Vade-mecum
Za wstęp (Ogólniki)
Młodemu Artyście głosić wolno tylko tyle, że ziemia jest okrągła.
Gdy nadejdzie jesień może dodać, że jeszcze jest u biegunów spłaszczona.
Ponad wszelkimi urokami poezji i kunsztu wymowy, pozostaje jeden cel: „Odpowiednie rzeczy dać słowo!”.
Czwarta zwrotka jest ciężka do interpretacji, nawet krytyka nie potrafiła jej rozszyfrować.
I. Klaskaniem mając obrzękłe prawice
Jest to pierwszy liryk w VM, wprowadza on credo Norwidowskie. Wiersz jest przesiąknięty niezrozumieniem, rozczarowaniem osobistym. Podmiot liryczny osądza nie tylko współczesnych, ale i siebie. Silnie naznaczona jest opozycja „ja” – „wy”. Podmiot podkreśla swoją niezależność, określa siebie jako: smętnego, beznamiętnego i bezwładnego, ale zarazem wyjątkowego, wybranego. „Oni” są natomiast: znudzeni jego pieśnią, to kaci, „wielkoludzi”. Kraj, w którym żyją jest laurowy i ciemny. Ciemny, bo przesiąknięty grozą, strachem, panuje martwota i obojętność, wielcy twórcy są na emigracji. Laurowy, gdyż pomimo terroru jest obecne bohaterstwo, zwycięstwo. Polacy są aktywni, protestowali przeciwko temu, ich postawa nie była bierna.
W pierwszej zwrotce widnieje tło historyczno – literackie, Norwid wchodzi na scenę, gdy „wielka trójka” już tam widnieje. Nazywa ich „wielkoludami, dorodnymi wawrzynami”. Odcina się on od tych poetów, manifestuje swoją samodzielność, a tym samym przyznaje się do samotności, żyje na pustyni, ale przeznaczony jest do wielkich celów. Współcześni ciągle żyją przeszłością, ograniczeni są przez stare obyczaje, cechuje ich zacofanie. Norwid krytykuje kobiety, odczuwa brak miłości od kobiety, uważa, że niewiasty są „zaklęte w umarłe formuły”, są to nieczułe damy salonowe. Krytyka uznaje go za szalonego, obłąkanego, a on tak naprawdę jest rzeczywisty i prawdziwy. W ostatniej zwrotce pobrzmiewa nadzieja we „wnuka”.
XI. Pielgrzym.
Poeta mocno tu przeciwstawił się uroszczeniom krajowych posesjonatów, uważających się za sól ziemi i gardzących każdym, kto nie może wykazać się własną wioską, a przynajmniej własnym domem. Odpowiedź rzucona „Panom” połączyła się w tym wierszu z pochwałą własnego „stanu” – stanu natchnionego poety obcującego ze sferami nadziemskimi – któremu nie przeszkadzał i którego nie obniżał jego pielgrzymi tryb życia.
XIII. Larwa
Wiersz został napisany w 1861r., jest odbiciem doświadczeń zdobytych przez Norwida w ciągu paru miesięcy drugiej połowy 1854r., które spędził w Londynie, w najuboższym domku, utrzymując się z przygodnych zamówień i oczekując od krewnych zasiłku pieniężnego. Kilkumiesięczne biedowanie wśród proletariatu londyńskiego pozwoliło Norwidowi zaobserwować wstrząsające sprzeczności istniejące w ustroju kapitalistycznym, opartym na przemocy („krwi”) i wyzysku („pieniądzach”). Ludzie, których można spotkać w zaułkach nie sposób zapomnieć. Wiek postępu odrzucił wszelkie przeżytki moralne, np. cnotę. Z ludzkich ust leją się bluźnierstwa, wojny i pogoń za pieniędzmi są kwintesencją tamtejszej cywilizacji.
XXX. Fatum
Nieszczęście zostało w tym wierszu upersonifikowane, stało się zwierzęciem, które atakuje człowieka. Motyw doświadczenia, „badania” nieszczęścia – i wszelkiej przeciwności – należy do istotnych składników Norwidowskiego poglądu na temat powołania artysty – myśliciela – odkrywcy.
XXXV. Ironia
Podmiot liryczny stwierdza, że ironia jest „koniecznym bytu cieniem”, jest ona obecna w życiu człowieka. W pierwszej strofie podmiot mówi o tym, że pragnie stworzyć arcydzieło. Aby nastał proces tworzenia niezbędne są: wysiłek, trud, nieustanne poprawianie, dopracowanie poszczególnych elementów, które w efekcie stworzą całość. W tym właśnie tkwi cała ironia losu człowieka. Podmiot liryczny stwierdza, że czas harmonii i szczęścia nie nadejdzie.
LXX. Laur dojrzały
Tematem rozważań podmiotu lirycznego jest sława i zapisanie się w pamięci potomnych. Tak naprawdę, nie wiadomo co może przynieść sławę. Jedynym pewnikiem jest podjęcie trudu tworzenia, walczenia z własnymi słabościami. W kolejnej zwrotce podmiot dostrzega, aby z rozsądkiem przyjmować pochwały, nie wywyższać się, bo to co jest teraz szczytem popularności, później może się okazać bezwartościowe i nic nieznaczące. W ostatniej zwrotce widoczne jest nawiązanie do tradycji starożytnej Grecji – wrzucanie białych i czarnych kartek do urn. Podkreślony tym został fakt, że chwilowa popularność poety świadczy o jego wybitności, czy wartości. Prawdziwa wartość dzieła, nie musi być oceniona od razu, czasem może to nadejść dopiero po upływie długiego czasu.
LXXVIII. Styl nijaki
Norwid zestawia ze sobą dwie szkoły: stylu i natchnienia. Wysuwa aluzje do wytykania romantykom (Mickiewiczowi) nieznajomości lub kaleczenia języka. Norwid zauważa, że potomni nie są tylko grobami z kamienia.
XCIX. Fortepian Szopena
Utwór jest parabolą, zawarte w nim zostały refleksje o sztuce i jej twórcy, przesiąknięty jest refleksyjnością i elegijnym tonem. Z wiersza bije przeświadczenie, że by dzieło zostało docenione, wcześniej musi być poniżone. W pierwszej części – nawiązuje do spotkania poety z Szopenem i wypowiada uwagi na temat sensu ludzkiego życia oraz znaczenia i charakteru muzyki polskiego kompozytora. Norwid przyrównuje Szopena do Orfeusza i Pigmaliona (ożywił, wyrzeźbiony przez siebie posąg kobiety). Tym samym poeta podkreślił idealną i nieśmiertelną twórczość kompozytora. W drugiej części podmiot liryczny rozważa nad istotą sztuki. Przywołuje znanych artystów: Ajschylosa, Fidiasza, Dawida i Szopena. Symbolem doskonałości są tu: litera i duch. Wyrazem odrzucenia przez ludzkość genialnej muzyki Szopena stanie się obraz zniszczenia fortepianu. W ostatniej części został opisany instrument, który „sięgnął bruku”. Każda doskonałość, która zetknie się z rzeczywistością musi ulec upokorzeniu i degradacji.
PROMETHIDION
Sztuka- zjawisko od zawsze towarzyszące ludziom. Coś niepojętego, bo związanego z naszą sferą immanentną. Wielu próbowało je zdefiniować, niewielu to się udało. Cyprian Kamil Norwid należy do tego nielicznego grona wtajemniczonych. Jego dociekania o sztuce, pięknu, pracy i miłości, zawarte w dziele pt. „Promethidion”, dają każdemu możliwość do odnalezienia istoty tworzenia, a nawet wielce zachęcają do tej czynności.
„Promethidion” Norwida jest traktatem o sztuce. Tytuł odnosi się do greckiego tytana- Prometeusza, który, według Norwida, tworząc pierwszego człowieka przyczynił się do stworzenia całej kultury ludzkiej. Utwór nawiązuje do idei prometejskiej, czyli idei mówiącej o pracy twórczej.
Na wstępie swoich dociekań, w części pt. „Bogumił”, autor zajmuje się pojęciem czystego, idealnego piękna. Wprowadza dyskurs pomiędzy podmiotem lirycznym a wiecznym, i co najważniejsze, bezstronnym człowiekiem- Prometejem Adamem, definiującym pojęcie piękna. Jest to element niemożliwy do zaistnienia bez ludzkiej pracy. Piękno jest również „kształtem miłości”, czyli miłość jest jego najważniejszym „składnikiem”. Im więcej miłości człowiek zazna, zobaczy w swoim życiu, tym bardziej jest skłonny i zdolny do tworzenia. Człowiek nosi w sobie „cień pięknego”, jest boskim obrazem, obrazem największego z twórców. To sprawia, iż każdy z nas może posiadać swój wkład w tworzenie świata, a także być zdolnym do rozpoznawania piękna, bo „i słuchacz, i widz jest artystą”. Nie istnieje również człowiek, który przejawia zdolności we wszystkich dziedzinach sztuki:
„Więc stąd chórzysta w innej prymem jest operze,
A prym- chórzystą- widzem w nie swej atmosferze”
Te wszystkie składniki niezbędne są do zaistnienia piękna, a więc i „pieśni miłości”, czyli sztuki.
Drugim etapem w dociekaniach poety są pojęcia pracy i praktyczności, nierozerwalnie złączone i wynikające z siebie nawzajem, „...praca- toć największa praktyczność na świecie.”. Jest ona również „zguby szukaniem”, co oznacza, iż szukając piękna znajdujemy pracę, niezbędną do jego zaistnienia. Piękno natomiast inspiruje do tworzenia czegoś nowego, a więc do pracy. Zależność ta jest najistotniejszą z zawartych w „Promethidionie”
Dyskurs „o sztukach pięknych i pieśni ludowej” jest podkreśleniem istoty kultury ludowej. Ludowość od wieków była inspiracją dla artystów. Jej doskonałość wynika z prostoty.
„I stąd największym prosty lud poetą,
Co nuci z dłońmi ziemią brązowemi,
A wieszcz periodem pieśni i profetą(...)
I stąd największym prosty lud muzykiem,
Lecz muzyk jego płomiennym językiem(...)”
Sztuka powinna być dostępna dla wszystkich, nie tylko dla wybranych grup społecznych, gdyż jest ona inspiracją do dalszych działań:
„Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych”
Autor nazywa sztukę ludową „solą ziemi”, czyli podstawą, najważniejszym składnikiem narodowości. Dopóty istnieje Polska, dopóki istnieje i rozwija się jej kultura. Ona to bowiem „Carstwo rozwala” przez działalność twórczą prostego chłopa, „co nieraz rąbie u Moskala.” Dzięki temu Polska „rozgorzeje, jak lampa na globie”, wyzwoli się.
Polska sztuka jest jasna, wspaniała, lecz „tylko kształtu nie ma dla wnętrzności”, niepotrzebnie wzoruje się na obcych formach. Norwid wyraża głębokie nad tym ubolewanie:
„(...)więc mi smutno,
Że mazowieckie ani jedno płótno
Nie jest sztandarem sztuce - że ciosowy
W Krakowskiem kamień zapomniał rozmowy -
Że wszystkie chaty chłopskie krzywe - że kościoły
Nie na ogiwie polskim stoją - że stodoły
Za długie - świętych figury patronów
Bez wyrazu- od szczytu wież aż do zagonów
Rozbiorem kraju forma pokrzywdzona woła
O łokieć z trzciny w ręku Pańskiego anioła.”
Pokrzywdzenie formy jest według niego skutkiem rozbiorów. Szlachta zapomina, iż praktyczność i piękno są nierozłączne. Autor chce widzieć choć cień nadziei na poprawę sytuacji, „choć rozłożone ręce drogowskazu” ukierunkowujące rodaków.
„Pieśń a praktyczność- jedno”. Niepraktyczna sztuka, a więc romantyczne pojęcie „sztuki dla sztuki” zdaniem Norwida nie ma prawa istnieć, prowadzi do upadku pracy. Sztuka powinna być dla ludzi.
Pojęcie miłości zajmuje w „Promethidionie” znaczące miejsce. Najważniejszą rolę odgrywa miłość do ojczyzny, gdyż powoduje ona większą dbałość o rozwój narodowej kultury i sztuki. Za przykłady podaje autor wspaniałość starożytnej Grecji („O! Grecjo- ciebie że kochano, widzę dziś jeszcze w każdej marmuru kruszynie”) oraz Rzymu („...i w słowie Roma: to odwróć- Amor ci odpowie”). Norwidowi brakuje takiej miłości i oddania u jego rodaków, bardzo nad tym ubolewa.
„O Polsko!- wiem ja, że artystów czołem
Są męczennicy- tych sztuka popiołem...
Ale czyż wszyscy wiedzą to w Ojczyźnie
I czy posiadłaś sztuką krwawe- żyźnie?...”
Poeta wyraża ogromną tęsknotę do swojej ojczyzny i jej pieśni. Przyznaje się do wyolbrzymiania problemów, lecz także do zbytniego uwydatniania zalet Polski: „Kto kocha- małe temu ogromnieje i lada promyk zolbrzymia nadzieje”.
Wiara jest kolejnym czynnikiem budującym. Jako przykład Norwid podaje Izrael, państwo powstałe dzięki wierze. Niestety Polakom brakuje tej wartości, umacniającej miłość: „ (...) nie widzę, aby miłości filary podejmowały ciężką piramidę.”
Ostatni fragment „Bogumiła” podsumowuje wszystkie dotychczasowe rozważania. Piękno (sztuka) jest zwieńczeniem ludzkiej pracy, jest jak „chorągiew na prac ludzkich wieży”. Praca jest „najwyższym z rzemiosł”, więc każdy rzemieślnik jest artystą. Proces tworzenia jest nazwany przez Norwida „trudem trudów”, lecz owa
żmudna praca jest „coraz miłością ulżona”. Dopiero podczas zaistnienia wszystkich z elementów budujących sztuka jest idealna.
„Promethidion” Cypriana Kamila Norwida jest ponadczasowym dyskursem dotyczącym ważnych i od zawsze istniejących zjawisk. Autor ustosunkowując się do pojęć piękna, sztuki, praktyczności oraz tworzenia znacząco wyprzedza swoją epokę. Racjonalistyczne podejście do procesu twórczego (sztuka dla ogółu, nie sztuka dla sztuki) oddziela go znacznie od koncepcji romantycznej, lecz szeroki opis miłości, piękna znacznie się z nią pokrywa. Między innymi dlatego czytanie oraz zrozumienie poezji Norwida uznane jest za bardzo trudne. „Promethidion” jest tego znakomitym przykładem. Dotyka sfer tak nam bliskich w zupełnie inny, nowy sposób. Dostrzega zawiłe relacje, na przykład między pięknem i pracą. Norwidowskie definicje do dziś inspirują oraz ukazują artystom drogę to tworzenia sztuki idealnej.
"Czarne kwiaty. Białe kwiaty" Cypriana Kamila Norwida, stanowią jakby fragmenty dziennika, o różnym charakterze; pierwodruk w "Czasie" (1856-1857). "Czarne kwiaty" poświęcone są ostatnim spotkaniom i rozmowom z wybitnymi artystami: S. Witwickim, Chopinem, Słowackim, Mickiewiczem, franc. malarzem P. Delaroche'em oraz epizodowi nagłego zgonu młodej Irlandki podczas podróży statkiem. Styl fragmentów określił autor postulatem estetycznym "wiernego" opisu wydarzeń, dla których właśnie "formuł stylu nie ma", i ten typ wyrazu nazwał "czarnymi kwiatami"; przymiotnik "czarny" oznacza tu jednocześnie nekrologiczny charakter wspomnień, surowość, zwięzłość. "Białe kwiaty", przy zasadzie "mniejszej cokolwiek nieobecności stylu", formułują estetykę "białości" i "ciszy", bliską Norwidowej estetyce "przemilczenia". Mamy tu do czynienia z "białą" tragedią, stylowo przeciwstawną patetyczności i krzykliwej wyrazistości, jeśli zaś chodzi o wydarzenia, dramat podkreslony jest nieobecnością, brakiem. Mimo różnic obydwa cykle łączy wspólnota stylowa z innymi utworami Norwida zbliżonymi do prozy "dziennika". Charakterystyki wielkich twórców w "Czarnych kwiatach" weszły do zasobu powszechnej świadomości kulturalnej.
Ad Leones
Nowela przedstawia historię pracującego w Rzymie rzeźbiarza, który tworzy tam dzieło Christani ad leones [Chrześcijanie dla lwów]. Pod wpływem gustów amerykańskiego bogatego nabywcy przekształca on jednak swoje dzieło w rzeźbę o tytule Kapitalizacja.
Narrator charakteryzuje głównego bohatera za pomocą drobnych szczegółów życia codziennego – chodzi on każdego dnia do kawiarni "Caffé-Greco", posiada wielką i piękną charcicę kirgiską, wzbudzającą podziw obserwatorów. W kawiarni artysta spotyka się z barwnym towarzystwem składającym się z innych artystów, intelektualistów i dziennikarzy. Norwid poświęca wiele miejsca zabarwionym łagodną ironią, plastycznym opisom kawiarnianego towarzystwa artysty – redaktora, śpiewaka i guwernera. Główny bohater zadaje się także z modelami i artystami gromadzącymi się na rzymskich Schodach Hiszpańskich. Znany jest tam dobrze ze swojego monumentalnego przedsięwzięcia rzeźbiarskiego mającego przedstawiać dwóch chrześcijan rzuconych na pożarcie lwom w czasie prześladowań za cesarza Domicjana.
Po charakterystyce głównego bohatera i jego środowiska i zajęć nowela przedstawia spotkanie narratora z rzeźbiarzem i redaktorem w kawiarni. Narrator zostaje zaproszony przez rzeźbiarza do jego pracowni na pokaz jego nieukończonego jeszcze dzieła. Po opuszczeniu kawiarni spotyka na schodach hiszpańskich guwernera, od którego dowiaduje się, że zaproszenie otrzymał nie tylko on jeden, ale wszyscy znajomi rzeźbiarza. Dołączyć ma do nich zaproszony przez redaktora bogaty korespondent amerykański, który wyraził chęć zakupienia dzieła i przesłania go do Ameryki, jeśli będzie ono odpowiadało jego gustom.
Artysta w swojej pełnej nieładu pracowni prezentuje zgromadzonej publiczności zarys dzieła. Rzeźba wywołuje entuzjazm publiczności, chociaż nie jest ona jeszcze w stanie ogarnąć całości na tym etapie jej wykończenia. Gdy entuzjazm opada, redaktor wygłasza uwagę, że by dzieło zostało ukończone, potrzeba na to coraz większych nakładów finansowych. Mówi, że w związku z wielością religii w Ameryce zaproszonemu potencjalnemu nabywcy może nie spodobać się to, że elementem rzeźby jest krzyż – "Na cóż koniecznie ten znak martwy, którego uczucie w całości rzeczy i tak jest rozlanym? a dla którego obecności nabywca (dajmy na to mojżeszowego wyznania) nie będzie mógł w parku swoim przed domem grupy postawić, i od kupna się cofnie...". Narrator odpowiada no to, że zepsułoby to trudną do wykonania kompozycję rzeźby, na co redaktor wykrzykuje, że to po prostu jedna trudność mniej, po czym wyjmuje krzyż z rąk przedstawionego w niej chrześcijanina. Zamiast krzyża w rzeźbie mają znaleźć się klucze, a guwerner dodaje, że w zasadzie rzeźba nie jest portretem konkretnych męczenników, wcale nie musi więc przedstawiać chrześcijan rzuconych lwom, ale alegorycznie pojmowane poświęcenie i walkę.
Po tych słowach do pracowni rzeźbiarza wszedł amerykański korespondent, niski, starannie i czysto ubrany, posiadający przedmioty ze złota i drogich kamieni. Przywitał się z redaktorem i artystą, jednocześnie domagając się obcesowo szczegółowego omówienia sensu rzeźby. Redaktor objaśnia go jako przedstawienie energii czynu poczynającego pracę. Amerykanin wyraża przypuszczenie, że trzymająca klucz kobieta przedstawia oszczędność, a leżącego lwa bierze za szkatułę, wyrażając jednocześnie pragnienie, by znalazły się przy niej narzędzia rolnicze i rzemieślnicze. Rzeźbiarz bez sprzeciwu kreśli na kufrze znak sierpa, a Amerykanin chwali dzieło jako przystępne i jasne przedstawienie "kapitalizacji". Uznając dzieło za udane, podyktował redaktorowi tekst umowy z rzeźbiarzem: "Izaak Edgar Midlebank-junior u dostojnego Rzeźbiarza*** zamawia grupę przedstawiają Kapitalizację, a która ma być z marmuru białego, bez plamy i skazy, wykonaną – i nie o wiele przechodzić ceną swoją 13000 dolarów", do czego redaktor dopisał: "Rzeźbiarz*** podejmuje się wykonać grupę (Kapitalizację) z marmuru białego, o ile można bez plamy i skazy – nie przechodzącą o wiele ceną swoją 73000 lirów, i na rozkaz;, dostojnego Izaaka Edgara Midlebank (junior) etc., etc.". Następnie korespondent zażądał dopisania w tekście umowy brakujących dat, pochwalił urodę suki artysty, pożegnał się i wyszedł.
Nowela kończy się opisem stanu ducha narratora – "serce miałem obrzmiałe i ciężkie, ducha czułem poniżonego... powiew jakiś, czy jęk, Hiobowym nastrojem szemrał mi w ucho: "Tak to więc wszystko, na tym słusznie przeklętym świecie, wszystko, co się poczyna z dziewiczego natchnienia myśli, musi tu być sprzedanym za 6 dolarów!... (30 SREBRNIKÓW!)"". Narrator, który obiecywał sobie wprawdzie w myślach nie skomentować sytuacji, zwrócił się jednak do redaktora z uwagą, że rzeźba chrześcijan rzuconych na pożarcie lwom jest bardzo odległa w wymowie od "kapitalizacji". Redaktor odpowiedział, że w swoim zawodzie codziennie czyni to samo z myślami i uczuciami, "redakcja jest redukcją" – co narrator skomentował kończącymi utwór słowami "to tak, jak sumienie jest sumieniem".
Bransoletka została napisana w 1858 r. , w której poza akcją bohatera ukrywa się konsekwentnie zaszyfrowany oraz siedmiu sakramentów.
Dedykacja. Adresatem dedykacji jest Antonii Zaleski ( 1824- 1885), syn Ignacego, ziemianin litewski, a zarazem zdolny artysta malarz, poznany przez poetę w warszawskiej pracowni malarskiej Aleksandra Kokulara. Norwid zaprzyjaźnił się z Zalewskim podczas swego pobytu we Florencji. Norwid wspomina o ojcu Antoniego, który był chorążym brzeskim Cenił on poetę i często spacerował w jego towarzystwie we Florencji. W dedykacji autor wspomina takżę o Dantym , który urodził się we Florencji.
BRANSOLETKA
I
Norwid siedział ze swym przyjacielem Zalewskim w ośmiokątnym salonie, a z następnego pomieszczenia dochodziła muzyka i szaty kobiet. Na ścianie wisiał obraz przedstawiający Zbawiciela łamiącego chleb. Norwid wspomniał również o obrazie Rembranda. Poeta siedział w milczeniu , a przyjaciel jego mówił o istocie czynu odważnego i o wielkich pięknościach prawdy żywej. Nagle do pokoju wbiegła Kobieta wieku średniego, nad wyraz piękna, a za nią inne niewiasty i mężczyzni. Norwid od razu zachwycił się jej urodą i pragnął się dowiedzieć coś o niej. Jego przyjaciel powiedział mu , że ma na imię Eulalia. W prawdzie miała mieć na imię Barbara, ale wpływ romansów , sprawił , iż otrzymała inne imię. Pochodziła z herbu Strzemię. Gdy tak jego Antonii opowiadał mu o napotkanej kobiecie, Norwid zauważył tańczących ludzi i szukał wśród tłumu swej wybranki. Jego przyjaciel wspomniał także, iż na bierzmowaniu przybrała imię Edgarda, dla uczczenia jednego z członków swego rodu Edgara. Po tych słowach oboje ruszyli ku wyjściu gdzie na pozłacanym krześle siedziała Eulalia. Narwid zamienił z nią kilka słów, dotyczących hucznej zabawy , na której się znaleźli. Norwid stwierdził, że niedługo najedzie post , więc prawdopodobnie to jest przyczyna tak świetnej zabawy. Nagle zjawił się Edgar i poeta usunął się w cień. Norwid znów wrócił do komnaty, w które przedtem spędzał czas z Zalewskim. Ponownie zaczął się przyglądać obrazowi namalowanemu przez Rembranda, o jego pospolitości. Nie mógł nadal zapomnieć o Eulali i pochodzeniu jej imienia. Znów przypominał sobie, iż urodziła się w dniu św. Barbary, lecz otrzymała imię Eulalia, a w dniu bierzmowania nazwano ją Edwardą. Kolejną myślą, która zakszątała mu głowę, był nadchodzący czas pokuty czyli okres sakramentu pokuty. Po tych rozważaniach wyszedł. Schodził po schodzach , po marmurowej podłodze w czarno białe kwadraty. Z dala słyszał muzykę i i zniecierpliwione konie na dziedzińcu. Wyszedłszy na zewnątrz ujrzał gwizdy. Kiedy tak szedł minął go służący , niosąc świecznik z zagaszonymi świecami.
II
Gdy wyszedł na ulicę , zauważył leżącą u jego stóp bransoletkę. Podniósłszy rzecz dostrzegł, iż widnieje na niej napis Eulalia i Edgar i natychmiast wiedział kto jest właścicielem bransoletki. Zatem wziął znaleziony przedmiot i ruszył pustym chodnikiem. Minął ogrodnika oraz śmieciarza. Nagle usłyszał dzwonek i zobaczył dwie służące z koszulami podążające w jego kierunku, a po chwili dostrzegł proboszcza pod purpurowym baldachimem niosącego Eucharystię dla chorego. Przyłączył się do procesji i wraz z wiernymi podążył do domu umierającego. Gdy dotarli na miejsce okazało się , iż mężczyzną , który umiera jest śmieciarz. Ksiądz udzielił mu Sakramentu ostatniego namaszczenia olejem świętym. Po całym obrządku poeta opuścił izbę , lecz jeszcze na pożegnanie podarował żonie umierającego bransoletkę, którą znalazł. Po czym wyszedł. Gdy znalazł się na ulicy nastał już ranek. Idą chodnikiem wśród ogrodu spotkał przyjaciela, który zaprosił go na śniadanie. Jego znajomy również był poetą , wiec wspólnie spędzony czas spożytkowali na czytaniu wierszy. Gdy tak spędzali mile czas zjawił się Edgar z wieścią , iż zgubił bransoletkę, którą miał podarować Eulali. Norwid wyjawił prawdę, kto posiada owy przedmiot i wyszedł.
III
Norwid zachorował i całe dnie spędzał jedynie w domu, a gdy poczuł się nieco lepiej odwiedził go jego przyjaciel. Był to czas postu , kiedy ludzie nie tańczą, nie bawią się. Nagle poeta dowiedział się , że Eulalia odrzuciła Edgara. Po kilku minutach do pokoju weszła Eulalia w czarnej , jedwabnej sukni, a wraz z nią miejski bankier, za którego wyszła za mąż. Natomiast Edgar ze złości został prawdopodobnie mnichem.