Ludzie-dobrej-woli, Dokumenty 1


Józef Kisielewicz

„Tęcza”, nr 2, Luty 1934, str. 5-6.

LUDZIE DOBREJ WOLI

Nieraz, rozmawiając z ludźmi, przekonuję się, że w sprawach zasadniczych, tych, które co dzień stają w formie dręczących pytań — wielu doszło do takich samych poglądów. Może nie tylko poglądów; wyraz ten ma różnorodną treść, podkłada się podeń wiele znaczeń. A tu chodzi o jedno określone znaczenie, że wielu ludzi odnalazło w sobie kierunek, którym należy iść w tych trudnych i niezwykłych czasach.

Cechą zasadniczą tych naszych lat jest niepokój. Niepokój wyraża się w różnych postaciach, gnębi w życiu codziennym, trawi samotność człowieka. Najtrudniej znaleźć jest dziś w sobie harmonię, ciszę, pewność — taką, która by obejmowała wszystko i wiedziała, jak się zachować w każdej nadchodzącej sytuacji. Otóż rozmawiając z ludźmi, czytając niektóre książki, czy artykuły przekonuję się, że pojawiać się poczynają ludzie, którzy nawet w tych wzburzonych czasach potrafili znaleźć w sobie ciszę i pewność swojej drogi.

Trzeba podkreślić wyjątkowe znaczenie tego zjawiska. Nie jest ono tylko prostym zrozumieniem, zrozumieniem, dlaczego jest źle i czego potrzeba, aby znów było dobrze. Katolik, jeśli nie był wierzącym tylko z nazwy, zaraz gdy nadszedł kryzys współczesny — wiedział dobrze, że to olbrzymie wzburzenie żywiołów życia spowodowane zostało odejściem spraw ludzkich od Boga i że jedynym ratunkiem na to jest powrót do twardych moralnych nakazów. Dzisiaj to przekonanie podzielają z konieczności, przyciśnięci do muru i zepchnięci nad brzeg przepaści, wszyscy inni — ateiści, indyferentni, materialiści.

Czy nie uderzał fakt, że pomimo znajomości lekarstwa, przez ostatnie trzy lata nie postąpiono wiele na drodze ku poprawie. Oczywiście, kataklizm dziejowy jest tak wielki, że lat całych trzeba będzie na jego zupełne uleczenie. Ale tu chodzi o co innego, że do naprawy nie podchodzono od strony naprawiania moralności. Uczeni, kaznodzieje, pisarze i organizatorzy w pracowniach swych, pismach, organizacjach czynili i czynią nadludzkie wysiłki, aby wypisaną receptę wprowadzić w krwioobieg żywego organizmu ludzkości — ale masy były senne, zmęczone i zrezygnowane.

Zjawisko jest zrozumiałe. Każdy człowiek przywalony został nie tylko zrozumieniem ogólnego zła, ale co dzień zostawał napadany przez setki drobnych ukłuć i nieszczęść: obniżka poborów, zły lekarz, niesumienny kupiec, zaprotestowany weksel podpisany przyjacielowi, przemoc silniejszego, widok nędzy, choroba której niema za co leczyć, niesprawiedliwy przełożony... Kto z nas nie był taką czy inną porcją nieszczęść trapiony? Zmęczeni i atakowani, nie mieli ludzie po prostu sił i odporności, aby przykładać ręki do ogólnej poprawy. Skąd zaczynać? Od której strony? Suma nieszczęść wydawała się nieraz za wielka. W głębi budziła się wątpliwość — czy to bagno można w ogóle uleczyć? Czy nie zabrnęliśmy już za daleko?

Dla tych powodów właśnie masy były (i co tu bawić się w niedomówienia) — i są bierne i zmęczone. Łącząc własne ciężary, co dnia większe, z wiadomościami o sytuacji ogólnej — uznały zło istniejące za zbyt wielkie, aby je można uleczyć. Chyba przyszedłby cud. Rodził się bierny fatalizm — z najgorszych najgorszy stan psychiczny człowieka. I tu tkwił i tkwi błąd. W dysproporcji. Jednostka, rozporządzająca znikomą siłą, oceniając sytuację, myślała nie o części tylko pracy — ale ogarniała cały świat nieszczęścia. Naturalnie, że w takim patrzeniu na rzecz musiało czaić się zniechęcenie. Cała współczesna technika komunikacyjna i prasowa utwierdzała taki pogląd: co dzień przynosiła wiadomości gorsze, czarniejsze zewsząd. W dodatku, jakby na złość, przyszła seria katastrof przyrodniczych — w sumie wytwarzał się nastrój apokaliptyczny. Nic innego, tylko opuścić ręce, wegetować, albo kłaść się do trumny.

I w takiej sytuacji, wytężając wzrok, dostrzega się zmianę. Wśród morza pesymizmu, wśród ogólnej klęski — ten i ów poczyna budować sobie wątlutkie przegrody wokół siebie. Stwarza azyl, do którego nie wpuszcza trujących czadów zniechęcenia, snujących się nad światem. Szerokie, ambitne plany radykalnej zmiany całego świata, zwęża do bardzo skromnego programu, do siebie. Nie w mojej jest mocy — rozumuje — udźwignąć nieszczęścia powszechne. Nie lamentuję nad nimi, nie podnoszę jałowego buntu — ale powietrze, którym oddycham, sprawy, z którymi się stykam, czyny, których dokonuję — niechże będą przeze mnie układane według tych praw, którymi pragnąłbym, aby był rządzony świat.

Ktoś powiedział, że świat musi zejść do katakumb. Było to, zapewne powiedzenie przenośne, ale ten, kto je wygłosił myślał na pewno o takim schodzeniu do katakumb — do katakumb własnego wnętrza i własnego małego koła życiowego. Właściwie nie jest to żadna nowość, ani żadne odkrycie. Każdemu dziecku tołkowało się w szkole, że na uczciwości jednostek stoją społeczeństwa — a jednak mimo tych nauk świat upadł przez zgniliznę jednostek. Widocznie chodzi o coś innego: nauka była dobra, tylko źle była wyuczona. Traktowało się ją jak piękne bajeczki dla grzecznych dzieci, które warto znać, ale których nie warto przestrzegać.

Ludzie, którzy odkryli dla siebie tę starą prawdę — są radykalni. Prawda ich rozstrzyga wszystkie sprawy bezwzględnie, ostatecznie przed sądem własnym, bez oglądania się na czyjąkolwiek opinię i pochwałę. Zrozumieli, że wszystkie sprawy ludzkie, nawet te, któreby się o to najmniej chciało podejrzewać, obrosły w kłamstwo, fałsz i obłudę — więc jeśli w ogóle ma być jakaś poprawa — nie wolno bawić się w kompromisy.

Patrząc po otoczeniu, dostrzega się tu i ówdzie błysk światła. Zjawia się ono wśród tłumu niespodzianie. Zaczyna ich być coraz więcej. Światła łączą się, spływają ku sobie, tworzą płomienie. Wierzę, że z tych związków buchnie płomień, który przemieni świat. To są te „związki ludzi dobrej woli", o których mówi tytuł. Są to związki przypadkowe i nie zespolone żadną dyscypliną. Związkiem jest już to, że istnieją ludzie tego pokroju i że idą ku wspólnym ideałom. To wystarcza, że istnieją.

Z tych niezorganizowanych kadr rekrutować się będą najlepsi pracownicy wszelkich organizacji. Więc przede wszystkim organizacji, która powołana jest do przeobrażenia starego porządku w nowy ład — Akcji Katolickiej, u której w najgłębszej podstawie tkwi idea dokonania przemiany świata przez przemianę jednostki. Z tych kadr wyjdą również ludzie, którzy zwolna przeobrażą oblicze życia. Gdziekolwiek staną, czy w handlu, czy urzędzie przyniosą już ze sobą niekompromisowy, nieugięty, niezłomny ideał moralny. Fałsz i kłamstwo świata rozsadzi się od wnętrza, od fundamentów.

Radosne są spotkania wzajemne ludzi, którzy mieli szczęście dojść do harmonii i równowagi. Poczucie istnienia towarzyszy umacnia i hartuje. Spotkaniom takim służy od dawna i chce nadal służyć nasze pismo. Od dawna już sporego grona naszych czytelników nie traktujemy jako obojętnych sobie ludzi — lecz jako krąg, zjednoczony może nawet wątłym łącznikiem, ale przecież niezupełnie obcych i przypadkowych. Fakt nadchodzenia co miesiąc pisma, które obok materiału rozrywkowego przynosi kilka artykułów poważnych — łączy ludzi różnych zawodów, ludzi z różnych dróg życia i poziomów, ludzi różnych poglądów politycznych.

Wybierając formę dla treści tego artykułu, którą można było przecież wyrazić mniej subiektywnie — celowo wybrałem ton swobodnej gawędy, aby tym lepiej trafić do ludzi, którzy może myślą i czują tak, jak tu opisałem. Wiem nawet na pewno, że wśród czytelników jest wielu takich.

-------------------

„Tęcza”, nr 2, Luty 1934, str. 7-8.

DWA GŁOSY

W związku z poprzednimi uwagami podajemy fragmenty z dwóch artykułów, które umieścił w swym noworocznym numerze Kurier Warszawski, jako odpowiedź na ankietę p.t. U źródeł kryzysu. ankiecie wzięli udział najwybitniejsi polscy myśliciele i specjaliści od spraw gospodarczych. We wszystkich niemal głosach powtarza się stale ten sam motyw: współzależność kryzysu ekonomicznego z załamaniem się na świecie zasad etycznych.

Pójdźmy za Nim

Ks. Arcybiskup dr Józef Teodorowicz zamieścił artykuł pod powyższym tytułem. Podajemy z artykułu większy wyjątek i zakończenie (podkreślenia redakcji):

... „Początki (załamania ale i poprawy — przyp. red.) te jednak rodzące się z przegranej i to wielkiej przegranej, nadziei człowieka, są nie tylko dla niego upokarzające, ale w swoich skutkach dotkliwe. Zjawiskiem ich najznamienitszym obecnie jest zachwianie się wszelkich pewności realnej i życiowej; jest po prostu zachwianiem się wiary — nie mówię już religijnej — ale wiary człowieka w to wszystko, co jest podstawą i elementem każdego realnego życia. Ażeby użyć prostego przykładu, to powiem, iż w stosunkach ekonomicznych i ustrojowych zapanowała taka niepewność, że nikt na niczym budować nie może. Do niedawna jeszcze z wszystkich pewników, które się rozchwiały, pozostał przynajmniej jeden: nazywał się dolar. Gdy wszystko się chwiało, bożyszcze dolara zdawało się być niezachwiane; dziś i to bożyszcze ostatnie runęło.

Takie zachwianie i taki kryzys gospodarczy musi pociągnąć za sobą następstwa moralne. A więc takie zasadnicze podstawy moralne, jak dotrzymanie słowa w zobowiązaniach finansowych, jak układanie budżetów podług ścisłych wymiarów, są dzisiaj zachwiane. Znika wiara wzajemna w dotrzymywanie zobowiązań; niedotrzymywanie słowa w zobowiązaniach staje się nawet czymś uprawnionym. Podług tego, czy dolar spadnie, czy też podniesie, odmierza się wartości i pewności wszelkich wzajemnych zobowiązań.

Dziś ta niepewność, a za nią idąca moralna nieufność, zatacza tak szerokie kręgi, iż się nawet utarł zwrot, wszędzie przyjęty, o kryzysie: niezaufanie. Cóż to za przemiana w pojęciach, która się dokonała pod wpływem tak, niestety, wymownych i tak powszechnych zjawisk. Któż do niedawna pośród kierowników ekonomicznej polityki w ogóle przypuszczał w omawianiu jej jakikolwiek czynnik moralny? Z tym czynnikiem nie liczono się zupełnie. Egoizm, ożywiający ducha dzisiejszego ekonomicznego ustroju, był uznany nawet wtedy za uprawniony, gdy wyzyskiwał pracę i pracowników. A dziś uważa się za coś zupełnie naturalnego łączyć kryzys finansowy z kryzysem moralnym i to łączyć je, jako przyczynę i skutek...”

... „Wszystko to razem wzięte ostatecznie jest wodą na młyn nihilizmu, komunizmu i bolszewizmu. Bo tylko najradykalniejsze systemy mogą być odpowiednikiem chaosu i radykalizmu moralnego życia. Dlatego dziś stoją społeczeństwa przed alternatywą: albo samobójczych zamachów na nie przez komunizm i bolszewizm, albo odrodzenia ich z gruntu w radykalizmie chrześcijańskiej zasady. Jeśli to zrozumieją, to pójdą za wezwaniem hasła, tak dobrze nam znanego z jednej noweli wielkiego naszego pisarza:

Pójdźmy za Nim!

Arcybiskup Józef Teodorowicz

Mowa czasu

Drugim niezmiernie wartościowym z tego samego cyklu jest głos Aleksandra Świętochowskiego, z którego dajemy również dłuższy ustęp i zakończenie (podkreślenia redakcji):

.... „Obliczono dokładnie, jakie szkody wyrządziła ostatnia wojna, nie zauważono jednak bardzo cennego jej dobrodziejstwa — wielkiej szczerości. Filozofowie azjatyccy wyrzucają Europie obłudę. Rzeczywiście, ta część ludzkości, która stworzyła naszą obecną kulturę, we wszystkich stosunkach nałogowo i bezwzględnie kłamie. Wiemy o tym dobrze, bo wraz z nią my, jej wychowańcy i współpracownicy, kłamiemy również w religii, w polityce, w sztuce, w prawach, w obyczajach — we wszystkim. Kłamstwo stało się tak ważnym pierwiastkiem życia, że bez niego nie możemy sobie wyobrazić istnienia społeczeństw, które natychmiast uległyby zupełnemu, rozstrojowi. Nagość dusz, dla których kłamstwo jest strojem, jeszcze bardziej nas przestrasza, niż nagość ciał, których ubiór tegoczesny jest również kłamstwem. Otóż wojna ostatnia swoim okrucieństwem rozebrała brutalnie dusze ludzi kulturalnych do naga ze wszystkich osłon, ozdób i masek, powiedziała im szczerze: „Nie przechwalajcie się swoim rozbratem ze zwierzętami, ani ze swoją wyższością nad hordami dzikimi; jesteście bowiem bardziej zezwierzęceni i dzicy, a przy tym nikczemniejsi, bo załgani. Żadne zwierzę, żaden barbarzyńca tak nie kłamie o swej szlachetności, wzniosłych dążeniach, idealnych celach, moralności chrześcijańskiej i innych cnotach, które w czynach wyrażają się jako samolubstwo, chciwość, gwałt, oszustwo, wyzysk, kradzież.” Największa w dziejach wojna przedstawiła jej uczestnikom największe zwierciadło, w którym odbiła się cała potworność szpetnej, ale wymalowanej i jaskrawo ustrojonej Europy. Stara ladacznica przedtem nie przypuszczała, że tak wstrętnie wygląda, nie wierzyła, że jest zdolna wyrżnąć lub okaleczyć kilka milionów ludzi bronią, gazami trującymi i głodem, że urządzi taką jatkę ludzką, jakiej świat dotąd nie widział. Przestraszona uczuła potrzebę już nie większego upiększenia się, ale uzdrowienia i odmłodzenia.

Nawet ci, którzy nauczyli się i przywykli słyszeć tylko głosy, brzmiące na powierzchni życia i zapewniające, że obecna niedola da się usunąć zmianą ustaw i poprawą stosunków gospodarczych, zaczynają słyszeć dobywające się z jego głębi krzyki buntu. Wołają one: „Trzeba zwekslować kulturalny ruch ludzkości, bo ona biegnie po fałszywym torze, który się kończy przepaścią.” Zrozumiał to szlachetny marzyciel, który stworzył Ligę narodów, mającą oczyścić atmosferę świata z miazmatów kłamiącego interesu. Nie przewidział poczciwiec, że do tego trybunału sprawiedliwości międzynarodowej wyślą rządy starych dyplomatów, których on uważał za największych szkodników i demoralizatorów. Była to stara księga oszustwa, oprawiona w nową okładkę rzetelności. Gdyby z przemytników utworzono komisję do ułożenia taryfy celnej albo mennicę powierzono fałszerzom pieniędzy, byłoby to coś podobnego do Ligi narodów. Czy można spodziewać się sprawiedliwych wyroków od sądu, którego wszyscy członkowie starają się wzajemnie okłamać i wyzyskać? Toteż ona już dziś wykazała niemoc i straciła powagę, a pomimo zastrzyków podniecających musi wkrótce umrzeć. Niepotrzebna, bo bezsilna ta — jak ją nazwał Wells — „melancholijna, chociaż zarozumiała nicość”. Miał to być areopag, a zrobiono szulernię polityczną...”

... „Z którejkolwiek strony wpatrywać się będziemy w ciemną i duszną otchłań obecnego życia społeczeństw cywilizowanych, zawsze dostrzeżemy tylko jedną szczelinę, przez którą wpadają do niej promienie światła i prądy czystego powietrza — moralność. Bez tego kompasu, który został wycofany z ogólnego użytku i darowany niesłuchanym kaznodziejom, mądry, bogaty, ale nieszczęśliwy świat zbaczać będzie ciągle z drogi słonecznej i wpadać w przyległe do niej bagna, w których obecnie ugrzązł najgłębiej. Ażeby wszakże to osiągnąć, trzeba odpowiednio przygotować łudzi od dzieciństwa, czyli powierzyć to wielkie zadanie szkole, która powinna być najważniejszą instytucją społeczną, która powinna nie tylko kształcić, ale wychowywać. Dziś więcej w niej dba się o to, ażeby uczeń wiedział, jak się nazywa stolica Hawajów lub czemu się równa suma kątów w trójkącie, niż ażeby miał wstręt do kłamstwa i oszustwa, ażeby był moralnym. Wyciągnięto z magazynów historii starą, spleśniałą teorię, która ma być formułą rozmaitych cnót: „wszystko dla państwa i przez państwo”. Czy też państwowcy zadali sobie pytanie, dlaczego chrystianizm przetrwał tysiąc dziewięćset lat pomimo tylu przewrotów i uderzających w niego gromów i utrzymał się nawet w duszach religijnie mu obcych ? Dlatego właśnie, że Chrystus uczył: wszystko dla każdego człowieka. Taka jest również mowa obecnego czasu.”

Aleksander Świętochowski



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
69 LUDZIE DOBREJ WOLI ZNAJDĄ DROGĘ DO ZBAWIENIA
Psalm dobrej woli
Unger L , Siła w służbie dobrej woli
Unger L , Siła w służbie dobrej woli(1)
Lecz ludzi dobrej woli Nasz Dziennik, 2011 02 03
Wolność woli wg. Hegla, Dokumenty Psychologia, filozofia, etyka, socjologia - opracowania
Wolność woli wg. Hegla, Dokumenty Psychologia, filozofia, etyka, socjologia - opracowania
Wolność woli wg. Hegla, Dokumenty Psychologia, filozofia, etyka, socjologia - opracowania
Wolność woli według Hegla, + DOKUMENTY, Psychologia, filozofia, etyka, socjologia - opracowania
Wolność woli wg. Hegla, Dokumenty Psychologia, filozofia, etyka, socjologia - opracowania
Wolność woli wg. Hegla, Dokumenty Psychologia, filozofia, etyka, socjologia - opracowania
DOKUMENTACJA OBROTU MAGAZYNOWEGO prawidł
Proces pielęgnowania Dokumentacja procesu
dokumentacja 2
Wykład 3 Dokumentacja projektowa i STWiOR

więcej podobnych podstron