XIII ROK92 dokończenie

Prosimy za wszystkich, którzy buntują się przeciw Tobie.


Grzegorz:


A zwłaszcza za tych, co mienią się chrześcijanami, i tych, którzy wyrośli w kulturze chrześcijańskiej.


Pan:


Każdy, kto był chrześcijaninem, a morduje, jest zdrajcą. A kto zdradza Mnie, ten później już może zdradzić wszystko, ponieważ zdradził już samego siebie.


Grzegorz:


Ale oni dają tym gorsze świadectwo o Tobie (niż ci, którzy z chrześcijaństwem nie mają nic wspólnego).


Pan:


Mówisz, że dają gorsze świadectwo o Mnie wobec świata. Oni świadczą tylko o sobie, o tym, jak mało dla nich znaczyłem — do tego stopnia, że depczą wszystkie moje prawa i wyszydzają je swoimi czynami. Czy nie widzicie, że sami się potępiają?


Grzegorz:


I to jest takie przerażające!




Ofiarom ludzkich katów odpuszczam wszelkie winy


Pan tłumaczy nam:


Szatan i jego zastępy spieszą się. W pośpiechu popełniają wiele błędów. I będzie tak, jak było w obozach koncentracyjnych, łagrach i na innych polach śmierci, które obecnie są na całej ziemi: Ja zbiorę z nich największe żniwa. Bowiem ten, kto został zniewolony, nie może wybierać, a wtedy Ja — Ojciec — ujmuję się za nim.


Kiedy jestem wśród ludzi zniewolonych, doprowadzonych do progu śmierci (np. umierających z tortur, z głodu, z wycieńczenia, z zimna), wtedy nie wymagam, aby zwracano się do Mnie. Wtedy to, co jest w nich jeszcze żywego, łaknie ciszy, spokoju, ciepła, pożywienia, ukojenia i objęcia miłością — a Ja tym wszystkim jestem. A ponad wszystko jestem Miłosierdziem. Ofiarom ludzkich katów odpuszczam wszelkie winy. Dlatego ci, co przychodzą z pustymi rękami, otrzymują wszystko — z mojej pełni. Otaczam ich moją miłością, która przenika ich łagodnie, delikatnie i czule, lecząc wszystkie bóle i zatapiając w szczęściu, które oni wchłaniają, powoli rozumieją, by następnie całą świadomością pojąć, iż jest to miłość ich Ojca — Boga, miłość bezgraniczna, wieczna, która będzie wciąż rosła. I to są już początki miłości wzajemnej. (To jest jak budzenie nowo narodzonego dziecka do życia — tylko już do życia wiecznego).


Anna:


Panie, tak bym chciała, żeby te słowa działały na ludzi.


Pan:


Przydaję im moją moc.


Grzegorz:


Co możemy jeszcze zrobić dla tych zagrożonych potępieniem?




Uczcie się też wysłuchiwać Mnie w milczeniu


Otrzymany telefon sprawia, że przez kilka chwil zajmujemy się sprawą zorganizowania w parafii adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy skończyliśmy, Pan mówi, żeby to było ogłoszone jako godzina milczącej z Nim rozmowy.


Niech każdy uczestniczący w adoracji jeszcze na zakończenie w duchu podziękuje: „Dziękuję Ci, Ojcze, że mnie kochasz, rozumiesz i czekałeś na mnie, aby mi pomóc". (Nie chodzi o „formułę" tej modlitwy, ale o jej sens).


Powiedz po cichu Marysi i innym, żeby zawsze zapraszali do współadoracji Maryję (tak jak dzieci idą modlić się z matką). (Pan chce, żebyśmy poszerzali serca, żeby ludzie chcieli się modlić za innych, żeby widzieli też inne sprawy nie tylko swoje własne, i o nie też prosili).


Nie chciałbym, żeby weszło w zwyczaj „odsiadywanie" całej godziny. Każdy przychodzi na tyle czasu, ile ma. Może tylko wejść, pokłonić Mi się i poprosić, żebym był łaskaw wysłuchać próśb tych, którzy tu dzisiaj będą. Obejmijcie też myślą tych mieszkańców waszej parafii, którzy przyjść nie mogą: starzy, chorzy, zapracowani, zajęci, zbyt zmęczeni. (W znaczeniu: Pan chciałby, żebyśmy prosili jedni za drugich. Wtedy wzrastać będzie poczucie odpowiedzialności za jedność parafii).


Możecie prosić, aby moi aniołowie strzegli waszych obywateli od wypadków, napadów, kradzieży, załamań psychicznych i samobójstw. Poszerzajcie serca. Uczcie się też wysłuchiwać Mnie w milczeniu. Może wtedy będę mógł wam coś powiedzieć...


Aktem przyjścia na adorację każdy mówi Panu: „Kocham Cię, potrzebuję Cię, jesteś dla mnie ważny, liczę na Ciebie" — tłumaczy Anna i po chwili dodaje:


Panie, prosimy Cię o błogosławieństwo.


Dzieci, przytulam was do serca, otaczam moją miłością i daję wam radość mojej obecności. +




Zawsze kiedy modlisz się za innych, proś nas o współudział


8 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Grzegorz


Odmawiamy „Zdrowaś Maria".


Anna:


Prosimy o rozmowę, Matko.


Maryja:


Ja zawsze pośredniczę z radością. Moja córka (matka Dobrosławy) jest tutaj. Niech rozmawia matka z córką.


Dalej Maryja zwraca się do Dobrosławy:


Powiedz, dziecko, powiedz co chcesz swojej matce. Ponieważ Dobrosława milczy, rozmowę rozpoczyna jej matka:


Moje dziecko, przede wszystkim chcę ci powiedzieć, że jesteśmy tu (w niebie) wszyscy: jest twój tatuś, dziadek, są już wszyscy, którzy umarli wcześniej. O swoją najbliższą rodzinę nie martw się. Bóg nie po to daje choroby, aby gnębić, lecz aby oszczędzić nam czyśćca, jeśli nie przeklniemy daru choroby. Dlatego tak się dzieje, że wszystkie nasze wady i grzechy Bóg odsuwa, kiedy ma do czynienia z cierpieniem ludzkim (cierpienie ludzkie przywołuje miłosierdzie Pana).


Moje ukochane maleństwo. Chcemy ci dzisiaj podziękować za wszystko, co zrobiłaś, aby ulżyć nam w naszych ciężarach. Twoja postawa — wytrwałość, miłość i cierpliwość, którą nam okazywałaś — powodowała, że łatwiej nam było znosić utrapienia i choroby i łatwiej umierać. Tu dopiero można zrozumieć, jak konieczna jest nam w życiu na ziemi miłość ludzka. Wielu ludzi umiera nie zaznawszy w życiu miłości. (W znaczeniu: i potem musi przejść przez czyściec, bo nie rozumiejąc miłości musi się jej dopiero nauczyć. Niebo jest wzajemnym miłowaniem).


Tobie zawdzięczamy tak wiele, córeńko. Obiecujemy ci, że będziemy przy tobie wszyscy i w momencie śmierci otoczymy cię naszą miłością. Pan mi to obiecał. (Będzie to śmierć bez lęku i samotności).


Wiem, że odczuwasz naszą obecność. Chcę ci powiedzieć, że nie możemy usuwać z twojej drogi cierpień, zmartwień i kłopotów (powodowanych przez ludzi), dlatego że umniejszalibyśmy w ten sposób twoje szczęście tu (w niebie), więc skrzywdzilibyśmy cię. Ale czuwamy nad tobą i bronimy cię od wszelkich zagrożeń. Tu miłość nasza wzrasta, staje się świadoma i dlatego nie opieramy się nigdy zamiarom Boga wobec człowieka.


Czy chciałabyś mnie o coś zapytać, dziecino?


Dobrosława:


O męża.


Matka Dobrosławy:


Przeszedł przez czyściec, ale krótko w nim był dzięki tobie.


Dobrosława:


Mama wie, że niektórzy wierzą, ale wierzą bezmyślnie (to znaczy nie zastanawiając się nad treścią prawd wiary i nad tym, że je trzeba praktykować).


Matka Dobrosławy:


Córeczko, zawsze kiedy modlisz się za innych, proś nas o wstawiennictwo, o współudział; najprościej: mówiąc Panu, że prosisz wraz z nami. Bo my cię słyszymy; to mało — jesteśmy przy tobie, odczuwamy wraz z tobą twoje stany duchowe, i emocjonalne, a również pojmujemy twoje cierpienia fizyczne.


Ks. Grzegorz:


Prosimy o zdrowie dla p. Dobrosławy.


Matka Dobrosławy:


My też prosimy o to. Ale w obecnej sytuacji Polsce potrzebne jest każde cierpienie ofiarowane za tych, co cierpieć nie chcą, nic nie rozumieją lub są daleko od Boga. Bo Pan nasz pragnie przemienić cały kraj. Dlatego wszystko, co was boli (również ból psychiczny, np. ból z powodu strajków, niewiary, oszustw...), składajcie Jemu jako swój dar z prośbą o użycie dla uratowania tych, którzy mogą zginąć śmiercią wieczną.


Pomyśl tylko o nas. Wy jeszcze możecie oddawać Bogu cierpienia, zawody, smutki, czyli skarby waszego życia ziemskiego — my już nic. Ale wciąż prosimy za wami, a uzupełniamy wasze prośby naszą nieustającą wdzięcznością, zachwytem, uwielbieniem Boga.


Ks. Grzegorz:


Proszę o szczęśliwą drogę do domu.


Matka Dobrosławy:


Z chęcią na to przystaję.


Dzieci, teraz my prosimy Maryję, Matuchnę naszą, aby udzieliła wam błogosławieństwa Bożego.


Maryja:


Moje drogie dzieci. Kochamy was, cieszymy się waszą wiernością Bogu (która nie jest równoznaczna z bezgrzesznością). A teraz przez moje ręce przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całym majestacie Trójcy Świętej. Niech spocznie na was, na waszych domach i bliskich, i na wszystkich, o których się troszczycie. Niech towarzyszy waszej służbie. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.


Przyjmijcie też błogosławieństwo w Bogu od rodziny i bliskich dla Dobrosławy i dla was.




Każdy otrzymał dary odpowiednie dla własnej służby


10 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Grzegorz


Odmawiamy „Zdrowaś Mario". Maryja zwraca się do nas:


Znowu jesteśmy wszyscy razem. Zawsze, jeżeli o kimś w niebie mówicie, ten ktoś was słyszy i przychodzi.


Widzicie, dzieci, człowiek został stworzony z miłości. Bóg powołując do bytu każdą istotę ludzką, pragnął uczynić ją bytem szczęśliwym na wieczność, ponieważ ludzkość to byty nieśmiertelne.


Wolność została wam udzielona jako ogromny dar Boży i przywilej, i nie jest obwarowana żadnymi warunkami. Ale ze względu na waszą wielką słabość duchową, zaciemnienie władz duchowych, otrzymaliście od początku ogromną pomoc Bożą, która trwa. Rodzicie się i rośniecie w cieple miłości Bożej, w słońcu Jego miłosierdzia. Bóg dał wam prawo do poszukiwań, pomyłek i błędów. Pomaga wam, uczy i prowadzi. Jeżeli pragniecie słuchać, macie Jego bezpośrednią pomoc. Jeśli pragniecie kochać, Bóg przybliża się ku wam. Daje się poznawać tym, którzy szukają prawdy, sensu życia, pragną odkrywać prawa rządzące waszym wszechświatem. Takim Bóg daje możliwości zdobywania wiedzy. Nikogo z was nie spuszczę z oczu, ponieważ dar wolności wyboru przekracza wasze możliwości i bez pomocy Boga zagubilibyście się. Reszta zaś zależy od siły i stałości waszych pragnień.


Bóg nie odmawia wam pożądania rzeczy dla was szkodliwych, ale usiłuje wytłumaczyć poprzez wydarzenia życia, że są to rzeczy złe, a zatem spotykacie się ze skutkami swoich czynów, tak ludzie jak i całe narody. Najprostszy przykład macie przed oczyma. Słyszycie, wciąż mówi się wam o miłości, o miłosierdziu i przebaczeniu. Zobaczcie, co dzieje się w Jugosławii, która odrzuciła przykazania Boże. Prawdą jest, że giną zwykle najsłabsi, najbardziej bezbronni, ale co pozostanie mordercom? Kraj wyludniony, zniszczony, cofnięty w rozwoju, pełen goryczy, smutku i żałoby. Pozostanie wstręt i pogarda innych narodów, a walczącym ze sobą — poczucie bezowocności własnych działań. Pozostaną w historii jako przykład głupoty swoich wyborów.


Mówiłam wam o wolności i miłości Boga, Ojca waszego. Kto chce, może całe swoje życie przeżyć istniejąc w miłości Ojca. Jezus niczego innego nie pragnie, jak tylko abyście się społem miłowali, abyście się stawali przyjaciółmi Jego. Jeśli ktoś z was na zaproszenie do przyjaźni odpowie, zostaje wezwany do wspólnej z Jezusem służby światu. Bo Syn mój nie kieruje wami, a prowadzi — idąc pierwszy. I macie w Nim zawsze doradcę i przyjaciela. Syn mój nie żąda od was wiele, gdyż wszystko, czego potrzebujecie, otrzymujecie dla tej służby, którą On dla was wybrał, a także miłość do waszego zadania. Przecież wy troje to rozumiecie. Każde z was otrzymało imienne zaproszenie i odpowiedziało na nie. Dlatego tu dziś rozmawiamy.


Świat ludzki jest tak różnorodny, że potrzebuje niezliczonej rozmaitości służb. I żadna nie jest lepsza od drugiej, gdyż każdy otrzymał dary odpowiednie dla własnej służby.




Śmierć... jest spotkaniem dziecka z Ojcem jego


Maryja:


Widzę, że się rozumiemy, moje dzieci, moje biedne, kochane, zmęczone dzieci. Przecież wasi bliscy, o których Mnie prosicie, nie byli inni. Też swoje życie wypełniali tym, że służyli pracą swoim bliźnim. A więc w ten sposób wypełniali przykazanie miłości bliźniego, tak jak umieli, jak rozumieli swoje zadanie życiowe. Bóg nigdy nie wymaga od człowieka więcej, niźli dał mu darów (umiejętności i sił), i nigdy nie sądzi człowieka według innych, ale według jego własnych możliwości pojmowania.


Ogólnie biorąc Bóg Ojciec tak mało od was chce, a tak wiele daje. Dlatego też — aczkolwiek na ogół dopiero po śmierci — błogosławicie Pana i dziękujecie Mu w nieustannym uwielbieniu za Jego hojność, wielkoduszność, dobrotliwość, łagodność, nieustającą troskliwość i miłosierdzie. Bowiem ono towarzyszy wam do ostatniej sekundy życia.


Dlatego, proszę, nie próbujcie osądzać śmierci żadnego człowieka według waszych osobistych pragnień czy wyobrażeń o dobrej śmierci. Śmierć tych, którzy nie odrzucili w życiu Pana, jest spotkaniem dziecka z Ojcem jego i jest najważniejszym momentem życia przede wszystkim dla niego samego, a nie dla tych, którzy patrzą, są obecni itd. Dlatego, proszę was, od dzisiaj dziękujcie Bogu za śmierć każdego z waszych bliskich.


Przekaż, Grzegorzu, matce swojej, że śmierć jej matki była łagodnym jak sen przejściem do wieczności spracowanego robotnika. Powiedz matce swojej, aby przy najbliższej bytności przed tabernakulum podziękowała Synowi mojemu za Jego przybycie do twojej babci, przygarnięcie jej do serca i bezbolesne, łagodne, spokojne przeniesienie do Jego królestwa.


Ks. Grzegorz:


Babcia nie była w czyśćcu?


Przecież to Syn mój zapłacił za nią już z góry. Nie zażądał od niej zapłaty za swoją Krew, przyjąwszy ze wzruszeniem wszystkie jej wysiłki, starania i trudy (fizyczne), które Mu dała za życia — Jemu samemu w postaciach swoich bliźnich. Inaczej mówiąc, to co czyniła dla was, przyjął jako miłość do siebie.


Powiedz, Grzegorzu, matce swojej, że we wszystkim, co czyni dobrego, jest również ślad trudu i przykładu jej matki. Powiedz jej też, że swojej matce zawdzięcza łatwość służenia innym i obdarzania, bo weszła na już utorowaną ścieżkę. Dlatego też należy się twojej babce wdzięczna pamięć.


Moje dziecko, twoja babcia jest tutaj ze Mną. Prosi, abyś powiedział swojej matce, że pierwszą jej prośbą do Pana było błaganie o opiekę nad córką i wnukami, i od tej pory nigdy nie przestaje się troszczyć o was. Przekaż też błogosławieństwo matczyne, którego nie otrzymała w momencie śmierci swojej matki (która zmarła w szpitalu). Powiedz też matce, że babcia jej oręduje za wami stale i towarzyszy wam, ponieważ jeśli była miłość między ludźmi, to w domu Bożym utrwala się i wzrasta w miarę wzrostu waszego. Bo w królestwie Bożym wy, ludzkie dzieci Ojca niebieskiego, wciąż wzrastacie w pojmowaniu miłości. Babcia twoja obiecuje wam (całej rodzinie) pomoc i wsparcie we wszelkich trudnościach a podtrzymanie w czynach dobrych oraz obecność przy was w momencie przejścia. Przecież jesteście z jej krwi! Przekazuję wam błogosławieństwo babci.


Tu wszyscy dziękujemy i żegnamy się. Maryja mówi dalej:


Dobrosławo, z twoją rodziną nie było inaczej. Proszę cię, nie myśl już nigdy więcej o fizycznych okolicznościach śmierci swoich bliskich, bo ciało jest schorowane i nie można od niego wymagać specjalnego (poprawnego) zachowania się, gdy obumiera. (W znaczeniu: gdy duch spotyka się z Panem, ciało przestaje cokolwiek wyrażać).


Byłaś świadkiem tego spotkania. Widziałaś, jak Bóg szybko objął swoją miłością twojego ojca, nie pozwalając na żaden ból, szok czy przerażenie. Stało się tak dlatego, że ojciec twój wiedział, z Kim się spotyka. Dalsze istnienie trwa w wieczności, a tym samym staje się nieosiągalne dla zmysłów człowieka. Podziękuj więc za szybkie, bezbolesne przejście, gdyż gdyby nie wstawiennictwo członków rodziny (już nieżyjących), mogłoby być cięższe. Bycie przy śmierci swoich najbliższych bywa łaską i przywilejem, a jednocześnie zwiększonym cierpieniem, ale pamiętajcie, że jest to wyłącznie asystowanie przy spotkaniu, które rozpoczyna życie duchowe w wieczności. (W znaczeniu: matce ks. Grzegorza zostało oszczędzone cierpienie obecności przy śmierci jej matki).


Moje dzieci kochane, przytulam was do serca, ogarniam moją opieką i błogosławię imieniem Pana, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.




Szatanowi wy sami otwarliście drzwi


15 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Krzysztof, ks. Grzegorz


Anna:


Prosimy Cię, Panie, o słowo dla pani Sławy. Korzystamy z jej domu, z jej dobroci...


Dobrosława:


Nie czuję się godna pytać o cokolwiek.


Pan:


Powiedz, czy kiedykolwiek czułaś się niegodna rozmawiać ze swoim ojcem?


Nie. (Dobrosława zrozumiała, o co Panu chodziło w tym pytaniu).


Po chwili Dobrosława pyta:


Czy kiedykolwiek przestanie istnieć zło? Czy człowiek może istnieć bez pokus?


Pan:


Dlatego dałem wam wolność wyboru, abyście mogli sami stanowić o sobie. Jak moglibyście to zrobić, jeśli nie istniałyby alternatywy? Córko, ziemia jest terenem walki. Pokój jest w moim świecie (w niebie) i w nim nie istnieje zło. Szatanowi wy sami otwarliście drzwi. Zaprosiliście go do współpracy od samego początku (przez nieposłuszeństwo Bogu jeszcze w raju).


Pytasz, czy szatan będzie istniał zawsze. Tak, ponieważ jest bytem wiecznym. Ponadto Ja jestem Stwórcą, nie zaś mordercą tych, którym raz dałem istnienie.


Dobrosława:


Dlaczego szatan ma tak dużą władzę?


Pan:


Przecież wy sami mu ją ofiarowujecie. Moc władzy szatana jest sumą złych wyborów ludzi. Czy teraz rozumiesz, dlaczego władza szatana wzrasta?


Dobrosława:


Czy można w jakiś sposób oprócz modlitwy pomóc człowiekowi, który błądzi?


Pan:


Tak, na wiele sposobów.. Przede wszystkim przez ofiarę. Najlepiej jednak włączyć się w moją Ofiarę Krzyżową prosząc, aby moja Krew obmyła go. Ofiarowywać się należy roztropnie, bo nie wiesz, ilu ludziom będziesz jeszcze potrzebna. Co cię, dziecko, jeszcze niepokoi?


Dobrosława:


Często, jak czytam Pismo święte, wstępuje we mnie niewiara.


Pan:


Moje dziecko. Każdy z was ma swego towarzysza — złego anioła — który stara się wam szkodzić podług waszych osobistych cech. Tutaj wykorzystuje twoją samotność i sprzeciwia się w twoim umyśle, bo kontakt z kapłanem masz utrudniony (ze względu na stan zdrowia i odległość).


Po chwili milczenia Pan dodaje:


Córko, zastanów się, czy Bóg może raz kochać, a raz nie kochać, kochać raz mniej, a raz więcej. Przecież dlatego jesteś, że cię pokochałem i pragnąłem cię mieć.


Dobrosława:


Czy można modlić się pracując dla innych?


Pan:


Potocznie mówicie, że modlitwa jest rozmową ze Mną, ale Ja powiedziałem, że cokolwiek robicie dla Mnie, jest modlitwą. Modlitwa jest odniesieniem całej waszej natury duchowej do Mnie. Jeśli to odniesienie trwa, to się modlicie.


Dobrosława:


Czy wolno zamienić posługę chorym z pójściem na Mszę świętą? (Chorzy musieliby wówczas pozostać na długo sami wobec dużej odległości od kościoła).


Miłość bliźniego jest ponad wszystkim. (Pan wskazuje na przypowieść o miłosiernym Samarytaninie).


Po chwili:


Córko, teraz jesteście wszyscy zmęczeni i czas skończyć naszą rozmowę, ale chciałbym jeszcze nieraz rozmawiać z tobą. Czytaj moje słowa (chodzi o maszynopis „Świadków Bożego miłosierdzia"), bo są to słowa waszych sióstr i braci (z nieba i czyśćca), którzy chcieli podzielić się z wami swoją radością.


Jesteś moim prawdziwym dzieckiem. Proszę cię, traktuj Mnie jak Ojca, ale też i jak najbliższego Przyjaciela, i przestań się lękać, bo ten niepokój, lęki i zastraszanie są ci cały czas narzucane przez szatana. Prawdą jest to, że byłaś, jesteś i będziesz nieskończenie kochana i nikt inny Mi ciebie nie zastąpi. Bo w moim sercu jesteś jedyna.


Pan zwraca się teraz do wszystkich:


Bardzo was proszę, byście się nie uprzedzali wzajemnie. Starajcie się widzieć w każdym z was przede wszystkim cechy pozytywne, bo w nich przejawia się moje działanie, podczas gdy wszystkie wasze braki są naturalnym obrazem każdego z ludzi.


Dzieci, już czas wam do domu. Tulę was do serca — wszystkich. Czy myślisz, Dobrosławo, że ciebie mniej?


Dobrosławo, chcę żebyś wiedziała, iż cieszysz moje serce. Wypełniasz życie tym dobrem, którym zapragnąłem cię obdarzyć. Pragnę, abyś przyjęła moją miłość do siebie tak naturalnie, jak każde dziecko przyjmuje miłość swojego ojca. Nie rań Mnie przypuszczeniami, że cię nie kocham, bo tym odpychasz moje ręce pragnące cię objąć. Pozwól, abym mając twoje pełne zawierzenie mógł współpracować z tobą nieustannie i tak blisko, jak tego pragnę. Pozbądź się wszelkich osądów swojej osoby i pozostaw je Mnie. Pozostań tylko przy jednym, że jesteś kochana zawsze — bezgraniczną miłością Boga. Chcę, abyś w moim sercu czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Jestem z tobą zawsze, córko, i wiedz, że nie uczynisz nic tak złego, co mogłoby Cię na zawsze oddalić ode Mnie. Obdarzam cię moim pokojem. Wiedz, że cokolwiek robisz, robisz to dla Mnie, a Ja cieszę się każdym dniem twojego życia.


Teraz daję wam moje błogosławieństwo z całą pełnią miłości Boga. +



Pragnę, abyście Mnie pytali, abym mógł przejąć wasze troski...


19 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Krzysztof, ks. Grzegorz, Wiesław


Gdy Anna chce wprowadzić p. Wiesława w istotę rozmów z Panem, Pan sam włącza się w rozmowę:


Moje dzieci. Cieszę się, że chcecie się ze Mną spotkać. Przecież każde nasze spotkanie jest wymianą miłości, przyjacielskim zbliżeniem. Czymże jest wasza modlitwa, jeśli nie wyrażeniem waszych pragnień i uczuć. A czy pomyśleliście kiedyś, jakimi motywami Ja się kieruję rozmawiając z wami?


Anna:


Uważam, że dlatego, że nas kochasz i jesteś nam potrzebny.


Pan:


Słusznie. Tak, chcę, żebyście się czuli bezpiecznie. Pragnę was uspokoić, ale przede wszystkim pragnę udzielać się wam. Powiedzcie Mi, jak to rozumiecie.


Ks. Grzegorz:


Myślę, że skoro Pan jest Miłością, to uczy nas właściwego rozumienia miłości i praktykowania jej w życiu.


Dobrosława:


Że każdy wyraża swoją miłość Panu na swój sposób, tak jak potrafi. Wydaje mi się, że często człowiek czuje pomoc Pana, gdy np. nie wie, co wybrać.


Pan:


Dobrze mówisz, córko, bo jestem z wami stale. Ale takie spotkanie jak dzisiaj daje wam potwierdzenie tej obecności. Dlatego pragnę, abyście Mnie pytali, abym mógł przejąć wasze troski, niepokoje, a często smutki, odpowiedzieć na wątpliwości, a ponad to udzielić wam czegoś z mojej natury, np. spokoju ducha, nadziei, radości — wszystkiego, czego wam w danym momencie brak. Teraz tu na ziemi moja rozmowa z wami może przypominać karmienie łyżeczką małego dziecka: tyle pokarmu, ile dziecko może przyjąć.


Wiesław:


Pan skoncentrował moje myśli na tym, że jest z nami, jest obecny. Czy i jak mogę pomóc bratu, który zatraca drogę ku Tobie, Ojcze, słuchając często muzyki rockowej, poddając się wpływom zła?


Pan:


Jeżeli masz kontakt ze swoją rodziną oprócz niego, proś wszystkich, aby włączyli się we wspólną modlitwę orędowniczą za niego. (...)


Ks. Krzysztof:


W moim bloku jest chory na raka chłopiec. Nie godzi się na to cierpienie. Ojciec pije. Co mogę mu powiedzieć?


Pan:


Jeżeli dziecko będzie wiedziało, że umiera, to powiedzcie mu, że Ja tęsknię za nim i chcę go mieć jak najszybciej u siebie. I tak go kocham, że chcę spełniać jego prośby za innych ludzi. Jego choroba daje mu prawo do tego, by jego prośby orędujące za innymi były wysłuchane. Bóg obiecuje mu, że w Jego królestwie będzie mógł prosić za tych, którzy zostają na ziemi. Będzie wysłuchany. Dlatego prosi go Pan, aby jeszcze trochę zgodził się pocierpieć.


Powiedz mojemu dziecku, że sam przyjdę po niego. Niech się nie boi, bo spotkanie nasze będzie samym szczęściem i już nigdy nie będzie czuł bólu.


Klęknijcie, dzieci. Przyjmijcie moje błogosławieństwo i przekażcie je swoim bliskim, za których prosiliście. Szczególnie ty, Krzysiu, przekaż je temu chłopcu. Daję błogosławieństwo tobie, Wiesławie, twoim bliskim i bratu. Daję błogosławieństwo temu domowi i wam wszystkim, którzy tu jesteście. +




Droga ku Mnie jest dla każdego z was inna


20 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Krzysztof


Pan zwraca się do Dobrosławy:


Córeczko, pragnę, abyś się całkowicie zanurzyła w mojej miłości do ciebie. Proszę, przestań się osądzać, jeśli bowiem Ja tego nie czynię, znając ciebie i wszystkie okoliczności twego życia, jakie ty masz prawo osądzać siebie? Wybrałem dla ciebie drogę bardzo trudną, bo zaufałem ci, że nie zrezygnujesz, i ciężary, które niesiesz, przekażesz dopiero do moich rąk, nie przerzucając ich na ramiona innych.


Uwierz Mi, dziecko, że Ja każdego z was (każdego człowieka — ze wszystkim na ziemi) prowadzę do świętości i nic mniejszego Mnie nie zadowala. Lecz droga ku Mnie jest dla każdego z was inna ze względu na wasz indywidualny — u każdego człowieka inny — zespół cech. Bo Ja liczę się nawet z cechami dziedzicznymi, z waszym dziedzictwem duchowym, wpływami otoczenia, waszym wychowaniem — ze wszystkim, co ukształtowało waszą osobowość. Oprócz tego każdego z was wyposażam w narzędzia potrzebne w jego służbie, czyli uzdolnienia, predyspozycje, zainteresowania, umiejętności, a daję też łaski specjalne. Dary Ducha Świętego spoczywają na was, a ożywiają się i rozwijają w miarę przyjmowania przez was mojej woli i współpracy ze Mną.


Znasz, córeczko, list Pawła do Koryntian: wiesz, że największym darem jest miłość. Bo wtedy Ja sam — Źródło miłości — daję wam udział w swojej naturze, która jest Miłością darzącą, bezinteresowną. Córeczko, dałem ci największy dar Boży. Dla słabej natury ludzkiej jest on prawie nie do udźwignięcia. Cóż robi mądry Ojciec, który nie narzuca swemu dziecku zbyt wielkiego ciężaru? Sam niesie cały ciężar, pozwalając dziecku na podtrzymywanie go. I zawsze idą razem. Jeśli dziecko Ojca nie widzi, odczuwać będzie wyłącznie ogrom ciężaru, chyba że zawierzy Jego miłości, tak iż w każdej chwili pewne jest Jego obecności i nieustającej miłości. Tak jest, córeczko, z tobą. Mówię ci to, abyś przestała się czymkolwiek niepokoić. Pomiędzy nami jest zrozumienie i miłość prawdziwa, ponieważ Ja i ty służymy sobą ludziom głodnym miłości.


Moja droga przyjaciółko, pragnę, abyś wiedziała, że w moim Kościele każdy z was naśladując Mnie (niosąc swój krzyż) współpracuje nad zbawieniem świata (nie zaś tylko nad swoim). I od każdego z was zależy duchowy rozwój lub cofanie się waszych bliźnich. Jeśli ty służysz Miłości, możesz swoją postawą uzyskać wszystko, o co prosisz. Możesz wyprosić niebo nawet największemu grzesznikowi. W moim Kościele dojrzali do współpracy ze Mną stanowią wojsko, armię walczącą w obronie wszystkich słabszych, niedojrzałych lub zabłąkanych. Jeżeli nawet ty o tym nie myślisz, Ja czuwam, aby wszystko, co czynisz dla Mnie — w bliźnich swoich — stawało się okupem za niedociągnięcia i winy tych, których kochasz (przede wszystkim ich, ale nie tylko), jeśli tego będą potrzebować w chwili śmierci. Okup pochodzi z moich skarbców, ale wy go dajecie (tzn. trud spłacania jest nasz). Ta wymiana ofiary i miłości nigdy nie ustanie.


Zanim skończymy rozmowę, przekazuję ci od twoich bliskich wyrazy wdzięczności i największej miłości. Mówią ci te moje kochane dzieci, że nigdy nie schodzisz im z oczu, że są przy tobie i czuwają, prosząc Mnie we wszelakich potrzebach. A Ja z radością przychylam się do ich próśb. To co zyskałaś dla nich, uzyskałaś ciężkim trudem. Dlatego niczego z twojego skarbca uszczuplać nie chcę. Bogactwo w moim Kościele jest bogactwem miłości ofiarnej i wydającej siebie za braci swoich.


Córeczko, daję ci moje błogosławieństwo i obietnicę, że przyjaźń teraz (za życia na ziemi) zawarta ze Mną pozostanie utrwalona na wieczność. Zawsze będziesz Mi ukochaną szafarką darów mojego serca. +




Co za znaczenie ma wasza ludzka słabość, skoro macie przy sobie całą moją moc!


27 IX 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz


Czytamy fragmenty tekstów pisanych w okresie pobytu Anny na wsi (we wrześniu).


Grzegorz:


Dziękujemy Ci, Panie, za p. Dobrosławę i za te wspaniałe słowa powiedziane do niej.


Anna:


I dziękujemy za o. Jana i za tę daną mu nową możliwość dzielenia się Twoimi słowami.


Pan:


Posłuchaj, Janie. Chciałbym, żebyś to wszystko, co już wiesz, mógł przekazywać innym (przygotowując ich do pracy z następnymi pokoleniami). Tym samym to, czego się dowiedziałeś, nie stanie się wyłącznie twoją własnością, ale zostanie utrwalone w umysłach ludzi. Czy nie chciałbyś Mi podziękować za tyle okazji, ile ci daję ostatnio...?


Anna:


I ja dziękuję Ci, Panie. Ogromnie dziękuję.


O. Jan:


I dziękuję za coraz lepsze wnikanie, rozumienie tych tekstów. Coraz bardziej mnie pociągają.


Pan:


Pomagam ci, synu, bo czasy zbliżają się. Martwi Mnie bardzo, że tak marnujecie czas (wy, Polacy), tak beztrosko pozwalacie, żeby przepływał wam jak woda pomiędzy palcami. Rozumiem, że nie znając przyszłości trudno wam przygotować się na nadejście nieznanych zagrożeń, ale boli Mnie, że nie przynagla was miłość do własnego kraju. Każdy z was powinien robić wszystko co może, aby skrócić okres bezprawia i beznadziejności. Gdzie są uczciwi prokuratorzy? Gdzie są uczciwi sędziowie? Gdzie władza wykonawcza? Dlaczego tak mało powstaje wśród was całościowych projektów reform? (...) Dlaczego prawie nikt z fachowców nie myśli o zreformowaniu swojego działu, jeżeli widzi jego braki lub błędy?


Oczywiste jest, że macie wrogów na Wschodzie i Zachodzie, lecz dlaczego tylu z was z nimi współpracuje na szkodę swojego narodu? Co się dzieje z waszym sejmem, z waszymi ministrami, z waszymi najwyższymi władzami? Zastanówcie się, dlaczego z uporem powtarzacie wszystkie stare błędy, przez które kiedyś upadła wasza ojczyzna (najgorsze błędy szlacheckie: prywata i stawianie barier przed realizacją wszelkich sensownych projektów, podobnie jak kiedyś czyniono to za pomocą liberum veto)? Gdybyście wiedzieli, jak boli to waszych rodaków w moim Królestwie, tych którzy, jak np. Starzyński, całe życie trudzili się dla dobra tego kraju i zań ginęli. Nie będę mógł wam pomóc, jeżeli wy sami pomóc sobie nie będziecie chcieli.


Wasze władze państwowe dają się zastraszyć śmiesznemu słowu „niedemokratyczne", pod którym żyją sobie bezpiecznie i wygodnie ludzie, którzy mają na sumieniu zbrodnie, nie mówiąc o wykorzystaniu na użytek osobisty bogactw narodu i o wielorakich działaniach na jego szkodę, z których największą zbrodnią w oczach moich jest niszczenie człowieka w całym zakresie jego praw: np. zdemoralizowanie służby zdrowia, służby prawa, pracowników oświaty, wieloletnie kształcenie młodzieży „bez Boga". A przecież ktoś te programy opracowywał. Od kogoś wychodziły wytyczne, wskazówki, a również nakazy i zakazy. Nie „jakieś władze", lecz ludzie, konkretni ludzie byli za to odpowiedzialni.


Zemsta jest przeciwieństwem sprawiedliwości, ale jak nazwać to, co wy czynicie? Protegujecie pobłażanie dla zbrodni, wykazując w ten sposób, że zanikło w was sumienie.


Anna:


Co my mamy robić, Panie? Jesteśmy bezradni. Pomóż nam. Chociaż i Ty niewiele możesz zrobić, Panie, jeżeli nie masz ludzi, przez których możesz mówić na forum publicznym?


Pan:


Ja mam trochę ludzi, ale wciąż przebywają w ukryciu.


Anna:


A czy nie mógłbyś im, Panie, dodać sił i energii?


Pan:


Niech więc Mnie proszą...


Grzegorz:


My Cię, Panie, prosimy: za nich i wraz z nimi.


Pan:


...ale niech nie milczą.


Czujemy, że ten temat został na dziś zakończony. Zastanawiamy się, co czynić w sprawie wydania książek ze słowami Pana.


Pan:


Obiecuję wam stałe wspomaganie waszych wysiłków — jeżeli je będziecie czynić, w co nie wątpię. Czy ci nie pomagałem w ostatnich rozmowach przed wyjazdem?


Anna:


Panie, liczymy na Ciebie, bo na kogo moglibyśmy liczyć. Prosimy Cię o mocną i stałą pomoc. Każdy z nas może zrobić tylko trochę, a Ty panujesz nad całością spraw.


Dzisiaj, dzieci, przyjmijcie moje Ojcowskie błogosławieństwo, a jutro przygotujcie się do rozmowy. Chciałbym, żebyście przygotowali swoje konkretne pytania. Przecież przychodzę, aby wam pomóc.


Po chwili Pan dodaje:


Moje biedne dzieci.


Zmartwiliśmy sią zarzutami, jakie Pan czynił dziś Polakom, i tym, że nasze postępowanie tak Co boli. Pan nawiązuje do tego:


Nie po to wam to mówię, żeby wam wypominać, ale po to, żeby was zmobilizować, ukazać wam przemijanie czasu, potrzebę szybszych działań — a o tym to już możecie mówić wielu osobom. Wam czworgu teraz chcę dać więcej sił, więcej „optymizmu", pewności, że przecież powiedziałem, że was nie pozostawię. Przeciwnie, będę działał silnie. Ale wy proście o to. (Nie chodzi o „proszenie" Pana, chodzi o naszą wolę, o to, czy nam na pomocy Bożej rzeczywiście zależy. Jeżeli nie proszą inni, to chociaż my prośmy za tych wszystkich, którzy nie proszą).


Waszym zadaniem w naszej wspólnocie jest uciekać się do Mnie, przedkładać Mi wszelkie trudności osobiste i ogólne i powierzać Mi ludzi, o których się martwicie. A jeżeli czasem powiecie Mi, że Mi ufacie, a nawet że Mnie kochacie, sprawicie Mi tym wielką radość (właściwie Pan powiedział żartobliwie: „nie będę się o to gniewał").


Anna:


Panie Jezu, jaki Ty jesteś cudowny!


Pan odpowiada z uśmiechem, żartobliwie, jak gdyby chciał nasze napięcie nieco rozładować:


Muszę być taki „cudowny", skoro mam kilka miliardów ludzi żyjących współcześnie i każdy czego innego się po Mnie spodziewa, a Ja chcę być dla każdego oparciem.


Grzegorz:


I znowu wraca myśl o zebraniu tekstów tych wspaniałych rozmów z Tobą w zbiorze. Nazwaliśmy go roboczo „Boże wychowanie" (patrz rozmowa z 30 marca) i zaznaczamy już nawet „na wszelki wypadek" teksty ukazujące, jak nas wychowujesz, jednak sporządzenie zbioru ma sens tylko wtedy, jeżeli będzie wypełnieniem Twojej woli...


Pan:


A teraz obejmuję was, dzieci, przytulam do serca. Czuję, jak biją wasze serca przy moim. Proszę, odetchnijcie głęboko, poczujcie się zupełnie wolni, bezpieczni, kochani tak, jak tylko Ja mogę was kochać. Pomyślcie, że Ja was do niczego nie zobowiązywałem i nie zobowiązuję. I nie przynaglam. Tym bardziej nigdy was do niczego nie przymuszam. Wystarcza Mi, że mogę się wami cieszyć. Trudno wam uwierzyć, że każdy z was jest moją radością, a przecież tak jest. Cokolwiek robicie dla Mnie, robicie to z własnego wyboru, i to właśnie napawa Mnie szczęściem. Pragnę, abyście odczuwali — chociażby w tym tygodniu — stałą i silną moją obecność i pomoc. Co za znaczenie ma wasza ludzka słabość, skoro macie przy sobie całą moją moc!


Zrozumieliśmy te słowa jako odpowiedź na pytanie ukryte w uwadze Grzegorza. Do sprawy przygotowania do druku „Bożego wychowania" Pan powrócił 31 stycznia 1993 r., kiedy koncepcja tego zbioru dojrzała w nas samych. Dzisiaj Pan zakończył rozmowę:


Moi kochani przyjaciele. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całej mocy, majestacie i chwale Trójcy Świętej. Niech spocznie na was, pozostanie i udziela się innym. Dzielcie się Mną, dzieci. +




Prawem waszym jest liczyć na Mnie


28 IX 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz


Dyskutujemy o wykorzystywaniu tekstów we fragmentach. Ojciec Jan ma wątpliwości, czy nie powinniśmy ich wykorzystywać wyłącznie w całości. W końcu pytamy Pana.


Pan:


Moi drodzy przyjaciele. Przecież pytaliście Mnie przed zaczęciem pracy nad sporządzeniem wyborów, czy tego sobie życzę, i po zakończeniu pracy pytaliście Mnie, czy jestem z niej zadowolony. Czyż nie tak?


O. Jan, Grzegorz:


Tak. Tak.


Pan:


Obecnie dobrze byłoby wydać te „Słowa", które kierowałem do was (Polaków). Sądzę, że chętnie by to zrobił wasz znajomy (który wydał zbiór tekstów „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny" pod nadanym przez siebie tytułem „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu"). Wtedy miałby sens tytuł zmieniony przez niego. Nawet godzę się na to, żeby wydał zestaw „Słów do Polaków" razem z „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny", ale niech się postara o opinię cenzorską. Może być twoja, Janie. Niech to załatwi jak na katolika przystało, (chodzi o starania u władz kościelnych) nic ponadto w treści nie zmieniając ani nic nie dodając.


Jeżeli on się na to zgodzi, to gotów jestem dołączyć jeszcze kilka słów przestrogi ze względu na pogarszający się stan waszego narodu. Ponieważ w gruncie rzeczy cała praca przypadnie jemu (załatwianie w kurii itp.), to was nie obciąży. Dlatego możesz, Anno zatelefonować do niego.




Świadectwo żywej działalności Ducha Świętego


O. Jan:


Czy mam przyjąć tych kleryków, którzy się zgłoszą na moje seminarium?


Pan:


Synu, pozostaw Mi w tym wolną rękę.


O. Jan:


Dziękuję bardzo. Ja bym im proponował teksty nasze — bez rozstrzygania autentyczności, ale jako dokument religijności — do porównania z nauką Soboru czy nauczaniem Jana Pawła II.


Pan:


Bardzo dobrze. Ale porównawczo. I nie zaczynaj od dawania im naszych tekstów. Podstawą niech będą teksty soborowe i wypowiedzi Papieża — bo to jest już autorytet. (...) Możesz, synu, zachęcać swoich uczniów do porównywania wymowy społecznej naszych tekstów — tu Pan się uśmiechnął — lecz skoro przede wszystkim Ja jestem Tym, który się tu wypowiadał, to raczej powinniście porównywać z Ewangelią.


A drugą sprawą byłoby zajrzeć — i to nie ty, tylko twoi uczniowie — do starych polskich tekstów (np. do tak dawnych jak Pawła Włodkowica i do nowszych, na przykład Konecznego).


O. Jan:


Jak nazwać całość: „teksty", „teksty charyzmatyczne", „orędzie"...?


Pan:


Jest to świadectwo żywej działalności Ducha Świętego, przede wszystkim w darze charyzmatycznym rady, przez który Bóg usiłuje dopomóc tym, którzy Mu zawierzają w ciężkim trudzie realizowania Jego posłannictwa — w ewangelizacji kraju w czasach dla Polski przełomowych i bardzo trudnych.


O. Jan:


Słowo „świadectwo" bardzo mi się podoba.


Pan z uśmiechem:


Dziękuję ci.


O. Jan:


Bardzo dziękuję za dzisiejsze rozmowy. I dziękuję za dzisiejsze rozmowy na Rakowieckiej.


Pan:


Zaraz, zaraz, Ja jeszcze nie skończyłem. Powiedziałem ci, jak wygląda istota sprawy, a ty masz z tego wyciągnąć wnioski. Jakie jeszcze masz pytania, synu?


O. Jan:


Jeśli zdarzy się okazja zainteresowania ludzi Twoimi słowami, to będę mówił, ale nie będę szukał takich okazji, lecz skupię się na studiowaniu tych tekstów.


Pan:


I tak jest dobrze. Od lat mówiłem ci, synu, żebyś przyjął do serca treści tych tekstów, żeby móc głosić je własnymi słowami. (...) Chcę, żebyś mówił i głosił treści naszych rozmów, przedstawiając je jako swoje własne przemyślenia. A jeśli będą cię pytać, na czym się opierasz (skąd to czerpiesz), to wskaż wszystkie źródła: biblijne, teologiczne, nauki Kościoła, staropolskie, soborowe, charyzmatyczne. Bo tam, gdzie jest mowa o prawach Bożych, przede wszystkim o przykazaniach miłości Boga i bliźniego, nie może być sprzeczności pomiędzy tymi tekstami. Duch Święty nie może zaprzeczać sam sobie. Co jeszcze, synu?


O. Jan:


Bardzo dziękuję za te wyjaśnienia.




Nie lekceważcie, dzieci, modlitwy


Pan:


A Grażyna? Co ciebie boli?


Grażyna:


Bardzo dużo: ataki różnych środowisk na prowadzenie katechizacji w szkole, nierzetelne informowanie przez środki przekazu, nieodpowiedzialne podejście do tej sprawy w niektórych środowiskach... Moje słabości biorą górę, emocje...


Pan:


Rzeczywiście, te wszystkie sprawy nie są na dzisiejszy dzień. Ale dam wam radę. Weźcie się poważnie za modlitwę orędowniczą w stosunku do wszystkich ujawniających się wrogów Kościoła. Zawsze radzę to samo: zwróćcie się do zamkniętych zakonów z prośbą o współmodlitwę. A wszystko, co cię martwi, co cię boli, natychmiast oddawaj Mnie w intencji ich nawrócenia. Powinnaś to robić, dziecko, razem z Matką moją, która jest waszą Królową i która nieustannie oręduje za wami. Nie lekceważcie, dzieci, modlitwy, tym bardziej że możecie dodać do niej wasze cierpienia psychiczne i fizyczne.


Grzegorz:


Ja wprawdzie ostatnio wykorzystuję czas na pracę w większym stopniu niż dawniej, ale ciągle nie tak, jak powinienem. Podjąłem się pewnych zadań i nie mogę się z nich wywiązać, bo praca posuwa się znacznie wolniej, niż sobie wyobrażałem. Być może stawiam sobie zbyt ambitne wymagania, ale przynajmniej częściowo winię o to siebie. I proszę o pomoc.


Pan:


Mój synu. Mówię to zresztą wam wszystkim. Nie macie w obecnej sytuacji ani pełni sił, ani pełni sprawności. W przenośni mogę to określić jako życie pod presją aktywnego zła. Dlatego nie wymagajcie od siebie więcej niż robicie. Na ogół zresztą przeceniacie swoje możliwości. Starajcie się żyć w pokoju wewnętrznym, w zgodzie ze Mną i z ludźmi (z otoczeniem) i mówcie Mi o waszych potrzebach. Jeżeli dziecko jest głodne lub zimno mu, czy źle się czuje, to krzyczy lub — jeśli jest starsze — mówi, i nigdy się tego nie wstydzi.


Dlaczego wy tak obawiacie się powiedzieć Mnie — swojemu Ojcu — o waszych potrzebach chwili. Przecież waszym prawem jest liczyć na Mnie. Chciałbym, aby zaistniało stałe, codzienne porozumienie pomiędzy nami (nie ograniczane do specjalnych okazji). W ten sposób szybko przyzwyczaicie się włączać w swoje prośby ludzi, którzy was otaczają i ich sprawy. Pragnę bardzo waszej bezpośredniości, szczerości i zaufania. Jeśli nikt inny nie chce, postępujcie tak chociaż wy, którym to sam mówię, a może powoli wezmą z was przykład i inni... Jesteście moją ludzką rodziną. Pragnę, abyście czuli we Mnie Ojca, przyjaciela, towarzysza w pracy i w życiu codziennym. Będę wam o tym przypominał.


Grzegorz:


Jak pomóc Michałowi?


Pan:


Synu, oddawaj Michała Matce mojej, zwłaszcza w dniu jego imienin. Proś Ją, aby przejęła pełnię opieki nad nim i sama decydowała o wszystkim, co go dotyczy — w jego duszy, w sprawach wewnętrznych.


Grzegorz:


Boję się wchodzić w jego wewnętrzne sprawy „z butami".


Pan:


Przecież jeżeli masz to zrobić (oddać go Maryi), to zrobisz to z miłości do niego. Lepszej rady dać ci nie mogę. Wspomagajcie go modlitwą i nie zdradzajcie się z jakimikolwiek obawami. Dajcie mu pełnię komfortu życia w rodzinie: spokój, czułość, delikatność, radę w razie potrzeby. I nie izolujcie go od życia rodzinnego (np. odwiedzin u bliskich). A jutro módlcie się z nim razem, żeby się w nim spełniła wola moja.




Świętość jest osiągalna nawet w zwykłym codziennym życiu


Grzegorz:


Twoje słowa sprzed miesiąca dotyczące chorego przyjaciela, żebyśmy dodali „bądź wola Twoja", zrozumiałem jako zapowiedź jego śmierci. I tak się stało. Jestem przekonany, że umierał w pokoju...?


Pan:


Grzesiu, on jest ze Mną. Dziękuje ci za serdeczną pamięć. Jeżeli możesz, powiedz jego bliskim, że zabrałem go do siebie i teraz daję mu duże możliwości pomocy jego rodzinie, przyjaciołom, bliskim i wszystkim, którzy zwrócą się do niego. Jestem szczęśliwy, że ten mój biedny synek przyjął moją wolę bez goryczy i bez lęku, z zaufaniem. Dlatego pragnę go uszczęśliwić możliwością pomocy.


Pamiętajcie o nim i nie płaczcie, lecz towarzyszcie mu w jego radości. Czy wiecie, na czym ta radość polega? On już widzi i rozumie moją miłość do każdego z was, poznaje moje działanie w każdym człowieku, który Mnie nie odrzuca, i pojmuje, że mój wybór daje każdemu z was największą szansę świętości.


Masz w nim przykład, synu, że świętość jest osiągalna nawet w zwykłym codziennym życiu i zwykłej śmierci wynikającej z choroby. Ja zawsze jednego pragnę dla każdego z was: abyście wchodzili w mój dom z podniesioną głową, bez wstydu (w znaczeniu: bez uczucia, że wchodzimy tu jak żebracy). Trudno wymagać tego od jego rodziny, ale wy możecie Mi za niego dziękować.


Chwała Ci, Panie.


Pan:


Dzieci, przyjmijcie błogosławieństwo waszego Ojca, przyjaciela, tego który was kocha. I wobec tego, że macie takiego Ojca, starajcie się kochać wzajemnie. Błogosławię was i wszystkich, których kochacie. A moje błogosławieństwo rozciągam także na tych, których uważacie za wrogów waszych, bo pragnę, abyście wiedząc o mojej miłości do nich, oddawali Mi każdego z tych, o których wspomnicie. +




Mnie bardziej chodzi o was samych niż o wasze czyny


2 X 1992 r. Anna, s. Ewelina, Szymon


Mówi Pan:


Czy myślisz, Szymonie, że Ja z ciebie kiedykolwiek zrezygnuję? Ja wierzę w twoją dobrą wolę, wierzę, że kochasz Mnie w takim stopniu, w jakim możesz. Musiałbyś długo, wytrwale i z uporem odmawiać Mi służby i odrzucać moje starania, abym pozostawił cię wyborowi twojej woli. Szymonie, powiedz Mi teraz, co cię najwięcej boli, w czym potrzebujesz pomocy, w czym czujesz się słaby.


Szymon:


Mam wiele obowiązków. Potrzebuję prowadzenia za rękę, abyś, Panie, dał mi światło, bym nie błądził; potrzebuję rozeznania tej drogi. Pragnę, byś mnie używał jako narzędzie Twoje.


Pan:


Już jesteś tam, gdzie Ja cię chciałem mieć.


Szymon:


Ale błądzę.


Pan:


Synu, uczysz się. Nikt od razu nie może być doskonałym w swoim zawodzie. Ale powiedz Mi, co już zrozumiałeś, czego się nauczyłeś.


Szymon:


Zrozumiałem, że wiele jest zła w Sejmie, w ludziach: prywata, pycha i egoizm; mało jest pragnienia służby.


Pan:


A któż ich nauczył służby? Oni tego nie znają. Ale wy od pokoleń opowiadaliście się za Mną. Wam jest łatwiej. Chciałbym, abyście wy dla nich byli przykładem i wzorem zarazem. Co o tym myślisz, Szymonie?


Szymon:


To jest bardzo trudne.


Pan:


Przeraziłeś się. A przecież Ja nie stoję nad wami z batem, przeciwnie, daję wam pełnię wolności. Ale czy wiesz, dlaczego ją daję? Bo tylko w wolności może się w was ukształtować szlachetna godność człowieka — dziecka Bożego. A Mnie bardziej chodzi o was samych niż o wasze czyny: chodzi Mi bardziej o wasze dojrzewanie ku mojemu Królestwu. Czy chcesz Mi coś powiedzieć w związku z tym, o czym ci mówię?


Szymon:


Chcę spytać, Panie, czy nasze spotkania różańcowe mamy kontynuować, czy się spotykać?


Pan:


Publicznie nie (w znaczeniu: Pan nie pragnie, by czyny nasze były ostentacjne). Do pełni codziennego współżycia ze Mną też musicie dorastać. Nie mam natomiast nic przeciwko spotkaniom z wami w waszych pokojach. Pragnę, abyście się modlili wspólnie z moją Matką. Pamiętajcie, że jesteście teraz wykonawcami Jej woli jako waszej Królowej. Pamiętajcie, że Matka moja nie życzy sobie w waszym postępowaniu dwulicowości, obłudy i dokonywania uników.


Jesteście Jej przedstawicielami w Sejmie, dlatego przystoi wam uczciwość w postępowaniu i w słowach, rzetelność w dotrzymywaniu danego słowa (obietnic), opanowanie, spokój i pragnienie poszukiwania wspólnych rozwiązań. Bowiem wszystko co dzieli, wprowadza rozdrażnienie i pobudza emocje, a więc nie przystoi sługom Maryi. Nie znaczy to, że macie się zgadzać z waszymi przeciwnikami ideologicznymi, ale powinniście ich traktować jako równe sobie dzieci Boże, otoczone moją miłością tak jak i wy sami, chociaż być może dzieci ciężko błądzące i zaślepione. Wasze poszanowanie dla godności ludzkiej drugiego człowieka — pomimo że możecie spotykać się ze złośliwością, szyderstwem, grubiaństwem — świadczy o waszym rzeczywistym nasyceniu chrześcijaństwem. Postępowanie prawe i szczere daje wam szansę zyskania szacunku u waszych przeciwników, co może zaowocować pomocą w ich nawróceniu. Pamiętajcie, że Ja pragnę nawrócić ku sobie cały wasz naród. Co jeszcze cię boli, Szymonie?


Szymon:


Jest problem z komunistami, którzy się chlubią, że są pierwszym klubem w Sejmie. Kiedy będzie zmiana tego?


Pan:


Niedługo, synu, bo szatan dzieli i rozbija.


Następnie Pan zwraca się do s. Eweliny:


Ewelino, dziękuję ci, córeczko, za dzisiejszy dzień. Dużo dla Mnie zrobiłaś, ale teraz czas już, byś odpoczęła. Przygarniam cię do serca i zapraszam do Leśnej. Powiedzcie, czyż nie potrafię zorganizować wam rekolekcji?




Powiedzcie Mi, co powoduje, że tak wielu odrzuca mój Krzyż


8 X 1992 r. Anna, Grzegorz


Czy widzisz nas, Panie, na rekolekcjach w Leśnej?


Pan uśmiecha się i odpowiada nam:


Rekolekcje jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziły.


I po chwili dodaje:


Tym razem Matka moja zaprasza was do siebie. Jeśli możecie jechać, korzystajcie, aby zyskać trochę czasu na spotkanie ze Mną w ciszy i bez pośpiechu. Na te zaś rekolekcje zapraszam was szczególnie, bo moja Matka chce zapoznać was ze sobą. Maryja pragnie natchnąć was duchem walki, duchem czynnego sprzeciwiania się złu.


Cieszę się, że jesteście tu ze Mną, że żyje w was pragnienie przebywania razem, co jest stałym moim pragnieniem, które ustanie dopiero wówczas, kiedy znajdziecie się już bezpieczni w moim domu. Chciałbym, abyście wykorzystali czas rekolekcji na otwarcie się przede Mną. Tam gdzie będzie na to czas (chodzi o czas przeznaczony na adorację), postarajcie się mówić do Mnie jak do swego najbliższego przyjaciela. Oddajcie Mi wtedy wszystkie swoje zmartwienia własne i wszystkich, których znacie (nie tylko osobiście, ale i np. z telewizji, radia, prasy, książek). To jest właściwy czas na rozmowę i oddanie Mi wszystkich waszych ciężarów, gdyż człowiek może zupełnie odsłonić się tylko przed kimś, do kogo ma największe zaufanie, wie, że jest dla niego niezmiernie ważny i przez niego kochany, od kogo spodziewa się zrozumienia, rady lub pomocy. Ten najwyższy dowód zaufania jest właśnie uznaniem Mnie za tego, kim rzeczywiście jestem — czyli jest to wyraz adoracji.


Anna:


Dziękuję Ci, Panie, słowo „adoracja" tak mnie peszyło, ponieważ nie rozumiałam, co naprawdę znaczy.


Pan:


Dziecko, wychowano cię w czci dla bohaterstwa, poświęcania się dla dobra innych, w duchu szacunku dla ofiary z życia, a stąd bardzo blisko do zrozumienia mojej Ofiary Krzyża. Sądzę, że łatwiej niż innym przyjdzie ci zrozumieć moje pragnienie, by stać się dla was ratunkiem i zbawieniem. I pomyśl: wszyscy możecie z tego faktu skorzystać bez żadnego trudu i wysiłku, a tylko nieliczni pragną się uratować — za tak małą cenę: jedynie za cenę zaufania, zawierzenia Mi, bo całe cierpienie przyjąłem Ja sam. Powiedzcie Mi, co powoduje, że tak wielu odrzuca mój Krzyż lub go pomija przez całe swoje życie. Przecież już pół świata wie o Mnie i o mojej śmierci krzyżowej.


Grzegorz:


Oprócz wpływów zewnętrznych „świata", który chce, byśmy o Tobie zapomnieli, a w każdym razie nie traktowali Ciebie — Boga! — poważnie, widzę jeszcze jakąś skazę w każdym z nas, w sobie...


Pan:


Grzech pierworodny.


Grzegorz:


Człowiek, gdy styka się z wielką miłością do siebie, a tym bardziej, gdy zaczyna dostrzegać, jak wielka jest Twoja miłość do niego, boi się odpowiedzieć miłością. Wielka miłość to jak wielka przygoda, a z tym wiąże się „ryzyko" wywrócenia małego „światka", w którym każdy z nas jakoś się urządził. I nie chcemy (nie potrafimy?) uwierzyć, że Twoja miłość jest bezinteresowna; boimy się np. ograniczenia naszej wolności — bo tak sobie wyobrażamy konsekwencje „zgody na miłość".


Anna:


Ja myślę, że człowiek się boi, iż będzie zmuszony do odwdzięczenia się Tobie. Czyli nie wierzy, że jest bezinteresownie kochany i boi się, że zażądasz zapłaty. To znowu dowodzi, że ciągle dla nas jesteś odległy, daleki...


Pan:


Doszłaś do tego, Anno, co powiedział Grzegorz, że człowiek nie potrafi uwierzyć w miłość bezinteresowną i bezwarunkową.


Anna:


Ja też nie mogłam. I po długich modlitwach o „uzdrowienie pamięci" (na rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym) zobaczyłam scenę z dzieciństwa, którą odebrałam wtedy bardzo boleśnie, a która świadczyła o niedojrzałości mojej matki jako wychowawczyni swoich dzieci. Zrozumiałam, że w tym momencie zrodziła się we mnie nieufność, a potem niewiara w to, że Matka mnie kocha.


Pan:


Ale teraz masz — naszą Matkę, Maryję.


Anna:


Tylko że Ty, Panie, byłeś dla Niej szczęściem; troską i lękiem oczywiście też, ale szczęściem...! (w domyśle: a my dla naszych matek — nie zawsze).


Pan:


Dla normalnych rodziców każde dziecko jest szczęściem, a dla Mnie każdy z was jest dzieckiem upragnionym, które się stało istotą żywą, rozwija się, rośnie i dojrzewa, chodząc cały czas w świetle mojej miłości. Ja nie mam innych dzieci niż upragnione, chociaż prawie żadne z moich dzieci nie jest szczęśliwe. A przecież Ja pragnąłem dla nich pełni szczęścia od początku życia na ziemi.




Tak wiele zależy od każdego z was


Po chwili ciszy Pan mówi:


Pomyślałaś teraz: „Jaki straszny jest dar wolnej woli". Ja nigdy nie żałuję tego, co wam dałem. A wy, czy naprawdę chcielibyście być niewolnikami...?


Grzegorz:


Bez wolnej woli nie moglibyśmy kochać. Co nie znaczy, że zawsze z niej dobrze korzystamy.


Anna:


Nie. Dziękujemy Ci, Panie, za wolną wolę!


Pan:


Czy teraz rozumiesz, że Ja — Wolność sama — nie mógłbym moim dzieciom nałożyć obroży? Przecież jest w was moje podobieństwo. Czy rozumiesz, jaki szacunek dla każdego z was ma wasz Stwórca?


Grzegorz:


Tak wielką miłość albo trzeba przyjąć, wiedząc przy tym, że się do niej nie dorosło, i odpowiedzieć całym sobą jak w przypowieści o perle, albo trzeba odrzucić w całości lub częściowo, np. podchodząc do niej jak do kontraktu. Wówczas nie chcemy wzrastać tak, jak Ty byś pragnął.


Pan:


Raczej nie chcecie dojrzewać. Bo chętnie „porastacie" we wszystko, co wam się spodoba, w czym widzicie jakąś korzyść dla siebie. Do tego celu potraficie użyć nawet takich środków jak wiedza, nie mówiąc już o pożądaniu takich drobiazgów, jak pieniądze, sława, popularność, tytuły i funkcje urzędowe. Wszystko jest dobre, co może posłużyć wam ku ozdobie własnego ja — zależnie od tego, co każdy z was uznaje za ozdobę. Ja to nazywam zwróceniem się ku „światu". A kto jest „księciem tego świata"? Odwieczny kłamca i zwodziciel. Wciąż trzyma świat w swoim ręku.


Anna:


Właściwie nadzieja jest już tylko w Tobie.


Pan:


A ilu z was pokłada nadzieję we Mnie?


Grzegorz:


Nie wiemy. Gdyby wierzyć prasie, to nadzieję pokładamy w „Europie" (EWG, „demokracja", „postęp", dobrobyt za cenę, nieliczenia się z prawem Bożym, prawa człowieka wraz z prawem do zabijania nienarodzonych itd.), ale wiem, że ten obraz narodu nie jest w pełni prawdziwy.


Anna:


Ja liczę na nasz naród, i to na tych „maluczkich". A także na taką Polonię, jak na przykład w Kazachstanie, czyli wierzącą.


Po chwili:


Panie, to ja teraz użyję Twojej metody. Nie jesteś „księgowym" — tak nam powiedziałeś. Jeśli chodzi o nasz naród, to jesteśmy jednością z tymi pokoleniami, które są już u Ciebie. A więc, Panie, licz i ich.


Grzegorz:


I jeszcze dolicz naszą Królową.


Pan:


Macie rację, dzieci. Dlatego właśnie od was rozpoczynam odrodzenie świata („rozpoczynam", a nie „pragnę, rozpocząć"). I dlatego spodziewajcie się powszechnego poruszenia serc. Bo Duch Święty został już na was wylany (podczas Mszy św. odprawianej przez Papieża 9 czerwca 1991 r.). A ponieważ tak wiele zależy od każdego z was, zwracam się do tych, którzy Mnie już rozumieją, wołając:


Gotujcie się do działania, do świadczenia o Mnie w życiu publicznym,


i ode Mnie oczekujcie „mocy z wysokości", która was uzbroi,


i wszystkich innych darów Ducha Świętego.


I pragnę, abyście to, co powiedziałem, zabrali na rekolekcje do Leśnej. (...) Proście Mnie (tam), zwłaszcza w czasie Mszy świętych, o wszystkie dary Ducha Świętego, które Ja dla każdego z was przeznaczyłem. Przyjmijcie błogosławieństwo moje. +


Anna:


Przez te dziewięć dni, jakie pozostały, prośmy o te dary dla wszystkich, którzy tam będą.


Odmawiamy „O Stworzycielu Duchu, przyjdź" i „Apel Jasnogórski" oraz oddajemy Panu serca i umysły wszystkich biorących udział w rekolekcjach, tych którzy będą je prowadzić, gospodarzy — ojców paulinów i wszystkich mieszkańców Leśnej.


Pan:


I tak powinniście się przygotowywać do każdych rekolekcji.




Dary Boże... wymagają stałej współpracy człowieka


11 X 1992 r. Anna


Panie, co powinnam zabrać na rekolekcje do Leśnej?


Jak najmniej tekstów. Pragnę, abyś sama skorzystała z rekolekcji. Jak dalece się otworzysz, tak będziesz przygotowana, aby przyjąć moje dary.


Módl się wraz z Matką moją, abyście wy zdolni byli przyjąć te dary, które wam przeznaczyłem. Gdyż dary Boże nie są nigdy lekkie, wymagają bowiem stałej współpracy człowieka. Jest to postawa żołnierza w czasie wojny — stale czuwającego, w każdej chwili gotowego służyć sobą z sercem gorącym, gorliwością i radosną ofiarnością.


Im większe są dary moje, tym bardziej wzrastać musi wasze pragnienie służenia całą swoją osobą, sobie zaś poświęcać możecie mniej czasu. Być może w tym leży wasz lęk przede Mną, o czym mówiliśmy w ostatniej rozmowie. Jest to lęk człowieka przed ograniczeniem potrzeb swego „ja" na korzyść dawania bliźnim. W służbie mojej widzicie nie szansę wykazania swojej miłości do Mnie, ale trud i ograniczenia. Gdy ciało zapanuje nad wami, służba moja — dokładniej, służba ze Mną światu — staje się niemożliwa.


Błogosławię cię. +



Łączcie się, wy, którzy służycie planom Boga


17 X 1992 r. Leśna Podlaska


Anna, Hanna, s. Maria, Jacek, Mariusz, o. Paulin, Szymon, Paweł, Waldemar.


Mówimy o różnych sprawach, m.in. o zagrożeniu świata wojnami i kataklizmami. Ojciec Paulin mówi o działaniu Opatrzności Bożej, o całej kaskadzie cudów, nieraz niewidocznych, bo prawdziwe sprawy Boże dzieją się po cichu. Modlimy się,. Mówi Maryja:


Tyle o Mnie mówicie. Pozwólcie Mi dojść do słowa. Przede wszystkim dziękuję wam za to, że potrafiliście odpowiedzieć na moje wezwanie. Wszyscy jesteście tak smutni i przez to słabi, że pragnęłam podnieść was na duchu. Pragnęłam, abyście mogli przeżyć to spotkanie (rekolekcje) ze Mną i moim Synem.


S. Maria:


Prosimy Cię, Matko, udziel nam daru dzielenia się z bliźnimi Twoimi darami.


Maryja:


Słyszeliście, co wam mówiono o Aniołach. To są wasi bracia we wspólnej miłości do waszego Stwórcy. Oni nie tylko was strzegą przed fizycznym zagrożeniem, ale również przed niewidzialnym złem, przed legionami szatańskimi. Szatan obecnie opanował ludzi stojących u władzy w polityce, a przede wszystkim w królestwie mamony, we wszystkich prawie krajach. Dotyczy to największych mocarstw świata zachodniego i Azji (Japonia, Hong Kong, Taiwan, Singapur itd.). Szatan opanował dużą część ludzkości, ale zrobił to waszymi rękami. Sam nie zrobiłby nic.


Nie chcę was dzisiaj martwić, więc wróćmy do relacji między nami. Moje ukochane dzieci. Czy wiecie, jak wielka jest moja odpowiedzialność za was wobec Boga? On Mi was powierzył — mówię o Bogu w Trójcy — bo ludzkość tak ciemna, nie widząca jasno prawdy i bezradna potrzebowała Matki. Od tego momentu staram się, aby żadne z moich dzieci nie zginęło. Robię wszystko, aby nawet w ostatnim momencie życia znalazło się coś, co mogłoby usprawiedliwić i uratować takie nieszczęsne dziecko.


Czuję się odpowiedzialna za dalsze istnienie każdego z was w królestwie Bożym. Spójrzcie na Jugosławię. Pan wskazał Mi ten kraj, tak bardzo zarażony nienawiścią, i pragnął, abym zrobiła wszystko, co mogę, dla wydobycia go z oparów nienawiści ku drodze pokoju i miłości społecznej. Ja ich nie opuszczę. Nadal strzegę chociaż tych niewielu, którzy Mi zawierzyli, ale zrozumcie, jak straszliwie bolesna jest dla Mnie obecność wśród nich, bowiem jestem w dużej mierze bezradna wskutek narastania złej woli ludzkiej.


Dlatego wam to mówię, że żaden kraj nie jest wolny od zagrożeń i jeśli raz wyzwoli się nienawiść, nie można jej zahamować. To jest moja przestroga dla was, dzieci. Proszę was, zabiegajcie o sprawiedliwość, ale egzekwowaną przez odpowiednie władze. Pragnę, aby przyszły ustrój w moim królestwie oparty był na sprawiedliwości i miłosierdziu (miłości społecznej). Brak jawnej sprawiedliwości, przeprowadzanej środkami prawnymi, spowodował u was utratę nadziei, utratę zaufania do jakichkolwiek władz i odwrócenie się ku własnym interesom.


Paweł:


Jak tego dokonać, bo my nie jesteśmy do końca wolni.


Maryja:


Słyszę was, dzieci, i mogę powiedzieć, że obecnie pojawiają się nowe autorytety, ponieważ przedtem nie mogły się ujawnić poza tymi, które trwały w głośnym sprzeciwie. Cóż wam mogę poradzić? Łączcie się ponad partiami wedle waszych prawdziwych przekonań. Łączcie się, wy, którzy służycie planom Boga, tak żebyście mogli zobaczyć własną siłę.




Jeżeli uważacie się za moje dzieci, nie możecie myśleć o rezygnacji


Rozmawiamy o braku świadomości narodowej. Paweł pyta Maryję:


Jak rozpoznać ducha narodu?


Maryja:


Po stałości poglądów chrześcijańskich, po zawierzeniu Synowi mojemu. Przecież rozmawiacie i widzicie ludzi w różnym działaniu. Fałsz się ujawni. Ciągle chcecie znaków i wskazówek imiennych, a Ja mówię: Poznawajcie się, rozmawiajcie ze sobą. Powiedz Mi, Pawle, czy masz zaufanie do Szymona, Waldemara i Mariusza?


Paweł:


Znamy się z rozmaitej działalności.


Maryja:


Widzisz sam, że jakieś kryteria masz i oni też. Macie do siebie zaufanie, a wszyscy czterej pełnicie w kraju służbę publiczną. Przekonana jestem, że każdy z was zna jeszcze cztery osoby uczciwe.


Paweł:


Tak. Tak.


Maryja:


Zapewne w waszych środowiskach w rodzinnych stronach znajdziecie co najmniej cztery osoby uczciwe. Czyli te osoby już by was popierały i mogły ręczyć za was. Czy te wszystkie inne osoby są bierne, czy coś robią?


Paweł:


Przeważnie nie wiedzą, co robić ani jak działać.


Maryja:


Ale w tym wypadku macie mnie. Polecajcie mi osoby, które znacie abym uruchomiła ich energię w zakresie pracy odpowiadającym ich możliwościom.


Moi drodzy, Ja nie posługuję się statystyką, dlatego nie przeraża Mnie, że jest was mało, bo to nieprawda. Mam ogromne rezerwy ludzi dobrej woli, tylko bez doświadczenia i bez wiary w swoje możliwości, a przecież Ja mogę je umocnić i rozwinąć i mogę uprosić u Boga wszystko, co jest wam potrzebne. Mogę ujawnić w was uzdolnienia, o których nie wiecie.


Poznawajcie się, rozmawiajcie, ale nie tak, jak mówicie teraz do Mnie: jak żołnierze gotowi do poddania się, którzy postanowili już rzucić broń. Jeżeli uważacie się za moje dzieci, nie możecie myśleć o rezygnacji. Mocy Bożej nie może zwyciężyć nikt!


Czytacie Biblię. Jak nieliczne było wojsko Jozuego. A co mówić o dwunastu apostołach i kilkudziesięciu uczniach, którzy zdobyli świat? Oni byli zdolni do wielkiej miłości wobec tych, którym nieśli Jezusa. Jeżeli wy ponad dbałość o swoje własne dobro przełożycie walkę o dobro wspólne dla całego narodu, Ja potrafię uczynić was zwycięzcami. Tu rzecz dotyczy spraw duchowych, a nie politycznych.


Chodzi o postawę was samych: albo służycie mojemu Synowi, albo sobie samym. Musicie wybierać.


Chciałabym, abyście nie ulegali depresjom, sugestiom szatana, i abyście stawali przed przeciwnikami w całej godności moich dzieci. Proszę was, powiedzcie teraz wszystko mojemu Synowi (podczas adoracji).


Moje dzieci, chciałam wami troszkę potrząsnąć, ale Syn mój was pocieszy. Nie jestem Matką okrutną, lecz wymagającą. Jednakże kocham każdego z was, jestem przy was i będę zawsze, nawet gdybyście oddali broń, bo Ja was kocham na dobre i na złe. Pragnę dla was szczęścia i długiego, pięknego życia.


Teraz, dzieci, tulę was do serca. Czy bardzo was uraziłam? Pragnę wkrótce kontynuować z wami rozmowę. Ponieważ jesteście gośćmi w moim domu, pełnym łask Pana, proszę, przyjmijcie dary, które Pan mój i Syn pragnie wam ofiarować. Proście więc o wszystko, co jest wam potrzebne. Teraz daję wam błogosławieństwo Boga najwyższego majestatu, świętości i miłosierdzia. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.




Moją wolą jest, abyście się łączyli we wspólnej miłości


20 X 1992 r. Święto św. Jana Kantego (z Kęt). Anna, o. Jan, Grzegorz


Pan zwraca się do o. Jana, którego imieniny są dzisiaj:


Czy pozdrowiłeś dzisiaj swojego patrona?


O. Jan:


Byłem u Św. Anny przy jego grobie; modliłem się.


Pan:


Synu, pamiętaj, że on otrzymał prawo do opieki nad tobą, które mu nadała twoja rodzina i rodzice chrzestni, i on traktuje ciebie jak przybranego syna. Żaden święty nie narzeka na zbyt dużą ilość synów. Wszyscy się cieszą, kiedy mogą — przez zezwolenie waszej ludzkiej dobrej woli — objąć nowe dziecko swoją opieką.


Anna:


Prosimy Cię, św. Janie Kanty, o opiekę nad o. Janem i o pomoc dla tych kleryków, którzy będą mieli chęć zająć się pod jego kierunkiem sprawami Polski.


Anna upewnia sią:


Panie, ksiądz Jan Kanty ma chyba także wiedzę dotyczącą współczesności, a nie tylko swoich czasów...?


Pan:


Nie martw się o to, Anno. U Mnie wiedza wasza, a właściwie pojmowanie w Prawdzie, wciąż rośnie i z pewnością niezmiernie przekracza wiedzę wam współczesną.


Ksiądz Jan Kanty obiecuje ci, Janie, swoją pomoc, a także pragnie objąć nią tych wszystkich uczniów, których mu polecisz. Masz, synu, błogosławieństwo od swojego Patrona.


Anna pyta o. Jana, czy ma obrazek św. Jana Kantego i radzi mu, żeby zachęcał swoich uczniów, by sią do tego świątego zwracali, Św. Jan mówi:


Tak, będziemy pracować we dwóch nad nimi.


Anna:


Widzę teraz, Panie, że Twoi święci ochoczo stają do współpracy z nami.


Pan:


Moje dzieci, przecież niebo jest nieustającą wymianą miłości. Całe nasycone jest miłością Boga do Jego dzieci i radością bytów duchowych przyjmujących tę miłość i odpowiadających na nią (ze zrozumienia: przyjmują miłość, są nią nasycone, ta miłość ich przenika, odpowiadają na nią dalszym wzrastaniem). Im więcej mojej miłości „wchłaniają", tym większe staje się ich pragnienie darzenia (Bóg bowiem jest miłością darzącą, udzielającą się.). Dlatego ogarniają miłością nieba wszystko, co istnieje poza nim — oprócz piekła — czyli wszystkie byty duchowe dorastające powoli i z wysiłkiem ku niebu. Wszyscy jesteście kochani. Za każdego z was proszą Mnie, orędują, tłumaczą was i każdemu gotowi są służyć pomocą, jeżeli się ich prosi o pomoc, czyli jeżeli istnieje w was wola przyjęcia miłości waszych starszych braci, dojrzałych w miłości.


Moją wolą jest, abyście się łączyli we wspólnej miłości, aby potęga miłowania mogła udzielać się wam, walczącym w ciemnościach materii z przeciwnikiem takim jak szatan. Weźcie to sobie, dzieci, do serca i mówcie o tym innym.


A teraz, Janie, powiedz Mi, czego najbardziej pragniesz.


O. Jan:


Pragnę dawać przekonywające świadectwo swego zawierzenia Twojemu planowi odnowienia świata. Nasz język teologiczny jest „zaszyfrowany": problemy, zagadnienia, a nie ma świadectwa. Chciałbym dać świadectwo, że jesteś Królem królów, że jesteś dziś obecny w historii, działający, ratujący świat...


Pan:


Powiedz Mi, Janie, czym jesteś przede wszystkim.


O. Jan:


Towarzyszem Jezusa, kapłanem.


Pan:


A może przede wszystkim jesteś moim synem...?


O. Jan:


Jak najbardziej, Ojcze.


Pan:


Czy ktoś może ci zabronić mówić o swoim Ojcu z miłością — poza wykładami, jeśli już się tego boisz, a więc w kazaniach, rozmowach prywatnych...?


O. Jan:


Oczywiście że nie. Ja się boję jedynie, żeby mi nie zarzucano, że głoszę „objawienia prywatne".


Pan:


Janie, czy Ja jestem „objawieniem prywatnym"?


O. Jan:


Jesteś Słowem objawiającym Ojca.


Pan:


Czy nie możesz mówić o Mnie, jakim jestem w Piśmie świętym? A skoro powiedziałem „Jestem", to Jestem w całej wieczności.


O. Jan:


Widzę, że przestaliśmy mówić o Tobie, dawać świadectwo o Bogu żywym.


Pan:


Czy i was, moje sługi, dopiero zagrożenie życia może nawrócić?


Czy znalazłeś, Janie, kogoś, kto by przetłumaczył „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" na niemiecki?


O. Jan:


Nie.


Pan:


Przecież ty tak dobrze władasz językiem niemieckim.


O. Jan:


Ja?


Pan:


Nie pomyślałeś o tym, żeby ułatwić poznanie ze Mną twoim kuzynkom w Niemczech?


O. Jan:


Przekazałem ostrzeżenia i kuzynka przestała do mnie pisać.


Pan:


Posłałeś moją książkę do Dedecjusa, a nie pomyślałeś, że już dawno zdążyłbyś ją przetłumaczyć, pisząc po jednym rozdziałku na tydzień, zużywając na to czas przeznaczony na rozmyślania i rozważania...


O. Jan:


Bałem się popełnienia błędów w tłumaczeniu.


Pan:


A Ja starałem się mówić tak prostym językiem, aby ułatwić pracę tłumaczom...


Po krótkiej chwili ojciec Jan odpowiada:


Owszem, bardzo chętnie się zabiorę. Nie miałem odwagi pomyśleć, że mogę przetłumaczyć.


Pan:


Powinieneś tłumaczyć potocznym językiem niemieckim, a nie teologicznym. (...) Specjalnie przeznaczyłem te teksty dla ludzi świeckich, nie mających doświadczenia filozoficznego ani teologicznego. I jeszcze coś ci zaproponuję, Janie. Spróbuj zapoznać z „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" kleryków ze Wschodu.


Gdy zaczynamy o tym mówić, Pan dodaje:


W tym wypadku chodzi o to, żeby wiedzieli, że jest przy nich ktoś, kto ich kocha i troszczy się o nich (bo mogą się czuć samotni w innym kraju i kulturze niż ta, w której się urodzili i wychowali).


Czy tak wyobrażałeś sobie rozmowę ze Mną dzisiaj?


Ojciec Jan się uśmiecha:


Nie.


Dodatkową trudność z tłumaczeniem widzę w tym, że Anna posługuje się obfitym słownictwem. Gdy używa pięciu słów na określenie czegoś, to czy ja mogę użyć np. trzech?


Pan:


Nie Anny językiem masz mówić, lecz moim. Chodzi o to, żebyś dobrze wyrażał moją myśl.


O. Jan:


Dziękuję za zachętę. Przyznaję, że ja czytam dużo publikacji niemieckich.


Pan:


Nawet wykłady prowadzisz w Niemczech (w podtekście: to znaczy, że dobrze władasz tym jązykiem).


O. Jan:


Duch Święty mnie oświeci i przypomni w razie potrzeby...


Pan:


No widzisz, synu. Ja ci daję prezenty w dniu imienin. Nie chcę, żebyś „podniósł lament", że cię obciążam — dodaje Pan żartobliwie.


Weź pod uwagę, synu, że Ja składam wyłącznie propozycję, ponieważ chciałbym ci dać szerszą możliwość dzielenia się. Ale weź do serca moją radę co do studentów ze Wschodu. Matce mojej zależy najbardziej na Białej Rusi.


A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo. Daję ci, Janie, więcej sił i energii, więcej optymizmu i zapewniam ci czas, abyś mógł dokończyć to, co w tym roku zaczynasz.


O. Jan:


Dziękuję bardzo.


Pan:


I wam, dzieci, daję dzisiaj mój pokój. Pragnę wzmocnić wasze ciała i rozradować dusze. Kocham was, dzieci. A szerzej porozmawiamy jutro. Teraz tulę was do serca. Jakże bardzo was kocham! Błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.



Wy, którzy przyznajecie się do Mnie, starajcie się godnie Mnie reprezentować


21 X 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, Grzegorz, o. Jan, Szymon


Prosimy Pana, żeby powiedział to, co sam chce. Odmawiamy „Ojcze nasz". Pan zaczyna rozmowę od nawiązania do tej modlitwy:


Moje dzieci, kiedy uczyłem was modlić się o przyjście królestwa Bożego na ziemię, chciałem wam powiedzieć, że pragnienia wasze mogą być nieograniczone. Macie prawo, a nawet obowiązek wobec tych pokoleń, które przybędą po was, pragnąć budować królestwo Boże już w życiu ziemskim.


Każdego z was przeznaczyłem do świętości, ale jakże trudna jest wasza droga — przede wszystkim dlatego, że ten, kto zdecydowanie dąży do świętości, wyprzedza innych i idzie samotnie. A przecież gdybyście szli jako wspólnota, moglibyście podtrzymywać się w drodze. Bywają wspólnoty rodzinne; przeważnie jest to oddziaływanie przykładu matki lub obojga rodziców na ich dzieci lub wspomaganie się wzajemne rodzeństwa (Pan przywodzi na myśl wiele przykładów, m.in. bł. Czesław i bł. Bronisława — rodzeństwo; podobnie siostry Ledóchowskie; św. Monika i jej syn — św. Augustyn), lecz gdy wspólnota jest większa, wzrasta jej siła, różnorodność możliwości wspomagania się, a także różnorodność dojrzałości, która sprzyja potrzebie naśladowania wzorców wśród młodzieży i dzieci.


Rodzina ludzka, która staje się wspólnotą narodową, może mieć potęgę przekształcenia nie tylko swojego kraju, ale może mieć moc stawania się wzorcem dla wszystkich innych narodów, poszukujących prawidłowego i godnego człowieka sposobu życia. Ja wam powiedziałem, jaki on (czyli sposób życia) powinien być, ale tak rzadko próbujecie rozszerzać go na życie społeczne. Dotychczas tak się działo, że ci, którzy chcieli realizować swoje ideały życia wspólnotowego, wyodrębniali się i ograniczali do wspólnej dla siebie reguły, miejsca lub terytorium, a nawet izolowali się (np. murami, habitem).


Dzisiaj tworzę dzieło nowe. Pragnę, aby choć jedna wspólnota narodowa zaczęła rozwijać moje zamysły bez „mundurów", bez izolacji, nie wyróżniając się niczym zewnętrznie, ale żyjąc w ścisłej przyjaźni ze Mną, gdyż wtedy będzie miała stałą pomoc i radę. Wszystkie ruchy świeckie w Kościele, a także zakony charytatywne powinny działać jak dwie ręce tej samej osoby. Czy nie zauważyliście, jak staram się was zaprzyjaźnić ze sobą (zakony i świeckich)? Jeżeli potraficie zaprzyjaźnić się i podtrzymać tę przyjaźń, to działacie ściśle wedle mojej woli. Kiedy obie te moje dłonie będą zdrowe, rozpoczną wyciągać się ku każdej potrzebie ludzkiej — bo Ja służę światu. Prawda, że się rozumiemy?


Anna:


Ale, Panie, ciągle nas mało. I tak nam się leniwie te ręce wyciągają...


Pan:


Bo nie znacie swojej siły (przychodzą na myśl słowa Pana: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy..." Łk 17,6). Przecież jesteście członkami mojego Ciała! Czyżbyście o tym zapomnieli?


To, co teraz wam powiem, jest zarysem mojego planu. Jak już wielokrotnie mówiłem wam, lęk, strach przed śmiercią i wszelkimi zagrożeniami zmobilizuje was. Człowiek, który się boi, jest zdolny do wielu wyrzeczeń i do zdecydowanych działań. Niestety, w ten właśnie sposób muszę obudzić całą ludzkość, bo wasza obojętność na cierpienie bliźniego powoduje, iż nie reagujecie na krzywdy dziejące się tuż za granicą (dosłownie: „tuż za płotem waszej zagrody"; chodzi m.in. o stosunek Europy do wydarzeń w Jugosławii). Mówię wam to dlatego, abyście powtarzali innym, że jest to mój plan ratowania ludzkości, mój plan wydobycia was z otoczki obojętności i wygodnictwa (a nie „kara Boża" za grzechy).


Rozmowę, przerywa telefon od ks. Krzysztofa, który „się znalazł", przyjście ks. Grzegorza, załatwianie spraw związanych z jego noclegiem, a także poczęstunek. Do rozmowy z Panem wracamy trochę rozproszeni.


Anna:


Przepraszam Cię, Panie.


Pan:


Za co?


Anna:


Za nasze rozproszenie...


Pan:


Przecież jesteście normalnymi ludźmi. Nie spodziewam się po was postawy kamedułów. Raczej pomyślcie, ile pomogłem wam w tym czasie.



Dojrzałość uzyskuje się przez pełnienie służby temu, co się samemu wybrało


Pan:


Moja Matka w Leśnej, w swoim domu, radziła wam, jak szukać podobnie myślących. Tyś się zdziwiła, a Ja bardzo pochwalam tę metodę. Tylko nie zgubcie się w ilości pozyskanych (chodzi o to, żeby nie licytować się, ilu kto pozyskał), bo wtedy możecie zacząć błądzić. Działajcie spokojnie i powoli. Chciałbym, aby przystawali do was ci, których swoją postawą budujecie.


Matka moja mówiła wam o nielicznym wojsku Jozuego. Chciałem wam powiedzieć, że Bóg nie potrzebuje siły ludzkiej (mnogości ludzi), aby móc działać, ale liczy na waszą współpracę: gdyby żaden żołnierz nie przystał do Jozuego, Bóg nie uratowałby Izraela. Natomiast wy, którzy przyznajecie się do Mnie, starajcie się Mnie godnie reprezentować. Pamiętajcie, że przedstawiacie sobą Króla Miłosierdzia, który ofiarował się sam za was wszystkich (ze zrozumienia: przeszedł granicę możliwości ludzkich, bo żaden człowiek nie zdobyłby się na ofiarę z życia za obojętnych, za wrogów, za tych, którzy go wyszydzą i zdradzą). Pragnę, aby wasza postawa spowodowała u waszych politycznych przeciwników rewizję pojęć o katolicyzmie, aby stali się oni zdolni przekroczyć granice podziałów partyjnych. Nie znaczy to jednak, że proponuję wam ugodowość i ustępstwa od moich praw, przeciwnie, zalecam wam ostrą walkę, ale otwartą i opartą na poczuciu odpowiedzialności wobec Mnie, a nie na przykład na odpieraniu ataków godzących w wasze dobre mniemanie o sobie.


Anna przypomina osobę księdza Boduena, który założył przytułek dla dzieci i zbierał środki na ich utrzymanie m.in. na przyjęciach czy w kawiarniach. Kiedyś, gdy został spoliczkowany za zakłócenie spokoju biesiadnikom, odpowiedział: „(Dziękuję). To dla mnie. A co dla moich dzieci?" Mówimy też o obecnym i możliwym w przyszłości publicznym szkalowaniu ludzi wierzących.


Nie daję wam teraz krzyży fizycznych, bo nie chcę wam przeszkadzać w mojej służbie, ale Polsce potrzebne są wszystkie możliwe ofiary, jakie każdy z was może Mi dać w jej intencji. Przyjmujcie jako wasz udział wszystko, cokolwiek wam ubliży lub ugodzi w wasze dobre imię.


Grzegorz przypomniał gen. Fieldorfa, który ginął jako zdrajca, skazany przez komunistów za rzekomą współpracę z Niemcami, ale przyjął całą swoją sytuację w duchu pokuty za osobiste winy i w duchu solidarności ze swoimi podwładnymi, którzy oddali swe życie za Polskę, a troskę o swoje dobre imię powierzył Bogu. I teraz jego postać zaczyna jaśnieć...


Pamiętajcie, dzieci, że dojrzałość uzyskuje się przez pełnienie służby temu, co się samemu wybrało. Pragnę, abyście stawali się ludźmi dojrzałymi, odpowiedzialnymi za swoje słowa i obietnice nie wobec wyborców, a wobec Polski, której służycie, wobec jej Królowej, która jest wzorem pokory, uciszenia, bezinteresownej miłości i wzorem wyrzeczenia się siebie samej. A wobec takiej Matki i Pani waszych losów nie można stawać inaczej niż w „możliwie białej" szacie.


Czy masz, Szymeczku, jakieś pytania?


Szymon, zwracając się właściwie do Maryi:


Potrzebuję błogosławieństwa w przyszłym tygodniu, aby rady Pana były przyjęte przez tych posłów, do których są kierowane.


Anna:


Nie tylko do posłów.


Pan:


Słowa moje, synu, niosą już moje błogosławieństwo, a Matka moja będzie im towarzyszyła, jak towarzyszyła Mi w życiu obecnością lub modlitwą orędowniczą. Jeżeli działasz dla Mnie nie szukając własnej chwały, masz we Mnie oparcie i wspomożenie. Dlatego nie myśl o przyszłości, bo każda chwila działania obdarzona będzie łaską. To dotyczy każdego z was.


Dalej Pan zwraca się do o. Jana:


Tak samo dotyczy to ciebie, Janie. Przecież, synu, służysz Mi już tyle lat...


i ponownie do Szymona:


Nie ścielę wam życia po różach, bo na to przyjdzie wam zaczekać aż do otwarcia wrót wieczności. Teraz jest czas walki, ale przynajmniej wiecie, o co walczycie. Dobry żołnierz nie ulega depresjom i nie załamuje się nawet po przegranej walce, bo wie, że dopóki żyje, zawsze może znowu podjąć broń przeciw nieprzyjacielowi. Chciałbym, żebyście się zaprawiali w męstwie, dzieci. Pragnę na was polegać. Sytuacja ogólna będzie zresztą polaryzowała wasze postawy. Ja pragnę, abyście wy byli ośrodkami pokoju, wiary i nadziei, aby na was mogli opierać się wszyscy, którzy się chwieją. (...)



Będę dla każdego z was taki, jakiego Mnie potrzebujecie


Czy macie jeszcze, dzieci, jakieś pytania?


Ks. Grzegorz:


Ja chciałem po prostu podziękować za możliwość przyjazdu, za spotkanie i za leczenie. Chcę prosić o błogosławieństwo, abym dobrze ten czas wykorzystał.


Grzegorz:


Tata (teść) miał tej nocy niespodziewaną operację. Nie spodziewam się tu jakiegoś wielkiego zagrożenia, ale... (w domyśle: czy nie potrzeba mu jakiejś specjalnej pomocy?)


Pan:


Każde życie powoli się kończy i nie możecie go przedłużać do nieskończoności. Dbajcie o ciało, bo ono jest „zwierzęciem jucznym" duszy, leczcie się, lecz decyzję w sprawach waszych oddawajcie Mnie, ponieważ Ja nigdy żadnego człowieka (tą decyzją) nie skrzywdziłem. Ojca Grażynki kocham nie mniej niż każdego z was — przecież też jest moim synem — i zrobię to, co będzie dla niego najlepsze.


Anna:


Chcemy Ci powiedzieć, Panie, że Cię kochamy, że dziękujemy Ci, że jesteś tak blisko nas i tak nas rozumiesz.


Pan:


Rozumiem was tak dobrze, że nigdy nie mam do was pretensji o wasze drobne codzienne uchybienia i upadki. Wiem, że dziecko ucząc się chodzić, upada po wielekroć. Im jesteście słabsi, tym bardziej liczcie na Mnie i wołajcie Mnie na pomoc. Nie bójcie się więc, dzieci, swojej ludzkiej słabości. To jest wasza cecha przyrodzona, tak jak chwiejność, zmienność i upadki. Przecież Ja to wszystko wiem. Dlatego proszę, stawajcie przede Mną w prostocie i naturalności, nie przybierając „odświętnej szaty", i mówcie z serca, prosto. To mówię wam wszystkim i na zawsze.


Pragnę, abyśmy pozostawali w stosunkach tak bliskich jak rodzinne, jak dziecko z ojcem, jak uczeń z nauczycielem, jak przyjaciel z przyjacielem. Będę dla każdego z was taki, jakiego Mnie potrzebujecie. Bo Ja jestem wszystkim, a wy drobinami, tak bardzo uzależnionymi, słabymi i bezradnymi. Dlatego właśnie moja miłość do was jest tak bezgraniczna.


Teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo. +


Janie, Szymonie, obaj Grzegorzowie i ty, Anno, ukochane dzieci moje, przytulam was do serca i zapewniam: będziecie szczęśliwi, będziecie szczęśliwi i dumni, że w tych właśnie czasach służyliście Mi i zaufali. Udzielam wam błogosławieństwa w całym majestacie Boga, udzielam wam pokoju, nadziei i umocnienia we Mnie. +




Nade wszystko pragnę, abyście pokochali Jezusa


26 X 1992 r. Anna, Hanna, Grzegorz, Jacek, o. Paulin


Maryja zwraca się do o. Paulina:


Mój synu, o co chcesz Mnie prosić szczególnie?


O. Paulin:


Żeby Leśna stawała się prężnym ośrodkiem religijnym. Żebyśmy stanęli na wysokości zadania.


Mój synu, Janku (Maryja zwraca się do o. Paulina jego imieniem od chrztu, a nie zakonnym), cieszę się twoją postawą. Cieszę się, że twoją życzliwością obdzielasz moje dzieci. W ten sposób dobrze Mnie reprezentujesz. Niczym się nie martw. Wszędzie, gdzie jestem czczona, pragnę otworzyć jak najszerzej drzwi moich domów (sanktuariów), tak jak ty otwierasz swoje serce każdemu, kto do Mnie przybywa. Dlatego jeśli wy nie zrezygnujecie, pozostaniecie w Leśnej, obiecuję wam, że stanie się ona moim domem szeroko otwartym i gościnnym. Nie martw się też tym, co zginęło, bo Ja wam straty wynagrodzę (ukradziono pieniądze na opał), a o złoto nie dbam.


Teraz, synu, ponieważ jedziesz daleko, daję ci moje błogosławieństwo na okres całej podróży. Odpocznij, synu, i wróć do Mnie z nowymi siłami. Chciałabym, aby ci, którzy zajmują się służbą publiczną, znajdowali tam odpoczynek. Zwróćcie się do Mnie zbiorowo z propozycją, abym przyjęła patronat nad tym domem, w którym planujecie urządzanie rekolekcji, a Ja wam pomogę. (W sprawie wilgoci zwróćcie się do specjalistów).


Tulę do serca, synu, i obiecuję ci, że tak jak teraz jesteśmy razem, tak pozostanie na wieczność: zawsze będziemy razem. Ja daję ci błogosławieństwo Boga Najwyższego, a ty wychodząc pobłogosław ten dom. +


Ojciec Paulin wychodzi. Rozmowa schodzi na temat wydawnictw. Anna wspomina o nierzetelności jednego z nich, mówiąc, że sią za nich wstydzi. Na to Maryja mówi:


Ja się za każdego z was wstydzę — czasami. Każdego z was pragnę ukształtować na wzór mego Syna, czyli pragnę, abyście stawali się ludźmi dojrzałymi i odpowiedzialnymi w swoim człowieczeństwie (w znaczeniu: wzorem człowieczeństwa jest Chrystus). Jeżeli ufacie Mi i staracie się trzymać Mnie za rękę, mogę doprowadzić was do właściwej każdemu z was pełni. I wtedy Syn mój zyskuje sobie wspaniałych przyjaciół (o. Kolbe, Ludwik Grignon de Montfort i setki innych).


Lecz Ja nie używam środków gwałtownych. Staram się raczej pielęgnować każdego z was jak ogród. Pielęgnuję rośliny i cały czas troszczę się o to, by miały dookoła siebie wolną przestrzeń dla wzrostu. Ale Ja nie plewię, lecz wskazuję każdemu z was to, co jest w jego duszy chwastem, co przeszkadza mu w rozwoju cech pożytecznych i pięknych. Bo ogród jest wasz: każdy z was jest własnym ogrodem i tylko on ma prawo plewić chwasty, przycinać rośliny, usuwać szkodliwe i nawozić, podlewać i okopywać te, które wspólnie uważamy za najcenniejsze. Nawet jeżeli wy oddajecie się Mnie w niewolę miłości, Ja przyjmuję to oddanie jako dowód waszego zawierzenia, waszego zaufania do Matki — lecz jakaż to byłaby matka, która chciałaby zniewolić swoje dzieci? Nikt z was (tu obecnych) tak by nie postąpił.


Anna:


Tak, Maryjo, bo trzeba wzajemnie się szanować.


Jacek:


Twoje wychowanie jest wspaniałe. Bo Ty nas wychowujesz do dojrzałości, do człowieczeństwa.


Maryja:


Staram się też poszerzać wasze serca. Nade wszystko pragnę, abyście pokochali Jezusa, ale też nie narzucam wam tej miłości. Bo Syn mój godzien jest najwyższej i najczystszej miłości, na jaką człowiek może się zdobyć, a takiej miłości nie sposób nikomu narzucić ani nakazać. Czy to rozumiecie, dzieci?


Tak. Tak. No pewnie — odpowiadamy.


Anna:


Rozumiemy, że Pan pragnie otaczać się ludźmi kochającymi Go, a nie pochlebcami lub ludźmi interesownymi.


Grzegorz:


Tych, którzy Go kochają szczerze, może bliżej przyciągnąć do siebie i więcej miłości im okazać (bo będą w stanie ją przyjąć).


Jacek:


Ja szczególnie silnie reaguję, gdy widzę człowieka cierpiącego. I tak chciałbym mu pomóc...


Maryja:


Jacku, ty doświadczasz drobinę tego, co stale odczuwa Jezus względem każdego z was. Tylko niektórzy dają się utulić i nasycić Jego miłością, a reszta odrzuca Go albo odpłaca nienawiścią.


Prosimy za różne osoby, m.in. za grupą znajomych posłów. Maryja odpowiada:


Oni Mi się oddali i nigdy o nich nie zapomnę. A was chciałabym jeszcze prosić o pamięć o tych, którzy teraz konają, o chorych, zwłaszcza o tych, którzy cierpią. Wiesz przecież, Anno, jak ciężkie są noce. Nie bądźcie też tacy zimni w stosunku do waszych bliźnich w czyśćcu. Miłujcie się wzajemnie, bo przecież spotkacie się w miłości w królestwie Bożym.


Maryja:


O kogo specjalnie się martwisz, Grzesiu?


Grzegorz:


O ojca i ciotkę. O kuzynów też.


Maryja:


A wy?


Hanna i Jacek:


O kuzynów, o naszych bliskich...


Prosimy za tych wszystkich, którzy działają w Polsce przeciw Tobie, przeciw Jezusowi.


Maryja:


Oddawajcie ich Mnie. Mogę teraz (w swoim sercu) pomieścić was wszystkich, bo Syn mój udzielił Mi miłości swego serca — Serca Boga.


No to, dzieci, zakończyliśmy rozmowę modlitwą. Teraz pragnę udzielić wam błogosławieństwa Boga Najwyższego. Śpijcie, dzieci, spokojnie. +


Grzegorz:


Chciałem jeszcze prosić o światło, czy protest do gazety (która określiła jakiegoś włoskiego malwersanta jako „potomka dwóch papieży") przesłać do wiadomości nuncjusza. Nie chciałbym „robić szumu" koło siebie.


Maryja:


Czy szum robisz naprawdę koło siebie?


Grzegorz:


Dziękuję. Już wiem.




Potrzeba wam pomocy i pragnę ją wam dać


28 X 1992 r.


Mówi Pan:


Dobrze, córko, że postanowiłaś przeczytać te „Słowa" moje, które wybraliście do zbioru „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny". Od razu otrzymałaś odpowiedź: wyłączyliście te treści, które wydawały się wam niebezpieczne w okresie stanu wojennego i zaostrzonej cenzury państwowej. Teraz nie istnieje cenzura.


Dodam też, że nie działa należycie cenzura kościelna. (W znaczeniu: Chodzi o to, że Kościół Katolicki niemal zupełnie nie ostrzega przed wydawnictwami szkodliwymi dla wiary i moralności: teozoficznymi, okultystycznymi, satanistycznymi, sekciarskimi, wyszydzającymi religię i Kościół, pornograficznymi, a także podszywającymi się pod wydawnictwa katolickie. W obecnym zalewie prasy i książek pozostawieni własnemu osądowi ludzie gubią się; powinno się ich uczyć rozróżniać wydawnictwa i prasę wyraźnie szkodliwe lub wrogie).


Nie istnieje również społeczna, publiczna cenzura sumienia i rozumu. Dopuszczacie obrazy i treści pełne bezwstydu, lubieżne i demoralizujące, zwłaszcza młodych. Pod hasłem „demokracja" szerzy się treści deprawujące dusze lub wodzące na pokuszenie ludzkie emocje i złe instynkty, zachęcając do pożądania wszystkiego, co zdoła się kupić, posiąść, zagarnąć dla nasycenia swej wybujałej potrzeby posiadania, wyniesienia się nad innymi, dla zaspokojenia nadmiernej ambicji i pożądań ciała - nie tylko nieumiarkowanych, lecz i wyuzdanych lub wynaturzonych.


Nowe szatany dopuściliście do władzy nad sobą, nie zwalczywszy szatanów zabójstwa (zwłaszcza zabójstwa najbardziej bezbronnych, nie narodzonych), szatana pychy, kłamstwa zaślepiającego was, zawiści wzajemnej, chciwości, złodziejstwa i alkoholizmu. Dlatego tak źle się czujecie i tak osłabliście. Potrzeba wam pomocy i pragnę ją wam dać, jeśli jej zapragniecie.


Teraz powrócić powinno hasło, pod którym zwyciężają wojska anielskie: „Któż jak Bóg!" A więc wzywajcie Boga - niezwyciężonego Pana Zastępów, wzywajcie pomocy Maryi, Królowej Aniołów, i pomocy całego nieba. Nie bójcie się walki. Stawiajcie czoło przeciwnikom Boga i mówcie o odpowiedzialności za wychowanie społeczeństwa, które zostało tak omotane, że nie odróżnia bieli od czerni.




Obrona Kościoła powinna leżeć na sercu każdemu katolikowi


29 X 1992 r. Anna, Grzegorz


Mówimy o „Opus Dei".


Grzegorz:


Byłem na organizowanym przez nich spotkaniu, właściwie dniu skupienia. Zwróciłem uwagę, że bardzo akcentują podejmowanie przez każdego chrześcijanina zadań tam, gdzie postawił go Bóg, np. w jego miejscu pracy, nalegają na uświęcanie codzienności. Nie myślę teraz o wstępowaniu, ale chciałbym podtrzymać kontakty w celu współdziałania.


Do rozmowy dołącza się Pan:


Bardzo dobrze zrobisz, Grzegorzu. Ciągle mówimy wam, Ja i Matka moja, żebyście się jednoczyli, aby przeciwstawiać się działaniom kierowanym przeciwko Mnie i mojemu Kościołowi (patrz m.in. 24 VIII 1992 r.). Jeżeli Maryja mówiła o przeciwstawianiu się stowarzyszeniom masońskim, to nie oznacza to brutalnej walki ani szkalowania czy insynuacji, lecz zwieranie szeregów przez katolików dostatecznie dojrzałych i mądrych, aby dostrzegali zagrożenia godzące bezpośrednio w cały naród, zwłaszcza w przyszłe pokolenia, i zbiorowo przeciwstawiali się im. Obrona Kościoła powinna leżeć na sercu każdemu katolikowi, zwłaszcza bierzmowanemu.


Powinniście się jednoczyć, nie obawiając się atakowania przeciwników, ale środkami prawnymi (nie wyłączając drogi sądowej). To co oni wykorzystują dla swoich celów, wy powinniście robić dla moich.


Anna:


Na przykład mówić o braku tolerancji wobec wierzących, gdy się z nim zetkniemy.


Wasz naród przetrwał dzięki mojemu Kościołowi i gotowości do ofiary z życia w obronie wartości dla was bezcennych, które w dużej mierze też przejęliście z chrześcijaństwa (z historii i tradycji Kościoła oraz z Pisma świętego, Starego i Nowego Testamentu).




Mnie potrzebne są teraz szeregi „wojska" — ludzi zdecydowanych walczyć w życiu społecznym o moje sprawy


29 X 1992 r. wieczorem. Anna, ks. Grzegorz, Grzegorz


Po wyjściu Szymona i Mariusza, z którymi rozmawialiśmy m.in. o „Opus Dei", modlimy się we troje. Mówi Pan:


Już zauważyłaś, Anno, że od niedawna mówimy wam, moja Matka i Ja, o polaryzacji postaw w waszym kraju. Pragniemy, aby wszyscy, którzy uznają się za katolików i zależy im na przetrwaniu mojego Kościoła, poznawali się, żeby się wspomagać i poznawać swoją siłę („zwierać szeregi").


Rozmawialiście dzisiaj o „Opus Dei". Jest ono może najbardziej prężnym ze wszystkich ruchów katolików świeckich. „Opus Dei" (dzieło Boże) mówi o tym, że Ja was prowadzę. Jeśli zezwolicie Mi na to, „Dzieło moje" będzie użyteczne, silne i czyste w swoich intencjach. Wszystko od was zależy, dzieci.


Lecz jeśli opieracie się wabiącym was różnym organizaqom masońskim, to może potraficie stworzyć przeciwwagę dla ich działania. Możecie stać się aktywną i dużo dobra czyniącą grupą wyróżniającą się tym, że jest ponad wszelkimi partiami politycznymi i instytucjami finansowo-gospodarczymi (banki, organizacje przemysłowe, zwłaszcza trusty i koncerny międzynarodowe, itp.). Każdemu z was potrzebne jest towarzystwo osób podobnie myślących. Bez tego czujecie się bezradni i bezbronni wobec grup aktywnie działających przeciw Mnie. A Mnie potrzebne są teraz szeregi „wojska" — ludzi zdecydowanych walczyć w życiu społecznym o moje sprawy.


Myślałaś (niedawno), Anno, że nieustannie przechodzicie z jednej próby w drugą przez kilkadziesiąt już lat i wtedy kiedy myślicie, że „teraz już będzie nareszcie wolność", okazuje się, że to jest nowa walka, nowa próba, nowe przeszkody. Uważałaś, że już po prostu nie macie sił. Pomyśl jednak, że teraz nikt was za ujawnianie swoich poglądów nie karze. Możecie głosić je jawnie. Możecie też występować publicznie w obronie moich praw. I niczego więcej od was nie pragnę — pod tym jednakże warunkiem, że będziecie nie tylko słowem, lecz swoją postawą w życiu codziennym świadczyli o prawdzie swojej wiary, żyjąc wedle praw Bożych.


Moje kochane dzieci. Daję wam pełną wolność działania wedle własnych waszych potrzeb i umiejętności, wy tylko chciejcie. Pamiętajcie, że cokolwiek robicie dla bliźnich swoich, robicie to dla Mnie. A w jakiż to inny sposób możecie udowodnić Mi, że Mnie kochacie? Im bardziej staniecie się wyczuleni na potrzeby ludzkie, tym bliżej będę z wami, aby je wskazywać i abyśmy mogli tym potrzebom zaradzić.


Dobrze zrobisz, synu, jeżeli idąc do „Opus Dei", zabierzesz ze sobą Szymona. Jeżeli uznasz, że warto przystąpić do współpracy z nimi, możesz powiedzieć to wielu aktywnym katolikom, których znasz. Jutro, Grzegorzu, będę z wami (na spotkaniu z biskupem). O nic się nie martw.


A teraz daję wam obu błogosławieństwo. Pragnę powiększyć waszą nadzieję. Przymijcie też radość z tego, iż zechciałem przyjąć was do współpracy ze Sobą.


Grzegorz:


A to jest wyróżnienie, zaszczyt, radość i szczęście!


Pan:


...i chwała w moim Królestwie, jeśli swoje zadanie wypełnicie uczciwie.


Dziękujemy Ci, Panie.


Pan:


A ty, Anno, nie płacz, bo cały czas żyjesz w naszym domu pod moją opieką i twojej miłości jestem pewien.


Anna:


Dziękuję Ci, Panie.


Pan:


Błogosławię was, moi kochani synowie, i ciebie, córko. +




Tekst, który wam przyobiecałem...


30 X 1992 r. Anna, Grzegorz


Grzegorz:


Czy chcesz, Panie, powiedzieć, czego od nas oczekujesz w najbliższym czasie?


Pan:


Moi kochani. Zadecydowałem, aby zbiór wszystkich moich słów do waszego narodu został wydrukowany, ponieważ prawie nikt z osób, które je otrzymały (księża), nie chciał ich szerzyć, a są wam bardzo potrzebne. Pragnę, aby zostały jak najszybciej wydane. (...) Tekst, który wam przyobiecałem, wyrazi w ogromnym skrócie całość moich zamiarów, a zwłaszcza pilną konieczność działania w najbliższym czasie (wydaje się, że chodzi o dwa...trzy lata). Jeżeli chcecie, dzieci, przygotujcie się na jutro. Określ, Anno, o jakiej porze.


Anna:


Jeżeli można, Panie, to o wpół do pierwszej. I wtedy siadamy od razu do pracy, dobrze?


Pan:


Dobrze, dzieci, dobrze. A swoją drogą, synu, pomyśl o słowach Matki mojej, tych, w których mówiła o dwóch zadaniach, jakie Ja przed wami stawiam. Teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. Cieszy Mnie, że zauważyliście mój udział w rozmowie. To są ciągle moje sprawy, chociaż — jak wszystko, co dla was czynię — służyć mają wam, a nie mojej chwale. +




Mój lud opuścił Mnie


2 XI 1992 r. Anna, Grzegorz


Robimy korektę tekstu, który Pan podał 31 października — tekstu ważnego i pilnego. W przeciwieństwie do dawniejszych „Słów Pana" nie był on dyktowany w całości słowo za słowem. Po raz pierwszy Grzegorz bierze w korekcie aktywny udział, np. zwracając uwagę na miejsca, w których dostrzega luką w toku rozumowania bądź nie dość jasne sformułowanie, a także pomagając w doborze właściwszych słów, lepiej wyrażających myśl Pana. Tekst z 31 X 1992 r. po wszystkich zmianach przybiera postać:


Mówi Pan:


Jeszcze raz zwracam się do was, moje polskie dzieci.


Pogrążyliście się w chaosie, a Ja dopuszczam ten stan, abyście wreszcie zrozumieli, co dzieje się z poszczególnymi ludźmi — a co stać się może też z całym narodem — wtedy, gdy odrzuca się własną, od wieków uznawaną hierarchię wartości na korzyść wpływów obcych, które pragnie się ślepo naśladować.


Kiedy dotyczy to wpływów Zachodu, nie bierzecie pod uwagę tego, iż tamtejsze społeczeństwa o wiele dalej niż wy odsunęły się od chrześcijańskich wartości, gdyż dłużej od was dawały się zatruwać wpływom mającym na celu zniszczenie mojego działania w duszach ludzkich. Wy widzicie tylko kształt „złotego cielca" i usiłujecie jednym skokiem pokonać odległość dzielącą was od „raju dobrobytu", założonego na ludzkich interesach i ambicjach, nie zaś na opoce moich praw. Nie zauważacie, że w tych bogatych krajach ogromne masy ludzkie odrzuciwszy prawa moje i obowiązki chrześcijanina powróciły w rzeczywistości do pogaństwa i uległy degradacji. Odrzuciły Boga jako Stwórcę, kochającego Ojca i Pana ludzkich losów, a co za tym idzie, odrzuciły godność synów Bożych na rzecz istnienia w buncie i sprzeciwie, w lekceważeniu i w pogardzie wszelkich moich praw. Rośnie wśród nich nienawiść do Mnie samego. Coraz liczniejsze stają się szeregi omamionych nieprzyjaciół moich.


Wy przez wiele lat żyliście w znieprawiającym systemie komunistycznym. Jakże wielu wśród was uległo zniewoleniu i przystosowało się przyoblekając się w obłudę albo też odrzuciliście wszelkie związki z chrześcijaństwem na rzecz „wolności", zwłaszcza w zakresie etyki. Obłuda wasza wyraża się tym, że prywatnie prowadziliście życie pozornie chrześcijańskie, a publicznie — ateistyczne. U wielu z was nastąpiło zerwanie z życiem istotnie chrześcijańskim poza cienką fasadą wypełniania obowiązków publicznych: chrzty i pierwsze komunie dzieci, katolickie śluby i pogrzeby, ewentualnie uczestnictwo w mszach niedzielnych czy świątecznych. Kłamiecie Mi, gdyż najważniejszą sprawą pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą" (Mk 12, 30). Jeśli to najpierwsze przykazanie łamiecie, tym łatwiej naruszacie wszystkie inne przykazania moje — dane wam przecież ku pomocy, abyście dojrzewali do pełni człowieczeństwa. Lecz wy zasmakowaliście w komunistycznej wolności od niego. Straciliście godność nie tylko dzieci Bożych, ale i Polaków.


Kto odrzuca Mnie, odrzuci prędzej czy później kolejne wysokie wartości duchowe. W waszym narodzie miłość ojczyzny była czymś godnym najwyższej czci, najczystszej służby, aż do ofiary z życia. W pojęciu „Ojczyzna" umieściliście wielkie wartości chrześcijańskie: miłość społeczną, poczucie godności człowieczej i braterstwa, szacunek dla wolności własnej i cudzej oraz tolerancję, w której żyły szczęśliwie, nie mszcząc się wzajemnie, różnorodne nacje i religie. Ojczyzna wasza była tak wielkoduszna, że przygarniała łaskawie obcoplemieńców i uciekinierów. Niemcy, Żydzi, Ormianie, Tatarzy i Włosi, arianie, ewangelicy i katolicy szkoccy — wszyscy znajdowali tu swój dom i wolność pielęgnowania swoich religii i tradycji. Teraz dajecie się skłócać ze sobą i pobudzać do nienawiści. Straciliście poczucie odpowiedzialności za swoją wspaniałą ojczyznę. Lekceważycie i nie znacie historii, kultury i tradycji własnego narodu. Straciliście ojczysty grunt pod nogami i toniecie.


Wielu z was odrzuciło również najwyższe wartości narodowe, wśród których pierwszą była przynależność do kultury zachodnio-chrześcijańskiej (łacińskiej), dobrowolnie przed wiekami przyjęta. Tym samym odrzuciliście przynależność do mojego Kościoła, a z nią utraciliście kompas sumienia.


Utraciliście też pojęcie służby swojemu narodowi na rzecz jakże niskiego pojęcia kariery politycznej, w której różnorodne partie walczą ze sobą, wydzierając sobie co bardziej pożądane funkcje i stanowiska, lub zwróciliście się ku zaspokajaniu swojej żądzy posiadania za wszelką cenę, również za cenę oszustwa. Tak iż uczciwa, rzetelna, wytrwała praca wydaje się wam sprawą śmieszną; tym bardziej — służba. Nie macie poczucia odpowiedzialności za cały naród i nie chcecie zrozumieć jego potrzeb. Widzicie tylko interes własnej partii lub grupy zawodowej i w powszechnej biedzie walczycie o własne korzyści kosztem ogółu społeczeństwa. Jest to zdumiewające w narodzie, który mieni się chrześcijańskim. Mój lud opuścił Mnie. Bo przecież Ja, wasz Pan, bezinteresownie służę światu mocą moją i do takiej współpracy powołuję was. Jeszcze w okresie ostatniej wojny do obrony własnych wartości zrywał się cały naród. Teraz nawet nie wiecie, jakie one są, jakżeż więc moglibyście stawać w ich obronie?


W trakcie korekty następuje dygresja na temat „sposobu pracy":


Anna:


Czy nie było lepiej, Panie, gdy Ty dyktowałeś Twoje słowa zdanie po zdaniu?


Pan:


Lecz obecnie wy dodajecie swój trud.


Grzegorz:


Ale czy to „Słowo" będzie równie Twoje (jak poprzednie)?


Pan:


Jest moje, ponieważ Ja chcę, żebyście to powiedzieli. Jeśli zaś spełniacie moje życzenia, Ja dodam do tych słów moją moc.


Anna:


A biskupowi jak to wytłumaczymy: Twoje, Panie, czy nasze?


Pan:


Zaraz wam to wyjaśnię. Czasem dyktuję wam słowo po słowie, a w innym dniu ukazuję wam szerzej to, o czym chcę powiedzieć i spodziewam się, że sami wasze zrozumienie przyobleczecie w słowa. Czyżby nie wolno Mi było postępować tak jak chcę?


Anna:


Oczywiście, że wolno. Tylko czasem zaskakujesz nas tym, Ojcze.


Pan:


Dzisiaj zaskoczyłem was w inny sposób. Chciałem, aby Grzegorz na równi z tobą uczestniczył w kształtowaniu moich słów.


Grzegorz:


Dziękuję, Panie.


Anna:


Tak, ale ja myślałam, że to ja źle pracuję, że to moja wina, że Grzegorz tak musi mi w tym pomagać.


Pan:


Ale już tak nie myślisz.


Anna:


Nie, ja się bardzo cieszę, że Grzegorz może...


Pan:


Trzeba było Mnie zapytać. Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, że „tego ci nie wyjaśnię"?


Anna:


Nigdy.


Pan:


Nie dosyć na tym, że nigdy, ale zawsze staram się wytłumaczyć ci to, o co pytasz, jak najjaśniej, jak najprościej, abyś mogła dzielić się z innymi.


Anna:


Chyba że dochodzę do granic pojmowania, jak wtedy, gdy mówiłeś o Trójcy Świętej (tekst jest zamieszczony w I tomie „Bożego wychowania"). I tej treści nie potrafię wyrazić własnymi słowami, a tylko przekazać słowa usłyszane.


Pan:


Daję wam całą wieczność na coraz głębsze poznawanie Mnie. Tu, na ziemi, kiedy żyjecie w ciele fizycznym, możecie poznawać tylko w zakresie jego możliwości, ale za to możecie przekształcać materię i czynić ziemię — Mnie poddaną.


Anna:


Zachowujemy się jak dzieci. Najpierw niszczymy lub bawimy się światem, a potem w miarę dorastania z entuzjazmem młodości próbujemy go ulepszać.


Pan:


Przecież każdy człowiek musi przejść przez okres dziecięctwa, żeby stać się dojrzałym. Ziemia po to jest mu dana. Kiedy dochodzi do dojrzałości, przenoszę go do mojego Królestwa.


Powracamy do dalszego zapisywania „Słowa". Pan mówi:


Jak do was mam mówić? Chcę wam pomagać, ale na czym mam się opierać, skoro nie macie „kręgosłupa", gdyż odrzuciliście własną hierarchię wartości lub lekceważycie ją. A może nie zależy wam na tym, abym z wami został? Może wszystko wam jedno, kim jesteście, ku czemu dążycie i po co istniejecie? Mam więc was porzucić, abyście zginęli wyniszczając się wzajemnie w zacietrzewieniu i niezgodzie? Mamże więc odejść?


A jeśli nie, to co Mnie zatrzyma?


Gdy Pan to powiedział, zrobiło się nam bardzo niewyraźnie, po prostu przestraszyliśmy się, spróbowaliśmy jednak odpowiedzieć.


Anna:


Chyba, Panie, prośby Twojej Matki a naszej Królowej. Ona będzie prosiła za nami, bo stała się naszą Matką. Matka nigdy się swoich dzieci nie wyrzeknie.


Grzegorz i Anna:


Jeszcze prośby naszych zmarłych w Twoim domu, bo oni złożyli Ci życie w ofierze za Polskę.


Anna:


A poza tym, Panie, Ty powiedziałeś, że jesteś wierny sobie samemu. I powiedziałeś, że jesteś naprawdę naszym Ojcem. Czy Ojciec może zostawić dzieci, nawet głupie, i odejść?


Grzegorz:


I weź, Panie, pod uwagę tych chorych, słabych, zmęczonych, którzy orędują za Polską, i za tymi zagubionymi, którym się wydaje, że Ciebie nie chcą.


Anna:


Weź, Panie, pod uwagę naszą Polonię (przede wszystkim na Wschodzie), która Cię nie odrzuciła.


Anna:


A może byś, Panie, potrafił obudzić Twój Kościół hierarchiczny i wstrząsnąć nim?


Grzegorz:


Trzeba obudzić cały Kościół, nie tylko hierarchię. Cały naród.


Pan:


Znowu chcielibyście, żebym coś robił siłą?


Anna:


Panie, ale jednak czasem to robiłeś. Dlaczego nie mógłbyś i u nas?


Pan:


Dajcie Mi przykłady.


Anna:


Posłałeś anioła, żeby wyprowadził Piotra z więzienia.


Grzegorz:


I Pawła.


Anna:


A przejście przez Morze Czerwone to nic? Tylko nie rób z nami, Panie, tego, co zrobiłeś z Sodomą i Gomorą.


A Zesłanie Ducha Świętego. Co apostołowie by zrobili, gdyby nie Twoja pomoc? Dalej kryliby się po kątach.


Pan:


Pokaż Mi taki moment, w którym odmieniłem swoją decyzję.


Anna:


Król Ezechiasz, któremu przydałeś piętnaście lat życia.


Grzegorz:


Niniwa (pokutująca).


Anna:


Jestem przekonana, że także Jasna Góra w czasie najazdu szwedzkiego i bitwa pod Wiedniem, i pod Lepanto.


Pan:


A „cud nad Wisłą" w 1920 roku? Tam odpowiedziałem na prośby mojej Matki.


Grzegorz:


Pamiętasz, Anno? Mówiła o tym twoja Mama.


Anna:


A ci co w Katyniu dawali życie za Polskę? Sam to nam mówiłeś. Na ich prośby jeszcze nie odpowiedziałeś. A tacy jak generał „Nil"? Ty jeszcze nie odpowiedziałeś.


Grzegorz:


Panie, nawet nie dla naszych zasług, ale przecież to odrodzenie świata jest potrzebne wszystkim, nie tylko nam, Polakom.


Pan:


A wy chcielibyście mieć w tym dziele udział?


Grzegorz:


Bardzo.


Anna:


Tak. Wszyscy chcemy. A ci, co ginęli oddając swoje życie za odrodzenie Polski? Czy to nie ma względu (u Ciebie, Panie)!


Pan:


Ja mam wzgląd na moją wierność.


Anna:


Przecież my Ci, Panie, nie możemy powiedzieć, jak to masz zrobić. My nie widzimy możliwości. Ale Ty możesz wszystko, i to w jednej sekundzie, kiedy powiesz „chcę".


Pan:


A wolna wola ludzka?


Grzegorz:


A orędownictwo jednych za drugich, jak Abrahama?


Anna:


A nawrócenie św. Pawła w drodze do Damaszku? „Dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich" (Dz 9,1), a jednak ukazałeś mu się, Panie.


Grzegorz:


...i to wystarczyło, by rozpoznał Prawdę i Miłość.


Anna:


Panie, przecież często to nie jest zła wola ludzka, lecz ślepota duchowa.


Pan:


A wy oboje wierzycie, że chcę wam, Polakom, pomóc?


Grzegorz:


Nie mamy wątpliwości, Panie.


Anna:


Przecież jesteś naszym Ojcem. Ty, Panie, sam znajdziesz drogi i możliwości, jak będziesz chciał. Nic Ci nie możemy pomóc, tylko ufamy Tobie. A ja mówię w imieniu bardzo wielu ludzi; i Grzegorz też. Oni też powiedzą, że ufają Tobie.


Wyliczamy wiele osób, duchownych i świeckich, żywych i już zmarłych.


Anna:


...bo przecież wszyscy jesteśmy żywi, Panie, tu i w Twoim Królestwie.


Pan:


A więc mówicie Mi „ufamy Tobie"?


Grzegorz:


Tak. I ci, którzy oddali się w niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i świecie; i ci, co ponawiają akt oddania prosząc, by nasze rodziny, parafie i cała Ojczyzna była rzeczywistym królestwem Twoim i Maryi. I ci, którzy odmawiają koronkę do Miłosierdzia Bożego i inne wezwania, mówią Ci, że Ci ufają — nie tylko ustami, ale i sercem i wolą.


Pan:


Tak więc twierdzicie, że bardzo wielu ludzi liczy na Mnie, prosi Mnie i oczekuje mojej pomocy?


Grzegorz:


Tak, Panie.


Anna:


To ja Ci, Panie, dołożę jeszcze choćby siostrę Faustynę, ojca Kolbe, Anielę Salawę, Celakównę. I dominikanki z Nowogródka rozstrzelane przez Niemców. I jeszcze tych, co zginęli za Polskę w okresie komunizmu i w czasie wojny, i w partyzantce, i w Powstaniu Warszawskim, i na frontach całej niemal kuli ziemskiej.


Wyliczamy różne osoby.


Anna:


Sam wiesz, Ojcze. Ginęli najwartościowsi. A ci wywiezieni na Wschód. A nasze więźniarki z Ravensbruck czy na Pawiaku, czy w Majdanku. Ogólnie biorąc, nie możesz nas zawieść, bo byś zawiódł całą Polskę tysiącletnią, nie tylko nas dzisiaj. Nie możesz się nas wyprzeć.


Pan:


Nie, nie mogę. I nie chcę. Nie zawiodę też Matki mojej, która płacze nad wami.


Anna:


Aż tak źle jest z nami?


Pan:


Tak.


Kiedyś powiedziałem wam, że dla jednego zawierzającego Mi człowieka gotów jestem uratować całe miasto, a wy wyliczacie Mi tak wielu swoich rodaków zawierzających Mi. Jakżeż mógłbym was pozostawić?


Anna:


Ale chciałeś, Panie, dowiedzieć się od nas, że Ci ufamy?


Pan:


Tak, głodny jestem waszego zawierzenia, waszej miłości. Pamiętajcie także o tym, że moja Matka jest człowiekiem (ze zrozumienia: z pełnią wrażliwości i głodu miłości, potrzeby bycia kochaną i bycia potrzebną...)


Moje dzieci, jakże bardzo was kocham, wszystkich. Obiecuję więc wam pomoc moją. Postaram się obudzić Kościół mój i cały naród.


Ale na dzisiaj dosyć. Grzegorzu, umów się z księdzem biskupem na środę. Już dużo pisania nie będzie. A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo, dzieci. Przyciskam was do serca jako przedstawicieli i orędowników waszego narodu. Błogosławię wam, waszym domom i całemu Krajowi. +




Bytem głodny, a daliście Mi jeść...


3 XI 1992 r. Anna, Grzegorz


Mówi Pan (jest to dokończenie „Słowa" rozpoczętego 31 października):


Ja jestem wierny samemu sobie. Nie odwracam się więc od was, lecz wzywam was: odmieńcie swoje postępowanie. Zawstydźcie się marnych ambicji waszych, dziecinnej próżności waszej, żądzy znaczenia i poklasku, zwłaszcza żądania zapłaty za wasze prawdziwe lub urojone zasługi.


Wszystko czym jesteście, otrzymaliście ode Mnie za darmo. Darmowe też mieliście szkoły i uczelnie. Tak więc na to, czym się chlubicie, składały się dary moje i środki uzyskane z pracy całego społeczeństwa. Teraz zaś wspinacie się po karkach mniej obdarzonych ludzi, aby sobie zagarniać zyski — zamiast służyć. Jedni drugim służyć powinniście z radością i ze wszystkich sił swoich, wy zaś pragniecie się sprzedać za jak najwyższą cenę — mówię o tych z was, którzy na fali wolności wysoko wspięli się w pożądaniu nagrody — i wszystko, o co walczyliście wspólnie, stało się wam teraz obojętne. Bo wam już zapłacono.


Zwracam się więc do innych, do całego umęczonego, nieszczęśliwego, zubożałego mojego ludu: Nie traćcie nadziei. Ja jestem z wami. Dlatego bądźcie odważni. Nie rezygnujcie z czynienia dobra wokół siebie. Wy stańcie się armią moją. Walczcie każdego dnia o przymnożenie dobra waszej ziemi i waszym współbraciom.


Macie Królową niezwyciężoną. Matka moja nie przestaje prosić za wami, chciejcie więc trwać w jedności z Nią. Co to znaczy? Bezinteresownie jak Ona obdarzajcie się wzajemnie troskliwością, serdecznością, dobrocią. Dbajcie o dobre imię swoich bliźnich. Nie szkalujcie nikogo. Pomagajcie sobie. Szanujcie w sobie to wszystko, co czyni z was dzieci moje.


A jeśli tworzycie związki przyjaciół, grupy i stowarzyszenia, to po to, aby powiększać siłę waszego działania, budowania lepszych warunków dla innych ludzi, słabszych, bardziej bezbronnych i jeszcze biedniejszych od was. Obmyślajcie, co wasza grupa może dać im lub w czym możecie ich wesprzeć.


Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść. Organizujcie dożywianie dzieci w szkołach i przedszkolach. Twórzcie ośrodki wydające posiłki dla najuboższych w waszych zakładach pracy, osiedlach i dzielnicach.


Byłem spragniony, a daliście Mi pić. Budujcie w waszych osiedlach ujęcia zdrowej wody dostępne dla wszystkich.


Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie. Stwórzcie rady osiedlowe, które zainteresują się bezdomnymi. Odwiedzajcie też tych, którzy otrzymali azyl w waszym kraju bądź przebywają czasowo jako uchodźcy. Zorganizujcie dla nich wspólne nabożeństwo, jeśli są tej samej wiary. Zorganizujcie spotkania, zainteresujcie się ich kulturą i zwyczajami, śpiewajcie razem, zasiądźcie przy wspólnych ogniskach. Czy to jest takie trudne dla waszej młodzieży i studentów? Chciejcie się dzielić waszą młodością i radością. Poznawajcie się. Ulżyjcie im w ich samotności.


Byłem chory, a odwiedziliście Mnie. To samo dotyczy ludzi samotnych i chorych w szpitalach i w domach. Tym, którzy są w domach, możecie pomagać w ich codziennych trudnościach. Uczcie się darzenia za młodu, abyście z wiekiem dojrzewali do pełni człowieczeństwa.


Byłem nagi, a przyodzialiście Mnie. Pamiętajcie o wielodzietnych rodzinach, o samotnych matkach. Nie ma domu, z którego nie można by coś ująć, by dać biedniejszym od siebie.


Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Zajęliście się więźniami, pomyślcie o ich rodzinach. Może trzeba tam waszej siły i młodości. Może moglibyście też zorganizować opiekę nad dziećmi, wakacje dla nich lub choćby wycieczki.


Zainteresujcie się ludźmi pogardzanymi i odrzuconymi przez społeczeństwo, bo to też są dzieci moje. Człowiek krótko żyje, a tylko wtedy możecie uczynić mu dobro, chociażby uczynić śmierć jego lżejszą.


Dałem wam kilka propozycji, a potrzeb w waszym narodzie jest nieskończenie wiele, lecz nie ma takiej, której nie potrafilibyście zaradzić, jeśli zechcecie. Obiecuję, że będę otwierał wam oczy, poruszał wasze serca i umysły i dodawał wam sił, abyście umieli służyć sobie wzajemnie. Wtedy stanie się jak w Galilei, bo Ja jestem z wami (Jezus rzekł do Szymona: „Wyjedź na otwarte jezioro i zapuśćcie sieci na połów". „Mistrzu — odpowiedział Szymon — przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zapuszczę sieci". Skoro to uczynili, zagarnęli mnóstwo ryb tak wielkie, że sieci się omal nie rwały (Łk 5, 4-6)).


Jeżeli wy, dzieci moje, zechcecie mniej dbać o siebie, a więcej o bliźnich swoich, wtedy Ja, Ojciec wasz, który mogę wszystko, uczynię dla uszczęśliwienia was to, czego tylko Ja mogę dokonać: uczynię kraj wasz szczęśliwym, obfitującym we wszelkie dobra, których potrzebujecie. Każdy bowiem miłosierny uczynek przyjmuję jako ofiarowany Mnie samemu.


Mówię to wam, dzieci mojego Kościoła, bo na was liczę i po was spodziewam się współpracy nad ulepszaniem życia w ojczyźnie waszej. Wzywam do służby waszemu krajowi tych, którzy rozumieją miłość moją, troskę i pragnienie udzielania wam pomocy. Obiecuję wam, współpracownikom moim, stałą moją obecność przy was. Bo dobry Ojciec nie wysyła dzieci swoich do pracy, lecz sam pracuje, a im pozwala pomagać sobie.


Pragnę, aby wasz naród odwrócił się od egoizmu i rozpoczął realizację dzieła mojego, dzieła oczyszczenia was i odrodzenia. Lecz aby stało się ono ciałem, musi być przez was czynione. Wzywam was do usilnego czynienia dobra. Bo waszym wkładem będzie trud uczenia się miłości bliźniego. Resztą spraw waszego narodu zajmę się Ja sam.


Uczono was wielu rzeczy. Ja pragnę nauczyć was jednej: bycia prawdziwym człowiekiem, obdarzonym przeze Mnie godnością syna Bożego. Jeżeli zdobędziecie się na choćby najdrobniejsze wysiłki wyjścia z egoizmu ku miłości braterskiej, Ja dopełnię dzieła współpracy uzupełniając wszystkie wasze braki ze swojej bezgranicznej hojności. Potrafię uczynić naród wasz wzorcem dla innych, krajem szczęśliwym, dostatnim, bezpiecznym, głoszącym światu miłość moją. Was pragnę uczynić wizerunkiem narodu żyjącego wedle praw moich, aby wszystkie zapragnęły żyć tak jak wy. Dla Mnie nie ma nic niemożliwego.


Taki jest mój plan względem waszego narodu. Jeśli jednak odrzucicie go, wybierając prawa wasze, pozostawię was waszemu wyborowi, abyście zebrali jego owoce tak, jak zbierać je będą inne narody. Dla wielu z was stało się już widoczne, co zdziałać może nienawiść społeczna — w Jugosławii, na Kaukazie, w Małej Azji, w Afryce. A niedługo na całej kuli ziemskiej ujawni się, czym karmiły się narody ziemi. Was pragnę uchronić przed tym losem, bo wielu z was jeszcze kocha Mnie i Maryja, Matka wasza, wstawia się za wami.


Błogosławieństwo moje i moc moja będzie towarzyszyła wam w trudzie waszym nad powrotem do praw moich w miłości wzajemnej.




Każdy powinien czuć się odpowiedzialny za dobro wspólne


10 XI 1992 r. Anna, Grzegorz


Czytamy teraz tekst przygotowany przez Grzegorza na spotkanie z dominikańskimi rekolekcjonistami (oparty cząściowo na ostatnim „Słowie"). Potem Grzegorz pyta Pana:


Czy ten narodowy „rachunek sumienia" potrzebny jest wszystkim, czy też sugerować dominikanom, by posługiwali się nim tylko w niektórych środowiskach?


Pan:


Po to wam dałem te słowa. Jeśli znajdzie się ktoś, kto uważa, że nigdy nie zgrzeszył wobec społeczeństwa, to będzie oznaczać, że jego pycha nie zna granic.


Wspólnota narodowa jest wielką rodziną, w której każdy powinien czuć się odpowiedzialny za dobro wspólne (także za dobre imię swojego kraju). Każdy z was może płacić za winy i niedociągnięcia innych, a silni powinni podtrzymywać słabych, zdrowi zaś prowadzić chorych: prowadzić, bo mówię wam o waszej wspólnej ludzkiej drodze do Mnie.


W nawiązaniu do obrazu biegu u św. Pawła Pan mówi:


Ja nie będę wieńczył zwycięzcy, który po drodze wyprzedza wszystkich słabszych od siebie, aby być pierwszy. Bo to jest wyścig ku Miłości (a nie „do mety", czyli na czas przy określonej odległości) i pomaganie innym po drodze zwielokrotnia miłość, a pomijanie słabszych i odmawianie im zainteresowania i wsparcia w potrzebie zaprzecza miłości. (Ze zrozumienia: W czasie tej drogi wzrastamy na podobieństwo do Pana i dlatego Pan stawia nam wzór Matki Teresy, która potrafi zatrzymać się przy potrzebujących).


Mój synu, uczyłem cię wiele lat, bo traktowałem cię jako swojego dziedzica. Teraz możesz już współpracować ze Mną, bo zrozumiałeś moje intencje, moje plany w stosunku do was, a przede wszystkim moją bezinteresowną miłość do każdego z was. Dlatego czuj się swobodny, tak jak wolni czuli się Apostołowie.


Do Anny:


Widzisz, ile daje przebywanie blisko Kogoś?


Do Grzegorza:


Mówiłem wam, że tęsknię do swoich uczniów — ciągle nowych, w każdym pokoleniu — ale powiedz, przyznaj Mi sam, czy mało zyskałeś przebywając ze Mną i słuchając Mnie? (W znaczeniu: chodzi nie tylko o łączność „nadzwyczajną", ale także, a nawet przede wszystkim o kontakt sakramentalny i poprzez Pismo świąte, modlitwę, praktyki religijne i postępowanie godne dziecka Bożego).


Grzegorz:


Widzę, że zyskałem więcej, niż mogłem sobie wyobrazić, a wierzę, że więcej niż mogę sobie wyobrazić.


Pan:


To jest dojrzewanie do człowieczeństwa. Prawdziwym dziecięctwem jest ustalenie się w synostwie Bożym. Bo człowiek, mój synu, jak już powiedział mój ukochany syn, Kamil Cyprian Norwid, tylko stopami dotyka ziemi. (W znaczeniu: czyli tylko stopami tkwi w materii, a cały przebywa wyżej, w świecie duchowym — myśl zawarta w wierszu „Pielgrzym" ze zbioru „Vademecum").


Grzegorz:


Gdyby dominikanie poprosili mnie o tekst...? Wolałbym dać teksty źródłowe, ale liczę się z ich oporami „intelektualnymi". Co powinienem zrobić w takiej sytuacji?


Teksty źródłowe możesz dać tylko pojedynczym osobom, ale nie ogólnie, natomiast powiedz, że terminowałeś u Mnie. Dokładniej oznacza to nie tylko znajomość Pisma świętego i Tradycji Kościoła, ale i znajomość tradycji, historii i kultury twojego narodu, a także uznanie Matki mojej za swoją Matkę i Królową twojego narodu oraz naśladowanie Jej. To nie znaczy, że te ostatnie wskazówki też masz im przeczytać — Pan zaznacza z uśmiechem.


Wyobrażam sobie, że powiedziałbym im, iż tekst ten jest kompilacją różnych tekstów, bez zaznaczenia, co jest cytatem, a co nie — mówi Grzegorz pytająco.


Pan:


Nie, nie tak. To co napisałeś, jest wynikiem twojej wieloletniej edukacji religijnej, w której czerpałeś z różnych autorytetów z Pismem świętym na czele (można wspomnieć także objawienia Maryjne, łącznie z Medjugorie), zarówno polskich, jak i wszystkich innych. W tym wszystkim jestem Ja. Ale nie tyle Ja jestem na przykład „w Polsce", ile Polska jest we Mnie, tak jak i inne wspólnoty narodowe, z których każda co innego lub w różnych proporcjach czerpała ze Mnie. (Ze zrozumienia: Grecja — głód prawdy; Rzym — prawo; Izrael — potrzebę dialogu, zrozumienia i przyjaźni z Bogiem). Przyjaciółmi moimi stawali się Prorocy, Psalmiści, Apostołowie i święci Kościoła, w tym niezliczone ilości nieznanych wam świętych, olbrzymia kochająca się wspólnota, poza czasem i wszelkimi podziałami. Te wszystkie moje ukochane dzieci to najpiękniejsza część ludzkości.


Anna:


Panie, pomóż nam.


Już to robię. Ponadto, moje dzieci, Ja też tam będę — Pan o spotkaniu z dominikanami.


Pamiętaj, że teraz powinieneś więcej się dzielić z Grażyną tym, co zyskałeś, bo jej potrzeba więcej energii, nadziei i zawierzenia mojemu słowu. Czy czytałeś Grażynie rozmowę z 2 XI?


Grzegorz:


Nie.


Pan:


Ona musi wziąć w tym udział. Po to uczyła się teologii, żeby mogła dodać własne przykłady — i włączyć się w ten sposób w tę wspólną modlitwę.


Tulę was do serca, dzieci. Cieszę się wami. A jutro wzywajcie całą Wspólnotę Polską ku pomocy (Polsce).


Anna zwracając sią do przyjaciół i bliskich w Królestwie niebieskim:


Zapraszam was... Ale chciałabym was zobaczyć „naocznie".


Niedługo — dodaje Pan.


Anna:


Tak. Znam to „niedługo" (czas u Pana płynie inaczej).


Pan:


Ale teraz potraktuj te słowa poważnie.



Ciesz się każdą chwilą, którą ci daję


17 XI 1992 r. Anna, Grzegorz


Zastanawiamy się, jak zacząć modlitwą. Wtedy Pan pyta nas:


A jak to jest przy rodzinnym stole? Czy trzeba zaczynać rozmowę od czegoś ważnego, a inaczej się milczy? Grzegorzu, co chcesz Mi powiedzieć?


Grzegorz:


Dziękuję za podsuwanie mi pomysłów interweniowania w radio i telewizji (w odpowiedzi na wyszydzanie religii i ewidentną demoralizację dzieci).


Pan:


Ale czujesz się lepiej po tym, co napisałeś?


Grzegorz:


Dużo lepiej. Czuję się pewniej, czuję, że można interweniować, co nie znaczy, że zawsze skutecznie. Czuję, że wiele osób chętnie to poprze. A poza tym dziękuję za pomysł wystąpienia synodalnego w sprawie potrzeb duszpasterskich osób mających na sumieniu aborcję.


Pan:


Chcę ci powiedzieć, Grzegorzu, że pokładam w tobie duże nadzieje, ale najpierw musisz sam zrozumieć, na co cię stać — poza tym, że zajmujesz się techniką — i dlatego pomogę ci odkryć twoje możliwości (w znaczeniu: chodzi o to, by być w pełni człowiekiem, który bierze udział w życiu społecznym, nie ograniczając się do swojej specjalności zawodowej).


Mój synu, to jest twój najlepszy wiek, bo zdobyłeś już doświadczenie, a jeszcze masz siły i zdrowie. A Ja cię tylko zachęcam, abyś reagował na to, co widzisz dookoła, o czym słyszysz czy czytasz, czy oglądasz. I sam się przekonujesz, że działanie jest możliwe. Ufam, że chcesz dalej prowadzić ze Mną taką współpracę?


Grzegorz:


Bardzo chcę.


Mówimy o trudnych sprawach i wspominamy uciekanie się do orędownictwa sióstr zakonnych. Pan mówi:


Nie należy ich „oszczędzać", bo to jest ich zadanie. One na to poświęciły życie, żeby orędować. Tak więc dawajcie im tę szansę.


Na wzmiankę o Grażynie, że czasem na brutalne ataki reaguje łzami, Pan mówi:


To są koszta służby Mnie — i narodowi; jak nie waszym dzieciom, to ich dzieciom.


Do rozmowy włącza się Anna:


A powiedz, Panie, co ja powinnam zrobić.


Pan:


Zawsze pragnąłem, abyś umiała poddawać się sytuacjom bieżącym. I ty powoli przełamujesz swoją wolę samodzielnego działania. Proponuję ci, córko, żebyś każdy dzień żegnała podziękowaniem za wszystko, co ci w nim dałem — tu Pan uśmiecha się i dodaje: łącznie z „odpoczynkiem od gości" — i każdy nowy dzień możesz witać radością z powodu posiadania dobrego Ojca, który dba o ciebie i myśli o tobie. (...) A teraz ciesz się każdą chwilą, którą ci daję i nie czuj się winna, że odpoczywasz.


Grzegorz:


Panie, proszę za p. Franciszka, o którego śmierci właśnie się dowiedziałem, i za jego zmarłą wcześniej żonę. Martwię się o nich, zwłaszcza o nią, bo była nie tylko zgorzkniała, ale jak gdyby zatwardziała w złu, które zapewne czyniła (była prokuratorem).


Pan:


Wolna wola ludzka ma wielkie znaczenie, ale wasze prośby przyjmuję poważnie.


Grzegorz:


Nie chcę ich sądzić (nie mam prawa); po prostu oddaję Ci ich oboje. Proszę też za ich przybranego syna, z którym są takie kłopoty.


Pan:


Dobrze czynisz, synu, bo to Ja jestem Panem Miłosierdzia.


Anna:


Panie, chciałabym spytać o mojego zmarłego kolegę (wiele lat temu opuścił swoją żoną i związał się z inną osobą).


Pan:


On musi prosić o przebaczenie swoją żonę (zmarłą przed dziesięciu laty).


Anna:


Proszę Cię, Panie, o pomoc dla jego córki (żyjącej) i dla tej pierwszej żony.


Pan:


Ona mu już przebaczyła, ale bardzo martwi się o córkę. Teraz twój kolega musi zrozumieć pełne konsekwencje swoich czynów. Proś za niego, oddając go Matce mojej.


Anna:


A siostra Maria pyta się o swoją zmarłą ciotkę, która była straszną egoistką.


Pan:


Przekaż jej to samo, co powiedziałem tobie.


Anna:


Panie, dziękuję Ci za wszystkich, których doprowadziłeś do bezpośredniego wejścia do Twojego królestwa (np. gen. „Nila", Marynią, Grażyną).


Pan:


Ja tylko spełniłem ich wolę. Oni wszyscy pragnęli być ze Mną i swojego aktu zawierzenia dokonali za życia.




W tym wieku zaiste zapełnia się piekło


Pan:


Mówiłaś, Anno, o słowach mojej Matki na temat losu ludzi umierających obecnie (w Medjugorie Maryja miała powiedzieć, że obecnie najwięcej osób idzie do czyśćca, ale dużo idzie do piekła; bezpośrednio do nieba — niewiele). Odchodzi ode Mnie na zawsze wielka liczba ludzi, ale są wśród nich tylko ci, którzy zdecydowanie odrzucili wszelką miłość — przede wszystkim jednak miłość do swoich braci, ludzi.


Grzegorz do Anny:


Weź scenę Sądu Ostatecznego. Pan nie pyta nikogo o wyznanie, tylko mówi: „Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść" albo „Byłem spragniony, a nie daliście Mi pić" itd.


Pan:


Słusznie, Grzegorzu, gdyż niebo jest wspólnotą miłości. Nie mogą tam wejść ci, którzy kochali wyłącznie siebie, gdyż w takim wypadku jest to postawienie siebie na miejscu Boga, a w skutku jest to nienawiść, pogarda lub obojętność dla wszystkich innych ludzi: inaczej, jest to odmówienie swoim bliźnim należnej im troski, współczucia, litości, pomocy. Dlatego najtragiczniejszy jest los ludzi bogatych we wszelkie rodzaje bogactwa, którzy nie tylko odmawiali ludziom pomocy pieniężnej, lecz także szacunku, uwagi, czasu. Gdy nie dzielili się z bliźnim swoim szczególnym bogactwem, np. talentem, wiedzą, zaradnością, umiejętnościami działania, a także wtedy, kiedy wykorzystywali swoje umiejętności w złym celu, nawet do zbrodni kainowej.


Tu Pan wylicza:


Lekarze ginekolodzy dokonujący „zabiegów" dla pieniędzy, politycy, ludzie posiadający władzę, bandyci, terroryści, szantażyści, handlarze narkotykami, bronią, informacjami zarówno szpiegowskimi, jak kryminalnymi i „skandalizującymi".


Pan tłumaczy dokładniej, o kogo chodzi:


Dotyczy to takich ludzi, którzy dla uzyskania osobistych korzyści lub satysfakcji gotowi byli poświęcić życie, zdrowie i cześć innych ludzi. W obronie tych skrzywdzonych występuję wtedy Ja jako Sędzia Sprawiedliwy: takim jestem wobec bezwzględności, okrucieństwa i nikczemności ludzkiej (np. donosów). W tym wieku zaiste zapełnia się piekło. Ale zawsze gotów jestem usprawiedliwić zniewolonych, przymuszonych i tak zdeptanych, że zatracili swoje człowieczeństwo.


Zawsze więcej mam tych dzieci, dla których mogę znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie. I ci przygotowują się powoli. Czasem bardzo powoli postępuje zrozumienie, żal, pragnienie uzyskania przebaczenia, oczyszczenia się z win, ale jednak zaczyna się przygotowanie do osiągnięcia królestwa miłości. Jest to droga ku dojrzałości ludzkiej w swoim człowieczeństwie. Dlatego mogą tak wiele wyprosić dla was, żyjących, ponieważ dla nich jest to nauka miłości wzajemnej.


Anna:


Strasznie się cieszę, że jesteś, Panie, tak miłosierny. Wiem, że naprawdę trudno jest osiągnąć piekło, bo Ty robisz wszystko, żeby nas ratować. Musi być w nas zaciekła zła wola...


Pan:


Tak, córko. Ale człowiek potrafi rozwijać ją w sobie, nie zauważając momentu, kiedy zostaje zniewolony przez nieprzyjaciela waszego — szatana — i już od tej pory jest tylko narzędziem własnej zguby.


Grzegorz:


A ja spotkałem się z poglądem, iż to, że tyle osób wybiera wieczność poza Bogiem, to jest też i nasza wina (żyjących chrześcijan), bo gdybyśmy byli tacy, jakich Tyś nas zapragnął, to nikt z żyjących obecnie nie potępiłby się. Prawdziwa miłość bliźniego u chrześcijan wyrażana w czynach miłosierdzia świadczyłaby o Tobie i Twojej miłości, zaś nasza gotowość do ofiar i wyrzeczeń czynionych za zabłąkanych wypraszałaby im łaski potrzebne do nawrócenia.


Pan:


Dziecko, Ja was nie oskarżam, bo i wy jesteście bardzo obciążeni. Dźwigacie wielowiekowe długi i sami uginacie się pod ciężarem wspólnych win. Dlatego tak trudno jest wam dokonać czegoś dla Mnie wspólnie, poza tym co czynicie osobiście. (Przykładem trudności we wspólnych dokonaniach są np. kłopoty przy próbach wydania książek).


Grzegorz:


Dziękujemy Ci, Panie.


Anna:


Jak dostanę się w Twoje ręce, to już będę bezpieczna.


Pan:


Tak, bo kocham cię, córko.




Oddaj Mi swoje łzy


Anna:


Prosimy Cię, Panie, o błogosławieństwo, takie specjalne...


Pan:


Każde moje błogosławieństwo jest specjalne.


Anna:


Ale nam potrzeba dzisiaj trochę Twojego serca.


Pan:


Czyż ci go nie daję? Masz całe moje serce, tak jakbyś była jedynym człowiekiem na ziemi.


Anna:


Jak dobrze jest być z Tobą, Panie.


Pan:


Ja jestem z wami zawsze.


Anna:


W takim razie oddaję Ci, Panie, te osoby, które spotkałam dzisiaj. I dziękuję Ci, Panie, że jestem sama w domu, że nie jestem zupełnie uzależniona od innych (w wyniku choroby).


Grzegorz:


A ja — studentów i tych, którzy będą pracować nad nowymi programami nauczania.


Anna:


Oddaję Ci całą Polskę, i chorego Mariusza. Proszę też za Szymona.


Pan:


Jak się teraz czujecie, dzieci? Troszkę lepiej?


Anna ze łzami w oczach:


Tak bym się chciała Panu wypłakać...


Pan:


Oddaj Mi swoje łzy. To jest dar, który chętnie przyjmuję. A ty będziesz miała suche oczy.


Łzy rzeczywiście wyschły, bo ogarnęła nas radość.


Anna:


Panie, to Ty tak możesz manipulować naszymi nastrojami i uczuciami? Tak w jednej chwili je zmieniać?


Pan:


Ja wszystko mogę. Ale nie „manipuluję" wami, lecz przytulam do serca, jak ojciec przygarnia swoje bardzo zmęczone dzieci. A teraz przyjmijcie ode Mnie na najbliższe dni więcej sił, więcej optymizmu i więcej pewności, że stale jestem z wami i działamy razem. Kładę moje błogosławieństwo na wasze głowy. +


Przyjmijcie je i cieszcie się, dzieci, bo jesteśmy razem.



Ja wiem o wszystkich ukrytych zamysłach... i przeciw nim wystąpię


22 XI 1992 r. Anna, Grażyna, Hanna, Jacek, Grzegorz, o. Jan


Anna:


Panie, czy mógłbyś nam powiedzieć, o co teraz najwięcej prosić, co jest najważniejsze w tej chwili?


Pan:


Moje dzieci, z każdym dniem zbliża się okres kataklizmów i wstrząsów politycznych. Powiedziałem wam, że ziemię ocalę, więc jej zgubą już się nie trapcie. Ale będą upadały, ulegały zniszczeniu lub rozpadowi te państwa, które się znieprawiły. (W znaczeniu: do rządzenia wybierano tam ludzi moralnie nędznych; oni dobierali sobie podobnych i takież były ich czyny w polityce. Narody to akceptowały i potwierdzały w kolejnych wyborach, tak że państwa takie za przyzwoleniem swoich obywateli szerzą w świecie zło, np. handlując bronią i podsycając zarazem konflikty, uzależniając inne narody, „handlując" nimi, handlując narkotykami i popierając działania powodujące demoralizacją). Ponadto uważają swoje działania za słuszne, gdyż przynoszą im profity.


Ja przystępując do oczyszczenia świata — a robię to dla was, abyście wy, ludzie ubodzy, bezradni, „szarzy" ludzie ziemi, mogli żyć spokojnie — usunę wszystkie zapory, które przeciwstawiają się moim zamierzeniom. Dlatego dopuszczę, aby ujawniły się i rozpoczęły swoje dzieło destrukcji wszelkie plany i zamysły rządów dążących do zniszczenia innych państw lub narodów, bądź też do zawładnięcia ich bogactwami. To już się dzieje. Czyż tego nie widzicie?


Pan oczekuje od nas wskazania zauważanych zagrożeń. Wymieniamy je:


Grzegorz:


Choćby „wędrówka" przez Europę materiałów nuklearnych, przemycanych z byłego ZSRR.


Anna:


Przyzwalanie Serbom na wyrzynanie innych narodów Jugosławii, działania na Kaukazie. Iran, Irak, Libia — państwa, w których nie wiadomo co się szykuje.


Jacek:


Mnie niepokoi stara struktura w Rosji (armia, tajne służby).


O. Jan:


Komuniści powracają do władzy na Litwie w następstwie wyborów.


Jacek:


Napięcia w państwach bałtyckich i na Ukrainie.


Anna:


Mołdawia (choć teraz tam przygasło), Korea Północna, Indochiny, Cejlon (Sri Lanka), Afryka (np. Somalia), która morduje się i wymiera z głodu, Południowa Afryka, gdzie rośnie nienawiść międzyplemienna.


Jacek:


Nawet w Australii widać zalążki konfliktów z osiedlającymi się tam Japończykami.


Grzegorz:


Napawają nas smutkiem konflikty etniczne w Niemczech.


Grażyna:


A skutki zachłanności ludzkiej w postaci zatrucia środowiska!


Grzegorz:


A zagrożenie następnym Czarnobylem (istniejącymi tam podobnymi reaktorami w elektrowniach na Litwie, Ukrainie i w Rosji).


Anna:


A o ilu ukrytych działaniach nic nie wiemy.


Pan:


Ja wiem o wszystkich ukrytych zamysłach, a niektóre z nich są wręcz inspirowane przez waszego nieprzyjaciela (szatana), i przeciw nim przede wszystkim wystąpię. Bądźcie pewni jednego: jeżeli zawierzycie Mi, będziecie bezpieczni. Lecz staniecie się świadkami wydarzeń najstraszniejszych w znanej wam historii ludzkości. Dużo muszę usunąć zgnilizny, zepsucia (państw i rządów), tak jak usuwa się w ciele człowieka tkankę rakową; lecz w złośliwej postaci raka trzeba niekiedy amputować całe kończyny.


Anna:


Panie, a co zrobisz z takimi ludźmi jak Czerwoni Khmerzy? Czy żeby ich usunąć, dopuścisz do wygubienia także ich ofiar?


Nikt się przede Mną nie ukryje, jeśli Ja powiem „dość".


Po chwili Pan dodaje:


Czasem wystarczy usunąć kilka osób (przywódców).


Anna:


Panie, czemu nie usunąłeś wcześniej Stalina?


Pan:


Chciałem dopuścić, by ten nieludzki ustrój skompromitował się i upadł sam, aby cały świat ujrzał żałosny koniec wszelkich kłamstw i fałszywych teorii. Chciałem, aby ci, którzy głosili stworzenie „nowego świata" — beze Mnie, doświadczyli go sami i zrozumieli, że odrzucając Boga stali się narzędziami nieprzyjaciela: stworzyli bliźnim swoim prawdziwe piekło na ziemi.


Zatrzymujemy się. na chwilą nad tymi słowami Pana. Pan zwraca sią następnie do o. Jana, który musi niedługo wyjść.


Mój, synu, co chcesz, abym ci powiedział? Zrobiłeś to, co chciałem, żebyś zrobił; napiszesz to, co możesz — i nie proś Mnie o wskazówki, gdyż sam zrobisz to doskonale — Pan mówi to z uśmiechem.


O. Jan:


Dopiero przy tłumaczeniu „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" poznaję dobrze tekst. A jeszcze pozostała sprawa tworzenia grup (zespołów). Czy mam więc zajmować się kimś jeszcze oprócz kleryków?


Pan:


Janie, ty masz prowadzić swoich doktorantów — na co się zgodziłeś. Tu, w Warszawie, Grzegorz zobaczy i oceni ruch, którym się zainteresował. Jeśli uzna, że jest to dobre pole do działania społecznego, powiadomi was o tym. Anna będzie rozmawiała z posłami. Każdy z was robi dla Mnie to co może, a macie przecież jeszcze wiele obowiązków stanu. U ciebie, Anno, tym obciążeniem jest choroba.


Jacek:


Tworzą się rodziny św. Tomasza z Akwinu (domyślnie: czy mam się tym zainteresować?).


Pan:


Jacku, ty też możesz wszędzie wejść i osobiście wyrobić sobie opinię.


Anna:


To pewnie będzie dokształcanie filozoficzne i teologiczne, a nie działanie społeczne w imię miłosierdzia?




Dobro rośnie powoli i po cichu


Mówimy o niektórych znanych nam inicjatywach, m.in. o działaniach podejmowanych przez pijarów.


Pan:


W tej chwili jednak najważniejsze są wszelkie działania dotyczące polepszenia warunków życia społecznego we wszystkich kategoriach (w znaczeniu: chorzy, starzy, niepełnosprawni... reedukacja młodzieży poprzez czynną służbę potrzebującym). Chciałbym, żeby którąś z kobiet działających społecznie zainteresować tekstem o służbie kobiet.


Ktoś z nas:


Na przykład harcerki.


Pan:


Matka moja obiecała wam, że będzie was inspirować i poruszać wasze serca — i czyni to. Potrzebna jest tylko wasza dobra wola. Każdy, kto Mnie poprosi, abym mu wskazał jego pole działania, otrzyma odpowiedź — ale musi naprawdę pragnąć służyć społeczeństwu, nie zaś szukać swego znaczenia, popularności, sławy lub wysokiego stanowiska.


Najpiękniejszym rezultatem starań zakonu pijarów było „Collegium Nobilium" (ludzie, którzy stamtąd wyszli). Niech się zastanowią, czy nie czas powrócić do swoich źródeł. Powinniście im to przekazać, jak umiecie.


I czym się jeszcze martwicie, dzieci?


Jacek:


Mam bardzo poważne zmartwienie. Moja praca zabiera mi 11 godzin na dobę. I czekam na emeryturę jak na zmiłowanie.


Pan:


Powiem ci to, co powiedziałem Grażynie. Poczekaj, skończ, a wtedy przeniosę cię do pracy, w której chcę cię widzieć. Jeżeli zadbałem o Grażynę, dlaczego nie miałbym zadbać o ciebie?


Grażyna:


A ja się martwię, że tylu katolików w Polsce tak bardzo ulega propagandzie antykościelnej. I tak gubią samych siebie, swoje rodziny, swoje dzieci...


Pan:


Macie moje ostatnie słowo. Jeżeli macie takich w swoim otoczeniu, przeczytajcie je razem z nimi.


O. Jan:


Czytałem niedawno mądry artykuł ukazujący, że to, co miało odejść z komuną, może teraz powrócić z Zachodu.


Pan:


Moi drodzy, kiedy pisaliście moje słowo ostatnie (31 X — 3 XI), Anna i Grzegorz wystąpili jako przedstawiciele waszego narodu i przedstawili Mi — na moje życzenie — argumenty na rzecz nie opuszczania was, bronienia i pomagania wam. Apelowaliście przede wszystkim do mojego miłosierdzia i otrzymaliście odpowiedź: zapewnienie dalszej pomocy i zwiększenia siły mojego działania w waszym kraju. Teraz możecie nadal spokojnie współpracować ze Mną. A koła waszych rodaków będą się poszerzać, będzie odradzać się w was poczucie patriotyzmu i wzrastać pragnienie poznawania waszej własnej hierarchii wartości katolickiej i polskiej i pragnienie służenia (tym wartościom, rozwijania ich i przekazywania). A wy wspomagajcie każdego w waszym otoczeniu, kto będzie się budził.


Pamiętajcie, że dobro rośnie powoli i po cichu. Tylko zło jest krzykliwe i usiłuje być widoczne. Jednak wtedy, kiedy szaleje burza, zło lęka się i ukrywa, natomiast moi słudzy nie lękają się walczyć o moje prawa bez względu na pogodę. Zobaczycie, że moje szeregi będą wzrastać, ale poznawać się je będzie po skutkach ich działania (w znaczeniu: a nie po odznakach, wypowiedziach, hasłach, manifestacjach, propagandzie i reklamie).


Anna:


Panie, martwię się, że wschodnia granica nie jest umocniona. Że to zalecenie zostało zlekceważone. Komu możemy to powiedzieć?


Nie bójcie się, dzieci, bo Ja czuwam nad wami. Pragnę, abyście wzrastali w zawierzeniu, w nadziei i w miłości wzajemnej. Na ten wysiłek daję wam moje Ojcowskie błogosławieństwo. +


Przyjmujemy je i dziękujemy Panu. Gdy o. Jan daje nam na zakończenie swoje kapłańskie błogosławieństwo (a takie było życzenie Pana wobec każdego kapłana, który odwiedza Annę), Pan mówi:


Dziękuję ci, synu.




Żebyście każdego dnia czynili tyle dobra, ile możecie


24 XI 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz


Modlimy się za szwagra o. Jana, którego pogrzeb był poprzedniego dnia. Gdy kończymy, Pan mówi:


On jest już ze Mną.


O. Jan:


Jesteśmy, Panie, w pogotowiu; mówiłeś, że to „lada dzień" (rozpocznie się oczyszczenie świata). Czekamy.


Pan:


Wcale nie powiedziałem, żebyście czekali. Mówiłem wam, żebyście każdego dnia czynili tyle dobra, ile możecie, wykorzystując w tym celu wszelkie okazje i wszystkich ludzi, z którymi was spotykam. Czyż nie na tym polega „życie chrześcijańskie"?


O. Jan:


Na święto Chrystusa Króla spodziewałem się wielkiej perspektywy, a tu same konkrety...


Pan:


Kiedy ks. Popiełuszko mówił wam: „zło dobrem zwyciężaj", właśnie to miał na myśli.


Grzegorz:


To znaczy czynić dobro, jakie możemy?


Anna:


No tak, bo czy miałoby sens czekanie bezczynnie przez całe życie, aby wziąć udział w turnieju rycerskim (i na dodatek zostać pokonanym z powodu braku kondycji na skutek tej bezczynności)? Pan nie stworzył nas do wielkich czynów, tylko do dobrych czynów.


Pan prostuje:


Moje dziecko, każdy czyn dobry jest czynem wielkim, dlatego że do waszego wysiłku Ja dokładam moją łaskę. Bo w każdym waszym wyborze darzenia dobrem zamiast na przykład myślenia o swojej wygodzie lub przyjemności czy korzyści wyraża się wasza wola miłowania i moja odpowiedź, którą jest umacnianie was we Mnie.


Anna:


Jest to nieustanne wprawianie się.


Grzegorz:


Ćwiczenie się w cnocie.


Annie przypomina się zasada któregoś z hinduskich guru: „Przezwycięż siebie raz. To da ci moc do następnego zwycięstwa". Po chwili Pan zaczyna rozmowę:


Moi drodzy, jesteśmy tu w ciszy, bez niepotrzebnych napięć i pośpiechu z waszej strony. O czym pragniecie ze Mną mówić?


O. Jan:


Gdy czytam i tłumaczę tekst „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", to każdy następny tekst wydaje mi się najpiękniejszy. Widzę teraz, jak słabo klerycy, księża przygotowani są do przyszłych zadań. Stąd konieczność przygotowania dla nich takich zeszycików.


Rozmawiamy przez chwilę na temat koncepcji zeszytów, które służyć by miały jako podręczne pomoce duszpasterskie. Pan podsumowuje naszą dyskusję:


Pan:


Znajdź sobie grono bliskich współpracowników wśród tych kleryków i ojców, dla których takie sprawy są ważne, bliskie i istotne. To oni powinni przygotowywać ci materiały. Ale może znajdziesz wśród swoich przyjaciół takich, którzy potrafią „wyciągnąć" z tekstów syntezę?


Z wami, jezuitami, jest ten kłopot, że każdemu z was daje się dużo swobody i każdy pracuje nad tym, co go interesuje. A gdzie współpraca i braterstwo we wspólnej służbie? Czy pojęcie Societas Jesu określać ma jedynie budynek i te same „mundury"? Przypomnij sobie, synu, że nawet apostołowie chodzili po dwóch. Jeżeli jesteście sobie braćmi, to w czymże się objawia to autentyczne braterstwo? Tobie też trudno, Janie, a przecież powinieneś pragnąć dzielić się, zwłaszcza mając tyle możliwości.


O. Jan:


Ale przecież tylu naszym mówiłem! Każdy posłuchał i ... poszedł.


Pan:


No bo oni są wychowani w takim samym indywidualizmie. Kiedy Ignacy zakładał Towarzystwo Jezusowe, to był to zakon braterski. Działali wspólnie; stąd mieli taką siłę. A co się z wami dzieje? Czy nie czas odnowić wasze życie?


O. Jan:


Ja już kiedyś ogłaszałem rekolekcje ośmiodniowe dla naszych zakonników na podstawie tekstów soborowych. Mógłbym teraz przedstawić nasze teksty.


Pan:


Podoba Mi się ta myśl. A jakie skutki będą, zobaczymy. Przecież Ja chcę, żebyś się dzielił, ale nie od razu musisz mówić o źródłach. Mów raczej o przełomowych czasach, w jakich żyjecie — co fakty potwierdzą. Już potwierdzają. (...) Zawsze Mi się podoba, kiedy chcecie się dzielić pomiędzy sobą tym, co wam daję. Jeżeli uważasz, że moje słowa są dość dobre dla was, jezuitów, to czy nie powinieneś się nimi dzielić?


Po krótkiej dyskusji między nami Pan dodaje:


Zamiast stosunków braterskich stworzyliście teraz stromą hierarchię w swoim zakonie i nie dopuszczacie możliwości, abyście mogli przebywać wspólnie z klerykami w małych grupach przyjaźni i zainteresowań.


O. Jan:


Są takie grupy.


Pan:


A ty, Janie, czemu nie wchodzisz w takie grupy?


O. Jan mówi, że nie jest do nich zapraszany. Po chwili Pan mówi:


Najpilniejsze jest, żebyś napisał opinię teologiczną (do książeczki „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu"). Rozumiemy, że ten temat jest wyczerpany na dziś.




Przede wszystkim módlcie się za swój naród


Anna:


Panie, proszę Cię, abyś nam powiedział to, czego chcesz, abyśmy wysłuchali.


Pan:


A na czym wam najbardziej zależy?


Anna:


Na tym, że nas kochasz.


Pan:


Czy możesz w to wątpić wobec tylu naszych spotkań?


Anna:


Panie, widzę, ile krąży tych przepowiedni: fałszywych, mętnych i takich, które są kompilacją różnych innych. I one są wydawane i rozpowszechniane, nawet przez zakonnice, a Twoje teksty nie. Powiedziałeś, że chcesz wysławiać swoją Matkę, i co się dzieje z wydaniem „Zaufajcie Maryi"? Takie masy różnych pism złych i miernych wychodzą teraz w Polsce. Twoje słowa mogłyby stanowić antidotum, ale nie wychodzą. Sam wiesz, jakie wrażenie robią na ludziach „Świadkowie Bożego miłosierdzia", jak ta książka jest potrzebna. Nawet nie wiemy, kto mógłby to wydać. (...) Dlaczego tyle sił jest przeciwnych w Kościele, Panie?


Po chwili ciszy Pan mówi:


Cóż mam wam powiedzieć, dzieci? To wszystko, co mówicie, świadczy o tym, w jak złym stanie znajduje się mój Kościół — mam na myśli wszystkich katolików, nie tylko hierarchów — jak mało zależy wam na mojej chwale. Jesteście wszyscy w stanie defensywy, a większość żyje w chrześcijaństwie „siłą przyzwyczajenia" do tradycji ojców. Tak mało w was żaru, ognia i zapału. Ale zmieni się to bardzo szybko, gdy sytuacja światowa stanie się katastrofalna. Stanie się tak, bo Ja już nie zwlekam.


Matka moja w Medjugorie mówiła o znakach zwiastujących nadejście zapowiedzianych wydarzeń. Spodziewajcie się ich. Powiedziała, żeby ludzie przygotowywali się zawczasu, bo znaki potwierdzające ostrzeżenia dla wielu przyjdą za późno. Czy nie jest już tak w wielu rejonach Jugosławii, Kaukazu, Azji Środkowej, nie mówiąc już o Afryce, Ameryce Południowej i wielu rejonach Azji Południowo-Wschodniej? Do wielu z tych ludzi ostrzeżenia już nie dotrą (bo np. działania wojenne uniemożliwią im otrzymanie wiadomości), albo nie trafią do ich serc (które już wypełniła nienawiść).




Jeżeli chcecie, abym stanął pośród was, pragnijcie Mnie, kochajcie Mnie, wzywajcie Mnie na ratunek


Dlatego proszę wraz z Matką moją: Oczyszczajcie się, módlcie się za świat, zwłaszcza za ginących lub mających ponieść śmierć. Przede wszystkim módlcie się za swój naród i proście o nawrócenie narodów sąsiadujących, bo od tego zależy zwiększenie waszego bezpieczeństwa, a co za tym idzie — zwiększenie waszego oddziaływania na nie. Mówię o waszym świadczeniu o Mnie. (...) Ileż wam trzeba przemienić w waszym życiu publicznym, aby Polska wydała się uciśnionym, prześladowanym i głodnym krainą bezpieczeństwa i pokoju! A taką chcę widzieć waszą ojczyznę, królestwo mojej Matki, Królowej pokoju. (...) Tam, gdzie Maryja jest Królową, Ja Królem jestem.


Mówiłem wam, że jestem Królem Miłosierdzia, a uczniom moim odchodząc powiedziałem: „pokój mój daję wam" 0 14, 27). Matka moja prowadzi dzieło moje, gdyż tak jak każda matka ludzka przygotowuje swoje dzieci, tak Ona przygotowuje ludzkość do dojrzałego wyboru: wprowadzenia Mnie na tron władzy. Pragniemy, aby królestwo moje zrodziło się w stolicy Polski i objęło cały kraj.


Moja władza jest władzą miłosierdzia, wielkoduszności i wymiany miłości pomiędzy Władcą a Jego ludem. Dlatego abym przyjął koronę królewską, potrzeba Mi waszego zbiorowego wyboru dokonanego z miłości. Bo Miłość odpowiada wyłącznie na miłość człowieka. Jeżeli chcecie, abym stanął pośród was, pragnijcie Mnie, kochajcie Mnie, wzywajcie Mnie na ratunek. Wiem, że Mnie potrzebujecie, ale mało głosów Mnie wzywa.


Ufam, że w obliczu grozy zagłady coraz więcej głosów wołać będzie: „Pragniemy pokoju, bezpieczeństwa, ładu i sprawiedliwości. Pragniemy żyć w zgodzie, jedności i miłości wzajemnej". Wtedy przybędę.


Teraz wy mówcie Mi to w imieniu waszych rodaków.


Gdyby Mnie episkopat mojego Kościoła słuchał, gdyby władze państwowe Mnie słuchały, wołałbym, abyście szybko przygarniali waszych rodaków, przede wszystkim tych zesłanych na Syberię, do Kazachstanu i na dalekie obrzeża imperium rosyjskiego (Sachalin, Kamczatka, Kraj Amurski, okolice jeziora Bajkał itp.). Proście za nimi.


Moje dzieci, to co wam dzisiaj powiedziałem, wskazuje, że kończy się czas dany wam na zastanowienie się, pokutę i oczyszczenie.


W tym momencie Matka Anny przypomina fragment wiersza Słowackiego „Ty głos cierpiący podnieś":


Kto grzeszny teraz, niechaj jeszcze grzeszy. A kto jest czysty, niech się jeszcze czyści.


Czas bliski, który święte z nas pocieszy, A złymi pogna jak wiatr chmarą liści.


Na zakończenie powiem wam: Nie dajcie się straszyć żadnym przepowiedniom ani złym prognozom politycznym. W waszym kraju obiecałem wam zachować pokój. Jakże inaczej mógłbym rozpocząć tu moje dzieło — dzieło wyzwolenia was z niewoli duchowej. Dlatego daję wam błogosławieństwo nowe:


Niech wzrasta w was zawierzenie, pewność mojej miłości i pomocy. Niech ustala się w was mój pokój. Oto stawiam was na skale (opoce) miłości mojej. Proście, aby cały naród zgromadził się na tej skale, bo ona się nie zachwieje. Pozostańcie w pokoju. +


Modlimy się. Pan dodaje:


Nie, wy się nie zachwiejecie. Wy już stoicie na mojej skale. Waszą najsilniejszą bronią jest teraz pełnia zawierzenia — pomimo wszystko.




Wasze zawierzenie i zaufanie zobowiązują Mnie


26 XI 1992 r. Anna, Grzegorz, Szymon


Gdy Szymon przedstawia swój dylemat dotyczący wyboru między obowiązkami posła i obowiązkami związanymi z pełnioną funkcją publiczną na swoim terenie, Pan mówi:


Synu, życie polega na wyborze tego, co uważasz za potrzebniejsze w twojej służbie.


Po dłuższej rozmowie i zapoznaniu się Szymona z ostatnimi tekstami, mówimy o tym, jak ważny jest sposób traktowania przeciwników, którzy też są ukochanymi dziećmi Bożymi, jak bardzo potrzebne jest okazywanie im szacunku i życzliwości, świadczenie swoją postawą wobec nich o Bogu (bardziej niż zwycięstwo w dyskusji), i jak potrzebna im jest modlitwa za nich. Pan mówi wtedy:


Powiedz, córko, Szymonowi, że w każdej chwili, kiedy sobie o tym przypomni, może Mi powiedzieć, co go boli w zachowaniu czy wypowiedziach tej lub innej osoby. Bo Ja na jego prośbę mogę bardziej się zatroszczyć o tych ludzi...


Dalej Pan zwraca się do Szymona bezpośrednio:


...zwłaszcza jeżeli będziesz Mnie prosił, synu, wraz z moją Matką. Bo wasze zawierzenie i zaufanie zobowiązuje Mnie. Pamiętajcie, że nigdy nie stoicie na straconych pozycjach, gdyż za wami jestem Ja.


Teraz błogosławię was, dzieci. Walczcie, dzieci, walczcie o moje dobre imię, o moją chwałę i nie naśladujcie tych, którzy poniewierają wami, a naprawdę upodlają siebie. Jeśli występujecie w moich szatach, szanujcie je. Błogosławię wam i dodaję wam więcej sił, więcej energii i więcej pewności, że nie jesteście sami. Skoro postanowiłem już, nic zmienić moich planów nie może. +


Grzegorz:


Dziękuję Ci, Panie, za to, że tak układałeś mi dzisiejszy dzień, pełen tylu spraw, także poważnych i trudnych, w którym wszystko przebiegało tak gładko.


Pan:


A oddałeś Mi dzisiejszy dzień?


Grzegorz:


Tak.


Pan:


No widzisz.


Szymon mówi Panu o swoim zawierzeniu.


Pan:


Proś, synu, o podparcie twojego zawierzenia przez tych twoich bliskich, którym ufasz. Niech przez modlitwę towarzyszą ci w twojej służbie.


Anna:


Kochamy Cię, Panie.


Pan:


Ja kocham was — na zawsze.



Czy może być dusza „za stara" lub „zbyt chora", aby nie móc jeszcze bliżej podejść do Mnie?


30 XI 1992 r. Anna, Grzegorz


Rozmawiamy o „Opus Dei". Zwracamy się do Pana:


Anna:


Ojcze, proszę Cię bardzo — w imieniu nas obojga — powiedz o „Swoim Dziele" dla świeckich, dla Twojego Kościoła.


A jednak zrobił to ksiądz. (Pan mówi to z uśmiechem, nawiązując do słów Anny na temat „niskiej pozycji" świeckich w Kościele, zwłaszcza dawniejszym).


Anna:


Ale zwykły ksiądz — który był blisko Ciebie.


Pan:


A ty?


Anna:


Ja nie mogę powiedzieć, że żyję blisko z Tobą. Raczej to, że rozumiem Twoją miłość do każdego człowieka. No i czuję się dzieckiem Bożym. (...) Chciałam Ci służyć, i to tym bardziej, im bardziej poznawałam wspaniałość Twoich planów, to, jakim są dobrodziejstwem dla ludzkości, i jednocześnie poznawałam Twoją nieustającą miłość do każdego człowieka. — Miłość, która ciągle zabiega, ciągle darzy i ciągle usiłuje nas przyciągać ku Sobie i ratować. Trudno się nie zachwycić Tobą.


Wywiązuje się krótka rozmowa, którą Grzegorz podsumowuje:


Bo Pan zaspokaja nie nasze zachcianki, a nasze potrzeby: te najważniejsze — potrzeby duszy.


Pan:


Moi kochani. Ksiądz Josemaria (Escriva de Balaguer) jest tutaj ze Mną. Ja chciałem was zapoznać ze sobą.


Anna:


To niesamowite.


Grzegorz:


Nie dziwisz się chyba, że to, co my możemy pomyśleć i czego zapragnąć, Pan pomyślał pierwszy i pragnienie też nam podsunął? To jest dzieło Boże.


Pan:


Tak, to jest moje dzieło — czyli obliczone do końca istnienia ludzkości, zwracające się ku każdemu mojemu dziecku.


Do Anny:


Martwiłaś się dzisiaj swoim wiekiem, a Ja ci mówię, że nie jesteś „za stara". Dla „mojego dzieła" nie ma granicy wieku ani zdrowia. Pamiętaj, córko, że moje dzieło dotyczy waszych dusz. Czy dusza może być „za stara" lub „zbyt chora", aby nie móc jeszcze bliżej podejść do Mnie? Dusza nie ma wieku; ma prawo do nieustającego rozwoju w wieczności.


Przypomnij sobie, Anno, co wam mówiłem, że jesteście jedną ludzką rodziną. W rodzinie jeden drugiego wspomaga, jeden od drugiego się uczy i jeden uzupełnia dary drugiego swoimi darami — tak właśnie jak wy w tej chwili (Pan dodał to z uśmiechem). I pomyślcie, o ile każdy z was byłby uboższy, gdyby był sam.


W „Opus Dei" też są przyjaźnie i pomoc wzajemna wynikająca z umiejętności każdego z was. Nawet jeżeli wydaje się, że organizatorzy — głównie księża — służą wam, a wy przelewacie na innych wasze umiejętności, to nie jest to ruch jednokierunkowy. Jak powiedziałem, jest to moje dzieło, a więc wszystkich was obejmuje moja miłość, która poprzez każdego z was wzrasta i poszerza się. Nie patrzcie więc na to jako na przygotowanie żołnierzy, a tak jak rozumiał to mój syn Josemaria... Prosi was, abyście do niego mówili „Ojcze Jose" albo „Ojcze Josemario", bo w tym ojcostwie odnajduje największą radość.


On pragnął każdego z was przybliżyć do Mnie, rzucić w moje ramiona. Można to nazwać „uświęcaniem", ale jest to doprowadzanie was do Źródła Miłości, abyście pili i nasycali się (Pan powiedział to tak jak o źródle wody żywej przy rozmowie z Samarytanką: „Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody, która wytryska ku życiu wiecznemu" J 4, 14). Czy teraz rozumiecie, że działaliśmy Obaj? I nadal to robimy.


Teraz pora już na Grzegorza (idącego na rozmowę do ośrodka „Opus Dei"). Ojciec Jose mówi, że będzie przy tej rozmowie. Ale możecie porozmawiać (ze sobą) przy najbliższej okazji, bo Ja tego chcę, Anno. (...)


Pan dodaje jeszcze:


Ojciec Jose wie, jak liczę na was w ewangelizacji świata i jak potrzebne jest prawdziwe nawrócenie wam samym. Natomiast Ja, znając was, pragnę ukazać wam perspektywy przyszłości, aby zachęcić was i przygotować na miarę powagi waszych zadań.


Teraz błogosławię wam i Ojciec Jose wraz ze Mną. +




Proponuję wam, abyście codziennie wspólnie dziękowali Mi za przeżyty dzień


3 XII 1992 r. Anna, Grzegorz, Mariusz


Rozmawiamy dłuższy czas. Gdy przystępujemy do modlitwy, wahamy się przez chwilę, jak ją rozpocząć.


Grzegorz:


Panie, chcemy być przy Tobie tak bliżej (niezależnie od tego, czy zechcesz nam coś powiedzieć, czy nie).


Pan:


Przecież Ja z wami jestem stale. Wyraźcie to raczej w ten sposób, że pragniecie odczuć moją obecność, a więc oddajcie Mi swój czas, abym mógł do was przemówić i być słyszany. Wobec tego pytam cię, Mariuszu, czego najbardziej teraz, w tym okresie, potrzebujesz.


Mariusz:


Miłości, siły do pełnienia swoich obowiązków — bo czuję się tak słaby, bezradny — żebym mógł się z nich wywiązać i żeby Pan przeze Mnie mógł pomagać, żebym był narzędziem użytecznym.


Pan:


A więc mówisz, synu, że czujesz się słaby. To twoje wielkie szczęście, że swoją słabość rozumiesz. Dookoła siebie masz przykłady ludzi, którzy są z siebie w pełni zadowoleni i o żadną pomoc nie dbają. I cóż ty wtedy widzisz i słyszysz? (Chodzi tu o wypowiedzi i zachowanie posłów w sejmie).


Mariusz:


No, jest to żałosne.


Pan:


Do sprawowania służby publicznej w ojczyźnie waszej prawie nikt nie jest przygotowany. Jedni dlatego, że nie znają tej służby, dopiero w nią wchodzą i poznają swoje braki, drudzy — bo przedtem służyli przeciw swojej ojczyźnie tak długo, iż nie są już zdolni zmienić swojego sposobu myślenia, tym bardziej że przez całe swoje życie nie interesowali się swoją ojczyzną, lecz tylko swoją karierą, nie znają więc tradycji, historii i kultury własnego narodu, czyli nie mają właściwej Polsce hierarchii wartości. Ci prędzej czy później muszą odpaść, bo Matka moja nie ścierpi sług obcych w swoim królestwie. (W znaczeniu: im bardziej Maryja będzie obejmowała władzę, w tym większym stopniu ludzie tacy — nie chcąc służyć Bogu i Maryi, nie mogąc zrozumieć sensu takiej służby — będą odpadać lub usuwać się).


Jednym słowem, synu, skoro stajesz przede Mną w prawdzie o sobie i nie próbujesz kłamać sobie, możesz liczyć na pomoc moją.


Jeżeli Ja sobie ciebie upatrzyłem — a sam wiesz, że tak było — do służby publicznej, jakże bym mógł pozostawić cię samego. Czyż Ojciec może wypuścić małe dziecko pomiędzy wilki?


Wiem, że uczyć się pragniesz i uczysz się szybko. Dla Mnie najważniejsze jest, abyś pozostawał wierny tym wartościom, które sam ustawiłeś wysoko. Proszę cię, dziecko, abyś starał się trwać w prawdzie. Pamiętaj, że Mnie reprezentujesz. Szanuj więc swoją godność... i godność innych dzieci moich; mówię o wszystkich, z którymi się spotykasz. Osądzanie ich należy do Mnie, do ciebie zaś należy ukazywanie wrogom moim i waszym oblicza prawdziwego wyznawcy Jezusa. Ucz się, synu, pokoju wewnętrznego i opanowania, nie poddawania się emocjom. Gdy poddajesz się emocjom, trudno Mi dotrzeć do ciebie z moją pomocą, gdy zaś trwasz w ciszy i spokoju, możesz Mnie usłyszeć. Pamiętaj, że Ja, Ojciec twój, stoję za tobą. Nie obiecuję ci stałych zwycięstw, ale mogę ci obiecać moje prowadzenie. Cóż jeszcze powiesz Mi, synu?


Mariusz:


Pragnę przede wszystkim podziękować za to prowadzenie „za rączkę". Tego się nie da nie zauważyć, nie odczuć.


Pan:


Mój synu, jeżeli dziecko wyciąga rękę, trudno żeby Ojciec nie ujął jej — tym bardziej jeżeli dziecko jej nie wyrywa. I w tym pomaga ci twoja niepewność.


Mariusz:


To nie tylko niepewność przy starych wygach (doświadczonych graczach politycznych) to także niepewność bytowa.


Pan:


Trwaj w zawierzeniu, bo najbardziej potrzebne ci jest — na całe twoje życie — zawierzenie Mi. Na pełni zawierzenia buduje się przyjaźń Boga z człowiekiem. Synku, podziel się moimi słowami ze swoją żoną i oboje złóżcie swoją przyszłość w moje ręce. Zróbcie to jak najszybciej.


Mariusz:


A czy mógłbym prosić o jakieś słowo dla Jagody (żony), coś, co mógłbym jej przekazać?


Jak przyjdzie, to porozmawiamy wspólnie. A teraz powiedz jej (ode Mnie): „Kocham cię, córko. Wiele się po tobie spodziewam, więc ucz się pilnie i bądź podporą twego małżonka: trwaj w jedności z nim". (W znaczeniu: chodzi o to, żeby dzielić się swoim spokojem, „optymizmem", a nie niepokojami). „Wspólne zawierzenie we Mnie cementuje waszą wspólnotę".


Synu, proponuję wam, abyście codziennie wspólnie dziękowali Mi za przeżyty dzień. A rano zapraszajcie Mnie do udziału w waszym życiu. To wam chyba dużo czasu nie zajmie? (Pan powiedział to z uśmiechem).


Zauważamy, że zrobiło się bardzo późno.


Anna:


A teraz prosimy Cię, Panie, o błogosławieństwo.


Pan:


I tak za długo (trwała rozmowa), dzieci, jesteście już zmęczeni. Przytulam was do serca. A wiecie, co to znaczy? Zanurzam was w miłości mojej i nasycam nią. Niech radość wasza wzrasta, a słabość wasza niech się ukryje w mojej mocy. Błogosławię was. +




My was bronimy przede wszystkim przed zgubą wieczną


8 XII 1992 r. Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny


Spotkanie w godzinie łaski (12-13). Anna, s. Maria, Mariusz


Anna zwleka z rozpoczęciem modlitwy mówiąc, że się denerwuje. Maryja pyta:


Czym, dziecko, możesz się denerwować? Przecież Ja czekam na was. Spotkaliście się tutaj, aby wykorzystać godzinę łaski.


Anna:


Matko, czy mogłabyś nam powiedzieć, co powinniśmy teraz robić, na czym się skupić, gdzie Ty chciałabyś nas widzieć?


W odpowiedzi Maryja przypomina, że już Mieszko I przyjmując chrzest uznał władzę Jezusa nad sobą i swoim państwem, słowem, że już od pokoleń jesteśmy Jego poddanymi i powinniśmy Mu służyć chętnie i gorliwie. Dalej Maryja mówi:


Moi kochani, cieszę się, że mogę być z wami w godzinie łaski. Towarzyszy wam w myśli więcej osób, a to oznacza, że garniecie się w tej godzinie do Mnie jako do Matki. Jestem z wami. Cieszę się waszą miłością. Cieszy Mnie, że przez was mogę łaski Pana mego rozpostrzeć nad Polską, nad moim królestwem.


Wiedzcie, że prawdziwy władca, jakim jest mój Syn — w którego imieniu objęłam ten kraj — taki władca jest dla swoich poddanych Ojcem, lecz i prawodawcą, a bardziej niż najwyższym sędzią jest obrońcą wszystkich swoich poddanych. My was bronimy przede wszystkim przed zgubą wieczną. Dlatego teraz pragnę wam powiedzieć, jak powinniście się bronić przed nieprzyjacielem.


Zachęcam was do śmiałych ataków, a nie do biernej obrony. Tam gdzie My panujemy, musicie być pewni zwycięstwa. Bóg nie zna przegranej, chyba że przez zdradę swoich poddanych, ale wtedy to oni przegrywają swój los, gotując sobie zgubę wieczną.


Ludzie upadają wtedy, gdy korzyści z przyzwolenia na zło i poddania się w niewolę (rezygnacji z dalszej walki) przedłożą ponad wszystkie wartości. Szatan o tym wie dobrze. Dlatego prowadzi z wami perfidną grę, gdyż zaczyna zawsze od ustępstw, tak drobnych, że ich prawie nie zauważacie. Ponieważ wydają się wam nieważne, nie budzą w was sprzeciwu. I łatwo sami się z nich usprawiedliwiacie.


Dla szatana nie ma granicy wieku. On atakuje każdego. Na przykład łatwo można znieprawić dzieci, zwłaszcza gdy ich rodzice nie mają ustalonej hierarchii wartości. Dla waszego kraju były to zawsze wartości chrześcijańskie. Jeżeli w pewnych rodzinach te wartości nie istnieją, miejsce ich zajmą na pewno różne bożki. (Ze zrozumienia: Człowiek został stworzony do życia w wieczności ze swoim Stwórcą, Ojcem i Dawcą dobra w stosunku wzajemnej miłości oraz czci i uwielbienia, jakie ma każda istota stworzona wobec Dawcy swego istnienia. Jeżeli ten stosunek miłości zostaje zburzony przez człowieka, miejsce Boga zajmują złudne wartości). Prawdziwą tragedią jest to, że człowiek sam siebie stawia w miejscu należnym Bogu; tym samym jego wybór staje się „jedynie słusznym", „prawidłowym" i „zobowiązującym" — czyli człowiek ubóstwia sam siebie.


W wyniku takiej postawy człowiek mniema, iż posiada nieograniczoną wolność wyboru wszystkiego, czego pożądać będzie jego miłość własna. Człowiek, który odrzuca istnienie Stwórcy, odrzuca również istnienie szatana (jeśli jednak w szatana „wierzy", to jako w narządzie swojej woli, mniemając, iż otrzyma odeń wszystko, czego zapragnie). To jest jak igraszki dziecka z wygłodniałym tygrysem, które ono nieświadome niebezpieczeństwa bierze za zabawkę — za kotka, z powodu miękkiego, barwnego futra, ale zabawa kończy się zawsze tragedią człowieka.


Moje dzieci, szatan zawsze atakuje, a tym bardziej — moje królestwo. Pragnę, abyście rozpoczęli z nim walkę. Bóg jest zawsze przy tym, kto walczy w Jego imię. Przyjmijcie do swego serca, że nikt nie może przegrać, jeśli przy nim stoi Bóg. Izrael to wiedział. (Maryja przypomina wiele przykładów, m.in. wojska Jozuego, mury Jerycha, walkę Dawida z Goliatem). A świat współczesny odrzucając Pismo święte odrzucił tym samym swoje prawdziwe dziedzictwo (w znaczeniu: i tym samym zatracił świadomość, czym naprawdę jest człowiek — dzieckiem Bożym sprzymierzonym ze swym Niezwyciężonym Ojcem).


Pragnę, abyście przestali się bać, bo sam Bóg staje w waszej obronie. Występujcie przeciwko tym, którzy walczą z wami metodami nieprzyjaciela: kłamstwem, oszustwem, insynuacją; którzy posługują się nadal metodami wypracowanymi w królestwie szatana, w szczególności w Rosji Sowieckiej. Wielu z was nadal boi się występować jawnie. Sprzeciwiajcie się wszelkim wynaturzeniom, walczcie z próbami infiltracji (duchowej) zła tak ze Wschodu, jak i z Zachodu.


Cały mój lud potrzebuje ewangelizacji, potrzebuje oczyszczenia i odrodzenia. Mówiłam, jak łatwo jest znieprawić małe dzieci. Im wystarczy zły przykład pijaństwa lub złego życia rodziców; starszym zaś — zgorszenie, które niosą środki społecznego przekazu, bezkarność dla jawnych przestępców, dla gorszycieli i oszczerców, brak prawdy w życiu publicznym, zwłaszcza w środowiskach opiniotwórczych i partyjnych.


Ja wam ukazuję wszystkie niegodziwe metody działania — jesteście tego świadkami, słyszycie, czytacie, oglądacie — ale chciejcie się uczyć i chciejcie występować przeciw nim, posługując się prawdą i sprawiedliwością (wymiarem sprawiedliwości). Uczcie się walki środkami prawnymi. Jeżeli pojedynczych ludzi na to nie stać, to stać partie, stowarzyszenia, a nawet niewielkie firmy.


Dzieci, starajcie się działać z godnością, pamiętając Kogo reprezentujecie — działając spokojnie, wystrzegając się emocji. I co bardzo ważne, swoich przeciwników stawiajcie pod krzyżem mojego Syna. Módlcie się za nich, bo bardziej niż ktokolwiek inny potrzebują pomocy i przebaczenia. Skoro wierzycie w istnienie po śmierci, jakżeż możecie patrzeć spokojnie na agonię duchową waszych współrodaków! Proście za nich, gdyż mój Syn pragnie ich uratować.


Wszystkie wasze złe myśli potępiające innych ludzi są przeciwne pragnieniu Chrystusa, który również za nich przelał Krew. Proszę was jako Matka, nie nienawidźcie waszych prześladowców, nie potępiajcie, nie osądzajcie, nie szkalujcie, bo w ten sposób stalibyście się jak oni. Jezus jest waszym obrońcą. On pragnie uratować każdego. Tak więc pragnę, abyście oczyszczali się wewnętrznie. Bądźcie czujni wobec waszych myśli, sądów i czynów (w znaczeniu: sąd nasz jest zawsze ułomny, bo nie znamy w pełni przyczyn, źródeł, motywów postępowania oskarżanego przez nas człowieka).


Pytałaś, co chcę, żebyście robili. Oczyszczajcie się, bo służba Panu memu staje się tym skuteczniejsza, im jest czystsza. Oczyszczajcie się od złych przewidywań, depresji, niewiary w naszą pomoc, od wszelkich pożądliwości (przedmiotów materialnych, sławy, chwały, znaczenia, wyniesienia ponad innych). Zwróćcie uwagę na pogłębiający się niestety w moim kraju brak miłosierdzia wobec słabych, bezbronnych i niechętnie przez was widzianych.


Dzieci, teraz najbardziej potrzebne jest wam zawierzenie i pewność zwycięstwa. Odrzućcie poczucie niemożności, nieumiejętności, a przede wszystkim beznadziejności. Przekazuję wam błogosławieństwo Pana: „Niech wzrasta w was pewność mojego zwycięstwa. Niech serca wasze poszerzają się i otwierają na miłość Bożą. Niech wzrasta w was nadzieja, odwaga i odpowiedzialność. Bo ci, którzy Mi wierzą, stają się odpowiedzialni wobec Mnie za cały swój naród.


Pan zwraca się do nas:


Potrzebuję was, dzieci moje, aby wasz kraj uczynić prawdziwie wolnym, a godnym mojego panowania — gdyż Ja jestem Panem wolnych. Umacniam was we Mnie. Niech wszystkie łaski, które wyprosiła wam Maryja, zakorzenią się w was i rozwijają. Błogosławieństwo Boga Niezwyciężonego daję wam". +




Cieszę się z każdego przezwyciężania waszych przywar, słabości i smutku


8 XII 1992 r. Spotkanie wieczorne. Anna, Grażyna, Grzegorz


Mówimy o różnych zagrożeniach, m.in. o groźbie ponownego wybuchu w Czarnobylu. Maryja odpowiada na to:


Nie obawiajcie się (wybuchu w Czarnobylu), Ja was osłonię. Wszystko, cokolwiek smutnego i groźnego szatan może wymyślić, nieustannie sugeruje wam. Wysiłek całych zastępów piekielnych jest skierowany teraz przeciw wam. Dlatego tyle wam dzisiaj mówiłam o niepoddawaniu się i zdecydowanej walce. Ta walka odbywa się we wnętrzu każdego z was i dlatego jest tak ciężka, że wzajemnie przekazujecie sobie załamanie, zwątpienie i zniechęcenie. Proszę was, odrzucajcie od siebie podobne pokusy, wspierajcie się wzajemnie, podnoście się na duchu. Cieszcie się z każdego przejawu dobrej woli w cudzym działaniu. Rozumiem wasze fizyczne zmęczenie. Starajcie się odpoczywać jak możecie. A najlepszy odpoczynek jest w atmosferze przyjaźni, zrozumienia i miłości wzajemnej. Starajcie się podtrzymywać innych, nie zaś obciążać.


Kończy się już czas oczyszczenia, więc proszę, starajcie się mobilizować wewnętrznie. A jak inaczej możecie to zrobić, jeśli nie przez oparcie się na miłości Boga. Wyrabiajcie w sobie to, co nazywacie często tężyzną duchową. Przypowieść Jezusa o latorośli jest wciąż aktualna, a przecież wy jesteście żywymi gałązkami i krąży w was moc Boża, którą otrzymaliście przy Chrzcie Świętym.


Zróbcie dla Mnie taki mały gest: Weźcie się za ręce i powiedzcie sobie głośno: „Jesteśmy silni, bo Bóg nas kocha".


Czynimy to z radością.


Maryja:


Dzieci, jeśli macie pytania, Ja słucham.


Grażyna:


Chciałam bardzo podziękować za to, co działo się na kursie, w którym uczestniczyłam, za tyle dobra...


Maryja:


A dlaczego o tym Annie nie opowiesz...?


Opowiadamy, dziękujemy za różne wydarzenia mające niedawno miejsce. Stwierdzamy w końcu, że jesteśmy w lepszym humorze. Maryja mówi:


Powinniście już wiedzieć, że nasze słowa to nie są dźwięki. My się do was zwracamy z miłością. A łaski dzisiejszego dnia są bardzo wielkie, bo Pan mój zapragnął Mnie uszczęśliwić. Czy sądzicie, że mogłabym nie podzielić się nimi z wami? Wy z łatwością odczuwacie naszą miłość (w znaczeniu: zbliżyliśmy się przez te lata). A teraz pozwólcie, że na zakończenie naszego spotkania powiem wam kilka słów od siebie, nie jako Królowa, a jako Matka.


Ja patrzę w wasze serca i cieszy Mnie każde wasze najdrobniejsze zwycięstwo nad tą biedną, zaciemnioną (po grzechu pierworodnym) naturą ludzką. Cieszę się z każdego przezwyciężenia waszych przywar, słabości i smutku. Cieszy Mnie, że pomimo wszystko potraficie się dzielić. Każdy gest dobroci i życzliwości jest dla Mnie dowodem, iż jesteście zdolni do szybkiego otrząśnięcia się z „oparów zła".


Przyglądałam się przedwczoraj (6 X 1992 r. w niedzielę na Placu Zamkowym w Warszawie) spotkaniu i przebiegowi zbiórki na rzecz samotnych dzieci z domów dziecka. Widziałam wasze twarze: wszystkie były uśmiechnięte. Cieszyliście się wzajemnie swoją liczebnością pomimo złej pogody. Patrzyłam na was z rozczuleniem i nadzieją, jak wiele jest w was dobrej woli i pragnienia, by udzielać się sobie jak wiele zrozumienia dla potrzeb innych i współczucia. W przyszłości, wierzę, że nie będzie w naszym kraju żadnych domów dziecka. Chciałabym, aby powstawały liczne rodziny zastępcze. Będę pobudzać was w tym kierunku.


Wy widzicie tylko krzykliwe i jaskrawe zło, ale nie widzicie cichych uczynków dobroci. Nie widzicie tych jasnych strumieni światła wzbijających się ku Bogu przy każdej waszej prośbie za innych, modlitwie orędowniczej. Wciąż wam mówię: „Jesteście zdolni do odrodzenia się, do zrzucenia tego „czerepu rubasznego" waszych wad i błędów". A Ja zrobię wszystko, aby ukazać was światu w waszej prawdziwej postaci.




Ja dobrze wiem, jak potrzebuje Matki naród cierpiący, pokaleczony, zmarznięty i smutny


Pytasz, Anno, jaka jest ta wasza prawdziwa postać. Jesteście przecież dziećmi Bożymi, dziedzicami królestwa. A jako naród jesteście rodziną duchową o potężnej sile przekształcania ziemi w podnóżek nieba, pierwszy jego stopień. Ufam, że wspólnie doprowadzimy do prawidłowości i jasności wasze prawa i obyczaje i obdarzymy ziemię wizerunkiem narodu żyjącego w radości i pokoju. A więc, dzieci, przygotowujcie się.


Anna:


Czyli ma to być spełnieniem pragnienia Boga, by przebywać z ludźmi w bliskiej zażyłości?


Maryja:


A czyż tak nie jest w tej chwili pomiędzy nami? Powiedzcie Mi, czy nie pragnęlibyście, aby to się stało udziałem waszego narodu?


Grażyna, Grzegorz:


W całym świecie.


Maryja:


Przecież to wy, Polacy, macie być tą zapaloną latarnią.


Anna:


Pragniemy całym sercem. I wiem, ile pokoleń się o to modliło. Gdybyś, Matko, wiedziała, jak pragniemy prawości życia społecznego.


Maryja:


Nie tylko wiem, ale pragnę dla was tego szczęścia z całego swego matczynego serca, gdyż Ja wiem, co może uszczęśliwić człowieka.


Anna:


Jesteś nam, Matko, potrzebna w każdej sekundzie życia. Ty nas usprawiedliwiasz przed Bogiem, nie zrażasz się nami. Jesteś prawdziwą Matką.


Maryja:


Ja dobrze wiem, jak potrzebuje Matki naród cierpiący, pokaleczony, zmarznięty i smutny. Dlatego nie pozostawię was nigdy sierotami.


Anna:


Dziękujemy Ci, Panie, za Maryję. Dziękujemy za Ciebie, Matko. Bez Ciebie byłoby „zimno" na ziemi. Teraz widzę, jacy biedni są muzułmanie (którzy tak nisko stawiają kobiety).


Maryja:


Dzisiaj mówmy o was. Wydaje Mi się, że łatwo Mi porozumieć się z wami, szczególnie z kobietami polskimi, bo one tak wiele wycierpiały.


Rozmowa schodzi na dzieci.


Prosimy Cię, Matko, żebyś zajęła się wszystkimi dziećmi, a zwłaszcza tymi, których rodzice nie przygotowali do człowieczeństwa.


Anna:


Matko, Ty nas też nadal wychowujesz — Jezusowi. I my to czujemy. I dziękujemy.


Maryja:


Przecież wszyscy jesteście moimi dziećmi.


Prosimy za różnych ludzi, za grupy ludzi, za środowiska i zawody, za Kościół, za wspólnoty zakonne — za „wszystko, co Polskę stanowi".


Anna:


Prosimy Cię, Matko, o błogosławieństwo.


Maryja:


Błogosławieństwo Boga przekazałam wam wcześniej. A teraz przygarniam was do siebie. W waszych osobach przygarniam też waszych przyjaciół i bliskich. Pragnę mieć przy sobie jak najwięcej dzieci. Mój płaszcz jest obszerny.


Tak bardzo pragnę was podnieść na duchu, napełnić nadzieją, dać poczucie bezpieczeństwa i utrwalić w was świadomość, że jesteście kochani bezgranicznie i na zawsze. Ufam, dzieci, że nie dacie się oderwać ode Mnie, bo Ja was siłą zatrzymać nie mogę, ale pragnę mieć was jak najbliżej przy sobie. Kocham was, moje drogie zatroskane dzieci.




Proś o otwarcie ich serc na nauki mojego Syna


10 XII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz


Dyskutujemy o zmienionym układzie „Słów Jezusa Chrystusa do polskiego narodu". Do rozmowy dołącza się. Pan:


Dziękuję wam za wasz wkład pracy, bo dla was obu był on dużym wysiłkiem. Zawsze tak bardzo się cieszę, że robicie coś dla Mnie z miłości i że do pracy skłania was miłość do waszych współbraci, bo przecież to dla nich szykujecie tę pracę.


A ty, Anno, gdybyś była podobna do wielu innych osób, trzymałabyś wszystko dla siebie. Widzisz, ci wszyscy, którzy Mnie naprawdę kochali, pragnęli się Mną dzielić (np. Prorocy). (...)


Czytamy słowa Maryi ze spotkań w uroczystość Niepokalanego Poczęcia (dwa dni temu).


O. Jan:


Dziękuję za zachętę do dzielenia się i proszę o umiejętność dzielenia się. Będę prowadził teraz rekolekcje...


Pan:


A jak myślisz, czy mógłbym ci nie pomóc? Przecież robisz to dla Mnie.


O. Jan:


Proszę o błogosławieństwo na rekolekcje.


Maryja:


Czy chcesz, abym Ja udzieliła ci błogosławieństwa?


Chcę cię przytulić do serca, bo nie było cię tu w dniu mojego święta (8 grudnia). Daję ci moją pomoc i moją miłość. Kiedy będziesz jechał na rekolekcje, ciesz się tym, że będziemy prowadzić je razem, bo jeśli cię zrozumiałam, chcesz przygotować ludzi na przyjście mojego Syna. Czy masz zamiar rozpocząć je od Mszy świętej?


O. Jan:


Tak.


Maryja:


W takim razie, synu, w czasie ofiary Mszy świętej oddawaj Mi w opiekę wszystkich biorących udział i siebie, i proś o otwarcie ich serc na nauki mojego Syna — bo przecież mówisz w Jego imieniu, czyż nie tak? Wszystko, co poznałeś tutaj, może być przez ciebie użyte (chodzi o treści, a nie o same teksty). Tulę cię do serca, synu, i daję ci to samo błogosławieństwo, które przekazałam od Syna mego 8 grudnia. Daję ci też siły i pragnę „rozjarzyć" cię radością, abyś miał się czym dzielić.


Przyjmijcie błogosławieństwo Boże. +


A teraz, Janie, pobłogosław moje dzieci błogosławieństwem kapłańskim.




Czy macie dzisiaj jakieś osobiste problemy?


14 XII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz


Po omówieniu poprawek do nowego wydania „Słów Jezusa Chrystusa do polskiego narodu" zwracamy się do Pana:


Anna:


Panie, czy to co przygotowaliśmy, jest już dobre, czy też masz uwagi i chciałbyś coś zmienić?


Pan:


Słowa są moje, a cała reszta należy do was. Ja szanuję nasz podział pracy. A jeśli chodzi o drobne uwagi, to wskazywałem ci miejsca wymagające wyjaśnienia. Pomagałem Grzegorzowi, pomagałem Janowi, ale wtedy, kiedy chcieliście to zrobić (tzn. zwrócić się. do Pana z prośbą o pomoc). Czyż wczoraj nie pomogłem ci, kiedy Mnie prosiłaś?


Anna:


Tak, i tak szybko poszła praca w przeciwieństwie do poprzedniego dnia, kiedy nie prosiłam o pomoc.


I nic więcej, Panie, nie chcesz już zmieniać?


Pan:


Pozostawmy to tak, jak jest teraz.


Cieszę się, że przyjęliście moje życzenie, żeby fragment psalmu (chodzi o fragment psalmu 102, zaproponowany przez Grzegorza jako zakończenie) był na końcu. Ja to robię dla mojej Matki, która żyła psalmami, i chciałem, żebyście i wy (każdy, kto będzie czytał) zobaczyli, jak starodawny jest tekst mówiący o miłosierdziu Boga.


Czy macie dzisiaj jakieś osobiste problemy?


O. Jan:


Mam trudności przy pisaniu referatów, które mają być wygłoszone na zjazdach.


Pan:


A prosisz Mnie o pomoc przy rozpoczęciu? Rzecz jasna, że we dwóch zrobimy to szybciej. A jaki to referat masz pisać?


O. Jan:


— „Wychowanie do postawy obywatelskiej", „Wychowanie do powściągliwości i pracy" i „Odpowiedzialność obywatelska za dobro wspólne państwa".


Pan:


Synu, czy nie sądzisz, że o każdym z tych trzech tematów Ja wiem trochę więcej niż ty? Pomógłbym ci chętnie w wybraniu do każdego z nich głównych myśli — Pan dodaje z uśmiechem — „tematu wiodącego".


Anna:


Panie, dlaczego nie pisano o twoim śmiechu? Przecież na pewno, gdy przebywałeś tyle czasu z Apostołami, śmieliście się.


Pan:


Tak, ale Ewangeliści pisali nie o naszym dniu codziennym, lecz o wydarzeniach, o mojej nauce i faktach, które ją potwierdzały. Przecież w ciągu trzydziestu lat byłem pomocnikiem ojca, a potem cieślą. Czy myślisz, że w tym czasie nic dobrego dla nikogo nie zrobiłem?


Anna:


Musiałeś, Panie, zrobić, skoro zostałeś zaproszony na wesele razem z Maryją do biednych ludzi (do Kany) — i to z szacunkiem.


Pan:


Ale teraz wracamy do Jana. (...)




Synu, dziel się Mną


O. Jan:


Dziękuję za czas rekolekcji.


Pan:


Synu, czy zadowolony z nich jesteś?


O. Jan:


Tak, zacząłem mówić otwarcie. Zacząłem się dzielić.


Pan:


Synu, dziel się Mną. To, co już wyszło, zwłaszcza u michalitów (chodzi o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), możesz pożyczać wielu osobom na próbę.


Przekaż Stasi moje błogosławieństwo i powiedz jej, że nadal pociesza moje serce. Ja często ratuję człowieka opornego ze względu na prośby tych, którzy z jego powodu cierpią i ponoszą ofiary. Powiedz jej to i przekaż moje błogosławieństwo, dając błogosławieństwo kapłańskie.


A ty, Grzegorzu?


Grzegorz:


Ja mam dwie sprawy. Zapytałem znajomego Hiszpana, czy nie sprawdziłby hiszpańskiego tłumaczenia „Słowa do chorych". Chciałbym się dzielić, ale boję się postąpić nierozważnie.


Pan:


Mówię ci to samo co Janowi: Dziel się Mną.


Grzegorz:


Druga sprawa dotyczy Uli, która martwi się o swojego nadmiernie pijącego brata i modli się za niego. Ale widzę, że Twoje słowa do p. Stanisławy zawierają już odpowiedź.


Pan:


Zawsze mówię wam to samo. Nie przestawajcie go kochać (kogoś bliskiego, grzeszącego, trudnego w pożyciu). Módlcie się za niego i wszystko, co wam przychodzi z trudnością i cierpieniem, oddawajcie za niego. Wobec waszych bliskich jest to nawet wasz obowiązek.


Anna opowiada o poznanej przed laty kobiecie znajdującej się w podobnej sytuacji, która otrzymała od Pana zapewnienie, że jej ofiary i niewzruszona miłość wyproszą jej mężowi zbawienie, i od tej chwili ogromnie się zmieniła: stała się radosna, spokojna, ufna... Pan dodaje:


A Ja go już mam u siebie. A ponieważ chciałem sprawić radość tej, która się za niego modliła i wytrwała w postawie heroicznej, pomogłem mu i tak go umocniłem, że nie umarł bez sakramentów. Tak że ona wie, iż jestem wierny swoim obietnicom, dziękuje Mi i nadal Mi służy.


Jak będziesz wszystko Mnie oddawała — Pan zwraca się do Anny — nie będziesz miała takich obciążeń pamięci. (...)


Teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo dla was, dla waszych bliskich i przyjaciół. A tobie, Janie, daję specjalne błogosławieństwo dla twojego domu, twoich uczniów i ze względu na twoją służbę błogosławię też całą grupę, dla której prowadziłeś rekolekcje w Gdyni. Jeśli chcesz je przekazać, to wyślij im z opłatkiem swoje błogosławieństwo, a Ja dodam swoją moc.


Daję wam błogosławieństwo Boga Najwyższego. +




Po to przyszedłem na świat, żeby nikt z was nie zginął


15 XII 1992 r. Anna, o. Jan


Ojciec Jan mówi o zamiarze wzięcia udziału w konferencji socjologów religii Europy Środkowo-Wchodniej. Pan odpowiada:


Synu, zawsze na ciebie liczę jako na swego obrońcę nie tylko „z urzędu", jako na jezuitę, ale z miłości, jako na mojego przyjaciela. Może na zjeździe będzie ktoś nawrócony, np. z Moskwy, komu można dać „Pozwólcie ogarnąć się Miłości".


Janie, najbardziej działa na ludzi postawa i zachowanie tych, którzy Mnie reprezentują. Ty nie masz z tym trudności, bo umiesz uszanować godność ludzką i nigdy sam nie zacietrzewiasz się w dyskusji. O to głównie chodzi. Możesz wypowiedzieć się właśnie na temat godności człowieka jako dziecka Bożego. Jeżeli bowiem nie bierzecie pod uwagę tej prawdziwie królewskiej godności danej przez Stwórcę i przysługującej człowiekowi przez fakt urodzenia, to jakież inne powody do szacunku znajdujecie? Na przykład tytuły naukowe, honorowe, arystokratyczne czy urzędowe, wyróżniające niektórych ludzi, będą niestety wywoływać u drugich służalczość połączoną z lekceważeniem lub pogardą dla ludzi nie posiadających żadnego tytułu.


Gdy mówi się o humanizmie jako o podstawie szacunku dla człowieka, to powstaje pytanie, na czym się ten humanizm opiera i z czego się wywodzi. Trzeba ukazać podstawę, na której opiera się szacunek człowieka dla jego bliźnich: kto stworzył podstawę tego szacunku i kto jest prawodawcą zobowiązującym ludzi do poszanowania swoich bliźnich.


Ja wam mówię, że wszyscy jesteście moimi umiłowanymi dziećmi, że dałem wam istnienie po to, abyście stawali się szczęśliwi. W tym celu wyposażyłem was w sumienie, rozum i wolę. Już raz mówiłem wam, że nie bylibyście wolni, gdybyście nie mieli możności wyboru. W tym (prawie do wolności wyboru) zawarty jest mój ogromny szacunek dla waszej wolności i godności.


Nie mówię ci tego, synu, po to, żebyś wszystko, co tu słyszysz, miał od razu wygłosić. Pamiętaj, że zawsze cię będę wspomagać, cokolwiek będziesz mówił jako mój przedstawiciel, mój syn, mój żołnierz, mój wojownik — jezuita.


Kocham cię, synu. Dziękuję ci za wszystkie trudy; bo przecież jeżdżąc tak daleko, by głosić rekolekcje czy też przyjeżdżając do Warszawy, musisz pokonywać własne zmęczenie. Robisz to, jak mniemam, w celu służenia Mi lepiej i pełniej.


Teraz, synu, pozostań w pokoju. Niech nic cię nie przejmuje, ponieważ to Ja jestem panem twojego życia, a Ja cię kocham.


Janku, przyjmij pozdrowienia od twojej rodziny, która jest ze Mną.


O. Jan:


Dziękuję Ci, Panie, za ich zbawienie.


Pan odpowiada uśmiechając się:


Przecież po to przyszedłem na świat, żeby nikt z was nie zginął. W rzeczywistości giną tylko ci, którzy sami tego chcą.


Anna:


Jest wielu ludzi, którzy Ciebie nie znają?


Pan:


Każdego z was osądzam wedle jego sumienia, nie inaczej. (W znaczeniu: gdy człowiek w coś wierzy, posiada jakąś hierarchią wartości duchowych, i postępuje wedle tych praw, które uznał za dobre i przyjął, to jest w porządku).


Synu, daj kapłańskie błogosławieństwo Stanisławie i Kazimierze; nie zapominaj o niej. Nie żegnam cię, synu, bo stale jestem z tobą i jutro razem pojedziemy do Krakowa. A teraz zamykam okres pracy nad drugą książką („Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu", wyd. II).


Anna:


Bardzo prosimy Cię o szybkie ukazanie się „Zaufajcie Maryi" oraz o szybkie wydanie „Świadków Bożego miłosierdzia".


Pan:


Polska jest dobrą matką. Jakże was kocham, dzieci. A teraz „zarządzam" dla was, moje dzieci, odpoczynek świąteczny — odpoczynek ze Mną.


Cokolwiek złego dzieje się na świecie lub będzie się działo, was to nie dotyczy. Ale cała ziemia potrzebuje waszego orędownictwa. Skupcie się na tym. (...)


Teraz przytulam was do serca, błogosławię was. + Cieszę się razem z wami z zakończenia pewnego etapu naszej wspólnej pracy.


Do Anny:


Ty niczego się nie bój. Ale słuchaj lekarzy.




To tak jakbyście stali obok Maryi i Józefa w miejscu mojego urodzenia


21 XII 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz


Po przeczytaniu słów Maryi z 8 XII 1992 r. mówimy o pięknie świata; Anna chciałaby zobaczyć „stamtąd" miejsca takie jak Florencja, które pragnęła zobaczyć, ale nie widziała. Pan mówi:


Cieszę się, jeżeli wy się cieszycie moim światem.


Po chwili Anna zwraca się do księży:


Zwróćcie się i wy do Pana.


Pan poprawia: „Zwróćmy się".


Ks. Grzegorz:


Dziękujemy Ci, Panie, za wspólne spotkanie. Pragniemy się przygotować na przeżycie Twojego Narodzenia. I żeby ta radość udzieliła się moim parafianom i całemu narodowi. Trapi ich niepokój...


Pan:


A Ja bym sobie życzył, żeby każdy z was w dniu oczekiwania (Wigilii) postarał się dać radość innym w taki sposób, jaki jest mu dostępny:


Może mógłbyś pójść do więźniów z kapelanem, Krzysztofie?


Może mógłbyś odwiedzić przed południem jakąś chorą, Grzegorzu?


Przede wszystkim Ja chcę być z wami w tym dniu, więc nie czujcie się sami. Czujcie się moją rodziną. To tak jakbyście stali obok Maryi i Józefa w miejscu mojego urodzenia.


Anna:


Czy możemy Cię o coś poprosić, Panie?


Pan:


Przede wszystkim z tego powodu jestem z wami, bo Ja mam wszystko, a wy nic nie macie.


Anna:


Proszę, żebyś w tym dniu dał radość swojej obecności tym, którzy są zupełnie sami — przede wszystkim chorym i samotnym w domach. Proszę Cię o ten dar.


Co sam chcesz nam powiedzieć, Panie?


Pan:


Ponieważ dzisiaj czytaliście ostatnie nasze słowa, potwierdzam wam, że nie tylko nie odwlekam, ale już przystąpiłem do dzieła oczyszczenia świata. Tam gdzie w tej chwili wyładowuje się nienawiść, ujawniają się źródła zła (inspiracji duchowych sił zła). Takie działanie będzie się szerzyć jak zaraza, która idzie przez świat. Mówiłem wam, że cała Mała Azja stanie w ogniu. Także w Rosji będą narastać ogniska nienawiści zbiorowej.


Anna:


Panie, my Cię w tym czasie prosimy o silną interwencję w sprawie powrotu Polaków z Rosji.


Grzegorz:


A czy ma sens wysłanie listów do władz? Dzisiaj napisałem taki list.


Pan:


Synu, jeżeli robisz to przez posłuszeństwo moim życzeniom, to Ja to przyjmuję jako twój udział w walce o życie twoich rodaków na Wschodzie. Bo robisz to, co możesz, i więcej nie możesz. Dziękuję ci za starania. Tak, chciałbym, żeby reagował każdy z was — czyniąc to, co może, ale też czyniąc wszystko, co może, w sprawach, o których wam mówię — wedle waszej możności.




Nie słowa, lecz wasze uczynki, wasze zmagania z nieprzyjacielem świadczą o was


Pan do ks. Krzysztofa:


A jak pójdziecie (z kapelanem), podzielcie się opłatkiem ze wszystkimi, od naczelnika więzienia do najgorszego więźnia. A gdyby ktoś był ukarany karcerem, proście, żebyście i tam mogli wejść. Nie żądam od was więcej niż to możliwe; a gdy okaże się niemożliwe, nie będę miał do was pretensji — o ile spróbujecie.


Anna opowiada, jak na początku stanu wojennego, wracając z kościoła po Mszy pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia, podzieliła się opłatkiem z dwoma patrolami ZOMO i jacy ci młodzi ludzie z obu patroli byli szczęśliwi. Pan mówi:


A Ja się tak tobą wtedy cieszyłem.


Anna:


Ja się cieszyłam nimi: że chcieli ten opłatek przyjąć, że pod tymi mundurami były normalne chrześcijańskie dusze.


Panie, dziękuję Ci za wszystko, za Twoje działanie w każdym z nas, za Twoją pomoc. Za p. Sławę.


Ks. Grzegorz:


Dziękujemy Ci, Panie, za (nowe) sutanny.


Pan:


Pamiętajcie, że to jest mój mundur. Jakże bardzo was zobowiązuje.


Ks. Grzegorz:


Mundur! Żebyśmy mieli dusze takie...


Pan:


Ale ludzie was sądzą (rozpoznają) po sutannach.


Ks. Grzegorz:


Tak, Panie. Żebyśmy zawsze dawali dobre świadectwo o Tobie.


Pan:


Ja się po was wiele spodziewam, moi drodzy synowie, i to wcale nie wedle waszych uzdolnień, lecz wedle mojego pragnienia uszczęśliwienia was, a co za tym idzie — moich potężnych środków pomocy. Więc wszystko zależy od waszej gorliwości w służbie mojej. Im więcej będziecie pragnęli rozdzielać (innym), tym więcej otrzymacie.


Grzegorz opowiada o „rozmnożeniu" paczek dla kloszardów paryskich (przygotowanych bodaj przez Wspólnotę Emmanuel w czasie minionych świąt). Przygotowano sto paczek i załadowano do samochodu, a obdzielono ok. trzystu kloszardów: każdy otrzymał paczkę. Rozmowa schodzi na nadzwyczajne uzdrowienia, na modlitwę wstawienniczą — różne budujące przypadki.


Pan:


I to jest to, czego Ja od was chcę: żebyście się dzielili tym, co was cieszy — tym bardziej jeżeli to ukazuje wam przejawy mojej miłości do was. Bo Ja wciąż działam. Zawsze jestem równie obecny w świecie. I powinniście pamiętać o tym, że serce mam współczujące i jakże często ulegam waszym prośbom — jeżeli prosicie.


Anna:


Dziękujemy Ci, Panie, za Twoje stałe działanie.


Pan:


Gdybyście prawdziwie wierzyli, widzielibyście je codziennie. A Ja bardzo pragnę tego, żebyście stawali się żywymi świadkami mojego działania.


Anna:


Gdy Ty działasz, to wszystko wydaje się takie zwyczajne.


Pan:


Byłoby to „zwyczajne" (w znaczeniu: powszechne, stałe, codzienne), gdybyście wy byli moim ludem prawdziwie.


Ks. Grzegorz:


Ile Pan musi w nas, w całym narodzie, jeszcze kształtować!


Pan:


Ja tego pragnę. Od was przecież zależy, czym stanie się wasz kraj: ziemią moją, pełną radości, żyjącą w pokoju i bezpieczeństwie, czy „pustynią" stratowaną przez nieprzyjaciela, jeżeli wybierzecie służbę temu, który Mi się sprzeciwia.


Anna:


Te szale wagi (czy opowiemy się za Panem, czy nie) ciągle się w Polsce wahają. Panie, my Tobie ufamy.


Pan:


Nie słowa, lecz wasze uczynki, wasze zmagania z nieprzyjacielem świadczą o was.


Anna:


A jednak my Ci wierzymy, Panie.


Pan zwraca się do obu księży:


A wy, synowie, powiedzcie, co wy robicie w tej mierze?


(Gdzie wy widzicie siebie w tym zmaganiu, co wy możecie zrobić).


Grzegorz:


Przede wszystkim w modlitwie.


Ks. Grzegorz:


Przede wszystkim urabiam najmłodsze pokolenie. Staram się uświadamiać im zagrożenia. Koła różańcowe w każdej klasie.


Pan zwraca się do ks. Krzysztofa:


A ty, synu, nie mów, że nic nie możesz.


No, co ja mogę. Absorbuje mnie to więziennictwo.


Pan:


Ja ci to określę. Pragnę, abyś tu otworzył przede Mną drzwi więzień. I dalej pójdziemy razem.


Po dłuższej rozmowie:


Anna:


Panie, w Twojej obecności...


Pan:


I co, czujecie się dobrze? Ja właśnie tego chcę.


Dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. A ponieważ nie „zobaczymy się" już w tym roku, teraz daję wam moje dary na nowy rok pracy kapłańskiej. Uklęknijcie. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej Jego mocy, która was ożywi i wspomoże w waszej pracy. Ja w niej będę z wami. +


Po chwili Pan zwraca się do obu księży:


A teraz wy dajcie błogosławieństwo kapłańskie.




Właśnie trud jest dowodem waszej miłości


24 XII 1992 r. Wigilia. Anna, Grażyna, Hanna, Grzegorz, Jacek, Maciek i Szczepan


Anna:


Panie, chcemy pobyć z Tobą.


Przecież Ja zawsze jestem z wami. Ale jeśli specjalnie chcecie zwrócić się do Mnie, to Ja „jestem na wasze usługi" (chcę wam służyć).


Pan mówi to żartobliwie, aby nas rozweselić; dostrzegamy to i nasz nastrój od razu się poprawia: zaczynamy się cieszyć.


Anna:


Muszę Ci powiedzieć, Panie, że jest różnica między stanem duchowości przed wojną a obecnie. Wtedy taka bezpośrednia rozmowa z Tobą nie była możliwa; np. w mojej rodzinie nie mogę jej sobie wyobrazić. Za dużo było sceptycyzmu.


Pan:


Bo i Ja się do was zbliżam w miarę wzrastania waszej potrzeby przebywania ze Mną.


Anna:


Ale na to trzeba było, żebyśmy zrozumieli, że Ty możesz... że Ty chcesz z nami mówić. Dziękujemy Ci z całego serca...


Grażyna:


Dziękujemy za Maryję i za Jej „tak".


Dziękujemy za różne sprawy. Zaczynamy mówić o ludziach nie potrafiących okazać miłości inaczej niż prostymi czynami, np. ciężką pracą dla rodziny. Stwierdzamy nawet, że takich ludzi jest dużo, bardzo dużo.


Wtedy Pan mówi:


Właśnie trud jest dowodem waszej miłości — to co wam przychodzi z trudem.


Przychodzi Szczepan z Maćkiem.


Szczepan:


Cieszę się, że tu jestem.


Pan:


Mój synu, gdybyś wiedział, o ile bardziej Ja się cieszę, mogąc was przygarnąć do serca. A dzisiaj chciałbym, żeby moją miłość każdy z was przekazał swoim bliskim.


Szczepan z uśmiechem:


Zrobi się.


Pan:


Moje dzieci, gdybym nie czynił wam w ten sposób krzywdy, nosiłbym każdego z was na ręku przez całe życie. Ale Mnie zależy na waszej chwale. Chciałbym uszanować waszą godność dzieci Bożych, wasze wybory, wasz trud włożony w wysiłki realizowania mojego królestwa na ziemi.


Największą radość przynosicie Mi wtedy, gdy ponad wszystko wybieracie Mnie — w mojej służbie światu.


Anna zaczęła sią zastanawiać (w myśli) nad tym, co trzeba zrobić, żeby utrwalić pobyt Pana na ziemi. Wtedy Pan mówi:


Ja też tego pragnę. W waszym kraju chcę rozpocząć moje współżycie z wami, mój stały, wyraźnie odczuwalny pobyt, owocujący atmosferą miłości. Jeżeli będą wprowadzone moje prawa, to nie będzie ludzi samotnych, sierot i odrzuconych.


Obiecałem wam, dzieci, że wspomogę was mocniej i do waszych starań dodam moją moc, ponieważ jesteście bardzo osłabieni. Chciałbym tylko, abyście pamiętali, że nie jesteście sami, abyście oddawali Mi nie tylko waszą służbę, ale — z góry — tych wszystkich, z którymi macie się spotkać. Czy myślisz, Szczepanie, że za wasze środowisko pracy nie należy orędować? Nie należy oddawać Mi ludzi pracujących z wami i tych, którym służycie?


Pan przypomina, że mówił, abyśmy się zwracali do zakonów zamkniętych z prośbą o wspomaganie nas modlitwą. Mamy prosić o stałą modlitwę w intencji planów Pana, zapraszać do niej. Polecać ludzi, sprawy.


Anna do Grażyny:


Byłaś?


Grażyna:


Byłam dwa razy, i u sióstr sakramentek i u sióstr wizytek.


Pan:


No to pójdź jeszcze. Polecajcie wciąż nowe sprawy, nowe zagadnienia, nowe zespoły ludzkie.


Anna:


Pan się i o nie troszczy.


Anna do Grażyny:


A jak będziesz, to możesz im powiedzieć o rezultatach.


Pan:


Dzieci, czy jeszcze chcecie Mnie pytać?


Szczepan waha się, co powiedzieć. Pan mówi:


Synu, jesteś Mi potrzebny. Dlatego nie martw się o siebie, bo Ja cię wspomogę.


Dla Mnie nie ma ludzi niepotrzebnych. Wszyscy jesteście niezbędni we wspólnym działaniu. Bo każdy z was może dodać do wspólnej budowy swoją własną formę wyrażania miłości.


Jacek:


Dziękuję Ci, Panie, za radość przeżywania Twoich narodzin. Nie ma bardziej radosnych świąt, w których wielu z nas się otwiera.


Pan:


Jeżeli tak, to proszę cię, uśmiechaj się dzisiaj do każdego, kogo spotkasz.


Szczepan, nie mogąc sformułować „konkretnego" pytania lub prośby:


Co zrobić, jak głowa pusta?


Pan:


Oddać Mi swoje zmęczenie.


Szczepan:


Proszę.


Pan:


A Ja przyjmuję. To jest twój dar „pastuszkowy". Ty masz zmęczenie, daruj Mi więc zmęczenie.


Szczepan:


Daję zmęczenie, bo nic u mnie nie ma prócz pragnienia snu.


Pan:


Synu, nie wydaje Mi się to pełną prawdą. Nie byłbyś zdolny do działania, gdybyś nie miał choć trochę nadziei. A Ja pragnąłbym, abyś twoją nadzieją rozpalał (innych).


Kiedyś zobaczysz rezultaty. Ty walczysz na pierwszej linii frontu — mojego frontu — ale czyż nie dałem ci odpowiedniego wyposażenia? (W znaczeniu: tak jak żołnierzowi dostarcza się dobrej broni, amunicji, umundurowania, zaopatrzenia, tak tu — inteligencji, wiedzy, umiejętności jej przekazywania, praktyki). Ja cię nie opuszczam. Nikogo z was nigdy nie pozostawiam samemu sobie, jeżeli walczycie o moje prawa. To samo dotyczy ciebie, Grażyno. Przecież wiesz, o co walczysz.


Wszyscy, którzy tu dzisiaj jesteście, jesteście w pełni świadomi tego, co robicie i dla kogo to robicie — a to jest właśnie miłość, czyli pragnienie darzenia, ulepszania, pomagania. W was wszystkich już zakorzeniło się pragnienie służenia moim prawom. Inaczej, jest to walka o uszczęśliwienie jak największej ilości ludzi.


Dzieci, dzisiaj radujcie się. Przygarniam was wszystkich do serca. Każdemu z was daję moją radość i dziękuję wam, żeście tu przyszli, bo tym sprawiliście wielką radość Mnie samemu. (Ale to Pan zadbał, aby wszyscy przyszli o tej samej porze, a przy tym nie przyszedł nikt nie przygotowany do spotkania z Panem, dla kogo mogłoby ono być tylko sensacją).


Teraz przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w pełni Jego świętości i chwały. Niech was umocni i da wam więcej siły, więcej nadziei, więcej męstwa na następny rok.


Błogosławieństwo moje rozciągam nie tylko na wasze rodziny i bliskich, ale na cały ten biedny naród, sponiewierany, nie widzący przed sobą perspektyw, i z tego powodu smutny. Pragnę ożywić w was wiarę w pomoc moją. Wytrzymajcie, dzieci, bo już niedługo stanie się jasne, co jest dobrem, a co złem na ziemi. Wówczas praca wasza zyska więcej siły i oparcia w społeczeństwie.


Kocham was. Wspomagam was. Liczcie na Mnie, dzieci. Niech błogosławieństwo moje spocznie na narodzie, który jest królestwem mojej Matki. +




Ci, którzy żyją w przyjaźni ze Mną, uczą się ode Mnie


28 XII 1992 r. Anna, Grzegorz


Mówimy o różnych uciążliwych sprawach.


Panie, oddajemy Ci nasze „drobiazgi".


A co powiedziałem Szczepanowi? Jesteś zmęczony, daruj Mi więc swoje zmęczenie (przypomina nam Pan słowa ze spotkania wigilijnego).


Mówimy o filmie „Jezus z Nazaretu" Zefirellego, nadanym w odcinkach w okresie Świąt, i o niektórych sprawach dotyczących wierności filmu względem Ewangelii, zwłaszcza w szczegółach.


Dziękujemy Ci, Panie, za ten film, za to, że został pokazany w telewizji.


Pan:


Nie skupiajcie się na szczegółach (fizycznych), a na istotnym sensie mojego życia. A to zostało w dużej mierze ukazane w tym fiknie. Dlatego wyniki pracy reżysera i całej jego ekipy dobrze świadczą o nich. Cieszę się, że to zrobił, bo wielu ludziom ten film pomógł w zbliżeniu do Mnie.


Jeżeli chodzi o waszą pracę nad książką „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu", jestem zadowolony i nie sądzę, abyście mieli coś jeszcze w niej poprawiać. Ciekawe teraz, jak się do całej sprawy odniesie wydawca.


Anna:


Panie, a co z książką „Zaufajcie Maryi"? To tak jak gdyby szatan się zaparł (że nie dopuści do wydania jej). Ale dlaczego ulegają mu księża, cały zakon? (...) Dlaczego się nie odezwą, nawet na święta? Dlaczego są tak „źle wychowani"?


Pan:


Ja nie wymagam od nich więcej niż to, na co ich stać. Pogódźcie się z tym i naśladujcie Mnie.


Anna:


Ale chodzi mi o trochę „kindersztuby", o wrażliwość, o delikatność.


Grzegorz:


To też są dary. Nie każdy je wynosi z domu.


Zgadzam się z Grzegorzem. Bądź jednak pewna, Anno, że ci, którzy żyją w przyjaźni ze Mną, uczą się ode Mnie. I nie słyszałem o takim „świętym", który byłby grubiański, ordynarny, nieżyczliwy — Pan powiedział to żartobliwie.


Anna:


Wiem, Panie, co chcesz mi powiedzieć.


Pan:


Ale nie każdemu od początku daję równą wrażliwość. Jedni otrzymują ten dar ode Mnie, drudzy muszą się jej nauczyć — a to trwa. A poza tym nie zawsze to, co wy uważacie za delikatność, jest nią w istocie. Może to być także tchórzostwo, lękliwość, nieśmiałość, a nawet obojętność, która chroni przed angażowaniem się. Może też być specjalnie przybraną pozą, obłudą lub fałszem świadomie czynionym.


Moje dzieci. Teraz starajcie się załatwić wasze sprawy bieżące, a w ostatnim dniu roku porozmawiam z tobą, Anno, o moich dalszych planach — i dam ci możność pisania (chyba że Grzegorz znalazłby czas i przyszedł notować).


Teraz, dzieci, obejmuję was mocno i przytulam do serca. Kocham was, moi przyjaciele na wieczność.


Anna:


I my, Ciebie, Panie. Choć dopiero u Ciebie będziemy kochać Cię tak, jak na to zasługujesz — w każdym razie z całego serca, z całej duszy.


Pan:


A Ja uważam, że już Mnie kochacie tak, jak możecie. I wiem, że ani ciebie, Anno, ani ciebie, Grzegorzu, nikt i nic ode Mnie oderwać już nie potrafi.


Grzegorz:


Dziękujemy Ci, Panie, bo to Ty nas prowadziłeś, to Ty dawałeś się nam poznać i umacniałeś nas (na tej drodze).


Anna:


To proste. Bo poza Tobą nie ma nic piękniejszego, wspanialszego — i nie ma w ogóle innej miłości. Jeżeli my tu, na ziemi, kochamy się albo chociaż lubimy lub przyjaźnimy się, to też w tym jesteś Ty. Bo Ty zbliżasz ludzi do siebie.


Pan:


Moje dzieci. Na początku było wasze szukanie i pragnienie — które Ja pobudzałem. Ale czy naprawdę tak wielu ludzi pozostaje przy Mnie? A ilu ich odchodzi? Większość! (Pan mówi to o chrześcijanach). A przecież Ja każdemu daję się poznać — na miarę jego pragnienia.


Grzegorz:


Nie wiemy, co na to powiedzieć, Panie. Nam żal tych ludzi, którzy odchodzą od Ciebie. A jak Tobie musi być ich żal... Przecież każdy z nich jest odkupiony Twoją krwią.


Po chwili Anna dodaje:


Panie, coraz mniej czuję się samotna. Coraz więcej odczuwam ciepło Twojej obecności.


Pan:


Przecież powiedziałem ci, jaki jestem dla chorych i cierpiących. To co teraz przechodzicie, jest tak bardzo potrzebne. Stanowi okup (za wielu) i stanie się dla wielu ratunkiem. I nie sądź, że nie będą wiedzieli, komu zawdzięczają swoje ocalenie. W ten sposób tworzę więzy miłości pomiędzy wami a moim królestwem. Jak myślisz, córko, jak reaguje człowiek, kiedy rozumie, że ocalony został przez wstawiennictwo i cierpienie innych ludzi?


Anna:


W każdym razie rozumie, że jesteśmy jedną rodziną.


Pan:


Tak, ale w niebie jesteście moją rodziną. Dlatego żyjecie we wzajemnej miłości między sobą.


Anna:


Cieszę się, Panie. Bardzo.


Pan:


A ty, Grzegorzu, możesz ofiarowywać jako akty miłości wstawienniczej każde przejściowe zmartwienie, zmęczenie lub kłopot; a i cierpienia, jak ta źle gojąca się rana. To jest udręczenie (w domyśle, tylko udręczenie, a nie coś poważniejszego), bo nie chcę ci przyczyniać większych cierpień, abyś był zdolny do czynnej służby.


Grzegorz:


Dziękuję, Panie. I proszę za Grażynę, o siły i światło dla niej, przede wszystkim w dokończeniu pracy magisterskiej. I oddaję Ci tych prokuratorów, z którymi będę rozmawiał.


Pan:


Będę z tobą, synu. Grażyna niech się zwróci do Mnie na początku tygodnia, abym jej pomógł zorganizować czas tak, by mogła coś zrobić.


Daję wam moje błogosławieństwo ...aż do końca tego roku. + — dodaje Pan z uśmiechem, bo wiemy, że przy następnej rozmowie otrzymamy nowe.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
XII ROK92
XIII NIEKTORE UMOWY, chomik, studia, STUDIA - 1 rok, Prawo Gospodarcze
92 196Plan II rok EE lato 2009-2010
Sprawozdanie nie dokończone, WAT, LOTNICTWO I KOSMONAUTYKA, WAT - 1 rok lotnictwo, PI, Podstawy info
92 196Plan II rok EE lato 2009 2010
49-92, ZiIP, II Rok ZIP, Obróbka cieplna i spawalnictwo, obróbka cieplna, Obrobka cieplna, Rucie
EGZAMIN MATA !!!!!!!!!!!!!! Prawie dokończobne!!!! TO ot, Edukacja Przedszkolna I, II i III rok (not
XIII niedziela zwykła, psalmy, ROK C
ustawa o krajowym rejestrze sądowym, Grupa SM XIII 2000/2001 rok
XIII NIEKTORE UMOWY, chomik, studia, STUDIA - 1 rok, Prawo Gospodarcze
Film na świecie Psychoanaliza i film rok 1989 (369) str 3 92
Lekcja kliniczna 2 VI rok WL
Adiuw XIII
Inwolucja połogowa i opieka poporodowa studenci V rok wam 5
download Prawo PrawoAW Prawo A W sem I rok akadem 2008 2009 Prezentacja prawo europejskie, A W ppt
Sztuka romańska w Europie Zachodniej (X XIII w 2