Przymusowe migracje ludności w XX wieku
Problematyka wysiedleń jest drażliwa, o tej kwestii można mówić używając zarówno wyrażeń wartościujących, jak i neutralnych. Niemiecki projekt Centrum Przeciw Wypędzeniom używa terminu „wypędzenia”, historycy mówią o wysiedleniach bądź przesiedleniach.
Przesiedlenia kojarzą się nam z przymusowymi przemieszczeniami ludności w nieznane miejsce, zaliczyć do nich można m.in. sprawę Zamojszczyzny. Deportacja także ma charakter przymusowy, lecz dokonuje jej państwo, mające do tego tytuł prawny, choć nieraz zdarzały się deportacje bezprawne, jak deportacje na Syberię lub na Ziemie Odzyskane. Niewątpliwie bezemocjonalną nazwą są przymusowe migracje ludności [ang. forced migrations]. Stosując ten termin, nie wnikamy, czy przemieszczenia te dokonywane były zgodnie z prawem czy bezprawnie, a także czy przesiedlani wiedzieli, dokąd jadą, czy też nie.
Jak widać, warianty słownictwa są dość bogate. Mówiąc o wysiedleniach zakładamy pewien element nacisku, jakiejś presji zorganizowanej przez państwo. Dobrym przykładem jest wysiedlenie ludności z terenu zagrożonego przez powódź - nierzadki jest opór przeciw opuszczaniu domów. Nie przyjmujemy wtedy, że wysiedlenie odbywa się w sposób określony pod względem miejsca, do którego ludzie są przemieszczani. Państwo działa jednak na podstawie aktów prawnych, takich jak umowy międzynarodowe, rozporządzenia rządu czy też ustawa o stanie wyjątkowym.
Wyraz wypędzenie w słowniku języka polskiego nie pojawia się w kontekście ruchów ludności. Wypędzać można bydło na pastwisko, dlatego używając tego terminu historycy niemieccy mają na celu trzy rzeczy. Po pierwsze, podkreślają, że działania te były niehumanitarne. Po za tym dehumanizują tych ludzi, porównując ich deportację do przepędzania stad zwierząt hodowlanych. I wreszcie ukazują brak podstawy prawnej do wysiedleń, uważając je za działania samowolne.
Słowo wywózka kojarzy się jednoznacznie z wysiedleniami Polaków na Wschód. Używane przez polityków państw europejskich podczas II wojny światowej określenie transfer ludności zawiera w sobie termin stricte techniczny - transferować można pieniądze w banku [również dane w technologii informatycznej - przyp. red.], odniesienie tego terminu do przemieszczeń ludzi sugeruje, że przesiedlenia odbywały się w sposób spokojny, dokładny i zaplanowany.
Repatriacją nazywano w dobie PRL-u przemieszczenia ludności polskiej „zza Buga” na Ziemie Odzyskane. Propaganda ukazywała to jako powrót do ojczyzny, choć dla tych ludzi ojczyzną był Lwów czy Drohobycz, zaś Kołobrzeg lub Szczecin były miejscami całkowicie obcymi. Wyjazdy nie były dobrowolne, a wyraz „ojczyzna” miał dla rzekomych repatriantów bardzo abstrakcyjne znaczenie. Ich losy niewiele różniły się od losów ludności niemieckiej uciekającej ze Śląska do podzielonych Niemiec. Terminu repatriacja używano, aby nie stosować negatywnych znaczeniowo terminów w stosunkach z ZSRR a także aby podkreślić zasadność przynależności Pomorza do Polski i zdobyć legitymację dla przesiedleń.
Ci którzy atakują ruchy ludnościowe, używają określeń wartościujących - historycy dążący do obiektywizmu bądź usprawiedliwiający owe ruchy używają nazw neutralnych znaczeniowo.
Masowe przymusowe ruchy ludności zna już starożytność. Stosowali je szeroko Asyryjczycy, Grecy, Persowie, Macedończycy, zdarzały się też w średniowieczu. Pierwsze w XX wieku zorganizowane przemieszczenie grup etnicznych nastąpić miało po II wojnie bałkańskiej, lecz zrealizowaniu decyzji przeszkodził wybuch I wojny światowej.
Porozumienia kończące I wojnę światową nie kierowały się zasadą przymusowych przesiedleń. Mniejszościom narodowym żyjącym w obcych państwach przyznano zbiorowe prawa, m.in. prawo skargi do Ligi Narodów.
Przesiedlenia zastosowano po wojnie grecko-tureckiej, na mocy kończącej działania wojenne konferencji w Lozannie [1926]. Celem normalizacji stosunków postanowiono przesiedlić Greków z Azji Mniejszej na Płw. Bałkański, zaś Turków z Grecji deportować do Turcji. Greckie osadnictwo w Azji Mniejszej sięgało czasów starożytnych [rejon ten, wraz z wyspami M. Egejskiego należał do tzw. Grecji właściwej - przyp. red.], zaś Turcy w Grecji mieszkali od późnego średniowiecza. Postanowienia te dotyczyły ok. 1.5 mln osób.
Na terenach spornych przyznanych Polsce obowiązywało prawo opcji - należało wybrać, czy chce się być obywatelem Polski czy Niemiec. Masowe migracje pojawiły się wraz ze stabilizacją władzy nazistów w Niemczech oraz po zaostrzeniu się polityki Stalina wobec narodów ZSRR.
Zanim wybuchła kolejna wojna Hitler podpisał z Mussolinim porozumienie zakładające przeniesienie do Rzeszy Niemców zamieszkujących Południowy Tyrol. Teoretycznie obowiązywało prawo opcji, naciski administracyjne były jednak na tyle silne, że możemy mówić o przymusie. Hitler dla dobra sojuszu z Duce zrezygnował z zasady, że III Rzesza jest wszędzie tam. gdzie mieszkają Niemcy i przeniósł swoich obywateli do Niemiec.
Polacy z terenów za granicą radziecką byli deportowani na Syberię, polityka ta nasiliła się po wybuchu wojny a szczególnie po agresji sowieckiej 17 września.
Pakt Ribbentropp-Mołotow otworzył obu państwom drogę do ekspansji w Europie Środkowej i Wschodniej. Niemcy w sposób przymusowy przesiedlały do Rzeszy ludność niemiecką z państw bałtyckich a także Niemców Nadwołżańskich. Stalin uczynił z przesiedleń instrument podporządkowywania sobie podbitych obszarów, takich jak polskie ziemie wschodnie, oraz karania bądź prewencyjnego zastraszania grup uważanych za niespokojne [Czeczeńcy, plemiona gruzińskie, Tatarzy krymscy].
Przesiedlenia jako instrument w polityce międzynarodowej były stosowane podczas incydentu monachijskiego. Rzesza zażądała od Czechosłowacji terenów zamieszkałych przez ludność niemiecką, a państwa zachodnie doprowadziły do wymuszenia na tym państwie owych cesji terytorialnych. 15.09.1938 prezydent Czechosłowacji, E. Benesz w tajnym planie złożonym premierowi francuskiemu zgodził się odstąpić obszary pograniczne zamieszkałe przez Niemców, jednak aby ograniczyć skalę ustępstw terytorialnych chciał przeprowadzić akcję wiązaną - warunkiem odstąpienia terenów stronie niemieckiej byłoby przyjęcie przez Rzeszę dodatkowej puli ludności niemieckiej z Czechosłowacji. Benesz nie miał zamiaru karać Niemców w jakikolwiek sposób - chciał aby Hitler zakończył ten incydent z twarzą. Na 3.3 mln mniejszości niemieckiej 1/3 miałaby wrócić do Rzeszy wraz z terenami, na których zamieszkiwała, 1/3 miałaby być wysiedlona z pozostałej części kraju, reszta mogłaby pozostać. Kryterium decydującym był stosunek do narodowego socjalizmu - Benesz chciał, aby w Czechosłowacji pozostali tylko antyfaszyści. Plan ten skończył w archiwum i nigdy nie został zrealizowany. Problem sprawiał fakt, że czechosłowaccy Niemcy byli zbyt profaszystowscy, poza tym oddanie wszystkich terenów z ich głównymi skupiskami zmusiłoby Czechosłowację do oddania fortyfikacji nadgranicznych, zbudowanych ogromnym nakładem kosztów w latach 30.
Czechosłowackie władze na uchodźstwie były głównym motorem pozbycia się Niemców z państw Europy Wschodniej. Apostołem pozbycia się Niemców z kraju był do 1942 roku Benesz. W lipcu 1942 r. Benesz uzyskał od rządu Wielkiej Brytanii niezobowiązującą deklarację, że problemy Europy Środkowej rozwiązane będą przez transfery ludności. Deklaracja Anglii sprawiła, że Benesz zamierzał uzyskać to samo od Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego oraz dążył do bardziej zobowiązujących gwarancji brytyjskich. USA wydały w połowie 1943 wstępną zgodę na wysiedlenie ludności niemieckiej. Deklaracja Roosevelta była całkowicie niezobowiązująca, jednak Benesz przekazał informacje o niej do Moskwy - Stalin nie chciał być zdystansowany przez USA na tym polu i również wydał zgodę.
Państwa anglosaskie dużo łatwiej i chętniej zgodziły się na takie rozwiązanie problemu niemieckiego niż ZSRR. Dopóki ludność niemiecka mieszkała na rozległych terenach Europy Środkowej, dopóty Stalin mógł grać o całe Wielkie Niemcy i doprowadzić do ich skomunizowania. Gdy zgodził się na wysiedlenia, wystąpił jako egzekutor wobec Niemców, podsycając nastroje antysowieckie, osłabiając zaś pozycję niemieckich komunistów. Stalin doszedł do wniosku, że Polacy, którym zabrał Kresy Wschodnie potrzebują rekompensaty, podobnie zresztą jak Czechosłowacja, a przecież nie mogą mieszkać w jednym państwie z Niemcami.
Nastroje antyniemieckie wśród Rosjan były tak wysokie, że Stalin nie mógł nad nimi zapanować. Przykładem może być odezwa do żołnierzy Armii Czerwonej pióra Ilii Erenburga: „nie licz dni, nie licz godzin, licz zabitych Niemców. Zabijesz jednego, zabij dwóch, zabiłeś dwóch, zabij pięciu”. Nastroje te były silne również w Czechosłowacji, Polsce i państwach zachodnich. Naukowcy pracujący nad wynalezieniem radaru nieraz pytali „ilu to Niemców zabije?”, był to najważniejszy wykładnik skuteczności urządzenia. Marszałek lotnictwa brytyjskiego Harris podczas powrotu ze sztabu został zatrzymany przez policjanta za przekroczenie dozwolonej prędkości - „jedzie pan zbyt szybko, może pan zabić człowieka” - powiedział policjant - „codziennie zabijam ich kilka tysięcy” - odparł Harris, mając na myśli naloty dywanowe obracające w gruzy niemieckie miasta.
Współczucie dla Niemców było bardzo małe w krajach Zachodu. Ci ludzie nie rozumowali tak jak my dzisiaj - sama operacja przesiedlenia nie budziła kontrowersji, uznawano ją za mniejsze zło, sposób uniknięcia pozostawienia ciągłego zarzewia konfliktu.
Realizacja decyzji przyszła niespodziewanie łatwo. Od roku 1943 państwa zachodnie zaczęły się wycofywać z decyzji podjętej w 1942. Nie był to efekt współczucia a jedynie skutek skomplikowania się sytuacji politycznej. Wiedziano już, że Niemcy będą okupowane, i będą punktem docelowym fal wysiedleńców. Wysiedlonym należy zapewnić transport, wyżywienie, zakwaterowanie oraz podstawową pomoc medyczną. Logistyka wysiedleń była kwestią dość kosztowną. Powstaje pytanie, dlaczego na przesiedlenia zgodził się Stalin? Zgodę swą wydał, sądząc, że deportacje spowodują wrzenie w Niemczech i stworzą podatny grunt dla działalności partii skrajnych, do których zaliczali się przecież komuniści. Powojenny chaos polityczny zawsze sprzyja ugrupowaniom radykalnym
Do zakończenia wojny żadna ostateczna decyzja na szczeblu wielkich mocarstw nie została podjęta. Niemcy masowo uciekali przed Armią Czerwoną z terenów należących do Polski przed 1939 a w końcowej fazie wojny również z terenów rdzennie niemieckich. Ludność niemiecka padała ofiarą brutalności armii sowieckiej, co usiłowała wykorzystać propaganda Goebbelsa, nawołująca do oporu za wszelką cenę. Spowodowała ona jednak odwrotny skutek, czyli masową ucieczkę z zagrożonych obszarów i znaczną depopulację m.in. Prus Wschodnich.
Do Czechosłowacji front wschodni doszedł najpóźniej, walki o Pragę toczyły się w maju 1945, a niektóre oddziały walczyły jeszcze po podpisaniu bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy. Dlatego na te ziemie uciekali Niemcy z bombardowanych miast oraz z terenów wschodnich.
Państwa odbudowujące swoje jurysdykcje przy zakończeniu wojny nie czekały na decyzję mocarstw i przeprowadziły tzw. dzikie wysiedlenia, określane też mianem wysiedleń wojskowych. Przeprowadzane były przez siły zbrojne Polski i Czechosłowacji, w sposób urągający wszelkim zasadom, często dochodziło do grabieży i mordów. Tu historycy są zgodni - w istocie były to wypędzenia. Objęły W Polsce 1,5 mln osób, u południowego sąsiada 660 tys.
Konferencja w Poczdamie ustaliła przemieszczenia ludności jako metodę normalizacji, czy też uzdrowienia stosunków w Europie Wschodniej, choć przyczyna zgody mocarstw była daleka od tych ideałów. Niemcy nigdy nie uznały ustanowień konferencji poczdamskiej za wiążące, uważając zgodę zachodu za skutek kłamstwa Stalina, że większość Niemców z późniejszych Ziem Odzyskanych uciekła bądź została zabita. Poczdam dał podstawy prawne do wysiedleń, przy jednoczesnym zmniejszeniu ich brutalności.
Od początku sierpnia 1945 kończy się etap „dzikich wysiedleń”, przemieszczenia ludności odbywają się w porozumieniu z władzami stref okupacyjnych. Brak było jaskrawych przykładów przemocy, również warunki sanitarne były dużo lepsze niż poprzednio. Podniosły się ostatnio głosy, że Niemcy jechali w bydlęcych wagonach - prawda, lecz Polacy jadący „zza Buga” na Ziemie Odzyskane mieli te same wagony, a niekiedy nawet gorsze. Poza tym w kraju zrujnowanym wojną i okupacją innych wagonów właściwie nie było. Te wysiedlenia trwały od stycznia 1946 przez rok i objęły 3,5 mln ludzi w Polsce i 2,1 mln w Czechosłowacji. Nie wiemy, ilu Niemców uciekło przez Armią Czerwoną zanim skończyła się wojna. Nie wiemy ilu zginęło, nie tylko podczas wysiedleń, ale także podczas bombardowań czy walk na froncie. Nie wiemy także, ilu pomimo wysiedleń zostało w Polsce. Dane ze spisów powszechnych nie są miarodajne. Przeprowadzano je w latach 60., lecz władze lokalne kwalifikowały osoby o niesprecyzowanej świadomości narodowej, dwujęzyczne lub pochodzące z mieszanych małżeństw jako osoby narodowości polskiej. Wielu Niemców, pomnych wysiedleń, ukrywało swoją tożsamość narodową. Ostrożne dane mówią o 250 tys. w Polsce i mniej niż 200 tys. w Czechosłowacji..
Wraz z zakończeniem zorganizowanych wysiedleń kończą się przymusowe ruchy ludności na wielką skalę. Zaczyna się indywidualne przenoszenie się Niemców w ramach łączenia rodzin czy indywidualnych zezwoleń na wyjazd. W latach 70. Gierek w zamian za kredyty z RFN zgodził się na wyjazd kilkunastu tysięcy Niemców. Mimo to mniejszość niemiecka pozostała w Polsce do dziś. Lata 90. przynoszą emigrację zarobkową do Niemiec, istniejącą już nieco wcześniej. Tak więc mamy do czynienia z całym pakietem bardzo różnych zjawisk - wypędzenia, wysiedlenia [zorganizowane acz przymusowe przemieszczenia] oraz przesiedlenia [własna decyzja oraz znajomość miejsca przeznaczenia].
Pojęcie czystki etnicznej zrobiło karierę po wojnie w Jugosławii oraz wydarzeniach w Rwandzie. Do Niemców to określenie odnosi się w bardzo ograniczonym zakresie, z reguły jedynie do tych momentów gdy wkraczała Armia Czerwona, lub w mniejszym stopniu Ludowe Wojsko Polskie. Bezpośrednie akty terroru charakteryzowała pierwsza faza dzikich wysiedleń.
Pojęcia współczucia nie można aplikować do czasów nam współczesnych - jest to tzw. prezentyzm, czyli wyjaśnianie przeszłości terminami obecnymi. W przypadku kwestii niemieckiej prowadzi to do nadinterpretacji i zafałszowania przeszłości, co czyni Erika Steinbach. Trzeba dążyć do jak największego zróżnicowania i stosować wobec poszczególnych etapów odpowiednie pojęcia.
4