M. Gogol „Portret”
Bohater tego opowiadania Gogola, Czartkowa, poznajemy jako dwudziestodwuletniego ubogiego malarza, żyjącego w podłych warunkach mieszkaniowych, cierpiącego na wieczne problemy finansowe (przejawiające się zarówno w niemożności użycia w swoim młodym życiu, jak i w zadłużeniu w opłacie czynszu, kiepskim jedzeniu itp.; znamienne, że ostatnie pieniądze wydał jednak w zauroczeniu na portret starca). Malarz nie skarży się na swój los - przyzwyczaił się do niego, choć nie raz ma żal, że nie może sobie pozwolić na trochę wygody i zbytku, pomimo młodego wieku:
„Czasami rzeczywiście naszemu malarzowi chciało się zabawić, popisać się - słowem, tu i owdzie błysnąć swoją młodością. Jednocześnie jednak potrafił nad sobą panować. Zabrawszy się do pędzla umiał zapomnieć o wszystkim i odrywał się od niego tylko jak od cudownego przerwanego snu. (...) Czasami irytowało go, gdy widział, jak przyjezdny malarz, Francuz lub Niemiec, często nawet nie malarz z powołania, przy pomocy tylko rutyny, zamaszystości pędzla i jaskrawości barw wywoływał powszechny zachwyt i błyskawicznie zbijał grube pieniądze. Nie myślał o tym wtedy, gdy pogrążony w pracy zapominał o piciu, jedzeniu i o całym świecie, lecz wtedy, kiedy mocno przyciskała do bieda, kiedy nie miał za co kupić pędzli i farb, kiedy natrętny kamienicznik przychodził dziesięć razy na dzień żądając komornego. Wówczas z zazdrością widział w głodnej wyobraźni los malarza-bogacza; nawiedzała go nawet myśl, często nawiedzająca głowę Rosjanina: rzucić wszystko i pohulać ze zmartwienia na złość wszystkiemu.”
„Bądź cierpliwy! A skąd wezmę pieniędzy na jutrzejszy obiad? Na kredyt przecież nikt nie da. Jeżeli zaś wyniosę na sprzedaż nawet wszystkie moje obrazy i rysunki - dostanę za nie zaledwie dwudziestaka. Oczywiście, że przydały mi się, czuję to: w każdym dążyłem do określonego celu, dzięki każdemu czegoś się nauczyłem. Ale jaka z tego korzyść? Szkice, próby - i wciąż będą szkice, próby bez końca. Zresztą, któż by to kupił od nieznanego malarza; komu potrzebne są rysunki z antycznym modelów i z natury lub też nie dokończona miłość Psyche, albo perspektywa mojego pokoju czy portret Nikity, chociaż doprawdy lepszy jest od portretów niejednego modnego malarza. Rzeczywiście, po co ja się morduję i ślęczę jak uczeń nad abecadłem, podczas gdy mógłbym zabłysnąć nie gorzej od innych i tak samo zdobyć pieniądze?”
Jego los odmienia się, gdy w ramie przypadkowo kupionego portretu odnajduje rulon monet. Jego pierwszym zamysłem jest odłożenie tych pieniędzy i racjonalne ich wykorzystanie na potrzeby życiowe oraz przede wszystkim - dalszy rozwój swojej sztuki. Ale w końcu przewyższa w nim chęć użycia: sprawia sobie modne ubranie, kupuje nową rezydencję; chce wejść na salony:
„Teraz jestem zabezpieczony co najmniej na trzy lata. Mogę zamknąć się w pokoju i pracować. Mam już na farby, na obiad, na herbatę, na utrzymanie i na komorne; nikt nie będzie mi teraz przeszkadzał ani dokuczał; nabędę doskonały manekin, zamówię gipsowy torsik, dorobię nóżki, postawię figurkę Wenus, kupię reprodukcje najlepszych obrazów. I jeżeli popracuję nad sobą przez te trzy lata nie śpiesząc się, nie na sprzedaż, to wszystkich ich prześcignę i mogę stać się wielkim malarzem.
Tak mówił zgodnie z rozsądkiem; ale wewnątrz rozlegał się w nim inny głos, donośniejszy i potężniejszy. I gdy raz jeszcze spojrzał na złoto, co innego powiedziały mu jego dwadzieścia dwa lata i gorąca młodość. Teraz miał w swoim zasięgu to wszystko, na co dotychczas tylko patrzał zazdrosnymi oczami (...). Ubrać się w modny frak, użyć sobie po długim poście, wynająć wspaniałe mieszkanie, natychmiast pójść do teatru, do cukierni, do... itd. Chwyciwszy pieniądze wybiegł na ulicę.”
Zaczyna ogłaszać się jako malarz portretów. Pozyskana pierwsza klientka z wyższych sfer jest zachwycona swoim portretem (malarz chciał oddać jej realne odbicie, ale w końcu namalował ją szablonowo na wzór Wenus), stopniowo też Czartkow pozyskuje coraz więcej klientów. Z czasem zamówień na portrety jest tak wiele, że malarz zdaje sobie sprawę, iż jeśli chce podołać ich realizacji, nie może poświęcić im tyle czasu, ile normalnie wymagałoby stworzenie dobrego obrazu. Zaczyna więc malować szablonowo - bez żadnego uczucia:
„Ze wszystkich stron żądano, aby było dobrze i prędko. Malarz zorientował się, że o wykończeniu nie może być mowy, że wszystko winna zastąpić technika i zwinność pędzla. Chwytać tylko istotę rzeczy, sam tylko ogólny wyraz i nie zagłębiać się pędzlem w subtelne szczegóły; słowem, było absolutnie niemożliwe studiowanie natury w jej doskonałości. Do tego należy dodać, że prawie wszyscy klienci mieli własne rozmaite pretensje. (...) Wreszcie zrozumiał, o co chodzi i przestał się krępować. Z dwóch, trzech słów orientował się, kto kim chciał być. Chciał Marsa, to mu pakował na twarz Marsa; pozował na Byrona, dostawał bajroniczną sylwetkę i obrót głowy. Jeżeli damy pragnęły być Korynną, Undyną lub Aspazją, to chętnie się zgadzał na wszystko i dodawał od siebie każdemu, ile chciał, szlachetności, która, jak wiadomo, nigdy nie zaszkodzi, a nawet potrafi okupić brak podobieństwa.”
Staje się powoli tzw. artystą modnym. Opływa w bogactwa, bywa na salonach, obraca się w towarzystwie ludzi z wyższych sfer. Zadufany w sobie i sukcesie, jaki odniósł, odnosi się krytycznie do sztuki klasycznej, a także do artystów, jakim on sam był wcześniej:
„O malarzach i o ich sztuce wypowiadał się bardzo ostro; twierdził, że przeceniano dawnych malarzy, że wszyscy oni, do Rafaela włącznie, malowali nie postacie ludzkie, lecz śledzie; że tylko w wyobraźni patrzących istniała w tych obrazach jakaś świętość; że nawet sam Rafael nie wszystko malował dobrze i że wiele jego dzieł korzysta ze sławy tylko dzięki tradycji; że Michał Anioł to samochwał, gdyż wciąż tylko popisywał się znajomością anatomii, że zupełnie nie posiada wdzięku i że prawdziwej świetności, siły pędzla i kolorytu trzeba szukać dopiero teraz, w obecnym wieku. (...) Nie rozumiem - mówił - jak inni mogą dulczeć i ślęczeć nad pracą. Człowiek, który w ciągu paru miesięcy guzdrze się nad obrazem, to moim zdaniem nie artysta, lecz rzemieślnik. Nie wierzę, aby miał talent. Geniusz tworzy śmiało, szybko. (...) Muszę się przyznać, że nie uważam za artyzm tego, co pacykuje się wolno, kreska za kreską; to już rzemiosło, a nie sztuka.” „Opinie Czartkowa o dziełach dawnych mistrzów świadczą o całkowitym zerwaniu z pierwotnym kierunkiem jego twórczości, o sprzeniewierzeniu się zasadom sztuki wielkiej i prawdziwej, o poddaniu się zgubnemu oddziaływaniu współczesności.”
Jest zamożny, rozpisują się o nim w pochlebnym tonie gazety, ma wciąż bardzo dużo zamówień, ale jego twórczość nie ma już nic wspólnego z prawdziwą sztuką:
„Sława jego rosła, pracy i zamówień miał coraz więcej. Zaczęły go już nudzić wciąż te same portrety i twarze, których pozy i gesty umiał na pamięć. Malował bez zapału, starając się naszkicować byle jak tylko głowę, resztę zaś pozostawiał uczniom. Dawniej, mimo wszystko, szukał jakiejś nowej pozycji, starał się wywołać efekt, oczarować siłą wyrazu. Teraz i to go nudziło. Zmęczony mózg nie był już zdolny do nowych pomysłów. Nie miał na to ani czasu, ani energii: lekkomyślny tryb życia i towarzyskie stosunki, gdzie usiłował odgrywać rolę światowca - wszystko to odsuwało go daleko od pracy i myślenia. Pędzel jego stygł, tępiał i niepostrzeżenie zamknął się w monotonnych, określonych, wyświechtanych formach. (...) Nawet najzwyklejszych zalet nie można było dostrzec w jego dziełach, a tymczasem wciąż jeszcze cieszyły się one sławą, chociaż prawdziwi znawcy i malarze wzruszali tylko ramionami na widok jego ostatnich prac.”
Jego sława i renoma doprowadziły do tego, że został wytypowany przez Akademię Sztuki do wydania opinii na temat prac rosyjskiego malarza, kształcącego się we Włoszech, a będącego dawnym kolegą Czartkowa. Człowiek ten, podobnie jak niegdyś Czartkow, skupiał się tylko i wyłącznie na życiu dla swej sztuki: „(...) od wczesnych lat pałał namiętnością do sztuki, pogrążył się w niej całą swą płomienną duszą...”. Ale, w przeciwieństwie do Czartkowa, który skupił się na szybkim dorobieniu się na marnej sztuce, poświęcił swój talent, wyrzekł się prawdziwej sztuki w imię szybkiego zarobku i wygodnego życia - malarz ten zrealizował marzenie, które Czartkow porzucił, skupiając się na swoim portretowym rzemiośle: „(...) oderwał się od przyjaciół, krewnych, od ulubionych przyzwyczajeń i popędził tam, gdzie pod przecudnym niebem dojrzewa przepyszny ogród sztuki, do cudownego Rzymu (...). Jak pustelnik zapamiętał się tam w pracy, na nic innego nie zwracając uwagi. (...) Wszystkim wzgardził, wszystko poświęcił sztuce. Niezmordowanie zwiedzał galerie obrazów, całymi godzinami wystawał przed dziełami wielkich mistrzów, starając się przeniknąć tajemnice ich cudownego pędzla. Nie kończył pracy, zanim nie porównał jej z wielkimi nauczycielami i zanim nie odczytał w ich dziełach milczącej i wymownej rady. (...) Dzięki temu wyniósł ze swej szkoły wielką ideę twórczą, piękno potężnej myśli i urok niebiańskiego pędzla.”
Wspaniałość dzieła tego malarza nie pozostawiły Czartkowa obojętnym. Chciał swoim zwyczajem skrytykować tę pracę, mimo iż jej piękno zrobiło na nim (jak i na pozostałych uczestnikach pokazu) ogromne wrażenie - ale nie był w stanie: „(...) słowa zamarły mu na ustach; płacz i szlochanie wydarły mu się z piersi i jak oszalały wybiegł z sali.” W tejże chwili zdał sobie sprawę z marności swojej egzystencji jako artysta, uzmysłowił sobie, że zmarnował swój talent, wyrzekłszy się go w imię szybkiego zysku. Podjął jeszcze próbę namalowania obrazu, który oddawałby obecny stan jego wzburzonej duszy: chciał namalować upadłego anioła. Jednakże dłoń przez lata nawykła do szablonowych rysunków, wyobraźnia nawykła do schematycznych wzorców postaci i póz, nie były w stanie umożliwić mu realizację zamiaru: „Pędzel jego i wyobraźnia zbyt już zamknęły się w jednym szablonie i bezsilny poryw nie mógł przekroczyć granic i pęt, które Czartkow sam sobie narzucił - prowadził tylko do błędów.” Niepowodzenie kazało mu zwątpić, czy w ogóle kiedykolwiek miał talent. Opętany szaleństwem, zaczął pałać nienawiścią nie tyle wobec własnej nieudolności, ile do sztuki w ogóle. Wykorzystując nagromadzone bogactwo, skupował wszelkie możliwe dzieła sztuki - tylko po to, by w szaleństwie wściekłości je zniszczyć. Owo szaleństwo wpędziło go w ciężką chorobę, która w końcu doprowadziła do śmierci malarza.
Opis Czartkowa jako artysty:
„Zniszczony płaszcz i skromny ubiór świadczyły, że jest to człowiek oddany całkowicie swej pracy i nie mający czasu na dbanie o strój, rzecz zawsze tak atrakcyjną dla ludzi młodych.”
„Czartkow wszedł do nieznośnie zimnego przedpokoju, jakie bywają zwykle w mieszkaniach malarzy, czego zresztą ci wcale nie spostrzegają. (...) wszedł do swej pracowni, kwadratowego pokoju, wielkiego, lecz niziutkiego, z obmarzniętymi oknami, zapełnionego wszelkim malarskim rupieciem: kawałkami gipsowych rąk, blejtramami z napiętym płótnem, szkicami rozpoczętymi i porzuconymi, draperiami rozwieszonymi na krzesłach.” Opis ten bardzo przypomina opis mieszkania innego malarza - Piskariowa z opowiadania „Newski Prospekt”.
„Młody Czartkow był utalentowanym, świetnie się zapowiadającym malarzem: w nagłych porywach pędzel jego zdradzał spostrzegawczość, pomysłowość, wrażliwe podejście do natury. - Uważaj, bracie - mawiał mu nieraz jego profesor - masz talent; popełnisz ciężki grzech jeśli go zmarnujesz. Ale brak ci cierpliwości. Coś cię pociągnie, coś ci się spodoba - jużeś tym pochłonięty całkowicie, a o resztę nie dbasz, machasz na wszystko ręką, nawet spojrzeć nie chcesz. Uważaj, żebyś nie stał się modnym malarzem. Już teraz barwy zbyt zuchwale zaczynają krzyczeć u ciebie. Rysunek masz mało dokładny, a czasami wręcz słaby, linia się zaciera; gonisz za modnym światłem, za tym, co bije od razu w oczy. Ani się spostrzeżesz, jak wpadniesz w angielską manierę. Strzeż się; już cię zaczyna świat pociągać: widzę od czasu do czasu na twojej szyi elegancki szalik, na głowie lśniący kapelusz... Wiem, że to nęci, można zacząć malować modne obrazki, portreciki za pieniądze. Ale wtedy talent marnuje się, a nie rozkwita. Bądź cierpliwy. Obmyślaj każdą pracę, zerwij z elegancją - niech sobie inni robią pieniądze. Co twoje, to ci i tak nie ucieknie.”
Pogląd Czartkowa na „sztukę modną” przed jego zmianą za sprawą pieniędzy:
„(...) przedstawione postacie były dostępne i zrozumiałe; ale gdzie są nabywcy pstrych, niechlujnych bohomazów olejnych? Komu są potrzebni ci chłopi flamandzcy, te czerwone i niebieskie krajobrazy, które wskazują na pretensje do nieco wyższego poziomu sztuki, ale w których ujawnił się cały głęboki jej upadek. Nie wyglądały wcale na próby dziecka-samouka, gdyż wtedy, pomimo całej naiwnej karykaturalności, promieniowałby z nich bardziej żywiołowy poryw. Tu zaś wyzierała tylko tępota, bezsilność, zgrzybiała nieudolność, która bezczelnie pcha się w dziedzinę sztuki, podczas gdy winna znajdować się wśród niższych rzemiosł; nieudolność, która pozostała jednak wierna swemu powołaniu i wniosła do sztuki rzemiosło. Te same barwy, ta sama maniera, ta sama nawykła do szablonu ręka należąca raczej do prymitywnego automatu niźli do człowieka!...”
M. Gogol „Newski Prospekt”
W tej noweli będzie nas interesował bohater jej pierwszej części, malarz Piskariow. Spacerując z przyjacielem, oficerem Pirogowem, jedną z ulic Petersburga - tytułowym Newskim Prospektem, zwraca uwagę na przechodzącą z naprzeciwka kobietę. Urzeka go ona, dlatego postanawia śledzić ją i zbadać, gdzie mieszka. Na miejscu okazuje się, że kobieta podąża do domu schadzek, zachęcając go do wspólnego spędzenia czasu. Malarz jest załamany - nie może uwierzyć, że tak piękna istota może parać się tak niecnym fachem. Ucieka do domu. Śni mu się, że spotyka ją ponownie na dworskim balu - jest tancerką, biorącą udział w przedstawieniu. Po skończonym widowisku kobieta wyjaśnia mu, że opacznie zrozumiał jej obecność w domu schadzek. Od tej pory coraz więcej czasu zaczął poświęcać na sen, chcąc w tamtym wymiarze spotkać ukochaną - aby temu sprostać, zaczął nawet brać opium, wyniszczając jeszcze bardziej swój wymizerowany organizm. Wreszcie zaczyna wierzyć, że z całą pewnością jakaś fatalna konieczność zmusiła kobietę do zniżenia się do pracy jako dziewczyna lekkich obyczajów. Uznaje, że jeśli weźmie ją za żonę, poprawi jej byt i wyrwie z podłego środowiska. Ale rzeczywistość okazuje się dla niego okrutna: kobieta jego oświadczyny traktuje z drwiną, oświadczając, że lubi życie, jakie prowadzi i nie ma zamiaru zajmować się uczciwą pracą. Zrozpaczony malarz popełnił samobójstwo, podcinając sobie gardło po powrocie do domu.
Opis Piskariowa jako artysty:
„Młodzieniec należał do tej warstwy, która stanowi u nas zjawisko dość dziwne i o tyle da się zaliczyć do obywateli Petersburga, o ile postać ukazująca się nam we śnie zalicza się do świata rzeczywistego. Ta warstwa wyjątkowa jest niezwykłością w mieście, które się składa z urzędników, z kupców i z rzemieślników-Niemców. Był to artysta. (...) Artyści tutejsi zgoła nie są podobni do artystów włoskich: dumnych, gorących jak Italia i jej niebo; przeciwnie - jest to lud przeważnie poczciwy i potulny, nieśmiały i niefrasobliwy, rozkochany skrycie w swej sztuce, popijający w małym pokoiku herbatę ze swymi kamratami, skromnie gawędzący o swych zamiłowaniach, zupełnie obojętny na zbytek. Taki malarz zaciągnie do siebie zawsze jakąś starą żebraczkę, żeby mógł przenieść na płótno jej nędzną i nieczułą twarz. Rysuje perspektywę swego pokoiku, ukazując w niej wszelakie rupiecie artystowskie: ręce gipsowe i nogi, które się stały kawowe pod działaniem czasu i kurzu; malowniczo połamane sztalugi, paletę porzuconą. W pokoiku takim, którego ściany są zapaćkane farbami, siedzi przyjaciel grając na gitarze, a przez otwarte okno majaczeje blada Newa i ubodzy rybacy w czerwonych koszulach. Malarze ci mają koloryt prawie zawsze szary i mętny: jest to piętno niezatarte Północy. Z tym wszystkim pracują w swej dziedzinie z niezwykłym zamiłowaniem. Częstokroć objawiają prawdziwy talent i gdyby owionęło ich świeże powietrze Włoch, talent ten rozwinąłby się z pewnością tak samo swobodnie, szeroko i bujnie, jak roślina, którą się wyniesie wreszcie z pokoju na czyste powietrze. Na ogół są bardzo nieśmiali: gwiazda na piersiach i grube epolety przyprawiają ich o takie zmieszanie, że mimo woli zniżają cenę swych dzieł. Lubią niekiedy zadać sobie szyku, ale elegancja ich wydaje się zawsze nadto rażąca i przypomina nieco łataninę. Można na nich czasami zobaczyć doskonały frak i zaszargany płaszcz, drogą aksamitną kamizelkę i surdut wymazany farbami. Podobnie jak na ich nie wykończonych pejzażach widzi się niekiedy nimfę, wyobrażoną z głową w dół, nimfę, która - nie znalazłszy innego płótna - namalował na zasmarowanym tle poprzedniego swojego obrazu, tworzonego niegdyś z rozkoszą. Taki malarz nigdy nie patrzy ci prosto w oczy; a jeśli patrzy, to jakoś mętnie i niewyraźnie; nie wpija w ciebie jastrzębiego wzroku obserwatora lub sokolego spojrzenia oficera kawalerii. Pochodzi to stąd, że jednocześnie widzi i twoje rysy, i rysy jakiegoś gipsowego Herkulesa, który stoi w jego pokoiku; albo też ma w wyobraźni swój własny obraz, jaki dopiero zamierza wykonać. Skutkiem tego odpowiada też często nie do rzeczy, niekiedy ni w pięć, ni w dziewięć, przedmioty zaś, pomieszane w jego głowie, jeszcze bardziej zwiększają jego nieśmiałość. Do takiego to szczepu należał młodzieniec, którego opisujemy, malarz Piskariow, wstydliwy i nieśmiały, ale noszący w duszy zarzewie uczuć, gotowe w odpowiedniej chwili przemienić się w ogień.”
O śmierci Piskariowa:
„Tak zginął, stając się pastwą szalonej namiętności, biedny Piskariow, cichy, nieśmiały, skromny, szczery jak dziecko, z tlejącą w piersi iskrą talentu, która, być może, zapłonęłaby z czasem szeroko i jasno. Nikt go nie opłakiwał; przy jego zwłokach nie widać było nikogo prócz zwyczajnej postaci rewirowego i lekarza policyjnego z miną obojętną. Trumnę jego po cichu, bez żadnych obrzędów religijnych, zawieziono na cmentarz ma Ochcie; tylko stróż cmentarny płakał, idąc za nią, a to dlatego, że wypił o kwaterkę wódki za wiele. Nawet porucznik Pirogow nie przyszedł spojrzeć na zwłoki nieszczęśnika, któremu za życia udzielał swego wysokiego poparcia.”
M. Gogol, Portret, przeł. J. Brzęczkowski, [w:] Opowieści, Zakłąd Narodowy imienia Ossolińskich, BN II nr 169, s. 92-94.
Tamże, s. 94-95.
Tamże, s. 107.
Tamże, s. 118-119.
Tamże, s. 120-121.
Galster B., przypis do: M. Gogol, Portret, s. 120.
M. Gogol, Portret, op. cit., s. 92-94.
Tamże, s. 124.
Tamże, s. 124-125.
Tamże, s. 126.
Tamże, s. 127.
Tamże, s. 85.
Tamże, s. 90.
Tamże, s. 91-92.
Tamże, s. 86.
M. Gogol, Newski Prospekt, przeł. J. Wyszomirski, [w:] Opowieści, Zakłąd Narodowy imienia Ossolińskich, BN II nr 169, s. 12-14.
Tamże, s. 31-32.
5