Okultyzm i Magja w świetle parapsychologii

Okultyzm i Magja w świetle parapsychologii

Józef Świtkowski (Lwów - Wisła - 1939)

Okultyzm i magja
 

Jak wszystkie niemal nauki nowoczesne, tak i parapsychologja jest nauką ściśle indukcyjną. Bada zjawiska obserwacjami i eksperymentami, gromadzi fakty sprawdzone, wyszukuje ich cechy charakterystyczne, porządkuje je i porównywa, wysnuwa wnioski ogólne i w ten sposób dochodzi stopniowo do odkrycia praw, którym te zjawiska podlegają.
Okultyzm natomiast, jeżeli wogóle zaliczamy go do nauk, ma charakter niemal wyłącznie dedukcyjny. Nie powstał z badań zjawisk poszczególnych, któreby dopiero indukcyjnie doprowadziły do poznania praw ogólnych, lecz wprost przeciwnie: opiera się na dogmatach zawartych w jakiejś - prawdziwej lub rzekomej - wiedzy objawionej, i z tych dogmatów czerpie wskazówki do wywoływania zjawisk w praktyce.
Wiedzę tę objawili ludziom rzekomo bogowie, lub też ludzie bogom równi co do wiedzy i potęgi, a objawili ją nie całemu światu otwarcie, lecz tylko nielicznym jednostkom, uznanym za gotowe do przyjęcia tych tajemnic. Objawiali ją najczęściej tylko ustnie, a wtajemniczeni tą drogą we wiedzę przekazywali ją znowu ustnie następcom wybranym, i w ten sposób okruchy tej wiedzy, zniekształcone i wypaczone, dotrwały do naszych czasów. Część tylko tej wiedzy prastarej została spisana w "księgach świętych" różnych narodów; spisana jednak przeważnie w formie archaicznej, dziesiejszym umysłom trudno dostępnej, czasem symbolicznej, aby jej znaczenie właściwe pozostało ukryte przed niepowołanymi.
Okultyzm zatem opiera się na tradycji, bądźto ustnej, bądźteż pisanej, i to jest jego cecha wspólna z wierzeniami religijnemi. To pokrewieństwo cech sięga nawet głębiej, gdyż oprócz tradycji samej wiedzy tajemnej ma okultyzm także różne tradycje "rytuałów". Podobnie jak w wierzeniach religijnych, tak i tu rytuał wykształcał się dopiero z biegiem czasu, narastając coraz to nowymi szczegółami i przepisami.
Powód tego narastania przepisów rytualnych i ceremonij tkwił zapewne w malejącem z upływem czasu zrozumieniu właściwego znaczenia wiedzy tajemnej i umiejętności stosowania tego, co stanowiło jej działanie magiczne. Szczegóły ceremoniału, odbywanego zresztą zazwycxzaj publicznie, musiłay być w przepisach podane jasno i ściśle, a tylko znaczenie tego rytuału, nieraz czysto symboliczne, było zakryte przed zrozumieniem profanów.
Tak więc w miarę upływu wieków pradawna wiedza tajemna zaciemniała się siłą faktów coraz bardziej, a okruchy jej dottrwały do naszych czasów dwiema drogami. Jedną była tradycja ustna, podawana z pokolenia na pokolenie jako napół prywatna własność rodowa, a drugą były komentarze do zupełnie już niemal niezrozumiałej tradycji pisemnej, mnożące się coraz bardziej, odbiegające coraz dalej od jej wyjaśniania pierwotnego i coraz bardziej pęczniejące szczegółami rytuału.
Jeżeli pochodzenie pierwotnej wiedzy objawionej przypisuje się - jak wyżej wspomniałem - bogom, lub ludziom równym im wiedzą i potęgą, to ta równość polega przedewszystkiem na idealnie wysokim poziomie moralnym. Spadkobiercy tej wiedzy jednak dbali coraz mniej o swój poziom moralny, a w parze z tem tracili zdolność działania magicznego, zatrzymując jedynie tylko zdolność rozumowego pojmowania tej wiedzy. Zaczęli ją komentować coraz bardziej szczegółowo, a zarazem przypisywać działanie magiczne nie sobie i wymaganemu poziomowi moralnemu, lecz formułom rytuału. Im bardziej rozrastały się w szczegółach te przepisy i ceremonje, tem bardziej zanikało poczucie konieczności wysokiego poziomu moralnego jako warunku podstawowego i niezbędnego w działaniach magicznych.
Zwolna i nieznacznie, ale nieuchronnie, dochodziło do stanu, jaki jest dzisiaj, to znaczy: tradycja ustna błąka się w zniekształconych ułamkach wśród ludów dzikich, albo wśród analfabetów u ludów nawpół cywilizowanych, a tradycja pisemna ustąpiła na dalszy plan przed komentarzami i przepisami rytuału. Dostęp do tych ksiąg obecnie ma każdy bez względu na swój poziom moralny, kto ma odpowiednie przygotowanie intelektualne i wiele wytrwałości w odcyfrowywaniu znaczeń symbolicznych.
Ci pierwsi, opierający swoją działalność na przekazywanej im przez poprzedników tradycji ustnej, to szamani, derwisze, czarownicy i znachorzy, a drudzy, zagłębiający się w komentarze i szczegóły ceremonjału, to okultyści; ludzie zaś, którzy nawet bez znajomości "teorji" i znaczenia tych rytuałów próbują uzyskać nimi jakieś wyniki doświadczalne, to magowie nowocześni. Nie ulega wątpliwości, że i jedni i drudzy uzyskują pewne wyniki praktyczne, a raczej, że uzyskiwać je mogą; naogół jednak bywają to wyniki nikłe, cząstkowe i w regule o tyle niepewne, że sami wykonawcy nigdy nie mogą zgóry oznaczyć, czy efekt zamierzony rzeczywiście nastąpi.
Okultyści rozróżniają - wedle Papus'a - trzy rodzaje swej wiedzy, a to: wiedzę samą w sobie tajemną (scientia occulta), wiedzę ukrywającą, zatajającą (scientia occultans) i wiedzę, uczynioną tajemną, zakrytą (scientia occultata), chociaż sama w sobie nie była tajemna. Podział ten jest charakterystyczny dla nowoczesnego sposobu myślenia, nie zawiera jednak nic istotnie typowego, jakkolowiek przechowały się do dziś próby stworzenia n. p. specjalnej wiedzy, "ukrywającej" pod mniej lub więcej wyraźnie umówionymi symbolami jakąś treść z "nauki objawionej".
Przykładem najbardziej wykształconym takiej wiedzy zakrywającej jest alchemja, a w stopniu słabszym kabbala; obie zresztą rozwinęły się dopiero w średniowieczu, chociaż przypisują sobie początki o wiele wcześniejsze. Magja właściwa, jakkolwiek szczątki jej odnaleźć można także w alchemji i kabbali, odbywa się w przeciwieństwie do nich niemal zupełnie bez "zakrywania" i symbolów. Odnosi się to głównie do magji pierwotnej, zawartej w wiedzy "objawionej", a zatem nie wymagającej jeszcze żadnego rytuału ani ceremonjału.
W dalszych częściach będę się starał omówić pewne, częściej spotykane, dziedziny okultyzmu i znaleźć dla nich analogje w zjawiskach parapsychicznych. Nie będę tam już jednak przytaczał przykładów konkretnych, gdyż okultyzm tem właśnie różni się od parapsychologji, że "fakty" jego nie zostały dotychczas sprawdzone badaniami naukowemi. Wiele z takich rzekomych faktów znanych jest ogólnie, nie potrzeba zatem przykładów na zebranie cech charakterystycznych; inne tejże wartości wzmianki spotykałem w literaturze okultystycznej tylko sporadycznie, tem trudniej zatem byłoby uważać je za o tyle prawdopodobne, żeby zasługiwały na próby wyjaśniania.
To samo odnosi się do dogmatów okultyzmu. Źródła ich pierwotne są zbyt odległe, żeby można było kusić się o sprawdzanie ich autentyczności, zwłaszcza, że są z reguły bezimienne. Dawne "księgi święte" nie mają przeważnie autorów, a sprawa daty ich powstania może obracać się tylko około domysłów i wniosków porównawczych. Jedno i drugie jest zresztą kwestią drugorzędną; na uwagę zasługuje w pierwszej linji to, czy treść ich zawiera coś rzeczywistego, czemu dałyby się podporządkować zjawiska doświadczalnemu stwierdzeniu dostępne.
Otóż "księgi święte" różnych narodów kulturalnych są zadziwiająco zgodne między sobą co do treści. Zawierają - w formie oczywiście archaicznej i trudnej nieraz do trafnego wyłożenia - zazwyczaj kosmogonję i dzieje ludzkości, z takim nawet uderzającym szczegółem, jak wzmianki o "potopie" jednakie u wszystkich narodów. Na dalsze części treści składają się systemy hierarchji duchów rządzących wszechświatem, nauka o "pierwiastkach niewidzialnych", z których składa się człowiek, i wskazówki do rozzwinięcia w sobie tych pierwiastków, aby przez nie zjednoczyć się z bóstwem.
Treść ta zatem - poza kosmogonją - traktuje wyłącznie o sprawach psychicznych i pochodzi rzekomo od ludzi, którzy przez rozwinięcie w sobie pierwiastków wyższych doszli do tak wysokich władz psychicznych, że widzieli to wszystko własnym wzrokiem duchowym i pojmowali, co widzą, bez specjalnych studjów intelektualnych. Do tych pierwotnych tekstów dołączały się z biegiem czasu komentarze różnych autorów, początkowo bezimiennych, a później podpisujących się nazwiskami. Komentarze te zrazu tylko wyjaśniały tekst, z powodu archaizmu za trudny do zrozumienia, a potem dodawały także wskazówki praktyczne do rozwoju władz psychicznych. Wskazówki te z biegiem czasu coraz mniej zajmowały się poziomem moralnym, a natomiast zmierzały do rozwoju takich wladz w człowieku, któreby mu dawały pewne korzyści materjalne.
W takiej formie, już znacznie zmienionej i spaczonej, przedostała się "wiedza tajemna" ze swej wschodniej ojczyzny na Zachód, a wraz z tem narodził się okultyzm europejski. Swe pierwsze źródła pisane czerpał z greckich przekładów tekstów egipskich, chaldejskich i aramejskich. Przekłady te, dostępne każdemu, kto jako tako poznał język, były materjałem, z którego okultyści budowali własne koncepcje, domysły i objaśnienia. Powstała na tej drodze cała literatura okultystyczna średniowiecza, której wartość stała oczywiście w stosunku prostym do wartości moralnej i intelektualnej autorów. Z dawnych warunków rozwoju "pierwiatków wyższych" pozostały w niej tylko szczątki w postaci przepisów wstrzymywania się od mięsa, alkoholu i użycia płciowego, niezawsze zresztą przestrzegane.
To zlekceważenie warunków pierwotnych dało początek także wybujałościom w kierunku przeciwnym, w którym wszystkiem były tylko ceremonje i rytuały, a potężna w człowieku siła popędu płciowego służyć miała za dźwignię do uzyskiwania wyników paranormalnych. Kierunek ten rozwinął się w praktyki czarnoksięstwa i satanizmu, uprawiane do dziś jako jedyna naprawdę "ukryta" gałąź okultyzmu.
 
Okultyzm starożytny
 
Najstarszemi źródłami naszych wiadomości o okultyzmie dawnym są tabliczki ceglane chaldejskie i papirusy egipskie. W British Musaeum w Londynie przechowywane są fragmenty działa magicznego na takich tablicach, spisanego na rozkaz króla Assurbanipala 870 r. przed Chr. w języku assyryjskim i martwym już wówczas akkadyjskim, a z innych podobnych znalezisk wiemy, że już za króla Sargona I (3800 lat przed Chr.) notowano obserwacje astronomiczne, znano rok słoneczny (365 i 1/4 dnia) ułożono tablice zaćmień słońca i księżyca na każdy "saros" (okres 18-letni). Hipparch twierdzi nawet, że Chaldejczycy już przed 27.000 lat badali niebo; niema na to jednak żadnych źródeł zachowanych.
Podstawą magji chaledejsko babilońskiej size="3"> była wiara w niezliczone (poza bogami nieba, ziemi, wody, miast i t. p.) duchy przyrody (żywiołów), nad którymi władze mają zaklęcia (apsu). Do magji należało również lecznictwo, posługujące się wkładaniem rąk (mesmeryzm), wpływami planet i zodjaku, talizmanami i amuletami (z gliny, płótna, kamienia); zakazane było natomiast czarnoksięstwo (maście narkotyczne, rzucanie uroków). W Persji religia Zoroastra zabraniała magji; wpływy jej przesiąkły jednak do Medji, a po zdobyciu Babilonu przez Cyrusa (539 przed Chr.) magowie medyjscy, zwani "Chaledejczykami", dostali się na dwór perski i wyrobili sobie poważanie. Gdy Cyrus pozwolił żydom wrócić do ojczyzny, zabrali ze sobą wiedzę chaldejską, a stąd znalazła się w "księdze Enocha" i innych pismach tego rodzaju, dając początek kabbali późniejszej.
O istnieniu magii w Egipcie wiemy z papirusów, znajdowanych przy mumjach w grobowcach. Najstarsze papirusy pochodzą z XXIV wieku przed Chr., pisane trudnymi do odcyfrowania hieroglifami; późniejsze pisane są językiem bądźto egipskim, bądź (w mniejszości) greckim. Do najważniejszych należy "księga zmarlych" i "papirus magiczny" Harrisa. Księga ta o 150 rozdziałach zawiera m. i. szczegółowy rytuał pogrzebowy i litanję Thota, dzięki której zmarły może "ujrzeć światło", przywracające mu świadomość po śmierci. Papirus Harris'a natomiast przeznaczony jest dla żyjących i podaje im zaklęcia ochronne i t. p., gdyż wedle magji egipskiej człowiek może opanowywać bogów.
Bogiem mądrości u Egipcjan był Toth, w Grecji noszący miano Hermesa. W papirusach egipskich, a podobnież w manuskryptach greckich, zawarta jest wzgodnem brzmieniu podstawa alchemji późniejszej, a to przypisywane Hermesowi zdanie: "Tego, czego oczekujesz, nie osiągniesz, jeżeli ciałom nie odbierzesz ich stanu cielesnego i jeżeli substancji bezcielesnych nie zdołasz przekształcać w ciała". Od iego podobnież ma pochodzić inwokacja (mantra): "Słuchaj głosu mego, wszechświecie; rozewrzyj się ziemio; pełnia wód niech się otworzy przedemną. Nie drżyjcie, drzewa, chcę bowiem wielbić Pana, który jest wszystkiem i jednością. Niech otworzy się niebo, a umilkną wichry; wszystkie me zdolności wielbią Tego, który jest wszystkiem i jednią".
Owo zlane w jedno egipskiego Totha z greckim Hermesem możliwe było zapewne przez to, że w Arkadji, ojczyźnie Hermesa, przechowywało się wśród ludu pasterskiego [1] wiele tradycji zgodnej z podaniami egipskiemi o bogu Toth. W tradycji tej część znaczną tworzy kosmogonja, zadziwiająco podobna do staroindyjskiej (zawartej w księdze "Dzyan"), jak wynika ze strassburskiego papirusu Reitzensteina. Pewne ideje z tej tradycji znane były bez wątpienia Sokratesowi, jako uczniowi wieszczki arkadyjskiej, Diotymy. [2]
Magia Hermesa-Totha przyjmuje istnienie mnóstwa demonów, którymi może do swych celów posługiwać się człowiek, znający "słowa" (Toth był "wadcą słów"), czyli formuły, zaklęcia, mantry (chema). Te zaklęcia także mają moc zmieniania natury ciał i "odbierania im stanu cielesnego" (jak wyżej przytoczyłem); stąd także Hermes uchodzi za ojca alchemji. Wiele pokrewieństwa z temi ideami okazują pisma Demokryta (IV wiek przed Chr.), filozofa greckiego, który odbył podróże po Chaldei, a w Egipcie dostąpić miał wtajemniczenia. Za czasów Chrystusa istniała już cała literatura alchemiczna, przypisywana Demokrytowi. Z Egiptu podobnież zaczerpnął Plato ideje, zawarte w jego djalogach (Timaeus, Kritias i inne), oraz Pitagora, który prowadził szkołę "wiedzy tajemnej" (ezoterycznej) dla uczniów wybranych, podczas gdy uczniowie profani, nie mający prawa widywać mistrza twarzą w twarz, siadywali "zawnątrz zasłony" (wiedza egzoteryczna).
Żydzi, jakkolwiek znali oddawna magję chaldejską i egipska, nie rozwinęli jej w nowe kieunki filozoficzne, lecz poprzestali na zagłębianiu się we wpływy słów mówionych i znaków pisanych na ludzi, na demony i na przedmioty martwe, z czego później powstała Kabbala. Pewne ideje z kosmogonji chaldejsko egipskiej znaleźć można w "księdze Enocha", uchodzącej właśnie za podstawę Kabbali, a to dlatego, że jest w niej (VII i VIII) opis upadku aniołów, wspomniany także w VI księdze Mojżesza. Oto "synowie nieba, rozgorzeli ku córom ludzi, zstąpili na szczyt góry Armon, sprzysięgli się między sobą, brali sobie kobiety, zamieszkali z niemi i nauczyli ich czarnoksięstwa, zaklęć i użytku z ziół i drzew. jeden z 18 przywódców, Azariel, uczył używania metali, strojów, klejnotów; drugi, Armers, odczyniania czarów; inny, Barkajal, obserwowania gwiazd, Akibel znaków i t. d. Bezbożność wzrastała, grzeszyli i psuli się wszyscy".
Otóż to "sprzysiężenie dwustu" ma być początkiem wiedzy tajemnej, a nauki Barkajala, Akibeela i Asariela dały początki astrologji i Kabbali. Pozatem jest w talmudzie babilońskim mowa o tem, że "Pan na górze Sinai udzielił oprócz przykazań Mojżeszowi to, co mogło być odkryte tylko siedmdziesięciu najstarszym" i ta wiedza o rzeczach boskich ma być utajona w Penateuchu.
W żadnej zresztą z ksiąg Starego Testamentu niema sladu jakiejś nauki tajemnej, zachowanej tylko dla nielicznych wybranych.
Jakkolwiek tedy każdy naród kulturalny w starożytności posiadał swoją magję, nie było w niej nic ukrywanego, zatajanego lub zazdrośnie strzeżonego. Wszystko, co z tej wiedzy magicznej przedostało się do potomności w dziełach pisanych, dostępne było każdemu, kto posiadał trudną i rzadką wówczas sztukę pisania i czytania. Plato opowiadał otwarcie o zatonięciu Atlantydy, Sokrates o swoim daimonion, a Pitagoras wykładał to samo dla swych uczniów, co dla profanów siedzących "zewnątrz zasłony".
Na tę magję składały się, jak wyżej wzmiankowałem, obserwacje astronomiczne a raczej astrologiczne, nauka o bogach, demonach i duchach przyrody, oraz o sposobach wpływania na nie mantrami i bronienia się od ich wpływów amuletami; znaczną część jej zajmowała podobnież historja powstania wszechświata, globu ziemskiego i zamieszkującej go ludzkości. Magja egipska dodała do tego nową gałąż: pieczę o zmarłych i ceremonijał pogrzebowy.
Z systemów astrologji starożytnej przytaczam tu niektóre szczegóły astrologii ptolomeuszowskiej, a to te, które miały zastosowanie w magji praktycznej średniowiecz i przetrwały w niej do czasów obecnych. Do "planet" należało także słońce i księżyc, a każdy dzień w tygodniu podlegał "wpływowi" innej planety. Ślady tego wpływu przechowały się do dziś w nazwach kolejnych dni tygodnia, n. p. w języku łacińskim, francuskim, angielskim etc. Według Ptolomeusza zatem Słońce "rządzi" niedzielą, Księżyc poniedziałkiem, Mars wtorkiem, Merkury środą, Jowisz czwartkiem, Wenus piątkiem, a Saturn sobotą.
Wpływ planet zmienia się jednak co godzinę; zatem planety wyżej wymienione "rządzą" danym dniem tylko w pierwszej godzinie po wschodzie słońca; potem następują inne planety, a po siedmiu godzinach powraca wpływ planety pierwotnej. porządek tego kolejnego wpływu planet jest jednak inny, niż porządek dni tygodnia, wskutek czego godziny dni ulegają kolejno takim wpływom:
Godziny wpływów planetarnych
Ten kolejny wpływ planet w różnych godzinach dnia i nocy jest bezwątpienia zniekształconym odbiciem nauki indyjskiej o tatwach, których jednak ta nauka uznaje nie siedm, lecz pięć tylko. [3] Także rachuba czasu jest w nauce indyjskiej inna, tatwy bowiem zmieniają się w odcinkach od wschodu do zachodu słońca. Szczegółów dal;szych tu nie podaję, gdyż wokultyzmie zachodnim pojęcie tatw było nieznane.
Przytoczę natomiast inny szczegół z dawnej astrologji "magicznej", gdyż prawdopodobnie od niej pochodzą "dni szczęśliwe" i "dni feralne" w różnych miesiącach roku, czego slady wyraźnie znajdujemy n. p. w wierzeniach rzymskich (dies fausti i dies ferales). Otoż owa astrologja uznawała istnienie takich różnych dni w każdym miesiącu, i przestrzegała ich ściśle w operacjach magicznych, wybierając dni "korzystne" dla maga, a "niekorzystne" dla osoby, która miała ulec zaczarowaniu. [4]
W różnych miesiącach roku przypadały wedle papyrusa egipskiego 19.dynastji (1200 lat przed Chr.) takie dnie niezależnie od dni tygodnia:
Dnie szczęśliwe i wrogie
Jeżeli mimo wszystko magja zachowała w starożytności cechę czegoś ukrytego i niedostepnego dla ogółu, to powód tkwił w tem, że sztukę czytania i pisania posiadali wówczas - z wyjątkiem Grecji - niemal wyłącznie tylko kapłani. Była to kasta najwyżej rozwinieta intelektualnie, mędrcy, nauczyciele, sędziowie i lekarze w jednej osobie; jeżeli zatem wiedza pozostała w ich ręku jako monopol nieledwie wyłączny, to nie znaczyło jeszcze, jakoby pragnęli ją zatajać. Nierzadko dzielili się nią z panującymi i dostojnikami dworu, a że czasem wykorzystywali ją jako swą przewagę nad pospólstwem, trudno im poczytywać za złe, skoro działali w imię "racji stanu".
Czy poza tą magją pisaną i dostępną całemu ówczesnemu kwiatowi inteligencji, jakim byli kapłani, istniala jeszcze jakaś inna magja, naprawdę tajemna, na to oczywiście niema żadnych dowodów. Można tylko pośrednio wnioskować o tem z przechowanych w tradycji pisanej opowiadań o "cudach" czynionych przez kapłanów, o uleczeniach, o wsrzeszaniu zmarłych, o wszystkich niemal zjawiskach, jakie notuje parapsychologia dzisiejsza, nie mówiąc już o wieszczbach przyszłości, do czego nawet służyły odrębne świątyni (n. p. słynna wyrocznia w Delfi, wyrocznia Zeusa w Dodonie, 22 świątynie Apollina; w niektórych wieściły także duchy zmarłych).

1 : Arkadjan inni Grecy zwali "ludźmi księżycowymi" (proselenoj), gdyż mieli istniećź w swych górach już przed stworzeniem księżyca
2 : Prof. dr T. Zieliński: Hermes Trismegistos
3 : Szczegóły w: Klejnot mądrości Wschodu (filozofja Śankaraczarji)
4 : Ciekawy przykład "dnia feralnego" podaje Ochorowicz: "13. stycznia przyniesiono pannę S. ciężko chorą do domu, a Euzapja dostała zawrotu, upadła na lód i ledwie się przywlokła".
 
Okultyzm średniowieczny
 
Magja wschodnia przedostawała się do Europy dwiema drogami: naprzód z Egiptu przez Grecję, a potem z Arabji przez Maurów do Hiszpanji. Gresja, naród młody i pełen życia, mało miała zrozumienia dla egipskiego kultu zmarłych, a dzieje wszechświata, po zidentyfikowaniu bogów egipskich z własnymi, przedstawiała w widowiskach symbolicznych, zwanych misterjami. Pewne ideje ze wschodnich ksiąg świętych wszczepiali w swych ziomków filozofowie greccy, jak Sokrates, Plato, Pitagoras, później Jamblichus i Plotinus; nie było w tem jednak nic otaczanego tajemnicą.
Chrześcijaństwo pierwotne zakazywało swym wiernym magji, uważając ją za sztukę szatańską, ale nie wątpiło w jej potęgę, gdyż wielu ówczesnych ojców Kościoła (Clemens, Origenes, Athanasius) kształciło się na filozofji aleksandryjskiej, uznającej rozległą demonologję. Jeszcze w V. wieku trwało to nastawienie, czego wyrazem było m. i. zgładzenie (przez biskupa Cyrilla) córki matematyka Theona, Hypatji [ 1], wyznawczyni filozofji greckiej. Zmiana zapatrywań nastąpiła dopiero pod wpływem nauk Tomasza z Akwinu (wiek XIII.), który rozumował, że za wolą Boga demony i czarownice mogą wpływać na losy ludzi (a zatem niezawsze jest to objaw bezpośredniego działania szatana).
Szkoła neoplatońska w Aleksandrji, do której należeli prócz wyżej wspomnianych Philo, Porphyrius i Jamblichus, była pierwszą, która tezy jogi indyjskiej połączyła z demonologją chaledejsko egipską. W dziele De mysteriis podał Jamblichus całą hierachję istot począwszy do Boga Jedynego przez bogów, aniołów, demonów, bohaterów i ludzi aż do zwierząt i roślin, a dalej wykładał, że "bogowie nie zstępują ku duszy ludzkiej, modlącej się do nich, tylko dusza wznosi się ku nim. W ten sposób dusza osiąga wyższą naturę i władzę boską". Jest to zatem nietylko magja, lecz zarazem jedyna droga wzniesienia się ku bóstwu; dar wieszczenia n. p. uzyskuje się nie mocą własną, lecz przyzywaniem bogów. "Niesłusznie sądzą, że zachwycenie można osiągnąć pod wpływem demonów; gdy one napełnią duszę, nie jest ona wogóle zdolna do zachwycenia, lecz tylko do ekstazy, do wpadania w złe wpływy. Zachwycenie zaś jest wzniesieniem się ku dobru. Zwykły mag zdoła tylko napełnić wyobraźnię widziadłami (halucynacjami), a teurg duszę ku bogom wznosząc, osiąga naprawdę to, co zamierza".
W okultyzmie średniowiecza wielką rolę grała wiara w demony. Pojęcie to przesiąkło prawdopodobnie ze Wschodu, jako pochodne od indyjskich a później perskich [ 2] dewas, oznaczających tam duchy, które nie posiadają ciała widzialnego i nigdy ludźmi nie były. Po spaczeniu przez wpływy chaldejskie i zydowskie weszło ostatecznie to pojęcie do chrześcijaństwa pierwszych wieków, gdzie ojcowie Kościoła uważali zgodnie z biblją demony za owoc stosunku aniołów upadłych z córkami ludzkiemi. Demony te mogły wchodzić w ciała ludzi (opętanie), a bezbożnikom pomagać w czarodziejstwie. Później zaliczano do klasy demonów także sukuby i inkuby, wilkołaki i wampiry, a Paracelsus przypisywał zmazy nocne sukubom.
Wedle okultyzmu średniowiecznego każdym człowiekiem rządzi demon potężny, jeden ze siedmiu "duchów planetarnych", którym podlegają "planety astrologiczne". Jeżeli mag ceremonjami i zaklęciami zdoła zjednać sobie przychylność i współdziałanie demona rządzącego danym człowiekiem, może nań wywierać wpływ magiczny, opanować jego wolę, szkodzić mu lub pomagać. Gdy tym człowiekiem jest kobieta, może ją mag za wpływem jej demona zmusić do miłości albo wzbudzić w niej nienawiść do tego, którego dotychczas kochała.
Aby bez znajomości dat urodzenia danego człowieka znaleźć "wpływy planetarne", które nim rządzą, obywa się magja bez horoskopów astrologicznych. Kabalizuje jego imię, oraz imiona jego rodziców, wedle prostego klucza [3], podstawiając liczby w miejsce liter, a to:
 
 
A B C D E F G H IJ K L M N O P Q R S T UVW X Y Z  
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 20 30 40 50 60 70 80 90 100 200 300 400 500  
 
Wszystkie te liczby, odpowiadające literom trzech imion wyżej wskazanych, dodaje się razem, od sumy odrzuca się zera na końcu i dzieli sie ją przez 9 tylekroć, aż zostanie reszta jednocyfrowa (1-9). Cyfra ta jest odpowiednikiem tej "planety", która "rządzi" danym człowiekiem, a mianowcie: cyfra 1 i 4 rządzi słońcem, 2 i 7 rządzi księżycem, 3 rządzi jowiszem, 5 merkurym, 6 wenerą, 8 saturnem, a 9 marsem. Przykład: imiona Jan, Adam, Zofia. Wartości liczbowe ich liter są takie: 9+1+40+1+30+500+50+6+9+1 = 652 : 9 = 72 i zostaje reszta 4. Cyfrą 4 rządzi słońce, a zatem ono jest "planetą" danego człowieka.
Otóż demona, rządzącego tą planetą, należy sobie zjednać ceremonjami i zaklęciami, aby uzyskać jego pomoc we wpływaniu na podlegającego mu człowieka. Do ceremonij potrzebny jest pentakl tego demona, złożony ze "znaku" danej planety, ze "znaku" samego demona i z "charakterów" zaklęcia ("sceau de conjuation"). Rycinazawiera owe trzy znaki dla wszystkich siedmiu planet według R.P. Sabazius'a [4]. Takich alfabetów i znaków tajemnych, stosowanych w magji średniowiecznej, znaleźć można wedle tego autora 72 różnych w dziale Virga aurea J.B. Hepburn d'Ecosse'a, bibljotekarza watykańskiego za papieża Pawła V. (Odpowiada to 72 "szemhamforasz").
Wiara w pomoc demonów przy zjawiskach czarodziejstwa, jakkolwiek sprzeczna z teorją Jamblicha, zyskała potwierdzenie w przytoczonem wyżej zapatrywaniu Tomasza z Akwinu, że czarownice mogą wpływać na losy ludzi; a następstwem były procesy czarownic, z których pierwszy odbył się w Languedoc już w r. 1264, a więc jeszcze za życia Tomasza. Gdy nadomiar Maurowie przynieśli do Hiszpanji świeże szczegóły o demonach z okultyzmu wschodniego, powstała osławiona Inkwizycja, drogą tortur wymuszająca na podejrzanych przyznanie się do paktów z demonami i djabłami.
Nihil in fide, quod non antea fuerii in sensu[5], czyli innemi słowy: wszelkie wierzenia polegają na czemś rzeczywistem, chociaż może niedokładnie obserwowanem lub mylnie tłumaczonem. Demony zatem i ich usłużność dla czarownic musiały mieć także jakieś podstawy w zjawiskach rzeczywiście powstających. Zjawiska te były dwojakiego rodzaju. Źródłem jednych była tradycyjnie z ust do ust podawana wiedza ludowa o leczniczych lub trujących własnościach pewnych roslin, źródłem drugich zaś szczególne stany psychiczne i fizjologiczne, znane dziś z badań samnambulizmem i medjumizmem.
Warzenie napojów miłosnych i maści cudownych przy szeptaniu tajemnych wyrazów było taką samą magją ludową, jak rzucanie "uroków" na bydło i zboże, lub "zamawianie i odczynianie" chorób. A jeżeli przytem pomagał demon lub szatan, to był bezwątpienia przodkiem dzisiejszego "Johna Kinga" u medjum Paladino czy "Olgi" u medium Schneidra. Charakter takiego niewidzialnego - a nieraz także widzialnego dla czarownicy - pomocnika był oczywiście zależny od jej własnego poziomu moralnego; u zgryźliwej i złośliwej demon występował z ogonem i koźlemi kopytami, u młodej i niewinnej przybierał postać wspaniałego księcia, lub nawet "oblubieńca niebiańskiego".
Sugestia i autosugestia nie była wówczas - mimo tez Jamblicha o wznoszeniu duszy ku bogom - jeszcze znana; gdy zatem fama ludowa głosiła, że czarownice mają pakt z djabłem, tortury podczas procesów wydobywały od każdej z podejrzanych nietylko potwierdzenia tego paktu, lecz także opisy szczegółowe, jak ten djabeł wygląda i jak się zachowuje. Wygląd zaś odpowiadał wyobrażeniom ogółu w danym kraju, lub sugestjom inkwizytorów; czasem jednak przeważała autosugestia osobista czarownicy. Z tych różnic w opisach powstała wiara, że szatan może przyjmować każdą postać, jaka mu się w danej chwili podoba.
Procesy czarownic nadarzały sposobność do obserwacji licznych zjawisk napozór sprzecznych ze znanemi prawami natury, i przypisywanych właśnie władzy demonów lub ukrytym zdolnościom magicznym osób podejrzanych; stąd też wiara w istnienie "wiedzy tajemnej" nietylko nie osłabła, lecz zyskiwała sobie coraz szersze podstawy we faktach obserwowanych. Zrozumiały jest z tego zwrot umysłów ówczesnych do alchemji z jednej a do kabbali z drugiej strony, jako do dziedzin, w których można było wedrzeć się w tajniki tej wiedzy.
Alchemja dostała się do Europy przez uczonego arabskiego, Gebera, w VIII wieku po Chr., jako pierwotnie "chemja przyrody" (Ul-khemi) "odbierająca własności cielesne ciałom" według Hermesa; wkrótce jednak zwróciła się w kierunku znalezienia sposobów uzyskiwania złota z metali niszlachetnych. To nastawienie materjalistyczne skłaniało zajmujących się alchemją do przypuszczenia, że zawarte w jej tradycji pisanej wskazówki są tylko symbolami, pod którymi ukryta jest treść właściwa, że zatem alchemja jest również "wiedzą tajemną" do zdobycia władzy nad demonami.

1 : Wedle teozofów wcieleniem jej późniejszem była Anna Besant.
2 : Według Zendawesty Aryman kusił Zoroastra, a król perski (w "Szach-Namch" Firdusiego) zawarł pakt z demonem.
3 : Znający Kabbalę zauważą tu różnice w wartościach liczbowych liter w porówaniu z odpowiedniemi wartościami kabały hebrajskiej.
4 : Envoutement et countre-envoutement, str. 38
5 : Max Muller: Origine et developpement de la religion, str. 213.
Qabbalah
 
W t. zw. "talmudzie babilońskim" jest mowa o udzielenie Mojżeszowi na górze Synai dziesięciu przykazań, a ponadto "udzielił mu Pan wieletajemnic, które mogły być odkryte tylko siedmdziesięciu najstarszym". Owa udzielona Mojżeszowi przez Jehowę nauka o rzeczach boskich ma znajdować się utajona w Pantateuchu, a odkrywaniem jej zajmuje się Qabbalah.
Metody odkrywania poddawane były zrazu tradycją ustną, później zaś tradycję spisało kilku mężów; stąd też z różnych czasów pochodzą różne wersje kabali. [1] Z najstarszych istnieją do dziś prawdopodobnie tylko dwa dzieła, a to Sepher Jezirah, czyli "księga stworzenia" i Sohar, czyli "światło". Zawartość treści wskazuje, że pierwsza powstała w wieku IX po Chr., a druga w wieku II lub III; jednak kabaliści przypisują tym księgom wiek znacznie poważniejszy.
Tradycję ustną do spekulacyj kabalistycznych przynieśliizraelici z Babilonu wraz z wiedzą chaldejską; ponieważ żaś były sprzeczne z wiarą ogółu, trzymano je w tajemnicy, a powierzano tylko mężom zaufanym, należącym do szczupłego grona "wtajemniczonych". Talmud mówi, że "kabała może być niebezpieczna, wielu straciło przez nią wiarę lub rozum", co było podstawą dostateczną do ukrywania jej metod, a może także do przypisywania jej działań magicznych.
Wspólną z innymi alfabetami niektórych narodów starożytnych jest właściwość alfabetu hebrajskiego, że on nie ma odrębnych znaków liczbowych, lecz litery jego są zarazem liczbami. Na tej właściwości polega jedna z metod kabalistycznych, GMTRJA (gematrja), podstawiająca w jakiemś obranem słowie w miejsce jego liter inne litery [ 2], ale tej samej wartości liczbowej w sumie całego słowa. N. p. RVCH ALHJM (Ruach Elohim = duch Pana), suma liter ma wartość 300, a tę samą wartość ma litera "Szin", stąd też ta litera służy za symbol "ducha Pana". Podobnież ACHD (Achad = miłość) ma tę samą wartość liczbową, co AHBH (Ahebah = miłość), zatem można jedno z tych słów wstawić za drugie.
Druga metoda, Notariqon (NVTRIQVN), rozpada się na dwie gałęzie. Wedle jednej bierze się każdą literę słowa jako literę początkową innego słowa i na tej drodze rozwija się jedno słowo w całe zdanie. Druga gałąź notarikonu czyta litery kilku wierszy pionowo zgóry nadół, przez co powstają nowe słowa. Nią znaleziono imiona 72 aniołów w Szemhamphorasz (=imię podzielone), czytając pionow litery trzech wierszy z II księgi Mojżesza; otrzymano w ten sposób : [3]
Tablicę szemhamphorasz
Podaję ją tutaj dlatego, że gra rolę w magji ceremonijalnej jako materiał do znajdowania imion demonów i aniołów. Tak n. p. twierdzi Agrypa von Nettesheim w swej Philosophia occulta, że "można zalinać któregobądź z demonów, rządzących planetami, jeżeli zbierze się razem wszystkie rzeczy, należące do danej planety. Tą drogą zaklina się nietylko moce nieba; ciała niebieskie otrzymują swe siły od świata noumenów, można zatem ściągnąć inteligencje i demony rządzące planetami, jeżeli zna się ich imię i liczbę".
Kabalizowanie tych imion i liczb zależy od imion Boga, mających szczególną moc magiczną. [4] Bierze się jdno z tych imion zawartych w 72 szemhamphorasz (tablica) i szuka się jego liter w tablicy planet pod kolumną "dobre". Obok nich w tym samym wierszu poziomym stoją pod odnośną planetą litery szukanego imienia anioła. Podobnież dla znalezienia imienia demona złego szuka się liter imienia Boga w kolumnie "złe" (od dołu wgórę), a obok tych liter (na prawo) stoją litery imienia demona danej planety.
Tablica demonów planet
N. p. chcąc znaleźć imię demona słońca, bierze się z Szemhamphorasz jedno z imion boskich, n. p. MLH (Melahel), a obok tych liter stoją (w kolumnie słońca od lewej ku prawej) litery Ach M; to zatem będzie imię demona.
Dla odróżnienia imion aniołów (dobrych) od imion demonów (złych) dodaje się do wybranego imienia boskiego końcówkę JAH lub JOD (dobro), względnie EL lub ON (zła moc). W przykładzie powyższym imię demona słońca będzie AchMJL (Achamiel); jest to duch potężny, a liczba jego jest 49. Znajomość imienia jest potrzebna do ewokacyj, ale one same nie wystarczają jeszcze do uzyskania pomocy danego anioła czy demona w działaniach magicznych; dołączyć należy do tego jeszcze pentakl z jego pieczęcią.
Do znalezienia "pieczęci" danego anioła lub demona służy inna [5] metoda kabalizowania, zwana Aiq Bekar, czyli 
kabała dziewięciu przegródek.
Polega na wpisaniu wszystkich 27 liter (wraz z końcowemi, oznaczonemi gwiazdką) w 3 x 3 pola dziewięciu przegródek wraz z odpowiadającemi im liczbami. Ponadto litery w każdej przegródce otrzymują punkty, a to tyle, ile cyfr zawiera liczba, odpowiadająca danej literze. Pozatem te punkty nad litrami miały szczególną wartość, gdyż można było używać całości także bez liter, jako alfabetu szyfrowego. Są ślady, że szyfru takiego używano w starożytności do przesyłania komunikatów treści tajemnej.
Jak powstaje pieczęć demona
W magji służyła Aiq Bekar do konstruowania wspomnianych wyżej pieczęci demonów lub aniołów.Pisano tą metodą imię danego demona (n. p. "Achamjal"), opuszczając punkty, następnie łączono po dwa lub trzy znaki razem i wreszcie przeplatano jedne drugimi, przez po powstawała figura jednolita, będąca właśnie "pieczęcią", czyli "charakterem" danego anioła czy demona.
Sporządzenie pentakla (pentaculum) wymagało osobnych ceremonij magicznych. Wybrawszy astrologicznie miesiąc, dzień i godzinę, wzywał mag w osobnej modlitwie danego demona, wymawiając w sposób przepisany jego imię, poczem imię to kreślił znakami Aiq Bekar w formie "pieczęci" na pergaminie, posługując się do tego krwią własną. Krew była potrzebna na to, aby demona "związać" z osobą maga i zmusić go do stawiania się na każde jego wezwanie. W Clavicula Salomonis zawarte są "charaktery" czyli pieczęcie różnych demonów. [6]
Oto najważniejsze szczegóły z Qabbali średniowiecznej; przytoczyłem tylko te, które miały zastosowanie w magji ówczesnej, lub przynajmniej były polecane do niej przez kabalistów teoretyków. Pominąłem natomiast milczeniem stronę t. zw. filozoficzną kabali, jak n. p. dociekania początku świata, hierarchij aniołów i demonów, głośnych "dziesięciu sefirod" i t. p., a tem bardziej "odkrycia" robioną metodą Notoriqon Temurah, są to bowiem spekulacje w najlepszym razie sofistyczne, ale bez żadnego zastosowania.
Zagłębiaie się w takie spekulacje jest czemś, przed czem szczególnie mocno wzdryga się umysł europejski, a jasnowidze wprost wystrzegają się zetknięcia z księgami kabalistycznymi, określając je jako pochodzące z 'najniższych regionów świata astralnego". Jakoż rzeczywiście koncepcje filozoficzne kabalistów są pozbawione tej przejrzystości i ścisłości, jaką ma n. p. filozofja indyjska; wszystko w nich jest gęste, mętne, nieprzejrzyste, a miejsce kojarzenia idej zastępują kojarzenia słów, nawet liter lub liczb, w sposób nie mający nic wspólnego z logiką.
Powody tej dziwnej cechy systemu, ktory rości sobie prawo do "wiedzy", znaleźćby można zapewne w kilkakrotnych zniekształceniach, jakim z biegiem wieków ulegała wiedza pierwotna poprzez kolejne przekazywanie ustne. Ze źródeł bezsprzecznie indyjskich wiedza ta przedostawała się przez Chaldejczyków i Egipcjan do Izraelitów, od nich przez Arabów przeszła do Grecji i Hiszpanji; mogły zatem pozostać z niej tylko strzępki najgrubsze, które swym "ciężarem gatunkowym" najlepiej zdołały się opierać przekształceniom przez różne rasy ludzkie kolejno.

1 : Wyczerpujące i piękne studjum o Kabbali hebrajskiej (Zohar i Sefer Jecyrah) drukował Józef Jankowski
2 : Litery tego alfabetu zawierają tylko spółgłoski, a samogłoski oznaczano punktami i kreskami nad literami spółgłosek, i to dopiero od VII w. po Chr. począwszy. Z tego względu litera A (Alef) nie jest samogłoską, lecz miękkim przydechem, a wymawia się jako a lub e dopiero na podstawie punktowania.
3 : Według dra A. Lehmanna: Aberglauben und Zauberei.
4 : W najstarszej części księgi Sohar znajduje się taki ustęp: "Kto chce słać próśbę do Pana, musi wezwać Go imionami świętemi, a to: Eheje, Jah, Jehova, El. Elohim, Jehud, Eloha, Sabaoth, Szadaj, Adonaj". To jest dziesiątka słynnych sefirod.
5 : Pomijam tu zupełnie metodę Temurah, jako czysto spekulatywną, nie mającą w magji zastosowania
6 : "Księgą Mojżesza może człowiek żywy zmusić ducha do pukania", tak twierdzi ów duch właśnie. jest to czarna magja wedle prof. L. Jahna z Kolonji.
Joga indyjska
 
Za kolebkę wszelkiego okultyzmu uchodzą Indje; tam nawet, w jakiemś nieokreślonem miejscu Tybetu czy Himalajów, mieszkają rzekomo te nadludzkie istoty, które rządzą całym globem ziemskim i losami ludzkości. Tymczasem Indje nie posiadają i nigdy nie posiadały okultyzmu w znaczeniu właściwem, a wszystko, co im przypisują autorowie europejscy, polega na mniej lub więcej dowolnem fantazjowaniu.
Jak każdy niemal naród o pewnej kulturze, mają także Indje swoje "księgi święte"; treść ich jednak nie jest ani symboliczna ani celowo zakryta, a dostęp do niej ma każdy, kto przygotuje się językowo w sposób odpowiedni. Istnieją zresztą liczne przekłady tych ksiąg na języki europejskie; nie potrzeba zatem jeździć do "mistrzów tybetańskich", aby módz je studjować.
Jeżeli z treści tych ksiąg odrzucimy wszystko, co należy nie do okultyzmu, lecz do kultów religijnych [1], pozostanie zasdniczo tylko filozofja, rozpadła później na liczne systemy, ale bynajmniej nie tajne; wymagają bowiem tylko odpowiedniego zrozumienia, a raczej odpowiedniego nastawienia intelektualnego. nastawienie to jest o tyle różne od europejskiego, że nie opiera się na zdobyczach nauk przyrodniczych, lecz na swoiście pojętej psychologji, ściśle spokrewnionej z mistyką i dlatego trudno dostępnej umysłom europejskim, nawykłym do indukowania eksperymentalnego.
Filozofja ta zakłada, że właściwym człowiekiem jest duch, a ciało, to tylko przemijająca powłoka, ktorą duch wdziewa na siebie po to, aby mógł zbierać doświadczenia w świecie materjalnym. Duch człowieka wyszedł od Boga i celem ostatecznym jego jest zjednoczenie się z Bogiem napowrót (nirvana). Do tego zjednoczenia wiodą różne drogi (joga), które autorowie późniejsi ujęli w siedm wielkich systemów (nie licząc mnóstwa pomniejszych), a to:
Bhaktijoga, droga świętości; jest to system według pojęć europejskich najbardziej zbliżony do mistycyzmu religijnego. Wymaga tylko żarliwej miłości Boga, zapomnienia o sobie, wyzbycia się wszelkich pragnień egoistycznych; nie ma nic wspólnego z wykonywaniem praktyk religijnych zewnętrznych. Dobre uczynki, współczucie dla wszelkich stworzeń, żywych, lekceważenie potrzeb własnego ciała, oto środki, które wiodą do zjednoczenia się z Bogiem umiłowanym i upragnionym.
Podczas gdy bhaktijoga jest drogą uczucia, karmajogajest drogą pracy. Wymaga tylko sumiennego spełniania obowiązków, niekrzywdzenia żadnego stworzenia, znoszenia ze spokojem przeciwności, postępowania prawego i uczciwego, wyzbycia się chciwości i żądzy władzy; możnaby ją nazwać drogą stoicyzmu praktycznego [2], nie wymagającą rozwoju uczuć ani umysłu.
W przeciwieństwie do niej drogą dla intelektualistów jest dżnianajoga, zmierzająca do zjednoczenia się z Bogiem przez poznanie rozumowe. Środkiem są tu studja naukowe (czitta) i rozwój zdolności umysłowych, pojmowanych oczywiście nieco inaczej, niż studja książkowe w nauce europejskiej, idzie w nich bowiem nietyle o nabycie rozległego zasobu wiadomości o świecie zewnętrznym, ile raczej o poznanie siebie samego i o rozwój zdolności intuicyjnych [3].
Drogą psychofizjologiczną jest lajajoga, pokrewna w pewnym stopniu parapsychologii europejskiej, zmierza bowiem do zjednoczenia z Bogiem przez rozwijanie uzdolnień paranormalnych. Składa się z dziewięciu części (anga): opanowanie wrażeń zmysłowych (ama) i wrażeń wewnętrznych (nijama), ćwiczenia fizyczne (sthulakrija) i fizjologiczne (sukszma-krija), wycofywanie uwagi od wrażeń zewnętrznych (pratjahara), opanowanie ciała eterycznego (dharana), kontemplacja (dhjana), znajomość utajonych sił życia (laja-krija) i pogrążanie się w ekstazę (samadhi, czyli maha-laja). Narządami 'ciała eterycznego" jest wedle lajajogi sześć czakr (lotosów), poprzez które przepływa kundalini (ogień wężowy), a do kontemplacji służy "punkt mistyczny" (bindu), osiągany przez siłę niematerjalną (nada).
Połączeniem dżnianajogi z lajajogą jest "droga królewska", radżajoga, zawierająca ośm stopni (jama, nijama, asana, pranajama, pratjahara, dharana, dhjana i samadhi), zgodnych naogół z częściami wyżej przytoczonemi w lajajodze. Radżajoga nie kładzie nacisku na ćwiczenia fizyczne i na funkcje fizjologiczne, a główną wagę przywiązuje do podniesienia poziomu moralnego, do usprawnienia umysłu i do rozwoju wyższych władz psychicznych, takich jak koncentracja, medytacja i kontemplacja, przez które dochodzi się do połączenia z Bogiem w "samjamie" czyli ekstazie. [4]
Drogą ascetyczno-modlitewną jest mantrajoga, obejmująca aż szesnaście stopni, w których prócz pobożności i dobrych uczynków grają także rolę ćwiczenia fizyczne, służba przed ołtarzami bóstw, powtarzanie modlitw i rozpamiętywania religijne. Powtarzanie wersetów modlitw (mantra) budzi "dźwięk mistyczny" (wacz), który zresztą nie jest drganiem powietrza, lecz drganiami takiemi, jakiemi posługuje się n. p. telepatja, a według tej jogi może wywoływać działania magiczne: może powodować telekinezje, sprowadzać deszcz i burzę, obezwładniać zwierzęta, a nawet wpływać na ludzi wbrew ich woli. Te ideje, niezrozumiane już jednak, przedostały się do okultyzmu europejskiego, rozwinęły się głównie w kabbali i w czarnoksięstwie, a nawet przyświecały - może podświadomie - pierwszym eksperymentom w zjawiskach hipnozy sugestyjnej.
Do okresu schyłkowego kultury duchowej indyjskiej należy hathajoga (zjednoczenie przez wysiłek), zawarta w dziełach (tantra) filozofów materialistycznych z tego okresu. Nie jest to już nawet "zjednoczenie" w tem znaczeniu, jakie przypisują mu dawniejsze systemy jogi, lecz tylko nawiązanie łączności z duchami przodków (pitris) celem uzyskania ich pomocy w działaniach magicznych. Działania takie są zresztą głównym celem hathajogi, gdyż dają zdowie, długie życie, władzę nad ludźmi i nad przyrodą. Prowadzi do tego sześć (lub ośm) stopni, a to: oczyszczenie sześciorakie (szatkarman), ćwiczenia cielesne (asana), wytrzymałość na ból i zmęczenie (mudra), skupianie uwagi (pratjahara), ćwiczenia oddechowe (pranajama) i ujrzenie "światła w głowie" (dhjana), przez które uzyskuje się autohipnozę (maha-bodha-samadhi) jako stopień siódmy. Hathajoga wprowadza po raz pierwszy do ćwiczeń pierwiastek seksualny (jonimudra, wadżroli, retodharana), co później znalazło żywy odźwięk w okultyzmie europejskim; a pierwszy jej stopień, oczyszczenie, nakłada tylko obowiązki higjeny organizmu fizycznego, pomija zaś zupełnie oczyszczenie moralne.
Otóż wszystko, co wyżej w najogólniejszych zarysach przytoczyłem, nie jest bynajmniej jakąś wiedzą tajemną. Działa oryginalne, lub ich przekłady (angielskie i inne), może każdy kupić w księgarniach; nie matam ani zatajania, ani symbolizmu. Znaleźć tam można wszystko, co później będzie zawarte w apokryficznych działach okultystów europejskich, a ponadto bardzo wiele rzeczy, jeszcze dotychczas nieznanych. Niema natomiast ani śladu tego, co później w Chaldei i Fenicji dało początek dzisiejszej astrologii [5], ani też niema nic, co wskazywałoby na łączność z tarotem egipskim, z którego szczątki posiadają dzisiejsze kabalarki cygańskie i aryjskie.
Z rzeczy, nieznanych okultyzmowi zachodniemu, na uwagę zasługują przedewszystkiem szczegóły indyjskie o istnieniu niewidzialnych narządów "ciała eterycznego". Są to koła (czakra) lub lotosy (padma), mieszczące się w pobliżu określonych gruczołów dokrewnych organizmu ludzkiego [6], które pobudza do życia tajemniczy "ogień wężowy" (kundalini). Pierwszą wogóle wzmiankę o nich w literaturze europejskiej znalazłem dopiero w wieku XIX u "Jasnowidzącej z Prevorst".
Do rzeczy niemal nieznanych okultystom zachodnim należą dalej szczegóły o różnych "powłokach" ducha, które z nim razem tworzą człowieka. Jedną taką powloką niewidzialną, jako człon łączny ducha z ciałem fizycznem (kha), przyjmowała już wiedza tajemna chaldejsko egipska, a później (to psychikon soma) chrześcijaństwo pierwotne, i dlatego zapewne znajdujemy to pojęcie także u okultystów średniowiecznych [ciało astralne]. Filozofja indyjska rozróżnia jednak więcej takich powłok, coraz subtelniejszych kolejno, a to: ciało fizyczne (sthula bhuta), ciało eteryczne (linga śarira), astralne (kama rupa, wzgl. pranamaja kośa) i ciało myślowe (kamamanas). Mieszka w nich duch ludzki, nie mający już formy odrębnej (arupa), ale mimoto złożony z trzech coraz subtelniejszych pierwiastków (manas, budhi, atma); te jednak usuwają się już zpod sprawdzenia doświadczalnego, wspominam je zatem mimochodem.
Innem takiem swoiście indyjskiem pojęciem jest prana, siła życiowa, tkwiąca w człowieku i we wszystkich stworzeniach żywych, ale istniejąca także na słońcu i przenikająca wszelką materję. Pranę przyswaja sobie z powietrza cało eteryczne, podobnie jak przyswaja sobie pokarmy ciało fizyczne. Prana rozchodzi się po ciele eterycznem i po czakrach przez nadis, niewidzialne przewody, biegnące wzdłuż nerwów; ona utrzymuje w ciele fizycznem życie i zdolność do ruchów, a cały ten system nadis w ciele (pranamajakośa) podlega woli człowieka. Analogja prany z magnetyzmem żywotnym sama rzuca się w oczy, a podobieństwo to - jeżeli nie tożsamość - uwydatnia się także w następującym szczególe:
Wszystkie zjawiska parapsychiczne zowią się u Indów pitha: grą świadomości i prany. Przez przeciąganie prany w ciało eteryczne powstaje w niem wir prany, pitha. Taki wir można utworzyć świadomie lub bezwiednie: podczas coitu n. p. powstaje mimowolnie, jogin zaś tworzy go świadomie. Pitha również przyciąga duchy jasne (pitris) i niskie (dewata), a w wirze prany mogą one pojawić się ludziom widomie.
Według Sankhji istnieją w filozofii trzy środki dowolne:. 1. samo przez się jasne (pratjaksza) lub zmysłami stwierdzone jako naoczne (drszta), 2. wnioskowanie logiczne (anumana) i 3. słowo mówione i pisane (śabda, aptawaczana) jako świadectwo ludzi zasługujących na wiarę bezwględną (a zatem tradycja). Za najsilniejsze uchodzi wnioskowanie, gdyż w Sankhji nie istniało pierwotnie opieranie się na świadectwach obcych; natomiast między dowodami "naocznymi" wymieniano także poznawanie zmysłami "nadprzyrodzonymi" (jasnowidzenie).
W tych, najkrócej streszczonych, określeniach zawiera się cały zakres zjawisk, o których traktuje także okultyzm nowoczesny; wszystkie zatem były znane już w dawnych Indjach, ale należały tam do wiedzy jawnej, każdemu dostępnej. Za względnie "tajemne" możnaby uważać tylko stowarzyszenia ludzi, podejmujących kształcenie według któregoś ze systemów jogi. nie były jednak "zakryte" przed oczami profanów, ani nie taiły przed nimi swej wiedzy, lecz tylko dobierały sobie kandydatów wedle ich przydatności do takiego kształcenia.
Ponieważ celem kształcenia było rozwijanie takich uzdolnień, które my dziś nazywamy paranormalnymi, niezbędna była obok nauki książkowej także kontrola osobista nad uczniami, prowadzona przez nauczycieli (guru), którzy jasnowidzeniem własnem mogli oceniać stan rozwoju powierzonego ich pieczy ucznia (czela). Tu tkwi różnica zasadnicza między "wiedzą" indyjską, a okultyzmem europejskim; w nim bowiem każdy sam docieka tajemnic, sam je bada i sam rozwija w sobie - albo wypacza - uzdolnienia, które wydają mu się pożądanemi. W Indjach - a podobnież także w Chaldei i w Egipcie - takich zamowtajemniczeń nie było; tak każdy czela dostępował wtajemniczenia dopiero wtedy, gdy guru uznał go za "przygotowanego" bez zastrzeżeń.
Takie wprowadzenie w tajemnice przez "mistrza" przyjęły w swój rytuał także niektóre mniej lub więcej tajne związki europejskie; ponieważ jednak tajemnic rzeczywistych już nie było, wtajemniczenie ograniczało się na poddaniu kandydata szeregowi prób napół symbolicznych (próba ognia, wody i powietrza), zmierzających jedynie do stwierdzenia pewnego wyrobienia charakteru u kandydata. Ceremonje tego rodzaju zachowały do dziś nawet te związki, które z okultyzmem nie mają już nic wspólnego, a slużą celom raczej politycznym lub ekonomicznym.

1 : Nie istnieje żadna ogólna "religja indyjska" ani "język indyjski": w Indjach są liczne systemy religijne (braminizm, buddaizm, dżanizm, mahometanizm i wiele drobniejszych), oraz ponad 300 (trzysta) różnych narzeczy językowych.
2 : Porównaj: Swami Wiwekananda, Karma-Joga
3 : Śankaraczarja: Klejnot mądrości Wschodu (przekład J. Świtkowskiego)
4 : Porównaj: Joga-Aphorismen des Patańdżali (przekład Oppernmanna)
5 : Spekulacje astrologiczne były w Indjach uważane za coś nieczystego, podobnie jak wróżby; ascetom niewolno było tem się zajmować, a do pewnych ceremonij wzbroniony był dostęp astrologom.
6 : Szczegóły w: Kwiaty lotosu i kundalini, a gruczoły dokrewne
Alchemja
 
Źródła alchemji twierdzą zgodnie, że ojcem jej jest Hermer Trismegistos, czyli Toth egipski. Od tego boga mądrości pochodzić ma słynna "tablica szmaragdowa", a teksty na niej wyryte zawarte były wraz z komentarzami w różnych pismach hermetycznych, z których do dziś niewiele zostało, chociaż przytaczają je różne traktaty okultystów starożytności i średniowiecza.
Ze zdań tabula smaragdina przytaczam następujące:
"Pater ejus est sol, mater ejus luna. Portavil illud ventus in ventre suo, nutrix ejus est luna. Pater omnis telesmi totius mundi est hic. Vis ejus integra est, nisi versa fuerit in terram.
"Separabis terram ab igne, subtile a spisso suaviter, cum magno ingenio. Scendit a terra in coelum, iterumque descendit in terram et recipit vim superiorum et inferiorum.
"Verum sine mendacio, certum et verissimum: quod est inferius, est sicut quod est superius; et quod est superius, est sicut quod est inferius ad penetranda miracula rei unius. Et sicut omnes res fuerunt ab uno mediatione unius, sic omnes res natae fuerunt ab una re, adaptatione".
Kto potrafi odpowiednio zrozumieć i zastosować te zasady, temu tablica szmaragdowa obiecuje: 
"Sic habebis gloriam totius mundi. Ideo fugit a te omnis obscuritas. Hic est totius fortitudinis fortitudo fortis, quia vincet omnem rem subtilem, omnemque solidam penetrabit.
"Sic mundus creatus est. Hinc eruunt adaptationes mirabiles, quarum modus est hic. Itaquw vocatus sum Hermes Trismegistus, habens tres partes philosophiae totius mundi. Completum est, quod dixi de operatione solis".
Przytoczyłem te tezy, gdyż stanowią podstawę nietylko filozofji hermetycznej samej dla siebie, lecz także jej zastosowania praktycznego , jako alchemji; w nich podobnież należy szukać źródła niektórych idej astrologicznych. Otóż "ojcem jego jest słońce", pierwiastek czynny, "matka księżyc", pierwiastek bierny. "Nosił go w swym żywocie wiatr", żywioł astralny (Bafomet Templarjuszów), a "wykarmiła go ziemia", świat planetarny, opasany zodjakiem. To jest praprzyczyna (pater) wszelkich następstw (telesma) w całym świecie zjawiskowym.
Jednym z wtajemniczonych w magję egipską miał być w IV wieku przed Chrystusem Demokritos, a za czasów Chrystusa istniała już cała literatura, przypisywana Demokrytowi. Według niej, każdy metal stoi pod wpływem innej planety astrologicznej, a to: "złotem rządzi Słońce, srebrem Księżyc, elektrum (aljażem srebra ze złotem) Jowisz, ołowiem Saturn, żelazem Mars, miedzią Ziemia, a cyną Wenus. Gdy później odkryto rtęć, przypisano ją Merkuremu, a inne odpowiedniki zmieniono.
Impulsu do podejmowania praktycznych prób alechemicznych dostarczyło prawdopodobnie dzieło Demokryta "o barwieniu złota, srebra i kamieni purpurą", a w tablicy szmaragdowej i w innem przypisywanem Hermesowi zdaniu ("jeżeli ciałom nie odbierzesz ich stanu cielesnego i jeżeli substancyj bezcielesnych nie przekształcisz w ciała") doszukiwano się wskazówek do "transmutacji metali" na podstawie takiego wnioskowania:
Z dwóch "żywiołów", biegunowo sobie przeciwnych, a to "ognia" (siarki) i "wody" (rtęci), złożone są wszystkie metale, a ich cechy zewnętrzne zależą tylko od stosunku wzajemnego obu tych żywiołów w danym metalu. Zmieniając odpowiednio ten stosunek "ognia" do "wody", można jeden metal przekształcić w drugi, a zatem n. p. ołów przekształcić w złoto.
W złocie przejawia się w sposób doskonały cecha "siarki", a w srebrze cecha "rtęci"; w metalach nieszlachetnych natomiast żadna z obu cech nie przejawia się w sposób doskonały. Aby taki metal przemienić w złoto, należy naprzód rozdzielić oba żywioły, które go składają (separabis terram ab igne), a więc oddzielić w nim siarkę (ogień) od rtęci (wody), a następnie złączyć je napowrót w innym, doskonałym, stosunku.
Do udoskonalenia tego stosunku należy metalowi dodać pewną, bardzo małą, ilość prawdziwego złota, względnie srebra, a to albo w postaci metalicznej, alboteż w postaci proszku lub kamienia, zwanego filozoficznym . [1] Zrozumiały będzie z tego dawny aksjomat alchemiczny: "ażeby robić złoto, należy mieć złoto", zgodny zresztą z obserwacjami parapsychicznemi. Madjum, chcąc zmaterjalizować jakiś przedmiot fizyczny, musi do niego mieć materiał również fizyczny, bo "ex nihilo nihil".
Aby uzyskać kamieć filozoficzny, należy naprzód wydobyć "czynnik uniwersalny" (ogień wszechkształtujący), czyli "merkurjkusz mędrców" (azoth philosophorum), do czego materjałem może być magnezja, względnie markazyt. Z jednego z tych materjałow do się wydzielić "azoth" zapomocą elektryczności lub magnetyzmu żywotnego.
Pod działaniem "azotu" na drobne ilości złota i srebra metalicznego w obecności "soli" (zneutralizowanego binera "siarka" i "rtęć"), powstają dwa "fermenty", które poddaje się w retorcie powolnemu działaniu ciepła. Retorta , zwana "jajkiem" wspiera się na miseczce pełnej piasku, a ogrzwewanej od spodu płomieniem lampki oliwnej (athanor), co trwa nieraz tygodniami. W tym czasie zawartość retorty (rebis) ma przejść przez siedm królestw, siedm wpływów planet, a to:
W państwie Merkurego przybiera różne barwu aż do zielonej, czernieje zrazu na powierzchni ("głowa kruka"), a później aż do spodu. W państwie Saturna "zamierza, aby odrodzić się znowu " i przybrać odcień czerwonawy. wtedy następuje państwo Jowisza, w którem wydobywają się z rebisu pary, skraplające się u pokrywy jakja i opadające we formie deszczu. W państwie Djany rebis rozjaśnia się i zaczyna świecić biało; gdy idzie o uzyskanie srebra, jest to już koniec operacji i pozostaje tylko ostudzenie "jajka", stłuczenie go i wydobycie zawartości.
Chcąc otrzymać złoto, prowadzi alchemik dalej ogrzewanie rebisu, który przechodzi ze stanu płynnego w stały i odwrotnie, przybierając w państwie Wenery kolejno barwę zieloną, niebieską i czerwoną. Ta zmienia się w pomarańczową i przybiera wszystkie barwy tęczy, aż w państwie Marsa wydzielają się z rebisu pary czerwone coraz gęstsze, które wreszcie w państwie Apollina zestalają się w kryształki koloru czerwonego. Proszek ten jest bardzo ciężki, o woni kwasu siarkowego. Po dodaniu doń ołowiu lub rtęci w ilości dziesięć razy większej niż proszek, otrzymuje się po dwu godzinach utrzymywania mieszaniny nad ogniem w stanie płynnym czyste złoto.
Aby pomnożyć ilość "proszku", dodaje doń alchemik nieco złota roztopionego i ogrzewa w atanorze, ale już o wiele króciej. Powstaje proszek jeszcze cięższy niż poprzednio, a działający dziesięć razy silniej niż pierwotny. Powtórzywszy tę operację jeszcze raz uzyskuje się proszek, mogący przekształcić w złoto 10.000 części ołowiu.
[ Przykład 1]. Z parapsycholigii wiemy, że medjum magnetyzuje przedmioty przed działaniem telekinetycznem; magnetyzuje doniczkę, w której ma kwiat wyrosnąć, magnetyzuje nawet pustą przestrzeń w ciemnym gabinecie. Wynika z tego, że i alchemik zdoła złoto robić, a raczej pomnażać, jeżeli ma uzdolnienia medjalne, względnie magnetyczne; a jego zabiegi i przyrządy są tylko ceremonjami i rytuałem, w równej mierze skutecznym jak wszystkie inne rytuały magiczne.
Pomnażanie złota jest jednak tylko jednem ze zastosowań dogmatów Hermesa. Podbnie, jak można uszlachetniać metale, można uszlachetniać materję żywą, fizyczną lub niewidzialną, a zatem "ciała" człowieka. Można je "transmutować" i uszlachetniać przez "przystosowanie" (adaptatio), przez "śmierć mistyczną" i "odrodzenie".
To jest właściwe znaczenie "filozofji hermetycznej", z której poza tablicą szmaragdową zachowało się do dziś siedmnaście djalogów w języku greckim, oraz "Słowo poświęcenia" w łacińskim. Są to jednak już traktaty późniejsze od Demokryta; najstarszy z nich [2] (Poimandres) powstał w I wieku po Chr., a najpóźniejszy (Asklepios) w IV wieku po Chr.
Traktat I. zawiera u końca zdanie Hermesa: "Dlaczego wy, synowie Ziemi, oddaliście się śmierci, mając do nieśmiertelności prawo? czyńcie pokutę wy idący manowcami i bratający się z niewiedzą. Pozbądźcie się ciemności, sięgnijcie po nieśmiertelność, porzuciwszy zatratę". Traktat IV ("Czara, czyli monada") mówi, że Bóg stwórca, demiurg, obdarzył logosem wszystkich ludzki; co zaś do rozumu, zapragnął aby ludzie sami doń dążyli. W tym celu napełnił czarę dla nich i wyprawił "zwiastuna", aby to oznajmił duszom: "Zanurz się w czarę, ty mogąca się zanurzyć, ty wierząca, że wstąpisz ku temu, który zesłał czarę, ty wiedząca, dlaczego zostałaś stworzona".
Skoro człowiek zdoła wyzbyć się uczuć i odda się rozumowi, wtedy wstępuje ku sferze nadplanetarnej i tam łączy się nanowo z bóstwem; jest to jego odrodzenie (traktat XIII "mowa tajemna na górze"). Skoro zaś oddaje się popędom zmysłowym, to dusza jego pozostaje na ziemi, zamieszkując coraz nowe ciała ludzkie, ale nie zwierzęce (traktat X "klucz"). Ale któż w człowieku sprawia odrodzenie? "Syn Boży, a zarazem człowiek z woli Bożej" - odpowiada "mowa tajremna" w traktacie XIII.
Cytaty te wystarczą do okazania, czem jest hermetyzm właściwy, czyli alchemja duchowa. jest to wzniesienie się ku Bogu przez oczyszczenie wewnętrzne, przez oswobodzenie się od skłonności ziemskich (separabis terram ab igne) i odrodzenie się na stopiniu wyższym. To samo głoszą najstarsze systemy jogi indyjskiej, co wskazuje, że źródło hermetyzmu i jogi jest wspólne, jako wiedza dawnych "riszi".

1 : Porównaj Papus: La pierre philosophiale
2 : dr T. Zieliński: Hermes Trismegistos
Procesy czarownic
 
U autorów przedchrześcijańskich niema żadnych wzmianek o sabatach czarownic; nie wspominają o nich podobnież pierwsi Ojcowie Kościoła, z czego De Vesme [1] wnioskuje, że "prawdopodobnie dały początek tym legendom ludy Północy, Celtowie i Skandynawi". Jakoż pierwsze procesy, jakie wytaczano osobom podejrzanym o czarnoksięstwo, nie zarzucały im uczestniczenia w sabatach, lecz tylko posługiwanie się pomocą demonów".
Sam fakt zawarcia "paktu z djabłem" lub obywania się bez niego był w procesach okolicznością podrzędną, przyjmowano bowiem, że i bez formalnego układu pisemnego demony mogły ludziom pomagać, bądźto z własnej ochoty, bądź zmuszone do tego zaklęciami i ceremonjami magicznemi. Główną rzeczą w procesie było znalezienie dowodów, że oskarżony lub oskarżona posiada jakieś właściwości, inne niż u ludzi normalnych, a zatem pochodzące od "demonów". [2]
Tak n. p. w r. 1549 spalono w Nantes siedm osób dlatego, że przez kilka godzin leżały w ekstazie, a po obudzeniu opowiadały, co się dzieje daleko w okolicy; były to zatem objawy pomocy demonów, gdyż człowiek normalny nie jest zdolny do takich widzeń. Zdolni byli także do nich coprawda święci obojga płci, ale była to zdolność dana im od Boga, a zatem zasługująca na poszanowanie i podziw. W hagiografji znajduje się mnóstwo takich faktów z życia różnych świętych; tak n. p. sławna franciszkanka hiszpańska, Marja d'Agreda (od Dzieciątka Jezus) opisywała i nazywała często miejscowości w Nowym Meksyku, oraz wygląd i obyczaje mieszkańców, chociaż tam nigdy nie byla, a przeor zakonu, podjąwszy później podróż do Nowego Meksyku, stwierdził prawdziwość jej opisów. Św. Liduina w Rzymie zwiedzała w ekstazie często Ziemię Świętą i nawet skaleczyła sobie na jednej takiej wycieczce nogę (eteryczną), co przez kilka dni było widoczne na nodze fizycznej.
Innym dowodem pomocy demonów była odporność na ogień. De Vesme (l. c.) podaje, że hr Fürstenberg pozwolił oskarżonej uniknąć stosu, jeżeli przejdzie trzy kroki z żelazem rozżarzonem w ręce; czarownica ujęła żelazo i zrobiła z niem nie trzy, lecz sześć kroków i jeszcze chciała iść dalej. Podczas torturowania czarownic dla wymuszenia zeznań przypiekano im żelazem rozpalonem piersi lub podeszwy i często zdarzało się, że żar ten nie wywoływał żadnego cierpienia, a nawet nie pozostawiał uszkodzeń na ciele. Delrio opowiada o wiedźmie, której 1599 r. nogi zanurzono w smołę gorącą, co nie wywołało żadnego oparzenia. Z tego zapewne powodu słynny podręcznik do badania czarownic "Malleus maleficarum" zabrania prób z gorącem żelazem i z wrzątkiem, jako niepewnych.
Montgeron, który wedle dokumentów i zeznań świadków spisał głośne w połowie XVIII wieku dziwy na grobie djakona Parysa, podaje kilkanaście faktów zupełnej niewrażliwości ekstatyków na ogień. Z hagiografji wiadomo, że n. p. św. Katarzyna sjeneńska "była odporna na ogień, gdy jakaś siła wrzucała ją weń podczas ekstazy", a już Jamblichus pisał: "Cechą nieomylną natchnienia proroczego jest, gdy widzimy, że ekstatyk nie ulega ogniowi; w tym bowiem wypadku Bóg zabrania ogniowi tknąć ciała".
Kamizardami zwano chłopów hugenockich, którzy za Ludwika 14. podnieśli rokosz fanatyczny przeciw uciskowi religijnemu. Walcząc rozpaczliwie o głodzie w swych niedostępnych siedzibach górskich w Cevennes, mieli (1702-1705) swych proroków i prorokinie, wieszczących w ekstazie, a przykłady wytrzymałości na ogień zawierają także ich dzieje. Jan Chevalier, świadek naoczny, opowiada [3] : "Brat Clary jako nasz kierownik zwołał w sierpniu 1703 zebranie w cegielniach koło Cannes. Przyszło 500-600 naszych, mężczyzn i kobiet. Napełniony 'duchem' brat Clary wpadł w gwałtowne konwulsje i wykrzyknął, że są na zebraniu dwaj zdrajcy. Z wykrzywioną twarzą i ściśniętą kurczowo piersią chwycił rękami dwóch z obecnych, którzy odrazu padli na kolana i wyznali swe zbrodnicze zamiary.
Natchnienie Clary'ego trwało nadal, odczuł więc, że wielu uważało to wszystko za ukartowaną komedję. 'Wy niewierzący' - zawołał - rozpalcie wielki ogień; wejdę weń bez uszkodzenia'. Zapalono stos drzewa, Clary wszedł nań, złożył ręce nad głową i nie przestawał się modlić. Żona jego krzyczała z rozpaczy. Wszyscy mogli go widzieć stojącego wśród płomieni, które go zupełnie otaczały. Clary nie opuścił swego miejsca, aż została tylko kupa węgla żarzącego. Przez całą tę próbę nie odstąpił go 'duch', a wedle mego zdania mogło to trwać dłużej niż kwadrans". Podobnie opowiada De Montgeron o konwulsjonistach, że "przebywali swobodnie w ogniu, który oszczędzał ich suknie i ciała".
Jednym ze środków badania była w procesach czarownic także "próba wody". Jeżeli podejrzana nie tonęła w wodzie mimo związania rąk i nóg, aby pływać nie mogła, było to uważane za "pomoc demonów". Ostatnia w dziejach próba tego rodzaju odbyła się w r. 1836 na Helu, poczem "czarownicę" zabito, ponieważ nie utonęła. [4]
Do tego samego - stwierdzenia niezwykłej lekkości ciała - zmierzały próby ważenia osób podejrzanych, a miasto Oudewater otrzymało od cesarza Karola V przywilej posiadania osobnej wagi dla tego celu. Takie obniżenie normalnego ciężaru ciała, znane w czasach dzisiejszych z obserwacyj na licznych medjach, stwierdził już magnetyzer Lafontaine, sadzając (1818) somnambuliczkę na wadze podczas magnetyzowania.
Tem bardziej obciążające było zjawisko, gdy ta lekkość ciała osoby podejrzanej wzmagała się aż do unoszenia się w powietrzu. Opat Loschert złożył cesarzowej Marji Teresie raport ze swego śledztwa, w procesie ksieni Renaty Sänger, oskarżonej o czarowanie podległych jej zakonnic, z których jedną "szatan unosił ze sto razy na dzień w górę z taką siłą, że niktby zapobiedz temu nbie zdołał, a potem rzucał ją na kolana tak gwałtownie, iż zdawało się, że ją pokruszy na kawałki... W chwili egzorcyzmowania mniszka ta uniosła się wysoko wgórę razem z krzesłem, na którem siedziała". Lewitacje takie, znane zresztą w nowoczesnych badaniach parapsychicznych, były zjawiskiem bardzo częstem także w hagiografji.
Jeżeli tego rodzaju objawy uchodziły w procesach czarownic tylko za "pomoc" demona lub szatana, to w innych upatrywano już całkowite opętanie, czyli owładnięcie ciałem przez szatana. Należały tu n. p. konwulsje i kataleptyczne zesztywnienia ciała, wytrzymałość na uderzenia, a szczególnie niewrażliwość na ból pewnych miejsc ciała, które wyszukiwano ukłuciami. Takie miejsca, znane dziś jako typowe u histeryczek, uchodziły wówczas za niezbitą oznakę siły sztańskiej (Teufelsmal).
We wieku 16, 17 i 18 występowały w różnych punktach Europy prawdziwe epidemje opętań. W r. 1550 pojawiły się w kilku miejscach równocześnie, a Francuzi zwali je Possessions des nonnains", gdyż ulegały im szczególnie zakonnice. Według kanonów kościelnych opętanie stwierdzić można z następujących oznak:
1. zdolność czytania myśli innych ludzi; 2. rozumienie obcych języków; 3. mówienie tymi językami; 4. wiedza zdarzeń przyszłych; 5. wiedza, co się dzieje w oddali; 6. występowanie wyższych sił fizycznych; 7. unoszenie się w powietrzu przez czas określony.
Prócz tych cech ukazywali konwulsjoniści osobliwy fenomen nieulegania zranieniom, jakiego nie spotykano zresztą w historji. W djecezji Bauvais pewna kobieta kazała sobie wymierzać ciosy szablą po całem ciele, ale nigdzie szabla nie mogła wciąć się w ciało i pozostawiała tylko czasem zaróżowione ślady na skórze. [5]
Pozatem były jeszcze objawy intelektualne, które jednak występowały częściej na jaw dopiero podczas badań w procesach. Należała tu n. p. zdolność czytania w myslach inkwizytora, objawiająca się dawaniem odpowiedzi na jego pytania jeszcze nie wypowiedziane, lecz tylko pomyślane; należała podobnież ksenoglossja, a więc zdolność odpowiadania w językach, ktorych podejrzana nie znała na jawie.
U Kamizardów wygłaszały kazania językiem literackim w ekstazie nietylko osoby dorosłe, lecz także dzieci 14-15 miesięczne, a nawet niemowlęta oseski. Wernet słyszał mówiące czystą francuszczyzną dziecko 13-miesięczne, które jeszcze nie umiało chodzić. Bonnemere, autor historii Kamizardów, wyjaśnia to egzaltacją religijną. Wypadki ksenoglossji zanotowano także z początkiem wieku 19. u sekty religijnej, założonej w Szkocji przez prezbiterjanina Irvinga.
Do wytoczenia procesu nie były zresztą konieczne takie stwierdzenia objawów; wystarczało doniesienie - nawet anonimowe - że dana kobieta "czaruje", że warzy jakieś maście i zioła, że ma "zły wzrok", że bierze udział w sabatach czarownic. Biskup Pampeluny, chcąc zobaczyć, jakimi sposobami wiedźmy mogą latać, obiecał jednej z nich (1507 r.) ułaskawienie pod warunkiem, że pokaże, co umie. Gdy na jej żądanie "oddano jej zabrany słój z maścią, posmarowała się nią i poczęła na wzór jaszczurki, t. j. głową wdół, schodzić po murze z wieży, a doszedłszy do połowy, uniosła się wolno w powietrze. [6]
Posiadanie maści uchodziło za szczegół mocno obciążający, gdyż wedle powszechnej wiary maść taka umożliwiała właśnie lot na sabat, a więc pośrednio dowodziła zawarcia przymierza ze szatanem. Wspomniałem już, że sprawa paktów ze szatanem nie istniała w starożytności, a pojawiła się dopiero w średniowieczu; przechowało się nawet do dziś kilka dokumentów, pisanych rzekomo krwią własną - ale nie przez czarownice, lecz przez czarnoksiężników. [7] Potwierdzenia "szatana" na takich paktach nakreślone są nieraz pismem odwrotnem (lustrzanem) od prawej do lewej, podobnie jak niektóre "pisma bezpośrednie" u medjów dzisiejszych, a podpisy i pieczęcie "szatana" również przypominają formą podpisy duchów.
Jakkolwiek pogłoski o odbywaniu sabatów czarownic - na Łysej Górze w Polsce, a na Blocksbergu i Brocken w Niemczech i Szwecji - były bardzo rozpowszechnione, nie jest dotychczas ustalone, w jakim stopniu pogłoski te odpowiadały rzeczywistości. Zeznania samych czarownic - nawet dobrowolne, a nie wymuszane (torturami) - zgodne są ze stwierdzeniami świadków, którzy takie zebrania wiedźm obserwowali rzekomo własnemi oczyma. [8] Miały to być tłumne zebrania kobiet starych i młodych, grupujące się w lesie około tronu Lucypera, na których czołobitność (całowanie go pod ogon) mieszała się z wyuzdanemi orgjami i ucztami przy udziale nielicznych czarnoksiężników, kozłów i kotów. Zgodne z tem były zeznania samych czarownic, które ponadto przyznawały niesłychaną bolesność rozkoszy, jakiej doznawały w lodowatych - a bynajmniej nie "palących" - uściskach djabła.
Otóż zagadnienie realności tych zebrań komplikuje się przez to, że w niektórych wypadkach świadkowie siwerdzali nieobecność czarownic w ich siedzibach podczas godzin, w których rzekomo odbywał się sabat, a w innych wypadkach czarownice notorycznie nie wydalały się z domu w czasie, w którym wedle ich własnych oświadczeń brały udział w sabacie. Na podstawie dzisiejszego stanu parapsychologii należałoby przyjąć, że w pierwszym rodzaju wypadków czarownice - na jawie lub w somnambuliźmie - udawały się (pieszo lub drogą powietrzną) na sabat, aby w nim wziąć udział ciałem i duszą, a w drugim rodzaju były to tylko ich marzenia senne, lub w najlepszym razie wycieczki sobowtóra eterycznego na miejsce zebrań, podczas gdy ciało fizyczne pozostawało w domu uśpione.
Maście z ziół narkotycznych mieszanych z tłuszczem pewnych zwierząt, powodowały zapadanie w stany uśpienia podobne do transu nowoczesnego, a w transie mogły czarownice - zależnie od rodzaju swych uzdolnień medjalnych - jużto dostępować jasnowidzeń, jużto wydzielać sobowtóra, jużto wreszcie osiągać lewitację ciała i odbywać rzeczywiste podróże powietrzne do realnego miejsca sabatów.
Uchodzi za rzecz pewną, że czarownice - rzeczywiste lub rzekome - sporządzały także inne maści i przetwory, jużto lecznicze, jużto trujące lub wywołuujące choroby. Z pkolenia w pokolenie przechowywały się wśród nich wiadomości o "magicznem" działaniu pewnych roślin, zwierząt, kamieni i amuletów. Wiadomości tego rodzaju przetrwały do naszych czasów jedynie w okruchach i zniekształceniach, masowe bowiem tepienie w średniowieczu kobiet posądzonych o czary zniszczyło zarazem większą część przechowywanej przez nie tradycji ustnej.
Wedle zachowanych do dziś aktów obliczają historycy w czasie od pierwszego procesu w roku 1264 do ostatniego w 1836 liczbę ogólną zgładzonych "czarownic" na 9.000.000 osób. Ile w tem było kobiet, które nie miały nic z czarownictwem wspólnego, a tylko pod naciskiem tortur przyznawały się do wszystkiego, co im sugerowano, nie da się dziś określić nawet w przybliżeniu. Nadomiar wiemy dziś z przykładów "opętań masowych" (jak n. p. na grobie Parysa, u jansenistów, etc.), że pod wpływem naśladowania lub wstrząsu nerwowego (groźbą tortur) budzą się zdolności paranormalne także u ludzi zupełnie zdrowych; u mnóstwa podejrzanych zatem objawy mogły wystąpić po raz pierwszy dopiero podczas procesów i najniewinniej spowodować wyrok skazujący.
Tego wszystkiego oczywiście wówczas nie wiedziano; prowadzący procesy inkwizytorowie byli wprawdzie uczonymi teologami, ale z okultyzmem nic wspólnego nie mieli i mieć nie mogli, gdyż taka wiedza zaprowadziłaby ich samych na ławę oskarżonych. Toteż każdy objaw paranormalny i każda sugestja inkwizytora, zrealizowana przez oskarżoną, była przekonywającym dowodem winy, a w braku wszelkich innych dowodów pozostawało jeszcze wymuszenie zeznań torturami.
W takich warunkach wystarczało błahe podejrzenie, fakt niedokładnie obserwowany, a nawet gołosłowny donos anonimowy, aby nową ofiarę zaprowadzić przed sąd inkwizycji, skąd już powrót do świata bywał bardzo rzadkim wypadkiem. Ten jedynie można wyjaśnić ową olbrzymią liczbę wyroków skazujących, których w ciągu sześciu wieków przypadało przeciętnie po 15.000 na rok.
Niektórzy badacze parapsychiczni, opierając się na fakcie, że uzdolnienia medjalne zdarzają się o wiele częściej u narodów pozaeuropejskich, niż wśród rasy aryjskiej, wnioskują z dziewięciomiljonowej liczby straconych czarownic, jakoby "rasa" medjów została przez inkwizycję wytrzebiona i dlatego - jako uzdolnienie dziedziczne - należała obecnie w Europie do rzadkości. Jednakże można z pewnem prawdopodobieństwem przyjąć, że między owymi miljonami skazanych nie więcej jak jeden procent było medjów prawdziwych, a olbrzymia reszta, to tylko histeryczki lub nawet osoby zupełnie normalne. Ponadto sprawa dziedziczności uzdolnień medjalnych nie jest jeszcze rozstrzygnięta; stwierdzono wprawdzie u wielu medjów takie dziedziczenie uzdolnień, ale u równie licznych innych medjów przodkowie ich żadnych tego rodzaju uzdolnień nie objawiali.
Na uwagę zasługuje pozatem inna jeszcze cecha charakterystyczna owych procesów. Oto odnoszą się one w olbrzymiej większości do kobiet, a tylko wyjątkowo (wedle demonografów 1 na 10.000) do mężczyzn. Wedle przybliżonej statystyki dzisiaj medjów żeńskich jest mniejwięcej tyleż, co męskich, czyli innemi słowami: uzdolnienia medjalne nie są od płci zależne. Jeżeli zatem tak "mało" stosunkowo mężczyzn uległo wyrokom inkwizycji, to powód musi tkwić w czem innem, a nie w rzadkości uzdolnień medjalnych u płci męskiej. [9]
Otóż przedewszystkiem niema ppodstaw do uważania każdej czarownicy za medjum; prawdopodobne bowiem jest, że nie uzdolnienia wrodzone czyniły kobietę czarownicą, lecz przeciwnie: praktyki czarnoksięskie rozwijały w niej pewne uzdolnienia medjalne. Powtóre, czarownice pochodziły przeważnie z warstw mało oświeconych, a czarnoksiężnicy, jeżeli wogóle mieli ciągnąć zyski ze swego procederu, musieli posiadać pewne oczytanie obok sprytu wrodzonego. Ten wyższy poziom inteligencji pozwalał im z większą przebiegłością unikać podejrzeń i wykręcać się od zarzutów. Poza wiejskimi znachorami zatem czarnoksiężnicy należeli do warstwy oświeceńszej, a warstwa ta - w średniowieczu zwłaszcza - była bardzo nieliczna w porównaniu z wartswami ludowemi.

1 : Histoire du spiritisme, II, str. 183
2 : Takie same właściwości mogli mieć także święci; ale te - wedle pojęć ówczesnych - pochodziły wprost od Boga.
3 : C. Lombroso: Ricerche sui fenomeni ipnotici e spiiritistici, str. 168
4 : wedle obserwacyj dra J. Kernera słynna "Jasnowidząca z Prevost" nie tonęła również, gdy ją w stanie somnambulicznym wkładano do wanny: mimo wysiłków kobiet otaczających ciało jej wypływało na powierzchnię wody, jak korek.
5 : De Vesme: Histoire du spirittisme, III, str. 441
6 : cytuję wedle Matuszewskiego: Czarnoksięstwo i medjumizm.
7 : Tak n. p. u spalonego za czarownie mniszek Urbana Grandier'a (1634) poniżej jego podpisu na pakcie znajduje się klauzula łacińska "szatana", stwierdzająca, że "całe piekło z Lucyperem na czele przyjmuje ten pakt i obiecuje dwadzieścia lat rozkoszy ziemskich etc."
8 : Wiele szczegółów charakterystycznych ze sabatów czarownic i z przeprowadzanych przeciw nim procesów zawiera książka St. Przybyszewskiego: Il regno doloroso
9 : Możebne także, że magowie średniowieczni uszli losowi czarownic dzięki tezie Jamblicha, wedle której "zwykły mag zdoła swemi sztukami tylko napełnić wyobraźnię pustymi obrazami (halucynacjami), a teurg, wznosząc duszę do Boga, osiąga naprawdę to, pragnie".
Satanizm
 
Nieznajomość średniowieczna zjawisk paranormalnych i stosowanie tortur w procesach czarownic, oto dwie przyczyny, z których zginęło na stosach napewno sto razy więcej medjów i histeryczek, niż kobiet, z mniejszem lub większem umotywowaniem zasługujących na miano czarownic.
Takie same "czarownice" mamy jeszcze i dziś, nawet wśród narodów wysoce kulturalnych; są to baby doświadczone, które odczyniać umieją uroki na człowieka rzucone, znajdą maść skuteczną na rany, dadzą ziele na wzbudzenie miłości, ale naogół są raczej pożyteczne niż szkodliwe. Że po nocy zbierają zioła przy księżycu, że mają czarnego kota w domu i nietoperza rozpietego nad kominem, że może nawet jeżdżą na miotle raz na rok, aby ucieszyć serce ucztą szatańską, to ostatecznie tak dalece nikomu nie szkodzi.
Były bez wątpienia pomiędzy takiemi niemal "niewinnemi" czarownicami także inne, które może rzeczywiście działały wyłącznie na szkodę otoczenia; te jednak były nieliczne stosunkowo, gdyż ludzi z gruntu złych jest - wbrew poglądom mizantropów i pesymistów - zawsze jeszcze niewielu na świecie. W większości wypadków były to zapewne kobiety ułomne od urodzenia, wyśmiewane i prześladowane przez sąsiadów, które wreszcie zaczęły otoczeniu odpłacać pięknem za nadobne i wycofawszy się w mało dostępne pustkowia, wzwróciły myśli ku demonom i szatanowi, skoro dobre duchy nie chciały ich bronić przed ludzką złośliwością.
Wiara w czary jest u różnych ludów uderzająco podobna. Lud sycylijski wierzy, że opętani przez djabła mówią wszystkimi językami, a wypędzić go z nich można pewnemi modlitwami, lub uderzeniami w piersi. Czarownice mogą poddać ludzi swej woli, latają nocami, umieją wzbudząc, w kim chcą, miłość lub nienawiść, obłęd lub chorobę, wbijając szpilki w jajko, w drzewo cytrynowe lub w laleczkę, zawierającą coś z człowieka upatrzonego na ofiarę; mogą wejść w dom jego dziurką od klucza.
W ocenianiu motywów, które popychały kobiety na drogę czarownictwa, uwzględnić należy także - niedocenianą zazwyczaj - rolę popędu seksualnego. Istoty brzydkie lub ułomne nie mogły liczyć na powodzenie u młodzieży męskiej, a sprzedawane innym - szczęśliwszym - dziewczętom zioła na wzbudzenie miłości okazywały się w rękach samych czarownic mało skutecznemi dla nich osobiście. Pozostawały więc tylko marzenia o uściskach ramion męskich, marzenia tem gorętsze, im mniej było widoków spełnienia, przeżywane zrazu na jawie, potem i we snach. Znajomość różnych roślin dozwalała wprawić się maściami i dymami w sen narkotyczny, w którym już marzenie dorównywało rzeczywistości, lub nawet jeszcze ją przewyższało.
Mniej wybrednym lub pozbawionym wyobraźni wystarczała może sodomja z kotem czy capem; większość jednak miała na swe usługi inkuby w najróżniejszych postaciach i stopniach zgęszczenia (rola ideoplasji w tworzeniu zjaw mniej lub więcej materjalnych, a u "czarownic" - rzeczywistych lub rzekomych). Ideoplastja mogła działać tym poteżniej, że istoty te posiadały niewątpliwie właściwości medjalne, histeryczne, względnie schizofreniczne. Przeciw realizacjom ideoplastycznym, nietylko nie było żadnych oporów, lecz nawet gorące ich pożądanie; materjalizacje zatem mogły się zagęszczać aż do zupełnej cielesności, widzialnej i dotykalnej. [1]
Toteż wypowiedzi kobiet oskarżonych w procesach czarownic - nawet nie wymuszane torturami - mogły zgodnie potwierdzać obcowanie z inkubami, demonami i sztanami, opierały sie bowiem na najrealniejszych przeżyciach i doznaniach zmysłowych. Postać zewnętrzna tych "kochanków astralnych' odpowiiadała w każdym poszczególnym wypadku wyobrażeniom danej "czarownicy"; u jednej był to tylko mglisty inkub bez kształtów określonych, u drugiej demon w postaci ludzkiej pieknej lub wstrętnej, u innej sam szatan w postaci takiej, jaka odpowiadała wyobrażeniom mieszkańców danego kraju. Stąd to zapewne zrodziła się wiara średniowieczna, wedle której demony i szatany mogą przybierać najróżnorodniejsze postacie.
D'Assier [2] cytuje opowiadanie dwudziestoletniej dziewczyny, która oddawała się z zapałem spirytyzmowi, a potem przez trzy lata nawiedzał ją "kochanek fluidyczny". Podobne przykłady przytacza Stanisław de Guaita [3], a misjonarze opowiadają, że w niektórych okolicach Chin inkuby i sukuby wystepują epidemicznie.
Na podobnem - jeżeli nie identycznem - podłożu powstały legendy o sabatach czarownic i o jazdach na miotle lub na grzbiecie capa. Natarłszy nagie ciało maściami narkotycznemi, wsiadała wiedźma okrakiem na grzbiet capa lub na miotłę, i ta czynność, początkowo zupełnie realna, dawała pierwsze, również realne, doznanie płciowe, które wkrótce pod działaniem maści łączyło się z fantazjami podświadomemi. Dalsza "jazda" zatem odbywała się już w rodzaju "transu", w którym rzeczywistość mieszała się z halucynacjami. Oswobodzona od wszelkich oporów zdolność ideoplastyczna wyczarowywała następnie całą scenerję zebrania na Łysej Górze z tłumem czarownic, czarnoksiężników i demonów otaczających tron szatana, z ucztowaniem, tańcami i orgjami.
W aktach procesów znajdują się tu i ówdzie zeznania świadków, którzy mieli na własne oczy widzieć wiedźmy wydostające się z kominów, lecące w powietrzu na miotle, a nawet zgromadzone na leśnej polanie. Jeżeli nie były to tylko iluzje świadków, to podłożem ich widzeń mogły być ideoplastje niektórych wiedźm, a to tych, które swoją podróż na sabat wypracowywały w fantazji bardzo szczegółowo, od wylatywania na miotle przez komin aż do przybycia na miejsce zebrania. Wiadomo zresztą z wypadków masowych "opętań" w czasach nowszych, że wizje mogą być "zaraźliwe" i przenosić się z wizjonerów pierwotnych na osoby otaczające. Pozatem wiedźmy o wybitniejszych zdolnościach medjalnych mogły swego wyłonionego sobowtóra zagęszczać aż do takiego stopnia materjalności, w którym był dostrzegany przez osoby normalne. Do tej zdolności odnosiłyby się także zeznania o pojawianiu się czarownicy w miejscach oddalonych, gdzie obecność jej równoczesna w siedzibie własnej dawała się również stwierdzić świadkami.
W przeciwieństwie do wybitnie seksualnego zabarwienia satanizmu kobiet, ustępuje ono na plan dalszy w satanizmie mężczyzn. U osobników, których niepohamowane żądze pchnęły na drogę czarnoksięstwa, mogła bez wątpienia grać znaczną rolę także nadzieja nieograniczonego używania płciowego; nie był to jednak motyw jedyny. ważniejszą bez porównania była chęć władzy, właściwa wszystkim niemal mężczyznom, obiecywała bowiem nietylko panowanie nad ludźmi, lecz także bogactwa, dające środki do zadowolenia wszelkich namiętności.
Oczywiście nie we wszystkich wypadkach droga do czarnoksięstwa zbaczała odrazu ku satanizmowi zdecydowanemu. Od niewinnego stosunkowo "alchemika ", który marzył o "robieniu złota" bez odpowiedniego oczyszczenia się moralnego, aż do czciciela szatana, któremu duszę zapisał i dla którego ważył się na zbrodnie najokropniejsze, jest mnóstwo stopni pośrednich. Zresztą zapisanie duszy - jak to n. p. głosiła o Fauście fama powszechna - nie obowiązywało jeszcze do popełniania zbrodni ani do szczególnej czci szatana; wszak ten sam Faust dość lekceważąco odnosił się do Mefistofelesa, a wielkich zbrodni nie miał na sumieniu. O niezbyt "czarnym" charakterze większości czarnoksiężników świadczy wymownie mała ich liczba skazanych w procesach, liczba obejmująca wedle statystyki demonografów zaledwie jednego czarnoksiężnika na 10.000 czarownic.
Podłożem satanizmu właściwego, a zatem kultu niemal religijnego, w którym miejsce Boga zajmował szatan, były zdaniem historyków głównie sekty kacerskie, prześladowane przez prawowoeirnych i odpłacające im równą nienawiścią. "Skoro nie możemy służyć Bogu, oddajemy się w służbę szatanowi" - taka zapewne była zasada pirwszych satanistów, a kalwińska nauka o predestynacji dodawała im nowych prozelitów. Ponieważ zaś "szatan jest przeciwieństwem Boga", zatem i kult jego powinien być odwrotnością tego, co składa się na kult Boga. Stąd to rytuały i ceremonje satanistów są aż do śmieszności posuniętą odwrotnością rytuału chrześcijańskiego, mimo że wszystkie jego ceremonje naśladują. Jest zatem n. p. "masza", ale oczywiście "czarna", z czarnemi świecami na ołtarzu, a "kapłan", zwykle nagi, staje tyłem do ołtarza i czyta "ewangelję" od końca do początku, wstawiając zamiast Boga imię szatana. Jest "odwrotność spowiedzi", a więc chlubienie się publiczne popełnionemi zbrodniami; są "komunje" krwią niemowląt lub przynajmniej czarnych jagniąt i są orgje po ukończeniu ceremonji, jest wreszcie lingam i joni, jako przedmioty kultu. O bardziej drastycznych szczegółach tego rytuału nie będę tu wspominał; są zresztą znane z dokumentów historycznych.
O liczebności i rozgałęzieniu związków satanistycznych, jako okrywających się najściślejszą tajemnicą, przesiąkały zaledwie tu i ówdzie szczegóły do wiadomości publicznej [4], a jeżeli wkraczały wtedy procesy inkwizycji, zeznania oskarżonych, jako wymuszane torturami, niewiele mają wartości dokumentarnej dla badań dzisiejszych. Zdarzały się pozatem zeznania dobrowolne osobników, którzy z jakichkolwiek pobudek załamali się w swem nastawieniu satanistycznem. Tak n. p. bywało w procesach czarownic, że któryś ze świadków dowodowych nagle odwoływał swe zeznania i oskarżał siebie. Słynny sędzia Remigiusz z Lotaryngji (autor ohydnej "Demonolatria", w której opisał swój udział w inkwizycji przeciw setkom "czarownic") oskarżył się wreszcie sam o czarnoksięstwo i zginął na stosie.
Jakkolwiek już w wieku XVI i XVII torowało sobie drogę przekonanie (Geogelmann, Lerchheimer, Wier, Paracelsus, Van Helmont), że "czarownice należy odsyłać raczej do lekarza, niż do sędziego", to jednak dopiero nowoczesne badania psychologiczne i parapsychiczne dozwalają rozumieć lepiej istotę czarownictwa. W parze z tem także satanizm stracił wiele ze swej demoniczności i niesamowitości, a jeżeli jeszcze i dziś można o nim mówić, to już tylko jako o bardziej "czarnym" kierunku magji praktycznej, lub o stowarzyszeniach mniej lub więcej tajemnych, które swym członkom dostarczają emocyj dla nerwów stepionych.

1 : C. Lombroso: Studi dei fenomeni ipnotici e spiritistici, str. 121
2 : L'humanité posthume, str. 249
3 : Essais des sciences maudites
4 : Papież Grzegorz IX wydał (1233) przeciw nim bulle, a wzmianki o nich zawiera podobnież kronika mnicha Alberyka (1223)
Spirytyzm
 
Biblijna "czarownica z Endor" wywoływała ducha Saula przy pomocy zaklęć magicznych, a wzmianki o przyzywaniu duchów zawarte są w opisach podróżników po dalekich krajach w różnych czasach; to zatem, co dziś nazywamy spirytyzmem, znane było ludzkości bez względu na miejsce i okres jej dziejów.
Angielski okultysta Jan Dee prócz alchemji zajmował się także ewokacją duchów za pośrednictwem medjum i prowadził ze swych badań do dziś przechowywane szczegółowe notatki ("Private diary"). Medjum tem był Edward Kelly, przez wpatrywanie się w "kryształ" ze lśniącego węgla kamiennego wpadający w rodzaj transu i porozumiewający się z duchami. [1] czy John Dee widywał lub słyszał także te duchy, czyteż tylko medjum opowiadało mu o nich, o tem niema szczegółów wyraźnych w notatkach. Była to najczęściej dziewczynka siedmioletnia imieniem Madini, czasem zaś także inne duchy.
Dee rozpoczynał każdy sean - zwykle w świetle dziennem - modlitwą, a duchy wygłaszały podniosłe kazania, zalecając tylko bezwzględną wiarę i cześć dla siebie. Później zaczęły także przepowiadać przyszłość, dawać rady lekarskie i wskazówki alchemiczne i t. p. - Albertowi Łaskiemu z Sieradza obiecały 'tron polski' po śmierci Batorego, który "w bitwie polegnie'; przepowiedziały podobnież mylnie śmierć Rudolfa II i tryumf chrześcijaństwa w Konstantynopolu (1585). Wynalazły nawet nowy język, którym Kelly często posługiwał się w transie, a wreszcie poleciły, aby Dee i Kelly "wspólnie używali obu swych żon", gdyż "wybranym wszystko jest dozwolone, a narządy płciowe nie są gorsze od twarzy". Zaraz po seansie Dee zakomunikował swej żonie to zlecenie duchów, a skutki okazały się wkrótce, gdyż obie żony zaszły w ciążę, co wedle notatki Dee'go w jego djarjuszu "zgodne było z wolą Rafaela i Chrystusa".
Podobne pomieszanie wzniosłości ze zmysłowością cechowało również Svedenborga. Ekstazy natchnione i objawy jasnowidzenia przeplatały się u niego z wizjami erotycznymi i rozmowami z duchami zmarłych. Pisał o niebie i piekle, podawał szczegóły z "kraju letniego" jako miejsca pobytu zmarłych, a obok tego objawiał niewątpliwe cechy obłakania. p[isma jego (żył 1688-1772) dały podstawę do utworzenia się osobliwej sekty, liczącej sporą liczbę wyznawców w krajach północnych Europy (Swedenborgjanie).
Początek innej podobnej sekcie dał w Ameryce Andrew Jackson Davis, urodzony 1826 w ubogiej rodzinie i niekształcony (chodził tylko przez rok do szkoły), ale obdarzony wybitnemi zdolnościami medjalnemi. Zajął się nim magnetyzer Levingston i korzystał z jego djagnoz chorób, stawianych w transie. Później (1845) podyktował Devis w transie m. i. całe dzieło: "The Principles of Nature", które zyskało mu rozgłos i dało początek "kościołowi spirytysttycznemu" angloamerykańskiemu. Dopiero w późniejszych latach swego długiego życia ukończył studja medyczne i już jako doktów medycyny działał skutecznie w Bostonie. Umarł w 1910 r. Jego dzieła rozchodziły się w Ameryce w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy rocznie.
W krajach romańskich Europy i Ameryki rozszerzyły się zapatrywania innego pioniera spirytyzmu, a to lekarza francuskiego H.D. Rivail'a, profesora astronomji i fizyki w Paryżu (1804-1869), znanego ogólnie ze swych dzieł, pisanych pod pseudonimem Allan Kardec. W przeciwieństwie do davisa propagował on w swych pismach ideę reinkarnacji. (Po polsku wyszły jego dzieła: "Księga duchów" i "Księga Medjów").
Nowoczesny ruch spirytystyczny był zatem już przygotowany, gdy w 1848 wystąpiły objawy parafizyczne w rodzinie Fox wHydesville. Były to pukania w ściany i sprzęty, powtarzające się na życzenie i dające na pytania odpowiedzi rozumne; a ponieważ domniemani autorowie tych odpowiedzi podawali się za zmarłych, potwierdzenie eksperymentalne tego, co przedtem głosił Svedenborg i Davis, wydawało się niezbitem. Ci pukający u Foxów nieboszczykowie zalecali sami usilnie, aby o tej "nowinie", jaką było porozumiewanie się bezpośrednie z duchami, głosić "całemu światu" przez publiczne okazywanie objawów; wkrótce - prócz sióstr Fox - odkryto wiele innych medjów, a kółka spirytystyczne tworzyły się tak licznie, że psychoza rozmów z duchami ogarnęła obie półkule ziemskie.
Była to jakgdyby masowa inwazja zmarłych w świat żywych, zwłaszcza, że do korespondencji "stolikowej" zapomocą pukań wystarczały minimalne uzdolnienia parafizyczne uczestników seansów; zatem nawet bez medjów specjalnych mógł każdy wierzący porozumiewać się ze "swoimi drogimi zmarłymi". Duchy te zresztą nierzadko stwierdzały, że są narzędziami "woli wyższej", a podobnież u kilku wybitnych medjów stałe ich "duchy kontrolne" mówiły o "misji", którą mają do spełnienia. Taką samą misję pełniły "kościoły spirytystyczne", celebrując nabożeństwa, na których medja publicznie przemawiały do wiernych imieniem zmarłych członków ich rodzin i rzekomo ich nawet widywały.
Otóż godne uwagi jest, że te "misje" przypadły na okres, w którym prace Darvin'a, Haeckl'a, Büchnera i innych szerzyły materjalistyczne pojmowanie świata, a Voltaire opdniósł bunt przeciw "ślepej wierze bez dowodów"; misje te zatem - jeżeli wogóle stały za niemi jakieś "moce wyższe" - zmierzały do obaleia pozytywizmu materjalistycznego, wprowadzając na nowo w pojęcia istnienie inteligencji poza materją. Ten zbieg zdarzeń: równoczesność "misji" z najwyższem nasileniem materjalizmu w pojęciach, sam przez się dowodzi pośrednio istnienia jakiejś "mocy wyższej", która kieruje ewolucją umysłową świata.
dalsze dowody istnienia takiego kierownictwa dastarcza fakt, że owe "misje" były krótkotrwałe . Słynna zjawa "Katie King" pożegnała się po trzech latach czule ze swenm medjum i już nigdy potem się nie pojawiła. Kierownictwo uznało widocznie, że nowa pozycja jest już zdobyta, i wycofało swe wojka. Jakoż pozycja została rzeczywiście zdobyta: w umysłach ludzkich dokonał się przewrót pojęć, obok wszechwładnej materji duch zyskał prawo obywatelstwa. Nie było to odrazu zwycięstwo na całej lionji, gdyż pojęcia zmieniają się naogół powolnie; wyłom jednak był już zrobiony.
Wydaje się nawet, jakgdyby owemu kierownictwo zależało na tem, aby nowe pojęcia nie rozszerzyły się zbyt szybko, i dlatego właśnie misje otrzymały taki krótki termin działania. Obok duchów :prawdziwych" zaczęły występować także "fałszywe", obok komunikatów rozumnych i wzniosłych komunikaty zwodnicze, głupie, lub nieprzyzwoite. W niektórych wypadkach zmarli zdołali udowodnić swą tożsamość, w nierównie liczniejszych jednak nie umieli rozpoznać swoich żywych krewnych, to znów podszywali się pod nazwiska sławnych ludzi i domagali się czci dla siebie, a w jeszcze innych wypadkach wprost namawiali do zbrodni. Podkopywało to oczywiście zaufanie do spirytyzmu i odstręczało od niego wszystkich, którzy nie grzeszyli nadmiarem łatwowierności i bezkrytyczności, a więc tem samem zapobiegało przesadnemu rozszerzaniu się "obcowania żywych ze zmarłymi".
Owa niejasność i zwodniczość, a nawet nieraz zbrodniczość, wielu komunikatów spiritystycznych usprawiedliwiałoby przypuszczenie, że zgodnie z wiarą średniowieczną biorą w nich udział demonyzłośliwe, albo nawet wysłannicy szatana. Takie tłumaczenie jednak musiało w czasach najnowszych ustąpić właściwszemu, opartemu na badaniach psychologji głębinowej. Już hr. Gasparin doszedł w licznych eksperymentach do wniosku, że stolik może się poruszać także bez udziału inteligencji obcej, wystarczają bowiem podświadome życzenia osób obecnych; a wspomniany wyżej A.J. Davis pisze [2], że "tylko 40% zjawisk pochodzi naprawdę od duchów zmarłych, reszta zaś jest neuropsychizmem lub złudzeniem".
Dziś wiemy już z niezliczonych badań ścisłych, że w wiekszości seansów "stolikowych" obecni rozmawiają tylko z własną podświadomością i że ma to miejsce również wtedy, gdy seansy odbywają się przy współudziale rzeczywistego medjum: trans ułatwia mu czytanie w myślach osób obecnych i telepatyczne wydobywanie z ich podświadomości szczegółów nawet zapomnianych, a częsta w transie "zmiana osobowości" podaje pukaniem lub "pismem automatycznym" te szczegóły jako pochodzące od "duchów".
Wiemy ponadto, że treść takich komunikatów zależy od poziomu moralnego medjum i uczestników. Gdyby medjum Jana Dee stało wyżej pod względem etycznym, nie byłoby możliwe zalecenie duchów, aby "wspólnie swych żon używali". Na seansach z medjum Hildą Zwieselbauer duch szczypał po udach panie obecne i podnosił im spódnice, chcociaż nie miał ciała fizycznego; u medjum "Vlk" duch klepał dłonią głośno w posladki pań najtłustszych. chociaż siedziały na krzesłach. Objawy były zatem tylko wyrazem podświadomych pragnień seksualnych medjum lub uczestników.
Z tego chaosu zjawisk różnego pochodzenia badacze bezstronni starali się wyłowić grupy rzeczy zgodnych ze sobą; tak n. p. Ernest Bozzano zestawił statystyczne dane [3], jakich zmarli mniej lub więcej zidentyfikowani dostarczali o warunkach swego życia pozagrobowego, i doszedł do wyników zgodności tych wypowiedzi w szczegółach:
1. Zmarli znaleźli się po zgonie znowu w formie ludzkiej.
2. Przez pewien czas - dłuższy lub krótszy - nie zdawali sobie sprawy z tego, że umarli.
3. W agonji, lub wkrótce potem, ujrzeli wszystkie swe zdarzenia z życia ziemskiego.
4. Poza grobem oczekiwali ich krewni lub przyjaciele dawniej zmarli.
5. Po zgonie wszyscy niemal byli zrazu podrążeni w sen pokrzepiający, dłuższy lub krótszy.
6. Znaleźli się w otoczeniu bądźto pięknem i jasnem (po życiu moralnem), bądź w ciemnem i przygnębiającem (po życiu w namiętnościach nieopanowanych).
7. Przekonali się, że ich otoczenie zagrobowe jest nowym światem, objektywnym, substancjonalnym i realnym.
8. W nim myśl ma siłę twórczą, przez ktorą każdy duch może stwarzać sobie przedmioty ze swych zasobów pamięciowych.
9. Duchy mogą porozumiewać się między sobą wprost myślami, telepatycznie, chociaż zdawało im się zrazu, że muszą mówić słowami.
10. Wzrokiem duchowym można widzieć przedmioty z wierzchu, ze środka, a nawet patrzeć przez nie na wylot.
11. Chodzenie jest zbędne, gdyż prostym aktem woli mogą się błyskawicznie przenosić nawet na miejsca najbardziej oddalone.
12. Duchy zmarłych mimowolnie i automatycznie ciągną do odpowiadającej im poziomem etycznym sfery świata zagrobowego.
Statystyka tego rodzaju może mieć oczywiscie tylko względną wartość, gdyż zgodność większości wypowiedzi nie wyklucza wzajemnego oddziaływania telepatycznego; dozwala jednak zorjenotwać się, jak przedstawia się subjektywnie ludziom zmarłym nowe ich życie.
Stany po śmierci określa pewien "duch" na seansie temi słowami: "Gdy mówię o różnych miejscach, o przychodzeniu lub odchodzeniu, należy to rozumieć w znaczeniu ziemskiem. Tu, w świecie duchów, każdy stawarza sobie sam swe otoczenie. Jego niebo lub jego piekło ma źródło wyłącznie w nim samym, aż się tem cały otoczy jak okolicą rzeczywistą. Ci, co tu przebywają w ciemności, są w niej dlatego, że w duszach ich niema światła. Te różne sfery, przez które przechodziłem, nie były różnemi miejscami; raczej wchodziłem w stany, które są wynikami różnych warunków moralnych dusz po śmierci".
Sam fakt istnienia po śmierci nie ulega dla okultysty żadnej wątpliwości, gdyż na potwierdzenie go ma prócz spirytyzmu wiele innych dowodów. Fakt ten jednak nie upoważnia do przyjmowania ingerencji duchów zmarłych we wszystkich tych wypadkach, w których objawy nie stwierdzają tego niewątpliwie.
Tak n. p. w ewokacjach nekromantycznych , stosowanych często przez czarnoksiężników, pojawiające się widziadła są w małej zaledwie cząstce rzeczywistym,i nieboszczykami przywoławczymi, a w znacznej większości produktami podświadomości czarnoksiężnika lub osobowościami transowemi jego medjum. czy poza tem wsytępować mogą jeszcze inne istoty bezcielesne, sprawa ta nie jest dotychczas niewątpliwie wyjaśniona.

1 : Wedle legendy miał Kelly, któremu nie powiodły się próby alchemiczne robienia złota, zawrzeć pakt z djabłem, wprowadzonym w świeżego trupa ludzkjego, i dopiero potem uzyskiwać złoto rzeczywiście.
2 : The present Age and inner Life
3 : Revue spirite
Astrologja
 
Możnaby powiedzieć, że astrologja jest "stara jak świat", bowiem początek jej tonie w najodleglejszej przeszłości. Do niedawna mniemamo, że kolebką jej była Chaldeja, Assyrja i Babilonja, względnie Egipt; nowoczesne jednak odkrycia archeologiczne wykazały, że już wśród pradawnych cywilizacji Ameryki Pd., o wiele tysięcy lat starszych od kultury egipskiej, znany był język tajemny Zodjaku i wpływ jego na losy ludzi. Garçilao de la Vega, Inkas z pochodzenia, oraz Pedro Mortyz, pozostawili niezmiernie ciekawe notatki, dotyczące astrologicznej wśród Inków i Mayów, zamieszkujących Amerykę Pd., a przez okultystów uważanych za potomków Atlantydy. Świątynia Słońca, jeden z najpiększniejszych zabytków kultury Inków, odkryta przez ekspedycje naukowe i pochodząca zprzed 11 tysięcy lat, zbudowana była na podstawie ścisłych wyliczeń astronomicznych i astrologicznych - Astrologowie Inkowie posiadali dokładne wiadomości o czasie gwiezdnym i słonecznym. Już według ich kalendarza rok składał się z 365 dni i dzielił się na 12 miesięcy, z których każdy tworzył 3 dekady. W państwie Inków istniało kolegjum astrologiczne, zwane "Huattuks", w którem określano przyszłość kraju, uzdolnienia i charakter ludzi, czas sprzyjający wyprawom i t. p.
Również i w późniejszych wiekach a wreszcie średnich otoczona była astrologja czcią i szacunkiem, a mowa gwiazd uważana była za "mowę bogów".
Obserwacje ruchu planet - do których zaliczano także Słońce i Księżyc - łączono z obserwacjami wypadków ziemksich w związek pozornie przyczynowy ("post hoc, ergo propter hoc") i na tej drodze "przepowiadano" zdarzenia na okres czasu, w którym planety zajmą na niebie stanowiska podobne, jakie miały w chwili obserwowanego już wypadku; planetami bowiem rządzą demony potężne ("duchy planet"), które wpływają na zjawiska ziemskie i na losy ludzi poszczególnych.
Z dawnych czasów przechowało się w astronomji do dziś oznaczanie różnych okolic nieba nazwami gwiazdozbiorów (konstelacyj), pochodzącemi stąd, że połączenie linjami gwizd jednej grupy tworzy figury geometryczne, formą prypominające przedmioty, ludzi, lub zwierzęta. dwanaście takich konstelacyj, rozmieszczonych na sklepieniu niebios w pobliżu ekliptyki, tworzy wzdłuż niej pas, który nazwano "zwierzyńcem niebieskim", czyli zodjakiem.
Jakkolwiek konstelacje te nie leżą w równych od siebie odstępach, astrologja przydzieliła każdej z nich łuk 30? z całego okręgu ekliptyki, dzieląc ją w ten sposób na dwanaście równych części, określanych nazwami konstelacyj, czyli znaków zodjaku. Każdy "znak" ma prócz nazwy także swój "hieroglif", symbol graficzny. podczas zrównania wiosennego dnia z nocą Słońce "wstępuje" w znak Barana i co miesiąc przechodzi do znaku następnego, obiegając w ten sposób przez rok wszystkich 12 znaków.
Planety - jak wiadomo - krążą dokoła Słońca z różnemi prędkościami; bliższe Słońca obiegają je w czasach krótszych niż rok ziemski, a dalsze od Słońca kończą swój jeden obieg w czasach znacznie dłuższych. Stąd w różnych latach ziemksich pojawiają się w tych samych okolicach nieba (znakach zodjaku) różne planety, z czego astrologja wnioskuje, że wpływ ich na losy człowieka w różnych latach się zmienia. Do określenia tych wpływów i do przepowiadania przyszłych wypadków zmierzają właśnie astrologowie.
Aby módż badać te wpływy i wysnuwać z nich wnioski o losach człowieka, należy naprzód ustalić położenie planet na niebie w jakiejś określonej chwili czasu. Za taką chwilę przyjmuje astrolog moment urodzenia człowieka. Doniosłość tego momentu motywuje astroloja tem, że jest to chwila, w ktorej człowiek ulega po raz pierwszy wpływom ciał niebieskich, nie osłonięty już od nich organizmem matki, oraz tem, że człowiek jako "duch" wybiera sobie już przed urodzeniem wpływy, które mu będą w życiu odpowiednie do odrabiania jego "karmy".
Prócz wpływów planet działają także wpływy znaków zodjaku, a do studjowania tych różnych wpływów służy wykres, zwany horoskopem. W różnych czasach wykres taki otrzymywał różnew formy. Obecnie stosowany okrąg wyobraża ekliptykę ziemską, wokoło której rozmieszczone są znaki zodjaku, a w nich planety na tych stopniach, jakie zajmowały w momencie urodzenia.
Tu przytaczam dosłownie jednego z wnikliwych badaczy polskich w tej dziedzinie, Jana Hadynę, który o astrologji mówi co następuje:
Astrologia była dla nas do niedawna wartością czysto historyczną, miała znaczenie tylko antykwaryczne. Ale i tu, na gruncie czysto historycznym przedstawia się ona bardzo ciekawie, stanowiąc doniosły czynnik - zarówno dodatni, jak i ujemny - w histoji kultury; nasuwa niejedno ciekawe zagadnienie zarówno dla historyka myśli ludzkiej, jak i dla psychologa. I chociażby dzisiaj nawet bardzo gruba warstwa kurzu i zapomnienia skrywała stare, pergaminowe foljały alchemiczne i astrologiczne, były one jednak kiedyś bezcennym źródłem dociekań i studjów dla jednostek poważnych i nadzwyczaj interesujących. I historym, który odważyłby się kroczyć temi opuszczonemi i zapomnianemi drogami, które kiedyś wydeptywały skrzętnie stopy niejednego wielkiego uczonego, zdziwiłby się, znalazłszy tam imiona wielkie i skądinąd znane całemu kulturalnemu światu. [1] Odsłoniłyby się przed nim horyzobnty bardzo rozległe, o doniosłem znaczeniu dla historii kultury i ludzkiego wysiłku myślowego. Lecz jak dotąd, stosunkowo nie wielu badaczy odważyło się na taką wędrówkę, nie wiele osób podjęło trud wyszukania śladów tych wzgardzonych przez współczesność szlaków myśli ludzkiej. Zwłaszcza u nas w Polsce nie wyzyskano jeszcze i nie opracowano tych tak arcyważnych czynników w dziejach nauki i kultury, mimo, że właśnie Polska, a zwłaszcza Akademja Krakowska, cieszyła się olbrzymią sławą i uznaniem; dzięki takim to właśnie doktrynom, wyznawanym w ówczesnej Europie. Uniwersytet Krakowski był na przełomie XV i XVI wieku najwybitniejszą uczelnią astrologji, do której zjeżdżały liczne rzesze studentów z całej Europy. Uczelnia ta wyznawala wówczas z dumą, że astrologja rozniosła jej sławę aż do najodleglejszych krańców świata.[2]
Rozwój nauk matematycznych w XVII wieku, szczególnie przejście od ptolemeuszowskiego do kopernikańskiego systemu, a wreszcie racjonalistyczne poglądy wieku XVIII skreśliły ją definitywnie z listy uznawanych doktryn naukowych, a wiek XIX jeszcze bardziej pogłębił przepaść między ówczesną nauka a astrologją. Wówczas wykwitło mniemanie, które jeszcze dzisiaj panuje nad wieloma umysłami, że kwestja astrologji jest już raz na zawsze załatwiona, a jej wartość ocenia się już tylko z punktu historycznego dokumentu, jak daleko posunąć się może "łatwowierność, przesąd i ciemnota" ludzkiego umysłu.
Lecz cóż się dzieje? - wbrew wszelkim przypuszczeniom, że astrologja, pogrzebana i podeptana przez ludzi nauki, nie podniesie się już nigdy, a zwłaszcza w czasach obecnych, gdy umysły nie są już tak skłonne do przyjmowania wątpliwych hipotez - ta właśnie wiedza zaczyna znów nabiera wartości realnych, zjednywa sobie zwolenników i bynajmniej nie w sferze ciasnych zabobonnych umysłów! Zwolna, ale coraz wyraźniej przeżywa wspaniałe odrodzenie, tak, że dziś stało się jasnem, że pradawna astrologja odzyskuje znów swą utraconą pozycję w naszym bilansie umysłowym i kulturalnym, pozycję, z którą należy się liczyć i której nie da się już przemilczeć.Wychodzą liczne czasopisma naukowe i popularne, bibjografja astrologji rośnie jak na drożdżach; słowem - średniowieczne gwiaździarstwo, strącone z piedestału wiedzy poważnej i głębokiej, odzyskuje dawne stanowisko, nabiera nowego życia i nowej aktualności. Co najciekawsze, porywa w swoje szeregi ludzi nauki, poważnych przedstawicieli wiedzy współczesnej. Astrologami są teraz i astronomowie i matematycy, filozofowie i inżynierowie, lekarze i historycy.
Oczywiście, że w miarę jak astrologja zaczęła nabierać nowej aktualności, wzrastała także liczba ludzi, którzy widzieli w niej tylko nowe i łatwe źródło zarobku. Zaroiło się od najprzeróżniejszego autoramentu fuszerów i szarlatanów, którzy dziś jeszcze naukę tę wielce dyskredytują, reklamując ją w sposób jarmarczny po gazetach i obiecując "bogactwo, miłość i szczęście przy pomocy Wenery i Jowisza"!
Nic więc dziwnego, iż sądzi się powszechnie, że zasadniczą i jedyną cechą astrologji, to "przepowiadanie" przyszłych wydarzeń. Dla większości osób, nie mających żadnego wyobrażenia o wiedzy astrologicznej, miarodajnem jest, co powiedział ten lub ów astrolog i czy ta przepowiednia się spełniła. Zdolnością samego astrologa mierzą wartość wiedzy, zapominając, że "chociażby gwiazdy nie kłamią, to kłamać o gwiazdach mogą astrologowie"! - Ale czyż mało wnikliwy lekarz, któremu pacjent umrze w czasie leczenia, dowodzi, że cała wiedza medyczna nic niewarta? - Podobnież i ustosunkowanie się do astrologji, oparte o błędne wnioski mniej lub więcej wnikliwych astrologów - polega na wielkiem nieporozumieniu. Zresztą astrologja nie jest jedynie sztuką dywinacyjną, nie opiera się wyłącznie na przepowiadaniu i "wróżeniu"; to tylko jeden z jej działów, zw. astromancją.
Jakie są więc założenia i cele dziesiejszej astrologji?
Zasadniczą tezę astrologji możnaby sformułować w nast. sposób: "między konstelacjami gwiezdnemi a zjawiskami na kuli ziemskiej istnieją pewne związki, które można jednoznacznie formułować i rejestrować" (von Klöcker).
Według astrologji, ciała niebieskie i Ziamia wraz z znajdującemi się na niej istotami, to olbrzymie pola sił wzajemnie się przenikających i pobudzających. Te prądy energij, płynące na Ziemię z krążących przestrzeni międzyplanetarnych, przenikają ją i ładują niby kolosalny magnes, udzielając się jednocześnie i pobudzając najmniejszą nawet istotę. Wpływ ten daje się zaobserwować nietylko na ludziach, ale i zwierzętach i roślinach. - Każda z planet posiada sobie właściwy magnetyzm, którego wpływy, zależnie od wzajemnych aspektów, dają nam się odczuć harmonijnie, lub nieharmonijnie. Poszczególne istoty reagują na owe prądy, spływające na Ziemię, najzupełniej różnie. Podbnie jak na skrzypcach ten sam smyczek wywoła różne tony na poszczególnych strunach, stosownie do ich nastrojenia, tak i poszczegolne indywidualności reagują na owe wpływy kosmiczne. Na wszystkich "gra" tasama siła kosmiczna, a jednak każda dusza "dźwięczy" inaczej. Astrologja uczy, że owo "strojenie struny" odbywa się w momencie rodzenia, w momencie, kiedy człowiek rozpoczyna swój indywidualny byt na tej planecie. - w ten sposób pozycje gwiezdne wyciskają swą pieczęć na całe życie danej jednostki, a graficzne przedstawienie tych pozycji zwie się horoskopem.
"człowiek jest niejako chemicznym związkiem pierwiastków kosmicznych. Horoskop jest zatem graficznem przedstawieniem stosunku sił, działających w poszczególnej jednostce, a ponieważ każda planeta reprezentuje pewną zasadę kosmiczną, przeto z horoskopu takiego dokładnie widzimy, w jakim stopniu i w jakim stosunku te pierwiastki kosmiczne reprezentowane są w danej jednostce. Przez syntetyczne zbadanie tych stosunków otrzymujemy obraz indywidualności".
Twierdzi dalej astrologja, że z horoskopu danej jednostki potrafi sprecyzować jego fizyczną konstytucję, jego psychologiczny typ, wreszcie jego inklinacje i kierunek rozwoju. Słowem, pierwszem i zasadniczem zadaniem, jakie sobie stawia astrologja, to stworzenie pewnych podstaw typologji psychofizycznej, stojącej w związku z czynnikami kosmicznymi.
Dalszym dopiero etapem, znacznie bardziej podległym indywidualnym czynnkom, trudnym zazwyczaj do uchwycenia, to określenie losu człowieka. wydawałoby się to może dziwnem na pierwszy rzut oka, że losy nasze można - do pewnej przynajmniej granicy - zgóry ustalić. Lecz po bliższem zastanowieniu przyznamy, że jest to jednak możliwe. Losy nasze z znacznie silniejszym stopniu zależą od naszego charakteru i naszych właściwości psychofizycznych, niż się to zwykle przypuszcza.
Na daleko sięgający związek między psychofizycznemi cechami jednostki, ich charakterem, danym niejako zgóry, od urodzenia, a losem ich, wskazuje także dzisiejsza psychologja. 
Nie znaczy to jednakże, że astrologja musi operać się na fataliźmie. Od dawien dawna podkreślali astrologowie, że "gwiazdy tylko skłaniają, ale nie zmuszają". Jest to jasne na podstawie tego, co wyżej powiedziałem. Jeżeli bowiem losy nasze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psychofizycznych, to jednakże są to czynniki plastyczne, które w pewnych granicach mogą zostać opanowane i przekształcone przez nas samych. Jeżeli psychologja i fizjologja mówi np. o wpływie gruczołów dokrewnych na psychikę i czyny człowieka, to stwierdzając dany związek, dąży ona do tego, by przez sztuczne oddziaływanie na jeden czynnik zahamować złe, a wzmocnić dobre reakcje drugiego czynnika. Podobną rolę ma i astrologja.
Mając to na uwadze, zrozumiemy, że astrologji nie można identyfikować z "wróżeniem" w sensie ogólnie pojmowanym. Wskazuje ona jedynie na psychofizjologiczne podłoże czynu i zachowania się jednostki, ustanawia pewną swoistą typologię, zależną od czynników kosmicznych, przeprowadza z tego punktu widzenia pewien specjalny podział jednostek ludzkich, wyrażający się w pewnych grupach i podgrupach, a znając wpływ tych czynników na losy człowieka, jest w stanie nakreślić także prawdopodobny przebieg i kierunek, w jakim potoczą się jego losy.
Inna rzecz, że ze względu na to, iż istnieje mały tylko procent ludzi, dbających poważnie, wytrwale i celowo o swój moralno-etyczny rozwój, ze względu na to, że dla przeciętnego człowieka jego naturalne dyspozycje oznaczają zwykle jego los, staje się dla astrologicznego wyszkolonego i doświadczonego znawcy ludzi, w znacznych granicach możliwem przewidywanie z frapującą dokładnością przyszłych losów człowieka.
Spotyka się często astrologja z zarzutem, że spełnione prognozy nie świadczą o słuszności zasad tej nauki, lecz o paranormalnych zdolnościach, a więc jasnowidzeniu, wzgl. zdolności proroczej jednostki, która daną prognozę postawiła. Za jasnowidzenie, jako zdolność paranormalną w sensie dzisiejszej parapsychologji, uważamy coś, co objawia się taką przepowiednią, która wyklucza drogę logicznych przesłanek, która nie może zaistnieć na drodze wnikliwych, intelektualnych kombinacyj. Inaczej bowiem musielibyśmy nazwać jasnowidzem i polityka, przepowiadającego przyszły bieg wypadków; meteorologa, informującego nas o przewidywanym przebiegu pogody; lekarza, podającego prawdopodobny proces choroby i reakcję organizmu, i t. d. i t. p.
Toteż jak długo nie znamy dokładnie ogólnych założeń, zasadniczych przesłanek, prowadzących do astrologicznych przepowiedni, tak długo nie możemy mówić o jakiemkolwiek "jasnowidzeniu".
Horoskop przedstawia niezliczoną ilość możliwości bardzo różnorodnych i często sprzecznych między sobą. Kwestja wyboru tych, a nie innych możliwości jest już wynikiem osobistych, czysto indywidualnych zdolności astrologa. Przekracza to już ramy nauki i staje się sztuką, czysto osobistem uzdolnieniem. Podobnie jak n. p. lekarz genjalny, który stawia trudną diagnozę, nie posługuje się już czysto naukowemi przesłankami w wyborze licznych możliwości, lecz kieruje się, zresztą nieświadomie, intuicyjnymi czynnikami w wyborze swych ostatecznych wniosków, podobnie i utalentowany astrolog, tłumacząc daną konstelację, zwaną aspektem, posługuje się zdolnościami, przekraczjącemi ramy tego, czego się można nauczyć metodycznie. Tak jak w wypadku diagnozy łatwo popełnić błąd przez nieuwzględnienie całkształtu i zły wybów nastręczających się możliwości, a mimo to nie odmawia się medycynie cech naukowych, podobnie i w astrologji - fałszywa prognoza na skutek złego syntetycznego ujęcia wszystkich poszczególnych elementów i złego wyboru możliwości, nie przekreśla jeszcze jej cech naukowych. Tu, jak i tam, rzecz ta opiera się na osobistych uzdolnieniach, a może nawet na chwilowej dyspozycji badacza. Indywidualne niedoskonałości nie mogą nigdy stanowić podstawy do objektywnego sądu. - Istnieje pewien podstawowy, zasadniczy zrąb astrologji, ktorego można się wyuczyć, który jest dostępny badaniom statystycznym, lecz poza tem istnieje jeszcze zdolność syntetyczna i wyczucie intuicyjne, owa zdolność, która jest kwestją talentu jednostki.
Można do pewnego stopnia opanować część objektywną, naukową muzyki, mimo to nie będzie się jeszcze twórczym kompozytorem. Ten czysto artystyczny pierwiastek astrologji - istniejący zresztą w każdej dziedzinie wiedzy - sięgający poza jej zrąb czysto naukowy, trzeba mieć zawsze na uwadze, mówiąc o praktycznem zastosowaniu astrologji. wtedy ocena będzie znacznie sprawiedliwsza.
na zakończenie chciałbym poruszyć jeszcze jeden czynnik, bardzo ważny dla zrozumienia tej wyjątkowej żywotności astrologji i tego uroku, jaki wywiera ona na liczne rzesze swych zwolenników.
Astrologja, patrząc na nią czysto formalnie, jest najwspanialszą próbą systematyczno-konstruktywnego światopoglądu, na którą kiedykolwiek duch ludzki się zdobył. Dla tego, kto szuka w niej cech naukowych - będzie ona naukową i dostępną metodom naukowym. Dla tego natomiast, ktorego głód metafizyczny jest niezaspokojony, kto szuka wartości moralnych i religijnych, stanie się ona wspaniałym, wszechstronnym światopoglądem, prawodawczynią moralną, stanie się religją wzniosłą, łączącą w sobie zarówno elementy umysłowe, jak i mistyczne. Nie zapominajmy, że kolebką astrologji były świątynie, że pierwsi astrologowie to kapłani, że elementy kosmiczne odgrywały doniosłą rolę w religjach wszystkich czasów. Światopogląd astrologji jest tem wznioslejszy, tem więcej zadowalniający człowieka, że mimo dalekich horyzontów, jakie otwiera on dla ludzkiej myśli, posiada także praktyczne wartości dla codziennego naszego życia, że - jak żaden może inny - nie nadaje się tak doskonale do tego, by oddziaływać uszlachetniająco i kształcąco na mędrca, jak i człowieka przeciętnego, na laika, jak i znawcę rutynowanego. Jest to światopogląd, który pojmuje Bóstwo, jako cały Kosmos ze wszelkiemi jego siłami i możliwościami, dla którego gwiazdy, ziemia i człowiek i wszelkie siły kosmiczne stanowią majestatyczną całość, ściśle ze sobą związaną i wzajemnie na siebie oddziaływującą.
I bezsprzecznie, tu właśnie leży w znacznym stopniu źródło tego niepospolitego uroku, jaki gwiaździarstwo wywierało od dawien dawna i wywiera dziś jeszcze na umysły ludzkie. A wiemy przecież, że najwspanialsze nawet umysły, ktorych imiona - jak długo istnieć będzie ludzkość - wymieniać się będzie z dumą i z szacunkiem, chętnie poddawały się urokowi astrologji.

1 : Że wymienię nazwiska: pitagoras, Plato, Arystoteles, Proklus, Hippokrates, największy lekarz starożytności (jego słynne zdanie "Człowiek, który nie zna astrologji, zasługuje na miano błazna, a nie lekarza", Heraklit, cały szereg papieży, Albert Wielki, Dante, Giordano Bruno. Filip Melanchton, Tyche Brahe, Keppler, Kopernik, Napier, wynalazca logarytmów, Goethe i wielu innych. - Sławne obserwatorjum astronomiczne w Greenwich zostało założone podług horoskopu znanego astrologa królewskiego, Flamsteada. - Jednym z najbardziej entyzjastycznych astrologów był bez wątpienia Sir Isaac Newton, stawiający wspaniale horoskopy swym przyjaciołom i znajomym. Gdy Halley (odkrywca komety tego imienia) zarzucał mu zbytnie przejęcie się wiedzą gwiazd, wielki matematyk spojrzał nań uważnie swemi spokojnemi oczami i rzekł: "Studjowałem tę wiedzę przez wiele lat, pan nie znasz jej wcale". - W 1938 roku sprzedano w Londynie papiery i książki po tym wielkim uczonym, które przechowywała przez z górą 200 lat jego rodzina. Są one niamałą sensacją, gdyż ukazują Newtona, jako zapalonego astrologa i alchemika. Wprawdzie fakt ten znany był już dośc dawno okultystom (vide: Surya:Okkulte Weltallslehre), lecz historycy woleli go przemilczeć, jako fakt zbyt "niewygodny".
2 : Sławę uniwersytetu krakowskiego, jako pierwszorzędnego ogniska astrologji, utrzymywały iudicia i prognostyki jego profesorów, wydawane corocznie w formie kalendarzy i przepowiedni na najbliższy rok, a cieszące się olbrzymim powodzeniem zagranicą. Świadczą i tym nietylko częste ich wydania w językach: niemieckim, czeskim, węgierskim, a nawet szwedzkim, ale fakt, że obejmowały z reguły ościenne także kraje, jak Węgry, Morawy, Czechy, Ausrję i Niemcy.

Teozofja
 
Przedstawiając pokrótce spirytzm, wspomniałem, że ruch ten w umysłach pojawił się własnie wtedy, gdy materjalistyczne pojmowanie świata groziło juz zahamowaniem dalszemu postępowi w nauce. Drugim takim potężnym bodźcem do odwrócenia umysłów do materjalizmu było pojawienie się, w 25 lat po tamtym, ruchu teozoficznego.
Zasady teozofji, jako systemu filozoficznego, nie są niczem nowem, a nowe nie są również jej tezy fizjologiczne i archeologiczne; nowem było tylko podanie ich bez symboli i osłonek do wiadomości ogółu umysłow inteligentnych całej kuli ziemskiej; słusznie też pierwsze wielkie dzieło Heleny Piotrówny Bławatskiej (H.P.B.) nosi tytuł "Izys odsłonieta", gdyż rzeczywiście odsłoniło cały niemal zakres wiedzy, zwanej dotychczas "tajemną" i dostępnej tylko w okruchach nielicznym okultystom prawdziwym. Drugie wielkie jej dzieło: "Nauka tajemna", odsłoniło już bez reszty wszystko, co było jeszcze "zakryte" dla profanów, i z tą chwilą "okultyzm" właściwie już się skończył; można odtąd tylko bądźto przyjmować, bądź odrzucać, tezy w tych dziełach zawarte, stwierdzając ich prawdziwość lub błędność obserwacjami i eksperymentami.
Termin "teozofia" i niektóre jej tezy pojawiły się już w III w. po Chr. u neoplatonika Ammoniusa Saccasa, a uzupełniali je Plotinus, Porfirius, Jamblichus i Proclus; bez porównania dokładniej zawierają się jednak w dawnych księgach indyjskich, których wiek sięga na liczne stulecia przed Chrystusem. Tem można wyjaśnić fakt, że tezy te znane były tylko w ułamkach z dzieł neoplatońskich okultystom europejskim; indologja bowiem jako osobna nauka rozwinęła się dopiero z końcem wieku XIX, a prawdopodbnie żaden z okultystów dawniejszych sanskrytem nie władał.
Jako zwarty system filozoficzny, daje teozofja odpowiedź na wszystkie niemal zagadnienia, jakie stawia umysł ludzki w swem dążeniu do zbadania i zrozumienia. W tezach tych mieści się i kosmogonja i prehistorja, i zasady etyki, i psychologja i eschatologja i wiele przedmiotów pokrewnych; tu w zarysie najogólniejszym przytoczę tylko niektóre tezy: Nasz układ słoneczny zamieszkują cztery "królestwa przyrody", ludzie, zwierzeta, rośliny i minerały, a rozwijając w sobie coraz szerzej świadomość i aktywność, postępują naprzód w ewolucji. Po pewnym cyklu rozwojowym kamienie będą roślinami, te zwierzętami, zwierząta ludźmi, a ludzie aniołami. Dzieje rozwoju dotychczas przebytego zawiera "księga Dzjan", a jej przekład podaje Bławatska w "Doktrynie tajemnej".
Rozwój jednostki duchowej (monady) od kamienia do anioła odbywa się w ten sposób, że naprzód (jako kamień) ma ta monada tylko jedno "ciało" (fizyczne); następnie (jako roślina) dostaje drugie ciało (eteryczne), potem (jako zwierzę) trzecie (astralne) i wreszcie (jako człowiek) czwarte (myślowe). Dalszy rozwój monady jako człowieka następuje przez kolejne inkarnowanie się na ziemi w różnych ciałach (osobistościach), wskutek czego tworzy się jeszcze jedno "ciało" (przyczynowe), trwające już przez wszystkie wcielenia, podczas gdy tamte "niższe" ciała monada otrzymuje nowe za każdem swem życiem ziemksiem.
Cel ewolucji jest dwojaki: udoskonalanie "ciał", aby przez nie działalność duchowa mogła jak najswobodniej przejawiać się na zewnątrz, oraz kształcenie ducha przez odbieranie i uświadamianie sobie coraz wszechstronniejszych wrażeń zewnętrznych, a zatem rozwój zakresu świadomości. Kamień nie odbiera żadnych niemal wrażeń zewnętrznych, zatem jeden "duch" (monada) wystarcza na wszystkie minerały, na całą skorupę ziemską. Na roślinę działają już silniej bodźce zewnętrzne, a ona nawzajem może oddziaływać kształtująco na świat mineralny, stąd też ciałami roślin posługują się już różne monady (duchy drzew, trawy, zbóż, etc.) Zwierzętami rządzą monady jeszcze bardziej podzielone; każdy rój pszczół ma jednego wspólnego ducha, a podobnież stado owiec lub gęsi ("duchy stadne"). Niektóre zwierzęta domowe (psy, koty, konie) mają ciała już tak wysoce rozwinięte, że każde zwierzę zamieszkuje oddzielny duch indywidualny; duch taki w cyklu następnym będzie już zdatny do posługiwania się ciałem ludzkiem.
Zadaniem ducha w ciele ludzkiem jest dalsze rozwijanie świadomości, a zarazem udoskonalanie tych ciał, jakie "wdziewa" na siebie w inkarnacjach kolejnych; udoskonalanie nietylko ciała fizycznego, lecz także eterycznego, astralnego, myślowego i przyczynowego. Gdy je wykształci do stopnia najwyższego, zakreślonego obecnym cyklem ewolucyjnym, nie będzie mu już potrzebne ciało fizyczne: przestanie być człowiekiem, a zostanie "aniołem", duchem bez ciała fizycznego. Aby ten rozwój przyspieszyć, może człowiek wstąpić na krótszą "ścieżkę" i wcześniej niż inni ludzie uzyskać ten stopień udoskonalenia, na którym ciało fizyczne (i eteryczne) stanie mu się już zbędnem; wtedy przestanie już wcielać się na ziemi i wstąpi w sferę "aniołów". Do takiego przyspieszonego rozwoju etycznego podaje teozofja szczegółowe wskazówki, zgodne zresztą z pradawną tradycją indyjską, a stopnie też ścieżki odgraniczone są "wtajemniczeniami".
Oprócz duchów, zamieszkujących ciała fizyczne (roślin, zwierząt i ludzi), istnieją inne monady duchowe, które nie mają ciała fizycznego, a zatem zmysłami fizycznymi nie są dostrzegalne; są to wedle teozofji "duchy przyrody" (skrzaty, gnomy, rusłaki, demony, etc.), których "najniższem" ciałem jest eteryczne, względnie astralne. Istoty te mogą swemi ciałami oddziaływać na odpowiednie ciała ludzi, pomagać im lub przeszkadzać, a w niektórych wypadkach mogą nawet wdziewać na siebie ciała fizyczne, inkarnując się jako ludzie. Nie należą tu oczywiście wilkołaki, wampiry, inkuby, etc, gdyż te są tylko wytworami ludzi (myślakami, egregorami) i żadnej monady duchowej nie zawierają.
Wszystko to - powtarzam - nie jest niczem nowem, ani nie jest "wynalazkiem" teozofji, gdyż zawiera się już w dawnej tradycji indyjskiej; nowem jest tylko uprzystępnienie tej filozofji umysłom europejskim i usystematyzowanie (głownie przez Leadbeatera) w sposób może zanadto schematyczny, ale odpowiadający nawykom myślowym Zachodu. Podaję schemat "ciał" różnych stworzeń i przynależność ich do różnych "planów", czyli "równi" wszechświata.
Postepując od dolu wgórę, mamy naprzód to, co nazywamy materją fizyczną dostrzegalną zmysłami, oraz siłę eteryczną, nadającą kształt tej materji; obie razem tworzą "ciało" kamienia. Dalej mamy "materję astralną", w której ruchem są popędy i afekty, tworzące razem z poprzedniemi energjami "ciało" rośliny. Następnie mamy "materję myslową", której ruch wyraża się myslami konkretnemi; ma ją prócz poprzednich ciało zwierzęcia. Wszystko to są "ciała", posiadające pewne formy (indyjskie: rupa), a każda forma jest przemijająca; są to zatem ciała "śmiertelne". Człowiek rozwija zdolność myslenia abstrakcyjnego, bez form określonych, dochodzi już zatem do świata przyczyn (noumena, ideje Platona); a gdy pracuje nad przyspieszeniem swego rozwoju, kształci w sobie etykę (budhi), odrywając się równocześnie od materji fizycznej ("wtajemniczony"). Anioł nie potrzebuje już ciał widzialnych (fizycznego i eterycznego) a natomiast rozwinął w sobie w zupełności etykę i sięga w świat ducha (atma), a archanioł objawiać się może tylko we formie myśli konkretnych, cała bowiem reszta jego istoty należy już do abstrakcji bez formy (arupa).
Z chwilą zniszczenia ciała fizycznego kamienia (n. p. potłuczenia go na proszek lub rozpuszczenia kryształu w wodzie) pozostaje tylko jego forma eteryczna i zdolność do układania materji fizycznej w taką samą formę. Po zniszczeniu (spaleniu, zgniciu) rośliny pozostaje zdolność do stworzenia podobnej formy fizycznej i popęd do takiego tworzenia. Po śmierci zwierzęcia dusza jego istnieje jako ciało astralne (popędy, żądze) i zacząki myślenia konkretnego; zbierając te popędy i te wyniki myslenia, umieszcza je "duch stadny" w ciałach fizycznych nowych zwierząt tego samego gatunku jako "swoje ciało" astralne i myslowe, aby w nich dalej je rozwijać. Dlatego to zwierzęta w stadzie mają jednakie ruchy i jednakie popędy, a doświadzcenia poprzednich jednostek tego stada przechodzą na nowo zrodzone; jest to "pamięć" ich ducha wspólnego, ale nie pamięć każdej jednostki z osobna.
Po zniszczeniu ciała fizycznego człowieka wskutek starości, choroby lub uszkodzenia następuje to, co nazywamy śmiercią; duch opuszcza niezdatny do użytku organizm i pozostaje tylko w s wych cialach niewidzialnych. W kilka dni po zgonie rozkłada się ciało eteryczne jako już niepotrzebne i człowiek żyje nadal tylko w swem ciele astralnem (i wyższych), jako t. zw. "zmarły". gdy wyczerpią się także zużyte popędy i afekty, co trwa mniej więcej przez okres czasu, równy trzeciej części życia ziemskiego (okres czyśćca), odrzuca człowiek także ciało astralne i przechodzi na równię myślową (niebo). Tu przebywa - zależnie od zakresu myśli, jakie zdołał rozwinąć w życiu ziemskiem, - lat kilkadziesiąt, kilkaset, lub dłużej, poczem budzi się w nim pociąg do zbierania nowych doświadczeń, a zatem do pogrążenia się napowrót w gęstszą materję.
Świadomość jego zwraca się na nowo ku ziemi: duch wyszukuje sobie warunki, w których mógłby zebrać jak najwięcej brakujących mu doświadczeń, a zatem upatruje odpowiednich do tego celu rodziców, a ten popęd do urodzenia się tworzy mu nową powłokę, ciało astralne. krąży w niem około przyszłej matki, pracując wraz z nią nad uformowaniem ciała fizycznego dla siebie i wreszcie rodzi się na ziemi jako dziecko: jest to jego nowa inkarnacja. Ze starej pozostał tylko duch, a ciało astralne, eteryczne i fizyczne jest całkiem nowe; niema w nich zatem dawnych cech fizycznych ani dawnych popędów, i oczywiście niema żadnej pamięci z życia poprzedniego. Dopiero gdy człowiek zdoła (przez "wtajemniczenie") nawiązać łączność świadomą między swemi ciałami (tworzącemi razem jego :jaźń niższą") a duchem, powraca mu (mieszcząca się w "ciele przyczynowem") pamięć jego wcieleń poprzednich.
Oto kilka tez najważniejszych z dawnej wiedzy indyjskiej, spopularyzowanych przez teozofję. Z powyższego jest już widoczne, że taki pogląd na świat mieści w sobie logiczne i zwarte wytłumaczenie całego splotu zjawisk, wśród których staje człowiek, szukający związku między niemi. Czem innem jest oczywiście system filozoficzny, a czem innem Towarzystwo teozoficzne i kierujące niem jednostki; a jednak bardzo częsty bywa błąd rozumowania, identyfikujący jedno z drugiem: "ponieważ Bławatska była - rzekomo - osobą mało etyczną, przeto teozofja nie moze być niczem wartościowem". Duchy spirytystów miewają naogół poziom moralny niezbyt wysoki, a jednak spirytyzm stał się impulsem bardzo potężnym do wydobycia ludzkości inteligentnej z materjalistycznego pojmowania świata.
Jak każdej płodnej idei, tak i teozofji nie brakło prób ulepszania i poprawiania jej tez, co dało początek rozboiciu się pierwotnego Towarzystwa na różne sekty, mniej lub więcej wrogo nastawione wzajemnie. Spirytyzm miał swego Cardec'a, który głosił ideę reinkarnacji, i swego Davisa, który jej zaprzeczał; podobnież sekretarz Towarzystwa teozoficznego, Rudolf Steiner, wystąpił z niego, aby stworzyć "teozofję chrześcijańską" i założył "Towarzystwo antropozoficzne". Dr Franciszek Hartmann, jeden z najgorliwszych propagatorów teozofji, uznał dalszy jej kierunek, prowadzony przez Annę Besant i Leadbeatera, za kacerski i założył Towarzystwo "starowierców", nie uznając innych powag poza Blawatską.
Żywot takich sekt - i wielu innych mniejszych - był naogół niedługi i jeżeli która dotrwała do dni dzisiejszych, to raczej liczebnoscią członków, niż działalnością rzeczywistą. Pewne rozpowszechnienie miała przed wojną antropozofja Steinera, gdyż pierwsze jego dzieła przyniosły rzeczywiście niemało materjału nowego w rozbudowie teozofji jako systemu filozoficznego; w dalszych jednak wystąpiło coraz groźniejsze rozdrabnianie się na mnóstwo dyscyplin, których jeden system objąć już nie mógł, a w tem pogmatwaniu rzeczy świeckich z duchowemi rozwodniło się to, co pierwotnie przedstawiało głębszą wartość poznawczą.
Spełniwszy swe zadanie podstawowe: dostarczenia ludzkości nowego potężnego impulsu do zwalczania materjalizmu w pojęciach, teozofja trwa już tylko siłą rozpędu pierwotnego, a towarzystwa jej i sekty jej pokrewne wegetują spokojnie bez głębszego - poza wszczepianiem idei reinkarnacji - wpływu na społeczeństwo.
Reinkarnacja i karma
 
Pitagoras w swych wykładach ezoterycznych wspominał, że dawniej żył na ziemi jako Exalides, następnie był Euphorbosem zabitym pod troją przez Menelausa, potem Hermetinią, rybakiem Pyrrhesem i wreszcie Pitagorasem; on podobnież miał naukę o reinkarnacji przynieść do Druidów w Gallji. W pierwszych wiekach po Chrystusie wyznawały ją sekty Simonjanów, Bazylidjanów, Walentynjanów, Manichejczyków i Gnostyków, a co osobliwsza, znaleźć ją można także u niektórych plemion czerwonoskórych ameryki. Pitagoras dostąpił wtajemniczenia w Egipcie, a nauka o reinkarnacji do stała się do Egiptu z Indyj, lub też była tam spuścizną "rasy czerwonej". Rasa ta zamieszkiwała m. i. egipt przed "potopem", który zalał Atlantydę, oddzielając oceanem Amerykę od Europy i Afryki.
W Indjach reinkarnacja nie była niczem tajemnem, należała bowiem do pojęć, znanych i uznanych we wszystkich warstwach oświeconych; jedynie u ludu uległa wypaczeniu w "metapsychozę", a zatem wiarę w przechodzenie dusz ludzkich w ciała zwierzęce. W swej potaci czystej wiara w reinkarnację nie uznaje takich możliwości, lub przynajmniej dopuszcza je tylko w wypadkach bardzo wyjątkowych.
Zasada reinkarnacji wiąże się tak ściśle z zasadą karmy, że jedna bez drugiej byłaby niezrozumiała i bezcelowa. Karma oznacza w sanskrycie działanie (od "kri", działać), a ponieważ wszelkie działanie ma pewne następstwa na mocy prawa przyczyny i skutku, karma oznacza także nastepstwo, skutek działania. Każdy postępek człowieka, czyto myślą, mową, czy uczynkiem, pociąga za sobą pewne skutki, nietylko na zewnątrz, lecz także dla niego. Jeżeli postępek był zły, zaszkodził oczywiście drugiemu, a także samemu sprawcy zaszkodził przez to, że "związał" go z pokrzywdzonym, że stworzył "winę", która musi być odrobiona. Nie jest to jakaś "kara za winy", tylko proste nastepstwo postępku.
Postępek może nie "szkodzić" nikomu drugiemu, a mimoto powoduje nastepstwa dla sprawcy. Dziecko, wkładając palec w płomień, nie szkodzi nikomu, a jednak popiec się musi, chociaż nie wiem, że ten postępek spowoduje przykre następstwa. Tę samą zasadę stosuje prawodawstwo nowoczesne, orzekając, że "nieznajomość ustawy nie uwalnia od ponoszenia odpowiedzialności za swe postępki". Ustawodawstwo jednak tem różni się od prawa karmy, że przewiduje wypadki nieodpowiedzialności, gdy sprawca nie jest w pełni "poczytalności" (choroby umysłowe, wiek dziecięcy, wybuchy afektów), podczas gdy dla następstw karmy niepoczytalność nie istnieje.
Działalność prawa karmy wyglądałaby zatem na jakąś bezlitosną, nieubłaganą, niemal ślepą, nie mającą w sobie nic ludzkiego, gdyby nie to, że właśnie tego rodzaju poczucie sprawiedliwości tkwi na dnie duszy każdego człowieka. Jest może - i powinna być - nieubłagana, ale nie jest bezlitosna; nigdy nie miażdży człowieka, lecz rokłada mu odrobienie następstw na takie dawki, jakie on znieść potrafi. A to "rozkładanie długu na raty" byłoby bez reinkarnacji niemożliwe.
Karma zresztą, jako następstwo uczynków, nie jest tylko "zaciąganiem długów", lecz w równej mierze "składaniem kapitału". Jeden człowiek żyjąc lekkomyslnie, więcej narobi dlugów, niż oszczędzi kapitału przez życie; drugi natomiast stara się odkładać jak najwięcej kapitału, a długów się wystrzegać. U jednego saldo na jego koncie z chwilą śmierci będzie po stronie "ma", u drugiego po stronie "winien". Ten, kto ma kapitał, urodzi się następnym razem na ziemi w warunkach korzystnych (oczywiście nie wyłącznie w znaczeniu materjalnem korzystnych); kto ma tylko długi, będzie miał ciężkie życie we wcieleniu następnem.
Życie to jednak nigdy nie będzie takie ciężkie, żeby go człowiek przy dobrej woli znieść nie mógł; karma bowiem, wprawdzie nieubłagana, ale nie bezlitosna, rozdziela mu jego dług na tyle rat, tyle wcieleń na ziemi, aby obok spłacania ich mógł jeszcze zaoszczędzić sobie nieco kapitału. A już tylko od dobrej woli człowieka zależy, czy on, spłacając raty długów, nie zechce robić nowych, czy zatem saldo na końcu życia będzie korzystniejsze, niż było z chwilą urodzin.
Wypwiedzi ludzi zmarłych zgodne są m. i. w tem, że "po śmierci odbyli przegląd całego swego życia ziemskiego"; ten przegląd zatem jest właśnie "saldowaniem konta" życiowego. Jasnowidząca z Prevorst odbywała w somnambulizmie codzienne "rachunki sumienia", z których saldo przenosiła do rachunków rocznych, a z nich znowu do rachunku życiowego, którego saldo przedstawiało jej się "w jednej cyfrze". Na ten bilans skłądają się tylko pozycje "winien" i "ma" z wcielenia właśnie odbywanego; niema w nim zatem sumy całego długu, jaki pozostaje do spłacenia, lecz tylko rata na wcielenie bieżące. Dopiero przed inkarnacją następną, przed nowem urodzeniem, odbywa się zesumowanie całego długu i wyznaczenie wysokości raty na to nowe wcielenie.
To wyznaczenie raty określa warunki, w których człowiek ma się urodzić i przebyć życie; jeżeli cyfra raty jest wysoka, warunki będą trudne, ale nigdy za trudne do zniesienia. Wystrzegając się nowych długów, a oszczędzając ile się da na kapitał, przygotowuje sobie człowiek za życia ziemskiego lepsze warunki na wcielenie następne. Te "lepsze warunki" nie oznaczają oczywiście bynajmniej życia w dostatkach i próżniactwie; dają tylko wiele sposobności do rozwijania się duchowego, nie krępowanego "więzami", jakie nakladają na człowieka wielkie długi, zaciągnięte u innych ludzi. Wielka krzywda, wyrządzona komuś, kto jej nie wybaczył, wymaga spotkania się z nim we wcieleniu następnem, aby mogła bvyć odpłacona. Stąd n. p. człowiek przychodzi na świat w rodzinie, w ktorej musi wiele znieść od ojca lub matki; tym ojcem czy matką jest ktoś, kogo on skrzywdził w życiu poprzedniem, w którem zresztą teraźniejszy ojciec mógł n. p. być jego corką lub żoną.
Gdy skrzywdzony przebaczy i nie oczekuje odpłaty jakiemś poświęceniem czy dobrodziejstwem, to i nie wiąże się z krzywdzicielem, a wtedy ten nie musi już spłacać długu skrzywdzonemu osobiście, lecz dopisuje go do sumy ogólnej swych długów. Podobnież dopisuje się do tego funduszu wszystkie drobne długi, które z nikim osobiście nie wiążą, i te długi spłaca się (w jednej sumie, lub w drobnych ratach) pierwszemu lepszemu, bądźto w tem samem wcieleniu, bądź w następnem. Zrozumiałe jest z tego, dlaczego na "ścieżce" do wtajemniczenia obowiązuje reguła: "nie wiązać się z nikim i z niczem". Zrozumiałe jest także, dlaczego duchy zmarłych czasem tak uporczywie starają sięna seansach naprawić jakieś wyrządzone za życia krzywdy lub zaniedbania: wolałby już nie wiązać się z temi osobami we wcieleniu następnem.
Celem ewolucji jest doskonalenie się jednostek, a odrabianiem karmy uczy się człowiek iść z postępem ewolucji i unikać tworzenia nowej karmy. [1] Wciela się zatem ciągle na nowo dopóty, dopóki wszystkich rat dawnej karmy nie wyczerpie, a nowej robić nie przestanie. doskonalenie się zmierza do rozwinięcia w sobie wszystkich właściwości dodatnich, a zupełnego wyplenienia ujemnych; ponieważ zaś inne cechy ma człowiek we wcieleniu jako mężczyzna, a inne ma w ciele kobiecem, inkarnuje się zwykle naprzemian raz jako mężczyzna, drugi raz jako kobieta. Człowiek "doskonały" musi posiadać wszystkie dobre właściwości męskie i kobiece.
wbrew przekonaniu eugeników i psychologów w morlaności idealnym typem człowieka nie jest ani "stuprocentowy" mężczyzna, ani takaż kobieta; przeciwnie nawet, są to typy bardzo pierwotne, spotykane tylko na niższych szczeblach rozwoju gatunku homo sapiens. duch ludzki na pewnym stopniu udoskonalenia, który już przebył wiele wcieleń w obu płciach naprzemian, nie rodzi się nadal w takich ciałach stuprocentowo męskich czy kobiecych, gdyż miałby w nich trudność utrzymania na wysokim poziomie swych zdobytych już cech płci jednej i drugiej - cech oczywiście duchowych, nie fizycznych. Stąd to dusze "stare", ktore już mają długi szereg wcieleń za sobą, posiadają w charakterze cechy obu płci, z małą tylko przewagą jednej nad drugą, a więc n. p. albo są to "sześćdziesięcioprocentowe" kobiety, albo "siedmdziesięcioprocentowi" mężczyźni. [2] 
Oczywiście dla duszy bardzo "młodej", ktora od niedawna dopiero "wdziewa" na siebie ciała ludzkie, obojętne jest, czy urodzi się w ciele męskiem czy kobiecem, bo w każdem z nich może zdobywać dość doświadczeń do rozwijania swych uzdolnień duchowych; takie dusze zatem wcielać się mogą raz po raz jako mężczyźni, a potem znowu kilka razy jako kobiety. Nie znaczy to, jakoby dusza młoda miała się wcielać tylko wśród ludzi prostych, lub w rasach nieucywilizowanych; warunii zewnętrzne, jak zamożność, oczytanie i t. p. mają znaczenie bardzo podrzędne dla rozwoju duchowego. To też spotyka się nieraz dusze młode na wysokich stanowiskach społecznych, a dusze bardzo stare w ciałach n. p. wieśniaków i drobnych rzemieślników, gdyż takie warunki wybrały sobie te dusze przed wcieleniem, jako dla nich najstosowniejsze ze względu na odrabianie karmy i na rozwijanie brakujących im jeszcze uzdolnień.
Podobnie, jak prócz duchów indywidualnych w każdem ciele ludzkiem istnieją także duchy zbiorowe miast, narodów i ras, tak istnieje również karma zbiorowa tych zespołów ludzkich. W karmie tej uczestniczą jednostki, ale nie w tem znaczeniu, jakoby n. p. brały na siebie "winę" za popełnione przez swój naród błędy, lecz tylko dusze wybierają sobie wcielenie w takim narodzie, w którym właśnie karma jego da im upatrzone warunki rozwojowe. Duchy narodów i ras posługują się w razie potrzeby wybranemi przez siebie jednostkami do pchnięcia rozwoju społeczeństwa w kierunku pożądanym. Jednostki te mogą sobie zdawać sprawę z posłannictwa, do którego są przeznaczone, alboteż wypełniać je biernie, jako ślepe narzędzia; w pierwszym wypadku utrzymują się na swym poziomie aż do końca, w drugim "wykolejają się" nieraz zamiast odejść po spełnieniu zadania, uporczywie trzymają się swego wyjątkowego stanowiska, aby być już tylko narzędziem "złej" karmy społeczeństwa. [3]
Są wreszcie duchy całych kontynentów, globu ziemksiego i innych planet, odbywające swe "inkarnacje" w coraz nowych kolejno "ciałach fizycznych" tych planet. Duchy te rządzą swemi "ciałami" i zamieszkującą je ludzkością za posrednictwem "Bractwa Białego", złożonego jakoby z dwunastu "nadludzi" nadzwyczajnie uduchowionych i nie potrzebujących już ciał fizycznych, których siedziba ma się znajdować rzekomo w Himalajach czyteż w Tybecie, czy na biegunie północnym. [4]
Oto w najogólniejszych zarysach streszczenie nauki i reinkarnacji i karmie, nie "wymyslonej" zresztą przez nowoczesnych teozofów, lecz tylko z dawnych źródeł indyjskich podanej do wiadomości publicznej przez Bławatską i jej nastepców w ruchu teozoficznym. Dla okultysty, który nie przyjmuje dogmatów ze slepą wiarą, lecz szuka potwierdzenia ich we faktach rzeczywistych, ważne jest znalezienie takich faktow i porównanie ich z tezami tej filozofji.
Z natury rzeczy faktów takich można sprawdzić niewiele. Jeżeli jeszcze działanie karmy da się tu i ówdzie obserwować w zdarzeniach z życia własnego lub z życia otoczenia, to dowody reinkarnacji jednego i tego samego ducha w różnych kolejno ciałach są prawie niemożliwe do przeprowadzenia; zawsze bowiem zeznania czyjeś, że w życiu poprzedniem tak a tak się nazywał, tam a tam mieszkał, to a to zdziałał, dadzą się wyjaśnić psychometrycznem odczytywaniem szczegółów z życia jakiegoś innego osobnika, z którym bezpodstawnie identyfikuje siebie zeznający.
Objawem działania karmy mogą być n. p. "cudowne" ocalenia niektórych ludzi w katastrofach zbiorowych, pociagających za sobą liczne ofiary: oto ci ocaleni nie mieli ulec katastrofie, bo karma wymagała dla nich innego biegu życia. często także objawia się działanie karmy tylko małem przesunięciem w czasie; gdyby ktoś o kilka sekund później znalazł się w danem miejscu lub podjął pewną czynność, dalsze życie jego potoczyłoby się całkiem inaczej. Albo znowu ktoś najbardziej drobiazgowo przygotowuje sobie wszystkie warunki do wykonania ważnego przedsięwzięcia, a tymczasem zjawia się w ostatniej chwili jakaś przeszkoda, napozór tak drobna, że nie mogłaby wpłynąć na wynik, która jednak niweczy całe przedsięwzięcie. Albo wreszcie ktoś znajduje się w warunkach - familijnych, pieniężnych, miejscowych - bardzo przykrych, które mógłby zmienić bez żadnej trudności: a jednak jakieś względy - moralne, lub tylko urojone - więżą go w tych warunkach tak mocno, że wydobyć się z przykrego położenia nie może.
Zdarzeń któreby przynajmniej połowicznie można przypisać istnieniu reinkarnacji, zanotowano dotychczas stosunkowo niewiele; godne uwagi jest jednak, że w czasach najświeższych mnożą się coraz bardziej. Zdarzenia tego rodzaju odnoszą się bądźto do osób i miejscowości, które nagle rozbłyskają w pamięci, jako już znane, chociaż w życiu beiżącem napewno było to niemożliwe, bądźteż do uświadomienia sobie jakichś dat, nazwisk lub faktów z przeszłości oddalonej, które narazie nie są znane nikomu w otoczeniu, ale mogą być następnie sprawdzone.
Oto n. p. ktoś poraz pierwszy w życiu zwiedza nową okolicę lub budynek i nagle przypomina sobie, że już ją zna; podaje nawet szczegóły otoczenia, chociaż ich jeszcze nie widział, a po oglądnięciu stwierdza, że niektóre są zmienione, jakby nowsze, ale inne pozostały "te same", dobrze mu znane. [5] Czasem zdoła nawet podać, gdzie "wówczas" mieszkał, lub wymienić jakieś wypadki, które tam zaszły przed kilkuset laty; jeżeli to są wypadki drobne, stwierdzić się nie dadzą, donioślejsze zaś mogą być zapisane w jakichś kronikach, narazie nikomu nieznanych, ale później kiedyś odkrytych. Ktoś inny znowu, nie podróżując nigdzie przez całe życie, podaje mimoto jakieś szczegóły o miejscowościach odległych, opisuje ich rozkład i wygląd, wymienia nawet nazwy - nieraz dawne, już nieużywane - a prawdziwość tego potwierdzają dopiero inni, którzy dobrze poznali te miejscowości. Jeżeli to są szczegóły z przeszłości dość odległej, mogą świadczyć na korzyć reinkarnacji; współczesne zaś dadzą się wyjaśnić jasnowidzeniem niezamierzonem - zwłaszcza, że szczegóły takie pojawiają się często tylko we snach, nie na jawie - alboteż telepatycznem czytaniem w pamięci innych ludzi.
Stosunkowo bardziej przykonywające są - nieliczne zresztą - zeznania dzieci kilkuletnich, które n. p. podają z pewną uporczywością i konsekwencją szczegóły ze swego poprzedniego życia, gdzie mieszkały wówczas, jak nazywali się rodzice i czem się zajmowali. Bywa to czasem przeszłość dość niedaleka, a zatem łatwa do sprawdzenia, i takich sprawdzeń notują kilkanaście badania parapsychiczne. W jednym wypadku nawet dziecko rozpoznało na ulicy swego ojca z inkarnacji poprzedniej, jeszcze żyjącego, i opowiedziało mu trafnie szczegóły ze swego życia przed ostatnią śmiercią.

1 : Odnosi się to do wszelkiego rodzaju karmy, a więc zarówno do "złej", powodującej przykre nastepstwo, jak i do "dobrej", dającej korzystne warunki życiowe we wcieleniu następnem. Wszelka karma "wiąże" człowieka, zmuszając go do powracania na ziemię: a dopiero gdy człowiek udoskonali się tak dalece, że już żadnej - ani dobrej, ani złej - karmy nie tworzy, jest wolny od dalszych wcieleń.
2 : Mowa tu tylko o cechach psychicznych, gdyż ciała, zamieszkiwane przez te "stare" dusze, bywają zwykle wybitnie jednopłciowe, bez śladów hermafrodytyzmu. U dusz nieco młodszych natomiast równa procentowość płci obu małżonków jest warunkiem zgodności współzycia: kobieta stuprocentowa nie będzie szczęśliwa w małżeństwie z mężczyzną ośmdziesięcioprocentowym (znowu mowa tylko o cechach psychicznych).
3 : Takiem narzędziem był np. Napoleon, prawdopodobnie inkarnacja dalsza Aleksandra wielkiego, Juliusza Cezara, a później Dżyngischana; przykładów podobnych dostarczają również dzieje najświeższe (powojenne).
4 : ciała stralne jednak nie potrzebują "siedziby" fizycznej.
5 : Należy tu jednak być bardzo oględnym we wnioskowaniu. Czasem można "porównać" to co sie widzi, z "zapomnianemi" obrazami pamięciowymi (n. p. ogladanie zdjęć danego gmachu w różnych czasach i ich zapamiętanie jako "własne").
Budowa człowieka
 
W pięć lat po wystąpieniu (1848) nowoczesnego ruchu spirytystycznego zapytywał sędzia amerykański J.W. Edmonds duchów pukających w stoliku, jaką "energią" porozumiewają się z żyjącymi, i otrzymał takie wyjaśnienie:
"Jest to elektryczność, ale o wiele doskonalsza od tej, którą znacie. Pierwsza i najniższa energja, która przenika ustrój ludzki, ma wpływ na jego tworzenie się i wzrost; jest tem, co nazwałbym pierwiastkiem wegetatywnym. Następna jest pierwiastkiem ruchowo zwierzęcym, przenikającym cały układ nerwowy, tem, co nazywacie instynktem. Dalszym jest pierwiastek duszowy, poruszający uczucia, tworzący wyobrażenia z wrażeń odbieranych i kojarzący je świadomie".
W dwadzieścia lat później podała teozofja podobny szkic budowy człowieka na podstawie dawnej tradycji indyjskiej; jeżeli zatem duchy edmondsa mogły podać już wcześniej taki sam schemat, to nie zaczerpnęły go ani z teozofji, ani zapewne z Indyj, lecz musi on odpowiadać czemuś faktycznie istniejącemu. Rzeczą podrzędną jest to, że duchy Edmondsa nazywały tę energję "elektrycznością" różnych stopni doskonałości, teozofja nazywa je "ciałami" o różnej subtelności, a tradycja indyjska nazywa je "powłokami" (kośa); stosunek wzajemny tych energij, ciał czy powłok, jest jednakowy. Podobny spotykamy także zresztą we wiedzy tajemnej babilońskiej, egipskiej, w niektórych dawnych wierzeniach ludów słowiańskich i plemion amerykańskich.
To, co nazywamy "człowiekiem", składa się z kilku "ciał", czy powlok, coraz subtelniejszych, tak ustopniowanych, że każda następna wyższa ożywia poprzednią niższą, jest jakgdyby jej energją motoryczną. Najniższem ciałem jest organizm fizyczny ze swojemi komórkami, kośćmi, mięśniami, wnętrznościami i narządami zmysłow; jest to tylko mechanizm, którego kształtowaniem się, wzrastaniem i odżywianiem zajmuje się energja, zwana przez duchy Edmondsa elektrycznością, przez teozofję siłą żywotną, a przez tradycję indyjska nazywana praną. Gdy ta energja przestanie działać na mechanizm ciała fizycznego, następuje rozpad jego na pojedyncze komórki, czyli to, co zazwyczaj nazywamy śmiercią.
Nie jest to jednak kres istnienia człowieka, lecz tylko odrzucenie "najgrubszej powłoki" wskutek zużycia lub uszkodzenia; człowiek bowiem żyć może rownie dobrze w swych ciałach subtelniejszych. Przykładu, że tak jest, dostarczają wypadki omdlenia głębokiego i letargu; wtedy mechanizm ciala fizycznego jest nieczynny, oddech i krwiobieg ustaje, niema ruchów mieśniowych, czynności narządów wewnętrznych, ani reakcyj na bodźce zmysłowe. A jednak człowiek żyje i po pewnym czasie "powraca" do przytomności [1], powraca do swego ciała fizycznego; nieraz nawet pamięta, co wtedy myślał i co wokoło niego mówiono.
Tej energji, która utrzymuje w pewnej formie ciało fizyczne, która wprawia w ruch jego członki, płuca, serce i narządy wewnętrzne, dostarcza im ciało eteryczne. W niem mieści się niewidzialny plan budowy całego organizmu fizycznego i w niem mieszczą się ślady wszelkich wrażeń zmysłowych, a zatem to, co nazywamy "pamięcią". wrażenia często powtarzane żłobią jakgdyby rowki coraz głębsze w ciele eterycznym, kształtując je i zmieniając, a reakcje mięśniowe na te wrażenia, jako stałe nawyki, wyrażają się także w formach organizmu fizycznego, nadając mu cechy charakterystyczne, odrębne dla każdego indywiduum. Na kształtowanie się ciała eterycznego ma wpływ także wola człowieka, a ponieważ ono właśnie ma zdolność układania materii fizycznej i zmieniania jej stanu skupienia, mogą niektóre osobniki (medja) wysuwać na zewnątrz swe ciało eteryczne, skupiać wokoło niego materją fizyczną i wywoływać objawy, znane pod nazwami ektoplazmy, telekinezji i aportów.
Substancję, tworzącą ciało eteryczne, zaliczają teozofowie zgodnie z różokrzyżowcami do materji fizycznej, której trzy stany skupienia (stały, płynny i lotny) są widzialne, a cztery bardziej rozrzedzone (materja "promienista" i trzy "etery" coraz bardziej subtelne) są narazie niedostępne dla wzroku fizycznego. Niektórzy ludzie mają zdolność (w dalszym rozwoju będą ją mieli wszyscy ludzie) widzenia powloki eterycznej; forma jej odpowiada w ogólnych zarysach kształtowi ciała fizycznego, wystając u człowieka nieznacznie (okolo 2 cm) poza jego obręb, u zwierząt i roślin więcej, a u minerałów budowy krystalicznej najwięcej (osie krystalizacji). Stąd u człowieka można z promieniowań eterycznych (magnetyzm) wokoło jego ciała fizycznego rozpoznać stan jego zdrowia, a u roślin określić, w których miejscach rozwiną się ich liście i kwiaty, chociaż narazie niema ich nawet w związku.
Jak wyżej wspomniano, formę ciała eterycznego zmieniac może wola, chęć, pragnienie, a tej energji zmieniającej dostarcza "powłoka" znowu subtelniejsza od tamtej, zwana ciałem astralnem, lub astrosomem. Bodźce ze świata zewnętrznego, działające na zmysły fizyczne, wywierają wrażenia w ciele eterycznem, a przez nie przenoszą się na ciało astralne; w ciele eterycznem pozostawiły "rowki" pamięciowe, a w asralnem budzą uczucia i afekty. Mogą to być uczucia nieokreślone (miłe, przykre), alboteż mniej lub więcej wyraziste (ból, rozkosz, strach, radość, gniew, smutek, zachwyt); pojawianie się ich w ciele astralnem przedstawia się jasnowidzowi jako rodzaj płomyków, błyskawic, chmur barwnych, jużto krótkotrwałych (gdy afekt był przemijający), jużto przez czas dłuższy wybijających na astrosomie swe piętno.
To ciągłe rozbłyskiwanie coraz innych płomieni barwnych sprawia, że ciało astralne nie ma określonej formy ani barwy; jest to chmura bez stałych zarysów, otaczająca zewsząd ciało fizyczne człowieka, które mieści się wewnątrz niej jak w elipsoidzie, o rozmiarach przeciętnie o pół metra większych w każdym kierunku od organizmu fizycznego. Na pewnym stopniu rozwoju (zależnym zwykle od liczby przebytych inkarnacyj) uzyskuje człowiek skłonność do pewnych afektów, a odporność na inne, mniej pożądane; u takiego człowieka zatem ciało astralne posiada już pewną bardziej określoną formę, a raczej pewien stały układ barw wewnątrz elipsoidu. Uczucia niskie (gniew,. strach, zawiść) swym "ciężarem gatunkowym" układają się w dolnej części elipsoidu, a wyższe (miłość, radość, cześć, zachwyt) zajmują górną część jego.
Jasnowidz, uzdolniony do postrzegania substancji astralnej, może z tych różnych barw ciała astralnego określić stopień rozwoju duchowego człowieka; barwy te tworzą aurę indywidualną, odróżniającą jednego człowieka od drugiego podobnie, jak odróżniają ich cechy charakterystyczne ciał fizycznych. Podczas snu (a także w transie, hipnozie, narkozie) ciało astralne wydala się poza obręb organizmu fizycznego i bądźto pozostaje w pobliżu niego (obok nóg, lub nad ciałem), bądźteż próbuje dalszych wycieczek, z których pamięć przynosi nieraz do ciała eterycznego, a stąd wspomnienia mogą przedostać się także do mózgu fizycznego. Dlategoto po obudzeniu możemy pamiętać lepiej lub gorzej nasze "marzenia senne", złożone bądźto z wrażeń fizjologicznych podczas snu, bądź z obrazków pamięciowych ciała eterycznego, bądź wreszcie z afektów, nawiedzających ciało astralne bez pośrednictwa organizmu fizycznego. [2]
Najsubtelniejszą z "powłok" człowieka, posiadającą jeszcze pewną konkretną formę i cechy, jest ciało myślowe (mentalne). Jak sama nazwa wskazuje, substancja jego jest ta sama, z której tworzą się myśli, wyobrażenia konkretne; a ponieważ wszystkie takie myśli zabrawione są mniej lub więcej uczuciowo, barwy ciała myślowego odpowiadają naogół barwom astrosomu. Jasnowidz, który zdoła widzieć aury ludzkie, nie odróżnia zazwyczaj ciała astralnego od myślowego, i nazywa "aurą" wrażenie ogólne, jakie mu dają oba te ciała.
uczucia bywają niemal bez wyjątku złączone z myskami (stąd Indowie oba te "ciała" razem zwą "kama-manas"); niema afektów, które byłyby pozbawione jakiejś idei, i niema myśli bez żadnego zabarwienia uczuciowego (choćby tylko "lubiE" - "nie lubię"). Każde takie wyobrażenie konkretne zachowuje się, jak istota niezależna od człowieka, który ją stworzył, i nazywa się w teozofji "myślakiem" (idee-force) lub myśloformą. Zależnie od wyrazistości swego składnika myślowego i od napięcia swego zabarwienia uczuciowego zachowuje myślak przez czas dłuższy lub krótszy swą zdolność do życia samoistnego i do działania na inne myślaki, lub na ciała astralne i myślowe innych istot.
Każdy nowy myślak, stworzony przez człowieka lub przez inną istotę, jeżeli nie jest skierowany specjalnie do jakiejś określonej drugiej istoty, przyłącza się do myślaków podobnej treści, stapiając się z nimi w całość; a gdy takich pokrewnych myślaków jest bardzo wiele, powstaje z nich twór "wielokomórkowy", t. zw. egregor, który może mieć zywot bardzo długi i ogromną nieraz potęgę działania. Takimi egregorami byli n. p. bogowie pogańscy, a w średniowieczu Bafomet, demony i szatani; egregory podobnież działają w uzdrowiskach cudownych (Lourdes), a w innem znaczeniu na wszechnicach, w kierunkach sztuki i kultury. Inne egregory, ciągle wzmacniane zgodnemi myslami społeczeństw, powodują wreszcie wybuchy wojen, przewroty polityczne, opętania masowe ("psychologja tłumu") i t. p. zjawiska, których źródła są mało zbadane.
Na uwagę zasługują jeszcze pewne szczegóły budowy człowieka, zawarte już w dawnej tradycji indyjskiej, a nieznane wcale okultyzmowi europejskiemu do czasów Bławatskiej. Wedle tej tradycji istnieje we wszechświecie pierwiastek eteryczny zwany prana, nie identyczny z "eterem" nauki zachodniej, chociaż do niego zbliżony. Pranę przyswaja sobie ciało eteryczne człowieka i przemienia ją na siłę żywotną ("magnetyzm"). Do takiego asymilowania istnieje w tem ciele osobny narząd, mieszczący się obok śledziony fizycznej, względnie obok splotu słonecznego, a ponadto istnieje jeszcze sześć takich narządów do innych celów.
Narządy te noszą nazwę "kół" (czakra), lub kwiatów lotosu (padma, kamala) i mieszczą się przeważnie w pobliżu gruczołów endokrynicznych; prądy prany przepływają przez te lotosy po przewodach eterycznych, zwanych "nadis", a biegnących równolegle z nerwami, i użyczają im energji do utrzymywania i poruszania organizmu fizycznego. Na powierzchni ciała eterycznego tworzą te lotosy wgłębienia lejkowate okrągłe (stąd nazwane "kołami"), nieruchome u człowieka normalnego, ale obracające się zwolna i świecące u szczególnie rozwiniętego. Są to jego "zmysły nadzmysłowe" do odbierania wrażeń ze świata astralnego i myslowego.
Aby człowiek mógł uświadamiać sobie te wrażenia, musi pobudzić swe lotosy do ruchu i wprawić je w żar świecący. U dołu kręgosłupa, w sąsiedztwie gruczołu sterczowego (prostata) mieści się lotos "czteropłatkowy", a nad nim żarzy się słabym płomieniem "ogień wężowy", czyli kundalini. Odpowiedniemi ćwiczeniami można ten ogień "obudzić z uśpienia" i poprowadzić go wgórę kręgosłupa przez lotosy aż do czaszki, gdzie "spala zasłonę przejrzystą", przegradzającą lotos obok przysadki od lotosu przy szyszynce. Przez "spalenie" tej przegrody uzyskuje człowiek zdolność uświadamiania sobie wrażeń nadzmysłwych, odbieranych kwiatami lotosu.
U jasnowidzów "urodzonych" czynne są tylko niektóre lotosy, a u medjów wprawianie w trans budzi je chwilowo do ruchu. Podobnież działają maście narkotyczne czarownic i ceremonje czarnoksiężników, budząc także z uśpienia ogień wężowy, ale prowadząc go nieprawidłowo; stąd pochodzi wybujały seksualizm u zwolenników magji, nie przygotowanych odpowiedniemi ćwiczeniami psychicznemi do wymaganego poziomu moralnego.

1 : Samo wyrażenie "przytomność" wskazuje, że człowiek jest "przy tem", przy swem ciele fizycznym, do którego "powraca" po chwilowej nieobecności; mówi się podobnież, że człowiek "przyszedł do siebie".
2 : Afekty mogą działać na ciało astralne wprost od ciał astralnych innych ludzi (uczucia są "zaraźliwe"), albo od istot nie posiadających ciała fizycznego.
Wtajemniczenia
 
Wyraz "wtajemniczenie" (inicjkacja, poświęcenie, prześwietlenie) jest pojęciem bardzo rozciągliwem. Dziecko, ucząc się czytać, wtajemnicza się w alfabet; dziewczyna dostępuje wtajemniczenia w kobietę; jasnowidz, ujrzawszy poraz pierwszy coś nadzmysłowego, jest wtajemniczony w zjawiska pozafizyczne. W każdym z tych przykładów osoba przed wtajemniczeniem nie jest w stanie wyobrazić sobie, na czem ono polega, a po niem nie potrafi swych doznań uzmysłowić komuś drugiemu, kto sam przez to nie przeszedł. Inaczej mówiąc, wtajemniczenie jest wyłącznie osobiste i na innego osobnika nie może być "przeniesione".
Zrozumiałe teraz będzie, że "wtajemniczonym" może być zarówno czarnoksiężnik, jak święty, zarówno wolnomularz jak rabdomanta, medjum hipnotyczne jak alchemik. Aby ta nazwa nie była tylko pustym dźwiekiem, należałoby dodawać, w "co" został wtajemniczony dany osobnik; a ponieważ to "coś" jest właśnie tego rodzaju, że nie da się pojąć niewtajemniczonemu, może on owo coś przyjmować tylko na wiarę. Może conajwyżej wyobrażać sobie, że ów wtajemniczony posiadł jakieś "tajemnice" n. p. w czarnoksięstwie czy wolnomularstwie, które go do czegoś uzdolniają lub uprawniają. Czasem może widzieć, jak wtajemniczony robi coś, czego cel wydaje się niezrozumiałym lub dziecinnym, najczęściej jednak nie zauważy żadnych oznak, któreby wtajemniczonego różniły od człowieka zwykłego.
Nie znaczy to, jakoby tajemnicą były także same zabiegi, którym poddaje się kandydat do wtajemniczenia. Możemy przyglądać się, jak hipnotyzer wprawia w sen medjum; możemy czytać o "próbach", przez które przechodzi neofita u masonów, możemy studjować reguły przepisane zakonnikom przez Ignacego Loyolę; ale przez to jeszcze nie dostąpimy wtajemniczenia. Zabiegi nie bywają osłaniane tajemnicą, ale cel ich i następstwa pozostają niezrozumiałemi, a raczej niemożliwemi do wyobrażenia sobie przez niewtajemniczonego. Akt właściwy poprzedzają we wielu rytuałach "próby" mniej lub więcej symboliczne, mające na celu stwierdzenie, w jakim stopniu kandydat zdołał opanować swą naturę "niższą"; próby takie odpadają oczywiście u wtajemniczeń czarnomagicznych i stanistycznych, a zastępują je inne, mające wykazać rozwój gwałtownych namiętności i zanik poczucia etyki u kandydata.
W literaturze okultystycznej znaleźć można w różnych warjantach opisy prób, jakie przedostały się do czasów późniejszych z dawnego rytuału egipskiego. Po długich postach i sumiennem zbadaniu swej duszy stawał neofita przed kapłanem, który wręczał mu lampkę oliwną i wprowadzał o północy do groty skalistej. Wskazawszy mu ciasne przejście w grocie, zostawiał go samego, a neofita w słabem świetle lampki wchodził w korytarz, ściśniający się coraz bardziej i biegnący w różnych kierunkach z licznemi odnogami ślepemi. wreszcie był już tak wąski, że tylko czołgając się na brzuchu zdołał kandydat przecisnąć się naprzód, a przytem musiał osłaniać lampkę od zgaśnięcia w silnych prądach powietrza. Przecisnąwszy się przez miejsce najwęższe, schodził neofita wdół stromo i znajdował się nad wodą ciemną i milczącą o nieznanej głębokości. Odwrót wgórę po stromej sklae byłby stchórzeniem, pozostawało zatem tylko wejście w wodę, gdyż na brzegu przeciwnym wskazywało słabe światło lampki jakieś wyjście. Brodząc w wodzie coraz głębszej, tracił po chwili neofita dno pod nogami, rzucał się wpław i napotykał rękami drabinę, wiodącą z wody wgórę. wspiąwszy się na nią, spostrzegał, że koniec jej sterczy w powietrzu, a wokoło niema nic, na czem możnaby oprzeć stopę. Lampka zaledwie dozwalała rozeznać jakieś urwisko sklane, zbyt odległe na to, żeby można było na nie zstąpić z drabiny. Jednak lampka gasła pod silniejszym podmuchem powietrza, chwijącym nawet drabiną, pozostawał zatem tylko skok w ciemności zupełnej, na oślep. Odważywszy się nań, wpadał kandydat w kilka ramion silnych, które go chroniły od roztrzaskania się o grunt skalny i wiodły przez ciemność ku dalekiemu światły.
Niewidzialni opiekunowie pozostawiali kandydata samego; idąc ku światłu, dochodził do komnaty zbytkownej, gdzie najdował łoże wspaniałe i stół zastawiony potrawami wykwintnemi w naczyniach złotych, a dziewczę niezwykle piekne i zupełnie nagie ofiarowało mu swe usługi. Jeżeli nie tknął niczego z tych kuszących przedmiotów dla zadowolenia ciała, dziewczę wskazywało mu drzwi niewielkie, za któremi znajdował się sarkofag kamienny otwarty. Tu oczekiwał go kapłan i ułożywszy go w sarkofagu wprawiał w uśpienie magnetyczne, w którem ciało astralne wysuwało się z fizycznego i mogło doń powrócić, nie tracąc z pamięci nic ze zdarzeń, przeżytych w świecie astralnym: kandydat był już wtajemniczony w sztukę dowolnego przenoszenia świadomości z ciała fizycznego w astralne i z powrotem.
W jednym z rytuałów masońskich stosowane były próby kandydatów, nieco zbliżone rodzajem do wyżej przytoczonych; tak n. p. kandydat z zawiązanemi oczyma miał, niby po kładce nad wodą, iść po desce chwiejnej (niezbyt wysoko zresztą nad podłogą), potem skoczyć z okna trzeciego piętra (na płótno, rozciągnięte tuż za oknem) i wreszcie wejść w płomienie (cofano przed nim pochodnie). Były to próby "wody, powietrza i ognia", do których w innych rytuałach dodawano nieraz jeszcze "próbę ziemi", jako czwartą; po przetrwaniu ich bez objawienia trwogi powierzano neoficie pierwszą z "tajemnic", odgraniczących każdy [1] następny stopień wtajemniczenia od bezpośrednio niższego. Uroczystość kończyła sie ucztą, spożywaną w towrzystwie "braci" tego samego stopnia [2], a więc nieco inaczej, niż w rytuale egipskim.
We wtajemniczeniu egipskiem żadnych "tajemnic" neoficie nie powierzano, gdyż tajemnicę świadomego działania w świecie astralnym - zdobywał on sam i nikomu, choćby chciał, nie potrafiłby jej "zdradzić". Po tem pierwszem wtajemniczeniu następowało drugie: świadomego działania w świecie myslowym, a wreszcie trzecie, działania w świecie idej. Każdy stopień zatem rozszerzał coraz bardziej zakres działania wtajemniczonego w światach niewidzialnych: pierwszy stawiał go obok aniołów, drugi obok archaniołów, a trzeci obok Kierowników Karmy (Trony w mistyce chrześcijańskiej, a Lipika w sanskrycie), jeżeli używamy terminologji teozoficznej.
Pierwsze wtajemniczenie łączyło się z przeżyciem nieraz bardzo dramatycznem dla kandydata; oto w świecie astralnym spotykał on się ze "strażnikiem progu", swoim własnym obrazem astralnym, przedstawiającym go takim, jakim był dotychczas. Ta postać upiorna, złożona ze wszystkich żądz niskich kandydata, z jego złych postępków i zlych myśli, towarzyszyła mu odtąd przy każdej jego czynności w świecie astralnym i stała mu bezustannie w pamięci; stąd też niepowołane wdarcie się w świat astralny przez ludzi mało przygotowanych powodowało nieraz obłęd, a przynajmniej poważne zaburzenia umysłowe. [3]
Oprócz tego "mniejszego" strażnika zapoznawał się wtajemniczony na dalszym stopniu z drugim, większym strażnikiem, jako uosobieniem tego, czem on sam będzie w przyszłości, gdy rozwinie w sobie wszystkie "pierwiastki wyższe". Ową postać świetlaną miał odtąd wtajemniczony przed swym wzrokiem duchowym, jako ideał daleki wprawdzie, ale do osiągnięcia w przyszłości, jako zachętę do niestrudzonego dążenia wgórę po ścieżce rozwoju duchowego.
Postać ta stawała sie coraz bliższą i wyraźniejszą w miarę tego, jak wtajemniczony zrzucał ze siebie różne więzy kolejno na coraz dalszych szczeblach swej ścieżki. Były to więzy, które go przykuwały do życia ziemskiego, do ludzi i przedmiotów, a tem samem do tworzenia ciągle nowej karmy. Dopiero po zrzuceniu ze siebie wszelkich takich więzów człowiek jest wolny naprawdę i jednoczy się z tym "większym" strażnikiem progu. Dlaczego mowa tu o "progach", których strzegą strażnicy, wynika z tego, że w pierwszem wtajemniczeniu przestępuje kandydat próg świata astralnego, a w ostatniem próg świata idej, świata Władcy Karmy.
Otóż to wszystko brzmi bardzo jasno i da się łatwo pojąć rozumowo, lecz niepodobieństwem jest dla niewtajemniczonego wyobrazić sobie n. p. jak wygląda strażnik progu, lub na czem polega działanie świadome w świecie astralnym. Nie są to zatem "tajemnice", które możnaby "zdradzić" komuś drugiemu; aby do tych słów dołączyła się treść wyobrażeniowa, konieczne jest dostąpienie osobiście takiego wtajemniczenia. to, że w misterjach egipskich kapłan wprawiał w sen kandydata, nie oznacza jeszcze, jakoby mu podawał jakieś tajemnice; on mu tylko otwierał drzwi do świata astralnego. gdyby w te drzwi wszedł (n. p. w śnie magnetycznym) ktoś nieprzygotowany, nie pamietałby po obudzeniu nic z tego, co tam widział, ani nie poznałby siebie w strażniku progu; wypadki "poznania" zaś grożą, jak wspomnialem, obłędem.
W czasach nowszych (według nauki ezoterycznej: od Chrystusa) ktoś drugi, ktoby "drzwi otwierał", nie jest już niezbędny przy wtajemniczaniu; każdy, kto szczerze chce, może wtajemniczyć się sam, gdy odpowiednio nad sobą popracuje. Rodzaj i rozmiar tej pracy zależy od tego, w co zamierza się kandydat wtajemniczyć i co osiągnąć. Stąd też nazwa: "wtajemniczony", lub "adept", nie oznacza nic określonego i dla innych nic nie mówi. Wtajemniczony, to po prostu człowiek, który zdobył o jedno doświadczenie osobiste więcej, niż inni ludzie; a od rodzaju tego doświadczenia zależy, czy ono mu dało więcej, czy mniej, uprawnień i uzdolnień, przewyższających przeciętne uzdolnienia ludzkie. Na zewnątrz wygląda wtajemniczony tak samo, jak wszyscy ludzie; tak samo jak oni jada, sypia, chodzi, a gdy czasem powie coś odskakującego od utartych torów myslowych, to wydaje się otoczeniu nierealnem lub dziwacznem.
Inaczej zachowują się ci, którzy chcą ciągnąć zyski ze swego - rzekomego czy prawdziwego - wtajemniczenia, a przynajmniej chcą budzić podziw lub grozę. ci chętnie podkreślają, że są wtajemniczeni, napomykają półsłówkami o swych "władzach" i uzdolnieniach nadnormalnych, opowiadają o cudownych wypadkach, w których kogoś uratowali od nieszczęścia lub obronili przed krzywdą ze strony demonów. Tacy starają się już samym wyglądem zewnętrznym i zachowaniem wyróżniać się od ludzi zwyczajnych, inaczej się odziewać i odżywiać, w niezwykłych porach dnia czuwać i sypiać, a nieraz także otaczać się amuletami, talizmanami i szeptać mantry (zaklęcia) przeciw "złym wpływom". tem silniej reklamują swoje "władze magiczne" różni jasnowidze i wróżbici jarmarczni, którzy oczywiście z żadnem wtajemniczeniem nie mają nic wspólnego.
Różne związki tajemne miewają również swoje wtajemniczenia, podzielone na różne stopnie; ale te stopnie mają znaczenie zazwyczaj tylko w obrębie własnego towarzystwa, odróżniając jednych członków od drugich. tego rodzaju stopnie i tytuły nie dają żadnych uprawnień wobec "profanów"; jeżeli zatem nawet nie są utrzymywane w ścisłej tajemnicy, pozostają pustą nazwą dla ludzi zwyczajnych. w stowarzyszeniach ściśle zakonspirowanych nie są wyjawiane nigdy na zewnątrz, gdyż i sam fakt należenia do takiego związku nie powinien przedostać sie do wiadomości publiczej; jedynie nieraz na klepsydrach zmarłych członków pojawiają się dodane tajemniczą ręką podobnież tajemnicze symbole i litery (n. p. "trójkąt" masoński, lub "S.I." jako "superieur inconnu").
to, co powiedziałem wyżej o samowtajemniczeniu od czasow Chrystusa, nie odnosi się oczywiście do magji czarnej, w niej bowiem wtajemniczenie odbywało się zawsze przez kogoś drugiego, już dawniej wtajemniczonego, było zatem jakgdyby przekazywane z pokolenia w pokolenie. Stąd też niema tam tytułów, a nazwę (czarownic, czarniksiężników, szamanów, etc.) nadawało społeczeństwo, najczęściej trafnie, czasem jednak mylnie i niesłusznie. W takich wypadkach pozostawało zwykle nazwanemu zastosować się do nadanej nazwy, przyjąć zawód czarownicy czy maga i wypełniać go z mniejszem lub wiekszem powodzeniem.

1 : W niektórych lożach jest tych stopni siedm, w innych 9, 12 i 21, a rytuale szkockim aż 33.
2 : Według Elifasa Levi: "potęgą masonów jest tajemnica tak straszna, że nawet ich najwyżsi wtajemniczeni jej nie znają" (das grosse Geheimnis, I, str. 76)
3 : Na tem tle osnuł Bulver Lytton swą powieść pt. "Zanoni".
Magja ceremonjalna
 
W czasach przedhistorycznych magami byli ludzie o wyjątkowo wysokim poziomie etycznym i równie wysokiej inteligencji; stąd magowie łączyli w sobie stanowiska kapłanów, lekarzy, anuczycieli, sędziów i prawodawców, jako jedynie uzdolnieni do kierowania losem swego ludu, wówczas jeszcze ciemnego. Ich rozum, ich uzdolnienia magiczne i lecznicze przypisywał lub pomocy bogów, a kapłani nie prostowali tej opinji, gdyż ułatwiała im rządzenie tłumem. gdy jednak z ofiar, składanych przez wiernych, wzrastały bogactwa świątyń, pokusa używania ich na własną wygodę zwyciężała wśród kapłanów i budziła w nich dążenia egoistyczne. Czci, jaką odbierali od wiernych, zaczęli nadużywać do umocnienia swej władzy; a rozwijając coraz większy przepych w ceremonjach kościelnych i w życiu prywatnem, ulegali stopniowo zniewieścieniu.
Równolegle z tem obniżaniem własnego poziomu moralnego tracili coraz bvardziej swe uzdolnienia magiczne; aby zatem utrzymać władzę nad ludem, poczęli stosować terro, grożąc gniewem bogów za każde nieposłuszeństwo, a do wywoływania zjawisk magicznych posługiwać się musieli medjami. To "zapytywanie bogów" o ich wolę, zastępujące dawne rozstrzygnięcia bezpośrednie przez kapłanów, odbywało się z coraz bardziej skomplikowanemi obrzędami, dając początek "wyroczniom" egipskim i greckim, a pozatem otworzyło zczasem cały formalny rytuał.
wiara ludu w bezpośrednią potęgę kapłanów przeradzała się stopniowo we wiarę w posiadanie przez nich jakichś tajemnych zaklęć, dających władzę nad bogami i nad ludźmi; wszak kapłani w obrzędach 'wzywali" bogów i szeptali formuły tajemne nad usypianemi medjami. ambitne jednostki wśród ludu, patrząc na te ceremonje, dochodziły do wniosku, że wystarczy tylko zdobyć sobie te tajemnicze formuły, aby już módz rozkowzywać bogom, żywiołom i ludziom. Owo przeświadczenie o skuteczności zaklęć i obrzędów dało początek kabbali i magji ceremonjalnej; zapomniano o decydującem znaczeniu poziomu etycznego, a rzucono się na dociekania tajemnego znaczenia słów i szczegółów ceremonij.
Stąd to w średniowieczu każdy okultysta zajmował sie kabbalą i magją ceremonjalną, a we wieku ubiegłym próbowano je wskrzesić wraz z astrologją w szacie pozornie naukowej. Nastąpił wówczas renesans astrologji w Anglji i Niemczech, a magji i kabbały we Francji, gdzie obok wielu mniejszych rozgłos zdobyli sobie zwłaszcza dwaj autorowie, wystepujący pod psuedonimami.
Pierwszy z nich, dr Gerard Encausse, posiadający kilka doktoratów, lekarz z zawodu, studjował na klinice prof. Bernheima fizjologję i hipnotyzm, a cudowność obserwowanych zjawisk zwróciła go ku magji, alchemji i kabbali, którym poświęcił 30 lat badań. Napisał pod psyudonimem Papus liczne dzieła z tego zakresu (w polskim przekładziew choćby "Wiedza magów"); umiał podobno wywoływać zjawy astralne (n. p. Aleksandra III w petersburgu, a zjawę karocy z upiorami w Paryżu), zmarł 1915.
Drugim podobnie głośnym w wieku ubiegłym był Alfons Ludwik Constant, znany pod pseudonimem Elifas Levi. Urodzony 1810 w Paryżu jako syn drobnego rzemieślnika, uzyskał trzy niższe święcenia kapłańskie; po wydaleniu za kacerstwo zarabiał na życie jako aktor wędrowny i malarz ścienny, wróżył, studjował kabbałę, dzieła Paracelsusa i Swedenborga, leczył magnetyzmem, pisał swe dzieła i uczył magji za pieniądze. znał Hoene-wrońskiego, Vintras'a, Debarolles'a; umarł 1875 w nędzy, mimo że - jak twierdził - posiadał "receptę Cagliostra na eliksir życia". Z dzieł jego wzięcie uzyskały: "Histoire de la magie" i "Dogme el ritual de la haute magie".
Kilka cyctatów z nich wystarczy do zobrazowania, jakie są dogmaty w tej magji. Oto "magja potrafi o wiele więcej, niż mówią o niej legendy. Potęga jej polega na wiedzy i sile. Jest magja boska i magja sztańska, czyli czarna, kłamliwa. Są cztery przykazania: wiedzieć, ważyć się, chcieć i milczeć. [1] widzialne jest wcieleniem niewidzialnego. Zapomocą pentagramu ujarzmia się demony powietrza, ognia, wody i ziemi. Sam znak nic nie znaczy, a zyskuje moc dopiero przez dogmat, którego jest wyciągiem i słowem. W magji czarnej szatan jest tym czynnikiem, którego wola skażona do złych celów używa. wywołujcie szatana odpowiedniemi ceremonjami, a przyjdzie i ukaże się wam. Im trudniejsza i sztraszliwsza ceremonja, tem skuteczniejsza, ggdyż pobudza wyobraźnię. Jest to szereg świętokradztw i mordów stopniowanych. Są zwierzęta, które pochlaniają w siebie prądy astralne; należą do nich n. p. ropuchy i jaszczurki. Gdy czarownik chce kogoś uwolnić od czarów, musi znaleźć inny przedmiot, na który mógłby swą złość przenieść, bo inaczej sam nieuchronnie własnym czarom ulegnie. Pentagram jest znakiem potęgi maga, a tajemnica nieodzownym warunkiem wszelkich operacyj. Operacje nie są bezpieczne. Kto nie stoi mocno na gruncie bezwzględnego rozumu, tego mogą doprowadzić do obłędu, rozdrażnić system nerwowy i wywołać nieuleczalne chaoroby, śmierć nawet. Każdy mag musi mieć własny pentakl. [2] Po wykształceniu woli i odrodzeniu osobistem {przez posty} ma utworzyć łańcuch magnetyczny, a to trzema sposobami: znakiem, mową i zetknięciem (alchemja). Wszelka kabbała i wszelka magja rozpada się na kozła ofiarnego i kozła grzesznego".
Jak z tego widać, dogmatem podstawowym jest dualizm, magja biała i czarna, kozioł ofiarny i grzeszny; a człowiek stoi pośrodku, mogąc dowolnie posługiwać się jednem lub drugiem do swych celów, jeżeli tylko ma "wiedzę i siłę". O poziomie moralnym te dogmaty nic nie mówią; można go zastąpić właśnie wiedzą i siłą. A "wiedzą" jest znajomość "słowa", użyczającego "siły" znakom takim jak n. p. pentagram "ujarzmiający demony", a nawet mogący przywołać djabła. Mimo tego dogmatu o potędze słowa i pentagramu "operacje nie są bezpieczne", a chcąc uwolnić się od czarów, należy znaleźć "kozła ofiarnego" w postaci jaszczurki lub żaby i na nie "przenieść swą złość", aby one ów :prąd astralny" wchłonęły.
Aby operacja (magnum opus) była skuteczna, musi być "trudna i straszliwa", gdyż wtedy "pobudza wyobraźnię". Bez wątpienia mogą pobudzać ją "świętokradztwa i mordy stopiowane"; stąd to do częstych n. p. należy wbijanie żywych ropuch na ożóg, aby widok powolnego konania pobudzał wyobraźnię maga, chcącego w ten sam sposób dręczyć swego wroga. Stąd także pochodzi stosowanie krwawych ofiar w obrzędach czarnomagicznych, gdyż i w nich musi być :kozioł ofiarny", na którego mag składa swe grzechy. Nic więc dziwnego, że bez "wykształcenia woli" ceremonje takie grozić mogą "rozdrażnieniem systemu nerwowego lub obłędu", a "kształcenie" to polega widocznie na zadaniu z zimną krwią cierpień istotom żywym i na popełnianiu świętokradztw. Z dualizmu zatem, jako dogmatu podstawowego, niewiele zostaje w praktyce.
podam teraz niektóre szczegóły, charakteryzujące rytuał "magji wysokiej". Do przedmiotów jego należy oprócz wspomnianego już pentagramu i pentaklów szpada, kubek, kreda święcona, kadzidło, lustro, strój odpowiedni, a często także lalka woskowa, korzeń alrauny, trupia czaszka i stół, wyobrażający ołtarz. Przed przystąpieniem do operacji mag powinien poddać się 40-dniowemu "oczyszczeniu" przez wstrzymywanie się od mięsa, alkoholu i stosunków płciowych. Rytuał przepisuje szczegółowo każdą najdrobniejszą czynność, każdy ruch i słowo, a już mała pomyłka lub przeoczenie mści się bądźto niepowodzeniem ceremonji, bądź zwróceniem jej następstw na samego maga. A więc drobiazgowe wskazówki mówią, jak należy porozmieszczać przedmioty, jak zakreślić kredą koło broniące dostępu demonom niepożądanym, jakiemi słowami modlić się dopomagających, jak spalać kadzidło, w którego dymie one mają się pojawiać.
Elifas Levi opowiada ze szczegółami, jak taką ceremonją wywołać "ducha" Apolonjusza z Tjany, a inną uwolnił od cierpień osobę umierającą, znalazłszy pod jej pościelą żywą ropuchę. Podobnych działań magicznych dokonywał także Papus wedle świadectwa współczesnych; u obu jednak powodzenie ich działań znajduje wytłumaczenie w tem, że posiadali uzdolnienia medjalne. Że miał je Levi, widać jasno z jego własnych słów: "Uczułem raz w nocy, że jakaś ręka mnie dusi; zaświeciłem lampę i ujrzałem, że książki się ruszają, papiery latają w powietrzu, a coś głośno uderza w powałę. Obserwowałem to z całym spokojem, a potem postanowiłem spróbować zaklęć starożytnych".
Dalej mówi ten autor: "Wywoływanie duchów jest dwojakie: jasne przez modlitwę, pentakl i kadzidła, a ciemne przez krew, złorzeczenia i przekleństwa. Zjawy duchów okazują się medjom, ale nigdy nie zdradzają [?] im tajemnic swego życia. wywoływanie z miłości jest łatwiejsze: zebrać wszystkie pamiątki po zmarłym, urządzić mieszkanie tak, jak było za jego życia, umieścić tam jego obraz, stawiać świeże kwiaty i wybrać jakąś datę szczególnie mu miłą, n. p. imieniny. Nie wpuszczać w tym dniu nikogo, żyć w czystości; wieczorem - jak codzień - wejść do pokoju, ze słabem światłem, zapalić kadzidło, zgasić lampę i pozostać przez chwilę w ciemności, a wreszcie głośno wywołać jego imię potrzykroć. Rozmawiać z nim w myśli, znów trzykroć zawołać go tkliwie i otworzyć oczy. Zobaczy się go napewno, jeżeli nie zaraz, to przynajmniej dnia trzeciego".
rzecz jasna, że po takiem "przygotowaniu" można zjawę zmarłego zobaczyć. Jeżeli osoba wywołująca nie posiada uzdolnień medjalnych, będzie to halucynacja mniej lub więcej wyrazista; jeżeli zaś je posiada - a zalążki takich uzdolnień tkwią w każdym człowieku normalnym - to wynikiem będzie zjawa ektoplastyczna, słabiej lub mocniej zmaterjalizowana. Granica między halucynacją podmiotową a zjawą przedmiotową nie da się zakreślic, są bowiem różne "stopnie rzeczywistości".
Wszystkie przygotowania i szczegóły ceremonjału magicznego zmierzają do rozbudzenia wyobraźni i do wprawienia maga w stan półtransu, w którym zatracają się granice między snem a jawą. Spalanie kadzideł ma na celu nietylko oszołomienie operatora, lecz także dostarczenie "powłoki" materjalnej ukazującym się zjawom, gdyby wyłanianie ektoplazmy z organizmu maga nie wystarczało. Zjawy te mogą być zatem - i są nieraz - przedmiotowe: poruszają się, zbliżają się lub oddalają, nawet zmieniają postać i odpowiadają na pytania. Dzieje się tu to samo, co na seansie medjalnym, gdy z ektoplazmy tworzą się różne postacie zjaw, lepiej lub gorzej widzialne, silniej lub słabiej zmaterjalizowane.
Podobnie także ma się rzecz ze sprawą tożsamości pojawiających się duchów. Zdarza się często na seansach spirytystycznych, że pytający rozmawia tylko z własną podświadomością, odpowiadającą na jego pytania ruchami stolika lub pismem automatycznem. W ceremonjach magicznych równie często bywa, że zjawa, słabo widzalna i niezbyt ruchliwa, nie ma sił do mówienia głośnego i odpowiada tylko skinieniami glowy lub pukaniem w "ołtarz". Wygląd takiej zjawy odpowiada ściśle wyobrażeniu maga, a odpowiedzi jej są takie, jakich sobie życzył. Gdy mag zamierzał wywolać demona, zjawa potwierdza, że jest demonem; gdy nakazuje jej posłuszeństwo, zjawa okazuje uległość. jeżeli jednak mag niezbyt sam dowierza własnej potędze, lub nie jest pewny, czy wszystkim przepisom rytuału zadość uczynił, zjawa może nie być posłuszna, a nawet podnieść bunt otwarty i zagrażać samemu magowi. Jest tu to samo, co przy rozszczepieniu świadomości.
W czarnoksięstwie obok dymów i kadzideł - w tym wypadku duszących i cuchnących - materjałem do tworzenia zjaw bywa krew świeża, bądźto ze zwierząt zabijanych "na ofiarę", bądź przyniesiona z rzeźni w naczyniu, bądź wreszcie wydzielana przez menstruującą właśnie czarownicę, lub pomagającą magowi "kapłankę". Krew ma niewątpliwie pewne szczególne własności; jej wybitnie pomocna rola w materjalizowaniu się zjaw widzialnych znana była u różnych ludów już dawno, a nieraz stosowana także w seansach nekromantycznych, podczas gdy w medjumicznych próbowano z powodzeniem zastąpić krew świeżem mlekiem gorącem.
Wspomniałem wyżej, że do przedmiotów rytuału należy często także lalka woskowa - na ten temat jednak tu informacji nie będzie. Środkiem zapewniającym powodzenie w takich ceremonjach magii seksualnej i magii mściwej jest zawsze w pierwszej linji wyobraźnia samego maga, a następnie rozkołysanie jego "ciała astralnego" afektem jak najgwałtowniejszym; same ceremonje mają tylko wzbudzić w nim ufność we własną potęgę i wprawić go w nastrój odpowiedni. Dla czarowników, posiadających wielką zdolność wyobraźni, nie są już potrzebne takie środki pomocnicze jak lalka woskowa, gdyż afekt gwałtowny zdoła w transie porwać ich ciało astralne, otulone w mniej lub więcej gęstą ektoplazmę, i zanieść je aż do ofiary, to znaczy do człowieka znienawidzonego, lub pożądanego. Gdy ofiara znajduje się wówczas we śnie, lub gdy ektoplazma jest dość gęsta, może zjawa czarownika ukazać się nietylko widomie, lecz i dotykalnie.
Tu zapewne szukać należy wyjaśnienia zjawiska inkubów i sukubów, tak powszechnie uznawanego w okultyzmie dawniejszym. Oczywiście fizjologja nowoczesna wyjaśnia je prościej i bardziej prawdopodopbnie, jako podświadome wyładowania podczas snu popędów bądźto niezaspokojonych na jawie, bądź powstałych we śnie z przyczyn fizjologicznych (pozacja ciała, ciepłe łóżko, pokarm podniecający); nie wszystkie jednak wypadki dadzą się tak tłumaczyć. Wszak nie ulegają już dziś dla nikogo wątpliwościom zjawiska telepatji, a te "udają" się tem lepiej, im bardziej myśl wysłana wzmocniona jest afektem. Do powodzenia we wysyłaniu inkubów przyczynia się i to, że "nawiedzają" zazwyczaj we śnie, gdy świadomość osoby nawiedzonej jest nieczynna i nie przeszkadza "odbiorowi" ich przez podświadomość.

1 : Podobnie mówił nasz Trentowski: "Znaj tylko istotę własną i istotę rzeczy, a chciej tego silnie, zobaczysz, że będziesz robił cuda i dziwy".
2 : Pentaklem jest bądźto przedmiot trójwymiarowy, bądź rysunek na papierze ujmujący w jedną całość kilka różnych symbolów.























Magja seksualna ?
 
Streszczając najogólniejsze dane o jodze indyjskiej, wymieniłem wśród pięciu rodzajów pithy także jeden, powstający spontanicznie podczas aktu płciowego. Zrozumiałe jest, że ta najpotężniejsza ze sił fizjologicznych, jaką jest popęd seksualny, wywoływać może równie potężne wiry astralne(tourbillons), a podobnież zrozumiałe jest, że różne praktyki magiczne próbowały zaprządz tę siłę do swych celów.
Jednakoż wzmianki o posługiwaniu się nią znaleźć można nawet w jodze indyjskiej, oczywiście nie w tej pradawnej, nieskażonej materjalizmem, lecz późniejszej, t. zw. tantrycznej. Prof. Walter, tłumacz jednego z podręczników sanskryckich (Gheranda samhita) podaje w swoistej łacinie takie brzmienie odnośnego wstępu:
"Duas res, quas quilibet adipisci non potest, hoc loco commemorabo: quarum una est lac, altera femina obsequisa. Inter coitum jogi contractione semen lente ascendere cogat, quomodo et vir et femina wadżrolim adipisci possunt. Calamo idoneo jogi intente paulatimque penis in foramen...... spiret, spiritui viae faciendae causa. Guttam in pudenda feminae casuram exercitatione reverti cogat servetque. Jogi ita gutta servans, mortem vincet; nam ut gutta lapsa mortem, eodem modo retenta vitam indicat. Gutta servata in corpore odor jucundus exorcitur; unde timor mortis, dum gutta servata in corpore?"
Zgodnie z ogólnem nastawieniem materjalizstycznem widać tu także przypisywanie przesadnej doniosłości retentioni seminis, które utrzymywało się przez całe średniowiecze do niedawna i dopiero przez badania najnowszej fizjologji uległo sprostowaniu. [1] przyroda jest zawsze rozrzutna i nie żałuje materjału, gdy idzie o wyćwiczenie nowej zdolności: rośliny rozrzucają ogromne mnóstwo swych nasion, z których zaledwie znikoma cząstka kiełkuje, tarło ryb wydziela miljonowe ilości ikry, pożeranej przeważnie zaraz przez inne ryby, a młodzież obojga płci u ssaków i ludzi zużywa mnóstwo "soków" na ćwiczenia (zwane dawnej "marnopłaceniem"), nim stanie się dojrzałą do normalnego aktu spółkowania.
Ma jednak "retentio seminis" znaczenie w magji już nietylko dla zdrowia i życia, lecz jako sposób budzenia pithy. Cel wstrzymywania się od orgazmu jest ten, aby napięcie seksualne trwało jak najdłużej, nie dochodząc do wyładowania. W hathajodzie zmierza do tego n. p. ćwiczenie (laukiki) w szybkiem poruszaniu brzucha wprzód i wtył, lub w lewo i w prawo "dla wzmożenia ciepłoty ciała i zrodzenia chuci", oraz niektóre pozycja ciała (suddhasana, wadżrasana, jonimudra), lub dwóch ciał zespolonych (wadżroli, sahadżoli).
Te zniekształcone już z biegiem wieków wskazówki jogi indyjskiej ulegały dalszym jeszcze zniekształceniom w okultyzmie zachodnim. W wydanej po niemiecku książce "Magische Briefe" bez daty i autora (napisanej rzekomo w Madras po angielsku), część znaczna poświęcona jes magji seksualnej; do zobrazowania jej wartości wystarczą dwa krótkie cytaty: "Do operacji wdziewaj płaszcz jedwabny, ale towarzyszka twója musi być naga, z włosem rozpuszczonym (mit offenem Haar). Gdy eksperymentujesz z medjum, najlepiej nada się kobieta, którą przedtem zniewoliłeś. Najpotężniej działa twa siła, jeżeli kobieta przedtem nie należała do żadnego innego mężczyzny".
Podobną wartość ma książka: "Die Gnostiker, oder die unsichtbare Kirche", von + E. Tristan K., Leipzig 1925, w której autor nietylko anektuje na rzecz gnostyków "wszystkie współczesne religje, teozofów, antropozofów, masonów i różokrzyżowców", lecz także twierdzi, że "prawdziwy gnostyk musi popełnić wszystkie możliwe występki, wyuzdania i zbrodnie, gdyż w ten tylko sposób dostąpi zupełnej wiedzy"; między tymi występkami miejsce poczesne zajmuje oczywiście seksualizm.
Ze słów Łukasza (VIII.11): "Oto jest porównanie, nasienie jest słowem Bożem" wnioskuje autor dalej, że "nasienie jest naczyniem ducha i dlatego ma je tylko mężczyzna" (kobiety bowiem duszy nie mają).
Nie wspomniałbym tu o tej osobliwej "literaturze", ani nie przytaczałbym jej twierdzeń, gdyby poza dość przejrzystą zasłoną pornografji nie kryła się w nich gruba ignorancja rzeczywistego znaczenia namiętności w operacjach magicznych. Ci anonimowi kompilatorzy, lub wprost manjacy na punkcie własnej wielkości, wykorzystują zręcznie niezdrową ciekawość ludzką w kierunku pornografji, wiedząc, że to właśnie najłatwiej może zjednać poczytność ich "dziełom".
W rzeczywistości bowiem popęd płciowy jest, podobnie jak n. p. popęd do utrzymania życia, tylko jedną z potężnych sił natury, ani złą ani dobrą samą w sobie; a "złą" lub "niską" stać się może dopiero wtedy, gdy ją człowiek do złych celów wypaczy. Obserwując, jak często Bóstwa karmiczne posługują się tą siłą jako sprężyną, aby człowieka wprowadzać w takie koleje życia, jakie sobie na wcielenie obecnie wybrał do odrobienia, widzi się, jak łatwo można nią uzyskać doniosłe następstwa. Wszak ogromna większość ludzi między 20 a 50 rokiem życia znajduje się pod zupełnem panowaniem własnego popędu płciowego, wytężając w celu zaspokajania go wszystkie siły umysłowe i fizyczne; nic zatem dziwnego, że i magja praktyczna usiłuje uczynić zeń sobie narzędzie podatne do panowania nad innymi.
Przytoczyć można niektóre cechy analogiczne u histeryków, jak n. p. swoiste nieraz nastawienie seksualne. Niektórzy badacze (n. p. schrenck-Notzing) stwierdzili także wyładowania popędu płciowego u medjów podczas transu, a C. Flammarion [2] w ten sposób opisuje zachowanie się medjum Paladino na seansie:
"Twarz jej zmienia ciągle wyraz; jużto śmieje się jak szalona ("Mefisto" w operze Gounoda), jużto czerwienieje, czy świecą, wilgotnieją szeroko otwarte w ekstazie erotycznej, a medjum szuka pieszczot u sąsiada sympatycznego. Objaw udały wywołuje w niej dreszcz rozkoszy zmysłowej; nogi i ręce naprężone, nawet sztywne, lub w skurczach i drgawkach. Potem następuje depresja, bladość trupia, spotnienie twarzy, bezwład woskowy członków".
Niema tu oczywiście nic wspólnego z erotyzmem wybujałym, bo ten się rzadko zdarza u medjów; jest to tylko objaw towarzyszący, od woli mediów niezależny ani przez nich nie uświadamiany, a zatem efekt siły ani złej ani dobrej samej w sobie. Naodwórt zaś zdarzają się zjawiska o pewnem zabarwieniu pornograficznem nawet na seansach spirytystycznych. Przytoczono już w innym miejscu przykład "ducha", który uczestniczkom podnosił spódnice i szczypał je po udach, mimo że medjum było kobietą. Lombroso [3] natomiast przytacza przykład, w którym "duchy" występują wyraźnie przeciw pornografji:
"Do profesora Faifofera rzekło nagle medjum, nie znające wcale łaciny: 'Sorditi sunt hic; pellenda sunt sordita' (Brudni ludzie są tu, należy usuwać brudne rzeczy). Nie wiedziano zrazu, do czego te słowa mają się odnosić, ale pukania w stół wkrótce wyjaśniły: 'Ten a ten uczestnik ma w kieszeni książkę'. Wtedy ów wymieniony po nazwisku przyznał się, że ma rzeczywiście przy sobie książkę pornograficzną ('Światyńka Wenery'), o czem medjum drogą normalną wiedzieć nie mogło".
W obu powyższych przykładach nie występuje oczywiście poped płciowy jako pitha wzmacniająca objawy; świadczą one tylko, jak różna może być ocena zjawisk pod kątem przyzwoitości obyczajowej. Natomiast opis zachowania się medjum - jeżeli Flammarion dobrze zaobserwował i trafnie przypisał je żądzy płciowej - świadczy, że u Paladino owa żądza budziła się i rozwijała w organizmie medjum bez jego chęci i woli, jako źródło siły rzeczywiście magicznej.
Podobnież mimowolne bywało - przynajmniej w początkach - rozwijanie się pithy u czarownic, o ile oczywiście miały coś wspólnego z magją, a nie dopiero na torturach przyznawały się do niej. Owo - tradycją ustną przekazywane - udawanie się na Łysą Górę, lub na inne miejsce sabatu, wywoływało bez wątpienia potężne wiry astralne. Dosiadanie drążka miotły, czy grzbietu kozła, powodując przyciskanie i tarcie części płciowych, budziło w czarownicy żądzę - lub samo było objawem żądzy - która w miarę dalszego tarcia wzmagała się i wywoływała coraz potężniejszy wir pithy. Ten wir astralny bądźto porywał ciało astralne czarownicy i unosił je na imaginacyjne rozkosze sabatu, bądźteż powodował lewitację jej ciała fizycznego i rzeczywiste przeniesienie się go na znaczną nawet odległość.
Dlategoto, mówiąc o czarownicach, przyjąłem za jednako prawdopodobne obie możliwości lotu na sabat: jużto w imaginacji, prowadzącej w najlepszym razie do tworzenia inkubów i sukkubów, jużto lotu realnego, gdy uzdolnienie medjalne czarownicy było wybitniejsze. Z tego stanowiska umotywowanemi okażą się także wypowiedzi czarownic o "niesłychanej bolesności" stosunku płciowego z djabłem i o jego "lodowatych uściskach". Naprężone w długotrwałem pożądaniu narządy kobiece stają się wreszcie bolesnemi przed orgazmem spontanicznym, a materjalizowanie się jakiegoś inkuba, lub tylko jego członka, połączone jest z dobrze znanem w parapsychologji wrażeniem zimna.
Wbrew mniemaniu wiekszości okultystów średniowiecznych każda płeć może rownie dobrze tworzyć tak inkuby, jak i sukkuby. Gdy to jest czarownik, mający upatrzoną "ofiarę" w jakiejś kobiecie opornej na jawie, udaje się do niej swem ciałem astralnym, rozkołysawszy żądzą własną silny wir pithy; a od stopnia jego uzdolnień zależy, czy owa kobieta zdoła odczuć obecność wysłanego przezeń inkuba i czy sam czarownik zdoła uświadomić sobie w swem ciele fizycznem równoczesne doznania swego ciała astralnego. Jeżeli zaś nie ma żadnej określonej "ofiary", materjalizuje sobie jakiegoś bezimiennego, mniej lub więcej wyraźnego sukkuba i z nim przeżywa rozkosz seksualną, różne bowiem mogą być - jak wiadomo - stopnie rzeczywistości.
Zupełnie podobnie bywa wtedy, gdy magiem jest kobieta. Jeżeli idzie jej tylko o zaspokojenie żądzy, do której brak jej wogóle męskiego partnera, to powstały z tej żądzy wir pithy materjalizuje jej jakiegoś nieokreślonego inkuba [4], który mniej lub więcej realnie pomaga jej do uzyskania rozkoszy. Jeżeli zaś żądza jej zwraca się do pewnego określonego mężczyznt, wówczas pitha, tą żądzą rozkołysana, prowadzi do niego jej ciało astralne i materjalizuje je w sukkuba, słabiej lub wyraźniej przez mężczyznę wyczuwanego; przytem odczuwana z nim rozkosz może przez "reperkusję" - znaną ze zjawisk medjalnych - odbić się także orgazmem realnym w organizmie fizycznym czarownicy.
Takie częściowe lub zupełne materjalizacje nieokreślonych sukkubów przez czarowników, a inkubów przez czarownice, mogą oczywiście dostarczyć korzystnej sposobności do "wcielania się" czasowego różnym istotom astralnym. Wir pithy przyciaga zarówno myślaki, jak i ciała astralne zwierząt i ludzi zmarłych - może także inne twory świata astralnego, których dotychczas nie znamy - dostarczając im "powłoki" chwilowej, w której mogą doznawać wrażeń fizycznych. 
Rzecz prosdta, że żądza płciowa nie jest jedyną, która może dostarczać potężnego wiru pithy; każda inna żądza wywołuje podobnież wiry astralne, których moc stoi w stosunku prostym do natężenia żądzy. Każda żądza objawia się w świecie astralnym jako wir barwny, po którym jasnowidz może odróżniać jedną żądzę od innych; ale objawia się tylko tak długo, jak długo trwa żądza.Po zaspokojeniu jej wir ustaje i potem już żadnego działania magicznego wywierać nie może. Stąd także inkuby i sukkuby istnieć mogą tylko dopóty, dopóki tworząca je żądza nie zostanie zaspokojona. Natomiast myślaki i twory astralne, przyciągnięte wirem pithy, żyć mogą dłużej w pobliżu człowieka, który im dostarczył sposobności do chwilowego materjalizowania się, i podtrzymywać jego żądzę lub rozbudzić ją na nowo. W ten sposób człowiek, nie panujący nad swemi żądzami, otoczony jest stale rojem istot, czekających tylko na nowe wybuchy jego namiętności i podniecających go do niej.
Inkuby i sukkuby często powtarzane, a więc stale w jedną formę odziewane, mogą wreszcie stać się egregorami i uzyskać pewną trwałość życia samoistnego, a wtedy wpływ ich na jednostki o słabszej woli może oddziaływać na równi z wpływem owych drobnych istot astralnych jako "pokusy". W operacjach magicznych, a nawet poza operacjami, w wirach pithy wytworzonych żądzą, mogą takie egregory materjalizować się widomie magom niedoświadczonym, jako postacie samoistne i własną wolą obdarzone. Przykładej tego jesyt postać "Lilith" i "Nahemah" biblijnej.
tego rodzaju drobne "opętania" niewprawnych magów przez istoty astralne nie bywają zazwyczaj zbyt groźne i przy pewnem wyćwiczeniu woli dadzą się w regule unieszkodliwic; nie groźna podobnież jest najczęściej nadmierna utrata "soków" u obojga płci przez częste hołdowanie żądzy płciowej, jeżeli prawdą jest, że owe istoty "żywią się" tymi sokami. Niebezpieczeństwa poważniejsze grozić mogą dopiero tym, którzy dla własnego zadowolenia tworzą sobie sukkuby (u mężczyzn) i inkuby (u kobiet), jeżeli w te twory nie wciela się żadna istota astralna; wtedy bowiem mag umieszcza w swym sukkubie czy inkubie tylko część świadomości własnej, stwarzając tem podłoże podatne dla schizofrenji, a zatem dla choroby umysłowej trudnej już do wyleczenia.
Szczęściem można nazwać to, że w literaturze magicznej niewiele spotyka się wzmianek rozsądnych o sposobach posługiwania się żądzą płciową do celów naprawdę magicznych. Przytoczyłem wyżej jako samo przez się zrozumiałe, że wiry astralne wywołuje tylko żądza niezaspokojona, a właśnie wskazówki do podtrzymywania jej długo w napięciu najwyższem są w tej literaturze skąpe i niejasne. Jest to czywiście szczęściem, gdyż nie daje czarnoksiężnikom środków do nadużywania tej potężnej siły astralnej.
W jednym z podręczników magji [5] pisze autor, że "do ceremonij we dwoje służyć może magowi zamiast drugiej osoby także zwierzę płci przeciwnej"; widocznie zatem autor nie zdaje sobie sprawy z różnic między pithą, jaka powstaje przy stosunku dwojga ludzi, a jaką budzi nienaturalny stosunek człowieka ze zwierzęciem.
Ten sam autor przytacza "niezawodne" metody wzbudzenia i utrzymania miłości w pożądanej osobie; ale zamilczmy o nich, czasem mogą przynieść szkodę rzeczywistą na zdrowiu, lub obudzić żądzę wbrew chęci; na wiekszość ludzi jednak nie działają..
Tem słabsze i rzadsze bywa działanie wtedy, gdy w myśl przepisów używa się towarzysza (lub towarzyszki) płci przeciwnej. Tu już niebezpieczeństwo nadużycia magji na zewnątrz obniża się niemal dop zera, bo jeżeli nawet oboje współdziałający zdołają swe wzajemne pożądanie utrzymać przez pewien czas w napięciu bez wyładowania, to napięcie oddzialywa tylko z jednego partnera na drugiego; wir astralny zatem w "krótkiem spięciu" krąży tylko między nimi dwojgiem i żadnych skutków na zewnątrz wywrzeć nie może. Stąd też wszelkie przepisy "magji seksualnej" do działania we dwoje, choćby zalecały najwymyślniejsze zabiegi lubieżne (exhibitio, masturbatio mutualis, cunnilinctio etc.) zaliczam tylko do pornografji maskowanej, ktora z magją prawdziwą nie ma nic wspólnego.
Żadna osobna gałąx jakiejś magji "seksualnej" nie istnieje, gdyż wszelka magja praktyczna posługuje się żądzami, a więc zarówno popędem płciowym, jak popędem do utrzymania życia, chciwością, łakomstwem, pychą, żądzą władzy; dlatego to obok tytułu umieściłem znak zapytania.

1 : Takie samo stanowisko zajmuje psychoanaliza (Freud, Adler, Breyzer, Ferencsi); nie potępia onanji, a nawet przepisuje ją nieraz jako środek leczniczy. Że przez takie "rozgrzeszenie" można usunąć niejeden "kompleks" dręczący psychicznie, nie ulega już dziś wątpliwości.
2 : Des forces naturelles inconnues, str. 125.
3 : Studi ipnotici e spiritisci, str. 211.
4 : Już Księgi Hermesa "O Przyrodzie" mówią o demonach obcujących z kobietami.
5 : R.P. Sabzius: Envoutement et contre-envoutement (wyd. z r. 1937). Na osobę autora rzucają światło litery: "A*M*S*Q* ", umieszczone na czele tytułu książki, oraz "Memphis 1356", jako miejsce i data wydania (w języku tajemnych związków Paryż ma nazwę Memfis).
Pomocnicy magów
 
Fakirzy indyjscy na zapytanie, jaką mocą dokonywają swych produkcyj telekinetycznych, dają zazwyczaj odpowiedź, że pomagają im w tem pitris, przodkowie. Medjami spiritystycznemi opiekują się różne "duchy zmarłych", których identyfikacja jest mało kiedy możliwa, a parapsychologja uznaje wiekszość ich za "osobowosci wtórne", będące wynikiem czasowego rozszczepienia świadomości samego medjum. Magja ceremonjalna wzywa pomocy aniołów i demonów, a czarownice zawdzięczały swą moc djablom.
Wcześniej już starałem się wykazać, że siłą działającą w ceremonjach magicznych bywa najczęściej wyobraźnia samego maga i jego paranormalne uzdolnienie do ideoplastji (materjalizowania), a demonami, duchami i sukkubami jego podświadomość. Jest tak nawet wtedy, gdy ci rzekomi pomocnicy buntują się przeciw niemu i czynią mu naprzekór.
Takie samoistne działanie podświadomości, czasem nawet sprzeczne z wolą świadomą , znane jest w psychologji i w psychiatrji; wystarczyłoby zatem do wniosku, że jedynym rzeczywiście istniejącym "pomocnkiem" maga jest jego podświadomość, a wszelkie duchy i demony pochodzą z błędnego wyjaśniania przyczyny zjawisk.
Wierzenia wszystkich niemal ludów zawierają legendy o istotach pozaludzkich, nie posiadających wprawdzie ciała fizycznego, ale umiejących zagęszczać czasem swą powłokę do stanu widzialności dla wzroku ludzkiego. Mają to być istoty o różnych stopniach inteligencji i potęgi, o rożnych formach ciał i róznych nazwach.
Począwszy od dewów i madanów indyjskich, satyrów, trytonów, nereid i nimf greckich, do demonów średniowiecznych, gnomów, sylfów i undyn nordyckich, skrzatów, karzełków i strzyg słowiańskich, można je znaleźć u wszystkich ludów wszystkich czasów i krajów. Teozofja nowoczesna podaje nawet całą fizjolgję i psychologję, ujętą w zwarty system, ale niczem konkretnym - prócz zdolności jasnowidzących badaczy - nie poparta.
Do pewnego rodzaju "pomocników" zaliczyć należałoby daimonion Sokratesa i "ducha domowego" Cardana, który w postaci ogromnego ptaka pojawiał się temu uczonemu we śnie "ponad 22 razy" i głosem ludzkim ostrzegał go przed grożącemi nieszczęściami, a na jawie ostrzegał go pukaniem w sprzęty. Te objawy jednak dadzą się wyjaśnić o wiele prościej, niż przyjmowaniem istnienia jakichs odrębnych istot bezcielesnych. Jest bardzo prawdopodobne, że Sokrates i Cardanus posiadali pewne zdolności medjalne, któremi posługiwała się ich podświadomość. Cardanowi podawał ona w tej formie symbolicznej - zwłaszcza we śnie - przeczucia przyszłych wypadków, a u Sokratesa występowala z podszeptywaniem mu rad w położeniach trudnych, lub z osądzaniem postępkow popełnionych, czyteż dopiero zamierzonych.
U świetych rożnych wyznań i u ludzi oddanych pobożności występują aniołowie, duchy jasne, sam Bóg nawet. Nie są to już pomocnicy, lecz inteligencje samoistnie dzialające, których tylko nędznym pomocnikiem, lub slepem narzędziem, jest sam czlowiek.
Na uwagę zasługują jeszcze innego rodzaju zjawiska, których przyczynę vox populi przypisuje pewnym inteligencjom bądźto ucieleśnionym, bądź bezcielesnym. Należy tu n.p. tzw. oman lub tuman , który opada ludzi na drogach dobrze im znanych i zmusza ich do błądzenia wkółko, nie pozwalając znaleźć kierunku właściwego.
Inteligencje od człowieka niezależne zdają się istnieć w przyrodzie i posługiwać się "cialami" odmiennymi od znanych nam fizycznych. Okultyści średniowieczni przeczuwali to zapewne,gdy poza gnomami, sylfami i undynami wymieniali także salamandry jako "istoty, ktorych ciało składa się z żywiołu ognia". Te same - lub jeszcze inne - inteligencje mogą być czasem człowiekowi pomocne lub wrogie, co wskazywałoby, że rządzą się własnemi skłonnościami i antypatjami. Czy człowiek zdoła ujarzmić i zmusić je do uległości, wydaje się dość wątpliwem; raczej mógłby starać się zjednać sobie ich przychylność, ale oczywiście nie zaklęciami, pentaklami i kabalizowaniem ich imion. 
Jest natomiast inny rodzaj istot, posiadających znaczną nieraz energję i długie życie (chociaż śmietelnych), którym mag może nakazać posłuch dla siebie, jeżeli dobrze zna ich naturę. Są to myślaki, stwarzane przez niego samego, a zatem podlega mu i odniego w pierwszej linji zależne. Tu już poruszamy się na gruncie stałym i pewnym, gdyż telepatja należy do psychologji, a zatem do nauki ścisłej. Wiemy z eksperymentow, jak doniosłe może być działanie myslaków i jak da się spotęgować przez wzmocnienie ich afektami. Mogą tu być wszystkie "stopnia rzeczywistości" od czystego wyobrażenia myślowego aż do inkuba lub sukkuba, niemal dotykalnie zmaterjalizowanego. 
W praktyce magicznej zadanie tworzenia myślakow potężnych schodzi się z zadaniem ćwiczenia wyobraźni, aby utworzony myślak składał się nietlyko z substancji "myślowej", lecz także z "astralnej" (afekt), a nawet o ile możności z eterycznej (halucynacja przedmiotowa). Do tego celu zmierzają ceremonje rytuału i zaklęcia, mające wzbudzić w magu przeświadczenie o jego potędze, rozdmuchać w nim gwałtowną żądzę i wreszcie w dymach kadzideł zmaterjalizować widomie jego wyobrażenie... o kim? - Jużto o sobie samym jako inkubie, czy wilkołaku gaszącym krwią pragnienie zemsty, jużto o jakimś szczególnym demonie lub duchu zmarłego, mającym wypełnić polecenie maga. 
Tu jednak użytek ceremonjału może stać się obosiecznym: bądź pomocnym, bądź szkodliwym. Tworzenie silnych i żywotnych myślaków wymaga dobrego wyćwiczenia się w koncentracji myśli i utrzymywania uwagi na jednym przedmiocie; a tymczasem to skupienie uwagi rozpraszają liczne przedmioty i przepisy rytuału, z których żaden nie może być zmieniony ani opuszczony, jeżeli operacja magiczna ma się udać. Zapewne tu należy szukać powodu, dla którego operacje magji ceremonjalnej tak rzadko się udają; w każdym razie bez porównania rzadziej, niż "operacje" medjalne w transie, nie wymagającce żadnych narzędzi ani formułek. 
Z tych względów wydaje mi się, że w magji ceremonjalnej użytek z własnych myślaków może być zazwyczaj niewielki [1], a to nie dlatego, jakoby one same były narzędziem niepodatnem, lecz dlatego, że przepisy rytuału przeszkadzają magowi w tworzeniu myslakow potężnych; wszak w przepisach magicznych niema wogóle żadnych instrukcji do tworzenia myslaków. Prawie pewne jest natomiast, że owe "demony poptężne", czasem usłyżne, a czasem zagrażające samemu magowi, nie są niczem innem jak egregorami, które mag ma już "gotowe", stworzone przed nim wspólnymi myślakami różnych innych magów i ludzi zwyczajnych. 
Takie egregory mogą przedstawiać się magowi w postaci szatanów, demonów lub aniołów, zależnie od jego poziomu etycznego, w postaci jużto takiej, jaką nadał im zespół tworzących je myślakow różnych ludzi; podobnież zapewne mogą być egregorami postacie elfów, nimf i gnomów, gdy zjawią się przed magien wbrew jego oczekiwaniom. Historja naturalna stworzeń "astralnych" różni się od historji stworzeń fizycznych tem właśnie, że klasyfykacja ich jest bardzo "płynna" i że niepodobna poprowadzić wyraźnej granicy między myślakiem, egregorem, a istotą nie przez ludzi stworzoną. W świecie astralnym wszystko żyje, wszystko się rusza i zmienia postać; ta nawet "zwłoki astralne" ludzi zmarłych, a więc zrzucone już przez nich ciała astralne, posiadają ruch własny, pewne zasoby pamięci i pozory życia samoistniego, Są nawet hipotezy, jakoby w te puste powłoki ludzkie wchodziły nieraz psotne elfy i skrzaty, aby na seansach spirytystycznych zwodzić ludzi i odbierać od nich cześć jako "drodzy zmarli". 
Do tej samej kategorji należy hipoteza zwierząt astralnych. Jeżeli istnieją takie istoty bezcielesne, których inteligencja odpowiadałaby w przybliżeniu inteligencji zwierząt domowych, t można je równie dobrze nazwać zwierzętami astralnemi, jak myślakami, skrzatami lub egregorami. Zbytnie dążenie do systematyki i klasyfikacji stwarza ciasne szufladki pojęciowe, w które następnie wtłacza się przemocą wszystko, co z natury rzeczy w żadne ciasne ramki ująć się nie da, i powstają przez to liczne schematy o bardzo wątpliwej treści. Jeżeli gdzie, to szczególnie w okultyzmie lepiej jest nie klasyfikować, ani definjować, lecz tylko charakteryzować, bo wtedy zna się rzecz, nie nazwę, i nie jest się narażonym na nieustanne pomyłki. 

1 : Jest natomiast bardzo doniosły w magji białej, obywającej się bez ceremonjału. 
Rytuały czarów
 
Różne dzieła średniowieczne, traktujące o magji praktycznej, podają rozmaite przepisy rytuału, a wszystkie twierdzą, że właśnie dany rytuał jest naprawdę skuteczny. Wspomniałem już wcześniej, że skuteczny jest każdy rytuał, który zdoła oddziałać na wyobraźnię maga i skupić przez długi czas jego uwagę na przedmiocie. Tę również rolę grają w rytuale różne inkantacje, inwokacje i zaklęcia słowne, zwłaszcza, gdy czarownik nie zna języka, w którym są napisane, i nie rozumie ich znaczenia logicznego.
W średniowieczu była łacina językiem literackim powszechnie używanym, a nie znały jej tylko czarownice z ludu; te zatem szeptały zaklęcia w łacinie zupełnie przekręconej i już niemal całkiem niezrozumiałej. Magowie wykształceni znali oczywiście łacinę, dla nich zatem skuteczniejsze były znaki i figury tajemnicze, t. zw. "charaktery", uważane za pismo demonów i innych istot pozaludzkich. Jako przykład zamieszczam tu dwa takie szeregi "charakterów" wedle podręcznika Sabaziusa.
Z niego też przytaczam - ze znacznemi skróceniami - rytuał czarów, o którym autor zapewnia, że "był już wypróbowany z powodzeniem" i że "jakkolwiek formuły i znaki wydać się mogą smiesznemi, niezrozumiałemi i dziecinnemi, to jednak zaleca się nie igrać z niemi". Wtedy czarownik nie zwraca swej energji bezpośrednio na osobę czarowaną, lecz na ewokację jakiejś istoty Abima, którą wiąże formułami poświęcanemi, aby mu służyła... Taka możność odwoływania się do genjuszów, elementalów i demonów jest faktem, znanym zarówno z tradycji wszelkich czasów i krajów, jak i z doświadczenia".
Wyszukawszy według szczególnej "astrologji magicznej" planetę, która "rządzi osobą czarowaną", i ustaliwszy odpowiadającą tej planecie godzinę wschodu po nowiu księżyca, przygotowuje się czarownik przez pierwszą kwadrę, jadając tylko dwa razy na dobę i odmawiając rano i wieczorem modlitwę:
Błagam cię, o wielki i potężny Adonai, władco wszystkich duchów; błagam cię, o Elohim, blagam się Jehowo! O wielki Adonai, oddaję co mą duszę, me serce, mój narząd płciowy, me ręce, me nogi, mój oddech i moje istnienie. O wielki Adaonai, racz mi być przychylnym, amen. Potem trzy "Ojczenasz" (!) i trzy "Zdrowaś" za dusze w czyśćcu (!).
Następnie zaleca się nosić na palcu wskazującym lewej ręki pierścień żelazny z hematytem, a usunąć od siebie złoto i srebro. gdy operuje się z pomocnikiem, ten "wspiera" ceremonję nieustanną "psalmodją, nuconą cicho z towarzyszeniem rytmu na pięć lub na siedm". Szczególnie skuteczny jest rytm "bębna, sporządzonego ze skóry ludzkiej, na której wybija się takt pałką z piszczela".
Prócz tego niezbędny jest pentakl, zrobiony z prawdziwego pergaminu ze skóry, na którym rysuje sie piórem, maczanem we krwi własnej - z ukłucia w palec, miesięcznej - znaki odpowiadające planecie, wyszukanej "astrologicznie" jako rządzącej osobą czarowaną. Pentakl ten sporządza się w dniu "sprzyjającym" wedle astrologji ptolomeuszowskiej w godzinie, ktorą "rządzi" planeta, odpowiadająca osobie czarowanej. Znaleźć tę planetę można kabalizowaniem imienia danej osoby i imion jej rodziców i nakreślic odpowiednie znaki na pentaklu. Na chustce jedwabnej pisze się w ten sposób znaki (przykład), a na świeczce woskowej, pomalowanej na czarno, ryje się igłą lub scyzorykiem znaki (też przykład). Położywszy świecę na chustce i trzymając na niej ręce, wygłasza się takie zaklęcie:
"Conjuro te, membra lumina, per illa verba, quae dicuntur de Creatore, et per illum, qui potest tibi virtutem tribuere et auferre, quatenus in te obtineas virtutem, quod omnia, quae super te scribentur, ad effectum perduci valeant, et quod omnes fallacia exeant de te, et in te intret omnis veritas sine mora".
Po tych przygotowaniach przystępuje mag do ceremonij właściwych, zmierzających do "związania" pentakla magicznie z osobą czarowaną. W izbie zaciemnionej nakłada mag pierścień i branzoletę z ołowiu, jako metalu Saturna, wdziewa naszyjnik z onyksu lub ze szkła czarnego, zwilżony krwią świeżą, rozbiera się do naga, okadza się siedm razy dymem z siedmiu ziarn benzoesu i kończy to "oczyszczenie" formułą:
"Przyjdźcie, zbliżcie się do mnie, istoty, wspaniałe, lotne, o synowie królów, synowie dżunów: Chamat, Denhiou, Berouth, Aninoun, Mezdjel, Terquel. O, wy nieruchomi (dormants), ja was zaklinam przysięgą syryjską, wspierajcie mnie waszemi potęgami, Ya Kerim, Ya Kerim, Ya Kerim! O, Ya rahim! przekleństwo, przekleństwo i jeszcze raz przekleństwo temu, kto mnie hamuje i przeszkadza. W imię boga dobrego i miłosiernego... O, ty Oumm es Sybian, ze zastępu Marra ben el Harith, przybądź mi na pomoc".
Następnie mag zakreśla kredą na podłodze koło, w którem stawia czarną świecę woskową, a w drugiem kole pentakl z pergaminu na chustce jedwabnej; pomiędzy temi dwoma kołami rysuje trzecie, w którem sam klęka i złożywszy ręce, recytuje powoli inwokację:
"Domine Deus omnipotens qui illuminas omnem hominem venientem in mundum, hunc illumina coecitatem cordis mei, et accende in me ignem sancti et suavissimi amoris tui (!). Dona mihi fidem rectam, spem certam et caritatem perfectam, et reliquas virtutes, per quas timere te intelligam et amare, praecepta tua in omnibus (!) observare. Et cum mihi extrema dies finisque vitae meae advenient, me mundatum delictis omnibus angelus pacificus suscipiat et de potestate diaboli me eripiat (!), ut moriar in sanctorum tuorum consortio perfecto, requie perfrui et ad dextram tuam collocari".
Te modlitwy i ewokacje, naprzemian do Boga i do demonów, nastepują w coraz nowem brzmieniu; mag wygłasza zaklęcia aniołow, archaniołów, Tronów, cherubinów, Serafinów, powołuje się na tablice przykazań Mojżesza i na jego petateuch, a w punktach oznaczonych w tekstach żegna się krzyżem według obrządku chrześcijańskiego. Podczas nowej pauzy wyobraża sobie, że osoba czarowana znajduje się w kole na miejscu świecy; powtarza siedm razy głośno i powoli to życzenie, które jest celem ewokacji, trzymając ciągle lewą rękę na pentaklu w drugim kole, poczem mówi:
"Per virtutem pentaculorum, et quia ipsis pentaculis et verbis Creatoris oboedientes fuistis, pax sit inter nos et vos, et sitis adorati fragrantia adoris suavissimi. Ite in pace, et sitius parati semper venire, quando vos vocabo, sine solemnitate aliqua".
Na tem operacja się kończy; mag wymazuje zwolna koła kredowe, gasi swiecę czarną i zabiera pentakl zawinięty w chustkę. Nazajutrz dokładnie o tej samej godzinie zapala świecę, trzyma pentakl i powtarza modlitwy, gdyż wtedy zdoła rychlej nawiązać łączność pentakla z osobą czarowaną. Nawiązuje ją w ten sposób, że niepostrzeżenie wszywa pentakl w odzież tej osoby, wtyka go w jej poduszkę lub wsuwa pod jej pościel.
Wtedy wraca do swej izby, uderzeniami młotka łamie czarną świecę i mówi przytem:
"Arator, Lapidator, Somniator, Ductor, Comestro, Devorator, Seductor, vos omnes socii et ministri odii et destructionis et seminatores discordiae, qui libenter talia opera facitis et pertractatis, et quia non est necesse vos conjurare, ideo vogo et deprecor vos, quatenus administretis et consacretis imaginem istam, ut odium faciat inter talem".
Przez następne dnie aż do końca lunacji zachowuje mag ogólne przepisy co do godzin snu, posiłków i modlitw, poczem już "na wynik nie będzie potrzebował długo czekać", jak zapewnia autor.
Przytoczyłem tu umyslnie wiekszość inwokacyj (wyjąwszy kilka najdłuższych) w oryginalnem brzmieniu, aby czytelnik mógł sobie urobić pojęcie o tej bezceremonjalności, z jaką czarna magja przeplata modlitwy do Boga ewokacjami demonów, "sług nienawiści" i "siewców niezgody" (seminatores discordiae), a błagania o zbawienie duszy i wyrwanie z mocy djabła wezwaniami ciemnych istot na pomoc.
U innych autorów rytuał różni się w szczegółach, ale ogólny jego charakter nie wykazuje zmian istotnych. Zamiast pentakla służy nieraz lalka woskowa, czasem także żywa ropucha, którą mag dręczy ukłuciami i zadawaniem ran. Różne także bywają brzmienia modlitw i ewokacyj; w niektórych zamiast imienia Boga występuje "Deus inversus", lub toylko jakiś demon pojedynczy, i te są konsekwentne przynajmniej w jednym kierunku.
Otóż każdy taki rytuał zmierza przedewszystkiem do wzbudzenia w magu wiary we własną potęgę, a wszelkie wątpliwości co do tego rozprasza "zapenieniem sobie pomocy" istot, ktorych potęga nie ulega kwestji w jego mniemaniu. Wszak na mieszanie Boga z djabłem i na inne blasfemje ważyć się może tylko ktoś, kto jest rzeczywiście potężny; a zatem mag jest potężny. Jeżeli mimo swej potęgi, wyższej niemal ponad Boską i szatańską, nie umiałby wprost oddziałać na osobę czarowaną, to pomogą mu w tem owe istoty, których współdziałanie sobie zapewnił ewokacjami lub nawet "zmusił" je do posłuszeństwa.
Wiemy, że wiara czyni cuda. Wierząc niezachwianie w swą wszechmoc, może mag rzeczywiście uzyskiwać wyniki, do jakichby bez tej wiary nie doszedł. Ułatwia mu ją stan, w który się wprawia ceremonjami rytuału; te zaś wymagają ciągłego utrzymywania uwagi na jednym przedmiocie, a zatem zwężania pola świadomości, podobnie jak w somnambulizmie. Jeżeli mag - co bywa niezbyt rzadko - ma pewne uzdolnienia medjalne, może swym wirem astralnym czy swą ektoplazmą wywierać na osobę upatrzoną rzeczywiście pewien wpływ fizjologiczny, raniący ją lub podniecający płciowo.
Dla ułatwienia tego wpływu - naiwnie przypisywanego pentaklowi - służy nawiązanie łączności z daną osobą według wskazówek rytuału. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że ucięte włosy, paznokcie, a podobnież przedmiot długo przez nią używany, utrzymuje na sobie jakieś jej emanacje, które następnie - nawet po długim czasie - mogą ułatwić "odnalezienie" jej pozazmysłowe (psychometrja); że zatem mag, stykając się z temi emanacjami, wchodzi w "raport magnetyczny" z daną osobą, co mu ułatwia oddziaływanie.
To jednak jeszcze nie gwarantuje powodzenia. Aby osoba upatrzona ulegała wpływowi, musi być bierna, a zatem nie bronić się, nie odpierać ataków. Dlatego to czarnoksiężnik działa z ukrycia; nie zdradza się ze swymi zamiarami, a nawet stara się, aby "ofiara" nic o nim nie wiedziała. Jeżeli osoba ta jest z natury bierna i łatwo ulega różnym wpływom zewnętrznym, może uledz także zabiegom zaczarowującym. Dlaczego tak rzadkie stosunkowo są wypadki, które naprawdę przypisać można działaniu czarów, ma przyczynę w tem, że niewielu jest "magów", którzyby potrafili działać rzeczywiście magicznie, i że źle wybierają swoje "ofiary" pod względem stopnia ich bierności.
Atak odparty powraca na atakującego; to prawo reperkusji znali już okultyści śreniowieczni, zanim potwierdziły je zjawiska parapsychiczne. gdy osoba atakowana zdoła sie obronić i atak odepchnąć, działanie jego odbija się na magu; dlatego to magja czarna nigdy nie może mierzyć się z białą co do potęgi. Wpływów magji miałej nikt nie będzie odpychał, bo są dobroczynne i nigdy nie przychodzą wbrew woli; magja czarna zaś chce działaś przemocą i na szkodę, więc też wprost wyzywa do oporu.
Najlepszą ochroną przeciw czarom i opętaniom jest zawsze czynna postawa wobec wrażeń zewnętrznych i stałe zajmowanie uwagi przedmiotami jasno określonymi.Wszelkie "marzenia na jawie", bujanie myślami po obłokach, poddawanie się niekontrolowanej wyobraźni, a przedewszystkiem upatrywanie wszędzie jakichś tajemnych i niezrozumiałych wpływów obcych, otwiera drogę do autosugestji i wiary w bezsilność własną. Takie przeświadczenie o bezbronności może oczywiście być wykorzystane czasem przez jakiegoś czarownika - nawet wcale nie potężnego - do celów osobistych, skoro "ofiara" zgóry składa obronę i sama mu dostęp otwiera. Ludzie bezwyznaniowi stosują w celu ochrony kamienie szlachetne, amulety i talizmany, opatrzone tajemniczymi napisami według rutyału magicznego, a w groźnych wypadkach (opętanie) udają się o pomoc do magów mniej lub więcej doświadczonych.
Wypadki zaczarowania rzeczywistego są - co podkreslam ponownie - nadzwyczaj rzadkie. Do stosunkowo najczęstszych jeszcze należą uroki drobne, rzucane bądźto w złym zamiarze, bądźteż bez żadnego zamiaru przez ludzi, o których się mówi, że mają zły wzrok" (mal' occhio). nastepstwa takiego rzeucenia uroku (jettatura) objawiają się gwałtownym bólem głowy, którego zwykłe środki usunąć nie mogą, zawrotem, osłabieniem, nudnościami, nawet wymiotami, co mija wreszcie samo po kilku godzinach, jeżeli nie zostało wcześniej "odczynione". skutkuje tu prawdopodobnie tylko autosugestja; faktem jest jednak, że owo "odczynianie" najczęściej pomaga.
Rytuał odczyniania uroków bywa w różnych okolicach różny; jako jeden z najprostszych, a rzeczywiście skutecznych, przytaczam następujący. Rozżarza się (n. p. nad płomieniem świecy) trzy małe okruchy węgla drzewnego i wraz z trzema okruszynami chleba wrzuca sie do szklanki świeżej wody. Zwilżywszy nią czoło, skronie i tętnice na przegubach rąk, pije się trzy kolejne łyki tej wody, a resztę jej wylewa siw wtył poza siebie. Z tego, ile i jakich okruszynek opadło we wodzie na dno, wnioskuje się, czy uroki pochodziły od kobiet (chleb), czy od mężczyzn (węgiel).
W wypadku zaczarowania poważniejszego (n. p. zapomocą lalki woskowej) zmienia się odpowiednio ceremonja odczyniania. Można n. p. "zły wpływ" takich uroków skutecznie przenieść na roślinę lub na zwierzę, a dowodem rzeczywistego zaczarowania i zrzucenia czarów bywa wtedy to, że roslina usycha, a zwierzę choruje lub nawet ginie. Rytuał, wykonywany wtedy zwykle przez uproszoną - i zapłaconą - czarownicę lub czarownika, podobny jest do przedstawionego na wstępie; zmienia się tylko odpowiednio treść inkantacyj i ewokacyj.
Jeżeli sam urzeczony podejmuje zabiegi odczarowujące wielce skuteczne są w nich głaski magnetyczne, prowadzone od ciała własnego na roślinę lub zwierzę, jakgdyby zabierały jakieś "złe fluidy" i przenosiły je na te niewinne ofiary. O wiele skuteczniejsze bywa to przeniesienie wtedy, gdy może odbyć sie wprost na osobę sprawcy, gdy zatem zaczarowany wie, od kogo czary pochodzą. A wie to napewno, jeżeli miało miejsce rzeczywiste zaczarowanie; wszak idzie tu o działanie niewątpliwie telepatyczne, a w telepatii obiorca wie zawsze, kto jest nadawcą, choćby go nie znał osobiście.
Otóż czarnoksiężnik mimo działania pokryjomu nigdy nie zdoła zataić siebie przez swą ofiarą; najczęściej nawet nie chciałby tego, gdyż nie zadowoliłby w pełni swej namiętności: żądzy zemsty, gdyby ofiara nie wiedziała, kto mści się na niej, a żądzy płciowej, gdyby ofiara nie wiedziała, komu ma być powolna. tylko w początkach, zanim cios zada, stara się czarownik pozostać nieznanym, aby nie ostrzec ofiary i módz ugodzić ją znienancka. Jeżeli zatem osoba zaczarowana rzekomo nie umie podać, od kogo czary pochodzą, to albo nie jest wcale zaczarowana, alboteż opętanie pochodzi od jakiejś istoty niematerjalnej, pozaludzkiej, co oczywiście należy do wypadków niesłychanie wyjątkowych.
Należy zatem zachować ostrożność we wnioskowaniu i nie doszukiwać się opętań tam, gdzie są tylko automatyzmy i kompleksy podświadome. to samo odnosi się do sukkubów i inkubów rzekomych, jeżeli nie wiadomo, jaka istota stoi poza niemi.
Osoba czarownika jest więc w regule znana jego ofierze. Pośrednictwo rośliny lub zwierzęcia do pozbycia się czarów bywa wtedy zbędne, jeżeli osoba zaczarowana ma fotografję sprawcy, jego list, lub jakiś przedmiot jego użytku, na który odwraca kierunek pithy od siebie. Jakieś szczególne ceremonje lub zaklęcia służą w tym wypadku tylko po to, żeby owo odrwacanie pithy odbywało sie z wiekszą siłą przekonania; często wystarczy tylko żywe wyobrażenie sobie, że "złe fluidy" strzepuje się z ciała i rzuca je na list czy na fotografję. To strzepywanie można połączyć z głaskami magnetycznymi, jak wyżej, a po skończeniu tego zabiegu stworzyć w myśli wokoło siebie pancerz niewidzialny, którego zła wola czarownika już przebić nie zdoła.
Wystrzegać się jednak należy wszelkie pokusy do szkodzenia umyślnego czarownikowi, gdyż to byłoby już podejmowaniem walki równą bronią, w której czarownik, jako lepiej wyćwiczony i bardziej złośliwy, mógłby odnieść zwycięstwo. jeżeli zaś nie przedsiębierze się nic ponad czynną postawę i utworzenie pancerza ochronnego do odbijania ataków złośliwych, wracają one same na sprawcę i wywierają na nim dokładnie takie działania, jakie on zamierzał wywrzeć na swej ofierze.
najważniejsze jest: zachować czynną postawę wobec wrażeń zewnętrznych i nie ułatwiać ciemnym siłom ataków przez upatrywanie "zaczarowań" w każdym bólu gardła, w każdem osłabieniu mięśni i w każdym orgazmie nocnym. Gdy się nie myśli o możliwości ulegnięcia czarom, nie ulega się im rzeczywiście, podobnie jak nie ulega chorobom zakaźnym lekarz poprostu dlatego, że myśl o możliwości zarażenia się nigdy mu przez głowę nie przechodzi.
Wypadki prawdziwego opętania są jeszcze rzadsze, niż wypadki faktycznego zaczarowania. Bezmyślnie i karygodnie szkodzi sobie sam ten, kto w swych ruchach mimowiednych, lub słowach pozornie przez jakąś istotę niewidzialną mu podszepniętych, upatruje objawów opętania. Takie ruchy, do których "coś" zmusza, i słowa, ktore "ktoś" podszeptuje, są narazie tylko nieszkodliwymi objawami automatyzmu czy paramnezji; ale mogą - gdy im się uwagę poświęca i jakiejś obcej istocie przypisuje - stać sie ośrodkiem do narastania "kompleksów" psychopatycznych, a w dalszym rozwoju wywołać zupełny rozpad osobowości (schizofrenję).
Źródłem jest człowiek
 
Dawna tradycja indyjska traktuje wyłącznie o człowieku, niema w niej nic takiego, co możnaby uważać za zaczątki "nauk" w znaczeniu europejskiem; niema geografji, zoologji, fizyki, geometrji, astronomji, historji, niema prawodawstwa ani polityki. [1] Do europejczyków mówią Indowie: "wyscie badali zjawiska zewnętrzne i doszliście do zdumiewających odkryć z geografji, fizyki, chemji, astronomji, rozwinęliście matematykę, poznaliście anatomję, fozjologję, biologję, nagromadziliście mnóstwo szczegółów historji; my zaś badaliśmy przedewszystkiem człowieka wewnętrznego i wiemy o nim oddawna więcej, niż wy z waszym wspaniałym rozkwitem nauki". My w Europie, mając umysł nastawiony na świat otaczający, niezbyt umiemy zwracać uwagę na wnętrze własne i dlatego zazwyczaj z pobłażliwem politowaniem przyjmujemy twierdzenia Indów, jakoby mogli wiedzieć od nas więcej w jakiejkolwiek dziedzinie: dopiero zjawiska parapsychiczne otwierają nam zwolna oczy na to, że oni jednak mogą mieć pewien zasob wiedzy.
Do Egiptu i Grecji przedostały się już tylko okruchy tej dawnej tradycji, a w pismach neoplatoników stały sie dostepne okultystom średniowiecza. Po długich badaniach różnych demonologij i teurgij dochodzili najtężsi z nich do wniosku, że źródłem wszystkich - a przynajmniej większości - zjawisk magicznych jest człowiek. Stąd w pismach ich coraz rzadziej spotyka się wzmianki o wpływach istot pozaludzkich, a coraz więcej miejsca zajmują badania właściwości psychicznych człowieka. widać w tych badaniach jeszcze prowadzący na bezdroża wpływ kabbali, ale rozczarowania w stosowaniu zaklęć i "pieczęci" naprostowują stopniowo wysiłki okultystów na tory właściwsze.
Poprzednio próbowałem podać podstawy, na których wzrosła kabalistyczna wiara w skuteczność zaklęć i wywoływania imion demonów różnego stopnia. Władza magiczna, którą początkowo miał człowiek ("Adam przed upadkiem"), wysuwała się stopniowo z rąk jego w miare, jak popędy cielesne brały górę nad skłonnościami duchemi, a w parze z tem człowiek zaczął oglądać się za sprzymierzeńcami, ktorzyby wspomagali go swą potęgą. Tradycja o "bogach, którzy zstąpili na ziemię", wespół z personifikacjami sił przyrody w postaciach demonów różnych imion, zwróciła wysiłki człowieka w kierunku znalezienia sposobów do zapewnienia sobie ich współdziałania.
Wedle dawnej tradycji indyjskiej każda istota posiada swój dźwięk mistyczny (sanskryckie wacz), będący równocześnie imieniem jej i określeniem wszystkich jej cech i uzdolnień [2]; znając ten dźwięk i umiejąc wydobywać go w sobie, można połączyć się z daną istotą i uczestniczyć w jej wlaściwościach i w jej potędze. Stąd wzięły początek poszukiwania kabalistyczne, aby odnaleźć "utracone słowo", i wzięło początek przekonanie, że wymawiając takie słowo, zdoła człowiek zdobyć sobie władzę nad istotą, której "imię" jest w niem zawarte. Zamiast zbliżać się z sympatją do danej istoty i lączyć się z nią współbrzmiącym "dźwiękiem mistycznym", chciał człowiek przemocą przyzwać ją na swe uslugi wymawianiem jej imienia i zmusić ją do uległości. W miejsce miłości i sympatji stawiał swój egoizm i żądzę władzy; nastepstwem musiał być opór istoty zmuszanej do posłuszeństwa, a tem samem wątpliwy efekt zaklęć wymawianych przez człowieka.
W żadnych źródłach pisemnych nie są zresztą zapisane te "dźwięki mistyczne", i zapisane być nie mogą, gdyż powstają w duszy intuicyjnie pod wpływem zachwytu i miłości do innych istot jako drgania astralne sympatji; dlatego to bezowocne są próby znalezienia tych dźwięków n. p. przy pomocy podstawiania liter i liczb w starych tekstach hebrajskich. Oczywiście przez takie kabalizowanie można otrxymać pewne "imiona" aniołów czy demonów, reprezentujące ich właściwości szczególne; ale są to tylko właściwości z najniższych warstw świata astralnego, a zatem nie imiona aniołów i innych duchów wysokich, lecz tylko imiona ich odbić w tych niskich warstwach, raczej imiona egregorów stworzonych przez człowieka, niż istot samodzielnych.
Niektóre z tych egregorów, wzmacniane ciągle nowymi myslakami różnych ludzi, mogły mieć rzeczywiście pewien stopień potęgi magicznej; inne jednak, rzadziej "używane", nie były niczem więcej, jak tylko bezsilnymi myslakami o krótkotrwałem istnieniu, więc też żadnej "władzy" nie posiadały i użyczyć jej człowiekowi nie mogły. tu tkwi powód, dla którego ewokacje kabalistyczne tak rzadko dają wyniki, a jeżeli je dają, to niepewne, u każdego maga inne; jeden bowiem wzmacnia egregory swymi myslakami i afektami, drugi dodaje do nich inne myslaki i afekty, sprzeczne z tamtymi i paraliżujące ich działalność.
Stąd zrozumiałe jest, że mimo nowoczesnych usiłowań różnych autorów, aby wskrzesić dawną świetność "kabały", trwa już nadobre zmierzch tej typowo semickiej "filozofji". Znajdują się jeszcze tu i ówdzie ludzie różnych ras, którzy twierdzą o sobie, że umieją odcyfrować tajemne znaczenie ksiąg starego Testamentu i przyzywać "archaniołów" ich imionami; nie spotkałem jednak w dostępnej mi literaturze wzmianek, ktoreby świadczyły, że takie przyzywanie jakiegoś Ariela czy Samiela wywołało rzeczywiście pewne przedmiotowe zjawiska paranormalne. wynikałoby z tego, że owe _ może nawet naprawdę potężne niegdyś - egregory wyczerpały już swą energję żywotną i teraz conajmniej niby trupy astralne pojawiać się mogą w ewokacjach jakiemuś magowi o bujnej wyobraźni, ale zdziałać już nie potrafią nic więcej ponad to, co on sam potrafiłby własnemi siłami.[3]
Nie chciałbym być źle zrozumianym. Daleki jestem od przypuszczenia, jakoby dziś już nie istnieli archaniołowie, egregory, skrzaty i inne istoty pozaludzkie; zmierzałem tylko do wykazania, że nie ziściły się nadzieje, przywiązywane w magii ceremonjalnej doprzyzywania takich istot i do owładania niemi, jak narzędziami posłusznemi. Jest dość znaczna liczba faktów, wskazujących na to, że podczas ceremonij pojawiały się rzeczywiscie jakieś istoty, ktore może nawet przybierały sobie czasem te imiona, jakiemi były przywoływane; ale mało zazwyczaj miewały ochoty do wykonywania tego, co im mag nakazywał. Znacznie częściej objawiały własną wolę, nieraz tak dalece sprzeczną z wolą maga, że nie pozostawało mu nic więcej, jak śpieszna ucieczka z miejsca ceremonij.
Toteż najpoważniejsi nawet zwolennicy magji ceremonjalnej przestrzegają z naciskiem przed "rozpętywaniem sił, które potem opanować się nie dadzą"; nie mówią jednak nic wyraźnego o warunkach takiego rozpętywania sił nieznanych, a tylko napomykają o niedokładnościach i pomyłkach w wykonywaniu rytuału. Znany aksjomat okutystyczny mówi, że "rzeczy podobne przyciagają się" (równe przyciąga równe); jeżeli zatem wskutek ewokacyj pojawiają się jakieś "złe siły", to musiało je "coś" przyciągnąć. Tem "czymś" nie była chyba sama ewokacja, bo ona nie jest ani zła ani dobra; przyciągnąć te "złe siły" mógł zatem tylko podobny im poziom etyczny maga.
Rzecz prosta, że czarnoksiężnik ani nie próbował, ani nie mógł "przyciągnąć" jakichś istot wzniosłych o wysokim poziomie etycznym. On się ich nawet obawiał, ale w równej mierze obawiał się tych, które chciał przyciągnąć. Dla przezwyciężenia tej obawy zakreśał koła magiczne, trzymał w pogotowiu szpadę i wymawiał zaklęcia, które miały mu rzekomo dać przewagę nad przyzywanemi istotami. Było to wszystko autosugestje do wzbudzenia w nim wiary, że ma potęgę i że mu nic nie grozi... Ale właśnie szpada i koła magiczne przypominały mu ciągle, że jednak nie jest całkiem bezpieczny. Jeżeli silniejsza była autosugestja władzy nad demonami, ceremonja miała powodzenia; jeżeli zaś zwyciężyła autosugestia strachu, mag wpadał w sidła bądźto stworzonych własną wyobraźnią demonów, bądźteż istot przyciągniętych jego strachem i bawiących się złośliwie tym strachem.
Jeżeli za "magów" uważamy także świętych różnych wyznań, to "magja" ich tem się rożni od magji ceremonjalnej, że nie posiada żadnego rytuału. Jedyną "ewokacją" bywa tylko modlitwa, nieraz tak krótka, że ogranicza się do cichego westchnienia, a miejsce, czas i otoczenie nie ma wpływu na wynik. Autosugestja może być wtedy tylk jedna; nie paraliżuje jej żadna przeciwna. Jest nią wiara głęboka i niezachwiana, że jakaś istota wyższa - lub sam Bóg nawet - zdziała albo sama, albo użyczy magowi mocy do zdzialania tego, co jest celem "operacji". Niema tu strachu, niema wątpliwości, wynik zatem może odpowiedzieć oczekiwaniu.
Oczywiście są to wypadki krańcowe; ogromną większość tworzą magowie ani zbyt "czarni", ani całkiem "biali", a odpowiednio do ich poziomu moralnego układają się także wyniki. Ponieważ takiej niezachwianej wiary - która "góry porusza" - nie mają, muszą uciekać się do ceremonij i zaklęć, aby pobudzić swą wyobraźnię. Do celów szczególnie "czystych" i etycznych poddają się nieraz przepisanemu rytuałem oczyszczeniu, polegającemu głównie na poście i na wstrzemięźliwości płciowej, czasem także na pohamowaniu gniewu i nienawiści. Takie zakazywanie sobie na pewien czas wszystkiego, do czego mag przywykł, powoduje przy podejmowaniu ceremonij reakcje, niezawsze przez niego zamierzone. Przytłumiane postem popędy i afekty odzywają się ze zdwojoną siłą, mącąc potrzebne właśnie przy ewokacji skupienie uwagi, a ponadto przyciagają egregory podobnie nastrojone, zmarlych tegoż poziomu, ich trupy astralne, albo wreszcie skrzaty psotne i zwodnicze.
Zależnie od tego, w jakim stopniu rozwinął w sobie zdolności medjalne, występują te istoty mniej lub więcej wyraźnie widzialne, odziewając się wyłonioną przezeń ektoplazmą lub dymami spalanych kadzideł. Kształty tych zjaw odpowiadają wyobrażeniom maga o nich, a u egregorów wspólnym wyobrażeniom tych wszystkich ludzi, którzy danego egregora stworzyli swemi myślami. Stąd nic dziwnego, gdy niejeden mag ujrzy postać, której wcale nie oczekiwał i nie wołał: jest to wówczxas albo egregor, albo skrzat, formujący sobie "ciało" wedle własnej fantazji.
Gdy mag nie rozporządza właściwościami medjalnemi, efekt ewokacyj pozbawiony jest wszelkich objawów przedmiotowych. Mag rozmawia wówczas najczęściej z własną podświadomością, występującą w halucynacjach tylko dla niego widzialnych i potiwrdzają mu - niesłyszalnie dla innych - kim jest, to znaczy podającą takie "imię", jakie mag chciał usłyszeć. Zjawa może dawać także (ruchami lub głosem) odpowiedzi na inne pytania, ale zakres jej wiedzy i zdolności nie przekracza oczywiście zakresu samego maga.
W takich wypadkach niebezpieczeństwa są - poza stwarzaniem warunków dla postępowej schizofrenji - stosunkowo niewielkie. Groźniejsze mogą być następstwa, gdy mag - celowo lub mimowolnie - dostarcza ektoplazmy, z której korzystają bądźto istoty obce, bądź jego własna podświadomość, aby wywrzeć zemstę na wrodu lub zniewolić kobietę oporną. wtedy wydalenie się ciała astralnego w powłoce z ektoplazmy może być niebezpieczne dla samego maga, gdyż w wędrówce do celu pożądanego grożą mu po drodze uszkodznia - rzeczywiste, lub wierzeniami czarnomagicznemi wyobrażone - a sam powrót do ciała fizycznego również niezawsze jest łatwy dla niewprawnego. ponadto takie niewyćwiczone wyłanianie ektoplazmy, jako niezależne od woli maga, może się powtarzać automatycznie także w chwilach bynajmniej przez niego nie pożądanych, porywając za sobą jego ciało astralne; a wtedy mag traci przytomność w warunkach najmniej odpowiednich i nie wie, kiedy do niej powróci.

1 : Mówię tu wyłącznie o tradycji dawnej, późniejsza bowiem zawiera już początki prawa, polityki, religji, podaje historję planet i ziemi, zajmuje się władzą królów i kapłanów, bogami i demonami, ustanawia szczegóły rytuału, mierzy czas i pisze historję.
2 : Porównaj "pismo tajemne" jasnowidzącej z Prevorst i jej "nazwy wewnętrzne" ludzi, okreslające w jednem słowiek ich charakter i wszystkie właściwości.
3 : Podobnie sądzi prof. G.O.M. (Wiedza tajemna I, str.105) mówiąc: cóż to jest zabobon? To impulsywnie przyznawana reszta form, niegdyś obowiązujących, które wskutek postępowej ewolucji osobnika stały się balastem krępującym. Jako przykład zabobonu niech posłuży przekonanie maga o niemożliwości operowania bez wygloszenia tej lub innej formuły, bez zachowania tej lub innej symboliki".
Różne stopnie rzeczywistości
 
Miałem już sposobność wskazać, że "rzeczywistość" okultystyczna jest inna, niż n.p. rzeczywistość pojmowana zmyslami lub przyrządami fizycznymi. Nauki nowoczesne mimo całej swej ścisłości uznają coraz częściej potrzebę hipotezy różnych stopni rzeczywistości: od czysto przedmiotowej, zmysłami i przyrządami stwierdzanej, aż dowyłącznie podmiotowej tylko dla jednostki.
Przypomnijmy sobie tu fakty z parapsychologii. Prof. C. Blacher wyciągnął własnoręcznie z nagiej piersi medjum pas skórzany 1,5 m długości ze sprzączką metalową; innym razem wyciągnął z ciała tego medjum rury ołowiane i śruby żelazne 15 cm długości, a samo medjum wyciągnęło raka żywego z plecó drugiej osoby. Ja sam obserwowałem, jak przez żyły mej ręki od łokcia ku dłoni przepłynęło coś "obcego", a gdy na żądanie medjum strzepnąłem palcami, wypadł z nich kawał pumeksu. Czy te rury, śruby, rak i pumeks tkwiły rzeczywiście w ciałach ludzkich bez uszkadzania ich, czyteż "nie istniały" aż do chwili nagłego pojawienia się na seansie?
Na życzenie uczestniczki obiecuje medjum "przynieść" jej kwiatki i po chwili mówi; "Masz tu dziesięć fjołków, ale bierz ostrożnie, żeby nie popsuć". Gdy uczestniczka nic nie widzi, medjum dodaje: "Są tu na stole; no, bierz prędki. Oho, już dwa popsułaś". Rzeczywiście na stole pojawia się nagle siedm fjołkow, a ósmy leży na ziemi; owych "popsutych" jednak znaleźć nie można. Czy t popsute nie były rzeczywiste równie jak tamte?
Jedna z uczestniczek ofiarowała zjawie swój szal, który zaraz zniknął, ale na seansach następnych zjawa nieraz w nim występowała. Innej zjawie podarował uczestnik krzyżyk srebrny. Krzyżyk zniknął, ale następnie zjawa miewała go na szyi, a na odlewie parafinowym jej ręki krzyżyk ten widnieje na grzbiecie dłoni. Czy ten szal i ten krzyżyk już przestał być rzeczywistym z chwilą, gdy zniknął, a odzyskiwał swą rzeczywistość w tych momentach, gdy na zeansach następnych zjawa miała go na sobie?
Bozzano opowiada o postaci kobiety w czerni, którą nieraz widywało w jesnem świetle dnia po kilka osób naraz. Siadywała na chwilę przed stolikiem toaletowym, a osobliwe jest to, że postać nie odbijała się w lustrze. Na zamku X pojawiała się postać białej damy i stawała przed portretem tego z członków rodziny, który miał umrzeć. Zjawę tę powiodło się sfotografować, a zdjęcie uważa dr Illing za autentyczne. Czy zjawa kobiety w czerni nie była rzeczywista, lecz tylko halucynacją dlatego, że postać jej nie odbijała się w lustrze, a zjawa białej kobiety była rzeczywistą dlatego, bo udało się ją fotografować?
Ochorowicz uzyskiwał ze swym medjum zdjęcia ręki na błonie fotograficznej zwiniętej w rurkę i wsuniętej do butelki; ręka ta zatem musiała mieć grubość zaledwie 1-2 mm i zwijać się w rurkę. Czy była "rzeczywista", skoro istnieje jej obraz fotograficzny, czy też nierzeczywista, skoro musiała mieć zaledwie grubość papieru?
Obrazy na ekranie kinowym może widz sobie odfotografować; czy one są rzeczywiste, czyteż "istnieją" tylko na taśmie filmu, a nie na ekranie?
Dr Osty stwierdza przyrządami działanie na promienie podczerwone ektoplazmy w takiem rozrzedzeniu, że żadnymi innymi środkami odkryć jej istnienia niepodobna. Czy zatem ektoplazma nie jest wtedy jeszcze rzeczywista, a staje się rzeczywistą dopiero, gdy wzrokiem lub fotografią można stwierdzić jej istnienie?
Medja o zdolnościach psychometrycznych opowiadają za zbliżeniem przedmiotu martwego nietylko jego dzieje, lecz także wypadki, ktore w różnych czasach miały miejsce w pobliżu tego przedmiotu. Czy na przedmiocie istnieje rzeczywiście jakiś slad, jakieś zapiski jego dziejów i wypadków w jego pobliżu?
Patrzę na kartkę czystego papieru i wyobrażam sobie na niej czarny trójkąt; kartkę tę znaczę w rogu ołówkiem numerem 1. Na drugiej czystej kartce wyobrażam sobie kwadrat, na trzeciej koło, na innych inne figury i znaczę je numerami porządkowymi, notując osobno, jaką figurę na którym numerze sobie wyobrażałem. Kartki wkładam do jednakich kopert, notatkę z numerami chowam, więc oczywiście nie wiem już, jaką figurę na której kartce sobie imaginowałem.
Później (za kilka dni) podaję te koperty medjum; bierze ono pierwza lepszą i po chwili mówi mi, że "widzi" na niej czarne koło. Notuję numer tej kartki, nie sprawdzając narazie, czy zgadza się z poprzednimi zapiskami. Dopiero gdy medjum już wszystkie kartki mialo kolejno przed oczyma i "zobaczyło" figury na nich, sprawdzam z notatkami i okazuje się, że medjum rzeczywiście widziało na kartkach te figury, jakie ja sobie na nich wyobraziłem. Czy zatem moje wyobrażenie pozostawiło rzeczywiste slady na czystym papierze?
Jedna z chorych mówi w somnambulizmie: "to coś, co jest po prawej stronie, tak mi przeszkadza, że mnie wprost paraliżuje. Proszę mnie od tego uwolnić". - "Ale co to jest?" - Nie wiem; to stoi tu". - Zrobiła rozpaczliwy kurczowy ruch ręką w kierunku kwiatu w doniczce, przysłanego przez panią, którą na jawie bardzo lubiła. Gdy kwaiat usunąłem, uspokoiła się odrazu. - "Dziękuję; myślalam już, że dostanę ataku". - Sądziłem, że to zapach kwiatu tak jej szkodzi, ale okazało się co innego. We śnie chora nie znosiła owej pani, ani jej prezentów, na odległość nawet kilku metrów.
A zatem kwiat, o którym chora na jawie nic nie wiedziala, bo przyniesiono go dopiero podczas jej uśpienia, zawierał jednak jakieś emanacje ofiarodawczyni, chociaż ona zaledwie go dotknęła, lub może nawet wcale nie dotykała. Czy emanacje te są czemś rzeczywistem, czyteż istnieją tylko "subjektywnie", w wyobraźni chorej?
 
Przytoczyłem tu celowo zjawiska z różnych dziedzin parapsychologji dla okazania, jak nieuchwytne i trudne do ścisłego określenia są granice między t.zw. rzeczywistością a nierzeczywistością. W istocie bowiem rzczywistość na rożne stopnie, od zupełnej i niewątpliwej realności aż do zupełnej, chociaż tylko na pozor, subjektywności. Wszak nasze wyobrażenia pamięciowe są czemś realnie istniejącem, skoro nietylko my sami zdołamy je ujrzeć subjektywnie, lecz także może je "ujrzeć" objektywnie odpowiednio uzdolniony telepata.
Swe własne obrazy pamięciowe zdołamy sobie niekiedy stawić przed oczy tak żywo i dokładnie, jakgdyby były świeżemi wrażeniami zmysłowemi: nie umiemy wtedy rozstrzygnąć czy patrzymy na coś rzeczywistego, co dzieje się dopiero teraz, czyteż oglądamy nasze obrazy pamięciowe z przeszłości. Nie wiemy wówczas, czy to jest wrażenie zewnętrzne, czy wyobrażenie pamięciowe niezwykle żywe, a zatem halucynacja. Że to tylko halucynacja, przekonywają nas dopiero oświadczenia osób obecnych, że one nic nie widzą.
Takie halucynacje nazwano podmiotowemi, okazało się bowiem, że istnieją także halucynacje zbiorowe, a raczej zjawiska, ktoreby wypadało tak nazwać w odróżneniu od tamtych. Takie halucynacje cechuje przedewszystkim to, że są widzialne nietylko dla jednej osoby, lecz dla kilku naraz, a następnie to, że wrażenie tych widzeń jest u wszystkich osób zgodne. Gdy przedmiotem jest n.p, postać ludzka, to nie będzie ona dla jednego "z brodą", dla drugiego "ogolona", lecz dla wszystkich "z ciemną brodą, w butach wysokich i w czapce maciejowce". Gdy się porusza, to ruchy widzą wszyscy i widzą je takie same; żaden z obecnych nie widzi postaci nieruchomej.
Istnieć zatem musi w tych halucynacjach coś rzeczywistego, skoro zdoła oddziałać jednakowo na świadomośc kilku ludzi naraz; ale ta rzeczywistość jest innego stopnia, niż ta, którą normalnie postrzegamy zmysłami. Różnica stopnia polega przedewszystkim na tem, że n.p. postać widziana nie wydaje żadnego głosu, porusza się bez szelestu, czasem także nie rzuca cienia, lub jest wpółprzejrzysta i widać przez nią przedmioty za nią leżące. Dalsza różnica polega na tem, że realność zjawiska nie da się stwierdzić żadnymi przyrządami (n.p. fotografią).
Stopień Jeszcze bliższy rzeczywistości przedmiotowej miewa halucynacja wtedy, gdy zjawisko pozostawia po swem zniknieciu jakiś ślad swej bytności, dający się sprawdzić zmysłami lub przyrządami; n.p. postać zmieniła polożenie jakiegoś przedmiotu, napisała coś na czystym poprzednio papierze, zabrała coś lub przyniosla. Tu już "nierzeczywistą" - przynajmniej pozornie - jest tylko sama postać, a czynności przez nią wykonane mają cechy zupełnej realności. Halucynacje tego rodzaju otrzymały (niezbyt trafnie) nazwę "prawdziwych".
Nazwa ta nadawana bywa niekiedy halucynacjom, w których postać, widziana tlko podmiotowo, pozostawia jakiś realny dowód swego istnienia; n.p. przepowiada coś, co się następnie ziszcza, lub komunikuje coś, co można stwierdzić badaniami jako zgodne z prawdą; te zjawiska jednak równie dobrze przypisać można telepatji lub jasnowidzeniu.
Otóż zjawiska tych rodzajów nie są same w sobie niczem tajemnem i zna je zarówno psychologja urzędowa jak i parapsychologja; tajemnica pozostaje dla tych nauk tylko "przyczyna inteligentna", ktora zjawiska wywołuje. W sugestji hipnotycznejtą przyczyną inteligentną jest hipnotyzer, który swojemi sugestjami budzi zamierzone halucynacje w świadomości hipnotyka. Takie halucynacje mogą prawdopodobnie [1] być także zbiorowe, widziane przez kilku naraz hipnotyków, chociaż niewidzialne dla odpornych na sugestje. Jednak halucynacje hipnotyczne nie mogą osiągnąć tego stopnia rzeczywistości, w którym ona dałaby się następnie stwierdzić zmysłami lub przyrządami; pozostają zatem tylko podmiotowemi.
Inaczej jest dopiero w magji: tu halucynacje mogą mieć wszelkie stopnie rzeczywistości, od czysto podmiotowej, do zupełnie przedmiotowej; mogą nawet przekroczyć granice halucynacji i dać zjawisko najzupełniej realne. Zagadnienie stopnia rzeczywistości sprowadza się wtedy do znalezienia inteligentnej przyczyny, która wywołała zjawisko. Szukanie tej przyczyny zaczyna się od rozstrzygnięcia podstawowego - zdawałoby się - pytania: "czy to byłem ja sam, czy jakaś inna istota"; jednak takie rozstrzygnięcie, jeżeli ma być naprawdę niewątpliwe, rzadko kiedy da się osiągnąć.
Aby zbliżyć się do rozstrzygnięcia, należy naprzód zdać sobie sprawę z tego, kto to jest "ja", i co należy do zakresu mojej jaźni, a co jest dla niej czemś zewnętrznem, przedmiotowem. Obrazki pamięciowe (wyobrażenia) mogę oglądać jako coś przedmiotowego; one zatem nie są "mną", lecz "ja je mam", podobnie jak mam serce, głowę, jak mam w ręce książkę.
Myślom własnym mogę się również przyglądać, porządkować je i oceniać; a zatem one także nie są mną, lecz czemś, czem ja się posługuję jak materjałem lub narzędziem. Dopiero to, co ogląda wyobrażenia pamięciowe i co posługuje się myślami, to jest "jaźń", to jest "ja" właściwe. Wyrażając się teozoficznie lub okultystycznie, powiem, że ani me ciało fizyczne, ani eteryczne, astralne, myślowe, nie jest "mną"; są to właśnie tylko "ciała", tyłko powłoki, tylko narzędzia mego ducha. On jedynie jest "mną", jest "jaźnią właściwą". Oto różne stopnie rzeczywistości okazują dopiero, czem jest "ja", a czem "nie-ja", czyli przedmiotowość. Tu znowu okazuje się prawdziwem i trafnem dawne określenie indyjskie "aham asmi Brahma" oraz "fat twam asi" (ja jestem duchem", a "to jesteś ty").
Zwracałem już uwagę na wątpliwości, jakie powstają przy identyfikowaniu "inteligentnej przyczyny" jako wywołującej zjawiska; była też mowa o wyobraźni maga, o myślakach, o egregorach, skrzatach, ludziach zmarłych i o ich zwłokach astralnych. Do tego dodajmy znane mniej lub więcej wyraźnej schizofrenji , a otrzymamy sporą liczbę różnych tłumaczeń, "kto" - względnie "co" - mogło być autorem działania magicznego.
Oczywiście magowi może niewiele na tem zależeć, czy skutki magiczne wywołał on sam, czy jakaś inna istota, mniej lub więcej jemu posłuszna, jeżeli tylko skutek odpowiada zamierzonemu. Jednak właśnie w magji ceremonjalnej często skutki bywają bądźto żadne, bądź całkiem inne od oczekiwanych; stąd też w niej byłoby szczególnie pożądanem wiedzieć, kto jest autorem , aby na przyszlość wyłączyć od dzoałania autorow niepoądanych lub nieposłusznych.
Otóż tu właśnie tkwi trudność największa. Tylko w zadaniach stosunkowo prostych i łatwych - jak n.p. wysłania swego inkuba do kobiety pożądanej, lub swego wampira do kogoś znienawidzonego - przystępuje mag do działania sam, bez zywania pomocy jakichś innych istot; w każdem zadaniu poważniejszem musi liczyć na ich pomoc, bo nie ufa swej osobistej mocy. A ta pomoc właśnie bywa często zawodna, lub działa na niekorzyść wzywającego; koniecznem byłoby zatem posiadać sposób odróżniania "pomocnikow" przydatnych od nieproszonych i szkodliwych.
Nie ulega wątpliwości, że odróżnianie takie wymaga wysokiego stopnia skupienia uwagi i utrzymania jak najtrzeźwiejszej świadomości siebie; wszelkie stany rozproszenia uwagi lub pogrążania sie w głębinach podświadomości byłyby temu celowi przeciwne. A tymczasem właśnie ceremonje magiczne wymagają pewnego omroczenia świadomości, podobnie jak w początkowych stadjach hipnozy lub autohipnozy. Gdy n.p. mag ma wysłać inkuba, to nie może pozostawać świadomością na miejscu, w którem jest jego ciało fizyczne, lecz musi całą uwagę skupić na inkubie, gdyż inaczej nie doznałby oczekiwanej rozkoszy seksualnej: musi wpaść w rodzaj transu. Gdy chce wywołać realną zjawę nieboszczyka lub demona, musi jej dać swą ektoplazmę, a w miarę wyłaniania jej traci sam coraz bardziej świadomość.
Tracąc świadomość traci zarzem zdolność trzeźwego rozrożniania kto jest osobistością działającą; wszak już własna podświadomość - jak to wiemy z psychologii - może występować jako ktoś drugi, mniej lub więcej od nas niezależny, a czasem wprost wrogi. W postaci, utworzonej z ektoplazmy maga, może wystąpić równie dobrze jego podświadomośc, jak jakiś demon, człowiek zmarły, egregor, etc., jak to już przytoczyłem. Zakazać, by nikt inny prócz przyzywanego pomocnika nie wstępował w ektoplazmę wyłonioną, na to nie posiada mag ani sposobów ani władzy; a tem mniej zdoła sprawdzić, czy ów ktoś jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje i kto był wzywany. 

1 : Czy wtedy wszyscy hipnotyzerzy widzą dokładnie to samo, o tem nie znalazłem w literaturze żadnych wzmianek eksperymentalnych; z doświadczeń własnych wnioskowałbym raczej, że jest przeciwnie.
Praktyka magiczna
 
Starałem się poprzednio dać przegląd krytyczny różnych środków, stosowanych w praktyce magicznej, i ze stopnia ich skuteczności wywnioskowac, które są niezbędne, a których przydaltność jest mniej lub więcej wątpliwa. Od takiej oceny krytycznej oddzielić oczywiście należy przekonanie osobiste maga o skuteczności tego lub owego środka, jeżeli to przekonanie jego nie opiera się na stwierdzeniu doświadczalnem, lecz jest poprostu tylko wiarą, przejętą z tradycji ustnej lub pisemnej.
Otóż wydaje mi się, że do takich przekonań osobliwych zaliczyć można śmiało wiarę w skuteczność mantr, zaklęć i kabalistycznych "imion" demonów. Jeżeli kabalista, żmudnemi spekulacjami doszukujący się dla każdego działania magicznego innego imienia demona, potrafi w najlepszym razie zdziałać zaledwie tyle, co prosta czarownica, nie znająca żadnego innego "imienia" prócz swego "djabła", to skuteczność tych imion spada do zera. Jeżeli podobnież czarownicy wystarczy szeptać kilka słów bezsensownych, ktorych znaczenia oczywiście nie rozumie, a ceremonja maga uczonego podaje mu do każdego demona inne długie modlitwy, to i skuteczność tych modlitw wydać się musi mocno wątpliwą.
To samo odnosci się do ceremonjału. Czarownice i czarnoksiężnicy ludowi posługują się rytuałem bardzo prostym, jeżeli wogóle rytuałem nazwać można kilka ruchów rąk, skłanianie głowy, mruczenie jakichś niby łacińskich wyrazów, obchodzenie drzwi i okien chaty, wrzucanie kamyków do wody i t. p. "gusła", wywierające zresztą wrażenie raczej na widzów niż na samego celebranta. W porównaniu z tem rytual magji ceremonjalnej jest niesłychanie skomplikowany, jakgdyby - nieznanemu zresztą - twórcy tych niezliczonych przepisów zależało na tem, aby nagromadzeniem mnóstwa szczegółów utrudnić magowi ścisłe wykonanie ich wszystkich, a tem samem umotywować ewentualne niepowodzenie operacji.
Pewnem niewątpliwie jest natomiast jedno, że owe mantry i szczegóły rytuału, same w sobie bezwartościowe, mogą być środkiem wpływającym pośrednio na wyobraźnię maga i ułatwiającym mu tworzenie myslaków odpowiednich, oraz wprawiającym go w nastrój przydatny. Nastrój ten wiedzie do pewnego rodzaju autohipnozy, gdy działanie magiczne ograniczyć się ma na objawy podmiotowe, a do wyłaniania ektoplazmy, gdy mają być objawy przedmiotowe.
Dziś jednak, w wieku dwudziestym, gdy badania parapsychiczne wyjaśniły już wiele "okultystycznych" zagadek z dziedziny podświadomości i uzdolnień medjalnych, znane są nietylko prostsze lecz i skuteczniejsze sposoby wprawiania się w stany, w których mogą występować objawy, zwane dawnej magicznemi. Znamy w znacznej części "mechanizm" tych objawów, możemy zatem posługiwać się nim w sposób racjonalny, bez obciążania go balastem niepotrzebnych formułek i rytuałów.
W pewnej, mniejszej niż dzisiaj, części znany był ten mechanizm także hathajodze indyjskiej, skoro wypracowala metodę do posługiwania się nim w praktyce, metodę może nie najprostszą i nie najlepszą, ale dającą wyniki realne. Odstępstwem od drogi najprostszej były w niej tylko wytężające ćwiczenia cielesne, które dawały wynik zupełnie niewspółmierny do wysiłków w nie włożonych, a bezwartościowy do celów rzeczywiście magicznych. Inne natomiast rodzaje ćwiczeń zachowały do dzis pewną wartość, chociaż może mniejszą dla człowieka dzisiejszego, niż dla współczesnego rozkwitu hathajogi.
Są to ćwiczenia w przytłumianiu wrażeń zewnętrznych (pranajama), we władaniu uwagą (pratjahara) i w skupianiu jej na narządy wewnętrzne (dharana). Władania uwagą uczymy się od najwcześniejszych lat szkolnych i bez pewnej biegłości w tym kierunku życie współczesne - zwłaszcza w większych miastach - byłoby niemożliwe. W praktyce magicznej biegłość we władaniu uwagą powinna być tak znaczna, żeby ta uwaga nie wymykała się na żaden inny przedmiot poza tym, na którym ma być utwierdzona. Jest to potrzebne zarówno w telepatji (nadawczej i odbiorczej), jak w tworzeniu myślaków (względnie zużytkowaniu "gotowych" już egregorów) i w kontrolowaniu działań telekinetycznych.
Odwracanie uwagi od wrażeń zewnętrznych konieczne jest do wprowadzenie się w stan bierny (passiv), w którym bądźto odbiera się wiadomości telepatyczne (czytanie w czyjejś podświadomości), bądź używa się "zmysłów nadzmysłowych" (jasnowidzenie, rabdomancja, słyszenie duchów). Wtedy uwaga nie przyczepia się do żadnego wyobrażenia określonego, lecz trwa w stanie oczekiwania biernego, podobnie jak oczy otwarte szeroko w ciemności, gotowe pochwycić najsłabsze wrażenie optyczne.
Skupianie uwagi na narządy wewnętrzne zmierza do celu dwojakiego: naprzód do uświadamiania sobie ich funkcyj i do wpływania wolą na te funkcje (obieg krwi, trawienie, oddychanie), a następnie do uświadamiania sobie istnienia obok narządów fizjologicznych (gruczołów endokrynicznych) także narządów niefizycznych (kwiatów lotosu). Wprowadzenie tych narządów w ruch umożliwia rozdmuchanie "ognia wężowego" (kundalini), który budzi z uśpienia uzdolnienia medjalne (wyłanianie ektoplazmy).
A to jest wszystko, czego potrzeba do działania magicznego w praktyce. Można nie znać żadnej mantry, nie wykonywać żadnego rytuału, nie wzywać pomocy żadnego demona ani zmarłego, a mimo to zdziałać przynajmniej tyle, ile potrafi magja ceremonjalna. Jeżeli zaś zdarzają się i tu niepowodzenia, to źródło tkwi w porywaniu się na zadania, stojące w zbyt jaskrawej sprzeczności z tem, co uchodzi za godziwe. Podobnie bowiem, jak w marzeniach sennych każdego człowieka (i w hipnozie sugestyjnej) czynna jest pewna "cenzura moralna", chociaż u każdego inna, tak też i w magii - nawet najbardziej czarnej - są pewne granice, poza któremi potęga jej zawodzi.
Tak n. p. mag, rozporządzający zdolnościami medjalnemi dostatecznemi na to, żeby sobie ektoplazmą własną "przynieść" kwiatek z dalekiej łąki, nie zdoła w podobny sposób "przynieść" sobie pieniędzy z kasy państwowej. Nie zdoła podobnież nawiedzić skutecznie swym inkubem dziewicy zatopionej w modlitwie, ale powiedzie mu się to łatwo z kobietą lubiącą zabawy i uczty. Jeżeli jest wyćwiczony w telepatycznem czytaniu w podświadomości innych ludzi, zdoła im powiedzieć, co jedli wczoraj i o czem mówili ze znajomymi, ale nie wyczyta z podświadomości oficera sztabu żadnego planu wojskowego ani rozkazu tajnego. Gdy chce zaszkodzić wrogowi, może go zmusić do potknięcia się na gładkiej drodze i zwichnięcia nogi, ale nie do skoczenia w przepaść ze skały.
Ochorowicz przytacza za Despine'm stwierdzony przez trrzech lekarzy wypadek następujący: Do wioski francuskiej przyszedł żebrak, rzekomo głuchoniemy, a gdy w jednym domu dano mu strawę i miejsce na nocleg, pisaniem oświadczył, że umie czynić cuda, i wziął rękę obecnej w domu dziwczyny, aby "zobaczyć jej przyszłość". Gdy trzymał jej rękę, zbladła i zaniepokoiła się pod jego wzrokiem, a gdy odszedł na noc do stodoły, nie mogła usnąć ze strachu. Rano wczas wyszedł, ale po odejściu gospodarzy do pracy powrócił, usiadł w izbie i patrząc przenikliwie w oczy dziewczyny, robił jakieś ruchy rękami, aż zasnęła. Po zniewoleniu obudził ją i odszedł, a ona w nocy pod jego nieprzepartym wpływem pobiegła za nim i razem z nim nawpół przytomna wędrowała od wsi do wsi jako rzekomo obłakana, którą on się opiekuje z litości. Była ciągle pod jego władzą, mimo że pamietała wszystko i że czuła wstręt do niego. [1] wreszcie raz, gdy go na drodze zatrzymali żandarmi, zdołała uciec i dostać się do swych gospodarzy. Żebraka aresztowano i po rozprawie sądowej skazano go na 12 lat robót ciężkich, a dziewczyną zajęli się lekarze i stwierdzili u niej uzdolnienia medjalne.
Wypadek ten przypisuje Ochorowicz "raportowi magnetycznemu", jaki żebrak nawiązał między sobą, a dziewczyną, i przytacza więcej przykładów takiego "usypiania wbrew woli medjum". Jest to bezwątpienia działanie magiczne, ale równie pewne jest, że nie powiodłoby się na osobie inteligentnej i normalnej, podczas gdy działanie ułatwił tu niski poziom umysłowy dziewczyny wiejskiej i jej podkład medjalny. Pozatem sprawę, czy działanie magiczne na tak dużą skalę ma się udać, rozstrzygającą także względy "karmy", która w danym wypadku łączy maga z upatrzoną przez niego ofiarą; wiadomo bowiem, że takie opanowywanie woli powiedzie się magowi z jedną na sto osób, a drugiemu magowi ze znowu inną z tych stu osób, z tą właśnie, z którą łączą go węzły karmiczne.
Jasne jest z tego, że działanie magiczne ma tem trudniejsze warunki powodzenia, im bardziej jest samolubne, albo na czyjąś szkodę obliczone. Najmniej "władzy" rzeczywistej mają czarnoksiężnicy, którzy właśnie chcieliby mieć jak najwięcej, aby jej używać na szkodę innych. Władzę tę paraliżują względy karmiczne, nie dozwalające działać tam, gdzie nie ma żadnych węzłów z przeszłości, żadnych "długów" ze strony ofiary, nakazanych do "zwrocenia" ich magowi, a ponadto paraliżuje ją jakies podświadome, tkwiące na dnie duszy nawet najczarniejszego maga przeświadczenie, że zło ma mniej mocy niż dobro. wszak zdecydowani sataniści, popełniający świętokradztwa i zbrodnie z nienawiści do Boga, nienawidzą Go wlaśnie za to, że potęga Jego jest - ich własnem zdaniem - wyższa nad potęgę szatana.
Ta tkwiąca w każdej duszy ludzkiej wiara w wyższość dobra nad złem jest czynnikiem hamującym w każdem działaniu magji czarnej, a popierającym w magji białej, i nie da sie usunąć żadną sugestją własną lub obcą. Chcąc nie chcąc, liczyć się musi z tym czynnikiem każdy mag w swych operacjach, a jeżeli go nie uwzględnia świadomie, szuka przyczyny niepowodzeń w niedopełnieniu jakiegoś szczegółu ceremonij. Magja nowoczesna jednak, która już - jak wyżej wskazałem - ocenia trafnie małą wartość rytuału i zaklęć, uwzględniać musi wyższość dobra nad złem, a tem samem rezygnować z podejmowania działań wybitnie czarnomagicznych, jako skazanych zgóry na prawdopodobnie małe powodzenie.
Uważam to za jedno z najdonioślejszych następstw nowoczesnych badań parapsychicznych, że obok dorobku ściśle naukowego rozwiały w magji doszczętnie już niemal resztkę tajemniczości "okultystycznej", a przez to pchnęły ją z kierunku "czarnego" ku zdecydowanie "białemu". Skoro Magja jest tem bardziej bezsilna, im ciemniejsze ma zabarwienie, nie pozostaje zwolennikom cudowności nic innego, jak zwrócić się chęciami i pragnieniami w kierunku, który obiecuje więcej powodzenia, a zatem w kierunku magji białej.
Oczywiście stopień jej "białości" zależy wyłącznie od poziomu moralnego samego maga i nie przydałoby się na nic zalecać czarnoksiężnikowi, aby wszedł odrazu na drogę świętości. Jeżeli jednak przeświadczenie, że magja czarna jest wobec białej bezsilna, utoruje sobie drogę w opinji ogółu okultystów, wtedy czarna cofnie się w najniższe tylko warstwy ludzkości, między analfabetów i dzikusów. Tam była zawsze i tam jest jej miejsce właściwe, a wdarcie sie jej do warstw oświeconych w średniowieczu, możliwe było - jak sądzę - tylko wskutek zaćmienia umysłów spekulacjami kabalistycznemi. Ostatni "wielki" okres panowania czarnej magji był u schyłku epoki atlanckiej i skończył się wraz z "potopem", który pogrążył wyspę Poseidonis.

1 : W takich wypadkach pozostaje zawsze czynną jakaś część świadomości, która kontroluje wszystko i w danym wypadku zdoła wziąć górę.
Wiry astralne
 
Charakteryzując krótko różne odłamy jogi indyjskiej, wspomniałem także, iż zjawiska parapsychiczne przypisują Indowie oddziaływaniu świadomości na pranę, co nosi u nich nazwę pitha. człowiek zwykły tworzy pithę bezwiednie, mag zaś może posługiwać się nią celowo. Człowiek oddycha i z powietrzem wciaga pranę w swe ciało eteryczne, ale nie uświadamia sobie tej czynności; nie wie, że tworzy wir prany w swem ciele eterycznem. gdy jest głodny i patrzy pożądliwie na jedzenie, stwarza między niem a sobą wir prany, pithę; gdy pożąda seksualnie kobiety, tworzy się między nim a nią wir prany, wzmagający się coraz bardziej na gwałtowności aż do chwili orgazmu, poczem ustaje. [1]
Takie wiry zdoła jasnowidz zobaczyć; przedstawiają mu się w formie płomyków o zabarwieniu przeważnie fjoletowem, które po uspokojeniu się wiru przechodzi w pomarańczowe. Zdoła podobnież zobaczyć wiry świadomie tworzone, jak wychodzą od tworzącego je i dążą tam, gdzie mają działać; tam zapalają płomyk podobny, alboteż wracają odepchnięte. Ta linja wirowa, po której dążą płomyki, pozwala jasnowidzowi odrazu rozpoznać ludzi, których "coś łączy" z sobą, lub rozpoznać przedmiot, ku któremu dążą wiry od wysyłającego.
W pismach niektórych nowszych okultystów europejskich znajdują się wzmianki o wirach astralnych, zwanych z francuska tourbillons. wzmianki te są dośc skąpe i ogólnikowe, jakgdyby autorowie sami orjentowali się słabo w przedmiocie, o którym piszą. Polecają zatem "tworzyć wiry astralne", ale nie podają ani sposobu tworzenia, ani efektów, jakie mają wywołać te wiry; grożą tylko, że wir może się zwrócić przeciw samemu twórcy. Z tych wzmianek jednak można wywnioskować, że te tourbillons astralne odpowiadają indyjskiemu pojęciu pithy.
siedzibą prany jest wedle Indów pranamaja kośa", odpowiadająca niezupełnie ściśle zachodniemu pojęciu "ciała astralnemu". Z prany powstaje wszystko, co zowiemy siłą; wir prany w mięśniach powoduje ich kurczenie się lub rozluxnianie (siła fizyczna), a wir prany idący od narządu zmysłowego do mózgu powoduje odbieranie wrażeń zmysłowych. Nie ograniczają jednak Indowie pojęcia "siły" tylko na dziedzinę fizyczną i fizjologiczną; wir prany jest podobnież wyrazem uczuć i myśli, a powstaje "przez myśli, mantry i przedmioty".
Może być pięć rodzajów pithy: 
1. wyobrażenia (halucynacje) o różnych stopniach rzeczywistości (upasama-pitha); 
2. działanie egregorów (świątyn, posągów, miejsc uzdrawiających) i przedmiotów (parthiwa-pitha);
3. pobożność, ekstaza, jasnowidzenie, jako wiry prany w ciele ludzkiem (dżiwa-jantrika-pitha);
4. przyciaganie zmarłych (pitris) i demonów (ewata) celem zapytywania ich o przyszłość (wróżbiarstwo) lub ujrzenia ich materjalizowanych (sthula-jantrika-pitha);
5. wreszcie pitha mimowolna, o ktorej na początku wspomniałem.
Duchy i demony, mając tylko ciało subtelne, mogą się pojawić widomie bądźto we własnym wirze pithy (domy nawiedzone), bądź we wirze, utworzonym przez człowieka i świadomie lub mimowolnie (spirytyzm, magja).
Otóż pierwszy z pięciu rodzajów pithy powstaje przy tworzeniu wyobrażeń, a stopień rzeczywistości tych wyobrażeń zależy od zdolności wyobraźni człowieka; stąd to jednym z niezbędnych w magji warunków jest żywa wyobraźnia, imaginacja. Im żywsze i wyrazistsze zdola mag utworzyć sobie wyobrażenie, tem potężniejszy jest wir prany, a więc tem bardziej "rzeczywiste", mocniej zmaterjalizowane, może być to wyobrażenie. Halucynacja, czysto podmiotowa z początku, stać się może zupełnie przedmiotową (realną). Jasna jest teraz konieczność biegłego władania uwagą i utrzymywania jej na wyobrażonym przedmiocie; wszak idzie o wytworzenie jak najpotężniejszego wiru pithy.
Pitha jest podobnież siłą działającą w egregorach i przedmiotach mieszczących w sobie egregory, jakiemi są świątymi, posągi, miejsca cudowne, amulety i talizmany. Długoletnie gromadzenie się w świątyni ludzi pełnych wiary stwarza z ich myśli i uczuć potężnego egregora, który swą pithą oddziaływa na nich z powrotem; to samo odnosi się do otaczanych czcią posągów i obrazów, a podobnież do źródeł uzdrawiających. Amulety i talizmany, na które oddziaływała pitha maga, tworzącego je "myślami lub mantrami", promieniują tę siłę ze siebie i mogą rzeczywiście działać ochronnie lub uzdrawiająco.
Mistycy wysyłali myśli pełne uwielbienia Boga i uczucia żarliwej miłości ku Niemu; gdy tworzona w ten sposób pitha wzmaga się na sile, może nie tylko oderwać ducha mistyka w ekstazie od ciała fizycznego, lecz nawet porwać to ciało w powietrze (lewitacje świętych). Takie oderwanie uwagi od ciała fizycznego umożliwia także jasnowidzenie, łącząc wirem pithy świadomość z przedmiotem niedosiężnym dla wzroku, który człowiek pragnie zobaczyć. Stąd to jasnowidz stara się naprzód znaleźć jakąś nić łączącą go z człowiekiem lub przedmiotem (psychometrja); nić ta może być bądźto materjalna (włosy, paznokcie, fotografja, pierścionek, lub inny przedmiot należący do szukanego człowieka), bądź niefizyczna (imię jego, lub sama myśl o nim), idzie bowiem tylko o nadanie wirowi pithy kierunku.
Gdy to nawiązywanie łączności nie jest środkiem do jasnowidzenia, lecz służy do przyciągnięcia zmarłego lub demona w celu uzyskania od niego jakiejś wiadomości, mamy czwarty rodzaj pithy. Wtedy idzie nietylko o wysłanie wiru prany pod "właściwym adresem", lecz także o takie potężne nasilenie go, aby ten wir przyciągnął istotę wezwaną. To jednak bywa często zawodne, gdyż niełatwo jest stworzyć pithę tak potężną, aby tę istotę zmusiła do uległości i skutecznie przeciwdziałała jej zrozumiałej chęci oporu. Stąd też zamiast czarnomagicznego narzucania woli o wiele łatwiejsze powodzenie ma białomagiczne odnoszenie się ze sympatją do danej istoty i zjednanie sobie jej dobrowolnego współdziałania.
Oczywiście mag niewprawny miesza nieraz pierwszy rodzaj pithy z czwartym i zamiast tworzyć wir astralny tak potężny, żeby zdołał naprawdę dotrzeć do upatrzonej istoty, tworzy sobie swą wyobraźnią halucynacje o mniejszym lub większym stopniu rzeczywistości, które następnie sam bierze za daną istotę. Jeżeli chciał od niej otrzymać jakieś objaśnienie lub wróżbę, otrzymuje tylko od własnej podświadomości potwierdzenie tego, co już sam wiedział przedtem, lub czego się spodziewał. Często zdarza się, że taka postać halucynacją wytworzona "nie chce" odpowiadać na pytania, a to wtedy, gdy podświadomość nie wie, co ma odpowiedzieć, gdy zatem treść pytania przekracza zakres jej wiedzy.
Nie przesądza to oczywiście sprawy zamierzonego i celowego zapytywania własnej podświadomości; nie należy tylko mieszać dwóch różnych rzeczy i przypisywać obcym istotom to, co odbywa się bez ich udziału. Wiadomo jakie wprost magiczne właściwości posiada nasza podświadomość i jak można je rozwijać, jeżeli zatem korzystać z nich może człowiek w życiu codziennem, to tem lepiej zdoła to mag, przystępujący do zadania z pełnem zrozumieniem. Rzecz prosta, że mag będzie wówczas wystrzegał się wpadania w trans, w którym straciłby kontrolę nad dalszym rozwojem wypadków, lecz utrzyma swą - jakkolwiek zwężoną - świadomość na jawie. To zwężenie pola świadomości może na kimś nieobeznanym wywierać wrażenie somnambulizmu; rożni się jednak od niego tem, że przez cały czas pamięć pozostaje zachowana i że w każdej chwili może nastąpić powrót do rozszerzonego pola świadomości na jawie.
Wiekszość magów, zwłaszcza o kierunku zbliżonym do "czarnego", nie zna ani "wirów astralnych", ani rożnych rodzajów pithy; posługuje się tylko mechanicznie ceremonjami i zaklęciami, a przeciw wpadaniu w trans nie próbuje nawet się bronić, uważając go za stan szczególnie przydatny do działań magicznych. Dźwignią najpotężniejszą w tych działaniach bywa zazwyczaj pitha mimowolna, powstająca pod wpływem silnego afektu (chciwość, żądza, nienawiść), a te grube drgania astralne tworzą potężny wir pithy, mogący wywołać skutki nawet fizyczne. Skutki te jednak są nieobliczalne, gdyż wirem astralnym nie kieruje myśl świadoma maga, pozostającego wówczas w stanie mniej lub więcej silnego omroczenia, a nawet transu; zdarza się zatem często, że wir astralny pójdzie w całkiem innym kierunku, niż zamierzono, i wywrze działanie wcale nie oczekiwane, lub - odbity od niespodziewanej przeszkody - zwróci sięna samego maga.
Dlatego to do powodzenia w działaniach magicznych tak konieczna jest biegłość we władaniu uwagą i w tworzeniu myślaków jak najbardziej wyrazistych. Myslak, posiadający znaczną energję żywotną, poprowadzi najskuteczniej wir pithy w zamierzonym kierunku; nietylko poprowadzi, ale i dopilnuje, aby działanie wiru było takie, jakie zawarte jest w treści myślaka, aby zatem skutek odpowiadał dokładnie zamierzonemu. Mag, utrzymując przez cały czas uwagę na swym myślaku i nie tracąc świadomości w jakiemś omroczeniu, zachowuje pełną kontrolę nad działaniem magicznem, może zatem odrazu wiedzieć, w jakim stopniu wynik zgadza się z podjętym zamiarem. [2]
Tworzenie myślaków, posiadających naprawdę wielką energję, nie powiedzie się nikomu bez wprawy odpowiedniej. Wprawę taką zyskuje się ćwiczeniami systematycznie podejmowanemi, z których kilka typowych podam poniżej. Jasne będzie, dlaczego nie podaję ćwiczeń czarnomagicznych: przedewszystkiem nie znam ich, a powtóre z całej treści wynika, że magja czarna jest kierunkiem wstecznym, przeciwnym ewolucji moralności. Ćwiczeń telepatycznych nie przytaczam; wspomnę tylko, że wielkiem ułatwieniem w nich jest uświadamianie sobie wiru pithy, który od nadawcy zdąża do odbiorcy.
Jako przygotowanie do rozwoju jasnowidzenia służą ćwiczenia psychometryczne. Najlepiej postępować w nich stopniowo, zaczynając od najprostszych, a zatem na początek n. p. przygotować sobie kilka jednakowych kartek papieru, z innym na każdej prostym rysunkiem, jak koło, krzyż, trójkąt, lub z pojedynczemi literami. Każdą kartkę włożyć do jednakiej koperty, pomieszać je i brać jedną po drugiej, próbując uświadamiać sobie, jaka figura w niej się mieści. Kopertę można trzymać w ręku, lub przyłożyć ją do czoła, uświadamiając sobie wir pithy, idący od niej do mózgu; skupić na nim uwagę i nie próbować domyślania się lub zgadywania, jaka figura wewnątrz się mieści, lecz biernie i z uwagą wyczekiwać, jaki obraz pojawi się, jakgdyby "przypomnienie". Gdy te ćwiczenia mają już powodzenie, można zawijać w papierki drobne ilości n. p. cukru, soli, pieprzu, kwasdu winnego, brać je kolejnow rękę i skupiać uwagę na wrażeniu smaku, jakie pojawia się w ustach. Gdy i to idzie już dobrze, można podobnież pakować do jednakich pudełeczek różne drobne przedmioty i określać, co w którem się znajduje. Dalej pakować do równych kopert listy od różnych osób i skupiać uwagę na wyglądzie osoby, od której list pochodzi; a gdy to już idzie dobrze, nie dotykać nadal kopert, lecz kłaść je po jednej w pobliżu siebie, lub położyć przed sobą wszystkie i wybierać sobie dowolnie jedną, której treść chce się "zobaczyć".
To już jest przejście do świczeń w jasnowidzeniu. Mając list w kopercie, próbować nietylko określić od kogo on pochodzi, lecz także uświadamiać sobie treść ogólną i nastrój piszącego, a potem starać sie odczytać treść słowo po słowie. Listu nie kłaść już przed sobą i nie dotykać, lecz schować go do szuflady lub zostawić w innym pokoju i starać się pokonać te przeszkody. Następnie próbować znaleźć się w mieszkaniu sąsiada - oczywiście tylko myślą - i zobaczyć przedmioty w niem ustawione, lub obecnego mieszkańca, a potem sprawdzić wzrokiem fizycznym, czy widzenie odpowiadało rzeczywistości. Później "udawać się" w ten sam sposób do miejsc odleglejszych i zapamietać sobie lub zapisać, co w danej chwili robią mieszkańcy, aby to potem stwierdzić pytaniami.
Ćwiczenia tego rodzaju stoją na granicy między jasnowidzeniem czystem, a wysyłaniem sobowtóra. Jeżeli nabędzie się w nich już tyle wprawy, aby w każdej chwili módz przenieść się w miejsce oddalone i zobaczyć napewno, co się tam dzieje, można próbować dalszego stopnia, a nietylko widzieć, co się tam dzieje, lecz także uświadamiać sobie, że się tam jest rzeczywiście, że chodzi się z miejsca na miejsce i ogląda wypadki z różnych stanowisk. Wir pithy [3] musi być już tak silny, żeby prócz "wzroku astralnego" przeniósł na dane miejsce także sobowtóra, któryby tam poruszał się swobodnie i czynił spostrzeżenia. Nie potrzeba tu wyobrażać sobie swej postaci fizycznej, lecz poprostu przyjmować jako rzecz niewątpliwą, że jest się na miejscu i oczyma jakby fizycznemi patrzy sie na wszystko.
Obojętne jest zrazu, czy ten sobowtór będzie widzialny komuś z obecnych na miejscu; dopiero, gdy się świadomie postanowi ukazać się im widomie, można ich uwagę zwrócić na sobowtóra takiem poddaniem telepatycznem: "Jestem tu; stoję przed tobą i ty mnie widzisz". Być może, że odbierający tę treść telepatyczną zacznie rozglądać się wokoło, gdyż nic jeszcze nie widzi; częściej jednak bywa, że spostrzeże sobowtóra jako hjalucynację, narazie czysto podmiotową, ale w miarę dalszych ćwiczeń nabierającą coraz więcej cech rzeczywistości. Uprawiając takie ćwiczenia, należy ciągle pamiętać o tem, że nie wolno tracić świadomości w swem ciele fizycznem, że zatem ciało to nie powinno zapadać w sen w czasie, gdy sobowtór nasz bawi się w miejscu oddalonem. Musimy przez cały czas wiedzieć, że jesteśmy tu na miejscu, a nie tam daleko, że możemy czuć swe ciało fizyczne, jego oddech, tętno, dotknięcie własnemi rękami.
Krokiem następnym są ćwiczenia w materjalizowaniu naszego sobowtóra, a więc w odziewaniu go powłoką mniej lub więcej gęstą z naszej ektoplazmy. Tu znowu obojętne będzie w początkach, czy powłoka ta jest komu widzialna; do telekinezji bowiem zagęszczenie jej aż do widzialności nie jest konieczne. Gdy już jesteśmy naszym sobowtórem w miejscu zamierzonem, próbujmy nim dotknąć osobę tam obecną; zrazu zapewne spotka nas niepowodzenie, gdyż ręka nasza wejdzie w ciało tej osoby, nie budząc w niej żadnego wrażenia. Dopiero po wytężającym wysiłku woli powiedzie nam się dotknięciem wywołać jakiś odruch u tej osoby, dowodzący, że dotknięcie odczuła. Gdy to już umiemy, możemy próbować podać tej osobie rękę do uścisku, poruszyć jakiś przedmiot, a wreszcie zabrać go i przynieść sobie do miejsca, w którem jesteśmy ciałem fizycznem. Pamiętać jednak musimy ciągle, że nawet w chwili największego wysiłku woli nie wolno nam tracić świadomości w naszem ciele fizycznem; mogłoby się bowiem zdarzyć, że po wydaleniu się z niego nie umielibysmy znaleźć drogi powrotnej.
Wir astralny do takich działań telekinetycznych i "aportowych" musi być nadzwyczaj silny; aby mu nadać potrzebną potęgę, można go wzmocnić afektem, budząc w sobie gwałtowne pragnienie poruszenia lub zabrania danego przedmiotu. Gdy mamy już i w tych doświadczeniach niezawodne powodzenie, wszystkie dziedziny magji, obywającej się bez zaklęć i ceremoij, stoją przed nami otworem.

1 : Takim właśnie wirem, niezbyt silnym ale nieustającym jest "sex appeal" wedle wyrażenia nowoczesnego.
2 : Św. Józef z Copertino przypomniał sobie na ambonie, że zaniedbał wydać ważne zlecenie podwładnemu w klasztorze; zamilkł zatem na chwilę w swem kazaniu, nakrył głowę habitem i skupiwszy myśl na podwładnym, wydał mu polecenie telepatycznie, poczem zaraz głowę odsłonił i podjął dalszy ciąg kazania. (De Vesme: "Histoire du spiritisme").
3 : Ten wir zapewne niesie ową "pępowinę eteryczną", o której opowiadają ludzie wysyłający sobowtóra.
Magja wobec parapsychologji
 
To, co pokrótce naszkicowałem, nie wyczerpuje wprawdzie ogółu zjawisk o charakterze wyraźniej lub słabiej magicznym, wystarczy jednak - jak mniemam - do zobrazowania, czem jest magja w praktyce. Teorją praktyki magicznej jest okultyzm, a ponieważ on już w części bardzo znacznej "roztopił" się pod badawczymi promieniami parapsychologii, traci również magja stopniowo swój charakter tajemniczości i niezrozumiałości. 
Nie znaczy to, jakoby parapsychologia czyniła magję dostępną każdemu do wykonywania praktycznego. Można bardzo gruntownie znać teorię n.p. pływania lub latania na szybowcu, a jednak pójść na dno w pierwszej próbie utrzymania się na wodzie lub rozbić się zaraz po wystartowaniu szybowca. Będzie to nawet wtedy, jeżeli teorja jest zupełnie trafna i ściśle da się zastosować w praktyce; a tem bardziej byłoby to wtedy, gdyby teorja była błędna lub zalecała metody całkiem bezwartościowe w rzeczywistości. Otóż właśnie badania parapsychiczne rozświetliły już w znacznej części mroki teoryj średniowiecznych okultyzmu i pozwalają odrzucić metody fałszywe od rzeczywiście przydatnych.
Badania te stwierdziły m.i. bliskie podobieństwo - jeżeli nie tożsamość - dwóch grup zjawisk, pozornie bardzo od siebie odległych. Do jednej należą zjawiska medjalne, zarówno podmiotowe jak i przedmiotowe, do drugiej zaś zjawiska, zanotowane w hagjografjach różnych obrządkow. Odległość wzajemna tych dwóch grup wydaje się tak ogromną, że dla wielu samo zestawienie ich obok siebie może byc czemś w rodzaju świętokradztwa. Dla innych znowu, dla bezkrytycznych "czcicieli medjów", odległość ta może wcale nie istnieć, co świadczy, że wyobrażenie odległości obu grup zjawisk jest wyłącznie indywidualne i przedmiotowemu stanowi rzeczy nie odpowiada. 
Medja są bezwątpienia magami, a rzeczą mniejszej wagi jest to, czy do ujawnienia swych uzdolnień muszą pogrążać się w szczególne uśpienie, zwane transem, czyteż mogą na jawie dokonywać działań magicznych. Magją jest zarówno ruch stolika przez nikogo nie dotykanego, jak unoszenie się stolika w powietrze, jak zmiana ciężaru ciała medjum lub lewitacja jego; magją jest "przynoszenie" kwiatow do zamkniętego pokoju seansowego i pojawianie się zjaw mniej lub więcej wyraźnych, magją jest wreszcie niewrażliwość dotykowa, odporność na ogień, widzenie w ciemności, widzenie zdarzeń w miejscach odległych i mówienie językami nikomu - ani medjum - nieznanymi. 
Objawy w rodzaju bardzo do powyższych zbliżonym notują hagjografje różnych krajów. Dlaczego rodzaj ich nazywam tylko "zbliżonym", a nie "takim samym", jasnem będzie na podstawie stwiedzenia, że jednak istnieją także pewne różnice, nieraz wprawdzie niewielkie lub prawie żadne, ale w innych wypadkach bardzo wyraźne. 
Otóż zdarzały się wprawdzie czasem i wśród świętych działania w ekstazie, podobnej do stanów transowych - znowu tylko "podobnej", ale im nie równej - a podobnież zdarzały się podczas ich snu normalnego; najczęściej jednak zdarzały się za dnia. na jawie, w pełnem świetle słońca, bez wpadania w jakiś stan odmienny od zwyczajnego dla nich, a zatem w stanie normalnym. U medjów natomiast - z nielicznymi, na właściwych miejscach wspomnianymi, wyjątkami - działanie magiczne wymaga przede wszystkim transu, a ponadto najczęściej także ciemności, lub przynajmniej przyćmienia światła. Jeżeli święci na równi z medjami wylaniają ektoplazmę, to ona musi być u nich niezwykle odporna na niszczące działanie światła. 
Powtóre: działania magiczne świętych, czyli ich cuda, bywają zazwyczaj niezależne od warunków zewnętrznych i nie wymagają żadnego czasu na "przygotowania". Medjum musi dobrać sobie odpowiednich uczestników, przez pewien czas w trans się pogrązać, w nim "pracować" nad wyłonieniem ektoplazmy i wreszcie czekać z niepewnością na wynik. Świety działa odrazu - jeżeli wogóle zamierza działać na prośby otoczenia a działanie nie jest tylko objawem ubocznym (jak n.p. lewitacja) podczas zachwycenia - działa z niechybnym wynikiem bez żadnej niepewności czy wątpliwości. Nie potrzebuje przygotowań, narzędzi, ceremonij; wystarcza mu przekonanie wewnętrzne, że działać należy, i skutej jest już odrazu. 
Ponadto cuda świętych przewyższają nieskończenie objawy medjalne doniosłością, swym wysokim stopniem magiczności. Są wprawdzie medja, leczące chorych w transie; nie notuje jednak literatura parapsychiczna przykładów uleczenia tak doniosłego, jak setki i tysiące wypadków hagjograficznych. Są tam nietylko obdarzenia wzrokiem ślepych od urodzenia, usunięcia poważnych zmian ustrojowych w organizmach, momentalne gojenie się ramn i t.p., lecz także wypadki wskrzeszenia zmarłych. Jeżeli jest wysyłanie sobowtóra (jak n.p. u św. Marji z Agreda), to sobowtór może dzialać widomie i słyszalnie przez długie godziny codzień miesiącami; jeżeli są "aporty", to już pomnożenie chleba i ryb do ilości wystarczającej na tysięczne rzesze zgłodniałych. 
W porównaniu z tem najwspanialsze objawy popisowe medjów wydają się dzicinną zabawką; zresztą lewitacje świętych, odporność ich na ból lub na ogień występuje jako coś ubocznego, nie mającego znaczenia i nie zamierzonego świadomie, często nawet niepożądanego i zawstydzającego, jeżeli budzi podziw otoczenia. 
Jest tu zatem różnica stopnia, i to różnica nieslychanie wielka. Jeżeli zaś - jak to z obserwowanych faktow wynika - mag praktykujący zdoła w najlepszym razie uzyskać wyniki dorównujące objawom medjalnym co do stopnia, to wprawdzie odległość między magiem a świętym jest podobnie wielka, jak między medjum a świętym, jednak nie wynika z tego, że mag może dojść tylko do stopnia uzdolnień medjum. Zapewne: mag chce działać świadomie, wedle własnej woli, a medjum jest tylko mniej lub więcej biernem narzędziem jakiejś inteligencji obcej (kierownika seansu, zmarłego, etc.); jednak nie tu tkwi powód różnicy. 
Już obserwacje samych zjawisk medjalnych wykazują zależność ich jakości od cech indywidualnych u medjow, a także względnie łatwo, bez następstw ujemnych dla zdrowia, inne zaś trudno, z wytężeniem i cierpieniami; niektórym idzie łatwo pewien dział zjawisk, a ttrudniej inne działy, a inne medja nie potrafią wyprodukować nic poza swą specjalnością. Tak n.p. światełka, zjawy dobrotliwe i jasne, apoty kwiatów i t.p. zdarzają się tylko u medjow inteligentnych, prawych, i wśród uczestników o pewnym poziomie etycznym; telekinezje, zjawy ciemne i złośliwe, aporty przedmiotow wielkich i ciężkich występuja u medjow mniej inteligentnych i etycznych, a podobnież w otoczeniu osób o takimże poziomie moralnym. 
A dokładnie to samo bywa i u magów. Czarownica, ktora sprzedaje maście na rany, zioła na wzbudzenie miłości i na spędzenie płodu, potrafi conajwyżej "zamówić" krowę sąsiada, aby mniej mleka dawała, ale nie zdoła wpędzić kogoś w chorobę, ani wywołać zjawy djabła; inna zaś, która zionie nienawiścią do wszystkich ludzi, nie potrafi zestawić maści leczniczej, ale z łatwością sprowadza choroby na ludzi i bydło, posyła wilkołaki i obcuje z demonem zmaterjalizowanym. Mag, który z wielkim nakładem ceremonij i modlitw rytualnych potrafi czasem "także" usunąć niedomagania fizyczne komuś, co dobrze zapłaci, o wiele łatwiej umie sprowadzać na innych takie niedomagania, wysyłać swego inkuba do pożądanej kobiety, lub wywoływać zjawę demona, wskazującego mu rzekomo skarby ukryte. 
Jednak mag, podobnie jak medjum, musi mieć odpowiednie warunki zewnętrzne, a ponadto musi - przynajmniej zdaje mu się, że musi - mieć pewne określone przedmioty i odbyć pewne przepisane ceremonje, czego już medjum nie potrzebuje. Wynikałoby z tego, że zdolność dzialania jest u maga bardzoej ograniczona, niż u medjum, nie mówiąc już wcale o świętych. W eksperymentach z medjami nie istnieja żadne przepisane ceremonje, zaklęcia, przedmioty, rytuały; zamist stolika może być krzesło, skrzynka, parasol, a jedyną "ceremonją" jest wprawianie medjum w trans, jeżeli ono samo weń nie wpada.[1] 
Mimo tego stanu rzeczy magowie praktykujący bardzo niechętnie zgodziliby się na uznawanie ich wyczynów za niższe nawet niż u medjów; są wśród nich tacy, którzy właśnie za oznakę swej wyższości nad medjami uważają swe rytuały i ceremonje. Sądzą tak zwłaszcza ci magowie, ktorzy pragną "swej" magji nadać charakter możliwie "białej" i jako ceche tej białości podają swe długoletnie studia nad ceremonjałem, ewokacjami, mantrami i kabbalą. Moznaby ich - bez złośliwości zresztą - przyrownać do tego szewca, który wpraqwdzie robi gorsze buty, niż zwykły rzemieślnik, ale "zato" ukończył akademję szewską w Paryżu. 
Podkreślałem już kilkakrotnie bardzo problematyczną przydatność przedmiotów, pentaklów, ceremonij i zakląć w magji praktycznej; z porónania zaś magów z medjami świętymi wynika, że obfitość ceremonij stoi w stosunku  odwrotnym do wielkości działania. Święci działają cuda niedosiężne ani dla medjów ani dla magów, a działają je o każdej porze, na każdem miejscu, doraźnie, bez żadnego przygotowania; tem łatwiej zatem powinniby osiągać swe skromne rezultaty medja i magowie. Jeżeli to udaje się bez wielkich ceremonij nawet medjom, to tem bardziej zbędne byłyby przygotowania dla magów, skoro siebie za "wyższych" uważają. 
Tyle mówi logika na podstawie jasnych wniosków z badań parapsychicznych. Badania te doszły właśnie w czasach ostatnich do rozpoznania roli jeszcze jednego czynnika, dawnej nieuznawanego. Rola jego jest nawet decydująca, jak to z porównania medjów i magów ze świętymi wynika, a czynnikiem tym jest wysokość poziomu etycznego u działającego magicznie. Święci mają z natury rzeczy najwyższy poziom moralny, toteż dokonywają działań najcudowniejszych bez żadnych środków pomocniczych. Medja mają różny poziom - nie dorównuący oczywiście poziomowi świętych - i dają objawy lepsze lub gorsze; a magowie potrzebują tem więcej ceremonij, im "bielsze" ma być zabarwienie działania. Czarownica, szaman, kapłan murzyński, ci wszyscy mają ceremonje bardzo proste i krótkie, a jednak czary ich przewyższają nieraz doniosłością wyniki europejskiej magji ceremonjalnej. 
Jedyna rola rzeczywista, jaką tym ceremonjom można przypisać, polega na wzbudzeniu w magu wiary we własną potęgę; wiara to zdziałać może rzeczywiście bardzo wiele, ale o wiele prościej i łatiej dojść do niej można treningiem w autosugestji bez niepotrzebnego balastu rytualnego. 
  

1 : Pewne zaczątki - lub może szczątki - rytuału stosowane są tylko w niektórych kółkach spirytystycznych, a to n.p. modlita wspólna przed seansem, a ciągła muzyka (gramofon) podczas niego.
Rzut oka w przyszłość
 
Następstwem każdej wielkiej wojny bywa nietylko zmiana granic politycznych różnych krajów, lecz także mniej lub więcej głębokie "przewartościowanie wartości" społecznych i kulturalnych. W miejsce dawnych wchodzą nowe wartości, może niezawsze rzeczywiste i cenniejsze od minionych, alboteż takie, które dopiero w dalekiej przyszłości okazują się wyrazem postępu, zrazu zaś wyglądają raczej na cofnięcie się wstecz w rozwoju kulturalnym.
Pisarze społeczni rożnych narodów poświęcają tym zjawiskom żywą uwagę i oświetlają je z różnych - mniej lub więcej narodowo zabarwionych - stanowisk. Niektórzy, bardziej pesymistycznie nastrojeni, widzą w stosunkach europejskich zupełną zagładę cywilizacji; inni, pełni ufności w przyszłość, uważają każdy nieudały eksperyment społeczny za nowy krok ku uszczęśliwieniu ludzkości. U jednych i drugich jednak przeważają w ocenie teraźniejszości barwy ujemne, co świadczy, że warunki obecne są w każdym razie dalekie od poprawnych.
Rzecz charakterystyczna, że djagonza niedomagań, jaką stawiają różni autorowie swym społeczeństwom, jest naogół zgodna u wszystkich. Każdy z nich stwierdza - poza spauperyzowaniem kulturalnem - kult siły przed prawem i obniżenie poziomu etycznego.
Jednym z powodów niedomagań, może nie najważniejszym, chociaż zgodnie uznawanym przez autorów europejskich, jest zamerykanizowanie społeczeństw. Wpływ młodego, bo dopiero tworzącego się, narodu amerykańskiego na starsze kulturalne narody europejskie uważany jest za obniżający i ogłupiający. Ameryka narzuciła nam gorączkowe niepotrzebnie tempo pracy, manje rekordów, podziw dla techniki, podporządkowanie indywidualności pod kilka typów standardowych i niewybredny rodzaj rozrywek.
Za inny powód niedomagania życia społecznego uważa większość autorów przerost techniki, ktory pośrednio utrudnia możność znalezienia pracy jednostkom, pomnażając stale liczbę bezrobotnych mimo rzetelnych wysiłków państwowych; to jednak nie należy do tematu. Wskazać tylko wystarczy na dalsze obniżanie się pod tym wpływem poziomu moralnego przez przyzwyczajanie do pasożytowania na zasiłkach państwowych bez żadnych świadczeń wzajemnych, choćby we formie pracy dobrowolnej. poziom moralny jest dziś tak niski, że mało znajdzie się bezrobotnych, którzyby uważali za uwłaczajace godności osobistej przyjmowanie jałmużny państwowej bez pracy i nie uznawali tej jałmużny za coś, co im się "prawnie należy".
Owo urabianie całych społeczeństw wedle jednego wzoru rozciągnęło się już na wszystkie niemal dziedziny życia. Jednostki nietylko jednako mieszkają, odziewaja się i jadają, lecz także jednakie mają rozrywki, jednakie zamiłowania i kulturalne i jednaki sposób myślenia;a ponieważ to ujednolicenie obejmuje wszystkich, musi być dostępne nawet najmniej kulturalnym, czyli musi mieć poziom bardzo niski, Stąd też równoznaczne jest dla większości z obniżeniem jej dawnego poziomu, z ogłupieniem w zakresie myślowym, a ze sprostaczeniem w zakresie kulturalnym.
Jakoż słusznie podnoszą autorowie upadek współczesnej sztuki, zanik dobrych obyczajów i form towarzyskich, bezwzględność w walce o byt, a raczej o pieniądz, lekceważenie prawa, ciasnotę umysłową, płaskość rozrywek, przerost sportów na niekorzyść przygotowania intelektualnego u młodzieży szkolnej, a ponadto zanik życia rodzinnego. Obraz kultury współczesnej zawiera zatem wiele barw ciemnych, którym przeciwstawić trudno rowną ilość jaśniejszych.
Ten w zarysach najogólniejszych naszkicowany stan rzeczy wymaga jeszcze oświetlenia od strony okultyzmu, jako etap nieprzerwanej ewolucji ludzkości. Warunki zewnętrzne, jak utrudnienia życia materjalnego, nawet pomiatanie prawem i górowanie miernot nad ludźmi wartościowymi, są ze stanowiska ewolucji tylko bodźcami popierającymi, ale nie hamulcami. Te miernoty, mające łatwość łowienia w mętnej wodzie zaszczytów i bogactw, przestaną rychło same przywiązywać wartość do rzeczy tak łato zdobywanych: innemi słowy zyskają nowe doświadczenie, że to, za czem goniły, nie ma samo w sobie wartości. Jednostki wartościowe zaś zdwoją swe wysiłki, aby utrzymać się na powierzchni we wspomnianych wyżej warunkach; a każdy wysilek, każde zwycięstwo nad sobą, to nowy szczebel w postępie.
Łatwość zdobywania władzy, zaszczytów i dóbr materjalnych przypada tylko tym, którzy do niczego wyższego jeszcze nie dorośli, a którym ta łatwość ma otworzyć oczy na to, że wszystkie ich zdobycze nie mają żadnej trwałej wartości. Ogromna wiekszość ludzi nie ma tej łatwości i czuje się może przez los pokrzywdzona, ale rozwija w sobie energję do pokonywania wzmożonych trudności w swem istnieniu ziemskiem. Rozwija ją może nie wiedząc, że te wysiłki są same w sobie czemś bez względu na wynik wartościowem, ale jednak postępuje naprzód w ewolucji.
Nie znaczy to nic, że ci z najwyśzym wysiłkiem utrzymujący się na powierzchni życia społecznego popełniają czasem omyłki, lub potykają się w dążeniach i wpadają w konflikt z prawem; jeżeli nie podniosą się zaraz, bogatsi o jedno doświadczenie, to następstwa prawne konfliktu dają im sposobność do spłacenia odpowiedniej raty ich karmy. Zato ci zawieruchą wojenną wyniesieni na wierzch spośród mętów, ktorym łatwość zdobycia władzy zapewniła stanowisko ponad prawem, gromadzą sobie wielkie długi karmiczne do spłacenia w następnych wcieleniach; ale mimo wiedzy i woli służą także postępowi, gdyż samowolą swą podniecają do obrony i wysiłków tę część społeczeństwa, ktorą gniotą swą stopą. [1]
Co odnosi się do poziomu moralnego i do poszanowania ustaw - to się nie da narzucić przymusem choćby najbardziej drakońskim, lecz musi się stać gorącem i szczerem pragnieniem calych społeczeństw. Aby mogły zapragnąć, muszą czuć brak; dlatego t kierownicy świata dopuszczają, aby na nim panowała siła przed prawem i egoizm zamiast etyki. A ta tęsknota do praworządności i moralności już powstaje; odczuwają ja coraz żywiej wszyscy rządzeni, chociaż jeszcze nie wszyscy rządzący. Początek już jest; przeszliśmy przez punkt najniższy spirali ewolucyjnej i zaczynamy wznosić się wgórę, zrazu powoli, potem coraz szybciej.
Zaczynamy nawet stawać do prób wytrwałości. Nie o fizyczną tężyznę, nie o rekordy sportowe tu chodzi, lecz o wytrwałość w przekonaniach. Niektóre narody tak całkowicie ("totalistycznie") podciągnęły swych obywateli pod jeden strychulec, że nietylko postępować i myśleć, lecz nawet wierzyć niewolno nikomu inaczej, jak tylko w sposób państwowo przepisany. Próbują także bądźto znieść zupełnie religję, bądź narzucić taką, któraby obywateli jaknabardziej wyodrębiła od innych narodów. To samo jest z "okultyzmem"; w niektórych państwach jest zabroniony ustawowo, w innych tępiony propagandą materjalizmu.
Skutek będzie takie, jaki zwykle bywa po wszelkich aktach przemocy. Słabsi się ugną, a mocniejsi wytrwają, chroniąc swe dobra duchowe tak głęboko, żeby ich żadne zakusy dosiągnąć nie mogły. A to, co ukryte i strzeżone, staje się droższem i cenniejszem, niż gdyby bez przeszkód rosło na powierzchni; efekt wprost przeciwny zamierzonemu przez gnębicieli. Stąd też w najbliższej przyszłości oczekiwać można okresu żywego rozkwitu wszelkiej filozofji transcendentalnej .
Generacją najbliższej rzyszłości jest młodzież obecna i ona właśnie doda nowego rozpędu ewolucji duchowej. Skłoni ją do tego najsilniej obecny kierunek wychowania, realistycznie militarny, narzucający posłuch bezkrytyczny i dążenia do dóbr materjalnych. Młodzież bez ideałów żyć nie może, a nie znajdując ich u starszego pokolenia, stworzy sobie własne. Nie spełnią się zatem dążenia "bezbożników" do wytępienia religji z serc ludzkich, ani marzenia reformatorów społecznych o zastąpieniu etyki ustawami.
Nie spełnią się podobnież różne bezimnienne proroctwa o rychłem przyjściu Antychrysta. Jeżeli idzie o ścisłość, to kilku antychrystów mniejszego kalibru jest już czynnych obecnie, ale rola ich skończy się niebawem. To samo odnosi się do głoszonego już oddawna "żołtego niebezpieczeństwa". Rola rasy białej jeszcze się n8e skńczyła; poza tworzeniem początków nowej razy w Ameryce ma jeszcze poważne zadania do spełnienia w Europie. Mogą być - i będą jeszcze - wojny i przewroty na terenie zarówno Azji jak Europy, ale o mniejszej rozciągłości i o malo znaczących następstwach dla ogółu ludzkości.
Dlaszy rozwój parapsychologji, tłumiony obecnie w niektórych państwach, będzie mimoto wyrywał ciągle nowe cegiełki z mocno już podważonego gmachu okultuzmu, a równolegle z tem magja tracić będzie jeszcze bardziej swą tajemniczość i grozę. Odnosi się to szczególnie do magji czarnej, ktora wobec lepszego uświadomienia społeczeństw w zagadnieniach parapsychicznych napotykać będzie na coraz silniejsze i skuteczniejsze opory, wskutek czego działania magiczne zwracać się będą często na swych spraców.
Natomiast nieprędko jeszcze nastąpi rozwój zapowiadanego już oddawna szóstego zmysłu u ludzi, o ile pod tą nazwą rozumie się coś więcej niż uzdolnienia telepatyczne. Do rzeczywistego obudzenia zdolności widzenia astralnego potrzeba znacznie wiecej, niż wprawy w telepatji; będzie to możliwe dopiero po wydatnem podniesieniu ogólnego poziomu etycznego, co sie teraz zaledwie zaczyna. Mnożyć się jednak będą jednostki - dusze stare, ponownie inkarnowane - które wraz ze swym wysokim poziomem moralnym przyniosą na świat także rozwinięte zdolności paranormalne.

1 : Przykladu wymownego dostarczają tu przemiany wewnętrzne w republikach sowieckich




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ŚWITKOWSKI - Okultyzm i Magja w świetle parapsychologii, Medytacja, Misz masz,czyli mieszanina
Świtkowski Józef Okultyzm i Magja w swietle parapsychologii
Switkowski Jozef Okultyzm i Magia w swietle parapsychologi
Opętanie diabelskie w świetle psychiatrii i parapsychologii, Szatan, egzorcyzmy, okultyzm, zagrożeni
Symptomy parapsychologiczne opętania diabelskiego, Szatan, egzorcyzmy, okultyzm, zagrożenia
Prorocy i wróżbiarze starożytności, Parapsychologia, ezoteryka, okultyzm
Psychologia osobowości dr Kofta wykład 4 Osobowość w świetle teorii uczenia sie
ŚWIETLICA WIEJSKA W ŁUSZKOWIEGYUIO
IV SA Wa 198 08 Wyrok WSA w Warszawie ws zakazu reklamy świetlnej
Illuminati – okultystyczna symbolika dolara
Świetlówka inaczej Errata
Ćwiczenie 1 Badania strumienia świetlnego różnych źródeł światła
Oświetlenie, Podstawowe pojęcia techniki świetlnej
elektroniczny zapłonnik świetlówki
Czynne rozliczenia międzyokresowe kosztów w świetle ustawy o rachunkowości
Jak korzystać ze zdolności parapsychicznych [up by Esi]
Badania mikrobiologiczne żywności w świetle nowych przepisów UE