W jaki sposób wychowanie jest typowe dla ludzkiej działalności? Czy na przykład wychowanie zwierząt domowych (psa, kota) przez człowieka jest procesem porównywalnym treścią do wychowania małego dziecka?
Nie jestem gotowa, ani uczona na tyle aby używać słów, których znaczenia nie znam i nie rozumiem. Niech poprowadzi mnie więc bezpośredniość i kolokwialny język.
Żeby poznać odpowiedź na ww. pytania zacznę od pojęcia wychowania. Co ono dla mnie znaczy? Sięgam więc do encyklopedii i podręczników. Wiem ogólnie, że to co nas otacza tj. środowisko i społeczeństwo za pomocą różnych metod wpływa na człowieka wszelkimi sposobami i w ten sposób go wychowuje. Zgadzam się z tym, widzę to i czuję bo jestem człowiekiem lecz wciąż fascynuje mnie nieznane. Argumenty? Przykłady mogą być różnego pochodzenia.
Ja jestem np. matką dwójki dzieci w wieku 6 i 10 lat, poza tym od dziecka posiadaczką i miłośniczką psów rasowych i nie rasowych. Powinnam teraz wkleić parę pojęć z książek, zapewnić Pana, że się do nich stosuje i dobrze jest. W pewnym sensie tak będzie lecz nie do końca.
Jako 5 letnie dziecko spędzałam godziny leżąc na podłodze wpatrzona w książki różnego rodzaju. Nie umiałam czytać, ale coś mnie do nich ciągnęło. Zapach farby drukarskiej relaksował, oglądałam wnikliwie okładkę. Najwspanialsze było to, że w każdej książce było cos nowego i wciąż było mi mało. Babcia pisarka, posiadała setki książek i to one zastępowały mi z powodzeniem braki zabawek na półkach. Pierwsze dla dziecka woluminy (albumy o moich ukochanych psach, które były prezentem od babci) potrafiłam ledwo unieść, jednak niestudzenie jakby na złość zabawkom właśnie je wybierałam. Pozycje i albumy z serii wychowania psów i dzieci leżą tak zniszczone, że strach ich dotykać bo się rozlecą. Tych kilka pozycji wskazuje mi kierunek w życiu. Dzieci ponoć mnie uwielbiają, psy kochają a wszyscy ludzie pukają się palcem w czoło widząc moje metody wychowawcze np. oblewanie się latem wodą z ust, paćkanie się palcami we wszelakich substancjach, krzyki z całych sił w środku pola, zabawy z wyobraźnia tak szalone, że wstyd pisać.
Moje dzieci zawsze chodzą brudne, ale szczęśliwe a psy… no właśnie i tu zaczyna się problem bo tresura według książki Johna Fishera „Okiem psa”, wydawnictwa PWRIL z 1994r. w rozdziale „Trudności wychowawcze” zaraz na początku uświadamia, iż czasami psuje zwierzę. Dodatkowo za chwilę uświadamia, że metoda nagród i kar od lat powszechnie stosowana i uważana za najskuteczniejszą jest sprzeczna z obecnymi metodami i nie daje zawsze dobrych rezultatów. Argumenty, które podaje autor są jednoznaczne i poparte doświadczeniami. Cała książka uzmysławia, że trzeba odnaleźć harmonię, poznać psychikę psa i stosować odpowiednie metody.”
Pamiętam, że wiele lat temu behawioryzm nie był powszechnie znany i każdy „szanujący się” właściciel czworonoga albo okładał swego pupila drągiem, albo nierozsądnie rozpuszczał smakołykami nieświadomie skracając mu życie. Ja korzystając z dostępnej wówczas literatury, kierując się rozsądkiem i miłością traktowałam zwierzę jak przyjaciela, nie łamiąc jego charakteru. To był i jest do dziś mój „złoty środek”. Nie wiedziałam wówczas, że psa wychowuje się do pewnego wieku, i że gdy minie ten okres rozwój zatrzymuje się i radością dla właściciela pozostaje już tylko tresura za pomocą zabawy i silna więź, nazwana przeze mnie „kochać sercem przyjaciela”. Wydawało mi się, że do końca wędrujemy tą samą drogą. Jak bardzo się myliłam. Kiedyś jako dziecko przeczytałam, nie wiem gdzie, że umysł dorosłego psa porównywalny jest do umysłu dziecka ludzkiego mającego dwa i pół roku. Przyjęłam to sceptycznie. Przecież mój pies jest wszech i ponad, rozumiemy się i poznajemy, dorastamy i starzejemy się?
Jakaż konsternacja, żal i protest w sercu zaistniał jak po kliku latach przeczytałam myśl, która dźwięczy mi ilekroć spojrzę na mojego psa, a która potwierdziła to co przyjęłam niegdyś z drwiną i niedowierzaniem. W dość starej książce, którą otrzymałam od ojca, który w wojsku był przewodnikiem psa granicznego pt. „Amatorskie szkolenie psów” Antoniego Brzezichy, wydanej również przez PWRIL w 1973r. na stronie 53 w dziale „Instynkty” pisze:
cytuję: „Jednakże na podstawie niezliczonych doświadczeń dowiedziono, że tzw. instynktownym zachowaniem się zwierzę może dostosowywać się do różnych warunków i sytuacji, a więc jego postępowanie jest plastyczne, zmienne, że w pewnych instynktownych czynności trzeba się koniecznie nauczyć, a więc nie wszystkie muszą być wrodzone, niektóre bowiem kształtują się i rozwijają pod wpływem warunków zewnętrznych, które mogą w bardzo różny sposób modyfikować postępowanie. Podobnie jak charakter przeciętnego człowieka zależy od jego wychowania i otoczenia, w jakim od dziecka przebywał, tak postępowanie psa zaliczane do sfery instynktów uzależnione jest od wpływów środowiska zewnętrznego, którym zwierze ulega.”
Zrozumiałam, że psy są cudowne, wierne, kochane i nieocenione w pomocy człowiekowi. Nie kierują się jednak miłością, bo to spryt tresera wywołuje wyuczone reakcje. Płakałam, a łzy zalewały strony, bo czytałam dalej, że bez nich miejski świat byłby smutny i nudny, są jednak tylko narzędziami pomocnymi człowiekowi. Pytam dlaczego? Razem przecież podążamy wraz z nim od prehistorii do dziś! Krzyczałam wewnątrz, gotowało się we mnie. Sięgnęłam po kolejną i kolejna literaturę fachową, wierząc, że naukowcy się mylą. W każdej książce pisało dokładnie to samo, choć dowiedziałam się chłonąc kolejne prawdy, że np. teorii spotkania się naszych ludzko-psich ścieżek przyjmuje się wiele. Może to on przyszedł do nas i został? Może to my wykradając szczenięta posłużyliśmy się nimi w zdobywaniu pokarmu? Tego nikt do końca nie wie. Wiadomo jednak wnikając w treść wszelkich mądrych książek, jak również w pozycję Brzezichy, że człowiek w fazie dzieciństwa wychowuje się podobnie jak pies lub kot za pomocą m.in. bodźców, instynktów, odruchów. To był przełom dla mnie, zmiana spojrzenia i szok. Przywykłam do tego z czasem, a świadomość prawdy jeszcze bardziej zbliżyła mnie do zwierząt. Dziś jako przyszły pedagog i człowiek zarazem wiem, że nasze podobieństwo w wychowaniu kończy się na pewnym etapie, rozdrożu. Zostawiamy tam psa i obieramy drogę, na której w prezencie otrzymujemy świadomość, logikę, rozum by wykorzystać to w dalszej części wychowania, co jest typowe dla człowieka.
Dziś pisząc o tym znów mam wilgotne oczy. Spoglądam jednak na moje pociechy, które tak wspaniale wychowywały się z naszym psem. Widzę ich podobieństwa w zabawach, które miały miejsce w dzieciństwie. I wciąż z przekorą powtarzam sobie, że to jednak „kochanie sercem przyjaciela”.
BIBLIOGRAFIA:
Antoni Brzezicha „Amatorskie szkolenie psów” wyd. PWRiL Warszawa 1973
John Fisher „Okiem Psa” wyd. PWRiL Warszawa 1994
Multimedialna Encyklopedia „Wiem 2007” PWN