Z cyklu: Piosenki o przedmiotach codziennego użytku: "MASZYNKA DO MIĘSA"
Kosztowała niedrogo:
pożyczyłam od kogoś,
ten ktoś zgasł i wygasła pretensja.
Dziś jest ona na wieki
chlubą mej biblioteki
ta kochana maszynka do mięsa
Kiedy obmyślam meniu,
to przez kuchnie w natchnieniu,
że tak powiem, jak anioł płynę;
i te maszynkę w ręce
biorę, i na niej kręcę
wołowinę, baraninę, cielęcinę.
(Refren na melodie hawajska)
Maszynko ma-a-a-a,
ty mi służysz wciąż znakomicie
i ty, i ja-a-a-a
zawsze razem płyniemy przez życie.
A życie trwa-a-a-a,
i trwa miłość w mym sercu ogromna,
i wciąż kocham jednako,
i wciąż dźwięczy jak akord
ta maszynka, miłość i ja.
Teatrzyk "Zielona Gęś" ma zaszczyt przedstawić sztukę pod tytułem: "POGRZEB ZBRODNIARZA WOJENNEGO"
(Kobieta wita kondukt machając czarnymi chorągiewkami)
KOBIETA: Witamy!
Dwóch grabarzy wnosi trzeciego na ramionach; w tle marsz żałobny, powoli przechodzi w melodie do "Koziołka Matołka" ;), zbrodniarz ma rękę w znaczący sposób uniesioną ku górze w niegdyś uznawanym pozdrowieniu.
Od lewej: Dyrektor pompy żałobnej, grabarze i publiczność
DYREKTOR: Za chwilę zostanie pochowany zbrodniarz wojenny numer osiem. (Wszyscy klaszczą, śpiewają i tańczą na melodię "When the saints go marchin' in").
DYREKTOR: Proszę o spokój! (kładzie nogą rękę zbrodniarza na ziemi; ręka się ciągle podnosi. Grabarze opuszczają zwłoki)
PUBLICZNOŚĆ: Brawo! Brawo! Bis! Bis!
Grabarze ponownie dokonują ponownego wrzucenia do grobu. Publiczność zachwycona zlikwidowaniem zbrodniarza wojennego żąda kolejnych bisów Po kilku bisach zbrodniarz wstaje z okrzykiem:
"KURTYNA"
PUBLICZNOŚĆ: Łeeeee...
Idiota. Monolog.
(Podchodzi facet z butelką do lustra. Zbliża się twarz, przeciera twarz ręka, pokazuje odbiciu język, nalewa sobie z flaszki setkę)
Dziś oczywiście znowu spałem cały dzień. (przeciera twarz) A dlaczego? Bo oczywiście byłem poprzedniej nocy "Pod Aniołkami" i oczywiście zalałem się pod te aniołki. A dlaczego zalałem się? Zalałem się z rozpaczy i z protestu. Bo ja protestuje przeciwko temu, co się dzieje (wlewa zawartość kieliszka do gardła. Chyba nie smakowało... Nalewa następny) Bo Wacio twierdzi, że wywożą spinacze. Co, proszę? Spinacze? Na wschód! (pokazuje ręka na wschód, odbicie w lustrze, korzystając z okazji wychyla zawartość jego kieliszka) A my oczywiście zostaniemy bez spinaczy... Więc jeśli teraz będę chciał spiąć co z czym, to oczywiście mowy nie ma, bo wywieźli. Tak nas wykantowali. Kantu kantu amarantu (wlewa sobie setkę do gardła, następną do kieliszka i tak jak wyżej) A jeszcze Wacio twierdzi, (następna kolejka) że piasku dosypuj do spinaczy. Więc, gdyby tak na przykład połknąć garść spinaczy z piaskiem, to oczywiście naturalnie śmierć w męczarniach, czyli mówiąc naukowo anglologiczna agonia. Ja się załamuję! (aby uniknąć załamania, poprawia sobie humor kolejną setką) A z tą demokratyczną ortografią - to jak się pisze? Ucho czy uho? Nikt nie wie, a wszyscy się boją. A ja się nie boję! Ja jestem gotów umrzeć za ortografię! (następna setka chyba w celu pokazania gotowości) I gotowe! Oto moja pierś grottgerowska. Kto masz karabele? Szumiały mu echa kawiarni!... (opiera się o lustro i zsuwa się na kolana) Polsko! (prowadzi chyba wewnętrzną walkę, albo ogóreczek chce się wyrwać na zewnątrz ;) ) Buzi!!!
(zsuwa się na podłogę, odbicie w lustrze klęczy i patrzy na niego z politowaniem, wstaje; wchodzi drugi pijaczek z butelka. Przegląda się w lustrze i ze zniechęceniem macha ręka. Wychodzi wyciągając ze sobą pierwszego leżącego na ziemi)
Teatrzyk "Zielona Gęś" ma zaszczyt przedstawić III akt opery pt. "JUDYTA & HOLOFERNES"
Występują:
JUDYTA, HOLOFERNES... i CHÓR... i TRĘBACZE
JUDYTA:
Po dnia spiekocie
mroki niezmierne.
Tam w tym namiocie
śpi Holofernes.
(Holofernes kładzie się do namiotu 'wykonanego' z dwóch facetów i zasuwa suwak)
Jakie to jednak smutne!
Serce przenika strach.
zaraz cię, głowo, utnę
Ciach! Ciach! Ciach!
(ucina głowę Holofernesowi)
CHÓR:
Ucina, ucina,
ucina głowę mu.
Ucina, ucina, ucina.
TRĘBACZE: Tru - tu - tu.
JUDYTA: (z głową Holofernesa w dłoni)
Koniec krwawego dzieła,
strach się z radością miesza,
już cię głowo ucięłam,
głowo Holofernesa.
CHÓR:
Ucięła, ucięła,
ucięła głowę mu.
Ucięła, ucięła, ucięła
TRĘBACZE: Tru - tu - tu.
HOLOFERNES: (z brakującą głową)
Ciekawe, jak ja teraz będę żył.
Chyba, żebym się przyzwyczaił.
KURTYNA
Z cyklu: Piosenki o przedmiotach codziennego użytku: "DURSZLAK"
Gdy wieczora pewnego
stwierdzisz, drogi kolego,
że cyniczna była miłość Jadwisi,
wiedz, mój złoty chłopaku,
że tam w kuchni na haku
emaliowany durszlak wisi.
Wyrwij zębami z muru
ten hak noc ponurą,
i zdejm durszlak z przyświstem,
i wlej w durszlak łzy czyste,
lecz przecedzaj, mój miły, przecedzaj.
Refren (na melodie cygańskiej romanzy)
Bo nie każda twa łza, niestety,
jest prawdziwa, niektóre kłamią,
prawdziwe łzy to diamenty,
a diamentów czasami żal
Więc przecedzaj, mój miły, dokładnie
i diamenty odnajdziesz na dnie,
a woda przez dziurki durszlaka
rurami odpłynie w dal.
Teatrzyk "Zielona Gęś" ma zaszczyt przedstawić "FILONA, LAURĘ i DOBRZE POINFORMOWANEGO FACETA"
Występują: LAURA, FILON i DOBRZE PONFORMOWANY FACET
(wyobraźmy sobie nakręcane pajacyki, wykonujące obroty i tego typu rzeczy, aż się im nie rozkręci sprężyna... A sprężyna rozkręca się im pod koniec każdej zwrotki. Do tego dźwięki a capella typu "um pa-pa um pa-pa" czy "ii-ii ii-ii", typowe dla wiejskoodpustowej karuzeli.)
LAURA:
Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły
lecz coś tam klaszcze za borem.
Pewnie mnie czeka mój Filon miły
pod umówionym jaworem.
(staje pod umówionym jaworem. Filona jeszcze nie ma. Natomiast coś tam klaszcze za borem coraz energiczniej)
LAURA: (załamując się nerwowo)
Przebóg! Ach czyżby robota krecia?
O, jakże ja to wyśledzę?!
Lek mnie przenika. Dwudziesta trzecia
już jest na mojej omedze.
FILON: (zza boru; ociekając krwi) Tylko nie w oko!!
Coś tam za borem na chwile się ucisza, a potem znowu klaszcze jak cholera w rytmie hymnu "Legii"
DOBRZE POINFORMOWANY FACET:
Lauro daremnie patrzysz na zegar.
Filon nie przyjdzie. Idź dalej.
a to klaskanie, co się rozlega,
to żona go w mordę wali.
KURTYNA: zapada i w ten sposób przesłania słabości ludzkie przed okiem gwiazd przeczystych
Teatrzyk "Zielona Gęś" ma zaszczyt przedstawić sztukę pod tytułem "SPOSÓB NA DOBRY HUMOR"
Występują: GŻEGŻÓŁKA i PIEKIELNY PIOTRUŚ
Scena 1: Gżegżółka wstaje z łóżka lewą nogą (konkretnie, to łóżko bezczelnie zrzuca go z siebie)
GŻEGŻÓŁKA: Niech cholera weźmie to cale życie. Piotrusiu, chodź tutaj, to cię zwymyślam i znieważę.
PIEKIELNY PIOTRUŚ: (patrząc przez dziurkę od klucza) Oho, Gżegżółka znowu wstał z łóżka lewą nogą. Trzeba będzie coś na to zaradzić (wkłada paluszek do dziurki od klucza, 'przypadkiem' wkładając go Gżegżółce w oko)
GŻEGŻÓŁKA: Piotrusiu! (Gżegżółka awanturuje się i używa wyrażeń; jak ktoś umie czytać z ruchu warg, to wie, co mówi Gżegżółka, chociaż lepiej byłoby nie wiedzieć...)
Scena 2: Noc. Piekielny Piotruś skrada się i przywiązuje lew nóżkę Gżegżółki do łóżeczka zielonym sznureczkiem.
Scena 3: Gżegżółka wstaje z łóżka prawą nogą.
GŻEGŻÓŁKA: Boże, jaki cudowny jest świat! Piotrusiu!
(wchodzi Piekielny Piotruś) Czy to ty przywiązałeś moją nóżkę zielonym sznureczkiem do łóżeczka?
PIEKIELNY PIOTRUŚ: Ja, panie dyrektorze.
GŻEGŻÓŁKA: Rób tak nadal. Jesteś doskonałym psychologiem (Piotruś robi minę pod tytułem: "Co ja? Niemożliwe... ale skoro pan tak mówi...") Pójdź, niech cię uciskam. Bo znów chce mi się żyć, działać i współdziałać (dusi Piotrusia zielonym sznureczkiem) Więcej takich sznureczków w Polsce!
Dwóch widzów siada na scenie na krzesłach. Wchodzi konferansjer, staje za plecami ww. panów i czyta:
KONFERANSJER: Teatrzyk "Zielona Gęś" ma ...
PUBLICZNOŚĆ: Eeee! (znakami daj mu do zrozumienia, że powinien stanąć przed nimi. Konferansjer przechodzi)
KONFERANSJER: Teatrzyk "Zielona Gęś" ma zaszczyt z żalem zawiadomić prześwietną publiczność, że przedstawienie Hermenegildy Kociubińskiej z powodu choroby jej nerek nie odbędzie się. Dyrekcja.
PUBLICZNOŚĆ: (wygląda na zdrowo obrażoną i rozczarowaną): Oooo?!!
KONFERANSJER: Niestety nic do tego co jest wydrukowane powyżej dodać nie mogę. Hermenegilda improwizować nie będzie.
PUBLICZNOŚĆ: Zmusić ją! Zmusić! Niech gra! Zmusić ją!
KONFERANSJER: Zlitujcie się, ona jest chora na nerki.
PUBLICZNOŚĆ: A niech ja szlag trafi, ale niech gra. Moliera tez szlag trafił na scenie. Właśnie! Niech nie odgrywa hrabiny. No! Służba nie drużba! O! Pokazać nerki! Pokazać nerki! Pokazać nerki! (zgodnie skanduj; zza kulis słychać głośny krzyk)
KONFERANSJER: (wychodzi, ciągnąc za sobą coś co wygląda jak dwie nerki, ale jakby dołączone do jakiej całości za kulisami) Jak państwo widzicie, wykluczone. (puszcza nerki, które jak na gumkach wracaj zapewne do właścicielki, bo słychać głośne: "Auuua")
Zamiast tego, sztuka pod tytułem
"POLSKI WERSAL"
Dwaj panowie wzajemnie ustępuj sobie miejsca:
- Pan będzie łaskaw!
- Nie, nie, nie! To pan będzie łaskaw.
- Nie, ja nie będę łaskaw.
- Pan będzie łaskaw!
- Proszę pana, pan będzie łaskaw!
- Nigdy! itp.
Zdyszali się nieco. Siadaj.
- Ale się zmęczyłem.
- Ja tez.
- No to pan będzie łaskaw.
- Pan!
- Nie, nie! Może pan?
- A co pan mi tu będzie...
- Pan powinien być łaskaw, proszę pana!
(dialog przybiera coraz ostrzejsza postać, wreszcie panowie kładą się z ulga na podłodze)
- To ciężka robota.
- Ledwo zipię.
- A... Ha... Pan?
- Nie, pan będzie łaskaw.
- Nie, to pan będzie łaskaw.
- Pan!
- ...
(panowie wreszcie padaj; jednego z nich wyciągają widzowie. Drugi się podnosi z trudem)
- No, i kto był łaskaw?
Z cyklu: Piosenki o przedmiotach codziennego użytku: "ŻELAZKO"
Mówiłeś do mnie czułe słowa,
że tylko ja i nikt więcej,
i nagle poprosiłeś, żeby ci spodnie odprasować,
takim głosem nieśmiałym, chłopięcym.
Prasowałam je resztką sił,
a w sercu wzbierał żal,
a gdy już odprasowane były,
tyś spodnie wziął i odszedł w siną dal.
Refren: (na nutę lat 60-tych)
Żelazko,
elektryczne i złowrogie!
Żelazko,
ach, po cóż spodnie prasowałam nim?
Żelazko!
Ja cię rozbije o podłogę.
Żelazko!
Chłop był jak ogień,
lecz w spodniach rozwiał się jak dym.
(Wychodzą śpiewając: "Żelazko, ye ye ye" na melodię "She loves you, ye ye ye" The Beatles)
Teatrzyk "Zielona Gęś" ma zaszczyt przedstawić dramat meteorologiczny pod tytułem "SZCZĘŚCIE RODZINNE czyli OSTROŻNIE Z PRZEKLEŃSTWAMI"
Występują: DZIECINA, MAMUNIA, TATUNIO, BABUNIA i PIORUN.
Scena: Ciche, apolityczne ognisko domowe wieczorem.
BABUNIA: Hu, hu, hu, raz dwa trzy... (próba mikrofonu) Jak mi dobrze!
MAMUNIA: (patrząc na tatunia, z przekąsem) Nareszcie razem!
DZIECINA: (igra pluszowym karzełkiem; dla czytelników niezorientowanych: dziecina w miarowych odstępach, całkowicie bez jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego uderza karzełkiem o podłogę; ponieważ karzełek jest pluszowy, to się nie skarży)
Pauza; cisza; szczęście.
TATUNIO: (nagle; no... po jakiej chwili) Nie, ja zgnije w tym mieszczańskim domu! (wyrzuca dziecinę za drzwi celnym kopniakiem w pośladek) Ja mam tego dosyć! Ja jestem stworzony do innych rzeczy! (patrzy z groźbą w oku na babunię, ta znaczącym gestem zwraca jego uwagę na mamunię; mamunia zwiewa za kulisy) Ja czuję w sobie nieograniczone możliwości! (po babuni zostaje mu w ręku tylko peruka) Trzymajcie mnie! Niech to wszystko piorun strzeli!
PIORUN: (w nieco dowolnej transkrypcji fonetycznej) Gou gou gou gou going mi, ajem tander, ju knou mi! Aj lajk kofi aj lajk tris! Redi! Stop! Maj gan on de left! For famili fajer! Gou gou gou !!!
(słychać strzały i krzyki rodzinki; PIORUN strzela i całkowicie likwiduje problem cichego, apolitycznego ogniska domowego wieczorem)
KURTYNA
Teatrzyk "Zielona Gęś" ma zaszczyt przedstawić "DWÓCH POLAKOW".
Występują: SANDWICZ, SKOCZWISKI
SKOCZWISKI: Ja pana załatwię! (macha biało-czerwoną chorągiewką)
SANDWICZ: A ja załatwię pana! (robi to samo)
SKOCZWISKI: Co takiego? Dokumenty! (chorągiewka w ruch)
SANDWICZ: Legitymacja!! (to co wyżej)
SKOCZWISKI: Czy pan wie, kto ja jestem? (wiadomo co z chorągiewką)
SANDWICZ: Czy pan wie, z kim ma zaszczyt? (machnięcie)
SKOCZWISKI: Nie wiem, ale sądząc z pańskiego wyglądu, nie wie pan nawet, kto to był Heraklit z Efezu. (chorągiewka)
SANDWICZ: Nie. Mam w Efezie pańskiego Heraklita. Precz z Heraklitem z Efezu!
SKOCZWISKI: Co? Niech żyje Heraklit z Efezu!
SANDWICZ: (daje mu w twarz)
SKOCZWISKI: (daje mu w twarz)
Pauza dziejowa (w trakcie której nieco strzaskali narratora)
SANDWICZ: Czy pana boli?
SKOCZWISKI: Tak. Cierpię.
SANDWICZ: I ja. Cierpimy. Czuje, że jagody* mi puchną (* stop klatka - uwaga dla czytelników zagranicznych: jagody po staropolsku policzki)
SKOCZWISKI: Przydałby się gorący kompres. Czy ma pan może kuchenkę elektryczną?
SANDWICZ: Nie mam. zgubili. Ostał mi się ino sznur.
SKOCZWISKI: (jak echo) Ostał ci się ino sznur. Sznur. Sznur.
Kabel!!!
KURTYNA