Michał Antoniak
Silna bezradna
O kobietach współuzależnionych doświadczających przemocy w rodzinie.
Podejmując się opisu sytuacji kobiet współuzależnionych doświadczających przemocy w rodzinie, nie zdawałem sobie sprawy jak trudne zadanie przyjąłem na siebie. Podzielę się z czytelnikami specyficznym skojarzeniem. Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że w skrzynce mojej babci, gdzie znajdowały się przyrządy do szycia, często pojawiało się kłębowisko różnokolorowych nici, które skutecznie były poplątane. Niewykluczone, że ja sam miałem w tym udział, ale pozwolę sobie zasłonić się niepamięcią. Nikt poza babcią nie miał dość cierpliwości, by z tego kłębowiska wydobyć pojedyncze kolory nici. To kłębowisko stanęło mi przed oczami, gdy zabrałem się za napisanie tego artykułu. Jestem przekonany, że stało się tak dlatego, ponieważ sytuacja kobiet, które zmagają się z piciem bliskiej osoby a jednocześnie doświadczają z jej strony przemocy, jest wielowymiarowa i skomplikowana.
Początki mojej drogi zawodowej związałem z jedną z warszawskich poradni, według ówczesnego nazewnictwa była to Poradnia Odwykowa. Były to czasy nie tak znowu odległe, kiedy praca psychologa z osobami uzależnionymi od alkoholu i ich rodzinami nie należała do zaszczytnych, a w środowisku moich kolegów i koleżanek "po fachu" znalazła się niejedna osoba, która traktowała mój wybór z politowaniem. Od tamtej pory wiele się zmieniło w statusie terapeuty uzależnień, a kiedy trzy lata temu kończyłem pracę w lecznictwie odwykowym, wiele osób z dobrym wykształceniem i po znanej uczelni starało się tam o pracę.
Myśląc o początkach mojej pracy, przypominam sobie jedną z pierwszych moich pacjentek. Pamiętam jak siedziała przede mną piękna kobieta. Snuła opowieść o swoich zmaganiach z piciem męża, a ja pod grubą warstwą jej starannego makijażu dojrzałem siniaki. Pytanie, czy mąż Panią bije? - nie mogło mi wówczas przejść przez gardło. Byłem przekonany, że dotyczy ono prywatnego i intymnego obszaru jej życia. Mimo iż jestem przekonany, że starannie zająłem się wątkiem alkoholowym i motywowałem ją do udziału w programie dla osób współuzależnionych, nigdy więcej jej nie zobaczyłem. Dziś myślę, że to nie nadużywanie alkoholu przez męża było jej najtrudniejszym problemem, a z pewnością nie jedynym. Było to dla mnie tak trudne i poruszające doświadczenie, że postanowiłem natychmiast zgłębić wiedzę na temat zjawiska przemocy w rodzinie.
Tak trafiłem na Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Już w jego trakcie przekonałem się, że moim obowiązkiem jest pytać wprost o doświadczenie przemocy, że będzie to często jedyna gwarancja by ów problem mógł ujrzeć światło dzienne. Kiedy ukończyłem mój kurs okazało się, że zdecydowana większość moich pacjentek współuzależnionych to ofiary przemocy w rodzinie. Dziś nie muszę widzieć śladów przemocy, po prostu pytanie o przemoc należy do żelaznych punktów przeprowadzanego przeze mnie wywiadu.
Skąd się biorą osoby współuzależnione?
Dziś wiemy, że w grupie tych osób są nie tylko córki alkoholików. Myślę, że nadal wśród terapeutów pojawia się zwyczaj pytania o rodzinę pierwotną, co ma często na celu zdiagnozowanie, czy obecne funkcjonowanie pacjentki nie ma ścisłego związku z jej przeszłością. Pamiętam z mojej pracy takie pacjentki, które pod wpływem dostępnej literatury same udzielały sobie w tej sprawie odpowiedzi. Mówiły, że pewnie dlatego borykają się z uzależnieniem partnera, bo w domu rodzinnym był ten sam problem. Prawie każda z nich, mając tę wiedzę zarzucała sobie, że zamiast uniknięcia weszły w życiu dorosłym na drogę dobrze znanego im koszmaru. Psychologia zna od dawna odpowiedź na ten zarzut. W uproszczeniu można powiedzieć, że wybieramy to, co znamy, wobec czego mamy odpowiednie kompetencje, zaś nieznane budzi nasz niepokój i oddala od wyboru źródła naszego niepokoju. Dla niektórych pacjentek ten deterministyczny mechanizm stawał się użytecznym argumentem, który ubierały w słowa "tak musiało się stać". Niestety w takim przypadku wróżyło to na ogół brak postępów w pracy terapeutycznej.
Jak donosi nam Pani Sharon Herzberger, wśród kobiet, które z powodu przemocy lub/i problemu alkoholowego znajdziemy takie osoby, które przez cały pobyt w domu rodzinnym obserwowały pozytywny wzorzec relacji pomiędzy swoimi rodzicami. Te obserwacje dość mocno ugruntowały u takich osób przekonanie, że partner to najbliższa osoba na świecie. Z tego przekonania wynikają inne choćby, takie: mogę na nim zawsze polegać, mogę mu powierzyć najskrytsze tajemnice, będzie moim największym przyjacielem i tak dalej i tak dalej.
Spróbujmy sobie wyobrazić pierwszy incydent upicia się i/lub agresji partnera takiej osoby. Pojawia się u niej zjawisko przedstawione nam w psychologii przez Leo Festingera pod nazwą dysonansu poznawczego. Osoba mająca tak rozbieżne doświadczenia w postaci dobrej relacji rodziców, bardzo pozytywnego zachowania ojca oraz obecnego zachowania partnera, potrzebuje zneutralizować tę rozbieżność, wprowadzając odpowiednią interpretację na wydarzenie, które właśnie miało miejsce. Na ogół za zaskakującym zachowaniem partnera stoją niewłaściwe okoliczności i to one na ogół (wraz z alkoholem) ponoszą winę za takie zachowanie partnera. Prawda jest też taka, że czas trwania i ilość sytuacji pozytywnych z domu rodzinnego są niewspółmierne do jednej lub nawet kilku sytuacji. I tak zarówno te osoby, które już w dzieciństwie przeżyły zmagania z alkoholikiem, jak również te, dla których jest to nowa, zaskakująca rzeczywistość, swoje wysiłki koncentrują na poprawie sytuacji, nie myśląc wcale o zakończeniu związku.
Współuzależnienie i przemoc
Pora, aby do opisu osoby współuzależnionej dodać problem doświadczania przemocy. Są to bardzo często problemy ze sobą współistniejące, co potwierdzają pracownicy lecznictwa odwykowego. Problem polega jednak na tym, że osoby takie funkcjonują i prezentują się zasadniczo inaczej od tych, które zwykliśmy nazywać osobami doświadczającymi przemocy. Zakładam, że czytelnicy mają wiedzę na temat mechanizmów i zjawisk, które składają się na psychologiczny portret osoby doświadczającej przemocy. Trudno sobie wyobrazić drugą tak niszczącą siłę, jaką niesie ze sobą przemoc zwłaszcza stosowana przez osobę bliską. Pod jej wpływem w obszarze poznawczym ofiara zaczyna wierzyć, że jakiekolwiek próby zmiany sytuacji z góry są skazane na niepowodzenie. W obszarze emocjonalnym osoba taka przeżywa uczucia o charakterze osłabiającym, takie jak: wstyd, poczucie winy, lęk a nawet złość na siebie. Oba te wymiary zarówno poznawczy, jak i emocjonalny, mają odzwierciedlenie w obszarze motywacyjnym. Osoba taka często nie podejmuje wysiłków, by zmienić swoją sytuację. Otoczenie, obserwując widoczne efekty tych procesów, zarzuca ofierze bierność, przypisując jej masochistyczne cechy.
Funkcjonowanie osoby współuzależnionej różni się od tego opisu. Są to osoby, które w niezmordowany sposób wciąż podejmują wysiłki mające na celu poprawę sytuacji. Tu jednak należy postawić ważne pytanie: o czyją sytuację chodzi? Często okazuje się, bo jest wprost werbalizowane przez te osoby, że pomocy i ratunku wymaga alkoholik. Jakakolwiek próba zwrócenia uwagi przez pomagacza na nią samą kończy się niepowodzeniem.
U osób, które dodatkowo doświadczają przemocy, sprawa jest tym poważniejsza, że jako sprawca jest postrzegany alkohol. To on jest przyczyną wszystkiego złego w rodzinie. To on z czułego, kochającego partnera robi osobę nieobliczalną. To on zabiera dzieciom spontanicznego, radosnego i tryskającego pomysłami ojca. Dlatego też taka osoba współuzależniona idzie na wojnę z alkoholem, uwalniając swojego bliskiego od jakiejkolwiek odpowiedzialności. Alkoholik dość szybko orientuje się, że do jego picia i agresywnych zachowań pojawiło się żelazne alibi. Zawsze spotykając się z pretensjami i żalem otoczenia, będzie mógł powiedzieć, że po alkoholu coś się z nim złego dzieje, co jest spójne z obserwacjami i myśleniem współuzależnionej ofiary. Ona sama jest przekonana, że musi podjąć stosowne i konieczne kroki mające na celu uratowanie jej rodziny. Mamy okazję usłyszeć wówczas argumenty, że robi to w dużej mierze dla siebie, bo chodzi o ratowanie jej męża, ojca jej dzieci. Trudno sobie wyobrazić, ile energii kosztują podjęte działania. Oprócz prowadzenia domu i zajmowania się dziećmi często osoby takie pracują intensywnie zawodowo, żeby skutki finansowe picia partnera nie naraziły na szwank budżetu domowego. Poza tym pojawiają się w różnych instytucjach typu: Poradnia Leczenia Uzależnienia od Alkoholu, Poradnia Zdrowia Psychicznego, Komisja ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Podczas spotkań w owych instytucjach osoba taka ku zaskoczeniu słuchacza nie będzie prezentowała lęku przed sprawcą. Najczęściej będzie argumentowała, że partner jest chory i należy mu pomóc (co zresztą jest zgodne z obowiązującymi normami - bliskiej osobie, która jest chora należy pomóc). Na argumenty, że partner sam musi podjąć leczenie i odpowiada za swoje zachowanie, może zareagować zniecierpliwieniem, a nawet złością. Ilu wówczas pomagaczy, którzy nie znają opisywanej tu specyfiki, pomyśli, że ma przed sobą ofiarę przemocy? Wygląd, zachowanie, które stoją w sprzeczności z obrazem ofiary, który mamy w głowie spowodują, że osoba taka nie uzyska wymaganej pomocy lub o innej skoncentrowanej na niej nie zechce słyszeć. Po takich niepowodzeniach osoba współuzależniona - ofiara przemocy - powraca do szukania własnych sposobów poradzenia sobie z sytuacją. W tym własnym repertuarze powtarzają się najczęściej te, które mają na celu pozbawić partnera alkoholu (przyczyny zła i nieszczęść).
W tym miejscu należy zwrócić uwagę na dwa zjawiska: cykl przemocy opisany przez psychoterapeutkę pracującą z ofiarami przemocy, Leonorę Walker, oraz objawy zespołu uzależnienia od alkoholu. Z upływem czasu, każda osoba współuzależniona potrafi rozpoznać charakterystyczny czas przed rozpoczęciem picia przez alkoholika. Widać to po jego rosnącym napięciu. Wśród objawów uzależnienia najczęściej oznacza to silną natrętną potrzebę spożycia alkoholu. Osoba współuzależniona postanawia jednak zapobiec piciu. Podejmowane wówczas przez nią wysiłki mają na celu leczyć "chorego" partnera i zapobiec jego ewentualnej agresji po alkoholu. Ów okres dobrze opisuje pierwsza faza cyklu przemocy zwana fazą narastania napięcia. Jednak osoba uzależniona traktuje te szlachetne wysiłki jako zagrażające, bo utrudniające dostęp do tego, czego obecnie najbardziej potrzebuje. Wówczas osoba współuzależniona może doświadczyć wzmożonej agresji, czasem nawet jeszcze na trzeźwo, co jest dla niej bardziej przerażające i niewytłumaczalne. Po takiej sytuacji osoba uzależniona stosująca przemoc nie będzie miała większych problemów z uzasadnieniem swojego agresywnego działania. Osoba współuzależniona często sama udowadnia to swoim poczuciem winy.
Drugim momentem niosącym ze sobą ryzyko wystąpienia agresji, a tym samym bardzo zagrażającym dla osoby współuzależnionej, są objawy zespołu abstynencyjnego u jej pijącego partnera. Kiedy pojawia się szansa na przerwanie picia osoby uzależnionej, zwłaszcza gdy jego organizm jest wycieńczony i w przekonaniu osoby bliskiej wymaga niezbędnej pomocy, alkohol bywa tu ograniczany, a nawet odbierany. Mimo złego stanu w obliczu nadejścia bardzo nieprzyjemnych objawów (począwszy od fizjologicznych aż do psychicznych) osoba uzależniona może, mobilizując wszystkie pozostałe mu siły, znów sięgnąć po agresję, by odzyskać alkohol, który skutecznie usunie nieprzyjemne doznania. Jak donoszą badania Instytutu Psychologii Zdrowia, lęk u osób współuzależnionych jest dość specyficzny. Rzadziej będzie on dotyczył własnego zdrowia i/lub życia, a częściej zaspokojenia potrzeb materialnych rodziny oraz jej dobrego imienia narażonego na szwank przez osobę uzależnioną. Warto by tu wspomnieć, że osoba współuzależniona, doświadczająca przemocy w wyniku życia w silnym i częstym stresie oraz urazów po aktach przemocy, ma czasem kontakt ze służbą zdrowia. Kierując uwagę na partnera jako osobę, która wymaga natychmiastowej pomocy nie dostarczy niezbędnych informacji o tym, czego wynikiem są jej objawy bądź urazy. Tak więc efektem takiej wizyty może być przypisana przez lekarza farmakoterapia, która w krótkotrwały, lecz odczuwalny sposób uśmierzy ból i cierpienie. Taka sytuacja często na długi czas odsunie osobę współuzależnioną od skutecznej pomocy, a przy występującym problemie przemocy narazi ją na coraz większe niebezpieczeństwo, nie wspominając o realnym ryzyku nadużywania i uzależnienia od substancji psychoaktywnych.
Dodatkowym dramatem, który niekiedy współwystępuje z piciem i przemocą ze strony partnera jest agresywne zachowanie dziecka. Często jest to wynik obserwacji przez dziecko tego, co się dzieje w domu i pokazanie przez sprawcę, że po stronie silniejszego leży racja i przekonujące argumenty. Zachęta ze strony ojca by nie liczyć się ze zdaniem matki a polegać na solidarności męskiej, zaś w przypadku dziewczynek by nie identyfikować się ze słabością dostarcza niewyobrażalnego wprost bólu i cierpienia. Jeśli dzieci stają się silniejsze do opisanych uczuć dołącza się bezsilność. W przypadku agresji u mniejszych dzieci matka niekiedy odpowiada własną agresją, co dodaje dodatkowe doświadczenie porażki w roli matki i identyfikacji z rolą sprawcy przemocy.
Specjalna populacja - współuzależnione matki
Po pewnym okresie mojej adaptacji i poznawania programu i specyfiki pracy przyszedł czas na mojego pierwszego pacjenta. Była nią matka uzależnionego mężczyzny. Dowiadując się, że ta właśnie osoba będzie moją pacjentką, przypomniałem sobie, co wówczas mówiono w zespole terapeutycznym o takich osobach. Były charakteryzowane jako trudne pacjentki, którym trudno wprowadzić konstruktywne zmiany w relacji z dzieckiem uzależnionym od alkoholu. Mimo zapewnień zespołu, że mogę liczyć na ich wsparcie i możliwość omawiania mojej pracy lęk spowodowany wcześniej wspomnianą opinią musiał być tak duży i widoczny, że starsza pani, przed którą usiadłem wprawnym okiem rozszyfrowała stan, w jakim się znajdowałem. Patrząc mi prosto w oczy wzrokiem pełnym zrozumienia, empatii, a przede wszystkim z dużą pewnością powiedziała: "Niech się Pan nie boi, jakoś sobie poradzimy".
Dziś ta opowieść wywołuje uśmiech wielu słuchaczy, ale też przedstawia ważną prawdę o tych osobach, u których nie usłyszymy skargi na własny los. Często są to osoby, które mając pod swoim dachem alkoholika, mimo oddanych niekiedy w całości rent i emerytur, są agresywnie traktowane przez swoje własne dzieci. Dopóki starcza im sił, są jeszcze bardziej niż partnerki alkoholików zdeterminowane w szukaniu dla nich pomocy. Kiedy słabną, a ich stan wymaga opieki i pomocy, często za zamkniętymi drzwiami odbywa się dramat, który kończy się wraz ze śmiercią osoby starszej. Mając z nimi kontakt będziemy mieli utrudnione budowanie planu bezpieczeństwa. Podjęcie stosownych kroków prawnych nie będzie przez te osoby brane pod uwagę, ponieważ najtrudniejsze i niemożliwe okazuje się dostrzeżenie we własnym dziecku sprawcę, który popełnia przestępstwo. Jak cała osoba, tak i jej poczucie winy będzie również specyficzne. Często jest ona przekonana, że z powodów błędów wychowawczych, które ona zapewne popełniła jej dziecko dziś nie radzi sobie z życiem. Jest w tym również utwierdzana przez pijącego sprawcę przemocy.
Z pewnością w lecznictwie odwykowym oraz systemie przeciwdziałania przemocy rodzicie osoby współuzależnionej doświadczającej przemocy wymagają szczególnej uwagi i kompleksowego podejścia, w których oba problemy zostaną potraktowane z taką samą uwagą jako równie ważne. Od tego zależy bowiem czy osoby takie odzyskają przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa - tak niezbędnego do samostanowienia o sobie, na co - choć o tym często nie wiedzą mają największy wpływ.