ŚWIĘTY CIEŃ
O ideale wychowawcy ktoś napisał: „Być jak cień - świadek Światła - nie zasłaniać, nie narzucać się, ale i nie opuszczać.”
*
Jeśli istnieje smutek Aniołów, to może tych, których podopieczni zrobili wszystko, by nie trafić do nieba. Tym chętniej więc może spoglądają oni ku tym, z którymi inne Anioły kłopotu nie mają. Jeden taki człowiek zwracał ich szczególną uwagę. Niby nie było w nic szczególnego - pracował ciężko i solidnie, pomagał jak mógł innym, każdego wieczoru wybaczał każdemu doznane przykrości i ani mu przez głowę nie przeszło, że w niebie myślą o nim jak o świętym. Owi Aniołowie, których podopieczni świętymi zostać nie chcieli, poprosili Najwyższego, żeby obdarował tego człowieka czymś, czego szczególnie pragnie. - „Uczynię to - rzekł Bóg - ale zapytajcie go o to.” Aniołowie, którzy wobec innych ludzi nie mogli pojawić się nawet cieniem na ich drodze, przez tego człowieka zostali od razu zauważeni i rozpoznani. Zapytali go więc wprost, czy nie chciałby zostać cudotwórcą i uzdrowicielem. Tamten jednak pokręcił głową. - „Ja? - odrzekł zdumiony - Przecież to Bóg uzdrawia. Co Mu po mnie?” Aniołowie jednak chcieli coś dodać do jego świętości, więc spytali, czy nie chciałby zostać prorokiem. Ten jednak wzruszył tylko ramionami. - „Prorokowanie to robota Ducha Świętego - rzekł - Co Mu po mnie?” Aniołowie pamiętający, jak chciwi na wszystko byli ich dawni podopieczni, zapytali o jego największe pragnienie. Człowiek ów uśmiechnął się i odpowiedział cicho” „Pragnąłbym robić ludziom coś dobrego, ale tak bezwiednie, mimochodem, jak wy, by ani ja, ani oni o tym nie wiedzieli.” I wrócił do swojej pracy. Aniołowie spojrzeli w stronę uśmiechającego się Boga, a On sprawił, że ów człowiek - nie wiedząc o tym - uzdrawiał i pocieszał ludzi samym swoim cieniem. I zaczęło się dziać tam wiele dobrego. A choć ani ten człowiek tego nie był świadomy, ani obdarowani czymś wprost tego nie wiedzieli, to jednak zaczęto go tam nazywać Świętym Cieniem. Być może za sprawą Aniołów, którzy krzątają się nader pracowicie wokół takich ludzi, więc ten i ów jakąś jasność dostrzega.
*
Ponoć Michał Anioł, rzeźbiąc czasem także nocą, przytwierdzał sobie do kapelusza niewielką latarenkę. Każde inne oświetlenie bowiem sprawiałoby, że rzucałby na rzeźbę swój własny cień, który przesłaniałby ukryty w marmurze, a odsłaniany przez niego kształt. Są bowiem cienie ludzi zasłaniających Światło, rzucających na wszystko piętno swojej ważności. Ale są też cienie tych, którzy stają się tak bezwiedni i przeźroczyści, że pozwalają Anioł zostawiać w powietrzu jasne ślady swoich uśmiechów.