Śpiesz się powoli
Ślimak Piotruś uwielbiał samotne spacery. Mógł całymi dniami wędrować wśród trawy, podziwiając kwiaty, które dopiero co rozkwitły, słuchając śpiewu ptaków, brzęczenia pszczół. Cieszył go każdy promień słońca, który muskał jego twardy pancerzyk. Ale nie martwił się, gdy padał deszcz. Mógł przecież w każdej chwili schować się w swoim domku, który zawsze nosił ze sobą i przyglądać się, jak kropelki ześlizgują się po listkach i szybko wsiąkają w ziemię.
Mama Piotrusia martwiła się, że jej synek nie ma kolegów, nie bawi się z innymi zwierzętami i jest takim samotnikiem. Wiele razy próbowała go przekonać, żeby spróbował z kimś się zaprzyjaźnić.
Piotrusiu - powtarzała zmartwiona - Nie możesz bez przerwy sam błąkać się po łące. Jeszcze spotka cię coś złego! Lepiej pobawiłbyś się z kimś, porozmawiał, może zaprosisz swego przyjaciela do domu na herbatkę....
Piotruś za każdym razem obiecywał mamie, że znajdzie kogoś do wspólnej zabawy. I tym razem postanowił, że jej nie zawiedzie.
Czy mogę się z wami pobawić - zapytał żabki, skaczące z kamienia na kamień.
Oczywiście, oczywiście, rech, rech, rech - zgodziły się żabki.
Bawimy się w skoki do wody! - krzyknęła zielonoszara ropuszka i żabki jedna za drugą niczym piłeczki wskakiwały do stawu.
Piotruś został na brzegu, bo ani nie umiał skakać do wody, ani tym bardziej pływać. Westchnął więc cichutko i powoli pomaszerował dalej. Był ciepły, słoneczny dzień. Małe zajączki wesoło brykały na łące, kicając dookoła krzaczka i pokrzykując do siebie nawzajem.
Czy mogę bawić się razem z wami - krzyknął ślimak, bo bał się, że zajączki go nie usłyszą.
Oba długouszki stanęły w miejscu i zaczęły niespokojnie ruszać wąsikami, ale kiedy zobaczyły, że to tylko Piotruś i nic im nie grozi wróciły do swoich harców.
Bawimy się w wyścigi! - krzyknął ten z ciemniejszym ogonkiem - Kto pierwszy dobiegnie do polany!?
Puściły się pędem i tyle Piotruś je widział. Bo przecież ślimaki nie potrafią biegać, a co dopiero mówić o wyścigach...
Ślimak jednak nie dawał za wygraną. Powolutku posunął w kierunku kolorowych motyli tańczących w powietrzu nad kolorowymi kwiatami. Ich barwne skrzydełka mieniły się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy.
Czy mógłbym zostać waszym przyjacielem i bawić się z wami? - zapytał Piotruś.
A potrafisz wznieść się w powietrzu nad łąką? - zapytał bladożółty cytrynek.
Nie...- pokręcił główką ślimak.
A umiesz przeskakiwać z kwiatka na kwiatek i rzucać kulkami z kwiatowego pyłu? - zapytał drugi motyl, o którym mówiono, że jest rusałką- admirałem.
Nie umiem - przyznał się cichutko Piotruś.
No to jak chcesz się z nami bawić - roześmiały się motylki i wzleciały wysoko w górę, prawie pod samo niebo.
Cóż było robić? Piotruś mimo najszczerszych chęci nie mógł spełnić prośby swojej mamusi i dalej samotnie wędrował po łące, zachwycając się jej pięknem i bogactwem.
Pewnego razu wydarzyło się nieszczęście. Zajączek Kicuś wbił sobie cierń w łapkę. Płakał biedak tak żałośnie, że natychmiast zbiegły się niemal wszystkie zwierzęta, które mieszkały na łące. Posłano po doktora dzięcioła, który był bardzo mądrym starym ptakiem i umiał znaleźć lekarstwo na wszystkie dolegliwości. Dzięcioł dokładnie zbadał rannego szaraczka, wyciągnął dziobem cierń z łapki, ale rana nie wyglądała najlepiej.
Teraz trzeba by przygotować okłady z babki lancetowatej, bo inaczej rana będzie się długo goić - orzekł pan doktor i odleciał do lasu.
No tak, łatwo powiedzieć: okłady z babki, ale gdzie ją znaleźć. Chyba każde ze zwierząt widziało ją na łące, ale w tej chwili nikt nie potrafił wskazać, gdzie to było. A łapka biednego zajączka spuchła z każdą chwilą była coraz bardziej spuchnięta. Co robić?! Zwierzęta rozbiegły się po łące w poszukiwaniu leczniczej roślinki.
Ślimak Piotruś wracał właśnie ze spaceru, jak zwykle nie spiesząc się i zupełnie nie miał pojęcia jakie nieszczęście spotkało Kicusia. Nagle ujrzał myszkę, która biegła zdenerwowana rozglądając się bacznie dookoła.
Co się stało, Fredziu? - zapytał Piotruś - Czy może kogoś albo czegoś szukasz?
Myszka szybciutko opowiedziała mu co się wydarzyło, nie chciała jednaj zatrzymywać się dłużej.
Nie gniewaj się, Piotrusiu - powiedziała - Ale trzeba jak najszybciej znaleźć liście babki lancetowatej, bo Kicuś bardzo cierpi!
Dlaczego szukasz babki, skoro mnóstwo jej rośnie nad strumykiem? - zdziwił się Piotruś.
Myszka Fredzia popatrzyła na niego uważnie:
A ty skąd możesz to wiedzieć?
Kiedy tak wolniutko spaceruję przyglądam się uważnie roślinom i zwierzętom - odparł Piotruś - Może nie jestem szybki i bystry, ale pamięć mam doskonałą.
Fredzia natychmiast pobiegła we wskazane miejsce i zanim ślimak Piotruś dotarł do rannego zajączka, ten miał już łapkę zabandażowaną, z okładem z liści babki i czuł się znacznie lepiej.
Piotruś zaś został bohaterem dnia. Okazało się, że nikt tak jak on nie zna łąki i jej najskrytszych zakamarków. Zwierzęta poprosiły go, żeby napisał przewodnik po łące, z którego mogłyby się dowiedzieć, gdzie i co rośnie, gdzie czycha niebezpieczeństwo, albo gdzie są najlepsze miejsca do zabawy.
Oczywiście Piotruś zgodził się na to z wielką radością i natychmiast chciał zabrać się do pracy. Ale zwierzęta nie pozwoliły mu, bo właśnie przygotowały na cześć bohaterskiego ślimaka wielki festyn, którego Piotruś był honorowym gościem.
Do późnego wieczora wszyscy popijali słodki nektar kwiatowy, a pszczoły i świerszcze urządziły prawdziwy koncert. Było go słychać nawet w odległym lesie.
Elżbieta Janikowska
3