7 Randka ze smiercia j d robb

Randka

ze

smiercią



W

dobie,

gdy

technika

łaczy

ludzi

w

pary,

randka

moe

się

okazać

smiertelną

pułapką





A

jaka.

to

bestia,

czujac,

e

nadszedł

jej

czas,

Pełznie

ku

Betlejem,

by

się

narodzic?

Yeats

Nikt

nie

strzela

do

swietego

Mikołaja.

Alfred

Emanuel

Smith





Rozdział 1



Sniła

o

smierci.



Wsciekle

pulsujace

czerwone

swiatło

neonu

wpadało

przez

brudne

szyby

okienne

do

pokoju,

wydobywajac

z

mroku

połyskujace

na

podłodze

kałue

krwi.



Siedziała

skulona

w

kacie,

chuda

mała

dziewczynka

z

plataniną

kasztanowych

włosów

i

wielkimi

oczami

koloru

whisky,

którą

wlewał

w

siebie,

kiedy

miał

trochę

gotówki.

Pod

wpływem

bólu

i

szoku

te

oczy

stały

się

teraz

szkliste,

a

twarz

przybrała

ziemisty

kolor.

Dziewczynka

jak

zahipnotyzowana

wpatrywała

się

w

migocace

swiatło,

które

omiatało

sciany,

podłogę

i...

jego.



Leał

na

podłodze

w

kałuy

własnej

krwi.



Z

jej

gardła

wydobył

się

dziki

spazmatyczny

jek.

W

drobnej

dłoni

błysnał

zakrwawiony

po

rekojesć

nó.



Meczyzna

był

martwy.

Nie

miała

co

do

tego

watpliwosci.

Czuła

unoszacy

się

nad

nim

swiey

zapach

smierci.

Była

dzieckiem,

lecz

drzemiace

w

niej

zwierzę

rozpoznało

ten

odór,

który

jednoczesnie

przeraał

i

sprawiał

przyjemnosc.



Ramię

pulsowało

bolesnie

po

uderzeniu,

a

miedzy

nogami

czuła

wilgoć

i

piekacy

ból

po

gwałcie.

Umazana

była

nie

tylko

jego

krwia.

Lecz

on

nie

ył.

Nareszcie

była

bezpieczna.



Nagle

wolno

odwrócił

głowe,

jak

kukiełka

na

sznurku,

i

jej

ból

zmienił

się

w

przeraenie.

Wcisneła

się

głebiej

w

kat,

mamroczac

coś

nieskładnie.

Jego

martwe





usta

rozciagneły

się

w

usmiechu.



Nigdy

się

mnie

nie

pozbedziesz,

mała.

Jestem

czescią

ciebie.

A

teraz

tatuś

ukarze

córeczke.



Podciagnał

się

na

rekach

i

uklakł.

Krew

wielkimi

kroplami

spłyneła

mu

z

twarzy

i

pleców.

Kiedy

wstał

i

ruszył

ku

niej

chwiejnym

krokiem,

krzykneła

i

obudziła

sie.



Eve

ukryła

twarz

w

dłoniach

i

zacisneła

usta,

by

stłumić

mimowolny

jek,

parzacy

gardło

niczym

bryłki

goracego

szkła.

Spazmatycznie

chwyciła

powietrze

w

płuca.



Zimny

dreszcz

strachu

przebiegł

jej

po

plecach,

lecz

stłumiła

go

siłą

woli.

Nie

była

ju.

bezradnym

dzieckiem,

lecz

dorosła

kobieta,

policjantka,

która

potrafi

się

bronic,

w

sytuacji

kiedy

sama

staje

się

ofiara.

Zniknał

te.

obskurny

pokój

hotelowy.

Znajdowała

się

teraz

we

własnym

domu,

jej

i

Roarke'a.



Myslac

o

Roarke'u,

powoli

się

uspokajała.



Usneła

w

fotelu,

w

swoim

urzadzonym

w

domu

biurze,

bo

Roarke

wyjechał.

Nie

potrafiła

spać

w

ich

wspólnym

łóku,

gdy

jego

nie

było

w

domu.

Rzadko

miewała

koszmary,

gdy

leał

obok

niej,

i

zbyt

czesto,

gdy

zostawała

sama.

Nienawidziła

tej

swojej

słabosci

równie

mocno

jak

kochała

mea.



Obróciła

się

w

fotelu

i

dla

dodania

sobie

otuchy

wzieła

na

rece

grubego

szarego

kota,

który

leał

obok

zwiniety

w

kłebek

i

patrzył

na

nia,

mruac

rónokolorowe

oczy.

Galahad

przywykł

ju.

do

sennych

koszmarów

pani,

nie

lubił

jednak,

kiedy

budzono

go

o

czwartej

nad

ranem.



Przepraszam

mrukneła,

wtulajac

twarz

w

miekkie

futro.

-To

cholernie

głupie.

On

przecie.

nie

yje

i

nigdy

tu

nie

przyjdzie.

Martwi

przecie.

nie

wracaja.

-

Westchneła,

wpatrujac

się

w

ciemnosc.

-Powinnam

o

tym

wiedziec.



Smierć

była

jej

towarzyszka,

ocierała

się

o

nią

kadego

dnia,

kadej

nocy.

W

ostatnich

tygodniach

konczacego

się

2058

roku

posiadanie

broni

było

zakazane,

a

medycyna

nauczyła

się

przedłuać

ycie

powyej

stu

lat.

Mimo

to

ludzie

wcia.

się

zabijali.

A

jej

zadaniem

było

stawać

po

stronie

zabitych.



Nie

chcac

ryzykować

kolejnych

koszmarów,

właczyła

swiatło

i

podniosła

się

z

fotela.

Nogi

przestały

jej

drec,

a

puls

wrócił

do

normalnego

rytmu.

Ostry

ból

głowy,

który

zwykle

nastepował

po

dreczacych

snach,

te.

wkrótce

minie.



Ruszyła

do

kuchni.

Galahad

pobiegł

za

nia,

majac

nadzieję

na

wczesne

sniadanie

i

otarł

się

przymilnie

o

jej

nogi.



Najpierw

ja,kolego.

Zaprogramowała

autokucharza

na

kawe,

potem

postawiła

na

podłodze

miskę

pełną

chrupek.

Kot

rzucił

się

na

nie,

jakby

to

miał

być

jego

ostatni

posiłek

w

yciu.

Popatrzyła

w

zamysleniu

przez

okno.

Rozciagał

się

za

nim

długi

pas

zieleni,

a

nad

nim

czyste

niebo.

Wokół

panowały

spokój

i

cisza,

z

czego

korzystali

w

tym

miescie

tylko

ludzie

tak

bogaci

jak

Roarke.

Jednak

za

oazą

spokoju

i

wysokim

murem,

tetniło

normalne

ycie

i

smierć

zbierała

swe

niwo.



Tam

jest

jej

swiat,

pomyslała,

popijajac

mocną

kawę

i

usiłujac

zmniejszyć

sztywnosć

ramienia

po

nie

zagojonej

jeszcze

ranie.

Drobne

morderstwa,

wielkie

intrygi,

brudne

wystepki

i

krzyczaca

rozpacz.

Znała

się

na

tym

lepiej

ni.

na

kolorowy,m

swiecie

pieniedzy

i

władzy,

w

jakim

obracał

się

jej

ma.



W

takich

dniach

jak

ten,

kiedy

była

sama,

a

nastrój

nie

dopisywał,

zastanawiała

sie,

jak

mogli

się

spotkać

ona,

celna

i

ostra

jak

wystrzelona

z

łuku

strzała

policjantka,

stojaca

na

stray

prawa,

i

on,

błyskotliwy

Irlandczyk,

który

przez

całe





ycie

usiłował

je

omijac.

Połaczyło

ich

morderstwo.

Dwie

zbłakane

dusze,

które,

by

przeyc,

obrały

róne

drogi

ucieczki,

odnalazły

się

wbrew

logice

i

rozumowi.

O

Boe,

tesknie

za

nim.

To

idiotyczne.

Zła

na

siebie,

odwróciła

się

z

zamiarem

wziecia

prysznica

i

w

tym

momencie

mrugajace

swiatło

wideokomu

zasygnalizowało

połaczenie.

Nie

majac

watpliwosci,

kto

to,

podbiegła

do

konsolety

i

właczyła

wideo.



Na

ekranie

ukazała

się

twarz

Roarke'a.

Có.

za

twarz,

pomyslała,

kiedy

uniósł

w

górę

czarną

brew.

Niewiarygodnie

przystojna

o

rysach

poety,

kształtnych

ustach,

wydatnych

kosciach

policzkowych

i

intensywnie

błekitnych

oczach,

okolona

grzywą

gestych

czarnych

włosów.



Nawet

po

roku

małenstwa

na

widok

jego

twarzy

krew

zaczynała

szybciej

krayć

jej

w

yłach.



Eve,

kochanie.

-Jego

głos

miał

ciepłe,

głebokie

brzmienie.

-Czemu

nie

spisz?

Własnie

się

obudziłam.

Wiedziała,

e

nić

się

nie

ukryje

przed

jego

uwanym

wzrokiem.

Na

pewno

dostrzegł

cienie

pod

oczami

i

bladosć

jej

twarzy.

Chcac

dodać

sobie

odwagi,

wzruszyła

ramionami

i

przesuneła

dłonią

po

krótkich

rozczochranych

włosach.



Muszę

być

wczesniej

w

centrali

policji.

Mam

mnóstwo

papierkowej

roboty.

Wiedział

wiecej,

ni.

mogła

przypuszczac.

Dostrzegł

siłe,

odwagę

i

ból,

lecz

take

piekno

w

ostrych

rysach,

pełnych

wargach

i

oczach

koloru

whisky,

w

których

teraz

czaiło

się

zmeczenie.

Natychmiast

zmienił

plany.



Wracam

dziś

wieczorem

oznajmił.

Przecie.

miałeś

zostać

jeszcze

klika

dni.



Dziś

wieczorem

powtórzył

i

usmiechnał

sie.

-Teskniłem

za

toba,

poruczniku.

Tak?

-Ku

swemu

niezadowoleniu

poczuła

rozkoszny

dreszczyk,

lecz

mimo

to

usmiechneła

się

do

niego.

-Chyba

bedę

musiała

poswiecić

ci

trochę

czasu.

Koniecznie.

Czy

to

własnie

chciałeś

mi

powiedziec,

e

wracasz

wieczorem?

Własciwie

to

chciał

poinformować

ja,

e

zostanie

jeszcze

dzień

lub

dwa,

i

namówić

by

przyleciała

na

weekend

na

Olim.

Zmienił

jednak

zdanie,

usmiechnał

się

i

powiedział.



Chciałem

powiadomić

moją

one,

jakie

mam

plany.

Wracaj

do

łóka,

Eve.

Dobrze.

-Oboje

jednak

wiedzieli,

e

tego

nie

zrobi.

-Do

zobaczenia

wieczorem.

Hmm...

Roarke?

Tak?

Musiała

wziać

głeboki

oddech,

by

to

z

siebie

wydusic.

Ja

te.

za

tobą

teskniłam.

Przerwała

połaczenie,

mimo

e

się

usmiechnał.

Ju.

spokojniejsza,

zabrała

kubek

z

kawą

i

poszła

przygotować

się

na

nadchodzacy

dzien.



Nie

zamierzała

wymknać

się

niepostrzeenie

z

domu,

lecz

te.

nie

starała

się

hałasowac.

Chocia.

była

zaledwie

piata

rano,

nie

miała

watpliwosci,

e

Summerset

kreci

się

gdzieś

w

pobliu.

Wolała

uniknać

spotkania

ze

sztywnym

słuacym

Roarke'a

czy

jak

kto

woli

sierantem,

który

o

wszystkim

wiedział,

spełniał

sumiennie





obowiazki

i

stanowczo

zbyt

czesto

wtykał

swój

koscisty

nos

w

ich

prywatne

zdaniem

Eve

sprawy.



Ostatnia

sprawa

kryminalna

zbliyła

ich

do

siebie,

przez

co

oboje

czuli

się

niezrecznie.

Podejrzewała,

e

od

tamtej

pory

Summerset

unikał

jej

równie

starannie

jak

ona

jego.



Wspominajac

owo

zdarzenie,

bezwiednie

potarła

bolace

ramie.

Rano,

lub

po

długim

dniu

pracy,

wcia.

odczuwała

w

nim

lekki

ból.

Wykorzystanie

broni

do

maksimum

nie

było

doswiadczeniem,

które

chciałaby

powtórzyc,

lecz

jeszcze

gorszym

przeyciem

była

chwila,

kiedy

Summerset

wlewał

jej

do

gardła

lekarstwo,

a

ona

była

zbyt

słaba,

by

mu

dokopac.



Zamkneła

za

sobą

drzwi

i

wciagneła

w

płuca

zimne

grudniowe

powietrze.

Zaraz

jednak

zakleła

siarczyscie.

Zostawiła

samochód

przed

wejsciem

głównym

po

to,

by

rozwscieczyć

Summerseta.

On

zaś

wprowadził

go

do

garau,

bo

wiedział,

e

to

wkurzy.

Wsciekła

na

siebie

za

to,

e

nie

zabrała

pilota

do

otwarcia

garau,

ruszyła

chodnikiem

biegnacym

wokół

domu.

Pod

stopami

skrzypiała

zamarznieta

trawa.

Wkrótce

zaczeły

szczypać

uszy

i

czubek

nosa.

Zacisneła

zeby

i

połoyła

dłoń

na

czytniku

linii

papilarnych,

po

czym

weszła

do

ogrzewanego

garau.



Na

dwóch

poziomach

stały

błyszczace

samochody,

rowery,

latajace

skutery,

a

nawet

dwuosobowy

helikopter.

Jej

miejskie

auto

w

kolorze

zielonego

groszku

wygladało

niczym

kundel

posród

wymuskanych,

lsniacych

ogarów.

Ale

jest

nowe

i

sprawne,

pomyslała,

wsuwajac

się

za

kierownice.



Zaskoczyło

od

jednego

ruchu.

Wydała

polecenie

i

przez

otwory

wentylacyjne

dmuchneło

do

wnetrza

ciepłe

powietrze.

Deska

rozdzielcza

rozbłysła

swiatłami,





rozpoczynajac

wstepny

przeglad

i

po

chwili

uprzejmy

głos

poinformował

ja,

e

wszystkie

systemy

sprawne.

Za

adne

skarby

nie

przyznałaby

sie,

e

teskni

za

swym

starym,

kaprysnym

i

zdezelowanym

pojazdem.



Płynnie

wyjechała

z

garau

na

podjazd

prowadzacy

do

elaznej

bramy

posiadłosci.

Wrota

otworzyły

się

przed

nią

bezszelestnie.



Ulice

ekskluzywnej

dzielnicy,

w

której

mieszkała,

były

spokojne

i

czyste.

Drzewa

rosnace

na

skraju

wielkiego

parku

pokrywała

cienka

warstwa

szronu,

mieniacego

się

niczym

diamentowy

pył.

Gdzieś

dalej,

w

mrocznych

zakatkach,

narkomani

konczyli

swoją

nocną

robote,

lecz

tu

widać

było

tylko

błyszczace

sciany

budynków,

szerokie

aleje

i

spokojną

ciemnosć

przed

switem.



Kiedy

mineła

kilka

przecznic,

zapaliła

się

pierwsza

tablica

reklamowa,

rozpraszajac

mrok

jaskrawym

swiatłem.

Swiety

Mikołaj

z

czerwonymi

policzkami

i

przyklejonym

do

ust

głupim

usmiechem,

który

przypominał

jej

przerosnietego

elfa

z

Zeusa,

przemknał

po

niebie

w

towarzystwie

wiernych

reniferów,

wykrzykujac

ho,

ho,

ho”

i

przypominajac,

e

najwyszy

czas

pomysleć

o

swiatecznych

prezentach.



Tak,

tak,

słyszę

cię

ty

gruby

sukinsynu.

-Rzuciła

mu

niechetne

spojrzenie

i

zatrzymała

się

na

swiatłach.

Do

tej

pory

nie

musiała

się

martwić

o

prezenty.

Zazwyczaj

kupowała

coś

smiesznego

dla

Mavis

i

coś

smacznego

dl

Feeneya.

Poza

nimi

nie

miała

nikogo,

o

kim

powinna

pomyslec.

Có,

do

cholery,

mogła

kupić

meczyznie,

który

nie

tylko

miał

wszystko,

lecz

był

równie.

włascicielem

fabryk,

które

to

wszystko

wytwarzały?

Dla

kogos,

kto

wolał

cios

tepym

narzedziem

od

robienia

zakupów,

był

to

prawdziwy

dylemat.

Doszła

do

wniosku,

e

Boe

Narodzenie

to

jak

wrzód

na

tyłku.

Tymczasem

swiety

Mikołaj

zachwalał

sklepy

i



stoiska

w

Podniebnym

Centrum

Handlowym

Big

Apple.



Humor

nieco

jej

się

poprawił,

kiedy

wpadła

w

korek

na

Broadwayu.

Trwał

tu

wieczny

karnawał.

Ruchome

platformy

na

chodniku

wypełniali

przechodnie,

z

których

wiekszosć

była

pijana,

nacpana

lub

jednoczesnie

pijana

i

nacpana.

Obwozni

sprzedawcy

trzesli

się

z

zimna

przy

dymiacych

grillach.

Swoich

miejsc

przy

kraweniku

musieli

bronić

piesciami.



Uchyliła

okno,

chwytajac

w

nozdrza

zapach

pieczonych

kasztanów,

sojowych

hot

dogów,

dymu

i

tłumu

przechodniów.

Ktoś

spiewał

piskliwym,

monotonnym

głosem

o

rychłym

koncu

swiata.

Zadzwieczał

klakson,

kiedy

grypa

ludzi

weszła

na

jezdnię

na

czerwonym

swietle.

Nad

głową

wesoło

dudniły

airbusy,

a

pierwsze

tego

dnia

sterowce

reklamowe

zachecały

do

kupna

najrozmaitszych

towarów.



Jakieś

dwie

kobiety

okładały

się

piesciami.

Licencjonowane

panienki

do

towarzystwa,

pomyslała.

Musiały

bronić

swego

miejsca

równie

zaarcie

jak

sprzedawcy

jedzenia

i

napojów.

Zamierzała

wysiasć

i

przerwać

bójke,

lecz

mała

blondynka

powaliła

na

chodnik

duą

rudą

i

znikneła

w

tłumie.



Bardzo

sprytnie,

pomyslała

z

aprobatą

Eve,

kiedy

rudowłosa

dzwigneła

się

na

nogi,

potrzasneła

głową

i

bluzneła

wiazanką

przeklenstw.



To

własnie

był

jej

Nowy

Jork.



Z

pewnym

alem

wjechała

w

stosunkowo

spokojną

Siódmą

Aleje,

zmierzajac

do

centrum

miasta.

Najwyszy

czas

wrócić

do

czynnej

słuby,

pomyslała.

Tygodnie

bezczynnosci

sprawiły,

e

czuła

się

rozdraniona,

bezuyteczna

i

słaba.

Z

trudem

przetrwała

ostatni

tydzień

przymusowego

urlopu,

na

który

wysłano

ja,

by

doszła

do

siebie.

Miała

ju.

tych

wakacji

powyej

uszu.

Na

szczescie

skonczyły

się

i

mogła





wrócić

do

pracy.

Musi

tylko

przekonać

komendanta,

by

zwolnił

z

papierkowej

roboty.



Kiedy

zapiszczał

nadajnik,

była

gotowa

do

przyjecia

meldunku,

mimo

e

słubę

zaczynała

dopiero

za

trzy

godziny.



Do

wszystkich

wozów

w

okolicy.

Dwanascie

dwadziescia

dwa.

Siódma

szesć

osiem

cztery

trzy,

lokal

osiemnascie

B.

Meldunek

nie

potwierdzony.

Kontakt

z

lokatorem

mieszkania

dwa

A.

Do

wszystkich

wozów...

Zgłasza

się

porucznik

Eve

Dallas.

Jestem

w

odległosci

dwóch

minut

od

Siódmej.

Zgłoszenie

przyjete.

Zamelduj

się

po

rozpoznaniu

sytuacji.

Zrozumiałam.

Bez

odbioru.

Zatrzymała

się

przy

kraweniku

i

powiodła

wzrokiem

po

stalowoszarym

budynku.

W

kilku

oknach

połyskiwało

swiatło,

lecz

na

osiemnastym

pietrze

panowały

ciemnosci.

Kod

dwanascie

dwadziescia

cztery

oznaczał

anonimowy

telefon

o

domowej

kłótni.



Wysiadła

z

auta

i

machinalnie

dotkneła

broni

tkwiacej

w

kaburze

pod

ramieniem.

Nie

miała

nic

przeciwko

rozpoczynaniu

dnia

od

kłopotów,

ale

nikt

nie

lubił

mieszać

się

do

nieporozumień

rodzinnych.

Małenstwo,

które

skacze

sobie

do

oczu,

równie.

nie

lubi,

jak

gliniarze

próbujac

liczac

na

awans

powstrzymać

skłóconych

przed

pozabijaniem

sie.

To,

e

przyjeła

ten

meldunek,

swiadczył

o

jej

tesknocie

za

czynną

słuba.



Wbiegła

po

kliku

stopniach

do

budynku

i

odszukała

lokal

z

numerem

dwa

A.

Kiedy

odezwał

się

meski

głos,

machneła

odznaką

przed

ekranem

wizjera.

Drzwi

uchyliły

się

nieznacznie

i

ukazała

się

w

nich

para

oczu.

Pokazała

odznake.





Podobno

macie

tu

jakieś

kłopoty.

Nic

o

tym

nie

wiem.

Gliny

do

mnie

zatelefonowały.

Jestem

tu

tylko

dozorca.

Widze.

-Zaleciało

od

niego

brudną

bielizną

i

serem.

-Otworzy

pan

lokal

osiemnascie

B?

Nie

ma

pani

klucza

uniwersalnego?

W

porzadku.

-Obrzuciła

go

szybkim

spojrzeniem:

był

niskiego

wzrostu,

chudy,

smierdzacy

i

wystraszony.

-A

moe

coś

mi

pan

powie

o

mieszkancach

tego

lokalu?

To

kobieta.

Mieszka

sama.

Rozwiedziona

czy

coś

w

tym

rodzaju.

Wiecej

nie

wiem.

W

przeciwienstwie

do

innych

mrukneła

Eve.

-Wie

pan,

jak

się

nazywa?

Hawley.

Marianna

Hawley.

Ma

jakieś

trzydziesci,

trzydziesci

pieć

lat.

Ładna

babka.

Mieszka

tu

od

szesciu

lat.

Nie

sprawia

kłopotów.

Pani

władzo,

niczego

nie

słyszałem,

niczego

nie

widziałem,

o

niczym

nie

wiem.

Do

cholery,

jest

wpół

do

szóstej.

Jesli

narobiła

jakiś

szkód

w

mieszkaniu,

to

chcę

o

tym

wiedziec.

W

przeciwnym

razie

to

nie

mój

interes.

W

porzadku

powtórzyła

Eve,

kiedy

zatrzasnał

jej

drzwi

przed

nosem.

-Wracaj

do

nory,

wszarzu.

-machneła

reką

i

poszła

korytarzem

do

windy.

Jadac

w

góre,

połaczyła

się

z

centrala.

-Zgłasza

się

porucznik

Eve

Dallas.

Jestem

w

budynku

na

Siódmej.

Miejscowy

dozorca

to

wesz.

Zgłoszę

się

ponownie

po

rozmówieniu

się

z

Marianną

Hawley,

mieszkanką

lokalu

osiemnascie

B.

Potrzebne

ci

wsparcie?

Nie.

Bez

odbioru.



Schowała

nadajnik

do

kieszeni

i

wysiadła

na

osiemnastym

pietrze.

Jej

uwany

wzrok

natychmiast

dostrzegł

zainstalowane

kamery

bezpieczenstwa.

W

korytarzu

panowała

absolutna

cisza.

Sadzac

z

usytuowania

i

wystroju

wnetrza

mieszkali

tu

pracownicy

umysłowi

o

srednich

dochodach.

Wiekszosć

z

nich

wstawała

po

siódmej

rano,

w

pospiechu

wypijała

kawę

i

pedziła

do

airbusu

lub

do

metra.

Nieliczni

szczesliwcy

mieli

biura

na

miejscy.

Niektórzy

odprowadzali

dzieci

do

szkoły,

inni

zaś

egnali

współmałonków

i

czekali

na

kochanków.

Zwykłe

ycie

w

zwykłym

miejscu.



Przyszło

jej

nawet

do

głowy,

czy

aby

Roarke

nie

jest

włascicielem

tego

budynku,

lecz

odsuneła

od

siebie

mysl

i

podeszła

do

drzwi

mieszkania

numer

osiemnascie

B.



Swiatełko

bezpieczenstwa

migało

na

zielono,

czyli

blokada

była

wyłaczona.

Instynktownie

przywarła

plecami

do

sciany

i

nacisneła

dzwonek.

Nie

usłyszała

brzeczenia,

doszła

wiec

do

wniosku,

e

mieszkanie

musi

być

dzwiekochłonne.

Cokolwiek

działo

się

w

srodku,

nie

wychodziło

na

zewnatrz.

Lekko

zirytowana

wsuneła

w

otwór

uniwersalny

klucz

i

odblokowała

drzwi.



Zanim

weszła,

wywołała

najpierw

lokatorkę

po

nazwisku.

Najgorszą

rzeczą

było

przestraszyć

spiacego

człowieka,

wparowujac

do

niego

z

obezwładniaczem

lub

noem

kuchennym

w

reku.



Pani

Hawley?

Policja.

Otrzymalismy

meldunek,

e

coś

się

dzieje

w

pani

mieszkaniu.

Swiatło

poleciła.

Mieszkanie

urzadzone

było

ze

spokojną

elegancja.

Ciepłe

kolory,

proste

linie.

Ekran

rozrywkowy

zaprogramowany

był

na

stary

film

wideo.

Niewiarygodnie

piekna

naga

para,

spleciona

w

miłosnym

uscisku,

przetaczała

się

po

łóku

usłanym

płatkami

ró,

wydajac

z

siebie

teatralne

jeki.





Na

stole

stała

patera

wypełniona

po

brzegi

gumowymi

dropsami

bez

cukru

i

swiece

w

srebrnym

i

czerwonym

kolorze,

wypalone

do

rónych

wysokosci.

Na

przeciwległej

scianie

ustawiono

długą

sofę

w

bladozielonym

odcieniu.

Pachniało

sosną

i

urawinami.

Pod

oknem

leała

przewrócona

mała

choinka.

Swiateczne

lampki

i

aniołki

ze

słodkimi

buziami

były

potłuczone,

a

gałezie

drzewka

połamane.

Zniszczeniu

uległo

równie.

kilkanascie

leacych

pod

choinką

pudełek.



Eve

wyjeła

broń

i

obeszła

pokój,

lecz

nigdzie

nie

dostrzegła

sladów

przemocy.

Para

na

ekranie

osiagneła

wspólny

orgazm,

przy

wtórze

ochrypłych

zwierzecych

jeków.

Eve

poszła

dalej,

nasłuchujac

i

rozgladajac

się

na

boki.



Nagle

usłyszała

ciche

dzwieki

muzyki.

Rozpoznała

w

nich

jedną

z

tych

irytujacych

swiatecznych

melodii,

którą

wszedzie

mona

było

słyszec.



Wycelowała

broń

w

stronę

małego

korytarza,

Było

tam

dwoje

drzwi.

Jedne

prowadziły

do

łazienki,

bo

przez

szparę

dostrzegła

umywalkę

i

brzeg

wanny

wszystko

lsniaco

białe.

Posuwajac

się

wzdłu.

sciany,

podeszła

do

drugich

drzwi,

skad

dochodziła

muzyka.

Natychmiast

wyczuła

swiey,

metaliczny

i

kwasny

zapach

smierci.



Pchneła

drzwi

i

weszła

do

pokoju,

szybkim

ruchem

obracajac

się

w

lewo,

potem

w

prawo,

skupiona

i

skoncentrowana.

Wiedziała

jednak,

e

nie

ma

tu

nikogo

prócz

niej

i

ofiary.

Mimo

to

zajrzała

do

szafy,

za

zasłony,

po

czym

wyszła

z

pokoju

i

przeszukała

resztę

mieszkania.

Dopiero

wtedy

odetchneła

swobodniej

i

podeszła

do

łóka.



Dozorca

miał

racje.

Kobieta

rzeczywiscie

była

ładna.

Nie

naleała

do

zjawiskowych

pieknosci,

przyciagajacych

wzrok,

lecz

miała

wiele

uroku,

miekkie,





kasztanowe

włosy

i

ciemnozielone

oczy.

Smierć

nie

zdayła

jeszcze

zniszczyć

urody.

Szeroko

otwarte

oczy

wyraały

zaskoczenie.

Blade

policzki

pokryte

były

delikatnym

odcieniem

róu,

rzesy

przyciemnione

czarnym

tuszem,

a

wargi

pociagniete

wisniową

pomadka.

We

włosach,

tu.

nad

prawym

uchem,

tkwiła

ozdobna

spinka

w

kształcie

drzewka,

z

małym

złotym

ptaszkiem

na

jednej

ze

srebrnych

gałazek.



Kobieta

była

naga,

a

wokół

ciała

miała

owiniety

błyszczacy

łancuch

choinkowy.

Dostrzegajac

krwawą

ranę

na

szyi,

Eve

pomyslała,

e

to

pewnie

on

posłuył

do

uduszenia

ofiary.

Na

rekach

i

nogach

widniały

slady

swiadczace

o

tym,

e

ofiarę

zwiazano

i

e

usiłowała

walczyc.

Z

wiey

rozrywkowej,

stojacej

przy

łóku,

dobiegł

głos

piosenkarza,

zapowiadajacy

radosne

swieta

Boego

Narodzenia.



Eve

westchneła

i

wyciagneła

sój

nadajnik.



Zgłasza

się

porucznik

Eve

Dallas.

Mam

tu

zamordowaną

kobiete.

Có.

za

wredny

poczatek

dnia.



Posterunkowa

Peabody

stłumiła

ziewniecie

i

zlustrowała

ofiarę

ciemnymi

oczami.

Pomimo

skandalicznie

wczesnej

pory

jej

mundur

był

swieo

odprasowany,

a

ciemnokasztanowe

równo

obciete

włosy

gładko

uczesane.

Jedynym

znakiem,

swiadczacym

o

brutalnym

wyrwaniu

jej

ze

snu,

było

odgniecenie

na

policzku.



Wredny

koniec

dnia

mrukneła

Eve.

-Wstepne

ogledziny

wskazuja,

e

smierć

nastapiła

o

dwudziestej

czwartej,

prawie

co

do

minuty.

-Usuneła

się

na

bok,

by

zrobić

miejsce

ekipie

sledczej.

-Wszystko

swiadczy,

e

przyczyną

smierci

było

uduszenie.

Brak

ran

na

ciele

dowodzi,

e

ofiara

zaczeła

się

bronić

dopiero

wtedy,



gdy

została

zwiazana.

Eve

delikatnie

uniosła

stopę

kobiety

i

przyjrzała

się

otartej

kostce.



Slady

wokół

pochwy

i

odbytu

wskazują

na

to,

e

przed

smiercią

denatka

została

zgwałcona.

Mieszkanie

jest

dzwiekochłonne.

Mogła

sobie

zdzierać

płuca.

Nie

zauwayłam

sladów

włamania

ani

walki,

z

wyjatkiem

tej

choinki.

To

mi

wyglada

na

przemyslaną

robote.

Eve

skineła

głowa,

obrzucajac

Peabody

ukosnym

spojrzeniem.



Trafne

spostrzeenie.

Skontaktuj

się

z

dozorcą

i

weź

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa

z

tego

pietra.

Sprawdzimy,

kto

odwiedzał.

Tak

jest.

Postaw

przy

drzwiach

dwóch

funkcjonariuszy

dodała

Eve,

podchodzac

do

wideokomu

stojacego

przy

łóku.

-Niech

ktoś

wyłaczy

cholerną

muzyke.

Nie

jest

pani

w

swiatecznym

nastroju,

poruczniku.

-Peabody

nacisneła

guzik

starannie

polakierowanym

paznokciem.

Boe

Narodzenie

to

jak

wrzód

na

tyłku.

Skonczyliscie?

-zwróciła

się

do

członków

ekipy

sledczej.

-Obrócimy

ja,

zanim

zostanie

zabrana.

Krew

zdayła

ju.

spłynać

do

posladków,

które

przybrały

czerwony

kolor.

Hoładek

i

pecherz

były

puste.

Mimo

ochraniaczy

na

rekach

Eve

poczuła

zgrubienie

na

skórze

denatki.



Wyglada

na

swiee

mrukneła.

-Peabody,

nagraj

to

na

wideo,

zanim

wyjdziesz.

-

Przyjrzała

się

jasnemu

napisowi

na

prawej

łopatce.

Mojej

miłosci

odczytała

Peabody

jasnoczerwone

staroswieckie

litery

na

białej

skórze.



To

chyba

swiey

tatua.

-Eve

pochyliła

się

tak

nisko,

e

omal

nie

dotkneła

nosem

ramienia

denatki.

-Trzeba

sprawdzić

gdzie

go

zrobiła.

Przepiórka

na

gruszy.

Eve

uniosła

w

górę

brew.

Co?

Ta

spinka

we

włosach.

Na

pierwszy

dzień

Boego

Narodzenia.

-Eve

najwyrazniej

nadal

nic

nie

rozumiała,

wiec

pospiesznie

wyjasniła:

-To

taka

stara

piosenka.

Dwanascie

dni

Boego

Narodzenia.

Kadego

dnia

chłopiec

daje

swojej

ukochanej

jakiś

prezent,

zaczynajac

od

przepiórki

na

gruszy.

A

po

co

komu,

do

cholery,

ptak

na

drzewie?

Idiotyczny

prezent.

-Poczuła

skurcz

w

oładku

na

mysl

o

tym,

co

to

moe

oznaczac.

-Miejmy

nadzieje,

e

to

była

jego

jedyna

miłosc.

Daj

mi

te

tasmy

i

niech

zabierają

ciało

poleciła,

po

czym

ruszyła

do

stojacego

przy

łóku

wideokomu.

Kiedy

wyniesiono

ciało,

poleciła

wyswietlić

wszystkie

połaczenia

z

ostatnich

dwudziestu

czterech

godzin.



Pierwsze

pochodziło

z

godziny

osiemnastej.

Była

to

wesoła

rozmowa

denatki

z

matka.

Słuchajac

jej

i

patrzac

na

rozesmianą

twarz

starszej

kobiety,

Eve

zastanawiała

sie,

jak

bedzie

wygladać

ta

twarz,

kiedy

przekae

jej

wiadomosć

i

smierci

córki.



Drugie

i

ostatnie

połaczenie

z

zewnatrz.

Przystojny

facet,

pomyslała

Eve,

przygladajac

się

twarzy

meczyzny

na

ekranie.

Około

trzydziestu

pieciu

lat,

miły

usmiech,

wyraziste

brazowe

oczy.

Ofiara

mówiła

do

niego

Jerry.

Lub

Jer.

Mnóstwo

seksualnych

podtekstów,

arty.

A

wiec

kochanek.

Moe

nawet

ukochany.



Wyjeła

dyskietke,

opakowała

i

wrzuciła

do

torby.

Pod

oknem

znalazła

kalendarz





Marianny,

przenosny

wideokom

i

notes

adresowy.

Po

krótkim

przejrzeniu

ich

zawartosci

wyłowiła

nazwisko

Jeremy

Vandoren.



Kiedy

została

sama

w

pokoju,

podeszła

jeszcze

raz

do

łóka.

Leała

na

nim

zakrwawiona

posciel.

Ubranie

kobiety

było

starannie

pociete

i

rzucone

na

podłoge.

Zapakowano

je

ju.

do

worka.

W

mieszkaniu

panowała

cisza.



Musiała

go

wpuscic,

pomyslała

Eve.

Czy

poszła

z

nim

do

sypialni

dobrowolnie,

czy

te.

zmusił

do

tego?

Raport

toksykologiczny

wyjasni,

czy

miała

we

krwi

jakieś

nielegalne

srodki.

Kiedy

znalezli

się

w

sypialni,

rozciagnał

na

łóku

i

przywiazał

jej

rece

i

nogi

do

czterech

słupków

w

rogach.

Nastepnie

pociał

jej

ubranie.

Ostronie,

bez

pospiechu.

Nie

było

w

nim

wsciekłosci

czy

gniewu

ani

nawet

rozpaczliwego

poadania.

Robił

to

na

zimno,

w

sposób

przemyslany.

Potem

zgwałcił.

Miał

nad

nią

władze.

Broniła

sie,

krzyczała,

moe

nawet

błagała.

Sprawiło

mu

to

przyjemnosc.

To

typowe

dla

gwałcicieli.

Eve

głeboko

odetchneła

kilka

razy,

bo

przed

oczami

stanał

jej

własny

ojciec.



Kiedy

morderca

zaspokoił

adze,

udusił

dziewczyne,

patrzac,

jak

oczy

wychodzą

jej

na

wierzch.

Potem

uczesał,

umalował

i

owinał

srebrnym

łancuchem.

Czy

spinkę

do

włosów

przyniósł

ze

soba,

cze

te.

naleała

do

nie?

Sama

sobie

zrobiła

ten

tatua,

czy

to

on

przyozdobił.



Przeszła

do

sasiadujacej

z

sypialnią

łazienki.

Była

wyłoona

snienobiałymi

kafelkami,

a

w

powietrzu

unosił

się

nikły

zapach

srodka

dezynfekcyjnego.

Tu

pewnie

mył

się

po

skonczonej

robocie,

moe

nawet

ubierał,

po

czym

wytarł

do

czysta

wszystkie

slady.



Tak

czy

owak

trzeba

bedzie

wpuscić

tu

sprzataczy”.

Najmniejszy

nawet

włosek





moe

mieć

znaczenie.



Dziewczyna

miała

matke,

która

kochała,

myslała

dalej

Eve.

Wspólnie

planowały

swieta,

smiały

sie,

rozmawiały

o

ciasteczkach.



Pani

porucznik?

Eve

zerkneła

przez

ramię

i

zobaczyła

stojacą

w

korytarzu

Peabody.

Co?

Mam

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa.

Przy

drzwiach

stoi

dwóch

funkcjonariuszy.

Dobrze.

-Eve

przetarła

dłonmi

twarz.

-Plombujemy

mieszkanie

i

zabieramy

wszystko

do

centrali.

Muszę

powiadomić

najbliszą

rodzine.

-Zarzuciła

torbę

na

ramie

i

zabrała

swój

zestaw

polowy.

-Miałaś

racje,

Peabody.

To

wredny

poczatek

dnia.

Rozdział

2



Sprawdziłaś

tego

jej

faceta?



Tak.

Jeremy

Vandoren

mieszka

przy

Drugiej

Alei,

pracuje

jako

makler

w

firmie

Foster,

Bride

i

Rumsey

na

Wall

Street.

-Peabody

zerkneła

do

notatnika.

-

Rozwiedziony,

lat

trzydziesci

szesc,

poza

tym

bardzo

atrakcyjny

okaz

meczyzny.



Hmm.

-Eve

wsuneła

dyskietkę

do

komputera.

-Sprawdzmy,

czy

ten

bardzo

atrakcyjny

okaz

meczyzny

złoył

wczoraj

wieczorem

wizytę

swojej

dziewczynie.

Przyniesć

kawy,

poruczniku?

Co?

Przyniesć

kawy?

Eve

wpatrywała

się

z

uwagą

w

monitor.

Jesli

chcesz

kawy,

Peabody,

to

po

prostu

powiedz.

Asystentka

wzniosła

oczy

ku

niebu.

Tak,

napiłabym

sie.

To

sobie

przynies.

A

przy

okazji

weź

i

dla

mnie.

-Ofiara

wróciła

do

domu

o

szesnastej

czterdziesci

piec.

-Stop

poleciła

komputerowi

i

przez

chwilę

wpatrywała

się

w

obraz

Marianny

Hawley

widoczny

na

ekranie.

Zadbana,

ładna,

młoda,

w

jasnoczerwonym

berecie

przykrywajacym

jej

połyskliwe

kasztanowe

włosy,

w

długim

płaszczu

w

tym

samym

odcieniu

i

eleganckich

butach.



Wracała

z

zakupów

stwierdziła

Peabody,

stawiajac

przed

Eve

kubek

z

kawa.

Tak.

U

Bloomingdale'a.

Obraz

start

poleciła

Eve.

Marianna

postawiła

na

podłodze

torby

z

zakupami

i

wyjeła

kartę

magnetyczna.

Jej

usta

poruszały

sie,

jakby

coś

do

siebie

mówiła.

Nie

raczej

spiewała,

doszła

do

wniosku

Eve.

Potem

odrzuciła

włosy

w

tył,

podniosła

torby,

weszła

do

mieszkania

i

zamkneła

drzwi.

Zapaliło

się

czerwone

swiatło

blokujace

drzwi.



Potem

na

monitorze

pojawili

się

inni

lokatorzy

wchodzacy

i

wychodzacy,

w

pojedynkę

lub

parami.

Toczyło

się

zwyczajne

ycie.





Kolację

zjadła

w

domu

stwierdziła

Eve,

wyobraajac

sobie

jej

wnetrze

mieszkania.

Widziała,

jak

Marianna

krzata

się

po

pokojach,

ubrana

w

proste

granatowe

spodnie

i

biały

sweter,

który

potem

zostanie

pociety,

włacza

ekran

rozrywkowy,

odwiesza

do

szafy

w

przedpokoju

jasnoczerwony

płaszcz,

kładzie

na

półkę

beret,

zdejmuje

buty

i

rozpakowuje

zakupy.

Schludna

kobieta,

majaca

zamiłowanie

do

ładnych

rzeczy,

przygotowuje

się

do

spedzenia

spokojnego

wieczoru

w

domu.



Około

siódmej

zjadła

zupę

zaprogramowaną

w

autokucharzu.

-Eve

bebniła

w

blat

biurka

krótkimi,

niepomalowanymi

paznokciami.

-Potem

rozmawiała

z

matka,

a

potem

połaczyła

się

ze

swoim

facetem.

W

tym

momencie

Eve

zobaczyła,

e

drzwi

do

windy

się

otwieraja.

Uniosła

w

górę

brwi,

które

skryły

się

pod

gestą

grzywka.



Prosze,

prosze,

co

my

tu

mamy?

Swiety

Mikołaj

usmiechneła

się

Peabody,

zerkajac

na

Eve

przez

ramie.

-Z

prezentem.

Meczyzna

w

czerwonym

stroju,

ze

snienobiałą

broda,

niósł

w

rekach

wielkie

pudło

owiniete

w

srebrny

papier

i

owiazane

złotozieloną

wstaka.



Stop.

Powiekszenie

wycinka

dziesieć

do

piecdziesiat,

trzydziesci

procent.

Ekran

zamigotał,

podany

przez

Eve

wycinek

oddzielił

sie,

po

czym

ukazał

się

w

powiekszeniu.

W

samym

srodku

fantazyjnej

kokardy

tkwiło

srebrne

drzewko

ze

złotym

ptaszkiem.



Sukinsyn.

To

ta

spinka,

którą

miała

we

włosach.

Ale...

to

przecie.

swiety

Mikołaj.



Weź

się

w

garsc,

Peabody.

Obraz

start.

Idzie

w

kierunku

jej

mieszkania

mrukneła

Eve,

patrzac

jak

postać

z

błyszczacym

pakunkiem

w

reku

podchodzi

do

drzwi

Marianny,

naciska

dzwonek

palcem

w

rekawiczce,

czeka

chwile,

po

czym

usmiecha

sie.

W

tym

momencie

pojawia

się

Marianna

z

rozjasnioną

twarzą

i

błyszczacymi

radoscią

oczami.

Swiety

Mikołaj

odwraca

się

do

kamery,

usmiech

się

i

puszcza

oko.



Stop.

A

to

dran.

Skurwysynski

artownis.

Wydruk

obrazu

na

ekranie

poleciła

Eve,

przygladajac

się

kragłej

twarzy

o

rumianych

policzkach

i

błyszczacych

niebieskich

oczach.

-On

wiedział,

e

bedziemy

ogladać

dyskietki.

Najwyrazniej

go

to

bawi,

Przecie.

jest

przebrany

za

swietego

Mikołaja.

-Peabody

gapiła

się

w

ekran.

-To

odraajace.

To

po

prostu...

niemoliwe.

A

gdyby

był

przebrany

za

diabła,

to

byłoby

moliwe,

tak?

Tak.

Nie.

-Peabody

wzruszyła

ramionami

i

przestapiła

z

nogi

na

noge.

-To

jest...

To

jest

chore.

Ale

równie.

bardzo

sprytne.

-Eve

czekała,

a.

komputer

wydrukuje

portret

meczyzny.

-Nikt

przecie.

nie

zamknie

Mikołajowi

drzwi

przed

nosem.

-Obraz

start.

Meczyzna

wszedł

do

mieszkania

i

korytarz

opustoszał.

Timer

u

dołu

ekranu

wskazywał

godzinę

dwudziestą

pierwszą

trzydziesci

trzy.



Nie

spieszył

sie,

pomyslała

Eve.

Prawie

dwie

i

pół

godziny.

Sznur,

którym

zwiazał,

i

wszystko,

co

mogło

być

mu

potrzebne,

znajdowało

się

zapewne

w

tym

wielkim

błyszczacym

pudle.





O

jedenastej

z

windy

wysiadła

jakaś

para

i

smiejac

sie,

zapewne

po

lekkim

rauszu,

przeszła

obok

drzwi

Marianny,

nie

majac

pojecia,

co

dzieje

się

w

srodku.



Strach

i

ból.

Morderstwo.



Drzwi

mieszkania

otworzyły

się

pół

godziny

po

północy.

Wyszedł

przez

nie

meczyzna

w

czerwonym

stroju

ze

srebrnym

pudłem

w

reku.

Na

rumianej

twarzy

widniał

szeroki,

niemal

dziki

usmiech.

Ponownie

spojrzał

w

kamere.

W

jego

oczach

płoneło

szalenstwo.

Tanecznym

krokiem

sunał

do

windy.



Skopiuj

dyskietkę

pod

nazwą

Hawley”.

Sprawa

dwadziescia

pieć

sto

siedemdziesiat

szesć

H.

Ile

Mówiłaś

jest

tych

dni

w

piosence,

Dwanascie.

-Peabody

przełkneła

łyk

kawy,

bo

nagle

zaschło

jej

w

gardle.

-

Dwanascie

dni.

Lepiej

dowiedzmy

sie,

czy

Hawley

była

jego

jedyną

miłoscia,

czy

ma

jeszcze

jedenasci

innych.

-Eve

wstała.

-Chodzmy

pogadać

z

tym

jej

facetem.

Jeremy

Vondoren

pracował

w

wielkiej

sali

podzielonej

na

boksy

tak

małe,

e

miesciło

się

w

nich

zaledwie

biurko

z

komputerem,

system

łacznosci

i

fotel

na

trzech

kółkach.

Do

cienkich

scianek

przyczepione

były

raporty

z

giełdy,

repertuar

teatrów,

kartka

swiateczna

przedstawiajaca

kobietę

o

ponetnych

kształtach,

obsypaną

płatkami

sniegu,

i

fotografia

Marianny

Hawley.





Zerknawszy

na

wchodzacą

Eve,

uniósł

w

górę

dłoń

i

dale

stukał

w

klawiaturę

komputera,

mówiac

jednoczesnie

do

mikrofonu

ze

słuchawka.



Comsat

pieć

i

osiem,

Kenmart

spadł

do

trzech

siedemdziesiat

piec,

Nie,

Roarke

Industries

podskoczyło

o

szesć

punktów.

Nasi

analitycy

przewiduja,

e

w

ciagu

dnia

skoczy

jeszcze

o

dwa.

Eve

uniosła

brew

i

wsuneła

dłonie

do

kieszeni

spodni.

Za

chwilę

bedziemy

rozmawiać

o

morderstwie,

a

tymczasem

Roarke

zarabia

miliony.

Przedziwnie

ten

los

się

plecie.



Załatwione.

Vondoren

nacisnał

jeden

z

klawiszy

i

na

ekranie

pojawiła

się

platanina

tajemniczych

cyfr

i

symboli.

Eve

odczekała

kolejne

trzydziesci

sekund,

po

czy

wyciagneła

odznakę

i

podstawiła

Vandorenowi

pod

nos.

Zamrugał,

odwrócił

się

i

spojrzał

na

nia.



Załatwione.

Oczywiscie.

Dzieki.

-Vondoren

odsunał

na

bok

mikrofon

usmiechnał

się

niepewnie.

Kaciki

warg

lekko

mu

drały.

-Czym

mogę

słuyc,

poruczniku?

Jeremy

Vondoren.

Tak.

+

Jego

ciemnobrazowe

oczy

przesuneły

się

po

stojacej

z

tyłu

Peabody

i

wróciły

do

Eve.

-Czybym

miał

jakieś

kłopoty?

A

czy

zrobił

pan

coś

niezgodnego

z

prawem,

panie

Vondoren?

Nie

przypominam

sobie.

-Ponownie

usmiechnał

sie,

ukazujac

mały

dołeczek

w

policzku.

-Jesli

nie

liczyć

paczki

dropsów,

którą

ukradłem,

gdy

miałem

osiem

lat.

Czy

zna

pan

Mariannę

Hawley?



Oczywiscie.

Chyba

nie

chce

pani

powiedziec,

e

Mari

zwedziła

cukierki?

-Nagle

usmiech

zniknał

z

jego

twarzy.

-O

co

chodzi?

Czy

coś

się

stało?

Wstał

z

fotela

i

przebiegł

wzrokiem

sale,

jakby

oczekujac,

e

zobaczy

Marianne.



Przykro

mi,

pani

Vondoren.

-Eve

nigdy

nie

umiała

przekazywać

złych

wiadomosci,

postanowiła

wiec,

e

zrobi

to

szybko.

-Panna

Hawley

nie

yje.

Nie,

to

nieprawda

powiedział,

przenoszac

ciemne

oczy

na

Eve.

-To

niemoliwe.

Rozmawiałem

z

nią

wczoraj

wieczorem.

Umówilismy

się

na

kolację

dziś

na

siódma.

Musiała

zajsć

jakaś

pomyłka.

Nie

ma

adnej

pomyłki.

Przykro

mi

powtórzyła

Eve.

-Wczoraj

wieczorem

Marianna

Hawley

została

zamordowana

w

swoim

mieszkaniu.

Marianna?

Zamordowana?

-Krecił

głowa,

jakby

nie

rozumiał

znaczenia

tych

słów.

-To

niemoliwe.

To

po

prostu

niemoliwe.

-Odwrócił

się

w

stronę

podrecznego

wideokomu.

-Zaraz

się

z

nią

połacze.

Jest

teraz

w

pracy.

Panie

Vondoren.

-Eve

połoyła

mu

rekę

na

ramieniu

i

lekko

pchneła

go

na

fotel.

Sama

nie

miała

gdzie

usiasc,

przycupneła

wiec

na

brzegu

biurka.

-Została

zidentyfikowana

na

podstawie

linii

papilarnych

i

kodu

DNA

powiedziała,

patrzac

mu

w

oczy.

-Jesli

pan

moe,

to

chciałabym,

eby

potwierdził

pan

jej

tosamosc.

Jej

tosamosc...

-Poderwał

się

z

miejsca,

uderzajac

Eve

w

ramie.

Nie

zagojona

rana

natychmiast

dała

o

sobie

znac.

-Dobrze,

pójdę

z

pania,

by

udowodnic,

e

to

nie

ona.

To

nie

moe

być

Marianna.



Kostnica

nie

naleała

do

przyjemnych

miejsc.

Komus,

kto

w

przepływie

optymizmu

lub

wisielczego

humoru

pozawieszał

u

sufitu

czerwone

i

zielone

kule,

a

drzwi

ozdobił

ohydnymi

złotymi

girlandami,

udało

się

jedynie

wywołać

głupi

usmieszek

na

twarzach

wchodzacych

tu

ludzi.



Eve

stała

przy

oszklonej

scianie

i

czuła,

podobnie

jak

wiele

razy

przedtem,

e

ciałem

meczyzny

wstrzasa

dreszcz

na

widok

nieruchomego

ciała

Marianny

Hawley.



Przykryto

przescieradłem,

by

oszczedzić

najbliszym

widoku

jej

nagosci,

naciecia

w

kształcie

litery

Y

i

stempla

na

stopie

z

nazwiskiem

i

numerem.



Nie.

-Vondoren

przycisnał

dłonie

do

szyby.

-Nie,

nie,

nie,

to

nieprawda.

Marianno.

Eve

delikatnie

połoyła

mu

rekę

na

ramieniu.

Trzasł

się

cały

i

dłonmi

zacisnietymi

w

piesci

uderzył

o

szklaną

bariere.



Proszę

tylko

kiwnać

głowa,

jesli

rozpoznaje

pan

Mariannę

Hawley.

Skinał

głową

i

rozpłakał

sie.

Peabody,

znajdź

jakieś

puste

pomieszczenie...

I

przynieś

szklankę

wody.

W

tym

momencie

Vondoren

przytulił

się

do

Eve

i

ukrył

twarz

na

ramieniu.

Objeła

go,

dajac

jednoczesnie

znak

obsłudze,

by

zasłonili

szybe.



Chodz,

Jerry,

wyjdzmy

stad.

Otoczyła

go

ramieniem,

myslac

w

duchu,

e

wolałaby

raczej

zmierzyć

się

z

uzbrojoną

bandą

ni.

pocieszać

pograonego

w

alu

człowieka,

który

stracił

ukochaną

osobe.

Czuła

się

bezradna,

bo

ni

mogła

mu

pomóc.

Mimo

to

szeptała

ciche

słowa

otuchy,

prowadzac

przez

wyłoony

terakotą

hall

do

drzwi,

gdzie

czekała

na

nią





Peabody.



Tu

moemy

wejsć

powiedziała

cicho

asystentka.

-Zaraz

przyniosę

wode.

Usiadzmy.

-Eve

zaprowadziła

go

do

krzesła,

z

kieszeni

marynarki

wyciagneła

chusteczkę

i

wcisneła

mu

do

reki.

-Przykro

mi,

e

stracił

pan

bliską

osobę

powiedziała,

jak

zwykle

w

takich

wypadkach,

po

raz

kolejny

uswiadamiajac

sobie

niestosownosć

tych

słów.

Kto

mógł

skrzywdzić

Marianne?

I

dlaczego?

Moim

zadaniem

jest

się

tego

dowiedziec.

I

dowiem

sie.

Jakaś

nuta

w

jej

głosie

sprawiła,

e

Vondoren

podniósł

na

Eve

zaczerwienione,

pełne

smutku

oczy.

Z

wyraznym

trudem

odetchnał

głeboko.



Ja...

Ona

była

wyjatkowa.

-Wsunał

rekę

do

kieszeni

i

wyjał

z

niej

małe

aksamitne

pudełko.

-Miałem

jej

to

wreczyć

dziś

wieczorem.

Chciałem

zaczekać

do

Wigilii,

bo

Marianna

uwielbiała

swieta,

ale

nie

mogłem

ju.

dłuej

czekac.

Trzesacymi

się

palcami

otworzył

pudełeczko.

Na

aksamitnej

poduszeczce

leał

pierscionek

zareczynowy

z

brylantem.



Chciałem

dziś

poprosić

o

reke.

I

Zostałbym

przyjety.

Kochalismy

sie.

Czy

to...

-

Zamknał

pudełko

i

schował

je

do

kieszeni.

-Czy

to

był

napad

rabunkowy?

Przypuszczamy,

e

nie.

Jak

dawno

pan

znał?

Szesć

miesiecy,

prawie

siedem.

-Spojrzał

na

Peabody,

która

przyniosła

mu

szklankę

wody.

-dziekuje.

To

były

najszczesliwsze

miesiace

w

moim

yciu

dodał.

Jak

się

poznaliscie?

Przez

agencję

matrymonialną

Szczesliwy

Zwiazek”.



Korzystał

pan

z

usług

agencji

matrymonialnej?

-spytała

z

niedowierzaniem

Peabody.

Spuscił

głowę

i

westchnał.



Zrobiłem

to

pod

wpływem

impulsu.

Wiekszosć

czasu

spedzam

w

pracy

i

rzadko

gdzieś

wychodze.

Dwa

lata

temu

rozwiodłem

się

i

chyba

dlatego

kobiety

mnie

oniesmielaja.

W

kadym

razie

adna

z

tych,

z

którymi

się

spotykałem...

Po

prostu

nie

pasowalismy

do

siebie.

Pewnego

wieczoru

zobaczyłem

w

komputerze

reklamę

agencji

i

postanowiłem

spróbowac.

Pociagnał

łyk

wody.



Marianna

była

trzecią

dziewczyna,

z

którą

się

spotkałem.

Z

dwoma

pierwszymi

poszedłem

na

drinka

i

na

tym

się

skonczyło.

Kiedy

jednak

poznałem

Marianne,

poczułem,

e

to

moe

być

coś

wanego.

-Zamknał

oczy

i

odetchnał

głeboko.

-

Ona

jest...

wspaniała.

Ma

w

sobie

tyle

ycia,

tyle

entuzjazmu.

Lubiła

swoją

prace,

mieszkanie,

załoyła

kółko

teatralne.

Wystawiała

sztuki.

Eve

zauwayła,

e

przeszłosć

miesza

mu

się

z

terazniejszoscią

i

bezskutecznie

usiłuje

oswoić

się

z

czasem

przeszły.



Zaczeliscie

się

spotykać

podpowiedziała

mu.

Tak.

Postanowilismy

umówić

się

na

drinka,

bez

adnych

zobowiazan,

ale

w

koncu

poszlismy

na

kolacje,

potem

na

kawę

i

przegadalismy

kilka

godzin.

Było

to

dla

nas

coś

wanego.

Czy

ona

czuła

to

samo.

Tak.

Nie

speszylismy

sie.

Kilka

wspólnych

kolacji,

teatr.

Oboje

lubilismy

chodzić

do

teatru.

Potem

zaczelismy

spedzać

razem

sobotnie

popołudnia.

Teatr,

muzeum



albo

spacer.

Pojechalismy

do

jej

rodzinnego

miasta.

Przedstawiła

mnie

rodzicom.

Czwartego

czerwca

poszlismy

do

mojej

mamy

na

kolacje.



Zamyslił

sie,

widzac

cos,

co

tylko

on

mógł

zobaczyc.



Czy

w

tym

czasie

spotykała

się

jeszcze

z

kims?

Nie.

Zawarlismy

umowe.

Czy

ktoś

się

jej

naprzykrzał?

Moe

dawny

znajomy,

kochanek,

były

ma?

Nie.

Powiedziałaby

mi

o

tym.

Nie

mielismy

przed

sobą

tajemnic.

-Wzrok

mu

stwardniał.

-Czemu

mnie

pani

o

to

pyta?

Czy

ona,

czy

Marianna...

czy

on..

O

Boe!

-Leaca

na

kolanie

dłoń

zacisneła

się

w

piesc.

-Najpierw

zgwałcił,

tak?

Ten

pieprzony

skurwiel

zgwałcił.

Powinienem

być

tam

razem

z

nia.

-Zerwał

się

z

krzesła,

rozchlapujac

wodę

ze

szklanki.

-Powinienem

tam

byc.

To

nigdy

by

się

nie

stało,

gdybym

z

nią

był.

A

gdzie

byłes,

Jerry?

Co?

Gdzie

byłeś

wczoraj

wieczorem

miedzy

dwudziestą

pierwszą

trzydziesci

a

dwudziestą

czwarta?

Pani

mysli,

e

ja...-Zatrzymał

sie,

uniósł

dłon,

zacisnał

powieki,

i

trzy

razy

głeboko

odetchnał.

Kiedy

ponownie

otworzył

oczy,

były

ju.

jasne

i

spokojne.

-

Rozumiem,

musicie

się

upewnic,

e

to

nie

ja,

by

złapać

tego

drania.

W

porzadku.

Tak

trzeba.

Byłem

w

swoim

mieszkaniu.

Pracowałem,

rozmawiałem

z

kilkoma

osobami,

robiłem

swiateczne

zakupy

za

posrednictwem

komputera.

Sprawdziłem

te.

rezerwację

na

dzisiejszy

wieczór,

bo

się

denerwowałem.

Chciałem...

-



Odchrzaknał.

-Chciałem,

eby

wszystko

było

jak

naley.

-Musiałem

to

komuś

powiedziec.

Była

wzruszona

i

podekscytowana.

Bardzo

lubiła

Marianne.

Była

chyba

dziesiata

trzydziesci.

Moecie

sprawdzić

mój

wideokom,

komputer,

wszystko

co

tylko

chcecie.



Okay,

Jerry.

Czy...

Czy

jej

rodzice

ju.

wiedza?

Tak,

rozmawiałam

z

nimi.

Muszę

się

z

nimi

skontaktowac.

Pewnie

bedą

chcieli

zabrać

do

domu.

-Jego

oczy

wypełniły

się

łzami,

które

zaczeły

spływać

po

policzkach.

-Zajmę

się

tym.

Dopilnuje,

by

wydano

tak

szybko,

jak

to

moliwe.

Czy

chciałby

pan,

ebysmy

kogoś

zawiadomili?

Nie.

Muszę

ju.

isc,

chcę

powiedzieć

moim

rodzicom.

-Ruszył

do

drzwi.

-

Znajdzcie

tego,

kto

to

zrobił

powiedział,

nie

odwracajac

głowy.

-Dowiedzcie

sie,

kto

skrzywdził.

Znajdziemy

go,

Jerry.

Jeszcze

tylko

jedno

pytanie.

Wytarł

twarz

i

odwrócił

sie.

O

co

chodzi?

Czy

Marianna

miała

tatua?

Zasmiał

się

ostro,

chrapliwie,

jakby

smiech

ranił

mu

gardło.

Marianna?

Nie.

Była

staroswiecka.

Nie

zrobiłaby

sobie

nawet

takiego

zmywalnego.

Jest

pan

pewien?

Bylismy

kochankami,

poruczniku.

Kochalismy

sie.

Znałem

jej

ciało,

mysli

i

serce.



Okay,

dziekuje.

-Patrzyła,

jak

zamykają

się

za

nim

drzwi.

_

Jakieś

wnioski,

Peabody?

Serce

facetowi

krwawi.

Te.

tak

mysle.

Ale

ludzie

czesto

zabijają

tych,

których

kochaja.

Spis

połaczeń

nie

daje

mu

pewnego

alibi.

Nie

wyglada

na

swietego

Mikołaja.

Eve

usmiechneła

się

lekko.

Gwarantuje,

e

ten,

kto

zabił,

te.

na

niego

nie

wyglada.

W

przeciwnym

razie

nie

usmiechałby

się

do

kamery.

Strój,

soczewki

kontaktowe,

makija,

broda

i

peruka.

Kady

moe

wygladać

jak

swiety

Mikołaj.

Na

razie

musiała

polegać

na

instynkcie.



To

nie

on.

Trzeba

sprawdzic,

gdzie

pracowała,

odnalezć

przyjaciół

i

wrogów.

Wkrótce

okazało

sie,

e

Marianna

miała

mnóstwo

przyjaciół

i

najwyrazniej



adnych

wrogów.

Z

zebranych

opinii

powstał

obraz

szczesliwej

kobiety,

zadowolonej

z

pracy,

przywiazanej

do

rodziny,

lecz

preferujacej

szybkie

tempo

ycia

wielkiego

miasta.

Miała

scisłe

grono

przyjaciółek,

słabosć

do

robienia

zakupów

i

do

teatru,

a

jej

zwiazek

z

Jerrym

Vandorenem

naleał,

zgodnie

z

powszechną

opinia,

do

wyjatkowo

szczesliwych.

Cieszyła

się

yciem.

Wszyscy

kochali.

Miała

szczere,

ufne

serce.

Jadac

do

domu,

Eve

przebiegła

myslami

opinie

przyjaciół

i

znajomych

Marianny.





Wszystkie

były

bardzo

pochlebne

i

od

nikogo

nie

usłyszała

nawet

jednej

złosliwej

uwagi

na

jej

temat.



Był

jednak

ktos,

kto

myslał

inaczej,

kto

zamordował

z

zimną

krwia,

i

jesli

wziać

pod

uwagę

wyraz

jego

oczu,

z

czymś

w

rodzaju

zadowolenia.



Mojej

miłosci.



Tak,

ludzie,

którzy

potrafią

zabić

z

miłosci.

To

uczucie

jest

dla

nich

jak

ywa,

jatrzaca

rana.

Wiedziała

coś

o

tym,

bo

sama

go

doswiadczyła.

Ale

potrafiła

je

pokonac.

Odsuneła

na

bok

przykre

wspomnienia

i

właczyła

wideokom.



Masz

ju.

raport

toksykologiczny

Marianny

Hawley,

Dickie?

Na

ekranie

pojawiła

się

cierpietnicza

twarz

głównego

technika

laboratorium.

Wiesz,

jacy

jestesmy

zapchani

robotą

w

okresie

przedswiatecznym.

Naciskają

na

nas

ze

wszystkich

stron,

a

laboranci

zamiast

pracowac,

uganiają

się

za

prezentami.

Serce

mi

krwawi

ze

współczucia.

Chcę

mieć

ten

raport,

Dickie.

A

ja

chcę

isć

na

urlop

odburknał,

ale

wystukał

coś

na

klawiaturze

komputera.

-

Dostała

srodek

uspokajajacy,

powszechnie

dostepny,

łagodny.

Otumanił

na

jakieś

dziesiec,

pietnascie

minut.

Wystarczyło

mrukneła

Eve.

Dał

jej

zastrzyk

w

prawe

ramie.

Pewnie

poczuła

sie,

jakby

dostała

w

łeb.

Reakcje

organizmu:

zawroty

głowy,

brak

orientacji,

moe

nawet

chwilowa

utrata

przytomnosci

i

zwiotczenie

miesni.

Dobra.

Slady

nasienia?

Ani

plemniczka.

Musiał

włoyć

prezerwatywę

albo

ona

stosowała

jakiś

srodek

antykoncepcyjny.

Jeszcze

to

sprawdzamy.

Poza

tym

ciało

spryskano

czymś



dezynfekujacym.

Slady

w

pochwie,

co

równie.

mogło

zabić

plemniki.

Nic

wiecej

nie

znalezlismy.

Ale

jest

jeszcze

cos.

Kosmetyki

na

jej

twarzy

inne

ni.

te,

które

miała

w

mieszkaniu.

Nie

skonczylismy

jeszcze

ich

analizy.

Wstepne

badania

wskazuja,

e

zrobiono

je

na

naturalnych

składnikach,

to

znaczy

musiały

niezle

kosztowac.

Pewnie

przyniósł

je

ze

soba.



Postaraj

się

jak

najszybciej

o

nazwy

firm.

To

moe

być

jakiś

trop.

Dobra

robota,

Dickie.

Odwal

sie.

Cholernie

Wesołych

Swiat.

Nawzajem

-mrukneła,

mijajac

elazną

bramę

posesji.

Z

daleka,

w

wysmukłych

i

zwienczonych

łukiem

oknach

zdobiacych

wieyczki,

i

na

pierwszym

pietrze,

dostrzegła

palace

się

swiatła,

rozjasniajace

zimowy

mrok.

Dom.

Jej

i

meczyzny,

do

którego

naleał.

Meczyzny,

który

kochał

i

który

ofiarował

jej

pierscionek

zareczynowy.

Jerry

te.

chciał

ofiarować

taki

pierscionek

ukochanej.



Obróciła

slubną

obraczkę

na

palcu

i

zatrzymała

się

przed

głównym

wejsciem.

Jerry

powiedział,

e

Marianna

była

dla

niego

wszystkim.

Jeszcze

rok

temu

nie

potrafiłaby

tego

zrozumiec.



Przeczesała

dłonmi

zmierzwione

włosy.

Nie

powinna

była

dopuscic,

by

współczucie

dla

tego

meczyzny

wzieło

nad

nią

góre.

To

był

bład.

Nie

ułatwi

jej

to

sprawy,

a

moe

nawet

przeszkodzić

w

prowadzeniu

sledztwa.

Musi

odsunać

na

bok

wszystkie

emocje.

Miłosć

nie

zawsze

zwyciea,

ale

sprawiedliwosć

tak,

jesli

się

o

to

postarac.



Wysiadła

z

samochodu

i

weszła

po

schodach

do

obszernego

hallu.

Zdjeła

skórzana





kurtkę

i

rzuciła

na

elegancki

słup

podpierajacy

porecz

schodów.

Z

cienia

wyłonił

się

Summerset,

wysoki,

koscisty,

o

ciemnych

oczach,

z

wyrazem

dezaprobaty

na

bladej

twarzy.



Poruczniku.

Zostaw

mój

samochód

dokładnie

tam,

gdzie

jest

powiedziała

i

ruszyła

schodami

na

góre.

Wciagnał

głosno

powietrze

przez

nos.



Mam

dla

pani

kilka

wiadomosci.

Mogą

poczekać

odparła,

myslac

ju.

o

goracym

prysznicu,

kieliszku

wina

i

dziesieciominutowej

drzemce.

Summerset

coś

do

niej

powiedział,

lecz

nie

miała

ochoty

go

słuchac.

-Pocałuj

mnie

gdzieś

mrukneła,

otwierajac

drzwi

do

sypialni,

i

znieruchomiała,

czujac,

jak

jej

ciało

rozkwita.

Przed

otwarta

szafa,

nagi

do

pasa,

stał

Roarke.

Pieknie

ukształtowane

miesnie

ramion

napieły

się

lekko,

gdy

siegnał

po

czystą

koszule.

Odwrócił

głowę

na

dzwiek

otwieranych

drzwi.

Zaparło

jej

dech

w

piersiach

na

widok

jego

meskiej,

wyrazistej

twarzy.

Kształtne

usta

usmiechneły

sie,

a

ciemnoniebieskie

oczy

rozbłysły.

Wstrzasnał

głowa,

odrzucajac

z

twarzy

wspaniałą

grzywę

gestych

czarnych

włosów.



Czesc,

poruczniku.

Myslałam,

e

nie

bedzie

cię

jeszcze

przez

kilka

godzin.

Odłoył

na

bok

koszule.

Zle

spała,

pomyslał.

Dostrzegł

zmeczenie

na

twarzy

i

cienie

pod

oczami.



Udało

mi

się

wczesniej

wrócic.

Na

to

wyglada

odparła,

zrobiła

dwa

kroki

i

ju.

była

przy

nim.



W

jego

oczach

błysneło

zdziwienie,

które

ustapiło

miejsca

głebokiej

satysfakcji.

Rozwarł

ramiona

i

zamknał

Eve

w

uscisku.

Chłoneła

jego

zapach,

przesuwajac

dłonmi

po

plecach,

po

czym

zanurzyła

twarz

w

gestych

włosach

i

westchneła.



rzeczywiscie

za

mną

teskniłaś

mruknał.

Postójmy

tak

chwilke,

dobrze?

Jak

długo

zechcesz.

Ich

ciała

idealnie

do

siebie

pasowały,

jak

dwa

kawałki

układanki.

Stanał

jej

przed

oczami

Jeremy

Vondoren

z

pierscionkiem

dla

Marianny

w

dłoni.



Kocham

cie.

-Z

trudem

powstrzymała

wzbierajace

w

gardle

łzy.

-Przepraszam,

e

tak

rzadko

ci

to

mówie.

Usłyszał

drenie

w

jej

głosie

i

dotknał

dłonią

szyi,

wyczuwajac

napiete

miesnie.

Co

się

stało,

Eve?

Nie

teraz.

-Ju.

spokojniejsza,

odchyliła

głowę

i

objeła

dłonmi

jego

twarz.

-Tak

się

ciesze,

e

wróciłes.

Usmiechneła

się

i

przycisneła

usta

do

warg

mea.

Ogarneła

fala

ciepła

i

wiecznie

nienasyconego

poadania.

Poddała

się

przyjemnym

doznaniom,

odsuwajac

na

bok

wszystkie

problemy,

skupiajac

mysli

tylko

na

zmysłach.



Przebierałeś

sie?

-spytała.

Uhm.

Tak

jakby

mruknał,

pieszczac

jej

dolną

warge.

Mysle,

e

to

strata

czasu.

Na

potwierdzenie

tych

słów

wsuneła

rekę

miedzy

ich

ciała

i

rozpieła

mu

spodnie.

Masz

absolutną

słusznosc.

-Wcisnał

zatrzask

rozpinajacy

kabure.

-Uwielbiam

cię

rozbrajac,

poruczniku.



Uniósł

w

górę

brew,

kiedy

błyskawicznie

obróciła

go

i

przycisneła

do

drzwi

szafy.



Nie

potrzebuję

broni,

by

cię

zniewolić

szepneła.

Udowodnij

to.

Jego

członek

był

ju.

nabrzmiały,

gdy

ujeła

go

w

dłon.

W

intensywnie

niebieskich

oczach

błysneły

niebezpieczne

ogniki.



Nie

włoyłaś

rekawiczek.

Usmiechneła

sie,

pieszczac

go

chłodnymi

palcami.

Masz

coś

przeciwko

temu?

Nic

a

nic.

Jego

oddech

stał

się

urywany.

Ze

wszystkich

kobiet,

które

znał,

ona

jedna

potrafiła

tak

szybko

go

rozpalic.

Przykrył

dłonmi

jej

piersi

i

kciukiem

zaczał

piescić

sutki.

Poczuł,

jak

wzbiera

w

nim

poadanie.



Chodzmy

do

łóka.

A

po

co?

-Ugryzła

go

w

ramie.

-Zle

ci

tu?

Wprost

przeciwnie.

-teraz

on

z

kolei

wykonał

błyskawiczny

ruch,

podcinajac

jej

noge,

tak

e

oboje

upadli

na

dywan.

-Ale

to

ja

zamierzam

się

zniewolic.

Chwycił

wargami

jej

sutek

i

zaczał

go

ssac.

Słowa

zamarły

jej

w

gardle,

mysli

eksplodowały,

a

biodra

wygieły

się

w

łuk.

Znał

lepiej

ni.

ona

sama.

Wiedział,

e

chce,

aby

jej

ciało

rozpłyneła,

aby

rozpalona

krew

zaczeła

krayć

w

yłach,

tłumiac

dreczace

problemy.

Potrafił

wzniecić

w

niej

ten

ar

i

dostarczyć

im

obojgu

przyjemnosci.



Była

taka

szczupła.

Podczas

rekonwalescencji

straciła

sporo

na

wadzę

i

jej

sylwetka

nie

odzyskała

jeszcze

dawnego

wygladu.

Wiedział

jednak,

e

nie

oczekuje





od

niego

delikatnosci.

Nie

ustawał

wiec

w

pieszczotach,

a.

jej

oddech

stał

się

urywany,

a

serce

zaczeło

bić

jak

szalone.



Poruszała

się

pod

nim,

wsuwajac

mu

dłonie

we

włosy

i

zaciskajac

je

w

piesci.

Miedzy

nagimi

wzgórkami

piersi

błyszczał

brylantowy

wisior

w

kształcie

łezki,

który

od

niego

dostała.

Przesunał

jezykiem

wzdłu.

linii

eber,

do

twardego,

płaskiego

brzucha,

szczypiac

zebami

szczupłe

biodro,

a.

zaczeła

drec.

Zsunał

jej

spodnie,

odsłaniajac

miekki

trójkat

miedzy

nogami.

Gdy

jego

jezyk

wslizgnał

się

w

jej

wnetrze,

orgazm

przeszył

jej

ciało

niczym

błyskawica.

W

skroniach

czuła

pulsowanie

krwi,

a

w

nozdrzach

zapach

meczyzny,

który

odurzał

niczym

narkotyk.



Roarke

chwycił

za

biodra,

uniósł

i

otworzył.

Jekneła,

ogarnieta

palacym

pragnieniem,

by

poczuć

go

w

sobie.

Wyciagneła

ku

niemu

rece,

szepczac

jego

imie,

objeła

ramionami

i

oplotła

nogami

w

pasie.



Jednym

zrecznym

ruchem

wsunał

się

w

jej

wnetrze.

Zadrał,

kiedy

zacisneła

go

w

sobie,

i

przywarł

wargami

do

jej

ust,

kiedy

zaczeła

się

pod

nim

poruszac.



Ich

ciała

podchwyciły

wspólny

rytm,

oczy

płoneły,

oddechy

mieszały

się

ze

soba.

Tempo

stawało

się

coraz

szybsze,

pchniecia

coraz

mocniejsze,

a.

w

koncu

stopili

się

w

jedno.



Eve

dostrzegła,

jak

oczy

Roarke'a

zachodzą

mgła.

Po

chwili

osiagnał

spełnienie.

Płonacy

w

jej

wnetrzu

ar

zmienił

się

w

oslepiajacy

płomień

i

uniosła

fala

rozkoszy.

Kiedy

Roarke

opadł

na

nia,

wtuliła

twarz

w

jego

włosy,

chłonac

zapach

meskiego

ciała.



Dobrze

być

w

domu

wymruczał.



Ciepła

kapiel,

kieliszek

wina

i

wspólna

kolacja

w

łóku,

co

uznała

za

szczyt

dekadencji,

zrelaksowały

i

uspokoiły.



Opowiedz

mi

o

wszystkim.

Napełnił

jej

kieliszek

winem

i

patrzył,

jak

ponure

cienie

tłumią

niedawny

blask

w

oczach.



Nie

mam

ochoty

przenosić

pracy

do

domu.

Dlaczego

nie?

-Usmiechnał

się

i

dolał

sobie

wina.

-Ja

to

robie.

To

co

innego.

Kochanie.

-Przesunał

palcem

wzdłu.

jej

policzka.

-Oboje

nie

moemy

obejsć

się

bez

pracy.

W

niej

się

realizujemy.

Nie

moesz

przestać

mysleć

o

sprawach

zawodowych,

bo

one

tkwią

w

tobie.

Podobnie

jest

ze

mna.

Oparła

się

o

poduszki

i

spojrzała

przez

szklany

sufit

na

ciemne

niebo.

Po

dłuszej

chwili

zaczeła

opowiadac.



To

było

okrutne

dodała

na

koniec.

-Lecz

nie

w

tym

rzecz.

Widziałam

ju.

rzeczy

gorsze

rzeczy.

Ale

ona

była

taka

czysta

i

niewinna.

Dostrzegłam

to

w

jej

twarzy,

w

sposobie

poruszania

sie,

w

całym

jej

otoczeniu.

Nie

umiem

tego

sprecyzowac,

ale

wokół

niej

wyczuwało

się

niewinnosc.

Nie

w

sensie

dosłownym.

Niewinnosć

mona

zniszczyc.

Wiem

coś

o

tym.

Nawet

nie

pamietam,

kiedy

byłam

niewinna,

ale

wiem,

jak

się

czuje

ktos,

komu

odebrano.

Zakleła

pod

nosem

i

odstawiła

kieliszek

z

winem.



Eve.

-Wział

za

rekę

i

zaczekał,

a.

na

niego

spojrzy.

-Gdy

ma

się

do

czynienia



z

morderstwem

na

tle

seksualnym,

trudno

tak

od

razu

wrócić

do

normalnego

ycia.



Mogłam

to

sobie

odpuscic.

-Czuła

wstyd,

e

się

do

tego

przyznaje,

i

odwróciła

wzrok.

-Gdybym

wiedziała,

co

tam

zastane,

chyba

nie

przyjełabym

tego

wezwania.

Moesz

przecie.

oddać

sprawę

komuś

innemu.

Nikt

nie

bedzie

miał

do

ciebie

pretensji.

Ale

ja

miałabym

do

siebie.

Widziałam

ja.-Zamkneła

na

chwilę

oczy.

-Teraz

jest

moja.

Nie

mogę

się

ju.

wycofac.

Energicznie

przeczesała

włosy.



Wygladała

na

zaskoczoną

i

szczesliwa,

kiedy

otworzyła

drzwi.

Zupełnie

jak

dziecko.

Ojej,

prezent

dla

mnie!

Rozumiesz?

Tak.

Ten

sukinsyn

usmiechnał

się

do

kamery,

puscił

nawet

oko.

A

po

wszystkim

podbiegł

do

windy

tanecznym

krokiem.

Oczy

jej

zapłoneły,

a

cała

sylwetka

zesztywniała.

To

nie

oczy

gliny,

pomyslał

Roarke,

lecz

anioła

zemsty.



Nie

było

w

nim

gniewu,

lecz

autentyczna

radosc.

-Ponownie

zamkneła

oczy,

przywołujac

w

myslach

obraz

mordercy.

Kiedy

je

otworzyła,

ogień

znikł.

-

Niedobrze

mi

się

robi.

-Gniewnym

gestem

siegneła

po

kieliszek

i

przytkneła

do

ust.-Musiałam

powiedzieć

jej

rodzicom

i

patrzeć

na

ich

twarze.

I

na

twarz

Vandorena,

kiedy

uswiadomił

sobie,

e

jego

swiat

legł

w

gruzach.

Była

miła,

prostą

kobieta,

cieszacą

się

yciem,

która

wkrótce

miała

się

zareczyc.

Otworzyła



drzwi

komus,

kto

symbolizował

niewinnosc.

I

spotkała

smierc.

Roarke

ujał

jej

dłoń

i

rozchylił

zacisniete

palce.



Cez

wzgledu

na

to,

jak

cię

to

poruszyło,

nie

przestałaś

być

glina.

Jesli

zbyt

czesto

to

się

zdarza,

trudno

zachować

dystans.

W

koncu

uswiadamiasz

sobie,

e

nie

potrafisz

się

ze

smiercia.

Czy

kiedykolwiek

przyszło

ci

do

głowy,

eby

zrobić

sobie

przerwe?

-Usmiechnał

się

na

widok

jej

sciagnietych

brwi.

-Nie,

oczywiscie

e

nie.

Spojrzysz

w

oczy

kolejnej

smierci,

Eve,

bo

to

twoja

praca

i

taka

ju.

jestes.

Spojrzę

w

oczy

smierci

szybciej

ni.

bym

chciała.

-Splotła

palce

z

jego

palcami.

-

Czy

ona

była

jego

jedyną

miłoscia,

Roarke?

Czy

bedzie

jedenascie

nastepnych?

Rozdział

3



Eve

zgrzytajac

zebami,

po

raz

drugi

objedała

parking

przy

Podniebnym

Centrum

Handlowym.



Czemu

ci

ludzie

nie

w

pracy?

Nie

mają

nic

innego

do

roboty?

Dla

niektórych

zakupy

to

główne

zajecie

odparła

z

powagą

Peabody.

No

jasne.

-Eve

wjechała

w

sektor,

w

którym

samochody

stały

niczym

frytki



nabite

na

patyk

po

szesć

w

rzedzie.

-Pieprzę

to.

-Wcisneła

kierownicę

i

wjechała

miedzy

półki,

mijajac

je

dosłownie

o

włos,

a.

Peabody

przemkneła

oko.

-Przecie.

mona

wszystko

kupić

za

posrednictwem

komputera.

Nie

rozumiem

tego.



Komputerowe

zakupy

nie

dają

tego

dreszczyka

emocji.

-Peabody

przytrzymała

się

tablicy

rozdzielczej,

bo

Eve

zahamowała

gwałtownie

w

miejscu

wydzielonym

dla

stray

poarnej,

na

wprost

Bloomingdale'a.

-Nie

mona

się

wtedy

posługiwać

zmysłami

lub

łokciami,

eby

utorować

sobie

drogę

wsród

tłumu.

Takie

kupowanie

to

adna

przyjemnosc.

Eve

z

gniewnym

prychnieciem

właczyła

słubowe

swiatło

sygnalizacyjne

i

wysiadła

z

samochodu.

Natychmiast

ogłuszył

ryk

płynacych

z

głosników

koled.

Doszła

do

wniosku,

e

ludzie

biegną

do

srodka,

by

uciec

przed

tym

hałasem.



Regulujacy

temperaturę

pomieszczenia

komputer

wskazywał

dwadziescia

dwa

stopnie,

a

mimo

to

w

olbrzymiej

hali

wirowały

płatki

sztucznego

sniegu.

W

witrynach

sklepowych

stały

poprzebierane

androidy.

W

warsztacie

pracowali

Mikołajowie

i

elfy,

renifery

szybowały

w

powietrzu

lub

tanczyły

na

dachach,

a

dzieci



o

złocistych

włosach

i

twarzach

aniołków

rozpakowywały

błyszczace

pudełka.

W

innej

witrynie

chłopiec

ubrany

według

najnowszej

mody,

w

czarny

kombinezon

i

jaskrawą

kurtke,

wykonywał

skomplikowane

ewolucje

na

desce

latajacej

najnowszej

generacji

Flyer

6000.

Guzik

przy

szybie

właczał

głos,

który

reklamował

moliwosci

sprzetu,

informował

o

cenie

i

miejscu,

gdzie

mona

go

nabyc.



Chciałabym

pojezdzić

na

czymś

takim

westchneła

Peabody,

idac

za

Eve

w

stronę

drzwi.

Nie

jesteś

trochę

za

stara

na

zabawki?



To

nie

jest

zabawka,

to

przygoda

zaprotestowała

Peabody,

cytujac

słowa

reklamy.

Załatwmy

to

jak

najpredzej.

Nienawidzę

takich

miejsc.

Drzwi

do

centrum

handlowego

otworzyły

się

przed

nimi

bezszelestnie,

ukazujac

napis:

Witamy

w

Bloomingdale'u.

Jesteś

naszym

najlepszym

klientem.

Wewnatrz

grała

muzyka,

lecz

nieco

ciszej,

za

to

słychać

było

gwar

rozmów,

który

wznosił

się

ku

sufitowi

i

kraacym

pod

nim

aniołkom.

Była

to

swiatynia

konsumpcji.

Na

dwunastu

pietrach

królowały

towary.

Wsród

tłumu

klientów

uwijały

się

androidy

prezentujace

ubiory,

dodatki,

ozdoby

do

włosów

i

biuterie.

Tu.

za

drzwiami

znajdowała

się

elektroniczna

mapa,

informujaca

klientów,

gdzie

co

mona

kupic.

Na

tych,

którzy

chcieli

robić

zakupy

w

towarzystwie

dzieci,

czekali

specjalni

licencjonowani

pomocnicy

do

wybierania

prezentów,

od

maluchów

po

starszaki,

natomiast

pietro

niej

młodzie,

dziadkowie

i

babcie.

Za

niewielką

opłatą

mona

było

wynajać

minipojazdy

do

przewoenia

ludzi,

zakupów,

lub

jednego

i

drugiego.



Android

z

mnóstwem

warkoczyków

w

jaskrawych

kolorach

na

głowie

podszedł

do

nich

z

małą

kryształową

buteleczka.



Nie

zbliaj

się

do

mnie

poleciła

Eve.

A

ja

chetnie

spróbuję

Peabody

odchyliła

głowe,

by

mógł

rozpylić

jej

perfumy

na

szyje.

Nazywają

się

Weź

mnie”

-zamruczał

android.

-Badź

pewna,

e

jesli

ich

uyjesz,

nikt

nie

przejdzie

obok

ciebie

obojetnie.

Hmm.

-Peabody

nachyliła

się

w

stronę

Eve.

-Co

pani

o

tym

sadzi?



Eve

powachała

i

pokreciła

głowa.



Nie

dla

ciebie.

Mnie

się

podobają

mrukneła

asystentka.

Skoncentrujmy

się

na

tym,

po

co

tu

przyszlismy

powiedziała

Eve,

chwytajac

Peabody

za

reke,

kiedy

ta

zatrzymała

się

przy

stoisku

z

kosmetykami,

przy

którym

modelce

malowano

własnie

twarz

jaskrawozłotym

podkładem.

-Poszukajmy

meskiego

działu.

Moe

uda

nam

się

dowiedziec,

kto

przedwczoraj

obsługiwał

Mariannę

Hawley.

Uyła

karty

kredytowej,

muszą

wiec

mieć

jej

dane.

Dwadziescia

minut

wystarczy

mi

na

dokonczenie

swiatecznych

zakupów.

Dokonczenie?

-Eve

spojrzała

na

nią

przez

ramie,

wchodzac

na

ruchomy

chodnik

prowadzacy

na

wysze

pietro.

Tak.

Zostało

mi

do

kupienia

tylko

parę

drobiazgów

Peabody

wydeła

wargi,

po

czym

ugryzła

się

w

jezyk,

by

powstrzymać

usmiech.

-Pani

pewnie

nawet

nie

zaczeła?

Jeszcze

się

zastanawiam

nad

wyborem.

Co

podaruje

pani

meowi?

Zastanawiam

się

nad

tym

powtórzyła

Eve,

wsuwajac

dłonie

do

kieszeni

spodni.

Mają

tu

wspaniałe

ciuchy.

-Peabody

wskazała

na

rzad

androidów,

prezentujacych

meską

garderobe.

A

Roarke

szafę

wielkosci

stanu

Maine

wyładowaną

po

brzegi.

Czy

dostał

kiedyś

od

pani

coś

z

ubrania?

Eve

skuliła

ramiona

w

gescie

obrony,

zaraz

jednak

dumnie

uniosła

głowe.

Nie

jestem

jego

matka.



Peabody

przystaneła

przy

androidzie

w

szarosrebrnej

jedwabnej

koszuli

i

czarnych

skórzanych

spodniach.



Byłoby

mu

w

tym

do

twarzy.

-Dotkneła

rekawa

koszuli.

-Zresztą

Roarke'owi

we

wszystkim

ładnie.

-Spojrzała

na

Eve

znaczaco.

-faceci

uwielbiaja,

kiedy

kobieta

kupuje

im

ciuchy.

Nie

umiem

sobie

niczego

kupic,

a

co

dopiero

komus.

-Oczami

wyobrazni

zobaczyła

Roarke'a

na

miejscu

androida

i

gwałtownie

odetchneła.

-A

poza

tym

nie

przyszłysmy

na

zakupy.

Marszczac

gniewnie

brwi,

podeszła

do

najbliszego

stanowiska

i

podsuneła

sprzedawcy

odznakę

pod

nos.

Odchrzaknał

i

odrzucił

w

tył

długie

czarne

włosy.



Czym

mogę

słuyc,

komisarzu?

Poruczniku.

Kilka

dni

temu

odwiedziła

was

niejaka

Marianna

Hawley.

Chcę

wiedziec,

kto

obsługiwał.

Zaraz

sprawdze.

-Popatrzył

niespokojnie

na

boki.

-Poruczniku,

czy

mogłaby

pani

schować

odznakę

i

zapiać

kurtke,

by

zasłonić

bron.

Nasi

klienci

poczuliby

się

swobodniej.

Eve

bez

słowa

wsuneła

odznakę

do

kieszeni

i

naciagneła

kurtkę

na

ramiona.

-Marianna

Hawley

powtórzył

z

wyrazną

ulga.

-czy

wie

pani,

jak

regulowała

nalenosc?

Gotówka,

kartą

kredytową

czy

moe

miała

u

nas

otwarty

rachunek?



Kartą

kredytowa.

Kupiła

dwie

meskie

koszule,

jedwabną

i

bawełniana,

kaszmirowy

sweter

i

marynarke.

Tak.

-Podniósł

wzrok

znad

rejestru

klientów.

-Przypominam

sobie.

Sam



obsługiwałem.

Atrakcyjna

brunetka

około

trzydziestki.

Wybierała

prezenty

dla

swojego

partnera.

Tak...

-Zamknał

oczy.

-Koszule,

rozmiar

pietnascie

i

pół,

długosć

rekawa

trzydziesci

jeden

cali.

Sweter

i

marynarka,

czterdziesci

dwa

w

klatce

piersiowej.



Ma

pan

dobrą

pamieć

zauwayła

Eve.

To

moja

praca

odparł

z

usmiechem.

-Musze

pamietać

twarze

klientów,

ich

gusty

i

potrzeby.

Panna

Hawley

miała

wyborny

gust

i

przyniosła

nawet

zdjecie

holograficzne

swojego

partnera,

bysmy

mogli

sporzadzić

dla

niego

mapę

kolorystyczna.

Czy

obsługiwał

ktoś

prócz

pana?

Nie

w

tym

dziale.

Zajałem

się

nią

najlepiej,

jak

potrafiłem.

Czy

ma

pan

jej

adres

w

rejestrze?

Tak,

oczywiscie.

O

ile

sobie

przypominam,

to

zaproponowałem,

e

wszystkie

zakupy

przeslemy

jej

pod

wskazany

adres,

ale

wolała

zabrać

je

ze

soba.

Rozesmiała

się

i

powiedziała,

e

to

jej

sprawia

przyjemnosc.

Bawiło

kupowanie.

-Spojrzał

na

Eve

z

niepokojem.

-czyby

zgłaszała

jakieś

zastrzeenia?

Nie.

-Eve

przyjrzała

mu

się

z

uwagą

i

ju.

wiedziała,

e

traci

czas.

-Hadnych

zastrzeen.

Czy

zauwaył

pan

moe

kogos,

kto

sie

koło

niej

krecił,

rozmawiał

z

nia,

obserwował?

Nie.

Co

prawda

był

wtedy

duy

ruch.

Mam

nadzieje,

e

nikt

nie

zaczepił

jej

na

parkingu.

Mielismy

kilka

przypadków

w

ostatnich

tygodniach.

Nie

rozumiem,

co

się

z

tymi

ludzmi

dzieje.

Przecie.

to

Boe

narodzenie.



Mhm.

Sprzedajecie

stroje

Swietego

Mikołaja?

Swietego

Mikołaja?

-Zamrugał

oczami.

-Tak,

na

piatym

pietrze,

w

dziale

sezonowych

ubiorów.

Dzieki.

Sprawdź

to,

Peabody

poleciła

Eve,

odwracajac

się

od

lady.

-Zbierz

nazwiska

i

adresy

wszystkich

tych,

którzy

niedawno

kupili

lub

wypoyczyli

taki

strój.

Idę

na

dół

do

działu

biuterii

sprawdzic,

kto

zrobił

spinke.

Tam

się

spotkamy.

Tak

jest.

Znajac

swoją

asystentke,

Eve

połoyła

Peabody

ostrzegawczo

dłoń

na

ramieniu.

Pietnascie

minut.

Ani

sekundy

dłuej,

bo

przeniosę

cię

do

ochrony.

Dziewczyna

wzruszyła

ramionami,

patrzac

za

oddalajacą

się

szefowa.

Co

za

piła!

Koniecznosć

przedarcia

się

przez

tłum

klientów

do

stoiska

z

biuterią

na

drugim

pietrze

nie

poprawił

nastroju

Eve.

Za

szkłem

połyskiwały

najróniejsze

klejnoty,

od

kolczyków

po

obraczki

na

brodawkowe

sutki.

Złoto,

srebro,

kolorowe

kamienie

o

wymyslnych

kształtach

i

płaszczyznach

wabiły

kupujacych

swoim

wygladem.



Roarke

ciagle

obdarowywał

rónymi

precjozami.

Nie

rozumiała

tego.

Bezwiednie

dotkneła

brylantowego

wisiorka

pod

koszula.

Najwyrazniej

sprawiało

mu

przyjemnosć

ogladanie

jej,

gdy

miała

na

sobie

kupioną

przez

niego

biuterie.



Nie

mogac

się

doczekac,

a.

ktoś

z

personelu

zwróci

na

nią

uwage,

przechyliła

się





przez

ladę

i

chwyciła

za

kołnierz

najbliszego

sprzedawce.



No,

proszę

pani!

-Spojrzał

na

nią

z

gniewnym

oburzeniem

w

niebieskich

oczach.

Poruczniku

-poprawiła,

wyciagajac

z

kieszeni

odznake.

-Moe

mi

pan

poswiecić

chwile?

Naturalnie.

-Wyprostował

się

i

poprawił

cieniutki

srebrny

krawat.

-Czy

mogę

słuyc?

Czy

sprzedajecie

coś

takiego?

-Wyjeła

z

torby

spinke.

To

chyba

nie

nasze.

-Pochylił

się

nad

lada.

-bardzo

ładna

rzecz.

Elegancka

rzecz.

-Wyprostował

sie.

-Nie

bedziemy

mogli

przyjać

jej

z

powrotem,

chyba

e

pani

ma

paragon.

Nie

sprzedajemy

spinek.

Nie

chcę

jej

zwracac.

Czy

wie

pan,

gdzie

mona

dostać

taką

rzecz?

Sadze,

e

w

salonie

jubilerskim.

To

mi

wyglada

na

misterną

robote.

Na

terenie

centrum

jest

szesć

pracownik

jubilerskich.

Moe

w

którejś

z

nich

rozpoznaja.

Doskonale.

-Wrzuciła

broszkę

do

torby

i

westchneła.

Czym

jeszcze

mogę

słuyc?

Eve

przystapiła

z

nogi

na

nogę

i

przebiegła

wzrokiem

gablote.

Jej

uwagę

zwróciły

trzy

splecione

sznureczki,

z

przymocowanymi

do

nich

błyszczacymi

kolorowymi

kamieniami

wielkosci

kciuka.

Wisiorek

był

krzykliwy

i

w

niezbyt

dobrym

guscie,

ale

doskonale

pasował

do

Mavis.



Tym.

-Wskazała

na

interesujacy

drobiazg.

Ach,

chciałaby

pani

obejrzeć

poganski

wisiorek.

Jest

niezwykły,

bardzo...

Nie

chcę

go

ogladac,

lecz

kupic.

Proszę

go

zapakowac,

tylko

szybko.

Rozumiem.

-Nie

dał

po

sobie

poznać

zaskoczenia.

-jak

pani

bedzie

płacic?



Peabody

podeszła

w

chwili,

gdy

Eve

odbierała

ozdobną

czerwoną

torebke.



A

jednak

stwierdziła

tonem

wyrzutu.

Ja

nie

ogladałam,

tylko

kupowałam,

a

to

rónica.

Ta

spinka

nie

jest

stad.

Facet

najwyrazniej

wiem,

co

sprzedaje.

Nie

mam

ochoty

tracić

tu

wiecej

czasu.

Nie

wyglada

na

to,

eby

pani

go

straciła

mrukneła

Peabody.

Sprawdzimy

spinkę

za

pomocą

komputera.

Moe

Feeney

bedzie

mógł

się

tym

zajac.

Co

pani

kupiła?

Drobiazg

dla

Mavis.

Nie

martw

sie,

dostaniesz

coś

ode

mnie

dodała,

widzac

nadasaną

minę

Peabody.

Naprawde?

-Dziewczyna

natychmiast

się

rozjasniła.-ja

ju.

mam

dla

pani

prezent.

Jest

zapakowany

i

w

ogóle.

Chwalipieta.

Peabody

wskoczyła

radosnie

do

samochodu.

Spróbuje

pani

zgadnac,

co

to

jest?

Nie.

Dam

pani

wskazówke.

Weź

się

w

garsc.

Zacznij

przegladać

listę

nazwisk

tych,

którzy

kupili

strój

swietego

Mikołaja.

Moe

coś

z

tego

wyniknie.

Tak

jest.

Dokad

jedziemy?

Do

agencji

matrymonialnej

Szczesliwy

zwiazek”.

-Rzuciła

Peabody

znaczace

spojrzenie.

-Tam

te.

nie

bedziemy

robić

adnych

zakupów.

Psuje

pani

całą

zabawe...

poruczniku

dodała

słubiscie

Peabody

i

zaczeła



ogladać

listę

nazwisk

w

notatniku

cyfrowym.



W

samym

sercu

miasta,

przy

Piatej

Alei,

wznosił

sie,

zabudowany

z

gładkiego

czarnego

marmuru,

pałac

rozkoszy.

Z

zewnatrz

przypominał

smukła

wiee

zwienczoną

złotymi

balkonami

i

srebrzystymi

ławkami,

ozdobioną

z

czterech

stron

rurkami

z

przezroczystego

szkła.



Wewnatrz

miesciły

się

salony

odnowy

biologicznej,

poprawy

samopoczucia

i

doznań

erotycznych.

Bez

ruszania

się

z

miejsca

mona

było

poddać

się

najróniejszym

masaom,

korygujacym

lub

zmieniajacym

sylwetke,

jak

równie.

zaspokajajacym

fantazje

erotyczne.



Na

tych,

którzy

woleli

sami

popracować

nad

swoim

ciałem,

czekały

siłownie,

wyposaone

w

najnowoczesniejsze

przyrzady

do

cwiczen.

Bardziej

pasywni

mogli

skorzystać

z

usług

doswiadczonych

konsultantów,

którzy

laserem

lub

ultradzwiekami

likwidowali

zbedne

funty

i

cale.



Jedno

pietro

przeznaczone

było

na

duchowe

rozrywki,

poczynajac

od

pobudzania

energii

czakr

po

lewatywy

z

kawy.

Przegladajac

bogatą

i

jake

rónorodną

oferte,

Eve

nie

była

pewna,

czy

ma

się

smiac,

czy

wstrzasać

z

oburzeniem.



Kapiele

błotne,

nacieranie

wodorostami,

zastrzyki

z

łoyska

owiec

hodowanych

na

Alfie

Szesc,

seanse

relaksacyjne,

podróe

wirtualne,

terapia

wizualna.

Lifting

twarzy



wszystko

to

oferowało

swoim

klientom

centrum

rozkoszy

na

niezwykle

korzystnych

warunkach.

Kiedy

twoje

ciało

i

umysł

osiagneły

doskonałosc,

mona

było

pomysleć

o

doborze





własciwego

partnera

lub

partnerki,

w

czym

pomagał

doswiadczony

personel

agencji

matrymonialnej

Szczesliwy

zwiazek”.



Firma

zajmowała

trzy

pietra

budynku.

Jej

pracownice

ubrane

były

w

proste

czarne

uniformy,

z

wszytymi

na

piersiach

małymi

czerwonymi

serduszkami.

Prócz

tego

musiały

odznaczać

się

urodą

i

sylwetką

modelki.



Hall

przypominał

wnetrze

greckiej

swiatyni

z

małymi

sadzawkami,

w

których

pływały

złote

rybki,

i

kolumnami

z

białego

marmuru,

ozdobionymi

pnacą

winorosla,

dzielacą

przestrzeń

na

mniejsze

czesci.

Dla

klientów

zaplanowano

mnóstwo

niskich

miejsc

do

siedzenia,

przykrytych

poduszkami.

Biuro

recepcjonistki

ukryto

wsród

rozłoystych

palm.



Potrzebuję

informacji

na

temat

jednej

z

waszych

klientek.

Eve

pokazała

odznake,

na

widok

której

powieki

dziewczyny

z

recepcji

zatrzepotały

nerwowo.



Nie

wolno

udzielać

nam

informacji

o

klientach.

-Kobieta

zagryzła

wargę

i

musneła

palcem

serduszko

wytatuowane

pod

okiem,

przypominajace

czerwoną

łze.

-Wszystkie

nasze

usługi

scisle

poufne.

Gwarantujemy

pełną

dyskrecje.

Jednej

z

waszych

klientek

ju.

to

nie

dotyczy.

To

sprawa

kryminalna.

W

ciagu

pieciu

minut

mogę

mieć

nakaz

rewizji.

Albo

otrzymam

potrzebne

informacje,

albo

bedziecie

mieć

na

karku

kontrole.

Proszę

chwilę

zaczekac.

-Dziewczyna

wskazała

im

miejsce

do

siedzenia.

-

Zawiadomię

moich

szefów.

Swietnie.

Eve

odwróciła

sie,

kiedy

recepcjonistka

włoyła

słuchawkę

z

mikrofonem.



Jak

tu

pieknie

pachnie

westchneła

Peabody.

-Zresztą

w

całym

budynku.

-

Pociagneła

nosem.

-Muszą

coś

wpuszczać

do

kanałów

wentylacyjnych.

Coś

przyjemnego

i

uspokajajacego.

-Przysiadła

na

złocistych

poduszkach

w

pobliu

szemrzacej

fontanny.

-Chciałabym

tu

mieszkac.

Ostatnio

zrobiłaś

się

nieznosnie

rozkoszna,

Peabody.

To

swieta

tak

na

mnie

działaja.

O

rany,

ale

okaz.

-Spojrzała

z

zachwytem

na

olsniewajacą

urodę

meczyzny

o

blond

włosach,

który

pojawił

się

w

hallu.

-Po

co

takiemu

facetowi

agencja

matrymonialna?

A

własciwie

komu

jest

potrzebna?

To

obrzydliwe.

Nie

wiem.

Moe

pozwala

to

oszczedzić

czas,

uniknać

kłopotów

i

rozczarowan.

-

Peabody

pochyliła

się

w

przód,

by

przyjrzeć

się

lepiej

meczyznie.

-Moe

sama

powinnam

spróbowac.

A

nu.

by

mi

się

poszczesciło.

On

nie

jest

w

twoim

typie.

Peabody

spochmurniała

podobnie

jak

wówczas,

kiedy

Eve

skrytykowała

perfumy.

Niby

dlaczego?

Chciałabym

być

w

jego

typie.

Tylko

spróbuj

z

nim

porozmawiac.

-Eve

wsuneła

rece

do

kieszeni

i

zaczeła

się

hustać

na

pietach.

-Ten

facet

kocha

tylko

siebie

i

wyobraa

sobie,

e

kada

kobieta,

która

zwróci

na

niego

uwage,

bedzie

patrzeć

w

niego

jak

obraz.

Tak

jak

ty

teraz.

Ju.

po

dziesieciu

minutach

uznasz

go

za

potwornego

nudziarza,

bo

on

potrafi

mówić

tylko

o

sobie:

o

swoim

wygladzie,

o

tym,

co

robi

i

co

lubi.

Byłabyś

jego

najnowszą

zabawka.

Peabody

przygladała

się

przez

chwilę

złocistowłosemu

adonisowi,

stojacemu

przy

ladzie

recepcyjnej.





W

porzadku,

to

nie

bedziemy

rozmawiac,

tylko

uprawiać

seks.

Pewnie

okazałby

się

nedznym

kochankiem.

Gówno

by

go

obchodziło,

czy

miałaś

orgazm,

czy

nie.

Ju.

na

sam

jego

widok

mona

doznać

orgazmu.

-Zaraz

jednak

westchneła,

bo

wyjał

małe

srebrne

lusterko

i

z

wyraznym

zadowoleniem

przyjrzał

się

swemu

odbiciu.

-Wkurza

mnie,

kiedy

ma

pani

racje.

Spójrz

na

tych

szepneła

nagle

Eve.

-Taki

blask

od

nich

bije,

e

przydałyby

się

osłony

przeciwsłoneczne.

Zupełnie

jak

Ken

i

Barbie

szepneła,

lecz

zaraz

westchneła,

widzac

zdziwione

spojrzenie

Eve.

-Chryste,

nie

miała

pani

nigdy

lalki

Barbie?

To

czym

się

pani

bawiła

jako

dziecko?

Nigdy

nie

byłam

dzieckiem-odparła

z

prostotą

Eve

i

odwróciła

się

w

stronę

nadchodzacej

pary.

Kobieta

była

szczupła

w

biodrach

i

miała

pełne

piersi,

zgodnie

z

obowiazujacą

moda.

Blond

włosy

o

srebrzystym

odcieniu

gestą

falą

opadały

na

ramiona

i

biust.

W

gładkiej

białej

jak

alabaster

twarzy

błyszczały

głeboko

osadzone

oczy

szmaragdowozielonej

barwy,

okolone

długimi

rzesami

w

kolorze

harmonizujacym

z

jasniejacymi

niczym

klejnoty

teczówkami.

Pełne

czerwone

usta

rozciagały

się

w

uprzejmym

usmiechu.



Jej

towarzysz

był

równie

oszałamiajacy,

miał

podobną

karnacje,

jasnosrebrzyste

włosy,

zebrane

w

długi

warkocz

z

wplecioną

w

srodek

złotą

tasma,

szerokie

ramiona

i

długie

nogi.



W

przeciwienstwie

do

personelu

nie

byli

ubrani

na

czarno,

lecz

w

gładkie

białe





kombinezony.

Biodra

kobiety

zdobiła

przezroczysta

czerwona

szarfa.



Jestem

Piper

odezwała

sie,

miekkim,

aksamitnym

głosem.

-A

to

mój

współpracownik

Rudy.

Czym

moemy

słuyc?

Potrzebuję

informacji

o

jednej

z

waszych

klientek.

-Eve

ponownie

wyjeła

odznake.

-Prowadzę

sledztwo

w

sprawie

morderstwa.

Morderstwa?

-Kobieta

przycisneła

rekę

do

serca.

-To

okropne.

Co

ty

na

to,

Rudy?

Oczywiscie

chetnie

słuymy

pomocą

powiedział

głebokim

barytonem.

-Ale

moe

porozmawiamy

o

tym

na

górze.

-Wskazał

przezroczystą

kabinę

windy,

przy

której

stały

olbrzymie

białe

azalie.-Jest

pani

pewna,

e

ofiara

była

naszą

klientka?

Jej

partner

poznał

przez

waszą

agencje.

-Eve

weszła

do

srodka,

nie

patrzac,

jak

winda

sunie

w

góre.

Nigdy

nie

lubiła

wysokosci.

Ach

tak

westchneła

Piper.

-mamy

bardzo

wysoki

procent

udanych

zwiazków.

Nie

przypuszczam,

by

kłótnia

kochanków

doprowadziła

do

tragedii.

Jeszcze

tego

nie

ustalilismy.

To

raczej

niemoliwe.

Bardzo

starannie

wszystkich

sprawdzamy.

Winda

staneła

i

Rudy

zaprosił

gestem

do

wyjscia.

W

jaki

sposób?

Jestesmy

podłaczeni

do

ComTracku.

Szli

teraz

cichym,

pomalowanym

na

biało

korytarzem

z

jasnozłotym

obramowaniem

i

ustawionymi

wzdłu.

sciany

bukietami

swieych

kwiatów

w

przezroczystych

wazach.



Kadego

kandydata

wprowadzamy

do

system

ciagnał

Rudy.

-Sprawdzamy

jego



przeszłosć

małenska,

sytuację

finansowa,

kartotekę

kryminalną

i

oczywiscie

seksualne

preferencje.

Musi

równie.

przejsć

specjalny

test

na

osobowosc.

Jakiekolwiek

zamiłowania

do

przemocy

natychmiast

go

eliminuja.

Po

przeanalizowaniu

wszystkich

danych

dobieramy

odpowiedniego

partnera

czy

partnerke.



Otworzył

drzwi

do

obszernego

biura

zaprojektowanego

w

odcieniach

oslepiajacej

bieli

i

krzykliwej

czerwieni.

Sciana

widokowa

zabezpieczała

zarówno

przed

promieniami

słonca,

jak

i

przed

hałasem.



Jaki

macie

procent

zboczenców?

Piper

zacisneła

piekne

usta.

Nie

traktujemy

seksualnych

preferencji

jako

zboczenia,

jesli

odpowiada

to

partnerom.

Eve

lekko

uniosła

brwi.



A

moe

bardziej

pasowałoby

tu

okreslenie

przymus”?

Czy

macie

kogos,

kto

lubi

stroić

partnera

po

stosunku?

Rudy

odchrzaknał

i

podszedł

do

szerokiego

białego

pulpitu.



Oczywiscie

niektórzy

kandydaci

poszukują

czegos,

co

nazwalibysmy

ryzykownymi

doswiadczeniami

seksualnymi.

Jak

ju.

mówiłem,

kojarzymy

ich

z

odpowiednimi

partnerami.

A

z

kom

skojarzyliscie

Mariannę

Hawley?

Mariannę

Hawley?

Spojrzał

pytajaco

na

Piper.

Lepiej

pamietam

twarze

ni.

nazwiska.



Odwróciła

się

do

ekranu

sciennego,

podczas

gdy

Rudy

wprowadzał

nazwisko

do

komputera.

Chwile

pózniej

pojawiła

się

na

nim

usmiechnieta

twarz

Marianny.



A

tak,

pamietam

ja.

Urocza

kobieta.

Bardzo

lubiłam

z

nią

pracowac.

Szukała

towarzysza,

kogoś

wesołego,

z

kim

mogłaby

dzielić

zamiłowanie

do

sztuki...

Nie,

nie,

to

chyba

był

teatr.

-Popukała

kształtnym

paznokciem

w

dolną

warge.

-Była

romantyczka,

uroczo

staroswiecka.

Nagle

jakby

coś

sobie

uswiadomiła,

bo

opusciła

reke.



Została

zamordowana,

tak?

Och,

Rudy?

Usiadz,

kochanie.

Podszedł

do

niej,

poklepał

delikatnie

po

reku

i

podprowadził

do

długiej

kanapy

z

poduszkami

powietrznymi.



Piper

bardzo

się

angauje

w

sprawy

naszych

klientów

wyjasnił

Eve.

-Dlatego

jest

taka

wspaniała

w

tym,

co

robi.

Zaley

jej

na

nich.

Mnie

równie,

Rudy.

Głos

Eve

nie

wyraał

adnych

uczuc.

Rudy

jednak

omiótł

spojrzeniem

jej

twarz

i

cos

musiał

dostrzec,

bo

skinał

głowa.



W

to

nie

watpie.

Przypuszcza

pani,

e

zabił

ktos,

z

kim

spotkała

się

za

posrednictwem

naszej

agencji?

Sprawdzamy

to.

Potrzebne

mi

nazwiska.

Daj

pani

wszystko,

czego

potrzebuje,

Rudy.

Piper

otarła

łzy.

Chciałbym,

ale

odpowiadamy

za

naszych

klientów.

To

ich

prywatne

sprawy.

Marianna

Hawley

te.

miała

prawo

do

prywatnosci

odparła

krótko

Eve.

-



Tymczasem

ktoś

zgwałcił

i

zwiazał.

To

chyba

dobitnie

swiadczy

o

naruszeniu

tego

prawa.

Watpie,

czy

któryś

z

waszych

klientów

chciałby

uczestniczyć

w

takim

doswiadczeniu,



Rudy

gwałtownie

wciagnał

powietrze.

Jego

oczy

zdawały

się

płonać

w

nagle

pobladłej

twarzy.



Ufam,

e

bedzie

pani

dyskretna.

Mogę

pana

zapewnic,

e

zrobię

wszystko,

co

w

mojej

mocy

Odparła

Eve.

Rozdział

4



Sarabeth

Greenbalm

nie

miała

dobrego

dnia.

Przede

wszystkim

nie

znosiła

popołudniowej

zmiany

w

Słodkim

Zakatku”.

Klientela

od

dwunastej

do

siedemnastej

składała

się

głównie

z

młodych

urzedników,

przychodzacych

tu

na

przedłuony

lunch

i

zainteresowanych

tanimi

podnietami,

ze

szczególnym

naciskiem

na

słowo

tani”.

Oblegajacy

scenę

tłum

meczyzn

nie

miał

zbyt

wiele

gotówki,

by

rzucić

coś

striptizerce.

Lubili

jedynie

pogapić

się

i

pogwizdac.



Za

pieć

godzin

harówy

dostawała

niecałą

setkę

gotówką

i

w

etonach

kredytowych

oraz

z

pół

tuzina

pijackich

propozycji.

Jednak

adna

z

nich

nie

dotyczyła





małenstwa,

a

małenstwo

było

dla

Sarabeth

najwyszym

celem.



Nie

miała

szans

na

znalezienie

bogatego

mea

w

czasie

popołudniowych

wystepów

w

klubie

striptizu,

nawet

tak

wysokiej

klasy

jak

Słodki

Zakatek”.

Co

innego

wieczorami,

kiedy

wiceprezesi

przyprowadzali

tu

na

godzinę

lub

dwie

wanych

gosci.

Wtedy

bez

trudu

zarabiała

patola,

a

jesli

dochodziły

do

tego

specjalne

zamówienia,

mogła

sumę

podwoic.

Najwaniejsze

jednak

były

dla

niej

wizytówki.



Predzej

czy

pózniej

któryś

z

facetów

w

urzedowych

garniturach,

o

szerokich

usmiechach

przyklejonych

do

ust

i

starannie

wypielegnowanych

lepkich

dłoniach,

włoy

jej

na

palec

pierscionek

w

zamian

za

przywilej

obmacywania.



Było

to

czescią

planu,

który

opracowała

przed

pieciu

laty,

przenoszac

się

z

Allantown

w

Pensylwanii

do

Nowego

Jorku.

W

Allantown

nie

dało

się

wyyć

ze

striptizu.

Zarabiała

jedynie

tyle,

by

nie

musieć

wystawać

na

ulicy.

Mimo

to

przeprowadzka

do

Nowego

Jorku

łaczyła

się

z

duym

ryzykiem

ze

wzgledu

na

konkurencję

znacznie

od

niej

młodszych

dziewczyn.



Przez

pierwszy

rok

pracowała

na

dwie

zmiany,

czasami

na

trzy,

jeeli

tylko

mogła

utrzymać

się

na

nogach.

Wedrowała

od

jednego

klubu

do

drugiego,

oddajac

czterdziesci

procent

zarobku

włascicielom

lokali.

Był

to

podły

rok,

ale

odłoyła

trochę

grosza.



W

drugim

roku

udało

jej

się

w

koncu

zdobyć

stałą

posadę

w

renomowanym

klubie.

Zajeło

jej

to

dwanascie

miesiecy,

lecz

wymosciła

sobie

gniazdko

w

Słodkim

Zakatku”.

W

trzecim

roku

wywalczyła

awans

z

bezimiennej

tancerki

na

solistke,

sprytnie

wykorzystujac

swoje

atuty.

Ale

straciła

te.

prawie

pół

roku,

zanim

zdecydowała

się

przyjać

propozycję

wspólnego

zamieszkania

z

szefem

klubowych





wykidajłów.



Moe

by

w

koncu

do

tego

doszła,

gdyby

nie

zginał

w

bójce

w

jednej

z

knajp,

gdzie

dorabiał,

poniewa.

Sarabeth

uparła

sie,

e

powinien

mieć

wieksze

konto

w

banku,

jesli

chce

stale

z

nią

sypiac.



Po

przemysleniu

doszła

do

wniosku,

e

własciwie

dobrze

się

stało.

Konczył

się

czwarty

rok

pobytu

w

Nowym

Jorku,

a

on

miała

czterdziesci

trzy

lata

i

coraz

mniej

czasu.



Nie

miała

nic

przeciwko

rozbieraniu

sie.

Była

w

tym

cholernie

dobra

i

miała

niczego

sobie

figure.



Natura

nie

poskapiła

jej

urody,

obdarowujac

pełnymi

piersiami,

które

nie

wymagały

powiekszenia.

Jak

na

razie.

Miała

smukła

sylwetke,

długie

nogi

i

jedrny

tyłeczek.

Tak,

wszystkie

niezbedne

atuty

były

na

swoim

miejscu.



Musiała

włoyć

trochę

pieniedzy

w

twarz,

co

uznała

za

dobrą

inwestycje.

Urodziła

się

z

waskimi

wargami,

krótkim

podbródkiem

i

niskim

czołem,

ale

kilka

wizyt

w

centrum

medycyny

plastycznej

skorygowało,

to

co

trzeba.

Teraz

miała

wydatne,

pełne

wargi,

zgrabny

podbródek

i

wysokie

czoło.

Jednym

słowem

wygladała

cholernie

dobrze,



Problem

jednak

w

tym,

e

spłukała

się

do

ostatniej

piecsetki,

musiała

zapłacić

komorne,

a

jakiś

napalony

dupek

podarł

jej

najlepsze

figi,

zanim

zdayła

je

zdjac.

Poza

tym

bolała

głowa,

stopy

i

wcia.

nie

miała

stałego

partnera.



Nie

powinna

była

pakować

trzech

patoli

w

Szczesliwy

Zwiazek”.

To,

co

wczesniej

wydawało

się

rozsadną

inwestycja,

okazało

się

niewypałem.

Równie

dobrze

mogła

forsę

wyrzucić

w

błoto.

Tylko

yciowi

nieudacznicy

korzystają

z





usług

agencji

matrymonialnych.

A

tacy

przyciagają

jedynie

sobie

podobnych,

myslała,

wkładajac

krótki

purpurowy

szlafroczek.



Po

spotkaniu

z

pierwszymi

dwoma

klientami

poszła

prosto

do

agencji

i

zaadała

zwrotu

pieniedzy.

Popielatowłosa

pieknosć

nie

była

ju.

taka

słodziutka.

Hadnych

zwrotów,

adnych

zaalen,

oznajmiła

stanowczo.



Przypominajac

sobie

nieprzyjemną

scene.

Sarabeth

wzruszyła

ramionami

i

poszła

do

kuchni.

Nie

miała

długiej

drogi

do

pokonania,

bo

mieszkanie

było

trochę

wieksze

od

garderoby

w

Słodkim

Zakatku”.



Forsa

przepadła

i

trzeba

spisać

na

straty.

Za

to

czegoś

się

nauczyła:

musi

polegać

wyłacznie

na

sobie.



Własnie

kiedy

przegladała

raczej

skapą

listę

dań

zakodowanych

w

autokucharzu,

rozległo

się

pukanie

do

drzwi.

Mocniej

otuliła

się

szlafroczkiem

i

walneła

piescią

w

sciane.

Mieszkajaca

obok

para

prawie

co

noc

urzadzała

awantury

albo

wsciekle

się

pieprzyła.

Walenie

w

scianę

i

tak

nie

pomogło,

ale

przynajmniej

poprawiło

jej

samopoczucie.



Spojrzała

przez

wizjer,

po

czym

usmiechneła

się

jak

mała

dziewczynka.

Pospiesznie

odblokowała

zamki

i

otworzyła

szeroko

drzwi.



Czesc,

swiety

Mikołaju.

Błysnał

wesoło

oczyma.

Wesołych

Swiat,

Sarabeth.-Potrzasnał

wielkim

pudłem

owinietym

w

srebrny

papier

i

puscił

do

niej

oko.-Byłaś

grzeczna?



Kapitan

Feeney

siedział

na

brzegu

biurka

Eve

i

chrupał

kandyzowane

migdały.

Miał

pomarszczoną

twarz

baseta,

szczeciniastą

grzywę

kasztanowych

włosów,

poprzetykanych

nitkami

siwizny.

Na

wygniecionej

koszuli

widniała

rdzawa

plama

slad

po

zjedzonej

w

czasie

lunchu

zupie

fasolowej,

a

na

brodzie

małe

naciecie

slad

po

porannym

goleniu.



Sprawiał

nieszkodliwe

wraenie,

ale

Eve

poszłaby

za

nim

wszedzie.

To

on

wyszkolił

i

wszystkiego

nauczył.

Teraz

jako

kapitan

pracujacy

w

Sekcji

Elektronicznej

był

dla

niej

nieocenionym

zródłem

wiedzy.



Chciałbym

ci

móc

powiedziec,

e

to

wyjatkowe

swiecidełko.

-Wrzucił

do

ust

kolejnego

migdała.

-Tymczasem

takie

spinki

sprzedaje

dwanascie

sklepów

w

miescie.

A

ile

sztuk

wchodzi

w

gre?

W

ostatnich

siedmiu

tygodniach

sprzedano

ich

czterdziesci

dziewiec.

-Podrapał

się

po

brodzie,

draniac

mały

strupek.

-Mniej

wiecej

po

piecset.

W

przypadku

czterdziestu

osmiu

były

to

kredytowe

transakcje,

tylko

za

jedną

ktoś

zapłacił

gotówka.

Moe

własnie

no.

Bardzo

prawdopodobne.

-Feeney

zajrzał

do

notatnika.

-Spinkę

kupiono

na

Czterdziestej

Dziewiatek

w

sklepie

Sala

z

wyrobami

ze

złota

i

srebra.

Sprawdzę

to,

dzieki.

Nie

ma

za

co.

To

wszystko?

Wiesz,

McNab

pali

się

do

pracy.

McNab?



Chciałby

dla

ciebie

pracowac.

Chłopak

jest

bystry,

mogłabyś

na

niego

zwalić

najgorszą

robote.

Eve

przypomniała

sobie

młodego

policjanta

lubiacego

kolorowe

stroje,

o

bystrym

umysle

i

inteligentnej

twarzy.



Robi

do

Peabody

słodkie

oczy.

Myslisz,

e

ona

nie

da

sobie

z

nim

rady?

Eve

zmarszczyła

brwi,

po

czym

wzruszyła

ramionami.

Jest

ju.

przecie.

duą

dziewczynka.

Mogłabym

go

wykorzystac.

Rozmawiałam

z

byłym

meem

ofiary.

Przeprowadził

się

do

Atlanty.

Ma

solidne

alibi

na

ten

dzien,

ale

nie

zaszkodzi

przyjrzeć

mu

się

z

bliska.

Sprawdz,

czy

zarezerwował

bilet

do

Nowego

Jorku

lub

kontaktował

się

z

ofiara.

McNab

moe

to

zrobić

z

zamknietymi

oczami.

To

powiedz

mu,

eby

je

otworzył

i

zaczał

działac.

-Podała

mu

dyskietke.

-Tu

wszystkie

informacje

na

temat

tego

eks-mea.

Przejrzę

teraz

listę

kandydatów,

którą

dali

mi

w

agencji

matrymonialnej,

a

potem

niech

on

się

nią

zajmie.

Nie

rozumiem,

po

co

takie

agencje.

-Pokrecił

głowa.

-W

moich

czasach

kobiety

poznawało

się

w

tradycyjny

sposób.

Na

przykład

w

barze.

Eve

uniosła

w

górę

brew.



Tak

poznałeś

swoją

one?

Usmiechnał

sie.

Dobry

sposób,

prawda?

Zdradzę

go

McNabowi

powiedział

wstajac.

-Nie

powinnaś

się

ju.

zbierac,

Dallas.

Tak,

za

chwile.

Chciałabym

jeszcze

przejrzeć

te

nazwiska.



Jak

chcesz.

Ja

wychodze.

-Ruszył

w

stronę

drzwi,

wpychajac

do

kieszeni

torebkę

z

migdałami.

-czekamy

z

niecierpliwoscią

na

przyjecie

gwiazdkowe.

Wpatrzona

w

ekran

komputera,

nawet

nie

odwróciła

głowy.



Jakie

przyjecie?

U

ciebie.

Aha.

-Zaczeła

nerwowo

szukać

w

pamieci,

lecz

na

próno.

Nic

o

tym

nie

wiesz?

Ale.

skad.

-Zaraz

jednak

usmiechneła

sie.

-jestem

teraz

gdzie

indziej

myslami.

Jesli

spotkasz

Peabody,

powiedz

jej,

e

jest

wolna.

Dobra.

Przyjecie,

pomyslała

z

westchnieniem.

Jak

tylko

się

odwróciła,

Roarke

wydawał

jakieś

przyjecie

albo

gdzieś

ciagnał.

Pewnie

znowu

Mavis

bedzie

jej

ciosać

kołki

na

głowie,

eby

zajeła

się

włosami,

zrobiła

masa.

twarzy

i

całego

ciała,

i

kae

włoyć

nową

kreację

zaprojektowaną

przez

jej

kochanka

Leonardo.



Skoro

musi

bywać

na

tych

cholernych

przyjeciach,

czemu

nie

moe

chodzić

na

nie

tak

jak

stoi?

Bo

jest

oną

Roarke'a

i

jako

wa.

na

figura

musi

wygladać

trochę

lepiej

ni.

gliniarze

myslacy

wyłacznie

o

morderstwie.



Pal

diabli

przyjecie,

ma

teraz

co

innego

do

roboty.



Komputer,

lista

kandydatów

wybranych

przez

Szczesliwy

Zwiazek”

dla

Marianny

Hawley.

Przetwarzanie.



Pierwszy

z

pieciu

kandydatów:

Dorian

Marcell,

nieonaty,

biały

meczyzna,

trzydziesci

pieć

lat.





Podczas

gdy

komputer

wyswietlał

dane,

Eve

przygladała

się

wizerunkowi

meczyzny

na

ekranie.

Miał

miłą

twarz

o

niesmiałym

spojrzeniu.

Lubił

sztuke,

teatr,

stare

filmy

wideo,

uwaał

się

za

romantyka

i

szukał

bratniej

duszy.

Jego

hobby

to

fotografia

i

snowboard.



Nic

specjalnego,

ale

trzeba

bedzie

sprawdzic,

co

robił

tej

nocy,

kiedy

zamordowano

Marianne.



Drugi

z

pieciu

kandydatów:

Charles

Monroe,

nieonaty,

biały

meczyzna.



Co?

Komputer

stop.

Eve

wpatrywała

się

w

ekran

z

usmiechem

na

twarzy,

No

prosze,

Charles.

To

ci

dopiero

spotkanie.

Z

ekranu

usmiechała

się

do

niej

dobrze

znana

twarz.

Poznała

Charlesa

Monroe'a

jakiś

rok

temu

podczas

sledztwa

w

sprawie

o

morderstwo.

Wtedy

własnie

spotkała

Roarke'a.

Charles

był

licencjonowaną

meską

prostytutka,

przystojną

i

czarujaca.

Co

ta

nadziana

meska

dziwka

mogłaby

robić

w

agencji

matrymonialnej?



Wybralismy

się

na

łowy,

Charlie?

Wyglada

na

to,

e

znów

sobie

porozmawiamy.

Komputer,

trzeci

kandydat.

Trzeci

z

pieciu

kandydatów:

Jeremy

Vondoren,

rozwiedziony...



Poruczniku?

Komputer

stop.

Tak?

Odwróciła

się

do

stojacej

w

drzwiach

Peabody?

kapitan

Feeney

powiedział,

e

nie

jestem

ju.

pani

potrzebna.

Nie

jestes.

Przejrzę

tylko

listę

i

te.

idę

do

domu.

Kapitan...

kapitan

wspomniał,

e

zamierza

wziać

pani

do

pomocy

McNaba.



Zgadza

sie.

-Eve

przekrzywiła

głowę

na

bok

i

odchyliła

się

w

tył

na

krzesle.

Peabody

starała

się

zapanować

nad

wyrazem

twarzy.

-Masz

coś

przeciwko

temu?

Nie...

to

znaczy...

Poruczniku,

przecie.

on

wcale

nie

jest

pani

potrzebny.

To

taki

upierdliwy

facet.

Eve

usmiechneła

się

wesoło.



Nie

dla

mnie.

Musisz

chyba

trochę

nad

sobą

popracowac,

Peabody.

Ale

nie

przejmuj

sie,

wiekszosć

czasu

spedzi

w

Sekcji

Elektronicznej.

Rzadko

bedzie

tu

przychodził.

Znajdzie

jakiś

sposób

mrukneła

Peabody.

-Ju.

on

umie

się

popisywac.

Ale

zna

się

na

robocie.

Poza

tym...

-Urwała

bo

zabrzeczał

wideokom.

-Cholera,

po

co

ja

tu

jeszcze

stercze.

-Właczyła

obraz.

-Dallas.

Na

ekranie

pojawiła

się

szeroka,

o

twardych

rysach

twarz

komendanta

Whitneya.



Poruczniku,

mamy

morderstwo,

które

moe

mieć

jakiś

zwiazek

ze

sprawą

Hawley.

Na

miejscu

ju.

mundurowi.

Chciałbym,

eby

się

pani

tym

zajeła.

Adres

Wschodnia

sto

dwanascie

dwadziescia

trzy

B

lokal

pieć

D.

Czekam

na

wstepny

raport

w

moim

domowym

biurze.

Tak

jest,

sir.

Ju.

jade.

-Złapała

kurtke,

rzucajac

spojrzenie

Peabody.

-Niestety

nie

moesz

wyjsć

z

pracy.

Policjant

stojacy

przed

drzwiami

mieszkania

Sarabeth

miał

taki

wyraz

twarzy,

e

Eve

ju.

wiedziała,

co

zastanie

w

srodku.





Posterunkowy

Carmichael

odezwała

sie,

odczytujac

jego

nazwisko

na

plakietce.

-Co

tam

mamy?

Biała

kobieta,

tu.

po

czterdziestce,

nie

yje.

Mieszkanie

jest

na

nazwisko

Sarabeth

Greenbalm.

Hadnych

sladów

włamania

czy

przemocy.

W

budynku

nie

ma

kamer

bezpieczenstwa,

z

wyjatkiem

jednej

przy

wejsciu.

Mój

partner

i

ja

robilismy

rutynowy

objazd.

O

szesnastej

trzydziesci

pieć

odebralismy

meldunek.

Anonimowe

zgłoszenie.

Pod

wskazanym

adresem

bylismy

o

szesnastej

czterdziesci

dwa.

Drzwi

wejsciowe

i

drzwi

do

mieszkania

były

odblokowane.

Weszlismy

do

srodka

i

znalezlismy

ciało

kobiety.

Zabezpieczylismy

miejsce

zbrodni

i

przekazalismy

meldunek

do

centrali.

Gdzie

jest

panski

kolega?

Poszedł

odszukać

gospodarza

domu.

Dobrze.

Nie

wpuszczajcie

tu

nikogo

a.

do

odwołania.

Tak

jest.

Jego

wzrok

przesliznał

się

po

Peabody,

która

uchodziła

za

pupilkę

Dallas,

i

wszyscy

spogladali

na

nią

z

mieszaniną

zazdrosci,

niecheci

i

strachu.

Czujac

na

sobie

jego

spojrzenie,

Peabody

wtuliła

głowę

w

ramiona

i

weszła

za

Eve

do

mieszkania.



Rekorder

właczony,

Peabody?

Tak

jest.

Porucznik

Eve

Dallas

z

asystentka,

obecne

na

miejscu

zbrodni

przy

Wschodniej

sto

jeden

dwa,

w

mieszkaniu

Sarabeth

Greenbalm.

-Mówiac

to

Eve

wyjeła

z

zestawu

polowego

pojemnik

z

ochraniaczami

i

włoyła

je

na

rece

i

nogi,

po

czym

podała

Peabody.

Ofiarą

jest

biała

kobieta,

jeszcze

nie

zidentyfikowana.



Podeszła

do

ciała.

Sypialnia

została

wydzielona

z

czesci

pokoju.

Stało

w

niej

waskie

łóko,

które

w

razie

potrzeby

mona

było

złoyc.

Leało

na

nim

przescieradło

i

brazowy

koc

wytarty

na

brzegach.



Tym

razem

morderca

posłuył

się

czerwonym

łancuchem

choinkowym:

owinał

go

niczym

boa

z

piór

wokół

szyi

ofiary

a.

do

kostek,

tak

e

przypomniała

udekorowaną

mumie.

Włosy

o

jasnofioletowym

odcieniu,

które

wzbudziłyby

zachwyt

Mavis

były

starannie

uczesane

i

zebrane

w

szpic

na

czubku

głowy.

Na

martwych

wargach

błyszczała

ciemnopurpurowa

szminka,

policzki

pokrywał

jasny

ró,

a

powieki,

a.

do

linii

brwi,

umalowane

były

jasnozłotym

cienie.



Do

łancucha,

tu.

przy

szyi,

przypieto

zielone

kółko

z

dwoma

ptaszkami,

złotym

i

srebrnym,

które

stykały

się

dzióbkami.



Turkawki,

tak?

-Eve

przyjrzała

się

broszce.

-Przesłuchałam

piosenke.

Drugiego

dnia

jego

miłosć

ofiarowuje

mu

dwie

turkaweczki.

-Delikatnie

dotkneła

umalowanego

policzka.

-Makija.

jeszcze

swiey.

Załoę

sie,

e

wyszedł

stad

zaledwie

przed

godzina.

Odsuneła

się

od

ciała

i

wyciagneła

podreczny

wideokom,

by

połaczyć

się

z

Whitneyem

i

wezwać

ekipę

sledcza.



Kiedy

przyjechała

do

domu,

była

prawie

północ.

Ramię

dawało

o

sobie

znac,

lecz

taki

ból

mogła

zniesc.

Najgorsze

było

to,

e

czuła

się

potwornie

zmeczona.

Policyjny

diagnozer

powiedziałby

zapewne,

e

regeneracja

organizmu

trwała

zbyt

krótko.





Powinnam

odpoczywać

dziesieć

dni

dłuej.

Zbyt

szybko

wróciła

do

pracy.



Nie

chcac

psuć

sobie

humoru,

odsuneła

od

siebie

kłopotliwe

mysli.



Kiedy

weszła

do

ciepłego

domu,

uswiadomiła

sobie,

e

jest

głodna.

Przydałby

się

batonik,

pomyslała,

przecierajac

dłonmi

twarz.



Gdzie

jest

Roarke?

-spytała

komputera

przy

drzwiach.

Roarke

jest

w

swoim

pokoju.



Pewnie

jak

zwykle

pracuje,

pomyslała,

wchodzac

po

schodach

na

góre.

Ten

człowiek

najwyrazniej

nie

potrzebował

snu.

Bedzie

wygladał

równie

swieo

jak

dziś

rano.



Zostawił

drzwi

otwarte,

wystarczyło

wiec

jedno

spojrzenie,

by

przekonać

sie,

e

miała

racje.

Siedział

przy

wielkim

lsniacym

pulpicie,

patrzac

w

monitor

i

przekazujac

polecenia

przez

wideokom.

Obok

cicho

szumiał

faks.



Wygladał

jak

uosobienie

seksu.

Gdyby

tylko

mogła

oszukać

głód

batonikiem,

miałaby

dosć

energii,

by

to

wykorzystac.



Czy

ty

nigdy

nie

masz

dosc?

-spytała,

wchodzac

do

pokoju.

Obejrzał

sie,

usmiechnał,

po

czym

odwrócił

do

wideokomu.

Dopilnuj,

by

wprowadzono

te

poprawki.

Resztą

zajmiemy

się

jutro

powiedział

i

rozłaczył

sie.

Nie

musiałeś

sobie

przerywać

powiedziała.

-Chciałam

tylko

dać

ci

znak,

e

wróciłam.

Umilałem

sobie

czas,

czekajac

na

ciebie.

-Przekrzywił

głowę

i

spojrzał

na

nią

z

uwaga.-Nic

nie

jadłas,

prawda?

Mam

ochotę

na

batonika.

Znajdzie

się

jakis?



Wstał

podszedł

do

autokucharza.

Chwilę

pózniej

wyjał

z

podajnika

zieloną

czarkę

parujacej

zupy.



To

nie

jest

batonik.

Najpierw

trzeba

nakarmić

kobiete,

a

potem

dziecko.

Postawił

zupę

na

stole

i

nalał

sobie

brandy.

Podeszła,

powachała

zupę

i

poczuła,

e

slinka

napływa

jej

do

ust,

Pachnie

niezle

stwierdziła

i

zabrała

się

do

jedzenia.

-A

ty

jadłes?

-spytała

z

pełnymi

ustami

i

niemal

jekneła

z

zachwytu,

kiedy

postawił

przed

nią

talerz

z

goracym

chlebem.

-Musisz

przestać

się

mną

zajmowac.

To

jedna

z

moich

małych

przyjemnosci.

-Usiadł

obok

niej

i

saczac

brandy,

przygladał

sie,

jak

goracy

posiłek

przywraca

kolor

jej

policzkom.

-Tak,

jadłem,

ale

nie

pogardziłbym

kawałkiem

chleba.

Mhm.

-Przełamała

kromkę

na

dwie

czesci

i

podała

mu

jedna.

Jak

w

domu,

pomyslała.

Dzielą

się

zupą

i

chlebem

po

długim

dniu

pracy.

Roarke

Industries

wzrosło

wczoraj

o

osiem

punktów,

tak?

Uniósł

w

górę

brew.

Osiem

siedemdziesiat

piec.

Czybyś

zaczeła

się

interesować

giełda,

poruczniku?

Po

prostu

trzymam

rekę

na

pulsie.

Jesli

twoje

notowania

spadna,

pewnie

bedę

zmuszona

sprzedać

cię

po

cenach

dumpingowych.

Poruszę

kwestię

na

najbliszym

zebraniu

udziałowców.

Chcesz

wina?

Chce.

Zaraz

sobie

naleje.

Jedz

zupe.

Ja

się

tym

zajme.

Podszedł

do

szafki

i

wyjał

z

niej

otwartą

ju.

butelke.

Kiedy

nalewał

wino

do



kieliszka,

Eve

konczyła

zupe,

z

trudem

powstrzymujac

się

przed

wylizaniem

czarki.

Było

jej

dobrze

i

ciepło.

Jak

w

domu.



Roarke,

czy

my

urzadzamy

przyjecie?

Pewnie

tak.

Kiedy?

Nie

wiem

kiedy.

-Zmarszczyła

brwi.

-Gdybym

wiedziała,

tobym

nie

pytała.

Feeney

wspomniał

coś

o

gwiazdkowym

przyjeciu.

Dwudziestego

trzeciego

grudnia.

Tak,

urzadzamy

przyjecie.

Po

co?

Kochana

Eve.

-Pocałował

w

czubek

głowy

i

usiadł.

-Bo

swieta.

Dlaczego

mi

o

tym

nie

powiedziałes?

Chyba

mówiłem.

Nie

pamietam.

Masz

swój

kalendarz?

Mruczac

pod

nosem,

wyjeła

z

kieszeni

cyfrowy

kalendarz

i

wystukała

date.

Przy

niej,

czarno

na

białym,

widniała

informacja

o

przyjeciu,

poprzedzona

jej

inicjałami,

które

dowodziły,

e

sama

wprowadziła.



Och!

Jutro

przywiozą

choinki.

Choinki?

Tak.

Bedziemy

mieć

jedną

w

hallu

i

kilka

w

sali

balowej.

Ale

pomyslałem,

e

moglibysmy

postawić

sobie

mniejszą

w

sypialni.

Sami

ubierzemy.

Uniosła

w

górę

brwi.



Chcesz

ubierać

choinke?



Chce.

Nie

mam

o

tym

zielonego

pojecia.

Nigdy

w

yciu

nie

ubierałam

choinki.

Ja

te.

nie.

Moe

kiedyś

w

dziecinstwie.

To

bedzie

nasza

pierwsza.

Ciepło,

które

poczuła

wokół

serca,

nie

miało

nic

wspólnego

z

goracą

zupą

czy

winem.

Usmiechneła

sie.



Pewnie

nic

nam

nie

wyjdzie.

Wział

za

reke.

Pewnie

tak.

Lepiej

się

czujesz?

Znacznie

lepiej.

Opowiesz

mi

o

tym,

co

się

dziś

wydarzyło?

Scisneła

go

mocniej

za

reke.

Opowiem.

Wstała,

bo

łatwiej

jej

się

myslało

na

stojaco.

Popełnił

kolejne

morderstwo

zaczeła.

-ta

sama

metoda.

Zarejestrowały

go

kamery

bezpieczenstwa.

Przebrany

za

swietego

Mikołaja,

z

wielkim

srebrnym

pudłem

obwiazanym

wstaka.

Zostawił

brosze,

dwa

ptaszki

w

kółku.

Turkawki.

Tak...

lub

coś

w

tym

rodzaju.

Nie

mam

pojecia,

jak

wygladają

te

cholerne

turkawki.

Hadnych

sladów

włamania

czy

przemocy.

Pewnie

toksykologia

wykae,

e

była

odurzona.

Została

skrepowana,

prawdopodobne

zakneblowana,

bo

mieszkanie

nie

było

dzwiekoszczelne.

Na

jezyku

i

w

ustach

miała

kilka

włókien,

ale

nie

znalezlismy

knebla.

Zgwałcona?



Tak

samo

jak

pierwsza.

Na

piersi

miała

swiey

tatua:

Mojej

miłosci.

Owinał

czerwonym

łancuchem

choinkowym,

umalował

twarz,

uczesał.

Łazienka

była

najczystszym

pomieszczeniem

w

mieszkaniu.

Prawdopodobnie

sam

się

najpierw

umył,

a

potem

po

sobie

posprzatał.

Nie

yła

zaledwie

od

godziny,

kiedy

tam

przyjechała.

Zgłoszenia

dokonano

z

automatu

niedaleko

jej

domu.

W

oczach

Eve

pojawiło

się

rozdranienie.

Roarke

wstał

i

wział

do

reki

oba

kieliszki.



Kim

ona

była?

Striptizerką

wystepujacą

w

Słodkim

Zakatku”.

To

wysokiej

klasy

klub

w

West

Side.

Tak,

wiem,

gdzie

to

jest.

-Kiesy

odwróciła

się

z

podejrzliwym

wyrazem

twarzy,

podał

jej

kieliszek

z

winem.

-Tak

się

składa,

e

jestem

jego

włascicielem.

Nienawidze,

kiedy

to

mówisz.

-Usmiechnał

się

w

odpowiedzi

a

ona

głosno

westchneła.

-Tak

czy

owak,

pracowała

tego

dnia

po

południu

i

wyszła

stamtad

przed

piata.

Z

tego

co

wiemy,

poszła

prosto

do

domu.

O

szóstej

przegladała

autokucharza

i

w

tym

mniej

wiecej

czasie

kamera

zarejestrowała

tego

drania

wschodzacego

do

budynku.

-Utkwiła

wzrok

w

kieliszku.

-Nie

zdayła

nawet

zjesć

kolacji.

Facet

szybko

działa.

I

dobrze

się

przy

tym

bawi.

Wyglada

na

to,

e

chce

wyrobić

normę

do

Nowego

Roku.

Muszę

przejrzeć

jej

wideokom,

sprawdzić

stan

finansów

i

personalia.

Muszę

te.

dowiedzieć

się

czegoś

o

tej

broszce.

Wcia.

stoję

w

miejscu.

Co,

do

cholery,

moe

łaczyć

słodką

urzedniczkę

ze

striptizerka?



Znam

ten

ton

powiedział

i

podszedł

do

pulpitu.

-Zobaczymy,

co

się

da

zrobic.

Nie

prosiłam

cię

o

to,

ebyś

coś

zrobił.

Rzucił

jej

krótkie

spojrzenie.

Ale

dałaś

do

zrozumienia.

Jak

ona

się

nazywa?

Nieprawda.

Sarabeth,

pisane

razem,

bez

h”

w

srodku,

Greenbalm.

-Podeszła

do

niego.

-po

prostu

głosno

myslałam.

West

sto

dwanascie,

dwadziescia

trzy

B.

Mam,

Co

chcesz

wiedzieć

najpierw?

Widokom

mogę

przejrzeć

jutro

rano.

Zacznij

od

danych

personalnych

lub

finansowych.

Finansowe

zajmą

wiecej

czasu.

Zacznijmy

od

tego.

Tylko

bez

adnych

sztuczek

ostrzegła

Eve

i

rozesmiała

sie,

kiedy

otoczył

ramieniem

w

talii

i

przyciagnał

do

siebie.

A

niby

dlaczego?

Wybierz

Sarabeth

Greenbalm

poleciła

i

musnał

wargami

szyję

Eve.

-Miejsce

zamieszkania:

West

sto

dwanascie.

-Objał

dłonią

jej

piers.

-

Wszystkie

dane

finansowe,

zaczynajac

od

najnowszych.

Przetwarzanie.



No

tak.

-Musnał

jej

dolną

warge.

-chyba

jednak

zbyt

mało.

Dane

gotowe,poruczniku.

Odchrzakneła,

próbujac

złapać

oddech.



Dobry

jestes.

-Westchneła

głeboko.

-Naprawdę

dobry.

Wiem

odparł

i

widzac,

e

nie

odzyskała

jeszcze

równowagi,

posadził

sobie

na

kolanach.

Hej,

ja

tu

pracuje.



Ja

te.

-Obrócił

Eve

w

stronę

ekranu

i

zaczał

piescić

jej

kark.

-Ty

pracujesz

nad

tym,

a

ja

nad

tym.

Nie

mogę

pracowac,

kiedy...

-Skuliła

sie,

tłumiac

chichot,

i

spróbowała

skoncentrować

się

na

informacjach

widocznych

na

monitorze.

-najwiecej

wydawała

na

komorne,

a

potem

na

ubrania.

Kupowała

przewanie

markowe

ciuchy.

Przestan!

-Trzasneła

go

po

palcach,

które

zdayły

rozpiać

jej

koszule.

Niepotrzebna

ci

koszula

do

przegladania

danych

stwierdził

z

nieodpartą

logika.

Uwaaj

kolego,

bo

poczestuję

cie...

-Skoczyła

na

równe

nogi,

a

Roarke

cicho

zaklał

pod

nosem.

-A

niech

to!

To

jest

własnie

to

ogniwo

łaczace.

Sukinsyn.

Roarke

spojrzał

z

rezygnacją

na

ekran.



Gdzie?

Tu.

Przed

szescioma

tygodniami

przekazała

drogą

elektroniczną

trzy

tysiace

na

konto

Szczesliwego

zwiazku”.

-W

jej

oczach

płoneła

siła,

lecz

nie

namietnosc.

-

To

nie

jest

zbieg

okolicznosci.

Oba

te

morderstwa

łaczy

wspólna

nic.

Muszę

sprawdzić

jej

partnerów

mrukneła,

a

widzac

pytajacy

wzrok

Roarke'a,

pokreciła

głowa.

-Nie,

zrobimy

to

oficjalnie.

Jutro

do

nich

pójdę

i

dostanę

liste.

Nie

zajełoby

mi

to

wiele

czasu,

gdybym

się

w

to

właczył.

Ale

to

nielegalne.

-Usiłowała

zachować

powage,

kiedy

wyszczerzył

do

niej

zeby

w

usmiechu.

-poza

tym

to

nie

twoja

sprawa.

Ale

doceniam

dobre

checi.

Jak

bardzo?

Staneła

miedzy

jego

nogami

i

spojrzała

mu

w

oczy.

Na

tyle,

eby

pozwolić

ci

zajać

się

mna.

-usiadła

mu

na

kolanach.

-A

ja

zajmę

się

toba.



A

moe...

-Wsunał

dłoń

w

jej

włosy

i

przyciagnał

ku

sobie.

-Zrobimy

to

wspólnie?

Zgoda.

Rozdział

5



Eve

siedziała

w

swoim

domowym

biurze

i

porzadkowała

dane.

Przez

scianę

widokową

wpadało

do

pokoju

blade

zimowe

słonce.

Zamierzała

przed

południem

przekazać

raport

komendantowi,

lecz

brakowało

jej

jeszcze

kilku

informacji.



Komputer

start.

Dane

na

temat

Agencji

matrymonialnej

Szczesliwy

Zwiazek”,

Piata

Aleja,

Nowy

Jork.

Przetwarzanie.

Szczesliwy

Zwiazek”,

załoony

w

2052,

adres

Piata

Aleja,

własciciele

i

zarzadzajacy

Rudy

i

Piper

Hoffman.



Stop,

potwierdz.

Włascicielami

agencji

Rudy

i

Piper

Hoffman?

Potwierdzam.

Rudy

i

Piper

Hoffman,

bliznieta,

wiek

28

lat,

zamieszkali

przy

Piatej

Alei

500.

kontynuować

przekaz

danych

o

Szczesliwym

Zwiazku”.

-Nie.

Pełne

dane

na

temat

włascicieli.



Przeszukiwanie.



Kiedy

komputer

grzebał

w

pamieci,

Eve

poszła

zrobić

sobie

kawe.

Bliznieta,





myslała,

programujac

autokucharza.

Brat

i

siostra.

A

ona

wzieła

ich

za

kochanków.

Przypominajac

sobie,

jak

się

dotykali,

jak

poruszali,

jak

na

siebie

patrzyli,

zaczeła

się

zastanawiac,

czy

przypadkiem

i

ona

i

komputer

nie

mają

racji.

Nie

była

to

jednak

przyjemna

mysl.



Katem

oka

dostrzegła

ruch

przy

drzwiach

i

po

chwili

stanał

w

nich

Roarke

w

całej

okazałosci.



Dzień

dobry.

Wczesnie

wstałas.

Chciałam

przygotować

wstepny

raport

dla

Whitneya.

-Wyjeła

z

podajnika

kubek

z

kawą

i

odrzuciła

włosy

z

twarzy.

-Chcesz

kawy?

Tak,

prosze.

-Wyjał

jej

kubek

z

reki

i

usmiechnał

sie,

kiedy

zmarszczyła

brwi.

-

Przez

wiekszą

czesć

dnia

bedę

na

spotkaniach.

Nic

nowego

mrukneła

i

zamówiła

drugą

kawe.

Ale

moesz

się

ze

mną

skontaktowac,

jesli

bedę

ci

potrzebny.

Chrzakneła

i

odwróciła

sie,

kiedy

komputer

zasygnalizował

wykonanie

polecenia.

W

porzadku.

Mam...

-Urwała

zaskoczona,

bo

Roarke

chwycił

za

przód

koszuli

i

przyciagnał

do

siebie.

-Hej,

co...

Komputer

stop!

-poleciła

i

przytuliła

się

do

mea.

Ładnie

pachniesz.

-Ukrył

twarz

w

jej

włosach.

To

tylko

mydło.

Wiem.

Przestań

powiedziała,

czujac

w

skroniach

gwałtowne

pulsowanie.

-mam

robotę

wymruczała,

lecz

otoczyła

Roarke'a

ramionami.

Ja

te.

Teskniłem

za

toba,

Eve.

-Odstawił

kubek,

by

moc

trzymać

w

objeciach.



Chyba

oboje

bylismy

ostatnio

bardzo

zajeci.

-Jak

dobrze

czuć

go

przy

sobie.

-

Nie

mogę

się

ju.

wycofać

z

tej

sprawy.

Wcale

tego

nie

oczekuje.

-Otarł

się

policzkiem

o

jej

policzek.

-I

nie

chciałbym,

ebyś

zrezygnowała

dodał,

choć

pragnał

czegoś

wrecz

przeciwnego.

-Cieszę

sie,

e

mogę

ukrasć

choć

tak

krótką

chwile.

-Musnał

ustami

jej

wargi.

-Zawsze

miałem

dobrą

rekę

do

kradziey.

Nie

musisz

mi

tego

przypominać

usmiechneła

się

i

objeła

dłonmi

jego

twarz.

Stojaca

w

drzwiach

Peabody

znieruchomiała.

Nie

mogła

ju.

się

wycofac,

nie

mogła

te.

wejsć

do

pokoju.

Chocia.

nie

robili

niczego

szczególnego,

Roarke

trzymał

rece

na

ramionach

Eve,

a

ona

obejmowała

dłonmi

jego

twarz,

w

ich

postawie

było

coś

tak

intymnego,

e

Peabody

oblała

się

rumiencem

i

poczuła

w

sercu

ukłucie

zazdrosci.



Nie

bardzo

wiedzac,

jak

się

zachowac,

zrobiła

jedyną

rzecz,

jaka

przyszła

jej

do

głowy:

wydała

z

siebie

ciche

wstydliwe

chrzakniecie.

Roarke

zsunał

rece

wzdłu.

ramion

Eve

i

usmiechnał

się

w

stronę

drzwi.



Dzień

dobry,

Peabody,

kawy?

Eee,

tak,

prosze.

Hmm...

Strasznie

dziś

zimno.

Naprawde?

-powiedział,

gdy

tymczasem

Eve

wróciła

do

komputera.

Tak,

ale

nie

bedzie

chyba

wielkiego

mrozu.

Za

to

popołudniu

moe

padać

snieg.

A

ty

co,

jesteś

dyurnym

synoptykiem?

-zapytała

Eve,

mierzac

wzrokiem

asystentke.

Peabody

miała

krwisty

rumieniec

na

twarzy,

maslane

spojrzenie

i

dracymi

palcami

szarpała

guziki

munduru.

-Zle

się

czujesz?

Nie,

nic

mi

nie

jest.

Dzieki

dodała,

kiedy

Roarke

podał

jej

kubek

z

kawa.



Nie

ma

za

co.

Zostawiam

was.

Kiedy

wyszedł,

Peabody

westchneła.

Nie

wiem,

jak

udaje

się

pani

zachować

zimną

krew,

kiedy

on

patrzy

na

panią

w

taki

sposób.

Bo

trzymam

swoje

hormony

na

wodzy.

Niezraona

cierpkim

tonem

jej

głosu,

Peabody

podeszła

do

Eve.

Jak

to

jest?

Z

czym?

-Eve

uniosła

wzrok

i

wzruszyła

niepewnie

ramionami

na

widok

płonacych

oczu

asystentki.

-Peabody,

robota

czeka.

Czy

nie

o

to

chodzi?

-ciagneła

asystentka.

-czy

nie

tego

szukały

te

dwie

zamordowane

kobiety?

Eve

otworzyła

usta,

po

czym

je

zamkneła.

Spojrzała

w

stronę

drzwi

i

spostrzegła,



e

Roarke

nie

zablokował

zamka

z

drugiej

strony.

To

jest

wiecej

ni.

myslisz

usłyszała

nagle

swój

głos.

-To

wszystko

zmienia

i

tworzy

nowe

wartosci.

Moe

ju.

nigdy

nie

bedziesz

taka

sama,

a

moe

jakaś

czastka

ciebie

obawia

sie,

co

bedzie,

jesli...

Ale

on

nigdy

nie

odejdzie.

Wystarczy

wyciagnać

rekę

i

ju.

go

czujesz

przy

sobie.

-Wsuneła

dłonie

do

kieszeni,

dziwiac

się

w

duchu

własnym

słowom.

-czy

znajdziesz

to

cos,

wprowadzajac

dane

do

komputera

i

pozwalajac,

by

wybrał

ci

partnera

na

podstawie

cech

charakteru

i

stylu

ycia?

Nie

wiem.

Ale

mamy

dwie

ofiary,

kobiety,

które

uznały,

e

warto

spróbowac.

Przysuń

sobie

krzesło,

Peabody,

i

zobaczymy,

co

my

tu

mamy.

Tak

jest.

Sprawdzmy

dokładnie

Jeremy'ego

Vandorena.

Zostawmy

instynkt

na

boku.



Musimy

mieć

stuprocentową

pewnosc.

Kiedy

sprawdzimy

wszystkich

kandydatów

Hawley,

złoymy

kolejną

wizytę

w

Szczesliwym

Zwiazku”.



Detektyw

McNab

melduje

się

na

rozkaz.

Eve

obejrzała

się

i

zobaczyła

stojacego

w

progu

Iana

McNaba.

Na

jego

przystojnej

twarzy

jasniał

szeroki,

pełen

zadowolenia

usmiech.

Meczyzna

ubrany

był

w

długa,

siegajacą

kolan

marynarkę

w

kolorze

zwiedłej

fuksji

włooną

na

zielony

kombinezon.

Długie

złocistoblond

włosy

przytrzymywała

opaska

w

biało-czerwono-

zielone

paski.



Eve

westchneła

cicho,

widzac,

jak

Peabody

sztywnieje.



Jak

leci,

McNab?

Doskonale,

poruczniku.

Czesc,

Peabody.

-Mrugnał

do

niej

szelmowsko

przysiadł

na

brzegu

biurka.

-Kapitan

Feeney

powiedział,

e

mogę

się

pani

przydać

w

tej

sprawie

ze

swietym

Mikołajem.

A

wiec

jestem.

Macie

coś

do

jedzenia?

Zobacz,

co

tam

znajdziesz

w

autokucharzu.

Super.

Praca

z

panią

to

same

korzysci.

-Poruszył

brwiami

patrzac

znaczaco

na

Peabody,

i

podszedł

go

autokucharza.

Jesli

ju.

zatrudniła

pani

tego

becwała,

to

czemu

go

pani

nie

posłała

do

Sekcji

Elektronicznej?

-spytała

szeptem

Peabody.

Bo

lubię

cię

denerwowac,

Peabody.

To

mój

jedyny

cel

w

yciu.

Skoro

ju.

tu

jestes,

McNab,

przeanalizuj

te

dane.

My

z

Peabody

musimy

wyjsc.

Proszę

je

tylko

przygotować

powiedział,

odgryzajac

poteny

kes

kanapki

z

demem

borówkowym.



Kiedy

skonczysz

się

opychac,

przejrzyj

nazwiska

z

pliku

Hawley.

Wczoraj

wieczorem

zajałem

się

jej

byłym

meem

odparł

z

pełnymi

ustami.

-Jak

dotad

nie

znalazłem

adnej

luki

w

jego

alibi.

Dobra.

-Umiała

docenić

szybkie

działanie,

lecz

nie

chcac

ogladać

nadasanej

miny

Peabody,

zrezygnowała

z

pochwały.

-Przeslę

ci

nastepną

listę

kandydatów.

Przejrzyj

i

porównaj

z

pierwszą

lista.

Sprawdź

równie.

rodzenstwo

Hoffmanów,

Rudy'ego

i

Piper.

Potrzebny

mi

jakiś

punkt

zaczepienia.

I

sprawdź

równie.

broszke.

Odwróciła

się

do

komputera,

wywołała

materiał

dowodowy

i

wyswietliła

hologram

broszki.



Chcę

wiedziec,

kto

zrobił,

ile

takich

wykonano,

gdzie

je

mona

kupic,

ile

ich

sprzedano

i

komu.

Porównaj

te

dane

z

danymi

na

temat

spinki,

którą

znaleziono

we

włosach

Hawley.

Wszystko

jasne,

McNab?

Przełknał

pospiesznie

kanapke,

po

czym

dotknał

palcem

skroni.



Tak

jest.

Jesli

znajdziesz

mi

nazwisko,

które

pojawi

się

na

obu

listach

i

pasuje

do

swiecidełek,

to

dopilnuje,

ebyś

do

konca

ycia

dostawał

kadego

dnia

kanapki

z

demem

borówkowym.

Kuszaca

perspektywa.

-Strzelił

palcami.

-Ju.

się

zabieram

do

roboty.

Jedziemy,

Peabody.

-Eve

wstała

od

biurka

i

chwyciła

torbe.

-Tylko

nie

przeszkadzaj

Roarke'owi,

McNab

ostrzegła

i

wyszła

z

pokoju.

Swietnie

wygladasz,

mała

zawołał

chłopak

za

Peabody.

W

odpowiedzi

wydała

z

siebie

serię

fukniec,

co

sprawiło

mu

wyrazną



przyjemnosc.



W

Sekcji

Elektronicznej

jest

tylu

detektywów

z

klasą

stwierdziła

Peabody,

kiedy

schodziły

po

schodach.

-Dlaczego

nam

musiał

się

trafić

taki

dupek?

Po

prostu

szczesliwy

traf.

-Eve

chwyciła

wiszacą

na

balustradzie

kurtkę

i

włoyła

ja,

kierujac

się

ku

drzwiom.

-Cholera,

ale

mróz.

Powinna

pani

mieć

coś

cieplejszego,

poruczniku.

Przyzwyczaiłam

się

do

tej

kurtki

odparła

i

pospiesznie

wskoczyła

do

wnetrza

pojazdu.

-Ogrzewanie

poleciła.

-Dwadziescia

cztery

stopnie.

Uwielbiam

ten

wóz.

-Peabody

wsuneła

się

na

siedzenie

obok.

-Wszystko

w

nim

działa.

Tak,

ale

brakuje

mu

charakteru

stwierdziła

Eve,

lecz

mimo

to

spojrzała

z

przyjemnoscią

na

Widokom

sygnalizujacy

połaczenie.

-Spójrz

na

to.

Obraz

rozkazała,

mijajac

bramę

posesji.

Dallas,

Dallas!

Niech

to

szlag!

-Na

ekranie

pojawiła

się

atrakcyjna

twarz

reporterki

telewizyjnej

Nadine

Furst,

na

której

malowała

się

irytacja.

-Nie

złapałam

cię

w

domu,

Summerset

powiedział,

e

jesteś

w

drodze

do

czegoś

tam.

Zgłoś

sie,

do

diabła!

Ani

mi

się

sni.

Nic

nie

słysze.

Te

wozy,

którymi

wy,

gliniarze,

jezdzicie,

ciagle

nawalaja.

Peabody

i

Eve

wymieniły

rozbawione

spojrzenia.

Pewnie

coś

ju.

wywachała

mrukneła

Peabody.

Jasne,

e

tak

przyznała

Eve.

-A

teraz

ona

chce

wyciagnać

ode

mnie

jakieś

informacje

do

porannych

wiadomosci,

a

potem

bedą

jej

potrzebne

nastepne

do



popołudniówki.



Dallas,

potrzebuję

informacji

na

temat

tych

dwóch

kobiet,

które

zamordowano.

Czy

te

zabójstwa

coś

łaczy?

Dallas,

badź

kumpelka.

Muszę

mieć

coś

wystrzałowego

do

porannych

wiadomosci.

A

nie

mówiłam?

-stwierdziła

z

satysfakcją

Eve,

manewrujac

miedzy

pojazdami.

Odezwij

sie.

Mam

nó.

na

gardle.

A

mnie

serce

krwawi

prychneła

Eve,

kiedy

Nadine

się

rozłaczyła.

Lubię

stwierdziła

Peabody.

Ja

te.

Jest

uczciwa

i

dobra

w

tym,

co

robi.

Ale

to

nie

znaczy,

e

bedę

podsuwać

jej

gotowizne.

Jesli

przetrzymam

kilka

dni,

to

sama

zacznie

kopac.

Zobaczymy,

co

bedzie

miała

na

wymiane.

Sprytne

posuniecie.

I

to

własnie

podoba

mi

się

w

pani.

Co

zaś

tyczy

się

McNaba...

Daj

spokój,

Peabody

przerwała

jej

Eve

i

ustawiła

pionowy

start,

kierujac

się

w

stronę

parkingu

przy

Piatej

Alei.

Kiedy

znalazły

się

w

windzie,

Eve

wsuneła

kciuki

do

kieszeni

spodni

i

menie

zniosła

podró.

na

pietro,

gdzie

miesciło

się

biuro

Szczesliwego

Zwiazku”.

Za

biurkiem

siedział

młody

bóg

z

barami

jak

góry,

karnacją

o

barwie

szwajcarskiej

czekolady

i

oczami

jak

antyczne

złote

monety.



Przestań

się

trzasć

mrukneła

do

Peabody.

-Przeka.

Rudy'emu

i

Piper,

e

porucznik

Dallas

z

asystentką

chcą

się

z

nimi

widzieć

poleciła

młodziencowi.

Usmiechnał

się

marzycielsko.



Przykro

mi,

poruczniku,

ale

Rudy

i

Piper

mają

własnie

spotkanie

z

klientem.

Powiedz

im,

e

czekamy

nie

ustepowała

Eve

i

e

ubyła

im

kolejna

klientka.



Oczywiscie.

-Wskazał

reką

na

miejsce

do

siedzenia.

-proszę

się

rozgoscić

i

zamówić

coś

do

picia.

Mam

nadzieje,

e

to

nie

potrwa

długo.

Zanim

Peabody

zdayła

zamówić

krem

porzeczkowy,

w

hallu

pojawili

się

Rudy

i

Piper.

Ubrani

na

biało,

tym

razem

w

siegajace

kostek

płaszcze.

Kombinezon

Piper

oywiała

błekitna

jedwabna

apaszka.

Oboje

mieli

po

jednym

złotym

kolczyku

w

uchu.

Na

ich

widok

dreszcz

przebiegł

Eve

po

plecach.



Poruczniku

odezwał

się

Rudy,

opierajac

dłoń

na

ramieniu

Piper

jestesmy

dziś

trochę

zajeci.

Mamy

bardzo

napiety

plan

dnia.

To

go

rozciagniecie.

Bedziemy

rozmawiać

tu,

czy

w

gabinecie?

W

egzotycznych

oczach

Rudy'ego

błysneła

irytacja,

lecz

uprzejmym

gestem

zaprosił

je

do

biura.



Wczoraj

wieczorem

została

zamordowana

Sarabeth

Greenbalm

oswiadczyła

Eve,

gdy

tylko

znalezli

się

w

biurze.

-Była

waszą

klientka.

O

Boe!

O

mój

Boe!

-Piper

osuneła

się

na

biały

fotel

i

ukryła

twarz

w

dłoniach.

Spokojnie.

-Rudy

przesunał

dłonią

po

jej

włosach

i

karku.

-Jest

pani

pewna,

e

była

naszą

klientka?

Tak.

Chcę

dostać

listę

jej

partnerów.

Kto

z

was

nią

się

zajmował?

Ja.

-Piper

spusciła

rece

na

kolana.

W

ciemnozielonych

oczach

błyszczały

łzy,

a

jasnozłote

usta

drały.

-a

zajmuje

się

paniami,

a

Rudy

panami,

chyba,

e

ktoś

yczy

sobie

inaczej.

Przekonalismy

sie,

e

ludzie

czują

się

swobodniej,

rozmawiajac

o

swoich

duchowych

i

seksualnych

potrzebach

z

przedstawicielem



własnej

płci.



Rozumiem.-Eve

nie

spuszczała

wzroku

z

Piper,

starajac

się

nie

dostrzegac,

jak

jej

reka

znika

w

dłoni

brata.

Pamietam

Sarabeth.

Pamietam,

bo

była

niezadowolona

z

pierwszych

dwóch

kandydatów.

Zaadała

zwrotu

pieniedzy.

Otrzymała

je?

Mamy

twarde

zasady.

Po

pierwszej

randce

wpłacone

pieniadze

nie

podlegają

zwrotowi.

Rudy

scisnał

dłoń

siostry

i

podszedł

do

pulpitu.



Rozumiem.

Hadne

z

was

nie

powiedziało,

e

jestescie

włascicielami

firmy.

Nie

pytała

pani

o

to

odparł

Rudy,

patrzac

w

monitor.

Kto

prócz

was

ma

dostep

do

danych

klientów?

Trzydziestu

szesciu

konsultantów

wyjasnił

Rudy.-Po

pierwszej

selekcji,

którą

dokonujemy

osobiscie,

kierujemy

kandydatów

do

konsultantów,

którzy

opracowują

ich

potrzeby.

Nasi

konsultanci

specjalni

dobierani,

szkoleni

i

licencjonowani,

poruczniku.

Chcę

mieć

ich

pełną

liste.

Nie

mogę

się

na

to

zgodzić

zaprotestował.

-To

ingerencja

w

wewnetrzne

sprawy

firmy.

Eve

skrzywiła

głowe.



Peabody,

postaraj

się

o

nakaz

rewizji

i

udostepnienie

nam

wszystkich

danych,

personelu

i

klientów

Szczesliwego

Zwiazku”.

Dane

Hawley

i

Greenbalm

i

nakaz

niech

przeslą

bezposrednio

do

mojego

komputera.

I

pospiesz

sie.



Tak

jest.

Rudy.

-Piper

wstała

z

fotela.

-Czy

to

konieczne?

Mysle,

e

tak.

-Ujał

jej

dłonie.

-Jesli

nasze

rejestry

mają

być

przedmiotem

policyjnego

dochodzenia,

chce,

eby

wszystko

było

udokumentowane.

Przepraszam,

jesli

to

wygladana

odmowę

współpracy

i

brak

współczucia,

ale

chronię

interesy

wielu

ludzi.

Ja

równie.

-Kiedy

zadzwieczał

jej

podreczny

wideokom,

Piper

drgneła

nerwowo.

-Przepraszam.

-Odwróciła

się

i

wyjeła

go

z

kieszeni.

-Dallas.

Zidentyfikowalismy

kosmetyki,

którymi

wymalowano

Hawley.

-na

ekranie

pojawiła

się

pomarszczona

twarz

Dickiego.

-Firma

nazywa

się

Natural

Perfection.

Z

tego,

co

wiem,

to

kosztowne

gówno.

Dobra

robota,

Dickie.

Taa,

zajeło

mi

to

masę

czasu,

a

jeszcze

nie

zrobiłem

swiatecznych

zakupów.

Ze

wstepnej

analizy

wynika,

e

kosmetyki

na

twarzy

Greenbalm

tej

samej

firmy.

To

swinstwo

mona

kupić

jedynie

w

sklepach

firmowych

lub

w

salonach

pieknosci.

Nie

dostaniesz

ich

na

rynku,

nawet

w

ekskluzywnych

sklepach.

Za

pomocą

komputera

te.

nie.

Dobra.

Bedą

łatwiejsze

do

wysledzenia.

Kto

je

produkuje?

Na

jego

twarzy

pojawił

się

złosliwy

usmiech.

Renaisance

Beauty

and

Health,

filia

w

Kenbarze,

naleaca

do

Roarke'a.

Nie

wiesz,

czym

twój

chłop

się

zajmuje,

Dallas?

Cholera

wykrztusiła

Eve

i

rozłaczyła

sie.

-Czy

któryś

z

tutejszych

salonów

pieknosci

sprzedaje

produkty

Natural

Perfection?

-spytała,

odwracajac

się

w



stronę

rodzenstwa

Hoffmanów.



Tak.

-Piper

oparła

się

o

Rudy'ego

w

sposób,

który

przyprawił

Eve

o

skurcz

oładka.

-„Badź

Zawsze

Piekna”

na

dziesiatym

pietrze.

Czy

macie

z

nimi

coś

wspólnego?

To

samodzielna

firma,

ale

współpracujemy

ze

wszystkimi

salonami

i

sklepami

w

tym

budynku.

-Rudy

podszedł

do

pulpitu

i

wyjał

z

niej

błyszczacy

katalog

i

dyskietke.

-Pakiet

oferowanych

przez

nich

usług

obejmuje

równie.

porady

w

naszej

firmie

wyjasnił,

wreczajac

Eve

materiały

reklamowe.

-„Badź

Zawsze

Piekna”

to

ekskluzywny

salon

dodał.

-Swiadczymy

te.

porady

w

ramach

ich

programu

Diamentowy

Dzien”.

Bardzo

sprytnie.

To

dobry

interes

odparł

Rudy.

Mamy

nakaz,

poruczniku.

-Peabody

wyjeła

swój

Widokom.

-Zaraz

go

nam

przysla.

Przeslij

wszystkie

dane

McNabowi

poleciła

Eve

swej

asystentce,

kiedy

znalazły

się

w

windzie.



Wszystkie?

Wszystkie

powtórzyła

twardo

Eve.

-Zacznij

od

partnerów

Greenbalm,

potem

przeslij

dane

personelu,

a

na

koniec

listę

klientów

z

ostatniego

roku.

Mam

przeczucie,

e

nasz

gosć

gdzieś

tam

się

znajduje.



To

zajmie

dwadziescia

do

trzydziestu

minut.

Wiec

znajdź

sobie

jakieś

spokojne

miejsce

i

zabierz

się

do

roboty.

Ja

tu

wysiadam.

Kiedy

skonczysz

wprowadzać

dane

przyjdź

do

salonu.

Tak

jest.

I

nie

krzyw

sie,

bo

to

nieładnie.

Wcale

się

nie

krzywię

odparła

z

godnoscią

Peabody.

-Ja

tylko

zaciskam

zeby.

-

Prychneła

głosno,

kiedy

drzwi

windy

zamkneły

się

za

Eve.

Na

pietrze

zajmowanym

przez

salon

pachniało

lasem

i

łaka.

Z

głosników

dochodziły

dzwieki

fletu

i

liry.

Podłogę

przykrywała

wykładzina

w

kolorze

płatków

róy.

Wzdłu.

pomalowanych

na

srebrny

kolor

scian

spływała

woda,

wpadajac

do

kanału

biegnacego

tu.

przy

podłodze.

Pływały

po

nim

pastelowe

łabedzie

wielkosci

dłoni.



Salon

składał

się

z

szesciu

pomieszczeń

zwienczonych

szklanymi

łukami

i

egzotycznymi

pnaczami.

Eve

rozpoznała

wsród

nich

replikę

wiecznie

ywego

kwiatu,

który

piał

się

spiralnie

wzdłu.

pozłacanego

sklepienia.

Kiedyś

ten

kwiatek

przysporzył

jej

sporo

kłopotów.



Drzwi

rozwarły

się

przed

nią

bezszelestnie

i

znalazła

się

w

przestronnym

hallu

z

głebokimi,

wysciełanymi

fotelami

w

kolorze

ciemnej

zieleni.

Kady

wyposaony

był

w

mały

ekran

i

system

łacznosci.

Miedzy

nimi

ustawiono

nagie

posagi

z

brazu.



W

hallu

krzatały

się

małe

androidy,

roznoszace

napoje,

materiały

do

czytania,

gogle

do

programów

wirtualnych

i

inne

przedmioty

słuace

uprzyjemnianiu

czasu

klientkom,oczekujacym

na

zabiegi

upiekszajace.



Dwa

fotele

zajmowały

kobiety,

które

czas

oczekiwania

umilały

sobie

pogawedka,





popijajac

cos,

co

wygladało

jak

morska

piana.

Obie

miały

na

sobie

aksamitne

jasnoróowe

szaty

z

dyskretnym

firmowym

znakiem

w

klapie.



Czym

mogę

słuyc?

-Stojaca

za

pulpitem

w

kształcie

litery

U

kobieta

otaksowała

pogniecione

spodnie,

zniszczone

buty

i

brudne

włosy

Eve.

Ufarbowane

na

karmazynowo

włosy

miała

zebrane

w

szpic

ze

srebrzystymi

wijacymi

się

pasemkami,

które

harmonizowały

z

kolorem

jej

oczu.

-Domyslam

sie,

e

interesuje

panią

kompleksowa

usługa?

Czy

to

jakaś

aluzja?

-spytała

z

uprzejmym

usmiechem

Eve.

Kobieta

zatrzepotała

srebrnymi

rzesami.

Nie

rozumiem.

Niewane

siostro.

Chciałabym

porozmawiać

o

kosmetykach

Natural

Perfection.

Proszę

bardzo.

To

najlepsza

seria.

Z

przyjemnoscią

skontaktuję

panią

z

konsultantem.

Chciałaby

pani

umówić

się

na

wizyte?

Tak.

-Eve

rzuciła

odznakę

na

pulpit.

-najlepiej

zaraz.

Nie

rozumiem.

Tak

myslałam.

Proszę

skontaktować

mnie

z

kimś

z

kierownictwa.

Chwileczke.

-Kobieta

przysiadła

na

wysokim

stołku.

-Simonie,

czy

mógłbyś

przyjsć

do

recepcji?

-spytała

cicho

do

wideokomu.

Eve

wsuneła

dłonie

do

kieszeni

spodni

i

hustajac

się

na

pietach

przygladała

eleganckim

butelkom

i

pojemnikom

wystawionym

na

obrotowej

paterze.



Co

to

za

specyfiki

spytała.

Zapachy

osobiste.

Wprowadzamy

do

komputera

pani

cechy

fizyczne

i

charakterologiczne

i

tworzymy

zapach

przeznaczony

wyłacznie

dla

pani.

Kada



kompozycja

to

pojedynczy

egzemplarz

i

raz

wybrany,

wiecej

się

nie

powtórzy.



Interesujace.

Doskonale

nadają

się

na

prezenty

dodała

dziewczyna,

unoszac

w

górę

cienką

brew.

-Lecz

dosć

kosztowne.

Naprawde?

-Eve

obrzuciła

recepcjonistkę

gniewnym

spojrzeniem,

zirytowana

pogardliwym

tonem

jej

głosu.

-Chciałabym

kupić

któryś

z

nich.

Musi

pani

wpłacić

zadatek

przed

wprowadzeniem

danych

do

programu.

Nie

na

arty

rozzłoszczona

Eve

wyobraziła

sonie,

jak

chwyta

dziewczynę

za

sztywne

kolorowe

włosy

i

wciska

jej

drwiacą

twarzyczkę

w

pulpit.

Zrobiła

krok

na

przód

i

w

tym

momencie

usłyszała

za

sobą

pospieszne

kroki.



W

czym

problem,

Yvette?

Mam

masę

roboty.

Ona

jest

problemem

odpowiedziała

Yvette

z

bladym

usmiechem.

Eve

obejrzała

się

i

jej

oczom

ukazał

się

wspaniały

okaz

meczyzny.

Najpierw

zwróciła

uwagę

na

jego

oczy.

Były

bladoniebieskie,

niemal

przezroczyste,

okolone

gestymi

ciemnymi

rzesami

i

waskimi

hebanowymi

brwiami,

które

zbiegały

się

w

srodku.

Włosy

o

połyskliwym

odcieniu

rubinowej

czerwieni,

były

zaczesane

do

tyłu

i

opadały

gestą

falą

do

połowy

pleców.



Sniada

karnacja

o

złocistym

połysku

wskazywała

na

mieszaną

rasę

lub

makija.

Usta

miały

kolor

ciemnego

brazu,

a

na

lewym

policzku

cwałował

biały

jednoroec

ze

złotym

rogiem

i

kopytkami.



Simon

odrzucił

na

ramiona

jaskrawoniebieską

pelerynke,

pod

którą

ukazał

się

obcisły

kombinezon

w

bladozielone

i

srebrne

pasy,

z

głeboko

wycietym

dekoltem.

Na

imponujacej

piersi

połyskiwały

złote

łancuchy.

Przekrzywił

głowe,

wprawiajac

w





ruch

długie

złote

kolczyki,

oparł

dłoń

na

szczupłym

biodrze

i

spojrzał

z

góry

na

Eve.



czym

mogę

słuyc,

moje

serce?

Chciałam...

Chwileczke!

-Uniósł

dłonie,

odsłaniajac

wytatuowany

na

nich

łancuszek

z

ser

i

kwiatów.

-Znam

twarz.

-Wstrzasnał

teatralnie

głową

i

obszedł

Eve,

ciagnac

za

sobą

smugę

zapachu.

Sliwki,

pomyslała.

Ten

gosć

pachnie

sliwkami.



Twarze

ciagnał

w

koncu

moją

dziedzina,

moim

zajeciem,

moim

kapitałem

i

zródłem

dochodu.

Gdzieś

ju.

widziałem...

Szybkim

ruchem

pochwycił

twarz

Eve

w

dłonie

i

pochylił

się

ku

niej.



Słuchaj

koles...

Hona

Roarke'a!

-zawołał,

po

czym

cmoknał

w

usta

i

odskoczył

w

tył,

zanim

zdayła

zadać

mu

cios.

-oto

kim

pani

jest.

-Kochanie

zwrócił

się

do

recepcjonistki,

krzyujac

rece

na

sercu.

-Hona

Roarke'a

w

naszych

skromnych

progach.

Hona

Roarke'a?

-Yvette

poczerwieniała,

po

czym

zbladła.

-Och!

-mrukneła,

sprawiajac

wraenie,

jakby

miała

zemdlec.

Proszę

usiasć

i

przedstawić

mi

swoje

yczenia.

-otoczył

Eve

ramieniem

i

zrobił

krok

w

kierunku

fotela.

-Yvette,

badź

tak

dobra

i

odwołaj

wszystkie

moje

konsultacje.

Droga

pani,

jestem

do

pani

usług.

Od

czego

zaczniemy?

Po

pierwsze,

zabierz

łape,

mistrzu.

-Zepchneła

z

pleców

jego

ramię

i

z

pewnym

alem

wyciagneła

odznakę

zamiast

broni.

-Jestem

tu

słubowo.

Och,

mój

Boe!

-Simon

przycisnał

dłonie

do

policzków.

-Jak

mogłem



zapomniec?

Hona

Roarke'a

jest

przecie.

najlepszą

policjantką

w

Nowym

Jorku.

Proszę

wybaczyc,

moje

serce.



Nazywam

się

Dallas,

porucznik

Dallas.

Oczywiscie.

-Usmiechnał

się

słodko.

-Proszę

mi

wybaczyc,

poruczniku,

ale

na

pani

widok

zupełnie

straciłem

głowe.

Jest

pani

na

czele

listy

dziesieciu

klientek,

które

pragnelibysmy

pozyskac,

razem

z

Pierwszą

Damą

i

Sinlky

LeMar.

To

królowa

wideo

dodał,

widzac

podejrzliwe

spojrzenie

Eve.

Swietnie.

W

takim

razie

potrzebna

mi

lista

klientek

korzystajaca

z

serii

kosmetyków

Natural

Perfection.

Lista

klientek?

-Przycisnał

dłoń

do

serca,

usiadł

i

wywołała

na

wideokomie

zestaw

napojów.

-Lemonowy.

Czy

mogę

zaproponować

coś

do

picia,

poruczniku?

Nie

mi

nie

jest

odparła,

lecz

widzac

zawód

w

jego

oczach

zdecydowała

się

usiasc.

Nie

sprawiał

wraenia,

jakby

za

znowu

miał

objac.

-Potrzebna

mi

ta

lista,

Simonie

dodała.

Czy

mógłbym

spytać

po

co?

Prowadzę

sledztwo

w

sprawie

morderstwa.

Morderstwo

wyszeptał

dramatycznie.

-Wiem,

ze

to

okropne,

ale

jednoczesnie

ekscytujace.

Jestem

zagorzałym

wielbicielem

filmów

kryminalnych.

-Usmiechnał

się

tak

uwodzicielsko,

e

Eve

mimowolnie

zmiekła.

To

jednak

nie

to

samo,

Simonie.

Wiem,

wiem.

Zachowuję

się

podle.

Nie

mogę

jednak

zrozumiec,

co

kosmetyki

mają

wspólnego

z

...

-Oczy

mu

się

rozszerzyły.

-Trucizna.

Ktoś

dodał

trucizny

do

szminki,

tak?

Ofiara

szykowała

się

na

wspaniały

wieczór.

Pewnie

uyła

ostrej



czerwieni

albo...

nie,

nie,

szrapnelowego

brazu,

a

potem...



Opanuj

wyobraznie,

Simonie.

Zatrzepotał

rzesami,

zbladł,

po

czym

zachichotał.

Zasługuję

na

porzadne

lanie.

-Nie

podnoszac

wzroku,

chwycił

wysoką

szklankę

z

jasnoółtym

płynem,

którą

przyniósł

android.

-Jestesmy

do

dyspozycji,

poruczniku.

Uprzedzam

jednak,

e

lista

naszych

klientek

jest

dosć

sługa.

Gdyby

powiedziała

pani,

o

jakie

kosmetyki

chodzi,

znacznie

bysmy

ograniczyli.

Na

razie

proszę

dać

mi

cała,

apotem

zobaczymy.

Jak

sobie

pani

yczy.

-Wstał,

skłonił

sie,

po

czym

tanecznym

krokiem

przeszedł

do

pulpitu.

-Yvette,

kochanie,

daj

tymczasem

porucznik

Dallas

kilka

próbek.

Nie

potrzebuję

próbek.

-Eve

usmiechneła

się

lekko

do

dziewczyny.

-Ale

chciałabym

ten

zapach,

o

którym

rozmawiałysmy.

Oczywiscie.

-Recepcjonistka

omal

przed

nią

nie

uklekła.

-Czy

to

dla

pani?

Nie,

na

prezent.

Bardzo

dobry

wybór.

-Yvette

wyjeła

z

kieszeni

notatnik

cyfrowy.

-Dla

kobiety

czy

dla

meczyzny?

Dla

kobiety.

Mogłaby

pani

podać

trzy

główne

cechy

charakteru

tej

pani?

Na

przykład

odwana,

niesmiała

romantyczna.

Inteligentna

zaczeła

Eve,

myslac

o

doktor

Mirze.

-Wraliwa,

sumienna.

Doskonale.

A

teraz

kilka

cech

fizycznych.

Sredniego

wzrostu,

szczupła,

włosy

brazowe,

oczy

niebieskie,

jasna

cera.

Dobrze.

-jak

w

policyjnym

raporcie,

pomyslała

z

niechecią

dziewczyna.

-Jaki



odcień

brazu

mają

włosy?

I

jaką

nosi

fryzure?



Eve

gwałtownie

wciagneła

powietrze.

Te

swiateczne

zakupy

to

istna

meka.

Wysilajac

wyobraznie,

podała

w

miarę

szczegółowy

portret

czołowego

policyjnego

psychiatry.



Kiedy

do

salonu

weszła

Peabody,

Eve

zdayła

ju.

wybrać

odpowiedni

flakonik

i

czekała,

a.

Simon

przegra

listę

klientek

na

dyskietke.



Znowu

coś

pani

wybrała.

Nie

wybrałam,

tylko

kupiłam.

Czy

mamy

to

pani

przesłać

do

domu

czy

do

biura?

Do

domu.

Zapakowac?

A

niech

to.

Tak,

tak,

zapakowac.

Co

z

lista,

Simonie?

Jedną

chwileczke,

poruczniku.

-Podniósł

na

nią

rozjasniony

wzrok.

-tak

się

ciesze,

e

moglismy

pani

pomóc.

-Wsunał

wydruk

i

dyskietkę

do

złotek

reklamówki.

-Włoyłem

tam

kilka

próbek.

Mysle,

e

się

pani

spodobają

rzekł,

wreczajac

Eve

torbe.

-mam

nadzieje,

e

bedzie

mnie

pani

informować

o

przebiegu

sledztwa.

Proszę

nas

jeszcze

odwiedzic.

Bardzo

chciałbym

z

panią

popracowac.



Rozdział

6



Piatą

Aleją

płynał

tłum

ludzi:

wypełniał

chodniku,

skrzyowania,

kłebił

się

przy

wystawach

sklepowych,

a

wszystko

po

to,

by

zrobić

swiateczne

zakupy.



Ci,

którzy

ju.

kupili,

przepychali

się

łokciami,

obładowani

niczym

muły,

by

podjać

walkę

o

zdobycie

taksówki.



Na

niebie

unosiły

się

sterowce

reklamowe,

zachecajace

do

uczestniczenia

w

tym

przedswiatecznym

szalenstwie,

oferujac

super

niskie

ceny

i

nadzwyczajne

towary.



Oni

chyba

powariowali

stwierdziła

Eve,

patrzac

na

pedzacych

do

maksibusa

ludzi.

Pani

te.

przecie.

robiła

niedawno

zakupy.

W

cywilizowany

sposób.

Peabody

wzruszyła

ramionami.

Lubię

przedswiateczną

goraczke.

W

takim

razie

uszczesliwię

cie,

bo

wysiadamy.

Tutaj?

Dalej

nie

da

rady.

-Eve

zaparkowała

na

rogu

Piatej

i

Piecdziesiatej

Pierwszej.

-

Sklep

jubilerski

jest

kilka

przecznic

dalej.

Predzej

dotrzemy

tam

pieszo.

Peabody

wygramoliła

się

z

wozu

i

dogoniła

Eve

dopiero

na

skrzyowaniu.

Lodowaty

wiatr

hulał

po

ulicy

i

chłostał

twarze

przechodniów,

barwiac

nosy

na

czerwono.





Nienawidzę

tego

tłumu

mrukneła

Eve.

-Połowa

tych

ludzi

nawet

tu

nie

mieszka.

Schodzą

się

tu

cholera

wie

skad

i

blokują

ulice.

Za

to

dostarczają

gospodarce

furę

pieniedzy.

Powodują

korki

i

wypadki

uliczne,

popełniają

wykroczenia.

Spróbuj

dostać

się

o

szóstej

wieczorem

do

sródmiescia.

To

koszmar.

Ze

zmarszczonymi

brwiami

mineła

strumień

pary

unoszacy

się

z

ruchomego

grilla.

Nagle

posłyszała

jakiś

krzyk.

Spojrzała

w

stronę

i

zobaczyła

jak

uliczny



złodziejaszek

na

rolkach

wpada

miedzy

dwie

kobiety,

wyrywa

im

torebki

i

torby

z

zakupami,

po

czym

znika

w

tłumie.



Pani

porucznik.

Tak,

widzę

go.

Złodziej

z

triumfalnym

usmieszkiem

wymijał

przechodniów,

którzy

usuwali

mu

się

z

drogi.

Manewrował,

kluczył,

by

zmylić

ewentualny

poscig,

na

koniec

zatoczył

koło

i

znalazł

się

z

prawej

strony

Eve.

Ich

oczy

spotkały

się

na

moment.

Jego

błyszczace

z

podniecenia,

jej

były

chłodne

i

skupione.

Eve

obróciła

się

i

wymierzyła

mu

krótki

cios

piescia.

W

tym

miejscu

nie

było

duego

tłoku,

sadziła

wiec,

e

złodziej

przeleci

jakieś

dziesieć

stóp.

Tymczasem

zahaczył

o

grupę

ludzi

i

wyladował

na

chodniku

z

krecacymi

się

rolkami

w

górze.

Z

nosa

leciała

mu

krew.



Sprawdz,

czy

nie

ma

w

pobliu

jakiegoś

patrolu,

który

zajałby

się

tym

gnojkiem.

-

Eve

rozprostowała

palce

i

poruszyła

ramieniem.

Kiedy

złodziej

zaczał

jeczeć

i

wiercić

sie,

bez

ceremonii

postawiła

mu

stopę

na

brzuchu.

-Wiesz

co,

Peabody,

teraz

czuję

cię

znacznie

lepiej.



Eve

doszła

do

wniosku,

e

obezwładnienie

złodzieja

było

najbardziej

udanym

punktem

dnia.

U

jubilera

niczego

się

nie

dowiedziała.

Ani

on,

ani

jego

pomocnik

o

smutnej

twarzy

nie

potrafili

niczego

powiedzieć

o

kliencie,

który

zapłacił

gotówka

za

broszkę

z

turkawkami.

W

okresie

przedswiatecznym

jest

taki

ruch,

e

trudno

pamietać

wszystkich

kupujacych.



Eve

zaproponowała,

by

jubiler

wysilił

pamieć

i

skontaktował

się

z

nia,

gdy

coś

sobie

przypomni.

Ku

niezadowoleniu

Peabody

nabyła

miedziany

łancuszek

na

ucho

dla

Leonarda,

kochanka

Mavis.



Złap

jakiś

transport,

jedź

do

mnie

do

domu

i

pomó.

McNabowi.

Ju.

bym

wolała

dostać

od

pani

w

gebe.

Do

roboty,

Peabody.

Jadę

teraz

do

centrali.

Muszę

zdać

raport

Whitneyowi

i

spotkać

się

z

Mira.

Mogłaby

ju.

zaczać

pracę

nad

portretem

psychologicznym

mordercy.

Pewnie

po

drodze

zgarnie

pani

jeszcze

kilka

prezentów.

Eve

zatrzymała

się

przy

swoim

wozie.

Czy

to

ma

być

złosliwa

uwaga?

Chyba

nie.

Po

prostu

pomyslałam,

co

mysle.

Znajdź

mi

jakiś

wspólny

punkt

łaczacy

te

listy,

bo

inaczej

zaczniemy

przepytywać

samotnych.

Peabody

ruszyła

w

stronę

Piatej,

by

złapać

maksibus

jadacy

do

sródmiescia,

a

Eve

właczyła

widokom

w

samochodzie,

by

sprawdzić

ostatnie

połaczenia.

Pierwsza

wiadomosć

była

od

Nadine.

Słuchała

przez

chwilę

rozgoraczkowanego

głosu





dziennikarki

i

postanowiła

dłuej

jej

nie

dreczyc.



Przestań

jeczec,

Nadine.

O

Boe,

Dallas,

gdzie

ty

się

podziewałas?

Pilnuję

porzadku

w

miescie.

Słuchaj,

jest

jeszcze

czas,

by

wstawić

coś

do

popołudniowych

wiadomosci.

Uchyl

przynajmniej

rabka

tajemnicy.

Własnie

przygwozdziłam

wydrę

na

Piatej.

Nie

artuj

sobie.

Mam

nó.

na

gardle.

Jaki

jest

zwiazek

miedzy

tymi

dwoma

morderstwami?

Jakimi

morderstwami?

Mamy

duo

ciał

o

tej

porze

roku.

Boe

Narodzenie

wywołuje

w

ludziach

ducha

szalenstwa.

Nadine

prychneła

gniewnie.



Hawley

i

Greenbalm.

Daj

spokój,

Dallas.

Obie

kobiety

skrepowano.

Tyle

wiem.

Prowadzisz

sprawę

jednej

i

drugiej.

Słyszałam,

e

ofiary

zostały

zgwałcone.

Moesz

to

potwierdzic?

Policja

tym

razem

ani

nie

potwierdza

ani

nie

zaprzecza.

Zgwałcono

je?

Bez

komentarza.

Do

diabła,

czemu

jesteś

taka

twarda?

Nie

mam

teraz

czasu.

Usiłuję

powstrzymać

zabójce,

Nadine,

i

mało

mnie

obchodzi

ogladalnosć

Kanału

75.

Myslałam,

e

jestesmy

kumpelkami.

Bo

jestesmy.

I

dlatego

kiedy

bedę

coś

miała,

ty

pierwsza

się

o

tym

dowiesz.



Oczy

Nadine

pojasniały.



Bedę

miała

wyłacznosc?

Nie

blokuj

mi

wideokomu.

Wyłacznosc,

Dallas.

A

teraz

chocia.

słówko.

Mogę

być

w

centrali

przed

pierwsza.

Nie.

Dam

ci

znac,

kiedy

i

gdzie,

ale

nie

dzisiaj.

Nie

mam

teraz

czasu.

-A

czas

odgrywał

tu

kluczową

role.

Nikt

tak

szybko

jak

Nadine

nie

potrafił

zdobywać

wiadomosci.

-Poznałaś

ostatnio

kogoś

ciekawego?

Chodzi

ci

o

randke?

Nie,

nikogo

szczególnego.

A

nie

próbowałaś

w

agencji

matrymonialnej?

Daj

spokój.

-Nadine

zatrzepotała

rzesami,

przygladajac

się

swoim

paznokciom.

-

Sama

potrafię

sobie

znalezć

partnera.

Tak

tylko

myslałam.

Podobno

takie

agencje

bardzo

popularne.

-Eve

urwała

i

obserwowała,

jak

w

oczach

Nadine

pojawia

się

błysk.

-Mogłabyś

spróbowac.

Moe

i

tak.

Dzieki.

Muszę

leciec.

Za

pieć

minut

wchodzę

na

antene.

Jeszcze

jedno.

Czy

muszę

kupować

ci

prezent

gwiazdkowy?

Nadine

uniosła

brwi

i

usmiechneła

się

szeroko.

Naturalnie.

Niech

to

diabli!

Tego

się

obawiałam.

Eve

wyłaczyła

wideokom

i

wjechała

do

garau

policyjnego.

Po

drodze

do

biura

Whitneya

zatrzymała

się

przy

automacie

i

wybrała

baton

energetyczny

i

cole.

Łapczywie

pochłoneła

batonik,

popijajac

go

słodkawym

napojem,

skutkiem

czego

nie

czuła

się

najlepiej

,

wchodzac

do

gabinetu

komendanta.



Raport,

poruczniku.



Detektyw

McNab

z

Sekcji

Elektronicznej

i

moja

asystentka

rozpracowują

dane

w

moim

domowym

biurze.

Otrzymalismy

ze

Szczesliwego

Zwiazku”

listę

partnerów

kadej

z

ofiar.

Mamy

nadzieję

znalezć

wspólny

punkt.

Nadal

pracujemy

nad

spinką

i

broszką

pozostawioną

przez

morderce.

Wiemy

ju,

skad

pochodzi

tatua.

zrobiony

na

ciele

ofiar.

Komendant

skinał

głowa.

Był

potenie

zbudowanym

meczyzną

o

gładkiej

ciemnej

karnacji

i

zmeczonych

oczach.

Siedział

tyłem

do

okna,

za

którym

trwał

nieustanny

ruch

pojazdów

wsród

wznoszacych

się

w

górę

strzelistych

wieowców.

Z

drugiego

okna

mona

było

dostrzec

pracujacych

w

biurach

ludzi.

Eve

wiedziała,e

gdyby

podeszła

bliej

i

spojrzała

w

dół,

zobaczyłaby

ulicę

i

spieszacych

dokadś

przechodniów.

Tyle

bezbronnych

istnień

naraonych

na

czyhajace

zło.



Pomyslała,

jak

zwykle,

e

woli

ju.

swoją

klitkę

z

ograniczonym

widokiem.



Wie

pani,

ilu

turystów

przybywa

do

miasta

przed

swietami?

Nie,

sir.

Dziś

rano

burmistrz

przedstawił

mi

liczby

i

oswiadczył,

e

miasto

nie

moe

sobie

pozwolić

na

seryjnego

mordercę

i

utratę

zysków.

-Usmiechnał

się

blado.

-Nie

sadze,

by

przemawiała

przez

niego

troska

o

mieszkanców,

których

gwałci

sie,

krepuje,

a

potem

morduje,

lecz

obawa

przed

skutkami,

jakie

taka

sprawa

moe

wywołac,

jesli

media

rozdmuchaja.

Media

na

razie

o

niczym

nie

wiedza.

Ile

czasu

nam

zostało?

-Whitney

odchylił

się

w

fotelu,

nie

spuszczajac

wzroku

z

Eve.

Moe

kilka

dnie.

Kanał

75

ju.

wywachał,

e

to

zbrodnie

na

tle

seksualnym,

ale

nic



poza

tym.



Moe

uda

nam

się

pozostać

przy

tej

wersji.

Jak

pani

mysli,

kiedy

znów

uderzy?

Dziś

wieczorem.

Najpózniej

jutro.

-i

nie

ma

sposobu,

by

go

powstrzymac,

dodała

w

myslach,

i

Whitney

o

tym

wie.

Jedynym

sladem

jest

agencja

matrymonialna,

tak?

Tak,

sir.

Na

razie.

Nie

mamy

dowodów

na

to,

e

ofiary

się

znały.

Mieszkały

w

rónych

dzielnicach

i

obracały

się

w

rónych

kregach.

Fizycznie

te.

nie

były

do

siebie

podobne.

Umilkła,

czekajac

na

reakcje

komendanta,

lecz

on

milczał.



Zamierzam

skonsultować

się

z

Mirą

mówiła

dalej.

-Sadzę

jednak,

e

morderca

okreslił

ju.

swoje

metody

działania

i

cel:

dwanascie

ofiar

do

konca

roku.

Zostały

mu

niecałe

dwa

tygodnie,

musi

wiec

szybko

działac.

Pani

te.

Tak

jest,

sir.

Potencjalne

ofiary

to

klientki

Szczesliwego

Zwiazku”.

Zidentyfikowalismy

te.

kosmetyki.

Nie

powszechnie

dostepne.

-Odetchneła

głeboko.

-Wiedział,

e

je

zidentyfikujemy.

Rozmyslnie

ich

uył.

Poza

tym

nie

zostawił

adnych

sladów.

Jesli

w

ciagu

dwudziestu

czterech

godzin

nie

znajdziemy

jakiegoś

punktu

zaczepienia,

bedziemy

musieli

poprosić

o

pomoc

media.

I

co

im

powiemy?

Jesli

zobaczycie

grubego

faceta

w

czerwonym

kaftanie,

dzwoncie

na

policje?

-Komendant

odepchnał

się

od

biurka.

-Znajdzcie

cos.

Nie

chce

mieć

pod

choinką

dwunastu

trupów.

Po

wyjsciu

od

Whitneya

Eve

wyciagneła

podreczny

Widokom.





McNab,

zrób

mi

przyjemnosc.

Robie,

co

moge,

poruczniku

odparł.

W

reku

trzymał

kawałek

pizzy

z

ananasem.

-Jestem

ju.

bliski

wykluczenia

eks

-mea

pierwszej

ofiary.

W

dniu

morderstwa

był

na

meczu

piłko

halowej

z

trójką

przyjaciół.

Peabody

własnie

sprawdza

trójke,

ale

wygladają

na

czystych.

Sprawdziłem

te.

wszystkie

rezerwacje

na

przelot

do

Nowego

Jorku.

Facet

nie

był

na

Wschodnim

Wybrzeu

od

ponad

dwóch

lat.

Jeden

z

głowy

mrukneła

Eve,

wskakujac

na

ruchomą

platforme.

-Jeszcze

cos?

Hadne

z

nazwisk

z

listy

Hawley

nie

pokrywa

się

z

nazwiskami

partnerów

Greenbalm,

ale

analizuję

jeszcze

odciski

palców

i

próbki

głosowe,

by

się

upewnic,

czy

nikt

tu

niczego

nie

sfałszował.

Dobry

pomysł.

Dwie

osoby

z

listy

Hawley

wygladają

na

czyste.

Muszę

jeszcze

się

w

tym

upewnic,

ale

mają

alibi.

Teraz

zabiera,m

się

do

listy

Greenbalm.

Przejrzyj

najpierw

listę

nabywców

kosmetyków.

-Przeczesała

palcami

włosy,

zeskoczyła

z

ruchomej

platformy

i

weszła

do

windy.

-Bedę

w

domu

za

jakieś

dwie

godziny.

Wysiadła

z

windy,

pokonała

niewielki

korytarz

i

weszła

do

biura

Miry.

Stanowisko

sekretarki

było

puste,

a

drzwi

do

gabinetu

Miry

uchylone.

Eve

zajrzała

do

srodka

i

zobaczyła,

e

Mira

przeglada

jakieś

dane

na

wideokomie

i

je

kanapke.



Rzadko

się

zdarzało,

eby

coś

uszło

uwagi

Miry.

Dostrzegała

prawie

wszystko.

Czasami

nawet

zbyt

duo,

pomyslała

Eve.

Czesto

zastanawiała

się

nad

tym,

jak

mogły

się

zaprzyjaznic.

Ceniła

sobie





ogromną

wiedzę

Miry,

czasami

jednak

czuła

się

w

jej

obecnosci

skrepowana.



Mira

była

drobną

kobietą

o

zgrabnej

sylwetce,

miekkich

brazowych

włosach

i

pieknej

twarzy.

Ubierała

się

w

gładkie

kostiumy

w

stonowanych

kolorach.

Według

Eve

miała

w

sobie

wszystkie

cechy

prawdziwej

damy:

godnosc,

elegancję

i

nienaganny

sposób

wysławiania

sie.



Obcowanie

z

wszelkiego

rodzaju

zaburzeniami

psychicznymi,

skłonnosciami

do

przemocy

i

zboczeniami

nie

zburzyło

jej

wewnetrznego

spokoju

i

ciepła.

Opracowywane

przez

nią

profile

szalenców

i

morderców

ceniła

sobie

zarówno

nowojorska

policja,

jak

i

Departament

Bezpieczenstwa.



Eve

na

tyle

długo

stała

w

drzwiach,

by

Mira

wyczuła

jej

obecnosc.

Odwróciła

się

i

w

jej

oczach

błysnał

usmiech.



Nie

chciałam

ci

przeszkadzac,

ale

nie

ma

twojej

sekretarki.

Poszła

na

lunch.

Wejdź

i

zamknij

drzwi.

Spodziewałam

się

ciebie.

Eve

spojrzała

na

kanapkę

w

reku

Miry.

Przeszkadzam

ci

w

przerwie.

Gliny

i

lekarze

mają

przerwy

tylko

wtedy,

kiedy

znajdą

na

nie

czas.

Zjesz

cos?

Nie,

dzieki.

Wcia.

czuła

w

oładku

batonik.

Pewnie

zbyt

długo

przeleał

w

automacie.

Mira

wstała

i

mimo

odmownej

odpowiedzi

Eve

zaprogramowała

dla

niej

herbate.

Naleało

to

do

rytuału

ich

spotkan,

z

którym

Eve

zdayła

się

ju.

pogodzic,

chocia.

nie

przepadała

za

owocową

herbata.



Przejrzałam

dane,

które

mi

przesłałas,

i

kopie

raportów.

Jutro

dostaniesz

gotowy

profil

psychologiczny.



A

co

dziś

moesz

mi

powiedziec?

Pewnie

niewiele

wiecej,

ni.

sama

wiesz.

Mira

usiadła

na

jednym

z

niebieskich

foteli,

podobnych

do

tych,

jakie

stały

w

salonie

Simona,

i

pomyslała,

e

Eve

mizernie

wyglada.

Nie

powinna

jeszcze

wracać

do

czynnej

słuby.

Jednak

opinię

zatrzymała

dla

siebie.



Osoba,

której

szukasz

jest

prawdopodobnie

meczyzną

miedzy

trzydziestką

a

piecdziesiatką

piatką

zaczeła.

-Jest

zorganizowany,

przebiegły

i

opanowany.

Lubi

zwracać

na

siebie

uwagę

i

jest

przekonany,

e

zasługuje

na

to,

by

być

w

centrum

zainteresowania.

Moe

mieć

aspiracje

aktorskie

lub

te.

znać

ludzi

z

kregów

artystycznych.

Popisywał

się

przed

kamera,

robił

do

niej

miny.

Własnie

przytakneła

Mira.

-Kostium

i

rekwizyty

nie

dla

niego

narzedziami

pracy.

Nie

jest

to

równie.

forma

kamuflau.

Uwaa

ten

kostium

za

chytry

podstep

o

ironicznym

wydzwieku.

Zastanawiam

sie,

czy

okrucienstwo

te.

jest

dla

niego

formą

ironii.

-Odetchneła,

zmieniła

pozycję

i

wypiła

łyk

herbaty.

Gdyby

wiedziała,

e

Eve

wypije

swoją

herbate,

dodała

do

niej

porcję

witamin.

-Całkiem

moliwe.

Wydaje

mi

sie,

e

to

przedstawienie.

Przygotowuje

się

do

niego

niezwykle

starannie.

Jest

tchórzem,

ale

ostronym.

Oni

wszyscy

tchórzami

stwierdziła

Eve.

To

ty

tak

uwaasz.

Według

ciebie

pozbawić

kogoś

ycia

mona

tylko

w

obronie

innego

ycia.

Uwaasz

morderstwo

za

szczyt

tchórzostwa.

Myslę

jednak,

e

on

zdaje

sobie

sprawę

ze

swoich

obaw.

Odurza

swoje

ofiary

nie

po

ot,

by

oszczedzić

im

bólu,

lecz

by

się

nie

broniły

i

nie

pokonały

go

fizycznie.

Najpierw

wszystko



przygotowuje.

Kładzie

je

na

łóku,

krepuje

i

potem

dopiero

rwie

na

nich

ubranie,

lecz

robi

to

spokojnie,

bez

gniewu.

Zanim

posunie

się

dalej,

upewnia

sie,

e

nic

mu

z

ich

strony

nie

grozi.

Działa,

kiedy

całkowicie

bez

mocy.



Potem

je

gwałci.

Tak,

kiedy

nagie

i

bezbronne.

Gdyby

były

wolne,

odepchnełyby

go.

On

o

tym

wie,

bo

tego

doswiadczył.

A

tak

moe

być

panem

sytuacji.

Chcę

jednak,

eby

były

tego

swiadome,

eby

mogły

go

widziec,

eby

wiedziały,

e

jest

od

nich

silniejszy,

eby

walczyły,

lecz

nie

mogły

uciec.

Eve

poczuła

gwałtowny

skurcz

w

oładku,

bo

odyły

nagle

wspomnienia

z

dziecinstwa.



Gwałt

to

zawsze

przemoc.

Tak.

Mira

wyczuwała,

co

dzieje

się

z

Eve.

Miała

ochotę

uscisnać

jej

reke.

Rozumiała

to

i

dlatego

się

powstrzymała.



Wiae

je,

bo

to

takie

intymne,

to

jakby

przedłuenie

aktu

seksualnego.

Dłonie

na

gardle,

bliskosc.

Mira

usmiechneła

sie.



Jak

daleko

doszłaś

we

wnioskach?

Niewane.

Po

prostu

potwierdzasz

moje

przypuszczenia.

Idzmy

wiec

dalej.

Łancuch

choinkowy

to

ozdoba.

Kolejny

rekwizyt

przedstawienia

o

ironicznym

wydzwieku.

Te

kobiety

prezentami,

które

sam

sobie

sprawia.

Boe

Narodzenie

moe

mieć

dla

niego

jakieś

osobiste

znaczenie,

moe

te.

coś

symbolizowac.



A

co

oznacza

przewrócona

choinka

i

potłuczone

bombki?

-spytała

Eve.

Wzruszyła

ramionami,

bo

Mira

uniosła

tylko

brew.

-Niszczac

bombki

w

kształcie

aniołków,

niszczy

jednoczesnie

czystosc,

którą

symbolizuja.

To

by

do

niego

pasowało.

A

makija.

i

tatua?

Jest

romantykiem.

Romantykiem?

Tak.

Ma

romantyczną

nature.

To

jego

miłosci,

naznacza

je

i

upieksza,

zanim

je

opusci.

W

przeciwnym

razie

stałyby

się

nic

niewartym

podarunkiem.

Czy

on

je

zna?

Tak,

mysle,

e

tak.

Ale

czy

one

go

znaja,

to

inna

sprawa.

On

obserwował

je,

wybierał

sposród

innych.

Przez

jakiś

czas

naleały

do

niego,

były

jego

miłosciami.

Nie

okalecza

ich

dodała,

pochylajac

się

w

przód

tylko

ozdabia

i

upieksza.

W

sposób

artystyczny,

wkładajac

w

to

całe

serce.

Kiedy

przedstawienie

dobiega

konca,

trzeba

wszystko

uprzatnac.

Spryskuje

wiec

ciało

srodkiem

dezynfekcyjnym,

oczyszcza

siebie.

Myje

sie,

zeskrobuje

z

siebie

bród,

jaki

po

nich

pozostał.

Kiedy

wychodzi,

jest

szczesliwy.

Zwycieył.

Teraz

nadszedł

czas,

aby

przygotować

się

do

nastepnego

przedstawienia.

Hawley

i

Greenbalm

nie

były

do

siebie

podobne.

Róniły

się

zarówno

uroda,

jak

i

stylem

ycia,

zwyczajami,

praca.

Ale

miały

coś

wspólnego

weszła

jej

w

słowo

Mira.

-Obie

były

samotne

i

zdecydowane

zapłacić

za

pomoc

w

znalezieniu

partnera.

...Ich

prawdziwej

miłosci.

-Eve

odstawiła

na

biurko

nie

tknietą

herbate.

-Dzieki.



Mam

nadzieje,

e

wróciłaś

do

zdrowia.

-Domyslajac

sie,

e

Eve

zamierza

wyjsc,

Mira

spróbowała

podejsć

z

innej

strony.

-Dobrze

się

czujesz?

Tak.

Nieprawda,

pomyslała

Mira.

Dwa

czy

trzy

tygodnie

odpoczynku,

to

zbyt

mało

jak

na

tak

powane

rany.

Najlepiej

odpoczywam

w

pracy.

Wiedziałam,

e

tak

powiesz

usmiechneła

się

Mira.

-Załatwiłaś

ju.

swiateczne

zakupy?

Eve

miała

ochotę

wstać

z

fotela.



Kupiłam

ju.

kilka

prezentów.

Pewnie

trudno

bedzie

ci

znalezć

coś

interesujacego

dla

Roarke'a.

Ty

mi

to

mówisz?

Jestem

pewna,

e

znajdziesz

coś

wyjatkowego.

Nikt

nie

zna

Roarke'a

lepiej

od

ciebie.

I

tak,

i

nie.

-Te

mysli

nie

dawały

jej

spokoju,

tote.

słowa

same

popłyneły

jej

z

ust.

-Szykuje

całe

to

swiateczne

przedstawienie,

z

przyjeciem

i

choinkami.

Myslałam,

e

wreczymy

sobie

prezenty

i

bedziemy

mieć

to

z

głowy.

Hadne

z

was

nie

ma

wspomnień

z

dziecinstwa

zwiazanych

ze

swietami

Boego

Narodzenia.

Nie

znacie

tego

uczucia

niecierpliwosci

i

oczekiwania

na

to,

co

przyniesie

swiateczny

poranek.

Zachwytu

na

widok

pieknie

ubranego

drzewka

i

kolorowych

pudełek

pod

choinka.

Wyglada

na

to,

e

Roarke

chce

stworzyć

takie

wspomnienia.

Znajac

go,

jestem

pewna,

e

bedą

niezwykłe

dodała

ze

smiechem.

Zamówił

dla

nas

las

choinek.



Pozwól

sobie

na

to

uczucie

oczekiwania

i

zachwytu.

Bedzie

to

prezent

dla

was

obojga.

Roarke

nie

daje

mi

innego

wyboru.

-Zniecierpliwiona

wstała

z

fotela.

-Dziekuję

za

pomoc.

Jeszcze

jedno,

Eve.

-Mira

równie.

podniosła

się

z

miejsca.

-on

jest

grozny

tylko

dla

osoby,

która

wybierze.

Nie

morduje

na

oslep,

bez

okreslonego

celu.

Nie

potrafię

jednak

powiedziec,

czy

i

kiedy

tego

zaniecha

i

z

jakiego

powodu.

Myslałam

o

tym.

Bedziemy

w

kontakcie.

Kiedy

weszła

do

domowego

biura,

Peabody

i

McNab

kłócili

sie.

Siedzieli

przy

komputerze

i

warczeli

na

siebie

niczym

para

buldogów.

W

innej

sytuacji

ubawiłaby

taka

scena,

dziś

jednak

wywołała

tylko

irytacje.



Dosć

tego

warkneła.

Odwrócili

ku

niej

rozognione

twarze.

-Meldujcie.

Zaczeli

mówić

jedno

przez

drugie,

a

Eve

poczuła,

e

za

chwilę

wybuchnie,

i

zazgrzytała

zebami.

Oboje

natychmiast

zamilkli.



Peabody.

Asystentka

rzuciła

triumfalne

spojrzenie

McNabowi.

Trzy

nazwiska

wystepują

jednoczesnie

na

dwóch

listach:

nabywców

kosmetyków

i

partnerów

obu

ofiar

wyrecytowała.

-Dwa

z

nich

z

listy

Hawley,

jedno

z

listy

Greenbalm.

Partner

Hawley

i

partner

Greenbalm

zakupili

zestaw

kosmetyków,

od

kremów

po

tusze

do

rzes.

Trzeci

z

listy

Hawley

nabył

kredki

do



oczu

i

brwi

i

dwie

szminki.

Wiemy

ju,

jaką

pomadkę

miała

na

ustach

Greenbalm.

Koral

Kupidyna.

Wszyscy

trzej

kupili

ten

odcien.



Ale

jest

jeden

problem.

-McNab

uniósł

w

górę

palec

jak

nauczyciel

powstrzymujacy

nadgorliwego

ucznia.

-Tę

pomadkę

i

tusz

do

rzes

Braz

Pimowy

mona

dostać

w

próbkach

reklamowych.

Panie

te.

je

dostała

dodał,

wskazujac

na

stół,

gdzie

leały

kosmetyki,

które

Eve

otrzymała

w

salonie.

Nie

moemy

sprawdzać

kadej

próbki

powiedziała

Peabody

tonem,

w

którym

czaiła

się

grozba.

-mamy

trzy

nazwiska

i

od

nich

trzeba

zaczac.

Cień

do

powiek

Mgła

nad

Londynek,

którym

pomalowano

Hawley,

to

jeden

z

najdroszych

produktów

i

nie

ma

go

w

próbkach.

Jest

sprzedawany

oddzielnie

lub

w

luksusowym

zestawie.

Jesli

przesledzimy

jego

droge,

bedziemy

bliej

celu.

A

moe

ten

sukinsyn

zwedził

cien,

kiedy

kupował

inne

kosmetyki

powiedziała

Peabody

do

McNaba.

-Chcesz

sprawdzać

kadego

złodzieja

w

miescie?

To

jedyny

kosmetyk,

którego

nie

moemy

sprawdzic.

A

wiec

moemy

go

znalezc.

Gdyby

Eve

ich

nie

rozdzieliła,

skoczyliby

sobie

do

oczu.

Ani

słowa,

bo

staniecie

do

raportu.

Oboje

macie

racje.

Porozmawiamy

z

tymi

trzema

osobami

i

poszukamy

tego

mazidła.

Peabody,

bierz

te

nazwiska,

idź

do

wozu

i

poczekaj

tam

na

mnie.

Peabody

nie

musiała

nic

mówic.

Płonacy

wzrok

i

sztywny

kark

były

a.

nadto

wymowne.

Jak

tylko

wyszła,

McNab

wsunał

rece

do

kieszeni.

Ju.

miał

zamiar

coś

powiedziec,

lecz

powstrzymało

go

ostrzegawcze

spojrzenie

Eve.



Przejrzyj

jeszcze

raz

listę

klientów

i

personelu

Szczesliwego

Zwiazku”.

Sprawdz,

kto

kupił

ten

cie

do

powiek,

a

take

inne

kosmetyki,

którymi

pomalowano

ofiary.

-



Uniosła

brwi.

-Powiedz:

Tak

jest,

poruczniku

Dallas”.

Westchnał

cicho.



Tak

jest,

poruczniku

Dallas.

I

przestań

się

nadymać

dodała

wychodzac.

Baby

mruknał.

Katem

oka

dostrzegł

jakiś

ruch.

W

drzwiach

prowadzacych

do

drugiego

biura

stał

Roarke

z

usmiechem

na

ustach.



Wspaniałe

istoty,

prawda?

-spytał,

wchodzac

do

pokoju.

Nie

dla

mnie.

Ale

okrzykną

cię

bohaterem,

jesli

skojarzysz

produkt

z

własciwym

nazwiskiem.

-

Podszedł

do

komputera

i

przebiegł

wzrokiem

listy

osób

i

dokumenty,

które,

o

czy

obaj

wiedzieli,

naleały

do

policji.

-Mam

trochę

czasu.

Pomóc

ci?

Ale

ja..

-McNab

spojrzał

w

stronę

drzwi.

Nie

przejmuj

się

panią

porucznik

uspokoił

go

Roarke

i

usiadł

przy

komputerze.

-Biorę

to

na

siebie.

Donnie

Ray

Michael

otworzył

drzwi,

ubrany

w

zniszczony

brazowy

płaszcz

kapielowy.

W

nosie

miał

srebrny

kolczyk

z

zielonym

kaboszonem,

trochę

metne

oczy

barwy

orzecha

i

jasnoółte

włosy.



Przejrzał

się

odznace

policyjnej,

ziewnał

szeroko,

buchajac

na

Eve

ciekim

oddechem

i

podrapał

się

pod

pacha.





Czego?

Donnie

Ray?

Masz

chwilkę

czasu?

Mam

mnóstwo

czasu,

ale

o

co

chodzi?

Powiem

ci,

jak

nas

wpuscisz

i

przepłuczesz

sobie

gardło

co

najmniej

litrem

płynu

do

ust.

Zaczerwienił

się

i

cofnał.



Spałem.

Nie

spodziewałam

się

gosci.

Zwłaszcza

glin.

-Machnieciem

reki

zaprosił

je

do

srodka

i

zniknał

w

korytarzu.

Mieszkanie

wygladało

niczym

chlew.

Wszedzie

walały

się

jakieś

ubrania,puszki,

przepełnione

popielniczki,

a

na

podłodze

stosy

dyskietek.

W

rogu

pokoju,

obok

wytartej

kanapy,

stała

wiea

muzyczna

i

błyszczacy

saksofon.



Eve

poczuła

w

powietrzu

zapach

starej

cebuli

i

jakiegoś

nielegalnego

srodka

odurzajacego.



gdybysmy

uznały,

e

konieczne

jest

przeszukanie,

miałybysmy

ku

temu

powody.

Jakie?

Podejrzenie

o

toksyczne

odpady?

Eve

kopneła

cos,

co

wygladało

na

slipy.

Pali

pewnie

Zonera

przed

snem

na

uspokojenie.

Czuć

go

w

powietrzu.

Peabody

pociagneła

nosem.

Czuje

tylko

pot

i

cebule.

To

równie.

W

tym

momencie

pojawił

się

gospodarz.

Wzrok

miał

ju.

przytomniejszy,

a

twarz

musiała

ochlapać

zimną

woda,

bo

była

czerwona

i

wilgotna.



Przepraszam

za

bałagan.

Android

ma

wychodne.

W

czym

rzecz?



Czy

znasz

Mariannę

Hawley?

Marianne?

-Zmarszczył

brwi.

-Nie

wiem.

A

powinienem?

Spotkałeś

się

z

nią

za

posrednictwem

Szczesliwego

Zwiazku”.

A

o

to

chodzi.

-kopnał

na

bok

czesci

ubrania

i

opadł

na

fotel.-Tak.

Wpadłem

tam

przed

kilkoma

miesiacami.

Byłem

w

potrzebie.

-Usmiechnał

się

lekko,

po

czym

wzruszył

ramionami.

-Marianna.

Czy

to

nie

ta

dua,

ruda...

Nie,

to

była

Tanya.

Wpadlismy

sobie

w

oko,

ale

przeprowadziła

się

do

Albuquerque.

A

tam

nie

ma

z

czego

yc.

Pytam

o

Marianne,

Donnie

Ray.

Szczupła

brunetka,

zielone

oczy.

Tak,

ta,

teraz

sobie

przypominam.

Słodka

dziewczyna.

Nie

wyszło

nam.

Było

w

tym

wiecej

siostrzanej

sympatii.

Przyszła

do

klubu,

posłuchała

jak

gram,

wypilismy

parę

drinków.

Ale

o

co

chodzi?

Nie

ogladasz

telewizji,

nie

czytasz

gazet?

Nie,

od

kiedy

mam

stały

anga.

Gramy

z

kapelą

w

Imperium”.

Przez

ostatnie

trzy

tygodnie

pracowałem

od

dziesiatej

do

czwartej.

Przez

siedem

wieczorów?

Nie,

przez

piec.

Jesli

grasz

przez

siedem,

tracisz

ostrosc.

A

we

wtorki?

Wtorki

mam

wolne.

Poniedziałki

i

wtorki.

-W

jego

oczach

pojawiła

się

nagłe

skupienie.

-W

czym

rzecz?

Marianna

Hawley

została

zamordowana

we

wtorek

wieczorem.

Masz

alibi

na

wtorek

od

dziewiatej

do

północy?

O

cholera!

Zamordowana?

Jezu!

-Zerwał

się

z

fotela,

depczac

lezace

na

podłodze



przedmioty.

-Kurcze,

to

przykre.

To

była

taka

kochana

dziewczyna.



Chciałes,

eby

była

twoją

ukochana?

Twoją

miłoscia?

Znieruchomiał.

Eve

zauwayła,

e

wcale

nie

wyglada

na

przestraszonego

czy

rozgniewanego,

lecz

raczej

na

zmartwionego.



Wypilismy

tylko

kilka

drinków,

pogadalismy.

Namawiałem

na

coś

mocniejszego,

ale

nie

chciała.

Lubiłem

ja.

Nie

mona

było

jej

nie

lubic.

Przetarł

dłonmi

oczy,

po

czym

wsunał

palce

we

włosy.



To

było

pół

roku

temu,

moe

wiecej.

Od

tego

czasu

jej

nie

widziałem

Co

jej

się

stało?

Wtorek

wieczorem,

Donnie

Ray.

Wtorek?

-Ukrył

twarz

w

dłoniach.

-Nie

wiem.

Skad

mogę

to

pamietac?

Pewnie

wpadłem

do

kilku

klubów.

Muszę

pomyslec.

Zamknał

oczy,

odetchnał

parę

razy.



We

wtorek

poszedłem

do

szalonego

Charliego

posłuchać

nowej

kapeli.

Sam?

Zaczelismy

rundę

w

kilka

osób.

Nie

pamietam,

kto

w

koncu

wyladował

u

Charliego.

Miałem

niezle

w

czubie.

Powiedz

mi,

po

co

kupiłeś

cały

zestaw

Natural

Perfection?

Nie

wygladasz

na

faceta,

który

się

maluje?

-spytała

Eve.

Spojrzał

na

nią

zaskoczony

i

ponownie

opadł

na

fotel.



A

co

to,

u

diabła

jest?

Powinieneś

wiedziec.

Wydałeś

na

to

ponad

dwa

tysiace.

Chodzi

o

kosmetyki,

Donnie

Ray.



Kosmetyki.

-Wsunał

palce

we

włosy.

-O

cholera,

tak.

Kolorowe

mazidła.

Kupiłem

matce

na

urodziny.

Wydałeś

dwa

patole

na

prezent

dla

matki?

-spytała

z

niedowierzaniem

Eve,

omiatajac

wzrokiem

nedzny

pokój.

Moja

matka

jest

super.

Stary

rzucił

ja,

kiedy

byłem

dzieckiem.

Harowała

jak

wół,

eby

zapewnić

mi

dach

nad

głową

i

opłacić

lekcje

muzyki.

-Wskazał

głową

na

saksofon.

-Mam

niezły

szmal

z

tego

dmuchania.

Teraz

płacę

za

jej

dach

nad

głową

w

Conecticut.

Przyzwoity

dom,

w

przyzwoitej

dzielnicy.

To

wszystko

powiódł

reką

po

pokoju

nic

dla

mnie

nie

znaczy.

Ja

tu

tylko

kimam.

A

co

byś

powiedział

na

to,

gdybym

spytała

ja,

co

dostała

od

swojego

synka

na

urodziny?

Nie

widzę

przeszkód.

-Bez

wahania

wskazał

Widokom

stojacy

na

stoliku

przy

scianie.

-jej

numer

jest

zaprogramowany.

Tylko

zróbcie

mi

łaske:

nie

mówcie,

e

jestescie

glinami.

Przestraszy

sie.

Powiedzcie,

e

przeprowadzacie

ankiete,

czy

coś

w

tym

rodzaju.

Peabody,

zdejmij

mundur

i

połacz

się

z

jego

mama.

-Eve

usuneła

się

poza

zasieg

ekranu

i

przysiadła

na

oparciu

fotela.

-Rudy

ze

Szczesliwego

Zwiazku”

opracowywał

twój

portret?

Nie,

najpierw

ze

mną

rozmawiał.

Pewnie

wszyscy

przez

to

przechodza.

To

taki

wywiad.

Potem

było

spotkanie

z

jakimś

gosciem.

Pytał

mnie,

jakie

lubię

rozrywki,

o

czum

marze,

jaki

jest

mój

ulubiony

kolor.

Zrobili

mi

take

badania,

by

sprawdzic,

czy

jestem

czysty.

Nie

wykryli

sladów

Zonera?



Zmieszał

sie.



Nie.

Byłem

w

porzadku.

Załoę

sie,

e

twoja

matka

chciałaby,

eby

tak

pozostało.

Pani

Michael

dostała

od

syna

na

urodziny

pełny

zestaw

Natural

Perfection.

-

Peabody

włoyła

mundur

i

usmiechneła

się

do

Donniego

Raya.

-Była

bardzo

zadowolona

z

prezentu.

Piekna

kobieta,

prawda?

Rzeczywiscie.

Jest

super.

To

własnie

powiedziała

o

tobie

odparła

Peabody.

Kupiłem

jej

brylantowe

kolczyki

na

gwiazdke.

To

zaledwie

małe

odpryski,

a

ona

zasługuje

na

naprawdę

due,

-Spojrzał

z

nagłym

zainteresowaniem

na

Peabody.

-

Byłaś

kiedyś

w

Imperium”?

Jeszcze

nie.

Powinnaś

wpasc.

Niezła

z

nas

kapela.

Moe

kiedyś

zajrze.

-Zaraz

jednak

odchrzakneła,

widzac

grozne

spojrzenie

Eve.

-

dziekuję

za

pomoc,

panie

Michael.

Zrób

matce

przyjemnosc,

uładź

tu

trochę

i

odstaw

Zonera

powiedziała

Eve,

idac

w

stronę

drzwi.

Jasne

odpowiedział

i

mrugnał

znaczaco

do

Peabody.

Posterunkowa

Peabody,

flirtowanie

z

podejrzanymi

jest

zabronione.

On

własciwie

nie

jest

podejrzany.

-Peabody

obejrzała

się

przez

ramie.

-I

był

naprawdę

milutki.



Dopóki

nie

potwierdzimy

jego

alibi,

jest

podejrzany.

Poza

tym

to

flejtuch.

Ale

milutki.

Czekają

nas

jeszcze

dwa

spotkania,

Peabody.

Trzymaj

wiec

hormony

na

wodzy,

Asystentka

z

westchnieniem

wsiadła

do

wozu.

Ale

to

takie

przyjemne,

kiedy

to

one

mnie

trzymaja.

Rozdział

7



Eve

wróciła

do

domu

w

podłym

nastroju.

Rozmowy

z

potencjalnymi

podejrzanymi

nie

wniosły

do

sprawy

nic

nowego,

a

w

biurze

nie

zastała

ju.

McNaba,

co

tylko

pogorszyło

jej

humor.

Na

szczescie

dla

niego

zostawił

jednak

wiadomosc.



Poruczniku.

Wylogowałem

się

o

szesnastej

czterdziesci

piec.

Lista

nazwisk

i

kosmetyków

w

pliku

sprawy,

podpunkt

D

w

Dowodach

A”

Odkryłem

kilka

ciekawostek.

Zarówno

Piper,

jak

i

Rudy

figurują

na

liscie

nabywców

cienia

do

powiek,

Piper

jest

te.

na

liscie

pomadek.

Tak

na

marginesie

to

oboje

spią

na

forsie.

Daleko

im

jednak

do

Roarke'a.

Ciekawe

jest

równie.

to,

e

wspólnie

zarzadzają

majatkiem.

Raport

równie.

w

tym

pliku.

Wspólny

majatek,

pomyslała

Eve.

A

jej

się

wydawało,

e

to

Rudy

kieruje





interesem.

To

on

podejmował

decyzje,

to

on

stał

za

pulpitem,

kiedy

u

nich

była.

Wyglada

na

to,

e

zarzadza

równie.

majatkiem.

Ma

wiec

nad

wszystkim

kontrole,

ma

władze,

dostep

i

moliwosci.



Znalazłem

jeszcze

coś

ciagnał

McNab.

-Charles

Monroe

pojawia

się

dwa

razy

na

liscie

nabywców

pomadki

do

ust.

Poczatkowo

nie

zwróciłem

na

niego

uwagi,

bo

podał

inne

nazwisko

na

karcie

zamówienia

nowych

kosmetyków.

Załaczam

dane

na

jego

temat.

Eve

zmarszczyła

czoło.

Instynkt

kierował

ku

Rudy'emu,

wygladało

jednak

na

to,

e

bedzie

musiała

złoyć

wizytę

Charlesowi

Monroe.



Spojrzała

w

stronę

drzwi,

prowadzacych

do

biura

Roarke'a,

i

zobaczyła

w

dole

smugę

swiatła.

Jest

zajety,

bedzie

wiec

mogła

coś

sprawdzic.



Starajac

się

zachowywać

moliwie

jak

najciszej,

poszła

schodami

na

górę

do

biblioteki,

pilnujac,

by

nie

natknać

się

na

Summerseta.



Sciany

dwupoziomego

pomieszczenia

zastawione

były

ksiakami.

Nie

mogła

zrozumiec,

jak

ktos,

kto

mógł

pozwolić

sobie

na

kupno

małej

planety,

wolał

ksiakę

nad

wygodę

czytania

z

ekranu.



Był

to

zapewne

jeden

z

kaprysów

Roarke'a,

pomyslał,

choć

podobał

jej

się

mocny

zapach

skórzanych

opraw

i

widok

błyszczacych

grzbietów

stojacych

rzedami

na

ciemnych

mahoniowych

półkach.



W

bibliotece

stały

równie.

wysciełane

skórą

kanapy

i

fotele

w

kolorze

ciemnego

burgunda,

mosiene

lampy

z

kolorowymi

szklanymi

abaurami

i

błyszczace

politurą

szafy,

wykonane

przez

rzemieslników

z

minionych

stuleci.



Okno

zdobiły

rozsuniete

zasłony

i

szeroka

podokienna

ławeczka,

ozdobiona





poduszkami

w

kolorach

harmonizujacych

z

abaurami.

Podłogę

z

drewna

kasztanowego

pokrywały

zabytkowe

dywany

z

wymyslnymi

wzorami

w

kolorze

czerwonego

wina.



W

jednej

ze

staroswieckich

szaf

zainstalowano

najnowszej

generacji

wielozadaniowy

komputer,

lecz

wnetrze

sprawiało

wraenie

staroswieckiego,

dostatniego

i

gustownego

pomieszczenia.



Eve

rzadko

zagladała

do

biblioteki,

Roarke

jednak

był

tu

czestym

gosciem.

Lubił

siadać

wieczorem

w

skórzanym

fotelu

z

kieliszkiem

brandy

i

ksiaką

w

reku.

Twierdził,

e

czytanie

go

uspokaja.

Nauczył

się

tego

jako

chłopiec

z

biednej

dzielnicy

Dublina,

kiedy

znalazł

w

zaułku

zniszczony

tom

z

dziełami

Yeatsa.



Podeszła

do

szafy

i

otworzyła

drzwiczki

inkrustowane

lazurytem

i

malachitem.



Start

poleciła

i

obejrzała

się

przez

ramie.-Przeszukanie

biblioteki,

wszystkie

sekcje

dla

Yeats”.

Yeats

Elizabeth,

Yeats

William

Butler?



Zmarszczyła

brwi

i

przeczesała

palcami

włosy



Skad

mam

wiedziec,

u

diabła?

To

jakiś

irlandzki

poeta.

Yeats

William

Butler,

potwierdzone.

Przeszukiwanie

regałów.

Wedrówki

Oisina,

sekcja

D,

półka

piec,

Ksieniczka

Kasia,

sekcja

D...



Stop.

Cofnij.

Jakich

ksiaek

tego

goscia

nie

ma

w

bibliotece?

Przetwarzanie.

Przeszukiwanie.



Pewnie

tu

wszystkie

jego

ksiaki.

To

był

głupi

pomysł,

uznała,

wsuwajac

rece

do

kieszeni.



Poruczniku.



Omal

nie

wyskoczyła

z

butów.

Obróciła

się

i

spiorunowała

wzrokiem

Summerseta.



Co?

Niech

cię

diabli!

Nie

znoszę

takiego

zaskakiwania.

Przygladał

jej

się

w

milczeniu.

Wiedział,

e

nie

znosi,

kiedy

zjawia

się

tak

niepostrzeenie

i

dlatego

własnie

lubił

to

robic.



Moe

pomogę

pani

znalezć

ksiake,

chocia.

nie

przypuszczam,

e

czyta

pani

coś

poza

raportami

i

opisami

nietypowych

zachowan.

Mam

pełne

prawo

być

tutaj

odpowiedziała,

co

nie

tłumaczyło,

czemu

czuła

się

w

bibliotece

jak

intruz.

-I

nie

potrzebuję

twojej

pomocy.

Wszystkie

dzieła

wybranego

autora,

Yeats

William

Butler,

znajdują

się

w

bibliotece.

Podać

lokalizację

i

tytuły?



Nie,

do

diabła.

Wiedziałam,

e

tak

bedzie.

Yeats,

poruczniku?

-spytał

zaciekawiony

Summerset

i

wszedł

do

biblioteki

za

Galahadem,

który

otarł

się

o

nogi

Eve,

po

czym

wskoczył

na

ławeczkę

pod

oknem

i

z

miną

zdobywcy

utkwił

wzrok

w

ciemnosci.

A

bo

co?

W

odpowiedzi

uniósł

tylko

brwi.

Czy

interesują

panią

dramaty,

zbiór

poezji

czy

moe

konkretny

wiersz?

A

ty

co,

jesteś

policją

biblioteczna?

Te

ksiaki

bardzo

cenne

odparł

chłodno.

-Wiele

z

nich

to

pierwsze

wydania.

Wszystkie

dzieła

Yeatsa

znajdzie

pani

równie.

w

komputerze.

Mysle,

e

ta

forma

bedzie

dla

pani

odpowiedniejsza.

Nie

mam

zamiaru

czytać

tego

cholerstwa.

Chciałam

jedynie

sprawdzic,

czy

jest

cos,

czego

on

nie

ma.

To

rzeczywiscie

głupie,

bo

ma

wszystko.

Có.

wiec

mam,

do



cholery,

robic?



Z

czym?

Z

gwiazdka,

kretynie.

-Odwróciła

sie

gniewnie

do

komputera.

-koniec.

Summerset

zacisnał

wargi,

usiłujac

zrozumieć

tok

jej

myslenia.

Chciałaby

pani

kupić

Yeatsa

dla

Roarke'a

na

prezent

gwiazdkowy.

Coś

takiego

chodzi

mi

po

głowie.

Poruczniku

odezwał

sie,

kiedy

ruszyła

do

drzwi.

Co?

Denerwowało

go,

kiedy

zrobiła

lub

powiedziała

cos,

co

go

uraziło,

lecz

nic

na

to

nie

mona

było

poradzic.

Zawdzieczał

jej

ycie.

Ten

prosty

fakt

sprawiał,

e

oboje

czuli

się

skrepowani.

Moe

mógłby

w

jakimś

minimalnym

stopniu

spłacić

ten

dług.



Nie

ma

jeszcze

pierwszego

wydania

Celtyckiego

Półmroku.

Wyraz

rozdranienie

na

twarzy

Eve

ustapił

miejsca

podejrzliwosci.

Co

to

jest?

To

zbiór

celtyckich

mitów

i

basni.

Tego

Yeatsa?

Tak.

Drzemiaca

w

niej

ciemna

strona

miała

ochotę

wzruszyć

ramionami

i

odejsc.

Ale

tego

nie

zrobiła,

tylko

wsuneła

rece

do

kieszeni

i

została.



Komputer

powiedział,

e

jest

wszystko.

To

prawda,

lecz

nie

pierwsze

wydanie.

Yeats

ma

dla

Roarke'a

szczególne

znaczenie.

Zapewne

wie

pani

o

tym.

Znam

pewnego

ksiegarza

z

Dublina.

Mógłbym

się

z

nim

skontaktować

i

zapytac,

czy

moe

to

zdobyc.



kupić

powiedziała

dobitnie

Eve.

-nie

ukrasc.

-Usmiechneła

się

lekko,

widzac,

jak

Summerset

sztywnieje.

-Znam

te

twoje

kontakty.

Wszystko

musi

być

legalne.

O

niczym

innym

nie

myslałem.

Ale

to

nie

bedzie

tanie.

-Tym

razem

to

on

się

usmiechnał.

-Z

pewnoscią

trzeba

bedzie

dopłacić

za

zdobycie

ksiaki

na

czas,

skoro

zwlekała

pani

z

tym

do

ostatniej

chwili.

Miała

ochotę

się

skrzywic.



Jesli

ten

twój

znajomy

moe

zdobyc,

to

się

zgadzam.

-Nie

wiedziała,

jak

ma

się

zachowac,

wzruszyła

wiec

tylko

ramionami

i

podziekowała.

Skinał

sztywno

głowa,

zaczekał,

a.

Eve

wyjdzie,

po

czy

usmiechnał

sie.

Oto

do

czego

zmusza

miłosc,

myslała

Eve.

To

ona

kae

jej

współpracować

z



najwiekszym

utrapieniem

w

yciu.

Jesli

ten

sukinsyn

zdobedzie

ksiake,

bedzie

jego

dłuniczka.

A

to

jest

upokarzajace,

pomyslała

z

gorycza,

wsiadajac

do

windy.



Drzwi

windy

otworzyły

się

i

stanał

w

nich

Roarke

z

półusmiechem

na

anielskiej

twarzy

i

radoscią

w

niebieskich

oczach.

Có.

wobec

tego

znaczyło

drobne

upokorzenie?



Nie

wiedziałem,

e

jesteś

ju.

w

domu.

Miałam

coś

do

załatwienia

odparła

wymijajaco.

-Coś

taki

zadowolony?

-

spytała,

przekrzywiajac

głowe.

Chwycił

za

rekę

i

wciagnał

do

pokoju.



Co

o

tym

sadzisz?

Na

szerokim

parapecie

okiennym,

łaczacym

się

z

obramowaniem

ich

łóka,

stała

rozłoysta

choinka,

której

czubek

siegał

a.

do

sufitu.



Spora

stwierdziła

Eve.



Nie

widziałaś

jeszcze

tej

w

salonie.

Jest

dwa

razy

wieksza.

Eve

podeszła

bliej.

Drzewko

musiało

mieć

jakieś

dziesieć

stóp

wysokosci.

Gdyby

się

przewróciło,

rozgniotłoby

ich

jak

pluskwy.



Mam

nadzieje,

e

mocno

się

trzyma.

-Pociagneła

nosem.

-Pachnie

jak

w

lesie.

Domyslam

sie,

e

bedziemy

wieszać

na

niej

te

wszystkie

swiecidełka.

Taki

mam

plan.

-Roarke

podszedł

do

Eve

od

tyłu,

objał

w

tali

i

przyciagnał

do

siebie.

-Swiatełkami

zajmę

się

pózniej.

Ty?

To

meska

robota

odpowiedział,

pieszczac

ustami

jej

kark.

Kto

tak

twierdzi?

Kobiety

od

wieków

miały

dosć

rozsadku,

by

się

tym

nie

zajmowac.

Jesteś

ju.

wolna,

poruczniku?

Myslałam,

e

coś

przegryzę

i

trochę

popracuje.

-jego

usta

muskały

teraz

płat

jej

ucha.

Było

to

ekscytujace

wraenie.

-Chciałabym

te.

sprawdzic,

czy

Mira

przesłała

ju.

portret

psychologiczny.

Przymkneła

oczy

i

odchyliła

głowe,

by

miał

lepszy

dostep.

Kiedy

rece

Roarke'a

powedrowały

ku

jej

piersiom,

poczuła

zamet

w

głowie.



Muszę

te.

napisać

raport.

-Zaczał

dranić

kciukami

brodawki,

rozpalajac

w

niej

płomień

poadania.

Ale

mam

jeszcze

trochę

czasu

mrukneła,

odwracajac

się

do

niego.

Wsuneła

mu

palce

we

włosy

i

przycisneła

wargi

do

jego

ust.

Zamruczał

z

zadowolenia

i

przesunał

dłonmi

wzdłu.

jej

pleców.



Chodź

ze

mna.



Dokad?

Skubnał

jej

dolną

warge.

Zobaczysz.

-otoczył

Eve

ramieniem

i

poprowadził

do

windy.

-Pokój

hologramowy

polecił,

po

czym

pchnał

onę

w

róg

i

wszelkie

protesty

stłumił

oszałamiajacymi

pocałunkami.

Z

sypialnią

coś

nie

w

porzadku?

-spytała,

kiedy

mogła

ju.

oddychac.

Mam

inny

pomysł

odparł

i

nie

spuszczajac

z

niej

wzroku,

wyciagnał

z

windy.

-

program

start.

Wielki

pusty

pokój,

ze

scianami

przypominajacymi

czarne

lustra,

zamigotał

i

zaczał

się

zmieniac.

Najpierw

poczuła

aromatyczny

dym,

potem

ostrą

woń

jakichś

kwiatów.

Swiatła

przygasły

i

zafalowały.



Pojawił

się

olbrzymi

kamienny

kominek

z

trzaskajacym

na

nim

ogniem,

szerokie

okno

z

widokiem

na

stalowobłekitne

góry

i

puszysty

snieg,

połyskujacy

w

swietle

ksieyca,

gliniane

dzbany

z

bukietami

białych

i

rdzawych

kwiatów

oraz

morze

migoczacych

swiec,

białych

jak

snieg

i

osadzonych

w

mosienych

lichtarzach.

Lustra

pod

jej

stopami

zmieniły

się

w

ciemną

drewnianą

podłoge.



Naczelne

miejsce

w

pokoju

zajmowało

olbrzymie

łoe

o

staroswieckich

wezgłowiach,

ozdobionych

wymyslnymi

okuciami

z

mosiadzu.

Przykrywała

je

jasnozłota

narzuta,

na

tyle

gruba

i

puszysta,

by

w

niej

zatonac,

i

mnóstwo

poduszek

w

najróniejszych

kolorach.

Wszystko

zaś

przykrywały

białe

płatki

ró.



O

rany!

-Ponownie

spojrzała

w

okno.

Widok

potenych

szczytów

i

nie

konczaca

się

biała

przestrzeń

wywoływały

dziwny

skurcz

gardła.

-Co

to

za

góry?

Symulacja

Alp

Szwajcarskich.

-Uwielbiał

obserwować

jej

reakcję

na

cos,

czego



nie

znała.

Najpierw

pojawiała

się

cechujaca

glinę

ostronosc,

potem

kobiecy

zachwyt.

-Nie

mogę

cię

tam

zabrac,

wiec

musi

wystarczyć

obraz

holograficzny.

Wział

do

reki

futro

leace

na

brzegu

krzesła.



Moe

byś

to

włoyła?

Co

to

jest?

-spytała

marszczac

brwi.

Futro.

Rzuciła

mu

ironiczne

spojrzenie.

Wiem.

Pytałam,

z

czego

jest

zrobione.

Czy

to

norki?

Sobole.

-Podszedł

do

niej.

-Pomogę

ci.

Ju.

nie

moesz

się

doczekac,

co?

-mrukneła,

kiedy

zaczał

rozpinać

jej

koszule.

Zdjał

ja,

po

czym

przesunał

po

nagich

ramionach

Eve.

Tak.

Mam

ochotę

uwiesć

moją

one.

Ogarneła

fala

poadania,

Nie

potrzebuję

tego.

Pocałował

w

ramie.

Ale

ja

tak.

Usiadz.

Pchnał

na

fotel,

by

móc

sciagnać

buty,

potem

oparł

dłonie

na

poreczach,

pochylił

się

i

przywarł

do

jej

ust.

Całował

z

subtelnoscią

i

finezja,

muskał

goracymi

wargami,

jezykiem,

delikatnie

dranił

zebami.

Zadrała

i

przylgneła

do

niego.

Tego

własnie

pragnał,

jej

uległosci.



Postawił

Eve

na

podłodze

i

rozpiał

jej

spodnie.



Nigdy

nie

przestanę

cię

pragnac.

-Zsunał

spodnie

i

musnał

palcami

jej

biodra.

-



Nigdy

nie

przestanę

cię

kochac.

To

uczucie

nie

ma

granic.



Naga,

przytuliła

się

do

niego

i

ukryła

twarz

we

włosach.



Zmieniłeś

całe

moje

ycie.

Trzymał

Eve

w

ramionach,

delektujac

się

jej

bliskoscia,

po

czym

okrył

futrem.

A

ty

moje.

Wział

na

rece

i

zaniósł

na

łóko.

Wiedziała,

e

za

chwilę

doswiadczy

czegoś

oszałamiajacego,

wszechogarniajacego

i

cudownego.

Pragneła

czuć

jego

pieszczoty,

ciepło

ciała,

tak

jak

pragnie

się

powietrza

czy

wody:

instynktownie,

zachłannie,

jakby

bez

tego

nie

mogła

yc.



Zatracała

się

w

pieszczotach,

gotowa

dawać

i

brac.

Zanurzona

w

puszystej

miekkosci

łoa,

z

niecierpliwoscią

oddawała

pocałunki,

czujac,

jak

jej

ciało

powoli

się

rozpala.

Westchneła

i

pomogła

mu

zdjać

koszule,

by

móc

poczuć

jego

ciało.

Delektowała

się

grą

twardych

miesni,

jedwabistoscią

róanych

płatków,

chłodem

poscieli.

Serce

biło

coraz

szybciej

a

ciałem

wstrzasały

rozkoszne

dreszcze.

Intymny

nastrój

potegowało

migotanie

swiec,

blask

ksieyca

i

cichy

trzask

ognia

na

kominku.



Smakowała

i

dotykała,

oddajac

pieszczotę

za

pieszczote,

potegujac

rozkosz

i

poddajac

się

fali

wznoszacej

na

szczyt.



Kiedy

osiagneła

spełnienie,

zadrał,

po

czym

zsunał

się

wzdłu.

jej

ciała.

Przewracali

się

po

łou,

splatani

nogami.

Twarz

i

włosy

Eve

toneły

w

promieniach

swiatła,

odbijały

się

w

oczach,

potegujac

ich

barwe.

Obserwował,

jak

te

oczy

stają

się

szkliste,

kiedy

cal

po

calu

prowadził

ku

szczytowi.



Czuł

na

sobie

silne,

zwinne

i

dobrze

znane

dłonie

Eve.

Z

jej

ust

wydobywały

się

jeki

rozkoszy,

pieszczac

jego

usta

i

ciało.

Oddech

Roarke'a

stawał

się

coraz

szybszy

i





cieszy,

a

krew

jak

szalona

pulsowała

w

yłach.

W

koncu

płonace

w

nim

poadanie

zmieniło

się

w

oslepiajacy

płomien.



Wówczas

Eve

uniosła

się

nad

nim

i

z

niskim,

gardłowym

jekiem,

domagajacym

się

spełnienia,

przyjeła

go

w

swoje

wnetrze.

Zacisnał

palce

na

jej

biodrach,

a

ona

wygieła

się

w

łuk

i

zaczeła

rytmicznie

poruszac.

Promienie

swiatła

muskały

jej

ciało,

rozchylone

usta

spazmatycznie

chwytały

powietrze,

a

oczy

zmieniły

się

w

złociste

szparki.

Zacisneła

mocno

uda,

kiedy

zalała

fala

orgazmu

i

przywarła

do

Roarke'a,

gdy

podniósł

głowę

i

zaczał

chciwie

ssać

jej

sutek.



Niezdolny

dłuej

się

powstrzymywac,

pchnał

na

plecy,

wprawiajac

umysł

i

ciało

w

oszołomienie

i

wszedł

w

nią

gwałtownie,

przeszywajac

głebokimi

sztychami,

z

niemal

dziką

zachłannoscia,

doprowadzajac

tym

niemal

do

utraty

przytomnosci.

Chwyciła

sie

mocno

wezgłowia,

jakby

ju.

nie

miała

go

puscic,

i

z

gardła

wydarł

się

krzyk

rozkoszy,

kiedy

Roarke

uniósł

jej

kolana.



Kiedy

jej

ciało

zaczeło

dreć

konwulsyjnie,

przycisnał

usta

do

jej

warg

i

dał

się

poniesć

fali

spełnienia.



Leała

wsród

płatków

ró,

rozluzniona

i

wyczerpana,

czujac

się

jak

wosk,

który

stopił

goracy

płomień

swiecy.

Kiedy

zaczeła

swobodniej

oddychac,

Roarke

musnał

wargami

jej

ramie,

po

czym

wstał

i

krył

futrem.

Mrukneła

sennie.



Rozbawiony

i

zarazem

usatysfakcjonowany,

poszedł

w

róg

pokoju

i

polecił

przygotować

wannę

z

wodą

o

temperaturze

trzydziestu

osmiu

stopni.

Nastepnie

otworzył

butelkę

szampana,

wstawił

do

kubełka

z

lodem,

po

czym

wział

na

rece

zmeczoną

Eve.



Nie

spałam

wymamrotała,

co

swiadczyło,

o

czymś

wrecz

przeciwnym.



Rano

miałabyś

do

mnie

pretensje,

e

cię

nie

obudziłem.

Chciałaś

przecie.

popracowac.

-Z

tymi

słowy

zanurzył

w

goracej,

pienistej

wodzie.

Krzykneła

zaskoczona,

by

po

chwili

jeknać

z

rozkoszy.



O

Boe!

Mogłabym

leeć

w

tej

wannie

bez

konca.

Załatw

sobie

urlop,

to

pojedziemy

w

prawdziwe

Alpy

i

bedziesz

mogła

do

woli

moczyć

się

w

wannie.

Tego

własnie

pragnał,

zabrać

stad,

by

mogła

całkowicie

odzyskać

siły.

Wiedział

jednak,

e

to

równie

niemoliwe

jak

przekonanie

jej,

by

pocałowała

Summerseta

w

usta.

Mysl

ta

wywołała

usmiech

na

jego

twarzy.



Có.

cię

tak

rozbawiło?

-spytała

leniwie.

Wspaniała

mysl.

-Podał

jej

kieliszek,

wział

swój

i

wszedł

do

wanny.

Muszę

wracać

do

pracy.

Wiem

odparł

z

głebokim

westchnieniem.

-Dziesieć

minut.

Trudno

było

się

oprzeć

goracej

kapieli

i

chłodnemu

szampanowi.

Wiesz,

zanim

cię

poznałam,

moje

przerwy

ograniczały

się

do

kubka

obrzydliwej

kawy

i..

i

znów

kubka

obrzydliwej

kawy

stwierdziła.

Wiem

i

nadal

zdarza

się

to

zbyt

czesto.

A

w

ten

sposób

znacznie

lepiej

się

odpoczywa

odparł,

zanurzajac

się

w

gestej

pianie.

Trudno

zaprzeczyc.

-Uniosła

nogę

i

przyjrzała

się

swoim

palcom.

-Nie

mam

zbyt

wiele

czasu,

Roarke.

Jemu

się

bardzo

spieszy.

Duo

ju.

wiesz?

Zbyt

mało.

Stanowczo

zbyt

mało.

Na

pewno

dowiesz

się

wiecej.

Jesteś

swietnym

glina.

Znam

się

na

tym.



Zmarszczyła

brwi

nad

kieliszkiem.



On

nie

robo

tego

pod

wpływem

gniewu.

Na

razie.

Równie.

nie

dla

korzysci

i

nie

z

zemsty.

Łatwiej

byłoby

go

wytropic,

gdybym

znała

motyw.

Miłosc.

Zakleła

cicho.

Mojej

miłosci.

Ale

nie

mona

mieć

dwunastu

miłosci.

Podchodzisz

do

tego

zbyt

racjonalnie.

Uwaasz,

e

meczyzna

nie

moe

kochać

kilku

kobiet.

A

to

nieprawda.

Chyba

e

ma

serce

w

rozporku.

Rozesmiał

się

i

otworzył

jedno

oko.

Kochana

Eve.

Czesto

trudno

jest

rozdzielić

te

dwie

sprawy.

Dla

niektórych

głebsze

uczucie

zaczyna

się

od

fizycznego

pociagu

dodał,

widzac

błysk

w

jej

oczach.

-A

moe

on

uwaał

te

kobiety

za

miłosć

swojego

ycia?

Kiedy

się

z

tym

nie

zgadzały,

odbierał

im

ycie,

bo

tylko

tak

mógł

je

przekonac.

Brałam

to

pod

uwage.

Ale

to

nadal

zbyt

mało.

On

kocha

to,

czego

nie

moe

miec,

a

skoro

nie

moe

miec,

niszczy.

-Wzruszyła

ramionami.

-nie

cierpię

takiego

pieprzonego

rozumowania.

Wprowadza

tylko

zamieszanie.

Musisz

przyznać

mu

punkty

za

całą

teatralną

oprawe.

Tak

i

mam

nadzieje,

e

dzieki

niej

go

złapie.

A

wtedy

wsadzę

do

pudla

wesołego

Mikołajka.

Czas

minał

oznajmiła,

wychodzac

z

wody.

Zdjeła

recznik

z

goracej

suszarki

i

w

tym

momencie

zabrzeczał

nadajnik.



Cholera.

-Ociekajac

woda,

przebiegła

w

drugi

koniec

pokoju

i

wyciagneła

z

kieszeni

spodni

podreczny

wideokom.

-Blokada

wideo

mrukneła.

-Dallas.



Komunikat

do

porucznik

Eve

Dallas.

PS,

Houston

cztery

trzy

dwa,

lokat

szesć

E.

Zgłosić

się

natychmiast

pod

wskazany

adres.

Komunikat

przyjety.

-Przesuneła

dłonią

po

mokrych

włosach.

-Wezwać

do

pomocy

posterunkową

Delię

Peabody.

Potwierdzone.

Koniec

połaczenia.

PS?

-Roarke

ponownie

zarzucił

futro

na

ramiona

Eve.

Podejrzana

smierc.

-Odrzuciła

recznik

i

wciagneła

spodnie.

-cholera,

to

mieszkanie

Donniego

Raya.

Dzisiaj

z

nim

rozmawiała.

Donnie

Ray

kochał

swoją

matke.

Była

to

pierwsza

mysl,

która

przyszła

Eve

do

głowy,

kiedy

przyjechała

na

miejsce.



Leał

na

łóku,

owiniety

błyszczacym

zielonym

łancuchem

choinkowym.

Jasnoółte

włosy

miał

starannie

uczesane.

Pomalowane

na

ciemnozłoty

kolor

rzesy

rzucały

sień

na

policzki.

Wargi

pociagniete

szminką

miały

ten

sam

odcien.

Na

prawym

przegubie,

tu.

nad

zdartą

skóra,

tkwiła

gruba

złota

bransoleta

z

wyrytymi

na

niej

trzema

ptakami.



Trzy

wabiki

powiedziała

stojaca

za

nią

Peabody.

-Cholera!

Zmienia

płec,

ale

oprawa

zostawia

stwierdziła

bezosobowym

tonem

Eve,

odsuwajac

się

na

bok,

by

kamera

mogła

objać

ciało.

-Pewnie

znajdziemy

tatua.

i

slady

gwałtu.

Nogi

i

rece

miał

skrepowane

tak

jak

poprzednie

ofiary.

Potrzebne

nam

bedą

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa

z

hallu

i

sprzed

głównego

wejscia.



To

był

taki

miły

gosć

mrukneła

Peabody.

A

teraz

jest

martwym

gosciem.

Bierzmy

się

do

roboty.

Peabody

wyprostowała

się

słubiscie.

Tak

jest.

Tatua.

znalazły

na

lewym

posladku.

Nie

ulegało

watpliwosci,

e

meczyzna

został

zgwałcony.

Nawet

jesli

zrobiło

to

na

Eve

jakieś

wraenie,

nie

okazała

tego.

Dokonała

wstepnych

ogledzin,

zabezpieczyła

miejsce

zbrodni,

zarzadził

przepytywanie

sasiadów

i

przygotowanie

ciała

do

wyniesienia.



Sprawdź

jego

wideokom

poleciła

Peabody.

-Przejrzyj

kalendarz

terminowy

i

zbierz

wszystkie

dane,

które

moesz

zdobyć

w

Szczesliwym

Zwiazku”.

Chcę

mieć

to

dziś

sprzataczy”.

Przeszła

przez

hall

do

łazienki.

Sciany,

podłoga

i

wszystkie

sprzety

lsniły

czystoscia.



Naley

przypuszczac,

e

to

dzieło

naszego

znajomego.

Donnie

Ray

nie

grzeszył

czystoscia.

Nie

zasłuył

na

taką

smierc.

Nikt

nie

zasługuje

na

taki

koniec.

-Eve

cofneła

się

od

drzwi

łazienki.

-Polubiłaś

go.

Ja

te.

A

teraz

zapomnij

o

tym,

bo

i

tak

mu

nie

pomoesz.

Nie

yje,

a

my

musimy

wykorzystać

wszystko

to,

co

tu

znajdziemy,

by

dotrzeć

do

numeru

czwartego,

zanim

go

dopadnie.

Wiem,

ale

nie

mogę

się

opanowac.

Boe,

przecie.

rozmawiałysmy

z

nim

zaledwie

przed

kilkoma

godzinami.

Nie

mogę

przestać

o

tym

mysleć

powtórzyła.

-Nie

jestem

taka

jak

pani.



Myslisz,

e

jemu

zaley

na

twoich

uczuciach?

On

chce

sprawiedliwosci,

nie

alu

czy

litosci.

Kopneła

wsciekle

leace

na

podłodze

puszki

i

buty.



myslisz,

e

obchodzi

go,

e

jestem

wkurzona?

-Utkwiła

w

Peabody

pałajace

spojrzenie.

-Jemu

to

w

niczym

nie

pomoe,

a

mnie

maci

umysł.

Co

ja

takiego

przegapiłam?

Na

co

nie

zwróciłam

uwagi?

Ten

sukinsyn

podtyka

mi

wszystko

pod

nos.

Peabody

milczała.

Nie

pierwszy

raz

chłodny

profesjonalizm

Eve

wzieła

za

brak

serca.

Po

tylu

miesiacach

wspólnej

pracy

powinna

znać

lepiej.

Westchneła.



Moe

on

zostawia

zbyt

duo

sladów

i

to

rozprasza

naszą

uwage.

Eve

zmruyła

oczy

i

rozluzniła

zacisniete

w

piesci

dłonie.

To

jest

mysl.

Zbyt

wiele

tropów,

zbyt

wiele

informacji.

Musimy

wybrać

jedną

drogę

i

trzymać

się

jej.

Zacznij

szukac,

Peabody

poleciła,

wyciagajac

nadajnik.

-

Zapowiada

się

długa

noc.

Wróciła

do

domu

o

czwartej

nad

ranem.

Trzymała

się

tylko

dzieki

litrom

obrzydliwej

kawy,

jaką

serwowano

w

centrali.

Pod

powiekami

czuła

piasek,

bolał



oładek,

a

mimo

to

umysł

nadal

miała

jasny.

Jednak

kiedy

do

biura

wszedł

Roarke,

drgneła

nerwowo

i

chwyciła

bron.

Co

ty

tu

robisz,

do

cholery?

-warkneła.

Mógłbym

o

to

samo

spytać

ciebie,

poruczniku.



Pracuje.

Uniósł

brew,

chwycił

Eve

za

podbródek

i

spojrzał

jej

w

twarz.

Raczej

przepracowujesz

sie.

Skonczyła

się

prawdziwa

kawa

w

moim

autokucharzu

i

musiała

pić

te

pomyje,

które

dają

w

centrali.

Kilka

łyków

dobrej

kawy

i

stanę

na

nogi.

Kilka

godzin

snu

dałoby

ci

wiecej.

Miała

ochotę

odepchnać

jego

reke,

lecz

tego

nie

zrobiła.

Moliwe,

e

w

koncu

bedę

musiała

zaaplikować

sobie

jakiś

legalny

srodek.

Czas

nagli,

Roarke.

Pozwól

sobie

pomóc.

Nie

mogę

cię

wykorzystywać

za

kadym

razem,

kiedy

robi

się

goraco.

Dlaczego?

-Zaczał

masować

jej

napiete

miesnie

ramion.

-Bo

nie

jestem

na

liscie

departamentu

policji?

Na

przykład.

-jego

palce

rozpraszały

ja.

Czuła,

e

mysli

gdzieś

odpływają

i

nie

mogła

ich

zebrac.

-Zrobię

sobie

odpoczynek.

Dwie

godziny

powinny

mi

wystarczyć

na

przygotowanie.

Ale

przespię

się

tutaj.

Dobry

pomysł.

Podprowadził

do

fotela.

Nie

opierała

sie.

Połoył

się

obok

niej

i

polecił

rozłoyć

siedzenie.



powinieneś

wrócić

do

łóka

mrukneła,

ale

przytuliła

się

do

niego.

Wolę

spać

z

moją

ona,

jesli

mam

ku

temu

okazje.

Dwie

godziny...

mam

pewien

pomysł.

Dwie

godziny

powtórzył

i

zamknał

oczy,

kiedy

poczuł,

e

Eve

usneła.



Rozdział

8



Muszę

ci

o

czymś

powiedziec.

-Roarke

zaczekał,

a.

Eve

skonczy

jesć

omlet

i

usmiechnał

sie,

dolewajac

jej

kawy.

-O

kosmetykach

upiekszajacych

Natural

Perfection.



Podniosła

na

niego

wzrok.



Jesteś

włascicielem

tej

firmy.

To

jedna

z

podległych

mi

spółek,

wchodzacych

w

skład

Roarke

Industries.

-

Usmiechnał

się

znad

kubka.

-Jednym

słowem

tak.

Wiedziałam

o

tym.

-Wzruszyła

ramionami,

cieszac

się

w

duchu,

kiedy

uniósł

brew,

zdziwiony

jej

nonszalancką

reakcja.

-Sadziłam,

e

poradzę

sobie

bez

ciebie.

Daj

spokój,

kochanie.

Skoro

jestem

włascicielem

firmy,

powinnaś

pozwolić

mi

przejrzeć

listę

kosmetyków,

których

uył

morderca

dodał,

widzac,

e

Eve

się

usmiecha.

Sami

się

z

tym

uporamy.

-Wstała

od

stołu

i

podeszła

do

biurka.

-Wynika

z

tego,

e

te

kosmetyki

nabyto

tam,

gdzie

bywały

ofiary.

Idac

dalej

tym

tropem,

moemy

ograniczyć

listę

podejrzanych.

Te

kosmetyki

obrzydliwie

drogie.

Dostajesz

to,

za

co

płacisz

odparł

po

prostu

Roarke.

Ale

eby

szminka

kosztowała

dwiescie

etonów?

-Spojrzała

na

niego

spod

zmruonych

powiek.

-Powinieneś

się

wstydzic.



Nie

ja

ustalam

ceny.

-Tym

razem

to

on

się

usmiechnał.

-ja

tylko

zarzadzam

zyskami.

Kilka

godzin

snu

i

goracy

posiłek

dobrze

jej

zrobiły,

pomyslał.

Twarz

nabrała

rumienców

i

nie

miała

ju.

takich

zapadnietych

oczu.

Wstał

od

stołu,

podszedł

do

Eve

i

dotknał

cieni

pod

oczami.

-Chciałabyś

wziać

udział

w

posiedzeniu

rady

i

zaproponować

zmianę

cen?



Cha,

cha!

-Kiedy

pocałował

w

usta,

z

trudem

powstrzymała

sie,

by

do

niego

nie

przylgnac.

-idź

sobie,

muszę

się

kupic.

Za

chwileczke.

-Ponownie

pocałował,

na

co

odpowiedziała

westchnieniem.

-

czemu

mi

o

wszystkim

nie

opowiesz?

Łatwiej

ci

bedzie

głosno

myslec.

Znów

westchneła,

siedziała

chwilę

pochylona,

po

czym

wyprostowała

sie.



To

obrzydliwe

wykorzystywać

cos,

co

symbolizuje

nadzieję

i

niewinnosc.

Ten

zamordowany

wczoraj

dzieciak

nie

zrobił

nikomu

nic

złego.

Podobnie

jak

tamte

kobiety.

Wniosek?

He

morderca

jest

biseksualny

i

szuka

miłosci

nie

tylko

wsród

przedstawicielek

płci

przeciwnej.

Tego

meczyznę

zgwałcono

w

taki

sam

sposób

jak

poprzednie

ofiary.

Został

zwiazany,

naznaczony

tatuaem

i

umalowany

tak

samo

jak

one.

Odeszła

od

biurka,

machinalnie

biorac

do

reki

kubek

z

kawa.



Wszystkie

trzy

ofiary

wybrał

sposród

klientów

Szczesliwego

Zwiazku”.

Musiał

mieć

dostep

do

ich

tasm

wideo

i

danych

osobowych.

Mógł

umówić

się

z

tymi

kobietami,

lecz

nie

z

Donnie

Rayem.

Donnie

był

heteroseksualny.

To

dowodzi,

e

morderca

nie

spotkał

się

ze

swymi

ofiarami,

w

kadym

razie

nie

był

z

nimi

na

randce.

Najwyej

w

wyobrazni.



Wybiera

osoby,

które

mieszkają

same.

Bo

jest

tchórzem.

Nie

chcę

prawdziwej

konfrontacji.

Odurza

swoje

ofiary

i

krepuje.

Tylko

w

ten

sposób

moe

być

pewny,

e

ma

władzę

i

e

panuje

nad

sytuacja.

Jej

mysli

ponownie

skierowały

się

ku

Rudy'emu.

Odstawiła

kubek

i

wsuneła

palce

we

włosy.



Jest

sprytny,

konsekwentny

i

przewidujacy.

I

dzieki

temu

go

przyskrzynie.

Powiedziałas,

e

masz

pomysł.

Tak,

nawet

kilka.

Bedę

musiała

uzyskać

na

nie

zgodę

góry.

I

przez

jakiś

czas

unikać

Nadine.

Nie

mogę

ujawnić

jej

tej

historii

ze

swietym

Mikołajem.

Doszłoby

do

tego,

e

ludzie

zaczeliby

się

rzucać

na

kadego

napotkanego

w

sklepie

lub

na

rogu

ulicy

dziadka

w

czerwonym

kubraku.

-Ju.

słyszę

zapowiedz-mruknał

Roarke.

-Swiety

Mikołaj

napada

na

samotnych.

Szczegóły

w

popołudniowych

wiadomosciach.

Nadine

spodobałby

się

ten

pomysł.



Ale

go

nie

zdradze.

Chyba

e

nie

bedę

miała

wyboru.

Zamierza

dokładniej

przyjrzeć

się

Szczesliwemu

Zwiazkowi”.

Postaram

się

trzymać

z

daleka

od

siebie

i

zdobyć

informację

od

kogos,

kto

pracuje

w

tej

agencji.

Rudy

i

Piper

bedą

wyć

z

wsciekłosci.

-na

jej

twarzy

pojawił

się

złosliwy

usmiech.

-Dobrze

im

tak.

Para

zarozumiałych

androidów.

Trzeba

porzadnie

nimi

potrzasnac.

Nie

lubisz

ich.

Przyprawiają

mnie

o

dreszcze.

Wiem,

e

się

pieprzą

ze

soba.

Obrzydliwosc.

Nie

podoba

ci

się

to?



rodzenstwem.

Ach,

rozumiem.

-Chocia.

uwaał

się

za

człowieka

swiatowego,

w

pełni

podzielał

opinię

ony.

To

bardzo...

brzydkie.

Tak.

-Eve

nagle

straciła

apetyt

i

odsuneła

talerz

z

puszystymi

rogalikami.

-On

kieruje

całym

tym

cyrkiem

i

nia.

W

tej

chwili

jej

pierwszy

na

moje

liscie

podejrzanych.

Ma

dostep

do

wszystkich

danych

klientów,

a

jesli

udowodnię

kazirodztwo,

bedzie

mona

mu

zarzucić

seksualną

dewiacje.

Muszę

mieć

tam

swojego

człowieka.

-Odetchneła

głeboko,

słyszac

zbliajace

się

kroki

na

korytarzu.

A

oto

i

on.

Oboje

spojrzeli

na

drzwi

w

momencie,

gdy

staneła

w

nich

Peabody.

Przeniosła

wzrok

z

jednego

na

drugie

i

wzruszyła

ramionami,

jakby

chciała

pozbyć

się

czegoś

niewygodnego.



Coś

się

stało?

Nic,

wejdz.

-Eve

wskazała

palcem

krzesło.

-Bierzmy

się

do

roboty.

Kawy?

-zaproponował

Roarke.

Domyslił

się

ju,

jakie

Eve

ma

plany

wzgledem

asystentki.

Tak,

dzieki.

McNab

jeszcze

nie

przyszedł?

Nie.

Najpierw

z

tobą

sobie

pogada,

Eve

spojrzała

znaczaco

na

Roarke'a.

Ju.

wychodze.

Podał

Peabody

kubek

z

kawa,

pocałował

one,

chocia,

a

moe

własnie

dlatego,

e

zmarszczyła

brwi,

po

czym

wyszedł

do

sasiedniego

pokoju

i

zamknał

za

sobą

drzwi.



Czy

on

zawsze

tak

rano

wyglada?

-spytała

Peabody.



Zawsze.

Peabody

westchneła

głeboko.

Czy

on

na

pewno

jest

człowiekiem?

Nie

zawsze.

-Eve

przysiadła

na

brzegu

biurka

i

przyjrzała

się

asystentce.

-

Chciałabyś

poznać

kilku

facetów?

Co?

Chcesz

poszerzyć

swój

krag

towarzyski

i

poznać

kilku

facetów

i

podobnych

zainteresowaniach?

Peabody

usmiechneła

sie,

pewna,

e

Eve

artuje.



Czy

nie

dlatego

zostałam

glina?

Glina

to

wszawy

partner

na

ycie.

Potrzebna

ci

pomoc

takiej

agencji

jak

Szczesliwy

Zwiazek”.

Peabody

pokreciła

głowa.



kilka

lat

temu,

kiedy

przeprowadzałam

się

do

miasta,

skorzystałam

z

usług

takiego

biura.

To

zbyt

szablonowe.

Wolę

poznawać

obcych

facetów

w

barach.

-Eve

jednak

nie

spuszczała

z

niej

wzroku,

wiec

Peabody

opusciła

kubek.

-Och!

-

wyrwało

jej

sie,

gdy

wreszcie

zrozumiała.

Oczywiscie

bedę

musiała

omówić

to

z

Whitneyem.

Nie

mogę

podstawić

tajnego

agenta

bez

zgody

komendanta.

Tajna

agentka.

-Dosć

długo

pracowała

ju.

w

policji,

by

zrozumiec,

co

oznacza

ten

termin,

a

mimo

to

nie

mogła

się

oprzeć

uczuciu

podekscytowania

i

zachwytu.

Boe,

Peabody,

opanuj

sie.

-Eve

wstała

i

wsuneła

dłonie

we

włosy.

-mam

zamiar

wsadzić

się

w

paszczę

lwa

i

uyć

cię

jako

przynety,

a

ty

szczerzysz

zeby,

jakbyś



dostała

nagrode.



Jesli

pani

uwaa,

e

się

do

tego

nadaje,

to

ju.

jest

wystarczajaca

nagroda.

Jak

najbardziej

się

nadajesz

powiedziała

Eve,

opuszczajac

ramiona.

-Bo

scisle

wypełnisz

polecenia.

I

tego

własnie

oczekuje.

Wykonywania

polecen.

Hadnych

popisów.

Kiedy

uda

mi

się

to

załatwić

i

wyciagnać

z

budetu

policyjnego

odpowiednie

fundusze,

wchodzisz

w

to.

A

co

z

Rudym

i

Piper?

na

liscie

podejrzanych

i

widzieli

mnie.

Widzieli

posterunkowa.

Tacy

ludzie

nie

zwracają

uwagi

na

mundurowych.

Postaramy

sie,

by

Mavis

i

Trina

odpowiednio

się

przygotowały.

Super.

Weź

się

w

garsc,

Peabody.

Musimy

zmienić

ci

wyglad.

Przejrzałam

wideo

ofiar

i

dane

osobowe.

Wybierzemy

cechy

wspólne

i

wprowadzimy

je

do

twojego

portretu

psychologicznego.

Trzeba

stworzyć

ci

osobowosc.

Gówno

prawda!

W

drzwiach

stał

McNab.

Twarz

płoneła

mu

wsciekłoscia,

oczy

błyszczały,

usta

miał

zacisniete,

a

rece

zwiniete

w

piesci.



Pieprzona

bzdura!

Detektywie

McNab,

przyjełam

do

wiadomosci

twoją

opinię

odparła

spokojnie

Eve.

Chce

pani

nasadzić

jak

robaka

na

wedkę

i

zanurzyć

w

jeziorze?

Cholera,

Dallas.

Przecie.

ona

nie

ma

pojecia

o

tajnych

operacjach!

Pilnuj

swojego

nosa

warkneła

Peabody,

zrywajac

się

z

krzesła.

-Wiem,

co

mam

robic.



Nie

masz

zielonego

pojecia.

-McNab

stanał

na

wprost

niej.

-Jesteś

zwykła

asystentka,

pomocnikiem,

czymś

w

rodzaju

androida.

Eve

dostrzegła

niebezpieczny

błysk

w

oczach

Peabody

i

staneła

miedzy

nimi,

zanim

piesć

dziewczyny

dosiegła

nosa

McNaba.



Dosć

tego.

Wysłuchała

twojej

opinii,

McNab,

a

teraz

się

zamknij.

Nie

pozwole,

by

ten

sukinsyn

nazywał

mnie

androidem.

Dosć

tego,

Peabody

ucieła

Eve.

-Siadaj.

Oboje

siadajcie,

do

cholery,

i

spróbujcie

sobie

przypomniec,

kto

tu

rzadzi,

zanim

podam

was

do

raportu.

Ostatnią

rzecza,

jakiej

mi

trzeba,

to

para

gówniarzy

skaczacych

sobie

do

oczu.

Jesli

nie

potraficie

się

opanowac,

droga

wolna.

Nic

tu

po

przemadrzałych

detektywach

mrukneła

Peabody.

O

tym

ju.

ja

zadecyduje.

Potrzeba

nam

wtyczki,

która

czegoś

się

dowie

i

bedzie

jednoczesnie

przyneta.

A

własciwie

potrzeba

nam

dwóch

przynet

dodała,

patrzac

na

oboje.

-Meskiej

i

enskiej.

Wchodzisz

w

to,

McNab?

Chwileczke.

-Peabody

zerwała

się

z

krzesła.

Eve

nigdy

nie

widziała

jej

tak

zaskoczonej.

0

Chce

pani,

eby

on

te.

był

tajnym

agentem?

Razem

ze

mna?

Tak,

wchodzę

w

to.

-McNab

usmiechnał

się

lekko.

Dzieki

temu

bedzie

miał

na

oku

i

dopilnuje,

by

nie

wpakowała

się

w

kłopoty.

To

bedzie

mega!

-Mavis

Freestone

tanczyła

po

domowym

biurze

Eve

na

wysokich,

siegajacych

połowy

uda

botkach.

Cienki

materiał

sukienki

podkreslał





kształt

jej

nóg,

kiedy

balansowała

na

trzycalowych

czerwonych

szczudłach.

Obcasy

harmonizowały

z

kolorem

niebywale

krótkiej

sukienki.

Jaskrawoczerwone

włosy

opadały

spiralnymi

splotami

na

ramiona.

Nad

górną

brwią

miała

wytatuowane

małe

serduszko.



Jesteś

teraz

na

liscie

płac

policji.

Bezcelowe

było

przypominanie

Mavis,

e

nie

przyszła

tu

dla

zabawy,

Eve

uznała

to

jednak

za

konieczne

wobec

ywiołowej

reakcji

przyjaciółki,

która

patrzyła

na

Peabody

oczyma

w

nowym

kolorze

soczystej

trawy.



Gówniana

płaca

stwierdziła

Trina.

Wizaystka

obeszła

Peabody

jak

uszkodzoną

rzezbe:

z

zaciekawieniem,

uwagą

i

lekką

drwina.

Jedną

z

brwi

zdobiły

kolczyki

w

kształcie

złotych

kółek,

na

widok

których

Eve

a.

się

skrzywiła.

Sliwkowopurpurowe

włosy

zebrane

były

w

wysoki

stoek.

Miała

na

sobie

czarny

obcisły

kombinezon

z

wymalowanymi

na

piersiach

swietymi

Mikołajami.



I

one

miały

być

policyjnymi

konsultantkami,

które

Whitney

zgodził

się

wciagnać

na

listę

płac,

pomyslała

Eve,

przecierajac

oczy.



ma

być

skromnie

i

naturalnie

uprzedziła

obie

specjalistki

od

urody.

-

Najwaniejsze,

eby

nie

wygladała

jak

glina.

Co

o

tym

sadzisz

Trina?

-Mavis

pochyliła

się

nad

ramieniem

Peabody

i

przyłoyła

jej

do

twarzy

swoje

włosy.

-Ten

kolor

by

jej

pasował.

Odpowiedni

na

swiateczną

pore.

Zobaczycie,

jakie

kreacje

poyczył

nam

Leonardo.

W

tym

cielistym

skórzanym

kombinezonie

bedziesz

wspaniale

wygladała,

Peabody.

W

skórzanym

kombinezonie?

-Peabody

zbladła,

myslac

o

swoich

wypukłosciach



i

spojrzała

pytajaco

na

Eve.



Ma

być

skromnie

powtórzyła

Eve.

Jakich

kosmetyków

uywasz

do

twarzy?

-spytała

Trina,

chwytajac

Peabody

za

podbródek.

-Papieru

sciernego?

Ja...

Masz

pory

jak

ksieycowe

kratery,

dziewczyno.

Potrzebujesz

kompleksowego

zestawu

pielegnacyjnego.

Zaczynam

od

peelingu.

O

Boe!

-Przeraona

Peabody

usiłowała

uwolnić

brode.

-Posłuchaj...

A

cycki

masz

własne

czy

skorygowane?

Własne.

-Peabody

instynktownie

osłoniła

biust.

-I

jestem

z

nich

zadowolona.

Niezłe.

No

dobra,

rozbieraj

sie.

Obejrzymy

je

i

całą

reszte.

Mam

się

rozebrac?

-Peabody

obejrzała

się

na

Eve.

-Pani

porucznik?

Powiedziałas,

e

dasz

sobie

rade

jako

tajna

agentka.

-Eve

zadrała

współczujaco,

po

czym

ruszyła

do

drzwi.

-Macie

dwie

godziny.

Potrzebuję

trzech!

-zawołała

za

nią

Trina.

-Sztuka

nie

toleruje

popedzania.

Dwie

godziny

powtórzyła

Eve

i

zamkneła

drzwi,

słyszac

przeraony

pisk

asystentki.

Bedzie

lepiej,

jesli

na

jakiś

czas

zniknę

z

pola

widzenia,

pomyslała

i

postanowiła

złoyć

wizytę

staremu

znajomemu.

Charles

Monroe

był

licencjonowaną

meską

prostytutka,

najprzystojniejszą

ze

wszystkich,

jakie

Eve

dotychczas

spotkała.

Kiedyś

pomógł

jej

w

sledztwie,

a

potem

zaproponował

jej

swe

usługi

za

darmo.

Pomoc

przyjeła,

lecz

propozycję

odrzuciła.



Nacisneła

dzwonek

do

eleganckiego

apartamentu,

mieszczacego

się

w

kamiennicy





w

centrum

miasta,

której

włascicielem

był

Roarke.

Kiedy

przy

drzwiach

zapaliło

się

zielone

swiatełko,

spojrzała

w

wizjer

i

wyciagneła

odznake,

na

wypadek

gdyby

Charles

jej

nie

poznał.

Okazało

się

to

niepotrzebne.



Słodka

pani

porucznik.

-Chwycił

w

objecia

i

wycisnał

na

ustach

namietny

pocałunek.

Rece

przy

sobie

warkneła.

Nie

miałem

okazji

pocałować

panny

młodej.

-mrugnał

do

niej

znaczaco.

Był

przystojnym

meczyzna,

o

pieknej

twarzy

i

trochę

sennym

spojrzeniu.

-No

to

jak

to

jest

być

oną

najbogatszego

człowieka

na

swiecie?

Pływam

w

kawie.

Pochylił

głowę

i

przyjrzał

jej

się

z

uwaga.

Wcia.

jesteś

w

nim

zakochana.

To

dobrze.

Widziałem

was

w

telewizji.

Na

jakimś

przyjeciu.

Zastanawiałem

sie,

jak

ci

tam

jest.

Wyglada

na

to,

e

nie

przyszłaś

skorzystać

z

propozycji,

którą

ci

złoyłem

przed

kilkoma

miesiacami.

Muszę

z

tobą

porozmawiac.

Dobra,

wejdz.

-Cofnał

sie,

zapraszajac

do

mieszkania.

Miał

na

sobie

czarny

kombinezon,

podkreslajacy

kształtną

figure.

-Napijesz

się

czegos?

Watpie,

by

moja

kawa

dorównywała

tej,

którą

serwuje

Roarke.

Moe

pepsi?

Chetnie.

Pamietała

jego

kuchnie:

schludna,

spartanska,

o

prostych

liniach.

Tak

jak

jej

własciciel.

Usiadła

na

krzesle,

gdy

tymczasem

gospodarz

wyjał

z

lodówki

dwie

puszki

i

rozlał

płyn

do

wysokich

szklanek.

Potem

zgniótł

puszki,

wrzucił

je

do

recyklera

i

usiadł

naprzeciw

Eve.





Wypiłbym

za

dawne

dobre

czasy,

Dallas,

ale...

nie

były

najlepsze.

Tak.

Te

obecne

te.

nie

dobre,

Charles.

Powiedz

mi,

dlaczego

licencjonowana

prostytutka

korzysta

z

usług

agencji

matrymonialnej?

Zanim

odpowiesz

ciagneła,

unoszac

w

górę

szklankę

muszę

cię

poinformowac,

e

korzystanie

z

takich

usług

w

celach

zawodowych

jest

nielegalne.

Zaczerwienił

sie.

Nie

mogła

w

to

uwierzyc,

lecz

jego

meska,

przystojna

twarz

oblała

się

rumiencem,

a

wzrok

przeniósł

się

na

szklanke.



Jezu,

czy

ty

musisz

o

wszystkim

wiedziec?

Gdyby

tak

było,

nie

pytałabym

cię

o

to.

Odpowiedz,

Charles.

To

prywatna

sprawa

mruknał.

Wówczas

nie

byłoby

mnie

tutaj.

Czemu

zgłosiłeś

się

do

Szczesliwego

Zwiazku”?

Bo

potrzebna

mi

kobieta

warknał.

Podniósł

wzrok,

w

którym

teraz

płonał

gniew.

-Prawdziwa

kobieta,

nie

taka,

która

mi

płaci.

Có.

w

tym

złego,

e

chciałbym

się

z

kimś

zwiazac?

W

mojej

pracy

nie

ma

takiej

moliwosci.

Robisz

to,

za

co

ci

płacą

i

starasz

się

robić

to

dobrze.

Lubię

moją

prace,

ale

chcę

mieś

własne

ycie.

Nie

ma

nic

nagannego

w

tym,

e

chce

się

zyć

po

swojemu.

Nie

ma

przyznała.

Dlatego

zataiłem

swój

zawód.

-Poruszył

się

niespokojnie.

-Nie

chciałem

umawiać

się

z

kobieta,

która

czuje

wstret

do

kontaktów

z

licencjonowaną

prostytutka.

Aresztujesz

mnie

za

podanie

agencji

fałszywych

informacji?

Nie.

-Było

jej

przykro,

e

wprawiła

go

w

zakłopotanie.

-Miałeś

się

spotkać

z

kobietą

o

nazwisku

Marianna

Hawley.

Pamietasz

ja?

Marianna.

-Wypił

kilka

haustów

zimnego

napoju,

by

odzyskać

równowage.

-



Pamietam

jej

wideokasete.

Piekna

kobieta,

taka

ciepła.

Skontaktowałem

się

z

nia,

ale

ju.

kogoś

poznała.

-Usmiechnał

się

i

wzruszył

ramionami.

-Nie

mam

szczescia.

Własnie

takiej

kobiety

szukałem.



Nigdy

się

z

nią

nie

spotkałes?

Nie.

Umówiłem

się

z

czterema

innymi

kandydatkami.

Jedna

nawet

mi

odpowiadała.

Spotykalismy

się

przez

kilka

tygodni.

-Westchnał.

-Uznałem,

e

jesli

ma

cos

z

tego

byc,

to

muszę

jej

powiedziec,

co

naprawdę

robie.

I

to

stuknał

w

szklankę

Eve

był

koniec

znajomosci.

Przykro

mi.

Hej,

przecie.

nie

ona

jedna

jest

na

swiecie.

-Jednak

nie

zabrzmiało

to

przekonywujaco.

-Szkoda,

e

Roarke

wykluczył

cię

z

gry,

Charles,

Marianna

nie

yje.

Co?

Nie

ogladałeś

wiadomosci?

Nie.

Nie

yje?

-Spojrzał

na

Eve

z

nagłą

uwaga.

-A

wiec

została

zamordowana.

Nie

byłoby

cię

tu,

gdyby

zmarła

we

snie.

Jestem

podejrzany?

Tak

odparła,

bo

lubiła

go

na

tyle,

by

być

z

nim

szczera.

-Zamierzam

cię

oficjalnie

przesłuchac,

tak

dla

formalnosci.

Ale

powiedz

mi,

czy

masz

alibi

na

wtorkowy

wieczór,

srodowy

i

wczorajszy?

Popatrzył

na

nią

przeraonym

wzrokiem.



Jak

ty

to

robisz?

-spytał.

-jednego

dnia

pracujesz,

drugiego

masz

wolne?

Spojrzała

mu

w

oczy.

O

to

samo

mogę

spytać

ciebie,

Charles.

Wiec

darujmy

sobie

te

porównania.

Masz



alibi

na

te

dni?

Przestał

się

w

nią

wpatrywać

i

wstał

od

stołu.



Przyniosę

terminarz.

Pozwoliła

mu

na

to,

wiedzac,

e

moe

zaufać

instynktowi.

Charles

nie

był

typem

mordercy.

Wrócił,

niosac

w

reku

mały

elegancji

kalendarz.

Otworzył

go

i

odnalazł

dni,

o

które

pytała

Eve.



We

wtorek

byłem

zajety

całą

noc.

Stała

klientka.

Moesz

sprawdzic.

Wczoraj

wieczorem

byłem

w

teatrze,

potem

na

kolacji

i

potem

tutaj.

Klientka

wyszła

o

drugiej

trzydziesci.

W

srodę

byłem

w

domu.

Sam.

-podsunał

jej

terminarz.

-

Zapisz

sobie

nazwiska

i

sprawdz.

Bez

słowa

przepisała

nazwiska

i

adresy

do

notatnika.



Czy

mówią

co

coś

takie

nazwiska

jak

Sarabeth

Greenbalm

i

Donnie

Ray

Michael

spytała

po

dłuszej

przerwie.

Nie.

Przyjrzała

mu

się

z

uwaga.

Nigdy

nie

widziała,

ebyś

się

malował.

Po

co

kupiłeś

szminkę

i

cień

do

powiek

Natural

Perfection

w

salonie

Badź

Zawsze

Piekna”?

Szminke?

-Przez

chwilę

patrzył

na

nią

pustym

wzrokiem.

W

koncu

pokrecił

głowa.

-kupiłem

dla

kobiety,

z

którą

się

spotykam.

Prosiła

mnie

o

to,

bo

miałem

odebrać

w

salonie

katalog,

który

zamówiłem.

Usmiechnał

się

lekko,

wyraznie

zmieszany.



A

co,

zmartwiłabyś

sie,

gdybym

kupił

szminke?



Jeszcze

jedna

sprawa,

Charles.

Pomogłeś

mi

kiedys,

wiec

teraz

ja

ci

się

zrewanuje.

Trzy

osoby,

które

korzystały

z

usług

Szczesliwego

Zwiazku”

nie

yja.

Zostały

zamordowane

w

ten

sam

sposób

i

przez

samą

osobe.

Trzy?

Boe!

W

ciagu

tygodnia.

Nie

zamierzam

wtajemniczać

się

we

wszystkie

szczegóły,

a

to,

co

ci

powiem,

nie

powinno

wyjsć

poza

te

sciany.

Sadze,

e

on

korzysta

z

danych

Szczesliwego

Zwiazku”

przy

wybieraniu

ofiar.

Zabił

trzy

kobiety

w

ciagu

tygodnia?

Nie.

-Eve

spusciła

wzrok.

-Ostatnia

ofiara

to

meczyzna.

Bedziesz

musiał

uwaac,

Charles.

Myslisz,

e

mogę

być

celem?

Mysle,

e

kady,

kto

figuruje

w

banku

danych

Szczesliwego

Zwiazku”,

jest

zagroony,

zwłaszcza

ci,

z

którymi

miały

się

spotkać

ofiary.

Nie

wpuszczaj

do

mieszkania

ludzi,

których

nie

znasz.

-Nabrała

powietrza

w

płuca.

-On

przebiera

się

za

swietego

Mikołaja

i

trzyma

w

reku

wielkie

pudło

owiniete

w

papier.

Co?

-Odstawił

szklanke,

którą

własnie

podniósł

do

ust.

-Czy

to

jakiś

art?

Trzy

osoby

nie

yja.

Nie

widzę

w

tym

nic

smiesznego.

Wpuszczają

go

do

mieszkania,

tam

je

odurza

narkotykami,

wiae

i

zabija.

Jezu.

-Przetarł

dłonmi

twarz.

-To

straszne.

Jesli

ten

gosć

pojawi

się

przed

twoimi

drzwiami,

nie

wpuszczaj

go

i

zadzwoń

do

nie.

Zajmij

go

czyms,

jesli

potrafisz.

Jesli

nie

pozwól

mu

odejsc.

Jednak

pod

adnym

pozorem

nie

otwieraj

drzwi.

Jest

sprytny

i

bardzo

niebezpieczny.

Dobrze.

Muszę

tylko

ostrzec

kobiete,

z

którą

się

teraz

spotykam,

z

agencji.



Sama

uprzedze.

Muszę

trzymać

sprawę

z

dala

od

mediów

tak

długo,

jak

się

da.

Wolałbym,

eby

prasa

nie

dowiedziała

się

o

samotnej

licencjonowanej

prostytutce.

-Skrzywił

sie.

-Czy

mogłabyś

zaraz

do

niej

pojechac?

Nazywa

się

Darla

McMullen.

Mieszka

sama

i

jest

taka...

naiwna.

Gdyby

swiety

Mikołaj

zapukał

do

jej

drzwi,

zaprosiłaby

go

na

herbatkę

i

ciasteczka.

Musi

być

miła

kobieta.

Tak.

-W

jego

oczach

pojawił

się

blask.

Odwiedzą

ja.

-Eve

podniosła

się

z

miejsca.

-Moe

powinieneś

znowu

się

z

nią

spotkac?

Chyba

nie.

-Wstał

i

zmusił

się

do

usmiechu.

-Ale

daj

mi

znac,

kiedy

zostawisz

Roarke'a

na

lodzie.

Moja

propozycja

wcia.

aktualna.

Có.

to

za

dziwny

miesień

to

serce,

myslała

Eve,

jadac

do

domu.

Trudno

o

bardziej

niedobraną

pare,

jak

ten

wyrafinowany,

złotousty

Charles

i

cicha,

madra

kobieta,

z

którą

się

przed

chwilą

rozstała.

Tymczasem,

jesli

przeczucia

nie

myliły,

Darla

McMullen

i

Charles

Monroe

byli

na

najlepszej

drodze

do

zakochania

sie.

Tylko

nie

wiedzieli,

co

mają

zrobić

z

tym

uczuciem.



Doskonale

ich

rozumiała.

Ona

te.

nie

wiedziała,

co

ma

zrobić

z

dziwną

miłoscią

do

własnego

mea.



Po

drodze

do

domu

złoyła

wizytę

jeszcze

trzem

osobom

z

listy

i

przekazała





ostrzeenie

i

instrukcje,

które

spisała

za

zgoda

komendanta.



Gdyby

w

porę

ostrzegła

Donnie

Raya,

yłby

teraz,

pomyslała.



Kto

bedzie

nastepny?

Ktos,

z

kim

rozmawiała,

czy

kogo

pomineła?

Powodowana

myslą

przyspieszyła

raptownie

i

wjechała

z

impetem

w

brame.

Peabody

i

McNab

jeszcze

dziś

musza

się

zarejestrować

w

Szczesliwym

Zwiazku”

i

przekazać

swoje

wideokasety.



Przed

domem

stał

zaparkowany

samochód

Feeneya.

Ten

widok

wzbudził

nadzieję

w

jej

sercu.

Moe

uda

jej

się

wciagnać

starego

wygę

do

zespołu.

Z

nim

i

McNabem

na

pewno

dla

sobie

rade.



Poszła

prosto

do

swego

biura,

krzywiac

sie,

kiedy

jej

uszy

zaatakował

nagle

potworny

ryk

zmasowanych

dzwieków

muzyki,

jeeli

mona

to

nazwać

muzyka.



Na

ekranie

leciał

jeden

z

wideoklipów

Mavis.

Ona

sama

spiewała

do

wtóru

kasety,

wykrzykujac

jakiś

tekst

o

rozdartej

z

miłosci

duszy.

Za

biurkiem

Eve

siedział

Feeney

z

rozbawioną

i

lekko

zrezygnowaną

mina,.

Stojacy

za

krzesłem

Roarke

sprawiał

wraenie

spokojnego

i

uprzejmego

słuchacza.



Zdajac

sobie

sprawę

z

tego,

e

nikt

jej

nie

usłyszy

w

tym

hałasie,

Eve

zaczekała,

a.

przebrzmią

ostatnie

takty

i

Mavis,

czerwona

z

wysiłku,

lecz

szczesliwa

ukłoni

się

publicznosci.



Chciałam,

ebyś

posłuchał

pierwszej

wersji

powiedziała

do

Roarke'a.

To

moe

być

prawdziwy

hit.

Naprawde?

-Rozpromieniona

Mavis

podbiegła

do

niego

i

zarzuciła

mu

rece

na

szyje.

-Wprost

nie

mogę

w

to

uwierzyc.

Bedę

nagrywała

dysk

dla

najwiekszej

firmy

płytowej.



Zarobię

dzieki

tobie

mnóstwo

pieniedzy.

-Cmoknał

w

czoło.

Bardzo

bym

chciała.

Naprawde.

-W

tym

momencie

spostrzegła

Eve

i

usmiechneła

się

do

niej.

-Hej!

Słyszałaś

nagranie?

Tylko

koniec.

Byłaś

wspaniała

stwierdziła

z

przekonaniem.

To

chodziło

przecie.

o

Mavis.

-Feeney,

wchodzisz

w

to?

Dostałem

oficjalny

przydział.

-Odchylił

się

na

oparcie

krzesła.

-McNab

odbywa

własnie

wstepną

rozmowę

w

Szczesliwym

Zwiazku”.

Zrobilismy

z

niego

androida

od

komputerów,

zatrudnionego

w

jednej

z

firm

Roarke'a.

Wprowadzilismy

ju.

jego

dane

i

nowy

portret.

W

firmie

Roarke'a?

Chyba

logiczne

usmiechnał

się

Feeney.

-jest

okazja,

to

trzeba

wykorzystac.

Dzieki

za

pomoc,

stary.

Nie

ma

za

co

odpowiedział

Roarke

i

usmiechnał

się

do

ony.

-Pokonalismy

kilka

zakretów,

kiedy

ciebie

nie

było.

Z

Peabody

zrobilismy

pracownika

ochrony

w

jednym

z

moich

budynków.

Feeney

uznał,

e

najprosciej

bedzie

opracować

portret

najbliszy

prawdy.

No

jasne,

najprosciej.

-Zaraz

jednak

odetchneła

głeboko

i

kiwneła

głowa.

-

Niezłe.

Jesteś

włascicielem

połowy

tego

cholernego

miasta,

wiec

nikt

nie

bedzie

kwestionował

ani

te.

nie

szukał

jakiś

luk

w

twoich

rejestrach

personalnych.

Własnie.

Gdzie

jest

Peabody?

Trina

jeszcze

się

nią

zajmuje.

Potrzebna

mi

jest

ju.

teraz.

Najwyszy

czas

konczyć

z

tym

strojeniem

sie.



Przecie.

niczego

jej

nie

brakuje.

Ile

czasu

potrzeba

na

makija.

i

ubranie

jej

w

jakieś

szmatki?



Trina

wpadła

na

megapomysł

zapewniła

Mavis

z

takim

entuzjazmem,

e

Eve

mimowolnie

zadrała.

-Zobaczysz.

Aha.

Trina

chce

umówić

się

z

tobą

na

sesję

przed

przyjeciem.

Chce

cię

trochę

upiekszyc,

ebyś

ładnie

wygladała

na

swieta.

Eve

miała

ochotę

zazgrzytać

zebami.

Nikt

jej

nie

bedzie

upiekszał.

Ani

teraz,

ani

potem.



Jasne.

Ile,

do

cholery...

Umilkła,

słyszac

kroki,

po

czym

odwróciła

się

w

stronę

drzwi

i

znieruchomiała.

Musicie

przyznac,

e

jestem

mistrzynią

oznajmiła

Trina.

Peabody

prychneła,

spłoneła

rumiencem

i

usmiechneła

się

niepewnie.

Jak

myslicie,

uda

mi

sie?

Scieta

na

pazia

włosy

miała

rozjasnione

i

wzburzone.

Twarz

nabrała

głebi

dzieki

odpowiedniemu

makijaowi

oczu,

który

podkreslał

ich

kształt

i

wielkosc.

Usta

pokrywała

szminka

w

kolorze

ciepłego

koralowego

róu.



Sylwetka,

która

w

mundurze

sprawiała

wraenie

topornej,nabrała

teraz

kobiecych

kształtów

dzieki

długiej,

siegajacej

kostek

sukni

o

intensywnie

zielonej

barwie.

Szyję

zdobiły

barwne

łancuchy,

wsród

których

przeswiecał

romantyczny

tatua,

przedstawiajacy

wrókę

ze

złotymi

skrzydłami.



Peabody

sama

go

wybrała

po

tym,

jak

Trina

wprowadziła

w

arkana

swej

sztuki.

Nawet

się

nie

skrzywiła,

kiedy

szybkie

i

zreczne

dłonie

chwyciły

jej

lewą

piers,

by

nałoyć

farbe.

Uznała

te,

e

te

wszystkie

upiekszajace

czynnosci

mają

swoje

dobre

strony.





Teraz

jednak,

widzac

spojrzenie

Eve,

podniosła

stope,

ukazujac

kilkucalowe

potene

obcasy,

w

takim

samym

kolorze

jak

skrzydła

wróki.



Nie

uda

sie?

Na

pewno

nikt

nie

wezmie

cię

za

glinę

stwierdziła

Eve.

Wygladasz

cudowne

Roarke

podszedł

do

Peabody

ubawiony

reakcją

ony

i

ujał

jej

dłonie.

-Wprost

rewelacyjnie.

-Mówiac

to

dotknał

ustami

palców,

przyprawiajac

tym

Peabody

o

zawrót

głowy.

Naprawde?

Ojejku!

Dosć

tego,

Peabody.

Feeney,

masz

dwadziescia

minut

na

zapoznanie

jej

z

portretem.

Peabody,

gdzie

masz

obezwładniacz

i

nadajnik.

Tutaj.-Zaróowiona,

wsuneła

dłoń

do

ukrytej

kieszeni

na

biodrze.

-Pomysłowe,

co?

Nie

zastapi

to

munduru

odparła

Eve,

po

czym

wskazała

na

krzesło.-Musisz

wbić

sobie

do

głowy

dane,

które

poda

ci

Feeney.

Nagraj

je

sobie

i

powtarzaj

w

drodze

do

agencji.

Nie

moemy

sobie

pozwolić

na

adne

wpadki.

Chce,

ebyś

jeszcze

dziś

została

ich

klientka,

a

jutro

znalazła

się

na

liscie

kandydatek.

Tak

jest.

Podeszła

do

biurka,

muskajac

pieszczotliwie

materiał

sukienki.

Teraz

twoja

kolej

oznajmiła

Trina,

taksujac

wzrokiem

włosy

Eve.

Nie

mam

czasu.

Poza

tym

podcinałaś

mi

je

przed

kilkoma

tygodniami.

Włosy

wymagają

regularnych

zabiegów.

Niszczysz

całą

moją

prace.

Albo

ona

znajdzie

dla

mnie

czas

przed

przyjeciem,

albo

nie

odpowiadam

za

jej

wyglad.

-

ostrzegła

Roarke'a.



Znajdzie

zapewnił

i

eby

Trinę

udobruchac,

ujał

pod

ramię

i

prowadzac

w

stronę

drzwi

obsypywał

pochwałami.

Rozdział

9



Kiedy

Eve

weszła

do

swojego

biura

w

centrali,

zastała

w

nim

Nadine

Furst

siedzacą

na

biurku

i

malujacą

paznokcie,

co

wcale

jej

nie

ucieszyło.



Zabierz

nogę

z

mojego

krzesła.

Nadine

usmiechneła

się

słodko,

wrzuciła

lakier

do

wielkiej

kolorowej

torby

z

cielecej

skóry

i

rozprostowała

smukłe

nogi.



Czesc,

Dallas.

Miło

cię

widziec.

Ostatnio

duo

pracujesz

w

domu.

Nie

dziwię

ci

sie.

-Wstajac

z

biurka,

omiotła

wzrokiem

mały,

obskurny,

zakurzony

pokój.

-

Twoje

biuro

to

zwykła

nora.

Eve

bez

słowa

podeszła

do

komputera,

sprawdziła

ostatnie

połaczenia

i

to

samo

zrobiła

z

wideokomem.



Niczego

nie

dotykałam

powiedziała

Nadine

tonem,

który

sugerował,

e

reporterka

rozwaała

taką

moliwosc.



Jestem

zajeta,

Nadine.

Nie

mam

czasu

dla

mediów.

Złap

kogoś

z

drogówki

albo

idź

pomeczyć

androida

z

rejestracji.

Bedziesz

musiała

znalezć

trochę

czasu.

-Nadine

z

usmiechem

przysiadła

na

jedynym

wolnym

krzesle

i

z

wdziekiem

skrzyowała

nogi.

-Chyba,

e

chcesz,

bym

podała

do

wiadomosci

to,

co

mam.

Eve

wzruszyła

ramionami

i

opadła

na

krzesło,

czujac,

jak

miesnie

jej

sztywnieja.

Wyciagneła

w

przód

nogi

w

drelichowych

spodniach

i

skrzyowała

je.



A

co

masz,

Nadine?

Samotni

szukajacy

towarzystwa

giną

gwałtowną

smiercia.

Szczesliwy

Zwiazek”:

agencja

matrymonialna

czy

zakład

pogrzebowy?

As

policji,

porucznik

Eve

Dallas,

prowadzi

sledztwo.

Mówiac

to

Nadine

obserwowała

twarz

Eve.

Z

uznaniem

stwierdziła,

e

nawet

nie

drgneła

jej

powieka,

choć

była

pewna,

e

słucha

jej

z

uwaga.



Czy

mam

mówić

dalej,

czy

moe

w

koncu

usłyszę

jakiś

komentarz

od

prowadzacej

sledztwo?

Sledztwo

jej

w

toku.

Powołano

specjalny

zespół.

Departament

policji

rozwaa

róne

moliwosci.

Nadine

wsuneła

rekę

do

torby

i

właczyła

rekorder.



Potwierdzasz

wiec,

e

morderstwa

coś

łaczy?

Niczego

nie

potwierdze,

dopóki

nie

wyłaczysz

rekordera.

Na

pieknej

trójkatnej

twarzy

Nadine

błysneła

irytacja.

Daj

mi

szanse.

Albo

wyłaczysz

rekorder

i

połoysz

go

na

biurku,

albo

skonfiskuję

ci

go

i

co

tam



jeszcze

masz

w

torbie.

Na

teren

centrali

policji

nie

wolno

wnosić

sprzetu

nagrywajacego.



Ale

z

ciebie

piła.

-Nadine

wyjeła

mały

reczny

rekorder

i

połoyła

na

biurku

obok

torby.

-A

wiec

nieoficjalnie?

Nieoficjalnie.

Eve

wiedziała,

e

nie

musi

przeszukiwać

jej

torby.

Reporterka

potrafiła

być

irytujaca,

uparta

i

porzadnie

zalezć

za

skóre,

ale

była

uczciwa.



Wszystkich

morderstw

dokonała

jedna

i

ta

sama

osoba.

Według

mojej

oceny

ofiary

wybiera

w

Szczesliwym

Zwiazku”.

Moesz

to

podać

do

wiadomosci.

Nadine

usmiechneła

sie.

Dzieki

Eve

zebrała

mnóstwo

informacji

na

temat

wszystkich

agencji

tego

typu

działajacych

w

miescie.

Wystarczyło

przycisnać

kilka

klawiszy

i

miała

gotowy

raport.



Co

moesz

na

ten

temat

powiedziec?

-spytała

Eve.

Wiekszosć

notatek

mam

u

siebie

w

biurze

powiedziała

Nadine.

Lecz

po

chwili

wyjeła

z

torby

podreczny

notes

i

wywołała

dane.

-mam

tu

standardowy

zestaw

informacji:

nazwiska

włascicieli,

sta.

w

brany,

wymagania.

Niezłą

sumkę

wydali

na

reklamy

w

naszej

stacji.

W

zeszłym

roku

wybulili...

okraglutkie

dwa

miliony.

Sprawdzilismy,

e

mogą

sobie

na

to

pozwolic.

To

stanowi

mniej

ni.

dziesieć

procent

ich

dochodów.

Miłosć

jest

dochodowa.

Jak

cholera.

Przeprowadziłam

nieformalną

ankietę

wsród

pracowników

stacji.

Okazało

sie,

e

jakieś

pietnascie

procent

skorzystało

z

usług

takiej

agencji.

Za

pracę

w

mediach

trzeba

płacić

osobistym

yciem

dodała

lekkim

tonem.



Czy

ktos,

kogo

lubisz,

korzysta

z

usług

Szczesliwego

Zwiazku”?

Pewnie

tak.

-Nadine

uniosła

dumnie

głowe.

-Jako

osoba

towarzyska

lubię

wielu

ludzi.

Czy

powinnam

się

o

nich

martwic?

Wszystkie

trzy

ofiary

korzystały

z

usług

tej

agencji.

Dwie

z

nich

poznały

się

dzieki

niej.

Jak

dotad

nie

znalezlibysmy

nic,

co

by

je

łaczyło.

A

wiec

twój

gosć

poluje

na

samotne

serca.

-I

w

tym

tkwi

sedno

sprawy,

pomyslała

Nadine,

układajac

w

głowie

tekst

komunikatu.

Podejrzewam,

e

korzysta

z

danych

Szczesliwego

Zwiazku”.

-Eve

starała

się

uwypuklić

ten

fakt.

Nie

zamierzała

zdradzać

Nadine

adnych

szczegółów.

-

Specjalna,

stworzona

dzis,

grupa

rozpracowuje

róne

warianty.

Macie

ju.

jakiś

trop?

Na

razie

sprawdzamy.

Nie

podam

ci

szczegółów,

Nadine.

Podejrzani?

-nie

ustepowała

Nadine.

Trwają

przesłuchania.

Motyw?

Eve

zastanawiała

się

chwile.

To

zbrodnie

na

tle

seksualnym.

Aha.

To

by

się

zgadzało.

Morderca

jest

biseksualny,

bo

jedna

z

ofiar

była

meczyzna.

Pozostałe

dwie

kobietami.

Nie

potwierdzam

ani

nie

zaprzeczam.

-Pomyslała

o

Donnie

Rayu

i

ogarneło

poczucie

winy.

-Ofiary

wpusciły

mordercę

do

mieszkania.

Nie

znalezlismy

adnych

sladów

włamania.

Otworzyły

mu

drzwi?

A

wiec

go

znały?



Tak

im

się

wydawało.

Moesz

uprzedzić

swoich

widzów,

eby

zastanowili

się

dwa

razy,

zanim

wpuszczą

do

domu

kogos,

kogo

dobrze

nie

znaja.

Nic

wiecej

nie

mogę

ci

powiedzieć

ze

wzgledu

na

dobro

sledztwa.

Popełnił

trzy

morderstwa

w

niecały

tydzien.

Bardzo

mu

się

spieszy.

Ma

plan

wyjasniła

Eve.

-Tego

nie

podawaj.

Działa

według

schematu

i

dzieki

temu

go

złapiemy.

Zgódź

się

na

krótki

wywiad,

Dallas.

Za

dziesieć

minut

mogę

tu

być

z

kamera.

Nie.

Jeszcze

nie

teraz.

I

tak

ju.

duo

ci

powiedziałam

dodała,

zanim

Nadine

zdayła

zaprotestowac.

-Bierz,

co

masz

i

badź

wdzieczna.

Udzielę

ci

wywiadu,

jak

tylko

bedę

mogła.

Tym

chetniej

spełnię

twoją

prosbe,

jeeli

znajdziesz

coś

na

Piper

i

Rudy'ego.

Nadine

uniosła

brew.



To

ci

dopiero

qui

pro

quo.

Dobra.

Pojadę

tam

teraz.

Jak...

-

otworzyła

usta

na

widok

Peabody,

która

wpadła

do

pokoju.

Dallas,

nie

uwierzy

pani...

czesc,

Nadine.

Czy

to

naprawdę

ty,

Peabody?

Asystentka

usmiechneła

się

mimowolnie.

Trochę

zmieniłam

wyglad.

Urwała

i

szeroko



Troche?

Wygladasz

wspaniale.

Czy

to

jedna

z

kreacji

Leonarda?

Jest

absolutnie

mega.

-Wstała

z

miejsca

i

obeszła

Peabody.

Tak,

to

kostium

jego

projektu.

Pasuje

mi,

prawda?

Wygladasz

oszałamiajaco.

-Nadine

zrobiła

krok

w

tył.

Zaraz

jednak

spowaniała

i

zmruyła

oczy.

-Pozwalasz

swojej

asystentce

stroić

sie,

gdy

sledztwo

w

toku?

-



spytała,

odwracajac

się

do

Eve.

-podejrzewam,

e

mamy

tu

do

czynienia

z

bardzo

sprytnym

kamuflaem.

Sprawdzasz,

jakie

korzysci

daje

komputerowa

randka,

Peabody?



Zamknij

drzwi,

Peabody

poleciła

beznamietnym

tonem

Eve.

Asystentka

pospiesznie

wykonała

polecenie.

-Nadine,

jesli

puscisz

parę

z

geby,

wpiszę

cię

na

czarną

liste.

Dopilnuje,

by

nikt

w

całym

wydziale

zabójstw

nie

podał

ci

nic,

co

wystarczyłoby

na

wiecej

ni.

krótką

wzmiankę

w

wiadomosciach.

Dobrze

mnie

sobie

popamietasz.

Lisi

usmiech

Nadine

zbladł.

Oczy

jej

pociemniały.



Myslisz,

e

spieprzyłabym

ci

sledztwo?

He

podałabym

do

wiadomosci

informacje,

która

wpedziłaby

Peabody

w

kłopoty?

Idź

do

diabła,

Dallas!

Chwyciła

leacą

na

biurku

torbę

i

ruszyła

w

stronę

drzwi.

Lecz

Eve

była

szybsza.



Wystawiłam

jej

tyłek

na

cel.

-Eve,

wsciekła

na

siebie

wyrwała

Nadine

torbę

z

rak

i

cisneła

na

ziemie.

-Podjełam

decyzję

i

jesli

coś

pójdzie

zle,

ja

bedę

za

to

odpowiadac.

Dallas...

Zamknij

sie,

Peabody.

Jesli

myslisz,

e

nie

podjełam

adnych

srodków,

by

zapewnić

jej

ochrone,

to

się

grubo

mylisz.

Okay.

-Nadine

wzieła

głeboki

oddech

i

uspokoiła

sie.

Nieczesto

mona

było

dostrzec

strach

w

oczach

Eve.

-Okay

-powtórzyła.

-Nie

zapomnij

jednak,

e

Peabody

jest

moją

kumpelka.

Ty

take.

Podniosła

torbę

i

zarzuciła

sobie

na

ramie.



Ładna

fryzurka,

Peabody

dodała,

po

czym

wyszła.



Cholera!

-Tylko

tyle

była

w

stanie

wydusić

z

siebie

Eve.

Odwróciła

sie,

podeszła

do

małego

okna.

Dam

sobie

rade,

Dallas.-powiedziała

Peabody.

Eve

sledziła

wzrokiem

airbusa

trabiacego

wsciekle

na

sterowiec

reklamowy,

który

naruszył

jego

przestrzeń

powietrzna.



Nie

wpakowałabym

cię

w

to,

gdybym

uwaała,

e

nie

dasz

sobie

rady.

Nie

zmienia

to

jednak

faktu,

e

jestem

za

to

odpowiedzialna.

Poza

tym

nie

masz

doswiadczenia

w

takiej

robocie.

Dzieki

pani

mam

szanse,

by

je

zdobyc.

Chcę

zostać

detektywem.

Nie

otrzymam

awansu,

jesli

nie

spróbuję

swoich

sił

jako

tajna

agentka.

Przecie.

to

jasne.

Jasne.

-Eve

wsuneła

dłonie

w

tylne

kieszenie

spodni.

Hmm...

wiem,

e

mam

trochę

za

duy

tyłek,

choć

staram

się

nad

nim

pracowac.

Potrafię

go

jednak

dobrze

zamaskowac.

Eve

zasmiała

się

i

odwróciła

od

okna.



Twój

tyłek

jest

w

porzadku.

Moe

usiadziesz

i

zdasz

mi

raport?

Poszło

wspaniale.

-Peabody

zadowolona

opadła

na

krzesło

Nie

zorientowali

sie,

e

jestem

gliną

i

e

byłam

i

nich

zaledwie

przed

kilkoma

dniami.

Potraktowali

mnie

po

królewsku.

-Zatrzepotała

przyciemnionymi

i

wydłuonymi

rzesami.

Jesli

ju.

skonczyłaś

ze

swoją

rola,

to

poprosiłabym

o

raport,

posterunkowa

Peabody

warkneła

Eve.

Tak

jest.

-Dziewczyna

wyprostowała

się

i

spochmurniała.

-Zgodnie

z

rozkazem

zgłosiła

się

pod

wskazany

adres

i

poprosiłam

o

konsultacje.

Po

krótkiej

rozmowie

zaprowadzono

mnie

do

sali

klubowej,

gdzie

zajeła

się

mną

Piper.

Dane,

które



podałam,

zostały

wprowadzone

do

jej

osobistego

komputera.

Zaoferowano

mi

równie.

coś

do

picia.

-W

jej

oczach

błysneło

rozbawienie.

-Przyjełam,

uznajac,

e

to

naley

do

roli.

Dallas,

oni

mają

goracą

czekoladę

i

kruche

ciasteczka

z

cukrem,

takie

jak

na

gwiazdke.

zanim

się

powstrzymała,

zjadłam

trzy

renifery.



Rób

tak

dalej,

a

bedziesz

potrzebowała

płachty,

eby

ukryć

tyłek.

To

prawda

przyznała

Peabody,

lecz

westchneła

na

wspomnienie

słodyczy.

-

Powiedziała,

e

mi

się

spieszy,

e

nie

chcę

spedzić

samotnych

swiat

Boego

Narodzenia.

Była

bardzo

miła

i

wyrozumiała.

Nic

dziwnego,

e

ludzie,

którzy

tam

przychodza,

chcą

z

nią

pracowac.

Powiedziałam,

e

czuję

się

przy

niej

swobodnie,

a

ta

cała

procedura

jest

dla

mnie

krepujaca.

Zaproponowałam,

e

jesli

to

konieczne,

wiecej

zapłace,

eby

tylko

się

mną

zajeła.

Dobry

pomysł.

Była

słodka.

Poklepała

mnie

po

reku.

Uczestniczyła

w

nagraniu

wideokasety

i

dała

mi

nawet

kilka

wskazówek.

Pod

koniec

przyszedł

Rudy,

bo

ona

miała

jakieś

spotkanie.

On

te.

mnie

nie

poznał.

Flirtował

ze

mna.

W

jaki

sposób?

Hadnych

osobistych

podtekstów.

Według

mnie

on

tak

traktuje

wszystkich

klientów.

Krzepiacy

usmiech,

komplementy,

trzymanie

za

reke.

On

nie

jest

w

moim

typie

dodała

ale

grałam

swoją

role.

Zaproponował

mi

filiankę

czekolady,

ale

udało

mi

się

odmówic.

Oprowadzono

mnie

równie.

po

agencji,

pokazano

elegancki

klub,

gdzie

mogą

spotykać

się

pary,

które

nie

chcą

umawiać

się

na

zewnatrz.

Mają

tam

równie.

małą

kawiarnię

do

tych

samych

celów.

Nic

nadzwyczajnego.

Siedziało

tam

kilka

par.

-Skrzywiła

sie.

-Spotkałam

McNaba,



który

te.

odbywał

taką

wycieczke.



A

wiec

udało

sie.

A

co

z

listą

partnerów?

Mam

po

nią

przyjsć

jutro

rano.

Wola,

eby

na

poczatku

zgłaszać

się

osobiscie.

Sprawdzali

mnie

przez

godzine.

Dane

Roarke'a

zdały

egzamin.

Z

tego,

co

zdayłam

się

zorientowac,

naprawdę

super.

Przy

nich

mogłabym

poczuć

się

bezpiecznie.

Dobra.

Jak

bedziesz

miała

liste,

postepuj

według

planu.

Ale

umawiaj

się

na

miescie.

-Zamysliła

sie.

-Wykorzystamy

w

tym

celu

jakiś

lokal

Roarke'a.

Posadzimy

w

nim

kilku

gliniarzy.

Ja

muszę

trzymać

się

z

daleka.

Jesli

Rudy

lub

Piper

w

to

zamieszani,

poznają

mnie.

Musimy

mieć

te.

wóz

do

ochrony.

Chce,

ebyś

jutro

wieczorem

odbyła

dwa,

a

moe

trzy

spotkania.

Nie

moemy

zwlekac.

-Spojrzała

na

zegarek.

-Znajdzmy

jakiś

pusty

pokój

konferencyjny.

Muszę

wprowadzić

we

wszystko

McNaba

i

Feeneya,

eby

coś

z

tego

wyszło.

Jeeli

McNab

bedzie

się

na

mnie

gapic,

zrobię

z

niego

miazge.

Zaczekaj

z

tym

do

zamkniecia

sprawy

poradziła

Eve.

Jak

tylko

mineła

bramę

i

wjechała

na

podjazd,

jej

oczom

ukazała

się

łuna

swiateł.

W

pierwszej

chwili

pomyslała,

e

dom

się

pali.

Kiedy

jednak

podjechała

bliej,

zobaczyła

stojacą

w

oknie

wielkiego

salonu

choinke.

Drzewko

sprawiało

wraenie



ywego,

mieniło

sie,

połyskiwało

tysiacem

płomyków

igrajacych

na

gałeziach,

ozdobionych

czerwonymi

i

zielonymi

kulami.



Zaparkowała

wóz

przed

głównym

wejsciem,

wbiegła

na

schody

i

poszła

prosto

do

salonu.

Choinka

musiała

mieć

ze

dwadziescia

stóp

wysokosci

i

co

najmniej

cztery

stopy

szerokosci.

Oplatały

misterne

zwoje

srebrnych

łancuchów,

spod

których

wyzierały

setki

kolorowych

bombek.

Na

samym

czubku,

prawie

dotykajac

sufitu,

tkwiła

kryształowa,

pulsujaca

swiatłem

gwiazda.

Podłogę

wokół

drzewka

przykrywała

biała

płaszczyzna

imitujaca

snieg.

Leało

na

niej

mnóstwo

elegancko

opakowanych

prezentów.



O

Boe,

Roarke.

Piekna,

prawda?

Podszedł

do

niej

tak

niespodziewanie,

e

a.

drgneła.

Skad

ty

ja,

u

diabła,

wytrzasnałes?

Z

Oregonu.

Ma

zachowany

system

korzeniowy.

Po

Nowym

Roku

oddamy

do

parku.

-Objał

Eve

w

talii.

-Pozostałe

Te.

Masz

ich

wiecej?

W

sali

balowej

stoi

jeszcze

wieksza.

Wieksza?

-powtórzyła

ze

zdumieniem.

Summerset

ma

jedną

u

siebie,

naszą

kazałem

zaniesć

do

sypialni.

Pomyslałem,

e

wieczorem

ubierzemy

choinke.

Na

przystrojenie

takiego

olbrzyma

potrzeba

chyba

kilku

dni.

Ekipie,

którą

wynajałem,

zajeło

to

cztery

godziny.

-Rozesmiał

sie.

-nasza

jest

bardziej

poreczna.

-Pocałował

w

czoło.

-Chce,

ebysmy

wspólnie

ubrali.

Nie

mam

o

tym

zielonego

pojecia.

Poradzimy

sobie.



Jeszcze

raz

spojrzała

na

choinke.

Nie

mogła

zrozumiec,

dlaczego

wprawiała

w

zdenerwowanie.



mam

robotę

powiedziała

i

chciała

odejsc,

lecz

Roarke

połoył

jej

dłonie

na

ramionach

i

zmusił,

by

spojrzała

mu

w

oczy.

Nie

zamierzam

przeszkadzać

ci

w

pracy,

Eve,

ale

mamy

prawo

do

własnego

ycia.

Naszego

ycia.

Chcę

spedzić

ten

wieczór

z

moją

ona.

Zmarszczyła

brwi.



Wiesz,

e

nie

znosze,

kiedy

mówisz

moja

ona”

tym

tonem.

A

jak

myslisz,

dlaczego

to

robie?

-Rozesmiał

sie,

kiedy

próbowała

go

odepchnac.

-Zdobyłem

cie,

poruczniku,

i

nie

puszcze.

-Wiedzac,

jaka

jest

szybka,

wział

na

rece.

-Zacznij

się

do

tego

przyzwyczajac.

Zaczynasz

mnie

wkurzac.

Doskonale.

W

takim

razie

czas

na

seks.

Kochanie

się

z

toba,

kiedy

jesteś

wkurzona,

to

prawdziwa

rozkosz.

Nie

chcę

się

kochac.

Moe

i

chciałabym,

gdyby

nie

był

taki

pewny

siebie,

pomyslała

ze

złoscia.

A

wiec

wyzwanie

i

przygoda.

Coraz

lepiej.

Postaw

mnie,

ty

draniu,

bo

oberwiesz.

A

teraz

jeszcze

grozby.

Zaczyna

mnie

to

podniecac.

Z

trudem

opanowała

cheć

wybuchniecia

smiechem.

Kiedy

wniósł

do

sypialni,

była

gotowa

do

miłosnych

zmagan.

Roarke

zbyt

dobrze

znał

jej

mysli.

Połoył

na

łóku

i

uwieził

w

uscisku,

zanim

zdayła

się

wywinac.

Chwycił

jej

rece

i

unieruchomił

nad

głowa.





Rzuciła

mu

wsciekłe

spojrzenie.



Nie

poddam

się

tak

łatwo.

Mam

nadzieje,

e

nie.

Otoczyła

go

nogami

i

przewróciła

na

plecy.

Galahad,

który

uciał

sobie

drzemkę

na

poduszce,

prychnał

gniewnie

i

zeskoczył

na

podłoge.



Widzisz,

co

zrobiłes?

-warkneła,

kiedy

Roarke

ponownie

znalazł

się

na

górze.

-

Zdenerwowałeś

kota.

Niech

sobie

znajdzie

własną

kobietę

mruknał

i

zamknał

jej

usta

pocałunkiem.

Czuł

w

nadgarstkach

Eve

szybkie,

mocne

uderzenia

pulsu

i

dreszcze,

który

wstrzasał

jej

ciałem.

Nie

poddała

się

jednak,

nie

była

na

to

gotowa.

Czasami

lubiła

krótką

goracą

walke.

On

te.

miał

dziś

na

nią

ochote.



Skubnał

zebami

jej

dolną

warge,

a.

z

ust

Eve

wyrwał

się

mimowolny

jek.

Wcisnał

zatrzask

rozpinajacy

kaburę

i

uwolnił

z

pasków.

Czujac,

e

goracy

płomień

zaczyna

obejmować

jej

ciało,

wsunał

dłoń

w

dekolt

koszuli

i

szarpnał

guziki.



Przywarła

do

niego

gwałtownie,

domagajac

się

pieszczot

i

poruszajac

biodrami,

jakby

chciała

się

wymknać

lub

przejać

kontrole.



Boe,

pragnę

cie.

Wcia.

nie

mam

ciebie

dosyc.

-Przywarł

ustami

do

jej

piersi.

Ja

te.

nie

mam

ciebie

dosyc,

zdołała

jeszcze

pomyslec.

Krzykneła,

wyginajac

ciało

w

łuk.

Miała

wraenie,

e

kady

jej

nerw

wibruje

w

takt

dzikiej

szalonej

muzyki,

a

płonacy

w

jej

wnetrzu

ogień

ogarnia

całe

ciało.



Oswobodziła

dłonie

i

zaczeła

niecierpliwie

zdzierać

z

niego

koszule,

pragnac

poczuć

pod

palcami

naga

skóre.

Przewracajac

się

po

łóku,

zrzucali

czesci

garderoby

i

przywierali

do

siebie

w





zachłannych

pocałunkach

i

bolesnych

usciskach.

Kiedy

objeła

jego

członek,

był

twardy

jak

stal

i

gładki

niczym

jedwab.



Teraz

wyszeptała,

unoszac

biodra

i

wprawiajac

je

w

ruch,

jak

tylko

w

nią

wszedł.

Znieruchomiał

w

jej

wnetrzu

i

spojrzał

na

Eve.

Płonacy

na

kominku

ogien,

rzucał

cienie

na

twarz,

połyskiwał

we

włosach,

migotał

w

oczach,

które

powoli

ciemniały

i

zachodziły

mgła.



Jesteś

moja

wydyszał

chrapliwie,

po

czym

wycofał

sie.

-Na

zawsze.

-Chwycił

posladki,

uniósł

w

górę

i

poczał

wbijać

się

w

nią

długimi

ostrymi

pchnieciami.

Zacisneła

dłonie

na

poscieli,

jakby

chciała

znalezć

w

niej

oparcie.

Widziała

nad

sobą

niewyrazną

sylwetkę

Roarke'a.

Ciemne

włosy

połyskiwały

w

swietle

ognia,

niebieskie

oczy

nabrały

intensywnej

barwy,

a

jasnozłota

skóra

lsniła

od

potu.



Jeszcze

raz.

-Przywarł

do

jej

ust,

splótł

palce

z

palcami

Eve,

nacierajac

na

nią

w

pełnym

zapamietania

rytmie.

-I

jeszcze

raz

wydyszał,

czujac

w

skroniach

szalone

pulsowanie

krwi.

-Eve!

-wykrzyknał

i

eksplodował

w

jej

wnetrzu.

Leac

pod

nim

wyczerpana,

straciła

poczucie

czasu.

Na

suficie

tanczyły

cienie

rzucane

przez

palacy

się

ogień

na

kominku.

Czy

to

normalne,

aby

poadać

kogoś

tak

bardzo

i

kochać

a.

do

bólu?

-pomyslała.



W

koncu

Roarke

poruszył

głowa,

ocierajac

sie

włosami

o

policzek

Eve

i

ukrył





twarz

w

zagłebieniu

jej

szyi.



mam

nadzieje,

e

jesteś

zadowolony

mrukneła.

Nie

zabrzmiało

to

tak

ostro,

jak

tego

pragneła.

W

dodatku

uswiadomiła

sobie,

e

gładzi

go

po

plecach.

Mhm.

O

tak.

-Musnał

wargami

jej

szyje,

uniósł

głowę

i

spojrzał

w

oczy.

-

Przypuszczam,

e

ty

te.

Pozwoliłam

ci

wygrac.

Oczywiscie.

Prychneła,

widzac

znajomy

błysk

w

jego

oczach.

Zejdź

ze

mnie.

Jesteś

cieki.

W

porzadku.

-Wstał

i

ponownie

wział

na

rece.

-Wezmy

prysznic,

a

potem

ubierzemy

choinke.

Có.

to

za

obsesja

z

tymi

drzewkami?

Od

lat

nie

ubierałem

choinki,

to

znaczy

od

czasu,

kiedy

zamieszkałem

z

Summersetem.

Chciałbym

sprawdzic,

czy

nadal

potrafie.

Wszedł

do

kabiny

prysznicowej.

Zakryła

mu

usta

dłonia,

wiedzac,

e

uwielbia

zimne

prysznice.



Natrysk,

czterdziesci

stopni.

Za

ciepły

wymamrotał.

Zostaw.

-Wydała

z

siebie

przeciagłe

westchnienie,

kiedy

ze

wszystkich

stron

trysneła

goraca

woda.

-Wspaniale.

Pietnascie

minut

pózniej

otworzyła

drzwi

suszarki.

Była

rozgrzana

i

odpreona.

Umysł

miała

jasny

i

czujny.

Roarke

konczył

się

wycierac.

Kolejny

z

jego

kaprysów,

którego

nie

mogła





zrozumiec.

Po

co

tracić

czas

na

wycieranie

się

recznikiem,

skoro

suszarka

robi

to

szybciej?

Siegneła

po

szlafrok

i

nagle

zorientowała

sie,

e

nie

jest

to

ten,

który

powiesiła

tu

dziś

rano.



Co

to

jest?

--Przesuneła

dłonią

po

szkarłatnym

materiale.

Kaszmir.

-Spodoba

ci

sie.

Znów

kupiłeś

mi

szlafrok.

Nie

rozumiem...

-Urwała,

bo

własnie

wsuneła

w

niego

rece.

-Och!.

-Nie

znosiła

ulegać

przyjemnosci,

jaką

dawał

dobry

materiał.

Ale

ten

był

delikatny

jak

chmurka

i

ciepły

jak

uscisk.

-Całkiem

miły.

Usmiechnał

sie,

zawiazujac

pasek

czarnego

szlafroka

z

tego

samego

materiału.

-

Dobrze

ci

w

nim.

Chodz,

opowiesz

mi

o

wszystkim,

kiedy

bedę

zawieszał

swiatełka.



Peabody

i

McNab

ju.

w

agencji.

Jutro

dostaną

listy

swoich

partnerów.

-Weszła

do

sypialni

i

spostrzegał

kubełek

z

butelką

szampana.

Na

srebrnej

tacy

stały

przygotowane

kanapki.

Co

to

jest,

u

diabła?

-pomyslała

i

włoyła

do

ust

coś

niezwykle

smakowitego,

po

czym

napełniła

szampanem

dwa

kieliszki.

-Twoje

dane

personalne

zdały

egzamin.

Spodziewałem

się

tego.

-Z

duego

pudła

wyjał

długi

sznur

drobnych

swiatełek.

Nie

badź

taki

pewny

siebie.

Przed

nami

jeszcze

długa

droga.

Nadine

była

dziś

u

mnie

w

biurze

dodała

i

postawiła

kieliszek

Roarke'a

na

szafce

przy

łóku.

-

Rozszyfrowała

Peabody,

wiec

musiałam

powiedzieć

jej

wiecej,

ni.

chciałam.

Prywatnie.

Nadine

jest

jedną

z

nielicznych

reporterek,

której

mona

zaufac.

-Roarke

przyjrzał

się

choince

i

swiatełkom

i

uznał,

e

trzeba

zaczać

od

srodka.

-Nie

podałaby

do

wiadomosci

informacji,

które

mogłyby

zaszkodzić

sledztwu.



Tak,

wiem.

Rozmawiałysmy

o

tym.

-Eve

przygladała

się

pracy

Roarke'a

krytycznym

wzrokiem.

Czy

on

wie,

jak

to

się

robi?

-Gdyby

Piper

i

Rudy

mnie

nie

widzieli,

sama

podjełabym

się

tego

zadania.

Roarke

uniósł

brew,

kiedy

umocował

pierwszy

sznur,

po

czym

siegnał

po

nastepny.

-Miałbym

pewne

obiekcje,

gdyby

moja

ona

zaczeła

umawiać

się

na

randki

z

obcymi

meczyznami.



Podeszła

do

tacy

i

wzieła

nastepną

kanapke.



Nie

poszłabym

do

łóka

z

adnym

z

nich,

chyba

e...

wymagałaby

tego

sytuacja.

-

Usmiechneła

sie.

-Ale

przez

cały

czas

myslałabym

o

tobie.

A

ja

uciałbym

facetowi

jaja

i

przyniósł

ci

w

prezencie.

Eve

zachłysneła

się

szampanem.

Jezu,

Roarke,

ja

tylko

artowałam.

Mhm.

Ja

te,

kochanie.

Podaj

mi

nastepny

sznur.

Nie

do

konca

przekonana

wyciagneła

z

pudła

swiatełka.

Ile

masz

zamiar

tego

załoyc?

Tyle,

ile

się

zmiesci.

Wzieła

głeboki

oddech.

Chodziło

mi

o

to,

e

ja

ju.

pracowałam

jako

tajna

agentka,

a

Peabody

nie.

Peabody

to

zdolna

policjantka.

Powinnaś

jej

zaufac.

I

sobie.

McNab

wcia.

wierci

mi

dziurę

w

brzuchu.

Bo

durzy

się

w

Peabody?

Co?

Czuje

do

niej

miete.

-Cofnał

się

i

zlustrował

swoje

dzieło.

-Swiatła

na

choince



polecił

i

kiwnał

głową

usatysfakcjonowany,

kiedy

rozbłysły

brylantowe

punkciki.

-W

porzadku.



Co

to

znaczy

czuje

do

niej

miete?

Chcesz

powiedziec,

e

się

w

niej

kocha?

Niemoliwe.

Nie

jest

pewny,

czy

lubi,

ale

mu

się

podoba.

-Chcac

zobaczyć

swoje

dzieło

pod

innym

katem,

podszedł

do

szafki,

wział

kieliszek

i

popijajac

szampana

przygladał

się

choince.

-teraz

ozdoby.

Przecie.

on

cholernie

irytuje.

Podejrzewam,

e

z

poczatku

czułaś

do

mnie

to

samo.

-Wzniósł

kieliszek.

-I

czym

się

to

skonczyło?

Eve

wpatrywała

się

w

niego

przez

kilka

sekund,

po

czym

opadła

cieko

na

łóko.



Ładne

rzeczy.

W

takim

razie

oni

nie

mogą

ze

sobą

pracowac.

Kłótnie

mogę

zniesc.

Ale

amorów

w

adnym

wypadku.

Czasami

trzeba

popuscić

trochę

cugli

swoim

dzieciom,

kochanie.

-Otworzył

drugie

pudło

i

wyjał

z

niego

starego

porcelanowego

aniołka.

-Ty

zawieś

pierwszego.

To

bedzie

taka

nasza

mała

rodzinna

tradycja.

Eve

popatrzyła

na

aniołka.



Jesli

coś

jej

się

stanie...

Nie

dopuscisz

do

tego.

Westchneła

i

wstała.

Postaram

sie.

Bedę

potrzebowała

pomocy.

Musnał

palcem

drobny

dołeczek

w

jej

podbródku.

Kocham

sie.

Ja

te.

mysle,

e

to

się

stanie

naszą

małą

rodzinną

tradycja.



Jakiś

czas

pózniej,

kiedy

swiatła

na

choince

zgasły

i

ogień

w

kominku

ledwo

się

arzył,

Eve

leała

bezsennie.

Gdzie

on

teraz

jest?

-myslała.

Czy

znowu

zabrzeczy

wideokom,

informujac

o

kolejnej

ofierze,

kolejnym

brutalnie

przerwanym

yciu,

bo

ona

wcia.

była

zbyt

daleko,

by

dopasć

mordercy?



Kogo

tym

razem

obdarzy

miłoscia?



Rozdział

10



O

swicie

zaczał

padać

snieg.

Nie

były

to

jednak

miekkie

płatki

jak

z

pocztówki,

lecz

drobne

igiełki,

które

syczały

obrzydliwie

po

zetknieciu

z

nawierzchnia.

Kiedy

Eve

dotarła

do

biura

w

centrali,

ulice,

chodniki

i

ruchome

platformy

pokrywała

sliska,

szara

breja,

która

przysparza

wielu

kłopotów

pracownikom

transportu

miejskiego

i

drogówki.



Za

oknem

dwa

helikoptery

pogodowe

z

konkurencyjnych

stacji

przescigały

się

w





przekazywaniu

złych

wiesci

swoim

widzom,

informujac

o

kolizjach

drogowych

i



stłuczkach.



Wystarczyło,

eby

otworzyli

drzwi

i

sami

to

sprawdzili,

pomyslała

gniewnie.



Zapowiadał

się

parszywy

dzien.



Odwróciła

się

plecami

do

waskiego

okna

i

wprowadziła

dane

do

komputera

z

nikła

nadzieja,

e

znajdzie

wreszcie

jakiś

slad.



Komputer,

program

prawdopodobienstwa.

Zanalizuj

dane

i

podaj

wyniki.

Podaj

listę

najbardziej

prawdopodobnych

osób,

które

moe

zaatakować

morderca.

Przetwarzanie.



Kiedy

maszyna

zaczeła

jeczeć

i

terkotac,

Eve

wyjeła

fotografie

skonfiskowane

w

Szczesliwym

Zwiazku”

i

rozlepiła

je

na

tablicy

nad

biurkiem.



Marianna

Hawley,

Sarabeth

Greenbalm,

Donnie

Ray

Michael.

Usmiechniete

twarze,

starajace

pokazać

się

od

najlepszej

strony,

samotne

serca

poszukujace

miłosci.



Urzedniczka,

striptizerka

i

saksofonista.

Odmienne

style

ycia,

odmienne

cele,

odmienne

potrzeby.

Co

jeszcze

mieli

ze

sobą

wspólnego?

Czym

przyciagali

morderce,

czego

ona

nie

dostrzegła?

Co

om

w

nich

widział,

co

było

powodem

tak

skrajnych

jego

reakcji

od

miłosci

po

gniew?



Jednakowe

prawdopodobienstwo

dla

wszystkich

osób.



Eve

spojrzała

na

monitor

i

prychneła.



Do

diabła!

Musi

być

jakiś

slad.

Niekompletne

dane

do

dalszej

analizy.

Obecny

wzorzec

przypadkowy.



jak,

do

cholery,

mam

chronić

dwa

tysiace

ludzi?

-Zamkneła

oczy,

starajac

się



opanowac.

-Komputer,

wyeliminuj

wszystkie

osoby,

które

mają

partnera

lub

rodzine.

Przeanalizuj

ponownie.



Przetwarzanie...

Zadanie

zakonczone.



Dobra.

-Przetarła

oczy.

Wszystkie

trzy

ofiary

to

przedstawiciele

białej

rasy,

pomyslała

-Wyeliminuj

osoby

nie

naleace

do

białej

rasy.

Przeanalizuj

ponownie.

Przetwarzanie...

Zadanie

zakonczone.



Podaj

pozostałą

liczbe.

Szescset

dwadziescia

cztery

podmioty.



Cholera!

-Spojrzała

na

fotografie.

-Wyeliminuj

wszystkie

osoby

powyej

czterdziestu

pieciu

i

poniej

dwudziestu

jeden

lat.

Przetwarzanie...

Zadanie

zakonczone.



Dobra.

-Wstała

zza

biurka

i

zaczeła

chodzić

po

pokoju.

-Listy

partnerów

mrukneła.

-Kade

z

nich

otrzymało

po

jednej

liscie

partnerów.

Wyeliminuj

osoby,

które

zasiegały

dalszych

konsultacji

w

Szczesliwym

Zwiazku”.

Przeanalizuj

ponownie.

Przetwarzanie.



Komputer

zaczał

się

krztusic,

wiec

Eve

palneła

go

na

odlew.



Cholerna

kupa

złomu

mrukneła,

gdy

maszyna

wydała

z

siebie

je.

Zadanie...

zakonczone.



Przestań

się

jakac.

Podaj

uzyskaną

liczbe.

Pozostało

dwiescie

szesć

osób.



No,

to

ju.

lepiej.

Wydrukuj

ostateczną

liczbę

osób.

Kiedy

komputer

wypluł

z

siebie

wydruk,

Eve

właczyła

wideokom

i

wywołała



Sekcję

Elektroniczna.



Feeney,

mam

dwiescie

szesć

osób.

Trzeba

je

sprawdzic.

Moesz

to

zrobic?

Kto

z

tych

ludzi

wyjechał

z

miasta,

kto

znalazł

partnera

lub

wstapił

w

zwiazek

małenski,

kto

umarł

we

snie,

a

kto

spedził

urlop

na

planecie

Disneya.

Podrzuć

mi

liste.

Dzieki.

-Uniosła

głowe,

słyszac

w

korytarzu

chór

gwizdów

i

miaukniec.

-To

pilne

dodała

i

rozłaczyła

się

w

chwili,

gdy

dp

pokoju

weszła

z

wypiekami

na

twarzy

wzburzona

Peabody.

Jezu,

jakby

ci

kretyni

nie

widzieli

mnie

nigdy

bez

munduru.

Henderson

był

gotów

zostawić

onę

i

dzieciaki

i

spedzić

ze

mną

weekend

na

Barbadosie.

Błysk

w

oku

dowodził

jednak,

e

pochlebiała

jej

ta

propozycja.

Eve

zmarszczyła

brwi.

Asystentka

była

umalowana,

modnie

uczesana,

miała

na



sobie

krótką

obcisłą

spódniczkę

i

buty

na

potwornie

wysokich

obcasach

w

kolorze

dojrzałych

malin.



jak

ty

moesz

chodzić

na

takich

szczudłach?

-spytała.

To

nic

trudnego.

Eve

westchneła.

Siadaj.

Dobrze,

tylko

trochę

to

potrwa.

Peabody

oparła

dłoń

na

brzegu

biurka

i

zaczeła

powoli

opuszczać

się

na

krzesło.

Co

ty

wyprawiasz,

kucasz

czy

siadasz?

Chwileczke.

-Asystentka

wciagneła

gwałtownie

powietrze

w

płuca,

krzywiac

się

lekko.

-Ta

spódnica

jest

trochę

przyciasna

w

talii

wyjasniła.



Powinnaś

pomysleć

o

swoich

wewnetrznych

organach,

zanim

wbijesz

się

w

coś

takiego.

Została

ci

godzina

do

wizyty

w

Szczesliwym

Zwiazku”.

Chce,

ebys...

Co

ty

do

cholery

w

tym

robisz?

-W

drzwiach

stał

McNab

i

gapił

się

na

nogi

Peabody.

Wypełniam

swoje

zadanie

warkneła.

Dopraszasz

się

o

baty.

Dallas,

niech

jej

pani

kae

inaczej

się

ubrac.

Nie

jestem

specjalistką

od

mody,

McNab.

A

gdybym

była

tu

zlustrowała

wzrokiem

jego

luzne

spodnie

w

czerwono-białe

pasy

i

ółty

golf

miałabym

coś

do

powiedzenia

na

temat

twoich

gustów.

Peabody

parskneła,

a

Eve

spiorunowała

wzrokiem.



Zwracam

wam

uwage,

dzieci,

e

tym

razem

w

grę

moe

wchodzić

podwójne

morderstwo.

Jesli

się

nie

dogadacie,

bedę

zmuszona

ograniczyć

wam

czas

zabawy.

Peabody

skrzyowała

ramiona

na

piersi

i

rzuciła

McNabowi

szydercze

spojrzenie,

lecz

miała

na

tyle

rozsadku,

by

nie

odzywać

się

słowem.



Peabody,

masz

przekonać

Piper,

eby

tylko

ona

była

twoją

konsultantka.

McNab

zajmiesz

się

Rudym.

Kiedy

dostaniecie

listę

partnerów,

odwiedzcie

salony

sklepowe.

Postarajcie

sie,

eby

was

zauwaono.

Czy

mamy

te

srodki

na

te

cele?

-spytał

McNab,

lecz

na

widok

ironicznego

spojrzenia

Eve

wzruszył

ramionami

i

wsunał

dłonie

do

kieszeni

spodni.

-

Zrobiłoby

to

lepsze

wraenie,

gdybysmy

kupili

parę

drobiazgów

i

pogawedzili

ze

sprzedawcami.

Dostaliscie

dwiescie

etonów

kredytowych

na

głowe.

Wszystko

ponad

sumę

to

wasz

problem.

McNab,

wiemy,

e

Donnie

Ray

odwiedził

salon

pieknosci,

by



kupić

kosmetyki

dla

matki.

Nie

zapomnij

się

tam

pokrecic.



Mógłby

tam

siedzieć

i

miesiac

mrukneła

Peabody,

po

czym

spojrzała

na

Eve

z

niewinną

mina.

Peabody,

Hawley

te.

robiła

tam

zakupy,

jak

równie.

w

salonie

damskiej

bielizny

pietro

wyej.

Zajrzyj

tam.

Tak

jest.

Musicie

odbyć

jak

najwiecej

spotkań

z

osobami

z

waszych

list.

Zaczniecie

ju.

dziś

wieczorem.

Gotowy

jest

klub

Nova”

na

Piecdziesiatej

Trzeciej.

Im

wczesniej

się

umówicie,

tym

lepiej.

Spróbujcie

odbyć

pierwszą

randkę

o

czwartej,

a

potem

co

godzina

z

kolejnymi

osobami.

Im

wiecej,

tym

lepiej.

Nie

wiemy,

czy

morderca

uderzył

tej

nocy.

Mogło

nam

się

tym

razem

poszczescic.

Ale

on

nie

bedzie

czekał.

Ponownie

spojrzała

na

fotografie.



W

klubie

bedą

nasi

ludzie.

Feeney

i

ja

zostaniemy

na

zewnatrz.

Oboje

musicie

mieć

nadajniki.

Pod

adnym

pozorem

nie

wolno

wam

się

oddalac.

Jesli

zechce

wam

się

siusiu,

dajcie

znac,

a

jedne

z

naszych

ludzi

pójdzie

z

wami.

On

przecie.

nie

atakuje

w

miejscach

publicznych

zauwayła

Peabody.

Nie

mogę

ryzykowac.

Albo

bedziecie

trzymać

się

reguł,

albo

wypadacie

z

gry.

Jak

najszybciej

przekaecie

nam

listę

partnerów.

Jesli

ktokolwiek

z

personelu

Szczesliwego

Zwiazku”

lub

z

sasiednich

salonów

zainteresuje

się

wami,

natychmiast

meldujcie.

Jakieś

pytania.

Eve

uniosła

brwi,

gdy

oboje

pokrecili

przeczaco

głowami.



W

takim

razie

do

roboty.



Powstrzymała

się

od

usmiechu,

kiedy

Peabody,

która

miała

ochotę

wstać

z

krzesła,

zrobiła

to

z

wyraznym

wysiłkiem.

McNab

wzniósł

oczy

ku

niebu,

kiedy

dziewczyna

go

mijała.



Jest

zupełnie

zielona.

Ale

dobra

odparowała

Eve.

Moliwe,

ale

bedę

miał

na

nią

oko.

Nie

watpię

mrukneła

Eve,

kiedy

zamknał

za

sobą

drzwi.

Ponownie

spojrzała

na

fotografie.

Nie

dawały

jej

spokoju

te

trzy

twarze.

Nie

mogła

przestać

mysleć

o

losie,

jaki

spotkał

tych

trojga.

Zbyt

mocno

się

w

to

angauje,

pomyslała.

Nie

powinnam

skupiać

się

na

tym,

co

ich

spotkało,

ale

dlaczego.



Przetarła

oczy,

jakby

chciała

wymazać

z

pamieci

wspomnienia.



Dlaczego

ci

troje?

-myslała.

Podeszła

bliej,

by

przyjrzeć

się

usmiechnietej

twarzy

Marianny

Hawley.



Spróbowała

opisać

ja,

stosujac

samą

metode,

jaką

posłuyła

się

przy

wyborze

zapachu

dla

Miry.

Profesjonalistka,

staroswiecka,

romantyczna,

o

stonowanej

urodzie,

przywiazana

do

rodziny,

interesujaca

się

teatrem

i

lubiaca

otaczać

się

ładnymi

rzeczami.



Wsuneła

kciuki

do

kieszeni

spodni

i

przeniosła

wzrok

na

Sarabeth

Greenbalm.

Striptizerka.

Samotnica,

przywiazujaca

duą

wagę

do

pieniedzy

i

zbierajaca

karty

kredytowe.

Równie.

solidna

w

swoim

fachu.

Mieszkała

sama,

oszczedzała

zarobione

pieniadze

i

liczyła

napiwki.

Hadnego

hobby,

adnych

przyjaciół

czy

krewnych.



Wreszcie

Donnie

Ray,

chłopak,

który

kochał

matkę

i

grę

na

saksofonie.

Mieszkał





jak

w

chlewie

i

miał

usmiech

anioła.

Pociagał

Zonera,

nigdy

jednak

nie

był

karany.



I

nagle

olsniło.

Wreszcie

cos,

co

łaczyło

te

trzy

osoby,

choć

nigdy

sie

nie

spotkały.



Teatr!



Komputer,

dane

trzech

klientów

Szczesliwego

Zwiazku”:

Hawley

Marianna,

Greenbalm

Sarabeth,

Michael

Donnie

Ray.

Podswietl

ich

zawody

i

hobby.

Przetwarzanie:

Hawley

Marianna,

asystentka

w

firmie

Foster-Brinke.

Hobby:

teatr.

Członek

Grupy

Teatralnej

w

West

Side.

Inne

zainteresowania...



Stop,

nastepna

osoba.

Greenbalm

Sarabeth,

tancerka...



Stop.

Donnie

Ray,

saksofonista.

-Zastanawiała

się

przez

chwile.

Komputer,

prawdopodobienstwo

zaatakowania

przez

mordercę

osób

interesujacych

się

teatrem

lub

majacych

jakieś

zwiazku

z

rozrywka.

Przetwarzanie.

Prawdopodobienstwo:

dziewiecdziesiat

trzy

i

dwie

dziesiate

procent.



Cholera,

mam.

-Skrzywiła

sie,

kiedy

zadzwieczał

nadajnik.

-Dallas

rzuciła

gniewnie.

Komunikat

do

porucznik

Eve

Dallas.

Sprawdzić

parę

mieszkajacą

przy

West

Dziewietnascie

trzy

cztery

jeden,

lokal

trzy.

Próba

napadu.

Prawdopodobienstwo,

e

moe

to

mieć

zwiazek

z

obecnie

prowadzonym

sledztwem:

dziewiecdziesiat

osiem

i

osiem

dziesiatych

procenta.

Eve

złapała

kurtke.



Przyjełam.

Koniec

połaczenia.



To

był

po

prostu

przypadek

powiedziała

drobna

kobieta,

delikatna

jak

wróki

tanczace

na

małym

białym,

szklanym

drzewku,

wiszacym

w

szerokim

oknie

starego

poddasza.

-Jacko

niepotrzebnie

wszystko

wyolbrzymia.



Wiem,

co

mówie.

Ten

gosć

miał

złe

zamiary,

Cissy.

Jacko

zmarszczył

gniewnie

brwi

i

mocniej

objał

kobietę

ramieniem.

Zmiesciłyby

się

w

nim

cztery

takie

jak

ona,

pomyslała

Eve.

Miał

posturę

gracza

w

piłkę

halowa,

twarz

o

grubych

rysach

i

blizny

na

szczece

i

nad

łukiem

brwiowym.



Jego

towarzyszka

była

blada

niczym

ksieycowy

promien,

on

czarny

jak

noc.

Drobne

dłonie

kobiety

toneły

w

jego

olbrzymiej

prawicy.



Poddasze

składało

się

z

trzech

czesci.

Eve

rzuciła

okiem

na

czesć

sypialna,

widoczną

przez

otwór

w

scianie

z

falistego

szkła

w

kolorze

brzoskwini.

Stało

w

niej

szerokie

łoe

z

rozrzuconą

posciela.



W

czymś

w

rodzaju

salonu

poczesne

miejsce

zajmowała

sofa

w

kształcie

litery

U,

która

spokojnie

mogła

pomiescić

dwadziescia

osób.

Sam

Jacko

zajmował

na

niej

przestrzeń

trzech

osób.

Mieszkanie

swiadczyło

o

zamonosci,

kobiecym

smaku

i

meskiej

wygodzie.



Proszę

mi

opowiedzieć

całe

zdarzenie.

Wszystko

opowiedzielismy

wczoraj

wieczorem

policjantowi.

-Cissy

usmiechneła

sie,

lecz

w

jej

oczach

błysneła

lekka

irytacja.

-Jacko

uparł

sie,

by

wezwać

policje.

-A

to

był

tylko

głupi

art.

Akurat.

-Pochylił

się

w

przód,

wprawiajac

w

drenie

mocno

poskrecane

włosy.

-

ten

gosć

przyszedł

ubrany

jak

swiety

Mikołaj,

z

wielkim

pudłem

owinietym

w



papier

i

zawiazanym

wstaka.

Serce

Eve

mocniej

zabiło.



Kto

otworzył

drzwi?

-spytała

jednak

spokojnie.

Ja.

-Cissy

machneła

rekami.

-Mój

tata

mieszka

w

Wisconsin.

Jesli

nie

mogę

pojechać

na

swieta,

przysyła

mi

coś

zabawnego.

W

tym

roku

nie

bedę

mogła

się

wyrwac,

pomyslałam

wiec,

e

wynajał

swietego

Mikołaja.

Nadal

uwaam...

Ten

gosć

nie

był

od

twojego

taty

stwierdził

ponurym

tonem

Jacko.

-Wpusciła

go

do

srodka.

Byłem

wtedy

w

kuchni.

Posłyszałem

jej

smiech

i

głos

tego

goscia.

Jacko

jest

okropnie

zazdrosny.

To

niszczy

nasz

zwiazek.

Bzdura,

Cissy.

Ty

dopiero

wtedy

mówisz,

e

facet

podrywa,

jak

wsunie

ci

łapę

pos

spódnicę

parsknał

pogardliwie.

-Kiedy

wszedłem,

ten

facet

się

do

niej

zalecał.

Zalecał?

-powtórzyła

Eve.

Cissy

wydeła

gniewnie

wargi.

Na

własne

oczy

widziałem.

Szczerzył

do

niej

zeby

i

błyskał

oczami.

Mrugał

sprostowała

Cissy.

-na

litosć

boska,

Jacko,

on

po

prostu

do

mnie

mrugał.

Ale

przestał,

kiedy

mnie

zobaczył.

Skamieniał

i

zaczał

gapić

się

na

mnie.

Napedziłem

mu

niezłego

stracha.

A

potem

prysnał

jak

wystraszony

królik.

Bo

wrzasnałeś

na

niego.

Dopiero

jak

zaczał

uciekac.

-Jacko

machnał

w

zdenerwowaniu

potenymi

łapskami.

-tak,

wrzasnałem

i

pobiegłem

za

nim.

Dopadłbym

drania,

gdyby

Cissy

nie

weszła

mi

w

droge.

Zanim

się

od

niej

uwolniłem

i

wybiegłem

na

ulice,

nie

było

po

nim

sladu.



Czy

funkcjonariusz,

który

zgłosił

się

do

panstwa,

zabrał

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa?

Tak,

powiedział,

e

taka

jest

procedura.

Zgadza

sie.

Jaki

miał

głos?

Głos?

-Cissy

zamrugała

oczami.

Jak

brzmiał

jego

głos.

Hmm...

Wesoło.

Jezu,

Cissy,

czy

ty

musisz

być

taka

głupia?

-wykrzyknał

Jacko.

-Był

sztuczny

zwrócił

się

do

Eve.

Tymczasem

uraona

Cissy

wstała

z

kanapy

i

wybiegła

do

czesci

kuchennej.

-No

wie

pani,

podszyty

fałszywą

wesołoscia.

Głeboki,

wibrujacy.

Powiedział

coś

w

tym

rodzaju:

Byłaś

grzeczną

dziewczynka?

Mam

coś

dla

ciebie.

Tylko

dla

ciebie”.

Wtedy

ja

wszedłem,

a

on

zrobił

mine,

jakby

połknał

abe.



Czy

coś

w

jego

wygladzie,

pomimo

przebrania,

w

sposobie

mówienia,

poruszania

sie,

nie

wydało

się

pani

znajome?

-spytała

Eve

Cissy.

Nie.

-Cissy

wróciła

do

salonu”,

ostentacyjnie

ignorujac

Jacko

i

popijajac

wodę

ze

szklanki.

-To

trwało

zaledwie

kilka

minut.

Chciałabym,

eby

pani

obejrzała

dyskietki,

przyjrzała

się

im,

kiedy

je

powiekszymy

i

wzmocnimy.

Moe

zauway

pani

coś

szczególnego.

Czy

warto

zawracać

sobie

głowę

takim

incydentem?

Mysle,

e

tak.

Jak

długo

mieszkacie

ze

soba?

Kilka

lat

z

przerwami.

Ostatnio

z

wiekszymi

przerwami

mruknał

Jacko.



Gdybyś

nie

był

zaborczy

i

nie

rzucał

się

na

kadego

meczyzne,

który

na

mnie

spojrzy...

-zaczeła

Cissy.

Eve

podniosła

dłon,

majac

nadzieje,

e

powstrzyma

domową

kłótnie.



Czym

się

pani

zajmuje?

-spytała

kobiete,

Jestem

aktorką

i

uczę

aktorstwa,

kiedy

nie

dostanę

adnej

roli.

Ma

cie,

pomyslała

Eve.

Jest

wspaniałą

aktorką

Jacko

usmiechnał

się

z

wyrazną

dumą

do

Cissy.

-Jest

teraz

w

trakcie

prób

do

sztuki

w

jednym

z

teatrów

na

Broadwayu.

Która

zrobi

klapę

powiedziała

Cissy,

ale

podeszła

do

Jacko

i

usiadła

na

sofie.

To

bedzie

wielki

przebój.

-Ucałował

jej

piekną

dłon.

-Cissy

pokonała

dwadziescia

innych

kandydatek.

To

bedzie

jej

wielka

rola.

Nie

omieszkam

obejrzeć

przedstawienia.

Cissy,

czy

korzystała

pani

z

usług

Szczesliwego

Zwiazku”

Ee...-Umkneła

wzrokiem

w

bok.

-Nie.

Cissy,

czy

pani

wie,

co

grozi

za

składanie

fałszywych

zeznan?

-spytała

Eve

ostrym

tonem.

Na

litosć

boska,

co

to

moe

was

obchodzic?

Co

za

Szczesliwy

Zwiazek”?

-zaciekawił

się

Jacko.

Komputerowa

agencja

matrymonialna.

Na

miłosć

boska,

Cissy!

-Jacko

zerwał

się

z

kanapy,

potracajac

wiszace

w

pokoju

ozdoby.

-Co

się

z

toba,

u

diabła

dzieje?

Zerwalismy

ze

soba!

-W

jednej

chwili

delikatna

wróka

zmieniła

się

w

olbrzyma.

-Byłam

wsciekła

na

ciebie.

Pomyslałam,

e

to

moe

być

zabawne.

He

dam

ci



nauczke,

ty

bałwanie.

Miałam

pełne

prawo

widywać

sie,

z

kim

chcę

i

kiedy

chce,

skoro

nie

bylismy

ju.

ze

soba.



No

to

mysl

sobie

tak

dalej

rzucił

wsciekłym

głosem.

Widzi

pani?

-Cissy

oskarycielskim

gestem

wskazała

na

Jacko.

W

jej

spojrzeniu

nie

było

ju.

ciepła,

lecz

lodowaty

chłód.

-oto

co

muszę

znosic.

Uspokójcie

się

oboje!

-rozkazała

Eve.

-Kiedy

została

pani

klientką

Szczesliwego

Zwiazku”?

Jakieś

szesć

tygodni

temu

mrukneła

Cissy.

-Umówiłam

się

z

dwoma

facetami...

Jakimi

facetami?

-spytał

Jacko.

Z

dwoma

facetami

powtórzyła

dobitnie.

-Potem

wrócił

Jacko.

Przyniósł

mi

bratki.

Uległam.

Ale

bedę

musiała

przemysleć

decyzje.

Być

moe

ta

decyzja

uratowała

pani

ycie

powiedziała

Eve.

Nie

rozumiem.

-Cissy

instynktownie

przytuliła

się

do

Jacko,

który

ponownie

objał

ramieniem.

To

wczorajsze

zdarzenie

moe

mieć

zwiazek

z

serią

niedawnych

morderstw.

Tylko,

e

w

tamtych

przypadkach

ofiary

mieszkały

same.

-Eve

spojrzała

na

Jacko.

-Miała

pani

szczescie,

e

nie

była

sama.

O

Boe...

Jacko.

Nie

obawiaj

się

kochanie.

Jestem

przy

tobie.

-Przytulił

ja

i

popatrzył

na

Eve.

-

Wiedziałem,

e

z

tym

gosciem

jest

cos

nie

w

porzadku.

O

co

tu

chodzi?

Powiem

wam

tyle,

ile

bedę

mogła.

Chciałabym,

ebyscie

przyszli

do

centrali,

obejrzeli

dyskietki,

złoyli

zeznania,

a

pani,

eby

opowiedziała

mi

o

swoich

doswiadczeniach

w

Szczesliwym

Zwiazku”.



Mamy

zapewnioną

pełną

współpracę

ze

strony

swiadków.

-Eve

stała

w

biurze

komendanta

Whitneya.

Była

zbyt

spieta,

by

usiasc,

lecz

nie

miała

odwagi

spacerować

w

czasie

składania

raportu.



Kobieta

jest

zbyt

zdenerwowana,

by

coś

wiecej

powiedziec.

Meczyzna

potwierdza

jej

zeznania.

Hadne

z

nich

nie

rozpoznało

sprawcy.

Przesłuchałam

obu

meczyzn,

z

którymi

spotkała

się

Cissy

Peterman.

Obaj

mają

alibi

przynajmniej

na

jeden

wieczór.

Mysle,

e

niewinni.

Whitney

skinał

głową

i

zaczał

przegladać

raport

Eve.



Jacko

Gonzales?

Ten

Jacko

Gonzales?

Członek

Brawlersów

z

numerem

dwadziescia

szesc?

Tak,

jest

zawodowym

graczem

w

piłkę

halowa.

A

niech

mni!

-na

twarzy

Whitneya

pojawił

się

rzadki

u

niego

usmiech.

-To

najlepszy

zawodnik

w

druynie.

W

ostatnim

meczu

zdobył

trzy

bramki

i

przebił

się

przez

dwie

blokady.

Odchrzaknał,

bo

Eve

przygladała

mu

się

w

milczeniu.



Mój

wnuk

jest

jego

wielkim

fanem.

Rozumiem,

sir.

Szkoda,

e

Gonzales

nie

dorwał

tego

goscia.

Załoę

sie,

e

unieszkodliwiłby

go.

Te.

tak

sadze,

panie

komendancie.

Panna

Peterman

miała

duo

szczescia.

Tak.

Nastepna

ofiara

moe

go

nie

miec.

Panna

Peterman

pokrzyowała

mordercy

plany.

Na

pewno

znowu

uderzy.

Moe

dziś

wieczorem.

Rozmawiałam

z

doktor



Mira,

która

twierdzi,

e

bedzie

zły,

wytracony

z

równowagi.

Moim

zdaniem

moe

nawet

popełnić

jakiś

bład.

McNab

i

Peabody

mają

dziś

wieczór

po

trzy

spotkania.

Wszystko

jest

przygotowanie.

Mam

listy

ich

partnerów

i

raporty.



Zawahała

sie,

po

czym

zdecydowała

się

przedstawić

swoja

opinie.



Panie

komendancie,

dzisiejsza

akcja

jest

konieczna.

Ale

gdy

my

bedziemy

prowadzić

nadzór,

on

gdzieś

zaatakuje.

Skoro

nie

masz

kryształowej

kuli,

musisz

postepować

według

planu.

Ograniczyłam

listę

potencjalnych

ofiar

do

dwustu.

Chyba

znalazłam

jeszcze

jeden

punkt

wspólny:

teatr.

To

pozwoli

zredukować

liste.

Mam

nadzieje,

e

dzieki

nowym

danym

Feeney

bedzie

w

stanie

znacznie

skrócic.

Tym

osobom

trzeba

bedzie

zapewnić

ochrone.

Jak?

-Whitney

rozłoył

rece.

-Wie

pani

równie

dobrze

jak

ja,

e

departament

nie

moe

dać

tylu

ludzi.

A

jesli

Feeney

skróci

liste...

Nawet

jesli

skróci

do

piecdziesieciu,

nic

z

tego.

Jedna

z

tych

osób

moe

dziś

wieczorem

zginac.

-Zrobiła

krok

w

przód.

-Trzeba

je

ostrzec.

Gdybysmy

zwrócili

się

o

pomoc

do

mediów,

moe

ludzie

zastanowiliby

sie,

zanim

otworzyli

te

cholerne

drzwi.

Zwrócenie

się

do

mediów

wywoła

panikę

stwierdził

chłodno

Whitney.

-Czy

pani

wie,

ilu

swietych

Mikołajów,

stojacych

na

rogach

ulic

i

zabierajacych

datki,

zostałoby

pobitych?

Moe

nawet

smiertelnie.

Nie

wolno

nam

szafować

ludzkim

yciem,

Dallas.

Poza

tym,

gdybysmy

zwrócili

się

do

mediów,

moglibysmy

go

ostrzec

dodał,

zanim

zdayła

się

odezwac.

-Zapadłby

się

pod

ziemię

i

nigdy



bysmy

go

nie

znalezli.

Trzy

osoby

nie

yja.

Zasługują

na

to,

by

ich

morderca

trafił

za

kratki.



Ma

racje,

ale

to

wcale

jej

nie

uspokoiło.



Jesli

Feeney

ograniczy

listę

osób

do

minimum,

moglibysmy

skontaktować

się

z

tymi

ludzmi.

Zorganizowałabym

zespół,

który

by

się

tym

zajał.

Nie

utrzymalibysmy

tego

w

tajemnicy

i

znowu

wybuchałby

panika.

Nie

moemy

ich

tak

zostawic.

Za

nastepną

ofiarę

to

my

bedziemy

ponosić

odpowiedzialnosc.

-A

raczej

ja,

dodała

w

duchu,

lecz

miała

dosć

rozsadku,

by

tego

głosno

ni

mówic.

-jesli

nic

nie

zrobimy,

by

ostrzec

tych

ludzi,

wina

spadnie

na

nas.

On

wie,

e

znamy

jego

metodę

działania

i

ile

razy

zamierza

uderzyc.

I

wie

te,

e

moemy

jedynie

czekac,

a.

zaatakuje.

Jego

to

bawi.

Popisywał

się

przed

kamerami

bezpieczenstwa

w

domu

Peterman.

Stał

w

tym

cholernym

korytarzu

i

mizdrzył

się

do

kamery.

Gdyby

Gonzales

strzelał

gole

wczoraj

wieczorem,

ta

kobieta

ju.

by

nie

yła.

Byłyby

ju.

cztery

ofiary

w

ciagu

tygodnia,

a

to

stanowczo

zbyt

duo.

Słuchał

jej

ze

spokojną

nieruchomą

twarza.



Pani

pozycja

jest

o

wiele

łatwiejsza,

poruczniku.

Moe

pani

tak

nie

uwaa,

ale

znacznie

łatwiej

jest

stać

z

tej

strony

biurka.

Nie

mogę

spełnić

pani

prosby.

Nie

mogę

pozwolić

na

to,

eby

osłaniała

pani

kadą

ofiare,

tak

jak

tego

słuacego

Roarke'a

przed

kilkoma

tygodniami.

To

nie

ma

z

tym

nic

wspólnego.

-Zacisneła

zeby,

eby

nie

wybuchnac.

-Ta

sprawa

jest

zamknieta,

panie

komendancie.

Teraz

mam

nó.

na

gardle.

Informacje

juz

przedostały

się

do

mediów.

Przy

nastepnym

morderstwie

rozpeta

się

piekło.



W

oczach

Whitneya

błysnał

niepokój.



Co

pani

powiedziała

tej

Furst?

Tyle,

ile

musiałam.

Zresztą

i

tak

nieoficjalnie.

Ona

na

razie

bedzie

milczec.

Ale

jeszcze

inni

równie

dobrzy

reporterzy,

tylko

e

znacznie

mniej

uczciwi.

Porozmawiam

na

ten

temat

z

szefem.

Tyle

mogę

zrobic.

Niech

pani

dostarczy

skorygowaną

przez

Feeneya

liste,

a

ja

poproszę

o

zgodę

na

skontaktowanie

się

z

tymi

osobami.

Finansowanie

tego

typu

operacji

nie

ley

w

moich

moliwosciach.

Odchylił

się

na

oparcie

fotela

i

popatrzył

na

nią

z

uwaga.



Znajdzcie

coś

dziś

wieczorem.

I

konczcie

sprawe.

Eve

zastała

w

swoim

biurze

wpatrzonego

w

monitor

Feeneya.



Oszczedziłeś

mi

biegania

do

Sekcji

Elektronicznej.

Słyszałem,

e

był

ty

Jacko

Gonzales.

-W

jego

głosie

brzmiał

zawód.

-Pewnie

ju.

sobie

poszedł,

co?

Dobra,

załatwię

ci

jego

hologram

z

autografem.

Naprawde?

Byłbym

wdzieczny.

Chce,

ebyś

przejrzał

te

nazwiska

i

dane.

-Wyciagneła

dyskietke.

Mój

komputer

znowu

zaczał

się

krztusić

i

zbyt

długo

to

trwało,

a

muszę

mieć

jak

najszybciej

skróconą

listę

potencjalnych

ofiar.

-Wysuneła

szufladę

biurka

i

zaczeła

w

niej

szperac,

czujac

w

skroniach

bolesne

pulsowanie.

-Góra

piecdziesiat

osób,

dobra?



Tyle

Whitney

zgodzi

się

ostrzec.

Resztę

niech

Bóg

ma

w

swojej

opiece.

Gdzie,

do

cholery,

podział

się

mój

batonik?



Nie

wziałem

go.

-Feeney

wskazał

na

torebkę

z

orzeszkami.

-McNab

tu

był.

On

uwielbia

słodycze,

Skubaniec.

-Rozpaczliwie

pragnac

wypełnić

czymś

oładek,

siegneła

do

torby

z

orzeszkami.

-mam

ju.

powiekszony

obraz

z

kamery

bezpieczenstwa

w

korytarzy

Peterman,

ale

pewnie

twój

bedzie

lepszy.

Chcę

mieć

jego

portret

w

chwili,

gdy

jest

najbardziej

soba,

to

znaczy,

gdy

rzuca

sie

do

ucieczki.

Mona

wówczas

dostrzec

panikę

na

twarzy.

Wstukała

kod

do

autokucharza,

majac

nadzieje,

e

popije

kawą

orzeszki.



mam

fotografię

partnerów

ofiar

i

personelu

Szczesliwego

Zwiazku”.

Sprawdz,

które

z

tych

twarzy

mogą

pasować

do

portretu

mordercy.

Nawet

pod

warstwą

kosmetyków

mona

coś

znalezc.

Prawie

całe

usta

ukryte

pod

broda.

Moemy

dopasować

kształt

ust,

jeeli

bedziemy

mieć

wystarczajaco

wyrazny

portret.

Tak.

Budowa

ciała

nic

na

nie

da,

ale

wzrost

powinien.

Spróbuj

wyciagnać

z

tego,

co

się

da.

Wyglada

na

to,

e

facet

nie

nosi

butów

na

obcasach,

moemy

wiec

dosć

dokładnie

okreslić

jego

wzrost.

Rekawiczki

niestety

niwelują

kształt

dłoni.

-

Popijała

kawę

w

zamysleniu.

-Uszy

powiedziała

nagle.-Czy

zawracałby

sobie

głowę

zmianą

kształtu

uszu?

W

jakim

stopniu

widoczne.

Podeszła

do

komputera,

wywołała

program

i

zaczeła

przegladać

portrety

z

kamer

bezpieczenstwa.

-Cholera,

nic,

nic,nic.

Mam!

-na

ekranie

pojawił

się

obraz

postacji

widzianej

z

boku.

-Moesz

coś

z

tym

zrobic?





Chyba

tak

stwierdził

po

namysle.

-Czapka

zakrywa

górną

czesć

ucha,

ale

moe

coś

z

tego

wyjdzie.

Gratuluje,

Dallas.

Nie

zwróciłbym

na

to

uwagi.

Porównamy

wszystkie

fragmenty

twarzy.

Ale

na

to

trzeba

czasu.

Coś

tak

skomplikowanego

zajmie

kilka

dni.

Moe

tydzien.



Potrzebny

portret

tego

drania.

-Zamkneła

oczy,

usiłujac

zebrać

mysli.

-

Zaczniemy

od

poczatku.

Sprawdzimy

jeszcze

raz

te

broszki

i

spinki,

srodki

dezynfekcyjne,

kosmetyki.

Tatuae

zostały

zrobione

recznie.

Moe

z

tego

coś

wycisniemy.

Dallas,

dwie

trzecie

salonów

i

klubów

w

miescie

zatrudnia

specjalistów

od

tatuay.

Moe

któryś

z

nich

zna

ten

wzór.

-Westchneła.

-Zostały

nam

dwie

godziny

do

akcji

w

klubie

Nova”.

Zróbmy,

ile

się

da.

Rozdział

11



Peabody

najbardziej

irytował

fakt,

e

McNab

jest

na

jej

liscie

partnerów.

Nie

miało

znaczenia,

e

był

to

zapewne

wynik

zmiany

jej

portretu

psychologicznego

i

dostosowania

go

do

portretów

ofiar.

Nie

mogła

tego

zniesć

i

ju.





Nie

chciała

z

nim

współpracowac.

Denerwowały

jego

dziwaczne

stroje,

bezczelny

usmiech,

zarozumialstwo.

Wiedziała

jednak,

e

nic

na

to

nie

poradzi,

dopóki

Eve

bedzie

uwaać

go

za

cenny

nabytek.



Eve

Dallas

była

dla

niej

niedoscignionym

wzorem,

ale

przecie.

nawet

najlepszy

gliniarz

moe

popełnić

bład.

Tym

błedem,

według

Peabody,

było

przyjecie

McNaba

do

zespołu.



Siedział

teraz

na

drugim

krancu

eleganckiej

sali,

w

towarzystwie

wysokiej

blondynki.

Peabody

była

przekonana,

e

specjalnie

wybrał

to

miejsce,

by

denerwowac.



Gdyby

go

nie

było,

mogłaby

spokojnie

rozkoszować

się

miła

atmosferą

wnetrza.

Wypełniały

je

stoły

z

błyszczacymi

blatami,

boksy

w

jasnoniebieskim

kolorze.

Pomalowane

na

ółto

sciany

zdobiły

ryciny

przedstawiajace

uliczne

sceny

z

Nowego

Jorku.



Lokal

z

klasa,

pomyslała,

patrzac

na

długi

kontuar,

na

lustra

przy

barze

i

odzianych

w

smokingi

barmanów.

Nic

dziwnego,

przecie.

naleał

do

Roarke'a.



Wysciełane

krzesło,

na

którym

siedziała,

było

eleganckie

i

wygodne,

a

serwowane

drinki

swietne.

Stół

wyposaono

w

sprzet

do

słuchania

i

ogladania,

by

klienci

czekajacy

na

kogoś

lub

wstepujacy

tu

na

drinka,

mogli

miło

spedzić

czas.



Peabody

miała

wielką

ochotę

włoyć

słuchawki

na

uszy,

bo

jej

pierwszy

kandydat

okazał

się

koszmarnym

nudziarzem.

Miał

na

imię

Oskar

i

był

nauczycielem

fizyki.

Teraz

jednak

głównie

interesowało

go

wysuszanie

kolejnych

szklaneczek

obmawianie

eks-ony,

która,jak

powiedział

Peabody,

była

nietolerancyjna,

samolubna,

zimną

suka.

Po

pietnastu

minutach

Peabody

była

całkowicie

po

stronie





tej

suki.



Nadal

jednak

grała

swoją

role,

usmiechała

się

i

rozmawiała,

choć

skresliła

Oskara

z

listy

podejrzanych.

Ten

gosć

miał

powane

problemy

z

alkoholem,

a

morderca

był

zbyt

rozsadny,

by

zawracać

sobie

głowę

skacowanymi

nudziarzami.



W

drugim

koncu

sali

McNab

wybuchnał

głosnym

smiechem,

który

podziałał

na

Peabody

niczym

smagniecie

biczem.

Gdy

Oskar

wlewał

w

siebie

trzeciego

drinka,

spojrzała

w

tamtym

kierunku.

McNab

dostrzegł

jej

wzrok

i

ruszył

znaczaco

brwia.



Miała

ochotę

pokazać

mu

jezyk.



Z

ulgą

poegnała

się

z

Oskarem,

rzucajac

niezobowiazujaco,

e

powinni

znowu

spotkac.



Kiedy

w

piekle

bedą

serwować

burbona

z

lodem

mrukneła

i

skrzywiła

sie,

słyszac

głos

w

słuchawce.

Opanuj

sie,

Peabody.

Tak

jest

sykneła,

unoszac

dla

niepoznaki

szklankę

do

ust.

Potem

spojrzała

na

zegarek.

Do

nastepnego

spotkania

zostało

jej

dziesieć

minut.

Niech

to

szlag!

Peabody

drgneła,

kiedy

w

słuchawce

rozległ

się

głosny

okrzyk

Eve.

Poruczniku?

Co

on

tu,

do

cholery,

robi?!

Zbita

z

tropu

Peabody,

siegneła

dłonią

do

buta,

gdzie

miała

ukrytą

bron,

i

omiotła

wzrokiem

sale.

Zaraz

jednak

usmiechneła

się

szeroko,

bo

do

kawiarni

wszedł

Roarke.



Ach,

to

jest

dopiero

idealny

kandydat

szepneła

czemu

nie

mogę

umówić

się

z

kimś

takim?



Nie

rozmawiaj

z

nim

warkneła

Eve.

-Nie

znasz

go.

Okay.

Bedę

się

po

prostu

gapić

i

slinic,

jak

wszystkie

tu

kobiety.

Wydała

z

siebie

zduszony

chichot,

słyszac

wiazankę

przeklenstw

Eve,

czym

zwróciła

na

siebie

uwagę

pary

przy

sasiednim

stoliku.

Odkaszlneła,

podniosła

do

ust

szklankę

i

odchyliła

się

na

oparcie,

by

podziwiać

mea

szefowej.



Roarke

podszedł

do

baru.

Wszyscy

barmani

wypreyli

się

słubiscie

niczym



ołnierze

przed

generałem.

On

jednak

zatrzymał

się

przy

jednym

ze

stolików,

by

zamienić

kilka

słów

z

jakaś

para.

Pochylił

się

i

musnał

wargami

policzek

kobiety,

po

czym

klepnał

po

przyjacielsku

jej

towarzysza.

Peabody

zastanawiała

sie,

czy

w

łóku

porusza

się

z

równą

gracja

i

natychmiast

spłoneła

rumiencem.

Całe

szczescie,

e

nadajnik

nie

moe

przekazywać

mysli.



Siedzaca

w

samochodzie

Eve

patrzyła

ponuro

w

ekran,

wyswietlajacy

obraz

z

mikrokamery

ukrytej

w

kołnierzyku

Peabody.

Obserwujac

chodzacego

po

sali

Roarke'a,

miała

ochot

stłuc

go

na

kwasne

jabłko.



On

nie

ma

prawa

tu

być

zwróciła

się

do

Feeneya.

Przecie.

to

jego

lokal

odparł

Feeney,

instynktownie

kulac

ramiona.

Nie

lubił

małenskich

kłótni.

Jasne,

przyszedł

sprawdzić

poziom

trunków

w

barze.

Cholera!

-Przeczesała

włosy

palcami,

po

czym

wydała

z

siebie

nieartykułowany

dzwiek,

kiedy

Roarke

podszedł

do

stolika

Peabody.

Smakuje

pani

drink?

Hmm...

tak.

Ja...

Cholera

zdołała

jedynie

wykrztusić

z

siebie.

Usmiechnał

się

i

pochylił

niej.



Powiedz

pani

porucznik,

eby

przestała

klac.

Nie

wejdę

jwj

w

droge.

Powieka

Peabody

drgneła

nerwowo,

bo

w

uchu

zabrzmiał

jej

wsciekły

głos

Eve.

Ona

mówi,

eby

zabrał

pan

stad

swój

tyłek.

Pózniej

go

panu

skopie.

Nie

mogę

się

doczekac.

-Nie

przestajac

się

usmiechać

podniósł

do

ust

dłoń

Peabody.

-Wygladasz

oszałamiajaco

powiedział

i

odszedł.

Aparatura

zainstalowana

w

stojacym

na

zewnatrz

samochodzie

zasygnalizowała

zwiekszone

cisnienie

krwi

i

przyspieszony

puls.



Uspokój

się

Peabody

ostrzegła

Eve.

Nie

potrafię

kontrolować

odruchowych

reakcji

organizmu

na

bodzce

zewnetrzne

szepneła

Peabody.

-Z

całym

szacunkiem,

poruczniku,

ale

to

wina

wyobrazni.



Zblia

się

kandydat

numer

dwa.

Weź

się

w

garsc,

dziewczyno.

Jestem

gotowa.

Spojrzała

w

stronę

drzwi

z

zalotnym

usmiechem.

Nareszcie

ktoś

dla

kogo

warto

uczestniczyć

w

tej

operacji,

pomyslała.

Pamietała

go

z

pierwszej

wizyty

w

Szczesliwym

Zwiazku”.

Przystojny

opalony

adonis,

który

zwrócił

jej

uwage,

a

swoją

skupił

na

podrecznym

lusterku.

Przyjemnie

bedzie

na

niego

popatrzec.



Meczyzna

zatrzymał

się

przy

drzwiach

i

rozejrzał

po

sali.

Oczy

w

kolorze

ciemnego

złota

rozbłysły,

kiedy

dostrzegł

Peabody.

Rozchylił

usta,

wstrzasnał

lekko

blond

lokami

i

podszedł

do

jej

stolika.



Ty

musisz

być

Delia.

Tak.

-Piekny

głos,

pomyslała

z

westchnieniem.

Lepiej

brzmi

w

oryginale

ni.

na

tasmie

wideo.

-A

ty

jesteś

Brent.

Siedzacy

w

drugim

koncu

salo

McNab

obrzucił

meczyznę

gniewnym





spojrzeniem.

Wyglada

jak

lalka

pokryta

grubą

warstwą

sprayu.

A

ona

robi

do

niego

słodkie

ozy.

Ten

dupek

zafundował

sobie

nową

twarz.

Ciało

pewnie

te.

poprawił.

Nie

ma

w

nim

ani

jednego

własnego

kawałka.



Patrzcie,

panstwo,

jak

ona

się

do

niego

łasi,

myslał

gniewnie

McNab.

Ta

dziewczyna

dosłownie

spija

kade

słowo

z

tych

plastikowych

usteczek.

Kobiety

to



ałosne

stworzenia.

W

tej

chwili

do

jego

stolika

podszedł

Roarke.

Wyglada

dziś

wyjatkowo

ponetnie,

prawda?

Kady

facet

tak

powie

na

widok

kobiety

z

dekoltem

do

pepka.

Roarke

usmiechnał

sie,

wyraznie

ubawiony.

Oczy

McNaba

rzucały

wsciekłe

błyski,

a

palce

wystukiwały

gniewny

rytm

na

blacie

stolika.



Ale

ty

oczywiscie

jesteś

ponad

to.

Chciałbym,

eby

tak

było

mruknał

McNab,

kiedy

Roarke

odszedł.

-te

cycki

naprawdę

wspaniałe.

Przestań

gapić

się

na

cycki

Peabody

poleciła

Eve.

-Twoja

nastepna

kandydatka

stoi

w

drzwiach.

McNab

otaksował

wzrokiem

drobną

rudowłosą

dziewczynę

w

połyskujacym

kombinezonie.



Jestem

gotów.

Siedzaca

w

samochodzie

Eve

wpatrywała

się

w

ekran

ze

zmarszczonymi

brwiami.

Podaj

mi

dane

tego

goscia

od

Peabody,

Feeney.

Coś

mi

tu

nie

pasuje.

Brent

Holloway,

model.

Pracuje

dla

firmy

Cliburn

-Willis.

Trzydziesci

osiem

lat,

dwukrotnie

rozwiedziony,

bezdzietny.



Model?

-Zmruyła

oczy.

-Taki,

co

to

wystepuje

w

reklamach?

Chyba

ostatnio

niewiele

ogladałaś

reklam.

Moim

zdaniem

to

nic

nadzwyczajnego.

Facet

pochodzi

z

Morristown

w

New

Jersey.

W

nowym

Jorku

mieszka

od

2049.

Aktualny

adres:

Zachodni

Central

park.

Dochód

w

granicach

tych

wyszych.

Nigdy

nie

był

aresztowany.

Za

to

ma

na

swoim

koncie

mnóstwo

wykroczeń

drogowych.

Widziałysmy

go

z

Peabody

w

Szczesliwym

Zwiazku”,

w

czasie

naszej

pierwszej

wizyty.

Ile

dostał

ju.

list

kandydatów

w

tym

roku?

Ta

jest

czwarta.

Dlaczego

facet

z

takim

wygladem,

kartą

kredytowa,

ustawioną

karierą

i

drogim

adresem

zostaje

klientem

agencji

matrymonialnej?

Cztery

listy

w

ciagu

roku,

pieć

kandydatek

na

liscie,

to

daje

dwadziescia

kobiet.

I

nic.

Czego

mu

brakuje?

Feeney

patrzył

przez

chwilę

na

ekran.



Wyglada

na

zarozumiałego

dupka.

Tak,

ale

wielu

kobietom

by

to

nie

przeszkadzało.

Ma

dobry

wyglad

i

szmal.

Któraś

musiała

na

niego

poleciec.

Zabebniła

palcami

w

waską

konsole.

-Hadnych

skarg

pod

adresem

agencji?

Hadnych.

Jego

konto

jest

czyste.

Coś

tu

nie

gra

powtórzyła.

W

tej

samej

chwili

zobaczyła,

jak

jej

asystentka

robi

zamach

i

wymierza

cios

prosto

w

piekny

nos

Brenta

Hollowaya.

-Jezu

Chryste!

Widziałeś

to?

Rozwaliła

go

stwierdził

spokojnie

Feeney,

kiedy

z

nosa

trysneła

krew.

-Niezły

cios.



Co

ona

sobie

mysli,

do

diabła?

Peabody,

rozum

straciłas?

Sukinsyn

wsadził

mi

łapę

pod

sukienke.

-Czerwona

na

twarzy

i

wsciekła

Peabody

zerwała

się

z

miejsca

z

zacisnietymi

piesciami.

-Mówił

o

nowej

sztuce

we

Wszechswiecie”

i

wepchnał

mi

rekę

miedzy

nogi.

Zboczeniec.

Wstawaj,

zboczencu!

McNab,

zostań

na

miejscu!

-rozkazała

Eve,

kiedy

Brent

zerwał

się

na

równe

nogi

z

morderczym

spojrzeniem

w

oczach.

-Zostań

tam,

gdzie

jestes,

albo

wylecisz

z

pracy.

To

rozkaz.

Peabody,

na

litosć

boska,

pusć

tego

faceta.

Tymczasem

Peabody

wyciagneła

Hollowaya

zza

stołu

i

ponownie

wymierzyła

mu

cios.

Zrobiłaby

to

po

raz

trzeci,

mimo

e

złociste

oczy

meczyzny

wywróciły

się

białkami

do

góry,

gdyby

do

akcji

nie

wkroczył

Roarke.

Rozepchnał

podekscytowanych

gosci

i

odciagnał

słaniajacego

się

na

nogach

Hollowaya.



Czy

ten

meczyzna

się

pani

naprzykrza?

-spytał,

usuwajac

Hollowaya

z

zasiegu

ciosu,

i

spojrzał

w

ciskajace

błyskawice

oczy

Peabody.

-Bardzo

przeprasza.

Zajmę

się

tym.

Pozwoli

pani,

e

zaproponuję

drinka.

-Trzymajac

jedną

reką

Hollowaya,

drugą

wział

szklankę

Peabody

i

powachał.

-Blitzer

polecił

i

trzech

barmanów

natychmiast

pobiegło

spełnić

polecenie.

On

zaś

pociagnał

opierajacego

się

Hollowaya

w

stronę

drzwi.

Zabierz

te

cholerne

łapska.

Ta

suka

złamała

mi

nos.

Moja

twarz

to

majatek.

Głupia

cipa.

Wniosę

na

nią

skarge.

Kiedy

wyszli

na

zewnatrz,

Roarke

pchnał

modela

na

scianę

budynku.

Jego

głowa

z

głuchym

dzwiekiem

uderzyła

o

mur.

Złociste

oczy

ponownie

wywróciły

się

białkami

do

góry.





Dam

ci

pewną

rade:

To

jest

mój

lokal

powiedział

Roarke,

walac

przy

kadym

słowie

głową

Hollowaya

o

sciane.

Siedzaca

w

samochodzie

Eve

mogła

tylko

patrzeć

i

klac.

-Nie

pozwole,

eby

ktoś

bezkarnie

obmacywał

kobiety

w

moim

lokalu.

Jesli

wiec

nie

chcesz

czołgać

się

z

oderwaną

nogą

w

garsci,

spieprzaj

stad

i

dziekuj

Bogu,

e

masz

tylko

złamany

nos.

Ta

suka

sama

się

o

to

prosiła.

Poałujesz,

e

to

powiedziałes.

Kiedy

się

wkurzy,

zaczyna

mówić

z

irlandzkim

akcentem.

Posłuchaj

tylko

tej

melodii

powiedział

z

rozrzewnieniem

Feeney.

Eve

mrukneła

tylko

gniewnie.

Roarke

płynnym

i

szybkim

jak

błyskawica

ruchem

władował

piesć

w

brzuch

Hollowaya,

wbijajac

jednoczesnie

kolano

w

krocze.

Meczyzna

osunał

się

na

ziemie.

Roarke

usmiechnał

się

złosliwie

w

stronę

stojacego

w

pobliu

samochodu

i

wszedł

do

lokalu.



Precyzyjna

robota

ocenił

Feeney.

Wezwij

samochód

policyjny,

eby

zabrali

tego

drania

do

centrum

medycznego.-

Eve

przetarła

oczy.

-Wspaniale

bedzie

to

wygladać

w

raporcie.

McNab,

Peabody,

zajmijcie

pozycje.

Nie

przerywac,

powtarzam,

nie

przerywać

akcji.

O

Boe!

Kiedy

to

przedstawienie

się

skonczy,

zameldujcie

się

w

moim

domowym

biurze.

Moe

coś

się

da

uratowac.



Tu.

po

dziewiatej

Eve

spacerowała

po

swoim

biurze.

Wszyscy

milczeli

dyplomatycznie.

Roarke

tylko

scisnał

uspokajajaco

Peabody

za

reke.



mamy

za

sobą

szesć

spotkan,

a

to

ju.

jest

cos.

Dwa

ostatnie

wyznaczone

na

jutro

na

popołudnie.

Peabody,

jutro

zgłosisz

Piper

ten...

wypadek

z

drugim

kandydatem.

Odegraj

scene.

Chcę

sprawdzic,

jak

to

przyjma.

Jego

kartoteka

jak

na

razie

jest

czysta.

Mamy

zarejestrowane

wszystkie

spotkania,

ale

chce,

ebyscie

oboje

przygotowali

własne

raporty.

Po

skonczonej

odprawie

wracajcie

do

domu

i

nigdzie

nie

wychodzcie.

Wasze

nadajniki

mają

być

cały

czas

właczone.

Feeney

i

ja

bedziemy

was

kontrolowac.

Tak

jest,

pani

porucznik.

-Peabody

zebrała

się

w

sobie

i

wstała.

Z

trudem

przełkneła

sline,

lecz

nie

spusciła

głowy.

-Przepraszam

za

mój

wybuch

w

czasie

akcji.

Zdaję

sobie

sprawe,

e

mógł

on

zaszkodzić

sledztwu.

Do

diabła

z

tym!

-zawołał

McNab,

zrywajac

się

z

krzesła.

-Trzeba

było

połamać

mu

nogi.

Ten

sukinsyn

zasłuył

sobie...

McNab

przerwała

łagodnie

Eve.

Do

diabła

z

tym

,

Dallas!

Ten

drań

dostał

to,

na

co

zasłuył.

Powinnismy...

Detektywie

McNab

przerwała

mu

ostrym

tonem

Eve,

podchodzac

tak

blisko,

e

niemal

stykali

się

stopami.

-Nie

przypominam

sobie,

ebym

prosiła

cię

o

opinię

w

tej

sprawie.

Jesteś

wolny.

Wracaj

do

domu

i

uspokój

sie.

Czekam

jutro

o

dziewiatej

w

moim

biurze

w

centrali.

McNab

przez

chwilę

walczył

z

kipiacymi

w

nim

uczuciami,

po

czym

odwrócił

się

bez

słowa

i

wyszedł.



Roarke,

Feeney,

czy

moglibyscie

zostawić

nas

same?



Z

przyjemnoscią

mruknał

Feeney,

zadowolony,

e

moe

wycofać

się

z

pola

walki.

-Znajdzie

się

trochę

irlandzkiej

whisky,

Roarke?

To

był

długi

dzien.

Szklaneczka

na

pewno.

-Na

odchodnym

posłał

Eve

milczace

spojrzenie.

Usiadz,

Peabody.

Peabody

pokreciła

głowa.

Zawiodłam

pania.

Obiecałam,

e

dam

sobie

rade,

tymczasem

nawaliłam

przy

pierwszej

okazji.

Rozumiem,

e

ma

pani

pełne

prawo

odsunać

mnie

od

sledztwa,

a

przynajmniej

od

tego

zadania,

ale

chciałabym

prosić

o

jeszcze

jedną

szanse.

Eve

milczała,

pozwalajac

się

uspokoić

Peabody.

Asystentka

nadal

była

blada,

lecz

rece

przestały

jej

dreć

i

trzymała

się

prosto.



Nie

przypominam

sobie,

bym

wspomniała

coś

o

zamiarze

zwolnienia

cię

z

zadania,

posterunkowa

Peabody,

ale

powiedziałam,

ebyś

usiadła.

Siadaj

powtórzyła

nieco

łagodniejszym

tonem,

po

czym

odwróciła

się

i

siegneła

po

butelkę

wina.

Wiem,

e

jesli

wykonuje

się

tajne

zadanie,

nie

wolno

wypasć

z

roli,

trzeba

za

wszelką

cenę

trzymać

się

ustalonych

reguł.

Nie

zauwayłam,

ebyś

złamała

reguły,

tylko

nos

tego

dupka.

Ja

nie

myslałam,

po

prostu

zareagowałam.

A

w

czasie

tego

typu

operacji

trzeba

przez

cały

czas

myslec.

Peabody,

nawet

licencjonowana

prostytutka

ma

prawo

zaprotestowac,

jesli

jakiś

palant

wsunie

jej

łapę

miedzy

nogi

w

publicznym

miejscu.

Masz,

napij

sie.

Poczułam

na

sobie

jego

paluchy.

-Reka

trzymajaca

kieliszek

znowu

zaczeła

drec.

-Siedzielismy

i

rozmawialismy,

kiedy

nagle

wepchnał

mi

palce

pod



spódnice.

Co

prawda

flirtowałam

z

nim,

pozwalałam

mu

gapić

się

na

moje

cycki,

wiec

moe

sobie

na

to

zasłuyłam.



Przestan.

-Eve

pchneła

Peabody

na

krzesło.

-Nie

zasłuyłaś

na

to

i

wkurza

mnie,

e

tak

myslisz.

Ten

sukinsyn

nie

miał

prawa

dotykać

się

w

ten

sposób.

Nikt

nie

ma

prawa

tak

cię

traktowac.

Przyciskać

do

ziemi,

wiazać

rece

i

wbijać

się

w

ciebie,

kiedy

błagasz,

eby

przestał.

A

to

boli,

to

tak

boli.



Poczuła

ogarniajacą

słabosc.

Odwróciła

sie,

połoyła

dłonie

na

biurku

i

zaczeła

głeboko

oddychac.



Na

litosć

boska,

nie

teraz

wydyszała.

Dallas?

Nic,

nic.

-Nie

odwracała

się

jednak,

próbujac

odzyskać

równowage.

-

Przepraszam,

e

musiałaś

przez

to

przejsc.

Czułam,

e

z

nim

jest

coś

nie

ta.

Peabody

trzymała

kieliszek

obiema

rekami.

Nadal

nie

mogła

otrzasnać

się

z

szoku

po

tym,

co

spotkało.



On

przecie.

przeszedł

przez

ich

sprawdziany.

Teraz

wiemy,

e

nie

tak

skuteczne,

jak

twierdzą

powiedziała

Eve,

i

znacznie

ju.

spokojniejsza

odwróciła

się

do

Peabody.

-Pójdziesz

jutro

rano

do

agencji

i

zaadasz

widzenia

się

z

Piper.

Trochę

histerii

nie

zawodzi.

Moesz

zagrozic,

e

ich

zaskarysz

albo,

e

napiszesz

o

tym

do

prasy.

Rzuć

jej

to

prosto

w

twarz.

Zobaczymy,

jak

zareaguje.

Moesz

to

zrobic?

Tak.

-Peabody

pociagneła

nosem,

bojac

sie,

e

za

chwilę

się

rozpłacze.

-Nie

bedę

miała

adnych

oporów.



Nie

wyłaczaj

nadajnika.

Nie

moemy

wykorzystać

twoich

uczuc,

ale

chce,

ebyś

była

w

stałym

kontakcie.

Raport

z

dzisiejszej

akcji

moesz

złoyć

jutro

po

południu.

Feeney

odwiezie

cię

do

domu.

Tak

jest.

Eve

zawahała

sie.

Peabody.

Tak?

Swietny

cios.

Jednak

nastepnym

razem

celuj

w

pachwine.

Masz

przeciwnika

unieszkodliwic,

nie

wkurzyc.

Peabody

wydała

z

siebie

ciekie

westchnienie

i

spróbowała

się

usmiechnac.



Tak

jest.

Czekajac

na

Roarke'a,

Eve

usiadła

za

biurkiem,

by

zachować

własciwy

dystans.

Wiedziała,

e

poszedł

odprowadzić

Feeneya

i

Peabody.

Pewnie

poegna

kilkoma

słodkimi

gestami,

które

rozbudzą

w

dziewczynie

słodkie

erotyczne

marzenia.



Lepsze

to

ni.

koszmary

o

lepkich

palcach

i

bezradnosci,

pomyslała.

Sama

musiała

z

nimi

walczyć

i

to

był

główny

jej

problem

w

tej

sprawie.

Morderstwa

na

tle

seksualnym,

zniewolenie,

radosne

i

okrucienstwo

w

imię

miłosci.

Za

bardzo

przypomniało

jej

to

rodzinny

dom

i

przeszłosc,

od

której

starała

się

uciec,

a

która

znów

zaczeła

nekac.

Za

kadym

razem,

kiedy

spogladała

na

ofiare,

widziała

w

niej





siebie.

I

nienawidziła

tego.



Zapomnij

o

tym

rozkazała

sobie.

-I

złap

go.

Uniosła

głowe,

kiedy

do

pokoju

wszedł

Roarke,

i

patrzyła

na

niego

w

milczeniu.

Nalał

dwa

kieliszki

wina,

którym

wczesniej

poczestowała

Peabody.

Jeden

postawił

na

biurku,

drugi

wział

w

rekę

i

usiadł

na

krzesle

na

wprost

Eve.



Wypił

łyk,

po

czym

wział

bardzo

drogiego

papierosa

i

zapalił.



A

wiec

odezwał

się

i

czekał

na

reakcję

Eve.

Co

ty,

do

cholery,

sobie

myslisz?

Wypuscił

cienką

smugę

pachnacego

dymu.

W

jakiej

sprawie?

Nie

badź

taki

cwany,

Roarke.

Kiedy

tak

dobrze

mi

to

wychodzi.

Spokojnie,

poruczniku.

-Uniósł

kieliszek,

kiedy

Eve

wydała

z

siebie

głuchy

pomruk.

-Przecie.

się

nie

wtracałem.

Sek

w

tym,

e

nie

powinieneś

tam

byc.

Przepraszam

bardzo,

ale

jestem

włascicielem

lokalu.

-W

jego

glosie

zabrzmiała

arogancja.

-Czesto

zagladam

do

moich

lokali.

To

utrzymuje

pracowników

w

stałej

gotowosci.

Roarke...

Eve,

ta

sprawa

zle

na

ciebie

wpływa.

Myslisz

,

e

tego

nie

widze?

-stał

z

krzesła

i

zaczał

chodzić

po

pokoju.

Feeney

miał

racje,

pomyslała.

Kiedy

jest

wsciekły,

odzywa

się

w

nim

Irlandczyk.



Wytraca

cię

ze

snu,

którego

i

tak

nie

masz

za

wiele.

Odbija

się

cieniem

w

twoich

oczach.

Wiem,

przez

co

przechodzisz.

-W

jego

pieknych

niebieskich

oczach



błysnał

gniew.

-Podziwiam

cie,

Eve,

ale

nie

oczekuj,

e

bedę

stał

z

boku

i

udawał,

e

jestem

slepy,

e

niczego

nie

rozumiem.

Musisz

wiedziec,

e

zrobię

wszystko,

co

w

mojej

mocy,

by

ci

jakoś

pomóc.



Tu

nie

chodzi

o

mnie,

lecz

o

troje

martwych

ludzi.

Oni

równie.

nie

dają

ci

spokoju.

-Podszedł

do

biurka

i

usiadł

na

brzegu.

-Dlatego

jesteś

najlepszym

glina,

z

jakim

kiedykolwiek

miałem

do

czynienia.

Oni

nie

dla

ciebie

jedynie

nazwiskami

i

numerami

w

sprawie,

lecz

ludzmi.

Masz

w

sobie

dar

czy

moe

przeklenstwo,

dzieki

któremu

potrafisz

wyobrazić

sobie,

co

ci

biedacy

widzieli,

co

czuli

i

o

co

się

modlili

w

ostatnich

minutach

swojego

ycia.

Nie

odwrócę

się

do

ciebie.

Pochylił

się

i

szybkim

ruchem

chwycił

za

brode.



Nie

bedę

zamykał

oczu

na

to,

kim

jesteś

i

co

robisz.

Musisz

przyjać

mnie

takiego,

jaki

jestem,

tak

jak

ja

przyjałem

ciebie

z

całym

dobrodziejstwem

inwentarza.

Chłoneła

jego

słowa,

patrzac

mu

w

oczy.

Trudno

było

im

się

oprzec.



Wkroczyłeś

w

moje

ycie

powiedziała

wolno.

-Nie

prosiłam

o

to.

Nie

chciałam

sie.

-Uniósł

wyzywajaco

brew.

-Dzieki

Bogu

miałeś

to

w

nosie

dodała,

patrzac

na

jego

pełen

satysfakcji

usmiech.

Ja

te.

o

to

nie

prosiłem.

A

ghra.

Wiedziała,

e

znaczy

to

po

irlandzku

moja

ukochana”.

Nie

mogła

pozostawać

obojetna

na

te

słowa.

Od

tej

pory

nie

ma

sprawy,

w

której

nie

brałbyś

udziału.

Nie

chciałam,

eby

tak

było.

Wykorzystuję

cie,

kiedy

jest

mi

to

potrzebne.

I

to

mnie

martwi.

A

mnie

cieszy.



Wiem.

-Westchneła

i

scisneła

go

za

reke.

Czuła

pod

palcami

mocne

i

miarowe

uderzenia

pulsu.

-Dotykasz

spraw,

które

tkwią

we

mnie

głeboko,

a

które

staram

się

odsuwać

od

siebie.

Tymczasem

zmuszasz

mnie,

bym

stawiła

im

czoło.

Tak

czy

owak

zmagasz

się

z

nimi,

Eve.

Ale

moe

mógłbym

ci

w

tym

pomóc.

Kiedy

teraz

spogladam

w

przeszłosc,

widzę

ciebie,

łatwiej

mi

znosić

wspomnienia.

Nie

proś

wiec

i

nie

oczekuj

ode

mnie,

bym

nie

był

przy

tobie,

kiedy

twoje

przeycia

oywaja.

Wzieła

kieliszek

i

odeszła

na

bok.

On

ma

racje,

pomyslała.

To,

co

czesto

nazywała

zalenoscia,

powinna

traktować

jako

zwiazek

dwóch

dusz.

Musi

mu

o

tym

powiedziec.

Wiem,

co

oni

czuli,

co

przeywali,

kiedy

byli

bezbronni,

nadzy,

a

on

ich

gwałcił.

Strach,

ból,

ponienie.

Wiem,

co

czuły

ich

ciała,

co

odczuwały

umysły.

Chciałam

zapomniec,

jak

to

jest,

gdy

ktoś

narusza

twoją

intymnosc.

Ale

nie

mogłam.

Potem

ty

mnie

dotknałes.



Odwróciła

się

do

niego,

uswiadamiajac

sobie,

e

nigdy

mu

tego

nie

powiedziała.



Dotknałeś

mnie

i

przestałam

to

czuc,

zapomniałam.

To

takie

proste.

Teraz

jesteś

tylko

ty.

Kocham

cię

szepnał.

-Bezgranicznie.

1.

Jesteś

ze

mna,

kiedy

powinieneś

być

na

innej

planecie

i

pilnować

swoich

interesów.

-Pokreciła

głowa,

zanim

zdaył

wtracić

jakaś

gładką

wymówke.

-

Zjawiłeś

się

w

klubie,

choć

wiedziałes,

e

mnie

tym

wkurzysz,

bo

sadziłes,

e

mogę

cię

potrzebowac.

A

teraz

kłócisz

się

ze

mną

po

to

tylko,

by

odciagnać

moje

mysli

od

tego,

co

mnie

gnebi.

Znam

cię

do

cholery!@

Jestem

glina.



Znam

się

na

ludziach.

Usmiechnał

sie.



No

i

co

z

tego?

No

i...

dziekuję

ci.

Ale

siedzę

w

tej

robocie

od

jedenastu

lat

i

potrafię

sama

dawać

sobie

rade.

Z

drugiej

strony...

-Popatrzyła

na

kieliszek

i

przytkneła

go

do

ust.

-

Przyjemnie

było

patrzec,

jak

dajesz

wycisk

tej

kreaturze.

Nie

mogłam

wysiasć

z

tego

cholernego

samochodu

i

sama

rozgniesć

go

o

sciane,

bo

zdekonspirowałabym

sie.

Byłam

ci

wdzieczna,

e

robisz

to

za

mnie.

Cała

przyjemnosć

po

mojej

stronie.

Jak

się

czuje

Peabody?

Dojdzie

do

siebie.

Doznała

szoku.

To

ludzka

rzecz.

Wezmie

goracą

kapiel,

srodek

uspokajajacy,

jesli

bedzie

madra,

i

odespi

to.

Da

sobie

rade.

Jest

dobrą

policjantka.

Dzieki

tobie.

Nie,

to

jej

zasługa.

-Czujac

się

niezrecznie,

rzuciła

mu

chłodne

spojrzenie.

-

Załoę

sie,

e

objałes,

pogładziłeś

po

głowie

i

pocałowałeś

na

poegnanie.

Wspaniała

brew

znowu

się

uniosła.



A

jesli

tak?

Jej

serduszko

doznało

pewnie

wstrzasu,

ale

to

dobrze.

Ona

czuje

coś

do

ciebie.

Naprawde/

-Usmiechnał

się

szeroko.

-To...

ciekawe.

Zostaw

w

spokoju

moją

asystentke.

Musi

mieć

jasny

umysł.

A

moe

tobie

zmaciłbym

umysł?

Przekonałbym

sie,

czy

twoje

serduszko

dozna

wstrzasu.

Przesuneła

jezykiem

po

wargach.



Nie

wiem.

Tyle

mam

spraw

na

głowie.

A

to

cieka

praca.



Lubię

ja.

-Nie

spuszczajac

z

niej

oczu,

zdusił

papierosa

i

odstawił

kieliszek.

-I

jestem

w

tym

cholernie

dobry.

Leała

na

łóku

naga

i

draca

po

niedawnym

wybuchu

namietnosci,

kiedy

zabrzeczał

wideokom.

Zakleła

pod

nosem,

wyłaczyła

obraz

i

odebrała

wiadomosc.

Po

chwili

siegała

ju.

po

ubranie.

Komunikat

informował

o

anonimowym

zgłoszeniu

o

domowej

kłótni.

Adres

był

a.

nazbyt

dobrze

znany.



Mieszkanie

Hollowaya.

To

nie

jest

kod

dwanascie

dwadziescia

dwa.

Ta

sama

metoda.

Pojadę

z

toba.

-Roarke

wstał

z

łóka

i

zaczał

wkładać

spodnie.

Ju.

miała

zaprotestowac,

lecz

wzruszyła

ramionami.

Dobra.

Muszę

sciagnać

Peabody,

a

nie

wiem,

jak

to

zniesie.

Liczę

na

ciebie,

e

podniesiesz

na

duchu,

bo

zamierzam

być

twarda.

Nie

zazdroszczę

ci,

poruczniku

powiedział.

Ja

sobie

te.

nie.

-Wyjeła

nadajnik

i

wywołała

Peabody.



Rozdział

12



Brent

Holloway

ył

dostatnio,

a

umarł

podle.

Umeblowanie

mieszkania

swiadczyło

o

tym,

e

własciciel

kieruje

się

zarówno

współczesnymi

trendami

mody,

jak

i

wygoda.

W

salonie

główne

miejsce

zajmowała

olbrzymia

kanapa

z

mnóstwem

trójkatnych

czarnych

poduszek,

które

sprawiały

wraenie

wilgotnych

w

dotyku.

W

suficie

był

wmontowany

ekran.

W

szafce

przypominajacej

kształtem

kobietę

znajdowała

się

kosztowna

kolekcja

dyskietek

z

filmami

porno,

zarówno

legalnymi,

jak

i

zakazanymi.



Wzdłu.

jednej

ze

scian

stał

srebrny

barek

wypełniony

drogimi

alkoholami

i

tanimi

nielegalnymi

narkotykami.



Kuchnia

była

w

pełni

zautomatyzowana,

lecz

sprawiała

wraenie

rzadko

uywanej.

Prócz

tego

w

mieszkaniu

miescił

się

równie.

gabinet

z

wysokiej

klasy

komputerem

i

holofonem

oraz

pokój

rekreacyjny

ze

stanowiskiem

do

programów

wirtualnych

i

korektorem

samopoczucia.

W

rogu

stał

wyłaczonym

słuacy

android.



Holloway

leał

w

sypialni

na

wodnym

materacu,owiniety

srebrnym

łancuchem,

ze

wzrokiem

utkwionym

w

wyłoony

lustrami

sufit,

W

dole

brzucha

miał

wymalowany

tatua,

a

na

szyi

krótki

srebrny

łancuszek

z

czterema

ptaszkami.



Wyglada

na

to,

e

był

w

centrum

medycznym

stwierdziła

Eve.

Nos

miał

tylko

lekko

spuchniety,

a

wszelkie

stłuczenia

zostały

starannie

ukryte

pod

warstwą

makijau.





Roarke

cofnał

sie,

wiedzac,

e

nie

wolno

mu

wchodzić

do

pokoju.

Miał

ju.

okazję

obserwować

Eve

przy

pracy.

Wszystkie

czynnosci

zwiazane

z

ogledzinami

ciała

wykonywała

fachowo,

starannie

i

niezwykle

delikatnie.

Przygladał

sie,

jak

przeprowadza

standardowe

testy,

majace

ustalić

czas

zgonu,

nagrywajac

swoje

wnioski

na

rekorder,

w

oczekiwaniu

na

przyjazd

Peabody

i

ekipy

sledczej.



Slady

wiezów

na

nadgarstkach

i

wokół

kostek

sugeruja,

e

denat

został

przed

smiercią

skrepowany.

Smierć

nastapiła

o

dwudziestej

trzeciej

pietnascie.

Rany

na

szyi

wskazuja,

e

przyczyną

smierci

było

uduszenie.

Podniosła

wzrok

na

dzwiek

dzwonka

u

drzwi.



Pójdę

otworzyć

powiedział

Roarke.

Dobrze.

Roarke

Zawahała

sie.

Skoro

tu

jest,

moe

się

na

coś

przyda.

-Mógłbyś

uruchomić

androida,

omijajac

system

blokujacy?

Mysle,

e

dam

sobie

z

tym

rade.

Własciwie

to

potrafił

ominać

kade

zabezpieczenie.

Rzuciła

mu

puszkę

z

ochraniaczami.



Włó.

je.

Nie

chcę

tu

adnych

twoich

sladów.

Spojrzał

z

lekki

niesmakiem

na

pojemnik,

lecz

wział

go

bez

słowa.

Wróciła

do

ogledzin

ciała.

Do

jej

uszu

dobiegły

stłumione

odgłosy

rozmowy.

Podeszła

do

drzwi

i

czekała.



Peabody

miała

na

sobie

mundur

policyjny.

W

klapie

marynarki

tkwił

przyczepiony

rekorder.

Włosy

jak

dawniej

były

gładko

zaczesane.

Twarz

miała

blada,

a

w

oczach

czaił

się

strach.



O

cholera,

Dallas!



Zanim

wejdziesz

do

pokoju,

muszę

wiedziec,

czy

to

wytrzymasz.

Peabody

zadawała

sobie

to

pytanie

tysiace

razy

od

chwili,

kiedy

odebrała

wezwaniem.

Wcia.

nie

była

pewna,

wiec

wpatrywała

się

w

Eve

bez

słowa.



Muszę

wytrzymac.

To

mój

obowiazek.

Powiem

ci,

co

mogłabyś

robic:

tam

stoi

android.

Zajmij

się

nim.

Sprawdź

te.

połaczenia,

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa,

moesz

przejsć

się

po

sasiadach.

Dzieki

temu

nie

musiałaby

wchodzić

do

sypialni.

Nienawidziła

siebie

za

to,

e

wolałaby

robić

wszystko,

byle

tylko

nie

wchodzić

do

pokoju.



Jednak

chcę

pracować

na

miejscu

zbrodni.

Eve

spojrzała

jej

w

oczy

i

skineła

głowa.

Włacz

swój

rekorder.

-Podeszła

do

łóka.

-Denat,

Brent

Holloway.

Smierć

stwierdzona

przez

oficera

sledczego.

Wstepnych

ogledzin

dokonała

porucznik

Eve

Dallas

w

obecnosci

posterunkowej

Delii

Peabody.

Czas

i

wstepna

przyczyna

smierci

ustalone.

Peabody

zmusiła

sie,

by

spojrzeć

na

ciało.



Ta

sama

metoda.

Na

to

wyglada.

Nie

ustalono

jeszcze,

czy

denat

został

zgwałcony,

nie

przeprowadzono

równie.

testów

na

obecnosć

narkotyków

we

krwi.

Slady

na

skórze

wskazują

na

uycie

srodka

dezynfekcyjnego.

Mona

go

jeszcze

wyczuc.

Wyjeła

z

zestawu

polowego

opaskę

ze

szkłem

powiekszajacym,

umocowała

na

głowie

i

nastawiła

ostrosc.



Swiatła

poleciła

i

lampy

oswietlajace

łóko

zgasły.

Tak,

został

spryskany.

Slady

pociagnieć

pedzla

przy

malowaniu

tatuau



identyczne

jak

w

przypadku

poprzednich

ofiar.

Swietna

robota

dodała,

pochylajac

się

nad

brzuchem

Hollowaya.

-Co

mu

tu

mamy?

Daj

mi

pesete,

Peabody.

To

chyba

włos

albo

nitka.



Nie

odwracajac

głowy,

wyciagneła

reke,

a

Peabody

wcisneła

jej

w

dłoń

metalowy

przyrzad.



Jest

biały.

Nie

wyglada

na

nitke.

-uniosła

w

górę

cienkie

pasemko

i

obejrzała

je

pod

szkłem

powiekszajacym.

-Ma

jeszcze

kilka

takich

na

ciele.

Torebka.

-

Peabody

podała

jej

woreczek.

-Zdaje

sie,

e

swietemu

Mikołajowi

wypadają

włosy

z

brody.

Tym

razem

nie

posprzatał

dokładnie.

Eve

ostronie

zdjeła

białe

włoski

z

ciała

denata

i

umiesciła

je

w

woreczku.



Popełnił

pierwszy

bład.

Weź

szkło

powiekszajace

i

sprawdź

dokładnie

łazienke.

-

Eve

podała

jej

opaske.

-Wyciagnij

filtry

i

zabezpiecz

ich

zawartosc.

Swiatła

poleciła.

-Niepowodzenie

z

Cissy

wytraciło

go

z

równowagi.

Robi

się

niechlujny.

Przed

przyjazdem

ekipy

sledczej

Eve

zdayła

jeszcze

znalezć

ponad

dwanascie

włosków

i

kilka

drobnych

nitek.

W

pokoju

rekreacyjnym

czekał

na

nią

Roarke

i

android.



Udało

ci

sie?

Oczywiscie.

-Wskazał

na

androida,

siedzac

w

fotelu

dostosowanym

do

kształtu

ciała.

-Rodney,

to

jest

porucznik

Dallas.



Poruczniku.

-Android

był

niski

i

krepy,

miał

pospolitą

twarz

i

drewniany

głos.

Najwyrazniej

Holloway

nie

chciał

mieć

konkurencji

nawet

w

elektronice.

O

której

został

wyłaczony?

O

dziesiatej

zero

trze,

wkrótce

po

tym,

jak

pan

Holloway

wrócił

do

domu.

Woli,

ebym

był

wyłaczony,

jesli

nie

jestem

mu

potrzebny.

Wiec

dziś

wieczorem

nie

byłeś

mu

potrzebny?

Najwidoczniej.

Czy

ktoś

go

odwiedził,

zanim

cię

wyłaczył?

Nie.

Pan

Holloway

nie

był

dziś

w

nastroju

towarzyskim.

Jak

to?

Sprawiał

wraenie

zdenerwowanego

wyjasnił

android,

po

czym

zamknał

usta.

Rodney,

to

jest

przesłuchanie.

Masz

odpowiadać

wyczerpujaco

na

zadawane

pytania.

Nie

rozumiem.

Czy

było

włamanie?

Nie,

twój

pan

nie

yje.

Czy

ktoś

moe

dzwonił

do

drzwi,

kiedy

pana

Hollowya

nie

było

w

domu?

Rozumiem.

-Android

sprawiał

wraenie,

jakby

dostrajał

obwody

do

otrzymanych

informacji.

-Nie,

nie

było

adnych

gosci.

Pan

Holloway

miał

spotkanie

w

miescie.

Wrócił

do

domu

o

dziewiatej

piecdziesiat.

Był

zły.

Przeklinał

mnie.

Zauwayłem,

e

miał

na

twarzy

siniaki,

zapytałem

wiec,

czy

mógłbym

mu

pomóc.

Odpowiedział,

ebym

się

odpieprzył,

ale

takiej

czynnosci

nie

ma

w

moim

programie.

Wysłał

mnie

do

diabła,

co

jest

niemoliwe.

Potem

odwołał

to

polecenie

i

kazał

pójsć

do

pokoju

i

wyłaczyć

się

na

noc.

Miałem

się

właczyć



dopiero

o

siódmej

rano.



Eve

dostrzegła

katem

oka,

e

Roarke

się

usmiecha.

Udała,

e

tego

nie

widzi.



Twój

pan

miał

w

domu

nielegalne

narkotyki

i

zakazane

materiały

pornograficzne.

Nie

zostałem

zaprogramowany,

by

komentować

takie

sprawy.

Czy

przyjmował

w

mieszkaniu

partnerów

seksualnych?

Tak.

Meczyzn

czy

kobiety?

I

Jednych,

i

drugich,

czasami

jednoczesnie.

Szukam

człowieka,

około

szesciu

stóp

wzrostu.

Ma

długie

rece

i

długie

palce.

Prawdopodobnie

rasy

białej.

Po

trzydziestce,

ale

przed

piecdziesiatka.

Ma

talent

artystyczny

i

interesuje

się

teatrem.

Przykro

mi

Rodney

skłonił

się

grzecznie.

-Niekompletne

dane.

Ty

mi

to

mówisz

mrukneła

Eve.

Eve

czekała,

a.

zapakują

ciało

i

wyniosa.



Ten

facet

musi

mieć

coś

wiecej

na

sumieniu,

nić

wskazują

na

to

akta

powiedziała

do

Roarke'a.

-Rozejrzyj

się

po

mieszkaniu.

Miał

pieniadze

i

lubił

wydawać

je

na

upiekszanie

twarzy

i

ciała.

Lubił

na

siebie

patrzec.

-W

pokoju

było

mnóstwo

luster.

-W

agencji

matrymonialnej

podał,

e

jest

heteroseksualny,

tymczasem

jego

słuacy

twierdzi,

e

był

biseksualny.

Agencja

ma

lepszy

wywiad





ni.

Wydział

Kontroli

Kandydatów

z

Waszyngtonu,

ale

jemu

udaje

się

wyprowadzić

w

pole.

Na

pierwszej

randce

pcha

Peabody

palce

miedzy

nogi.

Skoro

zrobił

to

raz,

mógł

robić

i

przedtem,

ale

się

z

tego

wymigał.



Eve

chodziła

po

salonie.

Roarke

milczał.

Wiedział,

e

jest

teraz

dla

ony

jedynie

słuchaczem.



Moe

łaczyły

go

jakieś

zwiazku

z

Rudym

albo

Piper.

Na

przykład

był

kochankiem

któregoś

z

nich.

Moe

współfinansuje

agencję

albo

ma

coś

na

nich

i

dlatego

przymykają

oczy.

Ten

gosć

nie

był

samotny,

był

zboczony.

Musieli

o

tym

wiedziec.

Przynajmniej

jedno

z

nich.

Zatrzymała

się

przy

szafce,

pustej

teraz,

bo

wszystkie

dyskietki

zabrano

jako

dowody

rzeczowe.



Niektóre

z

tych

filmów

to

amatorska

produkcja.

Ciekawe

kto

zabawiał

się

z

Hollowayem?

Spojrzała

na

Roarke'a.

Byli

sami

w

pokoju,

lecz

za

chwilę

mogła

wrócić

Peabody.

Eve

wahała

się

z

podjeciem

decyzji,

lecz

pomyslała

o

czterech

trupach.



Muszę

tu

jeszcze

zostac.

Nie

wiem,

kiedy

wrócę

do

domu.

Doskonale

wiedział,

o

co

jej

chodzi.

Podszedł

bliej

i

dotknał

jej

policzka.

poprosisz,

czy

chcesz

bym

się

tym

zajał

i

potem

ci

powiedział?

Westchneła

cieko.

Poprosze.

-Wsuneła

rece

do

kieszeni

spodni.

-Moesz

dokopać

się

czegos,

co

Holloway

chciał

ukryc.

Zajmie

ci

to

kilka

godzin,

a

Feeney

meczyłby

się

z

tym

kilka

dni.

Nie

jest

w

stanie

obejsć

pewnych

procedur,

z

którymi

ty

predzej

dasz

sobie

rade.

Nie

mam

czasu.

Nie

chce,

eby

ten

drań

kazał

mi

pakować

kolejne



ciało.



Dam

ci

znac,

kiedy

coś

znajde.

To

proste

stwierdzenie

tylko

przygnebiło.

Przyslę

ci

jego

akta,

jak

tylko

przyjadę

do

centrali

powiedziała

i

zacisneła

usta,

widzac,

e

Roarke

się

usmiechnał.

Po

co

tracić

czas,

skoro

sam

mogę

to

zrobic.

-Pochylił

się

i

pocałował

ja.

-Lubię

ci

pomagac.

Lubisz

robić

w

konia

Stra.

Komputerową

i

wprowadzać

nielegalne

programy.

To

dodatkowa

przyjemnosc.

-Połoył

jej

dłonie

na

ramionach

i

zaczał

masować

napiete

miesnie.

-Jesli

zaczniesz

padać

na

twarz

z

przepracowania,

to

się

pogniewam.

Jak

na

razie

stoje.

Potrzebny

mi

samochód,

a

nie

mam

czasu

odwiezć

cię

do

domu.

Jakoś

sobie

poradze.

-Pocałował

i

ruszył

do

drzwi.

Aha,

jeszcze

jedno,

poruczniku.

O

szóstej

wieczorem

masz

spotkanie

z

Trina.

Przyjdzie

dziś

do

nas

z

Mavis.

Och,

na

litosć

boska!

Zabawię

je,

gdybyś

się

spózniła.

-Wyszedł

z

pokoju,

nie

zwracajac

uwagi

na

jej

przeklenstwa.

Prychneła

gniewnie,

zabrała

zestaw

polowy,

przywołała

Peabody

i

zaplombowała



mieszkanie.



Chcę

oddać

do

laboratorium

te

włosy

i

nitki

i

wziać

do

galopu

Dickiego

powiedziała,

kiedy

wsiadały

do

wozu.

-Trzeba

bedzie

pogonić

tych

z

sekcji



medycznej,

choć

nie

sadze,

by

znalezli

coś

nowego.



W

czasie

jazdy

obrzuciła

asystentkę

uwanym

spojrzeniem.



To

bedzie

długi

dzien,

Peabody.

Moe

warto,

byś

wzieła

jakiś

srodek

pobudzajacy.

Dam

sobie

rade.

Musisz

mieć

jasny

umysł.

O

dziewiatej

masz

być

przebrana.

Czeka

cię

przedstawienie

z

Piper.

Zatrzymamy

informację

o

smierci

Hollowaya

tak

długo,

jak

się

da.

Wiem,

co

mam

robic.

-Peabody

utkwiła

wzrok

w

oknie.

Szarzało.

Na

rogu

Dziewiatej

stał

ruchomy

grill.

Sprzedawca

grzał

się

w

jego

cieple.

Nie

ałuje,

e

rozkwasiłam

mu

nos

powiedziała

nagle.

-Myslałam,

e

bedę

ałowac,

jak

go

zobacze.

Jedno

nie

ma

nic

wspólnego

z

drugim.

Myslałam,

e

ma.

He

powinno.

Bałam

się

wejsć

do

tego

pokoju.

Kiedy

weszłam

i

zabrałam

się

do

roboty,

tamto

przestało

mieć

dla

mnie

jakiekolwiek

znaczenie.

Jesteś

gliniarze.

I

to

dobrym.

Nie

chcę

być

gliniarzem,

który

nic

nie

czuje.

-Popatrzyła

na

Eve.

-Pani

taka

nie

jest.

Pani

traktuje

ich

jak

ludzi,

nie

jak

numery

w

aktach.

Nie

chcę

przestać

mysleć

o

nich

jak

o

ludziach.

Eve

podjechała

do

czerwonego

swiatła,

rozejrzała

się

na

boki

i

pomkneła.



Nie

pracowałabyś

dla

mnie,

gdyby

było

inaczej.

Peabody

westchneła

głeboko

i

poczuła,

e

oładek

nie

podchodzi

jej

ju.

do

gardła.

Dzieki.

Skoro

jesteś

wdzieczna,

to

skontaktuj

się

Z

Dickiem.

Powiedz

mu,

eby

ruszył

swój

chudy

tyłek

i

za

godzinę

był

w

laboratorium.

Peabody

skrzywiła

sie.



Nie

wiem,

czy

jestem

a.

tak

wdzieczna.

Połacz

się

z

nim.

Jesli

bedzie

stawiał

opór,

przekupię

do

skrzynką

irlandzkiego

piwa.

Ma

do

niego

słabosc.

Kosztowało

to

dwie

skrzynki

i

grozbe,

e

obwiae

mu

jezyk

wokół

szyi,

ale

w

koncu

zjawił

się

o

trzecie

w

laboratorium

i

zajał

się

próbkami

włosów

i

nitek.



Eve

chodziła

po

laboratorium,

kłócac

się

przez

wideokom

z

lekarzem

z

prosektorium,

który

oswiadczył,

e

w

czasie

przerwy

swiatecznej

nie

wykonują

sekcji

zwłok.



Słuchaj

trutniu,

mogę

skontaktować

się

z

komendantem

Whitneyem

i

słono

ci

przypieprzyc.

To

jest

sprawa

priorytetowa.

Chcesz,

ebym

podała

prasie,

e

sledztwo

przeciaga

sie,

bo

jakiś

asystencina

z

prosektorium

woli

przygladać

się

kartkom

swiatecznym,

ni.

zrobić

sekcję

zwłok?

Daj

spokój,

Dallas.

Pracuję

za

dwóch.

Mam

pełno

zwłok

poupychanych

jak

cegły

na

półkach.



To

połó.

moją

cegłę

na

stole

i

przeslij

mi

raport

do

godziny

szóstej

albo

przyjadę

tam

i

pokae

ci,

jak

wyglada

sekcja

zwłok.

Przerwała

połaczenie

i

odwróciła

się

do

technika.



Dawaj,

Dickie.

Nie

popedzaj

mnie,

Dallas.

Nie

przestraszysz

mnie.

Na

tym

papierze

nie

ma

adnych

oznaczeń

nakazujacych

pospiech.

Raport

ma

być

na

dziewiata.

-Przeczesała

palcami

włosy.

-Nie

piłam

dziś

jeszcze

kawy,

Dickie.

Chyba

nie

chcesz,

ebym

psuła

ci

tu

krew?

Jezu,

to

się

napij.

-Spojrzał

na

nią

przez

mikrogogle

w

których

wygladał

niczym

sowa.

-Robię

cholerną

analize,

nie?

Chcesz,

eby

było

szybko

czy

dobrze?

I

jedno

i

drugie.

W

przypływie

rozpaczy

podeszła

do

automatu,

zamówiła

brazową

lure,

która

udawała

kawe,

i

zmusiła

się

do

przełkniecia

kilku

łyków.



Włos

jest

ludzki

zawołał

Dickie.

-Zawiera

utrwalacz

i

ziołowy

srodek

dezynfekcyjny.

Pobudziło

to

Eve

na

tyle,

by

wypić

kolejną

porcję

kawy.



Jakiego

rodzaju

utrwalacz?

Zabezpieczajacy

kolor

i

strukturę

włosów.

Dzieki

temu

nie

ółkną

i

nie

sztywnieja.

Dwie

z

twoich

próbek

mają

na

koncu

coś

lepkiego.

Prawdopodobnie

pochodzą

z

peruki.

I

to

bardzo

dobrej,

drogiej

peruki.

To

prawdziwe

włosy,

stad

te

długie

koncówki.

Muszę

sprawdzić

ich

wiecej,

by

zidentyfikować

ten

klej.

Moe

uda

mi

się

rozszyfrować

markę

tego

utrwalacza.

A

co

z

nitkami

i

włóknami,

które

Peabody

wyjeła

z

filtrów?



Jeszcze

ich

nie

ogladałem.

Jezu,

nie

jestem

androidem.

W

porzadku.

-Przetarła

oczy.

-Muszę

isć

do

prosektorium

i

dopilnowac,

by

Holloway

znalazł

się

na

stole,

Dickie.

-Połoyła

mu

dłoń

na

ramieniu.

Był

upierdliwy,

ale

najlepszy

w

swym

fachu.

-Potrzebuję

jak

najwiecej

informacji,

i

to

szybko.

Ten

facet

załatwił

ju.

cztery

osoby

i

szuka

piatej.

Zrobiłbym

to

szybciej,

gdybyś

przestała

sterczeć

mi

nad

głowa.

Ju.

wychodze.

Peabody?

Tak

jest.

-Asystentka

zerwała

się

z

krzesła

i

zamrugała

powiekami.

Idziemy

oznajmiła

krótko

Eve.

-Dickie,

liczę

na

ciebie.

Dobra,

dobra.

Wydaje

mi

sie,

e

nie

dostałem

jeszcze

zaproszenia

na

twoje

jutrzejsze

przyjecie

usmiechnał

sie.

-Moe

gdzieś

się

zapodziało

i

nie

zostało

wysłane?

Dopilnuje,

by

się

znalazło,

jesli

dasz

mi

to,

o

co

prosze.

Masz

to

jak

w

banku.

-Zadowolony,

odwrócił

się

i

pochylił

nad

mikroskopem.

Chciwy

mały

sukinsyn.

Masz.

-Kiedy

szły

do

samochodu,

Eve

wcisneła

w

rekę

Peabody

kubek

z

kawa.

-Wypij

to.

Albo

postawi

cię

na

nogi,

albo

zabije.

Tak

długo

meczyła

lekarza

z

sekcji

medycznej,

a.

potwierdził

przyczynę

smierci.

Stała

mu

nad

głowa,

dopóki

nie

skonczył

analizy

toksykologicznej,

która

wykazała

znaczną

ilosć

srodków

odurzajacych

w

organizmie

Hollowaya.



Po

powrocie

do

centrali

wysłała

Peabody

do

małego

pokoju

powszechnie

znanego

izolatka.

Było

to

ciemne

pomieszczenie

z

trzema

dwupietrowymi

pryczami.

Kiedy

asystentka

się

połoyła,

Eve

poszła

do

swojego

biura

i

zajeła

się

pisaniem

meldunków.

Przesala

obiecane

akta,

wlała

w

siebie

kolejną

porcję

kawy

i

zjadła

cos,





co

miało

być

kanapką

z

demem

urawinowym.



Zaczynało

switac,

kiedy

zadzwieczał

wideokom

i

na

ekranie

pojawiła

się

twarz

Roarke'a.



Poruczniku,

twoja

bladosć

mówi

sama

za

siebie.

Jeszcze

się

trzymam.

Mam

coś

dla

ciebie.

Serce

zabiło

jej

mocniej.

Nie

musiał

nic

wiecej

mówic.

Postaram

się

wpasć

do

domu.

Peabody

bedzie

spać

jeszcze

kilka

godzin.

Ty

te.

powinnaś

się

przespac.

Masz

racje.

Zrobiłam

tu

wszystko,

co

mogła.

Zaraz

bede.

Czekam.

Przerwała

połaczenie

i

zostawiła

wiadomosć

dla

Peabody,

na

wypadek

gdyby

obudziła

się

przed

jej

powrotem.

Siedzac

ju.

w

samochodzie,

połaczyła

się

z

laboratorium.



No

i

co

z

wynikami?

Jezu,

nie

masz

litosci.

Przetestowałem

nitki.

To

mieszanka

sztucznych

włókien,

firmowa

nazwa

Wulstrong.

To

imitacja

wełny,

najczesciej

uywana

do

produkcji

kurtek

i

swetrów.

Ta

ma

kolor

czerwony.

Jak

kaftan

swietego

Mikołaja?

Tak,

ale

nie

z

tych,

które

noszą

ci

z

dzwoneczkami

na

rogach

ulic.

Tych

biedaków

nie

stać

na

taki

gatunek

materiału.

To

szmata

wysokiej

jakosci.

Producenci

twierdza,

e

nawet

lepsza

od

wełny:

cieplejsza,

bardziej

wytrzymała

i

takie

tam

bzdury.

Gówno

prawda,

bo

nic

nie

zastapi

naturalnych

włókien.

Ale

to

dobry

o



drogi

materiał.

Tak

jak

włosy.

Twój

gosć

nie

musi

się

martwić

o

etony

kredytowe.



Dobra

robota,

Dickie.

Masz

dla

mnie

zaproszenia?

Tak,

nie

zostało

wysłane,

wpadło

mi

za

biurko.

Zdarza

sie.

Przeslij

mi

raport

z

analizy

włókien,

a

bedziesz

je

miał.

Kiedy

skrecała

w

bramę

posesji,

wstawał

swit.

Wiedziała,

gdzie

znajdzie

Roarke'a.

W

pokoju,

którego

nie

powinno

byc,

wyposaonego

w

sprzet,

o

którym

nie

powinna

wiedziec.

Zignorowała

typową

dla

gliny

sztywnosć

w

kolanach,

kiedy

podeszła

do

drzwi

i

połoyła

dłoń

na

czytniku

linii

papilarnych.



Porucznik

Eve

Dallas.

Komputer

sprawdził

głos

oraz

odciski

palców

i

zamek

otworzył

się

z

cichym

trzaskiem.

Ciagnace

się

długim

rzedem

okna

były

odsłoniete.

Znajdujace

się

w

nich

szyby

chroniły

pokój

przed

wzrokiem

ciekawskich.

Pokój

był

duy,

z

marmurową

podłogą

i

scianami,

które

zdobiły

obrazy,

z

wyjatkiem

jednej

zajetej

przez

ekrany.



Tylko

jeden

ekran

był

teraz

właczony.

Roarke

siedział

za

pulpitem

w

kształcie





litery

U,

przegladajac

notowania

giełdowe.



Byłeś

szybszy,

ni.

się

spodziewałam.

Nie

musiałem

zbyt

głeboko

kopac.

-Wskazał

dłonią

krzesło

obok.

-Usiadz,

Eve.

Czy

ja

równie.

dałabym

sobie

z

tym

rade?

Czy

mogę

wspomniec,

e

sama

to

znalazłam,

bez

fałszowania

raportu?

Jako

uczciwy

gliniarz

zawsze

miała

tego

typu

watpliwosci,

pomyslał

z

rozbawienie.



Gdybyś

wiedziała,

gdzie

szukac,

jakie

postawić

pytania.

Przypuszczam,

e

dałabyś

sobie

w

koncu

rade.

Siadaj

powtórzył,

lecz

tym

razem

złapał

za

rekę

i

pchnał

na

krzesło.

Zauwayła,

e

zwiazał

włosy,

co

zawsze

wywoływało

w

niej

pragnienie

uwolnienia

ich

spod

cienkiej

skórzanej

tasiemki.

Podciagnał

te.

rekawy

czarnego

swetra.

Złapała

się

na

tym,

e

patrzy

na

jego

rece,

na

wspaniałe,

zreczne

dłonie,

i

nie

moe

oderwać

od

nich

oczu.

Zorientowała

sie,

e

odpływa

i

natychmiast

przywołała

się

do

porzadku.

Odeszłaś

gdzieś

daleko,

prawda?

Ja...

po

prostu

się

zamysliłam.

Uhu.

Zamysliłam.

Chcę

zawrzeć

z

tobą

pewien

układ,

poruczniku.

Dam

ci

to,

co

znalazłem,

w

zamian

za

obietnice,

e

bedziesz

dziś

w

domu

o

szóstej.

Wezmiesz

srodek

uspokajajacy...

Hej,

nie

targuję

się

o

informacje.

Bedziesz

musiała,

jesli

chcesz

je

miec.

Mogę

je

skasowac.-Siegnał

reką

do

klawisz,

których

nie

była

w

stanie

zidentyfikowac.

-Wrócisz

do

domu

o



przyzwoitej

porze,

wezmiesz

srodek

uspokajajacy

powtórzył

i

oddasz

się

w

rece

Triny.



Nie

mam

czasu

na

głupie

strzyenie.

Nie

o

włosach

myslał,

lecz

o

masau

całego

ciała

i

programie

relaksacyjnym.

Takie

stawiam

warunki.

Przyjmujesz

je

albo

odrzucasz.

Mam

na

głowie

cztery

morderstwa.

W

tej

chwili

mogłabyś

mieć

ich

nawet

czterysta.

Tak

się

składa,

e

jesteś

moją

ona.

No

wiec,

czy

chcesz

mieć

te

informacje?

Jesteś

równie

nieznosny

jak

Dickie.

Słucham?

Prychneła

smiechem,

słyszac

urazę

w

jego

głosie,

po

czy

przetarła

dłonmi

twarz.

Nie

znosiła,

kiedy

miał

racje.

Rzeczywiscie

goniła

resztkami

sił.



Dobrze

zgadzam

sie.

Co

znalazłes?

Patrzył

na

nią

przez

chwile,

marszczac

czoło,

po

czym

odwrócił

się

do

ekranu.

Zapisz

dane

z

ekranu

numer

cztery.

Wyłacz

obraz.

Wyswietl

dane

z

pliku

Holloway

na

wszystkich

ekranach.

Nasz

przyjaciel

cztery

lata

temu

zmienił

tosamosc.

Prawdziwe

nazwisko...

John

B.

Boyd.

Cholera!

-Zerwała

się

z

krzesła

i

podeszła

do

ekranów,

by

przeczytać

pierwszy

z

policyjnych

raportów.

-maniak

seksualny.

Oskarony

o

gwałt.

Ofiara

wycofała

oskarenie.

Oskarony

o

przemoc

seksualna.

Skazany.

Szesć

miesiecy

leczenia

psychiatrycznego

i

rekonwalescencji

we

wspólnocie.

Bzdura.

Posiadanie

niedozwolonych

przyrzadów.

Uniewinniony.

Dobrowolne

leczenie

z

obsesji

seksualnych.

Zakonczone.

Akta

utajnione.

Gówno

prawda.

Ten



gosć

był

szurniety,

a

prawo

pozwoliło

mu

się

wymknac.



Miał

pieniadze

zwrócił

jej

uwagę

Roarke.-Łatwo

jest

się

wykupic,

kiedy

oskarenia

nie

powane.

Udało

mu

się

wykrecic,

a

konczył

zgwałcony

i

uduszony.

Ironia

czy

sprawiedliwosc?

Powinien

znalezć

sprawiedliwosć

w

sadzie

warkneła.

-mam

gdzieś

ironie.

Czy

Szczesliwy

Zwiazek”

mógł

się

tego

dokopac.

Ja

bym

się

dokopał.

-Wzruszył

ramionami.

-To

zaley,

jak

głeboko

sprawdzali,

ale

jak

ju.

mówiłem,

nie

musiałem

długo

szukac.

Kady

program

sprawdzajacy

by

to

wykazał.

Utajnienie

akt

chroniłoby

go

tylko

przed

zwykłym

pracodawcą

lub

urzedem

skarbowym.

Masz

jego

raporty

finansowe?

Oczywiscie.

Dane

finansowe

ekran

szósty.

Jak

widzisz,

doskonale

sobie

radził.

Miał

swietnego

brokera,

który

umiał

dobrze

inwestowac.

Lubił

wydawać

pieniadze,

ale

musiał

je

wydawac.

Jest

tu

jednak

kilka

godziwych

depozytów,

które

przewyszają

jego

honoraria

z

operacji

plastycznych

czy

dywidendy

inwestycyjne.

Dziesieć

tysiecy

w

trzymiesiecznych

odstepach,

w

ciagu

dwóch

lat.

Tak.

-Znowu

podeszła

bliej

ekranu.

-Widzę

je.

Potrafisz

dokopać

się

do

ich

zródła?

Nie

rozumiem,

czemu

muszę

znosić

te

zniewagi.

-Westchnał,

kiedy

odwróciła

się

i

rzuciła

mu

gniewne

spojrzenie.

-Naturalnie.

To

transfery

przesyłane

z

rónych

zródeł

po

to,

by

ukryć

ich

głównego

własciciela.

Wszystkie

zbiegają

się

w

jednym

miejscu.

Kiwneła

głowa.





W

Szczesliwym

Zwiazku”.

Jesteś

swietnym

detektywem.

A

wiec

szantaował

ich.

Albo

jedno

z

nich.

Czy

masz

podpis

osoby

sygnujacej

przelew?

Rachunek

jest

na

oba

nazwiska.

To

mógł

być

albo

Rudy

albo

Piper.

Oni

uywają

raczej

kodu,

nie

podpisu.

To

wystarczy,

by

wezwać

ich

na

przesłuchanie

i

trochę

przycisnac.

-Odetchneła

głeboko.

-Najpierw

jednak

napuszczę

na

nich

Peabody.

Potem

sama

wkrocze.

Pamietaj

tylko,

byś

była

w

domu

o

szóstej.

Odwróciła

się

do

niego

z

gniewną

mina.

Wstawał

dzien.

Przez

okno

wpadało

do

pokoju

swiatło,

uwydatniajac

bladosć

jej

policzków

i

cienie

pod

oczami.



Zawarłam

umowę

i

dotrzymam

jej.

Naturalnie,

e

dotrzymasz.

Nawet

gdybym

miał

pojechać

do

centrali

i

osobiscie

cię

stamtad

wyciagnac.

Rozdział

13



Eve

uznała,

e

najlepsza

metodą

bedzie

atak

zaraz

po

pierwszym

ciosie.

Jeeli

Peabody

dobrze

to

rozegra,

Rudy

i

Piper

wpadną

w

panikę

i

bedą

robili

wszystko,

by





nie

narazić

się

na

utratę

dobrego

imienia

i

uniknać

procesu,

jaki

mogłaby

im

wytoczyć

zdenerwowana

klientka.

Kiedy

Peabody

od

nich

wyjdzie,

wówczas

ona

przystapi

do

działania.



O

dziewiatej

trzydziesci

zjawiła

się

w

salonie

ze

zdjeciem

Hollowaya.

Jesli

wszystko

pójdzie

zgodnie

z

planem,

zday

załatwić

tu

swoją

sprawe,

zanim

wróci

Peabody

i

da

jej

sygnał

do

ataku.



Oczywiscie

e

znam

pana

Hollowaya

odpowiedziała

recepcjonistka.

-

Przychodzi

tu

raz

w

tygodniu

i

raz

w

miesiacu.

Jak

mam

to

rozumiec?

Raz

w

tygodniu

fryzjer,

kosmetyczka,

manicure,

masa.

i

relaks

aromatyczny.

-

Uprzejma

i

chetna

do

współpracy

Yvette,

oparła

się

o

pulpit

i

westchneła,

patrzac

na

zdjecie

Hollowaya.

-ten

facet

ma

megapowłokę

i

umie

o

nią

zadbac.

A

raz

w

miesiacu

przychodzi

na

pełny

zestaw

zabiegów.

Do

tego

samego

konsultanta?

Oczywiscie.

Nikomu

innemu

prócz

Simona

nie

pozwala

się

tknac.

Kiedy

kilka

miesiecy

temu

Simon

był

na

urlopie,

pan

Holloway

zrobił

w

poczekalni

straszną

awanture.

Zaproponowalismy

mu

darmową

kapiel

błotną

i

Deluxe

O”,

eby

go

uspokoic.

Deluxe

O”

O”

jak

orgazm,

kotku.

Pokój

rozrywkowy

ze

stanowiskiem

dla

programów

wirtualnych,

holograficznych

i

androidem

do

pomocy.

Nie

mamy

licencjonowanych

panienek,

ale

moemy

zaproponować

wiele

innych

moliwosci.

Deluxe

kosztuje

piecset,

ale

warto

było

sprawić

mu

taki

prezent.

Trzeba

dbać

o



stałych

klientów.

Taki

gosć

jak

Holloway

wydaje

tu

co

miesiac

pieć

tysiecy,

nie

liczac

kosmetyków.



I

nie

ma

nic

lepszego

jak

Orgazm

Deluxe,

by

usatysfakcjonować

klienta.

Własnie.

-Yvette

usmiechneła

się

zadowolona,

e

Eve

nie

ywi

do

niej

urazy.

-

Czy

on

coś

zrobił?

Mona

tak

powiedziec.

Ale

ju.

wiecej

nie

zrobi.

Jest

Simon?

Studium

numer

trzy.

Chyba

nie

chce

pani

tam

isc?

-spytała

widzac,

e

Eve

się

odwraca.

Oczywiscie,

e

chce.

Otworzyła

szklane

drzwi

z

wyrytymi

na

nich

ludzkimi

sylwetkami

o

idealnych

kształtach

i

znalazła

się

w

małym

korytarzu.

Dochodziły

stamtad

stłumione

głosy,

muzyka,

cichy

szum

wody,

swiergot

ptaków,

szum

wiatru.

W

powietrzu

unosił

się

zapach

eukaliptusa,

ró.

i

pima.



Po

obu

stronach

korytarza

biegły

rónokolorowe

drzwi.

Jedne

z

nich

były

uchylone,

mogła

wiec

zobaczyć

wysciełany

stół

i

skomplikowany

sprzet,

wanny,

lustra

i

małe

stanowisko

komputerowe.

Wszystko

to

przypominało

centrum

medyczne.



W

pewnym

momencie

otworzyły

się

drzwi

i

wyszedł

z

nich

konsultant

w

białym

kitlu,

prowadzacy

kobietę

pokrytą

od

stóp

do

głów

jakaś

zieloną

papka.



Studio

trzy?

Po

lewej

stronie,

numer

jest

na

drzwiach.

Eve

posłyszała,

jak

konsultant

zapewnia

swoją

klientke,

e

dziesieć

minut

w

izolatce

zrobi

z

niej

inną

kobiete.





Eve

z

trudem

powstrzymała

się

by

nie

zadrec.



Kiedy

doszła

do

konca

korytarza,

jej

oczom

ukazał

się

wielki

basen

jacuzzi,

okolony

miniaturowymi

drzewkami

wisni.

Siedziały

w

nim

trzy

kobiety.

Ich

piersi

unosiły

się

na

powierzchni

pokrytej

róową

pianka.



Jakaś

kobieta

leała

zanurzona

po

szyję

w

wannie

z

gestą

zieloną

ciecza.

Tu.

za

nią

znajdowała

się

łaznia

parowa

z

waskim

basenem,

wypełnionym

ciemnoniebieską

wodą

o

temperaturze

dwóch

stopni.

Na

jej

widok

Eve

zaczeła

szczekać

zebami

z

zimna.



Skreciła

w

lewo

i

staneła

przed

pomalowanymi

na

niebiesko

drzwiami

numer

trzy,

po

czym

zapukała

i

weszła

do

srodka.

Trudno

powiedziec,

kto

był

bardziej

zaskoczony,

ona,

Simon

czy

McNab,

który

leał

na

fotelu

z

twarzą

usmarowaną

czyms,

co

wygladało

jak

błoto.



To

jest

gabinet

zabiegowy.

-Simon

klasnał

w

dłonie.

-Nie

wolno

tu

wchodzic.

Proszę

natychmiast

stad

wyjsc.

Muszę

z

tobą

porozmawiac.

To

zajmie

tylko

kilka

minut.

Jestem

zajety.

-Machnał

rekami,

rozchlapujac

błoto.

Dwie

minuty

nie

dawała

za

wygrana,

powstrzymujac

się

przed

wybuchem

smiechu

na

widok

miny

McNaba.

Proszę

wyjsć

powtórzył

Simon,

biorac

recznik.

-Zechce

pan

wybaczyć

zwrócił

się

do

McNaba.

-panska

maseczka

i

tak

musi

wyschnac.

Proszę

się

zrelaksowac,

pozwolić

odpoczać

mysla.

Za

chwilę

wracam.



Nic

nie

szkodzi

mruknał

McNab.

Cii,

proszę

nic

nie

mówic.

-Simon

połoył

mu

palce

na

ustach,

usmiechajac

się



łagodnie.

-Twarz

musi

odpoczywac.

Proszę

się

odpreyc,

zamknać

oczy

wyobrazić

sobie,

jak

oczyszczają

się

wszystkie

pory.

Bedę

tu.

za

drzwiami.

Zamknał

drzwi

i

spojrzał

na

Eve.



Nie

chce,

eby

przeszkadzała

pani

moim

klientom.

Przepraszam.

Ale

jeden

z

twoich

klientów

miał

wczoraj

powaniejsze

kłopoty.

Nie

bedzie

przychodził

na

comiesieczną

kuracje.

O

kim

pani

mówi?

O

Hollowayu,

Brencie

Hollowayu.

Nie

yje.

Nie

yje?

Brent?

-Simon

oparł

się

plecami

o

scianę

i

przycisnał

do

serca

niezbyt

czystą

dłon.

-Widziałem

go

zaledwie

przed

kilkoma

dniami.

To

musi

być

jakaś

pomyłka.

Jest

od

rana

w

kostnicy.

Nie

ma

mowy

o

pomyłce.

Nie...

nie

mogę

złapać

tchu.

Rzucił

się

biegiem

przez

korytarz.

Eve

znalazła

go

w

poczekalni.

Siedział

na

jedwabnej

kanapce,

z

głową

ukryta

miedzy

kolanami.



Nie

wiedziałam,

e

byliscie

sobie

tacy

bliscy.

Jestem...

byłem

jego

konsultantem.

Nikt,

nawet

ma,

nie

jest

równie

bliski

drugiej

osobie.

Usiłowała

wyobrazić

sobie

taki

zwiazek

z

Triną

i

musiała

powstrzymać

kolejny

dreszcz.



Współczuje

ci,

Simonie.

Przyniesć

ci

cos?

Moe

wody?

Tak,

nie.

O

Boe!

-Dracą

reką

siegnał

do

klawiatury

na

pulpicie,

gdzie

mona

było

zamówić

coś

do

picia.

Ziemisty

kolor

twarzy

podkreslały

jeszcze

ogniscie



rude

włosy.

-Muszę

wziać

coś

na

uspokojenie.

Rumianek

z

lodem

polecił,

po

czym

odchylił

się

na

oparcie

i

zamknał

oczy.

-jak

do

tego

doszło?



Prowadzimy

sledztwo.

Opowiedz

mi

o

nim.

Był

bardzo

wymagajacym

człowiekiem.

Szanowałem

to.

Dokładnie

wiedział,

jak

chce

wygladac,

i

dbał

o

swoją

twarz

i

ciało.

O

Boe!

-Pochwycił

wysoką

szklanke,

którą

przyniósł

mu

android.

-Wybacz,

moje

serce,

chwileczke.

Pił

wolno,

oddychajac

głeboko

miedzy

kadym

łykiem.

Na

jego

twarzy

wracały

rumience.



Nie

opuscił

adnej

wizyty,

przesyłał

mu

podziekowania.

Bardzo

cenił

moją

prace.

Czy

zawierał

to

tu

moe

jakieś

znajomosci?

Ze

stylistkami,

konsultantkami,

innymi

klientkami?

Naszemu

personelowi

nie

wolno

umawiać

się

z

klientami.

Jesli

zaś

chodzi

o

inne

kobiety,

to

nie

przypominam

sobie,

eby

o

jakiejś

wspomniał.

Lubił

kobiety.

Miał

rónorodne

i

bogate

ycie

intymne.

Opowiadał

ci

o

tym?

To,

o

czym

rozmawia

konsultant

z

klientem,

jest

rzeczą

swieta.

-Pociagnał

nosem

i

odstawił

pustą

szklanke.

Czy

interesował

się

równie.

meczyznami?

Zacisnał

usta.

Nigdy

nie

wspominał

o

tego

typu

zainteresowaniach.

Jest

mi

niezrecznie

o

tym

mówic,

poruczniku.

Hollowayowi

i

tak

to

ju.

nie

zaszkodzi.

Ma

pani

rację

przyznał

po

chwili.

-Ale

nie

mogę

się

jeszcze

z

tym

oswoic.



Czy

ktoś

z

meskiego

personelu

okazywał

mu

zainteresowanie?

Nie.

W

kadym

razie

ja

nie

zauwayłem

adnych

tego

typu

sygnałów.

Takie

zachowanie

uwaa

się

tu

za

naganne.

Jestesmy

profesjonalistami.

Kto

z

waszego

personelu

wykonuje

reczne

tatuae?

Westchnał

głeboko.

Mamy

kilku

konsultantów,

którzy

zajmują

się

ozdabianiem

ciała.

Nazwiska,

Simonie.

Proszę

zapytać

Yvette.

Poda

pani

wszystkie

potrzebne

informacje.

Muszę

wracać

do

klienta.

-Przetarł

oczy.

-Nie

mogę

pozwolic,

by

osobiste

uczucia

przeszkadzały

mi

w

pracy.

Poruczniku...

-Opuscił

rece.

Oczy

miał

wilgotne

od

łez.

-Brent

nie

miał

rodziny.

Co

się

stanie

z...

Co

się

z

nim

stanie?

Miasto

się

nim

zajmie,

jesli

nikt

się

nie

zgłosi.

Nie

zasługuje

na

taki

pochówek.

-Zacisnał

usta,

po

czym

wstał.

-Chciałbym

się

zajać

pogrzebem,

jesli

to

moliwe.

Przynajmniej,

tyle

mogę

dla

niego

zrobic.

Moemy

to

załatwic.

Bedziesz

tylko

musiał

przyjsć

do

kostnicy

i

wypełnić

formularz.

Do

kostnicy...

-Usta

mu

zadrały,

ale

kiwnał

głowa.

-Dobrze,

przyjde.

Uprzedzę

ich.

-Wygladał

na

przeraonego,

wiec

dodała:

-Nie

bedziesz

musiał

go

ogladac.

Dokonalismy

ju.

identyfikacji.

Musisz

tylko

złoyć

podanie,

a

oni

przekaą

ciało

do

zakładu

pogrzebowego,

który

wybierzesz.

Och!

-odetchnał

z

wyrazną

ulga.-Dziekuje.

Klient

czeka

dodał

ponurym

głosem.

-ma

bardzo

zaniedbaną

skóre.

Na

szczescie

jest

młody,

wiec

mogę

mu

pomóc.

Naszym

obowiazkiem

jest

dbać

o

ładny

wyglad.

Piekno

wpływa



łagodzaco

na

dusze.



Tak.

Idź

ju.

do

swojego

klienta,

Simonie.

Bedziemy

w

kontakcie.

Wróciła

do

rejestracji

i

własnie

odbierała

od

Yvette

wydrukowane

nazwiska,

kiedy

pojawiła

się

Peabody.

Wygladała

na

zdenerwowana.

Dała

jedna

Eve

znak,

po

czym

zwróciła

się

do

recepcjonistki.



Mam

bon

od

Szczesliwego

Zwiazku”

-powiedział.

-na

Dzień

Diamentowy.

Ach,

to

nasza

specjalnosć

i

tego

własnie

pani

trzeba

odparła

z

usmiechem

Yvette.

-Wyglada

pani

na

zmeczona.

Zaraz

wszystko

załatwimy.

Dziekuje.

Peabody

odeszła

na

bok,

udajac,

e

oglada

szafkę

z

kolorowymi

butelkami,

które

miały

gwarantować

piekną

i

swieą

cere,

i

sciszonym

głosem

przekazała

Eve

raport.



Oboje

byli

wstrzasnieci,

choć

starali

się

to

ukryc.

Usiłowali

przekonać

mnie,

e

zle

to

zrozumiałam.

-Stłumiła

prychniecie.

-Zgodnie

z

planem

pozwoliłam

się

ułagodzic.

Obiecali

zajać

się

sprawa,

zaproponowali

dodatkowe

konsultacje

i

te

zabiegi

w

salonie.

Widziałam

broszurkę

reklamowa.

Ten

Dzień

Diamentowy

kosztuje

pieć

tysiecy.

Nie

dałam

się

zbyc.

Powiedziałam,

e

muszę

się

uspokoic,

a

potem

porozmawiam

z

adwokatem.

Dobra

robota.

Opowiadaj

wszystkim

o

tym,

co

cię

spotkało.

Wspomnij

nazwisko

Hollowaya.

Chcę

poznać

reakcję

personelu,

plotki,

opinie.

Postaraj

się

te,

by

wsród

konsultantów

byli

meczyzni.

Tak

jest.

Panno

Peabody?

Asystentka

odwróciła

się

i

szczeka

jej

upadla

na

widok

złocistowłosego

adonisa.



Tak?

Jestem

Anton.

Bedę

pani

asystował

w

czasie

ziołowej

kuracji.

Zechce

pani

pójsć

ze

mna?

Oczywiscie.

-Peabody

udało

się

jeszcze

strzelić

oczami

w

góre,

zanim

Anton

wział

pod

rekę

i

wyprowadził

poczekalni.

Tymczasem

Eve

schowała

listę

z

nazwiskami

do

torby

i

skierowała

się

do

recepcji

Szczesliwego

Zwiazku”



Rudy

i

Piper

teraz

zajeci

oznajmiła

opryskliwym

głosem

siedzaca

za

biurkiem

dziewczyna.

Och,

zapewniam

pania,

e

dla

mnie

znajdą

czas

odparła

Eve

i

cisneła

jej

odznakę

na

biurko.

Wiem,

kim

pani

jest,

poruczniku,

ale

Rudy

i

Piper

zajeci.

Jesli

chce

pani

się

umówić

na

wizyte,

chetnie

panią

zapisze.

Eve

oparła

się

o

pulpit.



Czy

mówi

ci

coś

okreslenie

utrudnianie

pracy

organom

sprawiedliwosci”?

Dziewczyna

zatrzepotała

rzesami.

Wykonuję

tylko

swoje

obowiazki.

Powiem

ci,

co

zrobie.

Albo

zaanonsujesz

mnie

swoim

szefom,

albo

zabiorę

cię

na

policję

i

oskarę

o

utrudnianie

sledztwa

i

o

głupote.

Masz

dziesieć

sekund

do

namysłu.

Chwileczke.

-Kobieta

odwróciła

sie,

właczyła

mikrofon

o

zaczeła

coś

szybko

do

niego

mówic.

Po

chwili

spojrzała

chłodno

na

Eve.

-Moe

pani

wejsc,

poruczniku.

No

prosze,

nie

był

to

taki

trudny

wybór,

prawda?



Wsuneła

odznakę

do

kieszeni

i

przeszła

przez

szklane

drzwi.

Rudy

i

Piper

czekali

ju.

na

nią

przed

swoim

gabinetem.



Czy

musiała

pani

terroryzować

naszą

recepcjonistke?

-spytał

Rudy.

A

czy

wy

mieliscie

powody,

by

uniknać

spotkanie

ze

mna?

Jestesmy

zajeci.

No

to

przybedzie

wam

zajec.

Bedziecie

musieli

ze

mną

pójsc.

Pójsć

z

pania?

-Piper

scisneła

Rudy'ego

za

reke.

-Dlaczego?

I

dokad?

Na

policje.

Wczoraj

wieczorem

został

zamordowany

Brent

Holloway

i

musimy

wyjasnić

sobie

wiele

spraw.

Zamordowany?

-Piper

zachwiała

się

i

byłaby

upadła,

gdyby

Rudy

jej

nie

podtrzymał.

-O

Boe!

W

taki

sam

sposób

jak

inni?

Spokojnie.

-Przyciagnał

siostrę

do

siebie

i

spojrzał

na

Eve.-Nie

musimy

jechać

na

policje.

Pozwolę

sobie

mieć

odmienne

zdanie.

Macie

do

wyboru:

albo

pójdziecie

dobrowolnie,

albo

wezwę

kilku

mundurowych,

którzy

was

wyprowadza.

Nie

moe

nas

pani

aresztowac.

Nie

jestescie

aresztowani

ani

oskareni,

lecz

zaproszeni

na

oficjalne

przesłuchanie.

Chcę

skontaktować

się

z

naszymi

adwokatami

powiedział

Rudy,

trzymajac

w

ramionach

dracą

Piper.

Moesz

to

zrobić

w

centrali.



Bedziemy

trzymać

ich

oddzielnie

powiedziała

Eve

do

Feeneya,

kiedy

obserwowali

Piper

przez

szybe.

Siedziała

przy

stole

w

sali

przesłuchań

A

i

słuchała

tego,

co

mówił

adwokat.

-Moemy

wziać

ich

w

dwa

ognie,

myslę

jednak,

e

wiecej

zdziałamy,

jesli

się

rozdzielimy.

Kogo

wybierasz,

czy

jego?



Feeney

myslał

przez

chwile?



Zacznę

od

niego.

Przerwiemy

przesłuchanie,

kiedy

się

za

bardzo

odprea.

Jesli

adne

z

nich

nie

zmiekna,

wtedy

wezmiemy

ich

w

dwa

ognie.

Dobra.

McNab

się

odezwał?

Tak.

Konczy

zabieg

w

salonie.

Bedzie

tu

z

raportem,

zanim

skonczymy

przesłuchania.

Powiedz

mu,

eby

się

wstrzymał

z

tym

raportem.

Jesli

coś

z

nich

wyciagniemy,

postaramy

się

zdobyć

zgodę

na

wglad

w

ich

system

danych.

Moe

tam

coś

znajdziemy.

W

przeciwnym

razie

znowu

bedzie

musiała

prosić

Roarke'a

o

pomoc,

pomyslała.



Daj

znac,

jak

bedziesz

chciał

przerwać

powiedziała

do

Feeneya.

Ty

te.

Eve

otworzyła

drzwi

do

sali

przesłuchan.

Adwokat

zerwał

się

na

nogi,

wypiał

pierś

i

rozpoczał

znaną

spiewke.



Poruczniku,

to

oburzajace.

Moja

klientka

jest

na

skraju

wyczerpania

nerwowego.

Nie

ma

powodu

przesłuchiwać

jej

akurat

teraz.

Jesli

chce

pan

przerwać

przesłuchanie,

proszę

przedstawić

mi

nakaz

sadowy.



Nagrywanie

start.

Wywiad

przeprowadzony

przez

porucznik

Eve

Dallas,

numer

pieć

trzy

cztery

siedem

BQ.

Przesłuchiwana

Piper

Hoffman.

Przeprowadzajaca

wywiad

skorzystała

z

prawa

do

drugiego

przesłuchania.

Obecny

na

miejscu

adwokat.

W

nagraniu

podano

wszystkie

konieczne

dane.

Czy

zna

pani

swoje

prawa

i

obowiazki,

panno

Hoffman?



Piper

spojrzała

na

adwokata,

który

skinał

głowa.



Tak.

Czy

znała

pani

Brenta

Hollowaya?

Kiwneła

głowa.

Przesłuchiwana

odpowiedziała

twierdzaco.

Czy

był

klientem

prowadzonej

przez

panią

agencji

matrymonialnej

Szczesliwy

Zwiazek”?

Tak.

Za

posrednictwem

agencji

umawiała

go

pani

na

spotkania

z

klientkami.

To...

to

nasz

główny

cel,

kojarzyć

ze

sobą

pary

o

wspólnych

zainteresowaniach

i

zamierzeniach,

dać

im

moliwosć

nawiazania

trwałych

zwiazków.

Luznych

czy

intymnych?

A

moe

takich

i

takich?

Forma

tego

zwiazku

zaley

wyłacznie

od

zainteresowanych.

Zanim

klienci

zostaną

przyjeci

w

poczet

członków,

najpierw

sprawdzani.

To

znaczy

przed

wniesieniem

opłat

i

wpisaniem

ich

na

listy

kandydatów,

czy

tak?

Bardzo

szczegółowo

sprawdzani.

-Piper

wyraznie

się

odpreyła.

Wyprostowała

się

i

odrzuciła

w

tył

srebrzyste

pukle.

-Odpowiadamy

za

to,

by

nasi

klienci

spotkali

ludzi

na

poziomie.

Czy

równie.

seksualnych

przestepców?

Z

wyrokami

sadowymi?



Oczywiscie,

e

nie.

-Uniosła

dumnie

głowe.

Takie

zasady

firmy?

Bardzo

rygorystycznie

przestrzegane.

Ale

dla

Brenta

Hollowaya

zrobiliscie

wyjatek.

Ja...

-Piper

zacisneła

kurczowo

dłonie.

-Nie

rozumiem

o

czym...

-Urwała

i

spojrzała

bezradnie

na

adwokata.

Moja

klientka

wyjasniła

ju.

zasady,

jakimi

kieruje

się

jej

firma,

poruczniku.

Proszę

kontynuowac.

Brent

Holloway

został

skazany

za

seksualne

znecanie

sie,

wielokrotnie

oskarony

o

molestowanie

seksualne,

napastowanie,

perwersje.

-Głos

Eve

brzmiał

coraz

dobitniej

w

miarę

jak

twarz

Piper

robiła

się

coraz

bladsza.

-Zeznała

pani,

e

wasi

klienci

dokładnie

sprawdzani,

przedstawiła

pani

równie.

zasady,

jakimi

kieruje

się

firma.

Dlaczego

wiec

zwolniliscie

z

nich

Brenta

Hollowaya?

My...

ja...

Nie

zwolnilismy

go.

-Zaczeła

wykrecać

dłonie,

a

w

jej

oczach

błysnał

strach.

-Nie

mamy

zarejestrowanych

adnych

tego

typu

informacji

na

temat

Brenta

Hollowaya.

Moe

mówi

coś

pani

nazwisko

John

B.

Boyd?

-W

oczach

Piper

pojawił

się

błysk

swiadomosci

i

jakby

poczucie

winy.

-Powiedzieliscie

mi,

e

wasz

system

jest

niezawodny

i

e

waszym

obowiazkiem

jest

sprawdzać

wszystkich

pod

tym

własnie

katem.

Jestescie

nieodpowiedzialni

czy

naiwni,

panno

Hoffman?

Nie

podoba

mi

się

forma

tego

pytania

zaprotestował

adwokat.

Panska

uwaga

została

zarejestrowana.

Proszę

odpowiedziec,

panno

Hoffman.

Nie

wiem,

jak

to

się

stało

wyjakała,

przyciskajac

piekne

dłonie

do

piersi.

-Nie



wiem.

Ale.

wiesz,

pomyslała

Eve.

Musiał

ci

napedzić

solidnego

stracha.



Cztery

osoby,

które

były

klientami

waszej

agencji,

nie

yja.

Cztery.

Z

kadą

z

nich

rozmawialiscie

i

potem

kada

została

sterroryzowana,

zgwałcona

i

uduszona.

To

straszny

zbieg

okolicznosci.

Ale

tylko

zbieg

okolicznosci.

-Piper

zaczeła

dygotać

i

spazmatycznie

chwytać

powietrze.

-Tak

powiedział

Rudy.

Ale

pani

w

to

nie

wierzy

powiedziała

cicho

Eve,

pochylajac

się

ku

niej.

Z

premedytacja

połoyła

na

stole

cztery

fotografie

z

miejsca

zbrodni.

-Nie

wyglada

to

na

zbieg

okolicznosci,

nie

sadzisz?

O

Boe!

Boe!

-Zakryła

twarz.

-Nie,

nie.

Za

chwilę

zemdleje.

To

było

ze

wszech

miar

niestosowne.

-Adwokat

zerwał

się

z

krzesła

czerwony

z

wsciekłosci.

To

morderstwo

jest

czymś

niestosownym

odparowała

Eve

i

równie.

wstała.

-

daję

panskiej

klientce

kilka

minut

na

dojscie

do

siebie.

Odwróciła

się

i

wyszła.

Patrzac

na

Piper

przez

szklaną

sciane,

wywołała

Feeneya.



Jest

na

skraju

wytrzymałosci

powiedziała,

kiedy

przyszedł.

-Moesz

zmienić

taktyke,

stać

się

miłym,

sympatycznym

wujaszkiem.

Zawsze

musisz

grać

złego

glinę

powiedział

z

wyrzutem.

Bo

mi

to

lepiej

wychodzi.

Poklep

po

reku,

a

potem

zapytaj,

czemu

płacili

Hollowayowi.

Nie

doszłam

do

tego.

Okay.

Rudy

twardo

się

trzyma.

Jest

opryskliwy

i

arogancki.

Nadety

mały

buc.

Dobra.

Akurat

mam

ochotę

przykopać

jakiemuś

bucowi.

-Zaczerpneła

garsć

orzeszków,

które

chrupał

Feeney.

-Piper

twierdzi,

e

nic

nie

wiedziała

o



sprawkach

Holoowaya.

Kłamie,

ale

moe

dzieki

temu

uda

nam

się

dostać

do

ich

systemu.

Spróbuję

zdobyć

nakaz,

zanim

pójdę

do

Rudy'ego.



Przed

wejsciem

do

sali

przesłuchań

B,

wlała

w

siebie

kolejną

kawe.



nagrywanie

start

poleciła.

-Dalszy

ciag

wywiadu

przeprowadzonego

przez

porucznik

Eve

Dallas.

-Usiadła

i

usmiechneła

się

do

Rudy'ego

o

adwokata.

-

Zaczynajmy,

chłopcy.

Zastosowała

sama

taktykę

jak

w

przypadku

Piper,

lecz

Rusy

zamiast

blednać

i

drec,

robił

się

coraz

twardszy

i

zimniejszy.



Chciałbym

zobaczyć

się

z

moją

siostrą

oznajmił

w

pewnym

momencie.

Panska

siostra

jest

przesłuchiwana.

To

bardzo

delikatna

istota.

Ta

cała

ohydna

sprawa

moe

wykonczyc.

Cztery

osoby

nie

yja,

madralo.

Czybyś

się

martwił,

co

powie

Piper?

Rozmawiałam

z

nią

niedawno.

-Odchyliła

się

na

oparcie

krzesła

i

wzruszyła

ramionami.

-Cieko

to

znosi.

Byłoby

jej

lej,

gdybyś

wszystko

jej

wyjasnił.

Zacisnał

dłonie

w

piesci.

Ciekawe,

co

by

na

to

powiedziała

Mira.



Powinna

odpoczać

warknał,

błyskajac

zielonymi

jak

u

kota

oczyma.

-Wziać

srodek

uspokajajacy

i

mieć

czas

na

chwilę

medytacji.

Nie

mamy

warunków

do

medytacji.

Poza

tym

jest

przy

niej

adwokat

tak

jak

przy

tobie.

Domyslam

sie,

e

jako

bliznieta

jestescie

sobie

bardzo

bliscy.

Oczywiscie.

Czy

Holloway

próbował

się

do

niej

dobierac?

Zacisnał

usta.

Oczywiscie

e

nie.



A

moe

do

ciebie?

Nie.

-Siegnał

po

szklankę

z

woda.

Czemu

mu

płaciliscie?

Reka

mu

zadrała

i

o

mały

włos

nie

rozlał

wody.

Pospiesznie

odstawił

szklankę

na

stół.



Nie

wiem,

o

czym

pani

mówi.

Regularne

wpłaty

po

dziesieć

tysiecy,

w

ciagu

dwóch

lat.

Co

on

na

ciebie

miał,

Rudy?

Spojrzał

na

adwokata

płonacymi

gniewem

oczyma.



Czy

mają

prawo

zagladać

do

rejestrów

finansowych?

Oczywiscie,

e

nie.

-Adwokat

wyprostował

się

i

wsunał

dłoń

za

klapę

marynarki,

ozdobioną

modnymi

medalionami.

-Poruczniku,

jesli

przegladała

pani

konta

bankowe

mojego

klienta

bez

uzasadnionej

przyczyny

i

nakazu...

Czy

ja

to

powiedziałam?

-usmiechneła

się

Eve.

-Nie

muszę

wyjasniac,

jak

zdobyłam

informacje,

które

mogą

mieć

zwiazek

z

morderstwem.

Nie

znajdziesz

adnej

wzmianki

o

przeszukiwaniu

przez

departament

policji

rejestrów

finansowych.

Ale

płaciłeś

mu,

prawda?

-Kiwneła

się

na

krzesle

i

przypusciła

atak.

-Płaciłeś

mu

raz

za

razem,

pozwalałes,

eby

cię

szantaował

i

zmuszał

do

umieszczania

na

liscie

kandydatów,

chocia.

wiedziałes,

e

jest

zboczencem.

Ile

klientek

musiałeś

uspokajac,

opłacać

luz

zastraszac,

eby

to

wszystko

zatuszowac?

Nie

wiem,

o

czym

pani

mówi

powtórzył,

lecz

reka,

którą

siegnał

po

szklanke,

nie

była

ju.

taka

pewna.

Na

mlecznobiałej

skórze

pojawiły

się

ciemnoczerwone



plamy.



Eve

nie

miała

watpliwosci,

wiedziała,

e

gdyby

poddała

go

testowi

na

prawdomównosc,

wykres

wykazałby,

e

kłamie.



Doskonale

wiesz

o

czym.

I

załoę

sie,

e

nie

miałabym

adnych

trudnosci

z

odnalezieniem

klientek,

które

Halloway

napastował

w

czasie

tych

miłych

polecanych

przez

ciebie

spotkan.

Jesli

je

odszukam,

mogę

oskaryć

ciebie

i

twoją

siostrę

o

streczycielstwo,

oszustwo

i

współudział

w

przestepstwach

na

tle

seksualnym.

A

twój

adwokat

dobrze

wie,

e

mogę

was

uziemic,

i

to

na

tyle

skutecznie,

ebyscie

stracili

dobre

imie,

a

wasze

podobizny

znalazły

się

w

mediach.

Nie

moemy

za

to

odpowiadac.

Ona

nie

moe

ponosić

odpowiedzialnosci

za

to,

co

ten...

ten

zboczeniec

wyprawiał.

Rudy.

-adwokat

uniósł

ostrzegawczo

dłon,

po

czym

połoył

na

ramieniu

meczyzny.

-Proszę

o

chwilę

przerwy,

poruczniku.

Chciałbym

się

naradzić

z

moim

klientem.

Nie

ma

problemu.

Nagrywanie

stop.

Macie

pieć

minut

powiedziała

i

zostawiła

ich

samych.

Obserwujac

ich

przez

szybe,

wyjeła

podreczny

wideokom.



McNab.

Czekajac

na

zgłoszenie,

kołysała

się

w

przód

i

w

tył

na

pietach,

próbujac

wysunać

jakieś

wnioski

z

ich

gestów.

Rudy

skrzyował

rece

na

piersi,

a

adwokat

pochylał

się

ku

niemu

i

coś

mówił.



Słucham,

tu

McNab.

Jestem

w

drodze.



Wracaj

do

agencji.

Mam

dostać

nakaz

pozwalajacy

ci

na

wejscie

do

systemu

Szczesliwego

Zwiazku”.

Wracaj

i

czekaj.

Czy

mogę

najpierw

coś

zjesc?

Zatrzymaj

się

przy

kiosku.

Chce,

ebyś

był

w

agencji,

kiedy

przyjdzie

zgoda.

-

Usłyszała

ciche

westchnienie

i

usmiechneła

się

lekko.

-Jak

tam

maseczka?

Swietnie.

Mam

buzię

jak

pupcia

niemowlaka.

I

widziałem

gołą

Peabody.

No,

prawie.

Była

wysmarowana

jakimś

zielonym

gównem,

ale

widziałem,

co

trzeba.

Przestań

o

tym

mysleć

i

szykuj

się

do

roboty.

Mogę

robić

i

jedno

i

drugie.

Niezły

widok.

Porzadnie

się

wkurzyła.

Eve

z

trudem

powstrzymała

usmiech

i

przerwała

połaczenie,

by

nie

powiedzieć

czegos,

co

nie

przystoi

szefowej.



Czas

minał,

chłopie

mrukneła

i

wróciła

do

sali

przesłuchan.

Właczyła

nagrywanie,

usiadła

i

uniosła

brew.

Czasami

milczenie

daje

lepsze

wyniki

ni.

słowa.

Mój

klient

chce

złoyć

oswiadczenie.

Po

to

tu

jestesmy.

A

wiec,

co

masz

do

powiedzenia,

Rudy?

Brent

Holloway

wyłudzał

pieniadze

z

firmy.

Płaciłem

mu,

by

chronić

klientów,

ale

on

mnie

szantaował.

Hadał

miedzy

innymi

regularnych

konsultacji

i

listy

kandydatek.

Był

trudny

w

kontaktach,

irytujacy,

ale

nie

zagraał

kobietom,

które

z

nim

kojarzylismy.

Czy

to

twoja

zawodowa

opinia?

Tak.

Radzimy

naszym

klientom,

by

spotykali

się

w

miejscach

publicznych.

Kady,

kto

zgodzi

się

spotkać

z

nim

na

gruncie

prywatnym,

robił

to

na

własną



odpowiedzialnosc.



I

wyobraasz

sobie,

e

moesz

spać

spokojnie?

Jestem

pewna,

e

sad

miałby

co

do

tego

inne

zdanie.

Ale

wrócmy

do

naszych

baranów”.

Co

on

miał

na

ciebie?

To

nie

ma

nic

do

rzeczy.

Ale.

ma.

To

dotyczy

mojego

prywatnego

ycia.

To

dotyczy

morderstwa,

Rudy.

Ale

jesli

nie

chcesz

o

tym

mówic,

porozmawiam

z

twoją

siostra.

-Zaczeła

się

podnosic,

lecz

Rudy

chwycił

za

ramie.

Proszę

zostawić

w

spokoju.

Jest

bardzo

wraliwa.

Zacisnał

palce

na

jej

ramieniu,

po

chwili

jednak

cofnał

rekę

i

odchylił

się

na

oparcie

krzesła.



Miedzy

mną

a

Piper

istnieje

szczególna

wiez.

Jestesmy

bliznietami.

Bardzo

wiele

nas

łaczy.

Jestesmy

para.

Utrzymujecie

ze

sobą

stosunki

seksualne?

Nie

pani

to

osadzać

warknał.

-Nie

oczekuję

te,

e

pani

to

zrozumie.

Nikt

nie

jest

w

stanie

tego

zrozumiec.

I

chocia.

nasz

zwiazek

nie

jest

nielegalny,

to

społeczenstwo

go

nie

akceptuje.

Kazirodztwo

nie

jest

ładnym

słowem,

Rudy.

Stanał

jej

przed

oczami

obraz

ojca

o

czerwonej

z

wysiłku

twarzy

i

twardym

spojrzeniu.

Zacisneła

dłonie

w

piesci

i

wyrzuciła

go

z

mysli.



Jestesmy

parą

powtórzył.

-Przez

wiekszą

czesć

ycia

staralismy

się

yć

wbrew

temu,

co

podpowiadało

nam

serce.

Próbowalismy

ułoyć

sobie

ycie

z

innymi

partnerami.

I

czulismy

się

nieszczesliwi.

Czy

mamy

być

nieszczesliwi,

dlatego

e



tacy

ludzie

jak

pani

uwaaja,

e

to

jest

złe?



Nie

ma

znaczenia,

co

ja

na

ten

temat

mysle.

Kiedy

Holloway

się

o

tym

dowiedział?

W

Indiach

Zachodnich.

Spedzalismy

tam

urlop.

Staralismy

się

zachować

ostronosć

i

dyskrecje.

Wiedzielismy,

e

moemy

stracić

klientów,

gdyby

nasz

zwiazek

wyszedł

na

jaw.

Jezdzimy

wiec

gdzies,

gdzie

moemy

być

razem

i

czuć

się

swobodnie

jak

inne

pary.

Holloway

te.

tam

był.

Nie

znał

nas

ani

my

jego.

Zameldowalismy

się

pod

innymi

nazwiskami.

Umilkł.



Kilka

miesiecy

pózniej

zgłosił

się

do

nas

na

konsultację

ciagnał.

-To

był...

nieszczesliwy

zbieg

okolicznosci.

Poczatkowo

nawet

go

nie

poznałem.

Ale

kiedy

wyszły

na

jaw

jego

sprawki

i

nie

zgodzilismy

się

go

przyjac,

przypomniał

nam,

gdzie

się

spotkalismy

i

w

jakich

okolicznosciach.

-Wpatrywał

się

przez

chwilę

w

szklankę

z

woda.

-Bardzo

jasno

dał

nam

do

zrozumienia,

jak

to

mamy

załatwić

i

czego

od

nas

oczekuje.

Piper

była

załamana,

przeraona.

Oboje

głeboko

wierzymy

w

to,

co

robimy.

Widzi

pani,

my

wiemy,

co

to

znaczy

być

zwiazanym

z

kims,

kto

potrafi

wypełnić

ycie

i

zmienić

je.

Poswiecilismy

sie,

by

pomagać

innym

znalezć

to,

co

my

znalezlismy.

Wasze

poswiecenie

zapewnia

wam

niezły

dochód.

Korzysci,

jakie

z

tego

płyna,

nie

umniejszają

wartosci

naszych

usług.

Pani

te.

yje

dostatnio

powiedział

cicho.

-Czy

przez

to

mniej

jest

warte

pani

małenstwo?

W

odpowiedzi

uniosła

tylko

brew.



Pomówmy

lepiej

o

tobie

i

o

tym,

jak

poradziłeś

sobie

z

Hollowayem.



Chciałem

mu

się

przeciwstawic,

ale

Piper

nie

mogła.

-Zamknał

oczy.

-Zjawił

sie,

kiedy

była

sama,

i

groził

jej.

Próbował

nawet

namówić

do...

Kiedy

otworzył

oczy,

płoneła

w

nich

wsciekłosc.



Pragnał

jej.

Tacy

jak

on

nie

znoszą

sprzeciwu.

Wiec

płacilismy

i

spełnialismy

wszystkie

jego

adania.

Mimo

to,

kiedy

udawało

mu

się

zastać

Piper

sama,

nie

potrafił

utrzymać

łap

przy

sobie.

Musiałeś

go

za

to

nienawidzic.

Tak,

nienawidziłem

go

za

to.

Zresztą

za

wszystko,

ale

głównie

za

to.

Na

tyle,

by

zabic?

Tak

powiedział

spokojnie,

nim

adwokat

zdaył

go

powstrzymac.

-Tak,

na

tyle,

by

zabic.

Rozdział

14



Nie

mamy

podstaw,

by

go

oskaryc.



Eve

doskonale

zdawała

sobie

z

tego

sprawe,

a

mimo

to

próbowała

jeszcze

walczyć

z

zastepcą

prokuratora

okregowego.



Miał

srodki,

okazję

i

motyw,

by

zabić

Hollowaya.

Miał

te.

dostep

do

kosmetyków



znalezionych

na

ciałach

ofiar

dodała,

zanim

pani

prokurator

Rollins

zdayła

się

odezwac.

-I

znał

wszystkie

ofiary.



Nie

ma

pani

przeciwko

niemu

ani

jednego

przyzwoitego

dowodu

powiedziała

Carla

Rollins.

Była

to

kobieta

niskiego

wzrostu

pomimo

butów

na

wysokich

obcasach.

W

twarzy



o

kremowym

odcieniu

tkwiły

czarne,

lekko

skosne

oczy.

Gładko

uczesane

proste

włosy

w

kolorze

hebanu

były

uciete

tu.

nad

linią

ramion.

Całosci

dopełniała

zgrabna

figura

i

staranny

wyglad.

Carla

Rollins

sprawiała

wraenie

delikatnej

i

kruchej,

miała

słodki

głos

o

dzieciecym

brzmieniu

i

twarde

niczym

skała

serce.

Lubiła

wygrywac,

a

sprawa

przeciw

Rudy'emu

Hoffmanowi

wygladała

na

z

góry

przegrana.



Chce

pani,

eby

złapała

go

w

momencie,

gdy

zaciska

palce

na

gardle

kolejnej

ofiary?

Takie

rozwiazanie

byłoby

najlepsze

odparła

beznamietnym

tonem

Rollins.

-

Przydałoby

się

równie.

przyznanie

do

winy.

Eve

przeszła

na

drugi

koniec

gabinetu

Whitneya.



Nic

z

tego,

jesli

go

zwolnimy.

Jak

na

razie,

mona

zarzucić

mu

tylko

to,

e

posuwa

własną

siostrę

stwierdziła

słodkim

głosem

Rollins.

-I

e

płacił

szantayscie.

Moglibysmy

te.

oskaryć

go

o

sutenerstwo,

skoro

wiedział

o

predylekcjach

Hollowaya,

ale

to

byłoby

naciagane.

Nie

mogę

oskaryć

go

o

morderstwo

bez

mocnych

dowodów

albo

przyznania

się

do

winy.

W

takim

razie

muszę

go

mocniej

przycisnac.



Jego

adwokat

domaga

się

natychmiastowego

zwolnienia.

Nie

moemy

go

dłuej

trzymać

dodała,

słyszac

prychniecie

Eve.

-Moe

go

pani

ponownie

zamknać

po

upływie

dwunastu

godzin.

Chce,

eby

dostał

dozór

policyjny.

Rollins

westchneła.

Dallas,

nie

mogę

wydać

takiego

polecenia.

Hoffman

jest

tylko

podejrzanym

w

sprawie

i

w

dodatku

watpliwym.

Ma

prawo

do

prywatnosci

i

swobodnego

poruszania

sie.

O

Boe,

proszę

mi

pomóc.

-Eve

przeczesała

włosy

palcami.

Oczy

piekły

z

niewyspania,

a

w

ustach

czuła

cierpki

smak

od

nadmiaru

kawy.

W

dodatku

zaczeło

boleć

ramie.

-Chce,

eby

przeszedł

testy

psychologiczne.

I

eby

Mira

opracowała

jego

portret

psychiatryczny.

Pod

warunkiem,

e

on

wyrazi

na

to

zgode.

-Uniosła

dłon,

zanim

Eve

zdayła

zaklac.

Przywykła

do

tego

typu

zachowania

ze

strony

detektywów

i

nic

sobie

z

nich

nie

robiła.

Jednak

tym

razem

zastanawiała

się

nad

czymś

i

nie

chciała,

by

jej

przeszkadzano.

-Mogłabym

przekonać

adwokata,

e

byłoby

to

w

interesie

jego

klienta.

Współpraca

zamiast

oskarenia

o

streczycielstwo.

Rollins

wstała,

zadowolona

ze

swego

pomysłu.



Proszę

załatwić

do

z

doktor

Mira,

a

ja

zobacze,

co

się

da

zrobic.

Ale

musi

go

pani

zwolnić

w

ciagu

godziny.

Whitney

czekał,

a.

pani

prokurator

wyjdzie,

po

czym

wyprostował

się

na

krzesle.



Proszę

usiasc,

poruczniku.

Panie

komendancie...



Proszę

usiasć

powtórzył,

wskazujac

Eve

krzesło

stojace

przy

biurku.

-martwię

się

powiedział.

Potrzebuję

wiecej

czasu,

by

go

przymknac.

McNab

rozpracowuje

teraz

system

Szczesliwego

Zwiazku”.

Moe

bedziemy

coś

mieć

pod

koniec

dnia.

To

o

panią

się

martwie,

poruczniku.

-Odchylił

się

na

oparcie.

-Pracuje

pani

dwadziescia

cztery

godziny

na

dobę

ju.

ponad

tydzien.

Morderca

równie.

Jednak

morderca

nie

musi

leczyć

ran,

jakie

odniósł

podczas

pełnienia

obowiazków

słubowych.

Moja

karta

zdrowia

jest

czysta

powiedziała

z

lekki

zniecierpliwieniem

w

głosie.

Zaraz

jednak

przywołała

się

do

porzadku.

Jesli

się

nie

opanuje,

dowiedzie,

e

Whitney

ma

racje.

-Doceniam

panską

troske,

ale

niepotrzebnie

pan

się

martwi.

Czyby?

-Uniósł

brwi,

przygladajac

się

jej

bladej

twarzy

i

cieniom

pod

oczami.

-

W

takim

razie,

czy

zgłosi

się

pani

do

szpitala

na

badanie?

Ponownie

ogarnał

gniew.

Z

trudem

powstrzymała

sie,

by

nie

zacisnać

dłoni

w

piesci.



Czy

to

rozkaz,

panie

komendancie?

Mógł

odpowiedzieć

twierdzaco.

Dam

pani

do

wyboru:

albo

pójdzie

pani

do

szpitala

i

podda

się

zaleceniom

lekarzy,

albo

zrobi

pani

sobie

przerwę

do

jutra

do

dziewiatej.

Nie

sadze,

by

któraś

z

tych

propozycji

była

do

przyjecia.

Mogę

jeszcze

odebrać

pani

sprawe.

Omal

nie

zerwała

się

z

krzesła.

Dostrzegł

ten

ruch

i

wewnetrzną

walke.

Opanowała



się

jednak,

tylko

policzki

nabrały

rumienców.



Morderca

zaatakował

ju.

cztery

razy,

a

ja

jestem

jedyną

osoba,

która

najwiecej

o

nim

wie.

Jeeli

odsunie

mnie

pan

od

sledztwa,

bedzie

to

tylko

strata

czasu

i

ludzi.

Wybór

naley

do

pani.

Proszę

isć

do

domu

powiedział

juz

nieco

spokojniej.

-

Zjesć

porzadny

posiłek

i

wyspać

sie.

Tymczasem

Rudy

wyjdzie

na

wolnosc.

Nie

mogę

go

zatrzymac.

Nie

mogę

te.

dać

mu

dozoru

policyjnego.

Ale

mogę

kazać

go

sledzic.

-Usmiechnał

się

lekko.

-A

jutro

zwołamy

konferencję

prasowa.

Sama

pani

się

jej

domagała.

Major

i

szef

przyjmą

na

siebie

główne

uderzenie,

ale

to

panią

zaatakuja.

Dam

sobie

rade.

Wiem.

Ujawnimy

tyle

szczegółów,

ile

się

da,

by

ostrzec

społeczenstwo.

-Zaczał

masować

sobie

kark.

-Pokój

na

ziemi,

yczliwosć

do

ludzi.

-Zasmiał

sie.

-Proszę

isć

do

domu.

Musi

być

pani

jutro

swiea

i

wypoczeta.

Usłuchała,

poniewa.

nie

miała

innego

wyjscia.

Nie

mogła

pozwolic,

aby

odebrano

jej

sprawe,

a

badania

nie

wchodziły

w

gre.

Czuła,

e

nie

przeszłaby

ju.

pierwszego

testu.



Ból

całego

ciała

stawał

się

nie

do

zniesienia.

Wiedziała,

e

nie

obejdzie

się

bez

srodka

przeciwbólowego,

nie

mogła

się

skoncentrowac.

Miała

wraenie,

e

głowa

oderwała

się

jej

od

tułowia.



Kiedy

omal

nie

wpadła

na

stojacy

na

rogu

kiosk,

skrecajac

w

Madison,

właczyła

autopilota.

Moe

rzeczywiscie

przydałaby

się

drzemka

i

porzadny

posiłek.

Nie

oznaczało

to





jednak,

e

nie

bedzie

mogła

trochę

popracować

w

swoim

domowym

biurze.

Potrzebna

jej

tylko

mocna

kawa

i

solidna

przekaska.



Obudziła

sie,

kiedy

samochód

minał

bramę

i

wjechał

na

podjazd.

Palace

się

w

oknach

swiatła

wywołały

pieczenie

oczu.

W

głowie

huczało

jej

jak

w

jednej

z



ywiołowych

piosenek

Mavis.

Ramię

bolesnie

pulsowało.

Kiedy

wysiadła

z

samochodu,

nogi

miała

jak

z

waty.

Weszła

do

domu

i

pierwszą

osoba,

na

którą

się

natkneła,

był

oczywiscie

Summerset.



Pani

goscie

ju.

czekają

oznajmił.

-Miała

pani

wrócić

dwadziescia

minut

temu.

Pocałuj

mnie

w

dupę

zaproponowała,

zdejmujac

kurtkę

i

zostawiajac

na

brzegu

balustrady.

Pani

propozycja

jest

nie

do

przyjecia.

Jednak

czy

zechciałaby

pani

poswiecić

mi

chwilkę

czasu,

poruczniku?

-Zastapił

jej

droge,

nim

zdayła

wejsć

na

schody.

Hycie

jest

zbyt

krótkie,

by

poswiecić

ci

nawet

chwilke.

Zejdź

mi

z

drogi

albo

sama

to

zrobie.

Zle

wyglada,

pomyslał.

I

jej

grozba

nie

ma

tej

ostrosci

co

dawniej.



Jest

ksiaka,

o

którą

pani

prosiła

poinformował

chłodnym

tonem,

patrzac

na

nią

spod

zmruonych

powiek.

Och!

-Oparła

dłoń

na

balustradzie,

usiłujac

przebić

się

przez

mgłe,

która

spowiła

mózg.

-To

swietnie.

Czy

mam

kazać

sprowadzic?

Tak,

tak.

Oczywiscie.

Trzeba

bedzie

przesłać

adaną

sume,

plus

koszty

przesyłki

na

konto

ksiegarza.

Poniewa.

mnie

zna,

zgodził

się

nadać

ksiakę

natychmiast,

majac

nadzieje,

e



przekae

pani

adaną

kwotę

w

ciagu

dwudziestu

czterech

godzin.

Zapisałem

wszystko

na

pani

e-mailu.



Dobrze.

Zajmę

się

tym.

-Musiała

schować

dumę

do

kieszeni.

-Dziekuję

powiedziała

i

odwróciła

się

w

stronę

schodów.

Spojrzawszy

w

góre,

pomyslała,

e

czeka

cieka

wedrówka

na

szczyt,

lecz

była

zbyt

dumna,

by

skorzystać

z

windy

w

obecnosci

słuacego.



Proszę

bardzo

mruknał.

-Zaczekał,

a.

Eve

wejdzie

po

schodach

na

górę

i

podszedł

do

domowego

ekranu.

-Roarke,

pani

porucznik

własnie

wróciła.

-

Zawahał

się

i

dodał:

-Nie

wyglada

najlepiej.

Zamierzała

wziać

goracy

prysznic,

zjesć

coś

i

zabrać

się

do

roboty.

Na

podstawie

informacji

moe

wprowadzić

Rudy'ego

do

programu

prawdopodobienstwa.

Jesli

wyniki

okaą

się

zadowalajace,

mogłaby

przekonać

panią

prokurator,

by

zastosowała

w

stosunku

do

niego

dozór

policyjny.



Kiedy

weszła

do

sypialni,

Roarke

czekał

ju.

na

nia.



Spózniłaś

sie.

Utknełam

w

korku

odparła,

odpinajac

kaburę

z

bronia.

Rozbieraj

sie.

Zaskoczył

tym.

To

bardzo

romantyczne,

ale...

Rozbieraj

się

powtórzył

i

wział

do

reki

szlafrok.

-Włó.

to.

Trina

czeka

na

ciebie

w

solarium.

Och,

na

miłosć

boska!

-Zanurzyła

palce

we

włosach.

-czy

wygladam,

jakbym

miała

ochotę

na

wizytę

u

fryzjera?



Nie.

Wygladasz,

jakbyś

miała

ochotę

na

wizytę

w

szpitalu

wybuchnał

i

rzucił

jej

szlafrok.

-Albo

zrobisz,

co

mówie,

albo

cię

tam

zawioze.

Rzuciła

mu

gniewne

spojrzenie.



Nie

poganiaj

mnie.

Jesteś

moim

meem,

a

nie

nianka.

Własnie

nianki

ci

potrzeba.

-Złapał

za

rekę

i

pchnał

na

fotel.

-Nie

ruszaj

się

ostrzegł

głosem,

w

którym

dzwieczała

furia.

-Bo

cię

przywiae.

Zacisneła

dłoń

na

oparciu

fotela,

gdy

tymczasem

Roarke

podszedł

do

autokucharza.



Co,

u

diabła,

w

ciebie

wstapiło?

Ty.

Ogladałaś

się

ostatnio

w

lustrze?

Ciała

twoich

ofiar

mają

wiecej

kolorów

ni.

ty

teraz.

Masz

cienie

pod

oczami

i

cierpisz.

Myslisz,

e

tego

nie

widze?

Podszedł

do

niej

ze

szklanką

bursztynowego

płynu.



Wypij

to.

Nie

chcę

adnych

prochów.

Jesli

nie

wypijesz,

wleję

ci

to

do

gardła.

Jak

kiedys,

pamietasz?

-Pochylił

sie

nad

nią

i

spojrzał

w

oczy.

Dostrzegła

w

nich

zdecydowanie

i

gniew.

-Nie

pozwole,

ebyś

wpedziła

się

w

chorobe.

Wypijesz

to

i

bedziesz

robiła,

co

powiem,

albo

zmuszę

cię

do

tego.

Oboje

wiemy,

e

jesteś

zbyt

zmeczona,

by

mnie

powstrzymac.

Wzieła

do

reki

szklankę

i

pomyslała,

e

byłoby

wspaniale

cisnać

o

sciane,

jednak

nie

czuła

się

na

siłach

stawić

czoło

skutkom

tego

czynu.

Nie

spuszczajac

z

niego

wsciekłego

spojrzenia,

wypiła

zawartosć

szklanki.



Zadowolony?



Potem

zjesz

coś

konkretniejszego.

Pochylił

sie,

by

zdjać

jej

buty.

Sama

mogę

się

rozebrac.

Zamknij

sie,

Eve.

Usiłowała

wyrwać

mu

noge,

ale

powstrzymał

i

sciagnał

but.

Chcę

wziać

prysznic,

zjesć

coś

i

mieć

wreszcie

swiety

spokój.

Zdjał

drugi

but,

po

czy

zaczał

rozpinać

jej

koszule.

Słyszysz?

Zostaw

mnie

w

spokoju!

-Zabrzmiało

to

zbyt

opryskliwie

i

wpłyneło

na

nią

przygnebiajaco.

Ani

w

tym,

ani

w

innym

yciu.

Nie

lubie,

kiedy

się

mną

opiekujesz.

To

mnie

wkurza.

W

takim

razie

przez

jakiś

czas

bedziesz

wkurzona.

Jestem

wkurzona,

odkad

poznałam

ciebie.

Zamkneła

oczy,

lecz

zdawało

się

jej,

e

dostrzega

cień

usmiechu

na

jego

wargach.

Rozebrał

z

wprawa,

po

czym

owinał

w

szlafrok.

Poczuł,

e

miesnie

jej

wiotczeja,

co

oznaczało,

e

srodek

przeciwbólowy,

który

dodał

do

napoju

regenerujacego,

zaczyna

działac.

Odrobina

łagodnego

srodka

odurzajacego

powinna

uspokoic,

lecz

w

obecnym

stanie

pewnie

zetnie

z

nóg.

Tym

lepiej.



Zaprotestowała,

kiedy

wział

na

rece.



Nie

musisz

mnie

niesc.

Nie

lubię

się

powtarzac,

ale

zamknij

sie,

Eve.

Wszedł

do

windy.

Nie

chce

być

nianczona.

-Jej

głowa

zatoczyła

krag

i

opadła

mu

na

ramie.

-Coś

ty



dodał

do

tego

napoju?



Róne

rzeczy.

Wiesz,

e

nie

znoszę

srodków

uspokajajacych.

Wiem.

-Musnał

ustami

jej

włosy.

-Jutro

bedziesz

wylewać

ale,

Nie

omieszkam.

Jesli

pozwolę

ci

się

zastraszyc,

to

jeszcze

wejdzie

ci

to

w

krew.

Mam

ochotę

się

zdrzemnac.

Dobry

pomysł.

Poczuł,

e

reka

otaczajaca

jego

szyje,

opada

bezwładnie.

Wysiadł

na

najniszym

poziomie

i

scieką

ogrodową

poszedł

do

solarium.

Spod

rozłoystych

pal

wybiegła

Mavis.



Jezu,

Roarke,

czy

coś

jej

się

stało?

Uspiłem

ja.

-Minał

pas

wonnych

kwiatów,

które

otaczały

staw,

i

połoył

onę

na

długim

stole

przygotowanym

przez

Trine.

Bedzie

wsciekła,

jak

się

obudzi.

Pewnie

tak.

-Delikatnie

odsunał

splatane

włosy

z

czoła

Eve.

-Nie

jesteś

ju.

taka

harda,

co,

poruczniku?

-Pochylił

się

i

delikatnie

pocałować

w

usta.

-Zostaw

w

spokoju

jej

włosy,

Trina.

Potrzebna

jej

teraz

terapia

relaksujaca.

Zrobi

sie.

-Ubrana

w

obcisły

metalizujacy

kombinezon

i

długi

płaszcz

Trina

zatarła

dłonie.

-Skoro

jednak

jest

nieprzytomna,

czemu

nie

miałabym

zrobić

przy

niej

wszystkiego?

Zwykle

muszę

się

kłócić

o

kady

zabieg.

A

teraz

bedzie

cicha

i

posłuszna.

Roarke

uniósł

brew

i

połoył

dłoń

na

ramieniu

Eve.



Tylko

bez

adnych

ekstrawagancji

ostrzegł,

po

czym

odchrzaknał.

Nie

miał

nic



przeciwko

stawieniu

czoła

wsciekłosci

Eve,

ale

nie

tej,

jaką

musiałby

zniesc,

gdyby

wyraził

zgodę

na

ufarbowanie

jej

włosów

na

róowo.

-kaę

przyniesć

nam

coś

do

jedzenia.

Zaraz

wracam.



Słyszała

głosy

i

czyjś

smiech.

Były

jednak

odległe

i

rozproszone.

Mgliscie

zdawała

sonie

sprawę

z

tego,

e

odurzono

narkotykiem.

Roarke

zapłaci

jej

za

to.



Marzyła,

eby

objał,

by

mogła

poczuć

ciepło

rozchodzace

się

po

ciele.



Ktoś

masował

jej

plecy

i

ramiona.

Wydała

z

siebie

niski,

przeciagły

jek

rozkoszy,

który

jednak

nie

wyszedł

poza

jej

swiadomosc.



Poczuła

gdzieś

blisko

zapach

Roarke'a.



Potem

znalazła

się

w

wodzie,

ciepłej,

wirujacej.

Unosiła

się

na

niej,

lekka

i

swobodna

jak

płód

w

łonie

matki,

rozkoszujac

sie

błogim

spokojem.



Nagle

poczuła

palacy

ból

w

ramieniu.

Posłyszała

czyjś

jek.

A

potem

łagodny

chłód

ugasił

ogien.



Poczuła,

e

spada,

niej,

coraz

niej,

a.

dotkneła

miekkiego

dna.

Skuliła

się

na

nim

i

zapadła

w

głeboki

sen.





Kiedy

się

wynurzyła,

było

ciemno.

Zdezorientowana

wsłuchiwała

się

we

własny

oddech.

Leała

na

brzuchu,

czujac

na

skórze

przyjemne

ciepło

miekkiej

poscieli.

Uswiadomiła

sobie,

e

znajduje

się

we

własnym

łóku.

Obróciła

się

na

bok

i

poczuła

tu.

obok

nogi

Roarke'a.



Obudziłaś

sie?

Jego

głos

brzmiał

pewnie,

jakby

w

ogóle

nie

spał,

co

zawsze

wprawiało

w

lekką

irytacje.



Co...

Ju.

prawie

rano.

Uswiadomiła

sobie,

e

jest

naga,

a

skórę

ma

miekką

jak

jedwab

i

pachnie

jak

swiee

brzoskwinie.



Jak

się

czujesz?

Nie

mogła

w

to

uwierzyc,

lecz

była

rozluzniona

i

wypoczeta.

Dobrze

odparła

po

chwili

wahania.

W

takim

razie

czas

na

ostatni

etap

programu

relaksacyjnego.

Przywarł

do

jej

ust

z

cichym

westchnieniem,

rozsuwajac

jezykiem

wargi.

Mysli,

które

zdayły

wrócić

na

swoje

miejsce,

znów

się

rozpierzchły,

ustepujac

miejsca

poadaniu.



Przestan.

Nie...

Chcę

cię

smakowac.

-Przesunał

wargami

wzdłu.

jej

szyi.

-Dotykac.

-Powiódł

dłonią

w

górę

i

dół

biodra,

rozsuwajac

jej

nogi.

-posiasc.

Kiedy

wszedł

w

nią

wolno,

była

rozpalona

i

gotowa.

Oczy

jej

pociemniały

i

zaszły

mgła.

Saczacy

się

przez

okno

swit

zmienił

się

w





atrament.

Roarke

wygladał

teraz

niczym

cien,

poruszajacy

się

w

niej

ze

wzrastajacą

siła.

Orgazm

przyszedł

niespodziewanie,

zanim

zdayła

odnalezć

jego

rytm.



Powolne,

łagodne,

długie

suwy

potegowały

rozkosz

splecionych

ciał.

Oddechy

stawały

się

coraz

szybsze,

biodra

poruszały

się

zgodnym

rytmem,

usta

chłoneły

ciche

jeki.



Zalały

fale

rozkoszy

i

uniosły

na

szczyt.

Kiedy

poczuła,

e

ciało

Roarke'a

sztywnieje,

otoczyła

go

nogami.

Wbił

się

w

nią

po

raz

ostatni,

po

czym

ukrył

twarz

we

włosach,

wdychajac

jej

zapach.



Czujesz

się

znacznie

lepiej

wymruczał,

owiewajac

oddechem

jej

skóre.

Uwaasz,

e

to

zabawne?

-Zsuneła

się

z

niego,

odgarneła

włosy

z

czoła

i

usiadła

na

łóku.

-Terroryzujesz

mnie

i

zmuszasz

do

łykania

srodków

uspokajajacych.

Nie

mógłbym

cię

do

niczego

zmusic,

gdybyś

nie

znajdowała

się

na

granicy

wyczerpania.

-usiadł.

-Swiatła,

dziesieć

procent.

-Pokój

wypełnił

się

miekkim

swiatłem.

-Dobrze

wygladasz

powiedział,

patrzac

na

gniewna,

lecz

wypoczetą

twarz.

-Pomimo

ekstrawaganckich

gustów

Trina

wie,

co

jest

dla

ciebie

dobre.

Z

trudem

powstrzymał

wybuch

smiech,

kiedy

Eve

otworzyła

usta

i

wytrzeszczyła

oczy.



Pozwoliłeś

jej

pastwić

się

nade

mna,

kiedy

byłam

nieprzytomna?

Ty

sadystyczny,

podstepny

draniu

wykrzykneła,

lecz

zamiast

wymierzyć

cios,

wyskoczyła

z

łóka

i

pobiegła

do

lustra.

Poczuła

ulge,

kiedy

okazało

sie,

e

wyglada

normalnie.

Co

jednak

nie

uspokoiło

wrzacego

w

niej

gniewu.



Powinnam

was

oboje

wsadzić

do

pudła.



Mavis

te.

w

tym

brała

udział

powiedział

wesoło.

Od

dawna

nie

poruszała

się

z

równą

szybkoscią

i

zwinnoscia,

pomyslał.

I

z

oczu

znikneły

cienie.

-Och

i

Summerset.

Nogi

odmówiły

jej

posłuszenstwa.

Dowlokła

się

do

łóka

i

opadła

na

nie.



Summerset?

-powtórzyła

słabym

głosem.

Zajał

się

twoim

ramieniem,

kiedy

przykładałem

opatrunek.

Miesnie

ci

się

gotowały.

Czemu,

do

diabła,

nie

zachowujesz

się

normalnie,

kiedy

coś

cię

boli?

Summerset

zdołała

jedynie

wykrztusic.

Jak

wiesz,

przeszedł

kurs

medyczny.

Rozmasował

ci

jedynie

ramie.

Jak

tam

reka?

Po

raz

pierwszy

od

kilku

dni

nie

czuła

bólu,

a

całe

ciało

a.

kipiało

energią

i

swieoscia.

Nie

znaczyło

to

jednak,

e

akceptuje

metody

Roarke'a.

Zerwała

się

z

łóka,

chwyciła

szlafrok

i

wsuneła

rece

w

rekawy.



Zamierzam

skopać

ci

tyłek.

W

porzadku.

-Wstał

i

równie.

siegnał

po

szlafrok.

-Bedzie

to

uczciwszy

pojedynek

ni.

wczoraj

wieczorem.

Chcesz

to

załatwić

to

tu

czy

na

sali

gimnastycznej?

Skoczyła

na

niego,

zanim

zdaył

dokonczyć

zdanie.

Chciał

zrobić

unik,

lecz

Eve

była

szybsza.

Po

chwili

leał

rozciagniety

na

łóku,

a

jego

ona

siedziała

na

nim

okrakiem

z

kolanami

wcisnietymi

miedzy

nogi.



Widze,

e

wróciłaś

do

formy,

poruczniku.

Jesteś

cholernie

dowcipny.

Powinnam

wbić

ci

jaja

po

same

uszy,

madralo.

Dobrze

chocia,

e

zrobilismy

z

nich

uytek.

-Usmiechnał

sie,

niepomny

na

groace

mu

niebezpieczenstwo,

po

czym

dotknał

jej

policzka.

Rozproszył

jej



uwagę

na

tyle,

by

chwycić

za

ramiona

i

przewrócić

na

plecy.



A

teraz

posłuchaj.

-Usmiech

zniknał

z

jego

twarzy.

-Bez

wzgledu

na

to,

co

trzeba

bedzie

zrobić

i

kiedy,

nie

zawaham

się

przed

niczym,

lepiej,

ebyś

się

do

tego

przyzwyczaiła.

Puscił

i

wstał,

widzac,

e

jej

oczy

zmieniają

się

w

szparki.

Westchnał

cieko

i

wcisnał

dłonie

w

kieszenie

szlafroka.



Do

jasnej

cholery!

Kocham

cie.

Te

dwa

zdania,

wypowiedziane

z

mieszaniną

gniewu

i

rezygnacji,

trafiły

prosto

w

serce.

Stał

przed

nią

ze

zmierzwionymi

od

snu

i

seksu

włosami,

a

w

intensywnie

błekitnych

oczach

płoneły

zniecierpliwienie

i

miłosc.



Kłebiace

się

w

niej

uczucia

odnalazły

nagle

swoje

miejsce.



Wiem.

Przepraszam.

Miałeś

racje.

-Przeczesała

palcami

włosy,

zbyt

zdenerwowana,

by

dostrzec

błysk

zaskoczenia

w

jego

oczach.

-Nie

podobają

mi

się

twoje

metody,

ale

miałeś

racje.

Wziełam

zbyt

ostre

tempo,

chocia.

nie

wróciłam

jeszcze

do

pełnej

formy.

Powtarzałeś

mi

od

kilku

dni,

bym

wypoczeła,

ale

nie

chciałam

słuchac.

Dlaczego?

Bałam

sie.

-Cieko

przyszło

jej

to

wyznanie,

chocia.

wiedziała,

e

przed

nim

nie

musi

niczego

ukrywac.

Bałaś

sie?

-Podszedł

do

niej,

usiadł

na

łóku

i

wział

za

reke.

-Czego?

He

nie

bedę

w

stanie

wrócić

do

pracy.

He

nie

bedę

na

tyle

silna

i

ostra,

by

podejmować

nowe

wyzwania.

A

gdybym

nie

mogła...

-Zamkneła

oczy.

-Muszę

być

glina.

Muszę

pracowac.

W

przeciwnym

razie

bedę

zgubiona.



Mogłaś

mi

o

tym

powiedziec.

Nie

miałam

odwagi

przyznać

się

do

tego

nawet

przed

soba.

-Przetarła

palcami

oczy,

czujac

wilgoć

po

powiekami.

-Odkad

wróciłam,

zajmowałam

się

głównie

papierkową

robotą

i

zeznaniami

w

sadzie.

To

moje

pierwsze

sledztwo

od

czasu

przymusowego

urlopu.

Jesli

sobie

nie

poradze...

Poradzisz

sobie.

Wczoraj

Whitney

kazał

mi

isć

do

domu.

Zagroził,

e

odbierze

mi

sprawe,

jesli

go

nie

posłucham.

Wróciłam,

a

ty

napadłeś

na

mnie

i

nafaszerowałeś

narkotykami.

Scisnał

jej

dłon.



Nie

była

to

najlepsza

pora.

Myslę

jednak,

e

w

obu

przypadkach

chodziło

o

to,

byś

odpoczeła,

nie

zaś

o

podwaenie

twoich

moliwosci.

Złapał

za

podbródek

i

musnał

kciukiem

zagłebienie

w

brodzie.



Eve,

czasami

sprawiasz

wraenie,

jakbyś

w

ogóle

siebie

nie

znała.

Za

kadym

razem

stawiasz

siebie

pod

sciana,

tylko

e

teraz

nie

miałaś

dosć

siły.

Jesteś

samą

policjantka,

którą

poznałem

zeszłej

zimy.

Czasami

przeraa

mnie

to.

I

niech

tak

dalej

bedzie.

-popatrzyła

na

ich

splecione

dłonie.

-Ale

nie

jestem

ju.

samą

osoba,

którą

wtedy

byłam.

-uniosła

głowę

i

spojrzała

mu

w

oczy.

-I

nie

chcę

byc.

Chcę

pozostać

taka,

jaka

jestem

teraz.

Jacy

jestesmy

oboje.

To

dobrze.

-Pocałował

ja.

-Bo

jestesmy

zdani

na

siebie.

Wsuneła

mu

dłoń

we

włosy,

by

pogłebić

pocałunek.

To

całkiem

niezły

układ,

ale...

-Uszczypneła

go

lekko

w

dolną

warge,

po

czym

ugryzła

na

tyle

mocno,

by

wrzasnał

z

bólu

i

zaskoczenia.

-Jeeli

jeszcze

raz

pozwolisz

Summersetowi

dotknać

mnie

bez

mojej

zgody...

-Wstała,

odetchneła



głeboko

i

pomyslała,

e

czuję

się

wspaniale.

-ogolę

ci

jaja,

kiedy

bedziesz

spał.

Umieram

z

głodu

dodała.

-Zjesz

sniadanie?

Zastanawiał

się

przez

chwilę

nad

jej

słowami,

po

czym

przeciagnał

dłonią

po

długich

czarnych

włosach.

Na

szczescie

mam

lekki

sen,

pomyslał.



Tak,

chetnie.

Rozdział

15



Eve

spacerowała

niecierpliwie

po

biurze

doktor

Miry

z

wynikami

analizy

danych

Rudy'ego.

Konieczna

była

teraz

opinia

policyjnego

konsultanta,

by

móc

go

ponownie

sciagnać

na

przesłuchanie

i,

jak

dobrze

pójdzie,

zamoknać

w

pudle.



Czas

spłynał

i

tak

czy

owak

morderca

wkrótce

podejmie

próbę

zaatakowania

kolejnej

ofiary.



Czy

powiadomiła

pani,

e

czekam?

-zwróciła

się

z

pytaniem

do

sekretarki

Miry.

Dziewczyna,

przyzwyczajona

do

takich

reakcji,

nawet

nie

uniosła

wzroku

znad

papierów.



Ma

sesję

z

pacjentem.

Przyjmie

pania,

jak

tylko

bedzie

mogła.

Czujac

w

sobie

przypływ

energii,

Eve

znów

zaczeła

chodzić

po

pokoju.

Obrzuciła



krytycznym

spojrzeniem

wiszacy

na

scianie

obraz,

przedstawiajacy

w

ciepłych

barwach

jakieś

nadmorskie

miasteczko,

po

czym

podeszła

do

małego

autokucharza.

Wiedziała,

e

nie

znajdzie

w

nim

kawy.

Mira

wolała,

by

jej

pacjenci

i

współpracownicy

pili

herbatę

lub

napoje

uspokajajace.



Kiedy

drzwi

do

gabinetu

Miry

otworzyły

sie,

Eve

natychmiast

odwróciła

się

w

strone.



Doktor

Miro...

-Urwała

zaskoczona

na

widok

Nadine

Furst.

Reporterka

spłoneła

rumiencem,

po

czym

wyprostowała

się

i

spojrzała

smiało

w

gniewne

oczy

Eve.



Jesli

bedziesz

nachodzić

mojego

konsultanta,

stracisz

zródło

informacji

i

znajdziesz

się

na

czarnej

liscie.

Jestem

tu

prywatnie

odparła

sztywno

Nadine.

Zachowaj

te

gadki

dla

swoich

widzów.

Powtarzam,

e

przyszłam

tu

w

prywatnej

sprawie.

-Uniosła

dłon,

zanim

Mira

zdayła

się

odezwac.

-Doktor

Mira

pomaga

mi

pozbierać

się

po...

tym

zeszłorocznym

wypadku.

Ocaliłaś

mi

ycie,

Dallas,

a

ona

pomaga

mi

zachować

zmysły.

Potrzebuję

pomocy,

to

wszystko.

A

teraz

zejdź

mi

z

drogi...

Przepraszam.

-Eve

nie

była

pewna,

czy

czuję

się

bardziej

zaskoczona

czy

zawstydzona,

lecz

jedno

i

drugie

uczucie

nie

naleało

do

przyjemnosci.

-

Napadłam

na

ciebie.

Wiem,.

Co

znaczy

mieć

złe

wspomnienia.

Przepraszam,

Nadine.

W

porzadku.

Reporterka

wzruszyła

ramionami

i

wyszła

z

pokoju.

Jej

kroki

odbiły

się

echem

w



korytarzu

i

powoli

ucichły.



Wejdz,

Eve

powiedziała

obojetnym

tonem

Mira,

po

czym

zamkneła

drzwi

do

gabinetu.

Naskoczyłam

na

nia,

a

nie

powinnam.

-Eve

wsuneła

rece

do

kieszeni

spodni,

by

nie

zaciskać

ich

pod

wpływem

pełnego

dezaprobaty

spojrzenia

Miry.

-Nie

dawała

mi

spokoju

z

tym

sledztwem,

a

za

kilka

godzin

ma

być

konferencja

prasowa,

myslałam

wiec,

e

próbuje

wczesniej

się

czegoś

dowiedziec.

Jesteś

zbyt

nieufna

w

stosunku

do

ludzi.

-Mira

usiadła

i

wygładziła

spódnice.

-

Ale

potrafisz

szybko

przeprosic,

co

zapewne

wypływa

z

podszeptu

serca.

Jesteś

i

zawsze

byłaś

pełna

sprzecznosci.

Nie

przyszłam

tu

rozmawiać

o

sobie

powiedziała

Eve,

po

czym

spytała

z

troską

w

głosie:

-jak

ona

się

czuje?

Nadine

to

silna

i

zdecydowana

kobieta,

o

czym

chyba

wiesz.

Nie

mogę

nic

wiecej

powiedziec.

Obowiazuje

mnie

tajemnica

zawodowa.

Eve

westchneła.



Pewnie

jest

teraz

wsciekła

na

mnie.

Zgodzę

się

na

wywiad

i

znowu

bedzie

dobrze.

Ona

bardzo

ceni

sobie

twoją

przyjazn.

Nie

tylko

informacje,

które

jej

przekazujesz.

Ale

siadaj,

nie

zamierzam

prawić

ci

kazania.

Eve

skrzywiła

sie,

odkaszlneła

i

połoyła

na

biurku

materiały,

które

ze

sobą

przyniosła

Sprawdziłam,

jakie

jest

prawdopodobienstwo,

e

Rudy

maczał

w

tym

palce



powiedziała.

-W

swietle

obecnych

danych

wynosi

ono

osiemdziesiat

szesć

i

szesć

dziesiatych

procent.

To

wystarczy,

by

go

zamknac,

ale

byłoby

łatwiej,

gdybyś





poddała

go

testom.

Rollins

powiedziała,

e

adwokat

Rudy'ego

przystał

na

to.



Tak.

Umówiłam

się

z

nim

na

dzisiejsze

popołudnie,

skoro

tak

ci

się

spieszy.

Muszę

mieć

jak

najwiecej

informacji

o

jego

psychice,

skłonnosciach

do

przemocy.

Potrzebuję

trochę

czasu

na

znalezienie

dowodów.

To

twarda

sztuka,

nie

załamie

się

i

nie

pójdzie

na

ugode.

Jesli

jego

siostra

coś

wie,

muszę

to

z

niej

wyciagnac.

Zrobie,

co

bedę

mogła.

Domyslam

sie,

jak

cieko

musicie

pracować

ty

i

twój

zespół.

Mimo

to-przechyliła

głowę

na

bok

wygladasz

na

wypoczeta.

Ostatnim

razem,

jak

tu

byłas,

obawiałam

się

trochę

o

ciebie.

Nadal

uwaam,

e

za

wczesnie

wróciłaś

do

pracy.

Nie

tylko

ty

tak

uwaasz

odparła

Eve,

wzruszajac

ramionami.

-Nic

mi

nie

jest.

Wczoraj

wieczorem

poddałam

się

sesji

relaksacyjnej

i

spałam

dziesieć

godzin.

Naprawde?

-usmiechneła

się

Mira.

-A

jak

Roarke

zdołał

cię

do

tego

namówic.

Uspił

mnie.

-Zmarszczyła

brwi,

kiedy

Mira

wybuchneła

głosnym

smiechem.

-

Wyglada

na

to,

e

popierasz

jego

metody.

Och,

całkowicie.

Doskonale

do

siebie

pasujecie,

Eve.

Przyjemnie

na

was

patrzeć

Nie

mogę

się

ju.

doczekać

spotkania

z

wami

wieczorem.

Eve

skrzywiła

się

na

mysl

o

przyjeciu,

lecz

zaraz

usmiechneła

sie,

słyszac

kolejny

wybuch

smiechu

Miry.



Przygotuj

mi

profil

Rudy'ego,

to

moe

bedę

w

nastroju

do

zabawy.

Widok

McNaba

grzebiacego

w

jej

biuru

nie

poprawił

nastroju

Eve.





Nie

trzymam

ju.

tam

batoników,

madralo.

Wyprostował

się

gwałtownie,

uderzajac

biodrem

o

kant

szuflady

i

przycinajac

sobie

palce

przy

zasuwaniu.

Jeknał

z

bólu,

co

zdecydowanie

poprawiło

humor

Eve.



Chryste,

Dallas.

-Skrzywił

się

i

wsunał

do

ust

palce.

-Równie

dobrze

mogła

mi

pani

strzelić

nad

uchem.

Powinnam

dać

ci

za

to

w

pysk.

Wykradanie

przełoonemu

batoników

to

powana

sprawa.

Nie

mogę

bez

nich

yc.

W

porzadku.

-Udał

skruszonego,

usmiechnał

sie,

po

czym

podsunał

jej

krzesło.

-

Ładnie

pani

dziś

wyglada.

Nie

podlizuj

sie,

McNab.

-Klapneła

na

krzesło

i

wyciagneła

nogi.

-Jeeli

chcesz

mi

się

przypodobac,

to

uracz

mnie

dobrymi

wiadomosciami.

Przejrzałem

raporty

finansowe

i

znalazłem

w

Ś

pliku

osiem

skarg

przeciw

Hollowayowi.

Ś

pliku?

Smierdzacym

pliku

wyjasnił

z

usmiechem.

-Są

w

nim

róne

brzydkie

sprawy,

które

chcieli

ukryc.

Na

przykład

to,

e

osiem

kobiet

dostało

gratisowe

usługi

tak

jak

Peabody.

Zabiegi

w

salonie,

dodatkowe

listy

kandydatów

lub

znikowe

talony.

Kto

je

firmował?

Rónie.

Ale

ona

musiała

o

wszystkim

wiedziec.

Jej

podpis

figuruje

na

trzech

skargach.

Dobra,

dzieki

temu

moemy

właczyć

Piper

do

sprawy,

ale

nic

poza

tym.

Mogę

to

wykorzystac,

by

przycisnac.

Znalazłem

jeszcze

coś

ciekawego

powiedział

McNab

i

przysiadł

na

biurku.



Eve

rzuciła

my

grozne

spojrzenie.



Na

tyle

interesujace,

by

nie

skopać

cię

z

mojego

biurka?

To

się

okae.

Znalazłem

notatkę

sprzed

szesciu

miesiecy

dotyczacą

Donniego

Raya

i

swieszą

z

pierwszego

grudnia.

Eve

poczuła

lekki

skurcz

serca.



Co

to

za

notatka?

Od

Rudy'ego

do

konsultantów

z

zaleceniem,

by

nie

kierować

Donniego

Raya

do

Piper.

On

sam

miał

się

nim

zajac.

Druga

notatka

to

taka

mała

reprymenda

za

to,

e

jakiś

facet

zlekcewaył

jego

polecenie.

To

bardzo

interesujace

i

moe

się

przydac.

Wynika

z

tego,

e

Rudy

nie

chciał,

e

by

Donnie

Ray

krecił

się

koło

Piper.

Znalazłeś

coś

na

temat

dwóch

pozostałych

ofiar?

Nic

szczególnego.

Zabebniła

palcami

o

blat

biurka.

Moe

poddali

się

jakimś

badaniom

medycznym

lub

psychologicznym

zabiegom?

Oboje

wysterylizowali

sie.

-McNab

zgiał

się

wpół,

jakby

poczuł

zimny

dotyk

lasera

na

własnych

genitaliach.

-pieć

lat

temu

znikneli

z

rynku

reprodukcyjnego.

Co

jeszcze?

Z

akt

wynika,

e

Piper

uczestniczyła

w

tygodniowych

sesjach

terapeutycznych

w

Instytucie

Równowagi.

W

zeszłym

roku

spedziła

miesiac

w

ich

osrodku

na

Optimie

II.

Słyszałem,

e

spią

tam

w

wannach

z

błotem

i

jedzą

tylko

makaron.

To

ci

dopiero

przyjemnosc.

A

on?

Na

niego

nic

nie

znalazłem.



No

to

dziś

bedzie

miał

sesję

terapeutyczna.

Dobra

robota,

McNab.

-Spojrzała

przez

ramię

na

wchodzacą

Peabody.

-Co

za

wyczucie

czasu.

Zajmiecie

się

teraz

tym

łancuszkiem

z

czterema

ptaszkami.

Chcę

wiedziec,

gdzie

go

kupił.

Robi

się

nieuwany.

Moe

i

tu

popełnił

bład.

Peabody

starannie

omijała

wzrokiem

McNaba.



Ale...

Zamierzam

przycisnać

Piper,

nie

mogę

wiec

zabrać

cię

ze

soba.

Jesli

bedziecie

stad

wychodzic,

macie

wyjsć

razem.

-Wstała.

-Jeeli

nie

wybrał

jeszcze

piatej

ofiary,

to

własnie

jej

szuka.

Macie

być

ze

mną

w

stałym

kontakcie.

Wyluzuj

sie,

Peabody

warknał

McNab,

kiedy

Eve

wyszła.

Pocałuj

nie

gdzies.

Eve

udało

się

opanować

chicho,

słyszac,

jak

asystentka

uywa

jej

własnych

zwrotów,

nie

wytrzymała

jednak,

kiedy

McNab

spytał

wesoło:



Gdzie?

Eve

starannie

wybrała

czas

na

rozmowę

z

Piper.

Jesli

adwokat

Rudy'ego

miał

dosć

rozumu

w

głowie,

to

własnie

przekonuje

swojego

klienta

o

koniecznosci

poddania

się

testom.

Miała

godzinę

na

złamanie

Piper.

Potem

musiała

wrócić

do

centrali

na

konferencję

prasowa.



Tym

razem

recepcjonistka

nie

robiła

jej

trudnosci

i

po

prostu

wpusciła

do

srodka.





Piper

powitała

w

drzwiach

gabinetu.

Miała

bladą

twarz

i

podkraone

oczy.



Poruczniku,

mój

adwokat

powiedział,

e

nie

muszę

z

panią

rozmawiac,

i

radził

mi,

ebym

nic

nie

mówiła,

chyba

e

bedzie

to

formalne

przesłuchanie

w

obecnosci

mojego

doradcy.

Jesli

chcesz

tak

to

rozegrac,

proszę

bardzo.

Moemy

zaraz

jechać

do

centrali

albo

porozmawiać

w

zaciszu

gabinetu

o

tym,

dlaczego

Rudy

nie

chciał,

abyś

zajmowała

się

Donnie

Rayem

Miachelem.

Nie

ma

o

czym

mówić

odparła

Piper.

W

jej

głosie

zabrzmiała

niepewnosc.

-

Niczego

się

w

tym

pani

nie

doszuka.

W

takim

razie

dlaczego

po

prostu

mi

tego

nie

wyjasnisz?

Nie

czekajac

na

zaproszenie,

weszła

do

gabinetu

i

usiadła

w

fotelu.

Piper

przez

chwilę

zmagała

się

ze

soba.



Donnie

Ray

podkochiwał

się

we

mnie,

to

wszystko

powiedziała

w

koncu.-Nie

miało

to

jednak

adnych

skutków.

To

po

co

była

ta

notatka

dla

konsultantów?

Na

wszelki

wypadek.

By

uniknac...

kłopotów.

Czesto

miewacie

kłopoty?

Nie.

Piper

zamkneła

drzwi

gabinetu.

Na

jej

policzkach

wykwitły

rumience

zdenerwowania.

Srebrzyste

włosy

miała

dziś

zebrane

w

kok.

Odsłonieta

twarz

sprawiała

wraenie

jednoczesnie

dojrzałej

i

kruchej.



W

ogóle

się

nie

zdarzaja.

Pomagamy

ludziom

połaczyć

sie,

znalezć

miłosc.

Czesto

konczy

się

to

małenstwem.

-Splotła

dłonie.

Mogę

pani

pokazać



mnóstwo

listów

od

naszych

klientów,

w

których

dziekują

za

pomoc.

Od

ludzi,

którym

pomoglismy

się

odnalezc.

Najwaniejsze

jest

uczucie,

prawdziwa

miłosc.



Czy

wierzysz

w

miłosc,

Piper?

-spytała

Eve,

nie

spuszczajac

z

niej

wzroku.

Oczywiscie.

Co

byś

zrobiła

dla

swego

ukochanego,

by

go

przy

sobie

zatrzymac?

Wszystko.

Opowiedz

mi

o

Donnie

Rayu.

Spotkałam

się

z

nim

kilka

razy.

Chciał,

ebym

posłuchała

jak

gra.

-Westchneła,

po

czym

usiadła

w

fotelu.

-Takie

chłopiece

zauroczenie.

To

nie

było

tak

jak

z

Hollowayem.

Ale

Rudy

uznał,

zresztą

słusznie,

e

skoro

jest

naszym

klientem,

lepiej

bedzie

ograniczyć

te

spotkania.

Lubiłaś

słuchac,

jak

Donnie

Ray

gra?

Nikły

usmiech

błysnał

w

kacikach

ust

Piper.

Mogłabym

polubic,

gdyby

chodziło

tylko

o

to.

Ale

on

wyraznie

dawał

do

zrozumienia,

e

oczekuje

czegoś

wiecej.

Nie

chciałam

urazić

jego

uczuc.

Nie

mogłabym

zranić

czyjegoś

serca.

A

co

z

twoim

sercem?

Jakie

miejsce

zajmuje

w

nim

twój

zwiazek

z

bratem?

Wyprostowała

sie.

Nie

mogę

i

nie

bedę

o

tym

z

panią

rozmawiac.

Kto

podjał

decyzję

o

sterylizacji?

Posuwa

się

pani

za

daleko.

Czyby?

Masz

dwadziescia

osiem

lat.-Spostrzegła,

e

drą

jej

wargi.

-

Zniszczyłaś

szansę

na

posiadanie

własnych

dzieci,

poniewa.

nie

mogłaś



ryzykować

zajscia

w

ciaę

z

własnym

bratem.

Od

lat

się

leczysz.

Zamknieto

ci

drogę

do

nawiazania

znajomosci

z

innym

meczyzna.

Ukrywacie

wasz

zwiazek,

płaciliscie

szantayscie,

by

mieć

pewnosc,

e

zostanie

on

w

ukryciu,

bo

kazirodztwo

to

ciemny

i

wstydliwy

sekret.



Pani

tego

nie

rozumie,

Doskonale

to

rozumiem.

-Ale

mnie

do

tego

zmuszono,

pomyslała.

Byłam

dzieckiem,

nie

miałam

wyboru.

-Wiem,

przez

co

musisz

przechodzić

dodała.

Ja

go

kocham.

Nie

ma

dla

mnie

znaczenia,

czy

to

jest

złe,

wstydliwe,

wstretne.

On

jest

całym

moim

yciem.

W

takim

razie

dlaczego

się

boisz?

-spytała

Eve.

-Boisz

do

tego

stopnia,

e

go

kryjesz,

chocia.

zastanawiasz

się

,

czy

to

nie

on

jest

morderca.

Z

miłosci?

Pozwalałaś

Hollowayowi

napastować

klientki,

a

to

stawia

się

na

równi

ze

streczycielką

nielegalnych

dziwek.

My

tylko

staralismy

się

znalezć

mu

kobietę

o

podobnych

zainteresowaniach.

A

kiedy

wam

się

nie

udało

i

klientki

zaczeły

się

skaryc,

płaciliscie

im

dokonczyła

Eve.

-Czy

tego

własnie

chciałas,

czy

to

był

pomysł

Rudy'ego?



To

jest

biznes.

Rudy

lepiej

się

zna

na

interesach

ni.

ja.

Czy

tak

własnie

to

sobie

tłumaczycie?

A

moe

nie

moecie

ju.

z

tym

yc?

Czy

Rudy

był

z

tobą

tego

wieczoru,

kiedy

zamordowano

Donniego

Raya?

Czy

moesz

spojrzeć

mi

w

oczy

i

przysiac,

e

był

z

tobą

przez

całą

noc?

Rudy

nie

byłby

zdolny

do

czegoś

podobnego.

Czy

jesteś

tego

pewna

na

tyle,

e

zaryzykowałabyś

kolejną

smierc?

Jesli

nie

dziś

w

nocy,

to

jutro.



Ten,

który

zabija

tych

ludzi,

jest

szalony:

zdesperowany,

okrutny

i

szalony.

Gdybym

uwaała,

e

moe

to

być

Rudy,

nie

miałabym

po

co

yc.

Stanowimy

jednosc,

wiec

to,

co

jest

w

nim

byłoby

równie.

we

mnie.

Nie

mogłabym

z

tym

yc.

-Ukryła

twarz

w

dłoniach.

-Dłuej

tego

nie

zniose.

Nie

chcę

z

panią

rozmawiac.

Jesli

oskara

pani

Rudy'ego,

tym

samym

oskara

mnie.

Nic

wiecej

nie

powiem.

Eve

wstała

z

fotela.



Bez

wzgledu

na

to,

co

ci

powiedział

Rudy,

nie

jesteś

jego

czescia,

Piper.

Jesli

chcesz

się

z

tego

wyzwolic,

znam

kogos,

kto

moe

ci

pomóc.

Choć

czuła,

e

to

i

tak

nic

nie

da,

wyjeła

swoją

wizytówkę

i

zapisała

na

odwrocie

nazwisko

doktor

Miry

oraz

numer

kontaktowy.

Zostawiła

na

oparciu

fotela

i

wyszła

bez

słowa.



Kiedy

wsiadała

do

samochodu,

szalała

w

niej

burza

uczuc.

Odczekała

chwile,

a.

dojdzie

do

siebie,

po

czym

zerkneła

na

zegarek.

Do

konferencji

pozostało

niewiele

czasu,

ale

jeszcze

zday

coś

załatwic.



Właczył

podreczny

wideokom

i

wywołała

Nadine.



czego

chcesz,

Dallas?

Nie

mam

teraz

czasu.

Za

godzinę

jest

konferencja

prasowa.

Spotkamy

się

w

Przyziemiu”

za

pietnascie

minut.

Przyprowadź

ze

sobą

ekipe.

Nie

moge...



Moesz.

-Przerwała

połaczenie

i

ruszyła

w

kierunku

centrum.

Wybrała

klub

Przyziemie”

przez

sentyment,

a

czesciowo

dlatego,

e

było

tam

o

tej

porze

stosunkowo

spokojnie.

Własciciel

był

jej

przyjacielem

i

zadba

o

to,

by

jej

nie

przeszkadzano.



Co

ty

tu

robisz,

biała

kobieto?

-spytał

z

usmiechem

Crack.

Miał

prawie

dwa

metry

wzrostu,

ciemną

twarz

i

łysa,

połyskujacą

niczym

lustro

czaszke.

Ubrany

był

w

kurtkę

z

pawich

piór,

skórzane

spodnie

tak

opiete,

e

Eve

z

troską

pomyslała

o

jego

genitaliach,

i

czerwone

długie

buty.

Mam

tu

umówione

spotkanie

odparła

i

rozejrzała

się

po

klubie.

O

tej

porze

nie

było

tu

nikogo,

z

wyjatkiem

szesciu

tancerek,

odbywajacych

próbę

na

scenie,

i

kilku

podejrzanie

wygladajacych

klientów.

Pewnie

wkrótce

do

obiegu

kilkanascie

uncji

nielegalnych

narkotyków,

pomyslała.



Masz

zamiar

sprowadzić

tu

wiecej

glin?

-Spojrzał

na

dwóch

chudych

dealerów,

którzy

zmyli

się

do

toalety.

-Ktoś

tu

dzisiaj

bedzie

stratny.

Nie

przyszłam

na

rewizje.

Mam

spotkanie

z

prasa.

Znajdzie

się

jakiś

pokój,

gdzie

mogłabym

swobodnie

porozmawiac?

Nadine

tu

przyjdzie?

Nie

ma

sprawy.

Trójka

jest

wolna.

W

razie

czego

bedę

miał

was

na

oku.

Dzieki.

-W

tym

momencie

do

klubu

weszła

Nadine

w

towarzystwie

kamerzysty.

Dała

im

znak

i

nie

wdajac

się

w

rozmowę

z

Nadine

weszła

do

srodka.

Ciekawe

miejsca

wybierasz

na

spotkania,

Dallas.-Nadine

zmarszczyła

nos

i

powiodła

wzrokiem

po

brudnych

scianach

i

zmietoszonym

łóku,

jedynym

sprzecie

w

pokoju.



Swojego

czasu

te.

lubiłaś

tu

bywac,

a

nawet

rozbierać

się

do

rosołu

i

tanczyć

na

scenie

zauwayła

Eve.

To

była

chwila

słabosci

odparła

Nadine

z

godnoscia,

po

czym

dodała.

-Zamknij

sie,

Mike

bo

kamerzysta

parsknał

tłumionym

smiechem.

Masz

pieć

minut.

-Eve

usiadła

na

brzegu

łóka.

-Moesz

zadawać

mi

pytania

albo

złoę

krótkie

oswiadczenie.

Nie

dostaniesz

niczego

wiecej

ponad

to,

co

ujawnimy

podczas

konferencji

prasowej,

ale

dowiesz

się

o

tym

dobre

dwadziescia

minut

wczesniej

od

innych.

Moesz

te.

ujawnić

informacje,

o

których

wczesniej

rozmawiałysmy.

Dlaczego?

Bo

jestesmy

kumplami

powiedziała

cicho

Eve.

Wyjdź

na

chwile,

Mike.

-Nadine

zaczekała,

a.

kamerzysta

przestanie

gderac,

i

zamkneła

za

nim

drzwi.

-Nie

potrzebuję

adnej

łaski.

Nie

robię

ci

łaski.

Dotrzymałaś

umowy,

nie

opublikowałaś

tych

informacji.

Teraz

moja

kolej.

Mam

nadzieje,

e

przedstawisz

to

uczciwie.

Lubię

cie,

nawet

gdy

bywasz

irytujaca.

Wiec

chcesz

ten

wywiad

czy

nie?

Twarz

Nadine

rozjasnił

usmiech.



tak,

chce.

Lubię

cie,

Dallas,

choć

zawsze

bywasz

irytujaca.

Powiedz

mi

w

skrócie,

czego

dowiedziałaś

się

o

Rudym

i

Piper

spytała

Eve.

Czarujaca

para.

Ani

na

chwilę

nie

wychodzą

ze

swoich

ról.

Nie

dali

się

sprowokowac.

Swietnie

zaprogramowani.

Kto

nimi

rzadzi?

On,

bez

dwóch

zdan.

Na

mój

gust

jest

w

stosunku

do

niej

nadopiekunczy.

I

skóra



cierpnie,

kiedy

się

patrzy

na

ich

stroje,

nie

mówiac

o

makijau.

Ale

moe

to

cecha

blizniat.



Przepytywałaś

personel?

A

jake.

Kilku

konsultantów.

Wszystko

tam

działa

jak

w

zegarku.

Jakieś

plotki

na

temat

włascicieli?

Nie

z

wyjatkiem

pochwał.

Nie

byłam

w

stanie

wyciagnać

od

niego

jednego

krytycznego

zdania.

-Uniosła

Brew.

-Czy

tego

własnie

szukasz?

Szukam

mordercy

odparła

Eve.

-No

to

zaczynajmy.

Swietnie.

-Nadine

zapukała

w

drzwi,

dajac

znak

Mike'owi.

-Oswiadczenie

i

kilka

pytan.

Albo

jedni,

albo

drugie.

Nie

badź

taka

upierdliwa.

Zacznijmy

od

oswiadczenia.

-Nadine

spojrzała

na

łóko,

pomyslała

o

plamach,

jakie

mogli

zostawić

bywalcy

tego

miejsca

i

zdecydowała

się

stac.

Godzinę

pózniej

Eve

słuchała,

jak

szef

Policji

i

Bezpieczenstwa

Tibble

wygłasza

prawie

identyczne

oswiadczenie

z

tym,

które

przekazała

Nadine.

Jednak

jego

styl

jest

bardziej

efektowny,

pomyslała,

drac

z

zimna,

bo

konferencja

odbywała

się

na

schodach

prowadzacych

do

Wiey,

w

której

miesciły

się

bura

Tibble'a.



Ruch

powietrzny

wstrzymano

na

trzydziesci

minut,

wiec

tylko

nieliczne

pojazdy





przelatywały

nad

głowa.



Eve

była

pewna,

e

on

wie

o

tym,

i.

przekazała

ju.

oswiadczenie.

Mógłby

za

to

zgnoic.

Skoro

jednak

nie

zabronił

jej

tego,

miał

jakiś

powód.



A

Tibble

nigdy

nie

robił

niczego

niepotrzebnie.

Eve

szanowała

go,

tym

bardziej

e

w

swoim

oswiadczeniu

nie

wspomniał

o

adnych

dowodach,

które

mogłyby

przydać

się

w

sadzie.



Kiedy

dziennikarze

zarzucili

go

gradem

pytan,

uniósł

w

górę

rece.



Wszystkich

informacji

udzieli

panstwu

oficer

prowadzacy

sledztwo,

porucznik

Eve

Dallas.

-Odwrócił

się

i

nachylił

do

jej

ucha.

-Pieć

minut

i

nic

ponad

to,

co

ju.

dostali.

Nastepnym

razem

proszę

się

cieplej

ubrac.

Eve

mocniej

otuliła

się

kurtką

i

postapiła

krok

na

przód.



Czy

macie

ju.

jakiś

podejrzanych?

-pało

pierwsze

pytanie.

Westchneła

w

duchu.

Nienawidziła

tych

rozmów

z

mediami.

Mamy

na

oku

kilka

osób.

Czy

ofiary

zostały

zgwałcone?

to

morderstwa

na

tle

seksualnym.

Czy

istnieje

miedzy

nimi

jakiś

zwiazek?

Czy

ofiary

się

znały?

Nie

jestem

upowaniona

do

udzielania

informacji

na

ten

temat.

-Uniosła

reke,

by

uciszyć

protesty.

-Mogę

tylko

dodac,

e

według

nas,

te

sprawy

mają

ze

sobą

jakiś

zwiazek.

Jak

ju.

panstwo

słyszeli,

wszystko

wskazuje

na

to,

e

sprawcą

morderstw

jest

jedna

osoba.

Swiety

Mikołaj

przyjechał

do

miasta

zawołał

jakiś

dowcipnis,

wywołujac

salwę

smiechu.



Poczuła,

e

wzbiera

w

niej

potena

fala

gniewu

i

zapomniała

na

chwilę

o

zgrabiałych

z

zimna

dłoniach.



Łatwo

wam

się

smiac,

bo

nie

widzieliscie,

co

on

po

sobie

zostawił,

bo

nie

musieliscie

powiadamiać

matek

i

przyjaciół,

e

bliskie

im

osoby

nie

yja.

Zapadła

taka

cisza,

e

słychać

było

szum

smigła

przelatujacego

helikoptera.



Osoba

odpowiedzialna

za

te

zbrodnie

tylko

czeka,

byscie

zaczeli

o

niej

mówic.

Spełnijcie

jej

marzenie.

Sprowadzcie

smierć

tych

czworga

ludzi

do

mało

znaczacego

epizodu,

a

z

mordercy

zróbcie

gwiazdke.

Ale

my

w

centrali

wiemy,

e

on

jest

groteskowy,

i

to

bardziej

ni.

wy.

Nie

mam

nic

wiecej

do

powiedzenia.

Odwróciła

sie,

ignorujac

okrzyki

protestu

i

wpadła

na

Tibble'a.



Proszę

na

chwilę

do

srodka,

poruczniku.

Wział

pod

rekę

i

omijajac

strae,

wprowadził

przez

wzmocnione

drzwi.

Dobra

robota

rzucił

zwiezle.

-teraz,

kiedy

mamy

za

sobą

ten

irytujacy

spektakl,

muszę

zabawić

się

w

politykę

z

burmistrzem.

Proszę

wracać

do

pracy,

Dallas,

i

dorwać

mi

tego

sukinsyna.

Tak

jest.

I

na

litosć

boską

niech

pani

włoy

jakieś

rekawiczki

dodał

odchodzac.

Eve

wsuneła

jedną

rekę

do

kieszeni,

a

drugą

wyjeła

nadajnik.

Spróbowała

się

najpierw

połaczyć

z

Mira,

ale

powiedziano

jej,

e

pani

doktor

jest

w

trakcie

przeprowadzania

testów.

Wobec

tego

wywołała

Peabody.



Macie

coś

na

temat

tego

naszyjnika?

Tak.

Zrobiono

go

w

salonie

jubilerskim

Wisiorki

i

Paciorki”

na

Piatej

na

specjalne

zamówienie.

Sprawdzają

teraz

rachunki,

ale

sprzedawczyni

powiedziała,



e

przypomina

sobie

klienta,

który

osobiscie

przyszedł

go

odebrac.

Mają

te.

kamery

bezpieczenstwa.



Spotkamy

się

na

miejscu.

Poruczniku.

Odwróciła

się

i

ujrzała

przed

sobą

wymizerowaną

twarz

Jerry'ego

Vandorena.

Jerry,

co

ty

tutaj

robisz?

Dowiedziałem

się

o

konferencji

prasowej.

Chciałem...

-Uniósł

rece,

po

czym

pozwolił

im

opasc.

-Chciałem

posłuchac,

co

pani

powie.

Chciałbym

pani

podziekowac.

Urwał

i

rozejrzał

się

wokół

nieprzytomnym

wzrokiem.



Jerry.

-Wzieła

go

za

rekę

i

odprowadziła

na

bok,

zanim

dziennikarze

zdayli

wywachać

nową

sensację

i

rzucić

się

na

niego.

-Powinieneś

wrócić

do

domu.

Nie

mogę

spac.

Nie

mogę

jesc.

Co

noc

o

niej

snie.

Kiedy

widze,

to

tak,

jakby

yła.

-Westchnał

głeboko.

-A

potem

budzę

się

i

jej

nie

ma.

Wszyscy

mówia,

e

powinienem

leczyć

się

z

tego

smutku.

Ja

nie

chcę

się

z

tego

wyleczyc,

nie

chcę

przestać

czuć

do

niej

tego,

co

czuje.

To

nie

była

jej

działka,

nie

mogła

się

jednak

odwrócić

od

tego

krwawiacego

serca.



Ona

nie

chciałaby,

ebyś

cierpiał,

Jerry.

Zbyt

mocno

cię

kochała.

Ale

jesli

przestanę

cierpiec,

ona

odejdzie.

-Zacisnał

powieki,

po

czym

znowu

je

otworzył.

-Chciałem

tylko

powiedziec,

e

doceniam

to,

co

pani

tam

mówiła:

e

nie

pozwoli

z

tego

artowac.

Wie,

e

pani

go

powstrzyma.

-W

jego

oczach

pojawiło

się

błaganie.

-Powstrzyma

go

pani,

prawda?

Tak.

Ma

taki

zamiar.

Chodz.

-Poprowadziła

go

do

bocznego

wyjscia.

-



Znajdziemy

taksówke.

Mówiłes,

e

gdzie

mieszka

twoja

matka?



Moja

matka?

Tak.

Pojedź

do

matki,

Jerry.

Spedź

z

nią

trochę

czasu.

Zmruył

oczy

pod

wpływem

słonca,

kiedy

wyszli

na

zewnatrz.

Niedługo

Boe

Narodzenie.

Tak.

-Dała

znak

mundurowemu,

który

stał

oparty

o

wóz

policyjny.

Lepsze

to

ni.

taksówka,

pomyslała.

-Spedź

te

swieta

z

rodzina,

Jerry.

Marianna

na

pewno

by

tego

chciała.

Musiała

wyrzucić

z

mysli

Jerry'ego

Vandorena

i

jego

smutek

i

skupić

się

na

nastepnej

sprawie.

Po

przedarciu

się

przez

wzmoony

ruch

uliczny,

zatrzymała

samochód

w

niedozwolonym

miejscu

przed

sklepem

jubilerskim,

właczyła

słubowe

swiatło

sygnalizacyjne

i

ruszyła

chodnikiem,

torujac

sobie

drogę

wsród

tłumu

przechodniów.



Był

to

jeden

ze

sklepów,

do

którego,

jak

przypuszczała,

mógł

zagladać

Roarke,

by

wybrać

jedną

z

owych

przyciagajacych

wzrok

błyskotek

i

zostawić

tu

kilkaset

tysiecy.



Salon

zaprojektowany

w

odcieniu

róu

i

złota

przypominał

wnetrze

muszli.

Z

głosników

płyneła

cicha

muzyka,

przywodzaca

na

mysli

kosciół.

Zdobiace

wnetrze

kwiaty

były

swiee,

podłogę

przykrywał

gruby

dywan,

a

drzwi

strzegł

uzbrojony

stranik.





Pogardliwym

spojrzeniem

zmierzył

jej

kurtkę

i

zniszczone

buty,

wiec

pokazała

mu

odznakę

i

z

satysfakcją

obserwowała,

jak

z

jego

twarzy

znika

szyderczy

usmiech.



Mineła

go,

stapajac

po

jasnoróowym

dywanie,

i

rozejrzała

się

po

sklepie.

W

miekkim

fotelu

siedziała

kobieta

ubrana

w

futro

z

notek,

pochłonieta

wybieraniem

brylantowych

czy

rubinowych

kolii.

Wysoki

meczyzna

o

przyprószonych

siwizną

włosach,

z

przewieszonym

przez

ramię

paltem,

ogladał

złote

zegarki.

Prócz

nich

było

jeszcze

dwóch

straników

i

chichoczaca

blondynka

w

towarzystwie

przysadzistego

meczyzny,

który

mógłby

być

jej

dziadkiem,

i

który

najwyrazniej

miał

wiecej

pieniedzy

ni.

rozumu.



Bystry

wzrok

Eve

zauwaył

te.

kamery

bezpieczenstwa

ukryte

w

ozdobnym

gzymsie

pod

sufitem

z

kasetonami.

Z

prawej

strony

biegły

w

górę

spiralnie

krecone

schody.

Jesli

dama

poczuła

się

zmeczona

ogladaniem

ton

złota

i

kamieni,

mogła

skorzystać

z

błyszczacej

windy.



Podeszła

do

oszklonej

lady,

pod

którą

wyłoono

bransolety

zdobione

drogimi

kamieniami

i

zlustrowała

sprzedawce.

Nie

okazał

przestrachu

na

jej

widok.

Sprawiał

wraenie

równie

wymuskanego,

jak

leaca

przed

nim

biuteria,

lecz

usta

miał

zacisniete

i

wyraz

znudzenia

w

oczach.



czym

mogę

pani

słuyc?

-spytał

tonem,

w

którym

brzmiał

sarkazm.

Chciałabym

się

widzieć

z

kierownikiem.

Pociagnał

nosem

i

pochylił

głowę

tak,

e

w

jego

blond

włosach

odbiło

się

swiatło.

Czy

ma

pani

jakiś

problem?

To

zaley

od

tego,

jak

szybko

sprowadzi

pan

kierownika.

Skrzywił

sie,

jakby

poczuł

w

ustach

nieprzyjemny

smak.



Jedną

chwileczke.

Tylko

proszę

nie

dotykać

lady.

Przed

chwilą

została

wytarta.

Mały

gnojek,

pomyslała

i

zanim

wrócił

w

towarzystwie

szczupłej

atrakcyjnej

brunetki,

zdayła

zostawić

pół

tuzina

sladów

na

błyszczacym

szkle.



Dzień

dobry.

Nazywam

się

Kates.

Jestem

tu

kierowniczka.

Czym

mogę

słuyc?

Porucznik

Dallas

z

policji

kryminalnej.

-Usmiech

kobiety

był

znacznie

milszy

od

usmiechu

sprzedawcy,

wiec

Eve

pokazała

jej

odznake,

osłaniajac

przed

wzrokiem

klientów.

-Moja

asystentka

kontaktowała

się

z

wami

w

sprawie

naszyjnika.

A

tak,

przypominam

sobie.

Czy

moglibysmy

porozmawiać

w

moim

biurze.?

Oczywiscie.-Eve

zerkneła

w

stronę

drzwi

i

zobaczyła

wchodzacych

Peabody

i

McNaba.

Dała

im

znak,

by

poszli

za

nia.

Dokładnie

pamietam

ten

naszyjnik

powiedziała

pani

Kates,

wprowadzajac

ich

do

małego,

przytulnego

pokoju.

Wskazała

reką

dwa

krzesła

z

wysokimi

oparciami

i

usiadła

za

biurkiem.

-Mój

ma.

go

zrobił.

Niestety,

nie

mogłam

się

z

nim

skontaktowac,

myslę

jednak,

e

jestem

w

stanie

udzielić

panstwu

wszystkich

niezbednych

informacji.

Czy

ma

pani

dokumentację

tego

naszyjnika?

Tak.

Sprawdziłam

w

komputerze

i

nagrałam

wszystko

na

dyskietke.

-Otworzyła

leacą

na

biurku

koperte,

sprawdziła

jej

zawartosc,

po

czym

przekazała

Eve.

-

Naszyjnik

został

wykonany

z

czternastokaratowego

złota,

w

kształcie

krótkiego

łancuszka

z

czterema

stylizowanymi

ptakami.

Misterna

robota.

Nie

wygladał

pieknie

na

szyi

Hollowaya,

pomyslała

Eve.



Mikołaj

Claus

mrukneła,

odczytujac

nazwisko

klienta.

Pewnie

uznał

to

za

dobry



art,

pomyslała.

-czy

sprawdziła

pani

jego

tosamosc?



To

nie

było

konieczne.

Płacił

gotówka,

dwadziescia

procent

z

góry,

reszta

po

wykonaniu.

-Splotła

dłonie.

-Poznaję

pania,

poruczniku.

Czy

dobrze

się

domyslam,

e

ten

łancuszek

ma

coś

w

spólnego

z

prowadzonym

przez

panią

sledztwem?

Dobrze

się

pani

domysla.

Czy

ten

Claus

przychodził

osobiscie?

Tak.

Chyba

trzy

razy.

-Uniosła

dłonie

do

ust,

po

czym

je

opusciła.

-Sama

z

nim

rozmawiała.

Sredniego

wzrostu,

moe

wiecej

ni.

sredniego.

Szczupły,

ale

nie

chudy.

O

ładnej

prezencji

dodała

po

namysle.

-Ciemne,

dosć

długie

włosy,

przyprószone

siwizna.

Bardzo

elegancki,

uprzejmy

meczyzna.

Dokładnie

wiedział

czego

chce.

Proszę

mi

opisać

jego

głos.

Jego

głos?

-Zamrugała

oczami.

-Powiedziałabym

wystudiowany,

z

lekkim

akcentem,

chyba

europejskim,

cichu.

Na

pewno

bym

go

rozpoznała.

Pamietam,

e

rozmawiałam

z

nim

przez

wideokom

i

natychmiast

poznałam,

kto

mówi.

Telefonował?

Raz

czy

dwa

razy,

by

dowiedzieć

sie,

jak

postepuje

praca.

Potrzebne

mi

bedą

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa

i

połaczenia

z

wideokomu.

Zaraz

je

przygotuje.

-Podniosła

się

z

miejsca.

-To

moe

trochę

potrwac.

McNab,

pomó.

w

tym

pani

Kates.

Tak

jest.

On

musiał

wiedziec,

e

tu

przyjdziemy

powiedziała

Eve

do

Peabody,

kiedy

zostały

same.

-Zostawił

na

miejscu

zbrodni

naszyjnik,

który

sam

zamówił.



Wiedział,

e

go

sprawdzimy.



Moe

nie

przypuszczał,

e

stanie

się

to

tak

szybko

albo

e

pani

Kates

bedzie

miała

taką

dobrą

pamiec.

Nie

odparła

Eve,

wstajac

z

krzesła.

-On

o

tym

wiedział.

Tego

własnie

od

nas

oczekiwał.

To

kolejne

przedstawienie.

Zagrał

swoją

rolę

i

bedzie

równie

trudny

do

rozpoznania

jak

w

przebraniu

Mikołaja.

-Przespacerowała

się

po

pokoju

tam

i

z

powrotem.

-Inne

rekwizyty,

inny

kostium,

inna

scena,

ale

to

nadal

jest

przedstawienie.

Dobrze

się

maskuje,

ale

nie

jest

taki

sprytny,

jak

mu

się

wydaje.

Przyskrzynimy

go

dzieki

próbie

głosowej.

Rozdział

16



Jezu,

Dallas.

-Feeney

wstrzasnał

ramieniem,

nad

którym

się

pochylała.

-Przestań

mi

dyszeć

nad

uchem.



Przepraszam

Odsuneła

się

zaledwie

o

cal.

-Jak

długo

potrwa

wprowadzenie

do

programu

tej

próbki

głosu?

Dwa

razy

dłuej,

jesli

bedziesz

mi

sterczeć

nad

głowa.

Dobra,

dobra.

-Odsuneła

się

i

podeszła

do

okna.

-Pada

deszcz

ze

sniegiem



powiedziała

bardziej

do

siebie

ni.

do

niego.

-Znowu

bedą

korki

na

ulicach.



O

tej

porze

roku

zawsze

korki.

Przez

tych

cholernych

turystów.

Wczoraj

usiłowałem

zrobić

jakieś

zakupy

swiateczne.

Honie

zachciało

się

swetra.

Ludzie

rozdrapują

wszystko

jak

wilki

ofiary.

Nie

wrócę

tam.

Lepiej

robić

zakupy

przez

komputer.

Tak,

tylko

spróbuj

dostać

połaczenie.

Wszyscy

naraz

chcą

składać

zamówienia.

Nie

bedę

się

uganiał

za

tuzinem

prezentów.

Zaszyję

się

w

norze

do

wiosny.

Tuzinem

prezentów?

-Odwróciła

się

od

okna

z

wyrazem

zaskoczenia

na

twarzy.

-

Zamierzasz

kupić

onie

wiecej

ni.

jeden

prezent?

Boe,

Dallas,

ty

jesteś

kompletnie

zielona

w

sprawach

małenstwa

prychnał,

przebierajac

palcami

po

klawiaturze

komputera.

-Jeden

prezent

nie

wystarczy.

Liczy

się

ilosc,

kobieto.

No

to

wspaniale.

Jestem

załatwiona.

Masz

jeszcze

kilka

dni.

No,

gotowe.

Natychmiast

zapomniała

o

swiatecznych

zakupach.

Puszczaj.

Własnie

to

robie.

Oto

nasz

gosc.

Czy

zastałem

pana

lub

panią

Kates?



Wykasowałem

inne

głosy.

Stad

te

przerwy

wyjasnił

Feeney.

Dzień

dobry,

pani

Kates.

Mówi

Mikołaj

Claus.

Chciałem

zapytac,

jak

przebiega



praca

nad

moim

naszyjnikiem.



Mogę

puscić

reszte,

ale

ta

próbka

wystarczy

do

porównania.

Nieznaczny

akcent

mrukneła

Eve.

-Niewiele

mona

z

niego

wywnioskowac.



Bardzo

sprytne.

Masz

próbkę

głosu

Rudy'ego?



Tak.

To

fragment

przesłuchania.

Radzimy

naszym

klientom,

by

spotykali

się

w

miejscach

publicznych.

Kady,

kto

godzi

się

spotkać

na

gruncie

prywatnym,

robi

to

na

własną

odpowiedzialnosc.



Mamy

ju.

próbki

głosów.

To

cudenko

wszystko

wychwyci:

wysokosć

tonu,

modulacje,

rytm,

tonacje.

Niewane

jak

zmienisz

głos.

To

jest

równie

pewne

jak

linie

papilarne

i

DNA.

Nie

moesz

go

oszukac.

Komputer,

przejdź

do

punktu

A

i

dołacz

wzorzec

na

ekranie

i

do

pliku

audio.

Przetwarzanie.



Eve

słuchała

rozmowy

i

obserwowała

skaczace

po

ekranie

kolorowe

linie.



Podziel

ekran

poleciła.

-Wyswietl

drugą

próbkę

pod

spodem.

Komputer

stop

rozkazał

Feeney.

-Mamy

mały

problem.

Co

się

stało?

Połacz

próbki

głosów

polecił

i

westchnał,

kiedy

punkty

i

linie

pozostały

niezmienne.

-One

się

nie

pokrywaja,

Dallas.

Nawet

nie

podobne.

Mamy

do

czynienia

z

dwoma

rónymi

głosami.

Cholera.

-Wsuneła

palce

we

włosy.

-Zaraz,

niech

pomysle.

A

moe

on

podłaczył

do

wideokomu

urzadzenie

zniekształcajace?

Mógł

trochę

namieszac,

ale

i

tak

znalazłby

punkty

wspólne.

Jedyne,

co

mogę

zrobic,

to

przejrzeć

próbkę

głosu

pod

katem

elektronicznych

zniekształceń

i

wyeliminować

je.

Jednak

ju.

teraz

widac,

e

mamy

do

czynienia

z

dwoma

facetami.

Westchnał

i

spojrzał

na

nią

z

ponurym

wzrokiem.





Przykro

mi

Dallas.

Wracamy

do

punktu

wyjscia.

Tak.

-Przetarła

oczy.

-Tak

czy

owak

zrób

analize,

dobra?

A

jak

tam

analiza

czesci

ciała

z

kamer

bezpieczenstwa?

Posuwa

się

wolno

na

przód.

Mogę

porównać

ucho

i

oko

Rudy'ego.

Nie

zawadzi.

Skontaktuję

się

z

Mira.

Mam

ju.

gotowy

profil.

Postanowiła

wpasć

do

biura

Miry,

eby

oszczedzić

sobie

czasu.

Nie

zastała

pani

doktor,

lecz

dowiedziała

sie,

e

wstepny

raport

został

ju.

przekazany

na

jej

wideokom.

Wróciła

wiec

do

swojego

pokoju,

rozmyslajac

po

drodze

o

próbkach

głosów.



Ten

facet

jest

sprytny.

Moe

nawet

zna

się

na

analizie

głosowej.

Mógł

znalezć

sposób,

by

nic

nam

z

niej

nie

wyszło.

A

gdyby

to

nie

on

rozmawiał

z

jubilerem

tylko

ktoś

podstawiony?

Nie

mona

tego

wykluczyc.



Dochodzac

do

biura,

usłyszała

czyjś

smiech.

Kiedy

weszła

do

srodka,

zastała

Peabody

gawedzacą

z

Charlesem

Monroe.



Peabody.

Asystentka

natychmiast

poderwała

się

na

bacznosc.

Charles...

to

znaczy

pan

Monroe

ma...

chciał...

Opanuj

swoje

hormony,

posterunkowa

Peabody.

Witaj

Charles.

Witaj,

Dallas

powiedział,

wstajac

z

fotela.

-Twoja

urocza

asystentka

dotrzymywała

mi

towarzystwa,

kiedy

na

ciebie

czekałem.

Domyslam

sie.

O

co

chodzi?

Moe

to

nie

ma

znaczenia,

ale...

-Wzruszył

ramionami.-Przed

kilkoma

godzinami

odezwała

się

do

mnie

jedna

z

kobiet

z

mojej

listy

partnerek.

Okazało



sie,

e

planowała

na

weekend

wycieczka

nie

doszła

do

skutku.

Pomyslała

wiec

o

spotkaniu

ze

mna.



To

fascynujace,

Charles

rzuciła

niecierpliwie

Eve,

chcac

jak

najszybciej

zajać

się

raportem.

-Ale

nie

czuję

się

upowaniona

do

dawania

ci

rad

w

sprawach

twojego

ycia

towarzyskiego.

Sam

sobie

z

tym

poradze.

-na

dowód

tego

puscił

oko

do

Peabody,

która

spłoneła

rumiencem.

-Kiedy

zastanawiałem

sie,

czy

przystać

na

jej

propozycje,

zabawiałem

pogawedka.

Do

rzeczy,

Charles.

Pochylił

się

ku

niej.

Wszystko

w

swoim

czasie,

cukiereczku.

-Hadne

z

nich

nie

zwróciło

na

pełne

zaskoczenia

prychniecie

Peabody.

-Zaczeła

mi

się

zwierzac.

Pokłóciła

się

z

facetem,

z

którym

się

spotykała,

i

wylała

mi

wszystkie

ale.

Przyłapała

go

z

jakaś

rudą

cizia.

Potem

opowiedziała

mi,

co

wymyslił,

by

udobruchac.

Wczoraj

wieczorem

przysłał

do

niej

swietego

Mikołaja

z

prezentem.

Eve

wyprostowała

się

wolno.



Mów

dalej.

Tak

myslałem

stwierdził

z

satysfakcja.

-Około

dziesiatek

usłyszała

dzwonek

u

drzwi

i

kiedy

wyjrzała

przez

wizjer,

zobaczyła

swietego

Mikołaja

z

wielkim

srebrnym

pudłem.

-Pokreciła

głowa.

-Przyznam

ci

sie,

e

w

tym

momencie

serce

mi

zamarło.

Tymczasem

ona

paplała

o

tym,

e

postanowiła

nie

dać

draniowi

satysfakcji

i

nie

otworzyła

drzwi.

Nie

chciała

przyjać

od

niego

prezentu.

Nie

wpusciła

go

mrukneła

Eve.



Dlatego

yje

i

mogła

odbyć

ze

mną

rozmowe.

Moe

przypadkiem

wiesz,

czym

się

zajmuje?

Jest

tancerką

w

balecie.

No

to,

toby

pasowało

mrukneła

Eve.

-Potrzebne

mi

jej

nazwisko

i

adres.

Peabody?

Tak

jest.

Cheryl

Zapatta.

West

dwadziescia

osiem.

Nic

wiecej

nie

wiem.

Znajdziemy

ja.

Nie

wiem,

czy

dobrze

zrobiłem,

ale

powiedziałem

jej

o

wszystkim.

Słyszałem

twoją

rozmowę

z

Nadine

Furst,

uznałem

wiec,

e

naley

to

zrobic.

Powiedziałem,

eby

właczyła

ekran,

i

poinformowałem

o

wszystkim.

-Westchnał.

-Wpadła

w

panike.

Oswiadczyła,

e

wyjeda,

wiec

moecie

jej

nie

zastac.

Jesli

zwiała,

postaramy

się

o

pozwolenie

na

wejscie

i

przeszukanie

mieszkania.

Dobrze

zrobiłes,

Charles

powiedziała

po

chwili

zastanowienia

Eve.

-Gdybyś

jej

nie

uprzedził,

mogłaby

otworzyć

drzwi

nastepnym

razem.

Dzieki,

e

przyszedłeś

z

tym

do

mnie.

Zawsze

do

usług,

cukiereczku.

-Wstał.

-Moesz

mi

powiedziec,

co

się

dzieje?

Właczaj

ekran

poradziła

Eve.

Tak.

Czy

pokazałaby

mi

pani,

któredy

się

stad

wychodzi?

-Posłał

Peabody

zabójczy

usmiech.

-jestem

trochę

skołowany.

Oczywiscie.

Pani

porucznik?

Idz.

-Eve

odprawiła

ich

ruchem

reki

i

zajeła

się

raportem

Miry.

Tak

była

pochłonieta

lektura,

e

nie

zauwayła,

i.

odprowadzenie

Charlesa

do

windy

lub



ruchomej

platformy

zajeło

Peabody

dwadziescia

minut.



Mira

wyeliminowała

tego

sukinsyna

powiedziała

do

swej

asystentki,

odchylajac

się

na

oparcie

krzesła

i

przecierajac

twarz.

-Nie

mam

nic,

eby

go

zatrzymac.

Rudy'ego?

Jego

opis

charakterologiczny

nie

odpowiada

profilowi.

Zdolnosć

do

fizycznej

przemocy

jest

bardzo

niska.

Jest

przebiegły,

inteligentny,

uparty,

zaborczy

i

ma

pewne

zahamowania

seksualne,

ale

według

pani

doktor

nie

jest

człowiekiem,

o

którego

nam

chodzi.

Niech

to

szlag.

Jego

adwokat

dostał

kopię

tego

raportu,

wiec

nie

bedę

mogła

go

tknac.

Czy

nadal

uwaa

go

pani

za

podejrzanego?

Ju.

sama

nie

wiem,

co

ja

uwaam.

-Starała

się

trzymać

nerwy

na

wodzy.

-

Zaczynamy

wszystko

od

poczatku.

Od

pierwszej

ofiary.

Wróciła

do

domu

o

ósmej

czterdziesci

pieć

i

od

razu

wpadła

w

zły

humor.

W

hallu

natkneła

się

na

Summerseta,

który

zmierzył

pełnym

dezaprobaty

spojrzeniem

i

poinformował,

e

ma

dokładnie

pietnascie

minut

na

doprowadzenie

się

do

porzadku

przed

przybyciem

pierwszych

gosci.



Wbiegła

do

sypialni

i

z

niezadowoleniem

stwierdziła,

e

Roarke

wział

ju.

prysznic

i

ubiera

sie.



Zdae!

-zawołała

i

wpadła

do

łazienki.

To

przyjecie,

nie

test

na

wytrzymałosc,

kochanie.

-Poszedł

za

nia,

głównie

dla



przyjemnosci

patrzenia,

jak

się

rozbiera.

-Nie

spiesz

sie.



Tak,

ebym

się

spózniła

i

dała

okazję

temu

sztywniakowi

do

kolejnych

zarzutów.

Natrysk

na

pełną

moc.

Nie

musisz

starać

się

przypodobać

Summersetowi.

-Oparł

się

o

scianę

i

obserwował

Eve.

Myła

się

tak,

jak

wykonywała

kadą

czynnosc:

szybko

i

dokładnie,

bez

zbednych

ruchów.

-Zresztą

ludzie

zazwyczaj

spózniają

się

na

takie

przyjecia.

Jestem

w

impasie.

-Sykneła,

kiedy

szampon

wpadł

jej

do

oczu.

-Straciłam

głównego

podejrzanego

i

zaczynam

od

poczatku.

-Wyskoczyła

spod

natrysku,

postapiła

krok

w

stronę

kabiny

suszacej

i

zatrzymała

sie.

-Cholera,

kiedy

mam

wetrzeć

papkę

we

włosy:

po

umyciu

czy

po

wysuszeniu?

Domyslajac

się

o

jaką

papkę

jej

chodzi,

wział

z

pułki

tubkę

z

odywką

i

wcisnał

trochę

na

dłon.



Pomogę

ci.

Kiedy

poczuła

jego

palce

we

włosach,

miała

ochotę

zamruczeć

jak

kotka,

lecz

tylko

spojrzała

na

niego

spod

zmruonych

powiek.



Rozpraszasz

mnie.

Teraz

nie

mam

dla

ciebie

czasu.

Nie

mam

pojecia,

o

co

ci

chodzi.

-Ubawiony,

wział

nastepną

tubę

i

wycisnał

na

dłonie

sporą

porcję

balsamu.

-Tylko

pomagam

wyjasnił,

smarujac

jej

ramiona

i

piersi.

-Bo

wygladasz

na

zmeczona.

Słuchaj...

-zaczeła.

Lecz

zamkneła

oczy

i

westchneła,

kiedy

jego

dłonie

przesuneły

się

wzdłu.

talii

i

na

posladki.

-Chyba

coś

pominałes.

Gapa

ze

mnie.

-Pochylił

głowe,

dotknał

wargami

szyi

i

uszczypnał

lekko.

-Masz



ochotę

się

spóznic?



Tak,

ale

nie

zamierzam

tego

robic.

-Wysuneła

się

z

jego

objeć

i

wskoczyła

do

suszarki.

-Pamietaj

jednak,

na

czym

stanałes.

Szkoda,

e

nie

wróciłaś

dwadziescia

minut

wczesniej.

-Uznał,

e

dalsze

patrzenie

na

nią

nie

uspokoi

tetniacej

mu

w

yłach

krwi,

i

wrócił

do

sypialni.

Muszę

wypacykować

sobie

twarz.

-Wyskoczyła

z

suszarki

i

podbiegła

do

lustra,

nie

zwracajac

sobie

głowy

szlafrokiem.

-Co

ja

mam

na

siebie

włoyc?

To.

Przerwała

malowanie

rzes

i

rzuciła

mu

gniewne

spojrzenie.

Czy

ja

wybieram

ci

ubrania?

Eve,

prosze.

Rozesmiała

sie.

Dobra,

daję

zły

przykład,

ale

nie

mam

czasu

na

wybieranie.

Przygładziła

włosy

palcami

i

poszła

do

sypialni,

gdzie

Roarke

trzymał

w

reku

cos,

co,

jak

przypuszczała,

niektórzy

nazwaliby

suknia.



Nie

ma

mowy.

Nie

włoę

tego.

Mavis

przyniosła

wtedy

wieczorem.

Leonardo

zaprojektował

dla

ciebie.

Bedzie

ci

w

niej

do

twarzy.

Suknia

składała

się

z

szerokich

kawałków

srebrzystego

materiału,

które

przytrzymywały

na

bokach

cienkie,

błyszczace

paski.

Łaczyły

materiał

na

ramionach,

przy

dekolcie

z

przodu

i

głebokim

wcieciu

z

tyłu.



Czemu

nie

miałabym

pójsć

tak

jak

stoje?

Przymierz

ja.



A

co

mam

włoyć

pod

spód?

Wypchnał

jezykiem

policzek.

Masz

ju,

co

trzeba.

Jezu

Chryste!

Weszła

niezdarnie

w

srodek

sukienki

i

podciagneła

w

góre.

Materiał

był

miekki,

lejacy

i

przylegał

do

ciała

niczym

kochanek.

Uwodzicielskie

boczne

rozciecia

odsłoniły

gładką

skórę

i

wszystkie

kragłosci.



Kochana

Eve.

-Wział

za

reke,

odwrócił

dłoń

i

musnał

pieszczotliwie

wargami,

czym

zawsze

wprawiał

jej

nogi

w

drenie.

-Czasami

zapierasz

dech

w

piersiach.

Masz,

włó.

to.

Wyjał

z

szuflady

parę

brylantowych

kolczyków.



Czy

to

more?

Usmiechnał

sie.

Od

miesiecy.

Nie

dostaniesz

adnych

prezentów

do

Gwiazdki.

Umocowała

je

i

z

filozoficznym

spokojem

zaczekała,

a.

wybierze

buty.

Nie

mam

gdzie

schować

nadajnika.

Prosze.

Podał

jej

smiesznie

mała,

pasujacą

do

butów,

torebke.

Coś

jeszcze?

Jesteś

doskonała.

-Usmiechnał

sie,

kiedy

brzeczyk

zasygnalizował

przybycie

pierwszych

gosci.

-I

szybka.

Zejdzmy

na

dół,

bym

mógł

pochwalić

się

moją

ona.

Nie

jestem

pudlem

mrukneła,

na

co

wybuchnał

smiechem.



W

ciagu

godziny

cały

dom

zapełnił

się

goscmi,

muzyką

i

swiatłami.

Rozgladajac

się

po

sali

balowej,

Eve

mogła

być

jedynie

wdzieczna

Roarke'owi,

e

nie

kazał

jej

uczestniczyć

w

przygotowaniach.



Wielkie

stoły

uginały

się

pod

srebrnymi

półmiskami

ze

słodką

szynką

z

Wirginii,

kaczką

w

galarecie

z

Francji,

krwistą

wołowiną

z

Montany,

homarami,

łososiem,

ostrygami

hodowanymi

na

Silasie

I

i

mnóstwem

swieych

owoców

zerwanych

zaledwie

dziś

rano

i

ułoonych

w

wymyslne

figury.

Wokół

tortu

w

kształcie

drzewa

ozdobionego

cukierkami

z

marcepanu

ustawiono

najrozmaitsze

desery,

które

skusiłyby

najtwardszego

wieznia

odbywajacego

strajk

głodowy.



Po

raz

kolejny

Roarke

potrafił

zadziwić

swoją

pomysłowoscia.



W

drugim

koncu

sali

stała

olbrzymich

rozmiarów

choinka

udekorowana

tysiacem

białych

swiatełek

i

srebrnych

gwiazdek.



Za

siegajacymi

od

sufitu

do

podłogi

oknami

zamiast

ohydnego

sniegu

z

deszczem

mona

było

zobaczyć

hologram

przedstawiajacy

sielski

zimowy

krajobraz

z

zamarznietym

stawem,

gdzie

na

srebrnej

tafli

slizgały

się

pary

ływiarzy,

i

łagodnym

zboczem,

po

którym

zjedały

dzieci

na

czerwonych

nartach.



Tylko

Roarke

mógł

pomysleć

o

takich

szczegółach.



Hej,

kotku,

sama

w

takim

pałacu?

Uniosła

brew,

czujac

na

posladku

czyjaś

dłon.

Odwróciła

się

wolno

i

ujrzała

przed



sobą

McNaba.



Chryste,

pani

porucznik!

Trzymasz

rekę

na

moim

tyłku,

McNab.

Chyba

nie

jest

to

odpowiednie

miejsce.

Cofnał

dłoń

jak

oparzony.

Boe.

Przepraszam.

Nie

poznałem

pani.

Myslałem...

-Zacisnał

reke,

majac

wielką

ochotę

schować

do

kieszeni.

-Nie

wiedziałem,

e

to

pani.

Myslałem...

Wyglada

pani...

-Urwał,

nie

potrafiac

znalezć

słów.

Detektyw

McNab

usiłuje

powiedzieć

ci

komplement,

Eve

powiedział

Roarke,

stajac

nagle

przed

nimi

i

mierzac

twardym

spojrzeniem

przeraonego

McNaba.

-

Prawda,

Ianie?

Tak.

Ja...

Myslę

te,

e

gdyby

swiadomie

piescił

twój

tyłek,

musiałbym

go

zabic.

Na

miejscu.

-Trzepnał

palcami

w

szykowny

czerwony

krawat

McNaba.

-W

jednej

chwili.

Sama

bym

sobie

z

tym

poradziła

odparła

oschle

Eve.

-Zdaje

sie,

e

detektyw

McNab

ma

ochotę

na

drinka.

Tak

jest,

pani

porucznik.

Roarke,

czy

mógłbyś

się

nim

zajac?

Własnie

przyszła

Mira.

Chciałabym

zamienić

z

nią

parę

słów.

Z

przyjemnoscia.

-Roarke

objał

McNaba

ramieniem

i

scisnał

go

trochę

mocniej,

ni.

naleało.

Przejscie

na

drugi

koniec

sali

zajeło

Eve

wiecej

czasu,

ni.

się

spodziewała.

Zdumiało

ja,

jak

wiele

osób

ma

ochotę

na

pogawedke,

i

to

o

niczym

konkretnym.

W





pewnym

momencie

dostrzegła

Peabody,

ubraną

w

szerokie

wieczorowe

spodnie

w

jasnozłotym

kolorze

i

elegancką

kamizelke.

Ku

zaskoczeniu

Eve

jej

asystentka

wspierała

się

na

ramieniu

Charlesa

Monroe.



Eve

uznała,

e

Mira

moe

poczekac.



Peabody.

Dallas.

Wspaniała

sala.

W

istocie.

-Eve

utkwiła

spojrzenie

w

Charlesie

Monroe.

Cudowny

dom,

poruczniku.

Nie

przypominam

sobie,

ebyś

był

na

liscie

gosci.

Peabody

spłoneła

rumiencem

i

zesztywniała.

W

zaproszeniu

napisano,

e

mogę

przyprowadzić

ze

sobą

partnera.

-Czy

rzeczywiscie

chodzi

tu

o

spotkanie

na

gruncie

towarzyskim?

Tak

odparł

cicho

Charles,

a

w

jego

oczach

błysneła

uraza.-Delia

wie,

kim

jestem.

Dostanie

rabat

jako

gliniarz?

Dallas.

-Wstrzasnieta

Peabody

postapiła

krok

naprzód.

Wszystko

w

porzadku.

-Charles

poklepał

po

plecach.

-Jestem

tu

prywatnie,

Dallas,

i

miałem

nadzieję

spedzić

miły

wieczór

w

towarzystwie

atrakcyjnej

kobiety.

Jesli

yczysz

sobie,

ebym

wyszedł,

ju.

mnie

nie

ma,

to

twój

dom

i

twoje

przyjecie.

Ona

jest

jeszcze

duą

dziewczynka.

Oczywiscie

mrukneła

Peabody.

-Zaczekaj

chwile,

Charles

dodała,

po

czym

chwyciła

Eve

za

ramię

i

odciagneła

na

bok.



Hej!

Hadne

hej.

-W

głosie

Peabody

brzmiała

furia.

-Nie

muszę

spowiadać

się

przed

panią

z

mojego

prywatnego

czasu

czy

znajomosci

i

nie

ma

pani

prawa

stawiać

mnie

w

niezrecznej

sytuacji.

Chwileczke...

Jeszcze

nie

skonczyłam.

-Nieco

pózniej

Peabody

przypomniała

sobie

wyraz

twarzy

Eve,

teraz

jednak

była

zbyt

zdenerwowana,

by

zauwayc,

e

jej

szefował

jest

zaszokowana.

-To,

co

robię

poza

słuba,

to

moja

sprawa.

Jesli

zechce,

mogę

tanczyć

na

stole

albo

wynajać

szesć

meskich

dziwek,

eby

co

niedziela

pieprzyły

mnie

do

upadłego.

A

jesli

mam

ochotę

umówić

się

na

randkę

z

interesujacym,

atrakcyjnym

meczyzna,

który

z

jakichś

powodów

chce

dotrzymać

mi

towarzystwa,

to

te.

nikomu

nic

do

tego.

Ja

tylko...

Jeszcze

nie

skonczyłam

powiedziała

przez

zacisniete

zeby

Peabody.

-W

pracy

pani

rozkazuje.

Ale

na

tym

koniec.

Jesli

nie

chce

mnie

pani

tu

widzieć

w

towarzystwie

Charlesa,

wyjdziemy.

Peabody

odwróciła

się

na

piecie,

lecz

Eve

złapała

za

reke.



Nie

chce,

ebyscie

wychodzili

powiedziała

cichym,

spokojnym

i

lodowatym

tonem.

-Przepraszam,

e

osmieliłam

się

wtracać

w

twoje

prywatne

ycie.

Mam

nadzieje,

e

to

nie

zepsuje

ci

wieczoru.

A

teraz

wybacz.

Odeszła,

czujac

się

do

ywego

zraniona.

Kiedy

odnalazła

wreszcie

Mire,

wcia.

czuła

gwałtowny

skurcz

w

oładka.



Nie

chcę

ci

przeszkadzać

w

przyjeciu,

ale

prosiłabym

o

kilka

minut

rozmowy

na



osobnosci..



Oczywiscie.

Co

się

stało?

-spytała

zaniepokojona

pociemniałym

wzrokiem

i

pobladłymi

policzkami

Eve.

Chcę

porozmawiać

na

osobnosci

powtórzyła

Eve,

nakazujac

sobie

spokój.

-

Moemy

pójsć

do

biblioteki.

Och!

-Mira

klasneła

w

dłonie

z

zachwytu,

kiedy

znalazły

się

w

srodku.

-Có.

za

wspaniałe

pomieszczenie.

A

jakie

w

nim

skarby.

Tak

mało

osób

potrafi

docenić

dziś

ksiake,

jej

zapach

i

dotyk.

To

prawdziwa

przyjemnosć

móc

zwinać

się

w

fotelu

z

ksiaką

w

reku,

zamiast

patrzeć

w

chłodny

bezosobowy

ekran

monitora.

To

królestwo

Roarke'a

powiedziała

Eve

i

zamkneła

za

sobą

drzwi.

-Chodzi

o

charakterystykę

Rydy'ego.

Mam

zastrzeenia

do

niektórych

twoich

wniosków.

Spodziewałam

się

tego.

-Mira

obeszła

pokój,

po

czym

usiadła

w

miekkim

skórzanym

fotelu

i

wygładziła

fałdy

jasnoróowej

koktajlowej

sukni.

-On

nie

jest

morderca,

którego

szukasz,

Eve,

ani

potworem,

za

jakiego

go

uwaasz.

Moje

zdanie

nie

ma

tu

nic

do

rzeczy.

Zanadto

bierzesz

do

siebie

jego

zwiazek

z

siostra.

Nie

moesz

jej

z

sobą

porównywac.

Ona

nie

jest

bezbronnym

dzieckiem.

Co

prawda

uwaam,

e

brat

roztoczył

nad

nią

zbyt

wielką

kontrole,

ale

do

niczego

jej

nie

zmusza.

Wykorzystuje

ja.

A

ona

jego.

Zgadzam

sie,

e

Rudy

ma

obsesję

na

jej

punkcie,

mimo

to

jest

seksualnie

niedojrzały.

Uwaam,

e

nie

byłby

w

stanie

współyć

z

nikim

innym

z

wyjatkiem

siostry,

co

wyklucza

go

z

listy

podejrzanych.

Był

szantaowany

i

szantaysta

nie

yje.

Jeden

z

klientów

zalecał

się

do

jego



siostry

i

te.

nie

yje.



Tak,

i

dlatego

własnie

byłam

gotowa

uznać

go

za

zdolnego

do

popełnienia

tych

morderstw.

Ale

zmieniłam

zdanie.

Moe

być

zdolny

do

fizycznej

przemocy,

ale

w

stanie

wzburzenia

czy

zagroenia.

Jest

to

jednak

stan

chwilowy.

On

nie

potrafiłby

zaplanować

i

dokonać

tego

typu

morderstw.

A

wiec

zwalniamy

go?

-Eve

odeszła

w

drugi

koniec

biblioteki.

-Pozwolimy

mu

odejsc?

Kazirodztwo

jest

zabronione,

ale

trzeba

je

udowodnic.

To

jednak

nie

ma

z

sprawą

nic

wspólnego.

Domyslam

sie,

e

chciałabyś

go

ukarać

i

uwolnić

siostrę

spod

jego

władzy.

To

nie

ma

nic

wspólnego

z

moimi

problemami.

Och,

wiem,

Eve.

-Chwyciła

za

reke,

domyslajac

sie,

co

moe

teraz

czuc.

Nie

obwiniaj

siebie

za

to,

co

przeyłas.

Własnie

z

tego

powodu

się

nim

zajełam.

-Poczuła

nagle

zmeczenie

i

przysiadła

obok

Miry.

Dlatego

mogłam

coś

przeoczyc,

jakiś

szczegół,

który

doprowadziłby

mnie

do

mordercy.

Postepowałaś

zgodnie

z

logika.

Dlatego

trzeba

go

wykluczyć

z

listy

podejrzanych.

Ale

zbyt

długo

do

tego

dochodziłam.

Za

kadym

razem,

kiedy

instynkt

podpowiadał

mi,

e

podejrzewam

niewłasciwego

człowieka,

nie

chciałam

przyjać

tego

do

wiadomosci.

Bo

wcia.

widziałam

siebie.

Patrzyłam

na

ofiarę

i

w

głebi

duszy

myslałam,

e

to

mogłam

być

ja.

Gdybym

nie

zabiła

sukinsyna,

to

ja

mogłabym

tam

leec.

Ukryła

twarz

w

dłoniach,

po

czym

przeczesała

włosy.





Chryste,

wszystko

partacze.

Gdziekolwiek

się

obróce.

To

znaczy?

Nie

ma

sensu

o

tym

mówic.

Mira

pogładziła

Eve

po

włosach.

O

co

chodzi?

Nie

potrafię

nawet

poradzić

sobie

ze

zwykłymi

swietami.

Ju.

na

samą

mysl

o

tym,

co

trzeba

zrobic,

co

kupic,

robi

mi

się

niedobrze,

Och

Eve!

-Mira

pokreciła

głową

i

zasmiała

się

lekko.

-Boe

Narodzenie

kadego

przyprawia

o

zawrót

głowy.

To

normalne.

Nie

dla

mnie.

Nigdy

przedtem

nie

miałam

tylu

bliskich

ludzi.

A

teraz

masz

usmiechneła

się

Mira,

z

przyjemnoscią

głaszczac

Eve

po

głowie.

-Kogo

chcesz

się

pozbyc?

Mysle,

e

udało

mi

się

własnie

wykopać

Peabody.

-Eve

podniosła

się

z

miejsca,

czujac

do

siebie

niesmak.

-Przyszła

tu

z

licencjonowany

partnerem.

Och,

nie

mam

nic

do

tego,

ale

to

meska

dziwka,

przystojna,

elokwentna,

czarujaca.

Niepokoi

cie,

e

z

jednej

strony

go

lubisz,

a

z

drugiej

nienawidzisz

za

to,

jak

zarabia

na

ycie.

Nie

o

mnie

chodzi,

ale

o

Peabody.

On

twierdzi,

e

chce

mieć

kogoś

bliskiego,

a

ona

wpatruje

się

w

niego

jak

w

obrazek

i

wkurzyła

się

na

mnie,

kiedy

osmieliłam

się

go

skrytykowac.

Hycie

jest

pogmatwane,

Eve,

a

ty

uciekłaś

od

niego,

odgrodziłaś

się

od

konfliktów,

problemów

i

przykrosci.

Jesli

rozgniewała

sie,

to

dlatego,

e

cię

podziwia

i

szanuje.



O

Chryste!

Być

kochaną

to

wielka

odpowiedzialnosc.

Napraw

to,

co

zostało

zerwane,

bo

ona

wiele

dla

ciebie

znaczy.

Wyglada

na

to,

e

robi

się

wokół

mnie

cholerny

tłok.

Zamigotał

domowy

ekran

i

pojawiła

się

na

nim

nadeta

twarz

Roarke'a.

Poruczniku,

goscie

dopytują

się

o

panią

domu.

Odpieprz

sie.

-Skrzywiła

sie,

kiedy

Mira

zdusiła

wybuch

smiechu.

-Przynajmniej

o

jedną

osobę

nie

muszę

się

martwic.

Ale

nie

powinnam

psuć

ci

wieczoru.

Nie

psujesz.

Lubię

z

tobą

rozmawiac.

Eve

ju.

chciała

wsunać

dłonie

do

kieszeni,

lecz

przypomniała

sobie,

e

nie

ma

kieszeni,

i

westchneła.



Poczekaj

tu

chwile.

Muszę

przyniesć

coś

z

mojego

biura.

Dobrze.

Tymczasem

poogladam

sobie

ksiaki.

Proszę

bardzo.

-Nie

chcac

tracić

czasu

na

chodzenie

po

schodach,

Eve

skorzystała

z

windy.

Nie

było

jej

niecałe

trzy

minuty,

a

Mira

zdayła

ju.

usiasć

z

ksiaką

w

reku.

Dziwne

losy

Jane

Eyre

westchneła.

-Nie

czytałam

tego

od

czasów,

kiedy

byłam

małą

dziewczynka.

Có.

za

wspaniały

romans.

Moesz

go

sobie

poyczyc,

jesli

chcesz.

Roarke

nie

bedzie

miał

nic

przeciwko

temu.

Mam

własny

egzemplarz.

Po

prostu

nie

mam

czasu

na

czytanie.

Ale

dziekuje.

Chciałam

ci

coś

dac.

Trochę

za

wczesnie,

ale...

moemy

się

nie

zobaczyc.

-Czujac

się

dziwnie

niezrecznie,

podała

elegancko

opakowane

pudełko.



Och,

to

miłe

z

twojej

strony.

-Mira

przyjeła

prezent

z

wyrazną

radoscia.

-Czy

mogę

teraz

otworzyc?

Oczywiscie.

-Wzniosła

oczy

do

nieba,

kiedy

Mira

delikatnie

rozwiazała

elegancką

wstakę

i

pieczołowicie

odwineła

brzegi

papieru.

Moją

rodzinę

te.

to

przyprawia

o

szalenstwo,

gdy

widzi,

jak

rozpakowuję

prezenty

stwierdziła

ze

smiechem.

-Ale

jakoś

nie

mogę

zdobyć

się

na

rozerwanie

opakowania.

Potem

składam

papier

o

wstake.

Mam

ich

pełne

szuflady

i

ciagle

zapominam

ich

uyc.

-Umilkła

na

widok

perfum.

-Przesliczny

flakon.

Nawet

jest

na

nim

wygrawerowane

moje

imie.

To

specjalnie

skomponowany

zapach.

Podajesz

facetowi

cechy

charakteru

i

wygladu

zewnetrznego

danej

osoby,

a

on

komponuje

indywidualny

zapach.

Charlotte

mrukneła

Mira.-Nie

wiedziałam,

e

znasz

moje

imie.

Gdzieś

je

słyszałam.

W

oczach

Miry

błysneły

łzy.

To

miło

z

twojej

strony.

-Odstawiła

flakonik

i

objeła

Eve.

-Dziekuje.

Eve

czujac

ogarniajacą

falę

ciepła

i

zaenowania

odwzajemniła

uscisk.

Cieszę

sie,

e

ci

się

podoba.

Jestem

nowicjuszką

w

tych

sprawach.

Doskonale

sobie

poradziłas.

-Mira

odsuneła

się

i

ujeła

w

dłonie

twarz

Eve.

-

Jestem

z

ciebie

dumna.

Teraz

muzę

pójsć

do

łazienki

i

przypudrować

sobie

nos,

bo

zawsze

wylewam

łzy

nad

swiatecznymi

prezentami.

Sama

trafię

dodała,

klepiac

Eve

po

policzkach.-Ty

idź

zatanczyć

ze

swoim

meem

i

wypij

trochę

szampana

Swiat

za

oknem

nie

ucieknie.

Muszę

go

powstrzymac.



I

powstrzymasz.

Dziś

jednak

zajmij

się

soba.

Znajdź

Roarke'a

i

korzystaj

z

ycia.

Rozdział

17



Eve

skorzystała

z

rady

Miry.

Doszła

nawet

do

wniosku,

e

to

wcale

nie

jest

takie

złe

czuć

lekki

szum

w

głowie

i

kołysać

się

w

ramionach

Roarke'a

w

takt

sennej

muzyki

na

kolorowej

sali

pełnej

zapachów

i

swiatła.



Mona

z

tym

wytrzymać

mrukneła.

Hmm?

Usmiechneła

sie,

kiedy

musnał

wargami

jej

ucho.

Mona

z

tym

wytrzymać

powtórzyła,

odchylajac

głowe,

by

spojrzeć

mu

w

oczy.

-Z

całym

tym

bogactwem

Roarke'a.

Przesunał

dłonmi

wzdłu.

jej

pleców.



Miło

to

słyszec.

Masz

sporo

tego

wszystkiego,

Roarke.

Rzeczywiscie,

sporo.

-I

one,

której

kreci

się

w

głowie,

pomyslał

z

rozbawionym

błyskiem

w

oku.



Czasami

bywa

tu

ponuro,

ale

nie

teraz.

Teraz

jest

bardzo

miło.

-Westchneła

i

potarła

policzkiem

o

jego

policzek.

-Co

to

za

muzyka.



Podoba

ci

sie?

Tak.

Jest

seksowna.

Pochodzi

z

lat

czterdziestych

dwudziestego

wieku.

To

Dorseya.

Ten

kawałek

nazywa

się

Serenada

Ksieycowa.

To

całe

wieki

temu.

Prawie.

Skad

ty

o

tym

wszystkim

wiesz?

Moe

urodziłem

się

za

pózno.

Westchneła.

big

band

Tommy'ego



Nie,

trafiłeś

dokładnie

w

swój

czas.

-Oparła

mu

głowę

na

ramieniu,

by

móc

obserwować

sale.

-Wszyscy

wygladają

na

zadowolonych.

Feeney

tanczy

z

ona.

Mavis

siedzi

na

kolanach

Leonarda

i

rozmawia

z

Mirą

i

jej

meem.

McNab

zaczepia

wszystkie

kobiety

i

wodzi

wzrokiem

za

Peabody,

wysuszajac

twoją

whisky.

Roarke

obejrzał

się

leniwie

i

uniósł

brew.



Trina

własnie

wzieła

go

w

obroty.

Jezu,

zaraz

zje

chłopaka

ywcem.

Nie

wyglada

na

zmartwionego.

-Uniosła

głowe.

-Bardzo

miłe

przyjecie.

Muzyka

zmieniła

się

i

rytm

stał

się

szybszy.

Eve

otworzyła

usta

ze

zdziwienia.

Kurczę

blade,

spójrz

na

Dickiego.

Co

on

robi?

Roarke

objał

onę

w

talii

i

usmiechnał

sie.

Tanczy

rock

and

rolla.



Patrzyła

zaskoczona,

jak

szef

laboratorium

wiruje

z

Nadine

Furst

po

całej

sali,

to

odpychajac

ja,

to

znów

przyciagajac

do

siebie.



Cholera!

Nigdy

nie

potrafiłam

zmusić

go

do

takiego

galopu

w

laboratorium.

Ho,

ho!

-Oczy

jej

się

rozszerzyły,

kiedy

Dickie

przeciagnał

Nadine

miedzy

nogami.

Reporterka

zaniosła

się

smiechem,

gdy

jej

stopy

dotkneły

podłogi,

a

tłum

gosci

nagrodził

ich

brawami.

Eve

nie

mogła

powstrzymać

usmiechu.



To

ci

dopiero

zabawa.

Chcesz

spróbowac?

Och

nie.

-Rozesmiała

się

jednak

i

zaczeła

przytupywać

nogą

do

taktu.

-

Wystarczy

mi

samo

patrzenie.

Czy

to

nie

megataniec?

-Mavis

podbiegła

do

nich,

ciagnac

za

sobą

Leonarda.-

Kto

by

pomyslał,

e

Nadine

potrafi

tak

tanczyc.

Odjazdowa

impreza,

Roarke.

Dzieki.

Wygladasz

bajecznie,

Mavis.

Te

kreację

nazwalismy

wesołą

szatka”

Rozesmiała

się

i

okreciła

wokół

własnej

osi.

Pod

wpływem

ruchu

kolorowe

kawałki

materiału,

siegajace

jej

a.

do

kostek,

rozsuneły

sie,

odsłaniajac

fragmenty

ciała

pomalowane

na

złoty

kolor.

Opadajace

na

ramiona

włosy

przytrzymywała

wielka

kokarda.



Leonardo

uwaał,

e

twoja

suknia

powinna

być

bardziej

subtelna

zwróciła

się

do

Eve.

Nikt

tak

jak

ty

i

Mavis

nie

potraficie

nosić

moich

kreacji.

-Leonardo

usmiechnał

się

promiennie.

-Wesołych

swiat,

Dallas.

-pochylił

się

i

cmoknał

w

policzek.

-



mamy

coś

dla

ciebie,

dla

was

obojga.

Wyciagnał

zza

pleców

paczkę

i

wreczył

Eve.



Dzieki

tobie

Mavis

i

ja

spedzimy

razem

nasze

pierwsze

swieta.

-Jego

złote

oczy

zaszły

mgła.

Nie

bardzo

wiedzac,

co

mu

odpowiedziec,

Eve

połoyła

paczuszkę

na

jednym

ze

stolików

i

odpakowała.

Wewnatrz

znalazła

ozdobną

szkatułkę

z

politurowanego

drewna,

z

mosienymi

okuciami.



Jest

piekna.

Otwórz

ponagliła

Mavis.

-Leonardo,

powiedz

im,

co

ona

oznacza.

Drewno

symbolizuje

przyjazn,

a

metal

miłosc.

-Zaczekał,

a.

Eve

otworzy

wieczko.

W

srodku

znajdowały

się

dwie

wyłoone

jedwabiem

przegródki.

-jedna

jest

na

wasze

wspomnienia,

druga

na

yczenia.

Sam

to

wymyslił.

-Mavis

scisneła

wielką

dłoń

Leonarda.

-Czy

nie

jest

mega?

Roarke

dotknał

ramienia

Eve,

po

czym

wyciagnał

dłoń

do

Leonarda.

Cudowny

prezent.

Dziekuje.

-Cmoknał

Mavis

w

policzek.

-Dziekuję

wam

obojgu.

Teraz

moecie

wypowiedzieć

wspólne

yczenie

w

wigilię

Boego

Narodzenia.-

Mavis

uscisneła

mocni

Eve,

po

czym

odwróciła

się

do

Leonarda.

-Chodzmy

potanczyc.

Zaraz

się

rozryczę

mrukneła

Eve,

kiedy

odeszli.

Tak

to

bywa

w

swieta.

-Chwycił

za

brodę

i

spojrzał

z

usmiechem

w

wilgotne

oczy.

-Lubię

patrzec,

kiedy

się

wzruszasz.

Pod

wpływem

impulsu

objeła

go

za

szyję

i

pocałowała.

Był

to

długi,

goracy





pocałunek,

który

bardziej

uspokajał,

ni.

burzył

krew.



To

bedzie

nasza

pierwsza

wspólna

pamiatka

powiedziała,

unoszac

głowe.

-Poruczniku...

Odwróciła

się

i

chrzakneła

nerwowo

na

widok

stojacego

przed

nią

Whitneya.

Poczuła

zaenowanie

na

mysl

o

tym,

e

zobaczył

z

załzawionymi

oczyma

i

wargami

dracymi

od

pocałunku.



Panie

komendancie.

Proszę

wybaczyc,

e

przeszkadzam.

-Rzucił

Roarke'owi

przepraszajace

spojrzenie.

-Własnie

otrzymałem

wiadomosc,

e

Piper

Hoffman

została

napadnieta.

W

jednej

chwili

stała

się

policjantka.



Gdzie

teraz

jest?

W

drodze

do

szpitala

Hayesa.

Na

razie

nie

mamy

informacji

na

temat

jej

stanu.

Czy

moglibysmy

gdzieś

spokojnie

porozmawiac?

W

moim

biurze.

Zaprowadzę

komendanta

powiedział

Roarke.

-A

ty

zbierz

swoich

ludzi.

Została

napadnieta

w

mieszkaniu

nad

siedzibą

Szczesliwego

Zwiazku”

-zaczał

Whitney.

Z

przyzwyczajenia

stanał

za

biurkiem,

lecz

nie

usiadł.-Wyglada

na

to,

e

była

sama.

Wezwany

na

miejsce

zdarzenia

funkcjonariusz

twierdzi,

e

jej

brat

wrócił

do

domu

w

trakcie

całego

zajscia.

Napastnik

uciekł.





czy

swiadek

zidentyfikował

napastnika?

-spytała

Eve.

Jeszcze

nie.

Jest

w

szpitalu

z

siostra.

Mieszkanie

zostało

zabezpieczone.

Poleciłem

mundurowym,

eby

niczego

nie

ruszali

do

pani

przybycia.

Zabiorę

ze

sobą

Feeneya.

Najpierw

pojedziemy

do

szpitala.

-Katem

oka

dostrzegła

zaskoczenie

na

twarzy

Peabody,

lecz

nie

spuszczała

wzroku

z

Whitneya.

-Nie

chce,

by

Peabody

i

McNab

się

ujawnili.

Wole,

eby

zostali,

dopóki

nie

znajdę

się

na

miejscu

zdarzenia.

Do

pani

naley

decyzja

odparł

po

prostu

Whitney,

który

całkowicie

się

z

nią

zgadzał.

Tym

razem

mamy

swiadka,

a

napastnik

musi

się

ukrywac.

Pewnie

boi

sie,

e

został

rozpoznany.

Jesli

Piper

przeyje,

bedzie

to

jego

trzeci

bład.

-odwróciła

się

do

swojej

druyny.

-Muszę

się

przebrac.

Feeney,

bedę

na

dole

za

pieć

minut.

Peabody,

skontaktuj

się

ze

szpitalem

i

spróbuj

dowiedzieć

sie,

jaki

jest

stan

zdrowia

ofiary.

McNab,

niech

mundurowy

dostarczy

ci

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa.

Przejrzyj

je

do

naszego

powrotu.

Poruczniku,

dorwijcie

tego

sukinsyna

powiedział

Whitney,

kiedy

ruszyła

w

stronę

windy.

Któregoś

dnia

mam

zamiar

wyjsć

z

twojego

przyjecia

razem

z

oną

powiedział

Feeney,

kiedy

szkli

szpitalnym

korytarzem.





Głowa

do

góry,

Feeney.

Moe

własnie

trafia

nam

się

okazja

zakonczenia

tej

sprawy

i

spedzisz

swieta

na

łonie

rodziny.

Moe.

-Zza

drzwi,

które

mijali,

dobiegł

czyjś

jek

i

Feeney

skulił

ramiona.

-Zbyt

duo

tu

potłuczonych

ciał.

Sadzac

z

tego,

co

dzieje

się

dzisiaj

na

drogach,

to

wszystko

poszkodowani

w

wypadkach.

Ale

oto

i

Rudy.

Ja

się

nim

zajme.

A

ty

idź

porozmawiać

z

lekarzem.

Wystarczyło

jedno

spojrzenie

na

siedzacego

w

korytarzu

meczyzne,

eby

Feeney

z

ochotą

przystał

na

propozycję

Eve.



Jest

twój,

mała.

Rozeszli

sie.

Eve

ruszyła

korytarzem

do

miejsca,

gdzie

siedział

Rudy

z

twarzą

ukrytą

w

dłoniach.

Słyszac

czyjeś

kroki,

powoli

opuscił

rece,

chwil

e

wpatrywał

się

w

buty,

po

czym

uniósł

głowę

i

spojrzał

na

nią

wzrokiem,

w

którym

malowała

się

rozpacz.



Zgwałcił

i

zadał

jej

ból.

Słyszałem,

jak

płacze,

jak

błaga

i

płacze.

Eve

usiadła

obok

niego.

Kto

to

był?

Nie

wiem.

Nie

widziałem

go.

Chyba

musiał

słyszec,

jak

wszedłem.

Wbiegłem

do

sypialni

i

zobaczyłem

ja.

O

Boe,

Boe,

Boe!

Przestań

rzuciła

ostrym

tonem

i

chwyciła

go

za

rece,

kiedy

próbował

ukryć

w

nich

twarz.

-To

jej

nie

pomoe.

Wszedłeś

i

usłyszałeś

ja.

Gdzie

byłes?

Robiłem

zakupy.

-Samotna

łza

spłyneła

mu

po

policzku.

-Spodobała

jej

się

pewna

rzezba,

wróka

nad

stawem.

Trafiłem

przypadkiem

na

adres

galerii.

W

tym

całym

zamieszaniu

nie

miałem

czasu,

by

jej

kupic,

dopiero

dzisiaj

wieczorem.

Nie



powinienem

zostawić

jej

samej.



Trzeba

bedzie

sprawdzić

galerie,

pomyslała

Eve.

Musi

upewnić

sie,

e

meczyzna,

przez

którego

Piper

znalazła

się

w

szpitalu,

nie

siedzi

teraz

obok

niej.

Doskonale

wiedziała,

e

nie

wolno

wpuszczać

nikogo

obcego

do

mieszkania.

Dlaczego

wiec

to

zrobiła?



Czy

drzwi

były

zablokowane,

kiedy

wszedłeś

do

domu?

Tak,

odkodowałem

je.

Potem

usłyszałem

jej

płacz

i

wołanie.

Wpadłem

do

sypialni.

-Wstrzymał

oddech,

zamknał

oczy

i

zacisnał

dłonie.

Leała

na

łóku

naga,

ze

zwiazanymi

rekami

i

nogami.

Nie

jestem

pewny,

ale

chyba

dostrzegłem

coś

katem

oka.

Wtedy

ktoś

mnie

popchnał

i

upadłem.

Złapał

się

za

głowe.



Musiałem

w

coś

uderzyc.

Moe

o

kant

łóka?

Nie

wiem.

Straciłem

przytomnosć

najwyej

na

kilka

sekund,

bo

słyszałem

jak

ucieka.

Nie

pobiegłem

za

nim.

Powinienem,

ale

ona

tam

leała,

a

ja

nie

mogłem

mysleć

o

niczym

innym.

Juz

nie

płakała.

Myslałem...

myslałem,

e

nie

yje.

Wezwałeś

karetke,

policje?

Najpierw

rozwiazałem

i

przykryłem.

Musiałem

to

zrobic.

Nie

mogłem

zniesc...

Potem

wezwałem

karetke.

Nie

mogłem

jej

dobudzic.

A

teraz

nie

pozwalają

mi

jej

zobaczyc.

Tym

razem

Eve

pozwoliła

mu

ukryć

twarz

w

dłoniach

i

rozpłakać

sie.

Spostrzegła

nadchodzacego

Feeneya

i

wyszła

mu

na

spotkanie.



Jest

w

spiaczce

powiedział.

-Lekarze

uwaaja,

e

to

raczej

wynik

szoku

ni.

fizycznych

obraen.

Została

zgwałcona.

Obtarta

skóra

na

nadgarstkach

i

wokół



kostek.

Trochę

siniaków.

Zrobili

badanie

toksykologiczne.

Odurzono

jakimś

legalnym

gównem.

Tatua.

na

prawym

udzie.



Jakie

rokowania?

Mówia,

e

nic

nie

mogą

zrobic.

Mnóstwo

medycznego

bełkotu,

ale

krótko

mówiac

dziewczyna

zamkneła

sie

w

sobie.

Obudzi

się

dopiero

wtedy,

gdy

sama

tego

zechce,

jesli

w

ogóle

zechce.

Dobra.

Nic

tu

po

nas.

Trzeba

postawić

mundurowego

przy

jej

drzwiach

i

przy

bracie.

Nadal

uwaasz

go

za

podejrzanego?

Odwróciła

się

i

chwilę

patrzyła,

jak

Rudy

płacze.

Zaskoczyła

ta

rozpacz.

Nie,

ale

i

tak

trzeba

dać

mu

obstawe.

Kiedy

szli

do

windy,

wyjeła

nadajnik

i

wydała

odpowiednie

rozkazy.

Facet

jest

zdrowo

podłamany

zauwaył

Feeney.

-Ciekawe

czy

rozpacza

nad

siostra,

czy

nad

kochanka.

Tak,

to

rzeczywiscie

problem.

-Weszła

do

windy

i

kazała

zjechać

na

poziom

ulicy.

-Skad

nasz

gosć

wiedział,

e

ona

bedzie

sama?

Nie

zaatakowałby,

gdyby

wiedział,

e

jest

z

nią

Rudy.

To

nie

w

jego

stylu.

Musiał

wiedziec,

e

została

sama.

To

był

ktos,

kogo

znała.

Mógł

obserwować

mieszkanie.

Sprawdzic,

kto

jest

w

domu.

Tak,

musiał

znac.

Znać

ich

oboje.

I

nie

sadze,

eby

ona

była

jedną

z

jego

miłosci.

-Wyszła

z

hallu

i

skierowała

się

w

stronę

wyjscia.

-Ona

nie

pasuje

do

wzoru.

Nie

ma

jej

na

adnej

liscie.

Zaatakował

ja,

by

rzucić

podejrzenie

na

Rudy'ego.



Kiedy

wsiedli

do

samochody,

Eve

oparła

dłonie

na

kierownicy.



Wiedział,

e

przesłuchiwalismy

Rudy'ego

ciagneła.

-I

e

uwaam

go

za

głównego

podejrzanego.

Musiał

cos

wykombinowac,

skoro

nie

udało

mu

się

z

Cissy

i

z

baletnica.

Przypuszczał,

e

jesli

zaatakuje

Piper,

ponownie

zwrócimy

się

ku

Rudy'emu.

Nie

zrobił

tego

z

miłosci,

lecz

dla

bezpieczenstwa.

Feeney

odchylił

się

na

oparcie

i

siegnał

do

kieszeni

po

torebkę

z

orzeszkami.

Zaraz

jednak

przypomniał

sobie,

e

ona

nie

pozwoliła

mu

zabrać

ich

na

przyjecie.



Musiał

znac,

a

ona

jego.

Dzieki

temu

dostał

się

do

srodka.

Nie

otworzyłaby

drzwi

komuś

obcemu,

a

tym

bardziej

gosciowi

przebranemu

za

swietego

Mikołaja.

McNab

musi

przejrzeć

te

dyskietki

z

kamer

bezpieczenstwa.

Wiesz,

co

ja

mysle,

Dallas?

Nie

bedzie

adnych

dyskietek.

Feeney

miał

racje.

Pilnujacy

drzwi

funkcjonariusz

poinformował

ich,e

kamery

bezpieczenstwa

zostały

wyłaczone

o

dziewiatej

piecdziesiat.



Hadnych

sladów

łamania

stwierdziła

Eve

po

obejrzeniu

zamków

i

czytnika

linii

papilarnych.

-Piper

podeszła

do

drzwi,

spojrzała

przez

wizjer,

zobaczyła

znajomą

twarz

i

otworzyła.

Nie

znajdziemy

te.

adnych

dyskietek

z

tego

pietra.

Weszła

do

mieszkania.

Na

wprost

okien

wychodzacych

na

Piata

stało

białe

drzewko

ozdobione

kryształowymi

łancuchami

i

bombkami.

Leały

pod

nimi

pieknie

opakowane

prezenty.

W

miejscu

gdzie

na

wiekszosci

choinek

umieszczano

gwiazdę





lub

anioła,

siedział

biały

gołab.



Przy

drzwiach

wejsciowych

i

przed

wejsciem

do

salonu

leały

rozrzucone

torby

z

zakupami.

Eve

wyobraziła

sobie,

jak

Rudy

wchodzi,

słyszy

wołanie

siostry,

rzuca

torby

i

biegnie

do

sypialni.

Podaajac

jego

sladem,

przeszła

po

miekkim

białym

dywanie

do

drugiego

salonu

ze

scianą

widokowa.



Wszystko

w

bieli.

Miekkie

wysciełane

krzesła

w

kolorze

ecru,

stoły

z

błyszczacymi

blatami

w

kolorze

kosci

słoniowej,

jasne

wazy

z

białymi

kwiatami.

Miała

wraenie,

jakby

znalazła

się

w

chmurze.

Odurzajaca

atmosfera.



Za

salonem

znajdował

się

pokój

rekreacyjny

z

wpuszczonym

w

podłogę

basenem,

powietrznymi

ciearkami,

wanną

z

leczniczym

błotem

i

steperem.



Sypialnia

jest

na

samym

koncu

powiedziała.

-Dobiegniecie

do

niej

musiało

mu

zajać

kilkanascie

sekund.

Weszła

do

wielkiej

sypialni.

Roleta

w

oknie

była

podniesiona

i

wpuszczała

do

wnetrza

ciemnosć

nocy.

Wzdłu.

jednej

ze

scian

stała

olbrzymia

toaletka

z

mnóstwem

kolorowych

butelek,

pudełek

i

tubek.

Królowa

prónosci,

pomyslała

Eve,

patrzac

na

potrójne

lustro

i

rzad

swiateł.

Obok

stały

dwa

miekkie

krzesła.

Nawet

makija.

robili

wspólnie.



Łóko

miało

kształt

serca.

Otaczajaca

je

spiralnie

skrecona

chromowana

rama,

wygladajaca

niczym

kremowa

obwódka

na

torcie.

W

czterech

rogach

zwisały

ozdobne

guzy

ze

sznura.



Zostawił

swoje

zabawki

zauwayła,

kucajac

przy

otwartym

srebrnym

pudle.

-

Czego

tu

nie

ma.

Jest

i

strzykawka,

i

cały

zestaw

do

robienia

tatuau.

W

srodku

znajdowało

się

równie.

plastikowe

pudełko

o

długosci

około





szescdziesieciu

centymetrów,

z

trzema

przegródkami

zawierajacymi

całą

gamę

kosmetyków

firmy

Natural

Perfection.



Nie

znam

się

na

mazidłach,

ale

to

mi

nie

wyglada

na

amatorski

zestaw.

Ho,

ho,

ho.

-Feeney

pochylił

się

i

podniósł

snienobiałą

brode.

-Moe

jednak

przyszedł

tu

w

przebraniu.

Mysle,

e

najpierw

odurzył,

a

potem

się

przebrał.

-Zakołysał

się

na

pietach.

-

Wchodzi,

usypia

ja,

przenosi

do

sypialni,

krepuje,

a

potem

się

stroi.

Maluje

jej

tatua,

robi

makija,

starannie

przy

tym

układajac

swoje

zabawki.

Hadnego

bałaganu.

Kiedy

Piper

dochodzi

do

siebie...

Eve

zmruyła

oczy,

usiłujac

wyobrazić

sobie

scene.



Dochodzi

do

siebie,

jest

zdezorientowana,

wystraszona.

Próbuje

się

wyswobodzic.

Zna

go.

To

szokuje,

przeraa,

bo

wie,

co

on

zamierza

zrobic.

Moe

on

rozmawia

z

nia,

kiedy

tnie

jej

ubrania.

To

chyba

był

szlafrok.

-Feeney

podniósł

z

podłogi

równe

białe

paski

białego

materiału.

Tak.

Szykowała

się

do

sny.

Pewnie

była

podekscytowana,

domyslajac

sie,

e

brat

wróci

z

prezentem

dla

niej.

Teraz

ley

naga

w

łóku

i

wpatruje

się

z

przeraeniem

w

kogos,

kogo

zna.

Nie

chce

wierzyc,

e

to

się

dzieje

naprawde.

W

to

zawsze

trudno

uwierzyc.

Ale

to

się

zdarzyło,

pomyslała,

czujac

zimny

pot

na

skórze.

Nie

mona

było

tego

powstrzymac.



On

rozbiera

sie.

Załoę

sie,

e

kadą

rzecz

składa

równiutko

w

kostke.

Zdejmuje

te.

brode.

Nie

potrzebuje

się

przed

nią

maskowac.



Bedzie

mogła

patrzeć

w

jego

wykrzywioną

grymasem

twarz

i

płonace

oczy.



Jest

podniecony.

Rajcuje

go

fakt,

e

ona

go

zna.

Nie

potrzebuje

lub

nie

chce

się

przebierac.

Moe

wydaje

mu

sie,

e

kocha.

Naley

przecie.

do

niego.

Jest

bezbronna,

ma

nad

nią

władze,

wiekszą

nawet,

bo

mówi

do

niego

po

imieniu,

kiedy

błaga,

eby

zostawił.

Ale

on

jej

nie

słucha.

Nie

che

słuchac.

Po

prostu

wbija

się

w

nią

bez

konca.

Gwałci

ja,

naciera.

Hej,

hej!

-Wstrzasniety

Feeney

połoył

dłonie

na

ramionach

Eve.

Miała

szklisty

wzrok

i

cieki,

urywany

oddech.

-Daj

spokój,

mała.

Przepraszam.-Zamkneła

oczy.

Ju.

dobrze.

-poklepał

niezdarnie.

Od

Roarke'a

wiedział

przez

co

przeszła

jako

dziecko.

Nie

był

jednak

pewny,

czy

Eve

się

tego

domysla.

Lepiej

gdy

oboje

bedą

udawac,

e

on

nic

nie

wie.

-czasami

zbyt

realistycznie

sobie

wszystko

wyobraasz.

Tak.

-Wytarła

usta

wierzchem

dłoni.

Czuła

w

powietrzu

nieswiey

zapach

seksu

i

potu.

A

take

bezkarnosć

i

kobiecy

strach.

Chcesz

się

czegoś

napic?

Nie,

nic

mi

nie

jest.

Ja

tylko...

nienawidzę

morderstw

na

tle

seksualnym.

Pakujmy

dowody

i

konczmy

przeszukiwanie.

Moe

uda

nam

się

znalezć

jakieś

odciski

palców.

-Wstała,

ju.

spokojniejsza.

-Potem

zobaczymy,

co

znajdą

sprzatacze”.

Chwileczke.

-Złapała

Feeneya

za

ramie.-Czegoś

mi

brakuje.

Czego?

Numer

piec.

Co

jest

w

piatej

zwrotce?

-Przepowiedziała

w

myslach

słowa

piosenki.

-Gdzie

jest

pieć

złotych

pierscieni?



Przeszukali

kady

zakamarek,

pokój

po

pokoju,

lecz

nie

znalezli

niczego,

co

by

odpowiadało

pieciu

pierscieniom.

Eve

poczuła,

e

krew

w

niej

teeje.



Tak.

Uwaaj

na

tyły,

Dallas.

Jego

ju.

tu

nie

ma,

Feeney.

Zaszył

się

w

swojej

norze.

Mimo

to

uwanie

rozgladała

się

na

boki,

idac

korytarzem

do

salonu.

Na

drzwiach

nie

dostrzegła

sladów

włamania.

Wewnatrz

panowała

ciemnosc.

Wiedziona

instynktem,

wsuneła

w

zamek

uniwersalny

klucz

i

wyciagneła

bron.



Swiatła

poleciła,

mruac

oczy

przed

nagłym

blaskiem.

Kiedy

wzrok

się

przyzwyczaił,

zobaczyła

wysunieta

szufladę

z

kartami

kredytowy

i

i

gotówką

przy

stanowisku

recepcyjnym.

Była

pusta.



A

wiec

jednak

byłeś

tu.

Rozejrzała

się

po

pomieszczeniu,

po

czym

podeszła

do

wystawy

z

próbkami.

Szkło

było

całe

i

nie

dostrzegła

pustych

miejsc

w

rzedach

równo

poustawianych

produktów.

Skreciła

wiec

w

lewo

w

stronę

gabinetów

zabiegowych.



Wszystkie

były

puste

i

sterylnie

czyste.



Otworzyła

drzwi

do

pomieszczenia

słubowego,

gdzie

stały

szafki

dla

pracowników.

Tu

równie.

panowała

idealna

czystosc.

Przesadna

czystosc,

pomyslała,

czujac,

jak

krew

zaczyna

jej

szybciej

krayć

w

yłach.



Sprawdziła

szafki,

ałujac,

e

nie

ma

zdolnosci

Roarke'a

do

otwierania

zamków.

Szef

nie

pozwoliłby

na

ich

forsowanie

bez

nakazu.



W

nastepnym

pomieszczeniu

znajdował

się

magazyn.

I

tu

natrafiła

na

bałagan.

Pudełka

z

produktami

były

pootwierane,

butelki

i

tubki

porozrzucane.

Wyobraziła

sobie,

jak

on

tu

wpada,

wsciekły

na

siebie,

e

spanikował

i

zostawił

wszystkie





przybory

na

górze.

Wybrał

w

pospiechu,

co

potrzeba,

i

wepchnał

do

torby

lub

jakiegoś

pudełka.



Szybko

i

sprawnie

przejrzała

kade

stanowisko

konsultanta.

Tylko

przy

jednym

panował

nieporzadek.

Szuflady

w

białym

biurku

były

powysuwane.

Na

blacie

widniała

tłusta

plama.



Wiedziała

ju,

lecz

najpierw

poszukała

licencji

stylisty.

Wzieła

do

reki

i

spojrzała

na

fotografie.



Tym

razem

zostawiłeś

po

sobie

bałagan,

Simonie.

Wreszcie

cię

dopadne.

Wyjeła

nadajnik

i

ruszyła

szybko

w

stronę

drzwi,

by

zabezpieczyć

teren.

Tu

porucznik

Eve

Dallas.

Komunikat

do

wszystkich

wozów.

Poszukiwany

Simon

Lastrobe,

ostatni

adres

Wschodnia

Szescdziesiata

Trzecia

cztery

pieć

trzy

zero,

lokal

trzydziesci

piec.

Meczyzna

moe

być

uzbrojony

i

niebezpieczny.

Aktualna

fotografia

w

drodze.

Aresztować

pod

zarzutem

wielokrotnego

morderstwa

na

tle

seksualnym

pierwszego

stopnia.

Komunikat

przyjety.

Eve

zablokowała

drzwi

i

zabezpieczyła

tasmą

miejsce

zbrodni,

po

czym

wywołała

Feeneya.



Zabezpiecz

teren.

Wezwę

Peabody,

by

zajeła

się

sprzataczami”.

Musimy

jechac.

Nasz

gosć

maluje

twarze.

Jezu!

-Feeney

z

obrzydzeniem

pokrecił

głowa,

kiedy





Eve

wystartowała

jak

z

procy.

-Do

czego

ten

swiat

zmierza.



Malował

ich

twarze,

ciała,

układał

włosy,

wysłuchiwał

historii

ich

ycia,

zakochiwał

się

i

potem

zabijał.

Myslisz,

e

oni

wszyscy

byli

jego

klientami?

Moliwe.

Jesli

nie,

to

musiał

ich

widziec.

Wybierał

ich.

Miał

dostep

do

listy

partnerów

i

do

danych

osobowych.

Lecz

co

oznacza

ta

cała

swiateczna

otoczka?

Wyjasni

sie,

kiedy

go

złapiemy.

-Zahamowała

z

piskiem

za

dwoma

wozami

patrolowymi,

blokujacymi

ulice.

Wyskakujac

z

wozu,

trzymała

ju.

w

reku

odznake.

-Byliscie

na

górze?

-zawołała,

przekrzykujac

porywy

wiatru

i

deszczu

ze

sniegiem.

Tak

jest.

Podejrzany

nie

otworzył

drzwi.

Obstawilismy

wszystkie

wejscia.

W

oknach

ciemno.

Hadnego

widocznego

ruchu.

Feeney,

czy

mamy

ju.

zgodę

na

wejscie?

Jeszcze

nie.

Wchodzimy.

Do

diabła

z

nakazem.

-Bez

namysłu

sforsowała

drzwi.

Umoczysz

sprawe,

jesli

nie

bedziesz

miała

nakazu

ostrzegł

i

skrzywił

sie,

kiedy

wybrała

schody

zamiast

windy.

Drzwi

mogą

być

otwarte

rzuciła

gniewnie,

kiedy

dogonił.

Cholera,

Dallas.

Daj

mi

pieć

minut,

a

wydebię

ten

nakaz.

Kiedy

dotarli

na

drugie

pietro,

dostał

lekkiej

zadyszki

i

rumienców

na

twarzy.

Mimo

to

pierwszy

dotarł

do

drzwi

z

numerem

trzydziesci

piec.



Stój,

do

cholery.

Załatwimy

to

zgodnie

z

prawem.

Znasz

procedure.



Miała

ochotę

kopniakiem

sforsować

drzwi,

dopasć

tego

drania

i

sprawic,

eby

doswiadczył

uczucia

strachu,

bólu

i

bezradnosci.

Traktuję

to

zbyt

osobiscie,

pomyslała,

czujac,

e

drą

jej

miesnie.

Z

trudem

opanowała

szalejacą

w

niej

wsciekłosc.



Dobra

powiedziała

w

koncu.

-Ale

kiedy

tam

wejdziemy,

ty

go

zgarniesz,

Feeney.

Przecie.

to

twoja

działka.

Zgarniesz

go.

Nie

jestem

pewna,

czy

potrafiłabym

utrzymać

nerwy

na

wodzy.

Przyjrzał

się

jej

napietej

twarzy,

dostrzegł

wewnetrzną

walkę

i

skinał

głowa.

Zrobię

to

dla

cienie,

Dallas.

-Siegnał

po

nadajnik,

który

nagle

zapiszczał.

-Mamy

zgode.

Moemy

wchodzic.

Góra

czy

dół?

Wykrzywiła

wargi.



Dawniej

zawsze

brałeś

góre.

I

nadal

tak

jest.

Od

kucania

bolą

mnie

kolana.

Odwrócili

się

w

stronę

drzwi,

odetchneli

głeboko

i

uderzyli

w

nie

z

całą

siłą

Kiedy

zamki

pusciły,

Eve

przykucneła

z

bronią

w

reku

pod

ramieniem

Feeneya.

Ubezpieczajac

sie,

błyskawicznie

zlustrowali

tonacy

w

półmroku

pokój,

do

którego

wpadło

swiatło

ulicznych

latarni.



Czystko

jak

w

kosciele

szepnał

Feeney.

-Pachnie

jak

w

szpitalu.

To

srodek

dezynfekcyjny.

Zapalam

swiatła.

Biorę

lewą

strone.

Dawaj.

Swiatła

rozkazała.

-Simon.

Tu

policja.

Jestesmy

uzbrojeni

i

mamy

nakaz.

Wszystkie

wyjscia

obstawione.

-Wskazała

na

drzwi

prowadzace

do

pokoju,

na



co

Feeney

kiwnał

głowa.

Trzymajac

broń

w

pogotowiu,

pchneła

łokciem

drzwi,

a.

udetrzyły

o

sciane.



Był

tu

powiedziała,

rozgladajac

się

na

boki.

-Zabrał,

co

mógł,

i

zwiał.

Rozdział

18



Oto

co

mamy

powiedziała

Eve

do

swojej

gromadki

zebranej

w

domowym

biurze.-Facet

swietnie

potrafi

się

maskowac.

Moemy

przekazać

mediom

jego

fotografię

i

kazać

pokazywać

co

pół

godziny,

ale

on

i

tak

zmieni

wyglad.

Przypuszczalnie

ma

przy

sobie

sporo

gotówki

albo

fałszywą

kartę

identyfikacyjna.

Sprawdzimy

kady

slad,

ale

szanse

na

złapanie

go

drogą

znikome.



Przetarła

oczy

i

przełkneła

kolejną

porcję

kawy.



Chce,

eby

Mira

wydała

swoją

opinie,

ale

moja

jest

taka:

wczoraj

wieczorem

nie

dokonczył

roboty.

Zgwałcił,

ale

nie

ukarał

ofiary.

Jest

wiec

sfrustrowany,

na

granicy

wytrzymałosci.

Ma

obsesję

na

punkcie

porzadku,

tymczasem

zostawił

po

sobie

bałagan,

zarówno

w

miejscu

pracy,

jak

i

w

domu,

bo

musiał

uciekac.

Poruczniku.

-Peabody

nie

podniosła

reki

do

góry,

chocia.

czuła,

e

powinna.



Jednak

Eve

popatrzyła

na

nią

obojetnym

wzrokiem.

-Mysli

pani,

e

on

nadal

jest

w

miescie?



Z

informacji,

które

zebralismy,

wynika,

e

tu

się

urodził,

wychował

i

mieszkał

przez

całe

swoje

ycie,

jest

wiec

mało

prawdopodobne,

by

szukał

schronienia

gdzie

indziej.

Kapitan

Feeney

i

McNab

nadal

bedą

szperać

w

jego

danych,

lecz

wszystko

wskazuje

na

to,

e

nadal

przebywa

w

miescie.

Nie

ma

własnego

srodka

transportu

wtracił

Feeney.

-Nigdy

nie

przeszedł

kursów

pilotau.

Musi

wiec

korzystać

z

publicznej

komunikacji.

A

ta

jak

wiadomo

zarówno

w

samym

miescie,

jak

i

poza

obrebem

o

tej

porze

roku

peka

w

szwach

dodał

McNab,

nie

odrywajac

wzroku

od

ekranu

komputera.

-

jeeli

nie

zrobił

wczesniej

rezerwacji,

to

moe

wylecieć

z

miasta

tylko

na

własnych

skrzydłach.

Własnie.

Poza

tym

tylko

tu

moe

zrealizować

swój

plan.

Wszystkie

jego

ofiary

mieszkały

w

miescie.

Przeraony

czy

nie,

musi

znalezć

piatą

ofiare,

i

to

jeszcze

przed

Boym

narodzeniem.

Eve

podeszła

do

ekrany

sciennego.



Wyswietl

dane

z

pliku

sprawy

Simona

H

jeden

poleciła.

-Zebralismy

z

jego

mieszkania

wideopłyty

o

swiatecznej

tematyce

wyjasniła,

kiedy

ekran

zamigotał.

-To

jest

jakiś

stary

dwudziestowieczny

film.

Eycie

jest

piekne

powiedział

Roarke,

stajac

w

drzwiach.

-Z

Jimmym

Stewartem

i

Donną

Reed.

-Usmiechnał

się

na

widok

gniewnego

spojrzenia

Eve.

-

Przeszkadzam?

To

sprawa

policji

odparła

Eve.

Czy

ten

człowiek

nigdy

nie

sypia?



Ignorujac

ja,

przysiadł

na

poreczy

fotela

Peabody.

-Macie

za

sobą

długą

noc.

Moe

chcecie

coś

zjesc?



Roarke...

Chetnie

coś

przegryzę

wtracił

McNab.

te.

filmy

wideo

ciagneła

Eve,

kiedy

Roarke

poszedł

do

kuchni.

-A

take

pisma,

takie

jak

Koledy”.

Znalezlismy

te.

spory

zbiór

pornosów,

zarówno

pism,

jak

i

płyt

zwiazanych

z

tematyką

swiateczna.

Wyswietl

dane

z

pliku

Simona

A

szesć

osiem.

Na

przykład

coś

takiego

dodała.

Roarke

wszedł

do

pokoju

w

chwili,

gdy

na

ekranie

pojawiła

się

kobieta

z

rogami

jelenia

na

głowie

i

przyczepionym

ogonem.

Nucac

Zwą

mnie

tancerka,

wzieła

do

ust

penisa

swietego

Mikołaja.



To

ci

dopiero

rozrywka

mruknał

Roarke.

Takich

filmów

jest

z

tuzin,

drugie

tyle

nielegalnych

z

zeszłego

wieku,

które

jednak

nie

ju.

takie

zabawne.

Ale

ten

zasługuje

na

szczególne

uznanie.

Wyswietl

dane

z

pliku

Simona

siedem

dwa.

Zerkneła

na

Roarke'a

i

usuneła

się

na

bok.



Na

ekranie

Marianna

Hawley

usiłowała

wyswobodzić

się

z

wiezów.

Płakała,

szarpiac

głową

na

boki.

W

kadrze

pojawił

się

Simon

z

broda,

ubrany

w

czerwony

kaftan.

Zaczał

robić

miny

do

kamery,

po

czym

usmiechnał

się

do

leacej

na

łóku

kobiety.



Byłaś

miła

czy

niegrzeczna?

Badź

cicho,

mała.

Czuła

na

sobie

jego

słodki

oddech

zmieszany

z

alkoholem.

Tatuś

da

ci

prezent.





Jego

głos

wypłynał

z

zakamarków

pamieci.

Opanowała

drenie

rak

i

nie

spuszczała

wzroku

z

ekranu.



Pewnie

byłaś

niegrzeczna,

bardzo,

bardzo

niegrzeczna,

ale

i

tak

dostaniesz

coś

ładnego.

Odwrócił

się

do

kamery

i

zaczał

rozbierac.

Został

jedynie

w

peruce,

nie

zdjał

te.

brody.

Potem

zaczał

się

podniecac.



To

jest

pierwszy

dzień

Boego

Narodzenia,

moja

miłosci.

Zgwałcił

szybko

i

brutalnie.

Kiedy

w

pokoju

brzmiały

krzyki

Marianny,

Eve

siegneła

po

kubek

z

kawą

i

zmusiła

się

do

przełkniecia

kilku

łyków.



Potem

odbył

z

nią

stosunek

analny.

Nie

płakała

ju,

tylko

kwiliła

niczym

dziecko.



Kiedy

skonczył,

miał

szklisty

wzrok

i

cieko

oddychał.

Wyjał

coś

z

pudełka

i



połknał.



Przypuszczamy,

e

to

jest

srodek

ziołowy

z

mieszanką

chemiczną

na

przedłuenie

erekcji

powiedziała

beznamietnym

tonem

Eve.

Nie

spuszczała

wzroku

z

ekranu.

Uwaała,

e

jest

to

winna

Mariannie,

jednoczesnie

rzucała

wyzwanie

samej

sobie.

Bedzie

patrzec,

wytrzyma.

Marianna

nie

broniła

się

podczas

nastepnego

gwałtu.

Eve

domysliła

sie,

e

zamkneła

się

w

sobie,

uciekła

tam,

gdzie

nie

czuła

bólu,

gdzie

mogła

być

sama

w

ciemnosci.



Nie

broniła

sie,

kiedy

Simon

zaczał

płakać

i

wyzywać

od

dziwek.

Potem

owinał

jej

szyję

łancuchem

choinkowym

i

scisnał

tak

mocno,

e

w

pewnym

momencie

łancuch

pekł

i

musiał

dokonczyć

rekoma.



Słodki

Jezu!

-wyszeptał

McNab.

W

jego

głosie

brzmiał

strach

i

litosc.

-Czy

nie



dosć

tego?



Teraz

zrobi

jej

makija.

powiedziała

Eve

beznamietnym

głosem.

-Umaluje

twarz,

ułoy

włosy,

owinie

łancuchem.

Spójrzcie,

kiedy

podnosi,

tatua.

jest

ju.

gotowy.

Pozwala,

by

kamera

przeslizgneła

się

po

jej

ciele.

Pózniej

bedzie

mógł

ogladać

w

domowym

zaciszu.

Napawać

się

swoim

dziełem.

Ekran

zgasł.



Sprzatanie

nie

jest

ju.

takie

wane.

Wszystko

to

trwa

trzydziesci

trzy

minuty

i

dwanascie

sekund.

Tyle

zajeło

mu

wykonanie

tej

czesci

planu.

te.

dyskietki

z

zapisem

kolejnych

morderstw.

Metoda

jest

taka

sama.

Nasz

gosć

to

skrupulatny

tradycjonalista.

Znajdzie

sobie

jakaś

dziuple,

gdzie

dojdzie

do

siebie.

Nie

bedzie

to

jednak

nora,

lecz

dobry

hotel

lub

mieszkanie.

Wynajecie

pokoju

o

tej

porze

roku

nie

bedzie

łatwe

wtracił

Feeney.

Nie,

ale

zaczniemy

go

szukac.

Na

poczatek

centrum.

Jutro

przepytamy

jego

przyjaciół

i

współpracowników.

Moe

uda

nam

się

ustalic,

dokad

mógł

pójsc.

Peabody,

spotkamy

się

w

salonie

o

dziewiatej.

Masz

być

w

mundurze.

Tak

jest.

A

teraz

powinnismy

się

przespać

kilka

godzin.

Chciałbym

jeszcze

trochę

popracowac.

Gdybym

mógł

tu

zanocowac,

wziałbym

się

do

tego

z

samego

rana.

Zgoda,

McNab.

Zwijamy

interes.

Jestem

za.

-Feeney

podniósł

się

z

miejsca.

-Mogę

cię

podrzucić

do

domu,

Peabody.

Tylko

nie

ruszaj

moich

zabawek,

McNab

ostrzegła

go

przed

wyjsciem

Eve.

-



Bardzo

tego

nie

lubie.



Powinnaś

wziać

srodek

nasenny

powiedział

Roarke,

kiedy

ruszyli

do

sypialni.

Nie

zaczynaj.

Niepotrzebne

ci

teraz

senne

koszmary.

Musisz

się

od

nich

uwolnić

na

kilka

godzin,

jesli

nie

dla

własnego

dobra,

to

przez

wzglad

na

kobiete,

którą

tak

brutalnie

potraktowano.

Dam

sobie

rade.

Jak

tylko

znalezli

się

w

sypialni,

zaczeła

pospiesznie

zrzucać

z

siebie

ubranie.

Musiała

wziać

goracy

prysznic,

by

zmyć

z

siebie

ten

zapach.



Zostawiła

wszystko

na

podłodze

i

poszła

do

łazienki.



Czekał,

a.

wyjdzie.

Wiedział,

e

najpierw

musi

sama

się

z

tym

uporać

i

odepchnać



pomoc,

nawet

ofiarowaną

przez

niego.

Zawsze

fascynowała

go

to

kłujaca

obronna

skorupa,

którą

się

otaczała.

Znał

na

tyle

dobrze,

by

wiedziec,

przez

co

musiała

przejsc,

ogladajac

te

dyskietki.

Kiedy

wyszła

z

łazienki,

owinieta

szlafrokiem,

po

prostu

objał.



O

Boe!

-Przytuliła

się

do

niego,

wbijajac

mu

palce

w

plecy.

-Wcia.

czuje

na

sobie

jego

zapach.

Nie

mógł

zniesć

jej

załamania.

Czuł,

jak

dry

i

jak

gwałtownie

bije

jej

serce.



Nigdy

wiecej

cię

nie

dotknie.

Ukryła

mu

twarz

na

ramieniu,

próbujac

skupić

się

na

czystym

meskim

zapachu

Roarke'a.



Za

kadym

razem

mnie

dotyka.

Nie

mogę

go

powstrzymac.



Ale

ja

moge.

-Podniósł

i

usiadł

na

brzegu

łóka.

-Nie

mysl

ju.

o

tym,

Eve.

Po

prostu

przytul

się

do

mnie.

Dam

sobie

rade.

Wiem.

Ale

jakim

kosztem?

-pomyslał,

kołyszac

jak

dziecko.

Nie

chcę

adnych

pigułek

tylko

ciebie.

Ty

mi

wystarczysz.

Spróbuj

wiec

zasnac.

-Dotknał

ustami

jej

włosów.

Nie

odchodz.

-Wtuliła

się

w

niego

o

westchneła.

-Potrzebuję

cie.

Zbyt

mocno.

Nie

zbyt

mocno.

Nigdy

nie

bedzie

zbyt

mocno.

Włoyła

wspomnienie

do

ich

szkatułki,

pomyslał,

a

teraz

on

włoy

tam

yczenie.

Heby

te

kilka

godzin

przespała

w

spokoju.

Trzymał

wiec

w

objeciach,

dopóki

nie

zapadła

w

sen.

I

nadal

trzymał,

kiedy

się

obudziła.

Leeli

wtuleni

w

siebie.

Głowa

Eve

spoczywała

na

ramieniu

Roarke'a.

Jakimś

sposobem

udało

mu

się

rozebrać

ich

oboje.

Przez

chwilę

wpatrywała

się

w

jego

twarz.

Wydała

jej

się

niewymownie

piekna.

Silnie

zarysowany

podbródek,

długie,

grube

rzesy,

marzycielskie

usta

poety.

Zapragneła

przesunać

dłonią

po

jedwabistych

włosach,

lecz

miała

unieruchomione

rece,

wiec

tylko

pocałowała

go

lekko,

by

mu

podziekować

i

na

tyle

rozbudzic,

by

wypuscił

z

objec.

Tymczasem

on

wzmocnił

uscisk.



Mhm.

Jeszcze

chwilke.

Uniosła

brwi.

Miał

schrypniety

zaspany

głos

i

nie

otwierał

oczu.

Jesteś

zmeczony.

No

pewnie,



Wydeła

wargi.



Nigdy

nie

bywasz

zmeczony.

Teraz

jestem.

Zamknij

sie.

Zachichotała,

słyszac

w

jego

głosie

senne

rozdranienie.

No

to

sobie

pole.

Z

przyjemnoscia.

Muszę

wstac.

-Uwolniła

rekę

i

wzburzyła

mu

włosy.

-Spij

dalej.

To

przestań

gadac.

Zasmiała

się

i

wysuneła

z

jego

objec.

Roarke'a?

P

Boe!

-Przewrócił

się

na

bok

i

ukrył

twarz

w

poduszce.

-Co?

Kocham

cie.

Odwrócił

głowe.

Ciekie

powieki

uniosły

się

leniwie.

Poczuła,

e

krew

szybciej

zaczyna

krayć

jej

w

yłach.

W

tym

tkwi

jego

urok,

pomyslała.

Wystarczy

drobny

gest,

by

drała

z

poadania.



No

to

chodź

tutaj.

Moe

uda

mi

się

jeszcze

przez

chwilę

nie

usnac.

Pózniej.

Mruknał

coś

niezrozumiale

i

wtulił

twarz

w

poduszke.

Postanowiła

zrezygnować

z

przyjemnosci.

Ubrała

sie,

zaprogramowała

kawę

i

przypieła

kabure.

Kiedy

wychodziła

z

pokoju,

nawet

się

nie

poruszył.

Zajrzała

najpierw

do

swojego

biura.

McNab

spał

w

jej

fotelu

z

Galahadem

na

głowie,

który

wygladał

niczym

wielkie

nauszniki.

Obaj

chrapali.

Kiedy

do

nich

podeszła,

kot

otworzył

jedno

oko,

obrzucił

znudzonym





spojrzeniem

i

miauknał.



McNab.

Nie

otrzymawszy

odpowiedzi,

wzniosła

oczy

do

sufitu

i

traciła

McNaba

w

ramie.

Zachrapał

i

odwrócił

głowe.

Ten

ruch

spowodował,

e

Galahad

zjechał

niej

i

zemscił

sie,

wbijajac

mu

pazury

w

skóre.



Nie

drap,

kochanie.

Chryste!

-Eve

mocniej

szturchneła

go

w

ramie.

-Hadnych

erotycznych

znów

w

moim

fotelu.

Hmm?

Daj

spokój,

kotku.

-Otworzył

zaspane

oczy

i

spojrzał

na

Eve.

-Dallas?

Co?

Gdzie?

-Siegnał

do

ramienia,

czujac

jakiś

ciear

i

zacisnał

dłoń

na

kocim

łbie.

-Kto?

Zapomniałeś

jeszcze

o

dlaczego?”

Ale

mnie

o

to

nie

pytaj.

Weź

się

w

garsc.

Ju.

O

rany!

-Odwrócił

głowę

i

znalazł

się

twarzą

w

twarz

z

Galahadem.

-To

pani

kot?

Mieszka

tu.

Obudziłeś

się

na

tyle,

by

zdać

mi

raport?

Jasne.

-usiadł

i

przesunał

jezykiem

po

zebach.

-kawy.

Błagam.

Sama

oddawała

się

temu

nałogowi,

poszła

wiec

wspaniałomyslnie

do

kuchni

i

zaprogramowała

podwójną

porcję

czarnej

mocnej

kawy.

Kiedy

wróciła,

kot

siedział

na

kolanach

McNaba,

wygniatał

mu

uda

i

sprawdzał,

czy

człowiek

osmieli

się

zaprotestowac.

McNab

pochwycił

w

dłonie

kubek

z

kawą

i

wypił

połowę

zawartosci.



Uf.

Sniło

mi

sie,

e

jestem

na

jakiejś

planecie

i

robię

to

z

niewiarygodnie

zbudowanym

mutantem,

który

ma

futro

zamiast

skóry.

-Popatrzył

na

Galahada

i



usmiechnał

sie.

-Jezu!



Nie

chcę

słyszeć

o

twoich

lubienych

fantazjach.

Do

czego

doszedłes?

Sprawdziłem

wszystkie

drogie

hotele

w

miescie.

Haden

samotny

meczyzna

nie

wynajał

wczoraj

wieczorem

pokoju.

Sprawdziłem

te.

sredniej

klasy

hotele.

To

samo.

Zebrałem

jego

dane.

Dyskietka

ley

na

pani

biurku.

Wzieła

i

wrzuciła

do

torby.



A

teraz

powiedz

mi,

czego

się

dowiedziałes.

Nasz

gosć

ma

czterdziesci

siedem

lat,

urodził

się

w

Nowym

Jorku.

Rodzice

rozwiedli

sie,

kiedy

miał

dwanascie

lat.

Wychowywała

go

matka.

-Ziewnał,

a.

zatrzeszczała

mu

szczeka.

-Przepraszam.

Nie

wyszła

drugi

raz

za

ma.

Grała

w

niskobudetowych

filmach.

Cierpiała

na

chorobę

umysłowa.

Leczyła

się

w

rónych

osrodkach,

głównie

na

depresje.

Nie

pomogli

jej,

bo

w

zeszłym

roku

popełniła

samobójstwo.

Niech

pani

zgadnie

kiedy?

W

wigilię

Boego

Narodzenia.

Strzał

w

dziesiatke.

Simon

otrzymał

dobre

wykształcenie,

zrobił

specjalizację

w

dziedzinach:

teatrze

i

kosmetyce.

Pracował

jako

charakteryzator

przy

kilku

filmach.

Przed

dwoma

laty

przejał

ten

salon.

Nigdy

się

nie

oenił.

Cały

czas

mieszkał

z

mamusia.

Urwał,

by

upić

łyk

kawy.



Nie

cierpi

na

brak

pieniedzy,

ale

leczenie

matki

porzadnie

naruszyło

jego

konto.

Nie

karany.

Przechodził

standardowe

badania.

Hadnych

informacji

na

temat

leczenia

psychiatrycznego.

Przeslij

jego

dane

do

Miry,

potem

spróbuj

dowiedzieć

się

czegoś

o

ojcu.

I



sprawdzaj

dalej

hotele.

Musiał

przecie.

gdzieś

się

zatrzymac.



Mogę

dostać

jakieś

sniadanie?

Wiesz,

gdzie

jest

kuchnia.

Bedę

w

terenie.

Informuj

mnie

o

wszystkim

na

bieaco.

Jasne.

Hmm...

Czy

miedzy

panią

a

Peabody

wszystko

w

porzadku?

Eve

uniosła

brwi.

A

czemu

miałoby

być

inaczej?

Zdawało

mi

sie,

e

coś

nie

gra.

Czekam

na

informację

powtórzyła

i

zostawiła

go

z

domysłem,

popijajacego

kawę

i

drapiacego

kota

za

uszami.

Peabody

musiała

chyba

spać

na

desce

albo

wykrochmaliła

mundur,

pomyslała

Eve

na

widok

asystentki.

Kiwneły

sobie

głowami

na

powitanie.



Dziewczyna

była

sztywna

i

odpowiadała

tylko

na

zadane

pytania.

Zachowała

jednak

dawną

sprawnosc.



Yvette

trwała

ju.

na

swoim

posterunku,

zajeta

przegladaniem

planu.



Czesto

pani

nas

odwiedza

zwróciła

się

do

Eve.

-W

takim

razie

moe

zaproponuję

jakiś

manicure

albo

mały

zabieg.

Masz

jakiś

wolny

gabinet?

Kilka,

ale

a.

do

drugiej

wszyscy

konsultanci

zajeci.

Zrób

sobie

pieć

minut

przerwy,

Yvette.

Słucham?



Muszę

z

tobą

porozmawiac.

Przejdzmy

do

gabinetu.

Nie

mam

teraz

czasu.

Tutaj

albo

spotkamy

się

na

policji.

Chodzmy.

Och

na

litosć

boska!

-Odsuneła

fotel

z

irytacja.

-Tylko

postawię

tu

androida.

W

zasadzie

tego

nie

robimy.

To

nie

to

samo

co

osobisty

kontakt.

Podeszła

do

wysokiej

szafy

i

odblokowała

zamek.

W

srodku

stał

android

kobieta.

Miała

na

sobie

obcisły

kombinezon

w

pastelowym

kolorze,

podkreslajacy

ciemnozłotą

karnację

i

ogniscie

czerwone

włosy.

Kiedy

Yvette

właczyła,

otworzyła

wielkie

jak

u

dziecka,

niebieskie

oczy,

zamrugała

rzesami

i

usmiechneła

się

promiennie.



Czy

mogę

dotrzymać

pani

towarzystwa?

Zajmij

miejsce

w

recepcji.

Jak

pani

sobie

yczy.

Uroczo

dziś

pani

wyglada.

Jasne.

-Yvette

odwróciła

się

z

irytacja.

-To

samo

powiedziałaby,

gdybym

miała

kurzajki

na

twarzy.

W

tym

tkwi

cały

problem.

Mam

nadzieje,

e

to

nie

potrwa

długo

dodała.

-Simon

nie

lubi,

gdy

opuszczamy

nasze

stanowiska

poza

wyznaczonymi

przerwami.

Tym

razem

nie

sprawi

ci

kłopotu.

-Eve

weszła

do

gabinetu

majac

nadzieje,

e

nie

bedzie

przypominał

laboratorium

do

sekcji

zwłok.

-Kiedy

ostatni

raz

rozmawiałaś

z

Simonem?

Wczoraj.

-Yvette

wzieła

przyrzad

do

masau,

właczyła

go

i

zaczeła

masować

sobie

szyję

i

ramiona.

-O

czwartej

miał

ujedrnianie

biustu.

Skonczył

o

szóstej.

Zresztą

zaraz

tu

bedzie.

Własciwie

to

ju.

powinien

tu

byc.

W

dzień

przed

Boym



Narodzeniem

mamy

najwiekszy

ruch.



Nie

liczyłabym

na

niego.

Yvette

spojrzała

na

nią

zaskoczona,

a

raczka

do

masau

drgneła

w

jej

dłoni.

Czy

coś

mu

się

stało?

Miał

jakiś

wypadek?

Rzeczywiscie

coś

mu

się

stało,

ale

nie

miał

wypadku.

Wczoraj

wieczorem

napadł

na

Piper

Hoffman.

Napadł?

Simon?

-Yvette

wybuchneła

smiechem.

-Pani

chyba

artuje,

poruczniku.

Zabił

cztery

osoby,

zgwałcił

je

i

zamordował.

Omal

nie

wykonczył

Piper.

Ukrywa

się

teraz.

Nie

wiesz,

gdzie

mógłby

byc?

To

niemoliwe.

-Yvette

wyłaczyła

aparat

do

masau.

-Simon

jest

dobry

i

łagodny.

Nikomu

nie

zrobiłby

najmniejszej

krzywdy.

Jak

długo

go

znasz?

Dwa

lata,

odkad

przejał

salon.

To

musi

być

pomyłka.

-Yvette

przycisneła

dłonie

do

policzków.

-Piper?

Mówi

pani,

e

Piper

została

napadnieta?

W

jakim

jest

stanie?

Jest

w

spiaczce,

w

szpitalu.

Simon

nie

doprowadził

swego

dzieła

do

konca.

Ktoś

go

spłoszył.

Wrócił

do

swojego

mieszkania,

ale

zaraz

je

opuscił.

Dokad

mógł

pójsc?

Nie

wiem.

To

nie

do

wiary.

Jest

pani

pewna.

Oczy

Eve

były

chłodne

i

spokojne.

Tak,

jestem

pewna.

Ale

on

uwielbiał

Piper.

Był

konsultantem

obojga,

jej

i

Rudy'ego.

Nazywał

u=ich

anielskimi

blizniakami.



Z

kim

jeszcze

się

przyjaznił?

Czy

się

komuś

zwierzał?

Opowiadał

o

matce?

Jego

matka

miała

wypadek,

umarła

w

zeszłym

roku.

Był

załamany.

Powiedział

ci,

co

to

był

za

wypadek?

Tak.

Zemdlała

w

wannie

i

utopiła

sie.

To

było

okropne.

Tacy

byli

sobie

bliscy.

Opowiadał

ci

o

niej?

Tak,

pracowalismy

razem,

spedzalismy

tu

wiele

godzin.

Bylismy

przyjaciółmi.

-

jej

oczy

wypełniły

się

łzami.

-Nie

mogę

uwierzyć

w

to,

co

pani

mówi.

Lepiej,

ebyś

uwierzyła,

dla

własnego

dobra.

Dokad

mógł

pójsc,

Yvette?

Jesli

się

przestraszył,

jesli

nie

mógłby

wrócić

do

domu?

Jesli

musiałby

się

gdzieś

ukryc?

Nie

wiem.

Ten

salon

był

całym

jego

swiatem.

Zwłaszcza

po

smierci

matki.

On

nie

miał

nikogo

z

rodziny.

Ojciec

umarł,

gdy

Simon

był

jeszcze

dzieckiem.

Ja

naprawdę

nic

nie

wiem.

Przysiegam.

Jesli

się

z

tobą

skontaktuje,

natychmiast

daj

mi

znac.

Nie

zawieraj

z

nim

adnych

układów.

Nie

spotykaj

się

na

osobnosci.

Nie

otwieraj

drzwi,

jesli

do

ciebie

przyjdzie.

Muszę

dostać

się

do

jego

szafki

i

porozmawiać

z

personelem.

Dobrze,

załatwię

to.

On

nie

zachowywał

się

podejrzanie.

Myslał

tylko

o

swietach.

Naprawdę

był

dobry

i

czuły.

Bardzo

przeył

smierć

matki

i

Boe

Narodzenie

nie

było

ju.

dla

niego

swietem.

I

dlatego

musiał

to

sobie

wynagrodzic.

Eve

weszła

do

pokoju

dla

personelu.

Siedział

w

nim

krzepki

konsultant

i

popijał

jakiś

zielony

napój

regenerujacy.



Zmienił

szyfr

mrukneła

Yvette.

-Nie

mogę

jej

otworzyć

bez

nowego

kodu.

Kto

tu

dowodzi

w

czasie

jego

nieobecnosci?



Yvette

wypusciła

powietrze

z

płuc.



Chyba

ja.

Eve

wyjeła

bron.

Mogę

otworzyc,

ale

musisz

wyrazić

zgode.

Yvette

zamkneła

oczy.

Wyraam

zgode.

Peabody,

rekorder

właczony?

Tak

jest.

Eve

odbezpieczyła

bron,

wycelowała

i

strzeliła

w

zamek.

Rozległ

się

stłumiony

dzwiek

i

błysk.

Meta

się

zwinał

i

spadł

na

podłoge.



Yvette,

co

się

dzieje?

To

sprawa

kryminalna,

Steve.

-Machneła

reką

w

stronę

gapiacego

się

konsultanta.

-O

dziewiatej

trzydziesci

masz

zabieg.

Idź

się

przygotowac.

Simon

bedzie

wkurzony

powiedział,

krecac

głową

i

wyszedł.

Eve

odsuneła

się

na

bok,

by

Peabody

miała

lepszy

widok

i

chwyciła

za

raczke.

Cholera!

-skrzywiła

się

i

włoyła

palce

do

ust.

-Za

gorace.

Prosze.

-Peabody

wyjeła

z

kieszeni

starannie

złooną

chusteczkę

i

podała

Eve.

Dzieki.

-Eve

przykryła

raczkę

chusteczką

i

otworzyła

drzwiczki.

-Swiety

Mikołaj

bardzo

się

spieszył

mrukneła.

Na

dnie

szafki

leał

zwiniety

czerwony

kaftan.

Na

nim

stały

błyszczace

czarne



buty.

Eve

wyjeła

z

torby

ochraniacze

i

włoyła

je

na

rece.



Sprawdzmy,

co

tu

mamy.

Znalazła

dwie

puszki

po

srodku

dezynfekcyjnym,

pół

pudełka

mydła

ziołowego,



tubki

z

kremem

ochronnym

i

przyrzad

niszczacy

drobnoustroje

za

pomocą

ultradzwieków.

Było

tu

równie.

pudełko

z

przyborami

do

robienia

tatuau

i

kilka

wzorników.



Mamy

cie.

-Eve

wyjeła

cienką

karteczkę

z

wypisanymi

na

niej

stylizowanymi

literami:

Mojej

miłosci.

-Zapakuj

wszystko

do

torebek

i

przygotuj

do

wysłania

poleciła

Peabody.

-Chce,

eby

w

ciagu

godziny

znalazło

się

w

laboratorium.

Tymczasem

przesłucham

personel.

Jednak

niczego

nowego

się

nie

dowiedziała.

Simon

był

powszechnie

kochany

i

podziwiany.

Bez

przerwy

powtarzały

się

takie

okreslenia,

jak

wspaniałomyslny,

wraliwy,

współczujacy.

Wówczas

staneła

jej

przed

oczami

wykrzywiona

strachem

i

bólem

twarz

Marianny

Hawley.



Drogę

do

szpitala,

gdzie

leała

Piper,

odbyły

w

milczeniu.

Mimo

e

system

klimatyzacyjny

w

samochodzie

pompował

do

przyjemne

ciepło,

to

atmosfera

była

raczej

chłodna.



Wspaniale,

pomyslała

Eve.

Skoro

Peabody

dalej

chce

zadzierać

nosa,

to

jej

problem.

To

na

pewno

nie

pomoe

w

pracy.



Skontaktuj

się

z

McNabem

poleciła

wchodzac

do

windy

i

nie

patrzac

na

asystentke.

-Dowiedz

sie,

czy

ma

jakieś

nowe

informacje.

Potem

sprawdz,

czy

Mira

dostała

dane

osobowe

Simona.

Tak

jest.

Jesli

jeszcze

raz

powiesz

tak

jest”

tym

obraonym

tonem,

to

spiorę

cię

na

kwasne

jabłko.

Wyszła

z

windy,

zostawiajac

Peabody

ze

zmarszczonym

czołem





Chcę

się

dowiedzieć

o

stan

zdrowia

Piper

Hoffman

zwróciła

się

Eve

do

pielegniarki,

kładac

przed

nią

odznake.

Jej

stan

uległ

poprawie.

To

znaczy,

e

wyszła

ze

spiaczki?

Pielegniarka

miała

na

sobie

kwiaciastą

tunike.

Na

je

twarzy

malowała

się

udreka.

Pacjentka

Piper

odzyskała

przytomnosć

przed

dwudziestoma

minutami.

Czemu

mnie

o

tym

nie

powiadomiono?

Wyniki

badań

nie

zapowiadały

tak

szybkiej

poprawy.

To

prawda,

poruczniku.

Pacjentka

obudziła

się

ze

strasznym

krzykiem.

Rzucała

się

i

histeryzowała.

Musielismy

unieruchomić

i

uspokoic,

oczywiscie

za

zgodą

brata.

Gdzie

on

teraz

jest?

W

jej

pokoju.

Spedził

tam

całą

noc.

Proszę

skontaktować

się

z

lekarzem

prowadzacym

i

sprowadzić

go

tutaj.

Odwróciła

się

na

piecie

i

pomaszerowała

korytarzem

do

pokoju

Piper.

Kobieta

wygladała

jak

Spiaca

Królewna:

blada,

o

jasnych

włosach

i

olsniewajacej

urodzie.

Miała

małe

cienie

pod

oczami

i

lekko

zaróowione

policzki.



W

niewielkiej

odległosci

od

łóka

cicho

szumiały

monitory.

Sam

pokój

wygladał

niczym

salon

w

eleganckim

apartamencie.

Pacjenci,

którzy

mieli

odpowiednie

srodki,

mogli

leczyć

się

w

komfortowych

warunkach.



Jej

pierwsze

wspomnienia

ze

szpitalem

wiazało

się

z

okropnym

pokojem

z

waskimi

łókami,

w

którym

kobiety

i

dziewczynki

jeczały

z

bólu

i

rozpaczy.

Sciany

były

szare,

okna

ciemne,

a

w

powietrzu

unosił

się

zapach

moczu.

Miała

wówczas





osiem

lat,

była

załamana,

samotna

i

nie

pamietała

nawet

swojego

imienia.



Piper

tego

nie

doswiadczy.

Przy

jej

łóku

siedział

brat

i

trzymał

za

rekę

z

taką

delikatnoscia,

jakby

była

zrobiona

z

najcienszego

szkła.

Pokój

tonał

w

kwiatach

i

słychać

było

cichą

kojacą

muzyke.



Obudziła

się

z

krzykiem

Rudy

nie

podniósł

wzroku.

Wpatrywał

się

z

rozpaczą

w

twarz

siostry.

-Wołała

mnie.

Wydawała

jakieś

nieludzkie

krzyki.

-Dotknał

jej

policzka.

-Ale

nie

poznawała

mnie.

Walczyła

ze

mną

i

z

pielegniarkami.

Nie

wiedziała,

gdzie

jest.

Myslała,

e

cia...

Myslała,

e

on

wcia.

jest

z

nia.

Czy

coś

powiedziała?

Czy

podała

jego

imie?

Wykrzyczała

je.

-Jego

twarz

sprawiała

wraenie

pozbawionej

ycia

i

kolorów.

-

Powiedziała:

O

Boe!

Simon,

prosze,

nie!

Nie,

nie,

nie!”

W

kółko

to

powtarzała.

Eve

poczuła

nagle

ogarniajacą

litosc.



Rudy,

ja

muszę

z

nią

porozmawiac.

Jej

potrzebny

jest

teraz

sen.

Ona

musi

wyrzucić

to

z

pamieci.

-Pogładził

Piper

po

włosach.

-Kiedy

poczuje

się

lepiej,

wywiozę

gdzies,

gdzie

jest

duo

słonca

i

kwiatów.

Tam

odzyska

zdrowie,

a

dala

od

tego

wszystkiego.

Wiem,

co

pani

o

mnie

mysli,

o

nas

obojgu,

ale

nie

dbam

o

to.

Niewane

moje

odczucia.

Teraz

tylko

ona

się

liczy.

-Podeszła

bliej,

by

mogli

patrzeć

sobie

w

oczy.

-Zrozum,

szybciej

bedzie

wracać

do

zdrowia,

wiedzac,

e

człowiek,

który

skrzywdził,

jest

za

kratkami.

Muszę

z

nią

porozmawiac.

Ona

nie

bedzie

w

stanie

o

tym

mówic.

Pani

nie

rozumie,

przez

co

ona

przeszła.

Zapewniam

cie,

e

doskonale

rozumiem

i

wiem,

przez

co

przeszła

powiedziała

z

mocą

Eve.

-Nie

zrobię

jej

krzywdy.

Chcę

powstrzymać

tego

człowieka,

Rudy,



zanim

znów

kogoś

skrzywdzi.



Ale

muszę

przy

tym

być

powiedział

po

namysle.

-Ona

bedzie

mnie

potrzebowac...

I

lekarz

te.

musi

przy

niej

byc.

Jeeli

się

zdenerwuje,

chce,

eby

uspokoił.

Dobrze,

ale

musisz

pozwolić

mi

działac.

Skinał

głowa,

po

czym

ponownie

spojrzał

na

Piper.

Czy

ona...

czy

długo...

Jak

pani

mysli,

kiedy

zdoła

o

tym

zapomniec?

O

Chryste!

Ona

nigdy

nie

zapomni

odparła

sucho.

-Ale

nauczy

się

z

tym

yc.

Rozdział

19



Bedzie

stopniowo

odzyskiwać

przytomnosc.



Doktor

był

młody,

yczliwy

i

oddany

swojej

pracy.

Sam

zaaplikował

odpowiednią

dawkę

leku,

zamiast

zlecić

to

pielegniarce

czy

któremuś

z

asystentów.



Bedę

utrzymywać

jej

funkcje

na

niskich

poziomach,

eby

nie

forsować

organizmu.



Ale

musi

być

swiadoma

zastrzegła

Eve.

Omiótł

jej

twarz

ciepłym

spojrzeniem

brazowych

oczu.

Wiem,

czego

pani

trzeba,

poruczniku.

W

innej

sytuacji

nie

zgodziłbym

się

na

wytracenie

ze

stanu

spiaczki

pacjentki

w

takim

stanie.

Rozumiem

jednak,

e

to

konieczne.

Ale

mimo

wszystko

proszę

pamietac,

e

nie

wolno

jej

denerwowac.

Spojrzał

na

monitory,

trzymajac

rekę

na

pulsie

Piper.



Jej

stan

jest

stabilny

powiedział,

po

czym

spojrzał

na

Eve.

-Powrót

do

zdrowia

po

takim

urazie

to

niezwykle

trudny

proces.

Czy

był

pan

kiedyś

w

dzielnicach

rozpusty?

W

Nowym

Jorku

nie

ma

dzielnic

rozpusty.

Jeszcze

pieć

lat

temu

były,

dopóki

nie

zmienili

zasad

wydawania

licencji

i

opłat

dla

prostytutek.

W

tych

dzielnicach

mieszkały

przewanie

rogówki,

i

to

głównie

młodociane.

Te

dzieciaki

przyjedały

prosto

ze

wsi

i

nie

miały

pojecia,

jak

poradzić

sobie

z

napalonym

klientem

w

Zeusie”

czy

Exotice”.

Pracowałam

w

tej

dzielnicy

przez

szesć

cholernych

miesiecy.

Doskonale

wiem,

co

mam

robic.

Doktor

skinał

głową

i

uniósł

pacjentce

powieke.



Odzyskuje

przytomnosc.

Rudy,

niech

najpierw

cię

zobaczy.

Mów

do

niej,

tylko

łagodnie

i

cicho.

Piper.

-Rudy

pochylił

się

nad

siostrą

i

usmiechnał

się

niepewnie.

-Kochanie,

to

ja

Rudy.

Ju.

nic

ci

nie

grozi.

Słyszysz

mnie?

Rudy?

-szepneła

niewyraznie,

nie

otwierajac

oczu,

lecz

zwracajac

głowę

w

strone,

skad

dochodził

głos.

-Co

się

stało?

Gdzie

byłes?

Jestem

przy

tobie.

-Samotna

łza

spłyneła

mu

po

policzku.



Simon,

on

zadaje

mi

ból.

Nie

mogę

się

ruszyc.

Ju.

go

nie

ma.

Jesteś

bezpieczna.

Piper.

-Ciekie

powieki

uniosły

sie,

a

w

oczach

błysneła

panika.

-Pamietasz

mnie?

Pani

porucznik.

Chciała

pani,

ebym

mówiła

o

Rudym

złe

rzeczy.

Chcę

tylko,

ebyś

powiedziała

mi

prawde.

Rudy

jest

przy

tobie.

Zostanie

tu,

kiedy

bedę

z

tobą

rozmawiała.

Opowiedz

mi,

co

się

wydarzyło?

Opowiedz

mi

o

Simonie.

Simon.

-Swiatła

na

monitorach

zaczeły

migac.

-Gdzie

on

jest?

Nie

ma

go

tu.

Ju.

cię

nie

skrzywdzi.

-Eve

chwyciła

rekę

Piper,

która

uniosła

sie,

jakby

chciała

osłonić

się

przed

ciosem.

-Bedę

trzymać

go

z

dala

od

ciebie,

ale

musisz

mi

wszystko

opowiedziec.

Stał

pod

drzwiami.

-Zamkneła

oczy,

lecz

mona

było

dostrzec

poruszajace

się

nerwowo

gałki.

-Ucieszyłam

sie.

Miałam

dla

niego

prezent

gwiazdkowy,

a

on

trzymał

w

rekach

wielkie

srebrne

pudło.

Pomyslałam,

e

pewnie

przyniósł

prezent

dla

mnie

i

dla

Rudy'ego.

Powiedziała,

e

Rudy'ego

nie

ma.

On

o

tym

wiedział.

Jesteś

sama,

tylko

ze

mna.

Usmiechnał

się

i

...

i

połoył

mi

dłoń

na

ramieniu.

Zakreciło

mi

się

w

głowie

ciagneła

po

chwili.

-I

nic

nie

widziałam.

Musiała

się

połoyc.

Tak

dziwnie

się

czułam.

Słyszałam,

jak

coś

do

mnie

mówi,

ale

nie

mogłam

go

zrozumiec.

Nie

mogłam

się

ruszać

ani

otworzyć

oczu.

Nie

mogłam

zebrać

mysli.

Pamietasz

co

wtedy

mówił?

He

jestem

piekna.

He

wie,

jak

sprawic,

ebym

była

jeszcze

piekniejsza.

Czuję

coś



chłodnego

na

nodze,

cos

mnie

łaskocze

w

udo.

On

ciagle

mówi.

He

kocha

tylko

mnie.

Chce,

ebym

była

jego

miłoscia.

Nie

jestem

jedyną

jego

miłoscia,

ale

mogę

nią

byc.

Inne

się

nie

licza,

tylko

ja.

Ciagle

mówi,

ale

ja

nie

mogę

mu

odpowiedziec.

Inne

jego

miłosci

umarły,

ale

nie

były

prawdziwe.

Nie

były

czyste

i

niewierne.

Nie!

Nie!



Wyrwała

reke,

próbujac

odwrócić

się

od

Eve.



Ju.

dobrze.

Jesteś

bezpieczna.

Wiem,

e

on

cię

skrzywdził,

Piper.

Wiem,

jak

to

bolało

i

jak

się

bałas.

Ale

nie

musisz

się

ju.

bac.

-Eve

ponownie

wzieła

za

reke.

-Spójrz

na

mnie.

Nie

pozwole,

by

znów

cię

skrzywdził.

Zawiazał

mnie.

-Po

jej

twarzy

płyneły

łzy.

-Zwiazał

mnie

na

łóku.

Sciagnał

mi

ubranie.

Błagałam

go,

eby

tego

nie

robił.

Był

moim

przyjacielem.

Przebrał

sie.

To

było

okropne.

Zaczał

stroić

miny

do

kamery,

usmiechać

sie.

Powiedział,

e

byłam

niegrzeczną

dziewczynka.

Coś

dziwnego

stało

się

z

jego

oczami.

Krzyczałam,

lecz

nikt

mnie

nie

słyszał.

Gdzie

jest

Rudy?

Jestem

tutaj

powiedział

przez

scisniete

gardło.

Pochylił

się

ii

dotknał

wargami

jej

czoła

i

skroni.

Zgwałcił

mnie.

Bardzo

bolało.

Nazwał

mnie

dziwka.

Powiedział,

e

kobiety

to

dziwki,

aktorki,

które

udaja,

e

inne,

ale

zwykłymi

dziwkami.

A

meczyzni

wykorzystują

je

i

porzucaja.

Jestem

dziwką

i

on

moe

zrobić

ze

mna,

co

zechce.

I

wcia.

zadawał

mi

ból.

Wołałam

Rudy'ego,

eby

go

powstrzymał.

Rudy

przyszedł

powiedziała

Eve.

Przyszedł

i

powstrzymał

go.

Przyszedł?

Tak.

Usłyszał

cie,

przyszedł

i

zaopiekował

się

toba.



Powstrzymał

go.

Tak,

powstrzymał.

-Zamkneła

oczy.

-Słyszałam

jakieś

krzyki,

hałas.

Ktoś

strasznie

płakał.

Wzywał

matke.

Nic

wiecej

nie

pamieta.

Swietnie

się

spisałas.

Nie

pozwolisz,

eby

wrócił?

-Zacisneła

palce

na

dłoni

Eve.

-Nie

pozwolisz,

eby

znowu

mnie

skrzywdził?

Nie

pozwole.

Umalował

mnie

przypomniała

sobie

Piper.

-Spryskał

czyms.

0-Zagryzła

warge.

-I

w

srodku.

Jego

ciało

było

zupełnie

pozbawione

włosów.

I

miał

na

biodrze

tatua.

To

coś

nowego,

pomyslała

Eve.

Na

tasmach

wideo,

które

ogladała,

nie

było

adnego

tatuau.



Pamietasz,

jak

wygladał

tez

tatua?

To

był

napis

mojej

miłosci”.

Pokazał

mi

go.

Chciał,

ebym

na

niego

patrzyła.

Powiedział,

e

jest

trwały,

nie

tymczasowy.

Nie

chciał

być

tymczasowy

dla

tych,

których

kochał.

A

ja

płakałam

i

mówiłam,

e

go

nie

skrzywdze.

On

te.

płakał.

Powiedział,

e

wie

o

tym,

e

mu

przykro.

Jeszcze

coś

zapamietałas?

Powiedział,

e

zawsze

bedę

go

kochała,

bo

on

bedzie

ostatni.

I

nigdy

o

mnie

nie

zapomni,

bo

byłam

jego

przyjaciółka.

-Oczy

straciły

chorobliwą

szklistosć

i

pojawiło

się

w

nich

zmeczenie.

-Chciał

mnie

zabic.

To

ju.

nie

był

Simon.

Meczyzna,

który

mi

to

zrobił,

był

kimś

obcym.

Mysle,

e

przeraało

go

to

w

równym

stopniu

jak

mnie.

Ju.

nie

bedziesz

musiała

się

bac,

przyrzekłam

ci

to.

-Eve

odsuneła

się

i

spojrzała



na

Rudy'ego.

-Wyjdzmy

na

chwilę

i

pozwólmy

doktorowi

zajac

się

twoją

siostra.



Zaraz

wracam.

-Przycisnał

wargi

do

dłoni

Piper.

-Bedę

za

drzwiami.

Nie

chcę

zostawiać

jej

samej

powiedział,

kiedy

wyszli

na

korytarz.

Bedzie

musiała

z

kimś

porozmawiac.

Dosć

ju.

mówiła.

Na

litosć

boska,

przecie.

powiedziała

wszystko...

Potrzebuje

porady

psychologa

przerwała

mu

Eve.

-Wyjazd

nie

pomoe

jej

uporać

się

z

problemami.

Kilka

dni

temu

dałam

jej

wizytówkę

z

wypisanym

na

odwrocie

nazwiskiem

i

numerem

kontaktowym.

Porozmawiaj

z

doktor

Mira,

Rudy.

Pozwól,

by

pomogła

twojej

siostrze.

Otworzył

usta,

po

czym

je

zamknał.



Była

pani

dla

niej

bardzo

dobra,

poruczniku.

Delikatna.

Słuchajac

jej,

zrozumiałem,

dlaczego

była

pani

zupełnie

inna

w

stosunku

do

mnie,

sadzac,

e

to

ja

jestem

odpowiedzialny

za...

te

wszystkie

zbrodnie.

Jestem

pani

wdzieczny.

Bedzie

pan

mi

wdzieczny,

kiedy

go

złapie.

-Odchyliła

się

w

tył

na

piety.

-Pan

go

znał

bardzo

dobrze,

prawda?

Tak

mi

się

wydawało.

Dokad

mógł

pójsc?

A

moe

do

kogo?

Powiedziałbym,

e

przyszedł

by

do

mnie

albo

do

Piper.

Duo

czasu

spedzalismy

razem,

i

zawodowo,

i

prywatnie.

-Zamknał

oczy.

-To

tłumaczy,

dlaczego

miał

dostep

do

listy

partnerów.

Nikt

z

firmy

nie

kwestionowałby

jego

poczynan.

Gdybym

to

pani

powiedział,

gdybym

otworzył

przed

panią

drzwi,

zamiast

chronić

siebie

i

firme,

mógłbym

temu

zapobiec.

To

otwórz

je

teraz.

Opowiedz

mi

o

nim

i

o

jego

matce.



Była

psychicznie

chora.

Nie

wiem,

czy

ktoś

prócz

mnie

o

tym

wiedział.

-

Bezwiednie

musnał

palcem

brzeg

nosa.

-Pewnej

nocy

załamał

się

i

opowiedział

mi

o

wszystkim.

Była

trudna

do

zniesienia,

niezrównowaona

umysłowo.

Winił

za

to

ojca.

Rozwiedli

sie,

kiedy

Simon

był

jeszcze

dzieckiem,

lecz

matka

nigdy

się

z

tym

nie

pogodziła.

Była

pewna,

e

ma.

pewnego

dnia

do

niej

wróci.

To

była

jej

jedyna

miłosc?

O

Boe!

-Ukrył

twarz

w

dłoniach.

-Tak,

chyba

tak.

Była

aktorka,

niezbyt

dobra,

ale

Simon

uwaał,

e

jest

wspaniała,

fantastyczna.

Uwielbiał

ja.

Martwił

go

jednak

jej

stan

psychiczny.

Czesto

miała

napady

depresji.

Byli

te.

meczyzni

w

jej

yciu.

Wykorzystywała

ich

do

podtrzymywania

swoich

nastrojów.

Był

niezwykle

tolerancyjnym

człowiekiem,

lecz

tego

nie

mógł

zniesc.

Jego

matka

nie

powinna

oddawać

się

meczyznom!

Raz

tylko

o

tym

wspomniał,

po

jej

smierci,

kiedy

był

pograony

w

rozpaczy.

Powiesiła

sie.

Znalazł

w

pierwszy

dzień

Boego

Narodzenia.

Wszystko

doskonale

do

siebie

pasuje

orzekła

Peabody,

gdy

tymczasem

Eve

zmagała

się

z

ruchem

ulicznym.

-Facet

ma

kompleks

matki.

W

kadej

z

ofiar

widzi

matke,

wskrzesza

ja,

kocha

i

wymierza

kare.

Ci

dwa

meczyzni

mogli

uosabiać

jego

ojca

lub

odzwierciedlać

seksualne

preferencje.



Dzieki

za

opinię

burkneła

Eve

i

walneła

dłonią

w

kierownice,

kiedy

po

raz



kolejny

zbyła

zmuszona

się

zatrzymac.

-Pieprzone

Boe

Narodzenie!

Nic

dziwnego,

e

szpitalom

i

klinikom

psychiatrycznym

przybywa

w

grudniu

pacjentów.



To

wigilia

Boego

Narodzenia.

Wiem,

do

cholery,

co

to

za

dzien.

-Właczyła

pionowy

start,

skreciła

ostro

w

lewo

i

pomkneła

nad

dachami

unieruchomionych

w

korku

samochodów.

Maxibus.

Widze.

-mineła

airbusa,

omal

się

o

niego

nie

ocierajac.

Ta

taksówka

chyba

chce...

-Peabody

skuliła

się

i

zamkneła

oczy,

bo

kierujacy

nią

taksówkarz

wpadł

na

ten

sam

pomysł

co

Eve,

wystrzelił

w

górę

i

zajechał

jej

droge.

Eve

zakleła,

gwałtownie

skreciła

kierownica,

otarła

się

o

zderzak

i

z

całej

siły

nacisneła

na

klakson,



Na

dół,

głupi

sukinsynu.

Wciskajac

sie

miedzy

pojazdy,

dwoma

kołami

wyladowała

na

chodniku

przed

tłumem

zirytowanych

przechodniów.

Wyskoczyła

z

wozu

i

podeszła

do

taksówki.

Kierowca

równie.

wysiadł

i

ruszył

w

jej

strone.

Peabody

chciała

mu

powiedziec,

e

jesli

chce

zatargu

z

glina,

to

wybrał

niewłasciwą

osobe.

Kiedy

jednak

wysiadła

i

torowała

sobie

drogę

wsród

przechodniów,

pomyslała,

e

dokopanie

taksówkarzowi

moe

poprawi

Eve

humor.



Przecie.

sygnalizowałem

powiedział.

-Miałem

takie

samo

prawo

do

pionowego

startu

jak

pani.

Wysiadły

pani

kierunkowskazy

i

klakson?

Pewnie

miasto

zapłaci

za

ten

zderzak,

tak?

Wy,

gliny

nie

jestescie

włascicielami

ulic.

Nie



mam

zamiaru

bulić

za

szkodę

z

własnej

kieszeni,

siostro.



Siostro?

Peabody

zadrała,

słyszac

lodowaty

ton

w

głosie

Eve.

Pokreciła

z

politowanie

głową

i

wyjeła

cyfrowy

bloczek

mandatowy.



Pozwól,

e

coś

ci

powiem,

bracie.

Najpierw

cię

cofniesz,

a

potem

wypiszę

ci

mandat

za

napasć

za

oficera

policji.

Hej,

ja

przecie.

nawet...

Powiedziałam,

cofnij

sie.

I

radzę

ci

szybko

przyjać

własciwą

pozycje.

Jezu,

przecie.

to

tylko

zderzak.

Stawiasz

opór

funkcjonariuszowi

policji?

Nie.

-Mruknał

coś

pod

nosem,

rozstawił

nogi

i

połoył

rece

na

dachu

taksówki.

-

Paniusiu,

przecie.

to

wigilia

Boego

Narodzenia.

Moe

damy

sobie

spokój.

Powinieneś

okazywać

wiecej

szacunku

glinom.

Paniusiu,

mój

kuzyn

jest

glina.

Zaciskajac

zeby,

Eve

wyjeła

swoją

odznakę

i

podetkneła

mu

pod

nos.

Widzisz?

Tu

jest

napisane

porucznik,

nie

siostra

czy

paniusia.

Moesz

zapytać

swojego

kuzyna

gliniarza.

Nazywa

się

Brinkleman

mruknał.

-Sierant

Brinkleman.

Powiedz

sierantowi

Brinklemanowi,

eby

kontaktował

się

z

porucznik

Dallas

z

wydziału

zabójstw

i

wyjasnił

jej,

dlaczego

jego

kuzyn

jest

takim

dupkiem.

Jesli

uznam

to

wyjasnienie

za

satysfakcjonujace,

nie

odbiorę

ci

licencji

i

nie

spiszę

notatki,

e

zajechałeś

drogę

słubowemu

pojazdowi.

Jasne?

Jasne,

poruczniku.



A

teraz

wynoś

się

stad.

Kierowca

potulnie

wrócił

do

wozu

i

czekał

cierpliwie

na

właczenie

się

do

ruchu.

Eve,

wcia.

czujac

kipiacy

w

niej

gniew,

odwróciła

się

do

Peabody

i

dzgneła

palcem

w

piers.



A

ty

jesli

chcesz

ze

mną

jezdzic,

to

wyciagnij

ten

kij

z

dupy.

Z

całym

szacunkiem,

poruczniku,

ale

nic

mi

nie

wiadomo

o

adnym

obcym

przedmiocie

w

tej

okolicy.

Twoje

poczucie

humoru

jest

nie

na

miejscu,

posterunkowa

Peabody.

Jesli

nie

jesteś

zadowolona

z

funkcji

mojej

asystentki,

to

moesz

złoyć

rezygnacje.

Serce

podskoczyło

Peabody

do

gardła.



Nie

chcę

składać

rezygnacji.

Nie

jestem

niezadowolona

z

mojej

funkcji.

Eve

miała

ochotę

wrzasnac,

lecz

tylko

odwróciła

się

i

zaczeła

przebijać

przez

tłum

ludzi,

zarabiajac

kilka

siniaków

i

niewybrednych

komentarzy.

Za

chwilę

jednak

wróciła.



Jesli

nadal

bedziesz

rozmawiać

ze

mną

tym

pompatycznym

tonem,

to

zaczniemy

się

bic.

Groziła

mi

pani

zwolnieniem

Nieprawda.

Zaproponowałam

ci

przeniesienie.

Peabody

z

trudem

opanowała

drenie

głosu.

nadal

uwaam,

e

przekroczyła

pani

pewne

granice

w

kwestii

mojej

znajomosci

z

Charlesem

Monroe.

Tak,

wyraziłaś

to

a.

nazbyt

jasno.

To

niewłasciwe,

aby

zwierzchnik

krytykował

wybór

partnera.

To

osobista

sprawa



i...



Masz

cholerną

słusznosc.

To

rzeczywiscie

była

osobista

sprawa.

-Oczy

Eve

pociemniały,

lecz

ku

zaskoczeniu

Peabody

płoneła

w

nich

uraza.

-Wczoraj

wieczorem

nie

mówiłam

jako

twój

zwierzchnik.

Nie

rozmawiałam

z

moją

asystentka,

lecz

z

przyjaciółka.

Peabody

poczuła

ogarniajacą

poteną

falę

wstydu.



Dallas...

Z

przyjaciółką

powtórzyła

Eve

która

robi

słodkie

oczy

do

meskiej

dziwki.

Dziwki

bedacej

osobą

podejrzana.

Ale

Charles....

Był

na

koncu

listy

weszła

jej

w

słowo

Eve.

-Ale

był.

Jego

nazwisko

znajdowało

się

na

liscie

partnerów

jednej

z

ofiar

i

na

liscie

jednej

z

ewentualnych

ofiar.

Nigdy

nie

uwaała

pani

Charlesa

za

morderce.

Sadziłam,

e

jest

nim

Rudy,

i

myliłam

sie.

Mogłam

się

równie.

pomylić

co

do

Charlesa.

-Na

samą

mysl

poczuła

gwałtowny

ucisk

w

oładku.

-Zabierz

wóz

do

centrali.

Przeka.

kapitanowi

Feeneyowi

i

komendantowi

Whitneyowi

najnowsze

informacje

i

powiedz,

e

jestem

w

terenie.

Ale...

Odprowadź

ten

pieprzony

wóz

do

centrali!

-warkneła

Eve.

-To

rozkaz

wydany

przez

zwierzchnika

asystentce.-Odwróciła

się

i

zaczeła

torować

sobie

drogę

przez

tłum.

Tym

razem

jednak

na

dobre.

Cholera!

-Peabody

walneła

dłonią

w

maskę

samochodu,

nie

zwracajac

uwagi

na

wsciekły

ryk

klaksonów

i

muzykę

dochodzacą

z

wnetrza

sklepu

po

drugiej

stronie



ulicy.

-Peabody,

jesteś

idiotka.



Pociagneła

nosem,

zaczeła

szukać

chusteczki

i

przypomniała

sobie,

e

dała

Eve.

Otarła

wiec

nos

wierzchem

dłoni,

wsiadła

do

samochodu

i

przygotowała

się

do

wypełnienia

polecen.



Kiedy

Eve

dotarła

do

rogu

Czterdziestej

Pierwszej

i

złosć

z

niej

wyparowała,

doszła

do

wniosku,

e

nie

da

rady

przejsć

trzydziestu

przecznic

dzielacych

do

laboratorium

Dickiego.

Rzuciła

okiem

na

ludzi

stłoczonych

na

ruchomych

platformach

i

stwierdziła,

e

ta

droga

te.

odpada.



Fala

przechodniów

zmusiła

do

przejscia

nastepnych

kilkunastu

metrów.

W

koncu

jednak

udało

jej

się

zatrzymać

i

rozejrzec.

Strumień

pary

z

kiosku

z

sojowymi

hot

dogami

zaczał

dusić

i

wywołał

łzawienie

oczu.

Z

trudem

wyciagneła

z

kieszeni

odznake,

przecisneła

się

do

krawenika

i

ryzykujac

ycie

i

utratę

nogi

weszła

prosto

pod

koła

nadjedajacej

taksówki.



Przycisneła

odznakę

do

przedniej

szyby,

wsiadła

do

wozu,

przetarła

dłonmi

twarz,

próbujac

się

uspokoic,

po

czym

spojrzała

we

wsteczne

lusterko

i

napotkała

wzrok

kierowcy.

Był

to

kuzyn

sieranta

Brinkemana.

Parskneła

smiechem.



To

ci

dopiero

pech.

Cały

dzień

taki

jest

mruknał.

Nienawidzę

Boego

Narodzenia.



W

tej

chwili

ja

te.

za

nim

nie

przepadam.

Moe

pan

mnie

dowiezć

do

Osiemnastej?

Szybciej

byłoby

na

piechote.

Spojrzała

na

płynacy

chodnikiem

strumień

ludzi.

Włacz

pan

pionowy

start

i

omiń

ten

korek.

Gdyby

były

jakieś

kłopoty,

załatwię

to

z

drogówka.

Pani

jest

szefem,

poruczniku.

Wystrzelił

niczym

błyskawica,

a

Eve

zamkneła

oczy

i

pomyslała,

e

bedzie

chyba

musiała

wziać

proszek

na

ból

głowy.



Bedzie

pan

robił

aferę

o

ten

zderzak-spytała

kierowce.

Tak

jak

wszyscy

poszkodowani?

Nie.

-Skrecił

w

Osiemnasta.

-Nie

powinienem

tego

mówic,

ale

w

tym

przedswiatecznym

ruchu

człowiek

robi

się

złosliwy.

Wyjeła

etony

kredytowe

i

wsuneła

w

otwór.



Skontaktujemy

się

wieczorem.

Bedę

wdzieczny.

Tak

czy

owak

wesołych

swiat.

Zasmiała

się

juz

nieco

swobodniej.

Nawzajem.

W

dzielnicy,

w

której

miesciło

się

laboratorium

kryminalistyczne,

prosektoria

i

kostnice,

panował

mniejszy

ruch.

Nie

ma

tu

nic

do

kupowania,

pomyslała.

Weszła

do

brzydkiego

budynku

ze

stali,

zaprojektowanego

przez

architekta

ogarnietego

wizją

przyszłosci,

w

której

królować

bedzie

metal,

mineła

pusty

hall

i

przeszła

przez

bramkę

kontrolna.



Pilnujacy

wejscia

android

skinał

głowa,

kiedy

połoyła

dłoń

na

czytniku

linii





papilarnych,

podała

nazwisko,

stopien,

kod

i

cel

wizyty.

Zjechała

w

dół

ruchomą

platformą

i

zmarszczyła

brwi

na

widok

opustoszałych

korytarzy

i

pokoi.

Srodek

dnia,

zwykły

dzień

pracy,

gdzie,

u

diabła,

wszyscy

się

podziali?



Otworzyła

drzwi

do

laboratorium,

a

tam

trwała

w

najlepsze

zabawa.

Grała

muzyka,

panował

gwar

i

smiech.

Ktoś

wsunał

jej

w

dłoń

kubek

z

podejrzanie

wygladajacym

zielonym

płynem.

Tu.

obok

tanczyła

kobieta

ubrana

jedynie

w

fartuch

ochronny

i

w

minigoglach.

Eve

złapała

za

rekaw.



Gdzie

Dickie?

Och,

gdzieś

tutaj.

Musze

isć

po

dolewke.

Prosze.

Wcisneła

jej

kubek

w

dłoń

i

ruszyła

na

poszukiwanie

szefa

laboratorium.

Dickie

siedział

na

stole,

trzymajac

rekę

pod

spódnicą

podanej

laborantki.

Eve

doszła

do

wniosku,

e

dziewczyna

jest

pijana,

skoro

pozwala,

by

te

pajakowate

łapska

grzebały

miedzy

jej

nogami.



Hej,

Dallas,

przyłacz

się

do

zabawy.

Co

prawda

nie

jest

równie

wspaniała

jak

u

ciebie,

ale

robimy,

co

moemy.

Gdzie,

do

cholery,

moje

raporty?

Gdzie

wyniki?

Co

się

tu,

kurwa,

dzieje?

Jest

Wigilia.

Rozchmurz

sie.

Eve

chwyciła

go

za

przód

koszuli

i

sciagneła

ze

stołu.

Mam

cztery

trupy

i

kobietę

w

szpitalu.

Wiec

nie

pieprz

mi

tu

o

zabawie,

ty

mały

zezowaty

sukinsynu.

Dawaj

wyniki.

Laboratorium

pracuje

dziś

do

drugiej.

-Bezskutecznie

usiłował

wyswobodzić

się

z

uscisku.

-A

jest

ju.

po

trzeciej,

waniaczko.



Na

litosć

boska,

ten

sukinsyn

gdzieś

się

ukrywa.

Widziałeś

co

zrobił

z

ofiarami?

Chcesz,

ebym

ci

pokazała

filmy,

jakie

nakrecił

w

czasie

roboty?

Chcesz

obudzić

się

jutro

rano

i

dowiedzieć

sie,

e

znowu

to

zrobił,

bo

tobie

sie

chciało

się

pracowac?

Mógłbyś

potem

przełknać

swiateczną

ges?

Do

diabła,

Dallas,

nie

odkryłem

niczego

nowego.

Chodź

ze

mna.

-Z

zaskakujaca

godnoscią

wygładził

zmietą

przez

Eve

koszule.

-Przejdziemy

do

drugiego

laboratorium.

Nie

ma

potrzeby

psuć

innym

zabawy.

Przecisnał

się

przez

tłum

i

otworzył

boczne

drzwi.



Jezu,

Feinstein,

tu

musisz

posuwac?

Idzcie

do

magazynu,

jak

wszyscy.

Eve

przetarła

oczy

palcami,

kiedy

kopulujaca

para

oderwała

się

od

siebie

i

zaczeła

zbierać

ubranie.

Czy

wszyscy

poszaleli?

-pomyslała

Eve,

gdy

para

umkneła

pospiesznie,

chichoczac

jak

niesforne

dzieci.



Zmieszalismy

róne

gatunki

piwa

wyjasnił

Dickie.

-Legalny

browar,.

Ale

działa

jak

mieszanka

wybuchowa.

-Usiadł

przez

komputerem

i

wywołał

plik

sprawy.

Tym

razem

mielismy

jego

odciski

palców,

ale

to

ju.

wiesz.

Nie

ma

watpliwosci

co

do

jego

tosamosci.

Ten

sam

srodek

dezynfekcyjny.

Kosmetyki,

które

zostawił

uciekajac,

odpowiadają

tym

znalezionym

przy

ofiarach.

Ubranie

i

całe

to

gówno,

które

przesłałas,

wykonano

z

uprzednio

zidentyfikowanych

włókien.

Masz

go

w

garsci,

Dallas.

Niezbite

dowody,

by

goscia

zapuszkowac.

A

co

znalazła

ekipa

sledcza?

Muszę

mieć

jakiś

slad,

który

doprowadzi

mnie

do

niego.

Nie

odkryła

niczego,

o

czym

byś

ju.

nie

wiedziała.

Chodzi

ci

o

to,

co

znalezlismy

w

jego

mieszkaniu?

Niewiele

tego

było.

Ten

facet

to

fanatyczny

pedant.

Ale



znalezlismy

kolejne

włókna,

takie

jak

z

kaftana,

i

kilka

włosów

z

brody,

którą

po

sobie

zostawił.

To

wszystko,

czym

dysponujemy.



Dobra.

Przeka.

raport

na

mój

wideokom

w

domowym

biurze

i

w

centrali.

Kopię

przeslij

Feeneyowi.

Wzruszył

ramionami.

Oboje

wiedzieli,

e

ju.

to

zrobił.



Przepraszam,

e

odciagnełam

cię

od

zabawy.

Za

godzinę

lub

dwie

miasto

się

wyludni.

Ludziom

naley

się

odpoczynek,

nie?

Kobiecie,

która

spedzi

te

swieta

w

szpitalu,

te.

się

coś

naley.

Wyszła

z

budynku

z

nadzieja,

e

chłodne

powietrze

złagodzi

ból

głowy.

Hałowała,

e

nie

poprosiła

Dickiego

o

jakiś

skuteczny

srodek.

Na

ulicach

zdayły

ju.

zapłonać

latarnie.

W

grudniu

szybko

zapadał

zmrok,

a

noce

były

ciemne

i

długie.

Swiatło

dnia

z

trudem

przebijało

się

przez

chmury

i

znowu

znikało.



Wyjeła

podreczny

wideokom

i

połaczyła

się

z

domem.



Pracujesz

stwierdziła,

kiedy

na

ekranie

pojawiła

się

twarz

Roarke'a.

Stojacy

za

jego

plecami

faks

wypluwał

papier.

Troche.

Mam

kilka

spraw

do

załatwienia.

Nie

sadze,

bym

szybko

wróciła

do

domu.

Po

wyrazie

jej

twarzy

poznał,

e

boli

głowa.

Dokad

się

wybierasz?

Chcę

przeszukać

mieszkanie

Simona.

Nie

miałam

okazji

się

tam

rozejrzec.

Moe

sprzatacze”

coś

przegapili.

Muszę

to

sprawdzic.

Rozumiem.

Słuchaj,

jestem

bez

samochodu,

a

to

mieszkanie

jest

niedaleko

domu.

Mógłbyś



wysłać

jakiś

pojazd?



Oczywiscie.

Dzieki.

Odezwę

sie,

kiedy

skoncze.

Rób,

co

masz

do

zrobienia,

ale

weź

coś

na

ból

głowy,

Eve.

Usmiechneła

się

lekko.

Nie

mam

nic

przy

sobie.

Kiedy

wrócę

do

domu,

wypijemy

mnóstwo

wina

i

bedziemy

się

kochać

jak

szalency,

dobrze?

No

có,

planowałem

spokojny

wieczór

przy

grze

w

trójpolowe

szach,

ale

jesli

tego

chcesz...

To

cudowne,

jak

on

potrafi

poprawić

nastrój,

pomyslała

Eve,

przerywajac

połaczenie.

Nie

zdziwiła

sie,

kiedy

przed

budynkiem,

w

którym

mieszkał

Simon,

zobaczyła

nie

tylko

samochód,

lecz

i

samego

Roarke'a.



Mogłeś

wysłać

androida.

Tak

uwaasz?

Nie.

-Przeciagneła

dłonią

po

włosach.

-Nie

sadzę

te,

ebyś

się

zgodził

poczekać

w

wozie,

dopóki

nie

skoncze.

Widzisz,

jak

dobrze

się

znamy?

-Siegnał

do

kieszeni

eleganckiego

palta

i

wyjał

z

niej

emaliowane

pudełeczko

z

niebieskimi

pigułkami.

Otwórz

buzie.

Uniósł

brew

w

odpowiedzi

na

jej

gniewny

wzrok

i

zacisniete

wargi.

Eve,

to

zwykły

srodek

przeciwbólowy.

Od

razu

lepiej

się

poczujesz.

Nie

ma

w

tym

adnego

cholernego

swinstwa?



Nie.

Otwieraj

buzie.

-Przytrzymał

za

brode,

wrzucił

pigułkę

na

jezyk

i

zamknał

jej

usta.

-Połknij.

Grzeczna

dziewczynka.

Pocałuj

mnie

gdzies.

Kochanie,

o

niczym

innym

nie

marze.

Przywiozłem

twój

zestaw

polowy.

Przynajmniej

jedno

z

nas

mysli

rozsadnie.

Dzieki

powiedziała,

gdy

siegnał

do

samochodu

po

walizeczke.

-mam

go

w

garsci

dodała.

-Dowody,

swiadek,

motyw,

metoda.

Moesz

dodać

do

tej

listy

fakt,

e

kasetka

z

kosmetykami,

którą

zostawił

w

mieszkaniu

Piper

Hoffman,

jest

robiona

na

zamówienie.

-Zaczał

delikatnie

masować

kark

Eve,

by

przyspieszyć

działanie

pigułki.

-Moja

firma

oferuje

je

licencjonowanym

wizaystom.

Wspaniale.

Pozostaje

tylko

go

znalezc.

Nie

zameldował

się

w

adnym

hotelu,

chyba,

e

w

takim

na

godziny

ciagnał

z

usmiechem

Roarke.

-McNab

wykonał

kawał

dobrej

roboty.

Akurat.

W

laboratorium

natknełam

się

na

orgie.

Czemu

nas

nie

zaproszono?

To

oburzajace.

Coś

mi

się

zdaje,

e

zaproszenie

obejmowałoby

równie.

tak

wspaniały

numer

jak

ogladanie

nagiego

szefa

laboratorium.

-Wyjeła

klucz

uniwersalny

i

rozkodowała

zaplombowane

przez

policję

drzwi

do

mieszkania

Simona.

-Nie

jest

to

cos,

na

co

miałabym

ochote.

Jesli

chcesz

wejsć

do

srodka,

musisz

włoyć

ochraniacze.

Roarke

popatrzył

na

puszkę

i

westchnał

cieko.



Czy

policja

nie

moe

uywać

czegos,

co

miałoby

przyjemniejszy

zapach?

-

Włoył

jednak

ochraniacze

na

rece

i

nogi

i

zaczekał,

a.

Eve

zrobi

to

samo.



Nagrywanie.

Porucznik

Eve

Dallas

wchodzi

do

mieszkania

podejrzanego

Simona,

dwudziesty

czwarty

grudnia,

godzina

szesnasta

dwanascie.

Oficerowi

sledczemu

towarzyszy

cywil

Roarke,

chwilowo

pełniacy

rolę

asystenta.

Kazała

zapalić

swiatła

i

przez

moment

badała

wzrokiem

pokój.

Nie

panował

ju.

w

nim

idealny

porzadek.

Pracujaca

ekipa

sledcza

zostawiła

błyszczacą

warstwę

na

powierzchniach,

szukajac

sladów

odcisków

palców

i

innych

sladów.

Sprzatacze”

poprzesuwali

meble,

poduszki,

pozdejmowali

ze

scian

obrazy.

Odłaczono

i

zabrano

wideokom.



Skoro

ju.

tu

jestes,

rozejrzyj

się

po

innych

pomieszczeniach.

-zwróciła

się

do

Roarke'a.

-Zawołaj,

jesli

znajdziesz

coś

ciekawego.

Bedę

w

sypialni.

Zdayła

zaledwie

otworzyć

szafe,

kiedy

wrócił

Roarke,

trzymajac

w

dwóch

palcach

dyskietke.



Mam

cos

ciekawego,

poruczniku.

Gdzie

to

było?

Powinni

zabrać

wszystkie

dyskietki.

Przedswiateczna

goraczka,

có.

na

to

poradzisz?

Ukryta

była

za

fotografią

hologramowa.

Przypuszczam,

e

przedstawia

jego

matke.

To

taka

sentymentalna

kryjówka.

Nie

mam

na

czym

jej

przegrac.

Zabrali

cały

sprzet

elektroniczny.

Musze....

Urwała,

bo

Roarke

wyjał

z

kieszeni

płaskie

czarne

pudełko,

wcisnał

zatrzask

i

otworzył

pokrywę

z

małym

ekranem.



Nowa

zabawka

wyjasnił,

kiedy

zmarszczyła

brwi.

-Nie

zdaylismy

wyeliminować

wszystkich

błedów

i

wprowadzić

jej

na

rynek

przed

swietami.

Bedzie

gotowa

na

Dzień

Prezydenta.



Czy

to

bezpieczne?

Nie

mogę

zniszczyć

tej

dyskietki.

Ten

egzemplarz

osobiscie

poprawiałem.

-To

prawdziwy

klejnocik.

-Wsunał

dyskietkę

w

szczelinę

i

uniósł

brew.

-Moge?

Sprawdzmy,

co

na

niej

jest.

Rozdział

20



Był

to

raczej

chaotyczny

i

ałosny

dziennik.

Jeden

rok

z

ycia

meczyzny,

w

którym

jego

swiat

wali

się

w

gruzy.



Mira

nazwałaby

to

wołaniem

o

pomoc,

pomyslała

Eve.



Kilkanascie

razy

zwracał

się

do

matki:

nazywał

ja

jedyną

miłoscią

swego

ycia,

wynosił

na

piedestał,

by

przy

kolejnym

wejsciu

obrzucać

wyzwiskami.

Raz

była

dla

niego

swieta,

nastepnym

razem

dziwka.



Po

przesłuchaniu

całosci

Eve

nie

miała

ju.

watpliwosci:

ta

kobieta

była

dla

Simona

ciearem,

który

cierpliwie

dzwigał,

lecz

którego

nigdy

nie

potrafił

zrozumiec.



Kadego

roku

na

Boe

Narodzenie

wkładała

do

pudełka

złotą

bransoletkę

z

wygrawerowanymi

na

niej

słowami:

Mojej

miłosci,

którą

dostała

od

mea

i

kładła





pod

choinke.

Kadego

roku

powtarzała

synowi,

e

ojciec

zjawi

sie

w

domu

pierwszego

dnia

swiat.

Długo

w

to

wierzył.

Jeszcze

dłuej

pozwalał,

by

ona

w

to

wierzyła.



Wreszcie

w

zeszłym

roku,

w

wigilię

Boego

Narodzenia,

majac

dosć

meczyzn,

którzy

wykorzystywali,

rozbił

pudełko

i

zniszczył

jej

iluzje.

Nastepnego

dnia

rano

powiesiła

się

na

łancuchu,

którym

syn

udekorował

choinke.



Niezbyt

wesoła

swiateczna

opowiesć

mruknał

Roarke.

-Biedny

dran.

Wszawe

dziecinstwo

nie

usprawiedliwia

gwałtu

i

morderstwa.

Ale

moe

być

przyczyna.

Sami

budujemy

naszą

drogę

ycia,

Eve.

Jedna

decyzja

pociaga

za

sobą

nastepna.

I

za

te

decyzje

ponosimy

odpowiedzialnosc.

Wyjeła

torebkę

na

dowody

rzeczowe,

a

Roarke

wrzucił

do

niej

dyskietke.

Potem

połaczyła

się

z

McNabem.



Nie

udało

się

znalezć

jego

meliny,

Dallas.

Za

to

zlokalizowałem

ojca.

Prawie

trzydziesci

lat

temu

przeniósł

się

na

stację

Nexus.

Ma

drugą

one,

dwoje

dzieci

i

wnuki.

Mam

jego

adres,

jesli

chce

pani

z

nim

porozmawiac.

Po

co?

-mrukneła.

-mam

dziennik

Simona.

Był

w

jego

mieszkaniu.

Technicy

i

sprzatacze”

przegapili

go.

Przesle

go

do

sekcji

elektronicznej.

Zarejestruj

go,

dobrze

McNab?

Potem

jesteś

wolny.

Powiedz

Peabody,

e

moe

isć

do

domu.

Tylko

musicie

mień

właczone

nadajniki.

Tak

jest.

Kiedyś

w

koncu

wyjdzie

z

nory.

Wtedy

go

capniemy.

Dobra.

Idź

powiesić

skarpete,

McNab.

Miejmy

nadzieje,

e

dostaniemy

na

gwiazdkę

to,

czego

chcemy.



Roarke

patrzył,

jak

chowa

wideokom.



Jesteś

dla

siebie

zbyt

surowa,

Eve.

On

dziś

wieczorem

zaatakuje.

I

tylko

on

wie

gdzie

i

kogo.

-Odwróciła

się

w

stronę

szafy.

-Wszystkie

ubrania

poukładane

według

kolorów

i

materiałów.

Ma

na

tym

punkcie

jeszcze

wiekszego

szmergla

ni.

ty.

Nie

widze

nic

nienormalnego

w

utrzymywaniu

porzadku

w

garderobie.

Zwłaszcza

jesli

się

ma

dwiescie

czarnych

jedwabnych

koszul.

Jeszcze

włoyłbyś

nie

te,

co

trzeba,

i

popełnił

straszną

gafe.

Rozumiem

przez

to,

e

nie

kupiłaś

mi

w

prezencie

czarnej

jedwabnej

koszuli.

Zerkneła

na

niego

przez

ramię

i

skrzywiła

sie.

Spartaczyłam

sprawę

z

tymi

prezentami.

Nie

miałam

o

niczym

pojecia.

Dopiero

Feeney

oswiecił

mnie,

e

od

współmałonka

oczekuje

się

wiekszej

liczby

prezentów.

Ja

mam

tylko

jeden.

Wcisnał

jezyk

w

policzek.



Dasz

mi

jakaś

wskazówke?

Nie.

Na

pewno

byś

zaraz

odgadł.

-Ponownie

spojrzała

na

ubrania.

-Lepiej

spróbuj

rozwiazać

taką

zagadke:

Masz

tu

koszule

i

spodnie.

Od

białych,

przez

kremowe,

do...

Nie

wiem,

jak

się

ten

kolor

nazywa.

Ciemnoszary.

Niech

bedzie.

Potem

idą

niebieskie

i

zielone.

Dotad

jest

wszystko

w

porzadku.

Teraz

mamy

luke,

a

dalej

idą

serie

brazowa,

szara

i

czarna.

Jakiego

koloru

według

ciebie

brakuje?

Czerwonego.



Zgadza

sie.

Nie

ma

adnej

czerwonej

sztuki.

Moe

on

wkłada

czerwone

ubrania

tylko

na

specjalne

okazje.

Czerwony

kaftan

zabrał

wiec

ze

soba.

Sprzatacze”

jeszcze

coś

przeoczyli.

Biuterie.

Szesć

gesi,

siedem

czegoś

tam

i

tak

dalej.

Te.

musiał

je

wziac.

Szykuje

się

do

przedstawienia.

Ale

gdzie

on

to

mógł

schowac?

Gdzie

mógł

ukryc?

-obeszła

pokój.

-Wie,

e

tu

ju.

nie

ma

dla

niego

powrotu.

Ryzykował

zabierajac

stad

narzedzia,

kostium

i

rekwizyty.

Ale

bez

tego

nie

mógłby

dokonczyć

swego

zadania.

Jest

zbyt

sprytny,

zbyt

zorganizowany,

by

nie

mieć

jakiegoś

miejsca,

gdzie

mógłby

się

ukryc.

Tu

było

całe

jego

ycie:

matka,

wspomnienia

powiedział

Roarke.

-A

take

praca.

Zamkneła

oczy,

jakby

otrzymała

cios.



Boe,

on

tam

wrócił.

On

jest

w

tamtym

budynku.

Wiec

na

co

czekamy?

Jazda

ulicami

pokrytymi

cienką

warstwą

lodu

była

koszmarna.

Za

to

chodniki

się

wyludniły.

Ludzie

spieszyli

do

swych

domów

i

rodzin,

a

nieliczni,

którzy

nie

kupili

jeszcze

prezentów,

polowali

na

otwarte

o

tej

porze

sklepy.



Zapłoneły

latarnie

uliczne,

rozsiewajac

wokół

zimne

smugi

swiatła.

Eve

spojrzała

na

ruchomą

tablicę

reklamowa,

przedstawiajacą

mknacego

w

saniach

swietego

Mikołaja,

który

yczył

wszystkim

wesołych

swiat.



Jakby

tego

wszystkiego

było

mało,

zaczał

padać

grad.





Kiedy

Roarke

zatrzymał

się

przy

kraweniku,

Eve

wysiadła,

wyjeła

swój

klucz

uniwersalny,

po

czy

zawahała

sie.

Po

krótkiej

walce

wyjeła

broń

z

kabury.



Weź

mój

obezwładniacz.

Tak

na

wszelki

wypadek.

Weszli

do

jasno

oswietlonego

hallu.

Przez

cały

dzień

w

salonie,

w

sklepach,

w

klubach

restauracyjnych

krecili

się

ludzie,

a

on

potrzebował

spokoju.

tu

pewnie

jakieś

puste

biura.

Moglibysmy

to

sprawdzic,

ale

coś

mi

mówi,

e

skorzystał

z

mieszkania

Piper.

Wiedział,

e

bedzie

puste,

bo

Rudy

nie

zostawi

jej

samej,

nawet

na

noc.

Byłby

tu

bezpieczny.

Policji

te.

nie

musiałby

się

obawiac,

skoro

ekipa

sledcza

zrobiła

ju.

mieszkanie.

Wcisneła

przycisk

windy

i

zakleła.



Cholera,

zablokowana.

Czy

chcesz,

ebym

uruchomił,

poruczniku?

Nie

badź

taki

cwany.

Rozumiem,

e

znaczy

to

tak”.

-Przesunał

na

bok

broń

i

wyjał

mały

futerał

z

narzedziami.

-To

potrwa

tylko

chwile.

-Zdjał

osłonę

i

pomajstrował

coś

przy

tablicy

rozdzielczej.

-Rozległ

się

cichu

szum

i

po

chwili

kabina

windy

rozbłysła

swiatłami.

Zreczna

robota...

jak

na

biznesmena.

Dziekuje.

-Zaprosił

gestem

do

srodka,

po

czym

sam

wsiadł.

-Mieszkanie

Hoffmanów.

Pietro

dostepne

tylko

po

uprzednim

przekreceniu

klucza

lub

wprowadzeniu

kodu.



Eve

zgrzytneła

zebami

i

ponownie

siegneła

po

klucz

uniwersalny,

lecz

Roarke

ju.

zdjał

osłonę

tablicy

rozdzielczej.





Tak

bedzie

szybciej

wyjasnił

i

zrecznie

uporał

się

z

blokada.

Winda

płynnie

ruszyła

w

góre.

Kiedy

zaczeła

zwalniac,

Eve

staneła

miedzy

Roarkiem

a

drzwiami.

Zmruył

oczy

i

czekał.

Kiedy

drzwi

się

otworzyły,

odepchnał

Eve

na

bok,

wyskoczył

z

windy

i

omiótł

bronią

korytarz.



Nigdy

wiecej

tego

nie

rób

sykneła,

ubezpieczajac

go

z

tyłu.

Nigdy

wiecej

nie

rób

z

siebie

tarczy

ochronnej

dla

mnie.

Chyba

droga

wolna.

Mona

sforsować

drzwi?

Pózniej

tym

się

zajme,

pomyslała,

opanowujac

gniew.



Biorę

dół

mrukneła,

odblokowujac

zamki.

Doskonale.

A

wiec

na

trzy.

Raz,

dwa.

-Uderzyli

w

drzwi

niczym

zgrany

zespół.

W

mieszkaniu

paliły

się

swiatła

i

rozbrzmiewały

radosne

swiateczne

melodie.

Rolety

były

zaciagniete.

Tylko

w

oknie

przy

którym

stała

choinka,

odbijały

się

płonace

na

drzewku

swiatełka.



Eve

skreciła

w

stronę

sypialni.

Po

drodze

zauwayła,

e

plamy

i

smugi

pozostawione

przez

sprzataczy”

zostały

starannie

wytarte,

a

w

powietrzu

unosił

się

zapach

kwiatów

i

srodka

dezynfekcyjnego.



W

łazience

pozostały

jeszcze

małe

obłoczki

pary,

a

woda

w

wannie

była

ciepła.

W

sypialni

panował

idealny

porzadek:

łóko

zasłane,

plamy

usuniete.

Eve

uniosła

narzutę

i

zakleła

pod

nosem.



Zmienił

posciel.

Ten

drań

spał

w

łóku

w

którym

zgwałcił.

Z

wsciekłoscią

otworzyła

szafe.

Wsród

zwiewnych

szat

Rudy'ego

i

Piper

wisiało

kilka

par

spodni

i

koszule.



Poczuł

się

jak

u

siebie

w

domu.

-Przykucneła

o

otworzyła

elegancką

czarną



walizeczkę

leacą

na

dnie

szafy.

-Reszta

jego

rekwizytów.

-Z

bijacym

sersem

przegladała

biuterie,

mruczac

pod

nosem

słowa

piosenki

wyliczanki.

-

Wszystkie

prezenty

łacznie

z

dwunastym,

spinką

do

włosów

z

dwunastoma

doboszami.

Brakuje

tylko

piatki.

Pewnie

zabrał

ze

soba.

-Wstała.

-Wział

kapiel

relaksujaca,

włoył

czerwony

kaftan,

spakował

zabawki

i

wyszedł.

Ale

zamierza

tu

wrócic.



Wiec

zaczekamy

na

niego.

Bardzo

pragneła

go

złapac,

bardziej

nic

miała

odwagę

to

przyznac.

Chciała

spojrzeć

mu

w

twarz,

kiedy

to

się

stanie,

i

upewnić

sie,

e

go

pokonała,

a

wraz

z

nim

czastkę

siebie,

którą

widziała

w

sennych

koszmarach.



Wezwę

posiłki.

Niech

postoją

dziś

na

warcie.

Bedę

potrzebować

kilku

do

obstawy

budynku

i

kilku

w

srodku.

Zajmie

mi

to

jakaś

godzine.

Potem

wrócimy

do

domu.

Chyba

nie

chcesz,

eby

ktoś

inny

zebrał

plony?

Nie

chcę

i

moe

dlatego

powinnam

to

zrobic.

Poza

tym...

-Odwróciła

się

do

niego,

myslac

o

tym,

co

powiedziała

Mira.

-Mam

prawo

do

ycia,

które

zaczełam

sobie

układac.

Z

toba.

W

takim

razie

wzywaj

posiłki.

-Dotknał

jej

policzka.

-I

wracajmy

do

domu.

Peabody

skonczyła

papierkową

robote,

westchneła

cieko,

po

czym

spostrzegła

stojacego

w

drzwiach

McNaba.





Czego?

Przechodziłem

obok.

Przecie.

Dallas

zwolniła

się

do

domu.

Muszę

skonczyć

raport.

McNab

usmiechnał

sie,

bo

komputer

zasygnalizował

własnie

przyjecie

raportu.

Widze,

e

skonczyłas.

A

teraz

namietna

randka

z

panem

Pieknisiem?

Ignorant

z

ciebie,

McNab.

-Peabody

odsuneła

się

od

biurka.

-Nie

spedza

się

Wigilii

z

facetem,

z

którym

spotkało

się

tylko

raz.

-Poza

tym

Charles

miał

ju.

zajety

wieczór.

Twoja

rodzina

nie

mieszka

w

Nowym

Jorku?

Nie.

-Peabody

udawała,

e

porzadkuje

biurko.

Nie

wybierasz

się

na

swieta

do

domu?

W

tym

roku

nie.

Ta

te.

nie.

To

sprawa

pozbawiła

mnie

ycia

towarzyskiego.

Te.

nie

mam

adnych

planów

na

swieta.

-Wcisnał

kciuki

do

kieszeni

spodni.

-Co

byś

powiedziała

na

zawieszenie

broni,

na

takie

swiateczne

moratorium?

Nie

prowadzę

z

tobą

wojny.

-Odwróciła

sie,

by

wziać

z

wieszaka

mundur.

Wygladasz

na

zmeczona.

To

był

długi

dzien.

No

có,

skoro

nie

zamierzasz

spedzić

Wigilii

z

panem

Pieknisiem,

to

moe

spedziłabyś

z

kumplem

z

policji?

To

niezbyt

dobry

wieczór

na

samotnosc.

Postawię

ci

drinka

i

jakaś

kolacje.

Udała,

e

jest

zajeta

zapinaniem

guzików

munduru.

Samotna

Wigilia,

czy

kilka



godzin

z

McNabem?

Hadna

z

moliwosci

nie

była

pociagajaca,

uznała

jednak,

e





samotnosć

bedzie

gorsza.



Nie

lubię

cię

na

tyle,

ebyś

fundował

mi

kolacje.

-Podniosła

wzrok

i

wzruszyła

ramionami.

-Płacimy

po

połowie.

Zgoda.

Nie

oczekiwała,

e

bedzie

się

dobrze

bawic,

ale

po

dwóch

godzinach

spedzonych

u

Swietego

Nicka”

uznała,

e

nie

czuje

się

nieszczesliwa.

W

koncu

rozmowa

o

sprawach

zawodowych

te.

była

jakaś

formą

zabicia

czasu.



Zdecydowała

się

na

kurczaka,

choć

wiedziała,

e

nie

ubedzie

jej

od

tego

kalorii.

Do

diabła

z

dieta,

pomyslała.



jak

moesz

tyle

jesć

spytała

McNaba,

patrzac

z

niechecią

i

zazdroscia,

jak

wcina

podwójna

pizzę

z

dodatkami

i

nie

być

grubym

jak

swinia?

Mam

dobrą

przemianę

materii

odparł

z

pełnymi

ustami.

-Chcesz

kawałek?

Powinna

odmówic.

Walka

z

kragłosciami

nie

miała

konca.

Mimo

to

wzieła

pół

kawałka

i

z

rozkoszą

zanurzyła

w

nim

zeby.



Pogodziłyscie

się

z

Dallas?

Znieruchomiała

i

obrzuciła

go

gniewnym

spojrzenie,

Mówiła

ci

o

tym?

Jestem

przecie.

detektywem.

Zauwae,

jak

coś

jest

nie

tak.

Dwa

wypite

drinki

rozwiazały

jej

jezyk.



Jest

na

mnie

wkurzona.

Pokpiłaś

sprawe?

Chyba

tak.

Ona

te.

dodała

marszczac

czoło.

-Ale

ja

chyba

bardziej.

Nie

wiem,

czy

uda

mi

się

to

odkrecic.

Masz

kogos,

kto

nadstawiłby

za

ciebie

karku,

a

ty

wszystko

rozwalasz,

a

potem

chcesz

naprawic.

W

mojej

rodzinie

najpierw

wrzeszczymy

na

siebie,

potem

nam

głupio,

a

potem

się

przepraszamy.

To

nie

jest

rodzina.

Rozesmiał

sie.

Jasne,

e

nie

usmiechnał

sie.

-Bedziesz

jadła

tego

kurczaka?

Poczuła

ciepło

wokół

serca.

Ten

facet

był

upierdliwy,

ale

kiedy

miał

racje,

to

miał,

pomyslała.



Dam

ci

szesć

kawałków

kurczaka

za

jeszcze

jeden

kawałek

pizzy.

Eve

starała

się

nie

mysleć

o

sledztwie.

Na

miejscu

byli

doswiadczeni

ludzie

i

skanery

o

zasiegu

czterech

przecznic.

Kiedy

Simon

znajdzie

się

w

tym

obszarze,

natychmiast

to

wykryja.



Nie

mogła

ciagle

się

zastanawiac,

gdzie

on

jest

i

czy

komuś

grozi

niebezpieczenstwo,

bo

i

tak

nie

miała

na

to

wpływu.



Złapią

go

jeszcze

tej

nocy.

Facet

wyladuje

za

kratkami

i

nigdy

nie

wyjdzie

na

wolnosc.

To

musi

jej

wystarczyc.



Mówiłaś

coś

o

winie.



Mówiłam.

Ku

swemu

zaskoczeniu

udało

jej

się

usmiechnac.

Wzieła

do

reki

kieliszek

podany

przez

Roarke'a.



I

o

kochaniu

się

jak

szalency.

I

to

te.

mówiłam.

Uznała,

e

najprosciej

bedzie

odstawić

kieliszek

i

wprowadzić

słowa

w

czyn.

Peabody

została

dłuej,

ni.

zamierzała,

i

bawiła

się

lepiej,

ni.

oczekiwała.

Pewnie

był

to

skutek

alkoholu,

a

nie

towarzystwa,

pomyslała,

idac

po

schodach

na

górę

do

mieszkania.



Musiała

jednak

przyznac,

e

McNab

nie

był

takim

strasznym

dupkiem

jak

zazwyczaj.



Hyczliwie

nastawiona

do

swiata

pomyslała,

e

teraz

przebierze

się

w

swój

zniszczony

szlafrok,

właczy

swiatła

na

choince,

zwinie

się

w

łóku

i

obejrzy

jakiś

przyjemny

swiateczny

program.

O

północy

połaczy

się

z

rodzicami

i

wspólnie

wyleją

morze

łez.



Okazało

sie,

e

Wigilia

moe

być

całkiem

przyjemna.



Weszła

na

górę

i

ruszyła

w

stronę

drzwi

mieszkania.



Wtedy

jak

z

pod

ziemi

wyrósł

przed

nią

swiety

Mikołaj

z

wielkim

srebrnym

pudłem

i

usmiechem

na

twarzy.





Czesc,

dziewczynko.

Pózno

wracasz.

Ju.

się

bałem,

e

nie

zdaę

dać

ci

prezentu.

O

kurde!,

zakleła

w

duchu

Peabody.

Miała

zaledwie

ułamek

sekundy

na

podjecie

decyzji:

uciekać

czy

zostac.

Obezwładniacz

tkwił

pod

paltem,

a

palto

miała

zapiete.

Za

to

nadajnik

miała

w

kieszeni.



Postanowiła

jednak,

e

zostaje.

Przywołała

usmiech

na

twarzy,

wsuneła

rekę

do

kieszeni

i

właczyła

nadajnik.



Ojej,

swiety

Mikołaj.

Nie

spodziewałam

sie,

e

spotkam

cię

przed

drzwiami

mojego

mieszkania.

W

dodatku

z

prezentem.

Nie

mam

nawet

kominka,

byś

mógł

je

tam

połoyc.

Rozesmiał

sie.



Eve

jekneła,

przekreciła

się

na

bok

i

przeciagneła.

Nie

zdołali

dotrzeć

do

łóka,

lecz

zwarli

się

ze

sobą

na

podłodze.

Czuła

się

obolała,

spełniona

i

zachwycona.



To

było

całkiem

niezłe

jak

na

poczatek.

Leacy

obok

niej

Roarke

zachichotał

i

przesunał

palcem

wzdłu.

jej

goracej,

wilgotnej

piersi.



Te.

tak

mysle.

Ale

chcę

dostać

prezent.

A

nie

dostałes?

-Zasmiała

sie,

usiadła

i

przesuneła

dłonią

po

włosach.

-W

przyszłym

roku...

Urwała,

bo

nagle

spod

rozrzuconych

na

podłodze

ubrań

dobiegł

głos

Peabody.



Ojej,

swiety

Mikołaj.

Nie

spodziewałam

sie,

e

spotkam

cię

przed

drzwiami

mojego





mieszkania



O

Boe!

-Eve

rzuciła

się

na

stos

ubrań

w

poszukiwaniu

spodni.

-Do

wszystkich

wozów,

do

wszystkich

wozów.

Policjant

potrzebuje

wsparcia.

O

Jezu,

Roarke!

Jedną

Reką

wciagał

spodnie,

a

drugą

chwycił

podreczny

wideokom.



Jedziemy.

Po

drodze

wezwiesz

pomoc.

Czekałem

na

ciebie

powiedział

Simon.

-mam

dla

ciebie

cos

specjalnego.

Zagadywać

tak

długo,

jak

się

da,

przemkneło

jej

przez

mysl.



Moe

spróbuję

zgadnac.

To

jest

coś

specjalnego

od

kogos,

kro

cię

kocha.

Ruszył

w

jej

strone.

Nie

przestawała

się

usmiechac,

rozpinajac

jednoczesnie

palto.

A

kto

mnie

kocha?

Swiety

Mikołaj

cie

kocha,

Delio,

piekna

Delio.

Uniósł

rekę

i

w

tym

momencie

dostrzegła

błysk

ukrytej

w

dłoni

strzykawki.

Skreciła

tułów,

wystawiajac

łokiec,

by

zablokować

jego

ruch

i

wsunać

dłoń

pod

palto.



Niegrzeczna

dziewczynka!

-syknał

i

pchnał

na

sciane.

Zamachneła

sie,

chcac

wymierzyć

cios,

lecz

tylko

wytraciła

mu

pudło

z

rak.

Dłoń

siegajacą

po

broń

miała

teraz

przycisnietą

do

sciany.

Pusć

mnie,

ty

sukinsynu!

-Podcieła

mu

nogi,

przeklinajac

siebie

za

to,

e

dała

się



skusić

na

drinka.

Zanim

przewrócił

się

na

podłoge,

poczuła

ukłucie

w

szyje.

-

Cholera_

mrukneła,

zrobiła

dwa

niepewne

kroki

i

osuneła

się

w

dół

po

scianie.



Spójrz,

co

zrobiłaś

rzucił

gniewnie,

po

czym

zaczał

grzebać

w

jej

torbie

w

poszukiwaniu

klucza.

-Mogłaś

coś

popsuc.

Bedę

się

bardzo

gniewał,

jeeli

coś

mi

popsułas.

A

teraz

badź

grzeczną

dziewczynką

i

wejdzmy

do

mieszkania.

Uniósł

w

góre,

poprowadził

do

drzwi,

odblokował

zamki,

po

czym

pozwolił

jej

osunać

się

na

podłoge.

Poczuła

uderzenie,

lecz

jakby

w

wielkiej

odległosci.

Mysli

krzyczały,

eby

się

ruszyła,

i

ju.

jej

się

wydawało,

e

wstaje,

lecz

w

ogóle

nie

czuła

nóg.

Słyszała,

e

Simon

wchodzi

do

mieszkania

i

zamek

drzwi.



A

teraz

połoymy

się

do

łóka.

Mamy

mnóstwo

do

zrobienia.

Ju.

prawie

Boe

Narodzenie.

O

tak,

najdrosza

mruknał

i

zaniósł

do

sypialni,

jakby

była

lalka.

Mam

w

dupie

grupy

operacyjne

i

dostepne

wozy

patrolowe!

-krzykneła

Eve

do

wideokomu.

-Posterunkowa

Peabody

jest

w

niebezpieczenstwie,

do

kurwy

nedzy!



Obrazliwe

słowa

ba

tym

kanale

niedopuszczalne,

poruczniku

Eve

Dallas.

Zniewagi

zostaną

zarejestrowane.

Wozy

patrolowe

otrzymały

meldunek.

Przewidywany

czas

przyjazdu

dwanascie

minut.

Ona

nie

ma

dwunastu

minut.

Jesli

coś

jej

się

stanie,

osobiscie

powyrywam

ci

wszystkie

obwody,

dupku.

-Uderzyła

piescią

w

wideokom.

-Androidy!

Zostawili



wszedzie

androidy.

Jezu,

Roarke,

nie

moemy

jechać

szybciej?



Jechał

sto

osiemdziesiat

na

godzine,

przedzierajac

się

przez

scianę

lodowatego

deszczu,

lecz

posłusznie

przyspieszył.



Ju.

dojedamy,

Eve.

Cierpiała

katusze,

słuchajac

głosu

Simona.

A.

nazbyt

wyraznie

widziała

rozgrywajacą

się

tam

scene.



Zwiazał

Peabody

i

teraz

zdzierał

z

niej

ubranie.



Eve

poczuła

suchosć

w

ustach.



Spryskał

srodkiem

dezynfekcyjnym,

by

była

czysta

i

doskonała.



Wyskoczyła

z

samochody,

zanim

Roarke

zdaył

na

dobre

się

zatrzymac.

Poslizgneła

się

na

mokrym

chodniku,

a

w

koncu

jednak

dopadła

do

drzwi.

Rece

tak



jej

się

trzesły,

e

dopiero

za

trzecim

razem

zdayła

włoyć

klucz

do

zamka.

Biegnac

po

schodach,

słyszała

za

sobą

oddech

Roarke'a.

W

oddali

rozległ

się

dzwiek

syren

policyjnych.

Wsuneła

klucz

do

otworu

i

pchneła

drzwi.



Policja!

-krzykneła

i

wpadła

do

sypialni

z

bronią

gotową

do

strzału.

W

szeroko

otwartych

oczach

Peabody

malowało

się

oszołomienie.

Leała

na

łóku

naga

i

zwiazana,

dygoczac

z

zimna.

Przez

otwarte

okno

wpadało

do

pokoju

chłodne

powietrze.



Uciekł

schodami

przeciwpoarowymi.

Goń

go.

Nic

mi

nie

jest.

Eve

zawahała

się

na

sekunde,

po

czym

dała

nura

przez

okno.

Zostań

z

nia!

-zawołała

do

Roarke'a.

Nie,

nie.

-Peabody

gwałtownie

pokreciła

głowa.

-Ona

go

zabije,

Roarke.



Powstrzymaj

ja.



Porwał

leacy

na

podłodze

koc,

rzucił

go

na

Peabody

i

wyszedł

przez

okno

za

ona.



Zeskoczyła

na

chodnik

z

niewielkiej

wysokosci.

Stopy

jej

się

rozjechały

na

sliskiej

nawierzchni.

Oparła

się

na

kolanie

i

wstała.

Dostrzegła

go,

jak

biegł

kulejac

na

wschód.

Jasnoczerwony

kaftan

połyskiwał

niczym

swiatło

w

mroku.



Stój,

policja!

-krzykneła

i

rzuciła

się

za

nim,

wiedzac,

e

nie

usłucha.

W

głowie

szumiało

jej

jak

w

ulu,

a

na

skórze

czuła

bolesne

ukłucia.

Hoładek

sciskała

nienawisć

i

paliła

ywym

ogniem.

Nie

zwalniajac

biegu,

wcisneła

broń

za

pasek

od

spodni.

Chciała

złapać

do

własnymi

rekami.



Skoczyła

na

Simona

niczym

tygrys

na

ofiare.

Upadł

jak

długi

na

chodnik.

Chwyciła

go

jak

w

kleszcze,

przygniotła

do

ziemi,

okładajac

piesciami,

lecz

nic

nie

czuła.

Przeklinała,

dyszac

spazmatycznie,

lecz

nie

słyszała

swojego

głosu.

Potem

przewróciła

go

na

plecy

i

przystawiła

mu

broń

do

gardła.



Eve

-zabrzmiał

spokojny

głos

Roarke'a.

Stał

tu.

obok.

Powiedziałam,

ebyś

został

z

Peabody.

Nie

wtracaj

się

do

tego.

-Popatrzyła

na

okrwawiona.

mokrą

od

łez

twarz

Simona

i

zobaczyła

w

niej

ojca.

Wystarczyło

pociagnać

za

spust.

Wcisneła

bron

mocniej

w

gardło

i

chciała

to

zrobic,

pragneła

tego.



Pokonałaś

go,

Eve.

-Rozumiejac,

co

teraz

przeywa,

podszedł

bliej,

przykucnał

i



spojrzał

jej

w

oczu.

-nastepny

krok

byłby

wbrew

twoim

zasadom.

Ty

tak

nie

postepujesz.

Palec

zadrał

jej

na

spuscie.

Drobne

małe

kuleczki

gradu

z

sykiem

rozpryskiwały

się

na

chodniku

i

kłuły

bolesnie.



Ale

mogłabym.

Nie.

-Pogładził

delikatnie

po

głowie.

-Ju.

nie.

Zadrała

i

cofneła

bron.

Ju.

nie

powtórzyła

i

wstała.

Leacy

na

chodniku

meczyzna

skulił

się

i

zaczał

wzywać

matke.

Po

twarzy

płyneły

mu

łzy

i

rozmazywały

farbe.

Wygladał

ałosnie.

Pokonałam

go,

pomyslała

Eve.

To

ju.

koniec.



Trzeba

sprowadzić

tu

mundurowych

powiedziała

do

Roarke'a.

-Nie

mam

kajdanków.

Ja

mam.-Feeney

przeszedł

na

druga

stronę

chodnika.

-Miałem

właczony

nadajnik.

Obaj

z

McNabem

bylismy

tu.

za

toba.

-Patrzył

na

nią

przez

chwile.

-

Dobra

robota,

Dallas.

Zajmę

się

nim.

Powinnaś

sprawdzic,

co

z

twoją

asystentka.

Tak.

-Starła

krew

z

twarzy,

nie

bardzo

wiedzac,

czy

to

jej,

czy

Simona.

-Dzieki

Feeney.

Roarke

objał

ramieniem.

Hadne

z

nich

nie

miało

na

sobie

wierzchniego

odzienia.

Eve

była

przemoknieta

do

suchej

nitki

i

zaczynała

drec.



Naokoło

czy

schodami

w

góre?

Schodami

w

góre.

-Spojrzała

na

metalową

drabinkę

nad

głowa.

-Tak

bedzie

szybciej.



Podsadzę

cie.

Złaczył

dłonie

i

podciagnał

w

góre,

kiedy

Eve

postawiła

na

nich

stope.

Potem

patrzył,

jak

zwinnie

wspina

się

na

drabinke.



Zaczekam

na

ciebie

od

frontu

powiedział.

-Pewnie

chcesz

z

nią

chwilę

pobyc.

Tak.

-Wiatr

szarpał

jej

ubranie.

Nos

miała

czerwony

z

zimna

i

od

nadmiaru

emocji,

które

wcia.

w

niej

szalały.

-Nie

mogłam

tego

zrobic,

Roarke.

Zastanawiałam

sie,

czy

mogłabym,

i

bałam

sie,

e

bedę

mogła.

Kiedy

jednak

do

tego

doszło,

nie

potrafiłam

tego

zrobic.

Wiem.

Wybrałaś

własną

droge,

Eve.

-Wyciagnał

dłoń

do

uscisku.

-Idź

na

góre,

bo

zmarzniesz.

Czekam

w

samochodzie.

Łatwiej

było

wyjsć

ni.

wejsc,

pomyslała

Eve.

Odetchneła

kilka

razy

i

przerzuciła

nogę

przez

parapet.

Peabody

siedziała

na

łóku

otulona

kocem,

a

blady

na

twarzy

McNab

obejmował

ramieniem.



Nic

jej

się

nie

stało

powiedział

szybko.

-Nie

zdaył

jej...

Jest

tylko

roztrzesiona.

Trzymałem

mundurowych

z

dala

od

sypialni.

Bardzo

dobrze.

Wszystko

pod

kontrola,

McNab.

Wracaj

do

domu

i

odpoczywaj.

Ja...

ja

mógłbym

spać

na

kanapie,

jesli

chcesz

zwrócił

się

do

Peabody.

Nie,

dzieki.

Nic

mi

nie

bedzie.

Ja

tylko...

-Nie

bardzo

wiedział,

co

ma

zrobic,i

wstał

niezdarnie.

-Czy

jutro

rano

mam

złoyć

raport?

Wystarczy,

e

zrobisz

to

pojutrze.

Korzystaj

ze

swiat.

Zasłuyłaś

na

to.

Usmiechnał

się

niepewnie.



Wszyscy

zasłuylismy.

-Do

zobaczenia

za

dwa

dni.

Był

naprawdę

miły

westchneła

Peabody,

kiedy

wyszedł.

-Nikogo

nie

wpuszczał,

rozwiazał

mnie

i

pozwolił

mi

siedziec.

Zamknał

te.

okno,

bo

było

mi

zimno.

Boe,

jak

strasznie

zimno.

-Ukryła

twarz

w

dłoniach.

Chcesz,

ebym

zawiozła

cię

do

centrum

medycznego?

Nie,

nic

mi

nie

jest.

Kreci

mi

się

tylko

trochę

w

głowie.

Pewnie

dlatego,

e

wypiłam

kilka

drinków.

Dopadła

go

pani?

Tak,

dopadłam.

Peabody

opusciła

rece.

Usiłowała

zachować

spokój,

lecz

oczy

jej

błyszczały.

Hyje?

Tak.

Boe,

myslałam...

Ja

te.

Nie

zrobiłam

tego.

Peabody

poczuła

wilgoć

pod

powiekami

i

po

chwili

łzy

trysneły

jej

z

oczu.

O

Boe!

Cholera!

No

i

masz!

W

porzadku,

wypłacz

sie.

-Eve

usiadła

na

łóku,

objeła

Peabody

i

czekała,

a.

minie

główny

potok.

Tak

się

bałam.

Nie

spodziewałam

sie,

e

bedzie

taki

silny.

Nie

mogłam

wydostać

broni.

Powinnaś

była

uciekac.

A

pani

by

uciekła?

-Obie

znały

odpowiedz.

-Wiedziałam,

e

pa...

e

mi

pomoesz.

Kiedy

jednak

oprzytomniałam

i

leałam

na

łóku

a

on...

To

bałam

sie,

e

nie

zdaysz.



Dobrze

się

spisałas.

Zagadywałaś

go

wystarczajaco

długo.

-Postanowiła

powiedzieć

coś

wiecej,

lecz

zamiast

tego

wstała.

-Chcesz

jakiś

srodek

uspokajajacy?

Nie,

raczej

nie.

Alkohol

i

srodek

odurzajacy

wystarczy.

Zwolnię

mundurowych.

Chcesz,

eby

ktoś

z

tobą

został?

Nie.

-Znowu

wyrósł

miedzy

nimi

ten

mur.

-Dallas,

przepraszam

za

ten

wieczór.

To

nie

miejsce,

by

o

tym

mówic.

Peabody

zacisneła

zeby,

po

czym

rozchyliła

na

moment

koc.

Nie

jestem

w

mundurze,

mogę

wiec

mówic,

co

chce.

Nie

spodobało

mi

sie,

co

wtedy

powiedziałas.

I

nadal

nie

podoba.

Ale

cieszę

sie,

e

zaleało

ci

na

mnie

na

tyle,

by

to

powiedziec.

Nie

ałuje,

e

na

ciebie

naskoczyłam,

ale

ałuje,

e

nie

dostrzegłam

w

tym

przyjacielskiej

troski.

Eve

chwilę

milczała.



W

porzadku,

ale

jesli

kiedyś

zaangaujesz

dwanascie

meskich

dziwek,

eby

pieprzyły

cię

do

upadłego,

to

chcę

znać

szczegóły.

Peabody

pociagneła

nosem

i

usmiechneła

się

przez

łzy.



To

takie

moje

marzenie.

Nie

zarabiam

tyle,bym

mogła

pozwolić

sobie

na

dwanascie

dziwek.

Ale

jedno

marzenie

się

dziś

spełniło.

Roarke

widział

mnie

naga.

Chryste,

Peabody.

-Z

dracym

usmiechem

przyciagneła

do

siebie

i

mocno

uscisneła.

-mamy

to

ju.

za

soba.



Wygladała

na

taką

spokojną

i

opanowana,

pomyslał

Roarke,

patrzac,

jak

Eve

wychodzi

z

budynku

i

wydaje

rozkazy

strzegacym

drzwi

funkcjonariuszom.

Była

przemoczona

i

miała

krew

na

rekach.

Pewnie

nawet

nie

zdawała

sobie

z

tego

sprawy.



Poczuł

ogarniajacą

go

falę

miłosci,

kiedy

przesuneła

jedną

z

tych

rak

po

włosach

i

ruszyła

w

stronę

samochodu.



Chcesz

z

nią

zostac?

Usadowiła

się

w

ciepłym

wnetrzu

samochodu.

Nic

jej

nie

bedzie.

To

dobra

policjantka.

Tak

jak

ty.

-Przytrzymał

za

brodę

i

przywarł

wargami

do

ust

w

miekkim,

ciepłym,

zmysłowym

pocałunku.

Otworzyła

oczy

i

scisneła

go

za

reke.



Która

godzina?

Koło

północy.

W

takim

razie

zrób

to

jeszcze

raz.

-Oddała

mu

pocałunek,

po

czym

odchyliła

się

na

oparcie

i

westchneła.

-To

bedzie

wspomnienie

do

naszego

pudełka,

i

tradycja.

Wesołych

swiat.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
J D Robb Randka ze śmiercią
In Death 07 Randka ze smierci Nora Roberts
Roberts Nora Randka ze śmiercią
Robb J D In?ath Powtórka ze śmierci
17 Robb J D Powtorka ze smierci
Ze śmiercia mu do tvarzy
14 POLSKA POEZJA ŚWIECKA XV WIEKU Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią, Skarga umierającego,?nti
Rozważania o marności życia i nieuchronności śmierci w Rozmowie mistrza polikarpa ze śmiercią
Agatha Christie  Rendez vous ze śmiercią
Rozmowa mistrza polikarpa ze smiercia, Utwór rozpoczyna się wezwaniem pomocy Bożej w tworzeniu dzieł
Rozmowa mistrza polikarpa ze smiercia, Utwór rozpoczyna się wezwaniem pomocy Bożej w tworzeniu dzieł
Rozmowa miastrza polikarpa ze śmiercią, Rozrywka, FILOLOGIA POLSKA, FILOLOGIA POLSKA, PIERWSZY ROK -
Christie Agatha Rendez vous ze śmiercią
DIALOG MISTRZA POLIKARPA ZE ŚMIERCIĄ
Agatha Christie Rendez vous ze śmiercią