JAKICH SZTUCZEK UŻYWAJĄ POLICJANCI PODCZAS PRZESŁUCHAŃ
Jest jednym z niewielu specjalistów, którzy potrafią precyzyjnie odróżnić prawdę od kłamstwa. Szkolił się od najlepszych funkcjonariuszy FBI. Jego wiedzy zazdroszczą mu oszukiwane żony, pracodawcy, ale przede wszystkim przestępcy. Ci ostatni chcieli zapłacić mu grubą kasę za dwudniowe szkolenie. Odmówił, bo uczciwość jest ważniejsza niż pieniądze, a swoje umiejętności skutecznie wykorzystuje przeciwko oszustom i bandytom, szkoląc dochodzeniowców, sędziów, pracowników skarbówki. Mowa o Wiesławie Zyskowskim, jednym z najlepszych polskich ekspertów od przesłuchań.
Kilka lat temu na południu Polski złapano pedofila. Zboczeniec został schwytany na gorącym uczynku. Trafił do komisariatu na przesłuchanie. Nie miał już niczego do stracenia. Wiedział, że się nie wywinie, więc nie chciał dalej zeznawać. Prokuratorzy chcieli z kolei ustalić więcej szczegółów. Czy to pierwszy taki incydent, czy wcześniej już molestował małe dzieci. Czy jest chory, czy to jednorazowe zachowanie. Po wielu godzinach bezskutecznych działań, policjanci zadzwonili po Wiesława Zyskowskiego.
- Wszedłem do pokoju przesłuchań i powiedziałem: dzień dobry, nazywam się komisarz Zyskowski, przypadło mi w udziale porozmawiać z panem. Podałem rękę podejrzanemu i się przywitałem - wspomina specjalista. - Jak to, przecież to zboczeniec, który chciał skrzywdzić dziecko, a pan do niego z takimi uprzejmościami? Nie tak wyobrażałam sobie policjanta przesłuchującego pedofila! - dociekam.
- Ale ta właśnie metoda odniosła skutek. Sprawca od razu zmienił minę i powiedział: "a pan to jakiś dziwny". Gdy spytałem dlaczego, odpowiedział, że było u niego już ze dwadzieścia osób. Bili, grozili, krzyczeli, ale nikt nie podał mu ręki. Nikt nie chciał wysłuchać, tylko przesłuchać, zastraszyć. I wtedy zaczął ze mną rozmawiać. Opowiedział nawet o wcześniejszych napadach na dzieci. Jak widać czasem nie trzeba wiele, by kogoś złamać. Warto jednak wiedzieć, jaką metodę zastosować - tłumaczy były policjant.
Symptomy nieszczerości
A jak odpowiednio dotrzeć do przesłuchiwanego, nadkomisarz Zyskowski wie najlepiej. Jest jednym z niewielu polskich specjalistów od taktyk przesłuchiwania. Najpierw uczył się w praktyce. Przez 18 lat służby przeszedł przez wszystkie szczeble policyjnej kariery, od patrolówki, przez dochodzeniówkę, po komendanta. Przez te lata spotkał się z różnymi osobami. Poczynając od świadków, podejrzanych, aż po ofiary. Kilka lat temu swoją praktykę skonfrontował z wiedzą amerykańskich agentów. Na szkoleniu w Akademii FBI w Quantico (Wirginia, USA) nauczył się, jak w swojej praktyce wykorzystać kinezykę, czyli naukę, która bada mowę ciała.
- Każdy z nas ma swoją indywidualną normę zachowań. Jeśli zauważymy jakieś odstępstwa od niej, to już mamy sygnał, że coś jest nie tak. To jak z dziećmi. Dobre matki zawsze wiedzą, kiedy ich dziecko kłamie. Ale rodzice znają swoje dzieci, więc jest im dużo łatwiej. Sztuką jest zauważyć je u osób, które niedawno poznaliśmy - mówi były policjant.
Nie wierząc, że ot tak po prostu da się zdemaskować kłamstwo, poddaję się testowi. Po kilku minutach rozmowy komisarz zadaje mi kilka pytań. Wnikliwie obserwuje moją twarz i oczy. Na jedno z pytań odpowiadam kłamstwem. Wie, kiedy próbowałam go oszukać. Jak to wychwycił? - Podczas rozmowy wyraźnie gestykuluje pani rękami, oczyma, ma pani plastyczną twarz, widać na niej wszystkie emocje. Przy kłamstwie wykonała pani kilka gestów, które były odstępstwem od tych, jakie do tej pory zauważyłem, czyli wychwyciłem tzw. symptomy nieszczerości - przekonuje.
"Kłamstwo można zobaczyć"
Tym razem, to jednak nie Zyskowski ma przesłuchiwać, a ma być przesłuchiwanym przeze mnie. - To jak właściwie powinno wyglądać przesłuchanie? - pytam. - Najpierw trzeba ustalić profil zachowania naszego rozmówcy, poprzez luźną rozmowę. Można wtedy wyeliminować bariery komunikacyjne i znaleźć wspólny poziom konwersacji. Chociażby na przykład poprzez dostosowanie słownictwa do języka rozmówcy. Jeśli mamy do czynienia z kimś o średnim poziomie intelektualnym nie możemy używać wysublimowanego słownictwa - wyjaśnia.
Podczas wstępnej rozmowy można ustalić indywidualną normę zachowań - czy ktoś gestykuluje, czerwieni się, pociera ręką nos. Można również wybadać reakcję na konkretne pytania. Wtedy łatwo wychwycić symptomy nieszczerości, a jest ich wiele, bo specjaliści z FBI zliczyli aż 30. Mruganie oczami, bladość, pocieranie ręką nosa - to tylko niektóre z nich. Ponadto strach przed zdemaskowaniem sprawia, że w organizmie wywołane zostaną reakcje fizjologiczne. Serce zacznie bić dużo mocniej, wzrośnie ciśnieni krwi, oddech stanie się krótki, a źrenice się rozszerzą. Kłamstwo można więc zobaczyć w gestach, ale również usłyszeć w sposobie mówienia. Ważna jest więc umiejętność słuchania tego, co chce nam powiedzieć przesłuchiwany.
Dopiero po zebraniu takich informacji można przejść do przesłuchania właściwego. - Wtedy zadajemy pytania. To moment, kiedy musi nastąpić przełom. Najpierw prowadzę dialog, a później już tylko monolog. Zamykam swojego rozmówcę, robię z niego szybkowar. Zbieram informacje i przekazuję mu je jeszcze raz. Stale utrzymuję kontakt wzrokowy i obserwuję reakcję na przypominany przeze mnie przebieg zdarzeń. Mówię, że chyba ta osoba, nie była do końca ze mną szczera. Wtedy przesłuchiwany przełamuje się i zaczyna mówić prawdę - tłumaczy.
Sprzeda liścia, to powie
Niestety, nie wszyscy funkcjonariusze radzą sobie tak dobrze. Przywołuję nadkomisarzowi filmiki z sieci, na których policjanci znęcają się psychicznie nad podejrzanymi. - Nie każdy policjant nadaje się na przesłuchującego. Zdecydowaną większość policjantów uczy się, jak wypełniać protokół, a nie jak prowadzić przesłuchanie. To jest różnica. Nie uczy się pozyskiwać informacji. Policjanci za szybko wyciągają wnioski, a niektórzy uważają, że jeśli nie sprzedadzą klientowi tzw. liścia, to nic nie powie - przyznaje specjalista.
Ale podkreśla, że fakt, iż wszyscy funkcjonariusze noszą mundur, nie sprawia, że każdy jest taki sam. Używanie przemocy, gróźb, wywieranie wpływu czy poniżanie przesłuchiwanego jest po pierwsze zabronione, a po drugie - nieskuteczne. Specjalista ma o wiele lepsze sposoby na to, by pomóc świadkowi przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, a przestępcę skłonić do przyznania się do winy.
- Cała sztuka tkwi w odpowiednim zadawaniu pytań. Weźmy na przykład te behawioralne. One pozwalają sprawdzić stosunek podejrzanego do sprawy, a z tego można wyczytać bardzo dużo. Jeśli zapytamy niewinną osobę, jaką powinna ponieść karę osoba, która okradła kogoś, odpowie, że jak najcięższą, to przecież złodziej i oszust. Gdy zapytany ma jednak coś na sumieniu, zacznie szukać okoliczności łagodzących - tłumaczy ekspert.
Winni się tłumaczą
Taka osoba będzie przekonywać, że trzeba się zastanowić, co kierowało złodziejem, może był w trudnej sytuacji życiowej itd. Najogólniej mówiąc, będzie szukał usprawiedliwienia, pośrednio tłumacząc swój czyn. Osoby niewinne są konsekwentne i wymagające. Specjalista wspomina sytuację sprzed kilku miesięcy. W jednej z firm ktoś uszkodził panel sterujący w maszynie, warty prawie 4 tys. euro. Sprawa została umorzona z powodu niewykrycia sprawcy.
- Postanowiłem pojechać i porozmawiać z pracownikami. Na początku zadałem pytanie wszystkim robotnikom poszczególnych zmian, jaką karę powinna ponieść osoba, która uszkodziła panel? Ci, którzy nie brali w tym udziału, odpowiadali: "niech sprawca tej usterki zapłaci za szkody". Jeden z nich dodał, że kwota ta powinna być rozłożona na raty. To już była dla mnie poszlaka - opowiada Zyskowski.
Kolejne pytania dotyczyły okoliczności, w jakich ten panel został zniszczony. Prawie wszyscy odpowiadali, że nie mają pojęcia. Podejrzewany mężczyzna w trzeciej osobie opowiedział niemal ze szczegółami "co mogło się stać z maszyną". - To jednak były ciągle poszlaki, trzeba było sprawić, by ta osoba przyznała się do winy - mówi specjalista. Gdy pracodawca zagroził, że zwolni wszystkich, jeśli się nikt nie przyzna, po odpowiedziach było widać, kto jest winny. Większość oburzyła się mówiąc: "ja pier... niech mnie zwolnią, ale płacić nie będę!" Tylko jedna osoba zaproponowała, by wszyscy się zrzucili...
"Jestem po to, by pomóc"
Jak podkreśla Zyskowski, ważne jest, by umiejętnie podejść człowieka, jeśli nie chce przyznać się do winy. - Ludzie szybciej przyznają się do pożyczenia niż kradzieży, do błędu, niż do oszustwa, do nieszczęśliwego wypadku, niż zabójstwa. Wtedy jednak można ciągnąć dalej? A jak doszło do tego nieszczęśliwego wypadku? Przypadkowo pani wbiła nóż w męża aż szesnaście razy? - podaje przykładowe pytania nadkomisarz.
Jak sam wskazuje, jest wiele technik na umiejętnego wywierania wpływu. Nie trzeba używać krzyku, ani przemocy. Lepiej spróbować dogadać się z podejrzanym. - "Ja tu jestem po to, żeby pomóc, ale nie pomogę do momentu, kiedy nie dowiem się, jak było naprawdę, niestety dotychczas zebrany materiał dowodowy nie stawia cię w korzystnym świetle. Tylko ty wiesz, jak było naprawdę. Miejmy to już za sobą. Każdy na pani miejscu zachowałby się tak samo. To nie pani winna, że to wszystko jest takie trudne, każdy ma prawo się pomylić". To tylko niektóre zdania, które mogą pomóc w złamaniu podejrzanego - podaje przykłady policjant. Trzeba jednak pamiętać, że nie można obiecywać czegoś, co jest niemożliwe do zrealizowania, bo to jest niezgodne z prawem.
- Nie mogę powiedzieć, że załatwię zmniejszenie wyroku, bo nie mam na to wpływu. Ale policjant może powiedzieć coś innego: "zadzwonię do prokuratora i z nim porozmawiam, ale pod warunkiem, że zdobędę jakąś informację" - cytuje nadkomisarz. - Mogę oczywiście zadzwonić do prokuratora, ale ten wcale nie musi przystać na żadne warunki. A jak się nie zgodzi, to on jest zły, a policjant dotrzymuje słowa - dodaje.
Takich technik jest dużo więcej. Ważne jest to, w jaki sposób podejrzany odpowiada na pytania, ważne jest jak gestykuluje, jaką ma mimikę twarzy. Odczytywać je Zyskowski uczy prokuratorów, sędziów, organy podatkowe, służby celne, audytorów, kontrolerów wewnętrznych. Wszędzie tam, gdzie ludzie muszą nauczyć się ujawniania kłamstw. Ale to nie jedyne osoby, które chcą być szkolone przez eksperta.
- Miałem propozycje od przestępców. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby im pomagać, dlatego nie mogę zdradzić wszystkich wyuczonych metod. Kilka osób chciało nawet zapłacić mi duże pieniądze za to, bym nauczył tych technik. Tego, czego mogą się spodziewać podczas przesłuchania i jak odpowiadać, żeby się nie wkopać. Za dwudniowe szkolenie byli w stanie zapłacić 50 tys. zł. Oczywiście odmówiłem, bo pieniądze to nie wszystko - mówi.
Na tym kończy się też moje "przesłuchanie" Wiesława Zyskowskiego. Nadkomisarz nie chce zdradzać więcej swoich tajników. Bo im więcej osób o nich wie, tym jego praca staje się trudniejsza...