Dać
się nabrać
—
Hej, głupku!
Zanim
Harry zdążył zastanowić się, co robi (co jak sam już zauważył
było jego stałą przypadłością) zatrzymał się, tym samym
udowadniając, że komentarz Malfoya odniósł zamierzony skutek.
No
cóż, teraz już nic nie mógł z tym zrobić.
—
Czego do cholery chcesz? — warknął.
Malfoy
przechylił lekko głowę i uniósł brew. Harry odebrał to jako
sygnał, że powinien się przygotować na coś zdecydowanie
malfoyowatego. Przejrzał sobie w głowie listę potencjalnych
możliwości i stwierdził, że może oszczędzić sobie myślenia —
trzy pierwsze pozycje z listy nigdy się nie zmieniały. Obelgi,
przemoc fizyczna i drwiny.
—
Rozwiązało ci się sznurowadło — odparł Malfoy z perfekcyjnie
wyćwiczoną obojętnością.
Harry
zaczął przeklinać siebie w myślach za to, że się zatrzymał.
Padał deszcz, a on właśnie szedł na szlaban u profesora Snape’a.
Przyjście minutę przed czasem według Mistrza Eliksirów było
spóźnieniem, a prawdziwe spóźnienie się było… Cóż,
absolutnie niedopuszczalne.
—
Naprawdę nie mam czasu na takie rzeczy — stwierdził. Wpatrywał
się intensywnie w Ślizgona, bo w jego komentarzu z pewnością krył
się jakiś podstęp, a Harry nie da się na to nabrać. Miał już
spore doświadczenie w rozszyfrowywaniu ataków Malfoya przez
ostatnie sześć lat i w duchu gratulował sobie daru przewidywania.
No dobra, nie tylko w duchu. Próbował raz wytłumaczyć Ronowi, że
to „coś”, co robił Malfoy, coś z jego lewą brwią i górnym
kącikiem ust, zanim zaczął mówić coś szczególnie
nieprzyjemnego czy chamskiego, ale Ron popatrzył na niego z tym
swoim
jesteś-nienormalny-Harry-mógłbyś-przestać-gadać-o-Malfoyu-chociaż-na-dwie-sekundy
wyrazem twarzy i Harry skapitulował i dał mu spokój.
Uczył
się też wyćwiczyć kontrolowanie swoich negatywnych emocji i
osiągał świetne efekty przez całe lato. Wszystkie te nabyte
umiejętności przechodziły teraz chrzest bojowy, bo Harry oddychał
głęboko, licząc do dziesięciu i, żeby powstrzymać się od
wyciągnięcia różdżki i rzucenia na Malfoya jakiejś porządnej
klątwy, wyobrażał sobie spokojną, sielankową scenerię. (W ciągu
wakacji pracował też nad właściwym sposobem wyrażania się, bo
Hermiona uważała, że dzięki temu będzie sprawiał lepsze
wrażenie w wywiadach z gazet. Tak naprawdę robił to, bo wiedział,
że Hermiona nigdy by mu nie odpuściła, ale to był taki jego mały
sekret).
—
Jak tam sobie chcesz — powiedział Malfoy, wzruszając ramionami,
co prawdopodobnie musiał ćwiczyć przed lustrem, tak bardzo
elegancki był ten gest. — Tylko nie mów potem, że cię nie
ostrzegałem.
Harry
zmarszczył brwi.
—
To jakiś rodzaj groźby?
Ślizgon
prychnął i jakimś sposobem nawet to było eleganckie. Harry miał
problem z wyobrażeniem sobie Malfoya prychającego przed lustrem,
ale wcale nie zakładał, że było to niemożliwe.
—
To ostrzeżenie, Potter. Naprawdę, powinieneś popracować nad swoją
zdolnością pojmowania, co się do ciebie mówi. Ludzie spodziewają
się od wybawcy czarodziejskiego świata czegoś więcej niż
monosylabowych odpowiedzi w wywiadach, wiesz?
Harry
najeżył się i policzył do dziesięciu. Potem do pięćdziesięciu.
Potem wziął tak głęboki oddech, że aż zaczęło go palić w
płucach.
—
Więc przyznajesz, że potajemnie czytasz te wywiady, Malfoy? Jestem
zszokowany. Zbulwersowany. Zdumiony. A nawet skonsternowany.
Malfoy
zmarszczył brwi, z pewnością nie będąc w stanie docenić dobrego
synonimu lub nawet aż trzech dobrych synonimów.
—
Jesteś jeszcze bardziej pomylony niż w zeszłym roku. Nie wiem,
czemu w ogóle marnuję mój czas i z tobą rozmawiam.
—
Zapomniało się, kto pierwszy się odezwał, co?
Oczy
Malfoya zwęziły się i Harry naprawdę przygotował się na jakiś
atak, ale Ślizgon obrócił się na pięcie i oddalił zamaszystym
krokiem, a jego peleryna wydęła się imponująco.
To
musiał być podstęp, pomyślał Harry z grymasem niezadowolenia.
Teraz, dzięki Malfoyowi, z całą pewnością już był spóźniony
na szlaban, zamiast być teoretycznie wcześniej — czyli i tak za
późno — i...
No,
w każdym razie był spóźniony, a Snape na pewno zadba o to, żeby
tego pożałował. Tak naprawdę, teraz tylko to się liczyło.
Westchnął
z pogardą dla samego siebie, odwrócił się i ruszył w kierunku
lochów…
…
i natychmiast potknął się o rozwiązane sznurowadło i runął
prosto na twarz.
KONIEC
_________________