Manifesty programowe pozytywizmu
Najważniejszym i niejako podstawowym dla dalszego rozwoju pisarstwa pozytywistycznego był artykuł Aleksandra Świętochowskiego "My i wy". Stanowi on swego rodzaju apel - ostrą krytyka stanowiska "starych" romantyków. Świętochowski stawia "młodych" pozytywistów kontra "starzy" romantycy, określając stanowisko młodych pisarzy poprzez czynne, energiczne wystąpienia. Publicysta określa obóz "my": "My jesteśmy młodzi, nieliczni, którzy nie rządzą się widokami materialnych korzyści, uwolnieni z obowiązku hołdowania pewnym stosunkom i znajomościom, wypowiadamy swoje przekonania otwarcie, nie lękamy się sądu i kontroli (...), pragniemy pracy i nauki w społeczeństwie.". Pisze "Wy jesteście starzy, liczni, krępowani między sobą tysiącem niewidzialnych nici, skradacie się ze swoimi zasadami nieśmiało, żądacie w literaturze spokoju, nieruchomości, każecie wszystkim patrzeć w przeszłość, szanować nawet jej błędy (...), chcecie, ażeby was nikt nie sądził" Świętochowski uważa, że obydwa stanowiska nigdy nie mogą się spotkać na wspólnej drodze. "Starzy" powinni ustąpić pola "Młodym" - " W życiu społeczeństw są zawsze pewne chwile, w których pokolenia jak warta zmieniają się nawzajem. (...) W obowiązkach ludzi, którzy stanęli do przewodniczenia drugim, leży nie tylko powinność spełniania swej władzy sumiennie, ale także złożenia jej w porę." Pisarze poprzedniego pokolenia nie wyciągnęli do "młodych" pomocnej dłoni, nic nie zrobili, by wspólnie pracować, oskarżyli o szyderstwo, brak serca i współczucia, odmówili "młodym" prawa głosu. "Młodzi" chcieli skorzystać z mądrości i doświadczenia "starych", ale ci byli zbyt dumni i zbyt zapatrzeni w swoją wielkość.
Młodzi: "Izolowaliście nas, a nie myśmy się odosobniali". Nie można jednak odmówić tego by młodzi przyznają jednak, ze istnieją wspólne punkty poglądów: tak samo obie strony pragną dobra ogółu i chcą mu służyć. Młodzi:" Jeżeli mamy na myśli swoje społeczeństwo, każdy starać się powinien przede wszystkim o wywołanie w ogóle jak najwięcej sił umysłowych, o przyspieszenie pory jego dojrzałości, o pobudzenie go do pracy, nauki, zrozumienia swego położenia i swoich żądań. Pytamy się, co wyście w tej mierze zrobili, Wy, opiekunowie sentymentalnych powieści i zagważdżającej mózgi polityki?"
Ważnym głosem w budowaniu poglądów nowego literackiego pokolenia był głos Henryka Sienkiewicza mówiący o nowych wyznacznikach i kierunkach rozwoju powieści. Zaczyna on odczyt od tego, że dla wielu czytelników powieści Zoli, Guy Maupassanta i innych są synonimami literatury opętanej, szalonej, mającej za główny cel opisywanie brudów ludzkiego życia i jego obrzydliwości. Opinia taka o naturalistach dostała się nawet do krytyki i stała się jej podstawą. Jednak: " niepodobna odmówić mu pewnej słuszności ( tej krytyce)" - stwierdza autor "Trylogii". Stwierdza też jednak, "że lepiej będzie zastanowić się, czy ten nowy objaw literacki ( naturalizm) poza swa jaskrawością, naganianą słusznie, nie ma w sobie jakichkolwiek innych warunków, które w dziedzinie literatury powszechnej zapewniają mu prawo bytu." Czym jest naturalizm? W ostatnich czasach narobiono dużo hałasu wokół naturalistów i pomieszano szczegółowe pojęcie naturalizmu z ogólnym realizmu, tak że zatracono pojęcie ich wzajemnego stosunku. Stąd przekonanie, że Zola jest nowym prorokiem w literaturze, a sama literatura staje się polem walki, jak za czasów walki romantyków z klasykami. Dziś walka nie jest tak gorąca. Dwa obozy nie wystąpiły przeciw sobie wprost. Po prostu pewna suma najnowszych pojęć i form zaczęła, zwł. w powieści podstawiać się na miejsce dawnych i panowanie przechodziło z wolna do rąk realizmu. "Stało się to jednak przed Zolą i przed wynalezieniem słowa: naturalizm. Była to stopniowa reakcja przeciw romantyzmowi, który nie uczyniwszy we Francji zadość umysłowym potrzebom wieku, nie zdoławszy się przerodzić tak jak u nas z Gustawa w Konrada stracił swoją żywotność i w zakresie głównie powieści wywołał przeciwdziałanie, które dziś oznaczamy ogólna nazwa realizmu." Twórczość ludzka bazuje na wahaniach: piękno - prawda. Jeżeli znudzi się piękno/fantazja/romantyzm ludzie szukają w literaturze prawdy/prawdopodobieństwa/rzeczywistości. Literatura piękna, zwł. powieść, jeśli ma mieć znaczenie, musi być odpowiedzią na żywe pytania, wyjaśnieniem prawdziwym życia bądź ubiegłego, bądź dzisiejszego, ukazaniem jego ciemnych i jasnych stron, przede wszystkim zaś musi być prawdą. Taki jest punkt wyjścia realizmu. Zupełnie odmienny od romantycznego punktu widzenia. Romantyzm malując przeszłość malował ją fantastycznie i naciągał do niej obecne pojęcia ludzkie, realizm jest bardziej obiektywny. Romantyzm, obok innych swych cech, był i buntem przeciw powszedniości życia i dlatego ze szczególnym zamiłowaniem przeciwstawiał tej powszedniości natury dzikie, niezgodne ze światem, ze społeczeństwem, tajemnicze, chmurne itp. - leży w tym poryw ducha ludzkiego ku ideałowi, ostatni jego bunt przeciw rzeczywistości i płaskim stronom życia, a także wiara w lepszą, piękniejsza krainę. Realizm - to po ostatnim wysileniu - rezygnacja. To przekonanie, że owe ideały były złudzeniem. Sienkiewicz prezentuje pokrótce różnice: romantyzm - realizm, by przejść do naturalizmu. Stwierdza ponownie, że pojęcia realizm i naturalizm pomieszały się w większości umysłów i że dla niektórych Zola jest wynalazcą realizmu. Błędne to mniemanie, ponieważ sam Zola ma swych poprzedników w Stendhalu, Balzaku i Flaubercie. Wczytując się w dzieła Zoli, począwszy od "Teresy Raquin" aż do "Nany" i z drugiej strony w utwory Stendhala, Balzaka, Flauberta, Dumas, dostrzeżemy łatwo, że świat z którego czerpią, sposób obserwacji, metoda tworzenia, są mniej więcej takie same. Świat dzisiejszy, jego zagadnienia, kwestie społeczne, rozwój charakterów, zwł. kobiecych , zagadnienia psychiczne w warunkach życia realnego - oto wspólne im tematy obserwowane w jednakowy empiryczny, a malowane w jednaki realny sposób. Różni ich tylko dokładność obserwacji, wybór punktu widzenia, większy lub mniejszy talent - zasada jednak ogólna, czyli realizm jest gruntem wspólnym. "Więc co oznacza wynaleziony przez Zolę wyraz: naturalizm? Odcień tylko, skrajny wyraz realizmu, jego odłam lub jeśli kto chce - sektę".
Inną podejmowana przez niego sprawą było zagadnienie powieści historycznej. Na początku swojego artykułu niej się tyczącego formułuje jej akt oskarżenia. Zaczyna Sienkiewicz od tego, że " w literaturze i sztuce każde niemal pokolenie ludzkie wytwarzało odmienny zwrot, odmienny kierunek, który dopóty był uważany za nowy, postępowy i słuszny, dopóki nie przyszedł następny i nie ogłosił swego poprzednika za starca, zacofańca i kłamcę.(...) W ten sposób, gdy z romantyzmu uciekła dusza, gdy przestał być szczerym, musiał nastąpić zwrot w stronę prawd rzeczywistych i nastały czasy panowania realizmu. Realizm został podniesiony do stanowiska doktryny artystycznej. Ponieważ w znacznej części było to objawem reakcji, więc reakcja poszła tak daleko jak mogła - i powstał naturalizm, w duchu którego każda prawda płaska i szpetna wydała się prawdziwszą od każdej podnioślejszej i piękniejszej. Kierunek, który postawił prawdę jako najwyższy ideał, zaczął ją przedstawiać fałszywie, bo piękno i brzydota występują w naturze w innych proporcjach niż w książkach naturalistycznych. W twórczości czasów dzisiejszych postawiono prawdę jako najwyższy ideał i w imię tej prawdy wydawano wyroki na przeróżne literacki rodzaje." "Na powieść historyczną padł z wielu ust wyrok potępiający. Bo czym ona jest? Jeśli chce być prawdą, to musi pozostać tylko historią. Jeśli zaś fantazja pisarza zerwie historyczne cugle i poniesie go hen, to utwór będzie historycznym fałszem. Ścisła historia - a zatem nie powieść, powieść - a zatem nie historia. Inaczej mówiąc historyczna powieść to contradictio in adiecto - błąd logiczny. Kolejne zarzuty to, to, że : "Pokolenia ludzkie zmieniają się tak dalece w ciągu wieków, że w niczym nie są do siebie podobne. Ludzie z różnych epok to typy pod względem pojęć, obyczajów, wierzeń, psychiki zupełnie dla siebie nie zrozumiałe. Chcąc poznać i zrozumieć jakiekolwiek objawy życia, musimy je obserwować w chwili, gdy się dokonują". Kontrargumentami Sienkiewicza było to, ze " Powieść nie potrzebuje przekręcać historycznych zdarzeń. Jeśli autor tak czyni, ujma spadać powinna na niego, a nie na rodzaj, który uprawia". Kwestia pewnych tendencji w powieści historycznej: nie ma jednej historii, jednej wytycznej, sami historycy sprzeczają się o pewne zjawiska, daty, wydarzenia itp. Na fantazję w powieści historycznej jest tyle miejsca, ile w powieści psychologicznej. Przede wszystkim ożywia ona, przedstawia plastycznie, z przeszłości przenosi w obecność, ukazuje ludzi nie w trumnach, a żywych. Historia odtwarzając wypadki odtwarza tylko ważniejsze, pozostawia jednak luki - i tu jest miejsce fantazji. Tak więc proces tworzenia powieści historycznej, jak i niehistorycznej jest ten sam. Powieść historyczna nie tylko nie może poniewierać prawdy dziejowej, ale może ją objaśniać i dopełniać. Ze stanowiska utylitarnego łatwiej by było dowieść licznych pożytków wypływających z powieści historycznej. Pojedynczemu człowiekowi zawsze na korzyść wychodzi rozważanie swej przeszłości. Ono wyjaśnia mu liczne zjawiska czasu teraźniejszego, uczy patrzeć genetycznie na siebie i dostarcza wskazówek na przyszłość.
Równie ciekawy jest i inny artykuł Antoniego Sygietyńskiego noszący tytuł: "Nasz ruch powieściowy". Stwierdza w nim autor, ze talentów powieściopisarskich w Polsce nie ma. Powieść oparta na tle życia, na ścisłej obserwacji, na analizie duszy ludzkiej, leży u nas odłogiem, zostawiając wolne miejsce powieści tendencyjnej, której wartość wewnętrzna w niczym nie przewyższa wartości pierwszego lepszego artykułu wstępnego. Artyzm i prawda życiowa grają tu bardzo małą rolę, o ile jakąkolwiek. Szlachetne dążności pokrywają wszelkie niedostatki, panują nad psychologią, nad charakterami, językiem, uwalniają od obserwacji, rozgrzeszają z sentymentalizmu itd. Dzieło sztuki nie istniej wcale. Ponieważ przed artyzmem idzie tendencja autora. Dzienniki klerykalne ganią każdą powieść liberalną i odwrotnie. Generalnie istnieje w krytyce literackiej ta sama płytkość i uprzedzenie co w krytyce malarstwa: nieważne jak maluje artysta, ale co maluje. W obrazie może nie być obrazu, koloru, rysunku itp. , tak samo jak w powieści może nie być psychologii, charakteru, całego człowieka, a obraz i powieść zostaną ogłoszone za arcydzieła, ponieważ pod pierwszym malarz podpisze: "Wjazd Królowej Jadwigi do Krakowa", a druga traktować będzie o emancypacji kobiet lub równouprawnieniu Żydów. Na dodatek nie widać zapału do produkcji artystycznej, prawie nie ma popytu na dzieła sztuki. Niby cała prasa żyje powieściami, a jednak pisma nie licytują utworów powieściowych. Wydawca gazety szuka towaru taniego, a pisarz łatwego zbytu - stąd ta tandeta, stąd zaniedbanie formy artystycznej. Krytyka, wydawcy i publiczność zadawalają się tendencją autora, ponieważ artyzm, psychologia, ścisłość obserwacji za drogo by nam wypadły: to nie dla nas. "Nasze wymagania artystyczne nie stawiają już żadnej tamy w ciągłym obniżaniu poziomu sztuki, a brak konwencji literackiej, która jak cła ochronne, mogłaby podnieść produkcję krajową, dzielnie jej dopomaga w zabijaniu talentów. Tym sposobem poziom sztuki obniżył się do zwyczajnego wyrobnictwa". Sygietyński domaga się stworzenia jakiegoś kodeksu literackiego - miałby to być rejestr dzieł napisanych, tak by nikt nie mógł dokonać plagiatu. "Bez interwencji bowiem rządu, bez nakazu - w tym kierunku, nie będzie moralności". "Jeżeli są kraje, gdzie nieposzanowanie własności literackiej uchodzi wydawcom bezkarnie, to z pewnością nie ma takiego drugiego, gdzie by to nieposzanowanie odbywało się na tak wielką skalę i z taką jednostronnością kierunku, jak u nas". "Większość literatów, zwłaszcza tych, którzy nie odznaczyli się jakimś szczególniejszym temperamentem, a jednak stanowili tło sztuki narodowej, zwróciło swój talent w stronę dziennikarstwa, reszta pisze na łokcie i - dla chleba, bez złej woli - obniża poziom sztuki i tak już dość niski." "Lekceważenie, z jakim przekładamy myśli i formy powieściopisarzy zagranicznych na j. polski, jest w stosunku prostym do łatwości, z jaka dochodzimy do posiadania cudzych skarbów, i do bezkrytycyzmu, z jakim mówimy i piszemy o rzeczach sztuki. Lecz tu w pierwszej linii stanowi o wszystkim racja głodowa, rozdzielana przez wydawców pomiędzy rzeszą nieszczęśliwą tłumaczów." "Wydawca patrzy tylko czy autor jest poczytny, czy powieść jest długa i czy tłumaczenie nadaje się do jego pisma, tj. czy nie wychodzi poza cenę jednego grosza polskiego za wiersz. (...) W tych warunkach o stylu, formie tłumaczeń nawet mowy być nie może, ponieważ albo podejmują się jej ludzie nie zajmujący się specjalnie literaturą, albo też nędzarze, dla których marny grosz za krwawą
racją głodową. Kto by nawet chciał tłumaczyć porządnie, nie jest w stanie: nie wyżyje z zarobku. Wskutek tego: nie ma żadnych wymagań ze strony redakcji. "Na dodatek dzieł nie tłumaczy się, a streszcza! Takim specjalnie streszczanym autorem jest Zola. Wniosek: mamy o wiele za dużo pism na ilość czytelników, mając o wiele za mało pisarzy z talentem na ilość pism.
Na zakończenie warto jeszcze powrócić do Aleksandra Świętochowskiego, który po latach w momencie, gdy do literatury wkraczało nowe pokolenie modernistów, sam przeszedł jakby naturalną drogę do obozu starych i teraz to on występował przeciwko nowym kierunkom literatury. W swoim artykule "Młoda starość" dokonał na początku krytyki młodych poetów, hołdujących nowym wartością, ich artystycznej pozy, pretensjonalności: "Ci elegiści, górnicy swojego wnętrza, ani się domyślają jak są czasem zabawni, i to właśnie wtedy, kiedy chcą być najbardziej tragiczni." Świętochowski radzi młodym poetom: "Trzeba przenieść swą wiedzę i swoją miłość poza siebie. Barwny obraz, prawidłowy rytm i rym są to niewątpliwie bardzo ważne środki artystyczne, ale one jeszcze nie wyczerpują całej istoty poezji, w której skład wchodzą inne jeszcze pierwiastki, a przede wszystkim niesamolubne uczucia i przedmiotowe myśli. Młodzi zatem poeci powinni kończyć na tym, od czego dziś zaczynają: pokazać na wprzódy świat odbity w ich duchu, a dopiero potem otworzyć swoje osobiste tajniki."