Nadchodzące czasy przyniosą zapewne zwycięstwo nad niejedną chorobą trapiącą ludzkość - nowotwory, choroby krążenia, AIDS już dzisiaj nie budzą takiej grozy i poczucia bezsilności jak jeszcze dziesięć lat temu. Ale... należy się spodziewać nowych plag, nowych chorób, których jeszcze zupełnie nie znamy.
Czym jest choroba? Czy tylko zepsutym mechanizmem działania biologicznej maszyny zamkniętej w naszym ciele? Są tacy, którzy twierdzą, że choroba i chorowanie dzieje się wyłącznie w umyśle, a ciało jest niejako ekranem, na który projektowany jest rozgrywający się w sferze psychiczno-duchowej dramat. Mówi się o chorobie jako metaforze ludzkiej, indywidualnej i zbiorowej, egzystencji. Powiada się, że choroba i zdrowie to nie są pojęcia dopełniające się – brak choroby nie oznacza, że jest się zdrowym, chorowanie nie jest tożsame z utratą zdrowia.
Choroba bywa także wyzwaniem – choroba ma swoje możliwości ozdrowieńcze. Zwalczenie choroby może wzmocnić i uodpornić, sama walka z chorobą może stać się przyczyną wielkiej duchowej przemiany. Mówi się o sobie, o swoim życiu: „przed chorobą” i „po chorobie”.
Źródeł zdrowia i źródeł choroby można szukać w wielu miejscach, bo wiele się musi wydarzyć, by człowiek zachorował i również wiele jest potrzebne, by wyzdrowiał. W tym zeszycie „Charakterów” o jednym miejscu: o rodzinie.
RODZINNE ZWIĄZKI Z CHOROBĄ
Niektórzy uważają, że złamanie nogi na ulicy należy zaliczyć do chorób psychosomatycznych, bo człowiek w dobrym stanie psychicznym zauważyłby zagrożenie i zapobiegłby wypadkowi.
Choroby, w których powstawaniu i przebiegu czynnik psychologiczny odgrywa znaczącą rolę, określane są jako psychosomatyczne. Zdania na temat wpływu tego czynnika są podzielone: Nie ma chorób psychosomatycznych. Niektóre choroby są psychosomatyczne. Wszystkie choroby są psychosomatyczne. Każde z tych podejść ma swoich zwolenników w zależności od tego, do którego z trzech niżej wymienionych czynników przywiązują wagę: biologicznego – czyli podatności organizmu na choroby; psychologicznego – czyli zespołu cech indywidualnych predysponujących do choroby oraz społecznego – tj. specyficznych relacji z otoczeniem zwiększających stres i lęk.
Naukowcy wiele uwagi poświęcili znalezieniu zależności pomiędzy pewnymi cechami osobowości a konkretnymi chorobami, np.: wrzodowymi, serca czy nowotworowymi. Dążono do ustalenia profilu osobowościowego, odpowiedzialnego za rozwój i przebieg choroby. Jednoznacznych wyników nie udało się otrzymać. Michael Wirsching i Helm Stierlin (1985), niemieccy lekarze i terapeuci rodzin, zebrali cechy charakteryzujące osoby psychosomatycznie chore.
Opisują je następujące zachowania: pacjenci starają się nie dopuścić do świadomości zagrażających i stresujących uczuć i myśli, unikają konfliktów, płacą za to nadmierną i szkodliwą uległością wobec życzeń i oczekiwań otoczenia, nie liczą się ze swoimi potrzebami, dążą do zgodnego z oczekiwaniami wypełniania ról społecznych związanych z płcią, wiekiem i klasą społeczną, dążą do wywołania wrażenia osób zrównoważonych i racjonalnych, w kontaktach z ludźmi interesują ich bardziej fakty niż przeżycia, co prowadzi do przedmiotowego traktowania otoczenia, silnie hamują swoje reakcje w sytuacjach stresowych.
Nasuwa się pytanie, czy znajomość powyższych cech może zostać wykorzystana i pomóc w zapobieganiu, diagnozowaniu i/lub leczeniu choroby. Wirsching i inni (1985) przeprowadzili badania kobiet z nowotworem piersi, stawiając tę chorobę – raka – na równi z innymi zaburzeniami o podłożu psychosomatycznym, wbrew powszechnemu przekonaniu, że pacjenci nie mają na jej powstawanie i rozwój żadnego wpływu.
Grupę badaną stanowiły kobiety, u których wykryto guzowate zmiany piersi. Przed pobraniem wycinka guza (przed biopsją) nie można było określić, które z nich cierpią z powodu guzów łagodnych, a które złośliwych. W dzień poprzedzający biopsję z pacjentkami przeprowadzono wywiad oraz poproszono je o wypełnienie kwestionariusza badającego postawy psychosomatyczne. Wyniki ujawniły różnice pomiędzy kobietami z rakiem piersi a kobietami z guzami łagodnymi.
Charakter a choroba
Kobiety z rakiem piersi w kontakcie były zdystansowane i nieprzystępne, starały się zachować spokój i obojętność, nie okazywały emocji, objawiały nieuzasadniony optymizm, nie oczekiwały wsparcia psychicznego – chciały radzić sobie same z tą skrajnie trudną sytuacją. Łatwiej im było ignorować własne potrzeby niż przyjmować pomoc, nastawione były znacznie bardziej na „dawanie” niż „branie”, w życiu codziennym mniej dbały o swoje zdrowie, w okresie przed chorobą przeżywały silne napięcie, chociaż nie doznały więcej przykrych zdarzeń niż kobiety w grupie kontrolnej. Były także silniej związane z rodziną, a zarazem charakteryzowały się postawą antyseksualną.
Po przeprowadzeniu wywiadu terapeuta oraz niezależna osoba określali na dziesięciu różnych skalach cechy psychologiczne pacjentek i na podstawie profili charakteryzujących zwykle osoby psychosomatycznie chore starali się wskazać kobiety z rakiem piersi. Osoba, która nie brała udziału w wywiadzie, korzystała z taśmy magnetofonowej, z usuniętą informacją medyczną. Okazało się, że lekarze prowadzący wywiad trafnie przewidzieli wynik biopsji w 83 proc. przypadków, a odsłuchujący wywiad z taśmy, w 94 proc!
Zimny, wrogi spokój
Wyniki tych badań sugerują, że rozwojowi choroby sprzyjają pewne cechy charakterologiczne. Można byłoby się na tym etapie badań zatrzymać i w przyszłości profilaktycznie poddawać terapii osoby charakteryzujące się podobnymi cechami osobowości.
Hans i Michael Eysenckowie (1995), powołując się między innymi na badania Grossarth-Maticka i zespołu (1984) stwierdzają, że terapia psychologiczna pozwala w wielu przypadkach nie tylko uniknąć zachorowania na raka lub choroby serca, ale także już w przypadku objawienia się choroby – na przedłużenie życia. Jednakże Wirsching i jego zespół (1985) postanowili sprawdzić, czy opisane przez nich charakterystyki pacjentek są stałymi cechami osobowości kobiet, niezależnymi od środowiska ich życia.
Wywiady z rodzinami pacjentek ujawniły obecność silnych, tłumionych uczuć wrogości. Te negatywne uczucia wiązały członków rodziny ze sobą, zwiększały wzajemną obserwację i skupienie na relacjach, hamowały przepływ pozytywnych emocji. Każda osoba w rodzinie silnie kontrolowała swoje zachowania, aby inni go nie zranili. Każdy dążył do radzenia sobie samemu ze swoimi problemami i kłopotami, starał się być silny, nie mogąc liczyć na innych. Nasilenie wrogich uczuć groziło gwałtownym wybuchem, więc każdy starał się za wszelką cenę go unikać, nie wyrażał jasno swoich myśli, pragnień, uczuć, a więc także swoich żali, ponieważ to prowadziłoby do konfrontacji. Otwarta komunikacja w rodzinie zamarła.
Wszyscy dużo z siebie dawali, ale nie tego, co inni chcieliby otrzymać.
Trudno określić, kiedy w rodzinach tych uczucia wrogości zdominowały wszystkie inne. Nikt też nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jakimi osobami byłyby pacjentki, gdyby znalazły się w innych rodzinach. Jedno możemy stwierdzić na pewno: podejście indywidualne wskazuje na pewne zaburzenia emocjonalne i poznawcze występujące u badanych kobiet. Jednak-że rozszerzenie perspektywy na podejście społeczne ujawnia coś wręcz przeciwnego: kobiety te okazują się bardzo dobrze przystosowane do swojego środowiska rodzinnego!
Chorobapilnie potrzebna
Wielu badaczy dążyło do opisania cech rodzin, w których wystąpiły choroby psychosomatyczne. Przede wszystkim zauważyli oni, że niektórym rodzinom zaburzenia towarzyszą w ich wielopokoleniowej historii (Donald Bloch 1983, Virginia Satir 2000; Salvador Minuchin, I.C. Fishman 1981, Salvador Minuchin i in. 1975), w innych nie powtarzają się w kolejnych generacjach. Stąd wysunięto, że rodziny mogą wytwarzać schemat zachowań wokół choroby, co wspomaga jej utrzymywanie się. Mało tego, Bloch (1983) założył, że w niektórych rodzinach może występować wręcz „zapotrzebowanie na chorobę”.
Do takiej sytuacji dochodzi wówczas, gdy związek małżeński zawiera dwoje ludzi z rodzin, w których choroba była czynnikiem łączącym jej członków, przy czym jedno nauczyło się roli opiekuna i poszukuje kogoś, kto nadawałby się do roli chorego, a drugie nauczyło się zaspokajać swoje potrzeby przy pomocy okazywania słabości i bezradności, więc najlepiej czuje się w obecności kogoś zaradnego. Bloch stara się wyjaśnić sposób funkcjonowania rodziny w zależności od tego, czy w rodzinie wystąpiła choroba i czy było na nią zapotrzebowanie.
Role wyuczone
Gdy w rodzinie wystąpi choroba, a jednocześnie rodzina jest przygotowana na jej przyjęcie, wówczas członkowie natychmiast przyjmują na siebie role zgodne z wcześniej wyuczonymi wzorcami. Rodzina „organizuje się” wokół choroby, która zaczyna sterować życiem wszystkich osób dookoła. Symptomy chorobowe, niczym członkowie rodziny, wiążą osoby w rodzinie ze sobą. Usunięcie objawów oznaczające wyleczenie wprowadza takie zaburzenie, że może prowadzić do kryzysu rodziny. Zatem nieświadomie wszyscy członkowie bardzo się go obawiają i starają mu przeciwdziałać.
W takich okolicznościach mechanizmy rodzinne podtrzymują lub nasilają przebieg choroby.
W innej sytuacji występuje rodzinna gotowość, czy wręcz „zapotrzebowanie na chorobę”, ale sama z siebie ona nie wystąpiła.
W zachowaniu członków rodziny można niekiedy zaobserwować doszukiwanie się choroby tam, gdzie w rzeczywistości jej nie ma. Niepokojące zachowania, które w innych rodzinach po pewnym czasie są ignorowane i zapominane, tu przykuwają uwagę i zaczynają żyć własnym życiem, sterując zachowaniem wszystkich członków rodziny. W ten sposób może dojść, zdaniem wielu autorów, do rozwoju symptomów wskazujących na chorobę psychiczną (Stierlin i in.1986) albo somatyczną. Na przykład wiele dzieci w pierwszej klasie szkoły podstawowej na stres reaguje porannymi mdłościami lub wymiotami, ale tylko niektóre z nich utrwalą tę formę wyrażania swoich niepokojów. Nauczą się, że słowa i argumenty mają mniejszy wpływ na rodziców niż objawy fizyczne.
Z czasem nieszkodliwe zaburzenia funkcjonalne mogą przerodzić się w fizjologiczne i doprowadzić do uszkodzeń somatycznych. Kiedy indziej uwagę rodziców przykują „nienormalne” zachowania dziecka. A takie zachowania pojawiają się u wszystkich maluchów, które w najróżniejszy i bardzo twórczy sposób chcą właśnie sobą zainteresować otoczenie.
Na walenie w proteście głową w kaloryfer część rodziców zareaguje wyjściem z pokoju, ponieważ zakładają, że ból, który dziecko samo sobie zadało, zniechęci je do ponawiania tej metody. Inni jednak, chowając w zanadrzu obawę przed chorobą psychiczną w rodzinie, gotowi są odczytać to zachowanie jako niepokojące i objawić swój niepokój, robiąc wszystko, aby zachowanie to nie ponowiło się w przyszłości. I już dziecko ma sposób na rodziców. Ilekroć będzie chciało postawić na swoim, sięgnie po nieakceptowane zachowanie. Oczywiście wiele osiągnie, ale i dużo straci. Po pewnym czasie poczuje się inne, nieadekwatne, a w końcu dziwne. Coraz silniej zacieśni się pętla wiążąca rodziców z dzieckiem, oni traktują dziecko jako zaburzone, a ono tę samospełniającą się przepowiednię potwierdza swoim zachowaniem. Psycho-terapeuci Gerald Weeks i Luciano L’Abate (2000) przedstawiają relacje, jakie powstają w rodzinie: Prześladowca (np. krytyczny ojciec), Ofiara (nieodpowiedzialne dziecko) i Wybawiciel (chroniąca matka). Z tego układu sił trudno już wyjść bez pomocy z zewnątrz.
Rzadko kiedy jesteśmy w stanie na własnym podwórku dostrzec powszechną prawdę o tym, że w słabości siła, a za siłą często stoi słabość. I tak ofiara zadręcza rodziców swoim zachowaniem, uniemożliwia im prowadzenie trybu życia takiego, jaki prowadzą inni rodzice dzieci w podobnym wieku, każe im zadręczać się wyrzutami sumienia i poczuciem porażki w roli rodzicielskiej. Wybawiciel swoją postawą krytykuje prześladowcę, wykazuje ofierze jej nieudolność życiową, dostarcza sobie szlachetnego celu postępowania, bez świadomości, że czyni to kosztem innych.
Prześladowca, jak każdy z tej trójki, chce dobrze, ale czuje się bezradny i samotny w swoich działaniach, nie umie znaleźć innej drogi „poprawiania” swojego dziecka. Jego zachowania dają mu poczucie złudnej siły, ponieważ nie umie przyznać się do bezsilności. W takich warunkach na pewno dziecko nie dojrzeje, bo pełni dobrych intencji rodzice sami mu to uniemożliwią. A i ono boi się wziąć sprawy we własne ręce, bo nigdy nie poznało swoich sił i możliwości.Jeszcze inna sytuacja: rodziny nie są przygotowane na przyjęcie choroby, małżonkowie nie zdobyli umiejętności radzenia sobie z nią w swoich zdrowych rodzinach generacyjnych. I kiedy zdarzy się tak, że choroba pojawia się – to członkowie rodziny dostosowują się do jej obecności i uczą się z nią żyć lub rozpadają się. Pośrednim wyjściem jest unikanie uczestniczenia w nowych obowiązkach pod pretekstem wyczerpującej pracy zawodowej (Zubrzycka 1993).
Rodzina gładkajak lodowa bryła
Próbowano opisać cechy rodzin, w których występują konkretne zaburzenia. Podobnie jak w próbie opisania konkretnych cech osobowości odpowiedzialnych za chorobę, tak i tu okazało się, że oddziałuje zbyt wiele czynników, by można było powiązać konkretne relacje wewnątrzrodzinne z konkretnymi objawami. Można natomiast opisać 3 typy rodzin (Wirsching, Stierlin 1985), w których występują takie zaburzenia psychosomatyczne, jak: wrzody, zapalenie okrężnicy lub jelita krętego, astma oraz nerwowe zapalenie skóry. Są to rodziny związane, schizmatyczne (rozdarte) i zdezintegrowane. Pierwszy typ rodzin był już wcześniej opisywany przez wielu autorów, w tym Satir (2000), Minuchina i innych (1975), o rodzinach schizmatycznych pisał Ivan Boszormenyi-Nagy (1973) terapeuta rodzin, węgierskiego pochodzenia.
Życiem tych rodzin rządzą trzy zasady:
1. Konflikty i złość prowadzą do cierpienia, a więc nie wolno ich ujawniać.
Rodzina taka skrzętnie unika tematu, który mógłby doprowadzić do konfliktu. Nikt nie wyraża wprost swoich uczuć, myśli i pragnień, jeżeli mogłyby one być inne niż pozostałych osób w rodzinie. Sposób wyrażania się jest tak ogólny, że zawsze można treści wycofać lub zmienić na przeciwne. To, co się wypowiada, zawiera jak najmniej treści emocjonalnych i nie jest do nikogo skierowane. Rozczarowania wynikające z braku bliskości czy satysfakcji seksualnej zostają stłumione. Smutek, żal, niespełnione oczekiwania przeradzają się we wrogość. Rodzina nie toleruje żadnych bliskich związków pomiędzy swoimi członkami, bo są one natychmiast interpretowane jako koalicje tworzone przeciwko pozostałym. Walka o władzę w rodzinie rozgrywa się na poziomie symptomów (kto jest bardziej chory?) lub biernego oporu, ale nigdy otwarcie.
2. Rodzina jest jedynym bezpiecznym miejscem w tym wrogim świecie, każdy więc powinien się dla niej poświęcać.
Członkowie rodziny deklarują jedność myśli, uczuć i pragnień. „Wszyscy myślimy to samo, lubimy to samo. Niczego przed sobą nie ukrywamy, nie mamy przed sobą tajemnic”. Rzeczywiście, zróżnicowanie nie może być tolerowane, granice między osobami są niedozwolone, jedni wkraczają na terytorium innych. Rodzice są nie tylko nadopiekuńczy, ale też poświęcają się dla dzieci, wiążąc ich łańcuchem nadmiernego zobowiązania wobec siebie. Lojalność wobec rodziny jest kategorycznie wymagana i spełniana. Rozmycie granic wewnętrznych idzie w parze z odcięciem się od świata zewnętrznego. Rodzina tworzy zamkniętą grupę, która nie pozwala nikomu ani niczemu w nią wejść ani z niej wyjść.
3. Nie należy mówić o chorobie, aby dodatkowo nie obciążać członków rodziny.
Poruszanie tematu choroby traktowane jest jako ranienie innych. Należy działać, poświęcać się, ale nie mówić. Nie wolno ujawniać swoich obaw wynikających z powagi choroby ani mówić o zmęczeniu czy potrzebach i marzeniach. Każdy pozostaje sam ze swoimi uczuciami. Osoby chore rezygnują z własnych potrzeb dla dobra innych, nie dbają o siebie. Pozo-stają osamotnieni w swoich lękach i cierpieniu. Nie mówią o nich, aby innym oszczędzić cierpienia. Skutek poświęceń obu stron przynosi odwrotny rezultat: w rodzinie panuje atmosfera bezradności i beznadziejności, każdy poświęca się dla innych, nie mogąc sprawdzić, czy daje to, czego inni oczekują.
Zahamowanie wyrażania uczuć, myśli i pragnień, niezdolność do tolerowania inności u najbliższych osób zamyka rodzinę w pułapce, w której dużo się daje, mało otrzymuje i niczego nie żąda. Autorzy porównują taką rodzinę do bryły lodu: ze względu na powierzchowną zgodność rodzina z zewnątrz wydaje się gładka i przezroczysta.
Sprawia wrażenie, że można zajrzeć do środka, ale widzi się tylko własne odbicie: widzimy to, co ona chce, abyśmy widzieli. W ten sposób rodzina odcina swoje życie wewnętrzne od rzeczywistości zewnętrznej.Lód jest zagrożony dwoma niebezpieczeństwami: silny wstrząs może pogruchotać go na kawałki lub może zostać stopiony przez silne emocje. W środku jest bardzo zimno, członkowie rodziny są zamrożeni i niezdolni do uczynienia samodzielnego ruchu, są też niezdolni do samodzielnej egzystencji.
Rodziny schizmatyczne
Są to takie rodziny, w których jedno z rodziców jest idealizowane i kochane, drugie natomiast pogardzane i odrzucane. Dziec-ko bardzo silną więzią łączy się z „dobrym” rodzicem, a wobec „złego” nie odczuwa związków lojalności. Model ten, podobnie jak poprzedni, przekracza granice pokoleń. Dziecko, które wychowało się w takiej rodzinie, na partnera wybiera osobę podobną do postaci wyidealizowanego rodzica. Jednak po pewnym czasie zauważa, że idealna postać również ma swoje ludzkie wady i mankamenty, nie umie niestety tolerować ambiwalencji, więc idealizacja ustępuje dyskwalifikacji. Nawet małe codzienne trudności stają się iskrą wywołującą gwałtowne kłótnie i awantury.
Każde z rodziców przywiązuje do siebie jedno z dzieci, razem z nim tworzy front przeciwko reszcie rodziny. Dochodzi do rozdzielenia rodziny na dwie koalicje gwałtownie walczące ze sobą pod jednym dachem. Podział ten może mieć wyraz nawet w fizycznym podziale stołu, lodówki, garnków na należące do jednego lub drugiego wrogiego obozu. W zależności od dochodów „własnego” rodzica, dzieci przy jednym stole mogą jadać co innego, być lepiej lub gorzej ubrane, wyjeżdżać na inne wakacje. Budują nienawiść do tego z rodziców, który nie spełnił swoich zobowiązań. Życie rodziny jest przepełnione gwałtownymi awanturami, które złagodzić potrafi tylko choroba dziecka. Wtedy wystraszeni rodzice wspólnie pochylają się nad problemem. Dzieci w tych rodzinach bywają poważnie zaburzone, dołączają do grup przestępczych, często popadają w nałogi. Jednocześnie podświadomie przygotowują się do powtórzenia tego samego wzorca w swojej przyszłej rodzinie.
Rodziny zdezintegrowane
Ten model rzadko bywa opisywany w literaturze. Tu w małżeństwo wkracza osoba pochodząca z rodziny związanej i druga, która została odrzucona przez swoich bliskich. Od początku związek opiera się na nierealnych, wygórowanych oczekiwaniach. Oboje małżonkowie chcą być rozpieszczani, bezwarunkowo szanowani i kochani. Jedno – to, które było uwiązane w swojej rodzinie, oczekuje, że to drugie – niezależne pomoże mu wyrwać się z rodzinnej matni. Niestety ten „niezależny” współmałżonek pragnie ciepła domowego ogniska i ma nadzieję wejść w rodzinę związaną. Jednakże rodzina ta nie ma ochoty przyjąć „obcego” z zewnątrz, utrudnia małżeństwo, lecz kiedy zostanie poczęte dziecko, musi się zgodzić na ślub. Początkowo niechęć otoczenia wzmacnia siłę związku. Kiedy jednak rodzi się dziecko, okazuje się, że żadne z małżonków nie jest gotowe do dojrzałego i odpowiedzialnego wypełniania swojej roli w nowej rodzinie. Oczekiwali, że dziecko da im radość i miłość, a okazało się, że samo wymaga opieki, oddania mu uwagi i czasu. „Niezależny” partner odsuwa się od rodziny, drugi zbliża się do swojej rodziny generacyjnej.
Dzieci obarczane są obowiązkiem dawania miłości rodzicom, jednocześnie doznają skrajnie odrzucającego i skrajnie wiążącego traktowania z ich strony. Jeżeli dojdzie do rozpadu małżeństwa, odrzucony rodzic odchodzi, nie oglądając się za siebie, a dzieci wraz z drugim z rodziców wkraczają do bryły lodu, czyli domu dziadków. Dziadkowie do własnego dziecka i do wnuków odnoszą się w podobny sposób, co zaburza naturalną hierarchię w rodzinie (Minuchin, Fishman 1981), a dwa pokolenia pozostają w relacjach zbliżonych do panujących pomiędzy rodzeństwem.
U dzieci często oprócz zaburzeń psychosomatycznych występują nerwice i/lub predyspozycje do zachowań przestępczych, podobnie jak w rodzinach schizmatycznych.Przytoczony podział rodzin nie oznacza, że tylko w takich rodzinach dochodzi do zaburzeń. Przeciwnie, pokazuje on, że ta sama choroba może wystąpić w różnych typach rodzin i że w określonym typie rodzin mogą pojawić się różne zaburzenia. Nie można też dać się zwieść logice myślenia przyczynowo-skutkowego, które znacznie upraszcza schemat i obarcza rodzinę odpowiedzialnością za wywoływanie choroby. Nic bardziej błędnego. Można tylko powiedzieć, że sposób funkcjonowania pewnych rodzin może podtrzymywać i/lub nasilać objawy.
Nasi rodzice są dziećmi swoich rodziców, wytworem pewnych okoliczności, i mimo usilnych starań i dobrych intencji nie przekroczą wszystkich swoich ograniczeń. To tak, jakbyśmy krótkowidzowi kazali widzieć daleko. Jedni rodzą się w szczęśliwych rodzinach, inni natomiast w nieszczęśliwych. Możemy tylko starać się skorzystać z błędów naszych rodziców, traktując je jako objawy ich słabości, znak „koniec” na drodze ich rozwoju. Dzięki temu w swoim rozwoju możemy pójść dalej i rozumiejąc głęboko, na czym te błędy polegały, samemu ich nie popełniać. I miejmy nadzieję, że takie właśnie podejście do swoich rodzin i rodziców będą prezentowały nasze dzieci...
Elżbieta Zubrzycka
Autorka jest doktorem psychologii, wydawcą, prezesem Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego; napisała m.in.: „Narzeczeństwo, małżeństwo, rodzina. Rozwód?” „Schudnąć bez wysiłku”; ma troje dzieci; jej hobby to ruch w każdej postaci – bieganie, narty, pływanie, tenis.
Jak bardzo absorbuje Cię własne zdrowie?
A. Jak często odwiedzasz lekarzy (poza stomatologiem)?
0. raz w roku lub rzadziej
1. dwa do czterech razy w roku
2. częściej niż raz na 3 miesiące
3. częściej niż raz na miesiąc
4. częściej niż 4 razy w miesiącu
B. Jak oceniasz swoją troskę o stan zdrowia?
0. uważam, że jestem zupełnie zdrowy
1. czuję się zdrowy, ale obawiam się, że mógłbym niespodziewanie zachorować
2. jestem chorowity, w każdej chwili grozi mi poważna choroba
3. obawiam się, że mogę być chory na poważną chorobę
4. myśl o tym, że mogę być poważnie chory, towarzyszy mi stale
C. Jak reagujesz na niespodziewane, choć samoistnie przemijające dolegliwości bólowe?
0. ignoruję je, prawie nie dochodzą do mojej świadomości
1. rejestruję takie objawy, ale tłumaczę je jako normalne przejawy funkcjonowania organizmu
2. niepokoję się, szukam informacji w poradnikach, książkach, pytam bliskich
3. w najbliższych dniach udaję się do lekarza
4. dzwonię na pogotowie
D. Jak przyjmujesz leki przepisane przez lekarza?
0. przyjmuję leki zgodnie z przepisem lekarza, choć zdarza mi się o nich zapominać
1. przyjmuję leki ściśle pilnując się wskazań lekarza
2. przed rozpoczęciem kuracji pytam się znajomych, sprawdzam lek w podręcznikach lub czytam ulotkę, ale rozpoczynam kurację nawet, jeśli coś mnie zaniepokoi
3. przed rozpoczęciem kuracji pilnie studiuję ulotkę, zwłaszcza objawy uboczne, i jeśli coś mnie zaniepokoi, nie rozpoczynam kuracji, lecz powtórnie konsultuję u lekarza
4. przed rozpoczęciem kuracji pilnie studiuję ulotkę, zwłaszcza objawy uboczne, i jeśli coś mnie zaniepokoi, tracę zaufanie do lekarza i udaję się do innego
E. Jak często zdarzyło Ci się, że lekarz dał Ci do zrozumienia, że Twoje dolegliwości nie mają podstaw organicznych?
0. nigdy lub jeden raz w życiu
1. kilka razy
2. większość lekarzy, u których byłe(a)m wcześniej czy później dało mi to do zrozumienia
3. prawie przy każdej wizycie to słyszę
4. mam wrażenie, że lekarze unikają mnie, bo spieram się z nimi na ten temat
0 – 5 Czujesz się na ogół zdrowy, myśl o chorobach rzadko zaprząta Twój umysł.
6 – 10 Stan zdrowia budzi Twój niepokój.
11 – 15 Jesteś istotnie zaabsorbowany swoim stanem zdrowia.
16 – 20 Zaabsorbowanie stanem zdrowia w wyraźnym stopniu zakłóca Twoje funkcjonowanie.