30. Medaliony Z. Nałkowska
Profesor Spanner
W pewien majowy dzień członkowie Głównej Komisji Badań Zbrodni Niemieckich wędrują w towarzystwie dwóch niemieckich profesorów, znajomych Spannera, po terenie Instytutu Anatomicznego. Przebywają w tych miejscach po raz drugi i są przygotowani na to, co widzieli już wcześniej. Najpierw wchodzą do piwnicy, w której w kilku ogromnych kadziach leżą ciała, zachowane w doskonałym stanie. W innym basenie złożone zostały odcięte głowy. Następnie udają się do niewielkiego budynku z czerwonej cegły, w którym na palenisku stoi kocioł, przeznaczony do gotowania ludzkich torsów, odartych ze skóry.
W oszklonej szafce, na półkach leżą wygotowane czaszki i kości, a w skrzyni - spreparowane płaty ludzkiej skóry. Widzą również piec, w którym palono odpadki i kości. Na stole leżą kawałki białego mydła i foremki.
Jako pierwszy przesłuchiwany jest młody mężczyzna, pracujący jako preparator u profesora Spannera. Jego relacja przybliża sylwetkę naukowca, który pisał książkę o anatomii i w czasie wojny - od 1943 roku - zajmował się produkcją mydła wyrabianego z ludzkiego tłuszczu. Przesłuchiwany opowiada o procesie produkcji, zdobywaniu ludzkich ciał z więzień i szpitali dla obłąkanych. Nie wie, gdzie obecnie przebywa Spanner, który w styczniu 1945 roku opuścił Instytut. Na ścianie pomieszczenia wisi „recept”, przywieziony ze wsi przez jedną z asystentek. Nie wie również, co profesor robił z gotowym mydłem. Przypuszcza, że profesor nie kazał mówić, o tym, co robili, ponieważ „cywilni” mogli się dowiedzieć i wywołać niepotrzebne zamieszanie. Jest nieświadomy tego, że produkcja mydła z ludzkiego tłuszczu była przestępstwem. Przyznaje, że sam używał tego mydła, choć początkowo się brzydził, lecz dobrze się pieniło i służyło do prania. Na koniec dodaje, że „w Niemczech, można powiedzieć, ludzie umieją coś zrobić - z niczego...”
Po południu przesłuchiwani są koledzy profesora Spannera. Obaj są lekarzami
i twierdzą, że nie wiedzieli nic o produkcji mydła z ludzkiego tłuszczu. Obaj zgodnie przypuszczają, że Spanner mógł być do tego zdolny. Wysoki lekarz uzasadnia postępowanie Spannera rozkazem, jaki mógł otrzymać i który wykonywał, ponieważ był „karnym członkiem partii”. Jego towarzysz jest przekonany, że postępowanie naukowca wynikało ze względu na stan ekonomiczny Niemiec, które wówczas przeżywały „wielki brak tłuszczów”.
Dno
Przed narratorką siedzi kobieta: ładna, siwa, lekko zaokrąglona. Początkowo nie wie, o czym ma mówić. Jest zmęczona życiem, ponieważ przeszła rzeczy, w które nikt by nie uwierzył. Pragnie, aby ludzie okazywali jej życzliwość, ponieważ jest matką, która straciła dwoje dzieci, o których nie ma żadnych wiadomości
. Wie, że mąż zginął w obozie w Pruszkowie. Opowiada o torturowaniu ludzi w Ravensbrück, o doświadczeniach, przeprowadzanych na kobietach i ściąganiu krwi dla żołnierzy. Razem z córką po trzech tygodniach zastała zabrana do innego obozu, do fabryki amunicji. Wspomina o córce, która została aresztowana razem z nią i zatrzymana w jednym z obozów. Syn został zabrany z powstania. Przed wywiezieniem do obozu przebywali w Pawiaku. Kobieta wiele spraw przemilcza, czasami w jej oczach pojawiają się łzy, lecz kontynuuje swą opowieść. Wspomina o trupach, wynoszonych z pakamery, z wyjedzonymi przez szczury wnętrznościami, o przesłuchiwaniu, podczas którego była bita po głowie, lecz wytrzymała tortury i milczała. W fabryce amunicji pracowały po dwanaście godzin i musiały wyrobić określoną normę. Jeśli tego nie robiły, były karane. Przetrzymywano je wówczas w piwnicach, gdzie leżały ciała zmarłych ludzi. Były nieustannie głodne, a głód zmuszał ukarane kobiety do jedzenia ciał umarłych. Nagle przypomina sobie podróż do Ravensbrück i uznaje, że to będzie ciekawe. Jechały stłoczone
w zaplombowanych wagonach, bez pożywienia i wody. Na jednej ze stacji oficer niemiecki, słysząc potworne wycie, kazał otworzyć wagon. Widok uduszonych kobiet i tych, które stały w nieludzkich warunkach niczym zwierzęta przeraził go. Kazał wypuścić je na tor, by napiły się wody i oporządziły się. W czasie drogi
wiele z więźniarek oszalało - wykrzykiwały to, czego nie powiedziały podczas przesłuchań. Kobieta nie jest zdziwiona tym faktem, skoro „Nawet Niemiec, i to się przeląkł, jak nas
zobaczył. Cóż to dziwnego, że one nie mogły wytrzymać.”.
Kobieta cmentarna
Na cmentarzu, który mieści się w pobliżu oddzielającego getto muru pracuje kobieta cmentarna, opiekująca się grobami. Opowiada o jednym z grobów, w którym spoczywa ciało młodej kobiety, ekshumowane przez męża, który chciał udowodnić, że lekarze byli winni jej śmierci. W tym samym grobie spoczywa również mąż, który po kilku miesiącach powiesił się. Po chwili, wylękniona, dodaje, że mieszka w pobliżu i jest to miejsce, w którym ludzie nie mogą żyć. Każdego dnia słyszą to, co dzieje się
w getcie: krzyki rozstrzeliwanych ludzi, widzą ofiary wyskakujące przez okna płonących budynków. Była świadkiem sytuacji,
w których matki owijały dzieci w coś miękkiego i wyrzucały w okien, a potem same skakały, by w ten sposób uchronić się przed śmiercią w płomieniach. Widziała ojca, który wypchnął z okna swojego syna i po chwili sam za nim skoczył. Jest przekonana, że Żydzi nienawidzą Polaków i jeśli Niemcy przegrają wojnę, to Żydzi wymordują wszystkich. Słyszała o tym w wiadomościach, przekazywanych przez okupanta. Ludzie nie mogą tego wytrzymać - nawet jeśli nic nie widzą, słyszą odgłos ciał, rozbijających się o bruk.
Przy torze kolejowym
Do umarłych w czasie wojny należy również kobieta, której nikt nie zna z imienia i nazwiska, lecz świadek jej śmierci nadal nie rozumie, dlaczego umarła właśnie w taki sposób - z rąk człowieka, który jako jedyny zdawał się jej naprawdę współczuć. Kobieta została znaleziona przy torze kolejowym, była ranna i zmęczona. W pobliżu lasu leżały zwłoki dwóch mężczyzn, z których jeden okazał się jej mężem. Byli to uciekinierzy z transportu jeńców, którzy zamiast śmierci wybrali ucieczkę z pociągu. Rankiem zaczęli zjawiać się ludzie, lecz nikt nie miał odwagi podejść do rannej, pomóc jej, ponieważ groziło to represjami ze strony okupanta. Wśród nich stał młody mężczyzna, który kupił jej papierosy i wódkę. Kobieta nie oczekiwała
na pomoc, wiedziała, że zatrzymała się na granicy życia i śmierci. Chciała po prostu odurzyć się alkoholem, aby nic nie czuć. Po jakimś czasie pewna staruszka z lękiem postawiła przy niej kubek z mlekiem i położyła w trawie kawałek chleba, po czym pospiesznie odeszła. Po wielu godzinach od strony miasteczka nadeszli dwaj policjanci. Poprosiła, aby ją zabili, lecz mężczyźni nie byli zdecydowani, co mają zrobić. Kiedy obudziła się z kolejnego odrętwienia, nie było nikogo, poza młodzieńcem, który wyświadczył jej drobną przysługę. Mijali ją ludzie, wracający z pracy, słyszała ich rozmowy. O zmierzchu na to pustkowie wrócili policjanci. Ponownie poprosiła, aby ją zastrzelili. Wtedy, widząc ich niezdecydowanie, młody mężczyzna wziął od nich pistolet i zabił kobietę. Ludzie, którzy obserwowali całe zajście, byli zdumieni i zgorszeni. Sądzili, że to właśnie on okazywał największą litość dla rannej, a zastrzelił ją jak psa. Następnego dnia jej ciało zostało pogrzebane razem z ciałem mężczyzn, leżących pod lasem.
Dwojra Zielona
Rozmówczynią narratorki jest kobieta z czarną przepaską, którą spotkała
przypadkowo w sklepie. Towarzyszący kobiecie mężczyzna zażądał dla niej okularów. Dodaje, że kobieta przebywała przez wiele lat w obozie i nie nosiła okularów, a sztuczne oko, które dla niej zamówiono, okazało się za duże. Narratorka towarzyszy nieznajomej do mieszkania, którym kobieta opiekuje się. Była więźniarka obozu mówi jej, że jest sama. Ludzie okazują jej życzliwość, lecz przecież nie są rodziną. Straciła męża w 1945 roku - został zabity na stacji Małaszewicze. W tym czasie przebywała w Międzyrzeczu. Ma trzydzieści pięć lat, lecz wygląda starzej, ponieważ nie ma oka i zębów. Wyszła za mąż w wieku dwudziestu trzech lat, zamieszkali w Warszawie
i w 1939 roku stracili cały dobytek podczas bombardowania miasta
. Nazywa się Dwojra Zielona. Przenieśli się potem do Janowa Podlaskiego, gdzie musieli nosić palestyński znak. Pamięta dni, kiedy wywozili ludzi do Treblinki. Podczas aresztowań ukrywała się na strychach, pewnego razu siedziała ukryta przez cztery tygodnie, żywiąc się kaszą manną i cebulami. Myślała wtedy, że umrze. Oko straciła 1 stycznia 1943 roku, kiedy Niemcy, podczas sylwestrowej zabawy
, zaczęli strzelać do ludzi. Przez całą wojnę towarzyszyło jej pragnienie życia - chciała przeżyć, by później opowiedzieć o tym wszystkim, czego doświadczyła, by ludzie poznali prawdę o tym, co Niemcy robili. Z getta poszła z innymi Żydami do Majdanka. Była tak samotna, że chciała umrzeć z innymi. Tam dostała się do pracy w fabryce amunicji w Skarżysku-Kamiennej. Była tak głodna, że zaczęła wyrywać złote zęby, by za nie kupować chleb. Przez trzynaście miesięcy w taki właśnie sposób zdobywała pieniądze. Do dnia, w którym przyszli Sowieci, a ona, wraz z tymi, którzy uniknęli wywiezienia, stała na ulicy i cieszyła się, choć nie miała siły, by krzyczeć z radości.
Wiza
Z wizytą do narratorki przychodzi kobieta, ubrana nadal w obozowy chałat w szare i granatowe pasy. Włosy ma krótko obcięte, przysłonięte obozową czapką. O nic nie prosi i niczego nie potrzebuje. Nie czuje niechęci do Żydów. Z uśmiechem opowiada
o tym, jak podczas pracy w obozowej kuchni znalazła gniazdo myszy w ziemniaku. Nie zgodziła się, aby jej koleżanka dała zwierzątka kotu, choć myśl o tym, jak kot będzie jadł
myszy, obudziła w niej ciekawość jak w gestapowcu - jak to będzie. Jest katoliczką, gdyż przeszła na katolicyzm w początkach wojny, widząc bezmiar okrucieństwa i niesprawiedliwości. Uzyskała polskie
dokumenty i polskie nazwisko, w obozie była Polką a nie Żydówką. Pyta narratorkę, czy wie, co znaczy iść na wizę. W obozie od rana esesmanki krzyczały, aby szły na wizę. Wszystkie kobiety z jednego bloku, w którym miały odbyć się porządki, musiały stać przez cały dzień na wizie - łące pod samym lasem. Przez cały dzień nie dostawały jedzenia, nie mogły usiąść, by odpocząć. Musiały stać niezależnie od pogody, nie wiedząc, jak długo. Po przyjeździe do obozu zobaczyła gromadę kobiet z różnych krajów, które stały na wizie. Wyglądały strasznie, niektóre z nich były chore. Kobieta nie mówi o swoim kalectwie, o nodze, która źle się zrosła i będzie ponownie łamana. Skupia się na cierpieniu innych. Przez te dni modliła się, aby nie czuć nienawiści. Przez tydzień widziała kobiety, stojące na wizie, przytulone do siebie, by choć w ten sposób się ogrzać. Pewnego dnia usłyszała jak Greczynki śpiewały po hebrajsku hymn narodowy. Choć były osłabione, ich głosy brzmiały pięknie, głośno i mocno. Siłę czerpały z tęsknoty i pragnienia. Następnego dnia odbyła się selekcja i łąka opustoszała.
Człowiek jest mocny
W pobliżu Chełmna na wzgórzu w latach wojny stał pałac, który został później wysadzony w powietrze. W tym samym czasie
w pobliskim lesie spłonęły cztery krematoria. Każdego dnia przez bramę pałacu przejeżdżały samochody, wiozące ludzi, którzy sądzili, że jadą do Zakładu Kąpielowego. Ludzie ci byli wprowadzani do pomieszczeń i po jakimś czasie, ubrani wyłącznie
w bieliznę, byli zapędzani do samochodów gazowych. O tym, co działo się w pałacu w czasie okupacji, opowiada Michał P., Żyd, który pracował u Niemców. Zaprowadził do takiego samochodu rodziców, siostrę i brata z rodzinami. Sam chciał również umrzeć z bliskimi, lecz mu nie pozwolono. Pracował przy przenoszeniu ubrań z pokoi, które układali na oddzielne sterty. Później zaczął pracować w lesie, przy grzebaniu zwłok uduszonych ludzi. Kiedy samochody przyjeżdżały, Niemcy otwierali tylne drzwi i szybko odskakiwali. Trzej Żydzi wyrzucali ciała, a Ukraińcy wyrywali zmarłym złote zęby, ściągali biżuterię, zegarki, woreczki
z pieniędzmi, które składali do małej skrzynki. Jeden z Ukraińców przez przypadek został wepchnięty do samochodu i zginął podczas jazdy. Początkowo Michał P. chciał namówić innych do ucieczki, lecz ludzie byli za bardzo przygnębieni. W lesie pracował przez dziesięć dni. Pewnego dnia, we wtorek, przyjechał samochód z ludźmi z Chełmna i mężczyzna ujrzał ciało żony
i dwójki dzieci. Zrozpaczony, położył się obok i chciał umrzeć, lecz Niemiec zaczął go bić, dopóki nie wstał, ponieważ był na tyle silny, że mógł jeszcze pracować. Michał chciał popełnić samobójstwo, lecz pewien pobożny człowiek przekonał go, aby tego nie robił. Wtedy postanowił uciec razem z innym Żydem. Następnego dnia okazało się, że kolega znalazł się w innym samochodzie
i Michał P. sam wyskoczył z auta i zaczął biec przed siebie. We wsi ukrył się w stodole i po dwóch dniach, dzięki pomocy gospodarza, który go nakarmił i dał ubranie, przedostał się do Grabowca. Tam spotkał Żyda, z którym planował ucieczkę i który również zdołał zbiec. Członkowie Komisji udają się do lasu Żuchowskiego, gdzie przy kopaniu zbiorowych grobów pracował mężczyzna. Spotykają dwie kobiety, które pytają, czy nie można przyspieszyć ekshumacji zwłok, ponieważ znają miejsce, gdzie pochowany jest ich krewny. Ktoś pokazuje skrawek pudełka od zapałek z greckim napisem, ktoś inny na miejscu dawnego krematorium znajduje dwie malutkie kosteczki ludzkie.
w Oświęcimiu
Tereny Polski stały się w okresie wojny miejscem masowych zbrodni. Wiadomościom
o kolejnych odkryciach towarzyszy nieustanne zdziwienie, że w wyniku
doskonale zorganizowanej machiny państwowej zgładzono miliony ludzkich istnień. Każdego dnia
odkrywane są nowe miejsca zbrodni, wiedza o tragedii minionych lat jest systematycznie uzupełniana i poszerzana. Faszyzm uczynił z ludzi materiał przemysłowy, odbywała się produkcja mydła z ludzkiego tłuszczu, materacy z włosów
, pergaminu z ludzkiej skóry. Człowiek został podporządkowany ekonomii państwa, które czerpało zyski z ludzkiego cierpienia
i śmierci. Lata okupacji przetrwali ci, którzy na to wcale nie liczyli. Są wśród nich naukowcy, lekarze, politycy, którzy przynosili chlubę swoim narodom. Przetrwali również ci, którzy mordowali i byli oprawcami, o których okrucieństwie opowiadają ich ofiary. Byli to ludzie świadomi swoich czynów i ponoszący za nie całkowitą odpowiedzialność. Brutalna rzeczywistość drugiej wojny światowej przygotowywała na śmierć także dzieci. Mali jeńcy obozu w Oświęcimiu wiedzieli, że muszą umrzeć. Do uduszenia w komorach gazowych wybierano najmniejsze, które nie mogły pracować. Selekcja odbywała się w ten sposób, że dzieci musiały przechodzić pod metalowym prętem, zawieszonym na wysokości jednego metra i dwudziestu centymetrów. Świadome śmierci, stawały na palcach, by w ten sposób uzyskać życie. Dzieci, przeznaczone na uduszenie, przetrzymywano
w zamknięciu. One również były świadome, tego, co ich czeka, uciekały, krzycząc, że nie chcą do gazu. Pewnego dnia doktor Epstein, przechodząc między blokami, zobaczył dwoje dzieci, które przesuwały patyczki po piasku. Na pytanie mężczyzny, co robią, odpowiedziały, że bawią się w palenie Żydów.
Medaliony” są ukoronowaniem dorobku literackiego Zofii Nałkowskiej. Geneza tych zwięzłych, lecz bogatych w precyzyjnie zarysowaną problematykę, opowiadań wiąże się z osobistymi przeżyciami autorki, która przetrwała trudne lata okupacji oraz z jej udziałem w pracach Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. W kilka lat po zakończeniu drugiej wojny światowej, w ankiecie „Nowej Kultury” - „Pisarze wobec dziesięciolecia” pisarka tak pisała o okolicznościach powstania cyklu:
„Na zasadzie mych wieloletnich doświadczeń utrzymuję z uporem, że właściwie temat - nie narzucony przez zamówienie ani zalecany przez krytykę - determinuje środki
wyrazu. Pracując zaraz po wojnie w Komisji Badania Zbrodni robiłam to nie dlatego, by znaleźć materiał do nowej książki. |
. Zofia Nałkowska miała okazję poznać prawdę o okrucieństwie lat wojny w sposób dokładny. Przez sześć lat okupacji mieszkała w zajętej przez Niemców w Warszawie
. Swoje doświadczenia, notowane systematycznie w „Dziennikach”, w formie niewiele zmienionej wprowadziła później do „Medalionów”.
Problematykę opowiadań i prawdę o tamtych dniach uzupełniły zeznania świadków zbrodni faszystowskich, które słyszała podczas przesłuchań, procesów sądowych, wizji lokalnych na miejscach masowych zbrodni:
„Moje życie w Łodzi było bardzo pracowite, a ponadto pocięte w strzępki przez ustawiczne wyjazdy . To z Łodzi wyjeżdżałam już po wojnie do Paryża, do Moskwy, do Belgradu, dwukrotnie do Czechosłowacji, a poza tym parę razy na miesiąc do Warszawy. Na początku też fruwałam raz po raz samolotem do Krakowa i nawet do Gdańska. […] Moje częste wyjazdy, właściwie wówczas jeszcze loty, do Krakowa i Gdańska wywołane były udziałem w pracach Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich. Ze wstrząsających przeżyć ówczesnych pozostała mi skromna książeczka zatytułowana „Medaliony”, dająca wyraz zdumienia, że to ludzie ludziom zgotowali ten los”. |
Badacze dzieł Zofii Nałkowskiej genezę „Medalionów” wywodzą z wcześniejszych dzieł pisarki, dostrzegając podobieństwo typu
narracji, w której dominuje zapis stanu świadomości uczestników zdarzeń, do niektórych utworów zebranych w „Ścianach świata”. Opowiadania z czasów drugiej wojny światowej kontynuują nurt w twórczości pisarki, który można ogólnie określić jako „autentyzm”. „Tajemnice krwi”, „Charaktery”, „Dom nad łąkami” pod względem formalnym zbliżają się do reportażu, którego cechy można również odnaleźć w „Medalionach”, odznaczając się afabularnością, oszczędnością środków wyrazu, dyskretnym zawieszeniem głosu, a tematycznie poświęcone są życiu prostych ludzi, których autorka charakteryzuje za pomocą
kilku wyrazistych cech. Ta technika
pisarska została w cyklu opowiadań z 1945 roku rozwinięta w sposób mistrzowski. „Medaliony” dawały świadectwo zamkniętej już rzeczywistości, która nadal żyła i żyje w pamięci
ludzi i kolejnych pokoleń. Nałkowska ogłaszała kolejne opowiadania w prasie od wiosny 1945 do lata 1946 roku. Wydanie książkowe ukazało się w 1946 roku. Cykl pisarki wzbudził entuzjazm odbiorców, lecz nade wszystko nad emocjami, towarzyszącymi lekturze „Medalionów” górowało uczucie zdumienia wobec ogromu cierpienia i podziwu dla
autorki, która - zdaniem krytyków - w swych miniaturach prozatorskich potrafiła zrezygnować z pisarskich przyzwyczajeń
i stworzyć dzieło krótkie, zwięzłe, lecz niosące rozległą problematykę i dogłębnie poruszające serca i wyobraźnię czytelników.
Znaczenie tytułu
Wyjaśnienie tytułu cyklu miniatur prozatorskich można odnaleźć w tekście jednego z opowiadań „Kobieta cmentarna”:
„Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych trumnach swoich umarłych.” |
. Utwory, wchodzące w skład zbioru, są w treści i wymowie podobne do tych umieszczanych na grobach niewielkich płaskorzeźb, malowideł i zdjęć, przedstawiających zmarłych. Nałkowska prostymi słowami ocala je z wojennego cmentarzyska, sklejając
z ułamków zdarzeń i relacji rzeczywistość, której groza ukazana jest nie tylko w obrazach masowych zbrodni, ale również
w zniszczonej ludzkiej psychice. Bohaterami „Medalionów” są ludzie pozbawieni cech indywidualnych, są to typy, uosabiające los i tragedię milionów. Autorka swoimi krótkimi opowiadaniami buduje pomnik tym, którzy ponieśli śmierć
w otchłani faszystowskiej zagłady oraz tym, którzy przeżyli wojnę, by dać świadectwo prawdzie. Cykl opowiadań miał chronić przed zapomnieniem, miał upamiętniać ludzi, którzy umierali anonimowo, a ich śmierć zatracała cechy śmierci indywidualnej. Relacje z czasów wojny przybrały kształt zastygłych medalionów, na których zatarte są rysy twarzy, lecz pamięć
o ludziach pozostaje wiecznie żywa, ponieważ nikt nie powinien zapominać o najbardziej przerażającym okresie w historii ludzkości, który pochłonął miliony ludzkich istnień.
„Ludzie ludziom zgotowali ten los” - to pierwsze słowa, które czyta odbiorca, zasiadając do „Medalionów” Zofii Nałkowskiej. Motto zbioru opowiadań pochodzi z „Dzienników czasów wojny”, gdzie pod datą 28 lipca 1944 roku zostało zapisane w nieco odmiennej formie: „Ludzie ludziom gotują ten los”. W „Medalionach” zdanie to zostało użyte w czasie przeszłym, podkreślając aspekt nieodwracalnego dokonania - oto czas wojny minął i stał się zamkniętą rzeczywistością.
W tym krótkim stwierdzeniu została zamknięta prawda o latach okrucieństwa i barbarzyństwa, za które odpowiedzialność ponoszą wyłącznie ludzie. To właśnie ludzie, należący do faszystowskiego systemu
, świadomie i celowo zamordowali miliony ludzi nie należących do rasy aryjskiej. To ludzie, a nie niszczycielskie siły przyrody, przyczynili się do tragedii, która nawet z perspektywy minionych lat wydaje się być trudna do ogarnięcia ludzką wyobraźnią
i jeszcze trudniejsza do zrozumienia. Ludzka pasja niszczenia, zabijana, przetwarzania ciała ludzkiego na surowiec eksploatacyjny, przerosła wszystko, a winni muszą być postawieni w stan oskarżenia. Miliony ludzkich, niewinnych istnień poniosły straszliwą śmierć w wyniku
przemyślanego działania innych ludzi, którzy służyli systemowi i dobro państwa stawiali jako wartość najwyższą. Nałkowska
w tym krótkim, lecz niezwykle wymownym zdaniu, zamyka całą grozę tamtych dni
, dopisuje swój odautorski komentarz do całego cyklu - komentarz przerażający i prawdziwy. Motto „Medalionów” pojawia się
w tekście ostatniego opowiadania cyklu: „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu”:
„Tak zamyślona i zrealizowana impreza była dziełem ludzi. Oni byli jej wykonawcami i jej przedmiotem. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Jacyż byli ci ludzie?”. |
Drugim mottem, jakie w pełni oddaje zamysł twórczy autorki „Medalionów”, mogą być słowa Dwojry Zielonej, która przeżyła okupację, aby opowiedzieć o swych tragicznych doświadczeniach
, które były zarazem doświadczeniami tysięcy innych ludzi: „Niech świat o tym wie, co oni robili”. Potrzeba przekazania prawdy o latach wojny, bestialstwa i masowości śmierci stanowi jedno z głównych przesłań cyklu Zofii Nałkowskiej.
Głównym elementem narracji „Medalionów” są celowe przemilczenia. Nałkowska nie poddaje przeżyć swoich bohaterów analizie psychologicznej, zmuszając czytelnika do samodzielnego wyciągania wniosków, do głębokich przemyśleń i zatrzymania się nad tragedią, która dotknęła miliony ludzi. Atmosfera tamtych czasów oddawana jest na różne sposoby. Czasami poprzez opis krajobrazu bądź miejsca, rzeczowy, konkretny, na wskroś realistyczny, który poprzez odpowiedni dobór wyrażeń staje się scenerią pełną przejmującego smutku. Czasami owo celowe przemilczenie wyłania się z opowieści bohaterów, którzy mówią
o swoich przeżyciach prostym językiem. Celowym przemilczeniem staje się także brak odautorskich komentarzy, choć tak naprawdę Nałkowska poprzez odpowiedni dobór środków artystycznych i odpowiednie wyselekcjonowanie faktów wyraża swój protest i oskarża faszyzm, który przyczynił się do masowej śmierci setek tysięcy ludzkich istnień i cierpienia tych, którzy przeżyli.
Narratorka patrzy na tę rzeczywistość poprzez czyjś opis, czyjeś wspomnienia. W toku narracji wyłania się obecność drugiego narratora - człowieka, z którym pisarka rozmawia lub którego wysłuchuje. Owa dwoistość narracji jest stałą zasadą konstrukcji fabularnej „Medalionów”. Narrator służy tu określonym celom artystycznym. Stwarza dystans w stosunku do rzeczywistości,
o której jest mowa, dzięki czemu zyskuje ona zastygły kształt - kształt nagrobkowych medalionów. Narratorzy, opowiadający
o swych przeżyciach w latach
okupacji, są prostymi, realnymi i zwykłymi ludźmi. To właśnie ich oczami czytelnik patrzy na wojenną rzeczywistość, która nakreślona zostaje poprzez ich reakcje i świadomość. Nałkowska powstrzymuje się od komentarzy bezpośrednich, skupiając się na słuchaniu.
opisu. Warstwę pierwszą tworzą bezpośrednie relacje uczestników zdarzeń, uzyskiwane podczas wywiadów, rozmów
i przesłuchań. To właśnie one dają świadectwo okrucieństwa i barbarzyństwa faszystów, porządkują jego przejawy, odsłaniając jednocześnie niszczący wpływ, jaki wojna wywarła na psychice człowieka. Drugą warstwę stanowi narracja odautorska, uogólniająca i obiektywizująca rzeczywistość, powstrzymująca się od komentowania, choć można poznać opinię pisarki poprzez niedopowiedzenia i skróty myślowe. Trzecia warstwa tworzy wymiar całościowy i wyłania się z połączenia dwóch pozostałych, zbiera odłamki przeżyć i skrawki życia, łączy je i zmusza do zrozumienia i potępienia.
wyrazu. Nałkowska przekazuje wiedzę o wojennej rzeczywistości słowami prostymi, najzwyklejszymi, w pełni oddając atmosferę tamtych dni, choć sprawy o których mówi nie są ani proste, ani zwykłe. Ukazuje bowiem ogrom ludzkiego cierpienia, nadając mu atmosferę autentyczności i patosu, uzyskaną dzięki maksymalnej zwięzłości. Bez zbędnych słów w ośmiu opowiadaniach zamyka bogaty obraz okupacyjnej rzeczywistości, którą przedstawia z różnych stron, poprzez różne sposoby narracji.
Aby dotrzeć do istoty prawdy o ludzkim cierpieniu i bestialstwie faszystów, autorka wykorzystała technikę
fragmentów, „ułamków zdarzeń”. Wyraziste ukazanie szczegółów wyłowionych z bezmiaru ludzkiej tragedii, które okazały się bardziej wymowne niż ogólne komentarze i opisy - to stało się podstawową koncepcją „Medalionów”. Wykorzystanie relacji prostych ludzi, mówiących prostym językiem, dodatkowo potęguje prawdę o wojennej rzeczywistości, ponieważ są to słowa rzeczowe, bez patetycznego i wzniosłego zabarwienia. Rozmówcy Nałkowskiej mówią o śmierci, która w tamtych czasach była doświadczeniem codziennym i powszechnym. To właśnie im autorka oddaje głos, zachowując autentyczny opis tego, co przeżyli. Na tej prostocie opiera się artystyczna forma zbioru opowiadań.
Każde opowiadania „Medalionów” zawiera bardzo bogatą problematykę, opisuje ostro i wyraźnie zarysowane sytuacje, zbudowane na zasadzie kontrastów. Każdy portret psychologiczny bohaterów, choć skrótowy, jest wnikliwy i złożony. Każde opowiadanie przekazuje bogatą wiedzę o czasach okupacji, mimo że przekazuje je w niewielu zdaniach i prostych słowach. Pisarka poprzez celowe zgrupowanie faktów, poprzez krótki opis, oddający w pełni atmosferę przeżyć ludzi, w doskonały sposób potrafiła wyrazić bogate stany wewnętrzne swych bohaterów. Ze stron „Medalionów” wyłania się różnorodność wydarzeń
i faktów, opartych na wspomnieniach o dniach, które już minęły, lecz pozostawiły niezatarte piętno na kartach
historii i ludzkiej psychice. Wspomnienia te dają świadectwo okrucieństwa i cierpienia.
„Medaliony” oddziałują na czytelnika za pomocą wyrazistych i jaskrawych kontrastów. Obraz wojennej rzeczywistości wzbogacają dodatkowo własne doświadczenia autorki zbioru, co umożliwiło jej przekazanie prawdy o okupacji w sposób dokładny i precyzyjny. W swoich opowiadaniach zachowała cechy reportażu, dokumentu, sprawozdania z autentycznych wydarzeń. W zbiorze można odnaleźć fragmenty, które przypominają relację z procesów sądowych, wizji lokalnych, zawierające mnóstwo suchych informacji, wiadomości
o miejscach zbrodni z podaniem przybliżonej liczby ofiar. Przybliżonej, ponieważ w dniach, kiedy pisarka pracowała nad zbiorem, nie znano jeszcze pełnej liczby ofiar faszystowskich Niemiec.
Skromne objętościowo „Medaliony”, na kartach
ośmiu opowiadań, poruszają wstrząsającą problematykę drugiej wojny światowej - czasów, które wywarły piętno na ludzkiej psychice i które nadal żyją w świadomości kolejnych pokoleń. Temat okrucieństwa okupanta, masowych zbrodni milionów ludzi w obozach koncentracyjnych oraz ogromnych zniszczeń dorobku kultury
narodowej jest wciąż przywoływany i aktualny. Pomimo tego, iż od zakończenia wojny minęło ponad sześćdziesiąt lat, nadal trwa
rozrachunek z tym najbardziej ponurym i przerażającym okresem w dziejach ludzkości. Cykl Nałkowskiej stanowi jedno
z najwcześniejszych świadectw faszystowskiego ludobójstwa. Pisany w 1945 roku, a więc tuż po odzyskaniu niepodległości, opiera się w dużej mierze na relacjach osób ocalałych z rzezi ofiar, na wizjach lokalnych i zeznaniach świadków zbrodni. Autorka przekazuje prawdę o tamtych dniach
- prawdę zawartą w słowach tych, którzy widzieli i przeżyli. Pisze wprost o niemieckim instytucie naukowym, w którym odbywała się produkcja mydła z ludzkiego tłuszczu, o cierpieniach i śmierci więźniarek w obozach zagłady, o różnych metodach eksterminacji Żydów i gazowaniu dzieci w Oświęcimiu. Relacji prostych ludzi nie poddaje stylistycznej przeróbce, bo żadne słowa nie mogą ogarnąć tego, co zaszło, a najbardziej proste stwierdzenia porażają swym autentyzmem. W kolejnych miniaturach prozatorskich zamyka wstrząsający rejestr zbrodni, masowej zagłady i męczeństwa, który wyłaniał się z opowieści maksymalnie zwięzłych i powściągliwych, w których głos zostaje oddanych świadkom i ofiarom hitlerowskiego systemu
. Losy prostych ludzi, surowe stwierdzenia, niekiedy nieporadne w doborze odpowiednich słów, zawierają oskarżenie i grozę doświadczeń
niedających się wyrazić ani zrozumieć.
„Medaliony” to nie tylko obraz życia w czasie drugiej wojny światowej, to również świadectwo tego, co okupacja robiła z ludzką psychiką. Nałkowska przedstawia zobojętnienie człowieka, dla którego śmierć stawała się czymś powszechnym, utratę ludzkiej solidarności i zanik wszelkiego kodeksu moralnego. Wojna niszczyła nie tylko psychikę oprawców, którzy bez skrupułów
i poczucia winy, mordowali ludzi. Wojna niszczyła również ofiary, niszczyła je nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie.
Problematykę „Medalionów” najpełniej oddaje motto, poprzedzające cykl opowiadań. Motto, które zapisała autorka w swych pamiętnikach, prowadzonych przez
lata okupacji. „Ludzie ludziom zgotowali ten los” - oto cała przerażająca prawda o czasach drugiej wojny światowej.
„Medaliony” Zofii Nałkowskiej, złożone z ośmiu krótkich opowiadań, można zaliczyć do małej formy prozatorskiej. Autorka
w mistrzowski sposób połączyła wypracowaną latami technikę pisarską, sposób artystycznego obrazowania, umiejętność skrótu oraz doskonale zorganizowaną fabułę, by na kilkudziesięciu stronicach dzieła skondensować wiedzę o epoce, ludziach i życiu
w czasach drugiej wojny światowej. „Medaliony” są artystyczną pamiątką po tych, którzy zginęli w masowych zbrodniach hitlerowskich, tych, którzy zdołali przetrwać i świadectwem ówczesnego barbarzyństwa, pozostawionym kolejnym pokoleniom.
Artyzm „Medalionów” należy rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Głównym elementem narracji są celowe przemilczenia. Nałkowska nie poddaje przeżyć swoich bohaterów analizie psychologicznej, zmuszając czytelnika do samodzielnego wyciągania wniosków, do głębokich przemyśleń i zatrzymania się nad tragedią, która dotknęła miliony ludzi. Atmosfera tamtych czasów oddawana jest na różne sposoby. Czasami poprzez opis krajobrazu bądź miejsca, rzeczowy, konkretny, na wskroś realistyczny, który poprzez odpowiedni dobór wyrażeń staje się scenerią pełną przejmującego smutku. Czasami owo celowe przemilczenie wyłania się z opowieści bohaterów, którzy mówią o swoich przeżyciach prostym językiem. Celowym przemilczeniem staje się także brak odautorskich komentarzy, choć tak naprawdę Nałkowska poprzez odpowiedni dobór środków
artystycznych i odpowiednie wyselekcjonowanie faktów wyraża swój protest i oskarża faszyzm, który przyczynił się do masowej śmierci setek tysięcy ludzkich istnień i cierpienia tych, którzy przeżyli, lecz zostali okaleczeni przez wojnę psychicznie
i fizycznie.
Bohaterowie „Medalionów” rzadko znani są z imienia, nazwiska czy też szczegółowego wyglądu. Jest to kolejna cecha artyzmu utworu. Bohaterowie są bowiem uosobieniem milionów ofiar, reprezentują cierpienia tych, którzy znaleźli się w niszczącej otchłani drugiej wojny światowej. Dzielili swój los z tymi, którzy nie przeżyli, są realni, konkretni i anonimowi. Ich portrety psychologiczne są naszkicowane zdecydowanymi, choć oszczędnymi rysami, przez co stają się tytułowymi medalionami, które można wmurować w groby milionów pomordowanych. Są jednocześnie ukazani jako jednostka i typ
, ponieważ ich losy stały się powieleniem losów innych. Kreacja bohaterów skupia się na prezentacji autentyczności ich istnienia, a indywidualne losy podniesione są do rangi losów ogólnych, oddając poprzez krótki opis całą istotę wewnętrznych przeżyć człowieka. Człowieka, którego psychika została zniszczona przez faszyzm, który w obliczu nieszczęścia, okrucieństw
i powszechności śmierci zatracił wrażliwość moralną i zobojętniał wobec zbrodni.
Każde opowiadania „Medalionów” zawiera bardzo bogatą problematykę, opisuje ostro i wyraźnie zarysowane sytuacje, zbudowane na zasadzie kontrastów. Każdy portret psychologiczny bohaterów, choć skrótowy, jest wnikliwy i złożony. Każde opowiadanie przekazuje bogatą wiedzę o czasach okupacji. Umiejętność zamknięcia wszystkich obszarów rzeczywistości drugiej wojny światowej w tak niewielu zdaniach i prostych słowach to kolejna cecha artyzmu dzieła Zofii Nałkowskiej. Pisarka poprzez celowe zgrupowanie faktów, poprzez krótki opis, oddający w pełni atmosferę przeżyć ludzi, w doskonały sposób potrafiła wyrazić bogate stany wewnętrzne swych bohaterów. Ze stron
„Medalionów” wyłania się różnorodność wydarzeń
i faktów, opartych na wspomnieniach o dniach, które już minęły, lecz pozostawiły niezatarte piętno na kartach historii i ludzkiej psychice. Wspomnienia te dają świadectwo okrucieństwa i cierpienia.
Fabuła „Medalionów” pozornie nie jest bogata, złożona ze zredukowanych pod względem artystycznym opisów i oparta w dużej mierze na opowieściach tych, którzy przetrwali życie w obozach zagłady lub więzieniach. Opowiadania Nałkowskiej mówią
o rzeczywistości zamkniętej, przywołanej z pamięci tych, którzy byli naocznymi świadkami barbarzyństwa hitlerowców. Obraz minionych dni jest przekazywany przez narratorkę, która zachowuje swoisty dystans do opisywanych zdarzeń. Narratorka patrzy na tę rzeczywistość poprzez czyjś opis, czyjeś wspomnienia. W toku narracji wyłania się obecność drugiego narratora - człowieka, z którym pisarka rozmawia lub którego wysłuchuje. Owa dwoistość narracji jest stałą zasadą konstrukcji fabularnej „Medalionów”. Narrator służy tu określonym celom artystycznym. Stwarza dystans w stosunku do rzeczywistości, o której jest mowa, dzięki czemu zyskuje ona zastygły kształt - kształt nagrobkowych medalionów. Narratorzy, opowiadający o swych przeżyciach w latach okupacji, są prostymi, realnymi i zwykłymi ludźmi. To właśnie ich oczami czytelnik patrzy na wojenną rzeczywistość, która nakreślona zostaje poprzez ich reakcje i świadomość. Nałkowska powstrzymuje się od komentarzy bezpośrednich, skupiając się na słuchaniu.
opisu. Warstwę pierwszą tworzą bezpośrednie relacje uczestników zdarzeń, uzyskiwane podczas wywiadów, rozmów
i przesłuchań. To właśnie one dają świadectwo okrucieństwa i barbarzyństwa faszystów, porządkują jego przejawy, odsłaniając jednocześnie niszczący wpływ, jaki wojna wywarła na psychice człowieka. Drugą warstwę stanowi narracja odautorska, uogólniająca i obiektywizująca rzeczywistość, powstrzymująca się od komentowania, choć można poznać opinię pisarki poprzez niedopowiedzenia i skróty myślowe. Trzecia warstwa tworzy wymiar całościowy i wyłania się z połączenia dwóch pozostałych, zbiera odłamki przeżyć i skrawki życia, łączy je i zmusza do zrozumienia i potępienia.
Artyzm „Medalionów” przejawia się w ich kondensacji. Opowiadania są miniaturami prozatorskimi, w których doskonałość artystyczna została doprowadzona do mistrzostwa. Forma prozatorska oparta jest przede wszystkim na prostocie środków wyrazu. Nałkowska przekazuje wiedzę o wojennej rzeczywistości słowami prostymi, najzwyklejszymi, w pełni oddając atmosferę tamtych dni, choć sprawy o których mówi nie są ani proste, ani zwykłe. Ukazuje bowiem ogrom ludzkiego cierpienia, nadając mu atmosferę autentyczności i patosu, uzyskaną dzięki maksymalnej zwięzłości. Bez zbędnych słów w ośmiu opowiadaniach zamyka bogaty obraz okupacyjnej rzeczywistości, którą przedstawia z różnych stron
, poprzez różne sposoby narracji. Dzięki temu zdołała w „Medalionach” zamieścić bogatą problematykę, scharakteryzować wiele osób, przedstawić szereg konfliktów.
Nałkowska doskonale wykorzystała rozmaite środki ekspresji, takie jak
: skrót, przemilczenie, kontrast, a wiedzę o rzeczywistości ograniczyła do spraw najistotniejszych. Uzyskała to dzięki doskonałemu warsztatowi pisarskiemu, o którym wspomniał Kijowski, autor artykułu „Zofia Nałkowska”:
„Całe doświadczenie pisarskie posłużyło tutaj jedynie do pozbycia się wszelkiego balastu, cała jej mądrość pisarska pomogła jedynie zniszczyć w sobie wszystko, co było właśnie „literaturą”. (…) Nie sposób jednak w chłodnych, ascetycznych zdaniach „Medalionów” nie doszukać się myśli ukrytej, może rozpaczliwej nawet, myśli, która stanowiła bodaj największe odkrycie literackie po wojnie, że literatura, aby zostać wielką i aby sprostać historii ludzkiej, musi raz po raz niszczyć siebie samą, musi odnawiać się przez nagi fakt, przez akt pokory wobec rzeczywistości.” |