Zmiana klimatu - Marek Chodakiewicz
Gdy byłem mały intrygowały mnie słowa hymnu narodowego, a w tym taki passus: „Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze, dla Ojczyzny ratowania rzucił się przez morze” (inna wersja: „wrócim się przez morze”). Mama wytłumaczyła mi (zaraz po tym jak ją męczyłem o wyjaśnienia na temat patrona ulic Berka Joselewicza w Gdańsku), że wojska nasze, a w tym i husaria, przeszły na pomoc Danii przez Bałtyk, a potem wróciły tą samą drogą do Rzeczypospolitej. Naturalnie widziałem lód na Bałtyku, ale żeby całe morze skuło? Intrygowało mnie to, ponieważ mamy rodzinę w Danii i można byłoby ich wbrew komunie po lodzie odwiedzać. Po jakimś czasie dowiedziałem się też, że za Kazimierza Wielkiego, czyli w wieku XIV, pod Krakowem Polacy wino uprawiali, bo była tam pogoda ciepła, łagodna, wręcz śródziemnomorska. Z historii - nawet tej najnowszej - wynika więc, że klimat zmienia się. Raz jest ciepło, raz zimno, bardzo często zimno.
A co się dzieje teraz? Teraz mamy do czynienia z globalnym oziębieniem, a nie ociepleniem. Tak nam ostatnio opowiadał David Archibald, autralijski naukowiec, przedsiębiorca i ekspert od spraw energetycznych (http://www.davidarchibald.info/). To na jego badaniach opierał się głównie Vaclav Klaus, występując przeciwko zielonym ekstremistom środowiskowym i innym futerkowcom, a szczególnie zwolennikom teorii globalnego ocieplenia. Według tej teorii temperatura Ziemi rośnie, a powodem tego jest szczególnie działalność ludzka: zanieczyszczanie środowiska, najczęściej dwutlenkiem węgla. Wyznawcy tej teorii dominują w postmodernistycznych uniwersytetach oraz wśród zielonych aktywistów.
Tych ostatnich nie należy mylić z miłośnikami przyrody. Wprost przeciwnie. Miłośnicy przyrody to właśnie konserwatyści. Uważają, że Pan Bóg dał nam Ziemię w opiekę i nadzór, abyśmy mądrze wyzyskiwali jej bogactwa, a piękną i czystą przekazali następnym pokoleniom. Stąd właśnie koncepcja konserwacji przyrody. A osiągnąć ją można dzięki lokalnym inicjatywom, rodzinnej i religijnej edukacji o środowisku oraz mądrej polityce narodowej i transnarodowej łączącej rozwój gospodarczy z ochroną środowiska. Kluczem tutaj jest, że przyroda ma służyć ludziom, a ludzie mają ją szanować - czyli relacja symbiotyczna.
Naturalnie zieloni aktywiści sprzeciwiają się takiej filozofii, a w tym i konserwacji przyrody i przekazywaniu jej następnym pokoleniom. Oni tylko wyzyskują troskę porządnych, uczciwych i dobrych ludzi o środowisko naturalne, aby wywołać panikę, co ma ekstremistom pomóc w zdobyciu władzy. Ubierają oni bowiem swoje rewolucyjne, lewackie cele w szaty retorki troski o środowisko. A chodzi jak zwykle o władzę. Jeśli ekstremistom uda się narzucić swoją wizję zagłady, jaką niesie globalne ocieplenie, a jeśli przekonają nas, że globalne ocieplenie jest rzeczywiście wielkim zagrożeniem, to uda się też im narzucić swoją wizję polityki, która rzekomo takiej zagładzie ma zapobiec.
Chodzi naturalnie o totalną kontrolę nad ludźmi za pomocą państwa i organizacji międzynarodowych. W najbardziej cynicznym wariancie chodzi o granty i subsydia na działalność ekstremalną zieloną i futerkową. W innych przypadkach chodzi o wdrożenie w życie utopijnej wizji antymodernistycznej: zakaz używania samochodów, powrót na rowery, zakaz jedzenia mięsa i innego rodzaju skrajne restrykcje. U ekstremistów, którzy w imię „zieloności” nie cofają się nawet przed aktami terrorystycznymi, są też elementy neopoganizmu, propagacja feministycznego kultu Ziemi-Gai. Ma być to substytut na chrześcijaństwo.
Są też bardzo silne akcenty antyludzkie. Ekstremiści zwykle są neomaltuzjanami. Thomas Robert Malthus (1766-1834) ostrzegał przed przyrostem naturalnym, twierdząc, że zabraknie dla ludzi żywności i będzie apokalipsa. Odrzucił naturalnie nauki Kościoła o tym, abyśmy się mnożyli oraz o nadziei w rozwiązaniach opartych na wierze i rozumie. Zupełnie wykluczył ze swoich przemyśleń możliwość usprawień technologicznych, a szczególnie nie przewidział tzw. zielonej rewolucji, która dzięki nauce i wolnemu rynkowi karmi świat od połowy XX wieku.
Do wyznawców globalnego ocieplenia i innych zielonych herezji sukcesy rozumu i wiary nie dotarły. Według zielonych neopogan przyczyną wszystkich nieszczęść związanych z zanieczyszczeniem środowiska, a szczególnie z globalnym ociepleniem są ludzie. Im mniej ludzi, tym lepiej dla planety Ziemia. Jednym z najpopularniejszych w tych kręgach jest „etyk” Peter Singer z Princeton, który uważa, że właściwie nie ma różnicy między dziećmi, zwierzętami, owadami czy minerałami. Dlatego nie tylko aborcja powinna być dostępna, ale rodzice powinni mieć prawo zabijać dzieci po narodzeniu, powiedzmy po okresie próbnym trzymiesięcznym.
Przeciw takim ekstremalnym, antyludzkim pomysłom występuje właśnie David Archibald. Jego argumenty (poparte modelami regresyjnymi, wykresami komputerowymi i innymi naukowymi wyliczeniami) są następujące. Obecnie na krótką metę odnotowujemy pewną zwyżkę temperatur. Ale na długą metę znajdujemy się w nowej epoce lodowej. I ludzie nie mają na to wpływu. Głównym powodem zmian klimatycznych jest oddziaływanie słońca. Po prostu Ziemia podlega działaniu cykli słonecznych. W tej chwili Ziemia stygnie i oziębia się, proces ten zaostrzy się w przyszłości. Dwutlenek węgla ma na to bardzo niewielki wpływ. Co więcej, poziom dwutlenku węgla w atmosferze spadł znacznie w czasach nowoczesnych (w porównaniu do innych okresów rozwoju Ziemi).
Ponieważ się robi powoli zimniej, trzeba się na to przygotować pod kątem energii. Ale zmniejszają się zapasy ropy i gazu. Dlatego trzeba szukać alternatywnych źródeł energii. David Archibald uważa, że należy, po pierwsze, ucieczniać węgiel (liquification of coal). A po drugie trzeba się zwrócić ku energii nuklearnej. Jednak Archibald odradza stosowania uranu, a argumentuje, że trzeba zastąpić uran elementem thorium. Jest to o dużo bardziej bezpieczny element. Nie tylko ulega szybszemu rozkładowi (dissipation), ale również nie ulegnie stopnieniu bowiem już jest w formie stopniałej.
Czyli dobre wieści dla Śląska i dla bezpieczeństwa energetycznego Polski. Oby tak naprawdę było. I oby Polacy potrafili to wyzyskać.
Marek Chodakiewicz
Za: Tygodnik Solidarność (" Chodakiewicz: Zmiana klimatu")