kiedy zacząłeś używać substancji chemicznych pierwsze doświadczenia z alkoholem ile lat wtedy miałeś ? co wtedy się stało? wspomnienia po tym pierwszym razie.
Przygoda z alkoholem... pierwszy kontakt jaki pamiętam to 8 klasa podstawówki i jakaś szkolna wycieczka, ale ani nie było go dużo, ani źle się nie skończyło. Alkohol poznałem dopiero w wieku 18lat. Pierwsze próby były nieśmiałe, na kilku pierwszych 18-kach wypijałem tyle żeby wybadać reakcje rodziców, na moje ewentualne coraz większe stany Z racji tego ze żadnych konsekwencji nie ponosiłem przestałem się również ograniczać. Jeśli była możliwość wypicia zawsze byłem chętny i pierwszy. Teraz dopiero uświadamiam sobie ze impreza była udana jeśli było dużo alkoholu. Przez pierwszych 7lat moje picie ograniczało się wyłącznie do imprez. W międzyczasie związałem się z koleżanką ze studiów. Pamiętam, gdy pojechaliśmy do moich znajomych na pierwsza imprezę i ja upiłem się do nieprzytomności, i inni musieli ją zabawiać. Później moje picie nie było już tak intensywne, zdarzały się imprezy gdy nie wypijałem nic. Na pewno do głowy wówczas by mi nie przyszło, że mam problem z alkoholem.Miałem wtedy 25lat.
jakich pretekstów używałeś żeby móc nadal pić?
W 2000roku skończył się czas codziennego przesiadywania w knajpie, ponieważ razem z ojcem rozpoczęliśmy remont domu, w którym teraz mieszkam. Ojciec nadal pracuje w innym mieście więc ja, w tygodniu, musiałem być odpowiedzialny za zaopatrzenie na budowie. Ograniczyło to moje picie. Jednakże zacząłem to odrabiać w weekendy. Był to również czas, gdy lekarz zabronił mi, z racji mojej choroby, picia piwa. Przestawiłem się więc na wódkę. Wódkę piłem rok, przy czym dawka weekendowego wieczoru zwiększyła się z 350g, gdy padałem, do ponad pół litra, gdy nic mi nie było. Po roku picia wódki, stwierdziłem że od wódki mogę się szybciej uzależnić, a poza tym pewnie bardziej degeneruje mózg niż lżejsze trunki. Wróciłem więc do piwa, wychodząc z założenia, że lepiej aby rozsypał mi się organizm niż głowa. Niedawno w rozmowie z kolegą przypomniało mi się, jak kombinowałem skąd znaleźć jakieś przeliczniki aby alkohol podawać sobie dożylnie... wyszłoby na pewno taniej. Po jakimś czasie wprowadziłem się na nowe mieszkanie i z przyjemnością odkryłem, że nie musze już biegać co dzień na miasto, bo dobrze mi na moim nowym mieszkaniu. Moje picie ograniczyłem do weekendów, więc tym bardziej nie widziałem problemu. Ponadto teraz już nie bawiło mnie chodzenie samemu do knajpy i użalanie się nad sobą nad kuflem piwa. Ludzi potrzebowałem do zabawy, śmiechu... zaczęło się radosne picie i zabawa... 3-letnie bachanalia. Każdy weekend... w tygodniu nie lubiłem pić, bo wiedziałem, że organizm będzie się domagał dawki minimum 3-4piw. Inaczej wariował, jeśli wlałem w siebie mniej... więc wolałem już wcale nie pić. Próba kontrolowania picia. Choć takie próby zaczęły się wcześniej. W weekendy nie miałem ograniczeń... pochód od lokalu do lokalu... ilości piwa i wódki jakie wypijałem nie liczyłem. Wychodziłem tylko z knajpy zawsze zanim padłem... kończyło się to tym, że ostatnią rzecz jaka pamiętałem to szarmanckie pożegnanie się ze wszystkimi barmankami... i barmanami i przekroczenie progu knajpy. Droga do domu na zerwanym filmie. Zawsze docierałem do siebie. Sobotę przesypiałem do 16 i wyczekiwałem do 20, żeby na mieście zaczęło się coś dziać i żebym mógł się “podleczyć” kolejnym kieliszkiem w towarzystwie pięknych pań. Znowu zabawa do białego rana... niedzielne kace giganty... poniedziałkowe moralniaki... i wyczekiwanie wtorku, gdyż nauczyłem się że moralniak zniknie i zacznie się znów wyczekiwanie na piątek bym mógł się napić. Taki scenariusz powtarzałem przez ponad dwa lata.
4. co poswieciles dla alkoholu?
Powoli alkohol zawładnął całym moim życiem. Stał się ważniejszy od rodziny, żony, dziecka, przyjaciół, pracy, moich zainteresowań. Wypaczał i niszczył moje życie duchowe. Emocje poszarpał w strzępy. Po 18 latach tej przyjaźni z alkoholem czułem, że coś nie jest w porządku i chyba zostałem oszukany. Zacząłem ponosić porażki. Życie stało się trudne. Nie mogłem już zapanować nad tym, co się działo stałem się strzępkiem człowieka na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Alkohol pokazał swoją niszczącą potęgę. Bez niego nie umiałem funkcjonować a picie alkoholu tylko bardziej zaciskało pętlę na mojej szyi. Modliłem się o pomoc, dzięki Sile Wyższej zabrakło mi odwagi na realizację moich myśli samobójczych. Ze strachu przed tym koszmarem zaszyłem się. Straciłem zaufanie żony, niektórych przyjaciół, którzy patrzyli na mnie dziwnie, wiedząc o moich zapiciach. Czułem się samotny i odtrącony.