Klarowne, złociste masło, oczyszczone ze zbędnych substancji stałych, a tym samym oferujące smażonym na nim potrawom to, co w nim najlepsze…
Nie tylko ze względu na barwę zasługuje na nazwę „płynne złoto”. Ghee jest wprawdzie tłuszczem o pięknej, złocisto-miodowej barwie, delikatnym smaku i orzechowym zapachu. Jednak oprócz tego, że jest piękne, smaczne i aromatyczne:), ma także wiele właściwości leczniczych m.in. nie podnosi poziomu cholesterolu we krwi (tak jak to robi masło). Więcej o ghee znajdziesz na pewno chociażby w Wikipedii. Ja dodam tylko, że smażę na i w ghee od czasów studenckich (nie wszystko rzecz jasna, ale często po nie sięgam). Wówczas traktowałam to jako ciekawostkę, ot, kolejny fajny przepis, który trzeba wypróbować, ale szybko stwierdziłam, że FAKTYCZNIE, smażone na nim potrawy SĄ smaczniejsze, a ghee można podgrzewać do znacznie wyższych temperatur niż inne tłuszcze.
I tak np. zwyczajne potrawy (mięso, smażone ziemniaki, warzywa czy nawet naleśniki(!) smażone na ghee smakują wyjątkowo i inaczej. Zupełnie jakby ten złocisty tłuszcz wydobywał z nich prawdziwą głębię i smak. Ja jestem orędownikiem ghee. Wprawdzie wykonanie trochę uwago- i czasochłonne, ale bez przesady: przy ilościach masła, jakie proponuję, wychodzi niecałe 30 minut pracy, a w efekcie mam cały słoik tego płynnego złota!
Spróbuj, a zrozumiesz o czym mówię - hmmm, piszę:)
Ghee -indyjskie „płynne złoto” /lub oczyszczone masło/
czas przygotowania: 30 minut + czas na wystygnięcie
SKŁADNIKI:
ciasto:
800 g masła (tj. 4 kostki)
garnek o grubym dnie
łyżka do zbierania piany
naczynia z pokrywką: większe do przelania ghee oraz mniejsze do zebranej piany
Masło roztapiam w garnku, najlepiej takim o grubym dnie. Najpierw na średnim ogniu do chwili, gdy zacznie się „gotować”, a na powierzchni powstanie biała piana, po czym zmniejszam ogień na możliwie najmniejszy i gotuję -cały czas pilnując!- przez ok. 20 minut.
Gdy masło całkowicie się roztopi, a piana zacznie trochę opadać, zaczynam zbierać łyżką to, co zostało na powierzchni. Od czasu do czasu mieszam (i zbieram powstającą stale pianę). Moim celem jest doprowadzenie do tego, by masło w garnku uzyskało postać klarownego, miodowo- złocistego płynu, a piana została zebrana w osobnym naczynku. Moim drugim, równie ważnym celem, jest to, by nie przypalić, ani nie zbrązowić zbyt mocno masła, bo straci aromat i będzie… nie takie jak być powinno:)
Po 20 minutach wyłączam ogień i zostawiam jeszcze na jakieś 5-10 minut, by na powierzchni zebrały się resztki piany, którą zbieram ostrożnie łyżką do pojemniczka z pianą. Następnie ostrożnie, aby nie poruszyć substancji stałych zebranych na dnie garnka, najlepiej chochelką przelewam ghee do czystego i suchego naczynia z pokrywką. Można też przelać przez sitko wyłożone kilkoma warstwami gazy tak, żeby wspomniane wcześniej substancje stałe wytrącone z masła nie dostały się do pojemnika z ghee. Zostawiam bez przykrycia do wystygnięcia w temperaturze pokojowej, po czym przykrywam pokrywką i gotowe. Można używać do smażenia zaraz po przygotowaniu, nie trzeba czekać, aż wystygnie.
Podobno dobrze przygotowane ghee można przechowywać w chłodnym i ciemnym miejscu do kilku lat. Ja nie próbowałam, może dlatego, że robię małe porcje:) Mimo wszystko chyba jednak nie odważyłabym się. Ja moje ghee przechowuję w lodówce i wyjmuję na czas smażenia, po czym znowu wędruje do lodówki. To fakt, że może stać tam długo, jednak określeniu „kilka lat” wierzę raczej na słowo. Ja nigdy nie robiłam jakichś szalonych ilości od razu, bo 1) gdzie miałabym to chować 2) kto ma czas na kilkugodzinne doglądanie ghee z kilku kilogramów masła:)?
A zebrana piana jest idealna do dodawania do kasz, ryżów, ziemniaków. Ja często wykorzystuję ją także do wypieków (np. ciasteczka czy babeczki maślane).
Gorąco, gorąco polecam!