Marks, Weber i kryzys
Tomasz Bielecki
2011-11-16, ostatnia aktualizacja 2011-11-16 17:34
Czy różnice kulturowe i religijne w Europie mogą trwale rzutować na pomyślność gospodarczą poszczególnych krajów? A może główną rolę odgrywa edukacja? - felieton z cyklu "Tygodnik europejski"
Karol Marks czy Max Weber? Kryzys strefy euro, który bogatszej unijnej Północy (chwalącej się swą pracowitością i oszczędnością) przeciwstawia uboższe Południe (pracownicy nie są tam bardziej leniwi, lecz ich kłopotem jest mniej efektywny system gospodarczy), sprawił, że nabrała na atrakcyjności idea, iż różnice kulturowe mogą trwale rzutować na pomyślność gospodarczą poszczególnych krajów.
Czy więcej racji miał Marks, który uważał religię i całą kulturę za pochodną stosunków gospodarczych, czy też Weber z tezą o oddziaływaniu w obu kierunkach oraz słynnym twierdzeniem, że etyka protestancka sprzyja kapitalizmowi bardziej niż katolicka? Takie pytanie zadają autorzy pracy "Marx vs. Weber" opublikowanej przez Europejski Bank Centralny - z zastrzeżeniem, że tezy naukowców nie są tezami EBC.
|
Christoph Batzen i Frank Betz postanowili sprawdzić to metodami statystycznymi w dwóch kantonach szwajcarskich, Fryburg i Vaud, czyli w rejonach bardzo jednorodnych do XVI w., kiedy podzieliła je reformacja w wydaniu kalwińskim.
Socjolodzy przeanalizowali wyniki szwajcarskich wyborów i referendów z ostatnich kilku dekad, które dotyczyły m.in. skracania tygodnia pracy, stawek podatkowych i interwencji państwa w gospodarkę - przykładowo przez regulowanie rynku wynajmu nieruchomości.
Wyniki premiują Webera. Protestancki elektorat okazał się o 13 proc. mniej chętny do popierania reform skracających czas pracy oraz o 11 proc. mniej gotowy do promowania większej interwencji władz w wolny rynek. Ponadto wyborcy w rejonach o tradycji katolickiej nieco chętniej popierali ustawy wspierające podział bogactwa między wszystkich obywateli, m.in. za pomocą stosownych stawek podatkowych.
Paradoksalnie, badanie "Marx vs. Weber" nie wykazało jednak istotnych różnic w średnim dochodzie w rejonach katolickich i protestanckich w Szwajcarii. Autorzy zastrzegają, że winna może być metoda badań, a nie domniemana prawidłowość, że dłuższa praca połączona z większymi nierównościami społecznymi wcale nie sprzyja, na dłuższą metę, większemu bogaceniu się całego kraju.
Niedawno Webera wziął na warsztat także socjolog Sascha Becker z Warwick University. Choć Weber w swej pracy "Etyka protestancka a duch kapitalizmu" z 1905 r. przypisywał większą przedsiębiorczość protestantów wpływom ich teologii, to zdaniem Beckera całą rzecz można sprowadzić przede wszystkim do edukacji, w tym przede wszystkim różnic w wykształceniu kobiet.
Protestanckie gminy w Niemczech z XIX w., które znał Weber, korzystały z lepszego wykształcenia swych mieszkańców, które było pochodną tradycji sięgającej czasów reformacji, kiedy naciskano na naukę pisania i czytania, by zarówno chłopcy i dziewczęta mogły czytać Biblię. Lepiej wykształceni protestanci z czasów Webera pracowali poza rolnictwem częściej niż mniej wykształceni katolicy. I to, a nie teologa, różnicowało, zdaniem Beckera, ich zasobność.
"Dziś to już nie ma wielkiego znaczenia" - tłumaczy Becker. A wyrosła na tradycjach katolickich Bawaria, jeden z najbogatszych landów Niemiec, jest tego najlepszym potwierdzeniem.
A co z prawosławnymi Grekami? W imperium osmańskim kwitł biznes mniejszości żydowskich i chrześcijańskich, czyli głównie prawosławnych, choć wtedy bodaj główną przyczyną był brak nęcącej alternatywy - niemuzułmanie nie mogli zrobić kariery w służbie publicznej czy wojsku.
Jednak dzisiejsza, gospodarczo prężna diaspora grecka w USA dowodzi, że współcześnie kultura i tradycje religijne nie przesądzają - przynajmniej bezpośrednio - o zasobności i przedsiębiorczości lub jej braku.
Źródło: Gazeta Wyborcza