Zdjęcia
Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak
Pan Kuleczka, kaczka Katastrofa i pies Pypeć stali nad rzeką i wpatrywali się w wodę. Mucha Bzyk-Bzyk latała w pobliżu i próbowała zaprzyjaźnić się z jakąś ważką. Ważka była wyraźnie większa i nie bardzo chciała.
Pachniało mokrym tatarakiem i jeszcze czymś zielonym. Woda płynęła niespiesznie, ale zdecydowanie - z jednej strony w drugą. Choć w paru miejscach przy brzegu dla urozmaicenia robiła kółko.
Katastrofa znalazła kamyk i rzuciła w stronę rzeki, tak jak pokazał im przedtem Pan Kuleczka. Chciała puścić kaczkę. Kamyk powiedział „plum” i zniknął w wodzie.
- Jedna! - zauważył Pypeć.
- Ale razem ze mną to dwie! - zawołała niezrażona Katastrofa - Niech pan powie, że jak na początek, to całkiem nieźle!
- Jak na początek, to całkiem nieźle! - pokiwał głową Pan Kuleczka.
Katastrofa pobiegła w drugą stronę, podniosła następny kamień i rzuciła.
- Znowu dwie! - zawołała - To razem ile?
- Cztery - wymamrotał Pypeć z pochyloną głową. Próbował znaleźć jak najbardziej płaski kamyk. - Ale to się przecież tak nie liczy.
- A dlaczego nie?! - zawołała Katastrofa - Każdy może liczyć, jak chce!
I - plum! - rzuciła jeszcze jeden kamyk.
- Znowu dwie! - zawołała - To teraz już ile razem?
- Sześć- obliczył błyskawicznie Pan Kuleczka, a Katastrofa dumnie uniosła dziobek. W końcu nie każdemu udaje się puścić sześć kaczek!
Bzyk-Bzyk przestała tymczasem zaprzyjaźniać się z dumną ważką i próbowała bawić się w berka z jakimś żuczkiem. Żuczek był mały, ale ciężki, więc latał powoli i Bzyk-Bzyk ciągle wygrywała.
Pypeć znalazł idealnie płaski kamyk, ale nie rzucał go jeszcze, tylko przyglądał się wodzie.
- A właściwie to dlaczego rzeka płynie, a jezioro nie? - zapytał nagle.
Katastrofa stanęła jak wryta.
- Pypeć - zawołała - to przecież jasne!
- Taaak? - zapytał Pypeć - No to powiedz!
- Po prostu! - podskoczyła Katastrofa - Bo jak rzeka nie płynie, to jest jeziorem! A jak jezioro płynie, to jest rzeką!
Bzyk-Bzyk znudziło się ciągłe wygrywanie w berka. Podleciała do Pana Kuleczki i usiadła mu na muszce.
- A ja myślę, że rzeka chce zobaczyć, co jest gdzie indziej - zamyślony Pypeć popatrzył w stronę dalekich drzew. - A jezioro woli przyglądać się temu, co ma koło siebie.
Pan Kuleczka uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Katastrofa uniosła następny kamyk i też nic nie powiedziała. Bzyk-Bzyk nic nie uniosła ani nie powiedziała, bo zasnęła na muszce Pana Kuleczki.
- Poczekaj! - powiedział Pypeć, który przestał przyglądać się dalekim drzewom i przypomniał sobie o znalezionym kamyku - Masz, spróbuj tym - i dał go Katastrofie.
Katastrofa rzuciła z całej siły, a kamyk jakby ożył: nie zrobił „plum!”, tylko z cichym plaskiem podskoczył na wodzie raz, drugi, trzeci i jeszcze raz, i jeszcze.
Katastrofa przyglądała mu się z otwartym dziobkiem i wyjąkała z niedowierzaniem:
- Hu... ra...
I wszyscy zaraz zawołali radośnie:
- Hura!! Brawo!
A Pan Kuleczka uśmiechnął się i powiedział tajemniczo:
- No, no... Rzeka z jeziorem mogą wiele zdziałać!
Chociaż żadnego jeziora tam nie było! Ale nikt już się nie dopytywał, bo Pan Kuleczka zaprosił wszystkich na placek, który miał schowany w koszyku na szczególną okazję. A przecież bardziej szczególnej okazji nie można sobie było wyobrazić!
„DZIECKO” nr 7, lipiec 2002, s. 72-73