6140


Część 6

W tym samym momencie podchmielony Jacob podniósł oczy znad talerza z trzynastą już parówką i zakrztusił się. Pechowa liczba. Chociaż w sumie bardziej pechowa dla Jaspera, który niczego nie podejrzewając podszedł do Alice, pocałował ją w policzek i poprosił do tańca. Wilkołak wpatrywał się w blondyna z maślanym oczami i widelcem w dłoni. Po chwili oderwał od niego wzrok i szepnął:
- Ja nie mogę! Ale z niego ciacho!
- Jacob, dobrze się czujesz?- zapytałam.
- Wyśmienicie! Spójrz tylko na te mięsnie… Ach… I te włosy i oczy. Wow!
- Co ci się stało?
- Wpoiłem się w Jaspera!- wykrzyknął radośnie.
Więc jednak. Proroczy sen. Mam tego dosyć. A było tak przyjemnie. Gdybym tylko nie ugryzła wówczas Edwarda, świat byłby piękny i prosty.
- Może już czas wracać do domu?- zasugerowałam.- Wypiłeś naprawdę dużo.- to mówiąc wskazałam na rząd butelek po piwie.
- Jeszcze chwilę! Spójrz tylko na niego! Czyż nie jest cudowny?
- Jesteś bardzo pijany.- stwierdziłam.
- Gdy zobaczyłem jego oczy, cały alkohol ze mnie wyparował.- powiedział z taka miną, że aż się wzdrygnęłam. Biedny Jasper. Nie będzie miał teraz lekko.
Po chwili skończyła się piosenka i do naszego stolika wróciła Alice ze swoim ukochanym. Oraz ukochanym Jacoba. Widziałam jaka toczy się w nim walka: z jednej strony chciał go zagadać, z drugiej strony bał się odrzucenia. Nie łatwy jest los wilkołaka-geja. A mówił, że mnie kochał! Dobrze, że wybrałam Edwarda. Teraz miałabym złamane serce.
- Cześć, Jasper.- Indianin odważył się zagadać swoją nową miłość.
- Cześć!- powiedział niedbale Jazz, tak jakby rzucał psu kość i zaczął całować Alice. Na twarzy Jacoba malowało się cierpienie.
- Może zatańczymy?- zaproponował nieśmiało.
- Co? W życiu!- blondyn spojrzał na niego z obrzydzeniem. Po chwili wziął swoją żonę za rękę i wyszli z sali. Alice rzucała przerażone spojrzenia zza ramienia. Zaczęłam jej współczuć. Cała trójka będzie przeżywać teraz ciężkie chwile.
***
Pojechałam z Edwardem, Rose i Emmettem do domu Cullenów. O ile mój chłopak wydawał się zbulwersowany zaistniałą sytuacją, o tyle jego rodzeństwo śmiało się i dowcipkowało z całego zajścia.
Pozostała czwórka już czekała na nas w salonie. Nikt się nie odezwał. Usiedliśmy w ciszy. Po chwili Esme poszła zrobić herbatę i przyniosła trochę słodyczy. Jasper rzucił się na irysy i zaczął je jeść całymi garściami. Nie zdziwiło mnie to. Też musiałabym odreagować jakoś ten ciężki szok. Po chwili zza okna dobiegło nas zawodzenie Jacoba. Dopiero po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że była to ballada specjalnie dla jego ukochanego.
- Mnóstwo ma mięśni, oczy niebieskie…
Czy zechce dzielić ze mną życie pieskie?
Prosty nos, jedwabna skóra,
Przebija swym wdziękiem każdego paszczura…
Zgrabne nogi, sprężysty chód,
Gdyby zechciał ze mną być- ach to byłby cud!
Piękny uśmiech, zęby białe
I do tego jeszcze całe!
Bystry rozum, mądre oczy,
Nigdy nic go nie zaskoczy.
Czy mnie zechce-mnie biedaka?
Na dodatek też cudaka?
Kocham prosto, kocham szczerze,
Myślę ciągle o Jasperze…
Przyjmij serce zakochane, kotku,
Nie myśl więcej o Alice-podlotku.
Ulituj się nade mną w niedoli
Bo mnie serce bardzo boli.
- Przyjmiesz jego rękę, kotku?- zapytał Emmett przez łzy. Turlał się ze śmiechu, tak samo jak Rosalie i Edward. Ja byłam raczej przerażona, tak samo jak Esme i Carlisle. Alice stała z szeroko otwartymi oczami. Jasper natomiast porwał całą paczkę irysów i pobiegł na górę.
Poprosiłam Edwarda, żeby zawiózł mnie do domu. Musiałam trochę ochłonąć.
***
Rano pojechałam w odwiedziny do Cullenów. Chciałam jakoś wesprzeć Jaspera, bo wczoraj wydawał się załamany. Zresztą nie dziwię mu się. To musiało być wstrząsające. Zadzwoniłam po mojego chłopaka i już po półgodzinie wylądowałam u nich w salonie. Blondyn leżał na tapczanie, a wokół niego leżały sterty papierków po irysach. Zatrzymałam się w progu i zapytałam Edwarda szeptem:
- Dlaczego Jazz cały czas je irysy? Musiał ich zjeść już kilka kilogramów!
- To mu zostało z wampirzego życia. No wiesz, wtedy lubił sobie zjeść jakiegoś rysia, a teraz irysa. To nie to samo, ale tak mu się kojarzy, więc je.- zaśmiał się pogardliwie mój chłopak.- Em cały czas je gumowe misie. Też mu się kojarzy.
- Przynajmniej nie ślinię się na widok adidasów `Pumy'.- odgryzł się Emmett.
- Co ja na to poradzę? To odruchowe!- bronił się zmieszany Edward.
Postanowiłam zmienić temat:
- Jacob długo jeszcze wył pod waszymi oknami?- na imię wilkołaka blondyn zawył przeciągle i skulił się na sofie. Wówczas do pokoju wbiegła Alice.
- Co ty wyprawiasz? Nie widzisz w jakim on jest stanie? Chcesz jeszcze irysa, kochanie?
Jazz pokiwał głową i poczekał aż jego żona odpakuje cukierka i wsadzi mu go do ust.
- Wynocha.- rzuciła krótko siostra Edwarda. Razem z Emmettem i Rosalie wyszliśmy na dwór.
- No więc? Długo jeszcze wył pod waszymi oknami?
- Całą noc. Jak skończył zaczynał od początku. Trzeba powiedzieć, że tekst nie był najgorszy. Choć czasem rymy nie do końca pasowały. Poza tym wybrał najłatwiejszy sposób ich łączenia: AA BB…- zaczęła wykład Rosalie.
- Wystarczy.- syknęłam.- Gdzie on teraz jest? Muszę z nim porozmawiać.
- Śpi pod oknem Jaspera. Nad ranem nie wytrzymał i zasnął. Postanowiliśmy go nie ruszać.
- Zaprowadź mnie do niego.- powiedziałam stanowczo.
Poszliśmy na tyły domu. Na trawie leżał Jacob i chrapał. Kopnęłam go, ale nie zareagował, za to mnie zabolały palce od stóp.
- Wstawaj, śmierdzielu.- syknęła Rose takim głosem, że aż poczułam ciarki na plecach. Jacob otworzył oczy i jęknął.
- Co ja tu robię?
- Dobre pytanie, Jacob. Pamiętasz cokolwiek z wczorajszego wieczoru i nocy?- zapytałam.
- Nie za bardzo. Tylko duuużą ilość piwa. A co się stało?
- Wpoiłeś się w Jaspera i całą noc śpiewałeś pod jego oknem balladę.- objaśnił Edward.
Jacob spojrzał na niego z politowaniem:
- Żartujesz sobie ze mnie?
Widząc jednak nasze poważne twarze jęknął.
- To nie może być prawda! Ja?! Ja i Jasper?! Muszę się z nim zobaczyć!
- Dobra. To i tak musi się kiedyś stać.- powiedział mój chłopak. Zaprowadziliśmy go do Jaspera i Alice. Blondyn leżał na łóżku. Gdy tylko wszedł Jacob podskoczył i pobiegł w kąt pokoju.
- Nie podchodź do mnie, ty zboczeńcu!
- Nie podoba mi się.- powiedział wilkołak, tak jakby oglądał dzieło w galerii sztuki.- Wcale się w niego nie wpoiłem.- Jasper spojrzał na niego z niedowierzaniem pomieszanym z radością.
- Jacob wpoił się w Jaspera
Lecz dziś tego się wypiera!- wyrecytowała Rose. Spojrzeliśmy na nią spode łba.
- To nie moja wina! Samo mi się zrymowało! To przez niego!- wskazała na Jacoba.- On mnie natchnął swoją durną balladą.- na to wspomnienie Jasper jęknął. Alice rzuciła piorunujące spojrzenie siostrze i zapytała wilkołaka:
- Jesteś pewien, że nic nie czujesz do mojego męża?
- Na sto procent. W ogóle mi się nie podoba!
Wszyscy odetchnęliśmy z ogromną ulgą. Jasper był tak szczęśliwy, że rzucił się Jacobowi na szyję. Spojrzeliśmy na niego karcąco. Właśnie uniknął koszmarnego losu, a teraz sam się podkładał!
Jacob i Jasper odskoczyli od siebie. Wilkołak mruknął coś na temat umysłowości brata Edwarda i poszedł do domu.
***
Siedziałam właśnie z Edwardem i jego rodzeństwem w salonie. Mój ukochany grał w szachy z Alice, a ja siedziałam oparta o jego tors i obserwowałam ruchy pionków. Nagle dopadło mnie bardzo głupie przeczucia, że taka sielanka nie potrwa długo. W tej samej chwili do salonu wpadł Carlisle:
- Mam fibromylagię!- krzyknał.
Głupie przeczucia!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
06 kURS Wykł 06 Ruch drgającyid 6140 ppt
6140
6140
6140
6140
6140
6140
6140

więcej podobnych podstron