ŚWIATOWA ROZKOSZ
(wybór)
Świetny świat tak nadobnie Pan Bóg ubudował,
Że choćby wsze rozumy do kupy stosował
Człek, niepodobna rzecz jest pięknej krasy jego
I ozdoby okręgu nieba wysokiego
Ani piórem okryślić, ani wyrzec słowy.
Dlatego temu dawszy pokój, darmo głowy
Ja sobie nie chcę kazić ani w tak szerokim
Oceanie, wszerz i wzdłuż bez miary głębokim,
Miałkiem dowcipem brodzić; dość mi na tym będzie,
Że choć ma niedaleko od brzegu wyjedzie
Łódka, przedsię j<ą> będę do przedsięwziętego
Portu sobie kierował. Któż oprócz ślepego
Nie widał ślicznych świata tego pozomości?
Piękny jest. Ten dla człeka Bóg z swej wszechmocności
Stworzyć raczył. I temuż potrzebne żywioły
I wszytkie rąk swych dzie<ła> z niebieskiemi koły
Ofiarował. Człowiek, pan stworzenia wszelkiego,
Jakoż go chwalić nie ma? Jakoż świata tego
Nie ma zażyć rozkoszy, gdy je jemu kwoli
Stwórca nadał? - Ale tu poczekam, rychło li
Mnich się który ozowie; którzy gardzą nimi,
Radbym o niewdzięczności tej co mówił z nimi.
Mnie się tak zda, że to grzech uciekać od tego,
Co Bóg z upodobania sam dał człeku swego.
Wszakże tu o tym pokój; niech w swojej kapicy
Siedząc, proszą za nami Boga zakonnicy.
Moja rzecz jest opisać świeckie delicyje,
Których każdy, póki żyw, niech, jak chce, zażyje,
Bo po śmierci acz wierzym o wiecznej radości,
Daleka ta od ziemskich będzie rozpustności.
Świecka Rozkosz to mój rym, onej pióro moje
Dzisia służy, któremu Pegazowe zdroje
Niech krople rosy dadzą z helikońskiej skały,
Żeby mu zwiędłe trochę siły rozjędrzniały.
Ale niż co na papier Talija wyleje
O tej paniej, niech troski wiatr z głowy wywieje.
Wara, wara na stronę, frasunki teskliwe,
Ustąp nędzo, kłopocie, ustąpcie straszliwe
Męki i krwie rozlania, ustąpcie Marsowe
Utarczki, przestańcie ciec łzy Heraklitowe.
Żal, ból i żaden smutek placu tu nie mają;
Precz, precz, melankolija i ci, co wzdychają.
Rozkosz, wesoła pani w złotorytej szacie
Idzie jako paw strojna. Jeśli jej nie znacie,
Pyszna jest, bo się trudno docisnąć chudemu
Pachołku, tam gdzie ona przebywa, lecz temu
Komu fortuna każe, łacny przystęp do niej -
Ale niech wam do końca pieje Muza o niej.
Przybrała się w koronę, czując się królową
Być państwa świata tego, a dyjamentową
Błyskając w rubinowym pierścieniu tablicą,
Cienką skronie okryła ślicznie jedwabnicą.
Wczas przed nią, pokojowe pacholę pod kitą,
Pieszczot swych grono niesie; fraucymer obfitą
Delicyj rozmaitych szkatułę piastuje,
Którymi miękkiej młodzi swawolą smakuje.
Rozpusta, stara pani, tuż jej obok stoi
I wszystkie swoje fochy swoim trybem stroi.
Wenus ją, sekretarka, pod rękę prowadzi,
Kupido, rucho niosąc, tak swój kroczek sadzi,
Że co raz w serce czyje z swego łuczku zmierzy,
To niechybnie hartowną strzałką w nie uderzy.
A jego się z postrzałów takich cieszy pani,
Bo to już jej, kogo on nie śmiertelnie rani.
Pięć panien piąci zmysłów uciechy trzymają,
A każdej inszej miary smaku przydawają.
Pierwsza oczy w białej płci ślicznej cerze pasie
I wzrok w ozdobnych rzeczach syci. Druga zasie
Słuch smacznymi gadkami przyjemnie zabawia,
A brat nasz ucha, co to tam za szept, nadstawia.
A trzecia zaś wonnymi piżmy, zybetami
I drogimi nasyca zapach perfumami.
Czwarta, ta gust w rozlicznych potrawach cukruje,
Taż też i smakowitym napojem szafuje.
Piąta co sercu miło, to do ręku daje,
A do tego natęższa chęć w człeku powstaje.
Druga pięć ochędóstwo każda niesie swoje:
Nalewkę z miednicą, tuwalnią - to troje
Trzy niosą; a dwie zasię zasłonę, źwierciadło,
Przezirać się, jeśli co paniej nie nadbladło.
Lecz jeszcze z fraucymeru dwie mi pozostały,
Mniemam, że te przyprawy pewne będą miały:
Farbiczki i bielidła, więc szpikanardowe
Wódki, olejki z róże, więc i balsamowe;
I wszystko to, co ciału lubo rozkosznemu
I wczasowi przysłusza na świecie wszelkiemu.
W długą by szło, bym wszytek jej miał opisować
Dwór i orszak czeladzi; dość to tak mianować,
Że jej co żywo służy i nie masz żadnego,
Który by się nie garnął do szczęścia takiego.
Lecz się nie zejdzie dworem jej każdemu bawić,
Bo trudno bez ochmistrza co w tej mierze sprawić.
Wątku trzeba; a tego komu już nie zstaje,
Choć był przystał i służył, tym samym odstaje.
Jednak, jak ono mówią, ciągnie każda swego
Uciecha, a kto dość ma, mam go za jednego
Czeladnika tej paniej, której służby swoje
Oddawszy, do ochmistrza skoczy pióro moje.
Kasper Twardowski
LEKCYJE KUPIDYNOWE
Do Czytelnika
Ja z Kupidynowej szkoły
idąc do domu wesoły,
rad bym, żeby mej łaciny
nauczył się i kto iny.
Jeśli dobrze repetuję,
niechaj łaskę twoję czuję;
a ten, komu nie smakuje,
niechaj po swemu miłuje.
Lekcyja piąta
Acz mi się wierzyć nie do końca chciało,
żeby mię szczęście takie potkać miało:
bez żadnej prace, bez żadnej trudności
tak prędko dostać wzajemnej miłości.
Próżno to, wątpić namniej nie potrzeba,
że mi przychylna sama Wenus z nieba.
Czekam z radością czasu szczęśliwego -
dzisia mam zażyć kochania mojego.
Szczęśliwa ziemio, o szczęśliwe progi,
po których przejdą te tak śliczne nogi;
wdzięczne tam róże będą wyrastały,
gdzie będą stopki tak piękne deptały.
Szczęśliwe ściany, dziś gościa miłego
z chęcią przyjmiecie do gmachu swojego.
Szczęśliwe łoże, poduszki szczęśliwe...
ale nie rzekę, by snadź zazdrościwe
tu kędy z kąta uszy nie słuchały,
a mię nadzieje takiej nie przerwały.
Lekcyja siódma
Nie małąś łaskę ze mną uczyniła,
żeś sama słów mych słuchać pozwoliła,
Zosieńku moja, bo teraz trzeciemu
szkoda się zwierzać, by napewniejszemu.
Baczysz to, że cię prawdziwie miłuję,
żeć ani zdrowia swego nie żałuję.
Toż mi o tobie Basia powiadała,
żeś nad mnie nigdy milszego nie miała,
acz okrom tego znam to sam po tobie,
żem z ciebie zjednał przyjaciela sobie:
nie tylko nigdy przede mną nie stronisz,
ale i dotknąć rączki swej nie bronisz;
a jeśli czasem, gdy cię pocałuję,
rzkomo się gniewasz, prawie dobrze czuję,
że zwyczajowi folgujesz dawnemu,
nie przyrodzeniu abo chceniu swemu.
Jednak, chociajże te uciechy wszytkié
mają swe wczasy, mają swe pożytki,
przecię wżdy na tym serce nie przestaje,
chcąc czegoś więcej, znak nam jawny daje,
iże w miłości jest coś tajemnego,
więcej daleko nad to smaczniejszego.
Czemuż Zosieńku, póki w młodym wieku,
chce się zażywać rozkoszy człowieku,
a my dzień po dniu dalej odkładamy,
a tego dobra już nie zażywamy?
Zażyjmy, przebóg, bo starość nadchodzi,
która nam wszytkę dobrą myśl przeszkodzi!
Mikołaj Sęp Szarzyński
WIERSZ DEDYKACYJNY I PRZEDMOWA
NA HERB JEGO M. PANA JAKUBA LEŚNIOWSKIEGO,
PODCZASZEGO ZIEMIE LWOWSKIEJ
Gryfowie strzegą złota i biją się o nie
Tak w południowej, jako i w północnej stronie.
Niebożęta Pigmei trudność z nimi mają,
Którzy się o ten kruszec z pilnością starają.
Ale polscy Gryfowie nie tak żądni złota,
Jako wolności stróże, w których ta ochota,
Że i umrzeć za wolność zyskiem poczytają,
Skąd też i od ojczyzny dawną wdzięczność znają.
Mimo insze przykłady i zacny podczasy
Herbownym i ojczyźnie jest wszelkimi czasy
Powodem do wolności, krwią przodków nabytej,
Z okazałej swej chęci bynamniej nieskrytej.
JEGO MOŚCI PANU JAKUBOWI LEŚNIOWSKIEMU,
PODCZASZEMU ZIEMIE LWOWSKIEJ, PANU I BRATU MNIE MIŁOŚCIWEMU:
Częstokroć wiele ludzi zacnych, mciwy panie bracie, którzy nieboszczyka pana Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, brata mego rodzonego, albo zaznali, albo też pisma jego czytali, rozmawiali ze mną i z narzekaniem, żem sie o to nie starał, aby prace i pisma jego do kupy były za moim staraniem zebrane i światłu pokazane. Ja zaiste, będąc w tej mierze i sam na sie frasowity, żem do tego przyść nie mógł, i narzekaniem ludzkim poruszony, starałem sie, jakobym i żądności onej prawie pospolitej od wszytkich, którzy sie w dowcipie brata mego zakochali, i powinności mojej braterskiej, a przy tym sławy brata mego nie odbiegał. Lecz mi to na wielkiej przeszkodzie było, że po ześciu z tego świata brata mego nieboszczyk zacnej pamięci Jego M. pan Stanisław Starzechowski, podkomorzy Ziemie Lwowskiej, pisma i księgi jego na swój dozór i opiekę wziął, który też potym wrychle umarł, także też ja z pilnością sie o onych pismach pytając, mianowicie u nieboszczyka pana Pobidzińskiego, nie mogłem sie dopytać. Mając tedy trochę pism takowych brata mego, oczekiwałem z niemi, azaby sie ich więcej kędy miedzy ludźmi uczonemi naleźć mogło. Lecz gdy sie nic takowego nie pojawiło, jam sie, patrząc na złe zdrowie moje, aby i ta trocha, co przy mnie była, jako inszych wiele, nie zginęła, obawiając, użyłem jednej zacnej osoby duchownej do przejźrzenia i sporządzenia pism ręki brata mego własnej, które przy mnie były, które ja, aby świat widziały, pod miłościwą obronę W. M. mego miłościwego pana i brata i za upominek po bracie mym oddaję. Zalecam się przy tym miłościwej łasce W. M. braterskiej mego miłościwego pana i brata.
W. M. mego Mciwego Pana życzliwy brat i sługa
Jakub Szarzyński Sęp, podstoli Ziemie Lwowskiej.
NAPIS NA STATUĘ ABO NA OBRAZ ŚMIERCI
Córa to grzechowa,
Świat skazić gotowa:
Wszytko, co się rodzi,
Bądź po ziemi chodzi,
Lub w morskiej wnętrzności
I wietrznej próżności,
Jako kosarz ziele
Ostrą kosą ściele;
Tak ta wszystko składa,
Ani opowiada
Nikomu swojego
Zamachu strasznego.
I wy, co to ćcicie,
Prawda, że nie wiécie,
Jeśli nie przymierza
Ta sroga szampierza
Któremu do szyje.
Strzeż się: oto bije!
SONET I
O krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego
Ehej, jak gwałtem obrotne obłoki
I Tytan prętki lotne czasy pędzą,
A chciwa może odciąć rozkosz nędzą
Śmierć - tuż za nami spore czyni kroki!
A ja, co dalej, lepiej cień głęboki
Błędów mych widzę, które gęsto jędzą
Strwożone serce ustawiczną nędzą,
I z płaczem ganię młodości mej skoki.
O moc, o rozkosz, o skarby pilności,
Choćby nie darmo były, przedsie szkodzą,
Bo nasze chciwość od swej szczęśliwości
Własnej (co Bogiem zowiemy) odwodzą.
Niestałe dobra! O, stokroć szczęśliwy,
Który tych cieniów wczas zna kształt prawdziwy!
SONET IV
O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem
Pokój - szczęśliwość, ale bojowanie
Byt nasz podniebny. On srogi ciemności
Hetman i świata łakome marności
O nasze pilno czynią zepsowanie.
Nie dosyć na tym, o nasz możny Panie!
Ten nasz dom - Ciało, dla zbiegłych lubości
Niebacznie zajżrząc duchowi zwierzchności,
Upaść na wieki żądać nie przestanie.
Cóż będę czynił w tak straszliwym boju,
Wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie?
Królu powszechny, prawdziwy pokoju
Zbawienia mego, jest nadzieja w tobie!
Ty mnie przy sobie postaw, a przezpiecznie
Będę wojował i wygram statecznie!
SONET V
O nietrwałej miłości rzeczy świata tego
I nie miłować ciężko, i miłować
Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione
Myśli cukrują nazbyt rzeczy one,
Które i mienić, i muszą się psować.
Komu tak będzie dostatkiem smakować
Złoto, sceptr, sława, rozkosz i stworzone
Piękne oblicze, by tym nasycone
I mógł mieć serce, i trwóg się warować?
Miłość jest własny bieg bycia naszego,
Ale z żywiołów utworzone ciało
To chwaląc, co zna początku równego,
Zawodzi duszę, której wszystko mało,
Gdy Ciebie, wiecznej i prawej piękności
Samej nie widzi, celu swej miłości.