Recenzja książki:
„Kryminalista” Jacka Głębskiego
Kryminalista to opowieść o młodym, spokojnym studencie polonistyki, który trafia to więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci. Przez złe stosunki jego ojca z sędzią zostaje osadzony w celi git - ludzi. Narracje całej powieści prowadzi jeden ze współwięźniów studenta, nosi on ksywę Cichy. Od samego początku bierze go pod swoje skrzydła, nadaje mu ksywę Wydra, uczy żargonu i kultury grypserki.
W powieści ukazane są trzy pierwsze miesiące jego pobytu w zakładzie karnym. Od samego początku śledzimy jego losy, jesteśmy świadkami jak przechodzi „amerykę”, czyli swoistego rodzaju chrzest bojowy. W tym najtrudniejszym dla niego etapie „odsiadki” cały czas towarzyszy mu Cichy. Przy okazji relacjonowania co dzieje się w danym momencie, przewijają się także opisy jego dotychczasowego życia. Okazuje się, że w więzieniu jest drugi raz. Dowiadujemy się także, że wcześniej również studiował polonistykę, której nie skończył, stąd jego słabość do nowego więźnia.
Wydra wykazuje się sporą szybkością przyswajania nowych zwrotów i zachowań, jest bowiem zdecydowany, że chce zostać jednym z git - ludzi. Przez innych współwięźniów nie jest łagodnie traktowany. Chcą pokazać mu co tak naprawdę znaczy pobyt w celi grypsujących celowo prowokują go do pomyłek, narażając na zupełne wykluczenie z tej subkultury. Jednak bystrość Wydry i wysoka pozycja jego przyjaciela pozwalają mu coraz bardziej przekonywać do siebie resztę grupy.
Więzienna codzienność przedstawiona z punktu widzenia recydywisty jest bardzo nudna i monotonna. Często dochodzi do kłótni pomiędzy więźniami, co przeważnie kończy się bójką, a nawet śmiercią. Bowiem przewija się sytuacja, gdzie Cichy stając w obronie swojego podopiecznego, przypadkowo morduje kolegę spod celi. Reszta współwięźniów zainicjowała samobójstwo. Strażnicy więzienni nie robili szczegółowego dochodzenia w tej sprawie dlatego sprawa przeszła bez echa i większych konsekwencji. Dla zabicia czasu więźniowie często piją czaj, to znaczy bardzo mocną herbatę, jedna szklana tego wywaru przyrządzana z całej paczki herbaty, tytoniu, proszku od bóli głowy i pasty do zębów. Prowadzą przy ty długie rozmowy. Marzą o tym co zrobią po opuszczeniu murów więzienia. Co zaskakujące, żaden z nich nie zamierza po wyjściu żyć jak uczciwy człowiek. Każdy ma plany napadów na banki, morderstw w ramach zemsty itp.
Pewnego dnia w więzieniu zjawia się mężczyzna, który w ramach pisania doktoratu chcąc zrobić doświadczenie proponuje naczelnikowi zorganizowanie przedstawienia teatralnego przez więźniów dla więźniów. Naczelnik przystaje na ten pomysł i przedstawia go osadzonym. Wydrze od razu spodobał się ten pomysł i zgłosił swoją ochoczość pociągając za tym także Cichego i kilku innych współwięźniów. Wydra wpadł na pomysł, aby „przetłumaczyć” sztukę Szekspira „Romeo i Julię” na język grypserki. Szybko podzielono się rolami, a on sam zajął się przekładem języka. Pochłonęło to mnóstwo czasu i energii wszystkich. Efekt był zadowalający dla doktoranta, jednak zapłacił za to wyjątkowymi, nie jednokrotnie przykrymi, przeżyciami, spirytusem i papierosami, których zażądali w zamian więźniowie.
Jest to opowiadanie przeznaczone dla ludzi o mocnych nerwach, którym nie przeszkadza ordynarnie i wulgarnie przedstawiana rzeczywistość. Dzięki specyficznemu językowi w jaki książka została napisana my, jako czytelnicy możemy wczuć się i lepiej wyobrazić sobie panujące w więzieniu realia. Wnioskować z niej można, że słabi ludzie nie mają szansy przetrwania w takim miejscu. Książka ogólnie wciągająca, momentami monotonna. Wątek wystawiania sztuki teatralnej był jednak dość komiczny. Mimo to jest godna polecenia, szczególnie dla laików w temacie więziennych subkultur, jednak czytając należy ją taktować z lekkim przymrużeniem oka, ponieważ jak w każdej powieści jest część prawdy, a część fikcji literackiej i wyobraźni autora.