Moje powołanie do Karmelu, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty


Moje powołanie do Karmelu

     Często otrzymuję od młodych pytanie, jak wyglądało moje powołanie i dlaczego wstąpiłem do Karmelu (VIII 1983 r.). Aby odpowiedzieć na to pytanie, muszę wyjaśnić, co robiłem przed wstąpieniem do zakonu. Otóż po maturze L.O. nie podjąłem decyzji co do stanu duchownego, choć takiej nigdy nie odrzucałem. Zdałem na prawo na Uniwersytecie Warszawskim i studiowałem jeszcze dwa lata. To był okres nie tylko studiów, ale i wielu przemyśleń, modlitwy. Od kilkunastu lat byłem ministrantem, a później i lektorem przy kaplicy ojców karmelitów bosych w Warszawie (ul. Racławicka 31), zatem zakon znałem przynajmniej z zewnętrznej strony. Ale nic specjalnego mnie w tym nie pociągało. Byli co prawda tacy kapłani, którzy proroczo twierdzili, że wstąpię do Karmelu. Moje pragnienia i zamierzenia jednak nie były jeszcze wtedy odwzajemnione. Działałem nawet w duszpasterstwie akademickim, jakie istniało przy tej kaplicy. I prawdopodobnie przy tej pracy poczułem się jakoś duszpastersko odpowiedzialny za moich kolegów i koleżanki, a zwłaszcza za dalsze moje życie.

     Nie wiem do końca, komu zawdzięczam moją odpowiedź na Boży głos. Przed wstąpieniem dowiedziałem się, że moja mama ofiarowała mnie przy narodzinach Bogu. Może modlitwa sióstr karmelitanek bosych z Elbląga i Gdyni - Orłowa, których klasztory odwiedziłem przed wstąpieniem przyspieszyła moją decyzję. Korespondując z jedną z sióstr, widziałem autentyczne świadectwo ich życia. Pamiętam, jak w jednym liście napisałem, iż jedna z dziewcząt naszej grupy wstąpiła do klauzurowego klasztoru karmelitanek bosych. Odpowiedź jaką otrzymałem, zdumiała mnie. Siostra opisała swoje powołanie, bardzo podobne do mojego. Kiedy sama chwaliła się powołaniem innej osoby do zakonu, to pewien kapłan zapytał ją: "A kiedy Ty?". I te słowa napisała mi w liście. Ja zaś nic innego w tym liście nie widziałem. Tylko te słowa: "A kiedy Ty?". I odebrałem to jedno zdanie jako słowo Boga dla mnie. Jeszcze w tym samym tygodniu jeden z karmelitów zapytał mnie wprost, czy przypadkiem nie mam w sobie powołania bycia kapłanem Karmelu. To dla mnie było już za dużo.

     Szukałem pomocy duchowej u innych. Jeden z kapłanów powiedział mi, że przecież nie muszę jeszcze w tym roku podejmować decyzji, że powinienem dokończyć studia i że prawnik na pewno przyda się w zakonie. Coś mi w tym nie pasowało i poszedłem do drugiego księdza. Ten natomiast zadał mi jedno pytanie, gdy "broniłem się przed wstąpieniem": "Skąd wiesz w jakim będziesz stanie po ukończeniu studiów, czy ta łaska powołania kapłańsko - zakonnego nie zostanie zagłuszona innymi sprawami?" Jedno, co wtedy wiedziałem, że to ostatnie pytanie przemawiało do mnie bardziej niż czysto ludzkie kalkulacje poprzednika. Cóż, taka chyba jest już natura każdego powołania, że ma świadomość konieczności budowania nie na swoich siłach, ale na mocy Bożej i zaufaniu do Pana, nawet wbrew ludzkiej nadziei.

     Akurat była okazja pojechania z Warszawy do Czernej. Znałem już klasztor w Warszawie, w Zawoi, w Piotrkowicach, ale nigdy nie byłem w klasztorze nowicjackim, gdzie spoczywały relikwie jeszcze wtedy bł. Rafała Kalinowskiego. Na beatyfikacji tego świętego karmelity byłem akurat tego roku w Krakowie wraz z grupą młodzieży z naszego duszpasterstwa. Możliwe, że to jego przemożne orędownictwo w niebie wyprosiło wiele nowych powołań do Karmelu. Przyjechałem do Czernej na dwa dni i tamtejsza wspólnota zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie. Po rozmowie z magistrem nowicjatu, śp. o. Kajetanem Furmanikiem OCD podjąłem decyzję o przerwaniu studiów i o wstąpieniu do zakonu. Chciałem tylko jeszcze pójść na pieszą pielgrzymkę (po raz trzeci) do Częstochowy i z niej bezpośrednio przyjechać do klasztoru. Po wcześniejszym przeżyciu różnych wątpliwości, zasłyszanych opinii o Karmelu i niekiedy niestworzonych opowiadań o życiu zakonników, nastąpił we mnie od tego momentu jakiś spokój, wypływający chyba ze znalezienia swego życiowego powołania i odczytania woli Bożej. Teraz to wszystko, co doświadczyłem na modlitwie i rozmowach z braćmi w klasztorze czerneńskim, trzeba było uzewnętrznić w domu wobec rodziców, brata, krewnych i znajomych. Nie było to łatwe zważywszy na rozpoczęte studia, masę przyjaciół, a nawet pewien sprzeciw rodziców, widzących mnie raczej jako kapłana diecezjalnego. Mój znajomy akurat ukończył prawo na Uniwersytecie i poszedł do seminarium warszawskiego, ja chciałem inaczej. W biografii świętego dziś Rafała Kalinowskiego dopatrzyłem się podobieństwa w tym, że i on przerwał swoje studia agronomiczne po dwóch latach.

     Te wszystkie myśli bombardowały moją psychikę przez tych kilka jeszcze dni do wstąpienia z wielką mocą. Z jednej strony "za" a z drugiej "przeciw". Ostatnie dni lipca i początek sierpnia były dla mnie pełne zabiegania, jeszcze raz zastanawiania się, modlenia się z taką wiarą, jaką nawet wcześniej nie doświadczałem. Dlaczego akurat Karmel? Taka widocznie miała być wola Boża wobec mnie. Znałem raczej słabo jezuitów, miałem do czynienia z franciszkanami - reformatami, których jeden kleryk pochodzący z tego samego osiedla nie zrobił na mnie dobrego wrażenia - wręcz odwrotnie. Seminarium diecezjalne nie było mi bliskie duchowo, a życie na parafii widziało się własnymi oczyma. Szukałem raczej autentyzmu i jakiejś głębi. Znalazłem to w Karmelu.

     Fascynacja Karmelem nastąpiła na pewno pod wpływem sióstr karmelitanek bosych oraz późniejszej formacji w nowicjacie i na studiach. Pamiętam, jak sięgnąłem po lekturę dzieł św. Jana od Krzyża; była trudna, ale widziałem piękno jego myśli, prawdę przebijającą z każdej strony dzieł. Powołanie często staje się wielkim krzyżem w wyborze, w realizacji, w byciu wiernym na co dzień. Ale wierność zależy - tak mówiły wówczas siostry z Elbląga - od konkretnego człowieka, który może żyć zgodnie ze swoim powołaniem nawet w trudnych okolicznościach. Każdy żyjący w stanie łaski ma w sobie życie Boże i może umacniać się od wewnątrz duchowo, by być potem wiernym w modlitwie, życiu wspó lnotowym i w apostolstwie. Karmel zabezpieczał moje życie kapłańskie, a z drugiej strony duchowość i życie zakonne mogły owocować w duszpasterstwie. O to mi chodziło. I to się sprawdziło.

o. Włodzimierz Tochmański OCD



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Powołani do małżeństwa, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Powołanie rodzi się w sercu, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Jestem wolna, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Odrzucone powołanie, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Małżeństwo, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Wierność powołaniu, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Oddać siebie w, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Rozpoczynając życie zakonne, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Co, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty, Świadectwa
Charyzmat i posługa sióstr elżbietanek, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Świadectwa o powołaniu, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Nie żałuję, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Bóg ma dla Ciebie niezwykły plan, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Powołanie, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Szukający...), powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Świadectwa Sióstr o swoim powołaniu, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Jak odkryć, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty
Świadectwo powołania kl, powołanie, zycie zakonne,wspólnoty

więcej podobnych podstron