Wśród obrazów Rembrandta jeden może być interpretowany jako minitraktat malarski o medycynie. To płótno zatytułowane Lekcja anatomii doktora Tulpa. Nad zwłokami mężczyzny zgromadzeni są adepci medycyny. Doktor Tulp dokonuje sekcji mięśni przedramienia. Obok niego grupa siedmiu słuchaczy ubranych w ten sam sposób, których twarze wyrażają wszelkie możliwe reakcje na sekcję. Można dostrzec zarówno fascynację, zainteresowanie, jak i obrzydzenie czy rodzaj zadziwienia. Co prawda, scenka z obrazu Rembrandta dotyczy medycyny klasycznej, jednak sam schemat wielości i niejednoznaczności reakcji będzie użyteczny przy omówieniu stosunku chrześcijan do tak zwanej medycyny naturalnej.
Medycyna zwana naturalną
Podkreślanie, że mowa o tak zwanej medycynie naturalnej może zakrawać na ironię. Nic z tych rzeczy — to jedynie wyraz wątpliwości co do adekwatności nazwy medycyna naturalna. Wątpliwość ta pojawiła się jako jeden z wniosków badań prowadzonych przez piszącego te słowa w ostatnich paru latach, m.in. w trakcie Festiwali Medycyny Naturalnej (dalej FMN) 1
Pierwszą kwestią jest naturalność tejże medycyny. Wszak stosuje ona środki bynajmniej nie naturalne, m.in. urządzenia elektroniczne, preparaty chemiczne, nie wspominając już o ilości papieru wcale nie makulaturowego przeznaczonego na wszelkiego typu reklamę. Komputer służy do określania braków w tzw. aurze, również za pomocą wyrafinowanej aparatury bada się tęczówkę oka w ramach diagnostyki irydiologicznej. Swoistym kuriozum na jednym z FMN była projekcja filmu o szamanach z okolic jeziora Titicaca, po której jego twórca, znana postać w środowisku medycyny naturalnej, zapytał, czy widzowie czuli energię bijącą z filmu, gdyż spotkał się z opiniami, że te obrazy emanują energią. Zatem wynalazki multimedialne mogą również służyć do transmisji energii.
Przymiotnik „naturalny” nie jest jedynie określeniem zabiegów leczniczych, lecz ma także podkreślać inność tej medycyny (zwanej też niekonwencjonalną i alternatywną) wobec medycyny naukowej. Inspirację do odkrywania wszelkiego typu terapii alternatywnych oraz zapoznanych tradycyjnych technik terapeutycznych dał New Age. Choć medycyna naturalna rozwija się jako alternatywa dla akademickiej, coraz częściej praktykujący ją terapeuci uzdrawiacze starają się raczej demonstrować komplementarność obu rodzajów medycyny niż ich opozycję. Trzeba podkreślić, że terapie naturalne aplikuje także niemała grupa tradycyjnych lekarzy. Ta dość komfortowa sytuacja stymuluje terapeutów uzdrowicieli do powielania wzorców zachowań typowych dla medycyny naukowej. Prezentują się chętnie jako posiadacze rozmaitych tytułów naukowych lub jako absolwenci czy pracownicy instytucji, których nazwy brzmią naukowo. Posługują się specyficznym slangiem, niezrozumiałym bądź trudnym do zrozumienia dla pacjenta klienta, domagają się bezkrytycznej akceptacji zaproponowanych terapii.
Wątpliwości budzi także używanie określenia „medycyna” na nazwanie interesującego nas zjawiska. Obserwacja FMN wskazuje, że często zabiegi proponowane przez terapeutów uzdrowicieli i udzielane przez nich porady wykraczają poza sferę fizjologii organizmu ludzkiego, a wkraczają na teren religii, zapewniając „sukces” i „szczęście” swoim pacjentom. Na ulotce jednego z luminarzy polskiej medycyny naturalnej znalazło się zapewnienie, że:
W swojej praktyce [...] podkreśla, że każdego pacjenta należy traktować indywidualnie i holistycznie. Jego wielką pasją jest przekazywanie wiedzy całym rodzinom o tym, jak osiągnąć optymalne możliwości swojego ciała, aby żyć w szczęściu, zdrowiu i harmonii.
Medycyna naturalna postrzega człowieka całościowo — holistycznie. Ujęcie to włącza do procesu leczenia nie tylko środki i zabiegi oddziałujące na organizm czy psychikę, lecz również na duchowość człowieka, proponując różnorakie działania religijne i parareligijne, czyli takie, które domagają się uznania porządku transcendentnego wobec ludzkiego istnienia oraz jego oddziaływania na życie człowieka. Jeden z hipnoterapeutów proponuje np. nie tylko regulację sposobu odżywiania i wspomagania pamięci, ale także regresję reinkarnacyjną, „czyli cofanie wstecz w istnienie innych wymiarów w celach terapeutycznych i poznawczych”.
Wykorzystanie wszystkich dostępnych metod oraz oddziaływanie na różne sfery życia ludzkiego, nie wyłączając religijnej, ma zniwelować dolegliwości fizyczne, psychiczne i duchowe — doprowadzić do dobrostanu człowieka. I to wszystko bez wysiłku, bez akceptacji wymagań stawianych człowiekowi zarówno przez współczesną medycynę, jak i religię. Ta ostatnia zwykle domaga się wysiłku etycznego, oddawania kultu Bogu czy bóstwom. W zabiegach medycyny naturalnej jedynymi wymaganiami są korzystanie z wiarą z proponowanej terapii uzdrawiania oraz płacenie za nią. Dodatkową zaletą wydaje się natychmiastowość pomocy opartej na relacji handlowej: płacę — wymagam.
Człowiek przez spotkanie z terapeutą uzdrowicielem przekonuje się, że jest w stanie osiągnąć pełny dobrostan swego ciała, psychiki i ducha. Terapia prowadzi do inicjacji, do nauczenia pacjenta klienta, w jaki sposób może zdobyć pełną harmonię między ciałem a psychiką, między sobą i innymi ludźmi oraz między sobą i światem. Dlatego też większość terapeutów uzdrowicieli nie tylko leczy, ale i uczy leczyć — organizuje kursy wprowadzające w arkana medycyny naturalnej. Poszerzenie własnych możliwości dokonuje się np. przez wyzwolenie obecnej w człowieku energii: tzw. otwarcie czakramów; doskonalenie własnej intuicji przygotowującej do stawiania tzw. diagnozy intuicyjnej za pomocą kart tarota czy kursu wizualizacji, która ma umożliwić pokonanie różnych trudności życiowych. Zbawienie rozumiane jest jako wolność od stresu, cierpienia, braku harmonii. Wszystko to charakterystyczne jest dla religijności New Age, której najlepszym wyrazem jest popularyzowany przez Shirley MacLaine slogan: „My jesteśmy Bogiem”.
Między diabłem a uzdrowieniem
Naturalnie deklaracje podobne do tej zacytowanej i łączenie różnych technik terapeutycznych z elementami religijnymi pochodzącymi z różnych tradycji i kultur wzbudzało i wzbudza sprzeczne reakcje. Skrajne spośród nich wpisują wszelkie techniki terapeutyczne tzw. medycyny naturalnej lub większość z nich w obrzędy magiczne lub wprost satanistyczne. Niektórzy tolerują np. leczenie dotykiem, za działalność diaboliczną uznają zaś zaczerpnięte z egzotycznych kultur np. świecowanie uszu, masaż za pomocą dzwonków tybetańskich czy homeopatię. Często klasyfikacje tego typu są nieświadomym odniesieniem do opisywanego przez etnologię współczesną napięcia między swoim i obcym. To, co obce, zwykle fascynuje, ale i przeraża. Pokutuje tutaj również analizowany przez Richarda Bergerona schemat satanizmu hermeneutycznego. Zamyka on przejawy inności i niezrozumiałości zarówno w obszarze religijności, jak i w innych przestrzeniach kulturowych, w olbrzymim worku diabelskiego spisku we współczesnym świecie. Obok nowych ruchów religijnych i struktur politycznych — choćby znanego z dykteryjek spisku żydowsko-masońskiego (niektórzy dodają cyklistów) — w worku diabelskim mieszczą się także różnorakie techniki z kręgu tzw. medycyny naturalnej. W przekonaniu tym umacnia nieprzygotowanych teologicznie katolickich czytelników lektura literatury z kręgu teologii wojny duchowej propagowanej przez niektóre kręgi pentekostalne, a nad Wisłą znanej przede wszystkim dzięki powieściom Franka Perettiego, które prezentują działalność grup New Age jako megaspisek, zarządzany przez satanistów i samego diabła. Autorzy z tego kręgu z upodobaniem wskazują techniki psychoterapeutyczne czy relaksacyjne jako możliwą przestrzeń wpływu diabelskiego.
Krańcowo przeciwny pogląd reprezentują katoliccy propagatorzy różnych technik tzw. medycyny naturalnej. Trzeba przyznać, że rzadko zdarzają się katolicy, którzy zalecają wszelkie terapie alternatywne, aczkolwiek nie brak w polskim Kościele także hierarchów aktywnie propagujących niektóre spośród nich. Przytaczają przy tym jako świadectwo własne doświadczenia. Bez wątpienia najbardziej znany spośród nich jest arcybiskup Bolesław Pylak. W swej książce Poznawać w świetle wiary cieszącej się dużym zainteresowaniem w kręgach ezoterycznych ksiądz arcybiskup propaguje np. używanie wahadełka jako instrumentu diagnostycznego ustalającego przydatność leków i pokarmów dla organizmu ludzkiego. Radzi również, jaki odpromiennik założyć w swoim domu, aby uniknąć szkodliwych wpływów różnych pól energetycznych.
Bez wątpienia najgroźniejszą postacią korzystania przez chrześcijan z technik tzw. medycyny naturalnej jest używanie tych spośród nich, które niosą ze sobą obce elementy religijne, a nawet treści wrogie chrześcijańskiemu Credo. A jest ich niemało. Wystarczy wspomnieć pewne formy rebirthingu („ponownych narodzin”), hipnoterapii czy metody wykorzystujące rzekome przekazywanie energii, jak: reiki, praktyki szamanistyczne, niektóre formy leczenia tzw. energią kosmiczną. Czasami korzystanie z nich doprowadza do sytuacji, którą arcybiskup Giuseppe Casale w swym liście pasterskim określił jako podwójną przynależność. Łączenie czynnego uczestniczenia w życiu Kościoła, także przystępowania do sakramentów, z praktykami sprzecznymi z wiarą to bardzo niebezpieczna forma współczesnego synkretyzmu. W wielu wypadkach nie jest ona wynikiem złej woli, ale niewiedzy czy zagubienia w obliczu życiowych trudności.
Między tymi dwiema krańcowymi ocenami i postawami mieści się wachlarz wielu sposobów widzenia tzw. medycyny naturalnej z perspektywy wiary. Zamieszanie i obecność przeciwstawnych stanowisk sprawia, że wielu katolików oczekuje od pasterzy Kościoła jednoznacznych ocen i wskazań.
Kryteria rozeznania
Niestety, jednoznaczna ocena klasyfikująca wszystkie techniki tzw. medycyny naturalnej nie jest możliwa. Jest ich zbyt wiele i każda z nich musi być rozpatrywana osobno. Pojawiają się ciągle nowe terapie i produkty mieszczące się w szerokim spectrum terapii alternatywnych, a zatem możliwe jest jedynie wypracowanie ogólnych metod rozeznawania, a nie ferowanie niepełnych lub pospiesznych ocen. Postulat krytycznego oceniania i wdrażania w sposoby rozeznawania proponują dokumenty Kościoła. Zarówno dokument Papieskiej Rady Kultury i Papieskiej Rady do spraw Dialogu Międzyreligijnego Jezus Chrystus dawcą wody żywej (zwłaszcza nr 2.2.3 oraz rozdz. 3 i 4), jak i wydany w 2004 roku interesujący dokument Konferencji Episkopatu Filipin Primer on New Age (nr 27) wskazują na możliwe niebezpieczeństwa korzystania z niektórych technik tzw. medycyny naturalnej — od oszustwa po różne formy akceptacji treści sprzecznych z wiarą. Podobną wymowę miały wypowiedzi uczestników Międzynarodowej Konsulty Duszpasterskiej poświęconej New Age obradującej w czerwcu ubiegłego roku w Rzymie.
Interesującą próbę sformułowania kryteriów pomocnych w chrześcijańskim rozeznawaniu technik tzw. medycyny naturalnej podjął Giuseppe Ferrari w swoim wystąpieniu na seminarium naukowym poświęconym medycynom alternatywnym w 1995 roku w Faenzy we Włoszech. Badacz ten proponował, aby w obliczu technik terapeutycznych tzw. medycyny naturalnej stawiać trzy pytania:
1. Czy dana praktyka terapeutyczna opiera się na solidnej podstawie teoretycznej uznanej przez międzynarodowe środowiska naukowe?
2. Czy jej skuteczność terapeutyczna została potwierdzona i udowodniona empirycznie za pomocą rygorystycznie kontrolowanych eksperymentów klinicznych?
3. Czy wewnątrz jej podstaw teoretycznych można odnaleźć pojęcia metafizyczne zaczerpnięte z duchowości, ezoteryczne, okultystyczne lub magiczne? 2
Odpowiedź negatywna na pierwsze dwa pytania stawia osobę korzystającą z konkretnej terapii wobec ryzyka poniesienia szkody zarówno w aspekcie fizycznym, jak i psychicznym. Naturalnie ryzyko będzie bardzo różne. Może się ono łączyć nawet z zagrożeniem dla życia, gdy ktoś np. rezygnuje z klasycznej terapii onkologicznej na rzecz nowej, rzekomo cudownej, metody niekonwencjonalnej zwalczającej nowotwory. W przypadku braku potwierdzenia klinicznego można też stać się ofiarą zwykłego oszustwa — zapłacić za preparat czy usługę, które nie będą mieć żadnego waloru terapeutycznego albo będą polegać na efekcie placebo.
Pozytywna odpowiedź na drugie pytanie, przy negatywnej na pierwsze, z pewnością ogranicza możliwe ryzyko, choć go nie eliminuje.
Negatywna odpowiedź na trzecie pytanie sprawia, że zasadnicze znaczenie przy ocenie danej techniki ma odpowiedź na dwa pierwsze pytania, czyli inaczej mówiąc, rozstrzygający będzie w takiej sytuacji sąd oparty nie na przesłankach religijnych, lecz jedynie na naukach empirycznych.
Natomiast pozytywna odpowiedź na trzecie pytanie — zdaniem Giuseppe'a Ferrari — nierozdzielnie łączy się z negatywną odpowiedzią na pierwsze dwa. Technika terapeutyczna bowiem opierająca się na podstawach religijnych czy parareligijnych nie spełnia wymagań stawianych przez nauki empiryczne. Trzeba dodać, że korzystanie z takich technik, o których powszechnie wiadomo, że zawierają elementy religijne obce albo i wrogie chrześcijaństwu, może być wystawieniem na szwank własnej wiary.
Naturalnie może powstać pytanie, czy możliwe jest zweryfikowanie odpowiedzi na te trzy pytania. Wydaje się tu szczególnie ważne, by żądać od każdego, kto proponuje nieznane techniki czy preparaty lecznicze, informacji o ich weryfikacji naukowej, która zwykle wyrażona jest w postaci atestu uznanej instytucji naukowej. Jeśli jest to zabieg leczniczy, należy zbadać kompetencje terapeuty uzdrowiciela. W razie wątpliwości można się zwrócić do odpowiednich instytucji, choćby do lekarza, którego darzymy zaufaniem. Gdy jest to niemożliwe, zawsze warto postępować zgodnie z zasadą lekarską: primum non nocere — po pierwsze, nie szkodzić. Lepiej zatem nie podjąć jakiegoś działania terapeutycznego niż narazić zdrowie nasze czy powierzonych nam osób na ryzyko działań szkodliwych bądź bezwartościowych terapeutycznie.
Duchowny jako uzdrawiacz terapeuta
Nieangażowanie się w wątpliwe praktyki terapeutyczne ma też inny sens. Praktykowanie tzw. medycyny naturalnej lub jej zalecanie przez kapłanów i osoby konsekrowane może być zagrożeniem dla realizacji zadań wypływających z ich paramisji. Często bowiem ludzie będą chętniej korzystać z zabiegów medycznych proponowanych i wykonywanych przez osoby duchowne, gdyż mają do nich szczególne zaufanie. Niepowodzenie w leczeniu, a już szczególnie stosowanie technik opartych na wątpliwych czy wprost nieakceptowalnych dla chrześcijanina podstawach religijnych czy parareligijnych wprowadza zamęt wśród wiernych i prowadzi do podważenia autorytetu pasterzy i osób konsekrowanych jako głosicieli Ewangelii. Naturalnie nie każda działalność terapeutyczna czy paraterapeutyczna może być uznana za zagrożenie dla autorytetu duchownego, siostry zakonnej czy Kościoła. W krajach misyjnych pracują kapłani, którzy są lekarzami, a w Polsce zakonnicy i zakonnice pracują w aptekach i szpitalach, i nieraz zaangażowani są w sam proces leczenia.
Znane są jednak przykłady szkodliwego wpływu duchownych. Reiki w Polsce zaczęła propagować siostra zakonna i wspierający ją kapłan. Wspomniana siostra była pierwszą osobą nad Wisłą posiadającą mistrzowski III stopień. Wielu dziś działających mistrzów reiki odwołuje się do niej jako swej mistrzyni i nauczycielki. Wielu chrześcijan angażuje się w praktykowanie reiki, choć oparte jest ono na wizji człowieka zupełnie odmiennej od chrześcijańskiej. Są przekonani, że skoro siostra zakonna inicjowała kurs, z pewnością jest to technika niesprzeciwiająca się wierze.
Niezmiernie delikatna jest kwestia praktykowania przez duchownych różnych form bioenergoterapii czy wahadlarstwa, które mogą wzbudzać kontrowersje wśród wiernych. Np. używanie wahadełka jako instrumentu diagnostycznego czy poszukiwawczego (tzw. wahadełko ze śladem) jest przez niektórych specjalistów traktowane jako praktyka okultystyczna, a inni uznają podstawy naukowe takich działań za co najmniej wątpliwe (zob. prace Przemysława Kiszkowskiego).
Trzeba podkreślić, że nie ma zapisów w prawie kościelnym zabraniających expresis verbis praktykowania technik tzw. medycyny naturalnej przez duchownych i osoby zakonne, ale roztropność duszpasterska powinna skłaniać do dużej ostrożności w tym względzie. Obok bowiem wspaniałych tradycji, np. ziołolecznictwa czy pewnych rodzajów diety oraz wielu innych, uznanych form, zaliczanych do medycyny naturalnej, a wywodzących się choćby z tradycji różnych zakonów, mogą pojawiać się także techniki oparte na światopoglądzie obcym lub wrogim chrześcijaństwu.
Etyka i ostrożność
Tzw. medycyna naturalna stała się elementem naszej kultury i czy będziemy z tego powodu lamentować, czy się cieszyć, fakt ten trzeba zaakceptować. Jej obecność poprzez różnego typu instytucje jest coraz bardziej widoczna w miastach, pojawia się także w programach telewizyjnych. Nie zwalnia to jednak człowieka wierzącego od obowiązku ostrożności wobec wszelkich rzeczywistości, które mogą przynieść szkodliwe skutki dla jego zdrowia, a także wiary. Uczenie się rozeznawania w duchu tak rozumianej roztropności jest dzisiaj jednym z zadań formacyjnych katolika. Umiejętność prawidłowej oceny, wykorzystanie daru rozeznawania, pozwolą odróżnić plewy od ziarna, zagrożenie rzeczywiste od urojonego. Z pewnością muszą budzić uznanie podejmowane w Polsce próby skodyfikowania zasad etycznych terapeutów uzdrowicieli posługujących się metodami tzw. medycyny naturalnej. Można mieć nadzieję, że pozwolą one wykluczyć z rynku medycyny alternatywnej ludzi, którzy nie spełniają w swym działaniu podstawowych standardów etycznych i wykorzystują osoby dotknięte różnorakimi dolegliwościami, ich rozpaczliwą nieraz walkę o zdrowie.
1Rezultaty tych badań zostały przedstawione w trakcie międzynarodowej konferencji naukowej Warszawa-Pułtusk 16-18. 09. 2004 i zamieszczone w tomie pokonferencyjnym: P.J. Śliwiński, „Miejska mistyka instant — na przykładzie Festiwali Medycyny Naturalnej w Krakowie”, w: A. Kosecki, A. Stawarz (red.), Sfera sacrum i profanum w kulturze współczesnych miast Europy Środkowej, Warszawa-Pułtusk 2004, s. 167- -176.
2G. Ferrari, „Le medicine e terapie alternative o non convenzionali”, Religioni e sette nel mondo 4(1998), nr 15, 85.
Autor: PIOTR JORDAN ŚLIWIŃSKI kapucyn, dr filozofii, mieszka w Krakowie.
Źródło: W drodze, 4/2005