39. Biała rozpatrz
- Och, Gellercie, zobacz, jakie one są kochane! - zachwycał się szeptem długowłosy Gryfon, który przypałętał się do pokoju wspólnego Slytherinu za Tomem i wpatrywał się w jego dzieci. Tylko T. M. Riddle nie była pewna, czy ze zdania wynikło, że dzieci należą do Toma, czy do pokoju wspólnego. A może do Hanki? - pomyślała, popaczywszy na stertę kartonów leżącą pod ścianą.
- Co w nich kochanego? - zapytał jego wyraźnie zdegustowany towarzysz.
- One są jak... jak baranki! - Chłopak złożył dłonie. Gellert, Tom, Severus, Bella i Lucjusz spojrzeli na niego podejrzliwie. - Tak tylko powiedziałem...
- Ty jesteś Albus Dumbledore - powiedziała nagle odkrywczo Harry. - A to jest Gellert Grindelwald - dodała, wskazując chłopca o złotych lokach.
Czarny Pan upuścił talerzyk z szarlotką. Ciasto natychmiast skorzystało z okazji i uciekło przez uchylone drzwi do dormitorium dziewcząt.
- Zdemaskowali nas! - krzyknął ze zgrozą Gellert. - To Agenci!
- Wiedziałem - mruknął Severus.
- To dlaczego nic nie mówiłeś?! - wykrzyknął Lucjusz, łapiąc go za przód szaty i potrząsając nim.
- Nie chciało mi się - odparł niższy ze Ślizgonów.
- Mniejsza z tym! - Bella machnęła niecierpliwie dłonią. - Skąd wiedziałaś, że to Dumbledore i Grindelwald?
Tom oglądał Gellerta z zainteresowaniem, obchodząc go jak dziki kot ofiarę. Zakręciło mu się w głowie po trzecim kółku.
- Nie wiem, chyba to przewidziałam. Mam wyjątkowe zdolności. Jestem nieprzeciętnie inteligentna. Teraz, jako dziecko, urocza. Kiedy podrosnę, stanę się szkolną pięknością - odpowiedziała Harry, wzruszając ramionami.
Jej brat wywrócił oczami.
- Mogę go sobie zabrać? - zapytał Gellerta Albus, wskazując Harry'ego.
- Nie - odrzekł stanowczo Grindelwald z bardzo nadąsaną miną. Długowłosy czarodziej zwiesił ze smutkiem głowę. - Ej, Tom! Co tak krążysz?
- Cóż, zawsze chciałem cię spotkać osobiście - przyznał Czarny Pan. Po czym pogroził pięścią autorce. - Czy wy wszędzie musicie robić slash?
- No, wybacz, ale jeśli w powyższym zdaniu widzisz jakiś podtekst, to jesteś przewrażliwiony - prychnęła T. M. Riddle. - I przestańcie mnie zagadywać, bo obiecałam sobie, że będzie mnie w treści jak najmniej - dodała z irytacją.
- Tak. Jasne. - Gellert pokręcił głową. - Z tej okazji się napijemy! - zawołał pogodnie.
- To ja zabiorę dzieciaki na zakupy, skoro już tak urosły - zdecydowała Bella. - Muszą być mhrocznhe!
Severus spojrzał na Lucjusza.
- A my...?
- Do książek! Żadnego slashu! - zarządził Tom.
- Książki i slash się nie wykluczają - szepnął głośno Malfoy i mrugnął do drugiego Ślizgona.
Czarny Pan nie zdążył zareagować, bo wraz z Dumbledore'em został wyprowadzony z pokoju wspólnego Slytherinu przez Grindelwalda.
*materiał dodatkowy*
Uznawszy, że same zajęcia z religii to za mało, Pan Zakon postanowił wygłaszać wykłady na korytarzach, toteż stał sobie właśnie w jednym z nich i głosił Jedyne Słuszne Prawdy.
- Kim jest szatan? - zapytał. - Jakże się cieszę, że pytacie.
Zebrani na korytarzu randomalni słuchacze wymienili spojrzenia.
- Szatan to alkohol. Szatan to papierosy. Szatan lubuje się w czarnych kolorach.
- Gdzieś to już słyszałem... - mruknął jeden z uczniów, Polak o nazwisku Natanek.
- Szatan to czary. Szatan to magia. Szatan... - Pan Zakon urwał gwałtownie i zatkał sobie usta dłonią. Jego oczy stały się wielkie. - Jestem... Wy... Ta szkoła... Ta szkoła to SIEDLISKO SZATANA! A wy jesteście jego dziećmi! - wrzasnął ze zgrozą, cofając się powoli pod ścianę i kręcąc głową. - Precz! - krzyknął i siłą woli zabił przechodzącego obok Petera. - Rezygnuję! - Pobiegł się spakować.
- I tak go nie lubiłem - mruknął Aberforth, przechodząc obok z małą kózką w ramionach.
Zatrzymał się nagle, bo dostrzegł coś... niesamowitego.
Oto jego oczom ukazało się dwóch młodzieńców. Jeden z nich, ten wyższy, miał znajome niebieskie oczy i długi nos, a drugi złote loki do ramion i kilka butelek alkoholu w rękach. Szedł z nimi profesor Riddle.
- Stać! - zawołał władczo dyrektor.
Uczniowie spojrzeli na niego z lekkim niepokojem.
- PICIE W ZAKŁADZIE PRACY?! - wrzasnął Aberforth do nauczyciela.
Gryfoni wymienili spojrzenia, złapali profesora Riddle'a za szatę i cała trójka uciekła korytarzem.
- Mają przewalone - oświadczył groźnie dyrektor, głaszcząc kozę.
*koniec materiału dodatkowego*
Tom czuł się bardzo trzeźwy. Tak więc musiało być. Musiał być trzeźwy, skoro tak właśnie się czuł. Przytulił się do Gellerta.
- A Albus mnie nie lubi - poskarżył się.
- Naprawdę? - zdziwił się Grindelwald, obejmując go uspokajająco. - Dlaczego?
- Nie wieeem - jęknął z rozpaczą Czarny Pan.
Na moment zapadła cisza. Szarlotka skradała się przez pomieszczenie - powiedzmy, że pustą klasę na trzecim piętrze.
- Albusie, dlaczego nie lubisz Toma? - zapytał łagodnie Gellert.
- Bo... On jest jak dziewczyna - wyjaśnił Dumbledore, krzyżując ramiona na piersi.
- Nieprawda - zaszlochał Czarny Pan. - Tusz mi się rozmazał - mruknął, spoglądając na szyję Grindelwalda.
- A poza tym to ty zacząłeś - dodał Albus, obserwując szarlotkę, która była już niemal u drzwi. - Wziąłeś mnie za psychiatrę. Czy ja wyglądam jak Hannibal?
- No już, już, spokojnie. - Gellert wstał nagle. - To wszystko jedno wielkie nieporozumienie. Przecież obaj jesteście tak samo zajebiści jak ja. Musicie się pogodzić. Będziemy Wielką Trójką Hogwartu. Albus będzie tym odważnym bohaterem, ja będę tym zabawnym, a ty, Tom, tym mądrym! Och! - zachwiał się lekko.
- Co się stało? - zapytał z niepokojem Dumbledore.
- Nic, nic. Mój geniusz tak na mnie działa, czasem potrafi zwalić mnie z nóg - wyjaśnił jego przyjaciel.
- Dobrze, pogodzimy się - zawołał radośnie Czarny Pan. Bardzo mu się spodobał ten pomysł. Poszedł przytulić się do Albusa.
Szarlotka czmychnęła z sali.
Powrót do własnego pokoju okazał się trudny. Magiczne posadzki Hogwartu nie pozwalały Tomowi iść prosto, ściany na niego wpadały, a sufit drwił z niego bezczelnie. W dodatku po drodze natrafił na tego śmiesznego detektywa, Monka, który nie tylko go podejrzewał, ale był wręcz przekonany, że to właśnie profesor Riddle odpowiada za śmierć człowieka, którego ciała nie mogli odnaleźć. I powiedział mu to wprost.
Czarny Pan miał na to tylko jedno słowo:
- Hę?
Machnął lekceważąco ręką i spróbował złapać klamkę. Uciekła.
- Panie Czarny! Wróciłam! Dyrektor chce, żebyśmy poszli przydzielić dzieci do Domów! - zawołała Bella i podbiegła razem z dwójką jedenastolatków. - Mamy się z nimi udać na Ceremonię Przydziału.
Tom skupił wzrok na Bellatriks. Dziewczyna chyba tańczyła, bo wcale nie było to takie łatwe.
- Zatem chodźmy - mruknął. I tak nie miał szans wejść do pokoju, skoro własna klamka go zdradziła.
- Masz, to eliksir trzeźwości - powiedziała dziewczyna i wyciągnęła z kieszeni fiolkę z niebieskawym płynem. Bo w tej parodii ludzie mają w kieszeniach to, czego akurat potrzebują. W życiu nigdy nie ma się właśnie tego, czego w danej chwili najbardziej się potrzebuje. Więc teraz jesteście już pewni, że to parodia. Prawda? *patrzy z nadzieją*
- Jakie ładne - mruknął Czarny Pan i wypił eliksir. - Kiedy zacznie działać? A w ogóle po co mi to? Jestem trzeźwy.
- Za jakieś piętnaście minut. Nie zaszkodzi. - Bella uśmiechnęła się. - Chodźmy do dyrektora.
Profesor Riddle powlókł się za nią, starając się naśladować jej dziwny taneczny chód. Dobre dziesięć minut później stanęli w gabinecie Aberfortha.
Dyrektor nałożył Tiarę Przydziału na głowę dziewczynki.
- Gryffindor! Żartowałam! - Kapelusz roześmiał się. - Hufflepuff! Nie, to gówniany Dom. Slytherin! Teraz już na serio.
- Kiedyś Tiara krzyczała dużym literami - zauważył Tom. Zorientował się, że świat przestaje się kręcić.
Harry podeszła do niego, gdy jej brat był w trakcie przydziału, i Czarny Pan dostrzegł jej mhrocznhy makijaż i biżuterię. Jej szkolna szata była malowniczo postrzępiona.
- Super, nie? - zagruchała z dumą Bella. - Byliśmy też w studiu tatuażu. Zgadnij, Harry zrobił sobie na czole błyskawicę.
W momencie, gdy to mówiła, Tiara krzyknęła "Gryffindor!", dyrektor zdjął z głowy chłopca kapelusz, a Tom ujrzał jego czoło.
I wtedy zaczął krzyczeć.
Biegł, biegł, biegł, jak jeszcze nigdy w swoim życiu.
Ponieważ jego syn okazał się jego koszmarem. I go gonił.
Te czarne włosy, zielone oczy, błyskawica na czole i śmieszne, okrągłe okulary, które widocznie też nabył na zakupach z Bellą... To wszystko czyniło go Chłopcem, Który Śnił Się Czarnemu Panu.
- Odejdź! - krzyknął Tom, rzucając za siebie na oślep zaklęcia.
- Ale ja chcę tylko ci coś dać! - wołał Straszny Chłopiec.
Profesor Riddle zawahał się.
- A co takiego? - zapytał z ciekawością.
- Znalazłem szarlotkę, która ci uciekła.
Czarny Pan zatrzymał się z piskiem obuwia.
- N-naprawdę? - odwrócił się, węsząc podejrzliwie, ale i z nadzieją.
Harry stał, trzymając w dłoni talerzyk, na którym spoczywała Ona. Ta, której inne ciasta mogły co najwyżej blachę czyścić.
Właściwie chłopiec wyglądał całkiem zwyczajnie. Ubrany w hogwarcką szatę i krawat w kolorach Gryffindoru. Jego włosy były rozczochrane, cera dość blada. W sumie to wydawał się raczej mizerny. Oczywiście nie oznaczało to, że nie posiadał jakieś ukrytej Tajnej Mocy.
Tom zrobił w jego stronę niepewny krok.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię - zapewnił go uprzejmie Harry. - Po prostu dowiedziałem się, że bardzo lubisz szarlotkę, a tę znalazłem, jak podglądała pielęgniarkę Jacka pod prysznicem.
- I tak po prostu postanowiłeś ją złapać i mi przynieść? - zapytał podejrzliwie Czarny Pan.
- No... tak. - Chłopiec wzruszył ramionami.
Lord Voldemort zrobił kilka ostrożnych kroków w jego stronę i wyciągnął rękę. Jego palce dotknęły porcelanowego talerzyka.