Problemem społecznym, który przygotowałam na dzisiejszą prezentację, są dzieci ulicy. Zainteresowałam się tym tematem chodząc po katowickim dworcu i spostrzegając plakat „Dzieci to nie śmieci - zabierzmy je z ulicy”. Ale o tym później. Najpierw zdefiniujmy pojęcie „dziecka ulicy”
FOLIA: Kim są „dzieci ulicy”?
Wbrew pozorom obydwie, zdawałoby się, że tak różne definicje, określają ten sam problem. Cechą charakterystyczną definiowanego zjawiska jest brak opieki i nadzoru rodzicielskiego, pozwalającego dzieciom na bezpieczne wzrastanie w domu rodzinnym lub innym bezpiecznych dla nich miejscu.
Rada Europy w Strasburgu określiła iż: „Dzieci ulicy” to dzieci poniżej 18 roku życia , które przez krótszy lub dłuższy czas żyją w środowisku ulicznym,(…)żyją i przenoszą się z miejsca na miejsce, nawiązują kontakty z grupa rówieśnicza lub innymi grupami na ulicy. Oficjalnym adresem tych dzieci jest adres rodziców, lub jakiejś instytucji socjalnej (pomocy wychowawczej, poradni psychiatrycznej dla młodzieży i in.). Wysoce znamiennym jest przy tym to, że z dorosłymi , rodzicami oraz przedstawicielami szkół i instytucji pomocowych , dzieci te maja jedynie słaby lub żaden kontakt.
Podsumowując i mówiąc najprościej jak się da - dziecko ulicy jest po prostu dzieckiem, którego opiekunem stała się z jakichś powodów ulica. I są to nie tylko takie z rodzin patologicznych, ale i dzieci często nie wykraczają poza tzw. normę określaną przez placówki oświatowe, sypiają w domach swoich rodziców czy opiekunów, ale nie znajdują tam żadnego wsparcia emocjonalnego. Przebywają więc na ulicy nie tylko z poczucia nudy i braku alternatywnych zajęć, ale z powodu życiowej konieczności.
W Polsce pomoc dzieciom ulicy i świadomość tego problemu jest bardzo młoda. Jej raczkujące początki zaczynają się dopiero w 1997 roku. Ja sama jestem dowodem na to, jak niewielka jest wiedza społeczna na ten temat. Przygotowując tą pracę dowiedziałam się o wielu rzeczach, na które nigdy wcześniej nie zwróciłam nadmiernie uwagi. A tymczasem w Polsce szacuje się, że aż nad 13 % dzieci w wieku 3-18 lat nikt nie czuwa, na ulicy pracują, bawią się i przechodzą przyspieszony kurs dojrzewania.
W naszym polskim społeczeństwie panuje swoista znieczulica społeczna spowodowana strachem. Boimy się band osiedlowych wyrostków a także krzyków dziecka bitego w sąsiednim mieszkaniu. Bardzo rzadko pytamy dlaczego, nie mówiąc już o inicjatywie. Rzeczywista pomoc takim ludziom musi być bardzo szeroko zakrojona. Aby była rzeczywiście skuteczna musi obejmować dzieci i ich całe środowisko. Inaczej zdarzają się dramaty, przy których nie można się dziwić, dlaczego dzieci wybierają ulicę.
FOLIA: Część wypadków ze stycznia 2008
To nie dzieci zawiniły, to nie one są złe. Winą można jedynie obarczyć ich nieodpowiedzialnych rodziców, którzy nierzadko nie potrafią poradzić sobie sami ze sobą, a co dopiero z własnymi dziećmi. Zostawiają oni sam na sam to dziecko z wielkim światem.
Problem jest specyficzny i tak samo pomysł na jego likwidację. Ze względu na często bardzo duży stopień zdemoralizowania dzieci typowe działania ośrodków wychowawczych i świetlicy, nie mają racji bytu. Dlatego powstała taka jednostka zwana pedagogiem ulicy, z ang. streetworkerem.
Są to osoby o bardzo charakterystycznych cechach charakteru(otwartość na kontakty, empatia, niedoceniający, autentyczność, elastyczność, odpowiedzialność, dyspozycyjność i kreatywność) z doskonałym, specjalistycznym przygotowaniem pedagogicznym. Mają oni za zadanie wypełnić lukę, która powstaje miedzy dzieckiem ulicy a oferującymi pomoc placówkami. W niezinstytucjonalizowany sposób pracuje na dworcu, ulicy, w bramie, piwnicy, na podwórku. Jest to osoba mająca bezpośredni kontakt z dzieckiem ulicy.
Specyfiką pracy jest ukierunkowywanie aktywności dzieci (działa w środowisku i przestrzeni konstruktywni bądź destruktywnie, Skutkiem niemożności działania w otoczeniu może być autodestrukcja, będąca jednocześnie próbą odzyskania kontroli).
Największym problemem jest nawiązanie kontaktu z takimi dziećmi. Pedagodzy są traktowani jako obcy, ci z zewnątrz. Potrzeba często wiele trudu, aby przekonać je, że jest się tam w sposób bezinteresowny dla nich, że nie jest się pedofilem, nie chce ich okraść i że się nagle nie zniknie. Kontakt nawiązuje się poprzez wspólną zabawę, rozmowy, grę w kółko i krzyżyk. Czyta się bajki na klatkach schodowych, wspólnie śpiewa piosenki. Czasem razem maluje, lepi figurki z plasteliny czy w walentynki tworzy dekoracje i kotyliony. Ważnym elementem są zabawy sportowe.
Pedagodzy starają się pracować w nieopresyjny sposób. Proponują, ale dziecko musi samo podjąć decyzję, co chce robić. Po pewnym czasie dzieci same zaczynają wychodzić z inicjatywą, chcą realizować własne projekty, coś, na czym im będzie zależało i co sami stworzą. To ważny, wyższy etap pracy z młodzieżą, gdyż pozwala im w sobie odkryć talenty i możliwości.
ZDJĘCIA: PRASKIM OKIEM
Praca z „dziećmi ulicy” to przede wszystkim uświadomienie im, że nie wszystko wolno i że ponoszą odpowiedzialność za własne postępowanie. Zaczyna się od tego, że jeśli np. chcą gdzieś pojechać i coś zobaczyć, muszą przychodzić na zajęcia w określone miejsce o określonej porze. To nie zawsze jest proste, bo nie są one nauczone działania konsekwentnego, zaplanowanego choćby na jutro. Dla nich często „jutro” to nieokreślona przyszłość. Nauką jest nawet to, że jadąc autobusem czy tramwajem, trzeba skasować bilet. Czasem wychodzi im zachowanie w miejscach publicznych, a czasem nie. Dopiero gdy zostaną wyproszeni np. z kina, rozumieją, że coś stracili, bo wracają na swoją szarą ulicę, gdzie się nic nie dzieje. Po paru latach pedagodzy „odcinają pępowinę” i wtedy dziecko musi już samo sobie radzić. Niestety nie jest to praca skazana na sukces, niektórym dzieciom nie udaje się pomóc. Lądują w ośrodkach szkolno-wychowawczych, poprawczakach, na odwykach - przyznają sami pedagodzy ulicy.
W Polsce jest obecnych kilka organizacji, które formułują różnorodną pomoc dla dzieci ulicy. Najbardziej wyraźne i prężne są 3 z nich: GPAS (Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej), Fundacja Wspólna Droga oraz Fundacja dla Polski. Ta ostatnia jest odpowiedzialna, za plakaty „Dzieci to nie śmieci”, które były impulsem do tej tematyki mojej pracy. Na potrzeby czasowe prezentacji omówię te organizacje tylko pokrótce w sensie projektów, mimo iż w pracy zawarłam więcej.
O GPAS-się prawdopodobnie słyszał każdy z nas, na ich temat było naprawdę wiele artykułów w gazetach a także telewizji. To stowarzyszenie, które pomaga dzieciom na warszawskiej Pradze, czyli dzielnicy najbardziej dotkniętej patologią. Są organizacją pozarządową, co daje im dużą swobodę działań. Z dziećmi ulicy nie ma możliwości pracy wg odgórnie ustalonego planu.
Bardzo ich ważnym projektem pomagającym nawiązać kontakt jest „Ruchoma Szkoła”. Jest to skrzynia na kółkach zbudowana ze szkolnych tablic, na których umieszczone są panele edukacyjne.
ZDJĘCIA: RUCHOMA SZKOŁA
Zajęcia obejmują cztery grupy tematyczne: językowe i matematyczne, terapię kreatywną, nauczanie o zdrowiu i higienie, prawa człowieka. Program dostosowywany jest do wieku dzieci. Na niektórych podwórkach dzieci potrzebują tylko rozrywki, bo na Pradze prawie nie ma placów zabaw. W innych miejscach zajęcia mają przede wszystkim uświadomić dzieciom istnienie takich zagrożeń jak przemoc i wykorzystywanie seksualne. Ruchoma szkoła wyjeżdża na praskie ulice od maja. Za każdym razem odwiedza inne podwórko. Kolorowy wózek na kółkach z wysuwanymi tablicami i planszami przyciąga uwagę. Gdy pedagodzy wyciągną już dzieci z „getta”, wtedy proponują im inne, konsumpcyjne zabawy - kino, basen, sala zabaw, co funduje GPAS.
Podopieczni nakręcili film o policji pt. „Święto”. Filmy są przyczynkiem do tego, aby dzieci zetknęły się z inną rzeczywistością. Chodzili po bramach, przeklinali na policję. Sami podopieczni wpadli na pomysł, żeby zapytać ludzi, co sądzą o funkcjonariuszach. Tygodniami przełamywali się, aby podejść do przechodniów z mikrofonem i kamerą. Film otrzymał nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Młodzieżowych. Zrobili też cykl wywiadów z prażanami pt. „Praskie portrety”. Na swoją premierę czeka dokument o kibicach warszawskiego klubu Legia. Dzieci brały też udział w warsztatach teatralnych, tańca (flamenco dla dziewczyn), capoeiry (brazylijska sztuka walki). Kilkoro chłopców układa własne piosenki hiphopowe i nagrywa je w profesjonalnym studio nagraniowym. Dzięki niesamowitej pracy GPAS-u, dzieci te zostają przywrócone społeczeństwu.
Innym jeszcze dość ciekawym projektem jest „Autobusy zabawy” autorstwa Fundacji Wspólna Droga.
ZDJĘCIA: AUTOBUSY ZABAWY
Powstały w Radomiu dwa autobusy w charakterystyczne wzory: sportowy i komputerowy. Ten pierwszy jest swoistą salą gimnastyczną i magazynem bardzo ciekawych przyrządów jak np. szczudła, trampoliny, równoważnie, piłeczki do żonglowania, cymbergaje, itp. Drugi to sala komputerowa z bezpłatnym dostępem do internetu. Obydwa autobusy jeździły regularnie po 5 radomskich dzielnicach, w których brak świetlic i jakichkolwiek domów kultury. Ekipa 13 pedagogów organizowała w nich zajęcia. Początkowo mieszkańcy odnosili się do tego bardzo nieufnie. Wraz z okresem zimowym autobusy przestały jeździć, ich wyposażenie spoczęło w pomieszczeniach, które służyły za nowopowstałą świetlicę. Pedagodzy samodzielnie w tym okresie, chodzili do podopiecznych, z którymi nawiązali kontakt w okresie letnim. Od wiosny projekt miał być kontynuowany, jednak nie znalazłam żadnych aktualnych informacji na ten temat.
Mam nadzieję, ze zainteresowałam Was tym szerokim ale jakże inspirującym tematem. Dziękuję.