Narkomania jako aspekt nowego stylu życia
WSTEP
Zjawisko narkomanii w naszym kraju coraz bardziej się rozszerza. Wskazuje na to nie tylko wzrastająca liczba osób uzależnionych, ale również zwiększająca się liczba osób podejmujących próby narkotyzowania się. Bardzo niepokojące staje się fakt, że osobami, które podejmują w/w próby bardzo często jest młodzież i dzieci.
Narkomania - to nałóg stałego używania narkotyków w coraz większych dawkach, doprowadzający do zmian chorobowych, zwłaszcza w układzie nerwowym, do zaburzeń osobowości i wyniszczenia organizmu.
Powody dla których młodzież sięga po narkotyki
Różne są powody skłaniające młodzież do prób z narkotykami, ale w żadnej sytuacji nie biorą oni na poważnie zagrożeń z nimi związanych. Niestety, nawet pojedynczy incydent oznacza, że eksperymentujący nie jest już w tej samej sytuacji, co jego rówieśnicy, którzy takiej próby za sobą nie mają.
1. Ciekawość (58%)
2. Potrzeba akceptacji kolegów i koleżanek (14,7%)
3. Aspirowanie do dorosłości.
4. Niezadowolenie z siebie i swojego życia (14,5%)
5. Konflikty i napięcia wewnętrzne.
6. Problemy w szkole lub w domu.
7. Robienie na przekór dorosłym (10,1%)
8. Brak atrakcyjnych sposobów spędzania wolnego czasu (16,7%)
9. Chęć zwrócenia na siebie uwagi.
10. Przymus
Statystyki:
Staliśmy się krajem konsumentów narkotyków. Dotąd i tak nie było najgorzej z konsumpcją, ale Polska słynęła głównie jako producent amfetaminy. Tymczasem w ciągu ostatnich czterech lat, popyt na niektóre nielegalne środki odurzające wzrósł ponad dziesięciokrotnie.
Badania przeprowadzone przez Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie wskazują, że około 23% uczniów stołecznych szkół ponadpodstawowych miało kontakt z amfetaminą, a ponad 8% z heroiną. Do tego dochodzi blisko 40% młodocianych mających za sobą doświadczenia z marihuaną.
Resort zdrowia szacuje liczbę narkomanów w kraju na 40-50 tysięcy osób, a Monar na 200 " 300 tysięcy.
Czas obecny w naszym kraju jest okresem, o którym można śmiało powiedzieć, iż to „złote lata” narkomanii. Mamy w kraju do czynienia od kilku lat z bumem sprzedaży i używania narkotyków. Upowszechnia się moda na narkotyki, wręcz rodzi się wśród młodzieży styl życia z narkotykiem w kieszeni. To zjawisko obserwowane jest szczególnie wśród młodzieży szkół średnich.
Należy jednak zauważyć, że wiek inicjacji narkomańskiej ma tendencję do obniżania się. Coraz częściej pojawiają się osoby uzależnione od różnego rodzaju środków z obszaru szkoły podstawowej i gimnazjum.
W 1997 roku w Polsce wśród nosicieli wirusa HIV, narkomani stanowili 70%, podczas gdy w krajach zachodnich 5-10%. Należy podkreślić, że narkomani stanowią zagrożenie nie tylko dla siebie samych, lecz także dla szerszego społeczeństwa, gdyż szczególnie dziewczęta często prostytuują się, zakażając swych partnerów.
Otwarcie granic spowodowało napływ do Polski rzadkich dotąd narkotyków jak: marihuana, haszysz, LSD, kokaina, crack, ekstazy, czy nowa u nas postać heroiny-brown sugar. Oznacza to, że oferta narkotyków dostępna obecnie na naszym rynku jest w zasadzie zbliżona do gamy narkotyków dostępnych w Europie Zachodniej i USA.
Najbardziej popularnym narkotykiem na naszym rynku jest amfetamina. Rozpowszechniona jest u nas w różnych kręgach, począwszy od młodzieży szkół podstawowych, średnich, studentów, a skończywszy na biznesmenach i maklerach giełdowych.
W 1995 roku pojawił się na naszym rynku crack, narkotyk znacznie silniejszy niż czysta kokaina, powodujący odurzenie w ciągu kilku sekund. Wraz z powstaniem nurtu techno w muzyce młodzieżowej, popularność zyskał nowy narkotyk psychostymulujący - ekstazy, zażywany prawie wyłącznie w trakcie dyskotek i maratonów rave.
Kilka lat temu opinia publiczna została zaalarmowana informacjami o rozdawaniu dzieciom z warszawskich szkół podstawowych bibułek nasączonych LSD. Bardzo często pierwsze dawki są rozdawane za darmo, w celu zdobycia przyszłych klientów. Coraz częściej eksperymenty z narkotykami rozpoczyna młodzież w wieku 11 - 14 lat.
Trudno nie zauważyć pojawienia się sieci dealerów, czyli osób trudniących się ich rozprowadzaniem. W powszechnej świadomości społeczeństwa dealer jawi się jako ktoś powiedzmy „specjalny”, jako określona szemrana postać. Tymczasem dealerami się zwykłe osoby, o przeciętnym, nie rzucającym się w oczy wyglądzie, tacy jak kolega z bloku czy osiedla, nierzadko ze szkoły czy klasy, bądź ta sympatyczna dziewczyna na dyskotece czy prywatce.
Przy takim systemie rozprowadzania narkotyków oraz świadomości o panującej na nie modzie, ogromnie trudno zgodzić się z poczuciem bezpieczeństwa panującym wśród większości rodziców, wyrażanego zdaniem: „mojej rodziny to nie dotyczy”, jesteśmy „normalną” rodziną, narkomania jest domeną tych „innych”, tych patologicznych, tych, gdzie w rodzinie istnieje alkoholizm, bieda, niezgoda, itd.
Powyższy obraz polskiej narkomanii uświadamia nam potrzebę walki z tym problemem, a zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy tak łatwo każde z dzieci może popaść w nałóg. A to może doprowadzić do negatywnych, często nieodwracalnych skutków zdrowotnych i społecznych z życiu młodego człowieka. I właśnie skutki te stanowią największe niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia uzależnionego.
Narkomania jest niepokojącym objawem trudności dojrzewania psychospołecznego, zwłaszcza emocjonalnego młodych ludzi, oraz ich nieprzystosowania społecznego a narkotyk środkiem do przeżywania sztucznie wywołanych emocji, sposobem na oderwanie się od zimnej i obojętnej rzeczywistości. W roku 1996 agendy policyjne rejestrowały 2212 nieletnich narkomanów. Wielu z tych nieletnich weszło na drogę przestępczą. Policja ustaliła, że z ogólnej liczby nieletnich podejrzanych o przestępstwa 0,7% dokonało czynu niezgodnego z prawem po zażyciu środków odurzających (0,2% po zażyciu narkotyku). Najczęściej (114 przypadków) pod wpływem narkotyków nieletni dokonali kradzieży z włamaniem i kradzieży mienia prywatnego (przy czy w 37 przypadkach była to kradzież zuchwała) oraz rabunki i wymuszenia (13). Zdarzały się też przypadki uszkodzenia ciała i pobić (18 przypadków).
Największe nasilenie zjawiska narkomanii ma miejsce w aglomeracjach wielkomiejskich lub województwach przygranicznych. Jednak wspólne dla wszystkich rejonów są miejsca, gdzie młodzież ma możliwość zetknąć się z narkomanami lub dealerami i nabyć środki odurzające (puby, szkoły, salony gier, dyskoteki, na koncertach).
W 1999 roku ogółem dokonano 468 czynów dotyczących wprowadzenia do obrotu środków odurzających lub substancji psychotropowych. Czynów tych dokonało 72 nieletnich z których 68 uczyło się. Zdecydowaną większość czynów popełniono w mieście (457 czynów; 97,65%), indywidualnie (457 czynów; 97,65%), w znacznej mniejszości przez 2 osoby (9 czynów; 1,92%). Stwierdzono również, że 2 nieletnich karanych było za podobne czyny. W stosunku do jednego nieletniego zastosowano środek zapobiegawczy - umieszczono go w placówce oświatowo-wychowawczej.
Czynów dotyczących udzielania lub nakłaniania do użycia środków odurzających lub substancji psychotropowych stwierdzono 1563, popełnionych przez 363 nieletnich, z których 18 nie uczyło się. W znacznej większości czyny te były dokonywane indywidualnie (1527) i w mieście (1476). Wśród sprawców 9 osób było karanych za inne czyny, w stosunku do 4 osób zastosowano środki wychowawcze, jedną osobę umieszczono w schronisku dla nieletnich, pozostałe 3 osoby w placówkach oświatowo-wychowawczych.
W 1999 roku zanotowano również 947 czynów dotyczących udzielenia lub nakłaniania do użycia środków odurzających lub substancji psychotropowych dla osiągnięcia korzyści majątkowych lub osobistych, popełnionych przez 178 nieletnich. Za czyny te ukaranych zostało 5 nieletnich.
Czynów dotyczących posiadania środków odurzających lub substancji psychotropowych ujawniono 410, popełnionych przez 277 nieletnich, z których 249 uczyło się.
Zjawisko narkomanii oraz tzw. Zagrożenie przestępczością narkotykową wykazuje tendencje wzrostowe. Szczególnie niepokojące jest narastanie zagrożenia narkomanią wśród młodzieży oraz stałe obniżanie się granicy wieku podejmowania kontaktów ze środkami uzależniającymi. O skali i rozpowszechnianiu się zjawiska narkomanii świadczy fakt, że 10 nieletnich, którzy popełnili czyn z Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, nie miały ukończonych 13 lat. Narkomania jest przyczyną wielu negatywnych zachowań. Zjawisko to ma charakter rozwojowy o następujących tendencjach:
- wzrost liczby uzależnionych, w tym nieletnich
- narastający grupowy charakter odurzania się i różnorodność zażywanych środków
- dynamiczny rozwój biznesu narkotykowego i przestępczości związanej z zażywaniem środków odurzających
- wzrost wpływu przestępstw związanych z narkomanią na ogólny stan bezpieczeństwa i porządku publicznego.
Problem narkomanii we współczesnej Polsce - raport
Jesteśmy obecnie świadkami niepokojącego zjawiska - czy też mówiąc ściślej problemu - narkomanii. Narkotyki są towarem powszechnie dostępnym i na ogół nie ma problemu z ich zakupem. Być może mamy do czynienia z rodzajem mody, czy też stylu życia, opartym na stosowaniu niebezpiecznych używek, który niepokojąco rozprzestrzenia się w środowisku coraz młodszych ludzi. Moment bowiem pierwszego kontaktu z narkotykiem obniża się w zastraszającym tempie. To już nie tylko problem typowy dla szkół ponad gimnazjalnych , ale także dla samego gimnazjum, a niejednokrotnie dla podstawówek.
moda na niebranie może sobie iść na wczasy. problem narkotykowy to problem wolnego czasu. im większa charówa, im mniej czasu dla siebie, tym potrzebniejsze sztuczne raje. a czasami rozmaite substancje pomagają w uzyskaniu premii. narkotyki to już nie tylko bajzel pod dworcem, to bajzel w garniturze od armaniego w sraczu exklózywnej tańcbudy. a ponieważ dziwnym trafem ostatnio młodzież w korporacjach zarabia coraz mniej, tak obserwuję, nie ma nagle kasy na wniuchy czy prochy, więc przeżucają się na trzykrotnbie tańsze dożylne. fajnie, co? oczywiście już są uzaleznieni. nie ma co przestać bo kolega bierze na pałer i ma lepsze wyniki. mają wypoaść z wyścigu? to jak w sporcie - doping.
zgwałcona po podaniu „tabletki zapomnienia”
Była szczęśliwą kobietą, dziś czuje się jak wrak. Stroni od ludzi, nie zaśnie bez proszków uspokajających. Podczas rozmowy stale skubie paznokcie. Raz mówi spokojnie, za chwilę wybucha: - Dlaczego to mnie spotkało?! - pyta Olga. Drobna, rudowłosa, atrakcyjna. W jej oczach odbija się smutek. Tamtego wieczoru, który od roku bezskutecznie wymazuje z pamięci, planowała wyjść ze swoim chłopakiem do klubu, ale pokłócili się. „Idę sama” - rzuciła Olga. Klub, do którego dotarła, znała jak własną kieszeń, z ochroną i barmanami była na ty. Ledwie usiadła przy stoliku, a już po chwili pojawił się Robert. Tak się przedstawił. Spytał, czy może się dosiąść, zaproponował drinka. - Chciałam zemścić się na moim chłopaku, więc się zgodziłam. Pomyślałam: poflirtuję z tym przystojniaczkiem, podbuduję swoje ego i wrócę do domu. Nic więcej! - tłumaczy. - Robert wzbudzał zaufanie. Był miły i szarmancki. Nie przystawiał się do mnie. Rozmawialiśmy o życiu, o naszych planach i filmach, które ostatnio weszły do kin - opowiada. Nie miała pojęcia, że nowy znajomy wybrał ją na swą ofiarę. I tylko czeka na okazję, by dosypać jej do drinka narkotyk, po którym stanie się bezwolna. Wtedy zrobi z nią, co zechce. Okazja nadarzyła się niebawem. Gdy Olga poszła do toalety, w jej szklance wylądował narkotyk. - Po powrocie dopiłam drinka. Smakował tak samo jak na początku. Nie wyczułam niczego dziwnego. Ale po chwili zakręciło mi się w głowie. Robert powiedział z troską: „Wyjdźmy lepiej na powietrze”. To ostatnia rzecz, którą pamiętam z tego wieczoru - przyznaje. Obudziła się rano w hotelowym pokoju. Leżała w wymiętej pościeli, bez bielizny, z podciągniętą do góry spódnicą. I ten potworny ból podbrzusza. Natychmiast zrozumiała - została zgwałcona. Ale dlaczego tego nie może sobie przypomnieć? Zasłabła? Zemdlała? Kto ją tak ohydnie wykorzystał? Podejrzewała Roberta, ale czy to on? Przecież niczego nie pamiętała. Czuła się upokorzona, zbrukana. - Policja? Kto by uwierzył, że zostałam skrzywdzona we śnie? - pyta. Później na internetowych forach znalazła zwierzenia kobiet, które też zgwałcono, gdy były nieprzytomne. Nie poczuła ulgi, tylko wściekłość na cały świat.
w klubie wypiła drinka i omal nie umarła
Chcę przestrzec kobiety, by były ostrożniejsze niż ja - mówi Marta, trzydziestolatka z Warszawy. Kiedyś naiwnie myślała, że świat jest przyjazny. Straciła złudzenia, gdy poszła potańczyć do modnego klubu, a po godzinie wylądowała nieprzytomna w szpitalu. - Wiesz, co jest najgorsze? Że był to klub, w którym czułam się bezpiecznie jak w domu. Spotykali się tu sami swoi. Nikt nie mógł wejść prosto z ulicy, trzeba było mieć kartę członkowską - mówi. Niestety, to właśnie ktoś z tego grona planował zgwałcić Martę. - W ten feralny wieczór jak zwykle wybrałam się do klubu ze znajomymi - opowiada. - Oni zamówili piwo, ja tylko sok, bo akurat brałam antybiotyki. Gdy szliśmy na parkiet, szklanki zostawialiśmy na stoliku. Do głowy nam nie przyszło, że to niebezpieczne - zaznacza. - W przerwach między tańcami popijaliśmy nasze trunki. Wszystko było dobrze. Jednak w pewnym momencie znajomi zauważyli, że zachowuję się inaczej niż zwykle. Byłam bardzo wyluzowana, wręcz prowokująca. Podeszłam do jakiegoś obcego faceta i zaczęłam go obejmować! Zupełnie nie miałam świadomości, co wyprawiam. Kolega, który to widział, spytał, czy coś jednak piłam? Myślał, że jestem na rauszu, i chciał mnie odstawić do domu - mówi. Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo straciła przytomność i upadła na podłogę. - Znajomy natychmiast zaczął mnie cucić, ale gdy zaczęło mi wiotczeć ciało, przeraził się, że umieram. Wezwał karetkę. Zanim przyjechała, wziął mnie na ręce, wsadził do auta i zawiózł do szpitala. Zdążył w ostatniej chwili - dodaje. Odzyskała przytomność po kilku godzinach. Usłyszała od lekarza: „Z trudem panią odratowaliśmy”. - Powiedział, że prawdopodobnie podano mi narkotyk: tak dużą dawkę, że omal nie umarłam - wspomina. Po wyjściu ze szpitala nie mogła dojść do siebie. - Oczywiście cieszyłam się, że uniknęłam gwałtu. Ale byłam zdruzgotana, że chciał mnie skrzywdzić ktoś, kogo znałam. Zwyrodnialec, który widział przyjemność w seksie z nieprzytomną kobietą! Dziś ostrożniej dobieram przyjaciół, a wszystkie kluby omijam z daleka.
odurzona „pigułka gwałtu” na balu szkolnym
Zaczęła właśnie wymarzone studia na wydziale architektury. Ale gdy jej rok zorganizował imprezę zapoznawczą, zamiast się bawić, obserwowała wszystkich nieufnie. Wszędzie węszyła niebezpieczeństwo. Picie lub jedzenie? Nie brała ich do ust. - Mam traumę po tym, co mnie spotkało - przyznaje Kinga. I opowiada: - To było w liceum, na balu karnawałowym zorganizowanym w szkole. Bawili się na niej uczniowie z dwóch klas plus ich osoby towarzyszące - mówi Kinga. - Było miło, spokojnie, tylko szampan i lampka wina. Wiadomo, na sali siedzieli przecież nasi nauczyciele - zaznacza. Sęk w tym, że w pewnej chwili Kinga zaczęła zachowywać się, jakby wypiła za dużo. - Język zaczął mi się plątać, plotłam jakieś głupoty. Nawet wychowawczyni zwróciła mi uwagę, żebym się opanowała. Na dodatek Paweł, mój chłopak, zrobił mi awanturę: „Co ty wyprawiasz? Przemyciłaś wódkę w torebce?”. Miałam tego dość. Wybiegłam na dwór. Trochę pospacerowałam, a potem usiadłam na ławce. Nie wiem, ile czasu tam spędziłam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim biuście. Ktoś rozpinał mi bluzkę, wkładał rękę pod spódnicę. Nie chciałam tego, ale nie byłam w stanie protestować. To wszystko działo się jakby poza mną. Czuła się bezwolna jak marionetka. A potem? Nie wiem. Już tylko czarna dziura. Zasnęłam albo zemdlałam? Obudziły mnie krzyki. Stał nade mną Paweł. Gdy długo nie wracałam, zaczął mnie szukać. Na szczęście znalazł mnie w porę: miałam rozerwane rajstopy, ale majtki wciąż na sobie. Sprawca nie zdążył dokończyć ohydnego dzieła. Już nie wróciłam na bal. Paweł odwiózł mnie do domu. Nikomu o tym nie mówiliśmy. Bo co by to dało?
jej znajoma została zgwałcona na wakacjach
To się stało rok temu, nad morzem. Moja przyjaciółka Ania spędzała urlop ze znajomymi. Miałam do nich dołączyć, ale rozchorowałam się - opowiada Katarzyna, bibliotekarka z Poznania. Młodzi zamieszkali na polu namiotowym. Pole było niewielkie, już po kilku dniach wszyscy się znali. Ktoś zaproponował: „Zróbmy ognisko”. Wieczorem zebrała się cała ekipa. Piekli kiełbaski, popijali piwo. Było miło. Ankę, śliczną brunetkę, adorował sympatyczny chłopak. Opowiadał, że mieszka w górach i już dziś zaprasza ją na narty. Nie miała ochoty na piwo, więc poszedł do baru i kupił jej drinka. Potem Ania wyszła do toalety. I… dalej nic nie pamięta. Gdy odzyskała przytomność, leżała na wydmach. Była rozebrana od pasa w dół. Roztrzęsiona dotarła do swojego namiotu. Obudziła koleżankę, z płaczem opowiedziała jej, co się stało. Pierwszym pociągiem wróciły do Poznania. Ania poszła do ginekologa. Potwierdził gwałt, nakłaniał, by zgłosiła się na policję. Nie zrobiła tego. Kogo niby miała oskarżyć? Przecież nawet nie widziała sprawcy. Cwaniak: na pewno liczył, że będzie bezkarny. Rodzicom też się nie przyznała. Czuła się winna. Po co flirtowała z nieznajomym? Straszne było, że nawet nie wiedziała, czy się broniła. - Załamała się - mówi Katarzyna. - Wyjść z dołka pomógł jej psycholog. Terapia trwała jednak kilka miesięcy. Ale Ania już nie jest tak pogodna jak dawniej.
odurzony i okradziony w pociągu
W życiu bym nie pomyślał, że dam się tak podejść - opowiada Andrzej, 28-latek z Gdańska. - Jechałem pociągiem, w przedziale pierwszej klasy. Usiadłem przy oknie, na stoliku postawiłem puszkę coli. Otworzyłem ją i piłem powoli - opowiada. - Wkrótce dosiadła się do mnie para: mężczyzna po czterdziestce i elegancka kobieta. Nie miałem żadnych podejrzeń, budzili zaufanie. Dobrze ubrani. Trochę rozmawialiśmy, o polityce - przypomina sobie. Często wychodził na korytarz, żeby rozprostować kości. To pewno podczas jednego z takich wyjść współpasażerowie dosypali mu do coli narkotyk. Wrócił, dopił napój i nic więcej nie pamięta. - Obudził mnie konduktor: „Koniec trasy, wysiadamy”. Moich towarzyszy już nie było. Ale nie tylko oni zniknęli. Nie miałem laptopa i portfela. To znaczy, portfel znalazłem: leżał na podłodze, pusty. Bez karty kredytowej - opowiada. Zrozumiał, że został czymś odurzony, uśpiony. Ale nic nie pamiętał. - Gdy zadzwoniłem, by zastrzec kartę, z budki telefonicznej, bo komórkę też straciłem, okazało się, że mam już wyczyszczone konto. Na policji usłyszałem, że mogłem podać PIN złodziejom, to się zdarza. Byłem w szoku - Andrzej nie może się otrząsnąć. - Mogli zrobić ze mną wszystko!
poczęstowany cukierkiem z narkotykiem
Mój wuj, emeryt, często przesiaduje na ławce w parku niedaleko domu - opowiada Anna. - Pewnego dnia podeszło do niego dwóch eleganckich, młodych mężczyzn. Powiedzieli, że są szefami firmy, która zatrudnia emerytów. - Pan też może zarabiać nawet 3 tysiące złotych. Wystarczy przyjść tu jutro z dowodem osobistym, podpiszemy umowę - zapewnili. Wuj nawet nie spytał, co miałby robić. Był szczęśliwy, że trafiła mu się taka okazja. Opowiedział wszystko żonie. Ona też się ucieszyła, że wreszcie skończą się ich problemy finansowe. Następnego dnia wuj stawił się w umówionym miejscu. Panowie zaprosili go do samochodu. Powiedzieli, że jadą do firmy. - Może cukierka? - zapytał jeden z nich. Wuj poczęstował się miętusem. Po kilku minutach coś zaczęło się z nim dziać. - Opowiadał potem, że widział podwójnie, a wszystko odbywało się jakby poza jego wolą. Miał tylko przebłyski świadomości. Pamiętał, że był w jakimś banku, podpisywał jakieś dokumenty. Trafił także do sklepu ze sprzętem AGD. Co tam robił, nie wie. Jakby ktoś wyłączył mu pamięć - tłumaczy Ania. Starszy pan ocknął się wieczorem na ławce w centrum Warszawy. Pomyślał, że ci młodzi sobie z niego zakpili. Było jeszcze gorzej: wkrótce na nazwisko wujka zaczęły przychodzić blankiety rat do płacenia: 500 zł - za zakup telewizora plazmowego, 450 zł - rata za zmywarkę. Wuj myślał, że to pomyłka, ale wizyta w banku rozwiała wątpliwości: pod wnioskiem o pożyczkę znajdował się jego własnoręczny podpis. Teraz z pomocą całej rodziny spłaca raty. A oszuści? Z całą pewnością już polują na kolejną ofiarę.
okradziony w hotelu z wartościowych rzeczy
Głupi byłem - Piotr jeszcze się zżyma. - Myślałem, że trafia mi się biznes życia, a to złodzieje zakończyli nasze spotkanie zyskiem: wzięli mój laptop, dwa telefony, karty kredytowe, gotówkę, a nawet płaszcz z wielbłądziej wełny i longinesa - mówi. W lutym tego roku Piotr, 39-letni właściciel firmy spożywczej, spędzał trzy dni w Krakowie. Miał kilka spotkań biznesowych, w tym jedno niezwykle obiecujące: z człowiekiem, który chciał zainwestować w jego przedsiębiorstwo. Przynajmniej tak zapowiadał przez telefon… - Umówiliśmy się w hotelowym barze. Przyszedł z kolegą. Nie wzbudzili moich podejrzeń. Dobrze ubrani, konkretni. Czułem się pewnie, w końcu byłem w miejscu publicznym, wśród ludzi. Każdy z nas zamówił coś do picia, jak to podczas spotkań. Nie wiem, kiedy dorzucili mi coś do szklanki, jeden z nich musiał na chwilę odwrócić moją uwagę. Poczułem się słabo, ale nie straciłem przytomności. Jak przez mgłę pamiętam: korytarz hotelowy, pokój, poduszka pod policzkiem. I ich, przeglądających moje rzeczy. Gdy obudziłem się rano, straszliwie chciałem wierzyć, że to był zły sen. Niestety. Policjanci, którzy zajęli się moją sprawą, jeszcze mnie dobili: żadnych śladów. Tylko moje odciski palców. Wzięli nagrania z hotelowych kamer, na komendzie spisali zeznanie. - Piotr nie ma złudzeń, że uda się znaleźć sprawców. - Ulotnili się, jak narkotyk z mojego organizmu.
Pigułka na nałogi
Nałóg to nie słabość, lecz choroba. Nowe szczepionki mają szansę zrewolucjonizować leczenie uzależnień.
Dawny pogląd, że osobom uzależnionym brak silnej woli lub charakteru i dlatego tkwią w szponach nałogu, dawno już wyszedł z mody. Uzależnienie to przewlekłe, nawracające zaburzenie neurologiczne, na skutek którego mózg nałogowca działa nieprawidłowo - szwankuje podobnie jak trzustka chorego na cukrzycę. Dzięki nowoczesnym metodom obrazowania, takim jak funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI) czy tomografia pozytronowa, naukowcy powoli wydzierają uzależnionemu mózgowi jego tajemnice. Przekonują też, że nadchodzi era pigułki.
- Przyszłość widzimy jasno. Za 10 lat uzależnienia będzie się leczyć jak każdą inną chorobę - mówi Nora Volkow, dyrektor National Institute on Drug Abuse (NIDA), amerykańskiego instytutu naukowego prowadzącego badania nad narkomanią i uzależnieniami.
Szlak kokainowy
W laboratoriach naukowych praca wre. Genetycy znaleźli już kilka pierwszych genów, które odpowiadają za skłonność człowieka do uzależnień. To pozwoli wyjaśnić, dlaczego w nałóg wpada tylko jedna na 10 osób, które zetkną się z narkotykiem. Neurologom udało się rozsupłać misterne sieci czynników uruchamianych przez smak czy nawet widok piwa lub papierosa albo samą myśl o nich. Umieją już zidentyfikować sygnały ostrzegawcze, które zapowiadają, że alkoholik sięgnie po kieliszek i to jeszcze zanim uświadomi sobie swój zamiar. Są też w stanie prześledzić drogę tego impulsu aż do jego najgłębszych źródeł w prymitywnym śródmózgowiu. I dowiadują się, jak przerywać te procesy w różnych punktach ich przebiegu oraz jak nimi sterować.
Wśród ponad 200 związków chemicznych opracowanych lub testowanych przez NIDA można znaleźć takie, które hamują odurzające działanie narkotyków. Są też szczepionki uczące układ odpornościowy, by nie dopuszczał narkotyków do mózgu. Jeszcze inne potencjalne leki mają zdumiewającą zdolność do interweniowania w korze mózgowej w ostatnich ułamkach sekund, zanim chęć sięgnięcia po kieliszek zamieni się w czyn.
Narkotyki takie jak kokaina czy heroina sprawiają, że mózg zostaje zalany dopaminą, czyli substancją, która wywołuje intensywne uczucie przyjemności i sprawia, że wszystko, co do tego stanu prowadzi, jest bardzo dokładnie zapamiętywane i chętnie powtarzane. Kokaina, heroina, alkohol, nikotyna i amfetamina to pięć narkotyków, które według powszechnej opinii najtrudniej odstawić. Wprawdzie każdy z nich wywołuje inny rodzaj odurzenia oraz inne skutki uboczne i problemy zdrowotne, ale cała piątka przejmuje kontrolę nad układem nerwowym tą samą drogą, która rozpoczyna się bardzo głęboko w mózgu. Jest to bowiem szlak identyczny z tym, który sprawia, że poszukujemy pokarmu, partnerów seksualnych, więzi emocjonalnych czy podejmujemy wszelkie inne działania niezbędne do przetrwania gatunku.
Uzależnienia są jednak znacznie silniejsze niż popędy. Jedna działka kokainy powoduje na przykład uwolnienie w mózgu dopaminy w ilości dziesięciokrotnie większej niż ulubiony posiłek, osoba, piosenka czy pejzaż. Jeśli tego rodzaju substancję będzie się przyjmowało systematycznie, to zarówno mózg, jak i cały organizm się od niej uzależni - najpierw po to, by uzyskać stan euforii, a potem, aby zwyczajnie funkcjonować. W końcu poszukiwanie i przyjmowanie narkotyku staje się takim samym instynktem jak poszukiwanie i przyjmowanie pokarmu, tyle że w tym pierwszym przypadku popęd jest katastrofalnie niszczący.
Stop, nie idź dalej
Wykazano, że ludzie różnią się między sobą wrodzoną wrażliwością na dopaminę. To tłumaczy, dlaczego uzależnienia występują rodzinnie. Gen kodujący receptor dopaminy o oznaczeniu D2 (zidentyfikowano na razie pięć różnych receptorów dopaminy) może występować w kilku różnych wersjach, a każda z nich odpowiada za inne zagęszczenie receptorów. Osoby, które mają tych receptorów mniej, są słabiej pobudzane przez dopaminę uzyskiwaną naturalnymi metodami. Mogą więc mieć skłonność do szukania silniejszych wrażeń i sięgania po narkotyk. Podawanie im dopaminy nie daje jednak najlepszych rezultatów. Związek ten odpowiada bowiem także za płynność naszych ruchów, więc zmiany jego stężenia mogą wywołać objawy przypominające chorobę Parkinsona.
Łatwiejsze okazało się wpływanie na inne neuroprzekaźniki odgrywające rolę w mechanizmie uzależnienia. Jednym z nich jest kwas gamma-aminomasłowy GABA, którego w mózgu osoby uzależnionej jest wyjątkowo mało. Hamuje on działanie komórek nerwowych, mówiąc organizmowi: stop, nie idź dalej. Naukowcy poszli tym tropem i już opracowali lek o nazwie wigabatrin, który pobudza wytwarzanie tej substancji. W grudniu 2007 roku preparat przeszedł pozytywnie testy kliniczne. Przez dziewięć tygodni badań co trzeci pacjent z grupy zażywającej wigabatrin nie sięgnął po kokainę, podczas gdy w grupie kontrolnej (przyjmującej placebo) takich osób było zaledwie 5 proc. - To największa skuteczność, z jaką dotychczas mieliśmy do czynienia w badaniach klinicznych nad leczeniem uzależnienia od kokainy. Lek sprawdził się nawet w przypadkach uznanych za beznadziejne, czyli u osób biorących od wielu lat wysokie dawki narkotyku - mówi Frank Vocci, dyrektor oddziału farmakoterapii w NIDA.
Inny preparat, akamprozat, który już jakiś czas temu dopuszczono do leczenia alkoholizmu, działa na jeszcze jedną substancję przekaźnikową w mózgu - glutaminian. Hamując jej działanie, zmniejsza uczucie głodu alkoholowego. Naukowcy uważają, że również ten lek daje ogromne nadzieje na skuteczną terapię uzależnień.
Widzę, więc piję
Jedną z przyczyn utrudniających zerwanie z nałogiem jest to, że przyjmowanie narkotyku kojarzy się z przyjemnymi sytuacjami. Naukowcy z Uniwersytetu Pensylwanii ustalili, że samo patrzenie przez uzależnionych od kokainy na zdjęcie narkotyku przez zaledwie 33 milisekundy - czyli krócej niż jest to w stanie zarejestrować świadomość - wystarczyło, by wywołać u nich atak głodu narkotykowego.
O wiele gorzej mają jednak osoby uzależnione od alkoholu. Przed widokiem heroiny, kokainy czy amfetaminy nietrudno się obronić, ale jest to praktycznie niemożliwe w przypadku alkoholu. Ludzie z drinkiem zerkają z filmów i reklam na każdym rogu. Dlatego naukowcy testują metody, które pozwoliłyby skutecznie walczyć z pokusą takich skojarzeń. Zaczęli od leku o nazwie D-cykloseryna, DCS, który od dawna stosowany jest u ludzi cierpiących na lęk wysokości. Badacze chcą się przekonać, czy da się go wykorzystać do usunięcia skojarzeń między bodźcami wzrokowymi a impulsem prowadzącym do nawrotu nałogu. Wiadomo, że okazał się skuteczny u osób uzależnionych od kokainy, być może uda się go wykorzystać także w przypadku innych uzależnień.
Apteka nałogowca
Naukowcy już od lat 80. XX wieku wiedzą, że komórki nerwowe sterujące naszymi ruchami uaktywniają się, zanim uświadomimy sobie zamiar podjęcia czynności. Ta wiedza wzbogaciła się ostatnio o odkrycie, które może być przełomem w leczeniu nałogów. Badania prowadzone za pomocą rezonansu magnetycznego wykazały bowiem, że istnieje część móz-gu - kora czołowo-przyśrodkowa - która odpowiada za czynności wykonywane automatycznie (dla nałogowego palacza będzie to sięgnięcie po papierosa). Okazało się przy tym, że aktywność kory czołowo-przyśrodkowej jest słabsza u osób uzależnionych. Ta część mózgu alkoholika czy palacza uaktywnia się dopiero wtedy, gdy powstrzymują się od sięgnięcia po kieliszek czy papierosa. Korzystając z tych badań, naukowcy testują lek o nazwie modafinil, który pobudza właśnie tę część mózgu. Stosowano go dotychczas do leczenia narkolepsji.
- Pomysł, że można wzmocnić samokontrolę czy wolną wolę za pomocą leków, jest niezwykle obiecujący - mówi Frank Vocci z NIDA. - To może być przełom. Ale potrzeba więcej badań, by sprawdzić, czy leki owe rzeczywiście dają szansę na wyzdrowienie.
To zastrzeżenie jest bardzo ważne. Preparaty, o których mowa, są nowe, a mechanizmy ich działania nie do końca znane. Wiadomo też, że mózg potrafi się bronić przed chemicznymi manipulacjami. Dobrym przykładem jest leczenie choroby Parkinsona. Gdy w latach 60. odkryto, że schorzenie to jest wywołane niedostatkiem dopaminy, szybko wprowadzono jej syntetyczne związki, takie jak L-dopa. Usuwają one objawy, ale tylko na początku terapii. Z czasem organizm się do nich przyzwyczaja. Leki nie dają zatem szansy na trwałe wyleczenie.
Są już na rynku środki blokujące działanie narkotyku, ale nie można powiedzieć, żeby poprawiły skuteczność leczenia nałogów. Założenie było takie: jeśli osobę uzależnioną pozbawi się przyjemności, jaką dają używki, to je odstawi. Tak właśnie działa naltrekson, który jest dostępny już od 10 lat. Kłopot w tym, że alkoholik, jeśli będzie chciał się upić, po prostu przestanie brać leki. Doskonalszy jest vivitrol, postać naltreksonu o przedłużonym działaniu, dostępny od 2006 roku. Podaje się go w zastrzykach. Vivitrol nie wzmacnia samokontroli ani nie osłabia głodu alkoholowego, tylko niweluje skutki działania trunków - nie pozwala się upić, przez co myśl o sięgnięciu po kieliszek przestaje być atrakcyjna. Jednak i w tym wypadku przerwanie kuracji może oznaczać powrót do nałogu. Dlatego uczeni uważają, że najlepszą bronią przeciw uzależnieniu będą szczepionki, które zmobilizują układ odpornościowy przeciwko narkotykowi i zapobiegną powstaniu efektu odurzenia.
Zastrzyk zamiast broszury
Szczepionki dla nałogowców mają działać tak samo jak tradycyjne, stosowane przeciw chorobom zakaźnym, np. odrze czy zapaleniu opon mózgowych. Wycelowane będą jednak nie w bakterie czy wirusy, lecz w narkotyki. Testowane już specyfiki składają się z cząsteczek narkotyku przyczepionych do molekuł białka, które mobilizują układ immunologiczny. Gdy organizm zaszczepionej osoby zetknie się z narkotykiem, przeciwciała połączą się z jego cząsteczkami i nie pozwolą mu przeniknąć przez barierę krew - mózg. Tak ma działać szczepionka przeciwnikotynowa opracowana przez Nabi Biopharmaceuticals, niewielkie amerykańskie przedsiębiorstwo biotechnologiczne ze stanu Maryland. Z dotychczasowych badań wynika, że dwa razy skuteczniej niż placebo wspomaga ona pacjentów, którzy chcą rzucić palenie.
Jeszcze w tym roku mają rozpocząć się testy następnej szczepionki - przeciwkokainowej, którą opracował Thomas Kosten z Baylor College of Medicine. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, trafi ona na rynek już w 2010 r. Będzie się ją przyjmowało trzy, cztery razy w roku, ale zdaniem twórcy raczej nie przez całe życie. Naukowcy przypuszczają, że ma ona szansę okazać się skuteczna także w leczeniu innych uzależnień. - Będzie można nią szczepić nastolatki z grup wysokiego ryzyka do czasu, aż dorosną i będą mogły same podejmować racjonalne decyzje - mówi Kosten.
Jeśli jednak ma się dokonać rewolucja w leczeniu uzależnień, a taką bez wątpienia przyniosą nowe preparaty i szczepionki, muszą zniknąć wieloletnie uprzedzenia. Lekarze będą musieli się przyzwyczaić do myśli, że uzależnionym pacjentom trzeba podać leki, a nie wręczać broszurkę reklamową anonimowych alkoholików, co - jak wynika z artykułu opublikowanego w 2005 roku w "New England Journal of Medicine" - jest najczęstszą poradą medyczną.
- Jeśli ktoś cierpi na nadciśnienie i jego stan się pogarsza, idzie do specjalisty - mówi psycholog Thomas McLellan z Uniwersytetu Pensylwanii. - Lekarz nie wysyła go do salki przykościelnej. Gdyby tak zrobił, można by go oskarżyć o błąd w sztuce. Uzależnieni nie różnią się od innych chorych. Podobni są do osób cierpiących na inne schorzenia nawet pod względem skłonności do nawrotów - dodaje. McLellan przeprowadził badanie, w którym porównywał alkoholików i narkomanów z chorymi na cukrzycę, astmę i nadciśnienie. Okazało się, że częstotliwość nawrotów oraz okresów, kiedy nie przyjmują oni leków, jest bardzo podobna. Od 30 do 40 proc. wszystkich tych chorych nie wypełnia nawet połowy zaleceń lekarskich.
Pierwszym z 12 kroków, jakie podejmują osoby decydujące się na kurację odwykową w grupie AA, jest przyznanie się do bezsilności wobec nałogu. Dzisiaj pojawiła się nadzieja, że pewnego dnia nauka da każdemu uzależnionemu szansę na odzyskanie siły. A wtedy ci, którzy postanowią z tej szansy skorzystać, rozpoczną długą walkę o trzeźwość. Walkę bez końca, ale wartą wysiłku.
Współpraca Raina Kelley, Jolanta Molińska