CAROLE MORTIMER
T艂umaczy艂 Krzysztof Bednarek
- Niestety to kobieciarz, mamo - powiedzia艂a z b艂yskiem w oku Mattie Crawford.
By艂a drobniutk膮, niebieskook膮 szatynk膮. Mia艂a metr pi臋膰dziesi膮t siedem wzrostu, pi臋kn膮 twarz o delikatnych rysach, w艂osy si臋gaj膮ce ramion.
- Zbyt cz臋sto pochopnie oceniasz ludzi - od powiedzia艂a zza biurka Diana Crawford, matka Mattie. - Ju偶 nieraz twoje os膮dy okazywa艂y si臋 b艂臋dne. - U艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o. - Mo偶e jeste艣 przewra偶liwiona po tym, jak okaza艂o si臋, 偶e Richard, kt贸ry spotyka艂 si臋 z tob膮 przez trzy miesi膮ce, by艂 zar臋czony z kim艣 innym?
By艂o to dla Mattie dotkliwe upokorzenie, kt贸rego wola艂a nie wspomina膰. Pewnego dnia Richard niespodziewanie oznajmi艂, 偶e nie mog膮 si臋 wi臋cej widywa膰, poniewa偶 za tydzie艅 si臋 偶eni!
- Chocia偶 musz臋 przyzna膰, 偶e to, co mi o nim m贸wi艂a艣, wskazuje na bardzo swobodny tryb 偶ycia - doda艂a Diana.
- Mamo, on umawia si臋 r贸wnolegle z czterema kobietami! Z czego trzy to m臋偶atki! - Mattie by艂a oburzona.
- M臋偶atki powinny trzyma膰 si臋 w艂asnych m臋偶贸w - skomentowa艂a matka. By艂a bardzo podobna do c贸rki, tylko ju偶 nie tak szczup艂a jak dawniej. - To prawda, 偶e niekt贸rym m臋偶czyznom wydaje si臋, 偶e od przybytku g艂owa nie boli. Wol膮 umawia膰 si臋 z wieloma kobietami i nigdy si臋 nie o偶eni膰.
- Kt贸ra kobieta przy zdrowych zmys艂ach wysz艂aby za takiego cz艂owieka? - odpar艂a Mattie.
- To nie m臋偶czyzna, a prawdziwa 艣winia! - Powinien stan膮膰 pod pr臋gierzem i zosta膰 publicznie wych艂ostany - nieoczekiwanie doda艂 m臋ski g艂os.
Mattie zamar艂a. Odwr贸ci艂a si臋 powoli, zarumieniona.
Diana u艣miechn臋艂a si臋, wsta艂a i podesz艂a do przystojnego, m艂odego przybysza.
- Czym mog臋 s艂u偶y膰? - spyta艂a.
- Jestem Jack Beauchamp - przedstawi艂 si臋 m臋偶czyzna. - Telefonowa艂em wczoraj. Chcia艂bym odda膰 swojego psa na przechowanie przez przysz艂y weekend. Poradzi艂a mi pani, abym przyjecha艂 i obejrza艂 pani hotel. - Diana prowadzi艂a hotel dla ps贸w. - Przepraszam, je艣li paniom przeszkodzi艂em - ci膮gn膮艂 Jack, zerkaj膮c na Mattie, kt贸ra z kolei poblad艂a. - M贸wi艂a mi pani, 偶e mog臋 przyjecha膰 w niedziel臋 po po艂udniu.
- Oczywi艣cie, jeste艣my um贸wieni - zapewni艂a z u艣miechem Diana. - Pa艅ski piesek to collie, owczarek szkocki, prawda?
Mattie u艣miechn臋艂a si臋. Jej matka nigdy nie zapomina艂a ps贸w ani ich ras, cho膰 nieraz myli艂a ich w艂a艣cicieli.
- Wabi si臋 Harry - doda艂 na potwierdzenie Jack.
Mattie patrzy艂a na niego, zaskoczona. Jeszcze nigdy w 偶yciu nie widzia艂a tak przystojnego m臋偶czyzny! Mia艂 oko艂o trzydziestu, mo偶e trzydziestu pi臋ciu lat. By艂 wysokim, szczup艂ym brunetem o pi臋knych, ciemnych oczach i ciep艂ym, przyjaznym spojrzeniu. Jego wspania艂a, smag艂a, poci膮g艂a twarz mia艂a m臋skie, cho膰 nieprzesadnie wyraziste rysy.
Mattie zawstydzi艂a si臋 troch臋 swojego codziennego ubrania - w艂o偶y艂a dzisiaj zwyk艂膮 koszulk臋 i d偶insy, praktyczne podczas pracy przy psach. Na szcz臋艣cie Jack Beauchamp mia艂 na sobie podobnego typu str贸j, tyle 偶e ciemny, co dodawa艂o mu jeszcze aury m臋sko艣ci i tajemniczo艣ci.
- Ch臋tnie poka偶臋 panu nasz hotel - odezwa艂a si臋 Mattie. - Mama jest zaj臋ta.
- Oczywi艣cie.
- Ale偶... - zacz臋艂a Diana.
- Zajmij si臋 swoj膮 prac膮, mamo - przerwa艂a Mattie. - Poka偶臋 panu wszystko.
Matka spojrza艂a na ni膮 z trosk膮. Najwyra藕niej Mattie mia艂a ochot臋 oprowadzi膰 przystojnego klienta po Woofdorf - tak nazywa艂 si臋 prowadzony od dwudziestu lat przez Dian臋 luksusowy hotel dla ps贸w.
- Prosz臋 za mn膮 - odezwa艂a si臋 Mattie do Jacka. - Poka偶臋 panu, gdzie rezyduj膮 nasi go艣cie.
- Bardzo ch臋tnie za pani膮 p贸jd臋 - odpowiedzia艂.
Cofn臋艂a si臋 odrobin臋.
- S艂ucham?
Diana u艣miecha艂a si臋 grzecznie. Chyba nie us艂ysza艂a 艣ciszonych s艂贸w klienta.
- Pi臋kna pogoda jak na t臋 por臋 roku - odpowiedzia艂 z u艣miechem Jack.
- Prosz臋 przodem - rzuci艂a 偶ywo Mattie, otwieraj膮c mu drzwi.
- Pani pierwsza.
Ruszyli w ko艅cu jednocze艣nie, zderzaj膮c si臋 w drzwiach. Mattie by艂a przekonana, 偶e Jack Beauchamp zrobi艂 to celowo.
- Przepraszam - mrukn臋艂a.
- Nic nie szkodzi - odpar艂 zadowolony z siebie. U艣miechn膮艂 si臋 rozbrajaj膮co. By艂o oczywiste, 偶e celowo dra偶ni Mattie.
- Gdyby zechcia艂 pan wi臋cej na mnie nie wpada膰... - zacz臋艂a.
- Postaram si臋 - odpowiedzia艂. - Wydaje mi si臋, 偶e gdzie艣 ju偶 pani膮 spotka艂em.
Mattie wzi臋艂a g艂臋boki oddech. Jack Beauchamp m贸g艂 j膮 spotka膰. Mia艂a nadziej臋, 偶e nie przypomni sobie, gdzie pracowa艂a. Pomaga艂a matce tylko w 艣wi臋ta. Pan Beauchamp nie by艂by zachwycony swoim odkryciem; Mattie postanowi艂a w razie potrzeby wyprze膰 si臋 prawdy, aby firma jej matki nie straci艂a klienta.
- W膮tpi臋 - skwitowa艂a.
- A jednak jestem przekonany, 偶e gdzie艣 si臋 ju偶 widzieli艣my - ci膮gn膮艂. - I to raczej nie w sytuacji towarzyskiej.
- Naprawd臋 nie przypominam sobie pana - zako艅czy艂a Mattie, u艣miechaj膮c si臋.
Sk艂ama艂a.
- T臋dy - rzuci艂a, aby odwr贸ci膰 uwag臋 Jacka.
Otworzy艂a drzwi do boks贸w z psami. Na korytarzu rozleg艂o si臋 og艂uszaj膮ce szczekanie. Psy przebywa艂y w budynku, aby nie by艂o im zimno.
- Wszystkie pokoje maj膮 dywany i s膮 ogrzewane - m贸wi艂a Mattie. Pomieszczenia dla ps贸w nazywa艂y z Dian膮 鈥瀙okojami鈥, poniewa偶 by艂y du偶e i naprawd臋 luksusowo wyposa偶one. - Psy maj膮 tak偶e wygodne fotele. - Pokaza艂a na znajduj膮cy si臋 w boksie kosz, po czym pog艂aska艂a mijanego psa. - Ka偶dy go艣膰 dostaje czysty kosz i pos艂anie, chocia偶 je艣li klient woli, mo偶e przywie藕膰 pos艂anie, kt贸rego pies u偶ywa w domu. - Mattie g艂aska艂a wszystkie psy po kolei. Ceny w hotelu jej matki by艂y wysokie, wi臋c trzeba by艂o wyja艣nia膰 klientom, za co p艂ac膮. - Go艣ciom, kt贸rzy maj膮 w zwyczaju ogl膮da膰 seriale, wstawiamy do pokoju telewizor. - Mattie obejrza艂a si臋 i stwierdzi艂a, 偶e Jack zatrzyma艂 si臋 przy drugim boksie, gdzie wita艂 go z rado艣ci膮 pi臋kny labrador.
Mattie wr贸ci艂a do klienta.
- 艢liczna, prawda? - odezwa艂a si臋 przyja藕nie, g艂aszcz膮c wspania艂e zwierz臋. - To suka, wabi si臋 Sophie.
- Przepi臋kna! - odpar艂 Jack. - I bardzo przyja藕nie nastawiona.
- To prawda - zgodzi艂a si臋.
Bawi膮cy si臋 z psem Jack wygl膮da艂 rozbrajaj膮co. By艂 tak niewiarygodnie przystojny! Trudno by艂o oderwa膰 od niego spojrzenie. Mattie wcale nie by艂a z tego zadowolona.
- Sophie cieszy si臋 na widok cz艂owieka - doda艂a. - Niestety, jej w艂a艣cicielka, starsza pani, zmar艂a przed trzema miesi膮cami. Jej rodzina nie chce Sophie, polecili nam j膮 u艣pi膰. Oczywi艣cie nie u艣pi艂yby艣my z mam膮 zdrowego zwierz臋cia! Dlatego Sophie ci膮gle u nas mieszka - wyja艣nia艂a.
Sophie zazwyczaj towarzyszy艂a Dianie przy pracy; tego dnia zamkn臋艂a j膮 w boksie jedynie ze wzgl臋du na spodziewanego go艣cia. Mattie i jej matka mia艂y ju偶 cztery w艂asne psy - nie tylko bowiem Sophie u nich pozosta艂a. Nie chcia艂y pos艂a膰 zwierz膮t do schroniska, obawia艂y si臋, 偶e je艣li psy nie znajd膮 nowych w艂a艣cicieli, zostan膮 u艣pione.
- To bardzo smutna historia - skomentowa艂 Jack.
- Tak... Chod藕my dalej. Poka偶臋 panu wolne boksy, 偶eby m贸g艂 pan wybra膰 na przysz艂y weekend lokum dla Harry'ego.
Kilka minut p贸藕niej Jack usiad艂 w fotelu dla klient贸w.
- Naprawd臋 zapewniaj膮 panie psom luksusowe warunki - powiedzia艂.
- Psy to tak wspania艂e, kochaj膮ce cz艂owieka zwierz臋ta - odpar艂a Mattie. - Zas艂uguj膮 na najlepsze traktowanie.
- Zgadzam si臋. - Jack chwil臋 patrzy艂 jej w oczy. - Harry'emu z pewno艣ci膮 b臋dzie tu bardzo dobrze. - Wsta艂. - Pierwszy raz oddam go do psiego hotelu. A Harry ma ju偶 sze艣膰 lat, mam go od szczeniaka.
Mattie zerkn臋艂a na Jacka. Mia艂 przynajmniej jedn膮 zalet臋 - naprawd臋 troszczy艂 si臋 o swojego psa. Mo偶e nie by艂 z艂ym cz艂owiekiem?
- Harry'emu bez w膮tpienia b臋dzie u nas dobrze - zapewni艂a, podczas gdy Jack jeszcze raz nachyli艂 si臋 nad Sophie. - Poka偶臋 panu, jakie przestronne wybiegi mamy dla naszych go艣ci. Niezale偶nie od tego, 偶e s膮 wybiegi, codziennie wyprowadzamy ka偶dego psa na d艂ugi spacer.
- Wasz hotel zapewnia wi臋cej wyg贸d ni偶 wiele hoteli dla ludzi! - odezwa艂 si臋 z rozbrajaj膮cym u艣miechem Jack, kiedy wychodzili z budynku.
- To prawda.
- Czy prowadz膮 go panie we dwie, czy pani mama zatrudnia jeszcze kogo艣? - spyta艂 Jack.
- Zatrudnia - odpowiedzia艂a kr贸tko. - Czy nie uwa偶a pan, 偶e hotel jest pi臋knie po艂o偶ony? - zmieni艂a temat.
Hotel by艂 naprawd臋 wspaniale po艂o偶ony - w spokojnej okolicy, w艣r贸d kwiat贸w - i mia艂 w艂asny ogr贸d. Znajdowa艂 si臋 ponadto blisko Londynu.
- Cudownie - odpar艂 Jack, wpatruj膮c si臋 w oczy Mattie.
- Zaprowadz臋 pana do mojej matki, aby om贸wi艂a wszystkie szczeg贸艂y - powiedzia艂a szybko.
- Mam nadziej臋, 偶e wszystko si臋 panu podoba艂o? - zagadn臋艂a z u艣miechem Diana, gdy ich ponownie zobaczy艂a.
- Wszystko - potwierdzi艂 z przekonaniem w g艂osie. Znowu zerkn膮艂 na Mattie. - Mam na imi臋 Jack.
- A ja Diana - odpowiedzia艂a, rozpromieniona.
By艂a mniej wi臋cej o dziesi臋膰 lat starsza od Jacka, a Mattie - chyba o dziesi臋膰 lat m艂odsza. Diana Crawford wci膮偶 by艂a atrakcyjn膮 kobiet膮. Wiele lat temu zosta艂a wdow膮. Zawsze twierdzi艂a, 偶e zbyt mocno kocha艂a ojca Mattie, 偶eby zwi膮za膰 si臋 z kimkolwiek. Jednak chyba ka偶dej kobiecie spodoba艂by si臋 Jack Beauchamp.
- Sk膮d dowiedzia艂e艣 si臋 o naszym hotelu, Jack? - spyta艂a Diana. - Zawsze o to pytamy, w celach marketingowych. Czy kto艣 poleci艂 ci to miejsce czy te偶 mo偶e widzia艂e艣 nasz膮 reklam臋?
- Kto艣 zostawi艂 w moim biurze ulotki reklamowe waszego hotelu.
Mattie nagle zaciekawi艂y fotografie na 艣cianie, szybko odwr贸ci艂a si臋 od Jacka.
- M贸j Harry jeszcze nigdy nie by艂 w psim hotelu - ci膮gn膮艂 - m贸wi艂em ju偶 o tym twojej c贸rce. Jednak w przysz艂y weekend koniecznie musz臋 by膰 w Pary偶u, a poniewa偶 wyje偶d偶am z ca艂膮 rodzin膮, nie ma si臋 kto nim zaopiekowa膰. Wola艂bym go nie zostawia膰 w hotelu, chocia偶 wasz jest naprawd臋 luksusowy.
- Przepraszam, musz臋 ju偶 i艣膰 - odezwa艂a si臋 nagle Mattie. - Mam co艣 do zrobienia.
- Dzi臋kuj臋 za oprowadzenie - powiedzia艂 z u艣miechem Jack, kt贸ry wci膮偶 sta艂 przy drzwiach. - Mam nadziej臋, 偶e zobaczymy si臋 znowu - doda艂, u艣miechaj膮c si臋 jeszcze szerzej.
Mattie wola艂aby wi臋cej nie widzie膰 tego cz艂owieka.
- Zapewne zobaczymy si臋 w przysz艂y weekend, je艣li zdecyduje si臋 pan przywie藕膰 do nas Harry'ego - powiedzia艂a. - Teraz naprawd臋 musz臋 ju偶 i艣膰.
Jack odsun膮艂 si臋, 偶eby mog艂a go min膮膰.
A wi臋c to jest Jack Beauchamp! - pomy艣la艂a, wychodz膮c z pokoju. Wyj膮tkowo przystojny, mo偶na by nawet powiedzie膰: czaruj膮cy... Mama chyba go polubi艂a. Ale ona lubi wszystkich i wszystkim ufa, zaufa艂a nawet tej dziewczynie, kt贸ra w zesz艂ym roku kr贸tko u niej pracowa艂a, a potem j膮 okrad艂a.
To Mattie roznosi艂a ulotki reklamowe hotelu dla ps贸w w biurach JB Industries. Nie wiedzia艂a, 偶e zawita tu sam szef, Jack Beauchamp!
Z pewno艣ci膮 czeka艂a j膮 o偶ywiona rozmowa z matk膮. To w艂a艣nie bowiem o Jacku Beauchampie m贸wi艂a Mattie, kiedy niespodziewanie wszed艂.
Kobieciarz we w艂asnej osobie.
- Ale偶 to czaruj膮cy cz艂owiek! - odezwa艂a si臋 Diana, kiedy Jack odjecha艂 czerwonym, sportowym samochodem.
Mattie by艂a innego zdania ni偶 matka i mia艂a ku temu pow贸d. Zastanawia艂a si臋, czy nie powiedzie膰 o nim matce.
- Jest taki mi艂y, otwarty, ma tak naturalny spos贸b bycia, mimo 偶e jest bogaty, co od razu wida膰! - zachwyca艂a si臋 Diana. - Zarezerwowa艂 dla Harry'ego miejsce na cztery dni w okresie Wielkanocy. Zdaje si臋, 偶e b臋dziemy mia艂y pe艂ny hotel... Co si臋 sta艂o, Mattie? - Spostrzeg艂a min臋 c贸rki.
- Zapisa艂a艣 jego nazwisko 鈥濨eecham鈥 - odpowiedzia艂a z westchnieniem. - Nie mia艂am poj臋cia, 偶e to Jack Beauchamp do nas przyjedzie.
- Czy co艣 si臋 sta艂o? - spyta艂a podejrzliwie Diana. - Kto to jest? Czy偶by艣 znowu narobi艂a sobie k艂opot贸w?
- Chyba nie, ale zdaje si臋, 偶e zrobi艂am co艣 okropnego, mamo. - Mattie mia艂a zbola艂膮 min臋.
- Chcesz o tym porozmawia膰, kochanie?
- Nie bardzo, ale obawiam si臋, 偶e powinnam. - Mattie westchn臋艂a. By艂a impulsywn膮 osob膮 i cz臋sto najpierw dzia艂a艂a, a my艣la艂a dopiero p贸藕niej, zbyt p贸藕no.
- Chod藕my do domu - zaproponowa艂a Diana.
Mattie ruszy艂a za ni膮 powoli, wiedz膮c, 偶e rozmowa nie b臋dzie przyjemna. Zapewne matka mia艂a racj臋. Po okropnym do艣wiadczeniu z Richardem Mattie gwa艂townie reagowa艂a na informacje o tym, 偶e jaki艣 m臋偶czyzna post臋puje nieuczciwie. Uwa偶a艂a zachowanie Jacka za okropne, lecz mimo to nie powinna by艂a robi膰 tego, co zrobi艂a.
Matka i c贸rka usiad艂y w wygodnej, cho膰 troch臋 ciasnej kuchni. Diana zaparzy艂a herbaty. Wok贸艂 nich kr膮偶y艂y cztery psy, zadowolone z ich obecno艣ci.
- I co masz mi do powiedzenia? - spyta艂a Diana.
- Pami臋tasz... zanim wszed艂 Jack Beauchamp, m贸wi艂am ci o bogatym kobieciarzu, kt贸ry spotyka si臋 r贸wnolegle z czterema kobietami - zacz臋艂a Mattie. - To w艂a艣nie on, Jack Beauchamp!
- Co艣 takiego! To znaczy, 偶e to jego sekretarka zam贸wi艂a u ciebie wczoraj w jego imieniu cztery bukiety, z kt贸rych ka偶dy mia艂a艣 dostarczy膰 innej kobiecie?
- Tak. - Mattie wypi艂a 艂yk herbaty. Jak mog艂a by膰 tak niem膮dra? Nie wiedzia艂a, jak Jack Beauchamp zareaguje na to, co zrobi艂a poprzedniego dnia. W贸wczas s膮dzi艂a, 偶e obmy艣li艂a sprytny plan, ale zd膮偶y艂a ju偶 ca艂kowicie zmieni膰 zdanie.
Mattie prowadzi艂a popularn膮 kwiaciarni臋. Mia艂a ona ju偶 tak dobr膮 opini臋, 偶e Mattie obecnie zajmowa艂a si臋 stale ro艣linami w biurach kilku firm. Przynosi艂o jej to wysokie dochody.
Mi臋dzy innymi obs艂ugiwa艂a przedsi臋biorstwo JB Industries, kt贸rego w艂a艣cicielem i prezesem by艂 Jack Beauchamp.
Je艣li postanowi si臋 na niej zem艣ci膰, Mattie mo偶e straci膰 wszystkie sze艣膰 kontrakt贸w z firmami. By膰 mo偶e nawet by艂 w stanie doprowadzi膰 j膮 do bankructwa! A tymczasem matka mia艂a opiekowa膰 si臋 jego psem...
- Zrealizowa艂a艣 jego zam贸wienie, czy nie? - spyta艂a Diana.
- Owszem. Ju偶 na Bo偶e Narodzenie dostarczy艂am w jego imieniu bukiety tym samym czterem kobietom.
- To by znaczy艂o, 偶e spotyka si臋 ze wszystkimi przynajmniej od czterech miesi臋cy! - wywnioskowa艂a Diana.
- Tym razem zamieni艂am karteczki z dedykacjami, kt贸re wypisa艂 - przyzna艂a si臋 Mattie. Spu艣ci艂a g艂ow臋, zawstydzona. Mia艂a dwadzie艣cia trzy lata i naprawd臋 nie powinna ju偶 robi膰 podobnych rzeczy. - On nie jest specjalnie pomys艂owy - kontynuowa艂a. - Wszystkim czterem napisa艂 to samo: 鈥濪la Sandy, z g艂臋bi serca - J鈥, 鈥濪la Tiny, z g艂臋bi serca - J.鈥. I tak dalej. Pozosta艂e dwie maj膮 na imi臋 Sally i Cally. Pomy艣la艂am, 偶e by膰 mo偶e powinny dowiedzie膰 si臋 nawzajem o swoim istnieniu. Pos艂a艂am wi臋c Cally bukiet z dedykacj膮 dla Tiny, Tinie - z dedykacj膮 dla Sandy, Sandy - dla Sally, a Sally - dla Cally. Wiem, 偶e g艂upio zrobi艂am... Mamo, czy ty p艂aczesz?
Diana ukry艂a twarz w d艂oniach. Zadr偶a艂a.
- Chyba do niego p贸jd臋 i powiem mu, co zrobi艂am. Wyt艂umacz臋, 偶e... - Mattie umilk艂a, widz膮c, 偶e jej matka 艣mieje si臋 serdecznie.
- Oj, Mattie, Mattie! - Diana z rozbawieniem pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Rzeczywi艣cie b臋dziesz musia艂a wybra膰 si臋 do niego i wszystko mu wyt艂umaczy膰. To z pewno艣ci膮 ta sprawa z Richardem wci膮偶 wp艂ywa na twoje zachowanie. Wyobra藕 sobie, co by by艂o, gdyby w dzie艅 swojego d艂ugo oczekiwanego 艣lubu przyjecha艂a do nas rankiem narzeczona Richarda i spyta艂a, co ci臋 z nim wi膮偶e. - Diana znowu pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nie wiesz, jakie skutki mog艂a spowodowa膰 wczorajsza zamiana kartek na bukietach. - Nagle znowu wybuchn臋艂a 艣miechem.
- To nie jest 艣mieszne, mamo! - odezwa艂a si臋 z oburzeniem Mattie.
- Masz racj臋, kochanie. - Diana niemal p艂aka艂a ze 艣miechu.
- Przesta艅 si臋 艣mia膰! - Mattie zacz臋艂a si臋 obawia膰, 偶e nerwowy 艣miech jej matki oka偶e si臋 zara藕liwy. - Przecie偶 Jack Beauchamp mnie zabije - powiedzia艂a z o偶ywieniem. - Kiedy us艂yszy, 偶e... - umilk艂a.
- Czy te bukiety na pewno dotar艂y do wszystkich adresatek? - upewni艂a si臋 Diana.
Mattie pokiwa艂a tylko g艂ow膮. Zawsze dostarcza艂a kwiaty na czas. Mi臋dzy innymi dlatego mia艂a wielu sta艂ych klient贸w. Cho膰 Jack z pewno艣ci膮 nie b臋dzie zadowolony z jej ostatniej us艂ugi.
- Musz臋 powiedzie膰, 偶e nie zachowywa艂 si臋 jak cz艂owiek, kt贸remu zmy艂a g艂ow臋 rozw艣cieczona kochanka - zauwa偶y艂a Diana.
- Rzeczywi艣cie - mrukn臋艂a Mattie.
Gdyby wiedzia艂a, 偶e z jej post臋pku wynik艂o co艣 dobrego, czu艂aby si臋 lepiej. Gdyby cho膰 jedna z kobiet zdecydowanym tonem powiedzia艂a Jackowi Beauchampowi, co o nim my艣li, mo偶e poruszy艂oby to cho膰 odrobin臋 jego sumienie.
- Nie wyobra偶am sobie, jak mog臋 przed nim stan膮膰 i powiedzie膰 mu, co zrobi艂am...
- Nie dziwi臋 ci si臋 - pokiwa艂a g艂ow膮 Diana. - Zw艂aszcza po dzisiejszym spotkaniu. Co艣 mi jednak m贸wi, 偶e je艣li do niego nie pojedziesz, to on jutro przyjedzie do ciebie, do kwiaciarni.
Mattie by艂a tego samego zdania. Chyba lepiej by艂o uprzedzi膰 atak Beauchampa.
A mo偶e nie mam si臋 czego wstydzi膰? - pomy艣la艂a znowu. Powiedzia艂, 偶e ca艂a j ego rodzina wyje偶d偶a z nim do Pary偶a. Mo偶e ma 偶on臋 i dzieci? Je艣li tak, nie powinien wysy艂a膰 kwiat贸w 偶adnym kobietom poza 偶on膮!
By膰 mo偶e a偶 tak bardzo mi nie zaszkodzi? - zastanawia艂a si臋. Je艣li jest 偶onaty, nie b臋dzie chcia艂 robi膰 wiele ha艂asu w nadziei, 偶e mo偶e zachowa wszystko w tajemnicy? A zreszt膮, co tak naprawd臋 mo偶e mi zrobi膰? - pociesza艂a si臋 Mattie.
Jednak nast臋pnego dnia, kiedy stan臋艂a naprzeciw Jacka Beauchampa w jego wspania艂ym gabinecie, wcale nie czu艂a si臋 pewnie. W nocy 藕le spa艂a, niepokoj膮c si臋 o przebieg i skutki rozmowy. Wyobra偶a艂a sobie, 偶e przynajmniej jedna z czterech kobiet musia艂a ju偶 skontaktowa膰 si臋 z Beauchampem w sprawie cudzego imienia przy otrzymanym bukiecie.
Siedzia艂 za biurkiem w ciemnym garniturze i krawacie. Mattie nie wiedzia艂a, czy Jack b臋dzie zachowywa艂 si臋 w swoim gabinecie prezesa r贸wnie naturalnie i bezpo艣rednio jak w hotelu jej matki. Wygl膮da艂 na spokojnego - nie tak jak cz艂owiek, kt贸ry ma powa偶ne k艂opoty w 偶yciu osobistym.
- Prosz臋 pana... - zacz臋艂a w ko艅cu nie艣mia艂o Mattie.
- Prosz臋 mi m贸wi膰 po imieniu - przerwa艂. Opar艂 si臋 wygodnie i znowu zacz膮艂 si臋 jej przygl膮da膰. - Moja sekretarka powiedzia艂a, 偶e zadzwoni艂a艣 z samego rana i prosi艂a艣 o pilne spotkanie. Pono膰 sprawa jest wa偶na...
Mattie musia艂a tak powiedzie膰, bo Claire Thomas nie znalaz艂aby dla niej ani chwili w napi臋tym rozk艂adzie dnia swojego szefa. O pierwszej mia艂 spotkanie, zosta艂o jej wi臋c tylko dziesi臋膰 minut.
- Czy偶by si臋 okaza艂o, 偶e jednak nie mo偶ecie przyj膮膰 na weekend Harry'ego? - spyta艂 Jack.
- Nie, nie o to chodzi... Nie przychodz臋 tu jako asystentka mojej mamy.
- Nie? W takim razie dlaczego koniecznie chcia艂a艣 porozmawia膰 ze mn膮 dzisiaj, Mattie? - spyta艂 z zainteresowaniem.
Tego dnia w艂o偶y艂a szaroniebiesk膮 garsonk臋. Mia艂a nadziej 臋, 偶e wygl膮da powa偶niej ni偶 poprzedniego dnia. Poci艂y jej si臋 r臋ce. By艂a bardzo zdenerwowana.
- Nie pracuj臋 w hotelu dla ps贸w... - Przysz艂o jej na my艣l, 偶e mo偶e Jack b臋dzie rozbawiony tym, co si臋 sta艂o. Ale偶 nie! Ona w podobnej sytuacji z pewno艣ci膮 nie by艂aby rozbawiona. Chocia偶 ona nigdy nie umawia艂aby si臋 z czterema m臋偶czyznami!
- Nie? - Jack by艂 zdziwiony. - W takim razie czym si臋 zajmujesz?
- By膰 mo偶e tego nie wiesz, ale wsp贸艂pracuj臋 z twoj膮 firm膮.
- Naprawd臋? W jakim zakresie? - zdumia艂 si臋 Jack.
- Prowadz臋 kwiaciarni臋 鈥瀂iele艅 i Pi臋kno鈥.
- Ach... - Wyra藕nie si臋 nachmurzy艂. Przypuszcza艂a, 偶e teraz si臋 domy艣li艂, w jakiej sprawie przysz艂a. Nie pomyli艂a si臋. - W takim razie zapewne przychodzisz w sprawie pomylenia kartek przy czterech bukietach, kt贸re zleci艂em dostarczy膰?
A jednak! - pomy艣la艂a Mattie. Ma przeze mnie k艂opoty! Zblad艂a odrobin臋.
- Sam zamierza艂em skontaktowa膰 si臋 dzi艣 z tob膮 - oznajmi艂. Przybra艂 tajemniczy wyraz twarzy.
- Przysz艂o mi na my艣l, 偶e mo偶e zechcesz to zrobi膰 - przyzna艂a Mattie.
- I s膮dzi艂a艣, 偶e lepiej b臋dzie mnie uprzedzi膰, tak? - upewni艂 si臋.
- Tak. Wczoraj sprawdza艂am ksi臋g臋 zlece艅 i nagle zda艂am sobie spraw臋, 偶e pope艂ni艂am okropn膮 pomy艂k臋 - ci膮gn臋艂a.
- Doprawdy? - Nieoczekiwanie Jack wsta艂 gwa艂townie zza biurka i zbli偶y艂 si臋 do niej. - Kiedy dok艂adnie zda艂a艣 sobie spraw臋 z tej pomy艂ki? Mniej wi臋cej o kt贸rej?
Mattie zadar艂a g艂ow臋, aby widzie膰 jego twarz. Sta艂 zbyt blisko, wola艂aby patrze膰 na niego z wi臋kszej odleg艂o艣ci. Nie by艂a pewna jego nastroju. W ka偶dym razie Jack z pewno艣ci膮 nie by艂 zadowolony.
- To by艂o wieczorem, wczoraj... Chcia艂am ci臋 bardzo przeprosi膰...
- Mattie, czy mogliby艣my zako艅czy膰 t臋 rozmow臋 przy kolacji? - zaproponowa艂 niespodziewanie. - Jest interesuj膮ca, jednak... - spojrza艂 na zegarek - za dwie minuty mam spotkanie.
- Nie, nie mam ochoty na kontynuowanie tej rozmowy... przy wsp贸lnej kolacji! - oznajmi艂a gwa艂townie. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Jack Beauchamp w艂a艣nie zaprosi艂 j膮 do restauracji!
- Nie? - upewni艂 si臋, unosz膮c brwi.
- Nie!
- Dlaczego? - zapyta艂.
- Dlatego 偶e umawiasz si臋 r贸wnolegle przynajmniej z czterema kobietami!
C贸偶, powiedzia艂a prawd臋. Teraz Jack raczej nie uwierzy, 偶e zamienienie przez ni膮 kartek przy bukietach by艂o przypadkowe. Jednak nie zamierza艂a zosta膰 kolejn膮 z jego licznych kochanek!
Przez chwil臋 obawia艂a si臋, 偶e Jack chwyci j膮 za rami臋 albo uderzy; naprawd臋 sta艂 zbyt blisko. Tymczasem od drzwi nieoczekiwanie rozleg艂 si臋 kobiecy g艂os:
- Czy偶bym przysz艂a za wcze艣nie?
Jack cofn膮艂 si臋 raptownie; Mattie odwr贸ci艂a g艂ow臋 i zobaczy艂a pi臋kn膮, m艂od膮 kobiet臋.
- Ale偶 sk膮d - odpowiedzia艂 z u艣miechem. - W艂a艣nie umawiali艣my si臋 z Mattie na wieczorne spotkanie. - Rzuci艂 jej gniewne spojrzenie.
Mattie obserwowa艂a przyby艂膮. Mia艂a pos膮gow膮 urod臋 - wyrazist膮, anielsko pi臋kn膮 twarz, wspania艂膮 figur臋, g臋ste, kruczoczarne w艂osy opadaj膮ce falami na smuk艂e ramiona, niebieskie oczy, d艂ugie, smuk艂e nogi. By艂a ubrana w dopasowan膮 niebiesk膮 sukienk臋 o ciekawym kroju, najwyra藕niej bardzo drog膮.
- Mattie, to jest moja siostra Alexandra - powiedzia艂 Jack, ujmuj膮c Mattie za rami臋.
Siostra?!
Alexandra popatrzy艂a na niego pytaj膮co, a potem powiedzia艂a z u艣miechem:
- Mi艂o ci臋 pozna膰, Mattie! Bardzo przepraszam, je偶eli wam przeszkodzi艂am, kochani. Claire nie by艂o w sekretariacie, wi臋c wesz艂am.
- Ale偶 nie przeszkodzi艂a艣, Alexandro - zapewni艂a Mattie. Chcia艂a, 偶eby Jack nareszcie j膮 pu艣ci艂. - W艂a艣nie wychodzi艂am - doda艂a. Odsun臋艂a si臋 od niego, lecz on wci膮偶 trzyma艂 j膮 za rami臋.
- Nie ustalili艣my przecie偶 szczeg贸艂贸w wieczornego spotkania - powiedzia艂, patrz膮c jej w oczy. - M贸wisz, 偶e kolacja nie wchodzi w gr臋, wi臋c mo偶e przyjad臋 do ciebie oko艂o dziewi膮tej i pojedziemy na drinka?
Najwyra藕niej by艂 zdeterminowany.
- Dobrze - zgodzi艂a si臋 niech臋tnie. - Je艣li si臋 tak upierasz...
- Upieram si臋, Mattie - odpowiedzia艂.
- Rozumiem. - Nareszcie j膮 pu艣ci艂. - To do zobaczenia - powiedzia艂a na odchodnym.
- Nie b臋d臋 m贸g艂 si臋 doczeka膰 naszego spotkania - po偶egna艂 j膮.
Wola艂aby wcale si臋 z nim nie spotyka膰. I c贸偶 zamierza艂 jej powiedzie膰, a co wa偶niejsze: co zamierza艂 zrobi膰 w zwi膮zku z jej post臋pkiem? W ko艅cu Mattie dopu艣ci艂a si臋 brutalnej ingerencji w jego 偶ycie osobiste.
- Celowo zamieni艂a艣 te karteczki, prawda?
Mattie zakrztusi艂a si臋 winem. Jack uderzy艂 j膮 w plecy, zbyt mocno. By艂a przekonana, 偶e zrobi艂 to ze z艂o艣ci. Siedzieli w ma艂ym pubie w odludnej okolicy. Jack przyjecha艂 pod dom Mattie punktualnie o dziewi膮tej. Czeka艂a ju偶 na ko艅cu podjazdu, aby jej matka nie wiedzia艂a, z kim Mattie sp臋dza wiecz贸r.
Mattie wci膮偶 kaszla艂a. Jack wydawa艂 si臋 rozbawiony. Poda艂 jej chusteczk臋.
- Prosz臋 - powiedzia艂. - Ju偶 lepiej? - spyta艂 po chwili.
Pod wzgl臋dem fizycznym czu艂a si臋 ju偶 lepiej, chocia偶 z pewno艣ci膮 nie najlepiej wygl膮da艂a. Rozmaza艂 jej si臋 makija偶. Niewa偶ne. Psychicznie czu艂a si臋 bowiem okropnie.
- Dzi臋kuj臋 - mrukn臋艂a.
Po po艂udniu powiedzia艂a matce, 偶e wyt艂umaczy艂a Jackowi spraw臋 karteczek przy bukietach i 偶e zaakceptowa艂 jej wyja艣nienie o pomy艂ce. A tak偶e, 偶e wci膮偶 zamierza odda膰 Harry'ego na wielkanocny weekend do Woofdorf. Musia艂a przekona膰 Jacka, 偶eby to zrobi艂.
- M贸wi艂am ci ju偶... Wczoraj wieczorem zorientowa艂am si臋, 偶e niechc膮cy pomyli艂am adresy, pod kt贸re wys艂a艂am poszczeg贸lne... - zacz臋艂a.
- Tak, m贸wi艂a艣 - przerwa艂 jej Jack. - Ale nie wiem, czy powinienem w to wierzy膰, z powodu twojej p贸藕niejszej uwagi na temat tego, z iloma kobietami si臋 spotykam.
Mattie zmiesza艂a si臋.
- Chyba mam racj臋 - stwierdzi艂 na g艂os, przysuwaj膮c si臋 bli偶ej. - Kiedy przyjecha艂em do waszego hotelu dla ps贸w, rozmawia艂a艣 z matk膮 o jakim艣 m臋偶czy藕nie, kobieciarzu. Ten m臋偶czyzna spotyka si臋 r贸wnolegle z czterema kobietami, prawda?
Mattie zarumieni艂a si臋 ze wstydu. Nie wiedzia艂a, co odpowiedzie膰. W dodatku czu艂a si臋 niezr臋cznie, znajduj膮c si臋 tak blisko Jacka. By艂 tak przystojnym, atrakcyjnym m臋偶czyzn膮!
- Odpowiedz mi, prosz臋 - nalega艂. - Podczas wczorajszej rozmowy z matk膮 nie mia艂a艣 w膮tpliwo艣ci w kwestiach, kt贸re omawia艂y艣cie.
- Nie mia艂am i nie mam - odpar艂a. - Rzeczywi艣cie, to o tobie rozmawia艂am z matk膮. Ale to nie znaczy, 偶e...
- S艂ucham - ponagli艂.
- Pomyli艂am si臋 - sk艂ama艂a powt贸rnie. - Ka偶dy czasem pope艂nia b艂臋dy. - Mia艂a ochot臋 doda膰: 鈥濶awet ty鈥.
- Oczywi艣cie - zgodzi艂 si臋. - O kt贸rej ze swoich pomy艂ek m贸wisz?
Sytuacja wyda艂a si臋 Mattie niecodzienna. Siedzia艂a w przyjemnym lokalu, w towarzystwie bardzo atrakcyjnego m臋偶czyzny, a jednak czu艂a si臋 okropnie.
- Daj spok贸j - odpowiedzia艂a. - Przecie偶 przysz艂am dzisiaj do ciebie, 偶eby przeprosi膰 i... Co masz na my艣li, pytaj膮c, o kt贸rej ze swoich pomy艂ek m贸wi臋?
- Czy偶by艣 zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e pope艂ni艂a艣 wi臋cej ni偶 jeden b艂膮d?
C贸偶, najwyra藕niej pope艂ni艂a kolejny, rozdra偶niaj膮c tego cz艂owieka.
- Wspomnia艂e艣, 偶e ca艂a twoja rodzina wyje偶d偶a... Pomy艣la艂am, 偶e masz 偶on臋 i dzieci. Czy...
- Nie. Nie jestem 偶onaty ani nie mam dzieci - oznajmi艂. - M贸wi膮c o rodzinie, mia艂em na my艣li rodzic贸w i rodze艅stwo. Mam kilkoro rodze艅stwa.
- Wyje偶d偶asz do Pary偶a z rodzicami i kilkorgiem rodze艅stwa? - By艂a zaskoczona.
- Owszem. Moja najm艂odsza siostra, Alexandra - ta, kt贸r膮 dzisiaj pozna艂a艣 - w艂a艣nie si臋 zar臋czy艂a.
Postanowili z narzeczonym wyda膰 z tej okazji uroczysty obiad w restauracji na Wie偶y Eiffla.
Mattie powstrzyma艂a wybuch nerwowego 艣miechu, zaskoczona wyja艣nieniem Jacka. Pomy艣la艂a, 偶e zazdro艣ci narzeczonym, kt贸rzy mog膮 sobie pozwoli膰 na wydanie uroczystego obiadu w restauracji na Wie偶y Eiffla.
- A wi臋c nie jeste艣 偶onaty.
- Nie mam te偶 czterech kochanek - oznajmi艂.
- By膰 mo偶e obecnie ju偶 nie - odpar艂a ze z艂o艣liwym u艣miechem.
- Wiesz co, Mattie... - Wydawa艂 si臋 bardziej zatroskany ni偶 rozgniewany - ty chyba prze偶ywasz jakie艣 k艂opoty osobiste. Czy偶by艣 mia艂a z艂e do艣wiadczenia z rodzinnego domu?
- Z艂e do艣wiadczenia z domu? Nie w tym sensie, o jakim my艣lisz - odpar艂a.
- A w jakim? - zainteresowa艂 si臋 Jack.
- M贸j tata umar艂, kiedy mia艂am trzy lata. Ledwie go pami臋tam.
- Wsp贸艂czuj臋 ci. To musia艂o by膰 dla ciebie okropne.
- O wiele gorsze by艂o dla mojej mamy. Ja by艂am ma艂a. Pami臋tam, 偶e tata cz臋sto si臋 艣mia艂 i by艂 dla mnie bardzo dobry. Mama te偶 艣mia艂a si臋 wtedy o wiele cz臋艣ciej.
- Tak, to smutne... - skomentowa艂. Zamy艣li艂 si臋. - Musz臋 ci powiedzie膰, 偶e zamienienie przez ciebie kartek przy bukietach postawi艂o mnie w k艂opotliwej sytuacji.
- Doprawdy? - Przypuszcza艂a, 偶e jednak mia艂 cztery kochanki.
- Owszem - potwierdzi艂. - Oczywi艣cie nie jestem w sytuacji bez wyj艣cia, ale wymaga ona ode mnie podj臋cia pewnych dzia艂a艅.
Mattie zaniepokoi艂a si臋. Mia艂a przeczucie, 偶e owe tajemnicze dzia艂ania b臋d膮 dotyczy艂y jej, i 偶e nie b臋dzie to nic, co j膮 ucieszy.
- Czy masz wa偶ny paszport? - spyta艂 nagle.
- S艂ucham? - Mattie by艂a zdumiona.
- Czy masz wa偶ny paszport? - powt贸rzy艂 spokojnie.
- Mam... A dlaczego pytasz?
- Zamierza艂em pojecha膰 do Pary偶a nie tylko z rodze艅stwem i rodzicami. Z twojej winy sta艂o si臋 tak, 偶e osoba, kt贸ra mia艂a mi towarzyszy膰, nie pojedzie. Skoro masz paszport, by膰 mo偶e nie pojad臋 sam.
- Jak to? - S艂owa Jacka raz po raz zaskakiwa艂y Mattie. Nie zdziwi艂a si臋, 偶e kobieta, kt贸ra mia艂a towarzyszy膰 mu podczas rodzinnej wyprawy do Pary偶a - bez w膮tpienia jedna z czterech adresatek bukiet贸w - nie chcia艂a jecha膰, a zapewne nie chcia艂a w og贸le widywa膰 si臋 z Jackiem. Pewnie 偶adna z tych czterech kobiet nie mia艂a ochoty kontynuowa膰 z nim znajomo艣ci. Ale 偶eby Jack spodziewa艂 si臋, 偶e Mattie z nim pojedzie...?
- Nie wiem, za kogo mnie uwa偶asz - odpowiedzia艂a - ale si臋 mylisz. Nie zamierzam jecha膰 z tob膮 do Pary偶a!
- Na pewno? - spyta艂.
- Z ca艂膮 pewno艣ci膮!
- Ale偶 pomy艣l tylko, Pary偶 wiosn膮 jest nadzwyczaj romantyczny... - kusi艂.
- Rzeczywi艣cie mog艂am narobi膰 ci k艂opot贸w - odpowiedzia艂a, marszcz膮c brwi - ale szybko znajdziesz inn膮, kt贸ra zechce wybra膰 si臋 z tob膮 do Pary偶a. Skoro znalaz艂e艣 jednocze艣nie cztery kochanki... Poradzisz sobie, z tak膮 urod膮 i czarem osobistym! - zadrwi艂a.
W膮tpi艂a zreszt膮, 偶eby Jack zmartwi艂 si臋 jej odmow膮. Jest wiele kobiet, kt贸re natychmiast skorzysta艂yby z propozycji wyjazdu z niezwykle przystojnym i bogatym m臋偶czyzn膮.
Na szcz臋艣cie Mattie nie nale偶a艂a do takich kobiet, chocia偶 wygl膮d Jacka robi艂 na niej wra偶enie, a i w jego sposobie bycia by艂o co艣, co j膮 poci膮ga艂o. Ale tylko do pewnego stopnia. By艂 kobieciarzem, a wi臋c m臋偶czyzn膮 niewartym uwagi.
- Nie mam zbyt wiele czasu - opowiedzia艂.
- Och, nie b膮d藕 taki skromny - drwi艂a dalej.
- Zatem uwa偶asz, 偶e jestem przystojny i czaruj膮cy? - upewni艂 si臋.
- Niekt贸rym kobietom bez w膮tpienia to wystarczy! - odparowa艂a.
Lepiej, aby Jack nie my艣la艂, 偶e Mattie si臋 nim interesuje. Cho膰 mo偶e by tak by艂o, gdyby nie mia艂 czterech kochanek, z kt贸rych ka偶da s膮dzi艂a, i偶 jest jego jedyn膮 wybrank膮! To by艂o w Jacku zdecydowanie nieatrakcyjne.
- Musz臋 jednak ze smutkiem przyzna膰, 偶e uda艂o ci si臋 doprowadzi膰 do katastrofy w moim 偶yciu osobistym - oznajmi艂.
Uda艂o mi si臋! Hura! - pomy艣la艂a.
- To nie znaczy, 偶e zamierzam zast膮pi膰 twoj膮 kochank臋 - zauwa偶y艂a.
- Niczego takiego nie sugerowa艂em - odpowiedzia艂 z wyra藕nym rozbawieniem.
- I nie pojad臋 z tob膮 do Pary偶a! - doda艂a.
Mimo woli przysz艂o jej do g艂owy, jak by to by艂o, gdyby pojecha艂a. Gdyby ona i Jack spacerowali razem po Pary偶u, pod r臋k臋, gdyby jadali razem kolacje w paryskich lokalach, gdyby...
- Mam wra偶enie, 偶e je艣liby艣 jednak pojecha艂a, nie 偶a艂owa艂aby艣 tej decyzji - skomentowa艂 jej rozmarzenie Jack.
Spojrza艂a na niego ze z艂o艣ci膮 i zarumieni艂a si臋.
- Czy nie mo偶esz pojecha膰 do Pary偶a tylko z rodzin膮? - spyta艂a, zmieniaj膮c temat. - Nic si臋 nie stanie, je艣li sp臋dzisz jeden weekend pozbawiony towarzystwa wpatrzonej w ciebie kobiety.
- Poza moj膮 rodzin膮 b臋dzie te偶 Thom, narzeczony Alexandry, oraz jego rodzice i siostra - powiedzia艂, podkre艣laj膮c s艂owo 鈥瀞iostra鈥.
Mattie zawaha艂a si臋. Co chcia艂 przez to powiedzie膰? Czy偶by sugerowa艂, 偶e...
- A jednak b臋dzie tam kto艣, kto mo偶e ci臋 adorowa膰! - odgad艂a. Najwyra藕niej Jack by艂 m臋偶czyzn膮 pozbawionym skrupu艂贸w.
- Siostra Thoma mnie nie interesuje.
Mattie zmru偶y艂a oczy.
- Czy to znaczy, 偶e ty j膮 - tak? Kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Zapewniam ci臋, 偶e to zupe艂nie nieodwzajemnione zainteresowanie. Ale trudno mi powiedzie膰 Sharon, 偶eby trzyma艂a si臋 ode mnie z daleka. To siostra Thoma. Atmosfera ca艂ego wyjazdu sta艂aby si臋 napi臋ta i nie do ko艅ca przyjemna. Nie chc臋 pozbawia膰 rado艣ci Alexandry i Thoma. Pomy艣la艂em, 偶e b臋dzie najpro艣ciej, je偶eli pojad臋 do Pary偶a w towarzystwie kobiety.
- Dzi臋kuj臋 za tak膮 propozycj臋! - burkn臋艂a Mattie.
- Gdyby nie ty, pojecha艂bym z kim innym - przypomnia艂 Jack.
Z Sally, Cally, Sandy albo Tin膮 - pomy艣la艂a.
- Dlaczego Sharon ci si臋 nie podoba? - spyta艂a z ciekawo艣ci.
- Nie powiem. To by艂oby niegrzeczne.
Dobrze, 偶e Mattie nie pi艂a wina, kiedy wymawia艂 ostatnie zdanie. Mog艂aby si臋 znowu zakrztusi膰. Jack uwa偶a艂 siebie za grzecznego cz艂owieka!
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nie mog臋 wyjecha膰 na trzy dni, prowadz臋 kwiaciarni臋, jak ju偶 wiesz - powiedzia艂a.
- To wyjazd na cztery dni. Ale Wielki Pi膮tek i poniedzia艂ek wielkanocny to dni wolne od pracy. Przecie偶 musisz czasami mie膰 wolne, kto艣 pracuje wtedy za ciebie.
Mattie rzadko pozwala艂a sobie na urlop. Ale kiedy go bra艂a, w kwiaciarni pracowa艂a Sam, najlepsza przyjaci贸艂ka, z kt贸r膮 pozna艂y si臋 na studiach. Sam by艂a m臋偶atk膮, przed kilkoma miesi膮cami urodzi艂a dziecko. Uwielbia艂a od czasu do czasu pracowa膰 w kwiaciarni.
Mattie nie zamierza艂a jednak bra膰 urlopu na Wielkanoc ani jecha膰 z Jackiem do Pary偶a.
- Niewa偶ne, po prostu nie chc臋 jecha膰 i ju偶 - powiedzia艂a.
- Na pewno?
Wypi艂a 艂yk wina, aby ukry膰 zmieszanie. Jack s艂usznie domy艣la艂 si臋, 偶e celowo zamieni艂a kartki przy bukietach. Z zawodowego punktu widzenia by艂 to ca艂kowicie nieodpowiedzialny post臋pek. On zdawa艂 sobie z tego spraw臋 i oczekiwa艂 chyba rekompensaty; m贸g艂 zniszczy膰 dobr膮 opini臋 kwiaciarni Mattie.
Chyba mnie szanta偶uje! - oceni艂a. Niestety. Ale to jeszcze gorsza rzecz ni偶 to, co ja zrobi艂am!
Czy zas艂ugiwa艂a na kar臋? Jack oczekiwa艂 od niej, 偶eby pojecha艂a z nim do Pary偶a na wielkanocny weekend... Zaraz. Czy to aby na pewno by艂a kara? Weekend w Pary偶u z tym m臋偶czyzn膮... Jak mo偶na postrzega膰 taki pomys艂 jako dotkliw膮 kar臋? Nies艂ychanie przystojny, zamo偶ny, na sw贸j spos贸b czaruj膮cy m臋偶czyzna proponowa艂 jej atrakcyjny wyjazd. Mattie musia艂a przyzna膰, 偶e propozycja by艂a kusz膮ca.
Odwr贸ci艂a wzrok.
- Co powiem matce? - zastanowi艂a si臋 na g艂os.
Jednak tym razem Jack nie wydawa艂 si臋 rozbawiony.
- Zapewne moje nazwisko pad艂o w twojej rozmowie z matk膮 o m臋偶czy藕nie, kt贸ry umawia si臋 z czterema kobietami? - spyta艂.
- Prawd臋 m贸wi膮c... - zacz臋艂a.
- Na pewno pad艂o - doko艅czy艂 za ni膮. - Trudno. Mo偶e po prostu powiedz jej prawd臋? 呕e jedziesz ze mn膮 do Pary偶a.
- Mia艂abym powiedzie膰 jej co艣 takiego?! 呕e wymagasz ode mnie, 偶ebym pojecha艂a z tob膮 do Pary偶a, 偶e mnie szanta偶ujesz? 呕e je艣li tego nie zrobi臋, mo偶esz doprowadzi膰 mnie do finansowej ruiny?
Jack skrzywi艂 si臋.
- Je艣li zamierzasz uj膮膰 to w takie s艂owa...
- Przecie偶 zasugerowa艂e艣, 偶ebym powiedzia艂a matce prawd臋!
- Tak - zgodzi艂 si臋 z westchnieniem. - Nie spodziewa艂em si臋 jednak, 偶e tak postrzegasz prawd臋. Nie mo偶esz jej po prostu powiedzie膰, 偶e pozna艂a艣 mnie troszk臋 lepiej i chcesz mi pom贸c?
- Wybieraj膮c si臋 z tob膮 na weekend do Pary偶a!
- Tak.
- Prawie nic o sobie nie wiemy - zauwa偶y艂a. - Nie mog臋 powiedzie膰, 偶e dobrze ci臋 znam.
- Ale poznasz mnie o wiele bli偶ej, je艣li pojedziemy razem, poznasz moj膮 rodzin臋, sp臋dzimy wszyscy wsp贸lnie d艂ugi weekend. Zaprzyja藕nimy si臋, zobaczysz.
Mattie popatrzy艂a na niego z zak艂opotaniem. Nie wierzy艂a w艂asnym uszom. S艂owa Jacka wydawa艂y jej si臋 groteskowe. Chocia偶 z drugiej strony...
By艂a ogromnie ciekawa, jak prze偶y艂aby weekend w Pary偶u w towarzystwie Jacka Beauchampa i jego bliskich. Nie mog艂a powiedzie膰, 偶eby ta perspektywa jej nie n臋ci艂a.
Mattie od dziecka rzadko je藕dzi艂a na wakacje. Zazwyczaj dogl膮da艂y z Dian膮 cudzych ps贸w, ps贸w ludzi, kt贸rzy bywali na wakacjach. Nie zarabia艂y zreszt膮 dostatecznie du偶o, aby wiele wydawa膰 na podr贸偶e. Dopiero w minionym roku Mattie zaprosi艂a Dian臋 na tygodniow膮 wycieczk臋 do Grecji. Postanowi艂a nareszcie sprawi膰 matce prawdziw膮 przyjemno艣膰. Matka tyle dla niej zrobi艂a przez te wszystkie lata!
Jack wybuchn膮艂 艣miechem, widz膮c spojrzenie Mattie.
- Nie jeste艣 zbyt mi艂y - zwr贸ci艂a mu uwag臋.
- Czy w takim razie jedziesz ze mn膮 do Pary偶a? - spyta艂 weso艂o.
Serce Mattie zacz臋艂o bi膰 coraz mocniej.
Przecie偶 on chce ze mn膮 jecha膰 tylko dlatego, 偶ebym odwr贸ci艂a od niego uwag臋 niejakiej Sharon! - mitygowa艂a si臋.
Ale romantyczny Pary偶, wy艣nione miasto kochank贸w, kusi艂... Mattie zapewnia艂a Jacka, 偶e nie chce z nim jecha膰, a jednocze艣nie mimowolnie zastanawia艂a si臋, jakie zabra膰 ubrania!
Wzi臋艂a g艂臋boki oddech i powiedzia艂a:
- Dobrze. Pojad臋... Ale nie my艣l, 偶e zrobi臋 to z jakiegokolwiek innego powodu ni偶 ten, 偶e mnie szanta偶ujesz! - doda艂a szybko.
- Jak bym m贸g艂! - zastrzeg艂 si臋 z udawanym oburzeniem.
Mattie rzuci艂a mu gniewne spojrzenie.
- Pomy艣l tylko - szepn膮艂. - Pop艂yniemy Sekwan膮... B臋dziemy spacerowa膰 po Polach Elizejskich. P贸jdziemy do Ogrodu Luksemburskiego. Usi膮dziemy przy stoliku w przytulnej kawiarence. Zjemy obiad w restauracji na Wie偶y Eiffla.
Mattie popada艂a w coraz wi臋ksze rozmarzenie.
Mia艂a ogromn膮 ochot臋 na to wszystko, o czym m贸wi艂.
Jedyn膮 rzecz膮, kt贸ra budzi艂a jej niepok贸j, by艂 fakt, 偶e 贸w cudowny weekend mia艂a sp臋dzi膰 z nim, Jackiem Beauchampem!
- Dok膮d jedziesz? Z kim? - dopytywa艂a si臋 zdumiona Diana. Z niedowierzaniem patrzy艂a na c贸rk臋.
Szykowa艂y 艣niadanie. Mattie w艂a艣nie powiadomi艂a j膮 o zamiarze wyjazdu. Wydawa艂o si臋, 偶e Diana z wra偶enia zaraz rozleje kaw臋.
Mattie delikatnie wyj臋艂a kubek z r臋ki matki i potwierdzi艂a:
- Do Pary偶a. Z Jackiem Beauchampem... Ale b臋dziemy mieli oddzielne sypialnie - zastrzeg艂a. Mia艂a nadziej臋, 偶e nie k艂amie. Nie om贸wili ostatecznie z Jackiem 偶adnych szczeg贸艂贸w.
- Zawsze to jakie艣 pocieszenie - mrukn臋艂a Diana, siadaj膮c. - Czy偶by艣 w taki w艂a艣nie spos贸b zamierza艂a mu zrekompensowa膰 wyrz膮dzone szkody?
- To raczej on si臋 tego domaga - wyja艣ni艂a. Id膮c za rad膮 Jacka, powiedzia艂a matce ca艂膮 prawd臋. - Pomy艣la艂am, 偶e weekend w Pary偶u nie jest najgorsz膮 kar膮, jaka mog艂a mnie spotka膰 - zako艅czy艂a.
Diana pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nie s膮dz臋, 偶eby Jack Beauchamp... to znaczy... - Nie by艂a w stanie wypowiedzie膰 swoich my艣li. - Mattie, dlaczego ty ci膮gle musisz wpl膮tywa膰 si臋 w k艂opoty?
- Nic mi si臋 nie stanie - zapewni艂a Mattie, ujmuj膮c d艂o艅 matki. - B臋dziesz mia艂a jego psa jako zak艂adnika! - za偶artowa艂a.
- Rzeczywi艣cie - u艣miechn臋艂a si臋 smutno Diana. - Nie wierz臋, 偶e pojedziesz z tym cz艂owiekiem do Pary偶a! - Wci膮偶 kr臋ci艂a g艂ow膮, oszo艂omiona.
- My艣la艂am, 偶e ci si臋 spodoba艂.
- Tak - przyzna艂a Diana. - Wyda艂 mi si臋 mi艂y i czaruj膮cy. W pewnej chwili pomy艣la艂am nawet, 偶e chcia艂abym zwi膮za膰 si臋 z kim艣 takim, tylko chyba troch臋 starszym...
- Naprawd臋?
- Naprawd臋 - potwierdzi艂a matka. - Ale kiedy mi wyja艣ni艂a艣, 偶e to on umawia si臋 r贸wnocze艣nie z czterema kobietami, zmieni艂am zdanie. A teraz mi m贸wisz, 偶e wybierasz si臋 z nim do Pary偶a!
Mattie u艣miechn臋艂a si臋.
- Mamo, nie my艣l, 偶e...
Kr贸tkie pukanie do drzwi nie pozwoli艂o jej doko艅czy膰 zdania.
Otworzy艂a szeroko oczy ze zdumienia.
Do kuchni wszed艂 Jack.
By艂 w eleganckim garniturze, podobne nosi艂 w pracy. Tego dnia w艂o偶y艂 kremow膮 koszul臋 i zawi膮za艂 br膮zowy krawat. Musia艂 wcze艣nie wsta膰, poniewa偶 by艂a dopiero 贸sma rano.
Ciekawe, gdzie znalaz艂 otwart膮 kwiaciarni臋. Trzyma艂 bowiem w r臋ku bukiet wiosennych 偶onkili.
- Co tu robisz?! - odezwa艂a si臋 surowym tonem Mattie, wstaj膮c powoli. Jeszcze mia艂a na sobie szlafrok i pi偶am臋.
Diana zd膮偶y艂a si臋 ubra膰, poniewa偶 karmi艂a wcze艣niej psy.
- Dzie艅 dobry - odezwa艂 si臋 Jack, nie zra偶ony. Wszed艂 dalej i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. - Przyszed艂em do ciebie, Diano - wyja艣ni艂, po czym wr臋czy艂 Dianie kwiaty.
Co艣 podobnego!
- Nie przeszkadzaj sobie - odezwa艂 si臋 do Mattie. - Szykuj si臋 do pracy. Chcia艂bym zamieni膰 kilka s艂贸w z twoj膮 mam膮. - U艣miechn膮艂 si臋 do Diany.
Doprawdy, Jack mia艂 niecodzienne zwyczaje. Wszed艂 nieproszony do ich domu w porze, kiedy m贸g艂 si臋 spodziewa膰, 偶e Mattie i jej matka b臋d膮 jeszcze nieubrane, wr臋czy艂 Dianie kwiaty, a Mattie zby艂 niezbyt uprzejm膮 rad膮. By艂 po prostu niezno艣ny!
Zaraz... zdaje si臋, 偶e 偶onkile, kt贸re wr臋czy艂 mamie, zerwa艂 przed chwil膮 w naszym ogrodzie! - pomy艣la艂a Mattie.
Poczu艂a si臋 zdezorientowana. Na domiar z艂ego nie wygl膮da艂a 艂adnie, rozczochrana, bez makija偶u, w ulubionym, starym, podniszczonym szlafroku.
- Przepraszam, ale chcia艂bym porozmawia膰 z twoj膮 mam膮 na osobno艣ci - oznajmi艂 Jack, zanim zd膮偶y艂a si臋 odezwa膰.
- To dobrze, b臋dzie mi mniej nieprzyjemnie - burkn臋艂a w ko艅cu i wysz艂a, zabieraj膮c sw贸j kubek z niedopita kaw膮. - Uwa偶aj, mamo! - rzuci艂a na odchodnym. U艣miechn臋艂a si臋 jeszcze kpi膮co do Jacka. Wydawa艂 si臋 zdziwiony. I dobrze!
Po c贸偶 zawita艂 do ich domu o tak wczesnej porze? Poprzedniego wieczora ustalili z Mattie, 偶e spotkaj膮 si臋 nast臋pnego dnia wieczorem w celu om贸wienia szczeg贸艂贸w wyjazdu. Jack nie wspomina艂, 偶e zamierza odwiedzi膰 Dian臋 wczesnym rankiem. Wtedy Mattie zadba艂aby o sw贸j wygl膮d.
Cho膰 Mattie nie mia艂a wra偶enia, aby mu si臋 specjalnie podoba艂a. Chcia艂 jedynie wykorzysta膰 jej towarzystwo, by pozby膰 si臋 niechcianej adoratorki. Mattie napomnia艂a si臋 w my艣li, 偶eby o tym pami臋ta膰.
Wzi臋艂a prysznic, zrobi艂a makija偶, w艂o偶y艂a czarny kostium i jasn膮 kremow膮 bluzk臋, uczesa艂a si臋. Teraz wygl膮dam lepiej - pomy艣la艂a.
Nie mia艂a jednak szansy pokaza膰 si臋 Jackowi, poniewa偶 ju偶 go nie by艂o. Matki tak偶e. Tylko 偶onkile sta艂y dumnie w wazonie na 艣rodku kuchennego sto艂u.
Mattie odnalaz艂a Dian臋 w gabinecie, w kt贸rym rozmawia艂a z klientami. Diana siedzia艂a w fotelu.
Sophie - ich ulubiona suka - opiera艂a 艂eb o jej kolano.
- Wszystko w porz膮dku? - upewni艂a si臋 Mattie.
- Tak - odpar艂a bez przekonania Diana.
Mattie oczekiwa艂a dalszego ci膮gu wypowiedzi.
- Jack pojecha艂 do pracy, ale wieczorem przyjedzie znowu, do ciebie - wyja艣ni艂a Diana. Nie m贸wi艂a nic wi臋cej, tylko g艂aska艂a Sophie. W ko艅cu wsta艂a i omin臋艂a biurko.
Czego on chcia艂?! - cisn臋艂o si臋 na usta Mattie.
- Czy nie powinna艣 by艂a wyj艣膰 przed dziesi臋cioma minutami? - spyta艂a Diana, patrz膮c na zegarek.
- Mamo! - zawo艂a艂a Mattie, sfrustrowana.
- S艂ucham? - spyta艂a niewinnym tonem Diana.
- Czy偶by艣 zachowywa艂a si臋 w tak denerwuj膮cy spos贸b z powodu Jacka Beauchampa?
Diana roze艣mia艂a si臋.
- Od razu wida膰 po tobie wszystkie emocje, Mattie - powiedzia艂a, rozbawiona. - Postanowi艂am zabawi膰 si臋 chwil臋 twoj膮 ciekawo艣ci膮, to wszystko.
- Spowa偶nia艂a. - Jack chcia艂 po prostu wyja艣ni膰 mi sytuacj臋 i zapewni膰, 偶e nie zamierza ci臋 uwie艣膰.
- A nie zamierza? - Mattie by艂a zaskoczona. - To znaczy... spodziewam si臋, 偶e oczywi艣cie nie zamierza. - By艂a rozdra偶niona faktem, 偶e Jack zdecydowa艂 si臋 om贸wi膰 to z jej matk膮. - Ju偶 ci m贸wi艂am - doda艂a.
- Oczywi艣cie, ale on osobi艣cie chcia艂 mnie o tym zapewni膰. Dlaczego masz tak膮 smutn膮 min臋? Jestem pewna, 偶e z 艂atwo艣ci膮 zdo艂asz przekona膰 go do zmiany zamiar贸w...
- Mamo!
- Dobrze ju偶, dobrze. - Diana pog艂adzi艂a d艂o艅 c贸rki.
Jack jest tylko o dziesi臋膰 lat m艂odszy od mamy - pomy艣la艂a Mattie. Mo偶e powinien by艂 zaproponowa膰 wyjazd jej, a nie mnie!
Nie spodoba艂a jej si臋 ta my艣l.
- Jak to: powiedzia艂e艣 o mnie rodzinie? - powt贸rzy艂a ze zdumieniem Mattie. Siedzieli naprzeciw siebie przy restauracyjnym stoliku. - Kiedy im powiedzia艂e艣? I w艂a艣ciwie co? - Jack przecie偶 niewiele o niej wiedzia艂.
Obiad w jego towarzystwie by艂 ciekawym do艣wiadczeniem. Szef obs艂ugi kelnerskiej francuskiej restauracji na najwy偶szym pi臋trze wie偶owca pozdrowi艂 Jacka grzecznie. Usiedli przy stoliku usytuowanym obok okna, z kt贸rego rozci膮ga艂 si臋 widok na Londyn. Chwil臋 potem przyszed艂 przywita膰 si臋 z nim w艂a艣ciciel restauracji. Jack przedstawi艂 mu Mattie, m贸wi膮c: 鈥濵attie Crawford, moja przyjaci贸艂ka鈥.
Nie uwa偶a艂a si臋 za przyjaci贸艂k臋 Jacka, pr臋dzej gotowa by艂a uzna膰 si臋 za jego wroga.
- Dzi艣 zjedli艣my rodzinny lunch w domu moich rodzic贸w - odpar艂 Jack, wzruszaj膮c ramionami. - Powiedzia艂em im tylko, 偶e pojad臋 ze znajom膮, kt贸ra nazywa si臋 Mattie Crawford. - Popatrzy艂 jej w oczy. Jego spojrzenie onie艣miela艂o j膮.
Pomy艣la艂a, 偶e Jack musi by膰 w bliskich stosunkach z rodzicami i rodze艅stwem. Bardzo dobrze 艣wiadczy艂o to o nim i jego rodzinie. Mattie sama by艂a w bliskich stosunkach z matk膮. Uzna艂a, 偶e to co艣, co 艂膮czy j膮 z Jackiem.
Niecz臋sto bywa艂a w restauracjach. Nie pami臋ta艂a, kiedy ostatni raz spotka艂a si臋 z m臋偶czyzn膮. Nie d膮偶y艂a specjalnie do takich spotka艅 po okropnym zako艅czeniu zwi膮zku z Richardem.
Teraz jednak siedzia艂a w eleganckim lokalu z Jackiem Beauchampem, ubrana w ulubion膮 czarn膮 sukienk臋, dobr膮 na ka偶d膮 okazj臋. Rozgl膮daj膮c si臋 po restauracji, my艣la艂a, 偶e b臋dzie musia艂a zastanowi膰 si臋 powa偶nie nad doborem garderoby, kt贸r膮 we藕mie do Pary偶a. Nie chcia艂a wygl膮da膰 jak szara myszka.
Dlaczego jej na tym zale偶a艂o? W ko艅cu by艂o ma艂o prawdopodobne, 偶eby po powrocie zobaczy艂a ponownie kogokolwiek z tej rodziny.
A jednak dla Mattie mia艂o znaczenie wra偶enie, jakie zrobi. Rodzina Jacka by艂a z pewno艣ci膮 bardzo bogata. Na zar臋czynowy obiad jego siostry w艂o偶膮 pewnie kosztowne sukienki od znanych projektant贸w. Mattie postanowi艂a kupi膰 now膮, eleganck膮 sukienk臋, cho膰by mia艂a na ni膮 wyda膰 wszystkie oszcz臋dno艣ci.
- Ile os贸b b臋dzie na tym przyj臋ciu w restauracji? - zapyta艂a.
- Pi臋tna艣cie, razem z tob膮 i mn膮 - odpowiedzia艂 Jack.
- Pi臋tna艣cie? - Pomy艣la艂a, 偶e podczas przyj臋cia b臋dzie onie艣mielona. Mia艂a siedzie膰 w towarzystwie trzyna艣ciorga zupe艂nie nieznanych bogatych ludzi - i jednego tylko odrobin臋 znanego!
Nie nale偶a艂a do nie艣mia艂ych os贸b, 艂atwo nawi膮zywa艂a kontakty. Na tym zreszt膮 po trosze polega艂a jej praca w kwiaciarni. A jednak rodzina Jacka Beauchampa to bez w膮tpienia nie byli przeci臋tni ludzie, jakich spotyka艂a na co dzie艅.
- Nie przejmuj si臋, naprawd臋... - uspokoi艂 j膮 Jack. - B臋d臋 przy tobie ca艂y czas - doda艂, u艣miechaj膮c si臋.
Wiedzia艂 przecie偶, 偶e dla Mattie to 偶adne pocieszenie.
- Jaka jest twoja rodzina? - spyta艂a odwa偶nie.
- Normalna - odpar艂 Jack. - Taka jak ja. Uwa偶a艂 siebie za normalnego? To znaczy, mo偶e i nie by艂 nienormalny, ale niew膮tpliwie nie by艂 przeci臋tny.
- Maj膮 po dwie r臋ce, dwie nogi... - za偶artowa艂, widz膮c wyraz twarzy Mattie.
- To rzeczywi艣cie zwyczajni ludzie - zgodzi艂a si臋. - Ile masz rodze艅stwa?
- Sprawdzi艂a艣, czy aby tw贸j paszport jest nadal wa偶ny? - zmieni艂 nagle temat. - Nie chcia艂bym, 偶eby na lotnisku okaza艂o si臋, 偶e nie mo偶esz lecie膰.
To by艂oby wspania艂e wyj艣cie z sytuacji - pomy艣la艂a. Jednak jej paszport by艂 z ca艂膮 pewno艣ci膮 wa偶ny. Otrzyma艂a go w ubieg艂ym roku, przed podr贸偶膮 do Grecji.
- Jest wa偶ny - zapewni艂a. - Ale musisz powiadomi膰 linie lotnicze, 偶e poleci inna osoba.
- Ju偶 to zrobi艂em - odpar艂. - Telefonowa艂em dzi艣 rano do biura moich linii.
Z pewno艣ci膮 mia艂 na my艣li, 偶e zrobi艂a to za niego jego sekretarka. Mattie pomy艣la艂a, 偶e musi ca艂y czas pami臋ta膰 o tym wszystkim. 艁atwo by艂o ulec czarowi Jacka. Mog艂aby uwierzy膰, 偶e poleci z nim do Pary偶a na romantyczny weekend. By艂oby to naprawd臋 bardzo naiwne!
- Czy ju偶 ci m贸wi艂em, jak pi臋knie dzi艣 wygl膮dasz? - zagadn膮艂.
Mattie zarumieni艂a si臋. Znowu stara艂 si臋 j膮 oczarowywa膰. Nieodmiennie skutecznie!
- Nieszczere komplementy to co艣 okropnego - odpowiedzia艂a, zagniewana.
- Ale偶 naprawd臋 pi臋knie wygl膮dasz! - zapewni艂. - Masz takie wspania艂e w艂osy; ogromnie podoba mi si臋 ich kolor. Jak go nazwa膰?
- Jestem szatynk膮.
Jack przygl膮da艂 si臋 z podziwem opadaj膮cym na ramiona Mattie kaskadom l艣ni膮cych w艂os贸w.
- Jedz lepiej kolacj臋, bo wystygnie - powiedzia艂a zniecierpliwiona.
Poczu艂a si臋 bardzo niezr臋cznie. Gdyby to by艂a prawdziwa randka! Ale przecie偶 siedzieli w restauracji tylko po to, aby om贸wi膰 szczeg贸艂y niecodziennej podr贸偶y. Wyjazdu, podczas kt贸rego Mattie mia艂a odgrywa膰 rol臋 os艂ony chroni膮cej Jacka przed mi艂osnymi zakusami siostry jego przysz艂ego szwagra. I by艂oby dla Mattie lepiej, 偶eby Jack tylko jako tego rodzaju os艂on臋 j膮 traktowa艂.
Jak m臋偶czyzna jego pokroju m贸g艂by powa偶nie zainteresowa膰 si臋 tak膮 kobiet膮 jak ja? - pyta艂a sam膮 siebie. Od roku dwa razy w tygodniu, wczesnymi wieczorami, bywa艂a w budynku, w kt贸rym mie艣ci艂a si臋 firma Jacka. A mimo to cho膰 rozpozna艂 jej twarz, nie by艂 w stanie przypomnie膰 sobie, sk膮d j膮 zna. Gdyby przypadkowo si臋 nie poznali, nie zwr贸ci艂by na ni膮 najmniejszej uwagi. Nie zauwa偶a艂 zapewne ludzi jej pokroju. W ko艅cu p艂acono jej mi臋dzy innymi za to, 偶eby dyskretnie opiekowa艂a si臋 ro艣linami. By艂a wi臋c dla Jacka niewidzialna.
A偶 zwr贸ci艂a na siebie jego uwag臋.
- Nie musisz 膰wiczysz tekst贸w, kt贸rych zamierzasz u偶ywa膰 w Pary偶u - odezwa艂a si臋 po chwili. - Nie przejmuj si臋 tym, naprawd臋. Wola艂abym us艂ysze膰 od ciebie, po co przyjecha艂e艣 dzisiaj rano do mojej matki.
- Nie powiedzia艂a ci?
- Oczywi艣cie, 偶e powiedzia艂a - odpar艂a Mattie. - Zastanawia艂am si臋 tylko... - Nie wiedzia艂a, jak doko艅czy膰.
- Wczoraj zasugerowa艂a艣 mi jednoznacznie, 偶e nie chcesz, aby twoja mama martwi艂a si臋 o to, 偶e ze mn膮 wyjedziesz... - zacz膮艂.
- Ciekawe dlaczego! - zadrwi艂a.
Jack uni贸s艂 brwi, lekko zniecierpliwiony.
- Pragn膮艂em tylko zapewni膰 twoj膮 mam臋, 偶e...
- Nie zamierzasz mnie uwie艣膰 - doko艅czy艂a za niego. - Nie s膮dz臋, 偶eby...
- Tak ci powiedzia艂a? - przerwa艂 jej, chichocz膮c.
- Tak, w艂a艣nie tak mi powiedzia艂a - potwierdzi艂a Mattie, mru偶膮c oczy. - A co naprawd臋 jej powiedzia艂e艣?
- Mi臋dzy innymi to - przyzna艂. - W ka偶dym razie kiedy wychodzi艂em, wydawa艂a si臋 znacznie mniej zaniepokojona ni偶 na pocz膮tku rozmowy.
Mattie mia艂a ochot臋 wypyta膰 go o to, co jeszcze m贸wi艂 jej matce, jednak nadszed艂 kelner z winem, aby na nowo nape艂ni膰 ich kieliszki. Kiedy si臋 oddali艂, Jack zmieni艂 temat rozmowy.
- Twoja mama jest wci膮偶 bardzo pi臋kn膮 kobiet膮 - powiedzia艂. - Czy nigdy nie my艣la艂a o tym, 偶eby ponownie wyj艣膰 za m膮偶?
- Nigdy - potwierdzi艂a Mattie.
Cieszy艂a si臋, 偶e Jack wypowiedzia艂 komplement na temat urody jej matki, cho膰 z drugiej strony poczu艂a si臋 odrobin臋 zazdrosna.
Sama j膮 podziwia艂a, oczywi艣cie nie tylko za urod臋. Diana owdowia艂a w wieku dwudziestu trzech lat, zosta艂a sama z trzyletnim dzieckiem. Zapewni艂a Mattie wszystko, co tylko dziecku by艂o potrzebne do szcz臋艣cia. By艂a cudown膮 matk膮.
- Mama musia艂a bardzo kocha膰 twojego tat臋, prawda? - spyta艂 Jack.
- Tak... Nie powiedzia艂e艣 mi dot膮d nic wi臋cej o naszej pi膮tkowej podr贸偶y.
Jack wpatrywa艂 si臋 chwil臋 w jej twarz, po czym wyra藕nie si臋 uspokoi艂 i odpowiedzia艂:
- Rzeczywi艣cie. - Nast臋pnie zacz膮艂 m贸wi膰 o tym, z kt贸rego lotniska i jakim samolotem polec膮, jaki jest plan pobytu w Pary偶u, i tak dalej. Mattie najbardziej utkwi艂 w pami臋ci jeden szczeg贸艂: 偶e z okna ich hotelowego pokoju b臋dzie wida膰 Wie偶臋 Eiffla. Powr贸t by艂 zaplanowany na poniedzia艂ek.
Mattie nie wiedzia艂a, co si臋 z ni膮 dzieje. Przygl膮da艂a si臋 m贸wi膮cemu Jackowi. Podoba艂 jej si臋, podoba艂o jej si臋 w nim wszystko, poza jednym - niestety, oszukiwa艂 cztery kobiety.
Ten fakt wystarczy艂, aby by艂 dla niej wstr臋tny. Musia艂aby postrada膰 zmys艂y, 偶eby zakocha膰 si臋 w takim m臋偶czy藕nie!
A jednak nie by艂a w stanie my艣le膰 o nim z niech臋ci膮.
Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e mimo wszystko mo偶e si臋 w nim zakocha膰. Szczeg贸lnie podczas czterech dni sp臋dzonych wsp贸lnie w Pary偶u.
- Mattie, jedziemy na cztery dni, nie cztery tygodnie! - Jack skomentowa艂 p贸艂偶artem wag臋 jej walizki, kt贸r膮 za艂adowa艂 do samochodu.
Niepewnie zerkn臋艂a na znacznie mniejsz膮 walizk臋 Jacka.
Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e prawdopodobnie przesadzi艂a z ilo艣ci膮 ubra艅, jednak jeszcze nigdy nie by艂a w Pary偶u i nie wiedzia艂a, jaka mo偶e by膰 tam pogoda wiosn膮. Wstydzi艂a si臋 spyta膰 o to Jacka. Sprawdza艂a parysk膮 pogod臋 przez dwa dni w gazecie. Temperatura by艂a do艣膰 wysoka, jednak czasami pada艂o. Musia艂a by膰 przygotowana na r贸偶ne sytuacje.
Mattie spakowa艂a wi臋c wszystkie najlepsze ubrania, 艂膮cznie z tymi, kt贸re kupi艂a poprzedniego dnia.
- Kobiety lubi膮 by膰 przygotowane na ka偶d膮 ewentualno艣膰 - odpowiedzia艂a ze 艣miechem Diana, kt贸ra poznawa艂a si臋 w艂a艣nie z Harrym.
Collie biega艂 mi臋dzy lud藕mi, merdaj膮c rado艣nie ogonem. Zachowywa艂 si臋 raczej jak szczeniak ni偶 sze艣cioletni pies. Mia艂 wspania艂膮, szarobia艂膮 sier艣膰, jego oczy b艂yszcza艂y. Z pewno艣ci膮 nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e czeka go pobyt w psim hotelu.
- Czy zabra艂a艣 r贸wnie偶 kuchenk臋 i zlew? - spyta艂 Mattie Jack, unosz膮c brwi.
- Oczywi艣cie, a tak偶e wann臋 - odpowiedzia艂a natychmiast.
- Mog膮 ci si臋 przyda膰 - zawyrokowa艂 ze 艣miechem. - Raz w 偶yciu mieszka艂em w pokoju, gdzie przez dwa dni nie by艂o korka do wanny, poniewa偶 poprzedni go艣膰 go ukrad艂.
- Tak to jest, kiedy cz艂owiek zatrzymuje si臋 w hotelach najni偶szej kategorii - skomentowa艂a 偶artobliwie. Wiedzia艂a, 偶e Jack bez w膮tpienia rezerwuje tylko apartamenty w najbardziej luksusowych hotelach.
U艣miechn膮艂 si臋. Wygl膮da艂 tego dnia nadzwyczaj m臋sko, w czarnej koszuli i dopasowanych czarnych spodniach. Na tylnym siedzeniu samochodu le偶a艂a kremowa marynarka.
Mattie zdecydowa艂a si臋 w艂o偶y膰 na podr贸偶 najlepsze d偶insy, bia艂膮, dopasowan膮 bluzk臋 i czarny 偶akiet. Wygl膮da艂a dostatecznie elegancko, a jednocze艣nie ubranie nie gniot艂o si臋 zanadto.
Na widok Jacka serce Mattie od razu przyspieszy艂o rytm. Czu艂a si臋 bardzo podekscytowana. Czy to z powodu Jacka, czy raczej z powodu wyjazdu? By艂a odrobin臋 onie艣mielona, a z drugiej strony bardzo uradowana. Dziwne!
- Mo偶e wsp贸lnie zaprowadzimy Harry'ego do pokoju, w kt贸rym b臋dzie mieszka艂? - odezwa艂a si臋 znowu Diana.
- Jasne - zgodzi艂 si臋 Jack. Nachyli艂 si臋 i czule pog艂aska艂 psa. - Chod藕, stary, zobaczymy, jak ci si臋 tu spodoba - powiedzia艂 do niego weso艂o.
Wida膰 by艂o, 偶e Jack niech臋tnie rozstaje si臋 z ulubie艅cem, mimo 偶e wiedzia艂, 偶e Diana naprawd臋 dba o psy i uwielbia zwierz臋ta.
- Zaczekasz na nas, Mattie? - spyta艂a Diana, rzucaj膮c c贸rce ostrzegawcze spojrzenie.
Mattie kiwn臋艂a g艂ow膮.
Czeka艂a na Jacka i rozmy艣la艂a. Znowu ogarn臋艂y j膮 w膮tpliwo艣ci. W ci膮gu minionych kilku dni parokrotnie mia艂a ochot臋 zatelefonowa膰 do Jacka i powiedzie膰 mu, 偶e si臋 wycofuje. Za ka偶dym razem przypomina艂a sobie jednak, 偶e to ona jemu narobi艂a k艂opot贸w i by艂a mu winna pomoc. Mimo wszystko niepokoi艂a si臋.
Zapomnia艂a o tym natychmiast, kiedy Jack wr贸ci艂. Mia艂 nieweso艂膮 min臋.
- Harry'emu nic z艂ego si臋 nie stanie - zapewni艂a go Mattie.
- Teraz zdaj臋 sobie spraw臋, jak czuli si臋 moi rodzice za ka偶dym razem, kiedy odwozili mnie do szko艂y z internatem - odpowiedzia艂, u艣miechaj膮c si臋 smutno.
Mattie wyda艂o si臋, 偶e por贸wnanie nie jest do ko艅ca trafne.
- A jak ty si臋 czu艂e艣, kiedy twoi rodzice odje偶d偶ali? - zapyta艂a.
- Och - Jack zn贸w si臋 u艣miechn膮艂, tym razem weselej - p艂aka艂em, ale ju偶 kilka minut po tym, jak ich samoch贸d znik艂, cieszy艂em si臋 i 艣mia艂em, bo znowu znajdowa艂em si臋 w gronie koleg贸w... Harry te偶 nie by艂 bardzo smutny, kiedy odchodzi艂em. Poznawali si臋 z Sophie. No, czas jecha膰. Czy na pewno wszystko wzi臋艂a艣? - spyta艂.
- Tak. - Wsiedli do samochodu. - Spakowa艂am tylko sze艣膰 par but贸w - doda艂a. - Czy s膮dzisz, 偶e to wystarczy? - za偶artowa艂a.
Jack uruchomi艂 silnik i samoch贸d ruszy艂.
- Rozumiem, 偶e tak - wywnioskowa艂a, po czym opar艂a si臋 wygodnie.
- My艣la艂em, 偶e tylko moje siostry s膮 okropne, ale okazuje si臋, 偶e dziewczyny, na kt贸re natrafiam, s膮 bardzo podobne do nich! - skomentowa艂 p贸艂偶artem.
- Pami臋taj, 偶e nie jestem twoj膮 dziewczyn膮 - zastrzeg艂a.
- Na najbli偶sze cztery dni masz si臋 ni膮 sta膰 - odpar艂. - Mattie i Jack, Jack i Mattie, jak my艣lisz, dobrze to brzmi? - Odwr贸ci艂 si臋 i zmarszczy艂 pytaj膮co brwi.
- Fatalnie! - zawyrokowa艂a wbrew fali ciep艂a, jaka w niej wezbra艂a.
- B臋dziesz musia艂a si臋 na kr贸tko przyzwyczai膰 - zako艅czy艂 Jack, wzruszaj膮c ramionami.
Mattie 偶a艂owa艂a, 偶e podczas pobytu w Pary偶u b臋dzie musia艂a si臋 dostosowywa膰 do plan贸w Jacka i jego rodziny. Chcia艂aby naprawd臋 do艣wiadczy膰 tego, jak brzmi膮 imiona 鈥濲ack i Mattie鈥 zestawione razem. Rzeczywi艣cie razem... Nie, co za bezsensowna my艣l!
- Zam贸wi艂em dla nas na wiecz贸r stolik w restauracji - poinformowa艂 Jack. - Czy jest jakie艣 miejsce w Pary偶u, kt贸re szczeg贸lnie chcia艂aby艣 zobaczy膰?
- Ja? - zdziwi艂a si臋.
- A kto? - spyta艂 z u艣miechem. - By膰 mo偶e si臋 myl臋, ale mam wra偶enie, 偶e jeszcze nigdy nie by艂a艣 w Pary偶u.
- Nie mylisz si臋 - przyzna艂a. - Zrozumia艂am jednak, 偶e zamierzasz sp臋dzi膰 ten weekend w towarzystwie rodziny.
- Rzeczywi艣cie jestem w bliskich stosunkach z rodzin膮, jednak nie m贸g艂bym sp臋dzi膰 z nimi ca艂ych czterech dni, maj膮c w tym czasie do wyboru wy艂膮czne towarzystwo pi臋knej kobiety. A szczeg贸lnie w Pary偶u! - doda艂. - Jedynym ustalonym planem jest wsp贸lny, rodzinny obiad jutro wieczorem. Poza tym mo偶emy robi膰 to, na co tylko b臋dziemy mieli ochot臋.
Mattie by艂a zaskoczona. Najbardziej tym, 偶e Jack nazwa艂 j膮 pi臋kn膮 kobiet膮. Reszta jego s艂贸w za艣 przyprawi艂a j膮 o ma艂y zawr贸t g艂owy.
- Ja ch臋tnie sp臋dzi艂bym dzie艅 w Eurodisneylandzie - oznajmi艂 Jack, nieco zawstydzony. - Co na to powiesz?
- Dobrze - mrukn臋艂a, wci膮偶 nie mog膮c och艂on膮膰 po tym, co jej powiedzia艂. Przewa偶aj膮c膮 cz臋艣膰 czasu mieli sp臋dzi膰 tylko we dwoje?! O czym b臋d膮 rozmawia膰? Jak b臋d膮 wygl膮da艂y ich wsp贸lne wieczory? Trzy wieczory. I noce! Mattie prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋.
- Jack... - zacz臋艂a.
- Nie martw si臋, Mattie. Kiedy ostatni raz by艂a艣 na wakacjach?
- W zesz艂ym roku - odpowiedzia艂a.
- To pomy艣l o naszym wyje藕dzie jako o wakacjach. B臋dziemy dobrze si臋 bawi膰, zgoda?
- Dobrze - odpar艂a bez przekonania.
Jack zachichota艂.
- Widz臋, 偶e si臋 niepokoisz - stwierdzi艂. - Gdyby艣 mia艂a w膮tpliwo艣ci, b臋dziemy mieli w hotelu oddzielne sypialnie.
Przynajmniej jedna pocieszaj膮ca informacja - pomy艣la艂a. Obawia艂a si臋 jednak, 偶e sp臋dzaj膮c z Jackiem tyle czasu, nabierze ochoty na znacznie wi臋cej...
- Jak ci si臋 podoba? - spyta艂 Jack, staj膮c za plecami Mattie. Wygl膮da艂a przez okno swojej sypialni w hotelowym apartamencie. Wpatrywa艂a si臋 w Wie偶臋 Eiffla, by艂a zafascynowana. Wie偶a zdawa艂a si臋 sta膰 tak blisko, jak gdyby mo偶na by艂o wyci膮gn膮膰 r臋k臋 i dotkn膮膰 jej.
- Jest cudownie! Och, Jack! Dzi臋kuj臋 ci - szepn臋艂a.
Jack opar艂 d艂onie na jej ramionach, a potem delikatnie obr贸ci艂 j膮 i popatrzy艂 jej w oczy.
- Za co? - spyta艂 z trosk膮, widz膮c jej wzruszenie.
- Za to - wyja艣ni艂a, pokazuj膮c szerokim gestem pok贸j i cudowny widok za oknem.
Sypialnia by艂a ogromna, pi臋kna, zastawiona ro艣linami i kwiatami. Natychmiast po przyj艣ciu Mattie zrzuci艂a buty, z lubo艣ci膮 st膮paj膮c boso po mi臋kkim dywanie. Dominuj膮cym meblem w pokoju by艂o ogromne 艂贸偶ko stoj膮ce na 艣rodku. Mattie mia艂a te偶 w艂asn膮 艂azienk臋, niezmiernie luksusow膮 - wanna wyposa偶ona by艂a w jacuzzi, krany i prysznic by艂y z艂ocone.
Przypuszcza艂a, 偶e s膮siedni pok贸j, z kt贸rym jej sypialni臋 艂膮czy艂y, niestety, otwarte drzwi, to sypialnia Jacka. Jednak by艂 to salon. Robi艂 imponuj膮ce wra偶enie - ogromne, mi臋kkie, sk贸rzane fotele, 艂awy po艂yskuj膮ce kryszta艂owo czystym szk艂em, r臋cznie zdobione misy z owocami i wymy艣lnych kszta艂t贸w wazony wype艂nione kwiatami, dyskretnie umieszczony barek, ogromny telewizor...
Kt贸偶 chcia艂by ogl膮da膰 telewizj臋, maj膮c do wyboru paryskie atrakcje? Mattie nie mie艣ci艂o si臋 to w g艂owie.
- Moja sypialnia jest tu - wyja艣ni艂 Jack, otwieraj膮c drzwi ko艂o barku.
Oczom Mattie ukaza艂 si臋 pok贸j niemal identycznie wyposa偶ony jak jej sypialnia. Z t膮 r贸偶nic膮, 偶e w pokoju Jacka sta艂y dwa oddzielne, jednoosobowe 艂贸偶ka.
C贸偶, Mattie mia艂a w艂asn膮 sypialni臋, ale nie by艂 to osobny pok贸j hotelowy, a cz臋艣膰 tego samego apartamentu, w kt贸rym znajdowa艂a si臋 sypialnia Jacka.
- Wskocz w jedn膮 ze swoich sze艣ciu par but贸w, to wyjdziemy do miasta - zaproponowa艂. - Poka偶臋 ci Pary偶.
Mattie ucieszy艂a si臋. By艂o jej mi艂o, 偶e Jack z entuzjazmem odnosi si臋 do oprowadzania jej po Pary偶u, mimo 偶e musia艂 by膰 w tym mie艣cie dziesi膮tki razy.
- Ogl膮danie wszystkiego razem z tob膮 sprawi, 偶e na nowo b臋d臋 w stanie doceni膰 wyj膮tkowo艣膰 poszczeg贸lnych miejsc... - Jack przesun膮艂 delikatnie d艂oni膮 po ramieniu Mattie. - Czy mo偶e chcesz na pocz膮tek co艣 zje艣膰? - zapyta艂. - Jedzenie w samolotach nie jest najlepsze.
Mattie by艂a zaskoczona ostatnim stwierdzeniem Jacka - jedzenie, kt贸re zaserwowano im w poczekalni i kabinie pierwszej klasy, by艂o absolutnie wy艣mienite, dor贸wnywa艂o klas膮 menu najlepszych restauracji. Mattie nie by艂a ani troch臋 g艂odna.
- Mia艂em nadziej臋, 偶e tak odpowiesz - ucieszy艂 si臋, kiedy mu to powiedzia艂a. - Chod藕my zwiedza膰 i podziwia膰!
Jego entuzjazm by艂 zara藕liwy. Mattie w艂o偶y艂a buty. 呕akiet pozostawi艂a w pokoju. Okaza艂o si臋, 偶e w Pary偶u wiosn膮 mo偶e by膰 tak ciep艂o, jak w Londynie w s艂oneczny letni dzie艅.
Przystan臋艂a w hotelowym holu, pytaj膮c nie艣mia艂o:
- Czy nie powiniene艣 zawiadomi膰 rodziny, 偶e przyjecha艂e艣?
- Ju偶 to zrobi艂em. Zatelefonowa艂em tak偶e do twojej mamy.
Mattie by艂a ogromnie zaskoczona post臋powaniem Jacka. Zamierza艂a zadzwoni膰 do matki, ale nie wiedzia艂a, jak bezpo艣rednio po艂膮czy膰 si臋 z Londynem z telefonu w pokoju. Nie zna艂a francuskiego, wi臋c nie pr贸bowa艂a pyta膰 obs艂ugi hotelu. Chcia艂a p贸藕niej poprosi膰 Jacka o pomoc.
- Dzi臋kuj臋, to niezwykle mi艂o z twojej strony - powiedzia艂a.
- Przy okazji spyta艂em, co z Harrym.
No tak, przede wszystkim o to mu chodzi艂o - pomy艣la艂a. - Jak mog艂abym s膮dzi膰, 偶e o co innego?
- I jak miewa si臋 tw贸j pies? - spyta艂a grzecznie.
- Dzi臋kuj臋, 艣wietnie. Moi rodzice i rodze艅stwo prosili, 偶eby ci przekaza膰, 偶e ch臋tnie ci臋 poznaj膮.
Mattie zadr偶a艂a. W domu wszystko wydawa艂o jej si臋 艂atwiejsze. Dopiero tu, w Pary偶u, coraz lepiej zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, co b臋dzie oznacza艂o udawanie dziewczyny Jacka.
Na razie odby艂a niezwyk艂膮 podr贸偶, jako pasa偶erka pierwszej klasy, znalaz艂a si臋 w apartamencie luksusowego hotelu, a towarzystwo Jacka okaza艂o si臋 dla niej bardzo mi艂e. Chyba a偶 za bardzo! Zbyt dobrze si臋 przy nim czu艂a.
Zastanawia艂a si臋, jak po powrocie do Londynu zdo艂a powr贸ci膰 do szarej codzienno艣ci, do pracy w kwiaciarni i biurach cudzych firm.
Pod Wie偶膮 Eiffla panowa艂a 艣wi膮teczna atmosfera - handlarze pami膮tek i rozmaitych 艣wiecide艂ek oferowali swoje towary, wok贸艂 przechadza艂y si臋 setki turyst贸w. Inni wje偶d偶ali na wie偶臋 albo siedzieli na olbrzymim trawniku P贸l Marsowych, odpoczywaj膮c w s艂o艅cu.
- Napi艂bym si臋 czego艣 - oznajmi艂 Jack i, nie czekaj膮c na odpowied藕, uj膮艂 d艂o艅 Mattie i poprowadzi艂 j膮 na drug膮 stron臋 ulicy, nad Sekwan臋. Zeszli po schodkach do jednej z nadbrze偶nych kawiarni.
Trzymali si臋 za r臋ce!
Mattie by艂a pewna, 偶e wszyscy wok贸艂 bior膮 ich za par臋 kochank贸w. Serce bi艂o jej szybko i mocno, jej policzki by艂y ciep艂e. Czu艂a si臋 troch臋 zdezorientowana.
Jack zam贸wi艂 po francusku dwie kawy g艂osem cz艂owieka, kt贸ry robi艂 to ju偶 wielokrotnie. Patrz膮c na niego, Mattie pomy艣la艂a, 偶e 艂atwo zapomina, dlaczego znalaz艂a si臋 w Pary偶u w towarzystwie tego wyj膮tkowo przystojnego m臋偶czyzny. W naturalny spos贸b poddawa艂a si臋 jego czarowi i romantycznej atmosferze miejsca. Nie powinna jednak zapomina膰 o prawdziwej przyczynie podr贸偶y. Inaczej b臋dzie jej naprawd臋 trudno powr贸ci膰 do rzeczywisto艣ci po poniedzia艂kowym powrocie do Londynu!
Obawia艂a si臋, 偶e b臋dzie mia艂a z艂amane serce.
Musia艂a ca艂y czas sobie przypomina膰, 偶e Jack nale偶y do innej klasy ni偶 ona. By艂 bogatym, wykszta艂conym 艣wiatowcem, w艂a艣cicielem i prezesem du偶ej firmy. I jeszcze przed kilkoma dniami mia艂 cztery kochanki!
Nawet gdyby Mattie zdo艂a艂a powa偶nie zainteresowa膰 sob膮 Jacka i zdoby膰 przychylno艣膰 jego rodziny, przezwyci臋偶aj膮c wszystkie bariery, nie mog艂a zapomina膰 o jego stosunku do kobiet.
- Czy mogliby艣my wr贸ci膰 do hotelu? - spyta艂a nagle. - Czuj臋, 偶e jestem troch臋... zm臋czona podr贸偶膮. - Jack by艂 wyra藕nie rozczarowany. - Chcia艂abym od艣wie偶y膰 si臋 przed wieczorem, wzi膮膰 k膮piel, umy膰 w艂osy - t艂umaczy艂a. - Wieczorem na pewno znowu dok膮d艣 p贸jdziemy.
K膮piel by艂aby faktycznie od艣wie偶aj膮ca, jednak Mattie przede wszystkim desperacko potrzebowa艂a poby膰 troch臋 sama.
Musia艂a na jaki艣 czas odizolowa膰 si臋 od Jacka.
- Oczywi艣cie - mrukn膮艂, wypijaj膮c jednym haustem kaw臋. - Powinienem by艂 o tym pomy艣le膰. - Pozostawi艂 na stole pieni膮dze. - Nie musimy zwiedza膰 miasta od razu pierwszego dnia. Masz cztery dni na to, aby zakocha膰 si臋 w Pary偶u!
Mattie ju偶 zd膮偶y艂a zakocha膰 si臋 w tym mie艣cie.
Obawia艂a si臋, 偶e niestety mimo woli zd膮偶y艂a tak偶e zakocha膰 si臋 w siedz膮cym naprzeciw niej m臋偶czy藕nie...
Jack znowu zaprowadzi艂 Mattie nad Sekwan臋, tym razem na statek, na kt贸rym znajdowa艂a si臋 restauracja.
Obiad w luksusowej restauracji na statku p艂yn膮cym Sekwan膮 nie u艂atwia艂 Mattie zachowania dystansu do Jacka. W ci膮gu dziesi臋ciu minut podano jej dwa kieliszki szampana.
Mattie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Jack, nie s膮dz臋, 偶e powinni艣my sp臋dza膰 czas w taki spos贸b - powiedzia艂a.
- Nie przyjechali艣my tu zastanawia膰 si臋 nad 偶yciem, tylko si臋 nim cieszy膰 - odpar艂. - Spr贸buj si臋 nim nacieszy膰. - U艣miechn膮艂 si臋 do niej i przysiad艂 bli偶ej. W czarnym smokingu, 艣nie偶nobia艂ej koszuli i czarnej muszce wygl膮da艂 wprost osza艂amiaj膮co.
Mattie mimo to, a mo偶e w艂a艣nie dlatego, martwi艂a si臋, co si臋 stanie, je艣li ciesz膮c si臋 obecno艣ci膮 Jacka i Pary偶em, ca艂kowicie straci zdrowy rozs膮dek.
Tego wieczora mia艂a na sobie jedn膮 z dw贸ch nowych sukienek, bardzo twarzow膮, jedwabn膮, ciemnoniebiesk膮, ze st贸jk膮, w odcieniu idealnie pasuj膮cym do koloru jej oczu. Sukienka si臋ga艂a do kolan, ukazuj膮c smuk艂e 艂ydki. W艂o偶y艂a tak偶e ciemnoniebieskie sanda艂y na wysokim obcasie. Czu艂a si臋 w nich i w nowej sukience pi臋kna i elegancka.
Ubra艂a si臋 tak na wypadek, gdyby napotkali tego wieczora kogo艣 z rodziny Jacka. My艣la艂a, 偶e b臋d膮 jedli w hotelowej restauracji.
Mattie nie by艂a pewna, czy to dobrze wygl膮da膰 atrakcyjnie w oczach Jacka podczas kolacji, przy kt贸rej siedzieli tylko we dwoje, w romantycznym otoczeniu.
Jack r贸wnie偶 robi艂 na niej w tych warunkach wra偶enie szalenie atrakcyjnego m臋偶czyzny, a tego najbardziej si臋 obawia艂a. 呕e ca艂kiem straci g艂ow臋.
Chyba to Jack pierwszy zapomnia艂, po co zabiera Mattie do Pary偶a, skoro zam贸wi艂 dla nich stolik na tym statku.
- Warto cieszy膰 si臋 偶yciem - odpowiedzia艂a. - Ale czy pami臋tasz, dlaczego tu z tob膮 przyjecha艂am?
- Sk膮d偶e... - odpowiedzia艂 wymijaj膮co, wygl膮daj膮c za burt臋, za kt贸r膮 przesuwa艂y si臋, jak bajkowe, fantasmagoryczne obrazy, pod艣wietlane niezwyk艂ym 艣wiat艂em reflektor贸w przep艂ywaj膮cego statku budowle Pary偶a.
- Jakim sposobem nasza kolacja we dwoje na Sekwanie ma pokaza膰 Sharon, 偶e ona ci臋 wcale nie interesuje? - dr膮偶y艂a Mattie.
- Czy to naprawd臋 nie jest oczywiste? - spyta艂. - Skoro wol臋 przebywa膰 tylko z tob膮, a nie z rodzin膮, swoj膮 oraz narzeczonego siostry, czyli tak偶e z Sharon, to znaczy, 偶e Sharon mnie nie interesuje.
S艂owa Jacka brzmia艂y ca艂kiem przekonuj膮co, cho膰 nie do ko艅ca. W ka偶dym razie Mattie nie by艂a pewna, co si臋 za tym wszystkim kryje.
- Nie by艂oby pro艣ciej i taniej zam贸wi膰 kolacj臋 do apartamentu? - spyta艂a p贸艂g艂osem.
Przyniesiono w艂a艣nie pasztet z g臋sich w膮tr贸bek.
Gdyby pozostali w hotelowym apartamencie, mog艂aby siedzie膰 sama w sypialni.
- Nie 偶artuj, Mattie - ofukn膮艂 j膮 Jack. - Nie przyjechali艣my do Pary偶a po to, 偶eby tkwi膰 w hotelu.
W takim razie po co?
- Chocia偶 w twojej sypialni z pewno艣ci膮 by艂oby nam wygodnie - doda艂.
Mattie wstrzyma艂a oddech. Zaniepokoi艂a si臋.
- Przysz艂o ci do g艂owy - ci膮gn膮艂 Jack - 偶e w Pary偶u mog臋 pr贸bowa膰 ci臋 uwie艣膰, prawda?
Popatrzy艂a na niego szeroko otwartymi oczami. Dr偶a艂y jej usta.
- Przysz艂o - wywnioskowa艂 z jej milczenia. - Mog臋 ci co艣 obieca膰.
- Co takiego? - spyta艂a.
- Obiecuj臋 ci, 偶e nie b臋d臋 pr贸bowa艂 ci臋 uwie艣膰, je偶eli ty nie b臋dziesz si臋 stara艂a uwie艣膰 mnie - odpowiedzia艂, po czym u艣miechn膮艂 si臋.
Mattie na chwil臋 zaniem贸wi艂a.
- Nie mam zamiaru ci臋 uwie艣膰! - odpowiedzia艂a w ko艅cu z oburzeniem.
- Rozumiem - zako艅czy艂 i zaj膮艂 si臋 pasztetem.
Jak to? Czy jemu si臋 zdaje, 偶e pr贸buj臋 go uwie艣膰? Mattie wpatrywa艂a si臋 w Jacka z niedowierzaniem.
Nie pr贸bowa艂a. Chocia偶... czu艂a, 偶e mo偶e mie膰 ochot臋 spr贸bowa膰. Rozumia艂a, 偶e obecno艣膰 Jacka, jego osobowo艣膰, romantyczne otoczenie - to wszystko oddzia艂ywa艂o mocno na jej zmys艂y, a za ich po艣rednictwem na emocje. Przede wszystkim Jack. Wydawa艂 jej si臋...
- Jednak gdyby艣 chcia艂a mnie uwie艣膰, nie musisz si臋 hamowa膰 - powiedzia艂 jeszcze.
Co za impertynent! - pomy艣la艂a, rzucaj膮c mu gniewne spojrzenie.
Nie, cho膰by nawet mia艂a ochot臋, nie pozwoli mu si臋 nawet poca艂owa膰. To znaczy... czu艂a, 偶e ju偶 teraz ma ochot臋 ca艂owa膰 si臋 z nim. B臋dzie musia艂a t艂umi膰 w sobie to pragnienie.
Po偶a艂owa艂a, 偶e zgodzi艂a si臋 przyjecha膰 z Jackiem do Pary偶a.
Roze艣mia艂 si臋.
- Czy co艣 ci臋 艣mieszy? - spyta艂a, rozdra偶niona.
- Ty - odpowiedzia艂. - To, 偶e jeste艣 przekonana, 偶e zamierzam ci臋 uwie艣膰, a ja wcale tego nie planuj臋, moja pi臋kna.
鈥Moja pi臋kna鈥? Jack uwa偶a mnie za pi臋kn膮? Co艣 takiego!
Nie dowierza艂a mu, 偶e nie zamierza jej uwodzi膰.
Jego komplement sprawi艂, 偶e coraz trudniej by艂o jej powstrzyma膰 marzenia o znalezieniu si臋 w ramionach Jacka, zw艂aszcza 偶e wok贸艂 siedzia艂y wpatrzone w siebie, zakochane, ca艂uj膮ce si臋 pary. I Mattie czu艂a, 偶e coraz mocniej si臋 zakochuje.
Zeszli ze statku przed p贸艂noc膮.
Jack wskaza艂 zam贸wion膮 taks贸wk臋 i spyta艂:
- Jedziemy czy mo偶e wola艂aby艣 wr贸ci膰 piechot膮? Ja mam ochot臋 przespacerowa膰 si臋 noc膮 po Pary偶u.
- Ja te偶! - szepn臋艂a, niewiele my艣l膮c.
- Ciesz臋 si臋! - odpowiedzia艂 z u艣miechem.
Zwolni艂 taks贸wkarza, daj膮c mu napiwek za przyjazd, i ze szcz臋艣ciem w oczach wr贸ci艂 do Mattie.
Popatrzy艂a na niego i nagle przysz艂o jej do g艂owy, 偶e to w艂a艣nie na tego m臋偶czyzn臋 ca艂e 偶ycie czeka艂a. Na Jacka.
Ta my艣l by艂a dla niej jak nag艂e objawienie. Zarumieni艂a si臋, poblad艂a, jej oddech przy艣pieszy艂.
- Dobrze si臋 czujesz? - spyta艂 z trosk膮.
Czu艂a si臋 cudownie, cho膰 w jej my艣li wkrad艂a si臋 obawa, 偶e zakochuj膮c si臋 w Jacku, pope艂ni艂a najwi臋kszy b艂膮d w 偶yciu.
- Dobrze... - odpowiedzia艂a cicho, nie chc膮c zdradza膰 przed nim swojego euforycznego stanu. Ba艂a si臋 upokorzenia. - Ciekawa jestem, co zwykle robisz dalej - doda艂a. - Post臋powa艂e艣 ju偶 przecie偶 tak nieraz, prawda?
- S艂ucham? - Jack zmarszczy艂 ze zdumieniem brwi.
- Jeste艣 uwodzicielem - wyja艣ni艂a. - W艂a艣nie zjedli艣my romantyczn膮 kolacj臋 we dwoje, p艂yn膮c noc膮 po Sekwanie przez serce Pary偶a. Teraz zaproponowa艂e艣 mi spacer. Ciekawe, co zazwyczaj robisz potem?
Jack zmru偶y艂 oczy.
- Czy nabra艂a艣 przekonania, 偶e podst臋pnie zawo偶臋 kobiety do Pary偶a, zapraszam na romantyczne kolacje, a potem uwodz臋? - spyta艂.
- To do艣膰 kosztowna metoda uwodzenia - skomentowa艂a. - Ale zapewne stuprocentowo skuteczna. - Zmru偶y艂a oczy i u艣miechn臋艂a si臋.
- Chcesz wiedzie膰, co zrobi臋 dalej? - Jack zacisn膮艂 usta. - Zaprowadz臋 ci臋 do hotelu, powiem dobranoc i p贸jd臋 do swojej sypialni, a ty - do swojej!
- Czy gniewasz si臋 na mnie za to, 偶e kosztowa艂am ci臋 tyle trudu i pieni臋dzy? - spyta艂a. - W ko艅cu jestem tu tylko dlatego, 偶e zepsu艂am twoje relacje z czterema innymi kobietami, z kt贸rych jedna mia艂a ci towarzyszy膰 w tej podr贸偶y - drwi艂a.
- Czy naprawd臋 wierzysz, 偶e mam jakie艣 inne plany mimo obietnicy, jak膮 z艂o偶y艂em ci podczas kolacji? - zapyta艂 z desperacj膮.
Pokiwa艂a g艂ow膮.
- Dzi臋kuj臋 za wszystko, co dla mnie zrobi艂e艣, bo bardzo mi si臋 podoba艂o. Ale musz臋 ci u艣wiadomi膰, 偶e by艂a to z mojego punktu widzenia zupe艂na strata czasu i pieni臋dzy. Gniewasz si臋, prawda? My艣la艂e艣, 偶e ulegn臋 twojemu czarowi w po艂膮czeniu z czarem Pary偶a?
- Nie gniewam si臋 - zaprzeczy艂. - Je艣li za艣 chodzi o Pary偶, stara艂em si臋 zrobi膰 ci przyjemno艣膰 i przykro mi, je艣li m贸j pomys艂 na dzisiejszy wiecz贸r nie bardzo ci臋 zachwyci艂.
Wprost przeciwnie! - odpowiedzia艂a w duchu.
- Idziemy? - spyta艂 Jack, podaj膮c jej rami臋.
Zawaha艂a si臋, a potem wsun臋艂a pod nie d艂o艅 i ruszyli wzd艂u偶 bulwaru.
Mattie dr偶a艂a z emocji, staraj膮c si臋 nie da膰 tego po sobie pozna膰. Niech mu si臋 zdaje, 偶e jest mi oboj臋tny - my艣la艂a.
Tymczasem prawda by艂a zupe艂nie inna. Mattie po uszy zakocha艂a si臋 w Jacku.
Nie mia艂a zamiaru i艣膰 z nim do 艂贸偶ka, ale zap艂on臋艂a do niego prawdziwym uczuciem. Uwielbia艂a na niego patrze膰, s艂ucha膰 jego g艂osu, podoba艂o jej si臋 jego przywi膮zanie do rodziny i do psa, jego poczucie humoru.
Podoba艂o jej si臋 w nim wszystko - opr贸cz jednego. Faktu, 偶e tak bardzo lubi艂 towarzystwo wielu kobiet.
Mattie dostrzega艂a w Jacku tylko t臋 jedn膮 wad臋, za to by艂a to wada nie do zaakceptowania. Nie mog艂a si臋 z ni膮 pogodzi膰, nie tylko ze wzgl臋du na smutne do艣wiadczenie z Richardem.
Mia艂a te偶 pozytywny przyk艂ad - wielk膮 mi艂o艣膰 rodzic贸w. Kochali si臋 tak mocno, 偶e jeszcze dwadzie艣cia lat po 艣mierci m臋偶a Diana czule go wspomina艂a i dot膮d nie by艂a w stanie zwi膮za膰 si臋 z nikim innym.
Mattie pragn臋艂a tylko takiego zwi膮zku, w kt贸rym dwoje ludzi ca艂kowicie sobie wystarcza, do ko艅ca 偶ycia. Nie przypuszcza艂a, aby Jack marzy艂 o takich wi臋ziach.
Nie mog艂a wi臋c by膰 z Jackiem. Nie zgodzi艂aby si臋 na przelotny romans, by sta膰 si臋 zaledwie na pewien czas jedn膮 z wielu kobiet, z jakimi sypia艂.
Patrzy艂a na spaceruj膮ce wzd艂u偶 brzegu Sekwany trzymaj膮ce si臋 za r臋ce pary, za kt贸rymi wznosi艂a si臋 ku niebu 艣wiec膮ca tysi膮cami z艂ocistych 艣wiate艂ek Wie偶a Eiffla.
Mattie ogarnia艂 coraz g艂臋bszy smutek.
Szli w zupe艂nym milczeniu.
呕a艂owa艂a, 偶e do tego dosz艂o. Nie mog艂a by膰 z Jackiem, a przecie偶 jej serce wo艂a艂o o jego blisko艣膰 i ciep艂o.
Mia艂a ochot臋 zapomnie膰 o powzi臋tym chwil臋 wcze艣niej postanowieniu, zapomnie膰 o zagro偶eniu, jakie stanowi艂 dla spokoju jej ducha, i rzuci膰 mu si臋 na szyj臋.
Kiedy wje偶d偶ali wind膮 na pi臋tro hotelu, odezwali si臋 nagle jednocze艣nie:
- Mattie...
- Jack...
- Prosz臋, m贸w pierwsza - zach臋ci艂, ust臋puj膮c Mattie miejsca w drzwiach windy.
- Chcia艂am... chcia艂am... - j膮ka艂a si臋 Mattie, odwracaj膮c g艂ow臋 ku Jackowi, kt贸ry ruszy艂 za ni膮 korytarzem.
- Ogromnie pragn臋 ci臋 poca艂owa膰! - doko艅czy艂 za ni膮, nie panuj膮c ju偶 nad emocjami. Nachyli艂 si臋, uj膮艂 Mattie za ramiona i zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰.
Nie broni艂a si臋. Przeciwnie, opar艂a d艂onie na jego szerokiej piersi i ca艂owa艂a go czule.
- Jack! Dobrze, 偶e nareszcie wr贸ci艂e艣! - odezwa艂 si臋 niespodziewanie kobiecy g艂os.
Mattie cofn臋艂a si臋 raptownie i zobaczy艂a, 偶e po mi臋kkim, hotelowym dywanie kto艣 ku nim biegnie. Nieznana jej m艂oda kobieta musia艂a par臋 godzin czeka膰 pod drzwiami ich apartamentu.
Czeka艂a na Jacka.
Kobieta by艂a wyj膮tkowo pi臋kn膮, wysok膮 blondynk膮, o mi艂ej twarzy i idealnej figurze. Nieoczekiwanie rzuci艂a si臋 z 艂kaniem w ramiona Jacka.
- Tina, co si臋 sta艂o?! - spyta艂 z trosk膮 Jack.
Tina! Mattie nie wiedzia艂a, sk膮d wzi臋艂a si臋 tu Tina, ale musia艂a by膰 to jedna z kobiet, kt贸rym Mattie dostarczy艂a bukiety. Imi臋 j膮 zdradzi艂o. Zapewne to z Tin膮 Jack mia艂 polecie膰 do Pary偶a...
- Opu艣ci艂am Jima! - wyzna艂a z 艂kaniem Tina.
- S艂ucham?!
- Opu艣ci艂am Jima! - powt贸rzy艂a. Po jej pi臋knej twarzy p艂yn臋艂y 艂zy.
M臋偶atka! - pomy艣la艂a Mattie. Opu艣ci艂a m臋偶a dla Jacka i przyjecha艂a tutaj!
- To niemo偶liwe! - Jack kr臋ci艂 g艂ow膮. - Jak mog艂a艣 to zrobi膰?
- Zrobi艂am to! - potwierdzi艂a Tina, zaciskaj膮c usta. Ju偶 nie p艂aka艂a.
Mattie poczu艂a si臋 niezr臋cznie. Najwyra藕niej przeszkadza艂a tym dwojgu. Nie mia艂a ochoty przy nich d艂u偶ej sta膰.
- Jack... - przypomnia艂a o swojej obecno艣ci, dotykaj膮c jego ramienia.
Popatrzy艂 na ni膮 nieprzytomnym wzrokiem.
- Chyba lepiej b臋dzie, je艣li zostawi臋 was samych - powiedzia艂a.
- Mattie... dobrze, tak chyba b臋dzie lepiej... - Wydawa艂 si臋 oszo艂omiony. Ci膮gle kr臋ci艂 g艂ow膮. Najwyra藕niej pojawienie si臋 Tiny w Pary偶u zupe艂nie go zaskoczy艂o. - Zdaje si臋, 偶e musz臋 porozmawia膰 z Tin膮 - doda艂 przepraszaj膮cym tonem.
Mattie ruszy艂a do apartamentu. Po chwili by艂a ju偶 w swojej sypialni, za zamkni臋tymi drzwiami.
Rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko i przykry艂a g艂ow臋 poduszk膮, aby nie s艂ysze膰 Jacka i pi臋knej Tiny, je艣li wejd膮 razem do apartamentu.
Co艣 podobnego nie zdarzy艂o si臋 Mattie jeszcze nigdy w 偶yciu.
Czu艂a si臋 okropnie.
- Mattie... Mattie, 艣pisz?
Jack puka艂 do drzwi jej sypialni. Oczywi艣cie, 偶e nie spa艂a. Jak mog艂aby zasn膮膰 po tym, co si臋 sta艂o?
Nie wydawa艂o jej si臋, 偶eby poczu艂a si臋 lepiej dzi臋ki rozmowie z Jackiem. By艂o ju偶 wp贸艂 do trzeciej w nocy. Na szcz臋艣cie nie musia艂a go wpuszcza膰. Drzwi sypialni zamkn臋艂a wcze艣niej na klucz.
- Mattie, koniecznie musz臋 z tob膮 porozmawia膰!
Bez w膮tpienia chcia艂 jej wszystko wyt艂umaczy膰. C贸偶, b臋dzie musia艂 poczeka膰. Trudno. Mattie i tak si臋 domy艣la艂a, 偶e Jack oznajmi jej, 偶e rano czekaj膮 powr贸t do Wielkiej Brytanii, poniewa偶 przyjecha艂a Tina.
Id藕 sobie! - m贸wi艂a mu w my艣lach.
Jack jednak nie przestawa艂 puka膰. By膰 mo偶e nazajutrz zdo艂a z nim porozmawia膰, ale z pewno艣ci膮 nie teraz.
Oto, do czego prowadzi艂o naganne post臋powanie Jacka!
Jak mog艂am si臋 w nim zakocha膰! - skarci艂a sam膮 siebie Mattie. Tak w艂a艣nie traktuje kobiety!
Na domiar z艂ego Tina nadbieg艂a akurat w chwili, kiedy Mattie ca艂owa艂a si臋 z Jackiem. Gdyby sta艂o si臋 to w innym momencie, Mattie powiedzia艂aby mu, co o nim my艣li. A tak...
Ale偶 ze mnie idiotka! - narzeka艂a w duchu.
- Mattie, prosz臋 ci臋, wpu艣膰 mnie - m贸wi艂 cicho Jack. - Naprawd臋 musimy porozmawia膰. Zdaj臋 sobie spraw臋, jak musia艂a艣 odebra膰 scen臋 na korytarzu, i dlatego chc臋 ci wszystko wyja艣ni膰.
Co takiego? - my艣la艂a z ironi膮. 呕e ca艂owa艂 mnie tylko dla rozrywki? 呕e zrobi艂 to niepotrzebnie? 呕ebym si臋 nie martwi艂a, poniewa偶 kupi mi bilet na poranny samolot?
Obejdzie si臋. Sama kupi sobie bilet z Pary偶a do Londynu i wr贸ci do domu!
Mia艂a ochot臋 zerwa膰 si臋 z 艂贸偶ka i wykrzycze膰 to Jackowi, ale zacisn臋艂a z臋by i powstrzyma艂a si臋. Nie chcia艂a si臋 znowu rozp艂aka膰, okaza膰 s艂abo艣ci. Pomy艣la艂a, 偶e nazajutrz b臋dzie mia艂a do艣膰 si艂y, aby otwarcie i zdecydowanie powiedzie膰 Jackowi, co o nim my艣li.
- Dobrze - westchn膮艂 zza drzwi. - Trudno, p贸jd臋 spa膰. Jednak koniecznie musimy porozmawia膰, musisz mi pozwoli膰 wyt艂umaczy膰 ci wszystko jutro. Dobranoc.
Mo偶e pozwol臋, a mo偶e nie - pomy艣la艂a. Je艣li zdo艂am kupi膰 bilet na poranny samolot, Jack nie b臋dzie musia艂 si臋 trudzi膰.
By艂a ju偶 spakowana.
Pr贸bowa艂a zasn膮膰, ale przewraca艂a si臋 tylko z boku na bok a偶 do rana. W ko艅cu o sz贸stej wsta艂a, ubra艂a si臋 i cicho wysz艂a z apartamentu. Wysz艂a z hotelu, przesz艂a par臋 ulic i usiad艂a na 艂awce pod Wie偶膮 Eiffla. Patrzy艂a na kr臋c膮ce si臋 w pobli偶u go艂臋bie, 偶a艂uj膮c, 偶e nie ma dla nich nic do jedzenia.
Wiedzia艂a, 偶e jest zakochana w Jacku. Lecz nie by艂a szcz臋艣liwa. Dlatego 偶e Jack by艂 kobieciarzem i 偶e przyjecha艂a jedna z jego kochanek.
- Przepraszam, czy mo偶na si臋 przysi膮艣膰? - spyta艂a nagle po angielsku jaka艣 kobieta. - My艣la艂am, 偶e o tej porze nikogo nie spotkam.
Mattie podnios艂a wzrok i zobaczy艂a sympatyczn膮 starsz膮 pani膮.
- Dzie艅 dobry, bardzo prosz臋 - odpar艂a.
- Tak pomy艣la艂am, 偶e mo偶e pani te偶 jest Angielk膮 - powiedzia艂a kobieta. Mia艂a oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu o艣miu lat, zadbane siwe w艂osy, niebieskie oczy i mi艂膮, pomarszczon膮 twarz.
Mattie u艣miechn臋艂a si臋. Zaraz! - pomy艣la艂a nagle. Przecie偶 zupe艂nie nie znam si臋 na ludziach. Da艂am si臋 oszuka膰 Richardowi, pozwoli艂am oczarowa膰 Jackowi. A mo偶e to seryjna morderczyni?
- Chyba jest pani za m艂oda, 偶eby cierpie膰 na bezsenno艣膰 - ci膮gn臋艂a Angielka. Najwyra藕niej mia艂a ochot臋 porozmawia膰.
- Chcia艂am pospacerowa膰 jeszcze przed wyjazdem. Wracam dzisiaj do Londynu - odpowiedzia艂a Mattie.
- Szkoda - skomentowa艂a rozm贸wczyni. - Pary偶 jest takim pi臋knym miastem! Pierwszy raz przyjecha艂am tu trzydzie艣ci pi臋膰 lat temu, na miesi膮c miodowy. Wydaje mi si臋, 偶e to by艂o wczoraj... Chocia偶 moje dzieci, a tym bardziej wnuki, powiedzia艂yby co innego. - U艣miechn臋艂a si臋 znowu.
- To bardzo romantyczne miasto.
- Czy偶by przyjecha艂a tu pani z narzeczonym? - spyta艂a kobieta.
- Nie. Przyjecha艂am... to znaczy... Nie by艂 to udany pobyt - wyzna艂a Mattie.
- Jaka szkoda! - zmartwi艂a si臋 starsza pani. - Ja przyjecha艂am tutaj na rodzinne przyj臋cie - kontynuowa艂a po chwili. - Na zar臋czyny mojej najm艂odszej c贸rki.
Jak to?! - pomy艣la艂a Mattie. Zerkn臋艂a z ukosa na sympatyczn膮 rozm贸wczyni臋. To musia艂a by膰 matka Jacka! Mattie by艂a tego pewna.
Co艣 takiego! - my艣la艂a. Na domiar wszystkiego spotka艂am tu jego matk臋!
Drobna kobieta o delikatnej twarzy nie by艂a podobna do Jacka. Widocznie odziedziczy艂 wygl膮d po ojcu.
- Chyba ju偶 p贸jd臋 - odezwa艂a si臋 Mattie, zmieszana. Wsta艂a. - Mi艂o by艂o pani膮 pozna膰. Mam nadziej臋, 偶e przyj臋cie b臋dzie udane.
- Dzi臋kuj臋 ci, kochanie. - Kobieta znowu si臋 u艣miechn臋艂a. - Mattie, mia艂am nadziej臋, 偶e b臋dziesz z nami na zar臋czynach.
- S艂ucham?! - Odwr贸ci艂a si臋 zaskoczona.
Pope艂ni艂a wielki b艂膮d, pozwalaj膮c si臋 wy艣ledzi膰 matce Jacka. Bo chyba pani Beauchamp j膮 艣ledzi艂a, inaczej sk膮d wiedzia艂aby, kim ona jest?!
- Chod藕, kochanie. Usi膮d藕, prosz臋 - zach臋ci艂a j膮 matka Jacka. - Masz na imi臋 Mattie, prawda? A ja jestem Betty Beauchamp. - U艣miechaj膮c si臋, postuka艂a delikatnie w 艂awk臋.
Mattie usiad艂a pos艂usznie jak zahipnotyzowana.
- Nazywam si臋 Mattie Crawford - przedstawi艂a si臋 z nazwiska.
- Nie obawiaj si臋, kochanie - mog臋 m贸wi膰 do ciebie po imieniu, prawda? - zacz臋艂a Betty. - Nie jestem chora psychicznie ani niebezpieczna. Po prostu widzia艂am was wczoraj wieczorem z Jackiem, jak wychodzili艣cie razem z hotelu.
- Och, oczywi艣cie - odpar艂a grzecznie. Nie wiedzia艂a, co wi臋cej mog艂aby powiedzie膰, 偶eby nie obrazi膰 matki Jacka.
- Nie wiem, jak si臋 zachowa艂 Jack - ci膮gn臋艂a smutno Betty - ale od razu wida膰, 偶e zrobi艂 ci jak膮艣 przykro艣膰. A wczoraj wieczorem wygl膮dali艣cie na takich szcz臋艣liwych! - Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
C贸偶, matka Jacka widzia艂a nas przed przybyciem Tiny - pomy艣la艂a Mattie.
W膮tpi艂a, 偶eby Betty Beauchamp zna艂a prawdziw膮 przyczyn臋 jej przylotu do Londynu, wi臋c na wszelki wypadek nie m贸wi艂a nic wi臋cej.
- Edward i ja tak si臋 ucieszyli艣my, kiedy w 艣rod臋 wieczorem Jack zadzwoni艂 do nas i powiedzia艂, 偶e poleci do Pary偶a z pewn膮 m艂od膮 dam膮! - oznajmi艂a Betty.
- W 艣rod臋? - upewni艂a si臋. - Czy dotychczas Jack nie spotyka艂 si臋 z pa艅stwem w towarzystwie... kobiet? - spyta艂a odwa偶nie.
- Ale偶 sk膮d! - zaprzeczy艂a Betty. - Po raz pierwszy w 偶yciu zamierza艂 przedstawi膰 nam dziewczyn臋! Tak si臋 cieszyli艣my. On nigdy nic nam nie m贸wi o swoim 偶yciu prywatnym.
Nie dziwi臋 si臋! - pomy艣la艂a Mattie.
- Czy przed 艣rod膮 nie wspomina艂 o tym, 偶e przyleci tu z kobiet膮? - spyta艂a, zach臋cona otwarto艣ci膮 matki Jacka.
- Nie. - Betty pokr臋ci艂a g艂ow膮, podekscytowana. - Edward i ja byli艣my tacy zadowoleni, 偶e ci臋 poznamy! - U艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o, a zarazem ze wsp贸艂czuciem.
Mattie odpowiedzia艂a wymuszonym u艣miechem.
Nic nie rozumia艂a. Przecie偶 Jack potwierdzi艂, 偶e zamienienie przez ni膮 karteczek przy bukietach doprowadzi艂o do rozpadu jego relacji z kobietami, kt贸rym... zaraz...
Co on w艂a艣ciwie powiedzia艂? - zastanawia艂a si臋.
- Wiem, 偶e Jack potrafi by膰 zbyt natarczywy - przyzna艂a Betty. Wydawa艂a si臋 lekko zawstydzona. - Ma to po ojcu. Nauczy艂am si臋 radzi膰 sobie z tym, ale zaj臋艂o mi to chyba kilka lat. Ale poza tym Jack to bardzo dobry ch艂opak. Chyba trzeba mu wybaczy膰 jego wady.
Do g艂owy Mattie cisn臋艂y si臋 pytania.
- Czy Jack przysy艂a pani czasem kwiaty? - zapyta艂a.
- Kwiaty? - Betty by艂a zdumiona pytaniem. - Ach, wiem, kochanie, o co ci chodzi. Musia艂 ci m贸wi膰. Nie, ja naprawd臋 nie mog臋 patrze膰 na ci臋te kwiaty. Uwa偶am, 偶e kwiaty mo偶na podziwia膰 w naturze. Powinny rosn膮膰 i 偶y膰, a nie umiera膰 powoli w wazonach. Jack posy艂a kwiaty swoim siostrom, a mnie zamiast tego kupuje krzak r贸偶y. Wyobra藕 sobie, 偶e mam ju偶 w ogrodzie chyba z pi臋膰dziesi膮t krzak贸w r贸偶 od niego! - wyzna艂a z rado艣ci膮.
- Siostrom? - spyta艂a cicho Mattie.
- Nie m贸wi艂 ci, 偶e ma siostry? Mam pi臋cioro dzieci! Jacka i cztery c贸rki - oznajmi艂a z dum膮 Betty. - Jack jest najstarszy, potem jest Christina, Sally i Cally, to bli藕niaczki, a najm艂odsza jest...
- Sandy - doko艅czy艂a Mattie. - Czyli Alexandra. Christina, czyli Tina.
- W艂a艣nie! - ucieszy艂a si臋 Betty. Mattie by艂a zaszokowana. - Nie wiem, czy wiesz, 偶e Sandy wychodzi za m膮偶 po raz drugi - kontynuowa艂a Betty. - Niestety jej pierwszy m膮偶 okaza艂 si臋 okropnym cz艂owiekiem. Cieszymy si臋, 偶e znowu jest szcz臋艣liwa.
Cztery kobiety, dla kt贸rych Jack zam贸wi艂 u Mattie bukiety kwiat贸w, by艂y jego siostrami! Nie do wiary!
Faktycznie nigdy nie przyzna艂, 偶e mia艂 cztery kochanki. Ale oszuka艂 Mattie, aby j膮 przekona膰, 偶eby pojecha艂a z nim do Pary偶a. Nikogo wszak nie zast臋powa艂a. Dlaczego Jack j膮 ok艂ama艂? Szanta偶owa艂 j膮! A przed swoj膮 rodzin膮 udawa艂, 偶e 偶yje spokojnie i przyzwoicie.
Mattie by艂a rozz艂oszczona. Ale nie mia艂a ju偶 zamiaru wyje偶d偶a膰.
- Powinnam chyba wr贸ci膰 do hotelu - powiedzia艂a. - Przepraszam. A mo偶e zdo艂amy jako艣 z Jackiem wyja艣ni膰 sobie wszystko? - U艣miechn臋艂a si臋 lekko.
- Och, oby si臋 wam uda艂o! Mam wielk膮 nadziej 臋, 偶e tak b臋dzie! - Betty rozpromieni艂a si臋. - M贸j m膮偶 i c贸rki tak bardzo pragn膮 pani膮 pozna膰! - Znowu przesz艂a na 鈥瀙ani鈥. Nie chcia艂a by膰 niegrzeczna.
Mattie poczu艂a si臋 nagle zawstydzona. Ale to przecie偶 Jack powinien si臋 wstydzi膰. Jego matka by艂a niezmiernie ciep艂膮, otwart膮 i mi艂膮 osob膮. Je艣li ojciec Jacka i jego siostry by艂y podobne do Betty, Jack r贸偶ni艂 si臋 od nich na niekorzy艣膰. Oszukiwa艂 najbli偶szych, kt贸rzy naprawd臋 chcieli dla niego jak najlepiej.
- Nie zastanie pani Jacka w hotelu - poinformowa艂a Betty. - Pojecha艂 na lotnisko po m臋偶a Tiny, mojej najstarszej c贸rki. Jak pani wie - matka Jacka posmutnia艂a - Tina przyjecha艂a wczoraj wieczorem i oznajmi艂a nam, 偶e porzuci艂a Jima, swojego m臋偶a. Niestety Tina zawsze by艂a w gor膮cej wodzie k膮pana. - Betty pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Tym razem przesz艂a sam膮 siebie! Jim to taki sympatyczny m艂ody cz艂owiek!
A zatem kiedy Mattie wymyka艂a si臋 z apartamentu, Jacka ju偶 w nim nie by艂o? Pewnie dlatego chcia艂 koniecznie porozmawia膰 z ni膮 w nocy. Wiedzia艂, 偶e rano pojedzie na lotnisko i obawia艂 si臋, 偶e podczas jego nieobecno艣ci Mattie opu艣ci hotel i wi臋cej si臋 tam nie pojawi.
Mattie wraca艂a jednak do hotelu.
Jack m贸g艂 jedynie martwi膰 si臋 o jej zachowanie na przyj臋ciu i p贸藕niej. Skoro kilka dni j 膮 oszukiwa艂, niech sam si臋 dowie, jak to jest by膰 wodzonym za nos.
- Jestem pewna, 偶e Tina i Jim si臋 pogodz膮 - odezwa艂a si臋 Mattie, aby pocieszy膰 Betty. - Atmosfera Pary偶a powinna im w tym pom贸c.
- Pewnie masz racj臋, kochanie... - Betty ponownie przesz艂a na 鈥瀟y鈥. - Ciesz臋 si臋, 偶e zrezygnowa艂a艣 z wyjazdu.
Mattie przez chwil臋 wstydzi艂a si臋, 偶e zamierza艂a opu艣ci膰 Jacka bez jego wiedzy i zgody. Jednak to on powinien si臋 by艂 wstydzi膰. Mo偶e nie mia艂 obowi膮zku m贸wi膰 jej, 偶e cztery kobiety, kt贸rym poleci艂 pos艂a膰 kwiaty, by艂y jego siostrami, ale jak m贸g艂 od pocz膮tku sugerowa膰 swoim rodzicom, 偶e Mattie jest jego sympati膮?
Skoro nigdy nie przedstawia艂 rodzinie 偶adnych koleg贸w ani kole偶anek, jego rodzice musieli zrozumie膰 jego intencje tylko w jeden spos贸b. Jack z pewno艣ci膮 by艂 tego 艣wiadom.
Ale przynajmniej nie by艂 kobieciarzem, jak wcze艣niej zdawa艂o si臋 Mattie.
- Czy mog艂yby艣my zachowa膰 w sekrecie nasz膮 rozmow臋? - poprosi艂a. - Chyba Jack nie by艂by zadowolony z tego spotkania o poranku. To znaczy... oczywi艣cie powiem mu, 偶e si臋 spotka艂y艣my... ale nie b臋d臋 wspomina艂a, 偶e m贸wi艂y艣my o... jego charakterze.
- Na pewno by si臋 rozz艂o艣ci艂 - przyzna艂a Betty. - Ja te偶 nie zamierzam relacjonowa膰 mu naszej wymiany zda艅 na temat jego osoby. Ciesz臋 si臋, 偶e mog艂y艣my porozmawia膰. Mia艂am na to wielk膮 ochot臋, kiedy zobaczy艂am pani膮 wychodz膮c膮 z hotelu. Dlatego zaraz wysz艂am za pani膮. - U艣miechn臋艂a si臋. - W takim razie... do zobaczenia wieczorem!
- Do zobaczenia. - Mattie wsta艂a i po偶egna艂a si臋 z Betty. - Dzi臋kuj臋. - Ruszy艂a z powrotem do hotelu.
Co on sobie wyobra偶a? - my艣la艂a o Jacku.
C贸偶, widocznie siostra jego przysz艂ego szwagra, Sharon, rzeczywi艣cie mu si臋 naprzykrza, a on nie chce mie膰 z ni膮 do czynienia.
Ale czy nie przysz艂o mu do g艂owy, jakie nadzieje rozbudzi w rodzicach, kiedy pojawi si臋 na rodzinnym przyj臋ciu z potencjaln膮 narzeczon膮...?
Jack chyba nie przemy艣la艂 dostatecznie tego aspektu sprawy.
Czy uczucia rodzic贸w i samej Mattie mog艂y mu by膰 ca艂kiem oboj臋tne?
Je艣li tak, Mattie zamierza艂a odp艂aci膰 mu pi臋knym za nadobne!
- Mattie, obawia艂em si臋, 偶e... - Jack umilk艂 ze zdumieniem, poniewa偶 obj臋艂a go i unios艂a g艂ow臋 w wyra藕nym oczekiwaniu na poca艂unek. - Co ty wyprawiasz? - spyta艂.
- My艣la艂am, 偶e lepiej okaza膰 ci nieco uczucia, na wypadek gdyby艣my nie byli sami - odpowiedzia艂a, cofn膮wszy si臋.
Zajrza艂a wymownie do salonu. Widzia艂a ju偶 wcze艣niej, 偶e by艂 pusty, bo zerkn臋艂a do艅 przez uchylone drzwi sypialni. Czeka艂a w napi臋ciu na Jacka wracaj膮cego z lotniska.
- 艢wietny pomys艂 - mrukn膮艂. - Tylko nie w tym momencie. - Przesun膮艂 d艂oni膮 po w艂osach. - Jestem troch臋 zm臋czony.
Mattie przyjrza艂a mu si臋 uwa偶nie. Rzeczywi艣cie wydawa艂 si臋 zm臋czony. Pewnie pr贸ba rozwi膮zania kryzysu ma艂偶e艅skiego pop臋dliwej siostry i jej m臋偶a wycisn臋艂a na Jacku swoje pi臋tno.
- Nie masz ochoty na karesy? - zaproponowa艂a Mattie. - A mo偶e chcesz, 偶ebym zam贸wi艂a lunch?
We藕 prysznic i odpocznij - poradzi艂a.
Jack by艂 zdumiony jej mimo wszystko przyjaznym zachowaniem. W艂a艣nie o to chodzi艂o Mattie. Po tym, co sta艂o si臋 w nocy, nie spodziewa艂 si臋, 偶e zastanie j膮 w hotelu i 偶e b臋dzie chcia艂a z nim rozmawia膰.
A ona chcia艂a wywrze膰 na nim wra偶enie, 偶e po romantycznej kolacji na statku i przerwanym poca艂unku oczekuje teraz od niego powa偶nego zaanga偶owania.
Jack powinien si臋 tym przerazi膰.
- Odebra艂am z recepcji wiadomo艣膰, kt贸r膮 dla mnie zostawi艂e艣 - powiadomi艂a.
Gdy wr贸ci艂a do hotelu, podano jej kopert臋 z kartk膮 od Jacka. Niewiele napisa艂:
鈥Pojecha艂em na lotnisko. Koniecznie zaczekaj, a偶 wr贸c臋. Jack鈥.
Czy on uwa偶a艂, 偶e mo偶e wydawa膰 jej polecenia?
- Rozumiem - odpowiedzia艂. - Pewnie...
- Zam贸wi膰 lunch? - przerwa艂a mu Mattie, podnosz膮c s艂uchawk臋 telefonu. - Wcze艣niej zam贸wi艂am sobie kanapk臋. By艂a pyszna!
- W takim razie ja r贸wnie偶 poprosz臋 kanapk臋 - oznajmi艂 Jack. Czu艂 si臋 odrobin臋 zdezorientowany.
- Spotka艂am rano twoj膮 matk臋 - poinformowa艂a niby od niechcenia Mattie, siadaj膮c z telefonem w r臋ku w jednym z g艂臋bokich foteli. 艁膮czy艂a si臋 z recepcj膮. Jednak ukradkiem zerkn臋艂a na Jacka - by艂 zaskoczony.
- Spotka艂a艣 moj膮 mam臋? - upewni艂 si臋. - Co...
- Halo, recepcja? - spyta艂a g艂o艣no. - Poprosz臋 jedn膮 kanapk臋 klubow膮. - Zas艂oni艂a mikrofon i szepn臋艂a do Jacka: - Napijesz si臋 czego艣?
- Chyba potrzebna mi du偶a, mocna kawa - westchn膮艂.
Zam贸wi艂a kaw臋 i od艂o偶y艂a s艂uchawk臋. Spojrza艂a na zegarek.
- Niestety musz臋 wyj艣膰 - oznajmi艂a. - Zam贸wi艂am sobie d艂u偶sz膮 wizyt臋 w salonie pi臋kno艣ci na dole. Chc臋 wygl膮da膰 wieczorem najlepiej, jak tylko b臋d臋 mog艂a.
- Mattie... - odezwa艂 si臋. By艂 coraz bardziej zdumiony.
- Na twoim miejscu przespa艂abym si臋 troch臋 po zjedzeniu lunchu. - Mattie nie dawa艂a mu doj艣膰 do s艂owa. Wzi臋艂a torebk臋. - Wygl膮dasz na wyczerpanego, chyba brakuje ci snu.
- A ty najwyra藕niej jeste艣 pe艂na energii i tak radosna, jakby nic z艂ego nie zasz艂o - mrukn膮艂.
- A nie powinnam? - odpowiedzia艂a z u艣miechem. - Jeste艣my w Pary偶u, sp臋dz臋 popo艂udnie w salonie pi臋kno艣ci luksusowego hotelu, wieczorem czeka nas uroczysty obiad w uroczej restauracji na Wie偶y Eiffla... 呕y膰, nie umiera膰!
Jack zmarszczy艂 brwi.
- Ale minionej nocy... - zacz膮艂.
- Z pewno艣ci膮 poradzi艂e艣 sobie z tym, co sta艂o si臋 w nocy - przerwa艂a Mattie. - W ko艅cu to mnie spodziewaj膮 si臋 wieczorem twoi najbli偶si, prawda? - Wybacz, musz臋 ju偶 i艣膰. - Zerkn臋艂a na zegarek i pobieg艂a do drzwi. - Twoja mama jest cudowna! - rzuci艂a na odchodnym.
Ha! - pomy艣la艂a, znalaz艂szy si臋 za drzwiami. I kto teraz czuje si臋 niezr臋cznie?
Z triumfuj膮c膮 min膮 zjecha艂a wind膮 na pierwsze pi臋tro, gdzie znajdowa艂 si臋 salon pi臋kno艣ci. Niech teraz Jack nie wie, co si臋 wok贸艂 niego dzieje! - my艣la艂a. B臋dzie mia艂 si臋 z pyszna!
Mo偶liwie najd艂u偶sz膮 wizyt臋 w salonie pi臋kno艣ci Mattie zam贸wi艂a przede wszystkim dlatego, aby unikn膮膰 pyta艅, jakie bez w膮tpienia cisn臋艂y si臋 Jackowi na usta. Zamierza艂a zabawi膰 si臋 jego kosztem, p贸艂le偶膮c w rozk艂adanym fotelu kosmetycznym i oddaj膮c si臋 przyjemnym zabiegom fryzjerki, stylistki, kosmetyczki i manikiurzystki. Jednocze艣nie b臋dzie to okazja do mi艂ego odpoczynku.
Bylebym si臋 tylko zanadto nie przyzwyczai艂a - pomy艣la艂a, patrz膮c, jak manikiurzystka maluje jej paznokcie. We wtorek wracam do pracy w Londynie.
Powr贸t do Londynu wi膮za艂 si臋 z zako艅czeniem kr贸tkiej i przypadkowej znajomo艣ci z Jackiem.
Niestety! - westchn臋艂a w duchu. C贸偶 mi po satysfakcji, 偶e dostarcz臋 Jackowi troch臋 stresu?
Przecie偶 by艂a w nim zakochana.
Ogarn臋艂o j膮 rozdra偶nienie. Nadal pozostawa艂 dla niej zagadk膮.
Nagle tok jej my艣li przerwa艂y urywki rozmowy, jak膮 prowadzi艂y ze sob膮 dwie znajduj膮ce si臋 obok klientki salonu.
- Rodzice tak si臋 ciesz膮 z tego, 偶e Tina spodziewa si臋 dziecka! - oznajmi艂a jedna z kobiet.
- Tina te偶 si臋 cieszy - odpar艂a druga. - Oczekiwa艂a po prostu od Jima bardziej spontanicznej, 偶ywszej reakcji na t臋 radosn膮 wiadomo艣膰. Nie spodoba艂 jej si臋 jego 偶art, kiedy stwierdzi艂 tylko, 偶e nadchodz膮cego Bo偶ego Narodzenia nie sp臋dz膮 na nartach! Ale przecie偶 Jim ma specyficzne poczucie humoru. Kiedy Tina si臋 uspokoi, na pewno zrozumie, 偶e chcia艂 j膮 tylko rozbawi膰.
- U wielu kobiet ci膮偶a powoduje emocjonalne rozchwianie - skomentowa艂a pierwsza z rozmawiaj膮cych. - Pami臋tasz, co si臋 dzia艂o, kiedy sama by艂a艣 w ci膮偶y albo kiedy ja by艂am?
Mattie zerkn臋艂a w bok. Ze swojego miejsca nie widzia艂a dobrze dw贸ch kobiet, kt贸rych rozmow臋 s艂ysza艂a, jednak zdo艂a艂a stwierdzi膰, 偶e s膮 do siebie bardzo podobne. Musia艂y by膰 siostrami Jacka, bli藕niaczkami Sally i Cally.
By艂y r贸wnie偶 bardzo podobne do Jacka, obie mia艂y ciemne w艂osy i ciemne oczy.
- Zastanawiam si臋, jaka jest dziewczyna Jacka - odezwa艂a si臋 nagle bli藕niaczka siedz膮ca po lewej. - Wszyscy chyba bardziej si臋 ekscytuj膮 mo偶liwo艣ci膮 poznania jej ni偶 zar臋czynami Sandy, a nawet sytuacj膮 Tiny!
Serce Mattie przyspieszy艂o rytm.
- Mama m贸wi, 偶e to czaruj膮ca m艂oda os贸bka - odpowiedzia艂a bli藕niaczka po prawej. - Ogromnie sympatyczna. Zupe艂nie nie robi wra偶enia kogo艣, kto szuka m臋偶a z du偶ymi pieni臋dzmi. Ca艂e szcz臋艣cie!
- Tak. Jack jest taki dobry! M贸g艂by przymkn膮膰 oko na zbyt wiele, a potem ci臋偶ko tego 偶a艂owa膰.
Czy偶by Jacka mo偶na by艂o a偶 tak 艂atwo wyprowadzi膰 w pole, tak 艂atwo zrani膰? - zdumia艂a si臋 Mattie. Najwyra藕niej pozna艂a go od innej strony.
- Mama zapewnia, 偶e to dobra, otwarta dziewczyna - ci膮gn膮艂 g艂os z prawej. - Ale mama uzna艂aby za czaruj膮c膮 ka偶d膮 dziewczyn臋, z kt贸r膮 postanowi艂by si臋 o偶eni膰 Jack! My zreszt膮 tak偶e. Je艣li on kogo艣 wybierze, bez w膮tpienia b臋dzie to sympatyczna osoba.
Mattie mia艂a ju偶 do艣膰 pods艂uchiwanej rozmowy.
Nie dziwi艂a si臋, 偶e siostry Jacka plotkuj膮 na jej temat. W ko艅cu na ich miejscu by艂aby r贸wnie ciekawa sympatii brata, kt贸ry od dawna nikogo rodzinie nie przedstawi艂.
Niepokoi艂o j膮, 偶e rodzice i siostry Jacka mog膮 postrzega膰 j膮 jako potencjaln膮 艂owczyni臋 fortun. Aby nie uznali Mattie za kogo艣 takiego, musia艂a podczas wieczornego obiadu zachowywa膰 si臋 zupe艂nie inaczej, ni偶 zamierza艂a.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a do manikiurzystki, gdy kobieta sko艅czy艂a malowa膰 jej paznokcie. - Chcia艂abym zap艂aci膰.
Wizyta w luksusowym salonie pi臋kno艣ci b臋dzie dla niej ogromnym wydatkiem, lecz po tym, co przed chwil膮 us艂ysza艂a, nie zamierza艂a pozwoli膰, by p艂aci艂 za ni膮 Jack. Nawet gdyby nast臋pny miesi膮c mia艂a prze偶y膰 o chlebie i wodzie.
Kiedy wychodzi艂a, Sally i Cally powiod艂y za ni膮 spojrzeniem. Nie mog艂y jednak wiedzie膰, na kogo patrz膮.
Mattie po偶a艂owa艂a nagle, 偶e nie wyjecha艂a rankiem z Pary偶a.
Jack i jego siostry byli bardzo atrakcyjni z wygl膮du. Matka tak偶e by艂a zadbana; bez w膮tpienia by艂a kiedy艣 bardzo pi臋kn膮 kobiet膮. R贸wnie偶 ojciec Jacka musia艂 by膰 przystojnym i bardzo eleganckim starszym panem. Mattie pomy艣la艂a, 偶e b臋dzie si臋 czu艂a pomi臋dzy nimi jak brzydkie kacz膮tko.
Ale偶 g艂upi pomys艂 mia艂 Jack, 偶eby mnie tu sprowadzi膰 i przedstawi膰 im jako swoj膮 przysz艂膮 narzeczon膮! - my艣la艂a. By艂o oczywiste, 偶e rodzina Jacka odbierze jej pojawienie si臋 jako wa偶n膮 deklaracj臋 z jego strony. Jak m贸g艂 nie wzi膮膰 tego pod uwag臋?!
Mattie wysz艂a z hotelu i ruszy艂a pod Wie偶臋 Eiffla. Rozmy艣la艂a. Z jednej strony chcia艂a zem艣ci膰 si臋 na Jacku za to, 偶e j膮 oszuka艂, z drugiej nie chcia艂a robi膰 przykro艣ci jego rodzinie ani te偶 pozostawi膰 go samego, co doprowadzi艂oby do kompromitacji Jacka przed najbli偶szymi.
Nie, Mattie nie mog艂a wyrz膮dzi膰 im wszystkim takiej krzywdy. Nie by艂a a偶 tak podst臋pnym i porywczym cz艂owiekiem, a i wszyscy Beauchampowie wydawali si臋 dobrymi, mi艂ymi lud藕mi. Jack te偶 nie by艂 taki z艂y.
Usiad艂a na trawniku na Polach Marsowych, zastanawiaj膮c si臋, co robi膰.
Wprawi艂a Jacka w zak艂opotanie. Na pewno musia艂 by膰 zaniepokojony jej dzisiejszym zachowaniem.
Postanowi艂a w ko艅cu, dla dobra Jacka i jego najbli偶szych, 偶e odegra podczas kolacji rol臋 uczciwej, skromnej, zakochanej w nim dziewczyny.
- Wygl膮dasz wprost osza艂amiaj膮co! - oceni艂 Jack, kiedy kr贸tko po dziewi臋tnastej Mattie wr贸ci艂a wreszcie do apartamentu. W jego oczach wida膰 by艂o szczery zachwyt.
Mia艂a na sobie drug膮 z dw贸ch wieczorowych sukienek, jakie kupi艂a w minion膮 sobot臋 - ta by艂a kremowa, koronkowa, mia艂a kr贸tkie r臋kawy i si臋ga艂a do kolan. Jasna sukienka podkre艣la艂a ciemny odcie艅 pi臋knie u艂o偶onych, b艂yszcz膮cych w艂os贸w Mattie.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a z u艣miechem, bardzo zadowolona.
Jack chyba rzeczywi艣cie troch臋 odpocz膮艂 i wzi膮艂 prysznic, poniewa偶 wygl膮da艂 teraz 艣wie偶o i uroczo. Ponownie mia艂 na sobie czarny smoking i bia艂膮 koszul臋.
By艂 taki przystojny i m臋ski, 偶e Mattie a偶 zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie.
- Mattie, zanim tam p贸jdziemy, chcia艂bym z tob膮 poroz...
- Twoja mama telefonowa艂a, kiedy spa艂e艣 - przerwa艂a mu Mattie. - Odebra艂am, 偶eby ci臋 nie budzi膰. - Jack uni贸s艂 brwi. Mattie nie wiedzia艂a, co pomy艣la艂aby matka Jacka, gdyby stwierdzi艂a, 偶e mieszkaj膮 z Mattie w tym samym apartamencie. - Pi臋tna艣cie po si贸dmej mamy spotka膰 si臋 wszyscy w barze. Napijemy si臋 drinka, a potem razem p贸jdziemy w stron臋 Wie偶y Eiffla.
- Naprawd臋? - spyta艂 Jack, znowu zdezorientowany.
- Tak - potwierdzi艂a, ruszaj膮c do drzwi. - Ju偶 pora zjecha膰 do baru. - Popatrzy艂a na niego wyczekuj膮co.
- Mia艂em nadziej臋, 偶e porozmawiamy wczoraj w nocy...
- Przerwa艂a nam bardzo niegrzecznie kobieta! - przypomnia艂a Mattie.
- To prawda. Jednak zanim zobaczysz moich bliskich, musz臋 ci co艣 powiedzie膰.
- Mo偶esz to zrobi膰 po drodze - zaproponowa艂a, wychodz膮c na korytarz.
I tak wiedzia艂a wszystko, co chcia艂 jej oznajmi膰. W rzeczywisto艣ci wcale nie zamierza艂a dopu艣ci膰 go do s艂owa.
Przy jego rodzinie mia艂a zamiar zachowywa膰 si臋 grzecznie, ale na razie nie potrafi艂a jeszcze zrezygnowa膰 z zemsty. Chcia艂a zobaczy膰 przera偶enie na twarzy Jacka, kiedy stan膮 oko w oko z Tin膮 i jego pozosta艂ymi siostrami, i jego g艂臋bokie zdumienie, gdy oka偶e si臋, 偶e Mattie wie, kim one s膮 w rzeczywisto艣ci.
Jack wyszed艂 na korytarz i przytrzyma艂 Mattie za 艂okie膰, aby sz艂a troch臋 wolniej.
- Mattie! - zacz膮艂 podekscytowany. - S艂uchaj, jeszcze nie mia艂em okazji powiedzie膰 ci, 偶e...
- Jack, Mattie! Zaczekajcie! - odezwa艂 si臋 zza ich plec贸w g艂os Betty Beauchamp.
Mattie omal nie wybuchn臋艂a 艣miechem, widz膮c min臋 Jacka.
Biedak, w艂a艣nie si臋 zorientowa艂, 偶e nie zd膮偶y w por臋 wyzna膰 Mattie bardzo wa偶nych rzeczy! Niemal mu wsp贸艂czu艂a.
Odwr贸ci艂a si臋, aby u艣miechn膮膰 si臋 do Betty, i nagle a偶 zamar艂a na widok jej m臋偶a.
Edward Beauchamp by艂 uderzaj膮co podobny do syna. Mia艂 prawie identyczn膮 twarz, podobn膮 figur臋, by艂 tego samego wzrostu - tylko o mniej wi臋cej czterdzie艣ci lat starszy od Jacka.
Niezwykle elegancka para - pomy艣la艂a Mattie.
Twarz Edwarda robi艂a wra偶enie oblicza dostojnego, wysoko urodzonego cz艂owieka.
- To jest Mattie, a to Edward, m贸j m膮偶 - powiedzia艂a mi艂ym tonem Betty.
Mia艂a na sobie d艂ug膮, czarn膮 sukni臋 z cekinami, w kt贸rej wygl膮da艂a jak kr贸lowa.
Mattie i Edward u艣cisn臋li sobie d艂onie.
- Ciesz臋 si臋, 偶e mog臋 pani膮 pozna膰 - odezwa艂 si臋 na powitanie Edward.
- Jest nam ogromnie mi艂o - potwierdzi艂a rado艣nie Betty, ujmuj膮c Mattie pod r臋k臋 i ruszaj膮c z ni膮 przodem. Betty Beauchamp by艂a weso艂膮, pe艂n膮 energii kobiet膮 i 艂atwo nawi膮zywa艂a kontakt z lud藕mi. - Dziewczyny s膮 w艣ciek艂e, 偶e je uprzedzi艂am i zd膮偶y艂am ci臋 ju偶 pozna膰 - zdradzi艂a konspiracyjnym szeptem, zadowolona z siebie.
Jack nie m贸g艂 tego s艂ysze膰.
Z pewno艣ci膮 wci膮偶 ogromnie si臋 niepokoi艂.
Mattie zastanawia艂a si臋, czy jednak nie post臋puje z nim okrutnie.
Pociesza艂a si臋, 偶e jeszcze tylko kilka minut, a potem wszystko si臋 wyja艣ni i Jack powinien si臋 uspokoi膰.
- Czy m贸g艂bym zamieni膰 z Mattie kilka s艂贸w na osobno艣ci? - spyta艂 w ko艅cu Jack, kiedy zbli偶ali si臋 do hotelowego baru.
Mattie odwr贸ci艂a g艂ow臋. Jack mia艂 niewyra藕n膮 min臋. Mattie pu艣ci艂a wi臋c Betty, zaczeka艂a na Jacka i uj臋艂a go pod r臋k臋.
- Mam nadziej臋, 偶e po dzisiejszej kolacji b臋dziemy mieli mn贸stwo czasu, 偶eby porozmawia膰 o wszystkim - powiedzia艂a.
- Ale... - zacz膮艂 Jack. Wyra藕nie dr偶a艂.
- Dziewczyny b臋d膮 bardzo rozczarowane, je艣li ka偶ecie im na siebie czeka膰 - powiedzia艂a Betty.
Zupe艂nie jakby by艂a ze mn膮 w spisku - pomy艣la艂a Mattie.
- Chod藕, synu - odezwa艂 si臋 Edward, weso艂o klepi膮c Jacka po plecach. - Wiesz, jakie s膮 te nasze panie.
- Chod藕my, Jack - zach臋ci艂a Mattie. - Wszystko b臋dzie dobrze.
W barze siedzia艂y ju偶 wszystkie cztery siostry Jacka.
Sandy 偶artowa艂a z wysokim brunetem, wpatruj膮c si臋 w niego z mi艂o艣ci膮. To musia艂 by膰 Thom, jej nowy narzeczony.
Tina dyskutowa艂a z m臋偶czyzn膮 nieco przysadzistej budowy. Musia艂 to by膰 Jim, jej troch臋 ma艂o wra偶liwy m膮偶.
Sally siedzia艂a w towarzystwie wysokiego blondyna.
M膮偶 Cally by艂 r贸wnie偶 wysoki, mia艂 rude w艂osy, wygl膮da艂 na Szkota. Obok siedzia艂a para starszych ludzi, zapewne byli to rodzice Thoma.
Mattie nie zauwa偶y艂a natomiast dziewczyny, kt贸ra mog艂aby by膰 Sharon. To jej zalot贸w tak bardzo obawia艂 si臋 Jack.
Na widok wchodz膮cych usta艂y rozmowy.
Jack 艣cisn膮艂 d艂o艅 Mattie - musia艂 bardzo si臋 denerwowa膰.
Czego si臋 po mnie spodziewa? - dziwi艂a si臋. Nawet gdybym nie wiedzia艂a, kim s膮 Tina, Sandy, Cally i Sally, nie zrobi艂abym przecie偶 sceny przy nich wszystkich, przy rodzicach Jacka. Czy nie jest o tym przekonany?
Najwyra藕niej nie by艂.
- Nie denerwuj si臋, Jack, wszystko w porz膮dku - szepn臋艂a, aby go uspokoi膰. - Przedstaw mnie, prosz臋.
- Szkoda, 偶e nie pozwoli艂a艣 mi wyja艣ni膰... - zacz膮艂.
- Zrobisz to p贸藕niej - przerwa艂a mu kolejny raz. - Naprawd臋 nie musisz si臋 niepokoi膰.
- Cze艣膰 wszystkim! - odezwa艂 si臋 nagle z ty艂u przesadnie modulowany, aksamitny kobiecy g艂os. - Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie sp贸藕ni艂am?
Jack zesztywnia艂. Mattie zerkn臋艂a na niego z niepokojem, po czym odwr贸ci艂a si臋, 偶eby zobaczy膰 nowo przyby艂膮.
By艂a wysok膮 brunetk膮 o bujnych w艂osach si臋gaj膮cych a偶 do pasa. W艂o偶y艂a na ten wiecz贸r kr贸tk膮, dopasowan膮 sukienk臋 w kolorze fioletowym. Mia艂a pe艂n膮, delikatn膮 twarz porcelanowej lalki, ciemnoniebieskie oczy i niemal nienaturalnie d艂ugie rz臋sy.
Czy to by艂a siostra Thoma?
Musia艂a to by膰 Sharon. Najwyra藕niej zwr贸ci艂a si臋 do rodziny Beauchamp贸w oraz w艂asnej.
Jack chce, abym broni艂a go przed zalotami takiej kobiety? Mattie nie posiada艂a si臋 ze zdumienia.
Spojrza艂a na Jacka. Je艣li tak, z pewno艣ci膮 nie jest kobieciarzem - my艣la艂a. Wszyscy bowiem inni m臋偶czy藕ni, jacy siedzieli w barze, otwarcie wpatrywali si臋 w Sharon, podziwiaj膮c jej urod臋. Sharon, trajkocz膮c i 艣miej膮c si臋, wita艂a si臋 z Sandy, Thomem, siostrami Jacka i ich m臋偶ami. Mimo to wida膰 by艂o, 偶e rzuca ukradkowe spojrzenia w艂a艣nie na Jacka.
W ko艅cu znalaz艂a si臋 przed nim i powiedzia艂a:
- Cze艣膰, Jack.
- Cze艣膰 - odpar艂 beznami臋tnie, grzecznie sk艂aniaj膮c g艂ow臋.
- Nie b膮d藕 taki sztywny, teraz wszyscy jeste艣my jedn膮 wielk膮 rodzin膮! - odpowiedzia艂a, zmys艂owo moduluj膮c g艂os, i natychmiast rzuci艂a si臋 Jackowi na szyj臋, ca艂uj膮c go w usta.
Zaskoczony, pu艣ci艂 d艂o艅 Mattie. Opar艂 d艂onie na obna偶onych, smuk艂ych, opalonych ramionach Sharon i delikatnie, ale stanowczo odsun膮艂 j膮 od siebie.
Sharon nie ust臋powa艂a.
- Jak si臋 ciesz臋, 偶e znowu ci臋 widz臋! - oznajmi艂a znacz膮co, po czym uj臋艂a go pod r臋k臋.
Mattie mia艂a ochot臋 wydrapa膰 Sharon oczy. W ka偶dym razie takie sformu艂owanie przysz艂o jej na my艣l. Jak ona 艣mie patrze膰 na Jacka takim wzrokiem?! - my艣la艂a gniewnie. Zachowuje si臋, jakbym nie istnia艂a. Na nikogo innego ju偶 nie zwraca uwagi, tylko na Jacka!
Jack nie robi艂 nic, co mog艂oby zach臋ci膰 Sharon do takiego zachowania. Po prostu sta艂 nieruchomo.
Ale ona najwyra藕niej wiedzia艂a, czego chce. Jak najbardziej zbli偶y膰 si臋 do niego.
Czy偶by naprawd臋 nie mia艂 ochoty bli偶ej pozna膰 tej dziewczyny? A mo偶e tylko tak m贸wi? Chocia偶 jaki sens mia艂oby w贸wczas sprowadzanie mnie tutaj na ten weekend, kiedy mia艂by okazj臋 bawi膰 si臋 z Sharon? - my艣la艂a Mattie.
- To moja przyjaci贸艂ka, Mattie Crawford - oznajmi艂 g艂o艣no Jack, obejmuj膮c j膮 w pasie i przysuwaj膮c lekko do siebie. - A to Sharon Keswick, siostra Thoma.
- Tak mnie przedstawiasz: 鈥瀞iostra Thoma鈥? - odpowiedzia艂a z oburzeniem Sharon. - Mia艂am nadziej臋, 偶e jestem dla ciebie kim艣 wi臋cej ni偶 tylko 鈥瀞iostr膮 Thoma鈥! - Spojrza艂a gniewnie na Mattie. - Cze艣膰, Mandy - powiedzia艂a, podaj膮c jej niech臋tnie d艂o艅.
- Mam na imi臋 Mattie. - By艂a pewna, 偶e Sharon celowo niew艂a艣ciwie wym贸wi艂a jej imi臋.
- Czy my si臋 ju偶 spotka艂y艣my? - spyta艂a Sharon, w kt贸rej nagle obudzi艂 si臋 duch wsp贸艂zawodnictwa. - Znasz mo偶e...
- Mo偶e przynie艣膰 ci szampana, Sharon? - przerwa艂 grzecznie Edward.
- Wybaczcie, kochani, chcia艂bym przedstawi膰 Mattie reszcie rodziny - wtr膮ci艂 Jack, wykorzystuj膮c okazj臋.
A jeszcze przed kilkoma minutami tak bardzo ba艂 si臋 przedstawi膰 Mattie najbli偶szym!
- S艂usznie. - Mattie kiwn臋艂a g艂ow膮. - Z pewno艣ci膮 jeszcze dzi艣 porozmawiamy - powiedzia艂a ch艂odno do Sharon.
- Bez w膮tpienia - odpar艂a lodowatym tonem Sharon. U艣miechn臋艂a si臋 do Edwarda i wzi臋艂a od niego kieliszek szampana.
- O rety! - szepn膮艂 Jack do Mattie, kiedy odeszli par臋 krok贸w. - Teraz rozumiesz, o co mi chodzi?
Mattie nie by艂a pewna, o co naprawd臋 chodzi Jackowi. Cho膰 by艂o oczywiste, 偶e Sharon ogromnie si臋 nim interesuje, a on stara si臋 jej unika膰. Mattie by艂a jednak r贸wnie偶 przekonana, 偶e mi臋dzy nimi jest jeszcze co艣. Mo偶e tych dwoje 艂膮czy艂a jaka艣 wsp贸lna przesz艂o艣膰?
W ka偶dym razie poznanie Sharon by艂o dla Mattie tak przykre, 偶e zepsu艂o jej humor na ca艂y wiecz贸r.
Przedtem podejrzewa艂a chwilami, 偶e mo偶e 偶adna Sharon nie istnieje, 偶e Jack wymy艣li艂 t臋 posta膰 w ramach niecodziennej gry, jak膮 prowadzi艂 z Mattie. Gdyby tak by艂o, zaproszenie Mattie do Pary偶a mia艂oby inny cel, ni偶 twierdzi艂.
Jednak Sharon by艂a kobiet膮 z krwi i ko艣ci, i to jak膮 kobiet膮! Mattie poczu艂a si臋 jak brzydkie kacz膮tko po艣r贸d 艂ab臋dzi. Zw艂aszcza obecno艣膰 Sharon nie pozwala艂a Mattie spokojnie cieszy膰 si臋 uroczystym wieczorem.
- Nie wiem, o co ci naprawd臋 chodzi - powiedzia艂a do Jacka. - Czy mo偶e o to, 偶e Sharon jest niezwykle pi臋kna?
- C贸偶, jest pi臋kna... - przyzna艂 niech臋tnie.
Mattie zje偶y艂a si臋. M贸g艂by chocia偶 sk艂ama膰, spr贸bowa膰 jako艣 umniejszy膰 w s艂owach ol艣niewaj膮c膮 urod臋 Sharon.
- I masz z tym k艂opot? - spyta艂a gniewnie.
Jack pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- To zbyt skomplikowane, 偶ebym wyt艂umaczy艂 ci w tej chwili.
- Mo偶esz wyja艣ni膰 mi w prostych, kr贸tkich zdaniach - poradzi艂a. - Bez w膮tpienia je zrozumiem.
Jack popatrzy艂 na ni膮 z niepokojem.
- Mattie... - zacz膮艂.
- Nie teraz - uci臋艂a i zmusi艂a si臋 do u艣miechu, poniewa偶 stali naprzeciw si贸str Jacka oraz towarzysz膮cych im m臋偶czyzn. - Przedstaw mnie swoim siostrom: Tinie, Sally, Cally i Sandy - powiedzia艂a.
Jack spojrza艂 na ni膮 zaskoczony. Jak przewidzia艂a, by艂 oszo艂omiony tym, 偶e Mattie wie, kim s膮 kobiety o wymienionych przez ni膮 imionach. Nie rozbawi艂o jej to jednak. Ju偶 nic jej w tej chwili nie bawi艂o.
- Nie st贸j tak - powiedzia艂a. - Twoje siostry i ich m臋偶owie czekaj膮, a偶 podejdziemy i przywitamy si臋 z nimi.
Dobrze, 偶e Sharon si臋 pojawi艂a, bo przypomnia艂o to Mattie, po co Jack zabra艂 j膮 ze sob膮 do Pary偶a. Inaczej mog艂aby naiwnie podejrzewa膰, 偶e to dlatego, 偶e mu si臋 spodoba艂a.
Jack wprawdzie by艂 dla niej mi艂y i naprawd臋 dba艂 o to, 偶eby si臋 nie nudzi艂a, ale nie wspomina艂 s艂owem o tym, by powa偶nie si臋 ni膮 zainteresowa艂.
Je艣li jego dziwne spojrzenia odebra艂a jako zobowi膮zuj膮c膮 deklaracj臋, a co gorsza, zakocha艂a si臋 w Jacku, by艂a to jej w艂asna wina. I naiwno艣膰.
- Wiesz, 偶e to moje siostry... - szepn膮艂 w ko艅cu. Wida膰 by艂o, 偶e jest zdezorientowany.
- Oczywi艣cie.
- Ale sk膮d...? W jaki spos贸b si臋 dowiedzia艂a艣?
- Rozmawia艂am rano z twoj膮 mam膮. Czy cz臋sto zdarza ci si臋 traci膰 rezon w towarzystwie?
- S艂ucham?
- Zaniem贸wi艂e艣. Stoisz jak s艂up soli - dra偶ni艂a si臋 z nim Mattie.
- Od samego rana wiesz, 偶e cztery kobiety, kt贸rym... - zacz膮艂.
- Kto rano wstaje, nie b艂膮dzi - przerwa艂a mu kolejny raz, celowo mieszaj膮c dwa przys艂owia.
- Dziwne... - mrukn膮艂 sam do siebie. - Rozmawia艂em z mam膮 po po艂udniu i nie wspomina艂a mi o tej cz臋艣ci waszej rozmowy.
Widocznie kiedy Mattie zjecha艂a do salonu pi臋kno艣ci, Jack poszed艂 porozmawia膰 z matk膮.
- Twoja mama nie wie, 偶e my艣la艂am, 偶e Tina, Sally, Cally i Sandy nie s膮 twoimi siostrami. - Mattie u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.
- No tak... To dlatego by艂a艣 tak nieoczekiwanie mi艂a, kiedy wr贸ci艂em z lotniska. Bawisz si臋 moim kosztem.
- To ty rozpocz膮艂e艣 t臋 gr臋 - odpar艂a. Nie chcia艂a, 偶eby Jack domy艣li艂 si臋 jej uczu膰.
- Jeden do zera dla ciebie - skomentowa艂. U艣miechn膮艂 si臋, obj膮艂 Mattie i ruszy艂 z ni膮 w stron臋 swoich si贸str.
Siostry Jacka przywita艂y si臋 z ni膮 serdecznie. Wszystkie wydawa艂y si臋 ogromnie sympatyczne. M臋偶czy藕ni r贸wnie偶 byli przyja藕nie nastawieni.
Mattie cieszy艂a si臋, 偶e zosta艂a tak ciep艂o przyj臋ta. Od razu poczu艂a si臋 lepiej.
Co ciekawe, tak偶e i Thom, brat Sharon, odni贸s艂 si臋 do Mattie bardzo 偶yczliwie. Robi艂 wra偶enie czaruj膮cego cz艂owieka. Widocznie nie by艂 podobny do siostry.
- Pasujecie do siebie - powiedzia艂 - ale czy Mattie ju偶 wie, 偶e jeste艣 pracoholikiem? - Dra偶ni艂 si臋 w ten spos贸b z Jackiem.
- Mo偶e teraz, kiedy pozna艂em Mattie, nie b臋d臋 takim pracoholikiem jak dawniej - odpar艂 Jack, przytulaj膮c Mattie znacz膮co.
- A czy ona wie, 偶e kiepsko grasz w golfa? - dorzuci艂 ze z艂o艣liwym u艣miechem Ian, m膮偶 Cally. Faktycznie by艂 Szkotem.
- Wol臋 sporty uprawiane w zamkni臋tych pomieszczeniach - odpowiedzia艂 Jack.
- Hm, ale czy Mattie zdaje ju偶 sobie spraw臋, 偶e chrapiesz? - odezwa艂 si臋 z kolei Jim. - Auu! - zawy艂, kiedy Tina mocno kopn臋艂a go w kostk臋.
Mattie powstrzyma艂a wybuch 艣miechu. Jim i Tina byli do艣膰 specyficzn膮 par膮.
- Ogromnie was przepraszam za to, w jaki spos贸b wpad艂am na was wczoraj w nocy, rujnuj膮c wam wiecz贸r - powiedzia艂a Tina. - Nie wiem, co sobie o mnie pomy艣la艂a艣, Mattie. By艂am w tak okropnym stanie! I przetrzyma艂am Jacka par臋 godzin w swoim pokoju, p艂acz膮c mu w r臋kaw... - wyzna艂a.
Nic dziwnego, 偶e kiedy wr贸ci艂 z lotniska, by艂 wyczerpany.
- Nie przejmuj si臋 - pocieszy艂a j膮 Mattie. - Po to ma si臋 braci, 偶eby by艂o komu zwierzy膰 si臋 z k艂opot贸w. Ciesz臋 si臋, 偶e ju偶 si臋 pogodzili艣cie. S艂ysza艂am, 偶e spodziewacie si臋 dziecka. Gratuluj臋! - Mattie u艣miechn臋艂a si臋 do obojga ma艂偶onk贸w.
- Dzi臋kuj臋 ci - odpowiedzia艂a Tina. - Niestety, m贸j m膮偶 zbyt cz臋sto najpierw co艣 m贸wi, a dopiero potem my艣li - doda艂a, po czym przytuli艂a si臋 do Jima, u艣miechaj膮c si臋 do niego czule.
- A ja s膮dzi艂em, 偶e po prostu jest dla ciebie niedobry... - skomentowa艂 偶artobliwie Jack.
- Przesta艅cie, dobrze? - mrukn膮艂 lekko zniecierpliwiony Jim.
- Dopiero zaczynamy - odpowiedzia艂 Jack, mrugaj膮c do niego porozumiewawczo.
- Czas ruszy膰 na przyj臋cie - zarz膮dzi艂a nagle g艂o艣no Betty. - Chod藕my, kochani!
Przez poprzednie kilka minut rozmawia艂a wraz ze swoim m臋偶em z rodzicami Thoma i Sharon. Tak偶e i pa艅stwo Keswickowie wydawali si臋 bardzo mili. Robili wra偶enie zwyk艂ych ludzi - oboje byli niscy i mieli nadwag臋.
Mattie zastanawia艂a si臋, jak to mo偶liwe, 偶eby Sharon by艂a ich dzieckiem. Odr贸偶nia艂a si臋 od reszty rodziny nie tylko urod膮, ale i charakterem.
- O czym jeszcze rozmawia艂y艣cie z moj膮 mam膮? - spyta艂 Mattie Jack, kiedy ruszyli razem w stron臋 Wie偶y Eiffla. - Wspomnia艂a ci o moich czterech siostrach, wymieniaj膮c ich imiona. Musia艂a r贸wnie偶 powiedzie膰 ci o ci膮偶y Tiny...
- Twoja mama jest bardzo otwartym cz艂owiekiem - odpar艂a wymijaj膮co Mattie.
- W przeciwie艅stwie do mnie - przyzna艂 z kwa艣n膮 min膮.
Bardzo niewiele o sobie m贸wi艂, cho膰 nie by艂 milczkiem ani cz艂owiekiem zamkni臋tym w sobie. Mattie rozmawia艂o si臋 z nim tak dobrze, 偶e musia艂a uwa偶a膰, 偶eby mimowolnie nie zdradzi膰, 偶e si臋 w nim zakocha艂a.
- Mi艂o znowu ci臋 widzie膰, Jack! - Mattie us艂ysza艂a dono艣ny g艂os zbli偶aj膮cej si臋 Sharon. Sharon ostentacyjnie uj臋艂a Jacka za rami臋. - Mam nadziej臋, 偶e nam wybaczysz, Mandy - mrukn臋艂a do Mattie, u艣miechaj膮c si臋 nieszczerze. - Jeste艣my z Jackiem dobrymi znajomymi. Och, Jack - zatrzepota艂a d艂ugimi rz臋sami - czy to nie najbardziej romantyczne miejsce na 艣wiecie?
Mattie milcza艂a. Sharon j膮 zdenerwowa艂a. W dodatku Jack nie pr贸bowa艂 jej zniech臋ci膰 ani nak艂oni膰 do odej艣cia.
W restauracji na wie偶y Sharon szybko usiad艂a obok Jacka, a Mattie po drugiej stronie.
By艂a w艣ciek艂a, chocia偶 niespecjalne zdziwiona zachowaniem rywalki.
Gniewa艂a si臋 zar贸wno na Sharon, jak i na Jacka.
A tak偶e na siebie sam膮 za to, 偶e by艂a taka niem膮dra i da艂a si臋 wpl膮ta膰 w t臋 fars臋.
- Nie przejmuj si臋 moj膮 siostr膮 - odezwa艂 si臋 w pewnej chwili Thom, kt贸ry siedzia艂 z lewej strony Mattie. - Nie ma si臋 czym martwi膰. Naprawd臋.
Serce Mattie zabi艂o mocniej. U艣miechn臋艂a si臋 sztucznie do Thoma.
Nie zwraca艂a uwagi na widoczne z g贸ry kolorowe 艣wiat艂a Pary偶a. Ledwie skubn臋艂a pierwsze danie. Wszystko z powodu Sharon.
Jack pr贸bowa艂 w艂膮czy膰 Mattie do rozmowy, ale Sharon ca艂y czas wykazywa艂a inicjatyw臋, skupiaj膮c na sobie uwag臋. W dodatku stara艂a si臋 jak najcz臋艣ciej wypowiada膰 g艂o艣no zdania zaczynaj膮ce si臋 od: 鈥濧 pami臋tasz, Jack, jak razem...鈥 Po ka偶dej takiej wypowiedzi Mattie mia艂a ochot臋 krzycze膰.
Co w艂a艣ciwie 艂膮czy艂o Jacka i Sharon? - my艣la艂a nerwowo.
W艂a艣ciwie nie trzeba by艂o d艂ugo si臋 nad tym zastanawia膰. W takim razie Jack sprowadzi艂 Mattie do Pary偶a po to, aby...
- On nie zwraca na Sharon uwagi, naprawd臋 - szepn膮艂 znowu Thom.
U艣miech Mattie by艂 tym razem kwa艣ny. Je艣li nawet obecnie Jackowi nie zale偶a艂o na Sharon, musia艂 zwr贸ci膰 na ni膮 szczeg贸ln膮 uwag臋 ju偶 wcze艣niej!
- M贸wi臋 serio - zapewni艂 Thom, 艣ciskaj膮c przelotnie d艂o艅 Mattie, by doda膰 jej otuchy.
Nie odpowiada艂a, 艂ama艂a kawa艂ek bagietki. Popatrzy艂a na pokruszon膮 bu艂k臋 i otrzepa艂a palce z okruch贸w.
- W takim razie ciekawe, co robi Jack, kiedy zwraca uwag臋 na kobiet臋! - mrukn臋艂a do Thoma.
Jack by艂 wci膮偶 zaj臋ty peroruj膮c膮 Sharon.
- Przyjrzyj mu si臋, jakim wzrokiem na ciebie patrzy - poradzi艂 z u艣miechem Thom. - Jeszcze nigdy nie widzia艂em Jacka tak szcz臋艣liwego i o偶ywionego jak wcze艣niej w barze, kiedy rozmawiali艣cie z nami wszystkimi.
- Naprawd臋? - Mattie by艂a zdziwiona. - My艣la艂am, 偶e Jack zawsze jest o偶ywiony i zadowolony z siebie.
- No widzisz! - odpar艂 Thom.
Mattie od pocz膮tku s膮dzi艂a, 偶e Jack to cz艂owiek pewny siebie, ciesz膮cy si臋 偶yciem.
Cz艂owiek sukcesu we wszystkich dziedzinach.
I raczej si臋 nie myli艂a, bo przecie偶 nie zaprosi艂 jej do Pary偶a ze wzgl臋du na ni膮 sam膮 i paryskie atrakcje. Zabra艂 j膮 po to, aby chroni艂a go przed zalotami Sharon. Je偶eli robi na Thomie wra偶enie szczeg贸lnie zadowolonego z mojego towarzystwa - my艣la艂a - dowodzi to jedynie, jak dobrym aktorem jest Jack.
Zreszt膮 i tak wi臋ksz膮 cz臋艣膰 wieczoru sp臋dza艂 na rozmowie z Sharon. Mattie czu艂a, 偶e jej obecno艣膰 w restauracji jest zb臋dna.
- Dzi臋kuj臋 ci za trosk臋, Thom, ale nie musisz tak si臋 tym przejmowa膰. - U艣miechn臋艂a si臋. - Nie jeste艣my z Jackiem par膮. - Nie byli nawet dobrymi znajomymi. Mattie w膮tpi艂a, 偶eby po powrocie do Londynu mia艂a kiedykolwiek okazj臋 zobaczy膰 Jacka.
- Mo偶e w takim razie powinni艣cie ni膮 by膰 - odpar艂 Thom, wzruszaj膮c ramionami.
Mattie popatrzy艂a na niego ze zdziwieniem.
- Lepiej, 偶eby艣cie nie pope艂nili podobnego b艂臋du, jaki pope艂ni艂em z Sandy pi臋膰 lat temu - kontynuowa艂. - Spotykali艣my si臋 od d艂u偶szego czasu i wiedzia艂em, 偶e j膮 kocham, 偶e jest t膮 jedyn膮 kobiet膮, z kt贸r膮 chc臋 si臋 o偶eni膰. Tylko 偶e jej tego nie powiedzia艂em. Wyobra藕 sobie, 偶e tymczasem pojawi艂 si臋 inny m臋偶czyzna, kt贸ry mnie w tym wyprzedzi艂. I pobrali si臋! - Thom westchn膮艂. - A po up艂ywie czterech lat ona dosz艂a do wniosku, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d i rozwiod艂a si臋. Dopiero w贸wczas mog艂em powiedzie膰 jej, co naprawd臋 do niej czu艂em ca艂y czas.
Z nami jest inaczej - pomy艣la艂a Mattie. To znaczy, jestem zakochana w Jacku, ale on we mnie z pewno艣ci膮 nie. Gdybym wyzna艂a mu mi艂o艣膰, bez w膮tpienia jasno da艂by mi do zrozumienia, 偶e nie chce ze mn膮 by膰.
- O czym tak powa偶nie rozmawiacie? - zainteresowa艂 si臋 nagle Jack. Wydawa艂 si臋 rozz艂oszczony. Czym? Czy tym, 偶e Mattie rozmawia艂a z Thomem?
- Opowiedzia艂em w艂a艣nie Mattie - odezwa艂 si臋 szybko Thom - jak to przed pi臋cioma laty konkurent sprz膮tn膮艂 mi sprzed nosa Sandy, poniewa偶 nie wpad艂em na to, aby w por臋 powiedzie膰 jej, co do niej czuj臋. - Popatrzy艂 na Jacka wyzywaj膮co.
Mattie zaczerwieni艂a si臋. Bez w膮tpienia Jack spyta, jakim sposobem w ci膮gu kilku minut rozmowy doszli do tak osobistych temat贸w.
- Naprawd臋...? - spyta艂 przeci膮gle Jack, 艣widruj膮c Thoma wzrokiem.
- Tak - potwierdzi艂 Thom, wytrzymuj膮c jego spojrzenie.
Tego tylko brakuje, 偶eby jeszcze ci dwaj si臋 pok艂贸cili! - pomy艣la艂a Mattie.
- To takie romantyczne, 偶e w ko艅cu Sandy wr贸ci艂a do Thoma, prawda? - wtr膮ci艂a, nie czekaj膮c na rozw贸j k艂贸tni.
- Kobiety lubi膮 romantyczne wydarzenia - doda艂 Thom. - Powiniene艣 kiedy艣 to sprawdzi膰.
Jack spochmurnia艂.
- To nie takie proste, kiedy ma si臋 tak膮 rodzin臋 - mrukn膮艂.
Ciekawe, o co mu chodzi? - zastanowi艂a si臋 Mattie. Tymczasem nieoczekiwanie przy艂膮czy艂a si臋 do rozmowy Sandy.
- Po tym, jak pomyli艂e艣 dedykacje przy bukietach z kwiatami dla nas - powiedzia艂a - masz szcz臋艣cie, 偶e 偶e艅ska cz臋艣膰 twojej rodziny wci膮偶 ma ochot臋 z tob膮 rozmawia膰, Jack. Dobrze, 偶e mamy poczucie humoru. W istocie by艂o to nawet 艣mieszne. Wiesz, Mattie, Jack pos艂a艂 wszystkim siostrom po bukiecie kwiat贸w, ale omy艂kowo pozamienia艂 karteczki z imionami. Wyobra偶asz sobie?
- Wyobra偶asz sobie? - powt贸rzy艂 Jack, spogl膮daj膮c surowo na Mattie, kt贸ra mia艂a ochot臋 schowa膰 si臋 pod st贸艂 ze wstydu.
Thom z zaciekawieniem obserwowa艂 jej nieoczekiwan膮 reakcj臋.
- To chyba rzeczywi艣cie musia艂o by膰 zabawne - powiedzia艂a w ko艅cu.
- Zale偶y, jak si臋 na to spojrzy - skomentowa艂 Jack.
- Mam nadziej臋, 偶e nie pomyli艂 imienia na kwiatach dla ciebie, Mattie - odezwa艂a si臋 znowu Sandy. - Co by艣 pomy艣la艂a, gdyby艣 dosta艂a kwiaty z dedykacj膮 dla Sandy, Sally, Cally albo Tiny?
Mattie u艣miechn臋艂a si臋 blado. Sandy nie wiedzia艂a, 偶e Mattie nie dosta艂a od Jacka 偶adnych kwiat贸w, za to s艂ysza艂a od niego zawoalowan膮 gro藕b臋 szanta偶u.
- Daj ju偶 biedakowi spok贸j - poradzi艂 jej Thom. - Porozmawiajmy lepiej o Mattie. Czym si臋 w艂a艣ciwie zajmujesz, Mattie? Jeszcze nam nie m贸wi艂a艣.
- Mo偶e Mattie nie zajmuje si臋 niczym - wtr膮ci艂a ze z艂o艣ci膮 Sharon, uznaj膮c, 偶e ju偶 zbyt d艂ugo nie uczestniczy w rozmowie. - W ko艅cu Jack to bardzo zamo偶ny cz艂owiek! Prawda, kochanie, 偶e jeste艣 zamo偶ny? - Popatrzy艂a zalotnie na Jacka.
- Wi臋kszo艣膰 kobiet chce robi膰 co艣 po偶ytecznego, Sharon! - odpowiedzia艂 Thom, rzucaj膮c siostrze karc膮ce spojrzenie.
- Nie chce mi si臋 pracowa膰 - odpowiedzia艂a szczerze.
- Widocznie nie nale偶ysz do wi臋kszo艣ci - zako艅czy艂 Thom, po czym z powrotem spojrza艂 na Mattie.
Wiedzia艂a, 偶e nie powinna wspomina膰, 偶e prowadzi kwiaciarni臋. Siedz膮cy obok ludzie byli zbyt inteligentni, 偶eby nie skojarzy膰 fakt贸w.
- Realizuj臋 r贸偶ne zlecenia - odpowiedzia艂a wymijaj膮co. - A w wolnym czasie pomagam mojej mamie prowadzi膰 hotel dla ps贸w - dorzuci艂a szybko, zanim ktokolwiek spyta艂 j膮 o charakter realizowanych przez ni膮 zlece艅.
- A w艂a艣nie... jak si臋 miewa Harry? - spyta艂a z trosk膮 Sandy.
Wida膰 by艂o, 偶e lubi psa Jacka. Beauchampowie byli naprawd臋 sympatyczn膮 rodzin膮.
- Spytaj Mattie. Harry zamieszka艂 na ten weekend w艂a艣nie w hotelu jej mamy - wyja艣ni艂 z u艣miechem Jack.
- Dobry pomys艂 - skomentowa艂a Sandy. - Czy spodoba艂o mu si臋 to miejsce? - spyta艂a Mattie. - Jack martwi艂 si臋, 偶e mo偶e wcale nie wyjedzie, bo nie ma z kim zostawi膰 Harry'ego.
- To ty rozmawia艂e艣 wczoraj z moj膮 mam膮, Jack - przypomnia艂a Mattie. By艂a niezadowolona, 偶e nie zaproponowa艂 jej, aby zatelefonowali do jej matki wsp贸lnie.
- Harry ma dziewczyn臋 - poinformowa艂 Jack. - Pi臋kn膮 suk臋 labradora, kt贸ra wabi si臋 Sophie.
- To wspaniale. Zdaje si臋, 偶e dziewczyn wok贸艂 nie brak... - zacz膮艂 z przek膮sem Thom, ale rozmow臋 przerwa艂o nadej艣cie kelner贸w roznosz膮cych drugie dania.
Teraz przy stole rozlega艂y si臋 tylko s艂owa zachwytu nad wygl膮dem, aromatem oraz wspania艂ym smakiem jedzenia.
Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e zapomnieli o rozmowie na temat mojego zawodu - pomy艣la艂a Mattie.
Thom by艂 naprawd臋 bardzo mi艂ym cz艂owiekiem i dba艂, aby Mattie si臋 nie nudzi艂a, cho膰 jego towarzystwo by艂o dla niej troch臋 niewygodne. Zaczyna艂 bowiem podejrzewa膰, 偶e Mattie i Jack nie s膮 ze sob膮 w tak dobrych relacjach, jak wszyscy s膮dz膮. 呕e mog艂o zaj艣膰 mi臋dzy nimi co艣 przykrego, czego nikt wok贸艂 nie podejrzewa.
I nie myli艂 si臋.
Gdyby wiedzia艂, jak niewiele 艂膮czy mnie z Jackiem... - my艣la艂a ze smutkiem Mattie.
- Smakuje ci? - spyta艂 j膮 Jack, gdy spr贸bowa艂a wy艣mienitego kurczaka.
- Bardzo - odpowiedzia艂a.
Jack westchn膮艂 ze smutkiem i szepn膮艂:
- Mattie, co ja mog臋 zrobi膰? Musia艂bym by膰 w stosunku do niej niegrzeczny...
Otworzy艂a szeroko oczy ze zdziwienia.
- Czy ja co艣 m贸wi臋? - odpowiedzia艂a pytaniem.
- Nie musisz... Widz臋, jaka jeste艣 niezadowolona.
Nie wiedzia艂a, 偶e Jack martwi si臋 jej stanem psychicznym.
U艣miechn臋艂a si臋 wymuszonym u艣miechem, stwierdziwszy, 偶e Betty przygl膮da im si臋 z naprzeciwka okr膮g艂ego sto艂u, z b艂og膮 min膮.
- Zastanawia艂am si臋, dlaczego w艂a艣ciwie sprowadzi艂e艣 mnie tutaj, skoro tak dobrze si臋 bawisz w towarzystwie Sharon - szepn臋艂a.
- Dobrze si臋 bawi臋?! - j臋kn膮艂 Jack. - Ch臋tnie bym j膮 udusi艂!
Mattie nie by艂a w stanie powstrzyma膰 wybuchu 艣miechu.
Jack wygl膮da艂 jak bezradny ch艂opiec.
- Dobrze, 偶e humor cho膰 troch臋 ci si臋 poprawi艂 - skomentowa艂 Jack, po czym nachyli艂 si臋 i delikatnie poca艂owa艂 Mattie w usta. - Uwielbiam, kiedy si臋 艣miejesz - doda艂. - To tak jakby nagle wysz艂o s艂o艅ce.
Mattie by艂a zaskoczona i onie艣mielona.
Jednak zaraz potem zda艂a sobie spraw臋, 偶e przecie偶 poca艂unek Jacka by艂 gestem aktorskim wobec jego rodziny siedz膮cej wok贸艂. No i wobec Sharon Keswisk.
Sharon by艂a bowiem wyra藕nie w艣ciek艂a. Rzuci艂a Mattie nienawistne spojrzenie.
- Teraz chyba ci si臋 uda艂o - pochwali艂a go Mattie. - Sharon nie spodoba艂 si臋 ten poca艂unek.
- Mattie, nie dlatego... - zacz膮艂 Jack, kr臋c膮c g艂ow膮.
- U艣miechaj si臋 - przerwa艂a mu. - Twoja mama nas obserwuje.
- Niewa偶ne, co pomy艣li sobie moja mama - mrukn膮艂.
- Dla mnie to wa偶ne - oznajmi艂a Mattie. - Bardzo j膮 polubi艂am.
Jack popatrzy艂 na Mattie z szacunkiem, a potem u艣miechn膮艂 si臋 i 艣cisn膮艂 jej d艂o艅.
- Ona tak偶e ci臋 polubi艂a - powiedzia艂. - Rozmawiali艣my chwil臋 przed przyj臋ciem i...
Mattie by艂a ciekawa, co powiedzia艂a mu o niej jego matka. Nie zd膮偶y艂a jednak o to zapyta膰, poniewa偶 Edward podni贸s艂 si臋 w艂a艣nie z miejsca i wzni贸s艂 toast za Sandy i Thoma. Kr贸tk膮 przemow臋 zako艅czy艂 stwierdzeniem, 偶e ma nadziej臋, 偶e za trzy miesi膮ce wszyscy spotkaj膮 si臋 w tym samym gronie na weselu.
Za trzy miesi膮ce nie b臋d臋 zna艂a Jacka ani nikogo z was - pomy艣la艂a ze smutkiem Mattie.
- Dzisiejszy dzie艅 by艂 wyj膮tkowo nieudany - odezwa艂 si臋 do niej ponownie Jack. - Mo偶e jest co艣, na co mia艂aby艣 szczeg贸ln膮 ochot臋 jutro? - Czekaj膮c na odpowied藕, zabra艂 si臋 energicznie do krojenia steku. Najwyra藕niej by艂 w nie najgorszym humorze.
- Podobno mamy wszyscy i艣膰 na spacer do Notre Dame - odpowiedzia艂a za Mattie Sandy. - To b臋dzie rodzinna wycieczka. Pami臋tasz nasze rodzinne pikniki?
- Pami臋tam - odpowiedzia艂. - Mr贸wki w kanapkach i lody z muchami.
- Jeste艣 niemo偶liwy! - skomentowa艂a ze 艣miechem Sandy.
Mattie z fascynacj膮 s艂ucha艂a, jak Jack i Sandy wspominaj膮 weso艂e wakacje sp臋dzone z rodzicami i siostrami.
Ona nie mia艂a takich wspomnie艅. By艂a jedynaczk膮, a jej ojciec zmar艂, kiedy mia艂a trzy lata. Ca艂e dzieci艅stwo sp臋dzi艂a tylko z matk膮.
Dalsza cz臋艣膰 kolacji przebieg艂a na niezobowi膮zuj膮cych rozmowach w mi艂ej atmosferze. Jackowi udawa艂o si臋 ju偶 po艣wi臋ca膰 Sharon znacznie mniej czasu.
Po paru godzinach sp臋dzonych w towarzystwie bliskich Jacka Mattie czu艂a si臋 jak nowa cz艂onkini weso艂ego klanu, od razu przez niego przyj臋ta i zaakceptowana. Rodzina Beauchamp贸w by艂a naprawd臋 wyj膮tkowa.
Mimo to Mattie raz po raz ogarnia艂 smutek, kiedy przypomina艂o jej si臋, 偶e w poniedzia艂ek wr贸ci do Londynu i na tym zako艅czy si臋 jej znajomo艣膰 z t膮 mi艂膮 rodzin膮. A w szczeg贸lno艣ci z Jackiem.
Przyj臋cie dobieg艂o ko艅ca i wszyscy zjechali wind膮 z wie偶y.
- Ja i Mattie idziemy na spacer - oznajmi艂 Jack.
- Ho - ho - ho, spacer! - skomentowa艂 Jim. Naprawd臋 nie by艂 delikatnym cz艂owiekiem.
Jack obejmowa艂 Mattie wp贸艂.
- Chyba przejd臋 si臋 z wami - oznajmi艂a Sharon, staj膮c z lewej strony Jacka. - 艢wie偶e powietrze dobrze mi zrobi.
Powietrze w restauracji na wie偶y by艂o wystarczaj膮co 艣wie偶e.
Dla wszystkich by艂o oczywiste, 偶e Sharon chodzi o co innego.
Jack nie wydawa艂 si臋 zachwycony jej pomys艂em.
- Mo偶e wszyscy si臋 przespacerujemy? - zaproponowa艂a Cally.
Mattie by艂a jej wdzi臋czna za t臋 propozycj臋. Wola艂a chodzi膰 noc膮 po Pary偶u ze wszystkimi ni偶 tylko z nim i okropn膮 Sharon.
- To bardzo dobry pomys艂! - skomentowa艂a Betty. - Od lat nie spacerowali艣my po Pary偶u w 艣wietle ksi臋偶yca, prawda, Edwardzie? - Popatrzy艂a z mi艂o艣ci膮 na m臋偶a. Od trzydziestu pi臋ciu lat byli tak samo mocno w sobie zakochani jak wtedy, kiedy si臋 pobierali.
- Zdaje si臋, 偶e w wyniku naszego ostatniego nocnego spaceru po Pary偶u zosta艂 pocz臋ty Jack - przypomnia艂 sobie Edward.
- Powt贸rka ju偶 nam nie grozi - zapewni艂a Betty.
Pozostali przys艂uchiwali si臋 tej rozmowie z rozbawieniem.
- W naszym przypadku nie, ale je艣li chodzi o pozosta艂e pary, nigdy nic nie wiadomo - zauwa偶y艂 przytomnie Edward. - No, z wyj膮tkiem Tiny i Jima.
- My ju偶 mamy dwoje dzieci. To nam wystarczy - o艣wiadczy艂a Cally czy te偶 Sally; bli藕niaczki by艂y ogromnie podobne do siebie i jednakowo ubrane.
- Nam wystarczy jedno dziecko - doda艂a druga.
- Nie patrzcie tak na nas - odezwa艂 si臋 po chwili Jack, obejmuj膮c mocniej Mattie. - Kocham dzieci, zw艂aszcza wasze, ale na w艂asne wol臋 jeszcze poczeka膰. Na razie chc臋 mie膰 Mattie tylko dla siebie.
- No to ruszajmy! - zarz膮dzi艂a Betty, wci膮偶 czule ujmuj膮c Edwarda za 艂okie膰.
Mattie zaczerwieni艂a si臋. Rodzina Jacka by艂a jednak czasem zbyt bezpo艣rednia.
- Chcia艂by艣 mie膰 ze mn膮 dzieci? - spyta艂a cicho Jacka, kiedy szli na czele grupy.
- Musia艂em im co艣 powiedzie膰 - odpowiedzia艂 wymijaj膮co.
- To by艂 tylko 偶art...
- Wiem. - Jack obejrza艂 si臋 z niezadowoleniem. Rodzina nie zamierza艂a go opuszcza膰 pomimo p贸藕nej pory. - Chyba si臋 sprzysi臋gli.
- S艂ucham?
- Nie odst臋puj膮 nas na krok. Wczoraj w nocy i dzi艣 w ci膮gu dnia zajmowa艂em si臋 k艂opotami Tiny i Jima. Nie mieli艣my czasu dla siebie.
Wydawa艂 si臋 rozz艂oszczony. K膮ciki ust Mattie zadr偶a艂y. Nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu, kiedy Jack si臋 z艂o艣ci艂. Tak zabawnie i niewinnie w贸wczas wygl膮da艂. W ko艅cu roze艣mia艂a si臋.
- Co ci臋 tak 艣mieszy? - spyta艂 zdumiony.
- Ty! - odpar艂a weso艂o. - Nie martw si臋, nikt si臋 przeciw tobie nie sprzysi膮g艂. - Posmutnia艂a nagle. - Poza tym przecie偶 tylko gramy przed nimi, czy偶 nie?
- Tylko gramy... - szepn膮艂 niepewnie, jakby sam do siebie.
- Sharon ani troch臋 si臋 nie speszy艂a tym, 偶e masz dziewczyn臋 - doda艂a Mattie.
- Czy to moja wina?
- Chyba nie moja.
Jack westchn膮艂.
- Rzeczywi艣cie, z pewno艣ci膮 nie twoja - zgodzi艂 si臋. - Wiesz, przed kilkoma laty pope艂ni艂em b艂膮d: spotyka艂em si臋 z Sharon przez par臋 tygodni.
- Nie wspomina艂e艣 mi o tym! - Mattie by艂a poruszona, cho膰 po tym, co dzia艂o si臋 w restauracji, domy艣la艂a si臋, 偶e Jacka co艣 艂膮czy艂o z Sharon.
- Nikt nie lubi opowiada膰 o swoich b艂臋dach - t艂umaczy艂 si臋.
- Ja przyzna艂am si臋 przed tob膮 do mojego - odpar艂a Mattie.
I do czego to doprowadzi艂o? Znalaz艂a si臋 z Jackiem w Pary偶u.
I zakocha艂a si臋 w Jacku.
- Sharon wprawdzie fantastycznie wygl膮da... - kontynuowa艂.
- Widz臋, jak wygl膮da! - przerwa艂a gniewnie Mattie. Nie mia艂a ochoty s艂ucha膰 o zaletach urody Sharon.
- Wygl膮d to nie wszystko - ci膮gn膮艂. - Okaza艂o si臋, 偶e Sharon ma okropny charakter - doko艅czy艂. - Jest po prostu straszna! Spotkali艣my si臋 w sumie mo偶e trzy czy cztery razy, przysi臋gam. Podczas ostatniej, trzeciej czy czwartej randki, Sharon uzna艂a, 偶e ju偶 mo偶e mn膮 dyrygowa膰, rz膮dzi膰 moim 偶yciem. Dla m臋偶czyzny nie ma nic bardziej zniech臋caj膮cego ni偶 kobieta, kt贸ra na pocz膮tku znajomo艣ci zachowuje si臋, jakby ju偶 by艂o postanowione, 偶e zostanie twoj膮 偶on膮! Wi臋cej si臋 z ni膮 nie spotka艂em. Przypadkiem zobaczy艂em j膮 ponownie przed kilkoma miesi膮cami, kiedy Sandy zwi膮za艂a si臋 z Thomem. Musz臋 powiedzie膰, 偶e nie by艂o to mi艂e prze偶ycie.
Mattie rozumia艂a go. Nie dowierza艂a jednak, 偶e nie kusi go wyj膮tkowa uroda Sharon.
Co za r贸偶nica? - pomy艣la艂a znowu. Dlaczego w og贸le si臋 nad tym zastanawiam? Przecie偶 to nie moja sprawa. Za dwa dni nie b臋d臋 nawet znajom膮 Jacka. Wszystko jedno, co czuj臋.
- Z pewno艣ci膮 si臋 mi臋dzy wami u艂o偶y - powiedzia艂a.
- Przepraszam, 偶e zanudzam ci臋 moimi k艂opotami - odezwa艂 si臋 znowu Jack.
- Nie zanudzasz! - Jak mog艂aby nudzi膰 si臋 w jego towarzystwie?! - Przykro mi tylko, 偶e na wiele ci si臋 nie przyda艂am. Chocia偶 po tym, jak mnie poca艂owa艂e艣, Sharon jest na ciebie w艣ciek艂a. Nie wiem, czy ci臋 to cieszy.
- Cieszy mnie, 偶e ci臋 poca艂owa艂em - odpowiedzia艂. - Mo偶e poca艂ujemy si臋 znowu?
Przystan臋li na mo艣cie, z kt贸rego wida膰 by艂o w ca艂ej okaza艂o艣ci wspania艂膮, roz艣wietlon膮 tysi膮cami z艂ocistych 艣wiate艂ek Wie偶臋 Eiffla.
Cz艂onkowie rodziny Jacka zacz臋li ich mija膰, ale oni nie zwracali na nich uwagi. Popatrzyli sobie w oczy. Jack obj膮艂 Mattie, a ona wstrzyma艂a oddech. Przytulili si臋 delikatnie, a potem Jack powoli opu艣ci艂 g艂ow臋, dotkn膮艂 wargami ust Mattie, zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰 coraz 艣mielej. Obj臋艂a go mocno. W tej chwili istnia艂 dla niej tylko Jack, nikt wi臋cej.
W ko艅cu przerwa艂 d艂ugi poca艂unek i opar艂 czo艂o o czo艂o Mattie. Patrzy艂 rozognionym spojrzeniem na jej zar贸偶owion膮 z emocji twarz, w jej roziskrzone oczy.
Zadr偶a艂a. Tak bardzo pragn臋艂a by膰 z Jackiem! Nale偶e膰 do niego! Na zawsze.
- Zimno ci? - spyta艂, b艂臋dnie interpretuj膮c jej dr偶enie. 艢ci膮gn膮艂 smoking i narzuci艂 go na ramiona Mattie. - Wracajmy do hotelu - zaproponowa艂. - Co ty na to?
- Dobry pomys艂 - odpowiedzia艂a bez wahania.
Trzymaj膮c si臋 za r臋ce, ruszyli do hotelu. Zapomnieli o pozosta艂ych uczestnikach spaceru, nie zwracali uwagi na mijane obiekty. My艣leli tylko o sobie nawzajem.
- Pani Crawford, prawda? - odezwa艂a si臋 do Mattie recepcjonistka, kiedy Mattie i Jack dotarli do hotelu. - By艂 telefon do pani. Pozostawiono wiadomo艣膰.
Mattie musia艂a si臋 skupi膰, 偶eby znaczenie s艂贸w sympatycznej recepcjonistki dotar艂o do jej 艣wiadomo艣ci.
- Wiadomo艣膰? - powt贸rzy艂a ze zdziwieniem. - Dla mnie? Przecie偶 nikt nie wie... ach, racja, moja mama. - Przerazi艂a si臋. Czy偶by sta艂o si臋 co艣 z艂ego?!
- Nie martw si臋, Mattie, to na pewno zwyk艂e pozdrowienia - pr贸bowa艂 j膮 uspokoi膰 Jack.
Odebra艂a od recepcjonistki bia艂膮 kopert臋, otworzy艂a j膮 i, przeczytawszy wiadomo艣膰, poblad艂a.
- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 Jack.
- Tw贸j Harry jest chory... - szepn臋艂a. - Mama wezwa艂a dzisiaj rano weterynarza. Tak mi przykro...
Jack wyra藕nie bardzo si臋 przej膮艂.
Szybko ruszyli do swoich pokoj贸w.
Musieli si臋 spakowa膰 i jak najpr臋dzej wraca膰 do Londynu.
- Harry na pewno wyzdrowieje - zapewnia艂a Mattie raz po raz.
Jechali z Jackiem z londy艅skiego lotniska Heathrow w stron臋 domu, przy kt贸rym Diana Crawford prowadzi艂a hotel dla ps贸w. - Dzisiaj rano mama m贸wi艂a mi, 偶e Harry czuje si臋 troch臋 lepiej.
Jack wci膮偶 by艂 ponury. Nie m贸g艂 przesta膰 my艣le膰 o ukochanym psie.
Poprzedniego wieczora mimo p贸藕nej pory natychmiast po powrocie do hotelowego apartamentu zatelefonowali do matki Mattie.
Diana spodziewa艂a si臋 ich telefonu. Wyja艣ni艂a spokojnym tonem, 偶e Harry ma powa偶n膮 infekcj臋 uk艂adu oddechowego, 偶e bada艂 go weterynarz, zaaplikowa艂 mu antybiotyk, i 偶e Harry obecnie 艣pi w swoim koszu w jej kuchni.
Jacka niespecjalnie to uspokoi艂o. Nie by艂 w stanie spa膰, ca艂膮 noc chodzi艂 po salonie. Mattie nie k艂ad艂a si臋, 偶eby mu towarzyszy膰. Zamawia艂a kolejne kawy.
Nie mogli si臋 doczeka膰 poranka, kiedy mo偶na by艂o zarezerwowa膰 telefonicznie bilety na najbli偶szy lot do Londynu.
Przed opuszczeniem hotelu Jack i Mattie ponownie zatelefonowali do Diany. Powiedzia艂a, 偶e stan Harry'ego si臋 nie pogarsza, a nawet by膰 mo偶e ju偶 si臋 poprawia.
Jack i tak si臋 niepokoi艂, w samolocie milcza艂 niemal przez ca艂y czas.
Mattie pociesza艂a go, jak mog艂a.
Mia艂a nadziej臋, 偶e nie b臋dzie wini艂 jej matki za chorob臋 swojego ulubie艅ca. To by艂oby okropne.
My艣la艂a tak偶e, 偶e jako艣 nie mog膮 z Jackiem sp臋dzi膰 w spokoju cho膰by godziny tylko we dwoje.
Za ka偶dym razem, kiedy mieli na to nadziej臋, wydarza艂o si臋 co艣 niespodziewanego.
Nie byli w stanie si臋 do siebie zbli偶y膰. Tym razem Jack nie rozmawia艂 z nikim, tylko zamkn膮艂 si臋 w sobie. Nic, co m贸wi艂a czy robi艂a Mattie, nie mog艂o wyprowadzi膰 go z odr臋twienia.
By艂 to dla niej kolejny dow贸d tego, 偶e Jack jest wprawdzie czaruj膮co towarzyski, jednak niech臋tnie dzieli si臋 z innymi wewn臋trznymi prze偶yciami.
Mam nadziej臋, 偶e Harry'emu nic si臋 nie stanie! - my艣la艂a Mattie. By艂a przekonana, 偶e inaczej Jack 偶ywi艂by ju偶 na zawsze uraz臋 do jej matki i do niej samej.
Dotarli do hoteliku Woofdorf.
- W艂a艣nie bada Harry'ego weterynarz - poinformowa艂a ich Diana zaraz w drzwiach.
- Porozmawiam z nim - odpowiedzia艂 Jack i ruszy艂 do kuchni.
Ogromnie martwi艂 si臋 o Harry'ego.
Kiedy znik艂 z oczu Mattie, kolejny raz pomy艣la艂a ze smutkiem o tym, jak trudno jej b臋dzie przyzwyczai膰 si臋 do braku Jacka, kiedy si臋 wkr贸tce rozstan膮.
- Martwi臋 si臋, 偶e tak si臋 sta艂o, i ogromnie ci臋 przepraszam, Mattie! - odezwa艂a si臋 Diana, obejmuj膮c j膮. - Ale chyba rozumiesz, 偶e zawiadomienie Jacka by艂o moim obowi膮zkiem.
- Oczywi艣cie - zapewni艂a Mattie. - Jack nigdy by nam nie wybaczy艂, gdyby... Jak naprawd臋 czuje si臋 Harry? - spyta艂a z niepokojem.
- Dzisiaj troch臋 lepiej - odpowiedzia艂a Diana. - Na pewno pomo偶e mu obecno艣膰 Jacka.
Niew膮tpliwie mia艂a racj臋. Mattie wyobrazi艂a sobie, jak ona by si臋 ucieszy艂a, gdyby Jack odwiedzi艂 j膮 podczas choroby.
- Jak min膮艂 wam weekend? - spyta艂a z ciekawo艣ci膮 Diana. - Dobrze si臋 bawi艂a艣?
- Tak - odpar艂a smutnym tonem Mattie. - Rodzina Jacka to wyj膮tkowo mili ludzie.
- Nic dziwnego - odpowiedzia艂a z u艣miechem Diana. - Jack te偶 jest bardzo mi艂ym cz艂owiekiem.
To prawda. Jest bardzo mi艂y - pomy艣la艂a Mattie. A tak偶e nadzwyczaj przystojny i czaruj膮cy. I kocham go! Mimo to wi臋cej go nie zobacz臋, kiedy odjedzie.
- Gdzie s膮 pozosta艂e psy? - spyta艂a.
- Zamkn臋艂am wszystkie cztery w najwi臋kszym boksie. Obawia艂am si臋, 偶e choroba Harry'ego jest zaka藕na. Jednak Michael - mia艂a na my艣li weterynarza - m贸wi, 偶e nie. Mimo to nie wypuszczam ich, 偶eby nie przeszkadza艂y Harry'emu odpoczywa膰.
- Potem p贸jd臋 si臋 z nimi przywita膰 - zdecydowa艂a Mattie. - Chod藕my lepiej do domu, 偶eby us艂ysze膰, co m贸wi weterynarz. Jack chyba b臋dzie chcia艂 zabra膰 Harry'ego do siebie.
Nie myli艂a si臋. Kiedy wesz艂y z Dian膮 do kuchni, Jack dyskutowa艂 w艂a艣nie z weterynarzem o mo偶liwo艣ci przewiezienia Harry'ego do domu.
Mattie pochyli艂a si臋 nad koszem, w kt贸rym le偶a艂 Harry. Collie wygl膮da艂 偶a艂o艣nie. Podni贸s艂 ku Mattie smutne oczy. Czy偶by mia艂 do niej pretensje za to, 偶e jego pan znikn膮艂 nagle na par臋 dni?
Mattie zawstydzi艂a si臋, 偶e pozostawili z Jackiem Harry'ego w obcym dla niego miejscu, u obcej osoby. Gdyby nie wyjechali do Pary偶a, by膰 mo偶e Harry by nie zachorowa艂.
- Bez w膮tpienia choroba Harry'ego rozwija艂a si臋 ju偶 od kilku dni, kiedy przywi贸z艂 go pan tutaj - oznajmi艂 Jackowi weterynarz. - Pani Diana zawiadomi艂a mnie natychmiast, kiedy si臋 zorientowa艂a, 偶e pa艅skiemu psu co艣 dolega.
Przynajmniej Jack nie b臋dzie wini艂 mamy za chorob臋 Harry'ego - pomy艣la艂a z ulg膮 Mattie. Ogromnie si臋 martwi艂a o chorego psa, jak r贸wnie偶 o zatroskanego Jacka.
- Przewiezienie Harry'ego w tej chwili naprawd臋 mog艂oby mu zaszkodzi膰 - m贸wi艂 weterynarz.
- Radz臋 zaczeka膰 z tym przynajmniej do jutra. Je艣li nie ma pan nic przeciwko temu, chcia艂bym wpa艣膰 tu ponownie jutro z samego rana, aby si臋 upewni膰, czy Harry zdrowieje. Je艣li tak, nie b臋dzie przeszk贸d, aby zabra艂 go pan do domu.
- Mo偶e zostaniesz u nas na noc, Jack? - zaproponowa艂a Diana.
Mattie popatrzy艂a na ni膮 ze zdziwieniem.
- Nie chcia艂bym sprawia膰 jeszcze wi臋kszego k艂opotu - odpowiedzia艂, kr臋c膮c g艂ow膮.
- To nie b臋dzie 偶aden k艂opot - zapewni艂a Diana. - Mo偶esz spa膰 w pokoju Mattie. Mam dwuosobowe 艂贸偶ko; Mattie mo偶e spa膰 ze mn膮. To szerokie 艂贸偶ko, na pewno b臋dzie nam wygodnie. - Popatrzy艂a znacz膮co na Mattie. Nie wiedzia艂a, co zasz艂o w Pary偶u.
Mattie zacz臋艂a przemawia膰 czule do Harry'ego, aby unikn膮膰 pe艂nego ciekawo艣ci wzroku Diany.
Cieszy艂a si臋, 偶e w艂osy zas艂oni艂y jej policzki, dzi臋ki czemu nie by艂o wida膰, jak si臋 czerwieni.
Mia艂a nadziej臋, 偶e dwaj m臋偶czy藕ni nie zwr贸cili uwagi na spojrzenie jej matki.
- Nie b臋dzie ci to przeszkadza艂o, Mattie? - spyta艂 ponuro Jack.
- Oczywi艣cie, 偶e nie - odpowiedzia艂a, podnosz膮c wzrok.
- W takim razie zostan臋, dzi臋kuj臋, Diano.
- Odprowadz臋 ci臋 do samochodu - powiedzia艂a Diana do weterynarza.
Mattie i Jack zostali sami w kuchni.
Sami z Harrym. Jack przykl臋kn膮艂 przy swoim ulubie艅cu, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i pog艂aska艂 go ostro偶nie.
- Mam nadziej臋, 偶e naprawd臋 nie sprawi ci to k艂opotu... - powiedzia艂 do Mattie. - By膰 mo偶e zgodzi艂a艣 si臋 tylko przez grzeczno艣膰. - Nie odrywa艂 spojrzenia od psa.
- B臋dzie nam z mam膮 ca艂kiem wygodnie - zapewni艂a. - Powiniene艣 by膰 w pobli偶u Harry'ego. - A tak偶e przy mnie - doda艂a w my艣lach.
Jack skin膮艂 g艂ow膮 i wyprostowa艂 si臋.
- P贸jd臋 do samochodu po rzeczy - powiedzia艂. - Dzi臋kuj臋 ci za zrozumienie i pomoc, za wszystko. Zrobi艂a艣 dla mnie naprawd臋 wiele, Mattie. - Dotkn膮艂 jej ramienia w ge艣cie podzi臋kowania i wyszed艂 z kuchni.
Mattie ucieszy艂a si臋 z chwili samotno艣ci, gdy偶 mog艂a nareszcie zebra膰 my艣li. Nie zna艂a uczu膰 Jacka, ale wiedzia艂a, 偶e cokolwiek czu艂 do niej w Pary偶u, dobieg艂o ko艅ca.
Powr贸cili do rzeczywisto艣ci. Ka偶dy do w艂asnej - ich 艣wiaty nie zaz臋bia艂y si臋.
Im szybciej to zaakceptuj臋, tym lepiej dla mnie - my艣la艂a.
Cho膰 na razie nie b臋dzie jej 艂atwo zapomnie膰 o Jacku.
Mia艂 przecie偶 sp臋dzi膰 noc w jej domu.
Diana, Mattie i Jack usiedli przy stole, aby zje艣膰 wsp贸lnie kolacj臋. P贸藕niej Diana zaproponowa艂a gr臋 w karty. Stara艂a si臋 w ten spos贸b zaj膮膰 Jacka. By艂o to m膮dre posuni臋cie, chocia偶 przez to Mattie ca艂y czas przebywa艂a w towarzystwie Jacka. A nie by艂o jej 艂atwo siedzie膰 obok niego z oboj臋tn膮 min膮.
- W mojej rodzinie cz臋sto ze sob膮 rywalizuje my - odezwa艂 si臋 Jack, wygrawszy drug膮 z kolei parti臋 wista.
Mattie przypomnia艂a sobie wszystkich mi艂ych ludzi stanowi膮cych najbli偶sz膮 rodzin臋 Jacka. Ogromnie ich polubi艂a. Posmutnia艂a, my艣l膮c, 偶e ich tak偶e wi臋cej nie zobaczy.
- Zawsze chcia艂am mie膰 liczn膮 rodzin臋 - wyzna艂a Diana. - Niestety, to marzenie mi si臋 nie spe艂ni艂o.
- Mo偶e mo偶na je jeszcze zrealizowa膰? - odpowiedzia艂 z szelmowskim u艣miechem, tasuj膮c karty.
- Mam czterdzie艣ci trzy lata. To za du偶o, 偶ebym jeszcze my艣la艂a o dzieciach - odpar艂a Diana, rumieni膮c si臋 odrobin臋.
- Ale偶 sk膮d - zaprzeczy艂. - A ty jak my艣lisz, Mattie?
Mattie zamruga艂a, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e powinna inteligentnie odpowiedzie膰. Nie by艂a w nastroju na przys艂uchiwanie si臋, jak Jack kokietuje jej matk臋. Ani na kokietowanie Jacka. Zastanowi艂a si臋 chwil臋 nad jego s艂owami.
Nigdy nie rozwa偶a艂a tego, czy jej matka mo偶e albo powinna mie膰 jeszcze dzieci. Ani razu bowiem od 艣mierci ukochanego m臋偶a nie um贸wi艂a si臋 z 偶adnym m臋偶czyzn膮. Od dwudziestu lat.
- Mattie a偶 zaniem贸wi艂a - skomentowa艂a z rozbawieniem Diana. - Nie dziwi臋 si臋. - Wci膮偶 si臋 rumieni艂a.
- Wcale nie zaniem贸wi艂am - zaprzeczy艂a Mattie. Jej matka by艂a wci膮偶 m艂od膮, pi臋kn膮 kobiet膮. W obecnych czasach wiele kobiet w jej wieku rodzi艂o jeszcze dzieci. - To mog艂oby by膰 cudowne - powiedzia艂a szczerze.
- No widzisz, Diano? Mattie by si臋 ucieszy艂a.
Mattie zmarszczy艂a brwi. Jej matka wygl膮da艂a na nieco onie艣mielon膮.
- Za stara jestem, 偶eby my艣le膰 o pieluchach - burkn臋艂a.
Rozmowa przybra艂a dziwny obr贸t.
- Czy nad bliskimi te偶 si臋 tak zn臋casz? - spyta艂a Diana Jacka, wstaj膮c.
- Jeszcze bardziej - odpar艂, pokazuj膮c pi臋kne z臋by w kolejnym u艣miechu.
- Musia艂e艣 by膰 bardzo niezno艣nym nastolatkiem. - Diana pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Czas na mnie. Starsze kobiety musz膮 du偶o spa膰, 偶eby lepiej wygl膮da膰. Dobranoc. Mattie, poka偶esz Jackowi, gdzie b臋dzie spa艂, prawda? - U艣miechn臋艂a si臋 i wysz艂a z pokoju.
Mattie podnios艂a si臋 z miejsca.
- Mam nadziej臋, 偶e nie b臋dzie ci zbyt ciasno w moim akwarium - powiedzia艂a, nieco zmieszana.
S膮dz膮c po wspania艂ym apartamencie paryskiego hotelu, Jack by艂 przyzwyczajony do luksus贸w.
Sypialnia wci膮偶 by艂a urz膮dzona tak samo jak w czasach, kiedy Mattie by艂a nastolatk膮. W pokoju dominowa艂y kolory bia艂y i r贸偶owy. Na p贸艂kach do tej pory sta艂y m艂odzie偶owe ksi膮偶ki. Mniej wi臋cej przed dwoma laty Mattie zdj臋艂a ze 艣cian zdobi膮ce je wcze艣niej plakaty ze zdj臋ciami ulubionych zespo艂贸w muzyki pop.
- Z pewno艣ci膮 sobie poradz臋 - powiedzia艂 Jack. - Chocia偶 wcze艣niej wyobra偶a艂em sobie, 偶e sp臋dzimy dzisiejszy wiecz贸r w innych okoliczno艣ciach...
- Niewa偶ne - zako艅czy艂a temat Mattie, wzruszaj膮c ramionami. - Napijesz si臋 czego艣 przed snem? Mo偶e zrobi膰 ci herbaty? - Zmarszczy艂a brwi. - Wydaje mi si臋, 偶e mamy gdzie艣 napocz臋t膮 butelk臋 whisky, kt贸r膮 otworzy艂y艣my w 艣wi臋ta Bo偶ego Narodzenia. Przynie艣膰?
- Nie, dzi臋kuj臋 - odpar艂, wstaj膮c. - Zdaje si臋, 偶e Harry wygl膮da lepiej ni偶 w chwili naszego przyjazdu.
Harry przele偶a艂 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 wieczora u st贸p pana. Teraz podni贸s艂 si臋 na d藕wi臋k w艂asnego imienia, zamerda艂 nawet ogonem.
- Rzeczywi艣cie. - Mattie delikatnie podrapa艂a psa za uchem. - Ciesz臋 si臋.
Jack popatrzy艂 na swojego ulubie艅ca.
- Czy my艣lisz, 偶e on tak偶e sprzysi膮g艂 si臋 z moj膮 rodzin膮, 偶eby nie pozwoli膰 nam na spokojny wiecz贸r tylko we dwoje? - za偶artowa艂.
- Wygl膮da na inteligentnego psa, ale nie na z艂o艣liwego - odpowiedzia艂a, podnosz膮c wzrok.
- Nie, nie jest ani troch臋 z艂o艣liwy - zapewni艂 Jack. Wyci膮gn膮艂 r臋ce i przytuli艂 Mattie. - My艣l臋, 偶e jestem ci winien romantyczny weekend w Pary偶u - oznajmi艂. - Ty dotrzyma艂a艣 warunk贸w naszej umowy.
Dotrzyma艂am? - zamy艣li艂a si臋. W ka偶dym razie nie za bardzo uda艂o mi si臋 powstrzyma膰 Sharon przed narzucaniem si臋 Jackowi.
Poczu艂a si臋 niezr臋cznie, stoj膮c tak przytulona do niego.
- Twoi bliscy byli bardzo rozczarowani tym, 偶e musisz wyjecha膰 wcze艣niej - odezwa艂a si臋, aby przerwa膰 dwuznaczne milczenie.
- 呕e musimy wyjecha膰 wcze艣niej - poprawi艂 j膮. - Ty i ja. Moja mama bardzo ci臋 lubi.
- Jest wyj膮tkowo mi艂膮 osob膮 - odpowiedzia艂a Mattie oboj臋tnym tonem. Mimo to zarumieni艂a si臋.
- Mattie? - odezwa艂 si臋 znowu.
Podnios艂a wzrok. Nie wiadomo dlaczego jej oczy zamgli艂y si臋 nagle 艂zami.
Zobaczy艂a, 偶e Jack powoli opuszcza g艂ow臋 i zbli偶a usta do jej warg.
Poca艂owa艂 j膮.
Z pocz膮tku delikatnie, potem poca艂unek sta艂 si臋 bardziej nami臋tny. Mattie tak偶e ca艂owa艂a go 艣mielej. Przecie偶 tak ogromnie pragn臋艂a z nim by膰! Jak najbli偶ej, zawsze, ca艂e 偶ycie!
- Nie! - wykrzykn臋艂a nagle, cofaj膮c si臋. Poprawi艂a ubranie. - Ten weekend si臋 sko艅czy艂, Jack - powiedzia艂a. - To, co teraz robisz, wykracza poza zobowi膮zania wynikaj膮ce z naszej umowy.
- Owszem - zgodzi艂 si臋 Jack - ale...
- To by艂 m臋cz膮cy weekend - przerwa艂a mu - zar贸wno pod wzgl臋dem fizycznym, jak i psychicznym. Jestem zm臋czona! - Nie by艂a w stanie patrze膰 Jackowi w oczy.
- Ja te偶 jestem zm臋czony - odpar艂. - Jednak...
- To si臋 doskonale sk艂ada. - Jak zwykle nie da艂a Jackowi doj艣膰 do s艂owa. - Poka偶臋 ci pok贸j, w kt贸rym b臋dziesz spa艂.
Ruszy艂a przodem; Jack szed艂 za ni膮, ci膮gn膮c korytarzem swoj膮 walizk臋.
- Przepraszam za wystr贸j - odezwa艂a si臋, kiedy weszli do jej sypialni.
- W porz膮dku - odpar艂 cicho. By艂 zamy艣lony.
Mattie wstydzi艂a si臋 przed nim swojego pokoju, wszystkich r贸偶owych przedmiot贸w, szeregu lalek z czas贸w dzieci艅stwa, spoczywaj膮cych na kanapie.
- 艁azienka jest na prawo, pierwsze drzwi - powiedzia艂a.
Jack podni贸s艂 wzrok i u艣miechn膮艂 si臋.
- Dzi臋kuj臋.
- To do zobaczenia rano.
- Mattie?
Zadr偶a艂a.
- S艂ucham?
Jack pochyli艂 g艂ow臋 i z wyrazem zak艂opotania na twarzy powiedzia艂:
- Ju偶 drugi raz zacz膮艂em ci臋 ca艂owa膰...
- Zauwa偶y艂am - odpar艂a z lekkim zniecierpliwieniem. Podczas ostatniego poca艂unku omal nie straci艂a panowania nad sob膮, poddaj膮c si臋 na chwil臋 urokowi Jacka.
- Na razie nie chc臋, 偶eby艣my nami臋tnie si臋 ca艂owali - oznajmi艂. - To nie ten etap znajomo艣ci. Ale tak bardzo... To znaczy... Zachowujesz si臋 inaczej ni偶 wtedy, kiedy wyje偶d偶ali艣my i... - Nie by艂 w stanie doko艅czy膰.
Oczywi艣cie, 偶e zachowuj臋 si臋 inaczej, poniewa偶 w ci膮gu minionego weekendu zd膮偶y艂am si臋 w tobie zakocha膰 - pomy艣la艂a.
- Nie wiem, o co ci chodzi - sk艂ama艂a.
- A jednak odnosisz si臋 do mnie jakby... ch艂odniej . Kiedy ci臋 pozna艂em, wyda艂a艣 mi si臋 energiczn膮 dziewczyn膮, a teraz widz臋 w tobie jak膮艣 niejasn膮 dla mnie nostalgi臋.
- M贸wi艂am ci, 偶e jestem zm臋czona - odpar艂a kr贸tko.
- Tylko tyle? - upewni艂 si臋.
- Wystarczy - zako艅czy艂a, patrz膮c na r贸偶ow膮 tapet臋 obok jego g艂owy. - Jutro, kiedy si臋 porz膮dnie wy艣pimy, na pewno oboje b臋dziemy w lepszych humorach.
Jack pokiwa艂 g艂ow膮. Ta odpowied藕 na pewno go nie zadowoli艂a.
- W takim razie dobranoc - powiedzia艂.
- Dobranoc. - Mattie wysz艂a i zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.
Musz臋 si臋 chwil臋 uspokoi膰, zanim p贸jd臋 do mamy - pomy艣la艂a. Nie chcia艂a, 偶eby matka dostrzeg艂a jej wzburzenie.
Kiedy Mattie mija艂a kuchni臋, Harry zerkn膮艂 z kosza, a potem odwr贸ci艂 艂eb, zawiedziony, 偶e to nie Jack.
Czuj臋 si臋 podobnie jak ty - pomy艣la艂a Mattie, spogl膮daj膮c na cierpi膮cego psa.
- Smutno ci, malutki? - spyta艂a 艂agodnie. - Oboje kochamy Jacka, prawda?
Przecie偶 mi艂o艣膰 powinna by膰 radosna - my艣la艂a.
Owszem, przebywanie z Jackiem by艂o dla niej wielk膮 rado艣ci膮, a przytulanie si臋 do niego - cudownym, trudnym do opisania stanem.
Jednak jednocze艣nie trawi艂 j膮 b贸l z powodu tego, 偶e jej uczucie nie jest i nie b臋dzie odwzajemnione.
Rozp艂aka艂a si臋.
- Dzie艅 dobry! - odezwa艂a si臋 weso艂o Mattie, kiedy Jack wszed艂 do kuchni o 贸smej rano nast臋pnego dnia. - Zjesz jajka na bekonie czy tylko owsiank臋? - spyta艂a, nalewaj膮c mu kubek mocnej kawy.
Mattie obudzi艂a si臋 o pi膮tej rano i nie by艂a w stanie ju偶 zasn膮膰. Rozmy艣la艂a, le偶膮c obok matki.
Postanowi艂a zachowywa膰 si臋 przy Jacku tak, jak gdyby nic si臋 nie sta艂o. Powinna by膰 weso艂a.
Jack chcia艂 j膮 tak膮 widzie膰. Jeszcze zd膮偶臋 si臋 nap艂aka膰 - my艣la艂a ze smutkiem.
Sam Jack nie wydawa艂 si臋 weso艂y. Mia艂 podkr膮偶one oczy, by艂 nieogolony, wydawa艂 si臋 zaspany. Chyba dopiero przed chwil膮 wsta艂.
- Dzi臋kuj臋, napij臋 si臋 tylko kawy - mrukn膮艂. - Dzi臋ki. - Wypi艂 du偶y 艂yk. - Gdzie jest Harry? - spyta艂, patrz膮c na pusty kosz.
- Mama posz艂a z nim na spacer - wyja艣ni艂a energicznym g艂osem Mattie. - Harry czuje si臋 niepor贸wnanie lepiej ni偶 wczoraj wieczorem.
- Ty tak偶e - zauwa偶y艂 Jack.
- M贸wi艂am ci, 偶e kiedy si臋 wy艣pimy, b臋dziemy w lepszych humorach.
- Zawsze masz taki 艣wietny humor, kiedy si臋 obudzisz? - zapyta艂.
- Zazwyczaj - potwierdzi艂a.
W艂o偶y艂a dwie kromki chleba do opiekacza.
Wiedzia艂a, 偶e Jack i tak zje, kiedy ona postawi przed nim jedzenie. Musia艂 by膰 g艂odny, bo poprzedniego dnia jad艂 bardzo ma艂o.
- A czy ty zawsze jeste艣 rano taki ma艂o pogodny? - spyta艂a.
- Zazwyczaj - powt贸rzy艂 jej odpowied藕 Jack.
Mattie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- W takim razie chyba dobrze, 偶e nie mieszkamy razem, prawda? - odpar艂a wyzywaj膮co.
Wyj臋艂a chleb z tostera i po艂o偶y艂a go na stole, gdzie sta艂a ju偶 maselniczka i s艂oiki z konfiturami.
- Mattie... - zacz膮艂, ale przestraszy艂a si臋 jego odpowiedzi i jak zwykle mu przerwa艂a.
- Dola膰 ci kawy? - spyta艂a. - A mo偶e sam sobie dolejesz. P贸jd臋 na dw贸r, zobacz臋, czy mama nie potrzebuje pomocy przy psach. - Wypad艂a z kuchni, zanim Jack zd膮偶y艂 cokolwiek powiedzie膰.
Mia艂a nadziej臋 unikn膮膰 trudnej rozmowy.
A za godzin臋 ju偶 go nie b臋dzie i w贸wczas przyjdzie czas, by mog艂a martwi膰 si臋 w spokoju ca艂kiem sama. Zanim Jack wyjedzie, b臋dzie odgrywa艂a przed nim weso艂膮 i pe艂n膮 energii.
Diana zna艂a Mattie znacznie lepiej ni偶 Jack i nie pozwoli艂a si臋 艂atwo oszuka膰.
- P贸藕no wczoraj przysz艂a艣 do pokoju - odezwa艂a si臋. - S艂ysza艂am, 偶e Jack poszed艂 spa膰 par臋 godzin przed tob膮.
- Nie chcia艂o mi si臋 spa膰 - odpowiedzia艂a. - By艂am podekscytowana wydarzeniami minionego weekendu.
- Michael ju偶 by艂 u Harry'ego - oznajmi艂a Diana. - M贸wi, 偶e skoro Harry czuje si臋 lepiej ni偶 wczoraj, Jack mo偶e zabra膰 go do domu... Czy Jack ju偶 wsta艂? - spyta艂a.
- Tak, w艂a艣nie poda艂am mu 艣niadanie - odpowiedzia艂a mo偶liwie oboj臋tnym tonem Mattie.
Obawia艂a si臋, czy matka nie odczytuje z jej zachowania tego, jakie s膮 jej uczucia do Jacka. Czy sam Jack si臋 tego nie domy艣la?
Gdyby tak by艂o, Mattie czu艂aby si臋 upokorzona.
Zacz臋艂a wyjmowa膰 z boks贸w miski, aby nape艂ni膰 je psim jedzeniem.
Jeszcze tylko godzina - my艣la艂a. Potem wi臋cej go nie zobacz臋.
Karmi艂a psy. W pewnej chwili omal nie upu艣ci艂a miski z jedzeniem na d藕wi臋k znajomego g艂osu.
- Mattie! - zawo艂a艂 Jack.
Jeszcze nie odjecha艂!
Odwr贸ci艂a g艂ow臋.
- Harry jest na wybiegu za domem. Weterynarz powiedzia艂, 偶e mo偶esz ju偶 zabra膰 swojego ulubie艅ca. - Z powrotem zaj臋艂a si臋 misk膮 z jedzeniem dla jednego z ps贸w.
- Mattie! - zawo艂a艂 znowu.
- Nied艂ugo sko艅cz臋 - powiedzia艂a, odwracaj膮c si臋 na chwil臋 jeszcze raz.
Jack przyjrza艂 jej si臋 uwa偶nie.
- Chcia艂bym przed odjazdem napi膰 si臋 z tob膮 kawy - oznajmi艂.
I o czym b臋dziemy rozmawia膰? - pomy艣la艂a Mattie. O minionym weekendzie? I po co?
Ba艂a si臋 po偶egnania z Jackiem.
- Kiedy sko艅cz臋, b臋d臋 musia艂a jak najszybciej pojecha膰 do kwiaciarni - odpowiedzia艂a, kr臋c膮c g艂ow膮.
- Z pewno艣ci膮 mo偶esz mi po艣wi臋ci膰 dziesi臋膰 minut - uci膮艂 Jack, po czym ruszy艂 za dom.
Mattie popatrzy艂a za nim gniewnie. Dlaczego w艂a艣ciwie mia艂aby spe艂ni膰 jego pro艣b臋?
- Jack ju偶 odje偶d偶a? - spyta艂a Diana, wychodz膮c z boksu, kt贸ry czy艣ci艂a.
- Tak, za par臋 minut - potwierdzi艂a Mattie.
Matka popatrzy艂a na ni膮 smutno.
- Nie martw si臋 - powiedzia艂a - na pewno wkr贸tce znowu go zobaczysz. - 艢cisn臋艂a d艂o艅 c贸rki dla dodania jej otuchy.
Mattie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Niestety, mamo, nie spodziewasz si臋 tego, ale... sp臋dzony z nim weekend by艂 tak okropny, 偶e nie mam ochoty wi臋cej ogl膮da膰 tego cz艂owieka.
Po c贸偶 mia艂aby zadawa膰 sobie dodatkowy b贸l?
- Szkoda, Mattie - odezwa艂 si臋 g艂ucho zza jej plec贸w g艂os Jacka. - Moja mama zamierza zaprosi膰 ci臋 na 艣lub Sandy i Thoma.
Mattie zamkn臋艂a oczy i znieruchomia艂a. Dlaczego us艂ysza艂 akurat to, a nie inne zdanie? Do diab艂a!
Odwr贸ci艂a si臋 powoli. Jack wygl膮da艂 oczywi艣cie na rozczarowanego.
Czy偶by oczekiwa艂, 偶e Mattie b臋dzie mu si臋 narzuca膰 tak jak Sharon?
Nigdy w 偶yciu nie zachowywa艂aby si臋 podobnie do Sharon Keswick!
- Wymy艣l臋 jak膮艣 wym贸wk臋 - odpowiedzia艂a Jackowi. - W ko艅cu twoja mama chce mnie zaprosi膰 tylko dlatego, 偶e my艣li, 偶e jeste艣my razem.
- I bardzo si臋 myli! - skomentowa艂 Jack, sfrustrowany.
Popatrzy艂 na Mattie, potem na Dian臋.
- Chyba ju偶 czas na mnie - powiedzia艂. - Dzi臋kuj臋 za go艣cin臋.
- Nie ma za co - odpar艂a Diana, rzucaj膮c Mattie karc膮ce spojrzenie. Ruszy艂a w stron臋 domu. - Napijmy si臋 razem kawy, zanim odjedziesz, Jack.
- Dzi臋kuj臋 za propozycj臋, jednak naprawd臋 b臋dzie chyba lepiej, je艣li odjad臋 natychmiast. Cze艣膰, Mattie.
- Cze艣膰. Uwa偶aj na siebie! - Mattie pomy艣la艂a, 偶e chyba nie jest osob膮 konsekwentn膮.
Teraz wcale nie chcia艂a, 偶eby Jack odjecha艂.
Mia艂a ochot臋 zatrzyma膰 go cho膰by na chwil臋.
- Ty te偶 na siebie uwa偶aj - powiedzia艂 niespodziewanie.
- Dobrze - obieca艂a, po czym odwr贸ci艂a wzrok, boj膮c si臋, 偶e oczy zdradz膮 jej uczucia.
- Mattie, nie odprowadzisz Jacka do samochodu? - spyta艂a z oburzeniem Diana.
Mattie zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e zachowuje si臋 niegrzecznie, ale wiedzia艂a, 偶e gdyby wysz艂a z matk膮 odprowadzi膰 Jacka, z pewno艣ci膮 by si臋 rozp艂aka艂a.
Nie chcia艂a, 偶eby dowiedzia艂 si臋 o tym, jak wiele dla niej znaczy. B臋dzie jeszcze mia艂a czas p艂aka膰 po jego odje藕dzie.
- Po co Jackowi komitet po偶egnalny? - odpowiedzia艂a.
Diana by艂a zaskoczona zachowaniem Mattie.
- Prosz臋 si臋 nie przejmowa膰, Diano - odezwa艂 si臋 Jack zrezygnowanym tonem. - Mattie powiedzia艂a, 偶e jest zaj臋ta - doda艂 ironicznie.
- Jutro wieczorem przyjd臋 jak zwykle do twojego biura, 偶eby podla膰 ro艣liny - odezwa艂a si臋 Mattie. Milczenie okaza艂o si臋 dla niej zbyt niewygodne.
- Ro艣liny z pewno艣ci膮 b臋d膮 bardzo zadowolone - mrukn膮艂, wo艂aj膮c Harry'ego.
- Co si臋 z tob膮 dzieje?! - szepn臋艂a ze z艂o艣ci膮 Diana do Mattie.
Mattie pokr臋ci艂a tylko g艂ow膮, patrz膮c na Jacka. Nic, co by powiedzia艂a albo zrobi艂a, nie mog艂o powstrzyma膰 jego znikni臋cia z jej 偶ycia.
- Porozmawiamy, kiedy odjedzie - oznajmi艂a Diana i posz艂a w stron臋 domu.
Mattie ruszy艂a za ni膮. My艣la艂a o tym, 偶e kocha, ale nie jest kochana.
呕e zakocha艂a si臋 w m臋偶czy藕nie, kt贸ry nie odwzajemnia jej uczucia, kt贸ry nie pokocha jej nigdy...
I nagle, kiedy us艂ysza艂a trzask zamykanych drzwi samochodu i odg艂os uruchamianego silnika, wybieg艂a zza domu. Jack ju偶 odje偶d偶a艂. Mattie unios艂a r臋k臋 i zamacha艂a, cho膰 w膮tpi艂a, aby zobaczy艂 j膮 w lusterku. Do jej oczu nap艂yn臋艂y 艂zy.
- Ciesz臋 si臋, 偶e chocia偶 przybieg艂a艣 mu pomacha膰 - odezwa艂a si臋 Diana, ujmuj膮c c贸rk臋 pod r臋k臋 i 艣ciskaj膮c lekko jej d艂o艅.
Mattie zbiera艂o si臋 na p艂acz.
Wtem zobaczy艂a w tylnym oknie samochodu Jacka dwa otwarte psie pyski.
- Mamo, Jack zabra艂 dwa psy! - zawo艂a艂a ze zdumieniem.
- Owszem - potwierdzi艂a z u艣miechem Diana. - Wzi膮艂 r贸wnie偶 Sophie.
- Jak to?
- Tego ranka, kiedy przyjecha艂 do mnie z kwiatami, spyta艂, czy zgodzi艂abym si臋 odda膰 mu Sophie. Ogromnie j膮 polubi艂.
- Naprawd臋? - Mattie zamruga艂a z niedowierzaniem. To o Sophie Jack dyskutowa艂 z mam膮 tamtego ranka?
- Tak - Diana potwierdzi艂a swoje s艂owa. - M贸wi艂, 偶e opowiedzia艂a艣 mu histori臋 Sophie, 偶e to wspania艂e zwierz臋, 偶e my艣la艂 o niej kilka dni, martwi膮c si臋 jej losem. Harry i Sophie sp臋dzi艂y miniony weekend razem. Postanowili艣my z Jackiem sprawdzi膰, czy b臋d膮 si臋 dobrze rozumia艂y. Pr贸ba wypad艂a pomy艣lnie i oto Sophie znalaz艂a nowy dom!
Mattie popatrzy艂a za oddalaj膮cym si臋 czerwonym samochodem.
Co艣 takiego! - my艣la艂a. Jak to si臋 sta艂o, 偶e Jack zabra艂 Sophie, a mnie pozostawi艂?
- Chod藕, kochanie - odezwa艂a si臋 Diana chwil臋 po tym, jak sportowy samoch贸d Jacka znikn膮艂 jej z oczu. - Napijemy si臋 kawy i porozmawiamy, dobrze?
- Chcesz rozmawia膰 o Jacku, prawda? - spyta艂a niech臋tnie Mattie.
- Owszem.
- Czy mog艂yby艣my od艂o偶y膰 t臋 rozmow臋 na p贸藕niej? - poprosi艂a Mattie. Czu艂a, 偶e musi poby膰 jaki艣 czas sama, aby si臋 uspokoi膰 i zebra膰 my艣li. - Porozmawiajmy po po艂udniu - zgadzasz si臋? Obie mamy sporo pracy, ty tutaj, a ja w kwiaciarni - doda艂a.
Diana popatrzy艂a na c贸rk臋.
- Skoro nalegasz... - zgodzi艂a si臋 bez przekonania, zobaczywszy min臋 Mattie. - Ale koniecznie musimy porozmawia膰 dzisiaj. Gdy tylko wr贸cisz z kwiaciarni. Wczoraj, kiedy przyjechali艣cie z Jackiem, wydawa艂o mi si臋, 偶e... - Pokr臋ci艂a g艂ow膮, zamiast doko艅czy膰. - Niepotrzebnie si臋 martwisz, Mattie. To w niczym ci nie pomo偶e.
- Przejdzie mi - mrukn臋艂a z westchnieniem Mattie. Mo偶e i niepotrzebnie si臋 martwi艂a, jednak trudno jej by艂o natychmiast pogodzi膰 si臋 z tym, 偶e nigdy wi臋cej nie zobaczy Jacka.
- Nie jestem pewna, czy tak 艂atwo ci przejdzie - odpowiedzia艂a z pow膮tpiewaniem Diana.
Mattie sama nie dowierza艂a s艂owom, kt贸re przed chwil膮 wypowiedzia艂a.
- Wr贸c臋 na lunch - zapewni艂a.
- Koniecznie przyjed藕. Wieczorem... - Diana zrobi艂a pauz臋, nieoczekiwanie wygl膮da艂a na zawstydzon膮 - ...um贸wi艂am si臋. Nie b臋d臋 jad艂a z tob膮 kolacji.
Mama si臋 z kim艣 um贸wi艂a? - zdumia艂a si臋 Mattie.
Tak! Jej matka zarumieni艂a si臋 ze wstydu.
- Czy偶by艣 um贸wi艂a si臋 z Michaelem Vaughanem? - spyta艂a Mattie, wymieniaj膮c nazwisko sympatycznego weterynarza, kt贸ry od pewnego czasu stale wsp贸艂pracowa艂 z Dian膮. - Bardzo mi艂y i przystojny m臋偶czyzna.
- Tak... - odpowiedzia艂a cicho, kiwaj膮c g艂ow膮 na potwierdzenie s艂贸w c贸rki. - Jest wdowcem. I uwielbia zwierz臋ta. Ju偶 kilkakrotnie proponowa艂 mi randk臋, a ja za ka偶dym razem odmawia艂am.
- To 艣wietnie, 偶e si臋 nareszcie zgodzi艂a艣, mamo! - zapewni艂a Mattie. - Mo偶e to m臋偶czyzna dla ciebie.
- Co ty m贸wisz? - obruszy艂a si臋 Diana. Mimo to w jej oczach wida膰 by艂o zadowolenie. - Ba艂am si臋 powiedzie膰 ci o tym spotkaniu.
- Dlaczego? - Mattie nachyli艂a si臋 i poca艂owa艂a matk臋 w policzek. - Ju偶 czas, 偶eby艣 sobie kogo艣 znalaz艂a. Tyle lat 偶yjemy tylko we dwie.
- Tak uwa偶asz? - upewni艂a si臋 Diana.
- Tak.
Diana u艣miechn臋艂a si臋, zawstydzona.
Mattie pojecha艂a do kwiaciarni. Wprawdzie by艂 dzie艅 wolny od pracy, jednak postanowi艂a posprz膮ta膰 i przygotowa膰 zam贸wienia na nast臋pny dzie艅.
Pracuj膮c, my艣la艂a o Jacku.
T臋skni艂a za nim.
Gdyby nie by艂a zaj臋ta, prawdopodobnie p艂aka艂aby ca艂y dzie艅.
W pewnej chwili zadzwoni艂 telefon. Zdziwi艂a si臋. Przecie偶 klienci wiedzieli, 偶e kwiaciarnia jest nieczynna. Mimo to kto艣 pr贸bowa艂 si臋 dodzwoni膰, aby z艂o偶y膰 pilne zam贸wienie.
- S艂ucham, kwiaciarnia - powiedzia艂a Mattie, podni贸s艂szy s艂uchawk臋. - Czym mog臋 s艂u偶y膰?
- Witam, pi臋kna kwiaciarko - odezwa艂 si臋 g艂os Jacka.
Mattie znieruchomia艂a.
- Jeste艣 tam? - upewni艂 si臋.
Nie wiedzia艂a, co odpowiedzie膰. Zaniem贸wi艂a.
- Mattie? S艂yszysz mnie?
- S艂ysz臋, s艂ysz臋 - odpowiedzia艂a w ko艅cu. - Po prostu... nie spodziewa艂am si臋, 偶e zatelefonujesz.
- Rozumiem. Dzwoni臋 w pilnej sprawie - oznajmi艂.
- Czy偶by Sophie uciek艂a? - spyta艂a Mattie.
- Nie. Sophie czuje si臋 艣wietnie, podobnie jak Harry. Naprawd臋 przypadli sobie do gustu. Telefonuj臋, poniewa偶 moja mama - wr贸cili z tat膮 z Pary偶a p贸艂 godziny temu - zadzwoni艂a do mnie w艂a艣nie i zaprosi艂a nas na dzi艣 wiecz贸r na kolacj臋, razem.
- I dlatego do mnie dzwonisz? - Mattie by艂a zdziwiona.
- Tak.
- Dzi臋kuj臋, ale nie przyjm臋 zaproszenia twojej mamy - odpowiedzia艂a.
- Dlaczego?
- W艂a艣nie wr贸cili艣my ze sp臋dzonego wsp贸lnie weekendu - przypomnia艂a.
- I co chcesz przez to powiedzie膰? - Jack nie ust臋powa艂.
- Jestem zaskoczona tym, 偶e chcesz, abym sp臋dzi艂a kolejny wiecz贸r z tob膮 i twoimi rodzicami.
Propozycja Jacka i jego matki by艂aby dla Mattie ogromnie n臋c膮ca - gdyby nie to, 偶e nie chcia艂a udawa膰 przed rodzicami Jacka jego dziewczyny.
Naprawd臋 polubi艂a rodzin臋 Jacka i uwa偶a艂a jego post臋powanie za nieuczciwe.
Jak m贸g艂 oszukiwa膰 rodzic贸w, kt贸rzy byli dla niego tacy dobrzy?
- Rzeczywi艣cie, dzi艣 rano wyra藕nie okaza艂a艣 mi ch艂贸d - powiedzia艂. - My艣la艂em jednak, 偶e na tyle polubi艂a艣 moich rodzic贸w, 偶e mo偶e zechcesz spotka膰 si臋 z nami wszystkimi...
- Ogromnie lubi臋 twoich rodzic贸w - zapewni艂a. - I w艂a艣nie dlatego nie chc臋 si臋 z wami spotka膰. - Westchn臋艂a. - Na miniony weekend zawarli艣my umow臋. Ale weekend si臋 sko艅czy艂 i my艣l臋, 偶e twoi rodzice zas艂uguj膮 na to, 偶eby艣 powiedzia艂 im prawd臋. Nie mam ochoty d艂u偶ej oszukiwa膰 tak wspania艂ych ludzi.
W s艂uchawce zapad艂o milczenie. Przed艂u偶a艂o si臋.
- Jack? - odezwa艂a si臋 wreszcie Mattie.
- Oszukiwa膰... - Jack powt贸rzy艂 kluczowe s艂owo, jakiego u偶y艂a. - Powiedz, co o mnie my艣lisz?
Uwa偶am, 偶e jeste艣 dobrym, kochaj膮cym rodzin臋, mi艂ym, uczciwym cz艂owiekiem - pomy艣la艂a natychmiast. Do tego nies艂ychanie przystojnym, atrakcyjnym fizycznie i czaruj膮cym. M臋偶czyzn膮 moich marze艅, cz艂owiekiem, w kt贸rym si臋 zakocha艂am!
Nie mog艂a jednak tego powiedzie膰.
- My艣l臋 - odpar艂a - 偶e jeste艣 na tyle przyzwoitym cz艂owiekiem, 偶e powiniene艣 zrozumie膰, 偶e dalsze udawanie przed twoimi rodzicami, 偶e jeste艣my par膮, nie jest dobre ani uczciwe.
- Mattie, ja niczego przed nimi nie udaj臋 - oznajmi艂. - Rozumiem, 偶e ty...
- Nie 偶artuj! - przerwa艂a mu. - Za bardzo lubi臋 i szanuj臋 twoich rodzic贸w, 偶eby... Zaraz... Co w艂a艣ciwie masz na my艣li, m贸wi膮c, 偶e niczego nie udajesz?
- Niczego nie udaj臋 - powt贸rzy艂. - Przed rodzicami, przed tob膮, przed nikim.
- Jak to? - Mattie by艂a zupe艂nie zaskoczona.
- Przez ca艂y czas niczego nie udawa艂em - potwierdzi艂 swoje s艂owa Jack.
Mattie prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Zrobi艂o jej si臋 gor膮co. Jej serce przyspieszy艂o.
Co to znaczy? Je偶eli Jack niczego nie udaje, czy偶by...
Czy to mo偶liwe, 偶eby...? Ba艂a si臋 doko艅czy膰 my艣li.
- Nie przejmuj si臋 - odezwa艂 si臋 znowu. - Nie wymagam od ciebie, 偶eby艣 mi powiedzia艂a, 偶e te偶 mnie kochasz. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e tak nie jest, da艂a艣 mi to do zrozumienia dzi艣 rano. Mimo to...
- Jack! Chcia艂abym z tob膮 porozmawia膰 osobi艣cie, nie przez telefon.
- Nie mam ochoty znowu stawa膰 dzisiaj z tob膮 twarz膮 w twarz - odpowiedzia艂. - Do艣膰 si臋 ju偶 nacierpia艂em rano. Wiesz, a偶 do tej pory nie wiedzia艂em, jakie to okropne prze偶ycie zosta膰 odrzuconym przez kogo艣, kogo si臋 pokocha艂o. Mam ju偶 prawie trzydzie艣ci trzy lata i do czasu, kiedy ci臋 pozna艂em, nie spotka艂em kobiety, z kt贸r膮 chcia艂bym sp臋dzi膰 reszt臋 偶ycia. Nigdy mnie to nie martwi艂o. Moi rodzice pokochali si臋 od pierwszego wejrzenia i zawsze uwa偶a艂em, 偶e ja te偶 kiedy艣 poznam kobiet臋 mojego 偶ycia. Czeka艂em cierpliwie. I rzeczywi艣cie zakocha艂em si臋 od pierwszego wejrzenia. Nie przysz艂o mi jednak do g艂owy, 偶e ty mnie nie pokochasz.
Przecie偶 to nieprawda! - pomy艣la艂a Mattie.
S艂owa Jacka tak j膮 oszo艂omi艂y, 偶e nie by艂a w stanie m贸wi膰.
Jack mnie kocha?! - my艣la艂a zaskoczona.
Pokocha艂 mnie od pierwszego wejrzenia?!
Tak samo jak ja - jego!
- Rozumiem, 偶e nie chcesz odgrywa膰 przed moimi rodzicami zakochanej we mnie dziewczyny - odezwa艂 si臋 znowu. Westchn膮艂. - Chyba rzeczywi艣cie b臋dzie lepiej, je艣li nie przyjdziesz na t臋 kolacj臋. Zdaje si臋, 偶e tak bardzo chcia艂em znowu ci臋 zobaczy膰, sp臋dzi膰 z tob膮 mi艂o czas... Nie zdawa艂em sobie sprawy, 偶e to niemo偶liwe... Wyt艂umacz臋 moim rodzicom, co si臋 sta艂o w ci膮gu minionego weekendu - kontynuowa艂. - Mojej mamie b臋dzie smutno, 偶e wi臋cej ci臋 nie zobaczy. Mnie tym bardziej... Ale trudno... To m贸j k艂opot. Poradz臋 sobie z nim.
- Nie! - zawo艂a艂a Mattie, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e nie zabrzmia艂o to m膮drze. By艂a tak oszo艂omiona.
- Jak to: nie?
- My艣l臋, 偶e to wspania艂y pomys艂, 偶eby艣my zjedli dzisiaj kolacj臋 razem: ty, ja i twoi rodzice - wyja艣ni艂a. - Musz臋 ci powiedzie膰 co艣 wa偶nego: ja tak偶e nie udawa艂am. - Zawstydzi艂a si臋 swojej pomy艂ki, swojego braku odwagi, przesadnej dba艂o艣ci o w艂asn膮 dum臋.
B艂臋dnie oceni艂a intencje Jacka, obawia艂a si臋 odrzucenia. Nie chcia艂a wyzna膰 mu nieodwzajemnionej - jej zdaniem - mi艂o艣ci i przez to wszystko omal nie pope艂ni艂a najwi臋kszego b艂臋du w swoim 偶yciu!
Przypomnia艂a jej si臋 opowie艣膰 Thoma - przed pi臋cioma laty nie wyzna艂 ukochanej kobiecie mi艂o艣ci i w wyniku tego straci艂 Sandy.
Wprawdzie po kilku latach odnale藕li si臋 na nowo, ale Mattie mog艂a straci膰 Jacka na dobre.
- Mattie... - odezwa艂 si臋 znowu. - Co chcesz przez to powiedzie膰?
M贸wi艂 bardzo niepewnym tonem. On, najbardziej pewny siebie cz艂owiek, jakiego w 偶yciu spotka艂a!
- Prosz臋 ci臋, czy mogliby艣my jednak porozmawia膰 twarz膮 w twarz? - odpowiedzia艂a Mattie. - Mam ci do powiedzenia co艣, czego nie chcia艂abym m贸wi膰 przez telefon.
- Rozumiem - odpar艂, nagle podekscytowany. - Za dziesi臋膰 minut b臋d臋 w twojej kwiaciarni! - Chyba domy艣la艂 si臋, co mo偶e chcie膰 mu powiedzie膰 Mattie.
- Spotkajmy si臋 w parku po drugiej stronie ulicy - zaproponowa艂a. - Tam jest tak romantycznie... 艢wieci s艂o艅ce, 艣piewaj膮 ptaki...
- B臋d臋 tam za dziesi臋膰 minut! - zapewni艂. - W parku ko艂o twojej kwiaciarni!
Mattie powoli od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.
Czy to si臋 dzieje naprawd臋? - my艣la艂a.
Czy Jack mnie rzeczywi艣cie kocha?
Pokocha艂 mnie od pierwszego wejrzenia?!
Mattie sta艂a po艣rodku parku, podziwiaj膮c pi臋kny ogr贸d r贸偶any. Nagle spostrzeg艂a Jacka. Zbli偶a艂 si臋 spr臋偶ystym krokiem od strony po艂udniowej bramy.
Spu艣ci艂a wzrok, onie艣mielona. Za chwil臋 b臋dzie musia艂a wyzna膰 Jackowi mi艂o艣膰. Jak zdoby膰 si臋 na tak膮 odwag臋?
Wprawdzie s艂ysza艂a ju偶 jego wyznanie mi艂o艣ci, jednak z艂o偶enie podobnej deklaracji prosto w oczy jest silnym prze偶yciem.
Jack najwyra藕niej niczego ju偶 si臋 nie obawia艂. Wyci膮gn膮艂 r臋ce, przytuli艂 Mattie i oznajmi艂 z uczuciem:
- Kocham ci臋, Mattie! - Nast臋pnie, nie czekaj膮c na odpowied藕, nachyli艂 si臋 i poca艂owa艂 Mattie w usta.
Jack naprawd臋 j膮 kocha艂!
Opar艂a d艂onie na jego ramionach, a potem obj臋艂a go za szyj臋, wspi臋艂a si臋 na palce i r贸wnie偶 poca艂owa艂a go w usta, anga偶uj膮c w ten poca艂unek ca艂e uczucie.
Spojrzeli sobie w oczy. Jej policzki p艂on臋艂y.
- Co艣 podobnego! - skomentowa艂 Jack. - To chyba starczy za wyznanie. Czy mo偶emy natychmiast si臋 zar臋czy膰? Chcia艂bym si臋 z tob膮 o偶eni膰, Mattie! - wyzna艂. - Jak najszybciej. Uwa偶am, 偶e nie mam na co czeka膰.
O偶eni膰! Jak najszybciej! - powtarza艂a w my艣li Mattie.
Cudownie, ale... Od razu wyj艣膰 za Jacka? W jej g艂owie k艂臋bi艂y si臋 coraz to nowe my艣li, targa艂y ni膮 emocje.
Usi艂owa艂a oswoi膰 si臋 z tym, 偶e Jack j膮 kocha, a on nagle wyzna艂 jej, 偶e chce si臋 z ni膮 jak najszybciej o偶eni膰! To za wiele jak na p贸艂 godziny!
Mattie pokr臋ci艂a g艂ow膮, oszo艂omiona.
- Prawie si臋 nie znamy... - odpowiedzia艂a. - Poznali艣my si臋... - obliczy艂a szybko - przed dziewi臋cioma dniami.
Jack wzruszy艂 ramionami.
- To prawda, ale ja ju偶 wiem, 偶e ci臋 kocham. Zakocha艂em si臋 w tobie od pierwszego wejrzenia, kiedy pierwszy raz przyjecha艂em do Woofdorf. Jeszcze nigdy nie czu艂em czego艣 takiego... jak w twojej obecno艣ci! Od pocz膮tku wiedzia艂em, 偶e jeste艣my dla siebie stworzeni. Jeste艣 wspania艂a, po prostu cudowna! Jeste艣 moim marzeniem - m贸wi艂. - Chcia艂bym ci powiedzie膰, 偶e... dzi艣 rano wyj膮tkowo zachowywa艂em si臋 tak dziwnie, bo... spodziewa艂em si臋, 偶e wkr贸tce po偶egnamy si臋 na dobre.
Mattie doskonale rozumia艂a, jak musia艂 si臋 czu膰.
Popatrzy艂 na ni膮 z mi艂o艣ci膮.
- Usi膮d藕my na 艂awce - zaproponowa艂.
Usiedli, Jack obj膮艂 Mattie i przytuli艂.
- Powiedz mi co艣 o sobie - poprosi艂. - I przede wszystkim odpowiedz: chcesz za mnie wyj艣膰? - U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
Bardzo chcia艂a wyj艣膰 za niego, marzy艂a o tym.
By艂a przekonana, 偶e zna ju偶 Jacka na tyle, 偶e nic, co m贸g艂by o sobie powiedzie膰, nie zmieni艂oby jej decyzji.
Kocha艂a go. Kocha艂a i pragn臋艂a by膰 z nim zawsze!
Zacz臋li rozmawia膰. O sobie nawzajem, o swoich marzeniach, do艣wiadczeniach, b艂臋dach.
O trwaj膮cym od pocz膮tku ich znajomo艣ci nieporozumieniu, kt贸re wyja艣nili przed zaledwie godzin膮.
O wszystkich wa偶nych sprawach.
Wreszcie Jack powt贸rzy艂 najwa偶niejsze pytanie:
- Czy chcia艂aby艣 za mnie wyj艣膰, Mattie?
Mattie postanowi艂a, 偶e to w艂a艣nie ta chwila.
- Kocham ci臋, Jack! - wyzna艂a. - Kocham ci臋 i marz臋 o tym, 偶eby za ciebie wyj艣膰. Tylko czy ty po jakim艣 czasie nie zmienisz zdania? Czy ma艂偶e艅stwo ze mn膮 ci臋 nie znudzi?
- Kochanie! - odpar艂 ze wzruszeniem. - Jeste艣 najcudowniejsz膮 kobiet膮, jak膮 m贸g艂bym sobie wyobrazi膰, kobiet膮 moich marze艅. Na pewno nigdy mnie nie znudzisz. Wiesz, 偶e ma艂偶e艅stwo jest czym艣, co traktuj臋 bardzo powa偶nie. Marz臋 o tym, 偶eby codziennie k艂a艣膰 si臋 z tob膮 do 艂贸偶ka, a potem wstawa膰 z tob膮, je艣膰 razem 艣niadanie, spotyka膰 si臋 po powrocie z pracy, opowiada膰 sobie to, co si臋 wydarzy艂o w ci膮gu dnia, je艣膰 z tob膮 kolacje i sp臋dza膰 wsp贸lnie wieczory... Dzie艅 po dniu, do ko艅ca 偶ycia... Codziennie ca艂owa膰 ci臋, przytula膰 i kocha膰...
Do oczu Mattie nap艂yn臋艂y 艂zy szcz臋艣cia.
- Ja marz臋 o tym samym... - szepn臋艂a. - I jestem tak samo pewna swojego uczucia do ciebie. W takim razie... wypada zawiadomi膰 o tym twoj膮 rodzin臋 i moj膮 mam臋. Nie ma na co czeka膰.
Pobrali si臋, a nieca艂y rok p贸藕niej Mattie urodzi艂a bli藕ni臋ta. Dw贸ch ch艂opc贸w. Otrzymali imiona: James - po ojcu Mattie - i Edward - po ojcu Jacka.
Wkr贸tce r贸wnie偶 Diana zdecydowa艂a si臋 po艣lubi膰 Michaela Vaughana i zacz膮膰 nowe 偶ycie. Teraz wszyscy tworzyli jedn膮, bardzo liczn膮, szcz臋艣liw膮 rodzin臋.