Po „Słowackiemu” jakby...
(przyjaciółce z Wysp)
Niechaj mnie Maryś o piosnki nie dręczy
Bo kiedy Maryś do ojczyzny wróci
To każda wrona uszy jej zamęczy
Każdy jej bociek piosenkę zanuci
Nim wrona schrypnie, nim bociek odleci
Słuchaj, bo to są muzycy, poeci…
Wrony kraczące, boćki klekotliwe
Będą Ci całe oratoria składać
Ja bym zaśpiewał trochę bardziej ckliwie
Lecz po ichniemu już próbuję gadać
Bo tu, gdzie Wisła srebrną tonią kusi
Człek krakać musi albo się udusi !
Dzisiaj na Wyspy pojechałaś w gości
Mi tu instrument rozsechł się, dasz wiarę?
Jakże bez niego śpiewać o miłości?
Przywieź mi, Maryś z tamtych stron... gitarę!!!
Bo nam we dwoje zaśpiewać potrzeba
Wróć więc z gitarą, brzmiącą niczym z nieba.
Zresztą, co tam! Przyjedź nawet bez gitary