Zygmunt Krasiński
NIE-BOSKA KOMEDIA
streszczenie
Motto1: „Do błędów, nagromadzonych przez przodków, dodali to, czego nie znali ich przodkowie - wahanie się i bojaźń; - i stało się zatem, ze zniknęli z powierzchni ziemi i wielkie milczenie jest po nich” Bezimienny (lub w pierwszych dwóch wydaniach Koran)
Motto2: „To be, or not to be, that is the question”.
Dedykacja - znów dla Marii (Maria… Grabowska, popełnicielka przypisów do BN-owskiego wydania twierdzi, że Maria to może być Joanna Bobrowa, jakaś Luba Krasińskiego, ale może też być to zabieg poetycki o dwojakim znaczeniu. 1. oddanie czci żonie hrabiego Henryka, 2. Maria matka Jezusa, byłaby swego rodzaju kluczem do utworu, perspektywą spojrzenia nań przez czytelników)
CZĘŚĆ PIERWSZA
Wstęp. Do poety fałszywego: „Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością.” Dziecko nieświadome jest milsze Panu. Istota to nie niebiańska lecz zupełnie ziemska niebem nic wspólnego nie mająca. Poezja jest w stanie zniszczyć tych, którzy się jej poświęcili… ale to śmierć w błogosławieństwie; Bogu miła. Poeta prawdziwy to poeta poezją żyjący.
Anioł przelatuje i błogosławi Henrykowi.
Evil duchy już planują skusić zakusić i pochłonąć Męża… i jak mawiał Hannibal Smith z Drużyny A: „najważniejsze jest mieć dobry plan”… a evil duchy go mają.
Zaczyna się od ślubu: mąż łączy się z żoną świętym, ale ziemskim węzłem małżeńskim… żona jest fajna uczynna, ale taka nie dla Henryka (coś w stylu „zupę zjedz… pomidorową Ci zrobiłam”). dlatego, gdy nawiedza go duch kochanki, uprzednio skompletowany przez złe duchy na cmentarzu, żeby pociągający był, Henryk (bo generalni wkurza Henryka zajmowanie się przyziemnymi sprawami, a od kiedy się ożenił, tym właśnie się zajmuje) bez wahania przysięga, że pójdzie za nim… jedyna wątpliwość to dziecko… a o żonie mówi tak: „ty stworzona dla domu i ogródka, ale nie dla mnie.” (krajobraz w ogrodzie hrabiego: noc, księżyc, zza parkanu wystaje wieża kościoła)
Kolejna scena. Przed chrztem syna. Żona mówi mu, że na nią nie zwraca uwagi (wywnioskowała po kilkutygodniowym milczeniu.) on jej: „czuję, że powinienem cię kochać.” I się zaczyna. Potem obiecuje, ze będzie kochać ją i Orcia, ale wchodzi dziewica. On jest w niej zakochany, żona czuje, że od niej trupem i złym duchem wali. Żona-przerażona, Mąż-winiebowzięty… mąż idzie sobie za Dziewicą. (akompaniament: burza)
Chrzest Orcia to smutna uroczystość. Nie ma Henryka, matka słania się i jak gdyby w letargu chodzi i w ogóle niemiło. Jeden z gości mówi, że jest „płacz i zgrzytanie zębów” a miało być sute śniadanie. Co ważne. Matka błogosławi Orcia (Jerzego Stanisława) żeby był poetą, a przeklina gdyby nie był. Ksiądz jest trochę wkurzony. Ojciec chrzestny dodaje do tego błogosławieństwo by kochał ojczyznę.
Hrabia wędruje za swoją kochanką przez śliczne okolice i mniej śliczne aż w skaliste góry. Tam kochanka każe mu iść za sobą w przepaść, gdy Henryk nie chce, kusi go sobą i wielkością ducha jego. Henryk przejrzał jej cmentarność, trochę się modlił do Boga, ale bardziej był przekonany, że mają go złe duch. Na szczęście przylatuje anioł stróż ocala go.
(krajobraz: ostre skały, nieprzyjaźnie, morze, szalejąca nad nim burza, przepaście, chmury)
Henryk wraca do domu a żona w wariatkowie. On na to: „Wszystkiego, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu”…później zaczyna trochę poetyzować na co głos kontrolny „skądsiś” mówi: „dramat układasz”.
W domu dla obłąkanych Henryk nie przyznaje się, że jest meżem Marii. Głosy w szpitalu reprezentują 4 różne szaleństwa wieku: bonapartyzm, Legitymizm, Fanatyk zgody, człowiek uważający siebie za „lud i wobec tego za władcę (to wg Kleinera za Lourdoueixem) Spotyka się z nią. Ona zwariowała bo prosiła Boga o natchnienie… i dostała. Duch poezji miał sprawić, zę będzie równa Henrykowi. Żona mówi, ze Orcio też ma być poetą. Po tym następuje ładna kwestia żony:
co by było, gdyby Bóg oszalał. (bierze go za rękę) Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę - człowiek każdy, robak każdy krzyczy: "Ja Bogiem" - i co chwila jeden po drugim konają - gasną komety i słońca. - Chrystus nas już nie zbawi - krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej - aż tuman wielki powstał z jego odłamków - Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd - ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały.
Później coś jakby umiera ze słowami „kto jest poetą, ten nie żyje długo”
CZĘŚĆ DRUGA
Wstęp. O Orciu, że był dziwne dziecko, nie zabijał motyli nie znęcał się nad robakami tylko był piękny i spokojny. I różną przyszłość wróżono mu, nawet go malarz jako diabełka namalował. Śliczny jest… tylko trochę ślepnący.
(krajobraz: cmentarz) Orcio ma się modlić za matkę, ale sobie wariacje na temat Zdrowaś Mario urządza… żeby udowodnić, ze jest poetycki. Potem wychodzi, ze widzi cały czas matkę (channeling taki). Duch Marii błąka się pomiędzy światami i zbiera dla syna natchnienie: „By ojciec twój,\ O synku mój!\ Kochał ciebie -” Henryka to dręczy, ale jest mały problem: „łaska twoja na rozum padła, nie na serce moje” (a Kleiner powiedział, że Nie-Boska to dramat o braku serca).
Rozmowa Filozofa z mężem. Filozof mówi o konieczności rewolucji (poglądy Heine'go) Mąż porównuje idee filozofa do starego drzewa: chociaż wypuszcza listki, to będzie musiało runąć, i nawet na stół drewna nie będzie z niego (poglądy Krasińskiego).
Monolog Henryka (taki myx z Fausta i Manfreda.) przytaczam w całości:
Pracowałem lat wiele na odkrycie ostatniego końca wszelkich wiadomości, rozkoszy i myśli, i odkryłem - próżnię grobową w sercu moim. - Znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie- jedno kilka przeczuciów krąży w tej pustyni - o synu moim, że oślepnie - o towarzystwie, w którym wzrosłem, że rozprzęgnie się - i cierpię tak,. jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie. -
Anioł stróż mówi tak trzymaj, ale potem przechodzi Mefisto i odciąga go od postanowienia poprawy. Pojawia się Orzeł… obiecuje hrabiemu sławę. Henryk walczy ze żmiją. Skoro jest zimny, stwierdza, to siebie zaprojektuje. „idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją”. (krajobraz: skaliste góry).
Orcio ślepnie. Przy czym: „kiedy spuszczę powieki więcej widzę niż z otwartymi oczyma.”
Dostał stygmat poety. Teraz prawdziwy z niego Ho-mer.
Co noc Orcio walczy z mrokiem. Psychomachie jego uznawane są za objaw bzika. Tylko Hrabia wie co jest grane. Gdy wszyscy wychodzą, daje błogosławieństwo Ościowi i mówi, że chyba tylko tyle może zrobić… dalej przyjdzie Mężowi walczyć z ludźmi
CZĘŚĆ TRZECIA
Wstęp. Świat pędzi do przodu, niezależnie od tego jacy kretyni na nim żyją. Drogą rozwoju jest krew… w tym przypadku przynajmniej. Gawiedź jest pijana, gawiedziowata ale ma strzelby, kosy i inne dewajsy do robienia kuku więc może wziąć się za rewolucję. Tylko ktoś im jeszcze musi oczy zmydlić i w odpowiednia stronę ich popchnąć… Pankracy to oczywiście. Charakterystyka Przechrzty… i jeszcze coś:
Tymczasem trwają poklaski i wrzaski. - "Chleba nam, chleba, chleba! - Śmierć panom, śmierć kupcom - chleba; chleba!" -
Przechrzta opowiada o swoim złowieszczym planie: najpierw rewolucja i wszyscy zostają wymordowani, a potem Przechrzty mordują rewolucjonistów - Talmud górą. Wszyscy: Jupi!!! Wchodzi Leonard i prosi Przechrztę do Pankracego.
Pankracy widzi, ze to już nie to… on może i jest idealistą, ale gawiedź to bydło. Rozkazuje przechrzcie zaanonsować się u Henryka na „pojutrze”. Leonard trochę zdziwiony dlaczego po prostu nie zabije Męża. Pankracy: „oj synuś… jakbym nie był fajniejszy i jakbyś ty nie był młody, to ja bym ci ten twój ryjek odstrzelił.” Pankracy uważa Henryka za postać, której warto darować życie, przeciągnąć na stronę rewolucjonistów. Myśli, że to równy przeciwnik. Poza tym, chociaż Pankracy widzi nędzę rewolucji jest zdecydowany utworzyć „świat na podobieństwo swoje” - ludzkie.
(w tle szubienica… ludzie sobie wokoło tańcują)… obóz rewolucjonistów. Mąż zmusza przechrztę, zęby ten go oprowadził. Odpowiednio zakamuflowany (czarny płaszcz, czerwona czapka frygijska - symbol wolności) schodzi do piekła prostactwa i warcholstwa.
Lokaje rozprawiają o tym jak ubijali panów swoich… cieszą się wolnością używając frazeologii towarzystwa z którego pochodzą… czyli pańskiego. Poza tym mówią o wolności honorze i innych takich tam. Następnie chór rzeźników, którzy stwierdzają, ze wszystko jedno czy panów czy woły rznąć. To przypada Mężowi do gustu - szczerzy są chłopcy. Później czas na kobietę wolną, przez to swobodną. Następnie spotykają generała Bianchettioego, który czuje się lepszy od innych. Mąż radzi przechrzcie go zabić, „bo tak się poczyna każda Arystokracja”. Dalej spotykają rzemieślnika, tak wyzyskanego przez panów, że aż umiera. Mówi o zmarnowanym swoim życiu. Hrabia wini za to rewolucjonistów. Chłopi ciągną pana jakiegoś. Pan krzyczy o ni go oskarżają o pańszczyznę, śmierć dzieci itd… Henryk: „nim pogardzam was zaś nienawidzę - poezja to wszystko ozłoci kiedyś.”
Docierają do ogniska, przy którym Leonard („prorok natchnięty Wolności”) obrzędy nowej wiary odprawia. Wszystko na ruinach starego kościoła (że ruiny to sprawka rewolucjonistów). Orgiastyczne te obrzędy z lekka. Leonard: „jesteśmy setni: zabiliśmy Boga” teraz czas na Boga ludów. Przechrzta się irytuje i Mąż też. „Idźcie bez trwogi i mordujcie bez wyrzutów - boście wybrani z wybranych, święci wśród najświętszych - boście męczennikami - bohaterami Wolności-” Syn ważnego filozofa dostaje świecenia zbójeckie (olejem królów na zgubę królom, nóż żeby go zatopić gdzie trzeba i do kompletu truciznę (jakby się nozem nie dało). W procesji biorą udział hrabiny i księżniczki byle jak karczemne dzieweczki. (Kleiner stwierdził, ze to sabatowa zabawa była… czarownice i szatan-Leonard). Leonard spostrzega Henryka, ten podaje się mordercę Klubu hiszpańskiego. Wszyscy się lubią. Kilka osób prosi go nawet o drobne usługi: zabij dla mnie księcia Jana, a dla mnie hrabiego Henryka. Henryk jest przerażony i znów zaczyna poetycką modlitwę o siłę do boga wznosić… znów mu się czerwona lampka świeci: „Dramat układasz”… Henryk Walczy by mścić się za ojców. (robi się mgliście).. wreszcie dociera do obozu swoich.
Hrabia czeka na Pankracego u siebie. Mówi, zę to człowiek bez imienia i korzeni, bez religii. O sobie „syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnot i błędów”. P: w siebie nie umiecie wierzyć, więc w Boga wierzycie… ale on wam nie pomoże. Ale Pankracy nie jest ateistą. Wierzy w myśl swoją. Ale to teologiczne rozważania. Pankracy proponuje, zęby Hrabia rozpuścił swój hufiec i nie szedł na odsiecz okopom Świętej Trójcy. W zamian może sobie być Hrabią mimo przewrotu społecznego… i tak Orcio umrze pierwszy i nie będzie kto go miał zastąpić. Hrabiego to wnerwia ale dał słowo, ze nic się Pankracemu nie stanie. Pankracy wyśmiewa Honor. W ogóle tradycję szlag trafi i tylko rewolucjoniści żyć będą. A Henryk na to: „widziałem wszystkie stare zbrodnie świata ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem - ale ich koniec ten sam, co przed tysiącami lat - rozpusta, złoto i krew.” I pewnie sam zaczniesz gardzić, jak nie zwariujesz…
Pytanie o nowy świat? Pankracy, że na razie nędzny jest, ale później wyrosną z niego mocarze, Hrabiemu nie bardzo chce się wierzyć. Pankracy, religia to przeżytek. My zbudujemy nowy, lepszy świat- raj na ziemi. Mąż: „Adam skonał na pustyni - my nie wrócimy do raju” taki fajny świat chce stworzyć, a sam jest tylko śmiertelnikiem. Pankracy to człowiek bez korzeni, ale jakie korzenie ma Mąż. Pankracy od obrazu do obrazu przodków Henryk a chodzi i *przepraszam, jeśli ta notatka jest niezgrabna nieskładna albo coś… po prostu nie mam ochoty jej pisać* wyciąga brudu każdego po kolei. A Mąż na to, że oni doprowadzili do tego, ze teraz Pankracy w ogóle ma możliwość się buntować… że na człowieka wyrósł. Żegnają się w niezgodzie.
CZĘŚĆ CZWARTA
Wstęp. Opis twierdzy Świętej Trójcy… to co na maturze było… zachód słońca, mgły… katastroficzno-apokaliptyczny obrazek.
W kościele Hrabia dostaje błogosławieństwo, żeby dowodzić… inni arystokraci zachowują się arystokratycznie. Poza tym hurra. Ktośtam veto krzyknął, ale go wyrzucili. Henryk wymusza na wszystkich przysięgę, zęby walczyli do końca, za Boga i prawa Arystokracji. . „teraz obiecuję wam sławę - u Boga wyproście zwycięstwo”.
Przegrywają i już nie mają tyle męstwa w sobie baronowie. Tylko Henryk twardy jest. Chcą się układać. A za układy śmierć.
H. czuje się dobrze mając władze. To lepsze od poezji. Jest lepszy od całej reszty lepszych.
Orcio jest trochę nawiedzony prowadzi Męża do lochów… ciągle walczy z mrokiem. Henryk słyszy tylko milczenie. Pojawiają się dusze potępieńcze. Orcio je widzi one mówią tak: „Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś - potępion na wieki.” I nic się z tym nie da zrobić. Wróżą mu kilka dni chwały a potem potępienie. On je trochę wyzywa… dumny jest. Orcio widzi jak marę ojca potępione duchy męczą. Henryk godzi się na swój los. Czeka go wieczna walka. Ale najpierw walka na ziemi jeszcze.
Wszyscy głodni, chcą się układać. Henryk has no mercy. Ojciec chrzestny już nawet posłował do Pankracego. Możni wypowiadają mu posłuszeństwo. On okazuje swoją pogardę dla ich małości i mówi, że woli zginąć niż się zhańbić tak haniebną hańbą. Tym porywa część zgromadzonych. Potem ze względu na przeszłość porywa jeszcze niektórych. Reszta chce się układać i wydać Henryka Pankracemu. W końcu większość woli za ojców ginąć niż za dzieci się układać <brawa>
Okopy Świętej Trójcy (trupy wkoło, wśród nich przechadza się Leonidas i przegryza jabłka, opowiedział jednemu ze Spartan najnowszy dowcip o uciekającym helocie - dla nas nieśmieszny z powodu barier kulturalnych - opodal dwóch innych Spartan wymienia się przepisami na makaron w sosie bolońskim) Mąż jest zdeterminowany… raz tylko może przegrać, więc bawią go zwycięstwa. Kończą im się zapasy wszystkiego. Prosi Jakuba, sługę swojego, żeby przyprowadził Orcia do papy. Orcio przepowiada swoją rychłą śmierć. Trochę wątpi, przeprasza syna, że dał mu życie, a Orcio prosi go by przez chwilę z nim został. Więc Henryk sobie Izie a Orcia kula. Walczą Jakub pada, a Henryk mówi „ I don't need you, you miserable junk!” i walczy dalej. Jeszcze go nie dorwali więc po krótkim monologu zakończonego słowami: „Poezjo, bądź mi przeklęta” skacze z baszty w przepaść.
Pankracy przebacza wszystkim arystokratom a później oddaje ich Leonardowi do wyrżnięcia (ale tak na śmierć)… ojciec chrzestny ma dopilnować egzekucji. Posłyszawszy o samobójstwie Henryka Pankracy mówi: „szacun mu… wam szafot) i idzie z Leonardem na baszty. Leonard rozprawia o nowym Bogu, a pan Kracy jest z tego niezadowolony. Potem zaczyna mieć wizję Chrystusa na niebie… umiera ze słowami: „Galilaee, vicisiti!” Galilejczyku, zwyciężyłeś. (słowa Juliana Apostaty tuż przed śmiercią, gdy zobaczył, ze jego represjonowanie chrześcijan na nic się zdało)
1
1