CZY KARBOŃSKIE PŁAZY BYŁY DINOZAURAMI?
Nowa fala dinomanii związana z wejściem na ekrany kinowe filmu Zaginiony Świat nie zaowocowała u nas wysypem książek na temat dinozaurów. Wyjątkiem jest 31 tom serii, Co i jak wrocławskiego wydawnictwa ATLAS, zatytułowany Dinozaury. Barwna szata graficzna, odziedziczona po niemieckim pierwowzorze autorstwa Joachima Oppermanna, skusiła mnie do zakupu książki. Niestety, kiedy zacząłem przeglądać tekst, firmowany przez Romana Skąpskiego (przekład) i Tomasza Kokurewicza (konsultacja naukowa), włos zaczął mi się jeżyć na głowie.
Od razu na stronie tytułowej znalazłem „dinozaura olbrzymiego" (pod winietowym obrazkiem). Nie ma takiej nazwy. Po polsku na niemieckie Riesendinosaurier mówimy: zauropody, a „olbrzymie dinozaury" to po prostu dowolne wielkie dinozaury. Pierwszy śródtytuł znów chybiony: Czy smoki były dinozaurami baśni i mitów? Nie ma dinozaurów mitycznych i baśniowych. Powinno być raczej: Czy dinozaury to smoki z baśni i mitów? (Albo: Czy baśniowe i mityczne smoki to dinozaury?). I tak dalej, i tak dalej.
Czego jednak można oczekiwać po książce, której polscy współtwórcy, w tym „konsultant naukowy", nie wiedzą nawet, co to są dinozaury (a mogliby sobie to przyswoić choćby ze s. 8 „konsultowanej" przez siebie książki)! Ta elementarna niewiedza (rzadka nawet wśród uczniów zainteresowanych dinozaurami, a więc adresatów książki) rzuca się w oczy na każdym kroku. I tak, na s. 7 w odpowiedzi na pytanie: Czy w Polsce znaleziono dinozaury?, najpierw wyróżnia się „dinozaury lądowe" (a jakie inne?!), po czym wymienia jako dinozaury: „ichtiozaury, notozaury i plezjozaury" oraz „dinozaura o nazwie Chirotherium"! To nie były dinozaury (skądinąd Chirotherium to nawet nie nazwa zwierzęcia, a tropu)!!! Za to brak wzmianki o prawdziwych śladach jurajskich dinozaurów z Polski (8 ichnogatunków), odkrytych w Górach Świętokrzyskich i o polskich odkryciach dinozaurów w Mongolii. Na s. 42 jest ramka pt. Dinozaury z karbonu (!) (Chociaż na s. 12 wyraźnie mowa, że pierwsze dinozaury pojawiły się w triasie). Oczywiście, nie ma tam żadnego dinozaura, na cztery zwierzęta przypadają trzy nazwy, (przy czym mastodonzaur nie jest nawet gadem, a płazem tarczogłowym, zresztą błędnie w tekście nazywanym „płazem pancernym"). Niemieckie Saurier to nie to samo, co Dinosaurier, i oznacza to, co po polsku oddawał archaizm „jaszczury", czyli wszelkie kopalne gady i płazy.
Na następnej rozkładówce poraziła mnie ramka zatytułowana Ichtiozaury, w której żadne(!) z sześciu zwierząt nie jest ichtiozaurem to tak jakby wydrę, bobra, morsa i niedźwiedzia polarnego podpisać: „delfiny". Jeżeli ktoś nie potrafi odróżnić ichtiozaura od żółwia, to nie powinien mieć czelności podpisywania się jako „konsultant naukowy" (jak wygląda ichtiozaur, można zobaczyć na prawo od ramki; naprawdę trudno nie zauważyć różnicy...). Oczywiście, w tej sytuacji nie dziwi bełkot terminologiczny pojawiają się i dawno zarzucone „kotylozaury"(część okazała się płazami) i wynalazki tłumacza literalne tłumaczenia nazw niemieckich np. po polsku nie mówi się gady dziobogłowe (s. 10; są tylko wale dziobogłowe), lecz rynchocefale i rynchozaury (ciekawe, którą grupę tłumacz miał na myśli?), „Dinozaury olbrzymie" (zauropody; s. 1417, 38, 41), „dinozaury kolczaste" (stegozaury; s. 3233 i 38), „dinozaury pancerne" w znaczeniu, „nodozaury" (ramka na s. 34) i „dinozaury pancerne z ogonem w kształcie maczugi" w znaczeniu „ankylozaury" (ramka na s. 35), „dinozaury poruszające się na dwóch i na czterech kończynach" w tabelce ze s. 38 pośród samych dinozaurów poruszających się na dwóch lub czterech kończynach to prozauropody, „dinozaury gazelopodobne" tamże i na s. 40 to hipsylofodonty.
Pełną nonszalancję wykazują tłumacz i konsultant w posługiwaniu się formalnymi jednostkami systematycznymi i stratygraficznymi: np. według nich podrząd Sauropoda to taki sam „rodzaj" jak Triceratops (s. 9), podobnie podrząd Theropoda to „rodzaj" (s. 10), rodzaj Ouranosaurus to „gatunek Ouranosaur" (s. 39), rząd Pelycosauria zmienia się w „rodzaj Pelycosaurus" (s. 42), okres węglowy, czyli karbon, to u nich „epoka węgla kamiennego" (s. 42 i 43). Mętny przekład sprawia, że np. na s. 14 nie można się zorientować, kiedy mowa o prozauropodach, a kiedy o zauropodach.
Nie dziwią, więc już pomniejsze błędy w nazwach (np. Anchylosaurus zamiast Ankylosaurus na s. 9 czy Ultrasaurus zamiast Ultrasauros na s. 15) i w podpisach (czaszka na fot. ze s. 29 nie należy do mongolskiego Prenocephale, lecz do amerykańskiego Pachycephalosaurus).
Nie skorygowano nieaktualnych informacji: np. największa czaszka tyranozaura (Sue, sprzedanej za 8 mln dol.) ma 1.55 m, a karcharodontozaura 1.83 m (s. 18); owiraptor nie plądrował gniazd protoceratopsów (s. 23), lecz wysiadywał własne jaja.
Miałem nadzieję, że czasy „radosnej twórczości" wydawniczej, polegającej na zarzynaniu rzetelnych merytorycznie i atrakcyjnych edytorsko książek przez domorosłe przekłady robione przez „krewnych-i-znajomych Królika", mamy już za sobą. Niestety, myliłem się, a szkoda. Doprawdy, pomieszczenie w Dinozaurach tylu błędów na zaledwie 47 stronach z przewagą ilustracji to wyczyn nie lada.