TEZY, CYTATY, SENSTENCJE …
"Otóż złymi świadkami są oczy i uszy dla ludzi, którzy mają duszę barbarzyńców." Heraklit
Poznanie zmysłowe jest istotne ale zależny to od naszego rozumu-jeśli nie jesteśmy rozwinięci (barbarzyńcy) to ujrzymy tylko chaos , ale jeśli wzniesiemy się na wyższy poziom rozumowy to zrozumiemy rzeczywistość za pomocą zmysłów i uzyskamy harmonię.
Heraklit przedkłada poznanie rozumowe nad poznanie zmysłowe, gdyż to właśnie rozum jest w stanie dotrzeć do najgłębszej istoty rzeczywistości, zrozumieć jej mowę, jej logos. To dzięki niemu: "Człowiek staje się uczestnikiem wspólnego i boskiego losu.".
W zależności jaką mam dusze tak zmysły pokazują rzeczywistość.
Zmysły są "złymi świadkami" tylko dla ludzi mających dusze barbarzyńców, tzn. dla tych, którzy nie rozumieją roli, jaką zmysły mają spełniać. Wszak wierna percepcja zmysłowa jakiejś rzeczy czy zdarzenia jest koniecznym i niezbędnym krokiem prowadzącym doodkrycia logosu, czyli prawa, któremu podlega ta rzecz i te zdarzenia. Heraklit nie tylko toleruje wiedzę zmysłową, ale ją nawet szczególnie ceni. "Cenię szczególnie rzeczy, które można widzieć, słyszeć i poznać.""Natura obdarzyła nas niejako dwoma organami, przy pomocy których poznajemy i dokładnie badamy, mianowicie słuchem i wzrokiem", przy czym przewaga wzroku nad słuchem jest - zdaniem Heraklita - niezaprzeczalna.
Poznanie prawa boskiego, zdaniem filozofa, nie przekracza ludzkich możliwości. Posługując się zmysłami, poznając otaczającą nas rzeczywistość, jesteśmy w stanie przeniknąć rozumność zawartą w naturze, która polega na wiecznej walce przeciwieństw, tworzącej harmonię. To, co tak gorszy maluczkich, odwieczne walki Bogów, są więc koniecznością. Bogowie, choć ich działania wydają się ze sobą wzajem sprzeczne, tworzą wieczny wzór kosmicznej harmonii.
Jeśli zrozumiemy rozum natury to pogodzimy się z naszym losem
"Człowiek jest miarą wszystkich rzeczy, istniejących, że istnieją, nieistniejących, że nie istnieją"-Protagoras
Pogląd Protagorasa [...]; filozof ten twierdził, że człowiek jest miarą wszystkich rzeczy, mając na myśli po prostu to, że co się każdemu wydaje, z pewnością jest takie. Skoro tak, to z tego wynika, że ta sama rzecz jest i nie jest, jest zła i dobra, i że wszystkie inne twierdzenia przeciwne są również prawdziwe, gdyż często ta sama rzecz wydaje się piękna jednym, a przeciwnie innym, i że to, co wydaje się każdemu człowiekowi, jest miarą rzeczy. Trudność ta może być rozwiązana przez zbadanie źródła tego poglądu. Jedni sądzą, że wywodzi się w pewnych przypadkach z doktryny filozofów przyrody, według innych ma pochodzić z faktu, że nie wszyscy ludzie odbierają te same wrażenia od tych samych przedmiotów, ale że pewne rzeczy wydają się przyjemne jednym, a nieprzyjemne innym.
Losy chętnych prowadza, opornych wloką -Seneka
Etyka stoicka wywodzi się wprost z jej teorii bytu. Skoro światem "rządzi" pneuma, która jest wszechmocna i nieubłaganie dąży do swojego celu, nie ma sensu jej się przeciwstawiać. Przeciwstawianie się prawom natury jest możliwe na krótką metę, lecz nie jest w stanie zmienić ogólnego biegu wydarzeń. Przeciwstawianie się to jednak ma zwykle opłakane skutki dla osoby, która chce płynąć "pod prąd". Dlatego jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest zaakceptowanie praw natury i przystosowanie się do nich.
Przystosowanie to jednak wymaga osiągnięcia stanu cnoty. Cnotę stoicy rozumieli totalnie. Było to dla nich pełne zrozumienie praw natury, nie tylko na poziomie intelektualnym, ale przede wszystkim emocjonalnym. Cnota jest jedna, niepodzielna i nie ulega stopniowaniu. Albo ma się ją całą, albo nie ma się jej w ogóle. Kto raz osiągnął prawdziwą cnotę, był już "bezpieczny" w tym sensie, że nie groziła mu nigdy jej utrata.
Cnota stoicka jest równoważna dobru i szczęściu. Kto jest prawdziwie cnotliwy, staje się automatycznie dobry, a jego szczęście nie zależy od czynników zewnętrznych. Wszystko poza cnotą jest moralnie obojętne lub złe. Nie ma więc złych i dobrych zdarzeń - zarówno pożar domu, jak i wygranie miliona w totolotka są zdarzeniami naturalnymi, którym nie ma sensu przypisywać znaczenia moralnego. Prawdziwie cnotliwego człowieka, pożar własnego domu nie powinien więc smucić, a wygrana w totolotka cieszyć.
Cnota była zdaniem stoików naturalnym stanem człowieka, jednak w jej osiągnięciu przeszkadzały większości ludzi "złe popędy". Popęd jest też naturalnym zjawiskiem duszy, ale staje się zły, kiedy wymyka się spod kontroli rozumu i zmusza do czynów sprzecznych z naturą. Zadaniem cnoty jest więc trzymanie na wodzy popędów i wygaszanie ich. Prawdziwie cnotliwy człowiek to ten, co osiągnął stan pełnej obojętności do świata - niczego nie pragnie i niczego się nie lęka. Stoicy nazywali ten stan apateją.
Obojętność względem świata w duchu stoickim nie oznacza jednak braku działania. Człowiek cnotliwy powinien płynąć z "prądem" przemian natury i robić to, co dyktuje mu cnotliwy rozum. Oznacza to więc w praktyce wypełnianie obowiązków, które wynikają z naturalnej kolei rzeczy (takich jak obowiązki rodzinne, zawodowe itp.), ale nie szukanie dodatkowych zajęć i podniet. Oznacza to też przyjmowanie dóbr zewnętrznych, które się naturalnie "zjawiają" (pensji za uczciwą pracę, spadku itp.), ale nie zdobywanie ich "na siłę". I wreszcie oznacza to przyjmowanie naturalnie pojawiającej się władzy (np. przez dziedziczenie) i sumienne wypełnianie wynikających z tego obowiązków, ale nie wykorzystywanie władzy do swoich osobistych celów, czy dążenie do niej za wszelką cenę.
Wierzę ponieważ, to absurd- Tertulian
Tertulian odrzucił łączenie nauki chrześcijańskiej z grecką filozofią jako bezużyteczne, niemożliwe i szkodliwe (ponieważ prowadzi do pychy i herezji. Prawda chrześcijańska jest jedyną potrzebną i osiągalną prawdą a dostęp do niej uzyskujemy nie rozumem, ale wiarą. Stąd wywodziły się znane formuły Tertuliana: "zmartwychwstanie jest pewne, ponieważ niemożliwe"; "wierzę, ponieważ jest to absurd" (credo, quia absurdum), "Krew męczenników jest nasieniem Kościoła", "Jednością heretyków jest schizma".
Tertulian był pierwszym teologiem chrześcijańskim, który posługiwał się łaciną. To dzięki niemu zrodziła się tzw. łacina kościelna. Dla Tertuliana chrześcijanie byli nadludźmi, kierowanymi przez ducha, co zgadzało się z Pawłową koncepcją Kościoła.
Myślę więc jestem - Kartezjusz
Wychodząc, tak jak św. Augustyn z zasadniczego zwątpienia o wszystkim, co nazywamy poznaniem, dochodzi Kartezjusz do odkrycia, iż jedynie tylko uświadomienie sobie zwątpienia jest bezwzględnie pewne. Wątpienie jest aktem myśli, więc stwierdza równocześnie istnienie myślących ludzi. Tak dochodzi do swego pierwszego twierdzenia: „cogito ergo sum” („myślę, więc jestem”). Ponieważ wszystkie twierdzenia o mojej osobie mogę odrzucić, a nie mogę odrzucić tylko myślenia, bo choćbym je odrzucił, to jednak negując je - myślę, przeto wynika z tego, że istota człowieka polega na myśleniu. W przeciwieństwie do św. Augustyna wyklucza zatem Kartezjusz poza myśleniem każdą inną treść świadomości: Rozsądkowe myślenie jest jedynym źródłem prawdy, które posiadamy. Pewnym jest zatem wszystko, co rozsądek jasno i wyraźnie widzi, jak np. cogito ergo sum. Jeżeli wedle tej zasady zbadamy treść naszego myślenia, to znajdziemy w nim idee różnego gatunku, częściowo wrodzone, częściowo nabyte, częściowo wynalezione. Między nimi idea Boga zajmuje pierwsze miejsce. Ponieważ człowiek jest niedoskonały i otacza go jedynie niedoskonałość i doczesność, a Boga z konieczności musimy sobie wyobrażać nieskończonym i doskonałym, przeto idea Boga nie może powstać z człowieka. Ona jest przez Boga w niego wlana, czyli wrodzona, tak jak jest mi wrodzona idea mnie samego. Bóg jest przyczyną idei Boga w nas, a zarazem wszystkich prawd wiecznych. Istnienie Boga jest zatem takim samym pewnikiem jak cogito ergo sum i jak prawdziwość jasnych i dokładnych twierdzeń odnajdywanych w naszym myśleniu. W przeciwnym bowiem razie Bóg byłby oszustem, jeśliby nam dał rozum, który by nas stale wprowadzał w błąd, co jest niemożliwe.
Człowiek jest tylko trzciną..., ale trzciną myślącą- Blaise Pascal
„Człowiek jest tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzcina myślącą. Nie potrzeba, by cały wszechświat uzbroił się, aby go zmiażdżyć: mgła, kropla wody wystarczą, aby go zabić. Ale gdyby nawet wszechświat go zmiażdżył, człowiek byłby i tak czymś szlachetniejszym niż to, co go zabija, ponieważ wie, że umiera, i zna przewagę, którą wszechświat ma nad nim.
Wszechświat nie wie nic o tym.
Cała nasza godność spoczywa tedy w myśli. […]
Człowiek składa się z dwóch składników - ciała i myśli, z których jeden jest cenniejszy od drugiego. Człowieka można porównać do najsłabszej trzciny w przyrodzie, ale ta trzcina jest myśląca. Dla zgniecenia go nie trzeba poruszać całego świata. Kropla wody wystarczy by go zabić. Lecz niech by był zgnieciony przez wszechświat cały to jeszcze byłby czyś szlachetniejszym od tego co go zabija: gdyż on wie że on umiera i zna przewagę jaką wszechświat ma nad nim. A świat nie wie o tym nic. Cała godność leży w myśli. Wielkość człowieka jest w jego nędzy , wiedza że jego żywot jest nędzny wywyższa go . Ale człowiek posiada również rozum, który pozwala mu się przeciwstawić swoim słabościom. Intelekt pozwala kierować mu swoim życiem. I nie być uzależnionym od wszystkiego.
Serce ma swoje zasady których rozum nie zna.- Blaise Pascal
Serce zna racje których rozum nie zna. Rozum jest ateistą, ale serce zmusza do irracjonalnego kochania Boga. Serce nie jest emocjami nie jest przestrzenią afektów. Jeśli uruchomiony jest porządek serca to pojawia się prawo moralne oparte na wiedzy intuicyjnej, opartej na miłości do Boga.
Porządek serca rozpoznaje Boga, wartości. Porządek serca można utożsamić z duszą, oceną ,odróżnieniem dobra od zła.
Rozum nie jest w stanie poznać wszystkiego więc czemu nie wierzyć?
Gdyby ten świat nie był najlepszy z możliwych, Bóg nie byłby go stworzył. Gottfried Wilhelm Leibniz
Monady są niezależne od zewnętrznych wpływów (jak powiada Leibniz, nie mają drzwi ani okien) i na siebie nawzajem nie oddziałują, zaś zgodność pomiędzy poszczególnymi monadami jest wynikiem harmonii przedustawnej (harmonia praestabilita), wprowadzonej przez Boga. Tak jak dwa zegary idą zgodnie, choć na siebie nie oddziałują, bo tak wyregulował je zegarmistrz, tak też przedstawienia i wrażenia (bo na nich polega życie monady) odpowiadają przedstawieniom innych monad nie dlatego, że te na nie oddziałują, ale że Bóg tak urządził, że w chwili, gdy monada A ma przedstawienie a, to monada A1, zna odpowiednie przedstawienie a1.
Świat ten w ten sposób urządzony jest najlepszy z możliwych. Gdyby był możliwy świat lepszy, to Bóg wiedziałby o tym dzięki swej mądrości, a jego dobroć skłoniłaby go do urzeczywistnienia tego lepszego świata.
Z koncepcji praporządku świata wynika najsłynniejsza teza Leibniza. Skoro monady są preuporządkowane przez Boga, to wszystkie zależności między nimi są koniecznościami wynikającymi z tego preuporządkowania. Poszczególne monady mogą mieć złudzenie, że wpływają na swój los, "robiąc" to lub owo, lecz w rzeczywistości są one "zaprogramowane" do tych działań i nie mogą uczynić nic innego. A zatem istniejący świat jest jedynym możliwym, wynikającym z boskiego preuporządkowania.
Można sobie co prawda wyobrazić inaczej preuporządkowany świat, ale z pewnością nie byłby on już tak doskonały jak nasz, bo Bóg jako monada "naczelna" na pewno preuporządkował świat najlepiej jak było można. A zatem nasz świat jest jednocześnie jedynym możliwym i najdoskonalszym ze wszystkich światów do pomyślenia.
"Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie." Immanuel Kant
Kant uważał, że Bóg powinien istnieć, aby mogła panować na świecie sprawiedliwość, jednakże istnienia Boga nie można udowodnić. Człowiek powinien postępować tak jak gdyby Bóg istniał, etyka ma istnieć we wnętrzu każdego człowieka, a nie w nakazach. Aby jednak ta etyka nie opiera sie na jednostkowym egoizmie wymyślił sobie Kant imperatyw moralny/kategoryczny: (w skrócie)postępuj według takiej maksymy, którą chciałbyś uznać za prawo powszechne.
„Postępuj tak, żeby maksyma twej woli zawsze mogła być uważana zarazem za zasadę powszechnego prawodawstwa.” Zasada ta mówi mniej więcej tyle, jeśli zachowujesz się wobec innych w pewien sposób,to czy byłoby możliwe, żeby wszyscy ludzie postępowali tak wobec siebie nawzajem (nie wykluczając Ciebie)? Jeśli nie oddajesz pożyczonych pieniędzy, to czy możesz sobie wyobrazić świat w którym nadrzędnym prawem jest „nie oddawaj pożyczonych pieniędzy”? Czy w takim świecie pożyczka miałaby w ogóle rację bytu?
Kant stwierdził, że Człowiek sam w sobie może znaleźć prawo i sam może wyznaczyć zasady postępowania, nie potrzebuje wsparcia z zewnątrz, na tym polu jest samowystarczalny. Ale najlepiej jeśli powie o tym sam Kant:
„Dwie rzeczy napełniają umysł coraz to nowym i coraz to wzmacniającym się podziwem w miarę tego im częściej, im dłużej nad nimi rozmyślamy Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Ani jednego ani drugiego nie potrzebuje szukać, nie potrzebuję domyślać się tylko niby spowitych w mroku lub znajdujących się w niedostępnej dziedzinie, poza polem mego widzenia; widzę je przed sobą i wiążę bezpośrednio ze świadomością swego istnienia”( Krytyka Praktycznego Rozumu, Zakończenie)
Istnieje tylko to co jest postrzegalne (esse est percipi)- George Berkeley
Berkeley zauważył , że dane są nam tylko dwie rzeczy - same bodźce i wygenerowane na ich podstawie idee. Do samych przedmiotów materialnych nie mamy jednak bezpośredniego dostępu - nie możemy ich sobie bezpośrednio "włożyć do głowy", stąd tak naprawdę nie wiemy, czy istnieją rzeczywiście, czy tylko są naszymi wyobrażeniami. Gdyby ktoś dostarczał nam bodźców niezależnie od przedmiotów, nie moglibyśmy się przekonać, że jest inaczej.
Stąd Berkeley uznał, że sama idea bytu obiektywnego jest błędna, bo nie można stwierdzić istnienia czegokolwiek w sposób obiektywny. Stworzył więc on pojęcie "bytu obserwowanego", a ściślej mówiąc uznał, że coś istnieje dla nas wtedy i tylko wtedy, kiedy to możemy obserwować, natomiast gdy nie obserwujemy, nie możemy mieć pewności, czy to coś nadal istnieje. Jednym słowem: być oznacza być (przez kogoś) postrzeganym (esse = percipi).
Jeśli patrzymy na stół i dotykamy go, nasz umysł tworzy sobie ideę stołu, dając nam wrażenie obiektywnego istnienia tegoż. Jeśli jednak nie patrzymy na stół w danym momencie, to jak możemy wiedzieć, czy on nadal istnieje? Mamy w pamięci ideę stołu, ale ona wcale nie musi odpowiadać rzeczywistemu stołowi, gdyż równie dobrze potrafimy tworzyć sobie idee rzeczy nieistniejących, których nigdy nie widzieliśmy. Zatem fakt pamiętania czegoś nie dowodzi wcale, że to faktycznie istnieje. Czy nie rozsądniej jest zatem uznać, że czegoś takiego jak byt obiektywny nie ma i jest "chwilowo" tylko to, co w danym momencie obserwujemy?
Można powiedzieć, że taka definicja bytu jest skrajną konsekwencją empiryzmu. Doprowadza ona jednak do paradoksalnego dla empiryka wniosku, że: bezpośrednio dana jest nam tylko zawartość naszych własnych umysłów.
Czemu rzeczy nie znikają jeśli na nie nie patrzymy?
Odpowiedzią Berkeleya było: dlatego, że ktoś przez stałą obserwację stale "podtrzymuje" istnienie racjonalnie skonstruowanego świata materialnego. Oczywiście ten "ktoś" musi to robić stale i jednocześnie mieć zdolność "widzenia wszystkiego na raz" - a zatem jest to nie kto inny, tylko Bóg
Co jest rozumne, jest rzeczywiste; a co jest rzeczywiste jest rozumne - Hegel
Cała rzeczywistość dla Hegla była logiczna, konieczna i rozumna. Filozofia ta, nie oddzielając rzeczywistości od myśli, była najbardziej uniwersalną filozofią, jaka kiedykolwiek była zaprojektowana.
Jeśli coś nie jest rozumne, nie jest też rzeczywiste, wyciągając stąd rewolucyjne wnioski dotyczące ustroju - nieracjonalny ustrój powinien ulec zniesieniu. Sam Hegel nie uważał państwa pruskiego za ucieleśnienie rozumności: rzeczywiste dla niego były nie byty historyczne, w rodzaju określonego państwa, ale wieczna teraźniejszość, która trwa zawsze i zawiera w sobie całą zniesioną przeszłość.
Wiara jest największą namiętnością człowieka - Kierkegaard
Jednostka tak pojęta próbuje odnaleźć siebie jedynie w wierze. Wiara jest u Kierkegaarda nie stanem, ale ruchem, kontaktem osobowym z Bogiem przyświadczonym założeniem początkowym, aksjomatem z góry powziętym. Każdy uważny czytelnik Kierkegaarda ujrzy wyraźnie, iż ta wiara, pojmowana jako namiętność, jako namiętny ruch, gwałtownie wynikający z rozpaczy i niepokoju, jest czymś sztucznie doczepionym, poszukiwaniem rozwiązania, którego nie ma.
Życie poznaje życie - Dilthey
W reakcji na pogardliwe traktowanie nauk humanistycznych przez pozytywistycznych wielbicieli nauk ścisłych sformułował tezę o ich odrębności i równoważności. W szczególności za odrębny od przyrodoznawstwa uznał już sam przedmiot humanistyki, czyli "rzeczywistość historyczno-społeczną", tworzoną przez jednostki i grupy społeczne wraz z takimi wytworami ich kultury, jak język, religia czy sztuka. Dilthey twierdził, że przedmiot ten jest bliższy naszemu poznaniu i bardziej dostępny niż zawsze obca i wroga ludziom przyroda. Rzekoma przewaga nauk przyrodniczych sprowadza się do operującego symbolami stwierdzenia prawidłowości w następstwie zewnętrznych zjawisk. Tymczasem to właśnie humanistyka poznaje wewnętrzną rzeczywistość, nie formułuje co prawda praw ilościowych tylko strukturalne, ale zapewnia bezpośrednie, przeżywające rozumienie i dlatego właśnie stoi ponad naukami przyrodniczymi.
Jeśli nie ma woli nie ma przedstawienia, nie ma świata - Schopenhauer
Istnieje przecież "masa skłonności, dyspozycji, możliwości nie wyzyskanych, a całkowicie żywotnych" , które decydują o jego wartości. Egzystencjaliści nie przyjmują takiego tłumaczenia. "Człowiek angażuje się w swoje życie, sam określa swoją postać i poza tą postacią nie ma nic." Próbę usprawiedliwienia nieudanych przedsięwzięć Sartre nazywa złą wiarą. Nie można oceniać pisarza -tłumaczy - na podstawie tych utworów, których jeszcze nie napisał.
Tym, od czego tu abstrahujemy, co potem, mamy nadzieję, dla każdego stanie się oczywiste, jest zawsze tylko wola, tylko ona bowiem stanowi drugą stronę świata; świat bowiem, tak jak z jednej strony jest na wskroś przedstawieniem, tak z drugiej jest na wskroś wolą. Natomiast realność, która nie byłaby żadnym z tych dwóch, lecz przedmiotem samym w sobie (w który, niestety, wyrodziła się w rękach Kanta również rzecz sama w sobie) jest urojoną chimerą, a przyjęcie jej jest w filozofii światłem wiodącym na manowce.
Bóg nie żyje; litość nad człowiekiem przyprawiła Boga o śmierć - Nietzsche
Zdaniem Nietzschego, człowiek współczesny przestał odczuwać obecność Boga w świecie, w odróżnieniu od ludzi żyjących w starożytności czy choćby w średniowieczu. W owych czasach czyny człowieka pociągały za sobą prędką reakcję Boga w życiu doczesnym, Boga należało się bać tu i teraz. Dziś każdy może liczyć na jego miłosierdzie - rozważa się problem, czy piekło w ogóle istnieje. Komu potrzebny jest jeszcze taki Bóg? Dlatego musiał on przenieść się w sferę abstrakcji, odejść w zapomnienie. Jest jeszcze, lecz jako martwy.
Razem z Bogiem usunięta została z naszego świata metafizyczna podstawa wszelkich wartości, od tej pory zawieszone są one w próżni. Nie ma prawdy, ani dobra, nie możemy więcej się do nich odwoływać, bo umarły razem z Bogiem: on sam umarł wskutek relatywizmu (Nietzsche powiada przenośnie: "z litości do człowieka"). Człowiek musi na nowo podjąć trud stanowienia wartości, lecz zdaniem Nietzschego nie jest w stanie. Jesteśmy bowiem tworami chorej kultury, opartej właśnie na odwołaniu do Boga, a nie możemy się do niego odwołać, bo jego już nie ma w naszym świecie. Mówiąc językiem teologii - przestaliśmy odczuwać sacrum, a nie potrafimy bez niego żyć.
Nie zamierzałem tworzyć historii tego języka - już raczej archeologię milczenia - Foucault
Problem sprowadza Foucault do słowa, a raczej do specyficznego sposobu milczenia - to co nieracjonalne nie powinno posługiwać się logosem (Rozumem, słowem). Racjonalność jest przesycona przemocą sensu, a to wyklucza zbliżenie się do szaleństwa.
Czy możliwe jest istnienie czegoś poza dyskursem? Możemy mówić o szaleństwie, nazywać je i klasyfikować, ale czy rozum wniknie w jego jądro, w miejsce, w którym sam siebie musiałby odrzucić? Czym jest to, co nie jest konstytuowane przed język i czy w ogóle wolno o to pytać?"
Foucault, chcąc uciec przed pułapką zastawioną przez rozum na szaleństwo, stwierdza, że nie należy do tego używać języka psychiatrii, tego monologu rozumu nad szaleństwem. Konstatuje, że językiem samego szaleństwa jest milczenie. Projekt “archeologii milczenia”, traktowanie szaleństwa jako “nieobecności dzieła”, wobec którego wszelkie sposoby ujęcia w wiedzy są nieudane, jest próbą obrony szaleństwa przed powtarzanym od wieków i tak łatwo narzucającym się gwałtem.
czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć - Wittgenstein
Zdanie to mówiło mniej więcej tyle: Przestańmy mówić o bycie, nie powinniśmy tego robić, ponieważ o bycie nie potrafimy powiedzieć nic. Milczmy więc.
Byt jest zagadnieniem - mówiąc prozaicznie - trudnym i nie wielu ludzi się nad nim zastanawia. Robiąc kawę, sprzątając nie myślę o tym czym jest byt. Szukam prawd codziennych i nie zastanawiam się, jak to wpływa na mój byt, i czy w ogóle wpływa. Po prostu jestem, czuję, że jestem. Może się mylę, może moje życie jest złudzeniem. Może, ale jest jakieś przeczucie, przeczucie własnego istnienia. I to wszystko. Nic więcej powiedzieć nie mogę, nie umiem, nie potrafię. Są ludzie, w świecie, którzy ani razu nie zastanowią się nad swoim bytem. Jego istnieniem, bądź nie istnieniem, nad jego naturę. Jednocześnie mają poczucie swego istnienia. Zapytani o istnienie z pewnością się zdziwią i powiedzą, że istnieją.
Skoro więc nic nie mogą na temat bytu powiedzieć ani ludzie, którzy po prostu są, nie zastanawiając się nad swoim byciem, ani też ludzie, którzy bytem zajmują się "zawodowo" nie mówmy więc o nim, milczmy.
Wittgenstein nie miał na myśli, czy jakaś koleżanka kocha swego kolegę, ale jest to niepoprawne moralnie, bo on spotyka się z jej koleżanką i tragicznie opisuje to w swoim internetowym pamiętniku cytatem znalezionym w Wikipedii: O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć.
Człowiek jest tylko tym, czym siebie uczyni - Sartre
Według Jeana Paula Sartre „Człowiek jest tylko tym, czym sam siebie uczyni.” Sartre, egzystencjalista, za jedyny pewnik uznaje egzystencję człowieka. To, że człowiek istnieje to fakt. Jako byt niezależny od niczego, istota ludzka przeżywa leki egzystencjalne, czyli ciągłe poczucie zagrożenia i samotność.
"Człowiek jest tylko i wyłącznie projekcją" , istnieje tylko o tyle, o ile realizuje siebie, jest "zespołem swoich czynów, jest tylko swoim własnym życiem". Jawi się więc jako pewien projekt, który ma szansę zostać zrealizowany lub nie, "jest tym, czym siebie uczyni."
Postmodernizm nie sytuuje się ani po modernie, ani przeciw niej, lecz był już w modernie zawarty, ale ukryty - Lyotard
Dla niego postmodern nie oznacza końca moderny, lecz inny stosunek do moderny. Postmodernizm nie sytuuje się ani po modernie, ani przeciw niej, lecz był już w modernie zawarty, tylko ukryty. Chodzi zatem o to, aby modernę przepracować i w ten sposób wyprowadzić z kryzysu (neurozy). Umieszcza postmodernę w modernie i rozumie, ze w modernie pewne zjawiska dają się zrozumieć postmodernistycznie.
Wedle Lyotarda nauka i związany z nią rozwój techniczny przetrwały modernę i kontynuowane są w postmodernizmie. Naukę pojmuje jako szczególny rodzaj dyskursu, który jest efektem społecznego, komunikacyjnego oddziaływania, znajdującego się od początku w konflikcie z wielkimi opowieściami, z wiedzą narracyjną. Nauka nie posiada i nigdy nie posiadała fundamentalistycznych i uniwersalistycznych ambicji, proces naukowego sprawdzania z zasady nie zmierzał do jakiegoś ostatecznego uzasadnienia. Pomysł, by nauka głosiła uniwersalną prawdę, przyszedł wraz z pytaniem o ostateczne uzasadnienie z zewnątrz, od strony filozoficznych metanarracji, które jednocześnie stały się dostarczycielkami wielkich ujednoliceń. Filozoficzne metanarracje (emancypacja podmiotu, historiozofia sensu) stanowiły próbę poddania wielości form wiedzy (dyskursów) pod jedną kategorie prawdy oraz jeden sposób uprawomocniania. Takie opowieści, zdaniem Lyotarda, utraciły swą wiarygodność. Nie chodzi obecnie o to by tworzyć nowe, ale nauczyć się żyć be z nich, w pluralistycznym i rozproszonym świecie. Dokładnie w ten sam sposób postąpiła nauka, pytając o siebie samą, wysuwając roszczenia do powszechnej ważności, pytając o metody i status. Tak widziana nauka staje się zatem „antymodelem stabilnego systemu”.
Stanowisko Lyotarda jest jasne: nie ma żadnego metadyskursu, żadnej metagry językowej umożliwiającej ujednolicenie sposobów mówienia, myślenia, czy działania. Dla postmodernistycznej nauki, która jest dyskontynuacyjna, niesprawdzalna w klasycznym sensie oraz paradoksalna, najważniejszy jest model paralogii, na którym się wspiera.