WYSTARCZY KOCHAĆ
„Piszesz dalszy ciąg Magnificat alfabetem Braille'a / którego nie znają teologowie bo za bardzo widzą.(ks. J.Twardowski)
*
Mawiał o sobie, że najpierw jest człowiekiem, potem dziennikarzem, dalej niedoszłym lekarzem, a dopiero potem księdzem. Pracując w telewizji, przesiąkał myśleniem tamtych, w większości niewierzących ludzi. Nawet nie czuł jakiejś misji. Prowadził programy społeczne, a od religijnych stronił. Szczególnie tam wstydził się wszelkich „ludowych” akcentów religijności, a więc Maryjnych „szopek”, jak tam mówiono. Zaprzyjaźnił się z pastorem, który wciąż śmiał się z kultu Maryi, która „jest czwartą osobą Trójcy Świętej dla katolików. Dlatego bał się tematów sanktuariów, objawień, pielgrzymek. I nagle zaskakująca prośba jego dawnej nauczycielki dogorywającej na raka, którą czasem spowiadał. Chwyciła go za rękę i żarliwie poprosiła, aby pojechał z pielgrzymką autokarową do Lourdes, bo tam wśród chorych jest także chora na raka jej wnuczka Bernatka, z którą nikt nie zgodził się jechać, a ona potrzebuje nie tylko troski medycznej. A jej zostało parę tygodni życia. A może jednak cud się zdarzy? I wtedy bąknął: „Tylko, że ja w te wszystkie cuda i wianki sam nie wierzę.” Nauczycielka spojrzała mu w oczy i wyszeptała: „To nic. Wystarczy kochać.” Z wielkim oporem, ale pojechał. I nagle przydały się tam jego dawne studia medyczne, bo w grupie była tylko jedna pielęgniarka. Przejął część jej obowiązków, by nie prowadzić modlitw i śpiewów w autokarze. Bernatka rzeczywiście wymagała troski. Powtarzała wciąż: „Byle nie umrzeć w drodze. Muszę tam być.” Bardziej dla pocieszenia powiedział, że nie umrze na pewno. I wtedy ona zaproponowała wspólne odmawianie różańca we dwoje, bo większość spała. W trakcie usnęła, a on skończył go sam, choć dawno już nie odmawiał. Kiedy dojechali na miejsce, pomagał wszystkim, by nie iść do groty. Jakoś dziwnie świeżo przypłynęła w pamięci opowieść katechetki o tej dziewczynce, co szła po chrust i przy strumieniu usłyszała głos Pani: „Poczekaj!”. Takie to dziecięce, że aż nie do wiary. Poszedł w końcu do groty z ostatnim chorym na wózku. Patrzył na płonące świece, ukląkł i kiedy podniósł oczy nie zobaczył we wnęce Figury. Pomyślał, że może wzięto do wymycia, ale co na to chorzy? Spojrzał ukradkiem, ale oni wszyscy wpatrywali się w to miejsce, jakby ją widzieli. Nawet ktoś obok szepnął, że chyba zdjęli aureolę z napisem „Jam jest Niepokalane Poczęcie”. Nie rozumiał, co się dzieje. Zresztą, może lepiej, bo ta figura z obrazków dotąd jakoś dziwnie nakładała się na samą Maryję w jego myślach i raczej raziła go… Ale dlaczego tu jej teraz nie widzi? Ten ktoś obok szepnął: „Czy nie jest piękna?” Czuł dziwne drżenie, więc zerwał się, bo przypomniał sobie o Bernatce, a miał być przy niej szczególnie tu. Jednak wśród chorych jej nie było. Pobiegł do sali, gdzie mieli spędzić noc i zobaczył wchodzącą tam pielęgniarkę. Chyba zakonnicę w dziwnym trochę białym welonie, z długim niebieskim pasem i…boso. Słychać było, jak Bernatka rzęzi głośno, a pielęgniarka pochyla się nad nią, coś mówi i po chwili dziewczynka ucichła, a pielęgniarka zniknęła. Podszedł bliżej i ujrzał, jak Bernatka śpi spokojnie jak dziecko. Wrócił do groty, przepchnął się przez tłum i ukląkł najbliżej jak mógł. Figura stała. Brzydka, jak obrazkach. Ale kiedy spojrzał na ten niebieski bas i bose stopy, ukląkł i głowę pochylił bardzo nisko usiłując się modlić, a w uszach brzmiały te słowa nauczycielki: „Wystarczy kochać…wystarczy kochać.” I nimi się modlił. Wokół słyszał poszczególne słowa dawnej modlitwy: „…że od wieków nie słyszano, aby kto Twej pomocy wzywa…” Nie mógł opanować drżenia, gdy usłyszał za sobą dość głośne wołanie: „Proszę księdza, Bernatka… Proszę księdza!” Wstał i już wiedział.
*
„..tak cię sumiennie zasuwają na noc w jasnogórskie blachy pancerne że nie widać / To nic wystarczy kochać słuchać i obejmować”
(ks. J.Twardowski)