Teoria infekcji i Pasteur
Źródło: http://www.germanska-nowa-medycyna.pl
Dla
lepszego zrozumienia całego oszustwa na temat domniemanej
zakażalności przez drobnoustroje, ważne jest, żeby przeciętny
człowiek zapoznał się z tymi oficjalnie przemilczanymi faktami,
które niełatwo znaleźć w powojennej literaturze
medycznej.
Wszelkie
dyskusje wokół infekcji i szczepionek można by porównać z
dyskusją na temat : czy z płaskiej ziemi można spaść, czy też
na granicy jest jakaś siatka, do podtrzymania ... o czym my tutaj
dyskutujemy!
Dyskutujemy
na nieistniejący temat! Nie ma żadnych dowodów naukowych (opartych
na badaniach przeprowadzonych metodą naukową) potwierdzających
szkodliwość drobnoustrojów czy nawet istnienie niektórych z nich
(wirusy!) Panujące dzisiaj w medycynie twierdzenia o "szkodliwości"
drobnoustrojów oraz "przydatności" tzw. szczepionek, nie
były nigdy zweryfikowane, czy falsyfikowane w oparciu o metodę
naukową, dzięki której było możliwe odkrycie przez człowieka
wielu znanych praw i reguł natury, wykorzystanych w np. rozwoju
techniki...
Aby
móc sobie stworzyć kompletny obraz rzeczywistości, która dzisiaj
nas otacza, obejrzyj również filmy przedstawiające temat "Nowego
Porządku Świata" ...
Niniejszy
fragment pochodzi z książki autorstwa Lanka/Krafeld pt. "IMPFEN
-VÖLKERMORD IM DRITTEN JAHRTAUSEND" (Szczepienia - ludobójstwo
w trzecim tysiącleciu").
Autorzy od 15 lat zajmują się rozwikłaniem zagmatwanej historii
medycyny, która reprezentuje "paradygmat walki z chorobą.
Niewiele osób (nawet pośród lekarzy) wie o uwarunkowaniach jakie
doprowadziły do powstania panującego w medycynie dogmatu, że
choroba powstaje wskutek infekcji. Lanka
i Krafeld przedstawiają
krótki historyczny przegląd jak do tego doszło... Niestety książka
ta nie jest osiągalna w języku polskim.
Gdy
zaczniemy szukać odpowiedzi na pytanie, skąd nauka wzięła i
bierze dowody, na poparcie swoich twierdzeń, to musimy udać się w
miejsce, w którym te dowody podobno się znajdują. Odkrycie druku
spowodowało, że przekazywanie rozpoznań naukowych w zrozumiały
sposób, przestało stanowić problem. Przedtem, przy kopiowaniu -
dawniej przepisywaniu - istniała zawsze możliwość manipulacji
tekstem. Napisane słowo uważa się za wiążące, ponieważ
znajduje się w kilku miejscach równocześnie.
Jeżeli
podczas poszukiwań znajdziemy dowody, to dobrze; jeżeli jednak nie
znajdzie się ich, to przyjamniej należy znaleźć odpowiedź na
pytanie, dlaczego ich brak?
Np.
dnia 9. Marca 1995 roku po raz pierwszy w młodej historii AIDS
zostało udowodnione, że odpowiedzialne urzędy Republiki Niemiec,
oraz odpowiedzialny za szczepienia Instytut Roberta Kocha w Berlinie,
wiedzą, że nie ma żadnego dowodu na istnienie wirusa HIV,
(niestety, dokument jest w tej chwili tylko w języku niemieckim)
który rzekomo powoduje AIDS. W oświadczeniu tym czytamy między
innymi: "Naturalnie, istnienie ludzkiego wirusa niedoboru
odporności, HIV (ang. human immunodeficiency virus) uchodzi w
internacjonalnym konsensie naukowym za udowodnione." (przyp.
tłumacza: Od kiedy to konsens jest naukowym dowodem?!)
Fakt
ten został potwierdzony dnia 15.stycznia 2001 roku przez sąd. Po
czym dodatkowo potwierdzony przez Drugą Izbę Parlamentu Niemiec
(Bundestag), a później, dnia 17. Maja 2001 roku został
opublikowany w formie wydruku.
Tym
samym wyobrażenie (nazywa się to hipotezą) o istnieniu osłabionego
"systemu immunologicznego" zwanego AIDS zostało
obalone.
Przy
tej okazji wyszło na jaw, że w przypadku AIDS od samego początku
nie było żadnych podstaw, a więc możliwego do zweryfikowania
przypuszczenia o przenoszeniu (zarażalności) zaraźliwego mikrobu,
zaraźliwego czynnika, który w nauce nazywa się np.
"wirusem".
Dlaczego
wobec tego takie twierdzenie powstało? Dlaczego "cały świat"
mówi, że tak jest? Czy można mówić tu o pomyłce, skoro tak
wielu ludzi w niej uczestniczy?
Na
całym świecie przeprowadza się przecież szczepienia i dzięki
nauce rozumiemy nareszcie coraz lepiej jak funkcjonuje "system
immunologiczny" oraz jak organizm chroni się przed
"wrogami".
Przecież
tam, gdzie obserwuje się wiele wzbudzenia, gorączki, wykwity na
skórze itd. a więc widać "chorobę", tam musi być
przecież jakiś "zarazek"? Poza tym nie może byś coś,
co nie jest dozwolone! Do czego by to doprowadziło?
Czy
w naszym systemie zdrowotnym mamy do czynienia z "błądzącymi"?
Muszę to uściślić: jest ich tysiące! A więc wszyscy są
"błądzącymi", oprócz małych wyjątków? Dlaczego? Kto
steruje ruchem? Co definiuje reguły i przede wszystkim gdzie te
reguły są definiowane? Kto przejmuje odpowiedzialność, kto
"płynie z prądem", a kto jest sprzedawany za głupiego.
Jeżeli miałoby by być tak rzeczywiście, to kto jest
ofiarą?
Trzymasz
książkę w ręku, ponieważ sam to odkryłeś, ponieważ odmówiono
tobie przedstawienia dowodów, mających potwierdzić sensowność
szczepienia przeciwko konkretnemu żywemu czynnikowi
"chorobotwórczemu" (patogen). Odmówiono ci przedstawienia
dowodu potwierdzającego sensowność szczepienia, które powinieneś
przeprowadzić, żeby chronić siebie i twoje dzieci przed "chorobą".
Trzymasz tę książkę w ręku, ponieważ z ministerstwa zdrowia
otrzymłeś niewiarygodne pismo, w którym zawarta jest przerażająca
wiadomość, że ministerstwo zdrowia nie jest w stanie przedłożyć
naukowych dowodów potwierdzających słuszność i celowość
"szczepienia". Nie uzyskałeś odpowiedzi, mimo że
specjalnie zwróciłeś się do ministerstwa zdrowia, ponieważ
podlegle ministerstwu placówki nie odpowiedziały tobie na konkretne
pytania, tylko skierowały cię do ministerstwa mdrowia...
Trzymasz
tę książkę w ręku, ponieważ jesteś osobą odpowiedzialną i
znasz swoje prawa i obowiązki i dlatego złożyłeś zażalenie w
kompetentnym parlamencie na szczeblu wojewódzkim i krajowym.
Trzymasz tę książkę w ręku, ponieważ chcesz w końcu wiedzieć,
czy ryzykujesz, jeżeli się nie zaszczepisz, czy też większym
ryzykiem są szkody jakie poniesiesz z powodu szczepienia? Albo
trzymasz tę książkę w swoich rękach, ponieważ słyszałeś o
działanich zaangażowanych kobiet, matek i babć w Niemczech i w
Austrii, czy też widziałeś lub śledzisz stronę
internetową http://www.klein-klein-aktion.de.
I teraz chcesz wiedzieć dlaczego powinno się szczepić i dlaczego
odpowiedzialne urzędy, a nawet politycy, konsekwentnie wzbraniają
się wskazać źródła w fachowej literaturze, w którym zawarte
byłyby dowody na istnienie „ patogenu”.
Czy
wszystko to pomyłka, jakiś błąd? I jeżeli tak, to od jak dawna
wiedzą o tym kompetentne urzędy i naukowcy?
Ażeby
to wyjaśnić - a sprawa nagli i związana jest z wielką
odpowiezialnością – trzeba cofnąć się w przeszłość, do
momentu w którym to wszystko się zaczęło. A potem znowu wrócić
do XX wieku, do odpowiedzialnego za ten rozwój momentu, do początków
badań naukowych i techniki, a więc do mikroskopii elektronowej i
biochemii (w oparciu o nie opiera się „szczepienie”).
Aby
móc zrozumieć i móc ocenić, czy jest to pomyłka, czy też
oszustwo oraz od kiedy szczepienia tymi się stały, musimy cofnąć
się nie tylko do samych pocztątków szczepień, tylko również
musimy postarać się zrozumieć, jakimi kategoriami w tamtych
czasach myślano.
Musimy
się cofnąć nie tylko do XIX wieku, w którym to podobno znajdują
się „naukowe podwaliny” szczepionek, oraz cofnąć się nie
tylko do XVIII wieku, w którym to ówczesna nauka i medycyna
(medicina scolasticascolastica) i państwo wychodziły z założenia,
że choroba spowodowana jest niedożywieniem, truciznami – przede
wszystkim pochodzącymi z rozkładających, psujących się pokarmów
i zatrutej wody.
Przede
wszystkim musimy się cofnąć do czasów, w których po raz pierwszy
twierdziło się, że przeprowadzono pierwsze szczepienie, a więc do
roku 1796. Oraz do czasu, w którym to po raz pierwszy przy pomocy
optycznego mikroskopu było możliwe dostrzeżenie tzw. mikrobu:
bakterii i mikrogrzyba i na podstawie przeprowadzanych eksperymentów
możliwe było rozpoznanie, jakie zadania w przyrodzie spełniają. A
więc musimy cofnąć się do czasów pierwszych badań naukowych, do
XVII wieku!
Mikroskop
optyczny po raz pierwszy stał do dydpozycji medycznym badaniom
naukowym w XVII wieku (1661 rok) i w znacznym stopniu przyczynił się
do poznania życia. To zadziwiające, jak blisko prawdziwych
rozpoznań dotyczących podstawowych procesów w przyrodzie byli
naukowcy owych czasów. Wówczas rozumowano systemowo, w myśl
paradygmatu o równowdze statycznej. Nauka potrzebuje paradygmatów,
czy modeli myślowych, po to, aby mogła rozwijać dalsze modele. Po
to, żeby lepiej zrozumieć „chorobę” i móc ją lepiej
leczyć.
Rozumowano
w paradygmacie stabilnej równowagi: że życie nie zmienia się i
powstaje z istniejącego życia. Że życie powstało od Boga i że
potrzebne są odpowiednie warunki, żeby mogło istnieć. Był to
bardzo owocny okres. Młodzi studenci medycyny byli bardzo ciekawi,
dociekliwi i wędrowali po świecie, odwiedzając badaczy w celu
poznania nowych i ważnych odkryć. W tym czasie wiele dyskutowano i
publikowano.
Próbowano
przekonywać przy pomocy różnorodnych eksperymentów, których
rezultaty publikowano. Zupełnie normalną rzeczą było, że jeden
uczył się od drugiego i przez to dochodzono do coraz głębszych
rozpoznań.
W
owych czasach nie było takich dogmatów, które panują dzisiaj w
całej medycynie i biologii, jak np. „centralny dogmat genetyki
molekularnej” (od 1956 roku) czy dogmat „hipotezy o
infekcjach”.
Zniesławianie
zwolenników „statycznego spojrzenia na życie” (życie jest i
może powstać tylko z życia) jako „mechanistów”, czy
zniesławianie zwolenników „przemiany życia i spontanicznego
powstawania życia” jako „witalistów” jest dzisiaj absolutnie
niedopuszczalne i ma miejsce wyłącznie w celu usprawiedliwienia
panujących dzisiaj dogmatów. (witalizm, w przyrodoznawstwie i
filozofii pogląd uznający, że wszelkie przejawy życia wynikają z
działania szczególnego, niematerialnego czynnika (tzw. siły
życiowej), którego nie da się sprowadzić do procesów
fizykochemicznych czy mechanicznych. Witalizm zarzucono jako teorię
w XX w., przede wszystkim dlatego, że nie poddaje się mechanizmom
weryfikacji, obowiązującym na gruncie współczesnego paradygmatu
nauki).
Tym
bardziej, że przedstawiciele terorii mechanistycznej (mechanistyczne
pojmowanie przyrody, przyczynowe pojmowanie wszelkich zjawisk
przyrodniczych w filozofii, będące następstwem tezy greckiego
filozofa Leukipposa, że nic nie dzieje się bez przyczyny, lecz
wszystko z jakiejś racji i konieczności) stosunkowo szybko
udowodnili, że w sterylnych roztworach nie może powstać życie,
jak również odkryli istnienie bakterii i innych żywych organizmów
pod mikroskopem – plemników (istnienie komórki jajowej było
ignorowane przez medycynę przez następne 200 lat). „Witaliści”
mogli również udowodnić, że życie podlega ciągłym zmianom. A
to dlatego, ponieważ plemnik wygląda zupełnie inaczej, jak
wykształtowany człowiek i ponieważ w główce plemnika nie ma
zalążka gotowego człowieka.
I
tak wzbogacały się te dwa modele myślowe, co prowadziło do coraz
głębszych rozpoznań procesów życiowych, o których dzisiejszy
student mydycyny nie może nawet marzyć. Ten miał rację, kto w
praktyce, w doświadczeniu, w codziennym życiu miał sukces ze
swoimi rozpoznaniami i swoje wyobrażenie, swoją hipotezę mógł
praktycznie udowodnić.
Wówczas
było rzeczą zupełnie normalną i nie można było sobie wyobrazić,
żeby mogło być inaczej, że eksperymenty i dowody prezentowano
publicznie, co jest istotnym kryterium naukowym, oraz przedstawiano
je w zrozumiałej formie. Robiono to, żeby zapobiec oszustwom.
Były
to czasy, jak wiemy, w których to państwo zaczynało rozbudowywać
państwową służbę zdrowia i zaczynało organizować kształcenie
lekarzy. Rozpoczęto systematyczne finansowanie badaczy oraz
finansowanie medycznych fakultetów. Jeżeli ktoś żądał pieniądzy
na przeprowadzenie badań, to musiał najpierw udowodnić, że może
coś nowego pokazać. Zupełnie inaczej jak jest to dzisiaj:
dzisiejsi badacze potrzebują coraz więcej pieniędzy, żeby swoje
hipotezy udowodnić może za 20 lat.
W
późniejszym okresie, w XIX, wieku nadszedł czas, kiedy to kościół
(był zadowolony z dowodu na to, że życie nie może samoistnie
powstać) stanął po stronie polityki, która nagle zaczęła
finansować niektórych „naukowców”, twierdzących - mimo
przeciwnych wyników uzyskiwanych ze swoich eksperymentów – że
„choroba” jest „przenoszona” przez mikroby. Acha, a więc
ogień jest odpowiedzialny za pożar!
Dla
Kościoła już dawno było jasne, że ten kto jest chory, musiał
zgrzeszyć. Dlatego spotkała go kara Boska... i przeinterpretowała
Biblię.
Od
tego czasu, „naukowcy”, którzy twierdzili, że chorobą można
się ”zarazić” – mimo dowodu, że jest przeciwnie – nazywano
„kontagionistami” (lat. contagium = zarażenie). Byli oni
sponsorowani przez polityków i kościół oraz innych źródeł
bliskich Kościołowi, co nie było bez znaczenia i przyczyniło się
w znacznym stopniu do zgubnego rozwoju wydarzeń.
Ówczesnej
medycynie szkolnej (medicina scholastika) nie było możliwe
sprzeciwstawienie się temu sojuszowi, mimo, że jej przedstawiciele
mogli udowodnić w eksperymentach przeprowadzanych na sobie samych,
że bakterie, które robi się odpowiedzialnymi za chorobę, nie są
w stanie jej wywołać.
Nic
więc dziwnego, że przeprowadzony przez anglika Edwarda Jennera
rodzaj nacinania, wtedy szeroko rozpowszechniona metoda, jest uważany
dzisiaj za pierwsze „szczepienie”. Ono nie tylko spowodowało
śmierć jego własnego syna, ale przyczyniło się do uszczerbku
zdrowia wielu innych, zdrowych ludzi.
Naturalnie
opowiednio do paradygmatu panującegp w owym czasie rozwinął się
model myślenia. Panowała metoda leczenia "podobne lecz
podobnym" (Similia similibus curentur), metoda
puszczanie krwi (upuszczanie
krwi, flebotomia) iwprowadzania
do organizmu przeróżnych możliwych substacji i wyciągów, łącznie
z truciznami i metalami ciężkimi.
Tutaj
należy przypomnieć, że sposób rozumowania Hahnemanna oraz
stworzenie homeopatii właśnie z tego się wywodzi.
To
zwykły i bezczelny tryk reklamowy, jeżeli dzisiaj się twierdzi, że
Jenner w ówczesnym czasie podobno „udowodnił” „uodpornienie”
8-letniego chłopca stosując „zarazki ospy krowianki”.
Historyczne
zapiski nie potwierdzają niczego podobnego. Ale jeszcze bardziej nie
można pojąć tego, że w dzisiejszej literaturze naukowej zataja
się fakt, że w Ameryce, w 1793 roku – która w ówczesnym czasie
nie była tak zdominowana przez kościół i panował tam bardziej
tolerancyjny duch jak w Europie – bezsprzecznie udowodniono, że
epidemia (zaraza), a więc pojawienie się objawów chorobowych u
większej ilości osób w tym samym czasie, nie może być
spowodowana przez mikroby! Tylko przez fekalia, przez „jad trupi”
znajdujący się w wodzie oraz zepsutej żywności (szczególnie z
powodu padliny zwierzęcej; zwierzęta zdychały podczas okresów
suszy czy nieurodzaju jako pierwsze, ponieważ nie były karmione i
pojone!).
Do
objawów chorób spowodowanych przez azotany/azotany III znajdujące
się w wodzie oraz toksyny znajdujące się w zepsutej żywności
(nie było jeszcze lodówek!) należą: gorączka, ból głowy,
zaczerwienienie skóry, wykwity na skórze (ospa), krwawienia skóry,
wewnętrzne krwotoki (żółta febra!), biegunka, krew w kale
(hematochezja), itd. i zapalenie wątroby: hepatitis.
Objawy
„chorobowe” są uzależnione od stopnia zatrucia: oczy i skóra
są mniej albo bardziej żółte, ukazują się na zewntrz i wewnątrz
czerwone, a później niebieskie i czarne plamy i guzki. Jeżeli
osoba dotknięta takimi objawami dostanie tylko czystą wodę i
pełnowartościową żywność to powraca do sił albo szybciej albo
wolniej.
Objawy
spowodowane różnymi truciznami były różnie nazywane: malaria
(złe powietrze!), żółta febra, ospa, dżuma (pomór) – dzisiaj
AIDS, hepatitis, itd.
To,
że zależności, które były już wówczas znane, są dzisiaj
ignorowane, zniesławiane i ich odkrywcy oczenrniani, jest nie tylko
niewiarygodną rzeczą, tylko jest po prostu zwykłym oszustwem.
W
podręcznikach można jedynie znaleźć, że w 1793 roku w Filadelfii
w stanie Pensylwanii, grasowała straszna epidemia „żółtej
febry”. I że w tym czasie podobno wybuchł straszny spór pomiędzy
zwolennikami teorii „zarażalności mikrobami”, tzw. teorii
chorobotwórczości (Henle wprowadził określenie contagium vivum
względnie contagium animatum) oraz przeciwnikami tej teorii. Nic z
tego nie jest prawdą i nic nie jest możliwe do udowodnienia!
Było
wręcz przeciwnie: czego można dowiedzieć się z całej ówczesnej
literatury oraz późniejszej literatury, ale tylko do czasów II
wojny światowej. Potem w podręcznikach szkolnych, pismach
historycznych i podręcznikach akademickich dominowała już, o czym
się jeszcze przekonamy, uwarunkowana politycznie hipoteza o
zarażaniu na wszystkich obszarach życia. W tych podręcznikach
znajdujemy się tylko zniesławianie „zarazy” i włączonych w
nią lekarzy oraz tylko przypuszczenie (które zostało obalone) że
„żółta febra” jest zaraźliwa, jak i do dzisiaj nieudowodnione
twierdzenie, że w XX wieku wirus „żółtej febry” został
wyizolowany i scharakteryzowany.
Gdy
zaczniemy się domagać odpowiedzi na pytanie, kiedy w XX wieku, przy
użyciu wysoce wyspecjalizowanej techniki, przy użyciu mikroskopu
elektronowego, biochemii, został znaleziony dowód na to, że
istnieje „wirus żółtej febry”, to nikt nie jest w stanie
wskazać żadnej publikacji na ten temat.
Gdy
domagasz się dowodów na istnienie wirusa „żółtej febry”, to
„specjaliści” zaczynają przed tobą uciekać jak małe dzieci,
które mają stracha. W żadnej publikacji nie znajdzie się do
dzisiaj fotografii tego wirusa, nie mówiąc już o informacjach
dotyczących jego biochemicznej charakterystyki.
W
literaturze sprzed II wojny światowej znajdujemy wszystkie
szczegóły, które również w 1793 zostały opublikowane w pismach
naukowych i innych. A okazuje się, że do lekarzy, którzy dzisiaj
oczerniani są jako przeciwnicy „chorobotwórczości” należeli
najsłynniejsi lekarze XVIII wieku, jak Benjamin Rush (1745-1813)
założyciel medycyny klinicznej oraz jego współpracownicy.
Benjamin
Rush studiował
w Europie i w 1768 roku promował w Edinburgu (Szkocja). Zasłynął
nie tylko tym, że wyjaśnił jak można było zapobiec wspomnianej
„epidemii żółtej febry” w Filadelfii, ale również swoją
pracą nad zależnościami pomiędzy chorobami zębów a reumatyzmem
i swoją pomocą dla alkoholików.
Był
on profesorem medycyny na Uniwetsytecie. Był najbardziej lubionym
profesorem w tym czasie. Do niego przyjeżdżali studenci z całego
świata.
Ponieważ
rozpoznał jak wielkie znaczenie ma czysta woda oraz rozpoznał jak
wielkim niebezpieczeństwem są trucizny, a szczególnie trucizny
znajdujące się w zepsutym pożywieniu, ostrzegał przed skutkami
nieopisanie ciężkich warunków bytowych ludzi mieszkających w
miastach i przepowiedział, że w takich warunkach panujących na
świecie, jeszcze więcej ludzi dostanie wspomniane symptomy i
jeszcze więcej ludzi umrze z powodu zatruć.
Ludzi,
z którymi był w stałym bliskim kontakcie, leczył przy pomocy
klasycznych metod ówczesnej medycyny szkolnej. Jego kolega,
lekarz Nathaniel
Potter,
przeprowadzał doświadczenia na sobie samym, które udowodniły, że
„żółta febra” nie jest „zaraźliwa”.
Sprawdźcie
sami w podręcznikach z tamtych czasów, jak wyglądała sytuacja w
Filadelfii w tym czasie i dlaczego tak wyglądała!
Dzisiaj
bezczelnie okłamuje się ludzi, że jakoby „epidemia żółtej
febry” spadła na mieszkańców Filadelfii zupełnie
nieoczekiwanie. Oraz, że jakoby komar o nazwie Aedes aegypti był za
to odpowiedzialny – w XX wieku postulowano „wirusa żółtej
febry”, który podobno w tropikalnych krajach wywoływał „żółtą
febrę”i który został przewieziony statkami z Afryki i
Południowej Ameryki do Ameryki Północnej i Europy.
Obalone
dowodami twierdzenie, że choroby spowodowane szybko
rozprzestrzeniającym się „zarazkiem” powodowały „epidemie”,
było rozpowszechniane celowo przez niemieckie i francuskie państwo,
było użyte jako polityczny atut. Argumentu ten użyto w wojnach, w
celu szerzenia strachu u przeciwnika oraz żeby móc wytłumaczyć,
dlaczego żołnierzy wziętych do niewoli – nie tylko jeńcy
wojenni – musi się trzymać w izolacji, w tzw. kwarantannie.
W
Niemieckiej Republice, dnia 1-go stycznia 2001 roku, została
znowelizowana ustawa dotycząca „zarażeń”, w której opisanych
jest 26 sytuacji, upoważniających „infektologów” (za
zrządzeniem ministerstwa zdrowia) - jeżeli tylko będzie istniało
„uzasadnione podejrzenie” o „grasowaniu” nowych i znanych
„zarazków” - do wprowadzania zakazu wychodzenia na ulicę,
wprowadzania kwarantanny, wydawania zezwoleń na aresztowania
itd.
Ustawa
ta unieważnia Ustawę Zasadniczą, która ma za zadanie nas
chronić.
Pryszczyca (zwana
również zarazą pyska i racic) na początku 2001 roku była tylko
suchą zaprawą, dla wypróbowania tej ustawy na żywo.
„Wirus
pryszczycy” jest bowiem takim samym wymysłem Niemców z roku 1898.
Wygrałem wszystkie zakłady, ponieważ założyłem się, że nie ma
w Niemczech ani jednego dowodu na to, że ktoś zaraził się tym
„wirusem pryszczycy”.
Ale
wróćmy do XIX wieku. Wieku wojen i wojennego sposobu myślenia,
które również zdominowało całkowicie już upaństwowioną
„naukę” „medycyny-zakażeń”. W roku 1875 udało się
Anglikom całkowicie przejąć kontrolę nad kanałem sueskim.
Oznaczało to znaczące korzyści handlowe, które dla innych sił
kontynentalnych Europy były więcej jak „drzazgą w oku”.
Aby
ograniczyć handlowe przywileje Anglii, grożono statkom i produktom
angielskim kwarantanną, w celu blokady ruchu handlowego na morzu
śródziemnym.
Sytuacja
pogorszyła się w momencie, jak do tego Anglia wykorzystała tą
drastycznie skróconą drogę do swoich kolonii, sprowadzając wojsko
i Egipt stał się w 1882 roku faktycznie angielską
kolonią.
Ostrzeżenia
ze strony lekarzy, nazywanych „lokalistami”, którzy przewidywali
„cholerę” w obozach z jeńcami doprowadziło do politycznego
zalegalizowania „kwarantanny”.
Tylko,
że „lokaliści”, wśród nich słynny lekarz Max
von Pettenkofer (chemik
i higienista) i najsłynniejszy mikrobiolog w Austrii, Edward
Emanuel Klein,
udowodnili, że „cholera” nie jest zaraźliwa i że to woda
zatruta fekaliami powoduje, że ludzie dostają niekiedy nawet
zagrażające życiu biegunki.
A
więc Robert Koch został wysłany przez rząd niemiecki do Egiptu,
po to, żeby udowodnić, że „cholera” jest zaraźliwa. Rezultat:
negatywny! Koch mógł jedynie udowodnić, że „cholerą” nie
można się zarazić. A więc wysłano go do Kalkuty, po to samo.
Rezultat: negatywny! Znowu mógł tylko udowodnić, że „cholera”
nie jest zaraźliwa. Społeczeństwo jednak zostało poinformowane,
że „cholerą” można się zarazić i że mogła zostać przez
Anglików zawleczona z Indii do Europy.
Ponieważ
Anglicy już dawno wskazali na to, że choroby są uzależnione
między innymi od lokalnych warunków pogodowych, gruntowych,
wodnych, żywieniowych i innych warunków oraz jak od 1866 (rozbudowa
oczyszczalni w dużych miastach została zakończona) nie wystąpił
żaden przypadek „cholery”, to sprawa ucichła.
Dlatego
też zaniechano kroków w kierunku kwarantanny dla
Anglików.
Źródło: Mario
Ogawa „Uneasy Bedfellows: Science and Politics in the Refutation of
Koch's Bacterial Theory of Cholera“ (Ungleiche Spießgesellen:
Wissenschaft und Politik in der Widerlegung der Koch'schen Theorie
der Bakterien-Theorie von Cholera) w „Bulletin of the History of
Medicine“ tom 74, grudzień 2000, i w geisteswissenschaftlichen
Teil (sic!) Frankfurter
Allgemeinen Zeitung (FAZ) z dnia 31. Januar 2001.
Ale podwaliny
były już przygotowane i od tej pory w „nauce państwowej”
panował na temat chorób jeden system myślowy, a mianowicie podobny
do systemu myślowego podczas prowadzenia wojny.
Narodził się paradygmat walki w wyjaśnieniu choroby, który
dominuje aż do dzisiaj. "Paradygmat
walki z chorobą"
Niemcy
byli bystrzy i szybko to pojęli... i od tego momentu zaczęto
„oficjalnie” akceptować „pośrednie” dowody mające wyjaśnić
choroby. Trzeba tutaj przypomnieć, że w tym czasie Niemcy były
przodującym państwem w dziedzinie nauki. Oraz, że w 1884 roku
odbył się w Niemczech Kongres berliński, na którym to Europa
ustaliła kolonializację Afryki.
Kongres
berliński –
konferencja zorganizowana w Berlinie w dniach od 13 czerwca do 13
lipca 1878 (potężna postać Otto von Bismarcka góruje nad
otoczeniem, po lewej w pozycji siedzącej rosyjski MSZ Aleksander
Gorczakow)
Z
„przyczyn humanitarnych” ma się rozumieć, gdyż bez
Europejczyków w Afryce, jak uważano, Afrykańczycy nie mogliby
przetrwać. Zaczął
się największy holokaust w dziejach ludzkości... wskutek którego
Afryka została pozbyta korzeni i do dzisiaj znajduje się na
dnie.
„Nauka
dostarczyła” argumentów na to, dlaczego Afrykańczyk jest
bestią. Infektolodzy
decydowali o życiu i śmierci i bez jakichkolwiek przeszkód szaleją
w Afryce w sposób podstępny do dzisiaj. Od tamtego czasu w stosunku
do mieszkańców Afryki jest prowadzona brutalna polityka, która
stworzyła „AIDS” i która dzisiaj przez stosowanie „zmienionych
genetycznie” szczepionek osiągnęła swoje apogeum. Nimi można
mianowicie sterylizować również mężczyzn.
Do
dzisiaj w wyjaśnianiu życia dominuje paradygmat wojenny.
Doprowadziło to do tego, że biologia, jeszcze nigdy w swojej
historii nie była tak dalece oddalona od realów życia jak
dzisiaj.
Szczególnie
fatalny wpływ ma to na „leczenie” chorób i niszczy podstawy
życia. Drastycznie zwiększona i w dalszym ciągu rosnąca
niepłodność, chroniczne choroby, rak, itd. jest pewnym wskaźnikiem
samo-zagłady ludzkości przez medycynę. Od tamtych czasów, panuje
aż do dzisiaj dogmat: „walka z mikrobami” a nie „życie z
mikrobami”.
Dlatego
jest zrozumiałe, że od tamtych czasów na wszystko co jest uważane
za chore albo nienormalne „strzela się”, prowadzi się „walkę”–
zamiast pomóc.
Osoba
nieuświadomiona podczas zwykłego pobytu w szpitalu czy u lekarza
odnosi wrażenie, że znajduje się w straszliwej wojnie i często
nawet w wojnie tuż przed jej przegraniem.
Nawet
rewolucjonistyczna biochemia
XX wieku, która każdemu badaczowi klarownie wyjaśniała, że życie
funkcjonuje w „równowadze”, była i jest ignorowana.
Jak
czasami podczas choroby przyuważono pod mikroskopem optycznym
bakterie, jak np. przy cholerze w wodzie, czy podczas gruźlicy, to
twierdzono, wbrew wszelkim obserwacjom, że te „bakterie” są
powodem choroby.
Wszystkie
inne choroby, podczas których bardzo rzadko, albo wogóle nie
widziano bakterii, zostały od końca XIX wieku i w dalszym są
„tłumaczone” wymyślonymi „wirusami”, a ostatnio również
„genami”.
Jako
„wirusy” wyobrażano sobie jeszcze mniejsze „zarazki” jak
bakterie. To wyobrażenie było wystarczającym „dowodem”, gdyż
w tym czasie nie było możliwe zaobserwowanie i sfotografowanie
organizmów mniejszych od bakterii. Mikroskop elektronowy został
wynaleziony dopiero w 1931 roku.
Paul
von Ehrlich,
„badacz leków”, który przez całe życie szukał „magicznej
kuli”, żeby przy jej pomocy można było przezwyciężyć
wszystkie choroby na raz, miał plan. Zrodziła się z niego
chemio-„terapia”. Aby wesprzeć tego rodzaju „badania”,
Alfred Nobel, chemiczny gigant, wynalazca dynamitu, ufundował (od
1901 roku) rokroczną „Nagrodę Nobla”.
Pierwszą
Nagrodę Nobla dostał w 1901 jego kolega Paul von Ehrlich i
„bakteriolog” Emil von Behring, który przeprowadzał w 1889 roku
okrutne doświadczenia na zwierzętach i twierdził, że trucizny
produkowane przez bakterie „tężca i dyfterytu” (szczególny
rodzaj bakterii produkuje je w próbówce w szczególnych warunkach)
mogą być neutralizowane w żywym organiźmie przez
„antytoksyny”.
Z
tego konceptu narodziły się później słynne „przeciwciała”,
o których mówi się, że są one specyficzną bronią „systemu
odpornościowego”, produkowane przez organizm „przeciwko”
„zarazkom”, które wdarły się do organizmu. Twierdzi się dalej
coś takiego wbrew zrobionym obserwacjom!
Dzisiaj
wiadomo, że „funkcje immunologiczne” nie mogą być specyficzne,
tylko zależą od statusu energii ciała, energii tkanki i od statusu
Redox organizmu. A
więc nie są do wytłumaczenia w modelu myślowym wojny, w wojennym
paradygmacie dzisiejszej „nauki”.
„Przemysł
szczepieniowy” ogromnie się rozwinął i dominuje od tego czasu w
całej „pseudo-nauce”.
W
1874 roku Otto Bismark wydał ustawę o „szczepieniach”
(Reichsimpfgesetz), w myśl której każde dziecko musiało być
szczepione przeciwko „ospie prawdziwej”. „Skutki
uboczne” były drastyczne i często trudne do odróżnienia od
objawów „syfilisa”. Z powodu ogromnego nacisku ludności rząd
„zrezygnował” w 1885 roku z tego rodzaju szczepienia.
Nic
więc dziwnego, że Emil
von Behring przeszedł „oficjalnie” do historii jako „wybawiciel
dzieci”, gdyż nauczył się na błędach i później w swoich
„szczepionkach” zastosował dużo mniej „środków
konserwujących i adjuwantów (w książce Lanki/Krafeld znajduje się
oddzielny rozdział poświęcony tematowi: Co się wszczepia? Bez
potrzeby!) i dzięki temu ”liczba zgonów u dzieci” drastycznie
zmalała. W 1901 roku otrzymał za ten oszukańczy czyn pierwszą
Nagrodę Nobla.
Zakłamane
towarzystwo, ci laureaci Nagrody Nobla, i to od samego początku.
Później, w 1914 roku, założył w Marburgu Firmę „Behring-Werke“,
szczególnie dobrze znaną matkom i rodzicom dzieci z poszczepiennymi
skutkami ubocznymi.
Luis
Pasteur,
na którego autorytet wszyscy się powołują, twierdząc, że
„szczepienia” mają naukowe podstawy, początkowo nie mieszał
się w niemiecko-angielski spór o „cholerę”, nie musiał znosić
(jak w przypadku Kocha) wyśmiewisk po nieudanych próbach
szczepienia, za to „śmiał się ostatni”. W oparciu o niejasne
doświadczenia na zwierzętach twierdził, że „bakterie cholery
kurzej” są przydatnym „materiałem na szczepionkę” przeciwko
„cholerze”.
Ku
zaszczytowi Jennera, który ad hoc został mistyfikowany przez media
i który manipulował „wirusami krowianki” (co zostało
udowodnione jako fałszerstwo), nazywając to „vaccine” (po
łacinie: vacca= krowa).
Miał ponadto rozwinąć „szczepionkę” przeciwko „wściekliźnie”.
Dzisiaj opowiada się legendę, że przez to uratował życie młodemu
mieszkańcowi Alzacji, Józefowi Meister, którego ugryzł pies, o
którym mówiono, że ma wściekliznę. I Józef Meister nie
umarł!
Wszystkim
współczesnym Pasteurowi, do których należył np. Bechamp[1]
czy „zapomniany” Ethel
Douglas Hunme(autor
książki z 1923 roku pt.” Pasteur obnażony”) i wszystkim
naukowcom, którzy krytycznie analizowali Pasteura, jak np.
badacz R.B.
Pearlson w
swojej pracy pt.„Pasteur: Plagiarist, Impostor”, 1942” (
„Pasteur- plagiator i oszust”) było jasne i to udowodnili, że
nic z tego, co twierdził Pasteur, również odnośnie szczepień,
nie nie odpowiadało faktom.
WIKIPEDIA: Antoine
Béchamp (ur. 16 października 1816 w Bassing, zm. 15 kwietnia 1908 w
Paryżu) właściwie Pierre Jacques Antoine Béchamp - francuski
biolog, mgr farmacji, dr nauk, dr nauk medycznych, profesor zwyczajny
chemii medycznej i farmacji na wydziale medycyny w Montpellier,
profesor zwyczajny fizyki i toksykologii oraz profesor chemii w
Wyższej Szkole Farmacji w Strasbourgu, członek Imperialnej Akademii
Medycyny Francji i Paryskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, laureat
Francuskiej Legii Honorowej. Twierdził że w istocie bakterie nie są
przyczyną, lecz skutkiem, choroby i zależne jest to od tego jaką
formę przybierają, co wynika ze stanu podłoża na którym żyją,
a nie z zarazka samego w sobie. Nie bardzo towarzyski i nieśmiały
Béchamp pozostawał w cieniu Pasteura).
Pasteur,
oszust bez skrupułów, został zatrudniony przez rząd francuski w
celu reprezentowania jego interesów.
Najpierw zwalcza rozpoznania, mówiące o tym, że istnieją zarazki
i bakterie i nie istnieje spontaniczne powstawanie życia, po czym
sprzedaje to łącznie z „pasteryzowaniem” - sterylizowaniem
przez rozgrzanie – jako swoje rozpoznania i oszukuje bezwzględnie
przy „szczepionkach”.
W
1993 roku zostało udowodnione - przez bardzo prominentne źródło -
że wszystko to, co Pasteur publikował o swoich „materiałach
szczepionkowych” było ZWYKŁYM WYMYSŁEM. W
1993 roku, historyk z Uniwersytetu w Princeton, prof. Gerals G.Geison
po 25 latach studiowania i dochodzenia prawdy opublikował zapiski
prowadzone przez Pasteura podczas badań laboratoryjnych oraz
pamiętniki Pasteura i porównał wyniki z „naukowymi”
publikacjami Pasteura. Tak jak przystoi przodującej elitarnej
uczelni USA, książka wydana przez "Princeton University Press”
nosi tytuł: „The Private Science of Louis Pasteur”(Prywatna
nauka Louisa Pasteura) i jest osiągalna tylko w języku
angielskim.
Süddeutsche
Zeitung, gazeta znana jako szczególnie wierząca w postęp, pisze
dnia 18.lutego 1993 roku... w szczególnie perfidny sposób: „Jak
oznajmia dzisiaj historyk Gerald L. Geison z Uniwersytetu w
Princeton, nawet Pasteur popełnił kilkakrotnie „oszustwo
naukowe”. Odkrycie to było możliwe, po przestudiowaniu prywatnych
zapisków tego słynnego francuskiego badacza. Pasteur
naniósł w nich tylko szczególnie negatywne wyniki swoich
eksperymentów, natomiast dane które opublikował, były „naciągane”
i czasami – zwłaszcza w odniesieniu do spektakularnych
eksperymentów – świadomie kłamał. Ten
genialny badacz dla swojego i szczęścia ludzkości, zdał się
bardziej na swoje odczucie, jak na pomiary. Zwykle takie postępowanie
w nauce przynosi szkody.”
Bezczelniej
już nie idzie! Tyle byłoby do powiedzenia na temat „wolnych
mediów” oraz „naukowych podstaw” szczepień. Nie do wiary, ale
niestety jest to prawda, śmiertelna powaga.
Na
szczepieniach przeciwko gruźlicy można przykładowo przedstawić,
co w owym czasie rzeczywiście miało i w dalszym ciągu ma miejsce
przy każdym szczepieniu.
W
osobie dr med. Gerharda
Buchwalda miałem
tutaj kompetentną pomoc. Dał mi do dyspozycji cytowaną poniżej
literaturę. Wielkie dzięki! Przejdźmy do rozjaśniania tematu
„szczepionki przeciwko gruźlicy” - BCG (Bacillus
Calmette-Guérin) (opracowana we Francji przez Alberta Calmette i
Camille'a Guérin i wprowadzona w 1921):
Z
paryskiego Instytutu im. Pasteura pochodzi meldunek o bezgranicznym
sukcesie w zapobieganiu gruźlicy. Albert
Calmette,
bakteriolog i dawny współpracownik Louisa Pasteura, od 1-go lipca
1924 do 30-go czerwca 1925 roku zaszczepił ponad 2000 niemowląt
(sic!) pochodzących ze szczególnie zagrożonej warstwy społecznej
(sic!) odkrytą przez siebie żywą szczepionką BCG. Podobnie zwykle
(kłamstwo!) w tej grupie wysokiego ryzyka umiera 24% do 32%
niemowląt na tą chorobę. Poród zaszczepionych natomiast nie było
ani jednego przypadku zachorowania. Taką informację możemy znaleźć
w „Harenberg Chronik des 20. Jahrhunderts“ (Kronika Harenberg XX
wieku) na stronie 342.
Magazyn
„Gesudheit” (Zdrowie). W tym magazynie z „apteki” w wydaniu
październikowym w 2000 roku czytamy: "Dwóch francuskich
lekarzy Albert Calmette und Camille Guerin rozwinęło w dwudziestych
latach „szczepionkę”, która do dzisiejszego dnia jest jedyną
„szczepionką” przeciwko gruźlicy: BCG.
BCG
to nieszkodliwa, blisko spokrewniona z zarazkiem wywołującym
gruźlicę – mykobakteria gruźlicy (Mycobacterium
tuberculosis)”.
A
teraz przejdźmy do faktów:
Światowa
Organizacja Zdrowia w roku 1971 zakończyła siedmioletnie terenowe
eksperymenty przy pomocy BCG szczepionki w prowincji Madras w
Indiach. Po dokonaniu zmian (upiększeniu i naniesieniu „poprawek”)
i dopiero 8 lat później, a więc w 1979 roku, wyniki tych
eksperymentów zostają opublikowane w „Indian Journal of Medical
Research” (Indyjski żurnal badań medycznych) i w „Biuletynie
Światowej Organizacji Zdrowia” (Bulletin of the World Health
Organisation, 57 (5): 819-827,1979).
Cytaty
pochodzące z tych źródeł:
Prawdziwe
uodpornienie wskutek szczepienia pozostaje w związku z tym pod
znakiem zapytania.
Jest
absolutnie jasne, że szczepionka BCG nie daje żadnych
efektów.
Wyniki
tych eksperymentów wskazują, że szczepionki po upływie 7 i pół
roku po jej podaniu nie mają funkcji ochronnej.
Szczepienia
BCG już od ponad 50 lat (sic!) są przedmiotem sporów.
Spotkanie
dyrektorów kontroli jakości różnych labolatoriów potwierdziło w
1978 w Kopenhadze, że używane w eksperymencie szczepionki były
wysokiej jakości (sic!).
W
badaniach przeprowadzanych w Puerto Ricko, gdzie szczepionka i
placebo zostały podawane w wysokich dawkach, okazało się, że
obydwie mają niską odporność (31%) (sic!). Porównajcie tutaj
wypowiedź o BCG z „Kroniki XX wieku”.
Podsumowując
można powiedzieć; powyższe badania pokazały, że szczepionka BCG
nie daje w ogóle żadnej ochrony przed zarazkami chorobowymi.
Minęły
następne 4 lata zanim w 1983 roku ukazała się pierwsza relacja
zredagowana przez ówczesnego dyrektora „Instytutu im. Roberta
Kocha” podlegającego Ministerstwu Zdrowia w Berlinie, prof. dr
med. W. Brehmer (Bundesgesundheitsblatt 26, Nr. 5, Mai 1983, S. 145):
„W przeprowadzonym na dużą skalę przez Światową Organizację
Zdrowia badaniu, mającym na celu kontrolowanie działania placebo,
stosowany w Niemczech materiał dla szczepionek (Copenhagen 1331)
okazał się bez nieskuteczny”. W 1987 roku dr med. Klaus Hartmann
(który jak się później okazało pozwolił się zatrudnić przez
„Instytut Paula Erlicha” w Langen pod Frankfurtem -
podporządkowanemu rządowi niemieckiemu, odpowiedzialnemu za
dopuszczenie do sprzedaży „materiału szczepionkowego”) w swoje
pracy doktorskiej „Erfassung und Bewertung unerwünschter
Arzneimittelwirkungen nach Anwendung von Impfstoffen. Diskussion der
Spontanerfassungsdaten des Paul-Ehrlich-Institutes 1987-1995”
(Podsumowanie i ocena niepożądanego działania lekarstw po
zastosowaniu szczepionek. Dyskusja spontanicznie zebranych danych
przez Instytut Paula Ehrlicha 1987-1995):
„Po
przeprowadzeniu szczepień wyłącznie szczepionką BCG wpłynęło
do Instytutu Paula Ehrlicha w tym czasie 197 relacji o podejrzanych
przypadkach (UAW-Verdachtsfallberichte). Na stronie 16 Hartmann
pisze: „Szacunkowo” zostało zgłoszonych i objętych tylko 5%
przypadków, które faktycznie się wydarzyły (sic!). Pod pojęciem
„przypadki, które faktycznie się wydarzyły” – w żargonie
wtajemniczonych – rozumie „specjalista” ciężkie upośledzenia
spowodowane szczepionką i śmierć. Takie przypadki obejmuje się
tylko wówczas, gdy kilku z tej niewielkiej ilości rodzicom - którzy
w ogóle odważyli się wystąpić na drogę sądową w celu
wyegzekwowania odszkodowania z powodu poszczepiennych komplikacji -
zostaną sądownie przyznane roszczenia (taki proces trwa przeciętnie
15 lat przekracza psychiczne i fizyczne możliwości). Do tego zobacz
relację Bärbel Engelbertz w załączniku (Uwaga! Tylko dla osób ze
stalowymi nerwami!)
W
roku 1998, a więc 27 lat po badaniach WHO, Komisja do Spraw
Szczepionek (STIKOT) przy Instytucie Roberta Kocha (RKI) pofatygowała
się nareszcie wycofać swoje zalecenia tej szczepionki. Według RKI
to rodzice odpowiadają za zgodę na przeprowadzenie szczepienia, po
„wyczerpującym” wyjaśnieniu przez lekarza:
„Uwzględniając
epidemiologiczną sytuację w Niemczech, nieudowodnionego działania
szczepionki BCG i uwzględniając wystąpienia ciężkich,
niepożądanych skutków ubocznych spowodowanych szczepionką BCG,
STIKO nie może dalej polecać tego szczepienia. Opublikowane w „Der
Kinderarzt” (Lekarz Dziecięcy), 29. Jahrgang (1998) Nr. 9, strona
966.
Czy
wasz lekarz poinformował was o tym? To należało do jego obowiązku!
A co z mediami, które uważają się za przekaźnika pomiędzy
polityką a obywatelami i które uzurpują sobie miano „strażników
prawego państwa”?
Dlatego
nic dziwnego, że przemilcza się nam co stało się w Lubece w 1930
roku: 250 dzieci zostało przymusowo zaszczepionych, otrzymały BCG
szczepionkę. Ponad ¼ dzieci zmarła od razu po podaniu szczepionki
z powodu zatrucia, żadne nie pozostało bez upośledzenia.
Po drugiej wojnie światowej, jak dla wszystkich wtajemniczonych było
jasne, że nawet „nazistom” w obozach koncentracyjnych nie udało
się przenieść „zarazka” i biorący udział w tych
eksperymentach „musieli” być zabijani w konwencjonalny sposób,
to na krótki okres czasu zapanowało
otrzeźwienie.
[1]
(Pleomorfizm
z gr. "morph" - kształt + "pléon" - więcej) -
Wielopostaciowość, Cyklogenia
drobnoustrojów -teoria
która wedle dowodów mówi że mikroorganizmy mogą przybierać
różne formy istnienia i etapy rozwoju w czasie życia. Pleomorfizm
bakterii czy grzybów jest odpowiedzią adaptacyjną na warunki
środowiska w którym żyją. Wszystkie ssaki i większość zwierząt
posiada organizmy symbiotyczne, żyjące wewnątrz gospodarza - tzw.
endobionty. Dla prawidłowego rozwoju endobiont, podobnie jak każdy
mikroorganizm, produkuje wokół siebie metabolity.
Koncepcja
ta zapoczątkowana została przez wybitnego francuskiego biologa
Antoine Bechampa. Zaobserwowane małe ciałka w żywej materii
nazywał mikrozymami, większość z nich to tłuszcze. Teoria jako
stojąca w opozycji do oficjalnie przyjętej monomorficzności
drobnoustrojów postulowanej przez Ludwika Pasteura została
odrzucona przez naukę akademicką.
Następnie
teorią zajął się i rozwinął niemiecki biolog Günther
Enderlein badając
drobnoustroje pod mikroskopem w ciemnym polu. Okazało się że nie
wszystkie drobiny są mikrozymami. Enderlein obserwowane w ludzkiej
krwi żyjątka nazwał protitami. Dalszych postępów dokonał Gaston
Naessens, w celu badania pleomorfizmu opracował specjalny mikroskop
- somatoskop w którym można obserwować zachodzące przemiany
drobnoustrojów.
Znani
pleomorfiści: Antoine Bechamp, William Russell (patolog), Günther
Enderlein, Wilhelm Reich, Gaston Naessens, Alan Cantwell, Robert
Young.
Literatura
*
Antoine Bechamp „Les Microzymas” (1881);
*
Antoine Bechamp „Trzeci składnik krwi”;
*
Guenther Enderlein „Cyklogeneza bakterii” („Bacteria
Cyclogeny”, 1916);
*
Ethel Douglas Hunme „Pasteur obnażony” („Pasteur Exposed”,
1923);
*
R.B. Pearson „Pasteur- plagiator i oszust” („Pasteur:
Plagiarist, Impostor”, 1942)
Najwidoczniej
paradygmat walki na jakiś czas poszedł w zapomnienie. Ludzie
mieli dosyć wojny.
Przypomniano
sobie przeciwników szczepień i lokalistów. Profesorowi Ludwikowi
Fleck było wolno przekazać swoje doświadczenia jakie zrobił jako
„naukowiec” w „centrum badawczym” obozu koncentracyjnego i
słynny założyciel medycznej immunologii i późniejszy laureat
Nagrody Nobla z 1960 roku, EM. Burnet, reprezentant amerykańskiego
grona badaczy, doniósł „Scientific American“ (Spektrum Nauki) w
wydaniu z maja 1951 roku, co nastąpuje:
„Jak
poobserwujemy scenę medyczną Północnej Ameryki i Austrlii, to
zobaczymy, że obecnie najważniejsze zmiany w szybko znikające
znaczenie chorób infekcyjnych. Szpitale dla ludzi z gorączką
znikają albo zostają przedysponowane do innych celów. Jak mogę
ocenić, zainteresowanie biologii głównie wirusami bierze się
stąd, że używa się ich do badań struktury i funkcji komórek”.
W
gronie naukowców szybko rozeszła się wieść, że nie ma dowodów
na istnienie „wirusów, którymi można by się zarazić”.
Wynaleziony w 1931 roku Mikroskop elektronowy, już wkrótce stał do
dyspozycji wszystkich badaczy.
To
nie pasowało jednak amerykańskiemu Centrum Zwalczania i
Zapobiegania Chorób [2] (Centers for Disease Control and Prevention-
(CDC) – militarnej instytucji, w której to wszyscy biegają w
mundurach.
Kwatera
główna CDC w Atlancie.
Amerykański
rząd miał jeszcze szczególne plany, które w świetle historii
łatwo dają się pojąć (Karl Krafeld opisuje to w sposób
pozostawiający wrażenie w rozdziale „Historyczny
przegląd polityki szczepionek” ).
A mianowicie „strach
przed zarazkami” zastosować i wykorzystać jako polityczny
instrument...
I
w lipcu 1951 roku wystartowało szczególnie silnie i przy użyciu
bezprecedensowej kampanii medialnej popierającej szczepionki
„paradygmat walki” stał się dogmatem w medycynie całego
świata.
Zostały
udostępnione bezgraniczne sumy i przy Centrum Zwalczania i
Zapobiegania Chorób została utworzona Epidemic
Intelligence Service (EIS), służba epidemiologiczna. Która jest
niczym innym jak Centralną Agencją Wywiadowczą (CIA) medycyny.
Założona przez pewnego lekarza, dla którego największym interesem
było podtrzymywanie przy życiu mitu o chorobie Heinego Medina jako
choroby zaraźliwej...
przy pomocy której możny było nareszcie zakończyć dyskusje na
temat szkodliwości szczepień z poprzednich kampanii. Lekarzem tym
był drAlexander
Langmuir (szczegóły
w rozdziale: Naukowe podłoże i zależności w odpowiedziach
urzędów). Z
tego „gniazda”, z którego wszyscy „specjaliści”, łącznie
z przynależnymi żurnalistami (dzisiaj nie pozostawia się niczego
przypadkowi) pochodzi również koncept „retrowirusów”, na
podstawie których, po „zwyciężeniu” Heinego Medina,
uzasadniona została wojna przeciwko „rakowi”. Gdy w 1975 roku
musiała zostać zakończona, zastąpiono ją „pomorem świń”. A
gdy również „pomór świń” musiał zostać odwołany, to z
niego powstała „choroba legionistów”. W niej nie można było
wyczarować żadnego wirusa i dlatego jako wytłumaczenie musiała
służyć biedna bakteria... aż w końcu zainscenizowany został
„AIDS”.
Ale
tym razem – po tych wszystkich kompromitacjach w przeszłości –
które kosztowały podatników miliardy dolarów, między innymi w
związku z odszkodowaniami po szczepionkowymi - kampania została
bardzo dobrze przygotowana. Rozwinięto najlepszą jak dotychczas
strategię strachu: seks i 100% śmierć połączono razem ze sobą.
Początkowe małe trudności, zostały przezwyciężone przez
największą w historii człowieka „pomoc” finansową i po
raz pierwszy w historii człowieczeństwa został stworzony globalny
dogmat: seks = śmierć.
Strategia
jest następująca: zainwestowane przez państwo pieniądze mają się
kilkakrotnie zwrócić przez „badania testowe” i „lekarstwa”.
Tak wygląda perwersyjna amerykańska „polityka pokojowa”, poza
jakąkolwiek demokratyczną kontrolą. Prowadzona jest ona w oparciu
o szczególnie gruntowną niemiecką politykę. O odpowiednią
dynamikę dba przy tym „giełda”, „globalny wirtualny system
pieniądza”, któremu dzisiaj podlega nie tylko przemysł
farmaceutyczny i cała medycyna, tylko cała ludzkość.
To
są skutki politycznie umotywowanych hipotez o infekcjach oraz
oszukańczych czynów dwóch pionierów Luiza
Pasteura i Roberta Kocha,
pracujących w służbie państwa w XiX wieku.
W
tamtych czasach mieliśmy tylko dwóch oszustów, dzisiaj jest ich
tysiące, którzy jako „naukowcy” i lekarze i chowają się na
uniwersytetach, instytutach i w szpitalach.
Państwo
nie może się pozbyć tych stworzonych przez siebie„uczniów
czarnoksiężnika”, ponieważ znajdują się oni we wszystkich
resortach państwowych, w rządzie i w mediach. Sami nie zrezygnują
tak łatwo ze swoich wpływów.
Wyjście
z tego straszliwego zawikłania jest możliwe tylko przez
prawożądność i prawo, które coraz więcej obywateli
wykorzystuje. Po bezskutecznym domaganiu się np. dowodów na
istnienie domniemanych twierdzień o „infekcjach”, „zarazach”
i szczepieniach, teraz starają się wyegzekwować od urzędów
państwowych oświadczenie pod przysięgą.
Czas
nagli: my wszyscy siedzimy na tym samym przeciekającym statku, który
dryfuje na burzliwym oceanie z poluźnioną kanonierką na pokładzie
a jego załoga jest już silnie zdziesiątkowana i zraniona.
Ostatni
meldunek na temat infekcji i „paradygmatu walki: Ärzte-Zeitung z
14. marca 2001: Prof. Heino Diringer, 20 lat „BSE-expert” am
Robert-Koch-Institut in Berlin: „Według hipotezy Stanley’a
Prusiner, BSE jest przenoszona przez infekcyjne proteiny. Za to
otrzymał w 1997 roku Nagrodę Nobla. Ale jednoznacznie nie jest to
udowodnione do dnia dziejszego”. Oraz: „Jestem pewnien, że
wirusy BSE i CJK odgrywają tutaj rolę” (Zobacz znajdującą się
w załączniku do książki ulotkę o BSE - dla czytelnika polskiego
w tej chwili jeszcze nieosiągalna).
Bild
am Sonntag z 29. kwietnia 2001: „Dochodzeniowcy zarazy” tak
ścigają „wirus pryszczycy” („zaraza pyska i racic”): W
Republice Niemiec istnieje dwóch naukowców, którzy w odizolowanym
pomieszczeniu badają próby pryszczycy. W załączniku do niniejszej
książki spójrz na „ulotkę o pryszczycy” oraz stronę
internetową:
www-micro.msb.le.ac.uk/109/Structure.html.
(przypisek tłumacza: w międzyczasie portal ten przestał
istnieć)
Widać
na nich jeden z wielu różnych modeli „wirusa pryszczycy”, ale
żadnego zdjęcia przedstawiającego tego „wirusa” pod
mikroskopem elektronowym. Otrzymujesz polecenie narysowania własnego
wirusa. W ten sposób możesz się nauczyć, jak to się robi i dla
żartu możesz ogłosić swoją własną epidemię... Potem
dostajesz polecenie: A teraz go pokoloruj!”
["Często
się mylić nigdy nie wątpić" - Thomas Sowell / BladyMamut
]
Możliwe
że zainteresują Cię posty poniżej:
Robert
Koch - "dopasowane"
postulaty
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=339
Rtęć
w
szczepionkach
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=405
Szczepienia,czyli
skąd ten pomysł,bo dlaczego,to wiedzą
wszyscy.
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=620
Gary
Null - Przesłuchanie w sprawie
szczepionek
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=340
Dr
Nancy Banks - o szczepieniach i
medycynie
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=106
AIDS,
szczepienia i inne
bzdury
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=1201
Rtęciowe
ludobójstwo „dla naszego dobra i
bezpieczeństwa”
http://forum.otworzumysl.com/showt...p?tid=1377
Wzór
pisma jakie podać lekarzowi przed
szczepieniem
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=907
Dwadzieścia
Faktów Na Temat Szczepionek O Których Nie Dowiecie Się Od
Rządu
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=513
Szczepionki
Broń Masowej
Zagłady
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=1025
Rtęć
w szczepionkach/Jak samemu zrobić szczepionkę na
grypę
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=405
Inżynieria
‘pandemii’
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=439
Pacjentyzm
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=1826
Cel
szczepien
http://forum.otworzumysl.com/showthread.php?tid=2436