Stefan Żeromski, Przedwiośnie - treść
Rodowód
Rodowód nowoczesnych ludzi to ojciec i matka, a nie szeregi sarmackich przodków. „Chcemy uszanować nasyconą do pełna duchem i upodobaniem semickim awersję ludzi nowoczesnych do obciążania sobie pamięci wiadomościami, w którym kościele czy na jakim cmentarzu dany dziadek spoczywa”.
Ojciec to Seweryn Baryka. Matka - Jadwiga Dąbrowska z Siedlec. Nigdy nie nauczyła się mówić dobrze po rosyjsku, duchem zawsze była w Siedlcach, a nie na Uralu czy w Baku. Raz obraziła córkę gubernatora na przyjęciu, mówiąc: „Ach, kakaja u was krasnaja roża!” - bo „roża” po rosyjsku znaczy co innego (ale co??). Seweryn znalazł żonę w ciągu miesiąca. Szkół wyższych nie miał, ale udało mu się zdobywać coraz lepszą pracę - nie bez protekcji. Synowi nadał imię Cezary Grzegorz.
W anonimowym pamiętniku z 1831 r. Seweryn wyczytał, że w wyprawie gen. Józefa Dwernickiego na Beresteczko i Radziwiłłów brał udział Kalikst Grzegorz Baryka, jego dziad. Zubożał na tej wojnie. Seweryn pilnował tej książeczki jako pamiątki rodowej, choć jej treść nie była dla niego bardzo ważna.
Seweryn znalazł się w Baku (przemysł naftowy) jako wysoki urzędnik. Był bardzo bogaty. Czasem myślał o powrocie do kraju, ale zatrzymywało go tanie i wygodne życie w Baku. Dużo pieniędzy wydawał na naukę dla Czarka, o którego z żoną bardzo (aż za bardzo) dbali. Cezary lepiej mówił po rosyjsku niż po polsku.
Cz. 1: Szklane domy
Czarek miał 14 lat, gdy Seweryna Barykę powołano do wojska. Panowała opinia, że Rosja szybko zmiażdży wrogów i wojna się skończy. Cezary poczuł swobodę - robił, co chciał, całe dnie poza domem. Na widok łez matki poprawiał się na dzień lub dwa, a potem wracał do bójek i rozrabiania. Znalazł gdzieś stary rewolwer i kindżał, ale póki co wybijał z kolegami okna kamienia. Dla jego matki miasto stało się jeszcze bardziej obce, wszystkich się w nim bała. Chciała uciec do Siedlec, gdzie był Szymon Gajowiec. Kochali się, gdy byli młodzi, ale nigdy nie padło między nimi żadne wyznanie. Szymon był tylko kancelistą, pochodził z chłopów.
W listach Seweryn pisał, że jest na linii bojowej w Prusach Wschodnich, nad Mazurskimi Jeziorami. Jadwiga nigdy nie skarżyła się na syna, chwaliła go w listach. W Czarku raz jeden odezwała się tęsknota za ojcem. Śpiewał solówkę w chórku niedzielnym i wzruszył się. Poza murami kaplicy uczucie tęsknoty zostało stłumione przez obawę wobec możliwości powrotu ojca. Kolejna wieść od Seweryna przyszła z Karpat. Nie pokonali Niemców. Szli na Węgry.
Seweryn zabezpieczył finansowo żonę i syna. Oszczędności zakopał w piwnicy, część zostawił w banku. Czarek nie lubił myśleć o ojcu, bo łapała go melancholia, którą koledzy nazywali chandrą. Zaczynał decydować o wszystkim za matkę, zastępując przy niej miejsce ojca. O ojcu nie było wieści. Mówiono, że zaginął lub dostał się do austriackiej czy niemieckiej niewoli.
W Baku wybuchła rewolucja. Czarek przestał chodzić do szkoły (był w 8 klasie). Chodził bez marynarki uczniowskiej. Dyrektorowi, który zapytał go na ulicy o przyczynę chodzenia w cywilnym stroju, wymierzył dwa ciosy w uszy ze szpicruty. Ludzie na ulicy stanęli po stronie Baryki! Wydalono go ze szkoły. W mieście Tatarzy i Ormianie czatowali na siebie wzajemnie. Spokój przywrócił dopiero komisarz rewolucyjny (Polak z pochodzenia), który ustanowił nową władzę. Pozamykano sklepy, brakowało żywności. Banki nie wydawały pieniędzy. Nikt nie dostawał pensji. Wyrzucano z mieszkań.
Na zgromadzeniach ludowych wieszano kukły cesarzy, wielkorządców, prezydentów, generałów, wodzów, m.in. Józefa Piłsudskiego. Cezary również tam bywał i krzyczał, choć np. o Piłsudskim nic nie wiedział. Pani Jadwiga protestowała. Twierdziła, że komunizm można wprowadzić przez sprawiedliwy podział wszystkich ziem, a nie zabieranie domów bogatym. Te argumenty drażniły Cezarego. Uczestniczył z diabelską radością w egzekucjach, z których relacje zdawał matce.
Jadwiga potajemnie, nocą wykopała większą część skarbu męża i przeniosła go za miasto. Resztę zabrano - Cezary sam (dla idei) wskazał miejsce, gdzie się znajduje. Matka z trudem zdobywała jedzenie - jeździła po nie daleko, przemycała i płaciła ogromne sumy. Mieszkanie Baryków zarekwirowano - wprowadzili się do niego obcy ludzie, a dawni mieszkańcy dostali jeden pokój. Cezary nie znalazł broszurki o wyprawie generała Dwernickiego, by ją uratować - uznał, że ojciec zabrał ją ze sobą. Dostrzegł nareszcie matkę - jej przedwczesną starość. Zaczął o nią dbać - nareszcie zasypiała spokojna. Razem czekali na ojca. Cezary wyklinał Rosjan, którzy przypływali na statkach - mówił, że do „kał Rosji”, uciekinierzy z ojczyzny. Poznali w porcie matkę z 4 córek - księżnę i księżniczki Szczerbatow-Mamajew, teraz, po konfiskacie majątku - nędzarki. Barykowa wzięła je do siebie na noc. Pomogła księżnej zdjąć klejnoty z nóg. Niestety, tej nocy była rewizja, Barykowie dostali karę za ukrywanie zbiegów i złota, a emigrantki poszły do turmy.
Jadwigę nakryto na wykopywaniu skarbu ukrytego za miastem. Skierowano ją do robót publicznych w porcie. Cezary wyprosił dla niej miejsce w szpitalu, ale potem musiała wrócić do robót, gdzie zmarła. Cezary wyjednał dla matki pogrzeb na katolickim cmentarzu. Przez spuszczeniem trumny Cezary zobaczył jeszcze, że ograbiono matkę ze złotej obrączki (zdarto ją wraz ze skórą). Poczuł teraz, na kogo jest przeznaczony kindżał, który trzymał w szufladzie.
Cezary dowiedział się, że jego ojciec przeszedł na stronę wroga, przyłączył się do polskich legionów, gdzie zginął. Był sam. Dopiero teraz odkrywał trud, w jakim żyła matka. Płakał i zbliżał się do niej przez te łzy. Dzielił się z nią radością z nadchodzącego przedwiośnia. Chciał ją teraz zrozumieć. Nauczał ją, że rewolucja to konieczność, prawo moralne, zaistniałe, by obalić dominację bogaczy i uwolnić ciemiężonych.
W marcu 1918 r. Ormianie z Baku pod wodzą Szaumianca i z pomocą Gruzinów i Anglików zajęli miasto. Tatarzy wpadli w panikę, mając w pamięci rzeź, jaką przeprowadzili na Ormianach w 1905 r. Ormianie spalili meczety z kobietami i dziećmi w środku. Tatrom przyszła na pomoc armia turecka pod wodzą Nuri-Paszy. Ormianie mobilizowali wszystkich mężczyzn do wlaki. Baku było bombardowane.
Dom Cezarego został zburzony, ukrył się z towarzyszami w piwnicy. Chadzał półnagi i głodny. Rewolucja upadła, a Cezary nie mógł znaleźć dla siebie miejsca w nowym świecie. Kobiety i dzieci mordowano w biały dzień. Torturowano niedobitych. Cezary pomału obojętniał na te widoki - jedynym azylem pozostał grób matki. Do września 1918 r. przesiedział w okopach, zwerbowany do wojska. We wrześniu armia ormiańska wycofała się, a Cezary wrócił do piwnicy. 800 Anglików zdołało odpłynąć, pozostałych 800 wybito razem z Ormianami i Rosjanami. Cezarego uratowała legitymacja, którą dostał przypadkiem, a która głosiła, że jest obywatelem Lechistanu, Polski in spe. Zapędzono go do zakopywania trupów.
Arba, dwukołowy wóz do przewożenia ciężarów, wypełniona była zwłokami pobitych. Cezary pilnował transportu. Na wozie leżało ciało pięknej młodej dziewczyny. Była jakby zamarła w przedśmiertnym krzyku wołającym o pomstę, o pamiętanie o tej zbrodni.
Cezary schudł i osłabł, bo pracownicy dostawali coraz mniejsze porcje pożywienia. Był sam pośród Rosjan, Gruzinów, Niemców i Żydów. Między żołnierzami i pracującymi krążyła biedota miejska, czekając na resztki jedzenia. Cezarego ciekawił pewien straszy mężczyzna, który trzymał się blisko niego - nie zabiegał o jedzenie, należał do „gatunku” lekkich wariatów, podśpiewywał sobie coś. Baryka odkrył, że starzec powtarza jedno imię „Czaruś” - był to jego ojciec. Schowani przed oczami ludzkimi, w kloace za wzgórkiem, padli sobie w objęcia. Umówili się na spotkanie po północy.
Traktat baskijski zmusił Turków do ustąpienia z Baku. Na wybrzeżu baskijskim powstał względnie autonomiczny Azerbejdżan - szybko zniszczony przez wojska bolszewickie. Barykowie zbierali fundusze na wyjazd. Walizka, z którą wyjechał Seweryn, została w Moskwie u Bogusława Jastruna. Były tam ubrania, lekarstwa i pamiętnik dziadka.
Wyruszyli w zimie na statku zdążającym do Carycyna jako dwaj robotnicy. Potem podróżowali w wagonie towarowym. Zaczęli tam mówić po polsku, bo sąsiedzi albo ich nie rozumieli, albo nie zwracali na nich uwagi. Celem Seweryna była Polska. Miał tam mieszkać niejaka Baryka, który w Warszawie zdobył wykształcenie medyczne, a potem wyjechał nad Bałtyk. Kupował wydmy od Niemców, którzy wynosili się stamtąd na wieść, że wybrzeże zostanie przyłączone do Polski. Okazało się, że miejscowość na cyplu wychodzącym w morze, którą nabył, była kiedyś dnem przedhistorycznej rzeki. Teraz leżały tam ogromne pokłady torfu. Wysuszony torf sprzedał na opał. Wykopał kanał w kształcie litery U, dwoma końcami wchodzący w morze. Jednym końcem wpuszczał wodę, drugim wypuszczał - moc prądu zachodniego była ogromna, zasilała turbiny postawionej obok huty szklanej. Było to szkło belkowe - bardzo odporne na stłuczenia. Z tego szkła buduje się domy. Nie ma w nich pieców, gorąca woda idzie dokoła ścian, wewnątrz belek w zimie; w lecie jest zimna i chłodząca. Domy te projektują artyści - są piękne, ale użyteczne. Są kolorowe, zależne od natury okolicy i upodobania mieszkańców. Fabryka jest własnością pracowników, techników i artystów. Baryka dąży do zapewnienia każdej wsi wspólnej ogrzewalni i wspólnej chłodni. Ale do tego potrzebna jest powszechna elektryfikacja kraju. Na pozostałych obszarach huty będą działać dzięki prądowi Wisły. W nowej cywilizacji będzie mniej chorób, będzie bardzo czysto, ludzie będą szanować zwierzęta i nie będą jeść ich mięsa. Seweryn cały czas mówi o wsiach albo hotelach robotniczych - utrzymuje, że już takie widział. Nowym bogactwem będzie zdrowie. Baryka chce stawiać domy robotnicze, szpitale, muzea, domy dla pracującej inteligencji, dla przeciętnych ludzi.
Według Seweryna zabijanie nie ma sensu. Jeśli zabierze się bogaczowi pałac, zamieszka w nim nowy arystokrata. Trzeba tworzyć nowe wartości, nowe dobro. Cezary cały czas jest sceptycznie nastawiony do tej szklanej cywilizacji.
U Bogumiła Jastruna w Moskwie Barykowie odebrali walizkę. Pojechali pociągiem do Charkowa. Było strasznie ciasno - ludzie jechali z dorobkiem całego życia. Pociąg często stawał i maszynista pobierał opłaty. Ostatni postój był 10 wiorst przed Charkowem. Część podróżnych zdecydowała się iść dalej pieszo - Barykowie również. Oddali walizkę do depozytu na dworcu i poszli dowiedzieć się o pociąg do Polski. W kolejce stali długo, okazało się, że pociągu nie będzie w najbliższych dniach. Znaleźli pokój u krawca i poszli po walizkę - ale tej nie było w depozycie. Seweryn gorączkował, a pociąg nie przyjeżdżał długie tygodnie. Cezary był rozdarty pomiędzy chęć zostania wśród rewolucjonistów w Moskwie a miłość do ojca, którego jedynym pragnieniem był powrót do Polski.
Wreszcie pociąg nadjechał, ale od razu mówiono, że nikogo nie zabierze. Wszystkie drzwi były pozamykane. Seweryn znał przewodnika pociągu, inżyniera Białynia, ale ten nie ulegał błaganiom. Dopiero jakiś podróżny przemycił ich do wagonu towarowego z kożuchami. Na postojach dawał im jedzenie i wodę. Seweryn dusił się wśród skór. Podróżny przyprowadził lekarza, potem dał jakieś lekarstwo, ale nie było większej nadziei. Ojciec zaklinał Cezarego, by nawet sam jechał dalej. Polecił mu odnaleźć w Warszawie Szymona Gajowca. Seweryn zmarł. Na następnym postoju podróżny wziął Cezarego do przedziału osobowego. Wieczorem wyniesiono potajemnie ciało Baryki. Okazało się, że pomocny podróżny to ksiądz.
Cezarego złościło zachowanie Rosjan, którzy gnębili jadących do Polski. Zrozumiałby to, gdyby w pociągu jechali bogacze, ale to byli zwykli zjadacze chleba, których rewolucja miała przecież chronić. Nareszcie dotarli do granicy. Przy wysiadaniu z pociągu inż. Białynia dał Cezaremu jakąś legitymację. Było przedwiośnie. Baryka szedł przez zniszczoną i nędzną wieś, powtarzając „Gdzież są twoje szklane domy?...”
Cz. 2: Nawłoć
Cezary dotarł do Warszawy. Wstąpił na medycynę. Szymon Gajowiec pomagał mu materialnie. Był teraz urzędnikiem w Ministerstwie Skarbu, gdzie dał posadę Baryce; znalazł mu też lekcje rosyjskiego. Gajowiec rozpytywał o matkę Cezarego, przyznał, że ją kochał.
Wybuchła wojna z bolszewikami. Cezary wstąpił do wojska. Gdy bolszewicy byli już pod Warszawą, Cezary słyszał w kawiarni rozmowy zamożnych Żydów, którzy nie uciekli z miasta. Dyskutowali głośno o bolszewikach - zdania były podzielone - jedni sądzili, że jakoś to będzie, inni, że zaczną się znów rozboje. Cezarego dziwił zapał wszystkich Polaków - chcieli walczyć w obronie kraju.
Cezary ze swoim oddziałem był milczącym świadkiem pochodu bolszewików-jeńców. Tylko starsza kobieta wyskoczyła na drogę i zaczęła wygrażać Moskalom, przyznając jednak, że żal jej ich, bo głodni idą. W czasie wojny Cezary wiele dróg przemierzył, ale nigdzie nie widział szklanych domów. Przestał myśleć o nich i o ideologii bolszewików, bo nie było jej widać wśród rabunków, rzezi i gwałtów. Baryka nie miał do kogo pisać, czasem wysyłał kartkę do Gajowca. Zaprzyjaźnił się z Polakami z oddziału, a szczególnie z Hipolitem Wielosławskim. Wrócił się po niego kiedyś do lasu, gdzie Hipolit został podźgany bagnetami. Gdy wojna miała się ku końcowi, oddział Baryki został cofnięty z Białorusi na Mazowsze. W końcu Cezarego i Hipolita zwolniono. Wielosławski zaprosił przyjaciela do swojej Nawłoci koło Częstochowy.
Po mężczyzn wyjechał na stację służący z kolaską. Hipolit powoził tak gwałtownie, że wywrócili się na błocie. Witali ich: matka Hipolita, jest przyrodni brat - ksiądz Anastazy, Karolina Szarłatowiczówna - jego siostra cioteczna oraz wuj Michał Skalnicki. Karoliny posiadłość na Ukrainie zabrali bolszewicy, gdy ona uczyła się w Warszawie. Hipolit przekomarzał się z nią cały wieczór. Ksiądz szukał tylko powodów do śmiechu, mówili na niego „pomidorek”. Matka przy kolacji tylko cicho sobie popłakiwała. Hipolit („Jaśnie-Hipcio”) uściskał się ze starym sługą Maciejuniem. Pozwolono nawet wejść do salonu na moment kucharzowi Wojciuniowi. Cezary czuł się jak w domu. Karolina odprowadziła jego i księdza Nastka do Arianki, gdzie mieli spać. Po drodze pijany ksiądz zdążył zaplątać się sutanną w świerka i odśpiewać piosenkę o „Caroline”. Ksiądz poszedł spać, a Karolina została z Cezarym. Opowiadała mu, że Arianka to przerobiony zbór ariański. Baryka uparł się, że odprowadzi Karolinę. Okrył ją swoim płaszczem, bo padało - szli pod nim we dwójkę.
Cezary wstał wcześnie i wałęsał się po ogrodzie. Był świadkiem ataku perlicy na młodą dziewczynę - najprawdopodobniej przyjezdną z miasta. Ona uciekała z płaczem, a chłopi pokładali się ze śmiechu. Cezary poszedł do dworu i usiadł przed kominkiem. Dumania przerwało mu - jak Tadeuszowi w „Panu Tadeuszu” - wejście Karoliny w... samej koszuli. Tańczyła przed ogniem, ogrzewając się z każdej strony. Gdy Cezary się odezwał, uciekła z krzykiem. Maciejunio wkrótce zakrzątnął się koło śniadania. Karolina dała znać, że nie siądzie do stołu, bo jest niezdrowa.
Po śniadaniu Cezary i Hipolit poszli do koni. Jędrek, który, służąc na wojnie u bogatego pana, nauczył się słów typu „jednakowoż”, „absolutnie”, „ewentualnie” - teraz ich nadużywał, mówiąc np. „wyrzucałem nawóz, ewentualnie gnój”. :) Cezarego cały czas dręczyła myśl, kiedy służba - tak pokorna i oddana - zbuntuje się i wbije swoim panom nóż w gardło.
Mężczyźni pojechali na szaloną przejażdżkę linijką. Gdy wreszcie stanęli, cali zabłoceni, zobaczyli sąsiadkę z Leńca - panią Laurę Kościeniecką z narzeczonym - Władysławem Barwickim, którzy jechali konno. Laura drwiła z nich, że koń ich poniósł. Usprawiedliwiała Władysława, że nie był na wojnie z powodu astmy. Po drodze na śniadanie, na które zaprosiła Laura, Hipolit opowiedział Cezaremu, że jest ona wdową po literacie, który zmarł dwa lata temu. Nie może wyjść od razu za Barwickiego, bo ma nieuregulowane sprawy spadkowe z matką zmarłego i jego dwójką dzieci z pierwszego małżeństwa. Laura podobała się Hipolitowi - wyglądała pięknie i w stroju amazonki i w zwiewnej sukni. Cezary, patrząc na biblioteczkę w Leńcu, przypomniał sobie przepych swego dawnego domu i poczuł się bardzo samotny. Laura zaprosiła go na bal w Odolanach.
Wanda Okrzyńska miała 16 lat, gdy nie puszczono jej z 5 do 6 klasy szkoły podstawowej w Częstochowie. Wysłano ją na wieś do cioci - pani Wielosławskiej. To ją ścigała perliczka. Jedyne, co umiała doskonale, to gra na fortepianie. W Nawłoci specjalnie wyciągnięto dla niej stary fortepian. Ale miała grać tylko wtedy, gdy to nikomu by nie przeszkadzało. Cezary poznał ją po powrocie ze śniadania. Zagrali razem na 4 ręce.
Karolina przyszła na obiad, ale była bardzo wyniosła w stosunku do Cezarego. Kiedy nikt nie widział, wystawiła mu język. Mszcząc się, uśmiechnął się „bestialsko”, gdy ksiądz śpiewał piosenkę o Karolinie i doszedł do słów „ta robe blanche” (twoja biała sukienka). Dziewczyna wyszła z pokoju. Po obiedzie młodzi wybrali się na przejażdżkę - Hipolt konno, a reszta w powozie. Bryczka ruszyła ostro i wszyscy się wywrócili - Cezary zobaczył podwiązki Karoliny! :) Minęli starego Żyda, który niósł na plecach ciężki wór. Baryce przypomniały się dni, kiedy starał się o jedzenie, kiedy czerstwy chleb smakował jak najlepsze przysmaki. Potem minęli gadających chłopów, którzy szli boso. Cezary chciał pójść z tymi prostymi ludźmi.
Dojechali do jakiegoś dworku. Cezary z Karoliną poszli nad staw. Baryka miał wrażenie, że już kiedyś tu był. To za takimi właśnie okolicami całe życie płakała jego matka. Karolina zwierzyła się, że jej nabliższa rodzina zginęła od bolszewików. Jej matkę wysiedlono na wieś. Ich salonowy pudel zmarł od kopniaków prostych ludzi - wg Karoliny dał im przykład, by odchodzili, gdy są poniżani. Cezary opowiedział jej o swojej rodzinie. Trochę się pokłócili, ale potem zawarli ostateczny rozejm. Miejsce, w którym byli nazywało się Chłodek. Baryka chciał tu dostać posadę pisarza, by żyć wśród chłopów. Hipolit uznał, że to blaga - jak podobne tołstojowskie wyrzeczenia się.
W Nawłoci prowadzono spokojne życie, od posiłku do posiłku, z wyprawami konnymi, kartami i drzemkami. Rano mężczyźni spali długo, aż Karolina rzucała kamieniami po drzwiach, żeby się obudzili. Cezary czasem uczestniczył przy pracach parobków. Przyszedł czas segregowania jabłek. Wszyscy domownicy zbierali się na strychu i więcej ich jedli niż układali. Bawili się tam, gonili i bili jabłkami. Czarkowi udawało się wtedy przytulić Karolinę albo dotknąć przelotem jej policzka.
Trwały przygotowania do balu w Odolanach, który miał wesprzeć kalekie dzieci. Hipolit zafundował koledze frak. Karolina przyniosła mu go do pokoju i ładnie ułożyła - pod jego nieobecność. W podzięce, że wszystko mu wyprasowała Cezary porwał ją do tańca w swoim pokoju, a potem pocałował. Widziała ich Wanda, która skrycie podkochiwała się w Cezarym. Przytulała się nieraz do drzwi jego pokoju i całowała klamkę.
Cezary utknął kiedyś na moment w Odolanach. Zawoził tam cukierki potrzebne na balu i czekał potem na konie, bo deszcz strasznie padał. Wcześniej niż konie przyjechała Laura. Zrobiła na nim ogromne wrażenie i po wejściu do karety rzucił się na nią z pocałunkami. Nie broniła się. Na jej prośbę wymknął się do niej nocą jakiś czas potem. W domu był też Barwicki, ale właśnie wychodził. Laura zobaczyła Cezarego i zamknęła go w pokoju, by nikt go nie zobaczył. Laura musiała przygaszać i rozniecać lampę póki było widać na horyzoncie odjeżdżającego narzeczonego. Tym razem robił to Cezary...
Mężczyźni przygotowywali się do balu. Hipolit i Cezary byli w doskonałych frakach, ksiądz ubrał odświętną sutannę (krótką - nie do ziemi), a pod spód... damskie rajstopy. Na balu Cezary nikogo nie znał. Nie wiedział za bardzo jak się zachować. Baryka poprosił do tańca Karolinę, ale myślał wciąż o Laurze. Wanda tymczasem poczuła nienawiść do Karoliny. Czarek obtańcował sąsiadki, a nawet stare ciotki. Poprosił też Wandę, choć sama przyznała, że nie umie tańczyć. Na koniec podszedł do Laury, która zasypała go komplementami. Pan Storzan, gospodarz, pojawił się na sali. Wypił toast za kaleki wojenne - sam jeżdżąc na wózku. Wielosławska kazała Wandzie zagrać na fortepianie. Dziewczyna włożyła w grę wszystkie swoje uczucia - miłości i nienawiści. Dla Laury był to moment, kiedy mogła wymknąć się z Cezarym. Zauważyła to Karolina. Wybiegła w lekkiej sukni balowej w ciemność. W ogrodzie para przeszła obok niej, nie zauważając jej w mroku. Było jej zimno. Gdy wróciła, proszono ją, by zatańczyła ukraińskiego kozaka. Dumnie odrzekła, że zatańczy z Cezarym. Barwicki narzekał, że taki kacapski taniec tańczy się w poważnym salonie. Laura mu przytakiwała. Pijany Hipolit zaczął wspominać, jak Baryka uratował mu życie. Potem już tylko pili, obudzili się rano. Cezary wracał z księdzem koło wsi Odolany. Nędza przypomniała mu ojcowskie rojenia o szklanych domach. Ksiądz twierdził, że jedyne, czego trzeba tym ludziom, to pracy...
Po balu Laura nie dawała znaku. Wanda odważyła się dotknąć jego dłoni, gdy grali na cztery ręce na fortepianie. Powiedział jej tylko, że widział, jak uciekała przed perliczką. Spłoszona dziewczyna wybiegła z pokoju. Nikt w Nawłoci nie domyślał się, że Cezary wzdycha do Laury - z wyjątkiem Karoliny. Laura przyjechała w odwiedziny, umówili się sekretnie z Baryką na spotkanie. Dzień potem powiedział, że jedzie do Częstochowy wysłać list do Gajowca. Karolina wykryła, że Cezary często nocami jeździł przez las do Leńca.
Po powrocie z całodziennej wycieczki z Hipolitem Cezary dowiedział się, że Karolina umiera i chce go widzieć przed śmiercią. Ksiądz wiedział o wszystkim, bo słuchał jej ostatniej spowiedzi. Przypuszczano, że to otrucie. Ksiądz związał stułą ręce Karoliny i Cezarego i szeptał modlitwy. Baryka pocałował dziewczynę. Po chwili już nie żyła. Okazało się, że niedawno była w Ariance u Turzyckich. Piła wodę z sokiem porzeczkowym. Wanda niosła jej szklankę na tacy. Wcześniej posłodziła wodę. Sekcja zwłok wykazała w organizmie Karoliny obecność strychniny. Wandę aresztowano, ale wypuszczono z braku dowodów.
Cezary niewiele się tym wszystkim przejął - na wojnie widział gorsze rzeczy. Wszystkie wieści woził do Laury. Pewnej nocy grudniowej Barwicki go nakrył w ciemnym pokoju w Leńcu. Pobili się. Laura była zła na Barwickiego, że ją szpiegował. Na Barykę nastawała za to, że o tak późnej porze wdarł się do jej domu. Udawała, że to on nagabuje ją i zmusza do zdrady, ale ona twardo się broni. Cezary uderzył Barwickiego przy niej, więc wyrzuciła go z domu. Na koniec uderzył jeszcze Laurę szpicrutą przez twarz.
Tej nocy Cezary długo płakał z rozpaczy, nie mogąc sobie z sobą poradzić. Skrzywdził w ostatnim czasie trzy kobiety. Ostatecznie stwierdził, że Laura będzie żałować, że to jego wygnała ze swego domu. Czuł sie strasznie samotny. Barwicki odjechał i Cezary wrócił pod dom Laury. Drzwi były zamknięte. Baryka zabrnął na cmentarz. Przedstawiał on obraz wsi - małe i zaniedbane groby chłopskie, a w środku wielki grobowiec rodziny Wielosławskich. Siedział przy nim ksiądz Anastazy. Próbował obudzić w Cezarym wyrzuty sumienia - bezskutecznie.
Hipolt zauważył pręgę na twarzy Cezarego, ale Baryka nie chciał wyjawić, skąd ją ma. Przyjaciel zapewnił, że zawsze będzie po jego stronie. Baryka poprosił o pokój W Chłodku, gdzie mógłby sam odpocząć. Hipolit się zgodził. Żałował, że plany wydania Karoliny za Cezarego nie dojdą do skutku.
W Chłodku nie było wygód, Cezary osiadł w jednym pokoju, w drugim mieszkał pan Gruboszewski z żoną. Dom był stary, z 1782 r., jedna z belek ledwo się trzymała, ale ekonom jej nie naprawiał, bo to nie jego chałupa. Baryka chciał poznać się z tutejszymi ludźmi i gospodarką. Gruboszewski pomyślał, że chce go wygryźć z posady. Cezary oglądał młyn, zaznajomił się z młynarzem Sylwestrem. Ale cały czas dusił w sobie ból. Ludzie lubili słuchać, jak opowiadał o wojnie, bo mieli na niej swoich synów, krewniaków. Ale o sprawach pokoju nie chcieli słuchać, ważne było dla nich tylko to, co bliskie i dotykalne. Cezarego gniewało to ich zwierzęce życie. Gdyby mógł, poprowadziłby ich do buntu. Obserwował życie bezrolnych komorników, z których większość uczestniczyła w wojnie, ale od państwa jeszcze nic nie dostała.
Wigilię Cezary spędził w Chłodku. Na próżno Hipolit zachęcał go do powrotu do Nawłoci. W międzyczasie Laura wyszła za mąż. Niedługo potem Baryka zdecydował się wyjechać na studia. W Nawłoci żegnali go ze smutkiem, ale bez żalu. Pożegnał się też z Turzyckimi i z wtuloną w poręcz schodów Wandą - była wychudła i jakaś postarzała. Po drodze na stację minęli Leniec. Cezary nie wytrzymał i zapłakał, a Hipolit, pod pozorem pilnowania, by nie spadł z wozu, mocno go objął.
Cz. 3: Wiatr od Wschodu
W Warszawie Cezary zapisał się na medycynę i mieszkał u kolegi, niejakiego Buławnika. Miał pokój w kolorze zupy pomidorowej, do którego dolatywały zapachy z ubikacji spod bloku i dym z pobliskiej piekarni. Baryka postanowił sprzedać frak od Hipolita. Uronił na niego ostatnią łzę, bo jeszcze pachniał perfumami Laury. Buławnik odkupił garnitur od krawca, któremu Baryka go sprzedał.
Kiedy skończyły się pieniądze z fraku, Czarek poszedł do Gajowca. W jego salonie wisiały portrety Mariana Bohusza, Stanisława Krzemińskiego, Edwarda Abramowskiego - te nazwiska nic Cezaremu nie mówiły. Gajowiec mu to wytłumaczył. Bohusz to przyrodnik, którego talent pod okupacją moskiewską musiał zmarnieć. Nauczał młodzież tego, co najlepsze na Zachodzie - jako pierwszy. Potem go więzili, oślepł, przepadł. Krzemiński w 1863 r. był członkiem Rządu Narodowego. Miał niesamowitą pamięć, ale w dawnej Warszawie mógł być tylko publicystą, piszącym o Polsce w mowie ezopowej. Wierzył w przyszłą niepodległość. Abramowski to filozof i socjolog, prekursor we wszystkich dziedzinach, gł. w psychologii. Stworzył wizję bojkotu państwa za pomocą złączenia ludzi w związki, stowarzyszenia. Ta antypaństwowa wizja skłoniła go do uznania Polski nieistniejącej jako realizacji jego pomysłu. Cezary stwierdził, że wszędzie tam się przewija Polska, że gdyby Polak miał napisać rozprawę o słoniu, zatytułowałby ją „Słoń a Polska”. :) Gajowiec wyróżnił te trzy postacie, bo oni byli jego nauczycielami. Kiedy w 1891 r. można było po raz pierwszy od powstania styczniowego obchodzić rocznicę Konstytucji, większość gazet wydrukowała protest przeciw manifestacjom. Bohusz napisał felieton, którego cenzorzy nie zrozumieli - o kimś, kto wybierał się do Ameryki i przez pisma szukał towarzysza podróży. Późno w nocy zgłosił się do niego ktoś, kto powiedział, że z nim nie pojedzie i jemu jechać zabrania. Cezary cały czas narzekał, że w nowej Polsce robi się za mało, żeby skasować niewolę biednych ludzi. Gajowiec stwierdził, że to dopiero przedwiośnie Polski, że muszą ich zostawić w spokoju wszyscy zewnętrzni pomagierzy, a powoli do czegoś dojdą.
W wolnych chwilach Cezary zwiedzał okolice, niedaleko których mieszkał. Była tam dzielnica żydowska, getto. Nikt ich tu nie osadził, sami się tu zgromadzili. Napisy polskie były zastępowane żydowskimi. Kamienice były odarte z farby (po wojnie), brudne, zaniedbane. Bawiły się tam chore, chude i wynędzniałe dzieci. Ich rodzice rozmawiali tylko o zyskach i szybkich zarobkach. Przed szabatem na targu była niemal wojna - przekrzykiwano się, targowano, wyrywano sobie kawałki jedzenia z rąk. Kiedyś Cezary widział, jak tłum Żydów rzucił się na przywiezione na podwórze zardzewiałe żelastwo - nie wiadomo, po co im to było potrzebne. Baryka uznał, że to zbiorowisko próżniaków, którzy stracili zatrudnienie, ale nie wyzbyli się nawyku gromadzenia czegokolwiek. Były to według niego karykatury ludzkich postaci.
Gajowiec nocami pisał książkę o nowej Polsce, niezależnej od zaborców, ale i romantyków, socjalistycznych dyktatorów i innych gadułów. Chciał przedstawić rzeczywisty kraj, z całą biedą, zepsuciem, z ogromem ludności żydowskiej. Czerpał ze źródeł dawnych, ale i współczesnych statystyk. Nie mógł sobie z tym wszystkim poradzić, więc poprosił o pomoc Barykę. Gajowiec żył w innym świecie, świecie swej młodości. Nie mogli znaleźć z Cezarym porozumienia. Tym bardziej, że Szymon Gajowiec też był mistykiem. Wierzył w cudowną opiekę nad krajem - jej przejawem miał być cud odzyskania niepodległości i odparcia bolszewików w 1920 r. Dowodem na cud była też odwaga chłopców z prowincji, prostych studentów, którzy szli na wojnę.
Cezary słuchał Gajowca, ale cały czas myślał o Laurze. Jedną z większych pasji Szymona było teraz wprowadzenie do polski nowej jednostki monetarnej - złotego. Polacy drażnili Barykę swoim przywiązaniem do przeszłości, naiwną uciechą z pięknego „dzisiaj”, które dla Cezarego było pełne niedoskonałości.
Buławnika i Barykę odwiedzał w ich mieszkaniu Antoni Lulek, student prawa. Dużo czasu spędził w więzieniach, gdzie uczył się obcych języków. Dla Lulka Buławnik był zbyt wielkim racjonalistą, ale i tak odwiedzał go często i pożyczał pieniądze. Antoni był dobrym „psychologiem”, wyczuł słabe miejsca Baryki i szybko nim owładnął. Cezary opowiedział mu nawet trochę o Leńcu. Lulek chciał to wykorzystać, by wzbudzić w nim uczucie zemsty do szlachty. Zbrodnią były dla Lulka stałe reformy, wprowadzanie drobnych zmian na lepsze - nazywał je „gajowszczyzną” i zaliczał do niej partie czerwone i różowawe. Polski nienawidził za sam jej militaryzm. Jedyny jego konflikt z Baryką polegał na tym, że Cezary nie stał po stronie wojsk bolszewickich, ale po stronie polskiej. Lulek mówił więc przy nim póki co jedynie o zwalczaniu nacjonalizmu polskiego, kultu wybitnych postaci historycznych itp. Baryka uważał, że Lulek chce znieść podział na narodowości, bo jest ograniczony - nie widział ludzi, którzy całowali z płaczem słupy graniczne, gdy przekraczali progi Polski. Proletariat miał objąć władzę. Cezary bał się, że getto żydowskie zaliczy się do robotników i przejmie rządy jako nowa burżuazja.
Lulek zaproponował Cezaremu, że weźmie go na partyjną konferencję organizacyjno-informacyjną. Nazajutrz Lulek prowadził Cezarego opłotkami, by zmylić trop, potem szybko wsiedli w dorożkę. Lulek poświęcał się cały dla sprawy - był mizerny, wiecznie chory, prawdziwy ideowiec. Jak na ironię, nikt nie chciał ich ścigać. ;) Weszli do mieszkania, gdzie widniał napis „Polex - polski eksport manufaktury i ziemiopłodów”. Było tam już dużo osób, ale grube ryby (7 osób) weszły dopiero po chwili. Cytowali na początek Marksa: „historia ludzkości to historia walki klas”. Udowadniali, że rola burżuazji jako czynnika postępu jest już skończona. Chcą, by robotnicy wszystkich krajów się połączyli. Kobieta tłumaczyła, że w każdym państwie jest podział na klasy, a u nas podstawą wyboru klasy rządzącej jest jej bogactwo. Klasa robotnicza chce zdobyć władzę, by znieść podziały. Kobieta była lekarką, wiedziała dzięki temu, jakie zwyrodnienie panuje w dzisiejszym świecie, szczególnie wśród robotników. To wina ustroju kapitalistycznego. Przeciętna długość życia robotnika to 39 lat, a księdza - 60. Masy robotnicze ponadto pozbawione są kultury, nie są wykorzystane ich twórcze siły.
Cezary słuchał i buntował się. Dla niego każde ujęcie pewnej sprawy w słowa ujawniało jej braki i przywoływało na myśl obrazy, które tym słowom zaprzeczały. Na głos powiedział, że podobna propaganda jest nieskuteczna. Jeżeli klasa robotnicza jest zwyrodniała i bez kultury, to jak ma przejąć władzę? Powiedział, że może czynnikiem odrodzenia ludzi będzie młoda Polska. Rząd Polski staje przecież często po stronie robotników w ich zatargach z burżuazją. Towarzysz Mirosław, przekonywał, że Polska zagarnęła wiele narodów, z który oni się solidaryzują w uciemiężeniu - oczywiście nie z całością narodu, bo wśród nich też istnieje walka klas. Cezary przekonywał, że nie wszędzie tak ostry podział klasowy się wykształcił. Według Mirosława teraz Polacy spełniają dla tych mniejszości rolę burżuazji. Towarzysz mówił, że więźniów politycznych torturuje się w więzieniach. Nie mógł powiedzieć, czy rząd o tym wie. Cezarego przygnębiły przykłady tortur. Wyszedł, a goniły go szyderstwa Lulka.
Cezary czuł, że wszystkim zaprzecza - i komunistom, i własnym rodzicom. A swojej drogi jeszcze nie ma. Komuniści czuli w nim wroga, bo uczestniczył w walkach przeciw armii czerwonej. A on szukał szklanych domów ojca. Z szyderstwem myślał, że komuniści chcą tu zrobić „raj” jak w Baku. Wszedł do kawiarni. Patrzył na patrolującego ulicę policjanta, myśląc, że to jeden z tych, co przeprowadzają tortury. Obok stary Żyd („żyjące zwłoki człowiecze”) pchał z trudem ciężki wózek ręczny. A niewzruszony policjant robi wciąż po 5 kroków w jedną i drugą stronę. W samochodach mknęli bogacze ze swoimi kobietami. Posterunkowy miał smutną twarz - choć tylko dzięki niemu przechodnie nie skakali sobie do gardeł, by zdobyć co lepsze ubrania, jedzenie itp. Cezaremu przypomniał się fragment Platońskiej „Obrony Sokratesa” o wewnętrznym dajmonionie: „Odzywa się we mnie głos jakiś wewnętrzny, który, ilekroć się odzywa, odwodzi mię zawsze od tego, cokolwiek w danej chwili zamierzam czynić, sam jednak nie pobudza mię do niczego...”.
Cezary musiał iść do pracy do Gajowca. Gdy go ujrzał, poczuł wściekłość. Krzyczał, że jego rodzice umarli z tęsknoty za Polską, a on (Gajowiec) i jemu podobni teraz ten kraj niszczą, biją na śmierć w więzieniach, katują. Baryka żądał reform, większych od bolszewickich i niemieckich, które by ludzi zwróciły ku Polsce, a nie ku Rosji. Nie chciał, by byli bolszewikami, ale by mieli ich odwagę - jak Lenin zburzył stare i zaczął nowe. Gajowiec twierdził, że zbyt wiele Polska ma wrogów, by już teraz mogła wypracować nową ideę. Musi się przede wszystkim bronić. Jeżeli kogoś każą, to tych, którzy sprzymierzają się z Moskwą.
W połowie marca Baryka dostał list od Laury. Proponowała spotkanie w Ogrodzie Saskim przy fontannie. Przyszła. Wydała mu się młodsza i piękniejsza. Wyznał jej miłość. Laura płakała. Oskarżyła go, że przez tamtą pamiętną awanturę musiała iść szybko za mąż, żeby nie było skandalu. Chciała tylko go zobaczyć. Nie poszła z nim do hotelu, bo wiązało ją słowo honoru dane mężowi w czasie przysięgi - Baryka zaśmiał się z tego i odszedł.
Pierwszy dzień przedwiośnia. Przez plac Trzech Krzyżów do Belwederu szła manifestacja robotnicza. Uczestniczyli w niej zwolnieni z fabryk, nie mogący wyżyć z nędznych zarobków i uświadomieni komuniści. W jednej z fabryk robotnicy zażądali niedawno 50 proc. podwyżki. Gdy dyrektor odmówił, wykopali go za drzwi i ogłosili, że fabryki przechodzi na własność rady robotniczej. Dyrektor natomiast ogłosił, że zamyka fabrykę, a robotników wyrzuca z pracy. Pracujący ogłosili, że nie dadzą się wyrzucić i będą sami pracować. Ale fabrykę otoczyła policja. Robotnicy poprosili ogół robotników o poparcie - utworzyła się manifestacja. W pierwszym szeregu szli m.in. Lulek i Baryka. Cezary miał żołnierską czapkę. Drogę zastąpiła im piechota i konna policja. „Baryka wyszedł z szeregów robotników i parł oddzielnie, wprost na ten szary mur żołnierzy - na czele zbiedzonego tłumu”.
Konstancin, 21 września 1924 r.
THE END
7