Okultyzm i Magja w świetle parapsychologii
Józef Świtkowski (Lwów - Wisła - 1939)
Okultyzm
i magja
Jak
wszystkie niemal nauki nowoczesne, tak i parapsychologja jest nauką
ściśle indukcyjną. Bada zjawiska obserwacjami i eksperymentami,
gromadzi fakty sprawdzone, wyszukuje ich cechy charakterystyczne,
porządkuje je i porównywa, wysnuwa wnioski ogólne i w ten sposób
dochodzi stopniowo do odkrycia praw, którym te zjawiska
podlegają.
Okultyzm
natomiast, jeżeli wogóle zaliczamy go do nauk, ma charakter niemal
wyłącznie dedukcyjny. Nie powstał z badań zjawisk poszczególnych,
któreby dopiero indukcyjnie doprowadziły do poznania praw ogólnych,
lecz wprost przeciwnie: opiera się na dogmatach zawartych w jakiejś
- prawdziwej lub rzekomej - wiedzy objawionej, i z tych dogmatów
czerpie wskazówki do wywoływania zjawisk w praktyce.
Wiedzę
tę objawili ludziom rzekomo bogowie, lub też ludzie bogom równi co
do wiedzy i potęgi, a objawili ją nie całemu światu otwarcie,
lecz tylko nielicznym jednostkom, uznanym za gotowe do przyjęcia
tych tajemnic. Objawiali ją najczęściej tylko ustnie, a
wtajemniczeni tą drogą we wiedzę przekazywali ją znowu ustnie
następcom wybranym, i w ten sposób okruchy tej wiedzy,
zniekształcone i wypaczone, dotrwały do naszych czasów. Część
tylko tej wiedzy prastarej została spisana w "księgach
świętych" różnych narodów; spisana jednak przeważnie w
formie archaicznej, dziesiejszym umysłom trudno dostępnej, czasem
symbolicznej, aby jej znaczenie właściwe pozostało ukryte przed
niepowołanymi.
Okultyzm
zatem opiera się na tradycji, bądźto ustnej, bądźteż pisanej, i
to jest jego cecha wspólna z wierzeniami religijnemi. To
pokrewieństwo cech sięga nawet głębiej, gdyż oprócz tradycji
samej wiedzy tajemnej ma okultyzm także różne tradycje "rytuałów".
Podobnie jak w wierzeniach religijnych, tak i tu rytuał wykształcał
się dopiero z biegiem czasu, narastając coraz to nowymi szczegółami
i przepisami.
Powód
tego narastania przepisów rytualnych i ceremonij tkwił zapewne w
malejącem z upływem czasu zrozumieniu właściwego znaczenia wiedzy
tajemnej i umiejętności stosowania tego, co stanowiło jej
działanie magiczne. Szczegóły ceremoniału, odbywanego zresztą
zazwycxzaj publicznie, musiłay być w przepisach podane jasno i
ściśle, a tylko znaczenie tego rytuału, nieraz czysto symboliczne,
było zakryte przed zrozumieniem profanów.
Tak
więc w miarę upływu wieków pradawna wiedza tajemna zaciemniała
się siłą faktów coraz bardziej, a okruchy jej dottrwały do
naszych czasów dwiema drogami. Jedną była tradycja ustna, podawana
z pokolenia na pokolenie jako napół prywatna własność rodowa, a
drugą były komentarze do zupełnie już niemal niezrozumiałej
tradycji pisemnej, mnożące się coraz bardziej, odbiegające coraz
dalej od jej wyjaśniania pierwotnego i coraz bardziej pęczniejące
szczegółami rytuału.
Jeżeli
pochodzenie pierwotnej wiedzy objawionej przypisuje się - jak wyżej
wspomniałem - bogom, lub ludziom równym im wiedzą i potęgą, to
ta równość polega przedewszystkiem na idealnie wysokim poziomie
moralnym. Spadkobiercy tej wiedzy jednak dbali coraz mniej o swój
poziom moralny, a w parze z tem tracili zdolność działania
magicznego, zatrzymując jedynie tylko zdolność rozumowego
pojmowania tej wiedzy. Zaczęli ją komentować coraz bardziej
szczegółowo, a zarazem przypisywać działanie magiczne nie sobie i
wymaganemu poziomowi moralnemu, lecz formułom rytuału. Im bardziej
rozrastały się w szczegółach te przepisy i ceremonje, tem
bardziej zanikało poczucie konieczności wysokiego poziomu moralnego
jako warunku podstawowego i niezbędnego w działaniach
magicznych.
Zwolna
i nieznacznie, ale nieuchronnie, dochodziło do stanu, jaki jest
dzisiaj, to znaczy: tradycja ustna błąka się w zniekształconych
ułamkach wśród ludów dzikich, albo wśród analfabetów u ludów
nawpół cywilizowanych, a tradycja pisemna ustąpiła na dalszy plan
przed komentarzami i przepisami rytuału. Dostęp do tych ksiąg
obecnie ma każdy bez względu na swój poziom moralny, kto ma
odpowiednie przygotowanie intelektualne i wiele wytrwałości w
odcyfrowywaniu znaczeń symbolicznych.
Ci
pierwsi, opierający swoją działalność na przekazywanej im przez
poprzedników tradycji ustnej, to szamani, derwisze, czarownicy i
znachorzy, a drudzy, zagłębiający się w komentarze i szczegóły
ceremonjału, to okultyści; ludzie zaś, którzy nawet bez
znajomości "teorji" i znaczenia tych rytuałów próbują
uzyskać nimi jakieś wyniki doświadczalne, to magowie nowocześni.
Nie ulega wątpliwości, że i jedni i drudzy uzyskują pewne wyniki
praktyczne, a raczej, że uzyskiwać je mogą; naogół jednak bywają
to wyniki nikłe, cząstkowe i w regule o tyle niepewne, że sami
wykonawcy nigdy nie mogą zgóry oznaczyć, czy efekt zamierzony
rzeczywiście nastąpi.
Okultyści
rozróżniają - wedle Papus'a - trzy rodzaje swej wiedzy, a to:
wiedzę samą w sobie tajemną (scientia occulta), wiedzę
ukrywającą, zatajającą (scientia occultans) i wiedzę, uczynioną
tajemną, zakrytą (scientia occultata), chociaż sama w sobie nie
była tajemna. Podział ten jest charakterystyczny dla nowoczesnego
sposobu myślenia, nie zawiera jednak nic istotnie typowego,
jakkolowiek przechowały się do dziś próby stworzenia n. p.
specjalnej wiedzy, "ukrywającej" pod mniej lub więcej
wyraźnie umówionymi symbolami jakąś treść z "nauki
objawionej".
Przykładem
najbardziej wykształconym takiej wiedzy zakrywającej jest alchemja,
a w stopniu słabszym kabbala; obie zresztą rozwinęły się dopiero
w średniowieczu, chociaż przypisują sobie początki o wiele
wcześniejsze. Magja właściwa, jakkolwiek szczątki jej odnaleźć
można także w alchemji i kabbali, odbywa się w przeciwieństwie do
nich niemal zupełnie bez "zakrywania" i symbolów. Odnosi
się to głównie do magji pierwotnej, zawartej w wiedzy
"objawionej", a zatem nie wymagającej jeszcze żadnego
rytuału ani ceremonjału.
W
dalszych częściach będę się starał omówić pewne, częściej
spotykane, dziedziny okultyzmu i znaleźć dla nich analogje w
zjawiskach parapsychicznych. Nie będę tam już jednak przytaczał
przykładów konkretnych, gdyż okultyzm tem właśnie różni się
od parapsychologji, że "fakty" jego nie zostały
dotychczas sprawdzone badaniami naukowemi. Wiele z takich rzekomych
faktów znanych jest ogólnie, nie potrzeba zatem przykładów na
zebranie cech charakterystycznych; inne tejże wartości wzmianki
spotykałem w literaturze okultystycznej tylko sporadycznie, tem
trudniej zatem byłoby uważać je za o tyle prawdopodobne, żeby
zasługiwały na próby wyjaśniania.
To
samo odnosi się do dogmatów okultyzmu. Źródła ich pierwotne są
zbyt odległe, żeby można było kusić się o sprawdzanie ich
autentyczności, zwłaszcza, że są z reguły bezimienne. Dawne
"księgi święte" nie mają przeważnie autorów, a sprawa
daty ich powstania może obracać się tylko około domysłów i
wniosków porównawczych. Jedno i drugie jest zresztą kwestią
drugorzędną; na uwagę zasługuje w pierwszej linji to, czy treść
ich zawiera coś rzeczywistego, czemu dałyby się podporządkować
zjawiska doświadczalnemu stwierdzeniu dostępne.
Otóż
"księgi święte" różnych narodów kulturalnych są
zadziwiająco zgodne między sobą co do treści. Zawierają - w
formie oczywiście archaicznej i trudnej nieraz do trafnego wyłożenia
- zazwyczaj kosmogonję i dzieje ludzkości, z takim nawet
uderzającym szczegółem, jak wzmianki o "potopie"
jednakie u wszystkich narodów. Na dalsze części treści składają
się systemy hierarchji duchów rządzących wszechświatem, nauka o
"pierwiastkach niewidzialnych", z których składa się
człowiek, i wskazówki do rozzwinięcia w sobie tych pierwiastków,
aby przez nie zjednoczyć się z bóstwem.
Treść
ta zatem - poza kosmogonją - traktuje wyłącznie o sprawach
psychicznych i pochodzi rzekomo od ludzi, którzy przez rozwinięcie
w sobie pierwiastków wyższych doszli do tak wysokich władz
psychicznych, że widzieli to wszystko własnym wzrokiem duchowym i
pojmowali, co widzą, bez specjalnych studjów intelektualnych. Do
tych pierwotnych tekstów dołączały się z biegiem czasu
komentarze różnych autorów, początkowo bezimiennych, a później
podpisujących się nazwiskami. Komentarze te zrazu tylko wyjaśniały
tekst, z powodu archaizmu za trudny do zrozumienia, a potem dodawały
także wskazówki praktyczne do rozwoju władz psychicznych.
Wskazówki te z biegiem czasu coraz mniej zajmowały się poziomem
moralnym, a natomiast zmierzały do rozwoju takich wladz w człowieku,
któreby mu dawały pewne korzyści materjalne.
W
takiej formie, już znacznie zmienionej i spaczonej, przedostała się
"wiedza tajemna" ze swej wschodniej ojczyzny na Zachód, a
wraz z tem narodził się okultyzm europejski. Swe pierwsze źródła
pisane czerpał z greckich przekładów tekstów egipskich,
chaldejskich i aramejskich. Przekłady te, dostępne każdemu, kto
jako tako poznał język, były materjałem, z którego okultyści
budowali własne koncepcje, domysły i objaśnienia. Powstała na tej
drodze cała literatura okultystyczna średniowiecza, której wartość
stała oczywiście w stosunku prostym do wartości moralnej i
intelektualnej autorów. Z dawnych warunków rozwoju "pierwiatków
wyższych" pozostały w niej tylko szczątki w postaci przepisów
wstrzymywania się od mięsa, alkoholu i użycia płciowego,
niezawsze zresztą przestrzegane.
To
zlekceważenie warunków pierwotnych dało początek także
wybujałościom w kierunku przeciwnym, w którym wszystkiem były
tylko ceremonje i rytuały, a potężna w człowieku siła popędu
płciowego służyć miała za dźwignię do uzyskiwania wyników
paranormalnych. Kierunek ten rozwinął się w praktyki
czarnoksięstwa i satanizmu, uprawiane do dziś jako jedyna naprawdę
"ukryta" gałąź okultyzmu.
Okultyzm
starożytny
Najstarszemi
źródłami naszych wiadomości o okultyzmie dawnym są tabliczki
ceglane chaldejskie i papirusy egipskie. W British Musaeum w Londynie
przechowywane są fragmenty działa magicznego na takich tablicach,
spisanego na rozkaz króla Assurbanipala 870 r. przed Chr. w języku
assyryjskim i martwym już wówczas akkadyjskim, a z innych podobnych
znalezisk wiemy, że już za króla Sargona I (3800 lat przed Chr.)
notowano obserwacje astronomiczne, znano rok słoneczny (365 i 1/4
dnia) ułożono tablice zaćmień słońca i księżyca na każdy
"saros" (okres 18-letni). Hipparch twierdzi nawet, że
Chaldejczycy już przed 27.000 lat badali niebo; niema na to jednak
żadnych źródeł zachowanych.
Podstawą
magji chaledejsko babilońskiej size="3"> była wiara w
niezliczone (poza bogami nieba, ziemi, wody, miast i t. p.) duchy
przyrody (żywiołów), nad którymi władze mają zaklęcia (apsu).
Do magji należało również lecznictwo, posługujące się
wkładaniem rąk (mesmeryzm), wpływami planet i zodjaku, talizmanami
i amuletami (z gliny, płótna, kamienia); zakazane było natomiast
czarnoksięstwo (maście narkotyczne, rzucanie uroków). W Persji
religia Zoroastra zabraniała magji; wpływy jej przesiąkły jednak
do Medji, a po zdobyciu Babilonu przez Cyrusa (539 przed Chr.)
magowie medyjscy, zwani "Chaledejczykami", dostali się na
dwór perski i wyrobili sobie poważanie. Gdy Cyrus pozwolił żydom
wrócić do ojczyzny, zabrali ze sobą wiedzę chaldejską, a stąd
znalazła się w "księdze Enocha" i innych pismach tego
rodzaju, dając początek kabbali późniejszej.
O
istnieniu magii w Egipcie wiemy z papirusów, znajdowanych przy
mumjach w grobowcach. Najstarsze papirusy pochodzą z XXIV wieku
przed Chr., pisane trudnymi do odcyfrowania hieroglifami; późniejsze
pisane są językiem bądźto egipskim, bądź (w mniejszości)
greckim. Do najważniejszych należy "księga zmarlych" i
"papirus magiczny" Harrisa. Księga ta o 150 rozdziałach
zawiera m. i. szczegółowy rytuał pogrzebowy i litanję Thota,
dzięki której zmarły może "ujrzeć światło",
przywracające mu świadomość po śmierci. Papirus Harris'a
natomiast przeznaczony jest dla żyjących i podaje im zaklęcia
ochronne i t. p., gdyż wedle magji egipskiej człowiek może
opanowywać bogów.
Bogiem
mądrości u Egipcjan był Toth, w Grecji noszący miano Hermesa. W
papirusach egipskich, a podobnież w manuskryptach greckich, zawarta
jest wzgodnem brzmieniu podstawa alchemji późniejszej, a to
przypisywane Hermesowi zdanie: "Tego, czego oczekujesz, nie
osiągniesz, jeżeli ciałom nie odbierzesz ich stanu cielesnego i
jeżeli substancji bezcielesnych nie zdołasz przekształcać w
ciała". Od iego podobnież ma pochodzić inwokacja (mantra):
"Słuchaj głosu mego, wszechświecie; rozewrzyj się ziemio;
pełnia wód niech się otworzy przedemną. Nie drżyjcie, drzewa,
chcę bowiem wielbić Pana, który jest wszystkiem i jednością.
Niech otworzy się niebo, a umilkną wichry; wszystkie me zdolności
wielbią Tego, który jest wszystkiem i jednią".
Owo
zlane w jedno egipskiego Totha z greckim Hermesem możliwe było
zapewne przez to, że w Arkadji, ojczyźnie Hermesa, przechowywało
się wśród ludu pasterskiego [1] wiele tradycji zgodnej z podaniami
egipskiemi o bogu Toth. W tradycji tej część znaczną tworzy
kosmogonja, zadziwiająco podobna do staroindyjskiej (zawartej w
księdze "Dzyan"), jak wynika ze strassburskiego papirusu
Reitzensteina. Pewne ideje z tej tradycji znane były bez wątpienia
Sokratesowi, jako uczniowi wieszczki arkadyjskiej, Diotymy. [2]
Magia
Hermesa-Totha przyjmuje istnienie mnóstwa demonów, którymi może
do swych celów posługiwać się człowiek, znający "słowa"
(Toth był "wadcą słów"), czyli formuły, zaklęcia,
mantry (chema). Te zaklęcia także mają moc zmieniania natury ciał
i "odbierania im stanu cielesnego" (jak wyżej
przytoczyłem); stąd także Hermes uchodzi za ojca alchemji. Wiele
pokrewieństwa z temi ideami okazują pisma Demokryta (IV wiek przed
Chr.), filozofa greckiego, który odbył podróże po Chaldei, a w
Egipcie dostąpić miał wtajemniczenia. Za czasów Chrystusa
istniała już cała literatura alchemiczna, przypisywana
Demokrytowi. Z Egiptu podobnież zaczerpnął Plato ideje, zawarte w
jego djalogach (Timaeus, Kritias i inne), oraz Pitagora, który
prowadził szkołę "wiedzy tajemnej" (ezoterycznej) dla
uczniów wybranych, podczas gdy uczniowie profani, nie mający prawa
widywać mistrza twarzą w twarz, siadywali "zawnątrz zasłony"
(wiedza egzoteryczna).
Żydzi,
jakkolwiek znali oddawna magję chaldejską i egipska, nie rozwinęli
jej w nowe kieunki filozoficzne, lecz poprzestali na zagłębianiu
się we wpływy słów mówionych i znaków pisanych na ludzi, na
demony i na przedmioty martwe, z czego później powstała Kabbala.
Pewne ideje z kosmogonji chaldejsko egipskiej znaleźć można w
"księdze Enocha", uchodzącej właśnie za podstawę
Kabbali, a to dlatego, że jest w niej (VII i VIII) opis upadku
aniołów, wspomniany także w VI księdze Mojżesza. Oto "synowie
nieba, rozgorzeli ku córom ludzi, zstąpili na szczyt góry Armon,
sprzysięgli się między sobą, brali sobie kobiety, zamieszkali z
niemi i nauczyli ich czarnoksięstwa, zaklęć i użytku z ziół i
drzew. jeden z 18 przywódców, Azariel, uczył używania metali,
strojów, klejnotów; drugi, Armers, odczyniania czarów; inny,
Barkajal, obserwowania gwiazd, Akibel znaków i t. d. Bezbożność
wzrastała, grzeszyli i psuli się wszyscy".
Otóż
to "sprzysiężenie dwustu" ma być początkiem wiedzy
tajemnej, a nauki Barkajala, Akibeela i Asariela dały początki
astrologji i Kabbali. Pozatem jest w talmudzie babilońskim mowa o
tem, że "Pan na górze Sinai udzielił oprócz przykazań
Mojżeszowi to, co mogło być odkryte tylko siedmdziesięciu
najstarszym" i ta wiedza o rzeczach boskich ma być utajona w
Penateuchu.
W
żadnej zresztą z ksiąg Starego Testamentu niema sladu jakiejś
nauki tajemnej, zachowanej tylko dla nielicznych
wybranych.
Jakkolwiek
tedy każdy naród kulturalny w starożytności posiadał swoją
magję, nie było w niej nic ukrywanego, zatajanego lub zazdrośnie
strzeżonego. Wszystko, co z tej wiedzy magicznej przedostało się
do potomności w dziełach pisanych, dostępne było każdemu, kto
posiadał trudną i rzadką wówczas sztukę pisania i czytania.
Plato opowiadał otwarcie o zatonięciu Atlantydy, Sokrates o swoim
daimonion, a Pitagoras wykładał to samo dla swych uczniów, co dla
profanów siedzących "zewnątrz zasłony".
Na
tę magję składały się, jak wyżej wzmiankowałem, obserwacje
astronomiczne a raczej astrologiczne, nauka o bogach, demonach i
duchach przyrody, oraz o sposobach wpływania na nie mantrami i
bronienia się od ich wpływów amuletami; znaczną część jej
zajmowała podobnież historja powstania wszechświata, globu
ziemskiego i zamieszkującej go ludzkości. Magja egipska dodała do
tego nową gałąż: pieczę o zmarłych i ceremonijał pogrzebowy.
Z
systemów astrologji starożytnej przytaczam tu niektóre szczegóły
astrologii ptolomeuszowskiej, a to te, które miały zastosowanie w
magji praktycznej średniowiecz i przetrwały w niej do czasów
obecnych. Do "planet" należało także słońce i księżyc,
a każdy dzień w tygodniu podlegał "wpływowi" innej
planety. Ślady tego wpływu przechowały się do dziś w nazwach
kolejnych dni tygodnia, n. p. w języku łacińskim, francuskim,
angielskim etc. Według Ptolomeusza zatem Słońce "rządzi"
niedzielą, Księżyc poniedziałkiem, Mars wtorkiem, Merkury środą,
Jowisz czwartkiem, Wenus piątkiem, a Saturn sobotą.
Wpływ
planet zmienia się jednak co godzinę; zatem planety wyżej
wymienione "rządzą" danym dniem tylko w pierwszej
godzinie po wschodzie słońca; potem następują inne planety, a po
siedmiu godzinach powraca wpływ planety pierwotnej. porządek tego
kolejnego wpływu planet jest jednak inny, niż porządek dni
tygodnia, wskutek czego godziny dni ulegają kolejno takim
wpływom:
Godziny
wpływów planetarnych
Ten
kolejny wpływ planet w różnych godzinach dnia i nocy jest
bezwątpienia zniekształconym odbiciem nauki indyjskiej o tatwach,
których jednak ta nauka uznaje nie siedm, lecz pięć tylko. [3]
Także rachuba czasu jest w nauce indyjskiej inna, tatwy bowiem
zmieniają się w odcinkach od wschodu do zachodu słońca.
Szczegółów dal;szych tu nie podaję, gdyż wokultyzmie zachodnim
pojęcie tatw było nieznane.
Przytoczę
natomiast inny szczegół z dawnej astrologji "magicznej",
gdyż prawdopodobnie od niej pochodzą "dni szczęśliwe" i
"dni feralne" w różnych miesiącach roku, czego slady
wyraźnie znajdujemy n. p. w wierzeniach rzymskich (dies fausti i
dies ferales). Otoż owa astrologja uznawała istnienie takich
różnych dni w każdym miesiącu, i przestrzegała ich ściśle w
operacjach magicznych, wybierając dni "korzystne" dla
maga, a "niekorzystne" dla osoby, która miała ulec
zaczarowaniu. [4]
W
różnych miesiącach roku przypadały wedle papyrusa egipskiego
19.dynastji (1200 lat przed Chr.) takie dnie niezależnie od dni
tygodnia:
Dnie
szczęśliwe i wrogie
Jeżeli
mimo wszystko magja zachowała w starożytności cechę czegoś
ukrytego i niedostepnego dla ogółu, to powód tkwił w tem, że
sztukę czytania i pisania posiadali wówczas - z wyjątkiem Grecji -
niemal wyłącznie tylko kapłani. Była to kasta najwyżej
rozwinieta intelektualnie, mędrcy, nauczyciele, sędziowie i lekarze
w jednej osobie; jeżeli zatem wiedza pozostała w ich ręku jako
monopol nieledwie wyłączny, to nie znaczyło jeszcze, jakoby
pragnęli ją zatajać. Nierzadko dzielili się nią z panującymi i
dostojnikami dworu, a że czasem wykorzystywali ją jako swą
przewagę nad pospólstwem, trudno im poczytywać za złe, skoro
działali w imię "racji stanu".
Czy
poza tą magją pisaną i dostępną całemu ówczesnemu kwiatowi
inteligencji, jakim byli kapłani, istniala jeszcze jakaś inna
magja, naprawdę tajemna, na to oczywiście niema żadnych dowodów.
Można tylko pośrednio wnioskować o tem z przechowanych w tradycji
pisanej opowiadań o "cudach" czynionych przez kapłanów,
o uleczeniach, o wsrzeszaniu zmarłych, o wszystkich niemal
zjawiskach, jakie notuje parapsychologia dzisiejsza, nie mówiąc już
o wieszczbach przyszłości, do czego nawet służyły odrębne
świątyni (n. p. słynna wyrocznia w Delfi, wyrocznia Zeusa w
Dodonie, 22 świątynie Apollina; w niektórych wieściły także
duchy zmarłych).
1
: Arkadjan inni Grecy zwali "ludźmi księżycowymi"
(proselenoj), gdyż mieli istniećź w swych górach już przed
stworzeniem księżyca
2
: Prof. dr T. Zieliński: Hermes Trismegistos
3
: Szczegóły w: Klejnot mądrości Wschodu (filozofja
Śankaraczarji)
4
: Ciekawy przykład "dnia feralnego" podaje Ochorowicz:
"13. stycznia przyniesiono pannę S. ciężko chorą do domu, a
Euzapja dostała zawrotu, upadła na lód i ledwie się
przywlokła".
Okultyzm
średniowieczny
Magja
wschodnia przedostawała się do Europy dwiema drogami: naprzód z
Egiptu przez Grecję, a potem z Arabji przez Maurów do Hiszpanji.
Gresja, naród młody i pełen życia, mało miała zrozumienia dla
egipskiego kultu zmarłych, a dzieje wszechświata, po
zidentyfikowaniu bogów egipskich z własnymi, przedstawiała w
widowiskach symbolicznych, zwanych misterjami. Pewne ideje ze
wschodnich ksiąg świętych wszczepiali w swych ziomków filozofowie
greccy, jak Sokrates, Plato, Pitagoras, później Jamblichus i
Plotinus; nie było w tem jednak nic otaczanego
tajemnicą.
Chrześcijaństwo
pierwotne zakazywało swym wiernym magji, uważając ją za sztukę
szatańską, ale nie wątpiło w jej potęgę, gdyż wielu ówczesnych
ojców Kościoła (Clemens, Origenes, Athanasius) kształciło się
na filozofji aleksandryjskiej, uznającej rozległą demonologję.
Jeszcze w V. wieku trwało to nastawienie, czego wyrazem było m. i.
zgładzenie (przez biskupa Cyrilla) córki matematyka Theona, Hypatji
[ 1], wyznawczyni filozofji greckiej. Zmiana zapatrywań nastąpiła
dopiero pod wpływem nauk Tomasza z Akwinu (wiek XIII.), który
rozumował, że za wolą Boga demony i czarownice mogą wpływać na
losy ludzi (a zatem niezawsze jest to objaw bezpośredniego działania
szatana).
Szkoła
neoplatońska w Aleksandrji, do której należeli prócz wyżej
wspomnianych Philo, Porphyrius i Jamblichus, była pierwszą, która
tezy jogi indyjskiej połączyła z demonologją chaledejsko egipską.
W dziele De mysteriis podał Jamblichus całą hierachję istot
począwszy do Boga Jedynego przez bogów, aniołów, demonów,
bohaterów i ludzi aż do zwierząt i roślin, a dalej wykładał, że
"bogowie nie zstępują ku duszy ludzkiej, modlącej się do
nich, tylko dusza wznosi się ku nim. W ten sposób dusza osiąga
wyższą naturę i władzę boską". Jest to zatem nietylko
magja, lecz zarazem jedyna droga wzniesienia się ku bóstwu; dar
wieszczenia n. p. uzyskuje się nie mocą własną, lecz przyzywaniem
bogów. "Niesłusznie sądzą, że zachwycenie można osiągnąć
pod wpływem demonów; gdy one napełnią duszę, nie jest ona wogóle
zdolna do zachwycenia, lecz tylko do ekstazy, do wpadania w złe
wpływy. Zachwycenie zaś jest wzniesieniem się ku dobru. Zwykły
mag zdoła tylko napełnić wyobraźnię widziadłami
(halucynacjami), a teurg duszę ku bogom wznosząc, osiąga naprawdę
to, co zamierza".
W
okultyzmie średniowiecza wielką rolę grała wiara w demony.
Pojęcie to przesiąkło prawdopodobnie ze Wschodu, jako pochodne od
indyjskich a później perskich [ 2] dewas, oznaczających tam duchy,
które nie posiadają ciała widzialnego i nigdy ludźmi nie były.
Po spaczeniu przez wpływy chaldejskie i zydowskie weszło
ostatecznie to pojęcie do chrześcijaństwa pierwszych wieków,
gdzie ojcowie Kościoła uważali zgodnie z biblją demony za owoc
stosunku aniołów upadłych z córkami ludzkiemi. Demony te mogły
wchodzić w ciała ludzi (opętanie), a bezbożnikom pomagać w
czarodziejstwie. Później zaliczano do klasy demonów także sukuby
i inkuby, wilkołaki i wampiry, a Paracelsus przypisywał zmazy nocne
sukubom.
Wedle
okultyzmu średniowiecznego każdym człowiekiem rządzi demon
potężny, jeden ze siedmiu "duchów planetarnych", którym
podlegają "planety astrologiczne". Jeżeli mag ceremonjami
i zaklęciami zdoła zjednać sobie przychylność i współdziałanie
demona rządzącego danym człowiekiem, może nań wywierać wpływ
magiczny, opanować jego wolę, szkodzić mu lub pomagać. Gdy tym
człowiekiem jest kobieta, może ją mag za wpływem jej demona
zmusić do miłości albo wzbudzić w niej nienawiść do tego,
którego dotychczas kochała.
Aby
bez znajomości dat urodzenia danego człowieka znaleźć "wpływy
planetarne", które nim rządzą, obywa się magja bez
horoskopów astrologicznych. Kabalizuje jego imię, oraz imiona jego
rodziców, wedle prostego klucza [3], podstawiając liczby w miejsce
liter, a to:
A
B C D E F G H IJ K L M N O P Q R S T UVW X Y Z
1
2 3 4 5 6 7 8 9 10 20 30 40 50 60 70 80 90 100 200 300 400 500
Wszystkie
te liczby, odpowiadające literom trzech imion wyżej wskazanych,
dodaje się razem, od sumy odrzuca się zera na końcu i dzieli sie
ją przez 9 tylekroć, aż zostanie reszta jednocyfrowa (1-9). Cyfra
ta jest odpowiednikiem tej "planety", która "rządzi"
danym człowiekiem, a mianowcie: cyfra 1 i 4 rządzi słońcem, 2 i 7
rządzi księżycem, 3 rządzi jowiszem, 5 merkurym, 6 wenerą, 8
saturnem, a 9 marsem. Przykład: imiona Jan, Adam, Zofia. Wartości
liczbowe ich liter są takie: 9+1+40+1+30+500+50+6+9+1 = 652 : 9 = 72
i zostaje reszta 4. Cyfrą 4 rządzi słońce, a zatem ono jest
"planetą" danego człowieka.
Otóż
demona, rządzącego tą planetą, należy sobie zjednać ceremonjami
i zaklęciami, aby uzyskać jego pomoc we wpływaniu na podlegającego
mu człowieka. Do ceremonij potrzebny jest pentakl tego demona,
złożony ze "znaku" danej planety, ze "znaku"
samego demona i z "charakterów" zaklęcia ("sceau de
conjuation"). Rycinazawiera owe trzy znaki dla wszystkich
siedmiu planet według R.P. Sabazius'a [4]. Takich alfabetów i
znaków tajemnych, stosowanych w magji średniowiecznej, znaleźć
można wedle tego autora 72 różnych w dziale Virga aurea J.B.
Hepburn d'Ecosse'a, bibljotekarza watykańskiego za papieża Pawła
V. (Odpowiada to 72 "szemhamforasz").
Wiara
w pomoc demonów przy zjawiskach czarodziejstwa, jakkolwiek sprzeczna
z teorją Jamblicha, zyskała potwierdzenie w przytoczonem wyżej
zapatrywaniu Tomasza z Akwinu, że czarownice mogą wpływać na losy
ludzi; a następstwem były procesy czarownic, z których pierwszy
odbył się w Languedoc już w r. 1264, a więc jeszcze za życia
Tomasza. Gdy nadomiar Maurowie przynieśli do Hiszpanji świeże
szczegóły o demonach z okultyzmu wschodniego, powstała osławiona
Inkwizycja, drogą tortur wymuszająca na podejrzanych przyznanie się
do paktów z demonami i djabłami.
Nihil
in fide, quod non antea fuerii in sensu[5], czyli innemi słowy:
wszelkie wierzenia polegają na czemś rzeczywistem, chociaż może
niedokładnie obserwowanem lub mylnie tłumaczonem. Demony zatem i
ich usłużność dla czarownic musiały mieć także jakieś
podstawy w zjawiskach rzeczywiście powstających. Zjawiska te były
dwojakiego rodzaju. Źródłem jednych była tradycyjnie z ust do ust
podawana wiedza ludowa o leczniczych lub trujących własnościach
pewnych roslin, źródłem drugich zaś szczególne stany psychiczne
i fizjologiczne, znane dziś z badań samnambulizmem i
medjumizmem.
Warzenie
napojów miłosnych i maści cudownych przy szeptaniu tajemnych
wyrazów było taką samą magją ludową, jak rzucanie "uroków"
na bydło i zboże, lub "zamawianie i odczynianie" chorób.
A jeżeli przytem pomagał demon lub szatan, to był bezwątpienia
przodkiem dzisiejszego "Johna Kinga" u medjum Paladino czy
"Olgi" u medium Schneidra. Charakter takiego niewidzialnego
- a nieraz także widzialnego dla czarownicy - pomocnika był
oczywiście zależny od jej własnego poziomu moralnego; u zgryźliwej
i złośliwej demon występował z ogonem i koźlemi kopytami, u
młodej i niewinnej przybierał postać wspaniałego księcia, lub
nawet "oblubieńca niebiańskiego".
Sugestia
i autosugestia nie była wówczas - mimo tez Jamblicha o wznoszeniu
duszy ku bogom - jeszcze znana; gdy zatem fama ludowa głosiła, że
czarownice mają pakt z djabłem, tortury podczas procesów
wydobywały od każdej z podejrzanych nietylko potwierdzenia tego
paktu, lecz także opisy szczegółowe, jak ten djabeł wygląda i
jak się zachowuje. Wygląd zaś odpowiadał wyobrażeniom ogółu w
danym kraju, lub sugestjom inkwizytorów; czasem jednak przeważała
autosugestia osobista czarownicy. Z tych różnic w opisach powstała
wiara, że szatan może przyjmować każdą postać, jaka mu się w
danej chwili podoba.
Procesy
czarownic nadarzały sposobność do obserwacji licznych zjawisk
napozór sprzecznych ze znanemi prawami natury, i przypisywanych
właśnie władzy demonów lub ukrytym zdolnościom magicznym osób
podejrzanych; stąd też wiara w istnienie "wiedzy tajemnej"
nietylko nie osłabła, lecz zyskiwała sobie coraz szersze podstawy
we faktach obserwowanych. Zrozumiały jest z tego zwrot umysłów
ówczesnych do alchemji z jednej a do kabbali z drugiej strony, jako
do dziedzin, w których można było wedrzeć się w tajniki tej
wiedzy.
Alchemja
dostała się do Europy przez uczonego arabskiego, Gebera, w VIII
wieku po Chr., jako pierwotnie "chemja przyrody" (Ul-khemi)
"odbierająca własności cielesne ciałom" według
Hermesa; wkrótce jednak zwróciła się w kierunku znalezienia
sposobów uzyskiwania złota z metali niszlachetnych. To nastawienie
materjalistyczne skłaniało zajmujących się alchemją do
przypuszczenia, że zawarte w jej tradycji pisanej wskazówki są
tylko symbolami, pod którymi ukryta jest treść właściwa, że
zatem alchemja jest również "wiedzą tajemną" do
zdobycia władzy nad demonami.
1
: Wedle teozofów wcieleniem jej późniejszem była Anna Besant.
2
: Według Zendawesty Aryman kusił Zoroastra, a król perski (w
"Szach-Namch" Firdusiego) zawarł pakt z demonem.
3
: Znający Kabbalę zauważą tu różnice w wartościach liczbowych
liter w porówaniu z odpowiedniemi wartościami kabały
hebrajskiej.
4
: Envoutement et countre-envoutement, str. 38
5
: Max Muller: Origine et developpement de la religion, str.
213.
Qabbalah
W
t. zw. "talmudzie babilońskim" jest mowa o udzielenie
Mojżeszowi na górze Synai dziesięciu przykazań, a ponadto
"udzielił mu Pan wieletajemnic, które mogły być odkryte
tylko siedmdziesięciu najstarszym". Owa udzielona Mojżeszowi
przez Jehowę nauka o rzeczach boskich ma znajdować się utajona w
Pantateuchu, a odkrywaniem jej zajmuje się Qabbalah.
Metody
odkrywania poddawane były zrazu tradycją ustną, później zaś
tradycję spisało kilku mężów; stąd też z różnych czasów
pochodzą różne wersje kabali. [1] Z najstarszych istnieją do dziś
prawdopodobnie tylko dwa dzieła, a to Sepher Jezirah, czyli "księga
stworzenia" i Sohar, czyli "światło". Zawartość
treści wskazuje, że pierwsza powstała w wieku IX po Chr., a druga
w wieku II lub III; jednak kabaliści przypisują tym księgom wiek
znacznie poważniejszy.
Tradycję
ustną do spekulacyj kabalistycznych przynieśliizraelici z Babilonu
wraz z wiedzą chaldejską; ponieważ żaś były sprzeczne z wiarą
ogółu, trzymano je w tajemnicy, a powierzano tylko mężom
zaufanym, należącym do szczupłego grona "wtajemniczonych".
Talmud mówi, że "kabała może być niebezpieczna, wielu
straciło przez nią wiarę lub rozum", co było podstawą
dostateczną do ukrywania jej metod, a może także do przypisywania
jej działań magicznych.
Wspólną
z innymi alfabetami niektórych narodów starożytnych jest
właściwość alfabetu hebrajskiego, że on nie ma odrębnych znaków
liczbowych, lecz litery jego są zarazem liczbami. Na tej właściwości
polega jedna z metod kabalistycznych, GMTRJA (gematrja),
podstawiająca w jakiemś obranem słowie w miejsce jego liter inne
litery [ 2], ale tej samej wartości liczbowej w sumie całego słowa.
N. p. RVCH ALHJM (Ruach Elohim = duch Pana), suma liter ma wartość
300, a tę samą wartość ma litera "Szin", stąd też ta
litera służy za symbol "ducha Pana". Podobnież ACHD
(Achad = miłość) ma tę samą wartość liczbową, co AHBH (Ahebah
= miłość), zatem można jedno z tych słów wstawić za
drugie.
Druga
metoda, Notariqon (NVTRIQVN), rozpada się na dwie gałęzie. Wedle
jednej bierze się każdą literę słowa jako literę początkową
innego słowa i na tej drodze rozwija się jedno słowo w całe
zdanie. Druga gałąź notarikonu czyta litery kilku wierszy pionowo
zgóry nadół, przez co powstają nowe słowa. Nią znaleziono
imiona 72 aniołów w Szemhamphorasz (=imię podzielone), czytając
pionow litery trzech wierszy z II księgi Mojżesza; otrzymano w ten
sposób : [3]
Tablicę
szemhamphorasz
Podaję
ją tutaj dlatego, że gra rolę w magji ceremonijalnej jako materiał
do znajdowania imion demonów i aniołów. Tak n. p. twierdzi Agrypa
von Nettesheim w swej Philosophia occulta, że "można zalinać
któregobądź z demonów, rządzących planetami, jeżeli zbierze
się razem wszystkie rzeczy, należące do danej planety. Tą drogą
zaklina się nietylko moce nieba; ciała niebieskie otrzymują swe
siły od świata noumenów, można zatem ściągnąć inteligencje i
demony rządzące planetami, jeżeli zna się ich imię i
liczbę".
Kabalizowanie
tych imion i liczb zależy od imion Boga, mających szczególną moc
magiczną. [4] Bierze się jdno z tych imion zawartych w 72
szemhamphorasz (tablica) i szuka się jego liter w tablicy planet pod
kolumną "dobre". Obok nich w tym samym wierszu poziomym
stoją pod odnośną planetą litery szukanego imienia anioła.
Podobnież dla znalezienia imienia demona złego szuka się liter
imienia Boga w kolumnie "złe" (od dołu wgórę), a obok
tych liter (na prawo) stoją litery imienia demona danej
planety.
Tablica
demonów planet
N.
p. chcąc znaleźć imię demona słońca, bierze się z
Szemhamphorasz jedno z imion boskich, n. p. MLH (Melahel), a obok
tych liter stoją (w kolumnie słońca od lewej ku prawej) litery Ach
M; to zatem będzie imię demona.
Dla
odróżnienia imion aniołów (dobrych) od imion demonów (złych)
dodaje się do wybranego imienia boskiego końcówkę JAH lub JOD
(dobro), względnie EL lub ON (zła moc). W przykładzie powyższym
imię demona słońca będzie AchMJL (Achamiel); jest to duch
potężny, a liczba jego jest 49. Znajomość imienia jest potrzebna
do ewokacyj, ale one same nie wystarczają jeszcze do uzyskania
pomocy danego anioła czy demona w działaniach magicznych; dołączyć
należy do tego jeszcze pentakl z jego pieczęcią.
Do
znalezienia "pieczęci" danego anioła lub demona służy
inna [5] metoda kabalizowania, zwana Aiq Bekar, czyli
kabała
dziewięciu przegródek.
Polega
na wpisaniu wszystkich 27 liter (wraz z końcowemi, oznaczonemi
gwiazdką) w 3 x 3 pola dziewięciu przegródek wraz z
odpowiadającemi im liczbami. Ponadto litery w każdej przegródce
otrzymują punkty, a to tyle, ile cyfr zawiera liczba, odpowiadająca
danej literze. Pozatem te punkty nad litrami miały szczególną
wartość, gdyż można było używać całości także bez liter,
jako alfabetu szyfrowego. Są ślady, że szyfru takiego używano w
starożytności do przesyłania komunikatów treści tajemnej.
Jak
powstaje pieczęć demona
W
magji służyła Aiq Bekar do konstruowania wspomnianych wyżej
pieczęci demonów lub aniołów.Pisano tą metodą imię danego
demona (n. p. "Achamjal"), opuszczając punkty, następnie
łączono po dwa lub trzy znaki razem i wreszcie przeplatano jedne
drugimi, przez po powstawała figura jednolita, będąca właśnie
"pieczęcią", czyli "charakterem" danego anioła
czy demona.
Sporządzenie
pentakla (pentaculum) wymagało osobnych ceremonij magicznych.
Wybrawszy astrologicznie miesiąc, dzień i godzinę, wzywał mag w
osobnej modlitwie danego demona, wymawiając w sposób przepisany
jego imię, poczem imię to kreślił znakami Aiq Bekar w formie
"pieczęci" na pergaminie, posługując się do tego krwią
własną. Krew była potrzebna na to, aby demona "związać"
z osobą maga i zmusić go do stawiania się na każde jego wezwanie.
W Clavicula Salomonis zawarte są "charaktery" czyli
pieczęcie różnych demonów. [6]
Oto
najważniejsze szczegóły z Qabbali średniowiecznej; przytoczyłem
tylko te, które miały zastosowanie w magji ówczesnej, lub
przynajmniej były polecane do niej przez kabalistów teoretyków.
Pominąłem natomiast milczeniem stronę t. zw. filozoficzną kabali,
jak n. p. dociekania początku świata, hierarchij aniołów i
demonów, głośnych "dziesięciu sefirod" i t. p., a tem
bardziej "odkrycia" robioną metodą Notoriqon Temurah, są
to bowiem spekulacje w najlepszym razie sofistyczne, ale bez żadnego
zastosowania.
Zagłębiaie
się w takie spekulacje jest czemś, przed czem szczególnie mocno
wzdryga się umysł europejski, a jasnowidze wprost wystrzegają się
zetknięcia z księgami kabalistycznymi, określając je jako
pochodzące z 'najniższych regionów świata astralnego". Jakoż
rzeczywiście koncepcje filozoficzne kabalistów są pozbawione tej
przejrzystości i ścisłości, jaką ma n. p. filozofja indyjska;
wszystko w nich jest gęste, mętne, nieprzejrzyste, a miejsce
kojarzenia idej zastępują kojarzenia słów, nawet liter lub liczb,
w sposób nie mający nic wspólnego z logiką.
Powody
tej dziwnej cechy systemu, ktory rości sobie prawo do "wiedzy",
znaleźćby można zapewne w kilkakrotnych zniekształceniach, jakim
z biegiem wieków ulegała wiedza pierwotna poprzez kolejne
przekazywanie ustne. Ze źródeł bezsprzecznie indyjskich wiedza ta
przedostawała się przez Chaldejczyków i Egipcjan do Izraelitów,
od nich przez Arabów przeszła do Grecji i Hiszpanji; mogły zatem
pozostać z niej tylko strzępki najgrubsze, które swym "ciężarem
gatunkowym" najlepiej zdołały się opierać przekształceniom
przez różne rasy ludzkie kolejno.
1
: Wyczerpujące i piękne studjum o Kabbali hebrajskiej (Zohar i
Sefer Jecyrah) drukował Józef Jankowski
2
: Litery tego alfabetu zawierają tylko spółgłoski, a samogłoski
oznaczano punktami i kreskami nad literami spółgłosek, i to
dopiero od VII w. po Chr. począwszy. Z tego względu litera A (Alef)
nie jest samogłoską, lecz miękkim przydechem, a wymawia się jako
a lub e dopiero na podstawie punktowania.
3
: Według dra A. Lehmanna: Aberglauben und Zauberei.
4
: W najstarszej części księgi Sohar znajduje się taki ustęp:
"Kto chce słać próśbę do Pana, musi wezwać Go imionami
świętemi, a to: Eheje, Jah, Jehova, El. Elohim, Jehud, Eloha,
Sabaoth, Szadaj, Adonaj". To jest dziesiątka słynnych
sefirod.
5
: Pomijam tu zupełnie metodę Temurah, jako czysto spekulatywną,
nie mającą w magji zastosowania
6
: "Księgą Mojżesza może człowiek żywy zmusić ducha do
pukania", tak twierdzi ów duch właśnie. jest to czarna magja
wedle prof. L. Jahna z Kolonji.
Joga
indyjska
Za
kolebkę wszelkiego okultyzmu uchodzą Indje; tam nawet, w jakiemś
nieokreślonem miejscu Tybetu czy Himalajów, mieszkają rzekomo te
nadludzkie istoty, które rządzą całym globem ziemskim i losami
ludzkości. Tymczasem Indje nie posiadają i nigdy nie posiadały
okultyzmu w znaczeniu właściwem, a wszystko, co im przypisują
autorowie europejscy, polega na mniej lub więcej dowolnem
fantazjowaniu.
Jak
każdy niemal naród o pewnej kulturze, mają także Indje swoje
"księgi święte"; treść ich jednak nie jest ani
symboliczna ani celowo zakryta, a dostęp do niej ma każdy, kto
przygotuje się językowo w sposób odpowiedni. Istnieją zresztą
liczne przekłady tych ksiąg na języki europejskie; nie potrzeba
zatem jeździć do "mistrzów tybetańskich", aby módz je
studjować.
Jeżeli
z treści tych ksiąg odrzucimy wszystko, co należy nie do
okultyzmu, lecz do kultów religijnych [1], pozostanie zasdniczo
tylko filozofja, rozpadła później na liczne systemy, ale
bynajmniej nie tajne; wymagają bowiem tylko odpowiedniego
zrozumienia, a raczej odpowiedniego nastawienia intelektualnego.
nastawienie to jest o tyle różne od europejskiego, że nie opiera
się na zdobyczach nauk przyrodniczych, lecz na swoiście pojętej
psychologji, ściśle spokrewnionej z mistyką i dlatego trudno
dostępnej umysłom europejskim, nawykłym do indukowania
eksperymentalnego.
Filozofja
ta zakłada, że właściwym człowiekiem jest duch, a ciało, to
tylko przemijająca powłoka, ktorą duch wdziewa na siebie po to,
aby mógł zbierać doświadczenia w świecie materjalnym. Duch
człowieka wyszedł od Boga i celem ostatecznym jego jest
zjednoczenie się z Bogiem napowrót (nirvana). Do tego zjednoczenia
wiodą różne drogi (joga), które autorowie późniejsi ujęli w
siedm wielkich systemów (nie licząc mnóstwa pomniejszych), a
to:
Bhaktijoga,
droga świętości; jest to system według pojęć europejskich
najbardziej zbliżony do mistycyzmu religijnego. Wymaga tylko
żarliwej miłości Boga, zapomnienia o sobie, wyzbycia się
wszelkich pragnień egoistycznych; nie ma nic wspólnego z
wykonywaniem praktyk religijnych zewnętrznych. Dobre uczynki,
współczucie dla wszelkich stworzeń, żywych, lekceważenie potrzeb
własnego ciała, oto środki, które wiodą do zjednoczenia się z
Bogiem umiłowanym i upragnionym.
Podczas
gdy bhaktijoga jest drogą uczucia, karmajogajest drogą pracy.
Wymaga tylko sumiennego spełniania obowiązków, niekrzywdzenia
żadnego stworzenia, znoszenia ze spokojem przeciwności,
postępowania prawego i uczciwego, wyzbycia się chciwości i żądzy
władzy; możnaby ją nazwać drogą stoicyzmu praktycznego [2], nie
wymagającą rozwoju uczuć ani umysłu.
W
przeciwieństwie do niej drogą dla intelektualistów jest
dżnianajoga, zmierzająca do zjednoczenia się z Bogiem przez
poznanie rozumowe. Środkiem są tu studja naukowe (czitta) i rozwój
zdolności umysłowych, pojmowanych oczywiście nieco inaczej, niż
studja książkowe w nauce europejskiej, idzie w nich bowiem nietyle
o nabycie rozległego zasobu wiadomości o świecie zewnętrznym, ile
raczej o poznanie siebie samego i o rozwój zdolności intuicyjnych
[3].
Drogą
psychofizjologiczną jest lajajoga, pokrewna w pewnym stopniu
parapsychologii europejskiej, zmierza bowiem do zjednoczenia z Bogiem
przez rozwijanie uzdolnień paranormalnych. Składa się z dziewięciu
części (anga): opanowanie wrażeń zmysłowych (ama) i wrażeń
wewnętrznych (nijama), ćwiczenia fizyczne (sthulakrija) i
fizjologiczne (sukszma-krija), wycofywanie uwagi od wrażeń
zewnętrznych (pratjahara), opanowanie ciała eterycznego (dharana),
kontemplacja (dhjana), znajomość utajonych sił życia (laja-krija)
i pogrążanie się w ekstazę (samadhi, czyli maha-laja). Narządami
'ciała eterycznego" jest wedle lajajogi sześć czakr
(lotosów), poprzez które przepływa kundalini (ogień wężowy), a
do kontemplacji służy "punkt mistyczny" (bindu), osiągany
przez siłę niematerjalną (nada).
Połączeniem
dżnianajogi z lajajogą jest "droga królewska",
radżajoga, zawierająca ośm stopni (jama, nijama, asana, pranajama,
pratjahara, dharana, dhjana i samadhi), zgodnych naogół z częściami
wyżej przytoczonemi w lajajodze. Radżajoga nie kładzie nacisku na
ćwiczenia fizyczne i na funkcje fizjologiczne, a główną wagę
przywiązuje do podniesienia poziomu moralnego, do usprawnienia
umysłu i do rozwoju wyższych władz psychicznych, takich jak
koncentracja, medytacja i kontemplacja, przez które dochodzi się do
połączenia z Bogiem w "samjamie" czyli ekstazie.
[4]
Drogą
ascetyczno-modlitewną jest mantrajoga, obejmująca aż szesnaście
stopni, w których prócz pobożności i dobrych uczynków grają
także rolę ćwiczenia fizyczne, służba przed ołtarzami bóstw,
powtarzanie modlitw i rozpamiętywania religijne. Powtarzanie
wersetów modlitw (mantra) budzi "dźwięk mistyczny"
(wacz), który zresztą nie jest drganiem powietrza, lecz drganiami
takiemi, jakiemi posługuje się n. p. telepatja, a według tej jogi
może wywoływać działania magiczne: może powodować telekinezje,
sprowadzać deszcz i burzę, obezwładniać zwierzęta, a nawet
wpływać na ludzi wbrew ich woli. Te ideje, niezrozumiane już
jednak, przedostały się do okultyzmu europejskiego, rozwinęły się
głównie w kabbali i w czarnoksięstwie, a nawet przyświecały -
może podświadomie - pierwszym eksperymentom w zjawiskach hipnozy
sugestyjnej.
Do
okresu schyłkowego kultury duchowej indyjskiej należy hathajoga
(zjednoczenie przez wysiłek), zawarta w dziełach (tantra) filozofów
materialistycznych z tego okresu. Nie jest to już nawet
"zjednoczenie" w tem znaczeniu, jakie przypisują mu
dawniejsze systemy jogi, lecz tylko nawiązanie łączności z
duchami przodków (pitris) celem uzyskania ich pomocy w działaniach
magicznych. Działania takie są zresztą głównym celem hathajogi,
gdyż dają zdowie, długie życie, władzę nad ludźmi i nad
przyrodą. Prowadzi do tego sześć (lub ośm) stopni, a to:
oczyszczenie sześciorakie (szatkarman), ćwiczenia cielesne (asana),
wytrzymałość na ból i zmęczenie (mudra), skupianie uwagi
(pratjahara), ćwiczenia oddechowe (pranajama) i ujrzenie "światła
w głowie" (dhjana), przez które uzyskuje się autohipnozę
(maha-bodha-samadhi) jako stopień siódmy. Hathajoga wprowadza po
raz pierwszy do ćwiczeń pierwiastek seksualny (jonimudra, wadżroli,
retodharana), co później znalazło żywy odźwięk w okultyzmie
europejskim; a pierwszy jej stopień, oczyszczenie, nakłada tylko
obowiązki higjeny organizmu fizycznego, pomija zaś zupełnie
oczyszczenie moralne.
Otóż
wszystko, co wyżej w najogólniejszych zarysach przytoczyłem, nie
jest bynajmniej jakąś wiedzą tajemną. Działa oryginalne, lub ich
przekłady (angielskie i inne), może każdy kupić w księgarniach;
nie matam ani zatajania, ani symbolizmu. Znaleźć tam można
wszystko, co później będzie zawarte w apokryficznych działach
okultystów europejskich, a ponadto bardzo wiele rzeczy, jeszcze
dotychczas nieznanych. Niema natomiast ani śladu tego, co później
w Chaldei i Fenicji dało początek dzisiejszej astrologii [5], ani
też niema nic, co wskazywałoby na łączność z tarotem egipskim,
z którego szczątki posiadają dzisiejsze kabalarki cygańskie i
aryjskie.
Z
rzeczy, nieznanych okultyzmowi zachodniemu, na uwagę zasługują
przedewszystkiem szczegóły indyjskie o istnieniu niewidzialnych
narządów "ciała eterycznego". Są to koła (czakra) lub
lotosy (padma), mieszczące się w pobliżu określonych gruczołów
dokrewnych organizmu ludzkiego [6], które pobudza do życia
tajemniczy "ogień wężowy" (kundalini). Pierwszą wogóle
wzmiankę o nich w literaturze europejskiej znalazłem dopiero w
wieku XIX u "Jasnowidzącej z Prevorst".
Do
rzeczy niemal nieznanych okultystom zachodnim należą dalej
szczegóły o różnych "powłokach" ducha, które z nim
razem tworzą człowieka. Jedną taką powloką niewidzialną, jako
człon łączny ducha z ciałem fizycznem (kha), przyjmowała już
wiedza tajemna chaldejsko egipska, a później (to psychikon soma)
chrześcijaństwo pierwotne, i dlatego zapewne znajdujemy to pojęcie
także u okultystów średniowiecznych [ciało astralne]. Filozofja
indyjska rozróżnia jednak więcej takich powłok, coraz
subtelniejszych kolejno, a to: ciało fizyczne (sthula bhuta), ciało
eteryczne (linga śarira), astralne (kama rupa, wzgl. pranamaja kośa)
i ciało myślowe (kamamanas). Mieszka w nich duch ludzki, nie mający
już formy odrębnej (arupa), ale mimoto złożony z trzech coraz
subtelniejszych pierwiastków (manas, budhi, atma); te jednak usuwają
się już zpod sprawdzenia doświadczalnego, wspominam je zatem
mimochodem.
Innem
takiem swoiście indyjskiem pojęciem jest prana, siła życiowa,
tkwiąca w człowieku i we wszystkich stworzeniach żywych, ale
istniejąca także na słońcu i przenikająca wszelką materję.
Pranę przyswaja sobie z powietrza cało eteryczne, podobnie jak
przyswaja sobie pokarmy ciało fizyczne. Prana rozchodzi się po
ciele eterycznem i po czakrach przez nadis, niewidzialne przewody,
biegnące wzdłuż nerwów; ona utrzymuje w ciele fizycznem życie i
zdolność do ruchów, a cały ten system nadis w ciele
(pranamajakośa) podlega woli człowieka. Analogja prany z
magnetyzmem żywotnym sama rzuca się w oczy, a podobieństwo to -
jeżeli nie tożsamość - uwydatnia się także w następującym
szczególe:
Wszystkie
zjawiska parapsychiczne zowią się u Indów pitha: grą świadomości
i prany. Przez przeciąganie prany w ciało eteryczne powstaje w niem
wir prany, pitha. Taki wir można utworzyć świadomie lub
bezwiednie: podczas coitu n. p. powstaje mimowolnie, jogin zaś
tworzy go świadomie. Pitha również przyciąga duchy jasne (pitris)
i niskie (dewata), a w wirze prany mogą one pojawić się ludziom
widomie.
Według
Sankhji istnieją w filozofii trzy środki dowolne:. 1. samo przez
się jasne (pratjaksza) lub zmysłami stwierdzone jako naoczne
(drszta), 2. wnioskowanie logiczne (anumana) i 3. słowo mówione i
pisane (śabda, aptawaczana) jako świadectwo ludzi zasługujących
na wiarę bezwględną (a zatem tradycja). Za najsilniejsze uchodzi
wnioskowanie, gdyż w Sankhji nie istniało pierwotnie opieranie się
na świadectwach obcych; natomiast między dowodami "naocznymi"
wymieniano także poznawanie zmysłami "nadprzyrodzonymi"
(jasnowidzenie).
W
tych, najkrócej streszczonych, określeniach zawiera się cały
zakres zjawisk, o których traktuje także okultyzm nowoczesny;
wszystkie zatem były znane już w dawnych Indjach, ale należały
tam do wiedzy jawnej, każdemu dostępnej. Za względnie "tajemne"
możnaby uważać tylko stowarzyszenia ludzi, podejmujących
kształcenie według któregoś ze systemów jogi. nie były jednak
"zakryte" przed oczami profanów, ani nie taiły przed nimi
swej wiedzy, lecz tylko dobierały sobie kandydatów wedle ich
przydatności do takiego kształcenia.
Ponieważ
celem kształcenia było rozwijanie takich uzdolnień, które my dziś
nazywamy paranormalnymi, niezbędna była obok nauki książkowej
także kontrola osobista nad uczniami, prowadzona przez nauczycieli
(guru), którzy jasnowidzeniem własnem mogli oceniać stan rozwoju
powierzonego ich pieczy ucznia (czela). Tu tkwi różnica zasadnicza
między "wiedzą" indyjską, a okultyzmem europejskim; w
nim bowiem każdy sam docieka tajemnic, sam je bada i sam rozwija w
sobie - albo wypacza - uzdolnienia, które wydają mu się
pożądanemi. W Indjach - a podobnież także w Chaldei i w Egipcie -
takich zamowtajemniczeń nie było; tak każdy czela dostępował
wtajemniczenia dopiero wtedy, gdy guru uznał go za "przygotowanego"
bez zastrzeżeń.
Takie
wprowadzenie w tajemnice przez "mistrza" przyjęły w swój
rytuał także niektóre mniej lub więcej tajne związki
europejskie; ponieważ jednak tajemnic rzeczywistych już nie było,
wtajemniczenie ograniczało się na poddaniu kandydata szeregowi prób
napół symbolicznych (próba ognia, wody i powietrza), zmierzających
jedynie do stwierdzenia pewnego wyrobienia charakteru u kandydata.
Ceremonje tego rodzaju zachowały do dziś nawet te związki, które
z okultyzmem nie mają już nic wspólnego, a slużą celom raczej
politycznym lub ekonomicznym.
1
: Nie istnieje żadna ogólna "religja indyjska" ani "język
indyjski": w Indjach są liczne systemy religijne (braminizm,
buddaizm, dżanizm, mahometanizm i wiele drobniejszych), oraz ponad
300 (trzysta) różnych narzeczy językowych.
2
: Porównaj: Swami Wiwekananda, Karma-Joga
3
: Śankaraczarja: Klejnot mądrości Wschodu (przekład J.
Świtkowskiego)
4
: Porównaj: Joga-Aphorismen des Patańdżali (przekład
Oppernmanna)
5
: Spekulacje astrologiczne były w Indjach uważane za coś
nieczystego, podobnie jak wróżby; ascetom niewolno było tem się
zajmować, a do pewnych ceremonij wzbroniony był dostęp
astrologom.
6
: Szczegóły w: Kwiaty lotosu i kundalini, a gruczoły
dokrewne
Alchemja
Źródła
alchemji twierdzą zgodnie, że ojcem jej jest Hermer Trismegistos,
czyli Toth egipski. Od tego boga mądrości pochodzić ma słynna
"tablica szmaragdowa", a teksty na niej wyryte zawarte były
wraz z komentarzami w różnych pismach hermetycznych, z których do
dziś niewiele zostało, chociaż przytaczają je różne traktaty
okultystów starożytności i średniowiecza.
Ze
zdań tabula smaragdina przytaczam następujące:
"Pater
ejus est sol, mater ejus luna. Portavil
illud ventus in ventre suo, nutrix ejus est luna. Pater omnis telesmi
totius mundi est hic. Vis ejus integra est, nisi versa fuerit in
terram.
"Separabis
terram ab igne, subtile a spisso suaviter, cum magno ingenio. Scendit
a terra in coelum, iterumque descendit in terram et recipit vim
superiorum et inferiorum.
"Verum
sine mendacio, certum et verissimum: quod est inferius, est sicut
quod est superius; et quod est superius, est sicut quod est inferius
ad penetranda miracula rei unius. Et sicut omnes res fuerunt ab uno
mediatione unius, sic omnes res natae fuerunt ab una re,
adaptatione".
Kto
potrafi odpowiednio zrozumieć i zastosować te zasady, temu tablica
szmaragdowa obiecuje:
"Sic
habebis gloriam totius mundi. Ideo
fugit a te omnis obscuritas. Hic est totius fortitudinis fortitudo
fortis, quia vincet omnem rem subtilem, omnemque solidam
penetrabit.
"Sic
mundus creatus est. Hinc eruunt adaptationes mirabiles, quarum modus
est hic. Itaquw vocatus sum Hermes Trismegistus, habens tres partes
philosophiae totius mundi. Completum
est, quod dixi de operatione solis".
Przytoczyłem
te tezy, gdyż stanowią podstawę nietylko filozofji hermetycznej
samej dla siebie, lecz także jej zastosowania praktycznego , jako
alchemji; w nich podobnież należy szukać źródła niektórych
idej astrologicznych. Otóż "ojcem jego jest słońce",
pierwiastek czynny, "matka księżyc", pierwiastek bierny.
"Nosił go w swym żywocie wiatr", żywioł astralny
(Bafomet Templarjuszów), a "wykarmiła go ziemia", świat
planetarny, opasany zodjakiem. To jest praprzyczyna (pater) wszelkich
następstw (telesma) w całym świecie zjawiskowym.
Jednym
z wtajemniczonych w magję egipską miał być w IV wieku przed
Chrystusem Demokritos, a za czasów Chrystusa istniała już cała
literatura, przypisywana Demokrytowi. Według niej, każdy metal stoi
pod wpływem innej planety astrologicznej, a to: "złotem rządzi
Słońce, srebrem Księżyc, elektrum (aljażem srebra ze złotem)
Jowisz, ołowiem Saturn, żelazem Mars, miedzią Ziemia, a cyną
Wenus. Gdy później odkryto rtęć, przypisano ją Merkuremu, a inne
odpowiedniki zmieniono.
Impulsu
do podejmowania praktycznych prób alechemicznych dostarczyło
prawdopodobnie dzieło Demokryta "o barwieniu złota, srebra i
kamieni purpurą", a w tablicy szmaragdowej i w innem
przypisywanem Hermesowi zdaniu ("jeżeli ciałom nie odbierzesz
ich stanu cielesnego i jeżeli substancyj bezcielesnych nie
przekształcisz w ciała") doszukiwano się wskazówek do
"transmutacji metali" na podstawie takiego wnioskowania:
Z
dwóch "żywiołów", biegunowo sobie przeciwnych, a to
"ognia" (siarki) i "wody" (rtęci), złożone są
wszystkie metale, a ich cechy zewnętrzne zależą tylko od stosunku
wzajemnego obu tych żywiołów w danym metalu. Zmieniając
odpowiednio ten stosunek "ognia" do "wody", można
jeden metal przekształcić w drugi, a zatem n. p. ołów
przekształcić w złoto.
W
złocie przejawia się w sposób doskonały cecha "siarki",
a w srebrze cecha "rtęci"; w metalach nieszlachetnych
natomiast żadna z obu cech nie przejawia się w sposób doskonały.
Aby taki metal przemienić w złoto, należy naprzód rozdzielić oba
żywioły, które go składają (separabis terram ab igne), a więc
oddzielić w nim siarkę (ogień) od rtęci (wody), a następnie
złączyć je napowrót w innym, doskonałym, stosunku.
Do
udoskonalenia tego stosunku należy metalowi dodać pewną, bardzo
małą, ilość prawdziwego złota, względnie srebra, a to albo w
postaci metalicznej, alboteż w postaci proszku lub kamienia, zwanego
filozoficznym . [1] Zrozumiały będzie z tego dawny aksjomat
alchemiczny: "ażeby robić złoto, należy mieć złoto",
zgodny zresztą z obserwacjami parapsychicznemi. Madjum, chcąc
zmaterjalizować jakiś przedmiot fizyczny, musi do niego mieć
materiał również fizyczny, bo "ex nihilo nihil".
Aby
uzyskać kamieć filozoficzny, należy naprzód wydobyć "czynnik
uniwersalny" (ogień wszechkształtujący), czyli "merkurjkusz
mędrców" (azoth philosophorum), do czego materjałem może być
magnezja, względnie markazyt. Z jednego z tych materjałow do się
wydzielić "azoth" zapomocą elektryczności lub magnetyzmu
żywotnego.
Pod
działaniem "azotu" na drobne ilości złota i srebra
metalicznego w obecności "soli" (zneutralizowanego binera
"siarka" i "rtęć"), powstają dwa "fermenty",
które poddaje się w retorcie powolnemu działaniu ciepła. Retorta
, zwana "jajkiem" wspiera się na miseczce pełnej piasku,
a ogrzwewanej od spodu płomieniem lampki oliwnej (athanor), co trwa
nieraz tygodniami. W tym czasie zawartość retorty (rebis) ma
przejść przez siedm królestw, siedm wpływów planet, a to:
W
państwie Merkurego przybiera różne barwu aż do zielonej,
czernieje zrazu na powierzchni ("głowa kruka"), a później
aż do spodu. W państwie Saturna "zamierza, aby odrodzić się
znowu " i przybrać odcień czerwonawy. wtedy następuje państwo
Jowisza, w którem wydobywają się z rebisu pary, skraplające się
u pokrywy jakja i opadające we formie deszczu. W państwie Djany
rebis rozjaśnia się i zaczyna świecić biało; gdy idzie o
uzyskanie srebra, jest to już koniec operacji i pozostaje tylko
ostudzenie "jajka", stłuczenie go i wydobycie
zawartości.
Chcąc
otrzymać złoto, prowadzi alchemik dalej ogrzewanie rebisu, który
przechodzi ze stanu płynnego w stały i odwrotnie, przybierając w
państwie Wenery kolejno barwę zieloną, niebieską i czerwoną. Ta
zmienia się w pomarańczową i przybiera wszystkie barwy tęczy, aż
w państwie Marsa wydzielają się z rebisu pary czerwone coraz
gęstsze, które wreszcie w państwie Apollina zestalają się w
kryształki koloru czerwonego. Proszek ten jest bardzo ciężki, o
woni kwasu siarkowego. Po dodaniu doń ołowiu lub rtęci w ilości
dziesięć razy większej niż proszek, otrzymuje się po dwu
godzinach utrzymywania mieszaniny nad ogniem w stanie płynnym czyste
złoto.
Aby
pomnożyć ilość "proszku", dodaje doń alchemik nieco
złota roztopionego i ogrzewa w atanorze, ale już o wiele króciej.
Powstaje proszek jeszcze cięższy niż poprzednio, a działający
dziesięć razy silniej niż pierwotny. Powtórzywszy tę operację
jeszcze raz uzyskuje się proszek, mogący przekształcić w złoto
10.000 części ołowiu.
[
Przykład 1]. Z parapsycholigii wiemy, że medjum magnetyzuje
przedmioty przed działaniem telekinetycznem; magnetyzuje doniczkę,
w której ma kwiat wyrosnąć, magnetyzuje nawet pustą przestrzeń w
ciemnym gabinecie. Wynika z tego, że i alchemik zdoła złoto robić,
a raczej pomnażać, jeżeli ma uzdolnienia medjalne, względnie
magnetyczne; a jego zabiegi i przyrządy są tylko ceremonjami i
rytuałem, w równej mierze skutecznym jak wszystkie inne rytuały
magiczne.
Pomnażanie
złota jest jednak tylko jednem ze zastosowań dogmatów Hermesa.
Podbnie, jak można uszlachetniać metale, można uszlachetniać
materję żywą, fizyczną lub niewidzialną, a zatem "ciała"
człowieka. Można je "transmutować" i uszlachetniać
przez "przystosowanie" (adaptatio), przez "śmierć
mistyczną" i "odrodzenie".
To
jest właściwe znaczenie "filozofji hermetycznej", z
której poza tablicą szmaragdową zachowało się do dziś
siedmnaście djalogów w języku greckim, oraz "Słowo
poświęcenia" w łacińskim. Są to jednak już traktaty
późniejsze od Demokryta; najstarszy z nich [2] (Poimandres) powstał
w I wieku po Chr., a najpóźniejszy (Asklepios) w IV wieku po
Chr.
Traktat
I. zawiera u końca zdanie Hermesa: "Dlaczego wy, synowie Ziemi,
oddaliście się śmierci, mając do nieśmiertelności prawo?
czyńcie pokutę wy idący manowcami i bratający się z niewiedzą.
Pozbądźcie się ciemności, sięgnijcie po nieśmiertelność,
porzuciwszy zatratę". Traktat IV ("Czara, czyli monada")
mówi, że Bóg stwórca, demiurg, obdarzył logosem wszystkich
ludzki; co zaś do rozumu, zapragnął aby ludzie sami doń dążyli.
W tym celu napełnił czarę dla nich i wyprawił "zwiastuna",
aby to oznajmił duszom: "Zanurz się w czarę, ty mogąca się
zanurzyć, ty wierząca, że wstąpisz ku temu, który zesłał
czarę, ty wiedząca, dlaczego zostałaś stworzona".
Skoro
człowiek zdoła wyzbyć się uczuć i odda się rozumowi, wtedy
wstępuje ku sferze nadplanetarnej i tam łączy się nanowo z
bóstwem; jest to jego odrodzenie (traktat XIII "mowa tajemna na
górze"). Skoro zaś oddaje się popędom zmysłowym, to dusza
jego pozostaje na ziemi, zamieszkując coraz nowe ciała ludzkie, ale
nie zwierzęce (traktat X "klucz"). Ale któż w człowieku
sprawia odrodzenie? "Syn Boży, a zarazem człowiek z woli
Bożej" - odpowiada "mowa tajremna" w traktacie
XIII.
Cytaty
te wystarczą do okazania, czem jest hermetyzm właściwy, czyli
alchemja duchowa. jest to wzniesienie się ku Bogu przez oczyszczenie
wewnętrzne, przez oswobodzenie się od skłonności ziemskich
(separabis terram ab igne) i odrodzenie się na stopiniu wyższym. To
samo głoszą najstarsze systemy jogi indyjskiej, co wskazuje, że
źródło hermetyzmu i jogi jest wspólne, jako wiedza dawnych
"riszi".
1
: Porównaj Papus: La pierre philosophiale
2
: dr T. Zieliński: Hermes Trismegistos
Procesy
czarownic
U
autorów przedchrześcijańskich niema żadnych wzmianek o sabatach
czarownic; nie wspominają o nich podobnież pierwsi Ojcowie
Kościoła, z czego De Vesme [1] wnioskuje, że "prawdopodobnie
dały początek tym legendom ludy Północy, Celtowie i Skandynawi".
Jakoż pierwsze procesy, jakie wytaczano osobom podejrzanym o
czarnoksięstwo, nie zarzucały im uczestniczenia w sabatach, lecz
tylko posługiwanie się pomocą demonów".
Sam
fakt zawarcia "paktu z djabłem" lub obywania się bez
niego był w procesach okolicznością podrzędną, przyjmowano
bowiem, że i bez formalnego układu pisemnego demony mogły ludziom
pomagać, bądźto z własnej ochoty, bądź zmuszone do tego
zaklęciami i ceremonjami magicznemi. Główną rzeczą w procesie
było znalezienie dowodów, że oskarżony lub oskarżona posiada
jakieś właściwości, inne niż u ludzi normalnych, a zatem
pochodzące od "demonów". [2]
Tak
n. p. w r. 1549 spalono w Nantes siedm osób dlatego, że przez kilka
godzin leżały w ekstazie, a po obudzeniu opowiadały, co się
dzieje daleko w okolicy; były to zatem objawy pomocy demonów, gdyż
człowiek normalny nie jest zdolny do takich widzeń. Zdolni byli
także do nich coprawda święci obojga płci, ale była to zdolność
dana im od Boga, a zatem zasługująca na poszanowanie i podziw. W
hagiografji znajduje się mnóstwo takich faktów z życia różnych
świętych; tak n. p. sławna franciszkanka hiszpańska, Marja
d'Agreda (od Dzieciątka Jezus) opisywała i nazywała często
miejscowości w Nowym Meksyku, oraz wygląd i obyczaje mieszkańców,
chociaż tam nigdy nie byla, a przeor zakonu, podjąwszy później
podróż do Nowego Meksyku, stwierdził prawdziwość jej opisów.
Św. Liduina w Rzymie zwiedzała w ekstazie często Ziemię Świętą
i nawet skaleczyła sobie na jednej takiej wycieczce nogę
(eteryczną), co przez kilka dni było widoczne na nodze
fizycznej.
Innym
dowodem pomocy demonów była odporność na ogień. De Vesme (l. c.)
podaje, że hr Fürstenberg pozwolił oskarżonej uniknąć stosu,
jeżeli przejdzie trzy kroki z żelazem rozżarzonem w ręce;
czarownica ujęła żelazo i zrobiła z niem nie trzy, lecz sześć
kroków i jeszcze chciała iść dalej. Podczas torturowania
czarownic dla wymuszenia zeznań przypiekano im żelazem rozpalonem
piersi lub podeszwy i często zdarzało się, że żar ten nie
wywoływał żadnego cierpienia, a nawet nie pozostawiał uszkodzeń
na ciele. Delrio opowiada o wiedźmie, której 1599 r. nogi zanurzono
w smołę gorącą, co nie wywołało żadnego oparzenia. Z tego
zapewne powodu słynny podręcznik do badania czarownic "Malleus
maleficarum" zabrania prób z gorącem żelazem i z wrzątkiem,
jako niepewnych.
Montgeron,
który wedle dokumentów i zeznań świadków spisał głośne w
połowie XVIII wieku dziwy na grobie djakona Parysa, podaje
kilkanaście faktów zupełnej niewrażliwości ekstatyków na ogień.
Z hagiografji wiadomo, że n. p. św. Katarzyna sjeneńska "była
odporna na ogień, gdy jakaś siła wrzucała ją weń podczas
ekstazy", a już Jamblichus pisał: "Cechą nieomylną
natchnienia proroczego jest, gdy widzimy, że ekstatyk nie ulega
ogniowi; w tym bowiem wypadku Bóg zabrania ogniowi tknąć
ciała".
Kamizardami
zwano chłopów hugenockich, którzy za Ludwika 14. podnieśli rokosz
fanatyczny przeciw uciskowi religijnemu. Walcząc rozpaczliwie o
głodzie w swych niedostępnych siedzibach górskich w Cevennes,
mieli (1702-1705) swych proroków i prorokinie, wieszczących w
ekstazie, a przykłady wytrzymałości na ogień zawierają także
ich dzieje. Jan Chevalier, świadek naoczny, opowiada [3] : "Brat
Clary jako nasz kierownik zwołał w sierpniu 1703 zebranie w
cegielniach koło Cannes. Przyszło 500-600 naszych, mężczyzn i
kobiet. Napełniony 'duchem' brat Clary wpadł w gwałtowne konwulsje
i wykrzyknął, że są na zebraniu dwaj zdrajcy. Z wykrzywioną
twarzą i ściśniętą kurczowo piersią chwycił rękami dwóch z
obecnych, którzy odrazu padli na kolana i wyznali swe zbrodnicze
zamiary.
Natchnienie
Clary'ego trwało nadal, odczuł więc, że wielu uważało to
wszystko za ukartowaną komedję. 'Wy niewierzący' - zawołał -
rozpalcie wielki ogień; wejdę weń bez uszkodzenia'. Zapalono stos
drzewa, Clary wszedł nań, złożył ręce nad głową i nie
przestawał się modlić. Żona jego krzyczała z rozpaczy. Wszyscy
mogli go widzieć stojącego wśród płomieni, które go zupełnie
otaczały. Clary nie opuścił swego miejsca, aż została tylko kupa
węgla żarzącego. Przez całą tę próbę nie odstąpił go
'duch', a wedle mego zdania mogło to trwać dłużej niż kwadrans".
Podobnie opowiada De Montgeron o konwulsjonistach, że "przebywali
swobodnie w ogniu, który oszczędzał ich suknie i ciała".
Jednym
ze środków badania była w procesach czarownic także "próba
wody". Jeżeli podejrzana nie tonęła w wodzie mimo związania
rąk i nóg, aby pływać nie mogła, było to uważane za "pomoc
demonów". Ostatnia w dziejach próba tego rodzaju odbyła się
w r. 1836 na Helu, poczem "czarownicę" zabito, ponieważ
nie utonęła. [4]
Do
tego samego - stwierdzenia niezwykłej lekkości ciała - zmierzały
próby ważenia osób podejrzanych, a miasto Oudewater otrzymało od
cesarza Karola V przywilej posiadania osobnej wagi dla tego celu.
Takie obniżenie normalnego ciężaru ciała, znane w czasach
dzisiejszych z obserwacyj na licznych medjach, stwierdził już
magnetyzer Lafontaine, sadzając (1818) somnambuliczkę na wadze
podczas magnetyzowania.
Tem
bardziej obciążające było zjawisko, gdy ta lekkość ciała osoby
podejrzanej wzmagała się aż do unoszenia się w powietrzu. Opat
Loschert złożył cesarzowej Marji Teresie raport ze swego śledztwa,
w procesie ksieni Renaty Sänger, oskarżonej o czarowanie podległych
jej zakonnic, z których jedną "szatan unosił ze sto razy na
dzień w górę z taką siłą, że niktby zapobiedz temu nbie
zdołał, a potem rzucał ją na kolana tak gwałtownie, iż zdawało
się, że ją pokruszy na kawałki... W chwili egzorcyzmowania
mniszka ta uniosła się wysoko wgórę razem z krzesłem, na którem
siedziała". Lewitacje takie, znane zresztą w nowoczesnych
badaniach parapsychicznych, były zjawiskiem bardzo częstem także w
hagiografji.
Jeżeli
tego rodzaju objawy uchodziły w procesach czarownic tylko za "pomoc"
demona lub szatana, to w innych upatrywano już całkowite opętanie,
czyli owładnięcie ciałem przez szatana. Należały tu n. p.
konwulsje i kataleptyczne zesztywnienia ciała, wytrzymałość na
uderzenia, a szczególnie niewrażliwość na ból pewnych miejsc
ciała, które wyszukiwano ukłuciami. Takie miejsca, znane dziś
jako typowe u histeryczek, uchodziły wówczas za niezbitą oznakę
siły sztańskiej (Teufelsmal).
We
wieku 16, 17 i 18 występowały w różnych punktach Europy prawdziwe
epidemje opętań. W r. 1550 pojawiły się w kilku miejscach
równocześnie, a Francuzi zwali je Possessions des nonnains",
gdyż ulegały im szczególnie zakonnice. Według kanonów
kościelnych opętanie stwierdzić można z następujących oznak:
1.
zdolność czytania myśli innych ludzi; 2. rozumienie obcych
języków; 3. mówienie tymi językami; 4. wiedza zdarzeń
przyszłych; 5. wiedza, co się dzieje w oddali; 6. występowanie
wyższych sił fizycznych; 7. unoszenie się w powietrzu przez czas
określony.
Prócz
tych cech ukazywali konwulsjoniści osobliwy fenomen nieulegania
zranieniom, jakiego nie spotykano zresztą w historji. W djecezji
Bauvais pewna kobieta kazała sobie wymierzać ciosy szablą po całem
ciele, ale nigdzie szabla nie mogła wciąć się w ciało i
pozostawiała tylko czasem zaróżowione ślady na skórze.
[5]
Pozatem
były jeszcze objawy intelektualne, które jednak występowały
częściej na jaw dopiero podczas badań w procesach. Należała tu
n. p. zdolność czytania w myslach inkwizytora, objawiająca się
dawaniem odpowiedzi na jego pytania jeszcze nie wypowiedziane, lecz
tylko pomyślane; należała podobnież ksenoglossja, a więc
zdolność odpowiadania w językach, ktorych podejrzana nie znała na
jawie.
U
Kamizardów wygłaszały kazania językiem literackim w ekstazie
nietylko osoby dorosłe, lecz także dzieci 14-15 miesięczne, a
nawet niemowlęta oseski. Wernet słyszał mówiące czystą
francuszczyzną dziecko 13-miesięczne, które jeszcze nie umiało
chodzić. Bonnemere, autor historii Kamizardów, wyjaśnia to
egzaltacją religijną. Wypadki ksenoglossji zanotowano także z
początkiem wieku 19. u sekty religijnej, założonej w Szkocji przez
prezbiterjanina Irvinga.
Do
wytoczenia procesu nie były zresztą konieczne takie stwierdzenia
objawów; wystarczało doniesienie - nawet anonimowe - że dana
kobieta "czaruje", że warzy jakieś maście i zioła, że
ma "zły wzrok", że bierze udział w sabatach czarownic.
Biskup Pampeluny, chcąc zobaczyć, jakimi sposobami wiedźmy mogą
latać, obiecał jednej z nich (1507 r.) ułaskawienie pod warunkiem,
że pokaże, co umie. Gdy na jej żądanie "oddano jej zabrany
słój z maścią, posmarowała się nią i poczęła na wzór
jaszczurki, t. j. głową wdół, schodzić po murze z wieży, a
doszedłszy do połowy, uniosła się wolno w powietrze.
[6]
Posiadanie
maści uchodziło za szczegół mocno obciążający, gdyż wedle
powszechnej wiary maść taka umożliwiała właśnie lot na sabat, a
więc pośrednio dowodziła zawarcia przymierza ze szatanem.
Wspomniałem już, że sprawa paktów ze szatanem nie istniała w
starożytności, a pojawiła się dopiero w średniowieczu;
przechowało się nawet do dziś kilka dokumentów, pisanych rzekomo
krwią własną - ale nie przez czarownice, lecz przez
czarnoksiężników. [7] Potwierdzenia "szatana" na takich
paktach nakreślone są nieraz pismem odwrotnem (lustrzanem) od
prawej do lewej, podobnie jak niektóre "pisma bezpośrednie"
u medjów dzisiejszych, a podpisy i pieczęcie "szatana"
również przypominają formą podpisy duchów.
Jakkolwiek
pogłoski o odbywaniu sabatów czarownic - na Łysej Górze w Polsce,
a na Blocksbergu i Brocken w Niemczech i Szwecji - były bardzo
rozpowszechnione, nie jest dotychczas ustalone, w jakim stopniu
pogłoski te odpowiadały rzeczywistości. Zeznania samych czarownic
- nawet dobrowolne, a nie wymuszane (torturami) - zgodne są ze
stwierdzeniami świadków, którzy takie zebrania wiedźm obserwowali
rzekomo własnemi oczyma. [8] Miały to być tłumne zebrania kobiet
starych i młodych, grupujące się w lesie około tronu Lucypera, na
których czołobitność (całowanie go pod ogon) mieszała się z
wyuzdanemi orgjami i ucztami przy udziale nielicznych
czarnoksiężników, kozłów i kotów. Zgodne z tem były zeznania
samych czarownic, które ponadto przyznawały niesłychaną bolesność
rozkoszy, jakiej doznawały w lodowatych - a bynajmniej nie
"palących" - uściskach djabła.
Otóż
zagadnienie realności tych zebrań komplikuje się przez to, że w
niektórych wypadkach świadkowie siwerdzali nieobecność czarownic
w ich siedzibach podczas godzin, w których rzekomo odbywał się
sabat, a w innych wypadkach czarownice notorycznie nie wydalały się
z domu w czasie, w którym wedle ich własnych oświadczeń brały
udział w sabacie. Na podstawie dzisiejszego stanu parapsychologii
należałoby przyjąć, że w pierwszym rodzaju wypadków czarownice
- na jawie lub w somnambuliźmie - udawały się (pieszo lub drogą
powietrzną) na sabat, aby w nim wziąć udział ciałem i duszą, a
w drugim rodzaju były to tylko ich marzenia senne, lub w najlepszym
razie wycieczki sobowtóra eterycznego na miejsce zebrań, podczas
gdy ciało fizyczne pozostawało w domu uśpione.
Maście
z ziół narkotycznych mieszanych z tłuszczem pewnych zwierząt,
powodowały zapadanie w stany uśpienia podobne do transu
nowoczesnego, a w transie mogły czarownice - zależnie od rodzaju
swych uzdolnień medjalnych - jużto dostępować jasnowidzeń, jużto
wydzielać sobowtóra, jużto wreszcie osiągać lewitację ciała i
odbywać rzeczywiste podróże powietrzne do realnego miejsca
sabatów.
Uchodzi
za rzecz pewną, że czarownice - rzeczywiste lub rzekome -
sporządzały także inne maści i przetwory, jużto lecznicze, jużto
trujące lub wywołuujące choroby. Z pkolenia w pokolenie
przechowywały się wśród nich wiadomości o "magicznem"
działaniu pewnych roślin, zwierząt, kamieni i amuletów.
Wiadomości tego rodzaju przetrwały do naszych czasów jedynie w
okruchach i zniekształceniach, masowe bowiem tepienie w
średniowieczu kobiet posądzonych o czary zniszczyło zarazem
większą część przechowywanej przez nie tradycji ustnej.
Wedle
zachowanych do dziś aktów obliczają historycy w czasie od
pierwszego procesu w roku 1264 do ostatniego w 1836 liczbę ogólną
zgładzonych "czarownic" na 9.000.000 osób. Ile w tem było
kobiet, które nie miały nic z czarownictwem wspólnego, a tylko pod
naciskiem tortur przyznawały się do wszystkiego, co im sugerowano,
nie da się dziś określić nawet w przybliżeniu. Nadomiar wiemy
dziś z przykładów "opętań masowych" (jak n. p. na
grobie Parysa, u jansenistów, etc.), że pod wpływem naśladowania
lub wstrząsu nerwowego (groźbą tortur) budzą się zdolności
paranormalne także u ludzi zupełnie zdrowych; u mnóstwa
podejrzanych zatem objawy mogły wystąpić po raz pierwszy dopiero
podczas procesów i najniewinniej spowodować wyrok skazujący.
Tego
wszystkiego oczywiście wówczas nie wiedziano; prowadzący procesy
inkwizytorowie byli wprawdzie uczonymi teologami, ale z okultyzmem
nic wspólnego nie mieli i mieć nie mogli, gdyż taka wiedza
zaprowadziłaby ich samych na ławę oskarżonych. Toteż każdy
objaw paranormalny i każda sugestja inkwizytora, zrealizowana przez
oskarżoną, była przekonywającym dowodem winy, a w braku wszelkich
innych dowodów pozostawało jeszcze wymuszenie zeznań torturami.
W
takich warunkach wystarczało błahe podejrzenie, fakt niedokładnie
obserwowany, a nawet gołosłowny donos anonimowy, aby nową ofiarę
zaprowadzić przed sąd inkwizycji, skąd już powrót do świata
bywał bardzo rzadkim wypadkiem. Ten jedynie można wyjaśnić ową
olbrzymią liczbę wyroków skazujących, których w ciągu sześciu
wieków przypadało przeciętnie po 15.000 na rok.
Niektórzy
badacze parapsychiczni, opierając się na fakcie, że uzdolnienia
medjalne zdarzają się o wiele częściej u narodów
pozaeuropejskich, niż wśród rasy aryjskiej, wnioskują z
dziewięciomiljonowej liczby straconych czarownic, jakoby "rasa"
medjów została przez inkwizycję wytrzebiona i dlatego - jako
uzdolnienie dziedziczne - należała obecnie w Europie do rzadkości.
Jednakże można z pewnem prawdopodobieństwem przyjąć, że między
owymi miljonami skazanych nie więcej jak jeden procent było medjów
prawdziwych, a olbrzymia reszta, to tylko histeryczki lub nawet osoby
zupełnie normalne. Ponadto sprawa dziedziczności uzdolnień
medjalnych nie jest jeszcze rozstrzygnięta; stwierdzono wprawdzie u
wielu medjów takie dziedziczenie uzdolnień, ale u równie licznych
innych medjów przodkowie ich żadnych tego rodzaju uzdolnień nie
objawiali.
Na
uwagę zasługuje pozatem inna jeszcze cecha charakterystyczna owych
procesów. Oto odnoszą się one w olbrzymiej większości do kobiet,
a tylko wyjątkowo (wedle demonografów 1 na 10.000) do mężczyzn.
Wedle przybliżonej statystyki dzisiaj medjów żeńskich jest
mniejwięcej tyleż, co męskich, czyli innemi słowami: uzdolnienia
medjalne nie są od płci zależne. Jeżeli zatem tak "mało"
stosunkowo mężczyzn uległo wyrokom inkwizycji, to powód musi
tkwić w czem innem, a nie w rzadkości uzdolnień medjalnych u płci
męskiej. [9]
Otóż
przedewszystkiem niema ppodstaw do uważania każdej czarownicy za
medjum; prawdopodobne bowiem jest, że nie uzdolnienia wrodzone
czyniły kobietę czarownicą, lecz przeciwnie: praktyki
czarnoksięskie rozwijały w niej pewne uzdolnienia medjalne.
Powtóre, czarownice pochodziły przeważnie z warstw mało
oświeconych, a czarnoksiężnicy, jeżeli wogóle mieli ciągnąć
zyski ze swego procederu, musieli posiadać pewne oczytanie obok
sprytu wrodzonego. Ten wyższy poziom inteligencji pozwalał im z
większą przebiegłością unikać podejrzeń i wykręcać się od
zarzutów. Poza wiejskimi znachorami zatem czarnoksiężnicy należeli
do warstwy oświeceńszej, a warstwa ta - w średniowieczu zwłaszcza
- była bardzo nieliczna w porównaniu z wartswami ludowemi.
1
: Histoire du spiritisme, II, str. 183
2
: Takie same właściwości mogli mieć także święci; ale te -
wedle pojęć ówczesnych - pochodziły wprost od Boga.
3
: C. Lombroso: Ricerche sui fenomeni ipnotici e spiiritistici, str.
168
4
: wedle obserwacyj dra J. Kernera słynna "Jasnowidząca z
Prevost" nie tonęła również, gdy ją w stanie
somnambulicznym wkładano do wanny: mimo wysiłków kobiet
otaczających ciało jej wypływało na powierzchnię wody, jak
korek.
5
: De Vesme: Histoire du spirittisme, III, str. 441
6
: cytuję wedle Matuszewskiego: Czarnoksięstwo i medjumizm.
7
: Tak n. p. u spalonego za czarownie mniszek Urbana Grandier'a (1634)
poniżej jego podpisu na pakcie znajduje się klauzula łacińska
"szatana", stwierdzająca, że "całe piekło z
Lucyperem na czele przyjmuje ten pakt i obiecuje dwadzieścia lat
rozkoszy ziemskich etc."
8
: Wiele szczegółów charakterystycznych ze sabatów czarownic i z
przeprowadzanych przeciw nim procesów zawiera książka St.
Przybyszewskiego: Il regno doloroso
9
: Możebne także, że magowie średniowieczni uszli losowi czarownic
dzięki tezie Jamblicha, wedle której "zwykły mag zdoła swemi
sztukami tylko napełnić wyobraźnię pustymi obrazami
(halucynacjami), a teurg, wznosząc duszę do Boga, osiąga naprawdę
to, pragnie".
Satanizm
Nieznajomość
średniowieczna zjawisk paranormalnych i stosowanie tortur w
procesach czarownic, oto dwie przyczyny, z których zginęło na
stosach napewno sto razy więcej medjów i histeryczek, niż kobiet,
z mniejszem lub większem umotywowaniem zasługujących na miano
czarownic.
Takie
same "czarownice" mamy jeszcze i dziś, nawet wśród
narodów wysoce kulturalnych; są to baby doświadczone, które
odczyniać umieją uroki na człowieka rzucone, znajdą maść
skuteczną na rany, dadzą ziele na wzbudzenie miłości, ale naogół
są raczej pożyteczne niż szkodliwe. Że po nocy zbierają zioła
przy księżycu, że mają czarnego kota w domu i nietoperza
rozpietego nad kominem, że może nawet jeżdżą na miotle raz na
rok, aby ucieszyć serce ucztą szatańską, to ostatecznie tak
dalece nikomu nie szkodzi.
Były
bez wątpienia pomiędzy takiemi niemal "niewinnemi"
czarownicami także inne, które może rzeczywiście działały
wyłącznie na szkodę otoczenia; te jednak były nieliczne
stosunkowo, gdyż ludzi z gruntu złych jest - wbrew poglądom
mizantropów i pesymistów - zawsze jeszcze niewielu na świecie. W
większości wypadków były to zapewne kobiety ułomne od urodzenia,
wyśmiewane i prześladowane przez sąsiadów, które wreszcie
zaczęły otoczeniu odpłacać pięknem za nadobne i wycofawszy się
w mało dostępne pustkowia, wzwróciły myśli ku demonom i
szatanowi, skoro dobre duchy nie chciały ich bronić przed ludzką
złośliwością.
Wiara
w czary jest u różnych ludów uderzająco podobna. Lud sycylijski
wierzy, że opętani przez djabła mówią wszystkimi językami, a
wypędzić go z nich można pewnemi modlitwami, lub uderzeniami w
piersi. Czarownice mogą poddać ludzi swej woli, latają nocami,
umieją wzbudząc, w kim chcą, miłość lub nienawiść, obłęd
lub chorobę, wbijając szpilki w jajko, w drzewo cytrynowe lub w
laleczkę, zawierającą coś z człowieka upatrzonego na ofiarę;
mogą wejść w dom jego dziurką od klucza.
W
ocenianiu motywów, które popychały kobiety na drogę czarownictwa,
uwzględnić należy także - niedocenianą zazwyczaj - rolę popędu
seksualnego. Istoty brzydkie lub ułomne nie mogły liczyć na
powodzenie u młodzieży męskiej, a sprzedawane innym -
szczęśliwszym - dziewczętom zioła na wzbudzenie miłości
okazywały się w rękach samych czarownic mało skutecznemi dla nich
osobiście. Pozostawały więc tylko marzenia o uściskach ramion
męskich, marzenia tem gorętsze, im mniej było widoków spełnienia,
przeżywane zrazu na jawie, potem i we snach. Znajomość różnych
roślin dozwalała wprawić się maściami i dymami w sen
narkotyczny, w którym już marzenie dorównywało rzeczywistości,
lub nawet jeszcze ją przewyższało.
Mniej
wybrednym lub pozbawionym wyobraźni wystarczała może sodomja z
kotem czy capem; większość jednak miała na swe usługi inkuby w
najróżniejszych postaciach i stopniach zgęszczenia (rola
ideoplasji w tworzeniu zjaw mniej lub więcej materjalnych, a u
"czarownic" - rzeczywistych lub rzekomych). Ideoplastja
mogła działać tym poteżniej, że istoty te posiadały
niewątpliwie właściwości medjalne, histeryczne, względnie
schizofreniczne. Przeciw realizacjom ideoplastycznym, nietylko nie
było żadnych oporów, lecz nawet gorące ich pożądanie;
materjalizacje zatem mogły się zagęszczać aż do zupełnej
cielesności, widzialnej i dotykalnej. [1]
Toteż
wypowiedzi kobiet oskarżonych w procesach czarownic - nawet nie
wymuszane torturami - mogły zgodnie potwierdzać obcowanie z
inkubami, demonami i sztanami, opierały sie bowiem na
najrealniejszych przeżyciach i doznaniach zmysłowych. Postać
zewnętrzna tych "kochanków astralnych' odpowiiadała w każdym
poszczególnym wypadku wyobrażeniom danej "czarownicy"; u
jednej był to tylko mglisty inkub bez kształtów określonych, u
drugiej demon w postaci ludzkiej pieknej lub wstrętnej, u innej sam
szatan w postaci takiej, jaka odpowiadała wyobrażeniom mieszkańców
danego kraju. Stąd to zapewne zrodziła się wiara średniowieczna,
wedle której demony i szatany mogą przybierać najróżnorodniejsze
postacie.
D'Assier
[2] cytuje opowiadanie dwudziestoletniej dziewczyny, która oddawała
się z zapałem spirytyzmowi, a potem przez trzy lata nawiedzał ją
"kochanek fluidyczny". Podobne przykłady przytacza
Stanisław de Guaita [3], a misjonarze opowiadają, że w niektórych
okolicach Chin inkuby i sukuby wystepują epidemicznie.
Na
podobnem - jeżeli nie identycznem - podłożu powstały legendy o
sabatach czarownic i o jazdach na miotle lub na grzbiecie capa.
Natarłszy nagie ciało maściami narkotycznemi, wsiadała wiedźma
okrakiem na grzbiet capa lub na miotłę, i ta czynność, początkowo
zupełnie realna, dawała pierwsze, również realne, doznanie
płciowe, które wkrótce pod działaniem maści łączyło się z
fantazjami podświadomemi. Dalsza "jazda" zatem odbywała
się już w rodzaju "transu", w którym rzeczywistość
mieszała się z halucynacjami. Oswobodzona od wszelkich oporów
zdolność ideoplastyczna wyczarowywała następnie całą scenerję
zebrania na Łysej Górze z tłumem czarownic, czarnoksiężników i
demonów otaczających tron szatana, z ucztowaniem, tańcami i
orgjami.
W
aktach procesów znajdują się tu i ówdzie zeznania świadków,
którzy mieli na własne oczy widzieć wiedźmy wydostające się z
kominów, lecące w powietrzu na miotle, a nawet zgromadzone na
leśnej polanie. Jeżeli nie były to tylko iluzje świadków, to
podłożem ich widzeń mogły być ideoplastje niektórych wiedźm, a
to tych, które swoją podróż na sabat wypracowywały w fantazji
bardzo szczegółowo, od wylatywania na miotle przez komin aż do
przybycia na miejsce zebrania. Wiadomo zresztą z wypadków masowych
"opętań" w czasach nowszych, że wizje mogą być
"zaraźliwe" i przenosić się z wizjonerów pierwotnych na
osoby otaczające. Pozatem wiedźmy o wybitniejszych zdolnościach
medjalnych mogły swego wyłonionego sobowtóra zagęszczać aż do
takiego stopnia materjalności, w którym był dostrzegany przez
osoby normalne. Do tej zdolności odnosiłyby się także zeznania o
pojawianiu się czarownicy w miejscach oddalonych, gdzie obecność
jej równoczesna w siedzibie własnej dawała się również
stwierdzić świadkami.
W
przeciwieństwie do wybitnie seksualnego zabarwienia satanizmu
kobiet, ustępuje ono na plan dalszy w satanizmie mężczyzn. U
osobników, których niepohamowane żądze pchnęły na drogę
czarnoksięstwa, mogła bez wątpienia grać znaczną rolę także
nadzieja nieograniczonego używania płciowego; nie był to jednak
motyw jedyny. ważniejszą bez porównania była chęć władzy,
właściwa wszystkim niemal mężczyznom, obiecywała bowiem nietylko
panowanie nad ludźmi, lecz także bogactwa, dające środki do
zadowolenia wszelkich namiętności.
Oczywiście
nie we wszystkich wypadkach droga do czarnoksięstwa zbaczała odrazu
ku satanizmowi zdecydowanemu. Od niewinnego stosunkowo "alchemika
", który marzył o "robieniu złota" bez
odpowiedniego oczyszczenia się moralnego, aż do czciciela szatana,
któremu duszę zapisał i dla którego ważył się na zbrodnie
najokropniejsze, jest mnóstwo stopni pośrednich. Zresztą zapisanie
duszy - jak to n. p. głosiła o Fauście fama powszechna - nie
obowiązywało jeszcze do popełniania zbrodni ani do szczególnej
czci szatana; wszak ten sam Faust dość lekceważąco odnosił się
do Mefistofelesa, a wielkich zbrodni nie miał na sumieniu. O niezbyt
"czarnym" charakterze większości czarnoksiężników
świadczy wymownie mała ich liczba skazanych w procesach, liczba
obejmująca wedle statystyki demonografów zaledwie jednego
czarnoksiężnika na 10.000 czarownic.
Podłożem
satanizmu właściwego, a zatem kultu niemal religijnego, w którym
miejsce Boga zajmował szatan, były zdaniem historyków głównie
sekty kacerskie, prześladowane przez prawowoeirnych i odpłacające
im równą nienawiścią. "Skoro nie możemy służyć Bogu,
oddajemy się w służbę szatanowi" - taka zapewne była zasada
pirwszych satanistów, a kalwińska nauka o predestynacji dodawała
im nowych prozelitów. Ponieważ zaś "szatan jest
przeciwieństwem Boga", zatem i kult jego powinien być
odwrotnością tego, co składa się na kult Boga. Stąd to rytuały
i ceremonje satanistów są aż do śmieszności posuniętą
odwrotnością rytuału chrześcijańskiego, mimo że wszystkie jego
ceremonje naśladują. Jest zatem n. p. "masza", ale
oczywiście "czarna", z czarnemi świecami na ołtarzu, a
"kapłan", zwykle nagi, staje tyłem do ołtarza i czyta
"ewangelję" od końca do początku, wstawiając zamiast
Boga imię szatana. Jest "odwrotność spowiedzi", a więc
chlubienie się publiczne popełnionemi zbrodniami; są "komunje"
krwią niemowląt lub przynajmniej czarnych jagniąt i są orgje po
ukończeniu ceremonji, jest wreszcie lingam i joni, jako przedmioty
kultu. O bardziej drastycznych szczegółach tego rytuału nie będę
tu wspominał; są zresztą znane z dokumentów historycznych.
O
liczebności i rozgałęzieniu związków satanistycznych, jako
okrywających się najściślejszą tajemnicą, przesiąkały
zaledwie tu i ówdzie szczegóły do wiadomości publicznej [4], a
jeżeli wkraczały wtedy procesy inkwizycji, zeznania oskarżonych,
jako wymuszane torturami, niewiele mają wartości dokumentarnej dla
badań dzisiejszych. Zdarzały się pozatem zeznania dobrowolne
osobników, którzy z jakichkolwiek pobudek załamali się w swem
nastawieniu satanistycznem. Tak n. p. bywało w procesach czarownic,
że któryś ze świadków dowodowych nagle odwoływał swe zeznania
i oskarżał siebie. Słynny sędzia Remigiusz z Lotaryngji (autor
ohydnej "Demonolatria", w której opisał swój udział w
inkwizycji przeciw setkom "czarownic") oskarżył się
wreszcie sam o czarnoksięstwo i zginął na stosie.
Jakkolwiek
już w wieku XVI i XVII torowało sobie drogę przekonanie
(Geogelmann, Lerchheimer, Wier, Paracelsus, Van Helmont), że
"czarownice należy odsyłać raczej do lekarza, niż do
sędziego", to jednak dopiero nowoczesne badania psychologiczne
i parapsychiczne dozwalają rozumieć lepiej istotę czarownictwa. W
parze z tem także satanizm stracił wiele ze swej demoniczności i
niesamowitości, a jeżeli jeszcze i dziś można o nim mówić, to
już tylko jako o bardziej "czarnym" kierunku magji
praktycznej, lub o stowarzyszeniach mniej lub więcej tajemnych,
które swym członkom dostarczają emocyj dla nerwów stepionych.
1
: C. Lombroso: Studi dei fenomeni ipnotici e spiritistici, str. 121
2
: L'humanité posthume, str. 249
3
: Essais des sciences maudites
4
: Papież Grzegorz IX wydał (1233) przeciw nim bulle, a wzmianki o
nich zawiera podobnież kronika mnicha Alberyka
(1223)
Spirytyzm
Biblijna
"czarownica z Endor" wywoływała ducha Saula przy pomocy
zaklęć magicznych, a wzmianki o przyzywaniu duchów zawarte są w
opisach podróżników po dalekich krajach w różnych czasach; to
zatem, co dziś nazywamy spirytyzmem, znane było ludzkości bez
względu na miejsce i okres jej dziejów.
Angielski
okultysta Jan Dee prócz alchemji zajmował się także ewokacją
duchów za pośrednictwem medjum i prowadził ze swych badań do dziś
przechowywane szczegółowe notatki ("Private diary").
Medjum tem był Edward Kelly, przez wpatrywanie się w "kryształ"
ze lśniącego węgla kamiennego wpadający w rodzaj transu i
porozumiewający się z duchami. [1] czy John Dee widywał lub
słyszał także te duchy, czyteż tylko medjum opowiadało mu o
nich, o tem niema szczegółów wyraźnych w notatkach. Była to
najczęściej dziewczynka siedmioletnia imieniem Madini, czasem zaś
także inne duchy.
Dee
rozpoczynał każdy sean - zwykle w świetle dziennem - modlitwą, a
duchy wygłaszały podniosłe kazania, zalecając tylko bezwzględną
wiarę i cześć dla siebie. Później zaczęły także przepowiadać
przyszłość, dawać rady lekarskie i wskazówki alchemiczne i t. p.
- Albertowi Łaskiemu z Sieradza obiecały 'tron polski' po śmierci
Batorego, który "w bitwie polegnie'; przepowiedziały podobnież
mylnie śmierć Rudolfa II i tryumf chrześcijaństwa w
Konstantynopolu (1585). Wynalazły nawet nowy język, którym Kelly
często posługiwał się w transie, a wreszcie poleciły, aby Dee i
Kelly "wspólnie używali obu swych żon", gdyż "wybranym
wszystko jest dozwolone, a narządy płciowe nie są gorsze od
twarzy". Zaraz po seansie Dee zakomunikował swej żonie to
zlecenie duchów, a skutki okazały się wkrótce, gdyż obie żony
zaszły w ciążę, co wedle notatki Dee'go w jego djarjuszu "zgodne
było z wolą Rafaela i Chrystusa".
Podobne
pomieszanie wzniosłości ze zmysłowością cechowało również
Svedenborga. Ekstazy natchnione i objawy jasnowidzenia przeplatały
się u niego z wizjami erotycznymi i rozmowami z duchami zmarłych.
Pisał o niebie i piekle, podawał szczegóły z "kraju
letniego" jako miejsca pobytu zmarłych, a obok tego objawiał
niewątpliwe cechy obłakania. p[isma jego (żył 1688-1772) dały
podstawę do utworzenia się osobliwej sekty, liczącej sporą liczbę
wyznawców w krajach północnych Europy (Swedenborgjanie).
Początek
innej podobnej sekcie dał w Ameryce Andrew Jackson Davis, urodzony
1826 w ubogiej rodzinie i niekształcony (chodził tylko przez rok do
szkoły), ale obdarzony wybitnemi zdolnościami medjalnemi. Zajął
się nim magnetyzer Levingston i korzystał z jego djagnoz chorób,
stawianych w transie. Później (1845) podyktował Devis w transie m.
i. całe dzieło: "The Principles of Nature", które
zyskało mu rozgłos i dało początek "kościołowi
spirytysttycznemu" angloamerykańskiemu. Dopiero w późniejszych
latach swego długiego życia ukończył studja medyczne i już jako
doktów medycyny działał skutecznie w Bostonie. Umarł w 1910 r.
Jego dzieła rozchodziły się w Ameryce w dziesiątkach tysięcy
egzemplarzy rocznie.
W
krajach romańskich Europy i Ameryki rozszerzyły się zapatrywania
innego pioniera spirytyzmu, a to lekarza francuskiego H.D. Rivail'a,
profesora astronomji i fizyki w Paryżu (1804-1869), znanego ogólnie
ze swych dzieł, pisanych pod pseudonimem Allan Kardec. W
przeciwieństwie do davisa propagował on w swych pismach ideę
reinkarnacji. (Po polsku wyszły jego dzieła: "Księga duchów"
i "Księga Medjów").
Nowoczesny
ruch spirytystyczny był zatem już przygotowany, gdy w 1848
wystąpiły objawy parafizyczne w rodzinie Fox wHydesville. Były to
pukania w ściany i sprzęty, powtarzające się na życzenie i
dające na pytania odpowiedzi rozumne; a ponieważ domniemani
autorowie tych odpowiedzi podawali się za zmarłych, potwierdzenie
eksperymentalne tego, co przedtem głosił Svedenborg i Davis,
wydawało się niezbitem. Ci pukający u Foxów nieboszczykowie
zalecali sami usilnie, aby o tej "nowinie", jaką było
porozumiewanie się bezpośrednie z duchami, głosić "całemu
światu" przez publiczne okazywanie objawów; wkrótce - prócz
sióstr Fox - odkryto wiele innych medjów, a kółka spirytystyczne
tworzyły się tak licznie, że psychoza rozmów z duchami ogarnęła
obie półkule ziemskie.
Była
to jakgdyby masowa inwazja zmarłych w świat żywych, zwłaszcza, że
do korespondencji "stolikowej" zapomocą pukań wystarczały
minimalne uzdolnienia parafizyczne uczestników seansów; zatem nawet
bez medjów specjalnych mógł każdy wierzący porozumiewać się ze
"swoimi drogimi zmarłymi". Duchy te zresztą nierzadko
stwierdzały, że są narzędziami "woli wyższej", a
podobnież u kilku wybitnych medjów stałe ich "duchy
kontrolne" mówiły o "misji", którą mają do
spełnienia. Taką samą misję pełniły "kościoły
spirytystyczne", celebrując nabożeństwa, na których medja
publicznie przemawiały do wiernych imieniem zmarłych członków ich
rodzin i rzekomo ich nawet widywały.
Otóż
godne uwagi jest, że te "misje" przypadły na okres, w
którym prace Darvin'a, Haeckl'a, Büchnera i innych szerzyły
materjalistyczne pojmowanie świata, a Voltaire opdniósł bunt
przeciw "ślepej wierze bez dowodów"; misje te zatem -
jeżeli wogóle stały za niemi jakieś "moce wyższe" -
zmierzały do obaleia pozytywizmu materjalistycznego, wprowadzając
na nowo w pojęcia istnienie inteligencji poza materją. Ten zbieg
zdarzeń: równoczesność "misji" z najwyższem nasileniem
materjalizmu w pojęciach, sam przez się dowodzi pośrednio
istnienia jakiejś "mocy wyższej", która kieruje ewolucją
umysłową świata.
dalsze
dowody istnienia takiego kierownictwa dastarcza fakt, że owe "misje"
były krótkotrwałe . Słynna zjawa "Katie King" pożegnała
się po trzech latach czule ze swenm medjum i już nigdy potem się
nie pojawiła. Kierownictwo uznało widocznie, że nowa pozycja jest
już zdobyta, i wycofało swe wojka. Jakoż pozycja została
rzeczywiście zdobyta: w umysłach ludzkich dokonał się przewrót
pojęć, obok wszechwładnej materji duch zyskał prawo obywatelstwa.
Nie było to odrazu zwycięstwo na całej lionji, gdyż pojęcia
zmieniają się naogół powolnie; wyłom jednak był już
zrobiony.
Wydaje
się nawet, jakgdyby owemu kierownictwo zależało na tem, aby nowe
pojęcia nie rozszerzyły się zbyt szybko, i dlatego właśnie misje
otrzymały taki krótki termin działania. Obok duchów :prawdziwych"
zaczęły występować także "fałszywe", obok komunikatów
rozumnych i wzniosłych komunikaty zwodnicze, głupie, lub
nieprzyzwoite. W niektórych wypadkach zmarli zdołali udowodnić swą
tożsamość, w nierównie liczniejszych jednak nie umieli rozpoznać
swoich żywych krewnych, to znów podszywali się pod nazwiska
sławnych ludzi i domagali się czci dla siebie, a w jeszcze innych
wypadkach wprost namawiali do zbrodni. Podkopywało to oczywiście
zaufanie do spirytyzmu i odstręczało od niego wszystkich, którzy
nie grzeszyli nadmiarem łatwowierności i bezkrytyczności, a więc
tem samem zapobiegało przesadnemu rozszerzaniu się "obcowania
żywych ze zmarłymi".
Owa
niejasność i zwodniczość, a nawet nieraz zbrodniczość, wielu
komunikatów spiritystycznych usprawiedliwiałoby przypuszczenie, że
zgodnie z wiarą średniowieczną biorą w nich udział
demonyzłośliwe, albo nawet wysłannicy szatana. Takie tłumaczenie
jednak musiało w czasach najnowszych ustąpić właściwszemu,
opartemu na badaniach psychologji głębinowej. Już hr. Gasparin
doszedł w licznych eksperymentach do wniosku, że stolik może się
poruszać także bez udziału inteligencji obcej, wystarczają bowiem
podświadome życzenia osób obecnych; a wspomniany wyżej A.J. Davis
pisze [2], że "tylko 40% zjawisk pochodzi naprawdę od duchów
zmarłych, reszta zaś jest neuropsychizmem lub złudzeniem".
Dziś
wiemy już z niezliczonych badań ścisłych, że w wiekszości
seansów "stolikowych" obecni rozmawiają tylko z własną
podświadomością i że ma to miejsce również wtedy, gdy seansy
odbywają się przy współudziale rzeczywistego medjum: trans
ułatwia mu czytanie w myślach osób obecnych i telepatyczne
wydobywanie z ich podświadomości szczegółów nawet zapomnianych,
a częsta w transie "zmiana osobowości" podaje pukaniem
lub "pismem automatycznym" te szczegóły jako pochodzące
od "duchów".
Wiemy
ponadto, że treść takich komunikatów zależy od poziomu moralnego
medjum i uczestników. Gdyby medjum Jana Dee stało wyżej pod
względem etycznym, nie byłoby możliwe zalecenie duchów, aby
"wspólnie swych żon używali". Na seansach z medjum Hildą
Zwieselbauer duch szczypał po udach panie obecne i podnosił im
spódnice, chcociaż nie miał ciała fizycznego; u medjum "Vlk"
duch klepał dłonią głośno w posladki pań najtłustszych.
chociaż siedziały na krzesłach. Objawy były zatem tylko wyrazem
podświadomych pragnień seksualnych medjum lub uczestników.
Z
tego chaosu zjawisk różnego pochodzenia badacze bezstronni starali
się wyłowić grupy rzeczy zgodnych ze sobą; tak n. p. Ernest
Bozzano zestawił statystyczne dane [3], jakich zmarli mniej lub
więcej zidentyfikowani dostarczali o warunkach swego życia
pozagrobowego, i doszedł do wyników zgodności tych wypowiedzi w
szczegółach:
1.
Zmarli znaleźli się po zgonie znowu w formie ludzkiej.
2.
Przez pewien czas - dłuższy lub krótszy - nie zdawali sobie sprawy
z tego, że umarli.
3.
W agonji, lub wkrótce potem, ujrzeli wszystkie swe zdarzenia z życia
ziemskiego.
4.
Poza grobem oczekiwali ich krewni lub przyjaciele dawniej zmarli.
5.
Po zgonie wszyscy niemal byli zrazu podrążeni w sen pokrzepiający,
dłuższy lub krótszy.
6.
Znaleźli się w otoczeniu bądźto pięknem i jasnem (po życiu
moralnem), bądź w ciemnem i przygnębiającem (po życiu w
namiętnościach nieopanowanych).
7.
Przekonali się, że ich otoczenie zagrobowe jest nowym światem,
objektywnym, substancjonalnym i realnym.
8.
W nim myśl ma siłę twórczą, przez ktorą każdy duch może
stwarzać sobie przedmioty ze swych zasobów pamięciowych.
9.
Duchy mogą porozumiewać się między sobą wprost myślami,
telepatycznie, chociaż zdawało im się zrazu, że muszą mówić
słowami.
10.
Wzrokiem duchowym można widzieć przedmioty z wierzchu, ze środka,
a nawet patrzeć przez nie na wylot.
11.
Chodzenie jest zbędne, gdyż prostym aktem woli mogą się
błyskawicznie przenosić nawet na miejsca najbardziej oddalone.
12.
Duchy zmarłych mimowolnie i automatycznie ciągną do odpowiadającej
im poziomem etycznym sfery świata zagrobowego.
Statystyka
tego rodzaju może mieć oczywiscie tylko względną wartość, gdyż
zgodność większości wypowiedzi nie wyklucza wzajemnego
oddziaływania telepatycznego; dozwala jednak zorjenotwać się, jak
przedstawia się subjektywnie ludziom zmarłym nowe ich życie.
Stany
po śmierci określa pewien "duch" na seansie temi słowami:
"Gdy mówię o różnych miejscach, o przychodzeniu lub
odchodzeniu, należy to rozumieć w znaczeniu ziemskiem. Tu, w
świecie duchów, każdy stawarza sobie sam swe otoczenie. Jego niebo
lub jego piekło ma źródło wyłącznie w nim samym, aż się tem
cały otoczy jak okolicą rzeczywistą. Ci, co tu przebywają w
ciemności, są w niej dlatego, że w duszach ich niema światła. Te
różne sfery, przez które przechodziłem, nie były różnemi
miejscami; raczej wchodziłem w stany, które są wynikami różnych
warunków moralnych dusz po śmierci".
Sam
fakt istnienia po śmierci nie ulega dla okultysty żadnej
wątpliwości, gdyż na potwierdzenie go ma prócz spirytyzmu wiele
innych dowodów. Fakt ten jednak nie upoważnia do przyjmowania
ingerencji duchów zmarłych we wszystkich tych wypadkach, w których
objawy nie stwierdzają tego niewątpliwie.
Tak
n. p. w ewokacjach nekromantycznych , stosowanych często przez
czarnoksiężników, pojawiające się widziadła są w małej
zaledwie cząstce rzeczywistym,i nieboszczykami przywoławczymi, a w
znacznej większości produktami podświadomości czarnoksiężnika
lub osobowościami transowemi jego medjum. czy poza tem wsytępować
mogą jeszcze inne istoty bezcielesne, sprawa ta nie jest dotychczas
niewątpliwie wyjaśniona.
1
: Wedle legendy miał Kelly, któremu nie powiodły się próby
alchemiczne robienia złota, zawrzeć pakt z djabłem, wprowadzonym w
świeżego trupa ludzkjego, i dopiero potem uzyskiwać złoto
rzeczywiście.
2
: The present Age and inner Life
3
: Revue spirite
Astrologja
Możnaby
powiedzieć, że astrologja jest "stara jak świat", bowiem
początek jej tonie w najodleglejszej przeszłości. Do niedawna
mniemamo, że kolebką jej była Chaldeja, Assyrja i Babilonja,
względnie Egipt; nowoczesne jednak odkrycia archeologiczne wykazały,
że już wśród pradawnych cywilizacji Ameryki Pd., o wiele tysięcy
lat starszych od kultury egipskiej, znany był język tajemny Zodjaku
i wpływ jego na losy ludzi. Garçilao de la Vega, Inkas z
pochodzenia, oraz Pedro Mortyz, pozostawili niezmiernie ciekawe
notatki, dotyczące astrologicznej wśród Inków i Mayów,
zamieszkujących Amerykę Pd., a przez okultystów uważanych za
potomków Atlantydy. Świątynia Słońca, jeden z najpiększniejszych
zabytków kultury Inków, odkryta przez ekspedycje naukowe i
pochodząca zprzed 11 tysięcy lat, zbudowana była na podstawie
ścisłych wyliczeń astronomicznych i astrologicznych - Astrologowie
Inkowie posiadali dokładne wiadomości o czasie gwiezdnym i
słonecznym. Już według ich kalendarza rok składał się z 365 dni
i dzielił się na 12 miesięcy, z których każdy tworzył 3 dekady.
W państwie Inków istniało kolegjum astrologiczne, zwane
"Huattuks", w którem określano przyszłość kraju,
uzdolnienia i charakter ludzi, czas sprzyjający wyprawom i t.
p.
Również
i w późniejszych wiekach a wreszcie średnich otoczona była
astrologja czcią i szacunkiem, a mowa gwiazd uważana była za "mowę
bogów".
Obserwacje
ruchu planet - do których zaliczano także Słońce i Księżyc -
łączono z obserwacjami wypadków ziemksich w związek pozornie
przyczynowy ("post hoc, ergo propter hoc") i na tej drodze
"przepowiadano" zdarzenia na okres czasu, w którym planety
zajmą na niebie stanowiska podobne, jakie miały w chwili
obserwowanego już wypadku; planetami bowiem rządzą demony potężne
("duchy planet"), które wpływają na zjawiska ziemskie i
na losy ludzi poszczególnych.
Z
dawnych czasów przechowało się w astronomji do dziś oznaczanie
różnych okolic nieba nazwami gwiazdozbiorów (konstelacyj),
pochodzącemi stąd, że połączenie linjami gwizd jednej grupy
tworzy figury geometryczne, formą prypominające przedmioty, ludzi,
lub zwierzęta. dwanaście takich konstelacyj, rozmieszczonych na
sklepieniu niebios w pobliżu ekliptyki, tworzy wzdłuż niej pas,
który nazwano "zwierzyńcem niebieskim", czyli
zodjakiem.
Jakkolwiek
konstelacje te nie leżą w równych od siebie odstępach, astrologja
przydzieliła każdej z nich łuk 30? z całego okręgu ekliptyki,
dzieląc ją w ten sposób na dwanaście równych części,
określanych nazwami konstelacyj, czyli znaków zodjaku. Każdy
"znak" ma prócz nazwy także swój "hieroglif",
symbol graficzny. podczas zrównania wiosennego dnia z nocą Słońce
"wstępuje" w znak Barana i co miesiąc przechodzi do znaku
następnego, obiegając w ten sposób przez rok wszystkich 12
znaków.
Planety
- jak wiadomo - krążą dokoła Słońca z różnemi prędkościami;
bliższe Słońca obiegają je w czasach krótszych niż rok ziemski,
a dalsze od Słońca kończą swój jeden obieg w czasach znacznie
dłuższych. Stąd w różnych latach ziemksich pojawiają się w
tych samych okolicach nieba (znakach zodjaku) różne planety, z
czego astrologja wnioskuje, że wpływ ich na losy człowieka w
różnych latach się zmienia. Do określenia tych wpływów i do
przepowiadania przyszłych wypadków zmierzają właśnie
astrologowie.
Aby
módż badać te wpływy i wysnuwać z nich wnioski o losach
człowieka, należy naprzód ustalić położenie planet na niebie w
jakiejś określonej chwili czasu. Za taką chwilę przyjmuje
astrolog moment urodzenia człowieka. Doniosłość tego momentu
motywuje astroloja tem, że jest to chwila, w ktorej człowiek ulega
po raz pierwszy wpływom ciał niebieskich, nie osłonięty już od
nich organizmem matki, oraz tem, że człowiek jako "duch"
wybiera sobie już przed urodzeniem wpływy, które mu będą w życiu
odpowiednie do odrabiania jego "karmy".
Prócz
wpływów planet działają także wpływy znaków zodjaku, a do
studjowania tych różnych wpływów służy wykres, zwany
horoskopem. W różnych czasach wykres taki otrzymywał różnew
formy. Obecnie stosowany okrąg wyobraża ekliptykę ziemską, wokoło
której rozmieszczone są znaki zodjaku, a w nich planety na tych
stopniach, jakie zajmowały w momencie urodzenia.
Tu
przytaczam dosłownie jednego z wnikliwych badaczy polskich w tej
dziedzinie, Jana Hadynę, który o astrologji mówi co
następuje:
Astrologia
była dla nas do niedawna wartością czysto historyczną, miała
znaczenie tylko antykwaryczne. Ale i tu, na gruncie czysto
historycznym przedstawia się ona bardzo ciekawie, stanowiąc
doniosły czynnik - zarówno dodatni, jak i ujemny - w histoji
kultury; nasuwa niejedno ciekawe zagadnienie zarówno dla historyka
myśli ludzkiej, jak i dla psychologa. I chociażby dzisiaj nawet
bardzo gruba warstwa kurzu i zapomnienia skrywała stare, pergaminowe
foljały alchemiczne i astrologiczne, były one jednak kiedyś
bezcennym źródłem dociekań i studjów dla jednostek poważnych i
nadzwyczaj interesujących. I historym, który odważyłby się
kroczyć temi opuszczonemi i zapomnianemi drogami, które kiedyś
wydeptywały skrzętnie stopy niejednego wielkiego uczonego,
zdziwiłby się, znalazłszy tam imiona wielkie i skądinąd znane
całemu kulturalnemu światu. [1] Odsłoniłyby się przed nim
horyzobnty bardzo rozległe, o doniosłem znaczeniu dla historii
kultury i ludzkiego wysiłku myślowego. Lecz jak dotąd, stosunkowo
nie wielu badaczy odważyło się na taką wędrówkę, nie wiele
osób podjęło trud wyszukania śladów tych wzgardzonych przez
współczesność szlaków myśli ludzkiej. Zwłaszcza u nas w Polsce
nie wyzyskano jeszcze i nie opracowano tych tak arcyważnych
czynników w dziejach nauki i kultury, mimo, że właśnie Polska, a
zwłaszcza Akademja Krakowska, cieszyła się olbrzymią sławą i
uznaniem; dzięki takim to właśnie doktrynom, wyznawanym w
ówczesnej Europie. Uniwersytet Krakowski był na przełomie XV i XVI
wieku najwybitniejszą uczelnią astrologji, do której zjeżdżały
liczne rzesze studentów z całej Europy. Uczelnia ta wyznawala
wówczas z dumą, że astrologja rozniosła jej sławę aż do
najodleglejszych krańców świata.[2]
Rozwój
nauk matematycznych w XVII wieku, szczególnie przejście od
ptolemeuszowskiego do kopernikańskiego systemu, a wreszcie
racjonalistyczne poglądy wieku XVIII skreśliły ją definitywnie z
listy uznawanych doktryn naukowych, a wiek XIX jeszcze bardziej
pogłębił przepaść między ówczesną nauka a astrologją.
Wówczas wykwitło mniemanie, które jeszcze dzisiaj panuje nad
wieloma umysłami, że kwestja astrologji jest już raz na zawsze
załatwiona, a jej wartość ocenia się już tylko z punktu
historycznego dokumentu, jak daleko posunąć się może
"łatwowierność, przesąd i ciemnota" ludzkiego
umysłu.
Lecz
cóż się dzieje? - wbrew wszelkim przypuszczeniom, że astrologja,
pogrzebana i podeptana przez ludzi nauki, nie podniesie się już
nigdy, a zwłaszcza w czasach obecnych, gdy umysły nie są już tak
skłonne do przyjmowania wątpliwych hipotez - ta właśnie wiedza
zaczyna znów nabiera wartości realnych, zjednywa sobie zwolenników
i bynajmniej nie w sferze ciasnych zabobonnych umysłów! Zwolna, ale
coraz wyraźniej przeżywa wspaniałe odrodzenie, tak, że dziś
stało się jasnem, że pradawna astrologja odzyskuje znów swą
utraconą pozycję w naszym bilansie umysłowym i kulturalnym,
pozycję, z którą należy się liczyć i której nie da się już
przemilczeć.Wychodzą liczne czasopisma naukowe i popularne,
bibjografja astrologji rośnie jak na drożdżach; słowem -
średniowieczne gwiaździarstwo, strącone z piedestału wiedzy
poważnej i głębokiej, odzyskuje dawne stanowisko, nabiera nowego
życia i nowej aktualności. Co najciekawsze, porywa w swoje szeregi
ludzi nauki, poważnych przedstawicieli wiedzy współczesnej.
Astrologami są teraz i astronomowie i matematycy, filozofowie i
inżynierowie, lekarze i historycy.
Oczywiście,
że w miarę jak astrologja zaczęła nabierać nowej aktualności,
wzrastała także liczba ludzi, którzy widzieli w niej tylko nowe i
łatwe źródło zarobku. Zaroiło się od najprzeróżniejszego
autoramentu fuszerów i szarlatanów, którzy dziś jeszcze naukę tę
wielce dyskredytują, reklamując ją w sposób jarmarczny po
gazetach i obiecując "bogactwo, miłość i szczęście przy
pomocy Wenery i Jowisza"!
Nic
więc dziwnego, iż sądzi się powszechnie, że zasadniczą i jedyną
cechą astrologji, to "przepowiadanie" przyszłych
wydarzeń. Dla większości osób, nie mających żadnego wyobrażenia
o wiedzy astrologicznej, miarodajnem jest, co powiedział ten lub ów
astrolog i czy ta przepowiednia się spełniła. Zdolnością samego
astrologa mierzą wartość wiedzy, zapominając, że "chociażby
gwiazdy nie kłamią, to kłamać o gwiazdach mogą astrologowie"!
- Ale czyż mało wnikliwy lekarz, któremu pacjent umrze w czasie
leczenia, dowodzi, że cała wiedza medyczna nic niewarta? -
Podobnież i ustosunkowanie się do astrologji, oparte o błędne
wnioski mniej lub więcej wnikliwych astrologów - polega na wielkiem
nieporozumieniu. Zresztą astrologja nie jest jedynie sztuką
dywinacyjną, nie opiera się wyłącznie na przepowiadaniu i
"wróżeniu"; to tylko jeden z jej działów, zw.
astromancją.
Jakie
są więc założenia i cele dziesiejszej astrologji?
Zasadniczą
tezę astrologji możnaby sformułować w nast. sposób: "między
konstelacjami gwiezdnemi a zjawiskami na kuli ziemskiej istnieją
pewne związki, które można jednoznacznie formułować i
rejestrować" (von Klöcker).
Według
astrologji, ciała niebieskie i Ziamia wraz z znajdującemi się na
niej istotami, to olbrzymie pola sił wzajemnie się przenikających
i pobudzających. Te prądy energij, płynące na Ziemię z krążących
przestrzeni międzyplanetarnych, przenikają ją i ładują niby
kolosalny magnes, udzielając się jednocześnie i pobudzając
najmniejszą nawet istotę. Wpływ ten daje się zaobserwować
nietylko na ludziach, ale i zwierzętach i roślinach. - Każda z
planet posiada sobie właściwy magnetyzm, którego wpływy, zależnie
od wzajemnych aspektów, dają nam się odczuć harmonijnie, lub
nieharmonijnie. Poszczególne istoty reagują na owe prądy,
spływające na Ziemię, najzupełniej różnie. Podbnie jak na
skrzypcach ten sam smyczek wywoła różne tony na poszczególnych
strunach, stosownie do ich nastrojenia, tak i poszczegolne
indywidualności reagują na owe wpływy kosmiczne. Na wszystkich
"gra" tasama siła kosmiczna, a jednak każda dusza
"dźwięczy" inaczej. Astrologja uczy, że owo "strojenie
struny" odbywa się w momencie rodzenia, w momencie, kiedy
człowiek rozpoczyna swój indywidualny byt na tej planecie. - w ten
sposób pozycje gwiezdne wyciskają swą pieczęć na całe życie
danej jednostki, a graficzne przedstawienie tych pozycji zwie się
horoskopem.
"człowiek
jest niejako chemicznym związkiem pierwiastków kosmicznych.
Horoskop jest zatem graficznem przedstawieniem stosunku sił,
działających w poszczególnej jednostce, a ponieważ każda planeta
reprezentuje pewną zasadę kosmiczną, przeto z horoskopu takiego
dokładnie widzimy, w jakim stopniu i w jakim stosunku te pierwiastki
kosmiczne reprezentowane są w danej jednostce. Przez syntetyczne
zbadanie tych stosunków otrzymujemy obraz indywidualności".
Twierdzi
dalej astrologja, że z horoskopu danej jednostki potrafi sprecyzować
jego fizyczną konstytucję, jego psychologiczny typ, wreszcie jego
inklinacje i kierunek rozwoju. Słowem, pierwszem i zasadniczem
zadaniem, jakie sobie stawia astrologja, to stworzenie pewnych
podstaw typologji psychofizycznej, stojącej w związku z czynnikami
kosmicznymi.
Dalszym
dopiero etapem, znacznie bardziej podległym indywidualnym czynnkom,
trudnym zazwyczaj do uchwycenia, to określenie losu człowieka.
wydawałoby się to może dziwnem na pierwszy rzut oka, że losy
nasze można - do pewnej przynajmniej granicy - zgóry ustalić. Lecz
po bliższem zastanowieniu przyznamy, że jest to jednak możliwe.
Losy nasze z znacznie silniejszym stopniu zależą od naszego
charakteru i naszych właściwości psychofizycznych, niż się to
zwykle przypuszcza.
Na
daleko sięgający związek między psychofizycznemi cechami
jednostki, ich charakterem, danym niejako zgóry, od urodzenia, a
losem ich, wskazuje także dzisiejsza psychologja.
Nie
znaczy to jednakże, że astrologja musi operać się na fataliźmie.
Od dawien dawna podkreślali astrologowie, że "gwiazdy tylko
skłaniają, ale nie zmuszają". Jest to jasne na podstawie
tego, co wyżej powiedziałem. Jeżeli bowiem losy nasze zależą od
czynników charakterologicznych, oraz psychofizycznych, to jednakże
są to czynniki plastyczne, które w pewnych granicach mogą zostać
opanowane i przekształcone przez nas samych. Jeżeli psychologja i
fizjologja mówi np. o wpływie gruczołów dokrewnych na psychikę i
czyny człowieka, to stwierdzając dany związek, dąży ona do tego,
by przez sztuczne oddziaływanie na jeden czynnik zahamować złe, a
wzmocnić dobre reakcje drugiego czynnika. Podobną rolę ma i
astrologja.
Mając
to na uwadze, zrozumiemy, że astrologji nie można identyfikować z
"wróżeniem" w sensie ogólnie pojmowanym. Wskazuje ona
jedynie na psychofizjologiczne podłoże czynu i zachowania się
jednostki, ustanawia pewną swoistą typologię, zależną od
czynników kosmicznych, przeprowadza z tego punktu widzenia pewien
specjalny podział jednostek ludzkich, wyrażający się w pewnych
grupach i podgrupach, a znając wpływ tych czynników na losy
człowieka, jest w stanie nakreślić także prawdopodobny przebieg i
kierunek, w jakim potoczą się jego losy.
Inna
rzecz, że ze względu na to, iż istnieje mały tylko procent ludzi,
dbających poważnie, wytrwale i celowo o swój moralno-etyczny
rozwój, ze względu na to, że dla przeciętnego człowieka jego
naturalne dyspozycje oznaczają zwykle jego los, staje się dla
astrologicznego wyszkolonego i doświadczonego znawcy ludzi, w
znacznych granicach możliwem przewidywanie z frapującą
dokładnością przyszłych losów człowieka.
Spotyka
się często astrologja z zarzutem, że spełnione prognozy nie
świadczą o słuszności zasad tej nauki, lecz o paranormalnych
zdolnościach, a więc jasnowidzeniu, wzgl. zdolności proroczej
jednostki, która daną prognozę postawiła. Za jasnowidzenie, jako
zdolność paranormalną w sensie dzisiejszej parapsychologji,
uważamy coś, co objawia się taką przepowiednią, która wyklucza
drogę logicznych przesłanek, która nie może zaistnieć na drodze
wnikliwych, intelektualnych kombinacyj. Inaczej bowiem musielibyśmy
nazwać jasnowidzem i polityka, przepowiadającego przyszły bieg
wypadków; meteorologa, informującego nas o przewidywanym przebiegu
pogody; lekarza, podającego prawdopodobny proces choroby i reakcję
organizmu, i t. d. i t. p.
Toteż
jak długo nie znamy dokładnie ogólnych założeń, zasadniczych
przesłanek, prowadzących do astrologicznych przepowiedni, tak długo
nie możemy mówić o jakiemkolwiek "jasnowidzeniu".
Horoskop
przedstawia niezliczoną ilość możliwości bardzo różnorodnych i
często sprzecznych między sobą. Kwestja wyboru tych, a nie innych
możliwości jest już wynikiem osobistych, czysto indywidualnych
zdolności astrologa. Przekracza to już ramy nauki i staje się
sztuką, czysto osobistem uzdolnieniem. Podobnie jak n. p. lekarz
genjalny, który stawia trudną diagnozę, nie posługuje się już
czysto naukowemi przesłankami w wyborze licznych możliwości, lecz
kieruje się, zresztą nieświadomie, intuicyjnymi czynnikami w
wyborze swych ostatecznych wniosków, podobnie i utalentowany
astrolog, tłumacząc daną konstelację, zwaną aspektem, posługuje
się zdolnościami, przekraczjącemi ramy tego, czego się można
nauczyć metodycznie. Tak jak w wypadku diagnozy łatwo popełnić
błąd przez nieuwzględnienie całkształtu i zły wybów
nastręczających się możliwości, a mimo to nie odmawia się
medycynie cech naukowych, podobnie i w astrologji - fałszywa
prognoza na skutek złego syntetycznego ujęcia wszystkich
poszczególnych elementów i złego wyboru możliwości, nie
przekreśla jeszcze jej cech naukowych. Tu, jak i tam, rzecz ta
opiera się na osobistych uzdolnieniach, a może nawet na chwilowej
dyspozycji badacza. Indywidualne niedoskonałości nie mogą nigdy
stanowić podstawy do objektywnego sądu. - Istnieje pewien
podstawowy, zasadniczy zrąb astrologji, ktorego można się wyuczyć,
który jest dostępny badaniom statystycznym, lecz poza tem istnieje
jeszcze zdolność syntetyczna i wyczucie intuicyjne, owa zdolność,
która jest kwestją talentu jednostki.
Można
do pewnego stopnia opanować część objektywną, naukową muzyki,
mimo to nie będzie się jeszcze twórczym kompozytorem. Ten czysto
artystyczny pierwiastek astrologji - istniejący zresztą w każdej
dziedzinie wiedzy - sięgający poza jej zrąb czysto naukowy, trzeba
mieć zawsze na uwadze, mówiąc o praktycznem zastosowaniu
astrologji. wtedy ocena będzie znacznie sprawiedliwsza.
na
zakończenie chciałbym poruszyć jeszcze jeden czynnik, bardzo ważny
dla zrozumienia tej wyjątkowej żywotności astrologji i tego uroku,
jaki wywiera ona na liczne rzesze swych zwolenników.
Astrologja,
patrząc na nią czysto formalnie, jest najwspanialszą próbą
systematyczno-konstruktywnego światopoglądu, na którą
kiedykolwiek duch ludzki się zdobył. Dla tego, kto szuka w niej
cech naukowych - będzie ona naukową i dostępną metodom naukowym.
Dla tego natomiast, ktorego głód metafizyczny jest niezaspokojony,
kto szuka wartości moralnych i religijnych, stanie się ona
wspaniałym, wszechstronnym światopoglądem, prawodawczynią
moralną, stanie się religją wzniosłą, łączącą w sobie
zarówno elementy umysłowe, jak i mistyczne. Nie zapominajmy, że
kolebką astrologji były świątynie, że pierwsi astrologowie to
kapłani, że elementy kosmiczne odgrywały doniosłą rolę w
religjach wszystkich czasów. Światopogląd astrologji jest tem
wznioslejszy, tem więcej zadowalniający człowieka, że mimo
dalekich horyzontów, jakie otwiera on dla ludzkiej myśli, posiada
także praktyczne wartości dla codziennego naszego życia, że - jak
żaden może inny - nie nadaje się tak doskonale do tego, by
oddziaływać uszlachetniająco i kształcąco na mędrca, jak i
człowieka przeciętnego, na laika, jak i znawcę rutynowanego. Jest
to światopogląd, który pojmuje Bóstwo, jako cały Kosmos ze
wszelkiemi jego siłami i możliwościami, dla którego gwiazdy,
ziemia i człowiek i wszelkie siły kosmiczne stanowią majestatyczną
całość, ściśle ze sobą związaną i wzajemnie na siebie
oddziaływującą.
I
bezsprzecznie, tu właśnie leży w znacznym stopniu źródło tego
niepospolitego uroku, jaki gwiaździarstwo wywierało od dawien dawna
i wywiera dziś jeszcze na umysły ludzkie. A wiemy przecież, że
najwspanialsze nawet umysły, ktorych imiona - jak długo istnieć
będzie ludzkość - wymieniać się będzie z dumą i z szacunkiem,
chętnie poddawały się urokowi astrologji.
1
: Że wymienię nazwiska: pitagoras, Plato, Arystoteles, Proklus,
Hippokrates, największy lekarz starożytności (jego słynne zdanie
"Człowiek, który nie zna astrologji, zasługuje na miano
błazna, a nie lekarza", Heraklit, cały szereg papieży, Albert
Wielki, Dante, Giordano Bruno. Filip Melanchton, Tyche Brahe,
Keppler, Kopernik, Napier, wynalazca logarytmów, Goethe i wielu
innych. - Sławne obserwatorjum astronomiczne w Greenwich zostało
założone podług horoskopu znanego astrologa królewskiego,
Flamsteada. - Jednym z najbardziej entyzjastycznych astrologów był
bez wątpienia Sir Isaac Newton, stawiający wspaniale horoskopy swym
przyjaciołom i znajomym. Gdy Halley (odkrywca komety tego imienia)
zarzucał mu zbytnie przejęcie się wiedzą gwiazd, wielki matematyk
spojrzał nań uważnie swemi spokojnemi oczami i rzekł:
"Studjowałem tę wiedzę przez wiele lat, pan nie znasz jej
wcale". - W 1938 roku sprzedano w Londynie papiery i książki
po tym wielkim uczonym, które przechowywała przez z górą 200 lat
jego rodzina. Są one niamałą sensacją, gdyż ukazują Newtona,
jako zapalonego astrologa i alchemika. Wprawdzie fakt ten znany był
już dośc dawno okultystom (vide: Surya:Okkulte Weltallslehre), lecz
historycy woleli go przemilczeć, jako fakt zbyt "niewygodny".
2
: Sławę uniwersytetu krakowskiego, jako pierwszorzędnego ogniska
astrologji, utrzymywały iudicia i prognostyki jego profesorów,
wydawane corocznie w formie kalendarzy i przepowiedni na najbliższy
rok, a cieszące się olbrzymim powodzeniem zagranicą. Świadczą i
tym nietylko częste ich wydania w językach: niemieckim, czeskim,
węgierskim, a nawet szwedzkim, ale fakt, że obejmowały z reguły
ościenne także kraje, jak Węgry, Morawy, Czechy, Ausrję i
Niemcy.
Teozofja
Przedstawiając
pokrótce spirytzm, wspomniałem, że ruch ten w umysłach pojawił
się własnie wtedy, gdy materjalistyczne pojmowanie świata groziło
juz zahamowaniem dalszemu postępowi w nauce. Drugim takim potężnym
bodźcem do odwrócenia umysłów do materjalizmu było pojawienie
się, w 25 lat po tamtym, ruchu teozoficznego.
Zasady
teozofji, jako systemu filozoficznego, nie są niczem nowem, a nowe
nie są również jej tezy fizjologiczne i archeologiczne; nowem było
tylko podanie ich bez symboli i osłonek do wiadomości ogółu
umysłow inteligentnych całej kuli ziemskiej; słusznie też
pierwsze wielkie dzieło Heleny Piotrówny Bławatskiej (H.P.B.) nosi
tytuł "Izys odsłonieta", gdyż rzeczywiście odsłoniło
cały niemal zakres wiedzy, zwanej dotychczas "tajemną" i
dostępnej tylko w okruchach nielicznym okultystom prawdziwym. Drugie
wielkie jej dzieło: "Nauka tajemna", odsłoniło już bez
reszty wszystko, co było jeszcze "zakryte" dla profanów,
i z tą chwilą "okultyzm" właściwie już się skończył;
można odtąd tylko bądźto przyjmować, bądź odrzucać, tezy w
tych dziełach zawarte, stwierdzając ich prawdziwość lub błędność
obserwacjami i eksperymentami.
Termin
"teozofia" i niektóre jej tezy pojawiły się już w III
w. po Chr. u neoplatonika Ammoniusa Saccasa, a uzupełniali je
Plotinus, Porfirius, Jamblichus i Proclus; bez porównania dokładniej
zawierają się jednak w dawnych księgach indyjskich, których wiek
sięga na liczne stulecia przed Chrystusem. Tem można wyjaśnić
fakt, że tezy te znane były tylko w ułamkach z dzieł
neoplatońskich okultystom europejskim; indologja bowiem jako osobna
nauka rozwinęła się dopiero z końcem wieku XIX, a prawdopodbnie
żaden z okultystów dawniejszych sanskrytem nie władał.
Jako
zwarty system filozoficzny, daje teozofja odpowiedź na wszystkie
niemal zagadnienia, jakie stawia umysł ludzki w swem dążeniu do
zbadania i zrozumienia. W tezach tych mieści się i kosmogonja i
prehistorja, i zasady etyki, i psychologja i eschatologja i wiele
przedmiotów pokrewnych; tu w zarysie najogólniejszym przytoczę
tylko niektóre tezy: Nasz układ słoneczny zamieszkują cztery
"królestwa przyrody", ludzie, zwierzeta, rośliny i
minerały, a rozwijając w sobie coraz szerzej świadomość i
aktywność, postępują naprzód w ewolucji. Po pewnym cyklu
rozwojowym kamienie będą roślinami, te zwierzętami, zwierząta
ludźmi, a ludzie aniołami. Dzieje rozwoju dotychczas przebytego
zawiera "księga Dzjan", a jej przekład podaje Bławatska
w "Doktrynie tajemnej".
Rozwój
jednostki duchowej (monady) od kamienia do anioła odbywa się w ten
sposób, że naprzód (jako kamień) ma ta monada tylko jedno "ciało"
(fizyczne); następnie (jako roślina) dostaje drugie ciało
(eteryczne), potem (jako zwierzę) trzecie (astralne) i wreszcie
(jako człowiek) czwarte (myślowe). Dalszy rozwój monady jako
człowieka następuje przez kolejne inkarnowanie się na ziemi w
różnych ciałach (osobistościach), wskutek czego tworzy się
jeszcze jedno "ciało" (przyczynowe), trwające już przez
wszystkie wcielenia, podczas gdy tamte "niższe" ciała
monada otrzymuje nowe za każdem swem życiem ziemksiem.
Cel
ewolucji jest dwojaki: udoskonalanie "ciał", aby przez nie
działalność duchowa mogła jak najswobodniej przejawiać się na
zewnątrz, oraz kształcenie ducha przez odbieranie i uświadamianie
sobie coraz wszechstronniejszych wrażeń zewnętrznych, a zatem
rozwój zakresu świadomości. Kamień nie odbiera żadnych niemal
wrażeń zewnętrznych, zatem jeden "duch" (monada)
wystarcza na wszystkie minerały, na całą skorupę ziemską. Na
roślinę działają już silniej bodźce zewnętrzne, a ona nawzajem
może oddziaływać kształtująco na świat mineralny, stąd też
ciałami roślin posługują się już różne monady (duchy drzew,
trawy, zbóż, etc.) Zwierzętami rządzą monady jeszcze bardziej
podzielone; każdy rój pszczół ma jednego wspólnego ducha, a
podobnież stado owiec lub gęsi ("duchy stadne"). Niektóre
zwierzęta domowe (psy, koty, konie) mają ciała już tak wysoce
rozwinięte, że każde zwierzę zamieszkuje oddzielny duch
indywidualny; duch taki w cyklu następnym będzie już zdatny do
posługiwania się ciałem ludzkiem.
Zadaniem
ducha w ciele ludzkiem jest dalsze rozwijanie świadomości, a
zarazem udoskonalanie tych ciał, jakie "wdziewa" na siebie
w inkarnacjach kolejnych; udoskonalanie nietylko ciała fizycznego,
lecz także eterycznego, astralnego, myślowego i przyczynowego. Gdy
je wykształci do stopnia najwyższego, zakreślonego obecnym cyklem
ewolucyjnym, nie będzie mu już potrzebne ciało fizyczne:
przestanie być człowiekiem, a zostanie "aniołem", duchem
bez ciała fizycznego. Aby ten rozwój przyspieszyć, może człowiek
wstąpić na krótszą "ścieżkę" i wcześniej niż inni
ludzie uzyskać ten stopień udoskonalenia, na którym ciało
fizyczne (i eteryczne) stanie mu się już zbędnem; wtedy przestanie
już wcielać się na ziemi i wstąpi w sferę "aniołów".
Do takiego przyspieszonego rozwoju etycznego podaje teozofja
szczegółowe wskazówki, zgodne zresztą z pradawną tradycją
indyjską, a stopnie też ścieżki odgraniczone są
"wtajemniczeniami".
Oprócz
duchów, zamieszkujących ciała fizyczne (roślin, zwierząt i
ludzi), istnieją inne monady duchowe, które nie mają ciała
fizycznego, a zatem zmysłami fizycznymi nie są dostrzegalne; są to
wedle teozofji "duchy przyrody" (skrzaty, gnomy, rusłaki,
demony, etc.), których "najniższem" ciałem jest
eteryczne, względnie astralne. Istoty te mogą swemi ciałami
oddziaływać na odpowiednie ciała ludzi, pomagać im lub
przeszkadzać, a w niektórych wypadkach mogą nawet wdziewać na
siebie ciała fizyczne, inkarnując się jako ludzie. Nie należą tu
oczywiście wilkołaki, wampiry, inkuby, etc, gdyż te są tylko
wytworami ludzi (myślakami, egregorami) i żadnej monady duchowej
nie zawierają.
Wszystko
to - powtarzam - nie jest niczem nowem, ani nie jest "wynalazkiem"
teozofji, gdyż zawiera się już w dawnej tradycji indyjskiej; nowem
jest tylko uprzystępnienie tej filozofji umysłom europejskim i
usystematyzowanie (głownie przez Leadbeatera) w sposób może
zanadto schematyczny, ale odpowiadający nawykom myślowym Zachodu.
Podaję schemat "ciał" różnych stworzeń i przynależność
ich do różnych "planów", czyli "równi"
wszechświata.
Postepując
od dolu wgórę, mamy naprzód to, co nazywamy materją fizyczną
dostrzegalną zmysłami, oraz siłę eteryczną, nadającą kształt
tej materji; obie razem tworzą "ciało" kamienia. Dalej
mamy "materję astralną", w której ruchem są popędy i
afekty, tworzące razem z poprzedniemi energjami "ciało"
rośliny. Następnie mamy "materję myslową", której ruch
wyraża się myslami konkretnemi; ma ją prócz poprzednich ciało
zwierzęcia. Wszystko to są "ciała", posiadające pewne
formy (indyjskie: rupa), a każda forma jest przemijająca; są to
zatem ciała "śmiertelne". Człowiek rozwija zdolność
myslenia abstrakcyjnego, bez form określonych, dochodzi już zatem
do świata przyczyn (noumena, ideje Platona); a gdy pracuje nad
przyspieszeniem swego rozwoju, kształci w sobie etykę (budhi),
odrywając się równocześnie od materji fizycznej
("wtajemniczony"). Anioł nie potrzebuje już ciał
widzialnych (fizycznego i eterycznego) a natomiast rozwinął w sobie
w zupełności etykę i sięga w świat ducha (atma), a archanioł
objawiać się może tylko we formie myśli konkretnych, cała bowiem
reszta jego istoty należy już do abstrakcji bez formy (arupa).
Z
chwilą zniszczenia ciała fizycznego kamienia (n. p. potłuczenia go
na proszek lub rozpuszczenia kryształu w wodzie) pozostaje tylko
jego forma eteryczna i zdolność do układania materji fizycznej w
taką samą formę. Po zniszczeniu (spaleniu, zgniciu) rośliny
pozostaje zdolność do stworzenia podobnej formy fizycznej i popęd
do takiego tworzenia. Po śmierci zwierzęcia dusza jego istnieje
jako ciało astralne (popędy, żądze) i zacząki myślenia
konkretnego; zbierając te popędy i te wyniki myslenia, umieszcza je
"duch stadny" w ciałach fizycznych nowych zwierząt tego
samego gatunku jako "swoje ciało" astralne i myslowe, aby
w nich dalej je rozwijać. Dlatego to zwierzęta w stadzie mają
jednakie ruchy i jednakie popędy, a doświadzcenia poprzednich
jednostek tego stada przechodzą na nowo zrodzone; jest to "pamięć"
ich ducha wspólnego, ale nie pamięć każdej jednostki z osobna.
Po
zniszczeniu ciała fizycznego człowieka wskutek starości, choroby
lub uszkodzenia następuje to, co nazywamy śmiercią; duch opuszcza
niezdatny do użytku organizm i pozostaje tylko w s wych cialach
niewidzialnych. W kilka dni po zgonie rozkłada się ciało eteryczne
jako już niepotrzebne i człowiek żyje nadal tylko w swem ciele
astralnem (i wyższych), jako t. zw. "zmarły". gdy
wyczerpią się także zużyte popędy i afekty, co trwa mniej więcej
przez okres czasu, równy trzeciej części życia ziemskiego (okres
czyśćca), odrzuca człowiek także ciało astralne i przechodzi na
równię myślową (niebo). Tu przebywa - zależnie od zakresu myśli,
jakie zdołał rozwinąć w życiu ziemskiem, - lat kilkadziesiąt,
kilkaset, lub dłużej, poczem budzi się w nim pociąg do zbierania
nowych doświadczeń, a zatem do pogrążenia się napowrót w
gęstszą materję.
Świadomość
jego zwraca się na nowo ku ziemi: duch wyszukuje sobie warunki, w
których mógłby zebrać jak najwięcej brakujących mu doświadczeń,
a zatem upatruje odpowiednich do tego celu rodziców, a ten popęd do
urodzenia się tworzy mu nową powłokę, ciało astralne. krąży w
niem około przyszłej matki, pracując wraz z nią nad uformowaniem
ciała fizycznego dla siebie i wreszcie rodzi się na ziemi jako
dziecko: jest to jego nowa inkarnacja. Ze starej pozostał tylko
duch, a ciało astralne, eteryczne i fizyczne jest całkiem nowe;
niema w nich zatem dawnych cech fizycznych ani dawnych popędów, i
oczywiście niema żadnej pamięci z życia poprzedniego. Dopiero gdy
człowiek zdoła (przez "wtajemniczenie") nawiązać
łączność świadomą między swemi ciałami (tworzącemi razem
jego :jaźń niższą") a duchem, powraca mu (mieszcząca się w
"ciele przyczynowem") pamięć jego wcieleń
poprzednich.
Oto
kilka tez najważniejszych z dawnej wiedzy indyjskiej,
spopularyzowanych przez teozofję. Z powyższego jest już widoczne,
że taki pogląd na świat mieści w sobie logiczne i zwarte
wytłumaczenie całego splotu zjawisk, wśród których staje
człowiek, szukający związku między niemi. Czem innem jest
oczywiście system filozoficzny, a czem innem Towarzystwo teozoficzne
i kierujące niem jednostki; a jednak bardzo częsty bywa błąd
rozumowania, identyfikujący jedno z drugiem: "ponieważ
Bławatska była - rzekomo - osobą mało etyczną, przeto teozofja
nie moze być niczem wartościowem". Duchy spirytystów miewają
naogół poziom moralny niezbyt wysoki, a jednak spirytyzm stał się
impulsem bardzo potężnym do wydobycia ludzkości inteligentnej z
materjalistycznego pojmowania świata.
Jak
każdej płodnej idei, tak i teozofji nie brakło prób ulepszania i
poprawiania jej tez, co dało początek rozboiciu się pierwotnego
Towarzystwa na różne sekty, mniej lub więcej wrogo nastawione
wzajemnie. Spirytyzm miał swego Cardec'a, który głosił ideę
reinkarnacji, i swego Davisa, który jej zaprzeczał; podobnież
sekretarz Towarzystwa teozoficznego, Rudolf Steiner, wystąpił z
niego, aby stworzyć "teozofję chrześcijańską" i
założył "Towarzystwo antropozoficzne". Dr Franciszek
Hartmann, jeden z najgorliwszych propagatorów teozofji, uznał
dalszy jej kierunek, prowadzony przez Annę Besant i Leadbeatera, za
kacerski i założył Towarzystwo "starowierców", nie
uznając innych powag poza Blawatską.
Żywot
takich sekt - i wielu innych mniejszych - był naogół niedługi i
jeżeli która dotrwała do dni dzisiejszych, to raczej liczebnoscią
członków, niż działalnością rzeczywistą. Pewne
rozpowszechnienie miała przed wojną antropozofja Steinera, gdyż
pierwsze jego dzieła przyniosły rzeczywiście niemało materjału
nowego w rozbudowie teozofji jako systemu filozoficznego; w dalszych
jednak wystąpiło coraz groźniejsze rozdrabnianie się na mnóstwo
dyscyplin, których jeden system objąć już nie mógł, a w tem
pogmatwaniu rzeczy świeckich z duchowemi rozwodniło się to, co
pierwotnie przedstawiało głębszą wartość poznawczą.
Spełniwszy
swe zadanie podstawowe: dostarczenia ludzkości nowego potężnego
impulsu do zwalczania materjalizmu w pojęciach, teozofja trwa już
tylko siłą rozpędu pierwotnego, a towarzystwa jej i sekty jej
pokrewne wegetują spokojnie bez głębszego - poza wszczepianiem
idei reinkarnacji - wpływu na społeczeństwo.
Reinkarnacja
i karma
Pitagoras
w swych wykładach ezoterycznych wspominał, że dawniej żył na
ziemi jako Exalides, następnie był Euphorbosem zabitym pod troją
przez Menelausa, potem Hermetinią, rybakiem Pyrrhesem i wreszcie
Pitagorasem; on podobnież miał naukę o reinkarnacji przynieść do
Druidów w Gallji. W pierwszych wiekach po Chrystusie wyznawały ją
sekty Simonjanów, Bazylidjanów, Walentynjanów, Manichejczyków i
Gnostyków, a co osobliwsza, znaleźć ją można także u niektórych
plemion czerwonoskórych ameryki. Pitagoras dostąpił wtajemniczenia
w Egipcie, a nauka o reinkarnacji do stała się do Egiptu z Indyj,
lub też była tam spuścizną "rasy czerwonej". Rasa ta
zamieszkiwała m. i. egipt przed "potopem", który zalał
Atlantydę, oddzielając oceanem Amerykę od Europy i Afryki.
W
Indjach reinkarnacja nie była niczem tajemnem, należała bowiem do
pojęć, znanych i uznanych we wszystkich warstwach oświeconych;
jedynie u ludu uległa wypaczeniu w "metapsychozę", a
zatem wiarę w przechodzenie dusz ludzkich w ciała zwierzęce. W
swej potaci czystej wiara w reinkarnację nie uznaje takich
możliwości, lub przynajmniej dopuszcza je tylko w wypadkach bardzo
wyjątkowych.
Zasada
reinkarnacji wiąże się tak ściśle z zasadą karmy, że jedna bez
drugiej byłaby niezrozumiała i bezcelowa. Karma oznacza w
sanskrycie działanie (od "kri", działać), a ponieważ
wszelkie działanie ma pewne następstwa na mocy prawa przyczyny i
skutku, karma oznacza także nastepstwo, skutek działania. Każdy
postępek człowieka, czyto myślą, mową, czy uczynkiem, pociąga
za sobą pewne skutki, nietylko na zewnątrz, lecz także dla niego.
Jeżeli postępek był zły, zaszkodził oczywiście drugiemu, a
także samemu sprawcy zaszkodził przez to, że "związał"
go z pokrzywdzonym, że stworzył "winę", która musi być
odrobiona. Nie jest to jakaś "kara za winy", tylko proste
nastepstwo postępku.
Postępek
może nie "szkodzić" nikomu drugiemu, a mimoto powoduje
nastepstwa dla sprawcy. Dziecko, wkładając palec w płomień, nie
szkodzi nikomu, a jednak popiec się musi, chociaż nie wiem, że ten
postępek spowoduje przykre następstwa. Tę samą zasadę stosuje
prawodawstwo nowoczesne, orzekając, że "nieznajomość ustawy
nie uwalnia od ponoszenia odpowiedzialności za swe postępki".
Ustawodawstwo jednak tem różni się od prawa karmy, że przewiduje
wypadki nieodpowiedzialności, gdy sprawca nie jest w pełni
"poczytalności" (choroby umysłowe, wiek dziecięcy,
wybuchy afektów), podczas gdy dla następstw karmy niepoczytalność
nie istnieje.
Działalność
prawa karmy wyglądałaby zatem na jakąś bezlitosną, nieubłaganą,
niemal ślepą, nie mającą w sobie nic ludzkiego, gdyby nie to, że
właśnie tego rodzaju poczucie sprawiedliwości tkwi na dnie duszy
każdego człowieka. Jest może - i powinna być - nieubłagana, ale
nie jest bezlitosna; nigdy nie miażdży człowieka, lecz rokłada mu
odrobienie następstw na takie dawki, jakie on znieść potrafi. A to
"rozkładanie długu na raty" byłoby bez reinkarnacji
niemożliwe.
Karma
zresztą, jako następstwo uczynków, nie jest tylko "zaciąganiem
długów", lecz w równej mierze "składaniem kapitału".
Jeden człowiek żyjąc lekkomyslnie, więcej narobi dlugów, niż
oszczędzi kapitału przez życie; drugi natomiast stara się
odkładać jak najwięcej kapitału, a długów się wystrzegać. U
jednego saldo na jego koncie z chwilą śmierci będzie po stronie
"ma", u drugiego po stronie "winien". Ten, kto ma
kapitał, urodzi się następnym razem na ziemi w warunkach
korzystnych (oczywiście nie wyłącznie w znaczeniu materjalnem
korzystnych); kto ma tylko długi, będzie miał ciężkie życie we
wcieleniu następnem.
Życie
to jednak nigdy nie będzie takie ciężkie, żeby go człowiek przy
dobrej woli znieść nie mógł; karma bowiem, wprawdzie nieubłagana,
ale nie bezlitosna, rozdziela mu jego dług na tyle rat, tyle wcieleń
na ziemi, aby obok spłacania ich mógł jeszcze zaoszczędzić sobie
nieco kapitału. A już tylko od dobrej woli człowieka zależy, czy
on, spłacając raty długów, nie zechce robić nowych, czy zatem
saldo na końcu życia będzie korzystniejsze, niż było z chwilą
urodzin.
Wypwiedzi
ludzi zmarłych zgodne są m. i. w tem, że "po śmierci odbyli
przegląd całego swego życia ziemskiego"; ten przegląd zatem
jest właśnie "saldowaniem konta" życiowego. Jasnowidząca
z Prevorst odbywała w somnambulizmie codzienne "rachunki
sumienia", z których saldo przenosiła do rachunków rocznych,
a z nich znowu do rachunku życiowego, którego saldo przedstawiało
jej się "w jednej cyfrze". Na ten bilans skłądają się
tylko pozycje "winien" i "ma" z wcielenia właśnie
odbywanego; niema w nim zatem sumy całego długu, jaki pozostaje do
spłacenia, lecz tylko rata na wcielenie bieżące. Dopiero przed
inkarnacją następną, przed nowem urodzeniem, odbywa się
zesumowanie całego długu i wyznaczenie wysokości raty na to nowe
wcielenie.
To
wyznaczenie raty określa warunki, w których człowiek ma się
urodzić i przebyć życie; jeżeli cyfra raty jest wysoka, warunki
będą trudne, ale nigdy za trudne do zniesienia. Wystrzegając się
nowych długów, a oszczędzając ile się da na kapitał,
przygotowuje sobie człowiek za życia ziemskiego lepsze warunki na
wcielenie następne. Te "lepsze warunki" nie oznaczają
oczywiście bynajmniej życia w dostatkach i próżniactwie; dają
tylko wiele sposobności do rozwijania się duchowego, nie
krępowanego "więzami", jakie nakladają na człowieka
wielkie długi, zaciągnięte u innych ludzi. Wielka krzywda,
wyrządzona komuś, kto jej nie wybaczył, wymaga spotkania się z
nim we wcieleniu następnem, aby mogła bvyć odpłacona. Stąd n. p.
człowiek przychodzi na świat w rodzinie, w ktorej musi wiele znieść
od ojca lub matki; tym ojcem czy matką jest ktoś, kogo on
skrzywdził w życiu poprzedniem, w którem zresztą teraźniejszy
ojciec mógł n. p. być jego corką lub żoną.
Gdy
skrzywdzony przebaczy i nie oczekuje odpłaty jakiemś poświęceniem
czy dobrodziejstwem, to i nie wiąże się z krzywdzicielem, a wtedy
ten nie musi już spłacać długu skrzywdzonemu osobiście, lecz
dopisuje go do sumy ogólnej swych długów. Podobnież dopisuje się
do tego funduszu wszystkie drobne długi, które z nikim osobiście
nie wiążą, i te długi spłaca się (w jednej sumie, lub w
drobnych ratach) pierwszemu lepszemu, bądźto w tem samem wcieleniu,
bądź w następnem. Zrozumiałe jest z tego, dlaczego na "ścieżce"
do wtajemniczenia obowiązuje reguła: "nie wiązać się z
nikim i z niczem". Zrozumiałe jest także, dlaczego duchy
zmarłych czasem tak uporczywie starają sięna seansach naprawić
jakieś wyrządzone za życia krzywdy lub zaniedbania: wolałby już
nie wiązać się z temi osobami we wcieleniu następnem.
Celem
ewolucji jest doskonalenie się jednostek, a odrabianiem karmy uczy
się człowiek iść z postępem ewolucji i unikać tworzenia nowej
karmy. [1] Wciela się zatem ciągle na nowo dopóty, dopóki
wszystkich rat dawnej karmy nie wyczerpie, a nowej robić nie
przestanie. doskonalenie się zmierza do rozwinięcia w sobie
wszystkich właściwości dodatnich, a zupełnego wyplenienia
ujemnych; ponieważ zaś inne cechy ma człowiek we wcieleniu jako
mężczyzna, a inne ma w ciele kobiecem, inkarnuje się zwykle
naprzemian raz jako mężczyzna, drugi raz jako kobieta. Człowiek
"doskonały" musi posiadać wszystkie dobre właściwości
męskie i kobiece.
wbrew
przekonaniu eugeników i psychologów w morlaności idealnym typem
człowieka nie jest ani "stuprocentowy" mężczyzna, ani
takaż kobieta; przeciwnie nawet, są to typy bardzo pierwotne,
spotykane tylko na niższych szczeblach rozwoju gatunku homo sapiens.
duch ludzki na pewnym stopniu udoskonalenia, który już przebył
wiele wcieleń w obu płciach naprzemian, nie rodzi się nadal w
takich ciałach stuprocentowo męskich czy kobiecych, gdyż miałby w
nich trudność utrzymania na wysokim poziomie swych zdobytych już
cech płci jednej i drugiej - cech oczywiście duchowych, nie
fizycznych. Stąd to dusze "stare", ktore już mają długi
szereg wcieleń za sobą, posiadają w charakterze cechy obu płci, z
małą tylko przewagą jednej nad drugą, a więc n. p. albo są to
"sześćdziesięcioprocentowe" kobiety, albo
"siedmdziesięcioprocentowi" mężczyźni. [2]
Oczywiście
dla duszy bardzo "młodej", ktora od niedawna dopiero
"wdziewa" na siebie ciała ludzkie, obojętne jest, czy
urodzi się w ciele męskiem czy kobiecem, bo w każdem z nich może
zdobywać dość doświadczeń do rozwijania swych uzdolnień
duchowych; takie dusze zatem wcielać się mogą raz po raz jako
mężczyźni, a potem znowu kilka razy jako kobiety. Nie znaczy to,
jakoby dusza młoda miała się wcielać tylko wśród ludzi
prostych, lub w rasach nieucywilizowanych; warunii zewnętrzne, jak
zamożność, oczytanie i t. p. mają znaczenie bardzo podrzędne dla
rozwoju duchowego. To też spotyka się nieraz dusze młode na
wysokich stanowiskach społecznych, a dusze bardzo stare w ciałach
n. p. wieśniaków i drobnych rzemieślników, gdyż takie warunki
wybrały sobie te dusze przed wcieleniem, jako dla nich
najstosowniejsze ze względu na odrabianie karmy i na rozwijanie
brakujących im jeszcze uzdolnień.
Podobnie,
jak prócz duchów indywidualnych w każdem ciele ludzkiem istnieją
także duchy zbiorowe miast, narodów i ras, tak istnieje również
karma zbiorowa tych zespołów ludzkich. W karmie tej uczestniczą
jednostki, ale nie w tem znaczeniu, jakoby n. p. brały na siebie
"winę" za popełnione przez swój naród błędy, lecz
tylko dusze wybierają sobie wcielenie w takim narodzie, w którym
właśnie karma jego da im upatrzone warunki rozwojowe. Duchy narodów
i ras posługują się w razie potrzeby wybranemi przez siebie
jednostkami do pchnięcia rozwoju społeczeństwa w kierunku
pożądanym. Jednostki te mogą sobie zdawać sprawę z posłannictwa,
do którego są przeznaczone, alboteż wypełniać je biernie, jako
ślepe narzędzia; w pierwszym wypadku utrzymują się na swym
poziomie aż do końca, w drugim "wykolejają się" nieraz
zamiast odejść po spełnieniu zadania, uporczywie trzymają się
swego wyjątkowego stanowiska, aby być już tylko narzędziem "złej"
karmy społeczeństwa. [3]
Są
wreszcie duchy całych kontynentów, globu ziemksiego i innych
planet, odbywające swe "inkarnacje" w coraz nowych kolejno
"ciałach fizycznych" tych planet. Duchy te rządzą swemi
"ciałami" i zamieszkującą je ludzkością za
posrednictwem "Bractwa Białego", złożonego jakoby z
dwunastu "nadludzi" nadzwyczajnie uduchowionych i nie
potrzebujących już ciał fizycznych, których siedziba ma się
znajdować rzekomo w Himalajach czyteż w Tybecie, czy na biegunie
północnym. [4]
Oto
w najogólniejszych zarysach streszczenie nauki i reinkarnacji i
karmie, nie "wymyslonej" zresztą przez nowoczesnych
teozofów, lecz tylko z dawnych źródeł indyjskich podanej do
wiadomości publicznej przez Bławatską i jej nastepców w ruchu
teozoficznym. Dla okultysty, który nie przyjmuje dogmatów ze slepą
wiarą, lecz szuka potwierdzenia ich we faktach rzeczywistych, ważne
jest znalezienie takich faktow i porównanie ich z tezami tej
filozofji.
Z
natury rzeczy faktów takich można sprawdzić niewiele. Jeżeli
jeszcze działanie karmy da się tu i ówdzie obserwować w
zdarzeniach z życia własnego lub z życia otoczenia, to dowody
reinkarnacji jednego i tego samego ducha w różnych kolejno ciałach
są prawie niemożliwe do przeprowadzenia; zawsze bowiem zeznania
czyjeś, że w życiu poprzedniem tak a tak się nazywał, tam a tam
mieszkał, to a to zdziałał, dadzą się wyjaśnić
psychometrycznem odczytywaniem szczegółów z życia jakiegoś
innego osobnika, z którym bezpodstawnie identyfikuje siebie
zeznający.
Objawem
działania karmy mogą być n. p. "cudowne" ocalenia
niektórych ludzi w katastrofach zbiorowych, pociagających za sobą
liczne ofiary: oto ci ocaleni nie mieli ulec katastrofie, bo karma
wymagała dla nich innego biegu życia. często także objawia się
działanie karmy tylko małem przesunięciem w czasie; gdyby ktoś o
kilka sekund później znalazł się w danem miejscu lub podjął
pewną czynność, dalsze życie jego potoczyłoby się całkiem
inaczej. Albo znowu ktoś najbardziej drobiazgowo przygotowuje sobie
wszystkie warunki do wykonania ważnego przedsięwzięcia, a
tymczasem zjawia się w ostatniej chwili jakaś przeszkoda, napozór
tak drobna, że nie mogłaby wpłynąć na wynik, która jednak
niweczy całe przedsięwzięcie. Albo wreszcie ktoś znajduje się w
warunkach - familijnych, pieniężnych, miejscowych - bardzo
przykrych, które mógłby zmienić bez żadnej trudności: a jednak
jakieś względy - moralne, lub tylko urojone - więżą go w tych
warunkach tak mocno, że wydobyć się z przykrego położenia nie
może.
Zdarzeń
któreby przynajmniej połowicznie można przypisać istnieniu
reinkarnacji, zanotowano dotychczas stosunkowo niewiele; godne uwagi
jest jednak, że w czasach najświeższych mnożą się coraz
bardziej. Zdarzenia tego rodzaju odnoszą się bądźto do osób i
miejscowości, które nagle rozbłyskają w pamięci, jako już
znane, chociaż w życiu beiżącem napewno było to niemożliwe,
bądźteż do uświadomienia sobie jakichś dat, nazwisk lub faktów
z przeszłości oddalonej, które narazie nie są znane nikomu w
otoczeniu, ale mogą być następnie sprawdzone.
Oto
n. p. ktoś poraz pierwszy w życiu zwiedza nową okolicę lub
budynek i nagle przypomina sobie, że już ją zna; podaje nawet
szczegóły otoczenia, chociaż ich jeszcze nie widział, a po
oglądnięciu stwierdza, że niektóre są zmienione, jakby nowsze,
ale inne pozostały "te same", dobrze mu znane. [5] Czasem
zdoła nawet podać, gdzie "wówczas" mieszkał, lub
wymienić jakieś wypadki, które tam zaszły przed kilkuset laty;
jeżeli to są wypadki drobne, stwierdzić się nie dadzą,
donioślejsze zaś mogą być zapisane w jakichś kronikach, narazie
nikomu nieznanych, ale później kiedyś odkrytych. Ktoś inny znowu,
nie podróżując nigdzie przez całe życie, podaje mimoto jakieś
szczegóły o miejscowościach odległych, opisuje ich rozkład i
wygląd, wymienia nawet nazwy - nieraz dawne, już nieużywane - a
prawdziwość tego potwierdzają dopiero inni, którzy dobrze poznali
te miejscowości. Jeżeli to są szczegóły z przeszłości dość
odległej, mogą świadczyć na korzyć reinkarnacji; współczesne
zaś dadzą się wyjaśnić jasnowidzeniem niezamierzonem -
zwłaszcza, że szczegóły takie pojawiają się często tylko we
snach, nie na jawie - alboteż telepatycznem czytaniem w pamięci
innych ludzi.
Stosunkowo
bardziej przykonywające są - nieliczne zresztą - zeznania dzieci
kilkuletnich, które n. p. podają z pewną uporczywością i
konsekwencją szczegóły ze swego poprzedniego życia, gdzie
mieszkały wówczas, jak nazywali się rodzice i czem się zajmowali.
Bywa to czasem przeszłość dość niedaleka, a zatem łatwa do
sprawdzenia, i takich sprawdzeń notują kilkanaście badania
parapsychiczne. W jednym wypadku nawet dziecko rozpoznało na ulicy
swego ojca z inkarnacji poprzedniej, jeszcze żyjącego, i
opowiedziało mu trafnie szczegóły ze swego życia przed ostatnią
śmiercią.
1
: Odnosi się to do wszelkiego rodzaju karmy, a więc zarówno do
"złej", powodującej przykre nastepstwo, jak i do
"dobrej", dającej korzystne warunki życiowe we wcieleniu
następnem. Wszelka karma "wiąże" człowieka, zmuszając
go do powracania na ziemię: a dopiero gdy człowiek udoskonali się
tak dalece, że już żadnej - ani dobrej, ani złej - karmy nie
tworzy, jest wolny od dalszych wcieleń.
2
: Mowa tu tylko o cechach psychicznych, gdyż ciała, zamieszkiwane
przez te "stare" dusze, bywają zwykle wybitnie
jednopłciowe, bez śladów hermafrodytyzmu. U dusz nieco młodszych
natomiast równa procentowość płci obu małżonków jest warunkiem
zgodności współzycia: kobieta stuprocentowa nie będzie szczęśliwa
w małżeństwie z mężczyzną ośmdziesięcioprocentowym (znowu
mowa tylko o cechach psychicznych).
3
: Takiem narzędziem był np. Napoleon, prawdopodobnie inkarnacja
dalsza Aleksandra wielkiego, Juliusza Cezara, a później
Dżyngischana; przykładów podobnych dostarczają również dzieje
najświeższe (powojenne).
4
: ciała stralne jednak nie potrzebują "siedziby"
fizycznej.
5
: Należy tu jednak być bardzo oględnym we wnioskowaniu. Czasem
można "porównać" to co sie widzi, z "zapomnianemi"
obrazami pamięciowymi (n. p. ogladanie zdjęć danego gmachu w
różnych czasach i ich zapamiętanie jako "własne").
Budowa
człowieka
W
pięć lat po wystąpieniu (1848) nowoczesnego ruchu spirytystycznego
zapytywał sędzia amerykański J.W. Edmonds duchów pukających w
stoliku, jaką "energią" porozumiewają się z żyjącymi,
i otrzymał takie wyjaśnienie:
"Jest
to elektryczność, ale o wiele doskonalsza od tej, którą znacie.
Pierwsza i najniższa energja, która przenika ustrój ludzki, ma
wpływ na jego tworzenie się i wzrost; jest tem, co nazwałbym
pierwiastkiem wegetatywnym. Następna jest pierwiastkiem ruchowo
zwierzęcym, przenikającym cały układ nerwowy, tem, co nazywacie
instynktem. Dalszym jest pierwiastek duszowy, poruszający uczucia,
tworzący wyobrażenia z wrażeń odbieranych i kojarzący je
świadomie".
W
dwadzieścia lat później podała teozofja podobny szkic budowy
człowieka na podstawie dawnej tradycji indyjskiej; jeżeli zatem
duchy edmondsa mogły podać już wcześniej taki sam schemat, to nie
zaczerpnęły go ani z teozofji, ani zapewne z Indyj, lecz musi on
odpowiadać czemuś faktycznie istniejącemu. Rzeczą podrzędną
jest to, że duchy Edmondsa nazywały tę energję "elektrycznością"
różnych stopni doskonałości, teozofja nazywa je "ciałami"
o różnej subtelności, a tradycja indyjska nazywa je "powłokami"
(kośa); stosunek wzajemny tych energij, ciał czy powłok, jest
jednakowy. Podobny spotykamy także zresztą we wiedzy tajemnej
babilońskiej, egipskiej, w niektórych dawnych wierzeniach ludów
słowiańskich i plemion amerykańskich.
To,
co nazywamy "człowiekiem", składa się z kilku "ciał",
czy powlok, coraz subtelniejszych, tak ustopniowanych, że każda
następna wyższa ożywia poprzednią niższą, jest jakgdyby jej
energją motoryczną. Najniższem ciałem jest organizm fizyczny ze
swojemi komórkami, kośćmi, mięśniami, wnętrznościami i
narządami zmysłow; jest to tylko mechanizm, którego kształtowaniem
się, wzrastaniem i odżywianiem zajmuje się energja, zwana przez
duchy Edmondsa elektrycznością, przez teozofję siłą żywotną, a
przez tradycję indyjska nazywana praną. Gdy ta energja przestanie
działać na mechanizm ciała fizycznego, następuje rozpad jego na
pojedyncze komórki, czyli to, co zazwyczaj nazywamy śmiercią.
Nie
jest to jednak kres istnienia człowieka, lecz tylko odrzucenie
"najgrubszej powłoki" wskutek zużycia lub uszkodzenia;
człowiek bowiem żyć może rownie dobrze w swych ciałach
subtelniejszych. Przykładu, że tak jest, dostarczają wypadki
omdlenia głębokiego i letargu; wtedy mechanizm ciala fizycznego
jest nieczynny, oddech i krwiobieg ustaje, niema ruchów mieśniowych,
czynności narządów wewnętrznych, ani reakcyj na bodźce zmysłowe.
A jednak człowiek żyje i po pewnym czasie "powraca" do
przytomności [1], powraca do swego ciała fizycznego; nieraz nawet
pamięta, co wtedy myślał i co wokoło niego mówiono.
Tej
energji, która utrzymuje w pewnej formie ciało fizyczne, która
wprawia w ruch jego członki, płuca, serce i narządy wewnętrzne,
dostarcza im ciało eteryczne. W niem mieści się niewidzialny plan
budowy całego organizmu fizycznego i w niem mieszczą się ślady
wszelkich wrażeń zmysłowych, a zatem to, co nazywamy "pamięcią".
wrażenia często powtarzane żłobią jakgdyby rowki coraz głębsze
w ciele eterycznym, kształtując je i zmieniając, a reakcje
mięśniowe na te wrażenia, jako stałe nawyki, wyrażają się
także w formach organizmu fizycznego, nadając mu cechy
charakterystyczne, odrębne dla każdego indywiduum. Na kształtowanie
się ciała eterycznego ma wpływ także wola człowieka, a ponieważ
ono właśnie ma zdolność układania materii fizycznej i zmieniania
jej stanu skupienia, mogą niektóre osobniki (medja) wysuwać na
zewnątrz swe ciało eteryczne, skupiać wokoło niego materją
fizyczną i wywoływać objawy, znane pod nazwami ektoplazmy,
telekinezji i aportów.
Substancję,
tworzącą ciało eteryczne, zaliczają teozofowie zgodnie z
różokrzyżowcami do materji fizycznej, której trzy stany skupienia
(stały, płynny i lotny) są widzialne, a cztery bardziej
rozrzedzone (materja "promienista" i trzy "etery"
coraz bardziej subtelne) są narazie niedostępne dla wzroku
fizycznego. Niektórzy ludzie mają zdolność (w dalszym rozwoju
będą ją mieli wszyscy ludzie) widzenia powloki eterycznej; forma
jej odpowiada w ogólnych zarysach kształtowi ciała fizycznego,
wystając u człowieka nieznacznie (okolo 2 cm) poza jego obręb, u
zwierząt i roślin więcej, a u minerałów budowy krystalicznej
najwięcej (osie krystalizacji). Stąd u człowieka można z
promieniowań eterycznych (magnetyzm) wokoło jego ciała fizycznego
rozpoznać stan jego zdrowia, a u roślin określić, w których
miejscach rozwiną się ich liście i kwiaty, chociaż narazie niema
ich nawet w związku.
Jak
wyżej wspomniano, formę ciała eterycznego zmieniac może wola,
chęć, pragnienie, a tej energji zmieniającej dostarcza "powłoka"
znowu subtelniejsza od tamtej, zwana ciałem astralnem, lub
astrosomem. Bodźce ze świata zewnętrznego, działające na zmysły
fizyczne, wywierają wrażenia w ciele eterycznem, a przez nie
przenoszą się na ciało astralne; w ciele eterycznem pozostawiły
"rowki" pamięciowe, a w asralnem budzą uczucia i afekty.
Mogą to być uczucia nieokreślone (miłe, przykre), alboteż mniej
lub więcej wyraziste (ból, rozkosz, strach, radość, gniew,
smutek, zachwyt); pojawianie się ich w ciele astralnem przedstawia
się jasnowidzowi jako rodzaj płomyków, błyskawic, chmur barwnych,
jużto krótkotrwałych (gdy afekt był przemijający), jużto przez
czas dłuższy wybijających na astrosomie swe piętno.
To
ciągłe rozbłyskiwanie coraz innych płomieni barwnych sprawia, że
ciało astralne nie ma określonej formy ani barwy; jest to chmura
bez stałych zarysów, otaczająca zewsząd ciało fizyczne
człowieka, które mieści się wewnątrz niej jak w elipsoidzie, o
rozmiarach przeciętnie o pół metra większych w każdym kierunku
od organizmu fizycznego. Na pewnym stopniu rozwoju (zależnym zwykle
od liczby przebytych inkarnacyj) uzyskuje człowiek skłonność do
pewnych afektów, a odporność na inne, mniej pożądane; u takiego
człowieka zatem ciało astralne posiada już pewną bardziej
określoną formę, a raczej pewien stały układ barw wewnątrz
elipsoidu. Uczucia niskie (gniew,. strach, zawiść) swym "ciężarem
gatunkowym" układają się w dolnej części elipsoidu, a
wyższe (miłość, radość, cześć, zachwyt) zajmują górną
część jego.
Jasnowidz,
uzdolniony do postrzegania substancji astralnej, może z tych różnych
barw ciała astralnego określić stopień rozwoju duchowego
człowieka; barwy te tworzą aurę indywidualną, odróżniającą
jednego człowieka od drugiego podobnie, jak odróżniają ich cechy
charakterystyczne ciał fizycznych. Podczas snu (a także w transie,
hipnozie, narkozie) ciało astralne wydala się poza obręb organizmu
fizycznego i bądźto pozostaje w pobliżu niego (obok nóg, lub nad
ciałem), bądźteż próbuje dalszych wycieczek, z których pamięć
przynosi nieraz do ciała eterycznego, a stąd wspomnienia mogą
przedostać się także do mózgu fizycznego. Dlategoto po obudzeniu
możemy pamiętać lepiej lub gorzej nasze "marzenia senne",
złożone bądźto z wrażeń fizjologicznych podczas snu, bądź z
obrazków pamięciowych ciała eterycznego, bądź wreszcie z
afektów, nawiedzających ciało astralne bez pośrednictwa organizmu
fizycznego. [2]
Najsubtelniejszą
z "powłok" człowieka, posiadającą jeszcze pewną
konkretną formę i cechy, jest ciało myślowe (mentalne). Jak sama
nazwa wskazuje, substancja jego jest ta sama, z której tworzą się
myśli, wyobrażenia konkretne; a ponieważ wszystkie takie myśli
zabrawione są mniej lub więcej uczuciowo, barwy ciała myślowego
odpowiadają naogół barwom astrosomu. Jasnowidz, który zdoła
widzieć aury ludzkie, nie odróżnia zazwyczaj ciała astralnego od
myślowego, i nazywa "aurą" wrażenie ogólne, jakie mu
dają oba te ciała.
uczucia
bywają niemal bez wyjątku złączone z myskami (stąd Indowie oba
te "ciała" razem zwą "kama-manas"); niema
afektów, które byłyby pozbawione jakiejś idei, i niema myśli bez
żadnego zabarwienia uczuciowego (choćby tylko "lubiE" -
"nie lubię"). Każde takie wyobrażenie konkretne
zachowuje się, jak istota niezależna od człowieka, który ją
stworzył, i nazywa się w teozofji "myślakiem"
(idee-force) lub myśloformą. Zależnie od wyrazistości swego
składnika myślowego i od napięcia swego zabarwienia uczuciowego
zachowuje myślak przez czas dłuższy lub krótszy swą zdolność
do życia samoistnego i do działania na inne myślaki, lub na ciała
astralne i myślowe innych istot.
Każdy
nowy myślak, stworzony przez człowieka lub przez inną istotę,
jeżeli nie jest skierowany specjalnie do jakiejś określonej
drugiej istoty, przyłącza się do myślaków podobnej treści,
stapiając się z nimi w całość; a gdy takich pokrewnych myślaków
jest bardzo wiele, powstaje z nich twór "wielokomórkowy",
t. zw. egregor, który może mieć zywot bardzo długi i ogromną
nieraz potęgę działania. Takimi egregorami byli n. p. bogowie
pogańscy, a w średniowieczu Bafomet, demony i szatani; egregory
podobnież działają w uzdrowiskach cudownych (Lourdes), a w innem
znaczeniu na wszechnicach, w kierunkach sztuki i kultury. Inne
egregory, ciągle wzmacniane zgodnemi myslami społeczeństw,
powodują wreszcie wybuchy wojen, przewroty polityczne, opętania
masowe ("psychologja tłumu") i t. p. zjawiska, których
źródła są mało zbadane.
Na
uwagę zasługują jeszcze pewne szczegóły budowy człowieka,
zawarte już w dawnej tradycji indyjskiej, a nieznane wcale
okultyzmowi europejskiemu do czasów Bławatskiej. Wedle tej tradycji
istnieje we wszechświecie pierwiastek eteryczny zwany prana, nie
identyczny z "eterem" nauki zachodniej, chociaż do niego
zbliżony. Pranę przyswaja sobie ciało eteryczne człowieka i
przemienia ją na siłę żywotną ("magnetyzm"). Do
takiego asymilowania istnieje w tem ciele osobny narząd, mieszczący
się obok śledziony fizycznej, względnie obok splotu słonecznego,
a ponadto istnieje jeszcze sześć takich narządów do innych
celów.
Narządy
te noszą nazwę "kół" (czakra), lub kwiatów lotosu
(padma, kamala) i mieszczą się przeważnie w pobliżu gruczołów
endokrynicznych; prądy prany przepływają przez te lotosy po
przewodach eterycznych, zwanych "nadis", a biegnących
równolegle z nerwami, i użyczają im energji do utrzymywania i
poruszania organizmu fizycznego. Na powierzchni ciała eterycznego
tworzą te lotosy wgłębienia lejkowate okrągłe (stąd nazwane
"kołami"), nieruchome u człowieka normalnego, ale
obracające się zwolna i świecące u szczególnie rozwiniętego. Są
to jego "zmysły nadzmysłowe" do odbierania wrażeń ze
świata astralnego i myslowego.
Aby
człowiek mógł uświadamiać sobie te wrażenia, musi pobudzić swe
lotosy do ruchu i wprawić je w żar świecący. U dołu kręgosłupa,
w sąsiedztwie gruczołu sterczowego (prostata) mieści się lotos
"czteropłatkowy", a nad nim żarzy się słabym płomieniem
"ogień wężowy", czyli kundalini. Odpowiedniemi
ćwiczeniami można ten ogień "obudzić z uśpienia" i
poprowadzić go wgórę kręgosłupa przez lotosy aż do czaszki,
gdzie "spala zasłonę przejrzystą", przegradzającą
lotos obok przysadki od lotosu przy szyszynce. Przez "spalenie"
tej przegrody uzyskuje człowiek zdolność uświadamiania sobie
wrażeń nadzmysłwych, odbieranych kwiatami lotosu.
U
jasnowidzów "urodzonych" czynne są tylko niektóre
lotosy, a u medjów wprawianie w trans budzi je chwilowo do ruchu.
Podobnież działają maście narkotyczne czarownic i ceremonje
czarnoksiężników, budząc także z uśpienia ogień wężowy, ale
prowadząc go nieprawidłowo; stąd pochodzi wybujały seksualizm u
zwolenników magji, nie przygotowanych odpowiedniemi ćwiczeniami
psychicznemi do wymaganego poziomu moralnego.
1
: Samo wyrażenie "przytomność" wskazuje, że człowiek
jest "przy tem", przy swem ciele fizycznym, do którego
"powraca" po chwilowej nieobecności; mówi się podobnież,
że człowiek "przyszedł do siebie".
2
: Afekty mogą działać na ciało astralne wprost od ciał
astralnych innych ludzi (uczucia są "zaraźliwe"), albo od
istot nie posiadających ciała fizycznego.
Wtajemniczenia
Wyraz
"wtajemniczenie" (inicjkacja, poświęcenie,
prześwietlenie) jest pojęciem bardzo rozciągliwem. Dziecko, ucząc
się czytać, wtajemnicza się w alfabet; dziewczyna dostępuje
wtajemniczenia w kobietę; jasnowidz, ujrzawszy poraz pierwszy coś
nadzmysłowego, jest wtajemniczony w zjawiska pozafizyczne. W każdym
z tych przykładów osoba przed wtajemniczeniem nie jest w stanie
wyobrazić sobie, na czem ono polega, a po niem nie potrafi swych
doznań uzmysłowić komuś drugiemu, kto sam przez to nie przeszedł.
Inaczej mówiąc, wtajemniczenie jest wyłącznie osobiste i na
innego osobnika nie może być "przeniesione".
Zrozumiałe
teraz będzie, że "wtajemniczonym" może być zarówno
czarnoksiężnik, jak święty, zarówno wolnomularz jak rabdomanta,
medjum hipnotyczne jak alchemik. Aby ta nazwa nie była tylko pustym
dźwiekiem, należałoby dodawać, w "co" został
wtajemniczony dany osobnik; a ponieważ to "coś" jest
właśnie tego rodzaju, że nie da się pojąć niewtajemniczonemu,
może on owo coś przyjmować tylko na wiarę. Może conajwyżej
wyobrażać sobie, że ów wtajemniczony posiadł jakieś "tajemnice"
n. p. w czarnoksięstwie czy wolnomularstwie, które go do czegoś
uzdolniają lub uprawniają. Czasem może widzieć, jak wtajemniczony
robi coś, czego cel wydaje się niezrozumiałym lub dziecinnym,
najczęściej jednak nie zauważy żadnych oznak, któreby
wtajemniczonego różniły od człowieka zwykłego.
Nie
znaczy to, jakoby tajemnicą były także same zabiegi, którym
poddaje się kandydat do wtajemniczenia. Możemy przyglądać się,
jak hipnotyzer wprawia w sen medjum; możemy czytać o "próbach",
przez które przechodzi neofita u masonów, możemy studjować reguły
przepisane zakonnikom przez Ignacego Loyolę; ale przez to jeszcze
nie dostąpimy wtajemniczenia. Zabiegi nie bywają osłaniane
tajemnicą, ale cel ich i następstwa pozostają niezrozumiałemi, a
raczej niemożliwemi do wyobrażenia sobie przez niewtajemniczonego.
Akt właściwy poprzedzają we wielu rytuałach "próby"
mniej lub więcej symboliczne, mające na celu stwierdzenie, w jakim
stopniu kandydat zdołał opanować swą naturę "niższą";
próby takie odpadają oczywiście u wtajemniczeń czarnomagicznych i
stanistycznych, a zastępują je inne, mające wykazać rozwój
gwałtownych namiętności i zanik poczucia etyki u kandydata.
W
literaturze okultystycznej znaleźć można w różnych warjantach
opisy prób, jakie przedostały się do czasów późniejszych z
dawnego rytuału egipskiego. Po długich postach i sumiennem zbadaniu
swej duszy stawał neofita przed kapłanem, który wręczał mu
lampkę oliwną i wprowadzał o północy do groty skalistej.
Wskazawszy mu ciasne przejście w grocie, zostawiał go samego, a
neofita w słabem świetle lampki wchodził w korytarz, ściśniający
się coraz bardziej i biegnący w różnych kierunkach z licznemi
odnogami ślepemi. wreszcie był już tak wąski, że tylko czołgając
się na brzuchu zdołał kandydat przecisnąć się naprzód, a
przytem musiał osłaniać lampkę od zgaśnięcia w silnych prądach
powietrza. Przecisnąwszy się przez miejsce najwęższe, schodził
neofita wdół stromo i znajdował się nad wodą ciemną i milczącą
o nieznanej głębokości. Odwrót wgórę po stromej sklae byłby
stchórzeniem, pozostawało zatem tylko wejście w wodę, gdyż na
brzegu przeciwnym wskazywało słabe światło lampki jakieś
wyjście. Brodząc w wodzie coraz głębszej, tracił po chwili
neofita dno pod nogami, rzucał się wpław i napotykał rękami
drabinę, wiodącą z wody wgórę. wspiąwszy się na nią,
spostrzegał, że koniec jej sterczy w powietrzu, a wokoło niema
nic, na czem możnaby oprzeć stopę. Lampka zaledwie dozwalała
rozeznać jakieś urwisko sklane, zbyt odległe na to, żeby można
było na nie zstąpić z drabiny. Jednak lampka gasła pod
silniejszym podmuchem powietrza, chwijącym nawet drabiną,
pozostawał zatem tylko skok w ciemności zupełnej, na oślep.
Odważywszy się nań, wpadał kandydat w kilka ramion silnych, które
go chroniły od roztrzaskania się o grunt skalny i wiodły przez
ciemność ku dalekiemu światły.
Niewidzialni
opiekunowie pozostawiali kandydata samego; idąc ku światłu,
dochodził do komnaty zbytkownej, gdzie najdował łoże wspaniałe i
stół zastawiony potrawami wykwintnemi w naczyniach złotych, a
dziewczę niezwykle piekne i zupełnie nagie ofiarowało mu swe
usługi. Jeżeli nie tknął niczego z tych kuszących przedmiotów
dla zadowolenia ciała, dziewczę wskazywało mu drzwi niewielkie, za
któremi znajdował się sarkofag kamienny otwarty. Tu oczekiwał go
kapłan i ułożywszy go w sarkofagu wprawiał w uśpienie
magnetyczne, w którem ciało astralne wysuwało się z fizycznego i
mogło doń powrócić, nie tracąc z pamięci nic ze zdarzeń,
przeżytych w świecie astralnym: kandydat był już wtajemniczony w
sztukę dowolnego przenoszenia świadomości z ciała fizycznego w
astralne i z powrotem.
W
jednym z rytuałów masońskich stosowane były próby kandydatów,
nieco zbliżone rodzajem do wyżej przytoczonych; tak n. p. kandydat
z zawiązanemi oczyma miał, niby po kładce nad wodą, iść po
desce chwiejnej (niezbyt wysoko zresztą nad podłogą), potem
skoczyć z okna trzeciego piętra (na płótno, rozciągnięte tuż
za oknem) i wreszcie wejść w płomienie (cofano przed nim
pochodnie). Były to próby "wody, powietrza i ognia", do
których w innych rytuałach dodawano nieraz jeszcze "próbę
ziemi", jako czwartą; po przetrwaniu ich bez objawienia trwogi
powierzano neoficie pierwszą z "tajemnic", odgraniczących
każdy [1] następny stopień wtajemniczenia od bezpośrednio
niższego. Uroczystość kończyła sie ucztą, spożywaną w
towrzystwie "braci" tego samego stopnia [2], a więc nieco
inaczej, niż w rytuale egipskim.
We
wtajemniczeniu egipskiem żadnych "tajemnic" neoficie nie
powierzano, gdyż tajemnicę świadomego działania w świecie
astralnym - zdobywał on sam i nikomu, choćby chciał, nie
potrafiłby jej "zdradzić". Po tem pierwszem
wtajemniczeniu następowało drugie: świadomego działania w świecie
myslowym, a wreszcie trzecie, działania w świecie idej. Każdy
stopień zatem rozszerzał coraz bardziej zakres działania
wtajemniczonego w światach niewidzialnych: pierwszy stawiał go obok
aniołów, drugi obok archaniołów, a trzeci obok Kierowników Karmy
(Trony w mistyce chrześcijańskiej, a Lipika w sanskrycie), jeżeli
używamy terminologji teozoficznej.
Pierwsze
wtajemniczenie łączyło się z przeżyciem nieraz bardzo
dramatycznem dla kandydata; oto w świecie astralnym spotykał on się
ze "strażnikiem progu", swoim własnym obrazem astralnym,
przedstawiającym go takim, jakim był dotychczas. Ta postać
upiorna, złożona ze wszystkich żądz niskich kandydata, z jego
złych postępków i zlych myśli, towarzyszyła mu odtąd przy
każdej jego czynności w świecie astralnym i stała mu bezustannie
w pamięci; stąd też niepowołane wdarcie się w świat astralny
przez ludzi mało przygotowanych powodowało nieraz obłęd, a
przynajmniej poważne zaburzenia umysłowe. [3]
Oprócz
tego "mniejszego" strażnika zapoznawał się wtajemniczony
na dalszym stopniu z drugim, większym strażnikiem, jako uosobieniem
tego, czem on sam będzie w przyszłości, gdy rozwinie w sobie
wszystkie "pierwiastki wyższe". Ową postać świetlaną
miał odtąd wtajemniczony przed swym wzrokiem duchowym, jako ideał
daleki wprawdzie, ale do osiągnięcia w przyszłości, jako zachętę
do niestrudzonego dążenia wgórę po ścieżce rozwoju
duchowego.
Postać
ta stawała sie coraz bliższą i wyraźniejszą w miarę tego, jak
wtajemniczony zrzucał ze siebie różne więzy kolejno na coraz
dalszych szczeblach swej ścieżki. Były to więzy, które go
przykuwały do życia ziemskiego, do ludzi i przedmiotów, a tem
samem do tworzenia ciągle nowej karmy. Dopiero po zrzuceniu ze
siebie wszelkich takich więzów człowiek jest wolny naprawdę i
jednoczy się z tym "większym" strażnikiem progu.
Dlaczego mowa tu o "progach", których strzegą strażnicy,
wynika z tego, że w pierwszem wtajemniczeniu przestępuje kandydat
próg świata astralnego, a w ostatniem próg świata idej, świata
Władcy Karmy.
Otóż
to wszystko brzmi bardzo jasno i da się łatwo pojąć rozumowo,
lecz niepodobieństwem jest dla niewtajemniczonego wyobrazić sobie
n. p. jak wygląda strażnik progu, lub na czem polega działanie
świadome w świecie astralnym. Nie są to zatem "tajemnice",
które możnaby "zdradzić" komuś drugiemu; aby do tych
słów dołączyła się treść wyobrażeniowa, konieczne jest
dostąpienie osobiście takiego wtajemniczenia. to, że w misterjach
egipskich kapłan wprawiał w sen kandydata, nie oznacza jeszcze,
jakoby mu podawał jakieś tajemnice; on mu tylko otwierał drzwi do
świata astralnego. gdyby w te drzwi wszedł (n. p. w śnie
magnetycznym) ktoś nieprzygotowany, nie pamietałby po obudzeniu nic
z tego, co tam widział, ani nie poznałby siebie w strażniku progu;
wypadki "poznania" zaś grożą, jak wspomnialem,
obłędem.
W
czasach nowszych (według nauki ezoterycznej: od Chrystusa) ktoś
drugi, ktoby "drzwi otwierał", nie jest już niezbędny
przy wtajemniczaniu; każdy, kto szczerze chce, może wtajemniczyć
się sam, gdy odpowiednio nad sobą popracuje. Rodzaj i rozmiar tej
pracy zależy od tego, w co zamierza się kandydat wtajemniczyć i co
osiągnąć. Stąd też nazwa: "wtajemniczony", lub
"adept", nie oznacza nic określonego i dla innych nic nie
mówi. Wtajemniczony, to po prostu człowiek, który zdobył o jedno
doświadczenie osobiste więcej, niż inni ludzie; a od rodzaju tego
doświadczenia zależy, czy ono mu dało więcej, czy mniej,
uprawnień i uzdolnień, przewyższających przeciętne uzdolnienia
ludzkie. Na zewnątrz wygląda wtajemniczony tak samo, jak wszyscy
ludzie; tak samo jak oni jada, sypia, chodzi, a gdy czasem powie coś
odskakującego od utartych torów myslowych, to wydaje się otoczeniu
nierealnem lub dziwacznem.
Inaczej
zachowują się ci, którzy chcą ciągnąć zyski ze swego -
rzekomego czy prawdziwego - wtajemniczenia, a przynajmniej chcą
budzić podziw lub grozę. ci chętnie podkreślają, że są
wtajemniczeni, napomykają półsłówkami o swych "władzach"
i uzdolnieniach nadnormalnych, opowiadają o cudownych wypadkach, w
których kogoś uratowali od nieszczęścia lub obronili przed
krzywdą ze strony demonów. Tacy starają się już samym wyglądem
zewnętrznym i zachowaniem wyróżniać się od ludzi zwyczajnych,
inaczej się odziewać i odżywiać, w niezwykłych porach dnia
czuwać i sypiać, a nieraz także otaczać się amuletami,
talizmanami i szeptać mantry (zaklęcia) przeciw "złym
wpływom". tem silniej reklamują swoje "władze magiczne"
różni jasnowidze i wróżbici jarmarczni, którzy oczywiście z
żadnem wtajemniczeniem nie mają nic wspólnego.
Różne
związki tajemne miewają również swoje wtajemniczenia, podzielone
na różne stopnie; ale te stopnie mają znaczenie zazwyczaj tylko w
obrębie własnego towarzystwa, odróżniając jednych członków od
drugich. tego rodzaju stopnie i tytuły nie dają żadnych uprawnień
wobec "profanów"; jeżeli zatem nawet nie są utrzymywane
w ścisłej tajemnicy, pozostają pustą nazwą dla ludzi
zwyczajnych. w stowarzyszeniach ściśle zakonspirowanych nie są
wyjawiane nigdy na zewnątrz, gdyż i sam fakt należenia do takiego
związku nie powinien przedostać sie do wiadomości publiczej;
jedynie nieraz na klepsydrach zmarłych członków pojawiają się
dodane tajemniczą ręką podobnież tajemnicze symbole i litery (n.
p. "trójkąt" masoński, lub "S.I." jako
"superieur inconnu").
to,
co powiedziałem wyżej o samowtajemniczeniu od czasow Chrystusa, nie
odnosi się oczywiście do magji czarnej, w niej bowiem
wtajemniczenie odbywało się zawsze przez kogoś drugiego, już
dawniej wtajemniczonego, było zatem jakgdyby przekazywane z
pokolenia w pokolenie. Stąd też niema tam tytułów, a nazwę
(czarownic, czarniksiężników, szamanów, etc.) nadawało
społeczeństwo, najczęściej trafnie, czasem jednak mylnie i
niesłusznie. W takich wypadkach pozostawało zwykle nazwanemu
zastosować się do nadanej nazwy, przyjąć zawód czarownicy czy
maga i wypełniać go z mniejszem lub wiekszem powodzeniem.
1
: W niektórych lożach jest tych stopni siedm, w innych 9, 12 i 21,
a rytuale szkockim aż 33.
2
: Według Elifasa Levi: "potęgą masonów jest tajemnica tak
straszna, że nawet ich najwyżsi wtajemniczeni jej nie znają"
(das grosse Geheimnis, I, str. 76)
3
: Na tem tle osnuł Bulver Lytton swą powieść pt. "Zanoni".
Magja
ceremonjalna
W
czasach przedhistorycznych magami byli ludzie o wyjątkowo wysokim
poziomie etycznym i równie wysokiej inteligencji; stąd magowie
łączyli w sobie stanowiska kapłanów, lekarzy, anuczycieli,
sędziów i prawodawców, jako jedynie uzdolnieni do kierowania losem
swego ludu, wówczas jeszcze ciemnego. Ich rozum, ich uzdolnienia
magiczne i lecznicze przypisywał lub pomocy bogów, a kapłani nie
prostowali tej opinji, gdyż ułatwiała im rządzenie tłumem. gdy
jednak z ofiar, składanych przez wiernych, wzrastały bogactwa
świątyń, pokusa używania ich na własną wygodę zwyciężała
wśród kapłanów i budziła w nich dążenia egoistyczne. Czci,
jaką odbierali od wiernych, zaczęli nadużywać do umocnienia swej
władzy; a rozwijając coraz większy przepych w ceremonjach
kościelnych i w życiu prywatnem, ulegali stopniowo
zniewieścieniu.
Równolegle
z tem obniżaniem własnego poziomu moralnego tracili coraz bvardziej
swe uzdolnienia magiczne; aby zatem utrzymać władzę nad ludem,
poczęli stosować terro, grożąc gniewem bogów za każde
nieposłuszeństwo, a do wywoływania zjawisk magicznych posługiwać
się musieli medjami. To "zapytywanie bogów" o ich wolę,
zastępujące dawne rozstrzygnięcia bezpośrednie przez kapłanów,
odbywało się z coraz bardziej skomplikowanemi obrzędami, dając
początek "wyroczniom" egipskim i greckim, a pozatem
otworzyło zczasem cały formalny rytuał.
wiara
ludu w bezpośrednią potęgę kapłanów przeradzała się stopniowo
we wiarę w posiadanie przez nich jakichś tajemnych zaklęć,
dających władzę nad bogami i nad ludźmi; wszak kapłani w
obrzędach 'wzywali" bogów i szeptali formuły tajemne nad
usypianemi medjami. ambitne jednostki wśród ludu, patrząc na te
ceremonje, dochodziły do wniosku, że wystarczy tylko zdobyć sobie
te tajemnicze formuły, aby już módz rozkowzywać bogom, żywiołom
i ludziom. Owo przeświadczenie o skuteczności zaklęć i obrzędów
dało początek kabbali i magji ceremonjalnej; zapomniano o
decydującem znaczeniu poziomu etycznego, a rzucono się na
dociekania tajemnego znaczenia słów i szczegółów ceremonij.
Stąd
to w średniowieczu każdy okultysta zajmował sie kabbalą i magją
ceremonjalną, a we wieku ubiegłym próbowano je wskrzesić wraz z
astrologją w szacie pozornie naukowej. Nastąpił wówczas renesans
astrologji w Anglji i Niemczech, a magji i kabbały we Francji, gdzie
obok wielu mniejszych rozgłos zdobyli sobie zwłaszcza dwaj
autorowie, wystepujący pod psuedonimami.
Pierwszy
z nich, dr Gerard Encausse, posiadający kilka doktoratów, lekarz z
zawodu, studjował na klinice prof. Bernheima fizjologję i
hipnotyzm, a cudowność obserwowanych zjawisk zwróciła go ku
magji, alchemji i kabbali, którym poświęcił 30 lat badań.
Napisał pod psyudonimem Papus liczne dzieła z tego zakresu (w
polskim przekładziew choćby "Wiedza magów"); umiał
podobno wywoływać zjawy astralne (n. p. Aleksandra III w
petersburgu, a zjawę karocy z upiorami w Paryżu), zmarł
1915.
Drugim
podobnie głośnym w wieku ubiegłym był Alfons Ludwik Constant,
znany pod pseudonimem Elifas Levi. Urodzony 1810 w Paryżu jako syn
drobnego rzemieślnika, uzyskał trzy niższe święcenia kapłańskie;
po wydaleniu za kacerstwo zarabiał na życie jako aktor wędrowny i
malarz ścienny, wróżył, studjował kabbałę, dzieła Paracelsusa
i Swedenborga, leczył magnetyzmem, pisał swe dzieła i uczył magji
za pieniądze. znał Hoene-wrońskiego, Vintras'a, Debarolles'a;
umarł 1875 w nędzy, mimo że - jak twierdził - posiadał "receptę
Cagliostra na eliksir życia". Z dzieł jego wzięcie uzyskały:
"Histoire de la magie" i "Dogme el ritual de la haute
magie".
Kilka
cyctatów z nich wystarczy do zobrazowania, jakie są dogmaty w tej
magji. Oto "magja potrafi o wiele więcej, niż mówią o niej
legendy. Potęga jej polega na wiedzy i sile. Jest magja boska i
magja sztańska, czyli czarna, kłamliwa. Są cztery przykazania:
wiedzieć, ważyć się, chcieć i milczeć. [1] widzialne jest
wcieleniem niewidzialnego. Zapomocą pentagramu ujarzmia się demony
powietrza, ognia, wody i ziemi. Sam znak nic nie znaczy, a zyskuje
moc dopiero przez dogmat, którego jest wyciągiem i słowem. W magji
czarnej szatan jest tym czynnikiem, którego wola skażona do złych
celów używa. wywołujcie szatana odpowiedniemi ceremonjami, a
przyjdzie i ukaże się wam. Im trudniejsza i sztraszliwsza
ceremonja, tem skuteczniejsza, ggdyż pobudza wyobraźnię. Jest to
szereg świętokradztw i mordów stopniowanych. Są zwierzęta, które
pochlaniają w siebie prądy astralne; należą do nich n. p. ropuchy
i jaszczurki. Gdy czarownik chce kogoś uwolnić od czarów, musi
znaleźć inny przedmiot, na który mógłby swą złość przenieść,
bo inaczej sam nieuchronnie własnym czarom ulegnie. Pentagram jest
znakiem potęgi maga, a tajemnica nieodzownym warunkiem wszelkich
operacyj. Operacje nie są bezpieczne. Kto nie stoi mocno na gruncie
bezwzględnego rozumu, tego mogą doprowadzić do obłędu,
rozdrażnić system nerwowy i wywołać nieuleczalne chaoroby, śmierć
nawet. Każdy mag musi mieć własny pentakl. [2] Po wykształceniu
woli i odrodzeniu osobistem {przez posty} ma utworzyć łańcuch
magnetyczny, a to trzema sposobami: znakiem, mową i zetknięciem
(alchemja). Wszelka kabbała i wszelka magja rozpada się na kozła
ofiarnego i kozła grzesznego".
Jak
z tego widać, dogmatem podstawowym jest dualizm, magja biała i
czarna, kozioł ofiarny i grzeszny; a człowiek stoi pośrodku, mogąc
dowolnie posługiwać się jednem lub drugiem do swych celów, jeżeli
tylko ma "wiedzę i siłę". O poziomie moralnym te dogmaty
nic nie mówią; można go zastąpić właśnie wiedzą i siłą. A
"wiedzą" jest znajomość "słowa", użyczającego
"siły" znakom takim jak n. p. pentagram "ujarzmiający
demony", a nawet mogący przywołać djabła. Mimo tego dogmatu
o potędze słowa i pentagramu "operacje nie są bezpieczne",
a chcąc uwolnić się od czarów, należy znaleźć "kozła
ofiarnego" w postaci jaszczurki lub żaby i na nie "przenieść
swą złość", aby one ów :prąd astralny" wchłonęły.
Aby
operacja (magnum opus) była skuteczna, musi być "trudna i
straszliwa", gdyż wtedy "pobudza wyobraźnię". Bez
wątpienia mogą pobudzać ją "świętokradztwa i mordy
stopiowane"; stąd to do częstych n. p. należy wbijanie żywych
ropuch na ożóg, aby widok powolnego konania pobudzał wyobraźnię
maga, chcącego w ten sam sposób dręczyć swego wroga. Stąd także
pochodzi stosowanie krwawych ofiar w obrzędach czarnomagicznych,
gdyż i w nich musi być :kozioł ofiarny", na którego mag
składa swe grzechy. Nic więc dziwnego, że bez "wykształcenia
woli" ceremonje takie grozić mogą "rozdrażnieniem
systemu nerwowego lub obłędu", a "kształcenie" to
polega widocznie na zadaniu z zimną krwią cierpień istotom żywym
i na popełnianiu świętokradztw. Z dualizmu zatem, jako dogmatu
podstawowego, niewiele zostaje w praktyce.
podam
teraz niektóre szczegóły, charakteryzujące rytuał "magji
wysokiej". Do przedmiotów jego należy oprócz wspomnianego już
pentagramu i pentaklów szpada, kubek, kreda święcona, kadzidło,
lustro, strój odpowiedni, a często także lalka woskowa, korzeń
alrauny, trupia czaszka i stół, wyobrażający ołtarz. Przed
przystąpieniem do operacji mag powinien poddać się 40-dniowemu
"oczyszczeniu" przez wstrzymywanie się od mięsa, alkoholu
i stosunków płciowych. Rytuał przepisuje szczegółowo każdą
najdrobniejszą czynność, każdy ruch i słowo, a już mała
pomyłka lub przeoczenie mści się bądźto niepowodzeniem
ceremonji, bądź zwróceniem jej następstw na samego maga. A więc
drobiazgowe wskazówki mówią, jak należy porozmieszczać
przedmioty, jak zakreślić kredą koło broniące dostępu demonom
niepożądanym, jakiemi słowami modlić się dopomagających, jak
spalać kadzidło, w którego dymie one mają się pojawiać.
Elifas
Levi opowiada ze szczegółami, jak taką ceremonją wywołać
"ducha" Apolonjusza z Tjany, a inną uwolnił od cierpień
osobę umierającą, znalazłszy pod jej pościelą żywą ropuchę.
Podobnych działań magicznych dokonywał także Papus wedle
świadectwa współczesnych; u obu jednak powodzenie ich działań
znajduje wytłumaczenie w tem, że posiadali uzdolnienia medjalne. Że
miał je Levi, widać jasno z jego własnych słów: "Uczułem
raz w nocy, że jakaś ręka mnie dusi; zaświeciłem lampę i
ujrzałem, że książki się ruszają, papiery latają w powietrzu,
a coś głośno uderza w powałę. Obserwowałem to z całym
spokojem, a potem postanowiłem spróbować zaklęć
starożytnych".
Dalej
mówi ten autor: "Wywoływanie duchów jest dwojakie: jasne
przez modlitwę, pentakl i kadzidła, a ciemne przez krew,
złorzeczenia i przekleństwa. Zjawy duchów okazują się medjom,
ale nigdy nie zdradzają [?] im tajemnic swego życia. wywoływanie z
miłości jest łatwiejsze: zebrać wszystkie pamiątki po zmarłym,
urządzić mieszkanie tak, jak było za jego życia, umieścić tam
jego obraz, stawiać świeże kwiaty i wybrać jakąś datę
szczególnie mu miłą, n. p. imieniny. Nie wpuszczać w tym dniu
nikogo, żyć w czystości; wieczorem - jak codzień - wejść do
pokoju, ze słabem światłem, zapalić kadzidło, zgasić lampę i
pozostać przez chwilę w ciemności, a wreszcie głośno wywołać
jego imię potrzykroć. Rozmawiać z nim w myśli, znów trzykroć
zawołać go tkliwie i otworzyć oczy. Zobaczy się go napewno,
jeżeli nie zaraz, to przynajmniej dnia trzeciego".
rzecz
jasna, że po takiem "przygotowaniu" można zjawę zmarłego
zobaczyć. Jeżeli osoba wywołująca nie posiada uzdolnień
medjalnych, będzie to halucynacja mniej lub więcej wyrazista;
jeżeli zaś je posiada - a zalążki takich uzdolnień tkwią w
każdym człowieku normalnym - to wynikiem będzie zjawa
ektoplastyczna, słabiej lub mocniej zmaterjalizowana. Granica między
halucynacją podmiotową a zjawą przedmiotową nie da się
zakreślic, są bowiem różne "stopnie
rzeczywistości".
Wszystkie
przygotowania i szczegóły ceremonjału magicznego zmierzają do
rozbudzenia wyobraźni i do wprawienia maga w stan półtransu, w
którym zatracają się granice między snem a jawą. Spalanie
kadzideł ma na celu nietylko oszołomienie operatora, lecz także
dostarczenie "powłoki" materjalnej ukazującym się
zjawom, gdyby wyłanianie ektoplazmy z organizmu maga nie
wystarczało. Zjawy te mogą być zatem - i są nieraz -
przedmiotowe: poruszają się, zbliżają się lub oddalają, nawet
zmieniają postać i odpowiadają na pytania. Dzieje się tu to samo,
co na seansie medjalnym, gdy z ektoplazmy tworzą się różne
postacie zjaw, lepiej lub gorzej widzialne, silniej lub słabiej
zmaterjalizowane.
Podobnie
także ma się rzecz ze sprawą tożsamości pojawiających się
duchów. Zdarza się często na seansach spirytystycznych, że
pytający rozmawia tylko z własną podświadomością, odpowiadającą
na jego pytania ruchami stolika lub pismem automatycznem. W
ceremonjach magicznych równie często bywa, że zjawa, słabo
widzalna i niezbyt ruchliwa, nie ma sił do mówienia głośnego i
odpowiada tylko skinieniami glowy lub pukaniem w "ołtarz".
Wygląd takiej zjawy odpowiada ściśle wyobrażeniu maga, a
odpowiedzi jej są takie, jakich sobie życzył. Gdy mag zamierzał
wywolać demona, zjawa potwierdza, że jest demonem; gdy nakazuje jej
posłuszeństwo, zjawa okazuje uległość. jeżeli jednak mag
niezbyt sam dowierza własnej potędze, lub nie jest pewny, czy
wszystkim przepisom rytuału zadość uczynił, zjawa może nie być
posłuszna, a nawet podnieść bunt otwarty i zagrażać samemu
magowi. Jest tu to samo, co przy rozszczepieniu świadomości.
W
czarnoksięstwie obok dymów i kadzideł - w tym wypadku duszących i
cuchnących - materjałem do tworzenia zjaw bywa krew świeża,
bądźto ze zwierząt zabijanych "na ofiarę", bądź
przyniesiona z rzeźni w naczyniu, bądź wreszcie wydzielana przez
menstruującą właśnie czarownicę, lub pomagającą magowi
"kapłankę". Krew ma niewątpliwie pewne szczególne
własności; jej wybitnie pomocna rola w materjalizowaniu się zjaw
widzialnych znana była u różnych ludów już dawno, a nieraz
stosowana także w seansach nekromantycznych, podczas gdy w
medjumicznych próbowano z powodzeniem zastąpić krew świeżem
mlekiem gorącem.
Wspomniałem
wyżej, że do przedmiotów rytuału należy często także lalka
woskowa - na ten temat jednak tu informacji nie będzie. Środkiem
zapewniającym powodzenie w takich ceremonjach magii seksualnej i
magii mściwej jest zawsze w pierwszej linji wyobraźnia samego maga,
a następnie rozkołysanie jego "ciała astralnego" afektem
jak najgwałtowniejszym; same ceremonje mają tylko wzbudzić w nim
ufność we własną potęgę i wprawić go w nastrój odpowiedni.
Dla czarowników, posiadających wielką zdolność wyobraźni, nie
są już potrzebne takie środki pomocnicze jak lalka woskowa, gdyż
afekt gwałtowny zdoła w transie porwać ich ciało astralne,
otulone w mniej lub więcej gęstą ektoplazmę, i zanieść je aż
do ofiary, to znaczy do człowieka znienawidzonego, lub pożądanego.
Gdy ofiara znajduje się wówczas we śnie, lub gdy ektoplazma jest
dość gęsta, może zjawa czarownika ukazać się nietylko widomie,
lecz i dotykalnie.
Tu
zapewne szukać należy wyjaśnienia zjawiska inkubów i sukubów,
tak powszechnie uznawanego w okultyzmie dawniejszym. Oczywiście
fizjologja nowoczesna wyjaśnia je prościej i bardziej
prawdopodopbnie, jako podświadome wyładowania podczas snu popędów
bądźto niezaspokojonych na jawie, bądź powstałych we śnie z
przyczyn fizjologicznych (pozacja ciała, ciepłe łóżko, pokarm
podniecający); nie wszystkie jednak wypadki dadzą się tak
tłumaczyć. Wszak nie ulegają już dziś dla nikogo wątpliwościom
zjawiska telepatji, a te "udają" się tem lepiej, im
bardziej myśl wysłana wzmocniona jest afektem. Do powodzenia we
wysyłaniu inkubów przyczynia się i to, że "nawiedzają"
zazwyczaj we śnie, gdy świadomość osoby nawiedzonej jest
nieczynna i nie przeszkadza "odbiorowi" ich przez
podświadomość.
1
: Podobnie mówił nasz Trentowski: "Znaj tylko istotę własną
i istotę rzeczy, a chciej tego silnie, zobaczysz, że będziesz
robił cuda i dziwy".
2
: Pentaklem jest bądźto przedmiot trójwymiarowy, bądź rysunek na
papierze ujmujący w jedną całość kilka różnych
symbolów.
Magja
seksualna ?
Streszczając
najogólniejsze dane o jodze indyjskiej, wymieniłem wśród pięciu
rodzajów pithy także jeden, powstający spontanicznie podczas aktu
płciowego. Zrozumiałe jest, że ta najpotężniejsza ze sił
fizjologicznych, jaką jest popęd seksualny, wywoływać może
równie potężne wiry astralne(tourbillons), a podobnież zrozumiałe
jest, że różne praktyki magiczne próbowały zaprządz tę siłę
do swych celów.
Jednakoż
wzmianki o posługiwaniu się nią znaleźć można nawet w jodze
indyjskiej, oczywiście nie w tej pradawnej, nieskażonej
materjalizmem, lecz późniejszej, t. zw. tantrycznej. Prof. Walter,
tłumacz jednego z podręczników sanskryckich (Gheranda samhita)
podaje w swoistej łacinie takie brzmienie odnośnego wstępu:
"Duas
res, quas quilibet adipisci non potest, hoc loco commemorabo: quarum
una est lac, altera femina obsequisa. Inter coitum jogi contractione
semen lente ascendere cogat, quomodo et vir et femina wadżrolim
adipisci possunt. Calamo idoneo jogi intente paulatimque penis in
foramen...... spiret, spiritui viae faciendae causa. Guttam in
pudenda feminae casuram exercitatione reverti cogat servetque. Jogi
ita gutta servans, mortem vincet; nam ut gutta lapsa mortem, eodem
modo retenta vitam indicat. Gutta servata in corpore odor jucundus
exorcitur; unde timor mortis, dum gutta servata in corpore?"
Zgodnie
z ogólnem nastawieniem materjalizstycznem widać tu także
przypisywanie przesadnej doniosłości retentioni seminis, które
utrzymywało się przez całe średniowiecze do niedawna i dopiero
przez badania najnowszej fizjologji uległo sprostowaniu. [1]
przyroda jest zawsze rozrzutna i nie żałuje materjału, gdy idzie o
wyćwiczenie nowej zdolności: rośliny rozrzucają ogromne mnóstwo
swych nasion, z których zaledwie znikoma cząstka kiełkuje, tarło
ryb wydziela miljonowe ilości ikry, pożeranej przeważnie zaraz
przez inne ryby, a młodzież obojga płci u ssaków i ludzi zużywa
mnóstwo "soków" na ćwiczenia (zwane dawnej
"marnopłaceniem"), nim stanie się dojrzałą do
normalnego aktu spółkowania.
Ma
jednak "retentio seminis" znaczenie w magji już nietylko
dla zdrowia i życia, lecz jako sposób budzenia pithy. Cel
wstrzymywania się od orgazmu jest ten, aby napięcie seksualne
trwało jak najdłużej, nie dochodząc do wyładowania. W
hathajodzie zmierza do tego n. p. ćwiczenie (laukiki) w szybkiem
poruszaniu brzucha wprzód i wtył, lub w lewo i w prawo "dla
wzmożenia ciepłoty ciała i zrodzenia chuci", oraz niektóre
pozycja ciała (suddhasana, wadżrasana, jonimudra), lub dwóch ciał
zespolonych (wadżroli, sahadżoli).
Te
zniekształcone już z biegiem wieków wskazówki jogi indyjskiej
ulegały dalszym jeszcze zniekształceniom w okultyzmie zachodnim. W
wydanej po niemiecku książce "Magische Briefe" bez daty i
autora (napisanej rzekomo w Madras po angielsku), część znaczna
poświęcona jes magji seksualnej; do zobrazowania jej wartości
wystarczą dwa krótkie cytaty: "Do operacji wdziewaj płaszcz
jedwabny, ale towarzyszka twója musi być naga, z włosem
rozpuszczonym (mit offenem Haar). Gdy eksperymentujesz z medjum,
najlepiej nada się kobieta, którą przedtem zniewoliłeś.
Najpotężniej działa twa siła, jeżeli kobieta przedtem nie
należała do żadnego innego mężczyzny".
Podobną
wartość ma książka: "Die Gnostiker, oder die unsichtbare
Kirche", von + E. Tristan K., Leipzig 1925, w której autor
nietylko anektuje na rzecz gnostyków "wszystkie współczesne
religje, teozofów, antropozofów, masonów i różokrzyżowców",
lecz także twierdzi, że "prawdziwy gnostyk musi popełnić
wszystkie możliwe występki, wyuzdania i zbrodnie, gdyż w ten tylko
sposób dostąpi zupełnej wiedzy"; między tymi występkami
miejsce poczesne zajmuje oczywiście seksualizm.
Ze
słów Łukasza (VIII.11): "Oto jest porównanie, nasienie jest
słowem Bożem" wnioskuje autor dalej, że "nasienie jest
naczyniem ducha i dlatego ma je tylko mężczyzna" (kobiety
bowiem duszy nie mają).
Nie
wspomniałbym tu o tej osobliwej "literaturze", ani nie
przytaczałbym jej twierdzeń, gdyby poza dość przejrzystą zasłoną
pornografji nie kryła się w nich gruba ignorancja rzeczywistego
znaczenia namiętności w operacjach magicznych. Ci anonimowi
kompilatorzy, lub wprost manjacy na punkcie własnej wielkości,
wykorzystują zręcznie niezdrową ciekawość ludzką w kierunku
pornografji, wiedząc, że to właśnie najłatwiej może zjednać
poczytność ich "dziełom".
W
rzeczywistości bowiem popęd płciowy jest, podobnie jak n. p. popęd
do utrzymania życia, tylko jedną z potężnych sił natury, ani złą
ani dobrą samą w sobie; a "złą" lub "niską"
stać się może dopiero wtedy, gdy ją człowiek do złych celów
wypaczy. Obserwując, jak często Bóstwa karmiczne posługują się
tą siłą jako sprężyną, aby człowieka wprowadzać w takie
koleje życia, jakie sobie na wcielenie obecnie wybrał do
odrobienia, widzi się, jak łatwo można nią uzyskać doniosłe
następstwa. Wszak ogromna większość ludzi między 20 a 50 rokiem
życia znajduje się pod zupełnem panowaniem własnego popędu
płciowego, wytężając w celu zaspokajania go wszystkie siły
umysłowe i fizyczne; nic zatem dziwnego, że i magja praktyczna
usiłuje uczynić zeń sobie narzędzie podatne do panowania nad
innymi.
Przytoczyć
można niektóre cechy analogiczne u histeryków, jak n. p. swoiste
nieraz nastawienie seksualne. Niektórzy badacze (n. p.
schrenck-Notzing) stwierdzili także wyładowania popędu płciowego
u medjów podczas transu, a C. Flammarion [2] w ten sposób opisuje
zachowanie się medjum Paladino na seansie:
"Twarz
jej zmienia ciągle wyraz; jużto śmieje się jak szalona ("Mefisto"
w operze Gounoda), jużto czerwienieje, czy świecą, wilgotnieją
szeroko otwarte w ekstazie erotycznej, a medjum szuka pieszczot u
sąsiada sympatycznego. Objaw udały wywołuje w niej dreszcz
rozkoszy zmysłowej; nogi i ręce naprężone, nawet sztywne, lub w
skurczach i drgawkach. Potem następuje depresja, bladość trupia,
spotnienie twarzy, bezwład woskowy członków".
Niema
tu oczywiście nic wspólnego z erotyzmem wybujałym, bo ten się
rzadko zdarza u medjów; jest to tylko objaw towarzyszący, od woli
mediów niezależny ani przez nich nie uświadamiany, a zatem efekt
siły ani złej ani dobrej samej w sobie. Naodwórt zaś zdarzają
się zjawiska o pewnem zabarwieniu pornograficznem nawet na seansach
spirytystycznych. Przytoczono już w innym miejscu przykład "ducha",
który uczestniczkom podnosił spódnice i szczypał je po udach,
mimo że medjum było kobietą. Lombroso [3] natomiast przytacza
przykład, w którym "duchy" występują wyraźnie przeciw
pornografji:
"Do
profesora Faifofera rzekło nagle medjum, nie znające wcale łaciny:
'Sorditi sunt hic; pellenda sunt sordita' (Brudni ludzie są tu,
należy usuwać brudne rzeczy). Nie wiedziano zrazu, do czego te
słowa mają się odnosić, ale pukania w stół wkrótce wyjaśniły:
'Ten a ten uczestnik ma w kieszeni książkę'. Wtedy ów wymieniony
po nazwisku przyznał się, że ma rzeczywiście przy sobie książkę
pornograficzną ('Światyńka Wenery'), o czem medjum drogą normalną
wiedzieć nie mogło".
W
obu powyższych przykładach nie występuje oczywiście poped płciowy
jako pitha wzmacniająca objawy; świadczą one tylko, jak różna
może być ocena zjawisk pod kątem przyzwoitości obyczajowej.
Natomiast opis zachowania się medjum - jeżeli Flammarion dobrze
zaobserwował i trafnie przypisał je żądzy płciowej - świadczy,
że u Paladino owa żądza budziła się i rozwijała w organizmie
medjum bez jego chęci i woli, jako źródło siły rzeczywiście
magicznej.
Podobnież
mimowolne bywało - przynajmniej w początkach - rozwijanie się
pithy u czarownic, o ile oczywiście miały coś wspólnego z magją,
a nie dopiero na torturach przyznawały się do niej. Owo - tradycją
ustną przekazywane - udawanie się na Łysą Górę, lub na inne
miejsce sabatu, wywoływało bez wątpienia potężne wiry astralne.
Dosiadanie drążka miotły, czy grzbietu kozła, powodując
przyciskanie i tarcie części płciowych, budziło w czarownicy
żądzę - lub samo było objawem żądzy - która w miarę dalszego
tarcia wzmagała się i wywoływała coraz potężniejszy wir pithy.
Ten wir astralny bądźto porywał ciało astralne czarownicy i
unosił je na imaginacyjne rozkosze sabatu, bądźteż powodował
lewitację jej ciała fizycznego i rzeczywiste przeniesienie się go
na znaczną nawet odległość.
Dlategoto,
mówiąc o czarownicach, przyjąłem za jednako prawdopodobne obie
możliwości lotu na sabat: jużto w imaginacji, prowadzącej w
najlepszym razie do tworzenia inkubów i sukkubów, jużto lotu
realnego, gdy uzdolnienie medjalne czarownicy było wybitniejsze. Z
tego stanowiska umotywowanemi okażą się także wypowiedzi
czarownic o "niesłychanej bolesności" stosunku płciowego
z djabłem i o jego "lodowatych uściskach". Naprężone w
długotrwałem pożądaniu narządy kobiece stają się wreszcie
bolesnemi przed orgazmem spontanicznym, a materjalizowanie się
jakiegoś inkuba, lub tylko jego członka, połączone jest z dobrze
znanem w parapsychologji wrażeniem zimna.
Wbrew
mniemaniu wiekszości okultystów średniowiecznych każda płeć
może rownie dobrze tworzyć tak inkuby, jak i sukkuby. Gdy to jest
czarownik, mający upatrzoną "ofiarę" w jakiejś kobiecie
opornej na jawie, udaje się do niej swem ciałem astralnym,
rozkołysawszy żądzą własną silny wir pithy; a od stopnia jego
uzdolnień zależy, czy owa kobieta zdoła odczuć obecność
wysłanego przezeń inkuba i czy sam czarownik zdoła uświadomić
sobie w swem ciele fizycznem równoczesne doznania swego ciała
astralnego. Jeżeli zaś nie ma żadnej określonej "ofiary",
materjalizuje sobie jakiegoś bezimiennego, mniej lub więcej
wyraźnego sukkuba i z nim przeżywa rozkosz seksualną, różne
bowiem mogą być - jak wiadomo - stopnie rzeczywistości.
Zupełnie
podobnie bywa wtedy, gdy magiem jest kobieta. Jeżeli idzie jej tylko
o zaspokojenie żądzy, do której brak jej wogóle męskiego
partnera, to powstały z tej żądzy wir pithy materjalizuje jej
jakiegoś nieokreślonego inkuba [4], który mniej lub więcej
realnie pomaga jej do uzyskania rozkoszy. Jeżeli zaś żądza jej
zwraca się do pewnego określonego mężczyznt, wówczas pitha, tą
żądzą rozkołysana, prowadzi do niego jej ciało astralne i
materjalizuje je w sukkuba, słabiej lub wyraźniej przez mężczyznę
wyczuwanego; przytem odczuwana z nim rozkosz może przez "reperkusję"
- znaną ze zjawisk medjalnych - odbić się także orgazmem realnym
w organizmie fizycznym czarownicy.
Takie
częściowe lub zupełne materjalizacje nieokreślonych sukkubów
przez czarowników, a inkubów przez czarownice, mogą oczywiście
dostarczyć korzystnej sposobności do "wcielania się"
czasowego różnym istotom astralnym. Wir pithy przyciaga zarówno
myślaki, jak i ciała astralne zwierząt i ludzi zmarłych - może
także inne twory świata astralnego, których dotychczas nie znamy -
dostarczając im "powłoki" chwilowej, w której mogą
doznawać wrażeń fizycznych.
Rzecz
prosdta, że żądza płciowa nie jest jedyną, która może
dostarczać potężnego wiru pithy; każda inna żądza wywołuje
podobnież wiry astralne, których moc stoi w stosunku prostym do
natężenia żądzy. Każda żądza objawia się w świecie astralnym
jako wir barwny, po którym jasnowidz może odróżniać jedną żądzę
od innych; ale objawia się tylko tak długo, jak długo trwa
żądza.Po zaspokojeniu jej wir ustaje i potem już żadnego
działania magicznego wywierać nie może. Stąd także inkuby i
sukkuby istnieć mogą tylko dopóty, dopóki tworząca je żądza
nie zostanie zaspokojona. Natomiast myślaki i twory astralne,
przyciągnięte wirem pithy, żyć mogą dłużej w pobliżu
człowieka, który im dostarczył sposobności do chwilowego
materjalizowania się, i podtrzymywać jego żądzę lub rozbudzić
ją na nowo. W ten sposób człowiek, nie panujący nad swemi
żądzami, otoczony jest stale rojem istot, czekających tylko na
nowe wybuchy jego namiętności i podniecających go do niej.
Inkuby
i sukkuby często powtarzane, a więc stale w jedną formę
odziewane, mogą wreszcie stać się egregorami i uzyskać pewną
trwałość życia samoistnego, a wtedy wpływ ich na jednostki o
słabszej woli może oddziaływać na równi z wpływem owych
drobnych istot astralnych jako "pokusy". W operacjach
magicznych, a nawet poza operacjami, w wirach pithy wytworzonych
żądzą, mogą takie egregory materjalizować się widomie magom
niedoświadczonym, jako postacie samoistne i własną wolą
obdarzone. Przykładej tego jesyt postać "Lilith" i
"Nahemah" biblijnej.
tego
rodzaju drobne "opętania" niewprawnych magów przez istoty
astralne nie bywają zazwyczaj zbyt groźne i przy pewnem wyćwiczeniu
woli dadzą się w regule unieszkodliwic; nie groźna podobnież jest
najczęściej nadmierna utrata "soków" u obojga płci
przez częste hołdowanie żądzy płciowej, jeżeli prawdą jest, że
owe istoty "żywią się" tymi sokami. Niebezpieczeństwa
poważniejsze grozić mogą dopiero tym, którzy dla własnego
zadowolenia tworzą sobie sukkuby (u mężczyzn) i inkuby (u kobiet),
jeżeli w te twory nie wciela się żadna istota astralna; wtedy
bowiem mag umieszcza w swym sukkubie czy inkubie tylko część
świadomości własnej, stwarzając tem podłoże podatne dla
schizofrenji, a zatem dla choroby umysłowej trudnej już do
wyleczenia.
Szczęściem
można nazwać to, że w literaturze magicznej niewiele spotyka się
wzmianek rozsądnych o sposobach posługiwania się żądzą płciową
do celów naprawdę magicznych. Przytoczyłem wyżej jako samo przez
się zrozumiałe, że wiry astralne wywołuje tylko żądza
niezaspokojona, a właśnie wskazówki do podtrzymywania jej długo w
napięciu najwyższem są w tej literaturze skąpe i niejasne. Jest
to czywiście szczęściem, gdyż nie daje czarnoksiężnikom środków
do nadużywania tej potężnej siły astralnej.
W
jednym z podręczników magji [5] pisze autor, że "do ceremonij
we dwoje służyć może magowi zamiast drugiej osoby także zwierzę
płci przeciwnej"; widocznie zatem autor nie zdaje sobie sprawy
z różnic między pithą, jaka powstaje przy stosunku dwojga ludzi,
a jaką budzi nienaturalny stosunek człowieka ze zwierzęciem.
Ten
sam autor przytacza "niezawodne" metody wzbudzenia i
utrzymania miłości w pożądanej osobie; ale zamilczmy o nich,
czasem mogą przynieść szkodę rzeczywistą na zdrowiu, lub obudzić
żądzę wbrew chęci; na wiekszość ludzi jednak nie działają..
Tem
słabsze i rzadsze bywa działanie wtedy, gdy w myśl przepisów
używa się towarzysza (lub towarzyszki) płci przeciwnej. Tu już
niebezpieczeństwo nadużycia magji na zewnątrz obniża się niemal
dop zera, bo jeżeli nawet oboje współdziałający zdołają swe
wzajemne pożądanie utrzymać przez pewien czas w napięciu bez
wyładowania, to napięcie oddzialywa tylko z jednego partnera na
drugiego; wir astralny zatem w "krótkiem spięciu" krąży
tylko między nimi dwojgiem i żadnych skutków na zewnątrz wywrzeć
nie może. Stąd też wszelkie przepisy "magji seksualnej"
do działania we dwoje, choćby zalecały najwymyślniejsze zabiegi
lubieżne (exhibitio, masturbatio mutualis, cunnilinctio etc.)
zaliczam tylko do pornografji maskowanej, ktora z magją prawdziwą
nie ma nic wspólnego.
Żadna
osobna gałąx jakiejś magji "seksualnej" nie istnieje,
gdyż wszelka magja praktyczna posługuje się żądzami, a więc
zarówno popędem płciowym, jak popędem do utrzymania życia,
chciwością, łakomstwem, pychą, żądzą władzy; dlatego to obok
tytułu umieściłem znak zapytania.
1
: Takie samo stanowisko zajmuje psychoanaliza (Freud, Adler, Breyzer,
Ferencsi); nie potępia onanji, a nawet przepisuje ją nieraz jako
środek leczniczy. Że przez takie "rozgrzeszenie" można
usunąć niejeden "kompleks" dręczący psychicznie, nie
ulega już dziś wątpliwości.
2
: Des forces naturelles inconnues, str. 125.
3
: Studi ipnotici e spiritisci, str. 211.
4
: Już Księgi Hermesa "O Przyrodzie" mówią o demonach
obcujących z kobietami.
5
: R.P. Sabzius: Envoutement et contre-envoutement (wyd. z r. 1937).
Na osobę autora rzucają światło litery: "A*M*S*Q* ",
umieszczone na czele tytułu książki, oraz "Memphis 1356",
jako miejsce i data wydania (w języku tajemnych związków Paryż ma
nazwę Memfis).
Pomocnicy
magów
Fakirzy
indyjscy na zapytanie, jaką mocą dokonywają swych produkcyj
telekinetycznych, dają zazwyczaj odpowiedź, że pomagają im w tem
pitris, przodkowie. Medjami spiritystycznemi opiekują się różne
"duchy zmarłych", których identyfikacja jest mało kiedy
możliwa, a parapsychologja uznaje wiekszość ich za "osobowosci
wtórne", będące wynikiem czasowego rozszczepienia świadomości
samego medjum. Magja ceremonjalna wzywa pomocy aniołów i demonów,
a czarownice zawdzięczały swą moc djablom.
Wcześniej
już starałem się wykazać, że siłą działającą w ceremonjach
magicznych bywa najczęściej wyobraźnia samego maga i jego
paranormalne uzdolnienie do ideoplastji (materjalizowania), a
demonami, duchami i sukkubami jego podświadomość. Jest tak nawet
wtedy, gdy ci rzekomi pomocnicy buntują się przeciw niemu i czynią
mu naprzekór.
Takie
samoistne działanie podświadomości, czasem nawet sprzeczne z wolą
świadomą , znane jest w psychologji i w psychiatrji; wystarczyłoby
zatem do wniosku, że jedynym rzeczywiście istniejącym "pomocnkiem"
maga jest jego podświadomość, a wszelkie duchy i demony pochodzą
z błędnego wyjaśniania przyczyny zjawisk.
Wierzenia
wszystkich niemal ludów zawierają legendy o istotach pozaludzkich,
nie posiadających wprawdzie ciała fizycznego, ale umiejących
zagęszczać czasem swą powłokę do stanu widzialności dla wzroku
ludzkiego. Mają to być istoty o różnych stopniach inteligencji i
potęgi, o rożnych formach ciał i róznych nazwach.
Począwszy
od dewów i madanów indyjskich, satyrów, trytonów, nereid i nimf
greckich, do demonów średniowiecznych, gnomów, sylfów i undyn
nordyckich, skrzatów, karzełków i strzyg słowiańskich, można je
znaleźć u wszystkich ludów wszystkich czasów i krajów. Teozofja
nowoczesna podaje nawet całą fizjolgję i psychologję, ujętą w
zwarty system, ale niczem konkretnym - prócz zdolności
jasnowidzących badaczy - nie poparta.
Do
pewnego rodzaju "pomocników" zaliczyć należałoby
daimonion Sokratesa i "ducha domowego" Cardana, który w
postaci ogromnego ptaka pojawiał się temu uczonemu we śnie "ponad
22 razy" i głosem ludzkim ostrzegał go przed grożącemi
nieszczęściami, a na jawie ostrzegał go pukaniem w sprzęty. Te
objawy jednak dadzą się wyjaśnić o wiele prościej, niż
przyjmowaniem istnienia jakichs odrębnych istot bezcielesnych. Jest
bardzo prawdopodobne, że Sokrates i Cardanus posiadali pewne
zdolności medjalne, któremi posługiwała się ich podświadomość.
Cardanowi podawał ona w tej formie symbolicznej - zwłaszcza we śnie
- przeczucia przyszłych wypadków, a u Sokratesa występowala z
podszeptywaniem mu rad w położeniach trudnych, lub z osądzaniem
postępkow popełnionych, czyteż dopiero zamierzonych.
U
świetych rożnych wyznań i u ludzi oddanych pobożności występują
aniołowie, duchy jasne, sam Bóg nawet. Nie są to już pomocnicy,
lecz inteligencje samoistnie dzialające, których tylko nędznym
pomocnikiem, lub slepem narzędziem, jest sam czlowiek.
Na
uwagę zasługują jeszcze innego rodzaju zjawiska, których
przyczynę vox populi przypisuje pewnym inteligencjom bądźto
ucieleśnionym, bądź bezcielesnym. Należy tu n.p. tzw. oman lub
tuman , który opada ludzi na drogach dobrze im znanych i zmusza ich
do błądzenia wkółko, nie pozwalając znaleźć kierunku
właściwego.
Inteligencje
od człowieka niezależne zdają się istnieć w przyrodzie i
posługiwać się "cialami" odmiennymi od znanych nam
fizycznych. Okultyści średniowieczni przeczuwali to zapewne,gdy
poza gnomami, sylfami i undynami wymieniali także salamandry jako
"istoty, ktorych ciało składa się z żywiołu ognia". Te
same - lub jeszcze inne - inteligencje mogą być czasem człowiekowi
pomocne lub wrogie, co wskazywałoby, że rządzą się własnemi
skłonnościami i antypatjami. Czy człowiek zdoła ujarzmić i
zmusić je do uległości, wydaje się dość wątpliwem; raczej
mógłby starać się zjednać sobie ich przychylność, ale
oczywiście nie zaklęciami, pentaklami i kabalizowaniem ich
imion.
Jest
natomiast inny rodzaj istot, posiadających znaczną nieraz energję
i długie życie (chociaż śmietelnych), którym mag może nakazać
posłuch dla siebie, jeżeli dobrze zna ich naturę. Są to myślaki,
stwarzane przez niego samego, a zatem podlega mu i odniego w
pierwszej linji zależne. Tu już poruszamy się na gruncie stałym i
pewnym, gdyż telepatja należy do psychologji, a zatem do nauki
ścisłej. Wiemy z eksperymentow, jak doniosłe może być działanie
myslaków i jak da się spotęgować przez wzmocnienie ich afektami.
Mogą tu być wszystkie "stopnia rzeczywistości" od
czystego wyobrażenia myślowego aż do inkuba lub sukkuba, niemal
dotykalnie zmaterjalizowanego.
W
praktyce magicznej zadanie tworzenia myślakow potężnych schodzi
się z zadaniem ćwiczenia wyobraźni, aby utworzony myślak składał
się nietlyko z substancji "myślowej", lecz także z
"astralnej" (afekt), a nawet o ile możności z eterycznej
(halucynacja przedmiotowa). Do tego celu zmierzają ceremonje rytuału
i zaklęcia, mające wzbudzić w magu przeświadczenie o jego
potędze, rozdmuchać w nim gwałtowną żądzę i wreszcie w dymach
kadzideł zmaterjalizować widomie jego wyobrażenie... o kim? -
Jużto o sobie samym jako inkubie, czy wilkołaku gaszącym krwią
pragnienie zemsty, jużto o jakimś szczególnym demonie lub duchu
zmarłego, mającym wypełnić polecenie maga.
Tu
jednak użytek ceremonjału może stać się obosiecznym: bądź
pomocnym, bądź szkodliwym. Tworzenie silnych i żywotnych myślaków
wymaga dobrego wyćwiczenia się w koncentracji myśli i utrzymywania
uwagi na jednym przedmiocie; a tymczasem to skupienie uwagi
rozpraszają liczne przedmioty i przepisy rytuału, z których żaden
nie może być zmieniony ani opuszczony, jeżeli operacja magiczna ma
się udać. Zapewne tu należy szukać powodu, dla którego operacje
magji ceremonjalnej tak rzadko się udają; w każdym razie bez
porównania rzadziej, niż "operacje" medjalne w transie,
nie wymagającce żadnych narzędzi ani formułek.
Z
tych względów wydaje mi się, że w magji ceremonjalnej użytek z
własnych myślaków może być zazwyczaj niewielki [1], a to nie
dlatego, jakoby one same były narzędziem niepodatnem, lecz dlatego,
że przepisy rytuału przeszkadzają magowi w tworzeniu myslakow
potężnych; wszak w przepisach magicznych niema wogóle żadnych
instrukcji do tworzenia myslaków. Prawie pewne jest natomiast, że
owe "demony poptężne", czasem usłyżne, a czasem
zagrażające samemu magowi, nie są niczem innem jak egregorami,
które mag ma już "gotowe", stworzone przed nim wspólnymi
myślakami różnych innych magów i ludzi zwyczajnych.
Takie
egregory mogą przedstawiać się magowi w postaci szatanów, demonów
lub aniołów, zależnie od jego poziomu etycznego, w postaci jużto
takiej, jaką nadał im zespół tworzących je myślakow różnych
ludzi; podobnież zapewne mogą być egregorami postacie elfów, nimf
i gnomów, gdy zjawią się przed magien wbrew jego oczekiwaniom.
Historja naturalna stworzeń "astralnych" różni się od
historji stworzeń fizycznych tem właśnie, że klasyfykacja ich
jest bardzo "płynna" i że niepodobna poprowadzić
wyraźnej granicy między myślakiem, egregorem, a istotą nie przez
ludzi stworzoną. W świecie astralnym wszystko żyje, wszystko się
rusza i zmienia postać; ta nawet "zwłoki astralne" ludzi
zmarłych, a więc zrzucone już przez nich ciała astralne,
posiadają ruch własny, pewne zasoby pamięci i pozory życia
samoistniego, Są nawet hipotezy, jakoby w te puste powłoki ludzkie
wchodziły nieraz psotne elfy i skrzaty, aby na seansach
spirytystycznych zwodzić ludzi i odbierać od nich cześć jako
"drodzy zmarli".
Do
tej samej kategorji należy hipoteza zwierząt astralnych. Jeżeli
istnieją takie istoty bezcielesne, których inteligencja
odpowiadałaby w przybliżeniu inteligencji zwierząt domowych, t
można je równie dobrze nazwać zwierzętami astralnemi, jak
myślakami, skrzatami lub egregorami. Zbytnie dążenie do
systematyki i klasyfikacji stwarza ciasne szufladki pojęciowe, w
które następnie wtłacza się przemocą wszystko, co z natury
rzeczy w żadne ciasne ramki ująć się nie da, i powstają przez to
liczne schematy o bardzo wątpliwej treści. Jeżeli gdzie, to
szczególnie w okultyzmie lepiej jest nie klasyfikować, ani
definjować, lecz tylko charakteryzować, bo wtedy zna się rzecz,
nie nazwę, i nie jest się narażonym na nieustanne pomyłki.
1
: Jest natomiast bardzo doniosły w magji białej, obywającej się
bez ceremonjału.
Rytuały
czarów
Różne
dzieła średniowieczne, traktujące o magji praktycznej, podają
rozmaite przepisy rytuału, a wszystkie twierdzą, że właśnie dany
rytuał jest naprawdę skuteczny. Wspomniałem już wcześniej, że
skuteczny jest każdy rytuał, który zdoła oddziałać na
wyobraźnię maga i skupić przez długi czas jego uwagę na
przedmiocie. Tę również rolę grają w rytuale różne inkantacje,
inwokacje i zaklęcia słowne, zwłaszcza, gdy czarownik nie zna
języka, w którym są napisane, i nie rozumie ich znaczenia
logicznego.
W
średniowieczu była łacina językiem literackim powszechnie
używanym, a nie znały jej tylko czarownice z ludu; te zatem
szeptały zaklęcia w łacinie zupełnie przekręconej i już niemal
całkiem niezrozumiałej. Magowie wykształceni znali oczywiście
łacinę, dla nich zatem skuteczniejsze były znaki i figury
tajemnicze, t. zw. "charaktery", uważane za pismo demonów
i innych istot pozaludzkich. Jako przykład zamieszczam tu dwa takie
szeregi "charakterów" wedle podręcznika Sabaziusa.
Z
niego też przytaczam - ze znacznemi skróceniami - rytuał czarów,
o którym autor zapewnia, że "był już wypróbowany z
powodzeniem" i że "jakkolwiek formuły i znaki wydać się
mogą smiesznemi, niezrozumiałemi i dziecinnemi, to jednak zaleca
się nie igrać z niemi". Wtedy czarownik nie zwraca swej
energji bezpośrednio na osobę czarowaną, lecz na ewokację jakiejś
istoty Abima, którą wiąże formułami poświęcanemi, aby mu
służyła... Taka możność odwoływania się do genjuszów,
elementalów i demonów jest faktem, znanym zarówno z tradycji
wszelkich czasów i krajów, jak i z doświadczenia".
Wyszukawszy
według szczególnej "astrologji magicznej" planetę, która
"rządzi osobą czarowaną", i ustaliwszy odpowiadającą
tej planecie godzinę wschodu po nowiu księżyca, przygotowuje się
czarownik przez pierwszą kwadrę, jadając tylko dwa razy na dobę i
odmawiając rano i wieczorem modlitwę:
Błagam
cię, o wielki i potężny Adonai, władco wszystkich duchów; błagam
cię, o Elohim, blagam się Jehowo! O wielki Adonai, oddaję co mą
duszę, me serce, mój narząd płciowy, me ręce, me nogi, mój
oddech i moje istnienie. O wielki Adaonai, racz mi być przychylnym,
amen. Potem trzy "Ojczenasz" (!) i trzy "Zdrowaś"
za dusze w czyśćcu (!).
Następnie
zaleca się nosić na palcu wskazującym lewej ręki pierścień
żelazny z hematytem, a usunąć od siebie złoto i srebro. gdy
operuje się z pomocnikiem, ten "wspiera" ceremonję
nieustanną "psalmodją, nuconą cicho z towarzyszeniem rytmu na
pięć lub na siedm". Szczególnie skuteczny jest rytm "bębna,
sporządzonego ze skóry ludzkiej, na której wybija się takt pałką
z piszczela".
Prócz
tego niezbędny jest pentakl, zrobiony z prawdziwego pergaminu ze
skóry, na którym rysuje sie piórem, maczanem we krwi własnej - z
ukłucia w palec, miesięcznej - znaki odpowiadające planecie,
wyszukanej "astrologicznie" jako rządzącej osobą
czarowaną. Pentakl ten sporządza się w dniu "sprzyjającym"
wedle astrologji ptolomeuszowskiej w godzinie, ktorą "rządzi"
planeta, odpowiadająca osobie czarowanej. Znaleźć tę planetę
można kabalizowaniem imienia danej osoby i imion jej rodziców i
nakreślic odpowiednie znaki na pentaklu. Na chustce jedwabnej pisze
się w ten sposób znaki (przykład), a na świeczce woskowej,
pomalowanej na czarno, ryje się igłą lub scyzorykiem znaki (też
przykład). Położywszy świecę na chustce i trzymając na niej
ręce, wygłasza się takie zaklęcie:
"Conjuro
te, membra lumina, per illa verba, quae dicuntur de Creatore, et per
illum, qui potest tibi virtutem tribuere et auferre, quatenus in te
obtineas virtutem, quod omnia, quae super te scribentur, ad effectum
perduci valeant, et quod omnes fallacia exeant de te, et in te intret
omnis veritas sine mora".
Po
tych przygotowaniach przystępuje mag do ceremonij właściwych,
zmierzających do "związania" pentakla magicznie z osobą
czarowaną. W izbie zaciemnionej nakłada mag pierścień i
branzoletę z ołowiu, jako metalu Saturna, wdziewa naszyjnik z
onyksu lub ze szkła czarnego, zwilżony krwią świeżą, rozbiera
się do naga, okadza się siedm razy dymem z siedmiu ziarn benzoesu i
kończy to "oczyszczenie" formułą:
"Przyjdźcie,
zbliżcie się do mnie, istoty, wspaniałe, lotne, o synowie królów,
synowie dżunów: Chamat, Denhiou, Berouth, Aninoun, Mezdjel,
Terquel. O, wy nieruchomi (dormants), ja was zaklinam przysięgą
syryjską, wspierajcie mnie waszemi potęgami, Ya Kerim, Ya Kerim, Ya
Kerim! O, Ya rahim! przekleństwo, przekleństwo i jeszcze raz
przekleństwo temu, kto mnie hamuje i przeszkadza. W imię boga
dobrego i miłosiernego... O, ty Oumm es Sybian, ze zastępu Marra
ben el Harith, przybądź mi na pomoc".
Następnie
mag zakreśla kredą na podłodze koło, w którem stawia czarną
świecę woskową, a w drugiem kole pentakl z pergaminu na chustce
jedwabnej; pomiędzy temi dwoma kołami rysuje trzecie, w którem sam
klęka i złożywszy ręce, recytuje powoli inwokację:
"Domine
Deus omnipotens qui illuminas omnem hominem venientem in mundum, hunc
illumina coecitatem cordis mei, et accende in me ignem sancti et
suavissimi amoris tui (!). Dona mihi fidem rectam, spem certam et
caritatem perfectam, et reliquas virtutes, per quas timere te
intelligam et amare, praecepta tua in omnibus (!) observare. Et cum
mihi extrema dies finisque vitae meae advenient, me mundatum delictis
omnibus angelus pacificus suscipiat et de potestate diaboli me
eripiat (!), ut moriar in sanctorum tuorum consortio perfecto, requie
perfrui et ad dextram tuam collocari".
Te
modlitwy i ewokacje, naprzemian do Boga i do demonów, nastepują w
coraz nowem brzmieniu; mag wygłasza zaklęcia aniołow, archaniołów,
Tronów, cherubinów, Serafinów, powołuje się na tablice przykazań
Mojżesza i na jego petateuch, a w punktach oznaczonych w tekstach
żegna się krzyżem według obrządku chrześcijańskiego. Podczas
nowej pauzy wyobraża sobie, że osoba czarowana znajduje się w kole
na miejscu świecy; powtarza siedm razy głośno i powoli to
życzenie, które jest celem ewokacji, trzymając ciągle lewą rękę
na pentaklu w drugim kole, poczem mówi:
"Per
virtutem pentaculorum, et quia ipsis pentaculis et verbis Creatoris
oboedientes fuistis, pax sit inter nos et vos, et sitis adorati
fragrantia adoris suavissimi. Ite in pace, et sitius parati semper
venire, quando vos vocabo, sine solemnitate aliqua".
Na
tem operacja się kończy; mag wymazuje zwolna koła kredowe, gasi
swiecę czarną i zabiera pentakl zawinięty w chustkę. Nazajutrz
dokładnie o tej samej godzinie zapala świecę, trzyma pentakl i
powtarza modlitwy, gdyż wtedy zdoła rychlej nawiązać łączność
pentakla z osobą czarowaną. Nawiązuje ją w ten sposób, że
niepostrzeżenie wszywa pentakl w odzież tej osoby, wtyka go w jej
poduszkę lub wsuwa pod jej pościel.
Wtedy
wraca do swej izby, uderzeniami młotka łamie czarną świecę i
mówi przytem:
"Arator,
Lapidator, Somniator, Ductor, Comestro, Devorator, Seductor, vos
omnes socii et ministri odii et destructionis et seminatores
discordiae, qui libenter talia opera facitis et pertractatis, et quia
non est necesse vos conjurare, ideo vogo et deprecor vos, quatenus
administretis et consacretis imaginem istam, ut odium faciat inter
talem".
Przez
następne dnie aż do końca lunacji zachowuje mag ogólne przepisy
co do godzin snu, posiłków i modlitw, poczem już "na wynik
nie będzie potrzebował długo czekać", jak zapewnia
autor.
Przytoczyłem
tu umyslnie wiekszość inwokacyj (wyjąwszy kilka najdłuższych) w
oryginalnem brzmieniu, aby czytelnik mógł sobie urobić pojęcie o
tej bezceremonjalności, z jaką czarna magja przeplata modlitwy do
Boga ewokacjami demonów, "sług nienawiści" i "siewców
niezgody" (seminatores discordiae), a błagania o zbawienie
duszy i wyrwanie z mocy djabła wezwaniami ciemnych istot na pomoc.
U
innych autorów rytuał różni się w szczegółach, ale ogólny
jego charakter nie wykazuje zmian istotnych. Zamiast pentakla służy
nieraz lalka woskowa, czasem także żywa ropucha, którą mag dręczy
ukłuciami i zadawaniem ran. Różne także bywają brzmienia modlitw
i ewokacyj; w niektórych zamiast imienia Boga występuje "Deus
inversus", lub toylko jakiś demon pojedynczy, i te są
konsekwentne przynajmniej w jednym kierunku.
Otóż
każdy taki rytuał zmierza przedewszystkiem do wzbudzenia w magu
wiary we własną potęgę, a wszelkie wątpliwości co do tego
rozprasza "zapenieniem sobie pomocy" istot, ktorych potęga
nie ulega kwestji w jego mniemaniu. Wszak na mieszanie Boga z djabłem
i na inne blasfemje ważyć się może tylko ktoś, kto jest
rzeczywiście potężny; a zatem mag jest potężny. Jeżeli mimo
swej potęgi, wyższej niemal ponad Boską i szatańską, nie umiałby
wprost oddziałać na osobę czarowaną, to pomogą mu w tem owe
istoty, których współdziałanie sobie zapewnił ewokacjami lub
nawet "zmusił" je do posłuszeństwa.
Wiemy,
że wiara czyni cuda. Wierząc niezachwianie w swą wszechmoc, może
mag rzeczywiście uzyskiwać wyniki, do jakichby bez tej wiary nie
doszedł. Ułatwia mu ją stan, w który się wprawia ceremonjami
rytuału; te zaś wymagają ciągłego utrzymywania uwagi na jednym
przedmiocie, a zatem zwężania pola świadomości, podobnie jak w
somnambulizmie. Jeżeli mag - co bywa niezbyt rzadko - ma pewne
uzdolnienia medjalne, może swym wirem astralnym czy swą ektoplazmą
wywierać na osobę upatrzoną rzeczywiście pewien wpływ
fizjologiczny, raniący ją lub podniecający płciowo.
Dla
ułatwienia tego wpływu - naiwnie przypisywanego pentaklowi - służy
nawiązanie łączności z daną osobą według wskazówek rytuału.
Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że ucięte włosy, paznokcie,
a podobnież przedmiot długo przez nią używany, utrzymuje na sobie
jakieś jej emanacje, które następnie - nawet po długim czasie -
mogą ułatwić "odnalezienie" jej pozazmysłowe
(psychometrja); że zatem mag, stykając się z temi emanacjami,
wchodzi w "raport magnetyczny" z daną osobą, co mu
ułatwia oddziaływanie.
To
jednak jeszcze nie gwarantuje powodzenia. Aby osoba upatrzona ulegała
wpływowi, musi być bierna, a zatem nie bronić się, nie odpierać
ataków. Dlatego to czarnoksiężnik działa z ukrycia; nie zdradza
się ze swymi zamiarami, a nawet stara się, aby "ofiara"
nic o nim nie wiedziała. Jeżeli osoba ta jest z natury bierna i
łatwo ulega różnym wpływom zewnętrznym, może uledz także
zabiegom zaczarowującym. Dlaczego tak rzadkie stosunkowo są
wypadki, które naprawdę przypisać można działaniu czarów, ma
przyczynę w tem, że niewielu jest "magów", którzyby
potrafili działać rzeczywiście magicznie, i że źle wybierają
swoje "ofiary" pod względem stopnia ich bierności.
Atak
odparty powraca na atakującego; to prawo reperkusji znali już
okultyści śreniowieczni, zanim potwierdziły je zjawiska
parapsychiczne. gdy osoba atakowana zdoła sie obronić i atak
odepchnąć, działanie jego odbija się na magu; dlatego to magja
czarna nigdy nie może mierzyć się z białą co do potęgi. Wpływów
magji miałej nikt nie będzie odpychał, bo są dobroczynne i nigdy
nie przychodzą wbrew woli; magja czarna zaś chce działaś przemocą
i na szkodę, więc też wprost wyzywa do oporu.
Najlepszą
ochroną przeciw czarom i opętaniom jest zawsze czynna postawa wobec
wrażeń zewnętrznych i stałe zajmowanie uwagi przedmiotami jasno
określonymi.Wszelkie "marzenia na jawie", bujanie myślami
po obłokach, poddawanie się niekontrolowanej wyobraźni, a
przedewszystkiem upatrywanie wszędzie jakichś tajemnych i
niezrozumiałych wpływów obcych, otwiera drogę do autosugestji i
wiary w bezsilność własną. Takie przeświadczenie o bezbronności
może oczywiście być wykorzystane czasem przez jakiegoś czarownika
- nawet wcale nie potężnego - do celów osobistych, skoro "ofiara"
zgóry składa obronę i sama mu dostęp otwiera. Ludzie
bezwyznaniowi stosują w celu ochrony kamienie szlachetne, amulety i
talizmany, opatrzone tajemniczymi napisami według rutyału
magicznego, a w groźnych wypadkach (opętanie) udają się o pomoc
do magów mniej lub więcej doświadczonych.
Wypadki
zaczarowania rzeczywistego są - co podkreslam ponownie - nadzwyczaj
rzadkie. Do stosunkowo najczęstszych jeszcze należą uroki drobne,
rzucane bądźto w złym zamiarze, bądźteż bez żadnego zamiaru
przez ludzi, o których się mówi, że mają zły wzrok" (mal'
occhio). nastepstwa takiego rzeucenia uroku (jettatura) objawiają
się gwałtownym bólem głowy, którego zwykłe środki usunąć nie
mogą, zawrotem, osłabieniem, nudnościami, nawet wymiotami, co mija
wreszcie samo po kilku godzinach, jeżeli nie zostało wcześniej
"odczynione". skutkuje tu prawdopodobnie tylko
autosugestja; faktem jest jednak, że owo "odczynianie"
najczęściej pomaga.
Rytuał
odczyniania uroków bywa w różnych okolicach różny; jako jeden z
najprostszych, a rzeczywiście skutecznych, przytaczam następujący.
Rozżarza się (n. p. nad płomieniem świecy) trzy małe okruchy
węgla drzewnego i wraz z trzema okruszynami chleba wrzuca sie do
szklanki świeżej wody. Zwilżywszy nią czoło, skronie i tętnice
na przegubach rąk, pije się trzy kolejne łyki tej wody, a resztę
jej wylewa siw wtył poza siebie. Z tego, ile i jakich okruszynek
opadło we wodzie na dno, wnioskuje się, czy uroki pochodziły od
kobiet (chleb), czy od mężczyzn (węgiel).
W
wypadku zaczarowania poważniejszego (n. p. zapomocą lalki woskowej)
zmienia się odpowiednio ceremonja odczyniania. Można n. p. "zły
wpływ" takich uroków skutecznie przenieść na roślinę lub
na zwierzę, a dowodem rzeczywistego zaczarowania i zrzucenia czarów
bywa wtedy to, że roslina usycha, a zwierzę choruje lub nawet
ginie. Rytuał, wykonywany wtedy zwykle przez uproszoną - i
zapłaconą - czarownicę lub czarownika, podobny jest do
przedstawionego na wstępie; zmienia się tylko odpowiednio treść
inkantacyj i ewokacyj.
Jeżeli
sam urzeczony podejmuje zabiegi odczarowujące wielce skuteczne są w
nich głaski magnetyczne, prowadzone od ciała własnego na roślinę
lub zwierzę, jakgdyby zabierały jakieś "złe fluidy" i
przenosiły je na te niewinne ofiary. O wiele skuteczniejsze bywa to
przeniesienie wtedy, gdy może odbyć sie wprost na osobę sprawcy,
gdy zatem zaczarowany wie, od kogo czary pochodzą. A wie to napewno,
jeżeli miało miejsce rzeczywiste zaczarowanie; wszak idzie tu o
działanie niewątpliwie telepatyczne, a w telepatii obiorca wie
zawsze, kto jest nadawcą, choćby go nie znał osobiście.
Otóż
czarnoksiężnik mimo działania pokryjomu nigdy nie zdoła zataić
siebie przez swą ofiarą; najczęściej nawet nie chciałby tego,
gdyż nie zadowoliłby w pełni swej namiętności: żądzy zemsty,
gdyby ofiara nie wiedziała, kto mści się na niej, a żądzy
płciowej, gdyby ofiara nie wiedziała, komu ma być powolna. tylko w
początkach, zanim cios zada, stara się czarownik pozostać
nieznanym, aby nie ostrzec ofiary i módz ugodzić ją znienancka.
Jeżeli zatem osoba zaczarowana rzekomo nie umie podać, od kogo
czary pochodzą, to albo nie jest wcale zaczarowana, alboteż
opętanie pochodzi od jakiejś istoty niematerjalnej, pozaludzkiej,
co oczywiście należy do wypadków niesłychanie wyjątkowych.
Należy
zatem zachować ostrożność we wnioskowaniu i nie doszukiwać się
opętań tam, gdzie są tylko automatyzmy i kompleksy podświadome.
to samo odnosi się do sukkubów i inkubów rzekomych, jeżeli nie
wiadomo, jaka istota stoi poza niemi.
Osoba
czarownika jest więc w regule znana jego ofierze. Pośrednictwo
rośliny lub zwierzęcia do pozbycia się czarów bywa wtedy zbędne,
jeżeli osoba zaczarowana ma fotografję sprawcy, jego list, lub
jakiś przedmiot jego użytku, na który odwraca kierunek pithy od
siebie. Jakieś szczególne ceremonje lub zaklęcia służą w tym
wypadku tylko po to, żeby owo odrwacanie pithy odbywało sie z
wiekszą siłą przekonania; często wystarczy tylko żywe
wyobrażenie sobie, że "złe fluidy" strzepuje się z
ciała i rzuca je na list czy na fotografję. To strzepywanie można
połączyć z głaskami magnetycznymi, jak wyżej, a po skończeniu
tego zabiegu stworzyć w myśli wokoło siebie pancerz niewidzialny,
którego zła wola czarownika już przebić nie zdoła.
Wystrzegać
się jednak należy wszelkie pokusy do szkodzenia umyślnego
czarownikowi, gdyż to byłoby już podejmowaniem walki równą
bronią, w której czarownik, jako lepiej wyćwiczony i bardziej
złośliwy, mógłby odnieść zwycięstwo. jeżeli zaś nie
przedsiębierze się nic ponad czynną postawę i utworzenie pancerza
ochronnego do odbijania ataków złośliwych, wracają one same na
sprawcę i wywierają na nim dokładnie takie działania, jakie on
zamierzał wywrzeć na swej ofierze.
najważniejsze
jest: zachować czynną postawę wobec wrażeń zewnętrznych i nie
ułatwiać ciemnym siłom ataków przez upatrywanie "zaczarowań"
w każdym bólu gardła, w każdem osłabieniu mięśni i w każdym
orgazmie nocnym. Gdy się nie myśli o możliwości ulegnięcia
czarom, nie ulega się im rzeczywiście, podobnie jak nie ulega
chorobom zakaźnym lekarz poprostu dlatego, że myśl o możliwości
zarażenia się nigdy mu przez głowę nie przechodzi.
Wypadki
prawdziwego opętania są jeszcze rzadsze, niż wypadki faktycznego
zaczarowania. Bezmyślnie i karygodnie szkodzi sobie sam ten, kto w
swych ruchach mimowiednych, lub słowach pozornie przez jakąś
istotę niewidzialną mu podszepniętych, upatruje objawów opętania.
Takie ruchy, do których "coś" zmusza, i słowa, ktore
"ktoś" podszeptuje, są narazie tylko nieszkodliwymi
objawami automatyzmu czy paramnezji; ale mogą - gdy im się uwagę
poświęca i jakiejś obcej istocie przypisuje - stać sie ośrodkiem
do narastania "kompleksów" psychopatycznych, a w dalszym
rozwoju wywołać zupełny rozpad osobowości (schizofrenję).
Źródłem
jest człowiek
Dawna
tradycja indyjska traktuje wyłącznie o człowieku, niema w niej nic
takiego, co możnaby uważać za zaczątki "nauk" w
znaczeniu europejskiem; niema geografji, zoologji, fizyki, geometrji,
astronomji, historji, niema prawodawstwa ani polityki. [1] Do
europejczyków mówią Indowie: "wyscie badali zjawiska
zewnętrzne i doszliście do zdumiewających odkryć z geografji,
fizyki, chemji, astronomji, rozwinęliście matematykę, poznaliście
anatomję, fozjologję, biologję, nagromadziliście mnóstwo
szczegółów historji; my zaś badaliśmy przedewszystkiem człowieka
wewnętrznego i wiemy o nim oddawna więcej, niż wy z waszym
wspaniałym rozkwitem nauki". My w Europie, mając umysł
nastawiony na świat otaczający, niezbyt umiemy zwracać uwagę na
wnętrze własne i dlatego zazwyczaj z pobłażliwem politowaniem
przyjmujemy twierdzenia Indów, jakoby mogli wiedzieć od nas więcej
w jakiejkolwiek dziedzinie: dopiero zjawiska parapsychiczne otwierają
nam zwolna oczy na to, że oni jednak mogą mieć pewien zasob
wiedzy.
Do
Egiptu i Grecji przedostały się już tylko okruchy tej dawnej
tradycji, a w pismach neoplatoników stały sie dostepne okultystom
średniowiecza. Po długich badaniach różnych demonologij i teurgij
dochodzili najtężsi z nich do wniosku, że źródłem wszystkich -
a przynajmniej większości - zjawisk magicznych jest człowiek. Stąd
w pismach ich coraz rzadziej spotyka się wzmianki o wpływach istot
pozaludzkich, a coraz więcej miejsca zajmują badania właściwości
psychicznych człowieka. widać w tych badaniach jeszcze prowadzący
na bezdroża wpływ kabbali, ale rozczarowania w stosowaniu zaklęć
i "pieczęci" naprostowują stopniowo wysiłki okultystów
na tory właściwsze.
Poprzednio
próbowałem podać podstawy, na których wzrosła kabalistyczna
wiara w skuteczność zaklęć i wywoływania imion demonów różnego
stopnia. Władza magiczna, którą początkowo miał człowiek ("Adam
przed upadkiem"), wysuwała się stopniowo z rąk jego w miare,
jak popędy cielesne brały górę nad skłonnościami duchemi, a w
parze z tem człowiek zaczął oglądać się za sprzymierzeńcami,
ktorzyby wspomagali go swą potęgą. Tradycja o "bogach, którzy
zstąpili na ziemię", wespół z personifikacjami sił przyrody
w postaciach demonów różnych imion, zwróciła wysiłki człowieka
w kierunku znalezienia sposobów do zapewnienia sobie ich
współdziałania.
Wedle
dawnej tradycji indyjskiej każda istota posiada swój dźwięk
mistyczny (sanskryckie wacz), będący równocześnie imieniem jej i
określeniem wszystkich jej cech i uzdolnień [2]; znając ten dźwięk
i umiejąc wydobywać go w sobie, można połączyć się z daną
istotą i uczestniczyć w jej wlaściwościach i w jej potędze. Stąd
wzięły początek poszukiwania kabalistyczne, aby odnaleźć
"utracone słowo", i wzięło początek przekonanie, że
wymawiając takie słowo, zdoła człowiek zdobyć sobie władzę nad
istotą, której "imię" jest w niem zawarte. Zamiast
zbliżać się z sympatją do danej istoty i lączyć się z nią
współbrzmiącym "dźwiękiem mistycznym", chciał
człowiek przemocą przyzwać ją na swe uslugi wymawianiem jej
imienia i zmusić ją do uległości. W miejsce miłości i sympatji
stawiał swój egoizm i żądzę władzy; nastepstwem musiał być
opór istoty zmuszanej do posłuszeństwa, a tem samem wątpliwy
efekt zaklęć wymawianych przez człowieka.
W
żadnych źródłach pisemnych nie są zresztą zapisane te "dźwięki
mistyczne", i zapisane być nie mogą, gdyż powstają w duszy
intuicyjnie pod wpływem zachwytu i miłości do innych istot jako
drgania astralne sympatji; dlatego to bezowocne są próby
znalezienia tych dźwięków n. p. przy pomocy podstawiania liter i
liczb w starych tekstach hebrajskich. Oczywiście przez takie
kabalizowanie można otrxymać pewne "imiona" aniołów czy
demonów, reprezentujące ich właściwości szczególne; ale są to
tylko właściwości z najniższych warstw świata astralnego, a
zatem nie imiona aniołów i innych duchów wysokich, lecz tylko
imiona ich odbić w tych niskich warstwach, raczej imiona egregorów
stworzonych przez człowieka, niż istot samodzielnych.
Niektóre
z tych egregorów, wzmacniane ciągle nowymi myslakami różnych
ludzi, mogły mieć rzeczywiście pewien stopień potęgi magicznej;
inne jednak, rzadziej "używane", nie były niczem więcej,
jak tylko bezsilnymi myslakami o krótkotrwałem istnieniu, więc też
żadnej "władzy" nie posiadały i użyczyć jej
człowiekowi nie mogły. tu tkwi powód, dla którego ewokacje
kabalistyczne tak rzadko dają wyniki, a jeżeli je dają, to
niepewne, u każdego maga inne; jeden bowiem wzmacnia egregory swymi
myslakami i afektami, drugi dodaje do nich inne myslaki i afekty,
sprzeczne z tamtymi i paraliżujące ich działalność.
Stąd
zrozumiałe jest, że mimo nowoczesnych usiłowań różnych autorów,
aby wskrzesić dawną świetność "kabały", trwa już
nadobre zmierzch tej typowo semickiej "filozofji". Znajdują
się jeszcze tu i ówdzie ludzie różnych ras, którzy twierdzą o
sobie, że umieją odcyfrować tajemne znaczenie ksiąg starego
Testamentu i przyzywać "archaniołów" ich imionami; nie
spotkałem jednak w dostępnej mi literaturze wzmianek, ktoreby
świadczyły, że takie przyzywanie jakiegoś Ariela czy Samiela
wywołało rzeczywiście pewne przedmiotowe zjawiska paranormalne.
wynikałoby z tego, że owe _ może nawet naprawdę potężne niegdyś
- egregory wyczerpały już swą energję żywotną i teraz
conajmniej niby trupy astralne pojawiać się mogą w ewokacjach
jakiemuś magowi o bujnej wyobraźni, ale zdziałać już nie
potrafią nic więcej ponad to, co on sam potrafiłby własnemi
siłami.[3]
Nie
chciałbym być źle zrozumianym. Daleki jestem od przypuszczenia,
jakoby dziś już nie istnieli archaniołowie, egregory, skrzaty i
inne istoty pozaludzkie; zmierzałem tylko do wykazania, że nie
ziściły się nadzieje, przywiązywane w magii ceremonjalnej
doprzyzywania takich istot i do owładania niemi, jak narzędziami
posłusznemi. Jest dość znaczna liczba faktów, wskazujących na
to, że podczas ceremonij pojawiały się rzeczywiscie jakieś
istoty, ktore może nawet przybierały sobie czasem te imiona,
jakiemi były przywoływane; ale mało zazwyczaj miewały ochoty do
wykonywania tego, co im mag nakazywał. Znacznie częściej objawiały
własną wolę, nieraz tak dalece sprzeczną z wolą maga, że nie
pozostawało mu nic więcej, jak śpieszna ucieczka z miejsca
ceremonij.
Toteż
najpoważniejsi nawet zwolennicy magji ceremonjalnej przestrzegają z
naciskiem przed "rozpętywaniem sił, które potem opanować się
nie dadzą"; nie mówią jednak nic wyraźnego o warunkach
takiego rozpętywania sił nieznanych, a tylko napomykają o
niedokładnościach i pomyłkach w wykonywaniu rytuału. Znany
aksjomat okutystyczny mówi, że "rzeczy podobne przyciagają
się" (równe przyciąga równe); jeżeli zatem wskutek ewokacyj
pojawiają się jakieś "złe siły", to musiało je "coś"
przyciągnąć. Tem "czymś" nie była chyba sama ewokacja,
bo ona nie jest ani zła ani dobra; przyciągnąć te "złe
siły" mógł zatem tylko podobny im poziom etyczny maga.
Rzecz
prosta, że czarnoksiężnik ani nie próbował, ani nie mógł
"przyciągnąć" jakichś istot wzniosłych o wysokim
poziomie etycznym. On się ich nawet obawiał, ale w równej mierze
obawiał się tych, które chciał przyciągnąć. Dla
przezwyciężenia tej obawy zakreśał koła magiczne, trzymał w
pogotowiu szpadę i wymawiał zaklęcia, które miały mu rzekomo dać
przewagę nad przyzywanemi istotami. Było to wszystko autosugestje
do wzbudzenia w nim wiary, że ma potęgę i że mu nic nie grozi...
Ale właśnie szpada i koła magiczne przypominały mu ciągle, że
jednak nie jest całkiem bezpieczny. Jeżeli silniejsza była
autosugestja władzy nad demonami, ceremonja miała powodzenia;
jeżeli zaś zwyciężyła autosugestia strachu, mag wpadał w sidła
bądźto stworzonych własną wyobraźnią demonów, bądźteż istot
przyciągniętych jego strachem i bawiących się złośliwie tym
strachem.
Jeżeli
za "magów" uważamy także świętych różnych wyznań,
to "magja" ich tem się rożni od magji ceremonjalnej, że
nie posiada żadnego rytuału. Jedyną "ewokacją" bywa
tylko modlitwa, nieraz tak krótka, że ogranicza się do cichego
westchnienia, a miejsce, czas i otoczenie nie ma wpływu na wynik.
Autosugestja może być wtedy tylk jedna; nie paraliżuje jej żadna
przeciwna. Jest nią wiara głęboka i niezachwiana, że jakaś
istota wyższa - lub sam Bóg nawet - zdziała albo sama, albo użyczy
magowi mocy do zdzialania tego, co jest celem "operacji".
Niema tu strachu, niema wątpliwości, wynik zatem może odpowiedzieć
oczekiwaniu.
Oczywiście
są to wypadki krańcowe; ogromną większość tworzą magowie ani
zbyt "czarni", ani całkiem "biali", a
odpowiednio do ich poziomu moralnego układają się także wyniki.
Ponieważ takiej niezachwianej wiary - która "góry porusza"
- nie mają, muszą uciekać się do ceremonij i zaklęć, aby
pobudzić swą wyobraźnię. Do celów szczególnie "czystych"
i etycznych poddają się nieraz przepisanemu rytuałem oczyszczeniu,
polegającemu głównie na poście i na wstrzemięźliwości
płciowej, czasem także na pohamowaniu gniewu i nienawiści. Takie
zakazywanie sobie na pewien czas wszystkiego, do czego mag przywykł,
powoduje przy podejmowaniu ceremonij reakcje, niezawsze przez niego
zamierzone. Przytłumiane postem popędy i afekty odzywają się ze
zdwojoną siłą, mącąc potrzebne właśnie przy ewokacji skupienie
uwagi, a ponadto przyciagają egregory podobnie nastrojone, zmarlych
tegoż poziomu, ich trupy astralne, albo wreszcie skrzaty psotne i
zwodnicze.
Zależnie
od tego, w jakim stopniu rozwinął w sobie zdolności medjalne,
występują te istoty mniej lub więcej wyraźnie widzialne,
odziewając się wyłonioną przezeń ektoplazmą lub dymami
spalanych kadzideł. Kształty tych zjaw odpowiadają wyobrażeniom
maga o nich, a u egregorów wspólnym wyobrażeniom tych wszystkich
ludzi, którzy danego egregora stworzyli swemi myślami. Stąd nic
dziwnego, gdy niejeden mag ujrzy postać, której wcale nie oczekiwał
i nie wołał: jest to wówczxas albo egregor, albo skrzat, formujący
sobie "ciało" wedle własnej fantazji.
Gdy
mag nie rozporządza właściwościami medjalnemi, efekt ewokacyj
pozbawiony jest wszelkich objawów przedmiotowych. Mag rozmawia
wówczas najczęściej z własną podświadomością, występującą
w halucynacjach tylko dla niego widzialnych i potiwrdzają mu -
niesłyszalnie dla innych - kim jest, to znaczy podającą takie
"imię", jakie mag chciał usłyszeć. Zjawa może dawać
także (ruchami lub głosem) odpowiedzi na inne pytania, ale zakres
jej wiedzy i zdolności nie przekracza oczywiście zakresu samego
maga.
W
takich wypadkach niebezpieczeństwa są - poza stwarzaniem warunków
dla postępowej schizofrenji - stosunkowo niewielkie. Groźniejsze
mogą być następstwa, gdy mag - celowo lub mimowolnie - dostarcza
ektoplazmy, z której korzystają bądźto istoty obce, bądź jego
własna podświadomość, aby wywrzeć zemstę na wrodu lub zniewolić
kobietę oporną. wtedy wydalenie się ciała astralnego w powłoce z
ektoplazmy może być niebezpieczne dla samego maga, gdyż w wędrówce
do celu pożądanego grożą mu po drodze uszkodznia - rzeczywiste,
lub wierzeniami czarnomagicznemi wyobrażone - a sam powrót do ciała
fizycznego również niezawsze jest łatwy dla niewprawnego. ponadto
takie niewyćwiczone wyłanianie ektoplazmy, jako niezależne od woli
maga, może się powtarzać automatycznie także w chwilach
bynajmniej przez niego nie pożądanych, porywając za sobą jego
ciało astralne; a wtedy mag traci przytomność w warunkach najmniej
odpowiednich i nie wie, kiedy do niej powróci.
1
: Mówię tu wyłącznie o tradycji dawnej, późniejsza bowiem
zawiera już początki prawa, polityki, religji, podaje historję
planet i ziemi, zajmuje się władzą królów i kapłanów, bogami i
demonami, ustanawia szczegóły rytuału, mierzy czas i pisze
historję.
2
: Porównaj "pismo tajemne" jasnowidzącej z Prevorst i jej
"nazwy wewnętrzne" ludzi, okreslające w jednem słowiek
ich charakter i wszystkie właściwości.
3
: Podobnie sądzi prof. G.O.M. (Wiedza tajemna I, str.105) mówiąc:
cóż to jest zabobon? To impulsywnie przyznawana reszta form,
niegdyś obowiązujących, które wskutek postępowej ewolucji
osobnika stały się balastem krępującym. Jako przykład zabobonu
niech posłuży przekonanie maga o niemożliwości operowania bez
wygloszenia tej lub innej formuły, bez zachowania tej lub innej
symboliki".
Różne
stopnie rzeczywistości
Miałem
już sposobność wskazać, że "rzeczywistość"
okultystyczna jest inna, niż n.p. rzeczywistość pojmowana zmyslami
lub przyrządami fizycznymi. Nauki nowoczesne mimo całej swej
ścisłości uznają coraz częściej potrzebę hipotezy różnych
stopni rzeczywistości: od czysto przedmiotowej, zmysłami i
przyrządami stwierdzanej, aż dowyłącznie podmiotowej tylko dla
jednostki.
Przypomnijmy
sobie tu fakty z parapsychologii. Prof. C. Blacher wyciągnął
własnoręcznie z nagiej piersi medjum pas skórzany 1,5 m długości
ze sprzączką metalową; innym razem wyciągnął z ciała tego
medjum rury ołowiane i śruby żelazne 15 cm długości, a samo
medjum wyciągnęło raka żywego z plecó drugiej osoby. Ja sam
obserwowałem, jak przez żyły mej ręki od łokcia ku dłoni
przepłynęło coś "obcego", a gdy na żądanie medjum
strzepnąłem palcami, wypadł z nich kawał pumeksu. Czy te rury,
śruby, rak i pumeks tkwiły rzeczywiście w ciałach ludzkich bez
uszkadzania ich, czyteż "nie istniały" aż do chwili
nagłego pojawienia się na seansie?
Na
życzenie uczestniczki obiecuje medjum "przynieść" jej
kwiatki i po chwili mówi; "Masz tu dziesięć fjołków, ale
bierz ostrożnie, żeby nie popsuć". Gdy uczestniczka nic nie
widzi, medjum dodaje: "Są tu na stole; no, bierz prędki. Oho,
już dwa popsułaś". Rzeczywiście na stole pojawia się nagle
siedm fjołkow, a ósmy leży na ziemi; owych "popsutych"
jednak znaleźć nie można. Czy t popsute nie były rzeczywiste
równie jak tamte?
Jedna
z uczestniczek ofiarowała zjawie swój szal, który zaraz zniknął,
ale na seansach następnych zjawa nieraz w nim występowała. Innej
zjawie podarował uczestnik krzyżyk srebrny. Krzyżyk zniknął, ale
następnie zjawa miewała go na szyi, a na odlewie parafinowym jej
ręki krzyżyk ten widnieje na grzbiecie dłoni. Czy ten szal i ten
krzyżyk już przestał być rzeczywistym z chwilą, gdy zniknął, a
odzyskiwał swą rzeczywistość w tych momentach, gdy na zeansach
następnych zjawa miała go na sobie?
Bozzano
opowiada o postaci kobiety w czerni, którą nieraz widywało w
jesnem świetle dnia po kilka osób naraz. Siadywała na chwilę
przed stolikiem toaletowym, a osobliwe jest to, że postać nie
odbijała się w lustrze. Na zamku X pojawiała się postać białej
damy i stawała przed portretem tego z członków rodziny, który
miał umrzeć. Zjawę tę powiodło się sfotografować, a zdjęcie
uważa dr Illing za autentyczne. Czy zjawa kobiety w czerni nie była
rzeczywista, lecz tylko halucynacją dlatego, że postać jej nie
odbijała się w lustrze, a zjawa białej kobiety była rzeczywistą
dlatego, bo udało się ją fotografować?
Ochorowicz
uzyskiwał ze swym medjum zdjęcia ręki na błonie fotograficznej
zwiniętej w rurkę i wsuniętej do butelki; ręka ta zatem musiała
mieć grubość zaledwie 1-2 mm i zwijać się w rurkę. Czy była
"rzeczywista", skoro istnieje jej obraz fotograficzny, czy
też nierzeczywista, skoro musiała mieć zaledwie grubość
papieru?
Obrazy
na ekranie kinowym może widz sobie odfotografować; czy one są
rzeczywiste, czyteż "istnieją" tylko na taśmie filmu, a
nie na ekranie?
Dr
Osty stwierdza przyrządami działanie na promienie podczerwone
ektoplazmy w takiem rozrzedzeniu, że żadnymi innymi środkami
odkryć jej istnienia niepodobna. Czy zatem ektoplazma nie jest wtedy
jeszcze rzeczywista, a staje się rzeczywistą dopiero, gdy wzrokiem
lub fotografią można stwierdzić jej istnienie?
Medja
o zdolnościach psychometrycznych opowiadają za zbliżeniem
przedmiotu martwego nietylko jego dzieje, lecz także wypadki, ktore
w różnych czasach miały miejsce w pobliżu tego przedmiotu. Czy na
przedmiocie istnieje rzeczywiście jakiś slad, jakieś zapiski jego
dziejów i wypadków w jego pobliżu?
Patrzę
na kartkę czystego papieru i wyobrażam sobie na niej czarny
trójkąt; kartkę tę znaczę w rogu ołówkiem numerem 1. Na
drugiej czystej kartce wyobrażam sobie kwadrat, na trzeciej koło,
na innych inne figury i znaczę je numerami porządkowymi, notując
osobno, jaką figurę na którym numerze sobie wyobrażałem. Kartki
wkładam do jednakich kopert, notatkę z numerami chowam, więc
oczywiście nie wiem już, jaką figurę na której kartce sobie
imaginowałem.
Później
(za kilka dni) podaję te koperty medjum; bierze ono pierwza lepszą
i po chwili mówi mi, że "widzi" na niej czarne koło.
Notuję numer tej kartki, nie sprawdzając narazie, czy zgadza się z
poprzednimi zapiskami. Dopiero gdy medjum już wszystkie kartki mialo
kolejno przed oczyma i "zobaczyło" figury na nich,
sprawdzam z notatkami i okazuje się, że medjum rzeczywiście
widziało na kartkach te figury, jakie ja sobie na nich wyobraziłem.
Czy zatem moje wyobrażenie pozostawiło rzeczywiste slady na czystym
papierze?
Jedna
z chorych mówi w somnambulizmie: "to coś, co jest po prawej
stronie, tak mi przeszkadza, że mnie wprost paraliżuje. Proszę
mnie od tego uwolnić". - "Ale co to jest?" - Nie
wiem; to stoi tu". - Zrobiła rozpaczliwy kurczowy ruch ręką w
kierunku kwiatu w doniczce, przysłanego przez panią, którą na
jawie bardzo lubiła. Gdy kwaiat usunąłem, uspokoiła się odrazu.
- "Dziękuję; myślalam już, że dostanę ataku". -
Sądziłem, że to zapach kwiatu tak jej szkodzi, ale okazało się
co innego. We śnie chora nie znosiła owej pani, ani jej prezentów,
na odległość nawet kilku metrów.
A
zatem kwiat, o którym chora na jawie nic nie wiedziala, bo
przyniesiono go dopiero podczas jej uśpienia, zawierał jednak
jakieś emanacje ofiarodawczyni, chociaż ona zaledwie go dotknęła,
lub może nawet wcale nie dotykała. Czy emanacje te są czemś
rzeczywistem, czyteż istnieją tylko "subjektywnie", w
wyobraźni chorej?
Przytoczyłem
tu celowo zjawiska z różnych dziedzin parapsychologji dla okazania,
jak nieuchwytne i trudne do ścisłego określenia są granice między
t.zw. rzeczywistością a nierzeczywistością. W istocie bowiem
rzczywistość na rożne stopnie, od zupełnej i niewątpliwej
realności aż do zupełnej, chociaż tylko na pozor, subjektywności.
Wszak nasze wyobrażenia pamięciowe są czemś realnie istniejącem,
skoro nietylko my sami zdołamy je ujrzeć subjektywnie, lecz także
może je "ujrzeć" objektywnie odpowiednio uzdolniony
telepata.
Swe
własne obrazy pamięciowe zdołamy sobie niekiedy stawić przed oczy
tak żywo i dokładnie, jakgdyby były świeżemi wrażeniami
zmysłowemi: nie umiemy wtedy rozstrzygnąć czy patrzymy na coś
rzeczywistego, co dzieje się dopiero teraz, czyteż oglądamy nasze
obrazy pamięciowe z przeszłości. Nie wiemy wówczas, czy to jest
wrażenie zewnętrzne, czy wyobrażenie pamięciowe niezwykle żywe,
a zatem halucynacja. Że to tylko halucynacja, przekonywają nas
dopiero oświadczenia osób obecnych, że one nic nie widzą.
Takie
halucynacje nazwano podmiotowemi, okazało się bowiem, że istnieją
także halucynacje zbiorowe, a raczej zjawiska, ktoreby wypadało tak
nazwać w odróżneniu od tamtych. Takie halucynacje cechuje
przedewszystkim to, że są widzialne nietylko dla jednej osoby, lecz
dla kilku naraz, a następnie to, że wrażenie tych widzeń jest u
wszystkich osób zgodne. Gdy przedmiotem jest n.p, postać ludzka, to
nie będzie ona dla jednego "z brodą", dla drugiego
"ogolona", lecz dla wszystkich "z ciemną brodą, w
butach wysokich i w czapce maciejowce". Gdy się porusza, to
ruchy widzą wszyscy i widzą je takie same; żaden z obecnych nie
widzi postaci nieruchomej.
Istnieć
zatem musi w tych halucynacjach coś rzeczywistego, skoro zdoła
oddziałać jednakowo na świadomośc kilku ludzi naraz; ale ta
rzeczywistość jest innego stopnia, niż ta, którą normalnie
postrzegamy zmysłami. Różnica stopnia polega przedewszystkim na
tem, że n.p. postać widziana nie wydaje żadnego głosu, porusza
się bez szelestu, czasem także nie rzuca cienia, lub jest
wpółprzejrzysta i widać przez nią przedmioty za nią leżące.
Dalsza różnica polega na tem, że realność zjawiska nie da się
stwierdzić żadnymi przyrządami (n.p. fotografią).
Stopień
Jeszcze bliższy rzeczywistości przedmiotowej miewa halucynacja
wtedy, gdy zjawisko pozostawia po swem zniknieciu jakiś ślad swej
bytności, dający się sprawdzić zmysłami lub przyrządami; n.p.
postać zmieniła polożenie jakiegoś przedmiotu, napisała coś na
czystym poprzednio papierze, zabrała coś lub przyniosla. Tu już
"nierzeczywistą" - przynajmniej pozornie - jest tylko sama
postać, a czynności przez nią wykonane mają cechy zupełnej
realności. Halucynacje tego rodzaju otrzymały (niezbyt trafnie)
nazwę "prawdziwych".
Nazwa
ta nadawana bywa niekiedy halucynacjom, w których postać, widziana
tlko podmiotowo, pozostawia jakiś realny dowód swego istnienia;
n.p. przepowiada coś, co się następnie ziszcza, lub komunikuje
coś, co można stwierdzić badaniami jako zgodne z prawdą; te
zjawiska jednak równie dobrze przypisać można telepatji lub
jasnowidzeniu.
Otóż
zjawiska tych rodzajów nie są same w sobie niczem tajemnem i zna je
zarówno psychologja urzędowa jak i parapsychologja; tajemnica
pozostaje dla tych nauk tylko "przyczyna inteligentna",
ktora zjawiska wywołuje. W sugestji hipnotycznejtą przyczyną
inteligentną jest hipnotyzer, który swojemi sugestjami budzi
zamierzone halucynacje w świadomości hipnotyka. Takie halucynacje
mogą prawdopodobnie [1] być także zbiorowe, widziane przez kilku
naraz hipnotyków, chociaż niewidzialne dla odpornych na sugestje.
Jednak halucynacje hipnotyczne nie mogą osiągnąć tego stopnia
rzeczywistości, w którym ona dałaby się następnie stwierdzić
zmysłami lub przyrządami; pozostają zatem tylko
podmiotowemi.
Inaczej
jest dopiero w magji: tu halucynacje mogą mieć wszelkie stopnie
rzeczywistości, od czysto podmiotowej, do zupełnie przedmiotowej;
mogą nawet przekroczyć granice halucynacji i dać zjawisko
najzupełniej realne. Zagadnienie stopnia rzeczywistości sprowadza
się wtedy do znalezienia inteligentnej przyczyny, która wywołała
zjawisko. Szukanie tej przyczyny zaczyna się od rozstrzygnięcia
podstawowego - zdawałoby się - pytania: "czy to byłem ja sam,
czy jakaś inna istota"; jednak takie rozstrzygnięcie, jeżeli
ma być naprawdę niewątpliwe, rzadko kiedy da się osiągnąć.
Aby
zbliżyć się do rozstrzygnięcia, należy naprzód zdać sobie
sprawę z tego, kto to jest "ja", i co należy do zakresu
mojej jaźni, a co jest dla niej czemś zewnętrznem, przedmiotowem.
Obrazki pamięciowe (wyobrażenia) mogę oglądać jako coś
przedmiotowego; one zatem nie są "mną", lecz "ja je
mam", podobnie jak mam serce, głowę, jak mam w ręce
książkę.
Myślom
własnym mogę się również przyglądać, porządkować je i
oceniać; a zatem one także nie są mną, lecz czemś, czem ja się
posługuję jak materjałem lub narzędziem. Dopiero to, co ogląda
wyobrażenia pamięciowe i co posługuje się myślami, to jest
"jaźń", to jest "ja" właściwe. Wyrażając
się teozoficznie lub okultystycznie, powiem, że ani me ciało
fizyczne, ani eteryczne, astralne, myślowe, nie jest "mną";
są to właśnie tylko "ciała", tyłko powłoki, tylko
narzędzia mego ducha. On jedynie jest "mną", jest "jaźnią
właściwą". Oto różne stopnie rzeczywistości okazują
dopiero, czem jest "ja", a czem "nie-ja", czyli
przedmiotowość. Tu znowu okazuje się prawdziwem i trafnem dawne
określenie indyjskie "aham asmi Brahma" oraz "fat
twam asi" (ja jestem duchem", a "to jesteś
ty").
Zwracałem
już uwagę na wątpliwości, jakie powstają przy identyfikowaniu
"inteligentnej przyczyny" jako wywołującej zjawiska; była
też mowa o wyobraźni maga, o myślakach, o egregorach, skrzatach,
ludziach zmarłych i o ich zwłokach astralnych. Do tego dodajmy
znane mniej lub więcej wyraźnej schizofrenji , a otrzymamy sporą
liczbę różnych tłumaczeń, "kto" - względnie "co"
- mogło być autorem działania magicznego.
Oczywiście
magowi może niewiele na tem zależeć, czy skutki magiczne wywołał
on sam, czy jakaś inna istota, mniej lub więcej jemu posłuszna,
jeżeli tylko skutek odpowiada zamierzonemu. Jednak właśnie w magji
ceremonjalnej często skutki bywają bądźto żadne, bądź całkiem
inne od oczekiwanych; stąd też w niej byłoby szczególnie
pożądanem wiedzieć, kto jest autorem , aby na przyszlość
wyłączyć od dzoałania autorow niepoądanych lub
nieposłusznych.
Otóż
tu właśnie tkwi trudność największa. Tylko w zadaniach
stosunkowo prostych i łatwych - jak n.p. wysłania swego inkuba do
kobiety pożądanej, lub swego wampira do kogoś znienawidzonego -
przystępuje mag do działania sam, bez zywania pomocy jakichś
innych istot; w każdem zadaniu poważniejszem musi liczyć na ich
pomoc, bo nie ufa swej osobistej mocy. A ta pomoc właśnie bywa
często zawodna, lub działa na niekorzyść wzywającego; koniecznem
byłoby zatem posiadać sposób odróżniania "pomocnikow"
przydatnych od nieproszonych i szkodliwych.
Nie
ulega wątpliwości, że odróżnianie takie wymaga wysokiego stopnia
skupienia uwagi i utrzymania jak najtrzeźwiejszej świadomości
siebie; wszelkie stany rozproszenia uwagi lub pogrążania sie w
głębinach podświadomości byłyby temu celowi przeciwne. A
tymczasem właśnie ceremonje magiczne wymagają pewnego omroczenia
świadomości, podobnie jak w początkowych stadjach hipnozy lub
autohipnozy. Gdy n.p. mag ma wysłać inkuba, to nie może pozostawać
świadomością na miejscu, w którem jest jego ciało fizyczne, lecz
musi całą uwagę skupić na inkubie, gdyż inaczej nie doznałby
oczekiwanej rozkoszy seksualnej: musi wpaść w rodzaj transu. Gdy
chce wywołać realną zjawę nieboszczyka lub demona, musi jej dać
swą ektoplazmę, a w miarę wyłaniania jej traci sam coraz bardziej
świadomość.
Tracąc
świadomość traci zarzem zdolność trzeźwego rozrożniania kto
jest osobistością działającą; wszak już własna podświadomość
- jak to wiemy z psychologii - może występować jako ktoś drugi,
mniej lub więcej od nas niezależny, a czasem wprost wrogi. W
postaci, utworzonej z ektoplazmy maga, może wystąpić równie
dobrze jego podświadomośc, jak jakiś demon, człowiek zmarły,
egregor, etc., jak to już przytoczyłem. Zakazać, by nikt inny
prócz przyzywanego pomocnika nie wstępował w ektoplazmę
wyłonioną, na to nie posiada mag ani sposobów ani władzy; a tem
mniej zdoła sprawdzić, czy ów ktoś jest rzeczywiście tym, za
kogo się podaje i kto był wzywany.
1
: Czy wtedy wszyscy hipnotyzerzy widzą dokładnie to samo, o tem nie
znalazłem w literaturze żadnych wzmianek eksperymentalnych; z
doświadczeń własnych wnioskowałbym raczej, że jest
przeciwnie.
Praktyka
magiczna
Starałem
się poprzednio dać przegląd krytyczny różnych środków,
stosowanych w praktyce magicznej, i ze stopnia ich skuteczności
wywnioskowac, które są niezbędne, a których przydaltność jest
mniej lub więcej wątpliwa. Od takiej oceny krytycznej oddzielić
oczywiście należy przekonanie osobiste maga o skuteczności tego
lub owego środka, jeżeli to przekonanie jego nie opiera się na
stwierdzeniu doświadczalnem, lecz jest poprostu tylko wiarą,
przejętą z tradycji ustnej lub pisemnej.
Otóż
wydaje mi się, że do takich przekonań osobliwych zaliczyć można
śmiało wiarę w skuteczność mantr, zaklęć i kabalistycznych
"imion" demonów. Jeżeli kabalista, żmudnemi spekulacjami
doszukujący się dla każdego działania magicznego innego imienia
demona, potrafi w najlepszym razie zdziałać zaledwie tyle, co
prosta czarownica, nie znająca żadnego innego "imienia"
prócz swego "djabła", to skuteczność tych imion spada
do zera. Jeżeli podobnież czarownicy wystarczy szeptać kilka słów
bezsensownych, ktorych znaczenia oczywiście nie rozumie, a ceremonja
maga uczonego podaje mu do każdego demona inne długie modlitwy, to
i skuteczność tych modlitw wydać się musi mocno wątpliwą.
To
samo odnosci się do ceremonjału. Czarownice i czarnoksiężnicy
ludowi posługują się rytuałem bardzo prostym, jeżeli wogóle
rytuałem nazwać można kilka ruchów rąk, skłanianie głowy,
mruczenie jakichś niby łacińskich wyrazów, obchodzenie drzwi i
okien chaty, wrzucanie kamyków do wody i t. p. "gusła",
wywierające zresztą wrażenie raczej na widzów niż na samego
celebranta. W porównaniu z tem rytual magji ceremonjalnej jest
niesłychanie skomplikowany, jakgdyby - nieznanemu zresztą - twórcy
tych niezliczonych przepisów zależało na tem, aby nagromadzeniem
mnóstwa szczegółów utrudnić magowi ścisłe wykonanie ich
wszystkich, a tem samem umotywować ewentualne niepowodzenie
operacji.
Pewnem
niewątpliwie jest natomiast jedno, że owe mantry i szczegóły
rytuału, same w sobie bezwartościowe, mogą być środkiem
wpływającym pośrednio na wyobraźnię maga i ułatwiającym mu
tworzenie myslaków odpowiednich, oraz wprawiającym go w nastrój
przydatny. Nastrój ten wiedzie do pewnego rodzaju autohipnozy, gdy
działanie magiczne ograniczyć się ma na objawy podmiotowe, a do
wyłaniania ektoplazmy, gdy mają być objawy przedmiotowe.
Dziś
jednak, w wieku dwudziestym, gdy badania parapsychiczne wyjaśniły
już wiele "okultystycznych" zagadek z dziedziny
podświadomości i uzdolnień medjalnych, znane są nietylko prostsze
lecz i skuteczniejsze sposoby wprawiania się w stany, w których
mogą występować objawy, zwane dawnej magicznemi. Znamy w znacznej
części "mechanizm" tych objawów, możemy zatem
posługiwać się nim w sposób racjonalny, bez obciążania go
balastem niepotrzebnych formułek i rytuałów.
W
pewnej, mniejszej niż dzisiaj, części znany był ten mechanizm
także hathajodze indyjskiej, skoro wypracowala metodę do
posługiwania się nim w praktyce, metodę może nie najprostszą i
nie najlepszą, ale dającą wyniki realne. Odstępstwem od drogi
najprostszej były w niej tylko wytężające ćwiczenia cielesne,
które dawały wynik zupełnie niewspółmierny do wysiłków w nie
włożonych, a bezwartościowy do celów rzeczywiście magicznych.
Inne natomiast rodzaje ćwiczeń zachowały do dzis pewną wartość,
chociaż może mniejszą dla człowieka dzisiejszego, niż dla
współczesnego rozkwitu hathajogi.
Są
to ćwiczenia w przytłumianiu wrażeń zewnętrznych (pranajama), we
władaniu uwagą (pratjahara) i w skupianiu jej na narządy
wewnętrzne (dharana). Władania uwagą uczymy się od
najwcześniejszych lat szkolnych i bez pewnej biegłości w tym
kierunku życie współczesne - zwłaszcza w większych miastach -
byłoby niemożliwe. W praktyce magicznej biegłość we władaniu
uwagą powinna być tak znaczna, żeby ta uwaga nie wymykała się na
żaden inny przedmiot poza tym, na którym ma być utwierdzona. Jest
to potrzebne zarówno w telepatji (nadawczej i odbiorczej), jak w
tworzeniu myślaków (względnie zużytkowaniu "gotowych"
już egregorów) i w kontrolowaniu działań
telekinetycznych.
Odwracanie
uwagi od wrażeń zewnętrznych konieczne jest do wprowadzenie się w
stan bierny (passiv), w którym bądźto odbiera się wiadomości
telepatyczne (czytanie w czyjejś podświadomości), bądź używa
się "zmysłów nadzmysłowych" (jasnowidzenie,
rabdomancja, słyszenie duchów). Wtedy uwaga nie przyczepia się do
żadnego wyobrażenia określonego, lecz trwa w stanie oczekiwania
biernego, podobnie jak oczy otwarte szeroko w ciemności, gotowe
pochwycić najsłabsze wrażenie optyczne.
Skupianie
uwagi na narządy wewnętrzne zmierza do celu dwojakiego: naprzód do
uświadamiania sobie ich funkcyj i do wpływania wolą na te funkcje
(obieg krwi, trawienie, oddychanie), a następnie do uświadamiania
sobie istnienia obok narządów fizjologicznych (gruczołów
endokrynicznych) także narządów niefizycznych (kwiatów lotosu).
Wprowadzenie tych narządów w ruch umożliwia rozdmuchanie "ognia
wężowego" (kundalini), który budzi z uśpienia uzdolnienia
medjalne (wyłanianie ektoplazmy).
A
to jest wszystko, czego potrzeba do działania magicznego w praktyce.
Można nie znać żadnej mantry, nie wykonywać żadnego rytuału,
nie wzywać pomocy żadnego demona ani zmarłego, a mimo to zdziałać
przynajmniej tyle, ile potrafi magja ceremonjalna. Jeżeli zaś
zdarzają się i tu niepowodzenia, to źródło tkwi w porywaniu się
na zadania, stojące w zbyt jaskrawej sprzeczności z tem, co uchodzi
za godziwe. Podobnie bowiem, jak w marzeniach sennych każdego
człowieka (i w hipnozie sugestyjnej) czynna jest pewna "cenzura
moralna", chociaż u każdego inna, tak też i w magii - nawet
najbardziej czarnej - są pewne granice, poza któremi potęga jej
zawodzi.
Tak
n. p. mag, rozporządzający zdolnościami medjalnemi dostatecznemi
na to, żeby sobie ektoplazmą własną "przynieść"
kwiatek z dalekiej łąki, nie zdoła w podobny sposób "przynieść"
sobie pieniędzy z kasy państwowej. Nie zdoła podobnież nawiedzić
skutecznie swym inkubem dziewicy zatopionej w modlitwie, ale
powiedzie mu się to łatwo z kobietą lubiącą zabawy i uczty.
Jeżeli jest wyćwiczony w telepatycznem czytaniu w podświadomości
innych ludzi, zdoła im powiedzieć, co jedli wczoraj i o czem mówili
ze znajomymi, ale nie wyczyta z podświadomości oficera sztabu
żadnego planu wojskowego ani rozkazu tajnego. Gdy chce zaszkodzić
wrogowi, może go zmusić do potknięcia się na gładkiej drodze i
zwichnięcia nogi, ale nie do skoczenia w przepaść ze
skały.
Ochorowicz
przytacza za Despine'm stwierdzony przez trrzech lekarzy wypadek
następujący: Do wioski francuskiej przyszedł żebrak, rzekomo
głuchoniemy, a gdy w jednym domu dano mu strawę i miejsce na
nocleg, pisaniem oświadczył, że umie czynić cuda, i wziął rękę
obecnej w domu dziwczyny, aby "zobaczyć jej przyszłość".
Gdy trzymał jej rękę, zbladła i zaniepokoiła się pod jego
wzrokiem, a gdy odszedł na noc do stodoły, nie mogła usnąć ze
strachu. Rano wczas wyszedł, ale po odejściu gospodarzy do pracy
powrócił, usiadł w izbie i patrząc przenikliwie w oczy
dziewczyny, robił jakieś ruchy rękami, aż zasnęła. Po
zniewoleniu obudził ją i odszedł, a ona w nocy pod jego
nieprzepartym wpływem pobiegła za nim i razem z nim nawpół
przytomna wędrowała od wsi do wsi jako rzekomo obłakana, którą
on się opiekuje z litości. Była ciągle pod jego władzą, mimo że
pamietała wszystko i że czuła wstręt do niego. [1] wreszcie raz,
gdy go na drodze zatrzymali żandarmi, zdołała uciec i dostać się
do swych gospodarzy. Żebraka aresztowano i po rozprawie sądowej
skazano go na 12 lat robót ciężkich, a dziewczyną zajęli się
lekarze i stwierdzili u niej uzdolnienia medjalne.
Wypadek
ten przypisuje Ochorowicz "raportowi magnetycznemu", jaki
żebrak nawiązał między sobą, a dziewczyną, i przytacza więcej
przykładów takiego "usypiania wbrew woli medjum". Jest to
bezwątpienia działanie magiczne, ale równie pewne jest, że nie
powiodłoby się na osobie inteligentnej i normalnej, podczas gdy
działanie ułatwił tu niski poziom umysłowy dziewczyny wiejskiej i
jej podkład medjalny. Pozatem sprawę, czy działanie magiczne na
tak dużą skalę ma się udać, rozstrzygającą także względy
"karmy", która w danym wypadku łączy maga z upatrzoną
przez niego ofiarą; wiadomo bowiem, że takie opanowywanie woli
powiedzie się magowi z jedną na sto osób, a drugiemu magowi ze
znowu inną z tych stu osób, z tą właśnie, z którą łączą go
węzły karmiczne.
Jasne
jest z tego, że działanie magiczne ma tem trudniejsze warunki
powodzenia, im bardziej jest samolubne, albo na czyjąś szkodę
obliczone. Najmniej "władzy" rzeczywistej mają
czarnoksiężnicy, którzy właśnie chcieliby mieć jak najwięcej,
aby jej używać na szkodę innych. Władzę tę paraliżują względy
karmiczne, nie dozwalające działać tam, gdzie nie ma żadnych
węzłów z przeszłości, żadnych "długów" ze strony
ofiary, nakazanych do "zwrocenia" ich magowi, a ponadto
paraliżuje ją jakies podświadome, tkwiące na dnie duszy nawet
najczarniejszego maga przeświadczenie, że zło ma mniej mocy niż
dobro. wszak zdecydowani sataniści, popełniający świętokradztwa
i zbrodnie z nienawiści do Boga, nienawidzą Go wlaśnie za to, że
potęga Jego jest - ich własnem zdaniem - wyższa nad potęgę
szatana.
Ta
tkwiąca w każdej duszy ludzkiej wiara w wyższość dobra nad złem
jest czynnikiem hamującym w każdem działaniu magji czarnej, a
popierającym w magji białej, i nie da sie usunąć żadną sugestją
własną lub obcą. Chcąc nie chcąc, liczyć się musi z tym
czynnikiem każdy mag w swych operacjach, a jeżeli go nie uwzględnia
świadomie, szuka przyczyny niepowodzeń w niedopełnieniu jakiegoś
szczegółu ceremonij. Magja nowoczesna jednak, która już - jak
wyżej wskazałem - ocenia trafnie małą wartość rytuału i
zaklęć, uwzględniać musi wyższość dobra nad złem, a tem samem
rezygnować z podejmowania działań wybitnie czarnomagicznych, jako
skazanych zgóry na prawdopodobnie małe powodzenie.
Uważam
to za jedno z najdonioślejszych następstw nowoczesnych badań
parapsychicznych, że obok dorobku ściśle naukowego rozwiały w
magji doszczętnie już niemal resztkę tajemniczości
"okultystycznej", a przez to pchnęły ją z kierunku
"czarnego" ku zdecydowanie "białemu". Skoro
Magja jest tem bardziej bezsilna, im ciemniejsze ma zabarwienie, nie
pozostaje zwolennikom cudowności nic innego, jak zwrócić się
chęciami i pragnieniami w kierunku, który obiecuje więcej
powodzenia, a zatem w kierunku magji białej.
Oczywiście
stopień jej "białości" zależy wyłącznie od poziomu
moralnego samego maga i nie przydałoby się na nic zalecać
czarnoksiężnikowi, aby wszedł odrazu na drogę świętości.
Jeżeli jednak przeświadczenie, że magja czarna jest wobec białej
bezsilna, utoruje sobie drogę w opinji ogółu okultystów, wtedy
czarna cofnie się w najniższe tylko warstwy ludzkości, między
analfabetów i dzikusów. Tam była zawsze i tam jest jej miejsce
właściwe, a wdarcie sie jej do warstw oświeconych w średniowieczu,
możliwe było - jak sądzę - tylko wskutek zaćmienia umysłów
spekulacjami kabalistycznemi. Ostatni "wielki" okres
panowania czarnej magji był u schyłku epoki atlanckiej i skończył
się wraz z "potopem", który pogrążył wyspę
Poseidonis.
1
: W takich wypadkach pozostaje zawsze czynną jakaś część
świadomości, która kontroluje wszystko i w danym wypadku zdoła
wziąć górę.
Wiry
astralne
Charakteryzując
krótko różne odłamy jogi indyjskiej, wspomniałem także, iż
zjawiska parapsychiczne przypisują Indowie oddziaływaniu
świadomości na pranę, co nosi u nich nazwę pitha. człowiek
zwykły tworzy pithę bezwiednie, mag zaś może posługiwać się
nią celowo. Człowiek oddycha i z powietrzem wciaga pranę w swe
ciało eteryczne, ale nie uświadamia sobie tej czynności; nie wie,
że tworzy wir prany w swem ciele eterycznem. gdy jest głodny i
patrzy pożądliwie na jedzenie, stwarza między niem a sobą wir
prany, pithę; gdy pożąda seksualnie kobiety, tworzy się między
nim a nią wir prany, wzmagający się coraz bardziej na gwałtowności
aż do chwili orgazmu, poczem ustaje. [1]
Takie
wiry zdoła jasnowidz zobaczyć; przedstawiają mu się w formie
płomyków o zabarwieniu przeważnie fjoletowem, które po
uspokojeniu się wiru przechodzi w pomarańczowe. Zdoła podobnież
zobaczyć wiry świadomie tworzone, jak wychodzą od tworzącego je i
dążą tam, gdzie mają działać; tam zapalają płomyk podobny,
alboteż wracają odepchnięte. Ta linja wirowa, po której dążą
płomyki, pozwala jasnowidzowi odrazu rozpoznać ludzi, których "coś
łączy" z sobą, lub rozpoznać przedmiot, ku któremu dążą
wiry od wysyłającego.
W
pismach niektórych nowszych okultystów europejskich znajdują się
wzmianki o wirach astralnych, zwanych z francuska tourbillons.
wzmianki te są dośc skąpe i ogólnikowe, jakgdyby autorowie sami
orjentowali się słabo w przedmiocie, o którym piszą. Polecają
zatem "tworzyć wiry astralne", ale nie podają ani sposobu
tworzenia, ani efektów, jakie mają wywołać te wiry; grożą
tylko, że wir może się zwrócić przeciw samemu twórcy. Z tych
wzmianek jednak można wywnioskować, że te tourbillons astralne
odpowiadają indyjskiemu pojęciu pithy.
siedzibą
prany jest wedle Indów pranamaja kośa", odpowiadająca
niezupełnie ściśle zachodniemu pojęciu "ciała astralnemu".
Z prany powstaje wszystko, co zowiemy siłą; wir prany w mięśniach
powoduje ich kurczenie się lub rozluxnianie (siła fizyczna), a wir
prany idący od narządu zmysłowego do mózgu powoduje odbieranie
wrażeń zmysłowych. Nie ograniczają jednak Indowie pojęcia "siły"
tylko na dziedzinę fizyczną i fizjologiczną; wir prany jest
podobnież wyrazem uczuć i myśli, a powstaje "przez myśli,
mantry i przedmioty".
Może
być pięć rodzajów pithy:
1.
wyobrażenia (halucynacje) o różnych stopniach rzeczywistości
(upasama-pitha);
2.
działanie egregorów (świątyn, posągów, miejsc uzdrawiających)
i przedmiotów (parthiwa-pitha);
3.
pobożność, ekstaza, jasnowidzenie, jako wiry prany w ciele
ludzkiem (dżiwa-jantrika-pitha);
4.
przyciaganie zmarłych (pitris) i demonów (ewata) celem zapytywania
ich o przyszłość (wróżbiarstwo) lub ujrzenia ich
materjalizowanych (sthula-jantrika-pitha);
5.
wreszcie pitha mimowolna, o ktorej na początku wspomniałem.
Duchy
i demony, mając tylko ciało subtelne, mogą się pojawić widomie
bądźto we własnym wirze pithy (domy nawiedzone), bądź we wirze,
utworzonym przez człowieka i świadomie lub mimowolnie (spirytyzm,
magja).
Otóż
pierwszy z pięciu rodzajów pithy powstaje przy tworzeniu wyobrażeń,
a stopień rzeczywistości tych wyobrażeń zależy od zdolności
wyobraźni człowieka; stąd to jednym z niezbędnych w magji
warunków jest żywa wyobraźnia, imaginacja. Im żywsze i
wyrazistsze zdola mag utworzyć sobie wyobrażenie, tem potężniejszy
jest wir prany, a więc tem bardziej "rzeczywiste", mocniej
zmaterjalizowane, może być to wyobrażenie. Halucynacja, czysto
podmiotowa z początku, stać się może zupełnie przedmiotową
(realną). Jasna jest teraz konieczność biegłego władania uwagą
i utrzymywania jej na wyobrażonym przedmiocie; wszak idzie o
wytworzenie jak najpotężniejszego wiru pithy.
Pitha
jest podobnież siłą działającą w egregorach i przedmiotach
mieszczących w sobie egregory, jakiemi są świątymi, posągi,
miejsca cudowne, amulety i talizmany. Długoletnie gromadzenie się w
świątyni ludzi pełnych wiary stwarza z ich myśli i uczuć
potężnego egregora, który swą pithą oddziaływa na nich z
powrotem; to samo odnosi się do otaczanych czcią posągów i
obrazów, a podobnież do źródeł uzdrawiających. Amulety i
talizmany, na które oddziaływała pitha maga, tworzącego je
"myślami lub mantrami", promieniują tę siłę ze siebie
i mogą rzeczywiście działać ochronnie lub uzdrawiająco.
Mistycy
wysyłali myśli pełne uwielbienia Boga i uczucia żarliwej miłości
ku Niemu; gdy tworzona w ten sposób pitha wzmaga się na sile, może
nie tylko oderwać ducha mistyka w ekstazie od ciała fizycznego,
lecz nawet porwać to ciało w powietrze (lewitacje świętych).
Takie oderwanie uwagi od ciała fizycznego umożliwia także
jasnowidzenie, łącząc wirem pithy świadomość z przedmiotem
niedosiężnym dla wzroku, który człowiek pragnie zobaczyć. Stąd
to jasnowidz stara się naprzód znaleźć jakąś nić łączącą
go z człowiekiem lub przedmiotem (psychometrja); nić ta może być
bądźto materjalna (włosy, paznokcie, fotografja, pierścionek, lub
inny przedmiot należący do szukanego człowieka), bądź
niefizyczna (imię jego, lub sama myśl o nim), idzie bowiem tylko o
nadanie wirowi pithy kierunku.
Gdy
to nawiązywanie łączności nie jest środkiem do jasnowidzenia,
lecz służy do przyciągnięcia zmarłego lub demona w celu
uzyskania od niego jakiejś wiadomości, mamy czwarty rodzaj pithy.
Wtedy idzie nietylko o wysłanie wiru prany pod "właściwym
adresem", lecz także o takie potężne nasilenie go, aby ten
wir przyciągnął istotę wezwaną. To jednak bywa często zawodne,
gdyż niełatwo jest stworzyć pithę tak potężną, aby tę istotę
zmusiła do uległości i skutecznie przeciwdziałała jej
zrozumiałej chęci oporu. Stąd też zamiast czarnomagicznego
narzucania woli o wiele łatwiejsze powodzenie ma białomagiczne
odnoszenie się ze sympatją do danej istoty i zjednanie sobie jej
dobrowolnego współdziałania.
Oczywiście
mag niewprawny miesza nieraz pierwszy rodzaj pithy z czwartym i
zamiast tworzyć wir astralny tak potężny, żeby zdołał naprawdę
dotrzeć do upatrzonej istoty, tworzy sobie swą wyobraźnią
halucynacje o mniejszym lub większym stopniu rzeczywistości, które
następnie sam bierze za daną istotę. Jeżeli chciał od niej
otrzymać jakieś objaśnienie lub wróżbę, otrzymuje tylko od
własnej podświadomości potwierdzenie tego, co już sam wiedział
przedtem, lub czego się spodziewał. Często zdarza się, że taka
postać halucynacją wytworzona "nie chce" odpowiadać na
pytania, a to wtedy, gdy podświadomość nie wie, co ma
odpowiedzieć, gdy zatem treść pytania przekracza zakres jej
wiedzy.
Nie
przesądza to oczywiście sprawy zamierzonego i celowego zapytywania
własnej podświadomości; nie należy tylko mieszać dwóch różnych
rzeczy i przypisywać obcym istotom to, co odbywa się bez ich
udziału. Wiadomo jakie wprost magiczne właściwości posiada nasza
podświadomość i jak można je rozwijać, jeżeli zatem korzystać
z nich może człowiek w życiu codziennem, to tem lepiej zdoła to
mag, przystępujący do zadania z pełnem zrozumieniem. Rzecz prosta,
że mag będzie wówczas wystrzegał się wpadania w trans, w którym
straciłby kontrolę nad dalszym rozwojem wypadków, lecz utrzyma swą
- jakkolwiek zwężoną - świadomość na jawie. To zwężenie pola
świadomości może na kimś nieobeznanym wywierać wrażenie
somnambulizmu; rożni się jednak od niego tem, że przez cały czas
pamięć pozostaje zachowana i że w każdej chwili może nastąpić
powrót do rozszerzonego pola świadomości na jawie.
Wiekszość
magów, zwłaszcza o kierunku zbliżonym do "czarnego", nie
zna ani "wirów astralnych", ani rożnych rodzajów pithy;
posługuje się tylko mechanicznie ceremonjami i zaklęciami, a
przeciw wpadaniu w trans nie próbuje nawet się bronić, uważając
go za stan szczególnie przydatny do działań magicznych. Dźwignią
najpotężniejszą w tych działaniach bywa zazwyczaj pitha
mimowolna, powstająca pod wpływem silnego afektu (chciwość,
żądza, nienawiść), a te grube drgania astralne tworzą potężny
wir pithy, mogący wywołać skutki nawet fizyczne. Skutki te jednak
są nieobliczalne, gdyż wirem astralnym nie kieruje myśl świadoma
maga, pozostającego wówczas w stanie mniej lub więcej silnego
omroczenia, a nawet transu; zdarza się zatem często, że wir
astralny pójdzie w całkiem innym kierunku, niż zamierzono, i
wywrze działanie wcale nie oczekiwane, lub - odbity od
niespodziewanej przeszkody - zwróci sięna samego maga.
Dlatego
to do powodzenia w działaniach magicznych tak konieczna jest
biegłość we władaniu uwagą i w tworzeniu myślaków jak
najbardziej wyrazistych. Myslak, posiadający znaczną energję
żywotną, poprowadzi najskuteczniej wir pithy w zamierzonym
kierunku; nietylko poprowadzi, ale i dopilnuje, aby działanie wiru
było takie, jakie zawarte jest w treści myślaka, aby zatem skutek
odpowiadał dokładnie zamierzonemu. Mag, utrzymując przez cały
czas uwagę na swym myślaku i nie tracąc świadomości w jakiemś
omroczeniu, zachowuje pełną kontrolę nad działaniem magicznem,
może zatem odrazu wiedzieć, w jakim stopniu wynik zgadza się z
podjętym zamiarem. [2]
Tworzenie
myślaków, posiadających naprawdę wielką energję, nie powiedzie
się nikomu bez wprawy odpowiedniej. Wprawę taką zyskuje się
ćwiczeniami systematycznie podejmowanemi, z których kilka typowych
podam poniżej. Jasne będzie, dlaczego nie podaję ćwiczeń
czarnomagicznych: przedewszystkiem nie znam ich, a powtóre z całej
treści wynika, że magja czarna jest kierunkiem wstecznym,
przeciwnym ewolucji moralności. Ćwiczeń telepatycznych nie
przytaczam; wspomnę tylko, że wielkiem ułatwieniem w nich jest
uświadamianie sobie wiru pithy, który od nadawcy zdąża do
odbiorcy.
Jako
przygotowanie do rozwoju jasnowidzenia służą ćwiczenia
psychometryczne. Najlepiej postępować w nich stopniowo, zaczynając
od najprostszych, a zatem na początek n. p. przygotować sobie kilka
jednakowych kartek papieru, z innym na każdej prostym rysunkiem, jak
koło, krzyż, trójkąt, lub z pojedynczemi literami. Każdą kartkę
włożyć do jednakiej koperty, pomieszać je i brać jedną po
drugiej, próbując uświadamiać sobie, jaka figura w niej się
mieści. Kopertę można trzymać w ręku, lub przyłożyć ją do
czoła, uświadamiając sobie wir pithy, idący od niej do mózgu;
skupić na nim uwagę i nie próbować domyślania się lub
zgadywania, jaka figura wewnątrz się mieści, lecz biernie i z
uwagą wyczekiwać, jaki obraz pojawi się, jakgdyby "przypomnienie".
Gdy te ćwiczenia mają już powodzenie, można zawijać w papierki
drobne ilości n. p. cukru, soli, pieprzu, kwasdu winnego, brać je
kolejnow rękę i skupiać uwagę na wrażeniu smaku, jakie pojawia
się w ustach. Gdy i to idzie już dobrze, można podobnież pakować
do jednakich pudełeczek różne drobne przedmioty i określać, co w
którem się znajduje. Dalej pakować do równych kopert listy od
różnych osób i skupiać uwagę na wyglądzie osoby, od której
list pochodzi; a gdy to już idzie dobrze, nie dotykać nadal kopert,
lecz kłaść je po jednej w pobliżu siebie, lub położyć przed
sobą wszystkie i wybierać sobie dowolnie jedną, której treść
chce się "zobaczyć".
To
już jest przejście do świczeń w jasnowidzeniu. Mając list w
kopercie, próbować nietylko określić od kogo on pochodzi, lecz
także uświadamiać sobie treść ogólną i nastrój piszącego, a
potem starać sie odczytać treść słowo po słowie. Listu nie
kłaść już przed sobą i nie dotykać, lecz schować go do
szuflady lub zostawić w innym pokoju i starać się pokonać te
przeszkody. Następnie próbować znaleźć się w mieszkaniu sąsiada
- oczywiście tylko myślą - i zobaczyć przedmioty w niem
ustawione, lub obecnego mieszkańca, a potem sprawdzić wzrokiem
fizycznym, czy widzenie odpowiadało rzeczywistości. Później
"udawać się" w ten sam sposób do miejsc odleglejszych i
zapamietać sobie lub zapisać, co w danej chwili robią mieszkańcy,
aby to potem stwierdzić pytaniami.
Ćwiczenia
tego rodzaju stoją na granicy między jasnowidzeniem czystem, a
wysyłaniem sobowtóra. Jeżeli nabędzie się w nich już tyle
wprawy, aby w każdej chwili módz przenieść się w miejsce
oddalone i zobaczyć napewno, co się tam dzieje, można próbować
dalszego stopnia, a nietylko widzieć, co się tam dzieje, lecz także
uświadamiać sobie, że się tam jest rzeczywiście, że chodzi się
z miejsca na miejsce i ogląda wypadki z różnych stanowisk. Wir
pithy [3] musi być już tak silny, żeby prócz "wzroku
astralnego" przeniósł na dane miejsce także sobowtóra,
któryby tam poruszał się swobodnie i czynił spostrzeżenia. Nie
potrzeba tu wyobrażać sobie swej postaci fizycznej, lecz poprostu
przyjmować jako rzecz niewątpliwą, że jest się na miejscu i
oczyma jakby fizycznemi patrzy sie na wszystko.
Obojętne
jest zrazu, czy ten sobowtór będzie widzialny komuś z obecnych na
miejscu; dopiero, gdy się świadomie postanowi ukazać się im
widomie, można ich uwagę zwrócić na sobowtóra takiem poddaniem
telepatycznem: "Jestem tu; stoję przed tobą i ty mnie
widzisz". Być może, że odbierający tę treść telepatyczną
zacznie rozglądać się wokoło, gdyż nic jeszcze nie widzi;
częściej jednak bywa, że spostrzeże sobowtóra jako hjalucynację,
narazie czysto podmiotową, ale w miarę dalszych ćwiczeń
nabierającą coraz więcej cech rzeczywistości. Uprawiając takie
ćwiczenia, należy ciągle pamiętać o tem, że nie wolno tracić
świadomości w swem ciele fizycznem, że zatem ciało to nie powinno
zapadać w sen w czasie, gdy sobowtór nasz bawi się w miejscu
oddalonem. Musimy przez cały czas wiedzieć, że jesteśmy tu na
miejscu, a nie tam daleko, że możemy czuć swe ciało fizyczne,
jego oddech, tętno, dotknięcie własnemi rękami.
Krokiem
następnym są ćwiczenia w materjalizowaniu naszego sobowtóra, a
więc w odziewaniu go powłoką mniej lub więcej gęstą z naszej
ektoplazmy. Tu znowu obojętne będzie w początkach, czy powłoka ta
jest komu widzialna; do telekinezji bowiem zagęszczenie jej aż do
widzialności nie jest konieczne. Gdy już jesteśmy naszym
sobowtórem w miejscu zamierzonem, próbujmy nim dotknąć osobę tam
obecną; zrazu zapewne spotka nas niepowodzenie, gdyż ręka nasza
wejdzie w ciało tej osoby, nie budząc w niej żadnego wrażenia.
Dopiero po wytężającym wysiłku woli powiedzie nam się
dotknięciem wywołać jakiś odruch u tej osoby, dowodzący, że
dotknięcie odczuła. Gdy to już umiemy, możemy próbować podać
tej osobie rękę do uścisku, poruszyć jakiś przedmiot, a wreszcie
zabrać go i przynieść sobie do miejsca, w którem jesteśmy ciałem
fizycznem. Pamiętać jednak musimy ciągle, że nawet w chwili
największego wysiłku woli nie wolno nam tracić świadomości w
naszem ciele fizycznem; mogłoby się bowiem zdarzyć, że po
wydaleniu się z niego nie umielibysmy znaleźć drogi powrotnej.
Wir
astralny do takich działań telekinetycznych i "aportowych"
musi być nadzwyczaj silny; aby mu nadać potrzebną potęgę, można
go wzmocnić afektem, budząc w sobie gwałtowne pragnienie
poruszenia lub zabrania danego przedmiotu. Gdy mamy już i w tych
doświadczeniach niezawodne powodzenie, wszystkie dziedziny magji,
obywającej się bez zaklęć i ceremoij, stoją przed nami
otworem.
1
: Takim właśnie wirem, niezbyt silnym ale nieustającym jest "sex
appeal" wedle wyrażenia nowoczesnego.
2
: Św. Józef z Copertino przypomniał sobie na ambonie, że
zaniedbał wydać ważne zlecenie podwładnemu w klasztorze; zamilkł
zatem na chwilę w swem kazaniu, nakrył głowę habitem i skupiwszy
myśl na podwładnym, wydał mu polecenie telepatycznie, poczem zaraz
głowę odsłonił i podjął dalszy ciąg kazania. (De Vesme:
"Histoire du spiritisme").
3
: Ten wir zapewne niesie ową "pępowinę eteryczną", o
której opowiadają ludzie wysyłający sobowtóra.
Magja
wobec parapsychologji
To,
co pokrótce naszkicowałem, nie wyczerpuje wprawdzie ogółu zjawisk
o charakterze wyraźniej lub słabiej magicznym, wystarczy jednak -
jak mniemam - do zobrazowania, czem jest magja w praktyce. Teorją
praktyki magicznej jest okultyzm, a ponieważ on już w części
bardzo znacznej "roztopił" się pod badawczymi promieniami
parapsychologii, traci również magja stopniowo swój charakter
tajemniczości i niezrozumiałości.
Nie
znaczy to, jakoby parapsychologia czyniła magję dostępną każdemu
do wykonywania praktycznego. Można bardzo gruntownie znać teorię
n.p. pływania lub latania na szybowcu, a jednak pójść na dno w
pierwszej próbie utrzymania się na wodzie lub rozbić się zaraz po
wystartowaniu szybowca. Będzie to nawet wtedy, jeżeli teorja jest
zupełnie trafna i ściśle da się zastosować w praktyce; a tem
bardziej byłoby to wtedy, gdyby teorja była błędna lub zalecała
metody całkiem bezwartościowe w rzeczywistości. Otóż właśnie
badania parapsychiczne rozświetliły już w znacznej części mroki
teoryj średniowiecznych okultyzmu i pozwalają odrzucić metody
fałszywe od rzeczywiście przydatnych.
Badania
te stwierdziły m.i. bliskie podobieństwo - jeżeli nie tożsamość
- dwóch grup zjawisk, pozornie bardzo od siebie odległych. Do
jednej należą zjawiska medjalne, zarówno podmiotowe jak i
przedmiotowe, do drugiej zaś zjawiska, zanotowane w hagjografjach
różnych obrządkow. Odległość wzajemna tych dwóch grup wydaje
się tak ogromną, że dla wielu samo zestawienie ich obok siebie
może byc czemś w rodzaju świętokradztwa. Dla innych znowu, dla
bezkrytycznych "czcicieli medjów", odległość ta może
wcale nie istnieć, co świadczy, że wyobrażenie odległości obu
grup zjawisk jest wyłącznie indywidualne i przedmiotowemu stanowi
rzeczy nie odpowiada.
Medja
są bezwątpienia magami, a rzeczą mniejszej wagi jest to, czy do
ujawnienia swych uzdolnień muszą pogrążać się w szczególne
uśpienie, zwane transem, czyteż mogą na jawie dokonywać działań
magicznych. Magją jest zarówno ruch stolika przez nikogo nie
dotykanego, jak unoszenie się stolika w powietrze, jak zmiana
ciężaru ciała medjum lub lewitacja jego; magją jest
"przynoszenie" kwiatow do zamkniętego pokoju seansowego i
pojawianie się zjaw mniej lub więcej wyraźnych, magją jest
wreszcie niewrażliwość dotykowa, odporność na ogień, widzenie w
ciemności, widzenie zdarzeń w miejscach odległych i mówienie
językami nikomu - ani medjum - nieznanymi.
Objawy
w rodzaju bardzo do powyższych zbliżonym notują hagjografje
różnych krajów. Dlaczego rodzaj ich nazywam tylko "zbliżonym",
a nie "takim samym", jasnem będzie na podstawie
stwiedzenia, że jednak istnieją także pewne różnice, nieraz
wprawdzie niewielkie lub prawie żadne, ale w innych wypadkach bardzo
wyraźne.
Otóż
zdarzały się wprawdzie czasem i wśród świętych działania w
ekstazie, podobnej do stanów transowych - znowu tylko "podobnej",
ale im nie równej - a podobnież zdarzały się podczas ich snu
normalnego; najczęściej jednak zdarzały się za dnia. na jawie, w
pełnem świetle słońca, bez wpadania w jakiś stan odmienny od
zwyczajnego dla nich, a zatem w stanie normalnym. U medjów natomiast
- z nielicznymi, na właściwych miejscach wspomnianymi, wyjątkami -
działanie magiczne wymaga przede wszystkim transu, a ponadto
najczęściej także ciemności, lub przynajmniej przyćmienia
światła. Jeżeli święci na równi z medjami wylaniają
ektoplazmę, to ona musi być u nich niezwykle odporna na niszczące
działanie światła.
Powtóre:
działania magiczne świętych, czyli ich cuda, bywają zazwyczaj
niezależne od warunków zewnętrznych i nie wymagają żadnego czasu
na "przygotowania". Medjum musi dobrać sobie odpowiednich
uczestników, przez pewien czas w trans się pogrązać, w nim
"pracować" nad wyłonieniem ektoplazmy i wreszcie czekać
z niepewnością na wynik. Świety działa odrazu - jeżeli wogóle
zamierza działać na prośby otoczenia a działanie nie jest tylko
objawem ubocznym (jak n.p. lewitacja) podczas zachwycenia - działa z
niechybnym wynikiem bez żadnej niepewności czy wątpliwości. Nie
potrzebuje przygotowań, narzędzi, ceremonij; wystarcza mu
przekonanie wewnętrzne, że działać należy, i skutej jest już
odrazu.
Ponadto
cuda świętych przewyższają nieskończenie objawy medjalne
doniosłością, swym wysokim stopniem magiczności. Są wprawdzie
medja, leczące chorych w transie; nie notuje jednak literatura
parapsychiczna przykładów uleczenia tak doniosłego, jak setki i
tysiące wypadków hagjograficznych. Są tam nietylko obdarzenia
wzrokiem ślepych od urodzenia, usunięcia poważnych zmian
ustrojowych w organizmach, momentalne gojenie się ramn i t.p., lecz
także wypadki wskrzeszenia zmarłych. Jeżeli jest wysyłanie
sobowtóra (jak n.p. u św. Marji z Agreda), to sobowtór może
dzialać widomie i słyszalnie przez długie godziny codzień
miesiącami; jeżeli są "aporty", to już pomnożenie
chleba i ryb do ilości wystarczającej na tysięczne rzesze
zgłodniałych.
W
porównaniu z tem najwspanialsze objawy popisowe medjów wydają się
dzicinną zabawką; zresztą lewitacje świętych, odporność ich na
ból lub na ogień występuje jako coś ubocznego, nie mającego
znaczenia i nie zamierzonego świadomie, często nawet niepożądanego
i zawstydzającego, jeżeli budzi podziw otoczenia.
Jest
tu zatem różnica stopnia, i to różnica nieslychanie wielka.
Jeżeli zaś - jak to z obserwowanych faktow wynika - mag
praktykujący zdoła w najlepszym razie uzyskać wyniki dorównujące
objawom medjalnym co do stopnia, to wprawdzie odległość między
magiem a świętym jest podobnie wielka, jak między medjum a
świętym, jednak nie wynika z tego, że mag może dojść tylko do
stopnia uzdolnień medjum. Zapewne: mag chce działać świadomie,
wedle własnej woli, a medjum jest tylko mniej lub więcej biernem
narzędziem jakiejś inteligencji obcej (kierownika seansu, zmarłego,
etc.); jednak nie tu tkwi powód różnicy.
Już
obserwacje samych zjawisk medjalnych wykazują zależność ich
jakości od cech indywidualnych u medjow, a także względnie łatwo,
bez następstw ujemnych dla zdrowia, inne zaś trudno, z wytężeniem
i cierpieniami; niektórym idzie łatwo pewien dział zjawisk, a
ttrudniej inne działy, a inne medja nie potrafią wyprodukować nic
poza swą specjalnością. Tak n.p. światełka, zjawy dobrotliwe i
jasne, apoty kwiatów i t.p. zdarzają się tylko u medjow
inteligentnych, prawych, i wśród uczestników o pewnym poziomie
etycznym; telekinezje, zjawy ciemne i złośliwe, aporty przedmiotow
wielkich i ciężkich występuja u medjow mniej inteligentnych i
etycznych, a podobnież w otoczeniu osób o takimże poziomie
moralnym.
A
dokładnie to samo bywa i u magów. Czarownica, ktora sprzedaje
maście na rany, zioła na wzbudzenie miłości i na spędzenie
płodu, potrafi conajwyżej "zamówić" krowę sąsiada,
aby mniej mleka dawała, ale nie zdoła wpędzić kogoś w chorobę,
ani wywołać zjawy djabła; inna zaś, która zionie nienawiścią
do wszystkich ludzi, nie potrafi zestawić maści leczniczej, ale z
łatwością sprowadza choroby na ludzi i bydło, posyła wilkołaki
i obcuje z demonem zmaterjalizowanym. Mag, który z wielkim nakładem
ceremonij i modlitw rytualnych potrafi czasem "także"
usunąć niedomagania fizyczne komuś, co dobrze zapłaci, o wiele
łatwiej umie sprowadzać na innych takie niedomagania, wysyłać
swego inkuba do pożądanej kobiety, lub wywoływać zjawę demona,
wskazującego mu rzekomo skarby ukryte.
Jednak
mag, podobnie jak medjum, musi mieć odpowiednie warunki zewnętrzne,
a ponadto musi - przynajmniej zdaje mu się, że musi - mieć pewne
określone przedmioty i odbyć pewne przepisane ceremonje, czego już
medjum nie potrzebuje. Wynikałoby z tego, że zdolność dzialania
jest u maga bardzoej ograniczona, niż u medjum, nie mówiąc już
wcale o świętych. W eksperymentach z medjami nie istnieja żadne
przepisane ceremonje, zaklęcia, przedmioty, rytuały; zamist stolika
może być krzesło, skrzynka, parasol, a jedyną "ceremonją"
jest wprawianie medjum w trans, jeżeli ono samo weń nie
wpada.[1]
Mimo
tego stanu rzeczy magowie praktykujący bardzo niechętnie zgodziliby
się na uznawanie ich wyczynów za niższe nawet niż u medjów; są
wśród nich tacy, którzy właśnie za oznakę swej wyższości nad
medjami uważają swe rytuały i ceremonje. Sądzą tak zwłaszcza ci
magowie, ktorzy pragną "swej" magji nadać charakter
możliwie "białej" i jako ceche tej białości podają swe
długoletnie studia nad ceremonjałem, ewokacjami, mantrami i
kabbalą. Moznaby ich - bez złośliwości zresztą - przyrownać do
tego szewca, który wpraqwdzie robi gorsze buty, niż zwykły
rzemieślnik, ale "zato" ukończył akademję szewską w
Paryżu.
Podkreślałem
już kilkakrotnie bardzo problematyczną przydatność przedmiotów,
pentaklów, ceremonij i zakląć w magji praktycznej; z porónania
zaś magów z medjami świętymi wynika, że obfitość ceremonij
stoi w stosunku odwrotnym do wielkości działania. Święci
działają cuda niedosiężne ani dla medjów ani dla magów, a
działają je o każdej porze, na każdem miejscu, doraźnie, bez
żadnego przygotowania; tem łatwiej zatem powinniby osiągać swe
skromne rezultaty medja i magowie. Jeżeli to udaje się bez wielkich
ceremonij nawet medjom, to tem bardziej zbędne byłyby przygotowania
dla magów, skoro siebie za "wyższych" uważają.
Tyle
mówi logika na podstawie jasnych wniosków z badań
parapsychicznych. Badania te doszły właśnie w czasach ostatnich do
rozpoznania roli jeszcze jednego czynnika, dawnej nieuznawanego. Rola
jego jest nawet decydująca, jak to z porównania medjów i magów ze
świętymi wynika, a czynnikiem tym jest wysokość poziomu etycznego
u działającego magicznie. Święci mają z natury rzeczy najwyższy
poziom moralny, toteż dokonywają działań najcudowniejszych bez
żadnych środków pomocniczych. Medja mają różny poziom - nie
dorównuący oczywiście poziomowi świętych - i dają objawy lepsze
lub gorsze; a magowie potrzebują tem więcej ceremonij, im "bielsze"
ma być zabarwienie działania. Czarownica, szaman, kapłan
murzyński, ci wszyscy mają ceremonje bardzo proste i krótkie, a
jednak czary ich przewyższają nieraz doniosłością wyniki
europejskiej magji ceremonjalnej.
Jedyna
rola rzeczywista, jaką tym ceremonjom można przypisać, polega na
wzbudzeniu w magu wiary we własną potęgę; wiara to zdziałać
może rzeczywiście bardzo wiele, ale o wiele prościej i łatiej
dojść do niej można treningiem w autosugestji bez niepotrzebnego
balastu rytualnego.
1
: Pewne zaczątki - lub może szczątki - rytuału stosowane są
tylko w niektórych kółkach spirytystycznych, a to n.p. modlita
wspólna przed seansem, a ciągła muzyka (gramofon) podczas
niego.
Rzut
oka w przyszłość
Następstwem
każdej wielkiej wojny bywa nietylko zmiana granic politycznych
różnych krajów, lecz także mniej lub więcej głębokie
"przewartościowanie wartości" społecznych i
kulturalnych. W miejsce dawnych wchodzą nowe wartości, może
niezawsze rzeczywiste i cenniejsze od minionych, alboteż takie,
które dopiero w dalekiej przyszłości okazują się wyrazem
postępu, zrazu zaś wyglądają raczej na cofnięcie się wstecz w
rozwoju kulturalnym.
Pisarze
społeczni rożnych narodów poświęcają tym zjawiskom żywą uwagę
i oświetlają je z różnych - mniej lub więcej narodowo
zabarwionych - stanowisk. Niektórzy, bardziej pesymistycznie
nastrojeni, widzą w stosunkach europejskich zupełną zagładę
cywilizacji; inni, pełni ufności w przyszłość, uważają każdy
nieudały eksperyment społeczny za nowy krok ku uszczęśliwieniu
ludzkości. U jednych i drugich jednak przeważają w ocenie
teraźniejszości barwy ujemne, co świadczy, że warunki obecne są
w każdym razie dalekie od poprawnych.
Rzecz
charakterystyczna, że djagonza niedomagań, jaką stawiają różni
autorowie swym społeczeństwom, jest naogół zgodna u wszystkich.
Każdy z nich stwierdza - poza spauperyzowaniem kulturalnem - kult
siły przed prawem i obniżenie poziomu etycznego.
Jednym
z powodów niedomagań, może nie najważniejszym, chociaż zgodnie
uznawanym przez autorów europejskich, jest zamerykanizowanie
społeczeństw. Wpływ młodego, bo dopiero tworzącego się, narodu
amerykańskiego na starsze kulturalne narody europejskie uważany
jest za obniżający i ogłupiający. Ameryka narzuciła nam
gorączkowe niepotrzebnie tempo pracy, manje rekordów, podziw dla
techniki, podporządkowanie indywidualności pod kilka typów
standardowych i niewybredny rodzaj rozrywek.
Za
inny powód niedomagania życia społecznego uważa większość
autorów przerost techniki, ktory pośrednio utrudnia możność
znalezienia pracy jednostkom, pomnażając stale liczbę bezrobotnych
mimo rzetelnych wysiłków państwowych; to jednak nie należy do
tematu. Wskazać tylko wystarczy na dalsze obniżanie się pod tym
wpływem poziomu moralnego przez przyzwyczajanie do pasożytowania na
zasiłkach państwowych bez żadnych świadczeń wzajemnych, choćby
we formie pracy dobrowolnej. poziom moralny jest dziś tak niski, że
mało znajdzie się bezrobotnych, którzyby uważali za uwłaczajace
godności osobistej przyjmowanie jałmużny państwowej bez pracy i
nie uznawali tej jałmużny za coś, co im się "prawnie
należy".
Owo
urabianie całych społeczeństw wedle jednego wzoru rozciągnęło
się już na wszystkie niemal dziedziny życia. Jednostki nietylko
jednako mieszkają, odziewaja się i jadają, lecz także jednakie
mają rozrywki, jednakie zamiłowania i kulturalne i jednaki sposób
myślenia;a ponieważ to ujednolicenie obejmuje wszystkich, musi być
dostępne nawet najmniej kulturalnym, czyli musi mieć poziom bardzo
niski, Stąd też równoznaczne jest dla większości z obniżeniem
jej dawnego poziomu, z ogłupieniem w zakresie myślowym, a ze
sprostaczeniem w zakresie kulturalnym.
Jakoż
słusznie podnoszą autorowie upadek współczesnej sztuki, zanik
dobrych obyczajów i form towarzyskich, bezwzględność w walce o
byt, a raczej o pieniądz, lekceważenie prawa, ciasnotę umysłową,
płaskość rozrywek, przerost sportów na niekorzyść przygotowania
intelektualnego u młodzieży szkolnej, a ponadto zanik życia
rodzinnego. Obraz kultury współczesnej zawiera zatem wiele barw
ciemnych, którym przeciwstawić trudno rowną ilość
jaśniejszych.
Ten
w zarysach najogólniejszych naszkicowany stan rzeczy wymaga jeszcze
oświetlenia od strony okultyzmu, jako etap nieprzerwanej ewolucji
ludzkości. Warunki zewnętrzne, jak utrudnienia życia materjalnego,
nawet pomiatanie prawem i górowanie miernot nad ludźmi
wartościowymi, są ze stanowiska ewolucji tylko bodźcami
popierającymi, ale nie hamulcami. Te miernoty, mające łatwość
łowienia w mętnej wodzie zaszczytów i bogactw, przestaną rychło
same przywiązywać wartość do rzeczy tak łato zdobywanych: innemi
słowy zyskają nowe doświadczenie, że to, za czem goniły, nie ma
samo w sobie wartości. Jednostki wartościowe zaś zdwoją swe
wysiłki, aby utrzymać się na powierzchni we wspomnianych wyżej
warunkach; a każdy wysilek, każde zwycięstwo nad sobą, to nowy
szczebel w postępie.
Łatwość
zdobywania władzy, zaszczytów i dóbr materjalnych przypada tylko
tym, którzy do niczego wyższego jeszcze nie dorośli, a którym ta
łatwość ma otworzyć oczy na to, że wszystkie ich zdobycze nie
mają żadnej trwałej wartości. Ogromna wiekszość ludzi nie ma
tej łatwości i czuje się może przez los pokrzywdzona, ale rozwija
w sobie energję do pokonywania wzmożonych trudności w swem
istnieniu ziemskiem. Rozwija ją może nie wiedząc, że te wysiłki
są same w sobie czemś bez względu na wynik wartościowem, ale
jednak postępuje naprzód w ewolucji.
Nie
znaczy to nic, że ci z najwyśzym wysiłkiem utrzymujący się na
powierzchni życia społecznego popełniają czasem omyłki, lub
potykają się w dążeniach i wpadają w konflikt z prawem; jeżeli
nie podniosą się zaraz, bogatsi o jedno doświadczenie, to
następstwa prawne konfliktu dają im sposobność do spłacenia
odpowiedniej raty ich karmy. Zato ci zawieruchą wojenną wyniesieni
na wierzch spośród mętów, ktorym łatwość zdobycia władzy
zapewniła stanowisko ponad prawem, gromadzą sobie wielkie długi
karmiczne do spłacenia w następnych wcieleniach; ale mimo wiedzy i
woli służą także postępowi, gdyż samowolą swą podniecają do
obrony i wysiłków tę część społeczeństwa, ktorą gniotą swą
stopą. [1]
Co
odnosi się do poziomu moralnego i do poszanowania ustaw - to się
nie da narzucić przymusem choćby najbardziej drakońskim, lecz musi
się stać gorącem i szczerem pragnieniem calych społeczeństw. Aby
mogły zapragnąć, muszą czuć brak; dlatego t kierownicy świata
dopuszczają, aby na nim panowała siła przed prawem i egoizm
zamiast etyki. A ta tęsknota do praworządności i moralności już
powstaje; odczuwają ja coraz żywiej wszyscy rządzeni, chociaż
jeszcze nie wszyscy rządzący. Początek już jest; przeszliśmy
przez punkt najniższy spirali ewolucyjnej i zaczynamy wznosić się
wgórę, zrazu powoli, potem coraz szybciej.
Zaczynamy
nawet stawać do prób wytrwałości. Nie o fizyczną tężyznę, nie
o rekordy sportowe tu chodzi, lecz o wytrwałość w przekonaniach.
Niektóre narody tak całkowicie ("totalistycznie")
podciągnęły swych obywateli pod jeden strychulec, że nietylko
postępować i myśleć, lecz nawet wierzyć niewolno nikomu inaczej,
jak tylko w sposób państwowo przepisany. Próbują także bądźto
znieść zupełnie religję, bądź narzucić taką, któraby
obywateli jaknabardziej wyodrębiła od innych narodów. To samo jest
z "okultyzmem"; w niektórych państwach jest zabroniony
ustawowo, w innych tępiony propagandą materjalizmu.
Skutek
będzie takie, jaki zwykle bywa po wszelkich aktach przemocy. Słabsi
się ugną, a mocniejsi wytrwają, chroniąc swe dobra duchowe tak
głęboko, żeby ich żadne zakusy dosiągnąć nie mogły. A to, co
ukryte i strzeżone, staje się droższem i cenniejszem, niż gdyby
bez przeszkód rosło na powierzchni; efekt wprost przeciwny
zamierzonemu przez gnębicieli. Stąd też w najbliższej przyszłości
oczekiwać można okresu żywego rozkwitu wszelkiej filozofji
transcendentalnej .
Generacją
najbliższej rzyszłości jest młodzież obecna i ona właśnie doda
nowego rozpędu ewolucji duchowej. Skłoni ją do tego najsilniej
obecny kierunek wychowania, realistycznie militarny, narzucający
posłuch bezkrytyczny i dążenia do dóbr materjalnych. Młodzież
bez ideałów żyć nie może, a nie znajdując ich u starszego
pokolenia, stworzy sobie własne. Nie spełnią się zatem dążenia
"bezbożników" do wytępienia religji z serc ludzkich, ani
marzenia reformatorów społecznych o zastąpieniu etyki
ustawami.
Nie
spełnią się podobnież różne bezimnienne proroctwa o rychłem
przyjściu Antychrysta. Jeżeli idzie o ścisłość, to kilku
antychrystów mniejszego kalibru jest już czynnych obecnie, ale rola
ich skończy się niebawem. To samo odnosi się do głoszonego już
oddawna "żołtego niebezpieczeństwa". Rola rasy białej
jeszcze się n8e skńczyła; poza tworzeniem początków nowej razy w
Ameryce ma jeszcze poważne zadania do spełnienia w Europie. Mogą
być - i będą jeszcze - wojny i przewroty na terenie zarówno Azji
jak Europy, ale o mniejszej rozciągłości i o malo znaczących
następstwach dla ogółu ludzkości.
Dlaszy
rozwój parapsychologji, tłumiony obecnie w niektórych państwach,
będzie mimoto wyrywał ciągle nowe cegiełki z mocno już
podważonego gmachu okultuzmu, a równolegle z tem magja tracić
będzie jeszcze bardziej swą tajemniczość i grozę. Odnosi się to
szczególnie do magji czarnej, ktora wobec lepszego uświadomienia
społeczeństw w zagadnieniach parapsychicznych napotykać będzie na
coraz silniejsze i skuteczniejsze opory, wskutek czego działania
magiczne zwracać się będą często na swych spraców.
Natomiast
nieprędko jeszcze nastąpi rozwój zapowiadanego już oddawna
szóstego zmysłu u ludzi, o ile pod tą nazwą rozumie się coś
więcej niż uzdolnienia telepatyczne. Do rzeczywistego obudzenia
zdolności widzenia astralnego potrzeba znacznie wiecej, niż wprawy
w telepatji; będzie to możliwe dopiero po wydatnem podniesieniu
ogólnego poziomu etycznego, co sie teraz zaledwie zaczyna. Mnożyć
się jednak będą jednostki - dusze stare, ponownie inkarnowane -
które wraz ze swym wysokim poziomem moralnym przyniosą na świat
także rozwinięte zdolności paranormalne.
1
: Przykladu wymownego dostarczają tu przemiany wewnętrzne w
republikach sowieckich