burz膮c mu fryzur臋 i zdmuchuj膮c kilka kosmyk贸w na twarz. Czy chwila, w kt贸rej Harry przestanie czu膰 magiczn膮 si艂臋 przyci膮gania Dracona kiedykolwiek nadejdzie? Nie by艂 w stanie zaprzeczy膰 temu z ca艂膮 pewno艣ci膮.

Zagadkowe, elektryzuj膮ce napi臋cie mi臋dzy nimi nie straci艂o na sile, wr臋cz przeciwnie, zdawa艂o si臋 narasta膰 z ka偶dym krokiem, kt贸ry Draco robi艂 w jego kierunku. Harry poczu艂 艂askotanie w 偶o艂膮dku i czubkach palc贸w, gdy Malfoy zatrzyma艂 si臋 w ko艅cu z twarz膮 oddalon膮 o zaledwie kilka centymetr贸w od jego w艂asnej.

Draco ani przez chwil臋 nie spu艣ci艂 z niego wzroku. Leciutki, pe艂en oczekiwania, niedaj膮cy si臋 przegoni膰 u艣miech nadal ta艅czy艂 na wargach Harry鈥檈go.

Chcesz poca艂owa膰 wujka? 鈥 odezwa艂 si臋 piskliwy, zaciekawiony dzieci臋cy g艂osik, brutalnie sprowadzaj膮c Harry鈥檈go do rzeczywisto艣ci. Stoj膮ca obok Claire skuba艂a go przybrudzonymi paluszkami za r臋kaw, a jej b艂臋kitne, szeroko rozwarte oczy spogl膮da艂y to na niego, to na Dracona.

Harry u艣wiadomi艂 sobie, 偶e na chwil臋 zupe艂nie zapomnia艂 o jej istnieniu. Przeni贸s艂 wzrok na lekko ko艂ysz膮ca si臋, opuszczon膮 hu艣tawk臋.

Nie przysz艂o mu 艂atwo zapanowa膰 nad u艣miechem i zwr贸ci膰 si臋 do Claire z powa偶n膮 min膮.

Tak, chyba chc臋 鈥 odpowiedzia艂, ciesz膮c si臋 w duchu, 偶e ani Fleur, ani Billa nie by艂o w pobli偶u.

Na czole ma艂ej pojawi艂o si臋 kilka rozkosznych zmarszczek, 艣wiadcz膮cych o ostrym wysi艂ku umys艂owym.

To nie o偶enisz si臋 z cioci膮 Ginny? 鈥 zapyta艂a wreszcie z wahaniem.

Harry odetchn膮艂 powoli, przykucaj膮c tak, by znale藕膰 si臋 na jednym poziomie z Claire.

Nie 鈥 odpar艂 cicho. 鈥 I gdybym mia艂 kiedykolwiek bra膰 z kim艣 艣lub, to tylko z Draconem. 鈥 Co艣 powstrzyma艂o go przed spojrzeniem Malfoyowi w twarz, gdy wypowiada艂 te s艂owa. Wola艂 wpatrywa膰 si臋 w s艂odki do艂eczek w podbr贸dku dziewczynki.

Claire podpar艂a d艂onie o biodra, spogl膮daj膮c na niego spod przymru偶onych powiek, wygl膮daj膮c przez chwil臋 jak miniaturowe wydanie Molly.

No to musisz mi obieca膰, 偶e i tak pozostaniesz moim wujkiem 鈥 za偶膮da艂a rezolutnym, niedopuszczaj膮cym sprzeciwu g艂osem.

Harry roze艣mia艂 si臋 w obliczu takiej logiki, niemaj膮cej jednak najmniejszego wp艂ywu na jego odpowied藕.

Obiecuj臋 鈥 o艣wiadczy艂 uroczy艣cie.



Koniec rozdzia艂u trzydziestego pi膮tego




Epilog



Czarne zwierciad艂o,

na ko艅cu pozostanie dr臋cz膮ca pewno艣膰,

偶e cho膰 codziennie zasypuj臋 ci臋

dowodami mej czu艂o艣ci i mi艂o艣ci,

to nigdy nie b臋d臋 w stanie

odwr贸ci膰 strasznego czynu, kt贸ry pope艂ni艂em.



Czas leczy wszystkie rany, powtarza艂a babcia Blaise鈥檃. Staram si臋 wierzy膰 w jej s艂owa. Nie zawsze mi si臋 to jednak udaje.

Niekiedy, noc膮, budz膮 mnie twoje krzyki. Ostre i przenikliwe, a ka偶dy z nich jest akustycznym odbiciem twojego strachu. W takich momentach spinam si臋 ka偶d膮 cz膮stk膮 mego cia艂a, t臋skni膮c za tym, by wyci膮gn膮膰 d艂o艅 i uspokoi膰 ci臋 dotykiem. Przewa偶nie nie udaje mi si臋 pokona膰 l臋ku przed twoj膮 reakcj膮.

Te kr贸tkie sekundy zaraz po tym, jak wyrywasz si臋 z potwornych sn贸w: patrzysz mi wtedy w twarz i nie wiesz, kogo masz we mnie widzie膰, m臋偶czyzn臋, kt贸ry ci臋 kocha czy gwa艂ciciela, kt贸ry jest przyczyn膮 twoich koszmar贸w. W tych chwilach, potrzebnych ci do przemienienia widniej膮cej w twych oczach paniki w ulg臋, za ka偶dym razem umiera we mnie co艣 male艅kiego, ton膮c w otch艂ani dr臋cz膮cego poczucia winy. A ja nie potrafi臋 temu zapobiec.

Czasem mam wra偶enie, 偶e radzimy sobie z tym, 偶e wszystko si臋 poprawia. Tak jak tego dnia, kiedy postanawiasz powr贸ci膰 wraz ze mn膮 do miejsca tych strasznych wydarze艅.

Dok艂adnie rok mija od chwili, gdy spotkali艣my si臋 w kapliczce w sercu Zakazanego Lasu. Ch艂贸d i wilgo膰 panuj膮ce w艣r贸d tych grubych, zmursza艂ych, nadple艣nia艂ych 艣cian nie ust臋puj膮 przed letnim upa艂em na zewn膮trz. Woda cicho skapuje ze 艣cian perlistymi kroplami, z tym samym monotonnym odg艂osem co wtedy.

Widz臋, jak nabierasz g艂臋boko powietrza, unosz膮c wzrok i rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a. Czuj臋 dr偶膮cy u艣cisk twej r臋ki, ciasno obejmuj膮cej moje palce. Jedyne, co mog臋 zrobi膰, to odpowiedzie膰 ci takim samym, ostro偶nym u艣ciskiem. Pokaza膰 ci w ten spos贸b, 偶e tu jestem, 偶e mo偶esz na mnie liczy膰. Nawet je艣li ta my艣l jeszcze kilka miesi臋cy temu kompletnie wyprowadzi艂aby mnie z r贸wnowagi.

Czasy si臋 zmieni艂y. Nie jestem tym samym cz艂owiekiem, kt贸rym by艂em rok wcze艣niej. Ty te偶 nie.

Ci膮gle wydaje mi si臋 cudem, 偶e pozwalasz mi si臋 dotyka膰, dzieli膰 z tob膮 艂贸偶ko, patrze膰 ci w twarz, kiedy si臋 z tob膮 kocham. Jak ci si臋 uda艂o tak 艂atwo mi wybaczy膰?

Czasem mam nadziej臋, 偶e 艣wiat, gdzie艣 tam, na zewn膮trz, nadal pozostanie w r贸wnowadze. 呕e i w przysz艂o艣ci b臋dzie nam wolno 偶y膰 w spokoju, cho膰 w g艂臋bi serca wiem, 偶e ta nadzieja si臋 nie spe艂ni. Bo zawsze znajdzie si臋 jaki艣 czarodziej lub czarownica, d膮偶膮cy do wi臋kszej w艂adzy, ni偶 mu dano.

Czarne zwierciad艂o w holu naszego dworu przewa偶nie pokazuje prawd臋 鈥 tak twierdzi艂 niegdy艣 m贸j ojciec. Jedynie na pytanie, co widzimy w momentach, gdy nie odbija jej na swej powierzchni, nie potrafi艂 udzieli膰 odpowiedzi. Ale to nigdy nie powstrzyma艂o mnie przed zadawaniem mu go od nowa. Przecie偶 ju偶 tyle razy wskaza艂 mi w艂a艣ciw膮 drog臋.

B艂yszcz膮ca tafla lustra wydaje si臋 porusza膰, przywodzi na my艣l 艂agodne fale czarnego, nocnego jeziora. Widz臋 ciemno艣膰 na horyzoncie, zbli偶aj膮c膮 si臋 nieustannie. Cienie powoli wypieraj膮 艣wiat艂o. Czarodziejski 艣wiat zn贸w podniesie si臋 przeciw tym, kt贸rzy mu zagra偶aj膮. Nie odczuwam l臋ku, bo wiem, 偶e moje miejsce b臋dzie u twojego boku.

Czasem, w chwilach ciszy, zadr臋czam si臋 pytaniem, czy naprawd臋 na zawsze zostaniemy razem, czy te偶 pewnego dnia nasze drogi si臋 rozejd膮. I cho膰 tak bardzo pragn膮艂bym pozna膰 odpowied藕, to dok艂adnie wiem, 偶e jest to co艣, o co nigdy nie odwa偶臋 si臋 zapyta膰, stoj膮c przed czarnym zwierciad艂em.



KONIEC






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Seria Zwierciadlana ?艂o艣膰
Conan 51 Conan Pan czarnej rzeki
Czarne orly sprawozdanie2
06 - JEJ CZARNE OCZY, Teksty piosenek
Czarne i bia艂e dziury, W 喈 DZIEJE ZIEMI I 艢WIATA, 鈼弔xt RZECZY DZIWNE
plan pracy gromady zuchowej czarne jag贸dki 2009- 2010, Plan Pracy Gromady
Finanse Mi臋dzynarodowe ?艂o艣膰
Krzywe zwierciad艂o
owoce czarnego bzu
STOSUNKI ?艂o艣膰
Jak skonstruowa膰 obraz w zwierciadle kulistym wkl臋s艂ym
cia艂o doskonale czarne1
32 Badanie promieniowania cia艂a doskonale czarnego
PAMI臉TNIKI PASKA ZWIERCIAD艁EM EPOKI, Przydatne do szko艂y, barok
Czarne Kwiaty, POLONISTYKA, II ROK SEMESTR ZIMOWY, HLP II ROK, romantyzm
Czarne i Bia艂e Kwiaty, Filologia polska, Romantyzm
Pomiar profilu zwierciad艂a wody na przelewie o szerokiej koronie stary office, In偶ynieria Wodna, Bud