4. Na czym polega związek horoskopu z człowiekiem?
Ten rozdział dotyczy nie tyle astrologii, co raczej filozofii astrologii. Na początku Kursu Astrologii przez Internet (Akademia Astrologii), we wrześniu 2004 r., po pierwszych wykładach wśród ówczesnych uczestników wywiązała się dyskusja o tym, jak działa horoskop i na czym polega związek horoskopu z człowiekiem? Padły wtedy pytania:
Czy istota ludzka przybiera pewne rysy charakteru, ponieważ urodziła się o tej a tej godzinie,
czy też posiada takie a nie inne rysy charakteru, więc rodzi się o takiej godzinie?
Mamy więc dwie możliwości: albo układ planet w chwili urodzenia człowieka w jakiś sposób formuje, kształtuje jego charakter - to byłaby opcja Ponieważ - albo człowiek, a raczej mający narodzić się noworodek, mając już ukształtowane swoje właściwości, dobiera sobie odpowiedni moment porodu i patronujący tej chwili czasu układ planet? - To byłaby opcja Więc.
Gdyby działał wariant Ponieważ, byłoby wtedy tak, że kiedy dziecko rodzi się przy dominującym - przykładowo - Jowiszu, powiedzmy wtedy, gdy Jowisz wschodzi, to w jakiś sposób wpływy tej planety coś zmieniają w mózgu, a może w genach, a może w hormonach lub enzymach tego dziecka, tak iż za kilka lat ujawnią się u niego cechy jowiszowe, jak śmiałość, gotowość do popisywania się, opowiadania dowcipów, towarzyskość, wesołość i optymizm, może nawet z pewnym przechyłem w stronę wesołkowatości.
Gdyby działał wariant Więc, byłoby tak, że z całym kompleksem charakteru ekstrawertycznego (czyli jowialnego) związane są u dziecka jakieś receptory (gdzie: w mózgu? w krwi? w jądrach komórkowych? - nie wiadomo...) które czują obecność Jowisza nad horyzontem lub w kierunku południowym i powodują poród właśnie wtedy, kiedy Jowisz znajdzie się w wyróżnionym kierunku, w swojej mocnej pozycji.
Pogląd Ponieważ - że planety formują młode istoty - wyznawany był przez tradycyjną, jeszcze starożytną astrologię. Pogląd Więc najpełniej został sformułowany przez Michela Gauquelina w latach 1950-tych. Gauquelin nazwał to hipotezą planet-położnych (ang. midwife planets). Gauquelin wychodził od tego, że w organizmach, także u człowieka, działają zegary biologiczne, a ich działanie oparte jest na jakichś (nieznanych za jego czasu i chyba nieznanych wciąż do dziś) efektach biochemicznych. Wyobrażał on sobie, że są w organizmie człowieka enzymy (aktywne białka), które czują rytm wschodów i górowań niektórych planet, czyli jedne z nich wiedzą, w której fazie jest np. Jowisz - czy wzeszedł, czy zbliża się do górowania, czy zachodzi itd; inne substancje wiedzą to samo o Saturnie, inne o Marsie itd. Z kolei te enzymy-planetoczujniki są genetycznie powiązane z pewnymi typami charakteru: przez to, że być może jedne i drugie kodowane są przez sąsiednie geny w chromosomach. Gauquelin cały swój wielki program badawczy, który prowadził z godnym podziwu uporem przez 30 lat, poświęcił temu, żeby drogą statystyki dowieść istnienia tego mechanizmu oraz tego, że owe enzymy-planetoczujniki są dziedziczone zgodnie z prawami genetyki. To mu się jednak nie udało! Wprawdzie stwierdził związek typów charakteru z urodzeniami pod niektórymi planetami (i to było największe jak dotąd naukowe odkrycie na polu astrologii), ale nie dowiódł, aby skłonność do rodzenia się przy aktywnym Jowiszu, Saturnie itd. była dziedziczona w rodzinach z rodziców na dzieci. Gauquelin zresztą sam widział wady hipotezy planet-położnych. Chodzi o to, że proces porodu zaczyna się często na wiele godzin przed momentem faktycznego przyjścia na świat dziecka. Proces ten inicjuje biochemicznie noworodek, wydzielając do łożyska pewne hormony, które z kolei pobudzają organizm matki. Czas procesu porodu jest nie dość że długi, ale i zmienny. Wygląda więc na to, że owe enzymy-planetoczujniki musiałyby inicjować akcję porodową raczej wtedy, gdy pobudzająca je planeta jest w swojej słabej pozycji na niebie, tzn. ani nie wschodzi, ani nie góruje. Zagadką tu jest także celność, trafność, z jaką noworodek zdąża dokładnie na moment, kiedy jego właściwa planeta góruje lub wschodzi (lub, ogólniej, przechodzi przez oś horoskopu).
Archaiczny pogląd Więc (że planety jakoś formują noworodka) zyskał w ostatnich mniej więcej trzydziestu latach wsparcie ze strony koncepcji Stanislava Grofa. (Jest to czeski psychiatra i charyzmatyczny psychoterapeuta, badacz wpływu LSD na psychikę, który w roku 1967 wyemigrował do USA. Grof jest jednym z twórców tzw. psychologii transpersonalnej, czyli psychologii zjawisk, które wykraczają poza mózg jednostki. Tytuł jednej z jego książek brzmi Beyond the Brain - po polsku Poza mózg. Grof twierdził, że my, ludzie pamiętamy zarówno swoje życie płodowe, jak i sam poród, a tylko dlatego, że jest to wydarzenia szokowe, traumatyczne, oraz ponieważ poród dzieje się w tym okresie naszego życia, kiedy jeszcze nie znamy języka, żeby wrażenia przełożyć na pojęcia, to pozornie zapominamy te przeżycia, a raczej nie mamy środków w psychice, żeby je pamiętać świadomie. Ale - i tu zaczyna się cały grofizm - wspomnienia z porodu ujawniają się pod wpływem halucynogenów z LSD na czele lub podczas intensywnych ćwiczeń oddechowych. Grof, jeszcze kiedy mieszkał i pracował w klinice w Pradze, przebadał setki ludzi przy pomocy LSD pod kątem okołoporodowych wspomnień. Z tego materiału wywnioskował, że poród ma cztery fazy, każda z innymi kompleksami wrażeń i doświadczeń psychicznych. Poród według niego jest węzłowym momentem życia: z jednej strony od tego, jak przebiegnie poród, jak dziecko doświadczy swojego porodu i jakich urazów podczas niego się nabawi, zależeć będzie dalsze, już samodzielne w poporodowym sensie, życie człowieka, bo sytuacje z porodu powtarzają się potem w samodzielnym życiu na innym poziomie. Wtedy bowiem zostają wdrukowane do umysłu schematy zachowań, które nadal działają w życiu, tylko wyrażają się przez dorosłe sposoby zachowań. Z drugiej strony mały przedporodowy człowiek już posiada swoje cechy charakteru, posiada swój program na życie - i ten program rzutuje na przebieg porodu i na sposób przeżywania porodu.
Tu właśnie można do hipotezy Grofa (który nie zajmował się astrologią) dodać astrologię: poród dzieje się przy pewnym układzie planet. I tak jak od układu planet w dorosłym życiu zależy, czy jesteśmy zdenerwowani, czy się spieszymy, czy przeciwnie, łatwo nam się zrelaksować, tak i rodzące się dziecko jest wystawione w tym sensie na horoskopowe wpływy planet. I te wpływy poprzez fizyczny i psychiczny przebieg porodu zostają wdrukowane do umysłu noworodka.
Niezależnie czy bardziej podoba nam się wyjaśnienie Gauquelina czy w myśl koncepcji Grofa, to i tak współczesna nauka (fizyka i biologia) nie zna żadnego mechanizmu, nie zna żadnego fizycznego nośnika, który mógłby przenosić wpływy planet do komórek lub mózgu dziecka. I dopóki fizyka takich nośników informacji nie znajdzie, to wszelkie spekulacje, czy Więc czy Ponieważ pozostaną niewyjaśnione.
Oba warianty, zarówno Więc jak i Ponieważ, czynią pewne założenie: mianowicie że wpływ planet na dziecko jest związkiem przyczynowym. Pojęcie przyczyny, chociaż jest potężnie wdrukowane w nasz język i w nasz sposób myślenia, jest jednak w istocie antropomorfizmem. Wywodzi się z elementarnej obserwacji: że jak będziemy jakimś przedmiotem manipulować - popychać go, trącać, uderzać, skrobać, podgrzewać - to z nim coś się stanie: przewróci się, potoczy, pęknie, zmieni kolor, stopi się lub padnie martwy. Od maleńkości uczymy się widzieć świat w ten sposób: że z jednej strony jest ktoś, kto manipuluje, a z drugiej strony coś, co pod wpływem tej manipulacji się zmienia. I tej pary, manipulator plus przedmiot manipulacji, doszukujemy się wszędzie. Tymczasem w opisach świata, jakich dostarcza fizyka, często żadnego związku przyczynowego nie można się dopatrzyć. Zastanów się, co jest "przyczyną" tego, że Ziemia krąży wokół Słońca? Nie ma przecież nikogo, kto by Ziemią manipulował. Ziemia ma swoją energię kinetyczną, czyli energię ruchu, posiada związaną z tą energią prędkość, ta prędkość jest tak a nie inaczej skierowana, a w polu grawitacyjnym Słońca z taką prędkością i z taką energią jedyny możliwy ruch polega na wykonywaniu w nieskończoność obiegów po prawie kołowej, lekko spłaszczonej w elipsę orbicie. Jak widać, nie ma tu niczego, co moglibyśmy nazwać przyczyną. A co jest przyczyną tego, że w Polsce rosną lasy dębowe? Brak przymrozków w maju? Odpowiednia wilgotność gleby? Obecność sójek, które zakopują żołędzie? Także w humanistyce wyjaśnienia przyczynowe bywają bezradne: przykładem niemożliwe do rozstrzygnięcia spory o to, dlaczego Europejczycy skolonizowali Amerykę, a nie inna kultura, albo dlaczego języki indoeuropejskie okazały się tak ekspansywne. Kiedy zaś przechodzimy do fizyki kwantów, to ostatnie ślady przyczynowości znikają bez śladu.
Dlatego lepiej jest przyjąć, że między zjawiskami astrologicznymi (szczególnymi układami planet) a wydarzeniami na Ziemi, zwłaszcza w naszym ludzkim życiu, żadnego przyczynowego związku nie ma. Dzieją się dwie serie wydarzeń: jedna polega na wyświetlaniu się niebie coraz to innych wzorów planet, druga jest twoim życiorysem. Między jedną a drugą serią zachodzą pewne podobieństwa, pewne równoległości. Jest też tak, że jeżeli nauczysz się sposobu przekładania jednej na drugą, to w serii zjawisk na niebie zauważysz podobne prawidłowości, jak w twoim życiu lub życiu innej osoby. Tym sposobem przekładania układów planet na wydarzenia z życia ludzi jest astrologia.
Jeszcze taka maksyma: Żeby nauczyć się astrologii, nie trzeba wiedzieć, jak planety działają. Można to nazwać skromnością poznawczą: uczymy się dostrzegać i rozumieć zjawiska, chociaż nie wiemy (i nawet nie spodziewamy się wiedzieć), jaki one mają fizyczny mechanizm. Bo pewnie jakiś fizyczny mechanizm mają - chociaż na pewno nie jest to mechanizm przyczynowy, który polegałby na tym, że pewne siły wychodzące od planet poruszają i powodują ludźmi. Pisałem już o tym powyżej.
Problem wymuszonych porodów
Normą stało się manipulowanie czasem narodzin - co na to astrologia? Problem więc czy ponieważ łączy się z problemem ważności urodzeń prowokowanych. Dziś chyba tylko drobna mniejszość dzieci rodzi się w sposób naturalny, to znaczy bez farmakologicznej lub chirurgicznej pomocy położników. Przeciwnie, normą jest podawanie rodzącym kobietom leków przyśpieszających poród oraz stosowanie cesarek. Skutek często jest taki, że dzieci rodzą się nie wtedy, kiedy by to zrobiły bez ingerencji, ale wtedy, kiedy jest to wygodne lekarzom. Na przykład w warunkach naturalnych większość dzieci rodzi się w drugiej połowie nocy i rano. Jednak obecnie większość rodzi się, a raczej jest zmuszana do urodzenia się, w godzinach urzędowych, czyli w dzień. Michel Gauquelin już ponad 40 lat temu uznał, że przy takich urodzeniach nie może być związku między położeniami planet a dziedzicznymi biologicznymi cechami dziecka i dlatego do swoich badań statystycznych brał tylko przypadki ludzi urodzonych przed rokiem 1950, gdyż później porody zbyt często były medycznie zakłócane.
Lecz chociaż w sposobie rodzenia się zaszła rewolucja, w astrologii niczego to nie zmieniło. Astrologowie nie przyjęli do wiadomości tego, że godzina wymuszonego porodu może nie być tą prawdziwą godziną, o której urodziłoby się dziecko, gdyby dano mu taką szansę. Chociaż w dyskusjach bywają zgłaszane wątpliwości, czy wymuszone porody można astrologicznie traktować tak samo jak naturalne, to jednak powszechnie przyjęta w astrologii jest zasada, że: nieważne w jaki sposób to się stało, ważny jest moment opuszczenia ciała matki.
Powyższa zasada zgadza się z poglądem Ponieważ: że planety jakoś wpływają na rodzące się dziecko i formują je. Zgadza się także z poglądem o istnieniu sensownej (chociaż nieprzyczynowej) równoległości pomiędzy układami planet a wydarzeniami w życiu ludzi. Nie zgadza się za to z poglądem Więc - że to od istniejących zawczasu cech dziecka zależy moment narodzin.
Można próbować pogodzić pogląd Więc (który bardzo mi się podobał) z zasadą "nieważne jak, ważne kiedy". Można twierdzić, że w ciągu doby lub podobnego odcinka czasu jest wiele - zapewne kilka, trzy, cztery, może więcej - momentów czasu, w których planety układają się w podobny horoskop, co ten, przy którym dziecko miało się urodzić ze swojej natury. Zatem dziecko w myśl poglądu Więc ma przeznaczony sobie nie jeden prawdziwy moment narodzin, tylko kilka, i nawet jeśli lekarze je zmuszają do przedwczesnych urodzin, to zawsze jakoś utrafi w jeden z przypisanych sobie momentów. Wydaje się jednak, że chociaż pogląd ten brzmi rozsądnie, to nie można go ani udowodnić, ani obalić.
Jakie stąd wnioski? Jeśli chcemy uprawiać astrologię, to musimy postępować w myśl zasady "nieważne jak się urodziłeś, ważne kiedy" (nawet gdyby nam się nie podobała). Tu także potrzebna jest poznawcza pokora, o której wspomniałem poprzednio.
Przeszłe wcielenia a horoskop
W dyskusji nad tym, czy obowiązuje wariant Więc czy Ponieważ, pojawiły się wypowiedzi o przeszłych wcieleniach. Że dusza, mająca za sobą już pewną przeszłość, owe przeszłe życia właśnie, wciela się w embriona, który ma się urodzić, i co z tego wynika.
Z przeszłymi wcieleniami jest kłopot, bo jest to coś, co jest silnie obciążone ideologicznie: naukowi racjonaliści w to nie wierzą, chrześcijanie nie wierzą, wierzą za to hindusi (czyli wyznawcy hinduizmu), buddyści oraz okultyści i teozofowie. Z powodu tego ideologicznego obciążenia naukowcy niechętnie się za ten temat biorą - a raczej się nie biorą wcale... i właściwie o reinkarnacji, o przeszłych życia niewiele wiemy pewnego. Fakty są takie:
(a) Ogromna większość ludzi żadnych przeszłych wcieleń nie pamięta. (Chociaż w pewnych grupach religijnych i innych przyjęte jest chwalić się rzekomym pamiętaniem przeszłych żywotów.)
(b) W pewnych kręgach kulturowych - np. w Indiach, w Tybecie - pomimo to reinkarnacja przyjmowana jest jako coś oczywistego.
(c) Zdarzają się przypadki, że małe dzieci pamiętają wydarzenia, które wyglądają na pochodzące z czasów innych niż ich własne życie. (Tak się zdarza zwłaszcza w Indiach, gdzie jest przychylna temu atmosfera; gdzie indziej coś takiego raczej zostanie uznane za dziecięce fantazjowanie.) Zdarzało się też, że znajdywano realnych ludzi i miejsca odpowiadające opowieściom takich dzieci. Zjawisko to zdaje się było nawet badane przez kogoś z zachodnich psychologów.
(d) Istnieje zjawisko regresji hipnotycznej, kiedy pod hipnozą lub w podobnych stanach zmienionej świadomości ludzie "cofają się" do swoich "przeszłych wcieleń". Piszę to w cudzysłowach, bo trudno jest orzec, czy tak jest faktycznie, czy tylko badanym i ich hipno-przewodnikom tak się wydaje. Jest prawdopodobne, że podczas regresji hipnotycznej zazwyczaj owe wspomnienia z przeszłych wcieleń zostają nieświadomie zmyślone, nieświadomie skomponowane z materiału powieści, filmów, zasłyszanych opowieści. Świadczą o tym zabawne błędy jakie popełniają owe poprzednie wcielenia - np. podając numer faraona Ramzesa podczas przeszłego życia w Egipcie, chociaż numerowanie władców Egiptu wynaleźli dopiero historycy w XIX wieku. Ale nie można wykluczyć, że na 99 rzekomych przeszłych żywotów zmyślonych zdarza się jedna relacja prawdziwa.
(e) Przeszłe wcielenia tłumaczą mnóstwo zjawisk z życia ludzi, które bez tego tłumaczenia pozostają tajemnicze. Np. ja jako małe dziecko uwielbiałem mapy, co więcej, widziane na mapie kształty kontynentów w moich najwcześniejszych wspomnieniach zawsze wydawały mi się znajome. Przesiadywałem nad mapami tak długo i często, że aż niepokoiło to moich rodziców. Zwolennik przeszłych wcieleń od razu by to wytłumaczył tym, że w poprzednim lub w którymś z poprzednich żyć byłem geografem. Z drugiej strony podejrzane jest to, jak łatwo wszystko w ten sposób można wytłumaczyć.
(f) Wrażenia wyglądające na wspomnienia z przeszłych żyć pojawiają się w stanach zmienionej świadomości. Pojawia się wtedy (choć oczywiście nie zawsze) narzucające się swoją pewnością przekonanie, że żyło się zawsze, mimo przemijających wcieleń, i nadal tak będzie w przyszłości.
(g) Ale od poglądu o życiu w dawnych wcieleniach odstręcza naiwność większości doniesień o tym.
(h) Na koniec przypomnę, że Budda, choć jak wszyscy chyba mieszkańcy Indii nie wątpił w reinkarnację, to uważał ją za przekleństwo i jego doktryna polegała na tym, żeby znaleźć w sobie coś takiego, co ani nie umiera, ani się nie inkarnuje. Buddyzm nazywa to coś wieloma terminami, najbardziej znane to Tathata, Dharmata, Śunja lub Śunjata, Natura Buddy albo Dharmakaja - ale na pewno nie jest to osobowa świadomość, żadne "osobiste ja". Ciekawy pogląd wyrażony jest w Tybetańskiej księdze umarłych: że umierający w momencie śmierci nie traci świadomości ani pamięci - za to traci jedno i drugie, kiedy rodzi się, a raczej nieco wcześniej, kiedy obsuwa się w następne wcielenie.
Podsumowując: wydaje mi się, że przeszłe wcielenia nie są rzeczą na tyle udowodnioną, żeby na tym założeniu cokolwiek budować, również w astrologii. Zajmując się astrologią, nie musimy zajmować się przeszłymi wcieleniami.
Wojciech Jóźwiak
wykłady z lat 2004-2007, w Tarace od 21 maja 2010