Średniowieczne miasto, dla dzieci różńości, do czytania


Średniowieczne miasto

Wojciech Widłak

Domy, ulice, dużo ludzi… Niby wszystko to samo, ale zupełnie inaczej!

Dziś, gdy jedzie się samochodem czy pociągiem, można w ogóle nie zauważyć, gdzie jakieś miasto się kończy, a gdzie zaczyna. No, czasem uda się może dostrzec tablicę z nazwą - i to właściwie wszystko.

Kilkaset lat temu nikt nie miał wątpliwości, gdzie przebiega granica, bo miasta, tak jak zamki, w których mieszkali królowie i książęta, były otoczone murem. Dzięki temu mieszkańcy spali spokojnie - nie musieli obawiać się nagłego napadu zbójców albo obcego wojska. Myślę zresztą, że niektóre dzisiejsze osiedla - ogrodzone i strzeżone przez specjalną ochronę - przypominają te dawne miasta… Tym bardziej że tam w murach też były bramy, przez które mieszkańcy i mile widziani goście mogli wejść, no i wyjść. Ale, tak samo jak dziś, uzbrojeni strażnicy mogli zatrzymać każdego, kto próbowałby bez pozwolenia wejść do miasta albo stamtąd uciec. Tyle że zamiast pistoletów mieli halabardy.

Co ty tutaj robisz?

Co robią ludzie na wsi - wiadomo. Uprawiają ziemię, hodują rośliny i zwierzęta, dzięki czemu wszyscy mamy co jeść. Tak samo było w dawnych czasach. A co robili ludzie w mieście? Nie było fabryk, biur ani hipermarketów (trudno w to uwierzyć, co?), ale były sklepy, stragany i warsztaty. Tam właśnie pracowali mieszczanie. Szewcy nie tylko naprawiali buty, ale przede wszystkim je robili, tkacze wytwarzali różne materiały, krawcy szyli ubrania, bednarze potrafili zrobić z deszczułek beczki, a ludwisarze z metalu - dzwony…

Byli jeszcze malarze, stolarze, cieśle, piekarze, rzeźnicy, kamieniarze, murarze, piwowarzy (zgadnij, czym się zajmowali) i sam nie wiem, kto jeszcze. Wszyscy byli bardzo potrzebni, bo to, co robili, przydawało się nie tylko pozostałym mieszkańcom miasta. Korzystało z tych wszystkich wspaniałości również wielu gości z innych miast i wsi, którzy przyjeżdżali sprzedać to, co samo wytworzyli, a za zarobione pieniądze kupić to, czego u nich nie było.

Prawie jak rycerze

Ludzie tych samych zawodów mieli swoje warsztaty obok siebie - na jednej ulicy. Ktoś, to przyjeżdżał do miasta kupić na przykład beczkę albo buty, nie musiał ich długo szukać. No a gdy już tam trafił, miał w czym wybierać. Pozostałością po tamtych czasach są nazwy ulic, które do dziś zachowały się w starych miastach: na przykład Szewska, Piwna czy Bednarska.

Rzemieślnicy pracujący w tym samym zawodzie nie tylko mieszkali obok siebie. Łączyli się w organizacje, zwane cechami - oddzielnie dla piekarzy, oddzielnie dla szewców itd. Członkowie każdego cechu dbali o to, żeby to, co wyprodukują, było dobrej jakości - to znaczy, żeby chleb był smaczny, miecz ostry, a buty wygodne. No i o to, żeby za wszystkie te bardzo potrzebne rzeczy dostawać odpowiednią zapłatę.

Członkowie cechu pilnowali też, żeby… nie było za dużo nowych członków. Dlaczego? To dość proste - gdyby na przykład pojawiło się mnóstwo szewców, nie mogliby sprzedać wszystkich zrobionych przez siebie butów. No bo przecież ludziom nie wyrosłyby w tym czasie dodatkowe nogi ani nie przybyłoby pieniędzy.

Żeby więc zostać prawdziwym piekarzem, stolarzem czy tkaczem, trzeba było bardzo długo czekać i się uczyć. Nie w żadnej szkole, tylko u mistrza w danej sztuce - piekarskiej, stolarskiej albo tkackiej. Dopiero po wielu latach taki uczeń mógł zdawać egzamin i pokazać, co umie: upiec chleb, zmajstrować stół albo utkać materiał. Jeśli mu to dobrze wyszło - sam stawał się mistrzem i mógł mieć już własny warsztat i własnych uczniów. I stawał się członkiem cechu. A to wiele znaczyło - mógł liczyć na pomoc innych członków, brać udział w spotkaniach i zabawach mistrzów, a na uroczystościach występować pod kolorową chorągwią ze znakiem cechu. To prawie tak, jakby był rycerzem i nosił na tarczy swój herb.

Nic więc dziwnego, że do miasta wędrowało wielu młodych ludzi ze wsi. Liczyli na to, że tu odmienią swoje życie i staną się bogaci. Ale wcale nie było to takie proste.

Biedni i bogaci

Od samego przeniesienia się z jednego miejsca na drugie nikt nigdy nie stawał się z biednego bogatym (odwrotnie jest zawsze łatwiej, zwłaszcza jeśli po drodze spotka się zbójów).

Owszem, w mieście rzeczywiście było sporo ludzi, którzy dorobili się majątku dzięki ciężkiej pracy. Ci mieszkali w pięknych murowanych domach, a jednym ze znaków ich bogactwa były… okna. Nie tylko dlatego, że drogo kosztowało ich zrobienie, ale także dlatego, że za każde okno w domu trzeba było co roku płacić specjalny podatek.

Biednych - jak zawsze i wszędzie - było więcej niż bogatych. Przynajmniej mieli o jeden kłopot mniej - nie musieli płacić podatku od okien. Mieszkali na strychach, w ciasnych nieogrzewanych izdebkach, a najbiedniejsi po prostu na ulicy.

Uwaga, ulica!

Dziś szerokie asfaltowe służą samochodom, a piesi chodzą po chodnikach. W tamtych czasach nie było ani samochodów, ani chodników, a na wąskich ulicach toczyło się burzliwe życie. To tutaj kupcy rozkładali kramy i kosze z towarami, tędy przejeżdżały wozy, a czasem rycerz na koniu, tędy wędrowały tłumy przechodniów, tędy biegały kury, prosięta i psy.

O asfalcie nikt jeszcze nie słyszał. Tylko niektóre ulice w najbogatszych miastach były wyłożone kamieniami albo drewnianą kostką. Pozostałe niewiele różniły się od wiejskich dróg. Nic dziwnego, że gdy spadł deszcz, wszyscy brodzili w błocie. Co gorsza, można się było ubrudzić nie tylko błotem. Konie, psy i inne zwierzęta załatwiały swoje potrzeby właśnie na ulicy. To jeszcze nie wszystko. Nawet w najbogatszych domach nie było umywalek ani ubikacji. Ludzie myli się w baliach (nie za często), a siusiali do nocnika. Nie tylko małe dzieci, dorośli też! No a potem te wszystkie brudy wylewali… przez okno na ulicę. Dlatego przechodząc pod oknami, trzeba było bardzo uważać.

Zamiast oddzielnych łazienek w mieszkaniach w mieście były łaźnie. Tam można było pójść, żeby się porządnie umyć, ogolić i ostrzyc, a nawet poddać się masażowi. Nie było tylko solarium. Do łaźni chodzono całymi rodzinami. Musiał to być niezwykły widok, bo żeby nie zniszczyć ubrań, mieszczanie szli tam okryci tylko ręcznikami.

Wiadomości u źródła

Bardzo ważnym miejscem był rynek - główny plac miasta, centrum handlowe, położone w pobliżu najważniejszego kościoła w mieście. Tu była też studnia, z której każdy mógł nabrać wody. O wodzie cieknącej z domowego kranu nikomu się wtedy nie śniło.

Przyniesienie wody ze studni wymagało pracy, ale można było wynająć nosiciela, który za opłatą zaniósł wiadra nawet na najwyższe piętro ( na szczycie domy nie były tak wysokie jak dziś). Studnia zastępowała też… telewizor, radio i gazety. To tutaj, przy okazji nabierania wody, można było wysłuchać najnowszych nowin i ploteczek z życia miasta.

Nie wiem, czy w takim mieście mieszkało się przyjemnie, ale na pewno - ciekawie.

Na jarmarku

Wielkim wydarzeniem był jarmark, organizowany zwykle co roku (w dniu świętego patrona miasta). Trwał on często kilka dni. Zjeżdżali się wtedy kupcy i kupujący z całej okolicy, a nawet z dalekich zamorskich krajów. W czasie jarmarku nie tylko handlowano, ale także bawiono się. Można było obejrzeć występy wędrownych artystów, żonglerów, tresowanych niedźwiedzi, akrobatów albo połykaczy ognia. Pamiątką tamtych czasów jest dziś cyrk.

„DZIECKO” miesięcznik troskliwych rodziców, nr 11, listopad 2002, s. 84-85



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O WIOŚNIE W LESIE I WIEWIÓRKI W WAŻNYM INTERESIE, dla dzieci różńości, do czytania
Bajka zimowa, dla dzieci różńości, do czytania
TRZY SIOSTRY U Władcy wichró, dla dzieci różńości, do czytania
Podwodny świat, dla dzieci różńości, do czytania
Drzewa, dla dzieci różńości, do czytania
Psy, dla dzieci różńości, do czytania
Koszulka marynarza, dla dzieci różńości, do czytania
Chiny, dla dzieci różńości, do czytania
W krasnalowym przedszkolu, dla dzieci różńości, do czytania
Jak koza została ogrodnikiem, dla dzieci różńości, do czytania
Szpital, dla dzieci różńości, do czytania
Kot, dla dzieci różńości, do czytania
Małpy, dla dzieci różńości, do czytania
Rośliny, dla dzieci różńości, do czytania
Bajka o gąsienicy A. Galica, dla dzieci różńości, do czytania
O TRĘBACZU Z WIEŻY MARJACKIEJ, dla dzieci różńości, do czytania
O DOBRYM PRZEWOŹNIKU I SIOSTRACH RUSAŁKACH, dla dzieci różńości, do czytania
Jeziora, dla dzieci różńości, do czytania
TKACZ I CZARODZIEJ, dla dzieci różńości, do czytania

więcej podobnych podstron