Idee dystrybucjonistyczne w poglądach społeczno-gospodarczych młodego pokolenia obozu narodowego
Posted by Marucha w dniu 2014-04-16 (środa)
„Chesterton stał na pograniczu geniuszu. Wielkie to słowo i bardzo nadużywane. To też wymawiajmy je cicho i ze skupieniem. Geniusz to słowo pogańskie, a u katolików określamy geniusz mianem świętości. Chesterton stał na pograniczu geniuszu i świętości. Był człowiekiem epoki małej i sceptycznej, to też nie przekroczył może tej granicy. Ale stał w pokorze na samym progu, jak przystało na katolika”.[1]
Słowa te wyszły spod pióra Adama Doboszyńskiego w 1941 r., jednego z największych polskich admiratorów talentu Gilberta Keitha Chestertona, którego poglądami niewątpliwie inspirował się konstruując swoje koncepcje społeczno-gospodarcze.
Doboszyńskiemu dane było osobiście poznać angielskiego pisarza i publicystę w czasie swojego pobytu w Anglii. Wówczas również bliżej zapoznał się z ideą dystrybucjonistyczną, jak sam wspominał był na kilku zebraniach powołanej przez Chestertona Ligi Dystrybucjonistycznej „…które odbywały się w atmosferze entuzjazmu i prostoty, w zadymionych salach w tyle obskurnych jadłodajni. Podobnie musiały wyglądać zebrania pierwszych Chrześcijan, na których w zdemoralizowanym, plutokratycznym Imperium rzymskim garstka wierzących startowała swą rewolucję”.[2] Jednakże Doboszyński to nie jedyny myśliciel związany z szeroko rozumianym obozem narodowym, którego urzekły te idee, który w swoim programie wyraźnie inspirował się nimi i głosił zbieżne do dystrybucjonistów postulaty w tamtym czasie.
Dystrybucjonizm to koncepcja społeczno-gospodarcza mająca charakter tercerystyczny, dystansująca się zarówno od kapitalizmu, jak i socjalizmu. W celu popularyzacji dystrybucjonizmu w 1926 r. powołana do życia została nawet organizacja pod nazwą „Liga na rzecz zachowania wolności poprzez przywrócenie własności” (League for the Preservation of Liberty by the Restoration of Property) wkrótce przekształcona w Ligę Dystrybucjonistów (Distributist League). Oprócz samego Chestertona należeli do niej jego długoletni i nierozłączny przyjaciel Hilaire Belloc, tandem ten zaczęto zresztą określać ukutym przez George'a B. Shawa terminem Chesterbelloc, dominikanin o. Vincent McNabb, komandor Marynarki Wojennej Herbert Shove czy Eric Gill, współwłaściciel pisma „G.K's Weekly” stanowiącego główne medium za pomocą którego usiłowano propagować swoje poglądy.
Praktyczną próbą realizacji popularyzowanych przez nich ideałów było natomiast powołanie do życia w Ditchling gminy zorganizowanej właśnie w oparciu o program dystrybucjonistyczny.
Punktem wyjścia dla dystrybucjonistów było przekonanie, iż zarówno kapitalizm jak i komunizm opierają się na tej samej idei: centralizacji bogactw, niszczącej własność prywatną. Dla Chestertona obydwa one były przejawem tego samego ekonomistycznego myślenia, które doskonale wyraża liberalne hasło first economy. Z właściwym sobie poczuciem humoru pisał on nawet, iż być może
„…krowy są stworzeniami, którymi kierują wyłącznie względy ekonomiczne, skoro nie widzimy, żeby robiły wiele poza przeżuwaniem trawy i szukaniem lepszego pastwiska; dlatego tez historia krów w dwunastu tomach nie stanowiłaby zbyt interesującej lektury. Być może owce i kozy, przynajmniej w swych zewnętrznych zachowaniach, są doskonałymi ekonomistkami, ale właśnie dlatego żadna owca nie była nigdy bohaterką epickich wojen ani rozbudowanych narracji o dziejach cesarstwa…”.[3]
W jednym ze swoich opowiadań dał wyraz swemu przekonaniu na temat zasadniczej zbieżności kapitalizmu i socjalizmu przedstawiając sytuację, w której przywódcy stronnictwa kapitalistycznego nie mogąc na skutek niesprzyjających okoliczności utrzymać w swoich rękach władzy, dokonują wolty i wprowadzają ustrój socjalistyczny. W rzeczywistości jednak nie pociąga to za sobą żadnych zmian, po prostu ci którzy występowali dotychczas jako właściciele stają się zarządcami i inspektorami rządowymi korzystając ze wszystkich dawnych przywilejów, sytuacja zaś chłopa czy robotnika pozostaje niezmieniona.[4] W pracy The Outline of Sanity Chesterton definiuje kapitalizm jako
„…ekonomiczne warunki, w których żyjąca klasa kapitalistów (…) skoncentrowała w swym ręku przewagę kapitału konieczną, aby zmusić ogromną większość obywateli do służenia tym kapitalistom za zapłatę”.[5]
Konstatuje jednak, iż bardziej adekwatnym terminem byłby tutaj proletaryzm ponieważ istotną cechą tego systemu nie jest to, że niektórzy ludzie rozporządzają kapitałem, ale fakt, iż przeważająca ilość ludzi otrzymuje tylko wynagrodzenie, ponieważ tego kapitału nie posiadają.[6] Proletariusz to człowiek posiadający wolność polityczną, ale nie mający wolności ekonomicznej, w związku z tym ta pierwsza tak naprawdę do niczego przydać mu się nie może. Dzieje się tak zdaniem Belloca ponieważ w momencie gdy zabraknie szerokiej dystrybucji własności wtedy wszystkie
„…zdrowe komórki organizmu społecznego - Narodu, ulegają całkowitej atrofii, zaś ogromne masy ludzkie w końcu nie mają nawet własnych poglądów, lecz zagłuszane są przez tych nielicznych, którzy posiedli ziemię, pieniądze oraz rezerwy”.[7]
Belloc wiąże stan proletaryzmu przede wszystkim z poczuciem niedostatku i niepewności wynikającej z braku jakichkolwiek zabezpieczeń mogących służyć ratunkiem w chwilach choroby, utraty pracy etc. [8]
Warto tutaj na marginesie zauważyć, iż Pius XI w encyklice Quadragesimo anno podobnie jak tandem Chesterbelloc położył nacisk na zjawisko proletaryzacji mas jako charakterystyczne dla tego rodzaju systemu społeczno-gospodarczego, uznając je nie za zjawisko konieczne w rozwoju gospodarczym jak chcieli tego niektórzy klasycy liberalizmu w rodzaju Thomasa Malthusa czy Davida Ricardo, ale zwyrodnienie. Wiąże go zaś przede wszystkim z brakiem własności oraz niesprawiedliwym podziałem dóbr implikującymi właśnie „niepewność warunków życia” i podkreślając, że należy zdecydowanie odróżnić je od pauperyzmu (nędzy).[9] Panaceum służącym likwidacji proletaryzmu jest dla Papieża przede wszystkim uwłaszczenie mas, które może się dokonać za sprawą podniesienia płac robotników czy też ich partycypacji w zyskach przedsiębiorstwa.
Główną przyczynę bolączek współczesnego im świata, rosnącego proletaryzmu upatrują dystrybucjoniści właśnie w coraz szybszym zaniku drobnej i średniej własności „…pożeranej przez system (…) mechaniczny i nieludzki, obojętnie czy go nazwiemy; komunizmem czy kapitalizmem”, obserwując to Chesterton konstatował ze smutkiem, iż
„…przed nami nie ma nic prócz monotonnej pustyni standaryzacji, będącej owocem bolszewizmu lub wielkiego biznesu”.[10]
Brak więzi między pracodawcą, a pracownikiem, anonimowość wielkich korporacji, postępująca centralizacja, uniformizacja oraz standaryzacja, skupianie własności w rękach nielicznej plutokracji i wywłaszczanie coraz większych mas to wedle Chestertona proste następstwa systemu kapitalistycznego, mechanizm immanentnie weń wmontowany.
„Prawdą jest - jak pisze - że tak długo nie ma żadnej naturalnej ekonomicznej tendencji do zanikania drobnej własności, jak długo nie maleje ona aż do tego stopnia, ze przestaje w ogóle odgrywać swoją rolę. Gdy jeden człowiek posiada sto akrów, a drugi pół akra, prawdopodobnym jest, że nie będzie on mógł żyć na tej połowie akra. Wtedy powstanie w nim ekonomiczna dążność do sprzedania swej roli i uczynienia tego drugiego człowieka dumnym posiadaczem stu i pół akra. Ale gdy jeden człowiek ma trzydzieści akrów, a inny czterdzieści, nie ma żadnej tego rodzaju ekonomicznej tendencji, by pierwszy odsprzedał swą ziemię drugiemu”.[11]
Nie przyjmuje on jednak do wiadomości, iż takie są determinanty rozwoju w związku z tym nie ma od tego ucieczki, tak już musi być. Wszelki fatalizm, a zwłaszcza ten ukrywający się pod płaszczykiem naukowości, jest obcy angielskiemu myślicielowi. Przecież to człowiek jest twórcą warunków w jakich żyje, nie może dać się omamiać ideologom rezonującym o niewzruszonych prawidłach rozwoju, spiżowym prawie płacy czy prawie natury polegającym na pożeraniu mniejszych przez większych etc.
Używając terminologii wielkiego admiratora geniuszu Chestertona Stanisława Brzozowskiego, możemy powiedzieć iż autor Latającej gospody żąda przejścia od świata danego, zastanego do świata oczekiwanego, stwarzanego przez człowieka, rysując analogię pomiędzy pracą ludzką a twórczością artystyczną czy nawet boskim stwarzaniem. Chesterton podkreślał, iż przeciętny człowiek może zaspokoić tkwiący w nim popęd twórczy tylko poprzez instytucję własności, o ile nie jest on w stanie namalować pięknego zachodu słońca czy też ulepić z gliny doskonałej rzeźby to zdolny jest niczym artysta kształtować swój dom, ogród, otoczenie. Każdy człowiek, jak pisze, winien mieć coś co mógłby stwarzać czy formować używając swojej wyobraźni i dostosowując do własnych potrzeb czy gustów, tak jak on sam został ukształtowany na obraz i podobieństwo Boga.[12]
Naczelne hasło Chestertona, jak i innych zwolenników dystrybucjonizmu brzmiało the restoration of liberty through the redistribution of property. Lekarstwem pozwalającym wyjść poza antynomię kapitalizmu i kolektywizmu jest więc możliwie szerokie rozpowszechnienie własności, celem zaś ukonstytuowanie się społeczeństwa gdzie
„…wystarczająco dużo rodzin w Państwie POSIADA, a więc kontroluje środki produkcji, w ten sposób determinując charakter tego społeczeństwa”.[13]
„Rozdrobnienie - pisał Chesterton - może być mrzonką, trzy akry i krowa mogą być żartem, krowy mogą być zwierzętami z bajki, wolność może być frazesem, prywatne przedsiębiorstwo może być polowaniem na dzikie gęsi, które wyginęły. Jednak co się tyczy ludzi, którzy twierdzą, jakoby własność i prywatne przedsiębiorstwo były zasadami obecnie funkcjonującymi, to są oni tak ślepi i głusi (…) że mogą być w dyskusji pominięci”.[14]
Program dystrybucjonistyczny najzwięźlej sformułowany został w proklamacji manchesterskiej sekcji Ligi Dystrybucjonistów, w której czytamy, iż
„Wszyscy ludzie są uprawnieni do następujących dóbr: życia, wolności, pracy odpoczynku, nauki. Wszelki system, który z dobrami tymi popada w sprzeczność jest zły. Tak jest z socjalizmem i kapitalizmem. Toteż będziemy działać według następujących wytycznych: w rolnictwie - drobne gospodarstwa; w przemyśle - rzemiosła, cechy, małe sklepy; w rzeczach, które nie mogą być własnością indywidualną, jak kopalnie, koleje, kanały etc. - upaństwowienie”.[15]
Zwolennik „chestertonowskiej ekonomii” Ernst F. Schumacher przypomina w swojej książce hasło innego admiratora talentu autora Kuli i krzyża Mohandasa Gandhiego „…biednym tego świata nie pomoże masowa produkcja, lecz produkcja wykonywana przez masy” [16], które równie dobrze mogłoby stanowić motto programu dystrybucjonistów.
Odnajdujemy też w dystrybucjonizmie pewną podejrzliwość wobec maszyny, niechęć do industrializmu. Nie spotkamy tu jednak luddystowskich nawoływań do niszczenia maszyn. Parafrazując znane powiedzenie Chestertona nt. alkoholu moglibyśmy rzec, iż jego zdaniem czymś nienormalnym jest zarówno robienie z niej bożka jak i diabła. Pomysł, iż maszyna może zgubić ludzkość stanowi dla niego przykład tego samego materialistycznego myślenia co przekonanie o zbawieniu przez nią.[17] Obawy jego związane są raczej ze swojego rodzaju dehumanizacją pracy, przekonaniem, iż im więcej maszyn zajmuje miejsce człowieka, tym więcej ludzi upodabnia się do nich.[18]
Mamy też do czynienia krytyką gigantomanii, z przekonaniem, iż małe jest nie tylko piękne, ale i lepsze oraz bardziej przyjazne dla człowieka. Krytyka spotkała wielki przemysł, wielkie centra handlowe, które jak pisze Chesterton są złymi sklepami zarówno w moralnym, jak i merkantylnym sensie, robienie w nich zakupów więc to nie tylko złe działanie, ale i zły interes. Wzywał jednocześnie do aktywnego przeciwstawienia się tym tendencjom, nawoływał do bojkotu wielkich centrów handlowych tak jak „…powinniśmy bojkotować sklepy sprzedające narzędzia tortur czy też truciznę do domowego użytku”.[19]
Charakterystyczna dla dystrybucjonizmu jest również sympatia do średniowiecznego systemu cechowego, gildia stanowiła dla Belloca i Chestertona instytucję będącą jednym z największych osiągnięć średniowiecza, która przy odrobinie dobrej woli mogłaby ciągle funkcjonować ku pożytkowi wszystkich. Głównym zadaniem cechów miała być
„…naprawa szewców, podobnie jak butów, i łatanie sukienników ich własnym suknem; wzmacnianie najsłabszego punktu i szukanie zgubionej owieczki. Jednym słowem chodziło o utrzymanie linii małych warsztatów nieprzerwanej jak linii frontu. Cech bronił się przed wzrostem wielkiego warsztatu”.[20]
Belloc podkreślał, iż aby uczynić życie znośniejszym konieczne jest przeprowadzenie trzech komplementarnych ze sobą reform: redystrybucji własności, wprowadzenia publicznej kontroli monopoli oraz wskrzeszenia zasad i organizacji charakterystycznych dla systemu cechowego.[21] Wszystkie te działania uzupełniają się i jedno bez drugiego nie ma tak naprawdę większego sensu, tylko bowiem traktowane w sposób całościowy i wdrażane jednocześnie mogą przynieść pożądane efekty.
Widzimy tutaj zasadniczą zbieżność z nauczaniem społecznym Kościoła, korporacjonizm jako lekarstwo na niedomagania ówczesnego systemu społeczno-gospodarczego zalecany był na przestrzeni wieku XIX przez całą plejadę pionierów katolickiej myśli społecznej: bp Wilhelma von Kettelera, Karla von Vogelsanga, Rene de La Tour du Pina, członków tzw. Unii Fryburskiej. Wreszcie zaś Pius XI przedstawił najpełniej zarys reformy w tym duchu w swojej encyklice z 1931 r. pisząc, iż
„…istniał kiedyś ustrój społeczny, który wprawdzie nie był doskonałym pod każdym względem, ale przecież, biorąc pod uwagę ówczesne warunki i potrzeby, w dużej mierze czynił zadość wymaganiom rozsądku. Jeśli zaś ten ustrój od dawna należy do przeszłości, to nie dlatego, by go nie można było udoskonalić i pod pewnym względem rozszerzyć stosownie do zmian, które nastąpiły i do nowych potrzeb. Wina leży raczej w samolubstwie ludzi…” [22]
Kwintesencja programu dystrybucjonistycznego to obrona zwyczajności, zdrowego rozsądku, małych wspólnot, prostego życia, ciepła i solidarności. Widoczne jest tutaj, aż nadto wołanie o ochronę tego, czego jeszcze nie udało się zniszczyć liberalnemu indywidualizmowi, związków społecznych, wspólnot dających ciepło i oparcie, których rozkładu, jak pisał Alisdair Macintyre, liberałowie nie widzą ponieważ nie rozumieją czym jest wspólnota postrzegając społeczeństwo jedynie jako arenę walki rozpasanych egoizmów.[23] Konstruując swój program teoretycy dystrybucjonizmu zupełnie nie zwracali uwagi na zaklęcia różnego autoramentu specjalistów i autorytetów, wieszczących, jak ujął to Chesterton w The Outline of Sanity, że prywatna własność jest nazbyt idealna, aby była możliwa, a idea zwyczajnych ludzi, właścicieli zwyczajnych posiadłości sprzeczna z prawami ekonomii politycznej.
W Polsce, jak już to zostało wspomniane, głównym admiratorem Chestertona i popularyzatorem idei dystrybucjonistycznych był Adam Doboszyński, wyrazem tego zaś jego praca zatytułowana Gospodarka narodowa. W pierwszych latach niepodległości czołowymi ideologami gospodarczymi obozu narodowego byli autor Ekonomii społecznej Stanisław Grabski, jego brat Władysław czy Stanisław Głąbiński, później palmę pierwszeństwa należy przyznać zdecydowanie Romanowi Rybarskiemu.
Wraz ze zmianą generacji w obozie narodowym i postępującą katolicyzacją jego ideologii „starzy”, których reprezentantem był Rybarski, odsuwani są na boczny tor. Idee przez nich głoszone „młodym” narodowcom wydają się zbyt liberalne i za mało katolickie, nowe pokolenie które zaczyna majoryzować obóz narodowy mówi już innym głosem, myśli odrębnymi kategoriami niż starsi koledzy.
Adam Doboszyński swoimi pracami poniekąd odpowiada na zapotrzebowanie jakie pojawia się w latach trzydziestych wśród narodowców, zapotrzebowanie na nowy program społeczno-gospodarczy, dostosowany do zmienionych warunków, kompatybilny z całokształtem zmian zachodzących w myśli narodowej. Swoja piętno odcisnął na poglądach Doboszyńskiego bez wątpienia kryzys gospodarczy przełomu lat dwudziestych i trzydziestych, który popularyzuje i utwierdza przekonanie o ostatecznym krachu gospodarki opartej na zasadach liberalnych. Coraz mocniej podnoszona jest wówczas w rozmaitych środowiskach potrzeba znalezienia jakichś nowych rozwiązań w tej dziedzinie, alternatywnej „trzeciej drogi”. Gospodarka narodowa stanowi również wyraz tego rodzaju diagnozy ówczesnej sytuacji, Doboszyński konstatuje w niej bowiem upadek systemu kapitalistycznego.
Najbardziej charakterystyczną cechą kapitalizmu, podobnie jak dla Chestertona, jest wedle Doboszyńskiego postępująca koncentracja własności, w miarę jego rozwoju jak pisze
„…coraz większe liczniejsze rzesze wyzuwane są z własności i skazane na życie w zależności nieledwie niewolniczej, pod stałą groźbą utraty chleba. Swoboda współzawodnictwa, mająca być główną dźwignią dobrobytu w myśl teorii liberalnej, powoli zamiera, wypierają ją zmowy wytwórców, prowadzące do monopolizacji rynku”.[24]
Doboszyński odrzuca liberalne dogmaty o samoregulującym się rynku i jego niewidzialnej ręce czy postępującym wyrównywaniu różnic między biednymi, a bogatymi wraz z rozwojem kapitalizmu. Wszystko to jego zdaniem li tylko mity, rzeczywistość pokazuje coś innego, dysproporcje między garstka bogatych, a rzeszą biednych rosną, pojawiają się okresowo kryzysy.
„Maszyny, - czytamy w „Gospodarce narodowej” - która by raz nastawiona, jechała do celu bez pomocy ludzkiej ręki i ludzkiego rozumu, nikt jeszcze nie wynalazł, ale ten fakt nie zraża nikogo do posiadania samochodu, zmusza natomiast do gruntownego opanowania sztuki prowadzenia. Można ten przykład zastosować i do ekonomii. Wynalezienie systemu gospodarczego, któryby się w nieskończoność automatycznie sam regulował, jest czystą utopią i nie ma sensu do tego dążyć. Ciągłemu zataczaniu należy przeciwstawić ciągły wysiłek”.[25]
Skoro rządzący dotychczas światem liberalizm zamiera należy szukać nowych rozwiązań i świateł kierunkowych. Tymi światłami kierunkowymi miała być myśl katolicka, w szczególności zaś dorobek św. Tomasza z Akwinu, dystrybucjonizm, do którego Doboszyński co prawda nie odwołuje się wprost, ale inspiracje są tutaj aż nadto wyraźne, a pośrednio zapewne, oparty na tej spuściźnie program sformułowany przez samego autora.
System gospodarczy zaprojektowany przez Doboszyńskiego miał opierać się na drobnej i średniej własności rodzinnej, która powinna zostać upowszechniona w jak najszerszym stopniu, w myśl wspominanego już Chestertonowskiego hasła the restoration of liberty through the redistribution of property. Żądał on aktywnego wspierania przez państwo małej i drobnej przedsiębiorczości, tanich kredytów, udogodnień prawnych, wskazując przy okazji na diametralnie odmienną politykę państwa na tym odcinku, jak czytamy we wzmiankowanej pracy, jedna fabryka, firma włókiennicza Scheiblera i Grohmanna w Łodzi dostała w 1935 r. sześć razy więcej kredytu niż wszyscy rzemieślnicy.[26]
Doboszyńskiemu chodziło przede wszystkim o wolność od dyktatury wielkiego kapitału, hegemonii skoncentrowanego przemysłu, monopolizacji rynku pracy i zbytu przez różnego rodzaju kapitalistyczne kartele i holdingi. Nowa fabryka działa jak magnes wyrywając ludzi z ich rodzimego środowiska,
„… odbiera chłopu jego stanowy światopogląd i przerabia go na proletariusza niepewnego jutra, nie związanego ani ziemią na której mieszka, ani z pracą której się oddaje”.[27]
Zwraca on przede wszystkim uwagę na negatywne dla psychiki człowieka aspekty industrializmu, na dehumanizację pracy, podważanie godności ludzkiej.
„Industrializm - jak pisał w swojej pracy z lat czterdziestych będącej jednak nową wersja Gospodarki narodowej, przygotowaną z myślą w angielskim czytelniku - ukuł hasło: «czas to pieniądz». Oto zawołanie bojowe epoki schyłkowej, która widzi główny cel życia w gorączkowym mnożeniu dóbr materialnych. Dłuższy dzień pracy! Kobiety do fabryk! Dzieci do fabryk! Życie rodzinne, religijne i duchowe musiało ustąpić miejsca robieniu pieniędzy. Dwadzieścia cztery godziny pracy zarobkowej na dobę stało się ideałem, do którego natura ludzka nie potrafiła się jednak nagiąć”.[28]
Związana jest z tym niechęć Doboszyńskiego do nowoczesnej techniki, maszyny, mechanizacji, będących integralną częścią systemu wielkokapitalistycznego. Rozwój techniczny prowadzi bowiem jego zdaniem do koncentracji własności, której fatalne skutki dla życia gospodarczego, kulturowego czy duchowego niejednokrotnie przypomina nazywając wielkie aglomeracje przemysłowe, zagłębiami proletariatu, „wrzodami” czy „nowotworami” na ciele społecznym. Maszyna nazywana jest przez niego „bożkiem naszych czasów”, który podporządkowując sobie życie ludzkości narzuca system pracy niezgodny z naturą człowieka.
Inaczej tutaj niż Chesterton, który nie demonizował przecież maszyny, Doboszyński ma wyraźną do niej abominację, czego bynajmniej nie ukrywa.
„Kręte ścieżki prowadzą od anonimowych akcji do holdingów - pisze autor Ekonomii miłosierdzia - od holdingów do karteli międzykontynentalnych. Tu spekulanci Nauki i Techniki łączą się z gangsterami Finansów i Ciężkiego Przemysłu. Maszyna spółkuje z Interesem. Religią naszych czasów stała się wiedza (…) Chcąc trafić do najbardziej przyziemnych i jałowych wyobraźni musiała wiedza ukuć jakiś symbol (…) Symbolem tym stała się maszyna (…) Maszyna, która wymaga organizacji i hyperorganizacji, która pochłania nie tylko oliwę i paliwo, lecz zarazem wolność człowieka i godność człowieka. (…) Z matematyczną logiką tłumaczą nam ludzie techniki, że maszyna narzuca rozmiary wytwórczości. Wczoraj turbina miała tysiąc koni parowych, dziś ma sto tysięcy, jutro będzie miała milion. Musi mieć milion. Wykorzeni znów tysiące ludzi, stworzy tysiące podmiejskich nędzarzy, zburzy tysiące samodzielnych warsztatów, tyleż rodzin i niezależnych istnień ludzkich. Ale musi mieć milion koni”.[29]
Receptą mającą zapobiec spełnieniu się tych katastroficznych wizji jest projekt uwłaszczenia jak najszerszych warstw ludności, głównie poprzez dekoncentrację przemysłu i kapitału. Ideałem, co już zostało wspomniane, jest średnia i drobna własność rodzinna, jedna rodzina we własnym warsztacie to według tego autora najbardziej pożądana forma w gospodarce. Doniosłe skutki dla życia społecznego, kulturowego czy duchowego jakie miałaby przynieść tego typu reforma ustroju posiadania i produkcji, usprawiedliwiają zdaniem autora nawet możliwość wywołania przez nią spadku stopy życiowej czy wzrostu kosztów wytwarzania.
Te wielkie przedsiębiorstwa, które nie dadzą się zdekoncentrować, zaleca Doboszyński upaństwowić lub uspołecznić. Chodzi tu przede wszystkim o działy przemysłu o dużym oddziaływaniu społecznym i politycznym oraz o dużych możliwościach zysków monopolowych. Widzi też potrzebę ustawowego zakazu zakładania tego typu nowych przedsiębiorstw w istniejących już ośrodkach miejskich i przemysłowych. Miałoby to uniemożliwiać proletaryzację robotników, która dokonuje się w wielkich aglomeracjach. Równomierne rozłożenie przemysłu na całym obszarze kraju pozwoliłoby robotnikowi na zamieszkiwanie nadal w swojej rodzinnej wsi, nie wyrywałoby go z otoczenia, w którym się urodził i wychował, a posiadanie kawałka ziemi dawałoby mu gwarancję w miarę bezbolesnego przetrwania sytuacji kryzysowych czy wahań koniunktury.
Za agrarystami mówił też o uszlachetniającym wpływie ziemi na człowieka, co stanowić ma kolejny argument na poparcie jego wizji reformy, dekoncentracja ściśle wiązała się bowiem u niego z deglomeracją, powrotem na wieś. Ten rustykalizm autora, obecny również przecież w dystrybucjonizmie, widoczny jest także w jego wizji społeczeństwa, które
„jest zdrowe, jeśli ma dostateczną ilość rolników, którzy patrzą na palce kupcom i przemysłowcom. Nadmierny pęd tych ostatnich do zysku rozbija się o «tępe łby» i bezwład mieszkańców wsi. Daje to gospodarkę zrównoważoną bez wyzysku i spekulacji. Naród żyje w dobrym zdrowiu duchowym i gospodarczym”.[30]
Doboszyński, co może trochę zaskakiwać jawi się też, jako zwolennik zalecanej przez Piusa XI w encyklice Quadragesimo anno przebudowy ustroju społecznego państwa na zasadach korporacyjnych. O tyle może to zastanawiać, iż przecież głównym celem proponowanej przez Papieża reformy miało być przezwyciężenie walki klas, a zdaniem autora Gospodarki narodowej najlepszym lekarstwem na to jest sama dekoncentracja, w samodzielnych rodzinnych warsztatach nie istniałoby coś takiego jak antagonizm między pracodawcami a pracobiorcami. Pomimo tego, podobnie jak dystrybucjonisci, jest on gorącym orędownikiem korporacjonizmu, nazywanym przez niego „ustrojem funkcjonalnym”.
Przyznając, że korporacja zawodowa niweluje horyzontalny podział społeczeństwa na klasy, widzi jednak przed nią inne jeszcze zadania, wydaje się, że ważniejsze z jego punktu widzenia. Uważa on, że korporacje powinny być przede wszystkim organem pośrednim któremu człowiek mógłby powierzyć część swej wolności w zamian za stałe oparcie.[31] Podkreślał, że
„ludzie pracujący w tym samym zawodzie najtrafniej ocenią postępowanie swego kolegi i pohamują go, jeśli zacznie się wyłamywać z kodeksu obyczajów przyjętych w danym zawodzie. Kodeksy: Boski i Karny są zbyt dalekie i zbyt ogólnikowe dla codziennej pracy zawodowej: krawiec, lekarz, górnik, inżynier, rolnik czy monter potrzebują praktycznych przepisów i reguł, których sędzią i stróżem może być tylko korporacja zawodowa. Ona to utrzymuje jednostkę w silnych karbach moralnych; ona pilnuje zawodowego honoru i dyscypliny, nakłada kary i udziela odznaczeń. (…) ona wreszcie baczy, by dany zawód zajął należne sobie miejsce w całości gospodarki narodowej, a tym samym by otrzymał słuszny udział w dochodzie narodowym”.[32]
Korporacjonizm jest dla niego ustrojem społecznym, który już sprawdził się w przeszłości, przytacza przykłady imperium rzymskiego za czasów dynastii Antoninów, jego zdaniem tzw. „złoty wiek” za panowania Trajana, Hadriana czy Marka Aureliusza, był wynikiem rozwoju i działalności rzymskich korporacji zawodowych. Również w czasach średniowiecza - jak twierdzi - bujny rozwój organizacji korporacyjnych stał się przyczyną iż na przestrzeni tamtych lat „każdy naród europejski pochlubić się może (…) okresem, w którym choć na krótką chwilę osiągnął stan sprawiedliwości społecznej jak dotąd niezrównany”.[33]
Mimo tego, iż mamy do czynienia u Doboszyńskiego z perspektywą narodową czy nacjonalistyczną wykazuje on również zainteresowanie sprawami dotyczącymi gospodarki międzynarodowej. Nie waha się tutaj krytykować państw wysokorozwiniętych za ich egoizm, apeluje o umorzenie długów krajom rozwijającym się gdyż jak podkreśla bez nowych kredytów nie będą w stanie spłacić zaciągniętych wcześniej pożyczek. Zachęca bogate państwa to postaw altruistycznych, stosowania w praktyce chrześcijańskiego miłosierdzia, argumentując iż opłaci się to również z utylitarnego punktu widzenia.
„Podobnie jak społeczność - pisze Doboszyński - nie utrzyma się bez miłosierdzia wobec starych, chorych i bezrobotnych, podobnie społeczność narodów nie potrafi żyć pomyślnie bez miłosierdzia w między narodami, bez pomocy okazywanej narodom ubogim i zacofanym przez narody potężne i bogate. Społeczność, w której chory leżący przy gościńcu nie doczekałby się swego miłosiernego Samarytanina, bałaby skazana na zagładę. Ten sam los czeka społeczność narodów, odmawiającą swym członkom pomocy w nieszczęściu i pozwalającą by stawali się rozsadnikami niepokoju i rozpaczy”.[34]
Również jeżeli popatrzymy na koncepcje swojego rodzaju outsidera obozu narodowego Jana Mosdorfa, przez pewien czas szefa Obozu Narodowo Radykalnego (ONR), łatwo w jego propozycjach gospodarczych odnaleźć inspiracje dystrtybucjonizmem. Jego zdaniem najlepszym lekarstwem na współczesne mu niedomagania życia gospodarczego ma być przeprowadzenie decentralizacji produkcji, oparcie jej tam gdzie można na małych i średnich warsztatach rodzinnych, które stanowiłby jego zdaniem optymalną pod wieloma względami podstawę gospodarki państwa. Jak pisał dekoncentracja
„…umożliwia usunięcie rozdziału między pracą twórczą, a wytwórczą, między siłami produkcyjnymi a własnością środków produkcji, a nawet między współczesną wsią i współczesnym miastem. (…) Zniesienie fabryk, rozsypanie warsztatów motorowych równomiernie po całym kraju zaciera granice między wsią a miastem, między psychiką wieśniaka i mieszczanina, urbanizuje wieś i dezurbanizuje miasto, nie rozrywa - tak jak obecnie - rodzinnych i sąsiedzkich stosunków między rolnikiem a pracownikiem przemysłowym…”[35]
Jak więc widzimy tak niepokojące i destrukcyjne dla różnych dziedzin życia zjawiska jak proletaryzm czy antagonizm klasowy miałyby ulec znacznemu ograniczeniu lub nawet likwidacji w wyniku przeprowadzenia postulowanych przez Mosdorfa zmian. Co charakterystyczne w przeciwieństwie do przywoływanego już Doboszyńskiego, który podkreślał, że doniosłe skutki dla życia społecznego, kulturowego czy duchowego jakie miałaby przynieść tego typu reforma ustroju posiadania i produkcji, usprawiedliwiają nawet możliwość wywołania przez nią spadku stopy życiowej czy wzrostu kosztów wytwarzania,[36] autor Wczoraj i jutro nie lekceważy kwestii wzrostu gospodarczego i dochodu społecznego, choć główny nacisk kładzie jednak na jego właściwą redystrybucję.
Dla Mosdorfa dekoncentracja nie jest celem samym w sobie, patrzy on na nią nie tylko poprzez pryzmat pewnych imponderabiliów jak robi to Doboszyński lecz także ekonomii, podkreślając, iż spełni ona swe zadanie wtedy gdy „…drobne warsztaty przyszłości (…) staną się wydajniejsze od wielkich zespołów maszynowych”.[37] Jawi się on tutaj również jako zwolennik ograniczonego planizmu, podkreśla bowiem, iż proponowany przez niego system produkcyjny może spełnić swe zadanie wyłącznie w przypadku jakiejś odgórnej koordynacji i stosowania planowania gospodarczego.
Nie chodzi tu jednak o powielanie modelu sowieckich piatiletek, autor Wczoraj i jutro zdaje sobie bowiem sprawę z zabójczych dla życia gospodarczego skutków jego zbytniej reglamentacji, nadmiernego etatyzmu i biurokratyzacji. Mosdorf mówi raczej o czymś na kształt proponowanej przez Czesława Strzeszewskiego gospodarki z planem, którą ten ostatni zdecydowania odróżniał od gospodarki planowej. Wedle tego znanego myśliciela katolicko-spolecznego system tego rodzaju nie niszczyłby prywatnej inicjatywy i kreatywności ludzkiej, zadaniem państwa byłoby jedynie wyznaczanie pewnego planu ogólnego w celu uniknięcia chwiejności stosunków gospodarczych czy przeciwdziałania wahaniom koniunktury.[38]
Inna postacią, o której warto tu wspomnieć jest Wojciech Zaleski, jednej z czołowych ideologów gospodarczych Obozu Narodowo-Radykalnego „ABC”, który w przeciwieństwie do drugiej organizacji wyrosłej z ONR tzn. Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga” w swoich poglądach społeczno-gospodarczych dystansował się od planizmu, centralizacji i postulatów rozwoju wielkiego przemysłu czemu dawano wyraz niejednokrotnie choćby na łamach pisma „Nowy Ład”. Przede wszystkim Zaleski wskazuje na to, iż zasadniczym celem życia gospodarczego nie jest produkcja jako taka, zdobycia jak największego bogactwa, ale podobnie jak pisał o tym choćby Chesterton, rozwinięcie zdolności umysłowych i wartości ducha.[39]
Człowiek aby to osiągnąć musi po prostu zaspokoić najpierw potrzeby ciała, jednakże to nie jest cel jedyny, najważniejszy i ostateczny. Zaleski zdecydowanie występuje również przeciwko centralizacji życia gospodarczego, wielkim kartelom, oligopolom, które jak podkreślał zabijają wolność gospodarczą, niszczą wolną konkurencję czego efektem jest degeneracja życia ekonomicznego, proletaryzacja i pauperyzacja mas, centralizm, zniszczenie rodziny, atomizacja społeczeństwa i umasowienie. Ideałem, podobnie jak dla wcześniej wzmiankowanych myślicieli, jest dla Zaleskiego redystrybucja własności, jej upowszechnienie, ponowne powiązanie pracy z kapitałem i maksymalne ograniczenie przez to systemu najemnictwa pracy, który dla niego stanowi zakamuflowana formę niewolnictwa.[40]
„Chcemy uwolnić Polaków - pisał Zaleski - od niewoli najemnictwa, przede wszystkim zaś od niewolniczej pracy najemnej u obcych. Chcemy Polakom dać wolność prawdziwą. Tak bowiem w ustroju komunistycznym, jak w kapitalistycznym proletariusze są niewolnikami - pozbawionymi nadziei na lepsze jutro, ani nie ponoszącymi odpowiedzialności za swą prace, ani nie mającymi prawa do żadnej samodzielności. Są więc ludźmi, których wolną wolę ograniczono wbrew prawom Boga”.[41]
Nasuwa się pytanie jak to zrobić? Zaleski proponuje tutaj kilka rozwiązań, po pierwsze oczywiście decentralizacja, rozwój małych i średnich warsztatów, w których miałaby miejsce duża część produkcji, jednakże jak podkreśla nie jest możliwym skupienie całej wytwórczości w ich ramach. W związku z tym proponuje tez stworzenie przedsiębiorstw uspołecznionych tzn. będących własnością pracowników.
„Przedsiębiorstwa będące własnością pracowników - jak podkreśla - nigdy nie będą dążyć do zmniejszenia wytwórczości, gdyż wtedy ograniczyłyby pracę, musiałyby zatem wyrzucać na bruk swoich współwłaścicieli. (…) Gdy pracownicy będą współwłaścicielami wielkiej fabryki, sami będą dbać o ulepszenie każdego szczegółu swej pracy, wytężać będą swą pomysłowość i energię. Otworzy się znów pole do rozwoju przedsiębiorczości setek tysięcy pracowników przemysłowych, fizycznych i umysłowych”.[42]
Pierwszym etapem na drodze do uspołecznienia miałoby być, podobnie zresztą jak pisali o tym dystrybucjoniści, upaństwowienie wielkich, strategicznych przedsiębiorstw, takich jak elektrownie, kopalnie czy huty, których następnie, stopniowo udziałowcami stawaliby się pracownicy. Wreszcie zaś mamy do czynienia u Zaleskiego również z dużym sentymentem do systemu cechowego i postulatami jego wskrzeszenia pod postacią korporacjonizmu. „W przyszłości - czytamy w jego sztandarowej pracy - ustrój korporacyjny odegrać może wielka role, usuwając brutalne formy walk pomiędzy poszczególnymi zawodami i klasami, podnosząc moralność poszczególnych zawodów, broniąc ich słusznych potrzeb. Te swoje zadania spełni jednak skutecznie wtenczas, kiedy usunięte będą zasadnicze przeciwieństwa miedzy praca najemna a kapitałem, wynikające ze złego podziału własności”.[43]
Oczywiście przykłady tego rodzaju można by mnożyć, nie ulega jednak wątpliwości, iż młode pokolenie narodowców, zarówno tych związanych z Stronnictwem Narodowym, jak i Obozem Narodowo Radykalnym „ABC” w swoich poglądach społeczno-gospodarczych występowało z postulatami bardzo zbliżonymi do tych głoszonych przez dystrybucjonistów. Mamy do czynienia z całym wachlarzem wspólnych idei: dekoncentracja i demonopolizacja przemysłu, uwłaszczenie mas oraz uspołecznienie własności, uczynienie z małych i średnich przedsiębiorstw czy warsztatów podstawy gospodarki państwa, akcentowanie związków etyki i moralności z ekonomią, a także oczywiście program negatywny tercerystów tzn. krytyka anonimowego kapitału, karteli, kolektywizmu oraz etatyzmu, jak i z drugiej strony całkowitego desinteressement państwa jeżeli chodzi o gospodarkę.
Oczywiście można się zastanawiać, na ile ten program był apercypowany bezpośrednio od Chestertona i innych przedstawicieli dystrybucjonizmu, na ile zaś jest to efekt podobnych przemyśleń, będących pokłosiem m.in. wielkiego kryzysu gospodarczego, który wstrząsnął ówczesnym światem i dał asumpt do poszukiwań nowych rozwiązań, jakiejś trzeciej drogi rozwoju gospodarczego.
A. Doboszyński, G. K. Chesterton [w:] Tenże, Studia polityczne, Na uchodztwie 1947, s. 17.
Tamże, s. 12.
G. K. Chesterton, Wiekuisty człowiek, Warszawa-Ząbki 2004, s. 214.
Tenże, The Unprecedented Architecture of Commander Blair w: Tenże, Tales of the Long Bow, http://www.smart.net/~tak/Chesterton/longbow_7.html
G. K. Chesterton, The Outline of Sanity, Norfolk [VA] 2001, s. 27.
Tamże
H. Belloc, Trzecia droga. Wolność i własność, „Szczerbiec” 1996 nr 8-9.
Tamże
Pius XI, Quadragesimo anno, Kielce 1946, ss. 48-49.
G. K. Chesterton, The Outline…., s. 37.
Tamże, s. 33.
Tenże, What's Wrong with the World, Lawrence 2009, s. 21.
H. Belloc, Trzecia…
G. K. Chesterton, The Outline…, s. 61.
W. Borowy, G. K. Chesterton, Kraków 1929, s. 132.
E. F. Schumacher, Małe jest piękne. Spojrzenie na gospodarkę świata z założeniem, że człowiek coś znaczy, Warszawa 1981, s. 175.
W. Borowy, dz. cyt., s. 139.
G.K. Chesterton, Ideal of Leisure State, ttp://www.dur.ac.uk/martin.ward/gkc/books/leisure-state.html
Tenże, The Outline…., s. 72
Tenże, Krótka historia Anglii, Warszawa-Ząbki 2009, s. 123.
H. Belloc, Czym jest kapitalizm?, „Szczerbiec” 1994 nr 12.
Pius XI, op. cit., s. 73.
A. Macintyre, Dziedzictwo cnoty, Warszawa 1996, s. 419.
A. Doboszyński. Gospodarka narodowa, Wrocław 2004, s. 10.
Tamże., s. 18.
Tamże, s. 125-126.
Tamże, s. 109.
Tenże, Ekonomia miłosierdzia, Warszawa 1995, s. 84.
Tamże., s. 73.
Tamże., s. 123.
Tamże., s. 107.
Tamże
Tamże. s 104.
Tamże., s. 127.
J. Mosdorf, Wczoraj i jutro, Biała Podlaska 2005, ss. 214-215.
A. Doboszyński, Ekonomia…., str. 74, 92.
J. Mosdorf, dz. cyt., s. 216.
Cz. Strzeszewski, Gospodarka planowa czy z planem, „Kultura” 1939 nr 13.
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, Warszawa 1937, s. 4.
Tamże, s. 12.
Tamże, s. 21.
Tamże, s. 24.
Tamże, s. 27.
Bibliografia:
H. Belloc, Czym jest kapitalizm?, „Szczerbiec” 1994 nr 12.
H. Belloc, Trzecia droga. Wolność i własność, „Szczerbiec” 1996 nr 8-9
W. Borowy, G. K. Chesterton, Kraków 1929
G.K. Chesterton, Ideal of Leisure State, http://www.dur.ac.uk/martin.ward/gkc/books/leisure-state.html
G. K. Chesterton, Krótka historia Anglii, Warszawa-Ząbki 2009
G. K. Chesterton, The Outline of Sanity, Norfolk [VA] 2001
G. K. Chesterton, The Unprecedented Architecture of Commander Blair [w:] Tenże, Tales of the Long Bow, http://www.smart.net/~tak/Chesterton/longbow_7.html
G. K. Chesterton, Wiekuisty człowiek, Warszawa-Ząbki 2004
G. K. Chesterton, What's Wrong with the World, Lawrence 2009
A. Doboszyński, Ekonomia miłosierdzia, Warszawa 1995
A. Doboszyński, G. K. Chesterton [w:] Tenże, Studia polityczne, Na uchodztwie 1947
A. Doboszyński. Gospodarka narodowa, Wrocław 2004
A. Macintyre, Dziedzictwo cnoty, Warszawa 1996
J. Mosdorf, Wczoraj i jutro, Biała Podlaska 2005
Pius XI, Quadragesimo anno, Kielce 1946
J. Rydzewska, Chesterton. Dzieło i myśl, Warszawa [2004]
E. F. Schumacher, Małe jest piękne. Spojrzenie na gospodarkę świata z założeniem, że człowiek coś znaczy, Warszawa 1981
Cz. Strzeszewski, Gospodarka planowa czy z planem, „Kultura” 1939 nr 13
W. Zaleski, Polska bez proletariatu, Warszawa 1937