Ile państwa, ile kościoła ?
Roman Frister z Jerozolimy
Izrael: Prasa religijna oskarżyła sędziów o antysemityzm.
W dniu swoich czterdziestych ósmych urodzin premier Beniamin Netanjahu nałożył czarną jarmułkę i udał się do synagogi rabina Kaduriego z prośbą o błogosławieństwo. Kaduri ma sto dwa lata, nosi turecki fez i ciemną sutannę, ma siwą brodę, która nigdy nie widziła fryzjera, a jego bełkot jest trudny do zrozumienia.
C
zego szukał u niego wykształcony w Bostonie, elegancko ubrany i starannie ucze-sany, elokwentny premier Izraela ? Szukał poparcia tłumu. Uchwycone przez ka-mery telewizyjne spotkanie miało wartość wyborczą. Dziesiątki tysięcy Żydów po-chodzących z krajów północnoafrykańskich i azjatyckich traktują starego rabina niemal jak świętego. W każdym razie święte są jego słowa. Tysiącom wiernych, którzy poszli za jego wskazaniem i oddali swoje głosy na partie religijne (w wyborach do parlamentu) i na Bibi Netanjahu (w wyborach na stanowisko premiera) ofiarował - za drobną opłatą - amulety i talizmany sprawdzone jako skuteczny środek przeciwko urokom i złym duchom.
W malutkim miasteczku Netiwot, w północnym Negewie, rezyduje rabin Baba Sali, cudotwórca rodem z Maroka. Autobusy przywożą tam codziennie setki pielgrzymów. Tylko nielicznym udaje się dostać przed oblicze swiątobliwego męża, otoczonego rojem pomocników i pośredników. Wszyscy inni kładą się plackiem na grobie ojca Baby Salie-go, prosząc o wstawiennictwo nieboszczyka przed tronem Wszechmogącego. Przy okazji kupują butelki wody pobłogosławionej przez rabina-cudotwórcę lub świece ozdobione wi-zerunkami marokońskich cadyków. Ponoć uzdrawiają chorych, zapewniajają potomstwo bezdzietnym matkom, a w każdym razie zwiększają szanse wygranej w totolotka. Władze podatkowe, dosyć zresztą bezsilne, oceniają dochód z tego procederu na kilka milionów dolarów rocznie.
Wszystko to można byłoby skwitować obojętnym wzruszeniem ramion, gdyby nie fakt, że ostatni zjazd Partii Pracy odbył się właśnie w Netiwot w bezpośredniej bliskości dworu rabina rabina-cudotwórcy. Jej przewodniczący były szef sztabu generalnego, a obecny szef opozycji, generał rezerwy Ehud Barak, pragnął w ten sposób zademonstro-wać szacunek światłych socjaldemokratów dla Baby Saliego, a przede wszystkim dla tłu-mu przesądnych i prymitywnych ludzi, którzy co rok składają mu hołd. W głębi duszy Barak-intelektualista niewątpliwie gardzi tą ciemnotą: ale Barak-polityk wie doskonale, że głos prymitywnego człowieka w urnie wyborczej ma taką samą wagę jak głos profesora uniwersytetu.
D
ziennikarze akredytowani przy zjeździe pisali z ironią, że jedno słowo rabina Owa-dii Josefa przysporzyłoby Partii Pracy więcej głosów niż wszystkie pokłony w stro-nę religijnych mas. Ale wytrawni działacze partyjni nie potrzebują rad dziennikarzy. Zarówno premier jak i szef opozycji odbyli już polityczne pielgrzymki do siedziby czcigodnego Owadii Josefa w Jerozolimie. Nawet Josef Arafat wyprosił sobie u niego audiencję, oświadczając prasie, iż poparcie rabina może mieć decydujący wpływ na po-kojowe rozwiązanie konfliktu palestyńsko-izraelskiego.
Owadia Josef nie sprzedaje amuletów ani błogosławionej wody i nie reklamuje się nadprzyrodzonymi siłami. Jest on duchowym przywódcą religijnej partii Szas, która w cią-gu jednej kadencji podwoiła reprezentację w parlamencie, a mając dziesięciu zdyscypli-nowanych posłów stanowi języczek u wagi, bez którego żadna koalicja rządowa nie może istnieć. Szas powstała w połowie lat osiemdziesiątych jako sefardyjska odpowiedź na aszkenazyjski establishment ortodoksów polskiego i litewskiego pochodzenia, spogląda-jących z góry na przybyszów z Maroka, Tunezji, Iranu czy Iraku; szybko stała się ruchem prawdziwie masowym. Należy pamiętać, że połowa ludności Izraela to Żydzi, którzy w tym lub poprzednim pokoleniu przybyli z tamtych właśnie krajów i wciąż jeszcze stanowią gorzej wykształconą i zarabiającą warstwę społeczną.
Na czele Szasu stoi Ario Deri, absolwent seminarium rabinackiego, prawa ręka i wy-konawca woli rabina Owadii Josefa, pozbawiony immunitetu poselskiego.. Deri zasiada na ławie oskarżonych pod zarzutem defraudacji, zarówno na rzecz partyjnej fundacji El Hama`ajan (Do Źródła), jak i na rzecz własnej rodziny. Wielostronicowy akt oskarżenia nie obniża (pg. 45) wartości Arii Deriego w oczach członków i sympatyków partii. Wręcz przeciwnie: dla nich jest wielkim przywódcą upośledzonych warstw społecznych. Jeśli zostanie skazany, urośnie do rangi ludowego męczennika.
Trudno uwierzyć, że wszystko to dzieje się w kraju szczycącym się wielkimi osiągnię-ciami naukowymi, prodokującym nowoczesne rakiety, przodującym w rozwoju rolnictwa, medycyny i technik komputerowych, a przede wszystkim stanowiącym jedyną na Bliskim Wschodzie prawdziwą demokrację. Tyle tylko, że przemiany społeczno-polityczne cha-rakteryzujące Izrael u progu XXI wieku zagrażają tej demokracji bardziej niż połączone siły islamskich wrogów. Od kilku lat toczy się tutaj trudny Kulturkampf między prawem konstytucyjnym a prawami Stargo Testamentu i jak wszędzie w tym rejonie świata, tak i w Izraelu najbardziej aktywna i najlepiej zorganizowana siła społeczna kroczy w stronę fundamentalizmu religijnego.
W przyszłym roku Izrael święcić będzie pięćdziesięciolecie istnienia.. Mianowany przez rząd komitet obchodów nie rozpoczął jeszcze działalności, a już większość jego członków złożyła rezygnację. W 1948 r. zalożyli to państwo idealiści, w większości polscy i wschodnioeuropejscy pionierzy. Miało ono mieć charakter świecki, tak jak to sobie wy-obrażał Teodor (pg. 46) Herzl;, twórca swiatowego ruchu syjonistycznego. Ale Izrael Anno Domini 1997 to całkowicie inny kraj. Stąd konsternacja i spory o charakter planowanych uroczystości. Przeminął czas dewizy, że co boskie, to Bogu, a co cesarskie - cesarzowi. Na Izraelu ciąży klątwa braku rozdziału państwa od kościoła.
P
ierwszy premier, Dawid Ben Gurion pragnąc osiągnąć zgodę narodową, uległ naciskowi kół religijnych i nie anulował zasad pozostawiających sprawy stanu cywilnego w gestii rabinatu (a w stosunku do chrześcijan i muzułmanów - w gestii ich hierarchii duchownych). W owym czasie żydowska ludność młode-go państwa nie przekraczała 800 tysięcy, nie istniała kwestia małżeństw mieszanych, a słowo pluralizm nie zostało jeszcze wprowadzone do słownika pojęć użytkowych. Prob-lem wydawał się marginesowy, decyzja uzyskała społeczną aprobatę.
W tym samym czasie i z tych samych powodów Ben Gurion, jako premier i minister obrony, zapewnił uczniom średnich szkół duchownych zwolnienie od służby wojskowej. Było ich wówczas około dwóch tysięcy. Nawet w najczarniejszych snach nie wyob-rażali sobie założyciele państwa, że pięćdziesiąt lat później lista studiujących Księgi wzrośnie do dziewięćdziesięciu tysięcy. Pozostała młodzież odbywa trzyletnią obowiązkową służbę wojskową (dziewczyny - dwuletnią), nic więc dziwnego, że sprawa urosła do rangi sporu moralnego. Jakby nie dosyć tego, za każdego zarejestrowanego ucznia jeszyboty otrzymują zapomogę w wysokości około stu dolarów miesięcznie, razem 9 milionów dolarów rocznie. Dochodzenie wszczęte w październiku przez Ministerstwo Skarbu wskazuje, że jedna trzecia tych uczniów to martwe dusze, przy pomocy których instytucje religijne doją państwową kiesę. Na razie poza środkami masowego przekazu nikt się tym nie przejmuje. Przede wszystkim milczy parlamentarna komisja skarbu, na czele której stoi rabin Abraham Rawic, przewodniczący jednej z dwóch partii religijnych ortodoksów, Degel Hatorah (Sztandar Tory). Jest to ta sama komisja, która zatwierdziła wydatkowanie 3 miliardów dolarów z budżetu państwa na szkolnictwo religijne, na budo-wę bóżnic i łażni rytualnych oraz na dotacje dla związków i organizacji związanych z par-tiami religijnymi.
W pierwszych latach kształtowania się państwa żydowskiego nikt nie wierzył, że spośród 120 posłów zasiadających obecnie w ławie Knesetu aż 23 reprezentować będzie ruchy religijne lub narodowo-religijne. Nie bez kozery nazywa się ich Komando 23. Żaden z dwóch wielkich bloków, Likud i Partia Pracy, nie ma odwagi ukrócić ich apetytów. Za-równo Netanjahu, jak i Barak muszą się liczyć z ewentualnością, że także w przyszłości będą zmuszeni ubiegać się o ich poparcie przy tworzeniu koalicji rządowej. Partie orto-doksyjne ustosunkowują się krytycznie do ideologii świeckiego syjonizmu, ale drobny ten fakt nie przeszkadza im zasiadać w ministerialnych fotelach. W obecnym gabinecie dzier-żą teki pięciu kluczowych ministerstw: spraw wewnętrznych, oświaty, budownictwa, trans-portu i wyznań. Najwyższą instancją dla tych ministrów jest słowo boże przekazywane im przed podjęciem każdej istotniejszej decyzji ustami szarych eminencji w rabinackich togach. Niebezpodstawnie były naczelny rabin armii izraelskiej Szlomo Goren pozwolił sobie oświadczyć publicznie: przeczytałem całą Biblię i cały Talmud, lecz nigdzie nie znalazłem słowa demokracja.
Nikt nie przeprowadził jeszcze badań, które autorytatywnie wskazałyby źródła, z któ-rych obóz religijny czerpie swoją wciąż wzrastającą siłę. Można przypuścić , że ukryte są w wieloletnim rozczarowaniu polityką polityką prowadzoną przez dwie wielkie świeckie w założeniu partie. Niemałą rolę odgrywa także stosunek ludności do konfliktu blisko-wschodniego. Ludność świecka skłania się na ogół ku kompromisowemu rozwiązaniu sporu; większość ludności religijnej sprzeciwia się powstaniu państwa palestyńskiego.
Instytut Badania Opinii Publicznej Dabal opublikował na żydowski Nowy Rok nastę-pujące dane: w ciągu ostatnich sześciu lat 515 tysięcy świeckich Izraelczyków przyjęło tzw. wartości religijne. Jeśli te pół miliona nawróconych zechce użyć w przyszłości swojej mocy wyborczej, Szas, Degel Hatorah, skrajnie ortodoksyjna Aguda i popierająca osad-nictwo na Zachodnim Brzegu narodowo-religina Maidal wzmocnią się o dalsze 12 man-datów poselskich. Nic dziwnego, że obóz religijny, skłócony wewnątrz, ale zwarty wobec świata zewnętrznego, coraz bezczelniej demonstruje swoje możliwości. Dobrym tego przykładem jest spór o ulicę Bar-Han w Jerozolimie.
Bar-Han to jedna z wielkich arterii przelotowych miasta stołecznego. Większość jej mieszkańców to Żydzi ortodoksyjni, żądający zamknięcia ulicy dla ruchu kołowego w so-boty i dni świateczne. Większość jej mieszkańców to Żydzi ortodoksyjni, żądający zamk-nięcia ulicy dla ruchu kołowego w soboty i dni świąteczne. Wiele dzielnic Jerozolimy, a nawet całe miasta zamieszkane całkowicie przez żarliwych wyznawców, jak np. Bnej Brak koło Tel Awiwu od dawna zakładają żelazne łańcuchy uniemożliwiające wjazd i bez-czeszczenie szabatu. Ale przy ul. Bar-Han mieszkają także Żydzi świeccy, nie zgadzają-cy się na ograniczenie ich praw. Przez wiele miesięcy tysiące „kozaków pana Boga” w czarnych chałatach i lisich czapach prowadziło świętą wojnę z grzesznikami. Blokowały arterię i obrzucały kamieniami przejeżdżające samochody.
Sprawa dotarła do Najwyższego Trybunału Administracyjnego. Kompromisowy wyrok NTA nie przypadł im do gustu: zaczęła się zorganizowana nagonka na niezawisłe sądow-nictwo, uważane w Izraelu za ostoję demokracji. Prasa religijna oskarżała sędziów Trybu-nału o ... antysemityzm. Sędziowie zaczęli otrzymywać listy z pogróżkami. Także zabójs-two premiera Icchaka Rabina przez religijnego fanatyka Jigala Amira poprzedzone było dziką nagonką, więc nikt w Izraelu nie lekceważy już takich pogróżek. Sędziom Trybunału przydzielono osobistą ochronę. Równocześnie do laski marszałkowskiej w parlamencie zaczęły wpływać projekty ustaw zmierzające do ograniczenia „samowoli sądów nie sza-nujących tradycji judaizmu”. Jeśli zostaną zatwierdzone, będzie to pierwszy poważny wyłom w murze izraelskiej demokracji.
K
neset, który wkrótce zbierze się na sesję zimową, będzie musiał zgryźć jeszcze jeden twardy orzech. Duchowieństwo mające monopol na udzielanie ślubów pragnie ustalać według rygorystycznych kryteriów, kto jest Żydem, a kto nie. Innowiercy pragnący przejść na judaizm będą mogli to uczynić według ustawy proponowanej przez Komando 23 tylko i wyłącznie w synagodze ortodoksyjnej. Judaizm nigdy nie był religią misjonarską, nawracanie dusz nie leży w jej założeniach, lecz orto-doksyjni rabini przeciągnęli strunę w drugą stronę. Aby przyjąć judaizm, goj lub gojka muszą przestrzegać obowiązujących Żydów przepisów religijnych, ale również prowadzić tryb życia zgodny z ortodoksyjnym pojęciem czystości rodziny. Niewielu przechodzi przez to ucho igielne. (pg. 48) Dawniej były to raczej indywidualne przypadki: od czasu, gdy na fali imigracji z krajów dawnego ZSRR przybyło do Izraela kilkadziesiąt tysięcy małżeństw mieszanych, stało się to wielkim problemem społecznym. Dzieci zrodzone z nieżydows-kich matek otrzymują wprawdzie obywatelstwo Izraela, lecz nie są uważane za Żydów; w konsekwencji nie będą mogły zawrzeć w Izraelu małżeństwa - siłą rzeczy przenosząc problem na następne pokolenia. Teka ministra spraw wewnętrznych spoczywa w rękach przedstawicieli partii Szas, siłą rzeczy większość jego pracowników to urzędnicy w jar-mułkach, skrzętnie pilnujący, aby w dowodach osobistych znalazł się odpowiedni zapis.
Dotychczas ministerstwo spraw wewnętrznych, zmuszone do tego wyrokiem Sądu Najwyższego, uznawało werdykty zagranicznych rabinów synagogi reformowanej. Kto przeszedł na judaizm w Nowym Jorku lub Los Angeles i osiedlił się w Izraelu, automa-tycznie otrzymywał żydowski dowód tożsamości. Nowa ustawa ma na celu zamknięcie tej luki. Jej drugie i trzecie czytanie przewidziane jest na koniec listopada. Jeśli uzyska więk-szość głosów, będzie to nie tylko drugi poważny wyłom w murze demokracji, ale także cios w dobre stosunki państwa żydowskiego z amerykańską diasporą.
W
Stanach Zjednoczonych żyje ponad trzy miliony Żydów, ogromna większość należy do synagogi reformowanej, która odbiega daleko od skostniałej litur-gii ortodoksów i która próbuje wybudować pomost między kanonami judaiz-mu a życiem współczesnym. Próby oficjalnej dyskryminacji żydostwa refor-mowanego wywołały ogromne oburzenie w Ameryce. Ambasador Izraela w Waszyngto-nie, Elilahu Bar Elezier, poinformował ostatnio premiera, że diaspora ta grozi natychmias-towymi represjami. Nie jest to czcza pogróżka, bo mając wpływowe lobby w Kongresie i Senacie, w znacznej mierze wpływa ona na proizraelską politykę USA. Konflikt z żydos-twem amerykańskim oznaczałby poważne osłabienie państwa Izrael na arenie między-narodowej. Z drugiej strony w przypadku odrzucenia proponowanej ustawy Komando 23 grozi obaleniem koalicji rządowej. Benjamin „Bibi” Netanjahu znalazł się między młotem a kowadłem.
Nigdy przedtem spór o oblicze żydowskiego państwa nie znajdował się w tak krytycz-nej fazie. Rozdzielenie państwa od kościoła, jedyne logiczne rozwiązanie problemu, jest zadaniem niewykonalnym. Świecka większość przygląda się niemal bezradnie, jak dob-rze zorganizowane ugrupowania fundamentalistów próbują wtrącić jeden z najbardziej nowoczesnych i uprzemysłowionych krajów w otchłań średniowiecznej teokracji. Nawet jeśli nie jest to zagrożenie natychmiastowe, to biorąc pod uwagę istniejące tendencje, najbliższe dziesięciolecia nie wróżą niczego dobrego. Joram Kaniuk, znany izraelski pi-sarz, streścił to w tytule artykułu Boże chroń nas przed bigotami !”
Polityka, nr 49 (2118), 06.12.1997, pg. 44-48
4