USZCZĘŚLIWONY?
Uważajcie z podarunkami - zwłaszcza cennymi - bo mogą one komuś odebrać to, co bezcenne.
*
Im ludzie zamożniejsi, tym mniej jest szewców, bo któż teraz chce łatać stare buty. Jednak bywają jeszcze gdzie niegdzie i szewcy, i tacy, co ich nie stać wciąż na nowe buty. Przy jednej z uliczek Starego Miasta, gdzie stare kamieniczki szybko zaczęły się zamieniać w stylowe i luksusowe apartamentowce, ocalał taki malutki zakład szewski. Może z kaprysu kamienicznika, bo miał malowniczą witrynę z szyldem „Pod starym chodakiem”. Przez większą część roku, zza uchylonej okiennicy widać było i słychać posiwiałego szewca, do którego zaglądali emeryci, dzieciaki i plotkarki - może dlatego, że potrafił słuchać i czasem śpiewał stare ballady. Ale ten i ów przynosił do niego buty do naprawy, bo szewc robił to solidnie, z ochotą i tanio. Z eleganckiej kamieniczki vis a vis szewskiego zakładu obserwował czasem tego szewca Mister Gold, jak go tu nazywali. Miał tu swój gabinet i apartamenty. Spoglądał ukradkiem, jak szewc pracuje, gada z ludźmi, śpiewa, bo było to coś unikalnego przy tej uliczce. Ów Gold jakby zazdrościł czegoś szewcowi, ale chyba nie naprawiania starych chodaków i biedowania. Któregoś dnia zajrzał do szewca i zaprosił go do siebie na kolację. Szewc przyszedł zdumiony wyszukanymi daniami i trunkami. Gold wyjaśnił, że długo są już sąsiadami i on chciałby szewca czymś uszczęśliwić, skoro jemu się poszczęściło i odziedziczył po babce fortunę. Otóż ta babka zostawiła mu szkatułkę ze złotymi monetami, nakazując mu, by obdarował nią kogoś, komu się gorzej wiedzie. I Gold postawił przed gościem szkatułkę, w której błysnęło złoto. Szewc tak był tym zaskoczony i zmieszany, że nawet nie mógł wyjąkać podziękowania. Gdy już u siebie otworzył szkatułkę i przeliczył monety (było ich równo sto), to pomyślał, że jest posiadaczem skarbu. Po chwilowej radości jednak ogarnął go lęk, bo nie miał tego nawet gdzie schować i co z tym zrobić. Gorączkowo myślał nad jakimś bezpiecznym schowkiem. Prawie nie spał tej nocy. Rano zamknął zakład wywieszając kartkę, że nieczynny, bo bał się, że ktoś wejdzie i odkryje podarowany mu skarb. Na inwestowaniu, lokatach czy akcjach zupełnie się nie znał. Pomyślał więc, że zakopie szkatułkę pod drzewem… że zamuruje… że ukryje pod podłogą… Ale nie… Już trzeci dzień ludzie zaglądali przez zasłoniętą szybę do zakładu, podejrzewając, że szewc chory, a może mu się zmarło. Smutno się bowiem zrobiło w tym miejscu i głucho jakoś… A szewc siedział w środku i gapił się w złoto w szkatułce. Kiedy jednak jakiś dzieciak zawołał, by szewc zaśpiewał piosenkę o starych chodakach starego wiarusa, nie wytrzymał. Chwycił szkatułkę, wpadł do gabinetu Golda i powiedział: „Może pan jest szczęśliwy z tym złotem, ale mnie ono wcale nie uszczęśliwiło. Weź pan je sobie z powrotem, bo odebrałeś mi pan spokój i lekkość serca oraz bliskość ludzi, których zacząłem się bać. A to jest nieszczęście.” I pobiegł otworzyć zakład. Mister Gold tylko zgrzytnął zębami.
*
- Pieniądze szczęścia nie dają - powtarza wielu, ale kto odmówiłby przyjęcia takiego małego skarbu… Czy jednak pomyślałby on, co traci przyjmując go? Cóż, w świecie pieniądza, kont, walut, lichwiarstwa, nawet trudno to nazwać, a co dopiero ocenić…