ŻYWY, BO UMRZEĆ MOŻE
„Już lepiej żyć przez jeden dzień niż nie żyć bardzo długo.”
*
Żyć w strachu przed śmiercią, to jakby nie żyć naprawdę. Nie mieć za co/kogo umierać, to też jakby nie żyć. Bywa, że takie pozorne, nieważkie życie jest nie do zniesienia i nawet przyzywa śmierć, byleby był dla niej jakiś godny motyw. Ale do tego potrzebny jest przykład śmiałków nie lękających się niczego. Czyż więc szaleńcza odwaga rodzi się ze strachu, a życie smakuje dopiero na krawędzi śmierci?
*
Kiedy Rew przygarnął tego chłopca, mały bał się zimna, ludzi i bezradności. Co prawda obaj mieszkali w przytułku, ale Rew ochraniał go jak mógł przez kilka lat. Ten mały wypełniał w nim puste miejsce po czymś, co się kiedyś zawaliło. Gdy jednak dorósł, musiał odejść w swoje życie, a bardzo chciał być żołnierzem. Nie zatrzymywał go, lecz poczuł, jakby miał w sobie już nie mieszkanie, lecz grób. Kiedyś współczuł ludziom pozbawionym wszystkiego, a nawet zdawało mu się, że ich kochał. Lecz to także w nim umarło. Czuł, że mogłoby ożyć, gdyby odważył się na ofiarę z życia za nich. Ta myśl go ożywiała, bo przecież życie tylko wtedy jest coś warte, kiedy poświęcone czemuś, a nie przeciekające przez palce. I wszczął się jakiś ruch w tym kraju - powstanie pokrzywdzonych. A jego przywódcą stał się przygarnięty niegdyś przez niego chłopiec Wer - nieustraszony, władczy, groźny i uwielbiany przez podwładnych niby archanioł jakiś. Ci, co za nim poszli, nie znali lęku ani litości. Palili się do walki nie tylko z wrogiem, ale z czymś lękliwym, bezwładnym w sobie. Z nim stawali się herosami. Wojna budziła w nich coś pięknego i mrocznego zarazem, bo już nawet nie o zwycięstwo im chodziło, ale o walkę samą, możność zadawania śmierci i szafowania życiem. Potrzeba było więc im hasła i wodza, a cel nie był już tak istotny. Poszedł więc i Rew za swym wychowankiem, za sprawą wielką i świętą, a tak naprawdę, to po to, by polec pięknie. Choć podczas walki miał zawahania, gdy nie czuł jedności ze współwalczącymi młodymi i umierającymi w chwale. Pragnął wtedy jednego, by młody wódz Wer żył, bo w nim nie było śladu wątpienia, a jedynie hardość wojownika. I właśnie po kolejnej zwycięskiej bitwie, jak groźny cień spadła na nich wieść, że Wer został tak strasznie ranny, że leży umierający. Rew pobiegł do jego namiotu i ujrzał go całego w ranach i bandażach, coś nieprzytomnie szepczącego. A ból wykrzywiał mu twarz, jak niegdyś w dzieciństwie, lecz nie poddawał się jednak strasznemu cierpieniu. Spojrzał na swego dawnego opiekuna i wyszeptał: „Nic to, że umieram. Umiera tylko ten, kto żyje.” Konał już, gdy dodał: „Umiera tylko, kto żyje. Dlatego żywy, że umrzeć może.” I Rew ruszył z powrotem do walki.
*
Z lęku przed śmiercią może umierać dusza i człowiek jakby nie żył naprawdę. „Kto chce ocalić życie, straci je.” Z tego lęku można uśmiercić w sobie sumienie, ale i zmysł radości z życia. Dlatego trzeba nie lękać się i żyć, ale nie za wszelką cenę.